21 maja 2013

85. You were strong and I was not – my illusion, my mistake. I was careless. I forgot. I did.

Tytuł: James Arthur Impossible

31. miesiąc od rozstania; 4. maja 2014, Los Angeles, Hotel Sheraton

Scarlett nie do końca wiedziała, jak dotarła do hotelu. Była otępiała. Mike nie dawał jej spokoju nawet zza grobu. Nie sądziła, że zdjęcie mogło wyrządzić jej aż taką krzywdę. Otrzeźwiała w chwili, gdy sparzyła sobie stopę wchodząc do wanny. Odkręciła zimną wodę i zamieszała ją energicznie. Po chwili zanurzyła się cała. Jej nozdrza wypełnił zapach wanilii i dopiero wtedy odetchnęła. Poczuła się bezpieczna. Tutaj, zamknięta w kokonie waniliowej pary, Mike nie mógł już jej skrzywdzić. Odetchnęła jeszcze raz. Brzoskwiniowe płytki, beżowe ręczniki, ciemne wykończenia. Ciepła łazienka. Tutaj nie mógł jej dosięgnąć. Leżała w gorącej wodzie, ale miała dreszcze. Musiała się opanować.
- Jego już nie ma, Scarlett – powiedziała na głos, ale nie pomogło. – Nie ma. Umarł. Dla ciebie i dla świata. Wszystko będzie dobrze.

- No proszę, kogo ja tu widzę, pan Gwiazda i pani… - zasępił się na chwilę. – No właśnie, Scarlett, jak się do ciebie zwracać? – spytał, jakby nigdy nic puszczając jej oczko. Zmrużyła oczy, układając usta w dzióbek i otaksowała go wzrokiem. Powoli i dokładnie.
- Ty? Per pani, nie inaczej – posłała mu nienawistne spojrzenie, pozwalając, by Tom przepuścił ją przodem, mijając chłopaka. Bez przerwy mocno trzymał ją za rękę. Nie pozwoliła sobie na to, by zadrżeć. Szła dumnie wyprostowana, wysoko unosząc głowę. Jej lęk zdradzały jedynie lodowate dłonie.
- Spotkamy się jeszcze, proszę pani! – krzyknął za nimi.[…] Doszli do sygnalizacji, a Scarlett milczała. Ujął w swoje jej małą dłoń i ucałował ją lekko.
- Kiedy przejdziemy na drugą stronę, zamkniesz za sobą etap opieczętowany jego imieniem. Raz na zawsze – zapewnił ją, patrząc prosto w turkusowe tęczówki dziewczyny.
- Wierzę ci – szepnęła, uśmiechając się słabo. Spojrzała na pasy, a potem na Toma. Wzięła głęboki oddech i mocno ścisnąwszy jego dłoń, uczyniła pierwszy krok, a za nim kolejny i kolejny, aż wreszcie stanęli na chodniku po przeciwnej stronie. Puściła jego rękę, wygładzając sukienkę. Spojrzała na alejkę, w której wciąż widziała Mike’a. Patrzył na nich. Odetchnęła, spoglądając Tomowi w oczy. Odrzuciła strach, zacisnęła dłonie w piąstki, chcąc znów być dzielną – Michaelu Miller od tej pory nie istniejesz i niech cię piekło pochłonie – jakby na potwierdzenie przytaknęła sobie skinieniem głowy i wplótłszy rękę pod ramię Toma, spojrzała mu w oczy. – Teraz jest już tylko Tom – uśmiechnęła się słodko, a on nie mógł jej nie pocałować.

Cztery lata wolności od Michaela Millera. Cztery lata, w ciągu których zdołała o nim zapomnieć. Pomimo całego zła, które zaznała, to był dobry czas. Każdy czas bez niego był na swój sposób dobry. Tom nie mógł spełnić tej obietnicy. Nie mógł, choć przez cały czas trwania ich związku dbał o nią. Jednak nie był w stanie usunąć każdego śladu Mike’a. On istniał. Istniał jako część ich paczki. Istniał, jako uczeń szkoły. Istniał, jako syn swojej matki. Istniał, jaki miłość Samary. Ona o tym zapomniała. Zapomniała o każdym aspekcie życia, w którym kiedyś funkcjonował. Pamiętała lekcję, jaką dało jej to nieodwzajemnione zakochanie w nim. Pamiętała każdy skutek jego obecności w swoim życiu, ale on dla niej już zniknął. Chyba trochę Tomowi się udało. Nie mogła tak reagować na zdjęcia, czy inne pamiątki związane z nim. Musi wytłumaczyć Jimowi, dlaczego tak zareagowała. Przestraszyła się. Bo naprawdę bała się Mike’a, choć zawsze zgrywała nieustraszoną. Trochę zaniepokoiło ją to, że Jim miał to zdjęcie. Musiał zadać sobie sporo trudu, żeby dokopać się do jej przeszłości. Powinna z nim o tym porozmawiać. Musiała, aby pozbyć się strachu. Jeszcze drżała. Oddech miała nierówny i czuła się taka rozedrgana wewnętrznie. Zaraz się uspokoi. Umyła włosy w szamponie o zapachu truskawki. Namydliła się żelem pachnącym owocami tropikalnymi i aż zemdliło ją od tej mnogości różnych woni. To przynajmniej było jakieś ludzkie, normalne odczucie. Woda zaczynała stygnąć, więc szybko wyszła z wanny. Osuszyła się, a kiedy szukała ubrań, zaczęła intensywnie myśleć, co mogła ze sobą zrobić. Była niedziela, nie mogła wtargnąć do Gin. Do Jima też nie zamierzała wrócić. Inni znajomi też nie wchodzili w grę. Samotne siedzenie w hotelu też odpadało. Javier. Pojedzie do Javiera. Był teraz jedyną osobą, u której mogła czuć się dobrze. U Javiera na pewno poczuje się lepiej.
*

Nowy Jork, wieczór

Wyszli w miasto – bardzo dosłownie wyszli w miasto, bo nie szukali żadnej konkretnej lokalizacji. Postanowili, że wejdą do tego pubu czy restauracji, które wyda im się najlepsze. Zmierzchało już, ale bracia nie zrezygnowali z ciemnych okularów. Taki nawyk. Szli kolejnymi ulicami, uliczkami i alejkami, krążąc po Upper East Side. Idąc, rozmawiali o wystawach, wspomnieniach z dzieciństwa i rzeczach, które zdarzyły się w ciągu ich pobytu w Nowym Jorku. Mówili o wszystkim i niczym, bez jarzma przeszłości zawieszonego na barkach. Byli Billem i Tomem w wielkim mieście. Tak było dobrze. Zwyczajnie, po prostu dobrze. Obu brakowało bliskich, ale z drugiej strony taka samotna wyprawa działa na nich obu bardzo odżywczo. Cieszyli się swoim towarzystwem, nadrabiali to, co umykało im dotąd, gdy obaj byli zapędzeni w gonitwie za rozwiązaniem swoich własnych kłopotów.
- Tom, co powiesz na jakąś zmianę? – zapytał poprawiając daszek baseball’ówki.
- Chyba po to tu jesteśmy, nie?
- Miałem na myśli jakąś widoczną zmianę.
- Kolejny tatuaż? – zapytał z powątpiewaniem w głosie. Nie był wielkim fanem tatuaży.
- Myślałem o włosach – odparł mocniej naciągając czapkę na głowę. Tom przygładził swoje warkocze. Zrezygnował z dredów, kiedy rozpoczynał nowe życie, w nowej roli. Miał wtedy spoważnieć, miał być ojcem i wszystko w ogóle miało być inne, więc zrezygnował z dredów, które stanowiły cześć jego poprzedniego życia. A teraz? Może teraz też powinien zmienić fryzurę? Jako symbol zmian. Bo przecież znów zaczynał od początku. Może, gdyby w ten sposób odciął się od przeszłości byłoby trochę łatwiej? Popatrzył na Billa i wzruszył ramionami.
- Czemu nie – jego bliźniak uśmiechnął się od ucha do ucha.
- Jutro zacznę szukać jakiegoś salonu – wyglądał, jakby dostał zastrzyk energii. Taka drobnostka, a Billowi wystarczyła, by poprawić sobie humor. Przyspieszył kroku i zaczął się bardziej rozglądać. – Rzucam palenie – odparł po chwili. Tom popatrzył na Billa, wyraźnie zdziwiony tą deklaracją. W sumie słyszał ją już nie pierwszy raz.
- Okej – wsunął ręce do kieszeni spodni. – Może tym razem ci się uda.
- Myślę, że jakbyś rzucił ze mną, to udałoby się szybciej. Czy tego chcesz, czy nie, masz na mnie wpływ. Wygląda na to, że większy niż ja na ciebie – popatrzył na bliźniaka spod ciemnych szkieł.
- Na razie nie czuję potrzeby, żeby rzucić – Bill nagle się zatrzymał. Tom poszedł w jego ślady, choć w pierwszym momencie nie bardzo wiedział, co wypatrzył jego brat.
- Game over. Co ty na to? – starszy bliźniak wpatrywał się chwilę w neonowy szyld.
- Może być – ruszył za bratem w kierunku wejścia do pubu. Gra skończona. Coś w tym było. Choć on swoją grę kończył od bardzo wielu miesięcy i nie potrafił jej na dobre skończyć.

Tom uznał, że ten pub był naprawdę w porządku. Chyba najlepszy, w jakim do tej pory byli. Dobra muzyka, nie za duży tłok, a do tego stoliki i loże były tak usytułowane, by można było się schować przed spojrzeniami innych. Nikt ich nie zaczepił, nie prosił o autograf, choć robił już trzecią rundę po alkohol. Wtedy ją zauważył. Siedziała przy barze, opierając głowę na ugiętej ręce i mieszała słomką w drinku. Wyglądała, jakby zaraz miała się położyć na blacie. Nie była pijana. Raczej zrezygnowana. Dlaczego zwrócił na nią uwagę? Miała krótkie włosy. Dziwna rzecz. Po świecie chodziły miliony kobiet z krótkimi włosami, więc dlaczego zwrócił uwagę na nią? Sam nie wiedział, po prostu rzuciły mu się w oczy jej krótkie blond włosy. W pubie było kilka innych kobiet, którymi śmiało mógł się zainteresować, ale jemu w oko wpadła ona. Miał dziwne upodobania, jeśli chodzi o kobiety. Składając zamówienie, specjalnie stanął obok niej. W ogóle nie zwróciła na niego uwagi. Popijała drinka i mieszała w nim słomką. Raz mruknęła coś pod nosem. Kiedy wrócił tam po raz kolejny, przyjmowała już bardziej cywilizowaną postawę. Mógł się jej przyjrzeć i zrobił to z wielką ciekawością. Poza krótkimi blond włosami miała ładną, choć dosyć pospolitą twarz. Ubrana była w jeansy, kremową bluzkę i czarny żakiet z rękawem trzy czwarte. No i baleriny, zupełnie płaskie. Nie wyglądała na dziewczynę, która wstaje godzinę wcześniej niż powinna, aby dobrać strój. Spodobało mu się to. Wydawała mu się taka zwyczajna, a on teraz szukał zwyczajności w życiu. O czym on w ogóle myślał? Kiedy szedł do baru po raz kolejny, swoją drogą Bill poważnie zaczął zastanawiać się, dlaczego nie buntował się przed chodzeniem po drinki, bo zwykle wymigiwał się i wyręczał młodszym bliźniakiem. No więc, kiedy szedł do baru, zauważył, że tłumaczyła coś barmanowi z cierpliwością, jaką okazałaby komuś nie do końca sprawnemu umysłowo. Trochę go to rozbawiło. Musiał podsłuchać.
- Ty wiesz, ile to ma w sobie tłuszczu? Pewnie z litr, można by się w nim kąpać, a do tego kilo soli, no i ketchup z pomidorów w proszku. Mniam, samo zdrowie. Jak wy możecie coś takiego podawać ludziom? Jesteście współodpowiedzialni miażdżycy i zawałom serca połowy populacji Nowego Jorku – była tak święcie przekonana o słuszności tego o czym mówiła do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, że Tom zaczął jej się przysłuchiwać. Czekał aż skończy swój wykład, żeby przywołać barmana.
- Z tego co wiem, tłuste jest dobre przy alkoholu – podchodząc do Toma wymownie spojrzał na jej tequilę. – A poza tym, ludzie przychodzą tu pić, a nie jeść.
- A widzisz! – wskazała na niego palcem. Barman spojrzał na Toma szukając u niego jakiegoś wybawienia. Ten tylko wzruszył ramionami i zamówił kolejną kolejkę. – A może, gdybyś nie serwował tu plastikowego żarcia, to ludzie przychodziliby też jeść. Ja będę miała taką restaurację. Sama zdrowa żywność – zatoczyła łuk ręką, chcąc podkreślić wagę swoich słów. – Zaproszę cię na otwarcie i sam się przekonasz, co to prawdziwe jedzenie. Owoce, warzywa, kiełki, tofu! Sałaty, sałatki, same pyszności – odparła z uśmiechem, a barman pokiwał głową.
- Życzę powodzenia – odparł bez entuzjazmu i wrócił do czyszczenia szkła, a dziewczyna odsunęła od siebie nienapoczęte frytki. Wcale nie były takie tłuste. Tom rzucił na nią ostatnie spojrzenie i odszedł od baru. Zupełnie go ignorowała. Z jednej strony ciekawiło go dlaczego, a z drugiej sprawiło mu to nieopisaną radość. Poczuł się zupełnie anonimowy. Tylko jakaś cząstka jego wewnętrznej próżności bardzo chciała wiedzieć, czemu Tom Kaulitz był niewidzialny, ale całej jego reszcie bardzo taki stan rzeczy odpowiadał. W końcu długo nie mógł się doczekać anonimowości.
- W sumie, skoro ten palant nie przyszedł to mogłabym je zjeść – słysząc to, odwrócił się z powrotem. Dziewczyna trzymała na wysokości oczu nadzianą na widelczyk frytkę i wpatrywała się w nią, jakby była radioaktywna. – Albo i nie – zniesmaczona odsunęła od siebie talerz i zajrzała do swojej pustej już szklanki. Tom sam do końca nie wiedział, dlaczego to zrobił, ale postawił przed nią kieliszek, który miał być dla Billa. Spojrzała na niego spod przymrużonych oczu, jakby badała czy nie był jakimś zwyrodnialcem. – Dzięki – wypiła jego zawartość jednym haustem i gestem wskazała barmanowi, że ma podać dwa razy to samo.
- Wystawił cię? – zapytał, siadając na stołku obok. Raz kozie śmierć. Nie miał pojęcia, czemu się nią zainteresował. Czemu zaczął rozmowę? Przecież nie chciał komplikacji. Nowy Jork był dla Billa. A ta dziewczyna wparowała mu do głowy. Coś go do niej ciągnęło. To był impuls. Stało się i już. Wbiła w niego oburzone spojrzenie.
- Mam to wypisane na czole?
- Nie – pokręcił głową. – Powiedziałaś to przed chwilą – uśmiechnął się pod nosem, a dziewczyna po chwili ciężkiej konsternacji, zrobiła to samo. Zawstydziła się trochę, czego dowodem były jej zaróżowione policzki.
- Choć nie zdziwiłabym się, jakbym miała na plecach kartkę „laska, którą możesz śmiało wystawić do wiatru”. Spoko – Tom odchylił się na stołku i udał, że bacznie przygląda się jej plecom. Pokręciła głową i podsunęła mu kieliszek. Potem opróżniła swój. – Wprawdzie nie zjem już tych tłustych frytek, ale chętnie napiję się jeszcze wódki.
- Może napijesz się ze mną? – był pewien, że Bill nie będzie zadowolony, ale ruszył już tą maszynę i nie umiał jej zatrzymać. Nawet nie chciał. – Jestem tu z bratem, możesz się do nas dosiąść. Wtedy, wiesz, napis z czoła zniknie – dziewczyna patrzyła na niego chwilę, wahała się. W końcu nie codziennie zaczepiał ją jakiś nieznajomy. W sumie, to nigdy jej się to jeszcze nie zdarzyło. Nie była dziewczyną, którą zaczepiali faceci, gdziekolwiek.
- Ja cię znam – powiedziała nie spuszczając z Toma krytycznego wzroku.
- Skoro mnie znasz, to gadkę o tym, że jestem niegroźny i nie musisz obawiać się o swoją cześć, mamy z głowy – zabawnie wzruszył ramionami wstając ze stołka i zamówił butelkę.
- Moja cześć ma się aż za dobrze, wiec zaryzykuję – mruknęła ruszając przodem, a Tom zabrał tacę uśmiechając się pod nosem. Z tego wszystkiego zapomniał zapytać, jak miała na imię. Był trochę zszokowany swoją impulsywnością, bo przecież mogła być każdym i równie dobrze on mógł następnego ranka poczytać o tym, o czym rozmawiali, ale będąc szczerym sam ze sobą uznał, że nie mogła być taką dziewczyną. Miał coś na rodzaj przeczucia. Nie umiał tego wyjaśnić. Czasem coś dzieje się po prostu, bez żadnych ‘ale’, a my wiemy, że to jest dobre, choć mamy pojęcia dlaczego. Tak było z Tomem, gdy pierwszy raz zobaczył tą dziewczynę. Wiedział, że chce ją poznać, że musi być miła i że jeśli wyjdzie nie zagadując jej, to następnego ranka będzie żałował. Czuł, że postąpił słusznie. Może to alkohol dodał mu animuszu, ale nie dbał o to. Nagle się odwróciła. Musiał uważać, aby nie wypuścić z rąk tacy. – Amy! – wykrzyknęła na tyle głośno, by zagłuszyć muzykę. Pokiwał głową.
- Tom – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami.
- Wiem – odwróciła się i ruszyła w kierunku, który jej wskazał. Bill był już trochę zniecierpliwiony. Dudnił palcami o stolik, wypatrując Toma wśród ludzi. W pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na Amy. Sądził, że po prostu przed nim szła w jakimś własnym kierunku. Zdziwił się, kiedy zatrzymała się przy ich stoliku i wyciągnęła ku niemu rękę. Wymienili grzeczności, a Tom napełnił kieliszki.
- Facet ją wystawił – odparł w odpowiedzi na pytające spojrzenie brata.
- Dzięki, że mi przypomniałeś – dziewczyna nie była zbyt zadowolona, że na pierwszy ogień wystawił taką informację. Tom popatrzył na brata wymownie, a on zrozumiał. Porzucił swoje obiekcje. Skrzywił się, posyłając dziewczynie współczujące spojrzenie.
- Dupek, kim był?
- Bankierem – odpowiedziała, a bliźniacy popatrzyli na nią z niedowierzaniem. – No co?
- Spotykałaś się z bankierem?
- Nie do końca – napełniła kieliszki, nim zaczęła dalej mówić. – Poznałam go przez Internet, to miało być pierwsze spotkanie. Stchórzył.
- Wiesz, lepiej dla ciebie. Skoro się w ogóle nie zjawił, to znaczy, że nie warto sobie zaprzątać nim głowy.
- Nie zamierzam – skrzywiła się i szybko popiła sprite’em. – Jakie to mocne.
- Swoją drogą. Nie wyglądasz mi na kogoś, kto musiałby poznawać ludzi przez Internet – Bill podchwycił temat. uwielbiał rozmowy na temat złamanych serc. Wtedy czuł się mniej osamotniony z własnym złamanym sercem. Przez sławę nie miał kontaktu z wieloma ludźmi spoza ich światka. To była świetna okazja na zwykłą rozmowę.
- Nie jestem jakaś bardzo imprezowa, moja lista znajomych na Facebook’u też nie jest jakoś wybitnie obszerna, więc skorzystałam z tego, co zaoferował mi SPAM na poczcie. Wiesz, raz się żyje. Teraz już wiem, że to niewypał – wzruszyła ramionami i sięgnęła po kieliszek. – Za niewypały.
- Trochę ich w życiu jest, zanim wszystko zacznie się układać – Bill popatrzył na Toma, a Tom nieznacznie pokiwał głową na potwierdzenie słów Amy.
- Skoro chciałaś spotkać się z bankierem, pewnie sama pracujesz w banku – Bill posłał dziewczynie promienny uśmiech, a ona odwzajemniła go kręcąc głową.
- Skończyłam zarządzanie, ale – uniosła ku górze palec wskazujący. Była już trochę wstawiona. – Ale to był mój drugi fakultet. Pierwszym było dziennikarstwo. Chodziłam też na kurs wieczorowy z ekonomii.
- Niezłe połączenie – Tom rozparł się wygodniej na krześle i popatrzył na Amy. Zauważyła to i uśmiechnęła się.
- Wprawdzie nie pracuję dla New York Times’a, ale mam staż w Elle i nie mogę narzekać. Przez większość czasu parzę kawę i załatwiam coś dla kogoś, ale zdarza mi się też robić fajne, bardziej dziennikarskie rzeczy.
- Zawsze podziwiałem ludzi, którzy lubili się uczyć. Tom jeszcze jako tako ogarniał szkołę, ale ja robiłem wszystko, żeby tylko się nie uczyć. Zawsze wyciągał mnie z matmy.
- Ty byłeś lepszy z francuskiego – dodał starszy bliźniak.
- Kto powiedział, że lubiłam się uczyć? To tylko determinacja i wola pozostania w Nowym Jorku. Postanowiłam, że nigdy, przenigdy nie wrócę w niesławie do Jefferson.
- Gdzie to? – Tom polał kolejną kolejkę. Amy miała coraz większe rumieńce i zastanawiał się, czy nie przystopować, ale w końcu mieli tego wieczora zaszaleć. Podsunął jej kieliszek.
- W Iowa.
- Daleka ucieczka – odparł Bill, kiedy jako tako zobrazował sobie w głowie, gdzie może być Iowa. – Czemu miałabyś wrócić w niesławie?
- Bo moi rodzice byli przeciwni mojemu wyjazdowi. Dla nich życie kręci się wokół farmy, dlatego robię wszystko, żeby im pokazać, że się mylili, że stać mnie na więcej, niż farma, kury, krowy i zboże.
- Dzielna dziewczyna – powiedział Tom, unosząc kieliszek na znak toastu. Kieliszki wznosiły się w górę jeszcze wiele razy tego wieczoru, który nie wiedzieć kiedy stał się późną nocą. Około czwartej, kiedy większość klientów już wyszła, a obsługa zaczęła zabierać się za sprzątanie, Amy także zaczęła zbierać się do wyjścia. Była dosyć mocno wstawiona, jak Bill i Tom z resztą. Uiścili rachunek i nie do końca pewnym krokiem wyszli z pubu.
- Dzięki chłopaki, to był fajny wieczór. A w zasadzie fajna noc. Zapomniałam, po co się tu w ogóle zjawiłam.
- Cała przyjemność – Bill się uśmiechnął. – W którą stronę się wybierasz? Możemy cię odwieźć.
- Nie, nie. Spacer mi jest potrzebny.
- No to możemy cię odprowadzić – dodał Tom.
- Naprawdę nie. Mieszkam całkiem niedaleko.
- No, ale wiesz, samotny spacer o tej porze nie musi być do końca bezpieczny.
- Tom, spokojnie. Naprawdę sobie poradzę. Mieszkam tu sama od kilku lat i umiem o siebie zadbać – wyglądała na zupełnie przekonaną, więc bracia odpuścili.
- Jesteś pewna? – Tom popatrzył na nią uważnie, na tyle na ile pozwalało mu stężenie alkoholu we krwi. Amy skinęła głową. – Nie chcę cię mieć na sumieniu.
- Bez obaw – uśmiechnęła się delikatnie. – Wprawdzie za pięć godzin zaczynam pracę, ale to nic. Będę twarda.
- To może umówmy się tak, że podam ci mój numer i mi napiszesz, czy dotarłaś do domu, co? Będę spokojniejszy – dziewczyna wzniosła ręce ku niebu i westchnęła. Uwadze Billa nie umknęła, że uśmiechnęła się półgębkiem, gdy dawała Tomowi telefon.
- Okej, niech ci będzie – zadowolony wpisał swój numer i oddał jej urządzenie.
- No, to uważaj na siebie – powiedział cofając się w kierunku brata.
- Wy też – odpowiedziała z uśmiechem i ruszyła w swoją stronę. Tom odprowadzał ją wzrokiem, póki nie zniknęła za zakrętem. W jej krokach nie było żadnej wielkiej zmysłowości. Szła energicznie, ale nie niezgrabnie. Włosy nie falowały jej wzdłuż pleców, a odsłaniały jej szyję. Była zupełnym przeciwieństwem dziewczyn, za którymi zawsze się oglądał. Dopiero wtedy przypomniał sobie o istnieniu Billa. Brat przyglądał mu się.
- Podam ci swój numer i mi napiszesz, czy dotarłaś do domu? – zapytał z wielkim powątpiewaniem w głosie. – Przecież to tekst rodem z gimnazjum! – Bill najwyraźniej świetnie się bawił, a Tom trochę zwątpił. Dotąd był bardzo morowy.
- No co? – Bill wzruszył ramionami.
- Casanova z ciebie pierwszorzędny, jak w ten sposób wyrywałeś wszystkie laski, to ja dziękuję.
- Bardzo zabawne – Tom lekko pchnął brata, a ten zaczął się śmiać.
- Spodobała ci się?- spytał już poważniej.
- Chyba tak. Jak ją zobaczyłem, to pomyślałem, że wyróżnia się spośród innych dziewczyn w pubie. Tak jakby zaświeciła nad nią żarówka, wiesz o co chodzi. Sam się sobie dziwię. Zagadałem do obcej dziewczyny, a potem dałem jej swój numer telefonu. I jeszcze gadaliśmy o prywatnych sprawach. To się nam nie zdarza.
- Musi być ten pierwszy raz, najwidoczniej.
- Przyjechaliśmy tu dla ciebie, żebyś się rozerwał. Ty powinieneś poznać kogoś, kogokolwiek – Bill milczał przez chwilę, analizując słowa brata. Tom czuł się winny? Bill nie przyjmował tego w ten sposób, bo uważał, że Tom potrzebował zmian równie mocno jak on. Koniec końców uważał, że Tom był w gorszej sytuacji niż on, bo dla niego Ranie musiała umrzeć, a Tom widywał Scarlett nie tak rzadko i to sprawiało, że wszystko wracało wciąż od nowa. Bill widział, jak zmieniał się po spotkaniach z nią, nawet najkrótszych. Minęło już tak wiele miesięcy, a jego brat wciąż żył tamtym związkiem. Tkwił w nim jedną nogą, więc naprawdę i zupełnie stanowczo potrzebował kogoś, kto odwróci jego życie do góry nogami. Może to będzie Amy. Bo nie był już taki pewien, czy dla niego i Scarlett istniał jeszcze happy end. Mocno w to wierzył, nawet jak coraz bardziej oddalali się od siebie, a czas upływał. Ale teraz, kiedy ona weszła w kolejny związek, a Tom skupił się na Davidzie, chyba przestawał mieć nadzieję. Choć wciąż bolało go, że Scarlett i Tom nie wykorzystali szansy, jaką mieli. Szansy na wybór. On nie miał wyporu. Musiał pozwolić Rainie odejść. Nie mógł wyjechać z nią. Nie mógł pozwolić jej zostać. Sam tkwił w swoim związku, choć nie powinien chyba tak nazywać swojej relacji z Rainie. W każdym razie, też potrzebował kogoś, kto wywróci jego życie do góry nogami, kto pozwoli mu na to, aby wewnętrznie uwolnił się od miłości do Rainie. Jednak nie kogoś, jak Laura, bo ta ich cała przyjaźń była tragiczna w skutkach. Potrzebował kogoś, w kim mógłby się zakochać. Bill bardzo potrzebował zakochać się w kimś. Popatrzył na Toma.
- Przecież to nic wielkiego. Ona może ci nawet nie napisać sms'a i sprawa będzie skończona. A poza tym nie czuję się jakiś pokrzywdzony. To był miły wieczór. Amy jest bardzo pozytywną osobą i fajnie było spędzić czas z kimś z zewnątrz. Z kimś normalnym z zewnątrz. Następnym razem ja pójdę po drinki – uśmiechnął się od ucha do ucha. Zobaczył nadjeżdżającą taksówkę i zatrzymał ją. Podobało mu się łapanie taksówek. Czuł się wtedy jak w filmie.
Pół godziny później ledwo po tym, jak Tom wszedł do swojego pokoju, usłyszał w kieszeni dźwięk nadchodzącego smsa. Uśmiechnął się sięgając po telefon. Wiadomość była od obcego numeru. Zdziwiła go niecierpliwość, jaką odczuł, gdy otwierał skrzynkę odbiorczą.
‘Melduję się ;) Dotarłam w jednym kawałku, żaden gwałciciel, ani złodziej nie śmiał stanąć na mojej drodze. Mam nadzieję, że teraz możesz iść spać spokojnie.’
Uśmiechnął się do telefonu i napisał krótką odpowiedź. Potem poszedł spać, zupełnie zadowolony.
*

31.miesiąc od rozstania; 8. maja 2014, Los Angeles, Pacific Palisades

Bryza znad oceanu rozwiewała Scarlett włosy, ale nie zważała na to. Starała się oddychać spokojnie. Opanowanie zdenerwowania w tej chwili było trudne. Aby sobie ułatwić, umówiła się z Jimem na neutralnym gruncie. Dawno nie spotykali się w innym miejscu niż jego sypialnia, więc ta odmiana mogła im wyjść na dobre. Gin poleciła jej tą knajpkę. Urządzona była w stylu hawajskim, nie za dużo ludzi, względna anonimowość. Wprawdzie nie podobało jej się to, że musiała czekać na Jima, ale plus tej sytuacji był taki, że mogła oswoić się z gruntem. Musiała wyjaśnić mu swoje zachowanie, a co za tym idzie wspomnieć o Mike’u i nie mogła się przy tym rozkleić. To trudne zadanie. Stanęła przy barierce oddzielającej taras od plaży. Splotła ręce na piersi i zapatrzyła się w ocean. Miała nadzieję, że ją uspokoi. Jim nie dzwonił. Napisał jej tylko wiadomość, że spotkają się, jak będzie gotowa. Dla niej to było bardzo wygodne. Miała czas, żeby dojść do siebie i chyba jej się względnie udało. Przecież to niedorzeczne, aby tak reagować na głupie zdjęcie. Była dorosłą kobietą, a zachowywała się jak nastolatka.
- Cudownie wyglądasz, kiedy wiatr targa twoje włosy i porywa sukienkę – wzdrygnęła się zaskoczona nagłym pojawieniem się Jima. Wyczekiwała go, a gdy się zjawił, nie spodziewała się tego. Faktycznie starała się, aby ładnie wyglądać. Włosy zostawiła rozpuszczone. Wprawdzie ich kolor wciąż bliższy był platynowego blondu, niż słonecznego, ale Simon bardzo nad nimi pracował. Była coraz bardziej zadowolona ze swojej fryzury. Założyła szyfonową sukienkę przed kolano. Miała białą dopasowaną podszewkę, a szyfonowy wierzch był w jasnoniebiesko-beżowe nieokreślone wzroki. Do tego miała czółenka bez piety, jedynie z paseczkiem, w kolorze nude. Odwróciła się, a Jim stał jakiś metr od niej. Zachował odległość, jakby nie miał pewności, co zrobi. Uśmiechnęła się. – Wybacz, że musiałaś na mnie czekać. Stałem w korku.
- Nic się nie stało. Ładnie tu – usiadła przy stoliku stojącym w samym rogu, przy barierkach. Podeszła do nich kelnerka. Poprosiła o sok grejpfrutowy, a Jim o kawę. Milczeli, dopóki nie dostali zamówienia. Scarlett nie chciała zaczynać tej rozmowy wiedząc, że zaraz będzie musiała przerwać, a Jim jej nie ponaglał. Cierpliwość to była jedna z jego lepszych cech. – Chciałam ci wyjaśnić, dlaczego ostatnio tak się zachowałam.
- Zmartwiłaś mnie – patrzył jej prosto w oczy. Poczuła się głupio. Zrobiła pierwszorzędny dramat i wyszła w jego oczach na idiotkę. Nie chciała tego, po części dlatego aby nie musieć obnażać swojej przeszłości, a z drugiej strony Jim był takim facetem, przy którym zawsze chciało się wypadać olśniewająco. W innym wypadku czuła się dziwnie.
- Zareagowałam chyba trochę na wyrost, ale to dlatego, że nie spodziewałam się już nigdy więcej zobaczyć tego zdjęcia, ani żadnego innego z tego okresu w moim życiu. Przyjaźniłam się z nimi, potem nagle zupełnie o mnie zapomnieli, kiedy tylko się odsunęłam. Myślałam, że mam przyjaciół, a tak naprawdę ich nie miałam. No i Mike. Moja pierwsza miłość. Wyrządził mi wielka krzywdę, a teraz nie żyje i jest ostatnią osobą, którą kiedykolwiek i gdziekolwiek spodziewałabym się zobaczyć. Bardzo emocjonalnie podchodzę do wszystkiego, co się wtedy zdarzyło i stąd moja reakcja – Jim wpatrywał się w nią w milczeniu, by zaraz uśmiechnąć się delikatnie i wyciągnąć ku niej rękę tuż ponad stolikiem. Przyjęła tą gałązkę oliwną i pochyliła się, ściskając jego dłoń.
- Zdjęcia już nie ma, ani nic co mogłoby cię zdenerwować. Jeszcze raz cię przepraszam, to była głupota z mojej strony. Mam słabość do wszystkiego, co wiąże się z tobą i po prostu muszę to mieć. Obiecuję, że nie zrobię już niczego podobnego.
- Jeśli chcesz coś o mnie wiedzieć, to pytaj, a nie przekopuj Facebook’i moich znajomych sprzed lat.
- Tak będzie – przysunął się bliżej i ucałował jej dłoń. – Jesteś pod każdym względem niesamowita, chcę żebyś ze mną była i bardzo nie chcę, by cokolwiek to zepsuło.
- Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie – uśmiechnęła się już trochę spokojniejsza. – Jim, co powiesz na spacer po plaży? – mężczyzna skinął głową, sięgając po portfel. Rzucił na stolik banknot i podniósłszy się z miejsca podał Scarlett ramię. Popatrzył na jej buty, a ona uśmiechnęła się uroczo.
- Bez obaw, nie zamierzam się zabić. Zdejmę je, kiedy wyjdziemy na plażę – przepuścił ją przodem, a kiedy już grzęźli w sypkim piasku, a Scarlett uporała się z czółenkami, stanął naprzeciw niej zupełnie poważny.
- Zanim narażę moje horrendalnie drogie buty na szwank, muszę wziąć za to zapłatę – Scarlett nic nie odpowiedziała, a jedynie pozwoliła, żeby ujął jej twarz w dłonie i bardzo długo i bardzo żarliwie ją pocałował. – Teraz możemy iść – ponownie podał jej ramię i ruszyli brzegiem oceanu w kierunku zachodzącego słońca.
*
9. maja 2014, Berlin, Steglitz

Pokój dzienny był przestronny i ustawny. Na jednej ze ścian było duże okno i wyjście na balkon, a na przeciwległej drzwi na korytarz. Zatem przestrzeń można było świetnie zagospodarować. Georgowi bardzo się to mieszkanie podobało. Wprawdzie było dosyć daleko od domu rodzinnego Liv, ale to przecież nie był problem. Za to położone było niedaleko mieszkania Scarlett, więc Liv mogłaby szybko znaleźć się u siostry, gdyby miała taka ochotę. To było drugie mieszkanie, jakie oglądali tego dnia. On byłby skłonny na tym poprzestać, ale widząc brak zainteresowania Liv, uznał, że musiała być niezainteresowana tym mieszkaniem. Stała przy oknie i patrzyła gdzieś, nie miał pojęcia gdzie. Chyba nie słuchała tego, co mówił im przedstawiciel firmy deweloperskiej. Georg rozejrzał się jeszcze raz po pokoju, naprawdę mu się tam podobało. Widok z okna też był niezły. Kilka ulic dalej położony był ogromny park i boisko sportowe. Deweloper ruszył ku wyjściu, by pokazać im kuchnię. Liv nawet nie usłyszała. Podszedł do niej.
- Liv? – dotknął jej ramienia, co wyrwało ją z rozmyślań. Spojrzała na niego trochę nieprzytomnym wzrokiem. – Pan chce pokazać na kuchnię – skinęła głową i bez słowa poszła za nim. Kuchnia znajdowała się zaraz obok salonu. Nie była bardzo duża, ale śmiało mogła pomieścić wszystkie meble i stół dla czterech osób. Georg pomyślał, że mogliby pomalować ją na żółto. Okno wychodziło na południe, więc byłoby w niej bardzo jasno. Kuchnia chyba zawsze powinna być od południa, bo to podkreślało charakter tego pomieszczenia. Tak myślał. W połowie zdania na temat dobrego położenia kuchni względem reszty mieszkania, rozdzwonił się telefon Liv. Spojrzała niepewnie na obu mężczyzn i wyszła mamrocąc przepraszam. Georg poprosił, by deweloper kontynuował. Przeszli do łazienki. Wróciła po kilku minutach znacznie bardziej ożywiona. Jednak ten telefon nie sprawił, że zechciała słuchać dewelopera. Zajęła się swoim telefonem. Pisała maile i co chwila zerkała na wyświetlacz. Georga trochę to już zdenerwowało. Zrozumiałby, gdyby sam zaciągnął ją na to oglądanie mieszkań, ale kiedy ostatnio rozmawiali o wspólnym zamieszkaniu, to ona chciała szukać dobrego dewelopera oglądać mieszkania. To ona wzięła numer od Scarlett i sama dzwoniła, żeby umówić się na spotkanie, więc dlaczego teraz miała to zupełnie gdzieś. Mężczyzna wyszedł, aby zadzwonić do kolegi z firmy i upewnić się, czy kolejne mieszkanie, które mieli oglądać było wciąż wolne. Telefon Liv znów się rozdzwonił.
- No i? – zapytała nie fatygując się do wyjścia. Najwyraźniej osoba po drugiej stronie przekazała jej dobre wieści, bo uśmiechnęła się od ucha do ucha. – Czekam na maila z instrukcjami, w tygodniu spotkamy się, żeby dogadać szczegóły – rozłączyła się i wsunęła telefon do kieszeni jeansów. Uśmiechała się od ucha do ucha. Popatrzyła na Georga i mina jej zrzedła. – Co jest?
- Ty mi się pytasz, co jest? W tamtym mieszkaniu wciąż coś krytykowałaś. Okej, nie podobało ci się, mnie w sumie też. A teraz miałaś zupełnie gdzieś, co ten facet do nas mówił. Znów praca? Tylko praca i wciąż praca. Liv to był twój pomysł, żeby tu przyjść. Myślałem, że coś się zmieniło, ale ty chyba wciąż jesteś taka sama. Dajesz mi coś, a potem zaraz to zabierasz. Jestem już zmęczony tym, że kiedy robimy krok w przód, ty zaraz robisz dwa w tył.
- Wielkie rzeczy. Będę robiła sesję z Ricardo Bielecki’m i to dla GQ. Dawno nie miałam takiej fuchy, więc o co cały ten dym – Georg chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zabrakło mu słów.
- Nie odwracaj kota ogonem. Wiesz, o co mi chodzi. Wiesz, w czym problem. Skoro nie jesteś pewna, czy chcesz ze mną zamieszkać, to po co ta szopka? – zatoczył ręką koło i patrzył na nią chwilę. Nie doczekał się odpowiedzi, więc wyszedł. Zaraz wrócił deweloper.
- Możemy jechać, – skinęła głową i ruszyła do wyjścia.
*

10. maja 2014, Los Angeles, Hollywood

Scarlett celowo wymusiła na Gin listę najlepszych knajp w całym LA, żeby móc umawiać się z Jimem w miejscach publicznych. Zanim znów zanurkuje w jego łóżku, chciała co nieco z nim ustalić, no i pokazać mu, że nie miał jej na wyłączność. Choć czasem zupełnie nie chciało się jej gdziekolwiek iść, zmuszała się, bo miała żelazne postanowienie. Uznała, że czas wrócić do przestrzegania żelaznych postanowień. Rozejrzała się, czekając aż Jim przyniesie ich drinki. Tym razem założyła krótkie jeansowe szorty, wpuściła w nie miętową bluzeczkę z białym, okrągłym kołnierzykiem, a do tego wybrała czółenka na koturnie w odcieniu delikatnej mięty. Włosy spięła w węzeł nad karkiem. Plusem tego, że je ścięła było niewątpliwie to, że mogła czesać się w każdą fryzurę, jaka jej tylko przyszła do głowy. Jim odszedł od baru z pustymi rękoma. Miał na sobie czarny T-shirt opinający się na jego umięśnionych barkach, sprane jeansy i jego ulubione buty z wężowej skóry. Nie lubiła na nie spoglądać, bo zaraz przed oczami widziała to żywe zwierzę, którym kiedyś musiały być. Nie podobało jej się to, że Jimowi nie przeszkadzało noszenie czegoś, co kiedyś żyło, ale kiedy raz poruszyła ten temat, Jim poczuł się poważnie urażony, że ingerowała w to, co nosił. Z jednej strony miał rację. Nie mogła mówić mu, co powinien, a co nie. Choć i tak była przeciwna zabijaniu zwierząt dla butów czy płaszczy, ale zachowała to dla siebie. Jim lubił kontrowersję bardziej niż ona. Zsunął okulary z nosa i usiadł naprzeciw.
- Ktoś zaraz podejdzie. Jak ostatnio tu byłem to jeszcze nie mieli obsługi kelnerskiej – Scarlett skinęła głową, zerknęła na godzinę i wrzuciła telefon do torebki.
- Spieszysz się?
- Nie, to mój nawyk. Spoglądam na godzinę, nawet jak nie muszę jej znać – posłał jej swój uśmiech złotego chłopca i przyglądał jej się chwilę. Rozsiadł się na krześle.
- Mówiłem ci, że wyglądasz dziś wręcz obłędnie?
- Nie? – pokręciła głową, katem oka dostrzegając kelnerkę.
- To ci mówię. Wyglądasz obłędnie, jak będziesz tak dalej robić, to postradam przez ciebie zmysły – odparł spoglądając jej prosto w oczy. Scarlett uśmiechnęła się i skupiła uwagę na kelnerce.
- Co dla państwa? – zapytała, co rusz łypiąc na Jima.
- A co proponujesz – urwał odczytując jej imię na plakietce. – Sandy? – w sposobie, w jaki wymawiał jej imię niemal brzmiało zaproszenie do łóżka. Scarlett nie była pewna, czy robił to świadomie, ale przyprawiał tym o zawał serca trzy czwarte kelnerek, które ich obsługiwały. Być może powinna być zazdrosna, ale jakoś jej to nie ruszało, za to Sandy spłonęła rumieńcem.
- Mamy dziś w ofercie specjalnej cappuccino cynamonowe – odparła ledwo raz spoglądając na Scarlett. Została złapana w sidła uroku osobistego Jima.
- Poprosimy, dwa razy – dziewczyna skinęła głową i odeszła.
- A gdybym tak chciała coś innego? – zapytała, nie w porę przypominając sobie, że Jim nawet nie zapytał, czego się napije. Uraczył ją swoim zniewalającym uśmiechem.
- Zgadywałem. Wiem, co lubisz – zmrużyła oczy i przez moment rozważała jego słowa.
- Okej, niech ci będzie – znów rozsiadł się wygodnie. Scarlett założyła nogę na nogę. Zrobiła to powoli i jej uwadze nie umknęło, że Jim prześledził wzrokiem ten proces. – Jim, gdzie się wychowywałeś? – wyraźnie zaskoczyła go tym pytaniem. Zmarszczył brwi, po czym uśmiechnął się tak, jakby pytała o najbardziej niedorzeczną rzecz.
- Ależ ci się zebrało na wspominki, moja słodka – miała wrażenie, że Jim uznał jej pytanie za zabawne. Wcale takie nie było. Nie zamierzała odpuścić.
- To nie zwierzenia tylko zwykłe pytanie powodowane moją ciekawością – tym razem to Scarlett zaserwowała mu jeden ze swoich najbardziej uroczych uśmiechów. – Przecież wiesz, że jestem ciekawska – mrugnęła do Jim i po jego minie wiedziała, że odebrał ten sygnał tak, jak chciała. Najwyraźniej przypomniał sobie, do czego dotąd prowadziła jej ciekawość. 
- Burbank – odparł krótko. Kelnerka podała im cappuccino, zerkając na Jima, ale on stracił już całe zainteresowanie jej osobą. Odeszła szybko, wcześniej mówiąc, że jest do ich dyspozycji i czeka na dalsze zamówienia.
- Nie bolało, co? – sięgnęła po kawę i powąchała ją. Ładnie pachniała. Upiła łyk i otarła kącik ust, czując, że ubrudziła się pianką. Jim lustrował każdy jej ruch. – Kim byli twoi rodzice? – tym razem wywrócił oczami.
- Nie możemy porozmawiać na przykład o tobie? Moje życie przed graniem w serialach było naprawdę nieciekawe.
- Chcę wiedzieć – była stanowcza. Nie zamierzała dać się zwieść miłym słówkom. Spoglądała na niego czekając. Jim długo ważył w myślach odpowiedź.
- Ojciec pracował w Warner Bros, jako pomocnik pomocnika, a matka była niespełnioną aktorką. Szybko umarł, ona znalazła innego, który mnie nie trawił. Wyniosłem się jak skończyłem osiemnaście lat. Zadowolona? – dziewczyna pokiwała głową i upiła kolejny łyk kawy. Jim najprawdopodobniej myślał, że to już koniec, bo rozluźnił się, a jego rysy złagodniały. Ciekawe, czemu tak się wzbraniał przed mówieniem o przeszłości?
- Masz kontakt z mamą?
- Scarlett, cholera, to jest wywiad czy co? – obruszył się. Wyraźnie denerwowały go jej pytania. Nie były przecież niestosowne. Coś tu nie grało i nie zamierzała dać się zbyć.
- Coś ty taki nabzdyczony? Nie pytam cię o tajemnice rodzinne, tylko o błahe rzeczy, które mogłabym przeczytać w pierwszym lepszym wywiadzie.
- Do czego ci te ‘błahe rzeczy’? – przyjrzała mu się spod przymrużonych oczu, słysząc ironię w jego głosie.
- Do niczego – warknęła. Poczuła się urażona. Nie zrobiła nic złego, a on zachowywał się, jakby oczekiwała od niego niemożliwego. – Kiedy ty mnie o coś pytasz, odpowiadam ci, po prostu, bez robienia z tego sprawy. Widzę, że ty nie umiesz tego samego.
- Bo ta wiedza nie jest ci do niczego potrzebna. Ani moja matka, ani mój ojciec, ani to gdzie kiedyś mieszkałem, ani jaką szkołę skończyłem, ani to czy zbierałem znaczki. To są rzeczy nieważne, nie związane z tobą, ani z niczym, co miałoby cię interesować. To nie twoja sprawa – w jego głosie pobrzmiewała jakaś stalowa nuta. Coś niepodważalnego. Scarlett to się nie podobało. Po raz kolejny chciał ją uciszyć i narzucić swoje zasady. Być może był twardy i lubił rządzić, ale nie nią.
- Ach tak? – popatrzyła na niego ze złością. – Dobrze, że od razu stawiasz sprawy jasno. Trzeba było wcześniej mówić, że jestem w porządku tylko w pozycji horyzontalnej, to zostawiłabym mózg w innej fryzurze – warknęła.
- Daruj sobie, dobrze? Sama powiedziałaś, że nie chcesz pakować się w nic poważnego, więc skąd ta obraza majestatu? – znów ta ironia w głosie. Dlaczego za wszelką cenę chciał sprowadzić tą sprawę do tego poziomu? Najpierw ją zbywał, a teraz zachowywał się tak dziwnie. – Jest miło, ale ty musisz wszędzie wepchać swój śliczny nosek – jego pieszczotliwy ton zirytował ją jeszcze bardziej, niż wcześniejsza złośliwość.
- Wiesz co, Jim? – porwała torebkę z podłogi i pochyliła się w jego kierunku. – Wal się – odparła i z całym dostojeństwem na jakie ją teraz było stać, wyszła z restauracji.
Nie rozumiała tej sytuacji, ale bardzo jej się nie podobało. Najpierw zdjęcie, a teraz to. Jim chciał zmusić ją do pozostania w roli seks koleżanki, ale ona nie chciała tak się czuć. Lubiła go, ale swoim zachowaniem sprawił, że nie była pewna, czy powinna. Zbyt długo uczyła się wierzyć, ile była warta, żeby teraz ktoś to zniszczył. Miała zostać w Los Angeles jeszcze kilka dni ze względu na Jima. Teraz nie pozostało jej nic innego, jak zarezerwować lot do Berlina.

________________________
1. Post nr 27
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo