27. listopada 2014, Loitsche
Tom
niechętnie wstał, zostawiając Scarlett w swoim łóżku. Spała spokojnie, choć dochodziła
już dziesiąta. On obudził się wcześniej, ale nie potrafił jej zostawić. Miał
parę rzeczy do załatwienia, ale bycie przy niej było ważniejsze, lepsze i
przyjemniejsze. Patrzył na nią i napawał się jej obecnością. Czuł jej ciepło,
jej delikatny zapach. Starał się nie zbliżać za bardzo, żeby jej nie obudzić.
Scarlett była taka piękna. Dla niego. Dla niego najpiękniejsza. Podziwiał jej
długie rzęsy, nos, na który nie raz narzekała i cudownie wykrojone usta. Była
taka delikatna i krucha, aż nierzeczywista. Patrząc na Scarlett, na swoją
jedyną prawdziwą miłość, zastanawiał się, czy mogło im się udać? Czy
istniała szansa na to, że te wszystkie pokrętne drogi prowadziły ich znów ku
sobie? Do tej pory wszystko układało się tak ładnie i gładko. Rzucili na stół
otwarte karty, wyznali swoje winy i co najważniejsze - przebaczyli sobie, a
raczej Scarlett przebaczyła jemu. Jednak upłynęły trzy, długie lata, podczas
których oboje mocno się zmienili. Nie byli już tymi samymi ludźmi, więc czy
mogą się dogadać nie krzywdząc się ponownie? Niczego tak nie chciał, jak tego,
żeby znów byli razem, ale czy Scarlett się odważy? Skrzywdził ją, wprawdzie
przeszłość zostawili za sobą, ale nie da się przecież przejść z tym do porządku
dziennego. Słowa zostały wypowiedziane, a czyny dokonane i choć bardzo tego
chcieli, nie mogli ich wymazać. Bledły, traciły na ważności, zostały w pełni
ujawnione, ale to nie zmieniało faktu, że stały się. Obawiał się, że po tym,
jak mocno ją zawiódł, Scarlett przemyśli to, gdy już opadną emocje i uzna, że
nie chce dalej próbować. Wypowiedzieli piękne słowa w ferworze silnych emocji,
ale czy lęk i stare zadry nie okażą się zbyt silne? Tym bardziej teraz, gdy
wyraźnie coś ją trapiło, czegoś się bała. Co takiego przeszła, że teraz
znajdowała się w zupelnej rozsypce? Tom bał się, że krzywda, którą wyrządził
jej Mike, była znacznie gorsza, niż to co mu powiedziała. Scarlett miała w
sobie mrok. Użyła kiedyś tych słów w stosunku do niego, ale teraz idealnie
pasowały do niej. Miała w sobie mrok i kryła go przed nim. Nie pozwalała
dotrzeć światły do tego kawałka siebie. Pozostawiła go dla Toma nie dostępnym.
Nie mógł wymagać, że powie mu wszystko i od razu, ale chciałby wiedzieć, żeby
jak najszybciej jej pomóc, żeby odzyskać ją, ale przede wszystkim, żeby Scarlett
odzyskała siebie. Czuł, że w tym tkwiło sedno. Mike uczynił jej coś
okropnego, co pchnęło ją w ciemną przepaść. Tkwiła na dole, nie widząc ratunku
i zapadała się bardziej i bardziej. Kiedyś znał ją i jej ciało. Coś z tej
wiedzy wciąż okazało się przydatne, bo widział jej reakcje. Zaniepokoiły go już
podczas urodzinowej wizyty. Teraz przypomniał sobie, że nawet zapytał ją o to,
czy przed czymś się chowała, a ona zachowała się, jakby odkrył jej największy
sekret, a potem zbyła temat. Od tego momentu dostrzegł mnóstwo takich sytuacji.
To na pewno wiązało się z Mike'em. Był pewien, że gdyby posunął się do... nie
potrafił nawet o tym myśleć. Do najgorszego, to powiedziałaby mu. Musiał zrobić
jej coś innego. Tylko co? Co sprawiało, że obawiała się nawet jego? I jeszcze
ten koszmar. Na samo wspomnienie jej pełnego boleści jęku, dostawał gęsiej
skórki. Co strasznego siło jej się, że tak krzyczała? Pragnął jej dotknąć,
pocałować, ale wiedział, że nie może, bo to sprawiało, że się wycofywała. Gdy
jej dotykał, gdy był blisko. Dużo ją kosztowało, by nie uciec. Pierwsza reakcja
za każdym razem była taka sama. Gdyby tylko wiedział, co zrobić... Postanowił
przygotować śniadanie. Na razie to musiało wystarczyć. Dlatego zebrał się w
posadach, wstał, wziął prysznic, przy okazji wstawił pranie i poszukał więcej
rzeczy dla Scarlett. Czuł się nieswojo przeglądając ubrania Rainie, zwłaszcza
gdy trafił na szufladę z jej majtkami. Potem wybrał się na zakupy i wyszukał
produkty, które mogły Scarlett smakować. Kierował się tym, co lubiła kiedyś,
mając nadzieję, że jej gusta niewiele się zmieniły. Po powrocie podał śniadanie
ochronie. Sam wypił tylko kawę, chcąc zjeść ze Scarlett. Sprawdził maile,
odpisał na smsy Billa i kręcił się po domu. Zjadł kanapkę, bo żołądek przyssał
mu się już do kręgosłupa i zajrzał do sypialni, bo trochę martwił się, że było
już po wpół do dwunastej, a Scarlett wciąż spała. Zdziwił się, słysząc dzwonek.
Zbiegł z powrotem na parter i zerknął na podgląd bramy. To David. Chłopiec
powinien być w szkole. Otworzył i zaprosił go do środka. Wyszedł przed dom, a
synek biegł do niego. Miał krzywo zapiętą kurtkę, zero czapki, zero szala.
Czyli zwiał. Lena nie wypuściłaby go z domu w takim stanie.
-
Tata! - pisnął, gdy Tom podniósł go i przytulił.
-
Cześć, kolego - wniósł synka do domu, a on pocałował go w policzek. Uśmiechnął
się. - Chyba zwiałeś, co? - zapytał, zerkając na chłopca podejrzliwie, bo taka
wylewność zazwyczaj wiązała się z czymć, co David przeskrobał.
-
Nie poszedłem do szkoły, bo mam katar, a babcia mówiła mamie, że widziała cię w
sklepie, więc przyszedłem, bo tęskniłem za tobą, tato - powiedział, zerkając
Tomowi w oczy i rozbroił go tym zupełnie. Tylko David patrzył na niego z tak
szczerą miłością.
-
Mama będzie zła, że jej uciekłeś - powiedział, stawiając go na podłodze i
pomagając zdjąć kurtkę i buty.
-
Zadzwonisz do niej? Zgodzi się.
-
Zadzwonię - poczochrał przydługie włosy syna. - Idź do swojego pokoju. Babcia
kupiła ci jakieś nowe kolorowanki z Zygzakiem, a ja w tym czasie porozmawiam z
mamą. - David nie potrzebował większej zachęty. Pobiegł na piętro, a Tom chcąc
nie chcąc, musiał porozmawiać z Leną. Odebrała po pierwszym sygnale.
-
Jest u ciebie - odparowała wyraźnie poddenerwowana. - Własnie wychodzę z domu,
zaraz po nigo będę.
-
Nie, chcę żeby został. Miałem zabrać go jutro, ale skoro zjawił się u mnie
dzisiaj, to niech zostanie. Stęskniłem się - powiedział, wstawiając wodę w
czajniku. Oparł się o blat szafek.
-
W porządku, skoro chcesz - odpowiedziała niechętnie. Wyczuł wrogość. Ostatnimi
czasy bardzo słabo dogadywali się w kwestii wychowania Davida, więc nie dziwiło
go to. Jednak postanowił zbyć ją obojętnością. Lena była ostatnim, czego
potrzebował tego dnia.
-
Chcę - powtórzył spokojnie. - Czy mam mu podać jakieś leki?
-
Nie, dostał, co trzeba, ale zjadł mało na śniadanie. Przyprowadź go najpóźniej
przed szesnastą, bo potem zabieram go do Magdeburga.
-
Jak sobie życzysz - powiedział, nim się rozłączył. Mlasnął zniesmaczony, po
czym odłożył telefon. Woda się zagotowała, więc postanowił zalać kawę. Dopiero
wtedy zauważył Scarlett, stojącą w drzwiach. Była rozczochrana, spuchnięta od
snu i tonęła w jego piżamie, ale nie mogłaby być piękniejsza. Uśmiechnął się na
jej widok. Wrócił do swojego, dobrego świata pełnego niej. - David cię obudził?
- pokręciła głową i ociężale podeszła do stołu i jeszcze ciężej usiadła na
krześle.
-
Która godzina? - sapnęła.
-
Dochodzi dwunasta - odpowiedział, stawiając przed nią kubek z kawą. Posłała mu
pełne wdzięczności spojrzenie.
-
Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak długo spałam. To mi się nie zdarzyło od... -
zawiesiła się, starając sobie przypomnieć. Wciąż była nieprzytomna. Zmarszczyła
czoło i sapnęła znów. - Nie wiem, sen to luksus, ale dziś to chyba już przesada
- zaśmiała się, masując skronie.
-
Cieszę się, że tak dobrze ci się ze mną spało - uśmiechnęła się krótko, a jej
policzki zaróżowiły się.
-
Naprawdę dobrze - westchnęła. - Wyspałam się pierwszy raz od dawna - dodała,
obracając kubek w dłoniach. Czuła się zażenowana całą tą nocną sytuacją.
Wstydziła się swoich koszmarów, tego co je powodowało i siebie samej. Nie
wiedziała, jak powinna porozmawiać z Tomem, bo chociaż bardzo chciała
powiedzieć mu o wszystkim, wciąż coś ją blokowało. Oprócz wstydu, gdzieś z tyłu
głowy czaił się lęk, czy ten cudowny rozejm nie rozpadnie się pod wpływem
chwili, czy on nie odejdzie ze wszystkimi jej tajemnicami. Bała się, że stanie
się zupełnie bezbronna. Upiła łyk kawy i wykorzystała ten moment, żeby spojrzeć
na Toma znad kubka. On też jej się przyglądał. W jego cudownych, czekoladowych
oczach czaiła się troska. - Powiem ci - szepnęła. - Powiem ci, ale proszę,
żebyś dał mi trochę czasu. - Tom przez moment przetrawiał jej słowa. Potem
powoli skinął głową. Widziała, że wiele kosztowało go zachowanie spokoju.
Wzruszało ją to, jak bardzo się martwił, ale mimo tego nie potrafiła. Żadna
racjonalna przesłanka nie wskazywała na to, by miał ją znów skrzywdzić, ale...
istniało ale.
-
To nie jest tak, że ja chcę wiedzieć, żeby... wiedzieć. Chcę wiedzieć, żeby ci
pomóc - pod wpływem jego kojącego głosu, przymknęła powieki i pozwoliła sobie
przez ułamek chwili nie być. Czuła się zmęczona sobą, swoim strachem,
uciekaniem, chowaniem się i udawaniem. Czuła się zmęczona tym, że Mike
zniszczył ją na tyle, że nie potrafiła zaufać Tomowi ani odrobinę. Tom ją
kiedyś skrzywdził, ale to przecież był Tom... A teraz uratował ją. Po raz
kolejny.
-
Mówiłam ci, że może te lata były nam potrzebne, żeby dojść do ładu ze sobą,
żeby nauczyć się żyć, ale już nie jestem pewna. Gdybym wtedy potrafiła wydobyć
z siebie jeszcze odrobinę dumy i zatrzymać cię, nie popełniłbym bardzo wielu
błędów, przez które znalazłam się w tak kiepskiej sytuacji - ścisnęło go w
dołku, gdy mówiła o zatrzymywaniu go. Czuł się, jak ostatni tchórz, jak
najgorszy zdrajca, gdy przypominał sobie, jak ją wtedy potraktował, a ona
jeszcze myślała o tym, by dać z siebie więcej, choć oddała mu wszystko i
została z niczym.
-
To nie jest tak - pokręcił głową. - Jeżeli miało cię to spotkać, to i tak w
jakiś sposób, by spotkało. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś mądry tak mi
kiedyś powtarzał - powiedział nieco lżejszym tonem, a Scarlett nie potrafiła
się nie uśmiechnąć. Przy nim to przychodziło jej z łatwością. Robił coś lub
mówił, a ona po prostu się śmiała.
-
Może masz rację. Szukam wytłumaczenia i chwytam się wszystkiego. Bo pytań mam
setki, a odpowiedzi żadnej.
-
Najważniejszym pytaniem w tej chwili jest, co chcesz na śniadanie? Odpowiedź
nie powinna być trudna – mrugnął do niej, a ona znów się uśmiechnęła. Upiła łyk
kawy i poprosiła o swój standardowy zestaw, czyli grahamkę z serem żółtym.
Bardzo starała się jeść, bo czuła na sobie badawczy wzrok Toma, ale to wcale
nie było proste. Udało jej się wcisnąć w siebie połowę, co uznała za spory
sukces. Później popijała kawę, udając, że ta bułka wcale nie leżała na jej
talerzu. Tom zlitował się i zjadł za nią, choć nie był fanem bułek z serem zwłaszcza
dolnej połowy. Przecież każdy wolał górną, prawda? Zrobiło jej się miło,
chociaż przecież nic wielkiego się nie stało. Chyba za dużo myślała. Doszła do
tego wzniosłego wniosku, kiedy zmywali, a ona po raz kolejny wałkowała swoje
zachowanie z minionej nocy, swoje samopoczucie i w ogóle całe swoje życie. Nic
dziwnego, że nieustannie bolała ją głowa. Ciążyło jej to, czego nie wiedziała i
to, co chciała powiedzieć, ale nie potrafiła. Żeby się do tego przyznać Tomowi,
potrzebowała albo wielkiej odwagi albo bezgranicznego zaufania. Ono kiełkowało
spod gruzów ich przeszłości, ale wciąż było go za mało, by mogła o tym mówić.
Bardzo, bardzo, bardzo chciała, bo kochała Toma, ale ta miłość potrzebowała
jeszcze szczypty zaufania, które wcale nie tak łatwo odbudować. W zasadzie nie
wiedziała, dlaczego nie potrafiła zrobić tego kroku. Nie miała podstaw, by w
niego wątpić, a jednak coś w jej serce sprawiało, że słowa grzęzły jej w
ustach. Te ważne słowa.
-
Teraz tam u twojej mamy chyba jest ciasno, co? – zapytał, kiedy znów siedzieli
przy stole. Ona dokończyła sprzątanie, a Tom sprawdził, co u niepokojąco
cichego Davida. Okazało się, że chłopiec zajął się kolorowaniem i zapomniał
wrócić na parter. Tom zostawił go z kolorowankami, przemycając herbatę i
kanapkę. David często jadł przy zabawie, nie zwracając uwagi na to, że je, co
okazywało się bardzo przydatne, gdy marudził przy obiedzie, czy innym posiłku.
Radio cicho grało stare piosenki, a oni po prostu siedzieli. Scarlett
wiedziała, że powinna założyć coś innego, niż kraciasta piżama Toma, ale była
jej bardzo wygodna. Pytanie, skąd Tom miał kraciastą piżamę, na razie
pozostawało bez odpowiedzi. Podciągnęła nogi pod brodę, opierając stopy na
brzegu krzesła. Ostatnio często tak siadywała. Dzięki temu czuła się mniej widoczna.
-
W sumie to nie. Liv z Saoirse i Georgiem migrują, to samo Margo i Gustav. Raz
są, a raz nie. Liv już nie może doczekać się końca remontu mieszkania. Wydaje
mi się, że w przyszłym tygodniu przywiozą meble, więc to kwestia dni. Póki
mieszkają u nas Rico z rodziną, jest dosyć gwarno, ale to jest przyjemne. Na
początku nie potrafiłam się oswoić z tym, że w naszym domu mieszka mężczyzna,
który wygląda prawie, jak tata. To było dosyć trudne, ale dzięki niemu pamięć o
tacie ożyła. Często o nim rozmawiamy. My opowiadamy historie o Nico-tacie, a
Rico opowiada o Nico-bracie. Poznałeś go?
-
Nie miałem okazji – zaprzeczył.
-
Ciocia Sarah jest bardzo sympatyczna, ale trzyma się na razie na dystans. Kitty
nie odstępuje mnie na krok, a Luka jest zapatrzony w Shie’a.
-
Kitty? – zapytał, sceptycznie unosząc brew.
-
Katherine – wyjaśniła, a Tom odetchnął. – Nie mieli aż tak bujnej wyobraźni.
Dominik bywa u nas coraz częściej, więc myślę, że prędzej czy później to będzie
coś więcej niż przyjaźń. Chyba już jest, ale mama nie potrafi pozwolić tacie
odejść. Na dobrą sprawę mogliby mieć jeszcze dziecko. Mama ma dopiero
czterdzieści trzy lata, ale szczerze nie sądzę, żeby o tym myślała, bo jest
babcią na pełen etat. Dom jest teraz duży, mama dobrze przewidziała, dobudowując
pokoje. Lubię, jak jest nas dużo, ale nauczyłam się już mieszkać sama i wiesz.
Czasem mnie to przytłacza.
-
Rozumiem to, bo mnie też ciężko było wrócić do mieszkania zespołu. Wiesz,
najpierw podróżowałem, a potem, kiedy dostałem wyniki testu DNA wróciłem i nie
wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie mogłem być w Loitsche, ani w Berlinie, więc
znów wyjechałem. Nie zgadniesz gdzie – uśmiechnął się szeroko, a Scarlett
wzruszyła ramionami, dając mu znak, że nie miała pojęcia. – Do Wicklow County.
Oglądanie romansideł bardzo mi się opłaciło.
-
A Wicklow County jest w..? – zapytała.
-
W Irlandii, tam kręcono Ps. Kocham cię.
-
Jesteś szalony! – roześmiała się.
-
Nie miałem pojęcia, gdzie się udać. Nie chciałem już ciepłych krajów. Chciałem
samotności i wtedy jakimś dzikim sposobem przypomniałem sobie o tym filmie. Tam
serio jest cicho spokojnie, można zaszyć się i nie wychodzić miesiąc. Tylko
chyba chciałbym pojechać tam wiosną. Zimą jest ładnie, ale wiesz. Nie robi
takiego wrażenia.
-
To chyba miejsce dla mnie. Zaszyć się i nie wychodzić. Coś pięknego –
westchnęła.
-
Zabiorę cię tam, kiedy skończy się DSDS. Będzie kwiecień, akurat – Scarlett nic
na to nie odpowiedziała, bo obawiała się wierzyć w jakiekolwiek obietnice. –
Chciałbym znów mieć swoje miejsce – podjął po chwili.
-
Wierzyłam, że moje mieszkanie będzie tym dla mnie, ale to nie jest mój dom. To
tylko mieszkanie. Uwielbiam je, ale czuję się tam tak, jakbym pomieszkiwała tam
tylko przez chwilę.
-
Tak bardzo się cieszę, że znów cię mam – odparł spoglądając Scarlett prosto w
oczy. Wyciągnął dłoń ponad stołem, a ona mu ją podała.
-
Boję się, Tom – szepnęła. – Boję się, że znów coś pójdzie nie tak – znów w jej
głosie brzmiała słabość. Z jej postawy emanował strach. W jej oczach czaił się
smutek.
-
Chciałbym ci obiecać, że będziemy już na zawsze, ale nie mogę, bo życie już raz
pokazało nam, że gdzieś ma to, czego chcemy, ale mogę ci przysiąc, że będę
robił wszystko, żeby teraz nam się udało.
-
Też będę się starać – zapewniła. Tom uśmiechnął się, gładząc kciukiem wnętrze
jej dłoni. – Jednak wciąż jest tak wiele złych rzeczy za mną, we mnie i przede
mną, że nie potrafię być dla ciebie tym, kim powinnam – powiedziała cicho. To
jedyne, co mogła mu dać w tej chwili. Nie potrafiła wyjaśnić mu tego bardziej,
klarowniej. Nie mogła zdobyć się na prawdę. Jeszcze nie.
-
Jesteś wszystkim. Wystarczy – uśmiechnął się, po raz kolejny delikatnie
ściskając jej dłoń. Patrzyła na Toma. Jego spojrzenie potwierdzało każde słowo.
Kiedyś wydawało jej się, że Javier nieustanne wlepia w nią ten pełen miłości
wzrok. Myliła się. To mogło być jedynie zauroczenie. Prawdziwą miłość
doświadczała tylko od jednego mężczyzny. Chciała coś mu odpowiedzieć, ale nie
zdążyła, bo Tom zainteresował się czymś za nią, a jego twarz rozpromienił szeroki
uśmiech. – Co tam kolego? Już pokolorowałeś wszystkie auta? – zapytał wesoło.
Odwróciła się i zobaczyła Davida umazanego kremem czekoladowym. Nie potrafiła
się nie uśmiechnąć, bo David wyglądał całkowicie rozkosznie. Za każdym razem,
gdy go widziała, okazywał się bardziej podobny do Toma.
-
Chodź do nas – zaprosiła go, a chłopiec się zawstydził. Zwiesił głowę, mocniej
ściskając książeczkę i kilka kredek. Scarlett zerknęła na Toma. Na jego twarzy
malowała się tak bezbrzeżna czułość, jaką widziała tylko, gdy tulił ich syna.
Podszedł do Davida.
-
Pokaż, co tam zrobiłeś – bez pytania wziął go na ręce, przytulił i pocałował w
czoło. David był dużym dzieckiem, wysokim i dosyć potężnym, ale nie grubym, a w
ramionach taty wyglądał jak kruszyna. Serce Scarlett stopniało zupełnie. Tom
tak właśnie wyglądałby z Liamem w ramionach. Tak kochałby ich syna. Westchnęła,
starając się nie pokazywać wzruszenia. Chciała, żeby David ją polubił. Bardzo. Do
tej pory nie zdawała sobie sprawy, że to dla niej takie ważne. – Umyjemy buzię,
co? – Tom odłożył kolorowankę na stół i podszedł do zlewu, po czym odkręcił
wodę, gdy chłopczyk stał znów na podłodze. Namoczył papierowy ręcznik i wtarł
jego buzię. Po chwili siedzieli razem naprzeciw Scarlett, ale David wydawał się
jej nie zauważać. Zachowywał się, jakby jej tam nie było. Tom zerknął na nią, a
ona tylko się uśmiechnęła. Nie chciała wywierać na nim presji. Pokazywał tacie
obrazki, a on chwalił wybór kolorów, staranność, co tylko się dało. Dał synkowi
też kilka rad, na przykład, że lepiej byłoby nie malować kół na zielono, bo
szybko będą brudne. Davida bardzo to rozbawiało, śmiali się wszyscy troje.
Scarlett zaparzyła herbatę, a chłopcu podała sok, a on wciąż udawał, że
szklanka pojawiła się przed nim z powietrza. Tom zmarszczył brwi, popatrzył na
Scarlett pytająco, a ona dała mu do zrozumienia, że miał się nie przejmować.
Potem popatrzył na Davida, który z wielkim zaangażowaniem kolorował opony
Złomka. Tym razem na brązowo. – David? – zapytał, a synek spojrzał na niego
jakby przestraszony. Tom zasłonił jego ucho i coś szepnął. Synek zrobił to samo
w odpowiedzi. Powtórzyli to kilkakrotnie, przy czym Tom bardzo poważnie
podszedł do tego, co mówił mu synek. Na końcu pokiwał głową, po czym skupił
uwagę na siedzącej naprzeciw dziewczynie. – Scarlett, czy wciąż uważasz, że
jestem kłamczuchem? – zdziwiła się, słysząc to pytanie. W pierwszej chwili nie
potrafiła skojarzyć, o co mogło chodzić, ale zaraz potem przypomniała sobie
roczek bliźniaczek i chrzciny Saoirse. Uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na
Davida, który obserwował ją z rezerwą w oczach.
-
Absolutnie nie. Twój tata nie jest kłamczuchem, kiedy to powiedziałam, mocno
gniewaliśmy się na siebie.
-
Na pewno? – przypatrzył jej się podejrzliwie.
-
Tak – zapewniła. – Jak mogę ci udowodnić, że już tak nie myślę i gniewam się na
twojego tatę? – zapytała, uśmiechając się serdecznie. Zerknęła na Toma. Wręcz
buchała z niego ojcowska duma. David zastanawiał się przez chwilę. – Mama
zawsze całuje mnie w policzek i w czoło, jak ją przeproszę. Ty też masz
pocałować tatę – zarządziła wyraźnie zadowolony ze swojej pomysłowości.
-
To jest świetny pomysł, kolego. – Tom ożywił się, aprobując pomysł synka.
Scarlett oczekiwała wszystkiego, ale nie pomyślała, że siedmiolatek będzie jej
kazał całować swojego tatę. Nawet w policzek.
-
W porządku – odparła, stawiając stopy na podłodze. – Jeżeli to sprawi, że nie
będziesz się już na mnie gniewał, bo nie będziesz? – upewniła się.
-
Nie będę. Mamusia mówi, że trzeba dawać innym szansę – powiedział z miną znawcy
życia, uważnie lustrując każdy ruch Scarlett, która podeszła do Toma. Ten nie
omieszkał objąć jej ręką w talii. Zrobiło jej się gorąco. Zerknęła na niego, a
on z szerokim uśmiechem nadstawił policzek. Oparła dłoń na ramieniu Toma i
złożyła na jego policzku soczystego całusa zakończonego głośnym mlaśnięciem. –
Mama też tak robi, jak daje mi całusa – powiedział zadowolony. – Teraz czoło –
przypomniał, a Tom nadstawił czoło. Uczyniła to samo, starając się, żeby
mlasnąć jeszcze głośniej.
-
Może być? – zapytała Davida. Chłopiec pokiwał głową. Chciała odejść, a Tom ją
przytrzymał.
-
Zaczekaj – mrugnął do niej i zwrócił się do syna. – Jak sądzisz, czy Scarlett
nie powinna dać mi jeszcze jednego buziaka, żebyśmy byli pewni, że już nie
myśli o mnie brzydko? – chłopiec zmrużył oczy, rozważając pomysł swojego taty.
-
Ja myślę, że moje całusy były bardzo dobrym dowodem na to, że lubię twojego
tatusia. Nie uważam, że jest kłamczuchem. Myślę, że jest bardzo mądry i sprytny
– powiedziała, trącając Toma biodrem.
-
Ale chyba jeszcze jeden nie zaszkodzi, co sądzisz, kolego?
-
Mama i Ben często dają sobie buziaki i mama mówi, że to dlatego, że bardzo się
lubią. Myślę, że jeszcze jeden nie zaszkodzi – zadecydował.
-
A może powinnam dać buziaka tobie, żeby było wiadomo, że już się na mnie nie
gniewasz? – David znów zmarszczył brwi i energicznie zaprzeczył.
-
To tata był kłamczuchem, nie ja – Tom roześmiał się i popatrzył na Scarlett,
która wyraźnie czuła się zepchnięta w kozi róg. Wciąż obejmował ją ramieniem i
nie czuła się z tym źle, jedynie troszkę niepewnie. To chyba dobry znak, bo
dotyk Toma nie był zły. Po prostu ją obejmował. Zwyczajnie. Skapitulowała.
Westchnęła, a on nadstawił usta, układając je w dzióbek. Kolejne wyzwanie.
Przymknął oczy, lecz gdy się ociągała, popatrzył na nią jednym okiem. David
przyglądał się im. Objęła policzki Toma obiema dłońmi i wycisnęła na jego
ustach całusa. Postarała się, żeby go obślinić, bo bardzo przypadło Davidowi do
gustu. Tom objął ją też drugą ręką, przyciskać ją do siebie.
-
Mniam – mrugnął do Scarlett. – Zadanie zaliczone, David? – chłopiec pokiwał
głową. - Będziesz już miły dla Scarlett? – kolejne skinie. – W takim razie
piątka - maluch przybił i wrócił do kolorowania. – Dałaś mi trzeciego całusa,
więc musisz mnie bardzo lubić – powiedział bardzo zadowolony z siebie. Scarlett
uniosła jedną brew, spoglądając na Toma sceptycznie i delikatnie popukała go
dłonią w czoło.
-
Nie będzie tak łatwo, Kaulitz – odpowiedziała lekko, zrewanżował się swoim
olśniewającym, kaulitzowym uśmiechem, więc nie została dłużna, posyłając mu
swój firmowy, zupełnie zalotny uśmiech i spojrzenie spod rzęs. Po jego minie
wywnioskowała, że wygrała. Nie rozmyślała o tym, czy to dobre, czy złe, jak
powinna się czuć i co to oznaczało. Po prostu się działo, czuła się dobrze.
Może to właśnie Tom był dla niej najlepszą terapią? Usiadła z powrotem na
krześle i upiła łyk herbaty.
-
Dziś przyjeżdża Bill z Rainie i Candy, jest szansa, żebyś zrobiła szarlotkę
albo cokolwiek? – zapytał.
-
Pani umie robić szarlotkę? – David zostawił kolorowanie i całą swoją uwagę
skupił na blondynce. Uśmiechnęła się, upewniając się, że w tym wypadku jabłko
bardzo niedaleko pada od jabłoni. Dosłownie.
-
Dobrze. Możesz wybrać ciasto. Upiekę cokolwiek będziesz sobie życzył, żebyś
miał milion procent pewności, że bardzo lubię ciebie i twojego tatę.
-
Tato, a może kremówka? – David popatrzył na Toma w sposób, który sugerował, że
omawiali coś, co rozumieją tylko oni dwaj. Zaświeciły mu się oczy. Jego
większej wersji także. Scarlett roześmiała się w głos. W tym momencie ojca i
syna nie różniło zupełnie nic. Ten sam wyraz twarzy, pełen nadziei i
uwielbienia.
-
Łasuchy – pokręciła głową. – Zapiszę, co jest potrzebne i zrobicie zakupy,
zgoda? – obaj równo przytaknęli. Kolorowanka przestała być interesująca, a
Złomek pozostał z niedomalowaną karoserią.
-
David odnieś wszystko do pokoju i zastanów się, którym autem chcesz jechać –
zaproponował, a chłopczyk bez słowa sprzeciwu posprzątał po sobie i pognał do
pokoju. Tom podszedł do Scarlett, chwycił ją za ręce i pociągnął do góry.
Ucałował obie jej dłonie.
-
Jesteś bezwzględnie najlepsza i najcudowniejsza. Dziękuję, że tak postąpiłaś z
Davidem, że czynisz to łatwiejszym dla niego – jego spojrzenie było ciepłe i
pełne czułości. Takie miłe i cudownie dobre. Pozwoliła sobie przepaść na
moment. To nic, że znajdowali się w kuchni, a ona była rozczochrana, ubrana w
jego piżamę, w której niemal pływała, a i tak czuła, jakby to była jedna z
najpiękniejszych chwil, jakie ostatnio przeżyła. Tom doskonale zdawał sobie
sprawę z tego, co się z nią działo, więc wykorzystał to z premedytacją. Dotknął
opuszkami jej policzka i pogładził go delikatnie. Patrzył na nią tak
intensywnie, że aż zrobiło jej się gorąco. Nie wiedziała, czy w dobry czy zły
sposób. Poczuła skurcz w żołądku i odwróciła wzrok.
-
Ale nazwałam cię kłamczuchem – odpowiedziała, choć musiała zastanowić się, o
czym wcześniej mówili.
-
Każdy popełnia błędy – wzruszył ramionami z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
Zupełnie, jakby nic się nie stało, jednak jego oczy mówiły zupełnie coś innego.
Mówiły, że działo się i to wiele. Scarlett chłonęła jego obecność, potrzebowała
jej i nienawidziła tego, że zawsze, gdy pozwalała sobie na to, wracało t o straszne uczucie.
-
To niesamowite, jak wstawił się za tobą – zmieniła temat, starając się nie dać
po sobie poznać, że coś nie tak.
-
To niesamowite, jakie zadanie dla ciebie wymyślił - odpowiedział. – A jeszcze
lepsze jest to, że je wykonałaś. Bardzo podobało mi się, że mnie obśliniłaś –
uśmiechnął się od ucha do ucha, obejmując Scarlett rękoma. Swoje splótł za jej
plecami. Wyszło to zupełnie naturalnie, ale Scarlett nie umknęło, jak bacznie
Tom obserwował jej reakcję. Zdawała sobie sprawę z tego, że składał układankę.
-
Myślę, że kierowały nim nieco inne pobudki niż tobą – powiedziała powoli,
zerkając na niego spod przymrużonych powiek.
-
Nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś udowadniała mi swoją sympatię na okrągło.
-
Ty masz bardzo wysokie wymagania – szturchnęła go bokiem, nie mając zbyt wiele
pola do manewru. Ale dobrze jej przy nim było. Czuła się bezpiecznie. To
uczucie było jej ostatnio obce, a przy nim stawało się oczywiste. Nie chciała,
żeby zabierał ręce. Przed momentem skręcał jej się żołądek, gdy był blisko, a
teraz pragnęła, żeby nie odchodził. Był jednym, wielkim emocjonalnym
rollercoasterem.
-
To tylko zalążek, wierz mi – błysnął uśmiechem, a ona wywróciła oczami. – Mam
wielką ochotę cię pocałować. Nie masz pojęcia, jak bardzo. – wypalił, a Scarlett
spoważniała, po czym odwróciła wzrok. Też by tego chciała, ale najbardziej w
świecie bała się, że nic nie poczuje i zepsuje wszystko między nimi. – Ale nie
zrobię tego, bo widzę, co się z tobą dzieje. Nie myśl, że nie wiem – czule
pogładził ją po plecach.
-
Wiem – szepnęła. Zmarkotniała i oklapła. Tom przebił bańkę, w której się
znalazła na kilkanaście ostatnich minut.
-
Ale to nie jest ważne – ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby spojrzała mu
w oczy. – Znaczy jest ważne, oboje wiemy, że jest też piękne, ale mam w głowie
zbyt wiele czarnych scenariuszy, żeby się nie martwić. Nie chcę cię skrzywdzić.
Wierzę, że kiedyś mi powiesz, a teraz najważniejsze jest to, że mną jesteś. Mam
ciebie, więc mam wszystko. Chciałem, żebyś to wiedziała – pogładził delikatnie
jej policzek. – Twoja obecność jest najważniejsza. Wierzysz mi? – Scarlett bez
wahania pokiwała głową i wtedy ją olśniło.
-
Czy ty sądzisz, że on mnie zgwałcił? – zapytała, bo uświadomiła sobie, że Tom
mógł sobie tak pomyśleć.
-
A nie zrobił tego? – upewnił się, a ona zaprzeczyła. Odetchnął. Wyraźnie mu
ulżyło.
-
Problem leży we mnie i w tym, co po sobie zostawił. Nie skrzywdził mnie
fizycznie. Szkopuł tkwi w tym, że on wszczepił się w każdą sekundę mojego
życia, w każdą cząstkę mnie. Nie wiem, kiedy o tym zapomnę i póki się z tym nie
uporam, nie będę potrafiła być w pełni z tobą, ani sobą też. Zniszczył mnie,
odebrał mi mnie samą. To bardzo trudne – szepnęła.
-
Nie zrobię niczego, co by ci się nie podobało. Jeżeli poczujesz się z tym
lepiej, to mogę się do ciebie nie zbliżać – zapewnił, choć nawet nie zabrał rąk
z jej pleców.
-
Nie trzeba, nie rób tego – uśmiechnęła się smutno. Zadarła głowę, by spojrzeć
mu w oczy. Chciała, żeby wiedział, że mówiła prawdę. – Lubię, gdy jesteś
blisko. Piekielnie się tego boję, ale też tego potrzebuję. Czy to nie dziwne?
-
Nie – odparł i zamilkł na chwilę, patrząc na nią, jakby coś rozważał. Ciężko
westchnął. – Chcę to wszystko wiedzieć. Chcę wiedzieć wszystko o tobie, ale
David już biegnie i nie spocznie, póki nie dostanie kremówki. Potem przyjedzie
Bill, więc będziemy musieli odpowiedzieć na milion pytań. To samo czeka nas w
poniedziałek, kiedy wrócą rodzice, ale bądź pewna, że chcę wiedzieć każdą rzecz
o tobie, chcę ci pomóc poradzić sobie z tym. Bo chcę, żebyś była przy mnie
szczęśliwa tak, jak ja jestem przy tobie – szybko wycisnął na jej czole
pocałunek, słysząc tupot stóp na schodach.
-
I co tato? – do kuchni wparował David, trzymając w ręce swoją kurtkę. – Chcę
R8! – wykrzyknął rozradowany. Scarlett skinęła głową, wciąż patrząc Tomowi w
oczy. Uśmiechnęła się.
-
Zapiszę, co trzeba kupić, a wy się ubierzcie – mrugnęła do Davida, który
natychmiast pobiegł zakładać buty. Tom niechętnie się odsunął i wyszedł z
kuchni. Prędko zapisała na kartce potrzebne produkty. Tyle razy robiła to
ciasto dla Toma, że mogłaby recytować przepis przez sen. Jak się okazuje,
pewnych rzeczy się nie zapomina. Drzwi trzasnęły, a Bash natychmiast pojawił
się na korytarzu. – Wszystko w porządku, to Tom – ochroniarz skinął głową i też
wyszedł na podwórko. Scarlett wykorzystała ten czas na to, żeby się w końcu
ubrać. Po otrzymaniu błogosławieństwa Rainie, co do noszenia jej ubrań,
wyszukała w jej szafie długi, ciepły sweter w intensywnym odcieniu mięty, który
posłużył Scarlett prawie za sukienkę. Do tego założyła czarne, grube rajstopy,
które kupił jej Tom. Najlepsze w tym wszystkim były kapcie – tygrysy. Kupił je
w miejscowym sklepie, za grosze, a były tak ciepłe, że Scarlett nie chciała ich
zdejmować. Raj dla jej marznących stóp. Upięła włosy w prowizoryczny kok na
czubku głowy, wiedząc, że będzie gotować. Czuła się jakaś taka rozedrgana
wewnętrznie. Rozpierała ją radość, wypełniał ją strach. Chciała i nie mogła.
Już niemal przyznała się Tomowi do wszystkiego. Łatwiej było podawać mu to po
kawałku, bo domyślał się coraz więcej i gdzieś tam w głębi siebie miała cichą
nadzieję, że po prostu się domyśli. Jej racjonalna część wiedziała, że to
niemożliwe, ale jej przerażona część i tak bardzo na to liczyła.
Kolejne
dwie godziny spędziła w kuchni. Jednocześnie zajmowała się ciastem i obiadem.
Musiała przyznać, że dawno nie czuła się tak dobrze. Tom grał z Davidem w gry
planszowe, oczywiście w kuchni. Bardzo interesowała ich zawartość naczyń, w
których przygotowywała krem i ciasto. Na obiad zrobiła makaron nadziewany
farszem warzywnym, zapiekany z serem. David zdążył zjeść niewielką porcję,
kiedy Lena przypomniała Tomowi w dosyć średnio przyjemny sposób, że miał
odprowadzić Davida. Scarlett zapakowała dla niego dwa duże kawałki ciasta. Był
niepocieszony, że nie spotka się z Candy, że musi iść, gdy było tak miło. Zaproponowała,
że następnym razem też upiecze dla niego ciasto, co nieco go pocieszyło i nawet
przybił jej piątkę na pożegnanie. Kiedy wyszli, Scarlett kończyła jedzenie. Nie
miała apetytu, ale przecież czymś musiała żyć. Grzebała w talerzu, dopóki nie
zniknęła cała jego zawartość. Bardzo starała się jeść. Zdążyła zapakować
większą część brudnych naczyń, gdy przed domem zaparkowało Audi Billa. Opłukała
ręce i wyjrzała przez okno. Niemal wyskoczyła z niego rozemocjonowana Candy, a
za nią śmiejący się Rainie i Bill. Wyglądali razem cudownie. Nie było w nich
strachu i niepewności, jak kiedyś. Byli szczęśliwą parą. Role się odmieniły.
Wcześniej to Scarlett i Tom zgarnęli całą pulę na szczęście. Jak widać w
naturze musi zostać zachowana równowaga. Wszystko wraca. Oni dostali swoją
niedolę, a Bill i Rainie sielankę. Nim przeszła do przedpokoju, drzwi otworzyły
się z hukiem i do domu wparowała Candy.
-
Nie wierzę, że ona tu jest! Scarlett, jesteś tu?! – stanęła na środku
korytarza, rozglądając się. – Żarty sobie ze mnie robicie – odwróciła się naburmuszona
do swojej mamy.
-
Oj tam, zaraz żarty – Scarlett wyłoniła się z kuchni, wycierając dłonie w
lniany ręcznik.
-
Scarlett! – Candy uściskała ją mocno.
-
Cześć, cukiereczku – odwzajemniła uścisk, a potem objęła nastolatkę ramieniem.
– Dawno cię nie widziałam.
-
Czemu mi nikt nie powiedział, że tu jesteś? Nawet Jess! – oburzyła się.
-
Bo wtedy chciałabyś opuścić szkołę, żeby szybciej przyjechać do Loitsche. Znam
cię już trzynaście lat, moje drogie dziecko – wyjaśniła Rainie, mrugając do
córki. Potem przywitała się ze Scarlett.
-
Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię tu widzę – odparł Bill, nim zamknął ją
w niedźwiedzim uścisku. – Tom cieszy się jeszcze bardziej. Mam informacje z
pierwszej ręki – szepnął jej na ucho. Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
-
Chcecie obiadu? – zapytała, zmieniając temat. Gdyby na to pozwoliła, Bill
zacząłby wygłaszać peany o tym, jak to cudownie, że się zeszli.
-
Jedliśmy w Berlinie – zaćwierkała Candy.
-
Widzę, że ledwo przyjechałaś, a już jesteś perfekcyjną panią domu – Bill wniósł
torby i zamknął drzwi. Wszyscy troje zdjęli kurtki i ciepłe buty, po czym
usiedli w kuchni.
-
Upiekłam też kremówkę na życzenie Davida.
-
Był tu dziś? – zapytał, a Scarlett przytaknęła. – On jest tak niesamowicie
podobny do Toma, że czasem nie wierzę, że tak można. Wiesz, nie mam na myśli
tylko tego, że tak jak on lubi kremówkę, ale oni tak samo trzymają długopis,
mają taką samą postawę, chód, uśmiech. Wszystko. Nie wiem, co odziedziczył po Lenie.
Oby nie tendencje do kłamstw i fałszu.
-
W gruncie rzeczy chyba nie jest złą matką, skoro David wyrósł na takie dobre
dziecko – nie rozumiała, dlaczego wstawiła się za Leną. Nie cierpiała jej. To
był impuls, w innym wypadku nie powiedziałaby tego.
-
Wierz mi, że odkąd związała się z Benem, zachowuje się coraz bardziej dziwnie.
Wcześniej biegała za Tomem, jak suka w rui z tą wielce nieszczęśliwą miną, a
teraz nosi głowę, jak jakaś pieprzona królowa – powiedział zniesmaczony. Nie od
dziś wiadomo, że Bill nigdy nie należał do fanów Leny, więc jego zdanie na jej
temat nie mogło być dobre, ale w połączeniu z tym, co Scarlett usłyszała, gdy
Tom rozmawiał z nią przez telefon, była skłonna wierzyć w to, co Bill o niej
mówił. Na te słowa Candy teatralnie zacmokała.
-
Smutna buźka za brzydkie słowa – odparła, wskazując na Billa oskarżycielsko. –
Demoralizujesz mnie, więc wychodzę – pogroziła mu palcem i nie spiesząc się,
skierowała się do wyjścia.
-
Uważaj, żebym nie zaczął wyliczać twoich smutnych buziek – odpowiedział, a
Candy posłała mu całusa. Pokręcił głową i uśmiechnął się. Ciężko sprecyzować
relację Billa i Candy. Nie był chłopakiem jej mamy, nie był jej kumplem, ani tym
bardziej tatą. Sam nie wiedział dokładnie, kim mógłby dla niej być. Opiekunem? Miała
przed nim respekt, była mu wdzięczna za całokształt, ale przede wszystkim
lubiła go, bo chociaż uczył się od Rainie, jak być kimś na kształt rodzica, to
wciąż pozostawał dla niej, komu ufała i nie obawiała się powierzyć swoich
problemów. Takich, których nie potrafiłaby powiedzieć swojej mamie, bo była jej
mamą. Takie to pokręcone. Minęło dopiero kilka miesięcy, więc fundamenty ich
rodziny były jeszcze dosyć kruche.
-
Do niedawna Lena dosyć aktywnie informowała Toma o życiu Davida, teraz skąpi
informacjami. Nie mówimy o tym głośno, ale obawiamy się, że ona chcę odsunąć
Toma, żeby bawić się w rodzinę z Benem – odparła Rainie, stawiając na stole
kubki z kawą.
-
Jeszcze tego brakowało – westchnęła Scarlett. – David często wspomina o mamie,
ale o Benie nie bardzo.
-
Też to zauważyliśmy – Bill zerknął na Rainie, a by zaraz popatrzeć znów na
Scarlett. Jego twarz rozjaśnił wręcz diabelny uśmiech. – A teraz nam powiedz,
jakim cudem się tu znalazłaś.
-
Nie wiem, czy to taki cud, ale dotąd sądziłam, że ty też masz samochód – odparł
siląc się na powagę. Rainie parsknęła śmiechem, a Bill wywrócił oczami. –
Spotkaliśmy się na cmentarzu i od słowa do słowa… - zatoczyła rękoma koło,
starając się pokazać im, to czego nie potrafiła wyrazić słowami.
-
Od słowa do słowa – mruknął. – Ten mój brat to chyba jednak ma gadanego, skoro
wystarczyło od słowa do słowa, żeby cię tu ściągnąć – był bardzo sceptycznie
nastawiony do odpowiedzi Scarlett, bo najwyraźniej oczekiwał pikantnych
szczegółów. Z kolei ona nie wierzyła, żeby Tom nie pochwalił się bratu, tym co
zaszło.
-
Jak widzisz, wystarczy słowo i już jest moja – nie słyszeli, jak wrócił do
domu, więc wszyscy troje spojrzeli w stronę korytarza, skąd dobiegł ich głos
rasowego macho. Scarlett popatrzyła na niego spod uniesionych brwi, dając tym
wyraz swojego powątpiewania. Wchodząc do kuchni, mrugnął do niej.
-
Och, czyżby mnie coś ominęło? – zastanawiała się, patrząc jak witał się z
bratem i przyszłą szwagierką.
-
Jestem pewien, że cały czas ze mną byłaś – zapewnił, nalewając sobie kawy. – To
co z tą kremówką? – zapytał, nim usiadł obok Scarlett. Uśmiechnęła się, kręcąc
głową i podała ciasto, gdy bliźniacy gawędzili o podróży i sprawach do
załatwienia. Kiedy talerz stanął na stole pomiędzy nimi, zdecydowanie przestali
wyglądać jak dwudziestopięciolatkowie. Dałaby im jakieś sześć. Wymieniły z
Rainie porozumiewawcze spojrzenia i same się poczęstowały, nim słodkości
zniknęły im z oczu. To był dobry dzień. Zdecydowanie.
Późnym
wieczorem, kiedy Tom brał prysznic, Scarlett odważyła się i sprawdziła skrzynkę
e-mailową. Zasypały ją reklamy i informacje od Gin w sprawie Good Morning
America, Today Show i Early Show, a także wywiadów u Davida Lettermana i Ellen
DeGeneres. Inne wiązały się z sesjami – Vanity Fair i In Style. Czekały ją też
wywiady. Tydzień w Stanach zapowiadał się szturmowo. Gin zarezerwowała jej lot
we wtorek na siódmą rano. Wieczorem czekało ją pierwsze nagranie. Skrupulatnie
przeglądała skrzynkę, usuwając reklamy, póki nie natknęła się na to, czego
najbardziej się bała. Ścisnęło ją w żołądku. Nadawca: nieznany.
No pięknie. Ja tu
się staram, piszę ci miłe wiadomości, a ty uciekasz. To bardzo brzydko z twojej
strony, Scarlett. Tak nie postępuje się z przyjaciółmi ;)Kryjesz się za dużymi
panami, ale powiem ci, że armia ochroniarzy nie wystarczy ci, żeby się przede
mną schować. Kto wie? Może jestem wśród niech?
Z
trudem powstrzymała się przed tym, żeby się nie rozpłakać. Czy to wciąż było za
mało? Rzuciła telefon na materac i schowała twarz w dłoniach. Co powinna
zrobić? Jak mogła uratować się przed nim? Czy istniała szansa na to, żeby go
przechytrzyć. Nie mógł być wśród jej ochroniarzy. Toby’ego znała odkąd zaczęła
spotykać się z Tomem, Maxa odkąd rozpoczęła karierę, Sebastian i Matt byli zaufanymi
współpracownikami dwóch pierwszych, więc nie istniała możliwość, by Mike dotarł
do niej w ten sposób. Starała się racjonalizować tą sytuację, bo inaczej gotowa
była zwariować. Oddychała głęboko, próbując odegnać łzy. Cała radość, jaką
miała z tego dnia, odpłynęła. Wydawała się nierealnym marzeniem. Nie słyszała,
jak Tom wrócił do pokoju, póki nie zapytał. – Scarlett? – odwróciła się,
spoglądając na niego. Przy Tomie nawet największy strach wydawał się nie
przerażać, aż ta bardzo. Miał na sobie dresy i koszulkę bez rękawów, włosy
wilgotne po prysznicu. Jego obecność sprawiła, że odetchnęła. Łzy napłynęły jej
do oczu, ale szybko wytarła je rękawem. Nic nie mówiąc, wskazała na swój
telefon. Tom przysiadł obok, sięgnął aparat i podświetlił ekran. Wyskoczyło
okienko żądające hasła.
-
Zapomniałam – szepnęła. – Liam, małymi literami. Nie byłam zbyt twórcza –
westchnęła. Tom zrobił, jak powiedziała i zobaczył wiadomość. Czytał ją, a jego
wyraz twarzy stawał się coraz bardziej zacięty. Żyłka pulsowała na jego szyi
tak bardzo, że Scarlett bała się, że zaraz pęknie.
-
Co za pierdolony skurwiel! – rzucił telefon na kołdrę, podrywając się z
miejsca. Przeciął pokój, zatrzymując się przy fotelu i pchnął go gwałtownie.
Mebel przesunął się, uderzając w szklany stolik. – Zawiadomiłaś policję? –
pokręciła głową, wzdychając ciężko. Tom zatrzymał się w połowie długości
pokoju, spojrzał na nią i natychmiast znalazł się przy Scarlett. Przyciągnął
się do siebie, po czym zamknął ją w swoich objęciach. – Nic ci nie zrobi. Nic –
zapewnił. Przytulił ją bardziej, skryła się w jego ramionach, opierając głowę w
gięciu szyi Toma. Ucałował ją w czoło i mocno trzymał. Drżała, ale tym razem
miał pewność, że to nie jego bliskość powodowała taką reakcję. Miał dziwne
wrażenie, jakby trzymał w ramionach kłębek nerwów. Dosłownie kłębek nerwów.
-
Boję się i jestem już zmęczona tym nieustannym strachem. Znam procedurę.
Zadzwonię na policję, oni sprawdzą miejsce wysłania wiadomości i to zaprowadzi
ich do jakiejś zatęchłej kafejki internetowej albo do jednorazowego telefonu.
Mam ochronę, ale co z tego, skoro on mnie obserwuje z ukrycia, w miejscach,
gdzie nie sposób go wyśledzić? – nie była przerażona, rozszalała, ani
roztrzęsiona, była bardzo zrezygnowana.
-
Jak mogę ci pomóc? – zapytał, a w jego głosie malowały się troska i obawa.
Scarlett objęła Toma rękoma, tak jak on obejmował ją i odchyliła się troszeczkę
do tyłu, żeby móc na niego popatrzeć.
-
Nie wiem, czy ktokolwiek może mi pomóc. Pewnie musiałbyś nie odstępować mnie na
krok, żeby czuwać nad wszystkim. Oboje wiemy, że to niemożliwe, bo za chwilę
lecisz na Karaiby, a ja do Stanów. Jak dobrze pójdzie, spotkamy się przed
świętami, jak wrócisz. – Trochę ścierpła i Tom musiał to zauważyć, bo wciągnął
ją sobie na kolana. Wydawało się, jakby sprawiało mu to jeszcze mniej trudu,
niż kiedyś. Nie czuła sprzeciwu, nie chciała uciekać. Dobrze jej było przy
Tomie. To jej miejsce. Nie mogła dłużej kryć się za obawami. Owszem. Nie
potrafiła mu zaufać już, teraz. Wciąż pamiętała, co stało się w Paryżu, a potem
w Loitsche. Jednak lęk przed tym, że historia mogłaby się powtórzyć, był niczym
w porównaniu do tego, że po prostu go potrzebowała. Przez te kilka dni nauczyła
się nim oddychać i teraz nie potrafiłaby już żyć, nie mając go przy sobie.
Zadziwiające, jak niewiele potrzeba było, żeby wskoczyć znów na dawne tory. Nie
zwracała na to uwagi, aż do tej chwili. Żyli, jak dawniej. Po prostu.
Wyswobodziła rękę i dotknęła jego policzka, brody, która stawała się coraz
dłuższa. – Podoba mi się – uśmiechnęła się, wciąż dotykając jego twarzy. –
Bardzo.
-
W takim razie w ogóle przestanę się golić – zapewnił solennie.
-
Ale nie chcę, żebyś miał brodę do kolan i zawijającego się wąsa – zastrzegła.
-
Nie? – zmarszczył nos. – Przynajmniej nie potrzebowałbym szalika – roześmiała
się i Tom też się rozluźnił. – Nie wiem jeszcze co zrobię, ale nie zostawię cię
na tyle czasu. Zwlekałem o pół roku za długo, żeby z tobą w końcu porozmawiać i
nie zamierzam pozwolić ci znów odejść.
-
Nigdzie się nie wybieram – powiedziała czule, a potem podciągnęła się wyżej,
kierowana niezrozumianym dla siebie impulsem i pocałowała Toma w policzek.
Spojrzał na nią zaskoczony, ale nie skomentował tego, jedynie uśmiechnął się. Z
miłością. Przytuliła się do niego znów. Tom był dobry, a jego obecność kojąca.
Musi zdobyć się na odwagę i porozmawiać z nim. On znów nauczy ją, jak nie bać
się. Jednak najpierw Scarlett postanowiła porozmawiać z kimś innym.
-
Bill włącza jakiś film na dole, chcesz obejrzeć?
-
Pewnie. Choć obawiam się jego wyboru – zaśmiała się, a Tom jej zawtórował.
-
Fakt, jest pod mocnym wpływem gust Rainie.
-
Mógłbyś zaparzyć mi herbatę, a ja zadzwonię w tym czasie na komendę?
-
Pewnie – odpowiedział, a Scarlett nieco niechętnie wygramoliła się z jego
objęć. Wstał i ruszył do wyjścia, ale cofnął się. Scarlett sięgnęła telefon,
więc nieco zdziwiła się, gdy znów stał obok niej. Ujął dłońmi jej twarz, czule
gładząc kciukami oba policzki. – Jesteś dla mnie wszystkim, po prostu. Od
przedwczoraj znów czuję, że żyję. Moje płuca chętniej przyjmują tlen, widzę,
wyraźniej czuję intensywniej, jedzenie jest smaczniejsze, sen bardziej
krzepiący. Nie wiem, jaką magią władasz, ale czynisz wszystko lepszym.
Wystarczy, że jesteś, a ja staję się szczęśliwy – uśmiechnął się, patrząc na
nią z tak ogromnym uczuciem, że nie potrafiła tego opisać. Poczuła się zupełnie
rozbrojona, rozmiękczona i… kochana. Tak, to było to uczucie. Przy Tomie czuła
się kochana. Nie zdążyła pozbierać się, by odpowiedzieć mu cokolwiek, bo Tom
zrobił coś, czego ani trochę się nie spodziewała. Pochylił się i pocałował ją.
Najdelikatniej w świecie dotknął jej ust swoimi. Przymknęła powieki, ale nim to
zrobiła, on już odsunął się od niej. Poczuła niedosyt. Tak. To zdecydowanie był
niedosyt. Jak to możliwe, że Tom odganiał wszystkie lęki, że sprawiał, że nie
czuła się tak źle? Kiedy to, że znów będą razem stało się jasne, wyobrażała
sobie, jak mógł wyglądać ich pierwszy pocałunek. Tak, to te dziewczyńskie
marzenia. – Przyjdź zaraz – odparł, gdy znów patrzyła na niego. Uśmiechał się i
zostawił ją z tym cudownym uśmiechem. Westchnęła. Jednak nawet w tych
marzeniach nie spodziewała się, że to okaże się takie doskonałe. To nawet nie
był pocałunek, to zaledwie muśnięcie, ale właśnie w tej delikatności,
ostrożności pokazał, jak bardzo mu zależało. W jej sercu wezbrało się uczucie
tak silne, że chciała krzyczeć, ale zamiast tego wykonała telefon na policję.
Poinformowała Shie’a i nie mogąc zrobić nic więcej, zabrała bluzę, bo w piżamie
zaczynała już marznąć. To oczywiście bluza Toma, więc niemal w niej utonęła.
Otulona jego zapachem, poczuła się prawie
dobrze, potem wyszła z pokoju. Drzwi sypialni Billa były uchylone. W środku
zobaczyła Rainie, rozpakowującą rzeczy. To ten moment. Skoro złożyło się tak,
że Rainie niemal czekała na nią, musiała z nią porozmawiać. Serce zaczęło walić
jej jak oszalałe. Nie przygotowała się na to, że ta rozmowa nadejdzie już,
teraz. Mówiąc jej o sobie, musiała opowiedzieć Rainie o wszystkim, wtajemniczyć
ją, a jeżeli ją, to Billa też. Trochę się tego obawiała, ale skoro zamykała za
sobą drzwi od wewnątrz, nie powinna się cofać.
-
Co tam? – Rainie zapytała, składając
jakiś sweterek. Scarlett uśmiechnęła się niezręcznie i niepewnie weszła w głąb
pomieszczenia. – Stało się coś?
-
Chciałam z tobą porozmawiać. Planowałam zrobić to jutro, ale zastałam cię tu i
chyba nie chcę czekać dłużej. – Rainie zmierzyła Scarlett uważnym spojrzeniem,
po czym natychmiast odłożyła rzeczy. Zrobiła miejsce na łóżku i usiadła obok
blondynki.
-
Co jest? Czemu jesteś taka smutna? Czemu jesteś smutna odkąd wróciłam? –
zapytała, a Scarlett zaczęła mówić. Wyrzucała słowa, niczym karabin maszynowy
pociski. Nie przygotowała się na to. Sądziła, że obmyśli w nocy, co powinna
powiedzieć. Nie patrzyła na Rainie, nie potrafiła. Zerknęła na nią, gdy zaczęła
opowiadać o tym, co zaczęło się dziać z nią po zdemaskowaniu Mike’a. Raz
przerwał im Bill, ale został odprawiony. Zmęczyła się mówieniem. Próbowała nie
płakać, ale szło jej coraz gorzej.
-
Wiem, że to zupełnie inna sytuacja, niż twoja. Ciebie Hans zmuszał do seksu i
byłaś w milion razy gorszej sytuacji, ale…
-
Nie ma ważnych i ważniejszych okoliczności – przerwała jej Rainie, nim znalazła
kolejną wymówkę umniejszającą swojemu położeniu. – Cierpienie zawsze pozostaje
cierpieniem – Scarlett pokiwała głową. Zaszła już tak daleko, chciała wyrzucić
z siebie te wszystkie straszne słowa. Wierzyła, że Rainie jej pomoże. Miała za
sobą tak wiele złych doświadczeń. Tak bardzo chciała poznać sposób na to, jak
pokonać siebie, jak znaleźć w sobie odwagę i siłę, by to zrobić. Rainie była
jedyną osobą, która mogła znać odpowiedź.
-
Mój problem tkwi w tym, że sypiałam z człowiekiem, którego z całego serca
nienawidzę. Przepraszam za to porównanie, ale to tak, jakby Bill stanął przed
tobą, zdarł maskę i okazał się Hansem – popatrzyła niepewnie na przyjaciółkę,
ale Rainie jedynie pokiwała głową. Wyglądała, jakby jej to nie dotyczyło.
Odetchnęła i podjęła swoją opowieść. – Wiesz, Tom był moim pierwszym i dużo
kosztowało mnie, zanim postanowiłam iść do łóżka z kimś innym. Chyba bardziej zmusiłam
się do tego, żeby udowodnić sobie, że mogę, że on nie jest już jedynym facetem,
który mnie dotykał. Chciałam zastąpić go kimś innym, bo liczyłam, że to
zmniejszy moją tęsknotę za nim. Z Jimem przespałam się pod wpływem impulsu,
atmosfery, całej tej jego atencji, a potem praktycznie nie robiliśmy niczego
innego i to nie dlatego, że tak uwielbiałam seks z nim. W łóżku nie było pytań,
ani wspomnień. Potrafił robić rzeczy, które sprawiały, że zapominałam. Robiłam
naprawdę wiele rzeczy – zerknęła znów na Rainie, która cały czas uważnie
słuchała. Nie oceniała. – I nie czułam, że coś nie tak. To jest najbardziej
straszne. Nie migało nigdzie czerwone światełko. Intuicja podpowiadała mi, że
jego uśmiech, spojrzenie, czy ruchy są znajome, ale wypierałam to, bo uważałam,
że to moja wyobraźnia chce znaleźć powód, żeby z nim zerwać, bo nie był Tomem.
Brnęłam w to dalej. Spotkaliśmy się u niego i lądowaliśmy w łóżku. Bez żadnych
głębszych uczuć. Kiedy odkryłam prawdę o nim i uświadomiłam sobie, że dałam mu
to, czego chciał ode mnie w szkole, że sypiałam z największym wrogiem, że moje
ciało chciało go, to poczułam wstręt do siebie. Nienawidzę mojego ciała, bo ono
było takie chętne, wystarczyło, że mnie dotknął i… - przerwała, nie mogąc
powiedzieć tego na głos. Brzydziła się tych wspomnień. – Nie potrafię sobie z
tym poradzić. Nie mogę patrzeć na siebie. Przez długi czas miałam odruch
wymiotny, gdy zbliżał się do mnie jakiś facet. Boję się dotyku, Rainie. Spinam
się, gdy Bill przytula mnie na powitanie. Nawet Bill. Nie mówię już jak jest z
obcymi. Unikam ludzi, jak ognia. Uciekam, chowam się. Straciłam siebie. Odebrał
mi szacunek, odebrał mi sympatię, odarł mnie z godności. Jestem taka zgubiona…-
westchnęła ciężko i zamilkła na moment. Mówienie przychodziło jej z łatwością,
że żywy płomień, który czuła w żołądku i ból w sercu przypominały, czym była
dla niej ta opowieść. To musiało boleć. Ogień musiał wypalić ranę, żeby w końcu
się zagoiła. – Chodziłam na terapię. Nic nie wskórałam. Znam przyczyny, widzę
skutki, ale to nic nie zmienia. Nie mogłam sobie z tym poradzić, więc
pomyślałam, że jeśli dotknie mnie ktoś inny, niż Jim, to poczuję się lepiej,
więc przespałam się z Javierem, ale stało się tylko gorzej, bo nic nie czułam.
Kompletnie nic… - popatrzyła zrozpaczona na Rainie. Z trudem hamowała łzy.
Kilka strumieni popłynęło już po jej policzkach. – Jak mam być teraz z Tomem,
skoro przestałam być kobietą? Jestem tylko powłoką, ciałem, kośćmi, ale nie
jestem już kobietą… Nienawidzę tego. Nienawidzę siebie. Brzydzę się tym –
urwała tak samo gwałtownie, jak zaczęła. W oczach piekły ją łzy. Paliły ją
wnętrzności. Oddychała szybko i nie mogła uwierzyć, że wyrzuciła to z siebie. W
końcu powiedziała to na głos. W końcu powiedziała prawdę. Rainie milczała,
czekając, aż Scarlett się uspokoi. Jednak to nie nadeszło. Ujęła jej dłoń i
ścisnęła ją współczująco.
-
Chodź tu – szepnęła nieco drżącym głosem i przytuliła Scarlett. Pogładziła ją
po plecach. – To minie – szepnęła. – To minie, obiecuję – szeptała, gładząc
dziewczynę po plecach. Spokojnie, metodycznie, póki jej oddech się nie
uspokoił, a ciało nie przestało drżeć. – Czy Tom wie? – zapytała, gdy Scarlett
odsuwała się od niej. Zaprzeczyła.
-
Nie potrafię mu powiedzieć. On to widzi. Nie jest głupi. Z resztą, zaczęłam przyznawać
się po kawałku. Chyba inaczej nie umiem.
-
Bill poznał prawdę o mnie prawie od razu. Widział, co czeka mnie w domu. Od
samego początku stawiałam sprawę otwarcie. Najpierw nie liczyłam na to, że
nasza znajomość stanie się czymś większym, a potem po prostu chciałam być
uczciwa. Rozumiał dlaczego reagowałam na niego, jak na jakiegoś gwałciciela.
Wiedział, że robię to wbrew sobie. Po powrocie postąpiłam tak samo.
Opowiedziałam mu o terapii i o tym, co się zmieniło. Im dłużej tu jestem, tym
bardziej czuję się sfrustrowana tym, że mając dwadzieścia siedem lat, w
sprawach seksu zachowuję się jak jakaś trzpiotka, ale najważniejsze jest to, że
Bill wie, jak się czuję, a ja wiem, że dotyka mnie, bo mnie kocha. Uczę się
tego wszystkiego. Bardzo powoli, ale nie cofam się. Za każdym razem pozwalamy
sobie na więcej i to działa. Wprawdzie nie widział mnie jeszcze nago, jedynie w
bieliźnie, ale wiem, że już niebawem będę gotowa na to, żeby stanąć przed nim
nago. On oswaja mnie z bliskością, a ja uczę się ją odwzajemniać. Dotąd nie musiałam.
To długi proces, ale w końcu zaufam sobie i jemu na tyle, żeby kochać się z
nim. Czekam na to. On tym bardziej. Już nie przepraszam za to, jaka jestem i że
nie mogę być inna. Bill chce mnie taką, jaką jestem, więc staram się, żeby być
lepszą, pracuję nad sobą i to się udaje. On mocno się poświęca dla mnie. Nie
naciska. Zatrzymuje się zawsze, gdy o to proszę. Ma żelazne nerwy – Rainie
uśmiechnęła się, a Scarlett odwzajemniła ten gest. – Mówię ci to wszystko z
jednego, ważnego powodu. Tom musi wiedzieć. Rozumiem, że to co jest między
wami, stoi na kruchych podstawach, ale dopóki mu nie powiesz, on nie będzie
wiedział, jak ci pomóc.
-
Sądzisz, że on jest moim lekarstwem? – zapytała cicho.
-
Wierzę, że tak. Tylko Tom może przełamać w tobie tą blokadę. Tylko jego miłość
może pokonać twój lęk. Terapia na pewno była pomocna, ale sądzę, że tylko
mężczyzna, który cię kocha, sprawi, że zaczniesz znów czerpać radość z seksu.
No i przestaniesz się obwiniać. Bo będzie dotykał cię właściwy mężczyzna, we
właściwy sposób.
-
Gdyby Jim był Jimem, nie czułabym tego. Chodzi o Mike’a. On przejął kontrolę
nad mną całą. Siedzi w mojej głowie, w każdej komórce mojego ciała, zatruwa mi
serce. Odebrał mi wszystko.
-
Tom pomoże ci to odzyskać – zapewniła, ponownie ściskając rękę Scarlett. – Nie
jestem ekspertem. Bazuję na własnych doświadczeniach. Nie wyobrażam sobie, żeby
ktoś poza Billem mógł zbliżyć się do mnie.
-
Chciałabym, żeby to tak działało. Może faktycznie tak jest. Kiedy tu
przyjechaliśmy, dostawałam gęsiej skórki, gdy tylko Tom mnie dotknął, a dziś
sama chciałam się do niego przytulić. Może masz rację? Może on sprawi, że znów
coś poczuję?
-
Ale ty sama musisz zaakceptować to, co się stało. Musisz chcieć, żeby to się
stało.
-
Bardzo chcę, ale sama czuła się przytłoczona i nie umiałam poszukać
rozwiązania. Bałam się też, że Toma to odstręczy, że nie potrafię być dla niego
kobietą, że nie umiem nią być w ogóle. Te skąpe ciuchy i cwany uśmiech to tylko
moja zasłona dymna, sposób na obronę. Nie chcę, żeby ktokolwiek pytał, bo nie
wiedziałam, jakiej odpowiedzi udzielić. Bo zupełnie się nie czuję w
wydekoltowanych bluzkach i minisukienkach, a wiesz, jak kiedyś je lubiłam –
westchnęła i wskazała na bluzę, którą miała na sobie. – Tak czuję się najlepiej.
Nic nie widać. Nie widać tego zdradzieckiego ciała, które uśpiło moją czujność.
-
Powiedz Tomowi. Zobaczysz, że zrobi wszystko, byś czuła się bezpieczna i
swobodna. On cię kocha. Zrobi dla ciebie wszystko.
-
Dziękuję, Rainie. Ulżyło mi, kiedy to wreszcie z siebie wyrzuciłam.
-
Zawsze, podkreślam, zawsze jestem do twojej dyspozycji – uśmiechnęła się
pokrzepiająco. – Znam twoje uczucia lepiej, niż ci się wydaje. Bardzo mi
przykro, że przechodzisz przez to wszystko, że on tak cię krzywdzi, ale plusem
tej sytuacji jest to, że znalazłaś się tutaj, z Tomem. Złe czasy dobiegają
końca. Mnie się udało, tobie też się uda.
-
Jesteś cudowna.
-
Tylko trochę – wzruszyła ramionami, robiąc obojętną minę. – No dobra. Zupełnie
– Scarlett roześmiała się, widząc, jak Rainie stara się żartować. Mieszkanie z
przynajmniej jednym Kaulitzem znacznie działało na jej poczucie humoru. Nie
mówiąc już o tym, jak zmieniła ją miłość tego Kaulitza. Rainie była naprawdę
szczęśliwa i to było bardzo, bardzo widoczne. Zostawiły ubrania i zeszły do
salonu, gdzie bliźniacy oglądali film. Scarlett jeszcze nie wiedziała jaki, ale
cały pięćdziesięciocalowy ekran zajmowały ręce duszące jakąś szyję. Nie był to
zbyt trafny wybór, jak na gusta Scarlett, ale kiedy usiadła obok Toma i
podciągnęła kolana pod brodę, a on objął ją ramieniem i pocałował w czubek
głowy, tematyka filmu nie miała najmniejszego znaczenia. Skupiła się na tym,
jak cudownie pachniał i jak kojąca była dla niej jego bliskość.
Złe
czasy dobiegły końca. Wierzyła w to z całych sił.