37. miesiąc od rozstania; 25. listopada 2014,
Berlin
Obudziła się. Powieki jej ciążyły, nie bardzo
kontaktowała ze światem. Bolała ją głowa, ale to normalne, gdy śpi się krótko.
Znów dręczyły ją koszmary. Znów budziła się kilka razy. Śniła swój przeklęty
sen. Mike nie opuścił jej, ani na jedną noc w ostatnim czasie. Śniła też dziwne
rzeczy związane z Javierem. Spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma. Odetchnęła i
przeciągnęła się. Nie rozmawiała z nim, odkąd się wyprowadził. Zadzwoniła raz,
po części przez wyrzuty sumienia i po części przez niepewność, gdzie udał się,
gdy wyprowadził się od niej w tak wielkim pośpiechu. Nie zabrał wszystkiego,
więc spakowała resztę i wysłała na jego adres w Pacific Palisades. Tylko tyle mogła
zrobić. Wstała, wzięła prysznic, sprawdziła skrzynkę mailową. Zjadła śniadanie,
pogawędziła chwilę z Julie, pomogła jej przygotować śniadanie dla dziewczynek,
a potem zaprosiła na śniadanie Maxa i Toby’ego. Jej ochrona zmieniała się
codziennie o dziewiątej. Ustalili taką godzinę, żeby nikt nie musiał zrywać się
bladym świtem, gdy ona zazwyczaj spała o tej porze. Chyba, że działo się coś
wyjątkowego albo wylatywała gdzieś, wtedy ustalali inną porę. Za chwilę mieli
przyjechać Bash i Matt, który zastąpił Leo. Nie lubiła wypuszczać ochrony bez
śniadania. Praca pracą, ale prywatnie przecież się lubili. Z radia płynęły hity
ostatniego lata. Julie zmywała, a dziewczynki bawiły się w salonie. Takie ranki
stanowiły niesamowitą odskocznię od życie, jakie wiodła z Javierem. Dopiero
teraz widziała, że przetrzymywanie go na siłę było błędem. W domu czuła się o
wiele bezpieczniej. Dopiła kawę i wsunęła stopy w kapcie.
- Pójdę do skrzynki. Mama wspominała coś o liście, na
który czekała.
- Idę z tobą – odparł Toby. Odłożył kanapkę i otrzepał
ręce.
- Nie musisz – zapewniła. – Do skrzynki mam piętnaście
metrów.
- Scarlett, nie po to strzeżemy cię całą dobę, żeby ten
szajbus dopadł cię, gdy wyjdziesz sama na trzy minuty do skrzynki na listy.
- Cenna uwaga – uśmiechnęła się smętnie i wsunęła na nogi
swoje sportowe buty. Toby upił łyk kawy i po chwili szli do skrzynki. Opowiadał
Scarlett o swojej córeczce, która niedawno zaczęła przedszkole. Nadia chwaliła
się wszystkim dzieciom, że kilka razy bawiła się lalkami ze Scarlett O’Connor.
Nie każde wiedziało, kim owa Scarlett O’Connor była, jednak te, które
dostrzegały powagę sytuacji, obrały Nadię za swoją prowodyrkę, co bardzo
podobało się córce Toby’ego. Ochroniarz wiedział pod jaką presją żyła Scarlett.
Towarzyszył jej w wielu trudnych chwilach. Znał ją odkąd zaczęła spotykać się z
Tomem. Wiedział o niej więcej, niż niektórzy z jej najbliższych. Dlatego starał
się ją rozweselać. Sypał historyjkami o swojej córce, jak z rękawa, więc śmiała
się, gdy otwierała skrzynkę pocztową i wyjmowała pocztę. Śmiała się, gdy
przeglądała kolejne reklamy. Śmiała się do chwili, gdy trafiła na kopertę, na
której widniało jej imię wyklejone kolorowymi literkami z gazety. Jęknęła
żałośnie, upuszczając pozostałą korespondencję i rozerwała kopertę. Toby
natychmiast pozbierał pozostałe listy i rozejrzał się po okolicy. Przywołał
Maxa.
LA bez ciebie nie
jest takie samo, dlatego postanowiłem odwiedzić Berlin. Miłe, prawda? Nie mogę
doczekać się spotkania. Ty też, maleńka?
Natychmiast pokazała kartkę Toby’emu. Przeczytał
zawartość i posłał Scarlett zmartwione spojrzenie. Ostrożnie włożyła ją do
koperty. W końcu może jakimś cudem policja znajdzie tam odciski palców inne niż
jej. Ochrona odprowadziła ją do domu, a potem udali się na obchód terenu. Czuła
się przegrana. Czuła się osaczona. Czuła się pusta i zniszczona. Umieściła
kopertę w woreczku foliowym i zostawiła na stole. Odsunęła się od niej, jakby
była radioaktywna. Mike tam był. Zbliżył się do jej domu. Już nie było miejsca,
w którym mogłaby czuć się bezpiecznie. Przebrała się i pod obstawa udała się na
policję. Tam przeszła przez tą samą procedurę składania zeznań. Shie starał się
ułatwić to najbardziej, jak się dało, ale nie mógł jej przed tym uchronić.
Czy po dostaniu anonimu nie powinna drżeć ze strachu,
panikować, szaleć, odchodzić od zmysłów, cokolwiek? To nie było tak, że się nie
bała. Wiedziała, że to Mike i na samą myśl robiło jej się zimno, ale nie
potrafiła chyba odczuwać tak silnego lęku po tym, co ostatnimi czasy
doświadczyła. Była znużona, trochę otępiała, zmęczona i zupełnie bezwolna. Tak,
czuła się bezwolna. Bo Mike mógł być wszędzie, a ona nie mogła nic z tym
zrobić. Poprosiła Matta i Basha by zawieźli ją na cmentarz. Być może tam będzie
miała szansę na odnalezienie choć odrobiny spokoju.
Tom zdziwił się widząc żółtą różę na nagrobku Liama. Nikt
nigdy nie przynosił kwiatów innych, niż białe. A jeszcze lepiej, innych niż
białe lilie. Obejrzał kwiatek. Być może zjawił się jakiś fan? Cmentarz nie był
odosobniony. Znajdowały się tam groby wielu mieszkańców Berlina, więc kto wie. Obok
ułożył swojego kwiatka, postawił znicz i odpalił go.
Od dawna nie był w Berlinie. Krążył między Monachium a
Loitsche. Martwił się, że nie mógł poświęcić czasu Scarlett, ale miał tak dużo
na głowie, że nie dało się. David miał zapalenie płuc. Jedna z uczestniczek
musiała odejść z programu i trochę kosztowało ich znalezienie kogoś na jej
miejsce. Wynikły jakieś problemy z etapem na Karaibach, przez co został
przełożony. Do tego sprawy w wytwórni. Z tego co wiedział od Billa, to Fontaine
pracował we Francji, więc nie musiał się nim martwić. Scarlett realizowała
swoje zobowiązania, więc wszystko zostało pod kontrolą. Planował do niej
napisać po wizycie u Liama, bo nie czuł się jeszcze na tyle pewnie, żeby do
niej zadzwonić. Usunął liście z płyty i
z chodniczka wokół grobu. Zapalił drugi znicz u Nico. Odrzucił na bok kilka
gałązek i liście, które musiały być pozostałością po ostatniej wichurze. Ciemny
marmur wydał mu się najlepszym materiałem na nagrobek. Nie miał wtedy wsparcia
Scarlett, wszystko się sypało i nie widział innej możliwości, jak wybrać taki
kolor. Wcześniej litery były mosiężne. Teraz zdecydowali się na posrebrzany żeliwny
stop, którego mieli nadzieję nikt nie zapragnie ukraść. Wyjął z kieszeni papierosy
i odpalił jednego. Wierzył, że Liam nie złościł się o to, ale tak już się
przyjęło, że kiedy siedział u niego, to lubił palić. Lepiej mu się myślało.
Zazwyczaj marzył o mamie Liama, więc istniała nadzieja, że synek daruje mu to. Rozsiadł
się wygodniej i rozejrzał się po cmentarzu. Pustki. W taką pogodę nikomu nie
chciało się odwiedzać z natury smutnego miejsca. Tym lepiej. Miał chwilę dla
siebie. Może uda mu się wymyślić, jak zbliżyć się do Scarlett i sprawić, żeby
mu znów zaufała. Nie sądził, że kilka minut później okazja nadejdzie sama. Bill
radził mu, żeby po prostu zadzwonił i umówił się z nią na kawę. Jednak Bill był
teraz bardzo mądry w kwestii miłości, bo Rainie nie odchodziła dalej, niż na
wyciagnięcie ręki. Bill był wtajemniczony we wszystko wcześniej i teraz, ale
tak naprawdę nie mógł wiedzieć, jak te zaszłości odsuwają ich od siebie. nie
pozwalały na zwyczajność, na bezpośredniość. Przeszłość stanowiła granicę,
którą mogli przekraczać na polu neutralnym, ale gdy chodziło o sprawy związane
bezpośrednio z nimi, gruzy nie pozwalały przejść. Choć chwilami wydawałoby się,
że kruszeją. Spalił do końca i rozejrzał się znów, aby dotrzeć tam, gdzie
spoczywał Liam, należało podejść pod górkę albo wspiąć się schodami i przejść
kilkoma alejkami. Dlatego pierwszego dostrzegł Bash’a, jako że mierzył dwa
metry bez jednego centymetra. Potem pojawił się nieco niższy Matt, a dopiero na
samym końcu jego maleństwo. Rozczulił się zupełnie, widząc ją taką małą i
drobną między dwoma barczystymi mężczyznami. Wspierała się o ramię Bash’a. Szła
powoli, zupełnie zamyślona. Była smutna. Na głowie miała ciepłą czapkę, spod
której wymykały się jej złote loki. Nie umalowała się, a w puchowej kurtce,
czarnych jeansach i zwyczajnych, zimowych butach wyglądała po prostu przepięknie.
Nie potrzebowała makijażu, ani pięknych strojów, żeby być królową świata. J e g
o świata. Matt powiedział coś do
niej, a potem spojrzała w kierunku Toma. Blado się uśmiechnęła. Gdy znaleźli
się kilkanaście metrów od grobów, ochroniarze zatrzymali się, a Scarlett powoli
podeszła. Uklękła przed nagrobkiem, położyła swoją białą lilię obok tej, którą
przyniósł Tom i podobnie jak on, obejrzała żółtą różę. Spoglądała na kwiaty w
milczeniu i skupieniu. Tom wiedział, że się modliła. Podniósł się z ławeczki.
Po chwili Scarlett wstała i odwróciła się do niego. Nie miał jej za złe
kolejności. Zbliżyła się, a on jak miał w zwyczaju, ucałował ją w policzek, delikatnie
przytrzymując ją w talii. Sądził, że nie tylko on czuł, że w tym drobnym geście
było coś tylko ich, coś wręcz intymnego.
- To chyba już tradycja, że się tu spotykamy –
powiedziała, siadając na ławeczce. Dołączył do niej.
- To, co nas tutaj sprowadza, najbardziej nas łączy.
- A jego utrata najbardziej nas podzieliła. – Miała
rację. Śmierć Liama była punktem zapalnym wszystkiego, co doprowadziło do ich
rozstania. Niewyjaśnione sprawy gromadziły się między nimi, a odejścia ich
synka zerwało tamę, która trzymała je w bezpiecznej odległości. – Co czujesz,
gdy siedzimy tutaj razem? – zapytała zerkając na Toma. Rozmawiali. Tak po
prostu rozmawiali i nie mógłby czuć się w tej chwili lepiej. Chociaż fakt, że
siedzieli nad grobem swojego syna, niszczył radość tej chwili, ale może właśnie
to robił Liam? Znów ich łączył.
- Myślę, że Liam chciałby nas tutaj razem – odparł cicho,
bo głos go zawodził. – Tak powinno być od początku. Tylko ty rozumiesz, co
przechodzę odwiedzając jego grób. Tylko ty wiesz, jak bardzo boli mnie, że nasz
syn leży tu, gdy mógłby być szczęśliwym dzieckiem. Tylko ty wiesz, że
dziewiętnastego każdego miesiąca nie umiem być szczęśliwy, choćby działy się
najlepsze rzeczy – popatrzył na Scarlett, a w jego oczach kryło się cierpienie
rodzica, który utracił ukochane dziecko. W jej spojrzeniu dostrzegł to samo. To
porozumienie łączyło ich nawet, gdy wydawało im się, że żywili do siebie tylko
nienawiść.
- Masz rację – odparła. Oczy miała zaczerwienione, a głos
drżący. – Powinniśmy być w tym wszystkim razem. Do dziś żałuję, że cię wtedy
zostawiłam.
- Nie da się tego zmienić. Jesteśmy tu u naszego syna i
jedyne, co możemy dla niego zrobić, to dobrze żyć. Przede wszystkim, żyć dalej,
choć to nie jest łatwe – westchnął. Odruchowo się rozejrzał. Bash i Matt
palili, uważnie wodząc wzrokiem po okolicy. Jakby czekali, aż ktoś wyskoczy zza
krzaków i zaatakuje Scarlett. Tom zatrzymał na moment tą myśl. A co, jeśli ona
faktycznie czegoś się bała? Zerknął na nią, chciał zapytać, ale podjęła
poprzedni temat.
- Ty masz szansę przelać tą miłość na Davida. To wielkie
szczęście mieć takiego syna. Spotkałam go zaledwie kilka razy, ale zdążyłam się
przekonać, że jest mądrym i dobrym dzieckiem – Tom spojrzał uważnie na
Scarlett. Choć wspominała nie raz, że uważała Davida za dobre dziecko, wciąż
jakby się obawiał, że kryło się pod tym coś więcej, ale jej spojrzenie było zupełnie
szczere. Wypełniła go duma.
- Jestem szczęśliwy, że go mam, ale nigdy nie było tak,
że zastąpił mi Liama – popatrzył na nią znów, jakby chciał się upewnić, że mu
wierzyła. – Liam był jedyny i nie powtarzalny. Był nasz, Scarlett – pod wpływem
chwili, impulsu, tej intymnej atmosfery między nimi ujął jej dłoń, którą
opierała na ławce i uścisnął ją. Popatrzyła na niego zaskoczona, ale nie
cofnęła ręki. – Kocham Davida i cieszę się, że jestem ojcem takiego fajnego,
małego człowieka, ale Liam to Liam, a David to David – zakończył dosyć
stanowczo, a ona pokiwała głową. Zastanawiała się przez moment, po czym
powiedziała;
- Walczę o Jessicę nie tylko dlatego, że tak ją lubię.
Jestem w tym trochę egoistką. Walczę o nią, bo chciałabym pozbyć się chociaż
odrobiny poczucia winy. Chcę uratować czyjeś życie. Jego nie zdołałam, ale ona
żyje. Chciałabym, żeby było mi troszeczkę lżej.
- I jak jest? – zapytał. Wiedział, że to błędna logika,
ale nie zamierzał teraz wyciągać tego tematu. Cieszył go fakt, że rozmawiali,
że było tak zwyczajnie. Tak bardzo tęsknił za rozmowami z nią. Każda minuta
była na wagę złota. Pragnął zatrzymać ją jak najdłużej.
- Przeszczep się przyjął. Jess dochodzi do siebie. Jest
coraz lepiej – starała się przybrać rześki ton głosu, ale Scarlett nigdy nie
umiała go okłamywać. Najwyraźniej to się nie zmieniło.
- A jak ty się czujesz? – zapytał troskliwie, a ona przez
moment nie odpowiadała. Spoglądała na niego, jakby szukała właściwej
odpowiedzi. Chciał, żeby mówiła prawdę, a nie to co należało. Chciał, żeby
czuła się przy nim pewnie, żeby mu ufała. Pokręciła głową, patrząc na Toma
krótko.
- Nie chcesz wiedzieć – zaśmiała się gorzko.
- No właśnie chciałbym – zapewnił, mocniej ściskając jej
dłoń. Wtedy ją cofnęła. Splotła obie na swoich kolanach i popatrzyła przed
siebie, znów wykonała przeczący gest, jakby chciała odsunąć od siebie odpowiedź
na to pytanie. – Chciałbym, żebyś mi powiedziała. Kiedyś potrafiłem ci pomóc.
Jestem pewien, że teraz też będę potrafił – odparł cicho, bardzo starał
przekonać ją do swoich szczerych intencji. Nie wiedział tylko jak.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł mi teraz pomóc –
stwierdziła. To nie było użalanie się nad sobą, ani marudzenie. Przedstawiła
fakt. Spojrzała mu prosto w oczy. Bardzo bojowo, jakby stawiała wyzwanie
światu. Cokolwiek działo się w jej życiu nie mogło być dobre. Jej zachowanie,
to co powiedziała i obstawa nie wróżyły dobrze. Wydawała się przygaszona, nawet
przestraszona. Czegoś się bała.
- Pozwól mi spróbować – zaczął delikatnie, patrząc na nią
uważnie. Znów pokręciła głową. Nie potrafiła na niego spojrzeć. Widział w jej
oczach łzy, zamrugała kilka razy, odetchnęła i dalej twardo patrzyła przed siebie.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewnił. – Pozwól mi tylko spróbować –
poprosił. – Nie myśl o tym, co było. Tym zajmiemy się jutro, ale dziś widzę, że
coś cię martwi, czegoś się boisz, a ja bardzo chcę ci pomóc. Tylko mi powiedz –
mówił miękko, spoglądając na nią nieprzerwanie. Żadnemu z nich nie przeszło w
tej chwili do głowy, że kiedyś już odbyli podobną rozmowę. Być może miała ona
miejsce na cmentarzu. Już kiedyś Tom prosił Scarlett, by otworzyła się na
niego, by pozwoliła mu sobie pomagać, by mówiła do niego. Historia zatocza
koło. Być może tak właśnie wyglądają drugie szanse.
Scarlett wreszcie odważyła się popatrzeć na Toma. Być
może, gdyby nie kolejna wiadomość od Mike’a, byłaby twardsza, ale w tym
momencie nie potrafiła być samodzielna. Może, gdyby to nie był Tom, łatwiej
umiałaby odmówić. Jednak właśnie w tej chwili musiała przypomnieć sobie, jak
dobrze poczuła się w jego ramionach na weselu Margo i Gustava, a potem w
szpitalu. Jej głupie serce musiało przypomnieć sobie, że wciąż go chciała. To nie dawało jej spokoju. Ta myśl, że choć
upłynęło tak wiele czasu, choć zmieniły się miejsca, choć zmienili się oni, to
ta miłość wciąż była. Do tej pory zastanawiała się, czy tylko w niej. Czy Tom
też ją chciał? Zastanawiała się. Nie miała pewności, czy czyniąc ten jeden krok
za dużo, nie doprowadzi do tego, że jej serce zostanie złamane po raz kolejny. Nie
mogła pozwolić sobie na to, by utraciła resztki dumy, które pozostały jej po
spotkaniu z Mike’em. Po tym, co po sobie zostawił. Stała się ta chwila. Tom popatrzył na nią. Spoglądał jej prosto w
oczy i wiedziała, że nie tylko ona wciąż t
o czuła. W tym jednym spojrzeniu odnalazła wszelką pewności, że się nie
myliła. To było piękne i przerażające jednocześnie. T o znów się działo. Szczelnie zamknięte zakamarki serca otwierały
się, wypuszczając uczucia głęboko tam schowane. Tak bardzo chciała zniknąć. Wydawało
jej się, że jeżeli nie ukryje się gdzieś, to Mike odbierze jej także to. Te
ostatnie dobre uczucia, które miała tylko dla siebie, które ratowały ją przed
upadkiem. Pragnęła ukryć się gdzieś, gdzie Mike jej nie znajdzie, ale nie miała
pewności, czy istniało takie miejsce, w którym stałaby się dla niego
niewidzialna. W jednej chwili naiwnie pomyślała, że Tom znał takie miejsce i
jej myśli przeistoczyły się w słowa.
- A możesz ukryć mnie przed światem? – zapytała na poły ironicznie,
na poły z nadzieją, choć więcej było w tym goryczy. – Chociaż na chwilę –
szepnęła, bo tak naprawdę znajdowała się już na krawędzi.
- Jak długo zechcesz – odparł, podnosząc się z miejsca. Dwadzieścia sekund brawury. Może to
właśnie był ten moment, gdy mógł wygrać swoje wszystko. Jeszcze nie wiedział,
gdzie znajdowało się to miejsce, w którym schowa ją dla świata, ale wiedział,
że to zrobi. To był t e n moment. – Zabiorę cię w miejsce, gdzie odpoczniesz,
będziesz mieć spokój i twoja obecność nie zdziwi nikogo – zapewnił ją, wpadając
na najbardziej oczywisty pomysł. Zapewne tez najlepszy. Popatrzyła na niego zaskoczona
tą propozycją. Zupełnie, jakby przed chwilą nie zapewnił jej, że chciał pomóc,
a ona nie prosiła go o to. Zerkała raz na niego, a raz na jego dłoń. Uśmiechnął
się ciepło i zachęcił ją gestem. – W gratisie
dorzucam najlepszą herbatę malinową, jaką kiedykolwiek piłaś.
- I tak nie może być gorzej – westchnęła, nie mając
pojęcia, jak bardzo się myliła. Podniosła się z miejsca i podała Tomowi rękę. Dwadzieścia sekund brawury. Plus
niespokojne serce. Czuła, że to zupełne wariactwo iść z człowiekiem, z którym
dopiero od niedawna normalnie rozmawiała. Jednak wciąż pamiętała tego, którego
tak kochała. To z nim chciała udać się na koniec świata. Pytanie, czy on wciąż
istniał? Czy istniała ta ona, którą kochał on?
- No cóż – zaczął. – Twoja odpowiedź nie jest dla mnie
najwyższym komplementem, ale przemilczę to – powiedział, kiedy zbliżali się do
ochrony. Uświadomiła sobie, jak zabrzmiały jej słowa i zaśmiała się cicho. Poczuła
się troszkę głupio. Zupełnie, jakby czas spędzony z nim był najgorszą
ostatecznością, a przecież czuła coś zupełne innego.
- To jest szalone – westchnęła.
- Czym jest życie bez ryzyka? – zagadnął, gdy zatrzymali
się przy Matt’cie i Bash’u, nieco zdziwionymi takim obrotem sytuacji. –
Zabieram ją – powiedział, a ochroniarze spojrzeli pytająco na Scarlett. Zawahała
się przez moment. Czy mogła udać się gdziekolwiek bez ochrony, gdy Mike śledził
każdy jej ruch? Czy przy Tomie mogła czuć się bezpieczna? Chyba znała
odpowiedź. Przynajmniej na to drugie pytanie. Nie potrafiła wytłumaczyć tego,
że od momentu, gdy spotkali się na cmentarzu, poczuła się lepiej. Po prostu.
Wystarczyła jego obecność. Starała się o tym nie myśleć, ale jak miała
przestać, skoro pierwszy raz od wielu dni co chwilę nie oglądała się za siebie?
Czuła się głupio z tym, że tak reagowała na Toma. Po takim czasie, po tylu
złych słowach, on wciąż był tym, do którego chciała uciec. Czy tak właśnie
powinno być? Czy tak wyglądało przeznaczenie?
- Jedźcie do domów, gdyby coś mnie niepokoiło, to zaraz
dam wam znać – poleciła.
- Jestem pod telefonem – zapewnił Bash. – Poinformuję też
Toby’ego i Maxa – powiedział. Posłała mu
wdzięczne spojrzenie i całą czwórką opuścili cmentarz. Po uprzednim sprawdzeniu
obu aut, ochrona wsiadła do wynajętej Hondy, a Scarlett i Tom do jego Audi. Q7
nie było tak szpanerskie, jak R8, ale znacznie bardziej praktyczne. Kiedy
ruszyli, Scarlett nie potrafiła uwierzyć, że siedziała z Tomem w jego aucie i
jechała gdzieś. Gdzie? Nawet nie wiedziała. Nie bardzo rozumiała też, dlaczego
się zgodziła. Powinna odmówić. Nic ich przecież nie łączyło. Nic prócz tego
kawałka granitu, który miał przypominać im już zawsze o tym, co mieli i co
stracili. Może to aura cmentarza? Chyba za dużo o nim myślała. Wspominała ich
wspólne życie, te dobre chwile. Może to spowodowało, że uprzejmość Toma wydała
się jej czymś więcej. Trochę się tego przestraszyła. To kolejna rzecz, której
się obawiała. Za dużo już ich. Trochę przez to oklapła i zrobiło jej się
nieprzyjemnie. Zupełnie jak w chwili, gdy przypominasz sobie jakąś bardzo
zawstydzającą rzecz. Chcesz się zapaść pod ziemię. Ona też chciała. Przez swoje
głupie serce. Głupią nadzieję. Głupią brawurę, której dała się ponieść. Zupełnie
już nie wiedziała, co myśleć.
- Zastanawia mnie jedna rzecz – zagadnął po kilkunastu
minutach jazdy w milczeniu. Zerknął na Scarlett, a ona popatrzyła na Toma. – Dlaczego
potrzebujesz, aż dwóch ochroniarzy? Czy nawet czterech? – musiała liczyć się z
tym, że o to zapyta. Bash i Matt bardzo sumiennie wykonywali swoje zadania i
dokładnie sprawdzali, czy gdzieś nie czaiło się zagrożenie. – Twoi chłopcy
wyglądali, jakby tylko czekali, aż ktoś się na ciebie rzuci.
- Dobrzy są, co? – odparła, mając nadzieję na zmianę
tematu. Nie wiedziała, czy chciała o tym mówić. – Nie byłam pewna, czy będę
umiała zaufać komuś poza Toby’m i Max’em, ale Sebastian i Matt są bardzo
profesjonalni i świetnie mi się z nimi współpracuje.
- Inaczej nie pozwoliłabyś im ochraniać się – posłał
Scarlett szybki uśmiech. – Jednak to nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałaś,
dlaczego potrzebujesz stałej ochrony – spojrzał na nią tak, że nie miała już
złudzeń, że Tom da się zwieść albo, że przestanie się interesować. Troszczył
się o nią. Zauważyła, że w ostatnich tygodniach, a może nawet miesiącach bardzo
martwił się o jej sprawy, więc może mogła powiedzieć mu chociaż odrobinkę? Była
bardzo skołowana. Z jednej strony chciała wyjawić mu wszystko i zrzucić z
siebie ten ciężar, a z drugiej pamiętała o tym, co ich podzieliło.
- Ktoś mi grozi – powiedziała w końcu. Tom chyba nie
spodziewał się takiej odpowiedzi. Przeżył w swojej karierze różne epizody z
natrętnymi fanami, stalkerami, czy haterami, ale dotąd to nigdy nie okazywało
się niebezpieczne. Scarlett patrzyła na niego, oczekując jakiejś reakcji, a on
prowadził i wydawał się intensywnie nad czymś myśleć. Zaniepokoiła się. Dopiero
po krótkiej chwili, kiedy uważniej mu się przyjrzała, dostrzegła, jak mocno zaciskał
dłonie na kierownicy, a żyłka na jego szyi pulsowała. Odwróciła wzrok. Wolała
nie patrzeć.
- Teraz rozumiem – odpowiedział po długiej chwili ciszy.
– Wiedziałem, że się czegoś boisz. Już wtedy twoim mieszkaniu zauważyłem, że się
kryjesz. Chowałaś się w sobie. Nie bardzo wiem, jak ująć to w słowa, ale
dostrzegłem to – zerknęła na niego i nie było w nim irytacji. Tylko troska.
- Naprawdę? – zdziwiła się. Trochę jej ulżyło, bo
wydawało jej się, że Tom mógł pomyśleć sobie o niej coś złego. Choć przecież to
jej grożono, więc nie miałby podstaw. Zdjęła czapkę, a jej niesforne włosy
nastroszyły się. Przeczesała palcami loki. Odkąd je skróciła stały się nie do
opanowania.
- Nie rozumiem, dlaczego ktoś chce zrobić ci coś złego.
Przecież pomagasz, jestem dobra dla fanów.
Długo to trwa? – zapytał. Był bardzo skupiony, jakby oceniał, sondował
sytuację.
- Tak – westchnęła ciężko. – Od czerwca – ta informacja
zszokowała Toma zupełnie. Zwolnił, a potem zatrzymał się na czerwonym świetle.
Przypatrzył się Scarlett, która nie potrafiła popatrzeć na niego, zupełnie
jakby miała powód do wstydu.
- Zgłosiłaś to na policję? – przytaknęła. – A czy wiesz,
kto to? – dopytywał. Miał tak zmartwiony, pełen troski głos, że nie potrafiła
być twarda. Pękała z każdą chwilą bardziej. To był w końcu Tom, a ona pomimo wszystkiego, co się zdarzyło, nie
potrafiła oprzeć się temu, że przy nim czuła się bezpiecznie, jak w d o m u. Mogła
mu zdradzić ten najgorszy z sekretów?
Szli sobie
spokojnie, z wyjątkiem cichych okrzyków radości, które Scarlett wydawała z
siebie, kiedy tylko wyniki znów przyszły jej na myśl, a on uśmiechał się pod
nosem, widząc jej rozradowaną buzię, gdy ni stąd ni zowąd wyrósł przed nimi
Mike. Scarlett gwałtownie zatrzymała się, mocno ściskając rękę Toma. Mimowolnie
napiął wszystkie mięśnie. Mike uśmiechnął się cwano, splatając ręce na torsie.
- No proszę, kogo
ja tu widzę, pan Gwiazda i pani… - zasępił się na chwilę. – No właśnie,
Scarlett, jak się do ciebie zwracać? – spytał, jakby nigdy nic mrugając do niej
Zmrużyła oczy, układając usta w dzióbek i otaksowała do spojrzeniem. Powoli i
dokładnie.
- Ty? Per pani, nie
inaczej – posłała mu nienawistne spojrzenie, pozwalając, by Tom przepuścił ją
przodem, mijając chłopaka. Bez przerwy mocno trzymał ją za rękę. Nie pozwoliła
sobie na to, by zadrżeć. Szła dumnie wyprostowana, wysoko unosząc głowę. Jej
lęk zdradzały jedynie lodowate dłonie.
- Spotkamy się
jeszcze, proszę pani! – krzyknął za nimi. Z jego głosu sączył się jad i przekonanie,
że zawsze dopnie swego. Tom otoczył ją ramieniem, przygarniając blisko siebie.
Doszli do tej samej sygnalizacji, a Scarlett milczała. Była spięta i
przestraszona. Mike musiał zepsuć nawet tą chwilę. Ujął w swoje jej małą dłoń i
ucałował ją lekko.
- Kiedy przejdziemy
na drugą stronę, zamkniesz za sobą etap opieczętowany jego imieniem. Raz na
zawsze – zapewnił ją, patrząc prosto w turkusowe tęczówki dziewczyny.
- Wierzę ci –
szepnęła, uśmiechając się słabo. Spojrzała na pasy, a potem na Toma. Wzięła
głęboki oddech i mocno ścisnąwszy jego dłoń, uczyniła pierwszy krok, a za nim
kolejny i kolejny, aż wreszcie stanęli na chodniku po przeciwnej stronie.
Puściła jego rękę, wygładzając sukienkę. Spojrzała na alejkę, w której wciąż
widziała Mike’a. Patrzył na nich. Odetchnęła, spoglądając Tomowi w oczy.
Odrzuciła strach, zacisnęła dłonie w piąstki, chcąc znów być dzielną – Michaelu
Miller od tej pory nie istniejesz i niech cię piekło pochłonie – jakby na
potwierdzenie, przytaknęła sobie skinieniem głowy i wplótłszy rękę pod ramię
Toma, spojrzała mu w oczy. – Teraz jest już tylko Tom – uśmiechnęła się słodko,
a on nie mógł jej nie pocałować.
Przypomniała sobie, jak spotkała Mike’a po raz ostatni.
Łudziła się, że zniknie z jej życia wraz z końcem szkoły. A on już pewnie wtedy
miał swój plan. Może jeszcze w szkole przygotowywał zmianę tożsamości. Kim
musieli być jego rodzice, skoro przystali na to wszystko. A Serena? Scarlett
zupełnie o niej zapomniała. Ciekawiło ją, czy postąpiła jak brat, czy żyła
sobie gdzieś indziej. Zdążyli ruszyć, ale Tom wciąż spoglądał na nią
zmartwiony. Skoro siedziała w tym samochodzie i zdecydowała się uciec z nim,
należała mu się prawda. Im szybciej mu powie, tym lżej jej będzie.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedy byliśmy razem,
obiecałeś mi, że Mike zniknie – Tom wyraźnie nie rozumiał. To logiczne. Dla
niego Michael Miller dawno nie żył. – Nie pomyśl, że mam do ciebie jakieś
pretensje – zapewniła, nerwowo chowając włosy za ucho. Tom prowadził,
nieustannie zerkając na Scarlett. – Chodzi mi o to, że nie mogłeś dotrzymać
słowa, bo nikt nie może mi pomóc. Bo on żyje i to on mnie prześladuje – była
zdumiona, że udało jej się wydusić to z siebie. Nie popłakała się, ani nie
drżał jej głos. Nie mocno. To ogromny sukces.
- Jak to? – zapytał zszokowany. Częściej patrzył na nią,
niż na drogę i to jej się nie podobało. Nie, żeby mu nie ufała, ale nie chciała
mu przekazywać takich informacji, kiedy kierowali się na… no właśnie. Już znała
tą trasę. Jechali do Loitsche. Poczuła ulgę i żal jednocześnie. Bo tam mogli
być bezpieczni, ale jednocześnie narażeni na atak Mike’a, jeżeli jechał za
nimi. Mogła spodziewać się nawet tego. Włosy zjeżyły jej się na karku na samą
myśl. Mimowolnie się odwróciła, żeby zerknąć, czy nikt ich nie śledził. Nie
powinna była odwoływać ochrony. Postanowiła ich wezwać z powrotem.
- Nie chcę o tym mówić, kiedy prowadzisz – zasugerowała,
a Tom od razu zjechał na pobocze, włączając awaryjne światła. Na szczęście nie
zdążyli wyjechać z miasta i nie znajdowali się na autostradzie. Wciąż zerkała w
lusterko, czy jakieś auto nie zatrzymuje się w pobliżu. – Mike żyje. Nie zginął
w tamtym wypadku. Nie będę ci teraz opowiadać, jak się o tym dowiedziałam.
Skonfrontowałam się z nim, a on zapowiedział, że to nie koniec, że jeszcze mnie
dopadnie. To było w czerwcu – na sekundkę przeniosła wzrok ze wstecznego
lusterka na Toma. – Do koncertu zapadł się pod ziemię. Ten dziwny telefon:
jestem wszędzie, gdzie spojrzysz, był od niego. A potem zaczął wysyłać mi
anonimy. Stąd ochrona. Zgłosiłam sprawę na policję w Los Angeles i tutaj, ale
on wsiąkł jak kamfora.
- Ten człowiek był chory psychicznie już wtedy. Miał na
twoim punkcie obsesję – patrzył na Scarlett wyraźnie przestraszony. Nawet nie
zszokowany, po prostu przestraszony. – Czy on cię skrzywdził?
- Nie udało mu się– odparła cicho. – Bardzo się boję, Tom
– znów zerknęła na niego na chwilkę. – Nawet teraz wciąż patrzę w to głupie
lusterko i sprawdzam, czy jakieś auto nas nie śledzi – westchnęła. – Może nie
powinnam cię w to wciągać. Policja go szuka, ale dotąd bezskutecznie. Nie mam
zbyt twardych zarzutów. Nie mam nawet dowodów, że to on. Boję się, że to się
może szybko nie skończyć, a jestem już bardzo zmęczona.
- Ben jest u Leny, gdyby coś się działo, to pomoże.
Możesz też wezwać swoją ochronę, ale przy mnie będziesz bezpieczna – zapewnił
ją z tak dużym przekonaniem, że w tej jednej chwili mu wierzyła. – Nie dociera
do mnie, kim musi być ten człowiek, skoro zrobił coś takiego. Jak bardzo on
jest chory. Wymyślimy coś. Poradzimy sobie z nim – znów ujął jej dłoń i ścisnął
ją delikatnie. My. Dwie literki,
jedno krótkie słowo, a ona topniała. Tom patrzył na Scarlett i nie mógł
uwierzyć, że takie rzeczy mogą dziać się naprawdę. W filmach, w książkach, okej.
Ale w życiu? Patrzył na nią i w ułamku chwili miał wrażenie, że widzi ją tak
naprawdę. Była blada, zmęczona, przestraszona, miała cienie pod oczami i
zapadnięte policzki, jakby nie jadła zbyt wiele i nie spała. Była tak szczupła,
że obie opcje wchodziły w grę. Najgorsze, że emanowała od niej wielka
niepewność, wielki strach, zupełnie się wycofała. To ją przytłoczyło, przyparło
do muru, ale nie tego, który kiedyś miała. Do muru, od którego nie było
ucieczki, ani wyjścia. Teraz to rozumiał. Może nie miał racji we wszystkim, ale
łączył fakty. Znał ją na tyle, by móc dostrzec to wszystko. Obserwował ją od
tamtej urodzinowej wizyty i miał niemal pewność, że Scarlett potrzebowała
kogoś, kto ją obroni. Kogoś, kto złapie ją, gdy będzie upadać i
ochroni ją przed nią samą. Patrząc w jej smutne, przestraszone oczy, po
raz kolejny upewnił się, że chciał być tym, dzięki któremu przestanie się bać.
Scarlett załapała go i ochroniła. Teraz jego kolej. – Nie pozwolę cię
skrzywdzić – po raz kolejny postawił na swoje dwadzieścia sekund brawury,
uniósł jej dłoń do swoich ust i patrząc jej prosto w oczy, czule ją ucałował. W
oczach miała łzy, ale mocno starała się je powstrzymać. Skinęła głową, bo głos
uwiązł jej w gardle. Bardzo mocno chciała mu wierzyć. Bardzo.
Przez resztę drogi do Loitsche niewiele rozmawiali. Tom
starał się przyswoić fakt, że Mike żył i zagrażał Scarlett. Wydawało mu się to
zupełnie abstrakcyjne. Normalni ludzie nie walczyli z kimś, kto robi operacje
plastyczne albo zmienia tożsamość. A Scarlett musiała zmierzyć się z tym i tym,
a na dodatek tą osobą był ktoś, kogo szczerze nienawidziła. Jeszcze nie
wiedział, jak to zrobi, ale musiał jej pomóc. W końcu Mike nie mógł rozpłynąć
się w powietrzu. Prędzej czy później policja go znajdzie. A Tom postanowił
zrobić wszystko, żeby Scarlett chociaż trochę odetchnęła. Wprawdzie nie zabrała
swoich rzeczy, nie miała nawet torebki, ale w domu znajdowały się rzeczy Rainie
i mamy, więc na pewno coś się dla niej znajdzie. Nie bardzo wiedział, jak
powinien to wszystko rozwiązać logistycznie, bo jedyne czego był pewien to to,
że powinien działać, a nie rozmyślać. Jednak łatwiej było skupić się na tym,
skąd wziąć dla niej szczoteczkę do zębów, niż na tym, czy dom jest
wystarczająco zabezpieczony przed intruzami. Dawno nie czuł się tak rozbity. Miał
ją w końcu przy sobie i powinien być
szczęśliwy, a jedyne o czym myślał to to, czy była przy nim bezpieczna. Historia
zataczała naprawdę wielkie koło.
Parzył herbatę, Scarlett była w łazience. Może to był
właśnie moment, na który czekał? Mieli szansę na rozmowę, czas dla siebie. Musiał
wierzyć, że nic złego ich nie czekało, że dany im czas, przyniesie coś dobrego.
Czekał na to od pół roku. Miał być jej oparciem. Miał ją złapać. Miał ją
podtrzymać. Miał sprawić, że odzyska wiarę i pewność siebie. Miał być tym, u
którego będzie szukała pocieszenia. Miał ochronić przed wszelkim zagrożeniem.
Chciał być tym, którego kochała.
Weszła do kuchni, kiedy zalał herbatę. W powietrzu unosił
się zapach owoców. Stanęła w progu, naciągając na dłonie rękawy swetra. Właśnie
to najlepiej zapamiętał z tej chwili. Ją, taką drobną i smutną, osnutą zapachem
cytrusów. Chciał zabrać ją do salonu, ale może kuchnia faktycznie stanowiła
lepsze miejsce na rozmowę. Pierwszą prawdziwą rozmowę. Postawił napoje na
stole. Scarlett podeszła i usiadła na jednym z krzeseł.
- Przyjemnie tu jest, tak przytulnie, rodzinnie –
powiedziała, obejmując kubek dłońmi. Potem zamilkła i Tomowi wydawało się, że
wahała się, czy zacząć mówić, czy nie. Patrząc na nią, nie mógł uwierzyć, że
dziewczyna, którą kiedyś znał, to ta sama przestraszona, wątła i niepewna,
która siedziała przed nim. Wydawała się zupełnie zahukana. W końcu podniosła
odrobinę wzrok, odważyła się. – Trochę to dziwne, że siedzimy tu razem. Jakby
ktoś to przepowiedział, jakiś czas temu, to bym nie uwierzyła.
- Cieszę się, że w końcu tu razem siedzimy – uśmiechnął
się, patrząc wprost na Scarlett. – Od dawna zależało mi na rozmowie z tobą, ale
wciąż wydawało mi się, że to nieodpowiedni moment. Najpierw nie chciałem
wchodzić w twoje życie z butami, potem pomagałaś Jessice, a ostatnio ja miałem
mnóstwo na głowie. Nasze dzisiejsze spotkanie to chyba jakiś znak, że nadeszła
właściwa chwila. Choć żałuję, że to nie stało się pół roku temu.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zaciekawiła się.
- Chcę wyjaśnić wszystko, co wtedy zaszło – pokiwała
głową i upiła łyk herbaty.
- Przepraszam, jeżeli uznasz, że nie powinnam tego mówić.
Bo pewnie nie powinnam – wzruszyła ramionami, jakby to wcale nie było ważne. –
Ostatnie miesiące były dla mnie, jak koszmar. A dziś, z tobą jest jakoś lepiej.
Przy tobie zawsze bałam się mniej, dlatego dziękuję, że mogę tu być. Dziękuję,
Tom – szepnęła, w oczach zgromadziły jej się łzy. Starała się, żeby nie
wypłynęły, ale emocje wzięły nad nią górę. Stróżki popłynęły po jej policzkach.
Natychmiast je starła. – Przepraszam – Tom wstał, wyjął z szuflady chusteczki i
podał jej jedną. Ukucnął przed Scarlett i spojrzał w jej oczy. Miały
nienaturalnie mocny odcień. Zawsze tak się działo, gdy płakała. Czasem stawały
się prawie bezbarwne. Niemal przejrzyste. Otarła oczy i wydmuchała nos. Nie
patrzyła na niego, a on czekał. – Przepraszam – powiedziała znów.
- Nie – odpowiedział stanowczo. Może za bardzo. Tego się
nie spodziewała. Spojrzała na niego zdziwiona, może trochę wystraszona. Nie
wiedział, bo wciąż się czegoś bała. – Nie przepraszaj mnie. Nie wolno ci. Nie
za to. Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Nie przygotowałem się na to, ale chcę,
żebyś wiedziała, że twoja obecność tutaj, to wszystko, czego potrzebuję –
zatrzymał się na moment, sprawdzając jej reakcję. Jej i tak duże oczy otworzyły
się szeroko, ale nie było w tym zawodu czy zniesmaczenia. Była zaskoczona, po
prostu. Czasy, gdy chował się ze swoimi uczuciami i pragnieniami, minęły.
Wiedział, czego chciał. Wiedział, że zasługiwał na szczęście. Tym właśnie była
dla niego Scarlett. – To nie minęło. Moje uczucia. Dlatego zrobię wszystko,
żebyś była bezpieczna. Cokolwiek nas czeka po powrocie do Berlina chcę, żebyś
wiedziała, że masz mnie po swojej stronie. Obojętne co – zapewnił żarliwie.
- Boję się – szepnęła, po czym popatrzyła na niego.
Pierwszy raz naprawdę na niego popatrzyła. Widział, ile ją to kosztowało. Jak
bardzo została skrzywdzona, skoro nie potrafiła już patrzeć w oczy? Ona,
Scarlett, która nie lękała się stawić czoła najgorszemu. Pozwoliła mu zajrzeć w
swoje pełne strachu oczy. Pozwoliła mu zajrzeć do swojej duszy. Pozwoliła mu
przejąć część ciężaru, który dźwigała każdego dnia. Miał wrażenie, że tym
jednym spojrzeniem ofiarowała mu więcej, niż ludziom, który obracali się wokół
niej na co dzień. Wielu wydawało się, że jej mur nie istniał. Jemu chyba też. Jednak
właśnie teraz był grubszy niż kiedykolwiek wcześniej. Podniósł się, ciągnąc ją
za sobą i mocno ją przytulił. Podobny moment dzielili w szpitalu, po
pogorszeniu się stanu Jessici, ale wówczas po prostu się załamała, straciła
kontrolę. Teraz była przy nim świadomie. Dzieliła się z nim swoim brzemieniem.
- Tutaj nic ci nie grozi. Obiecałem, że schowam cię przed
światem i słowa dotrzymam. Odkąd zaczęli pojawiać się tutaj nadgorliwi
dziennikarze, po tym, jak oficjalnie ogłosiłem, że David jest moim synem,
zainstalowałem monitoring i specjalny alarm, gdy coś dużego przedostaje się na
posesję. To sprytny sprzęt. Wykryje zagrożenie i poinformuje firmę ochroniarską
– cały czas obejmował Scarlett. W pierwszej chwili stała sztywno w jego
uścisku. Dopiero po dłużej chwili, niepewnie objęła go rękoma w pasie.
- Nie umiem się odnaleźć w tej chwili. Ty, ja, my razem.
- Nie próbuj. Po prostu bądź, Scarlett – krótką chwilę
rozważała jego słowa, a potem mocno przytuliła się do Toma. Czuła się zupełnie
oszołomiona tym, co się właśnie działo. On najwyraźniej nie przezywał tego tak,
jak ona. Ich relacje od dłuższego czasu zaczynały układać się coraz lepiej. Tom
wydawał się sądzić, że jest jak być powinno, jakby to, że jeszcze rok temu
omijali się szerokim łukiem nie miało znaczenia. Cieszyło ją to, bo to co przed
chwilą Tom jej powiedział, bardzo wiele znaczyło, ale z drugiej strony, to co
ich podzieliło, wciąż między nimi było. Liczyła, że to spotkanie pomoże im
wyjaśnić pewne sprawy. Musieli je wyjaśnić. Potrzebowała choć jednej stałej w
swoim pełnym zawirowań życiu.
Chwilę później znów siedzieli naprzeciw siebie. Scarlett
popijała herbatę, a Tom ją obserwował.
- Poznałam go w klubie – podjęła po chwili milczenia.
Uznała, że Tomowi należała się ta historia, skoro już znalazła się w jego domu,
skoro poznał jej część, skoro jej pomagał. – Byłam tam z Gin, dopiero
zaczęłyśmy współpracę. Spodobał mi się jego sposób bycia. Chyba dlatego, że
zupełnie różnił się od ciebie – zerknęła na Toma, ale ciężko było wyczytać
cokolwiek z jego twarzy. Słuchał uważnie. – Spotkałam się z nim raz, drugi i
trzeci. Uznałam, że to nie jest człowiek na długi, poważny związek, więc
postanowiłam spróbować. Od początku wiedziałam, że związki bez miłości są nie
dla mnie, ale pchałam się w to, bo chyba chciałam sobie udowodnić, że mogę –
westchnęła. Mówienie o tym było trudne, bo wiązało się ze sposobem, jakim
radziła sobie z ich rozstaniem. Albo nie radziła. – Głupio mówić mi o tym
właśnie tobie, ale chyba powinnam.
- Nic nie musisz. Na tym mi zależy. Nie musze znać tej
historii, jeżeli nie chcesz o tym mówić – uśmiechnął się i krótko uścisnął jej
dłoń.
- Chcę, bo jeżeli opowiem ci o tym, to potem będzie
łatwiej. Jestem tu, pomagasz mi. Musisz wiedzieć, dlaczego to wszystko się
stało.
- Jestem tutaj dla ciebie. Tym razem bez obietnic –
popatrzyła znów lekko zaskoczona. Tom nie miał pewności czy taka ofensywa to
dobra metoda, ale skoro nie wahał się, to dlaczego nie miał postępować zgodnie
z tym, jak dyktowało mu serce? Zawiódł ją wtedy. Teraz już nie zamierzał.
Nawet, jeżeli powie mu, że nie da się ich uratować. Tom i tak postanowił pomóc
Scarlett. Bo ją kochał. Teraz, gdy siedziała zaledwie metr od niego, to uczucie
stało się jeszcze bardziej oczywiste. Nie kryło się za urazą czy żalem. Po
prostu znów odżyło i chociaż Scarlett była nieco zagubiona w tym, jak się
zachowywał, czuł, że postępował dobrze.
- Wstydzę się tego, jak wtedy postępowałam. Bo to nie
byłam ja. To była jakaś rozgoryczona wersja mnie, która próbowała sobie
udowodnić, że umie żyć na luzie, że miłość nie jest jej potrzebna. Moje serce
było wtedy bardzo chore. Mocno cierpiało – zerknęła znów na niego i westchnęła
ciężko. – Popełniłam sporo błędów. Największym z nich było to, że oszukiwałam
siebie. Angażowałam się w ten związek, wmawiałam sobie, że to wszystko, co
wydawało mi się złe, to tylko moja wyobraźnia. Nie dopuszczałam do siebie
sygnałów, które ostrzegały mnie przed nim. Potem znalazłam zdjęcie. Nie wiem,
czy pamiętasz, ale to ostatnie, które sobie zrobiłam przed całą tą wielką
przemianą. Był tam on, ja i cała nasza paczka.
- Wiem, o którym mówisz.
- Znalazłam je w Przeminęło
z wiatrem. Nasze zdjęcie, w tej właśnie książce, czy to nie wystarczający
sygnał, że coś było nie tak? Oczywiście znalazł wyjaśnienie, ale to było za
dużo dla mnie. Zdjęcie, niemal unikatowe, u Jima? Zaczęłam drążyć, a Liv mi w
tym pomogła. Powiedział mi, że sprzedał mu je Alphie. Pogrążył się tym, bo
okazało się, że Alphie nie żyje, a jego zdjęcie jest w domu jego mamy. Wtedy
przeprowadziłyśmy z Liv małe śledztwo, w którym okazało się, że facet, który
podaje się za Jima Felstona to ktoś zupełnie inny. Zaczęłam się bać. Poprosiłam
o pomoc Shie’a. Próbowaliśmy ustalić, kim jest ten człowiek bez ingerencji
policji. Bo przecież kłamstwo nie podlega paragrafom. Shie był w LA, Liv i
Georg też. Wtedy Javier zaproponował, byśmy u niego zamieszkali. Krążenie
między hotelowymi pokojami nie pomagało. Musiałam opowiedzieć mu tą historię,
wciągnąć go w to. W jednym z pokoi Shie stworzył coś na rodzaj makiety. Były
tam zdjęcia, karteczki z informacjami, wszystko co mogło pomóc. Nawet
zamiłowanie Georga do CSI bardzo się przydało – uśmiechnęła się krótko. – Cały
czas coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałam, że umykał mi jakiś fakt. Jednej
nocy wstałam, żeby jeszcze raz przyjrzeć się temu, co zebraliśmy. Na ścianie
wisiało zdjęcie Mike’a i Jima. Obok siebie. Poczułam się, jakby ktoś
potraktował mnie prądem. Pojechałam do niego od razu. Nastąpiła przykra wymiana
zdań, którą dokładnie słyszeli Liv, Georg i Javier. Wtedy, kiedy go
zdemaskowałam, powiedział, że to nie koniec. No i zapadł się pod ziemię. Do
koncertu. Od tego czasu dostaję anonimy. On dopiero się rozkręca. Chce żebym o
nim myślała, żebym się zastanawiała się, kiedy znów i gdzie pojawi się
wiadomość. Dopiął swego i to mnie wykańcza – zakończyła smętnie. – Mam dosyć
cierpienia. Mam dosyć bycia jego ofiarą. Przeszłam już przez to w życiu,
dlaczego muszę znów? – podniosła na niego wzrok. Miała suche oczy. Nie wiedział,
że opowiadała policji tą historię tyle razy, że zdążyła uodpornić się na
smutek, który jej towarzyszył.
- Zgłosiłaś to policji? – upewnił się, a ona pokiwała
głową.
- W Stanach i tutaj w Berlinie. Badają ponownie sprawę
śmierci jego i Sereny. Jednak to nie jest takie proste. Jako dowody mam tylko
przypuszczenia i anonimy, które mógł wysłać każdy. Nie stawił się w LA na
komendzie, żeby złożyć wyjaśnienia. Nie mógł, ponieważ jakimś cudem znalazł się
tutaj. Shie twierdzi, że gdyby poszedł tam na policję, to odkryliby, że ukradł
tożsamość tamtego chłopca, dlatego zaczął się ukrywać. Oni już o tym wiedzą,
więc na dobrą sprawę, rozpoczęli postępowanie w tej sprawie. Boję się, że on
znów zmieni wygląd, że znajdzie się w moim otoczeniu i że skrzywdzi mnie albo
kogoś mi bliskiego – głos zaczynał jej się łamać. Upiła łyk już zimnej herbaty
i spojrzała na Toma.
- Masz ochronę, oni nie odstępują cię na krok, więc nie
dotrze do ciebie, a teraz jesteś ze mną. Tutaj jesteś bezpieczna.
- Najgorsze jest to, że nie mam nad tym żadnej władzy. To
nie ja ustalam zasady. Muszę grać w jego grę. Boję się, Tom. Strach towarzyszy
mi już od tak dawna, że nie pamiętam, jak to jest gdy się nie bałam.
- Scarlett – dotknął jej dłoni, a gdy jej nie cofnęła, to
mocno ją uścisnął. – Gdybym tylko mógł zrobić coś, cokolwiek. Powiedz mi –
pokiwała głową. Nie mógł znieść smutku w jej oczach. Chciał ukryć ją gdzieś na
końcu świata, gdy tamten nie mógłby jej znaleźć.
- Dlaczego Tom? – spytała, a on nie bardzo wiedział, co
miała na myśli. – Najpierw omijaliśmy się szerokim łukiem, a potem ty znikasz,
a gdy wracasz zachowujesz się tak, jakby tych lat nie było. Jakbyśmy nie
wypowiedzieli tylu złych słów, jakbyśmy nie wyrządzili sobie tych krzywd – gdy
to mówiła jej oczy wypełniły się łzami. Patrzyła na niego i przez jedną krótką
chwilę zastanawiał się, co bardziej wolała usłyszeć, ale przecież była tam z
nim. Przez ostatnie pół roku dokładnie rozważał każde ich spotkanie. To była
nagroda za jego cierpliwość. Nakrył drugą dłonią jej własne, popatrzył jej w
oczy, bo bardzo chciał, żeby mu uwierzyła.
- Wyjechaliśmy do Nowego Jorku, bo Bill wierzył, że w ten
sposób nauczy się żyć bez Rainie. Próbował, naprawdę próbował, a ja byłem tam z
nim i zastanawiałem się, co to zmienia u mnie. Poznawałem Davida, starałem się
być jego ojcem, szukałem swojej drogi. Wszystkie poprzednie okazały się niewłaściwe.
Nie wiedziałem, w czym problem. Czas mijał, a nie działo się lepiej. Liczyłem,
że dostanę tam swój świeży start i krótko po przylocie poznałem Amy. Ona była
zupełnie inna, niż dziewczyny, które znałem. Inna od ciebie. Nie chciała mnie,
bo jestem sławny i przy kasie. Traktowała mnie, jak zwykłego człowieka –
przerwał, a Scarlett przytaknęła. Wiedział, że znalazła zależność. – Na
początku wydawało mi się, że może coś z tego wyjdzie, ale szybko uznaliśmy, że nadajemy
się na przyjaciół, ale nigdy w życiu na parę. Amy była szczera i lubiła drążyć.
Zadawała milion pytań, uważnie słuchała odpowiedzi i kodowała, a potem ni stąd
ni zowąd wyskakiwała z diagnozą. Pomogła mi uświadomić sobie kilka ważnych
rzeczy. dzięki niej zacząłem zastanawiać się, kim jest Tom Kaulitz bez Tokio
Hotel? Kim jest Tom? Kim jest Tom bez Scarlett? I wiesz, co pierwsze przyszło
mi na myśl? – uśmiechnął się delikatnie. – Tom bez Scarlett jest nikim – jej
ogromne oczy, znów przybrały wielkość spodków. Wpatrywała się w niego, a jej
zimne dłonie spoczywały między jego własnymi. Wiedział, że spędzili ze sobą
dopiero kilka godzin, a on raczył ją rewelacjami, ale po co kryć coś
oczywistego? Postanowił kontynuować. – Możesz mi nie wierzyć, bo wtedy
postąpiłem dokładnie odwrotnie wobec tego, co teraz mówię, ale… kiedy
uświadomiłem sobie, że powodem, dla którego nie mogłem ruszyć ze swoim życiem
były moje uczucia do ciebie, poczułem ulgę, bo wreszcie wypowiedziałem na głos
to, co czułem od bardzo dawna. Pozwoliłem sobie przyznać się, że wciąż cię
kocham i nagle wszystko okazało się proste. Niedługo potem było wesele Margo i
Gustava. Postanowiłem zaryzykować i poprosić cię do tańca. Wtedy przekonałem
się, że nie wszystko stracone, bo chociaż nie chciałaś pokazać, co czułaś, ja
wiedziałem – uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia. – Żałuję, że
zwlekałem, że poprosiłem cię o rozmowę już wtedy. Ale wtedy byłaś tak blisko z
Fontainem. Wydawało mi się, że nie mam prawa ingerować w twoje życie ze swoimi
uczuciami. Dlatego czekałem do twoich urodzin. Powrót Rainie był kolejnym
idealnym pretekstem, żeby cię odwiedzić. Chciałem chociaż najmniejszego
sygnału, że mogę wyobrażać sobie, że możemy żyć w zgodzie, ale ty byłaś zajęta
organizacją koncertu, Fontaine nie spuszczał cię z oka. Nie chciałem, żebyś
pomyślała, że próbuję wykorzystać okazję. Dlatego czekałem – nic nie mówiła.
Oczy miała zaszklone. Dolna warga jej drżała. Odkąd znał Scarlett, do dnia w
którym się rozstali, nie widział jej tak słabej. Śmierć Liama złamała jej serce,
ale nawet wtedy nie była słaba. Była pokonana, ale nie słaba. Teraz straciła
wszelką wolę walki. Była bezwolna. Była przerażona. Czuła się samotna. Nie
potrafiła uwierzyć, że ta chwila, ten moment, że były prawdziwe. Wiedział to.
Widział to w jej oczach. – Nie powiedziałem tego dlatego, żebyś czuła się do
czegokolwiek zobligowana. Mówię to, bo nie chcę już dłużej udawać, że nic nie
czuję. Pomogę ci, zaopiekuję się tobą, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś
poczuła się lepiej, żebyś chociaż na chwilę zapomniała o nim. Wiem, że
przeszłość leży między nami, ona nie zniknie, ale nią zajmiemy się jutro albo
pojutrze, kiedy poczujesz się lepiej, dobrze? Teraz pozwól mi sobie pomóc, za długo musiałaś walczyć sama. – Dobre oczy
Toma spoglądały na nią z czułością i nie wiedzieć dlaczego, gdy wypowiedział
tych pięć magicznych słów, wybuchła płaczem. Niekontrolowanym, spazmatycznym
płaczem, który on koił, trzymając ją w swoich objęciach godzinę, a może i pięć
minut. Dla niej to był bezczas, w którym chociaż na chwilę zrzuciła z ramion
cały strach i całą niepewność, które dźwigała od rana do wieczora, od zmierzchu
do świtu. Naprawdę straciła poczucie czasu. Straciła wszelką kontrolę. Pozwoliła
sobie na szloch, na spazm, na łkanie, na beznadziejny płacz, a Tom po prostu
trzymał ją w ramionach. Czuła jego zapach. Czuła jego siłę, która zawsze
kojarzyła jej się z bezpieczeństwem. Czuła, że to wszystko okazało się prawdą. Czuła,
że miała w końcu coś dla siebie. Coś, co nie pozwolił jej już niżej upadać. Coś,
co cofnęło ją znad krawędzi. Coś, co sprawiło, że ból łagodniał. Coś, co pozwała
jej wierzyć, że Tom ocali ją przed lękiem. Uchroni przed upadkiem. Obroni przed
nią samą.
Tom dał jej coś, w co mogła uwierzyć. Bez słów. Bez obietnic.
Bez przyrzeczeń. Bez wyznań. Dał jej wiarę. Dał jej wszystko, czego
potrzebowała. Otworzył drzwi. Z lękiem obserwowała, jak zamknięte za nimi
uczucia i wspomnienia wyłaniały się. Musieli stawić im czoła. Musieli się z
nimi uporać.
Mogli w r e s z c i
e czuć.