Uniosła ociężale powieki,
zdając sobie sprawę, że zabrakło jej już łez. Głęboki szloch zapierający jej
dech w piersi, przeistoczył się w ciche łkanie, które też już ucichło, gdy nie
miała więcej sił, by dalej płakać. Nie była nawet w stanie zaczerpnąć oddechu,
bo i to zdawało się zbyt wielkim wyczynem. Wraz ze łzami uszło z niej też
życie. Otwierała i zamykała piekące oczy, szukając najdogodniejszej pozycji,
która jakoś zmniejszyłaby niepomierny ból głowy, który odczuwała od jakiegoś
czasu. Jednak nie miała pojęcia jak długo. Nie zdawała sobie sprawy z
upływających minut, brutalnie urastających w godziny. Leżała w bezruchu z
szeroko otwartymi oczyma, wpatrując się w bezkresną czerń nocy, otulającą jej
pokój. Minione godziny boleśnie ciążyły jej w głowie, raniąc ją wszystkimi
wypowiedzianymi słowami. Wspomnienia powoli przewijały się przez jej umysł, tak
bardzo ostre, wyraźne, tak dokładne, aż do cna. Nie czuła chłodu, który już
dawno omiótł jej ciało i pokrył je gęsią skórką. Nie czuła złości, choć nie
potrafiła pojąć zamiarów Toma, ani swoich czynów. Nie czuła się oszukana ani
zawiedziona. Czuła się po prostu pusta, wyprana z wszelkich emocji. Chociaż
przecież jeszcze jakiś czas wcześniej pomstowała każde z wypowiadanych słów, rościła
pretensje do siebie i Toma, tak bardzo zaciekle, pomimo, że rozpływały się w
nicości już w chwili, w której je wypowiadała. Teraz to wszystko nie miało
znaczenia. Skończyło się w chwili, gdy przestała łkać. Teraz nie liczyło się
już nic. Pojawiło się tylko to przeklęte poczucie, którego pokonać nigdy nie
była w stanie, z którym pogodzić się nie mogła, ani posłuchać go tym bardziej. Podniosła
się do pozycji siedzącej, przeczesała palcami rozczochrane włosy, rozglądając
się po pokoju. Dopiero teraz jej oczy przyzwyczajały się do mroku. Zwilżyła
koniuszkiem języka wyschnięte wargi, z trudem zsuwając się z materaca.
Chwiejnie stanęła na nogach, niepewnie ruszając się z miejsca. Wolno podeszła
do biurka, czując, jak krew w żyłach zaczynała krążyć na nowo w prawidłowym
rytmie. Mimowolnie wyjrzała za okno, zatrzymując się przy nim chwilę, bo w
zasadzie nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Była pewna, że tej nocy nie
zmruży oka, więc nie było sensu kłaść się do łóżka. Robić czegokolwiek też nie
była w stanie, a o dalszej bezczynności nie mogła nawet myśleć. Czuła, jak
pulsowała każda najmniejsza tkanka jej ciała, do tego ten ogromny ból głowy,
potęgujący się przy każdym nawet najmniejszym ruchu. Zacisnęła dłonie w piąstki. Starając się nie
spoglądać w lustro, otworzyła szafę i chwyciwszy pierwszą lepszą gumkę do
włosów, związała je niedbale, po czym założyła na siebie pierwsze, co wpadło
jej w rękę, mając dosyć niekoniecznie adekwatnej do pory tuniki. Snuła się po
pokoju, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bezczynność doprowadzała ją do szału,
jednak w żaden sposób nie potrafiła zmusić się do czegokolwiek. W końcu stanęła
przy biurku, chcąc zabrać zeń laptopa. Nie miała większej koncepcji, na to, co
mogłaby z nim robić. Liczyła, że ją oświeci. Zdziwiła się, widząc spoczywającą
na komputerze płytę, która niewątpliwie nie należała do niej. W pierwszej
chwili pomyślała, że to kolejna porcja zdjęć od Liv, chciała ją zignorować,
jednak zafrapował ją podpis. ‘Na
zapomnienie’. Nie mając nic lepszego do roboty, zabrała ją razem z
komputerem i usadowiła się na łóżku, zdecydowanie wygodniej niźli do tej pory. Ostre
światło bijące od monitora oślepiło ją na moment. Wsunęła płytę do kieszeni i
czekała, aż się odtworzy. Automatycznie włączył się program do multimediów,
powiększyła obraz, czekając, aż zobaczy materiał. Coś ścisnęło ją w żołądku
Obraz powoli rozjaśniał się z czerni w trybie starego
filmu. Pojawiła się ona. Zbliżenie coraz wyraźniej ukazywało jej
rozemocjonowaną buzię. Kamera przez moment zatrzymała się tylko na niej, by w
końcówce refreny oddalić się i powolutku przenieść na niego. Tom siedział przy
swoim stoliku, wpatrując się w nią. Zasłuchany, otulał ją czułym spojrzeniem.
Uśmiechał się delikatnie. Kamera znów wróciła do niej, uchwyciwszy moment, w
którym i ona spoglądała na Toma. Przymknęła niewinnie powieki, a wraz z tym
obraz pociemniał, płynnie przechodząc w następny. Tym razem zarejestrowano ich
razem, tańczących. Tom czule tulił do siebie Scarlett, kołysząc się w takt
muzyki Jego dłonie pewnie, a zarazem delikatnie trzymały jej talię. Ona ufnie
przylegała do jego torsu, a on przymykając powieki, wtulił twarz w jej włosy.
Właśnie wtedy, wiedząc, iż nie mieli nic,
zaczynali rozumieć, że otrzymali wszystko.
Zacisnęła mocno powieki. W
pierwszej chwili chciała wyłączyć ten film, zostawić to wszystko i uciec
gdzieś, gdziekolwiek. Z dala od wspomnień, z dala od siebie i niego. Złość, żal
i poczucie niesprawiedliwości wróciły. W głowie rozbrzmiewały jej własne krzyki
przemieszane z jego pełnym wyrzutu szeptem. Odbijały się głośnym echem, zmuszając
ją, by pamiętała jeszcze dokładniej, by nie mogła uciec, schować się, zawrócić.
Musiała stawić im czoła. Otworzyła oczy i wyłączając pauzę, wbiła spojrzenie w
monitor.
Obraz ponownie powoli rozjaśniał się, ukazując
rozmazane sylwetki, z każą sekundą bliższe i wyraźniejsze. Stali po środku ich
salonu, przytuleni. Tom czule gładził ją po głowie, szepcząc coś do ucha. Dalej
oni wracający ze spaceru, ze splecionymi dłońmi. Ona smutno uśmiechniętą, jakby
nieobecna, a on zatroskany. Kolejne ujęcie ukazywało Toma tęsknie wyglądającego
z kuchni do salonu, gdzie siedziała Scarlett, a jeszcze następne ją samą,
patrzącą przez okno na podwórze, gdy Tom czyścił auto, Tom trenujący splatanie
warkocza na włosach Scarlett, ona usiłujące zebrać jego dredy razem, łaskocząca
go jednym po nosie i on przeciągając ją sprawnym ruchem przez oparcie wprost na
swoje kolana. Dalej Scarlett wpatrzona w Toma maślanymi oczyma, on zasłuchany,
zapatrzony w nią jak w obrazek. Wszystko nagrane w ogromnym przybliżeniu.
Dokładnie widziała, jak ona spoglądała na niego, a on na nią jak jej dotykał i
jak był. Następne przedstawiały niezliczone ilości wytęsknionych spojrzeń,
czułych uśmiechów, spragnionych pocałunków, kojącego dotyku, niezbędnej
obecności. Wszystkie najpełniej ukazujące ich samych, w chwilach
najzwyklejszych. Oni w kuchni. Oni oglądający film. Oni wśród książek Scarlett.
Oni w pokoju Toma. Oni rozmawiający. Oni śmiejący się. Oni przytuleni. Oni
droczący się ze sobą. Oni sami i oni z przyjaciółmi. Oni, oni, oni… Oni tylko i oni aż.
Musnęła opuszkiem palca
powierzchnię monitora, na której pojawił się Tom. Uśmiechał się do kogoś. Nie
musiała czekać, aż kamera powoli przesunie się na nią samą, by pamiętać tą
chwilę. Nie miała pojęcia, kiedy Liv nagrała te wszystkie sytuacje. Robiła to w
jakiś tajemny i zupełnie niewidoczny dla niej sposób, bo nie potrafiła
przypomnieć sobie, by w którejś z tych chwil miała przy sobie kamerę albo w
ogóle z nimi była. Westchnęła ciężko. Obraz zaczął przewijać się bardzo powoli,
nieustannie nakierowany na Toma. Dokładnie zlustrowała sposób, w jaki mówił,
patrzył, gestykulował. Uwielbiała, gdy na nią patrzył. W taki niesamowity
sposób pieścił ją wzrokiem, bez względu na miejsce i czas, a minionego wieczoru
jego oczy były takie smutne. To wróciło do niej tak nagle, jak grom z jasnego
nieba, po raz pierwszy. Nagle pojawiła się ona sama. Mówiła coś, wyciągając
przed siebie ręce, które natychmiastowo ujął i mocno przyciągnął ją do siebie.
Akcja znów zwolniła, skupiając się na chwili, w której ona spoglądała na niego.
Ciężko westchnęła, a w tej samej chwili film się urwał i na ekranie pojawiła
się Liv. Scarlett zdziwiona, przyjrzała się uważniej.
- Livs pikczers kompany ma zaszczyt państwu
przedstawiać tę oto powyższą dwójkę ludzi, w której skład wchodzą moja siostra – migawka na Scarlett – i jeśli mnie szósty zmysł nie myli, mój przyszły szwagier, - tu nastąpiło
wymowne poruszanie brwiami - Tom – migawka
ukazująca chłopaka. – Jedni mówią, że
Scarlett jest dziwna, inni, że twarda z niej sztuka, a jeszcze inni, że niezła
z niej laska. Całkiem możliwe, bo z nią to nigdy nic nie wiadomo, ale wiem, że
potrzebowała kogoś, kto po prostu będzie, przytuli i zupełnie cierpliwie
przeczeka jej humory. Nie będę wskazywać palcem – krótka wstawka, ukazująca
roześmianego Toma, – na tego kogoś, ale
taki ktoś już się znalazł. Muszę przyznać, że całkiem nieźle mu idzie z tym
czortem. - Wymownie poruszyła brwiami – O
Tomie, to ja za wiele powiedzieć nie mogę, ale wiem jedno. Szwagra będę mieć
spoko. Scarlett jest strasznie zawzięta
i jak się na coś uprze to koniec, kaplica. No i się tak uwzięła, na Toma między
innymi. To z resztą było bardzo widoczne na załączonym powyżej obrazku, prawda?
To uwzięcie, rzecz jasna. Nie żeby w tym było coś złego, bo Tom to wcale na
skrzywdzonego nie wygląda.– Uśmiech z serii zniewalające. - Tak, bo muszę dodać, że Tom to taki
twardziel jest i tak wymiata na tej swojej gitarce, ale chłopak jednak lubi,
jak się go tak troszkę pomizia za uszkiem. Muszę też dodać, żeby nie było, że
Tom to też się tak uwziął na tą Scarlett. To właśnie on wbił jej do tego
czarnego łebka, że są sobie do życia niezbędnie konieczni. No dobra, nie
słyszałam tego, ale to się rozumie samo przez się! W każdym razie to jest para
jaką znam, bo oni są parą, choć się do tego nie przyznają skubańce jedne i to
już nie jest moja, nadinterpretacja, ale fakt. Ta dwójka, to świata poza sobą
nie widzi. To nie jest kolejny film o miłości ani banalna telenowela, co to, to
nie. Nagrywam ten film po to, żeby pamiętali, jak wiele mają, w razie, gdyby
kiedyś zdarzyło się im zapomnieć. Moi mili państwo, oto Scarlett i Tom - mała Księżniczka i zagubiony Książę.
Liv zniknęła sprzed
obiektywu, kamera została odłożona, w taki sposób, aby dokładnie było widać
ramkę z ich wspólnym zdjęciem. Coś ścisnęło w środku brunetkę, a długo
powstrzymywane łzy, popłynęły po jej policzkach. Zsunęła komputer z kolan i wstała,
zaczynając krążyć po pokoju. Wszystko ją drażniło, rozgrzebana kołdra,
nieporządek na biurku, księżyc za oknem, niezaciągnięte zasłony. Chodziła w tę
i z powrotem, przecinając pomieszczenie pod każdym możliwym kątem. Próbowała
ułożyć sobie w głowie, wszystkie minione wydarzenia, począwszy od tego
nieszczęsnego castingu, a skończywszy na jej, powiedzmy, rozmowie z Liv.
Pokłóciła się z Tomem, pokłóciła się z siostrą. Coś w tym wszystkim nie grało.
Tom przecież nie mógł tak mówić, a ona musiała się bronić. Przecież…
westchnęła. Nawet jej samej brakowało argumentów, by bronić się przed samą
sobą. Jeszcze jakiś czas temu, zupełnie nie obchodziłoby jej, że kogoś zraniła.
Nie odwracając się, poszłaby dalej, ale teraz… teraz już tak nie potrafiła.
Siłą rzeczy musiała się przyznać przed sobą, że tym razem to ona nabałaganiła,
choć było bardzo trudno. Tak naprawdę, w głębokim poważaniu miała to, że nie
zagra w tym musicalu. Najbardziej dotknęło ją to, że przegrała po raz kolejny.
Zirytował ją sam fakt poniesionej porażki. no i dała się ponieść emocjom, tego
gratulowała sobie najbardziej. Gdyby tak się nie stało, gdyby się opanowała,
nie byłoby całego problemu. W akcie bezradności, z całych sił kopnęła Pana
Misia. Pluszak przewrócił się na bok. Jęknęła żałośnie, natychmiastowo upadając
na kolana, tuż obok niego. Usadziła go na miejscu, mocno przytulając się do
niego. Skryła się między jego mięciutkimi łapkami, wzdychając ciężko. Jeśli
wcześniej twierdziła, że życie wymknęło się jej spod kontroli, to teraz chyba
powinna przyrównać je do szalejącego tornada. Wszędzie panowała cisza, mama i
Liv pewnie już spały. Czuła się taka… zupełnie sama. Nie mogła iść do Liv, nie
mogła napisać do Toma. Czuła się tak niewyobrażalnie marnie. Zacisnęła mocno
powieki, z całych sił przytulając się do pluszaka. Dosłownie na chwilkę
zamknęła oczy. Niczym rażenie piorunem w jej sercu pojawił się niepokój, nie
myśląc więcej wstała i wyjąwszy płytę z komputera, wyszła z pokoju.
Skrzywił się opróżniwszy
kolejną szklaneczkę. Już nawet whisky mu nie smakowała jak kiedyś. Pomimo tego
nalał sobie kolejną. Wychylił ją bez mrugnięcia okiem, krzywiąc się znów. Zdał
sobie sprawę, że nie pił od wielu tygodni. Ostatni raz w klubie. Później, kiedy
wiodło mu się ze Scarlett, nie czuł nawet takiej potrzeby. Do dziś. Nie mógł
pojąć, że ona była w stanie powiedzieć mu coś takiego. Nie po tym, co razem
przeszli. Wspominając jej słowa, włosy jeżyły mu się na karku. Przecież nie
kłamał. Nigdy nie miał z tym problemu, jednak, jeśli chodziło o Scarlett, po
prostu nie potrafił. Wystarczyło jej jedno spojrzenie, by nawet przez myśl nie
przemknęło mu, by mówić nieprawdę. Z resztą, po prostu wolałby ich związek, jeśli
mógł tak nazwać ich relację, budował się na szczerości, by nie było
niedomówień. Opróżnił kolejną szklaneczkę. Nie mógł pojąć jednego, gdy kłamał nikt nie miał mu tego za złe, a
gdy zdecydował się być prawdziwym, zarzucona mu fałsz. Ostatnią osobą, którą
posądziłby o zarzucenie mu kłamstwa była Scarlett, a to właśnie ona… było mu z
tym po prostu źle. Tak bardzo nie chciał tego wszystkiego słyszeć. Nie za
bardzo potrafił określić swoje uczucia. Nie był w stanie nadać im nazw, czy
dobrać odpowiednich przymiotników, bo tak naprawdę to wszystko było mało.
Czegoś tak niezwykłego nie można określić prostym słowem. Mógł śmiało
powiedzieć, że pomimo tego, że układało się różnie i nie zawsze było kolorowo,
to on sam był szczęśliwy. Z nią po prostu i nie trzeba było więcej słów.
Dlatego tak bardzo skrzywdziły go wyrzuty brunetki. Może nie był idealny, na
pewno nie, ale…nigdy nie życzył jej źle, a wręcz odwrotnie niczego bardziej nie
chciał, jak tego by była szczęśliwa i tuż obok niego. Do stolika dosiadła się
ładna szatynka. Taka, jakich znał wiele. Z przyzwyczajenia otaksował ją
spojrzeniem; długie nogi, krótka spódniczka, zgrabna talia, krótka bluzka w
odważnym dekoltem eksponująca wydatny biust. Nieodstająca od reguły, jeśli tak
mógł to określić. Uśmiechnęła się zalotnie, dopijając jego whisky. Spojrzał na
nią spod przymrużonych powiek. Jej ujęła jego dłoń, gdy pochylała się
delikatnie w przód. Pogładziła ją czule, muskając kolanem jego nogę.
- Potrzebujesz towarzystwa? –
Szepnęła, nie spuszczając wzroku z jego oczu, jej były piwne. Zagryzła wargę. Scenariusz,
jaki przerabiał dziesiątki razy. Nie była wybitnie ładna, ale.. nie wybrzydzał
przecież. Nigdy nie podchodził do niego byle kto. Jakby intuicyjnie, odwagi
nabierały tylko te, które były godne jego uwagi. Ta w sumie też taka była.
Typowa, wiecznie odchudzająca się dziewczyna, a w zasadzie kobieta, ostry
makijaż nie pozwalał mu oszacować jej wieku, chciała zaznać przyjemności. Z
nim. Czy to nie kuszące? Scarlett ma go za ostatniego dupka, więc czemu, by nie
skorzystać, skoro przecież i tak nim jest. Przechyliwszy głowę, ulokował swoje
spojrzenie na jej pełnych wargach. Dolał sobie whisky i nie odzywając się ani
słowem, sączył ją powoli. Choć smakowała parszywie, znieczulała wyśmienicie.
Zwilżyła usta końcówką języka, opierając się na stole na jednym łokciu. – Na
imię mi Isaeel. – Odrobinę zbita z tropu milczeniem chłopaka, posłała mu
pytające spojrzenie. Dopił drinka i opadł na oparcie krzesła.
- Szukasz przygody czy trwałego związku?
- Dziś.. przygody, a jutro?
Kto wie? – Nie odrywając od niego jednoznacznego wzroku, uczyniła, co Tom. Oparła
się wygodnie, zaplatając ręce na piersi. Mimowolnie znów powiódł spojrzeniem
wzdłuż jej nóg, zdecydowanie chudszych niż nogi Scarlett, poprzez talię, o
wiele cieńszą niż talia Scarlett, po piersi, zdecydowanie okazalsze niźli
Scarlett i oczy, jakby puste. Nie takie, jak hipnotyzujące tęczówki Scarlett.
Przełknął ślinę. Nawet, gdyby chciał nie był zdolny zainteresować się inną
kobietą, niż brunetka. Siedziała w jego głowie i nawet, kiedy był zły, nie
pozwalała mu o sobie zapomnieć. Przymknął na moment powieki, mocno wciągając
powietrze. Otwierając je, liczył, że coś, nie wiedział, co, się zmieni. Na
próżno. Isaeel nie była nią i to jedyna, acz nader znacząca przeszkoda, która
uniemożliwiła im wspólne spędzenie tej nocy. Coś ścisnęło go w środku i poczuł,
jak robiło mu się nienaturalnie gorąco. Bynajmniej nie było to przyjemne.
Świadomość, że to nie to miejsce, nie ten czas i nie ta kobieta, nagle zaczęły
palić go od wewnątrz.
- Zostaw mnie w spokoju. –
Rzucił z wyrzutem, niewątpliwie zadziwiając szatynkę. – Wcale nie jestem tym,
za kogo mnie uważasz. Zostaw mnie, zostaw. – Odsunął się gwałtownie,
spoglądając na nią pretensjonalnie. - Już nie jestem tym, kim byłem. Nie chcę
być. Nie zawsze upadam. – Zerwał się z miejsca i skierował do wyjścia, nawet
nie oglądając się za siebie. Kobieta nie miała pojęcia, o co mogło mu chodzić,
ale wiedziała jedno. Kobietę, którą pokochał, spotkało wielkie szczęście.
Szedł powoli, kołując między
ulicami. Nie za bardzo interesowało go, którędy szedł. Musiał coś ze sobą
zrobić. Po prostu. Po raz enty rozkładał swoje przemyślenia na części pierwsze.
Dokładnie analizował całą sytuację. Cofnął się nawet do samego początku, do
pierwszego dnia jego i Scarlett, do spojrzeń, później do słów, jeszcze później
do czynów i w końcu do momentu, którego w żaden sposób nie potrafił uchwycić.
Do chwili, w której stała mu się potrzebna do życia. Zupełnie jak powietrze.
Dla niego samego to brzmiało zdecydowanie zbyt trywialnie. Choć to się działo,
nie umiał pojąć, jak można tak uzależnić się od jednej kobiety. Wcześniej miał
ich na pęczki, a żadna nie zdała mu się tak niezwykła jak brunetka, tak
niezwykła, by zapragnął mieć ją na stałe u swego boku, ale to też był niewłaściwy
tok myślenia. Przecież już dawno doszedł do wniosku, że Scarlett była inna niż
te poprzednie, jak i niedoszłe przyszłe. Stanowiła cząstkę jego życia, której
wcześniej mu brakowało. Jej obecność w jego życiu, była jedną z tych rzeczy,
której wyjaśnić nie można, a jednak jest oczywista. Tak, tylko na nic się miały
te wyniosłe wywody, gdy ona będąc gdzieś zupełnie daleko była na niego
śmiertelnie obrażona. Miał do niej żal. Wybrała rozwiązanie, które wydawało się
jej łatwiejsze, bo przecież, jak niewiadomo, kto zawinił, to jest to na pewno
Tom. Bo przecież to on się stoczył. To on miał problemy. To przez niego zespół
przechodził kryzys. On był wszystkiemu winien, po prostu, a to, że to wszystko
miało miejsce już bardzo dawno, to wcale się nie liczy, bo to przecież Tom!
Odpalił papierosa zaciągając się bardzo mocno. Dym powoli dochodził do jego
płuc, podrażniając przełyk. Nie przeszkodziło mu to, zaciągnął się po raz
kolejny i następny i następny. Nie musiał czuć się winny, bo nie zrobił
niczego, co mu zarzucała. poczuł napływającą falę złości. Z całych sił kopnął
kamyk, który zaplątał mu się pod nogami. Odpalił kolejnego papierosa. Zezłościł
się na Scarlett, bo tak łatwo w niego zwątpiła. Zezłościł się, bo pomimo tego,
że zarzekała się, że liczy się tylko ich wspólne tu i teraz, całkiem niedawno
dała najlepszy dowód na to, że to nie prawda. Miał do niej żal, bo podważyła,
jakąś cząstkę fundamentu, na którym opierał się jego nowy światopogląd. Miał do
niej żal, bo najzwyczajniej w świecie go zraniła. Zatrzymał się gwałtownie, po
czym zawrócił.
Kiedy tylko drzwi windy
otworzyły się, prawie biegiem dopadła się do mieszkania chłopaków. Nim
przycisnęła dzwonek, przywarła do gładkiej powierzchni drzwi, opierając nań
czoło i dłonie. Usiłowała ustabilizować oddech, przymknęła powieki. Stała tak
przez moment, usiłując znaleźć sens w swoim maratonie, nie udało się, a pomimo
tego mocno nadusiła dzwonek. Kiedy po krótkiej chwili nikt nie otwierał,
zadzwoniła jeszcze kilkakrotnie. Wierciła się pod drzwiami, przytupując szybko.
Niewidzialna klamra ściskała jej żołądek. Czuła się jak przed sprawdzianem. Mówią, że życie jest jak sprawdzian, jednak
bez poprawki. Nie mogła oblać swojego. Wszystko wirowało, a tylko ona
zdawała się nie ruszać ani o milimetr. Oddychała głęboko, nadal opierając się
jedną ręką o framugę. Sekundy zdawały się trwać wieczność. Wlokły się,
przedłużając jej męczarnię. W jednej chwili cały żal, jaki towarzyszył jej
odkąd wróciła do domu, wyparował. Zamiast niego pojawiło się poczucie
przemożnego lęku, którego źródła nie potrafiła odgadnąć. Chciała jedynie, by w
drzwiach pojawił się Tom. Usłyszawszy skrzypnięcie, uniosła głowę. Z nadzieją
wpatrywała się w nie, gdy uchylały się przed nią. Choć była niemal pewna, że to
nie Tom pojawi się przed nią, zawiodła się widząc zaspanego Billa. Poczuła
skurcz w żołądku. Spoglądał na nią jednym okiem, drugie mrużąc zupełnie, w
dodatku osłaniając twarz dłonią przed ostrym światłem, bijącym z korytarza. W
tej właśnie chwili zdała sobie sprawę, że był środek nocy i że obudziła pewnie
nie tylko jego jednego.
- O matko kochana! Bill jest
noc!
- Serio? Nie zauważyłem. –
Rzucił, przepuszczając ją w drzwiach, po czym dodał błagalnym tonem, - Scarlett
błagam cię, powiedz mi, że nie przyszłaś tylko po to, żeby mi o tym powiedzieć.
- Zsunęła ze stóp buty, odwieszając kurtkę. Westchnęła zrezygnowana, lokując w
nim zmęczony wzrok.
- Jest Tom? – Przez moment
wpatrywała się w Billa, jakby rozważając jego odpowiedź. Potarła buzię dłońmi,
nawet nie próbowała, robić dobrej miny do złej gry. Nie miała wystarczająco
dużo sił, by bawić się w niezłomność. Przeczesała palcami włosy. Wszedłszy do
salonu, opadła ciężko na sofę, czując jak znów kręci jej się w głowie.
- Odkąd wyszedł, żeby się z
tobą zobaczyć, jeszcze go nie było. – Dodał, nie mając pojęcia, co mógłby
innego powiedzieć. W powietrzu, aż nader wyczuwalnym było coś niedobrego.
- Poczekam, dobrze?
- Co jest, Scarlett? –
Podszedł, kładąc dłoń na ramieniu brunetki. Odwróciła się i spojrzała na niego.
Jej powieki z niebywałą trudnością unosiły się i opadały. Była blada i
zmęczona. Zaniepokojony przysiadł na oparciu, przygarniając ją do siebie. Nie
wiedział dlaczego, choć pewnie dlatego, że Scarlett była tak blisko z Tomem,
ale czuł się w obowiązku dbać o nią. Brunetka stała się bardzo ważna, nie tylko
dla Toma, ale i dla niego samego. Lubił
ją tak po prostu i bezwarunkowo, choć zdawała się być jeszcze bardziej złożona
niż to się faktycznie wydawało, choć wiedział o niej niewiele, ale to czego był
świadom, jakoś w zupełności mu wystarczyło. Traktował ją ani nie jak siostrę
ani przyjaciółkę. Była po prostu Scarlett.
- Muszę porozmawiać z Tomem.
Zrobiłam coś bardzo złego.
- Nie strasz mnie.
- Nie straszę, Bill. Po
prostu… poczekam na niego, okej? – Na widok jej oczu, dreszcz przebiegł mu po
plecach. Były tak chmurnie niebieskie, tak ogromne, tak smutne, widząc to
spojrzenie krajało mu się serce.
- Pewnie, przecież tutaj
jesteś u siebie.
- Idź spać, Bill. Obudziłam
cię, narobiłam szumu, ale nawet nie byłam świadoma tego, która może być
godzina.
- Mam nadzieję, że zaraz
wróci.
- Ja też, nie masz pojęcia,
jak wielką. – Bill, znów nie bardzo wiedząc, co powiedzieć, wstał i pochyliwszy
się, ucałował brunetkę w czubek głowy.
- To ja pójdę, nie? – Beznamiętnie
kiwnęła głową, myślami będąc już bardzo daleko. Nawet, nie zauważyła, że
odszedł. Mocniej wbiła się w miękkie oparcie, kuląc nogi pod brodą. Oparła ją
na kolanach i zamknęła oczy. Czekała, aż jej oddech się wyciszy, a serce
zacznie spokojniej bić. Mijały minuty, a szum powoli ustał, świat nie wirował.
Wsłuchała się w ciszę zarazem kojącą i tak bardzo obcą. W jednym z pokoi
skrzypnął materac, od Billa dobiegło jego westchnienie, a Georg zwyzywał kogoś
przez sen. Jedynie z pokoju Toma nie dochodził żaden dźwięk, zza uchylonych
drzwi zionęła pustka i nawet czerń nocy zdała się tam ciemniejsza. Ten mały,
nieznaczący szczegół, burzył cały ład. Jeśli ten kiedykolwiek istniał.
Analizując wszystkie wypowiedziane przez niego słowa, spokoju szczególnie nie
dawało jej jedno, w zasadzie to, że po raz kolejny minionego dnia miał rację.
To, że musiał jej to uświadomić w takiej sytuacji, a najbardziej to, że nie
dopuszczała do siebie świadomości swoich poczynań. Nieprawdą było, że tylko
tata trzymał za nią kciuki. Wiedziała to. Liv zawsze stała za nią murem, gdy
walczyła o śpiewanie, Bill zachwycał się jej wysokimi nutami, Gustav i Georg
tez ją chwalili i Karl kazał jej walczyć o swoje i ci wszyscy ludzie w klubie,
z którymi rozmawiała i wreszcie Tom, który w każdy weekend słuchał jej jak
zaczarowany. Minęło już kilka tygodni, odkąd nie było już taty, a ona wciąż
trzymała się go kurczowo, tak jak tego ranka, gdy wychodził z domu po raz
ostatni. Trzymała tak mocno, nie chcąc, by odszedł. Nie dopuszczała do siebie
tego, że już dawno wysmyknął się z jej objęć. Do wczoraj nie zdawała sobie
sprawy z faktu, że zawsze o nim wspominała, stawiała na pierwszym miejscu.
Angażowała jego wspomnienie we wszystko, co robiła. To działo się naturalnie.
Tak zawsze było, przywykła do tego, że zawsze wspominała o tacie, który był
kimś najważniejszym w jej życiu, a teraz kiedy nie żył, robiła to samo. Nawet
swoje niepowodzenie zwaliła na to, że go nie było. Nie widziała, że ten cały
casting był jedynie farsą, że nie wart był uwagi, a Tom tak naprawdę wierzył w
nią bardziej niż ona sama, a pomimo tego wypomniała mu tyle okropnych rzeczy… a
on przecież miał rację, zwłaszcza wtedy, kiedy mówił o tacie. Jednak świadomość,
to jedno, ale najgorsze było to, że nie potrafiła się z nim rozstać.
Usłyszała skrzypnięcie zamka.
Jak na komendę otworzyła szeroko oczy, świtało już. Nie spała, trwała w
zawieszeniu. Myślenie przychodziło jej już ze zbyt dużą trudnością. Umysł nie
chciał kojarzyć już faktów, a ogromny ból rozsadzał jej czaszkę. Jednak, tylko
siedziała, skulona, czekając na niego. A jedynym, co było w tym momencie pewne
to, to, że wbiła nuż w plecy człowiekowi, który stał się sensem. Odwróciła
głowę, wpatrując się w przestrzeń za sobą. Wśród rozrzedzającego się mroku,
dostrzegła jego lakoniczne ruchy. Beznamiętnie zdjął kurtkę, odwieszając ją
obok jej własnej, nawet tego nie dostrzegając i buty. Powłóczając nogami,
wszedł go swojego pokoju. Bezszelestnie wkradła się za nim, przez moment jej
wciąż nie dostrzegał. Zdjął czapkę i froty, rzucił je niedbale na łóżku.
Wyjrzał przez okno, stał przy nim przez chwilę. Dokładnie zlustrowała jego
postać. Mruknąwszy coś pod nosem, odwrócił się energicznie i wtedy ją zobaczył.
Zamarł na moment. Pierwsze w oczy rzuciły mu się jej niebieskie skarpetki.
Odziana w czerń, wtapiała się w mrok panujący w pokoju. Po prostu stała, z
rękoma splecionymi za plecami. Jej obecność zdała mu się wybrykiem wyobraźni,
myślał o niej tak dużo, że było to nawet prawdopodobne. Jednak im dłużej
patrzył, tym bardziej stawała się wyraźna. Niesforne kosmyki opadały na jej
buzię i była jakaś inna, nieswoja. Tak, jak nieswój był on. Wpatrywał się w
Scarlett, równie intensywnie jak ona w niego. Zacisnął zęby, splótł ręce na
torsie. Zadarł głowę, posyłając jej pewne spojrzenie. - Co ty tutaj robisz? –
Zmrużył oczy, zawsze tak robił, chcąc wydać się srogim.
- Przyszłam do ciebie.
- To akurat widzę.
- Tom… - Biorąc głęboki
oddech, podeszła bliżej chłopaka. Stanęła obok niego, unosząc głowę, by móc
spojrzeć mu w oczy. Nawet nie drgnął. Przy Tomie czuła się taka drobna, mała,
nawet bezbronna. Zawsze jej to odpowiadało, jego siła, dawała jej poczucie
bezpieczeństwa, a dziś to jego nieprzejednanie budziło w niej lęk.
- To, co, porozmawiamy o tym
jak nisko upadłem, czy może jak bardzo jestem beznadziejny? A może masz jeszcze
jakieś pomysły? – Uniósł ku górze jedną brew, uśmiechając się gorzko.
- Przestań. – Szepnęła.
- Dlaczego? To przecież
ciekawy temat, uświadomić Tomowi, że jest śmieciem. – Zrobił pauzę,
zastanawiając się moment nad odpowiednimi słowami. Przechylił lekko głowę i
mrużąc mocniej oczy, ostro wbił w jej tęczówki swoje spojrzenie. Nie mrugnęła
nawet, zniosła je. Dzieliło ich może dziesięć centymetrów, a zdawało się, jakby
była to wielka przepaść. Czuł bijące od niej ciepło, miał wrażenie jakby
koniuszki nerwów wyczuwały jej dotyk, a mimo tego była zupełnie odległa.
Przełknął ślinę. – Wiesz, przez moment pomyślałem, że przy tobie zacząłem
normalnie żyć, ale wczoraj skutecznie przypomniałaś mi, że takie pojęcie mnie
nie dotyczy. Kurczę, jak fajnie jest sobie przypomnieć, że jest się nikim.
Dzięki! – Ostatnie wykrzyknął z udawanym entuzjazmem. Odwrócił się gwałtownie i
podszedł do okna. Scarlett przymknęła powieki, czując intensywniej jego zapach
– whisky, tytoń i mięta.
- Tom, ja nie spałam całą noc
i…
- Doprawdy, niezmiernie mi
przykro. Jeśli cię to pocieszy, powiem ci, że ja tez nie zmrużyłem oka.
- Daj mi dojść do słowa.
- Tak, jak wczoraj ty mnie? –
Bródka zaczęła jej drżeć niebezpiecznie. Zachłannie wciągnęła do płuc
powietrze, nie chcąc wybuchnąć po raz kolejny. Łzy towarzyszyły jej zbyt
często. Nie powinna pozwalać im płynąć. Wiedziała, że skrzywdziła Toma i nie
miała pojęcia, co z tym zrobić. Kilka słów, a narobiły takiego bałaganu…
- Nie tak, - szepnęła – obejrzyj
to okej? Tylko to obejrzyj, nie będę prosić o nic więcej. – Położyła płytę obok
komputera Toma, po czym wycofała się z powrotem do drzwi.
- Co to? – Tom rzucił
Scarlett zdziwione spojrzenie.
- Obejrzyj. – Oparła się o
framugę, otulając się ramionami. Uważnie śledziła każdy najmniejszy ruch Toma.
Jak podchodził do stolika, włączał komputer i koncentrował się na ekranie. Widziała,
że kątek oka, co chwila na nią zerkał. Był nerwowy, jego ruchy były nerwowe. Miał
podpuchnięte oczy i w ostrym świetle bijącym od monitora, zdawał się być bardzo
blady. Siedział na swoim łóżku, przygrabiony i wpatrywał się w rozjaśniający
się ekran, na którym pojawiła się ona…
Widząc Scarlett, słysząc jej
głos, wydawało mu się, że tamten wieczór wrócił, że stał się na nowo tu i
teraz. Chłonął każdą kolejną scenę, jakby działa się na nowo, odradzała się w
jego umyśle, przypominając mu, jak bardzo był szczęśliwy. Czuł każdy dotyk,
zapach, słyszał słowa, widział… pamiętał. Zabolało. Zlepki zdarzeń tworzyły
obraz czegoś. Tworzyły obraz ich samych. Wśród prozaicznych zdarzeń odnaleziono
to, co w jego mniemaniu nadało sens wszystkiemu. Odnaleziono ich w krojeniu
chleba, oglądaniu telewizji, pocałunkach, dotyku, rozmowie, spojrzeniach, piciu
herbaty, splataniu jej włosów, szeptom i krzykom, bliskości, przekomarzaniu, byciu. To wszystko było tak bardzo
oczywiste, że aż nieprawdziwe. Dotąd...nie zastanawiał się nad tym, ile daje mu
bycie ze Scarlett, ale zabrałoby jej odejście. Ten film…ukazał jakaś cząstkę
tego wszystkiego. Poprzez uwiecznienie sposobu, w jaki na siebie patrzyli,
rozmawiali, uśmiechali się, czym byli dla siebie, uświadomił sobie, co zostało
brutalnie zachwiane. Nie wiedział, jaki cel obrała sobie Scarlett pokazując mu
ten film. Nie miał pojęcia, czy odbierała do w ten sam sposób, a już zupełnie,
co o tym wszystkim myśleć. Jednak ten film…Czuł się rozdarty między żalem, a
niepomierną chęcią przytulenia jej, takiej kruchej i zdawałoby się tak
bezbronnej. W ogromie targających nim sprzecznych uczuć, był zły na siebie, że
złościł się na nią coraz mniej.
To nie jest kolejny film o miłości ani banalna
telenowela, co to, to nie. Nagrywam ten film po to, żeby pamiętali, jak wiele
mają, w razie, gdyby kiedyś zdarzyło się im zapomnieć. Moi mili państwo, oto
Scarlett i Tom - mała Księżniczka i
zagubiony Książę.
- Nie chcę tego stracić, Tom.
Tak bardzo nie chcę. – W tle ciemniejącego obrazu, jego uszu dobiegł jej
zdławiony szept. Nim odwrócił się, Scarlett nie było już w pokoju. Usłyszał
jedynie cichy trzask drzwi wejściowych. Automatycznie zerwał się z miejsca,
wybiegając za nią. Na korytarzu, przed oczami mignął mu jedynie jej długi
warkocz znikający za zamykającymi się drzwiami windy. Zaklął pod nosem, pędem
wbiegając na schody awaryjne. Nawet nie rejestrował tego w jaki sposób pokonał
te wszystkie piętra, na moment znalazł się jakby poza czasem. Ocknął się
dopiero, gdy w twarz buchnęło mu chłodne powietrze. Nie zmęczył się nawet, nie
miał na to czasu. Nie widział jej. Pobiegł do bramy, rozejrzał się wytężając
wzrok. Było jeszcze stosunkowo ciemno, ruch był niewielki, a na ulicy żywej
duszy. Dostrzegł ją na rogu ulic. Znów pobiegł, wykrzykując jej imię. Wszystko
działo się, jak w zwolnionym tempie. Zimne powietrze wdzierało się do jego
płuc, szerokie nogawki plątały się między jego nogami, a Scarlett oddalała się.
jej płynne ruchy przecinały powietrze, włosy falowały na wietrze. Była jakaś
taka nierzeczywista, jakby zaraz miała zniknąć. Dogonił ją. Smukłe palce dłoni
Toma zacisnęły się na jej szczupłym przedramieniu, zmuszając ją, by się
zatrzymała.
- Nie uciekaj ode mnie. – Wyszeptał, odwracając ją przodem do siebie.
Oddychała szybko i nierówno, jej policzki oblały się purpurą. Spoglądała na
niego łapiąc oddech. Żądne z nich nie mogło wykrztusić z siebie słowa, jakby
brak tchu miał dać im czas na zastanowienie.
- Chciałam ci tylko
powiedzieć, że nie tylko ja uchroniłam cię przed upadkiem. Ty obroniłeś mnie
przed niszczeniem samej siebie. Nie chcę ciebie i mnie. Chcę nas. – Wyrzuciła z
siebie na jednym wdechu, niepewnie unosząc ręce i zaciskając palce na bluzie
Toma. Spojrzał na jej drobne dłonie, później znów w oczy, mając wrażenie, że
zabrakło mu słów. Scarlett wykorzystała tę chwilę wahania, kontynuując. – Ja…
nie umiem przepraszać. Nie umiem przyznawać się do błędu. Nie potrafię przyjąć
porażki… jestem nieraz zbyt harda, zbyt dumna, zapominam o tym, co jest dla
mnie najważniejsze, myśląc, że tego właśnie bronię. Jestem po prostu trudna,
więcej we mnie sprzeczności, niźli klarownych cech, ale chcę, byś to właśnie ty
się mnie nauczył.. Oglądając ten film, uświadomiłam sobie coś, co wiem
doskonale od dawna. Jesteś wszystkim czego chcę. Jesteś wszystkim czego potrzebuję. –
Patrzył na nią w zamyśleniu przez kilka krótkich chwil. Przenikał ją
spojrzeniem na wskroś. Jakby szukał odpowiedzi na nie zadane pytania. Po czym
po prostu ujął jej dłonie, stanowczo odejmując je od kap swojej bluzy.
Splecione zawisły na moment w powietrzu, a ona nadal patrzył. Rozważał
wszystko, co właśnie powiedziała, prawie nie pamiętając tych wszystkich,
minionych gorzkich słow. O dziwo skrucha, którą wykazywała zdawała mu się
stokroć bardziej prawdziwa, niż wczorajszy żal. Nie umiał, może nie chciał
chować do niej urazy. Może to było też niemęskie, skoro na dźwięk kilku jej
słów rozmiękczył się zupełnie, ale pod wpływem jej spojrzenia skruszyłaby się
najtwardsza skała. To nie miał już znaczenia. Uniósł je na wysokość swoich warg
i ucałował delikatnie każdą z osobna i w tej samej chwili Scarlett wybuchła
gorzkim szlochem, tak jakby pękła w niej tama i długo wzbierająca się rzeka
wylała. Bez słowa przytulił ją do siebie, mocno i pewnie. Przytulił policzek do
czubka głowy Scarlett, wdychając waniliowy zapach jej włosów. – Przepraszam,
Tom, tak bardzo cię przepraszam. – Wyszlochała, wtulając się w jego tors.
Mimowolnie się uśmiechnął
- Ciiii…Maleńka, ciii. Już
nieważne. – Gładził Scarlett po głowie, tuląc do siebie jej przemarznięte
ciało. Wstrząsnęły nią dreszcze. Zdał sobie wtedy sprawę, że nie miała na sobie
niczego poza cienkim sweterkiem. Odsunął ją od siebie, szybko zdejmując z
siebie bluzę. Założył ją brunetce i zapiął pod samą szyję, po czym znów do
siebie przytulił. Słaniała się na nogach, czuł jak bezsilnie tkwiła w jego
ramionach. Już nie myślał o niczym innym, jak o tym, żeby była bezpieczna.
Jedną dłoń położył na wysokości jej łopatek, a drugą pod kolanami. Wziął ją na
ręce i zawrócił do domu. Nawet się nie broniła. Czuł się dziwnie spokojny.
Wiedział, że wszystko działo się tak, jak powinno. Dotarłszy do mieszkania,
zastał Billa stojącego w drzwiach jego pokoju. Ujrzawszy ich razem, uśmiechnął
się i zniknął w nim znów. Scarlett oddychała miarowo. Domyślił się, że śpi.
Zasnęła tak nagle, w ułamku sekundy. Ufnie
tuliła się do niego, a on trzymając ją w ramionach, był pewien, że miał
wszystko. Położył ją w swoim łóżku i sam nie dbając o nic więcej, zdjął
buty i sam położył się obok. Szczelnie okrył ich kołdrą i oplótłszy ją ręką w
talii, mocniej przyciągnął Scarlett do siebie. Uśmiechnął się, zasypiając.