28 sierpnia 2014

107. Just a little bit more b e l i e v e.

27. listopada 2014, Loitsche
Tom niechętnie wstał, zostawiając Scarlett w swoim łóżku. Spała spokojnie, choć dochodziła już dziesiąta. On obudził się wcześniej, ale nie potrafił jej zostawić. Miał parę rzeczy do załatwienia, ale bycie przy niej było ważniejsze, lepsze i przyjemniejsze. Patrzył na nią i napawał się jej obecnością. Czuł jej ciepło, jej delikatny zapach. Starał się nie zbliżać za bardzo, żeby jej nie obudzić. Scarlett była taka piękna. Dla niego. Dla niego najpiękniejsza. Podziwiał jej długie rzęsy, nos, na który nie raz narzekała i cudownie wykrojone usta. Była taka delikatna i krucha, aż nierzeczywista. Patrząc na Scarlett, na swoją jedyną prawdziwą miłość, zastanawiał się, czy mogło im się udać? Czy istniała szansa na to, że te wszystkie pokrętne drogi prowadziły ich znów ku sobie? Do tej pory wszystko układało się tak ładnie i gładko. Rzucili na stół otwarte karty, wyznali swoje winy i co najważniejsze - przebaczyli sobie, a raczej Scarlett przebaczyła jemu. Jednak upłynęły trzy, długie lata, podczas których oboje mocno się zmienili. Nie byli już tymi samymi ludźmi, więc czy mogą się dogadać nie krzywdząc się ponownie? Niczego tak nie chciał, jak tego, żeby znów byli razem, ale czy Scarlett się odważy? Skrzywdził ją, wprawdzie przeszłość zostawili za sobą, ale nie da się przecież przejść z tym do porządku dziennego. Słowa zostały wypowiedziane, a czyny dokonane i choć bardzo tego chcieli, nie mogli ich wymazać. Bledły, traciły na ważności, zostały w pełni ujawnione, ale to nie zmieniało faktu, że stały się. Obawiał się, że po tym, jak mocno ją zawiódł, Scarlett przemyśli to, gdy już opadną emocje i uzna, że nie chce dalej próbować. Wypowiedzieli piękne słowa w ferworze silnych emocji, ale czy lęk i stare zadry nie okażą się zbyt silne? Tym bardziej teraz, gdy wyraźnie coś ją trapiło, czegoś się bała. Co takiego przeszła, że teraz znajdowała się w zupelnej rozsypce? Tom bał się, że krzywda, którą wyrządził jej Mike, była znacznie gorsza, niż to co mu powiedziała. Scarlett miała w sobie mrok. Użyła kiedyś tych słów w stosunku do niego, ale teraz idealnie pasowały do niej. Miała w sobie mrok i kryła go przed nim. Nie pozwalała dotrzeć światły do tego kawałka siebie. Pozostawiła go dla Toma nie dostępnym. Nie mógł wymagać, że powie mu wszystko i od razu, ale chciałby wiedzieć, żeby jak najszybciej jej pomóc, żeby odzyskać ją, ale przede wszystkim, żeby Scarlett odzyskała siebie. Czuł, że w tym tkwiło sedno. Mike uczynił jej coś okropnego, co pchnęło ją w ciemną przepaść. Tkwiła na dole, nie widząc ratunku i zapadała się bardziej i bardziej. Kiedyś znał ją i jej ciało. Coś z tej wiedzy wciąż okazało się przydatne, bo widział jej reakcje. Zaniepokoiły go już podczas urodzinowej wizyty. Teraz przypomniał sobie, że nawet zapytał ją o to, czy przed czymś się chowała, a ona zachowała się, jakby odkrył jej największy sekret, a potem zbyła temat. Od tego momentu dostrzegł mnóstwo takich sytuacji. To na pewno wiązało się z Mike'em. Był pewien, że gdyby posunął się do... nie potrafił nawet o tym myśleć. Do najgorszego, to powiedziałaby mu. Musiał zrobić jej coś innego. Tylko co? Co sprawiało, że obawiała się nawet jego? I jeszcze ten koszmar. Na samo wspomnienie jej pełnego boleści jęku, dostawał gęsiej skórki. Co strasznego siło jej się, że tak krzyczała? Pragnął jej dotknąć, pocałować, ale wiedział, że nie może, bo to sprawiało, że się wycofywała. Gdy jej dotykał, gdy był blisko. Dużo ją kosztowało, by nie uciec. Pierwsza reakcja za każdym razem była taka sama. Gdyby tylko wiedział, co zrobić... Postanowił przygotować śniadanie. Na razie to musiało wystarczyć. Dlatego zebrał się w posadach, wstał, wziął prysznic, przy okazji wstawił pranie i poszukał więcej rzeczy dla Scarlett. Czuł się nieswojo przeglądając ubrania Rainie, zwłaszcza gdy trafił na szufladę z jej majtkami. Potem wybrał się na zakupy i wyszukał produkty, które mogły Scarlett smakować. Kierował się tym, co lubiła kiedyś, mając nadzieję, że jej gusta niewiele się zmieniły. Po powrocie podał śniadanie ochronie. Sam wypił tylko kawę, chcąc zjeść ze Scarlett. Sprawdził maile, odpisał na smsy Billa i kręcił się po domu. Zjadł kanapkę, bo żołądek przyssał mu się już do kręgosłupa i zajrzał do sypialni, bo trochę martwił się, że było już po wpół do dwunastej, a Scarlett wciąż spała. Zdziwił się, słysząc dzwonek. Zbiegł z powrotem na parter i zerknął na podgląd bramy. To David. Chłopiec powinien być w szkole. Otworzył i zaprosił go do środka. Wyszedł przed dom, a synek biegł do niego. Miał krzywo zapiętą kurtkę, zero czapki, zero szala. Czyli zwiał. Lena nie wypuściłaby go z domu w takim stanie.
- Tata! - pisnął, gdy Tom podniósł go i przytulił.
- Cześć, kolego - wniósł synka do domu, a on pocałował go w policzek. Uśmiechnął się. - Chyba zwiałeś, co? - zapytał, zerkając na chłopca podejrzliwie, bo taka wylewność zazwyczaj wiązała się z czymć, co David przeskrobał.
- Nie poszedłem do szkoły, bo mam katar, a babcia mówiła mamie, że widziała cię w sklepie, więc przyszedłem, bo tęskniłem za tobą, tato - powiedział, zerkając Tomowi w oczy i rozbroił go tym zupełnie. Tylko David patrzył na niego z tak szczerą miłością.
- Mama będzie zła, że jej uciekłeś - powiedział, stawiając go na podłodze i pomagając zdjąć kurtkę i buty.
- Zadzwonisz do niej? Zgodzi się.
- Zadzwonię - poczochrał przydługie włosy syna. - Idź do swojego pokoju. Babcia kupiła ci jakieś nowe kolorowanki z Zygzakiem, a ja w tym czasie porozmawiam z mamą. - David nie potrzebował większej zachęty. Pobiegł na piętro, a Tom chcąc nie chcąc, musiał porozmawiać z Leną. Odebrała po pierwszym sygnale.
- Jest u ciebie - odparowała wyraźnie poddenerwowana. - Własnie wychodzę z domu, zaraz po nigo będę.
- Nie, chcę żeby został. Miałem zabrać go jutro, ale skoro zjawił się u mnie dzisiaj, to niech zostanie. Stęskniłem się - powiedział, wstawiając wodę w czajniku. Oparł się o blat szafek.
- W porządku, skoro chcesz - odpowiedziała niechętnie. Wyczuł wrogość. Ostatnimi czasy bardzo słabo dogadywali się w kwestii wychowania Davida, więc nie dziwiło go to. Jednak postanowił zbyć ją obojętnością. Lena była ostatnim, czego potrzebował tego dnia.
- Chcę - powtórzył spokojnie. - Czy mam mu podać jakieś leki?
- Nie, dostał, co trzeba, ale zjadł mało na śniadanie. Przyprowadź go najpóźniej przed szesnastą, bo potem zabieram go do Magdeburga.
- Jak sobie życzysz - powiedział, nim się rozłączył. Mlasnął zniesmaczony, po czym odłożył telefon. Woda się zagotowała, więc postanowił zalać kawę. Dopiero wtedy zauważył Scarlett, stojącą w drzwiach. Była rozczochrana, spuchnięta od snu i tonęła w jego piżamie, ale nie mogłaby być piękniejsza. Uśmiechnął się na jej widok. Wrócił do swojego, dobrego świata pełnego niej. - David cię obudził? - pokręciła głową i ociężale podeszła do stołu i jeszcze ciężej usiadła na krześle.
- Która godzina? - sapnęła.
- Dochodzi dwunasta - odpowiedział, stawiając przed nią kubek z kawą. Posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak długo spałam. To mi się nie zdarzyło od... - zawiesiła się, starając sobie przypomnieć. Wciąż była nieprzytomna. Zmarszczyła czoło i sapnęła znów. - Nie wiem, sen to luksus, ale dziś to chyba już przesada - zaśmiała się, masując skronie.
- Cieszę się, że tak dobrze ci się ze mną spało - uśmiechnęła się krótko, a jej policzki zaróżowiły się.
- Naprawdę dobrze - westchnęła. - Wyspałam się pierwszy raz od dawna - dodała, obracając kubek w dłoniach. Czuła się zażenowana całą tą nocną sytuacją. Wstydziła się swoich koszmarów, tego co je powodowało i siebie samej. Nie wiedziała, jak powinna porozmawiać z Tomem, bo chociaż bardzo chciała powiedzieć mu o wszystkim, wciąż coś ją blokowało. Oprócz wstydu, gdzieś z tyłu głowy czaił się lęk, czy ten cudowny rozejm nie rozpadnie się pod wpływem chwili, czy on nie odejdzie ze wszystkimi jej tajemnicami. Bała się, że stanie się zupełnie bezbronna. Upiła łyk kawy i wykorzystała ten moment, żeby spojrzeć na Toma znad kubka. On też jej się przyglądał. W jego cudownych, czekoladowych oczach czaiła się troska. - Powiem ci - szepnęła. - Powiem ci, ale proszę, żebyś dał mi trochę czasu. - Tom przez moment przetrawiał jej słowa. Potem powoli skinął głową. Widziała, że wiele kosztowało go zachowanie spokoju. Wzruszało ją to, jak bardzo się martwił, ale mimo tego nie potrafiła. Żadna racjonalna przesłanka nie wskazywała na to, by miał ją znów skrzywdzić, ale... istniało ale.
- To nie jest tak, że ja chcę wiedzieć, żeby... wiedzieć. Chcę wiedzieć, żeby ci pomóc - pod wpływem jego kojącego głosu, przymknęła powieki i pozwoliła sobie przez ułamek chwili nie być. Czuła się zmęczona sobą, swoim strachem, uciekaniem, chowaniem się i udawaniem. Czuła się zmęczona tym, że Mike zniszczył ją na tyle, że nie potrafiła zaufać Tomowi ani odrobinę. Tom ją kiedyś skrzywdził, ale to przecież był Tom... A teraz uratował ją. Po raz kolejny.
- Mówiłam ci, że może te lata były nam potrzebne, żeby dojść do ładu ze sobą, żeby nauczyć się żyć, ale już nie jestem pewna. Gdybym wtedy potrafiła wydobyć z siebie jeszcze odrobinę dumy i zatrzymać cię, nie popełniłbym bardzo wielu błędów, przez które znalazłam się w tak kiepskiej sytuacji - ścisnęło go w dołku, gdy mówiła o zatrzymywaniu go. Czuł się, jak ostatni tchórz, jak najgorszy zdrajca, gdy przypominał sobie, jak ją wtedy potraktował, a ona jeszcze myślała o tym, by dać z siebie więcej, choć oddała mu wszystko i została z niczym. 
- To nie jest tak - pokręcił głową. - Jeżeli miało cię to spotkać, to i tak w jakiś sposób, by spotkało. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Ktoś mądry tak mi kiedyś powtarzał - powiedział nieco lżejszym tonem, a Scarlett nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Przy nim to przychodziło jej z łatwością. Robił coś lub mówił, a ona po prostu się śmiała.
- Może masz rację. Szukam wytłumaczenia i chwytam się wszystkiego. Bo pytań mam setki, a odpowiedzi żadnej.
- Najważniejszym pytaniem w tej chwili jest, co chcesz na śniadanie? Odpowiedź nie powinna być trudna – mrugnął do niej, a ona znów się uśmiechnęła. Upiła łyk kawy i poprosiła o swój standardowy zestaw, czyli grahamkę z serem żółtym. Bardzo starała się jeść, bo czuła na sobie badawczy wzrok Toma, ale to wcale nie było proste. Udało jej się wcisnąć w siebie połowę, co uznała za spory sukces. Później popijała kawę, udając, że ta bułka wcale nie leżała na jej talerzu. Tom zlitował się i zjadł za nią, choć nie był fanem bułek z serem zwłaszcza dolnej połowy. Przecież każdy wolał górną, prawda? Zrobiło jej się miło, chociaż przecież nic wielkiego się nie stało. Chyba za dużo myślała. Doszła do tego wzniosłego wniosku, kiedy zmywali, a ona po raz kolejny wałkowała swoje zachowanie z minionej nocy, swoje samopoczucie i w ogóle całe swoje życie. Nic dziwnego, że nieustannie bolała ją głowa. Ciążyło jej to, czego nie wiedziała i to, co chciała powiedzieć, ale nie potrafiła. Żeby się do tego przyznać Tomowi, potrzebowała albo wielkiej odwagi albo bezgranicznego zaufania. Ono kiełkowało spod gruzów ich przeszłości, ale wciąż było go za mało, by mogła o tym mówić. Bardzo, bardzo, bardzo chciała, bo kochała Toma, ale ta miłość potrzebowała jeszcze szczypty zaufania, które wcale nie tak łatwo odbudować. W zasadzie nie wiedziała, dlaczego nie potrafiła zrobić tego kroku. Nie miała podstaw, by w niego wątpić, a jednak coś w jej serce sprawiało, że słowa grzęzły jej w ustach. Te ważne słowa.
- Teraz tam u twojej mamy chyba jest ciasno, co? – zapytał, kiedy znów siedzieli przy stole. Ona dokończyła sprzątanie, a Tom sprawdził, co u niepokojąco cichego Davida. Okazało się, że chłopiec zajął się kolorowaniem i zapomniał wrócić na parter. Tom zostawił go z kolorowankami, przemycając herbatę i kanapkę. David często jadł przy zabawie, nie zwracając uwagi na to, że je, co okazywało się bardzo przydatne, gdy marudził przy obiedzie, czy innym posiłku. Radio cicho grało stare piosenki, a oni po prostu siedzieli. Scarlett wiedziała, że powinna założyć coś innego, niż kraciasta piżama Toma, ale była jej bardzo wygodna. Pytanie, skąd Tom miał kraciastą piżamę, na razie pozostawało bez odpowiedzi. Podciągnęła nogi pod brodę, opierając stopy na brzegu krzesła. Ostatnio często tak siadywała. Dzięki temu czuła się mniej widoczna.
- W sumie to nie. Liv z Saoirse i Georgiem migrują, to samo Margo i Gustav. Raz są, a raz nie. Liv już nie może doczekać się końca remontu mieszkania. Wydaje mi się, że w przyszłym tygodniu przywiozą meble, więc to kwestia dni. Póki mieszkają u nas Rico z rodziną, jest dosyć gwarno, ale to jest przyjemne. Na początku nie potrafiłam się oswoić z tym, że w naszym domu mieszka mężczyzna, który wygląda prawie, jak tata. To było dosyć trudne, ale dzięki niemu pamięć o tacie ożyła. Często o nim rozmawiamy. My opowiadamy historie o Nico-tacie, a Rico opowiada o Nico-bracie. Poznałeś go?
- Nie miałem okazji – zaprzeczył.
- Ciocia Sarah jest bardzo sympatyczna, ale trzyma się na razie na dystans. Kitty nie odstępuje mnie na krok, a Luka jest zapatrzony w Shie’a.
- Kitty? – zapytał, sceptycznie unosząc brew.
- Katherine – wyjaśniła, a Tom odetchnął. – Nie mieli aż tak bujnej wyobraźni. Dominik bywa u nas coraz częściej, więc myślę, że prędzej czy później to będzie coś więcej niż przyjaźń. Chyba już jest, ale mama nie potrafi pozwolić tacie odejść. Na dobrą sprawę mogliby mieć jeszcze dziecko. Mama ma dopiero czterdzieści trzy lata, ale szczerze nie sądzę, żeby o tym myślała, bo jest babcią na pełen etat. Dom jest teraz duży, mama dobrze przewidziała, dobudowując pokoje. Lubię, jak jest nas dużo, ale nauczyłam się już mieszkać sama i wiesz. Czasem mnie to przytłacza.
- Rozumiem to, bo mnie też ciężko było wrócić do mieszkania zespołu. Wiesz, najpierw podróżowałem, a potem, kiedy dostałem wyniki testu DNA wróciłem i nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nie mogłem być w Loitsche, ani w Berlinie, więc znów wyjechałem. Nie zgadniesz gdzie – uśmiechnął się szeroko, a Scarlett wzruszyła ramionami, dając mu znak, że nie miała pojęcia. – Do Wicklow County. Oglądanie romansideł bardzo mi się opłaciło.
- A Wicklow County jest w..? – zapytała.
- W Irlandii, tam kręcono Ps. Kocham cię.
- Jesteś szalony! – roześmiała się.
- Nie miałem pojęcia, gdzie się udać. Nie chciałem już ciepłych krajów. Chciałem samotności i wtedy jakimś dzikim sposobem przypomniałem sobie o tym filmie. Tam serio jest cicho spokojnie, można zaszyć się i nie wychodzić miesiąc. Tylko chyba chciałbym pojechać tam wiosną. Zimą jest ładnie, ale wiesz. Nie robi takiego wrażenia.
- To chyba miejsce dla mnie. Zaszyć się i nie wychodzić. Coś pięknego – westchnęła.
- Zabiorę cię tam, kiedy skończy się DSDS. Będzie kwiecień, akurat – Scarlett nic na to nie odpowiedziała, bo obawiała się wierzyć w jakiekolwiek obietnice. – Chciałbym znów mieć swoje miejsce – podjął po chwili.
- Wierzyłam, że moje mieszkanie będzie tym dla mnie, ale to nie jest mój dom. To tylko mieszkanie. Uwielbiam je, ale czuję się tam tak, jakbym pomieszkiwała tam tylko przez chwilę.
- Tak bardzo się cieszę, że znów cię mam – odparł spoglądając Scarlett prosto w oczy. Wyciągnął dłoń ponad stołem, a ona mu ją podała.
- Boję się, Tom – szepnęła. – Boję się, że znów coś pójdzie nie tak – znów w jej głosie brzmiała słabość. Z jej postawy emanował strach. W jej oczach czaił się smutek.
- Chciałbym ci obiecać, że będziemy już na zawsze, ale nie mogę, bo życie już raz pokazało nam, że gdzieś ma to, czego chcemy, ale mogę ci przysiąc, że będę robił wszystko, żeby teraz nam się udało.
- Też będę się starać – zapewniła. Tom uśmiechnął się, gładząc kciukiem wnętrze jej dłoni. – Jednak wciąż jest tak wiele złych rzeczy za mną, we mnie i przede mną, że nie potrafię być dla ciebie tym, kim powinnam – powiedziała cicho. To jedyne, co mogła mu dać w tej chwili. Nie potrafiła wyjaśnić mu tego bardziej, klarowniej. Nie mogła zdobyć się na prawdę. Jeszcze nie.
- Jesteś wszystkim. Wystarczy – uśmiechnął się, po raz kolejny delikatnie ściskając jej dłoń. Patrzyła na Toma. Jego spojrzenie potwierdzało każde słowo. Kiedyś wydawało jej się, że Javier nieustanne wlepia w nią ten pełen miłości wzrok. Myliła się. To mogło być jedynie zauroczenie. Prawdziwą miłość doświadczała tylko od jednego mężczyzny. Chciała coś mu odpowiedzieć, ale nie zdążyła, bo Tom zainteresował się czymś za nią, a jego twarz rozpromienił szeroki uśmiech. – Co tam kolego? Już pokolorowałeś wszystkie auta? – zapytał wesoło. Odwróciła się i zobaczyła Davida umazanego kremem czekoladowym. Nie potrafiła się nie uśmiechnąć, bo David wyglądał całkowicie rozkosznie. Za każdym razem, gdy go widziała, okazywał się bardziej podobny do Toma.
- Chodź do nas – zaprosiła go, a chłopiec się zawstydził. Zwiesił głowę, mocniej ściskając książeczkę i kilka kredek. Scarlett zerknęła na Toma. Na jego twarzy malowała się tak bezbrzeżna czułość, jaką widziała tylko, gdy tulił ich syna. Podszedł do Davida.
- Pokaż, co tam zrobiłeś – bez pytania wziął go na ręce, przytulił i pocałował w czoło. David był dużym dzieckiem, wysokim i dosyć potężnym, ale nie grubym, a w ramionach taty wyglądał jak kruszyna. Serce Scarlett stopniało zupełnie. Tom tak właśnie wyglądałby z Liamem w ramionach. Tak kochałby ich syna. Westchnęła, starając się nie pokazywać wzruszenia. Chciała, żeby David ją polubił. Bardzo. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, że to dla niej takie ważne. – Umyjemy buzię, co? – Tom odłożył kolorowankę na stół i podszedł do zlewu, po czym odkręcił wodę, gdy chłopczyk stał znów na podłodze. Namoczył papierowy ręcznik i wtarł jego buzię. Po chwili siedzieli razem naprzeciw Scarlett, ale David wydawał się jej nie zauważać. Zachowywał się, jakby jej tam nie było. Tom zerknął na nią, a ona tylko się uśmiechnęła. Nie chciała wywierać na nim presji. Pokazywał tacie obrazki, a on chwalił wybór kolorów, staranność, co tylko się dało. Dał synkowi też kilka rad, na przykład, że lepiej byłoby nie malować kół na zielono, bo szybko będą brudne. Davida bardzo to rozbawiało, śmiali się wszyscy troje. Scarlett zaparzyła herbatę, a chłopcu podała sok, a on wciąż udawał, że szklanka pojawiła się przed nim z powietrza. Tom zmarszczył brwi, popatrzył na Scarlett pytająco, a ona dała mu do zrozumienia, że miał się nie przejmować. Potem popatrzył na Davida, który z wielkim zaangażowaniem kolorował opony Złomka. Tym razem na brązowo. – David? – zapytał, a synek spojrzał na niego jakby przestraszony. Tom zasłonił jego ucho i coś szepnął. Synek zrobił to samo w odpowiedzi. Powtórzyli to kilkakrotnie, przy czym Tom bardzo poważnie podszedł do tego, co mówił mu synek. Na końcu pokiwał głową, po czym skupił uwagę na siedzącej naprzeciw dziewczynie. – Scarlett, czy wciąż uważasz, że jestem kłamczuchem? – zdziwiła się, słysząc to pytanie. W pierwszej chwili nie potrafiła skojarzyć, o co mogło chodzić, ale zaraz potem przypomniała sobie roczek bliźniaczek i chrzciny Saoirse. Uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na Davida, który obserwował ją z rezerwą w oczach.
- Absolutnie nie. Twój tata nie jest kłamczuchem, kiedy to powiedziałam, mocno gniewaliśmy się na siebie.
- Na pewno? – przypatrzył jej się podejrzliwie.
- Tak – zapewniła. – Jak mogę ci udowodnić, że już tak nie myślę i gniewam się na twojego tatę? – zapytała, uśmiechając się serdecznie. Zerknęła na Toma. Wręcz buchała z niego ojcowska duma. David zastanawiał się przez chwilę. – Mama zawsze całuje mnie w policzek i w czoło, jak ją przeproszę. Ty też masz pocałować tatę – zarządziła wyraźnie zadowolony ze swojej pomysłowości.
- To jest świetny pomysł, kolego. – Tom ożywił się, aprobując pomysł synka. Scarlett oczekiwała wszystkiego, ale nie pomyślała, że siedmiolatek będzie jej kazał całować swojego tatę. Nawet w policzek.
- W porządku – odparła, stawiając stopy na podłodze. – Jeżeli to sprawi, że nie będziesz się już na mnie gniewał, bo nie będziesz? – upewniła się.
- Nie będę. Mamusia mówi, że trzeba dawać innym szansę – powiedział z miną znawcy życia, uważnie lustrując każdy ruch Scarlett, która podeszła do Toma. Ten nie omieszkał objąć jej ręką w talii. Zrobiło jej się gorąco. Zerknęła na niego, a on z szerokim uśmiechem nadstawił policzek. Oparła dłoń na ramieniu Toma i złożyła na jego policzku soczystego całusa zakończonego głośnym mlaśnięciem. – Mama też tak robi, jak daje mi całusa – powiedział zadowolony. – Teraz czoło – przypomniał, a Tom nadstawił czoło. Uczyniła to samo, starając się, żeby mlasnąć jeszcze głośniej.
- Może być? – zapytała Davida. Chłopiec pokiwał głową. Chciała odejść, a Tom ją przytrzymał.
- Zaczekaj – mrugnął do niej i zwrócił się do syna. – Jak sądzisz, czy Scarlett nie powinna dać mi jeszcze jednego buziaka, żebyśmy byli pewni, że już nie myśli o mnie brzydko? – chłopiec zmrużył oczy, rozważając pomysł swojego taty.
- Ja myślę, że moje całusy były bardzo dobrym dowodem na to, że lubię twojego tatusia. Nie uważam, że jest kłamczuchem. Myślę, że jest bardzo mądry i sprytny – powiedziała, trącając Toma biodrem.
- Ale chyba jeszcze jeden nie zaszkodzi, co sądzisz, kolego?
- Mama i Ben często dają sobie buziaki i mama mówi, że to dlatego, że bardzo się lubią. Myślę, że jeszcze jeden nie zaszkodzi – zadecydował.
- A może powinnam dać buziaka tobie, żeby było wiadomo, że już się na mnie nie gniewasz? – David znów zmarszczył brwi i energicznie zaprzeczył.
- To tata był kłamczuchem, nie ja – Tom roześmiał się i popatrzył na Scarlett, która wyraźnie czuła się zepchnięta w kozi róg. Wciąż obejmował ją ramieniem i nie czuła się z tym źle, jedynie troszkę niepewnie. To chyba dobry znak, bo dotyk Toma nie był zły. Po prostu ją obejmował. Zwyczajnie. Skapitulowała. Westchnęła, a on nadstawił usta, układając je w dzióbek. Kolejne wyzwanie. Przymknął oczy, lecz gdy się ociągała, popatrzył na nią jednym okiem. David przyglądał się im. Objęła policzki Toma obiema dłońmi i wycisnęła na jego ustach całusa. Postarała się, żeby go obślinić, bo bardzo przypadło Davidowi do gustu. Tom objął ją też drugą ręką, przyciskać ją do siebie.
- Mniam – mrugnął do Scarlett. – Zadanie zaliczone, David? – chłopiec pokiwał głową. - Będziesz już miły dla Scarlett? – kolejne skinie. – W takim razie piątka - maluch przybił i wrócił do kolorowania. – Dałaś mi trzeciego całusa, więc musisz mnie bardzo lubić – powiedział bardzo zadowolony z siebie. Scarlett uniosła jedną brew, spoglądając na Toma sceptycznie i delikatnie popukała go dłonią w czoło.
- Nie będzie tak łatwo, Kaulitz – odpowiedziała lekko, zrewanżował się swoim olśniewającym, kaulitzowym uśmiechem, więc nie została dłużna, posyłając mu swój firmowy, zupełnie zalotny uśmiech i spojrzenie spod rzęs. Po jego minie wywnioskowała, że wygrała. Nie rozmyślała o tym, czy to dobre, czy złe, jak powinna się czuć i co to oznaczało. Po prostu się działo, czuła się dobrze. Może to właśnie Tom był dla niej najlepszą terapią? Usiadła z powrotem na krześle i upiła łyk herbaty.
- Dziś przyjeżdża Bill z Rainie i Candy, jest szansa, żebyś zrobiła szarlotkę albo cokolwiek? – zapytał.
- Pani umie robić szarlotkę? – David zostawił kolorowanie i całą swoją uwagę skupił na blondynce. Uśmiechnęła się, upewniając się, że w tym wypadku jabłko bardzo niedaleko pada od jabłoni. Dosłownie.
- Dobrze. Możesz wybrać ciasto. Upiekę cokolwiek będziesz sobie życzył, żebyś miał milion procent pewności, że bardzo lubię ciebie i twojego tatę.
- Tato, a może kremówka? – David popatrzył na Toma w sposób, który sugerował, że omawiali coś, co rozumieją tylko oni dwaj. Zaświeciły mu się oczy. Jego większej wersji także. Scarlett roześmiała się w głos. W tym momencie ojca i syna nie różniło zupełnie nic. Ten sam wyraz twarzy, pełen nadziei i uwielbienia.
- Łasuchy – pokręciła głową. – Zapiszę, co jest potrzebne i zrobicie zakupy, zgoda? – obaj równo przytaknęli. Kolorowanka przestała być interesująca, a Złomek pozostał z niedomalowaną karoserią.
- David odnieś wszystko do pokoju i zastanów się, którym autem chcesz jechać – zaproponował, a chłopczyk bez słowa sprzeciwu posprzątał po sobie i pognał do pokoju. Tom podszedł do Scarlett, chwycił ją za ręce i pociągnął do góry. Ucałował obie jej dłonie.
- Jesteś bezwzględnie najlepsza i najcudowniejsza. Dziękuję, że tak postąpiłaś z Davidem, że czynisz to łatwiejszym dla niego – jego spojrzenie było ciepłe i pełne czułości. Takie miłe i cudownie dobre. Pozwoliła sobie przepaść na moment. To nic, że znajdowali się w kuchni, a ona była rozczochrana, ubrana w jego piżamę, w której niemal pływała, a i tak czuła, jakby to była jedna z najpiękniejszych chwil, jakie ostatnio przeżyła. Tom doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co się z nią działo, więc wykorzystał to z premedytacją. Dotknął opuszkami jej policzka i pogładził go delikatnie. Patrzył na nią tak intensywnie, że aż zrobiło jej się gorąco. Nie wiedziała, czy w dobry czy zły sposób. Poczuła skurcz w żołądku i odwróciła wzrok.
- Ale nazwałam cię kłamczuchem – odpowiedziała, choć musiała zastanowić się, o czym wcześniej mówili.
- Każdy popełnia błędy – wzruszył ramionami z łobuzerskim uśmiechem na twarzy. Zupełnie, jakby nic się nie stało, jednak jego oczy mówiły zupełnie coś innego. Mówiły, że działo się i to wiele. Scarlett chłonęła jego obecność, potrzebowała jej i nienawidziła tego, że zawsze, gdy pozwalała sobie na to, wracało t o straszne uczucie.
- To niesamowite, jak wstawił się za tobą – zmieniła temat, starając się nie dać po sobie poznać, że coś nie tak.
- To niesamowite, jakie zadanie dla ciebie wymyślił - odpowiedział. – A jeszcze lepsze jest to, że je wykonałaś. Bardzo podobało mi się, że mnie obśliniłaś – uśmiechnął się od ucha do ucha, obejmując Scarlett rękoma. Swoje splótł za jej plecami. Wyszło to zupełnie naturalnie, ale Scarlett nie umknęło, jak bacznie Tom obserwował jej reakcję. Zdawała sobie sprawę z tego, że składał układankę.
- Myślę, że kierowały nim nieco inne pobudki niż tobą – powiedziała powoli, zerkając na niego spod przymrużonych powiek.
- Nie miałbym nic przeciwko temu, żebyś udowadniała mi swoją sympatię na okrągło.
- Ty masz bardzo wysokie wymagania – szturchnęła go bokiem, nie mając zbyt wiele pola do manewru. Ale dobrze jej przy nim było. Czuła się bezpiecznie. To uczucie było jej ostatnio obce, a przy nim stawało się oczywiste. Nie chciała, żeby zabierał ręce. Przed momentem skręcał jej się żołądek, gdy był blisko, a teraz pragnęła, żeby nie odchodził. Był jednym, wielkim emocjonalnym rollercoasterem.
- To tylko zalążek, wierz mi – błysnął uśmiechem, a ona wywróciła oczami. – Mam wielką ochotę cię pocałować. Nie masz pojęcia, jak bardzo. – wypalił, a Scarlett spoważniała, po czym odwróciła wzrok. Też by tego chciała, ale najbardziej w świecie bała się, że nic nie poczuje i zepsuje wszystko między nimi. – Ale nie zrobię tego, bo widzę, co się z tobą dzieje. Nie myśl, że nie wiem – czule pogładził ją po plecach.
- Wiem – szepnęła. Zmarkotniała i oklapła. Tom przebił bańkę, w której się znalazła na kilkanaście ostatnich minut.
- Ale to nie jest ważne – ujął jej podbródek i zmusił do tego, żeby spojrzała mu w oczy. – Znaczy jest ważne, oboje wiemy, że jest też piękne, ale mam w głowie zbyt wiele czarnych scenariuszy, żeby się nie martwić. Nie chcę cię skrzywdzić. Wierzę, że kiedyś mi powiesz, a teraz najważniejsze jest to, że mną jesteś. Mam ciebie, więc mam wszystko. Chciałem, żebyś to wiedziała – pogładził delikatnie jej policzek. – Twoja obecność jest najważniejsza. Wierzysz mi? – Scarlett bez wahania pokiwała głową i wtedy ją olśniło.
- Czy ty sądzisz, że on mnie zgwałcił? – zapytała, bo uświadomiła sobie, że Tom mógł sobie tak pomyśleć.
- A nie zrobił tego? – upewnił się, a ona zaprzeczyła. Odetchnął. Wyraźnie mu ulżyło.
- Problem leży we mnie i w tym, co po sobie zostawił. Nie skrzywdził mnie fizycznie. Szkopuł tkwi w tym, że on wszczepił się w każdą sekundę mojego życia, w każdą cząstkę mnie. Nie wiem, kiedy o tym zapomnę i póki się z tym nie uporam, nie będę potrafiła być w pełni z tobą, ani sobą też. Zniszczył mnie, odebrał mi mnie samą. To bardzo trudne – szepnęła.
- Nie zrobię niczego, co by ci się nie podobało. Jeżeli poczujesz się z tym lepiej, to mogę się do ciebie nie zbliżać – zapewnił, choć nawet nie zabrał rąk z jej pleców.
- Nie trzeba, nie rób tego – uśmiechnęła się smutno. Zadarła głowę, by spojrzeć mu w oczy. Chciała, żeby wiedział, że mówiła prawdę. – Lubię, gdy jesteś blisko. Piekielnie się tego boję, ale też tego potrzebuję. Czy to nie dziwne?
- Nie – odparł i zamilkł na chwilę, patrząc na nią, jakby coś rozważał. Ciężko westchnął. – Chcę to wszystko wiedzieć. Chcę wiedzieć wszystko o tobie, ale David już biegnie i nie spocznie, póki nie dostanie kremówki. Potem przyjedzie Bill, więc będziemy musieli odpowiedzieć na milion pytań. To samo czeka nas w poniedziałek, kiedy wrócą rodzice, ale bądź pewna, że chcę wiedzieć każdą rzecz o tobie, chcę ci pomóc poradzić sobie z tym. Bo chcę, żebyś była przy mnie szczęśliwa tak, jak ja jestem przy tobie – szybko wycisnął na jej czole pocałunek, słysząc tupot stóp na schodach.
- I co tato? – do kuchni wparował David, trzymając w ręce swoją kurtkę. – Chcę R8! – wykrzyknął rozradowany. Scarlett skinęła głową, wciąż patrząc Tomowi w oczy. Uśmiechnęła się.
- Zapiszę, co trzeba kupić, a wy się ubierzcie – mrugnęła do Davida, który natychmiast pobiegł zakładać buty. Tom niechętnie się odsunął i wyszedł z kuchni. Prędko zapisała na kartce potrzebne produkty. Tyle razy robiła to ciasto dla Toma, że mogłaby recytować przepis przez sen. Jak się okazuje, pewnych rzeczy się nie zapomina. Drzwi trzasnęły, a Bash natychmiast pojawił się na korytarzu. – Wszystko w porządku, to Tom – ochroniarz skinął głową i też wyszedł na podwórko. Scarlett wykorzystała ten czas na to, żeby się w końcu ubrać. Po otrzymaniu błogosławieństwa Rainie, co do noszenia jej ubrań, wyszukała w jej szafie długi, ciepły sweter w intensywnym odcieniu mięty, który posłużył Scarlett prawie za sukienkę. Do tego założyła czarne, grube rajstopy, które kupił jej Tom. Najlepsze w tym wszystkim były kapcie – tygrysy. Kupił je w miejscowym sklepie, za grosze, a były tak ciepłe, że Scarlett nie chciała ich zdejmować. Raj dla jej marznących stóp. Upięła włosy w prowizoryczny kok na czubku głowy, wiedząc, że będzie gotować. Czuła się jakaś taka rozedrgana wewnętrznie. Rozpierała ją radość, wypełniał ją strach. Chciała i nie mogła. Już niemal przyznała się Tomowi do wszystkiego. Łatwiej było podawać mu to po kawałku, bo domyślał się coraz więcej i gdzieś tam w głębi siebie miała cichą nadzieję, że po prostu się domyśli. Jej racjonalna część wiedziała, że to niemożliwe, ale jej przerażona część i tak bardzo na to liczyła.

Kolejne dwie godziny spędziła w kuchni. Jednocześnie zajmowała się ciastem i obiadem. Musiała przyznać, że dawno nie czuła się tak dobrze. Tom grał z Davidem w gry planszowe, oczywiście w kuchni. Bardzo interesowała ich zawartość naczyń, w których przygotowywała krem i ciasto. Na obiad zrobiła makaron nadziewany farszem warzywnym, zapiekany z serem. David zdążył zjeść niewielką porcję, kiedy Lena przypomniała Tomowi w dosyć średnio przyjemny sposób, że miał odprowadzić Davida. Scarlett zapakowała dla niego dwa duże kawałki ciasta. Był niepocieszony, że nie spotka się z Candy, że musi iść, gdy było tak miło. Zaproponowała, że następnym razem też upiecze dla niego ciasto, co nieco go pocieszyło i nawet przybił jej piątkę na pożegnanie. Kiedy wyszli, Scarlett kończyła jedzenie. Nie miała apetytu, ale przecież czymś musiała żyć. Grzebała w talerzu, dopóki nie zniknęła cała jego zawartość. Bardzo starała się jeść. Zdążyła zapakować większą część brudnych naczyń, gdy przed domem zaparkowało Audi Billa. Opłukała ręce i wyjrzała przez okno. Niemal wyskoczyła z niego rozemocjonowana Candy, a za nią śmiejący się Rainie i Bill. Wyglądali razem cudownie. Nie było w nich strachu i niepewności, jak kiedyś. Byli szczęśliwą parą. Role się odmieniły. Wcześniej to Scarlett i Tom zgarnęli całą pulę na szczęście. Jak widać w naturze musi zostać zachowana równowaga. Wszystko wraca. Oni dostali swoją niedolę, a Bill i Rainie sielankę. Nim przeszła do przedpokoju, drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wparowała Candy.
- Nie wierzę, że ona tu jest! Scarlett, jesteś tu?! – stanęła na środku korytarza, rozglądając się. – Żarty sobie ze mnie robicie – odwróciła się naburmuszona do swojej mamy.
- Oj tam, zaraz żarty – Scarlett wyłoniła się z kuchni, wycierając dłonie w lniany ręcznik.
- Scarlett! – Candy uściskała ją mocno.
- Cześć, cukiereczku – odwzajemniła uścisk, a potem objęła nastolatkę ramieniem. – Dawno cię nie widziałam.
- Czemu mi nikt nie powiedział, że tu jesteś? Nawet Jess! – oburzyła się.
- Bo wtedy chciałabyś opuścić szkołę, żeby szybciej przyjechać do Loitsche. Znam cię już trzynaście lat, moje drogie dziecko – wyjaśniła Rainie, mrugając do córki. Potem przywitała się ze Scarlett.
- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię tu widzę – odparł Bill, nim zamknął ją w niedźwiedzim uścisku. – Tom cieszy się jeszcze bardziej. Mam informacje z pierwszej ręki – szepnął jej na ucho. Uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Chcecie obiadu? – zapytała, zmieniając temat. Gdyby na to pozwoliła, Bill zacząłby wygłaszać peany o tym, jak to cudownie, że się zeszli.
- Jedliśmy w Berlinie – zaćwierkała Candy.
- Widzę, że ledwo przyjechałaś, a już jesteś perfekcyjną panią domu – Bill wniósł torby i zamknął drzwi. Wszyscy troje zdjęli kurtki i ciepłe buty, po czym usiedli w kuchni.
- Upiekłam też kremówkę na życzenie Davida.
- Był tu dziś? – zapytał, a Scarlett przytaknęła. – On jest tak niesamowicie podobny do Toma, że czasem nie wierzę, że tak można. Wiesz, nie mam na myśli tylko tego, że tak jak on lubi kremówkę, ale oni tak samo trzymają długopis, mają taką samą postawę, chód, uśmiech. Wszystko. Nie wiem, co odziedziczył po Lenie. Oby nie tendencje do kłamstw i fałszu.
- W gruncie rzeczy chyba nie jest złą matką, skoro David wyrósł na takie dobre dziecko – nie rozumiała, dlaczego wstawiła się za Leną. Nie cierpiała jej. To był impuls, w innym wypadku nie powiedziałaby tego.
- Wierz mi, że odkąd związała się z Benem, zachowuje się coraz bardziej dziwnie. Wcześniej biegała za Tomem, jak suka w rui z tą wielce nieszczęśliwą miną, a teraz nosi głowę, jak jakaś pieprzona królowa – powiedział zniesmaczony. Nie od dziś wiadomo, że Bill nigdy nie należał do fanów Leny, więc jego zdanie na jej temat nie mogło być dobre, ale w połączeniu z tym, co Scarlett usłyszała, gdy Tom rozmawiał z nią przez telefon, była skłonna wierzyć w to, co Bill o niej mówił. Na te słowa Candy teatralnie zacmokała.
- Smutna buźka za brzydkie słowa – odparła, wskazując na Billa oskarżycielsko. – Demoralizujesz mnie, więc wychodzę – pogroziła mu palcem i nie spiesząc się, skierowała się do wyjścia.
- Uważaj, żebym nie zaczął wyliczać twoich smutnych buziek – odpowiedział, a Candy posłała mu całusa. Pokręcił głową i uśmiechnął się. Ciężko sprecyzować relację Billa i Candy. Nie był chłopakiem jej mamy, nie był jej kumplem, ani tym bardziej tatą. Sam nie wiedział dokładnie, kim mógłby dla niej być. Opiekunem? Miała przed nim respekt, była mu wdzięczna za całokształt, ale przede wszystkim lubiła go, bo chociaż uczył się od Rainie, jak być kimś na kształt rodzica, to wciąż pozostawał dla niej, komu ufała i nie obawiała się powierzyć swoich problemów. Takich, których nie potrafiłaby powiedzieć swojej mamie, bo była jej mamą. Takie to pokręcone. Minęło dopiero kilka miesięcy, więc fundamenty ich rodziny były jeszcze dosyć kruche.
- Do niedawna Lena dosyć aktywnie informowała Toma o życiu Davida, teraz skąpi informacjami. Nie mówimy o tym głośno, ale obawiamy się, że ona chcę odsunąć Toma, żeby bawić się w rodzinę z Benem – odparła Rainie, stawiając na stole kubki z kawą.
- Jeszcze tego brakowało – westchnęła Scarlett. – David często wspomina o mamie, ale o Benie nie bardzo.
- Też to zauważyliśmy – Bill zerknął na Rainie, a by zaraz popatrzeć znów na Scarlett. Jego twarz rozjaśnił wręcz diabelny uśmiech. – A teraz nam powiedz, jakim cudem się tu znalazłaś.
- Nie wiem, czy to taki cud, ale dotąd sądziłam, że ty też masz samochód – odparł siląc się na powagę. Rainie parsknęła śmiechem, a Bill wywrócił oczami. – Spotkaliśmy się na cmentarzu i od słowa do słowa… - zatoczyła rękoma koło, starając się pokazać im, to czego nie potrafiła wyrazić słowami.
- Od słowa do słowa – mruknął. – Ten mój brat to chyba jednak ma gadanego, skoro wystarczyło od słowa do słowa, żeby cię tu ściągnąć – był bardzo sceptycznie nastawiony do odpowiedzi Scarlett, bo najwyraźniej oczekiwał pikantnych szczegółów. Z kolei ona nie wierzyła, żeby Tom nie pochwalił się bratu, tym co zaszło.
- Jak widzisz, wystarczy słowo i już jest moja – nie słyszeli, jak wrócił do domu, więc wszyscy troje spojrzeli w stronę korytarza, skąd dobiegł ich głos rasowego macho. Scarlett popatrzyła na niego spod uniesionych brwi, dając tym wyraz swojego powątpiewania. Wchodząc do kuchni, mrugnął do niej.
- Och, czyżby mnie coś ominęło? – zastanawiała się, patrząc jak witał się z bratem i przyszłą szwagierką.
- Jestem pewien, że cały czas ze mną byłaś – zapewnił, nalewając sobie kawy. – To co z tą kremówką? – zapytał, nim usiadł obok Scarlett. Uśmiechnęła się, kręcąc głową i podała ciasto, gdy bliźniacy gawędzili o podróży i sprawach do załatwienia. Kiedy talerz stanął na stole pomiędzy nimi, zdecydowanie przestali wyglądać jak dwudziestopięciolatkowie. Dałaby im jakieś sześć. Wymieniły z Rainie porozumiewawcze spojrzenia i same się poczęstowały, nim słodkości zniknęły im z oczu. To był dobry dzień. Zdecydowanie.


Późnym wieczorem, kiedy Tom brał prysznic, Scarlett odważyła się i sprawdziła skrzynkę e-mailową. Zasypały ją reklamy i informacje od Gin w sprawie Good Morning America, Today Show i Early Show, a także wywiadów u Davida Lettermana i Ellen DeGeneres. Inne wiązały się z sesjami – Vanity Fair i In Style. Czekały ją też wywiady. Tydzień w Stanach zapowiadał się szturmowo. Gin zarezerwowała jej lot we wtorek na siódmą rano. Wieczorem czekało ją pierwsze nagranie. Skrupulatnie przeglądała skrzynkę, usuwając reklamy, póki nie natknęła się na to, czego najbardziej się bała. Ścisnęło ją w żołądku. Nadawca: nieznany.

No pięknie. Ja tu się staram, piszę ci miłe wiadomości, a ty uciekasz. To bardzo brzydko z twojej strony, Scarlett. Tak nie postępuje się z przyjaciółmi ;)Kryjesz się za dużymi panami, ale powiem ci, że armia ochroniarzy nie wystarczy ci, żeby się przede mną schować. Kto wie? Może jestem wśród niech?

Z trudem powstrzymała się przed tym, żeby się nie rozpłakać. Czy to wciąż było za mało? Rzuciła telefon na materac i schowała twarz w dłoniach. Co powinna zrobić? Jak mogła uratować się przed nim? Czy istniała szansa na to, żeby go przechytrzyć. Nie mógł być wśród jej ochroniarzy. Toby’ego znała odkąd zaczęła spotykać się z Tomem, Maxa odkąd rozpoczęła karierę, Sebastian i Matt byli zaufanymi współpracownikami dwóch pierwszych, więc nie istniała możliwość, by Mike dotarł do niej w ten sposób. Starała się racjonalizować tą sytuację, bo inaczej gotowa była zwariować. Oddychała głęboko, próbując odegnać łzy. Cała radość, jaką miała z tego dnia, odpłynęła. Wydawała się nierealnym marzeniem. Nie słyszała, jak Tom wrócił do pokoju, póki nie zapytał. – Scarlett? – odwróciła się, spoglądając na niego. Przy Tomie nawet największy strach wydawał się nie przerażać, aż ta bardzo. Miał na sobie dresy i koszulkę bez rękawów, włosy wilgotne po prysznicu. Jego obecność sprawiła, że odetchnęła. Łzy napłynęły jej do oczu, ale szybko wytarła je rękawem. Nic nie mówiąc, wskazała na swój telefon. Tom przysiadł obok, sięgnął aparat i podświetlił ekran. Wyskoczyło okienko żądające hasła.
- Zapomniałam – szepnęła. – Liam, małymi literami. Nie byłam zbyt twórcza – westchnęła. Tom zrobił, jak powiedziała i zobaczył wiadomość. Czytał ją, a jego wyraz twarzy stawał się coraz bardziej zacięty. Żyłka pulsowała na jego szyi tak bardzo, że Scarlett bała się, że zaraz pęknie.
- Co za pierdolony skurwiel! – rzucił telefon na kołdrę, podrywając się z miejsca. Przeciął pokój, zatrzymując się przy fotelu i pchnął go gwałtownie. Mebel przesunął się, uderzając w szklany stolik. – Zawiadomiłaś policję? – pokręciła głową, wzdychając ciężko. Tom zatrzymał się w połowie długości pokoju, spojrzał na nią i natychmiast znalazł się przy Scarlett. Przyciągnął się do siebie, po czym zamknął ją w swoich objęciach. – Nic ci nie zrobi. Nic – zapewnił. Przytulił ją bardziej, skryła się w jego ramionach, opierając głowę w gięciu szyi Toma. Ucałował ją w czoło i mocno trzymał. Drżała, ale tym razem miał pewność, że to nie jego bliskość powodowała taką reakcję. Miał dziwne wrażenie, jakby trzymał w ramionach kłębek nerwów. Dosłownie kłębek nerwów.
- Boję się i jestem już zmęczona tym nieustannym strachem. Znam procedurę. Zadzwonię na policję, oni sprawdzą miejsce wysłania wiadomości i to zaprowadzi ich do jakiejś zatęchłej kafejki internetowej albo do jednorazowego telefonu. Mam ochronę, ale co z tego, skoro on mnie obserwuje z ukrycia, w miejscach, gdzie nie sposób go wyśledzić? – nie była przerażona, rozszalała, ani roztrzęsiona, była bardzo zrezygnowana.
- Jak mogę ci pomóc? – zapytał, a w jego głosie malowały się troska i obawa. Scarlett objęła Toma rękoma, tak jak on obejmował ją i odchyliła się troszeczkę do tyłu, żeby móc na niego popatrzeć.
- Nie wiem, czy ktokolwiek może mi pomóc. Pewnie musiałbyś nie odstępować mnie na krok, żeby czuwać nad wszystkim. Oboje wiemy, że to niemożliwe, bo za chwilę lecisz na Karaiby, a ja do Stanów. Jak dobrze pójdzie, spotkamy się przed świętami, jak wrócisz. – Trochę ścierpła i Tom musiał to zauważyć, bo wciągnął ją sobie na kolana. Wydawało się, jakby sprawiało mu to jeszcze mniej trudu, niż kiedyś. Nie czuła sprzeciwu, nie chciała uciekać. Dobrze jej było przy Tomie. To jej miejsce. Nie mogła dłużej kryć się za obawami. Owszem. Nie potrafiła mu zaufać już, teraz. Wciąż pamiętała, co stało się w Paryżu, a potem w Loitsche. Jednak lęk przed tym, że historia mogłaby się powtórzyć, był niczym w porównaniu do tego, że po prostu go potrzebowała. Przez te kilka dni nauczyła się nim oddychać i teraz nie potrafiłaby już żyć, nie mając go przy sobie. Zadziwiające, jak niewiele potrzeba było, żeby wskoczyć znów na dawne tory. Nie zwracała na to uwagi, aż do tej chwili. Żyli, jak dawniej. Po prostu. Wyswobodziła rękę i dotknęła jego policzka, brody, która stawała się coraz dłuższa. – Podoba mi się – uśmiechnęła się, wciąż dotykając jego twarzy. – Bardzo.
- W takim razie w ogóle przestanę się golić – zapewnił solennie.
- Ale nie chcę, żebyś miał brodę do kolan i zawijającego się wąsa – zastrzegła.
- Nie? – zmarszczył nos. – Przynajmniej nie potrzebowałbym szalika – roześmiała się i Tom też się rozluźnił. – Nie wiem jeszcze co zrobię, ale nie zostawię cię na tyle czasu. Zwlekałem o pół roku za długo, żeby z tobą w końcu porozmawiać i nie zamierzam pozwolić ci znów odejść.
- Nigdzie się nie wybieram – powiedziała czule, a potem podciągnęła się wyżej, kierowana niezrozumianym dla siebie impulsem i pocałowała Toma w policzek. Spojrzał na nią zaskoczony, ale nie skomentował tego, jedynie uśmiechnął się. Z miłością. Przytuliła się do niego znów. Tom był dobry, a jego obecność kojąca. Musi zdobyć się na odwagę i porozmawiać z nim. On znów nauczy ją, jak nie bać się. Jednak najpierw Scarlett postanowiła porozmawiać z kimś innym.
- Bill włącza jakiś film na dole, chcesz obejrzeć?
- Pewnie. Choć obawiam się jego wyboru – zaśmiała się, a Tom jej zawtórował.
- Fakt, jest pod mocnym wpływem gust Rainie.
- Mógłbyś zaparzyć mi herbatę, a ja zadzwonię w tym czasie na komendę?
- Pewnie – odpowiedział, a Scarlett nieco niechętnie wygramoliła się z jego objęć. Wstał i ruszył do wyjścia, ale cofnął się. Scarlett sięgnęła telefon, więc nieco zdziwiła się, gdy znów stał obok niej. Ujął dłońmi jej twarz, czule gładząc kciukami oba policzki. – Jesteś dla mnie wszystkim, po prostu. Od przedwczoraj znów czuję, że żyję. Moje płuca chętniej przyjmują tlen, widzę, wyraźniej czuję intensywniej, jedzenie jest smaczniejsze, sen bardziej krzepiący. Nie wiem, jaką magią władasz, ale czynisz wszystko lepszym. Wystarczy, że jesteś, a ja staję się szczęśliwy – uśmiechnął się, patrząc na nią z tak ogromnym uczuciem, że nie potrafiła tego opisać. Poczuła się zupełnie rozbrojona, rozmiękczona i… kochana. Tak, to było to uczucie. Przy Tomie czuła się kochana. Nie zdążyła pozbierać się, by odpowiedzieć mu cokolwiek, bo Tom zrobił coś, czego ani trochę się nie spodziewała. Pochylił się i pocałował ją. Najdelikatniej w świecie dotknął jej ust swoimi. Przymknęła powieki, ale nim to zrobiła, on już odsunął się od niej. Poczuła niedosyt. Tak. To zdecydowanie był niedosyt. Jak to możliwe, że Tom odganiał wszystkie lęki, że sprawiał, że nie czuła się tak źle? Kiedy to, że znów będą razem stało się jasne, wyobrażała sobie, jak mógł wyglądać ich pierwszy pocałunek. Tak, to te dziewczyńskie marzenia. – Przyjdź zaraz – odparł, gdy znów patrzyła na niego. Uśmiechał się i zostawił ją z tym cudownym uśmiechem. Westchnęła. Jednak nawet w tych marzeniach nie spodziewała się, że to okaże się takie doskonałe. To nawet nie był pocałunek, to zaledwie muśnięcie, ale właśnie w tej delikatności, ostrożności pokazał, jak bardzo mu zależało. W jej sercu wezbrało się uczucie tak silne, że chciała krzyczeć, ale zamiast tego wykonała telefon na policję. Poinformowała Shie’a i nie mogąc zrobić nic więcej, zabrała bluzę, bo w piżamie zaczynała już marznąć. To oczywiście bluza Toma, więc niemal w niej utonęła. Otulona jego zapachem, poczuła się prawie dobrze, potem wyszła z pokoju. Drzwi sypialni Billa były uchylone. W środku zobaczyła Rainie, rozpakowującą rzeczy. To ten moment. Skoro złożyło się tak, że Rainie niemal czekała na nią, musiała z nią porozmawiać. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe. Nie przygotowała się na to, że ta rozmowa nadejdzie już, teraz. Mówiąc jej o sobie, musiała opowiedzieć Rainie o wszystkim, wtajemniczyć ją, a jeżeli ją, to Billa też. Trochę się tego obawiała, ale skoro zamykała za sobą drzwi od wewnątrz, nie powinna się cofać.
- Co tam? –  Rainie zapytała, składając jakiś sweterek. Scarlett uśmiechnęła się niezręcznie i niepewnie weszła w głąb pomieszczenia. – Stało się coś?
- Chciałam z tobą porozmawiać. Planowałam zrobić to jutro, ale zastałam cię tu i chyba nie chcę czekać dłużej. – Rainie zmierzyła Scarlett uważnym spojrzeniem, po czym natychmiast odłożyła rzeczy. Zrobiła miejsce na łóżku i usiadła obok blondynki.
- Co jest? Czemu jesteś taka smutna? Czemu jesteś smutna odkąd wróciłam? – zapytała, a Scarlett zaczęła mówić. Wyrzucała słowa, niczym karabin maszynowy pociski. Nie przygotowała się na to. Sądziła, że obmyśli w nocy, co powinna powiedzieć. Nie patrzyła na Rainie, nie potrafiła. Zerknęła na nią, gdy zaczęła opowiadać o tym, co zaczęło się dziać z nią po zdemaskowaniu Mike’a. Raz przerwał im Bill, ale został odprawiony. Zmęczyła się mówieniem. Próbowała nie płakać, ale szło jej coraz gorzej.
- Wiem, że to zupełnie inna sytuacja, niż twoja. Ciebie Hans zmuszał do seksu i byłaś w milion razy gorszej sytuacji, ale…
- Nie ma ważnych i ważniejszych okoliczności – przerwała jej Rainie, nim znalazła kolejną wymówkę umniejszającą swojemu położeniu. – Cierpienie zawsze pozostaje cierpieniem – Scarlett pokiwała głową. Zaszła już tak daleko, chciała wyrzucić z siebie te wszystkie straszne słowa. Wierzyła, że Rainie jej pomoże. Miała za sobą tak wiele złych doświadczeń. Tak bardzo chciała poznać sposób na to, jak pokonać siebie, jak znaleźć w sobie odwagę i siłę, by to zrobić. Rainie była jedyną osobą, która mogła znać odpowiedź.
- Mój problem tkwi w tym, że sypiałam z człowiekiem, którego z całego serca nienawidzę. Przepraszam za to porównanie, ale to tak, jakby Bill stanął przed tobą, zdarł maskę i okazał się Hansem – popatrzyła niepewnie na przyjaciółkę, ale Rainie jedynie pokiwała głową. Wyglądała, jakby jej to nie dotyczyło. Odetchnęła i podjęła swoją opowieść. – Wiesz, Tom był moim pierwszym i dużo kosztowało mnie, zanim postanowiłam iść do łóżka z kimś innym. Chyba bardziej zmusiłam się do tego, żeby udowodnić sobie, że mogę, że on nie jest już jedynym facetem, który mnie dotykał. Chciałam zastąpić go kimś innym, bo liczyłam, że to zmniejszy moją tęsknotę za nim. Z Jimem przespałam się pod wpływem impulsu, atmosfery, całej tej jego atencji, a potem praktycznie nie robiliśmy niczego innego i to nie dlatego, że tak uwielbiałam seks z nim. W łóżku nie było pytań, ani wspomnień. Potrafił robić rzeczy, które sprawiały, że zapominałam. Robiłam naprawdę wiele rzeczy – zerknęła znów na Rainie, która cały czas uważnie słuchała. Nie oceniała. – I nie czułam, że coś nie tak. To jest najbardziej straszne. Nie migało nigdzie czerwone światełko. Intuicja podpowiadała mi, że jego uśmiech, spojrzenie, czy ruchy są znajome, ale wypierałam to, bo uważałam, że to moja wyobraźnia chce znaleźć powód, żeby z nim zerwać, bo nie był Tomem. Brnęłam w to dalej. Spotkaliśmy się u niego i lądowaliśmy w łóżku. Bez żadnych głębszych uczuć. Kiedy odkryłam prawdę o nim i uświadomiłam sobie, że dałam mu to, czego chciał ode mnie w szkole, że sypiałam z największym wrogiem, że moje ciało chciało go, to poczułam wstręt do siebie. Nienawidzę mojego ciała, bo ono było takie chętne, wystarczyło, że mnie dotknął i… - przerwała, nie mogąc powiedzieć tego na głos. Brzydziła się tych wspomnień. – Nie potrafię sobie z tym poradzić. Nie mogę patrzeć na siebie. Przez długi czas miałam odruch wymiotny, gdy zbliżał się do mnie jakiś facet. Boję się dotyku, Rainie. Spinam się, gdy Bill przytula mnie na powitanie. Nawet Bill. Nie mówię już jak jest z obcymi. Unikam ludzi, jak ognia. Uciekam, chowam się. Straciłam siebie. Odebrał mi szacunek, odebrał mi sympatię, odarł mnie z godności. Jestem taka zgubiona…- westchnęła ciężko i zamilkła na moment. Mówienie przychodziło jej z łatwością, że żywy płomień, który czuła w żołądku i ból w sercu przypominały, czym była dla niej ta opowieść. To musiało boleć. Ogień musiał wypalić ranę, żeby w końcu się zagoiła. – Chodziłam na terapię. Nic nie wskórałam. Znam przyczyny, widzę skutki, ale to nic nie zmienia. Nie mogłam sobie z tym poradzić, więc pomyślałam, że jeśli dotknie mnie ktoś inny, niż Jim, to poczuję się lepiej, więc przespałam się z Javierem, ale stało się tylko gorzej, bo nic nie czułam. Kompletnie nic… - popatrzyła zrozpaczona na Rainie. Z trudem hamowała łzy. Kilka strumieni popłynęło już po jej policzkach. – Jak mam być teraz z Tomem, skoro przestałam być kobietą? Jestem tylko powłoką, ciałem, kośćmi, ale nie jestem już kobietą… Nienawidzę tego. Nienawidzę siebie. Brzydzę się tym – urwała tak samo gwałtownie, jak zaczęła. W oczach piekły ją łzy. Paliły ją wnętrzności. Oddychała szybko i nie mogła uwierzyć, że wyrzuciła to z siebie. W końcu powiedziała to na głos. W końcu powiedziała prawdę. Rainie milczała, czekając, aż Scarlett się uspokoi. Jednak to nie nadeszło. Ujęła jej dłoń i ścisnęła ją współczująco.
- Chodź tu – szepnęła nieco drżącym głosem i przytuliła Scarlett. Pogładziła ją po plecach. – To minie – szepnęła. – To minie, obiecuję – szeptała, gładząc dziewczynę po plecach. Spokojnie, metodycznie, póki jej oddech się nie uspokoił, a ciało nie przestało drżeć. – Czy Tom wie? – zapytała, gdy Scarlett odsuwała się od niej. Zaprzeczyła.
- Nie potrafię mu powiedzieć. On to widzi. Nie jest głupi. Z resztą, zaczęłam przyznawać się po kawałku. Chyba inaczej nie umiem.
- Bill poznał prawdę o mnie prawie od razu. Widział, co czeka mnie w domu. Od samego początku stawiałam sprawę otwarcie. Najpierw nie liczyłam na to, że nasza znajomość stanie się czymś większym, a potem po prostu chciałam być uczciwa. Rozumiał dlaczego reagowałam na niego, jak na jakiegoś gwałciciela. Wiedział, że robię to wbrew sobie. Po powrocie postąpiłam tak samo. Opowiedziałam mu o terapii i o tym, co się zmieniło. Im dłużej tu jestem, tym bardziej czuję się sfrustrowana tym, że mając dwadzieścia siedem lat, w sprawach seksu zachowuję się jak jakaś trzpiotka, ale najważniejsze jest to, że Bill wie, jak się czuję, a ja wiem, że dotyka mnie, bo mnie kocha. Uczę się tego wszystkiego. Bardzo powoli, ale nie cofam się. Za każdym razem pozwalamy sobie na więcej i to działa. Wprawdzie nie widział mnie jeszcze nago, jedynie w bieliźnie, ale wiem, że już niebawem będę gotowa na to, żeby stanąć przed nim nago. On oswaja mnie z bliskością, a ja uczę się ją odwzajemniać. Dotąd nie musiałam. To długi proces, ale w końcu zaufam sobie i jemu na tyle, żeby kochać się z nim. Czekam na to. On tym bardziej. Już nie przepraszam za to, jaka jestem i że nie mogę być inna. Bill chce mnie taką, jaką jestem, więc staram się, żeby być lepszą, pracuję nad sobą i to się udaje. On mocno się poświęca dla mnie. Nie naciska. Zatrzymuje się zawsze, gdy o to proszę. Ma żelazne nerwy – Rainie uśmiechnęła się, a Scarlett odwzajemniła ten gest. – Mówię ci to wszystko z jednego, ważnego powodu. Tom musi wiedzieć. Rozumiem, że to co jest między wami, stoi na kruchych podstawach, ale dopóki mu nie powiesz, on nie będzie wiedział, jak ci pomóc.
- Sądzisz, że on jest moim lekarstwem? – zapytała cicho.
- Wierzę, że tak. Tylko Tom może przełamać w tobie tą blokadę. Tylko jego miłość może pokonać twój lęk. Terapia na pewno była pomocna, ale sądzę, że tylko mężczyzna, który cię kocha, sprawi, że zaczniesz znów czerpać radość z seksu. No i przestaniesz się obwiniać. Bo będzie dotykał cię właściwy mężczyzna, we właściwy sposób.
- Gdyby Jim był Jimem, nie czułabym tego. Chodzi o Mike’a. On przejął kontrolę nad mną całą. Siedzi w mojej głowie, w każdej komórce mojego ciała, zatruwa mi serce. Odebrał mi wszystko.
- Tom pomoże ci to odzyskać – zapewniła, ponownie ściskając rękę Scarlett. – Nie jestem ekspertem. Bazuję na własnych doświadczeniach. Nie wyobrażam sobie, żeby ktoś poza Billem mógł zbliżyć się do mnie.
- Chciałabym, żeby to tak działało. Może faktycznie tak jest. Kiedy tu przyjechaliśmy, dostawałam gęsiej skórki, gdy tylko Tom mnie dotknął, a dziś sama chciałam się do niego przytulić. Może masz rację? Może on sprawi, że znów coś poczuję?
- Ale ty sama musisz zaakceptować to, co się stało. Musisz chcieć, żeby to się stało.
- Bardzo chcę, ale sama czuła się przytłoczona i nie umiałam poszukać rozwiązania. Bałam się też, że Toma to odstręczy, że nie potrafię być dla niego kobietą, że nie umiem nią być w ogóle. Te skąpe ciuchy i cwany uśmiech to tylko moja zasłona dymna, sposób na obronę. Nie chcę, żeby ktokolwiek pytał, bo nie wiedziałam, jakiej odpowiedzi udzielić. Bo zupełnie się nie czuję w wydekoltowanych bluzkach i minisukienkach, a wiesz, jak kiedyś je lubiłam – westchnęła i wskazała na bluzę, którą miała na sobie. – Tak czuję się najlepiej. Nic nie widać. Nie widać tego zdradzieckiego ciała, które uśpiło moją czujność.
- Powiedz Tomowi. Zobaczysz, że zrobi wszystko, byś czuła się bezpieczna i swobodna. On cię kocha. Zrobi dla ciebie wszystko.
- Dziękuję, Rainie. Ulżyło mi, kiedy to wreszcie z siebie wyrzuciłam.
- Zawsze, podkreślam, zawsze jestem do twojej dyspozycji – uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Znam twoje uczucia lepiej, niż ci się wydaje. Bardzo mi przykro, że przechodzisz przez to wszystko, że on tak cię krzywdzi, ale plusem tej sytuacji jest to, że znalazłaś się tutaj, z Tomem. Złe czasy dobiegają końca. Mnie się udało, tobie też się uda.
- Jesteś cudowna.
- Tylko trochę – wzruszyła ramionami, robiąc obojętną minę. – No dobra. Zupełnie – Scarlett roześmiała się, widząc, jak Rainie stara się żartować. Mieszkanie z przynajmniej jednym Kaulitzem znacznie działało na jej poczucie humoru. Nie mówiąc już o tym, jak zmieniła ją miłość tego Kaulitza. Rainie była naprawdę szczęśliwa i to było bardzo, bardzo widoczne. Zostawiły ubrania i zeszły do salonu, gdzie bliźniacy oglądali film. Scarlett jeszcze nie wiedziała jaki, ale cały pięćdziesięciocalowy ekran zajmowały ręce duszące jakąś szyję. Nie był to zbyt trafny wybór, jak na gusta Scarlett, ale kiedy usiadła obok Toma i podciągnęła kolana pod brodę, a on objął ją ramieniem i pocałował w czubek głowy, tematyka filmu nie miała najmniejszego znaczenia. Skupiła się na tym, jak cudownie pachniał i jak kojąca była dla niej jego bliskość.

Złe czasy dobiegły końca. Wierzyła w to z całych sił.  

5 sierpnia 2014

106. Just a little bit more h o p e.

26. listopada 2014, Loitsche

Scarlett wciągnęła na siebie dresy Candy. Przykro jej się robiło na samą myśl, że pasowały na nią rzeczy trzynastolatki. Zawiązała sznurek i sięgnęła po swój sweter. Dresy i wełniany golf to nie było najlepsze połączenie, ale Tom nie zdążył znaleźć dla niej niczego innego. Z resztą, czy to jak wyglądała, miało jakiekolwiek znaczenie? Grunt, że mogła zakryć się w całości. Nie widział jej paskudnego ciała. Przyjrzała się sobie w lustrze. Nic imponującego. Niemal nie zmrużyła oka w nocy. Najpierw przewracała się z boku na bok, a później skapitulowała i włączyła telewizor. Oglądała jakieś bzdurne seriale komediowe. Przysnęła, kiedy robiło się jasno. Plusem bezsenności było to, że nie obudziła się z krzykiem. Na razie nie wiedziała, czy chciała opowiadać Tomowi także o tym. Nie znalazła jeszcze granicy między nimi. Nie wiedziała, gdzie kończyła się ta serdeczność, gdzie powinna się zatrzymać, a gdzie się w ogóle zaczęła? Zabrała telefon i wyszła z pokoju. Nie mogła spędzić w nim całego dnia. Potrzebowała kawy.
Noc ciągnęła się w nieskończoność, myśli kołatały jej się w głowie, ale nie wymyśliła żadnego planu. Uciekła, zaszyła się w Loitsche i co dalej? Wróci do Berlina za dzień, dwa, czy pięć i to nic nie zmieni. Sytuacja dalej będzie taka sama. Dlatego musiała wykorzystać ten czas, jak najlepiej. Zebrać siły i przygotować się na stawienie czoła Mike’owi, bo póki co zupełnie nie czuła się na to gotowa. Na samą myśl czuła ścisk w żołądku i robiło jej się niedobrze. Świadomość, że on był gdzieś tam i czyhał na nią, paraliżowała ją. Dostał to, na czym najbardziej mu zależało, więc dlaczego nie mógł dać jej spokoju? Wyjrzała przez okno. Jej ochrona kręciła się po podwórku. To uspokajało ją odrobinę. W razie czego wystarczyło, żeby krzyknęła. Usłyszą. Odetchnęła. Nie mogła dać się zwariować. Nie mogła. W Loitsche miała odpocząć i złapać dystans. Tam nie było Mike’a. Nie było.
Wstawiła wodę na kawę i wykonała niezbędne telefony. Toby i Max robili rutynowy obchód, Toby pokazywał Max’owi, gdzie znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy. Mieli też zaznajomić się z systemem alarmowym, który zainstalowano w domu.
Tom wybrał się na zakupy. Trochę obawiała się porannego spotkania z nim, po tym wszystkim, co sobie powiedzieli. Wprawdzie wieczór spędzili zupełnie zwyczajnie, oglądając telewizję i rozmawiając o błahych sprawach, czuła niepokój przed tym, co miał przynieść następny dzień. I ekscytację. Niepokój i ekscytację. Po tym, jak wypłakała się przy Tomie, poczuła ulgę. Choć nie powiedziała mu wszystkiego, zarzuciła z siebie ciężar tych wszystkich lęków. A on je przyjął. Przyjął ją całą ze wszystkimi ranami, skazami, z całym cierpieniem i brakiem zaufania. Czuła się szczęśliwa i przerażona. To wracało. Oni wracali. Uśmiechnęła się do kubków, zalewając kawę. Zdziwiła się widząc te, które kupili krótko po tym jak się poznali. Zielony z literką T i żółty z literką S. Później dopisali niezmywalnymi  markerami dalsze części swoich imion. Ten, na którym znajdowało się jej imię, wydawał się znacznie bardziej zużyty. W jednym miejscu lekko wyszczerbiony. Pomyślała sobie coś o tym, ale nie chciała cieszyć się zawczasu.
Słysząc trzask drzwi i szelest toreb, odwróciła się. Tom wszedł do kuchni i uśmiechnął się do niej.
- Na pewno jesteś głodna, więc zadbałem o to, żeby w lodówce znalazło się coś więcej, niż światło.
- Zaparzyłam ci kawę – odpowiedziała, przytakując.
- Świetnie – posłał jej kolejny uśmiech, a Scarlett przez krótką chwilę zastanawiała się, jak mogła żyć bez tego uśmiechu przez tyle czasu. – Kupiłem twoje ulubione ziarniste bułki, jogurty i żółty ser, warzywa, coś słodkiego, jakąś szynkę, jajka, płatki, mleko – wymieniał, wyjmując wszystko z toreb, a ona przyglądała się produktom dusząc w sobie kolejną falę radości. Tom wszystko pamiętał. Kupił dokładnie to, co lubiła. – Pomyślałem też, że przydadzą ci się jakieś rzeczy osobiste – zerknął na blondynkę. Zainteresowała się i zajrzała do kolejnej siatki. – Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale uznałem, że nie będziesz chciała wychodzić, a nie ma tu kobiety, która załatwiłaby to dla ciebie, więc kupiłem ci bieliznę, szczotkę, szczoteczkę i kilka innych babskich rzeczy – uśmiechnął się znów, kryjąc delikatne zawstydzenie.
- Nie gniewam się, ale jestem zaskoczona, że o tym pomyślałeś.
- Wciąż jest tu kilka twoich rzeczy. Wiesz, jakaś koszulka, czy inne drobiazgi. Mam je w pokoju – dodał szybko, jakby obawiał się tego tematu, a przecież nie było w tym nic złego. Nawet jej imponowało, że nie miał oporów przed przebieraniem w stoisku z majtkami albo stanikami w pobliskim sklepie. Zupełnie jak kiedyś. To sprawiało, że czuła się szczęśliwa i przerażona na raz, bo jak to możliwe, że takie drobne sprawy nie uległy zmianie przez ten czas? 
- Dlaczego ich nie wyrzuciłeś? – zapytała sięgając po torbę z zakupami dla niej.
- Ciebie też nie potrafiłem wyrzucić – odpowiedział, wzruszając ramionami. Popatrzyła na Toma, jakby go oceniała, choć przecież nie miała powodów, by nie wierzyć, a potem skinęła głową. Zajrzała do pakunku i zdziwiła się jeszcze bardziej. Poza kilkoma parami zwykłych bawełnianych majtek, znajdował się tam biały biustonosz, przybory higieniczne i dwie duże paczki żelków. Wyjęła je uśmiechając się do Toma.
- To kwalifikuje się do…?
- Do nagłych potrzeb.
- Trafione w dziesiątkę – zawinęła siatkę i odłożyła ją na szafkę. – Dziękuję, że o tym pomyślałeś.
- Głodna? – zapytał wskazując na resztę zakupów.
- Rozmawiałam z lekarzem Jessici – zagadnęła, kiedy siedzieli już przy stole, przygotowując śniadanie. – Dziś wydłużają jej spacer. Ciekawe, jak się będzie po tym czuła.
- Pół roku w łóżku, operacja. Jak ona sobie radzi?
- Zaskakująco dobrze – odparła, a jej twarz rozświetlił pełen dumy, wręcz matczyny uśmiech. Widząc to, Tom uświadomił sobie, że biorąc Scarlett, decyduje się też na Jessicę. Miał świadomość tego, że ona nie zostawi już tej dziewczynki, ale dotąd nie myślał o nich, jako o ‘dwupaku’. Gdzieś tam zdawał sobie z tego sprawę, ale to nie była żadna konkretna myśl. Jeszcze nie wiedział, co o tym sądzić, ale ten fakt spadł na niego i musiał to przyswoić. – Do końca życia będzie musiała brać leki, badać się regularnie, ale będzie normalnie żyć. Psychicznie też radzi sobie całkiem nieźle. Rana na razie jest paskudna, wciąż dużo śpi, ale rehabilitanci już od ponad tygodnia pracują z nią. Chodzenie to dla niej wyczyn, podczas spacerów jest podpięta pod elektrokardiogram, ale wszyscy są dobrej myśli.
- Ty też?
- Tak – odpowiedziała po krótkim zastanowieniu, co więcej. Naprawdę tak myślała. Tak czuła. Jakkolwiek źle byłoby z Mike’em, coraz lepszy stan Jessici rozświetlał jej smutne dni.
- Co zrobisz, kiedy wyjdzie ze szpitala?
- Będzie musiała wrócić do domu dziecka. Nie mogę jej zabrać do siebie. Planuję wysłać ją do kurortu uzdrowiskowego. Oczywiście wybiorę się tam z nią. Poprosiłam znajomego lekarza, żeby sprawdził najlepsze ośrodki w Niemczech. Potem będzie nadrabiać zaległości. Być może w połowie marca uda jej się wrócić do szkoły.
- Zda do następnej klasy?
- Powinna. Przed operacją uczyła się w szpitalu, na tyle na ile była w stanie. Teraz jej koleżanki ze szkoły uzupełniają jej zeszyty, nauczyciele przygotowują partie materiału, który będzie musiała zdać. Wykupię jej korepetycje i jeżeli podoła temu fizycznie, to wszystko powinno pójść gładko. Jess jest bardzo pilną uczennicą, ale rozmawiałam z nią o ewentualności powtarzania roku. To mądra dziewczyna. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby miała dobre życie – zakończyła, po czym wgryzła się w ziarnistą bułkę z serem. O dziwo, miała apetyt. Bała się tego dnia, ale z każdą minutą stawał się lepszy. Uśmiechała się, gawędziła, czuła się tak… dobrze. Nie wierzyła, że to możliwe, ale działo się. Po prostu.
- Pamiętam, co powiedziałaś mi wtedy na dachu – podjął temat, gdy oboje skończyli już jeść. Scarlett dopijała kawę, a on intensywnie myślał o tym, czy powinien zaczynać ten temat. Listopad się kończył. Powinni to wykorzystać, wybaczyć winy i zapomnieć krzywdy. – Rozumiałem, co powiedział nam Schulz, że to się zdarza, że niektóre dzieci po prostu umierają we śnie, ale ja też czuję się winny. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że milion razy zastanawiałem się, czy mogłem coś zrobić, żeby temu zapobiec. Czy, gdybym nie wyniósł go do kołyski, czy to zmieniłoby coś? Czy, gdybyśmy lepiej go obserwowali, czy zauważylibyśmy jakieś zmiany? Rozum mówi: nie, a serce… sama wiesz najlepiej – westchnął, spoglądając na jej smutną twarz. Piękną i smutną. – Oddałbym wszystko za życie naszego syna – dodał, łamiącym się głosem.
- Wiem. Nigdy nie uważałam, że cierpisz mniej, niż ja. Pamiętasz, jak kochaliśmy się ostatni raz? – serce zabiło jej mocniej, gdy Tom uśmiechnął się tak, że zyskała pewność, że nie zapomniał. Nie czuła się zażenowana, kiedy zaczęła ten temat. Wydawało jej się, że wspomnienie intymnej sfery ich związku speszy ją, ale tak się nie stało. Kochali się, tak było i poczuła, że mówienie o tym jest zupełnie naturalną sprawą.
- Mało brakowało, a spóźniłabyś się na samolot – dodał, nie przestając się uśmiechać. Nie mogła nie zauważyć spojrzenia, jakim omiótł ją w tym momencie. Zrobiło jej się gorąco i poczuła, jak całą spięła się wewnątrz.
- To stało się wtedy – powiedziała cicho. – Wtedy począł się nasz drugi synek.
- Myślisz, że to był chłopiec?
- Schulz wykonał szereg dziwnych badań, które miały ustalić przyczynę i w ogóle. To było dosyć wcześnie, więc nie miał stuprocentowej pewności, ale najpewniej tak.
- Wiesz, jaka może być tego przyczyna?
- Jestem w nikłym odsetku kobiet, które nie mogą donosić bądź urodzić zdrowego dziecka jednej z płci.
- A może to jakiś konflikt między nami?
- Nie sądzę, Schulz mówił mi, że dla pewności powinniśmy wykonać badania, ale nie było takiej potrzeby, bo nie byliśmy razem, a potem dowiedziałam się, że David jest twój, więc nie potrzebowałam więcej potwierdzeń.
- Obwiniasz się? – zapytał, a Scarlett nie patrząc na Toma, wzruszyła ramionami i wstała od stołu. Zaczęła sprzątać po śniadaniu.
- Zawsze ktoś jest winny – odpowiedziała wymijająco. Stanęła przy zlewie i z wielkim zaangażowaniem zmywała talerze. Tom podał jej resztę naczyń, schował jedzenie i stanął obok niej. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, a Scarlett próbowała udawać, że tego nie czuła.
- To nie jest twoja wina, ani odejście Liama, ani poronienie. Może, gdybyś wiedziała o tej drugiej ciąży, to donosiłabyś ją, a co jeśli po dwóch miesiącach stałoby się to samo? Nie przeżyłabyś tego – powiedział cicho. Dotknął ramienia dziewczyny, a ona odłożyła ścierkę. Zapadła się w sobie. – Ja też bym tego nie przeżył. Dlatego może lepiej dla nas i dla tego maleństwa, że nie zdążyliśmy go pokochać – zadrżała, zwiesiła głowę. Starała się trzymać, ale to było bardzo, bardzo trudne, kiedy Tom mówił jej takie rzeczy, kiedy używał liczby mnogiej i tak mocno przypominał jej najlepszy czas w życiu. Mocno chwyciła się brzegu zlewozmywaka, oddychając głęboko. Tom cały czas delikatnie ściskał jej ramię. Jego dotyk był przyjemny i ciężki do zniesienia jednocześnie. sprzeczne uczucia walczyły w niej. Potrzebowała bliskości, j e g o bliskości, a z drugiej strony bała się, czuła dyskomfort. Nie potrafiła znieść tego, że ktoś jej dotykał, ale to był on. Przy nim to stawało się łatwiejsze. Przy nim być może potrafiłaby spojrzeć na siebie i nie widzieć tego, co widziała zawsze odkąd poznała prawdę o Mike’u.
- Wiem – szepnęła w końcu. – Nie podźwignęłabym się po stracie drugiego dziecka. O tym nie wiedziałam. To było, jak grom z jasnego nieba. Miałam je i straciłam w jednej sekundzie – pokręciła głową, jakby odsuwała od siebie tamte wspomnienia. Westchnęła ciężko i zmyła ostatni talerz. Dłoń Toma wciąż spoczywała na jej ramieniu. Nie potrafiła skupić się na niczym innym. Zerknęła na niego. Przypatrywał jej się z czułością, troską, może to nawet tęsknotą. Delikatnie pogłaskał ją, a potem przesunął rękę w kierunku jej szyi. Spięła się w sobie, nie odrywając od niego wzroku. Uśmiechnął się smutno, muskając palcami jej kark, a potem wsunął dłoń w jej włosy. Przeczesał je, schował za ucho jeden kosmyk.
- Cudownie pachną – powiedział, a potem pogładził ją po policzku. Zbliżył się, wdychając ich mandarynkowy zapach.
- To szampon twojej mamy – odparła, nie bardzo wiedząc, co mogłaby powiedzieć. Tom jej dotykał. Serce waliło jej jak szalone. Chciała żeby zabrał rękę, ale jednocześnie pragnęła, żeby był blisko już zawsze. Te skrajności wykańczały ją nerwowo. Zupełnie nie rozumiała swoich uczuć. Nie rozumiała siebie. Straciła wszystko. Przy Tomie wydawało jej się, że wszystko było na miejscu, ale to tylko złudzenie. Była małą, zagubioną Księżniczką i nie potrafiła poprosić swojego Księcia o pomoc.
Nie umiała sobie wyobrazić, jak mogłaby siebie naprawić. Wstydziła się zdradzić Tomowi swoje największe sekrety. Łudziła się, że po tych kilku dniach w Loitsche coś się zmieni. Nie wiedziała co, ale liczyła na coś. Na cokolwiek.
- Wiem, ale na tobie pachnie lepiej – dodał, przeczesując palcami jej loki. Czuła się niezręcznie, trochę speszona, serce waliło jej jak oszalałe i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Toma nie powstrzymało to, że próbowała się odsunąć. Patrzył jej w oczy i robił to, co postanowił. Czyżby się domyślał? Czy Tom mógł wiedzieć? – Jak zmieniłaś kolor włosów, jakoś nie potrafiłem przywyknąć do ciebie nie-brunetki. Choć przecież wiedziałem, że naturalnie jesteś blondynką. To jest już twój kolor? – dokładnie przyglądał się jej lokom, a Scarlett nie wiedziała, czy powinna się ruszyć, czy nie, więc dokładnie wytarła zlew i ładnie ułożyła ściereczki i gąbki, potem ponownie spojrzała na Toma.
- Mój. Simon bardzo się postarał, żeby je trochę podreperować.
- Są śliczne – przesunął dłoń z powrotem na kark Scarlett, a ona znów zesztywniała. Odsunęła się nieznacznie, nim zdusiła w sobie wolę ucieczki. Tom przypatrywał się jej uważnie, musnął palcami szyję zroszoną gęsią skórką i zabrał dłoń. Nie skomentował tego, ale była pewna, że poczuł jej reakcję. – Nie sądziłem, że będziesz tak bardzo podobać mi się w blondzie, ale ty chyba spodobałabyś mi się nawet łysa – posłał jej jeden z tych swoich łobuzerskich uśmiechów i oparł się o blat szafki. Pokręciła głową i opłukała ręce. Potem rozejrzała się po kuchni, sprawdzając, czy nie trzeba czegoś jeszcze zrobić. Przydałoby jej się jakieś zajęcie w rękach, gdy Tom znajdował się tak blisko. – Co chciałabyś dziś robić? Masz jakieś szczególne życzenia? – zapytał, wodząc za nią wzrokiem. Miała nieodparte wrażenie, że Tom tymi swoimi brązowymi oczami wnika w jej umysł i serce, że wszystko. Trochę ją to krępowało.
- Nie – zaprzeczyła. – Ale jeżeli ty masz jakieś plany, to mną się nie przejmuj. Posiedzę z Toby’m i Max’em.
- Chyba żartujesz – roześmiał się. – Choćby mi płacili, to cię nie zostawię. Za długo byłaś daleko – powiedział, idąc za Scarlett do salonu. Czuła się trochę niezręcznie, gdy tak jawnie okazywał jej, że cieszył się z jej przyjazdu, gdy zyskiwała pewność, że i on coś czuł. Te skrajności stawały się mocno męczące. Bo zamiast odpoczywać, zastanawiała się, czy bardziej było jej miło, czy bardziej bała się danej sytuacji. Siadając w fotelu, przypatrzyła się Tomowi. Teraz albo nigdy. Potrzebowała wyjaśnień. Skoro patrzył na nią z czułością i wciąż powtarzał, jak cieszył się, że z nim była, to musiało to coś znaczyć. Chciała to usłyszeć. Chciała, żeby powiedzieli sobie prawdę. Chciała mieć chociaż jedną stałą rzecz w swoim pełnym zawirowań życiu. Nie mogła tu być, rozmawiać z nim, jakby przeszłość się nie wydarzyła. Co to za różnica, czy ta rozmowa odbędzie się rano, w południe, czy wieczorem? Dziś czy jutro? I tak musiała się odbyć. Im szybciej, tym lepiej.


- Nie sądzisz, że powinniśmy pogadać? – spojrzała uważnie na Toma. – Nie potrafię tu być i cieszyć się z tego, skoro tak wiele rzeczy jeszcze nie wyjaśniliśmy – skinął głową i przysiadł na kanapie, możliwie jak najbliżej Scarlett.
- Chyba chciałem to odwlec w czasie. Powiem ci szczerze, że boję się tej rozmowy – przyznał, zerkając na Scarlett i mocno zaczerpnął powietrza. Szczerość to luksus, na który mógł sobie pozwalać tylko przy najbliższych. Ona była najważniejsza, więc tym bardziej zasługiwała na zupełną prawdę. Przecież głównie po to się tutaj spotkali. Owszem, to był przypadek. Owszem, pierwsze o czym myślał, to pomoc dla Scarlett, ale to wisiało nad nimi. Słowa, które musiały zostać wypowiedziane. Postanowił przyznać się do wszystkiego. Od tego powinni zacząć, bo każda późniejsza sprawa wynikała z decyzji, które podjął. On, tylko i wyłącznie on. Jego wybory odbiły się na ich życiu. To przez nie stanęli na rozdrożu i oboje zdecydowali źle. Gdyby powiedział prawdę w tym pierwszym momencie, kiedy zdecydował się na kłamstwo, teraz jego, ich życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Jedno małe kłamstwo. Jedno niedopowiedzenie. Jedno nieufanie. Jedno niewierzenie. Jedno zawahanie. Wystarczyło jedno, by doprowadzić do tak ogromnej katastrofy. Dlatego, choć bał się, że tym co wyzna przekreśli kruchy sojusz między nimi, czuł, że nadszedł czas na wyznanie wszystkich win, a wiele rzeczy miał sobie za złe. Nie chciał pamiętać o tym, ile błędów popełnił. Pragnął zostawić je i ruszyć dalej, ale może kiedy wreszcie wyzna jej to, będzie mógł zapomnieć.
-To wszystko już się stało Tom. Nie może nas skrzywdzić ponownie – uspokoiła go, nieznacznie wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się delikatnie. Tom wydawał się stracić nieco rezonu. Przez chwilę milczał, jakby rozważając jej słowa. Miała wrażenie, że zbierał się w sobie. Nie patrzył na nią. Wbił wzrok w stolik i zaciskał pięści. Scarlett też trochę się denerwowała. Było tak wiele do powiedzenia. Tak wiele do wybaczenia. Cała ta sytuacja wydawała jej się zupełnie niezręczna. Wolałaby nie musieć prowokować Toma do tej rozmowy, ale z drugiej strony, odpowiednia chwila mogłaby nie nadejść w nieskończoność. Zawsze znajdował się lepszy temat do rozmowy, a chciała już to wszystko powiedzieć. Chciała, żeby Tom wiedział, że go nie zdradziła, że wierzyła w nich do samego końca. Pragnęła usłyszeć prawdę od niego. Przeszli daleką drogę. Już dawno zapomnieli o żalu i złości. To wszystko stało się tak dawno temu, że nawet nie pamiętali już szczegółów. Emocje opadły. Teraz byli, można rzec, obiektywni. Stracili wszystko, więc powiedzenie prawdy było ostatnim, co im zostało, jeżeli faktycznie chcieli spróbować wspólnej przyszłości. Wspólna przyszłość, sama myśl o tym wydawała się zbyt piękna, żeby była prawdziwa.
- Zanim cokolwiek powiesz, chcę, żebyś coś wiedziała – zaczął. – Chcę ci powiedzieć, że zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko moja wina – otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale uciszył ją gestem. – Moja, bo to wszystko nie zaczęło się od rozłąki, czy medialnych spekulacji. Nie zaczęło się od Isobel, od Fontaine’a, czy Leny. Zaczęło się ode mnie, od dnia w którym po raz pierwszy zobaczyłem Davida... – spojrzał uważnie na Scarlett. Trochę ją to zaskoczyło. Nie przypuszczałaby, że te złe rzeczy zaczęły dziać się tak wcześnie. Zdenerwowała się bardziej, bo uświadomiła sobie, że to wszystko musiało zacząć się, kiedy żył Liam i wszystko wydawało się dobre. Zaczynała rozumieć, dlaczego Tom bał się tej rozmowy. Popatrzył na nią wyczekująco. W jego oczach dostrzegła żal, może strach, może gorycz, może smutek, ale na pewno nadzieję. On też się bał. Oboje mieli do czego  się przyznać. To było trudne nie tylko dla niej. Skinęła głową. W końcu sama powiedziała, że to już nie mogło ich więcej skrzywdzić. Choć nie była już tego taka pewna. – Nie pamiętam, kiedy to się dokładnie stało. Byłaś jeszcze w ciąży, pojechałem po coś do Loitsche i spotkałem ich. Widziałaś Davida. Jest do mnie tak podobny, że chyba nie da się bardziej. Nie mogłem przestać o nim myśleć. Zadręczałem się, zastanawiałem się, jak będzie wyglądała nasza przyszłość, gdyby okazał się moim synek. Zatraciłem się w tym zupełnie, w dodatku jeszcze Lena wciąż stawała na mojej drodze i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wolałem nic ci nie mówić, bo bałem się, że takie wieści źle wpłyną na ciebie albo dziecko – sięgnął ręką swoich włosów i przygładził je, jak zawsze, gdy się denerwował. – Chciałem załatwić tą sprawę sam. Podświadomie czułem, że on jest mój, ale nawet nie brałem pod uwagę tego, że to prawda. Taki wewnętrzny konflikt. To powodowało, że czułem się jeszcze bardziej zdezorientowany i niespokojny. Zapytałem ją, ona zaprzeczyła, ale wątpiłem. Serce podpowiadało mi, że on jest mój. To mnie przerażało, bo Liam był w drodze. Wszystko nam się w końcu ułożyło. Bałem się, że jeśli powiem to na głos, to wszystko się zepsuje. Zatruwało mnie to. Nie potrafiłem cieszyć się naszym szczęściem. Bałem się, jak to mogłoby odbić się na naszej przyszłości. To napięcie, niepewność, cały ten strach doprowadziły do tego, że zrobiłem to, czego bałem się najbardziej. Zawaliłem. Upiłem się u Julie i Shie’a. Urodził się Liam, a ty byłaś sama. Zawiodłem cię…- przerwał na moment, żeby spojrzeć na Scarlett. Słuchała z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Lepszy byłby smutek, a nawet zawód. Gdy stawała się taka nieprzystępna, nigdy nie można było przewidzieć jak zareaguje. Ich spojrzenia na moment się spotkały. Skinęła głową. Nie wiedział, czy zachęcała go, by mówił dalej, czy przytaknęła własnym myślom. Odetchnął.  – Wtedy… coś między nami się zmieniło. Ja trzymałem swoje sekrety w sobie, ty zaczęłaś zamykać się na mnie. Oboje chyba nie chcieliśmy pozwolić sobie myśleć, że coś mogło się psuć, gdy powinno być po prostu dobrze. Bolało mnie, że ukrywałem przed tobą takie ważne podejrzenia, ale nie umiałem się przemóc. Po prostu nie byłem w stanie – znów popatrzył na dziewczynę. Wpatrywała się w niego uważnie, wciąż kryjąc się za obojętnością. Jednak jej oczy mówiły mu to, czego nie chciała pokazać. To jednak mogło zranić. Wiedział, że sprawiał jej przykrość tą opowieścią, ale nie było innej drogi. Tylko prawda. Teraz zdawał sobie sprawę, że postępował głupio, ale wtedy prowadziły go emocje. Nie rozumował właściwie. – Przez to, że ukrywałem tą tajemnicę, odsuwałem się od ciebie. Wtedy tego nie czułem, teraz to widzę. Odsuwałem się, żebyś nie pytała, żebyś się nie martwiła, ale ty oczywiście wiedziałaś, że coś się działo, więc udawałem, że wszystko w porządku. Póki mieliśmy Liama, to nie było nawet trudne. Byliśmy szczęśliwi, a mnie nawet udawało się odsuwać od siebie te wszystkie wątpliwości, ale potem on odszedł, a ty zamknęłaś się w pokoju i… nie dałem sobie sam rady. Podczas jednej z wizyt u mamy, spotkałem ją i Davida. Była bezinteresowna, po prostu słuchała, a ja tak pogubiłem się w tym wszystkim, że nie potrafiłem jej już nienawidzić. Zdałem sobie sprawę, że dawno przestałem. Przyszła mi z pomocą. David był zachwyconą mną, bo w końcu widział mnie nie raz w telewizji. Odsuwał moje myśli od tego smutku, który zostawiałem w Berlinie i wtedy… coś się stało. Zacząłem tam uciekać, bo wydawało mi się, że to mi pomaga. Ty byłaś niedostępna, nie chciałaś mnie widzieć, w naszym domu było tyle bólu… nie potrafiłem tam być. A Lena czekała na mnie. Była dobra, czuła i robiła wszystko, żeby mi pomóc. Dziś wiem, że ta jej wszechwiedza miała specjalne źródło, ale wtedy… wtedy mi pomagała. Ubzdurało mi się, że ona naprawdę mnie rozumie, że potrafi mi pomóc. Ocknąłem się, kiedy przyjechałaś do Loitsche. Byłaś taka… - westchnął. Nie umiał znaleźć słów. – Cierpiałaś, to cię poniżyło, ale wciąż chciałaś ode mnie prawdy. Dotrzymywałaś słowa do samego końca  – po raz kolejny spojrzał na Scarlett. Oczy miała pełne łez. Dla niego też mówienie stawało się coraz trudniejsze. Kiedy opowiadał o tym doktor Bähr, nie odczuwał tego tak mocno, jak teraz. Chciał ją pocieszyć, wyciągnął dłoń w jej stronę, ale pokręciła głową. Wytarła oczy rękawem i odetchnęła. Powoli kruszył ścianę, za którą schowała wspomnienia z tamtych dni. Jego były wciąż na wierzchu. Odtwarzał je wciąż i wciąż, żeby nie zapomnieć, czego się dopuścił. – Nie wiem, czy mówił ci o tym, ale pobiliśmy się wtedy z Billem. On nie mógł znieść tego, co robiłem, a ja nie słuchałem jego przestróg. Miałem jakieś klapki na oczach i uważałem, że wszyscy się mylą, że tylko Lena mnie rozumiała. Jednak tego wieczoru… coś pękło. Pojechałem do domu, a ciebie w nim nie było. Nie wróciłaś wieczorem, ani rano. Nie było cię u mamy, ani nigdzie. Liv podsunęła mi, że mogę cię znaleźć w Paryżu i na całe moje szczęście nie myliła się, ale wciąż byłem zbyt głupi, żeby powiedzieć prawdę, żeby przyznać, od czego to wszystko się zaczęło. Potem byliśmy w rozjazdach. Tak mało mieliśmy dla siebie czasu, mijaliśmy się. Nie zdążyliśmy nawet spróbować ułożyć sobie tych wszystkich spraw, ale zaczęły pojawiać się zdjęcia, znalazłem tą przeklętą pocztówkę. W Internecie aż huczało od spekulacji. Fontaine obłapiał cię przy każdej możliwej okazji. Mówiłaś o tym, że podrywał cię, dwoił się i troił, ale sam nie wiem. Ja chyba chciałem znaleźć powód, chciałem zrzucić na ciebie winę. Chciałem oczyścić swoje sumienie, doszukując się zdrady u ciebie. Czułem, że postępuję źle, więc odbijałem to wszystko na tobie. Nie do końca rozumiem, co się wtedy ze mną działo. Wpadłem w jakiś szał. Pojechałem do ciebie, chciałem to wyjaśnić. Tak, jak ty to zrobiłaś, gdy dostałaś zdjęcia moje i Leny, ale jak zobaczyłem was… - Pokręcił głową. Zacisnął pięści. Wciąż gotowało się w nim, kiedy przypominał sobie tamtą sytuację. Przeniósł wzrok na Scarlett. Na cudowną, delikatną i smutną Scarlett. – Padał deszcz. On otworzył nad tobą parasol, a ty się śmiałaś. Zupełnie, jakby to on był najważniejszy. Jakby to była prawda. Jakbym sobie wypowiedział, że nie będziesz wobec mnie w porządku. To przelało czarę. Byłem zły na siebie, za swoje zachowanie i na ciebie, że nie potrafiłaś wytrwać. Nie chciałem słuchać. Nie chciałem wierzyć. W głowie miałem tylko, że mnie zdradziłaś, że mnie nie chcesz, że wybrałaś jego. Dziś sądzę, że w ten sposób starałem się zatuszować swoje poczucie winy. Nie zdawałem sobie sprawy, że to mogło być nieodwracalne. Nawet wtedy, kiedy przyjechałaś do Loitsche. Chociaż to ja zachowałem się, jak ostatni cham, ty przyjechałaś za mną, wierzyłaś, że to da się wyjaśnić. Odwróciłaś się. Tak, jak obiecałaś. A ja po prostu odszedłem. Byłem taki zły, taki zaślepiony – wstał, nie mogąc sobie poradzić z targającymi nim emocjami. Zaczął krążyć po pokoju. – Nie chciałem słuchać, ani wierzyć. Chciałem zrobić ci na złość, a tak naprawdę zaszkodziłem tylko sobie, bo potem zupełnie nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji. A kiedy zobaczyłem, że zabrałaś rzeczy z domu, wydawało mi się, że może to jednak prawda. Byłem skołowany i zagubiony, a ciebie już nie było, żeby mnie złapać – zakończył, a ona wpatrywała się w niego. Mimowolnie znów przygładził włosy. Wpatrywał się w nią niepewnie i wyczekująco. Zupełnie nie spodziewała się takiej opowieści. W sumie, to nie wiedziała, czego się spodziewać, ale nie przypuszczałaby, że ich związek rozpadnie się przez coś, co nigdy nie miałoby miejsca. Przez moment rozważała słowa Toma, nim dotarło do niej, że jego kłamstwa wynikały z tego, że bał się jej reakcji na to, że David mógł być jego synem. Nie rozumiała, dlaczego tak sądził. Ta jedna obawa. Jedno zawahanie. Jedno zwątpienie. Dlaczego nie ufał jej i nie wierzył na tyle, żeby podzielić się z nią tym, co niewątpliwie miało wpływ na ich wspólne życie? Przecież rozmawiali o wszystkim. Dzielili się wszystkim. Kiedy przestali?
- Uważałeś, że jeżeli okaże się, że David jest twoim synem, to będę mieć do ciebie żal? – zapytała, gdy już była w stanie mówić. Wzięła głęboki oddech i potarła twarz dłońmi. Potem na niego spojrzała. Obawiał się tego, co zobaczy jej turkusowym spojrzeniu. Teraz, gdy targały nią silne emocje, było wyjątkowo nasycone. Nie zobaczył złości, ani pretensji. Ulżyło mu. Dostrzegł smutek, odrobinę zawodu. Musiał sobie z tym poradzić. Musiał zrobić wszystko, żeby mu wybaczyła. Wstydził się odpowiedzieć na jej pytanie, bo to oznaczałoby potwierdzenie na to, że w nią wtedy zwątpił. Jednak doszli do tego miejsca, co miał do stracenia? Albo ją odzyska albo straci na zawsze. Nie mógł się cofnąć.
- Tak – szepnął. – Nie mam pojęcia dlaczego.
- Nigdy nie miałabym do ciebie żalu o to, że masz dziecko – odparła smutno. – Dziecko sprzed naszego związku – dodała, spoglądając smętnie na Toma. Wystarczyło jedno słowo. Jeden akt wiary. Jedno przełamanie strachu. Wystarczyło jedno, żeby zapobiec bardzo wielu trudnościom. – To nie twoja, ani jego wina, że Lena okłamała was obu. Odebrała wam sporo czasu, więc czy sądzisz, że kochając cię, chciałabym żebyś musiał odtrącić własne dziecko? Kim musiałabym być Tom, że zrobić coś tak okropnego? – mówiąc, to czuła już tylko smutek. Jedno słowo było w stanie wstrzymać cały ból, którego doświadczyła. Tom usiadł znów. Popatrzył na nią uważnie, a ona odwzajemniła to spojrzenie, bo chciała by miał pewność, że nie żywiła do niego już żadnej urazy. Czuła się skołowana i jeszcze nie do końca potrafiła odnaleźć się w swoich uczuciach.
- Naprawdę tego nie rozumiem, Scarlett – przyznał. – Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nie porozmawiałem o tym z tobą. Myślę, że w głębi ducha wiedziałem, że poradzilibyśmy sobie z tym, ale chyba  byłem za bardzo przerażony ilością zmian, żeby je udźwignąć. Rozmawiałem o tym z moją terapeutką. Próbowałem doszukać się przyczyn, dlaczego poddałem się w takiej ważnej chwili. Przecież kochaliśmy się, byliśmy razem w wielu trudnych sytuacjach, więc dlaczego nie przeszliśmy tej próby? – zastanawiał się. Opadł na oparcie kanapy, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Był zmęczony. Mówienie o przeszłości kosztowało go więcej, niż przypuszczał. Marzył tylko o tym, żeby Scarlett powiedziała: wszyscy mamy jakąś przeszłość, ty jesteś moją przyszłością. Tak, jak mawiała nie raz. Chciał tylko przebaczenia i szansy na dalsze życie, a tylko ona mogła go rozgrzeszyć.
- Nie tylko tej próby nie przeszliśmy… - westchnęła. – Po porodzie uważałam, że nie jestem wystarczająco ładna, że już mnie nie chcesz – zaczęła trochę niepewnie. Wzięła głęboki oddech i postanowiła wyrzucić to z siebie. Raz na zawsze. – Czułam się, jak chodzący bar mleczny. Miłość do Liama to jedno, ale moja samoocena znacznie zmalała. A to byłeś taki daleki. Wydawało mi się, że nie pragniesz mnie już, że nie jestem dla ciebie kobietą, tylko matką twojego dziecka. Była taka niepewna siebie… to chyba wtedy się zaczęło – popatrzyła na Toma. Nie osądzał. Wpatrywał się w nią uważnie. Zrzucił z siebie cały ciężar win. Nadeszła jej kolej. Nie chciała na razie myśleć, o powodach Toma. – Byliśmy szczęśliwi, a przynajmniej Liam sprawiał, że tak się czuliśmy. Wszystko inne spychałam na bok. Każdą niepewność, każdy lęk. Nie chciałam wciąż cię pytać, czy mnie kochasz, czy mnie chcesz. Wstydziłam się siebie. Bałam się tego, że mogę cię stracić przez to, że moje ciało się zmieniło. To takie trywialne… - westchnęła. – Ale miałam tylko dziewiętnaście lat, wtedy wszystko było inne. Było w tobie coś mrocznego, taka cząstka ciebie niedostępna dla mnie. Nie wiedziałam, co to jest. Nie wiedziałam, skąd się wzięło. Przecież powinno być dobrze. Mieliśmy cudowne, zdrowe dziecko. A jednak coś było nie tak. Odsuwałam to od siebie. Toczyła się sprawa Rainie, działo się za dużo, żeby myśleć o takich błahostkach, ale potem odszedł Liam, a ja nie przeszłam tej próby. Zawiodłam cię, egoistycznie skupiłam się tylko na swoim cierpieniu, zamiast być w tym z tobą. Żałuję tego najbardziej, że zostawiłam cię, że nie cierpieliśmy razem…Może, gdybym wtedy przemogła się i nie zamknęła w tym przeklętym pokoju, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Te zdarzenia jeszcze bardziej mnie pognębiły. Nawet, kiedy wszystko wydawało się już w porządku, ty coraz bardziej oddalałeś się ode mnie. Wielkie wyznania, seks, nieustanne zapewnienia, to chyba miało zatuszować sumienie. Lgnęliśmy do siebie, bo oboje czuliśmy, że życie wymyka nam się z rąk – przerwała na moment.
- Tez tak myślę – potwierdził. Podkuliła pod siebie nogi, głębiej chowając się w fotelu. Wsunęła dłonie w rękawy i splotła ręce na piersi. Jakby chciała odgrodzić się od słów, które wypowiadała.
- Czułam się bardzo niepewnie jako kobieta. Chyba dlatego pozwoliłam adorować się Javierowi. Czułe słówka, kwiaty, jego atencja, to było miłe, ale… - przerwała, spoglądając na Toma. Słuchał. Na wspomnienie o Javierze zacisnął szczęki, a twarz stężała mu w grymasie niezadowolenia. – Nigdy nie zrobiłam nic złego – dodała pośpiesznie. – Owszem, nie powstrzymywałam go, ale też nie zachęcałam. Wydawało mi się, że jeżeli będzie prawił mi komplementy, to przecież nic złego się nie stanie, ale nie przewidziałam, że on odbierze to jako zielone światło. Chyba zbyt przywykłam do tego, że faceci na każdym kroku wyznają mi miłość  –  westchnęła, znów przerywając. – W każdym razie to sprowokowało jego instynkt zdobywcy i zaczął nachalnie zabiegać o moje względy, czego byłeś świadkiem w tamten deszczowy dzień. Liv widziała i słyszała. Pojawił się z tym parasolem i nie wiem, co się wtedy tak naprawdę stało. Ty nagle odwróciłeś się i odszedłeś. Czułam się winna, że przestałam kontrolować jego zaloty. Wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Pojechałam za tobą, a ty byłeś z Leną i powiedzieliśmy sobie tak wiele przykrych słów… a potem naprawdę odszedłeś. I nie odwróciłeś się nawet.  Nigdy, nawet przez sekundę nie przyszło mi do głowy, żeby cię zdradzić. Skoro miałam ciebie, to po co był mi ktoś inny? – popatrzyła na Toma, aby upewnić się, czy wierzył, czy słuchał. Był bardzo skupiony. Wpatrzony w nią. Na jego twarzy malowało się wiele uczuć od smutku przez złość po nadzieję. – Pierwszy, jedyny i ostatni. Wierzyłam to do ostatniej chwili – szepnęła. Wzięła głęboki oddech, po czym głośno wypuściła powietrze, jakby chciała pozbyć się z siebie resztek tej historii. Rozplotła ręce i odetchnęła jeszcze raz. Dokonało się.
- Wiem, że mnie nie zdradziłaś. Zrozumiałem to zbyt późno – skinęła głową. – Ja ciebie też nigdy nie zdradziłem – dodał pośpiesznie. – Chyba, że emocjonalnie… bo był czas, że bardziej wierzyłem w Lenę, niż w ciebie. To, że popełniłem błąd pojąłem również za późno. Nikt nigdy nie rozumiał mnie tak, jak ty. Dziś to wiem.
- Byliśmy zbyt przestraszeni, zbyt niepewni, zbyt młodzi i chyba zbyt niedoświadczeni.
- Moja duma i twój strach – podsumowała, a on nie mógł się nie zgodzić. Smutna prawda, gdyby schował dumę do kieszeni i powiedział o wszystkim Scarlett we właściwym czasie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby ona nie bała się tak bardzo, że już jej nie kochał, nie pozwoliłaby na to wszystko Fontaine’owi. Choć to też jego wina, że narodziła się w niej ta obawa, więc wszystko tak czy siak wraca do niego. Do jego złych wyborów. Nadszedł dzień, w którym mógł w końcu podjąć dobrą decyzję. Dzień, w którym miał szansę zacząć naprawiać wszystko, co zepsuł.
- Przepraszam, Scarlett – powiedział, klękając przy niej. Ujął jej dłoń i spojrzał jej głęboko w oczy. – Przepraszam za każdą łzę, którą przeze mnie wylałaś, za każdą chwilę smutku, za całe cierpienie, do którego się przyczyniłem. Przepraszam, że złamałem tak wiele obietnic. Przepraszam, że się nie odwróciłem. Przepraszam, że byłem tak głupi i zaślepiony. Przepraszam, że ci nie ufałem i przede wszystkim… - zbliżył się jeszcze bardziej. – Przepraszam, że odszedłem. Bardzo, bardzo chciałbym wrócić – uniósł jej dłonie zamknięte w swoich i ucałował obie. Patrzył na nią z nadzieją, z wiarą, z miłością. Wyswobodziła jedną i dotknęła jego policzka zaczarowana jego czekoladowym spojrzeniem. To działo się naprawdę. Byli tam. Razem.
- Tom – zaczęła poważnie. – Nie możesz wrócić – zamarł i pobladł, a Scarlett się delikatnie uśmiechnęła. Wciąż dotykała jego policzka, więc delikatnie go pogładziła. Nie mogła przywyknąć do zarostu, ale bardzo jej się podobał. – Bo nigdy nie odszedłeś. Nigdy nie pozwoliłam ci odejść. Wciąż tu jesteś – wskazała na miejsce, gdzie znajdowało się serce. – Popełniliśmy wiele błędów. W najważniejszych chwilach nie daliśmy sobie rady. Kochaliśmy się, jak szaleni, ale nie potrafiliśmy dojrzale pojmować, czym tak naprawdę jest związek. Umknęło nam, że to nie tylko górnolotne wyznania, okazywanie czułości, tęsknota i to cudowne, wręcz spalające uczucie. Było tak dobrze, że zapomnieliśmy, że związek to też cierpienie, trudne wybory i zmagania z szarością codzienności. Póki żyliśmy w bajce, było dobrze, a kiedy zaczęły się schody, to zupełnie się pogubiliśmy. Dlatego przepraszam cię za to, że zawiodłam wtedy, kiedy powinnam być przy tobie. Przepraszam, że wybierałam źle, kiedy powinnam wybrać ciebie.
- Spoooooko – machnął ręką, wzruszając ramionami. Scarlett roześmiała się, a Tom jej zawtórował. Przyłożył jej drugą dłoń do swojego policzka i wtulił się w obie. – Tak mi dobrze – wybełkotał. Zaśmiała się znów.
- Wróciliśmy – szepnęła, wpatrując się w niego.
- Żadne z nas nigdy nie odeszło – odpowiedział i odsuwając jej ręce, ucałował ich wewnętrzne strony. Popatrzył jej w oczy. Ona spojrzała  na niego. Uśmiechnęli się oboje. To było jedno z tych spojrzeń, które mówiło więcej, niż słowa. Spojrzenie, które wystarczy, by osoby, które dobrze się znają, wiedziały. Oni wiedzieli oboje. Oni wrócili oboje, choć przecież nigdy nie odeszli. Jednak powroty nie zawsze wiążą się z odejściem. Są w życiu takie chwile, gdy krew szybciej krąży w żyłach, gdy zapachy i odgłosy stają się wyraźniejsze, a powietrze bardziej wypełnia płuca. W takiej właśnie chwili oboje czuli, jakby zaczerpnęli powietrza po długo wstrzymywanym oddechu. Okazało się, że wystarczyło naprawdę niewiele. Wystarczyło usiąść i szczerze wyznać winy. Wystarczyło porozmawiać. Wystarczyło wybrać prawdę. Tak niewiele, a jednak bardzo dużo. Jej oczy pojaśniały.

Wrócił, a w jej oczach znów pojawił się blask. Blask, który nadawał im tyko on.

To tylko podnóże góry lodowej, którą musieli zdobyć, by pokonać wszystkie zaszłości. Oboje o tym wiedzieli, ale ta chwila wypełniła ich tak bezbrzeżną radością, że żadne z nich o tym nie myślało. Po wielu miesiącach smutku, jedyne co się naprawdę liczyło, to ta chwila szczęścia. Tom przysunął się bliżej i położył jej ręce na swoich ramionach. Obserwował ją bacznie, bo widział, że coś z nią było nie tak. Może nie powinien, ale testował ją, bo przeczuwał coś bardzo niedobrego, a pogodzenie to świetny moment na przyjrzenie się reakcjom Scarlett. Mocno obawiał się, że Mike zostawił po sobie coś więcej, niż groźby. Wbrew pozorom coś gorszego. Postawa Scarlett mówiła sama za siebie. Ba, ona nie była sobą. W tym tkwił sęk. Chodziło o coś więcej, niż o strach przed tym, co mógł jeszcze zrobić. Jak przewidział, zamarła, gdy przesunął jej ręce na swoje ramiona. Trwało to ułamek chwili, ale jednak. Potem uśmiechnęła się i splotła dłonie na jego karku. Przysunął się jeszcze bliżej, teraz dotykał już jej boku. Cały czas delikatnie trzymał jej dłonie.
- Co teraz zrobisz? – zagadnął, wpatrując się w nią, a ona się zarumieniła. Najpiękniejsza. Nie mógł oderwać wzroku. Zachwycał się tym, jak czas ją odmienił. Odrobinę dojrzała, było w niej coś bezgranicznie niesamowitego. Coś w jej spojrzeniu, w wyrazie jej twarzy. Może to tęsknota, ale nie mógł poradzić sobie z tym, jak bardzo mu się podobała.
- Uwięziłeś mnie, więc nie za dużo – odparła, przy czym pogładziła palcami jego kark. Spodobało mu się. Puścił jej ręce i przeniósł swoje na jej talię, a potem plecy i przyciągnął ją do siebie. Westchnęła, a potem wtuliła się w niego. – Tak jest dobrze – dodała. Była teraz taka drobna, że zupełnie kryła się w jego objęciach. Wiedział, że będzie ją chronić. Teraz, gdy mógł już dzwonić do niej i odwiedzać ją bez przyczyny, to stanie się łatwiejsze. Bardzo chciał dowiedzieć się, czego jeszcze mu nie powiedziała, ale nie chciał naciskać. Mieli czas. Całe życie. Wprawdzie nie padło żadne: bądźmy znów razem, ale to nie było żadnemu z nich potrzebne. Odzyskał swoją Maleńką. Wierzył, że wszystko prowadziło do tego, by znów byli razem. O nie mogli być przyjaciółmi, znajomymi, kimkolwiek. Mogli być tylko razem. Bo tylko razem mogli być szczęśliwi. Trzymając ją w ramionach, czuł, że znów był w domu.

- Trzydzieści siedem miesięcy – powiedział, kiedy jakiś czas później spacerowali po ogrodzie. – Dużo  czasu straciliśmy.
- Dalej wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Jakkolwiek banalnie to brzmi, straciliśmy wszystko, żeby to docenić i zawalczyć. Najpierw o siebie samych, a teraz o nas razem. Długo leczyłeś rany? Liam, rozstanie, wszystko… - zatoczyła rękami koło, chcąc pokazać, co miała na myśli.
- Tak. Myślę, że dopiero w tym roku zacząłem próbować żyć dalej. Wcześniej różnie to bywało – zatrzymali się. Tom podniósł sztuczną kość i rzucił ją Rufusowi. Koka pognała za nim.   
- O to mi właśnie chodzi. W jakiś pokręcony sposób, ten czas był nam potrzebny na odreagowanie, ułożenie sobie tego w głowie i naprawienie siebie. Być może byliśmy zbyt pokaleczeni wewnętrznie, żeby podołać temu razem. Może zbyt słabi? Sama nie wiem, ale jak szukam wyjaśnienia, to jedyne, co przychodzi do głowy.
- Może nie warto próbować tego wyjaśnić. Dostaliśmy lekcję. Zrozumiałem, aż za bardzo. Idźmy dalej – uśmiechnął się do Scarlett i chwycił ją za rękę. – Będę zabierał cię na randki – obiecał solennie.
- Uwierzę, jak tego doświadczę – mruknęła. – Zbyt wielu randek to ja od ciebie nie zaznałam.
- Bo byłem głupi. Ukrywałem cię, zamiast pokazać światu, jaką mam cudowną dziewczynę. Chociaż wtedy bycie bożyszczem i w związku trochę się przekreślało.
- Kiedyś, przed erą Internetu sławni ludzie mogli spotykać się z kim chcieli. My trafiliśmy na ten przełom, kiedy ci wszyscy popularni musieli uważać na każdy krok, żeby fani przypadkiem nie obrazili się za to, że mamy życie prywatne. Zaczął się boom na portale plotkarskie. Fani wiedzieli wszystko o wszystkich. Dostałeś łatkę i nie mogłeś się jej pozbyć.
- Teraz mają łatwiej. Ostatnio trafiłem na artykuł o tym, że Harry Styles po raz kolejny zmienił dziewczynę. Chyba przejął ode mnie pałeczkę – zaśmiał się, zerkając przekornie na Scarlett.
- Harry jest słodki. Jess za nim szaleje. No, ale to w sumie dobry przykład. Harry zmienia dziewczyny, Zayn się zaręcza, Justin Bieber zrywa z Seleną, bracia Whiteworth łamią co tydzień inne serce, a Jack i Natalie są szczęśliwi, jak nigdy i fani to przyjmują. Bo takie jest życie, że każdy szuka szczęścia. Te wszystkie nowinki, to, że ludzie pooglądają nas, kiedy robimy zakupy, stało się chlebem powszednim. Gdybyśmy spotkali się teraz, pewnie mógłbyś od samego początku zabierać mnie na randki – uśmiechnęła się przekornie, trącając Toma w bok. – Chociaż wtedy Jost na was naciskał, nie?
- No ta nieszczęsna kreacja w mediach trochę zamknęła nam drogę na pokazanie się takimi, jakimi jesteśmy. Przez wiele lat siedzieliśmy w swoich rolach. Teraz nie popełnilibyśmy tego błędu, ale mając piętnaście lat, godziliśmy się na wszystko, byleby tylko dostać szansę. Ostatnio o tym rozmawialiśmy, kiedy spotkaliśmy się we czterech. Chcemy to zmienić. Każdy z nas ma teraz na głowie ważniejsze sprawy, niż nagrywanie. My z Billem jesteśmy w DSDS, a chłopaki unikają szumu. Już nie jesteśmy tak bardzo popularni. Mamy określone grono fanów. Chcemy trafiać do każdego, ale głównym celem nie są już nastolatki. Postanowiliśmy wydać DVD pokazujące nas na co dzień. Przedsmak płyty. Pokażemy jak nagrywamy, jak żyjemy, jak mieszkamy. Za długo kryliśmy się, kłamaliśmy. To pierwszy krok ku zmianom. Będziemy robić muzykę na własnych zasadach, ale wracając do randek – uśmiechnął się znów, delikatnie ściskając dłoń Scarlett. – Jak wrócimy do Berlina, zacznę nadrabiać zaległości. Kino, kolacje, spacery, co dusza zapragnie.
- Musisz się postarać, żebym cię zechciała – odparła, przybierając zupełnie poważną minę. Tom zatrzymał się, stanął przed nią i chwycił jej drugą rękę. Za pierwszym razem chciała się wyrwać. Teraz już opanowała ten odruch. To w końcu Tom. Powtarzanie tego, niczym mantry, pomagało. Po tym, co sobie powiedzieli, będzie musiała mu wyznać prawdę na temat swoich obaw, ale nie czuła się na to gotowa. Może jutro albo za tydzień? Kiedyś na pewno. Niedługo.
- Żebyś wiedziała, że się postaram – odpowiedział, przypatrując się jej uważnie. Świdrował ją spojrzeniem. Po raz kolejny odnosiła wrażenie, że wiedział wszystko, że słyszał jej myśli, że poznał sekrety, których mu jeszcze nie wyjawiła.
- Możesz zacząć już dziś – stwierdziła, szukając bezpiecznego tematu. Ujęła go pod ramię i skierowała się w stronę domu. Nieopodal dostrzegła Toby’ego i Max’a. Wiedząc, że byli blisko, czuła się znacznie bardziej spokojna. – Nie pogniewam się, jak zrobisz jakiś dobry obiad.
- A liczyłem, że załapię się na twoją kuchnię – westchnął, robiąc wielce udręczoną minę. Scarlett roześmiała się. Przy nim to znów stało się łatwe. Czuła się lekka, problemy związane z Mike’em odeszły gdzieś na drugi plan. Była przez chwilę szczęśliwa i trzymała się tego kurczowo.
- Ewentualnie ci pomogę – mrugnęła do Toma, a on się rozpromienił.
- Uwielbiam z tobą negocjować.
- Nie nazwałabym tego negocjacjami – odparła, zdejmując czapkę. Loki nastroszyły się jej na głowie. Przeczesała je palcami, ale niewiele to dało. Tom przyglądał się temu niemal z uwielbieniem wymalowanym na twarzy. Wciąż na nią patrzył, jakby nie mógł uwierzyć, że tam była. Z resztą, ona też wodziła za nim wzrokiem. Podszedł i znów dotknął jej włosów. Wsunął w nie dłoń i się uśmiechnął. W pierwszej chwili spięła się, wstrzymała oddech i na swoje nieszczęście zamknęła oczy. Szybko się zreflektowała, ale on już badał ją uważnym wzrokiem. – Są nieokiełznane – skwitowała, chcąc odwrócić uwagę od swoich niekontrolowanych reakcji.
- Są cudowne – odpowiedział, wciąż przeczesując palcami kolejne pasma. Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że speszyła się po raz enty tego dnia. Musiał się domyślić, że coś było nie tak. To kwestia czasu, jak zapyta.
- Zapuszczę je trochę, to może się wyprostują albo coś – wyjaśniła. Wszystko byleby tylko nie przyglądał jej się tak bardzo. Zmrużył oczy, pokiwał głową, delikatnie muskając jej kark. Sprawdzał ją, czuła to. Odetchnęła. Zdjęła z nadgarstka frotkę i związała włosy w kucyk, gdy tylko Tom zabrał rękę. – Co dziś jemy? – zapytała, zdejmując kurtkę i buty, dzięki czemu umknęła jego uważnemu spojrzeniu.
*

Weszła do swojego pokoju w domu rodzinnym. Nie zapalała światła. Była tak zmęczona, że chciała położyć się prosto do łóżka. Potrzebowała snu. Zdjęła jeansy i odrzuciła kołdrę. Ktoś zasłonił jej usta. Zalała ją gorąca fala przerażenia. Znała ten zapach. Jim. Rzucił ją na łóżko. Nim zdążyła zacząć się bronić, przygniótł ją swoim ciałem. Rozbłysło światło. Dokładnie widziała jego wykrzywioną pożądaniem twarz. Zatkał jej usta ręką. Sprawiał ból. Zdarł z niej majtki i siłą rozchylił nogi. Szarpała się wyrywała, ale był niczym głaz. Nie do poruszenia. Wydawał się ogromny, monstrualny, brzydki. Nie mogła poruszać rękami, ani wierzgać. Była bezwolna i świadoma. Wiedziała, że zaraz ją zgwałci. Zacisnęła powieki, czując jego kolano między udami. Czuła, że to już, że zaraz obedrze ją z resztek godności. Otworzyła oczy i zobaczyła twarz Mike’a. Uśmiechał się szyderczo. Rzucała się mocniej, ale to nic nie dało. Zawisł nad nią i…

Poczuła szarpnięcie. Na pół w śnie, na pół na jawie. Nie wiedziała co się działo. Czuła, że ktoś nią potrząsał i wymawiał jej imię. Chciała wrócić, ale nie potrafiła. Nienawistne spojrzenie Mike’a trzymało ją w kleszczach.
- Scarlett! – usłyszała w momencie, gdy poczuła nieznaczne pieczenie na policzku. Pierwsze, co to dotknęła tego miejsca. Wciąż nieprzytomna odtworzyła oczy, nie bardzo wiedząc, co się działo. – Przepraszam, ale nie mogłem cię obudzić – usłyszała, nim dostrzegła twarz Toma tuż nad sobą. Zmarszczyła brwi. Jeszcze nie skojarzyła. Serce jej waliło. Upłynęło jeszcze kilka sekund, nim sobie przypomniała.
- Krzyczałam! – wykrzyknęła przerażona tym, że przez sen mogła powiedzieć więcej, niż chciała, żeby wiedział. Podnosząc się, oparła się o zagłówek. – Przepraszam, że cię obudziłam. Od dawna mi się to nie zdarzyło i liczyłam, że tak już zostanie, ale chyba emocje wzięły nade mną górę.
- Scarlett, ty nie krzyczałaś – powiedział zdławionym głosem. Dopiero teraz przypatrzyła mu się uważniej i zobaczyła, jaki był wystraszony. – Ty błagałaś o litość – to obudziło ją już zupełnie. Jak to możliwe? Prosiła Javiera, żeby powtarzał jej, co mówiła przez sen, więc albo kłamał albo to jakaś nowość. Speszyła się. Koszmary to jedno, a krzyki przez te koszmary to drugie. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Odwróciła wzrok. Jednak Tom nie zamierzał tego tak zostawić. Ujął ją pod brodę i zmusił, że na niego spojrzała. Zrobiło jej się przykro, kiedy widziała jak bardzo przejął się tym. – Co on ci zrobił? – zapytał, wpatrując się w nią tak intensywnie, że aż nie potrafiła tego znieść. Próbowała się odwrócić, ale uniemożliwił jej to.
- To tylko koszmar – powiedziała w końcu.
- Koszmar? W normalnych koszmarach nie krzyczysz przez sen, żeby cię zostawiono, żeby cię nie dotykano, że się boisz, że masz już dosyć. Nie błagasz o litość. Scarlett przeraziłem się – powiedział. Było jej bardzo przykro, że Tom tak się zmartwił. Ona oswoiła się z tym, że często budziła się z walącym sercem albo przez własne krzyki. On nie powinien tego widzieć.
- To nic wielkiego – zapewniła, siląc się na uśmiech. Gdyby nie włączył lampki, to byłoby łatwiej. Nie widziałaby jego strachu, on nie dostrzegłby, co działo się z nią. Odetchnęła. – Przepraszam, że cię obudziłam – powtórzyła, jakby zrobiła to specjalnie. Pokręcił głową. Dopiero teraz zauważyła, że miał rozpuszczone włosy, schowane za uszy. Pierwszy raz widziała go takim. Wyglądał cudownie. Wyrwany ze snu przyszedł prosto d niej, więc miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Nie mogła tego przeoczyć. Czy to nie dziwne, że tuż po tym, jak przebudziła się z najgorszego koszmaru, w którym była ofiarą gwałtu, pierwszym co ja interesowało, było ciało Toma? Nie rozumiała siebie. To dziwna reakcja.
- Nie mówisz mi prawdy – powiedział cicho. Nie powinna ukrywać tego przed nim, ale jak miała przyznać się do tak okropnej rzeczy, gdy dopiero co osiągnęli porozumienie? Wstydziła się tego, co się z nią stało. Tego, kim stała się przez Mike’a. Była świadoma tego, że zmieniła się na gorsze. Nienawidziła, że wciąż się bała, że płakała na każdym kroku, że straciła pewność siebie, że odwracała się wciąż przez ramię, że czekała na atak. Nienawidziła tego, że stała się słaba. A najgorsze było to, że nie potrafiła wyzbyć się tej słabości.
- Nie potrafię – szepnęła. – Nie umiem o tym mówić. Wstydzę się, Tom – przyznała w końcu. Zasługiwał na jakieś wyjaśnienia. Nie wiedziała tylko, co powinna mu powiedzieć.
- A komu o tym powiesz, jeśli nie mnie? – na to nie miała odpowiedzi. No właśnie, komu jak nie jemu? Tom poprawił kołdrę, zapewnił ją, że miała przyjść, gdyby coś się działo i wyszedł. Miała wrażenie, że go zawiodła. Oczywiście nie tym, że śnił jej się koszmar, tylko tym, że nie chciała rozmawiać. Powinna mu powiedzieć. Przecież wszystko wskazywało na to, że będą znów razem, a skoro planowali wspólną przyszłość, to Tom raczej powinien wiedzieć, że brzydziła się siebie i swojego ciała, a co za tym szło miała pewną awersję do dotyku, o seksie nie wspominając. Czuła się pusta. W ciągu ostatnich dwóch dni było łatwiej. Z Tomem czuła się inaczej. W ciągu tych ostatnich miesięcy nie reagowała już tak źle, gdy ktoś ją dotknął, chwycił za rękę, czy przytulił, ale zawsze, gdy ktoś zbliżał się do niej za bardzo, zaczynała się denerwować. Wyobrażała sobie, bez względu na to, czy był to ktoś obcy, czy znajomy, że ten dotyk jest podszyty czymś złym. Nie potrafiła tego znieść. W jej głowie zrodziło się milion kompleksów. Gdzieś tam w środku wiedziała, że nie miały racji bytu, ale była tak zniszczona przez Mike’a, że to się nie liczyło. Bo bała się. Po prostu. Znała dotyk Toma, nigdy nie był zły. Może dlatego z nim było łatwiej? Czy istniała szansa, że dzięki niemu uda jej się zwalczyć tą niechęć do samej siebie? Skoro przy nim nie rwała się do gwałtownej ucieczki, może powinnam mu o tym opowiedzieć? Głowa rozbolała Scarlett od tych wszystkich myśli. Przytuliła się do poduszki, ale nie mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok, wciąż myśląc o koszmarze, o tym, jak było jej z Jimem, jak odbiło się na niej to, że okazał się Mike’em, a przede wszystkim o tym, co czuła będąc przy Tomie. Tom był dobry. Przy Tomie czuła się dobrze. Z Tomem nawet największy strach nie był tak zły. Przy nim najgorsze okazywało się do zniesienia. Zapragnęła znaleźć się przy nim, żeby chociaż na chwilę złe stało się lepsze. Zastanawiała się przez moment. Czy powinna? Dwadzieścia sekund brawury. Odrzuciła kołdrę, zgasiła światło i cicho wyszła z pokoju. Wzięła głęboki oddech, naciskając klamkę. Drzwi ustąpiły, pokój zalało światło z korytarza. Tom leżał na brzuchu, rozwalony na całym łóżku. Przytulił się do rogu poduszki tak, że dobrze widział drzwi. Uśmiechnął się na jej widok. Natychmiast przesunął się do brzegu i podniósł kołdrę. Nie musiała pytać. Położyła się na boku, przodem do Toma. Okrył ją kołdrą. – Chcesz się przytulić? – zapytał, a ona pokiwała twierdząco głową. Przysunął się bliżej i przygarnął ją do siebie. Mocno wtuliła się w niego. Otoczyła go ręką, tak jak on obejmował ją i przycisnęła się najbardziej jak mogła. – Ze mną nic ci nie grozi – szepnął.
- Wiem. Ty zawsze mnie ochronisz. Proszę, spraw, żeby to odeszło. Proszę – szeptała gorączkowo. Tom poczuł skurcz w żołądku. Co strasznego zrobił jej Mike, że śnił jej się po nocach? Tylko jedna odpowiedź przychodziła mu do głowy i to go przerażało. Odsunął od siebie tą myśl. Trzymał w ramionach Scarlett, swoje maleństwo. Już nic jej nie groziło. Nikt jej nie skrzywdzi.

Turn around. 

Every now and then I get a little bit helpless and I'm lying like a child in your arms.


Turn around.

Every now and then I get a little bit terrified, but then I see the look in your eyes.


Turn around.
Every now and then I know you'll always be the only boy, who wanted me the way that I am.
*

Słowa na końcu notki pochodzą z piosenki pt. Total eclipse of the heart.
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo