Mieszkanie lśniło czystością. Było zupełnie
puste. Dotąd śnieżnobiałe ściany, zostały pokryte żywymi kolorami. Nad oknami
zawisły firanki, a panele solennie wypastowano. Stał po środku salonu łączącego
się z aneksem kuchennym i rozglądał się dookoła. Dosłownie przed półgodziną z
mieszkania wymaszerowali jego pomocnicy. Pojawili się wszyscy: Georg i
bliźniacy, Liv, Scarlett i nawet Rainie z Candy. Pomagali mu, starając się
poprawić. Dziewczyny posegregowały rzeczy Caroline. Przepatrzyły je dokładnie,
każdą kieszonkę, sprawdzając czy przypadkiem nie znajdowało się w niej coś
niepożądanego. Znalazły dwie uncje jakichś prochów. Wciąż miał je w kieszeni. Z
chłopakami i ludźmi z ekipy wyniósł meble, a kilku fachowców, w zaledwie trzy
godziny wymalowało całe mieszkanie. Później sprzątali razem, myli i polerowali.
Choć nie potrafił się cieszyć, było mu lżej. Przyjaciele starali się, żeby mu
dopomóc. Bez wiedzy Caroline zrobił w jej mieszkaniu czystkę. Już podjął
decyzję. Nie opuści jej. Pomoże najlepiej jak będzie potrafił, jednak na jego
zasadach. Nie wiedział czy się na to zgodzi, czy będzie chciała. Jednak
postanowił zaryzykować. Słysząc dzwonek otworzył drzwi, wpuszczając pierwszych
tragarzy.
*
Elastyczny materiał bluzeczki
w jasnym odcieniu cytrynowej żółci, opinał spory brzuszek Julie. Smukłe palce
przebiegły po nim, zaciskając się na nim przez krótką chwilę. Wygładziła fałdy
materiału tworzące jej dekolt, by zaraz powieść dłońmi wzdłuż swojej nieco
bardziej zaokrąglonej talii i poprawić niewidoczne zakładki, sięgającej końca
bioder bluzki. Ciemnoniebieskie jeansy eksponowały nogi blondynki, a sandałki
na średniowysokiej koturnie dodawały im smukłości. Dziewczyna westchnęła
ciężko, odrzucając do tyłu jasne włosy. Spojrzała w odbicie na Shie'a, który
uśmiechał się przekornie, bacznie śledząc każdy jej ruch. Choć byli razem już
tak długo, za każdym razem, gdy uchwyciła jego spojrzenie, robiło się jej
gorąco. Tak bardzo go kochała. Dzięki niemu uwierzyła, że coś znaczy. Poczuła
się piękna, potrzebna i kochana, a to on powtarzał, że uratowała mu życie.
Jęknęła żałośnie, opuszczając bezradnie ręce.
- Shie! - Chłopak wstał i podszedłszy objął Julie w pasie, kładąc dłonie na jej
brzuchu. Wtulił nos w jej włosy, odpowiadając cichym mruknięciem. - Ja jestem
taka gruba! - Szatyn roześmiał się prosto w szyję ukochanej, a jego ciepły
oddech owionął jej skórę. Czule splotła swoje z jego dłońmi, gładząc delikatnie
kciukami wierzch jego dłoni.
-
Chciałaś powiedzieć: jestem taka pociągająca!
- Nieprawda. Już zapomniałam, jak to jest mieć wcięcie w talii. Cud, że widzę
jeszcze własne stopy! Shie - gwałtownie odwróciła się przodem do niego, kładąc
dłonie złożone w piąstki na jego torsie i posyłając mu pełne pretensji
spojrzenie. Słodko wydęła wargi. - Dlaczego inne dziewczyny są takie szczupłe w
ciąży, a ja zaczynam przypominać orkę?
- Kochanie - zaczął, jedną rękę kładąc na plecach Julie, a drugą czule
odgarniając włosy z jej twarzy. - Jesteś najładniejszą, najseksowniejszą,
najbardziej ponętną dziewczyną w ciąży, jaką kiedykolwiek widziałem.
- Nieprawda - tupnęła. - Mówisz tak, bo jestem twoją dziewczyną i chcesz mnie
pocieszyć.
- Nie doceniasz mnie, Jul - uśmiechnął się pobłażliwie. Była czasami jak mała
dziewczynka. Zwłaszcza teraz, pytała go o rzeczy do cna banalne, denerwowała
się jak dziecko, śmiała i płakała, a jej nastroje zmieniały się w ułamku
sekundy. Ciąża zrobiła z niej mięciutką kluseczkę i to też w niej kochał.
Wcześniej również potrzebowała jego opieki, jednak miała w sobie taką dziwną
siłą, która pozwalała jej przetrzymywać ból, nie poddawać się i być dzielną
zawsze, kiedy i jak długo było trzeba. Ale w takich chwilach jak te, była tak
bezpretensjonalnie słodka i nieporadna, tak cudownie jego, że nie potrafił
objąć tego myślą. Szczęście, jakie dawała mu ta dziewczyna, było po prostu
nieogarnione. Pocałował ją czule i delikatnie. Dopiero wtedy na twarzy Julie
pojawił się uśmiech.
- Na pewno nie przestanę ci się podobać, jak pod koniec ciąży będziesz musiał
przepychać mnie przez drzwi? - Zapytała ostrożnie.
- Nawet jeśli będę musiał poszerzyć wszystkie, będę cię wielbił i chełpił i
ubóstwiał i w ogóle - pogładził wierzchem dłoni jej puszysty policzek i
objąwszy ramieniem, poprowadził do drzwi. - Mama pewnie już czeka.
Wszedłszy do jadalni zastali
Sophie zagrzebaną w dokumentach. Z wypiekami na twarzy cierpliwie je sortowała,
uważnie przyglądając się kolejnym kartkom papieru. Shie uważał, że miał bardzo
ładną mamę. Nie tylko dlatego, że była jego mamą albo dlatego, że dopiero ją
odzyskał. Sophie była naprawdę atrakcyjną kobietą. Nie jakąś pięknością. Jej
twarz zawierała w sobie klasyczne piękno. Miała gładką, mleczną cerę, zadbane
dłonie i świetną figurę, której niejedna o połowę młodsza dziewczyna mogłaby
jej pozazdrościć. Była szatynką, a jej z pozoru proste włosy wywijały się we
frywolne loki. Ich barwa idealnie współgrała z zielonymi oczami, które były
ewenementem wśród szarych oczu ciotek. Wzrost Scarlett miała zdecydowanie po
niej, mama może była odrobinkę wyższa niż jego siostra. Mniej więcej równa Jul.
Czasami miał wyrzuty sumienia, że wiedział jak wyglądają jego siostry i tyle o
nich słyszał, a one nie miały pojęcia o jego istnieniu. One od razu
dostrzegłyby, że czarna, szykowna garsonka i włosy upięte z tyłu tak, by
kosmyki nie opadały na jej twarz, to zupełna nowość. Sophie lubiła wygodę, choć
zawsze wyglądała nienagannie. O tym mógł się dopiero przekonać. Przepuścił Julie
przodem, po czym odsunął jej krzesło i zaczekał póki nie usiadła. Podszedł do
Sophie i wyjmując jej z rąk dokumenty, zaprowadził ją na miejsce i również
odsunął krzesło, by mogła usiąść. Sam zajął miejsce obok Julie i spojrzawszy na
mamę uśmiechnął się, co ona skwitowała westchnieniem.
- Nie możesz tyle pracować,
mamo - lubił to słowo. Powtarzał je tak często, jak tylko się dało, za każdym
razem z większą satysfakcją. - Fitzner zostawił te dokumenty do przejrzenia.
Mówił, że wszystko ci objaśni, więc pewnie niebawem się zjawi.
- Tak wiem, synku. -
Zadziwiające, Sophie również chełpiła się tym jednym, krótkim słowem,
uśmiechając się ciepło zawsze, gdy je wypowiadała. - Jednak chciałam mieć
chociaż blade pojęcie o tym wszystkim, co tak nagle na mnie spadło. Dotąd, od
ponad dwudziestu lat zajmowałam się jedynie domem. Fakt, podejmowałam jakieś
prace, kiedy Nico nie zarabiał zbyt dobrze, ale ostatnie lata spędziłam w domu.
Jeśli chodzi o biurokracje, to moje pojęcie kończy się na opłacaniu rachunków
przez Internet.
- Ze mną jest tak samo. Shie
prowadzi nasze rachunki, ja się gubię w tych wszystkich rozliczeniach.
Zwłaszcza teraz. Moja koncentracja jest bliska zeru - Sophie zaśmiała się,
posyłając przyszłej synowej ciepły uśmiech.
- Kiedy chodziłam z Shie'm
nie było tak źle, bo musiałam się uczyć, ale z Liv... o ziemniakach na obiad
przypominałam sobie dopiero, kiedy przypaliły się zupełnie. Byłam totalnie
rozkojarzona, nie potrafiłam się na niczym skupić, no i to zapominalstwo. Ze
Scarlett nie miałam czasu na brak koncentracji, bo Liv była malutka i w dodatku
bardzo ruchliwa. Rozwiązuj krzyżówki, Julie.
- Chyba ma pani rację, bo jak
tak dalej pójdzie, to zapomnę, że mam urodzić - z głośnym westchnieniem nabiła
na widelec marchewkę i włożyła ją do ust. Sophie pokręciła głową, kątem oka
dostrzegając, jak Shie ujmuje dłoń Julie, spoczywającą dotąd na stole.
Uśmiechnęła się wspominając, jak Nico splatał ich palce w ten sam sposób.
Patrząc na syna miała wrażenie, że spoglądała na swojego ukochanego męża. To, w
jaki sposób mówił, chodził, gestykulował, a nawet patrzył, było zupełnie takie,
jak zachowanie Nico. Shie nie tylko oczy miał ojca. Ich syn był skórką zdjętą z
Nico. Cieszyło ją to i jednocześnie sprawiło ból. Tak bardzo żałowała, że nie
mogła mieć ich obu przy sobie.
- Chyba wasze maleństwo skutecznie ci o tym przypomni. Właśnie, zostaniecie
tutaj czy wrócicie do Stanów?
- Do końca szkolenia zostało mi siedem tygodni. Pod koniec miesiąca wracamy i
później, kiedy je ukończę, kryminologię skończę już tutaj, korespondencyjnie.
Teraz, kiedy wiem, że mam rodzinę, nie chcę osiedlać się w Ameryce. Już nie
muszę szukać swojego miejsca na Ziemi, bo mam je od zawsze.
- Bardzo się cieszę, że będę mieć was tutaj - Sophie uśmiechnęła się z wyraźną
ulgą. - Postaram się tak zorganizować czas, by poświęcić go wam jak najwięcej.
Muszę poważnie porozmawiać z Fitznerem o moich powinnościach w stosunku do
firmy i może wówczas będę mogła w jakiś sposób wypracować sobie plan dnia. W
życiu nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę wieść takie życie.
- Zaskakuje nas zawsze w najmniej odpowiedniej chwili. Będziesz tu mieszkać?
- Nie, nie, bynajmniej kiedy
was tutaj nie będzie, z resztą muszę od czasu do czasu pokazać się
dziewczynkom. Wieść o spadku przyjęły dosyć... Dziwnie. Liv w pierwszej chwili
zaniemówiła, później wyściskała nas obie, a zaraz potem uciekła z płaczem.
Mniemam, że chodzi o Georga. Zapewne niebawem poznacie wszystkich czterech
chłopców, są naprawdę bardzo mili. W każdym razie martwię się o Liv. Nie mogła
ogarnąć zmian już wcześniej, a teraz już zupełnie się zagubiła w tym wszystkim.
Natomiast Scarlett... Ona jest bardziej skomplikowana niż faktycznie się wydaje
- przerwała, wstając od stołu. - Wstyd przyznać, ale tak mało o niej wiem...
Ona wieść o należnej jej części przyjęła zupełnie spokojnie. Skinęła głową w
zamyśleniu i uśmiechnęła się krótko. Stwierdziła, że to miło ze strony Hannah,
że choć w taki sposób zechciała zrekompensować mi utracone lata. Za każdym
razem, kiedy je widzę, bardzo mnie korci, by opowiedzieć im o tobie, ale
czekam. Powiem im w czwartek, przed waszym przybyciem.
- Myślę, że jeśli moje siostry są takie jak mówisz, szybko się dogadamy. Ja
wciąż chwilami sam pytam siebie czy to faktycznie prawda. Przez całe życie
miałem tylko apodyktycznego dziadka i dziarską babcię. Żyłem w świadomości, że
miałem szczęście, bo ocalałem. Wiesz, co powiedziała mi babcia? Pamiętam
dokładnie ten dzień - spojrzał przed siebie, jakby wpatrując się przeszłość.
Mocniej ścisnął dłoń Julie. - Miałem może dziesięć lat, moje urodziny. Tylko
wtedy mogłem pytać o was. W każdy inny dzień roku babcia zbywała moje pytania.
Zapytałem, dlaczego umarliście, a ona opowiedziała mi o tragicznym wypadku
samochodowym, w którym cudem ocalałem. Powiedziała mi, że tata kierował tak, by
całą siłę uderzenia wziąć na swoją stronę, a ty zasłoniłaś mnie własnym ciałem.
Całe życie żyłem w przeświadczeniu, że zginęliście dla mnie... I teraz, kiedy
jemy razem śniadania i obiady, kiedy rozmawiamy i spędzamy razem czas, mam
wrażenie, że to jedynie piękny sen - zacisnął powieki, szybko trąc je pięścią.
Sophie niedbale rzuciła dokumenty na stół i podszedłszy prędko do syna, mocno
przytuliła go do piersi. Tak, jak powinna tulić go do siebie przez wszystkie
przeszłe lata.
- To nie jest sen, syneczku. Życie dało nam drugą szansę i wykorzystamy ją i
wierzę, że tata jest tu cały czas z nami. Kiedy już spotkasz się z
dziewczynkami, pojedziemy wszyscy razem do niego. Byłby szczęśliwy - ucałowała
Shie'a w czoło. Spojrzała na Julie, która dotąd siedziała cichutko obok. Biedna
dziewczyna zalewała się łzami, patrząc na ukochanego i przyszłą teściową.
Kredka, która dotąd podkreślała jej oczy, spływała wraz ze strugami łez po jej
rumianych policzkach. Pociesznie pociągała nosem. Sophie obdarowała ją
matczynym uśmiechem i odchodząc od Shie'a, mocno objęła Julie, śmiejąc się
cicho.
- Niech się pani mną nie
przejmuje. Płaczę z każdego możliwego powodu.
- Wiele czasu minie zanim poznamy się naprawdę, ale już wiem, że oboje nie
mogliście trafić lepiej - pogładziła dziewczynę po głowie i powoli odeszła do
swoich zajęć. Shie znów mocno ujął dłoń Jul, kiedy otarła oczy i policzki.
- Mamo - zaczekał, aż Soph spojrzy na niego. - Chciałbym sprzedać ten dom. -
Sophie skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Rozmawialiśmy o tym z Julie,
poparła mnie. W tym domu wydarzyło się wiele złego. Cierpiałaś ty, babcia,
niewykluczone, że ciotki też, a może i dziadek na swój sposób. Choć z
dzieciństwa mam prawie same dobre wspomnienia, chciałbym zacząć od nowa. Z
Julie, naszym dzieckiem, tobą i dziewczynami. W przeszłości wydarzyło się zbyt
wiele złych rzeczy, bym mógł tu budować swoje życie.
- Porozmawiam o tym z Fitznerem.
- Dziękuję.
- Rozumiem, że mam przygotować twój, a w zasadzie wasz pokój?
- Mam swój pokój? - Zapytał zdziwiony.
- Od zawsze - uśmiechnęła się, spoglądając na niego krótko. - Roboczo został
nazwany gościnnym. Jednak my zawsze wiedzieliśmy, że jest twój. - Shie oparł
się wygodnie na krześle, jakby z niedowierzaniem spoglądając na mamę. - My
nigdy nie zapomnieliśmy, synku.
*
'Ludzie tęsknią za całkowitą odmianą, a jednocześnie pragną, by wszystko
pozostało takie jak dawniej.' 1
Sporych rozmiarów pokój,
którego ściany niezmiennie nosiły na sobie jasny odcień szarości i dźwigały
dziesiątki platynowych i złotych płyt. Pokój, pośrodku którego stał dwudziesto
cztero osobowy stół na metalowych nogach, z metalowymi okuciami i szklanym
blatem. Pokój, w którym stało pianino i kosztowny zestaw stereo. Pokój, w
którym od lat zbierały się posiedzenia ważnych person Universalu. Właśnie w nim
zapadały dziesiątki decyzji, o czyimś być albo nie być. Opijano zwycięstwa i
przemilczano porażki. Dave Roth, Peter Hoffmann, Patrick Benzner i David Jost,
czyli tak zwana boska czwórka Universalu oraz Tom, Bill, Georg i Gustav, czyli
boska czwórka , jednak nie tak skromnie, bo całej Europy i połowy Ameryki
siedzieli właśnie w tym pokoju, przy tym bardzo dużym stole, omawiając
szczegóły dotyczące wydania płyty, póki Jost nie wstał od stołu, zwracając tym
na siebie uwagę reszty. Skinął głową na Billa, który automatycznie uśmiechnął
się szeroko, splatając dłonie i strzelając kostkami. Powoli podszedł do sprzętu
stereo i włączył jedno z bardziej spektakularnych wykonań Scarlett. Jeśli
wcześniej producenci spoglądali po sobie, pytając o co chodzi, tak właśnie w
tej chwili zamilkli, w pomieszczeniu zaległa zupełna cisza. Wydawało się, jakby
wstrzymali oddechy. Wszyscy z uwagą wsłuchiwali się w jej wykonanie "I
will always love you" przy własnym akompaniamencie. Przy jednej z
kolejnych długich nut, Benzner zwyczajnie zamknął oczy i słuchał. Zaś Roth
wpatrywał się w wieżę stereo tak, jakby co najmniej mógł zobaczyć tam brunetkę.
Kiedy utwór dobiegł końca, David odwrócił w ich stronę włączonego laptopa i
puścił film, który wcześniej przyszedł do wytwórni. Zdziwił się, kiedy zobaczył
zgłoszenie Scarlett. Tom nie wspominał, że miała zamiar próbować swoich sił.
Jak się później okazało, to była sprawka jej siostry. Nie dał dość im do słowa,
stanowczym gestem nakazał słuchać i patrzeć. Odezwał się dopiero, kiedy film przedstawiający
Scarlett śpiewającą wszędzie, gdzie się da, dobiegł końca.
-
Chcę ją w piątek - odrzekł stanowczo. - Powali na kolana wszystkich tych
wyrostków, których wybraliście z castingów. - Peter pokiwał jedynie głową w
zamyśleniu. - Usłyszycie ją na żywo i nie będziecie chcieli, by kiedykolwiek
skończyła. Ta dziewczyna ma nie tylko talent. Ona ma pasję. Widziałem, co
dzieje się z nią, kiedy śpiewa. Widziałem emocje i zaangażowanie. Niemieckiemu
rynkowi muzycznemu potrzeba zmian, a jej potrzeba szansy. Promujemy wielu
młodych ludzi, którzy z marnym głosem i koneksjami robią karierę. Listy
przebojów zalewają piosenki typu: kochaj mnie, a ja będę kochać ciebie.
Ostatnio naprawdę zmieniło się coś, kiedy wypuściliśmy 'Schrei'. Czas na
kolejny przełom. - David wyłączył komputer i pozbierał swoje rzeczy. Podniósł
wzrok na Rotha, Hoffmanna i Benznera.
- Ta mała jest niezła. Niech zaskoczy - odrzekł Roth, po czym pożegnawszy się z
wszystkimi opuścił pokój. Gustav nie zareagował. Georg się uśmiechnął. Bill
entuzjastycznie poderwał się z miejsca i prawie podbiegł do menagera. A Tom?
Tom westchnął ciężko i bez słowa wyszedł z pomieszczenia.
Dogonił brata dopiero na
parkingu. Mało brakowało, a Tom zniknąłby Billowi z pola widzenia. Dopadł do
drzwi auta od strony pasażera, nim te po drugiej stronie zamknęły się z
trzaskiem. Szybko wślizgnął się do auta. Tom, nie zawracając uwagi na brata,
zapiął pas i odpaliwszy silnik, lekko wrzucił bieg. Machinalnie ruszył przed
siebie, manewrując tak, by opuścić teren wytwórni. Bill nie odzywał się przez
pierwsze pięć minut, czekając na jakąkolwiek reakcję. Jednak brat zupełnie
ignorował jego obecność. Martwił się o Toma. Czuł, że coś było nie tak. Nawet,
jeśli mieli mniej czasu dla siebie, to nie oznaczało, że ich więź osłabła.
- Co jest? - Odrzekł
wreszcie, lokując w Tomie pytające spojrzenie.
- Nic, a co ma być? - Odparł od niechcenia.
- Od samego rana chodzisz
struty. Pokłóciliście się?
- Ze Scarlett? Lepiej być nie
może. Jesteśmy na dziś umówieni. Muszę się przygotować, po co miałem tam bez
sensu siedzieć?
- Gdybyś był mną, uwierzyłbym, że potrzebujesz kilku godzin na wyszykowanie się
do wyjścia, ale jesteś Tomem, który wyrabia się w pół godziny, więc nie wciskaj
mi tu kitu, braciszku. Tak jakby trochę cię już znam - kilka kolejnych chwil,
Tom prowadził bez słowa, odcinając się od intensywnego wzroku brata. Walczył ze
sobą i swoimi obawami, nie wiedząc, czy powiedzieć o nich Billowi. Nigdy nie
mówił o tym nikomu. To było przecież niedorzeczne. Dopiero, kiedy zatrzymał się
na którymś z kolei skrzyżowaniu, poddał się, głośno wypuszczając powietrze
ustami.
- Masz rację - powiedział i
zamilkł. Bill nie za bardzo wiedział, jak miał rozumieć słowa Toma. Już chciał
spytać, kiedy ten odezwał się znów. - Boję się, Bill... - Oczy młodszego
bliźniaka powiększyły się nienaturalnie. Tom wziął głęboki oddech, ruszając
płynnie z miejsca. Nie patrzył na brata. - Boję się, że jeśli ona odniesie
sukces, a to pewne, że tak się stanie, to ją stracę. Boję się, że pochłonie ją
cały ten wielki świat, tak jak nas pochłonął - zajechał w boczną ulicę
prowadzącą do ich apartamentowca. Bill zaskoczony wyznaniem Toma, nie mówił nic
przez chwilę, obgryzając polakierowany na czarno paznokieć. Nawet nie przyszło
mu do głowy, że kariera mogłaby zaszkodzić ich miłości, choć to w zasadzie
oczywiste. Rozjazdy, koncerty, promocje, nagrania, stres i tęsknota, to
wszystko ujemnie wpływa na związki, ale... Na każdy inny, ale nie ich. Jak
bardzo nie byliby różni, to tak samo mocno nierozłączni. Każdego mogło to
spotkać, ale nie Scarlett i Toma. W to nie wierzył. Czuł się naprawdę
zaskoczony. Prawda, która była aż nader oczywista, dotąd jakby poza nim,
dotarła brutalnie do Billa. Chociaż nie, nie, nie. Nie Tom i Scarlett. Przecież
ona zawsze była przy nim, kiedy upadał, kiedy było źle, a on trwał przy niej,
kiedy się bała, kiedy trzeba było umocnić ją w jej sile. Ich nic nie było w
stanie zniszczyć - w to wierzył.
- Nie stracisz jej - odrzekł.
- Nie umiecie bez siebie żyć.
- Pomyśl. Ona wróci, ja
wyjadę i tak w kółko. Bill ja... Nigdy nie czułem czegoś takiego. Ona jest dla
mnie zbyt ważna.
- Właśnie dlatego wam się uda, Tom. Oboje jesteście dla siebie zbyt ważni.
Myślę, że jeśli poprosiłbyś ją, żeby tego nie robiła, byście byli razem, mieli
dom z ogródkiem, psa i gromadę dzieci, to zgodziłaby się bez wahania, bo za
bardzo cię kocha, by żyć ze świadomością, że cierpisz. Ale pomyśl, ile byłoby w
niej niespełnienia? Postaw się w jej sytuacji. Pomyśl, co my czuliśmy, kiedy
odmówiono nam pierwszy, drugi i kolejny raz. A jak było, kiedy wreszcie się
udało. Niech spróbuje.
- Nie zamierzam nawet jej o to prosić. Wiem, jak bardzo pragnie śpiewać. Nie
odbiorę jej tego. Po prostu... - Odsapnął ciężko, nie mogąc znaleźć słów.
- Widzisz, patrzę na was z trochę innej perspektywy niż wy sami. Dostrzegam
zmiany, które bardzo, bardzo mocno zakorzeniły się w was. Ty jesteś... Jesteś
znów moim Tomem. Śmiejesz się, nawijasz jak najęty, grasz z dawną pasją,
dowcipkujesz i ujeżdżasz na Georgu. Do tego wpadłeś jak śliwka w kompot, ale
widzieć cię zakochanego bez pamięci, to też fajny widok i ja cieszę się razem z
tobą - Bill uśmiechnął się w odpowiedzi na zdziwione spojrzenie Toma. -
Scarlett też jest inna, niż była kiedy ją poznałem. Nie jest już tak harda,
niezłomna i silna. Nie jest zapatrzona w jeden cel. Przy tobie jest zupełnie
delikatna i słodka. Ona cię kocha nawet spojrzeniem, tak jak ty kochasz ją.
Muzyka jest w niej, ale ona spoczywa na przeciwległym krańcu równoważni. Póki
co, świetnie wychodzi jej stanie na samym środku, ale widzę, że gdyby było
trzeba, pobiegłaby do ciebie. Ty zrobiłbyś to samo. Dlatego, choć może być
trudno, wiem, że sobie poradzicie. Ale ona jeszcze nie nagrała tej płyty, więc
po co martwić się na zapas?
- To wszystko, aż tak widać? - Tom spojrzał bratu w oczy. Już dawno stali na
podziemnym parkingu. Już dawno wyłączył silnik i odpiął pas. Słuchał Billa.
Ostatnimi czasy bardzo brakowało mu brata z wiecznie niezamykającymi się
ustami. Dziś ten gaduła mówił wyjątkowo mądrze.
- Jak na dłoni - pobłażająco
poklepał Toma po ramieniu. - Widzisz, ty czujesz się nieswojo, kiedy Scarlett
jest dalej niż metr od ciebie i miotasz się bez sensu, a ona wciąż szuka cię
wzrokiem. Czegoś takiego świat jeszcze nie widział - Bill zaśmiał się wesoło,
wywołując też uśmiech na twarz Toma.
- Bo nie miał jeszcze z nami do czynienia - odparł zabawnie po chwili namysłu.
- Pragniemy zmian, pragniemy iść do przodu, ale jednocześnie chcielibyśmy, żeby
wszystko pozostało takie samo, a niestety tak się nie da.
- Ja po prostu nie chcę się nią dzielić.
- Zrzędzimy jak babcie
moherowe, ale niech będzie - Bill uśmiechnął się do bliźniaka. - Nawet jeśli
stanie przed tysiącami ludzi, odpowie na mnóstwo osobistych pytań, uśmiechnie
się do dziesiątek mężczyzn, czy nawet, jeśli będzie zupełnie daleko, to i tak
pozostanie tylko twoja. Myślę, że to wiesz - zakończył teatralnym
westchnieniem, po czym dodał - a teraz rusz tyłek i maszeruj się pięknić,
pachnić i kremować. Musisz być sexy, Tommy! - Pisnął, poruszając śmiesznie
brwiami, za co oberwał solidnego kuksańca.
- To za Tommy'ego - pogroził
mu palcem, prędko wysiadając z samochodu. Bill nie spiesząc się kontemplował
jeszcze nad czymś, kiedy Tom zamknął auto na centralny zamek z nim w środku. Po
czym spokojnie ruszył w kierunku wyjścia z parkingu. Starał się nie odwrócić ze
wszystkich sił. W duchu widział jak Bill wymachiwał rękoma, krzyczał do niego i
perzył się, pąsowiejąc z oburzenia. Oczywiście nie wpadł na to, żeby nadusić
klakson. Tom doszedł, aż do samych drzwi i tam odwrócił się majestatycznie, wyciągając
przed siebie rękę, w której trzymał mały pilocik i odblokował zamki. Bill
wystrzelił z auta jak z procy, emocjonując się i wykrzykując coś w jego
kierunku. Tom zamknął samochód, po czym spokojnie udał się do windy.
*
Staranniej niż zwykle dobrał
strój, ogolił się dokładniej i bardziej wyperfumował. W końcu pierwszy raz
szedł na oficjalną randkę do swojej oficjalnej dziewczyny! Naprawdę się
denerwował. To było zupełnie nowe doznanie. Całe szczęście, że znał już mamę
Scarlett, bo dopiero miałby stres. Bill, co jakiś czas kontrolował stan jego
przygotowań, z powątpiewaniem przyglądał się jego poczynaniom, pozostawiając je
bez komentarza. Ograniczał się do wywracania oczami albo bezradnego wznoszenia
rąk. Kiedy wreszcie otworzył drzwi łazienki, buchnęła zeń mieszanina różnych
zapachów, na co Bill jedynie się skrzywił.
- Gorzej niż w drogerii! -
Skrzywił się nieznacznie. - Nic nie mówię, ale na policzku masz resztkę mojej
glinki. - Pokręcił głową, bezczelnie śmiejąc się Tomowi w twarz, który z
wymalowaną nań paniką, zeskrobał szybko ze swej skóry pozostałe ciało obce.
Obruszył się, wytykając Billowi język.
- Ja nic nie mówię, jak pół dnia w domu czuć, że robiłeś jakieś eksperymenty w
łazience - wyminął go i poszedłszy do jego pokoju, stanął przed dużym lustrem.
Oszacował się dokładnie wzrokiem, stwierdzając, że wyglądał całkiem dobrze.
Czarna koszulka, którą kupił razem ze Scarlett, dobrze komponowała się z
jeansami, które kolorem denim, nie zbyt mocno kontrastowały z t-shirtem i
ciemnymi butami. Frotę którą związał dredy również dobrał pod kolor. Była
czarna z ciemno niebieskim znakiem Nike. Pstryknął palcami, robiąc minę 'mów mi
macho', kierując palce wskazujące w swoje odbicie.
-
Tak, jesteś piękny, a teraz jedź już, bo twoja księżniczka nie wpuści cię do
wieży. - Bill dwa razy nie musiał mówić, nie minęła minuta, a Toma nie było już
w mieszkaniu.
Słysząc dzwonek do drzwi,
prędko zdjęła fartuszek i wygładziła sukienkę. Wyprostowała się i ruszając ku
drzwiom, odrzuciła do tyłu włosy, który wdzięcznie zachybotały na jej plecach.
Nim otworzyła, wzięła głęboki oddech. Denerwowała się, jakby miała zobaczyć się
z nim po raz pierwszy. Śmiała się w duchu z siebie, ale cóż mogła poradzić, to
było silniejsze od niej samej. Otworzywszy, uśmiechnęła się spostrzegając, jak
taksował ją spojrzeniem. Oniemiały powiódł wzrokiem, począwszy od małych stóp
odzianych w sandałki na wysokiej koturnie, poprzez zgrabne łydki oplecione
rzemykami będącymi wiązaniem butów i dalej jej ozłocone delikatną opalenizną
nogi i wreszcie krótką sukienkę, która wprawiła go w jeszcze większe
osłupienie. Była zwiewna, rozszerzana ku dołowi, odkrywała ramiona, a pod linią
piersi przewiązana była tasiemką. Co najważniejsze, nie była czarna, a ciemno
turkusowa. Jego tęczówki zakończyły swą wędrówkę na kraśniejącej radością buzi
Scarlett. Lazurowe oczy śmiały się do niego. Widząc reakcję Toma, starała się
jak najbardziej ukryć swoją. Nie mogła powiedzieć mu przecież, że chciała, by
zaniemówił z wrażenia. Najważniejsze, że się udało. Posyłając mu niewinny uśmiech,
otworzyła szerzej drzwi skłaniając go, by wreszcie wszedł do środka. Zamknąwszy
je, spojrzała na niego spod kurtyny rzęs, zagryzając wargę. Nim złożył na
wargach Scarlett namiętny pocałunek, podał jej śliczną fioletowo różową
orchideę, o której istnieniu przez ostatnie kilka chwil zupełnie zapomniał.
Uśmiechnęła się słodko, przyjmując kwiatka i gorąco oddała pocałunek.
Delikatnie wplótł palce we włosy brunetki, muskając jeszcze raz jej wargi
swoimi. Uśmiechnęła się, kiedy jeden drobniutki pocałunek wywołał ich całe
mnóstwo.
- Mówił dziś ktoś pani, że wygląda pani oszałamiająco? - Spytał odsuwając swoją
od jej twarzy tylko na tyle, by móc spojrzeć w niebieskie oczy.
- Ma pan to szczęście być
pierwszym. A panu? Mówił ktoś, że jest pan dziś niezmiernie pociągający? -
Mrugnęła do niego, zagryzając wargę w zalotnym uśmiechu.
- Ma pani to szczęście być
pierwszą. Czy wiążą się z tym jakieś honory, droga pani... Kaulitz? - Niby to
tylko jedno słowo, a serce brunetki zabiło mocniej i ciało zalała fala gorąca.
- Owszem. Jest pan zaproszony
na kolację oraz tańce. Forma spędzenia reszty wieczoru nie jest jeszcze
zaplanowana, więc może pan włączyć własne sugestie, panie Kaulitz.
- Czuję się zaszczycony - ukłonił się, przepuszczając brunetkę przodem. -
Prowadź, o pani! - Zaśmiała się cicho, kierując się w stronę jadalni. Nie mógł
powstrzymać się przed tym, by nie omieść jej jeszcze raz bacznym spojrzeniem.
Poruszała się płynnie i z gracją. Była niesamowita. Wskazała na stół nakryty
białym obrusem ze złotymi zdobieniami. Zastawa i świece również współgrały z
całością.
- Proszę spocząć. Za chwilę zostanie podany posiłek.
- Może pani pomóc?! - Krzyknął, kiedy Scarlett zdążyła już zniknąć w kuchni i
pojawić się znów w tej samej chwili z tacą pełną półmisków.
- Proszę się nie kłopotać. To
już prawie wszystkie. - Posłała Tomowi krótki uśmiech i zgrabnie opuściła
pokój, by znów pojawić się w nim z kolejnymi specjałami. Wprawnie ustawiła
wszystko na stole, zaś na samym środku wazonik z kwiatkiem. Przyjrzała się
wszystkiemu wprawnym okiem, dochodząc do wniosku, że wszystko już jest.
Odniosła prędko tacę i zajęła miejsce naprzeciw Toma.
- To wszystko ty? - Spytał
przyglądając się półmiskom.
- Mhm - mruknęła z
zadowoleniem. - Liv wybyła z samego rana, z resztą ona stroni od kuchni, a mama
przychodzi tutaj jedynie spać. Poza tym, nawet gdyby były, zrobiłabym wszystko
sama. Spróbuj zapiekanki. Chcę wiedzieć, czy ci zasmakuje. - Uśmiechnęła się
promiennie, czekając aż Tom wypróbuje danie. Przełknął najpierw jeden kęs,
potem drugi i kolejny. Dopiero wtedy oderwał swój wzrok od talerza.
- Wyśmienita - odparł, na co
Scarlett z usatysfakcjonowaniem kiwnęła głową.
- To wcinaj - sięgnęła po półmisek, nabierając porcję dla siebie. -
Ustaliliście dziś coś ważnego w wytwórni? - Spytała po chwili. Ręka Toma
zatrzymała się w połowie drogi do ust, by powoli cofnąć się i odłożyć widelec
na talerz. Wziął głęboki oddech.
- Myślę, że tak. Wiesz, co będzie w piątek?
- No tak, wielkie urodzinowe bum.
- I koncert - skinęła głową, czekając na ciąg dalszy. - Zaśpiewasz na nim -
odparł wreszcie, chcąc mieć to za sobą. Nie mógł pozwolić ponieść się obawom.
Przecież Bill miał rację. Musiał w to tylko uwierzyć. Szkoda, że to było takie
trudne. Sens jego słów dotarł do brunetki dopiero po chwili.
- Słucham? - Zamrugała intensywnie, wbijając w niego przenikliwe spojrzenie.
- Liv wysłała twoje zgłoszenie. Przygotowała montaż z twoimi wykonaniami. Jost
wyłowił je i nie pokazał kierownictwu. Razem z Billem przygotowali swoje demo.
Nagrywali cię, kiedy śpiewałaś u nas. Dziś Jost pokazał oba nagrania. No i
śpiewasz w piątek - odrzekł bez większego entuzjazmu. Bezmyślnie zaczął mieszać
widelcem w talerzu.
- Ale dziś jest wtorek. - Chłopak spojrzał na brunetkę pytająco. - Nie zdążę
się przygotować - tym razem się uśmiechnął. To było akurat najmniej
prawdopodobne.
- W to akurat nie wierzę. Ty zawsze jesteś przygotowana.
- A dlaczego ty się nie cieszysz?
- A dlaczego ty się nie cieszysz? - Odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Byłam pierwsza.
- Chyba nie sądziłem, że tak
szybko będę musiał się tobą dzielić - westchnął, przywołując na usta nikły
uśmiech. Bez chwili namysłu Scarlett szybko wstała od stołu i podszedłszy do
Toma, usiadła mu na kolanach, mocno przytulając go do siebie. Czule musnęła
policzkiem jego skroń, zahaczając ją wargami.
- Nigdy nie będziesz
musiał się mną dzielić, bo ja zawsze będę twoja. Chyba też obawiam się tych
zmian, choć chcę iść do przodu, jednocześnie pragnę, by wszystko trwało
niezmienne. Pragnę śpiewać i wiem, że tym występem mogę otworzyć sobie drogę do
kariery, ale z drugiej strony chcę być tylko dla ciebie - westchnęła. - Wiem,
że póki mam ciebie, wszystko będzie dobrze. - Tom objął brunetkę szczelniej
rękoma, zamykając dłonie na jej smukłej talii. Uśmiechnął się delikatnie, wtulając
głowę w jej drobne ciało.
- Powalisz ich wszystkich - odparł pewnie. Spojrzał na swój prawie pusty już
talerz i doszedł do wniosku, że nie potrafi przy niej spokojnie jeść. - To co z
tymi tańcami?
Roześmiała się, wysuwając się
z jego objęć i ujmując dłoń chłopaka, skierowała się do swojego pokoju.
Wszystko skrupulatnie przygotowała. Począwszy od dań, poprzez oprawę, a na
sobie skończywszy. W pokoju Scarlett stało kilka świec, gotowych do zapalenia, z
komputera snuła się cicha muzyka, a w powietrzu wyczuwało się delikatny zapach
waniliowego kadzidełka. Uśmiechnął się, zamykając za sobą drzwi. Nie dała mu
zbyt wiele czasu na myślenie. Od razu zarzuciła ręce na jego szyję, wprawiając
ich ciała w płynny ruch. Kołysali się w rytm spokojnej ballady. Tom szczelnie
zamknął Scarlett w swoich objęciach, pozwalając jej pewnie spocząć w swoich
ramionach. Jego smukłe palce splecione u dołu jej pleców, raz po raz zahaczały
o pośladki, wywołując u jednego i drugiego uśmiech. Opuszkami kreśliła wzroki
na jego karku, łaskocząc go troszkę. Patrzyła Tomowi w oczy, spijając z nich
słodką barwę obuczoną czułością i spokojem. On delektował się lazurową tonią
jej tęczówek, chłonąc beztroską radość, która żarzyła się w nich. Mijały
minuty, piosenki zmieniły się. Mówiły o miłości spełnionej i nieszczęśliwej, o
szczęściu i rozpaczy, o błogości i niepokoju, a oni nie zwracając na to uwagi,
bujali się w jednym rytmie. W jednej chwili niespodziewanie wysunęła się z jego
objęć. Zdziwiony stanął w miejscu, patrząc jak po prostu zdjęła buty i
natychmiast do niego wróciła. Zaśmiał się pod nosem, odgarniając z jej
zarumienionej buzi pojedyncze kosmyki. Teraz będąc dziesięć centymetrów niżej,
musiała mocniej zadrzeć głowę go góry. Scarlett z filuternym uśmiechem na
ustach, chwyciła Toma za koszulkę i przyciągnąwszy go bliżej siebie, namiętnie
wpiła się w jego usta. Zaśmiał się cicho, kładąc otwarte dłonie na plecach
brunetki i tym samym bardziej przygarnął ją do siebie. Zmierzył uważnym spojrzeniem
jej buzię.
- Scarlett?
- Hym? - Mruknęła, składając piąstki na torsie Toma.
- Opowiedz mi o sobie - poprosił cichutko, wciąż wpatrując się w nią. Milczała
przez krótką chwilę, by zaraz uśmiechnąć się czule.
- Znalazłeś właściwe pytanie.
- W pierwszej chwili Tom nie za bardzo wiedział, co chodziło. Kiedy zrozumiał
uśmiechnął się szeroko, robiąc swoją triumfalną minę.
- Czwarte? Czy piąte?
- Nie wiem, nie liczyłam, ale coś koło tego. Całkiem niezły wynik. Szczerze
mówiąc, sądziłam, że wykorzystasz wszystkie dziesięć.
- Chyba czuję się urażony.
- Och, tupnij - bucnęła go piąstką w pierś, starając się skryć uśmiech.
Spoglądał przez moment na Scarlett wielce obrażonym wzrokiem, a ona nie
zwracając na niego uwagi, jakby nigdy nic kołysała się w jego ramionach.
- No dobra, przeszło mi - odparł po chwili, racząc są ujmującym uśmiechem. - To
opowiesz?
- A co chcesz wiedzieć?
- Wszystko. Chciałbym znać każdą przyczynę i skutek, podstawy, źródła i
pobudki.
- Ta sytuacja z nim przelała
czarę. Opowiadałam ci o nim, to już wiesz. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem.
Moja nieśmiałość brała się z tego, że byłam po prostu gruba. Sama nie wiem, jak
to się stało. Liv była chuda jak przecinek, a ja wyglądałam jak tłuściutki
pączek. Przez to miałam kompleksy. Czułam się inna niż moi rówieśnicy. Wiesz,
jak to jest. Nie jeździłam tak szybko na rowerze, nie biegałam tak szybko, nie
umiałam wielu rzeczy, więc z czasem po prostu przestałam to robić. Kiedy oni
ganiali po parku, ja siedziałam z boku i układałam piosenki albo po prostu im
się przyglądałam. Nie było razu, żeby Liv nie stanęła za mną murem. Broniła
mnie, kiedy się ze mnie śmiali i dokuczali, kiedy trzeba było komuś dogadać
robiła to za mnie. Kiedy byłyśmy już starsze, to wyglądało trochę inaczej.
Według rówieśników byłam za mądra, ale kiedy przyszło co do czego, to do mnie
przychodzili po radę. Więc się utarło 'Scarlett - dobra rada'. Towarzystwo się
rozrastało, z czasem dołączył też on. Byliśmy sporą grupą. Jedni tańczyli, inni
jeździli na deskach, a jeszcze inni na bmx'ach. Każdy coś, a ja śpiewałam. Raz,
kiedyś ktoś usłyszał i od czasu do czasu bawiłam się w komponowanie im
podkładu, kiedy nie mieli muzyki. Było zabawnie. Jednak wciąż byłam pomocną
Scarlett, dobrą przyjaciółką, pomocną wszystkim, która nigdy nie odmówi i
zawsze będzie. Byłam im potrzebna, byłam ważna i chyba dlatego pozwalałam się
wykorzystywać - przerwała na moment. - Nie nudzę cię?
- Chyba żartujesz, Maleńka -
czule dotknął wargami czoła brunetki. Złożyła głowę na ramieniu Toma,
kontynuując.
- Później się zakochałam, on
dał mi nadzieje, aż wreszcie brutalnie je odebrał. Zbliżał się koniec roku,
odeszłam. Zniknęłam z ich życia, a Liv razem ze mną. Nie było jej tak trudno,
bo krótko przed tym poznała Paula. Nie potrafię wyznaczyć dnia, ani określić
konkretnego celu, który wtedy sobie obrałam. Po prostu zaczęłam zmieniać
siebie. Dawna Scarlett zniknęła w dniu, w którym on ją zabił. W zasadzie, to
dzięki tamtym wydarzeniom jestem tym, kim jestem. Dieta, mordercze ćwiczenia i
śpiew. Pracowałam nad swoim ciałem, ale nad sercem też. Zaczęłam tworzyć
zasady, którym twardo się trzymałam. Stały się fundamentami mojego nowego
życia, nowej mnie. Minęły wakacje, zaczęła się szkoła, a ja dalej robiłam
swoje. Ten rok, był jakby wyjęty z życiorysu. Nie wiele z niego wiem. To była
ciężka praca, ale dziś wiem, że warto było. Czerń zaczęłam nosić, kiedy
zniknęłam dla nich. Powiedzmy, że to była żałoba po tamtej mnie - zaśmiała się
cicho, mocniej wtulając policzek w tors Toma. - Polubiłam ją, poczułam, że to
naprawdę ja. Później, kiedy uznałam, że wyglądam satysfakcjonująco, zmieniłam
fryzurę i styl ubierania, makijaż. Wszystko. Na co skrzętnie zbierałam
pieniądze. Postanowiłam udowodnić, że piękne ciało, może utożsamiać się z
równie pięknym wnętrzem. Mogłam pozwolić sobie na krótkie spódniczki i
wyzywające stroje. Można powiedzieć, że pokochałam siebie. Kolczyki i tatuaż
były takim ukoronowaniem wszystkiego. Kolczyk w nosie uprosiłam na siedemnaste
urodziny, ten w brodzie zrobiłam, bo chciałam po prostu. Wówczas wszyscy robili
kolczyki w brwiach, czy wargach albo językach, nie powiem głośno za czyim
przykładem. Tatuaż na nadgarstku to po prostu symbol. Mam do nich sentyment.
Dla wielu stałam się po prostu ładna. Dla mnie to coś więcej, wygrałam siebie i
znalazłam drogę. Krótko po tym poznałam ciebie, a to już zupełnie inna bajka -
westchnęła, a jej ciepły oddech owionął skórę chłopaka. Czule pogładził
Scarlett po plecach.
- Scarlett?
- Tak? - Uniosła głowę, spoglądając Tomowi w oczy. Miały taki nieodgadniony,
ale jednocześnie pełen uczucia wyraz. Schowała włosy za ucho, nie odrywając od
niego wzroku. Nawet nie zauważyła, kiedy stanęli w miejscu. Oddychał jakby
ciężej, a serce biło mu mocniej. - Hej - wyswobodziła jedną rękę, by pogładzić
dłonią jego policzek. Wtulił w się w nią, całując jej wewnętrzną stronę. W jej
oczach odnalazł zatroskanie. - Co jest? - Spytała cichutko.
- Kocham cię - odparł po krótkiej chwili. Poczuł, jak nogi ugięły się pod nią,
prawie niezauważalnie. Objął ją pewniej. Turkusowe tęczówki Scarlett naraz
zaszły mgłą. Wpatrywała się w niego w sposób, jaki nie robiła tego jeszcze
nigdy. Choć wiedziała, co czuł i sama odczuwała to samo, uczucie ubrane w słowa
nabrało dla niej nowej mocy. Tak wiele razy wyznawali sobie uczucia w różnoraki
sposób, a kiedy on pierwszy uczynił to najprościej jak się dało, jej samej
zabrakło słów. Serce łomotało jej w piersi. Pierwsze zdumienie powoli mijało, a
jej drżące wargi układały się w uśmiech.
- Kocham cię - odpowiedziała cichutko, szerzej uśmiechając się na dźwięk
własnych słów. Nagle poczuł nieznana mu dotąd lekkość, jakby odkrył coś
zupełnie nowego, a to przecież tylko słowa, zobowiązanie, które zrodziło się w
nich już bardzo dawno.
- Kocham cię.
- Kocham cię.
- Kocham cię
- Kocham cię.
- Koooooooooooochaaaaaaam
cię! - wykrzyknął biorąc ją w ramiona i śmiejąc się głośno, kręcił się wokół
własnej osi. Jej perlisty śmiech mu wtórował, a drobne dłonie mocno zacisnęły
się na jego karku.
Turkusowa sukienka falowała w
powietrzu. Kiedy wreszcie zatrzymał się, łapiąc oddech, nieco chwiejnie
postawił Scarlett na podłodze. Świat wirował, a ona razem z nim. Uczyniła kilka
nieporadnych kroków i opadła na miękką pościel. - Wariat - sapnęła, wybuchając
kolejną salwą śmiechu, gdy Tom znalazłszy się tuż obok niej, przygniótł ją
swoim ciałem prawie całkowicie.
- Coś mówiłaś? - spytał z szatańskim uśmiechem na twarzy, przypierając brunetkę
do materaca. Ich twarze dzieliły zaledwie centymetry, przyspieszone oddechy
mieszały się ze sobą, a w oczach igrały ognie.
- Ni mniej ni więcej, jak to,
że cię kocham - szepnęła z niewinnym uśmiechem. Patrzył na nią krótką chwilę,
by po raz tysięczny lustrować wzrokiem jej buzię. Z największą subtelnością
powiódł kciukiem po jej puchatych policzkach, nosku, przymykających się pod
wpływem jego dotyku powiekach i skroniach, a na samym końcu zaznaczył kontur
jej pełnych warg, by zaraz przyłożyć do nich swoje. Nie pocałował jej, po
prostu przywarł do nich delikatnie, póki Scarlett nie uchyliła swoich warg,
pozwalając Tomowi skraść kolejny żarliwy pocałunek. Jego dłoń przemknęła po jej
ramieniu, talii i nodze, by niespiesznie zatrzymać się i opuszkami wykonać nań
kilka fikuśnych wzroków, gdy nie pozwalała mu przerwać pocałunku. Objęła rękoma
ramiona Toma, mocno zaciskając na nich dłonie. Uśmiechnęła się, gdy mruknął
cicho, kiedy zaczęła drapać go po plecach, raz po raz mocniej wbijając w nie
paznokcie. Jego dotyk stawał się coraz bardziej odważny, coraz bardziej
zachłanny. Smukłe palce zacisnęły się na jej udzie, gdy drobne dłonie Scarlett
wkradły się pod koszulkę Toma, a ostre paznokcie mocniej podrażniały jego
wrażliwą skórę. W jednej chwili zamarł. Dłonie chłopaka przestały błądzić po
ciele brunetki, a wargi zachłannie spijać z jej własnych pocałunki. Zawisł nad
nią w bezruchu, myśląc nad czymś gorączkowo dosłownie kilka krótkich sekund.
Zmarszczyła brwi, nie wiedząc o co chodzi. Zerwał się z miejsca i zaczął
przeszukiwać kieszenie. Przypatrywała mu się zdziwiona. Przesunęła się,
wygodnie układając się na samym środku materaca. Doskonale zdawała sobie
sprawę, czemu przeznaczony był ten wieczór od samego początku i choć żadne nie
mówiło tego głośno, oboje to wyczuwali. I choć miała jeszcze mnóstwo ku temu
sposobności, ani jej w głowie było kazać mu przestać. Kochała go sercem,
duszą i pragnęła pokochać ciałem.
- Tom? - Jakby nie słyszał,
gorączkowo wygrzebał z przedniej kieszeni telefon i wyłączył go z energicznie.
Spojrzał triumfalnie na nic nie winne urządzenie i odszukawszy komórkę
Scarlett, uczynił z nią to samo. Zostawił obie na jej biurku i w pełni
zadowolony wrócił do brunetki, po drodze przekręcając zamek w drzwiach.
Uspokojony, opadł tuż obok niej. - Zapomniałeś zaciągnąć karaty w oknach -
stwierdziła zabawnie.
- Bardzo śmieszne - mruknął
prosto w jej szyję, kiedy objąwszy Scarlett, obsypywał pocałunkami jej
obojczyki. Skrupulatnie, bez pośpiechu, muskał wargami jej skórę, najpierw z
jednej strony, później z drugiej. Czuł, jak mocno biło jej serce. Naznaczył
swymi wargami każdy najmniejszy kawałeczek jej dekoltu, aż do linii sukienki,
by wrócić i obsypać pocałunkami jej szyję, płatki uszu, policzki, czoło, nosek
i powieki. Celowo ominął wargi, które zmysłowo zagryzła. Zatrzymał się na
chwilkę, by spojrzeć w jej zamglone oczy. Uśmiechnęła się do niego, po czym
zarzuciła rękę na kark Toma i przyciągnąwszy go do siebie, mocno wpiła się w
jego wargi. Nie było w nich gwałtowności, pośpiechu, czy niedbałości. Dbał o
każdy najmniejszy gest. Pragnął, ofiarować jej wszystko co najlepsze, każdą
najmniejszą pieszczotę uczynić najbardziej wyrafinowaną, ukochać każdy
najmniejszy kawałeczek jej ciała, bo na to zasługiwała, bo była jedyna i
wyjątkowa, bo ją kochał. Tym razem nie myślał o sobie, chciał ofiarować jej
siebie, gdy miał odebrać jej niewinność. Jego opuszki powolutku wędrowały po
jej ciele, wzdłuż obojczyków, pełnych piersi, talii i ud. Wymownie spojrzał na
sukienkę, którą wciąż miała na sobie. Odczytując myśli Toma, Scarlett zsunęła
się z łóżka i stanąwszy przodem do niego, powoli rozsunęła zamek pozwalając, by
materiał gładko zsunął się z niej na podłogę. Oblizując wysuszone wargi,
wpatrywał się w nią. Odziana jedynie w skąpą, koronkową bieliznę, zupełnie
mąciła mu myśli. Z filuternym uśmiechem wdrapała się na materac, zbliżając się
do Toma na klęczkach. Przysiadła na nogach naprzeciw niego, przechylając głowę
w taki sposób, że odniósł wrażenie, jakby wpadł pod autobus. Zabiła go swoim
widokiem. Tak bardzo niewinna, a jednocześnie niesamowicie kobieca. Jej
kształty, wcale nie idealne, zdawały się piękniejsze od najlepiej wyrzeźbionych
ciał. Pozwoliła mu na siebie patrzeć. Leniwie otulił ją spojrzeniem. Wyciągnął
rękę, czule muskając dłonią rumiany policzek brunetki. - Wiesz co? - Szepnął,
wciąż obejmując ją wzrokiem. Pokręciła przecząco głową. - Kocham cię - zaśmiała
się cicho. Z jego ust mogłaby słuchać tych słów całą wieczność. Spojrzała na
niego krótko i układając usta w dzióbek, przesunęła się na koniec łóżka, po
czym bezceremonialnie zdjęła Tomowi buty i cisnęła nimi na drugi kraniec
pokoju. Wyraźnie spodobało mu się to, co Scarlett zamierzała z nim zrobić, bo
bez większego oporu, ułożył się wygodnie, opierając na ugiętej ręce. Przysiadła
bliżej niego, rozpoczynając mocowanie z klamrą paska. Kiedy uporała się i z
tym, w mgnieniu oka zsunęła się z łóżka. Szarpnęła mocno za nogawki, a kiedy
materiał nie zamierzał współpracować, zmusiła do tego jego właściciela,
łaskocząc wewnętrzną stronę stóp Toma. Kolejne szarpnięcie było zdecydowanie
bardziej owocne. Zadowolona z efektu z powrotem wspięła się na posłanie.
Bezceremonialnie usiadła Tomowi na kolanach i chwyciwszy materiał jego koszulki
zmusiła go, by usiadł. Wymownie pociągnęła T-shirt chłopaka w górę, a w
następnej chwili nie miał go już na sobie. Uśmiechnęła się zalotnie, składając
dłonie na jego umięśnionym torsie. Delikatnie powiodła nimi, naznaczając
skrupulatnie każdy mięsień klatki piersiowej i brzucha Toma. Obejmując go
bardziej, całowała jego kark i szyję. Dłonie Scarlett wędrowały po masywnych
barkach chłopaka, sumiennie poznając ich fakturę. Przytuliła policzek do jego
policzka, nieznacznie zahaczając o niego wargami. Położył dłonie na jej
kształtnych biodrach, gdy ona zarzuciwszy ręce na jego szyję, całowała go
czule. - Jesteś pewna? - Szepnął. Mocno przytuliła się do niego.
- Tom, tobie chcę oddać się
pierwszemu, tobie jedynemu, tobie ostatniemu - szepnęła wprost do jego ucha i
ująwszy dłońmi jego głowę, musnęła kciukami skronie, wpatrując się uważnie w
jego zamglone oczy. Przyłożyła czoło do czoła Toma i zetknęła nosek z jego
nosem. Przyspieszony oddech i szybko bijące serce, nie pozwalały jej rozsądnie
myśleć, jednak nie było jej to teraz potrzebne. Wystarczyło jej, że czuła
więcej, niźli mogło pomieścić jej serce. Poddawała się woli Toma, bez
jakiegokolwiek sprzeciwu powierzyła mu siebie i było jej z tym tak bardzo
dobrze. Jego dłonie powolutku przesunęły się wzdłuż talii do delikatnego
materiału biustonosza, by rozpiąć haftki i zdjąwszy go, odrzucić w kąt. Nagie
piersi Scarlett napierały na tors Toma pod wpływem jej ciężkiego oddechu.
Zawstydziła się, nieznacznie skuliła ramiona i zwiesiła głowę. Zacisnęła dłonie
w piąstki. Spostrzegł to. Ujął jej brodę i uniósłszy ją wyżej, spojrzał jej w
oczy.
- Moja śliczna - rzekł
cichutko i delikatnie ją pocałował. Niepewnie wyprostowała plecy. Zebrał włosy
dziewczyny i zgarnął je do tyłu. Powolutku przeniósł spojrzenie z jej oczu, na
lekko rozchylone wagi i wreszcie na nie tak małe piersi. Uśmiechnął się,
kierując dłoń ku jednej z nich. Musnął opuszkiem wrażliwą skórę. Zadrżała. A
gdy nieco pewniej zacisnął palce na krągłości, brunetka jęknęła cicho. Objęła
dłońmi plecy Toma, zaciskając palce na jego łopatkach. Odchyliła głowę do tyłu,
poddając się rozkoszy. Zagryzła dolną wargę, mocniej zaciskając uda w pasie
Toma, gdy on stanowczo, ale nie brutalnie ugniatał jej pierś, całując łabędzią
szyję. Sunął powoli w dół naznaczając swą ścieżkę strugą pocałunków, by
zacisnąć wargi na krągłej piersi, ssąc ją zachłannie. Scarlett wygięła plecy w
łuk, coraz to bardziej zaciskając palce na plecach Toma. Mimowolnie przesunęła
się w przód, pocierając o jego nabrzmiałą męskość. Oderwał się od niej,
wzdychając, by sprawnie położyć dziewczynę w miękkiej pościeli. Wciąż trzymała
go mocno, nie pozwalając mu zbytnio oddalić się od siebie. Całował ją coraz
zachłanniej, drapieżniej spijał z jej ust pocałunki. Wodził dłońmi po jej
rozpalonej skórze, by zaraz ich śladem podążyły i usta. Dłonie Toma zatrzymały
się tuż przy linii skąpych fig. Smukłe palce zahaczały o koronkę, drażniąc
rozpaloną skórę podbrzusza. Czując jak wzbierało się w niej pożądanie, zgarnęła
palcami pościel, mocno ściskając ją w małej piąstce. Niespodziewanie, chwycił
delikatny materiał i zsunąwszy go prędko odarł ją z ostatniej tajemnicy. Była
już zupełnie naga. Oddychała szybko, a jej policzki oblały się szkarłatem.
Spojrzał jej w oczy. Zawsze spokojne morze turkusu, teraz wzburzone falą
namiętności, sprawiło wrażenie, że jego mała dziewczynka stawała się w jednej
chwili zupełni duża. Siląc się na wytrwałość, przyjrzał się jej dokładnie,
przyjrzał się temu, co miała mu za chwilę w pełnie ofiarować. Zawisł zaledwie
kilka centymetrów nad twarzą Scarlett, otulił swoimi jej drżące wargi. Jej dłoń
pomknęła wzdłuż jego szczupłego brzucha do gumki jego bokserek, ciągnąc je
mocno w dół. Nieporadnie pomogła sobie stopami, pozbawiając go ostatniej część
bielizny. Spoczął tuż nad nią, delikatnie rozchylając jej uda dłonią. Muskał
ich wewnętrzną stronę, zahaczając o kobiecość brunetki. Dotknął czołem jej
czoła, spoglądając w roziskrzone oczy. Musnął jej wargi swoimi, pchnąwszy
delikatnie. Poczuł, jak napięła wszystkie mięśnie, mocniej zaciskając piąstki
na pościeli. Zacisnęła zęby, skręcając głowę w bok. Sprawił jej ból. Serce
jeszcze bardziej załomotało mu w piersi i ścisnął się żołądek. Nie potrafił
patrzeć na jej buzię skutą cierpieniem. Ujął dłonią policzek brunetki, kierując
jej wzrok na siebie. - Nie uciekaj mi i
bądź tu ze mną. Nie zamykaj oczu. Patrz na mnie, Maleńka. - Jej uchylone
wargi zadrżały mocniej, gdy czule otulił dłonią policzek Scarlett. Wtuliła się
w nią mocniej, gdy naparł na nią ponownie. Ufnie wpatrywała się w jego
tęczówki, gdy ruchy Toma zaczęły nabierać mocy. Zagryzała dolną wargę czując,
jak zagłębiał się w niej bardziej i bardziej. Będąc w niej, uśmiechnął się
delikatnie, całując ją czule. Dłonie Scarlett wypuściły pościel i zacisnęły się
na jego łopatkach. Otulił ją ramionami, zaczynając kołysać się delikatnie w
przód i w tył, chcąc ofiarować jej jak najwięcej miłości i jak najmniej bólu.
Mając tą, którą kochał prawdziwie, zapomniał o sobie. Liczyło się tylko to, by
w żaden sposób jej nie skrzywdzić. Nie pragnął szybkiego spełnienia. Pragnął
spełniać się wieczność, mając ją w ramionach. Ciało Scarlett powolutku
rozluźniało się, wprawiało w rytm, który im nadał.
- Kochaj mnie, kochaj - szepnęła ledwo słyszalnie, a Tom przyspieszył. Pchnął
mocniej. Oplotła go nogami, mocno zaciskając je na jego ciele. Poddali się
pożądaniu, pragnąc więcej i bardziej. Kochał ją coraz mocniej, bardziej pewnie,
lecz nieprzerwanie z całą swą miłością. Jej smukłe palce coraz mocniej wbijały
się w jego plecy, a plecy wyginały w łuk pod wpływem narastającej rozkoszy.
Jęknęła głośno, gdy pchnięcia stały się szybkie. Uniosła biodra, chcąc być
bliżej. Strużka potu popłynęła po jej szyi, aż do dekoltu, niknąc wreszcie
między piersiami Scarlett. Wpadli w miłosny trans, ciała wpadły w jednakowy
rytm, stały się jednością w pełni i do cna. Spełnienie rozlało się w jej ciele
niespodziewanym ciepłem, rozchodzącym się od podbrzusza na całe ciało. Zalał je
deszcz dreszczy, gdy Tom pchnąwszy wyjątkowo mocno, zamarł na chwilę, drżąc.
Opadł na nią, oddychając ciężko i wtulił głowę w jej piersi. Nie zamykając
oczu, odgarnęła z wilgotnej od potu buzi, kilka kosmyków. Ignorując brak tchu,
czule gładziła głowę Toma, który jeszcze kilka kolejnych chwil podawał się jej
pieszczocie, nim podniósł się leniwie, by móc spojrzeć w jej oczy. Uśmiechnęła
się, a on odpowiedział tym samym. Delikatnie wysunął się z niej i kładąc się
obok, naciągnął na ich nagie ciała cienką kołdrę. Opierając czoło na jej czole,
wciąż się uśmiechał i ani na chwilę nie spuszczał z niej wzroku. Tęczówki
Scarlett na raz odzyskały swą spokojną barwę.
- Kocham cię kochać -
zaśmiała się cicho, gładząc policzek Toma.
- A ja chyba pokocham być
kochaną przez ciebie. - Minuty mijały, a oni patrząc na siebie, powoli
odzyskiwali spokój. Powieki Scarlett pracowały coraz ciężej, jednak dzielnie
walczyła z nimi, by nie utracić nic z tej chwili. Wpatrując się w tą niewinną
buzię zastanawiał się, jak wiele w sobie skrywała. Objął ją czule, pozwalając
ułożyć się Scarlett na swym torsie. Wtuliła się w niego ufnie i znów wydawała
się być zupełnie malutka. Do snu ukołysał ją rytm bicia serca Toma.
*
1 Paulo Coelho 'Demon i Panna Prym'