25 października 2015

I fall in love with you every single day.

Siedem lat. To piękne i przerażające jednocześnie. Jednak jestem pewna jednego – ta historia zmieniła moje życie. Dorastałam, dojrzewałam razem z moimi bohaterami i wami – czytelnikami. Bo Prinz to nie tylko opowiadanie. To świat, który wspólnie tworzymy, za co wam z tego miejsca dziękuję.
Bo wiem, że nie zawsze jest łatwo i nie zawsze się chce.
Dziękuję, że jesteście tutaj od początku, od połowy, od 3 notek. Dziękuję, że czekacie i że wciąż interesują was losy moich bohaterów.
Siedem lat to szmat czasu. To tak wiele dni, że teraz nie jestem w stanie tego przetworzyć. Te siedem lat to 1236 stron, 892 241 słów, to 123 posty, 2511 komentarzy i mnóstwo innych danych statystycznych, ale przede wszystkim niezliczona wartość tego, co tutaj przeżyłyśmy.
Jestem dumna z każdego słowa, które tu padło. Jestem pewna, że nie zmarnowałam ani jednej minuty, którą poświęciłam na tworzenie Prinza. To moje kochane dziecko i wiem, że będę wspominała ten czas już chyba zawsze. Dlatego dziękuję wam, że poprzez waszą obecność i zaangażowanie umożliwiłyście mi dzielenie się tą historią. Dziękuję, że razem stworzyłyśmy historię.
Choć to jeszcze nie koniec, a jedynie ostatnia prosta ku niemu, czuję się, jakby właśnie dokonało się coś wielkiego. To wspaniałe uczucie. Wspaniale jest móc doświadczyć tego rodzaju dumę.

Jestem szczęśliwa, że znalazłam się w tym czasie i w tym miejscu.

[Ed Sheeran ‘Thinking out loud’]

Rok dwa tysiące ósmy był dla Toma na wszech miar zły. Zaczęło się w dwa tysiące siódmym, kiedy wjechali w trasę, a potem ni stąd ni zowąd Lena z nim zerwała. Nawał pracy nie pozwalał mu na zbyt wiele odpoczynku, więc robił to, co wydawało mu się jedynym słusznym wyjściem – uciekał. Cierpiał, jego szaleńczo zakochane nastoletnie serce nie potrafiło poradzić sobie z ogromem złych uczuć, którym musiało dać radę. Tak bardzo kochał. Tak bardzo cierpiał. Nie rozumiał, jakim sposobem najpiękniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczył, mogło okazać się aż tak destruktywne. Dlatego przestał w nie wierzyć. Postanowił już nigdy nie
k o c h a ć.
Swoje postanowienie realizować poprzez sypianie z przygodnymi kobietami, piciem i samookaleczaniem się, choć w zupełnie niedosłowny sposób. Łatwiej było krzywdzić się samemu, niż pozwolić na to komukolwiek innemu. Już nikt nigdy miał nie stać się dla niego tak bliski jak Lena.
Aż nadszedł listopad….

Rok dwa tysiące ósmy był dla Scarlett na wszech miar zły. Zaczęło się już w dwa tysiące piątym, kiedy zakochała się w Mike’u. Impas osiągnął apogeum w dwa tysiące siódmym, kiedy to Mike bezczelnie wyśmiał ją przy wszystkich znajomych, odrzucając jej miłość. Była gorsza tylko dlatego, że jej ciało okazało się zbyt pulchne, zbyt miękkie i zbyt okrągłe, jak na jego gust. Okazało się, że fakt kim była, nie miał żadnego znaczenia w zestawieniu z tym, jak wyglądała. Dlatego zrobiła to, co wydawało jej się jedynym słusznym wyjściem – uciekła.
Cierpiała, a jej nastoletnie serce pękało w każdej minucie przez wiele następnych tygodniu. Tak bardzo kochała. Tak bardzo bolało ją to, co się zdarzyło. Nie rozumiała, jakim cudem piękne uczucie, które miała dla niego, niosło takie zniszczenie dla niej i w niej. Dlatego przestała w nie wierzyć. Postanowiła już nigdy nie k o c h a ć.
Swoje postanowienie realizowała poprzez ciężką pracę nad sobą. Odrzuciła dawne życie i ludzi. Zmieniła otoczenie, a przede wszystkim bardzo mocno starała się, żeby zbyt pulchne ciało, które czyniło ją w oczach innych gorszą, zniknęło. Postanowiła, że jej wygląd będzie jej tarczą i ostoją. Z każdym ubywającym kilogramem budowała wokół siebie wysoki mur, który umacniał jej bystry umysł. Została sama ze sprzecznymi uczuciami, jednak łatwiej było zamknąć je głęboko, niż dopuścić do siebie kogoś i znów cierpieć. Już nikt nigdy nie miał stać się dla niej kimś takim, jak Mike.
Aż nadszedł listopad….

Na dobrą sprawę nikt nigdy nie stał się już tak bliski Tomowi, jak Lena. Bo przecież Scarlett była mu znacznie bliższa. Była ważniejsza. Była jego opoką, podporą, sterem. Była miłością. Tak jak nikt nigdy nie stał się już kimś takim, jak Mike dla Scarlett. Bo Tom był ważniejszy. Tom był prawdziwy, trwały i właściwy. To był dobry. Tom był miłością.

Oni byli miłością.
Oni s ą miłością.

Prawdziwa miłość w dwudziestym pierwszym wieku to cenny skarb. Nie jest oczywistością, ani prawem. Prawdziwa miłość to rzadkość, bo wytrwanie z tą samą osobą pięćdziesięciu lat zdaje się być mitem, bo przecież dziesięć to i tak już wiele. Odnalezienie bratniej duszy, przyjaciela, partnera i kochanka w jednym mężczyźnie, czy w jednej kobiecie, to ciężka praca. Nie wystarczy się spotkać. Aby być z kimś już teraz i już na zawsze trzeba chcieć być naprawdę. Musi się chcieć. Nie wystarczy kochać. Miłość sama w sobie jest najpiękniejsza. Nie ma równie wspaniałego uczucia, ale związek? Związek to już ciężka praca. Piękna praca, ale ciężka.
Od listopada dwa tysiące ósmego po luty dwa tysiące piętnastego Scarlett i Tom odwalili kawał dobrej roboty. Czy istnieje wiele par, które po tylu zawirowaniach wciąż potrafiłoby chcieć? Miłość nie wystarczyła. Przekonali się o tym. Życie pchnęło ich na deski. Nie podźwignęli się razem. Każde odeszło w swój narożnik, żeby toczyć bój ze sobą nawzajem, z życiem, ze światem i ze sobą samym. Każdy z nas toczy takie boje. Każdy z nas walczy ze swoim własnym demonem, który jeśli wygra, może zniszczyć życie, a jeśli przegra, uczyni nas niezwyciężonymi. Pokonanie ich zajęło Scarlett i Tomowi całe trzy lata. To sporo czasu. Kawał życia. Ich rówieśnicy zdążyli skończyć studia, znajdować pierwsze prace, zakochiwać się, zawierać małżeństwa, poczynać dzieci, rozstawać się albo łamać serca. Jak wielu z nas. Życia Scarlett i Toma, na dobrą sprawę, niewiele różniły się od żywotów ich rówieśników. Z tym, że na Scarlett i Toma patrzył cały świat, komentował każdy ich ruch. Skutki wielkiej sławy. Dlatego ta walka z demonami stała się trudniejsza, niż u przeciętnego człowieka, bo dodatkowo każde z nich musiało stawić czoła obiektywom aparatów. Jednak udało się. W chwili próby okazało się, że wciąż stoją po tej samej stronie i choć znów słodko spoglądali sobie w oczy, to nauczyli się, że wspólne bycie, to nie patrzenie na siebie, a w tym samym kierunku. Dlatego silniejsi o wiele nowych, choć niekoniecznie łatwych doświadczeń, ruszyli dalej. Wydawałoby się, że z miejsca, w którym stanęli, jednak tak naprawdę przyszło im przeskoczyć ogromną przepaść, by móc iść dalej. Oboje stanęli na krawędzi. Żadne z nich nie spadło.
Bilans dodatni.

Już wiedzą, że chcąc kochać szczęśliwie, muszą zakochiwać się w sobie codziennie od nowa. I och! To wcale nie jest dla nich trudne. Scarlett i Tom zostali stworzeni dla siebie. Zostali stworzeni dla wielkiej miłości, aby nieść wieść gminną, że taka miłość jest. Jest. Trwa. Będzie trwać. Scarlett i Tom to dwa pełne uczuć stworzenia, które, aby żyć, muszą siebie kochać. Tylko razem żyją w pełni. Tylko obok mogą iść naprzód. Tylko ze sobą oddychają pełną piersią.
To jest piękne i chyba każdy chciałby kochać właśnie tak. Oboje tego każdemu życzą. Bo każdy zasługuje na miłość. Na taką silną, piękną i dojrzałą miłość, jak ta ich. Jednak swojej nie oddadzą. Dzielą się nią na kartach swojej historii, jednak są pewni, że na zawsze pozostanie już ich. Tylko ich.

W ciągu siedmiu lat swojego związku, bo przecież nigdy tak naprawdę się nie rozstali, przebyli daleką drogę. Drogę, która uczyniła ich tymi, kim stali się, kim są. Drogę, która zmieniał każdego, kto był jej świadkiem. Drogę, która nigdy nie była łatwa. Wybory nie zawsze okazywały się słuszne. Jednak błędy prędzej czy później zawsze stawały się lekcją, a nie porażką. Dlatego dziś jesteśmy w tym właśnie miejscu. Miejscu, które stanowi koniec łańcucha przyczynowo skutkowego. Miejscu, które jest owocem ciężkiej pracy każdego dnia minionych siedmiu lat. To dobre miejsce. Nikt z nas nie mógłby znaleźć się gdziekolwiek indziej. Scarlett i Tom są właśnie tu, gdzie powinni być. Jednak jak to się mówi, to nie jest koniec. To nie jest nawet początek końca. To po prostu koniec początku 1.
Dziś rozpoczyna się nowa historia, kolejny rozdział życia. To moment, w którym każdy, kto w jakiś sposób był obecny w ich życiu, może czuć się dumny. Bo w byciu, w trwaniu zawsze najtrudniejsze jest wytrwanie. Ciężko być nieustannie i nie odchodzić. Ciężko się nie łamać i nie odpuszczać. Ciężko być, gdy każdy kolejny dzień wcale nie jest łatwiejszy od poprzedniego. Dlatego duma jest dziś jak najbardziej na miejscu. Dlatego kieliszki w górę. Warto uczcić ten dzień, ten moment, bo choć to nie t e n listopad, jest to równie wzniosły moment.

Scarlett olśniła każdego, kto tylko na nią spojrzał, swoją piękną sukienką w kolorze czerwonego wina. Dopasowana, podkreślająca jej kształty, w kolano, z małym rękawkiem i całkiem pokaźnym okrągłym dekoltem. Włosy upięła w elegancki węzeł tuż nad karkiem, jednak kilka wijących się pasm okalało jej twarz i szyję. Jej usta nosiły równie intensywny kolor, jak sukienka i wino, które piła. Choć do lata daleko, nie zapomniała o ukochanych czółenkach od Christiana Louboutin’a w kolorze nude, aby współgrały kolorystycznie z koszulą Toma. Czarne spodnie i czarne Nike dopełniały jego stroju. Jego coraz dłuższe włosy związał w wysoki koczek. Tak jak lubiła.
Nie był to żaden wielki dzień. Ot, jedna z niedziel. Wydawałoby się, że zwykła i zupełnie niezaskakująca, jeśli porównać ją do wielu burzliwych, które dane było im przeżyć. Scarlett czuła się cudownie rozpieszczona, gdy jej narzeczony zaprosił ją na randkę. Spacer po Alexander Platz, kino, a potem kolacja. W jednej z jej ulubionych restauracji. Uniosła kieliszek i delikatnie stuknęła szkłem o szkło.
- Abyśmy chodzili na takie randki, nawet kiedy będziemy siedemdziesięciolatkami – uśmiechnęła się, a w jej oczach odbijały się płomyki świec. Tom przytaknął całkowicie urzeczony jej cudownym widokiem.
- Będziemy, nawet jeśli w wieku dziewięćdziesięciu lat będziemy robić wyścigi, które z nas szybciej popchnie swój balkonik.
- Albo opróżni butlę tlenową – dodała nim upiła łyk.
- Jest to opcja – uśmiechnął się i skosztował swojego.
- Po ślubie będziemy mieć przynajmniej jakąś określoną rocznicę, bo teraz na dobrą sprawę to był po prostu listopad.
- Poznaliśmy się pierwszego.
- No tak, ale nie zostaliśmy wtedy parą.
- Po ślubie to i tak będzie pierwszy, ale sierpień.
- Podoba mi się to – uśmiechnęła się rozmarzona, wyciągając do Toma rękę ponad stolikiem, którą zaraz uścisnął. – Nasz listopad będzie teraz w sierpniu.
- Nasz listopad jest i będzie od stycznia do grudnia, od poniedziałku do piątku, od rana do wieczora i…- zamyślił się, szukając kolejnego porównania. – Wymieniać dalej? – Scarlett roześmiała się szczęśliwa, jak rzadko w ostatnich miesiącach.
- Podoba mi się twoja romantyczna strona.
- Chyba idzie mi całkiem nieźle. Mam w planie jeszcze kilka randek przed ślubem, żebyś się czasem nie rozmyśliła.
- Nie ma takiej opcji – powiedziała, spoglądając Tomowi w oczy. Pomimo nieostrego światła w restauracji, blasku świec i dyskretnych fleszy w telefonach komórkowych, co bardziej ciekawskich gości restauracji, panowała intymna atmosfera. Tom delikatnie gładził jej dłoń, czule muskając palcami jej wnętrze. – Zasłużyliśmy na to – stwierdziła.

People fall in love in mysterious ways. Maybe just the touch of a hand? I fall in love with you every single day and I just wanna tell you, I am.

Nocne niebo skrzyło się milionem gwiazd. Nim opuścili restaurację, Tom efektownie odsunął dla Scarlett krzesło i pomógł jej założyć beżowy płaszcz. Podał jej ramię, bardziej dla zachowania równowagi po kilku lampkach wina i dla ułatwienia stawiania kroków w dwunastocentymetrowych obcasach. Było zimno. Noce już nie zimowe, ale jeszcze nie wiosenne nie rozpieszczały. Jednak pozostawały przepiękne. Czyste niebo, księżyc w pełni i miliony gwiazd. Jak na zamówienie.  Auto już czekało na nich kilkadziesiąt metrów dalej, ale aura była tak wspaniała, że aż nie chciała się wracać. Choć Tom obiecał jej, że to nie koniec niespodzianek i zapowiedział wiele innych przyjemności, to ta część wieczoru przywodziła jej na myśl dobre życie, które będą wieść. Miewała takie momenty, w których uświadamiała sobie, jak bardzo byli razem z każdą zaletą i niedoskonałością. Jak bardzo kochała ich wspólne bycie. Zatrzymała się w pół kroku, żeby jeszcze raz nacieszyć oczy cudownym widokiem nieba. Kiedyś wpatrywała się w nie nieustannie, a teraz miała zbyt wiele do przeżycia, żeby to robić. A gdy opuściła wzrok, napotkała czułe spojrzenie czekoladowych oczu Toma. Uśmiechnął się, nim ją pocałował. Długo i leniwie, jakby mieli przed sobą całą wieczność. Bo przecież mieli. Trzymał ją mocno, obejmował i sprawiał, że czuła się kompletna i właściwa. Na swoim miejscu. Na swoim miejscu na Ziemi. Nie potrzebowała innego.

Take me into your loving arms, kiss me under the light of a thousand stars. Place your head on my beating heart. I'm thinking out loud and maybe we found love, right where we are.

Przytuliła się do niego, słuchając bicia jego serca. Tom skrył ją w swoich ramionach i wiedziała, że to miłość w najlepszej postaci. Tu gdzie byli. To kim się stali. Zatoczyli koło. Minęli kamień milowy i mogli iść dalej. Odbić na prostą. Już nie błądzić.
Czekało ich wiele kolei losu, wiele zakrętów na drodze, jednak wiedziała, że to już pewne, że to na zawsze. Znalazła miłość, dokładnie tam gdzie była.

Rok dwa tysiące piętnasty był naprawdę dobry dla Scarlett i Toma. Wprawdzie musieli stawić czoła przeciwnościom, nie obyło się bez łez i strachu, to tak naprawdę to wszystko nie miało znaczenia, bo byli w tym razem. Każda burza, każde zawirowanie, wszystko odbijało się od nich, bo razem byli nie do zdarcia. Razem mogli stawić czoła światu. Prowadzeni uczuciem, silni miłością. Nie tak jak kilka lat wcześniej – goryczą, żalem i cierpieniem. Upadły mury, uprzątnęli gruzy. Znaleźli miłość dokładnie tam, gdzie się znajdowali. W całym tym niedoskonałym życiu, świecie, w niedoskonałych nich. Wśród tak wielu przeciwności odnaleźli wspólny front. W kupce nieszczęść potrafili odnaleźć odrobinę dobra. Taka miłość zdarza się raz.
Your soul can never grow old, it's evergreen. Baby, your smile's forever in my mind and memory.

W mieszkaniu z widokiem na Berlin i smutną Marilyn na ścianie panowało przyjemne ciepło, kiedy wrócili do niego z nocnych wojaży. Scarlett zdjęła ze stóp szpilki ledwo przekroczyła próg, a płaszczyk wylądował na pierwszym dostępnym meblu. Tom szedł za nią lustrując perfekcję jej kształtów, celebrując każdy kawałek ciała. Boso podeszła do okna, z którego widok w dół wywoływał zawroty głowy, jeśli podeszło się zbyt blisko. Patrzyła na swoje ukochane miasto igrające feerią świateł. Stanął za nią i przytulił. Zatopiła się w jego ramionach z cichym westchnieniem. Jej bliskość sprawiała, że odczuwał spokój. Rozluźniał się i wiedział, że wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
- Za kilka lat, kiedy będziemy mieć już jakiś dom i psa w zagrodzie, a przede wszystkim małe dzieci, to takie randki staną się luksusem – zaczęła. – Chyba nie umiem sobie tego wyobrazić.
- Już kiedyś tak żyliśmy. Wprawdzie z burym kotem zamiast psa, ale i tak się liczy – odpowiedział, całując ją w czubek głowy. Była taka malutka, kiedy zdjęła te swoje szpilki.
- Wiem, ale wtedy to spadło na nas gwałtownie. Byliśmy, jak dzieci we mgle, a teraz… tęsknię za Liamem z całego serca, ale wiem, że zanim podejmiemy rozmowę o dziecku, to chciałabym trochę poszaleć, zobaczyć świat, pojechać w wielkie tournée.
- Tak będzie. Dopiero, co odzyskaliśmy siebie, więc… to jest czas dla nas. Chcę cię mieć tylko dla siebie w dzień i w nocy – mruknął, przesuwając dłoń na jej pierś i znacząco ją uścisnął. – Będziemy mieć całą gromadkę dzieci, psa i ogródek, ale na razie wystarczy mi to mieszkanie, ty i całe mnóstwo czasu do zagospodarowania. Chcę ciebie, bez względu na to gdzie i w jakich okolicznościach. Musimy rozgryźć jak to wszystko działa i znaleźć nasz sposób na życia.
- Twoja praktyczna strona też mi się podoba – odpowiedziała, odwracając się przodem do Toma i zarzuciła mu ręce na szyję. – Generalnie mi się podobasz – mruknęła z cwanym uśmiechem, a on roześmiał się, porywając ją w ramiona. Znaleźli miłość, dokładnie tam gdzie się znajdowali.

Moje teraz jest tobą zawsze.
______________________________
1 Słowa Winstona Churchilla, które przeinaczyłam oczywiście na rzecz Prinza. 

13 października 2015

123. Kiedy wydaje się, że wszystko się skończyło, wtedy dopiero wszystko się zaczyna.

Tytuł: Ks. Jan Twardowski

31.08.2007
01.10.2006


16. lutego 2015, Berlin

Zanim koszmar zwany Mike’em zaczął choćby zbliżać się ku końcowi, Scarlett zdarzało się zastanawiać, jak będzie wyglądało jej życie po nim. Powstało kilka scenariuszy. Wyobrażała sobie poranki, popołudnia i wieczory, kiedy uświadamia sobie, że to koniec, że jego już nie będzie, że walka dobiegła końca. Spodziewała się jakiejś miażdżącej ulgi, spokoju spływającego po niej albo euforii, a tymczasem obudziła się z potwornym bólem głowy, ociężała, obolała, z zatkanym nosem i zdecydowanie przeziębiona. Ledwo oddychając, przerzuciła się z boku na plecy i zakryła dłońmi oczy. Wydawało jej się zbyt jasno. Nienawidziła tego stanu. Pierwsze trzy dni przeziębienia zawsze były najgorsze. Bolało ją całe ciało, każdy mięsień. Gardło paliło żywym ogniem, a o przełykaniu mogła zapomnieć. Głowa bolała tak bardzo, że mogła już tylko eksplodować. Tydzień przed Grammy. Noc po Mike’u. Jęknęła, przetaczając się na drugi bok i wyciągając rękę na stronę Toma. Pusto. Otworzyła oczy, walcząc z potężnym dudnieniem w głowie, poraziło ją światło, a Toma dalej nie było. Dotknęła poduszki i kołdry, wciąż ciepłe, więc liczyła, że zaraz wróci, bo nie potrafiła wyrzec słowa, żeby go zawołać. Oblizała suche wargi i czekała. Starała się nie ruszać, nawet niezbyt mocno oddychać, żeby przetrwać kolejne minuty. Niezbadaną ilość minut później, usłyszała go wchodzącego do pokoju. Wysiliła się, żeby otworzyć oczy i lekko skręcić głowę. Zjawił się tuż obok odziany jedynie w swoje ulubione szare dresy, gdy ona miała dreszcze i naprzemienne fale zimna i gorąca. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Ukląkł na łóżku, tuż przy niej i przyłożył usta do jej czoła, wyciskając na nim czuły pocałunek.
- Masz milion stopni gorączki – odparł z troską. Pogładził jej rozpaloną twarz, schował włosy za ucho. – Wezwałem doktor Hassenbach, podkręciłem ogrzewanie i parzę ci herbatę. – Wyższa temperatura w mieszkaniu tłumaczyła mniej kompletny strój Toma. Nawet z gorączką była w stanie docenić walory estetyczne, które oferował jego wygląd z samego rana. Rozczochrane włosy i nagi tors do końca życia. Czego chcieć więcej? Sięgnęła ręką w jego stronę i trafiła na przedramię, które pogłaskała i lekko uścisnęła w geście wdzięczności. Ich nowy lekarz domowy, którego zatrudnili, gdy Schulz odszedł na emeryturę, to jedna z jego praktykantek – doktor Lisa Hassenbach. Dostała jego rekomendację, więc nie szukali innych potwierdzeń dla jej skuteczności. Scarlett korzystała z jej usług już od kilku lat, jej rodzina również, później zaczął leczyć się u niej Bill, a po nim Tom, jako jedyny i ostatni, który starał się odciąć od wszystkiego, co wiązało się ze Scarlett. Nie była takim omnibusem, jak Schulz, który miał wiedzę z niemal każdej dziedziny medycyny, ale jako lekarz rodzinny sprawdzała się wyśmienicie. Tom zostawił Scarlett na moment, ale tylko po to, żeby przynieść dla niej herbatę z sokiem malinowym. Sam zapach sprawił, że poczuła się lepiej. Podniosła się i oparła o wezgłowie. Tom podał jej najpierw swoją bluzę, a później kubek. Popijała powoli, po łyżeczce i czuła, jak szczypce ściskające jej gardło powoli znikały.
- Dziękuję – szepnęła, gdy udało jej się wydusić z siebie słowo. – Nie sądziłam, że to się tak skończy – wychrypiała.
- Stres, kąpiel śnieżna, przemarznięcie, przemęczenie, czego się tu więcej spodziewać? – stwierdził.
- Ja w czwartek lecę do LA, muszę być zdrowa. Przecież nie mogę odwołać teraz występu – martwiła się.
- Dlatego wezwałem lekarza. Zeznania na komendzie przesuniemy na jutro, może lepiej się poczujesz – powiedział, siadając obok Scarlett i obejmując ją ramieniem. Wtuliła się w niego, uważając na kubek pełen herbaty. Upiła kilka kolejnych łyków.
- Myślałam, że poczuję ulgę – odparła po chwili. Temat Mike’a wisiał w powietrzu. Ciążył im obojgu. Cała ta sytuacja była mocno ciążąca, wyczerpująca i przerażająca. Należało o niej mówić, żeby nie zaległa między nimi, jak niegdyś cisza.
- A co czujesz? – zapytał, całując jej włosy i gładząc po ramieniu. Zastanawiała się przez chwilę, popijając herbatę. Bardzo jej smakowała. Może to przez tą gorączkę, ale wydawała jej się tak pyszna, jak jeszcze nigdy żadna herbata.
- W sumie to nic. Trochę taka pusta i zmęczona. Z jednej strony wiem, że to już po wszystkim, a z drugiej wydaje mi się to niemożliwe, bo przecież z Mike’em użeram się od gimnazjum. Może jak Lisa zapoda mi jakieś placebo, to będę w stanie czysto myśleć. Póki co, chcę żebyś się stąd nie ruszał.
- Nigdzie się nie wybieram – zapewnił ją. Przytuliła policzek do jego ciepłej, miłej skóry. Była chłodniejsza niż jej rozpalona twarz, więc ten dotyk koił ją bardzo przyjemne. – Bałem się o ciebie – szepnął i dałaby sobie głowę uciąć, że głos załamał się Tomowi. – To się wydawało takie proste, złapać go i już, ale kiedy wyjął nóż…nie wiedziałem, co robić. Nic nie mogłem. To było takie okropne, ta bezradność. Patrzyłem, jak zranił ci twarz i nic nie mogłem, nic. – Scarlett odstawiła kubek na nocny stolik i wyplątując się z pościeli, usiadła mu na kolanach, przodem do niego. Ujęła jego twarz w dłonie i popatrzyła mu prosto w oczy. Lekko się szkliły. Pocałowała go, ignorując fakt, że mogła go zarazić. Całowała go długo, a on mocno przytulał ją do siebie. Przyciskał z całych sił, jakby miała zaraz zniknąć. Ona też się bała, że wszystko skończy się przez głupi nóż i głupiego Mike’a.
- Ja wiedziałam, że on nie da rady – powiedziała, gdy delikatnie gładził plasterek z dinozaurem na jej policzku. – Byłam pewna, że znajdzie się rozwiązanie. Bałam się, bo wystarczyło jedno pociągnięcie noża, ale…on nie tego chciał. Wydawało mu się, że pójdę z nim i z radością dam się przelecieć, obiecując, że ostatnie miesiące były grą. On jest chory, dla niego każdy gra. Dlatego nie mógł zrobić mi poważnej krzywdy, bo to zakończyłoby zabawę.
- No, ale czy nie jest tak, że wywinie się przez niepoczytalność? – zastanawiał się, przyciągając Scarlett do siebie. Wtuliła się w niego, przylegając do klatki piersiowej Toma i opierając głowę na jego ramieniu.
- Jest taka opcja, ale on mnie prześladował i będzie to robił dalej, jeśli go wypuszczą. Nie może mu to ujść na sucho. Nie może! – zaprotestowała. Zrobiło jej się zimno. Pulsujący ból w skroniach narastał. Wtuliła twarz w jego ramię i zamknęła oczy, bo to przynosiło jej ulgę. – Wierzę, że zamkną go gdzieś. Czy w psychiatryku, czy w więzieniu, to już nie gra roli. Niech go zamkną gdziekolwiek – powiedziała cicho.
- Dowiemy się wszystkiego na komisariacie – objął ją czule i nakrył kołdrą. Wprawdzie było mu gorąco, ale nie zamierzał prosić jej, żeby położyła się obok. Nie chciał, żeby oddalała się, chociaż na kilka centymetrów. Po tym, jak groziła mu utrata jej, pragnął mieć ją cały czas obok. Jak najbliżej. Cudownie było czuć jej ciężar i gorący oddech na skórze, jej dotyk, gdy oplatała go rękoma. Świadomość, że była blisko, że to naprawdę ona była cenniejsza, niż wszystko, co do tej pory zgromadził. Ciasno otulił ją kołdrą i mocno przycisnął do siebie. Czuł, jaka była rozpalona. Niewiele się znał, ale to przeziębienie i gorączka to mogła być reakcja na stres i miał nadzieję, że szybko miną, bo czekał ją trudny czas. Nie tylko Grammy, ale przede wszystkim musiała pokonać biurokrację związaną z zeznaniami i całym procesem dowodowym przeciwko Mike’owi. Do tego praca nad płytą i stawienie czoła wszystkim medialnym spekulacjom. Jednak miał ją całą i zdrową, to najważniejsze. Wyszła z tego z plastrem na policzku. To cud. Chyba powinien iść do kościoła, pomodlić się albo zrobić cokolwiek, żeby odwdzięczyć się Bogu za to, że mu jej nie odebrał. Jeśli to zdarzenie miało mu pokazać, że była jedyną kobietą, którą mógł kochać i z którą mógł być, to przekonał się o tym w milionie procent. Nie chciał już więcej. Nienawidził myśleć o tych kilku piekielnych minutach, kiedy nie mógł zrobić nic, żeby ją uratować.
- A co z Davidem? – zapytała, odciągając go od wspomnień.
- Jest przestraszony. Nie chciał ze mną rozmawiać. Lena ma teraz świetny argument przeciwko mnie. Wierzę, że go wykorzysta. Nim się obudziłaś rozmawiałem przez chwilę z mamą. Całą drogę do Loitsche David milczał, a kiedy opowiedziała Lenie co się stało, ta się wściekła i wykrzykiwała, że odbierze mi prawa. David to słyszał i powiedział, że już jej nie lubi i że nie chce mieszkać, ani z nią, ani ze mną, bo wszyscy krzyczą. Spał u mamy, bo wręcz zanosił się wrzaskiem, kiedy chciała go zostawić z Leną. W weekend mam DSDS i nie będę mógł jechać do niego. To dla niego za dużo.
- Dzieci na szczęście nie widziały tego wszystkiego, tylko słyszały wystrzał, ale potem pojawiła się policja i karetka. Zrobiło się zamieszanie. Nie wiem, czy on rozumie, co znaczy, że się zaręczyliśmy. Może się boi, że cię straci? Lena spotyka się z Benem i stara się zrobić z nich szczęśliwą rodzinkę. Ty jesteś ze mną. Może David się boi, że straci was oboje?
- Mamy tyle rzeczy do ogarnięcia…- westchnął. – Sam nie wiem, do czego zacząć. – Scarlett uniosła się i popatrzyła mu w oczy. Wsparła dłonie na jego ramionach i uśmiechnęła się delikatnie.
- Zaczniemy od początku. Zeznania, David, Grammy, DSDS, a potem się zobaczy. – Pocałowała go krótko. – To nie są rzeczy nie do pokonania. Pokonaliśmy Mike’a, więc nie ma już rzeczy, której nie moglibyśmy zrobić.
- Ty go pokonałaś – powiedział z dumą. Bo był z niej dumny. Przetrwała całe to piekło, które jej zgotował. Pokonała go w sercu, w głowie i w ciele. – Jesteś prawdziwą wojowniczką. – Na to stwierdzenie Scarlett uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go jeszcze raz. Tym razem długo i leniwie. Gorączka sprzyjała jej romantycznemu nastrojowi. Nie, żeby miał coś przeciwko. Zrobiło się naprawdę miło i prawie już zapomniał, z czym się zmagali, gdy w mieszkaniu rozległ się dźwięk domofonu. – To na pewno Lisa – stwierdził, a Scarlett puściła go, żeby otworzył, zakopując się w kołdrze, jak na rekonwalescentkę przystało.
*

Dźwięk domofonu rozległ się również w innym domu, w zupełnie innej części Berlina. Poniósł się donośnym echem w marmurowym holu. Pokojówka otworzyła drzwi i zaprowadziła gościa do salonu, gdzie jej oczekiwano. Obcasy jej kozaków od Manolo stukały o posadzkę, dając przerażający pogłos w ogromnym, przepięknym domu. Stanęła w drzwiach, a pan i pani Torres podnieśli się z miejsc, które zajmowali. Zostawiła w progu niewielką walizkę, którą miała ze sobą i weszła w głąb pokoju.
- Serena – powiedział mężczyzna, wyciągając ręce.
- Bianca – skontrowała dosyć oschle. Pozwoliła ojcu objąć się, jednak nie odwzajemniła uścisku. Skinęła macosze, po czym usiadła naprzeciw nich.
- Dziękujemy, że zdecydowałaś się przylecieć – odparła Ivonne, przerywając niezręczną ciszę.
- Pierwszy i ostatni raz okłamałam mojego męża. To pierwsza i ostatnia rzecz, którą dla was robię. Byliście głupi sądząc, że Mike się zmieni. Od początku było wiadomo, że całą tą operację wykorzysta do czegoś złego. Dla mnie to była szansa i wykorzystałam ją. Mam dobre życie i nie zamierzam go zaprzepaścić przez was albo przez niego.
- Policja obiecała nietykalność dla ciebie – powiedział jej ojciec. – Musisz opowiedzieć o nim wszystko. To już wymknęło się spod kontroli.
- Nie sądziłam, że Mike posunie się do napaści na tą dziewczynę – westchnęła macocha. – Myśleliśmy, że on ją podrywa, tym bardziej, że wcześniej już byli ze sobą. Nie wiedzieliśmy, że wy znaliście się wcześniej.
- Opowiem wszystko z radością – stwierdziła ponuro. – Wiedziałam, że jest idiotą, ale nie sądziłam, że ześwirował – dodała z odrazą.
- A jak ci się żyje tam w Belize? – Jej ojciec Ernesto wydawał się być wzruszony jej widokiem, co stanowiło zdecydowaną odmienność od codzienności, w której żyli wcześniej. Nigdy nie żywił w stosunku do niej bardzo ciepłych uczuć. Zawsze sądziła, że obwiniał ją o śmierć matki.
- Mój mąż, José Luis jest właścicielem kilku świetnie prosperujących hoteli na wybrzeżu, więc dobrze mi się wiedzie – odłożyła obok siebie torebkę, na której błysnęło logo Louisa Vuitton’a. – Wie o mnie wszystko, oprócz tego, że kiedyś byłam Sereną Torres. Zmieniłam się i cieszę się z życia, które mam.
- A twój synek? – interesował się ojciec.
- César kończy w marcu trzy lata.
- Faktycznie się zmieniłaś – odparła Ivonne. Bianca popatrzyła na nią z powątpiewaniem, prychając pod nosem. Zrezygnowała z tandetnego stylu ubierania na rzecz klasycznej elegancji, a włosy utrzymywała w naturalnym ciemnobrązowym kolorze. Walczyła z czasem i starała się zniwelować skutki życia, które wiodła niegdyś. Zeznania przeciwko Mike’owi miały ją ostatecznie odciąć od przeszłości. Zamierzała pogrążyć go, wyjechać i już nigdy nie wrócić.
*

18. lutego 2015

Bez większych wstępów. Kuruj się, bo jutro na lotnisku masz być już jak nowa, bądź tam o dziesiątej.
Po pierwsze: twoje stroje na czerwony dywan, na prezentowanie wyników i na występ już są prawie gotowe. Po przylocie masz od razu przymiarkę, żeby nanieśli jeszcze poprawki.
Po drugie: próba dźwięku jest dla ciebie w piątek o szesnastej.
Po trzecie: jutro o dwudziestej jesteś umówiona z Jaredem Leto na kolację. W piątek idziesz na lunch z Harper, Sadie i Natalie. Na pewno to wiesz, ale przypominam ci. Podobnie, jak sesja w studio z Jack’iem i Isaac’iem. Macie piosenki do dopracowania. To w niedzielę po południu.
Po czwarte: skarbie, media huczą i wyją na temat Jima Felstona. Ktoś coś widział, poszedł jakiś przeciek z policji, sama nie wiem co, ale PR płacze, bo nie wiedzą co robić. Czekają za tobą.
Po piąte: wybór „Woman in love” wszystkich zaskoczył, ale Gin uznała, że to do ciebie podobne, bo w końcu promocja nowego albumu jeszcze się nie zaczęła.
Ps. Skarbie, pomyśl mocno nad tym, co chcesz powiedzieć mediom, bo naprawdę robi się gorąco.

Odbiorę cię z lotniska!

Scarlett przeczytała maila od Heike i odpisała na niego krótko. Końskie dawki antybiotyków, które przepisała jej doktor Hassenbach, podziałały. Inną kwestią było to, że musiała je przyjmować w formie zastrzyków i to w pośladki. W dodatku w oba, dwa razy dziennie. Jednak postawiły ją na nogi i już czuła się całkiem przyzwoicie. Od samego rana pracowała, żeby wyrobić się z toną maili, na które musiała odpisać, a kiedy już wygrzebie się z łóżka, musiała spakować walizkę. Przejrzała kilka kolejnych wiadomości, w tym jeden od Jessici. Wiedziała, że spotykała się z Candy i Kitty, ale Scarlett czuła się winna, że nie mogła poświęcić jej zbyt wiele czasu, odkąd wróciła z sanatorium. Tęskniła za nią i miała nadzieję, że kiedy wszystko ucichnie, to będzie miała okazję nadrobić zaległości. W końcu Jessica wróciła do zdrowia.
Odłożyła laptopa i szczelniej otuliła się kołdrą. Wprawdzie nie musiała już wylegiwać się w łóżku, ale jednak korzystała z okazji. Zwłaszcza, że Tom, tłumacząc się pilnowaniem jej, spędzał z nią całe dnie. Przyjemnie było kurować się w jego objęciach. Z wyjątkiem ósmej rano i dwudziestej wieczorem, kiedy to przychodziła pielęgniarka z zastrzykiem. Od poniedziałku nie było też z nimi ochrony w mieszkaniu. Pozostał jedynie dodatkowy strażnik przy bramie. Zapominała, że ich już nie ma i nie czuła się w pełni swobodnie. Jednak lubiła momenty, kiedy sobie przypominała, że zostali już tylko oni. Wciąż jeszcze do końca nie wierzyła w to, że Mike już na zawsze zniknie z ich życia. To do niej nie docierało. Być może musiała zacząć normalnie funkcjonować, wychodzić do ludzi, zajmować swoimi sprawami, a wtedy dopiero odczuje, że on naprawdę zniknął. Kiedy leżała w łóżku, wtulona w Toma, świat był daleki, więc Mike też. Przeciągnęła się, ziewając. Tom nie wracał. Zniknął na kilka minut, ale nawet to wydawało się za dużo. Odrzuciła kołdrę i usiadła, stawiając stopy na podłodze. Od razu tego pożałowała, więc sięgnęła po skarpetki i założyła je. Były błękitne w różowe muffinki. Nie miała pojęcia, jakim cudem weszła w ich posiadanie, ale były cieplutkie, więc bardzo jej się spodobały. Wychodząc z pokoju, rozejrzała się po swoim mieszkaniu. Nie od razu dostrzegła Toma, ale spłynął na nią spokój. Taki nagle uświadomiony. Nim zeszła na parter, oparła się o balustradę i po prostu patrzyła. Pierwszy raz tak naprawdę cieszyła się ze swojego mieszkania; z cudownego widoku na Berlin, z wygodnego kompletu wypoczynkowego, kolorów ścian w pokojach, smutnej Marilyn na ścianie, a przede wszystkim z obecności jej narzeczonego w kuchni. Wyciągnęła przed siebie dłoń z pierścionkiem i uśmiechnęła się pod nosem. To działo się naprawdę. Był Tom, pierścionek, wizja przyszłości i już żadnego Mike’a. Zbiegła lekko po schodach i przecięła salon, kierując się prosto do Toma. Przygotowywał śniadanie. Nim zdążył się odwrócić, przylgnęła do jego pleców i mocno go przytuliła. Przerwał krojenie czegoś, odłożył nóż i nieśpiesznie wytarł ręce. Delikatnie pogładził jej dłonie spoczywające na jego nagim brzuchu, a potem bez większego problemu przyciągnął ją do siebie, zamykając między sobą a blatem. Uśmiechnęła się, zadzierając głowę i spoglądając Tomowi w oczy.
- Dasz wiarę, że tak już będzie zawsze? – zapytał, gładząc jej policzek. Uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową i wtulając twarz w jego dłoń.
- Masz na myśli, że zawsze będziesz robił mi śniadania półnagi? – zagadnęła, przesuwając dłońmi po jego brzuchu, którego mięśnie momentalnie się napięły i zamknęła je na plecach Toma. Uwielbiała jego ciało. Silne i zdrowe dawało jej maksymalne poczucie bezpieczeństwa.
- Jeśli odwdzięczysz mi się tym samym..? – wzruszył ramionami, uśmiechając się przebiegle. – Jak się czujesz?
- Dobrze, cokolwiek podała mi Lisa, okazało się skuteczne. Pewnie nawet będę mogła śpiewać.
- Policja, DSDS, Grammy, a potem mamy tylko siebie – wyliczył.
- Nie do końca – zasępiła się. – Wyskoczyliśmy z płytami, trasą i tym wszystkim, jak zwykle w nieodpowiednim momencie. Nie będzie nawet kiedy odpocząć. Media oczekują oświadczenia, więc chyba będę musiała udzielić jakiegoś wywiadu, czy czegoś. W końcu to Jim Felston, który nie jest Jimem Felston’em. Mam nadzieję, że Bergman da nam dziś jakieś wskazówki, jak to rozegrać – westchnęła, wtulając się bardziej w Toma.
- Nie ma Mike’a. Jest zamknięty w areszcie. Prędko go nie wypuszczą. Już na dobre zniknie z naszego życia. Dasz wiarę, że tak już będzie zawsze? – zagadnął znów, wywołując na twarz Scarlett uśmiech.

Świadomość, że Mike znajdował się w tym samym budynku sprawiała, że cierpła jej skóra. Nie wiedziała, gdzie dokładnie znajdował się areszt, ale to nie miało znaczenia. Czuła jego obecność. Chciała zrobić swoje i jak najszybciej wyjść. Pogrążyć go, podbić pieczęć na jego wyroku i zacząć dalszą część swojego życia. Bez niego. Czy to nie nazbyt piękne, aby było prawdziwe?
Doskonale znała już drogę do gabinetu Bergmana. Przeszli tradycyjną procedurę poprzedzającą wpuszczenie cywili, po czym jeden z policjantów, którego jako tako kojarzyła już z twarzy, zaprowadził ich do właściwego pokoju.
Bergman siedział za biurkiem, pracując przy komputerze. Scarlett pierwszy raz widziała go w okularach, skupionego na plikach, które przeglądał. Bardziej przypominał profesora uniwersyteckiego, niż policjanta. Widząc ich, przerwał pracę i odsunął się od komputera, zupełnie jakby raził prądem. Wskazał na krzesła, przywitał ich uściskiem dłoni. Scarlett czuła się skrępowana i dopiero teraz pojęła, że bardzo się bała. Do tego momentu chowała strach w sobie, odpychając świadomość. Co jeśli Mike wyjdzie z więzienia? Jeśli z jakiegoś powodu go uniewinnią?
- Sprawa odbędzie się za miesiąc – zaczął bez zbędnych wstępów. – Do tego czasu Michael Miller będzie przebywał w areszcie. Zostanie poddany badaniom i testom psychologicznym. Już raz rozmawiał z nim psychiatra, jednak wywiad musi zostać ponowiony. W pewnym sensie przyznał się do wszystkiego.
- Jak to w pewnym sensie? – zapytała. – Przyznał się? To dziwne.
- Jego zdaniem to była adoracja twojej osoby, a nie nękanie. Twierdzi, że dawał ci sygnały i starał się wywołać interakcję. W jego mniemaniu obraziłaś się o to, że udawał kogoś innego i on, jako dobry partner próbował cię nakłonić do powrotu – odpowiedział Bergman. Z trudem wypowiadał te słowa i wyglądał przy tym, jakby zjadł coś bardzo nieświeżego i miał zaraz zwymiotować. Scarlett też poczuła falę mdłości. Spojrzała na Toma, który w odpowiedzi mocno uścisnął jej dłoń. – On nie wygląda na zdrowego na umyśle, więc powstanie problem, jeśli zostanie uznany za niepoczytalnego. Wtedy kara zostanie uchylona albo bardzo zminimalizowana.
- Tego się boję najbardziej.
- Prokuratura będzie dążyła do uchylenia niepoczytalności i udowodnienia, że działał świadomie. Pojawiła się też pewna pomoc – dodał Bergman z nienaturalną dla niego sympatią w głosie. – Jego rodzina zmieniła zeznania. Podpisali coś na rodzaj ugody. Jego matka i ojczym opowiedzieli o tym, jak pomogli dzieciom w nowym początku – tu uczynił cudzysłowie w powietrzu, mając na myśli upozorowanie wypadku. – A także dokumenty operacji plastycznych i nielegalnego nabycia imienia, nazwiska i numeru ubezpieczenia. W dodatku uzyskaliśmy zeznania samej Sereny Torres, która przedstawiła cały plan i przebieg zdarzeń, od udanej śmierci po jego pierwsze kroki w aktorstwie. Potwierdziła także jego nienaturalnie silne zainteresowanie twoją osobą, które miało miejsce jeszcze w szkole, którą zmienił również wtedy, kiedy ty to zrobiłaś, prawda? – Scarlett przytaknęła. Dokonale pamiętała, jak cieszyła się, że uciekła od niego i tamtych ludzi. A już w październiku Mike znów pojawił się w jej życiu. – Cała trójka zgodnie uznała, że ich zdaniem Michael Miller wcielał swój plan w życie z pełną świadomością. Ponadto przyznała, że planowali wspólnie doprowadzić do rozpadu waszego związku, jednak ona odstąpiła od tego, co dodatkowo zdenerwowało Millera, bo musiał działać sam. Opowiedziała wszystko, łącznie z tym, że była z nim w związku, co wydaje się zupełnie niemoralne, zważywszy na to, że ich rodzice byli małżeństwem. Miller mocno jej ufał, więc znała jego plany. Dla mnie to wygląda na sukcesywnie wprowadzany w życie długoterminowy proces, jeśli nie zemsty, to… dopełnienia obsesji – zakończył, obrzucając krótkim spojrzeniem Scarlett i Toma. Czuła w gulę w gardle. Miłe przedpołudnie odeszło w zapomnienie. Z trudem powstrzymywała mdłości. Starała się oddychać normalnie, ale miała wrażenie, że powietrza było za mało albo nie nadawało się do oddychania.
- Skarbie? – usłyszała w oddali zatroskany głos Toma. Spojrzała na niego, ale go nie dostrzegła. Próbowała oddychać, ale tlenu było coraz mniej. Zaczynała się dusić. Już znała to uczucie. Nie raz doznawała ataków paniki. Oddychała płytko i desperacko. Patrzyła na Toma i policjanta, ale oni ginęli za mgłą. – Skarbie! – poczuła, jak silne ręce chwyciły ją za przedramiona i podźwignęły do góry. Brakowało powietrza. Słyszała gdzieś głos i nawet go widziała, ale nie umiała wrócić. – Scarlett! – wstrząsnął nią mocno i stanowczo, ale nie brutalnie. – Oddychaj – polecił, zmuszając ją, żeby na niego popatrzyła. Oddychał równo i miarowo, starając się wprowadzić ją w ten rytm. – Oddychaj – polecił znów. Patrzył jej w oczy. Zmuszał do powrotu. Nie wiedziała ile to trwało, ale powietrze wreszcie odzyskało swoje właściwości. Poczuła, że słabnie, ale Tom był blisko. Trzymał ją mocno. – Oddychaj, Maleńka – powiedział już spokojnie, czule. Uśmiechnął się delikatnie i przytulił ją krótko. Po chwili znów siedziała na krześle.
- Scarlett miewa ataki paniki odkąd to wszystko się zaczęło – wyjaśnił. Trzymał ją za rękę i przysunął się bliżej ze swoim krzesełkiem. – Ostatnio już zanikły, ale przez te stresy pojawiły się znowu.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – To trwało tyle lat. Teraz wróciło znów. Nie wyobrażam sobie, że on mógłby być na wolności. Zacząłby od nowa, stałby się groźniejszy, pewnie bardziej przebiegły. W końcu skrzywdziłby mnie albo kogoś z moich bliskich. On nie może wyjść – odparła i wydawało się, że jej głosu zniknęła nadzieja, a przecież miało być lepiej.
- Plusem sytuacji jest to, że najbliżsi obciążyli go swoimi zeznaniami. To są osoby, które przebywały z nim przez większą część życia. Niewykluczone, że jako świadkowie zostaną powołani też ludzie z jego najbliższego otoczenia, zarówno teraz, jak też wcześniej. Przyznaję – tu zrobił niewielką przerwę, jakby wypowiedzenie tych słów wiele go kosztowało. – Początkowo przyjąłem tą sprawę z dozą niedowierzania, jednak teraz z całą pewnością przyznaję, że zrobię wszystko, żeby zatrzymać tego człowieka za kratkami.
- Wiem, że podchodził pan lekceważąco do tego, co mówiłam, ale pewnie gdybym sama usłyszała podobną historię, to także nie byłabym zbyt przychylna. Czuję, jakbym żyła w tanim kryminale i mam nadzieję, że to się skończy jak najszybciej – westchnęła.
- Badania, testy, gromadzenie dokumentów i zeznań potrwają, ale on tak czy siak pozostanie w areszcie. Na razie możecie być spokojni – zapewnił z przekonaniem.
- Spokojna będę dopiero, kiedy on zostanie oficjalnie zamknięty – odpowiedziała już nieco dobitniej.
- Będę informował was na bieżąco, a póki co starajcie się żyć normalnie. Nie mam lepszej rady- wzruszył lekko ramionami, po czym poprawił okulary na nosie. Jakby przypomniał sobie o ich istnieniu.
- Wytwórnia naciska mnie w sprawie oświadczenia w związku z nim. W jakiś sposób poszedł przeciek do Internetu. Ludzie się gorączkują, producenci się gorączkują. Wszyscy chcą wiedzieć. Jim Felston był odbierany pozytywnie i cała ta sprawa puściła w obieg wiele nieprawdziwych informacji. Rozważam konferencję prasową albo jakiś solidny wywiad. Niestety nie dbam tylko o swoje własne sprawy, muszę też dbać o swój wizerunek medialny i to będzie chyba najlepsze rozwiązanie. Dlatego sądzę, że muszę wyjaśnić wszystko ostatecznie i do tego będę potrzebowała oficjalnego stanowiska policji.
- Oczywiście, policja wystosuje odpowiednie oświadczenie, jeśli to będzie konieczne.
- W takim razie ustalimy wszystko po moim powrocie z Los Angeles. Jestem pod telefonem, Tom też, czekamy na informacje – zapewniła, na co policjant odpowiedział skinieniem. Wstali wymienili uściski dłoni i opuścili posterunek policji. Wcale nie lżejsi. Wcale nie spokojniejsi.
*

19. lutego 2015, Loitsche

Rozstanie ze Scarlett na lotnisku sporo go kosztowało. Wiedział, że była bezpieczna, że Mike siedział w areszcie i już jej nie zagrażał, ale lęk pozostał. Strach o nią miał go jeszcze długo nie opuścić, bo co byłoby, gdyby ją stracił? Nie chciał się z nią rozstawać. Chciał z nią być. Pilnować jej, obserwować ją, towarzyszyć jej, pomagać, dbać o nią i cały czas czuwać nad jej bezpieczeństwem. Bo skoro pojawił się jeden Mike, to czy nie zjawi się kolejny pomyleniec, który zechce ją skrzywdzić? Tom czułby się pewniej, gdyby mógł polecieć z nią, ale obowiązki uniemożliwiały mu to. DSDS wciąż nie dobiegło końca, o czym szczerze marzył, bo zupełnie nie pasowało mu teraz jurorowanie i skupianie na czymkolwiek innym, niż życie prywatne. Marzył o finale, żeby zakończyć to przedsięwzięcie. Miał pewność, że nigdy więcej nie weźmie się za tego typu programy. Być może to kwestia złego miejsca i czasu na takie rzeczy, ale męczył się już z tym. Męczył się z wyjazdami, martwieniem problemami uczestników i bardzo cieszył się, że finał już w marcu. Wtedy skończą się rozjazdy. Przynajmniej do momentu, gdy ukończą już płyty. Nie zakładał innej możliwości jak ta, że Mike wyląduje w więzieniu i praca nad albumami będzie owocna i spokojna.
Zwolnił nieco, zmieniając pas ruchu, po czym skręcił w drogę prowadzącą do Loitsche. Bill ściszył muzykę i schował swój telefon.
- Zmieniłem plany – odparł, spoglądając na swojego bliźniaka skupionego na prowadzeniu auta. Nie wiedział, że Tom był myślami znacznie dalej.
- Co masz na myśli? – zapytał, zwalniając jeszcze bardziej. Droga okazała się być w gorszym stanie niż jesienią.
- Planowałem ślub siedemnastego kwietnia, żeby uczcić dzień, w którym się poznaliśmy, ale teraz sobie myślę, że to chyba zbyt typowe. Rainie zasługuje na więcej – odparł zadumany.
-  Może ją po prostu zapytaj, jakie jest jej zdanie na temat ślubów? Ja spytałem Scarlett i wierz mi, wiem więcej, niż kiedykolwiek chciałbym – stwierdził, uśmiechając się pod nosem. Miał nadzieję, że każda ich rozmowa dotycząca ślubu będzie kończyła się tak, jak ta minionego wieczoru.
- No oczywiście, że ją zapytam, kiedy już się oświadczę, a to za miesiąc. Już zarezerwowałem hotel na Korsyce. Zabiorę je obie na weekend. Chcę wtajemniczyć Candy przed samym wyjazdem. Na samym początku chciałem spędzić ten czas tylko z Rainie, ale potem zdałem sobie sprawę, że biorę je obie w pakiecie i Candy nie może nie być z nami w takiej ważnej chwili.
- To brzmi jak plan – potwierdził jego bliźniak. – Więc, w czym problem?
- Ślubu nie będzie w kwietniu. Dzień, w którym się poznaliśmy jest jednym z najlepszych w moim życiu, ale też przypomina o czasach, kiedy Rainie przeżywała koszmar. Chciałbym, żebyśmy pobrali się w Portugalii albo w Napa, jeszcze nie wiem, ale to będzie piękne miejsce, da nam nowe wspomnienia. Chcę, żeby było nieznane, jak życie przed nami.
- Podoba mi się – przyznał Tom, przelotnie zerkając na brata. Zbliżali się coraz bardziej do wioski, przez co stresował się coraz mocniej. Trochę przerażała go wizja konfrontacji z Leną. – Tylko musisz wziąć pod uwagę, że Rainie uzna, że chce ślubu w Berlinie, w kościele, w urzędzie albo w ogródku, ale bez zbędnych udziwnień. To w końcu Rainie.
- Wziąłem to pod uwagę i jeśli tak będzie, to sprawię że to będzie najpiękniejszy ślub na świecie.
- Pamiętaj tylko, że pierwszy sierpnia jest już zarezerwowany – Bill przytaknął, uśmiechając się pod nosem.
- Kto będzie świadkiem? Liv czy Shie? – zagadnął, gdy parkowali pod domem Leny.
- Scarlett jeszcze nie zdecydowała – odpowiedział. – Stresuję się gorzej, niż wtedy kiedy dowiedziałem się, że on jest mój – odetchnął głęboko, odpiął pas i znów odetchnął.
- To jest Lena. Kobieta, która oszukała cię nie raz i nie dwa. Fakt, że jest matką twojego syna, nie sprawia, że mam do niej więcej szacunku. Jeżeli zacznie ci jakkolwiek grozić, po prostu skończ dyskusję. Każdy sąd przyzna ci opiekę. Nie ma żadnych argumentów. Uważam, że i tak jesteś dla niej zbyt pobłażliwy. Jej zachowanie od kilku miesięcy jest co najmniej oburzające – odparł z niesmakiem. Jego stosunek do Leny wydawał się zaledwie poprawny, gdy Tom związał się z nią. Tolerował ją, ale za jej plecami otwarcie, wciąż powtarzał Tomowi, że nie dorastała Scarlett do pięt. Nie szczędził słów, więc teraz, gdy – jego zdaniem – pokazała swoją prawdziwą twarz, nie zamierzał ukrywać swojego zdania.
- Nie chciałbym stawiać sprawy na ostrzu noża.
- Ona to robi za każdym razem, kiedy utrudnia ci kontakt z małym – odpowiedział ostro. Tom wciąż miał skrupuły w stosunku do niej, czego Bill zupełnie nie rozumiał. Dla dobra Davida powinni pozostać w poprawnych stosunkach, ale ona sama to uniemożliwiała.
- No dobra – klapnął dłońmi w swoje uda i wysiadł. Nogi same mu się cofały za każdym razem, gdy szedł do tego domu, ale robił to tylko i wyłącznie dla Davida. Auto Bena stało na podwórzu, więc spodziewał się, że Lena podbudowana jego obecnością, będzie jeszcze gorsza. Odkaszlnął i nim zdążył zapukać, drzwi otworzyły się przed nim i David wpadł na niego, mocno się przytulając do jego nóg.
- Tata! – wykrzyknął, miażdżąc go w dziecięcym uścisku.
- Cześć, synku – odpowiedział. Kamień spadł mu z serca, bo David się nie gniewał, ani nie bał. Połowa sukcesu. Odetchnął i przykucnął przed nim i mocno go przytulił. David pozwolił się podnieść i nieść, co było dla niego niepodobne, bo do tej pory wydawał się być przeczulony na punkcie swojej dorosłości.
- Mama mi nie pozwoliła otworzyć – poskarżył się. Tom poklepał go delikatnie po plecach i wszedł do środka. Lena stała w drzwiach od salonu. Jej mina i skrzyżowane ręce nie wskazywały łatwej rozmowy. Tom ukucnął, stawiając chłopca na podłodze. Nie wypuszczając go z objęć, popatrzył na synka uważnie.
- David, teraz muszę porozmawiać z mamą, więc idź do swojego pokoju. Potem pojedziemy razem do babci, dobrze? – chłopiec przytaknął i pobiegł do siebie. Drzwi cicho trzasnęły.
- David nigdzie z tobą nie pojedzie – odparła kategorycznie.
- Z tego, co pamiętam, umawialiśmy się, że David może spędzać ze mną weekendy albo dwa inne dni w tygodniu, które wspólnie wybierzemy. Nie przypominam sobie, żebym spędził z Davidem choćby godzinę w ciągu ostatnich dni. Dziwnym trafem telefon, który podarowałem mu, nie odpowiada.
- David nigdzie z tobą nie pojedzie, bo nie mam pewności, czy jest z tobą bezpieczny.
- Dobre sobie. Doskonale zdawałaś sobie sprawę z tego, że jesteśmy chronieni i zawsze pozostaje cień niewiadomej. Wiedziałaś również, że zrobię wszystko, żeby zapewnić Davidowi bezpieczeństwo i nie przeszkadzało ci to wcześniej. Dzieci były bezpieczne w domu. David słyszał jedynie huk, którego przestraszył się, ale dziś nie wygląda, żeby czuł do mnie żal. Miał nocne koszmary? Moczy się? Ma lęki? Czy dzieje się coś niepokojącego? – rozpędziła się, żeby coś powiedzieć, ale zamilkła. Prawdopodobnie chciała skłamać.
- Nie podoba mi się to, że wywozisz go do Berlina.
- Może powinien spędzać z nim czas w twoim salonie, gdy będziesz siedziała obok i kontrolowała nas? – żachnęła się, nie mając zbyt wielu argumentów. Spokojna rozmowa rozwiązałaby wszystko, ale Lena wolała toczyć z nim niezrozumiałą dla Toma wojnę. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale jakiś czas temu ustaliliśmy pewne reguły. Bez udziału sądu. Dla dobra Davida. Jednak od pewnego czasu robisz wszystko, żeby to zmienić. Nie wiem, co ci we mnie nie pasuje, czym zawiniłem, ale powinnaś sobie uświadomić, że mogę pozwolić sobie na pójście do sądu. Pytanie czy ty też? – nie chciał wyciągać takich argumentów, ale Lena męczyła go i denerwowała. Miał dosyć jej głupiej postawy i chciał zakończyć tą bezsensowną dyskusję.
- Straszysz mnie? – prychnęła. W tym momencie z salonu wyłonił się Ben. Nic nie powiedział, jedynie stanął obok Leny. Tom popatrzył na nich powątpiewająco. Celowo włożył ręce do kieszeni. Brak szacunku to brak szacunku. – Zabierasz Davida do tamtych ludzi i całego tego wielkiego świata. Kładziesz mu do głowy jakieś dyrdymały, a teraz jeszcze okazuje się, że nie jest przy tobie bezpieczny. Za jakiego ojca się uważasz? – zaatakowała.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale ten jeden raz to nie ja zabrałem Davida. To mama przyjechała po niego, żeby zrobić mi niespodziankę. W sobotę pomyślałem sobie, że może nawet jest jeszcze w tobie coś dobrego i chcesz może uczynić nasze relacje choćby znośnymi. Jednak potem mama powiedziała mi, że ciebie nawet tutaj nie było, bo pojechaliście sobie gdzieś już w piątek. Dlatego, jeżeli uważasz, że David został postawiony w niebezpiecznej sytuacji, to podziękuj swojej matce. Bo to ona pozwoliła mu jechać. Po drugie, to także mój syn i mam prawo stanowienia o nim. Po trzecie, David ani przez chwilę nie był w niebezpieczeństwie. Przestraszył się jedynie zamieszania. Nie jestem idealnym ojcem, bo nie mogę poświęcać mu tyle czasu, ile bym chciał. Jednak nie powiesz mi, że grozi mu coś przy mnie. Nie rozumiem też, co masz na myśli mówiąc, że kładę mu do głowy dyrdymały. Co masz mi do zarzucenia?
- Kiedy wraca wciąż opowiada o tym, jak u ciebie jest wspaniale, ile masz rzeczy, jakie ładne zabawki i jakie ciekawe miejsca mu pokazujesz. Nie chcę, żeby wyrósł na próżniaka. Nie życzę sobie, żebyś obdarowywał go bogactwami. To prosty chłopiec i tak ma pozostać.
- Prosty chłopiec i tak ma pozostać? – spytał z niedowierzaniem. – Czy ty siebie słyszysz? Zabieram Davida do kina, na plac zabaw, do muzeów, centrów nauki i innych ciekawych miejsc, które pomagają mu rozwijać jego potencjał. Gramy też w piłkę, w scrabble i gry ruchowe. Scarlett czyta mu regularnie, kiedy tylko spędza u nas noc. Owszem. Kupiłem mu kilka zabawek, które zostawia u mnie w Berlinie, dostał także telefon, ale nie wiem czy zauważyłaś, że ma możliwość jedynie odbierać połączenia ode mnie. Jednak ma też obowiązki. Zmywa, sprząta zabawki, czasem pomaga przy odkurzaniu. Staram się wpajać mu podstawowe wartości. Widzi właściwe relacje rodzinne przebywając ze mną i moimi bliskimi, więc nie rozumiem twoich zarzutów. Powodzi mi się, więc obcuje z tym, w jaki sposób żyję. Nie mam wpływu na to, jak wy żyjecie tutaj. Pieniądze, które ode mnie dostajesz powinny wystarczyć na całomiesięczne utrzymanie Davida albo zakup potrzebnych mu rzeczy. Nie żyjesz w ubóstwie i z dala od cywilizacji, więc nie rozumiem twojej postawy – zakończył dobitnie. Nagadał się tyle, że aż zaschło mu w ustach, ale czuł się dumny. Zachował spokój. Nie dał się sprowokować. Lena nie przygotowała się do starcia z nim. No i nie miała racji. David nigdy nie zaznał przy nim krzywdy.
- Nie poznaję cię – fuknęła, cofając się, jakby chciała wniknąć w Bena.
- Ja ciebie też nie. Kiedyś byłaś dobrą dziewczyną, która chciała lepszego życia dla swojego dziecka. A teraz? Spójrz na siebie, na to co wyprawiasz. Utrudniasz mi kontakt z Davidem. Próbujesz go buntować przeciwko mnie. Dziś zabroniłaś mu otworzyć drzwi? – prychnął, kręcąc głową. – To naprawdę słabe. Nie wnikam w wasze relacje. Chcecie, to bądźcie ze sobą. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem – te słowa skierował do Bena. – Ale nie próbujcie zgrywać szczęśliwej rodzinki, starając się odseparować mnie od syna. Bo na to nie pozwolę. Jeśli będzie trzeba to pójdę do sądu i wygram, a wtedy to ty będziesz musiała płaszczyć się przede mną, żeby móc widywać Davida – zakończył, patrząc Lenie prosto w oczy. Zacisnęła szczęki i pięści ukryte w fałdach swetra. Wytrzymała spojrzenie Toma. Trochę przerażało go to, co widział w jej oczach. Dlaczego tak go nienawidziła? W końcu prychnęła i nerwowo niemalże wbiegła do salonu. Tom zerknął krótko na Bena, po czym poszedł do pokoju Davida, żeby przygotować go do wyjścia.

Dwie godziny później, po solidnej porcji babcinej kremówki i herbacie owocowej, kiedy emocje już ostygły, David odrabiał lekcje. Dzielnie liczył, odrzucając pomoc taty i zapisywał koślawo wyniki. Pytał o podpowiedź tylko wtedy, gdy nawet liczydło nie mogło dać mu wyniku działań. Był z siebie bardzo zadowolony, kiedy udawało mu się obliczyć kolejne przykłady i sprawiało mu to przyjemność, w przeciwieństwie do zdań z niemieckiego, które musiał wcześniej wymyślić i zapisać.
- Tato? – zapytał, przerywając pracę. Tom odsunął od siebie podręcznik i skupił uwagę na synku. – Gdzie ja będę mieszkał, jak mama ożeni się z Benem, a ty ze Scarlett?
- Mama może wyjść za mąż, a ja mogę się ożenić – poprawił go. – Dlaczego przyszło ci to do głowy?
- No, bo sobie pomyślałem, że skoro ty ożenisz się ze Scarlett, to mama z Benem. Pewnie będziecie mieć synków albo córeczki i nie wiem, gdzie ja będę.
- A gdzie chciałbyś być?
- Nie wiem. Dobrze mi z mamą i z babcią, ale u ciebie też jest fajnie.
- Myślę, że będziesz mieszkał w swoim domu. Tam, gdzie będziesz czuł się dobrze i bezpiecznie. Bardzo bym chciał, żebyś mieszkał ze mną i ze Scarlett, ale wiem, że twój dom jest u mamy i szanuję to, ale będę robił wszystko, żebyś spędzał ze mną, jak najwięcej czasu. Nawet, jeśli będę miał jeszcze ośmioro dzieci, to dalej będę cię tak samo kochał. Jestem pewien, że mama myśli tak samo – mówiąc to, uśmiechnął się pokrzepiająco do synka i poklepał go po ramieniu. David przytaknął i wrócił do liczenia. Tom wyprostował się i odetchnął głośno. Wciąż nie czuł się pewnie w poważnych rodzicielskich rozmowach. W drzwiach kuchni spostrzegł mamę. Uniosła ku górze kciuk na znak aprobaty, po czym wyszła z pomieszczenia.
- Tato? – zapytał znów po chwili. – Dlaczego mama nie pozwala mi spotykać się z tobą?
- Nie wiem – odpowiedział szczerze. – Oboje bardzo cię kochamy i chcemy dla ciebie tego, co najlepsze. Mama z jakiegoś powodu uznała, że spotkania ze mną nie są dla ciebie dobre. Nie wiem dlaczego, bo staram się bardzo.
- Lubię być z tobą.
- Ja z tobą też i chciałbym mieszkać z tobą, żebyśmy mieli dla siebie każdy dzień.
- Może zamieszkasz w Loitsche?
- Może kiedyś – uśmiechnął się. – Teraz dużo pracujemy z wujkiem Billem, ze Scarlett i dojeżdżanie do Berlina stąd byłoby bardzo męczące.
- A Scarlett by chciała? – zapytał zaciekawiony. Tom zdążył już zauważyć, że Scarlett stanowiła dla Davida ciekawy obiekt testów i obserwacji. Był dla niej miły i grzeczny, jak dla każdego dorosłego, z którym miał do czynienia. Jednak coraz wyraźniej starał się sprawdzać, na ile mógł pozwolić sobie w jej obecności. Tom ustalił z nią, że miała karcić i przywoływać Davida do porządku, jeśli zachodziła taka potrzeba pod jego nieobecność. Wydawało mu się, że jego synek ją polubił, ale jego nastawienie wciąż było mieszaniną niepewności i ciekawości. Robił małe kroki w jej stronę, ale zdarzało mu się trochę przegiąć. Jak to dziecku.
- Myślę, że nie miałaby nic przeciwko, ale na razie musi nam wystarczyć to, co mamy, okej? Tak naprawdę to jeszcze nie wiemy, gdzie będziemy mieszkać, ani jak będzie wyglądało nasze życie. Dopiero poprosiłem ją, żeby została moją żoną.
- Babcia mówiła mi, że to zrobisz.
- Szkoda, że sam nie mogłem ci o tym opowiedzieć, ale nie wiedziałem, że będziesz tam z nami. Bardzo się z tego cieszę – uśmiechnął się do synka i zmierzwił jego blond czuprynę.
- Myślę, że Scarlett jest w porządku. Zna fajne bajki i jest miła.
- Byłoby mi smutno, jakbyś jej nie lubił, bo ja bardzo ją kocham – przyznał.
- Tak jak kiedyś mamę?
- Dużo mocniej – odparł zgodnie z prawdą. David wyraźnie posmutniał. To nie była najlepsza odpowiedź dla siedmiolatka. – Bo wiesz, kiedy byłem zakochany w twojej mamie byłem bardzo młody. Wydawało mi się, że mocno ją kocham, a jej wydawało się, że kocha mnie. To była miłość i to wspaniała, bo dzięki niej mamy ciebie. Jednak się skończyła, wystarczyła na krótko. Teraz każde z nas poznało już osobę, którą kocha cały czas i kochać już będzie, ale to w żaden sposób nie zmienia naszej miłości do ciebie, bo jesteś naszym ukochanym synkiem.
- Trochę tego wszystkiego nie rozumiem. Ty nie przyjeżdżasz, mama wyjeżdża, tylko babcia ze mną jest albo babcia Simone. – Widząc smutek na twarzy synka, Tom poczuł się najgorszym ojcem na świecie. W tym momencie chciał zabrać Davida i zrobić wszystko, żeby już nigdy się z nim nie rozstawać.
- Mama często wyjeżdża?
- Jak Ben ma wolne to czasem jedzie gdzieś z Benem i nie ma jej na noc a czasem nawet na dzień i na noc i na następny dzień, ale babcia odrabia ze mną lekcje, bawi się albo zaprowadza mnie do babci Simone i wtedy mogę oglądać bajki przed zaśnięciem, a dziadek Gordon pokazuje mi jak się gra na gitarze. Już trochę umiem! – zapewnił. Tom z jednej strony ucieszył się, że David spędzał czas z jego rodzicami, ale z drugiej strony, sam chciał nauczyć go gry na gitarze. Nikt nie miał większej cierpliwości niż Gordon, więc wiedział, że jego syn odbierze najlepszą muzyczną naukę. Lena miała prawo do życia prywatnego, ale nie podobało mu się, że zostawiała Davida tak często, skoro chciała mieć nad nim opiekę. Z babciami nie mogło stać mu się nic złego, ale miał przecież rodziców i to oni powinni być za niego odpowiedzialni.  
- Dziś też obejrzymy bajkę i wypijemy kakao z piankami, co ty na to? – David nie potrzebował większej zachęty i ze zdwojoną motywacją kończył odrabianie lekcji.
*

25. lutego 2015, Berlin

Wiewiórka Klara siedziała na kamieniu nad Tęczowym Potokiem płynącym przy Konwaliowej Polanie. Od samego rana zastanawiała się, jaką miłą niespodziankę mogłaby zrobić borsukowi Tommy’emu. Od kilku dni był miły dla każdego zwierzątka w Poziomkowym Lesie. Pomógł zbierać orzechy innym wiewiórkom, ciągnął liść klonu, na którym Klara ułożyła swoje orzeszki, pomógł zanieść mrówkom ciężką gałąź do mrowiska i nawet woził małe króliczki na swoim odrzutowym rowerze. To wszystko było bardzo niepodobne do Tommy’ego i Klara nawet martwiła się, czy nie przytrafiło mu się coś złego. Wiewiórka Klara rzuciła do wody łupinką od żołędzia, którego zjadła na drugie śniadanie. Łupinka popłynęła wartko i szybko zniknęła z oczu Klarze. Niespodziewanie…

Przerwała, wyrwana z wątku przez trzaśnięcie drzwi. Niecne losy borsuka Tommy’ego musiały zaczekać, bo zjawił się we własnej, zupełnie nie borsuczej postaci. Zamknęła zeszyt i skupiła na nim całą swoją uwagę. Uśmiechnął się i ukucnął przed nią.
- Za chwilę wychodzimy, dziennikarze już są – potaknęła. Dopóki siedziała w pokoju socjalnym Universalu, wszystko wydawało jej się łatwe, jednak kiedy ilość minut dzieląca ją od tego wystąpienia kurczyła się, ogarniał ją strach. Będzie tam z Tomem, Heike pokieruje przepływem pytań, a ona będzie mówiła prawdę. To łatwe. Choć i tak się bała.
- A jeśli powiem coś nie tak, co zainsynuuje im, że to moja wina?
- Skarbie, to jest niemożliwe – zapewnił ją. – Jesteś mistrzynią w rozmawianiu z dziennikarzami.
- A jeśli wywiad na wyłączność to był lepszy pomysł? – zamartwiała się. Gin zaczęła ustawiać konferencję już w sobotę. Poznała całą prawdę od początku do końca i zrobiła wszystko, żeby ludzie z wytwórni przestali pytać. Scarlett zawdzięczała jej nieopowiadanie szczątków tej historii swoim producentom i wszystkim, którzy nie musieli jej słyszeć.
- Wywiad na wyłączność byłby mniej stresujący, bo miałabyś przed sobą jednego dziennikarza, ale myślę, że to wyjście jest bardziej praktyczne. Są tu przedstawiciele prasy i telewizji, Internetu, radia i czego tylko się da. Każdy chciał tu być, ale Gin wybrała tylko tych, którzy się liczą. Powiesz tyle, ile jest konieczne, a w razie problemów pomogę ci – powiedział miękko, podnosząc się i ciągnąc Scarlett za sobą. Przytulił ją i pocałował krótko tak, żeby nie rozmazać jej beżowo-różowej szminki. Długo zastanawiała się, co ubrać. Nie mogła się zbytnio wystroić, ani schować w worku. Tom pozostał sobą; jeansy, jeden z fikuśnych T-shirtów i czerwone Nike. Zaczęła od wyboru butów. Jej ulubione na tą pogodę Fierce od Christiana Louboutin’a, świetnie pasowały do czarnych jeansów super skinny. Całość zwieńczyła cienkim sweterkiem w kolorze bardziej beż, niż róż. Podciągnęła rękaw na długość trzy czwarte, a włosy związała w niedbały, średnio wysoki kucyk. Ciężka mosiężna bransoleta i wisior dopełniły efektu, dzięki czemu czuła się całkiem dobrze. Jednak nawet ładny strój nie niwelował strachu.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną – odparła, przytulając się do Toma. Mając szesnastocentymetrowy obcas mogła swobodnie oprzeć głowę na jego ramieniu bez konieczności używania taboretu. To miła odmiana.
- Nie chciałbym być nigdzie indziej – zapewnił. Tuliła się do niego dłuższą chwilę, póki nie uznała, że czas najwyższy stawić czoła sytuacji. Do mety zostało już bardzo niewiele. Media dostaną satysfakcję i wtedy zaczną wracać do swojego życia. Z czasem wypiszą wszystko, co mieli do wypisania, przestaną ich śledzić na każdym kroku i znów odzyskają spokój. Ta myśl ją pokrzepiła.
- Idziemy? – zapytała, odsuwając się od Toma. Przytaknął i chwycił ją za rękę. Miała już w swoim życiu kilka konferencji. Ta różniła się od pozostałych tym, że z całą pewnością nie miała dotyczyć muzyki. Gdy wyszli z zaplecza, przywitał ich błysk lamp i trzask fleszy. Usiadła, a Tom obok niej. Po swojej prawej miała Maxa, a po lewej Toby’ego. Nie mieli przed sobą bezpiecznej bariery w formie stolika. Każde obok krzesełka miało butelkę z wodą. Bez większych wygód. Heike mocno przejęta swoją rolą, zapowiedziała oficjalne oświadczenie policji, które przedstawił Bergman, który znikł równie szybko, jak się pojawił. A wcześniej odczytała skróconą historię Scarlett i Mike’a. Tom cały czas trzymał Scarlett za rękę, a ich splecione dłonie spoczywały na jej udzie. Lekko ją uścisnął, kiedy Heike wypowiedziała magiczne: czas na pierwsze pytanie.

Marcus Wolf, MTV, fani Jima Felstona są mocno zagubieni w całej tej sytuacji. Do naszej stacji napływa mnóstwo zapytań, na temat całej tej sytuacji. Do niedawna nikt nawet nie przypuszczałby, że jego nagłe zniknięcie ma jakieś drugie dno. To dla niego norma, że między sezonami nie pojawiał się na salonach, więc informacja, że jest poszukiwany przez policję, sparaliżowała widownię. Jak się do tego odniesiesz?

- Postać Jima Felstona jest owocem fenomenalnej gry aktorskiej Mike’a Millera. Ogrywał swoją rolę, nawet gdy grał kogoś innego. To trudne. Chyba należy mu się Oscar – przerwała, łapiąc oddech. – Prawda jest taka, że ktoś taki jak Jim Felston, nigdy nie istniał. Mike Miller przebrał się za kogoś innego. Jednak ta kreacja, to nie tylko ubrania i fryzura. Ten człowiek był tak zdeterminowany, że w dwa tysiące dziewiątym upozorował swoją śmierć, w dwa tysiące jedenastym już jako inna osoba, dostał rolę w serialu i stał się sławny i wreszcie w dwa tysiące trzynastym doprowadził do spotkania ze mną. Czekał cztery lata, żeby dopiąć swego. Zadbał o wiele szczegółów, jednak zgubił go sentyment do osoby, którą był kiedyś – westchnęła znów i nim podjęła wątek, zerknęła na Toma. Słuchał jej uważnie. – Przykro mi, że fani Jima Felstona stracili swojego idola. Jednak…to w jakiś sposób dobrze, bo oprócz ładnej buzi, nie miał im niczego do zaoferowania. On już nie wróci, bo nie istnieje. Jest tylko Mike Miller, z twarzą osoby, którą nazwał Jim Felston.

Virginia Samson, Us Weekly, proszę popraw mnie, jeśli coś źle zrozumiałam. Mike to twoja szkolna miłość. Odrzucił cię, a potem ty odrzuciłaś jego. Dalej próbował cię zdobyć, ale ty już go nie chciałaś, więc stał się natarczywy, ale potem skończyliście szkołę i zniknął z twojego życia. Potem dowiedziałaś się, że umarł, a kilka lat później w twoim życiu pojawił się Jim. Tak?

- Tak, niczego nie pomyliłaś.
Nie rozumiem tu jednej rzeczy. Dlaczego ten człowiek posunął się do takich okropnych rzeczy? Tylko po to, żeby się z tobą związać?

- Nie wiem, co siedzi w chorej głowie Mike’a. Jeszcze w szkole chciał dodać mnie do swojej listy trofeów i nie mógł przeżyć, że go odrzucałam. Później mu się udało. Nie jestem z tego dumna, ale lubiłam Jima. To irracjonalne, bo Mike’a nienawidzę, a Jim wydawał mi się czarującym, choć trochę zbyt aroganckim mężczyzną. Jak bardzo musiał udawać i trzymać w ryzach swoją osobowość, skoro doszło do tego, że stał doktorem Jykell’em i panem Hyde’m? To smutne, do czego doprowadziły go jego chore pragnienia.

Daniel Meier, portal Stardust, w jaki sposób przekonałaś się, że to osoba, którą znałaś?

- Znalazłam zdjęcie. Unikatowe, którego osoba postronna nie mogła mieć. Zaczęłam zastanawiać się, dociekać, potem zrobiłam małe śledztwo, któremu krok po kroku odgadłam, dlaczego wszystkie drogi prowadziły mnie w jednym kierunku. To było straszne uświadomić sobie, że przez prawie pół roku żyłam w komitywie z największym wrogiem. Ciężko zniosłam to psychicznie.

Marie Leigh, radio Kiss Fm, ze streszczenia tej historii i oświadczenia policji wiemy mniej więcej, jak to wyglądało wcześniej, ale czy on naprawdę cię prześladował? Czy może wygrała niechęć przeszłości?

­- Nie nasyłam policji na ludzi, których po prostu nie lubię. Gdyby tak było, to cóż… - uśmiechnęła się pod nosem. – Pierwszą wiadomość otrzymałam od niego w dniu koncertu dla Jessici. Jestem wszędzie, gdzie spojrzysz, czy coś takiego. Nie od razu połączyłam fakty. Wydawało mi się, że ktoś chciał po prostu zabłysnąć, ale potem pojawiły się maile, smsy, liściki. Przychodził pod mój dom. Doszło nawet do tego, że dostał się na dach sąsiedniego budynku, żeby zrobić mi zdjęcia w moim mieszkaniu. Zlecił pobicie Toma. Uderzył mnie, kiedy wyśledził mnie w klubie. On sądzi, że to gra, próbuje skłonić mnie do powrotu, że będę mu uległa. Byłam przerażona. Prawie pół roku żyłam w stanie takiego zawieszenia. Bardzo ciężko zniosłam to psychicznie. Całe szczęście miałam przy sobie bliskich.

No właśnie, Tom. Sandra Wagner, RTL. Jak ty czujesz się z całą tą sytuacją? Zagrożenie, w jakim znalazła się Scarlett, musiało odbić się zarówno na tobie, jak i na waszych rodzinach.

- Wszyscy się baliśmy. Nie tylko o Scarlett, ale też o nas samych, o dzieci. Nie wiedzieliśmy, co ten człowiek wymyśli. Póki tylko wysyłał maile i liściki, czuliśmy względną kontrolę nad tym, bo przekazywaliśmy je policji i staraliśmy się normalnie żyć, ale w pewnym momencie, chyba wtedy, kiedy zlecił pobicie mnie, stał się bardzo realnym zagrożeniem. Choć z drugiej strony, to sprawiło, że Scarlett zaczęła walczyć. Pokazała mu, że to ona rozdawała karty. Postawiła wszystko na jedną i… dzięki tym ryzykownym posunięciom, on jest dzisiaj w więzieniu. To prawdziwa fighterka. Nie tylko z nazwy – uśmiechnął się, spoglądając na nią i uniósłszy ich splecione ręce, ucałował wierzch jej dłoni.
- Gdyby nie Tom byłoby mi o wiele trudniej. Dzięki niemu nawet te wszystkie straszne przeżycia stały się łatwiejsze do przyswojenia. Bo tak naprawdę, to właśnie dzięki Tomowi zaczęłam walczyć. Zrozumiałam, że to nie minie, że nie mogłam chować głowy w piasek i stawiłam mu czoła. No i udało się. Wreszcie możemy spokojnie żyć.

Dani Kloss, radio Berlin. To takie trudne do uwierzenia, że osoba medialna, ciesząca się zainteresowaniem i sporą sławą, ma tak mroczne sekrety. Wczoraj rozmawiałam z jednym z producentów serialu Jima. Twórcy, producenci i wszyscy, z którymi pracował są zszokowani całą sytuacją. Zrobiłam research i doszukałam się, że jakiś czas temu w mediach pojawiły się plotki, że Jim jest poszukiwany przez policję, jednak to szybko ucichło, ponieważ pokazał się kilkakrotnie w Stanach. Tutaj pojawia się moje pytanie. Dlaczego nie napiętnowałaś do w mediach? Gdyby wiedzieli o tym wszyscy, to on nie mógłby w żaden sposób cię nękać, ponieważ nie mógłby pokazać się na ulicy.

- To jest dobre pytanie. Pewnie, gdybym od razu powiadomiła media, to może udałoby się to zakończyć szybciej. Jednak uznałam to za moją prywatną sprawę i chyba trochę bałam się, że to w jakiś sposób może obrócić się przeciwko mnie. Dziś wiem, że powinnam od razu głośno i wyraźnie powiedzieć, co się działo.

A może tobie to odpowiadało? Nie czułaś się doceniona?

- To chyba jakiś żart. Zastanów się, czy czułabyś się ważna i doceniona, gdybyś nie mogła wyjść do sklepu ani pojechać na stację benzynową bez obstawy? Gdybyś musiała zamieszkać z ochroną, bo nawet w swoim własnym domu nie mogłabyś czuć się bezpiecznie? Gdybyś nigdzie nie mogła czuć się bezpiecznie? Ani twoja rodzina? Czy sądzisz nieustanny strach jest nobilitacją? – dziennikarka nie odpowiedziała. Scarlett sięgnęła po swoją wodę i upiła łyk. – Dziś rozegrałabym to inaczej. Jednak nie mam doświadczenia w byciu prześladowaną – zironizowała.

Adam Wiss, radio Gold FM. Jesteśmy tutaj, bo cała nagonka na Jima Felstona to dosyć duży szok dla opinii publicznej. Twitter, Facebook, Tumblr, Instagram… wszystko huczy. Byliście razem. Ludzie porównywali was do Kim i Kanye albo Taylor i Calvina. Z całym szacunkiem Tom, ale ich związek był dużo bardziej medialny niż wasz i wydawał się fenomenalny, a potem nagle się skończył. A potem za kilka miesięcy okazuje się, że Jim Felston nie istnieje i nazywa się Mike Miller, a w dodatku prześladuje ciebie i twoich bliskich. To dosyć osobliwe.

- Masz rację. Bycie prześladowanym to osobliwa sytuacja. Czuje się bardzo niekomfortowo siedząc tu i tłumacząc, dlaczego zaczęłam się bronić. Od ubiegłej niedzieli pojawiło się tyle plotek i spekulacji, że poczułam się w obowiązku, żeby to wszystko wyjaśnić, ponieważ wiele z tych plotek bodzie w moją godność, a to ja tutaj jestem ofiarą. Nie zrobiłam niczego, żeby sobie na to zasłużyć. 

Magda Broch, Nickelodeon. To fakt. Jedni bardzo tobie współczują, inni obwiniają cię o sprowokowanie go albo odrzucenie. Jako, że ta sytuacja nie została wcześniej nagłośniona, ciężko ocenić obiektywnie. Jednak mnie przekonuje oświadczenie policji. Co będzie dalej z wami, z nim?

- Wreszcie możemy wychodzić z domu sami. Możemy w nim być sami – uśmiechnęła się, trochę rozluźniła. Usiadła wygodniej, znów chwytając Toma za rękę. Pierścionek błysnął na jej palcu. – Będziemy nagrywać, a potem koncertować. Zamierzam nadrobić zaległości i spędzić mnóstwo czasu z rodziną. Będziemy żyć. Wreszcie bez strachu. A on prawdopodobnie wyląduje w więzieniu. Tak jak powiedział wam detektyw Bergman.  

Rinke Werner, ProSieben. Jestem poruszony tym wszystkim, co zostało tu dziś powiedziane i szczerze współczuję. Słyszy się o tym, że gwiazdy są prześladowane przez fanów, ale chyba nie było jeszcze przypadku obsesji jednej gwiazdy na punkcie drugiej. To jest dla mnie niepojęte, żeby porzucić swoje życie, przywłaszczyć czyjąś tożsamość i zoperować się, żeby poderwać dziewczynę. Bo to o to chodziło, prawda? Chodziło o seks?

- Tak – odparła bez ogródek. – Jemu od samego początku chodziło o seks. Szczerze mówiąc, kiedy byłam w nim zakochana, to wyglądałam mniej atrakcyjnie. To jego odrzucenie obudziło we mnie chęć zmiany. Stałam się pewną siebie, młodą kobietą i wtedy uznał, że jestem warta jego uwagi. A ja już go nie chciałam. Przejrzałam na oczy, zobaczyłam, jaki jest naprawdę. To człowiek bez uczuć, bez sumienia, bez kręgosłupa moralnego. Jest po prostu zły. Dlatego nie raz straszył mnie, zawstydzał publicznie, ubliżał mi i był po prostu obrzydliwy. Kiedyś kończyłam szkołę, wykreśliłam go ze swojego życia. Żyło mi się świetnie, póki na mojej drodze nie stanął Jim Felston. Byłam wtedy zagubiona i taki niezobowiązujący związek, bez obietnic i utrudnień bardzo mi się spodobał. Jim był czarujący, zapewniał mi wiele rozrywek, urozmaicał randki i dbał o mnie. Lubiłam go. Miał dosyć… - zerknęła na Toma, ale on po prostu skinął głową i uśmiechnął się pokrzepiająco. – Nietypowe upodobania, co nie zawsze mi się podobało, ale dopiero po czasie zrozumiałam, że był uzależniony od seksu i to jedyne, czego tak naprawdę oczekiwał. Dla niego ta całą gonitwa była zwyczajnie podniecająca. Kto normalny rajcuje się krzywdzeniem innych?
Jason Smith, Billboard. W ciągu ostatnich dni jesteście na okładkach gazet i stronach głównych portali plotkarskich. Wzrosła oglądalność jego serialu, sprzedaż waszych płyt i mocno podskoczyliście w statystykach wyszukiwania Google. To jest też spora reklama dla was. Zyskacie na tym. Nie zamierzam tutaj posądzać was o celowe działanie, ale czy zrzucenie tej bomby nie było celowe?

- Zdecydowanie nie – odparła stanowczo. – Ciężko myśleć o sprzedaży płyt, kiedy żyłam w nieustannym strachu przed tym, co on zrobi. Jak już mówiłam, dziś postąpiłabym inaczej i napiętnowałabym go publicznie od samego początku.

Jana Bauer, ZDF. Wyjaśnienie wszystkiego to dobry pomysł. Wokół całej tej sprawy znalazło się zbyt wiele niedomówień. Jednak to jest afera, która niebawem ucichnie, wy wrócicie do swoje życia, a fani dalej będą chwile wiedzieć, co z muzyką? Jakieś plany, terminy?

­- Moja płyta ukaże się w sierpniu – odparła Scarlett zupełnie zadowolona ze zmiany tematu. – Tokio Hotel wypuszcza krążek na przełomie lipca i sierpnia. Dokładne daty poznacie późną wiosną. Nagrałam już sporą część materiału, chłopaki też mocno pracują. Myślę, że tegoroczne wakacje będą naprawdę gorące dla naszych fanów.

Mindy Stone, Capital FM. A prywatnie? Z moich obliczeń wynika, że z Tomem związałaś się ponownie w czasie, kiedy Jim Felston już cię nękał. Czy ten powrót zapowiadał się od dawna, czy ta trudna sytuacja go przyspieszyła?

- Gdybym szybciej zebrał się na odwagę, to pewnie bylibyśmy razem już w wakacje, ale nie wiedziałem o tym, w jakiej sytuacji znalazła się Scarlett i źle interpretowałem jej zachowanie. Starałem się ją wspierać na stopie przyjacielskiej, a dopiero jesienią zebrałem się na odwagę, żeby poprosić ją o kolejną szansę.
- Marzyłam o tym – zaśmiała się. – Czekałam i bardzo chciałam, żeby Tom też to czuł, żeby też chciał wrócić, ale byłam zbyt przytłoczona tym wszystkim, żeby starać się coś w tym kierunku zrobić. Tom bardzo wspierał mnie i interesował się mną. Bardzo pomagał mi w organizacji koncertu dla Jessici i to zbliżyło nas na nowo. Byłam w rozsypce, kiedy powiedziałam mu co się dzieje i to sprowokowało kolejne rozmowy, które doprowadziły nas tutaj, gdzie jesteśmy – uniosła ich splecione dłonie, demonstrując pierścionek. – Miałam najpiękniejsze oświadczyny w historii ludzkości! Jestem szczęśliwa, że już niebawem będziemy małżeństwem i stworzymy rodzinę, o jakiej zawsze marzyliśmy.

To najlepsze, co mogło wyniknąć z tej okropnej sytuacji. Przetrwaliście tą próbę, teraz muszą czekać na was same piękne rzeczy. Chciałam ci pogratulować występu na Grammy. Przeszłaś do historii. To już kolejny fenomenalny wykon. Scarlett, stajesz się legendą!

- Dziękuję – odparła ze skromnym uśmiechem. Tom mrugnął do niej. Chyba najgorsze mieli za sobą. Już się tak nie stresowała. Choć wciąż obawiała się, że ktoś wyskoczy z niewygodnym pytaniem, ale nie była tak przejęta, jak na początku.

Geri Brave, Entertainment Weekly. Czy jest szansa, że Jim Felston wróci kiedykolwiek przed kamerę? Czy sądzisz, że ma szansę na rehabilitację?

- Nie. Wierzę w ludzi i staram się odnajdować ich dobre cechy, ale on nie chce się poprawić. Jeśli wyjdzie, to znów zrobi coś złego. Zemści się na mnie albo na mojej rodzinie. Sądzę też, że jest skończony jako aktor. Jim Felston nie istnieje. Mike Miller może jedynie używać tego nazwiska jako pseudonimu, ale kto zechce pracować z psychopatą? Wierzę, że on prędko z więzienia nie wyjdzie, gdyż lista jego przewinień nie jest krótka.

Martha Graham, Lifetime Mnie interesuje inna rzecz. Powiedziałaś, że zamierzacie się pobrać i założyć rodzinę. Czy widzisz w niej miejsce dla syna Toma?

- To tak, jakbyś zapytała mnie, czy zamierzam wyjść za całego Toma czy tylko za połowę. Biorę ich w dwupaku. David jest niesamowitym dzieckiem i bardzo go lubię.

Debbie Walrock-Martin, E! Entertainment. Mam nadzieję, że szybko otrząśniecie się z tego koszmaru. Życzę wam wszystkiego dobrego! Tom, moje pytanie do ciebie. Jesteś muzykiem, masz zespół, staż większy niż Scarlett, a nie da się ukryć, że to ona zyskała ogromną, światową sławę. Nie przeszkadza ci to?

Jestem największym fanem jej talentu. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby odnieść mniejszy sukces. Jest fenomenem. Ciężko zapracowała na swój sukces. Jest cudowną artystką, wspaniałym człowiekiem, przepiękną kobietą i w dodatku moją narzeczoną, co stawia mnie na wygranej pozycji, bo będę miał ten pełen pakiet już każdego dnia do końca życia – odparł z szerokim uśmiechem. Scarlett uścisnęła jego rękę, a on odpowiedział jej mrugnięciem. – Kocham ją, nie umiem powiedzieć jak bardzo i nie ma we mnie ani krzty zazdrości. Tokio Hotel miało swoje pięć minut kilka lat temu. Byliśmy na topie. Teraz też mamy swój fanbase i nie możemy narzekać. Jestem zadowolony z tego, co mam. Nie uważam, że moja kariera jest gorsza niż kariera Scarlett. Mamy dla was kilka niespodzianek, muzycznych oczywiście i sądzę, że będziecie zaskoczeni i zadowoleni.

Adrianne Fitz, VH1. Pracujecie razem? Tom, wiemy, że od jakiegoś czasu nie tylko grasz, ale też produkujesz. Czy pracujesz nad albumem Scarlett?

- Jak najbardziej. Mam przyjemność wyprodukować kilka utworów na płycie Scarlett. Okazuje się, że świetnie dogadujemy się nie tylko w życiu prywatnym, ale także zawodowym. Generalnie praca ze Scarlett jest znacznie owocniejsza niż z moim bratem! Bill potrzebuje nagrywać utwory po kilka razy, zmieniać je i poprawiać. Zmienia zdanie w trakcie, czasem zmienia tekst i zdarza się, że jedną piosenkę nagrywamy dwa tygodnie. W przypadku Scarlett nagrywanie jednej piosenki to w najgorszym wypadku trzy dni. Próbuje do upadłego i dopiero później wchodzi do studia z gotową wizją. Jest fenomenalną wokalistką. Czasem nie potrafię uwierzyć, że ona to wszystko trzyma w sobie. Bo jak w takim małym ciele może znaleźć się taki wielki glos?

Kilkanaście minut później, kiedy Heike zakończyła serię pytań, a Scarlett podziękowała wszystkim za przybycie, w takt trzasku aparatów wyszli z pomieszczenia, prosto do pokoju socjalnego. Scarlett trzymała się, idąc prosto jak struna, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi pokoju. Wtedy, jak przekłuty balon, wypuściła z siebie powietrze i po prostu przytuliła się do Toma. Nie rozmawiali. Trwali przytuleni, dopóki do pokoju nie wparowała Heike z listą kolejnych zdań do wykonania. 

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo