Tytuł: 30 Second to Mars Hurricane
32. miesiąc od
rozstania; 5. czerwca 2014, Los Angeles – Hotel Sheeraton
Scarlett krążyła po pokoju. Choć w sumie nie krążyła, ale
przecinała go wzdłuż. W tę i z powrotem. Jej laptop leżał na stoliku, a na
ekranie widniała twarz Liv. Skype sprawdzał się znacznie lepiej niż telefony. Nie
była przywiązana do słuchawki. Zaczęła opowiadać siostrze o swoich
niepewnościach. Długo zwlekała, ale jak miała cokolwiek powiedzieć, skoro to
dla niej samej to brzmiało niedorzecznie? Czuła się głupio mając przyznać się
do swoich teorii spiskowych. Jednak noszenie tego w sobie nie pomagało. Było
ciężarem. Musiała się tym z kimś podzielić. A z kim jak nie z siostrą, jedyną
najlepszą przyjaciółką? Liv czekała. W międzyczasie obrabiała jakieś zdjęcia,
więc nie ponaglała jej.
Od swoich poszukiwań na Facebook’u, Scarlett widziała się
z Jimem raz. Później wyjechał do Tampy na zdjęcia. W sumie to jej to
odpowiadało, bo nie chciała się z nim spotykać, póki nie będzie pewna, czy tego
chce. A teraz nie miała tej pewności. Starała się nie myśleć o tym, że Jim mógł
coś ukrywać. Skupiała się na tym, dlaczego miał przed nią tajemnice, które
dotyczyły niej samej. Dlaczego kłamał o ludziach ze zdjęć? Co było w tym tak
istotnego, a co przeoczyła?
- Liv? – zagadnęła, zatrzymując się naprzeciw monitora.
Jej siostra kliknęła kilka razy i spojrzała w kamerkę. – Najbardziej męczy mnie
to, że on wiedział u kogo szukać, że w jakiś sposób dotarł do Alphie’ego czy
kogokolwiek, bo teraz już nie jestem pewna skąd je miał.
- Sprawdzałaś Facebook’a każdego z naszej paczki? To
zdjęcie było w ogóle gdziekolwiek? – Scarlett zastanowiła się moment.
Przeglądała wszystkie profile, ale nie przypominała sobie, by to zdjęcie było na
którymś z nich. Tak skoncentrowała się na szukaniu Alberta, że nie pomyślała o sprawdzeniu,
czy to zdjęcie gdzieś widniało.
- Nie przypominam sobie, skupiłam się na Alphie’m.
- Co on ci właściwie wtedy powiedział? – rozparła się
wygodnie na krześle i przez moment kręciła szyją, bo najwyraźniej ścierpła
pracując przy komputerze.
- Że zdobył je, że miał je od Alphiego – wymieniała bez
większego przekonania. Nie do końca pamiętała przebieg tamtej rozmowy.
- Użył jego ksywy? – Liv, słysząc to, wyraźnie się zainteresowała,
zdjęła z nosa okulary i przeczesała palcami włosy. Scarlett starała się
przypomnieć sobie, czy Jim nazwał Alberta Alphie’m. Pokiwała głową i usiadła na
krześle naprzeciw laptopa.
- Generalnie, zazwyczaj staję w obronie Jima, bo wszyscy
skreślają go tylko dlatego, że nie jest Tomem, ale czy to nie dziwne, że on zna
ksywę Steinbacha? Przecież używaliśmy jej tylko my. Dla reszty świata był
Stein’em – to spostrzeżenie nie pomogło Scarlett. Wręcz przeciwnie – wyglądała
na podminowaną.
- Liv, co ja mam zrobić? – załamała ręce i znów wstała z
krzesła. Znów krążyła po pokoju. – To wszystko jest dziwne. Facet trudzi się sposób,
żeby w pokrętny sposób zdobyć informacje na mój temat, które na dobrą sprawę
mógłby wyciągnąć ode mnie. W dodatku ściemnia i wie rzeczy, których nie ma
prawa wiedzieć. Pytanie po co, skoro nie jesteśmy ze sobą jakoś na poważnie. To
tylko seks i kilka wyjść. Nie rozumiem tego – Liv wysłuchała tego i
zastanawiała się chwilę. Scarlett zdążyła z powrotem zająć miejsce przed
laptopem.
- Mogłabyś napisać maile do wszystkich. Zapytać o
Alberta, czy coś – wzruszyła ramionami i sięgnęła po butelkę z wodą. Pociągnęła
solidny łyk. – Choć to byłoby dziwne – zmarszczyła czoło. Przez chwilę kręciła
się na krześle obrotowym. – Moje spostrzeżenia są takie: nie możesz wpadać w
paranoję. To na pewno da się wyjaśnić. Z doświadczenia powinnaś wiedzieć, że
niedomówienia i brak zaufania prowadzą do katastrofy. Musisz się dowiedzieć,
czy Albert maczał w tym palce. Najprościej iść do niego. Mogę to zrobić, żebyś
wiedziała, na czym stoisz, nim wróci Jim. Zawsze lubiłam Alphie’go, więc taka
wycieczka mi nie zaszkodzi. Dalej, jeśli się okaże, że sprzedał to zdjęcie i
Jim nie ściemnia, to dam mu w pysk za to, że je sprzedał i będę życzyć
szczęścia. Natomiast, jeżeli Albert nie miał nic wspólnego ze zdjęciem, zrobię
rozeznanie wśród reszty. Dla mnie to będzie mniej emocjonalne niż dla ciebie.
Pasuje?
- Jesteś cudowna, Liv – blondynka uśmiechnęła się i
trochę spokojniejsza opadła na oparcie krzesła. – Nie lubię niejasnych
sytuacji. Potrzebuję wiedzieć, o co w tym tak naprawdę chodzi. Z Jima nie
sposób wyciągnąć cokolwiek, jeśli nie chce mówić, ale będzie musiał, jeśli mu
zależy na mnie. Jakkolwiek. Nie daje mi to spokoju. Dlaczego kłamał? Dlaczego
przyleciał aż do Niemiec, żeby mnie przeprosić, skoro miał nieczyste intencje?
- Wciąż nie wiesz, czy były nieczyste. Nie świruj – Liv
pogroziła siostrze palcem.
- Nie chciałabym rozstać się z nim w kłótni.
- Jakieś szczególne względy? – Liv popatrzyła w kamerkę
tak, jakby to była Scarlett. Dziewczyna poczuła się prześwidrowana podejrzliwym
spojrzeniem siostry.
- Powiedzmy, że… - zawahała się na moment. Jeśli chodziło
o rozmowy na temat seksu nie krępowała się, kiedy w grę wchodził seks z Tomem.
Teraz czuła się dziwnie mając o tym wspomnieć. Jakby to co robiła, było
niewłaściwe. – Powiedzmy, że nie raz dałam się ponieść w łóżku i… nie
chciałabym, żeby wykorzystał to przeciwko mnie – Liv uniosła brwi i długo patrzyła
na Scarlett. To ją trochę skrępowało. Zwilżyła usta koniuszkiem języka i
nerwowo schowała kosmyk włosów za ucho.
- Scarlett, ja jestem ostatnią osobą, która kiedykolwiek
zechce cię oceniać. Póki nie kręcisz seks-taśm i póki ja nie znajduję ich w Internecie,
to nie powiem słowa.
- Nie no. Bez przesady, ale oglądałaś wywiady z nim. Ma
dosyć rozwiązły język.
- To w końcu chcesz z nim być, czy czekasz na powód, żeby
zerwać? – zapytała, ignorując wcześniejsze słowa. To pytanie zaskoczyło
Scarlett. Nie żeby go sobie nie zadawała, ale było trudne, a ona byłą w
rozterce, bo tak naprawdę nie wiedziała, czego chciała. Choć nie, chciała
wrócić do tego, co było nim znalazła to zdjęcie w książce, ale to było już
niemożliwe. Nic nie mogło być takie samo, więc Liv trafiła w sedno.
- Nie wiem – wzruszyła ramionami. – Boję się chyba
trochę, ale nie chcę być niesprawiedliwa. Jim wraca za pięć dni, chciałabym
poukładać sobie to wszystko do tego czasu. Nie może tak być wiecznie, że będę z
nim, ale tylko na pół, bo cały czas będę się zastanawiać, czy nie ma przede mną
jakichś tajemnic, czy czasem nie dokopał się do jakichś faktów, których nie
chciałabym ujawniać. Normalnych chłopak nie inwigiluje swojej dziewczyny, nie?
- Nie każdego stać na detektywa. Wiesz co? Zajmę się tym
jutro. Chcę, żebyś miała już spokojną głowę.
- Dziękuję, Liv.
- Kocham cię siostrzyczko i nie pozwolę, żeby się
martwiła, ale teraz przepraszam, bo Saoirse się obudziła, będziemy w kontakcie!
– twarz Liv zniknęła, pojawił się motyw graficzny komunikatora. Scarlett
przymknęła laptopa.
- Też cię kocham – szepnęła i podeszła do okna. Zdała
sobie sprawę, że dawno tego nikomu nie mówiła. Liv zawsze znajdowała
rozwiązanie jej problemów. Teraz żałowała, że zwlekała tyle dni z opowiedzeniem
wszystkiego siostrze. Było jej lżej. Jej zobowiązania w Stanach powoli się
kończyły. Szybko udało się nagrać dodatkową piosenkę na singla, a teledysk miał
zostać nakręcony w ciągu kilku kolejnych dni.
Wiele czasu poświęciła Javierowi. Z nim niczym nie
musiała się martwić. On dbał o wszystko. Dbał o nią. Dzięki niemu na chwilę
zapominała o tym, co ją dręczyło. O Jimie, o samotności. Javier wypełniał sobą
cały jej wolny czas, ale to było dobre. Razem z nim była na kolacji z kilkoma
osobami z branży, towarzyszyła mu podczas jednego bankietu związanego z
otwarciem nowej linii męskich kosmetyków. Chodzili do kina i na różne imprezy.
Dobrze jej z nim było, ale to nie zmieniało faktu, że go po prostu lubiła. Nic
więcej. Kiedy podawał jej rękę przy wysiadaniu z auta albo kiedy okrywał ją
swetrem, nie czuła nic poza sympatią. Czasem zastanawiała się, czy była jeszcze
zdolna do miłości, skoro nie potrafiła pokochać kogoś tak wspaniałego jak
Javier.
Przy nim związek z Jimem wydawał się jej wręcz
niewłaściwy. Bo przy Jimie czuła tylko pożądanie, łączył ich tylko pociąg
fizyczny. To dla niej samej wyglądało tak, jakby każdy z nich mógł uczestniczyć
w innej sferze jej życia, a przecież to nie mogło trwać wiecznie. Musiała jak
najszybciej rozwiać swoje niepewności. Nie chciała nikogo skrzywdzić, a
zwłaszcza siebie.
*
6. czerwca 2014,
Berlin
Liv nie czuła się pokrzepiona wiadomościami, które udało
jej się zdobyć. Coraz bardziej nie podobała jej się ta cała sprawa. Jeśli nie
znajdzie klarownych argumentów, aby to wszystko wyjaśnić, przestanie bronić
Jima. Bo w jego związku ze Scarlett pojawiło się zbyt wiele niewyjaśnionych
pytań. Ciężkim krokiem pokonała schody. Rzuciła torebkę pod drzwiami swojego
pokoju i przeszła do sypialni dzieci Shie’a. Dobiegały stamtąd ich głośne
krzyki, więc jej córka nie mogła być nigdzie indziej. Zajrzała do środka. Julie
siedziała na podłodze ze zmierzwionymi włosami i zaróżowionymi policzkami.
Dzieci obsiadły ją z każdej możliwej strony, a ona starała się łaskotać każde.
Miały ogromny ubaw, kiedy udało im się umknąć, a ona bardzo starała się łapać
je nieskutecznie.
- Ciocia! – krzyknął Nico. – Zobacz, zobacz, zobacz!
Pokonaliśmy mamę! – chłopiec podbiegł do Liv, a ona zmierzwiła mu włosy.
- Widzę właśnie – mrugnęła do niego i ukucnęła. Saoirse
wyplątywała się spomiędzy kuzynek i cioci. Z piskiem podbiegła do mamy. –
Cześć, szkrabie. Byłaś grzeczna? – ucałowała córkę w oba policzki i podniosła
ją do góry. Saoirse mocno przytuliła się do mamy. Zupełnie, jakby przed
momentem nie broiła za trzech.
- Nie było cię – poskarżyła się. Liv ucałowała córkę
jeszcze raz i ściskała ją, póki dziewczynka nie zaczęła się wyrywać. – Kupiłaś
mi coś? – zapytała spoglądając na Liv swoimi ogromnymi, piwnymi oczami.
- Tata ma coś dobrego dla ciebie – Nico nadstawił uszu i
wymownie spojrzał na swoją ciocię. Liv nie umiała się nie uśmiechnąć. Być może
żadne z dzieci nie było książkowe, ale cała czwórka stanowiła silna grupę pod
wezwaniem łasuchów. – Tak się składa, że przypadkiem kupiliśmy więcej żelków
niż nasza jedna córeczka mogłaby zjeść – Nico zaklaskał piszcząc z radości i
pociągnął Roxie za rękaw, która zdążyła zakraść się obok brata. W takich
chwilach byli zaskakująco zgodni.
- Wujek coś ma! – krzyknął i już go nie było. Julie wzniosła
oczy ku niebu, załamując ręce nad swoimi dziećmi, ale też się uśmiechała.
Podniosła się z podłogi i wygładziła bluzkę.
- Saoirse, kochanie, pójdziesz z ciocią do taty? Ja muszę
szybciutko porozmawiać z ciocią Scarlett.
- Ciocia przyjedzie? – zapytała Lexie, chwytając mamę za
rękę.
- Za kilka dni – Liv podała córkę szwagierce. – Uwielbiam
cię, Jul – blondynka machnęła ręką. – Wprawdzie nie kupiłam ci żelków, ale
dostałam całkiem niezłą Maderę. Pocieszy cię to?
- O taaaaak – powiedziała zadowolona. – Shie ma dziś
nockę, Margo wsiąkła z Gustavem, więc zostajemy we trzy na placu boju. Co tam
taka Madera, nie? – zapytała Saoirse wzruszając ramionami, a dziewczynka
poklepała ciocię po policzkach.
- Tak myślałam, że nie będziesz miała nic przeciwko – Liv ucałowała córkę w rączkę i zniknęła z
jej pola widzenia, żeby Saoirse przypadkiem nie przypomniała sobie, że mama
znów ją oddała w inne ręce. To był straszny dzień. Liv chciała, jak najszybciej
dać córce kolację, wykąpać ją i położyć spać. A jeszcze bardziej chciała
powiedzieć już o wszystkim Scarlett, bo czuła się zagubiona po tym, co
usłyszała. Choć z drugiej strony wolałaby nigdy jej o tym nie mówić, żeby nie
siać kolejnych niepewności. Już nie wiedziała, co powinna myśleć. Bała się, że
jej siostra się podłamie. Była za oceanem, sama. Nie tak powinna przekazywać
jej takie informacje. Laptop powoli się uruchamiał. W głowie obliczyła różnicę
czasu. Były mniej więcej umówione na tą godzinę. Scarlett pewnie czekała. Skype
włączył się sam, po starcie systemu. Zabrała komputer, usiadła na łóżku i kliknęła
zadzwoń. – Niech się dzieje wola
nieba – mruknęła.
Scarlett wzdrygnęła się, słysząc dźwięk połączenia. Był
irytujący. Szybko odebrała i spojrzała w kamerę. Po kilku sekundach na ekranie
pojawiła się zmęczona twarz Liv. Krzesło było niewygodne. Miała wrażenie, jakby
każdy kant wbijał się w jej ciało. To chyba stres. Bardzo przejęła się tym
wszystkim. To był niezbyt udany dzień. Nie potrafiła się na niczym skupić, więc
skończyły z Gin szybciej niż zaczęły.
- I? – zapytała zabierając laptopa. Zobaczyła za plecami
Liv ramę łóżka, więc poszła w jej ślady i wgramoliła się na swoje. Usiadła na
samym środku, postawiła przed sobą laptopa i spojrzała w ekran.
- Dobrze, że usiadłaś wygodniej. Dopiero wróciłam,
przytuliłam Saoirse i od razu dzwonię.
- Dzięki. Czekałam od godziny. Nie wyglądasz zbyt
optymistycznie – schowała za ucho lok, który po raz kolejny opadł jej na
policzek. Starsza z sióstr chwilę przypatrywała się siostrze. Scarlett była
zmęczona. Liv bardzo żałowała, że nie mogła być teraz przy siostrze. Bała się
reakcji Scarlett na to, co zaraz miała jej powiedzieć. Westchnęła. Przecież
musiała to zrobić.
- Bo to był ciężki dzień. Szczerze mówiąc, nie
spodziewałam się, że usłyszę to, co usłyszałam. Mam nadzieję, że nie będziesz
miała mi za złe tego, że wykorzystałam trochę Shie’a. Zaraz ci wszystko
wyjaśnię. Jestem skołowana i nie wiem od czego zacząć – Liv potarła twarz
dłońmi.
- Może od początku? Mówże, no – jęknęła. – Zaczynam się teraz
bać bardziej, niż przez cały dzień. A wierz mi, że bałam się bardzo. Wymyśliłam
milion scenariuszy i już teraz nie wiem, czy lepiej byłoby, gdyby Jim był
czysty, czy gdybym mogła zwalić na niego całą winę i odejść. Chcę po prostu
wiedzieć i wyjść z tego gówna, bo już mam dosyć pierwszoplanowej roli w tym
całym dramacie – Scarlett ukryła twarz w dłoniach starając się wyrównać oddech.
Była rozbita i zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. – Czy to, że
chcę normalnie, spokojnie żyć, to tak dużo? Myślałam, że związek z Jimem pomoże
mi wyjść na prostą. Wiesz, trochę randek, trochę seksu, trochę luzu, a co z
tego mam? Po prostu mi powiedz. Ja zniosę wszystko. Mam dosyć niepewności – Liv
pokiwała głową. Odetchnęła i rozejrzała się po pokoju. Na moment zniknęła
sprzed ekranu i wróciła z butelką wody. Pociągnęła solidny łyk. Może, kiedy nie
będzie jedyną osobą, która o tym wie, to ten cały bałagan nabierze sensu.
- Okej. Od początku. Najpierw pojechałam do Alberta.
Miałam szczęście, adres się nie zmienił, ale… - zawiesiła na moment głos. Zerknęła
jeszcze raz na siostrę, aby upewnić się, czy… sama nie wiedziała, co chciała
zobaczyć. Bała się o siostrę. – Otworzyła mi jego mama – podjęła. – Powiedziałam,
o co mi chodzi, że chciałabym pogadać z Albertem, że muszę zapytać go o coś
ważnego i czy może mi powiedzieć, gdzie mogę go znaleźć. I tu zaczęły się
schody – popatrzyła wprost w kamerkę. To spojrzenie zmroziło blondynkę. – Alphie
nie żyje, Scarlett. Zginął w wypadku samochodowym dwa lata temu – dziewczyna nic
nie odpowiedziała. Wpatrywała się w ekran z kamienną twarzą. Nawet nie
zadrżała. Jakby spodziewała się tego, że to co usłyszy, złamie ją. Scarlett
zobojętniała. A Liv wiedziała, czym w jej wypadku grozi zobojętnienie. Zamiast
dzwonić, powinna zapakować siebie, Saoirse i Georga w samolot i powiedzieć to
siostrze twarzą w twarz. Tak nie była w stanie jej pomóc. Nie mogła jej
przytulić, nie mogła pocieszyć. Mogła tylko patrzeć w kamerkę. Czyli mogła…
nic. Wiedziała, że to koniec z Jimem. Choć nie skończyła jeszcze opowiadać wszystkiego.
W takich momentach się po prostu wie. Scarlett siedziała tak chwilę w milczeniu,
oddychała płytko, a jej oczy stały się puste. Liv czekała, wiedziała do jakich
wniosków dochodzi jej siostra. Teraz układanka mogła zacząć układać się w
całość. Choć jej obraz i tak niewiele mógł im dać. Skoro Alphie nie żył, to
skąd Jim mógł znać jego przydomek? I to taki, którym posługiwała się tylko ich
grupa? Skąd dowiedział się o Albercie, skoro nie żył już od dwóch lat? Skąd
dowiedział się o ich zdjęciu, skoro nie figurowało na żadnym portalu? Liv zrobiła
wyszukiwanie przez obraz. Nic nie wykazało. To zdjęcie nie istniało w sieci,
więc nie znalazł go w Internecie.
- Mów dalej – szepnęła podnosząc na nią wzrok. Liv nie
próbowała się sprzeciwiać, proponować, że przyleci, czy cokolwiek. Wiedziała,
że musi wyznać teraz wszystko, a potem lecieć do Scarlett. Jak najszybciej.
- Jednak najgorsze zobaczyłam, kiedy weszłam do ich
salonu. Tuż nad kominkiem zawieszona jest duża anty-rama ze zdjęciami Alberta i
to zdjęcie znajduje się w tej anty-ramie i to niemal na środku, obok jego
portretu. Jak to zobaczyłam zrezygnowałam z jakiejkolwiek obrony wobec Jima.
Bez względu na to, jak dowiedział się o Albercie i zdjęciu, to po prostu
okrutne mieszać w to wszystko zmarłego. Widziałam twarz jego matki, kiedy
pytałam ją o Alphie’go. Nie wiem, co chciał osiągnąć i jakie ma intencje, ale
stracił u mnie wszystko – blondynka popatrzyła znów w kamerkę. Była tak
niepokojąco spokojna. Liv pamiętała ją taką. Scarlett ukryła się za swoim
murem. Znów. Wybuch na początku rozmowy stanowił tylko efekt chwilowej
słabości. Liv na miejscu Scarlett zaczęłaby panikować. A ona wydawała się być
nieporuszoną. Tylko te jej oczy. Te zlęknione oczy, zdradzały wszystko.
- Mów dalej – powiedziała cicho.
- Zapytałam jego mamę, czy ktoś wcześniej pytał o niego
albo o jakieś jego zdjęcia. Zaprzeczyła. Więc spytałam, czy zna adres kogoś z
naszych znajomych. Nie znała, więc zadzwoniłam do Shie’a i poprosiłam, żeby to
dla mnie sprawdził. Nie wnikałam w szczegóły, powiedziałam mu, że to ważne i że
sama mu wyjaśnisz. Myślę, że w pewnym momencie będzie musiał wiedzieć, Scarlett
– dziewczyna skinęła głową, a Liv mówiła dalej. – Z twoich poszukiwań na
Facebook’u wynikło, że w Niemczech mieszkają teraz tylko Christine, Mateo i
Natasha. Samara wyjechała do Anglii, ale nie z Bastianem. Później dowiedziałam
się, że nie mogła poradzić sobie ze śmiercią Mike’a. Shie podał mi ich adresy.
Pojechałam najpierw do Natashy. Zapytałam ją o zdjęcie, czy je ma, czy pamięta.
Była w szoku, jak mnie zobaczyła. Dokładnie obserwowałam ją, ale nie wydaje mi
się, żeby kłamała. Mówiła, że zdjęcie gdzieś miała, ale nie była pewna, czy nie
przepadło przy przeprowadzce. Nikt do niej nie przyszedł i nie pytał o nie.
Potem pojechaliśmy do Christine i Mateo. Byli jeszcze bardziej zaskoczeni moją
wizytą niż Natasha. Ich zdjęcia znajdowały się w albumie. Nawet mi je pokazali.
Nikt u nich w tej sprawie nie był. Wczoraj napisałam do Bastiana. Odpowiedział
mi rano. Wszystkie jego szpargały z tamtych czasów przepadły. Zaprószył ogień
papierosem. Tyle wiem od niego. To wszystko jest bardzo dziwne, Scarlett.
Zakładam, że mówią prawdę. Choć nie mam żadnej pewności. Ludzie robią różne
rzeczy dla kasy. Została jeszcze Samara, ale nie sądzę, by chciała rozstać się
z jakąkolwiek pamiątką po Millerze – młodsza z sióstr znów skinęła głową.
Milczała.– Scarlett, powiedz coś – poprosiła. A blondynka dumała przez chwilę.
Wyglądała, jakby ktoś podciął jej skrzydła, jakby spuścił z niej powietrze. Wydawała
się zmęczona i zrezygnowana. Najgorsze było to, że nie wpadła w histerię, ani w
panikę. Liv wiedziała, że to mogło oznaczać tylko to, że Scarlett została
bardzo mocno zraniona. Ten przeklęty mur wracał.
- Jim mnie okłamał – powiedziała spokojnie. – Po tym, co
mi powiedziałaś, sądzę, że kłamie od początku. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego.
Jak dowiedział się o zdjęciu, o Albercie, o paczce, o wszystkim, skoro nigdy o
tym nie mówiłam. Jutro poproszę człowieka od PR’u, żeby zbadał wszystkie
informacje o mnie, które jakoś wyciekły do sieci. Mike nie żyje. Zakładając, że
wszyscy inni mówią prawdę, to Jim dowiedział się znikąd. Jestem pewna, że tu
chodzi o coś więcej. Czegoś nie wiemy, pomijając to, że nie wiemy niemal nic.
- No, Mike nie mógł raczej mu go dać, ale z powietrza też
nie spadło – mruknęła. – Skoro bawimy się w śledcze, musimy zrobić głębszy
research. Musimy dowiedzieć się, skąd Jim ma te informacje, dlaczego kłamał. W
sumie, jak dowiemy się czegokolwiek, to będzie dobrze.
- Tylko jak? Liv powiedz mi coś, co zabrzmi rozsądnie, bo
od jakiegoś czasu mam wrażenie, że gram w jakimś filmie. Czekam tylko, aż ktoś
wreszcie powie: cięcie albo mamy cię! To wszystko jest takie dziwne.
Nie rozumiem, dlaczego to wszystko przytrafia się mnie. Nie uważasz? – Liv nie
odpowiedziała, a Scarlett kontynuowała. W jej głosie nie było rozpaczy,
dociekań, żalu, jakichkolwiek gwałtownych emocji. Było w nim trochę
bezradności, ale Scarlett powoli opanowywało zobojętnienie. – Przyjmując, że
nie kłamali, to w jaki sposób mógł je zdobyć? Jim miał oryginał, widziałam
podpisy. Nie pojmuję tego wszystkiego, Liv. Nie umiem zebrać myśli. Nie
rozumiem, co on chce osiągnąć. Po co te kłamstwa? Po co to wszystko? –
zastanawiała się na głos.
- Zawsze starałam się być obiektywna, ale teraz już sama
nie wiem. Nie widzę żadnego argumentu na jego obronę. Wie, że istniał ktoś
taki, jak Alphie. Skłamał, że miał zdjęcie od niego. Albo dobrze zapłacił jego
matce za informacje albo go znał. Bo inaczej po co mówiłby, że kupił je od
niego, skoro łatwo się dowiedzieć, że Albert nie żyje. Idąc dalej, są dwie
opcje: albo nie wiedział, że nie żyje albo rzucił jego ksywę na odczepne, ale
tu wracamy do punktu wyjścia, bo nawet jeśli rzucił ją na odczepne, to musiał
wiedzieć, kim był Alphie. Czyli wiedział o paczce, a skoro o niej wiedział,
wciąż istnieje teoria, że Natasha, Bastian albo Samara kłamią.
- Jak miałby znać? Skąd? Skoro pochodzi z Burbank? I w
ogóle Albert i Jim? Jim i którekolwiek z nich? Niby jak mieliby się znać? –
Scarlett pokręciła głową. Coś jej w tym nie grało. Wiedziała, że była w tym
jakaś luka, której jeszcze nie zauważyła. Po prostu czuła, że coś pominęła.
Dotknęła opuszkami palców skronie i pomasowała je delikatnie. Rozbolała ją
głową. Zachciało jej się spać. Choć to dziwne, bo była pewna, że nie zaśnie tej
nocy.
- Nie wiem, ale myślę, że coś przeoczyłyśmy – Liv
najwyraźniej odczytała jej myśli.
- Zarezerwuję pierwszy samolot do Berlina. Musisz mi to
wszystko jeszcze raz opowiedzieć. Razem może jakoś to poskładamy.
- Nie chcę, żebyś dziś była sama. Pojedź do Javiera.
- Nie, nie trzeba. On będzie pytał, o co chodzi, a ja nie
chcę mu opowiadać. Poradzę sobie. Hotel jest chroniony, a Jim jest w Tampie. Wszystko
będzie dobrze – uśmiechnęła się blado. – Idź do Saoirse – Liv kiwnęła głową i
już miała się rozłączać, gdy gwałtownie popatrzyła na Scarlett.
- To ja do ciebie przylecę – powiedziała szybko. – Georg
jest częściowo wtajemniczony, więc będzie zajmował się Saoirse, a my coś
wymyślimy. No i nie będziesz sama. Tam, na miejscu też będzie lepiej to
wszystko rozegrać. Jutro oglądamy mieszkania, więc zarezerwuję lot na wieczór
albo pojutrze rano.
- Nie chcę, żebyś rozwalała swoje plany przeze mnie –
Scarlett przeczesała palcami włosy i popatrzyła wprost w kamerkę. To spojrzenie
miało zniechęcić Liv, ale znała ją na tyle, by spostrzegła, że wewnętrznie jej
siostra chciała, żeby do niej przyjechała.
- Przestań nawet tak mówić. Pogłówkuję, zastanowię się
jakie mamy wyjścia. Shie’a o nic nie będę pytać, bo wywęszy spisek. A tego na
razie nie chcemy. W sumie te tomy kryminałów w końcu mogą się na coś przydać – uśmiechnęła
się pokrzepiająco, choć to na nic się zdało. – Będziemy w kontakcie.
- Dziękuję, Liv – nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć,
Scarlett rozłączyła się. Zamknęła laptopa i wyszła na taras. Uwielbiała Los
Angeles. W powietrzu było czuć zapach spełnionych i przegranych marzeń. Ale
teraz Scarlett czuła się bardzo, bardzo samotna i nie potrafiła wyczuć niczego
poza zapachem swojego lęku.
7. czerwca 2014,
Berlin
Liv usiadła na schodkach prowadzących z korytarza do
salonu. Rozejrzała się po pokoju. Był duży, przestronny i ustawny, przede wszystkim
– jedne drzwi, a raczej łuk ścienny i jedno duże okno. Reszta przestrzeni do
zagospodarowania. Georg wyszedł z pomieszczenia przeznaczonego na łazienkę,
lekko zeskoczył ze schodków i stanął przed nią. Uśmiechnęła się i powoli
wstała. Nie czuła się w nastroju do oglądania mieszkań, ale wiedziała, że nie
mogła dać się zwariować. Samolot mieli z samego rana, Georg nie był szczęśliwy
z powodu tej wycieczki, ale zgodził się, więc ona teraz nie chciała zawieść jego.
Nie mogła, bo ich własne życie było równie ważne jak problemy jej siostry. Nie
chciała odsuwać ich na dalszy plan i biec ślepo do Scarlett. Nauczyła się, że
wszystko da się rozwiązać. Każdy problem, trzeba tylko próbować, więc
próbowała. Dziś oglądają mieszkania, a jutro będzie ratować swoją małą
siostrzyczkę. Odwiedzanie mieszkań pomogło jej oczyścić umysł. Oderwała na
chwile myśli od tych wszystkich pytań pozbawionych odpowiedzi, być może kiedy
spojrzy na nie z innej perspektywy, okażą się nie aż tak bardzo zawiłe? Popatrzyła
na szatyna. W jego oczach czaił się spokój. Właśnie tego potrzebowała –
spokoju. Georg był zadowolony. Wprawdzie wiedział, co ją dręczyło, ale ten
dzień wydawał się być naprawdę udany.
- Myślę, że zmieści się wanna i prysznic. Można też
zrobić tak, że tam będzie wanna, a w toalecie wciśniemy kabinę – odparł
spoglądając dziewczynie w oczy.
- Ten drugi pokój –
drugi z pokojów zamyśle Liv, to druga z trzech sypialni, które znajdowały się w
tym mieszkaniu. – Byłby Saoirse – powiedziała po namyśle. – Myślę, że pod oknem
stałby kojec albo łóżeczko, ale raczej kojec albo zabawki. Mam dużo pomysłów –
słysząc te słowa, Georg uśmiechnął się szeroko. – Tam jest jasno i ładnie – dodała,
a szatyn wyciągnął do niej ręce. Objął Liv w talii i lekko przyciągnął ją do
siebie.
- Taką cię kocham – pocałował ją w czoło.
- Tu jest naprawdę ładnie – szepnęła i przytuliła się do
chłopaka. Nie wypuszczając jej z objęć, zwrócił się do kobiety, która
pokazywała im mieszkania.
- Do kiedy musimy się jakoś określić?
- W następny czwartek mam umówionych kolejnych chętnych.
Mam dla państwa jeszcze dwie oferty.
- Chcesz je zobaczyć? – Liv kiwnęła głową. – To jedźmy –
skierowali się do wyjścia. Georg cały czas obejmował Liv ramieniem. Obejrzała
się, nim wyszli. Chciała tam wrócić. Chciała, by to mieszkanie stało się
miejscem wolnym od lęków i trosk.
*
Nowy Jork
Tom pieczołowicie oglądał rowery. Badał każdy detal.
Sprawdzał koła, kierownicę, siodełko. Skupił się na tym tak, jakby wybierał
Ferrari. Bill trochę się przy tym nudził, ale jego bratu bardzo zależało na
kupieniu najlepszego roweru, więc nic nie mówił. Odkąd wrócili z Niemiec
powtarzał, że musi sprawić Davidowi rower.
- Podoba ci się któryś? – zapytał, blokując swojego
IPhone’a. Schował go do tylnej kieszeni jeansów. Tom popatrzył na niego chwilę
w skupieniu. Wstał z kucek i wskazał dwa rowery. Oczywiście zamierzał kupić
synowi BMX’a.
- W sumie, to nie wiem, czemu nie zrobiłem tego
wcześniej. David jeździł grechotem po Lenie. Ten czarno-pomarańczowy jest
niezły. Tak się zastanawiam, kto mu go złoży. Nie poproszę Gordona, bo raczej
omija matkę Leny.
- Może wyślesz Matty albo Jo? Nie ochraniają nas, więc
mogą tam podjechać.
- O, dobra myśl – wskazał palcem na Billa i przykucnął z
powrotem przy rowerze. Tym razem przy czarno-neonowo zielonym. Bill spostrzegł
zbliżającego się pracownika sklepu, więc wsunął okulary na nos i oddalił się
nieco. I tak nie przydałby się na nic. Podszedł do witryny i spostrzegł
zbliżającą się Amy. Jak zwykle na czas. Umówili się na obiad. Bill zauważył, że
coraz bardziej stroiła się na spotkania z Tomem. Podobał mu się jej retro-styl
i musiał przyznać, że pasowało jej to. Amy była z tych dziewczyn, które w
pozytywny sposób odznaczały się na tle innych. Nie musiała ubierać się
ekstrawagancko, ani nic z tych rzeczy. Taka była. Łatwo było ją wyłowić w
tłumie, emanowała z niej jakaś pozytywna energia. Zerknął na Toma. Finalizował
zakup. W końcu. Tom robił szybko zakupy, ale jeśli chodziło o Davida, potrafił
pół dnia dywagować nad jedną rzeczą. Uznał, że nie musiał czekać na niego w
środku. Wyszedł na zewnątrz. Amy uśmiechnęła się na jego widok. Ucałował ją w
policzek na powitanie.
- Kupił? – zapytała wsuwając na nos swoje ciemne okulary.
Tak już się utarło. Jeśli gdzieś razem szli, wszyscy troje chowali się za
ciemnymi szkłami. Zaczęła to robić sama z siebie. Być może lepiej czuła się,
kiedy nie odstawała od nich, a może wolała pozostać bardziej anonimową. Choć i
tak – jeśli wierzyć temu, co mówił Jost – fani wyłowili ich i fotki z Amy,
krążyły już po sieci. To było nieuniknione. Mówi się trudno. Był czas
przywyknąć. Nie żeby nie chciał się z nią fotografować. Po prostu nie lubił,
kiedy utożsamiano go z ludźmi, z którymi następnego dnia miał już się nie znać.
Amy teoretycznie nie była na chwilę, ale kto to wiedział, jak będzie? No i w
ogóle nie lubiłam, kiedy robiono mu zdjęcia, gdy istniało zagrożenie, że miał
ketchup na brodzie. Jak to mówią: cena sławy. Bill pokiwał głową.
- Spędziliśmy tam dwie godziny. Ja lubię Davida, ale to
było niemiarodajne poświęcenie – uśmiechnął się od ucha do ucha, a Amy
pokręciła głową. Wiedziała o uwielbieniu, jakim Tom darzył syna. Zdążyła się
już o nim nasłuchać, więc potrafiła sobie wyobrazić, jak długo zmieniał zdanie,
zanim kupił odpowiedni rower.
Obaj polubili w niej to, że była zainteresowana ich
opowieściami, zadawała pytania, ale nie wyciągała z nich informacji. Po prostu
słuchała. Bill sądził, że domyśliła się więcej z tego, co kryło się między
wierszami, niż z tego, co rzeczywiście jej mówili, ale tak dobrze się z nią
rozmawiało, że nie sposób było cedzić informacje. No i przecież nie można się
wiecznie kontrolować. Nie można też wiecznie nie ufać. A ona chyba zasłużyła na
zaufanie. Bill ją lubił i coraz częściej zastanawiał się, co będzie, kiedy ich
wielka wyprawa dobiegnie końca. Nie wierzył w to, że Tom zastanie w Nowym
Jorku, jeśli byliby razem, ani w to, że Amy pojedzie z nimi do Niemiec. A
związki na odległość nie wychodzą. Czasem, kiedy siedział sam w hotelu i czekał
na Toma, zastanawiał się, czy któreś z nich zdawało sobie sprawę z tego, że to
nie będzie trwało wiecznie, że tu chyba nie mogło być happy endu. Sam nie
wiedział, co o tym myśleć. Nie tykał własnych spraw, więc nie powinien się w to
mieszać. Inna sprawa, że nie potrafił się tego trzymać.
- Mam nadzieję, że chłopakowi się będzie podobał.
- Na pewno. W to nie wątpię. Wszystko, co dostaje od
Toma, darzy uwielbieniem. A jak twój artykuł? Redaktorka była zadowolona?
- Dostałam w nagrodę cukierka. Anyżowego. Był paskudny, ale
cóż. Opłaciło się go zjeść przy niej, bo kiedy nie je sama, ma mniejsze wyrzuty
sumienia, a mniejsze wyrzuty, to lepszy nastrój, a lepszy nastrój, to… wiesz.
Powiedziała, że chce go wepchnąć na bodaj piątą od końca stronę, ale to nic. Pierwszy
raz mój artykuł trafi do numeru. Czuję
się boska – westchnęła zadowolona uśmiechając się od ucha do ucha. – Emma White
na rozkładówce. Mama zbieleje ze zdziwienia.
- Kto? – Bill popatrzył zdziwiony na Amy, nie bardzo
wiedząc, co Emma White ma do jej pierwszej publikacji. To jej pseudonim? Czy
coś przeoczył? Amy roześmiała się i zaczęła tłumaczyć mu, kim była Emma White.
A potem przypomniała jej się inna rzecz, która natychmiast musiała mu
opowiedzieć i nie wiedzieć kiedy zjawił się Tom. Rozmowa z Amy była łatwa. Nie
trzeba było wymyślać tematów, ani zastanawiać się, co teraz powiedzieć. Słowa
przychodziły same, tematy wyskakiwały jeden z drugiego i brakowało zawsze
czasu, żeby wszystko omówić. Tym bardziej, kiedy spotykali się we trójkę. Wtedy
myślał sobie, że miło byłoby, gdyby mogli wrócić do domu i zabrać ze sobą
beztroskę, jaką niosło ze sobą życie w Nowym Jorku. No i Amy też.
*
8. czerwca 2014, Los Angeles, Hotel
Sheeraton
Liv zamknęła za sobą drzwi, obejmując spojrzeniem pokój.
Scarlett leżała na łóżku, twarzą w stronę okna. Oczy miała przymknięte, ale Liv
była pewna, że nie spała. Jej siostra wyglądała, jakby nie spała od bardzo
wielu nocy. Kiedy rano wyszła po nich, miała na sobie ubrania z poprzedniego
dnia. Pod hotel podjechali o szóstej piętnaście, a Scarlett przyznała, że
jeszcze nie zdążyła zasnąć. Liv miała nadzieję, że doprowadzi siostrę do jako
takiej równowagi. Nie mogła się teraz podłamać. Musiała być silna, żeby
doprowadzić sprawę Jima do końca. Podeszła do łóżka i nakryła siostrę kołdrą.
- Nie śpię – mruknęła, otwierając oczy. – Miałam nadzieję,
że jak będę miała zamknięte oczy, to całe to bagno zniknie – Liv przysiadła na
brzegu materaca.
- Ktoś mądry powtarzał kiedyś bardzo często, że nie ma
takiej rzeczy, która byłaby w stanie go pokonać. Sprawić, że nie podniesie się
z upadku. Wierzyłam tamtej osobie, bo nigdy się nie poddawała. Była najdzielniejszą
osobą, jaką znałam i imponowała, bo nie byłam tak silna nawet w połowie. Ta osoba
później złagodniała, a potem wydarzyło się jeszcze tyle trudnych rzeczy, że
chyba zapomniała, że zawsze walczyła do końca – Scarlett popatrzyła na siostrę
nieco zaskoczona jej słowami. Nigdy nie rozmawiały o tamtym okresie, ani o
Paulu, ani o tym, że w pewnym momencie to Scarlett zaczęła stawać w obronie
Liv, że to ona była tą dzielną siostrą. O pewnych rzeczach nie trzeba mówić,
nie trzeba ich podkreślać, by znać ich wagę. To była jedna z takich spraw.
- Kiedy to mówiła, musiała być naćpana albo bardzo
naiwnie nastawiona do życia.
- Serio? – Liv popatrzyła na siostrę spod sceptycznie
uniesionych brwi. – Nie wierzę. Ani ciut, ciut.
- Czasem, jak myślę o moim życiu przed poznaniem Toma albo
krótko po tym, to zastanawiam się, jak udało mi się być taką niezłomną,
dzielną, w ogóle… twardą. Teraz też próbuję, ale to mi się wydaje niewykonalne.
Staram się wziąć w garść, myśleć o tym, że mam te niecałe dwadzieścia trzy
lata, a nie o tym, że zdążyłam już pochować ojca, dwójkę dzieci i mieć załamane
serce, nawet dwa razy. Ciężko jest wierzyć, że ma się całe życie przed sobą,
gdy za sobą zostawia się takie sprawy.
- A może to jest szansa na to, żeby doprowadzić stare
sprawy do końca i przestać oszukiwać się, że wszystko jest okej? Bo prawda jest
taka, że wpakowałaś się w związek z Jimem i przyjaźń z Javierem tylko dlatego,
że chciałaś uciec od tego, że wciąż kochasz Toma i nie umiałaś się z tego
otrząsnąć – blondynka wydawała się coraz bardziej oniemiała przez to, co Liv
jej mówiła. – Nie musiałyśmy o tym rozmawiać, żebym się domyśliła. Może popełniam
błędy, ale głupia nie jestem. A ty moja droga tak bardzo boisz się błędów, że
idziesz przez życie na około. Dlatego uważam, że musimy dowiedzieć się, o co
chodzi Jimowi. Dlaczego kłamie, skąd zna ludzi z twojej przeszłości, no i
najważniejsze: czego od ciebie chce. Może Google Chrome nam nie da odpowiedzi
na wszystkie pytania, ale na pewno okaże się pomocne – Scarlett długo trawiła
słowa siostry. Minęła może minuta albo pięć. Liv czekała. Spoglądała łagodnie w
jej zlęknione oczy i nic już nie mówiła. To wystarczyło, żeby Scarlett
wyciągnęła odpowiednie wnioski. Na usta cisnęło jej się jeszcze wiele mądrości,
ale darowała sobie. Nie zwykła kopać leżącego. Ona wpakowała się w to
emocjonalnie, bo chodziło o jej siostrę, ale Georg był stosunkowo obiektywny. W
trakcie lotu powiedział jej mądrą rzecz. A mianowicie, że sytuacja została rozdmuchana
do kolosalnych rozmiarów. Tyle razy wałkowały temat, że to wygląda tak, jakby
Jim ukrył przed Scarlett morderstwo. A tak naprawdę istotne jest to, że skłamał
w sprawie zdjęcia i Alberta. I należało skupić się na tym, czy istniało prawdopodobieństwo,
że ktoś jednak mu je sprzedał. W grę wchodzili: Natasha, Bastian i Samara. Nie byli
w stanie tego zweryfikować, więc siłą rzeczy musieli założyć, że żadne z nich
tego nie zrobiło. Kolejna sprawa, należało dowiedzieć się, w jaki sposób Jim
dowiedział się o istnieniu zdjęcia i tych ludzi. Niestety był jedyną osobą,
która mogła rozwiązać tą zagadkę. Ale pomocna mogłaby być dla nich jego
przeszłość i w tym celu musiały wykorzystać Internet. Czytać wywiady i artykuły
na jego temat, przeglądać strony fanowskie i miejsca, gdzie zamieszczone
zostały jego biografie. Być może jakaś drobna informacja znaleziona na jakiejś
stronie zaważy na tym, czy zostanie uznany za krętacza, czy oczyści go. Bo przecież
świat tak naprawdę był mały i Felstonowie mogli mieć rodzinę w Niemczech, która
graniczyła z którąś z rodzin ich znajomych. Jim znał perfekcyjnie niemiecki,
więc coś mogło w tym być. W tym momencie i tak wracali do punktu wyjścia. Dlaczego
kłamał? Liv wiedziała, że opowie to wszystko Scarlett. Być może we dwie dojdą
do kolejnych wniosków, usystematyzują informacje i coś wymyślą. Jednak zanim to
zrobi, jej siostra musiała się otrząsnąć. – Saoirse używa sobie na basenie. Ledwo
weszła do brodzika, a już ochlapała swojego szanownego tatusia. Czasem mam
wrażenie, że Georg przy niej cofa się w rozwoju, zamiast dawać jej przykład. To
co teraz powiem, może zabrzmieć okrutnie, ale jeśli nie zrobimy tego, jeśli nie
tkniemy tego gów’na, nie ruszysz z miejsca, bo będziesz tkwić w tym, w którym
byłaś, kiedy znalazłaś to zdjęcie.
- A jeśli ruszysz gów’no to zaczyna śmierdzieć – Scarlett
odrzuciła kołdrę i głośno wypuściła powietrze. – Wiem, co chciałaś mi
powiedzieć – spojrzała na Liv i nie było w tym już tylko lęku. Była też złość. –
Póki tego nie zakończę, nie będę miała swojej Saoirse, ani swojego Georga. Póki
będę tkwić w tym gów’nie, sama będę śmierdzieć. I nic się nie zmieni, a
zasłużyłam na to, żeby się w końcu zmieniło, żeby było dobrze. Od trzech lat
siedzę w gów’nie, zadłużyłam na to, żeby to się skończyło.
- Ujęłaś to bardzo… - zmarszczyła nos. – Bardzo obrazowo.
- Myślałam, że taki związek bez zobowiązań pozwoli mi
uwolnić się od wrażenia, że należę do Toma. Myślałam, że nie będę musiała się
martwić o uczucia, o cokolwiek. A tak naprawdę związek z Jimem sprawił, że
wróciłam do najgorszych chwil w moim życiu. Zróbmy to, Liv. Dowiedzmy się, co
on ukrywa, choćbym musiała prosić Shie’a, żeby przetrząsnął wszystkie policyjne
bazy. Zróbmy to, żebym w końcu mogła uwolnić się i iść dalej. Nie ma już Toma, który
złapie mnie, gdy upadnę, który ochroni mnie przed mną samą. Znów jestem tylko
ja. Znów musze zrobić to sama, choćby nie wiem co – podniosła się z łóżka i
wygładziła ubranie. Na stoliku leżała poskręcana gumka do włosów. Wzięła ją i
związała włosy w niedbały kok na czubku głowy. Popatrzyła na Liv. – Odpal laptopy,
a ja przygotuję kawę. Nie pozwolę, żeby Jim zrobił ze mną to, co zrobił Mike –
odmaszerowała, a starsza siostra odprowadziła ją wzrokiem. Scarlett się myliła.
Nie była sama. Jak zawsze popadała w skrajności. Z marazmu przeszła do stanu
tykającej bomby. Kwestia czasu, aż nastąpi wybuch.
Liv wstała i ustawiła laptopy na stole. Włączyła je i
usiadła przed swoim. Cokolwiek miało się dziać – właśnie się zaczęło.