25 października 2014

110. Got me looking so crazy right now. Got me looking so crazy in love.

Tytuł: Beyonce Crazy in love

Równo sześć lat temu w okolicach godziny 19.00 na blogu pojawił się prolog. Nie był to ten blog, ale z pewnością był to Prinz. 
Nie wiem, czy istnieją blogi z gatunku FFTH, które funkcjonują tak długo. Nie wiem, czy istnieją blogi FF, czy z opowiadaniami, które funkcjonują taki szmat czasu, a szkoda, bo chciałabym zapytać autora takiego opowiadania, czy czuje się tak dumny, jak ja dziś. 
Nie macie pojęcia, jak bardzo rozpiera mnie to uczucie. Cały dzisiejszy dzień jestem bardzo rozemocjonowana ;) Nie tylko ze względu na swoją pracę. Prinz napawa mnie dumą, bo to już nie tylko opowiadanie. Prinz to moje hobby. To "instytucja" i jestem przeszczęśliwa, że działa tak fantastycznie. 

Prinz to nie tylko ja, nie tylko historia. To także wy. Wy tworzycie Prinza. Poprzez swoją obecność, zaangażowanie, krytykę i pochwały. Wspieracie mnie zostawiając opinie, zadając pytania i podsuwając sugestie, które często rzucają światło na kwestie, nad którymi się nie zastanawiałam wcześniej. Jestem szczęśliwa mając tak cudownych czytelników. Jesteście ze mną, trwacie i nie zraża was nierzadko długie oczekiwanie na kolejne notki. Dziękuję. 

Jednak szczególe podziękowania płyną do KaśkaBez Ciebie nie byłoby mnie i tego wszystkiego. Dziękuję za Twoje wsparcie, za to że chętnie wysłuchujesz moich niekończących się teorii i że... po prostu jesteś. Jestem zaszczycona mając taką przyjaciółkę. 

Cóż mogę dodać. Mam nadzieję, że kolejny rok będzie dla nas wszystkich owocny. Życzę sobie i wam radości z tworzenia Prinza. 


***

8. grudnia 2014, Curaçao, Willemstad – Hotel Marriot

Temat: Coś pięknego.
Zawsze, kiedy myślę o czymś pięknym, to myślę o tobie. To chyba naturalne, nie? W sumie nie wiem, co teraz robisz, ale myślę, że możesz mieć program. W każdym razie, zaraz idę na nagranie i pomyślałem sobie, że muszę coś ci napisać.
Tęsknię za tobą. Nie masz pojęcia, jak bardzo. A może masz? Chyba masz. Czuję, że też tęsknisz. To takie… budujące. Odkąd do siebie wróciliśmy, czuję, że jestem pełen. Czuję, że wszystko jest na swoim miejscu i niczego mi nie brakuje. Tak powinno być. Ostatnio tak czułem się, gdy byliśmy razem. A teraz znów jesteśmy i wszystko działa jak należy. Ja działam jak należy. Czuję się właściwy i w jakiś sposób doskonały, bo mam znów ciebie. Ty czynisz mnie dobrym.
To miłość. Twoja miłość. Jest piękna i dobra. Wypełnia mnie i sprawia, że codziennie budzę się szczęśliwy.
Kocham cię i tęsknię. Z każdą minutą niemożliwie bardziej.

Tom wysłał wiadomość, zamknął pokrywę laptopa i zebrał się do wyjścia. Przesłuchania nie szły tak gładko, jak się spodziewał, dlatego pisanie maili do Scarlett było dla niej przyjemną odskocznią. Starał się, żeby były obrzydliwie romantyczne i podkreślały coś wyjątkowego w niej. Poprzedniego dnia wysłał ich siedem. Scarlett nie nadążała mu odpisywać, ale nie o to mu chodziło. Chciał, żeby czuła jego stałą obecność. Włożył telefon do kieszeni spodni, zapiął zegarek na ręce i wsunął okulary na nos. A potem wyszedł z pokoju, układając w głowie kolejną wiadomość do Scarlett.
*

Berlin

Jessica, po uruchomieniu laptopa, jak zwykle miała w zwyczaju, włączyła muzykę i zalogowała się na maila. Na jej facebookowym koncie było jak zwykle sporo pytań o zdrowie i innych miłych wiadomości od ludzi z Niemiec, ale też innych krajów. Na przykład z Francji, Hiszpanii, Polski, Wielkiej Brytanii, a nawet Ameryki. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się, że jej chore serce może dać jej tak wielką popularność. Nie miałaby jej, gdyby nie Scarlett, ale na dobrą sprawę nie bardzo wiedziała, co miała z tym zrobić. To szalenie sympatyczne, że wszyscy pamiętali o niej i wciąż przesyłali pieniądze na konto, żeby pomóc innym, ale ona, jako Jessica Hoff była znana z tego, że Scarlett pomogła jej zdobyć szansę na operację. Nie czuła, żeby było jej to potrzebne. Nie wiedziała, czy może jej się to przydać w przyszłości, bo póki co, mając czternaście lat, nie aspirowała do kariery czy innego zaistnienia w mediach. Kochała muzykę, ale bardzo lubiła też biologię i nie potrafiła zdecydować, jaki kierunek obierze w przyszłości. Teraz marzyła o tym, żeby w końcu, po pół roku wyjść ze szpitala, wrócić do szkoły i jakoś od nowa ułożyć swoje życie. Nie liczyła na to, że Scarlett zabierze ją do siebie. Nie wiedziała nawet, czy mogłaby. Miała jednak nadzieję, że wciąż będzie ją odwiedzać i czasem zabierać do siebie. Odliczała dni do opuszczenia szpitala. Piętnasty grudnia wydawał się magiczną datą. Przełączyła kartę z Facebooka na maila. Usunęła powiadomienia i skupiła się na mailach. Był od Scarlett, na który zaraz odpisała. Z dziesięć od Candy z piosenkami, które musiała odsłuchać i zdjęciami chłopaków z 1D i Dirty Mouses. Odpowiedziała, wyraziła zachwyt, bo jakby nie było, to miała nad czym się zachwycać. Uwielbiała Harrego w dłuższych włosach. Na koniec zostawiła sobie maila, na którego najbardziej czekała. O tym, że zaczęła mailować z Theo, nie powiedziała nawet Candy. Jeszcze nie wiedziała, do czego mogłoby to prowadzić. Był od niej siedem lat starszy, mógł mieć dosłownie każdą dziewczynę na jedno skinienie, a poświęcał czas właśnie jej. Była szczęśliwa, bo uwielbiała DM, a jego w szczególności, ale miała czternaście lat, a on dwadzieścia jeden. Co mogło go zainteresować? Wyglądała jak wrak człowieka, nawet nie mogli się spotkać, a mimo tego rozmawiali, jak bliscy przyjaciele. Miała wrażenie, że tym właśnie się stawali. Rozważała opowiedzenie Scarlett o tym wszystkim, ale jeszcze nie czuła się gotowa. Wolała poczekać i ocenić jego nastawienie. Bo było nie do końca jednoznaczne. Podobało jej się to, ale to w końcu był Theo Kershaw. T e n  Theo Kershaw. Bała się pomyśleć sobie za dużo, ale jak tu nie myśleć, skoro mailowała z chłopakiem ze swoich marzeń? Zaczęło się zwyczajnie. Otrzymała kilka grzecznościowych maili z konta zespołu. Sądziła, że w ten sposób chcieli zrekompensować jej spotkanie, do którego nie doszło. Dlatego bardzo zdziwiła się, kiedy zastała w skrzynce wiadomość od Theo, z jego prywatnego maila. Zaufał jej. To coś znaczyło. Przynajmniej wierzyła w to. Z przyjemnością przeczytała kolejną wiadomość od niego i zabrała się za odpisywanie.
*

9. grudnia 2014

Poranne przesłuchania były ciężkie. Mnóstwo łez, zawodzeń, nieudanych prób. Uczestnicy mieli tylko noc na przygotowanie się do występu. To sprawdzian, któremu wielu nie podołało. Tom czuł się zmęczony smutkiem tych ludzi, którym się nie udało. Kiedy godził się na udział w DSDS, nie sądził, że ten program będzie tak wyczerpujący emocjonalnie. Wprawdzie o werdykcie miał zadecydować wieczorny występ, ale mieli już pewien zarys finałowej dziesiątki. Natalie poprawiała ich przed wywiadem, który mieli udzielić dla RTL. Spojrzał na zegarek. Scarlett była w Nowym Jorku, więc problem różnicy czasu zniknął. Przysiadł na sofie i wyjął telefon.

Temat: Grudzień
Wiesz, co? Jestem ciekaw, czy pismaki już wywęszyli nas razem. Za chwilę mam wywiad i wiesz. Tak sobie teraz myślę, że to nawet fajowo, że będę mógł się znów tobą chwalić. Chociaż jestem pewien, że nie obejdzie się bez linczu, ale jakie to ma znaczenie? ;)
Obejrzałem w Internecie twój wczorajszy występ. Skarbie, jesteś niesamowita. Nie, żebyś nie była wcześniej, ale „We remain” w twoim wykonaniu wydaje mi się najpiękniejszą piosenką na świecie. Powstała w idealnym momencie twojego i mojego życia też. Działa na mnie, jak „I will be” kiedyś. Czuję, że przetrwam wszystko, że mogę wszystko, kiedy ty o tym śpiewasz. Tu już nie chodzi tylko o Jess. Może nigdy nie chodziło? Widzisz, tak działasz na ludzi. Chociaż na mnie działasz też na wiele innych sposobów..;) Może w to nie wierzysz teraz, ale masz w sobie siłę. To jak śpiewasz pokazuje, co w tobie drzemie. Wiem, że kiedy będzie trzeba to uwolnisz „to coś”. A ja ci w tym pomogę.
Nie napisałem ci, że wyglądałaś piekielnie seksownie w tej sukience. Możesz zakryć się od stóp do głów, a dla mnie i tak pozostaniesz najbardziej zmysłową kobietą na świecie. Mam nadzieję, że to wiesz.
Wielbię ziemię, po której stąpasz. Na pewno będę, kiedy już się spotkamy. Odliczam dni. To najdłuższy grudzień w moim życiu.  
Twój T.

Wysłał i rozsiadł się wygodnie. Upił łyk kawy, Natalie przypudrowała go jeszcze mocniej i czekał. Bill przeglądał pytania, on nie. Skoro miał być szczery ze sobą i ze światem to, czemu nie zacząć od nie zaglądania w pytania? Nie, żeby Bill nie był. Jego bliźniak po prostu lubił być na wszystko przygotowany. A on chciał pójść na żywioł. Tak dla odmiany. Scarlett tak robiła od samego początku i dobrze na tym wyszła. Rozejrzał się po pokoju, w którym siedzieli, napił się kawy, którą niemal od razu ktoś zabrał mu z ręki i postawił przed nim szklankę wody z limonką. Po chwili Bill siedział obok niego, wymieniając ostatnie uwagi z dziennikarką. Odetchnął. Technicy ustawili światło, kamera została włączona. Odwykł trochę od tego, choć przecież nie powinien.
- Bill i Tom Kaulitz, cudowni bracia. Witajcie – prezenterka uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Brzmi nieźle, jak na początek – odparł Bill odwzajemniając gest. – Witaj – mówiąc to, pomachał do kamery, a Tom mu zawtórował.
- Nie wiem, czy wiecie, ale obecna edycja DSDS ma prawie dwa razy większą oglądalność od poprzednich i mam nadzieję, że zdajecie sobie sprawę z tego, że to wasza zasługa.
- To świetnie – ucieszył się. – Wiesz, obaj cieszymy się, że coś, co robimy interesuje ludzi. Ten program daje szansę na zaistnienie. Jeszcze dziesięć lat temu, sami marzyliśmy o możliwości pokazania się, czy zaistnienia. Dlatego staramy się dawać wskazówki zwłaszcza tym, którzy muszą opuścić program.
- Doskonale rozumiemy, co czują uczestnicy – wtrącił Tom, słysząc, że Bill zaczął się rozkręcać.
- Tak, nie zapomnieliśmy o tym, kim byliśmy i jak zaczynaliśmy, dlatego staramy się pomóc tym, u których dostrzegamy prawdziwy talent – dodał, łypiąc na Toma. Równie dobrze mógł mówić jeden z nich. Mieli to samo zdanie. Z tym, że Bill wypowiadał je dziesięć razy bardziej kwieciście, niż Tom. Gdy już się rozkręcił, to nie do końca umiał się zatrzymać.
- Chociaż wielki głos nie zawsze wystarcza, bo żeby zaistnieć potrzeba jeszcze silnej psychiki i tego czegoś – na ostatnie słowa, Tom pstryknął palcami.
- No tak – przyznała. – Już niebawem, bo jutro, będziecie musieli zadecydować, kto ma znaleźć się w finałowej dziesiątce. Czy macie wizję, kto to ma być? Jesteście zgodni z Dieterem i Mateo? – dociekała. Zmieniła ułożenie nóg, ułatwiła wgląd w swój dekolt i uśmiechnęła się czarująco.
- Czasem się kłócimy. Z Billem oczekujemy od uczestników tego samego, choć nasza wizja czasem mija się z tym, co planują Mateo albo Dieter, ale dogadujemy się. Szukamy najbardziej wyjątkowych osobowości i prędzej czy później osiągamy kompromis – zignorował postawę dziennikarki. W pierwszej chwili nie dotarło do niego, co robiła. Była nawet ładna, młoda. Nie wiedział tylko, któremu z nich chciała się przypodobać i dostać wywiad za drzwiami pokoju.
- Bo wszyscy chcemy znaleźć kolejną niemiecką supergwiazdę – podkreślił Bill.
- Macie swoich faworytów? – zapytała, spoglądając na jednego, a potem na drugiego.
- Jest kilka wyjątkowych osób, ale dzisiejszy wieczór i jutrzejszy ranek pokażą, czy mają w sobie wszystkie składniki. Dziś odrzucimy część osób, zostanie piętnaście, a jutro do domu pojedzie ostatnia piątka – wyjaśnił Bill. On też zdawał się nie zauważać działań prezenterki. Kamera nie ukazywała jej w całości, więc poczynała sobie przednio, starając się skupić ich uwagę na swoich walorach. Tomowi wydawało się to dziwne, bo przed wywiadem zachowywała się całkiem normalnie.
- Przed wami same trudne decyzje, cieszę się, że nie muszę tego robić – zaśmiała się głośno. – Wolę zadawać pytania i w związku z tym muszę zapytać o wasze plany muzyczne. Co słychać u Tokio Hotel? – zapytała z ożywieniem.
- Tokio Hotel teraz odpoczywa. Każdy z nas zajął się swoim prywatnym życiem, robimy coś, gdy łapiemy pomysły. Bez ciśnienia. Ja piszę, Tom dużo komponuje.
- Uznaliśmy, że czas wypróbować coś innego – dodał albo raczej wtrącił. – Testuję każdy instrument i szukam drogi do naszej muzyki. Zmieniliśmy się. Jesteśmy zupełnie innymi ludźmi niż wtedy, gdy wydawaliśmy pierwszą czy nawet ostatnią płytę. Przewartościowaliśmy pewne sprawy. Szukamy inspiracji. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, o czym moglibyśmy tworzyć. Teraz wizja naszego następnego krążka mocno się krystalizuje.
- Tom często dzwoni do mnie i mówi, ej przesłuchaj to, co ci wysłałem. Zaglądam do pliku, a tam jakaś aranżacja na fortepian albo jakieś ukulele – tu wyrzucił ręce w górę, ekscytując się tym, o czym mówił. – Tom gra na wszystkim, ja na niczym. To dla mnie niesamowite, że on to potrafi.
- Ty śpiewasz, ja nie – odparł skromnie, a Bill ukradkiem posłał mu spojrzenie pt. nie rób ze mnie idioty.
- Czyli co? Elektronika? Pop? A może grunge’owy rock? – bliźniacy roześmieli się, spoglądając na siebie.
- My sami do końca nie wiemy. Z niczym się nie spieszymy. Bawimy się muzyką i wydobywamy z niej to, co najlepsze dla nas – Tom jeszcze nie do końca wiedział, jak nazywać ich nową muzykę, więc nie chciał o niej mówić. Była niespodzianką dla nich samych, więc jak mógł opowiadać o niej innym? Chcieli zrobić płytę, która przede wszystkim spełni ich oczekiwania, a nie fanów, bo doszli do wniosku, że jeżeli oni będą zadowoleni, to ludzie też. Jeżeli teraz określą się jakkolwiek, to ciężko będzie się z tego wycofać, a pytania o nowy materiał będą napływać coraz mocniej. Tego chciał uniknąć, bo na razie nie zamierzali niczego wydawać. Żadnych obietnic, żadnych błędnych kół.
- Nie zapowiadamy niczego. Nie chcę podawać dat, bo pewnie ich nie zrealizujemy – odparł Bill, jakby właśnie przeczytał mu to w myślach.
- Czyli fani są wystawieni na próbę czasu – zagadnęła ze słodkim wyrazem twarzy. Przynajmniej za taki miał uchodzić. Takich wywiadów nie lubił. Był czas na to, żeby przywyknąć do tęsknych spojrzeń kobiet, nawet dziennikarek, które na pozór wydawały się profesjonalne. Jednak to nie zmieniało faktu, że lepiej wypadał, gdy nie musiał ignorować nieprofesjonalnego zachowania dziennikarzy. Było przyjemniej i wywiady wypadały ciekawiej.
- Tak – Tom przejął inicjatywę. – Wiemy, że to długo, ale nie chcemy dawać naszym fanom czegoś, co nie jest nasze, czego nie czujemy. Nie jesteśmy już zespołem, który zrobi wszystko, żeby tylko zaistnieć. Robimy to po swojemu.
- W życiu osobistym każdego z nas działo się dużo – podjął Bill. – Georg został ojcem, Gustav się ożenił, Tom dowiedział się, że ma syna, ja też przeżyłem parę ciężkich chwil i wiesz. Muzyka wtedy nie stała na pierwszym miejscu. Minęło pięć lat od wydania ostatniego krążka, ale nie chcemy wydawać płyty tylko dlatego, że upłynęło dużo czasu. Długo promowaliśmy Humanoida, więc spoglądamy na ten okres z innej perspektywy. Mamy sporo odpadów. Moglibyśmy to wypuścić, bo to też dobre piosenki. Fani dostaliby muzykę z moim wokalem i muzyką graną przez chłopaków, ale to nie byłaby już nasza muzyka.
- Dlatego teraz jesteśmy w DSDS. Szukamy inspiracji, chcemy poniekąd wrócić do początku naszej drogi. Nie chcemy też, żeby ludzie o nas zapomnieli. Niebawem pojawimy się na instagramie i twitterze, lepiej zaopatrzymy naszego Facebooka i jedyne, co możemy obiecać naszym fanom w tej chwili to to, że nie damy o sobie zapomnieć.
- No dobrze muzyka muzyką, ale nie byłabym sobą, gdybym nie spytała was o życie prywatne. Bill – uśmiechnęła się promiennie do niego. – Ostatnimi czasy bardzo często widywano cię w towarzystwie pięknej blondynki. Czy to jest dziewczyna, na którą czekałeś od zawsze?
- Tak – odparł z przekonaniem. – Zdecydowanie to jest kobieta, na którą czekałem całe moje życie.
- Niesamowite – uśmiechała się dalej, mniej naturalnie i bardziej profesjonalnie. – Cieszymy się z tobą. Tom, a co z tobą? Jak ma się twój syn?
- David to świetne dziecko. Tęsknię za nim i czekam na powrót do domu, żebyśmy mogli spędzić ze sobą kilka dni – odpowiedział, żałując w duchu, że nie miał okazji powiedzieć o Scarlett, ale w końcu w Berlinie byli tylko chwilę, a w Loitsche nikt nie miał okazji ich podpatrzeć. Wierzył, że będzie ku temu okazja. Nie, żeby medialny rozgłos był tym, czego pragnął. Po prostu nie chciał drugi raz popełnić tego samego błędu.
- No tak, a czasu nie będzie zbyt wiele, bo niebawem znów wylądujecie w Monachium. Programy live już całkiem niedługo. Denerwujecie się?
- Wiesz, trochę na pewno. Każdy występ na żywo wiąże się ze stresem, nawet jeżeli nie stoimy na scenie.
- W takim razie pozostaje mi życzyć wam powodzenia – posłała bliźniakom pełen profesjonalizmu uśmiech, po czym odwróciła się do kamery. – A państwa zapraszamy do oglądania Deutschland Sucht Den Superstar w każdą sobotę o dwudziestej na kanale RTL. – Pomachali do kamery, która po chwili została wyłączona. Dziennikarka jeszcze raz podziękowała im za wywiad i opuściła pokój krokiem godnym królowej. Ekipa energicznie zwijała swój sprzęt, bo po nich miała zjawić się następna, a po niej kolejna. Czekał ich wywiad dla niemieckiej Vivy i ZDF.
*

Berlin

Krzywiąc się, Liv odsunęła od siebie talerz. Odetchnęła głęboko i duszkiem wypiła połowę szklanki wody. Odetchnęła jeszcze raz, krzywiąc się bardziej. Georg spojrzał na nią uważnie.
- Co ci jest? – zapytał, przerywając jedzenie. To był ich pierwszy własnoręcznie zrobiony posiłek w ich własnym mieszkaniu. Saoirse zasnęła zmęczona pomaganiem przy gotowaniu. Liv wprawdzie wydawała się skwaszona od kilki dni, ale sądził, że chodziło o pracę, bo wystąpiły jakieś problemy z ostatnim zleceniem. Jednak ten dzień był wyjątkowo udany, nic nie dała po sobie poznać.
- Nie wiem. Od kilku dni źle się czuję. Boli mnie brzuch i mam mdłości – ostatnie słowo wymówiła z odrazą. – Dziś szczególnie.
- W jakim sensie mdłości? – zmierzył ją uważnym spojrzeniem. Może trochę przestraszonym.
- W sensie mdłości – warknęła. Zignorował to. Nauczył się już, kiedy powinien to robić. Liv była impulsywna i czasem krzyczała wtedy, kiedy to było zupełnie nieuzasadnione. Wybuchała, robiła się z tego kłótnia o nic. Kiedy ignorował jej niemiły ton, szybciej dochodziła do wniosku, że był niepotrzebny.
- Co jadłaś? Może się zatrułaś albo to jakiś wirus? – słysząc to, Liv popatrzyła na niego, jakby postradał rozum.  
- Nie biorę pod uwagę innej możliwości – warknęła. Zupełnie jakby to była tylko jego wina. W sumie to ponosił jej część, ale nie był wtedy sam. Za każdym razem z resztą.  
- Chyba jednak bierzesz – powiedział, spoglądając na nią z czułością. Kochał ją i wiedział, że jej zachowanie wypływało z tego, że bardzo się bała. Przeszli już jeden fałszywy alarm. Ewentualna ciąża Liv to było ostatnie czego teraz pragnęli, ale jeszcze bardziej niepokoił go fakt, że historia mogłaby się powtórzyć.
- Cholera, nie – mruknęła. – Nie mogę być w ciąży. Kocham Sisi z całego serca i równie mocno żałuję tego, jak przyjęłam ciążę, ale ja nie chcę drugiego dziecka. Dopiero co przenieśliśmy się do naszego mieszkania. Saoirse jest rozpuszczona jak cygański bicz i sporo czasu minie, zanim ją oduczymy niedobrych nawyków. Wiem, że jest sporo mojej winy w tym, że wychowywali ją wszyscy po kolei i dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym być znów w ciąży. Chcę, żeby nasza córka poczuła w końcu, że ma mamę i tatę. Kolejne dziecko zniszczyłoby to wszystko.
- Rozumiem i też tak uważam – odparł, co bardzo uspokoiło Liv i zaskoczyło. Pewnie wydawało jej się, że na nią naskoczy. Do tej pory nie rozmawiali o ewentualności posiadania następnych dzieci. Liv to nie mieściło się w głowie, a Georg był zbyt zaaferowany Saoirse, żeby myśleć o innych. Liv dotąd nie przyznała, że chce, żeby Saoirse była jedynaczką, a on, że wolałby, żeby miała rodzeństwo. – Saoirse potrzebuje naszej pełnej uwagi. Musimy skupić się na niej, na tym, żeby w końcu miała pełen dom, ale Liv – chwycił ją za rękę i uścisnął ją lekko, żeby złagodzić słowa, które miał wypowiedzieć. – Jeżeli okazałoby się, że to nie zatrucie tylko ciąża, to mam nadzieję, że nie czeka nas powtórka z rozrywki – stoicki spokój Georga był zupełnym przeciwieństwem jej tendencji do panikowania w swoich sprawach, bo gdy chodziło o innych zawsze potrafiła zachować zimną krew i myśleć logicznie. Co było dosyć dziwnym połączeniem.
- Nie, nie mówmy o tym. Jeżeli jutro nie poczuję się lepiej, to pójdę do lekarza albo zrobię test. Cokolwiek. Nie chcę i nie mogę być w ciąży. Georg, ja nie chcę więcej dzieci. Chcę dla Saoirse jak najlepiej, chcę być z tobą i robić zdjęcia. Nie chcę więcej dzieci – powtarzała zawzięcie, ale głos zaczynał ją zawodzić. To także przemilczał. Wstał, podszedł do niej i przytulił ją do siebie. Liv była najważniejsza. Saoirse była najważniejsza. Dopiero zaczynali wspólne życie. Wszystko przed nimi. Potrzebowała jego wsparcia, on także jej potrzebował. Nie rozpłakała się, bo prawie wcale nie płakała. Drżała w jego ramionach, a on tulił ją do siebie i metodycznie gładził ją po plecach.
- Nie martw się. Na pewno to tylko zatrucie – pocałował ją w skroń, a Liv jeszcze mocniej wtuliła się w niego. Stała tak, dopóki nie zemdliło jej do tego stopnia, że musiała pobiec do łazienki i zwymiotować. Georg poszedł za nią i najpierw przytrzymał jej włosy, podał wilgotny ręcznik, a potem znów ją przytulił.
*

10. grudnia 2014, Nowy Jork, Lotnisko JFK

Niesiona jak na skrzydłach, Scarlett przemknęła przez lotnisko, chcąc mieć za sobą odprawę i siedzieć już w samolocie. Naciągnęła daszek czapki na twarz, na głowę narzuciła kaptur swetra, ale dwóch wielkich niczym dęby ochroniarzy nie pozwalało jej zniknąć w tłumie. Mając jeszcze trochę czasu do odprawy przysiadła na ławce, Toby stał blisko niej, załatwiając auto, żeby czekało na nich po lądowaniu w Berlinie, a Max zajął się bagażami. Czuła się niewidzialna wśród setek osób spieszących się na swój lot. Nikt nie zwracał na nią uwagi. Odczytała maila od Toma. Nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Dzięki tym wiadomościom przekonała się, jaki Tom umiał być kreatywny. Nie rzucił słów na wiatr. Niemal w każdym mailu pisał o jej mocnych stronach albo o rzeczach, które się jej udały. Tym razem pisał o dniu, w którym ujawnili swój związek.

...dziś nie potrafię sobie wyobrazić, jakim cudem udało nam się utrzymać nas w tajemnicy. Przecież jeździłem do ciebie pod szkołę, byłem w niej nawet. Zdarzało nam się pojawiać razem w mieście i biorąc pod uwagę to, że robili mi zdjęcia zawsze i wszędzie, to ciebie nie odkryli. Dziś nie jestem z tego do końca zadowolony, ale to już minęło. Teraz będzie inaczej.
Ostatnio przeglądałem nasze fotografie z różnych eventów. Trafiłem na milion zdjęć z naszego Grammy. Nie wiem, co wywołało większą furorę; to, że zdobyłaś tą statuetkę po tak krótkim czasie, to że byłaś w ciąży czy to, że byliśmy parą.
Cudownie wtedy wyglądałaś. Ciąża sprawiała, że promieniałaś. Byłaś szczęśliwa i spełniona. Nawet teraz jestem w stanie sobie przypomnieć, co czułem idąc z tobą po czerwonym dywanie i trzymając cię za rękę. Ludzie oszaleli. Myślałem, że potrzaskają im aparaty i kamery, ale najważniejsze było to, że czułem się dumny z tego, że mogę być twoim facetem. Cały czas czuję się wyjątkowy, bo mnie wybrałaś.
Byliśmy wtedy tacy młodzi. Miałaś zaledwie dziewiętnaście lat. Wtedy wydawało mi się, że jesteśmy tacy dorośli i dojrzali, a dziś widzę, jak wiele nam do tego brakowało. Żyliśmy zbyt smutno, zakiszeni we własnym sosie. Nie, żeby mi to nie odpowiadało, ale sądzę, że wiesz co mam na myśli.
W każdym razie to uczucie, gdy mogłem wreszcie pochwalić się światu, że jesteś moja, że nosisz moje dziecko. To chyba najlepsze, co mnie spotkało. Nie to, że mogłem się pochwalić. To, że jesteś moja.
Bardzo dobrze mi z tą myślą.  
Napiszę po przesłuchaniach. Trzymaj kciuki, żebym wybrnął z tego i nikogo za bardzo nie skrzywdził.
XOXO
T.

Uśmiechnęła się do tych wspomnień. Nawet nie mieściło jej się w głowie, że to szczęście, które przeżywała z Tomem, miało się znów powtórzyć. We wszystkim miał rację: że byli szczęśliwi, za młodzi i zbyt zamknięci na cokolwiek poza sobą. Dlatego zetknięcie z rzeczywistością okazało się takie trudne. Zaczęła odpisywać, gdy kątem oka spostrzegła, że ktoś dosiadł się do niej. Zerknęła w stronę Toby’ego, czy nigdzie nie zniknął. Uspokojona odpisywała dalej. Nie mogła popaść w paranoję. Nie mogła bać się każdego, kto przypadkowo obok niej usiądzie. Póki nie zwróci na nią uwagi. Chciała być niewidzialna ze wszystkich możliwych powodów. Odetchnęła i pisała dalej. Zatrzymała się na słowie cudowny, gdy usłyszała znajomy głos.
- Witaj, Scarlett. Cóż za miłe spotkanie. Tęskniłaś? – jak rażona prądem natychmiast odwróciła się do niego. Zmienił kolor włosów, miał bujną brodę, soczewki i generalnie wyglądał jak niechluj, ale to był o n. To był Mike. Uśmiechnął się do niej leniwie, z wyższością i przeświadczeniem o swojej doskonałości. Nawet w przebraniu obdartusa.
- Toby! – zerwała się z miejsca, odskakując w kierunku ochroniarza. Spojrzała na niego, dosłownie na moment, a gdy ten znalazł się obok niej, zaniepokojony jej reakcją, Mike’a już nie było. Rozpłynął się w powietrzu. – On tu był! – wykrzyknęła przerażona. Schowała się za barczystym ochroniarzem, jakby to mogło cokolwiek zmienić. – Toby on tu jest. On podróżuje, przemieszcza się. On pewnie śledzi mnie cały czas. O mój Boże, Toby! – zasłoniła usta rękoma, starając się stłumić krzyk. Skuliła się, a Toby osłonił ją, zbiegli się strażnicy. Ochroniarz powiedział im, co się stało. Scarlett kryła się za nim, pragnąc zniknąć, zaszyć się w mysiej dziurze. Na samą myśl o tym, że Mike był gdzieś wśród tych setek ludzi, paraliżowała ją. Zaprowadzono ich do pokoju, gdzie byli sami. Dołączył do nich Max. Lotnisko miało być przeszukane, ale Scarlett doskonale wiedziała, że nikogo nie znajdą. Ktoś, kto upozorował własną śmierć i zbudował swoje życie od nowa w zupełnej tajemnicy, nie da się tak łatwo złapać. Starała się oddychać. Starała się nie wpaść w zupełną panikę. Zgłosiła policji to, że Mike ją nękał, ale przecież nie mogła mu niczego udowodnić. Tylko złapany na gorącym uczynku mógł ponieść karę. Czuła się… a w zasadzie nie czuła się. Wstąpiło w nią otępienie. Zobojętniała. Strach ją zmroził, a zmrożona nie była zdolna do odczuwania. Telefon w jej dłoni zawibrował i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że wciąż go trzymała. To sms od Toma. Wysłał jej serduszko. Widząc to, zachciało jej się płakać. Poczuła przemożna potrzebę zobaczenia go. Potrzebowała jego siły i bezpieczeństwa, które jej dawał. Bez namysłu wybrała jego numer. Odebrał po pięciu sygnałach.
- Co się stało, skarbie? Mam nagranie – miała wrażenie, że gdyby mógł, to zaćwierkałby do słuchawki. Łzy zbiegły jej się do oczu. Tak bardzo, bardzo, bardzo chciała znaleźć się przy nim.  
- Tom, on tu jest – wyszeptała.
- Jak to? Gdzie? – natychmiast spoważniał. Nie musiała tłumaczyć, o kogo chodziło. Odetchnęła.
- Na lotnisku. On przysiadł się do mnie. On był tuż obok – mówiła gorączkowo. – A kiedy zawołałam Toby’ego, to jego już nie było. Zniknął, rozpłynął się. Tom, ja nie mam pojęcia, kim jest ten człowiek, ale bardzo się boję – mówiła cicho, jakby wspominanie o nim głośno mogło go przywołać z powrotem.
- Jest z tobą ochrona? – upewnił się.
- Tak, ale boję się, że on wciąż gdzieś tu czeka, że zmienił przebranie, że poleci ze mną do Berlina, bo nie wierzę, że nie wie, gdzie lecę. Boże, a jeżeli on był też w Loitsche? Tom, ja już nie wiem, co robić, boję się wsiąść do tego samolotu – na krótką chwilę po drugiej stronie linii zapadło milczenie. Scarlett miała wrażenie, że zaraz się rozsypie, że nie zniesie tego dłużej. A wtedy Tom złapał ją, gdy stała już na krawędzi. Sprowadził ją do siebie.
- Nie leć tam – wypalił w końcu. – Przyleć tutaj. Zarezerwuj pierwszy lot, cokolwiek i przyleć tu. Weź ze sobą Toby’ego, a Max niech leci z bagażami. Idź do odprawy, potem zniknij. Sam nie wiem.
- Myślisz, że to się uda? – zapytała, choć jeszcze nie do końca dotarło do niej, co tak naprawdę miała zrobić.
- Kochanie, on nie jest w stanie kontrolować wszystkiego, nawet, jeżeli jest dobrze zorganizowany – zapewnił. Mówił spokojnie, ale wyczuła, że się denerwował. – Wzywaliście policję?
- Zaraz tu będą, ale to i tak nic nie da – westchnęła.
- Przepłoszą go. To już coś – ożywił się. – Skarbie, będę na ciebie czekał. Przyleć do mnie.
- Boję się, Tom – szepnęła.
- Wiem, dlatego nie leć do domu. Chcę cię mieć tutaj, bo tylko tak mogę ci pomóc. – Tak bardzo bała się wsiąść do samolotu lecącego do Berlina, że bez większych oporów zgodziła się na to, żeby lecieć na Karaiby. Max zabrał jej walizki, a ona zaopatrzona jedynie w bagaż podręczny poleciała na Curaçao. Po złożeniu kolejnego doniesienia, czekała niekończące się dwie godziny, żeby wreszcie znaleźć się na pokładzie samolotu, z Toby’m u boku. Podczas lotu, co chwila rozglądała się i sprawdzała, czy ktoś podejrzany się nie zbliża. Gdy koła znów dotknęły lądu, była kłębkiem nerwów. Lotnisko opuściła ukryta pod ramieniem Toby’ego. Nie rozglądała się, szła ze spuszczoną głową, patrzyła na swoje nogi. Pozwoliła się prowadzić ochroniarzowi. Odetchnęła dopiero w aucie, które Tom wynajął specjalnie dla niej. Zdjęła kurtkę. Na Karaibach było ciepło, nawet gorąco. Przy sobie miała tylko kosmetyczkę, komputer i książkę. Nie można tego nazwać bogatym wyposażeniem. Przypudrowała twarz, żeby trochę ukryć bladość. Im bliżej byli hotelu, im bardziej opadały jej emocje, tym mocniej odczuwała klimat Willemstad. Choć robiło się już ciemno, wciąż było bardzo ciepło. Miała nadzieję, że Tom zdążył już wrócić z przesłuchać, ale w recepcji okazało się, że jeszcze nie skończyli. Boy hotelowy zaprowadził ją do jego pokoju, jak wcześniej zostało ustalone. Dla Toby’ego zarezerwowali możliwie najbliższy. Zostawił jej torebkę, sprawdził garderobę i łazienkę. Obiecał czekać na korytarzu, póki nie wróci Tom. Kiedy została sama, usiadła na łóżku i trwała tak dłuższą chwilę. Nie ruszała się. Starała się nie oddychać. Próbowała umiejscowić się w tym, co się stało. Jeszcze to do niej nie dotarło. Czuła się przerażona, zmęczona i niezdolna do odczuwania jednocześnie. Zadzwoniła do domu, wyjaśniła, dlaczego nie wróci i gdzie się znalazła. A potem wzięła długi, gorący prysznic, który miał na celu zmyć z niej całą przykrość tego dnia. Nie udało się. Umyła się hotelowym żelem kokosowym, włosy szamponem o tym samym zapachu. W garderobie znalazła duży T-shirt Toma, więc założyła go. Położyła się i przeszukała strony plotkarskie, czy przypadkiem nie było jakiejś wzmianki o Mike’u. Nie znalazłszy niczego, wyłączyła laptopa i po prostu czekała. Nie zastanawiała się, nie rozważała, nie domniemywała. Na myśl o Mike’u chciało jej się wymiotować. Miała dosyć strachu i niepewności. Potrzebowała coś zrobić, ale jeszcze nie wiedziała, co mogłaby, żeby odciąć się od tego wszystkiego, żeby złapać dystans i wymyślić, co dalej. Życie w ciągłym strachu o to, kiedy znów się odezwie, nie wchodziło dłużej w grę, jeżeli chciała kiedykolwiek odzyskać normalność. Wierzyła, że Tom pomoże jej coś wymyślić. Praca z policją to jedno, ale musiała znaleźć coś, co pozwoli jej nie zwariować, jakiś bufor, element oddzielający ją od psychozy Mike’a, jej własnych lęków i całej masy przykrych spraw, które się z tym wiązały. Odrętwienie, które pojawiło się na lotniku, trzymało ją w pionie. Lęk stał się jej drugą skórą. Otulał ją, ale nie uniemożliwiał jej życia. Tkwił w niej, jak rana. W końcu, po nieskończenie długim czasie, usłyszała za drzwiami głosy Toma i Toby’ego. Otworzyły się niemal natychmiastowo i do pokoju wparował Tom. Wyskoczyła z łóżka i rzuciła mu się w ramiona. Podniósł ją i mocno przytulił. Pachniał papierosami, miętą i sobą. W końcu poczuła się bezpiecznie. W końcu poczuła się jak w domu. Strup odpadł i z ranki zaczął sączyć się kumulowany strach.


- Już wszystko dobrze – postawił ją na podłodze, ale tulił jeszcze długą chwilę. – Przepraszam, że to tak długo trwało. Były problemy z dźwiękiem, a potem nie potrafiliśmy dojść do ładu, kto ma odpaść. Rano wszyscy śpiewali wyjątkowo dobrze, więc robiliśmy popołudniu dogrywkę między kilkoma osobami. Kocioł. Może gdybym mógł się skupić, to poszłoby szybciej, ale cały czas martwiłem się o ciebie – pocałował ją w skroń, a potem w czoło i jeszcze raz przytulił.
- On tylko usiadł obok mnie, gdyby się nie odezwał, to nawet nie spojrzałabym na niego, ale sam fakt, że wiedział, kiedy odlatuję, że odważył się zbliżyć do mnie, świadczy o tym, jaki jest zdeterminowany i spanikowałam – powiedziała gorączkowo. Wszczepiła się w Toma, nie pozwalając mu odsunąć się choćby o centymetr. Teraz potrzebowała go bardziej niż powietrza. Tulił ją mocno, gładząc po głowie i po plecach. Policzek przyłożył do czubka głowy Scarlett. Skryła się w nim niemal zupełnie. Chciała tam zostać.
- Skarbie, jakby mnie ktoś tak dręczył, to też bym się bał. Całe szczęście, że był z tobą Toby. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś znaleźć się z nim sama. Nawet wśród ludzi.
- Nawinie żyłam w przeświadczeniu, że on został w Niemczech, bo nie będzie ryzykował, że go złapią. Nie mam pojęcia, jak przedostał się przez granicę, a może znów zmienił tożsamość..? Dziś wyglądał jak grubawy pan po czterdziestce.
- Skoro zaczyna posuwać się do tak nierozważnych rzeczy, jak siadanie obok ciebie na lotnisku, to znaczy, że kończą mu się pomysły. Może działać coraz mniej ostrożnie, ale też coraz bardziej brutalnie. Musimy podwoić ochronę. Wyślę kogoś do Loitsche, ktoś musi być u ciebie w domu, w mieszkaniu też. No i nie możesz nigdzie ruszać się bez ochrony – Tom starał się zachować spokój, bo co innego mógł zrobić? Sam nie był w stanie zmierzyć się z tym człowiekiem. Raz, że nie sposób go zlokalizować, a dwa to niebezpiecznie. Nie wiadomo, co ten świr miał w głowie. Mógł jedynie dbać o Scarlett i starać się, żeby bała się jak najmniej.
- Zaczęłam krzyczeć. Wie, że się go boję – westchnęła zrezygnowana. Wyswobodziła się z objęć Toma, potarła twarz rękoma i zrobiła kilka kroków w jedną, a potem w drugą stronę. Wreszcie się zatrzymała i popatrzyła na niego bez nadziei. – Mam go dosyć. To jest chore, żebym musiała uciekać do innego kraju, bo ten gnój wymyślił sobie, że będzie mnie prześladował. Znów dałam mu wygrać – powiedziała zrezygnowana. Miotało się w niej tak wiele sprzecznych uczuć. Strach, niepokój, złość, ale przede wszystkim zniechęcenie. Bo miała już tego wszystkiego dosyć. Chciała, żeby to wszystko już się skończyło.
- Z drugiej strony…- zaczął po chwili namysłu. – Zrobiłaś mu na złość.
- Jak to? – zdziwiła się.
- Kiedy Mike dowie się, że znów jesteś ze mną, to szlag go trafi. Może nie powinniśmy się tu ukrywać. Zostańmy dzień, dwa dłużej i idźmy na imprezę, na plażę, wszędzie. Będziesz się śmiać, odpoczniesz, złapiesz trochę słońca. Co ty na to? – ożywił się. Sam zaskoczył się tym pomysłem i od razu uznał go za genialny. – Postaramy się, żeby te zdjęcia trafiły wszędzie gdzie się da. To go wkurzy, bo zamiast zapędzić cię w kozi róg, gdzie umierałabyś ze strachu, ty będziesz świetnie się bawić, ze mną w dodatku – nawet nie przyszłoby jej do głowy, żeby tak odwrócić tą sytuację. Zaczęła o tym intensywnie myśleć. Kilka dni z Tomem i to na Karaibach. Z dala od Mike’ a i problemów. Popatrzyła na niego, uśmiechnął się szelmowsko. – Zróbmy mu na złość i bądźmy szczęśliwi, Maleńka – wahała się jeszcze przez moment. Jeżeli ujawnią się światu, nie będzie odwrotu. To rozwścieczy Mike’a, ale może w tym obłędzie tkwiła jakaś logika? Może właśnie to jest sposób na pokazanie mu, że przegrywa? Może to ta część, której szukała? Im dłużej będzie się zamartwiać, drżeć przez każdy dzwonek telefonu, czy mail, tym bardziej on wygrywa. Przegra, jeżeli ona przestanie pozwalać mu kontrolować swoje życie. Jej szczęście jest najlepszą bronią. Postanowiła ją wykorzystać. Poczuła, że coś się w niej otworzyło. Co się zmieniło. Coś pękło.
- Zróbmy sobie bardzo dużo zdjęć i chodźmy tam, gdzie jest najwięcej paparazzi – zaśmiała się klaszcząc w dłonie.
- Dobry plan – zawtórował jej, zdejmując gumkę z włosów i od nowa związał je w koczka na środku głowy. Podobał jej się taki. Nie wiedziała dlaczego, ale Tom, gdy tak spinał włosy, kojarzył jej się z Lingiem z Mulan,. Miał na sobie podkoszulek, który wyglądał jakby przeszedł wojnę z krawcową. Był dosyć luźny, powyciągany, i trochę podziurawiony. Kiedy wiązał włosy, mogła bezwstydnie przyglądać się grze jego mięśni, a było na co patrzeć. Gdy myśli nie uciekały Scarlett do seksu, czuła się z tym bardzo przyjemnie. Ku swojemu zdziwieniu, nagle zapragnęła go dotknąć. Ze skrajności w skrajność. Zbliżyła się trochę niepewnie i delikatnie dotknęła jego bicepsa. Poczuła, jak napiął mięśnie. Uśmiechnęła się. Już zapomniała, jaką władzę miała nad nim, gdy dotykała go tak, jak lubił. Zechciała więcej. Przemożna potrzeba bycia z nim, blisko niego, czucia go przytłumiła wszystko inne.  
- Nie wiem, czy ci to mówiłam, ale to, jak się zmieniłeś bardzo mi się podoba – stanęła nieco za nim, żeby móc obejrzeć tatuaż. Miała go akurat na wysokości oczu. Na boso była przy nim beznadziejnie niska. Obwiodła go opuszkiem, a Tom ciekawie spoglądał na nią przez ramię. To, co robiła może i było głupie, ale nawet jeżeli tak sądził, to nie dał tego po sobie poznać.
- Cieszę się, że ci się podobam – odparł zadowolony. – To całkiem sprawiedliwe, że ty podobasz się mnie, a ja tobie – mrugnął do Scarlett, a ona się roześmiała.
- Mówię serio – odparła, obchodząc go wokół. – Nieważne, jak byłam na ciebie zła i tak nie mogłam oderwać oczu – uśmiechnęła się lekko zawstydzona swoim wyznaniem, a Tom nie miał litości. Zdjął koszulkę i rzucił ją gdzieś na podłogę. Podpuszczał ją, oczywiście, że to wiedziała. Sprawdzał, na co była gotowa. A ona naprawdę była tam. Bez lęku, bez uprzedzeń, bez zahamowani. W tej chwili, z nim, marzyła, żeby czuć się gotową na wszystko. Jej lęki, „to coś” gdzieś się upłynniło. Przez chwilę czuła się wolna. Choć jeszcze kilka godzin wcześniej stała oko w oko z Mike’em, to teraz wydawało jej się, że ta sytuacja miała miejsce w innym życiu. Nie zdarzyła się jej, tylko komuś, kim była w innym świecie. Była z Tomem, czuła jego bliskość i nie bała się tego. Tym właśnie była. Zupełnie, jakby te wszystkie złe rzeczy zostały z Mike’em na lotnisku. Westchnęła oglądając jego klatkę piersiową, barki i plecy. Jej świat skurczył się do tych plus minus stu dziewięćdziesięciu centymetrów, które mierzył Tom, jego skóry, ciepła, czułego spojrzenia i ochrypłego głosu. Zamknęła się w kolorowej bańce, w której istnieli tylko on i ona. Dobre miejsce. Bezpieczne miejsce. Tam zło nie miało wstępu. Delikatnie przesuwała dłonią po jego gorącej skórze. Obrysowywała mięśnie i oswajała się z dotykaniem go. Kiedyś to przychodziło jej naturalnie. Teraz musiała się tego nauczyć. – Wydaje mi się, że… – ciągnęła dalej. – Hantle, czy tam jakiekolwiek inne przyrządy były opatrzone moim imieniem albo zdjęciem i dawałeś im ostry wycisk – to zupełnie rozbawiło Toma. Zaśmiał się w głos, a potem przerwał obserwacje Scarlett, przyciągając ją do siebie.
- Jeżeli ktokolwiek nie może oderwać oczu, to ja od ciebie. Ślicznie ci w mojej koszulce – pocałował ją w nos i już nie puścił. Objęła go rękoma w pasie i popatrzyła na niego, odchylając się nieco do tyłu.
- To jest ten moment, w którym powinniśmy zerwać z siebie ubrania – westchnęła trochę przygaszona.
- Myślisz schematami – odparł z miną filozofa. – Dla ciebie liczy się tylko seks, a gdzie głębsze uczucia? Gdzie więź? Gdzie miłość? Ranisz mnie! – odsunął się od Scarlett i teatralnie przyłożył dłonie do serca. – Nie wiem, jak mógłbym być z kobietą, która oczekuje ode mnie tylko jednego…- westchnął dramatycznie i odwrócił twarz tak, by nie patrzeć na Scarlett. Nie potrafiła pohamować śmiechu. Parsknęła, opluwając się przy tym. Oboje głupio chichotali. Tom żartował, chciał ją rozbawić i rozluźnić, ale uświadomił jej coś ważniejszego. Cały czas przejmowała się tym, że nie była gotowa na to, żeby kochać się z nim. Myślała o tym niemal obsesyjnie, wciąż rozwałkowując w głowie sytuację z Javierem i nawet nie pomyślała o tym, że Tom nie oczekuje tego od niej na każdym kroku. Przecież to oczywiste. Znał prawdę. Ona oswajała się ze sobą. Każdy kolejny dzień pozwalałam jej pokonywać kolejny krok. Czas działał cuda, bo im więcej go upływało, tym szerszą perspektywę znajdowała na siebie i moment swojego życia, w którym się znalazła. To chyba właśnie to. Ta myśl rozjaśniła ciemność, którą opanowała jej serce i umysł też. Bardziej rozkruszyła szczelinę w murze, która powstała, gdy znalazła się z Tomem.
- Wybacz mi nadobny niewiaście, że zraniłam twoje uczucia – pokłoniła mu się, a włosy przesłoniły jej twarz. Po myciu każdy ułożył się jak chciał, więc wolała nie zastanawiać się, co nosiła teraz na głowie. Nie mogła doczekać się, kiedy odrosną. Długie włosy miała sporo plusów. Choć to nie miało znaczenia w tym momencie. – Chyba za bardzo się tym przejmuję – powiedziała już poważnie.
- Chyba tak – Tom musnął dłonią jej policzek, a Scarlett z lubością wtuliła się w nią. – Będziemy się kochać dużo i często, bo mamy sporo do nadrobienia, ale to się stanie dopiero, kiedy poczujesz, że jesteś na to gotowa – pochylił się i krótko pocałował ją w usta.
- Chciałabym, żebyś wypędził go ze mnie. To dzisiejsze spotkanie uświadomiło mi, że owszem boję się go, bo nie wiem, co planuje i jak ostatecznie zechce się zemścić, ale mam dosyć uciekania. Wiem, że już o tym rozmawialiśmy, ale dziś poczułam, że faktycznie jestem gotowa na to, żeby stawić mu czoła. Ty mi to uświadomiłeś, bo do tej pory nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje szczęście to kara dla niego. Nie chcę się już użalać, chować i bać – westchnęła, przeczesała włosy palcami, a potem znów popatrzyła na Toma. – Kiedyś byłam bardzo pewna siebie, brakuje mi tego, bo teraz wciąż zastanawiam się, czy dobrze wyglądam, czy nikt mnie nie wyśmieje, czy nie robię czegoś głupiego. Wcześniej miałam to gdzieś. Strasznie się wszystkim przejmuję, a mam i tak dużo na głowie, bez myślenia o takich głupotach.
- Jesteś na dobrej drodze, żeby siebie naprawić. Może nasze wakacje tutaj to pierwszy krok? Myślałem nawet o tym, żeby urządzić wspólne święta i dzięki temu nie musielibyśmy rozstawać się nawet na te kilka dni.
- Podoba mi się ten pomysł, ale najpierw chciałabym tu odpocząć. Może nawet dłużej, niż dwa dni – uśmiechnęła się słodko, a Tom od razu skosztował tego uśmiechu. Od momentu spotkania na cmentarzu czuła się przy nim na swoim miejscu, ale teraz, gdy na chwilę zniknęły jej troski, to uczucie stało się tak silne i dobre, że z trudem mogła je udźwignąć. Od bardzo dawna nie była tak szczerze szczęśliwa. I to w dniu, w którym stanęła twarzą w twarz ze swoim największym koszmarem. Może właśnie dlatego tak bardzo doceniła to, co łączyło ją z Tomem?
- Poznałem kilka fajnych miejsc. Zabiorę cię wszędzie. Będziemy spać do dwunastej, a potem robić, co nam się tylko zamarzy – mrugnął do Scarlett, a ona odetchnęła zadowolona, ale zaraz przypomniała sobie o bardzo istotnym fakcie.
- Nie mam tu żadnych rzeczy – stwierdziła.
- To pójdziemy na zakupy – odpowiedział, wzruszając ramionami. Zupełnie, jakby to było najbardziej w świecie oczywiste.  
- Brzmi nieźle – uśmiechnęła się. Czuła się lekka i wolna. Nie miała pojęcia, skąd wzięło się to uczucie, ale za nic w świecie nie chciała opuszczać swojej bańki. Podeszła bliżej Toma, położyła dłonie na jego brzuchu, który momentalnie się napiął, co bardzo jej się spodobało, po czym popatrzyła mu w oczy. – Chcę, żebyś go w końcu ode mnie zabrał – pokiwał powoli głową i ujął twarz Scarlett w dłonie. Nie musiała mówić. Miała wrażenie, że Tom doskonale wiedział, jak postępować, by jej opór zniknął. Najpierw pocałował ją delikatnie. Zaledwie muskał jej wargi. Dopiero po chwili, kiedy zaczęła razem z nim smakować ten pocałunek, zachęcił ją by uchyliła usta i pozwoliła sobie na więcej. Ich języki spotkały się, a pocałunek pogłębił. Nie ponaglał jej. Całował ją czule i powoli, by przypomnieć jej, jakie to cudowne. Uśmiechnęła się, czuł to. W tym momencie runęły mury i zniknęły bariery. Być może na chwilę, ale Scarlett rozluźniła się, wciąż zaciskała dłonie na jego brzuchu, nieświadomie coraz niżej, co burzyło koncentrację Toma. Miała takie słodkie usta. Zapamiętał je inaczej. Tyle razy wspominał ich wspólne chwile, że mocno je przeinaczył. Rzeczywistość tysiąc razy przyćmiła marzenia. Żadna dziewczyna nie całowała tak, jak ona. Z żadną nie było tak dobrze. Żadna nie była tak wspaniała. W środku aż go rozsadzało. Tak bardzo chciał scałować z niej wszystkie lęki. Wystarczyło, że go dotknęła, a już w nim wrzało. Pachniała kokosem. Jej skóra była delikatna, a oddech drżący. Ocknęła się, gdy zahaczyła palcami o pasek jego spodni. Przerwała pocałunek spoglądając raz na niego, raz na swoje dłonie, a potem na to, co stało się nieco niżej. Westchnęła i uśmiechnęła się. – Już zapomniałam, że to takie proste – w oczach błysnęły jej diabliki. Była z siebie zadowolona. Widział to. Już w Loitsche zauważył, jak bardzo zaczęła doceniać drobiazgi, które wcześniej stanowiły oczywistość, a teraz odkrywanie ich bardzo ją cieszyło. Podobało mu się to, jak zmieniła się przez te kilka dni. Nie sądził, że to było możliwe, a jednak. Może faktycznie wstrząs, który spowodowało spotkanie z Mike’em sprawił, że trochę się ocknęła?
- Z tobą najbardziej – sięgnął po jej dłonie i ucałował je obie. – Wezmę prysznic i zaraz do ciebie wrócę – pocałował ją jeszcze raz i ruszył w kierunku łazienki, a Scarlett kierowana niezrozumiałym dla niej impulsem, zatrzymała go.
- A mogę iść z tobą? – słowa popłynęły i zupełnie ją zadziwiły. Iść z nim do łazienki, gdy miał brać prysznic? To mogło spowodować rzeczy, z których później musiałaby się wycofywać, a tego nie chciała. Nie chciała zepsuć tego wieczoru, bo był najlepszym, co mogło się stać po koszmarnym dniu. Jednak siedziała w swojej bańce i nie myślała logicznie. Spłoszyła się, ale Tom tylko posłał jej szeroki uśmiech i wyciągnął rękę, którą zaraz chwyciła. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło. Usiadła na sedesie, a on bez jakiegokolwiek skrępowania rozebrał się. Patrzyła na Toma, choć przecież powinna odwrócić wzrok. Lustrowała jego ciało. Chłonęła ten widok. Czuła się zachwycona jego pięknym ciałem, zupełnie jakby widziała go pierwszy raz. Od dawna nie sprawiało jej to takiej przyjemności. Nie miała wyrzutów, ani tego paskudnego ścisku w żołądku, gdy myślała o nim, jako o swoim mężczyźnie. Zupełnie nie umiała wyjaśnić, skąd ta zmiana, ale była cudowna. Uśmiechnęła się, gdy rozpuścił włosy i wszedł pod prysznic. Był przepiękny, po prostu. Miała najcudowniejszego mężczyznę na świecie. Zmarzły jej stopy, więc podciągnęła je pod brodę. Widziała zarys sylwetki Toma przez mleczną szybę kabiny. Coś się w niej odblokowało, coś otworzyło. W ciągu tego tygodnia w Stanach nie zdarzyło się nic, co mogłoby ją zmienić. Nie myślała zbyt dużo, nie roztkliwiała się nad sobą. Tydzień upłynął pod znakiem pracy i rozmów z Tomem. Czyżby to właśnie lekarstwo? Wolała nie dociekać, liczył się efekt. Woda ucichła, a drzwi kabiny otworzyły się. Ze środka buchnęły kłęby pary.
- Skarbie podasz mi ręcznik? – Tom wychylił, wskazując na stos leżący na szafce przy drzwiach. Podała go Tomowi i z powrotem przysiadła na sedesie. – Jesteś głodna? – zapytał, wychodząc spod prysznica.
- W sumie to tak. Nie jadłam od południa.
- Zamówimy coś do pokoju w takim razie – uśmiechnął się, nim pochylił się do przodu, żeby osuszyć włosy. Czuła się trochę skrępowana, bo była pewna, że sama nie była gotowa na to, żeby Tom zobaczył ją nago. Nie zmieniło się w niej nic, wszystko już widział, ale to chyba właśnie była ta granica. Dopóki to ona dotykała jego, było dobrze. Jednak nie miała pewności, co stałoby się, gdyby to on dotknął jej.  
- A Bill? – zagadnęła, gdy Tom owijał ręcznik wokół bioder. Podeszła do niego i wyjęła z jego kosmetyczki grzebień. Przysiadł na brzegu wanny i poddał się jej zabiegom.
- Nie chciałem, żeby wpadł tu paniką, więc uspokoiłem go, więc poszedł na kolację z Dieterem i Mateo. Potem będzie wisiał na skype’ie z Rainie. Rano wyleje na ciebie kubełek swojej miłości. Bez obaw – mrugnął, uśmiechając się, a Scarlett odwzajemniła się tym samym. Pasmo po paśmie rozczesywała włosy Toma, a na koniec zaczesała je wszystkie do tyłu. Stała bardzo blisko, nogą dotykała jego boku, raz po raz przywierała piersiami do ramienia Toma i to wcale nie okazało się dla niej obojętne. Skrzyło. A jeszcze niedawno powtarzała, że była do tego niezdolna. Czuła ciepło spowodowane bliskością Toma, które przyjemnie rozgrzewało jej ciało. Skostnienie, które towarzyszyło jej od tak dawna, topniało. Nigdy nie czuła tego przy Javierze. Przy Jimie to było tylko pożądanie. Nawet nie umywało się do tego, co czuła teraz, a to był tylko zalążek. Wypełniała ją miłość i dzięki niej znalazła się we właściwym miejscu.
- No, pierwszorzędny mafioso – skwitowała, oglądając swoje dzieło.
- Dobrze, że dbasz o mój image. Jako pani Tomowa Kaulitz spiszesz się, jak należy – odparł nonszalancko i przyciągnął ją do siebie. Przywarła do boku Toma zupełnie zadowolona, że się tam znalazła.
- Jako co? – roześmiała się i zmierzwiła mu włosy, choć przed momentem tak starannie je zaczesywała. – Co za dużo mafiosa to niezdrowo.
- Nawet nie wiesz, jak mi dobrze, że tu jesteś – oplótł Scarlett obiema rękami w pasie. Nie miała szans zwiać i w ogóle nie chciała.
- Bo to moje miejsce – uśmiechnęła się, patrząc na Toma z góry. Choć raz miała taką możliwość. Delikatnie gładziła opuszkami jego twarz, obrysowywała oczy, nos i usta. W końcu go pocałowała. – Przy tobie wszystko wydaje się łatwe. Nawet ja sama. Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, nawet nie umiałam sobie wyobrazić, żebyś mnie tak dotykał, a dzisiaj bardzo tego chcę. Wszystko dzieje się poza mną, nawet ja sama. Nie chcę o tym myśleć. Chcę być na swoim miejscu.
- Już jesteś, jak mi się wydaje – uśmiechnął się i lekko poklepał ją po pupie. – Nad resztą popracujemy, ale sądzę, że najpierw powinnaś coś zjeść.
- Mam ochotę na coś pikantnego. Masz tu jakieś menu?
- Pewnie. – Tom podniósł się, chwytając ją za rękę i zaprowadził do pokoju. Tam zamówili kolację, opowiadał o programie i swoich niepewnościach związanych z uczestnikami, a potem zjedli. Porcja Scarlett zniknęła niemal w całości. Z Tomem czas po prostu płynął, jedzenie znikało i smutki też. Później on posprzątał, a ona zabrała swój kieliszek z winem i usadowiła się na łóżku. Patrzyła, jak składał naczynia na wózek. Ku uciesze Scarlett założył do spania tylko spodnie. Podziwiała, jak się poruszał, jak co chwila zabawnie odgarniał włosy, które opadały mu na twarz. W końcu zabrał swój kieliszek i usiadł w nogach łózka. – Nudno mi tu było. Byliśmy parę razy z Billem na mieście, ale to wiesz – wzruszył ramionami. – Częściej oglądaliśmy coś albo próbowaliśmy się połączyć z tobą i Rainie. W sumie to dużo spałem.
- Dla mnie ten tydzień to była tylko praca i rozmowy z tobą. Nie do końca udawało mi się spać, ale starałam się.
- Miałaś koszmary? – Scarlett przytaknęła i upiła łyk wina. – Rozmawiałaś o nich z terapeutką?
- Tak. Doktor Bähr próbowała różnych rzeczy. Ostatnim razem zaproponowała mi hipnozę, ale nie wiem czy jestem na to gotowa.
- Leczyłaś się u Katheriny? – zapytał, jakby słyszał tylko tą część jej wypowiedzi. Scarlett powoli przytaknęła, patrząc na Toma pytająco. – Ja też.
- Polecił mi ją Bill.
- To wszystko tłumaczy – stwierdził. – To był chyba konflikt interesów.
- Poradziła sobie z tym, bo w stosunku do mnie nigdy nie była w żaden sposób sugestywna.
- No tak, ale mniejsza z tym. Żadnemu z nas nie stała się krzywda. Co z tą hipnozą? To chyba dosyć skuteczne.
- Do dziś nie brałam tego na poważnie, ale teraz myślę, że to mogłoby się udać.
- Po powrocie do domu skontaktujemy się z Katheriną i skonsultujemy jeszcze raz ten pomysł, a jeżeli ci się to nie spodoba, to będziemy szukać innego rozwiązania – dopił wino do końca, po czym odstawił kieliszek na podłogę. Położył się na brzuchu obok Scarlett, tak żeby mógł jej się swobodnie przypatrywać. Sięgnęła ręką do jego włosów i przeczesała je palcami.
- Lubię je – uśmiechnęła się. – Tak sobie myślę, że ta hipnoza mogłaby pomóc mi wyciągnąć ze środka to, co gdzieś tam się zablokowało. To radykalne, ale chyba konieczne, skoro typowa terapia nie poskutkowała w tym wypadku.
- W takim razie zajmiemy się tym – przetoczył się na bok i podparł głowę na ugiętej ręce. Położył dłoń na brzuchu Scarlett i pogładził go delikatnie. Spięła się cała i tym razem to nie sprawiło jej przyjemności. Wyczuł to. Popatrzył na nią badawczo i pogłaskał ją raz jeszcze, powoli i delikatnie. Patrzył jej przy tym w oczy. – Kocham cię, pamiętaj. – Scarlett skinęła głową i splotła jego dłoń ze swoją. 

1 października 2014

109. Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru: jesteśmy albo pełni miłości... albo pełni lęku.

Tytuł: Albert Einstein

2. grudnia 2014, Berlin

Rainie bardzo mocno martwiła się tym, o czym opowiedziała jej Scarlett. Długo rozmawiały poprzedniego wieczoru, gdy Tom odwiózł ją do Sophie. Rano, gdy wyprawiła Candy do szkoły i sprawdzała nowinki w Internecie, otrzymała od Scarlett maila, który przypomniał jej to, co sama jeszcze do niedawna odczuwała.

Wiesz, co? Może nie powinnam o tym pisać, ale nie potrafię na ten temat rozmawiać z Liv. Ona mi współczuje, ale nie jest w stanie pojąć, co przeżywam… Nie mogę też mówić o tym Tomowi, ponieważ to tylko go gubi. A on musi się przecież odnaleźć w tej sytuacji, żeby mi pomóc… Dlatego jesteś jedyną osobą, której jestem gotowa opowiadać, co czuję i bardzo ci za to dziękuję.
Okrutne jest dla mnie to, że…boję się dotyku. Tak, mówiłam ci o tym, ale chodzi mi o to, że sama możliwość, że ktoś może położyć mi rękę na plecach, gdy przepuszcza mnie przodem albo dotknąć nogi, gdy siedzimy obok, napawa mnie lękiem. Dostaję paraliżu, ledwo oddycham i cała drżę. To straszne… albo to, że istnieje możliwości, że ktoś patrząc mi w oczy, spojrzy na mnie lubieżnie albo pośle jakąś aluzję. To budzi we mnie tak niepojęte obrzydzenie i strach. Rainie, ja kiedyś doskonale radziłam sobie z podrywami udanymi lub mniej. To nic nie znaczyło, ignorowałam je, a teraz przeraża mnie myśl, że ktoś może pomyśleć o mnie w erotyczny sposób, nie mówiąc już o tym, że mógłby zrobić coś w tym kierunku. Czuję się bezsilna względem własnego umysłu. On wciąż wsadza mi przed oczy obraz Mike’a i nie mogę się go pozbyć, nawet gdy jestem blisko Toma. To dlatego cała się spinam, jestem jak sparaliżowana, bo bliskość moją i Toma kala Mike. Nie radzę sobie ze sobą. Boję się tego, co się dzieje. Nie myślałam o tym, zamykałam to w szczelnej skrytce, ale teraz gdy te wszystkie słowa już padły, nie mogę ich nigdzie zamknąć. On wypełzły niczym robactwo i obłażą mnie. Muszę je zniszczyć, zdptać, ale jest ich tak wiele, że nie umiem. Wiesz, gdybym tylko mogła wyrzucić z głowy te głupie myśli, gdybym za każdym razem nie miała przed oczami Mike’a, to byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym wszystkim.
Ten lęk, że ktoś mnie dotknie albo na mnie spojrzy… Przecież to jest nieuniknione. Jestem osobą medialną, faceci ślinią się na mój widok i gapią się na mnie tak, jakbym była naga, nie umknę przed tym. Dlatego bardzo uwiera mnie to, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Mam dosyć tego, że za każdym razem, gdy przeżywam coś miłego, przed oczami pojawia mi się jego twarz. Mam dosyć tego, że panikuję na samą myśl o tym, że mógłby mnie dotknąć. Mam dosyć tego, że jestem niewolnikiem tych okropnych myśli. Jestem w niewoli samej siebie.
Tom jest bardzo wyrozumiały i troskliwy. Nie robi nic, co nie spodobałoby mi się i ja tego chcę. Moje serce chce mieć go cały czas przy sobie i przy nim jest lepiej, ale to nie zmienia faktu, że wciąż jest źle.

Rainie bardzo martwiła się o Scarlett. Nie zdziwiła się też, gdy Julie zadzwoniła do niej, żeby zaprosić ją na kawę i ploteczki. Doskonale wiedziała, o kim chciała „plotkować”. W domu zastała Sophie, Liv i Jul. Scarlett już wyjechała. Przebywając wśród O’Connorów czuła się, jak z rodziną. Bo to oni nią byli. Nie matka i ojciec, którzy się jej wyrzekli, ale oni. Byli przy niej nieustannie i przyjęli ją jak swoją. Dostała od życia więcej, niż kiedykolwiek marzyła. Druga szansa, ukochany mężczyzna i nowa, wspaniała rodzina, która akceptowała ją i lubiła za to, kim była. Kochała swoich bliskich, dlatego jadąc tu, ułożyła sobie w głowie, jak najlepiej i najjaśniej przedstawić im sytuację Scarlett. Sophie niezauważona pojawiła się z kawą i ciasteczkami, a Liv i Julie zagadywały ją o samopoczucie i wrażenia po weekendzie. Uśmiechnęła się pobłażliwie i posłała im ironiczne spojrzenie.
- Darujcie sobie – mruknęła, a one zaskoczone zamilkły. – Doskonale wiem, o co wam tak naprawdę chodzi. – Na te słowa Liv parsknęła śmiechem, a Julie westchnęła. Rainie usiadła wygodniej i omiotła ciepłym spojrzeniem wszystkie trzy.
- Martwimy się. Scarlett była bardzo milcząca. Powiedziała jedynie, że pogodziła się z Tomem, że mają nadzieję, że wszystko się między nimi ułoży i że na razie nie ma, o czym mówić – odparła Sophie.
- A doskonale wiemy, że jest o czym mówić – wtrąciła Liv. Rainie pokiwała głową ze zrozumieniem. Bo ani odrobinę nie dziwiła się temu, dlaczego tak martwią się o Scarlett. Po raz kolejny w jej życie wkradła się tragedia. Zmagała się z czymś, w czym nie bardzo potrafili jej pomóc. Nie udało się terapeutce, oni także mieli związane ręce. Jedyną osobą, która wiedziała, czemu stawiała czoła Scarlett, była Rainie. Jedynym człowiekiem, który mógł pomóc przejść jej przez to, był Tom. Takie istniały fakty. Mama, siostra i szwagierka mogły ją jedynie wspierać, a gdy nie miały pojęcia, co się działo, mogły się tylko martwić.
- Wiem o wszystkim, Tom także. Wiem, że Scarlett podzieliła się całą historią tylko z wami. Chłopcy o niczym nie wiedzą. Znaczy Bill wie, bo Tom mu powiedział, ale zrobił to tylko dlatego, że nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji. Nie wiedział, jak pomóc Scarlett. A Bill ma już pewne doświadczenie.
- No tak. Pokonał twoje demony – Sophie uśmiechnęła się smutno.
- Walczymy z nimi – zapewniła. – Prawda jest taka, że przed Scarlett daleka droga. To co ją spotkało należy do rzeczy, z którymi bardzo trudno pogodzić się kobiecie. Wprawdzie nie została zgwałcona, ale wykorzystana. Ja sama długo odnajdowałam w sobie siłę, żeby uwierzyć, że jestem wartościową kobietą i należy mi się od życia to, co najlepsze. Ona to wie, ale nie potrafi w to uwierzyć.
- On wciąż ją nęka. Wysyła anonimy, przypomina o sobie. Znajduje się tam, gdzie nikt nie spodziewałaby się go. Jest w Niemczech. Osacza ją z każdej strony. Plus jest taki, że nie wydostanie się z kraju jako Jim Felston, ale skąd możemy wiedzieć, czy znów nie zrobił sobie jakiegoś kuku? – Liv była mocno poddenerwowana. Zacierała ręce, a jej głos stał się jeszcze bardziej chropowaty przez emocji. – Shie mówił, że policja obserwuje jego rodziców, ale jak widać, ma więcej sprzymierzeńców, niż sądziliśmy.
- On wciąż przypomina jej o swojej obecności, przez to Scarlett ma te uczucia cały czas na wierzchu, a to nie sprzyja zapomnieniu. Dałam jej radę, którą sama wykorzystałam wobec siebie. Powiedziałam, żeby zaufała Tomowi. Oni naprawdę doszli do porozumienia. Wygląda na to, że znów są razem.
- Tak po prostu? – zapytała Liv, a jej twarz na chwilę rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Tak, kiedy przyjechaliśmy do Loitsche, oni zachowywali się, jak kiedyś. Pomijając całą tą traumę Scarlett. Dlatego, wiedząc, że znów są ze sobą, poradziłam jej, by zaufała Tomowi. Mieszkając z nim przez ostatnie pół roku, przekonałam się, że nie przestał jej kochać. Przyglądałam się mu i dam głowę, że gdyby mógł całowałby ziemię, po której stąpa Scarlett – uśmiechnęła się pokrzepiająco, spoglądając na Sophie. – Mogę dawać rady tylko na podstawie tego, co sama przeżyłam, a mnie uleczyła miłość Billa. Już nie śni mi się Hans, już nie mam koszmarów, jestem spokojna i świadoma siebie. Przebiłam pancerz, który nałożyło na mnie życie z tamtym człowiekiem. Bill pomógł mi oczyścić się i zobaczyć w świetle takim, w jakim on mnie widzi. Dużo dała mi terapia, na którą chodziłam w Stanach, ale to właśnie Bill, jego cierpliwość i miłość, którą okazuje mi na każdym kroku, pomaga mi stać się kobietą, jaką zawsze chciałam być dla siebie i dla niego. Scarlett i Toma łączy niesamowita więź. Nie zdołał zerwać jej czas, ani rzeczy, które się między nimi wydarzyły. Wierzę, że Tom znajdzie do niej drogę. Znalazł ją kiedyś, zrobi to też teraz. Za mocno ją kocha, żeby nie spróbować wszystkiego, co w jego mocy, by ją uchronić przed tym całym złem, które ją spotkało. Bo w tym wszystkim chodzi tak naprawdę o to, żeby przekonał ją, że dotyka jej dlatego, że ją kocha. Mike zburzył jej samoświadomość. Ona przez to, że ją oszukał, zamknęła się na dotyk, bo podświadomość mówi jej, że to jest złe, bo robił to Mike. Kiedy poukłada to w głowie, wszystko da się naprawić.
- Krok po kroku przypomni jej, ile jest warta – podsumowała Julie. – Już od kilku miesięcy przeczuwałam, że to kwestia czasu, nim znów się zejdą.
- Jesteś niesamowita, Rainie – mama Scarlett uścisnęła jej dłoń. – Dziękuję, że tak pomagasz Scarlett.
- Kiedyś to ona wyciągnęła rękę do mnie. No i jesteśmy rodziną, czyż nie? – powiedziała, posyłając zatroskanej Sophie delikatny uśmiech. Odwzajemniła gest. Po tym, jak uzupełniła ich braki informacyjne, atmosfera rozluźniła się i mogły rozmawiać na nieco swobodniejsze tematy. Potem Bill odebrał Candy ze szkoły i przyjechali do O’Connorow. Shie wrócił z pracy, a Georg z Saoirse od swojej mamy. Przy kolacji, Rainie patrzyła na swoich bliskich i nie mogła się nadziwić, jak wielkie szczęście ją spotkało. Wiedziała, że jej się należało, ale czasem nie wierzyła, że działo się naprawdę.
*

Słysząc huk, Margo rzuciła pędzel i pobiegła do korytarza. Odetchnęła, gdy na podłodze dostrzegła młotek, a nie swojego męża i młotek. Rzeczony mąż wciąż stał na drabinie. Łypnęła na niego powątpiewająco, a on w odpowiedzi wyszczerzył się w uśmiechu. Podała mu narzędzie i rozejrzała się po holu. Ściany pomalowali na beż ze złotymi refleksami, a na podłodze położono palisandrowe panele. Chciała, żeby każdy, kto wejdzie do ich domu poczuł się miło i przytulnie. Efektu miały dopełnić rzeźbione meble. Wieszak na lekkie kurtki, z którym mocował się Gustav, tak samo rzeźbiona szafa na płaszcze i mały dywanik – brązowy z beżowymi dodatkami, który dopasowała do całości. Wprawdzie dywan znajdzie się tam na końcu, ale już go kupili i czekał na swój moment w garażu wraz z innymi dodatkami. Wieszak i szafę znalazła w sklepie ze starociami. Własnoręcznie je odnowiła i polakierowała. Zajęcia z konserwacji nie poszły w las.
- Nie zabij się, skarbie – mruknęła, a Gustav rozpłynął się w jeszcze szerszym uśmiechu. Wróciła do salonu, by kontynuować malowanie. Trzy ściany nosiły ciepły odcień jasnej zieleni, a główna znajdująca się na prawo od wejścia miała zostać ozdobiona freskiem.  Przez Margo oczywiście. Pracowała nad nim już tydzień. Nikt nie miał prawa go oglądać, nim zostanie skończony. Nawet Gustav. Najpierw miał to być ich portret ślubny, a potem zmieniła koncepcję. Potrzebowali czegoś, co było bardziej ich. Ustawiany portret nie oddawał ich natury. Nawet, jeżeli ich sesja ślubna była piękna i absolutnie retro, to wciąż nie to. Obraz, który mieli oglądać każdego dnia, który miał przypominać im, jaki dar otrzymali, musiał być wyjątkowy. Pracowała bardzo zacięcie, dopóki Gustav nie załomotał do drzwi. Skoro nie mógł wchodzić do salonu, Margo musiała wychodzić za każdym razem, gdy czegoś chciał. Odłożyła pędzel do pojemnika z farbą i zeszła z drabiny. Po drodze rzuciła rękawice na podłogę. Otworzyła nieco zniecierpliwiona, a gdy tylko stanęła przed swoim mężem tuż po tym, jak dokładnie zamknęła za sobą drzwi, została do nich przyparta i bardzo, bardzo mocno pocałowana przez owego męża. Gdy minął jej pierwszy szok, oddała pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję. Przyciągnęła go do siebie, a on wsunął ręce pod jej koszulę, a właściwie swoją własną i czule gładził jej skórę, przesuwając dłonie w stronę piersi. Margo bardzo spodobał się ten zabieg, Westchnęła, gdy dotknął jej przez koronkową miseczkę. – Co to było? – wymruczała, spoglądając na Gustava spod rzęs. Uśmiechnął się przebiegle, stanął bliżej niej i pocałował ją w nos.
- Jesteś moją żoną. Remontujemy nasz dom. Jesteśmy młodzi. Kochamy się. Czy powinienem wymieniać więcej powodów, które przemawiają za tym, żebyśmy ochrzcili te drzwi? – Margo rozważała przez chwilę te niezbite argumenty, a on wykorzystał moment jej wahania, by przysunąć się jeszcze bliżej, co sprawiło, że poczuła dokładnie o jaki chrzest bojowy mu chodziło. Przekrzywiła przekornie głowę w bok, zagryzając dolną wargę.
- Myślę, że to całkiem dobre powody – szepnęła, muskając palcami jego kark. Pocałował ją, majstrując przy zapięciu jej stanika. Odsunęła jego rękę i pośpiesznie zdarła z siebie bluzkę i stanik. Gustav pocałował Margo znów, a potem obwiódł pocałunkami jej usta i szczękę. Wytyczył ścieżkę na jej szyi, by wreszcie trafić na piersi. Pieścił je, doprowadzając Margo niemal do ostateczności. Odepchnęła go i niezdarnymi rękoma rozpięła jego spodnie. Zaczęli znów ze sobą sypiać, niespełna tydzień wcześniej. Tęskniła za nim i dopiero, gdy znów go miała, poczuła, jak brakowało jej bliskości Gustava. Przed nim była z kilkoma mężczyznami, wliczając w to Paula, ale żaden nie umywał się do tego, jak potrafił kochać ją Gustav. W nieskończoność pozbywała się dresów i bielizny, a gdy wreszcie się udało, całując go, objęła go rękoma za szyję i oplotła go jedną nogą, by było im lepiej. Byli tak spragnieni siebie, że trwało krótko, nim zadrżała w jego objęciach. Gustav tuż po niej. Przytulił Margo do siebie, a ona ciężko oparła głowę na jego ramieniu. – Myślę, że drzwi się nadają – wydyszała. Parsknął śmiechem i pocałował jej włosy.
- Nasz dom powstaje na najlepszych fundamentach. Czeka nas sporo pracy, żeby wszystko sprawdzić i ocenić – mruknął, a Margo zaśmiała się, całując męża w szyję.
- Nie chce mi się już dzisiaj malować.
- To może wrócimy do mieszkania i popracujemy nad testami dla naszego domu – zapytał zaczepnie, a ona obrzuciła go figlarnym spojrzeniem.
- Portki w górę i jedźmy, póki nikogo tam nie ma – niespodziewanie klepnęła Gustava w pośladek i odsunęła się od niego, dając mu do zrozumienia, że nie powinni tracić czasu.
*

Walizki czekały w aucie. Ochrona na korytarzu. Scarlett czuła wyrzuty sumienia, że nie mogła poświęcić Jessice więcej czasu i solennie przyrzekła sobie, że zrobi to, gdy tylko wróci do domu. Starając się zachowywać bezszelestnie, wślizgnęła się do pokoju. Nadaremno, bo Jessica już na samym wejściu uraczyła ją szerokim, szczęśliwym uśmiechem. Wskazała na laptopa.
- Uwierzysz, że DM do mnie napisali? – odwróciła koputer w kierunku Scarlett ku potwierdzeniu swoich słów. – Pytali, jak się czuję i kiedy możemy się spotkać. Czy to nie cudowne? DM piszą do mnie, żeby się spotkać! – westchnęła rozmarzona.
- Cześć, skarbie. Też cieszę się, że cię widzę. Tak, u mnie okej. A u ciebie? Super, że czujesz się lepiej – na te słowa nastolatka rozpromieniła się jeszcze bardziej i teatralnie przewróciła oczami. Najwyraźniej towarzystwo Billa miało na nią silny wpływ.
- Och, wiem, że byłaś z Tomem i wcale się nie gniewam, że mnie nie odwiedzałaś. Był tu dziś rano z Billem i Rainie. Przywiózł mi kilka świetnych książek. – Ta informacja zaskoczyła Scarlett. Mówiła Tomowi o upodobaniu Jessici do czytania, ale nie sądziła, żeby zapamiętał coś z tego słowotoku na temat jej ulubienicy. To było bardzo miłe. Nie tylko dlatego, że zapamiętał to i wykorzystał, ale głównie dlatego, że starał się i dbał o Jessicę, wiedząc, jak ważna stała się dla Scarlett. Nie rozmawiali o tym wprost, ale musiał zdać sobie sprawę z tego, że Jessica już na zawsze zostanie w jej życiu. Choć nie powiedziała mu tego, bo uznała, że to za wcześnie na tak poważne rozważania, to nie był przecież głupi i musiać pojąć, że gdy brał Scarlett do swojego życia, to Jessicę też. A skoro się starał, to znak, że może akceptował ten stan rzeczy? Jakby nie było, to miłe i bardzo ucieszyło Scarlett.
- To fajnie, że cię odwiedzili, ale powiedz mi lepiej, jak się czujesz? – przysunęła się bliżej łóżka z krzesełkiem, na którym siedziała. Jessica umościła się wygodniej i uraczyła Scarlett kolejnym szerokim uśmiechem.
- Craz lepiej. Magiczny pietnasty zbliża się wielkimi krokami. Do świąt będę przyjeżdzać na zabiegi i fizjoterapię, a po świętach będę je odbierać w tym sanatorium. Dziękuję, że mi je załatwiłaś.
- Podziękujesz jak wrócisz i będziesz czuć się, jak nowonarodzona.
- Już tak się czuję. W ogóle to nie wyobrażam sobie, co będzie potem, jak wrócę do domu i do szkoły. Już nie pamiętam, jak żyłam przed szpitalem, ale nie byłam taka szczęśliwa od dnia, w którym straciłam rodziców – nastolatka sięgnęła po dłoń Scarlett i mocno ją uścisnęła. – To wszystko dzięki tobie, jesteś mi bliższa, niż rodzina, niż ktokolwiek. Dziękuję Scarlett. Dajesz mi szansę i nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Ależ już mi się odwdzięczyłaś – uśmiechnęła się. – Jesteś szczęśliwa. O to mi chodziło. Jak wrócę, a raczej, jak ty wrócisz z sanatrium spędzimy razem więcej czasu. Nie mogę cię zabrać do siebie, ale nie zamierzam przestać troszczyć się o ciebie.
- Kocham cię, Scarlett. Jesteś moją mamą, moją siostrą i moją przyjaciółką. Nie mogłam trafić lepiej – do oczu Jessici napłynęły łzy. Starała się je powstrzymać, ale nie udało jej się. Przyspieszył jej oddech i Scarlett zmartwiła się, że takie wzruszenie może jej szakodzić.
- To nie jest tak, że to tylko ja pomagam sobie. Musisz wiedzieć, że sam fakt, że jesteś podziałał na mnie lepiej, niż kilkumiesięczna terapia. Dzięki tobie i reszcie dzieciaków wyszłam z dołka. Dzięki temu, że szukałam pomocy dla ciebie, trzymam się w pionie. Uratowałaś mnie wiele razy i nawet nie miałaś o tym pojęcia. Ja też cię kocham, Jess – sama przestała wstrzymywać łzy. Usiadła na materacu i przytuliła dziewczynę. Obie popłakały przez chwilę, a potem uściskała ją jeszcze raz i głęboko odetchnęła. – Będę do ciebie dzwonić, a ty dzwoń do mnie w razie, gdyby coś się działo.
- Będę na pewno. Candy odwiedza mnie codziennie po szkole, więc nie będę się nudzić. No i mam książki – poklepała ręką stosik znajdujący się na stoliku przy łóżku.
- Gdybyś czegoś pot… - zaczęła, ale Jessica jej przerwała.
- Potrzebowała dzwoń do Liv – dokończyła. – Wiem. Liv też wciąż mi powtarza, że mogę na nią liczyć i Rainie, i Bill, i twoja mama, i teraz też Tom. Nie zapominaj o moich opiekunkach, które też do mnie przychodzą. Mam wielu cudownych ludzi obok siebie.
- No dobrze – westchnęła. – Muszę jechać na lotnisko. Przepraszam, że wpadłam, jak po ogień.
- Nie gniewam się. Teraz będę zajęta odpisywaniem Dirty Mouses, także wiesz. Masz mnie z głowy – machnęła ręką. Scarlett uściskała Jessicę raz jeszcze i zebrała się do wyjścia.
- Zdrowiej – powiedziała na odchodne i pomachała jej, nim zniknęła za drzwiami. Poczuła ulgę. Nie widziała jej prawie tydzień i martwiła się o swoją podopieczną. Jessica wciąż blada, ale już nie tak wychudzona, jak przed operacją. Zeszła z niej opuchlizna ta pooperacyjna i ta, która wystąpiła przez źle funkcjonujące serce. Wyglądała coraz lepiej, jej włosy odzyskały nieco blasku. Wszystko szło ku dobremu. Życie za życie. Straciła swojego synka, ale udało jej się wywalczyć drugą szansę dla Jess. Jednak nie czuła się tak, jak oczekiwała. Liczyła na ulgę, na pozbycie się chociaż części poczucia winy, jakie miała po śmierci Liama, ale to nie nastąpiło. Cieszyła się, że Jessica żyła, ale uczucia związane z Liamem pozostały nieporuszone. To nie działało tak, jak chciała. Życie za życie nie działało w ten sposób. Powinna być mądrzejsza. Pragnęła niemożliwego. Jessica żyła i miała szansę na normalne życie. To najważniejsze. Nie mogła usunąć tego bólu, nawet gdyby uratowała tysiąc innych dzieci. Jej maleństwo nie przeżyło i tego nie da się odkupić. Nie da się zmienić. Cierpienie matki pozostało cierpieniem matki. Choć… może poczuła się odrobinę lepiej. Wiedziała, że mogła mieć doraźny wpływ na ratowanie innych i to jej pomagało. Dlatego gdyby wiedziała, że po operacji jej poczucie winy nie zmaleje, to nie zmieniłoby jej podejścia do Jessici. Kochała ją bez względu na wszystko i chciała dla niej jak najlepiej. Po prostu miała ciszą nadzieję, że gdy uratuje jakieś dziecko, to zazna chociaż odrobinę odkupienia. Tak się nie stało. Liam nie żył, a Jessica tak.  Życie nie miało ceny. Nie mogła wybierać. Mogła jedynie walczyć. Jej ukochany synek był już aniołkiem. Musiała wierzyć, że był po prostu za dobry na to, żeby żyć w tym świecie. Przecież musiało istnieć jakieś wyjaśnienie. Mogła mieć jedynie nadzieję, że to kiedyś będzie bolało trochę mniej. W drodze na lotnisko przypominała sobie o mailu, który dostała rano od Toma. Sięgnęła po telefon, żeby wreszcie mu odpisać.

Temat: To dziwne.
Czuję się, jakbym zaczynał prowadzić pamiętnik. Nie uważasz, że to trochę dziwne? Jak dla mnie bardzo, bo nigdy nie miałem pamiętnika. W każdym razie cieszę się, że będziemy wymieniać maile. Nie słyszę twojego głosu, ale to może być fajne. Jak sądzisz? Na skype’ie porozmawiamy, jak będziesz już na miejscu. Jestem cały cas dostępny, więc dzwoń, jak tylko będziesz miała chwilę.
W nocy zastanawiałem się nad jakąś złotą myślą dla ciebie. Chyba nie jestem w tym dobry, ale postanowiłem, że jakąś znajdę.
Wieczorem masz sesję zdjęciową do In Style, prawda? W takim razie masz jedno zadanie. Przy każdym ujęciu pamiętaj, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka stąpa po tej ziemi. Piękną wewnętrznie i zewnętrznie. To niespotykanie. Nie zapominaj o tym i powtarzaj to jak mantrę. Sprawdzę, gdy będziemy rozmawiać ;)
Leć bezpiecznie.
Xoxo

Odprężyła się, czytając po raz kolejny list od Toma. Dostała od niego jeszcze jeden z ich wspólnym zdjęciem. Odkopał jakiś staroć. Zaplotła z jego dredów warkocze i obwiązała je różowymi kokardami. Pamiętała ten wieczór. Siedzieli razem z Georgiem, Gustavem, Billem, Shie’em i Julie. Liv oczywiście robiła zdjęcie. Dumnie pręzętowała swoje dzieło. Pokazując do obiektywu jeden z warkoczy. Co najlepsze, nawet różowe warkocze nie odebrały mu tego magnetyzmu, którym emanował, nawet jako młody chłopak. Później Liv zaplotła dwa warkocze Georgowi. Bill dorobił się dwóch kucyków. Wszyscy prezentowali się szalenie męsko. Zdjęcie uwieczniające ten moment też istniało, jak setki innych pokazujących ich szczęśliwe chwile. Odpisała na jego maila, przypominając o tym, że wciąż miała zdjęcie, jak trzy czwarte Tokio Hotel paradowało w różowych kokardach i poradziła mu, żeby z nią nie zadzierał. Obiecała też spróbować myśleć o sobie choćby miło. Dopóki nie zaczęła się w to zagłębiać, nie szło zbyt opornie. Bo tak to już jest, że dopóki nie skupiamy się zbyt mocno nad przykrymi rzeczami, to one wcale nie wydają się takie straszne, lecz gdy zostaną rozłożone na czynniki pierwsze, wtedy dzieje się gorzej. Dopóki zadanie, które dał jej Tom, znajdowało się w sferze dalekich zamierzeń, wszystko było okej, ale kiedy pomyślała sobie o tym, by je wykonać, zemdliło ją. To wcale nie miało być proste, ale nikt nie mówił, że będzie. To nie było trudne. Każda kobieta była piękna, więc w czym problem? No chyba w tym, że piękno kojarzyło jej się w tej chwili tylko z ciałem. A ciało ją zawiodło i nie bardzo je lubiła. Jeszcze dobry tydzień temu, schowałaby te myśli głęboko, ale teraz konfrontacji z Tomem, postanowiła stawić im czoła. Może nie teraz, ale chciała czuć się piękna podczas sesji, a jeszcze bardziej, żeby to piękno kojarzyło jej się z czymś dobrym.
*

 4. grudnia 2014

Tom układał rzeczy w szafie. Rainie prała też jego ubrania i czuł się z tym trochę niezręcznie. Ona wprawdzie nie widziała żadnego problemu, bo jak twierdziła, pranie i prasowanie pomagało jej zabijać czas podczas ich nieobecności. Jednak to nie zmieniało faktu, że źle czuł się w tym trójkącie. Rainie i Bill potrzebowali prywatności. A ciężko o nią w mieszkaniu dzielonym przez trzy pary, dziecko i jego samego. Wprawdzie Georg i Liv lada dzień mieli przenieść się na stałe do swojego domu, ale to nie zmieniało faktu, że Gustav i Margo wciąż tu pomieszkiwali i on oczywiście też. Był jeszcze dom Sophie, ale tam też ostatnimi czasy zagęściło się dosyć mocno, więc Gustav i Georg woleli nocować w mieszkaniu, a z nimi dziewczyny oczywiście. Mógłby coś wynająć, ale po co? Miał dom, ale nie potrafił sam do niego wrócić. Liczył, że to zawieszenie potrwa niezbyt długo. Na Karaiby mieli polecieć wcześniej, bo już szóstego. Z jednej strony to lepiej, bo szybciej wrócą. Ułożył ostatnią bluzę i zasunął szafę. Wtedy w pokoju rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia na skype’ie. Nie spodziewał się nikogo, bo Scarlett w tym czasie miała sesję zdjęciową. Dlatego zdziwił się, widząc, że dzwoniła Amy. Odebrał i ujrzał jej roześmianą twarz.
- Czeeeeeeeeeść przystojniaku! – powiedziała uradowana. Pokręcił głową, odwzajemniając uśmiech.
- Cześć, Amy. Nie zaryzykuję i nie powiem „piękna”, bo domyślam się, że Neal jest w pobliżu.
- Zgadłeś – odparła, a w tle rozległo się: cześć, Tom. Odpowiedział na pozdrowienie i wygodnie rozsiadł się przed laptopem. – Muszę ci powiedzieć, że chyba dostaniesz ode mnie ochrzan, bo się w ogóle nie odzywasz.
- A jak będę miał dobry powód to mi odpuścisz?
- Musi być naprawdę dobry. Najlepiej na literę „S”.
- Odebrałaś mi cały element zaskoczenia!
- No nie mów?! – pochyliła się tak blisko kamerki, że niemal uderzyła w nią czołem. – Opowiadaj mi wszyściutko, jak na spowiedzi.
- Spotkaliśmy się przypadkiem, porozmawialiśmy, a potem zabrałem ją do Loitsche, żebyśmy mogli dokładnie wszystko omówić i… - uśmiechnął się delikatnie. – Znów jesteśmy razem – Amy zapiszczała, jakby wygrała szóstkę w totolotka. Nie mógł i nie chciał mówić jej całej prawdy. Nie dotyczyła jej. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, co działo się w życiu Scarlett póki ona sama nie zechce opowiedzieć o tym głośno. Nie miał prawa, żeby to rozpowiadać. Z resztą. Amy raczej nie potrzebowała aż takich szczegółów.
- Jestem z ciebie dumna, skarbie – uśmiechnęła się czule i Tom był pewien, że gdyby mogła to pogłaskałaby go po głowie albo uszczypnęła w policzek. Amy miała takie instynkty. – Wprawdzie należy ci się kop za to, że musieliście spotkać się przypadkiem, a nie celowo z twojej przyczyny, ale summa summarum wyszło dobrze. Scarlett jest teraz w Nowym Jorku, nie? Oglądałam dziś rado Today z nią. Jak się czuje ta dziewczynka?
- Coraz lepiej. Za kilka dni wychodzi ze szpitala, odbędzie kurację w sanatorium, a potem powoli będzie wracać do swojego życia.
- Może znajdzie dom – powiedziała z nadzieją. Tom myślał o tym przez chwilę, nim przyszło mu do głowy coś zupełnie oczywistego. Scarlett była jej domem. Jego też.
- Myślę, że już go znalazła
- Naprawdę? – zainteresowała się. Neal podał jej kubek. Przyjęła go z wdzięcznością. Tom pokiwał głową. Uznał, że Amy miała na myśli coś zupełnie innego, niż on, ale czuł, że to nie moment na wyjaśnienia. Wiedział, że mógł powiedzieć jej wszystko, bo była mądra i dobra. Znała wiele odpowiedzi, potrafiła zadawać właściwe pytania, żeby sam mógł je poznać, ale to co działo się w jego życiu, było zbyt dalekie od tego, co łączyło go z Amy. W krótkim czasie przeszła przez nie kolejna nawałnica, ale tym razem zupełnie dobra. Chciał poukładać sam to, co po sobie zostawiła.
- Powiedz mi, co u ciebie? – nie potrzebowała większej zachęty. Tom rozluźnił się i z uwagą słuchał słowotoku dziewczyny.
- Restauracja wygląda coraz lepiej. Wiesz, wynajęłam trzy osoby do remontu, więc idzie powoli, ale wszystko zaczyna nabierać kształtów. Wybrałam już meble, zastawę, garnki i masę dodatków. Mam fajną wizję. Zieloną.
- Czekam na zaproszenie na otwarcie.
- Myślisz, że to przegapię? Zaproszę ciebie i cały zespół, oczywiście Scarlett i generalnie chętnie przyjmę wszystkich twoich sławnych i niesławnych znajomych. Nie myśl sobie, że taka altruistka ze mnie.
- Ja wiem, że tylko udajesz.
- Och, skarbie. Będę kończyć, bo muszę podjechać do restauracji i załatwić kilka spraw. Piszę dosyć ciężki artykuł i muszę sprawdzić źródła, ale jeszcze ci powiem, że moi rodzice poznali Neala i byli nawet mili. Mama wciąż ubolewała, że mój powrót do Jefferson stał się jeszcze bardziej niemożliwy, ale na odchodne powiedziała, że sympatyczny z niego chłopak, więc jest nadzieja.
- Cieszę się, że go zaakceptowali. To już połowa sukcesu. Zanim moja teściowa się do mnie przekonała upłynęło dużo czasu – błysnął uśmiechem, zdając sobie sprawę z tego, że dziwnie było znów myśleć o Sophie, jako o teściowej. Pożegnali się, Amy zarzekała się, że odezwie się jak tylko znajdzie chwilę i zażądała spotkania ze Scarlett. Cała Amy. Nie przeszkadzała jej odległość szerokości oceanu. Wciąż zachowywała się tak, jakby mieli za chwilę się spotkać i właśnie to mu się w niej podobało. Nie było parcia, ani presji, żeby utrzymać kontakt. On utrzymywał się sam. Poszukał papierosy i wyszedł na balkon. Okazało się, że przymroziło i zaczął prószyć śnieg. Nałożył na głowę kaptur i odpalił. Chyba znów powinien pomyśleć o rzucenia, skoro miał w szerszej perspektywie całowanie się ze Scarlett. Nie lubił, kiedy się krzywiła i wytykała mu, że smakował jak popielniczka. Już teraz powinien myśleć perspektywicznie, bo przecież Scarlett w jego życiu to najważniejsza idea, jednak… chyba wolał poczekać, pomimo wszystko. Zaciągnął się mocno. Zdecydowanie rzuci dopiero, kiedy to zacznie przeszkadzać Scarlett. Spojrzał na zegarek i obliczył, co mogła teraz robić. Sesja dobiegła już końca? Chyba miło byłoby jej zastać maila od niego po skończonej pracy. Tym bardziej, że wieczorem miała gościć w programie Jimmy’ego Fallona, więc czekało ją jeszcze sporo do zrobienia i istniały nikłe szanse na to, że porozmawiają. Wrócił do mieszkania, rozcierając ręce. Było naprawdę zimno. Nim usiadł przed laptopem zaparzył sobie herbatę. Margo naznosiła do mieszkania mnóstwo dziwnych ziółek, ale na szczęście znalazł cytrusową. Posłodził i grzejąc ręce o kubek wrócił do swojego pokoju. Spojrzał na ekran. Znów gościło na nim zdjęcie Scarlett, zupełnie jakby znów miał dziewiętnaście lat. Jednak rozumując logicznie, po co miał mieć na pulpicie, jakie kwadraciki, wielokąty, chmury czy trawę, skoro mógł mieć Scarlett? Warto dodać, że spoglądała na niego też z wyświetlacza telefonu. Była wszędzie. Wywołał kilka zdjęć i poustawiał je w ramkach. Tęsknił za nią i to był jedyny sposób, w jaki potrafił sobie z tym poradzić. Gdy otaczała go jej uśmiechnięta twarz, czuł się znacznie lepiej. Zalogował się na skrzynkę mailową i utworzył nową wiadomość. Jeszcze do końca nie wiedział, co chciał napisać. W ciągu tych kilku ostatnich dni, sporo myślał o tym, jak teraz miało wyglądać ich życie. Nie o to, jak ułożą się sprawy z Davidem, ani też o to, jak blisko będzie z nimi Jessica. Miała być z nimi, tak samo jak jego syn i nie czuł się z tym źle. Zaakceptowanie tego faktu przyszło mu jakoś dziwnie łatwo. Tak, jakby była w ich życiu od zawsze. A może Scarlett miała rację z tym „życie za życie”? Jessica pojawiła się na ich drodze dlatego, żeby mogli poradzić sobie z odejściem Liama? Tak naprawdę poradzić. Pomogli uratować jej życie, choć nie udało im się uratować życia swojego synka. Bardziej martwił się tym, czy zdoła pomóc Scarlett. Dosyć chojracko podchodził do sprawy, ale tak naprawdę to się bał, że źle ją zrozumie, że ją skrzywdzi, że zrobi coś, co jej się nie spodoba alb, co ją przestraszy. Mógł być ostrożny i troskliwy, ale jeżeli to nie wystarczy? Jeżeli znów okaże się, że miłość to za mało? Kiedy przypominał sobie, jak Scarlett stawała się odrętwiała, gdy ją przytulał albo jak odsuwała się od niego, unikała jego wzroku. Pragnął jej szczęścia, swojego też, ale ja miał jej to dać, gdy była tak krucha i niepewna? Odetchnął. Odsunął te myśli. Ściskały jego żołądek. Powodowały, że czuł się zagubiony. To nie czas na to. Bill i Rainie przekazali mu bardzo cenną rzecz: pokaż jej, że dotykasz ją, bo ją kochasz. Musiała w to uwierzyć. On to wiedział. Kochał ją. Kochał ją, więc nie mógł zrobić nic złego, bo wszystko, co robił wypływało z miłości. Odetchnął. Upił łyk wciąż parującej herbaty. Fizyczna bariera zniknie, gdy przełamie tą, która znajdowała się w jej głowie. To chyba nic złego, że szukał pomocy wszędzie, gdzie się dało? To chyba nic złego, że poprosił o pomoc doktor Bähr? Umówił spotkanie z nią następnego dnia. Może ona podsunie mu jakąś złotą myśl, która pomoże mu wygonić Mike’a z głowy Scarlett? Przecież musiał istnieć na to jakiś sposób. Odetchnął znów i przyłożył palce do klawiatury, a potem słowa popłynęły same.

Temat: Daleko, ale blisko.
Wiesz, co? Masz teraz sesję i mam nadzieję, że stosujesz się do zaleceń, moja p i ę k n a. Ta sesja na pewno będzie niesamowita. Promujesz takie ważne rzeczy, co może być p i ę k n i e j s z e? Ciekaw jestem, ile osób skłoniłaś do działania. David mówił coś o jakiejś aukcji charytatywnej, której pomysł pojawił się po naszym koncercie. Podobno wiele niemieckich gwiazd zostało na to zaproszonych. A wszystko dzięki tobie, bo zawsze walczysz do końca i się nie poddajesz. Z całym tym dobrem, które rozsiewasz wokół siebie, jesteś dla mnie po prostu n a j p i ę k n i e j s z a.
Sprytny jestem, co? ;)
Spędzam ten wieczór sam i dużo wspominam. Rozmawiałem z Amy i znów wspominała, że bardzo chciałaby cię poznać. Za jakiś czas otwiera tą swoją knajpę, może byśmy polecieli tam? Co ty na to? Neala widziałem raz czy dwa, a ona wciąż wychwala go pod niebiosa. Ciekaw jestem, kto to taki. Myślę, że polubiłybyście się. Poznałabyś osobę, która jest w stanie mówić tyle co ty ;)
Wspominałem też coś innego. Loitsche… to były najlepsze dni, jakie ostatnio przeżyłem. Na samą myśl zaczynam się uśmiechać. Już się nie mogę doczekać, kiedy oboje wrócimy. Tęsknię za tobą tak, że nie potrafię sobie wyobrazić tego, jak żyłem bez ciebie tyle czasu.
Mam przed oczami twój uśmiech. Czuję twój zapach. Słyszę twój głos. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów mam cię blisko (chociaż chwilowo jesteś daleko).
Xoxo
T.

Wysłał wiadomość i zadowolony zamknął pokrywę laptopa. Sięgnął po herbatę i pilota, oparł stopy na stoliku, włączył telewizor, po czym zaczął przeszukiwać kanały. Dawno nie oglądał żadnej komedii.
*

5. grudnia 2014

Bill kończył parzyć kawę, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi. Po chwili szuranie butów, a potem brzęk kluczy. A już zupełnie niedługo zobaczył Rainie. Posłała mu czuły uśmiech i z wdzięcznością przyjęła kubek z kawą. Miała czerwone policzki od mrozu i włosy potargane wiatrem.
- Długo jeszcze zamierzasz odwozić Candy do szkoły? – zapytał opierając się o blat szafki. Zdążył dopiero wstać, ogarnąć się względnie, ale jeszcze nie bardzo kontaktował. Wciąż nie przywykł do wstawania w granicach dziewiątej. To czasami było za dużo, ale nie chciał, żeby Rainie sama krzątała się po mieszkaniu. Za mało mu jej było. Minęło prawie pół roku odkąd wróciła, ale o i tak czasem nie wierzył.
- Może do wiosny? – odpowiadając, wyrwała go z zamyślenia. Stanęła obok, popijając kawę. Patrzyli na widok za oknem. Sypał śnieg. – Na dobre oswoi się ze szkołą, z otoczeniem. Wiem, że nie przyjechała tu z Nowej Zelandii, ale mimo wszystko martwię się o nią. Wolałabym mieć ją na oku. Rodzina Hansa nie żyje, ale to nie zmienia faktu, że się boję.
- Wiem, wiem. Pytam, bo nieraz chciałbym pospać sobie z tobą, a ty wymykasz się codziennie przed siódmą – odstawił kubek i stanął przed Rainie. Oparł ręce po obu jej stronach. Bardzo blisko jej bioder.
- Bo ty jesteś śpiochem – odpowiedziała uśmiechając się i czule zmierzwiła jego i tak potargane włosy. – Co chciałabyś dzisiaj robić? – zapytał wpatrując się w jej miodowe oczy. Na dobrą sprawę mieli podobne oczy. On trochę ciemniejsze, w kolorze mlecznej czekolady, a ona w kolorze miodu. Zauważył niedawno, że w jej prawej tęczówce pojawiły się trzy rdzawe plamki. Znajdowały się obok siebie i czyniły jej oczy jeszcze bardziej wyjątkowym. Nie sądził, żeby ktoś inny to spostrzegł. Bill tak często przyglądał się Rainie, że znał na pamięć każdy milimetr jej twarzy.
- Obiecałam Margo, że pomogę jej z obrazem. Nie wiem, co takiego zrobiłam, że to mnie chce dopuścić do swojej wielkiej tajemnicy, ale to miło. Odbiorę Candy po szkole, zawiozę ją do Jess, a potem pojadę do Margo. Odbierzesz Candy ze szpitala około osiemnastej?
- Pewnie – pocałował Rainie w czubek nosa. – Jest szansa, że wyjdziemy gdzieś wieczorem? Tom powiedział, że pomoże Candy z tą pracą techniczną. On lubi takie dłubanki – wzruszył ramionami, jakby to był dziwne. – Potem mają wpaść Liv i Georg, więc pewnie posiedzimy razem, ale chciałbym najpierw pobyć tylko z tobą. Może jakiś spacer?
- Czyżby to była kolejna randka? – zapytała, kładąc dłonie po obu bokach Billa. Pogładziła je w górę i w dół. Uśmiechnął się zniewalająco swoim Kaulitzowym uśmiechem i pokiwał twierdząco głową.
- Chcę cię porwać, uwieść i zawrócić ci w głowie.
- Obawiam się, że to już się stało – westchnęła bezradnie, spoglądając na Billa spod rzęs. Dawna Rainie nawet nie pomyślałaby o tym, żeby kokietować. Dawna Rainie nie zrobiłaby prawa jazdy, nie realizowałabym swoich marzeń, nie oczekiwałaby od życia samych dobrych rzeczy. Dawna Rainie nie zdawałaby sobie sprawy z tego, że miała prawo kochać z wzajemnością. Dawna Rainie nie chodziła na zakupy, ani na babskie wieczory z przyjaciółkami. Dawna Rainie nie pozwoliłaby mu na pocałunek. Co właśnie uczynił. Objął ją, zamykając ręce na jej plecach, a ona w odpowiedzi zacisnęła dłonie na jego bokach. Uśmiechnął się pogłębiając pocałunek, a ona wyszła mu naprzeciw. Smakowała kawą i nią samą. Zsunął dłonie niżej i wsunął je pod jej wełniany sweterek. Dotknął jej pleców i pogładził delikatną skórę. Mruknęła cicho i wtedy zrobiła coś, czego dotąd nie robiła. Przygryzła jego wargę. Z premedytacją, tak żeby zabolało, ale niezbyt mocno, a potem pocałowała to miejsce i uśmiechnęła się filuternie. Przyciągnął ją bliżej i popatrzył Rainie prosto w oczy.
- Jesteś moją doskonałą doskonałością – wsunął dłonie całkowicie pod sweterek i głaskał jej plecy. Miała skórę delikatną i jedwabistą. Rzadko ją widywał. Rainie wciąż wstydziła się blizn.
- Chciałabym, żebyśmy zamieszkali sami. Tylko we troje.
- Zamieszkamy – odpowiedział i złożył długi pocałunek na jej czole. – Może już po nowym roku uda nam się coś znaleźć. Nasz dom musi być wyjątkowy.
- Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu tylko dla siebie – Rainie przesunęła ręce w górę, po przedramionach i barkach Billa, a potem zarzuciła mu je na szyję.
- Jak całe to szaleństwo się skończy, to obiecuję ci, że tak będzie – zapewnił, znów spoglądając jej głęboko w oczy. Przytaknęła, powoli kiwając głową i przyciągnęła Billa bliżej siebie, żeby go pocałować, ale dokładnie w tej chwili w kuchni zjawił się Tom, teatralnie zasłaniając się rękoma.
- Możecie iść gdzieś indziej okazywać sobie tą obrzydliwie piękną miłość? – zapytał, spoglądając przez palce. Udawał wielce przerażonego. – Chciałbym coś zjeść, a przy was nie zdołam – wyjęczał. Bill kazał mu się popukać w czoło i ująwszy Rainie za rękę, wyprowadził ją z kuchni, zamierzając kontynuować to, co im przerwano.
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo