15 lutego 2010

29. Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.

Mieszkanie lśniło czystością. Było zupełnie puste. Dotąd śnieżnobiałe ściany, zostały pokryte żywymi kolorami. Nad oknami zawisły firanki, a panele solennie wypastowano. Stał po środku salonu łączącego się z aneksem kuchennym i rozglądał się dookoła. Dosłownie przed półgodziną z mieszkania wymaszerowali jego pomocnicy. Pojawili się wszyscy: Georg i bliźniacy, Liv, Scarlett i nawet Rainie z Candy. Pomagali mu, starając się poprawić. Dziewczyny posegregowały rzeczy Caroline. Przepatrzyły je dokładnie, każdą kieszonkę, sprawdzając czy przypadkiem nie znajdowało się w niej coś niepożądanego. Znalazły dwie uncje jakichś prochów. Wciąż miał je w kieszeni. Z chłopakami i ludźmi z ekipy wyniósł meble, a kilku fachowców, w zaledwie trzy godziny wymalowało całe mieszkanie. Później sprzątali razem, myli i polerowali. Choć nie potrafił się cieszyć, było mu lżej. Przyjaciele starali się, żeby mu dopomóc. Bez wiedzy Caroline zrobił w jej mieszkaniu czystkę. Już podjął decyzję. Nie opuści jej. Pomoże najlepiej jak będzie potrafił, jednak na jego zasadach. Nie wiedział czy się na to zgodzi, czy będzie chciała. Jednak postanowił zaryzykować. Słysząc dzwonek otworzył drzwi, wpuszczając pierwszych tragarzy.
*

Elastyczny materiał bluzeczki w jasnym odcieniu cytrynowej żółci, opinał spory brzuszek Julie. Smukłe palce przebiegły po nim, zaciskając się na nim przez krótką chwilę. Wygładziła fałdy materiału tworzące jej dekolt, by zaraz powieść dłońmi wzdłuż swojej nieco bardziej zaokrąglonej talii i poprawić niewidoczne zakładki, sięgającej końca bioder bluzki. Ciemnoniebieskie jeansy eksponowały nogi blondynki, a sandałki na średniowysokiej koturnie dodawały im smukłości. Dziewczyna westchnęła ciężko, odrzucając do tyłu jasne włosy. Spojrzała w odbicie na Shie'a, który uśmiechał się przekornie, bacznie śledząc każdy jej ruch. Choć byli razem już tak długo, za każdym razem, gdy uchwyciła jego spojrzenie, robiło się jej gorąco. Tak bardzo go kochała. Dzięki niemu uwierzyła, że coś znaczy. Poczuła się piękna, potrzebna i kochana, a to on powtarzał, że uratowała mu życie. Jęknęła żałośnie, opuszczając bezradnie ręce.
- Shie! - Chłopak wstał i podszedłszy objął Julie w pasie, kładąc dłonie na jej brzuchu. Wtulił nos w jej włosy, odpowiadając cichym mruknięciem. - Ja jestem taka gruba! - Szatyn roześmiał się prosto w szyję ukochanej, a jego ciepły oddech owionął jej skórę. Czule splotła swoje z jego dłońmi, gładząc delikatnie kciukami wierzch jego dłoni.

- Chciałaś powiedzieć: jestem taka pociągająca! 
- Nieprawda. Już zapomniałam, jak to jest mieć wcięcie w talii. Cud, że widzę jeszcze własne stopy! Shie - gwałtownie odwróciła się przodem do niego, kładąc dłonie złożone w piąstki na jego torsie i posyłając mu pełne pretensji spojrzenie. Słodko wydęła wargi. - Dlaczego inne dziewczyny są takie szczupłe w ciąży, a ja zaczynam przypominać orkę?
- Kochanie - zaczął, jedną rękę kładąc na plecach Julie, a drugą czule odgarniając włosy z jej twarzy. - Jesteś najładniejszą, najseksowniejszą, najbardziej ponętną dziewczyną w ciąży, jaką kiedykolwiek widziałem. 
- Nieprawda - tupnęła. - Mówisz tak, bo jestem twoją dziewczyną i chcesz mnie pocieszyć. 
- Nie doceniasz mnie, Jul - uśmiechnął się pobłażliwie. Była czasami jak mała dziewczynka. Zwłaszcza teraz, pytała go o rzeczy do cna banalne, denerwowała się jak dziecko, śmiała i płakała, a jej nastroje zmieniały się w ułamku sekundy. Ciąża zrobiła z niej mięciutką kluseczkę i to też w niej kochał. Wcześniej również potrzebowała jego opieki, jednak miała w sobie taką dziwną siłą, która pozwalała jej przetrzymywać ból, nie poddawać się i być dzielną zawsze, kiedy i jak długo było trzeba. Ale w takich chwilach jak te, była tak bezpretensjonalnie słodka i nieporadna, tak cudownie jego, że nie potrafił objąć tego myślą. Szczęście, jakie dawała mu ta dziewczyna, było po prostu nieogarnione. Pocałował ją czule i delikatnie. Dopiero wtedy na twarzy Julie pojawił się uśmiech. 
- Na pewno nie przestanę ci się podobać, jak pod koniec ciąży będziesz musiał przepychać mnie przez drzwi? - Zapytała ostrożnie. 
- Nawet jeśli będę musiał poszerzyć wszystkie, będę cię wielbił i chełpił i ubóstwiał i w ogóle - pogładził wierzchem dłoni jej puszysty policzek i objąwszy ramieniem, poprowadził do drzwi. - Mama pewnie już czeka.
Wszedłszy do jadalni zastali Sophie zagrzebaną w dokumentach. Z wypiekami na twarzy cierpliwie je sortowała, uważnie przyglądając się kolejnym kartkom papieru. Shie uważał, że miał bardzo ładną mamę. Nie tylko dlatego, że była jego mamą albo dlatego, że dopiero ją odzyskał. Sophie była naprawdę atrakcyjną kobietą. Nie jakąś pięknością. Jej twarz zawierała w sobie klasyczne piękno. Miała gładką, mleczną cerę, zadbane dłonie i świetną figurę, której niejedna o połowę młodsza dziewczyna mogłaby jej pozazdrościć. Była szatynką, a jej z pozoru proste włosy wywijały się we frywolne loki. Ich barwa idealnie współgrała z zielonymi oczami, które były ewenementem wśród szarych oczu ciotek. Wzrost Scarlett miała zdecydowanie po niej, mama może była odrobinkę wyższa niż jego siostra. Mniej więcej równa Jul. Czasami miał wyrzuty sumienia, że wiedział jak wyglądają jego siostry i tyle o nich słyszał, a one nie miały pojęcia o jego istnieniu. One od razu dostrzegłyby, że czarna, szykowna garsonka i włosy upięte z tyłu tak, by kosmyki nie opadały na jej twarz, to zupełna nowość. Sophie lubiła wygodę, choć zawsze wyglądała nienagannie. O tym mógł się dopiero przekonać. Przepuścił Julie przodem, po czym odsunął jej krzesło i zaczekał póki nie usiadła. Podszedł do Sophie i wyjmując jej z rąk dokumenty, zaprowadził ją na miejsce i również odsunął krzesło, by mogła usiąść. Sam zajął miejsce obok Julie i spojrzawszy na mamę uśmiechnął się, co ona skwitowała westchnieniem.
- Nie możesz tyle pracować, mamo - lubił to słowo. Powtarzał je tak często, jak tylko się dało, za każdym razem z większą satysfakcją. - Fitzner zostawił te dokumenty do przejrzenia. Mówił, że wszystko ci objaśni, więc pewnie niebawem się zjawi.
- Tak wiem, synku. - Zadziwiające, Sophie również chełpiła się tym jednym, krótkim słowem, uśmiechając się ciepło zawsze, gdy je wypowiadała. - Jednak chciałam mieć chociaż blade pojęcie o tym wszystkim, co tak nagle na mnie spadło. Dotąd, od ponad dwudziestu lat zajmowałam się jedynie domem. Fakt, podejmowałam jakieś prace, kiedy Nico nie zarabiał zbyt dobrze, ale ostatnie lata spędziłam w domu. Jeśli chodzi o biurokracje, to moje pojęcie kończy się na opłacaniu rachunków przez Internet.
- Ze mną jest tak samo. Shie prowadzi nasze rachunki, ja się gubię w tych wszystkich rozliczeniach. Zwłaszcza teraz. Moja koncentracja jest bliska zeru - Sophie zaśmiała się, posyłając przyszłej synowej ciepły uśmiech.
- Kiedy chodziłam z Shie'm nie było tak źle, bo musiałam się uczyć, ale z Liv... o ziemniakach na obiad przypominałam sobie dopiero, kiedy przypaliły się zupełnie. Byłam totalnie rozkojarzona, nie potrafiłam się na niczym skupić, no i to zapominalstwo. Ze Scarlett nie miałam czasu na brak koncentracji, bo Liv była malutka i w dodatku bardzo ruchliwa. Rozwiązuj krzyżówki, Julie.

- Chyba ma pani rację, bo jak tak dalej pójdzie, to zapomnę, że mam urodzić - z głośnym westchnieniem nabiła na widelec marchewkę i włożyła ją do ust. Sophie pokręciła głową, kątem oka dostrzegając, jak Shie ujmuje dłoń Julie, spoczywającą dotąd na stole. Uśmiechnęła się wspominając, jak Nico splatał ich palce w ten sam sposób. Patrząc na syna miała wrażenie, że spoglądała na swojego ukochanego męża. To, w jaki sposób mówił, chodził, gestykulował, a nawet patrzył, było zupełnie takie, jak zachowanie Nico. Shie nie tylko oczy miał ojca. Ich syn był skórką zdjętą z Nico. Cieszyło ją to i jednocześnie sprawiło ból. Tak bardzo żałowała, że nie mogła mieć ich obu przy sobie. 
- Chyba wasze maleństwo skutecznie ci o tym przypomni. Właśnie, zostaniecie tutaj czy wrócicie do Stanów? 
- Do końca szkolenia zostało mi siedem tygodni. Pod koniec miesiąca wracamy i później, kiedy je ukończę, kryminologię skończę już tutaj, korespondencyjnie. Teraz, kiedy wiem, że mam rodzinę, nie chcę osiedlać się w Ameryce. Już nie muszę szukać swojego miejsca na Ziemi, bo mam je od zawsze. 
- Bardzo się cieszę, że będę mieć was tutaj - Sophie uśmiechnęła się z wyraźną ulgą. - Postaram się tak zorganizować czas, by poświęcić go wam jak najwięcej. Muszę poważnie porozmawiać z Fitznerem o moich powinnościach w stosunku do firmy i może wówczas będę mogła w jakiś sposób wypracować sobie plan dnia. W życiu nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę wieść takie życie. 
- Zaskakuje nas zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Będziesz tu mieszkać?

- Nie, nie, bynajmniej kiedy was tutaj nie będzie, z resztą muszę od czasu do czasu pokazać się dziewczynkom. Wieść o spadku przyjęły dosyć... Dziwnie. Liv w pierwszej chwili zaniemówiła, później wyściskała nas obie, a zaraz potem uciekła z płaczem. Mniemam, że chodzi o Georga. Zapewne niebawem poznacie wszystkich czterech chłopców, są naprawdę bardzo mili. W każdym razie martwię się o Liv. Nie mogła ogarnąć zmian już wcześniej, a teraz już zupełnie się zagubiła w tym wszystkim. Natomiast Scarlett... Ona jest bardziej skomplikowana niż faktycznie się wydaje - przerwała, wstając od stołu. - Wstyd przyznać, ale tak mało o niej wiem... Ona wieść o należnej jej części przyjęła zupełnie spokojnie. Skinęła głową w zamyśleniu i uśmiechnęła się krótko. Stwierdziła, że to miło ze strony Hannah, że choć w taki sposób zechciała zrekompensować mi utracone lata. Za każdym razem, kiedy je widzę, bardzo mnie korci, by opowiedzieć im o tobie, ale czekam. Powiem im w czwartek, przed waszym przybyciem. 
- Myślę, że jeśli moje siostry są takie jak mówisz, szybko się dogadamy. Ja wciąż chwilami sam pytam siebie czy to faktycznie prawda. Przez całe życie miałem tylko apodyktycznego dziadka i dziarską babcię. Żyłem w świadomości, że miałem szczęście, bo ocalałem. Wiesz, co powiedziała mi babcia? Pamiętam dokładnie ten dzień - spojrzał przed siebie, jakby wpatrując się przeszłość. Mocniej ścisnął dłoń Julie. - Miałem może dziesięć lat, moje urodziny. Tylko wtedy mogłem pytać o was. W każdy inny dzień roku babcia zbywała moje pytania. Zapytałem, dlaczego umarliście, a ona opowiedziała mi o tragicznym wypadku samochodowym, w którym cudem ocalałem. Powiedziała mi, że tata kierował tak, by całą siłę uderzenia wziąć na swoją stronę, a ty zasłoniłaś mnie własnym ciałem. Całe życie żyłem w przeświadczeniu, że zginęliście dla mnie... I teraz, kiedy jemy razem śniadania i obiady, kiedy rozmawiamy i spędzamy razem czas, mam wrażenie, że to jedynie piękny sen - zacisnął powieki, szybko trąc je pięścią. Sophie niedbale rzuciła dokumenty na stół i podszedłszy prędko do syna, mocno przytuliła go do piersi. Tak, jak powinna tulić go do siebie przez wszystkie przeszłe lata. 
- To nie jest sen, syneczku. Życie dało nam drugą szansę i wykorzystamy ją i wierzę, że tata jest tu cały czas z nami. Kiedy już spotkasz się z dziewczynkami, pojedziemy wszyscy razem do niego. Byłby szczęśliwy - ucałowała Shie'a w czoło. Spojrzała na Julie, która dotąd siedziała cichutko obok. Biedna dziewczyna zalewała się łzami, patrząc na ukochanego i przyszłą teściową. Kredka, która dotąd podkreślała jej oczy, spływała wraz ze strugami łez po jej rumianych policzkach. Pociesznie pociągała nosem. Sophie obdarowała ją matczynym uśmiechem i odchodząc od Shie'a, mocno objęła Julie, śmiejąc się cicho.

- Niech się pani mną nie przejmuje. Płaczę z każdego możliwego powodu. 
- Wiele czasu minie zanim poznamy się naprawdę, ale już wiem, że oboje nie mogliście trafić lepiej - pogładziła dziewczynę po głowie i powoli odeszła do swoich zajęć. Shie znów mocno ujął dłoń Jul, kiedy otarła oczy i policzki. 
- Mamo - zaczekał, aż Soph spojrzy na niego. - Chciałbym sprzedać ten dom. - Sophie skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Rozmawialiśmy o tym z Julie, poparła mnie. W tym domu wydarzyło się wiele złego. Cierpiałaś ty, babcia, niewykluczone, że ciotki też, a może i dziadek na swój sposób. Choć z dzieciństwa mam prawie same dobre wspomnienia, chciałbym zacząć od nowa. Z Julie, naszym dzieckiem, tobą i dziewczynami. W przeszłości wydarzyło się zbyt wiele złych rzeczy, bym mógł tu budować swoje życie. 
- Porozmawiam o tym z Fitznerem. 
- Dziękuję.
- Rozumiem, że mam przygotować twój, a w zasadzie wasz pokój?
- Mam swój pokój? - Zapytał zdziwiony.
- Od zawsze - uśmiechnęła się, spoglądając na niego krótko. - Roboczo został nazwany gościnnym. Jednak my zawsze wiedzieliśmy, że jest twój. - Shie oparł się wygodnie na krześle, jakby z niedowierzaniem spoglądając na mamę. - My nigdy nie zapomnieliśmy, synku.
*


'Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko pozostało takie jak dawniej.'1
 Sporych rozmiarów pokój, którego ściany niezmiennie nosiły na sobie jasny odcień szarości i dźwigały dziesiątki platynowych i złotych płyt. Pokój, pośrodku którego stał dwudziesto cztero osobowy stół na metalowych nogach, z metalowymi okuciami i szklanym blatem. Pokój, w którym stało pianino i kosztowny zestaw stereo. Pokój, w którym od lat zbierały się posiedzenia ważnych person Universalu. Właśnie w nim zapadały dziesiątki decyzji, o czyimś być albo nie być. Opijano zwycięstwa i przemilczano porażki. Dave Roth, Peter Hoffmann, Patrick Benzner i David Jost, czyli tak zwana boska czwórka Universalu oraz Tom, Bill, Georg i Gustav, czyli boska czwórka , jednak nie tak skromnie, bo całej Europy i połowy Ameryki siedzieli właśnie w tym pokoju, przy tym bardzo dużym stole, omawiając szczegóły dotyczące wydania płyty, póki Jost nie wstał od stołu, zwracając tym na siebie uwagę reszty. Skinął głową na Billa, który automatycznie uśmiechnął się szeroko, splatając dłonie i strzelając kostkami. Powoli podszedł do sprzętu stereo i włączył jedno z bardziej spektakularnych wykonań Scarlett. Jeśli wcześniej producenci spoglądali po sobie, pytając o co chodzi, tak właśnie w tej chwili zamilkli, w pomieszczeniu zaległa zupełna cisza. Wydawało się, jakby wstrzymali oddechy. Wszyscy z uwagą wsłuchiwali się w jej wykonanie "I will always love you" przy własnym akompaniamencie. Przy jednej z kolejnych długich nut, Benzner zwyczajnie zamknął oczy i słuchał. Zaś Roth wpatrywał się w wieżę stereo tak, jakby co najmniej mógł zobaczyć tam brunetkę. Kiedy utwór dobiegł końca, David odwrócił w ich stronę włączonego laptopa i puścił film, który wcześniej przyszedł do wytwórni. Zdziwił się, kiedy zobaczył zgłoszenie Scarlett. Tom nie wspominał, że miała zamiar próbować swoich sił. Jak się później okazało, to była sprawka jej siostry. Nie dał dość im do słowa, stanowczym gestem nakazał słuchać i patrzeć. Odezwał się dopiero, kiedy film przedstawiający Scarlett śpiewającą wszędzie, gdzie się da, dobiegł końca.

- Chcę ją w piątek - odrzekł stanowczo. - Powali na kolana wszystkich tych wyrostków, których wybraliście z castingów. - Peter pokiwał jedynie głową w zamyśleniu. - Usłyszycie ją na żywo i nie będziecie chcieli, by kiedykolwiek skończyła. Ta dziewczyna ma nie tylko talent. Ona ma pasję. Widziałem, co dzieje się z nią, kiedy śpiewa. Widziałem emocje i zaangażowanie. Niemieckiemu rynkowi muzycznemu potrzeba zmian, a jej potrzeba szansy. Promujemy wielu młodych ludzi, którzy z marnym głosem i koneksjami robią karierę. Listy przebojów zalewają piosenki typu: kochaj mnie, a ja będę kochać ciebie. Ostatnio naprawdę zmieniło się coś, kiedy wypuściliśmy 'Schrei'. Czas na kolejny przełom. - David wyłączył komputer i pozbierał swoje rzeczy. Podniósł wzrok na Rotha, Hoffmanna i Benznera. 
- Ta mała jest niezła. Niech zaskoczy - odrzekł Roth, po czym pożegnawszy się z wszystkimi opuścił pokój. Gustav nie zareagował. Georg się uśmiechnął. Bill entuzjastycznie poderwał się z miejsca i prawie podbiegł do menagera. A Tom? Tom westchnął ciężko i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Dogonił brata dopiero na parkingu. Mało brakowało, a Tom zniknąłby Billowi z pola widzenia. Dopadł do drzwi auta od strony pasażera, nim te po drugiej stronie zamknęły się z trzaskiem. Szybko wślizgnął się do auta. Tom, nie zawracając uwagi na brata, zapiął pas i odpaliwszy silnik, lekko wrzucił bieg. Machinalnie ruszył przed siebie, manewrując tak, by opuścić teren wytwórni. Bill nie odzywał się przez pierwsze pięć minut, czekając na jakąkolwiek reakcję. Jednak brat zupełnie ignorował jego obecność. Martwił się o Toma. Czuł, że coś było nie tak. Nawet, jeśli mieli mniej czasu dla siebie, to nie oznaczało, że ich więź osłabła.

- Co jest? - Odrzekł wreszcie, lokując w Tomie pytające spojrzenie. 
- Nic, a co ma być? - Odparł od niechcenia.
- Od samego rana chodzisz struty. Pokłóciliście się?

- Ze Scarlett? Lepiej być nie może. Jesteśmy na dziś umówieni. Muszę się przygotować, po co miałem tam bez sensu siedzieć?
- Gdybyś był mną, uwierzyłbym, że potrzebujesz kilku godzin na wyszykowanie się do wyjścia, ale jesteś Tomem, który wyrabia się w pół godziny, więc nie wciskaj mi tu kitu, braciszku. Tak jakby trochę cię już znam - kilka kolejnych chwil, Tom prowadził bez słowa, odcinając się od intensywnego wzroku brata. Walczył ze sobą i swoimi obawami, nie wiedząc, czy powiedzieć o nich Billowi. Nigdy nie mówił o tym nikomu. To było przecież niedorzeczne. Dopiero, kiedy zatrzymał się na którymś z kolei skrzyżowaniu, poddał się, głośno wypuszczając powietrze ustami.
- Masz rację - powiedział i zamilkł. Bill nie za bardzo wiedział, jak miał rozumieć słowa Toma. Już chciał spytać, kiedy ten odezwał się znów. - Boję się, Bill... - Oczy młodszego bliźniaka powiększyły się nienaturalnie. Tom wziął głęboki oddech, ruszając płynnie z miejsca. Nie patrzył na brata. - Boję się, że jeśli ona odniesie sukces, a to pewne, że tak się stanie, to ją stracę. Boję się, że pochłonie ją cały ten wielki świat, tak jak nas pochłonął - zajechał w boczną ulicę prowadzącą do ich apartamentowca. Bill zaskoczony wyznaniem Toma, nie mówił nic przez chwilę, obgryzając polakierowany na czarno paznokieć. Nawet nie przyszło mu do głowy, że kariera mogłaby zaszkodzić ich miłości, choć to w zasadzie oczywiste. Rozjazdy, koncerty, promocje, nagrania, stres i tęsknota, to wszystko ujemnie wpływa na związki, ale... Na każdy inny, ale nie ich. Jak bardzo nie byliby różni, to tak samo mocno nierozłączni. Każdego mogło to spotkać, ale nie Scarlett i Toma. W to nie wierzył. Czuł się naprawdę zaskoczony. Prawda, która była aż nader oczywista, dotąd jakby poza nim, dotarła brutalnie do Billa. Chociaż nie, nie, nie. Nie Tom i Scarlett. Przecież ona zawsze była przy nim, kiedy upadał, kiedy było źle, a on trwał przy niej, kiedy się bała, kiedy trzeba było umocnić ją w jej sile. Ich nic nie było w stanie zniszczyć - w to wierzył.
- Nie stracisz jej - odrzekł. - Nie umiecie bez siebie żyć.

- Pomyśl. Ona wróci, ja wyjadę i tak w kółko. Bill ja... Nigdy nie czułem czegoś takiego. Ona jest dla mnie zbyt ważna. 
- Właśnie dlatego wam się uda, Tom. Oboje jesteście dla siebie zbyt ważni. Myślę, że jeśli poprosiłbyś ją, żeby tego nie robiła, byście byli razem, mieli dom z ogródkiem, psa i gromadę dzieci, to zgodziłaby się bez wahania, bo za bardzo cię kocha, by żyć ze świadomością, że cierpisz. Ale pomyśl, ile byłoby w niej niespełnienia? Postaw się w jej sytuacji. Pomyśl, co my czuliśmy, kiedy odmówiono nam pierwszy, drugi i kolejny raz. A jak było, kiedy wreszcie się udało. Niech spróbuje. 
- Nie zamierzam nawet jej o to prosić. Wiem, jak bardzo pragnie śpiewać. Nie odbiorę jej tego. Po prostu... - Odsapnął ciężko, nie mogąc znaleźć słów. 
- Widzisz, patrzę na was z trochę innej perspektywy niż wy sami. Dostrzegam zmiany, które bardzo, bardzo mocno zakorzeniły się w was. Ty jesteś... Jesteś znów moim Tomem. Śmiejesz się, nawijasz jak najęty, grasz z dawną pasją, dowcipkujesz i ujeżdżasz na Georgu. Do tego wpadłeś jak śliwka w kompot, ale widzieć cię zakochanego bez pamięci, to też fajny widok i ja cieszę się razem z tobą - Bill uśmiechnął się w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie Toma. - Scarlett też jest inna, niż była kiedy ją poznałem. Nie jest już tak harda, niezłomna i silna. Nie jest zapatrzona w jeden cel. Przy tobie jest zupełnie delikatna i słodka. Ona cię kocha nawet spojrzeniem, tak jak ty kochasz ją. Muzyka jest w niej, ale ona spoczywa na przeciwległym krańcu równoważni. Póki co, świetnie wychodzi jej stanie na samym środku, ale widzę, że gdyby było trzeba, pobiegłaby do ciebie. Ty zrobiłbyś to samo. Dlatego, choć może być trudno, wiem, że sobie poradzicie. Ale ona jeszcze nie nagrała tej płyty, więc po co martwić się na zapas? 
- To wszystko, aż tak widać? - Tom spojrzał bratu w oczy. Już dawno stali na podziemnym parkingu. Już dawno wyłączył silnik i odpiął pas. Słuchał Billa. Ostatnimi czasy bardzo brakowało mu brata z wiecznie niezamykającymi się ustami. Dziś ten gaduła mówił wyjątkowo mądrze.

- Jak na dłoni - pobłażająco poklepał Toma po ramieniu. - Widzisz, ty czujesz się nieswojo, kiedy Scarlett jest dalej niż metr od ciebie i miotasz się bez sensu, a ona wciąż szuka cię wzrokiem. Czegoś takiego świat jeszcze nie widział - Bill zaśmiał się wesoło, wywołując też uśmiech na twarz Toma. 
- Bo nie miał jeszcze z nami do czynienia - odparł zabawnie po chwili namysłu. 
- Pragniemy zmian, pragniemy iść do przodu, ale jednocześnie chcielibyśmy, żeby wszystko pozostało takie samo, a niestety tak się nie da. 
- Ja po prostu nie chcę się nią dzielić.
- Zrzędzimy jak babcie moherowe, ale niech będzie - Bill uśmiechnął się do bliźniaka. - Nawet jeśli stanie przed tysiącami ludzi, odpowie na mnóstwo osobistych pytań, uśmiechnie się do dziesiątek mężczyzn, czy nawet, jeśli będzie zupełnie daleko, to i tak pozostanie tylko twoja. Myślę, że to wiesz - zakończył teatralnym westchnieniem, po czym dodał - a teraz rusz tyłek i maszeruj się pięknić, pachnić i kremować. Musisz być sexy, Tommy! - Pisnął, poruszając śmiesznie brwiami, za co oberwał solidnego kuksańca.
- To za Tommy'ego - pogroził mu palcem, prędko wysiadając z samochodu. Bill nie spiesząc się kontemplował jeszcze nad czymś, kiedy Tom zamknął auto na centralny zamek z nim w środku. Po czym spokojnie ruszył w kierunku wyjścia z parkingu. Starał się nie odwrócić ze wszystkich sił. W duchu widział jak Bill wymachiwał rękoma, krzyczał do niego i perzył się, pąsowiejąc z oburzenia. Oczywiście nie wpadł na to, żeby nadusić klakson. Tom doszedł, aż do samych drzwi i tam odwrócił się majestatycznie, wyciągając przed siebie rękę, w której trzymał mały pilocik i odblokował zamki. Bill wystrzelił z auta jak z procy, emocjonując się i wykrzykując coś w jego kierunku. Tom zamknął samochód, po czym spokojnie udał się do windy.

*

Staranniej niż zwykle dobrał strój, ogolił się dokładniej i bardziej wyperfumował. W końcu pierwszy raz szedł na oficjalną randkę do swojej oficjalnej dziewczyny! Naprawdę się denerwował. To było zupełnie nowe doznanie. Całe szczęście, że znał już mamę Scarlett, bo dopiero miałby stres. Bill, co jakiś czas kontrolował stan jego przygotowań, z powątpiewaniem przyglądał się jego poczynaniom, pozostawiając je bez komentarza. Ograniczał się do wywracania oczami albo bezradnego wznoszenia rąk. Kiedy wreszcie otworzył drzwi łazienki, buchnęła zeń mieszanina różnych zapachów, na co Bill jedynie się skrzywił.

- Gorzej niż w drogerii! - Skrzywił się nieznacznie. - Nic nie mówię, ale na policzku masz resztkę mojej glinki. - Pokręcił głową, bezczelnie śmiejąc się Tomowi w twarz, który z wymalowaną nań paniką, zeskrobał szybko ze swej skóry pozostałe ciało obce. Obruszył się, wytykając Billowi język.
- Ja nic nie mówię, jak pół dnia w domu czuć, że robiłeś jakieś eksperymenty w łazience - wyminął go i poszedłszy do jego pokoju, stanął przed dużym lustrem. Oszacował się dokładnie wzrokiem, stwierdzając, że wyglądał całkiem dobrze. Czarna koszulka, którą kupił razem ze Scarlett, dobrze komponowała się z jeansami, które kolorem denim, nie zbyt mocno kontrastowały z t-shirtem i ciemnymi butami. Frotę którą związał dredy również dobrał pod kolor. Była czarna z ciemno niebieskim znakiem Nike. Pstryknął palcami, robiąc minę 'mów mi macho', kierując palce wskazujące w swoje odbicie.
- Tak, jesteś piękny, a teraz jedź już, bo twoja księżniczka nie wpuści cię do wieży. - Bill dwa razy nie musiał mówić, nie minęła minuta, a Toma nie było już w mieszkaniu.

Słysząc dzwonek do drzwi, prędko zdjęła fartuszek i wygładziła sukienkę. Wyprostowała się i ruszając ku drzwiom, odrzuciła do tyłu włosy, który wdzięcznie zachybotały na jej plecach. Nim otworzyła, wzięła głęboki oddech. Denerwowała się, jakby miała zobaczyć się z nim po raz pierwszy. Śmiała się w duchu z siebie, ale cóż mogła poradzić, to było silniejsze od niej samej. Otworzywszy, uśmiechnęła się spostrzegając, jak taksował ją spojrzeniem. Oniemiały powiódł wzrokiem, począwszy od małych stóp odzianych w sandałki na wysokiej koturnie, poprzez zgrabne łydki oplecione rzemykami będącymi wiązaniem butów i dalej jej ozłocone delikatną opalenizną nogi i wreszcie krótką sukienkę, która wprawiła go w jeszcze większe osłupienie. Była zwiewna, rozszerzana ku dołowi, odkrywała ramiona, a pod linią piersi przewiązana była tasiemką. Co najważniejsze, nie była czarna, a ciemno turkusowa. Jego tęczówki zakończyły swą wędrówkę na kraśniejącej radością buzi Scarlett. Lazurowe oczy śmiały się do niego. Widząc reakcję Toma, starała się jak najbardziej ukryć swoją. Nie mogła powiedzieć mu przecież, że chciała, by zaniemówił z wrażenia. Najważniejsze, że się udało. Posyłając mu niewinny uśmiech, otworzyła szerzej drzwi skłaniając go, by wreszcie wszedł do środka. Zamknąwszy je, spojrzała na niego spod kurtyny rzęs, zagryzając wargę. Nim złożył na wargach Scarlett namiętny pocałunek, podał jej śliczną fioletowo różową orchideę, o której istnieniu przez ostatnie kilka chwil zupełnie zapomniał. Uśmiechnęła się słodko, przyjmując kwiatka i gorąco oddała pocałunek. Delikatnie wplótł palce we włosy brunetki, muskając jeszcze raz jej wargi swoimi. Uśmiechnęła się, kiedy jeden drobniutki pocałunek wywołał ich całe mnóstwo. 
- Mówił dziś ktoś pani, że wygląda pani oszałamiająco? - Spytał odsuwając swoją od jej twarzy tylko na tyle, by móc spojrzeć w niebieskie oczy.
- Ma pan to szczęście być pierwszym. A panu? Mówił ktoś, że jest pan dziś niezmiernie pociągający? - Mrugnęła do niego, zagryzając wargę w zalotnym uśmiechu.
- Ma pani to szczęście być pierwszą. Czy wiążą się z tym jakieś honory, droga pani... Kaulitz? - Niby to tylko jedno słowo, a serce brunetki zabiło mocniej i ciało zalała fala gorąca.

- Owszem. Jest pan zaproszony na kolację oraz tańce. Forma spędzenia reszty wieczoru nie jest jeszcze zaplanowana, więc może pan włączyć własne sugestie, panie Kaulitz. 
- Czuję się zaszczycony - ukłonił się, przepuszczając brunetkę przodem. - Prowadź, o pani! - Zaśmiała się cicho, kierując się w stronę jadalni. Nie mógł powstrzymać się przed tym, by nie omieść jej jeszcze raz bacznym spojrzeniem. Poruszała się płynnie i z gracją. Była niesamowita. Wskazała na stół nakryty białym obrusem ze złotymi zdobieniami. Zastawa i świece również współgrały z całością. 
- Proszę spocząć. Za chwilę zostanie podany posiłek. 
- Może pani pomóc?! - Krzyknął, kiedy Scarlett zdążyła już zniknąć w kuchni i pojawić się znów w tej samej chwili z tacą pełną półmisków.
- Proszę się nie kłopotać. To już prawie wszystkie. - Posłała Tomowi krótki uśmiech i zgrabnie opuściła pokój, by znów pojawić się w nim z kolejnymi specjałami. Wprawnie ustawiła wszystko na stole, zaś na samym środku wazonik z kwiatkiem. Przyjrzała się wszystkiemu wprawnym okiem, dochodząc do wniosku, że wszystko już jest. Odniosła prędko tacę i zajęła miejsce naprzeciw Toma.
- To wszystko ty? - Spytał przyglądając się półmiskom.
- Mhm - mruknęła z zadowoleniem. - Liv wybyła z samego rana, z resztą ona stroni od kuchni, a mama przychodzi tutaj jedynie spać. Poza tym, nawet gdyby były, zrobiłabym wszystko sama. Spróbuj zapiekanki. Chcę wiedzieć, czy ci zasmakuje. - Uśmiechnęła się promiennie, czekając aż Tom wypróbuje danie. Przełknął najpierw jeden kęs, potem drugi i kolejny. Dopiero wtedy oderwał swój wzrok od talerza.

- Wyśmienita - odparł, na co Scarlett z usatysfakcjonowaniem kiwnęła głową. 
- To wcinaj - sięgnęła po półmisek, nabierając porcję dla siebie. - Ustaliliście dziś coś ważnego w wytwórni? - Spytała po chwili. Ręka Toma zatrzymała się w połowie drogi do ust, by powoli cofnąć się i odłożyć widelec na talerz. Wziął głęboki oddech. 
- Myślę, że tak. Wiesz, co będzie w piątek?
- No tak, wielkie urodzinowe bum. 
- I koncert - skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Zaśpiewasz na nim - odparł wreszcie, chcąc mieć to za sobą. Nie mógł pozwolić ponieść się obawom. Przecież Bill miał rację. Musiał w to tylko uwierzyć. Szkoda, że to było takie trudne. Sens jego słów dotarł do brunetki dopiero po chwili. 
- Słucham? - Zamrugała intensywnie, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie. 
- Liv wysłała twoje zgłoszenie. Przygotowała montaż z twoimi wykonaniami. Jost wyłowił je i nie pokazał kierownictwu. Razem z Billem przygotowali swoje demo. Nagrywali cię, kiedy śpiewałaś u nas. Dziś Jost pokazał oba nagrania. No i śpiewasz w piątek - odrzekł bez większego entuzjazmu. Bezmyślnie zaczął mieszać widelcem w talerzu. 
- Ale dziś jest wtorek. - Chłopak spojrzał na brunetkę pytająco. - Nie zdążę się przygotować - tym razem się uśmiechnął. To było akurat najmniej prawdopodobne. 
- W to akurat nie wierzę. Ty zawsze jesteś przygotowana. 
- A dlaczego ty się nie cieszysz? 
- A dlaczego ty się nie cieszysz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie. 
- Byłam pierwsza.
- Chyba nie sądziłem, że tak szybko będę musiał się tobą dzielić - westchnął, przywołując na usta nikły uśmiech. Bez chwili namysłu Scarlett szybko wstała od stołu i podszedłszy do Toma, usiadła mu na kolanach, mocno przytulając go do siebie. Czule musnęła policzkiem jego skroń, zahaczając ją wargami.

- Nigdy nie będziesz musiał się mną dzielić, bo ja zawsze będę twoja. Chyba też obawiam się tych zmian, choć chcę iść do przodu, jednocześnie pragnę, by wszystko trwało niezmienne. Pragnę śpiewać i wiem, że tym występem mogę otworzyć sobie drogę do kariery, ale z drugiej strony chcę być tylko dla ciebie - westchnęła. - Wiem, że póki mam ciebie, wszystko będzie dobrze. - Tom objął brunetkę szczelniej rękoma, zamykając dłonie na jej smukłej talii. Uśmiechnął się delikatnie, wtulając głowę w jej drobne ciało. 
- Powalisz ich wszystkich - odparł pewnie. Spojrzał na swój prawie pusty już talerz i doszedł do wniosku, że nie potrafi przy niej spokojnie jeść. - To co z tymi tańcami?



Roześmiała się, wysuwając się z jego objęć i ujmując dłoń chłopaka, skierowała się do swojego pokoju. Wszystko skrupulatnie przygotowała. Począwszy od dań, poprzez oprawę, a na sobie skończywszy. W pokoju Scarlett stało kilka świec, gotowych do zapalenia, z komputera snuła się cicha muzyka, a w powietrzu wyczuwało się delikatny zapach waniliowego kadzidełka. Uśmiechnął się, zamykając za sobą drzwi. Nie dała mu zbyt wiele czasu na myślenie. Od razu zarzuciła ręce na jego szyję, wprawiając ich ciała w płynny ruch. Kołysali się w rytm spokojnej ballady. Tom szczelnie zamknął Scarlett w swoich objęciach, pozwalając jej pewnie spocząć w swoich ramionach. Jego smukłe palce splecione u dołu jej pleców, raz po raz zahaczały o pośladki, wywołując u jednego i drugiego uśmiech. Opuszkami kreśliła wzroki na jego karku, łaskocząc go troszkę. Patrzyła Tomowi w oczy, spijając z nich słodką barwę obuczoną czułością i spokojem. On delektował się lazurową tonią jej tęczówek, chłonąc beztroską radość, która żarzyła się w nich. Mijały minuty, piosenki zmieniły się. Mówiły o miłości spełnionej i nieszczęśliwej, o szczęściu i rozpaczy, o błogości i niepokoju, a oni nie zwracając na to uwagi, bujali się w jednym rytmie. W jednej chwili niespodziewanie wysunęła się z jego objęć. Zdziwiony stanął w miejscu, patrząc jak po prostu zdjęła buty i natychmiast do niego wróciła. Zaśmiał się pod nosem, odgarniając z jej zarumienionej buzi pojedyncze kosmyki. Teraz będąc dziesięć centymetrów niżej, musiała mocniej zadrzeć głowę go góry. Scarlett z filuternym uśmiechem na ustach, chwyciła Toma za koszulkę i przyciągnąwszy go bliżej siebie, namiętnie wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho, kładąc otwarte dłonie na plecach brunetki i tym samym bardziej przygarnął ją do siebie. Zmierzył uważnym spojrzeniem jej buzię.
- Scarlett?
- Hym? - Mruknęła, składając piąstki na torsie Toma. 
- Opowiedz mi o sobie - poprosił cichutko, wciąż wpatrując się w nią. Milczała przez krótką chwilę, by zaraz uśmiechnąć się czule.
- Znalazłeś właściwe pytanie. - W pierwszej chwili Tom nie za bardzo wiedział, co chodziło. Kiedy zrozumiał uśmiechnął się szeroko, robiąc swoją triumfalną minę.

- Czwarte? Czy piąte?
- Nie wiem, nie liczyłam, ale coś koło tego. Całkiem niezły wynik. Szczerze mówiąc, sądziłam, że wykorzystasz wszystkie dziesięć. 
- Chyba czuję się urażony. 
- Och, tupnij - bucnęła go piąstką w pierś, starając się skryć uśmiech. Spoglądał przez moment na Scarlett wielce obrażonym wzrokiem, a ona nie zwracając na niego uwagi, jakby nigdy nic kołysała się w jego ramionach. 
- No dobra, przeszło mi - odparł po chwili, racząc są ujmującym uśmiechem. - To opowiesz?
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Chciałbym znać każdą przyczynę i skutek, podstawy, źródła i pobudki.
- Ta sytuacja z nim przelała czarę. Opowiadałam ci o nim, to już wiesz. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem. Moja nieśmiałość brała się z tego, że byłam po prostu gruba. Sama nie wiem, jak to się stało. Liv była chuda jak przecinek, a ja wyglądałam jak tłuściutki pączek. Przez to miałam kompleksy. Czułam się inna niż moi rówieśnicy. Wiesz, jak to jest. Nie jeździłam tak szybko na rowerze, nie biegałam tak szybko, nie umiałam wielu rzeczy, więc z czasem po prostu przestałam to robić. Kiedy oni ganiali po parku, ja siedziałam z boku i układałam piosenki albo po prostu im się przyglądałam. Nie było razu, żeby Liv nie stanęła za mną murem. Broniła mnie, kiedy się ze mnie śmiali i dokuczali, kiedy trzeba było komuś dogadać robiła to za mnie. Kiedy byłyśmy już starsze, to wyglądało trochę inaczej. Według rówieśników byłam za mądra, ale kiedy przyszło co do czego, to do mnie przychodzili po radę. Więc się utarło 'Scarlett - dobra rada'. Towarzystwo się rozrastało, z czasem dołączył też on. Byliśmy sporą grupą. Jedni tańczyli, inni jeździli na deskach, a jeszcze inni na bmx'ach. Każdy coś, a ja śpiewałam. Raz, kiedyś ktoś usłyszał i od czasu do czasu bawiłam się w komponowanie im podkładu, kiedy nie mieli muzyki. Było zabawnie. Jednak wciąż byłam pomocną Scarlett, dobrą przyjaciółką, pomocną wszystkim, która nigdy nie odmówi i zawsze będzie. Byłam im potrzebna, byłam ważna i chyba dlatego pozwalałam się wykorzystywać - przerwała na moment. - Nie nudzę cię?
- Chyba żartujesz, Maleńka - czule dotknął wargami czoła brunetki. Złożyła głowę na ramieniu Toma, kontynuując.
- Później się zakochałam, on dał mi nadzieje, aż wreszcie brutalnie je odebrał. Zbliżał się koniec roku, odeszłam. Zniknęłam z ich życia, a Liv razem ze mną. Nie było jej tak trudno, bo krótko przed tym poznała Paula. Nie potrafię wyznaczyć dnia, ani określić konkretnego celu, który wtedy sobie obrałam. Po prostu zaczęłam zmieniać siebie. Dawna Scarlett zniknęła w dniu, w którym on ją zabił. W zasadzie, to dzięki tamtym wydarzeniom jestem tym, kim jestem. Dieta, mordercze ćwiczenia i śpiew. Pracowałam nad swoim ciałem, ale nad sercem też. Zaczęłam tworzyć zasady, którym twardo się trzymałam. Stały się fundamentami mojego nowego życia, nowej mnie. Minęły wakacje, zaczęła się szkoła, a ja dalej robiłam swoje. Ten rok, był jakby wyjęty z życiorysu. Nie wiele z niego wiem. To była ciężka praca, ale dziś wiem, że warto było. Czerń zaczęłam nosić, kiedy zniknęłam dla nich. Powiedzmy, że to była żałoba po tamtej mnie - zaśmiała się cicho, mocniej wtulając policzek w tors Toma. - Polubiłam ją, poczułam, że to naprawdę ja. Później, kiedy uznałam, że wyglądam satysfakcjonująco, zmieniłam fryzurę i styl ubierania, makijaż. Wszystko. Na co skrzętnie zbierałam pieniądze. Postanowiłam udowodnić, że piękne ciało, może utożsamiać się z równie pięknym wnętrzem. Mogłam pozwolić sobie na krótkie spódniczki i wyzywające stroje. Można powiedzieć, że pokochałam siebie. Kolczyki i tatuaż były takim ukoronowaniem wszystkiego. Kolczyk w nosie uprosiłam na siedemnaste urodziny, ten w brodzie zrobiłam, bo chciałam po prostu. Wówczas wszyscy robili kolczyki w brwiach, czy wargach albo językach, nie powiem głośno za czyim przykładem. Tatuaż na nadgarstku to po prostu symbol. Mam do nich sentyment. Dla wielu stałam się po prostu ładna. Dla mnie to coś więcej, wygrałam siebie i znalazłam drogę. Krótko po tym poznałam ciebie, a to już zupełnie inna bajka - westchnęła, a jej ciepły oddech owionął skórę chłopaka. Czule pogładził Scarlett po plecach.

- Scarlett? 
- Tak? - Uniosła głowę, spoglądając Tomowi w oczy. Miały taki nieodgadniony, ale jednocześnie pełen uczucia wyraz. Schowała włosy za ucho, nie odrywając od niego wzroku. Nawet nie zauważyła, kiedy stanęli w miejscu. Oddychał jakby ciężej, a serce biło mu mocniej. - Hej - wyswobodziła jedną rękę, by pogładzić dłonią jego policzek. Wtulił w się w nią, całując jej wewnętrzną stronę. W jej oczach odnalazł zatroskanie. - Co jest? - Spytała cichutko. 
- Kocham cię - odparł po krótkiej chwili. Poczuł, jak nogi ugięły się pod nią, prawie niezauważalnie. Objął ją pewniej. Turkusowe tęczówki Scarlett naraz zaszły mgłą. Wpatrywała się w niego w sposób, jaki nie robiła tego jeszcze nigdy. Choć wiedziała, co czuł i sama odczuwała to samo, uczucie ubrane w słowa nabrało dla niej nowej mocy. Tak wiele razy wyznawali sobie uczucia w różnoraki sposób, a kiedy on pierwszy uczynił to najprościej jak się dało, jej samej zabrakło słów. Serce łomotało jej w piersi. Pierwsze zdumienie powoli mijało, a jej drżące wargi układały się w uśmiech. 
- Kocham cię - odpowiedziała cichutko, szerzej uśmiechając się na dźwięk własnych słów. Nagle poczuł nieznana mu dotąd lekkość, jakby odkrył coś zupełnie nowego, a to przecież tylko słowa, zobowiązanie, które zrodziło się w nich już bardzo dawno. 
- Kocham cię. 
- Kocham cię. 
- Kocham cię
- Kocham cię.
- Koooooooooooochaaaaaaam cię! - wykrzyknął biorąc ją w ramiona i śmiejąc się głośno, kręcił się wokół własnej osi. Jej perlisty śmiech mu wtórował, a drobne dłonie mocno zacisnęły się na jego karku.


Turkusowa sukienka falowała w powietrzu. Kiedy wreszcie zatrzymał się, łapiąc oddech, nieco chwiejnie postawił Scarlett na podłodze. Świat wirował, a ona razem z nim. Uczyniła kilka nieporadnych kroków i opadła na miękką pościel. - Wariat - sapnęła, wybuchając kolejną salwą śmiechu, gdy Tom znalazłszy się tuż obok niej, przygniótł ją swoim ciałem prawie całkowicie. 
- Coś mówiłaś? - spytał z szatańskim uśmiechem na twarzy, przypierając brunetkę do materaca. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, przyspieszone oddechy mieszały się ze sobą, a w oczach igrały ognie.
- Ni mniej ni więcej, jak to, że cię kocham - szepnęła z niewinnym uśmiechem. Patrzył na nią krótką chwilę, by po raz tysięczny lustrować wzrokiem jej buzię. Z największą subtelnością powiódł kciukiem po jej puchatych policzkach, nosku, przymykających się pod wpływem jego dotyku powiekach i skroniach, a na samym końcu zaznaczył kontur jej pełnych warg, by zaraz przyłożyć do nich swoje. Nie pocałował jej, po prostu przywarł do nich delikatnie, póki Scarlett nie uchyliła swoich warg, pozwalając Tomowi skraść kolejny żarliwy pocałunek. Jego dłoń przemknęła po jej ramieniu, talii i nodze, by niespiesznie zatrzymać się i opuszkami wykonać nań kilka fikuśnych wzroków, gdy nie pozwalała mu przerwać pocałunku. Objęła rękoma ramiona Toma, mocno zaciskając na nich dłonie. Uśmiechnęła się, gdy mruknął cicho, kiedy zaczęła drapać go po plecach, raz po raz mocniej wbijając w nie paznokcie. Jego dotyk stawał się coraz bardziej odważny, coraz bardziej zachłanny. Smukłe palce zacisnęły się na jej udzie, gdy drobne dłonie Scarlett wkradły się pod koszulkę Toma, a ostre paznokcie mocniej podrażniały jego wrażliwą skórę. W jednej chwili zamarł. Dłonie chłopaka przestały błądzić po ciele brunetki, a wargi zachłannie spijać z jej własnych pocałunki. Zawisł nad nią w bezruchu, myśląc nad czymś gorączkowo dosłownie kilka krótkich sekund. Zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi. Zerwał się z miejsca i zaczął przeszukiwać kieszenie. Przypatrywała mu się zdziwiona. Przesunęła się, wygodnie układając się na samym środku materaca. Doskonale zdawała sobie sprawę, czemu przeznaczony był ten wieczór od samego początku i choć żadne nie mówiło tego głośno, oboje to wyczuwali. I choć miała jeszcze mnóstwo ku temu sposobności, ani jej w głowie było kazać mu przestać. Kochała go sercem, duszą i pragnęła pokochać ciałem.
- Tom? - Jakby nie słyszał, gorączkowo wygrzebał z przedniej kieszeni telefon i wyłączył go z energicznie. Spojrzał triumfalnie na nic nie winne urządzenie i odszukawszy komórkę Scarlett, uczynił z nią to samo. Zostawił obie na jej biurku i w pełni zadowolony wrócił do brunetki, po drodze przekręcając zamek w drzwiach. Uspokojony, opadł tuż obok niej. - Zapomniałeś zaciągnąć karaty w oknach - stwierdziła zabawnie.
- Bardzo śmieszne - mruknął prosto w jej szyję, kiedy objąwszy Scarlett, obsypywał pocałunkami jej obojczyki. Skrupulatnie, bez pośpiechu, muskał wargami jej skórę, najpierw z jednej strony, później z drugiej. Czuł, jak mocno biło jej serce. Naznaczył swymi wargami każdy najmniejszy kawałeczek jej dekoltu, aż do linii sukienki, by wrócić i obsypać pocałunkami jej szyję, płatki uszu, policzki, czoło, nosek i powieki. Celowo ominął wargi, które zmysłowo zagryzła. Zatrzymał się na chwilkę, by spojrzeć w jej zamglone oczy. Uśmiechnęła się do niego, po czym zarzuciła rękę na kark Toma i przyciągnąwszy go do siebie, mocno wpiła się w jego wargi. Nie było w nich gwałtowności, pośpiechu, czy niedbałości. Dbał o każdy najmniejszy gest. Pragnął, ofiarować jej wszystko co najlepsze, każdą najmniejszą pieszczotę uczynić najbardziej wyrafinowaną, ukochać każdy najmniejszy kawałeczek jej ciała, bo na to zasługiwała, bo była jedyna i wyjątkowa, bo ją kochał. Tym razem nie myślał o sobie, chciał ofiarować jej siebie, gdy miał odebrać jej niewinność. Jego opuszki powolutku wędrowały po jej ciele, wzdłuż obojczyków, pełnych piersi, talii i ud. Wymownie spojrzał na sukienkę, którą wciąż miała na sobie. Odczytując myśli Toma, Scarlett zsunęła się z łóżka i stanąwszy przodem do niego, powoli rozsunęła zamek pozwalając, by materiał gładko zsunął się z niej na podłogę. Oblizując wysuszone wargi, wpatrywał się w nią. Odziana jedynie w skąpą, koronkową bieliznę, zupełnie mąciła mu myśli. Z filuternym uśmiechem wdrapała się na materac, zbliżając się do Toma na klęczkach. Przysiadła na nogach naprzeciw niego, przechylając głowę w taki sposób, że odniósł wrażenie, jakby wpadł pod autobus. Zabiła go swoim widokiem. Tak bardzo niewinna, a jednocześnie niesamowicie kobieca. Jej kształty, wcale nie idealne, zdawały się piękniejsze od najlepiej wyrzeźbionych ciał. Pozwoliła mu na siebie patrzeć. Leniwie otulił ją spojrzeniem. Wyciągnął rękę, czule muskając dłonią rumiany policzek brunetki. - Wiesz co? - Szepnął, wciąż obejmując ją wzrokiem. Pokręciła przecząco głową. - Kocham cię - zaśmiała się cicho. Z jego ust mogłaby słuchać tych słów całą wieczność. Spojrzała na niego krótko i układając usta w dzióbek, przesunęła się na koniec łóżka, po czym bezceremonialnie zdjęła Tomowi buty i cisnęła nimi na drugi kraniec pokoju. Wyraźnie spodobało mu się to, co Scarlett zamierzała z nim zrobić, bo bez większego oporu, ułożył się wygodnie, opierając na ugiętej ręce. Przysiadła bliżej niego, rozpoczynając mocowanie z klamrą paska. Kiedy uporała się i z tym, w mgnieniu oka zsunęła się z łóżka. Szarpnęła mocno za nogawki, a kiedy materiał nie zamierzał współpracować, zmusiła do tego jego właściciela, łaskocząc wewnętrzną stronę stóp Toma. Kolejne szarpnięcie było zdecydowanie bardziej owocne. Zadowolona z efektu z powrotem wspięła się na posłanie. Bezceremonialnie usiadła Tomowi na kolanach i chwyciwszy materiał jego koszulki zmusiła go, by usiadł. Wymownie pociągnęła T-shirt chłopaka w górę, a w następnej chwili nie miał go już na sobie. Uśmiechnęła się zalotnie, składając dłonie na jego umięśnionym torsie. Delikatnie powiodła nimi, naznaczając skrupulatnie każdy mięsień klatki piersiowej i brzucha Toma. Obejmując go bardziej, całowała jego kark i szyję. Dłonie Scarlett wędrowały po masywnych barkach chłopaka, sumiennie poznając ich fakturę. Przytuliła policzek do jego policzka, nieznacznie zahaczając o niego wargami. Położył dłonie na jej kształtnych biodrach, gdy ona zarzuciwszy ręce na jego szyję, całowała go czule. - Jesteś pewna? - Szepnął. Mocno przytuliła się do niego.
- Tom, tobie chcę oddać się pierwszemu, tobie jedynemu, tobie ostatniemu - szepnęła wprost do jego ucha i ująwszy dłońmi jego głowę, musnęła kciukami skronie, wpatrując się uważnie w jego zamglone oczy. Przyłożyła czoło do czoła Toma i zetknęła nosek z jego nosem. Przyspieszony oddech i szybko bijące serce, nie pozwalały jej rozsądnie myśleć, jednak nie było jej to teraz potrzebne. Wystarczyło jej, że czuła więcej, niźli mogło pomieścić jej serce. Poddawała się woli Toma, bez jakiegokolwiek sprzeciwu powierzyła mu siebie i było jej z tym tak bardzo dobrze. Jego dłonie powolutku przesunęły się wzdłuż talii do delikatnego materiału biustonosza, by rozpiąć haftki i zdjąwszy go, odrzucić w kąt. Nagie piersi Scarlett napierały na tors Toma pod wpływem jej ciężkiego oddechu. Zawstydziła się, nieznacznie skuliła ramiona i zwiesiła głowę. Zacisnęła dłonie w piąstki. Spostrzegł to. Ujął jej brodę i uniósłszy ją wyżej, spojrzał jej w oczy.

- Moja śliczna - rzekł cichutko i delikatnie ją pocałował. Niepewnie wyprostowała plecy. Zebrał włosy dziewczyny i zgarnął je do tyłu. Powolutku przeniósł spojrzenie z jej oczu, na lekko rozchylone wagi i wreszcie na nie tak małe piersi. Uśmiechnął się, kierując dłoń ku jednej z nich. Musnął opuszkiem wrażliwą skórę. Zadrżała. A gdy nieco pewniej zacisnął palce na krągłości, brunetka jęknęła cicho. Objęła dłońmi plecy Toma, zaciskając palce na jego łopatkach. Odchyliła głowę do tyłu, poddając się rozkoszy. Zagryzła dolną wargę, mocniej zaciskając uda w pasie Toma, gdy on stanowczo, ale nie brutalnie ugniatał jej pierś, całując łabędzią szyję. Sunął powoli w dół naznaczając swą ścieżkę strugą pocałunków, by zacisnąć wargi na krągłej piersi, ssąc ją zachłannie. Scarlett wygięła plecy w łuk, coraz to bardziej zaciskając palce na plecach Toma. Mimowolnie przesunęła się w przód, pocierając o jego nabrzmiałą męskość. Oderwał się od niej, wzdychając, by sprawnie położyć dziewczynę w miękkiej pościeli. Wciąż trzymała go mocno, nie pozwalając mu zbytnio oddalić się od siebie. Całował ją coraz zachłanniej, drapieżniej spijał z jej ust pocałunki. Wodził dłońmi po jej rozpalonej skórze, by zaraz ich śladem podążyły i usta. Dłonie Toma zatrzymały się tuż przy linii skąpych fig. Smukłe palce zahaczały o koronkę, drażniąc rozpaloną skórę podbrzusza. Czując jak wzbierało się w niej pożądanie, zgarnęła palcami pościel, mocno ściskając ją w małej piąstce. Niespodziewanie, chwycił delikatny materiał i zsunąwszy go prędko odarł ją z ostatniej tajemnicy. Była już zupełnie naga. Oddychała szybko, a jej policzki oblały się szkarłatem. Spojrzał jej w oczy. Zawsze spokojne morze turkusu, teraz wzburzone falą namiętności, sprawiło wrażenie, że jego mała dziewczynka stawała się w jednej chwili zupełni duża. Siląc się na wytrwałość, przyjrzał się jej dokładnie, przyjrzał się temu, co miała mu za chwilę w pełnie ofiarować. Zawisł zaledwie kilka centymetrów nad twarzą Scarlett, otulił swoimi jej drżące wargi. Jej dłoń pomknęła wzdłuż jego szczupłego brzucha do gumki jego bokserek, ciągnąc je mocno w dół. Nieporadnie pomogła sobie stopami, pozbawiając go ostatniej część bielizny. Spoczął tuż nad nią, delikatnie rozchylając jej uda dłonią. Muskał ich wewnętrzną stronę, zahaczając o kobiecość brunetki. Dotknął czołem jej czoła, spoglądając w roziskrzone oczy. Musnął jej wargi swoimi, pchnąwszy delikatnie. Poczuł, jak napięła wszystkie mięśnie, mocniej zaciskając piąstki na pościeli. Zacisnęła zęby, skręcając głowę w bok. Sprawił jej ból. Serce jeszcze bardziej załomotało mu w piersi i ścisnął się żołądek. Nie potrafił patrzeć na jej buzię skutą cierpieniem. Ujął dłonią policzek brunetki, kierując jej wzrok na siebie. - Nie uciekaj mi i bądź tu ze mną. Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie, Maleńka. - Jej uchylone wargi zadrżały mocniej, gdy czule otulił dłonią policzek Scarlett. Wtuliła się w nią mocniej, gdy naparł na nią ponownie. Ufnie wpatrywała się w jego tęczówki, gdy ruchy Toma zaczęły nabierać mocy. Zagryzała dolną wargę czując, jak zagłębiał się w niej bardziej i bardziej. Będąc w niej, uśmiechnął się delikatnie, całując ją czule. Dłonie Scarlett wypuściły pościel i zacisnęły się na jego łopatkach. Otulił ją ramionami, zaczynając kołysać się delikatnie w przód i w tył, chcąc ofiarować jej jak najwięcej miłości i jak najmniej bólu. Mając tą, którą kochał prawdziwie, zapomniał o sobie. Liczyło się tylko to, by w żaden sposób jej nie skrzywdzić. Nie pragnął szybkiego spełnienia. Pragnął spełniać się wieczność, mając ją w ramionach. Ciało Scarlett powolutku rozluźniało się, wprawiało w rytm, który im nadał. 
- Kochaj mnie, kochaj - szepnęła ledwo słyszalnie, a Tom przyspieszył. Pchnął mocniej. Oplotła go nogami, mocno zaciskając je na jego ciele. Poddali się pożądaniu, pragnąc więcej i bardziej. Kochał ją coraz mocniej, bardziej pewnie, lecz nieprzerwanie z całą swą miłością. Jej smukłe palce coraz mocniej wbijały się w jego plecy, a plecy wyginały w łuk pod wpływem narastającej rozkoszy. Jęknęła głośno, gdy pchnięcia stały się szybkie. Uniosła biodra, chcąc być bliżej. Strużka potu popłynęła po jej szyi, aż do dekoltu, niknąc wreszcie między piersiami Scarlett. Wpadli w miłosny trans, ciała wpadły w jednakowy rytm, stały się jednością w pełni i do cna. Spełnienie rozlało się w jej ciele niespodziewanym ciepłem, rozchodzącym się od podbrzusza na całe ciało. Zalał je deszcz dreszczy, gdy Tom pchnąwszy wyjątkowo mocno, zamarł na chwilę, drżąc. Opadł na nią, oddychając ciężko i wtulił głowę w jej piersi. Nie zamykając oczu, odgarnęła z wilgotnej od potu buzi, kilka kosmyków. Ignorując brak tchu, czule gładziła głowę Toma, który jeszcze kilka kolejnych chwil podawał się jej pieszczocie, nim podniósł się leniwie, by móc spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnęła się, a on odpowiedział tym samym. Delikatnie wysunął się z niej i kładąc się obok, naciągnął na ich nagie ciała cienką kołdrę. Opierając czoło na jej czole, wciąż się uśmiechał i ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku. Tęczówki Scarlett na raz odzyskały swą spokojną barwę.
- Kocham cię kochać - zaśmiała się cicho, gładząc policzek Toma.

- A ja chyba pokocham być kochaną przez ciebie. - Minuty mijały, a oni patrząc na siebie, powoli odzyskiwali spokój. Powieki Scarlett pracowały coraz ciężej, jednak dzielnie walczyła z nimi, by nie utracić nic z tej chwili. Wpatrując się w tą niewinną buzię zastanawiał się, jak wiele w sobie skrywała. Objął ją czule, pozwalając ułożyć się Scarlett na swym torsie. Wtuliła się w niego ufnie i znów wydawała się być zupełnie malutka. Do snu ukołysał ją rytm bicia serca Toma.

*


1 Paulo Coelho 'Demon i Panna Prym'
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo