26 kwietnia 2015

Liebster Award

No to się porobiło. Już po raz kolejny przyszło mi dostać nominację Liebster Award. Jestem zaskoczona, bo wychodzi na to, że „zna mnie” więcej osób, niż się spodziewałam. Dziękuję miłe Nieznajome ;) Czuję się doceniona ;) No, ale do rzeczy.

Oto zasady:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Z góry mówię, że nie znam blogów, bo niestety nie czytuję ich teraz. Dlatego będzie ich mniej. Na pewno nie 11, ani 22 tym bardziej, bo otrzymałam 2 nominacje.

Nominuję:

Nie chcę wrzucać tutaj linków na siłę. Nie znam blogów, nie znam autorek, więc musi zostać tak. A teraz czas na odpowiedzi:

Cupid Arrow

1. Kiedy zaczęła się chęć pisania?
Pamiętam, jak dziś. To był maj 2005. Wtedy założyłam swój pierwszy zeszyt na opowiadania. Kiedy wracam do tego dziś, jestem zupełnie zażenowana. Jednak to piękna pamiątka. Miałam 14 lat, byłam zupełnie naiwna. Te historyjki pokazują mój ówczesny światopogląd. Jestem dumna z moich początków. Niedługo później powstał zarys Prinza.

2. Dlaczego chcesz ukazywać to innym?
Dlaczego? Bo wciąż się uczę. Taka była moja pierwsza myśl, gdy wpadł mi do głowy pomysł założenia bloga. Mogłam pokazać moją twórczość mamie, siostrom, przyjaciołom, ale czy oni byliby obiektywni? Chciałam poznać opinię kogoś, kto mnie nie zna, nie wie jaka jestem. Chciałam poznać opinię kogoś, kto powie mi, czy faktycznie to, co tworzę jest dobre, czy tylko tak mi się wydaje. Dla autora to bardzo ważne. Dla każdego autora czegokolwiek odbiorca jest nierozerwalną częścią aktu tworzenia. Tak mi się wydaje. Później pojawiły się osoby, które czekały na kolejne części mojej historii. Chciałam zostać, żeby dzielić się tym z nimi. Chcę nadal. No i lubię prowadzić bloga. Blog to część Prinza.

3. Co pchnęło Cię do stworzenia bloga?
Uznałam, że to jest właściwy moment, żeby moje „dzieciątko” ujrzało światło dzienne. Kochałam Prinza całym sercem i zapragnęłam, żeby inni także go pokochali. No i kilka osób czekało na to, co mam jeszcze do powiedzenia. Nie mogłam ich zawieźć. Siebie też nie.

4. Czy jakiś blog\opowiadanie jest dla Ciebie inspiracją?
Nie. Moją inspiracją jest życie.

5. Sytuacje, które zdarzają się w Twoim opowiadaniu są wymyślane wcześniej czy podczas pisania odcinka?
Około 3/4 fabuły powstało dawno temu. Kształtowała się na przestrzeni lat. Teraz wymyślam drobiazgi, szczegóły, pojedyncze sytuacje, które oddają motywy, które sobie wcześniej wymyśliłam.

6. Jeśli miałabyś spotkać się z jakąś sławną osobą to z jaką i dlaczego?
Christina Aguilera i Tokio Hotel, ponieważ chcę powiedzieć im, jak wiele im zawdzięczam, jak bardzo odmienili moje życie. Dzięki nim wydostałam się z odmętów mojego własnego piekła, jestem tym kim jestem i potrzebuję, żeby podziękować im za to.

7. Pisząc następny odcinek, co jest dla Ciebie motywacją?
Wena twórcza, to jedyne co popycha mnie do pisania. Nie robię tego na siłę, bo muszę, bo czas. Ubolewam, że mam go tak mało i staram się wykorzystywać go jak najlepiej, ale piszę tylko, kiedy czuję, że mam coś do powiedzenia.

8. Czy podczas pisania miałaś momenty, że chciałaś porzucić pisanie?
Pisanie? Nigdy.

9. Wolisz pisać rano czy wieczorem?
Nie ma reguły. Najczęściej piszę wieczorem, bo zazwyczaj to właśnie wieczory mam wolne, ale rano też lubię popisać. Kawka, dobra muzyka w tle i word. Świetne połączenie.

10. Odcinek dodałaś bardzo dawno temu. Wiesz, że wypadałoby coś napisać. Piszesz na siłę czy czekasz na wenę?
Wiem. Piszę tylko i wyłącznie z weną twórczą, inaczej wychodzi po prostu… gówno. Co tu dużo mówić.

11. Masz możliwość wyjechania w góry lub nad morze, co wybierasz? Uzasadnij odpowiedz.
Lubię morze, ale to góry skradły moje serce. Kocham je. Góry są niewyobrażalnie piękne. Wystarczy spojrzeć na nie i czuję się wtedy taka malutka, moje problemy wydają się nic nie znaczące. Góry niosą spokój, dają ukojenie, gdy wali się życie. Dają podwójną radość, gdy dzieje się coś dobrego. Ile można leżeć na piasku, a góry są wciąż nowe.

Kari

1.Dlaczego piszesz?
Bo to kocham. To moja pasja.

2. Czemu piszesz akurat o tym?
Bo tylko Tom mógł być moim zagubionym Księciem. A skoro pojawił się Tom, to i reszta paczki. A cała reszta to wieloletni konstrukt stworzony na bazie doświadczeń, marzeń, wybujałej wyobraźni i… sama nie wiem czego. Prinz to świat, swój własny.

3. Co jest twoją inspiracją?
Życie. codziennie jestem świadkiem tak wielu sytuacji małych i dużych, znam wiele historii, które powinny zostać wypowiedziane, a nikt nie prosi by to uczyniono, więc wplatam je w to życie, które tworzę. Po prostu chcę mówić o wielu sprawach, więc to czynię.

4. Lubisz pisać przy muzyce, czy w ciszy?
Zazwyczaj coś gra w tle, gdy piszę, ale czasem muzyka mnie rozprasza, więc piszę w ciszy. Nie ma reguły.

5. Masz już jakieś blogi na swoim koncie?
Mam jeden nieudany. No i Prinza, którego uważam za swój osobisty sukces.

6. Chciałabyś/byś napisać kiedyś książkę?
Oczywiście, że tak i to nie jedną.

7. Czytasz książki? Jeśli tak, to o jakiej tematyce?
Nie ma dnia, żebym nie miała przy sobie książki. Zawsze mam jakąś w torebce, na pewno mam pdf na telefonie, gdybym zapomniała takiej papierowej. Czytuję kryminały, thrillery. Moi ulubieńcy to Harlan Coben, Maxime Chattam i nowo odkryty Lee Child. Jednak lubię też obyczaj, biografię, no i romanse. Jednak przeczytałabym wszystko, gdyby tylko było interesujące.

8. Pokazałabyś swoje opowiadanie na np. konkursie literackim?
Prinz nie nadaje się na jakikolwiek konkurs. 1200 stron to trochę za dużo, ale mam na swoim koncie już kilka zwycięstw w konkursach literackich.

9. Boisz się negatywnych komentarzy? Zniechęcają cię czy motywują?
Absolutnie nie. Krytyka nie jest tylko pozytywna. Krytyka powinna być także negatywna, a raczej wytykająca błędy. Tylko dzięki temu możemy zniwelować niedociągnięcia w warsztacie, więc jak najbardziej czekam na konstruktywne opinie.
Jeśli chodzi o szeroko pojęty hejt, to mam do tego bardzo ambiwalentny stosunek. Kiedyś się przejmowałam, teraz jest mi żal takich ludzi.

10. Piszesz coś na zapas czy na bieżąco?
Jeśli chodzi o Prinza to zawsze na bieżąco. Nieustannie mam poślizg czasowy, więc nie jestem w stanie pisać na zapas. Natomiast mam w zanadrzu 2 rozpoczęte projekty, które są na zapas, na kiedyś w przyszłości.

11. Twoi znajomi czytają twojego bloga?
Znajomi z mojej okolicy, uniwersytety? Nie. Jednak nie wykluczam takiej możliwości.

No dobrze. Mam nadzieję, że moje odpowiedzi są satysfakcjonujące, a teraz czas na moje pytania:
1.      Masz w zwyczaju zapisywać pomysły, fragmenty opowiadania w telefonie, na serwetkach, na rachunkach, czy tego typu rzeczach?
2.      Co uważasz za swój największy sukces pisarski? (scena, motyw, opowiadanie)
3.      Kim jest twój ulubiony bohater, spośród wszystkich, których do tej pory stworzyłaś i dlaczego?
4.      Co uważasz za swoją największą porażkę w karierze pisarskiej?
5.      Oscar, Grammy czy Pulitzer, a może Nobel, którą z nagród chciałabyś otrzymać i dlaczego?
6.      Podaj tytuł piosenki, która mogłaby opisać twoje życie.
7.      Czy uważasz, że rozsyłanie SPAMu jest dobrym sposobem, na zwiększenie swojej popularności?
8.      Udało ci się wyjechać za granicę, zwiedzasz miasto i nagle spotykasz gwiazdę/celebrytę, którego zawsze chciałaś poznać. Uznaje cię za miłą osobę i zaprasza na kawę, o czym chciałabyś porozmawiać z tą osobą i kto by to był?
9.      Spotykasz dobrą wróżkę, która oferuje ci wybór kariery zawodowej, która zapewni ci dobrobyt i spełnienie zawodowe, co by to było i dlaczego?
10.  Gdybyś przez jeden dzień mogła być kimś innym, to kto by to był i dlaczego?
11.  Opisz siebie w trzech słowach.


Enjoy ;)

6 kwietnia 2015

116. Zoom dich zu mir. Ich zoom mich zu dir. Durch den Sturm, durch die kälte der Nacht und die Ängste in dir. Weit weg von hier durch Raum und Zeit. Zoom dich zu mir.

Tytuł: Tokio Hotel Zoom

14. stycznia 2015, Berlin

Dochodziła siódma. Bill doskonale zdawał sobie sprawę, że Rainie powinna wstać i przygotować śniadanie dla Candy, ale przestał się tym przejmować, kiedy usłyszał, jak sama krzątała się w kuchni. Miała trzynaście lat i doskonale potrafiła robić kanapki. Do szkoły woził ją ochroniarz, więc Rainie mogła spokojnie pospać. On sam przebudził się już dosyć dawno. Niewiele spał tej nocy. Zbyt dużo emocji. Najpierw strach o Toma, a potem Rainie… Nie przypuszczałby, że zaskoczy go w ten sposób. Owszem powoli zmierzali ku temu, żeby przełamać i tą barierę, ale nie sądził, że Rainie była już gotowa. A ona zrobiła to. Oddała mu się cała, wiedząc, że była mu najbardziej potrzebna. Mama miała wyjechać z Loitsche lada moment, więc spodziewał się jej za kilka godzin. Umówili się tak, żeby dać Scarlett i Tomowi trochę czasu razem. Kiedy zacznie się obchód i kolejne badania, już nie będą mieli go zbyt wiele. Do tego dojdzie policja i zeznania. Mało czasu i zbyt wiele trudnych spraw.
Rainie poruszyła się obok niego. Spała zwinięta w kłębek poniżej poduszki, obejmując go jedną ręką. Pod żadnym pozorem nie chciał się ruszyć, żeby jej nie obudzić. No, ale matczyny zegar biologiczny wziął górę. Kręciła się przez moment, póki nie ocknęła się zupełnie. Podniosła się na łokciu, wzdychając ciężko. Włosy opadły jej na twarz, była bardzo nieprzytomna. Uśmiechnął się na ten widok.
- Dzień dobry – powiedział, sięgając do jej twarzy, żeby odsunąć kosmyki. Musiał na nią spojrzeć. Ciekaw był, co kryło się w jej oczach. Czy nie żałowała?
- Jesteśmy spóźnieni? – zapytała, mrużąc oczy i marszcząc czoło. Chyba mocno myślała, jeszcze nie oprzytomniała.
- Od dłuższego czasu słyszę, jak Candy krząta się po domu. Sądzę, że daje nam chwilę wytchnienia po wczorajszym dniu. Za piętnaście minut, ktoś po nią będzie – odparł, zerkając na zegarek. – Jak się masz? – słysząc to pytanie, Rainie zarumieniła się, co zachwyciło Billa, bo nie sądził, że z dnia na dzień mogła stawać się piękniejsza. Czy to normalne, że tak mu się podobała?
- Myślę – zaczęła, podnosząc na niego wzrok i racząc go spojrzeniem pełnym miłości. Jej złote tęczówki lśniły. W tym momencie Bill był pewien, że Bóg istniał, bo jak inaczej na jego drodze mogła pojawić się istota tak doskonała jak Rainie? – Myślę, że powinniśmy zajmować się tym częściej, żeby statystki och, tak przebiły liczbowo te, które mam na swoim koncie – uśmiechnęła się szeroko, a on jej zawtórował. Życzył każdemu takiej miłości. To najdoskonalsze uczucie na świecie.
- Kocham cię, skarbie – powiedział, przyciągając ją do siebie. Przytuliła się do niego, zupełnie naga, tak cudowna i miękka. W przeciwieństwie do niego. – Mojej mamy nie będzie jeszcze około trzech godzin. Myślę, że mamy trochę czasu – zagadnął, a Rainie zaśmiała się pod nosem. Pocałowała kawałek skóry na jego piersi, wolny od tatuaży i podniosła się nieco wyżej, żeby sięgnąć jego ust.
- Ja ciebie też – szepnęła, spoglądając mu w oczy. – Zajrzę do Candy, a jak wyjdzie to do ciebie wrócę – pocałowała go znów, krótko i wstała, nakładając na siebie koszulkę nocną, która dotąd leżała sponiewierana na podłodze. Przygładziła włosy i gdy zamykała za sobą drzwi, pomachała mu na pożegnanie. Bill przeciągnął się i uśmiechnął od ucha do ucha. To niewłaściwe, biorąc pod uwagę fakt, że jego brat leżał w szpitalu, ale czuł, że z Tomem wszystko było w porządku. Scarlett się nim zajmowała, więc Bill mógł dać sobie chwilę luzu, bo jak się okazało, nawet najgorszy dzień, mógł mieć dobre zakończenie.

Scarlett opuściła szpital przed jedenastą, po wizycie policji i przyjeździe Sophie. Tom wiedział niewiele. Opowiedział, jak wyglądała cała sytuacja pod supermarketem. Nie rozpoznał twarzy, nie widział ich w ogóle, nie miał pojęcia, kto mógł go napaść. Scarlett słuchała tego wszystkiego, pytań funkcjonariusza i wpatrywała się w tą nieszczęsną żółtą różę, mając przeczucie, że gdzieś już ją widziała. Później zjawiła się Simone razem z Billem i Rainie, roztoczyła nad Tomem swoje matczyne skrzydła, więc Scarlett postanowiła zrobić to, co do niej należało. Nie chciała się z nim rozstawać, ale zrobiła to, dając czas matce i synom, po czym w towarzystwie ochrony udała się na cmentarz. Być może to nierozsądne zaglądać tam w takiej chwili, ale potrzebowała pójść do Liama. Otoczona przez Toby’ego i Max’a powoli pokonywała odległość dzielącą ją od bramy po miejsce, gdzie spoczywali Liam i tata. Było ślisko, a ona wciąż miała na sobie te przeklęte buty, w których chciała zrobić wielkie wejście. Mocno trzymała się swoich ochroniarzy. Śnieg nieco topniał, ale nie wyglądało na to, żeby miał zniknąć na stałe. Lubiła zimę, ale nie taką. Nie, rozchlapaną i brudną. Podniosła głowę czując, jak coś zaczęło spadać na jej twarz. Deszcz. Oczywiście. Po co komu śnieg w styczniu. Dbając o to, żeby nie połamać nóg, przyspieszyła kroku. Nie miała kwiatka dla Liama, ale obiecała sobie, że następnym razem przywiezie najładniejsze białe lilie, jakie tylko uda jej się znaleźć. Rozejrzała się po cmentarzu. W ciągu ostatnich lat przybyło wiele grobów. Wszystkie wyglądały podobnie, ale każdy zamykał w sobie inną historię. Przy jednym z nich spostrzegła starszą kobietę odzianą w czerń. Na płycie, w granitowej ramie widniało zdjęcie młodego chłopaka. Syn? Brat? Ukochany? Czy Scarlett potrafiłby pochować swoje dziecko, gdyby odeszło mając piętnaście, dwadzieścia lat? Czy zniosłaby to? Wyobraziła sobie Liama, jako nastolatka. Była pewna, że wyglądałby jak Tom. Może miałby dredy? A może nosiłby irokeza? Wyglądałby tak samo cudownie jak ojciec, więc czy ruszyłaby dalej, gdyby straciła swojego chłopca, mając go tak długo? Może to, że Bóg zabrał go do siebie tak wcześnie, było największą łaską w całym tym nieszczęściu? Liam Nathaniel Kaulitz, jej maleńki chłopiec. Za każdym razem, kiedy spoglądała na napis na płycie, jej matczyne serce pękało na kawałki, ale potrafiła już nie płakać zawsze, gdy odwiedzała cmentarz. Minęły prawie cztery lata. Aż cztery lata. Jej chłopiec chodziłby już do przedszkola. Drugi pewnie też. Miała ogromną nadzieję, że Bóg miał dla niej jakiś plan, skoro zesłał na nią tyle nieszczęścia. Zabrał jej dwóch chłopców. Na szczęście oddał trzeciego. Teraz żyła dla niego. Uwagę Scarlett przykuło coś innego. Trzy żółte róże. Jedna zgniła, przylepiona do granitu. Druga nieco świeższa, ale już zwiędła. Trzecia świeża, jakby dopiero co przyniesiona. Żółte róże. Tom w szpitalu dostał jedną. Liam miał na swoim grobie już trzy. Kto przynosił żółte róże, skoro wszyscy wiedzieli, że Liam dostaje tylko białe lilie? Zebrała je, chusteczką starła to, co przykleiło się do płyty. Nico nie miał takich kwiatów, więc na pewno nie przyniósł ich ktoś z rodziny. Gdyby ktoś bliski przysłał kwiaty Tomowi, podpisałby się. Kolejna rzecz, Tom dostał tą różę tuż po przywiezieniu do szpitala, gdy bliscy jeszcze nie wiedzieli o napaści. Kto daje im żółte róże?
- Nie mam pojęcia, kto je przynosi – westchnęła, podając Max’owi zebrane śmieci. – Mógłbyś je wyrzucić? – zapytała. – Kto w ogóle daje żółte róże? Czy one czasem nie oznaczają zdrady? – zastanawiała się, zerkając na Toby’ego.
- Raz kupiłem je mojej Mii. Nie odzywała się ze trzy dni, bo myślała, że ją zdradzam.
- Zdrada, nieszczerość, złe intencje – szepnęła. – No tak, niby to oznaczają – popatrzyła na nagrobek i wtedy pojęła. Olśniło ją. Prawda spadła na nią jak grom z jasnego nieba. – Boże… - szepnęła siadając na ławeczce. – To Mike – przerażona, spojrzała na Toby’ego. – To Mike kazał go pobić. To on.
- Sądzisz tak przez te kwiaty? – zainteresował się.
- Tak, to sygnał – zerwała się z miejsca. – Chciał, żebym wiedziała, że to on! Milczał przez ostatni tydzień tylko dlatego, że szykował coś większego. On kazał pobić Toma! On go skrzywdził, żeby odegrać się na mnie! Musimy jechać, Toby – rzuciła krótkie spojrzenie na grób i dziarsko ruszyła przodem. Mike uderzył w Toma. Skrzywdził osobę, którą kochała. Chciał pokazać jej, kto rządził w tej grze, ale nie miał pojęcia, że zadarł z nią o jeden raz za dużo. O dziwo, lęk na chwilę zniknął. Czuła złość, paskudną, dojmującą złość. Stłamsiła ją w sobie, wiedząc, że to nie miejsce na nerwy. Mógł ich obserwować. Mógł być tuż obok. Już nigdy więcej nie dostanie satysfakcji. Chćby najmniejszej. Będzie robić co się da, żeby pokrzyżować mu plany.
- Co chcesz zrobić? – zapytał Toby, kiedy już we trójkę zbliżali się do bram cmentarza. Scarlett nie miała pojęcia. To pytanie za sto punktów.  Bała się piekielnie, bo jednak się bała, bo skoro raz wynajął zbirów, żeby pobić Toma, to do czego mógł być zdolny teraz? Kto miał być następny? To nie mogło dłużej trwać. Nie miał prawa sięgać, po kogo chciał, ani krzywdzić jej bliskich. Nie miał prawa krzywdzić jej. Już wystarczająco długo bawił się z nią w kotka i myszkę. Otworzyła oczy. Poczuła zimne, styczniowe powietrze wypełniające jej płuca i chciała krzyczeć. Tak bardzo bała się wspomnień z nim związanych, że zbagatelizowała realne zagrożenie. Tom jej to mówił, starał się pokazać, uświadomić prawdę, a ona wciąż tego nie pojęła, więc leżał w szpitalu. Przez nią. Bo ją kochał.
- To, co powinnam zrobić już dawno. Opowiem wszystko policji – odparła i kiedy usłyszała własne słowa, nabrały mocy urzędowej i wydały jej się nieco mniej straszne. Musiała otworzyć puszkę Pandory. To największy afront, jaki mogła uczynić Mike’owi.
- A czy przypadkiem nie zgłaszałaś już nękania? – zapytał. Toby znał ją już wiele lat, a ona znała Toby’ego. Był jej najbardziej zaufanym pracownikiem. Ochraniał Tokio Hotel, zanim ich poznała, a potem zaczął pracować dla niej. Wiedziała, że mogła mu ufać w każdej sprawie, bo nie tylko wykonywał swoją pracę. Naprawdę się troszczył o nią i jej bliskich z wzajemnością.
- Oczywiście, że zgłaszałam. W LA i tutaj, ale nie pokazywałam nikomu tego, co udało nam się uzbierać, kiedy Shie pomagał mi go rozgryźć. Liczyłam, że wskazanie wystarczy, ale już się nie łudzę, że to samo się skończy. Nie wiem, co ja sobie myślałam, chłopaki – odsapnęła dopiero w aucie. Opadła ciężko na tylną kanapę i odpięła kurtkę. To za dużo, jak na jedną dziewczynę. Rozejrzała się po ulicy, mając wrażenie, że Mike za chwile wyskoczy zza jakiegoś auta. Znacznie łatwiej było zgrywać odważną, kiedy musiała się trzymać. Za kurtyną to o wiele trudniejsze. Dlatego postanowiła działać. Gdy jechali do domu, zadzwoniła do Liv i wyjaśniła jej wszystko. W domu zjadła porządne śniadanie, wzięła prysznic, przebrała się stosownie do tego, co zamierzała zrobić, czyli w jeansy, błękitną koszulę, którą zapięła pod samą szyję i dosyć luźny szmaragdowy sweter z dekoltem w serek. Nie miała pojęcia, jak powinno ubierać się, gdy idzie się złożyć doniesienie, więc dla dodania sobie pewności założyła zimowe botki na grubym obcasie i platformie z protektorem. Nie umalowała się, a włosy upięła w niedbały kok na czubku głowy. Chciała wyglądać ładnie, ale na niewystrojoną. Choć może lepsze wrażenie zrobiłaby gdyby poszła tam we wczorajszym stroju z rozmazanym makijażem. W domu byli tylko Julie i Nico, który leczył przeziębienie. Poprosiła szwagierkę, żeby zawiadomiła jej brata, gdzie się udaje. Wiedziała, że powinna zrobić to sama, bez brata policjanta za plecami. Jednak wygadana siostra mogła okazać się niezbędna. Siostra, która przede wszystkim znała wszystkie fakty. Scarlett zabrała karton z całą dokumentacją, którą nazbierali z Shie’em w LA. Wtedy liczyła, że nigdy więcej nie będzie musiała do tego wracać. Myliła się. Mike stał się zbyt groźny, żeby zachować dla siebie te wszystkie fakty. Bała się potwornie, jednak idąc za ciosem, nie miała czasu na myślenie. Jadąc na posterunek, starała się ułożyć wszystko w głowie, ale było tego zbyt wiele, zbyt trudnego do opisania. Na miejscu czekała na nią Liv. Mocno uściskała siostrę i w asyście ochrony weszły na komisariat. Została zatrzymana już na wejściu, ponieważ jej karton mógł być wypełniony materiałami wybuchowymi. Oczywiście. Gdy już przeszła kontrolę, skierowała się do pierwszego policjanta, którego zauważyła. – Przepraszam – zatrzymała go. Zdziwił się na jej widok. Obrzucił ją ciekawskim spojrzeniem, zanim przybrał profesjonalny wyraz twarzy. – Szukam funkcjonariusza odpowiedzialnego za sprawę Toma Kaulitz – młody policjant obrzucił ją jeszcze jednym, nieco bardziej uważnym spojrzeniem, po czym skinął głową.
- Proszę chwilę tu zaczekać – odszedł w kierunku dyżurki, gdzie wykonał telefon. Scarlett popatrzyła na Liv, która uśmiechnęła się pokrzepiająco, szepcząc, że wszystko będzie dobrze. Chciała w to wierzyć. Max trzymał puszkę Pandory. Odetchnęła głęboko. Robiła to dla Toma, dla bliskich, którzy mogliby zostać skrzywdzeni w następnej kolejności, a przede wszystkim dla siebie. Bo zasługiwała na życie wolne od Mike’a. Co jeśli postanowiłby zabrać któreś z dzieci albo mamę? Nie potrafiła sobie wyobrazić, co mógłby chcieć zrobić. To zbyt przerażające, zbyt straszne, zbyt nierealne. Jedyne, co teraz się liczyło, to zapewnienie bezpieczeństwa sobie i swoim bliskim. Dlatego musiała przebrnąć przez tą straszną opowieść. Odetchnęła głęboko i przysiadła na jednym z krzesełek stojących pod ścianą. Westchnęła znów. Czuła, jakby coś przygniatało jej płuca i nabieranie powietrza okazywało się zbyt trudne. Rozejrzała się. Ten posterunek wyglądał skromniej, niż ten, w którym pracował Shie. Był starszy, jakby zatrzymał się w latach osiemdziesiątych. Po prawej stronie od wejścia znajdowała się dyżurka, gdzie młody policjant cały czas z kimś rozmawiał. Oni znajdowali się po lewej, w poczekalni zastawionej krzesełkami. Z torebki Scarlett dało się słyszeć dźwięk przychodzącej wiadomości. W pierwszej chwili pomyślała, że coś z Tomem. Natychmiast sprawdziła. Numer nieznany. Poczuła ucisk w żołądku.

Jak ma się pan Gwiazda? Nie sądzę, żeby pójście na policję było rozsądne. Już raz robiłaś dochodzenie ze swoim dużym braciszkiem. Nie sądzisz, że wystarczy? Może potrzebne ci kolejne ostrzeżenie? Lepiej idź po rozum do swojej ślicznej główki i wróć do mnie. Wciąż czekam, ale powoli tracę cierpliwość.

Ręce zatrząsały się jej do tego stopnia, że niemal upuściła telefon. Niedbale wpakowała go do torebki, jakby parzył. Liv zerknęła na nią pytająco, a ona tylko pokręciła głową, bo spostrzegła, że zbliżał się do nich ten funkcjonariusz.
- Detektyw Bergman za chwilę do pani przyjdzie, proszę zaczekać – odparł uprzejmie, po czym szybko się oddalił. Scarlett popatrzyła na Max’a, czy aby na pewno trzymał karton z dokumentami. Czy nie wyparował przypadkiem.
- Dostałam wiadomość od Mike’a – szepnęła, po przywołaniu siostry do siebie. Natychmiast usiadła obok, czekając na więcej. – Boję się, że teraz skrzywdzi Shie’a albo kogoś, kto nie będzie w stanie się obronić… - potarła twarz rękoma, starając się odnaleźć spokój. Tak trudno trzymać emocje w ryzach, gdy zagrożenie okazuje się z każdą chwilą większe. Odetchnęła znów. Głośno wypuściła powietrze. Kiedyś umiała zachować spokój, nawet w najgorszej sytuacji. Teraz też musiała się na to zdobyć. Nawet, jeśli zalewała ją wściekłość. Nawet, jeśli przerażenie zjadało ją od środka. Było jej słabo od tego lęku, ale musiała pozostać niewzruszona. Chodziło o wyższe dobro. Chodziło o powrót do normalności. – To się musi skończyć, Liv. Nie spocznę póki czegoś nie wymyślę, bo skąd mogę wiedzieć, czy następnym razem nie naśle pięciu wielkich facetów na ciebie albo mamę?
- Podwoimy ochronę. Teraz już nie ma opcji, żeby ktokolwiek ruszył się, gdzieś bez pleców – odparła rzeczowo. – Szczególnie w przedszkolu postawimy ochronę, ktoś będzie czuwał nad dziećmi. Nie damy mu się – uścisnęła rękę Scarlett. Wydawała się zupełnie spokojna i pewna swego. Taka była Liv. Zawsze praktyczna, logiczna i z otwartym umysłem.
- Napisz do wszystkich, że dziś wieczorem spotykamy się w domu. Rico nie jest do końca świadomy, z czym się zmagam. Muszę powiedzieć prawdę – myśl, że będzie musiała obnażyć te paskudne tygodnie napawała ją obrzydzeniem, ale sytuacja tego wymagała. Chciała zatrzymać to w tajemnicy, ale siłą rzeczy prawda o Mike’u wychodziła na jaw, więc musiała wyjaśnić wszystko do końca. Ona nie miała się czego wstydzić. Kitty i Luka też potrzebowała ochrony. Nie mogła pozwolić, żeby coś stało się dzieciom. Nikomu. – No i ktoś musi pojechać do Loitsche, żeby chronić Gordona i Davida – myślała gorączkowo, żałując, że nie miała przy sobie notatnika. Dlatego mówiła do Liv i do swoich ochroniarzy, żeby wszystko zostało zapamiętane, a potem zrobione i środki ostrożności podjęte. Przydałaby się Heike, która stworzyłaby listę rzeczy do zrobienia. Na jej szczycie stanęłoby: unieszkodliwić Mike’a. No, ale Heike nic nie wiedziała i nie mogła wiedzieć.
Tak naprawdę nie miała pewności, czy policja jej pomoże. Zgłosiła nękanie w Los Angeles. Zgłosiła nękanie w Berlinie, ale nikt nie wziął jej na poważnie, bo Mike zapadł się pod ziemię. Z resztą, dlaczego taki sławny aktor jak Jim Felston miałby chcieć ją prześladować? Nikt nie wierzył jej, że anonimy są od niego. Owszem, Shie zadbał o to, żeby wszystko zostało wzięte pod lupę, ale nikt go jakoś mocno nie szukał. Przyjmowali kolejne listy i maile, ale to ginęło na ich liście priorytetów. W końcu była tylko przewrażliwioną piosenkarką. Wprawdzie nie przedstawiała wcześniej swoich poszlak, bo nie chciała przyznawać się do udziału Shie’a, żeby nie narobić mu jakichś problemów, ale teraz nie miała innego wyjścia, jak zmierzyć się z tym. Z korytarza wyłonił się wysoki mężczyzna około czterdziestki. Dosyć szczupły, choć z zaczątkami brzuszka widocznymi pod marynarką. Miał twarz o kwadratowej szczęce ukrytej pod gęstym zarostem i przenikliwe zielone oczy. Nie był przystojny, ale zwracał uwagę. Trochę przerażał. Przyszedł prosto do niej.
- Detektyw Arno Bergman, w czym mogę pani pomóc? – przedstawił się, wyciągając rękę w kierunku Scarlett. Uścisnęła ją, podnosząc się z siedziska.
- Wiem, kto pobił Toma – odparła, spoglądając mu w oczy. Musiała zadrzeć wysoko głowę, ale nie pozwoliła sobie pokazać mu, że ją onieśmielał. Musiała być konkretna i rzeczowa. - Chciałabym panu o tym opowiedzieć – dodała. – To moja siostra, Liv – wskazała na dziewczynę. – Ma bezpośredni udział w tej całej piekielnej sytuacji.
- To zaskakujące, co pani mówi, bo przed chwilą ze szpitala wrócił jeden z funkcjonariuszy, który odebrał uzupełnienie zeznań pana Kaulitz’a, który także przypomniał sobie, kto go pobił. – Scarlett popatrzyła zaskoczona na siostrę. Czyżby Tom także się domyślił? Liv tylko nieznacznie wzruszyła ramionami. – Mimo tego zapraszam – wskazał kierunek, po czym ruszył przodem. Scarlett odetchnęła po raz niezliczony, ale było jej tak ciężko, że musiała, a potem poszła za nim. Zaprowadził ich do niewielkiego gabinetu. Ściany były beżowe, podłoga pokryta ciemnozielonym linoleum, a lampy jarzeniowe. Jak w jakimś serialu. Poza biurkiem znajdowała się tam jakaś szafa na dokumenty i stolik z czajnikiem elektrycznym. Wskazał krzesło, żeby usiadła. Odebrała karton od Max’a i zajęła miejsce. Liv obok niej. Ochrona wycofała się na korytarz.
- Mogę wiedzieć, co pani tam ma? – zainteresował się.
- Przy wejściu sprawdzono już, czy nie ma tam bomby. Chociaż w sumie to jest, ale zdążyła już rozwalić moje życie, więc dla pana jest niegroźna – odpowiedziała. Pudło było cięższe niż sądziła, a może to nerwy odebrały jej siły?
- Co ma pani przez to na myśli? – zdjęła wieko i postawiła karton na biurku policjanta. Zajrzał do środka, po czym umieścił dyktafon we właściwym miejscu, uruchamiając go.
- Osobą, która zleciła pobicie Toma jest Mike Miller, który obecnie podaje się za Jima Felstona, który był obywatelem amerykańskim.
- Czy to przypadkiem nie jest aktor? – zdziwił się. Ciężko było wyczytać coś z jego twarzy, ale to go wyraźnie zaskoczyło.
- Owszem, przez pewien czas byłam z nim związana, ale zakończyłam ten związek, kiedy poznałam jego prawdziwą tożsamość – wyjaśniła. Już samo wspomnienie tego człowieka przyprawiało ją o mdłości, jak miała mówić o nim od początku?
- Dlaczego jego prawdziwa tożsamość była dla pani nie do przyjęcia?
- Ponieważ okazało się, że to Mike Miller, który zniszczył mi życie i oficjalnie nie żył. Opowiem panu od początku, jeżeli mogę? – mężczyzna skinął głową, wskazując na dyktafon. Scarlett odetchnęła głęboko po raz milionowy tego dnia i zaczęła mówić.


- Mike był moją pierwszą miłością – zaczęła, zerkając na policjanta. Mimowolnie się skrzywił. Maska profesjonalizmu na moment upadła. – Tak, wiem, jak to brzmi – dodała nieco ostrzej, niż powinna. Mężczyzna wzruszył nieznacznie ramionami i dał jej sygnał, żeby kontynuowała. – Jako nastolatka byłam w niego ślepo zapatrzona, a on mnie nie chciał. Upokorzył mnie przed przyjaciółmi, złamał mi serce. On lubił okrucieństwo. Znęcał się nad słabszymi, nad zwierzętami. Był zepsuty. W końcu otworzyłam oczy, czułam się zraniona do tego stopnia, że zmieniłam szkołę, a on podążył za mną. Zmieniłam się, więc uznał, że byłam wystarczająco dobra dla niego, ale wtedy już wiedziałam, jaki był naprawdę, więc go unikałam. Zaczął nagabywać mnie, żebym umówiła się z nim. Najpierw delikatni, niby w żartach, swobodnie przekonywał mnie do siebie, ale byłam nieugięta. Po niecałym roku prób stał się mocno dokuczliwy. Groził mi, upokarzał mnie przy innych uczniach, czyhał na mnie, gdy wracałam do domu, groził mi nawet, a to nasiliło się, gdy związałam się z Tomem. Bałam się go. Zachowywał się, jakby... miał obsesję – te dwa słowa wstrząsnęły nią. Jim nie raz powtarzał, że była jego obsesją, a ona nic sobie z tego nie robiła. Kolejny sygnał, który przegapiła. – Pilnowałam, żeby chodzić do szkoły z Liv albo żeby ktoś mnie zawoził i odbierał. Nie pomyślałam, żeby iść po pomoc na policję, bo… sama nie wiem. Wydawało mi się, że takie groźne rzeczy dotyczą innych ludzi, a nie mnie. Może gdyby dostał zakaz zbliżania się albo coś podobnego, to dziś bym tu nie siedziała… - westchnęła, zerkając na policjanta. Słuchał. – Potem skończyłam szkołę, zniknął z mojego życia. Byłam wolna i szczęśliwa. Krótko po tym okazało się, że miał wypadek samochodowy ze swoją przyrodnią siostrą. Auto doszczętnie spłonęło, a ciał nie odnaleziono. Długo sądziłam, że były zwęglone, wypalone, a dopiero niedawno dowiedziałam się, że ich w tym samochodzie nie było. Nie wnikałam w to. Mike’a nie było, więc czułam się spokojna. Zapomniałam o nim. Na początku ubiegłego roku poznałam Jima. Zaczęliśmy się spotykać i bardzo go lubiłam. Wprawdzie czułam, że coś było nie tak, ale ignorowałam to, bo sądziłam, że po prostu wmawiam sobie argumenty przeciw. Dopóki nie znalazłam u niego zdjęcia, którego nie miał prawa mieć – przerwała na moment. Przyszedł czas na tą gorszą część. Nie była pewna, czym to skończy się dla niej albo dla Shie’a, ale została jej już tylko prawda. Nie miała żadnej innej broni przeciw Mike’owi. Ściśnięty żołądek i żółć podchodząca do gardła nie pomagały, ale musiała. Zacisnęła dłonie w piąstki kryjąc je w rękawach płaszcza. – Nie jestem pewna, czy to co panu teraz powiem, będzie zgodne z prawem, ale dopuściłam się zła koniecznego, żeby odkryć tą prawdę.
- Przekonajmy się – odpowiedział. Scarlett czuła, jakby przez tą opowieść o jej zakochaniu, policjant bagatelizował sprawę. Nie umiała zinterpretować jego wyrazu twarzy. Czuła się przez to mocniej skrępowana.
- Zdjęcie, o którym wspomniałam, zrobiono mnie i moim najbliższym przyjaciołom w czasach, kiedy byłam zakochana w Mike’u. Miało je tylko kilka osób. Dodatkowo wszystkie egzemplarze były podpisane przez nas, więc nawet odbitka nie byłaby wiarygodną repliką. To mi nie dawało spokoju. Zapytałam go o to, skąd je ma. Odparł, że kupił je od jednego z moich znajomych, bo chciał mieć oryginalne zdjęcie, na którym jestem. Nie kupiłam tego. Zaczęłam drążyć. Czułam, że muszę. Miałam w swoim życiu za dużo cierpienia i kłamstw, żeby tkwić w związku bez szczerości. Liv podpowiedziała mi, żebym poszukała informacji na Facebook’u, a kiedy to niewiele dało, zadeklarowała się, że odwiedzi osoby będące na tym zdjęciu i zapyta. Nie wierzyłam, że to pomoże, ale co szkodziło spróbować? Jim powiedział mi, że kupił je od Alphie’go, a kiedy Liv odwiedziła jego dom, okazało się, że on nie żyje, a jego fotografia wisiła na ścianie. To doszczętnie zburzyło moje zaufanie do Jima i zaczęłam śledztwo. Wiedziałam, że nie powie mi prawdy, więc drążyłam temat. Wynik był dla mnie katastrofalny. Zburzył wszystko, w co wierzyłam od dnia, w którym poznałam Jima. Wszystko, co udało mi się znaleźć znajduje się w tym pudełku i zostawię to do pańskiej dyspozycji. Nie ma tam bezpośredniego dowodu na to, że Jim to Mike, ale uzbierałam wiele poszlak. Największą z nich są ich zdjęcia. Na oko widać podobieństwo. Kolejna rzecz to fakt, że Mike ukradł tożsamość Jima Felstona. Był nim czarny chłopiec, który zginał w porachunkach mafijnych. Na pewno macie jakieś maszyny badające DNA. Jest tam też szklanka, z której pił i grzebień oraz kilka innych rzeczy, które zabrałam z jego mieszkania. Ja wiem, że to brzmi nieprawdopodobnie, ale jestem pewna, że to Mike.
- Z całym szacunkiem, ale jak to się wiąże z pobiciem? – odparł, wyraźnie starając się nie przekroczyć granic profesjonalizmu. Jednak nie dało się ukryć, że miał bardzo ambiwalentny stosunek do jej opowieści.
- Och – sapnęła, zdając sobie sprawę, że pominęła najważniejsze. – Jim, w czasie, kiedy spotykałam się z nim, wciąż powtarzał mi, że jestem jego obsesją. Był zaborczy i próbował mnie kontrolować. Kiedy wyjawiłam mu, że znam prawdę, którą z resztą potwierdził, zaczął się odgrażać. Zapewnił mnie, że nie zostawię go tak po prostu, że nie mam do tego prawa. Kilka tygodni później dostałam pierwszy anonim. Wszystkie są w posiadaniu policji, ponieważ zgłosiłam tą sprawę. Ostatnio nie przychodziły żadne, a potem pobili Toma. Dziś dostałam wiadomość – wyjęła telefon z torebki i pokazała smsa Bergmanowi. – Wiem, że to mógł wysłać każdy, ale ja wiem, że to on. Póki dręczył tylko mnie, jakoś sobie radziłam, ale teraz grozi moim bliskim. To musi się wreszcie skończyć.
- Pan Kaulitz w swoich zeznaniach powiedział funkcjonariuszowi, że jeden z napastników straszył go mówiąc, cytuję: kolejna lekcja będzie dla niej, więc wnoszę, że miał na myśli panią. – Scarlett przymknęła powieki. Odetchnęła albo raczej westchnęła. Bardzo ciężko, jakby nie była w stanie dłużej przyjmować tlenu. Więc co? Naśle na nią pięciu zbirów? Tak bardzo chciała się załamać i uciec, schować się pod łóżkiem i spędzić tam resztę życia, ale to nie był czas, by się cofać. Tom leżał w szpitalu. Jutro mógł znaleźć się w nim ktoś inny. Może ona sama. Nie mogła przyzwalać na zło. Musiała stawić mu czoła. Mike od początku był jej problemem, od dnia, w którym się w nim zakochała. Wystarczająco długo był bezkarny. Zabrał jej wystarczająco dużo życia.
- Tak, musiało chodzić o mnie. Każdy list od Mike’a jest próbą wpłynięcia na mnie, bym wróciła. Choć nie mam pojęcia, jak on to sobie wyobraża. Brzydzę się nim. Kto normalny finguje swoją śmierć, żeby zrobić sobie operację plastyczną i ukraść komuś tożsamość, tylko po to, żeby zdobyć dziewczynę i przespać się z nią? – doskonale wiedziała, jak to brzmiało. Niewiarygodnie. Bo serio. Kto normalny kupuje tożsamość, żeby się z kimś przespać?
- Musi pani przyznać, że całość brzmi dosyć osobliwie – tego się właśnie obawiała. Policjant starał się jej delikatnie pokazać, że jej nie wierzy, że wyssała tą historię z palca. Zerknęła na Liv, która w wielkim skupieniu przypatrywała się Bergmanowi.
- Bo ta sytuacja jest osobliwa – odparła tym swoim ochrypłym głosem. Długo się nie odzywała, więc jej chrypka była jeszcze większa. Nawet Scarlett dostała gęsiej skórki. – Detektywie, proszę wybaczyć, ale nie jesteśmy tu po to, żeby wcisnąć panu jakiś kit. Po co? To właśnie Scarlett najbardziej zależy na tym, żeby złapać tych oprychów i Mike’a w szczególności. Jak pan wie, z auta nic nie zginęło i nic nie zostało uszkodzone. Poza Tomem oczywiście. Czyli łatwo stwierdzić, że nie był to napad na tle rabunkowym, prawda?
- Z całym szacunkiem pani O’Connor, ale nie wydaje mi się, żeby była pani policjantką – odpowiedział twardo, mierząc ją mocnym, nieprzystępnym spojrzeniem. Nie zrobiło to na niej szczególnego wrażenia. Nie ustępowała.
- Z całym szacunkiem, ale pan nim jest, a moja siostra przedstawiła panu fakty, przyniosła pudło z poszlakami, które na pewno doprowadzą pana do sprawcy, a pan nawet nie chce tego sprawdzić, bo historia brzmi osobliwie? – Scarlett widziała, że jej siostrze podniosło się ciśnienie. Chciała zacząć ją uciszać, ale Liv najwyraźniej już skończyła. Usiadła prosto i popatrzyła na detektywa Bergmana.
- W mojej historii przeważa motyw pierwszej miłości i romansu. Nie brzmi to zbyt poważnie. Rozumiem, kogo obchodzą romanse jakiejś tam piosenkarki? Sęk w tym, że tu najbardziej chodzi o skrzywioną psychikę Mike’a i to do czego doprowadziła jego obsesja. Na moim punkcie. To nie jest coś, czym się chełpię. Nie kolekcjonuję męskiego uwielbienia. Boję się go. Grozi mi, a teraz zlecił pobicie Toma. Nie wiem, kto będzie następny? To raczej zakrawa pod paragraf, nawet jeżeli nie będzie pan zainteresowany kwestią upozorowania śmierci, nielegalnego przekroczenia granicy i kradzieży tożsamości zmarłej osoby – policjant dłuższą chwilę wpatrywał się w pudło, mając bardzo nieprzenikniony wyraz twarzy. Uderzyła w jego kompetencje. To dosyć ryzykowne. Mógł je zaraz wykopać za drzwi, przez to zdenerwowała się jeszcze mocniej. Jeśli on jej nie uwierzy, to do kogo miałaby zwrócić się po pomoc? Czując, jak zalewają ją kolejne fale gorąca, odpięła płaszcz. Zupełnie zapomniała, że ubrała się specjalnie na tą okazję.
- Dlaczego przyszła pani z tym do mnie, a nie do policjanta, któremu zgłaszała pani swoją sprawę? – był bardzo nieprzekonany, ale chwycił haczyk. Widać było to w jego postawie. To już coś.
- Anonimy zgłosiłam na komendzie, na której pracuje mój brat. Do niego poszłam w pierwszej kolejności. Jednak sądzę, że tamtejsi policjanci mają mnie za przewrażliwioną gwiazdkę, która ma brata w policji i korzysta z tego. Chętnie pokazałabym panu te wszystkie listy, ale są one w posiadaniu tamtejszych funkcjonariuszy. Przyszłam tutaj, ponieważ oczekuję, że ktoś weźmie mnie w końcu na poważnie.
- Jak nazywa się pani brat?
- Detektyw Shie Durand – podkreśliła jego funkcję, bo była taka sama jak Bergmana. Niewielu policjantów w wieku Shie’a zaszło aż tak daleko. W swoim rejonie był jedynym. Wykształcenie i przygotowanie do zawodu, jakie otrzymał, to najlepsze co mu zostało po babce. – Jego zwierzchnik to Mario Blitz, nie znam stopnia – mężczyzna pokiwał głową, jakby teraz wszystko nabrało dla niego sensu. Nie bardzo rozumiała tą sytuację.
- Pani zgłoszenie zostanie odnotowane. Włączymy je do akt sprawy, ponieważ pan Kaulitz zgłosił podobne podejrzenie, ale nie jestem pewien, czy będziemy w stanie ściągnąć tutaj poważanego aktora, bo pani wydaje się, że nie jest tym, za kogo się podaje – starał się cedzić słowa, ale nie nazbyt udolnie. Jego ton i wyraźnie zaakcentowane, bo pani się wydaje, sprawiły, że w Scarlett zagotowała się krew. Przyszła do nich z gotowymi dowodami, z całą teorią, którą gotowa była wyłożyć największą dokładnością. Podała im winnego, którego j e d y n i e musieli złapać.
- A mnie się wydaje, że kiedy wyjdę, zignoruje pan wszystko, co powiedziałam, zamknie to w swojej szafce i będzie się zastanawiał, kiedy zamknąć sprawę z powodu braku dowodów. Tak się składa, że Jim Felston zapadł się pod ziemię, więc go pan tutaj nie ściągnie. Ciężko, żeby udzielał się na ściankach Hollywoodu, skoro mnie prześladuje.
- Nerwy nie są potrzebne, pani O’Connor – zapewnił ją nieco łagodniej. Jak głupią blondynkę. To przelało czarę goryczy.
- Jak mam się nie denerwować, kiedy ten szaleniec zlecił pobicie człowieka, którego kocham?! Ja wiem, że to jest Mike – tracąc kontrolę, uderzyła pięścią w blat biurka detektywa. Spojrzał na nią groźnie, ale tego nie widziała. – Przyznał mi się do wszystkiego prosto w twarz! Przykro mi, że nie miałam przy sobie kamery, żeby to uwiecznić! – warknęła, nerwowo podnosząc się z miejsca. Miała już dosyć braku zainteresowania wszystkim, co mówiła. Czym zajmowała się policja? Jak łapali przestępców, skoro ignorowali podstawiane pod nos dowody? – Może on musi przyjść tutaj, przedstawić się i dygnąć, jak każdy porządny psychopata, żebyście mi w końcu uwierzyli?! – rzuciła policjantowi wściekłe spojrzenie i zaczęła zapinać płaszcz. Złość i frustracją ją zaślepiły. Musiała na czymś je wyładować. Guziki były jedyną opcją, jeśli nie chciała zdemolować mu gabinetu.
- Proszę o spokój – również wstał, starając się zachowywać fachowo, uspokajał ją. – Na pewno znajdziemy jakieś rozwiązanie z tej sytuacji, a nerwy nic tu nie pomogą.
- Dostał pan pod sam nos wszystko, żeby zacząć tą sprawę. Jeżeli zbada pan wszystko, co przygotowałam, uzyska pan podobne wnioski. Nie ma nigdzie oświadczenia, w którym zawarte jest przyznanie do winy, ale dzięki temu ma pan o sto procent więcej, niż miał pan godzinę temu. Nad czym pan się zastanawia? – zapytała oburzona. Mężczyzna nieco zmieszał się swoim brakiem profesjonalizmu. Oparł się o biurko rękoma, pochylając nieco do przodu. Wydawało się, jakby cała ta historia bardzo mu nie odpowiadała. Cóż, jej też.
- Nie mogę tak po prostu wydać nakazu aresztowania, tu w grę może wchodzić przestępstwo międzynarodowe. Potrzeba większej ostrożności. Nie mogę postawić całej policji na nogi, bo pani przyniosła karton papierów – mówił rzeczowo, ale w jego głosie dało się słyszeć, że nie był na nie. Wreszcie.  
- Więc proszę coś z tym zrobić. Od pół roku muszę chować się pod miotłą albo obstawiać czterema ochroniarzami, bo ten człowiek chce zrobić mi krzywdę, a teraz to dzieje się także mojej rodzinie. Od czego jest policja, jeśli nie od łapania przestępców?
- Przyjrzę się temu, ale niczego nie mogę obiecać – zapewnił. Scarlett trochę się uspokoiła. Nie wygonił jej z gabinetu. Nie kazał iść do diabła ze swoimi teoriami. Musiała wymóc na nim, że sprawdzi jej poszlaki.
- Chwila – Liv także wstała. Popatrzyła najpierw na siostrę, a potem na policjanta. – Mamy nagranie, kiedy przyznaje się do winy. Przecież, kiedy pojechałaś się z nim skonfrontować, to miałaś to całe połączenie z nami – to jedno zdanie wystarczyło, żeby Scarlett się rozpromieniła. Wiedziała, że ci faceci usłyszą także tę część o jej poczynaniach seksualnych, ale to nie miało znaczenia. Ważne, że usłyszą fragment o tym, jak Jim przyznawał się do bycia Mike’em.
- Sam pan widzi, w tym kartonie znajdą się odpowiedzi na większość pańskich pytań. Kiedy pan to przeanalizuje, zrozumie pan dlaczego uważam, że Jim Felston to Mike Miller, który jest za wszystko odpowiedzialny.
- Niczego nie obiecuję, ale przyjmę pani zeznania i te materiały, jako dowód rzeczowy, który zostanie szczegółowo przeanalizowany.
- Dziękuję – wysiliła się na uprzejmy uśmiech. – W razie potrzeby wyjaśnię wszystko, co okaże się niezrozumiałe. Badałam te materiały tyle czasu, że znam je na pamięć. – Poczuła ulgę. To już krok. Niewielki, ale przynajmniej coś miało zacząć się dziać. Policja przyjrzy się temu, co zgromadziła, więc będą musieli przyjąć fakt, że Mike dopuścił się przestępstwa. Nie spodziewała się, że zaraz tu wkroczy Interpol i rozpocznie się wielka obława. Ulżyło jej, bo wreszcie przestał być bezkarny. Detektyw Bergman przywołał innego funkcjonariusza, który zaewidencjonował wszystko, co Scarlett przyniosła. Mnóstwo biurokracji, ale udało się. Choć niechętnie, policja musiała przyjąć jej teorię. To jeszcze nic nie wnosiło, ale czuła odrobinę bezpieczniej. Jej sekret znalazł się we właściwym miejscu.
Kiedy późnym popołudniem opuszczała komisariat, czuła, że wreszcie coś się ruszyło. Choć z drugiej strony miała świadomość, że gdyby wcześniej zaniosła na policję wszystkie swoje poszlaki, mogłoby być inaczej. Jedyną rzeczą, którą udało się ustalić policji, było to, że rodzice Mike’a z nim współpracują. Tak wnioskowała. Ich zdaniem ich syn nie żył. Grób tak czy siak był pusty, bo żadne ciało nie zostało w nim złożone. Jednak czy to nie dziwne, że nie dociekali, dlaczego dwoje ich dzieci wyparowało z wraku samochodu? Nie interesowało jej, co stało się z Sereną. Świat był lepszy bez niej, ale Mike? Musieli mu pomagać. Gdzieś musiał wsiąknąć, żeby niszczyć jej życie.
Powietrze stało się mroźne. Czuła, jak szczypało jej policzki, nos i płuca, gdy brała głęboki oddech. Czuła, jak powietrze wypełnia ją życiem. Czuła. Słyszała. Widziała. Zupełnie, jakby ktoś przekłuł bańkę mydlaną, w której siedziała.
- Myślisz, że to coś zmieni? – zapytała, kiedy szły z Liv na parking. Toby już grzał auto, a Max im towarzyszył. Ziewnęła. Liv wzruszyła ramionami, po czym sięgnęła do torebki po papierosy. To tyle, jeśli chodziło o rzucenie palenia dla dobra dziecka.
- Nie wiem, myślę, że tak, bo nie będą już szukać innych winnych, tylko zajmą się rozpracowywaniem Mike’a – odpaliła i zaciągnęła się mocno. Scarlett sprawdziła telefon. Shie czekał w domu. – Mam nadzieje, że wezmą się za to bardziej poważnie. Ten facet wyglądał, jakbyś opowiadała mu jakąś zmyśloną historyjkę.
- Czułam się głupio, kiedy opowiadałam o tym, że byłam zakochana w Mike’u, bo później jego twarz cały czas mówiła mi: co mnie to obchodzi, że byłaś zakochana. Jesteś naiwna – mruknęła. – Musiałam to powiedzieć, żeby to miał sens. Chociaż sama już nie wiem, czy powiedziałam to właściwie. Bałam się – odparła, spoglądając na siostrę. Liv chwyciła ją za rękę i mocno splotła ich palce. Jak kiedyś.
- Wiesz, co jest najgorsze? – zaczęła po chwili. Stanęły obok samochodu. Liv dopalała papierosa. – Mogłam już w czerwcu zanieść policji nagranie z tym, jak przyznaje się do tego, że sfałszował swoją śmierć i nielegalnie zdobył nowe nazwisko. Miałabym go z głowy.
- A może mściłby się jeszcze gorzej? Teraz ma do stracenia karierę, wtedy nie miałby nic. Zakończymy to – zapewniła ją. Max otworzył przed nimi drzwi auta, a potem je zatrzasnął. Scarlett oparła głowę o zagłówek i zapragnęła zasnąć. Przespać to i obudzić się, gdy wszystko już będzie dobrze.
*
Tom przebudził się, słysząc skrzypienie. Bill siedział przy jego łóżku, walcząc z zamknięciem szafki stojącej obok. Przypatrywał się przez moment, nie mogąc się nadziwić, jak jego nezdarny brat radził sobie tyle lat z byciem frontmanem ich zespołu.
- Przyniosłem ci fajki – odparł niczego nieświadomy. Zostawił niedomknięte drzwiczki. – I żelki i pianki, bo pewnie nie możesz gryźć twardych żelków, więc ja je zjem, ale ci przyniosłem – był zupełnie zadowolony ze swojego pomysły. Miał na twarzy głupkowaty uśmiech, którego Tom nie rozumiał.
- Papierosy też wypalisz, bo dzisiaj raczej nie wstanę, zajebiście bolą mnie żebra – skrzywił się, starając się położyć inaczej na posłaniu. Ścierpł. Bill pomógł mu się podnieść i poprawił poduszkę. Wygładził ją, przykrył Toma i na sam koniec cmoknął Toma w czoło z pierwszorzędnym mlaśnięciem. Zupełnie, jak ich mama jakiś czas wcześniej. – Jeszcze nie umieram – odparł, krzywiąc się. – Gdzie mama?
- Rainie zabrała ją do domu, żeby coś zjadła i odświeżyła się trochę. Ma przyjść Scarlett, więc mama pewnie wróci rano.
- Rozmawiałeś z nią? – próbował sięgnąć telefon, ale niestety ręka bolała go na tyle, że nie mógł go chwycić. Bill podał mu urządzenie, spoglądając z troską na brata, gdy krzywił się z bólu. Miał nadzieję, że z dłonią Toma wszystko będzie w porządku. Gdyby nie mógł już grać, straciłby swój cel. Nie mogliby już dłużej być zespołem. Miłość do Scarlett to jedno, ale Tom ubóstwił gitary. Nie mógłby żyć bez gry.
- Tak, dzwoniła do mnie, wracając z komisariatu. Kazała mi wyrzucić tą żółtą różę, bo była od tego gnoja. Między innymi przez ten kwiat się domyśliła. Jakbyś jej powiedział, co oni ci mówili, to wiedziałaby od razu. Nie możecie tego znów robić. Takich rzeczy nie można ukrywać, inaczej to was zaprowadzi w to samo miejsce, w którym ostatnio skończyliście – powiedział z lekkim wyrzutem. – Drugi raz to nie wypali Tom. W zdrowiu i w chorobie. W radości i w biedzie.
- Wiem, ale ona jest taka przybita tym wszystkim, że nie potrafię martwić jej bardziej. Bill, jak patrzę na nią, to widzę tylko kupkę smutku. Ona stara się nie poddawać, cieszyć się z dobrych chwil i naprawdę robi to, ale mam wrażenie, że z każdym dniem ubywa jej po trochu. Kocham ją i to cholernie boli, kiedy kobieta mojego życia cierpi, a ja nie mogę zrobić nic, żeby jej pomóc. – Bill milczał. Nie wiedział, co powiedzieć. Tom miał rację. Poza wspieraniem jej nie mógł zrobić nic więcej. A związane ręce to najgorsze, co może być dla faceta, gdy jego ukochana ma kłopoty. Sam znał to uczucie doskonale. Kochał ich oboje. Widział, jak Scarlett dźwigała swoje brzemię. Coraz mocniej przyciskało ją do podłoża. Kurczyła się pod jego ciężarem. Doszło do tego, że została skrzywdzona najbliższa jej osoba. Zaczęła działać. Przez telefon miała bardzo energiczny głos. Może, jeśli skupi się na działaniu, to łatwiej to wszystko zniesie. Miał taką nadzieję. Działanie to najlepsze wyjście w takiej sytuacji.
- Zaniosła na policję wszystkie te nagrania, zdjęcia i dokumenty, które miała.
- Ona nie chciała ich pokazać, nawet mnie. Mówiła, że to upokarza ją, jako kobietę. Skoro zdecydowała się zanieść to na policję… - Tom westchnął. Odłożył telefon na materac, nie mając żadnych naglących wiadomości. Miał nadzieję, że Scarlett zdąży do niego przyjechać, zanim podadzą mu środki przeciw bólowe i zaśnie. Milczeli przez chwilę, a to wystarczyło, żeby Bill znów miał na twarzy ten głupkowaty uśmiech. Zamyślił się. Tom przypatrywał mu się przez chwilę. Wprawdzie jednym okiem, bo drugie opatrzono mu po posmarowaniu jakąś maścią, ale to nie zmieniało faktu, że jego brat szczerzył się, jak myszy do sera. – Obstawiam, że albo cieszysz się, że nie umarłem albo wygrałeś w totka – zagadnął po chwili, a jego brat ocknął się, nieco roztargniony. Zmarszczył brwi, nie rozumiejąc, o co chodzi, a potem znów się uśmiechnął.
- Lepiej – odpowiedział, a jego wyraz twarzy przypominał kota, który zjadł wszystkie kurczęta z gniazda. Tom przypatrzył mu się, mrużąc oczy, a w zasadzie oko. Robił to dłuższą chwilę, czekając, aż Bill pęknie i długo nie musiał czekać. – Poszliśmy z Rainie o krok dalej – odparł wymijająco.
- O krok dalej? Czyli mam rozumieć, że usiadłeś obok, a nie na kanapie po drugiej stronie pokoju? – zażartował, na co Bill się żachnął wywracając oczami. Rozpędził się, żeby walnąć brata w ramię, ale w porę się zatrzymał, bo to było to bolące.
- Idiota – mruknął. – O krok dalej, czyli to oznacza, że nasz związek już nigdy nie będzie w żaden sposób platoniczny, czubku – wyjaśnił z wyższością w głosie. Tom roześmiał się, widząc, jak jego brat ewoluował w napuszonego pawia.
- Przynajmniej raz udało ci się mnie wyprzedzić – skwitował, a Bill wywrócił znów oczami. – Ale tak na serio, to się cieszę, że wszystko się wam układa – uśmiechnął się, a jego bliźniak poklepał go w nogę, na znak zgody. Nogi to jedyne miejsce na ciele, które go nie bolało.
- Nie licz na szczegóły – wskazał na niego palcem. – Ale powiem ci, że oświadczę się Rainie.
- Nie pytam co tam się działo, skoro dziś planujesz się oświadczyć.
- Zabawne – blondyn spiorunował brata spojrzeniem. – Chciałem od dawna, ale nie miałem pierścionka, a potem żadna okazja nie wydawała się dobra. Postanowiłem, że poczekam do urodzin Rainie. Zacznę wszystko załatwiać już wcześniej i tu będę liczył na pomoc twoją i Scarlett – Tom pokiwał głową. – Myślę, że kolejne zajęcie jej się przyda. Nie zamierzam zrobić wszystkiego bez Rainie, ale chcę załatwić te najgorsze formalności, bo pobierzemy się w rocznicę naszego poznania, siedemnastego kwietnia. To jest piątek, więc nie powinno być żadnego problemu z restauracją, ani urzędem. Badam Rainie już od dłuższego czasu, więc wiem, jak chciałaby, żeby wyglądał nasz ślub. Po tym, jak się oświadczę będziemy załatwiać dekorację, muzykę, stroje, te wszystkie miłe rzeczy. Bardzo chciałbym, żeby Scarlett zaśpiewała i żebyś ty zagrał na pierwszy taniec. To będzie dla niej niespodzianka.
- Co tylko zechcesz – Tom zapewnił go z uśmiechem na ustach. W końcu miało stać się coś dobrego. Potrzebowali takiej chwili szczęścia. Wiem, że prosiłeś mamę o pierścionek babci, więc ja tego nie zrobiłem, ale kupiłem jej najpiękniejszy, jaki tylko mogłem znaleźć. Byłem po niego w Paryżu.
- Kiedy? – Tom zdziwił się, bo nie przypominał sobie, żeby Bill gdzieś wyjeżdżał.
- Na początku grudnia, to była wycieczka na jedno popołudnie – wzruszył ramionami, jakby to nic nie znaczyło. – W tym roku Rainie skończy dwadzieścia osiem lat. Nasz związek jest świeży i wciąż się uczymy, ale wiem, że ona marzy o dziecku, które pocznie i donosi we właściwy sposób. Marzy o domu pełnym miłości i przede wszystkim chce stabilizacji dla Candy, a ja jak nigdy w życiu jestem gotów jej to dać.
- O ten pierścionek prosiłem, kiedy urodził się Liam, ale potem oddałem go mamie, bo bałem się, że gdzieś przepadnie. Babcia i dziadek przeżyli razem pięćdziesiąt lat. Żyliby dalej, gdyby babcia nie dostała tego wylewu, gdyby nie odeszła i nie zabrała dziadka ze sobą. Uznałem to za dobry omen. Pamiętam ich, jak siedzieli razem na tej ławce przed ich domem i trzymali się za ręce, a oboje mieli prawie po osiemdziesiąt lat. Chcę tego dla siebie. Chcę żyć i umrzeć razem ze Scarlett, dlatego poprosiłem znów o ten pierścionek. Wierzę, że babcia chciałaby, żeby któryś z nas dał go swojej ukochanej. Nie jesteś zły? – zapytał, a Bill od razu zaprzeczył. Uśmiechnął się z nostalgią.
- Sądzę, że to jest właściwe. Bardziej pasuje do Scarlett, niż do Rainie. Wiesz co? – przeciągnął się. – Mamy po dwadzieścia pięć lat, świat u stóp, a planujemy śluby. Dziesięć lat temu wyśmiałbym każdego, kto wróżyłby nam taką przyszłość.
- Sądzę, że powinniśmy wejść do studia i dokończyć album. Ostatnio wymyśliłem bębny w Louder than love. Sądzę, że powinniśmy to wypróbować.
- Co sądzisz, żeby zorganizować wielkie światowe tournée, połączone z wielką światową podróżą poślubną? – Tom zaśmiał się z aprobatą. Bardzo podobał mu się kierunek, w którym zmierzali. Muzyka, ich ukochane kobiety, plany na przyszłość, wizja dobrego życia. Muszą to mieć. Muszą zrobić wszystko, żeby to mieć.
- Dobry plan – potwierdził i w tej samej chwili drzwi otworzyły się zamaszyście. Do sali dziarsko wkroczyła Scarlett. Bracia spojrzeli po sobie, mając nadzieję, że nic nie słyszała. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że pod drzwiami stało dwóch ochroniarzy, to mało prawdopodobne, żeby stała tam i podsłuchiwała. To nie w jej stylu.
- Co jest dobrym planem? – spytała, stawiając siatki na podłodze. Ucałowała Billa w policzek, a potem, wybierając prawą, zdrowszą stronę, usiadła na brzegu łóżka i pocałowała go delikatnie. Tom objął ją ręką w pasie. Zdjęła płaszcz i położyła go w nogach łóżka. – To co z tym planem? – zagadnęła spoglądając na bliźniaków.
- Ogólnie gadaliśmy, co dalej, jak już Tom wyjdzie – wyjaśnił Bill. Niewiele minął się z prawdą. Jego chwała. Tom nie chciał kłamstw, nawet jeśli chodziło o utrzymanie w tajemnicy oświadczyn.  
- Mam nadzieję, że skończy się na stłuczeniu, bo teraz boli, kiedy poruszam palcami. To niby tylko lewa ręka, ale też mi jest potrzebna.
- Twoja lewa ręka jest tak samo niezbędna jak prawa – oburzyła się, posyłając mu ostrzegawcze spojrzenie. W odpowiedzi poklepał ją po pupie. – Zrobimy rehabilitację, fizjoterapię, masaże, czy cokolwiek innego, co będzie w stanie pomóc. Na razie twoja lewa ręka ma wakacje – powiedziała czule, po czym delikatnie pogładziła wierzch jego lewej dłoni.
- Jadę do mamy i Rainie, zabiorę dziewczyny na jakiś obiad, może mama nie będzie się tak zamartwiała.
- Nie powinna wiedzieć – mruknął Tom. – Niepotrzebnie panikuje.
- A później wypominałaby mi do końca życia, że zataiłem przed nią takie wieści. Nie dzięki. Za bardzo lubię sernik – żachnął się, po czym energicznie wstał z miejsca. – Zostawiam was. Przyjadę rano z mamą – powiedział, pożegnał się i wyszedł. Scarlett i Tom patrzyli na siebie w milczeniu. On głaskał ją wzdłuż pleców, aż do pośladków, a ona gładziła jego rękę. Uśmiechała się delikatnie, on nie mógł, bo spękane wargi mu na to nie pozwalały. Kiedyś, gdy nie gonili niedoścignionego spędzali mnóstwo czasu na wpatrywanie się w swoje oczy. To po prostu przyjemne zatapiać się w jego cudownie ciepłych, czekoladowych oczach. Tak łatwiej zapomnieć o całym koszmarnym dniu. Odkąd przekroczyła próg tego pokoju, poczuła się lepiej, bezpieczniej, swobodniej. Wszystkie nerwy i niepokoje odpłynęły, bo mogła być z Tomem.
- Co zrobili z twoim okiem? – spytała w końcu.
- Posmarowali czymś tą opuchliznę i zakleili. Podobno za dzień, dwa obrzęk ma zniknąć, zostanie siniak, ale generalnie chyba jest już trochę lepiej, bo czułem mrowienie, a potem mogłem już trochę otworzyć to oko. Lekarz powiedział też, że zatrzymają mnie dwa, trzy dni, żeby upewnić się, czy nie mam wstrząśnienia, a potem będę mógł już wyjść.
- Fantastycznie – uśmiechnęła się i pocałowała go. – Jutro prawdopodobnie dowiem się, czy moje dowody przeciw Mike’owi mają jakąś wagę.
- Nie powinnaś iść tam sama – zatroskał się.
- Byłam z Liv. Znalazł grób Liama i zostawił tam te kwiaty. Tak się domyśliłam. Zabrałam to pudło i pojechałam na policję, żeby zaczęli szukać we właściwym miejscu. Tom, skoro on posunął się do tego, żeby skrzywdzić ciebie, to co będzie dalej? Boję się, że z tej zazdrości zrobi ci coś gorszego. Wybrał ciebie, co ciebie kocham, bo ty mnie masz – poczuła napływające do oczu łzy. Zagryzła dolną wargę, starając się je powstrzymać. Myśl, że Tomowi mogłoby stać się coś gorszego, była… jej najgorszym lękiem, najczarniejszym strachem.
- Przykro mi, że musiałaś pokazać im te nagrania.
- Wstydzę się wszystkiego, co z nim robiłam. Ścina mnie na myśl, że będą o tym słuchać obcy faceci, ale w tej chwili jestem gotowa opowiedzieć o tym podczas transmisji na cały świat, jeśli to mogłoby pomóc go schwytać – dotknęła delikatnie ust Toma. Były suche i spękane. – Mam taki balsam, poczekaj – sięgnęła go torebki i wyjęła pudełeczko z kremem. Wzięła odrobinę na opuszkę i posmarowała usta Toma. – Truskawkowy, powinien ci smakować – uśmiechnęła się, a on nieznacznie odpowiedział tym samym.
- Jesteśmy tylko ludźmi. Robiłaś to, na co miałaś ochotę. To nie jest powód do wstydu, Maleńka – odparł, mocniej przyciągając ją do siebie. Na tyle, na ile pozwalała mu jedna ręka, a potem znów głaskał jej plecy.
- Powinnam posłuchać cię wtedy, na Karaibach. Miałeś rację. Tak bardzo roztrząsałam fakt, że podobał mi się seks z Mike’em, że nie czułam realności zagrożenia, jakie teraz niesie. Dotarło to do mnie dopiero, kiedy skrzywdził ciebie. Co byłby, gdyby wymyślił porwać któreś z dzieci? – westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Odetchnęła znów i potarła nimi twarz. Potrzebowała pięciu minut zapomnienia. Nie zanosiło się. – Przywiozłam ci dobre rzeczy, ale pewnie niepotrzebnie, bo Simone na pewno już cię nakarmiła – Tom tylko pokiwał głową z zadowoleniem. – Będzie na później. Za chwilę będę musiała podjechać do domu na video konferencję z Gin, bo są jakieś problemy z nagraniami, ale potem do ciebie wrócę. Przywiozłam filmy, więc coś ci włączę albo sobie będziesz spał – zaproponowała, a potem pocałowała Toma. Potrzebowała czuć go blisko. Czuła się samotna i opuszczona, gdy nie stał za nią. Objął ją, nie pozwalając jej odsunąć się od siebie. Przytuliła go delikatnie, opierając łokcie ponad jego ramionami, po obu stronach jego głowy. Jej twarz zawisła tuż nad jego twarzą.
- Tak jest dobrze – szepnął, a ona w odpowiedzi musnęła nosem jego nos. Jak kiedyś.
- Już nikt nigdy mi ciebie nie odbierze – powiedziała cichutko, a łzy znów napłynęły do jej oczu. Dmuchnęła w nie. Na razie pomogło. – Ostatnio jestem straszną beksą. Mam już tego powyżej uszu – mruknęła.
- Wolę, jak płaczesz, co chwilę, niż jak nie robisz tego wcale – zapewnił.
- To rób tak, żebym płakała ze szczęścia.
- Postaram się – uśmiechnął się, a ona pocałowała go po raz kolejny. Balsam nieco zmiękczył jego wargi, smakował truskawkami. Przytulała się do niego jeszcze długą chwilę, a potem po raz kolejny posmarowała mu usta, żeby się goiły, włączyła Pana i Panią Smith, pożegnała się i wyszła. Toby czekał pod salą. Droga do domu upłynęła jej w całkiem przyjemnej atmosferze. Opowiadał o swojej córeczce i jej wyczynach w szkole. Zaczęła pierwszą klasę i czuła się przez to bardzo ważna. Poczuła się głodna, więc przed powrotem do szpitala postanowiła zjeść kolację. Miała ochotę na tosty. Postanowiła, jak najszybciej odbyć tą rozmowę, bo myśl o jedzeniu sprawiła, że nie potrafiła skupić się na niczym innym. Gdy dotarli na miejsce i brama zaczęła się otwierać, zobaczyła, że coś na niej wisi. Poprosiła Toby’ego, żeby przyniósł tą rzecz. Nauczony poprzednimi incydentami chwycił pakunek w chusteczkę i tak podał go Scarlett. Był to próżniowo zamykany woreczek, a w środku znajdowała się kartka, której treść głosiła:

Zaczynasz mnie irytować. Po co poszłaś na policję? Sądzisz, że oni są w stanie mnie powstrzymać? Powinnaś wiedzieć, że prawdziwy mężczyzna jest w stanie zrobić wszystko dla swojej kobiety. A ty jesteś moja. Od samego początku. Jesteś moją obsesją. Jesteś moim celem. A ja jestem w tobie. Dlatego lepiej to przemyśl. Następna lekcja będzie dla ciebie.
Ps. Ładny zielony sweterek, ale lepiej ci bez niczego.

W pierwszym odruchu chciała to zgnieść, ale powstrzymała się. mogły zostać odciski palców. Przyszedł pod jej dom. Był na tyle bezczelny, żeby stanąć pod bramą i zostawić tą wiadomość. Przekraczał wszystkie możliwe granice. Był bezczelny. Był świrem. To jej nie przestraszyło. Poczuła, jak zalewała ją wściekłość. Pierwotna, czysta wściekłość. Pragnęła go zabić. Pragnęła, żeby konał w męczarniach za każdą złą myśl o niej i jej rodzinie. Nawet nie zauważyła, jak podjechali pod dom. Zostawiła pakunek na siedzeniu i wyskoczyła z auta. Podbiegła trochę bliżej drogi i rozejrzała się. niczego nie było widać. Dała się słyszeć jedynie szum aut z głównej ulicy. Okręciła się wokół własnej osi wściekle rozglądając się za jakimkolwiek śladem jego obecności. Nie wytrzymała.
- No dalej! – wrzasnęła. – Wyłaź tchórzu! Wyłaź gdziekolwiek siedzisz i stań ze mną twarzą w twarz zanim znów napiszesz mi jaki mam sweter! Nie boję się ciebie skurwysynie! Nie boję się ciebie, ani trochę! Słyszysz! Mam gdzieś twoje groźby! Nie wygrasz, nie uda ci się! słyszysz?! – wrzeszczała biegnąć bliżej bramy, poślizgnęła się i z trudem złapała równowagę. – Nie boję się ciebie, do kurwy nędzy! – krzycząc, słyszała jedynie szum krwi, więc przestraszyła się, gdy ktoś od tyłu złapał ją za ramiona. Zaczęła się szarpać.
- To ja – Shie odwrócił ją przodem do siebie, żeby uniknąć kolejnych wrzasków. – Co ty wyprawiasz? Jego już tu dawno nie ma. Nie daj mu tej satysfakcji, nie pokazuj, że pościły ci nerwy – polecił. Scarlett patrzyła na brata niewidzącym wzrokiem, nie wiedząc tak naprawdę, co się stało. Nie rozumiała swojej reakcji, ale o dziwo. Poczuła się lepiej, kiedy wykrzyczała to wszystko, mocno jej ulżyło. Miała siłę do walki. Brat prowadził ją do domu, a ona poczuła się mocna. Ciężar, który dźwigała, jakby spadł z jej ramion. Oddychała głębiej, słyszała wyraźniej, widziała ostrzej. Jakby klapki spadły jej z oczu. Może zamiast dusić w sobie wszystko, powinna dać temu jakieś ujście? Może to był sposób? Shie pomógł jej zdjąć płaszcz, a Toby przyniósł jej torebkę i list.
- Dziękuję – popatrzyła na brata. Był zziębnięty. Wyszedł po nią w krótkim rękawie. – Musimy to zgłosić – oddychała ciężko, wciąż dochodząc do siebie po wybuchu. Z kuchni wyszły mama i Liv. Patrzyły na nią z troską. – Muszę coś zrobić.
- No na pewno wybieganie na ulicę w środku nocy nie jest najlepszym pomysłem – mama skarciła ją. Scarlett posłała się przepraszające spojrzenie, ale nie żałowała, że to się stało. Jej krzyk otworzył w jej głowie jakąś klapkę. To ją poruszyło. To sprawiło, że przypomniała sobie, że musi walczyć. Przypomniała sobie, że kiedyś walczyła każdego dnia i nie brakowało jej zapału. Musiała ochronić swoich bliskich. Musiała ochronić Toma.
- Musimy coś wymyślić – powiedziała hardo. Rozejrzała się. Dzieci oglądały bajkę w salonie, a Julie zaglądała na korytarz co się działo. Oddychała płytko. Nie mogła dojść do siebie. Serce waliło jej jak oszalałe, a krew dudniła w uszach. Była blisko rozwiązania. Siedziało z tyłu jej głowy. Trybiki musiały tylko zaskoczyć.
- Na pewno nie staniesz z nim twarzą w twarz – zironizowała Liv, posyłając jej wymowne spojrzenie. Pstryk. Scarlett popatrzyła na nią. Stanąć z nim twarzą w twarz. Wygarnąć mu. Zmusić go do konfrontacji. Sprowokować go. Pomóc policji go schwytać. Trybiki w jej głowie ruszyły. Wywołanie wilka z lasu i stanięcie z nim twarzą w twarz to jedyne i najlepsze rozwiązanie. W innym wypadku będą walczyć z nim bez ustanku, bo miał za sobą kogoś, kto pomagał mu tkwić pod ziemią. Musiała go sprowokować do wyjścia. Tylko ona mogła to zrobić.
- O nienienienienienienienie! – usłyszała za sobą. Groźny głos Shie’a wyrwał ją z zamyślenia. – Nawet o tym nie myśl – pogroził jej palcem. Podszedł bliżej, starając się użyć całego swojego policyjnego autorytetu, ale nie zwróciła na to uwagi. Ważniejsze było to, jak skłonić Mike’a do spotkania, ale na jej warunkach.
- Scarlett – usłyszała grzmiący głos mamy. Popatrzyła na nią, choć tak naprawdę jej nie widziała. W głowie miała obraz życia po Mike’u. Piękny obraz życia bez niego. Był na wyciągnięcie ręki. Jak mogła nie spróbwować? 
________________________________

Święta się już skończyły, ale i tak życzę każdej wszystkiego, co najlepsze, najpiękniejsze i najwłaściwsze dla każdej z was. 
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo