Tytuł: Ks. Jan Twardowski
31.08.2007
01.10.2006
16. lutego 2015,
Berlin
Zanim koszmar zwany Mike’em zaczął choćby zbliżać się ku
końcowi, Scarlett zdarzało się zastanawiać, jak będzie wyglądało jej życie po
nim. Powstało kilka scenariuszy. Wyobrażała sobie poranki, popołudnia i
wieczory, kiedy uświadamia sobie, że to koniec, że jego już nie będzie, że
walka dobiegła końca. Spodziewała się jakiejś miażdżącej ulgi, spokoju
spływającego po niej albo euforii, a tymczasem obudziła się z potwornym bólem
głowy, ociężała, obolała, z zatkanym nosem i zdecydowanie przeziębiona. Ledwo
oddychając, przerzuciła się z boku na plecy i zakryła dłońmi oczy. Wydawało jej
się zbyt jasno. Nienawidziła tego stanu. Pierwsze trzy dni przeziębienia zawsze
były najgorsze. Bolało ją całe ciało, każdy mięsień. Gardło paliło żywym
ogniem, a o przełykaniu mogła zapomnieć. Głowa bolała tak bardzo, że mogła już
tylko eksplodować. Tydzień przed Grammy. Noc po Mike’u. Jęknęła, przetaczając
się na drugi bok i wyciągając rękę na stronę Toma. Pusto. Otworzyła oczy,
walcząc z potężnym dudnieniem w głowie, poraziło ją światło, a Toma dalej nie
było. Dotknęła poduszki i kołdry, wciąż ciepłe, więc liczyła, że zaraz wróci,
bo nie potrafiła wyrzec słowa, żeby go zawołać. Oblizała suche wargi i czekała.
Starała się nie ruszać, nawet niezbyt mocno oddychać, żeby przetrwać kolejne
minuty. Niezbadaną ilość minut później, usłyszała go wchodzącego do pokoju.
Wysiliła się, żeby otworzyć oczy i lekko skręcić głowę. Zjawił się tuż obok
odziany jedynie w swoje ulubione szare dresy, gdy ona miała dreszcze i
naprzemienne fale zimna i gorąca. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Ukląkł
na łóżku, tuż przy niej i przyłożył usta do jej czoła, wyciskając na nim czuły
pocałunek.
- Masz milion stopni gorączki – odparł z troską.
Pogładził jej rozpaloną twarz, schował włosy za ucho. – Wezwałem doktor Hassenbach,
podkręciłem ogrzewanie i parzę ci herbatę. – Wyższa temperatura w mieszkaniu
tłumaczyła mniej kompletny strój Toma. Nawet z gorączką była w stanie docenić
walory estetyczne, które oferował jego wygląd z samego rana. Rozczochrane włosy
i nagi tors do końca życia. Czego chcieć więcej? Sięgnęła ręką w jego stronę i
trafiła na przedramię, które pogłaskała i lekko uścisnęła w geście
wdzięczności. Ich nowy lekarz domowy, którego zatrudnili, gdy Schulz odszedł na
emeryturę, to jedna z jego praktykantek – doktor Lisa Hassenbach. Dostała jego
rekomendację, więc nie szukali innych potwierdzeń dla jej skuteczności. Scarlett
korzystała z jej usług już od kilku lat, jej rodzina również, później zaczął
leczyć się u niej Bill, a po nim Tom, jako jedyny i ostatni, który starał się
odciąć od wszystkiego, co wiązało się ze Scarlett. Nie była takim omnibusem,
jak Schulz, który miał wiedzę z niemal każdej dziedziny medycyny, ale jako
lekarz rodzinny sprawdzała się wyśmienicie. Tom zostawił Scarlett na moment,
ale tylko po to, żeby przynieść dla niej herbatę z sokiem malinowym. Sam zapach
sprawił, że poczuła się lepiej. Podniosła się i oparła o wezgłowie. Tom podał
jej najpierw swoją bluzę, a później kubek. Popijała powoli, po łyżeczce i
czuła, jak szczypce ściskające jej gardło powoli znikały.
- Dziękuję – szepnęła, gdy udało jej się wydusić z siebie
słowo. – Nie sądziłam, że to się tak skończy – wychrypiała.
- Stres, kąpiel śnieżna, przemarznięcie, przemęczenie, czego
się tu więcej spodziewać? – stwierdził.
- Ja w czwartek lecę do LA, muszę być zdrowa. Przecież
nie mogę odwołać teraz występu – martwiła się.
- Dlatego wezwałem lekarza. Zeznania na komendzie
przesuniemy na jutro, może lepiej się poczujesz – powiedział, siadając obok
Scarlett i obejmując ją ramieniem. Wtuliła się w niego, uważając na kubek pełen
herbaty. Upiła kilka kolejnych łyków.
- Myślałam, że poczuję ulgę – odparła po chwili. Temat
Mike’a wisiał w powietrzu. Ciążył im obojgu. Cała ta sytuacja była mocno
ciążąca, wyczerpująca i przerażająca. Należało o niej mówić, żeby nie zaległa
między nimi, jak niegdyś cisza.
- A co czujesz? – zapytał, całując jej włosy i gładząc po
ramieniu. Zastanawiała się przez chwilę, popijając herbatę. Bardzo jej
smakowała. Może to przez tą gorączkę, ale wydawała jej się tak pyszna, jak
jeszcze nigdy żadna herbata.
- W sumie to nic. Trochę taka pusta i zmęczona. Z jednej
strony wiem, że to już po wszystkim, a z drugiej wydaje mi się to niemożliwe,
bo przecież z Mike’em użeram się od gimnazjum. Może jak Lisa zapoda mi jakieś
placebo, to będę w stanie czysto myśleć. Póki co, chcę żebyś się stąd nie
ruszał.
- Nigdzie się nie wybieram – zapewnił ją. Przytuliła
policzek do jego ciepłej, miłej skóry. Była chłodniejsza niż jej rozpalona
twarz, więc ten dotyk koił ją bardzo przyjemne. – Bałem się o ciebie – szepnął
i dałaby sobie głowę uciąć, że głos załamał się Tomowi. – To się wydawało takie
proste, złapać go i już, ale kiedy wyjął nóż…nie wiedziałem, co robić. Nic nie
mogłem. To było takie okropne, ta bezradność. Patrzyłem, jak zranił ci twarz i
nic nie mogłem, nic. – Scarlett odstawiła kubek na nocny stolik i wyplątując
się z pościeli, usiadła mu na kolanach, przodem do niego. Ujęła jego twarz w
dłonie i popatrzyła mu prosto w oczy. Lekko się szkliły. Pocałowała go,
ignorując fakt, że mogła go zarazić. Całowała go długo, a on mocno przytulał ją
do siebie. Przyciskał z całych sił, jakby miała zaraz zniknąć. Ona też się
bała, że wszystko skończy się przez głupi nóż i głupiego Mike’a.
- Ja wiedziałam, że on nie da rady – powiedziała, gdy
delikatnie gładził plasterek z dinozaurem na jej policzku. – Byłam pewna, że
znajdzie się rozwiązanie. Bałam się, bo wystarczyło jedno pociągnięcie noża,
ale…on nie tego chciał. Wydawało mu się, że pójdę z nim i z radością dam się
przelecieć, obiecując, że ostatnie miesiące były grą. On jest chory, dla niego
każdy gra. Dlatego nie mógł zrobić mi poważnej krzywdy, bo to zakończyłoby zabawę.
- No, ale czy nie jest tak, że wywinie się przez
niepoczytalność? – zastanawiał się, przyciągając Scarlett do siebie. Wtuliła
się w niego, przylegając do klatki piersiowej Toma i opierając głowę na jego
ramieniu.
- Jest taka opcja, ale on mnie prześladował i będzie to
robił dalej, jeśli go wypuszczą. Nie może mu to ujść na sucho. Nie może! – zaprotestowała.
Zrobiło jej się zimno. Pulsujący ból w skroniach narastał. Wtuliła twarz w jego
ramię i zamknęła oczy, bo to przynosiło jej ulgę. – Wierzę, że zamkną go
gdzieś. Czy w psychiatryku, czy w więzieniu, to już nie gra roli. Niech go
zamkną gdziekolwiek – powiedziała cicho.
- Dowiemy się wszystkiego na komisariacie – objął ją
czule i nakrył kołdrą. Wprawdzie było mu gorąco, ale nie zamierzał prosić jej,
żeby położyła się obok. Nie chciał, żeby oddalała się, chociaż na kilka
centymetrów. Po tym, jak groziła mu utrata jej, pragnął mieć ją cały czas obok.
Jak najbliżej. Cudownie było czuć jej ciężar i gorący oddech na skórze, jej
dotyk, gdy oplatała go rękoma. Świadomość, że była blisko, że to naprawdę ona
była cenniejsza, niż wszystko, co do tej pory zgromadził. Ciasno otulił ją
kołdrą i mocno przycisnął do siebie. Czuł, jaka była rozpalona. Niewiele się
znał, ale to przeziębienie i gorączka to mogła być reakcja na stres i miał
nadzieję, że szybko miną, bo czekał ją trudny czas. Nie tylko Grammy, ale
przede wszystkim musiała pokonać biurokrację związaną z zeznaniami i całym
procesem dowodowym przeciwko Mike’owi. Do tego praca nad płytą i stawienie
czoła wszystkim medialnym spekulacjom. Jednak miał ją całą i zdrową, to
najważniejsze. Wyszła z tego z plastrem na policzku. To cud. Chyba powinien iść
do kościoła, pomodlić się albo zrobić cokolwiek, żeby odwdzięczyć się Bogu za
to, że mu jej nie odebrał. Jeśli to zdarzenie miało mu pokazać, że była jedyną
kobietą, którą mógł kochać i z którą mógł być, to przekonał się o tym w
milionie procent. Nie chciał już więcej. Nienawidził myśleć o tych kilku
piekielnych minutach, kiedy nie mógł zrobić nic, żeby ją uratować.
- A co z Davidem? – zapytała, odciągając go od wspomnień.
- Jest przestraszony. Nie chciał ze mną rozmawiać. Lena
ma teraz świetny argument przeciwko mnie. Wierzę, że go wykorzysta. Nim się
obudziłaś rozmawiałem przez chwilę z mamą. Całą drogę do Loitsche David milczał,
a kiedy opowiedziała Lenie co się stało, ta się wściekła i wykrzykiwała, że
odbierze mi prawa. David to słyszał i powiedział, że już jej nie lubi i że nie
chce mieszkać, ani z nią, ani ze mną, bo wszyscy krzyczą. Spał u mamy, bo wręcz
zanosił się wrzaskiem, kiedy chciała go zostawić z Leną. W weekend mam DSDS i
nie będę mógł jechać do niego. To dla niego za dużo.
- Dzieci na szczęście nie widziały tego wszystkiego,
tylko słyszały wystrzał, ale potem pojawiła się policja i karetka. Zrobiło się
zamieszanie. Nie wiem, czy on rozumie, co znaczy, że się zaręczyliśmy. Może się
boi, że cię straci? Lena spotyka się z Benem i stara się zrobić z nich
szczęśliwą rodzinkę. Ty jesteś ze mną. Może David się boi, że straci was oboje?
- Mamy tyle rzeczy do ogarnięcia…- westchnął. – Sam nie
wiem, do czego zacząć. – Scarlett uniosła się i popatrzyła mu w oczy. Wsparła
dłonie na jego ramionach i uśmiechnęła się delikatnie.
- Zaczniemy od początku. Zeznania, David, Grammy, DSDS, a
potem się zobaczy. – Pocałowała go krótko. – To nie są rzeczy nie do pokonania.
Pokonaliśmy Mike’a, więc nie ma już rzeczy, której nie moglibyśmy zrobić.
- Ty go pokonałaś – powiedział z dumą. Bo był z niej
dumny. Przetrwała całe to piekło, które jej zgotował. Pokonała go w sercu, w
głowie i w ciele. – Jesteś prawdziwą wojowniczką. – Na to stwierdzenie Scarlett
uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go jeszcze raz. Tym razem długo i leniwie.
Gorączka sprzyjała jej romantycznemu nastrojowi. Nie, żeby miał coś przeciwko. Zrobiło
się naprawdę miło i prawie już zapomniał, z czym się zmagali, gdy w mieszkaniu
rozległ się dźwięk domofonu. – To na pewno Lisa – stwierdził, a Scarlett
puściła go, żeby otworzył, zakopując się w kołdrze, jak na rekonwalescentkę
przystało.
*
Dźwięk domofonu rozległ się również w innym domu, w
zupełnie innej części Berlina. Poniósł się donośnym echem w marmurowym holu.
Pokojówka otworzyła drzwi i zaprowadziła gościa do salonu, gdzie jej
oczekiwano. Obcasy jej kozaków od Manolo stukały o posadzkę, dając przerażający
pogłos w ogromnym, przepięknym domu. Stanęła w drzwiach, a pan i pani Torres
podnieśli się z miejsc, które zajmowali. Zostawiła w progu niewielką walizkę,
którą miała ze sobą i weszła w głąb pokoju.
- Serena – powiedział mężczyzna, wyciągając ręce.
- Bianca – skontrowała dosyć oschle. Pozwoliła ojcu objąć
się, jednak nie odwzajemniła uścisku. Skinęła macosze, po czym usiadła
naprzeciw nich.
- Dziękujemy, że zdecydowałaś się przylecieć – odparła
Ivonne, przerywając niezręczną ciszę.
- Pierwszy i ostatni raz okłamałam mojego męża. To
pierwsza i ostatnia rzecz, którą dla was robię. Byliście głupi sądząc, że Mike
się zmieni. Od początku było wiadomo, że całą tą operację wykorzysta do czegoś
złego. Dla mnie to była szansa i wykorzystałam ją. Mam dobre życie i nie
zamierzam go zaprzepaścić przez was albo przez niego.
- Policja obiecała nietykalność dla ciebie – powiedział
jej ojciec. – Musisz opowiedzieć o nim wszystko. To już wymknęło się spod
kontroli.
- Nie sądziłam, że Mike posunie się do napaści na tą
dziewczynę – westchnęła macocha. – Myśleliśmy, że on ją podrywa, tym bardziej,
że wcześniej już byli ze sobą. Nie wiedzieliśmy, że wy znaliście się wcześniej.
- Opowiem wszystko z radością – stwierdziła ponuro. –
Wiedziałam, że jest idiotą, ale nie sądziłam, że ześwirował – dodała z odrazą.
- A jak ci się żyje tam w Belize? – Jej ojciec Ernesto
wydawał się być wzruszony jej widokiem, co stanowiło zdecydowaną odmienność od
codzienności, w której żyli wcześniej. Nigdy nie żywił w stosunku do niej
bardzo ciepłych uczuć. Zawsze sądziła, że obwiniał ją o śmierć matki.
- Mój mąż, José Luis jest właścicielem kilku świetnie
prosperujących hoteli na wybrzeżu, więc dobrze mi się wiedzie – odłożyła obok
siebie torebkę, na której błysnęło logo Louisa Vuitton’a. – Wie o mnie
wszystko, oprócz tego, że kiedyś byłam Sereną Torres. Zmieniłam się i cieszę
się z życia, które mam.
- A twój synek? – interesował się ojciec.
- César kończy w marcu trzy lata.
- Faktycznie się zmieniłaś – odparła Ivonne. Bianca
popatrzyła na nią z powątpiewaniem, prychając pod nosem. Zrezygnowała z
tandetnego stylu ubierania na rzecz klasycznej elegancji, a włosy utrzymywała w
naturalnym ciemnobrązowym kolorze. Walczyła z czasem i starała się zniwelować
skutki życia, które wiodła niegdyś. Zeznania przeciwko Mike’owi miały ją
ostatecznie odciąć od przeszłości. Zamierzała pogrążyć go, wyjechać i już nigdy
nie wrócić.
*
18. lutego 2015
Bez większych
wstępów. Kuruj się, bo jutro na lotnisku masz być już jak nowa, bądź tam o
dziesiątej.
Po pierwsze: twoje
stroje na czerwony dywan, na prezentowanie wyników i na występ już są prawie
gotowe. Po przylocie masz od razu przymiarkę, żeby nanieśli jeszcze poprawki.
Po drugie: próba
dźwięku jest dla ciebie w piątek o szesnastej.
Po trzecie: jutro o
dwudziestej jesteś umówiona z Jaredem Leto na kolację. W piątek idziesz na
lunch z Harper, Sadie i Natalie. Na pewno to wiesz, ale przypominam ci.
Podobnie, jak sesja w studio z Jack’iem i Isaac’iem. Macie piosenki do
dopracowania. To w niedzielę po południu.
Po czwarte:
skarbie, media huczą i wyją na temat Jima Felstona. Ktoś coś widział, poszedł
jakiś przeciek z policji, sama nie wiem co, ale PR płacze, bo nie wiedzą co
robić. Czekają za tobą.
Po piąte: wybór „Woman
in love” wszystkich zaskoczył, ale Gin uznała, że to do ciebie podobne, bo w
końcu promocja nowego albumu jeszcze się nie zaczęła.
Ps. Skarbie, pomyśl
mocno nad tym, co chcesz powiedzieć mediom, bo naprawdę robi się gorąco.
Odbiorę cię z
lotniska!
Scarlett przeczytała maila od Heike i odpisała na niego
krótko. Końskie dawki antybiotyków, które przepisała jej doktor Hassenbach,
podziałały. Inną kwestią było to, że musiała je przyjmować w formie zastrzyków
i to w pośladki. W dodatku w oba, dwa razy dziennie. Jednak postawiły ją na
nogi i już czuła się całkiem przyzwoicie. Od samego rana pracowała, żeby
wyrobić się z toną maili, na które musiała odpisać, a kiedy już wygrzebie się z
łóżka, musiała spakować walizkę. Przejrzała kilka kolejnych wiadomości, w tym
jeden od Jessici. Wiedziała, że spotykała się z Candy i Kitty, ale Scarlett czuła
się winna, że nie mogła poświęcić jej zbyt wiele czasu, odkąd wróciła z
sanatorium. Tęskniła za nią i miała nadzieję, że kiedy wszystko ucichnie, to
będzie miała okazję nadrobić zaległości. W końcu Jessica wróciła do zdrowia.
Odłożyła laptopa i szczelniej otuliła się kołdrą.
Wprawdzie nie musiała już wylegiwać się w łóżku, ale jednak korzystała z
okazji. Zwłaszcza, że Tom, tłumacząc się pilnowaniem jej, spędzał z nią całe
dnie. Przyjemnie było kurować się w jego objęciach. Z wyjątkiem ósmej rano i
dwudziestej wieczorem, kiedy to przychodziła pielęgniarka z zastrzykiem. Od
poniedziałku nie było też z nimi ochrony w mieszkaniu. Pozostał jedynie
dodatkowy strażnik przy bramie. Zapominała, że ich już nie ma i nie czuła się w
pełni swobodnie. Jednak lubiła momenty, kiedy sobie przypominała, że zostali
już tylko oni. Wciąż jeszcze do końca nie wierzyła w to, że Mike już na zawsze
zniknie z ich życia. To do niej nie docierało. Być może musiała zacząć
normalnie funkcjonować, wychodzić do ludzi, zajmować swoimi sprawami, a wtedy
dopiero odczuje, że on naprawdę zniknął. Kiedy leżała w łóżku, wtulona w Toma,
świat był daleki, więc Mike też. Przeciągnęła się, ziewając. Tom nie wracał.
Zniknął na kilka minut, ale nawet to wydawało się za dużo. Odrzuciła kołdrę i usiadła,
stawiając stopy na podłodze. Od razu tego pożałowała, więc sięgnęła po
skarpetki i założyła je. Były błękitne w różowe muffinki. Nie miała pojęcia,
jakim cudem weszła w ich posiadanie, ale były cieplutkie, więc bardzo jej się
spodobały. Wychodząc z pokoju, rozejrzała się po swoim mieszkaniu. Nie od razu dostrzegła
Toma, ale spłynął na nią spokój. Taki nagle uświadomiony. Nim zeszła na parter,
oparła się o balustradę i po prostu patrzyła. Pierwszy raz tak naprawdę
cieszyła się ze swojego mieszkania; z cudownego widoku na Berlin, z wygodnego
kompletu wypoczynkowego, kolorów ścian w pokojach, smutnej Marilyn na ścianie,
a przede wszystkim z obecności jej narzeczonego w kuchni. Wyciągnęła przed
siebie dłoń z pierścionkiem i uśmiechnęła się pod nosem. To działo się
naprawdę. Był Tom, pierścionek, wizja przyszłości i już żadnego Mike’a. Zbiegła
lekko po schodach i przecięła salon, kierując się prosto do Toma. Przygotowywał
śniadanie. Nim zdążył się odwrócić, przylgnęła do jego pleców i mocno go
przytuliła. Przerwał krojenie czegoś, odłożył nóż i nieśpiesznie wytarł ręce.
Delikatnie pogładził jej dłonie spoczywające na jego nagim brzuchu, a potem bez
większego problemu przyciągnął ją do siebie, zamykając między sobą a blatem.
Uśmiechnęła się, zadzierając głowę i spoglądając Tomowi w oczy.
- Dasz wiarę, że tak już będzie zawsze? – zapytał,
gładząc jej policzek. Uśmiechnęła się szerzej, kiwając głową i wtulając twarz w
jego dłoń.
- Masz na myśli, że zawsze będziesz robił mi śniadania
półnagi? – zagadnęła, przesuwając dłońmi po jego brzuchu, którego mięśnie
momentalnie się napięły i zamknęła je na plecach Toma. Uwielbiała jego ciało.
Silne i zdrowe dawało jej maksymalne poczucie bezpieczeństwa.
- Jeśli odwdzięczysz mi się tym samym..? – wzruszył
ramionami, uśmiechając się przebiegle. – Jak się czujesz?
- Dobrze, cokolwiek podała mi Lisa, okazało się
skuteczne. Pewnie nawet będę mogła śpiewać.
- Policja, DSDS, Grammy, a potem mamy tylko siebie –
wyliczył.
- Nie do końca – zasępiła się. – Wyskoczyliśmy z płytami,
trasą i tym wszystkim, jak zwykle w nieodpowiednim momencie. Nie będzie nawet
kiedy odpocząć. Media oczekują oświadczenia, więc chyba będę musiała udzielić
jakiegoś wywiadu, czy czegoś. W końcu to Jim Felston, który nie jest Jimem
Felston’em. Mam nadzieję, że Bergman da nam dziś jakieś wskazówki, jak to
rozegrać – westchnęła, wtulając się bardziej w Toma.
- Nie ma Mike’a. Jest zamknięty w areszcie. Prędko go nie
wypuszczą. Już na dobre zniknie z naszego życia. Dasz wiarę, że tak już będzie
zawsze? – zagadnął znów, wywołując na twarz Scarlett uśmiech.
Świadomość, że Mike znajdował się w tym samym budynku
sprawiała, że cierpła jej skóra. Nie wiedziała, gdzie dokładnie znajdował się
areszt, ale to nie miało znaczenia. Czuła jego obecność. Chciała zrobić swoje i
jak najszybciej wyjść. Pogrążyć go, podbić pieczęć na jego wyroku i zacząć
dalszą część swojego życia. Bez niego. Czy to nie nazbyt piękne, aby było
prawdziwe?
Doskonale znała już drogę do gabinetu Bergmana. Przeszli
tradycyjną procedurę poprzedzającą wpuszczenie cywili, po czym jeden z
policjantów, którego jako tako kojarzyła już z twarzy, zaprowadził ich do
właściwego pokoju.
Bergman siedział za biurkiem, pracując przy komputerze.
Scarlett pierwszy raz widziała go w okularach, skupionego na plikach, które
przeglądał. Bardziej przypominał profesora uniwersyteckiego, niż policjanta. Widząc
ich, przerwał pracę i odsunął się od komputera, zupełnie jakby raził prądem.
Wskazał na krzesła, przywitał ich uściskiem dłoni. Scarlett czuła się
skrępowana i dopiero teraz pojęła, że bardzo się bała. Do tego momentu chowała
strach w sobie, odpychając świadomość. Co jeśli Mike wyjdzie z więzienia? Jeśli
z jakiegoś powodu go uniewinnią?
- Sprawa odbędzie się za miesiąc – zaczął bez zbędnych
wstępów. – Do tego czasu Michael Miller będzie przebywał w areszcie. Zostanie
poddany badaniom i testom psychologicznym. Już raz rozmawiał z nim psychiatra,
jednak wywiad musi zostać ponowiony. W pewnym sensie przyznał się do
wszystkiego.
- Jak to w pewnym sensie? – zapytała. – Przyznał się? To
dziwne.
- Jego zdaniem to była adoracja twojej osoby, a nie
nękanie. Twierdzi, że dawał ci sygnały i starał się wywołać interakcję. W jego
mniemaniu obraziłaś się o to, że udawał kogoś innego i on, jako dobry partner
próbował cię nakłonić do powrotu – odpowiedział Bergman. Z trudem wypowiadał te
słowa i wyglądał przy tym, jakby zjadł coś bardzo nieświeżego i miał zaraz
zwymiotować. Scarlett też poczuła falę mdłości. Spojrzała na Toma, który w
odpowiedzi mocno uścisnął jej dłoń. – On nie wygląda na zdrowego na umyśle,
więc powstanie problem, jeśli zostanie uznany za niepoczytalnego. Wtedy kara
zostanie uchylona albo bardzo zminimalizowana.
- Tego się boję najbardziej.
- Prokuratura będzie dążyła do uchylenia niepoczytalności
i udowodnienia, że działał świadomie. Pojawiła się też pewna pomoc – dodał
Bergman z nienaturalną dla niego sympatią w głosie. – Jego rodzina zmieniła
zeznania. Podpisali coś na rodzaj ugody. Jego matka i ojczym opowiedzieli o
tym, jak pomogli dzieciom w nowym początku – tu uczynił cudzysłowie w
powietrzu, mając na myśli upozorowanie wypadku. – A także dokumenty operacji
plastycznych i nielegalnego nabycia imienia, nazwiska i numeru ubezpieczenia. W
dodatku uzyskaliśmy zeznania samej Sereny Torres, która przedstawiła cały plan
i przebieg zdarzeń, od udanej śmierci po jego pierwsze kroki w aktorstwie. Potwierdziła
także jego nienaturalnie silne zainteresowanie twoją osobą, które miało miejsce
jeszcze w szkole, którą zmienił również wtedy, kiedy ty to zrobiłaś, prawda? –
Scarlett przytaknęła. Dokonale pamiętała, jak cieszyła się, że uciekła od niego
i tamtych ludzi. A już w październiku Mike znów pojawił się w jej życiu. – Cała
trójka zgodnie uznała, że ich zdaniem Michael Miller wcielał swój plan w życie
z pełną świadomością. Ponadto przyznała, że planowali wspólnie doprowadzić do
rozpadu waszego związku, jednak ona odstąpiła od tego, co dodatkowo
zdenerwowało Millera, bo musiał działać sam. Opowiedziała wszystko, łącznie z
tym, że była z nim w związku, co wydaje się zupełnie niemoralne, zważywszy na
to, że ich rodzice byli małżeństwem. Miller mocno jej ufał, więc znała jego
plany. Dla mnie to wygląda na sukcesywnie wprowadzany w życie długoterminowy proces,
jeśli nie zemsty, to… dopełnienia obsesji – zakończył, obrzucając krótkim
spojrzeniem Scarlett i Toma. Czuła w gulę w gardle. Miłe przedpołudnie odeszło
w zapomnienie. Z trudem powstrzymywała mdłości. Starała się oddychać normalnie,
ale miała wrażenie, że powietrza było za mało albo nie nadawało się do
oddychania.
- Skarbie? – usłyszała w oddali zatroskany głos Toma.
Spojrzała na niego, ale go nie dostrzegła. Próbowała oddychać, ale tlenu było
coraz mniej. Zaczynała się dusić. Już znała to uczucie. Nie raz doznawała
ataków paniki. Oddychała płytko i desperacko. Patrzyła na Toma i policjanta,
ale oni ginęli za mgłą. – Skarbie! – poczuła, jak silne ręce chwyciły ją za
przedramiona i podźwignęły do góry. Brakowało powietrza. Słyszała gdzieś głos i
nawet go widziała, ale nie umiała wrócić. – Scarlett! – wstrząsnął nią mocno i
stanowczo, ale nie brutalnie. – Oddychaj – polecił, zmuszając ją, żeby na niego
popatrzyła. Oddychał równo i miarowo, starając się wprowadzić ją w ten rytm. –
Oddychaj – polecił znów. Patrzył jej w oczy. Zmuszał do powrotu. Nie wiedziała
ile to trwało, ale powietrze wreszcie odzyskało swoje właściwości. Poczuła, że
słabnie, ale Tom był blisko. Trzymał ją mocno. – Oddychaj, Maleńka – powiedział
już spokojnie, czule. Uśmiechnął się delikatnie i przytulił ją krótko. Po
chwili znów siedziała na krześle.
- Scarlett miewa ataki paniki odkąd to wszystko się
zaczęło – wyjaśnił. Trzymał ją za rękę i przysunął się bliżej ze swoim
krzesełkiem. – Ostatnio już zanikły, ale przez te stresy pojawiły się znowu.
- Przepraszam – powiedziała cicho. – To trwało tyle lat.
Teraz wróciło znów. Nie wyobrażam sobie, że on mógłby być na wolności. Zacząłby
od nowa, stałby się groźniejszy, pewnie bardziej przebiegły. W końcu
skrzywdziłby mnie albo kogoś z moich bliskich. On nie może wyjść – odparła i
wydawało się, że jej głosu zniknęła nadzieja, a przecież miało być lepiej.
- Plusem sytuacji jest to, że najbliżsi obciążyli go
swoimi zeznaniami. To są osoby, które przebywały z nim przez większą część
życia. Niewykluczone, że jako świadkowie zostaną powołani też ludzie z jego
najbliższego otoczenia, zarówno teraz, jak też wcześniej. Przyznaję – tu zrobił
niewielką przerwę, jakby wypowiedzenie tych słów wiele go kosztowało. –
Początkowo przyjąłem tą sprawę z dozą niedowierzania, jednak teraz z całą
pewnością przyznaję, że zrobię wszystko, żeby zatrzymać tego człowieka za
kratkami.
- Wiem, że podchodził pan lekceważąco do tego, co
mówiłam, ale pewnie gdybym sama usłyszała podobną historię, to także nie
byłabym zbyt przychylna. Czuję, jakbym żyła w tanim kryminale i mam nadzieję,
że to się skończy jak najszybciej – westchnęła.
- Badania, testy, gromadzenie dokumentów i zeznań potrwają,
ale on tak czy siak pozostanie w areszcie. Na razie możecie być spokojni – zapewnił
z przekonaniem.
- Spokojna będę dopiero, kiedy on zostanie oficjalnie
zamknięty – odpowiedziała już nieco dobitniej.
- Będę informował was na bieżąco, a póki co starajcie się
żyć normalnie. Nie mam lepszej rady- wzruszył lekko ramionami, po czym poprawił
okulary na nosie. Jakby przypomniał sobie o ich istnieniu.
- Wytwórnia naciska mnie w sprawie oświadczenia w związku
z nim. W jakiś sposób poszedł przeciek do Internetu. Ludzie się gorączkują,
producenci się gorączkują. Wszyscy chcą wiedzieć. Jim Felston był odbierany
pozytywnie i cała ta sprawa puściła w obieg wiele nieprawdziwych informacji. Rozważam
konferencję prasową albo jakiś solidny wywiad. Niestety nie dbam tylko o swoje
własne sprawy, muszę też dbać o swój wizerunek medialny i to będzie chyba
najlepsze rozwiązanie. Dlatego sądzę, że muszę wyjaśnić wszystko ostatecznie i
do tego będę potrzebowała oficjalnego stanowiska policji.
- Oczywiście, policja wystosuje odpowiednie oświadczenie,
jeśli to będzie konieczne.
- W takim razie ustalimy wszystko po moim powrocie z Los
Angeles. Jestem pod telefonem, Tom też, czekamy na informacje – zapewniła, na
co policjant odpowiedział skinieniem. Wstali wymienili uściski dłoni i opuścili
posterunek policji. Wcale nie lżejsi. Wcale nie spokojniejsi.
*
19. lutego 2015, Loitsche
Rozstanie ze Scarlett na lotnisku sporo go kosztowało.
Wiedział, że była bezpieczna, że Mike siedział w areszcie i już jej nie
zagrażał, ale lęk pozostał. Strach o nią miał go jeszcze długo nie opuścić, bo
co byłoby, gdyby ją stracił? Nie chciał się z nią rozstawać. Chciał z nią być.
Pilnować jej, obserwować ją, towarzyszyć jej, pomagać, dbać o nią i cały czas
czuwać nad jej bezpieczeństwem. Bo skoro pojawił się jeden Mike, to czy nie
zjawi się kolejny pomyleniec, który zechce ją skrzywdzić? Tom czułby się
pewniej, gdyby mógł polecieć z nią, ale obowiązki uniemożliwiały mu to. DSDS
wciąż nie dobiegło końca, o czym szczerze marzył, bo zupełnie nie pasowało mu
teraz jurorowanie i skupianie na czymkolwiek innym, niż życie prywatne. Marzył o
finale, żeby zakończyć to przedsięwzięcie. Miał pewność, że nigdy więcej nie
weźmie się za tego typu programy. Być może to kwestia złego miejsca i czasu na
takie rzeczy, ale męczył się już z tym. Męczył się z wyjazdami, martwieniem
problemami uczestników i bardzo cieszył się, że finał już w marcu. Wtedy
skończą się rozjazdy. Przynajmniej do momentu, gdy ukończą już płyty. Nie
zakładał innej możliwości jak ta, że Mike wyląduje w więzieniu i praca nad
albumami będzie owocna i spokojna.
Zwolnił nieco, zmieniając pas ruchu, po czym skręcił w
drogę prowadzącą do Loitsche. Bill ściszył muzykę i schował swój telefon.
- Zmieniłem plany – odparł, spoglądając na swojego
bliźniaka skupionego na prowadzeniu auta. Nie wiedział, że Tom był myślami
znacznie dalej.
- Co masz na myśli? – zapytał, zwalniając jeszcze
bardziej. Droga okazała się być w gorszym stanie niż jesienią.
- Planowałem ślub siedemnastego kwietnia, żeby uczcić
dzień, w którym się poznaliśmy, ale teraz sobie myślę, że to chyba zbyt typowe.
Rainie zasługuje na więcej – odparł zadumany.
- Może ją po
prostu zapytaj, jakie jest jej zdanie na temat ślubów? Ja spytałem Scarlett i
wierz mi, wiem więcej, niż kiedykolwiek chciałbym – stwierdził, uśmiechając się
pod nosem. Miał nadzieję, że każda ich rozmowa dotycząca ślubu będzie kończyła
się tak, jak ta minionego wieczoru.
- No oczywiście, że ją zapytam, kiedy już się oświadczę,
a to za miesiąc. Już zarezerwowałem hotel na Korsyce. Zabiorę je obie na
weekend. Chcę wtajemniczyć Candy przed samym wyjazdem. Na samym początku
chciałem spędzić ten czas tylko z Rainie, ale potem zdałem sobie sprawę, że
biorę je obie w pakiecie i Candy nie może nie być z nami w takiej ważnej
chwili.
- To brzmi jak plan – potwierdził jego bliźniak. – Więc,
w czym problem?
- Ślubu nie będzie w kwietniu. Dzień, w którym się
poznaliśmy jest jednym z najlepszych w moim życiu, ale też przypomina o
czasach, kiedy Rainie przeżywała koszmar. Chciałbym, żebyśmy pobrali się w
Portugalii albo w Napa, jeszcze nie wiem, ale to będzie piękne miejsce, da nam
nowe wspomnienia. Chcę, żeby było nieznane, jak życie przed nami.
- Podoba mi się – przyznał Tom, przelotnie zerkając na
brata. Zbliżali się coraz bardziej do wioski, przez co stresował się coraz
mocniej. Trochę przerażała go wizja konfrontacji z Leną. – Tylko musisz wziąć
pod uwagę, że Rainie uzna, że chce ślubu w Berlinie, w kościele, w urzędzie
albo w ogródku, ale bez zbędnych udziwnień. To w końcu Rainie.
- Wziąłem to pod uwagę i jeśli tak będzie, to sprawię że
to będzie najpiękniejszy ślub na świecie.
- Pamiętaj tylko, że pierwszy sierpnia jest już
zarezerwowany – Bill przytaknął, uśmiechając się pod nosem.
- Kto będzie świadkiem? Liv czy Shie? – zagadnął, gdy
parkowali pod domem Leny.
- Scarlett jeszcze nie zdecydowała – odpowiedział. –
Stresuję się gorzej, niż wtedy kiedy dowiedziałem się, że on jest mój –
odetchnął głęboko, odpiął pas i znów odetchnął.
- To jest Lena. Kobieta, która oszukała cię nie raz i nie
dwa. Fakt, że jest matką twojego syna, nie sprawia, że mam do niej więcej
szacunku. Jeżeli zacznie ci jakkolwiek grozić, po prostu skończ dyskusję. Każdy
sąd przyzna ci opiekę. Nie ma żadnych argumentów. Uważam, że i tak jesteś dla
niej zbyt pobłażliwy. Jej zachowanie od kilku miesięcy jest co najmniej
oburzające – odparł z niesmakiem. Jego stosunek do Leny wydawał się zaledwie
poprawny, gdy Tom związał się z nią. Tolerował ją, ale za jej plecami otwarcie,
wciąż powtarzał Tomowi, że nie dorastała Scarlett do pięt. Nie szczędził słów,
więc teraz, gdy – jego zdaniem – pokazała swoją prawdziwą twarz, nie zamierzał
ukrywać swojego zdania.
- Nie chciałbym stawiać sprawy na ostrzu noża.
- Ona to robi za każdym razem, kiedy utrudnia ci kontakt
z małym – odpowiedział ostro. Tom wciąż miał skrupuły w stosunku do niej, czego
Bill zupełnie nie rozumiał. Dla dobra Davida powinni pozostać w poprawnych
stosunkach, ale ona sama to uniemożliwiała.
- No dobra – klapnął dłońmi w swoje uda i wysiadł. Nogi
same mu się cofały za każdym razem, gdy szedł do tego domu, ale robił to tylko
i wyłącznie dla Davida. Auto Bena stało na podwórzu, więc spodziewał się, że
Lena podbudowana jego obecnością, będzie jeszcze gorsza. Odkaszlnął i nim
zdążył zapukać, drzwi otworzyły się przed nim i David wpadł na niego, mocno się
przytulając do jego nóg.
- Tata! – wykrzyknął, miażdżąc go w dziecięcym uścisku.
- Cześć, synku – odpowiedział. Kamień spadł mu z serca,
bo David się nie gniewał, ani nie bał. Połowa sukcesu. Odetchnął i przykucnął
przed nim i mocno go przytulił. David pozwolił się podnieść i nieść, co było dla
niego niepodobne, bo do tej pory wydawał się być przeczulony na punkcie swojej
dorosłości.
- Mama mi nie pozwoliła otworzyć – poskarżył się. Tom
poklepał go delikatnie po plecach i wszedł do środka. Lena stała w drzwiach od
salonu. Jej mina i skrzyżowane ręce nie wskazywały łatwej rozmowy. Tom ukucnął,
stawiając chłopca na podłodze. Nie wypuszczając go z objęć, popatrzył na synka
uważnie.
- David, teraz muszę porozmawiać z mamą, więc idź do
swojego pokoju. Potem pojedziemy razem do babci, dobrze? – chłopiec przytaknął
i pobiegł do siebie. Drzwi cicho trzasnęły.
- David nigdzie z tobą nie pojedzie – odparła
kategorycznie.
- Z tego, co pamiętam, umawialiśmy się, że David może
spędzać ze mną weekendy albo dwa inne dni w tygodniu, które wspólnie wybierzemy.
Nie przypominam sobie, żebym spędził z Davidem choćby godzinę w ciągu ostatnich
dni. Dziwnym trafem telefon, który podarowałem mu, nie odpowiada.
- David nigdzie z tobą nie pojedzie, bo nie mam pewności,
czy jest z tobą bezpieczny.
- Dobre sobie. Doskonale zdawałaś sobie sprawę z tego, że
jesteśmy chronieni i zawsze pozostaje cień niewiadomej. Wiedziałaś również, że
zrobię wszystko, żeby zapewnić Davidowi bezpieczeństwo i nie przeszkadzało ci
to wcześniej. Dzieci były bezpieczne w domu. David słyszał jedynie huk, którego
przestraszył się, ale dziś nie wygląda, żeby czuł do mnie żal. Miał nocne
koszmary? Moczy się? Ma lęki? Czy dzieje się coś niepokojącego? – rozpędziła
się, żeby coś powiedzieć, ale zamilkła. Prawdopodobnie chciała skłamać.
- Nie podoba mi się to, że wywozisz go do Berlina.
- Może powinien spędzać z nim czas w twoim salonie, gdy
będziesz siedziała obok i kontrolowała nas? – żachnęła się, nie mając zbyt
wielu argumentów. Spokojna rozmowa rozwiązałaby wszystko, ale Lena wolała
toczyć z nim niezrozumiałą dla Toma wojnę. – Nie wiem, czy pamiętasz, ale jakiś
czas temu ustaliliśmy pewne reguły. Bez udziału sądu. Dla dobra Davida. Jednak
od pewnego czasu robisz wszystko, żeby to zmienić. Nie wiem, co ci we mnie nie
pasuje, czym zawiniłem, ale powinnaś sobie uświadomić, że mogę pozwolić sobie
na pójście do sądu. Pytanie czy ty też? – nie chciał wyciągać takich
argumentów, ale Lena męczyła go i denerwowała. Miał dosyć jej głupiej postawy i
chciał zakończyć tą bezsensowną dyskusję.
- Straszysz mnie? – prychnęła. W tym momencie z salonu
wyłonił się Ben. Nic nie powiedział, jedynie stanął obok Leny. Tom popatrzył na
nich powątpiewająco. Celowo włożył ręce do kieszeni. Brak szacunku to brak
szacunku. – Zabierasz Davida do tamtych ludzi i całego tego wielkiego świata.
Kładziesz mu do głowy jakieś dyrdymały, a teraz jeszcze okazuje się, że nie
jest przy tobie bezpieczny. Za jakiego ojca się uważasz? – zaatakowała.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale ten jeden raz to nie ja
zabrałem Davida. To mama przyjechała po niego, żeby zrobić mi niespodziankę. W
sobotę pomyślałem sobie, że może nawet jest jeszcze w tobie coś dobrego i
chcesz może uczynić nasze relacje choćby znośnymi. Jednak potem mama
powiedziała mi, że ciebie nawet tutaj nie było, bo pojechaliście sobie gdzieś
już w piątek. Dlatego, jeżeli uważasz, że David został postawiony w
niebezpiecznej sytuacji, to podziękuj swojej matce. Bo to ona pozwoliła mu
jechać. Po drugie, to także mój syn i mam prawo stanowienia o nim. Po trzecie, David
ani przez chwilę nie był w niebezpieczeństwie. Przestraszył się jedynie
zamieszania. Nie jestem idealnym ojcem, bo nie mogę poświęcać mu tyle czasu,
ile bym chciał. Jednak nie powiesz mi, że grozi mu coś przy mnie. Nie rozumiem
też, co masz na myśli mówiąc, że kładę mu do głowy dyrdymały. Co masz mi do
zarzucenia?
- Kiedy wraca wciąż opowiada o tym, jak u ciebie jest
wspaniale, ile masz rzeczy, jakie ładne zabawki i jakie ciekawe miejsca mu
pokazujesz. Nie chcę, żeby wyrósł na próżniaka. Nie życzę sobie, żebyś
obdarowywał go bogactwami. To prosty chłopiec i tak ma pozostać.
- Prosty chłopiec i tak ma pozostać? – spytał z
niedowierzaniem. – Czy ty siebie słyszysz? Zabieram Davida do kina, na plac
zabaw, do muzeów, centrów nauki i innych ciekawych miejsc, które pomagają mu
rozwijać jego potencjał. Gramy też w piłkę, w scrabble i gry ruchowe. Scarlett
czyta mu regularnie, kiedy tylko spędza u nas noc. Owszem. Kupiłem mu kilka
zabawek, które zostawia u mnie w Berlinie, dostał także telefon, ale nie wiem
czy zauważyłaś, że ma możliwość jedynie odbierać połączenia ode mnie. Jednak ma
też obowiązki. Zmywa, sprząta zabawki, czasem pomaga przy odkurzaniu. Staram
się wpajać mu podstawowe wartości. Widzi właściwe relacje rodzinne przebywając
ze mną i moimi bliskimi, więc nie rozumiem twoich zarzutów. Powodzi mi się,
więc obcuje z tym, w jaki sposób żyję. Nie mam wpływu na to, jak wy żyjecie
tutaj. Pieniądze, które ode mnie dostajesz powinny wystarczyć na całomiesięczne
utrzymanie Davida albo zakup potrzebnych mu rzeczy. Nie żyjesz w ubóstwie i z
dala od cywilizacji, więc nie rozumiem twojej postawy – zakończył dobitnie.
Nagadał się tyle, że aż zaschło mu w ustach, ale czuł się dumny. Zachował
spokój. Nie dał się sprowokować. Lena nie przygotowała się do starcia z nim. No
i nie miała racji. David nigdy nie zaznał przy nim krzywdy.
- Nie poznaję cię – fuknęła, cofając się, jakby chciała
wniknąć w Bena.
- Ja ciebie też nie. Kiedyś byłaś dobrą dziewczyną, która
chciała lepszego życia dla swojego dziecka. A teraz? Spójrz na siebie, na to co
wyprawiasz. Utrudniasz mi kontakt z Davidem. Próbujesz go buntować przeciwko
mnie. Dziś zabroniłaś mu otworzyć drzwi? – prychnął, kręcąc głową. – To
naprawdę słabe. Nie wnikam w wasze relacje. Chcecie, to bądźcie ze sobą. Wiem,
że jesteś dobrym człowiekiem – te słowa skierował do Bena. – Ale nie próbujcie
zgrywać szczęśliwej rodzinki, starając się odseparować mnie od syna. Bo na to
nie pozwolę. Jeśli będzie trzeba to pójdę do sądu i wygram, a wtedy to ty
będziesz musiała płaszczyć się przede mną, żeby móc widywać Davida – zakończył,
patrząc Lenie prosto w oczy. Zacisnęła szczęki i pięści ukryte w fałdach
swetra. Wytrzymała spojrzenie Toma. Trochę przerażało go to, co widział w jej
oczach. Dlaczego tak go nienawidziła? W końcu prychnęła i nerwowo niemalże
wbiegła do salonu. Tom zerknął krótko na Bena, po czym poszedł do pokoju
Davida, żeby przygotować go do wyjścia.
Dwie godziny później, po solidnej porcji babcinej
kremówki i herbacie owocowej, kiedy emocje już ostygły, David odrabiał lekcje.
Dzielnie liczył, odrzucając pomoc taty i zapisywał koślawo wyniki. Pytał o
podpowiedź tylko wtedy, gdy nawet liczydło nie mogło dać mu wyniku działań. Był
z siebie bardzo zadowolony, kiedy udawało mu się obliczyć kolejne przykłady i
sprawiało mu to przyjemność, w przeciwieństwie do zdań z niemieckiego, które
musiał wcześniej wymyślić i zapisać.
- Tato? – zapytał, przerywając pracę. Tom odsunął od
siebie podręcznik i skupił uwagę na synku. – Gdzie ja będę mieszkał, jak mama
ożeni się z Benem, a ty ze Scarlett?
- Mama może wyjść za mąż, a ja mogę się ożenić – poprawił
go. – Dlaczego przyszło ci to do głowy?
- No, bo sobie pomyślałem, że skoro ty ożenisz się ze
Scarlett, to mama z Benem. Pewnie będziecie mieć synków albo córeczki i nie
wiem, gdzie ja będę.
- A gdzie chciałbyś być?
- Nie wiem. Dobrze mi z mamą i z babcią, ale u ciebie też
jest fajnie.
- Myślę, że będziesz mieszkał w swoim domu. Tam, gdzie
będziesz czuł się dobrze i bezpiecznie. Bardzo bym chciał, żebyś mieszkał ze
mną i ze Scarlett, ale wiem, że twój dom jest u mamy i szanuję to, ale będę
robił wszystko, żebyś spędzał ze mną, jak najwięcej czasu. Nawet, jeśli będę
miał jeszcze ośmioro dzieci, to dalej będę cię tak samo kochał. Jestem pewien,
że mama myśli tak samo – mówiąc to, uśmiechnął się pokrzepiająco do synka i
poklepał go po ramieniu. David przytaknął i wrócił do liczenia. Tom wyprostował
się i odetchnął głośno. Wciąż nie czuł się pewnie w poważnych rodzicielskich
rozmowach. W drzwiach kuchni spostrzegł mamę. Uniosła ku górze kciuk na znak
aprobaty, po czym wyszła z pomieszczenia.
- Tato? – zapytał znów po chwili. – Dlaczego mama nie
pozwala mi spotykać się z tobą?
- Nie wiem – odpowiedział szczerze. – Oboje bardzo cię
kochamy i chcemy dla ciebie tego, co najlepsze. Mama z jakiegoś powodu uznała,
że spotkania ze mną nie są dla ciebie dobre. Nie wiem dlaczego, bo staram się
bardzo.
- Lubię być z tobą.
- Ja z tobą też i chciałbym mieszkać z tobą, żebyśmy
mieli dla siebie każdy dzień.
- Może zamieszkasz w Loitsche?
- Może kiedyś – uśmiechnął się. – Teraz dużo pracujemy z
wujkiem Billem, ze Scarlett i dojeżdżanie do Berlina stąd byłoby bardzo
męczące.
- A Scarlett by chciała? – zapytał zaciekawiony. Tom
zdążył już zauważyć, że Scarlett stanowiła dla Davida ciekawy obiekt testów i
obserwacji. Był dla niej miły i grzeczny, jak dla każdego dorosłego, z którym
miał do czynienia. Jednak coraz wyraźniej starał się sprawdzać, na ile mógł
pozwolić sobie w jej obecności. Tom ustalił z nią, że miała karcić i
przywoływać Davida do porządku, jeśli zachodziła taka potrzeba pod jego
nieobecność. Wydawało mu się, że jego synek ją polubił, ale jego nastawienie
wciąż było mieszaniną niepewności i ciekawości. Robił małe kroki w jej stronę,
ale zdarzało mu się trochę przegiąć. Jak to dziecku.
- Myślę, że nie miałaby nic przeciwko, ale na razie musi
nam wystarczyć to, co mamy, okej? Tak naprawdę to jeszcze nie wiemy, gdzie
będziemy mieszkać, ani jak będzie wyglądało nasze życie. Dopiero poprosiłem ją,
żeby została moją żoną.
- Babcia mówiła mi, że to zrobisz.
- Szkoda, że sam nie mogłem ci o tym opowiedzieć, ale nie
wiedziałem, że będziesz tam z nami. Bardzo się z tego cieszę – uśmiechnął się
do synka i zmierzwił jego blond czuprynę.
- Myślę, że Scarlett jest w porządku. Zna fajne bajki i
jest miła.
- Byłoby mi smutno, jakbyś jej nie lubił, bo ja bardzo ją
kocham – przyznał.
- Tak jak kiedyś mamę?
- Dużo mocniej – odparł zgodnie z prawdą. David wyraźnie
posmutniał. To nie była najlepsza odpowiedź dla siedmiolatka. – Bo wiesz, kiedy
byłem zakochany w twojej mamie byłem bardzo młody. Wydawało mi się, że mocno ją
kocham, a jej wydawało się, że kocha mnie. To była miłość i to wspaniała, bo
dzięki niej mamy ciebie. Jednak się skończyła, wystarczyła na krótko. Teraz
każde z nas poznało już osobę, którą kocha cały czas i kochać już będzie, ale
to w żaden sposób nie zmienia naszej miłości do ciebie, bo jesteś naszym
ukochanym synkiem.
- Trochę tego wszystkiego nie rozumiem. Ty nie
przyjeżdżasz, mama wyjeżdża, tylko babcia ze mną jest albo babcia Simone. –
Widząc smutek na twarzy synka, Tom poczuł się najgorszym ojcem na świecie. W
tym momencie chciał zabrać Davida i zrobić wszystko, żeby już nigdy się z nim
nie rozstawać.
- Mama często wyjeżdża?
- Jak Ben ma wolne to czasem jedzie gdzieś z Benem i nie
ma jej na noc a czasem nawet na dzień i na noc i na następny dzień, ale babcia
odrabia ze mną lekcje, bawi się albo zaprowadza mnie do babci Simone i wtedy
mogę oglądać bajki przed zaśnięciem, a dziadek Gordon pokazuje mi jak się gra
na gitarze. Już trochę umiem! – zapewnił. Tom z jednej strony ucieszył się, że
David spędzał czas z jego rodzicami, ale z drugiej strony, sam chciał nauczyć
go gry na gitarze. Nikt nie miał większej cierpliwości niż Gordon, więc
wiedział, że jego syn odbierze najlepszą muzyczną naukę. Lena miała prawo do życia
prywatnego, ale nie podobało mu się, że zostawiała Davida tak często, skoro
chciała mieć nad nim opiekę. Z babciami nie mogło stać mu się nic złego, ale
miał przecież rodziców i to oni powinni być za niego odpowiedzialni.
- Dziś też obejrzymy bajkę i wypijemy kakao z piankami,
co ty na to? – David nie potrzebował większej zachęty i ze zdwojoną motywacją
kończył odrabianie lekcji.
*
25. lutego 2015,
Berlin
Wiewiórka Klara
siedziała na kamieniu nad Tęczowym Potokiem płynącym przy Konwaliowej Polanie.
Od samego rana zastanawiała się, jaką miłą niespodziankę mogłaby zrobić
borsukowi Tommy’emu. Od kilku dni był miły dla każdego zwierzątka w Poziomkowym
Lesie. Pomógł zbierać orzechy innym wiewiórkom, ciągnął liść klonu, na którym
Klara ułożyła swoje orzeszki, pomógł zanieść mrówkom ciężką gałąź do mrowiska i
nawet woził małe króliczki na swoim odrzutowym rowerze. To wszystko było bardzo
niepodobne do Tommy’ego i Klara nawet martwiła się, czy nie przytrafiło mu się
coś złego. Wiewiórka Klara rzuciła do wody łupinką od żołędzia, którego zjadła
na drugie śniadanie. Łupinka popłynęła wartko i szybko zniknęła z oczu Klarze.
Niespodziewanie…
Przerwała, wyrwana z wątku przez trzaśnięcie drzwi.
Niecne losy borsuka Tommy’ego musiały zaczekać, bo zjawił się we własnej,
zupełnie nie borsuczej postaci. Zamknęła zeszyt i skupiła na nim całą swoją
uwagę. Uśmiechnął się i ukucnął przed nią.
- Za chwilę wychodzimy, dziennikarze już są – potaknęła.
Dopóki siedziała w pokoju socjalnym Universalu, wszystko wydawało jej się łatwe,
jednak kiedy ilość minut dzieląca ją od tego wystąpienia kurczyła się, ogarniał
ją strach. Będzie tam z Tomem, Heike pokieruje przepływem pytań, a ona będzie
mówiła prawdę. To łatwe. Choć i tak się bała.
- A jeśli powiem coś nie tak, co zainsynuuje im, że to
moja wina?
- Skarbie, to jest niemożliwe – zapewnił ją. – Jesteś
mistrzynią w rozmawianiu z dziennikarzami.
- A jeśli wywiad na wyłączność to był lepszy pomysł? –
zamartwiała się. Gin zaczęła ustawiać konferencję już w sobotę. Poznała całą
prawdę od początku do końca i zrobiła wszystko, żeby ludzie z wytwórni
przestali pytać. Scarlett zawdzięczała jej nieopowiadanie szczątków tej
historii swoim producentom i wszystkim, którzy nie musieli jej słyszeć.
- Wywiad na wyłączność byłby mniej stresujący, bo
miałabyś przed sobą jednego dziennikarza, ale myślę, że to wyjście jest
bardziej praktyczne. Są tu przedstawiciele prasy i telewizji, Internetu, radia
i czego tylko się da. Każdy chciał tu być, ale Gin wybrała tylko tych, którzy
się liczą. Powiesz tyle, ile jest konieczne, a w razie problemów pomogę ci –
powiedział miękko, podnosząc się i ciągnąc Scarlett za sobą. Przytulił ją i
pocałował krótko tak, żeby nie rozmazać jej beżowo-różowej szminki. Długo
zastanawiała się, co ubrać. Nie mogła się zbytnio wystroić, ani schować w
worku. Tom pozostał sobą; jeansy, jeden z fikuśnych T-shirtów i czerwone Nike.
Zaczęła od wyboru butów. Jej ulubione na tą pogodę Fierce od Christiana Louboutin’a, świetnie pasowały do czarnych
jeansów super skinny. Całość zwieńczyła cienkim sweterkiem w kolorze bardziej
beż, niż róż. Podciągnęła rękaw na długość trzy czwarte, a włosy związała w
niedbały, średnio wysoki kucyk. Ciężka mosiężna bransoleta i wisior dopełniły
efektu, dzięki czemu czuła się całkiem dobrze. Jednak nawet ładny strój nie
niwelował strachu.
- Cieszę się, że jesteś tu ze mną – odparła, przytulając
się do Toma. Mając szesnastocentymetrowy obcas mogła swobodnie oprzeć głowę na
jego ramieniu bez konieczności używania taboretu. To miła odmiana.
- Nie chciałbym być nigdzie indziej – zapewnił. Tuliła
się do niego dłuższą chwilę, póki nie uznała, że czas najwyższy stawić czoła
sytuacji. Do mety zostało już bardzo niewiele. Media dostaną satysfakcję i
wtedy zaczną wracać do swojego życia. Z czasem wypiszą wszystko, co mieli do
wypisania, przestaną ich śledzić na każdym kroku i znów odzyskają spokój. Ta
myśl ją pokrzepiła.
- Idziemy? – zapytała, odsuwając się od Toma. Przytaknął
i chwycił ją za rękę. Miała już w swoim życiu kilka konferencji. Ta różniła się
od pozostałych tym, że z całą pewnością nie miała dotyczyć muzyki. Gdy wyszli z
zaplecza, przywitał ich błysk lamp i trzask fleszy. Usiadła, a Tom obok niej.
Po swojej prawej miała Maxa, a po lewej Toby’ego. Nie mieli przed sobą
bezpiecznej bariery w formie stolika. Każde obok krzesełka miało butelkę z
wodą. Bez większych wygód. Heike mocno przejęta swoją rolą, zapowiedziała
oficjalne oświadczenie policji, które przedstawił Bergman, który znikł równie
szybko, jak się pojawił. A wcześniej odczytała skróconą historię Scarlett i
Mike’a. Tom cały czas trzymał Scarlett za rękę, a ich splecione dłonie
spoczywały na jej udzie. Lekko ją uścisnął, kiedy Heike wypowiedziała magiczne:
czas na pierwsze pytanie.
Marcus Wolf, MTV, fani
Jima Felstona są mocno zagubieni w całej tej sytuacji. Do naszej stacji napływa
mnóstwo zapytań, na temat całej tej sytuacji. Do niedawna nikt nawet nie
przypuszczałby, że jego nagłe zniknięcie ma jakieś drugie dno. To dla niego
norma, że między sezonami nie pojawiał się na salonach, więc informacja, że
jest poszukiwany przez policję, sparaliżowała widownię. Jak się do tego
odniesiesz?
- Postać Jima Felstona jest owocem fenomenalnej gry
aktorskiej Mike’a Millera. Ogrywał swoją rolę, nawet gdy grał kogoś innego. To trudne.
Chyba należy mu się Oscar – przerwała, łapiąc oddech. – Prawda jest taka, że
ktoś taki jak Jim Felston, nigdy nie istniał. Mike Miller przebrał się za kogoś
innego. Jednak ta kreacja, to nie tylko ubrania i fryzura. Ten człowiek był tak
zdeterminowany, że w dwa tysiące dziewiątym upozorował swoją śmierć, w dwa
tysiące jedenastym już jako inna osoba, dostał rolę w serialu i stał się sławny
i wreszcie w dwa tysiące trzynastym doprowadził do spotkania ze mną. Czekał cztery
lata, żeby dopiąć swego. Zadbał o wiele szczegółów, jednak zgubił go sentyment
do osoby, którą był kiedyś – westchnęła znów i nim podjęła wątek, zerknęła na
Toma. Słuchał jej uważnie. – Przykro mi, że fani Jima Felstona stracili swojego
idola. Jednak…to w jakiś sposób dobrze, bo oprócz ładnej buzi, nie miał im
niczego do zaoferowania. On już nie wróci, bo nie istnieje. Jest tylko Mike
Miller, z twarzą osoby, którą nazwał Jim Felston.
Virginia Samson, Us
Weekly, proszę popraw mnie, jeśli coś źle zrozumiałam. Mike to twoja szkolna
miłość. Odrzucił cię, a potem ty odrzuciłaś jego. Dalej próbował cię zdobyć,
ale ty już go nie chciałaś, więc stał się natarczywy, ale potem skończyliście
szkołę i zniknął z twojego życia. Potem dowiedziałaś się, że umarł, a kilka lat
później w twoim życiu pojawił się Jim. Tak?
- Tak, niczego nie pomyliłaś.
Nie rozumiem tu
jednej rzeczy. Dlaczego ten człowiek posunął się do takich okropnych rzeczy? Tylko
po to, żeby się z tobą związać?
- Nie wiem, co
siedzi w chorej głowie Mike’a. Jeszcze w szkole chciał dodać mnie do swojej
listy trofeów i nie mógł przeżyć, że go odrzucałam. Później mu się udało. Nie
jestem z tego dumna, ale lubiłam Jima. To irracjonalne, bo Mike’a nienawidzę, a
Jim wydawał mi się czarującym, choć trochę zbyt aroganckim mężczyzną. Jak
bardzo musiał udawać i trzymać w ryzach swoją osobowość, skoro doszło do tego,
że stał doktorem Jykell’em i panem Hyde’m? To smutne, do czego doprowadziły go
jego chore pragnienia.
Daniel Meier,
portal Stardust, w jaki sposób przekonałaś się, że to osoba, którą znałaś?
- Znalazłam zdjęcie. Unikatowe, którego osoba postronna
nie mogła mieć. Zaczęłam zastanawiać się, dociekać, potem zrobiłam małe
śledztwo, któremu krok po kroku odgadłam, dlaczego wszystkie drogi prowadziły
mnie w jednym kierunku. To było straszne uświadomić sobie, że przez prawie pół
roku żyłam w komitywie z największym wrogiem. Ciężko zniosłam to psychicznie.
Marie Leigh, radio
Kiss Fm, ze streszczenia tej historii i oświadczenia policji wiemy mniej więcej,
jak to wyglądało wcześniej, ale czy on naprawdę cię prześladował? Czy może
wygrała niechęć przeszłości?
- Nie nasyłam
policji na ludzi, których po prostu nie lubię. Gdyby tak było, to cóż… -
uśmiechnęła się pod nosem. – Pierwszą wiadomość otrzymałam od niego w dniu
koncertu dla Jessici. Jestem wszędzie, gdzie
spojrzysz, czy coś takiego. Nie od razu połączyłam fakty. Wydawało mi się,
że ktoś chciał po prostu zabłysnąć, ale potem pojawiły się maile, smsy,
liściki. Przychodził pod mój dom. Doszło nawet do tego, że dostał się na dach
sąsiedniego budynku, żeby zrobić mi zdjęcia w moim mieszkaniu. Zlecił pobicie
Toma. Uderzył mnie, kiedy wyśledził mnie w klubie. On sądzi, że to gra, próbuje
skłonić mnie do powrotu, że będę mu uległa. Byłam przerażona. Prawie pół roku
żyłam w stanie takiego zawieszenia. Bardzo ciężko zniosłam to psychicznie. Całe
szczęście miałam przy sobie bliskich.
No właśnie, Tom.
Sandra Wagner, RTL. Jak ty czujesz się z całą tą sytuacją? Zagrożenie, w jakim
znalazła się Scarlett, musiało odbić się zarówno na tobie, jak i na waszych
rodzinach.
- Wszyscy się baliśmy. Nie tylko o Scarlett, ale też o
nas samych, o dzieci. Nie wiedzieliśmy, co ten człowiek wymyśli. Póki tylko wysyłał
maile i liściki, czuliśmy względną kontrolę nad tym, bo przekazywaliśmy je
policji i staraliśmy się normalnie żyć, ale w pewnym momencie, chyba wtedy,
kiedy zlecił pobicie mnie, stał się bardzo realnym zagrożeniem. Choć z drugiej
strony, to sprawiło, że Scarlett zaczęła walczyć. Pokazała mu, że to ona
rozdawała karty. Postawiła wszystko na jedną i… dzięki tym ryzykownym
posunięciom, on jest dzisiaj w więzieniu. To prawdziwa fighterka. Nie tylko z
nazwy – uśmiechnął się, spoglądając na nią i uniósłszy ich splecione ręce,
ucałował wierzch jej dłoni.
- Gdyby nie Tom byłoby mi o wiele trudniej. Dzięki niemu
nawet te wszystkie straszne przeżycia stały się łatwiejsze do przyswojenia. Bo tak
naprawdę, to właśnie dzięki Tomowi zaczęłam walczyć. Zrozumiałam, że to nie
minie, że nie mogłam chować głowy w piasek i stawiłam mu czoła. No i udało się.
Wreszcie możemy spokojnie żyć.
Dani Kloss, radio
Berlin. To takie trudne do uwierzenia, że osoba medialna, ciesząca się
zainteresowaniem i sporą sławą, ma tak mroczne sekrety. Wczoraj rozmawiałam z
jednym z producentów serialu Jima. Twórcy, producenci i wszyscy, z którymi
pracował są zszokowani całą sytuacją. Zrobiłam research i doszukałam się, że
jakiś czas temu w mediach pojawiły się plotki, że Jim jest poszukiwany przez
policję, jednak to szybko ucichło, ponieważ pokazał się kilkakrotnie w Stanach.
Tutaj pojawia się moje pytanie. Dlaczego nie napiętnowałaś do w mediach? Gdyby wiedzieli
o tym wszyscy, to on nie mógłby w żaden sposób cię nękać, ponieważ nie mógłby
pokazać się na ulicy.
- To jest dobre pytanie. Pewnie, gdybym od razu
powiadomiła media, to może udałoby się to zakończyć szybciej. Jednak uznałam to
za moją prywatną sprawę i chyba trochę bałam się, że to w jakiś sposób może
obrócić się przeciwko mnie. Dziś wiem, że powinnam od razu głośno i wyraźnie
powiedzieć, co się działo.
A może tobie to
odpowiadało? Nie czułaś się doceniona?
- To chyba
jakiś żart. Zastanów się, czy czułabyś się ważna i doceniona, gdybyś nie mogła
wyjść do sklepu ani pojechać na stację benzynową bez obstawy? Gdybyś musiała zamieszkać
z ochroną, bo nawet w swoim własnym domu nie mogłabyś czuć się bezpiecznie? Gdybyś
nigdzie nie mogła czuć się bezpiecznie? Ani twoja rodzina? Czy sądzisz
nieustanny strach jest nobilitacją? – dziennikarka nie odpowiedziała. Scarlett sięgnęła
po swoją wodę i upiła łyk. – Dziś rozegrałabym to inaczej. Jednak nie mam
doświadczenia w byciu prześladowaną – zironizowała.
Adam Wiss, radio
Gold FM. Jesteśmy tutaj, bo cała nagonka na Jima Felstona to dosyć duży szok
dla opinii publicznej. Twitter, Facebook, Tumblr, Instagram… wszystko huczy. Byliście
razem. Ludzie porównywali was do Kim i Kanye albo Taylor i Calvina. Z całym
szacunkiem Tom, ale ich związek był dużo bardziej medialny niż wasz i wydawał
się fenomenalny, a potem nagle się skończył. A potem za kilka miesięcy okazuje
się, że Jim Felston nie istnieje i nazywa się Mike Miller, a w dodatku
prześladuje ciebie i twoich bliskich. To dosyć osobliwe.
- Masz rację. Bycie prześladowanym to osobliwa sytuacja. Czuje
się bardzo niekomfortowo siedząc tu i tłumacząc, dlaczego zaczęłam się bronić. Od
ubiegłej niedzieli pojawiło się tyle plotek i spekulacji, że poczułam się w
obowiązku, żeby to wszystko wyjaśnić, ponieważ wiele z tych plotek bodzie w
moją godność, a to ja tutaj jestem ofiarą. Nie zrobiłam niczego, żeby sobie na
to zasłużyć.
Magda Broch,
Nickelodeon. To fakt. Jedni bardzo tobie współczują, inni obwiniają cię o
sprowokowanie go albo odrzucenie. Jako, że ta sytuacja nie została wcześniej
nagłośniona, ciężko ocenić obiektywnie. Jednak mnie przekonuje oświadczenie
policji. Co będzie dalej z wami, z nim?
- Wreszcie możemy wychodzić z domu sami. Możemy w nim być
sami – uśmiechnęła się, trochę rozluźniła. Usiadła wygodniej, znów chwytając
Toma za rękę. Pierścionek błysnął na jej palcu. – Będziemy nagrywać, a potem
koncertować. Zamierzam nadrobić zaległości i spędzić mnóstwo czasu z rodziną. Będziemy
żyć. Wreszcie bez strachu. A on prawdopodobnie wyląduje w więzieniu. Tak jak powiedział
wam detektyw Bergman.
Rinke Werner, ProSieben.
Jestem poruszony tym wszystkim, co zostało tu dziś powiedziane i szczerze
współczuję. Słyszy się o tym, że gwiazdy są prześladowane przez fanów, ale
chyba nie było jeszcze przypadku obsesji jednej gwiazdy na punkcie drugiej. To jest
dla mnie niepojęte, żeby porzucić swoje życie, przywłaszczyć czyjąś tożsamość i
zoperować się, żeby poderwać dziewczynę. Bo to o to chodziło, prawda? Chodziło o
seks?
- Tak – odparła bez ogródek. – Jemu od samego początku
chodziło o seks. Szczerze mówiąc, kiedy byłam w nim zakochana, to wyglądałam
mniej atrakcyjnie. To jego odrzucenie obudziło we mnie chęć zmiany. Stałam się
pewną siebie, młodą kobietą i wtedy uznał, że jestem warta jego uwagi. A ja już
go nie chciałam. Przejrzałam na oczy, zobaczyłam, jaki jest naprawdę. To człowiek
bez uczuć, bez sumienia, bez kręgosłupa moralnego. Jest po prostu zły. Dlatego nie
raz straszył mnie, zawstydzał publicznie, ubliżał mi i był po prostu
obrzydliwy. Kiedyś kończyłam szkołę, wykreśliłam go ze swojego życia. Żyło mi
się świetnie, póki na mojej drodze nie stanął Jim Felston. Byłam wtedy
zagubiona i taki niezobowiązujący związek, bez obietnic i utrudnień bardzo mi
się spodobał. Jim był czarujący, zapewniał mi wiele rozrywek, urozmaicał randki
i dbał o mnie. Lubiłam go. Miał dosyć… - zerknęła na Toma, ale on po prostu
skinął głową i uśmiechnął się pokrzepiająco. – Nietypowe upodobania, co nie
zawsze mi się podobało, ale dopiero po czasie zrozumiałam, że był uzależniony
od seksu i to jedyne, czego tak naprawdę oczekiwał. Dla niego ta całą gonitwa
była zwyczajnie podniecająca. Kto normalny rajcuje się krzywdzeniem innych?
Jason Smith, Billboard.
W ciągu ostatnich dni jesteście na okładkach gazet i stronach głównych portali
plotkarskich. Wzrosła oglądalność jego serialu, sprzedaż waszych płyt i mocno
podskoczyliście w statystykach wyszukiwania Google. To jest też spora reklama
dla was. Zyskacie na tym. Nie zamierzam tutaj posądzać was o celowe działanie,
ale czy zrzucenie tej bomby nie było celowe?
- Zdecydowanie nie – odparła stanowczo. – Ciężko myśleć o
sprzedaży płyt, kiedy żyłam w nieustannym strachu przed tym, co on zrobi. Jak już
mówiłam, dziś postąpiłabym inaczej i napiętnowałabym go publicznie od samego
początku.
Jana Bauer, ZDF.
Wyjaśnienie wszystkiego to dobry pomysł. Wokół całej tej sprawy znalazło się
zbyt wiele niedomówień. Jednak to jest afera, która niebawem ucichnie, wy
wrócicie do swoje życia, a fani dalej będą chwile wiedzieć, co z muzyką? Jakieś
plany, terminy?
- Moja płyta
ukaże się w sierpniu – odparła Scarlett zupełnie zadowolona ze zmiany tematu. –
Tokio Hotel wypuszcza krążek na przełomie lipca i sierpnia. Dokładne daty
poznacie późną wiosną. Nagrałam już sporą część materiału, chłopaki też mocno
pracują. Myślę, że tegoroczne wakacje będą naprawdę gorące dla naszych fanów.
Mindy Stone,
Capital FM. A prywatnie? Z moich obliczeń wynika, że z Tomem związałaś się
ponownie w czasie, kiedy Jim Felston już cię nękał. Czy ten powrót zapowiadał
się od dawna, czy ta trudna sytuacja go przyspieszyła?
- Gdybym szybciej zebrał się na odwagę, to pewnie
bylibyśmy razem już w wakacje, ale nie wiedziałem o tym, w jakiej sytuacji
znalazła się Scarlett i źle interpretowałem jej zachowanie. Starałem się ją
wspierać na stopie przyjacielskiej, a dopiero jesienią zebrałem się na odwagę,
żeby poprosić ją o kolejną szansę.
- Marzyłam o tym – zaśmiała się. – Czekałam i bardzo
chciałam, żeby Tom też to czuł, żeby też chciał wrócić, ale byłam zbyt
przytłoczona tym wszystkim, żeby starać się coś w tym kierunku zrobić. Tom
bardzo wspierał mnie i interesował się mną. Bardzo pomagał mi w organizacji
koncertu dla Jessici i to zbliżyło nas na nowo. Byłam w rozsypce, kiedy
powiedziałam mu co się dzieje i to sprowokowało kolejne rozmowy, które
doprowadziły nas tutaj, gdzie jesteśmy – uniosła ich splecione dłonie,
demonstrując pierścionek. – Miałam najpiękniejsze oświadczyny w historii
ludzkości! Jestem szczęśliwa, że już niebawem będziemy małżeństwem i stworzymy
rodzinę, o jakiej zawsze marzyliśmy.
To najlepsze, co
mogło wyniknąć z tej okropnej sytuacji. Przetrwaliście tą próbę, teraz muszą
czekać na was same piękne rzeczy. Chciałam ci pogratulować występu na Grammy. Przeszłaś
do historii. To już kolejny fenomenalny wykon. Scarlett, stajesz się legendą!
- Dziękuję – odparła ze skromnym uśmiechem. Tom mrugnął
do niej. Chyba najgorsze mieli za sobą. Już się tak nie stresowała. Choć wciąż
obawiała się, że ktoś wyskoczy z niewygodnym pytaniem, ale nie była tak
przejęta, jak na początku.
Geri Brave, Entertainment
Weekly. Czy jest szansa, że Jim Felston wróci kiedykolwiek przed kamerę? Czy
sądzisz, że ma szansę na rehabilitację?
- Nie. Wierzę w ludzi i staram się odnajdować ich dobre
cechy, ale on nie chce się poprawić. Jeśli wyjdzie, to znów zrobi coś złego. Zemści
się na mnie albo na mojej rodzinie. Sądzę też, że jest skończony jako aktor. Jim
Felston nie istnieje. Mike Miller może jedynie używać tego nazwiska jako
pseudonimu, ale kto zechce pracować z psychopatą? Wierzę, że on prędko z
więzienia nie wyjdzie, gdyż lista jego przewinień nie jest krótka.
Martha Graham, Lifetime
Mnie interesuje inna rzecz. Powiedziałaś, że zamierzacie się pobrać i założyć
rodzinę. Czy widzisz w niej miejsce dla syna Toma?
- To tak, jakbyś zapytała mnie, czy zamierzam wyjść za
całego Toma czy tylko za połowę. Biorę ich w dwupaku. David jest niesamowitym
dzieckiem i bardzo go lubię.
Debbie
Walrock-Martin, E! Entertainment. Mam nadzieję, że szybko otrząśniecie się z
tego koszmaru. Życzę wam wszystkiego dobrego! Tom, moje pytanie do ciebie. Jesteś
muzykiem, masz zespół, staż większy niż Scarlett, a nie da się ukryć, że to ona
zyskała ogromną, światową sławę. Nie przeszkadza ci to?
Jestem największym fanem jej talentu. Nie wyobrażam
sobie, że mogłaby odnieść mniejszy sukces. Jest fenomenem. Ciężko zapracowała
na swój sukces. Jest cudowną artystką, wspaniałym człowiekiem, przepiękną
kobietą i w dodatku moją narzeczoną, co stawia mnie na wygranej pozycji, bo
będę miał ten pełen pakiet już każdego dnia do końca życia – odparł z szerokim
uśmiechem. Scarlett uścisnęła jego rękę, a on odpowiedział jej mrugnięciem. –
Kocham ją, nie umiem powiedzieć jak bardzo i nie ma we mnie ani krzty
zazdrości. Tokio Hotel miało swoje pięć minut kilka lat temu. Byliśmy na topie.
Teraz też mamy swój fanbase i nie możemy narzekać. Jestem zadowolony z tego, co
mam. Nie uważam, że moja kariera jest gorsza niż kariera Scarlett. Mamy dla was
kilka niespodzianek, muzycznych oczywiście i sądzę, że będziecie zaskoczeni i
zadowoleni.
Adrianne Fitz, VH1.
Pracujecie razem? Tom, wiemy, że od jakiegoś czasu nie tylko grasz, ale też
produkujesz. Czy pracujesz nad albumem Scarlett?
- Jak najbardziej. Mam przyjemność wyprodukować kilka
utworów na płycie Scarlett. Okazuje się, że świetnie dogadujemy się nie tylko w
życiu prywatnym, ale także zawodowym. Generalnie praca ze Scarlett jest
znacznie owocniejsza niż z moim bratem! Bill potrzebuje nagrywać utwory po
kilka razy, zmieniać je i poprawiać. Zmienia zdanie w trakcie, czasem zmienia
tekst i zdarza się, że jedną piosenkę nagrywamy dwa tygodnie. W przypadku
Scarlett nagrywanie jednej piosenki to w najgorszym wypadku trzy dni. Próbuje do
upadłego i dopiero później wchodzi do studia z gotową wizją. Jest fenomenalną
wokalistką. Czasem nie potrafię uwierzyć, że ona to wszystko trzyma w sobie. Bo
jak w takim małym ciele może znaleźć się taki wielki glos?
Kilkanaście minut później, kiedy Heike zakończyła serię
pytań, a Scarlett podziękowała wszystkim za przybycie, w takt trzasku aparatów
wyszli z pomieszczenia, prosto do pokoju socjalnego. Scarlett trzymała się, idąc
prosto jak struna, dopóki nie zamknęły się za nimi drzwi pokoju. Wtedy, jak
przekłuty balon, wypuściła z siebie powietrze i po prostu przytuliła się do
Toma. Nie rozmawiali. Trwali przytuleni, dopóki do pokoju nie wparowała Heike z
listą kolejnych zdań do wykonania.