Witajcie,
jak większość z was wie albo się domyśla, te przenosiny są spowodowane trudnościami, jakie ostatnimi czasy zgotował nam Onet. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego, że muszę zmieniać portal na tą ostatnią część Prinza, bo to trochę niewygodne, jeśli mam być szczera. Na Onecie zostaje większa część opowiadania i wszystkie związane z tym rzeczy.
Z czasem pojawią się tu albumy [kiedy tylko opanuję czarną magię, jaką jest stworzenie ich^^] i jakiś konkretniejszy szablon.
Serdecznie dziękuję wam za wszystkie opinie pod poprzednim postem. Nie odpowiedziałam na nie, bo po kilku nieudanych próbach po prostu dałam sobie spokój. Zapewniam, że wszystkie wasze wątpliwości zostaną z czasem rozwiane.
*
Post dedykuję szanownemu Onetowi,
za to, że odbiera mi całą przyjemność blogowania i
za to zmusza mnie do takich wariacji.
Wielkie dzięki!
Dla K.,
bo koniec jednego
jest zawsze początkiem czegoś nowego.
*
Jej palce delikatnie
zahaczały struny, które wydawały ciche, subtelne dźwięki. Kolejne muśnięcia
tworzyły melodię, która pewnie nadawałaby się do jakiejś piosenki, ale Scarlett
była zbyt smutna, żeby ją zapamiętać. Próbowała grać, tak jak uczył ją Tom, ale
średnio jej wychodziło. Powinna więcej ćwiczyć. Dziś, kiedy miotała się bez
sensu po domu, gitara sama wpadła jej w ręce. Nie miała pojęcia, co ze sobą
zrobić i tak brzdąkała, co popadło. Była zbyt smutna na fortepian, zbyt smutna
na film, zbyt smutna na śpiewanie, a gitarze musiała poświęcić dużo uwagi i
dzięki niej zapełniała czas. Mogła smucić się nie myśląc o tym. Miała nadzieję,
że do rana jakoś uda jej się przetrwać. Miała nadzieję, że do rana coś wymyśli.
Miała mętlik w głowie i czuła się bardzo, bardzo samotna. Wspomnienia
bombardowały ją bez ustanku, zarówno te dobre, jak i te złe. Nie mogła znieść
tego, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby Lena od razu powiedziała
prawdę. Gdyby nie ukrywała tego, że ktoś miał interes w tym, by się rozstali.
Mogłaby wciąż być z Tomem. Mogliby próbować zbudować swoje życie od nowa. Na
pewno udałoby im się. Odłożyła gitarę i sięgnęła po kieliszek. Upiła spory łyk
wina, po raz kolejny przypominając sobie sposób, w jaki Tom patrzył na nią, nim
odszedł. Minął rok, a ona wciąż czuła chłód, jaki ją wtedy owionął. Było jej
zimno do dziś. Zimno na sercu. Nie sądziła, że było ją jeszcze stać jeszcze na
łzy, ale zapłakała po raz kolejny tego wieczoru. Nienawidził jej wtedy.
Nienawidził jej za coś, czego nie zrobiła, a ona wtedy naiwnie sądziła, że
mogli sobie wszystko wyjaśnić. Jak mogli cokolwiek wyjaśniać, skoro on ją
okłamywał? Kłamał dla osoby, która była wobec niego sto razy bardziej
nieuczciwa. Czy to nie smutne?
Pamiętała dokładnie tamte
dni: podejrzenia, spekulacje, coraz to nowe zdjęcia i domysły na temat zdrad,
których oboje rzekomo się dopuścili, na temat osób, z którymi rzekomo się
zdradzali. Te wszystkie zdjęcia bombardowały ich, doprowadzały do tego, że
odchodziła od zmysłów. Zasiały ziarno, które kiełkowało bardziej z każdą
kolejną chwilą niepewności. Ziarno, którego plonem była ich wzajemna nienawiść.
Choć nie była pewna, czy to co czuła można było nazwać nienawiścią. Scarlett
już nie wiedziała, w co powinna wierzyć. Zewsząd otaczało ją kłamstwo i czuła
się wobec niego bezbronna. Wiedziała, że w ciągu kilku najbliższych dni
osobiście pofatyguje się do Stanów, żeby zwolnić Isobel i nie była pewna, czy
będzie stać ją na coś więcej. Może gdzieś wyjedzie? A może w końcu poważnie
pomyśli o artykule z gazety, która kupiła na stacji benzynowej przed kilkoma
dniami? Nie wiedziała. Teraz chciała płakać. Upiła kolejny łyk wina i
niezdarnie szarpnęła struny. Roztkliwiała się nad złem, które spotkało ją i
Toma. Nad złem, które wyrządzili sobie sami i wtedy do głowy wpadła jej pewna
myśl. Myśl, która rozjaśniła ciemność, w której się znajdowała. Myśl, która
pchnęła ją o krok bliżej w stronę brzegu przepaści. Scarlett dostrzegła, jak
bliska była upadku, jak niewiele dzieliło ją od krawędzi i poczuła się gorzej.
Zapłakała po raz kolejny, bo to nie były dobre myśli. Obiecała sobie, że nie
będzie już więcej wylewać przez niego łez. Obiecała sobie być silną i stawić
czoła wszystkiemu, ale jak miała to uczynić, skoro to wszystko znów spadło jej na głowę? Zrozumiała, że obwinianie Leny i
całego świata nie miało sensu. Zrozumiała, że problem od początku tkwił w nich,
choć stracili siebie przez ingerencję innych. Ta myśl ją dobiła, bo to oznaczało,
że… że nie kochali się już tak jak kiedyś, że nie ufali sobie, że nie wierzyli
w siebie. Stworzyli świat, w którym panowała miłość i nie pielęgnowali jej. Miłość nie wystarczyła. Sięgnęła po
chusteczki i wytarła nos. Łzy zalewały jej oczy, więc osuszyła je też. Było jej
najzwyczajniej w świecie źle. Źle smutno, źle przykro, źle boleśnie, źle
zupełnie. Pewnie rozpłakałaby się znów, gdyby nie to, że rozdzwonił się
domofon. Usłyszawszy, że przyszedł pan
Kaulitz, bez wahania kazała go wpuścić. Otworzyła drzwi i usiadła znów na
podłodze. Oparła się o tył sofy i osuszyła jeszcze raz twarz, nie chcąc wyglądać
aż tak tragicznie, jak się czuła, po czym sięgnęła znów po gitarę. Spod jej
palców wypłynęła do granic przejmująco smutna melodia i przez to Scarlett
uznała, że była idealna. Zagrała ten krótki kawałek kilka razy, chcąc go
zapamiętać. Grała wciąż, gdy drzwi się otworzyły. Wiedząc, że Bill sam się
rozgości, nie zwróciła na to uwagi. Była pewna, że dowiedział się o tym, co
zrobiła Lena i przyszedł z nią pobyć. To wskazywała logika. Scarlett
zapomniała, że ostatnimi czasy w jej życiu nic nie działo się w myśl
jakiejkolwiek logiki i że pojawienie się Billa było aż nazbyt oczywistym
wnioskiem.
Słysząc głos, który bez
wahania rozpoznałaby na drugim krańcu świata, poczuła, że traci grunt pod
nogami, choć przecież siedziała. W pierwszej sekundzie pomyślała, że to
niemożliwe. W kolejnej uświadomiła sobie, że wyglądała jak chodzące
nieszczęście, a jeszcze później, że to już nie miało żadnego znaczenia. Pojawił
się w salonie, powtarzając jej imię, a kiedy ją spostrzegł na moment odebrało
mu mowę. Patrzył na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. To trochę
speszyło Scarlett. Jego spojrzenie zawsze tak na nią działało i nie mogła nic
na to poradzić.
- Dlaczego mi nie
powiedziałaś? – wypalił, zbliżając się do niej. Scarlett podźwignęła się na
nogi i popatrzyła na niego uważnie, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić.
To raczej Lenie powinien zadać to pytanie. Kiedy przewiercał ją spojrzeniem,
czekając na odpowiedź, uznała, że powinna jakiejś mu udzielić, a jeśli nie jemu
to, chociaż sobie. Musiała schować do kieszeni swoją dumę, bo gdyby tego nie
zrobiła, gotowa była od razu wyrzucić go z mieszkania.
- O co ci chodzi? – spytała
zmęczonym głosem.
- O dziecko – odpowiedział,
zaciskając dłonie w pięści, a ona zachwiała się i gdyby nie sofa za jej
plecami, upadłaby. Znów poczuła chłód. Jakby mało miała złych wspomnień, on
musiał wyrwać ze snu kolejne. Jego wzrok stał się wrogi. Przypomniała sobie
dlaczego.
- Bo uznałam, że to już nie
twoja sprawa – odparła spokojnie. Serce waliło jej jak oszalałe, a myśli
huczały w głowie. Nie mogła zdradzić słabości, jaka nią zawładnęła. Nie mogła mu
pokazać, jak bardzo tęskniła, choć nawet teraz po tym wszystkim, nie pragnęła
niczego innego, jak to by po prostu wziął ją w ramiona i odegnał cały strach.
Tylko on to potrafił, ale jego przecież już dla niej nie było. Łzy napłynęły
jej do oczu, a płacz ścisnął gardło. Musiała wziąć się w garść.
- Jak to nie moja? – oburzył
się. – Czy ty siebie słyszysz? Byłaś ze mną w ciąży i uważasz, że to nie moja
sprawa? – jego głos był tak przepełniony żalem, jak jeszcze nigdy. Miał do tego
prawo. Nie mogła zaprzeczyć.
- Skąd wiesz? – zapytała
ignorując jego pytanie. Potrzebowała czasu, a on nie zamierzał jej go dać.
Czuła się zupełnie skołowana, miała mętlik w głowie, a świadomość, że stał tu
przed nią wcale jej nie pomagała. Musiała wziąć się w garść. Po prostu musiała.
- Georg się wygadał –
pokręciła głową z niedowierzaniem, choć przecież to było oczywiste. Szatyn nie
potrafił trzymać języka za zębami, ale tym nie zamierzała się przejmować. Aż
dziw, że wytrzymał tak długo. To, że Tom wiedział nie zmieniało niczego. Tak
samo jak to, że Lena powiedziała prawdę. Ta świadomość nieco otrzeźwiła
Scarlett. Wzięła głęboki oddech zbierając się w sobie.
- To i tak nie ma znaczenia –
odparła opierając się o tył kanapy i splotła ręce na piersi. – Co z tego, że to
wiesz, skoro i tak nie ma tego dziecka. Straciłam je i nawet wtedy o nim nie
wiedziałam, więc nie dramatyzuj. Nie tylko ty miałeś przykrą niespodziankę – rzuciła mu krótkie spojrzenie, wzruszając
ramionami.
- Nie dramatyzuj? Scarlett,
nie zapominaj, że to było też moje dziecko. I to, że dowiedziałem się dopiero
teraz, wcale mi nie ułatwia. Jestem w szoku, nie wiem, co o tym myśleć. Też mi
źle. Też mnie to boli. Boli, do cho’lery, wszystko, co się stało. A odkąd tylko
umarł Liam, miałem wrażenie, że uważasz, że tylko ty masz prawo cierpieć, ale
on też był moim synem, tak samo jak…- zabrakło mu słów. Nie wiedział już, co
powinien powiedzieć. Chciał po prostu podejść i ją przytulić, ale przecież nie
pozwoliłaby mu na to. Nie po tym wszystkim. Od kilku godzin czuł się tak, jakby
wyrwano mu serce i posiekano je na kawałki. Bolało tak, jak wtedy, gdy odszedł
Liam, jak wtedy, gdy stracił ją, a teraz stracił jeszcze coś, czego nazwać nie
potrafił, a czego utrata powaliła go na deski. Idąc tu chyba miał nadzieję, że
będzie jak kiedyś, że dzięki temu będzie w stanie wstać. Cicho marzył, że po
kłótni padną sobie w ramiona, jak to zawsze było, a potem przypomniał sobie, że
minął rok, a oni oboje dokonali wiele złych wyborów. Nie czas się cofać. Stało
się tyle złego. Urosło w nim, między nimi tyle goryczy i żalu, a on wciąż miał
wrażenie, że ją kochał. Ta świadomość go dobijała. Stał przed nią, wiedząc, że
to uczucie nie minęło, a jednocześnie wiedział, że to nic już nie znaczyło, bo
zbyt wyrządzili sobie zbyt wiele złego, by mogło być inaczej. Miał przed sobą
dziewczynę, z którą przeszedł przez niejedno piekło i patrzył, jak przez
kolejne przechodziła sama. Tak jak on.
- Ono też prawdopodobnie było
chłopcem – siląc się na obojętność, nie zdołała ukryć drżenia w głosie. Tom spojrzał
na nią badawczo. Czekał na wybuch, ale on nie nadszedł. – Schulz nie miał
stuprocentowej pewności, ale powiedział mi, że zdarzały się takie przypadki, że
organizm matki dążył do pozbycia się dziecka konkretnej płci – wzięła głęboki
oddech. – Gdybym nie poroniła, znaczy gdybym wiedziała o ciąży i przeszła przez
nią pod opieką lekarza i przede wszystkim dbając o siebie, nie miałabym żadnej
pewności, że to dziecko by żyło, bo mogłoby być tak jak z Liamem. To, o czym
mówił Schulz, to przypadłość, która trafia się jednej na kilkanaście czy
kilkadziesiąt kobiet. Gdyby ono się urodziło i umarło, nie przeżyłabym tego.
Nie przeżyłabym śmierci drugiego dziecka, więc myślę, że tak jest lepiej – głos
jej drżał, a gardło miała ściśnięte, ale nie opuściła wzroku. Trzymała się
twardo, tłumacząc mu coś, o czym tak bardzo chciała zapomnieć, ale przecież nie
można zapomnieć o bólu i lęku. Wzięła kolejny głęboki oddech. Tom przyglądał
jej się bacznie, jakby czyhał na moment, w którym miała zemdleć, ale wiedziała,
że tak się nie stanie. Zrobiło jej się słabo, ale postanowiła, że wytrwa. Skoro
chciał wiedzieć, była mu to winna. Ta prawda była ostatnią rzeczą, którą była
mu dłużna. Później nie miało łączyć ich już nic. – Minął prawie rok. Powiedziałam
ci, co wiem, nie każ mi do tego wracać. Masz nowe życie ze swoją oszustką, więc
po co zatruwasz moje? Miałeś mnie gdzieś wtedy i przez cały miniony rok też,
więc nie wciskaj mi, że coś się zmieniło. Dostałeś to, po co tu przyszedłeś –
powiedziała gorzko, patrząc mu w oczy.
- To, co powiedziała Lena
wiele zmieniło. Inaczej patrzę na tamte sprawy i chciałbym dojść z tym
wszystkim do ładu.
- Nic nie zmieniło – odparła ze
smutkiem w głosie, którego nie zdołała ukryć. – To, że ona zbliżyła się do
ciebie, to że pozwoliłeś jej na to, tak naprawdę tylko przyspieszyło nieuniknione.
Nie rozumiesz? To, że Isobel knuła przeciwko nam, nie jest powodem, dla którego
się rozstaliśmy. Stało się tak, bo już sobie nie ufaliśmy, nie wierzyliśmy w
siebie. Dziś w wątpię nawet w miłość. Po tym, co się dowiedziałam, nie wiem
nawet, czy mnie kochałeś.
- Wiesz dobrze, że tak –
zrobił dwa kroki w jej kierunku, ale zaraz się zatrzymał, jakby go coś
przytwierdziło do podłoża. Nie mógł pójść dalej. Już nie. Rozmowa z nią
obudziła uczucia, których miał nadzieję już nigdy nie doświadczyć. Z rany,
którą zadało mu ich rozstanie, na nowo zaczęła juczyć się krew. Zrozumiał jak
bardzo tęsknił i jak bardzo zraniła go wtedy. Tak naprawdę dopiero dziś, kiedy
stanął z nią oko w oko. Pierwszy raz od trzynastu miesięcy.
- Nie wiem – odpowiedziała
chłodno. Nie spodziewała się, że była jeszcze w stanie tak bardzo nad sobą
panować. Ten dzień wyprał ją z wszelkich sił. Spojrzała na niego po raz
kolejny, tym razem prosto w oczy. Kiedyś bardzo to lubiła. Patrzenie w nie
uspokajało ją. A teraz? Teraz czuła się wyczerpana tą rozmową. Wyczerpana
barierą, jaka rosła między nimi. Wyczerpana goryczą, smutkiem i
nieodwracalnością tego, co zdążyło się wydarzyć.
- Boże, Scarlett.
Porozmawiajmy jak ludzie. Byliśmy ze sobą trzy lata i jakoś potrafiliśmy do
siebie mówić.
- Zauważ, że wtedy wszystko
było inne, a teraz to wszystko leży między nami. Jak gruz. Nie wiem, czy umiem
z tobą rozmawiać. Nie wiem czy ci wierzę. Nie wiem czy powiesz mi prawdę.
Ostatnio przekonuję się, że żyłam w jednym, wielkim kłamstwie. Najbardziej boli
mnie to, że czas, który dotąd uważałam za najszczęśliwszy, też nim był. To
zabolało, Tom. Przez niemal cały ostatni rok, czekałam aż przyjdziesz do mnie
jak dziś i zechcesz wreszcie usłyszeć, prawdę. Marzyłam o tym. Błagałam o to
Boga, bo wciąż wierzyłam, że możemy znów być razem, gdybyśmy tylko spróbowali
sobie uwierzyć i wszystko uporządkować – zaczęła mówić otwarcie, niemal
zupełnie o wszystkim, co pragnęła mu wyjawić i to zaskoczyło nawet nią samą,
ale nie zamierzała już się wycofać. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na niego
jeszcze bardziej otwarcie. – A dziś mam
to gdzieś. Po tym, czego ostatnio się dowiedziałam, zaczęłam zastanawiać się,
gdzie podziali się ludzie, którzy spotykali się, co weekend. Oni sobie
wierzyli. Wierzyli w siebie. I tu nie chodzi o to, że wtedy mieliśmy naście lat
i życie było łatwiejsze. Nie chodzi o to, że pochowaliśmy dwójkę dzieci, ani o
to, że ludzie z zewnątrz próbowali dobrać się do nas. Udało im się zasiać
ziarno niepewności. Udało im się złamać naszą wiarę, zaufanie, podkopać
pewność, a dlaczego? Bo za mało wierzyliśmy. Za mało wierzyłeś we mnie. Nie
zamierzam rozsądzać, które z nas zawiniło bardziej. Sam zastanów się nad sobą.
Pomyśl na ile w tym wszystkim ponosisz winę. Nie mnie cię oceniać. Wiem, co czuję i wiem,
co czułam. Wiem, przez co przeszłam i wiem, czego nauczyłam się, żyjąc z
gwiazdą. Bo ty chyba tego nie umiałeś. Wiem, że znowu muszę nauczyć się żyć w
pojedynkę, żyć bez ciebie. I nie myśl, że obnażam przed tobą swoją duszę, bo to
może coś zmienić. Mówię ci to, bo takie są fakty. Mogłabym też powiedzieć ci dzisiaj
wszystko, co trzymałam dla ciebie przez ten rok, co powtarzałam w myślach i na
głos prawie każdego dnia, ale nie powiem. Nie powiem, bo to już nic nie zmieni
– nie odrywała od niego wzroku. Mówiła cicho, ale Tom i tak słyszał dokładnie
każde słowo. Wciąż nie wiedział, co powiedzieć. Scarlett miała rację, więc co
tu dodać? W zasadzie zaczął zastanawiać się, na co właściwie liczył,
przychodząc do niej. Przez ten rok oboje zmienili się, oddalili się od siebie,
wszystko stało się inne, bo oni byli już sobie obcy. A on wciąż miał do niej
żal, choć chyba na chwilę o tym zapomniał. Czuł, że sytuacja go przerosła.
Nawet po tym wszystkim, w tej trudnej sytuacji, ona wydała mu się jedyną
sensowną ucieczką. Nie wiedział, gdzie mógłby indziej pójść. W duchu przeklinał
się za to, że wszystko wciąż zaczynało się i kończyło na niej. – To jest
smutne. Mieliśmy coś, czego zazdrościło nam wielu i zaprzepaściliśmy to – na
usta cisnęła się jej cała litania żali, jakie miała do Toma, ale na tym skończyła.
Wiedziała, że i tak powiedziała za dużo. Zbyt emocjonalnie wyrzucała z siebie
to, co w niej siedziało, ale po co miała mówić coś innego, skoro to była
prawda?
- Nie tylko ja zachowałem się
nie w porządku, Scarlett – bronił się, zbyt skołowany, by powiedzieć cos
bardziej sensownego.
- Wiem, ale to też niczego
nie zmienia. Rzuciłeś mnie dla dziewczyny, po której osobiście składałam cię do
kupy, więc nie oczekuj ode mnie, że będę ci współczuć, gdy ona okazała się
zwykłą su’ką.
- Nie oczekuję tego – odparł
chłodno. Poczuł się idiotycznie. Stał w jej salonie, gdzieś w pół drogi do
wyjścia. Ona dwa metry od niego, a wydawało się jakby dzieliła ich przepaść.
Oboje znaleźli się blisko krawędzi. Patrzył na nią, uważnie starał się zapamiętać
każdy szczegół. Miał przed sobą dziewczynę, którą całkiem niedawno uważał za
kobietę swojego życia. Była tak samo drobna, tak samo niska, tak samo dumna i
butna. Zewnętrznie nie zmieniła się niemal wcale. Była zapłakana i zmęczona.
Zupełnie jak on. Z tym, że on nie płakał. Jednak rozumiał jej znużenie,
beznadzieję, rozumiał jej gorycz. Rozumiał, co czuła, bo odczuwał to samo, ale nie rozumiał już Scarlett i to było
w tym wszystkim najgorsze.
- I słusznie, ale pozostaje
pytanie, czego oczekujesz? Może kawy? Herbaty? W twarz? – zapytała z aż nader
wyczuwalna ironią w głosie. Kolor jej oczu nasycił się bardziej, a policzki
zaróżowiły się. Bała się, że ta rozmowa wymknie się jej spod kontroli. Bała
się, że zrobi coś, czego będzie żałowała.
- Nie dzięki – skrzywił się. –
Nie oczekuję od ciebie niczego, Scarlett. Chciałem prawdy.
- Dostałeś tą prawdę, po
którą przyszedłeś, na całą resztę już za późno. Teraz, skoro już wiesz, mogę
jedynie zapewnić cię, że to było twoje dziecko, bo tak się składa, że nie szukałam
u nikogo pocieszenia, kiedy ciebie nie było – mówiąc po, posłała mu wymowne
spojrzenie. – A co do Isobel, to zadbam, by prędko nie znalazła równie
intratnej pracy. Z dziewuchą zrób, co chcesz. Ona już dla mnie nie istnieje.
- A Fontaine to tylko wytwór
mojej wyobraźni, tak – odparł z goryczą, ignorując część wypowiedzi dziewczyny.
- Wiesz, co? – odepchnęła się
od oparcia sofy i podeszła kawałek bliżej Toma, spoglądając mu prosto w oczy.
Ta cała sytuacja była żenująca, bo nie mogła doprowadzić do niczego innego, jak
do kolejnej kłótni, a tego nie chciała. Nie przebrnęłaby przez nią. Poległaby,
a nie zamierzała dać się znów zranić. – Wyjdź – ucięła kategorycznie i
odwróciwszy się na pięcie, zaczęła się oddalać.
- Tak najprościej, nie?
Każesz mi spadać i sobie idziesz.
- Najwidoczniej nauczyłam się
tego od ciebie – warknęła, patrząc znów na niego. – Czego ty właściwie chcesz,
Kaulitz? – patrzyła na niego z tak wielkim żalem, złością, z tak wielkim
zawodem, że już naprawdę nie wiedział, czego chciał. Nie miał żadnej pewności,
co do tego, co zdarzyło się między nimi, a co było tylko wyolbrzymieniem
pismaków. Zmieszał się, chyba powinien już pójść. To, że do niej poszedł nie
przyniosło niczego dobrego. Skrzywdził tylko siebie i ją pewnie też.
- W sumie to już nic.
Faktycznie lepiej będzie, jeśli wyjdę.
- Idź i nie pokazuj mi się
więcej na oczy! – krzyknęła, tracąc cierpliwość. – Nie potrafisz ze mną być, ani mnie zostawić. Zastanów się, czego
właściwie chcesz. Ja już na ciebie nie czekam. Przestałam, bo zrozumiałam, że
nie warto. Bo gdybyś naprawdę chciał, to zrobiłbyś wszystko, żeby wrócić, żeby
poznać prawdę, żeby wreszcie wszystko ułożyć. Nie chciałeś mnie! Przestałeś
mnie chcieć, a obiecałeś, że to się nigdy nie stanie! Potrafisz tylko łamać
obietnice, Tom! Potrafisz tylko chować głowę w piasek! – krzyczała dalej, a do
oczu napłynęły jej łzy. – Miałeś o mnie walczyć. Miałeś walczyć o nas i nasze
życie i to tez były tylko słowa. W gadce zawsze byłeś mocny – wytarła oczy.
Oddychała szybko i płytko. Była zła na siebie za ten wybuch. – Nie wiem, czym
zawiniłam, ale wiem, czym ty skrzywdziłeś mnie. Już przez to przeszłam i nie
zamierzam do tego wracać. Wybrałeś prawdę tabloidów i osobę, po której możesz
spodziewać się tylko zawodów, więc ponieś konsekwencje swoich wyborów. Ja nie
zamierzam dłużej przez to cierpieć. Bo choć wciąż cię kocham, zrozumiałam, że
to jednak nie wystarczyło. Do tego potrzeba jeszcze wiary i zaufania. A na to
nie było już cię stać. Wolałeś wierzyć gazetom, manipulowanym zdjęciom i
dziewczynie, która sprowadziła cię na dno, więc zbierz to, co zasiałeś. Mam
tylko nadzieję, że to dziecko nie wda się w żadne z was – zrobiła krok w stronę
schodów, po czym się zatrzymała i przeczesując palcami włosy, spojrzała na niego
ostatni raz. – Do widzenia, Tom. Wiesz,
gdzie są drzwi – powiedziawszy to, odwróciła się i powoli wspięła się schodami na
antresolę, gdzie zniknęła w jednym z pokoi, a on stał i patrzył, nie
dowierzając. Nie dała mu możliwości obrony, ale czy to miałoby jakiś sens?
Scarlett wyrzuciła niemal wszystko, co sam miał jej za złe. Jak zwykle nie bała
się prawdy i postawiła ją otwarcie. Szkoda, że teraz każde z nich było po innej
stronie barykady. Miał mętlik w głowie i nie potrafił wymyślić nic
konstruktywnego. Musiał ochłonąć, nabrać dystansu, w jakikolwiek sposób oswoić
się z sytuacją, ale nie miał pojęcia jak. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem
mieszkanie Scarlett. Robiło wrażenie. Wychodząc pomyślał, że musiała być
niesamowicie samotna, mieszkając tam w pojedynkę. Już nie wiedział, czy ją
nienawidził, jak bardzo kochał, o co się gniewał i jak wielki był jego żal. To
wszystko się zatarło. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, przez co ich związek
się skończył. Liczyło się to, dlaczego ten koniec się zaczął.
Kiedy ponad godzinę później
siedział już w swoim pokoju i przeglądał stare zdjęcia, wydawało mu się, że
gorzej już być nie mogło. Widząc siebie i Scarlett na fotografiach, nie mógł
się nadziwić, że kiedyś był taki szczęśliwy. Niemal na każdym się śmiał albo gapił
się na nią jak ciele w malowane wrota. Na każdym byli oni; oni tuż po poznaniu
się, oni zupełnie zakochani, oni na osiemnastych urodzinach Scarlett, oni w
ciąży, oni z Liamem na rękach, oni z bliskimi. Miał też kilka jej zdjęć; jak
pracowała, spała, odpoczywała, jak śpiewała, grała albo patrzyła na niego, jak
bawiła Liama albo Nico, jak rozmawiała z Liv czy mamą. Miał też zdjęcia, które
zrobiono im po śmierci Liama. Oni przybici, oni dalecy i zamyśleni, ale wciąż
razem. Ostatnie ich wspólne zdjęcie zrobił im Hugo w Paryżu. Wtedy tej iskry,
która tliła się w nich, gdy byli razem, już nie było. Oboje wydawali mu się
jacyś smutni. Do pokoju wszedł rozczochrany Bill.
- Ty nie śpisz? – zapytał
Tom.
- Ty chyba śnisz, że dziś
zasnę – skrzywił się młodszy bliźniak. – Pokłóciliście się?
- Kłótnią, bym tego nie
nazwał. Trochę się wygłupiłem, wpadając do niej znienacka i żądając, by mi
wszystko powiedziała, ale zrobiła to. Nie sądziłem, że po tym jak się między
nami ułożyło, tak bardzo obnaży przede mną swoje uczucia…
- Jak to? – zdziwił się.
- Przyznała, że wciąż mnie
kocha.
- I ty nic z tym nie
zrobiłeś?! – Bill odskoczył od brata jak oparzony i opluł się przy okazji. Tom
posłał mu zmęczone spojrzenie.
- Chcąc dojść z tym wszystkim
do ładu, musielibyśmy przegadać noc i to tylko po to, żeby wyjaśnić sobie, co
tak naprawdę stało się rok temu. To i tak pewnie byłoby mało, bo… - Tom
wzruszył ramionami i pokazał Billowi dwa zdjęcia. Na pierwszym szli za rękę
przez ogród w jej domu rodzinnym. Spoglądali na siebie z czułością, rozmawiali,
śmiali się. Pamiętał to. Na drugim zaś byli w Paryżu. To właśnie zdjęcie
autorstwa Hugo. Stali przytuleni na tle więzy Eiffla i… choć czule uśmiechali
się do siebie i chyba byli tego dnia trochę szczęśliwi, to byli zarazem…
przygaszeni. Nie było w nich tej miłości, która łączyła ich wcześniej. Nie
potrafił do końca sprecyzować, co zniknęło, ale wiedział, że tego nie było. Bill
przyglądał się zdjęciom i najwyraźniej nie wiedział, o co chodziło. – Coś się w
nas wypaliło, Bill. Ona mi to dziś uświadomiła. Najpierw zasłoniła się dumą, a
potem powiedziała prawdę, jak to ma w zwyczaju. Między nami tak właściwie nie
chodziło o intrygę Isobel czy kłamstwo Leny, ani o to czy któreś z nas
zdradziło. Tak naprawdę rozstaliśmy się dlatego, że coś nam umknęło. Przestaliśmy
rozmawiać o ważnych rzeczach, zamknęliśmy się na siebie, przestaliśmy w siebie
i sobie bezgranicznie wierzyć. Coś w nas pękło, coś się wypaliło. Nie wiem, czy
to się zaczęło, kiedy umarł Liam czy dużo wcześniej. Wiem, że nie ma w nas
tego, co było na początku i dlatego nie przytuliłem jej, choć bardzo tego
chciałem. Nie zawalczyłem o prawdę, bo ona nie pozwoliłaby mi na to.
Powiedziała mi o dziecku i o tym, co czuła, a choć tego chciałem, chyba teraz
wolałbym nie wiedzieć. Oboje się zgubiliśmy, Bill.
- Ja pier’dolę, to brzmi jak
z jakiegoś romansidła! – Tom wzruszył ramionami. – Nie chodzi mi o to, co
mówisz, ale o to, co w ogóle się zdarzyło. Choć w sumie gadasz jak
pierwszorzędny amant z jednej z tych książek, w których Scarlett się zaczytuje.
- Może tak jest. Ona nauczyła
mnie mówić o uczuciach – spojrzał znów na zdjęcia i wziął do ręki jeden z jej
portretów. Zbliżenie na jej twarz, włosy targane wiatrem, pojedyncze kosmyki
rozbijające się o jej policzki, delikatny uśmiech, lazurowo-niebieskie tęczówki
i to spojrzenie, które nawet ze zdjęcia przewiercało na wylot. Westchnął. – Najgorsze
jest to, że ja po tym wszystkim już nie umiem być na nią zły. Nie wiem, co tak
naprawdę się stało, ale moja złość zniknęła. Został tylko żal. To wszystko, co
się wtedy zdarzyło zatarło się w mojej pamięci. Bill, opowiesz mi? – spojrzał
na brata. – Powiesz mi wszystko, co wiesz na temat Scarlett i jej winy w tym
wszystkim?
- To będzie długa noc –
westchnął Bill. – Przyniosę browary i zagryzkę – ospale podreptał do kuchni,
zostawiając Toma ze stertą zdjęć. Patrząc na jedno sprzed dwóch, dwóch i pół
roku, miał wrażenie, że widniał na nim inny człowiek, w innym życiu. Był
skołowany, nie potrafił zebrać myśli, a zmęczenie i raczej zdruzgotanie
odbierały mu chęci do czegokolwiek. Wiedział, że choć nie wyobrażał sobie tego,
że nowy dzień mógł tak po prostu nadejść, to on będzie musiał wtedy wziąć się w
garść i ułożyć od nowa swoje życie, poskładać do kupy układankę, dzięki której
mógł dowiedzieć się, co tak naprawdę się wtedy stało i jak mógł to naprawić. No
i nie mógł zapomnieć, że miał syna. To, że Lena dla niego nie istniała,
przynajmniej na razie, tak David nie stał się dla niego ani odrobinę mniej
ważny. Przecież nie był winny głupoty matki. David był jego synem i to była
jedna z niewielu rzeczy, z których był naprawdę dumny. Spojrzał na ścianę,
gdzie wisiało jego zdjęcie i się uśmiechnął. David był jego nadzieją na
normalność. Bill wrócił, a on poskładał zdjęcia do pudełka, by zrobić miejsce
nieadekwatnie dużej ilości jedzenia. No, ale Bill to w końcu Bill. Klapnął obok
Toma i podał mu piwo. – Milion razy
chciałem ci opowiedzieć jak było, a ty miałeś to gdzieś. Jak tak dalej pójdzie
i wszystkie decyzje będziesz podejmował z tak wielkim opóźnieniem, to już będę
pewien, że w szpitalu to cię ze trzy raz na posadzkę upuścili!
*
8. listopada 2012r.
Kogo, jak kogo, ale Scarlett
ranną porą nikt się w biurze Isobel nie spodziewał. Mknąc przez korytarz niczym
tornado, zwróciła uwagę kilku zaspanych pracowników, których jej manager nie
zdążyła jeszcze tego dnia sterroryzować. Bez jakichkolwiek pytań ominęła
stanowisko sekretarki i energicznie weszła do środka. Isobel siedziała na
brzegu stołu konferencyjnego uzgadniając coś z jednym ze swoich asystentów. Jak
zwykle raziła doskonałością, a jej czerwona szminka kontrastująca z jasną cerą,
idealnie współgrała z odcieniem sukienki, która z kolei podkreślała kolor jej
włosów. Scarlett nie miała pojęcia, jak ta kobieta to robiła, ale jakoś jej
tego nie zazdrościła, bo ta doskonałość kojarzyła jej się jedynie z mało
przyjemnym usposobieniem Isobel. Zauważywszy jej pojawienie się, które raczej
trudno było przeoczyć, Isobel obrzuciła ją krótkim i niezbyt przychylnym
spojrzeniem. Skórzana kurtka, obcisłe jeansy, wysokie botki i rozwiane włosy stanowiły
definitywną kontrę dla wizerunku, który managerka starała się wykreować
brunetce. Uśmiechnęła się w ten swój arogancko-kpiący sposób.
- Witaj, Scarlett. Co cię do
mnie sprowadza? – nie ruszyła się z miejsca, a jedynie patrzyła na nią uważnie.
Musiała być zdziwiona niespodziewaną wizytą podopiecznej i raczej zaniepokojona
jej bojową miną. Scarlett stanęła dwa metry od Isobel i biorąc się pod boki,
przeniosła ciężar ciała na jedną stronę.
- Nie będę owijać w bawełnę,
bo za dwie godziny mam powrotny lot do Berlina, a przed nim zamierzam
zmniejszyć niesmak, jaki budzi we mnie konieczność rozmowy z tobą, poprzez
kupno nowiusieńkich czółenek Louboutin’a, które czekają ją na mnie na Madison
Avenue, więc przejdę do rzeczy. Zwalniam cię – odparła krótko. – W poniedziałek
otrzymasz pisemne wypowiedzenie i trzymiesięczną odprawę, co i tak uważam za
zbytek łaski. Wiem, co zrobiłaś i nie zamierzam mieć z tobą już nic do
czynienia. Musiałaś być z jakiegoś powodu bardzo zdesperowana, skoro
postanowiłaś posunąć się do manipulowania słabą Leną, żeby namieszać między mną
i Tomem. To żenujące i… - zamyśliła się na moment. – Nie posądzałam cię o taki
brak klasy, bo kto by pomyślał: Isobel Bieglow-Parker będzie bawić się w
dziecinne gierki, żeby namieszać innym w życiu – prychnęła, nieustannie patrząc
na nią. Kobieta była nieco zbita z tropu i nie tak od razu odzyskała animusz.
- Widzę, że nie straciłaś
rezonu – brunetka spojrzała na nią z politowaniem. – To nic osobistego. Nie uderzałam
w ciebie – powiedziała po namyśle. – Nie sądziłam, że ta mała gąska się wygada.
Myślałam, że zależy jej na nim.
- Jak widać, nie jesteś tak
przewidująca, jak sądziłaś.
- Niestety – odparła. Zsunęła
się ze stołu, podchodząc bliżej Scarlett. Pod nosem mruknęła jakieś rosyjskie
przekleństwo. – Będziesz żałować, że mnie zwolniłaś. Powinnaś nauczyć się już
oddzielać prywatne animozje od życia zawodowego.
- Ależ ja wciąż to robię –
odparła z gorzkim uśmiechem. – Jednak działanie na moją niekorzyść, jest
ewidentnym brakiem profesjonalizmu z twojej strony, a ja nie zamierzam pozwalać
na to, by osoba zarządzająca moją karierą wykazywała się brakiem umiejętności,
jak to nazwałaś, oddzielania prywatnych animozji od pracy. Bo to właśnie
zrobiłaś pchając się między mnie i Toma.
- Ładnie to wymyśliłaś –
Scarlett ignorując tą wypowiedź, omiotła wzrokiem ludzi w pomieszczeniu.
- Jeśli w jakiejkolwiek
gazecie przeczytam choćby słowo, które tu teraz padło, pozwę każdego, kto
znajduje się w tym pomieszczeniu i nie zostawię na was centa – samo jej ostre
spojrzenie wystarczyło, by każdemu tam obecnemu odechciało się zebrania paru
groszy za tą informację, by wydać tysiące na zadośćuczynienie, jakiego zapewne
zażądałaby w sądzie. Odwróciła się statecznie i opuściła pomieszczenie. Po
drodze skinęła sekretarce i kilku znajomym pracownikom, których minęła na korytarzu.
Kilka godzin później, kiedy
Scarlett zamknęła za sobą drzwi mieszkania i zastała ją tylko cisza, oparła się
o drzwi i osuwając się po nich na podłogę, gorzko się rozpłakała.
Stojąc nad przepaścią,
została pchnięta w dół. I nie było tam niczego prócz mroku.