13 września 2014

108. Uzbrojony w cierpliwość, wiarę, nadzieję i miłość stanąłem do walki...i nie z Tobą, tylko o Ciebie.

30. listopada 2014, Loitsche.

Sobota upłynęła w mgnieniu oka. Rano Tom i Bill zabrali Davida do Magdeburga. Musieli uzupełnić żywność, a chłopcu przydał się taki męski wypad. W tym czasie Rainie, Candy i Scarlett wysprzątały dom, przygotowały obiad i zajmowały się tym, co dziewczyny lubiły najbardziej, czyli plotkami. Candy chłonęła je jak gąbka, zadając Scarlett mnóstwo pytań dotyczących gwiazd, które znała. Najbardziej interesowali ją chłopcy z One Direction i Dirty Mouses. Co ani trochę nie zdziwiło Scarlett. Większość popołudnia spędzili grając w monopol na wyraźne życzenie Candy. Wieczór upłynął równie szybko, bo Simone i Gordon wrócili do domu, więc odbyło się rodzinne posiedzenie, podczas którego Scarlett i Tom zostali postawieniu w krzyżowym ogniu pytań. W niedzielę przed południem Tom zabrał Davida na wycieczkę, bo zanosiło się na to, że długo się nie zobaczą. Gordon i Bill grzebali przy Audi, więc Scarlett znów została z dziewczynami. Wszystko działo się tak szybko i intensywnie, że nawet nie miała chwili, żeby pomyśleć o rozmowie z Tomem. Raczej nie była jeszcze na to gotowa, ale grudzień zapowiadał się tragicznie i zupełnie nie wiedziała, jak to wszystko rozwiązać. Po południu zajrzała znów do skrzynki pocztowej, jednak na szczęście znalazła tam tylko kilka zwykłych maili. W tym szczegółowy grafik od Gin. Od trzeciego do dziesiątego grudnia każdy dzień miała skrupulatnie wypełniony spotkaniami, wywiadami, sesjami i nagraniami. A wszystko to odpowiedzi na odzew po koncercie dla Jessici. Problem tkwił w tym, że gdy ona miała zaplanowany powrót do domu, Tom wylatywał na Karaiby. Długo odkładany etap DSDS miał być w końcu zrealizowany. Dlatego wszystko wskazywało na to, że zobaczą się dopiero przed świętami. Scarlett pamiętała, czym skończyła się taka rozłąka ostatnim razem. Wtedy też mieli poukładać swoje sprawy, gdy uporają się z obowiązkami. I co z tego wyszło? Nie mówiła nikomu o swoich obawach, bo nie była pewna, czy nie wyolbrzymiła tego wszystkiego. Rozjazdy stanowiły cenę życia, jakie wiedli.
Przetarła ręcznikiem lustro na wysokości swojej twarzy. Nie chciała widzieć więcej. Prędko wytarła się i założyła piżamę. Osuszyła włosy, rozczesała je i umyła zęby. Z samego rana wracali do Berlina. Bill, Rainie i Candy wyjechali wczesnym wieczorem, a Scarlett starała się przeciągnąć pobyt w Loitsche najbardziej, jak się dało. Podpięła kilka pasm włosów spinką, żeby nie opadały jej na czoło, po czym opuściła łazienkę. Simone i Gordon już spali. Toma widziała po raz ostatni, gdy ustalał coś telefonicznie z Jostem. Na szczęście nie musiała go szukać, bo gdy weszła do jego pokoju i siedział na łóżku. Uśmiechnął się na jej widok i odłożył laptopa. Położyła ubrania Rainie na oparciu fotela, notując w pamięci, by rano wrzucić je do pralki. Jej telefon zabrzęczał, więc podeszła do stolika, by sprawdzić, kto sobie o niej przypomniał. Nie zdołała, bo Tom postanowił pokrzyżować jej plany. Gdy przechodziła obok niego, załapał ją za rękę i pociągnął na swoje kolana. Usiadła, mając najwyraźniej mocno zaskoczony wyraz twarzy, bo Tom uśmiechnął się od ucha do ucha i objął ją w talii ramieniem. Chyba można to nazwać postępem. Wprawdzie nie miała pewności, czy gdy przytuli ją następnym razem, to nie odskoczy, jak oparzone, ale ta chwila była dobra. Tego się trzymała. Potrzebowała go przy sobie i nie uciekała, gdy był blisko. Może Rainie miała rację? Dotyk Toma był dobry, więc nie miała powodu bać się go. Odetchnęła i przytuliła się do niego, oplatając ręką szyję.
- I co tam? – zapytała opierając policzek o jego skroń.
- Rozmawiałem z Davidem. Nie ma możliwości, żebym poleciał z tobą. Najpierw mamy sesję, jakieś wywiady, spotkania promocyjne. Wiesz. Muszą jakoś załatać tą dziurę w czasie. Chciałem to poprzesuwać, ale nie mogę tam nie być.
- Wiem, nawet mi nie przyszło do głowy, żeby cię o to prosić. Musisz wypełnić swoje zobowiązania, a ja swoje. Nie da się przed tym uciec. – Gdy była sama, ta cena nie wydawała się aż tak wysoka. Przy nim wizja samotnego grudnia zapowiadała się mroźniej, niż prognozowali meteorolodzy. Marzyła, żeby pozostać w listopadzie, żeby grudzień się nie zaczął i natychmiast przeszedł w styczeń, bo wtedy mogli być już razem.
- Tylko, że ja nie chcę cię zostawiać. Mam wrażenie, że jak znów pozwolę ci odejść, to cię stracę. To już raz się zdarzyło – milczał chwilę, nim odezwał się nerwowo, ale nie ze złością. Bardziej z paniką. Zaskoczył ją tym. Nie sądziła, że dzielili tą obawę. Przez to poczuła się… to dziwne, bo to nie była miła sytuacja, ale poczuła się zadowolona, choć w zupełnie smętny sposób. Ciepło rozlało się w jej sercu i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Skoro oboje się tego obawiamy, to chyba nie pozwolimy sobie na to, żeby znów wybrać źle. Nie ma już Isobel, ani Leny, ani nawet Javiera. Jesteśmy tylko my, Tom. W końcu jesteśmy tylko my. Z jasnym osądem, rwącym się sercem i czystą kartą, na pewno wybierzemy dobrze. – Westchnęła, a on mocniej ją przytulił. Tak dobrze było jej z Tomem. Dobrze i bezpiecznie. Wiedziała, że niczego nie musi, że Tom niczego od niej nie wymaga. Okazywał jej uwielbienie, nawet kiedy miała na sobie jego piżamę. Wielką, przepastną piżamę, która była za duża nawet na niego. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś z Tomem, żeby mieli czas naukę bycia razem, a ona nauczyłaby się znów być ze sobą.
- To tylko kawałek grudnia, później będę musiał zająć się tylko programami na żywo. Ty skończysz swoje wojaże. Wtedy będę zabierał cię na randki, no i ogólnie rzecz ujmując, nie dam ci spokoju – uśmiechnął się szelmowsko, a Scarlett tylko pokręciła głową.
- Za długo miałam spokój, żeby mi to przeszkadzało – mruknęła zadowolona, tak się złożyło, prostu do ucha Toma. Dostał gęsiej skórki, a Scarlett uśmiechnęła się półgębkiem, gładząc jego kark.  
- No myślę – łypnął na nią zadowolony. Potem zamilkli oboje. Scarlett czuła, że to był odpowiedni moment na to, by powiedzieć o wszystkim Tomowi, ale nie potrafiła. Myśli szalały w jej głowie. Nie umiała złożyć zdania, a słowa więzły jej w gardle. Zdenerwowała się. To uczucie obezwładniło ją. Dlaczego nie potrafiła powiedzieć na głos tego, co tak bardzo jej ciążyło? To proste. Tom, sypiałam z Jimem i było mi z nim dobrze, ale kiedy dowiedziałam się, że to Mike, poczułam się jak najgorsza dziwka i nie potrafię na siebie patrzeć. Po prostu, brzydzę się siebie. Dwa zdania i po sprawie, a ona na samą myśl o tym zaczęła świrować. Nawet nie spostrzegła, że spięła się całą, że przyspieszył jej oddech i serce biło jak szalone. Dłonie zacisnęła w pięści. Nagle poczuła się obco w objęciach Toma, bo gdy przypomniała sobie, z czym musiała się zmierzyć, odraza znów powróciła. Zupełnie, jakby lekarstwo przestało działać. Jego dłonie zamknięte tuż nad jej biodrem paliły ją i ciążyły. Spojrzała na niego spanikowana, a on przyglądał jej się uważnie. – Co się stało? – chciała coś powiedzieć, ale nie umiała wydusić z siebie choćby słowa. Spanikowała. Nagle nie mogła złapać tchu, drżała i a obraz sprzed jej oczu zamazał się. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, że spadnie w przepaść. Nie czuła podłogi pod stopami. Bała się ruszyć. Przycisnęła pięści do oczu. – Hej, Scarlett? – poczuła dłonie Toma na swoich rękach. Niemal siłą odciągnął je od jej oczu. – Scarlett? – zapytał, łapiąc ją za ramiona, ale ona nie potrafiła skupić się na jego słowach. Wiedziała, że się dusiła, że przepaść była blisko. – Scarlett?! – potrząsnął nią lekko. On też się zdenerwował, ale wsiąknęła w siebie tak bardzo, że tego nie dostrzegła. – Oddychaj, słyszysz? – jego czuły, ale stanowczy głos docierał do niej, ale przepaść była jak magnez. Ciągnęła ją ku sobie. Ręce Mike’a były tak blisko. Jego wzrok pełen pogardy, ale najgorsze było to, że wciąż pamiętała, jak doprowadzał ją do granic, jak rozpadła się w jego rękach. Nienawidziła rozkoszy, którą wtedy odczuwała. Nienawidziła wszystkiego, co wtedy czuła. Nienawidziła siebie za to, że chciała to czuć, że wciąż pamiętała i ta nienawiść zasysała ją w głąb mrocznych czeluści. Słyszała jego szept. Czuła jego dłonie na swoim ciele. Czuła go w sobie i nie potrafiła odsunąć tej myśli. – Scarlett! – Tom wstrząsnął nią znów, po czym ujął ją za brodę i zmusił, żeby na niego spojrzała. – Wróć do mnie. Wróć, Scarlett – nakazał. – Oddychaj – powiedziawszy to, zaczerpnął powietrza równo z nią, potem powoli je wypuścił, gdy ona łapała urywane oddechy. – Wróć, Maleńka – ujął jej twarz w dłonie, patrzył jej w oczy, oddychał spokojnie. – Gdziekolwiek jesteś, wróć. Ze mną nic ci nie grozi. Tutaj wszystko skończy się dobrze. Oddychaj, patrz na mnie. Wróć, Maleńka – mówił spokojnie, ale gdyby nie była w takim stanie, słyszałaby, jakby bardzo się przestraszył. W przeszłości nie miewała napadów paniki. Cokolwiek w jego głosie sprawiło, że zaczęła go naprawdę słyszeć, że zobaczyła go, że wyrwała się z przepaści wspomnień, to coś sprowadziło ją z mrocznych zakamarów jej tajemnicy. Całą drżała i nagle zrobiło jej się bardzo zimno. Zrozumiała, że cały czas oddychała, że tylko wydawało jej się, że tlen nie docierał do jej płuc. Spazmatycznie łapała oddechy, jakby za chwilę znów miała stracić dopływ tlenu. – No już – Tom pogładził jej policzki, a potem przytulił ją do siebie. Odetchnął głęboko, a ona trzęsła się w jego ramionach. Gdyby jej tak mocno nie trzymał, to rozpadłaby się na kawałki.
- Maleńka – szepnęła.
- Tylko ja tak mogę – powiedział, wtulając nos w jej włosy.
- Po tym poznałam. To uświadomiło mi, kim naprawdę jest – jej głos drżał, był nienaturalnie słaby. – Kilka tygodni szukaliśmy rozwiązania tej zagadki. Wiedziałam, że Jim Felston nie istniał, ale nie miałam pojęcia, kim może być człowiek, który się za niego podawał. To dobijało, ale prawda okazała się jeszcze gorsza. Długo zeszło zanim pojęłam, że mówił do mnie maleńka. Nie zakodowałam tego, a właśnie ten szczegół okazał się kluczowy.
- Mogę tak cię nie nazywać, jeżeli nie chcesz.
- Nie, tylko ty możesz – szepnęła, mocno zaciskając uda. Wciąż miała to strasznie uczucie. Czuła na sobie jego dłonie, jego usta, czuła jego całego. To nie chciało odejść. Każda sekunda spędzona z nim wracała do niej. Teraz wydawało jej się to obrzydliwe i niemoralne. Starała się łapać głębokie oddechy, ale jej umysł robił swoje. Widziała wszystko i słyszała. Każdy ich moment. Przez chwilę nawet wydawało jej się, że czuła jego zapach. Mike doskonale wypełnił swoje założenie. Zatruł każdą cząstkę jej ciała, duszy, serca i umysłu. Przytuliła się mocno i zaciągnęła zapachem Toma. Pachniał tak dobrze, tak bezpiecznie. Tylko mydło, mięta i on. Trochę się uspokoiła. – Od jakiegoś czasu miewam ataki paniki, ale one zdarzają się rzadko. Nie rozumiem, dlaczego teraz – czuła się zupełnie zawstydzona tym, co się z nią działo. – Nie mam na to wpływu, jak na nic innego w moim życiu. Jestem wrakiem, Tom – popatrzyła na niego smutnym, zmęczonym wzrokiem. – Jesteś pewien, że mnie chcesz? – to go zupełnie zaskoczyło. Jak bardzo źle musiała się czuć, że coś takiego przychodziło jej do głowy? Nie rozumiał tego, co stało się ze Scarlett, ani dlaczego tak się stało, ale jednego był pewien. Z każdą chwilą, którą z nią spędził, przekonywał się, jak wielkie spustoszenia pozostawiły w niej ostatnie wydarzenia, jak bardzo ugiął ją ten człowiek. Nie potrafił nawet wypowiedzieć jego imienia. Nie potrafił, bo gdy to robił, chciał go po prostu zabić. Z zimną krwią. Tak jak on zabił Scarlett. Podtrzymał jej spojrzenie. Ponownie objął jej twarz dłońmi i przysunął się bardzo blisko. Patrzył jej w oczy, a ich usta niemal się stykały.
- Chcę ciebie zawsze. Chcę tylko ciebie. Bez względu na to, jak długo będziesz podnosić się z tego upadku, ja będę przy tobie – pogładził delikatnie jej twarz, skronie i policzki. Postarał się nawet delikatnie uśmiechnąć. – O ile dobrze pamiętam, kiedy się poznaliśmy, byłem kimś, kogo ciężko nazwać człowiekiem. Ty sprawiłaś, że uwierzyłem, że mogę nim być, że moje życie ma sens. Powtarzałaś mi, że nie istnieje tak trudna rzecz, by się z niej nie podźwignąć. Pokazałaś, że można, bo jesteś tu dziś ze mną. Dlatego tym razem, to ja będę cię zmuszał do tego, żebyś chciała walczyć, będę zabierał ci kluczyki i podawał sok. Będę ci mówił, ile dla mnie znaczysz i jak bardzo się mylisz, gdy mówisz, że jesteś kimś gorszym. Będę sprawiał, że spojrzysz we właściwym kierunku, gdy zdarzy ci się odwrócić wzrok. Podtrzymam cię, gdy się potkniesz. Złapię cię, gdy upadniesz. Ochronię cię przed tobą samą – jej dolna warga zadrżała, a oczy wypełniły się łzami. Chciał scałować z nich cały lęk, ale powstrzymał się. W tej chwili liczyło się tylko to, co mógł dla niej zrobić. Pogłaskał opuszkami jej twarz i przytulił. Czy mógł bardziej pomóc jej w tej chwili? Przywarła do niego cała i mocno objęła go rękami za szyję. Wtuliła się, cicho łkając. Nie uspokajał jej, nie przemawiał, bo wydawało mu się, że cały ten mrok, z którym musiała się zmierzyć, zrzednie, gdy pozwoli sobie na łzy, na słabość. Scarlett poddawała mu strzępki informacji. Próbowała się z tym zmierzyć, ale co mogło przerażać i ranić tak bardzo, że doprowadziło ją do takiego stanu? Czas uciekał, gdy rozstaną się w Berlinie, prędko jej nie zobaczy. Nie był pewien, czy mógł pozwolić jej odejść, zanim nie wyzna mu całej prawdy. Powinni mieć to za sobą, ale nie zamierzał jej do niczego zmuszać. Najgorsze mieli za sobą. Nie było rzeczy, której nie mogliby stawić czoła. Potrzebowali czasu, a tego mieli najmniej.
- W takim razie chyba lubisz ryzyko bardziej, niż sądziłam – mruknęła w jego szyję, gdy już uspokoiła się na tyle, żeby mogła mówić.
- Jestem człowiekiem na krawędzi, ale ta krawędź zdecydowanie może poczekać do rana – odparł, a Scarlett przytaknęła. Wygramoliła się z jego objęć, a Tom odrzucił kołdrę. Położyła się, a on przykrył ją po sam nos.
- Tatusiowanie chyba mocno weszło ci w krew – odparła, gdy otulał ją puchatą narzutą. Roześmiał się i ucałował ją w skroń. Zaraz znalazł się po drugiej stronie łóżka i położył się blisko niej. Siebie nie okrył już tak szczelnie. Podłożył ugiętą rękę pod głowę i popatrzył na Scarlett. W pokoju zostało zapalone bardzo delikatne światło, więc widział jej rysy. Nie sypiała przy zgaszonym świetle. Przekonał się o tym w ciągu tych kilu ostatnich nocy. Wcześniej nie bała się ciemności i nie potrafiła zasnąć przy świetle. Jak wiele zmieniło się w ciągu tych nieszczęsnych lat? Chciał ją chronić, być przy niej, gdy znów będzie śniła koszmary. Czuł, że go potrzebowała. Nie umiała tego wyrazić, ale czuł to. Dwadzieścia sekund brawury, które sprawiło, że zabrał ją do domu, było najlepszym, co mógł zrobić. Tak bardzo im to pomogło. Przekonał się, że jego obawy okazały się bezpodstawne. Tak długo zwlekał, bo bał się, że ona nie zdecyduje się zaryzykować i spróbować znów. A okazało się, że pragnęła tego tak samo, jak on. Nie mógł być szczęśliwszy. Choć czekała ich daleka droga do pokonania, wierzył, że to się uda. Miał ją, więc wszystko mogło się tylko udać. Pozostawało poradzić sobie z pierwszą próbą, jaką były ich zobowiązania muzyczne. Chciał to ułatwić i sobie i jej, a jednocześnie wykorzystać ten czas na budowanie ich związku. Co robiły pary na samym początku? Jak to wszystko powinno się rozpocząć? Myślał gorączkowo. Bardzo chciał poprawić Scarlett humor. Uśmiechnął się.
- Właśnie coś przyszło mi do głowy – odparł z zadowolony.
- Co takiego? – zainteresowała się.
- Będziemy mailować. Planowałem do ciebie dzwonić, ale myślę, że maliowanie pozwoli nam na stały kontakt w każdej wolnej chwili.
- Podoba mi się – teraz to ona się uśmiechnęła. Tom przesunął nogę, trącając przy tym stopę Scarlett.
- Czy ty trzymałaś stopy w lodówce? – zapytał, przysuwając swoje nogi bliżej. – Grzejnik włączony – mrugnął do niej, dając jej sygnał, by się ogrzała.
- To się chyba nigdy nie zmieni – odparła, opierając swoje stopy o łydkę Toma. Przeszedł go dreszcz, ale zaraz nakrył je drugą nogą. – Dziękuję. Często nie mogę przez to zasnąć. Na okres zimowy mam stale podpiętą poduszkę elektryczną. Włączam ją, żeby się rozgrzała, nim położę się spać.
- Teraz już będziesz mogła podziękować poduszce elektrycznej, bo twój osobisty grzejnik jest w całkiem niezłej formie.
- Miło mieć swój własny grzejnik – uśmiechnęła się czule i sięgnęła dłonią do jego własnej, spoczywającej na poduszce. Tej nocy spała spokojnie.

1. grudnia 2014, Berlin

Liv kiepsko radziła sobie z młotkiem, ale szczerze powiedziawszy, Georg też nie radził sobie z nim najlepiej. Dlatego wykorzystała czas, gdy wybrał się na siłownię, żeby wbić gwoździe i nie odebrać mu przy tym za dużo męskości. Saoirse bardzo mocno chciała jej we wszystkim pomagać, więc praca szła dwa razy wolniej, ale to już nie miało wielkiego znaczenia. W końcu udało im się dokończyć remont, kupili meble i wyposażenie. Pozostało tylko powiesić ramki ze zdjęciami i rozpakować się. Czuła się dumna, bo to kosztowało ją naprawdę wiele. Czasem potrzebowała mnóstwo samozaparcia, żeby nie wycofać się i nie uciec, ale serio? Teraz nie ruszyłaby się stąd za najlepszą z posad fotografa. Kochała ich mieszkanko. Kochała każdy kolor na ścianie, każdy mebel, każdą ramkę na zdjęcie, każdą zasłonkę, każde wszystko. Całe to mieszkanie to owoc ich pracy i zaangażowania. Kłócili się o kolory i rodzaje, nie mogli dość do ładu w wielu kwestiach, ale Georg i tak pozwalał jej wybierać. Czasem wydawało jej się, że spierał się z nią po to, żeby się potem pogodzić.
- Saoirse, aniołku odłóż ten gwóźdź – odparła cierpliwie, w porę odbierając go córce, nim zdążyła wypróbować jego ostrość na nowych panelach. Prędko przybiła trzy ostatnie i zamknęła skrzynkę. – Chodź, pomożesz mi wybrać zdjęcia do ramek – wyciągnęła do niej ręce, a Saoirse z radością pozwoliła się podnieść. Mocno objęła szyję swojej mamy.
- Kocham cię, mamusiu – wyznała, po czym pocałowała Liv w policzek, zostawiając na nim klejący ślad po cukierku, który przed chwilą jadła.
- Ja też cię kocham – odpowiedziała i ucałowała córeczkę w czoło. Spinka wysunęła się z jej włosów i dyndała smętnie na cienkim kosmyku. Usadziła ją na kanapie i poprawiła jej fryzurę. – To wybieramy – zarządziła i pokazała dziewczynce trzy zdjęcia. Na pierwszym Saoirse czesała tatusia. Zmaltretowała jego perfekcyjny zaczes a la Elvis. Georg miał minę męczennika. Ta chwila była zdecydowanie warta uwiecznienia. Na kolejnym wszyscy troje wystawili dzióbki do zdjęcia, a na trzecim Georg obejmował Liv ramieniem, a na drugim trzymał córkę, która całowała go w policzek.
- To – pokazała palcem, na drugą fotografię. Liv skinęła głową i umieściła ją w ramce. Po chwili namysłu trzecią też. Później Saoirse wybierała swoje własne zdjęcia i jeszcze kilka innych. Czego, jak czego, ale ramek ze zdjęciami w ich domu nie mogło zabraknąć. Kiedy powiesiły wspólnie wszystkie, Saoirse zgodziła się pooglądać bajkę, bo nie pałała miłością do sprzątania. Lubiła pomagać przy wszystkim, ale miotła i odkurzacz sprawiały, że znikała i potrafiła grzecznie się bawić. Liv wyrównała ramki i postanowiła poodkurzać. W mieszkaniu wciąż unosił się pył, nawet jeżeli jej się wydawało, że wystarczająco często myła podłogi.
Gdy kończyła przecierać wilgotną ścierką zestaw pod kino domowe, usłyszała trzask drzwi, a po nim szuranie w korytarzu. Zdecydowała, że powinni zainwestować w chodnik do tego pomieszczenia, bo na panelach odbijał się każdy dźwięk. Stuk upadającej torby, szuranie butów.
- Jak tu ładnie – powiedział, obejmując Liv z tylu. Georg pocałował ją w policzek. – Jak słodko – mruknął prosto w jej ucho. Uśmiechnęła się.
- Podziękuj swojej córce i jej uwielbieniu do mamby – roześmiał się i odwrócił Liv przodem do siebie, a potem pocałował ją długo i czule.
- Musiałem sprawdzić, czy tu też smakujesz tak dobrze – mrugnął do niej, skradł jej jeszcze jednego całusa i ruszył do kuchni. Lodówka była jedynym w pełni wyposażonym meblem w ich mieszkaniu. Poszła za nim i oparła się o wyspę. Opróżnił butelkę wody do połowy i odstawił ją na blat. Liv przypatrywała mu się z zainteresowaniem. Bo jak tu nie patrzeć? Jej mężczyzna w ostatnim czasie stał się jeszcze bardziej przystojny, niż wtedy, gdy go poznała. Pobłogosławiła dzień, w którym ściął włosy i odstawił prostownicę, ale choć widywała go codziennie, to drastyczne zmiany jakie zaszły w jego wyglądzie, zaobserwowała dopiero tego lata. Uwielbiała jego ręce i ramiona. Nie mogła się na nie napatrzeć. Plecy też miał cudowne i w ogóle cały był nieziemski.
- Co się tak uśmiechasz? – zapytał, podchodząc do niej. Oparł ręce o blat po obu jej stronach. Położyła na nich swoje dłonie.
- Bo mi się podobasz – mruknęła, muskając palcami skórę na jego przedramionach.
- Człowiek musi spocić się jak świnia, żeby usłyszeć coś takiego od swojej dziewczyny – powiedział, niby to urażony, ale nie przeszkodziło mu to w przesunięciu rąk z blatu na talię Liv. Zbliżył się do niej, a ona kontynuowała swoją wędrówkę wzdłuż jego mięśni, które napinały się pod wpływem jej dotyku.
- Jestem szczęśliwa, Georg – szepnęła, podnosząc wzrok znad jego ciała na oczy. Uśmiechnął się, ujął ją mocniej w pasie i posadził na blacie. Czuła się lekka jak piórko, gdy ją unosił. Przysunął się bardziej, a ona oplotła go nogami. Zarzuciła mu ręce na ramiona i pocałowała go. Wsunął ręce pod jej koszulę, dotknął skóry, na której momentalnie pojawiła się gęsia skórka.
- Kocham cię – mruknął jej w usta między jednym pocałunkiem, a drugim. – I jeśli tak ma wyglądać każdy mój powrót do domu, to piszę się na to – roześmiała się, nie przerywając pocałunków. Rozpiął kilka zatrzasków jej koszulki, przesunął dłonie wyżej i bardzo miło zdziwił się, gdy spostrzegł, że nie miała na sobie biustonosza.  Odsunął się i popatrzył na Liv pytająco, a ona w odpowiedzi pokierowała jego ręką tak, by trafiła na jej pierś. Pocałował ją znów. Poczuła się, jak wtedy, gdy każde spotkanie z nim kończyło się w ten sposób. Potrzebowała go każdym kawałkiem siebie. Georg był jej niezbędnie potrzebny i kiedy pozwalała sobie na to, bardzo mocno żałowała, że tak długo zwlekała. Miłość Georga była tym, czego szukała po świecie. Kochała go każdym nerwem i czasem zastanawiała się, jakim cudem tak można, bo to wydawało się zupełnie niemożliwe. Gdy tak mocno obejmowała go nogami, gdy stał tak blisko niej, czuła, że zaraz stanie się to, czego nie powinni zrobić przy dwuletnim dziecku za ścianą. Żarliwie oddawała jego pocałunki, oddychając coraz ciężej, coraz szybciej.
- Tatuuuuuuś! – na korytarzu dudniły kroki Saoirse, a oni jak oparzeni oderwali się od siebie. Georg zasłonił sobą Liv, dając jej czas na ubranie się i porwał w ramiona córeczkę. Podrzucił ją do góry, łaskotał i okręcił się wokół własnej osi, a ona piszczała z radości. – Pobawimy się? – zapytała, kiedy podeszli do Liv, która zdążyła już względnie się uporządkować.
- Muszę się wykąpać, a potem coś zjeść, ale potem, potem na pewno się pobawimy. Może być? – dziewczynka energicznie przytaknęła i zaczęła się wiercić, chcąc stanąć już na podłodze. Ledwo dotknęła stopami wykładziny, a już jej nie było. Liv chwyciła go pod ramię i uśmiechnęła się szeroko.
- Zrobię ci coś do jedzenia, bo twoje dziecko uschnie, zanim się ogarniesz.
- W porządku – pocałował ją szybko i ruszył do wyjścia. Liv poprawiła kucyka i odetchnęła. – Co ty na to, żeby Saoirse nocowała dziś u babci? – zapytał, znów zwracając jej uwagę. Zerknęła na Georga nieco zaskoczona, gdy tak stał, opierając się o framugę. O tak. Kochała go z całego serca. Uwielbiała, gdy tak emanował męskością i wyłaził spod jej pantofla. W odpowiedzi otrzymał bardzo wymowny uśmiech.
*

Droga z Loitsche do Berlina upłynęła w zastraszająco szybkim tempie. Choć Scarlett wolałaby, żeby wlokła się w nieskończoność. Nie musiałaby tak szybko wracać do rzeczywistości. Gdy zbliżali się do dzielnicy, w której mieszkała Sophie, zaczęła zastanawiać się, czy powinna zaprosić Toma do domu. Gdyby pojawili się razem, oznaczałoby to, że zeszli się na sto procent. Takie miała odczucie. Zerknęła na niego. Prowadził w skupieniu, mając ten swój nieodgadniony wyraz twarzy. Jeszcze jakiś czas temu nie potrafiła wyobrazić go sobie w typowej męskiej fryzurze. Od zawsze miał na głowie dredy albo warkocze. Bardzo zdziwiła się, widząc go któregoś razu w nowej fryzurze, która jak się okazało, służyła mu równie dobrze, jak poprzednie. Pięknemu we wszystkim pięknie i on był na to niezbitym dowodem. Patrzyła tak na niego, bo sam zamyślił się nad czymś i nie spostrzegł jeszcze, że bezczelnie się gapiła, gdy nagle zaskakujące, co właśnie poczuła. To takie nagłe i oszałamiające. Dawno nie doznała takiego olśnienia. Była z nim w trzyletnim związku, urodziła jego dziecko i wydawałoby się, że bliżej niego już nie mogłaby być, a przez moment, przez krótką chwilę przypomniała sobie, jak czuła się wtedy, gdy jeszcze wzdychała do jego podobizny, gdy go nie znała, gdy był Panem Idealnym z telewizji. Przypomniała sobie tęsknotę, całe to ogromne zauroczenie i przeświadczenie, że ktoś taki jak Tom nigdy nie spojrzałaby na nią, że nigdy nie spodobałaby się Tomowi. Zauroczyła się ideą niego samego. To też było trudne. Nastoletnie problemy też są bardzo trudne. Kochała Mike’a, wzdychała do Toma, zmagała się ze swoimi niedoskonałościami kompleksami. Potem przeszła, jak jej się wówczas wydawało, najgorsze piekło. A on cały czas w tym był. Muzyka Tokio Hotel i wiara w niego przyczyniły się do utrzymania jej w pionie, bo symbolizował istnienie kogoś doskonałego, kogoś lepszego. Dla niej. Był  jej Tomem. Chłopakiem, który nigdy by jej nie skrzywdził. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego o tym pomyślała, ale poczuła naglącą potrzebę, żeby go dotknąć. Odwróciła się nieco i sięgnęła ręką do jego policzka. Pogładziła brodę i gładką skórę ponad nią. Tom zerknął na Scarlett i uśmiechnął się jednym kącikiem ust.
- Co tam, Maleńka? – zapytał, wciąż zerkając raz na nią, a raz na drogę.
- To dziwne, ale właśnie przypomniałam sobie czasy, kiedy wzdychałam do twoich zdjęć i chyba musiałam upewnić się, że na pewno tu jesteś – zawstydziła się swoją pokrętną logiką, ale Tomowi najwyraźniej się spodobała. Sięgnął po jej dłoń i splótł ich palce, kładąc je złączone na nodze Scarlett.
- Jestem – odpowiedział z czułością.
- Nigdy o tym nie myślałam, nawet jak się poznaliśmy, zapomniałam o tobie, jako osobie medialnej. Od początku byłeś dla mnie Tomem, po prostu i nie mam pojęcia, dlaczego właśnie teraz przyszły mi do głowy tamte czasy. Teraz jest mi ciężko, ale wtedy też było, w inny sposób, ale też bardzo, bardzo mocno. Zapomniałam o tym, a chyba powinnam pamiętać – zasępiła się na moment, bo to jedno wspomnienie wystarczyło, żeby obudziła się. Otrzeźwiło ją. Nie wiedziała jeszcze, jaki to miało cel, ani w jaki sposób przypomnienie sobie tych czasów mogło jej pomóc, ale poczuła się w zmotywowana. Zupełnie, jakby ocknęła się z letargu. Tom spoglądał na nią, co chwila. – Sama nie wiem – powiedziała w końcu. – To jest ważne, ale jeszcze nie wiem w jaki sposób.
- W odpowiedniej chwili przyjdzie ci to na myśl.
- Chyba tak, bo teraz po prostu nie wiem – wzruszyła ramionami i naprawdę nie wiedziała, co dodać. Fakty były takie: zatoczyła koło. Zarówno w związku z Tomem, jak też w kwestii Mike’a. Mike znów ją skrzywdził, znów prześladował. Nie były to już pogróżki bez pokrycia, jak w szkole. Nie chodziło tylko o to, kto zyska przewagę. Teraz budził w niej prawdziwy lęk. Anonimy, które jej wysyłał, miał utrzymywać ten stan. Zmuszał ją, by nie zapominała o nim, ani na chwilę. Dążył do tego, żeby ją zniszczyć, żeby wygrać i zatańczyć nad tym, co po niej pozostało. Przejrzała go, zmąciła plany, odrzuciła po raz kolejny. Planował zemstę, miała tego pełną świadomość. I chyba właśnie dlatego przypomniała sobie, co czuła, gdy była nastolatką. Przypomniała sobie, jak było źle, jak poradziła sobie z tym i poczuła, że musiała pozostawić karty czyste, nim rozstanie się z Tomem. Nie wiedziała, dlaczego, ale myślenie o przeszłości, sprawiło, że uznała, że nadszedł czas, żeby przyznać się do tego, co najgorsze. Bo najgorsze nie było to, że Mike zmienił tożsamość, żeby się do niej zbliżyć. Najgorsze było spustoszenie, które po sobie pozostawił. Bardzo bała się tego, co przyniesie przyszłość dla niej i dla Toma. Czy będą już razem? Czy faktycznie uda im się? Czy to tylko chwilowy rozejm, który poprowadzi do przyjaźni? Nie potrafiła mu tak po prostu znów zaufać, ale jednocześnie czuła, że Tom był tym, któremu mogła powierzyć wszystko, każdy sekret, każdy lęk. Nawet, jeżeli mieliby zostać tylko przyjaciółmi. Przyjaciółmi? Na tą myśl mało, co nie prychnęła. Zerknęła na niego. Czy Tom mógł być tylko jej przyjacielem? Przecież go  k o c h a ł a. Nieprzerwanie, nawet w ciągu tych lat, gdy nie byli razem. Kochała go, nawet jeżeli potrzebowała czasu, żeby mu znów w pełni zaufać. Jednak, żeby tak się stało, musiała wyznać mu prawdę. Bo przecież nie tylko ona musiała ufać jemu. On jej także. – Czy możemy pojechać do mojego mieszkania? – spytała. Nieco zdziwił się jej prośbą, ale wypełnił ją, nie zadając pytań. Musiał dostrzec to w jej twarzy. Bo wydawało jej się, że zaraz zemdleje, ale nadszedł czas naprawdę. Czuła, że to ten moment. Nie będzie już paniki, ani łez. Chciała znów mieć dobre życie. Chciała znów być szczęśliwa. Chciała znów wygrać wszystko, odzyskać siebie, jak przed laty. Dlatego nadszedł czas na prawdę. Oczywiście poinformowała ochronę o zmianie planów. Dotarli na miejsce przed nimi. Skrupulatnie wykonali swoje obowiązki. Scarlett i Tom w milczeniu weszli na teren apartamentowca, w którym mieszkała. W milczeniu wjechali na właściwe piętro i w milczeniu weszli do środka. Odetchnęła, wszedłszy w do swojego ukochanego mieszkania. Odwróciła się, by spojrzeć na Toma, który przyglądał się wszystkiemu z nabożnym podziwem. Marilyn spoglądała na nich ze smutkiem w oczach zasnutych alkoholem. Scarlett odwzajemniła jej spojrzenie, wiedząc, że musiała być silna. Marilyn nie była i jak skończyła? Przechadzała się po salonie i kuchni, upewniając się, że nie zostało tam zbyt wiele śladów Javiera. Odebrał resztę swoich rzeczy, gdy jej już nie było. Przynajmniej na parterze nie zostało po nim nic. Poczuła ulgę. To niewłaściwe, ale cieszyła się z tego. Tom odwiedził ją w mieszkaniu dwukrotnie, ale kiedy na niego zerkała miała wrażenie, że oglądał salon, jego wysokie sklepienie, widok, który dawały przeszklone ściany, zupełnie, jakby widział to po raz pierwszy. Przeszła w swoje ulubione miejsce. Pod piętrem, gdzie w roku stał fortepian, a za nim rozpościerał się widok na tonący w półmroku Berlin. Stała tam przez chwilę zbierając myśli, próbując uporządkować je jakoś. Nie udało się, aż do chwili, gdy usłyszała jego kroki. Zatrzymał się obok, blisko, ale nie na tyle, by stykali się ciałami.
- Imponujące.
- To mieszkanie, to najlepsze, co mogło mi się przytrafić po nas. Włożyłam w nie wszystkie siły. Dzięki temu przetrwałam. Kocham je, choć wiąże się ze smutnym czasem w moim życiu, to tylko tutaj czułam się jak w domu.
- Chyba to rozumiem, bo kiedy przestałem ganiać po świecie, centralnym punktem świata stał się David. Skupiłem się na nim, bo bez niego chyba znów wpadłbym w jakieś gówno.
- Wydawało nam się, że jesteśmy niezwyciężeni, a wystarczył silniejszy kopniak od życia, a leżeliśmy i skomliliśmy – skwitowała smętnie.
- Teraz będzie lepiej, bo wiemy to, czego nie wiedzieliśmy wtedy – Scarlett pokiwała głową i przez dłuższą chwilę wpatrywała się w krajobraz. Wtedy uznała, że nie da rady utrzymać się na nogach, więc usiadła na podłodze, opierając się o szybę. – Jesteś pewna, że wytrzyma? – zapytał, gdy siadał obok. Przytaknęła i zaśmiała się krótko, widząc jego niepewną minę.
- To dla mnie bardzo trudne, Tom – podjęła po chwilę. Zerknęła na niego bardzo, bardzo szybko. – A przede wszystkim upokarzające.
- Hej – odwrócił się bardziej bokiem, żeby dobrze widzieć Scarlett. Uniósł palcami jej podbródek i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. – Nic, co zrobiłaś lub, co uczyniono tobie, nie sprawi, że spojrzę na ciebie inaczej, niż teraz – zapewnił ją, a jego oczach widziała tylko miłość. Czystą, żarliwą miłość. – Cokolwiek to jest, przejdziemy przez to razem – zapewnił, a Scarlett nieznacznie przytaknęła. Odetchnęła głęboko. Tak trudno znaleźć właściwe słowa, choć historia była zupełnie prosta.
- Powiedziałam to Rainie, gdyby nie ona, chyba nie potrafiłabym opowiedzieć ci o tym, a potem spojrzeć w oczy – westchnęła. Tom nie przerywał, nie poganiał. Pozwolił jej patrzeć w podłogę, ale za to on przyglądał jej się uważnie. – Bardzo żałuję, że nie pozostałeś moim pierwszym i jedynym – wyznała zakłopotana. – To uchroniłoby mnie od tego wszystkiego, w czym teraz się znalazłam. Bo ja chyba chciałam udowodnić sobie, że potrafię być z kimś, kogo nie kocham, że to nie robi dla mnie różnicy. Chciałam wymazać ciebie z siebie. Wtedy sądziłam, że to możliwe – powoli podniosła wzrok na twarz Toma. Jej wyraz się nie zmienił. Właśnie dlatego winna mu była prawdę. Dla tej miłości płynącej z każdego milimetra jego twarzy. Nie chciała go skrzywdzić. – W Jimie urzekło mnie to, że będąc bardzo podobnym do ciebie, tak naprawdę okazał się zupełnie inny. Zabierał mnie na randki, w ciekawe bardzo gwiazdorskie miejsca, zaskakiwał mnie i trochę onieśmielał. Od samego początku wiedziałam, że to nie jest człowiek na związek budowany na głębokich uczuciach. Chciałam z nim czegoś szalonego, po tym, przez co przeszłam. Dostałam to – odetchnęła, wykręcając dłonie. – Muszę to powiedzieć, bo nie wiem, jak przekazać ci to wszystko, żebyś zrozumiał. Nie chcę, żebyś pomyślał, że porównuję nas do tego, co przeżyłam z nim – szepnęła bezradnie. Tom delikatnie dotknął jej dłonie i pogładził je uspokajająco.
- Zrozumiem, a jeśli nie, to zaakceptuję. Po prostu powiedz to, co tak bardzo cię boli. Nie wstydź się mnie. Chcę, żebyś przede wszystkim mnie się nie wstydziła – ścisnął jej dłoń i już jej nie puścił. Zerknęła na Toma znów i wzięła głęboki oddech. Serce waliło jej jak szalone. Tak bardzo, bardzo się wstydziła.
- Nie mam wielkiego doświadczenia, ale gdy teraz o tym myślę, to mogę powiedzieć, że seks z nim był… toksyczny, wręcz plugawy. Wtedy nie dopuszczałam do siebie tego, jak naprawdę czułam się po każdym zbliżeniu z nim. Teraz myślę, że byłam wyczerpana fizycznie i emocjonalnie w zły sposób. On był bardzo…doświadczony. Mam wrażenie, że na temat seksu wiedział wszystko i doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mi robił. Chciał mieć nade mną kontrolę i uzyskał ją. On chyba jest uzależniony od seksu. Tak mi się wydaje. Więc, pomijając szczegóły, powiem, że robiłam z nim rzeczy, z których dziś jestem niekoniecznie dumna. I poradziłabym sobie z tym, gdyby nie fakt, że… - głośno wypuściła powietrze chcąc pozbyć się ścisku w gardle.
- Jim to Mike – Tom dokończył za nią, a gdy spojrzała na niego zaskoczona tym, jak to brzmiało w jego ustach, dostrzegła w nim wściekłość. Oczy pociemniały mu z gniewu, szczęki zaciskał tak mocno, że bała się, że połamie sobie zęby, a żyłka drgała niebezpiecznie na jego szyi. Trochę ją to przeraziło. Cofnęła dłoń i potarła nimi przedramiona.
- Jim to Mike – szepnęła. – To mnie złamało. Oddałam się największemu wrogowi. Dostał to, czego chciał. Co więcej. Robił, co chciał i najpewniej drwił w duchu z mojej nieświadomości. Poczułam się tak, jakby odarł mnie z kobiecości. Odebrał mi ostatnią cząstkę mnie, która nigdy nie była jego. Przegrałam z nim. Przegrałam na całej linii – opowiadała smętnie. – Nie uświadomiłam sobie tego od razu. Upłynęło trochę czasu, zanim zaczęłam czuć niechęć wobec siebie. Po prostu na siebie nie patrzę. Brzydzę się ciała, które zlekceważyło rozum i tak chętnie oddawało się jemu. Terapeutka mówiła mi; przecież nie wiedziałaś. Nie mogłaś wiedzieć, że to on, ale ja czułam, że coś było nie tak. Tylko ignorowałam swoją intuicję, bo uważałam, że to moje głupie serce odrzucało go, bo wciąż chciało ciebie. Czuję wstręt. Nienawidzę siebie za to, że wystarczyło, żeby tknął mnie palcem, a ja… - nie zdawała sobie sprawy z tego, że mówiła coraz ciszej. Nie patrzyła już na Toma, bo bała się, że zobaczy w nim coś innego, niż to, co widziała, nim zaczęła opowiadać. – I nie radzę sobie z tym. Terapia nie pomogła. Czas niewiele zmienia. Mocno pracuję nad sobą, ale świadomość, że odebrał mi wszystko…że odebrał mi mnie samą… Umieram wewnętrznie, gdy ktoś mnie dotyka. Zwłaszcza obcy ludzie, a przecież na co dzień stykam się z dziesiątkami osób, które chcą autograf, zdjęcie, przywitać się, czy pożegnać. Za każdym razem w tych obcych twarzach widzę jego. To jest silniejsze ode mnie, spinam się, wycofuję. Czasem dzieje się tak, że czuję to wszystko, czuję jego i tak bardzo się wtedy boję, bo przypominam sobie, że kiedyś chciałam tego. Pragnęłam go. Pragnęłam Mike’a. A on to robił z nienawiści. Chciał wygrać i wygrał. Nie masz pojęcia, ile kosztuje mnie włożenie obcisłych spodni, czy bluzki z dekoltem, ale robię to, bo to jedyne, co mi zostało po mnie. Tylko tak mogę przypomnieć sobie, kim byłam, nim została ze mnie tylko skorupa – odetchnęła. Zamilkła na chwilkę, bo czekała ostatnia, choć wcale nie łatwiejsza część opowieści. – Byłam tym już tak bardzo zmęczona, że pomyślałam sobie, że kiedy dotknie mnie ktoś inny, niż Jim, to poczuje się lepiej. Dlatego przespałam się z Javierem, choć… to za wiele powiedziane. To był najbardziej upokarzający moment w moim życiu. Jak sobie o tym przypominam, to robi mi się niedobrze. Javierowi bardzo na tym zależało. Starał się. Kiedy dostał zielone światło bardzo starał się, żeby było mi dobrze, ale ja…– westchnęła znów, starając się pozbyć guli z gardła. – Sęk w tym, że już nic nie czuję, Tom. Jestem pusta. Przestałam być kobietą. Nie zostało już nic dla mnie, więc nie mam nic, co mogłabym ci ofiarować. Zabrał mi wszystko, a teraz mnie dręczy i pilnuje, żebym pamiętała o tym w każdej minucie życia – zakończyła bezbarwnym, zmęczonym głosem. Jakby ta opowieść wyciągnęła z niej całą energię. A potem milczała, bo nie wiedziała, co mogłaby dodać. Nie pozostał już żaden sekret. Zburzyła ostatnią ścianę, pozostały tylko gruzy. Starała się oddychać, przymknęła powieki i oparła głowę o ścianę. Po chwili ze zdziwieniem stwierdziła, że cisza, która zapadła między nimi, nie była zła. Zebrała się na odwagę i spojrzała na Toma. – Nie ma już tajemnic. Trupy wyszły z szafy. Jesteś zły?
- Na ciebie? – zapytał ochrypłym z emocji głosem. – Nigdy. Na ciebie nigdy – zapewnił żarliwie. Podniósł się do klęczek i przysiadł na swoich nogach, bezradnie wyrzucając ręce w górę. – Ja po prostu nie wiem, co powiedzieć. Tobie należy się wszystko, co najlepsze, więc jakim cudem spotyka cię tyle złych rzeczy? Scarlett, ja…przepraszam, jeżeli swoim zachowaniem uraziłem cię w ten weekend. Próbowałem się do ciebie zbliżyć, ale nie miałem pojęcia, że spotkało cię coś tak strasznego.
- Nie zrobiłeś nic złego. To ja popełniłam błąd, nie mówiąc ci od razu, ale wstydziłam się i wstydzę nadal. – Tom nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, wpatrując się w Scarlett z mieszanką strachu, rozpaczy, nawet paniki. Nie potrafiła do końca rozszyfrować miotających nim uczuć, ale wyraźnie zastanawiał się nad czymś. – Powiedziałam ci o tym już teraz z jeszcze jednego względu. W ciągu tych dni, gdy nie będziemy się widywać, będziesz miał szansę zastanowić się, czy na pewno chcesz pakować się w związek ze mną. Nie wiem, czy da się mnie naprawić – powiedziała łagodnie. Patrzyła mu w oczy, by miał pewność, co do szczerości jej pobudek. Kochała go i bardzo nie chciała, że tracił czas na ratowanie czegoś, co mogło już nie istnieć.  
- Nie muszę się nad tym zastanawiać – wypalił, ledwo skończyła zdanie. – Scarlett, ja wiem, że chcę być z tobą, pomimo wszystko. Po prostu… nie potrafię sobie wyobrazić, jak źle musisz się czuć. Chcę ci pomóc, ale nie mam zielonego pojęcia jak – zacisnął pięści, z trudem panując nad sobą. Złość rosła w nim coraz bardziej. – Gdy tylko dorwę tego skurwiela, zabiję go. Przyrzekam ci, że pożałuje tego, co zrobił – popatrzył jej prosto w oczy, a powaga i pewność, jaką w nich zobaczyła, przeraziła ją. Tak bardzo był wzburzony. Nie sądziła, że aż tak zareaguje, że aż tak się przejmie, ale chyba nie oceniała obiektywnie. Ona nie odczuwała już tak, jak powinna. Za dużo ją to kosztowało do tej pory. Czuła tylko wstyd. Wstyd i upokorzenie były wszechmocne i wszechobecne. Zapomniała, że w takiej sytuacji mogła pojawić się też złość, ale nie chciała, żeby zrobił coś głupiego.
- Nie – podniosła się i na klęczkach zbliżyła do Toma. – Nie pobrudzisz sobie rąk. Nie zrobisz nic, co mogłoby ci zaszkodzić. Nie odbierze mi też ciebie – odparła stanowczo.
- Powiedz mi słowo. Powiedz, co mogę zrobić. Ja nie potrafię tego zrozumieć – bezradnie wszczepił palce we włosy, starając się oddychać miarowo. Scarlett nie sądziła, że to tak bardzo go rozbije. Jej obawy po raz kolejny okazały się niesłuszne. To dało jej namiastkę ulgi.
- Policja prędzej czy później go złapie. Przestanę używać tej skrzynki pocztowej, nie będę czytać jego wiadomości. Zlecę komuś przeglądanie jej. Postaram się zminimalizować ewentualność jego wpływu na moje życie. Bardziej martwi mnie to, co zrobimy my – popatrzył na nią pytająco, najwyraźniej nie domyślając się, o co mogło chodzić Scarlett. Chyba musiała to powiedzieć na głos. Przcież od samego początku martwiła się o nich. Mike uczynił zło. Oni zbierali jego plon. On już się nie liczył. Zastanawiała się tylko, jak mogła być wystarczająco dobra dla Toma w takiej sytuacji. – Ty i ja, związek. Tom, ja już nie umiem się go bać. Jestem wyzuta ze strachu, bo boję się nieustannie od bardzo, bardzo dawna. Jedyne, czym teraz się martwię, jest to, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra  i…
- Nie – przerwał jej ostro. – Nigdy nie mów, że nie jesteś dla mnie wystarczająco dobra. Byłaś, jesteś i będziesz najlepsza – nie mając pojęcia, co zrobić ze sobą, wstał i przeszedł kilka metrów w te i we w te. Głęboko odetchnął. Scarlett dawno nie widziała Toma w takim stanie, tak bezradnego i zrozpaczonego. W jego ruchach, w jego spojrzeniu i wyrazie twarzy pojawiło się coś tak pełnego bólu, że była gotowa zająć się ukojeniem jego trosk, zapominając o własnych. Był jak zaszczute zwierzę. Chciał coś zrobić, ale nie mógł, bo ograniczały go uczucia Scarlett i nieobecny Mike. Powoli podniosła się i oparła o szybę. Nie wiedziała, co zrobić, bo zabrakło jej już słów. W pewnym momencie podszedł do niej blisko i oparł ręce po obu jej bokach. – Być może nie jestem już jedyny, ale na pewno pierwszy i ostatni – stwierdził z determinacją. – Bez względu na to, co w tobie siedzi, poradzimy sobie z tym. Zrobię wszystko, żebyś znów stała się sobą. Ochronię cię przed tym, co w tobie siedzi. Jesteś najlepsza, najważniejsza, najbardziej doskonała. Jesteś moją połową i nie mam, co do tego żadnych wątpliwości – dotknął wierzchem dłoni jej policzek. Przymknęła powieki i westchnęła.
- Przy tobie, nawet najczarniejszy strach staje się łatwiejszy do rozproszenia – szepnęła, powoli otworzywszy oczy i posłała mu jedno z tych spojrzeń, do których nie potrzeba żadnych słów.
- Już nikt, nigdy cię nie skrzywdzi – powiedział głosem przesiąkniętym emocjami. Była skłonna wierzyć, że drżał, ale może to tylko jej wyobrażenie? Może to ona drżała? – To nie jest obietnica. To fakt – skinęła głową, bo nie potrafiła uczynić nic więcej, a potem wyciągnęła ręce, objęła Toma w pasie i mocno się do niego przytuliła. A on zamknął ją w swoich objęciach. W miejscu, gdzie żadne zło nie miało wstępu.

Tom dokładnie obejrzał mieszkanie Scarlett. Było urządzone nowocześnie i stylowo, ale brakowało tam ciepła. Może to przez tą ogromną przestrzeń, jaką dawał otwarte piętro i przeszklona ściana na wysokości obu kondygnacji, a może to dlatego, że gdy urządzała, to była smutna? W każdym razie chyba nie chciałby tam mieszkać. Imponował mu sposób urządzenia, ale chyba nie czułby się tam dobrze. Scarlett pakowała rzeczy, które chciała zabrać ze sobą do Stanów. Krzątała się między swoją sypialnią, a garderobą. Strój, który miała w Loitsche, zamieniła na czarne, wąskie jeansy, szaroniebieski sweter z dekoltem w serek i rękawem trzy czwarte i lity. Tom nie do końca pojmował, jakim cudem potrafiła w nich chodzić, ale radziła sobie świetnie. Nawet w nich truchtała po schodach. Słabo mu się robiło, gdy na to patrzył, ale jakby nie było, wyglądała cudownie. Wprawdzie schudła zdecydowanie za bardzo, ale i tak dla niego była najpiękniejsza. Uśmiechnął się do siebie i pogmerał w kieszeni, w poszukiwaniu rzeczy, które zamierzał jej dać, odkąd przyjechali do Loitsche. Scarlett dopięła walizkę i z trudem zdjęła ją z podwyższonego łóżka.
- Zaczekaj, pomogę ci – zbliżył się do niej. – Najpierw chcę ci coś dać – popatrzyła na niego pytająco, a Tom stanął za nią i założył na jej szyję łańcuszek z wisiorkiem. Poczuła chłód i wzdrygnęła się. Zapiął i przystąpił do znacznie trudniejszej misji. Trzęsły mu się ręce, bo obawiał się, że ją ukłuje, ale jakoś sobie poradził z zapinaniem kolczyków. – Gotowe – odparł zadowolony, a Scarlett posłała mu kolejne spojrzenie typu: zupełnie nie wiem, o co ci chodzi. Podeszła do toaletki i przysiadła przed lustrem. Wtedy jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Z jakiej to okazji? – zapytała delikatnie dotykając wisiorka w kształcie trzech nachodzących na siebie kulek. Kolczyki wykonane z tego samego kamienia, złudnie przypominającego kolor jej oczu, też były trzema nachodzącymi na siebie kuleczkami.
- Bez okazji. Należą ci się same najpiękniejsze rzeczy – odparł z uśmiechem. W jego oczach widziała uznanie.
- Czy to przypadkiem nie jest komplet do bransoletki, którą dostałam od was na urodziny? – spytała, patrząc w odbicie Toma. Uśmiechnął się szeroko, kiwając głową.
- Uznałem, że na pewno będę miał okazję, żeby dać ci resztę. Już wtedy nie brałem pod uwagę innej możliwości.
- Dziękuję – odwróciła się i ucałowała go w policzek. Tom pochylił się bardziej, skupiając wzrok na czymś w okolicach jej dekoltu. Zmarszczył brwi i przykucnął obok Scarlett. Nie bardzo pojmowała, o co mu chodziło. Własnie pocałowała go w policzek, a on to zignorował.
- Pozwól mi się rozkręcić – mrugnął do niej, jednocześnie sięgając za swoją koszulkę. – Teraz interesuje mnie inna rzecz. – Dotknął jej szyi i ujął w palce zawieszki, które miała na sobie już wcześniej. Medalik i połowa serduszka. Odwzajemnił jej czułe spojrzenie, przysunął się bliżej i połączył obie części.
- Nigdy go nie zdjęłam – powiedziała, jakby to nie było oczywiste.
- Czy nie uważasz, że to dziwne, jak na ludzi, którzy postanowili już nigdy nie być razem? – zagadnął, zerkając na Scarlett. Uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy. To spojrzenie mówiło mu wszystko, co chciał wiedzieć. Dawało mu pewność, że nawet jej strach i ograniczenia, które zostawił po sobie Mike, nie były na tyle silne, żeby złamać jej miłość. Oczy Scarlett wyrażały uczucia, której nie potrafiła przekazać gestami czy słowem.
- Myślę, że oboje przeżyliśmy swojego rodzaju zaćmienie umysłu, ale nie serca – zerknęła na połowy serduszka i zamknęła swoją na dłoni Toma, by trzymali je razem. – Moje serce pękło, gdy odszedłeś – puścili wisiorek, a Scarlett pogładziła policzek Toma i musnęła opuszkiem usta. Oblizał je mimowolnie. – Teraz wiem dlaczego – uśmiechnęła się zawstydzona. – Bo zabrałeś jedną połowę ze sobą – szepnęła. – A gdy znów jesteś, leczy się samo. Nie potrzebuję terapii, ani zajmowania czasu, ani niczego innego. Tak naprawdę – Tom podniósł się i pociągnął Scarlett za sobą. – Od samego początku potrzebowałam tylko ciebie – czule pogładził jej ramiona, badając wzrokiem jej twarz, a potem przesunął dłonie na jej szyję. Zadrżała, więc zabrał ręce. Pogładził jej policzki i ujmując jej twarz w dłoniach, spojrzał jej prosto w oczy.
- Scarlett Mario O’Connor kocham cię bez opamiętania – wyznał to najczulszym, najcudowniejszym tonem, jaki w życiu słyszała i rozpłynęłaby się, gdyby nie stał tak blisko.
- Och, Tom – westchnęła rozkosznie. – Ja też cię kocham tak bardzo, bardzo, bardzo – odpowiedziała, obejmując go w pasie. Nawet w wysokich butach sięgała mu ledwo ponad brodę i musiał z całą pewnością przyznać, że to maleństwo było całym jego światem. – Mam nadzieję, że to, że nie przetrzymałam cię w niepewności nie zmniejszy twojego zapału do tych obiecanych randek – zerknęła na niego z ukosa, a Tom roześmiał się w głos. Bardzo lubiła, gdy się tak radośnie śmiał.
- Sądzę, że wypowiedzenie tych słów ma znaczenie bardzo symboliczne. Przerywamy złą pasę. To nasze zaklęcie. Łamiemy nim wszystkie uroki. Dopiero teraz możemy chodzić na randki – wyjaśnił skwapliwie, starając się brzmieć mądrze i poważnie, ale nie potrafił ukryć wesołości w swoim głosie.
- O tak, odczaruj mnie – uśmiechnęła się smutno, co przygnębiło Toma. Nienawidził tego, że jej złe wspomnienia niszczyły każdą piękną chwilę. Nie umiała się cieszyć, bo ta radość zaraz zostawała zatruwana lękiem. Nie miał pretensji do Scarlett. Ogarniała go złość, bo był bezradny wobec jej strachu. Wymyślanie atrakcji, schowanie jej na końcu świata, czy zapewnienia o tym, że gotów był zrobić dla niej wszystko, nie wystarczało, bo piętno jakie odcisnął na niej tamten człowiek, zabierała ze sobą wszędzie. Jeszcze nie wiedział, jak się z tym zmierzyć, ale postanowił zrobić wszystko, żeby jej w tym pomóc. Musiała dostrzec grymas na jego twarzy, bo pogładziła jego boki i zmierzyła go od dołu do góry. – Mogłabym stanąć na krześle, a i tak byłabym od ciebie mniejsza. Gdzie jest sprawiedliwość? – nachmurzyła się.
- Chyba urosłem. Miałem na początku roku jakieś okresowe badania. No i tam też dałem się zmierzyć z ciekawości. No i mam cztery centymetry więcej.
- Na tym świecie nie ma za gorsz sprawiedliwości – sapnęła. – Ja przestałam rosnąć jak skończyłam szesnaście lat, a ty masz dwadzieścia pięć i rośniesz. Marzyły mi się jeszcze ze trzy centymetry, nie mówiąc o pięciu, bo to byłby szczyt szczęścia, ale nie. To byłoby zbyt piękne – marudziła, mając nadzieję, że Tom przestanie się martwić. Nie lubiła, gdy się smucił.
- Przecież jesteś piękna – powiedział to tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. Scarlett nawet na sekundę uwierzyła. Chwycił ją za rękę i okręcił ją wokół własnej osi. – Jesteś najpiękniejsza – uśmiechnął się i przyciągnął ją do siebie. Zastygła w bezruchu, on też nic nie robił. Jego dłonie spoczywały tuż pod jej łopatkami. Jedynie stykali się ciałami. Położyła dłonie na przedramionach Toma, odetchnęła głęboko i rozluźniła się. Pokiwał głową z zadowoleniem. – Metoda małych kroków. Zamierzam pokazać ci, co jest w tobie pięknego. Zamierzam przypomnieć ci, jakie masz wspaniałe ciało. Zamierzam przypomnieć ci, jak wygląda dotyk z miłości. Bo ja robię to tylko i wyłącznie dlatego, że cię kocham. To, że chcę być blisko, że chcę cię całować, że chcę patrzeć na ciebie, i że bardzo, bardzo chcę cię dotykać, to tylko dlatego, żeby dopełnić miłość, której nie mogę wyrazić słowami, czy innymi czynami. Za dobre dwa tygodnie znów będziemy razem i wtedy sprawię, że przestaniesz się bać, że znów pokochasz siebie i poczujesz się tak piękną kobietą, jaką ja cię widzę.
- A jeśli się nie uda? – zapytała, mając nadzieję, że zaprzeczy.
- To będę próbował do skutku – spodobało jej się to. – Zrobimy wszystko, co się da, żeby ci pomóc. Twoje serce wie, co jest dobre. Jego tam nie ma. Udało mu się rozciągnąć pajęczynę tylko tutaj – dotknął jej skroni, a potem delikatnie ją ucałował. – A kiedy już nam się uda, to pokonasz go, bo odbierzesz mu to, na czym najbardziej mu zależy. Nie będzie już cię kontrolował, więc straci władzę nad tobą. Odzyskasz siebie, a ja dopilnuję, żeby już nikt nigdy cię nie skrzywdził. Musisz mi tylko na to pozwolić – powiedział z czułością.
- To brzmi jak umowa – stwierdziła skwapliwie.
- Umowa – skinął głową z uznaniem, bo najwyraźniej spodobał mu się ten pomysł.
- W takim razie umowa – odparła i wykorzystując chwilowy przypływ odwagi, zarzuciła Tomowi ręce na szyję i ucałowała go delikatnie w usta. To spodobało mu się jeszcze bardziej. Przytulił ją mocniej, zacieśniając uścisk i spojrzał na Scarlett z góry.
- Bardzo mi przypadły do gustu pani poczynania.
- Polecam się – jej twarz rozjaśnił uśmiech, który sięgał także oczu. Tom poczuł się z siebie dumny. – Lubię być schowana przed światem. Podoba mi się szczególnie w twoim towarzystwie i bardzo mi nie leży, że to się kończy, akurat teraz.
- Będę zasypywał cię wiadomościami, więc minie szybko, bo będziesz zajęta odpisywaniem.
- No niech będzie – westchnęła. – Skoro muszę tam jechać, to twoje wiadomości to jakieś pocieszenie, a teraz czas najwyższy na powrót do rzeczywistości.
- No niech będzie – westchnął. – Skoro muszę cię oddać… - słysząc, jak powtarzał po niej, Scarlett roześmiała się i lekko klepnęła Toma w ramię. To też mu się spodobało. W ogóle podobało mu się wszystko, co robiła. Przytulał ją jeszcze przez chwilę, nim zebrała się w sobie, że stanąć oko w oko z powrotem do obowiązków. Odwiózł ją do domu i pojechał do mieszkania. Ustalili, że będą dawkować emocje rodzinie. Gdyby pojawili się razem u Sophie, to prędko by nie wyszedł, bo zasypaliby ich gradem pytań. Scarlett postanowiła zdać relacje i postawić ich pod rynną, gdy wrócą do domu oboje. Pomało. Na spokojnie. W końcu życie przed nimi.
Siedział z Billem do późnego wieczora, bo bardzo trudno było mu poukładać to wszystko. Bill i Rainie wiedzieli o tym, że Mike zmienił tożsamość. Rainie poznała całą historię, ale Tom też musiał zwierzyć się z tego bratu. Nie powiedział mu wszystkiego, ale tyle, by Bill mógł mu jakoś pomóc. Opróżniali już po drugim piwie. Ilekroć przypomniał sobie, co to bydle zrobiło ze Scarlett, miał chęć coś rozwalić. Nie umiał sobie z tym poradzić i bardzo podziwiał Scarlett za to, jak ona dawała sobie radę. Jego wojowniczka.
- Kiedy mi o tym opowiadała, poczułem się totalnie rozwalony – podjął po dłuższej chwili milczenia, gdy obaj przyswajali to, co przekazał bratu. –  Chciałem z miejsca rozkurwić tego chuja. Ja pierdole, Bill. Nie pojmuję, jak można być tak skończonym gnojem, żeby zrobić coś takiego? Ten skurwiel się uśmiercił, żeby zmienić tożsamość i dobrać się do niej. Zastanawialiśmy się, czemu jest taka wystraszona i przybita. Teraz już wiem. Ona się go bała, nienawidziła go, bo upokorzył ją i złamał jej serce, a potem dowiedziała się, że sypiała z tym człowiekiem, że on udawał, żeby się z nią przespać – opróżnił butelkę i podszedł do lodówki po kolejne.
- A teraz ją prześladuje i przypomina o tym, kim jest i co robił – podjął Bill, otwierając piwa. – Rainie mi mówiła, że Scarlett zwierzyła jej się ze swoich problemów, ale nie powiedziała mi, o co chodziło.
- Jak ty sobie z tym poradziłeś? – zapytał olśniony tym, że od powrotu Rainie nie zapytał brata, jak czuł się będąc w tak trudnym związku.
- Wiesz, wtedy przed wyjazdem Rainie nie było nawet mowy o tym, co robimy teraz. Ja jej nawet nie przytulałem, no może pod koniec, gdy trochę oswoiła się ze mną, ale generalnie można powiedzieć, że byliśmy w czysto platonicznym związku. A teraz jest tak, jak chyba z większością par. Idziemy krok po kroku, uczymy się siebie. Tylko, że to dzieje się wolniej. Rainie pokazuje mi swoje ograniczenia, a potem pracujemy nad tym, żeby je pokonać. To jest fajne – uśmiechnął się wymownie. – Czasem jest ciężko, sam wiesz – wzruszył ramionami. – No, ale robię to wszystko dla niej, bo kiedyś przełamię ostatnią barierę i przestanie się bać. To jest warte czekania.
- No, ale chodzi mi o to, jak poradziłeś sobie z tym, że twoja kobieta przeszła przez takie piekło – drążył.
- Tom widziałeś mnie wtedy, ja chyba wcale tego nie przeszedłem. Przeczołgałem się przez to. Mam nadzieję, że Hansa ktoś zapierdoli w tym psychiatryku. Należy mu się to. Rainie kupę lat tkwiła w zupełnym gównie, ale wyszła z tego. Spójrz, kim się stała. Nabrała pewności siebie, wie, że należy jej się od życia to, co najlepsze. Musisz być cierpliwy. Daj Scarlett czas, pokaż jej, że dotykasz, bo ją kochasz. To podstawa. Rainie się pozbierała, jej też się. Scarlett jest silniejsza, niż wygląda. Udowodniła to nie raz. Po prostu teraz twoja kolej na to, żeby jej pomóc. Ona zrobiła z ciebie ludzi – uśmiechnął się smętnie wypowiadając ostatnie zdanie. Niewiele to pomogło Tomowi. Miotał się i dusił w sobie. Im dłużej oswajał się z tym, co mu powiedziała, czuł się gorzej.
- Kurwa, Bill – pochylił się i schował twarz w dłoniach. – Przy niej starałem się nie pokazywać tego, ale kiedy ona dostała ataku paniki na samą myśl o tym wszystkim, to po prostu wymiękłem. Nie umiałem jej pomóc. Czuję się rozwalony wewnętrznie – zacisnął pięści i mocno potarł nimi twarz, potem popatrzył na Billa. – Ja nie byłem święty. Spałem w tym czasie z wieloma laskami i nie mam żalu, że ona też próbowała z kimś być, ale jak to możliwe, że na tyle ludzi mieszkających w LA, ona musiała wpaść akurat na niego? Dążył do poznania jej, okej. Ale jak to możliwe, że miała aż takiego pecha, że nie wyhaczył jej ktoś inny? Tylko on? Może gdyby poznała kogoś innego, to nie skończyłoby się to tak drastycznie. Sam już nie wiem – uderzył pięścią w stół. Bill machinalnie zerknął w stronę sypialni, gdzie spały Rainie i Candy.
- Musisz wziąć się w garść. To bydle zniszczyło ją, ale twoja głowa w tym, że ją pozbierać. Policja go dopadnie, bo kiedyś w końcu powinie mu się noga. Jest dobry, skoro uknuł takie coś, ale prędzej czy później mu się nie uda.
- Ja pamiętam, jaka była Scarlett. Miała kompleksy, ale była w pełni świadoma siebie, swojej urody, tego co lubiła i wiesz. Dobrze nam było razem. A teraz z tego nie zostało nic. Ona cieniem tamtej siebie. Patrzyła na mnie tym przestraszonymi oczami, tak jakby prosiła, żebym ją z tego wyciągnął. Zrobię to, choćby nie wiem co, ale nie mogę pogodzić się z tym, że on zabił w niej hart ducha. Bo ona podnosiła się zawsze, a teraz nie umie.
- Wyciągniesz ją z tego – zapewnił go Bill. – Myślę, że teraz zbudujecie wasz związek na solidniejszych fundamentach. Może dzięki temu, że musicie stawić czoła tej sytuacji. Ona sobie poradzi. Jest silna. Straciła ojca, dzieci i ciebie. Wyszła z tego. Teraz ma znów ciebie, więc wszystko musi się udać i nie rozpaczaj. Nie roztrząsaj tego. Wiem, że to gówno, ale im dłużej w nim siedzisz, tym bardziej śmierdzi.
- Jak ty, kurwa, piszesz piosenki i miłości, skoro pleciesz takie dyrdymały? – Tom pokręcił głową i upił spory łyk piwa. Bill miał rację. Musiał wziąć się w garść, żeby jej pomóc, ale jej cierpienie wypalało go od środka. Chciał wsiąść w samochód i pojechać do niej. Zignorować program i wszystko inne, bo tak naprawdę to nie miał znaczenia, gdy z nią było źle.

- Mów mi więcej o gównie, a może wymyślę, co zrobić z tym gnojem. A teraz idę zapalić, a ty abstynencie, wąchaj dym – Bill pokazał mu środkowy palec, zabrał piwa i ruszył za nim na balkon. Bez względu na to, jak było źle. Z Billem było lepiej. 

_________________________
Nie wiem, skąd pochodzi tekst z tytułu. Zaznaczam, że to cytat, ale nie znam autora. 
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo