26. miesiąc od
rozstania; 27. listopada 2013r.
- Dobrze – kobieta uśmiechnęła się profesjonalnie i zapisała
coś w swoim kalendarzu. – Spotkamy się jutro o siedemnastej trzydzieści i
wszystko omówimy, a jeśli wtedy nadal będziesz chciała wrócić do cotygodniowych
spotkań, to zrobimy to. Spokojnie – odparła kojącym tonem. – Jutro o wszystkim
porozmawiamy – krótką chwilę słuchała rozmówcy, po czym pożegnała. Starannie
dopisała szczegóły pod terminem i ponownie przeniosła swoją uwagę na Toma. –
Przepraszam, ale to jedna z moich alarmowych pacjentek.
-W porządku – odparł, kokosząc się w fotelu. Tom czuł się
nieco poddenerwowany. Od dawna nie siedział już w gabinecie doktor Bähr. –
Umówiłem się z tobą, bo poczułem, że miesiące spędzone w tym gabinecie poszły
na marne.
- Jak to? – zapytała z zainteresowaniem, jednak w głowie
zdążyła już połączyć fakty.
- Spotkałem Scarlett.
- Wiem, oglądałam galę w telewizji.
- Spotkałem ją też później, na przyjęciu. To było banalne,
wiesz? – poprawił się w fotelu, jakby ożywiając się. – Szukałem zacisza, a kiedy je znalazłem, ona tam była. Ironia, co? –
terapeutka nie odpowiedziała, słuchała dalej. – W pierwszej chwili chciałem
uciec, ale pomyślałem sobie: przecież to jest dziewczyna, z którą mieszkałeś,
którą kochałeś, z którą spałeś w jednym łóżku, z którą miałeś dziecko. Dlaczego
nie zostać i nie spróbować pogadać? – spojrzał na kobietę i wzruszył ramionami.
– Naiwne, wiem. Szybko uznałem, że to był błąd, bo… my już nie umiemy ze sobą
gadać. Siedząc metr od niej zrozumiałem, jaki gruby mur nas dzieli. To wszystko,
co było przed Liamem, po nim i zupełnie potem. Bo wiesz, wtedy w tym Paryżu, to
ja chyba chciałem uwierzyć, że ona robiła coś złego z tym facetem. Chciałem po
to, żeby usprawiedliwić siebie. Wiesz, czas spędzony z Leną, rzeczy, które
powiedziałem jej, a które powinna usłyszeć Scarlett, aż wreszcie to, że dałem
się jej omotać. Wkręciłem sobie, że to Lenie mogę powiedzieć wszystko, a przecież
to Scarlett mnie uratowała, a ja nie potrafiłem przyjąć tego, że ona też mogła
upaść, że ona też miała prawo do słabości. Chyba za bardzo przyzwyczaiłem się,
że Scarlett zawsze podtrzymywała mnie, kiedy dopadały mnie słabości. A gdy ona
tego potrzebowała, uciekłem.
- Jednak wciąż nie powiedziałeś mi, dlaczego uważasz, że
terapia poszła na marne.
- Dojdę do tego. Muszę to wszystko powiedzieć, bo drugi raz
już chyba nie będę umiał.
- Cały czas słucham, Tom – terapeutka odłożyła długopis i w
pełni skupiła na nim swoją uwagę.
- Myślę, że nasz problem nie zaczął się odkąd na horyzoncie
pojawiła się Lena, czy ten cały Fontaine. Oni chyba tak naprawdę nic nie znaczą
w tym wszystkim, a raczej bardzo niewiele. Bo… teraz wydaje mi się, że to
wszystko zaczęło się wcześniej. Zrzuciłem na Lenę całą winę, którą na dobrą
sprawę ponoszę sam. Mam żal do Leny, że dała się zmanipulować, że mnie
szpiegowała, ale… to tak naprawdę nie powinno nic znaczyć dla ludzi, którzy
byliby gotowi walczyć o siebie. A my ze Scarlett nie byliśmy na to gotowi.
Zawsze mówiliśmy, że miłość wystarczy. A
to nieprawda. Sama miłość nigdy nie wystarcza. Potrzeba wiele pracy, żeby
między dwojgiem ludzi coś się udało. Szkoda, że wiem to dopiero teraz.
- Przeszedłeś długą drogę, Tom. Jesteś tego świadom, prawda?
- Co masz na myśli?
- Kiedy byłeś jeszcze – powiedzmy – dzieckiem, zostałeś
zraniony przez Lenę. To już w pewien sposób odcisnęło na tobie piętno, bo po
tym nie dałeś sobie czasu na smutek. Wręcz przeciwnie, poszedłeś w bardzo
długie tango i ugruntowałeś w sobie pewne… postawy. Potem spotkałeś Scarlett i
tłumiłeś w sobie wiele z tego, co doświadczyłeś. Chciałeś stać się dla niej
lepszy. Zasługiwać na nią. Jak mówiłeś, nauczyłeś się wiele przy niej, ale
równie dużo w tobie wciąż tkwiło. Choćby problem z alkoholem. Miewaliście
lepsze i gorsze czasy, ale apogeum nastąpiło w dzień narodzin waszego syna.
Dałeś sobie upust, poddałeś się słabości, pozwoliłeś wyjść na wierzch temu, co
w tobie siedziało i przez to nawaliłeś. Później wyjaśniliście wszystko sobie,
ale ‘to coś’ zaczęło się między wami nawarstwiać. Szczęście przyćmiło problemy
i znów wszystko było w porządku. Wróciło ze zdwojoną mocą po śmierci waszego
syna. Zamknęliście się na siebie i z perspektywy czasu można to uznać za jedną
z przyczyn rozpadu waszego związku. Mam rację?
- No tak. Takie wyciągnąłem wnioski podczas terapii.
- To, że Lena i Javier Fontaine nie są przyczynami rozpadu
waszego związku, też ustaliliśmy. Także to, że te problemy siedziały w tobie od
wielu miesięcy, że tłumiłeś w sobie emocje i słowa, o których Scarlett powinna
wiedzieć. Więc w teorii jesteś całkiem niezły – Tom uśmiechnął się jednym
kącikiem ust i skinął głową.
- Problem tkwi w tym, że całą tą teorię szlag trafia, jak
ona znajduje się obok mnie.
- Chyba nie chcesz
pozwolić jej odejść.
- Przecież już
odeszła.
- Wiesz dobrze, co mam
na myśli, Tom – doktor Bähr pochyliła się nieco w jego kierunku i oparłszy
łokcie na blacie biurka popatrzyła wprost na niego. Tom nieco speszył się pod
wpływem tego badawczego spojrzenia. – Trzymasz ją w środku. Zapomniałeś, o co
wam poszło. To wszystko nie ma już znaczenia, a jednak czujesz żal, bo uwierają
cię te wszystkie niewypowiedziane słowa. Chcesz z nią rozmawiać, ale kiedy
przychodzi co, do czego unosisz się dumą, blokujesz się i nie potrafisz
powiedzieć jej tego, co milion razy układałeś w głowie podczas bezsennych nocy.
Jesteś zły na siebie i na cały świat o to, że wtedy odpuściłeś, ale nie umiesz
nic z tym zrobić. Chciałbyś zacząć od nowa, ale za każdym razem wracasz do
punktu wyjścia. Zdajesz sobie sprawę, że minęły dwa lata i większość ludzi po takim czasie ruszyłoby już dalej, ale ty czujesz się zbyt
skrzywdzony wewnętrznie, żeby cokolwiek zrobić. Wiesz, że jedynym sposobem na
pomoc sobie samemu jest rozmowa z nią, ale nie umiesz tego zrobić. Wszystko
staje się błędnym kołem i zupełnie sobie nie radzisz. Mam rację? – Tom
zaniemówił, wpatrując się wielkimi oczami w terapeutkę i znów skinął głową. –
To, że tak czujesz, to nie znaczy, że nasza terapia nie przyniosła żadnych
skutków. To znak, że wciąż ją kochasz. I tylko wtedy, kiedy zdobędziesz się na
prawdziwą rozmowę z nią, poczujesz, że miesiące u mnie dały jakiś efekt.
- A Lena, całe to wielkie przebaczenie i pogodzenie z
przeszłością? – zapytał przybity. Pochylił się i wsparł ręce na kolanach.
Katharina wciąż widziała w nim zagubionego chłopca.
- To nie ulega zmianie. Musisz uporządkować swoją
przeszłość, ale tylko szczera rozmowa ze Scarlett i rozliczenie z nią może ci
tak naprawdę pomóc. Może wtedy pozwolisz jej odejść i będziesz w stanie ruszyć
dalej albo wręcz przeciwnie. Okaże się, że jest dla was szansa. Pomyśl o tym.
*
29. listopada 2013r.
Bill palił papierosa, opierając się o samochód. Marzł na tym
parkingu, a na dworze padał śnieg z deszczem. Było po prostu paskudnie i w tej
chwili żałował, że to spotkanie nie mogło odbyć się w Los Angeles. Tom miał
jeszcze tylko pójść do łazienki, a nie było go już ze dwadzieścia minut. Bill
zaczął się wkurzać, bo kończyły mu się papierosy. Na parkingu rozległ się
pomruk silnika. Nim dobrze się rozejrzał, kilka miejsc dalej zaparkowało czarne
BMW. Przyjrzał się samochodowi z uznaniem, jednak kierowcy już nie. Dlatego
przeżył szok, kiedy niewiele ponad autem wyłoniła się głowa Scarlett. Narzuciła
na głowę kaptur, zabrała kawę i torebkę, po czym lekko zatrzasnęła drzwi.
Odwróciła się do Billa i pomachała mu radośnie. Światła mrugnęły, a ona
zbliżyła się do niego. Uśmiech miała od ucha do ucha, a on pokręcił tylko głową
i nie mógł też się nie uśmiechnąć.
- Cześć – przytuliła się, a on odwzajemnił uścisk.
- Trzeci samochód?
- Też się cieszę, że cię widzę – mruknęła i pacnęła go w
ramię. – Porsche sprzedałam, a pieniądze przeznaczyłam na dzieci. Do Audi
miałam sentyment, ale uznałam, że budzi we mnie zbyt wiele wspomnień i też je
sprzedałam. O X6 marzyłam od dawna, więc uznałam, że skoro stać mnie na coś
więcej niż prąd i woda, to…czemu nie? – uśmiechnęła się rozbrajająco i
wzruszyła ramionami.
- No, wiesz. Nie powiem, niezłe jest.
- Wiem – odparła zadowolona. – Tak właściwie to, co tu
robisz? – zapytała upijając łyk kawy.
- Czekam na mojego szanownego brata – Scarlett skrzywiła
się.
- Mówił ci o tym, że na after rozmawialiśmy sobie słodko? –
Bill wywrócił oczami i westchnął zrezygnowany.
- Tak mówił mi o tej przyjacielskiej pogawędce. Nie
skomentuję.
- To dobrze, bo żadne słowa tego nie opiszą – odparła hardo,
jednak, kiedy Bill popatrzył Scarlett w oczy, zobaczył, że to po raz kolejny
była przykrywka dla jej smutku. – To był najlepszy dowód na to, że żadne
rozmowy nam nie pomogą, bo nie potrafimy już rozmawiać. Za dużo krzywd, za dużo
cierpienia, za dużo czasu, Bill.
- Ja też cierpię, tkwiąc między wami.
- Wiem – odpowiedziała smętnie, po czym odetchnęła głęboko.
– Mam spotkanie z potencjalnym menagerem. David obiecał, że będę zachwycona.
- Ciekawy jestem, kto to. Próbowałem z niego coś wyciągnąć,
ale uznał, że ci wypaplam i nic mi nie powiedział.
- Miał słuszność – zaśmiała się pod nosem. – Mają tu
przyjść. Wiesz, za trzy tygodnie wypuszczam krążek, a póki, co promocja leży.
Przydałby się ktoś, kto uczyni jakiś cud.
- Tobie cuda nie są potrzebne. Wystarczy kilka występów,
jakiś wywiad i już.
- Powiedzmy. Potrzebuję menagera, który nie będzie chciał
odbić mi faceta.
- Racja – mruknął i zasępił się, dostrzegając ponad
ramieniem Scarlett Toma w towarzystwie Davida i jakiejś kobiety. – To baba –
stwierdził.
- Oby nie – napiła się kawy, najwyraźniej nie podchwytując i
sprawdziła godzinę w telefonie. – Bez kitu, mogliby się streścić. Zimno mi się
robi.
- Jakbyś się cieplej ubrała, to byś nie narzekała.
- Odezwał się ten w puchowej kurtce – mruknęła łypiąc na rozpiętą
skórzaną kurtkę Billa. Nie miała pojęcia, że kilka kroków za swoimi plecami
miała Toma, który niemal wrósł w podłoże, gdy ją rozpoznał. Mało brakowało, a
by mu się to nie udało, ale te nogi poznałby wszędzie. Zawsze lubiła robić na
opak. Miała krótką, puchową kurtkę z kapturem na głowie, spod której wystawała
czarna bluzka. Do tego mini spódniczka moro z naszywkami i kozaki do pół łydki
z wywiniętym ściągaczem. Nigdy wcześniej się tak nie ubierała. Lubiła siać
kontrowersję, ale teraz była wręcz… nieprzyzwoita. Wciąż nie mógł zdusić w
sobie tego odruchu, by nakryć ją swoją kurtką. Nie wiedział, czy powinien się
przywitać. Z drugiej strony… to przecież kiedyś była jego dziewczynka. Czemu
nie miałby powiedzieć ‘cześć’?
- Cześć, Scarlett – David go uprzedził, więc jedynie mruknął
pod nosem powitanie i pognał do auta. Bill spiorunował go spojrzeniem i nie
ruszył się z miejsca. – To jest Virginia Harris – odparł Jost z pełną powagą
wskazując na przybyłą z nim kobietę.
- Gin – podkreśliła z kaciskiem, przy czym teatralnie
wywróciła oczami, co przypadło do gustu Scarlett. Kobieta wydała jej się
zupełnie na luzie. – Gin Harris – wyciągnęła rękę do dziewczyny, a kiedy ta
podała ja jej, stanowczo ją uścisnęła. Charakterna. Scarlett uśmiechnęła się.
- Scarlett O’Connor, miło mi. A to jest Bill.
- Toma już poznałam – odpowiedziała po wymianie uścisków
dłoni z młodszym bliźniakiem i uśmiechnęła się do postaci za szybą auta
bliźniaków. Okno się uchyliło. Tom uznał, że to dobry pretekst.
- Masz jakiś plan, Scarlett? – Jost doczekawszy się końca
wymiany grzeczności, zajął swoją organizatorską pozycję. Dziewczyna zasępiła
się na moment, zagryzła dolną wargę i skinęła głową. Nie byłaby sobą, gdyby nie
pojawiła się bez konkretnych zamierzeń. Tom uznał, że przypomina tą dziewczynę,
którą poznał w Vanilientraum. Tą, która kazała mu być. A teraz nie było już
żadnego z nich.
- W sumie to tak. Jeśli pozwolisz, zabiorę Gin i wszystko
sobie omówimy. A jak zdecyduję się na współpracę, to do ciebie zadzwonię i
umówimy się w wytwórni, żeby załatwić papiery. Pasuje?
- Może być, załatwię w takim razie parę rzeczy z chłopakami
jeszcze, skoro nie muszę z wami jechać.
- Nie potrzebuję niani – Scarlett popatrzyła na Davida spod
czoła, świdrując go ciemnoniebieskim spojrzeniem.
- Okej, wiem – odparł unosząc ręce w geście kapitulacji. –
Odprowadzę was do samochodu, gdzie zaparkowałaś? – Scarlett uśmiechnęła się
cwano i wygrzebawszy kluczyki z torebki, otworzyła auto. Światła mignęły, alarm
zadźwięczał. Jost popatrzył na nią zdziwiony, a ona wzruszyła ramionami.
- Potrzebowałam odmiany. Dobra, jesteśmy w kontakcie – ucałowała
Billa w policzek i przepuściwszy Gin przodem, ruszyła w stronę auta, zabierając
za sobą trzy spojrzenia, z których jedno było szczególnie intensywne. Trochę
pieskie, trochę pełne beznadziei. Trochę nie na miejscu. Jednak ona tego nie
wiedziała. Po chwili BMW odjechało z piskiem opon.
- Pójdę po papiery i pojedziemy coś zjeść, bo od rana jestem
na kawie – Bill skinął głową i wsiadł do samochodu.
- Co masz taką minę, jakby cię czołg rozjechał? – zapytał,
zapinając pas.
- Zgadnij – odburknął.
- Tom, ogarnij się. Smęcisz, jęczysz, patrzysz na nią
wzrokiem zbitego psa i wyglądasz jak obraz nieszczęścia. Skoro – tu Bill wziął
głęboki oddech starając się poskromić irytację – po dwóch latach! Dwóch! Skoro
stwierdziłeś, że kochasz ją na tyle, żeby zapomnieć o tym, co było i jakoś to
posprzątać, to walcz. A nie zachowujesz się jak taka… - zmełł przekleństwo –
kluska! Bez kitu, Tom. Zastanów się, gdzie zgubiłeś jaja, bo to, co się z tobą
ostatnio dzieje zaczyna mi działać na nerwy. Oboje jesteście siebie warci.
- Ja pier’dole –
jęknął w beznadziei. – Łatwo ci mówić, bo jesteś pośrodku. Wiesz, co mówię ja i
co mówi ona. Mógłbyś udzielić mi trochę z tej swojej wiedzy, może byłoby
łatwiej.
- Weź się puknij w czoło, bo zaczynasz gadać od rzeczy.
Wyobraź sobie, że szczytem moich marzeń nie jest bycie łącznikiem dwójki
skończonych gówniarzy, którzy nie potrafią ze sobą pogadać, ani zostawić siebie
w spokoju.
-To może sobie daruj, skoro tak ci z tym źle – warknął Tom,
a Bill popatrzył na niego z wściekłością. Jakby Tom miał jakiekolwiek pojęcie o
tym, co w nim siedziało. Jakby ktokolwiek to wiedział. Zacisnął dłoń w pięść i
prychnął.
- Jesteś zaje’bisty, Tom. Tak, tylko ty masz problemy i
jesteś tak bardzo pokrzywdzony przez zły los – odwrócił się i spojrzał w szybę.
David był już blisko auta. Wyjął telefon i zaczął pisać sms’a: Co powiesz na kolację dziś? W Reinstoff o 20?
Bardzo potrzebuję rozmowy z tobą, Laura. Bez namysłu wysłał wiadomość i
sięgnął po landrynki. Nie miał lepszego pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Niczego
nieświadomy Jost wsiadł do auta, Tom zapuścił silnik i w milczeniu opuścili
parking.
*
Gin rozejrzała się zdumiona po salonie. Scarlett uśmiechnęła
się i odwiesiła swoją kurtkę i jej płaszcz. Stanęła obok Gin i spojrzała tam,
gdzie utkwił wzrok kobiety.
- Jest piękne. Widziałam je wiele razy, ale tu, kiedy wydaje
się jakby patrzyła ci prosto w oczy i chciała opowiedzieć swoją tajemnicę,
staje się jeszcze bardziej przejmujące – powiedziała niemal szeptem nie
odrywając spojrzenia od sporych rozmiarów zdjęcia Marilyn Monroe. Mroczne tło
zaniedbanego miejsca i ona taka bezradna, ze smutnym wzrokiem, odziana w
spódnicę baletnicy. Scarlett, od momentu, gdy tylko zobaczyła to zdjęcie na
aukcji, wiedziała, że musi należeć do niej. Smutek bijący od Marylin wydał jej
się odzwierciedlać jej stan duszy. Poczuła więź z tym zdjęciem i nie
przeżyłaby, gdyby go nie kupiła.
- To oryginał. Przeleżało wiele lat w jakimś magazynie. Znaleziono
je długo po śmierci Miltona Greene’a. Zapłaciłam za nie czterdzieści tysięcy
euro, ale nie żałuję. To najdroższa fanaberia, na jaką kiedykolwiek sobie
pozwoliłam, ale odkąd je mam, czuję, że moje mieszkanie jest w pełni
wykończone. Idealnie wygląda na tej jasnej ścianie, prawda?
- Scarlett, ono jest po prostu nieziemskie. Niejedno
czytałam na temat powstania tego zdjęcia, ale bez względu na to, w jakim stanie
wtedy była, jej oczy nie kłamią.
- Dlatego tak je kocham – Scarlett westchnęła i przeczesała
palcami włosy. – Napijesz się czegoś? Mam fajny express, który robi pyszne
latte, chcesz? – Gin skinęła głową i ruszyła za Scarlett. Dziewczyna nie omówiła
jeszcze niczego z przyszłą menager, ale miała przeczucie, a nawet pewność, że
współpraca z nią będzie dla niej najlepsza. Nie wiedziała skąd brało się to przeświadczenie,
jednak wspominając dystans, jaki miała do Isobel od samego początku, obrała swoje
przeczucie, jako dobry omen. – Wiesz, może to nie najlepsze na początek, ale
wyglądem bardzo przypominasz mi Isobel. Wiesz; włosy, twarz. Ona była wysoka do
nieba i do tego niesamowicie chuda, więc pod tym względem się różnicie, ale to
w pierwszej chwili mnie trochę zwiodło, ale wydajesz się o niebo
sympatyczniejsza od niej.
- Bo jestem – odparła z uśmiechem. – Słuchaj, Scarlett –
zaczęła siadając przy stole w kuchni i uważnie popatrzyła na dziewczynę. – Mam
trzydzieści dwa lata, męża i córkę. Jestem szczęśliwa w mojej rodzinie i mam
wielką nadzieję, że to się nie zmieni. Zawodu wciąż się uczę, jednak lata
spędzone z dziadkiem i ojcem ukorzeniły mnie w tym, że chcę być menagerem. Tkwię
w tym od dziecka i nie widzę dla siebie innej przyszłości, dlatego zapewniam
cię, że zrobię wszystko, byś nigdy nie pożałowała podjęcia współpracy ze mną. Nie
będę ingerować w twoje życie prywatne, chyba, że sama tego zechcesz albo
będziesz żyć do tego stopnia na krawędzi, że to będzie szkodzić twojej
karierze. Nie jestem Isobel. Wiem, jakich forteli używa i w jaki sposób toruje
sobie drogę. Miałam okazję spotkać ją nie raz. David napomknął mi o twoich
przejściach z nią. I dlatego mówię to wszystko, abyś wiedziała, że masz do
czynienia z zupełnie innym człowiekiem.
- Doceniam to – Scarlett westchnęła i podała na stół kawy, a
do nich zbożowe ciasteczka. – Ona jest niesamowicie zgorzkniała. To przykre,
jak nisko upadła przez swoją zawziętość. Nieważne. Ona jest już zamkniętym
rozdziałem w moim życiu. W każdym razie – Scarlett wzięła głęboki oddech i ze
skupieniem spojrzała na Gin. – Moja sytuacja teraz jest dziwna. Isobel, co do
jednego miała rację. Muszę być w jakiś sposób systematyczna, dbać o ludzi, aby
oni nie odeszli. To, co robiłam do tej pory to jeden wielki masz-masz. Zamierzam
to naprawić, czego owocem jest moja płyta. Wszystko jest już niemal dograne.
Krążek w sklepach jest dwudziestego trzeciego grudnia, a moja promocja leży i
kwiczy, więc jeśli będziemy razem pracować, czeka cię dokonanie niemożliwego.
- Lubię wyzwania. Wbrew pozorom mam już trochę znajomości,
więc zorganizowanie wywiadów, kilku sesji i występów, nie będzie aż tak trudne.
Jest jeszcze jedna sprawa, skoro mówimy o niemożliwym. Chcę byś wiedziała, że w
pierwszej kolejności jestem matką i jeśli zdarzy się taka sytuacja, że moje
dziecko zachoruje albo stanie się coś innego i ona będzie mnie potrzebować, to bez
względu na wszystko zostanę z nią. Bo ona jest dla mnie najważniejsza.
- Rozumiem i nie mam nic przeciwko. Dzieci są najważniejsze
– odparła z nostalgią w głosie. – Jak miałam Liama, rzuciłam dla niego
wszystko.
- Nie znamy się, ale wiem, że jesteś młoda i wszystko przed
tobą – zamilkła na moment, nie wiedząc co powiedzieć. Odetchnęła i z powagą
spojrzała na dziewczynę. – A zatem Scarlett, mam rozumieć, że nasza współpraca
właśnie zaczyna się tu i teraz, w twojej kuchni?
- David mówił mi, że będziesz dla mnie najlepsza. Wierzę mu
i chcę spróbować. Masz w sobie coś, co mnie przekonuje. Nie wiem, co to, ale
mam nadzieję się przekonać. Gin Harris – odparła podając dłoń swojej przyszłej
menager – w twoje ręce składam moją karierę – przyklepała uścisk ich dłoni
drugą ręką i uśmiechnęła się szeroko.
- Odrobiłam lekcje. David wprowadził mnie w sytuację, żebym
mogła zastanowić się, czy chcę podjąć się współpracy z tobą i zająć się tym,
powiedzmy, bałaganem. Rozmawiałam też z zarządem i załatwiłam większość
formalności, bo jeśli ty nie będziesz mnie chciała, to będę pracowała z kimś
innym. W każdym razie, myślałam dużo tym, co powinnaś zrobić. Występ na gali to
był doskonały pomysł. Sprzedaż reedycji wzrosła o jedenaście procent, nie mówię
o DVD, które zaczęły znów schodzić jak woda. Ludzie sobie o tobie przypomnieli.
To najważniejsze. Teraz musimy zaplanować, jak wykorzystać ten szum, który się
wokół ciebie zrobił. Skoro za trzy tygodnie wypuszczasz krążek, przydałby się
jakiś singiel.
- Przydałby się już dawno. Już wiem, co będzie promowało
płytę.
- Świetnie. Odsłucham sobie to wszystko, co? A potem
zajmiemy się koncepcją teledysku. Rozważałam Davida LaChapelle albo Jonasa
Åkerlund’a, ale to tylko sugestia. Masz Twitter’a,
więc będziesz dokumentować tam wszystkie przygotowania. To się naprawdę
sprawdza. W ruch pójdzie też twój fanpage na Facebook’u i zmoderujemy oficjalną
stronę. Do końca tygodnia musimy wybrać fotografa na sesję promo. Osobiście
proponuję nawiązać współpracę z Mirandą Penn Turin albo jeszcze lepiej Ellen
von Unwerth, ale to później. Naprawdę
Scarlett, mam głowę pełna pomysłów. Będziesz numerem jeden – Scarlett jedynie
uśmiechnęła się w odpowiedzi i upiła łyk kawy.
- David mówił ci o dysku B?
- Covery? – dziewczyna skinęła głową.
- Krążek jest raczej różnorodny, a to są mocne rockowe
brzmienia. Wiesz, muzyka, z której się wywodzę. Moje inspiracje, moje korzenie.
Wiesz, z Freddie’m Mercury’m już nie zaśpiewam, ale duet z Adamem Gontier’em
nie jest niemożliwością, nie? Gin, czy ty to sobie wyobrażasz? Scarlett
O’Connor i Three Days Grace na jednej scenie. O matko! Na samą myśl mi gorąco!
– uśmiechnęła się szeroko, przygryzając dolną wargę.
- Jednak zanim znajdziesz się z nim na tej scenie, musimy
zająć się twoją własną. Na jutro umówimy załatwienie formalności, a potem… do
dzieła! – wzniosła ręce do góry, mając bardzo zadowoloną minę.
- To może pokażę ci moje studio i przesłuchamy materiał, co?
– Gin skinęła głową i energicznie poderwała się z miejsca. Scarlett poszła w
jej ślady, by poprowadzić ją do studia.
*
Georg ze stoickim spokojem dreptał za Saoirse, podtrzymując
ją pod paszkami. W kręgosłupie już go łupało, ale widząc zapał córki, nawet nie
próbował przerwać jej zabawy. Ostatnimi czasy przez zobowiązania muzyczne nie
spędzał z nią tyle czasu, ile by chciał. Jego dziewczynka rosła jak na
drożdżach. Nie wyobrażał sobie, że mogłoby jej nie być. Ta wpadka wydawała mu
się teraz jednym z najlepszych zdarzeń w jego życiu. Saoirse była bardzo
żywiołowa i zabawna. Nie znał się na dzieciach, ale w swojej córce był
zakochany po uszy. Z dzikim wrzaskiem tupała nóżkami, starając się przemieścić
z miejsca na miejsce. Liv wcześniej zrobiła im kilka zdjęć, a teraz ślęczała
przy laptopie obrabiając jakieś zdjęcia. Odkąd Saoirse przyszła na świat jej
pokój stał się ‘graciarnią’, a o idealnym porządku, który niegdyś w nim panował
chyba już dawno zapomniała. Georg uznał, że dawno nie poruszał tematu, który
Liv albo deprymował albo złościł. Stwierdził, że moment na to nigdy nie był
dobry, więc czemu nie próbować.
- Czy temat wspólnego mieszkania, wciąż jest czymś, co
skończy się kłótnią? – popatrzył na Liv, która oderwana od pracy, wbiła w niego
nieobecny wzrok. Kiedy połączyła fakty, zdjęła z nosa okulary i nie mówiła nic
przez chwilę. Saoirse żwawo chodziła po pokoju, nie dając tacie chwili do
namysłu. Poniewczasie doszedł do wniosku, że mógł z tym poczekać, aż mała
pójdzie spać.
- Nie. Myślę, że nie – odparła po namyśle, odkładając
laptopa i usiadła po turecku na łóżku. – Dużo się nad tym ostatnio
zastanawiałam. Saoirse ma rok, a my wciąż żyjemy osobno.
- Co wymyśliłaś? – zapytał z większym entuzjazmem, niż
chciałby okazać.
- To, że wciąż potrzebuję czasu. Bo boję się tego, że gdybym
teraz zdecydowała się na ten krok, nie będąc w pełni gotowa, to uciekłabym przy
pierwszej okazji. Czasem czuję się zupełnie nieodpowiednia do takiego życia. Dojrzewam
do tego, bo jesteśmy rodziną już nieodwołalnie i chcę być z tobą wreszcie tak
naprawdę, ale musisz mi dać jeszcze czas. Chyba za dużo tym myślę i gubię się
we własnych wioskach. Czasem chciałabym mieszkać tylko z tobą i Saoirse, a
czasem myślę, że tak jest lepiej, wygodniej, bo nasza córka wychowuje się z
dziećmi i jest dzięki temu bardziej samodzielna, a ja mam łatwiej, ale wiem
też, że tak nie powinno być –nieco oszołomiony Georg wziął córkę na ręce i
usiadł obok Liv.
- Mówisz serio?
- Nie, bo lubię sobie z ciebie pożartować – powiedziała
wywracając oczami. – Mnie naprawdę na nas zależy, choć wiem, że nieraz w to
wątpisz – odparła już zupełnie poważnie. Pewnie powiedziałaby coś więcej, gdyby
nie to, że Saoirse najwyraźniej przypomniała sobie o istnieniu mamy, bo zaczęła
jednoznacznie postękiwać i wyciągać rączki w kierunku Liv. – Chyba czas na
odwyk, co maleńka? – zapytała córkę, odpinając bluzkę i wprawnie przystawiła ją
do piersi. Saoirse puściła mimo uszu uwagę mamy i przytuliła się do niej. Georg
z uśmiechem przyglądał się im obu. Liv dzięki temu, że karmiła piersią,
przytyła kilka kilogramów i stała się jeszcze ładniejsza. Mimo tego, że
uwielbiał ją taką, jaką była, to kiedy się teraz zaokrągliła, podobała mu się
jeszcze bardziej. Macierzyństwo coś w niej zmieniło. Nie była już takim
nerwusem jak przed ciążą. Zaczęła myśleć bardziej przyszłościowo i o czymś
więcej niż fotografowanie.
Gdy te zmiany zaczęły zachodzić, Georgowi ulżyło. Zobaczył,
że Liv faktycznie pogodziła się z faktem, że jej życie się odmieni i
dojrzewała. Stopniowo, powoli, ale na chwilę obecną widział w miej wielką
przemianę. Podejmując się jakichś zleceń, brała ze sobą Saoirse i Margo albo
Laurę, które zajmowały się małą, gdy ona robiła sesje. Wcale nie musiała
rezygnować z marzeń. Musiała jedynie spełniać je troszkę wolniej i w nieco inny
sposób. Teraz chyba już nie widziała różnicy.
- Pulpet się z niej robi – zauważył delikatnie szczypiąc
dziewczynkę w pyzate policzki.
- Scarlett ostatnio martwiła się o to, że mała jest taka
pulchna, bo się boi, że Saoirse będzie przeżywała to co ona, a ja myślę, że jak
zacznie chodzić to wybiega sadełko. Przynajmniej jest zdrowa. A druga sprawa. Nico,
w jej wieku był taki sam. Z resztą jak większość dzieci.
- Scarlett jest przewrażliwiona na punkcie naszej córki,
odkąd tylko się przełamała i zaczęła się nią zajmować. To kolejny argument na
to, żebyśmy poszli na swoje. Mówię ci, nie będzie ciotek, babć i kuzynek, z
których każda wie lepiej – Saoirse popatrzyła jednym okiem na tatę i oderwawszy
się od piersi, powiedziała coś po swojemu, po czym głośno jej się odbiło. –
Nawet nasza córka przyznaje mi rację.
- Wiesz, nasza córka spogląda na tą kwestię bardzo
subiektywnie, ponieważ tatuś jest jej ulubioną zabawką i chciałaby mieć go przy
sobie na okrągło – pomimo poważnego tonu, który starała się przybrać, Liv nie
zdołała powstrzymać półuśmieszku. Georg objął ją ramieniem w pasie i wsunął
dłoń pod materiał jej bluzki.
- A co jest twoją ulubioną zabawką? – poruszył znacząco
brwiami i połaskotał ją. W odpowiedzi sprzedała mu kuksańca w bok i odstawiła
córkę od piersi.
- Świntuch. Opanuj się przy dziecku – Saoirse popatrzyła na
Georga uważnie i po namyśle wykrzyknęła: Ta! – Widzisz, opanuj się, Ta – Liv
posadziła ją przy zabawce i wróciła do Georga. Ucałowała go w policzek i przytuliła
się. On tylko objął ją czule.
- Serio zaczęłaś rozważać nasze wspólne mieszkanie? –
zapytał po chwili, kiedy oboje już nacieszyli się widokiem córki skupionej na
zabawie. Milczała przez dłuższą chwilę.
- Tak. Boję się opuścić tą bezpieczną skorupę domu
rodzinnego, ale kiedy tak na nią patrzę wiem, że to jedyna droga. Mamy dziecko,
które wychowuje się trochę jak bez ojca. Wiem, że to moja decyzja, którą chcąc
nie chcąc musiałeś zaakceptować, ale dojrzewam do tego, by udowodnić sobie, że
trzymam swoje życie w garści.
- Jakbyś chciała, możemy za jakiś czas pooglądać mieszkania.
Tak po prostu.
- Myślę, że to dobry pomysł – dziewczyna odsunęła się nico,
by spojrzeć na szatyna i uśmiechnęła się. On ten gest odwzajemnił. – Też
czujesz taki spokój, kiedy na nią patrzysz? – Georg powoli skinął głową.
- Ostatnio byliśmy z Tomem sami i tak gadaliśmy sobie przy
piwku. Jak opowiadałem o Saoirse, to on mówił o Liamie, o Davidzie, ale więcej
o Liamie. Pamiętam, jak po jego urodzeniu opwiadał mi o tej miłości bez granic,
o tym szczęściu i niepokoju. Wtedy tego nie rozumiałem. Teraz wróciliśmy do
tamtej rozmowy i już wiedziałem, o czym mówił. On tego nie pokazuje tak jak
Scarlett, ale on bardzo tęskni za Liamem. To, co miał w oczach jak o nim mówił,
trochę mnie przeraziło, bo zrozumiałem, że on wciąż bardzo mocno cierpi, że ta
cała terapia, gadanie o nowym starcie jest gówno warte, bo ten facet wciąż
siedzi w tym swoim dołku. I jak tak gadaliśmy o tym wszystkim, to próbowałem
sobie wyobrazić, co bym czuł, jakby stracił was obie. Nie umiałem.
- Mamy szczęście, Georg. Nie możemy tego zniszczyć –
odpowiedziała cicho, spoglądając przeciągle na szatyna. – Zostań dziś z nami. Dam
Saoirse kolację, teraz pewnie Julie karmi dzieciaki, więc nasza spryciula
chętniej zje. A potem ją położę i zajmę się tobą – mrugnęła do Georga i
wstając, krótko pocałowała go w policzek. Zabrała córkę i mówiąc coś do niej,
wyszła z pokoju. A Georg poderwał się z miejsca i ruszył za nią. Nie
spodziewałby się takiego obrotu spraw. Liv ostatnimi czasy zaskakiwała go na
każdym kroku. Chyba ten listopad miał być dla nich wszystkich dobry. A
przynajmniej trochę lepszy.
*
26. miesiąc od
rozstania; 14. grudnia 2013r.
Spider Club, LA
Gin zniknęła w tłumie bawiących się ludzi. Scarlett
kontrolnie rozejrzała się wokół siebie i zamówiła kolejnego drinka. Tym razem
coś, co nazywało się spider shock i
było czerwone. Po chwili okazało się też, że również smaczne. Barman wcześniej
potwierdził, że takie będzie, ale to przecież nigdy nic nie wiadomo.
Pomysł wspólnego wyjścia padł od Gin. Pracowały razem już
prawie dwa tygodnie. Scarlett była pod wielkim wrażeniem tego, co jej nowa
menagerka zrobiła. Fakt faktem musiała przesunąć premierę płyty na trzynastego
stycznia, ale warto było, bo dzięki temu zdołają uporać się ze wszystkim, a
nawet więcej – promocja jej płyty zapowiadała się na huczną. W ciągu tych
niespełna dwóch tygodni, w eter poszła informacja o nowym terminie premiery, o
singlu i teledysku, który miała kręcić już w następnym tygodniu. Udzieliła
wywiadu dla E! i MTV, miała sesję dla GQ,
Rolling Stone i Latiny. W następnym tygodniu czekały ją Marie Claire, Cosmopolitan, Billboard Magazine, i Blender. Wciąż rozważała propozycję Maxima, bo koncept sesji zdjęciowej
wydawał jej się zbyt odważny, nawet jak na nią. Materiały na temat jej nowego
image’u i nadchodzącej płyty miały być wyemitowane już niebawem w obu stacjach.
Do tego Gin załatwiła jej wywiad i występ w Today
Show, u Jay’a Leno i Jimmy’ego Kimmel’a.
Później miała wystąpić w Wetten,
dass..?, a także u Davida Letterman’a, jednak to już po wyjściu krążka.
Jeszcze później czekała ją wizyta w programie Ellen Degeneres. To całkiem
sporo, jak na dwa tygodnie pracy. W Niemczech miała wystąpić w TV Total i The Oliver Pocher Show. Nie
pamiętała większości terminów, ale wszystkie miała skrzętnie spisane. Nie
musiała nawet tego robić, bo Gin miała je w małym palcu. Była doskonała i
Scarlett zastanawiała się, kiedy czar pryśnie. Zdążyła załatwić plener do
teledysku, zarezerwowała plany zdjęciowe, wstępnie przejrzały propozycje
statystów. Scarlett do hotelu wpadała tylko po to, żeby się przespać. Jedynie w
ubiegłą niedzielę, kiedy Gin spędzała popołudnie z rodziną, ona spotkała się z
Javierem. Na tym koniec szaleństw, aż do dziś, kiedy to Gin zamaszyście
zamknęła swojego laptopa i oznajmiła, że wychodzą do klubu, żeby się
odstresować. Każda dostała trzy godziny na zrobienie się na bóstwo, a wieczorem
spotkały się w lobby Sheratona, gdzie zamieszkiwała Scarlett. Początkowo nie
była pewna, czy to aby na pewno dobra myśl. Jednak po krótkim namyśle uznała,
że to był wręcz świetny pomysł. Od bardzo dawna nigdzie nie była, a odprężenie
po tych miesiącach udręki okazało się zbawienne. Wcisnęła się jedną z sukienek,
których wcześniej nie miała gdzie założyć, wysokie czółenka i mocniej się
podmalowała. Wypiła już dwa drinki, więc zdecydowanie się wyluzowała i miała
doskonały nastrój. Fakt, przy Gin czuła się skromnie, bo jej managerka należała
do kobiet w pełnym tego słowa znaczeniu. Upiła łyk drinka i przymknęła powieki.
Muzyka nie była zbyt agresywna, więc odprężyła się i odetchnęła. Mogła czuć się
w pełni swobodnie, bo paparazzi nie mieli wstępu do środka. W głowie szumiała
jej muzyka. Było jej pierwszy raz od dawna lekko i przyjemnie. Kiedy uniosła
powieki, zdziwiła się widząc na miejscu Gin kogoś, kto nią zdecydowanie nie
był. Wszystko byłoby okej, gdyby nie przypatrywał jej się z nic niemówiącym
uśmiechem.
- Jestem brudna? – zapytała pochylając się nieco do niego,
by nie musieć za bardzo krzyczeć. Mężczyzna uśmiechnął się szerzej i pokręcił
głową.
- Wybacz, ale kiedy cię tu zobaczyłem, po prostu musiałem
podejść. Gdybym tego nie zrobił, prędzej czy później wynająłbym detektywa, żeby
móc cię odnaleźć. Nie miałbym spokoju, jeśli nie poznałbym cię – Scarlett
uniosła brwi i powoli skinęła głową.
- Rozumiem.
- Jestem Jim – wyciągnął dłoń w jej kierunku, a ona ją
uścisnęła z pewnym osiąganiem.
- Scarlett.
- Wiem – odparł z czarującym uśmiechem i nieco niechętnie
puścił jej dłoń. – Pewnie zaraz tu wróci twoja koleżanka, więc postawię sprawę
jasno. Chcę się z tobą umówić – odparł bezpośrednio, nie odrywając od niej
wzroku ani na chwilę. Jego ręka spoczywała obok jej własnej, raz po raz
delikatnie muskając jej dłoń. Rejestrowała szczegół. A w szczególności to, że
był niesamowicie przystojny.
- Wielu by chciało – powiedziawszy to, wzięła swojego drinka
i bez pospiechu upiła łyk. W duchu musiała przyznać, że schlebiało jej to, że
ktoś postanowił ją poderwać. Zwłaszcza tak uroczy ktoś.
- Wiem, ale to mnie się uda zaprosić cię na kolację w niedzielę,
na przykład do Osterii Mozzy, powiedzmy o ósmej? – mówiąc to pochylił się
jeszcze bliżej i wciąż patrzył jej w oczy.
- Tak myślisz? – zapytała, robiąc to samo. Ich twarze
dzieliło tylko kilkanaście centymetrów. Czuła się podekscytowana, ale nie
zamierzała tego okazać.
- Jestem pewien.
- Interesujące – odparła odsuwając się i upijając kolejny
łyk drinka.
- To, co ty na to? – uśmiech miał ujmujący, a filuterne.
Spodobał jej się, nawet bardzo.
- Dowiesz się w niedzielę o ósmej – odpowiedziała,
uśmiechając się od ucha do ucha. Założyła nogę na nogę i porywając drinka,
odwróciła się i oparła plecami o bar. Jim pokręcił głową z niedowierzaniem i
posławszy jej kolejny cudowny uśmiech, odszedł. W jego chodzie było coś
znajomego. W jego obyciu ta sama nonszalancja, którą niegdyś tak ukochała, ale
pod każdym innym względem był zupełnie inny. Poczuła się podbudowana, ale nie
tym, że jakiś facet chciał się z nią umówić. Czuła się podbudowana dlatego, że
ona też tego chciała. Nie miała poczucia zdrady. Świadomość, że to mógł być
malutki krok ku uwolnieniu od niego, dodawała jej skrzydeł. No i w niedzielę
miała randkę.