28 lipca 2012

74. Nad przepaścią.


Witajcie, 
jak większość z was wie albo się domyśla, te przenosiny są spowodowane trudnościami, jakie ostatnimi czasy zgotował nam Onet. Nie jestem jakoś szczególnie zadowolona z tego, że muszę zmieniać portal na tą ostatnią część Prinza, bo to trochę niewygodne, jeśli mam być szczera. Na Onecie zostaje większa część opowiadania i wszystkie związane z tym rzeczy.
Z czasem pojawią się tu albumy [kiedy tylko opanuję czarną magię, jaką jest stworzenie ich^^] i jakiś konkretniejszy szablon. 


Serdecznie dziękuję wam za wszystkie opinie pod poprzednim postem. Nie odpowiedziałam na nie, bo po kilku nieudanych próbach po prostu dałam sobie spokój. Zapewniam, że wszystkie wasze wątpliwości zostaną z czasem rozwiane. 
*

Post dedykuję szanownemu Onetowi,
za to, że odbiera mi całą przyjemność blogowania i
za to zmusza mnie do takich wariacji.
Wielkie dzięki!

Dla K.,
bo  koniec jednego
 jest zawsze początkiem czegoś nowego.

*

Jej palce delikatnie zahaczały struny, które wydawały ciche, subtelne dźwięki. Kolejne muśnięcia tworzyły melodię, która pewnie nadawałaby się do jakiejś piosenki, ale Scarlett była zbyt smutna, żeby ją zapamiętać. Próbowała grać, tak jak uczył ją Tom, ale średnio jej wychodziło. Powinna więcej ćwiczyć. Dziś, kiedy miotała się bez sensu po domu, gitara sama wpadła jej w ręce. Nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić i tak brzdąkała, co popadło. Była zbyt smutna na fortepian, zbyt smutna na film, zbyt smutna na śpiewanie, a gitarze musiała poświęcić dużo uwagi i dzięki niej zapełniała czas. Mogła smucić się nie myśląc o tym. Miała nadzieję, że do rana jakoś uda jej się przetrwać. Miała nadzieję, że do rana coś wymyśli. Miała mętlik w głowie i czuła się bardzo, bardzo samotna. Wspomnienia bombardowały ją bez ustanku, zarówno te dobre, jak i te złe. Nie mogła znieść tego, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, gdyby Lena od razu powiedziała prawdę. Gdyby nie ukrywała tego, że ktoś miał interes w tym, by się rozstali. Mogłaby wciąż być z Tomem. Mogliby próbować zbudować swoje życie od nowa. Na pewno udałoby im się. Odłożyła gitarę i sięgnęła po kieliszek. Upiła spory łyk wina, po raz kolejny przypominając sobie sposób, w jaki Tom patrzył na nią, nim odszedł. Minął rok, a ona wciąż czuła chłód, jaki ją wtedy owionął. Było jej zimno do dziś. Zimno na sercu. Nie sądziła, że było ją jeszcze stać jeszcze na łzy, ale zapłakała po raz kolejny tego wieczoru. Nienawidził jej wtedy. Nienawidził jej za coś, czego nie zrobiła, a ona wtedy naiwnie sądziła, że mogli sobie wszystko wyjaśnić. Jak mogli cokolwiek wyjaśniać, skoro on ją okłamywał? Kłamał dla osoby, która była wobec niego sto razy bardziej nieuczciwa. Czy to nie smutne?
Pamiętała dokładnie tamte dni: podejrzenia, spekulacje, coraz to nowe zdjęcia i domysły na temat zdrad, których oboje rzekomo się dopuścili, na temat osób, z którymi rzekomo się zdradzali. Te wszystkie zdjęcia bombardowały ich, doprowadzały do tego, że odchodziła od zmysłów. Zasiały ziarno, które kiełkowało bardziej z każdą kolejną chwilą niepewności. Ziarno, którego plonem była ich wzajemna nienawiść. Choć nie była pewna, czy to co czuła można było nazwać nienawiścią. Scarlett już nie wiedziała, w co powinna wierzyć. Zewsząd otaczało ją kłamstwo i czuła się wobec niego bezbronna. Wiedziała, że w ciągu kilku najbliższych dni osobiście pofatyguje się do Stanów, żeby zwolnić Isobel i nie była pewna, czy będzie stać ją na coś więcej. Może gdzieś wyjedzie? A może w końcu poważnie pomyśli o artykule z gazety, która kupiła na stacji benzynowej przed kilkoma dniami? Nie wiedziała. Teraz chciała płakać. Upiła kolejny łyk wina i niezdarnie szarpnęła struny. Roztkliwiała się nad złem, które spotkało ją i Toma. Nad złem, które wyrządzili sobie sami i wtedy do głowy wpadła jej pewna myśl. Myśl, która rozjaśniła ciemność, w której się znajdowała. Myśl, która pchnęła ją o krok bliżej w stronę brzegu przepaści. Scarlett dostrzegła, jak bliska była upadku, jak niewiele dzieliło ją od krawędzi i poczuła się gorzej. Zapłakała po raz kolejny, bo to nie były dobre myśli. Obiecała sobie, że nie będzie już więcej wylewać przez niego łez. Obiecała sobie być silną i stawić czoła wszystkiemu, ale jak miała to uczynić, skoro to wszystko znów spadło jej na głowę? Zrozumiała, że obwinianie Leny i całego świata nie miało sensu. Zrozumiała, że problem od początku tkwił w nich, choć stracili siebie przez ingerencję innych. Ta myśl ją dobiła, bo to oznaczało, że… że nie kochali się już tak jak kiedyś, że nie ufali sobie, że nie wierzyli w siebie. Stworzyli świat, w którym panowała miłość i nie pielęgnowali jej. Miłość nie wystarczyła. Sięgnęła po chusteczki i wytarła nos. Łzy zalewały jej oczy, więc osuszyła je też. Było jej najzwyczajniej w świecie źle. Źle smutno, źle przykro, źle boleśnie, źle zupełnie. Pewnie rozpłakałaby się znów, gdyby nie to, że rozdzwonił się domofon. Usłyszawszy, że przyszedł pan Kaulitz, bez wahania kazała go wpuścić. Otworzyła drzwi i usiadła znów na podłodze. Oparła się o tył sofy i osuszyła jeszcze raz twarz, nie chcąc wyglądać aż tak tragicznie, jak się czuła, po czym sięgnęła znów po gitarę. Spod jej palców wypłynęła do granic przejmująco smutna melodia i przez to Scarlett uznała, że była idealna. Zagrała ten krótki kawałek kilka razy, chcąc go zapamiętać. Grała wciąż, gdy drzwi się otworzyły. Wiedząc, że Bill sam się rozgości, nie zwróciła na to uwagi. Była pewna, że dowiedział się o tym, co zrobiła Lena i przyszedł z nią pobyć. To wskazywała logika. Scarlett zapomniała, że ostatnimi czasy w jej życiu nic nie działo się w myśl jakiejkolwiek logiki i że pojawienie się Billa było aż nazbyt oczywistym wnioskiem.


Słysząc głos, który bez wahania rozpoznałaby na drugim krańcu świata, poczuła, że traci grunt pod nogami, choć przecież siedziała. W pierwszej sekundzie pomyślała, że to niemożliwe. W kolejnej uświadomiła sobie, że wyglądała jak chodzące nieszczęście, a jeszcze później, że to już nie miało żadnego znaczenia. Pojawił się w salonie, powtarzając jej imię, a kiedy ją spostrzegł na moment odebrało mu mowę. Patrzył na nią tak, jakby widział ją po raz pierwszy. To trochę speszyło Scarlett. Jego spojrzenie zawsze tak na nią działało i nie mogła nic na to poradzić.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś? – wypalił, zbliżając się do niej. Scarlett podźwignęła się na nogi i popatrzyła na niego uważnie, zastanawiając się, o co mogło mu chodzić. To raczej Lenie powinien zadać to pytanie. Kiedy przewiercał ją spojrzeniem, czekając na odpowiedź, uznała, że powinna jakiejś mu udzielić, a jeśli nie jemu to, chociaż sobie. Musiała schować do kieszeni swoją dumę, bo gdyby tego nie zrobiła, gotowa była od razu wyrzucić go z mieszkania.
- O co ci chodzi? – spytała zmęczonym głosem.
- O dziecko – odpowiedział, zaciskając dłonie w pięści, a ona zachwiała się i gdyby nie sofa za jej plecami, upadłaby. Znów poczuła chłód. Jakby mało miała złych wspomnień, on musiał wyrwać ze snu kolejne. Jego wzrok stał się wrogi. Przypomniała sobie dlaczego.
- Bo uznałam, że to już nie twoja sprawa – odparła spokojnie. Serce waliło jej jak oszalałe, a myśli huczały w głowie. Nie mogła zdradzić słabości, jaka nią zawładnęła. Nie mogła mu pokazać, jak bardzo tęskniła, choć nawet teraz po tym wszystkim, nie pragnęła niczego innego, jak to by po prostu wziął ją w ramiona i odegnał cały strach. Tylko on to potrafił, ale jego przecież już dla niej nie było. Łzy napłynęły jej do oczu, a płacz ścisnął gardło. Musiała wziąć się w garść.
- Jak to nie moja? – oburzył się. – Czy ty siebie słyszysz? Byłaś ze mną w ciąży i uważasz, że to nie moja sprawa? – jego głos był tak przepełniony żalem, jak jeszcze nigdy. Miał do tego prawo. Nie mogła zaprzeczyć.
- Skąd wiesz? – zapytała ignorując jego pytanie. Potrzebowała czasu, a on nie zamierzał jej go dać. Czuła się zupełnie skołowana, miała mętlik w głowie, a świadomość, że stał tu przed nią wcale jej nie pomagała. Musiała wziąć się w garść. Po prostu musiała.
- Georg się wygadał – pokręciła głową z niedowierzaniem, choć przecież to było oczywiste. Szatyn nie potrafił trzymać języka za zębami, ale tym nie zamierzała się przejmować. Aż dziw, że wytrzymał tak długo. To, że Tom wiedział nie zmieniało niczego. Tak samo jak to, że Lena powiedziała prawdę. Ta świadomość nieco otrzeźwiła Scarlett. Wzięła głęboki oddech zbierając się w sobie.
- To i tak nie ma znaczenia – odparła opierając się o tył kanapy i splotła ręce na piersi. – Co z tego, że to wiesz, skoro i tak nie ma tego dziecka. Straciłam je i nawet wtedy o nim nie wiedziałam, więc nie dramatyzuj. Nie tylko ty miałeś przykrą niespodziankę  – rzuciła mu krótkie spojrzenie, wzruszając ramionami.
- Nie dramatyzuj? Scarlett, nie zapominaj, że to było też moje dziecko. I to, że dowiedziałem się dopiero teraz, wcale mi nie ułatwia. Jestem w szoku, nie wiem, co o tym myśleć. Też mi źle. Też mnie to boli. Boli, do cho’lery, wszystko, co się stało. A odkąd tylko umarł Liam, miałem wrażenie, że uważasz, że tylko ty masz prawo cierpieć, ale on też był moim synem, tak samo jak…- zabrakło mu słów. Nie wiedział już, co powinien powiedzieć. Chciał po prostu podejść i ją przytulić, ale przecież nie pozwoliłaby mu na to. Nie po tym wszystkim. Od kilku godzin czuł się tak, jakby wyrwano mu serce i posiekano je na kawałki. Bolało tak, jak wtedy, gdy odszedł Liam, jak wtedy, gdy stracił ją, a teraz stracił jeszcze coś, czego nazwać nie potrafił, a czego utrata powaliła go na deski. Idąc tu chyba miał nadzieję, że będzie jak kiedyś, że dzięki temu będzie w stanie wstać. Cicho marzył, że po kłótni padną sobie w ramiona, jak to zawsze było, a potem przypomniał sobie, że minął rok, a oni oboje dokonali wiele złych wyborów. Nie czas się cofać. Stało się tyle złego. Urosło w nim, między nimi tyle goryczy i żalu, a on wciąż miał wrażenie, że ją kochał. Ta świadomość go dobijała. Stał przed nią, wiedząc, że to uczucie nie minęło, a jednocześnie wiedział, że to nic już nie znaczyło, bo zbyt wyrządzili sobie zbyt wiele złego, by mogło być inaczej. Miał przed sobą dziewczynę, z którą przeszedł przez niejedno piekło i patrzył, jak przez kolejne przechodziła sama. Tak jak on.
- Ono też prawdopodobnie było chłopcem – siląc się na obojętność, nie zdołała ukryć drżenia w głosie. Tom spojrzał na nią badawczo. Czekał na wybuch, ale on nie nadszedł. – Schulz nie miał stuprocentowej pewności, ale powiedział mi, że zdarzały się takie przypadki, że organizm matki dążył do pozbycia się dziecka konkretnej płci – wzięła głęboki oddech. – Gdybym nie poroniła, znaczy gdybym wiedziała o ciąży i przeszła przez nią pod opieką lekarza i przede wszystkim dbając o siebie, nie miałabym żadnej pewności, że to dziecko by żyło, bo mogłoby być tak jak z Liamem. To, o czym mówił Schulz, to przypadłość, która trafia się jednej na kilkanaście czy kilkadziesiąt kobiet. Gdyby ono się urodziło i umarło, nie przeżyłabym tego. Nie przeżyłabym śmierci drugiego dziecka, więc myślę, że tak jest lepiej – głos jej drżał, a gardło miała ściśnięte, ale nie opuściła wzroku. Trzymała się twardo, tłumacząc mu coś, o czym tak bardzo chciała zapomnieć, ale przecież nie można zapomnieć o bólu i lęku. Wzięła kolejny głęboki oddech. Tom przyglądał jej się bacznie, jakby czyhał na moment, w którym miała zemdleć, ale wiedziała, że tak się nie stanie. Zrobiło jej się słabo, ale postanowiła, że wytrwa. Skoro chciał wiedzieć, była mu to winna. Ta prawda była ostatnią rzeczą, którą była mu dłużna. Później nie miało łączyć ich już nic. – Minął prawie rok. Powiedziałam ci, co wiem, nie każ mi do tego wracać. Masz nowe życie ze swoją oszustką, więc po co zatruwasz moje? Miałeś mnie gdzieś wtedy i przez cały miniony rok też, więc nie wciskaj mi, że coś się zmieniło. Dostałeś to, po co tu przyszedłeś – powiedziała gorzko, patrząc mu w oczy.
- To, co powiedziała Lena wiele zmieniło. Inaczej patrzę na tamte sprawy i chciałbym dojść z tym wszystkim do ładu.
- Nic nie zmieniło – odparła ze smutkiem w głosie, którego nie zdołała ukryć. – To, że ona zbliżyła się do ciebie, to że pozwoliłeś jej na to, tak naprawdę tylko przyspieszyło nieuniknione. Nie rozumiesz? To, że Isobel knuła przeciwko nam, nie jest powodem, dla którego się rozstaliśmy. Stało się tak, bo już sobie nie ufaliśmy, nie wierzyliśmy w siebie. Dziś w wątpię nawet w miłość. Po tym, co się dowiedziałam, nie wiem nawet, czy mnie kochałeś.
- Wiesz dobrze, że tak – zrobił dwa kroki w jej kierunku, ale zaraz się zatrzymał, jakby go coś przytwierdziło do podłoża. Nie mógł pójść dalej. Już nie. Rozmowa z nią obudziła uczucia, których miał nadzieję już nigdy nie doświadczyć. Z rany, którą zadało mu ich rozstanie, na nowo zaczęła juczyć się krew. Zrozumiał jak bardzo tęsknił i jak bardzo zraniła go wtedy. Tak naprawdę dopiero dziś, kiedy stanął z nią oko w oko. Pierwszy raz od trzynastu miesięcy.
- Nie wiem – odpowiedziała chłodno. Nie spodziewała się, że była jeszcze w stanie tak bardzo nad sobą panować. Ten dzień wyprał ją z wszelkich sił. Spojrzała na niego po raz kolejny, tym razem prosto w oczy. Kiedyś bardzo to lubiła. Patrzenie w nie uspokajało ją. A teraz? Teraz czuła się wyczerpana tą rozmową. Wyczerpana barierą, jaka rosła między nimi. Wyczerpana goryczą, smutkiem i nieodwracalnością tego, co zdążyło się wydarzyć.
- Boże, Scarlett. Porozmawiajmy jak ludzie. Byliśmy ze sobą trzy lata i jakoś potrafiliśmy do siebie mówić.
- Zauważ, że wtedy wszystko było inne, a teraz to wszystko leży między nami. Jak gruz. Nie wiem, czy umiem z tobą rozmawiać. Nie wiem czy ci wierzę. Nie wiem czy powiesz mi prawdę. Ostatnio przekonuję się, że żyłam w jednym, wielkim kłamstwie. Najbardziej boli mnie to, że czas, który dotąd uważałam za najszczęśliwszy, też nim był. To zabolało, Tom. Przez niemal cały ostatni rok, czekałam aż przyjdziesz do mnie jak dziś i zechcesz wreszcie usłyszeć, prawdę. Marzyłam o tym. Błagałam o to Boga, bo wciąż wierzyłam, że możemy znów być razem, gdybyśmy tylko spróbowali sobie uwierzyć i wszystko uporządkować – zaczęła mówić otwarcie, niemal zupełnie o wszystkim, co pragnęła mu wyjawić i to zaskoczyło nawet nią samą, ale nie zamierzała już się wycofać. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na niego jeszcze bardziej otwarcie. –  A dziś mam to gdzieś. Po tym, czego ostatnio się dowiedziałam, zaczęłam zastanawiać się, gdzie podziali się ludzie, którzy spotykali się, co weekend. Oni sobie wierzyli. Wierzyli w siebie. I tu nie chodzi o to, że wtedy mieliśmy naście lat i życie było łatwiejsze. Nie chodzi o to, że pochowaliśmy dwójkę dzieci, ani o to, że ludzie z zewnątrz próbowali dobrać się do nas. Udało im się zasiać ziarno niepewności. Udało im się złamać naszą wiarę, zaufanie, podkopać pewność, a dlaczego? Bo za mało wierzyliśmy. Za mało wierzyłeś we mnie. Nie zamierzam rozsądzać, które z nas zawiniło bardziej. Sam zastanów się nad sobą. Pomyśl na ile w tym wszystkim ponosisz winę.  Nie mnie cię oceniać. Wiem, co czuję i wiem, co czułam. Wiem, przez co przeszłam i wiem, czego nauczyłam się, żyjąc z gwiazdą. Bo ty chyba tego nie umiałeś. Wiem, że znowu muszę nauczyć się żyć w pojedynkę, żyć bez ciebie. I nie myśl, że obnażam przed tobą swoją duszę, bo to może coś zmienić. Mówię ci to, bo takie są fakty. Mogłabym też powiedzieć ci dzisiaj wszystko, co trzymałam dla ciebie przez ten rok, co powtarzałam w myślach i na głos prawie każdego dnia, ale nie powiem. Nie powiem, bo to już nic nie zmieni – nie odrywała od niego wzroku. Mówiła cicho, ale Tom i tak słyszał dokładnie każde słowo. Wciąż nie wiedział, co powiedzieć. Scarlett miała rację, więc co tu dodać? W zasadzie zaczął zastanawiać się, na co właściwie liczył, przychodząc do niej. Przez ten rok oboje zmienili się, oddalili się od siebie, wszystko stało się inne, bo oni byli już sobie obcy. A on wciąż miał do niej żal, choć chyba na chwilę o tym zapomniał. Czuł, że sytuacja go przerosła. Nawet po tym wszystkim, w tej trudnej sytuacji, ona wydała mu się jedyną sensowną ucieczką. Nie wiedział, gdzie mógłby indziej pójść. W duchu przeklinał się za to, że wszystko wciąż zaczynało się i kończyło na niej. – To jest smutne. Mieliśmy coś, czego zazdrościło nam wielu i zaprzepaściliśmy to – na usta cisnęła się jej cała litania żali, jakie miała do Toma, ale na tym skończyła. Wiedziała, że i tak powiedziała za dużo. Zbyt emocjonalnie wyrzucała z siebie to, co w niej siedziało, ale po co miała mówić coś innego, skoro to była prawda?
- Nie tylko ja zachowałem się nie w porządku, Scarlett – bronił się, zbyt skołowany, by powiedzieć cos bardziej sensownego.
- Wiem, ale to też niczego nie zmienia. Rzuciłeś mnie dla dziewczyny, po której osobiście składałam cię do kupy, więc nie oczekuj ode mnie, że będę ci współczuć, gdy ona okazała się zwykłą su’ką.
- Nie oczekuję tego – odparł chłodno. Poczuł się idiotycznie. Stał w jej salonie, gdzieś w pół drogi do wyjścia. Ona dwa metry od niego, a wydawało się jakby dzieliła ich przepaść. Oboje znaleźli się blisko krawędzi. Patrzył na nią, uważnie starał się zapamiętać każdy szczegół. Miał przed sobą dziewczynę, którą całkiem niedawno uważał za kobietę swojego życia. Była tak samo drobna, tak samo niska, tak samo dumna i butna. Zewnętrznie nie zmieniła się niemal wcale. Była zapłakana i zmęczona. Zupełnie jak on. Z tym, że on nie płakał. Jednak rozumiał jej znużenie, beznadzieję, rozumiał jej gorycz. Rozumiał, co czuła, bo odczuwał to samo, ale nie rozumiał już Scarlett i to było w tym wszystkim najgorsze.  
- I słusznie, ale pozostaje pytanie, czego oczekujesz? Może kawy? Herbaty? W twarz? – zapytała z aż nader wyczuwalna ironią w głosie. Kolor jej oczu nasycił się bardziej, a policzki zaróżowiły się. Bała się, że ta rozmowa wymknie się jej spod kontroli. Bała się, że zrobi coś, czego będzie żałowała.
- Nie dzięki – skrzywił się. – Nie oczekuję od ciebie niczego, Scarlett. Chciałem prawdy.
- Dostałeś tą prawdę, po którą przyszedłeś, na całą resztę już za późno. Teraz, skoro już wiesz, mogę jedynie zapewnić cię, że to było twoje dziecko, bo tak się składa, że nie szukałam u nikogo pocieszenia, kiedy ciebie nie było – mówiąc po, posłała mu wymowne spojrzenie. – A co do Isobel, to zadbam, by prędko nie znalazła równie intratnej pracy. Z dziewuchą zrób, co chcesz. Ona już dla mnie nie istnieje.
- A Fontaine to tylko wytwór mojej wyobraźni, tak – odparł z goryczą, ignorując część wypowiedzi dziewczyny.
- Wiesz, co? – odepchnęła się od oparcia sofy i podeszła kawałek bliżej Toma, spoglądając mu prosto w oczy. Ta cała sytuacja była żenująca, bo nie mogła doprowadzić do niczego innego, jak do kolejnej kłótni, a tego nie chciała. Nie przebrnęłaby przez nią. Poległaby, a nie zamierzała dać się znów zranić. – Wyjdź – ucięła kategorycznie i odwróciwszy się na pięcie, zaczęła się oddalać.
- Tak najprościej, nie? Każesz mi spadać i sobie idziesz.
- Najwidoczniej nauczyłam się tego od ciebie – warknęła, patrząc znów na niego. – Czego ty właściwie chcesz, Kaulitz? – patrzyła na niego z tak wielkim żalem, złością, z tak wielkim zawodem, że już naprawdę nie wiedział, czego chciał. Nie miał żadnej pewności, co do tego, co zdarzyło się między nimi, a co było tylko wyolbrzymieniem pismaków. Zmieszał się, chyba powinien już pójść. To, że do niej poszedł nie przyniosło niczego dobrego. Skrzywdził tylko siebie i ją pewnie też.
- W sumie to już nic. Faktycznie lepiej będzie, jeśli wyjdę.
- Idź i nie pokazuj mi się więcej na oczy! – krzyknęła, tracąc cierpliwość. – Nie potrafisz ze mną być, ani mnie zostawić. Zastanów się, czego właściwie chcesz. Ja już na ciebie nie czekam. Przestałam, bo zrozumiałam, że nie warto. Bo gdybyś naprawdę chciał, to zrobiłbyś wszystko, żeby wrócić, żeby poznać prawdę, żeby wreszcie wszystko ułożyć. Nie chciałeś mnie! Przestałeś mnie chcieć, a obiecałeś, że to się nigdy nie stanie! Potrafisz tylko łamać obietnice, Tom! Potrafisz tylko chować głowę w piasek! – krzyczała dalej, a do oczu napłynęły jej łzy. – Miałeś o mnie walczyć. Miałeś walczyć o nas i nasze życie i to tez były tylko słowa. W gadce zawsze byłeś mocny – wytarła oczy. Oddychała szybko i płytko. Była zła na siebie za ten wybuch. – Nie wiem, czym zawiniłam, ale wiem, czym ty skrzywdziłeś mnie. Już przez to przeszłam i nie zamierzam do tego wracać. Wybrałeś prawdę tabloidów i osobę, po której możesz spodziewać się tylko zawodów, więc ponieś konsekwencje swoich wyborów. Ja nie zamierzam dłużej przez to cierpieć. Bo choć wciąż cię kocham, zrozumiałam, że to jednak nie wystarczyło. Do tego potrzeba jeszcze wiary i zaufania. A na to nie było już cię stać. Wolałeś wierzyć gazetom, manipulowanym zdjęciom i dziewczynie, która sprowadziła cię na dno, więc zbierz to, co zasiałeś. Mam tylko nadzieję, że to dziecko nie wda się w żadne z was – zrobiła krok w stronę schodów, po czym się zatrzymała i przeczesując palcami włosy, spojrzała na niego ostatni raz. –  Do widzenia, Tom. Wiesz, gdzie są drzwi – powiedziawszy to, odwróciła się i powoli wspięła się schodami na antresolę, gdzie zniknęła w jednym z pokoi, a on stał i patrzył, nie dowierzając. Nie dała mu możliwości obrony, ale czy to miałoby jakiś sens? Scarlett wyrzuciła niemal wszystko, co sam miał jej za złe. Jak zwykle nie bała się prawdy i postawiła ją otwarcie. Szkoda, że teraz każde z nich było po innej stronie barykady. Miał mętlik w głowie i nie potrafił wymyślić nic konstruktywnego. Musiał ochłonąć, nabrać dystansu, w jakikolwiek sposób oswoić się z sytuacją, ale nie miał pojęcia jak. Jeszcze raz omiótł spojrzeniem mieszkanie Scarlett. Robiło wrażenie. Wychodząc pomyślał, że musiała być niesamowicie samotna, mieszkając tam w pojedynkę. Już nie wiedział, czy ją nienawidził, jak bardzo kochał, o co się gniewał i jak wielki był jego żal. To wszystko się zatarło. Tak naprawdę nie miało znaczenia to, przez co ich związek się skończył. Liczyło się to, dlaczego ten koniec się zaczął.

Kiedy ponad godzinę później siedział już w swoim pokoju i przeglądał stare zdjęcia, wydawało mu się, że gorzej już być nie mogło. Widząc siebie i Scarlett na fotografiach, nie mógł się nadziwić, że kiedyś był taki szczęśliwy. Niemal na każdym się śmiał albo gapił się na nią jak ciele w malowane wrota. Na każdym byli oni; oni tuż po poznaniu się, oni zupełnie zakochani, oni na osiemnastych urodzinach Scarlett, oni w ciąży, oni z Liamem na rękach, oni z bliskimi. Miał też kilka jej zdjęć; jak pracowała, spała, odpoczywała, jak śpiewała, grała albo patrzyła na niego, jak bawiła Liama albo Nico, jak rozmawiała z Liv czy mamą. Miał też zdjęcia, które zrobiono im po śmierci Liama. Oni przybici, oni dalecy i zamyśleni, ale wciąż razem. Ostatnie ich wspólne zdjęcie zrobił im Hugo w Paryżu. Wtedy tej iskry, która tliła się w nich, gdy byli razem, już nie było. Oboje wydawali mu się jacyś smutni. Do pokoju wszedł rozczochrany Bill.
- Ty nie śpisz? – zapytał Tom.
- Ty chyba śnisz, że dziś zasnę – skrzywił się młodszy bliźniak. – Pokłóciliście się?
- Kłótnią, bym tego nie nazwał. Trochę się wygłupiłem, wpadając do niej znienacka i żądając, by mi wszystko powiedziała, ale zrobiła to. Nie sądziłem, że po tym jak się między nami ułożyło, tak bardzo obnaży przede mną swoje uczucia…
- Jak to? – zdziwił się.
- Przyznała, że wciąż mnie kocha.
- I ty nic z tym nie zrobiłeś?! – Bill odskoczył od brata jak oparzony i opluł się przy okazji. Tom posłał mu zmęczone spojrzenie.
- Chcąc dojść z tym wszystkim do ładu, musielibyśmy przegadać noc i to tylko po to, żeby wyjaśnić sobie, co tak naprawdę stało się rok temu. To i tak pewnie byłoby mało, bo… - Tom wzruszył ramionami i pokazał Billowi dwa zdjęcia. Na pierwszym szli za rękę przez ogród w jej domu rodzinnym. Spoglądali na siebie z czułością, rozmawiali, śmiali się. Pamiętał to. Na drugim zaś byli w Paryżu. To właśnie zdjęcie autorstwa Hugo. Stali przytuleni na tle więzy Eiffla i… choć czule uśmiechali się do siebie i chyba byli tego dnia trochę szczęśliwi, to byli zarazem… przygaszeni. Nie było w nich tej miłości, która łączyła ich wcześniej. Nie potrafił do końca sprecyzować, co zniknęło, ale wiedział, że tego nie było. Bill przyglądał się zdjęciom i najwyraźniej nie wiedział, o co chodziło. – Coś się w nas wypaliło, Bill. Ona mi to dziś uświadomiła. Najpierw zasłoniła się dumą, a potem powiedziała prawdę, jak to ma w zwyczaju. Między nami tak właściwie nie chodziło o intrygę Isobel czy kłamstwo Leny, ani o to czy któreś z nas zdradziło. Tak naprawdę rozstaliśmy się dlatego, że coś nam umknęło. Przestaliśmy rozmawiać o ważnych rzeczach, zamknęliśmy się na siebie, przestaliśmy w siebie i sobie bezgranicznie wierzyć. Coś w nas pękło, coś się wypaliło. Nie wiem, czy to się zaczęło, kiedy umarł Liam czy dużo wcześniej. Wiem, że nie ma w nas tego, co było na początku i dlatego nie przytuliłem jej, choć bardzo tego chciałem. Nie zawalczyłem o prawdę, bo ona nie pozwoliłaby mi na to. Powiedziała mi o dziecku i o tym, co czuła, a choć tego chciałem, chyba teraz wolałbym nie wiedzieć. Oboje się zgubiliśmy, Bill.
- Ja pier’dolę, to brzmi jak z jakiegoś romansidła! – Tom wzruszył ramionami. – Nie chodzi mi o to, co mówisz, ale o to, co w ogóle się zdarzyło. Choć w sumie gadasz jak pierwszorzędny amant z jednej z tych książek, w których Scarlett się zaczytuje.
- Może tak jest. Ona nauczyła mnie mówić o uczuciach – spojrzał znów na zdjęcia i wziął do ręki jeden z jej portretów. Zbliżenie na jej twarz, włosy targane wiatrem, pojedyncze kosmyki rozbijające się o jej policzki, delikatny uśmiech, lazurowo-niebieskie tęczówki i to spojrzenie, które nawet ze zdjęcia przewiercało na wylot. Westchnął. – Najgorsze jest to, że ja po tym wszystkim już nie umiem być na nią zły. Nie wiem, co tak naprawdę się stało, ale moja złość zniknęła. Został tylko żal. To wszystko, co się wtedy zdarzyło zatarło się w mojej pamięci. Bill, opowiesz mi? – spojrzał na brata. – Powiesz mi wszystko, co wiesz na temat Scarlett i jej winy w tym wszystkim?
- To będzie długa noc – westchnął Bill. – Przyniosę browary i zagryzkę – ospale podreptał do kuchni, zostawiając Toma ze stertą zdjęć. Patrząc na jedno sprzed dwóch, dwóch i pół roku, miał wrażenie, że widniał na nim inny człowiek, w innym życiu. Był skołowany, nie potrafił zebrać myśli, a zmęczenie i raczej zdruzgotanie odbierały mu chęci do czegokolwiek. Wiedział, że choć nie wyobrażał sobie tego, że nowy dzień mógł tak po prostu nadejść, to on będzie musiał wtedy wziąć się w garść i ułożyć od nowa swoje życie, poskładać do kupy układankę, dzięki której mógł dowiedzieć się, co tak naprawdę się wtedy stało i jak mógł to naprawić. No i nie mógł zapomnieć, że miał syna. To, że Lena dla niego nie istniała, przynajmniej na razie, tak David nie stał się dla niego ani odrobinę mniej ważny. Przecież nie był winny głupoty matki. David był jego synem i to była jedna z niewielu rzeczy, z których był naprawdę dumny. Spojrzał na ścianę, gdzie wisiało jego zdjęcie i się uśmiechnął. David był jego nadzieją na normalność. Bill wrócił, a on poskładał zdjęcia do pudełka, by zrobić miejsce nieadekwatnie dużej ilości jedzenia. No, ale Bill to w końcu Bill. Klapnął obok Toma i podał mu piwo.  – Milion razy chciałem ci opowiedzieć jak było, a ty miałeś to gdzieś. Jak tak dalej pójdzie i wszystkie decyzje będziesz podejmował z tak wielkim opóźnieniem, to już będę pewien, że w szpitalu to cię ze trzy raz na posadzkę upuścili!
*

8. listopada 2012r.

Kogo, jak kogo, ale Scarlett ranną porą nikt się w biurze Isobel nie spodziewał. Mknąc przez korytarz niczym tornado, zwróciła uwagę kilku zaspanych pracowników, których jej manager nie zdążyła jeszcze tego dnia sterroryzować. Bez jakichkolwiek pytań ominęła stanowisko sekretarki i energicznie weszła do środka. Isobel siedziała na brzegu stołu konferencyjnego uzgadniając coś z jednym ze swoich asystentów. Jak zwykle raziła doskonałością, a jej czerwona szminka kontrastująca z jasną cerą, idealnie współgrała z odcieniem sukienki, która z kolei podkreślała kolor jej włosów. Scarlett nie miała pojęcia, jak ta kobieta to robiła, ale jakoś jej tego nie zazdrościła, bo ta doskonałość kojarzyła jej się jedynie z mało przyjemnym usposobieniem Isobel. Zauważywszy jej pojawienie się, które raczej trudno było przeoczyć, Isobel obrzuciła ją krótkim i niezbyt przychylnym spojrzeniem. Skórzana kurtka, obcisłe jeansy, wysokie botki i rozwiane włosy stanowiły definitywną kontrę dla wizerunku, który managerka starała się wykreować brunetce. Uśmiechnęła się w ten swój arogancko-kpiący sposób.
- Witaj, Scarlett. Co cię do mnie sprowadza? – nie ruszyła się z miejsca, a jedynie patrzyła na nią uważnie. Musiała być zdziwiona niespodziewaną wizytą podopiecznej i raczej zaniepokojona jej bojową miną. Scarlett stanęła dwa metry od Isobel i biorąc się pod boki, przeniosła ciężar ciała na jedną stronę.
- Nie będę owijać w bawełnę, bo za dwie godziny mam powrotny lot do Berlina, a przed nim zamierzam zmniejszyć niesmak, jaki budzi we mnie konieczność rozmowy z tobą, poprzez kupno nowiusieńkich czółenek Louboutin’a, które czekają ją na mnie na Madison Avenue, więc przejdę do rzeczy. Zwalniam cię – odparła krótko. – W poniedziałek otrzymasz pisemne wypowiedzenie i trzymiesięczną odprawę, co i tak uważam za zbytek łaski. Wiem, co zrobiłaś i nie zamierzam mieć z tobą już nic do czynienia. Musiałaś być z jakiegoś powodu bardzo zdesperowana, skoro postanowiłaś posunąć się do manipulowania słabą Leną, żeby namieszać między mną i Tomem. To żenujące i… - zamyśliła się na moment. – Nie posądzałam cię o taki brak klasy, bo kto by pomyślał: Isobel Bieglow-Parker będzie bawić się w dziecinne gierki, żeby namieszać innym w życiu – prychnęła, nieustannie patrząc na nią. Kobieta była nieco zbita z tropu i nie tak od razu odzyskała animusz.
- Widzę, że nie straciłaś rezonu – brunetka spojrzała na nią z politowaniem. – To nic osobistego. Nie uderzałam w ciebie – powiedziała po namyśle. – Nie sądziłam, że ta mała gąska się wygada. Myślałam, że zależy jej na nim.
- Jak widać, nie jesteś tak przewidująca, jak sądziłaś.
- Niestety – odparła. Zsunęła się ze stołu, podchodząc bliżej Scarlett. Pod nosem mruknęła jakieś rosyjskie przekleństwo. – Będziesz żałować, że mnie zwolniłaś. Powinnaś nauczyć się już oddzielać prywatne animozje od życia zawodowego.
- Ależ ja wciąż to robię – odparła z gorzkim uśmiechem. – Jednak działanie na moją niekorzyść, jest ewidentnym brakiem profesjonalizmu z twojej strony, a ja nie zamierzam pozwalać na to, by osoba zarządzająca moją karierą wykazywała się brakiem umiejętności, jak to nazwałaś, oddzielania prywatnych animozji od pracy. Bo to właśnie zrobiłaś pchając się między mnie i Toma.
- Ładnie to wymyśliłaś – Scarlett ignorując tą wypowiedź, omiotła wzrokiem ludzi w pomieszczeniu.
- Jeśli w jakiejkolwiek gazecie przeczytam choćby słowo, które tu teraz padło, pozwę każdego, kto znajduje się w tym pomieszczeniu i nie zostawię na was centa – samo jej ostre spojrzenie wystarczyło, by każdemu tam obecnemu odechciało się zebrania paru groszy za tą informację, by wydać tysiące na zadośćuczynienie, jakiego zapewne zażądałaby w sądzie. Odwróciła się statecznie i opuściła pomieszczenie. Po drodze skinęła sekretarce i kilku znajomym pracownikom, których minęła na korytarzu.

Kilka godzin później, kiedy Scarlett zamknęła za sobą drzwi mieszkania i zastała ją tylko cisza, oparła się o drzwi i osuwając się po nich na podłogę, gorzko się rozpłakała.

Stojąc nad przepaścią, została pchnięta w dół. I nie było tam niczego prócz mroku. 

16 lipca 2012

73. Ruiny.


13 miesiąc od rozstania; 2. listopada 2012r.
Ciąg dalszy, późny wieczór.


Scarlett wybrała sobie najgorszy z możliwych momentów, by wrócić do pokoju. Bo obraz, jaki towarzyszył temu powrotowi nie był tym, czego pragnęła doświadczyć tuż po jako takim ogarnięciu swoich i tak już rozchwianych emocji.
Wręcz przeciwnie był kolejnym ogniwem łańcucha zdarzeń, które w niedalekiej przyszłości miały wydać swój owoc, ale Scarlett jeszcze o tym nie wiedziała.
W tym właśnie momencie stanęła nad przepaścią; nad swoją własną, mroczną przepaścią, od której dzielił ją już tylko krok.
Jednak wciąż starała się mieć w głowie rozmowę z Margo. Była z Durandów i to w tej chwili trzymało ją w garści. Myśl, że po prostu przetrwa ten wieczór do końca, bo musiała, bo nie mogła inaczej, bo przecież dawała sobie już radę z gorszymi rzeczami.
W drzwiach minął ją David. Był uroczym chłopcem i tego nie mogła mu odebrać. Nie wątpiła w to, że całą tą słodycz obycia wyniósł od ojca. Teraz musiała już powiedzieć to na głos, choćby tylko w swojej głowie. Tom był jego ojcem. Miał dziecko; zdrowe i radosne. To utwierdziło ją w przekonaniu, że cała ta ich tragedia miała swoje przyczyny w niej samej. Może nie powinna mieć dzieci? Może śmierć Liama i dziecka, któremu w duchu nadała imię Ian, była dla niej znakiem, że nie nadawała się na matkę? Że nie była zdolna, by nią być? Wewnątrz bolało ją wszystko. Nie wiedziała, czy to zmęczenie, czy słabość spowodowana podwójnym ciosem i rozdrapaniem ran?
Jedynym, czego była pewna to fakt, że była bezgranicznie nieszczęśliwa.
- Co jest? – zapytał Bill, obejmując ją ramieniem.
- Zbudowałam tak piękny zamek, że teraz muszą mi wystarczyć same ruiny. 1 – spojrzała na niego z ciężkim westchnieniem, by zaraz przenieść wzrok na Toma i Davida ciągnącego go za rękę.
Poczuła, jakby zachwiała się nad przepaścią, uświadamiając sobie jej bezkres i wrogość. Zrobiło jej się słabo, gdyby nie Bill, na którym się wsparła, pewnie poleciałaby w dół.
- Tato, tato, tato! – wykrzyknął radośnie, a Tom na sam dźwięk słów, które słyszał już niemal codziennie od kilku ładnych miesięcy, uśmiechnął się czule i błogo za razem. Jakby wciąż nie mógł oswoić się z tym, jakie szczęście go spotkało, jakby wciąż nie dowierzał. Oderwał się od rozmowy z mamą i Leną, by skupić uwagę na synu. Miłość, jaka emanowała z niego, gdy patrzył na tego chłopca, łamała Scarlett serce. Chciała zniknąć. Chciała spaść w dół, rzucić się w przepaść. Mimowolnie przysunęła się do Billa, jakby chcąc skryć się za nim. A on jak zwykle trafnie odczytał jej sygnał i przygarnął ją do siebie.  Mogłaby wyjść, ale nie zamierzała uciekać. Nie miała wystarczająco dużo sił, by uciec. Wyczerpały się gdzieś po drodze. Teraz mogła już iść tylko przed siebie. – Tato, chodź zobacyć, jaką zbudowałem wiezę! Nico tez budował – malec nie czekając na ojca ruszył przodem i jak na złość zatrzymał się tuż przy Scarlett i Billu, a ona patrząc na niego z pełną świadomością tego, że był Toma, dopiero teraz w pełni dostrzegła podobieństwo, które przecież tak bardzo rzucało się w oczy. Było wręcz oczywiste. Wcześniej wolała tego nie widzieć. Przeprosił mamę i Lenę, po czym poszedł za dzieckiem, chyba nie bardzo zdając sobie sprawę z tego, że szedł dumny jak paw, jakby David postawił w salonie drugi Empire State Bulding, a nie wieżę z klocków. Gdy przechodził obok na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały. Przestraszyła się tego, co znalazła w jego oczach.
- Jaka duża jest ta wieża? – zagadnął, biorąc synka na ręce.
- Aż do nieba! – wykrzyknął malec, wyciągając przy tym rączki do góry. Tom wykorzystał sytuację i połaskotał go, a David zaczął zanosić się śmiechem.
- Tatusiu, nie! – zachichotał, a on łaskotał go dalej, niemal z uwielbieniem przypatrując się radości synka. Scarlett celowo upuściła torebkę, by móc choćby przez sekundę przestać udawać, że jej to nie ruszało. Na moment zacisnęła powieki, chcąc uchronić się przed kolejnym wybuchem. Schylając się, nie zauważyła, jak Bill trzasnął Toma przez ramię, dając mu do zrozumienia, żeby sobie poszedł. Wymienili spojrzenia i ten jakby olśniony, szybko wyszedł z pokoju, mocno trzymając w ramionach zaśmiewającego się Davida. Scarlett klapnęła na swoje krzesło i dolała sobie wina. Nie zdając sobie sprawy, że była obserwowana przez mamę, Simone i Lenę, zajrzała do telefonu, odpisała Timowi na sms’a i przez to poczuła się jeszcze gorzej, bo naściemniała mu, że wszystko było w porządku. Bill zniknął jej z pola widzenia, więc sączyła wino pogrążona w swoich myślach. Nie były zbyt kolorowe. Tom. Smutek. Kłamstwa. Dziecko. Tom i znowu Tom. Nie mogła pojąć, jakim cudem potrafił tak bardzo kłamać. Jak mógł spędzać z nią dni, gotować, oglądać telewizję, rozmawiać, kochać się, tak zwyczajnie być i cały czas kłamać… chyba przestawała dawać sobie z tym radę. Chyba coraz bardziej zbliżała się do krawędzi przepaści. Dopiła wino i zgarnąwszy papierosy Billa, wyszła na taras.

Scarlett nie wiedziała, że Lena obserwowała ją przez niemal cały wieczór. Nie wiedziała też, jak wielki bój toczyła ze sobą i jak wiele myśli kotłowało się w jej głowie, ani jak bardzo źle się czuła. Nie mogła też wiedzieć, że Lena dojrzewała do podjęcia decyzji, by postawić na jednej szali wszystko, co miała, by wreszcie pozbyć się ciężaru, jaki – dzięki temu, a może przez to – dźwigała.
Bo przecież nie tylko Tom naginał prawdę. Ona kłamała. Zupełnie i niemal od początku.
Radziła sobie z tym, póki nie zobaczyła, jak wielką szkodę wyrządziła. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Dopiero dziś, gdy na własne oczy zobaczyła, jak Scarlett i Tomowi było źle bez siebie, oprzytomniała. Lena uznała, że nadszedł czas na pełne rozliczenie się z przeszłością, a co potem się stanie… bała się, że znów straci Toma. Bała się, że David straci ojca, ale jeśli tak by się stało to tylko przez to, że ona na samym początku nie powiedziała prawdy.
- Lena? – dotarł do niej głos Simone. – Pytałam cię o coś – przestraszyła się, bo aprobata mamy Toma wiele dla niej znaczyła. Simone długo jej unikała, a kiedy wreszcie przestała traktować ją jak powietrze, Lena za wszelką cenę nie chciała tego stracić.
- T-tak? – zapytała roztargniona. – Przepraszam, zamyśliłam się.
- Pytałam, ile David miał, jak się urodził – odparła z sympatycznym uśmiechem. To trochę dziewczynę rozluźniło.
- Pięćdziesiąt sześć centymetrów i ważył trzy czterysta.
- To ładnie, taki średniaczek. Moje dzieci też nie ważyły wiele więcej. Jedynie Shie miał trzy osiemset. Długo się przy nim męczyłam – Sophie wyraźnie się zasępiła na wspomnienie przyjścia na świat swojego pierworodnego.
- Ja chyba powinnam już iść – Lena wypaliła znienacka. – Zabiorę Davida i chyba już pójdziemy. Wydaje mi się, że w ogóle nie powinno nas tu być – zaczęła zbierać swoje rzeczy. W jednej chwili poczuła, jak bardzo była tu nie na miejscu.
- Usiądź – Sophie złapała ją za rękę i zaczekała aż Lena zostawi swoje rzeczy. Jako prezes korporacji nauczyła się patrzeć na ludzi tak, by wiedzieli, że nie zamierzała powtarzać dwa razy. Przy okazji doszła do wniosku, że Scarlett musiała mieć to po niej. Bo tylko ona potrafiła patrzeć tak intensywnie, by wręcz hipnotyzować rozmówcę tymi swoimi ogromnymi, niebieskimi oczami. A teraz to cielęce spojrzenie stało się sławne na cały świat. Westchnęła, nie czas na to. – To bardzo trudna sytuacja dla nas wszystkich. Wiesz, chodzi mi o relację Scarlett i Toma. Przez ten czas, kiedy byli razem bardzo zżyliśmy się, jako rodzina i tak pozostało, pomimo ich rozstania. Za nic w świecie nie chcę przysparzać więcej cierpienia mojej córce, ale… rodzina Toma, jego bliscy są wciąż naszą rodziną. Dlatego nie chcę, byś czuła się tutaj źle. Nikt z nas, wyłączając rzecz jasna Scarlett, nie żywi do ciebie niechęci. Nie ponosisz winy za ich problemy – Lena skinęła głową i utkwiła wzrok w swoich dłoniach, po czym odezwała się po chwili.
- To Tom chciał, żebyśmy tu przyszli. Nie macie pojęcia, jak bardzo cieszył się, że David będzie oficjalnie przedstawiony jako jego syn… bardzo bolało go to, że dotąd był sekretem. Tak bardzo tego chciał się nim wreszcie pochwalić, że nie umiałam zabronić mu zabrać nas tutaj, choć wiedziałam od początku, że moja obecność to nie jest najlepszy pomysł, ale on tak pokochał Davida…
- A ty kochasz jego – odparła Sophie. W jej głosie nie było cienia wątpliwości.
- Nie jesteśmy razem. Łączy nas David – zaczęła się bronić. – Ale ja wiem, że to nie tylko on… Tom szuka przy nas schronienia. Ja sobie zdaję z tego w pełni sprawę. Nie oczekuję, że ze mną zostanie. Wiem, że to minie, kiedy otrząśnie się po… - tu niepewnie spojrzała na Sophie. – Po tym wszystkim. On nie dojrzał jeszcze do tego, żeby wrócić do świata, w jakim żył do tej pory. Przecież to do niego niepodobne, żeby z lubością pomagał mi zmywać, a mojej mamie kopać grządki. – Westchnęła znów, jakby mitygowała się za swoją wylewność. – W każdym razie, póki Tom nie dojrzeje do podjęcia jakiejkolwiek decyzji i będzie potrzebował schronienia, ja zawsze mu je dam. I to nie jest żadna postawa cierpiętnicy – uśmiechnęła się, a Sophie uznała, że to jeden z ładniejszych uśmiechów, jakie widziała w życiu. – My po prostu sobie pomagamy. Nie łudzę się też, że Tom mnie kocha. Tak nie jest – ja to wiem, on to wie, choć z całej siły stara się sobie wmówić, że jest inaczej, to…on wciąż sercem jest ze Scarlett. Jednak łączy nas spory kawałek przeszłości i poniekąd wspólna przyszłość. Myślę, że to właśnie wspomnienia są dla  nas spoiwem.
- Więc zostań, choćby dla niego – Lena pokręciła głową.
- Dosyć namieszałam. Nie chcę kłuć Scarlett w oczy.
- To nie ty, przynajmniej nie w zupełności. W oczy kłuje ją rzeczywistość. Moja córka nie miała tyle szczęścia, co Tom. Jeszcze nie znalazła swojego schronienia.
- Dziękuję pani.
- Mów mi Sophie, tu wszyscy mówimy sobie po imieniu.
- Dziękuję – uśmiechnęła się znów i popatrzyła w kierunku salonu. Na przestrzał przez hol, widziała Davida bawiącego się z Tomem. Ten widok zawsze poprawiał jej nastrój, nawet teraz, gdy czuła się jak w pułapce zastawionej przez samą siebie.
- Masz świetnego syna. Jak mogłaś nie wiedzieć? – to pytanie zbiło Lenę z pantałyku. Dotąd milcząca Simone poklepała ją po ręce i uzupełniła ich kieliszki, jakby spodziewała się długiej rozmowy. Lena wzruszyła ramionami.
- Dziwne prawda? – napiła się wina i nie odstawiwszy go na stół, zaczęła okręcać kieliszek w dłoniach. – Ja chyba czułam się… - do pokoju wszedł Gustav. – Chyba czułam się za bardzo niegodna Toma po tym, co zrobiłam, żeby dostrzec te wszystkie jego cechy, jakie ma David. Upierałam się przy tym, żeby nie dodawać sobie bólu. A tamten chłopak… on był bardzo do Toma podobny, więc nie zostawiłam sobie złudzeń. Wolałam się ich wyzbyć, żeby się jakoś po tym wszystkim pozbierać. Tłumaczyłam sobie, że ja też mam ciemne oczy, a natury blond włosy, więc… to były bardzo trudne i bardzo dziwne lata. Czasem wydaje mi się, że to niemożliwe, żeby teraz wszystko się tam samo ułożyło.
- Mamo – do pokoju weszła Scarlett ubrana w płaszcz. – Idę, Tim po mnie przyjechał. Pożegnałam się już ze wszystkimi. Zadzwonię jutro czy kiedyś tam. Dobranoc Simone, trzymaj się Gustav – skinęła blondynowi i wychodząc nawet nie spojrzała na Lenę.
- Chyba zobaczę, co u chłopaków. Jeszcze raz dziękuję za to, co mi powiedziałaś – uśmiechnęła się do Sophie i czym prędzej odeszła od stołu, a niedoszłe swatki tylko wymieniły zmartwione spojrzenia.
*

5. listopada 2012r.

Od dwóch dni czuła się, jak struta. Truły ją wyrzuty sumienia. Nie wiedziała, jakim cudem wcześniej mogła ich nie odczuwać. David oglądał bajkę, Tom siedział u siebie i szukał czegoś w Internecie, a ona posprzątawszy wszystko, co tylko dało się posprzątać, siedziała i popijała kawę, starając się uciec myślami gdziekolwiek, ale to okazało się niemożliwe. Tom po przyjęciu u Durandów stał się nieswój. Nocą słyszała, jak rzucał się na łóżku i ciężko wzdychał nie mogąc zasnąć. Ona też mało spała. Wciąż toczyła wewnętrzny bój, bo tak bardzo bała się wystawić na szwank szczęście, które dostała od losu tak niespodziewanie.
Szczęście, o jakim marzyła.
Nie mogła się nim cieszyć, bo wciąż miała w głowie obraz pełnego bólu spojrzenia Scarlett, smutnej twarzy Toma i całej tej napiętej niczym postronki atmosfery między nimi.
Od miłości do nienawiści jeden krok.
Lena wiedziała, że oni wciąż się kochali, pomimo pozorów nienawiści wobec siebie, jakie stwarzali. Chyba właśnie dlatego wciąż zwlekała. Bo wiedziała, że jeśli prawda wyjdzie na jaw, to wszystko mogło się skończyć. Wszystko dla niej. Zerknęła w kierunku uchylonych drzwi. Dostrzegła pochyloną sylwetkę Toma. Na uszach miał słuchawki i uważnie przyglądał się czemuś na ekranie swojego laptopa. Lena nie mogła wiedzieć, że było to jedno ze wspólnych zdjęć Scarlett, Liama i jego. Nie mogła też widzieć łez w kącikach jego oczu. Nie mogła, bo gdy tylko je poczuł, nie pozwolił im popłynąć. Westchnęła, uświadomiwszy sobie, że decyzję podjęła już tego wieczora, gdy pojęła wagę całej sytuacji. Kwestią czasu było, kiedy przełamie swój lęk. Upiła łyk kawy i odstawiła kubek do zlewu. Poszła do synka wygodnie usadowionego na kanapie w pokoju dziennym u ucałowała go w czoło.
- Mamusia musi na chwilkę wyjść, zostaniesz z tatą, dobrze? – David skinął na znak akceptacji, nie zwracając wielkiej uwagi na mamę. Oglądał Auta i reszta nie miała wielkiego znaczenia. Z przyzwyczajenia przygładziła jego jasną czuprynę i przeszła do pokoju Toma. Na jej widok zamknął laptopa i zdjął słuchawki.
- Co jest? – zapytał widząc jej nietęgą minę. W odpowiedzi pochyliła się i objąwszy twarz Toma zmarzniętymi dłońmi, pocałowała go czule. – Za co to? – zapytał przyciągając ją do siebie i sadzając sobie na kolanach.
- A tak sobie. Zostaniesz z Davidem? Muszę na chwilę wyjść – zmarszczył brwi, patrząc przenikliwie na dziewczynę. Nigdy nie wychodziła sama.
- Lena?
- Muszę się przejść i wrócę niedługo, obiecuję. Wiem, że chcesz wrócić do Berlina przed wieczorem. Może spakuj Davida, żeby było szybciej, okej? – z niemniejszą rezerwą skinął głową, a Lena uśmiechnęła się do niego. – Wciąż ogląda bajkę, więc pewnie nie zauważysz, że tu jest. Ustawiłam tak, żeby zaraz po pierwszej części włączyła się druga.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jestem pewna, że tak – uśmiechnęła się znów i pocałowawszy go z żarliwością, której nie była w stanie w sobie zdusić, wyszła z pokoju.

Drżała, podchodząc do stróżówki, bynajmniej nie z powodu zimna. Zacisnęła pasek przy płaszczu i starając się ukryć zdenerwowanie, uśmiechnęła się do sędziwego mężczyzny, który badał ją podejrzliwym spojrzeniem. Pewnie nie była pierwszą, która próbowała dostać się do środka bez zaproszenia.
- Dzień dobry, nazywam się Lena Braun. Przyszłam do pani O’Connor. Czy byłby pan tak uprzejmy i powiadomi ją o mojej wizycie?
- Nie widzę pani na liście gości – oparł niezbyt przyjaźnie.
- Nie byłyśmy umówione. Jednak jestem pewna, że pani O’Connor mnie przyjmie – mężczyzna westchnął niezadowolony z tego, że musi odłożyć czytaną gazetę na rzecz połączenia się z mieszkaniem Scarlett. Lena śledziła każdy jego ruch, kiedy wymienił jej nazwisko milczał dłuższą chwilę, czekając na dyspozycje. W końcu otworzył furtę. – Dziękuję – uśmiechnęła się z wdzięcznością i usłyszawszy, gdzie ma iść, zniknęła w czeluściach olbrzymiego budynku, niosąc duszę na ramieniu.

Scarlett nie do końca wiedziała, czy była zdumiona, zażenowana, zaciekawiona czy zła. Czego, jak czego, ale wizyty tej dziewuchy nie spodziewała się ani trochę. Mniej zdziwiłaby się, jakby do jej drzwi zapukał Josh Hartnett, Ben Afflec czy na przykład Chris HHermsworth. Rozważając, którego z nich wolałaby zobaczyć w swoich drzwiach, podeszła do nich i otworzyła je, słysząc dzwonek po raz wtóry. Nie, żeby była niemiła i zmuszała ją do stania pod drzwiami, czy coś takiego, ale zdążyła w międzyczasie poprawić włosy i ogarnąć spojrzeniem mieszkanie, czy nie zostawiła gdzieś jakiejś niepożądanej rzeczy w postaci skarpetek Tima czy co gorsza innej części jego garderoby. Chyba powinna zapanować nad jego rzeczami chyłkiem wkradającymi się do jej mieszkania. Kiedy otworzyła, w progu zobaczyła ładną, młodą kobietę w modnym płaszczu i – o dziwo – zgrabnych, zamszowych botkach. W pierwszej chwili Lena Braun skojarzyła jej się z typową, uroczą paryżanką o miłym usposobieniu i pewnie mogłaby ją polubić, gdyby ta nie odbiła jej faceta.
- Zastanawiam się czy jesteś na tyle głupia czy bezczelna, żeby tu przychodzić – odparła beznamiętnie otwierając szerzej drzwi.
- Daruj sobie – westchnęła, jakby pozbawiona nadziei. – Albo nie, ubliżaj mi jeszcze, może kiedy sobie ulżysz, wysłuchasz, co mam ci do powiedzenia – spojrzała na Scarlett, która najwyraźniej nie spodziewała się po niej tak odważnej deklaracji. – Nie przyszłam tu po to, żeby walczyć z tobą na słowa. Przyszłam powiedzieć ci coś, co powinnam była zrobić już dawno.
- Jeśli zamierzasz użyć słowa na ‘p’, to możesz już wyjść – Scarlett popatrzyła na Lenę lekceważąco. Nie mogła dać po sobie poznać, że nie uważa jej już za taką głupią gąskę jak na początku. Poza tym, że stanęła między nią, a Tomem, co ją dyskwalifikowało w oczach brunetki, wydawała się być dobrą dziewczyną. Daleką od tej, którą znała z opowieści Toma. Scarlett nie była już pewna tego, w co powinna wierzyć spośród tego, co od niego usłyszała. Nie miała pojęcia, co Lena zamierzała jej powiedzieć, ale za odwagę mogła dostać punkt.
- Nie zamierzam cię przepraszać, przynajmniej nie od razu – zaczęła odpinać płaszcz. Nie miała pojęcia, skąd wzięła się w niej determinacja, by się nie rozkleić. – Bycie tu to dla mnie żadna przyjemność, bo zdaję sobie sprawę z tego, kim jestem w twoich oczach i pewnie w dużej mierze masz rację – westchnęła ciężko i powiesiła płaszcz. Scarlett zmarszczyła brwi, uważnie przypatrując się dziewczynie. Musiała odsunąć od siebie wszelkie łączące ich animozje i obiektywnie stwierdzić, że wyglądała kiepsko i była autentycznie zmartwiona. Może to faktycznie coś ważnego? Może Tom skrzywdził nie tylko ją? Może Lena, pomimo tego, co zrobiła w przeszłości, też została przez niego poszkodowana? Ale czy w takim wypadku mówiłaby o czymś, co powinna zdradzić wcześniej? Scarlett skręcało w środku z ciekawości, niepewności i strachu przed tym, co miała usłyszeć. Jednak jak zwykle nie dała niczego po sobie poznać. Nie mogła pozwolić sobie na luksus okazywania emocji. Nie przy Lenia, która mogła wszystko opowiedzieć Tomowi. Scarlett poczuła ssanie w żołądku. Niepewność ją frustrowała.
- Proszę – powiedziała to przechodząc do salonu, który było nie było, przestraszył Lenę, czego nie dało się nie zauważyć. Ta przeogromna, otwarta przestrzeń sprawiła, że poczuła się jeszcze bardziej skrępowana. Scarlett usiadła, a ona poszła w jej ślady. Wybrała fotel nieco oddalony od brunetki. – Słucham, co masz mi do powiedzenia? – odparła beznamiętnie, może zbyt bardzo, ale za nic w świecie nie zamierzała okazać zainteresowania, co jak później miało się okazać, średnio jej wyszło. Lena niepewnie spojrzała w jej kierunku. Ją przestrzeń tego pomieszczenia krępowała, a Scarlett wyraźnie napawała pewnością siebie. Nie chodziło tu tylko o to, że była u siebie, a ona nie. Różniło je wszystko. Lena musiała przyznać w duchu, że ją podziwiała. Scarlett była od niej niższa i drobniejsza, a budziła w niej respekt. Nie bała się jej, to byłoby dziwne, ale miała w sobie jakąś taką potrzebę, by dobrze wypaść. O ile to w ogóle było możliwe. Lena widziała, jaka byłą dla rodziny, dla bliskich, dla tych, których kochała. Była dobra, czuła i delikatna. W przypadku reszty świata przywdziewała maskę i pancerz, co Lenie wydawało się bardzo smutne, bo ciężko musiało jej tak być. Ale czy ona sama nie zachowywałaby się w ten sposób, gdyby została tak skrzywdzona przez los? Pewnie tak. A ze swoją naiwnością i zbytnią otwartością, wciąż pakowała się w kłopoty, więc ten pancerz chyba był jednak lepszy. Koniec końców stwierdziła, że to mieszkanie pasowało do Scarlett. Podobnie jak ona sprawiało wrażenie kryjącego jakiś sekret, a swoim ogromem zmuszało gościa do pokory. A jego właścicielka wydawała się być na właściwym miejscu, odziana w czerń na tle wszechpanujących w salonie odcieni bieli. Lena odchrząknęła. Nie przyszła tam po to, dumać nad wystrojem.
- Przyszłam, żeby powiedzieć ci, jak było naprawdę.
- Naprawdę, z czym? – spojrzała na szatynkę zupełnie krytycznie, za nic nie mogąc wyzbyć się pogardy, jaką ją darzyła. A poza tym, czy musiała? Skłamałaby, gdyby nie przyznała, że onieśmielanie jej sprawiało Scarlett przyjemność.
- No z tym, jak to było wtedy w Loitsche, z Tomem – Scarlett prychnęła, wywracając oczami. W pierwszej chwili postanowiła ją wyrzucić. Nie chciała znów o tym słuchać. Miała dosyć wspomnień z tamtego okresu, po co je znów ożywiać? Jednak jakiś wewnętrzny impuls ją powstrzymał. Skoro Lena miała czelność do niej przyjść i mówić o tym, co było, to może istniało coś, co powinna wiedzieć. Musiało tak być, jeśli nie będzie mogła wykopać ją z mieszkania z zupełnie czystym sumieniem. Dziewczyna siedziała spięta, jakby czekała na wyrok i co chwila wbijała w nią niepewny wzrok. Chełpiła się tą chwilą, ale ciekawość wygrała. Poszła do kuchni i napełniła dwie szklanki sprite’em.
- Zgadnij, która z nas będzie pragnieniem – mruknęła niosąc je do pokoju.
- Co mówiłaś? – zapytała biorąc od Scarlett szklankę.
- Nic ważnego – odparła, rozsiadając się na kanapie. Podwinęła jedną nogę pod siebie i objęła Lenę uważnym spojrzeniem. – Słucham. Mam nadzieję, że w końcu doczekam się tej zapierającej dech opowieści.
- Już przechodzę do rzeczy. Wysłuchaj mnie do końca, choć nie oczekuję, że we wszystko uwierzysz. Powiem ci jednak jak jest, a ty zrobisz z tym, co zechcesz.
- W porządku – odpowiedziała wzruszając ramionami. Spostrzegła, że Lena niepewnie spoglądała na szklankę, którą wciąż trzymała w dłoniach. – Możesz śmiało pić. Nie mam cyjanku w domowej apteczce, więc jesteś bezpieczna – dziewczyna westchnęła i odstawiła ją na stolik. Wiedziała, że będzie ciężko, ale nie sądziła, że aż tak bardzo. Nie zaczęła jeszcze, a już pragnęła stamtąd uciec. Widziała, że Scarlett w przeciwieństwie do niej, nie czuła się ani trochę zażenowana czy skrępowana. Wyglądało na to, że miała ją zupełnie gdzieś i pozwoliła jej zostać tylko z ciekawości, żeby popatrzeć, jak na małpkę w cyrku. Lena poczuła się okropnie z tą myślą. Jeszcze gorzej niż przed przyjściem tu. Dopiero stojąc oko w oko ze Scarlett zrozumiała jak wielki błąd popełniła, nie wyjawiając Tomowi wszystkiego od razu. Wiedziała, że miała swój udział w cierpieniu, które oblekło ją w tą gorycz. Poczuła się z tym bardzo, bardzo źle. Bo przecież nigdy nie chciała nikogo skrzywdzić. Ścisnęło jej się gardło, a do oczu napłynęły jej łzy. Było jej wstyd. Było jej żal, że po tylu kopniakach od życia wciąż była tak naiwna.
- Przepraszam – wytarła oczy rękawem. – Wiem, miałam nie przepraszać, ale uświadomiłam sobie właśnie, jaka byłam głupia. Poczułam się marnie, choć pewnie w twoim mniemaniu powinnam się tak czuć od dawna.
- Nie masz zielonego pojęcia, jakie jest moje zdanie na jakikolwiek temat – odpowiedziała chłodno Scarlett.
- No tak – Lena skuliła się w sobie i wbijając wzrok w swoje splecione na kolanach dłonie, zdecydowała się zacząć. – Nie pamiętam dokładnie, kiedy przyszła do mnie po raz pierwszy. To było jakoś krótko przed przyjazdem Toma do Loitsche tuż po… - zawahała się, posyłając brunetce przepraszające spojrzenie. – Tuż po tym, jak straciliście dziecko – Lena bała się powiedzieć tego na głos, jednak Scarlett nawet nie drgnęła. Wpatrywała się w nią z takim samym chłodem, z jakim patrzyła na nią chwilę wcześniej. Lena nie mogła nawet przypuszczać, co właśnie działo się w jej sercu. Nie mogła wiedzieć, że pękało po raz kolejny. – To był impuls. Bo przed jej wizytą jedynie w moich najskrytszych marzeniach, on nie patrzył na mnie z nienawiścią, a ona obiecała mi, że dzięki niej Tom będzie mój. Jeżeli nie jako partner, to przynajmniej jako przyjaciel. To mnie zamroczyło. Nie myślałam racjonalnie. Byłam totalnie skołowana. Co chwila machała mi przed oczami torebką od Vuitton’a czy okularami od Dolce&Gabbana. Zachłysnęłam się wizją, którą przede mną roztoczyła. Zachwyciła mnie tym, co mogła mi dać za niewielką współpracę. Bo tym wydała mi się jej propozycja. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim tak naprawdę była i jaki miała cel. Zrobiła ze mnie śliczną blondynkę. W sumie to nie chciałam się jakoś specjalnie zmieniać, ale ona uznała, że nowy wizerunek doda mi pewności siebie. Miała rację. Dzięki temu, co mi kupiła, jak o mnie zadbała poczułam się tak, jakbym wyglądała jak milion dolarów. A nawet dwa.  David dostał tyle zabawek i ubrań, że nie miałam ich gdzie chować. Jednak świadomość, że pomoże mi odzyskać zaufanie Toma była najważniejsza. Nie myślałam wtedy o tym, skąd o mnie wiedziała, dlaczego i przede wszystkim, po co do mnie przyszła. Podstawowe pytania uleciały mi z głowy. Liczył się tylko fakt, że miałam szansę na wybaczenie, a że w zamian za to miałam być blisko Toma, zdawać jej relacje na temat jego układów z rodziną i z tobą, no i wykonywać jej polecenia, które koniec końców ułatwiały mi dotarcie do niego. Naiwnie sądziłam, że może być osobą odpowiedzialną za wizerunek zespołu, że może stąd o mnie wiedziała. Kim tak naprawdę była Isobel – w tym miejscu się zawahała, gdy zobaczyła, że Scarlett zamarła, wbijając w nią zaskoczone spojrzenie. Lena wiedziała, że Scarlett odebrała cios, że to nie było jej obojętne. Nie była na to przygotowana i musiało ją to zbić z tropu. Dodało jej to trochę pewności siebie. Miała przecież kolejne informacje i tylko ona mogła je przekazać, a ziarno, które zasiała wykiełkowało. Jednak Lena miała już dosyć gierek i półprawd. Chciała wreszcie stanąć oko w oko z prawdą. Postawiła wszystko na jednej szali. Bała się poznać efekt.
- Chcesz powiedzieć, że przyszła do ciebie Isobel Bieglow-Parker? Moja managerka?– zapytała z niedowierzaniem.
- Tak – odparła zawstydzona.
- I kazała ci być blisko Toma? Śledzić przebieg sytuacji, jego nastroje i układy?
- Tak.
- A ty uznałaś, że to nic wielkiego, wiedząc, że umarło nam dziecko i nasz związek wisiał na włosku? – Lena niepewnie skinęła głową, a Scarlett prychnęła z pogardą.
- Nie mam pytań.
- Dowiedziałam się o niej o wiele później, w trakcie jednej z rozmów z Tomem – podjęła po chwili. – Wtedy, gdy zostawił cię samą. Widząc, co zaczęło się dziać, postanowiłam się wycofać. Połączyłam jedno z drugim. Zrozumiałam, że jej celem od początku było rozdzielenie was, a David i ja byliśmy jedynie pionkami w jej grze.  Miała, co chciała. Nie byliście razem. Znaczy to wisiało na włosku. Próbowałam powiedzieć jej, że mam dosyć, że nigdy nie zamierzałam nikogo krzywdzić, że nie wiedziałam, jaki miała cel, bo inaczej nigdy bym się nie zgodziła na to wszystko. A ona mnie wyśmiała. Powiedziała, że jej się tak po prostu nie zostawia na lodzie. Oddałam jej każdą rzecz, którą od niej dostałam. Zwróciłam jej też zabawki, choć David nie rozumiejąc, o co mogło chodzić, bardzo protestował. Nie zostawiłam niczego, co mnie z nią łączyło i zerwałam z nią kontakt. Na niewiele to się zdało, bo choć nie uzgadniałam już z nią, co powinnam robić, żeby zbliżyć się do Toma, to faktycznie byłam już z nim blisko i… nie byłam w stanie zatrzymać tego, co niechcący wywołałam. Tego, co się między wami stało. W obieg poszły nasze wspólne zdjęcia, jakieś filmiki. Ludzie tworzyli historie o nas i te o tobie. A ja… ja byłam zagubiona. Z jednej strony czułam się winna, wiedziałam, że powinnam wyznać prawdę, ale z drugiej miałam świadomość, że jeśli się przyznam, to znów go stracę.Za bardzo bałam się tego, by pojąć, że im później to zrobię, to będzie tylko gorzej. W tym wszystkim, ani razu nie pomyślałam nawet, by przyłożyć rękę do waszego rozstania. Wręcz przeciwnie, gdybym tylko mogła, zmusiłabym go, żeby wtedy postąpił inaczej… Pewnie mi nie uwierzysz, ale decydując się na to wszystko nie myślałam o sobie. Choć serce rwało mi się do niego, od samego początku myślałam o Davidzie i jego szczęściu. On tak bardzo pragnął mieć ojca, a Tom polubił go niemal od razu i… jesteś matką, Scarlett. Wiem, że na moim miejscu zrobiłabyś to samo, żeby dać szczęście swojemu dziecku – skończywszy, wypuściła powietrze, jakby spadł jej z serca wielki ciężar i z wielkim wyczekiwaniem spojrzała na Scarlett. Ta milczała dłuższą chwilę, starając się zebrać do kupy. Nie potrafiła racjonalnie ocenić tego, co usłyszała. Jedyne, czego mogła być pewna to złość. Złość, bo to nie zły los odebrał jej to, co kochała. Odebrała jej to zawiść ludzka i nie potrafiła zrozumieć dlaczego.
- Nie masz prawa wspominać o moim dziecku – powiedziała cicho, ale w taki sposób, że Lena dostała gęsiej skórki. – Nie masz prawa nas porównywać – wysyczała patrząc jej prosto w oczy. – Może gdybyś się nie dziw’czyła parę lat temu, teraz twoje życie wyglądałoby inaczej, ale wiesz, co? Mam to gdzieś. To, co zrobiłaś jest godne pożałowania. Ty jesteś godna pożałowania. Obie jesteście siebie warte – powiedziała z odrazą. – A teraz wynoś się! – warknęła.
- Przepraszam, Scarlett. Mam nadzieję, że kiedy Tom pozna prawdę, to da się coś jeszcze naprawić. Wierzę, że nie jest za późno.
-Wynoś się stąd. Wynoś się stąd do chol’ery, bo cię wyprowadzę! – warknęła znów, podrywając się z kanapy. A Lena w jednej chwili znalazła się w korytarzyku i niedbale naciągała na siebie płaszcz. W kilkanaście sekund później trzasnęły drzwi, a Scarlett gorzko zapłakała. Poczuła się zdradzona i to podwójnie. Skuliła się na sofie i pierwszy raz od dawna pozwoliła łzom płynąć. Dosyć miała udawania, że zaczynała sobie radzić. Dosyć miała pozorów i udawania silnej. Bo już taka nie była. Dziś otrzymała cios, który ostatecznie powalił ją na ziemię.

Znalazła się na samej krawędzi przepaści. Wystarczyły centymetry, by poleciała w dół.
Scarlett nie mogła wiedzieć, że to nie był koniec, że mogło bolec bardziej, że mogła znaleźć się jeszcze bliżej krawędzi.
*

Tom siedział wpatrzony w swoje piwo. W kuchni panowała ciężka cisza, której żaden z obecnych nie śmiał przerwać. Pierwszy raz od dawna zespół zebrał się w komplecie, w tym mieszkaniu, w tej kuchni. Szkoda, że okazja była taka przykra.
Georg podpierał szafki. Gustav siedział pod oknem, a Bill niemal vis a vis Toma. Starszy z bliźniaków po powrocie z Loitsche zdążył opowiedzieć przyjaciołom wszystko, co usłyszał tam od Leny. Nie sądził, by możliwym było, żeby jedna dziewczyna złamała go dwukrotnie. Lenie się to udało.
Po tym wszystkim był tak skołowany, że zostawił ją bez słowa. Bo nie umiał znaleźć odpowiedzi na to, co usłyszał. Co z tego, że zalewała się łzami i przepraszała? Co z tego, skoro teraz już niczego nie można zmienić? Zburzyła mu ład w życiu po raz kolejny. Zniszczyła to, co budował od roku. Starał się jakoś żyć, a ona…nikt go tak nie zranił od dawna. Z Leną nie łączyło go nic wielkiego, ale ona teatralnie to dziś zniszczyła. Była jedną z niewielu osób, które uważał za bliskie i naprawdę lubił spędzać z nią czas. Nie złamała mu serca, bo już jej nie kochał, ale otworzyła stare rany. Rany, które zadało mu rozstanie ze Scarlett. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ich związek nie musiał się tak skończyć… Mogli ze Scarlett wszystko naprawić, gdyby Lena przyznała się od razu. Nie mógł tego przełknąć. Nie mógł tego zrozumieć. Do Berlina wrócił jak na autopilocie. Nie przyswajał informacji. Nie docierało do niego nic. Słowa odbijały się w jego głowie, jak groch o ścianę. Jedynym, czego był świadom, to poczucie wielkiej zdrady. Podwójnej zdrady.
- Wychodzi na to, że ze Scarlett to nie było wszystko takie oczywiste, jak się wydawało – podjął w końcu.
- Dobrze, że to do ciebie dotarło geniuszu – mruknął Bill, bawiąc się swoją butelką.
- Ej, stary. Nie dowalaj mu jeszcze – zaprotestował Georg. – Podejrzewasz, czemu Isobel urządziła całą tą szopkę? Przecież musiała coś do ciebie mieć, skoro tyle natrudziła się, żeby przekopać twoją przeszłość i znaleźć w niej to, czym mogła ci dokopać.
- Isobel jest psychiczna – odparł Bill. – Ona dla rozrywki robi ludziom kuku.
- No dobrze, ale przecież skoro Tom był ze Scarlett, to ona raczej nie powinna robić niczego, żeby narazić się osobie, dzięki której zbija kokosy – wtrącił Gustav. – Musiała mieć powód – dodał po chwili.
- Nie wiem, teraz nic nie przychodzi mi do głowy. Zastanawiam się, ile Isobel jej zapłaciła, żeby mnie szpiegowała – odparł zupełnie dobity. Myśl, że Lena zrobiła mu takie świństwo powodowała, że chciało mu się wyć ze złości, bezsilności i smutku. Po tym wszystkim, co przeszedł w ubiegłym roku, była jedną z niewielu osób, którym ufał w zupełności. A okazało się, że to jej powinien wystrzegać się najbardziej. Dwa razy nie wchodzi się do tej samej rzeki. Scarlett często to powtarzała. Miała rację. 
- Myślę, że nie tak dużo jak ci się wydaje. To widać na kilometr, że Lena wciąż coś do ciebie czuje. Upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Zbliżyła się do ciebie i jeszcze miała w tym wsparcie, bo jak sam mówiłeś, Isobel podpowiadała jej, co powinna robić. To była z jej strony raczej desperacja, a nie premedytacja. Gdyby Isobel nie pociągnęła za sznurki pewnie dalej byś ją nienawidził – odparł Gustav, otwierając kolejne piwo.
- Może to śmiesznie zabrzmi, ale Lena wydawała mi się taka… prawdziwa, nieskażona kłamstwem, obłudą. Żyła sobie tam w Loitsche, z dala od wielkiego świata i była moją odskocznią. Dzięki niej i Davidowi czułem, że mam jakieś swoje miejsce. Może nie w zupełności, ale na tyle, by zastąpiło mi to dom. Jak pomyślę, że była w zmowie z Isobel i że cały czas to ukrywała, to robi mi się niedobrze. Naprawdę jej ufałem, a ona tak po prostu oszukiwała.
- Scarlett tak samo myśli o tobie. Sądzi, że kłamałeś jeszcze, kiedy byliście razem. Czuje się pewnie podobnie do ciebie teraz – powiedział Bill, patrząc na brata przenikliwie. – Nie wiem, czy Isobel nie maczała palców w podstawieniu jej Fontaine’a. To wszystko działo się w zbyt małych odstępach czasowych, żeby nie było podejrzane.
- Myślisz, że mogło tak być? – zapytał brata, a Bill mógł przysiąc, że widział w jego oczach nadzieję. Czyżby Tom chciał spróbować naprawić swoje relacje ze Scarlett?
- Nie wiem. Wiem, że Scarlett nic z nim nie łączy, ani nie łączyło.
- No i koło się zamyka, bo wracamy do punktu wyjścia i pytania, które przewija się od początku: czym podpadłeś Isobel? Dałeś jej kosza kiedyś, czy co? – mówiąc to, Georg przysiadł między bliźniakami. W tym samym momencie Tom poczuł jakby go raziło prądem. Coś w jego głowie zaskoczyło. Pstryk. Olśniło go. Patrząc na Billa, wypowiedział jedno słowo; parapetówka. Zrobiło mu się zimno i gorąco jednocześnie. Nie wiedział, czy się śmiać czy płakać, bo jeśli to byłaby prawda… nie wierzył, żeby ta kobieta mogła być aż tak zła. Spojrzał na skonsternowanych Gustava i Georga, po czym wyjaśnił;
- Pamiętacie, jak na parapetówce w nowym domu niespodziewanie zjawiła się Isobel? – obaj skinęli głowami, a Tom kontynuował. – Wtedy Scarlett poprosiła mnie, żebym pokazał Isobel dom. Wiecie, to było dla mnie jak pokuta, ale poszedłem, bo ona była już zmęczona. Chciała być miła dla Isobel, skoro już się zjawiła na przyjęciu, choć miało jej przecież nie być. Czułem się idiotycznie, bo wiedziałem, że ona miała gdzieś to, ile mamy łazienek, a ile gościnnych. Cały czas wgapiała się we mnie tak, jakby chciała mnie zjeść. Jeszcze nigdy przy żadnej kobiecie nie byłem tak skrępowany, jak przy niej. Mówię wam, bałem się jej! – potarł twarz dłońmi, chcąc dać sobie chwilę, nim przejdzie do sedna. – Najgorzej było w sypialniach. Bo wiecie wtedy czułem się tak, jakby zaraz miała popchnąć mnie na jakieś łóżko i wiecie… no i kiedy uznałem, że to dłużej nie miało już sensu, powiedziałem jej, że widzę, że ma gdzieś to wszystko, a ona niemalże powiedziała mi, że wolałaby, żebyśmy wiecie… najpierw wyśmiała to, że cieszyłem się z ojcostwa – tu Tom wyraźnie posmutniał, na wspomnienie chwil przed narodzinami Liama. – A potem dała mi do zrozumienia, że miała na mnie ochotę. Kazałem jej się odwalić i poszedłem sobie. Więcej jej tego wieczoru nie widziałem.
- No i Tom oczywiście uniósł się honorem i nie powiedział o niczym Scarlett – dokończył za niego Bill.
- Wiedziałem, że Isobel jest podła, ale nie sądziłem, że będzie chciała się mścić za takie coś… a poza tym nie chciałem denerwować Scarlett.
- To by miało sens. Dostała od ciebie kosza, więc się wkurzyła. A wszyscy wiemy, że Isobel lubi młodszych, ładnych chłopców i nie znosi odmów – podsumował Gustav.
- Nie uważacie, że to trochę chore? – Tom spojrzał na przyjaciół i westchnął ciężko. – Gdybym wiedział, że ona zrobi coś takiego, od razu powiedziałbym Scarlett. Może wtedy dziś wszystko byłoby na swoim miejscu…
- Czekajcie – powiedział Bill, gorączkowo główkując nad czymś. – Ja jestem już na dziewięćdziesiąt dziewięć procent pewny, że to ma związek z tą akcją u was. Bo patrzcie. Isobel dostaje od ciebie kosza, szuka na ciebie haka, a potem czeka na okazję, żeby go wykorzystać. Dostaje ją pewnie szybciej, niż się spodziewała. Jedziesz do Loitsche. Ma kupioną Lenę, która ma na ciebie oko, a Isobel zajmuje się Scarlett. Kiedy mimo wszystko się godzicie, ona zawala ją robotą, żebyście mieli jak najmniej czasu dla siebie, a jako, że ty złapałeś haczyk, spędzasz dużo czasu z Leną i Davidem. Do tego dochodzi niepewność związana z tym, czy jesteś jego ojcem. Myślę, że nie trudziła się zwabianiem Fontaine’a. Sądzę, że po prostu ułatwiła mu dojście do Scarlett, kiedy się pojawił. Jego pojawienie się było jej na rękę. Być może ona wynajęła fotografów, żeby robili zdjęcia tak, żeby sprawiały odpowiednie wrażenie. Zbijała kasę na Scarlett, która wzięła się do pracy i dopięła swego, bo zemściła się na tobie. Nie przewidziała pewnie tylko tego, że Scarlett się po tym tak bardzo załamie i zaniedba obowiązki – Bill odsapnął, bo tak zaaferował się swoją dedukcją, że zapomniał o oddychaniu.
- I po dziecku – mruknął w zamyśleniu Georg.
- Jakim dziecku? – wszystkie trzy spojrzenia spoczęły na szatynie, do którego po nie w czasie dotarło to, co powiedział. Pobielał na twarzy.
- O kur’wa. Scarlett mnie zabije.
- Jakim dziecku?! – Tom pochylił się nad stołem w stronę Georga, niemal przewracając butelkę z piwem. – Georg, o jakim dziecku ty do cho’lery mówisz? – szatyn zbladł tak, że wszyscy trzej myśleli, że zaraz zemdleje. Odkaszlnął i wstał.
- Ja pier’dole. Scarlett mnie zatłucze – Tom poderwał się z miejsca, gotowy zmusić go do mówienia. – Już, już. Skoro mam zginąć, lepiej żebyś wiedział – mruknął, zasłaniając się rękoma. Tom stał nad stołem patrząc na niego wyczekująco. – Scarlett była w ciąży.
- Przecież to wszyscy wiemy! – skarcił go Bill.
- Drugi raz, matole – posłał brunetowi krótkie spojrzenie, by zaraz przenieść je na właściwą osobę. – Musiałem przyrzec, że się nie wygadam. W innym razie, bym ci powiedział, bo od samego początku uważałem, że miałeś prawo wiedzieć.
- Możesz mi powiedzieć, co masz na myśli, mówiąc była? – Tom tracił cierpliwość, a Georg bladł coraz bardziej. Oparł się o szafki, potarł twarz dłońmi. Jak mógł być takim idiotą i wygadać tajemnicę, którą Scarlett strzegła jak oka w głowie? Był gotów przysiąc, że nawet sobie samej zabraniała o tym myśleć.
- Poroniła – Tom usiadł, a on z nerwowo wypuścił powietrze. Teraz to starszy bliźniak wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. – To było twoje dziecko, gdybyś miał jakieś wątpliwości – zajął swoje poprzednie miejsce między bliźniakami i prawie do dna opróżnił duszkiem swoje piwo. Tom siedział jak ścięty, patrząc w podłogę. To zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień, ba. Za dużo jak na jedno życie.
- Jak to możliwe? – popatrzył na szatyna, a Georg zauważył w tym spojrzeniu coś, coś sprawiło, że miał gęsią skórką. Tom cierpiał. Nawał złych wiadomości przyskrzynił go do podłoża. Opadły mu ramiona, skulił się w sobie. Był jak nie Tom. On zwykle zamykał w sobie swoje uczucia, zwłaszcza te przykre, a teraz… wyglądał jak żywy przykład chodzącej udręki.
- Nie wiem dokładnie, w którym miesiącu była – zaczął cicho. Przypomniał sobie pierwsze USG, na którym był razem z Liv. Już wtedy pokochał to maleństwo. Nie wyobrażał sobie, co czuł Tom ze świadomością, że stracił dwoje dzieci. – Nie wiedziała, że była w ciąży. Musiała zajść tuż przed tym, jak się rozstaliście, dowiedziała się, kiedy było już po wszystkim i obudziła się w szpitalu. To było chyba dla niej gorsze, niż gdyby wiedziała. Bo przecież wtedy dbałaby o siebie, a tak była kłębkiem nerwów, plus zmęczenie, życie na walizkach. Nie miała żadnych objawów. Później mówiła, że nie odczuwała żadnej z dolegliwości z tych, które miała z Liamem. Przed trasą się nie oszczędzała. Wyciskała z siebie ostatnie poty, żeby reedycja wypadła idealnie. No i tak było. Pamiętacie pewnie ten szum w mediach, przesunięcie drugiej części trasy. Oficjalna wersja była taka, że zasłabła, że przeforsowała się podczas przygotowań i w trasie. Nawet Isobel dostała taką wersję wydarzeń. O tym, jak było naprawdę, wiedzieli tylko domownicy i ja. Wszyscy musieliśmy obiecać, że nie piśniemy słówka. Wierz mi, że gdybyś ją wtedy widział, zapomniałbyś, że kiedykolwiek było coś między wami nie tak – Georg miał wrażenie, że zrzucił z pleców wielki ciężar. Może to, że się niechcący wgadał, mogło coś zmienić?
- Chwila – odezwał się Bill. – Nawet ja o tym nie wiedziałem. Chociaż… Scarlett skarżyła się, że utyła, że ma siebie dość, że dziwnie się czuła. Pamiętam, że mówiła tak jeszcze przed tym wieczorem u Karla. Myślałem, że zajadła smutek słodyczami.
- Ale czy ćwicząc jak szalona przed trasą mogła utyć? – dodał Gustav.
- Teraz to jest logiczne, ale wtedy… ona przecież unikała wszystkich – przypomniał Bill, popijając piwo. – Cho’lera. To pewnie był gdzieś trzeci miesiąc – dodał Bill. – Wyobrażacie sobie, przez co ona przeszła? – wyciągnął papierosy i ignorując umowę, że nie palą w mieszkaniu, zapalił i mocno zaciągnął się dymem. – Ona była wtedy strasznie przybita, ale sądziłem, że wciąż przeżywała rozstanie. Nie ogarniam tego –zasępił się.
- Ma jakiś taki uraz, strach przed dziećmi i jednocześnie bardzo ich pragnie. Niewiele w sumie wiem, ale naprawdę mi jej szkoda – Georg pomyślał o swojej córeczce. Nie wyobrażał sobie, że mógłby ją stracić. Jego wyobrażenie na temat tego, jak musieli czuć się teraz Scarlett i Tom, było raczej niewystarczające, by objął myślą cały ten dramat. Roztrząsali się nad Scarlett, ale przecież Tom też był częścią tego wszystkiego. On przecież też tam był, to było też jego dziecko, o którym nie wiedział, ani nawet o jego stracie. Georg spojrzał na niego. Przyjaźnili się wiele lat. Wiele razem przeszli, ale to co działo się teraz nadawało się na fabułę jakiegoś filmu. Nie wierzył, by ludzie mogli tak po prostu tak bardzo cierpieć w życiu, będąc tak młodymi. Tom czuł się, jak ogłuszony, jakby dostał obuchem w głowę. Nie mógł zebrać myśli i czuł się taki… pokonany. Pokonany na każdym froncie. Lena okazała się fałszywa, a Scarlett przegrał przez ludzką złość, przez kłamstwo. Jak to możliwe, że wciąż tracił to, na czym tak bardzo mu zależało? Jeszcze nie do końca potrafił wszystko połączyć. Nie docierało do niego wszystko, co tego dnia usłyszał. Najpierw Lena odebrała mu nadzieję na przyszłość, a teraz dowiedział się, że jego przeszłość wcale nie musiała być taka tragiczna. A w tej chwili marzył, by jego teraźniejszość zniknęła. Czuł, że wszystko wyleciało mu z rąk i na nic się zdało to, że usilnie próbował ogarnąć swoje życie i tak znów mu się nie udało. Nie wiedział, co teraz powinien zrobić. Miał Davida, którego nie mógł zaniedbać w tym wszystkim, ale Leny nie chciał widzieć. Pragnął pobiec do Scarlett i wszystko z nią wyjaśnić, ale czy była jeszcze szansa na to, by się pogodzili? Gdy wypowiedzieli tyle złych słów, gdy tyle żali wciąż w nich tkwiło? Nie mógł czekać. Miał dosyć bezczynności. Czuł, że jeśli czegoś nie zrobi, to eksploduje.
- Muszę z nią pogadać – powiedział, wstając z miejsca. Nie był świadom tego, że przerwał Gustavowi. Przyjaciele spojrzeli na niego niepewnie.
- Jest późno, poczekaj z tym do jutra. A poza tym jesteś po piwie – Bill starał się go zatrzymać, ale dobrze wiedział, że mógł sobie mówić. Tom podjął już decyzję.
- Nie wytrzymam do jutra – popatrzył na bliźniaka krótką chwilę, jednak na tyle długo, by Bill zrozumiał, co kierowało teraz Tomem. Miał tylko nadzieję, że tych dwoje jeszcze będzie potrafiło ze sobą rozmawiać. Drzwi trzasnęły i w mieszkaniu zapadła cisza.
- Ciemno to widzę – powiedział Georg. – Może lepiej od razu zadzwonię do Liv i jej powiem – chwyciwszy telefon, wyszedł z kuchni. Bill i Gustav pili chwilę w milczeniu, po czym brunet poderwał się z miejsca. Nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić.
- Pójdę tam.
- Zostań – zatrzymał go Gustav. – Gorzej między nimi już być nie może, więc albo się pogodzą albo zostanie jak jest. Muszą sami się z tym uporać. Jak nie dziś to za rok, ale muszą to zrobić sami – powiedział dopijając piwo. – Myślę, że za długo ktoś stawał między nimi, nic tam po tobie – Bill westchnął, w duchu przyznając Gustavowi rację. Zabrał papierosy i wyszedł na balkon. Zapowiadała się kolejna długa i bezsenna noc.
*
1 cytat z Jules Renard, nieco zmieniony na potrzeby opowiadania.
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo