17 lipca 2013

88. The promises we made were not enough. The prayers that we had prayed were like a drug. The secrets that we sold were never known.

Tytuł: 30 Second to Mars Hurricane


32. miesiąc od rozstania; 5. czerwca 2014, Los Angeles – Hotel Sheeraton

Scarlett krążyła po pokoju. Choć w sumie nie krążyła, ale przecinała go wzdłuż. W tę i z powrotem. Jej laptop leżał na stoliku, a na ekranie widniała twarz Liv. Skype sprawdzał się znacznie lepiej niż telefony. Nie była przywiązana do słuchawki. Zaczęła opowiadać siostrze o swoich niepewnościach. Długo zwlekała, ale jak miała cokolwiek powiedzieć, skoro to dla niej samej to brzmiało niedorzecznie? Czuła się głupio mając przyznać się do swoich teorii spiskowych. Jednak noszenie tego w sobie nie pomagało. Było ciężarem. Musiała się tym z kimś podzielić. A z kim jak nie z siostrą, jedyną najlepszą przyjaciółką? Liv czekała. W międzyczasie obrabiała jakieś zdjęcia, więc nie ponaglała jej.
Od swoich poszukiwań na Facebook’u, Scarlett widziała się z Jimem raz. Później wyjechał do Tampy na zdjęcia. W sumie to jej to odpowiadało, bo nie chciała się z nim spotykać, póki nie będzie pewna, czy tego chce. A teraz nie miała tej pewności. Starała się nie myśleć o tym, że Jim mógł coś ukrywać. Skupiała się na tym, dlaczego miał przed nią tajemnice, które dotyczyły niej samej. Dlaczego kłamał o ludziach ze zdjęć? Co było w tym tak istotnego, a co przeoczyła?
- Liv? – zagadnęła, zatrzymując się naprzeciw monitora. Jej siostra kliknęła kilka razy i spojrzała w kamerkę. – Najbardziej męczy mnie to, że on wiedział u kogo szukać, że w jakiś sposób dotarł do Alphie’ego czy kogokolwiek, bo teraz już nie jestem pewna skąd je miał.
- Sprawdzałaś Facebook’a każdego z naszej paczki? To zdjęcie było w ogóle gdziekolwiek? – Scarlett zastanowiła się moment. Przeglądała wszystkie profile, ale nie przypominała sobie, by to zdjęcie było na którymś z nich. Tak skoncentrowała się na szukaniu Alberta, że nie pomyślała o sprawdzeniu, czy to zdjęcie gdzieś widniało.
- Nie przypominam sobie, skupiłam się na Alphie’m.
- Co on ci właściwie wtedy powiedział? – rozparła się wygodnie na krześle i przez moment kręciła szyją, bo najwyraźniej ścierpła pracując przy komputerze.
- Że zdobył je, że miał je od Alphiego – wymieniała bez większego przekonania. Nie do końca pamiętała przebieg tamtej rozmowy.
- Użył jego ksywy? – Liv, słysząc to, wyraźnie się zainteresowała, zdjęła z nosa okulary i przeczesała palcami włosy. Scarlett starała się przypomnieć sobie, czy Jim nazwał Alberta Alphie’m. Pokiwała głową i usiadła na krześle naprzeciw laptopa.
- Generalnie, zazwyczaj staję w obronie Jima, bo wszyscy skreślają go tylko dlatego, że nie jest Tomem, ale czy to nie dziwne, że on zna ksywę Steinbacha? Przecież używaliśmy jej tylko my. Dla reszty świata był Stein’em – to spostrzeżenie nie pomogło Scarlett. Wręcz przeciwnie – wyglądała na podminowaną.
- Liv, co ja mam zrobić? – załamała ręce i znów wstała z krzesła. Znów krążyła po pokoju. – To wszystko jest dziwne. Facet trudzi się sposób, żeby w pokrętny sposób zdobyć informacje na mój temat, które na dobrą sprawę mógłby wyciągnąć ode mnie. W dodatku ściemnia i wie rzeczy, których nie ma prawa wiedzieć. Pytanie po co, skoro nie jesteśmy ze sobą jakoś na poważnie. To tylko seks i kilka wyjść. Nie rozumiem tego – Liv wysłuchała tego i zastanawiała się chwilę. Scarlett zdążyła z powrotem zająć miejsce przed laptopem.
- Mogłabyś napisać maile do wszystkich. Zapytać o Alberta, czy coś – wzruszyła ramionami i sięgnęła po butelkę z wodą. Pociągnęła solidny łyk. – Choć to byłoby dziwne – zmarszczyła czoło. Przez chwilę kręciła się na krześle obrotowym. – Moje spostrzeżenia są takie: nie możesz wpadać w paranoję. To na pewno da się wyjaśnić. Z doświadczenia powinnaś wiedzieć, że niedomówienia i brak zaufania prowadzą do katastrofy. Musisz się dowiedzieć, czy Albert maczał w tym palce. Najprościej iść do niego. Mogę to zrobić, żebyś wiedziała, na czym stoisz, nim wróci Jim. Zawsze lubiłam Alphie’go, więc taka wycieczka mi nie zaszkodzi. Dalej, jeśli się okaże, że sprzedał to zdjęcie i Jim nie ściemnia, to dam mu w pysk za to, że je sprzedał i będę życzyć szczęścia. Natomiast, jeżeli Albert nie miał nic wspólnego ze zdjęciem, zrobię rozeznanie wśród reszty. Dla mnie to będzie mniej emocjonalne niż dla ciebie. Pasuje?
- Jesteś cudowna, Liv – blondynka uśmiechnęła się i trochę spokojniejsza opadła na oparcie krzesła. – Nie lubię niejasnych sytuacji. Potrzebuję wiedzieć, o co w tym tak naprawdę chodzi. Z Jima nie sposób wyciągnąć cokolwiek, jeśli nie chce mówić, ale będzie musiał, jeśli mu zależy na mnie. Jakkolwiek. Nie daje mi to spokoju. Dlaczego kłamał? Dlaczego przyleciał aż do Niemiec, żeby mnie przeprosić, skoro miał nieczyste intencje?
- Wciąż nie wiesz, czy były nieczyste. Nie świruj – Liv pogroziła siostrze palcem.
- Nie chciałabym rozstać się z nim w kłótni.
- Jakieś szczególne względy? – Liv popatrzyła w kamerkę tak, jakby to była Scarlett. Dziewczyna poczuła się prześwidrowana podejrzliwym spojrzeniem siostry.
- Powiedzmy, że… - zawahała się na moment. Jeśli chodziło o rozmowy na temat seksu nie krępowała się, kiedy w grę wchodził seks z Tomem. Teraz czuła się dziwnie mając o tym wspomnieć. Jakby to co robiła, było niewłaściwe. – Powiedzmy, że nie raz dałam się ponieść w łóżku i… nie chciałabym, żeby wykorzystał to przeciwko mnie – Liv uniosła brwi i długo patrzyła na Scarlett. To ją trochę skrępowało. Zwilżyła usta koniuszkiem języka i nerwowo schowała kosmyk włosów za ucho.
- Scarlett, ja jestem ostatnią osobą, która kiedykolwiek zechce cię oceniać. Póki nie kręcisz seks-taśm i póki ja nie znajduję ich w Internecie, to nie powiem słowa.
- Nie no. Bez przesady, ale oglądałaś wywiady z nim. Ma dosyć rozwiązły język.
- To w końcu chcesz z nim być, czy czekasz na powód, żeby zerwać? – zapytała, ignorując wcześniejsze słowa. To pytanie zaskoczyło Scarlett. Nie żeby go sobie nie zadawała, ale było trudne, a ona byłą w rozterce, bo tak naprawdę nie wiedziała, czego chciała. Choć nie, chciała wrócić do tego, co było nim znalazła to zdjęcie w książce, ale to było już niemożliwe. Nic nie mogło być takie samo, więc Liv trafiła w sedno.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Boję się chyba trochę, ale nie chcę być niesprawiedliwa. Jim wraca za pięć dni, chciałabym poukładać sobie to wszystko do tego czasu. Nie może tak być wiecznie, że będę z nim, ale tylko na pół, bo cały czas będę się zastanawiać, czy nie ma przede mną jakichś tajemnic, czy czasem nie dokopał się do jakichś faktów, których nie chciałabym ujawniać. Normalnych chłopak nie inwigiluje swojej dziewczyny, nie?
- Nie każdego stać na detektywa. Wiesz co? Zajmę się tym jutro. Chcę, żebyś miała już spokojną głowę.
- Dziękuję, Liv.
- Kocham cię siostrzyczko i nie pozwolę, żeby się martwiła, ale teraz przepraszam, bo Saoirse się obudziła, będziemy w kontakcie! – twarz Liv zniknęła, pojawił się motyw graficzny komunikatora. Scarlett przymknęła laptopa.
- Też cię kocham – szepnęła i podeszła do okna. Zdała sobie sprawę, że dawno tego nikomu nie mówiła. Liv zawsze znajdowała rozwiązanie jej problemów. Teraz żałowała, że zwlekała tyle dni z opowiedzeniem wszystkiego siostrze. Było jej lżej. Jej zobowiązania w Stanach powoli się kończyły. Szybko udało się nagrać dodatkową piosenkę na singla, a teledysk miał zostać nakręcony w ciągu kilku kolejnych dni.
Wiele czasu poświęciła Javierowi. Z nim niczym nie musiała się martwić. On dbał o wszystko. Dbał o nią. Dzięki niemu na chwilę zapominała o tym, co ją dręczyło. O Jimie, o samotności. Javier wypełniał sobą cały jej wolny czas, ale to było dobre. Razem z nim była na kolacji z kilkoma osobami z branży, towarzyszyła mu podczas jednego bankietu związanego z otwarciem nowej linii męskich kosmetyków. Chodzili do kina i na różne imprezy. Dobrze jej z nim było, ale to nie zmieniało faktu, że go po prostu lubiła. Nic więcej. Kiedy podawał jej rękę przy wysiadaniu z auta albo kiedy okrywał ją swetrem, nie czuła nic poza sympatią. Czasem zastanawiała się, czy była jeszcze zdolna do miłości, skoro nie potrafiła pokochać kogoś tak wspaniałego jak Javier.
Przy nim związek z Jimem wydawał się jej wręcz niewłaściwy. Bo przy Jimie czuła tylko pożądanie, łączył ich tylko pociąg fizyczny. To dla niej samej wyglądało tak, jakby każdy z nich mógł uczestniczyć w innej sferze jej życia, a przecież to nie mogło trwać wiecznie. Musiała jak najszybciej rozwiać swoje niepewności. Nie chciała nikogo skrzywdzić, a zwłaszcza siebie.
*

6. czerwca 2014, Berlin

Liv nie czuła się pokrzepiona wiadomościami, które udało jej się zdobyć. Coraz bardziej nie podobała jej się ta cała sprawa. Jeśli nie znajdzie klarownych argumentów, aby to wszystko wyjaśnić, przestanie bronić Jima. Bo w jego związku ze Scarlett pojawiło się zbyt wiele niewyjaśnionych pytań. Ciężkim krokiem pokonała schody. Rzuciła torebkę pod drzwiami swojego pokoju i przeszła do sypialni dzieci Shie’a. Dobiegały stamtąd ich głośne krzyki, więc jej córka nie mogła być nigdzie indziej. Zajrzała do środka. Julie siedziała na podłodze ze zmierzwionymi włosami i zaróżowionymi policzkami. Dzieci obsiadły ją z każdej możliwej strony, a ona starała się łaskotać każde. Miały ogromny ubaw, kiedy udało im się umknąć, a ona bardzo starała się łapać je nieskutecznie.
- Ciocia! – krzyknął Nico. – Zobacz, zobacz, zobacz! Pokonaliśmy mamę! – chłopiec podbiegł do Liv, a ona zmierzwiła mu włosy.
- Widzę właśnie – mrugnęła do niego i ukucnęła. Saoirse wyplątywała się spomiędzy kuzynek i cioci. Z piskiem podbiegła do mamy. – Cześć, szkrabie. Byłaś grzeczna? – ucałowała córkę w oba policzki i podniosła ją do góry. Saoirse mocno przytuliła się do mamy. Zupełnie, jakby przed momentem nie broiła za trzech.
- Nie było cię – poskarżyła się. Liv ucałowała córkę jeszcze raz i ściskała ją, póki dziewczynka nie zaczęła się wyrywać. – Kupiłaś mi coś? – zapytała spoglądając na Liv swoimi ogromnymi, piwnymi oczami.
- Tata ma coś dobrego dla ciebie – Nico nadstawił uszu i wymownie spojrzał na swoją ciocię. Liv nie umiała się nie uśmiechnąć. Być może żadne z dzieci nie było książkowe, ale cała czwórka stanowiła silna grupę pod wezwaniem łasuchów. – Tak się składa, że przypadkiem kupiliśmy więcej żelków niż nasza jedna córeczka mogłaby zjeść – Nico zaklaskał piszcząc z radości i pociągnął Roxie za rękaw, która zdążyła zakraść się obok brata. W takich chwilach byli zaskakująco zgodni.
- Wujek coś ma! – krzyknął i już go nie było. Julie wzniosła oczy ku niebu, załamując ręce nad swoimi dziećmi, ale też się uśmiechała. Podniosła się z podłogi i wygładziła bluzkę.
- Saoirse, kochanie, pójdziesz z ciocią do taty? Ja muszę szybciutko porozmawiać z ciocią Scarlett.
- Ciocia przyjedzie? – zapytała Lexie, chwytając mamę za rękę.
- Za kilka dni – Liv podała córkę szwagierce. – Uwielbiam cię, Jul – blondynka machnęła ręką. – Wprawdzie nie kupiłam ci żelków, ale dostałam całkiem niezłą Maderę. Pocieszy cię to?
- O taaaaak – powiedziała zadowolona. – Shie ma dziś nockę, Margo wsiąkła z Gustavem, więc zostajemy we trzy na placu boju. Co tam taka Madera, nie? – zapytała Saoirse wzruszając ramionami, a dziewczynka poklepała ciocię po policzkach.
- Tak myślałam, że nie będziesz miała nic przeciwko  – Liv ucałowała córkę w rączkę i zniknęła z jej pola widzenia, żeby Saoirse przypadkiem nie przypomniała sobie, że mama znów ją oddała w inne ręce. To był straszny dzień. Liv chciała, jak najszybciej dać córce kolację, wykąpać ją i położyć spać. A jeszcze bardziej chciała powiedzieć już o wszystkim Scarlett, bo czuła się zagubiona po tym, co usłyszała. Choć z drugiej strony wolałaby nigdy jej o tym nie mówić, żeby nie siać kolejnych niepewności. Już nie wiedziała, co powinna myśleć. Bała się, że jej siostra się podłamie. Była za oceanem, sama. Nie tak powinna przekazywać jej takie informacje. Laptop powoli się uruchamiał. W głowie obliczyła różnicę czasu. Były mniej więcej umówione na tą godzinę. Scarlett pewnie czekała. Skype włączył się sam, po starcie systemu. Zabrała komputer, usiadła na łóżku i kliknęła zadzwoń. – Niech się dzieje wola nieba – mruknęła.

Scarlett wzdrygnęła się, słysząc dźwięk połączenia. Był irytujący. Szybko odebrała i spojrzała w kamerę. Po kilku sekundach na ekranie pojawiła się zmęczona twarz Liv. Krzesło było niewygodne. Miała wrażenie, jakby każdy kant wbijał się w jej ciało. To chyba stres. Bardzo przejęła się tym wszystkim. To był niezbyt udany dzień. Nie potrafiła się na niczym skupić, więc skończyły z Gin szybciej niż zaczęły.
- I? – zapytała zabierając laptopa. Zobaczyła za plecami Liv ramę łóżka, więc poszła w jej ślady i wgramoliła się na swoje. Usiadła na samym środku, postawiła przed sobą laptopa i spojrzała w ekran.
- Dobrze, że usiadłaś wygodniej. Dopiero wróciłam, przytuliłam Saoirse i od razu dzwonię.
- Dzięki. Czekałam od godziny. Nie wyglądasz zbyt optymistycznie – schowała za ucho lok, który po raz kolejny opadł jej na policzek. Starsza z sióstr chwilę przypatrywała się siostrze. Scarlett była zmęczona. Liv bardzo żałowała, że nie mogła być teraz przy siostrze. Bała się reakcji Scarlett na to, co zaraz miała jej powiedzieć. Westchnęła. Przecież musiała to zrobić.
- Bo to był ciężki dzień. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że usłyszę to, co usłyszałam. Mam nadzieję, że nie będziesz miała mi za złe tego, że wykorzystałam trochę Shie’a. Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Jestem skołowana i nie wiem od czego zacząć – Liv potarła twarz dłońmi.
- Może od początku? Mówże, no – jęknęła. – Zaczynam się teraz bać bardziej, niż przez cały dzień. A wierz mi, że bałam się bardzo. Wymyśliłam milion scenariuszy i już teraz nie wiem, czy lepiej byłoby, gdyby Jim był czysty, czy gdybym mogła zwalić na niego całą winę i odejść. Chcę po prostu wiedzieć i wyjść z tego gówna, bo już mam dosyć pierwszoplanowej roli w tym całym dramacie – Scarlett ukryła twarz w dłoniach starając się wyrównać oddech. Była rozbita i zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. – Czy to, że chcę normalnie, spokojnie żyć, to tak dużo? Myślałam, że związek z Jimem pomoże mi wyjść na prostą. Wiesz, trochę randek, trochę seksu, trochę luzu, a co z tego mam? Po prostu mi powiedz. Ja zniosę wszystko. Mam dosyć niepewności – Liv pokiwała głową. Odetchnęła i rozejrzała się po pokoju. Na moment zniknęła sprzed ekranu i wróciła z butelką wody. Pociągnęła solidny łyk. Może, kiedy nie będzie jedyną osobą, która o tym wie, to ten cały bałagan nabierze sensu.
- Okej. Od początku. Najpierw pojechałam do Alberta. Miałam szczęście, adres się nie zmienił, ale… - zawiesiła na moment głos. Zerknęła jeszcze raz na siostrę, aby upewnić się, czy… sama nie wiedziała, co chciała zobaczyć. Bała się o siostrę. – Otworzyła mi jego mama – podjęła. – Powiedziałam, o co mi chodzi, że chciałabym pogadać z Albertem, że muszę zapytać go o coś ważnego i czy może mi powiedzieć, gdzie mogę go znaleźć. I tu zaczęły się schody – popatrzyła wprost w kamerkę. To spojrzenie zmroziło blondynkę. – Alphie nie żyje, Scarlett. Zginął w wypadku samochodowym dwa lata temu – dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wpatrywała się w ekran z kamienną twarzą. Nawet nie zadrżała. Jakby spodziewała się tego, że to co usłyszy, złamie ją. Scarlett zobojętniała. A Liv wiedziała, czym w jej wypadku grozi zobojętnienie. Zamiast dzwonić, powinna zapakować siebie, Saoirse i Georga w samolot i powiedzieć to siostrze twarzą w twarz. Tak nie była w stanie jej pomóc. Nie mogła jej przytulić, nie mogła pocieszyć. Mogła tylko patrzeć w kamerkę. Czyli mogła… nic. Wiedziała, że to koniec z Jimem. Choć nie skończyła jeszcze opowiadać wszystkiego. W takich momentach się po prostu wie. Scarlett siedziała tak chwilę w milczeniu, oddychała płytko, a jej oczy stały się puste. Liv czekała, wiedziała do jakich wniosków dochodzi jej siostra. Teraz układanka mogła zacząć układać się w całość. Choć jej obraz i tak niewiele mógł im dać. Skoro Alphie nie żył, to skąd Jim mógł znać jego przydomek? I to taki, którym posługiwała się tylko ich grupa? Skąd dowiedział się o Albercie, skoro nie żył już od dwóch lat? Skąd dowiedział się o ich zdjęciu, skoro nie figurowało na żadnym portalu? Liv zrobiła wyszukiwanie przez obraz. Nic nie wykazało. To zdjęcie nie istniało w sieci, więc nie znalazł go w Internecie.
- Mów dalej – szepnęła podnosząc na nią wzrok. Liv nie próbowała się sprzeciwiać, proponować, że przyleci, czy cokolwiek. Wiedziała, że musi wyznać teraz wszystko, a potem lecieć do Scarlett. Jak najszybciej.
- Jednak najgorsze zobaczyłam, kiedy weszłam do ich salonu. Tuż nad kominkiem zawieszona jest duża anty-rama ze zdjęciami Alberta i to zdjęcie znajduje się w tej anty-ramie i to niemal na środku, obok jego portretu. Jak to zobaczyłam zrezygnowałam z jakiejkolwiek obrony wobec Jima. Bez względu na to, jak dowiedział się o Albercie i zdjęciu, to po prostu okrutne mieszać w to wszystko zmarłego. Widziałam twarz jego matki, kiedy pytałam ją o Alphie’go. Nie wiem, co chciał osiągnąć i jakie ma intencje, ale stracił u mnie wszystko – blondynka popatrzyła znów w kamerkę. Była tak niepokojąco spokojna. Liv pamiętała ją taką. Scarlett ukryła się za swoim murem. Znów. Wybuch na początku rozmowy stanowił tylko efekt chwilowej słabości. Liv na miejscu Scarlett zaczęłaby panikować. A ona wydawała się być nieporuszoną. Tylko te jej oczy. Te zlęknione oczy, zdradzały wszystko.
- Mów dalej – powiedziała cicho.
- Zapytałam jego mamę, czy ktoś wcześniej pytał o niego albo o jakieś jego zdjęcia. Zaprzeczyła. Więc spytałam, czy zna adres kogoś z naszych znajomych. Nie znała, więc zadzwoniłam do Shie’a i poprosiłam, żeby to dla mnie sprawdził. Nie wnikałam w szczegóły, powiedziałam mu, że to ważne i że sama mu wyjaśnisz. Myślę, że w pewnym momencie będzie musiał wiedzieć, Scarlett – dziewczyna skinęła głową, a Liv mówiła dalej. – Z twoich poszukiwań na Facebook’u wynikło, że w Niemczech mieszkają teraz tylko Christine, Mateo i Natasha. Samara wyjechała do Anglii, ale nie z Bastianem. Później dowiedziałam się, że nie mogła poradzić sobie ze śmiercią Mike’a. Shie podał mi ich adresy. Pojechałam najpierw do Natashy. Zapytałam ją o zdjęcie, czy je ma, czy pamięta. Była w szoku, jak mnie zobaczyła. Dokładnie obserwowałam ją, ale nie wydaje mi się, żeby kłamała. Mówiła, że zdjęcie gdzieś miała, ale nie była pewna, czy nie przepadło przy przeprowadzce. Nikt do niej nie przyszedł i nie pytał o nie. Potem pojechaliśmy do Christine i Mateo. Byli jeszcze bardziej zaskoczeni moją wizytą niż Natasha. Ich zdjęcia znajdowały się w albumie. Nawet mi je pokazali. Nikt u nich w tej sprawie nie był. Wczoraj napisałam do Bastiana. Odpowiedział mi rano. Wszystkie jego szpargały z tamtych czasów przepadły. Zaprószył ogień papierosem. Tyle wiem od niego. To wszystko jest bardzo dziwne, Scarlett. Zakładam, że mówią prawdę. Choć nie mam żadnej pewności. Ludzie robią różne rzeczy dla kasy. Została jeszcze Samara, ale nie sądzę, by chciała rozstać się z jakąkolwiek pamiątką po Millerze – młodsza z sióstr znów skinęła głową. Milczała.– Scarlett, powiedz coś – poprosiła. A blondynka dumała przez chwilę. Wyglądała, jakby ktoś podciął jej skrzydła, jakby spuścił z niej powietrze. Wydawała się zmęczona i zrezygnowana. Najgorsze było to, że nie wpadła w histerię, ani w panikę. Liv wiedziała, że to mogło oznaczać tylko to, że Scarlett została bardzo mocno zraniona. Ten przeklęty mur wracał.
- Jim mnie okłamał – powiedziała spokojnie. – Po tym, co mi powiedziałaś, sądzę, że kłamie od początku. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego. Jak dowiedział się o zdjęciu, o Albercie, o paczce, o wszystkim, skoro nigdy o tym nie mówiłam. Jutro poproszę człowieka od PR’u, żeby zbadał wszystkie informacje o mnie, które jakoś wyciekły do sieci. Mike nie żyje. Zakładając, że wszyscy inni mówią prawdę, to Jim dowiedział się znikąd. Jestem pewna, że tu chodzi o coś więcej. Czegoś nie wiemy, pomijając to, że nie wiemy niemal nic.
- No, Mike nie mógł raczej mu go dać, ale z powietrza też nie spadło – mruknęła. – Skoro bawimy się w śledcze, musimy zrobić głębszy research. Musimy dowiedzieć się, skąd Jim ma te informacje, dlaczego kłamał. W sumie, jak dowiemy się czegokolwiek, to będzie dobrze.
- Tylko jak? Liv powiedz mi coś, co zabrzmi rozsądnie, bo od jakiegoś czasu mam wrażenie, że gram w jakimś filmie. Czekam tylko, aż ktoś wreszcie powie: cięcie albo mamy cię! To wszystko jest takie dziwne. Nie rozumiem, dlaczego to wszystko przytrafia się mnie. Nie uważasz? – Liv nie odpowiedziała, a Scarlett kontynuowała. W jej głosie nie było rozpaczy, dociekań, żalu, jakichkolwiek gwałtownych emocji. Było w nim trochę bezradności, ale Scarlett powoli opanowywało zobojętnienie. – Przyjmując, że nie kłamali, to w jaki sposób mógł je zdobyć? Jim miał oryginał, widziałam podpisy. Nie pojmuję tego wszystkiego, Liv. Nie umiem zebrać myśli. Nie rozumiem, co on chce osiągnąć. Po co te kłamstwa? Po co to wszystko? – zastanawiała się na głos.
- Zawsze starałam się być obiektywna, ale teraz już sama nie wiem. Nie widzę żadnego argumentu na jego obronę. Wie, że istniał ktoś taki, jak Alphie. Skłamał, że miał zdjęcie od niego. Albo dobrze zapłacił jego matce za informacje albo go znał. Bo inaczej po co mówiłby, że kupił je od niego, skoro łatwo się dowiedzieć, że Albert nie żyje. Idąc dalej, są dwie opcje: albo nie wiedział, że nie żyje albo rzucił jego ksywę na odczepne, ale tu wracamy do punktu wyjścia, bo nawet jeśli rzucił ją na odczepne, to musiał wiedzieć, kim był Alphie. Czyli wiedział o paczce, a skoro o niej wiedział, wciąż istnieje teoria, że Natasha, Bastian albo Samara kłamią.
- Jak miałby znać? Skąd? Skoro pochodzi z Burbank? I w ogóle Albert i Jim? Jim i którekolwiek z nich? Niby jak mieliby się znać? – Scarlett pokręciła głową. Coś jej w tym nie grało. Wiedziała, że była w tym jakaś luka, której jeszcze nie zauważyła. Po prostu czuła, że coś pominęła. Dotknęła opuszkami palców skronie i pomasowała je delikatnie. Rozbolała ją głową. Zachciało jej się spać. Choć to dziwne, bo była pewna, że nie zaśnie tej nocy.
- Nie wiem, ale myślę, że coś przeoczyłyśmy – Liv najwyraźniej odczytała jej myśli.
- Zarezerwuję pierwszy samolot do Berlina. Musisz mi to wszystko jeszcze raz opowiedzieć. Razem może jakoś to poskładamy.
- Nie chcę, żebyś dziś była sama. Pojedź do Javiera.
- Nie, nie trzeba. On będzie pytał, o co chodzi, a ja nie chcę mu opowiadać. Poradzę sobie. Hotel jest chroniony, a Jim jest w Tampie. Wszystko będzie dobrze – uśmiechnęła się blado. – Idź do Saoirse – Liv kiwnęła głową i już miała się rozłączać, gdy gwałtownie popatrzyła na Scarlett.
- To ja do ciebie przylecę – powiedziała szybko. – Georg jest częściowo wtajemniczony, więc będzie zajmował się Saoirse, a my coś wymyślimy. No i nie będziesz sama. Tam, na miejscu też będzie lepiej to wszystko rozegrać. Jutro oglądamy mieszkania, więc zarezerwuję lot na wieczór albo pojutrze rano.
- Nie chcę, żebyś rozwalała swoje plany przeze mnie – Scarlett przeczesała palcami włosy i popatrzyła wprost w kamerkę. To spojrzenie miało zniechęcić Liv, ale znała ją na tyle, by spostrzegła, że wewnętrznie jej siostra chciała, żeby do niej przyjechała.
- Przestań nawet tak mówić. Pogłówkuję, zastanowię się jakie mamy wyjścia. Shie’a o nic nie będę pytać, bo wywęszy spisek. A tego na razie nie chcemy. W sumie te tomy kryminałów w końcu mogą się na coś przydać – uśmiechnęła się pokrzepiająco, choć to na nic się zdało. – Będziemy w kontakcie.
- Dziękuję, Liv – nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, Scarlett rozłączyła się. Zamknęła laptopa i wyszła na taras. Uwielbiała Los Angeles. W powietrzu było czuć zapach spełnionych i przegranych marzeń. Ale teraz Scarlett czuła się bardzo, bardzo samotna i nie potrafiła wyczuć niczego poza zapachem swojego lęku.

7. czerwca 2014, Berlin

Liv usiadła na schodkach prowadzących z korytarza do salonu. Rozejrzała się po pokoju. Był duży, przestronny i ustawny, przede wszystkim – jedne drzwi, a raczej łuk ścienny i jedno duże okno. Reszta przestrzeni do zagospodarowania. Georg wyszedł z pomieszczenia przeznaczonego na łazienkę, lekko zeskoczył ze schodków i stanął przed nią. Uśmiechnęła się i powoli wstała. Nie czuła się w nastroju do oglądania mieszkań, ale wiedziała, że nie mogła dać się zwariować. Samolot mieli z samego rana, Georg nie był szczęśliwy z powodu tej wycieczki, ale zgodził się, więc ona teraz nie chciała zawieść jego. Nie mogła, bo ich własne życie było równie ważne jak problemy jej siostry. Nie chciała odsuwać ich na dalszy plan i biec ślepo do Scarlett. Nauczyła się, że wszystko da się rozwiązać. Każdy problem, trzeba tylko próbować, więc próbowała. Dziś oglądają mieszkania, a jutro będzie ratować swoją małą siostrzyczkę. Odwiedzanie mieszkań pomogło jej oczyścić umysł. Oderwała na chwile myśli od tych wszystkich pytań pozbawionych odpowiedzi, być może kiedy spojrzy na nie z innej perspektywy, okażą się nie aż tak bardzo zawiłe? Popatrzyła na szatyna. W jego oczach czaił się spokój. Właśnie tego potrzebowała – spokoju. Georg był zadowolony. Wprawdzie wiedział, co ją dręczyło, ale ten dzień wydawał się być naprawdę udany.
- Myślę, że zmieści się wanna i prysznic. Można też zrobić tak, że tam będzie wanna, a w toalecie wciśniemy kabinę – odparł spoglądając dziewczynie w oczy.
- Ten drugi pokój – drugi z pokojów zamyśle Liv, to druga z trzech sypialni, które znajdowały się w tym mieszkaniu. – Byłby Saoirse – powiedziała po namyśle. – Myślę, że pod oknem stałby kojec albo łóżeczko, ale raczej kojec albo zabawki. Mam dużo pomysłów – słysząc te słowa, Georg uśmiechnął się szeroko. – Tam jest jasno i ładnie – dodała, a szatyn wyciągnął do niej ręce. Objął Liv w talii i lekko przyciągnął ją do siebie.
- Taką cię kocham – pocałował ją w czoło.
- Tu jest naprawdę ładnie – szepnęła i przytuliła się do chłopaka. Nie wypuszczając jej z objęć, zwrócił się do kobiety, która pokazywała im mieszkania.
- Do kiedy musimy się jakoś określić?
- W następny czwartek mam umówionych kolejnych chętnych. Mam dla państwa jeszcze dwie oferty.
- Chcesz je zobaczyć? – Liv kiwnęła głową. – To jedźmy – skierowali się do wyjścia. Georg cały czas obejmował Liv ramieniem. Obejrzała się, nim wyszli. Chciała tam wrócić. Chciała, by to mieszkanie stało się miejscem wolnym od lęków i trosk.
*

Nowy Jork

Tom pieczołowicie oglądał rowery. Badał każdy detal. Sprawdzał koła, kierownicę, siodełko. Skupił się na tym tak, jakby wybierał Ferrari. Bill trochę się przy tym nudził, ale jego bratu bardzo zależało na kupieniu najlepszego roweru, więc nic nie mówił. Odkąd wrócili z Niemiec powtarzał, że musi sprawić Davidowi rower.
- Podoba ci się któryś? – zapytał, blokując swojego IPhone’a. Schował go do tylnej kieszeni jeansów. Tom popatrzył na niego chwilę w skupieniu. Wstał z kucek i wskazał dwa rowery. Oczywiście zamierzał kupić synowi BMX’a.
- W sumie, to nie wiem, czemu nie zrobiłem tego wcześniej. David jeździł grechotem po Lenie. Ten czarno-pomarańczowy jest niezły. Tak się zastanawiam, kto mu go złoży. Nie poproszę Gordona, bo raczej omija matkę Leny.
- Może wyślesz Matty albo Jo? Nie ochraniają nas, więc mogą tam podjechać.
- O, dobra myśl – wskazał palcem na Billa i przykucnął z powrotem przy rowerze. Tym razem przy czarno-neonowo zielonym. Bill spostrzegł zbliżającego się pracownika sklepu, więc wsunął okulary na nos i oddalił się nieco. I tak nie przydałby się na nic. Podszedł do witryny i spostrzegł zbliżającą się Amy. Jak zwykle na czas. Umówili się na obiad. Bill zauważył, że coraz bardziej stroiła się na spotkania z Tomem. Podobał mu się jej retro-styl i musiał przyznać, że pasowało jej to. Amy była z tych dziewczyn, które w pozytywny sposób odznaczały się na tle innych. Nie musiała ubierać się ekstrawagancko, ani nic z tych rzeczy. Taka była. Łatwo było ją wyłowić w tłumie, emanowała z niej jakaś pozytywna energia. Zerknął na Toma. Finalizował zakup. W końcu. Tom robił szybko zakupy, ale jeśli chodziło o Davida, potrafił pół dnia dywagować nad jedną rzeczą. Uznał, że nie musiał czekać na niego w środku. Wyszedł na zewnątrz. Amy uśmiechnęła się na jego widok. Ucałował ją w policzek na powitanie.
- Kupił? – zapytała wsuwając na nos swoje ciemne okulary. Tak już się utarło. Jeśli gdzieś razem szli, wszyscy troje chowali się za ciemnymi szkłami. Zaczęła to robić sama z siebie. Być może lepiej czuła się, kiedy nie odstawała od nich, a może wolała pozostać bardziej anonimową. Choć i tak – jeśli wierzyć temu, co mówił Jost – fani wyłowili ich i fotki z Amy, krążyły już po sieci. To było nieuniknione. Mówi się trudno. Był czas przywyknąć. Nie żeby nie chciał się z nią fotografować. Po prostu nie lubił, kiedy utożsamiano go z ludźmi, z którymi następnego dnia miał już się nie znać. Amy teoretycznie nie była na chwilę, ale kto to wiedział, jak będzie? No i w ogóle nie lubiłam, kiedy robiono mu zdjęcia, gdy istniało zagrożenie, że miał ketchup na brodzie. Jak to mówią: cena sławy. Bill pokiwał głową.
- Spędziliśmy tam dwie godziny. Ja lubię Davida, ale to było niemiarodajne poświęcenie – uśmiechnął się od ucha do ucha, a Amy pokręciła głową. Wiedziała o uwielbieniu, jakim Tom darzył syna. Zdążyła się już o nim nasłuchać, więc potrafiła sobie wyobrazić, jak długo zmieniał zdanie, zanim kupił odpowiedni rower.
Obaj polubili w niej to, że była zainteresowana ich opowieściami, zadawała pytania, ale nie wyciągała z nich informacji. Po prostu słuchała. Bill sądził, że domyśliła się więcej z tego, co kryło się między wierszami, niż z tego, co rzeczywiście jej mówili, ale tak dobrze się z nią rozmawiało, że nie sposób było cedzić informacje. No i przecież nie można się wiecznie kontrolować. Nie można też wiecznie nie ufać. A ona chyba zasłużyła na zaufanie. Bill ją lubił i coraz częściej zastanawiał się, co będzie, kiedy ich wielka wyprawa dobiegnie końca. Nie wierzył w to, że Tom zastanie w Nowym Jorku, jeśli byliby razem, ani w to, że Amy pojedzie z nimi do Niemiec. A związki na odległość nie wychodzą. Czasem, kiedy siedział sam w hotelu i czekał na Toma, zastanawiał się, czy któreś z nich zdawało sobie sprawę z tego, że to nie będzie trwało wiecznie, że tu chyba nie mogło być happy endu. Sam nie wiedział, co o tym myśleć. Nie tykał własnych spraw, więc nie powinien się w to mieszać. Inna sprawa, że nie potrafił się tego trzymać.
- Mam nadzieję, że chłopakowi się będzie podobał.
- Na pewno. W to nie wątpię. Wszystko, co dostaje od Toma, darzy uwielbieniem. A jak twój artykuł? Redaktorka była zadowolona?
- Dostałam w nagrodę cukierka. Anyżowego. Był paskudny, ale cóż. Opłaciło się go zjeść przy niej, bo kiedy nie je sama, ma mniejsze wyrzuty sumienia, a mniejsze wyrzuty, to lepszy nastrój, a lepszy nastrój, to… wiesz. Powiedziała, że chce go wepchnąć na bodaj piątą od końca stronę, ale to nic. Pierwszy raz mój artykuł trafi do  numeru. Czuję się boska – westchnęła zadowolona uśmiechając się od ucha do ucha. – Emma White na rozkładówce. Mama zbieleje ze zdziwienia.
- Kto? – Bill popatrzył zdziwiony na Amy, nie bardzo wiedząc, co Emma White ma do jej pierwszej publikacji. To jej pseudonim? Czy coś przeoczył? Amy roześmiała się i zaczęła tłumaczyć mu, kim była Emma White. A potem przypomniała jej się inna rzecz, która natychmiast musiała mu opowiedzieć i nie wiedzieć kiedy zjawił się Tom. Rozmowa z Amy była łatwa. Nie trzeba było wymyślać tematów, ani zastanawiać się, co teraz powiedzieć. Słowa przychodziły same, tematy wyskakiwały jeden z drugiego i brakowało zawsze czasu, żeby wszystko omówić. Tym bardziej, kiedy spotykali się we trójkę. Wtedy myślał sobie, że miło byłoby, gdyby mogli wrócić do domu i zabrać ze sobą beztroskę, jaką niosło ze sobą życie w Nowym Jorku. No i Amy też.
*

 8. czerwca 2014, Los Angeles, Hotel Sheeraton

Liv zamknęła za sobą drzwi, obejmując spojrzeniem pokój. Scarlett leżała na łóżku, twarzą w stronę okna. Oczy miała przymknięte, ale Liv była pewna, że nie spała. Jej siostra wyglądała, jakby nie spała od bardzo wielu nocy. Kiedy rano wyszła po nich, miała na sobie ubrania z poprzedniego dnia. Pod hotel podjechali o szóstej piętnaście, a Scarlett przyznała, że jeszcze nie zdążyła zasnąć. Liv miała nadzieję, że doprowadzi siostrę do jako takiej równowagi. Nie mogła się teraz podłamać. Musiała być silna, żeby doprowadzić sprawę Jima do końca. Podeszła do łóżka i nakryła siostrę kołdrą.
- Nie śpię – mruknęła, otwierając oczy. – Miałam nadzieję, że jak będę miała zamknięte oczy, to całe to bagno zniknie – Liv przysiadła na brzegu materaca.
- Ktoś mądry powtarzał kiedyś bardzo często, że nie ma takiej rzeczy, która byłaby w stanie go pokonać. Sprawić, że nie podniesie się z upadku. Wierzyłam tamtej osobie, bo nigdy się nie poddawała. Była najdzielniejszą osobą, jaką znałam i imponowała, bo nie byłam tak silna nawet w połowie. Ta osoba później złagodniała, a potem wydarzyło się jeszcze tyle trudnych rzeczy, że chyba zapomniała, że zawsze walczyła do końca – Scarlett popatrzyła na siostrę nieco zaskoczona jej słowami. Nigdy nie rozmawiały o tamtym okresie, ani o Paulu, ani o tym, że w pewnym momencie to Scarlett zaczęła stawać w obronie Liv, że to ona była tą dzielną siostrą. O pewnych rzeczach nie trzeba mówić, nie trzeba ich podkreślać, by znać ich wagę. To była jedna z takich spraw.
- Kiedy to mówiła, musiała być naćpana albo bardzo naiwnie nastawiona do życia.
- Serio? – Liv popatrzyła na siostrę spod sceptycznie uniesionych brwi. – Nie wierzę. Ani ciut, ciut.
- Czasem, jak myślę o moim życiu przed poznaniem Toma albo krótko po tym, to zastanawiam się, jak udało mi się być taką niezłomną, dzielną, w ogóle… twardą. Teraz też próbuję, ale to mi się wydaje niewykonalne. Staram się wziąć w garść, myśleć o tym, że mam te niecałe dwadzieścia trzy lata, a nie o tym, że zdążyłam już pochować ojca, dwójkę dzieci i mieć załamane serce, nawet dwa razy. Ciężko jest wierzyć, że ma się całe życie przed sobą, gdy za sobą zostawia się takie sprawy.
- A może to jest szansa na to, żeby doprowadzić stare sprawy do końca i przestać oszukiwać się, że wszystko jest okej? Bo prawda jest taka, że wpakowałaś się w związek z Jimem i przyjaźń z Javierem tylko dlatego, że chciałaś uciec od tego, że wciąż kochasz Toma i nie umiałaś się z tego otrząsnąć – blondynka wydawała się coraz bardziej oniemiała przez to, co Liv jej mówiła. – Nie musiałyśmy o tym rozmawiać, żebym się domyśliła. Może popełniam błędy, ale głupia nie jestem. A ty moja droga tak bardzo boisz się błędów, że idziesz przez życie na około. Dlatego uważam, że musimy dowiedzieć się, o co chodzi Jimowi. Dlaczego kłamie, skąd zna ludzi z twojej przeszłości, no i najważniejsze: czego od ciebie chce. Może Google Chrome nam nie da odpowiedzi na wszystkie pytania, ale na pewno okaże się pomocne – Scarlett długo trawiła słowa siostry. Minęła może minuta albo pięć. Liv czekała. Spoglądała łagodnie w jej zlęknione oczy i nic już nie mówiła. To wystarczyło, żeby Scarlett wyciągnęła odpowiednie wnioski. Na usta cisnęło jej się jeszcze wiele mądrości, ale darowała sobie. Nie zwykła kopać leżącego. Ona wpakowała się w to emocjonalnie, bo chodziło o jej siostrę, ale Georg był stosunkowo obiektywny. W trakcie lotu powiedział jej mądrą rzecz. A mianowicie, że sytuacja została rozdmuchana do kolosalnych rozmiarów. Tyle razy wałkowały temat, że to wygląda tak, jakby Jim ukrył przed Scarlett morderstwo. A tak naprawdę istotne jest to, że skłamał w sprawie zdjęcia i Alberta. I należało skupić się na tym, czy istniało prawdopodobieństwo, że ktoś jednak mu je sprzedał. W grę wchodzili: Natasha, Bastian i Samara. Nie byli w stanie tego zweryfikować, więc siłą rzeczy musieli założyć, że żadne z nich tego nie zrobiło. Kolejna sprawa, należało dowiedzieć się, w jaki sposób Jim dowiedział się o istnieniu zdjęcia i tych ludzi. Niestety był jedyną osobą, która mogła rozwiązać tą zagadkę. Ale pomocna mogłaby być dla nich jego przeszłość i w tym celu musiały wykorzystać Internet. Czytać wywiady i artykuły na jego temat, przeglądać strony fanowskie i miejsca, gdzie zamieszczone zostały jego biografie. Być może jakaś drobna informacja znaleziona na jakiejś stronie zaważy na tym, czy zostanie uznany za krętacza, czy oczyści go. Bo przecież świat tak naprawdę był mały i Felstonowie mogli mieć rodzinę w Niemczech, która graniczyła z którąś z rodzin ich znajomych. Jim znał perfekcyjnie niemiecki, więc coś mogło w tym być. W tym momencie i tak wracali do punktu wyjścia. Dlaczego kłamał? Liv wiedziała, że opowie to wszystko Scarlett. Być może we dwie dojdą do kolejnych wniosków, usystematyzują informacje i coś wymyślą. Jednak zanim to zrobi, jej siostra musiała się otrząsnąć. – Saoirse używa sobie na basenie. Ledwo weszła do brodzika, a już ochlapała swojego szanownego tatusia. Czasem mam wrażenie, że Georg przy niej cofa się w rozwoju, zamiast dawać jej przykład. To co teraz powiem, może zabrzmieć okrutnie, ale jeśli nie zrobimy tego, jeśli nie tkniemy tego gów’na, nie ruszysz z miejsca, bo będziesz tkwić w tym, w którym byłaś, kiedy znalazłaś to zdjęcie.
- A jeśli ruszysz gów’no to zaczyna śmierdzieć – Scarlett odrzuciła kołdrę i głośno wypuściła powietrze. – Wiem, co chciałaś mi powiedzieć – spojrzała na Liv i nie było w tym już tylko lęku. Była też złość. – Póki tego nie zakończę, nie będę miała swojej Saoirse, ani swojego Georga. Póki będę tkwić w tym gów’nie, sama będę śmierdzieć. I nic się nie zmieni, a zasłużyłam na to, żeby się w końcu zmieniło, żeby było dobrze. Od trzech lat siedzę w gów’nie, zadłużyłam na to, żeby to się skończyło.
- Ujęłaś to bardzo… - zmarszczyła nos. – Bardzo obrazowo.
- Myślałam, że taki związek bez zobowiązań pozwoli mi uwolnić się od wrażenia, że należę do Toma. Myślałam, że nie będę musiała się martwić o uczucia, o cokolwiek. A tak naprawdę związek z Jimem sprawił, że wróciłam do najgorszych chwil w moim życiu. Zróbmy to, Liv. Dowiedzmy się, co on ukrywa, choćbym musiała prosić Shie’a, żeby przetrząsnął wszystkie policyjne bazy. Zróbmy to, żebym w końcu mogła uwolnić się i iść dalej. Nie ma już Toma, który złapie mnie, gdy upadnę, który ochroni mnie przed mną samą. Znów jestem tylko ja. Znów musze zrobić to sama, choćby nie wiem co – podniosła się z łóżka i wygładziła ubranie. Na stoliku leżała poskręcana gumka do włosów. Wzięła ją i związała włosy w niedbały kok na czubku głowy. Popatrzyła na Liv. – Odpal laptopy, a ja przygotuję kawę. Nie pozwolę, żeby Jim zrobił ze mną to, co zrobił Mike – odmaszerowała, a starsza siostra odprowadziła ją wzrokiem. Scarlett się myliła. Nie była sama. Jak zawsze popadała w skrajności. Z marazmu przeszła do stanu tykającej bomby. Kwestia czasu, aż nastąpi wybuch.

Liv wstała i ustawiła laptopy na stole. Włączyła je i usiadła przed swoim. Cokolwiek miało się dziać – właśnie się zaczęło. 
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo