Ciszę łamało metodyczne
pikanie respiratora. Na jego małym ekranie widniały rządki cyferek określające
stan dziewczyny, zmieniające się w zatrważającym tempie i ta linia, na całe
szczęście wciąż krzywa. Załamania była raz większe raz mniejsze. Pielęgniarka z
niepokojem spojrzała na monitor. Założyła nowe kroplówki, zaznaczyła to w
karcie dziewczyny i posławszy jej litościwe spojrzenie, bezszelestnie wyszła z
pokoju. Kierując się do pokoju pielęgniarek, przez moment spojrzała na blondyna
stojącego sztywno przed dużym oknem do izolatki dziewczyny. Dotykał czołem
szyby, mając przymknięte powieki, a rękoma opierał się o wąski parapet. Kobieta
nie wiedziała któremu z tej dwójki współczuć bardziej. Jemu, bo musiał
niespodziewanie przyjąć na siebie jarzmo prawdy, czy jej, bo jeśli się obudzi,
będzie musiała stawić czoła nie tylko jemu, ale i sobie. Oddalając się,
usłyszała rozdzierające westchnienie chłopaka. Nie pierwsze i nie ostatnie na
tym oddziale. Znała go, jej córka bardzo lubiła ten zespół. Jednak w tej chwili,
na tym korytarzu, przed tą salą nie było perkusisty jednego z najbardziej
znanych w Europie zespołów. Był tam tylko chłopak, któremu waliło się życie.
Bez sławy, szumu i blasku reflektorów. Nie spoglądała na niego dłużej, weszła
do pokoju innego pacjenta. Gustav nie miał odwagi wejść do tego pokoju. Lekarze
pozwolili mu posiedzieć przy niej chwilę, ale nie potrafił. Było późne
popołudnie, od poprzedniego wieczora minęło zaledwie kilkanaście godzin, czy to
wystarczy, żeby przywyknąć do faktu, że jego ukochana okazała się narkomanką? Czy
to wystarczająco dużo czasu, żeby przywyknąć do faktu, że przez kilka miesięcy
żył w kłamstwie? Jak miał wierzyć w anioły, skoro jego anioł go oszukał?
Patrzył na nią, sprawiając sobie tym ból. Nie mógł znieść żałosnego widoku
Caroline, jej zmarnowanego ciała, ginącego w przepastnym łóżku. Skórę miała tak
białą, niewiele różniącą się od śnieżnobiałej pościeli. W głównych żyłach porobiło
się jej zbyt wiele zrostów, by można było tam podłączyć kroplówki.
Umiejscowiono je w bardzo różnych miejscach na jej rękach, w niewielu, które
były jeszcze na tyle nienaruszone, by można było wkłuć się w żyłę. Paskudna
sącząca się rana w zgięciu łokcia była szczelnie zabandażowana. Lekarz
stwierdził, że mało brakowało, a musiałaby mieć amputowaną rękę. Wdało się już
zakażenie. Powiedział też, że miała niesamowite szczęście, że znalazł ją tak
szybko. Zaaplikowała sobie podwójną dawkę heroiny. Śmiertelną. Złoty strzał, dodał jeszcze. Nie
chciała, by znalazł ją żywą. Jej dwie osobowości brutalnie ścierały się ze
sobą. Nie wiedział już, która była prawdziwa. Caroline była mu tak bardzo
oddana. Od samego początku niejednokrotnie powtarzała, że ich związek to
najlepsza rzecz jaka spotkała ją w życiu, że to właśnie przy nim odnalazła
prawdziwe szczęście. Choć bardzo nie chciał, nie potrafił w to nie wątpić. Wytężył
wzrok. Ciężko było mu dostrzec, czy w ogóle oddychała. Kto pomyślałby, że tak
delikatna, tak krucha, tak bezbronna osoba może kłamać patrząc mu prosto w
oczy, opowiadać niestworzone historie, deklarować miłość i myśleć przy tym tylko
o pełnej strzykawce. Teraz już nie mógł mieć pewności, czy kiedykolwiek mówiła
prawdę. Przecież, kiedy się związali musiała już brać. Od samego początku
karmiła go kłamstwami, a on smakował ich z rozkoszą. Niemożliwe, by był aż tak
ślepy…
- Nie wejdzie pan do niej? –
z zamyślenia wyrwał Gustava spokojny głos lekarza. Był młody, niewiele starszy
od niego samego. Spoglądał to na blondyna, to na dziewczynę. Stanął obok
Gustava, lokując wzrok w spokojnej twarzy Caroline. – Odkąd pracuję tutaj ona
jest pierwszą – przez moment najwyraźniej próbował dobrać łagodne określenie
dla stanu blondynki – narkomanką – dokończył, nieco zakłopotany – która
przeżyła więcej niż dziesięć godzin po znalezieniu się na oddziale. Pierwsza
doba powie nam jakie możemy mieć rokowania. Póki co, można jedynie stwierdzić,
że jej stan jest bardzo ciężki, ale sam fakt, że żyje jest cudem. – Gustav
skrzywił się słysząc jego słowa. Cud. Przestał w nie wierzyć. Nie był pewien,
czy nie łagodniej byłoby mu pogodzić się z jej śmiercią, niż z tym, że tak
naprawdę nigdy nie istniała. Milczał dłuższą chwilę, po czym podniósł wzrok na
wyższego od niego mężczyznę.
- Ma pan dziewczynę,
narzeczoną, żonę? – lekarz skinął twierdząco głową. – To niech zastanowi się
pan, co czułby pan, gdyby dowiedział się pan, że od miesięcy budowane szczęście
jest tak naprawdę utopią, a najbliższa panu osoba należy do pana tylko ciałem,
bo jej dusza nigdy dla pana nie istniała. Była obok, staczała się, a pan tego
nie widział. I gdzie tu cud? – nie rzekłszy niczego więcej, odwrócił się na
pięcie i powoli ruszył korytarzem w stronę wyjścia z oddziału. Lekarz patrzył
na chłopaka, póki nie zniknął za drzwiami, po czym przeniósł wzrok na
dziewczynę. Zdał sobie sprawę, że blondyn nie winił tyle ukochanej, co siebie
samego. Westchnął i wszedł do jej sali.
*
Smukłe palce wybijały rytm na
powierzchni wysokiej szklanki. Kolorowy napój delikatnie falował wewnątrz,
odbijając się od cienkich ścianek. Nawet nie zwracała na to uwagi. Drink w
ożywczym odcieniu zieleni, nawet jej smakował. Nie lubiła za bardzo pić. Nie
widziała w tym większego sensu. Teraz, jednak chcąc zacząć żyć inaczej,
postanowiła próbować nowych rzeczy. Miała przed sobą kolejny start, więc czemu,
by nie? Życie przed poznaniem Toma nie obfitowało w atrakcje, życie z nim
specyfikowało się czymś zupełnie innym, więc teraz pozostało jej jedynie bawić
się i poznawać inną sferę życia. Byleby nie zamykać się w domu. Ot, kolejna
skrajność. Upiła łyk przez przejrzystą słomkę i zamieszała nią w szklance.
Nieznacznym ruchem głowy odrzuciła do tyłu niesforne kosmyki, opadające na
buzię dziewczyny. Długie włosy zachybotały przy jej plecach, odbijając się
lekko od nich. Wdzięcznie spływały wzdłuż smukłej talii Scarlett, swą barwą nie
odznaczając się od koloru długiej dopasowanej bluzki, którą miała na sobie. Jak
zawsze w czerni. Długie getry i szpilki na platformie dopełniały całości,
podkreślając jej zgrabną sylwetkę. Tak jakby miała na celu uwodzić i tak jakby
widziała, że jej się udawało. W lokalu bawiło się wiele dziewczyn. Wiele
ładniejszych od niej, ale to jej wcale nie przeszkadzało. Wystarczyło, że nie
musiała robić zupełnie niczego, by zwracać uwagę. Nie lubiła, gdy widziano w
niej jedynie ładną dziewczynę, ale czasem po prostu potrzebowała poczuć się
dostrzeżona. Zwłaszcza teraz, gdy jej miejsce zajęła jakaś wychudzona blondyna.
Sączyła napój wodząc wzrokiem po bawiących się ludziach. Ona nie tańczyła. Za
wcześnie. Oparła się bokiem o blat baru i przeniósłszy ciężar ciała na prawą
stronę, odetchnęła. Było ciasno pomimo wczesnej pory. Liv zajęła ostatni wolny
stołek i teraz sącząc colę, odpłynęła gdzieś myślami. W swojej wizji odmiany
sposobu życia nie przewidziała, że Liv może nie sympatyzować z jej planami, ale
dzielnie się trzymała. Nawet nie opierała się bardzo, gdy Scarlett zechciała
jechać. I chyba była jej wdzięczna, że nie jest sama. To musiała przyznać. Bolało
ją bardzo. Obraz Toma i tej dziewczyny wciąż stał jej przed oczami i w żaden
znany jej sposób nie potrafiła go wyrzucić. Palił ją od wewnątrz. Jednak twardo
robiła, to co sobie zaplanowała. Żadnego myślenia o nim, żadnego użalania się,
żadnych wątpliwości. Zamierzała konsekwentnie wcielać w życie swoje tu i teraz.
To nic, że trochę jej nie wychodziło. Chciała
po prostu zachować choć odrobinę silnej siebie, gdy czuła się zupełnie słaba.
Spojrzała na Liv, która sama przyglądała się jej od dobrej chwili.
- Po co to robisz? – zapytała
na tyle głośno, by przekrzyczeć muzykę i na tyle cicho, by nie usłyszało jej
zbyt wielu. Utkwiła w siostrze butne spojrzenie. Nie mogła się z nią dogadać.
Scarlett ucinała prawie każdą rozmowę. Nie miała pojęcia, jak do niej dotrzeć. Młodsza
zagryzła pełne wargi. Nie patrzyła na Liv. Spoglądała gdzieś na butelki stojące
za barem, nerwowo obracając w dłoniach szklankę. – Nie jesteś super imprezowa –
ciągnęła. – Nie bawią cię takie spędy napaleńców, więc, co tu robimy?
- Nie musiałaś przyjeżdżać ze
mną – odrzekła po chwili.
- Nie zmieniaj tematu, wiesz
dobrze, że nie mogłabym pozwolić ci samej pchać się w kłopoty. Jesteśmy
siostrami, helooooł, zapomniałaś? – zironizowała. - Dlaczego ty jesteś taka
uparta? – prychnęła, spuszczając luźno ręce na kolana w akcie bezsilności.
- Skończ już, Liv.
- Co mam skończyć? Nie masz
czym się bronić. Nie masz argumentów, bo twoje żale są wyssane z palca. Nie
chcesz dopuścić do siebie prawdy. Ja przeczytałam ten artykuł i wiem, że Tom
niczego nie zrobił. Z resztą, te szmatławce są gówno warte. Już nie wiem, co
mam zrobić, żebyś wreszcie otworzyła oczy. Chyba już nie chce mi się walczyć za
ciebie. Myślałam, że ci na nim zależy. Będziesz żałować – dopiła colę i
zeskoczyła ze stołka. – Idę zapalić. – Scarlett zignorowała słowa siostry,
siadając na jej miejscu. Ujęła szklankę w dłonie i tak jak kilka dni wcześniej,
odwróciła się tyłem do baru, opierając plecami o blat. Nie chciała dopuścić do
siebie sensu jej słów. Była zupełnie skołowana i nie miała pojęcia w co powinna
wierzyć. Zgubiła się. I nie
pozostało jej nic innego jak to, by twardo stać przy swoim. Nie chciała tego
przyjąć do wiadomości. Nie ona. Nie Scarlett, która zawsze wie czego chce,
która podejmuje decyzje tak, by nigdy ich nie żałować. A teraz czuła się
zupełnie sama. Nie wiedziała co robić i gdzie iść. Nie zadała sobie tego
pytania. Nie zadała, bo była wręcz pewna, że odpowiedź byłaby niekorzystna dla
jej teraźniejszego położenia. Skrytykowałaby się za poprzedni wieczór w klubie,
jak i za ten. To nie miejsce dla niej, a pomimo tego była tam. Nie chciała
pogrążyć się jeszcze bardziej. Nie umiała ogarnąć myślą swoich uczuć. Nie
umiała sobie z nimi poradzić, więc znów się
kamuflowała pod maską obojętności. Swojego żalu nie chciała objawiać
milczeniem, ani pracą nad swoich ciałem. To już było. Nie zamierzała też odgrywać
się na śpiewaniu. Nie miała już też tych wszystkich twardych zasad, którymi
otaczała się do niedawna. Nie miała już nic, za czym mogłaby się skryć. Tom
złamał ją i teraz nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie przeszkadzało jej
to, kiedy był obok. Teraz, kiedy towarzyszyła jej pustka, była bezradna. I
chyba właśnie dlatego siedziała w tym klubie, bez większego celu, ani
konkretnego planu. I chyba zaczynała
rozumieć Toma. Gdy nie umiesz poradzić sobie z życiem, zostaje tylko
zapomnienie. Nie chciała nikogo poznać, ani z nikim się zabawić, to jej nie
odpowiadało. Siedziała tam, by zabić
ciszę i choć czuła się zupełnie samotna wśród tłumów, nie słyszała aż tak
bardzo, głośnych wołań swojego serca. Choć ból trawił ją od wewnątrz, choć
tak bardzo chciała, by to wszystko się nie zdarzyło, czuła się zbyt zraniona,
by zrobić cokolwiek. Wspomnienia wróciły. Nie potrafiła ich odpędzić. Nie
umiała zawalczyć. Nie potrafiła rozmawiać z Liv, nie chciała słuchać. A Tom
przestał dzwonić. Odkąd zobaczył ją wśród tych chłopaków, telefon zamilkł. Ona
wcale tego nie chciała, nawet rozmowa z nimi nie była przyjemna, po porostu tak
wyszło. Zastanawiała się też, dlaczego nie chciała przeczytać tego artykułu. Po
prostu bała się, że potwierdzą się jej leki, bez względu na to, co mówiła Liv.
Po prostu chciała zakończyć ten etap. Chciała, by stało się coś, cokolwiek, co
pomogłoby jej wstać. Odciąć się i po raz kolejny nauczyć się żyć. Nieważne, jak
długo miałoby to trwać. Snuła plany. Chciała
być dzielna. Chciała znów radzić
sobie sama i nie potrzebować niczyjej pomocy. Chciała zagrać o najwyższą stawkę i wygrać wszystko. Chciała pokazać światu, na co stać
Scarlett O’Connor. Chciała być
niezłomna i silna. Chciała zwodzić i
powrzucać, a nie być pozostawianą. Chciała
stać się tym, kim zawsze chciała być. Zamierzała
z podniesioną głową iść przez życie i zgarniać to, czego pragnęła. Postanowiła już więcej nie dać się
oszukać. Jednak w swój niezawodny plan, nie pozwalała sobie mimo wszystko wkalkulować
jednego – tego, że nie uwzględniała w nim Toma. Choć bardzo nie chciała, on
wciąż był. Był w niej. Był jej. Upiła kolejny łyk, nawet nie
zauważając, kiedy opróżniła szklankę. Odstawiła ją na blat za sobą, założyła
nogę na nogę i splotła na nich dłonie. Muzyka grała, ludzie bawili się, rozmawiali,
zapominali, a ona nie potrafiła. Im mocniej próbowała zapomnieć, tym bardziej
pamiętała. Czuła się coraz bardziej zagubiona. Liv nie wracała.
- Nie wiem, dlaczego znów do
ciebie dzwonię. Wiem, że obiecałam już nie prosić cię o pomoc. Tylko, Tom… ja nie
chcę jej stracić, a wiem, że tak będzie jeśli coś się nie zmieni. Zamknęła się
w sobie, choć niby wszystko jest normalnie, ona odcięła się od tego, co was
łączy, ode mnie, od ciebie, mamy, wszystkiego. Znów siedzimy w tym nieszczęsnym
klubie i jak tak dalej pójdzie, ona zrobić coś głupiego. Nie wiem, czego ona
oczekuje, co sobie wyobraża. Jeśli nic się nie zmieni straci ciebie, wiem. I
będzie żałować. Wiem, że ty też… Ona się zgubiła, Tom. Tak, jak ty kiedyś i..-
w słuchawce rozległ się trzask. Przekroczyła limit wiadomości. Rozległ się
przerywany sygnał. Wcisnęła czerwoną słuchawkę i nerwowo włożyła telefon do
kieszeni. Odpaliła kolejnego papierosa. Nie mogłaby wejść tam i wyciągnąć
Scarlett siłą. Widziała, że wróciłaby tam, choćby po to, by dopiąć swego.
Przekonywanie jej też już nie miało sensu. Zbyt dużo słów już wypowiedziała. Miała
już dosyć. Liv dzierżyła masę swoich problemów i musiała jeszcze dźwigać te
Scarlett. Pewnie, że mogłaby zostawić ją samą sobie, ale to też nie dałoby jej
spokoju. Dlaczego ona musiała być tak uparta?! Lada chwila, a straci to, o co
tak walczyła. Przez głupotę, przerośnięte ego i ten przeklęty upór. Liv nie
rozumiała, jak Scarlett mogła nie chcieć ratować siebie, Toma… ich? Jak mogła
tak po prostu odpuścić? Jak mogła pozwolić mu odejść, nie dociekając prawdy.
Przecież mieli być razem. Bo kto jak nie oni? Zagubiony Książę i mała Księżniczka, ci którzy mieli przywracać wiarę w
istnienie miłości, tak po prostu pozwalali jej odejść. I to w dodatku przez
taką błahostkę. A ona głupia stała po środku, nawołując ich do siebie. Przecież
to oni powinni walczyć. Oni powinni, nie ona. Było jej tak ciężko, jakby to
przynajmniej chodziło o jej własne uczucia. A może tak było? Może walcząc o
nich, usiłowała wmówić sobie, że walczy o siebie? Sama gubiła się w tym, co
czuła. Nie wiedziała jaką obrać drogę, więc… to była ucieczka? Wolała uspokoić burzę między Scarlett i
Tomem, niż ochronić się przed lekkim deszczem własnych niepewności. Nie
miała już sił. Czuła się wyczerpana, jak nigdy przedtem. Nogi nie chciały jej
już nosić, a pomimo tego wciąż przecinała parking wzdłuż i wszerz. Powieki
opadały same, lecz bacznie obserwowała otoczenie. Serce wykrzykiwało swoje
racje, ale nie słuchała. Z jednej strony potrzebowała bliskości Georga. Bycie z
nim było po prostu dobre. Z drugiej strony wizja związku przerażała ją i nie
potrafiła utrzymać go przy sobie. Ogromny ciężar spoczywał na jej sercu. Miała
ochotę płakać, ale to był czas na łzy. Spaliła jeszcze trzy kręcąc się w kółko.
Drżały jej dłonie. Odpalała czwartego papierosa, gdy na parkingu z piskiem opon
zatrzymało się czarne audi. Odczuła ulgę.
Splotła ręce na piersi.
Odrzuciła włosy do tyłu. Westchnęła. Zamiast uwolnić się, w jej głowie kołowało
się milion myśli. Bill, Liv, a nawet Georg wmawiali jej, że Tom jej nie
zdradził. Byli święcie przekonani o tym i stali murem za nim, a ona pomimo tego
dalej upierała się przy swoim. Przecież oni byli tam z nim, obserwowali go,
później czytali. Może i ona powinna? Chciała zagłuszyć wątpliwości, zamiast tego
pojawiały się dziesiątki nowych. Scarlett czuła się już zupełnie skołowana.
Była zła. Była smutna. Tęskniła. Cała ta sytuacja była do granic banalna. Związek,
wyjazd, zdrada. Czy coś na jej kształt, a potem setki niedomówień. Czuła się
jak w taniej telenoweli. Głupi problem urósł do miana wielkiej katastrofy.
Musiała to wreszcie zakończyć, zrobić coś. Dłużej już nie mogła. Ból palący
serce był już zbyt silny. Z tłumów wyłonił się znany jej już chłopak. Z
figlarnym uśmiechem zmierzał ku niej. Wpatrywała się w niego, nie będąc pewną,
czy chce, by podszedł. Nie wiedziała, czy chce rozpędzać machinę przyczyn i
skutków, której on mógł być ogniwem. Mimo tego nie ruszyła się z miejsca.
Mimowolnie dając temu nieme przyzwolenie. Stanął obok niej i zamówił piwo. Nie
cierpiała piwa. Było ohydne. Dostawszy swój napój, spojrzał na Scarlett,
nieustannie uśmiechając się. Pachniał alkoholem. Nie podobało jej się to.
Przyniósł ze sobą niepokój i przeświadczanie, że nie powinno jej tam być.
- Znów się spotykamy – upił
łyk, nie spuszczając z niej wzroku. Nieznacznie wzdrygnęła się. Masz wrażenie, że zaraz zdarzy się coś
złego. Przeczucie. Zaczynasz się
niepokoić. Pojawia się ten ucisk w żołądku, w podbrzuszu. Nie masz pojęcia,
skąd się bierze, jednak spala cię od wewnątrz. Trawi cię lękiem, pali
niepewnością. Nie wiesz, z której strony cię zaskoczy, jednak wiesz, że
nadejdzie. Nieuniknione.
- Jak widać – odpowiedziała
po chwili, wciąż wpatrując się w drzwi. Zaczęła pocierać dłońmi. Odchrząknęła,
poprawiając się na krzesełku.
- Jestem Markus. Jak masz na
imię? Ostatnio nie zdążyłem zapytać.
- Scarlett.
- Ładnie, jak ta z książki,
nie? – ledwo powstrzymała się od wywrócenia oczami. Tani i nieskuteczny chwyt.
Używany zawsze, gdy chciano zwrócić jej uwagę. Kiwnęła głową. – Co taka ładna
dziewczyna robi tutaj sama, w sobotni wieczór?
- Siedzi – odparła od
niechcenia.
- Widzę, że jesteś nie w
humorze.
- Cóż za spostrzegawczość –
zagryzła wargi. Zawahała się przez moment, po czym spojrzała na niego pierwszy
raz, odkąd się pojawił. Był nabity, typowy mięśniak, niższy od Toma, a z oczu
nie patrzyło mu najlepiej. Nie czuła się przy nim dobrze. To jedno z tych uczuć, które towarzyszą ci od chwili poznania.
Spotykając kogoś, od razu wiesz, czy czujesz się przy nim dobrze czy nie. On
budził w niej lęk. Przeczucie rosło w siłę. Ostatnim razem nie zwracała uwagi
na to. Udawała, że go słuchała. Od czasu do czasu uśmiechała się, stwarzając
pozory dobrej zabawy. Teraz nie miała na to ochoty. Chciała stąd iść, nie
siedzieć już biernie. Musiała zacząć działać. Tak, musiała, cokolwiek, by się
potem stało. Musiała stamtąd wyjść. Pragnęła, by w lokalu wreszcie pojawiła się
Liv. – Posłuchaj, Markus, tak? Nie mam ochoty na flircik, jednonocny seansik
czy cokolwiek innego. Okej? Podryw możesz sobie darować. – chłopak uśmiechnął
się cwano, odstawiając kufel na bar.
- Ostatnim razem była
bardziej rozmowna – zagadnął, opierając się o blat. Chciał wypaść na
swobodniejszego, niźli faktycznie był. Nie podobało jej się to.
- Kobieta bywa zmienna.
- Wiesz, po prostu
pomyślałem, że skoro siedzisz sama, to potrzebujesz towarzystwa.
- To nie myśl. A może
zacznij? – ułożyła usta w dziubek, udając zastanowienie. Kątem oka znów spojrzała
na drzwi. Liv wciąż nie wracała. – Wówczas doszedłbyś do wniosku, że skoro
siedzę sama, to towarzystwa nie potrzebuję. – Odwróciła się i chwyciwszy z
blatu torebkę, zeskoczyła ze stołka. Miała już dosyć. Posłała chłopakowi
krótkie spojrzenie i ruszyła szybko ku wyjściu, chcąc wmieszać się w tłum. W jednej chwili zrozumiała, że tak naprawdę
pragnie tylko jednego, że każdy inny przy nim jest nikim. Chciała stamtąd
wyjść i więcej nie wracać. Postanowiła przeczytać ten przeklęty artykuł i
wreszcie zrozumieć. Pragnęła poukładać wszystko. W końcu obiecała wierzyć najpierw jemu. Wiedziała, że nie byłaby
w stanie zbliżyć się do kogokolwiek innego, niż on. Tylko on ma prawo poznać
jej sekrety. Tylko on ma prawo łamać jej zasady. Tylko on może być blisko niej.
Tylko on daje jej poczucie bezpieczeństwa. Tylko on się liczy. Tylko jego chce.
Tylko jego pragnie. Tylko jego kocha.
Nie może pozwolić mu odejść. Na
raz zrobiło jej się lżej. Podjęła decyzję. Obrała cel. Musiała stamtąd tylko
wyjść i znaleźć Liv. Jednak ledwo, co uniesione skrzydła opadły, gdy poczuła
mocny ucisk na swoim przedramieniu. Silne palce, niczym żelazne kleszcze,
boleśnie wbiły się w jej skórę. Skrzywiła się. Wiedziała, że to on. Mocno
szarpnął nią, odwracając przodem do siebie. Zrobił, co zechciał. Potraktował
Scarlett, jak bezwolną lalkę. Zacisnęła dłonie w piąstki, nie podda mu się.
Zadarła głowę, posyłając mu butne spojrzenie. Szarpnęła ramieniem. Na nic się
to zdało. Był silny. Silniejszy niż Mike. Dlaczego ona ich porównywała?! Może
dlatego, że obaj byli nic nie warci? Może dlatego, że dla obu stała się
przedmiotem? Przyciągnął Scarlett blisko siebie. Poczuła na twarzy jego
przepełniony wonią piwa oddech. Skrzywiła się jeszcze mocniej. Nie mogła go
odepchnąć, odsunąć się, czegokolwiek. Zmuszał ją do bierności. Szarpała się,
deptała go. Na nic.
- Nieładnie, mnie się nie
olewa, skarbie – szepnął wprost do ucha Scarlett, a po jej plecach przebiegł
dreszcz.
- Nie jestem twoim skarbem i
olewam kogo chcę – warknęła. – Puść mnie.
- Nie, kochanie. Zatańczymy
sobie razem.
- Nie zatańczymy – szarpnęła
znów, a on uśmiechnął się szyderczo. Obejmując Scarlett obiema rękami w talii,
okręcił się o sto osiemdziesiąt stopni, kończąc ten obrót dziwnym odchyleniem
brunetki do tyłu. Poczuła się jak marionetka, którą dyryguje się wedle zachcianek,
a ona nie ma tyle mocy, by się sprzeciwić. Nie mogła nawet wyswobodzić rąk. Objął
ją tak, by uniemożliwić jej jakikolwiek ruch. Otaczali ją sami wykolejeńcy albo
ona na takich trafiła. I wszyscy byli silniejsi od niej. Nie mogła sobie
poradzić z ich tężyzną fizyczną. Krzyk nie dałby nic, bo było zbyt głośno. Była
bezsilna. Nieważne, ile włożyłaby w to zaangażowania i tak przegra. Był niczym
skała. Jednak nie kojarzył się jej z ostoją. Przeciwnie, przerażał swym
ogromem. Zadawał jej ból. Tylko jego
dotyk był dobry. I tylko jego dotyk pieścił jej skórę. Niczyj więcej. Przełknęła ślinę, patrząc zacięcie na
chłopaka. Był zadowolony. Dopiął swego. Pokazał swoją wyższość. Wszyscy wokół
bawili się, nie zwracając na nich uwagi. – Puść mnie – powiedziała, z całych
sił starając się opanować drżenie głosu. – Gdzieś ty się podziała, Liv –
wyszeptała. Jej spięte ciało utrudniało mu wykonywanie i tak nieporadnych
ruchów. Szarpnęła raz i drugi, a on tylko złapał ją mocniej. Czuła się jak w
żelaznych kleszczach. Powrócił strach. Taki, jak wtedy, kiedy mocowała się z
Mikem. – Myślisz, że jak potraktujesz mnie jak szmatę, to okażesz się taki
mocny? Jesteś śmieciem. Nie poniżysz mnie w ten sposób. Uwłaczasz samemu sobie.
Brzydzę się takimi, jak ty – warknęła, miażdżąc go spojrzeniem. Szarpnęła znów.
A on roześmiał się triumfalnie. Nie słuchał, nie zwracał uwagi na jej protesty,
po prostu kołował nie do rytmu. Jak opętany. Zaczęła prosić los, by ta piosenka
wreszcie dobiegła końca, by ludzie rozeszli się z parkietu i musiała ją puścić.
Wspomnienia wracały. Czuła się sama. Czuła się bezsilna. Nie miała władzy nad
niczym, nawet nad swoim ciałem. Usiłowała oddychać głęboko, pomimo walącego
serca i odoru alkoholu. Odchylił ją do tyłu, szamotała się, a on niewzruszenie
trzymał ją nad ziemią. Na kilka sekund przymknęła je. Palił ją jego wzrok.
Czuła się brudna. Otworzyła oczy, tęsknie spoglądając w stronę wejścia. Przed
oczami mignęła jej nadzieja. Szarpnęła znów, mocniej i mocniej, z siłą o jaką
ją wcześniej nie mógł podejrzewać.
Liv nie pewnie szła za Tomem,
kurczowo trzymając się rąbka jego przepastnej koszulki. Wychylając się nieco
zza niego usiłowała odnaleźć Scarlett. W duchu modliła się, by jej siostra
wciąż tkwiła w tym samym miejscu. Scarlett nie była głupia, jednak czasem duma
przesłaniała jej rozsądek. W tym tkwił problem. Mało brakowało, a wpadłaby na
Toma. Zatrzymał się gwałtownie, zaciskając pięści. Wychyliła się znów,
dostrzegając siostrę usiłującą wyswobodzić się z objęć nieznanego jej chłopaka.
Czując, jak materiał koszulki Toma ostro wyrywa się z jej palców, odwróciła
się, szukając ochroniarza.
Poczuł, jak krew wrze mu w
żyłach, mięśnie napinają się, a serce wali dwa razy szybciej. Myśli zaczęły
krążyć w głowie w zawrotnym tempie, odbierając zdolność racjonalnego myślenia.
Wyraźna, najwyraźniejsza była jedna z nich. Ktoś
chciał skrzywdzić Scarlett. Jak bardzo byłby na nią zły, nie potrafił
zostawić jej samej sobie. Nie potrafił
nie bronić Scarlett przed samą sobą. Po ostatnim incydencie, przekonał się,
że chciała się odegrać. Miał do niej żal. Raniła go słowami, czynami, niewiarą. Nie wiedział już, co zrobić,
by nie uciekała więcej, by wróciła do niego i wreszcie uwierzyła, ale tak
prawdziwie. Choć… choć było mu zwyczajnie smutno i nie potrafił przywyknąć do
tej sytuacji, choć był na nią zły i chciał nakrzyczeć i wybić jej z głowy te
wszystkie głupoty, nie potrafił o niej nie myśleć. Nie potrafił wyrzucić jej z myśli, bo co mógł na to, że to ona była
właśnie tą jedyną? Nie żadna inna. Właśnie
ona – butna Scarlett, dumna, nieprzewidywalna, harda i uparta, ale i zupełnie
słodka, urocza i odrobinę infantylna. Ta
jego. Chciałby umieć się na nią gniewać, ale zwyczajnie nie potrafił,
nawet teraz, kiedy ona nie zamierzała przestać mieć pretensje do niego.
Denerwowało go to. Tracił, ba, już dawno stracił kontrolę nad sobą, bo ona
przejęła nad nim władzę. Wystarczyło jedno jej spojrzenie, by zmiękł zupełnie i
będąc tego w pełni świadomym, pozwalał na to. Jednak ona nie chciała na niego
spojrzeć. Nie chciała, by ugiął się, by przytulił ją mocno i powiedział, że nic
nie szkodzi, że tylko trochę boli, a ona
musi tylko wierzyć. I to bolało
najbardziej. Chwilami targała nim złość, ale w już następnej przed oczami
stawała mu jej słodka buzia i złość mijała. Bez względu na wszystko, tylko
pragnął, by była, ale pomimo tego nie miał zamiaru narzucać jej się,
wydzwaniać, prosić i błagać, by tylko na niego spojrzała. Musiała sama
przekonać się, że nie miała racji. Nie był pewien, nie wiedział, ale miał nadzieję, że przyjdzie w końcu do
niego, bo bez Scarlett długo by nie wytrzymał. A teraz, ktoś znów chciał zrobić
jej krzywdę. Jadąc do tego klubo zastanawiał się, po co tam jechał? Przecież
nie chciała go widzieć. Nie chciała go znać. Targały nim wątpliwości, czy znów
nie wyjdzie na idiotę, zastając ją przy dobrej zabawie, ale teraz już znał
odpowiedź. Był pewien. W końcu obiecał
ją bronić, a on obietnic dotrzymywał. Nie zważając na tłum, przedzierał się
przez niego raźno, nie przepraszając, ani nie spoglądając na ludzi, których
trącał. Zatrzymał się gwałtownie tuż przed szamocząca się dwójką,
niespodziewanie chwytając Scarlett pod ramę i wyrwawszy z uścisku chłopaka,
odrobinę zbyt mocno odepchnął ją na bok. Zachwiała się, ale utrzymała
równowagę, łapiąc się stołków. Tom, niczym wilk gotowy do skoku, miażdżył
spojrzeniem napastnika, który początkowo zdezorientowany, zdążył przyjąć już niemniej
bojową postawę. Tom stanął tak, by skryć za sobą Scarlett, wyprostował się,
stając się jeszcze wyższym od chłopaka. Ten podszedł do niego z szyderczym
uśmiechem, zatrzymując się tuż przed nim. Na tyle blisko, że przy głębszym
wdechu dotknąłby klatką piersiową torsu Toma. Nawet nie drgnął, mordował go
spojrzeniem, chcąc rozszarpać za to, że próbował dobrać się do Scarlett. Spojrzał
na niego wrogo, zaciskając szczęki, Tom odwdzięczył mu się tym samym. Patrzył
na niego z góry, cały trzęsąc się ze złości. Zacisnął pięści.
- Coś nie gra, koleś? –
wycedził, popychając Toma zaczepnie. Ten zamachnął się, chcąc odwdzięczyć się
tym samym, jednak silna dłoń, która w tej samej chwili spoczęła na jego
ramieniu, pokrzyżowała mu plany.
- Spokojnie – usłyszał i w
tej samej chwili, dwóch barczystych mężczyzn wystąpiło przed niego, ujmując
drugiego z nich pod ręce i siłą prowadząc do wyjścia. Tom odsapnął, szukając
wzrokiem Scarlett. Stała pośród ludzi, ledwo trzymając się na nogach. Otoczona
rozemocjonowanym tłumkiem, zdawała się być tak bardzo krucha. Patrzyła na niego
ufnie, a turkusowe tęczówki nabrały intensywniejszego odcienia. Była
przerażona. Drżała jej bródka. Wziął głęboki oddech, pewnie podchodząc do niej,
bez słowa wsunął ręce pod zginki jej kolan i pod łopatki. Tuląc do siebie jej
drobne ciało, czuł jak bardzo była spięta. Wtuliła głowę w jego szyję i
przyłożyła prawą dłoń do lewej strony jego klatki piersiowej. Delikatnie
pogładziła to miejsce opuszkami. Zdało mu się, że zaraz ugną się pod nim nogi. Mocniej
zacisnął dłonie na jej ciele, przyspieszając kroku. Tom wyszedł przed klub,
racząc mijanych ludzi twardym spojrzeniem. Nikt nie zareagował. Przed wejściem
krążyła Liv, paląc kolejnego papierosa. Widząc siostrę i Toma, natychmiast go
zgasiła i ruszyła w ich kierunku. Chłopak postawił Scarlett na ziemi. Zdawał
się być zupełnie obojętny. W jego gestach brakło czułości. Brakło czegokolwiek.
Scarlett wyprostowała się i nim zdążyła otworzyć usta, uprzedził ją. Wyjął z
tylnej kieszeni spodni zmiętą podwójną kartkę i wcisnął ją w jej dłonie.
- Przeczytaj to. Przeczytaj i
zrozum, jak bardzo się mylisz! – zerwał się w kierunku auta, jednak zatrzymał
po zrobieniu kilku kroków. – I zastanów się, co robisz ze swoim życiem – po
czym bez słowa odwrócił się i doszedł, zostawiając Scarlett oniemiałą. Nim
zdążyła połączyć fakty, Toma już nie było. Przełknęła ślinę, wodząc wzrokiem za
odjeżdżającym z piskiem opon audi. Gdy zniknął, zdała sobie sprawę, że
wstrzymywała oddech. Zachłannie nabrała powietrza, spoglądając na Liv.
- Nic nie powiem – odrzekła,
wciskając w pilocie guzik odblokowujący zamki w drzwiach samochodu. Otworzyła
drzwi ze strony pasażera, ponaglając Scarlett spojrzeniem. – Siadaj, czytaj i
uwierz wreszcie do cholery jemu, im, nam. I sobie przede wszystkim.
Choć literki tworzyły wyrazy,
wyrazy zdania, a zdania całe akapity, w dodatku zupełnie jasne, przekazujące
klarowne informacje, czytała cały artykuł po raz trzeci. Starała się omijać
wzrokiem fotografie, które choć rażące, teraz nie miały już zupełnie znaczenia.
Liv nie odezwała się już ani słowem, a jej nawet nie przyszłoby do głowy, żeby
złamać ciszę. Pewnie, nawet nie zauważyłaby, gdyby siostry tam nie było. Cała
drżała. Zupełnie mogła zebrać myśli, nie mogąc zrozumieć własnej głupoty.
Pamiętała jak miała pierwszy raz w rękach ten szmatławiec. Pamiętała, jak
celowo nie czytała artykułu nie chcąc znać szczegółów. Pamiętała, jak
ignorowała wszystkich, którzy chcieli przemówić jej do rozumu. Postąpiła jak
rozkapryszone dziecko, które bez względu na to czy ma rację, musi postawić na
swoim. Już w klubie doszła do wniosku, że ta burza w szklance wody może być
wyolbrzymieniem faktów. Jednak nie spodziewała się, że jej wnioski były aż tak
mylne. Jak mogła być aż tak głupia!
‘(…) Gitarzysta wyraźnie ignorował fankę, wydawał się
być zupełnie nie zainteresowany jej obecnością. Przez całą rozmowę był
nieobecny, nie słuchał jej i sprawiał wrażenie niezadowolonego z jej obecności.
Pomimo, że Amerykanka jest naprawdę urodziwą dziewczyną. (fot. 3) Fotografie
wydają się być dowodem na to, że w
Stanach, Kaulitz potrafił połączyć przyjemne z pożytecznym. Jednak w tym
przypadku pozory mylą.
Należy postawić pytanie, co stało się panu Kaulitzowi
znanemu z podbojów miłosnych, że zignorował tak ładną i wyraźnie chętną do
zawiązania bliższej znajomości dziewczynę?
Czyżby się zakochał?(…)’
Wymięta kartka powoli upadła
na podłogę, gdy brunetka upuściwszy ją, skryła twarz w dłoniach. Gwałtownie
kręciła głową, a długie włosy, smagały jej policzki.
- Liv, powiedz, że to mi się
śni!
- To jawa, najprawdziwsze
życie, które walisz sobie na głowę. Na własne życzenie – Scarlett nie spojrzała
na siostrę, ani nie zaprzeczyła. Po prostu siedziała, oddychając płytko i wciąż
zasłaniając buzię dłońmi. Coś miażdżyło jej mostek, niewyobrażalny ciężar, tak
mocno utrudniał pracę zbolałemu sercu. Już nie szukała usprawiedliwień. Po
prostu go skrzywdziła. Po prostu odsunęła się, choć miała być blisko. To nie
chodziło zwykłą kłótnię o kolegów czy cokolwiek innego, ani o chwilową
sprzeczkę czy przekomarzanie bez powodu. Nie dała szansy prawdzie, nie zbadała sytuacji, dała się zmanipulować,
ponieść emocjom i w dodatku, nie słuchała, gdy próbowano otworzyć jej oczy.
Zrobiła rzecz najgorszą z możliwych. Zrobiła to, czego przyrzekła sobie nigdy
nie robić. Miała nie wątpić, nawet gdyby
inni zwątpili. Zawiodła go. Gwałtownie poderwała się na miejscu.
- Zawieź mnie tam –
wyszeptała drżącym głosem.
Wysiadła, trzaskając
drzwiami. Nie pożegnała się, nawet nie spytała Liv, czy zaczeka. Widziała tylko
jeden cel, interesowało ją jedno. Przeprosić
go. Zrozumiała, że sama skutecznie udowadniała Tomowi, że wszystko co
mówiła, co robiła, było nieprawdą. Bo ile
warte były słowa o prawdzie, gdy ją odrzucała? Ile warta była wiara, gdy mu nie
wierzyła? Ile warta była ona, gdy porzucała obietnice? Dozorca już nie
pytał, do kogo przyszła. Bywała tam zbyt często, by nadal zadawał to pytanie.
Po prostu otworzył i nawet nie próbował zagadywać, widząc jej zbolałą minę. Prędko
podeszła do windy, mało brakowało, a wdusiłaby w ścianę guzik przywołujący ją.
Z niecierpliwością oczekiwała, aż drzwi wreszcie się otworzą, a gdy była już w
środku, pośpiesznie wdusiła guziczek z numerkiem ostatniego piętra. Te kilka
chwil wydawało się ciągnąć w nieskończoność. Stanęła przy samych drzwiach, by
nie tracić więcej czasu. Bała się wind, ale teraz zupełnie o tym nie pamiętała.
Prawie biegiem doskoczyła do drzwi w końcu korytarza. Energicznie wdusiła
przycisk dzwonka. Oddychając ciężko, przypatrywała się im ponaglająco, chcąc
swym spojrzeniem przywołać któregoś z chłopaków do otwarcia. Po chwili, zamek
ustąpił i w drzwiach pojawił się Bill. Spojrzał smutno na Scarlett.
- Jest Tom? – spytała
cichutko, tracąc cały swój wcześniejszy animusz. Emocje powoli opadały, a ona
zaczynała się coraz bardziej bać. Świadomość skutków minionych zdarzeń,
klarowała się w głowie brunetki coraz jaśniej. A co jeśli już jej nie będzie chciał? Bill przecząco pokręcił
głową.
- Wypadł z mieszkania jak z
procy, jakieś półtorej godziny temu – westchnęła żałośnie, zaczynając krążyć po
korytarzu. Tak bardzo liczyła, że go zastanie, że porozmawia, że spróbuje, a
Toma nie było. Przepadł. Miała wrażenie, jakby znów podcięto jej skrzydła.
Scarlett skryła buzię w dłoniach, starając się opanować gulę rosnącą bardzo
szybko w jej gardle. – Wiesz, nie mam zbytnio ochoty dołować cię jeszcze
bardziej, ale położyłaś sprawę, Scarlett. Tom, odkąd ma ciebie, nie interesuje
się innymi. Nie żeby nie oglądał się na ulicy, czy coś – tu uśmiechnął się
krótko. – Wszystkie inne przestają mieć znaczenie, kiedy ma ciebie obok.
Zraniłaś go tą niewiarą, Scarlett. Bardzo mocno.
- Wiem – szepnęła
beznamiętnie. Patrzyła w punkt w końcu korytarza, nie widząc zupełnie nic.
Miała wrażenie, że ktoś wyrwał i zdeptał, jej wciąż bijące serce, że ona sama
je wyrwała i zdeptała. Bez litości. – Dlatego tu jestem… i tak bardzo chciałam
mu powiedzieć, że wiem, że wcale tak nie myślę już, że byłam taka naiwna, że
nie słuchałam.. nie wierzyłam… a jego nie ma… Powiedz, że wiesz, gdzie on
jest.. – wyszeptała bardziej do siebie, niż do Billa.
- Wiem – odrzekł, a ciało
Scarlett przeszył dreszcz. Odwróciła gwałtownie głowę, spoglądając wprost w
oczy chłopaka. Aż zląkł się wyrazu jej przeraźliwie niebieskich tęczówek.
Odwrócił się, sięgając z szafki pęk kluczy. – Zawiozę cię – wyszedł z
mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
- Dużo się ostatnio dzieje –
wyszeptała, gdy wyjeżdżali z podziemnego parkingu. Skupiła się na mknących
ulicą autach. Musiała czymś zająć myśli. Bill uważnie patrzył na drogę, chcąc
włączyć się do ruchu. Nie odpowiedział, czekał na ciąg dalszy. – Niby życie,
tak po prostu, ale… nie jest zwyczajnie. Nie jest po prostu. Teraz… nigdy,
przenigdy nie zwątpiłam w Toma. Nawet teraz, to wszystko wydawało mi się jednym
wielkim kłamstwem, ale… ja nie wiem, nie mogę pojąć jakim cudem, to wszystko
się stało. Nie mam pojęcia, dlaczego nie zajrzałam do tej gazety – westchnęła,
odrywając wzrok od jezdni. Przeniosła go na Billa, jakby odrobinę wyczekująco.
Odezwał się dopiero po chwili.
- Nie wiem, co mam
powiedzieć, Scarlett. Tom nie raz miał sporo za uszami, ale… on cię naprawdę
kocha. Widziałem, co się z nim działo przez ostatnie dni, by być tego pewnym
bardziej niż można. Z resztą, nie potrzeba mi było tego czasu, by to wiedzieć.
- Tak bardzo bałam się
odrzucenia, że sama odrzuciłam go od siebie.
- Napraw to. Po prostu to
napraw i nie rozpaczaj już. Nie cofniesz czasu i ciągłe wypominanie, niczego
już nie zmieni. I już nie wątp, Scarlett. On nie potrzebuje niczego bardziej,
jak wiary i twojej miłości – Bill płynnie zmienił bieg i łagodnie skręcił w
wąską uliczkę. Na ulicach było już spokojnie. Ta świeciła pustkami. Studio.
Powoli podjechał pod bramę i zgasił silnik. Nawet nie zauważyła. kiedy
dojechali. Wydawało się jej, że wszystko dzieje się, jakby poza nią. Bill wypiął
z pęku dwa klucze i podał je Scarlett. – Ten większy jest od bramy, a mniejszy
od drzwi – kiwnęła niepewnie głową, posyłając chłopakowi wdzięczne spojrzenie.
Uśmiechnął się pokrzepiająco i przytuliwszy brunetkę do siebie, pocałował ją w
czoło. – Dasz radę – odetchnęła ciężko i wysiadając, jeszcze raz spojrzała na
Billa.
- Muszę – szepnęła,
zatrzaskując lekko drzwi. Ruszyła w kierunku bramy, ściskając w drobnej dłoni
dwa srebrne kluczyki.
Stawiała cichutkie, drobne
kroki, zmierzając powolutku korytarzem w kierunku pomieszczenia, z którego
wypadał nikły snop światła. Póki nie przywykła do ciemności, kompletnie nie
potrafiła się tam poruszać. Całe studio wydawało się jej zupełnie obce. Czuła się jak intruz, wkraczający w sferę
jego prywatności. Tej, którą wciąż mu odbierano. Jemu gwieździe, jemu
gitarzyście, jemu żyjącemu w blasku reflektorów i jemu marzącemu o cieniu –
jemu Tomowi. Brutalnie zaszufladkowanemu pod maską zdobywcy, zmuszonemu do
nieustannego uśmiechu i bycia najlepszym. Był wolny, ale tak naprawdę wolność
odebrano mu z chwilą podpisania kontraktu. Podpisał cyrograf – zaprzedał duszę.
Którą ona pomogła mu odkupić i nie miała zamiaru już więcej przyczyniać się do
jej ponownego zatracenia. Zacisnęła dłonie w piąstki, pewniej ruszając
przed siebie. Serce waliło jej jak
oszalałe, chciała zerwać się i pobiec do niego, jednak coś ją powstrzymało.
Ciche dźwięki gitary i kojący głos – jego głos - hipnotyzowały ją. Nakazywały wsłuchiwać
się, chłonąć melodię, spijać z jego warg każde słowo.
Może i nie mam najdelikatniejszego dotyku
Może nie wypowiadam takich pięknych słów
I mimo, że może nie wyglądam na zbyt wiele
Jestem Twój
Zachłystując się powietrzem,
przyłożyła dłoń do ust, powstrzymując głośne westchnienie. Serce waliło jej z
każdą chwilą mocniej, oddech nie chciał się ustabilizować. Powolutku doszła do
pomieszczenia, w którym znajdował się Tom. Stanęła przy framudze, nieco w
cieniu, mając przymknięte oczy. Nie zebrała w sobie jeszcze tyle siły, by
odważyć się i spojrzeć na niego. Przytuliła policzek do chłodnej, drewnianej
powierzchni. Tom nie śpiewał. Jedynie nucił od czasu do czasu. Upierał się, że
to nie jego rola. Jednak Scarlett lubiła jego głos. Lubiła jego chrypkę albo
aksamitną barwę. Lubiła go słuchać.
Nigdy nie czuję, że jestem wystarczająco
dobry…
Wstrzymała gwałtownie oddech.
Kolejne wersy wpijały się mocniej w jej serce. Powoli uniosła powieki.
Turkusowe tęczówki napotkały skuloną sylwetkę, skupioną na grze, ściągniętą
twarz, palce, wręcz czule muskające struny, całego Toma, którego widok zapierał
jej dech. Starała się oddychać jak najciszej, by nie zburzyć aury, którą
tworzył. Nie poruszała się, by nie przegapić niczego. Po prostu przyglądała mu
się, nie marząc już o niczym innym, jak o tym, by wreszcie przytulić go mocno. Jakby
instynktownie uniósł głowę i wtedy zobaczył ją. Stała w wejściu do pokoju,
bojąc się uczynić ten jeden krok. Nawet się nie zawahał. Grał wciąż, a słowa
wypływały z jego ust z tą samą płynnością.
Zagoiłaś te blizny z biegiem czasu
Objęłaś moja duszę
Pokochałaś mój umysł
Jesteś jedynym aniołem w mym życiu
Patrzył Scarlett prosto w
oczy. Była taka mała, drobna, jakby zagubiona. Stała zaledwie kilka metrów od
niego, a zdawało się, jakby dzieliła ich przepaść. Coś ścisnęło go za serce.
Zabolało. Tak bardzo nienawidził tej sytuacji, tego co teraz między nimi było,
tego dystansu, niepewności. Nienawidził przeszłości. Zawsze wracała, wtedy
kiedy najmniej się jej spodziewał. Patrzył wciąż. Drżała jej bródka, a oczy
naszły łzami.
Jestem
Twój…
Wyszeptał, kończąc utwór. Po
raz ostatni musnął palcami struny. Odstawił gitarę na podłogę, opierając ją o
bok sofy i znów ulokował wzrok w niej. Nie ruszył się z miejsca. Nie wykonał
żadnego gestu. Po prostu czekał. A ona po prostu patrzyła. Ramiona brunetki
zaczynały lekko drżeć, gdy powstrzymywała szloch. Przestąpiła próg, odłożyła
kluczyki Billa na stoliczek. Upadała w nicość pod wpływem jego spojrzenia. Nie
było rozeźlone, nie było pełne żalu, było po prostu smutne i nie mogąc już
dłużej, podbiegła do Toma. Zwinnie przełożyła nogę nad jego udami i usiadłszy
przodem do Toma na jego kolanach, mocno przytuliła go do siebie. Objęła rękoma
jego szyję, wtulając w nią policzek.
- Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. Tak bardzo
cię przepraszam, Tom – Szeptała
gorączkowo na wpół z płaczem, coraz mocniej tuląc się do niego. Jednak Tom, nie
będąc pewnym, czego tak naprawdę w tej chwili pragnie, nie zrobił nic. Nie
objął jej, nie przytulił, nie pomógł. Siedział z luźno opuszczonymi rękoma.
Waniliowy zapach włosów Scarlett jeszcze bardziej mącił mu myśli. Miał ją
blisko, tuż przy sobie, a pomimo tego czuł… pustkę? Przeprosiła go, tak bardzo
tego chciał. Scarlett przeprosiła, stała się rzecz niebywała, a jemu nie
ulżyło. – Tom – wyszeptała wprost do jego ucha, gdy po kilku minutach wciąż nie
zareagował. Uniosła się, kładąc dłonie na jego ramionach i spojrzała chłopakowi
w oczy. – Powiedz coś, proszę – głos drżał jej groźnie, zapowiadając rychły
wybuch. Jej tęczówki nabrały nienaturalnie silnego koloru. Były tak bardzo
turkusowe, jakich jeszcze u niej nie widział. Wpatrywała się w niego
wyczekująco, a on wciąż milczał. Nie potrafił wykrztusić z siebie słowa. –
Tom.. – powtórzyła słabo. Nie potrafił skłonić się do niczego, nawet do
najmniejszego gestu. Zagryzł suche wargi.
- Jesteś… jesteś dla mnie
kimś, kogo zastąpić się nie da. Dotąd wierzyłem, że twoja wiara we mnie
przetrwa, nawet gdyby wszystkie inne upadły, a teraz… nie wiem, co myśleć.
- Zawiodłam. Tak bardzo cię
zawiodłam, ale chcę to naprawić. Pozwól mi pokazać sobie, że to był błąd, że
mogę go naprawić. Pozwól mi wrócić.
- Przecież ty nigdy nie odeszłaś – szepnął. Zaledwie trzy słowa wypowiedziane łamiącym się głosem, przeważyły
szalę. Ścisnęło go za serce. Choć bolało tak bardzo i tak inaczej, tak
nieznanie, nie potrafił dłużej patrzeć na jej strapioną buzię, powolutku i
jakby nieco niepewnie położył dłonie na biodrach Scarlett. Zacisnął je czule,
spoglądając w jej załzawione tęczówki. – Nie potrafię się od ciebie odciąć,
zrezygnować, odpuścić, po prostu nie umiem, nawet gdybym chciał, gdybym
próbował…
- Nie rób tego – oparła czoło
na czole Toma, delikatnie muskając swoim jego nos. – Nigdy, przenigdy tego nie
rób. Ja jestem twoja, a ty jesteś mój.
- Najbardziej boli mnie to,
że bez względu na to, jak będę żył, jeśli pojawi się cień wątpliwości zawsze
bardziej pewna będzie moja wina niż niewinność. Boli mnie to, że moja
przeszłość, zawsze będzie ciągnęła się za mną – westchnął, delikatnie
zaciskając palce na materiale bluzki brunetki. Nie miała pojęcia, co zrobić,
jak zareagować. Była zła na siebie, na swoją głupotę i niewiarę. Postąpiła
lekkomyślnie, nieodpowiedzialnie, a najgorsza w tym wszystkim była świadomość
tego, jak bardzo skrzywdziła Toma. - Nie wiem, co mam ci powiedzieć – dodał po
chwili.
- Choćby to, że pomimo tego
wszystkiego, wciąż mnie chcesz.
- Chcę, chcę cię, jak nigdy
nikogo, ale… posłuchaj mnie uważnie – odsunęła się, bacznie spoglądając na
Toma. Jego głos nie był już obojętny. Drżał, w każdym słowie przelewała się obawa.
Obawa i troska. – Właśnie dlatego na początku wychodziłem. By być jak najdalej
od ciebie, by nie myśleć, by nie pragnąć cię, by nie uczynić cię kolejną. Kolejny wieczór to kolejna dziewczyna,
a ty… ty byłaś inna. Nie ulegałaś mi, nie narzucałaś się, nie lgnęłaś do mnie.
Dla ciebie nie liczyły się moje pieniądze, dobry seks, chwila zapomnienia.
Tobie chodziło o mnie. Kiedy cię spotkałem, kiedy cię poznałem, pierwszy raz od
bardzo wielu miesięcy chciałem się zobaczyć z kimś po raz drugi. Przy tobie
zechciałem nauczyć się być z kimś ze względu na coś więcej niż sam seks. I to
twoja wiara we mnie, twoja siła, twoje zaangażowanie i twoje zaufanie, pomogły
mi wyjść na prostą. Jeśli mi je odbierzesz upadnę i chyba nie będę już w stanie
wstać – nie wiedziała, co powiedzieć. Wpatrywała się w Toma, czując jak wyrzuty
trawią jej serce.. Emocje odebrały jej możność jasnego myślenia. Setki myśli
kotłowało się naraz w głowie Scarlett. Objęła Toma, mocno przylegając do jego
torsu.
- Nie odbiorę – wyszeptała. –
Czuję się fatalnie. Zachowałam się, jak... – zezłościła się na samą siebie,
zabrało jej słów, niemoc wobec samej siebie przerosła Scarlett po raz kolejny. Wtuliła
się w niego.
- Cicho już. Koniec tematu. Po
prostu bądź, okej? – Scarlett kiwnęła głową, łaskocząc tym szyję Toma. Zaśmiał
się cicho i objął ją szczelnie rękoma. Musnęła ustami jego skórę raz i drugi,
sprawiając, że znów się roześmiał. Odrobinkę wyswobodziła się w objęć chłopaka,
splotła ręce na jego karku. Patrząc na Toma, przekrzywiła głowę w bok. Co jak
co, ale ten gest ujmował go zupełnie.
- Schudłeś w tej Ameryce.
Czym oni cię tam karmili?
- To wszystko przez
ciebie – Tom westchnął teatralnie,
usiłując powstrzymać uśmiech. Scarlett zmrużyła jedno oko, świdrując go
spojrzeniem drugiego.
- Że jak, przepraszam?
- Usychałem z tęsknoty.
- A jak bardzo? – uśmiechnęła
się filuternie, zadziornie unosząc głowę. Na ustach Toma pojawił się szeroki
uśmiech. Całymi dłońmi ujął brunetkę pod plecami i pochylając się nieco, zachłannie
wpił się w jej wargi. Całował ją długo i namiętnie. Przelewając w tą pieszczotę
całą swą tęsknotę, pragnienie i miłość. Całował ją, jakby pierwszy raz. Tak
bardzo spragniony czułego dotyku jej miękkich warg. Całował ją, póki nie
zbrakło im tchu, ale nawet wtedy nie oderwał się od niej na długo. Muskał
malinowe wargi Scarlett, czule, niewinnie, delikatnie. Podniósł ją z powrotem.
Chwycił pod paszkami i niczym małe dziecko, wygodniej usadził na swoich
kolanach. Zupełnie blisko siebie. Jej falująca klatka piersiowa, dotykała jego
tors przy każdym prędkim wdechu, wywołując na ustach Toma cwany uśmiech.
- Bardzo?
- Baaaaardzo – zaśmiała się
wprost do ucha Toma, przygryzając jego płatek. Powiodła czubkiem noska wzdłuż
jego szyi, kości policzkowej, zahaczyła o jego nos, by delikatnie musnąć swoimi
jego wargi i przytulić policzek do jego policzka.
- Przytul mnie, Scarlett –
odrzekł po chwili milczenia. Dziewczyna wzdychając, objęła go ramionami,
skrywając w szczelnym uścisku. Tom oparł głowę na jej ramieniu, oplatając
rękoma wokół talii. Kołysała się lekko w tył i przód, chcąc przekazać mu swym
gestem, jak najwięcej uczucia. Tom wtulił nos w kącik szyi Scarlett, muskając
wargami obojczyk. Uśmiechnęła się. Tak bardzo bała się tego spotkania, że Tom
zawiódł się na tyle, by ją odrzucić, że jej bezmyślne zachowanie zmieni
wszystko. Była mu tak bardzo wdzięczna, tak bardzo szczęśliwa, że wszystko
wróci do normy. Nawet tedy kiedy nie układało się między nimi, potrafił
przełamać się i przyjść jej z pomocą. Te słowa tak mocno cisnęły się jej na
usta, tak bardzo chciała mu to powiedzieć, czuła to tak pewnie, jednak nie
potrafiła wyrzucić ich z siebie. Coś ją blokowało, coś uniemożliwiało jej
wypowiedzenie tych dwóch magicznych słów. Dopiero teraz, gdy wszystko powoli cichło,
zaczynała odczuwać skutki minionych przejść. Przede wszystkim zmęczenie. Nie
spała dobrze przez kilka ostatnich dni, w dodatku ta szarpanina w klubie i
wszystkie zmartwienia. Przymknęła na moment powieki, opierając brodę na głowie
Toma. Skupiła się na delikatnych pocałunkach obsypujących skórę jej szyi i
dekoltu. Tom przycisnął dłonie do pleców Scarlett, mocniej przygarniając ją do
siebie. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz. Uśmiechnął się cwano,
odsuwając noskiem materiał jej bluzki, przysłaniający obojczyki. Pomimo, że
nieznacznie, powiększył dekolt w jej bluzce, był wyraźnie z siebie zadowolony.
Mruknął coś niezrozumiale obsypując jej delikatną skórę drobnymi pocałunkami.
Zaśmiała się cicho, gdy łaskotał to wrażliwe miejsce. Odchyliła głowę do tyłu,
poddając się pieszczocie. Wodziła dłońmi po karku Toma, skrobiąc skórę
paznokciami. Poczuła fale gorąca, czując, jak delikatnie ssie skórę wzdłuż jej obojczyków. Upodobał sobie to miejsce.
Lubił je całować, dotykać opuszkami. Już nie pierwszy raz. Spojrzał na
dziewczynę. Nierówny oddech zdradził jej uczucia. Uśmiechnął się czule,
sięgając jej ust. – Nie uciekaj mi
więcej.
- Nie chcę – po raz kolejny otuliła swymi jego wargi, tak niewinnie,
delikatnie, czule. Bez pożądania, bez pośpiechu i zapalczywości. Wytęsknienie.
Powiódł dłońmi wzdłuż talii Scarlett, dotykając bioder i pośladków. Powrócił w
górę tą samą drogą, odgarniając jej długie włosy z ramion na plecy. Wręcz
przywarł do szyi brunetki, pozostawiając na niej ślad. Małą malinkę. Zaśmiała
się łaskocząc go, by przestał. Ukończył dzieło i przyglądał mu się chwilę –
Wariat jesteś! – roześmiała się znów, ujmując dłońmi buzię Toma. Delikatnie
obrysowała opuszkiem skronie, linie brwi, oczy i nos, kości policzkowe, aż
wreszcie wargi, bez przerwy patrząc mu w oczy. Przy nich zatrzymała się
najdłużej, dokładnie zaznaczyła ich kontur, – Ale mój ulubiony… - uśmiechnęła
się pod nosem, zwieszając głowę. Zarumienioną buzię, przesłoniła kotara
czarnych włosów.
- A kuku – odsunął z buzi
Scarlett gęste kosmyki, odrzucając je na jej plecy. Uniósł jej głowę w górę,
ujmując dziewczynę pod brodą. – Chowasz się? – pokręciła głową, układając wargi
w filuternym uśmiechu. Zahaczył spojrzeniem o jej roziskrzone oczy, pełne
wargi, krągłe piersi skryte za obcisłym materiałem bluzki, smukłą talię,
kobieco zaokrąglone biodra i szczupłe uda. Jego dłonie znów powędrowały wzdłuż
ciała Scarlett. Ujął jej uda i powoli przesuwał ręce wzdłuż jej nóg. Gdy już
dalej nie sięgał, zgiął je w kolanach i lekko przyciskając do swoich boków, dotarł
do stóp Scarlett. Zsunął z nich wysokie szpilki, delikatnie masując chwilkę ich
wewnętrzną stronę. Lubił jej stopy. Były małe i zgrabne. Miała śmieszne
paluszki, taki bardzo długie, ale i je lubił. Oplotła go ciasno nogami w pasie.
Uśmiechnął się i ona się uśmiechnęła. Pocałował ją, zadziornie zagryzając dolną
wargę. – Tęskniłem, wiesz?
- Wiem, bo ja też tęskniłam.
- Obiecałem ci, że opowiem ci
o tym, w jaki sposób zrekompensuję ci tęsknotę.
- Mhmmmm – mruknęła zalotnie
wprost do ucha Toma. – Zamieniam się w słuch – tu nastąpiła bardzo szczegółowa
relacja z zamiarów Toma. W takim stopniu dokładna, by oblać policzki Scarlett
purpurą. Serce waliło jej jak oszalałe. Wystarczyło to, że byli tam tak blisko
i w dodatku sami, by zaburzyć jego naturalny rytm. Jednak teraz swój stan mogła
śmiało określić mianem przedzawałowego. Czuła, jak z każdym kolejnym słowem
Toma czerwieni się coraz mocniej. Choć w sumie nie mogła dokładnie stwierdzić,
czy to przez słowa, czy też palce, które bez najmniejszego problemu odpinały
guziczki jej bluzki. Oddychała coraz szybciej i wcale jej się nie podobało, że
nie umiała zapanować na własnym ciałem, gdy tylko okrasi je jego dotyk. Jednak
był zbyt przyjemny, by kazać mu przestać. Zamilkł, siłując się z ostatnim
guzikiem tuż pod jej biustem. Przyglądała mu się z filuternym uśmiechem.
Zostawił go w spokoju. Okręciło się wokół niego kilka nitek i nie mógł sobie
poradzić. Sapnął zrezygnowany, powoli unosząc wzrok. Otaksował spojrzeniem duże
piersi Scarlett skryte jedynie za materiałem czarnego biustonosza. Nieśmiało
uniósł ręce, delikatnie wiodąc dłońmi wzdłuż linii stanika, jakby bojąc się
pozwolić sobie na więcej. Ujęła jego w swoje dłonie, przesuwając je na swoje
piersi. Tom wciąż nie odrywał od niech wzroku. Nigdy wcześniej nie pozwalała mu na tak wiele. Jego puszyste
policzki oblały się szkarłatem. – Pan się rumieni, panie Kaulitz – zaśmiała się
cicho, muskając jego wargi. – Onieśmielam cię? – zapytała, przekrzywiając głowę
w bok.
- Ciekawe, czy ty nie
rumieniłabyś się, gdybyś miała przed sobą… - zastanowił się moment - taki
widok.
- Nie sądzę, żeby moje własne
piersi wywoływały u mnie głębsze emocje. Widuję je dosyć często – uśmiechnęła
się szeroko, całując krótko Toma. Zwilżył końcówką języka suche wargi. Oddychał
płyciej, zacisnął dłonie, na kilka sekund przymykając powieki. Scarlett
przytuliła Toma do siebie, składając pocałunki na jego skroni, policzku, szyi.
Było jej tak błogo, nie czuła wstydu, było po prostu dobrze. Chłonęła jego
dotyk. Potrzebowała go. Całował czule jej wrażliwą skórę na szyi, obojczykach,
przy których zatrzymał się wyjątkowo długo, łaskotał ją. Zagryzła wargę,
powstrzymując uśmiech. Delikatnymi pocałunkami obsypywał cały dekolt brunetki,
powolutku najpierw skórę jednej piersi, później drugiej, uśmiechając się, gdy
zaciskała dłonie na materiale jego koszulki. Nakreślił językiem linię wzdłuż
jednej miseczki i drugiej. Jego przyspieszony, gorący oddech wywoływał gęsią
skórkę na ciele brunetki. Sunąc dłońmi wzdłuż jej talii, zatrzymał dłonie na
biodrach Scarlett, przyciągając ją bliżej siebie. Zagryzła wargę, patrząc mu w
oczy i mocniej oplatając go nogami. Jego spojrzenie było zamglone i jakby
rozmyte.
- Scarlett, ja…
- Czuję – uśmiechnęła się.
Nieznacznie poruszyła się na nim. Tom przymknął oczy, mocniej zaciskając dłonie
na biodrach dziewczyny. Pocałowała go namiętnie. Drażniła jego podniebienie,
rozbudzała i tak podrażnione zmysły. Pragnął jej, tak bardzo jej pragnął. Gotów
był wziąć ją tu i teraz, gdziekolwiek. Rządze wypełniały jego ciało, rozsadzały
go od wewnątrz. Oderwał się od jej warg, zachłannie całując jej szyję, piersi,
zaczął zsuwać z ramion bluzkę, chcąc więcej i więcej. Znów wpił się w usta
Scarlett. Ujmując dłonią jej prawą pierś. Ścisnął ją, już nie tak subtelnie. Z
ust dziewczyny wyrwał się cichy jęk. Bez oporów poddawała się jego
wyrafinowanym pieszczotom. Zwilżyła wargi językiem, odchylając głowę do tyłu.
Trzymał ją mocno, pieszcząc i drażniąc. Znów poruszyła się na nim. Jej dotyk,
ta bliskość. Przycisnął ją do siebie. Jego męskość, ocierała się o nią. Cicho
jęknęła. Nie potrzeba było wiele, by rozpalić ją do granic możliwości.
Pocałował ją zachłannie. Otworzyła oczy. W
jej turkusowych tęczówkach krył się lęk podszyty namiętnością. Wciąż
trzymając ją w ramionach, zerwał się z krzesła jak oparzony. Przecież obiecał!
Obiecał nie ponaglać jej póki nie będzie gotowa! Obiecał nie robić nic, co
zmąciłoby klarowność jej decyzji. Miała nie być następną, a teraz sam ją ku
temu skłaniał. Oddychając płytko, postawił Scarlett na podłodze. W zatrważającym
tempie zaczął zapinać guziki jej bluzki. Jakby chciał zdążyć przed samym sobą.
Trzęsły mu się ręce. Nie potrafił ucelować guzikiem w pętelkę. – Tom –
szepnęła, nie mając pojęcia, co się działo. Nie zareagował. – Tom – położyła
dłonie ja jego własnych walczących z guziczkami. – Tom – rzekła stanowczo,
ściskając mocno jego dłonie. Zatrzymał się, wyprostował, spoglądając jej w
oczy. Był przestraszony. Już wiedziała. Natychmiast podeszła do niego i mocno
wtuliła się w niego. Odruchowo odwzajemnił uścisk, opierając brodę na czubku
głowy Scarlett. – Już dobrze – odetchnęła, całując go w tors przez materiał
koszulki.
- Ja nie mogę… ja nie chcę,
byś… - nie mógł zebrać myśli, plątał się, gubił. Skołatane nerwy i rozgorzałe
emocje nie pozwalały mu racjonalnie myśleć. Wciąż rozsadzało go od środka, nie
wiedział, co robić, co mówić. – Przepraszam – szepnął, wyswobadzając Scarlett
ze swoich objęć. Wybiegł na taras. Odetchnęła głęboko, kryjąc twarz w dłoniach.
Wszystkiego było już za dużo i to wszystko działo się zbyt szybko. Uśmiechnęła
się do siebie, zapinając do końca bluzkę. Z ogrodu powiało chłodne nocne
powietrze. Założyła bluzę Toma, przewieszoną przez oparcie sofy. Zapięła zamek
pod samą szyję i odetchnąwszy raz jeszcze, wyszła za nim na taras. Chłód bijący
od płytek, przenikał jej ciało przez bose stopy. Przeszedł ją dreszcz. Tom stał
w cieniu, w rogu tarasu, paląc. Skrzywiła się w pierwszej chwili, ale
niezrażeni szła w jego kierunku. Scarlett stanęła za nim, przytulając się do
jego pleców.
- Miałeś to rzucić.
- Miałem też nie robić wiele
innych rzeczy.
- Przestań. Przecież nic się
nie stało.
- Jak to nic? Jeszcze chwila,
a wylądowalibyśmy w najlepszym wypadku w łóżku! Obiecałem ci, przecież!
- I słowa dotrzymujesz,
bardzo dzielnie – czule musnęła wargami łopatkę Toma. – Ja też tego chcę, Tom –
odwrócił się przodem do Scarlett, spoglądając jej prosto w oczy. Błyszczały w
mroku nocy. - Twoja przeszłość zniknie,
kiedy wreszcie przestaniesz przywoływać ją, obawiając się, że powróci –
stanęła na palcach, całując go w czubek nosa.
- Po prostu bądź – szepnął,
wtulając się w jej drobne ciało.