24 grudnia 2015

Very Merry Christmas!

Moje Kochane,
wprawdzie nie zjawiam się tutaj z podarunkiem, ale mam dla Was życzenia. Znamy się już kilka lat, więc śmiało mogę stwierdzić, że jesteśmy rodziną. Nietypową, bo nietypową, ale rodziną ;) Łączy nas coś wspaniałego i jestem z tego bardzo dumna! 
A zatem.
Na te święta, pewnie już ostatnie, podczas których spotykamy się tu, na Prinzu życzę Wam, abyście spędziły te dni w spokoju, miłej, rodzinnej atmosferze. Życzę odpoczynku od codziennego zgiełku (sobie też :) ). Oczywiście także tego, abyście znalazły pod choinką wymarzone prezenty. Nie przejedzcie się, żeby nie bolały was brzuszki! ;) Co ważniejsze - życzę wam sukcesów w życiu codziennym, czy to pracy, czy szkole, a co jeszcze najważniejsze - życzę każdej z was (i sobie!) waspaniałej, cudownej, zapierającej dech w piersi, wielkiej, jedynej, niepowtarzanej, spełnionej, takiej na całe życie miłości. To na jej temat rozwodzę się tutaj od ponad siedmiu lat, więc tego najbardziej wam życzę. Jeśli już ją spotkałyście - oby trwała nieprzerwanie i szczęśliwie, oby codzienna praca nad budowaniem związku była owocna i budująca, bo nie jest przecież łatwa. A jeśli jeszcze nie znalazłyście tego jedynego, to życzę Wam, abyście go spotkały, być może w 2016 roku i aby to była naprawdę piękna miłość. Taki własny, prywatny Tom należy się każdej z nas :)  
Bądźcie szczęśliwe, cokolwiek robicie, gdziekolwiek jesteście.  Realizujcie się. Bądźcie sobą, zdobywajcie świat. Życzę każdej z was, aby każdy dzień nadchodzącego roku był wspaniały i godnie przeżyty. 



W kominku trzaskał ogień, światełka migotały na ogromnej, pachnącej lasem choince. Dzieci wesoło bawiły się przy niej, śmiejąc się i dokuczając sobie. Każdy miał jakieś zadanie, każdy przygotowywał się do świątecznej kolacji. Bill i Rainie piekli pierniczki. Candy i Jessica je lukrowały. Kitty i Luka nakrywali do stołu. Julie i Sara kończyły lepić pierogi, a Shie stał przy garnku i pilnował, żeby się nie rozgotowały. Dominik dokładał do kominka, a Sophie podgrzewała potrawy wigilijne, dzielnie trzymając pieczę nad trzema daniami rybnymi, które okazały się gotowe w tym samym czasie. Georg zniknął w garażu, bo ktoś musiał złożyć w jednym miejscu całą górę prezentów tak, żeby je sprawnie później przetransportować pod choinkę. Pomagał mu Rico. Laura kroiła ciasto, a Philip pomagał jej, podjadając krem. Margo zaplatała warkocze Saoirse, a Gustav przyglądał się jej urzeczony. Ktoś włączył radio, w którym grały świąteczne piosenki. Wszyscy byli szczęśliwi. Bo były święta, bo mieli siebie, bo byli rodziną, bardzo nietypową rodziną, ale silną tylko razem. Simone i Gordon przybyli spóźnieni objuczeni kolejnymi przysmakami. Liv wszystko fotografowała.
Scarlett podeszła do okna zachwycona ilością śniegu, który sypał od kilku dni. Przypatrywała się granatowemu niebu, na którym już dawno zawitała pierwsza gwiazdka. Uśmiechnęła się, zupełnie szczęśliwa. Poczuła znajomą woń perfum i ręce obejmujące ją w miejscu, gdzie kiedyś miała talię. Dłonie Toma zamknęły się na jej władnych, które obejmowały pokaźny brzuch.
- Jak się czujecie? – zagadnął, przytulając się do niej.
- Szczęśliwe – odpowiedziała, uśmiechając się. Pocałował ją w policzek, a ona z ulgą oparła się na jego torsie. – Dziś już w ogóle nie ma kostek, a łydki spuchły mi do rozmiarów pięciolitrowych baniek, całe szczęście, że ich nie widzę – mruknęła. Toma zaśmiał się pod nosem. Już rozumiał, dlaczego założyła długą sukienkę. Była błękitna, z długim rękawem i golfem. Opinała cudowne kształty Scarlett.
- Taką cię kocham najbardziej, gdy nie masz kostek i nie widzisz swoich łydek – pocałował jej ucho i skroń.
- Te święta nie mogłyby być lepsze.
- To nasze pierwsze święta w powiększonym składzie. Jesteś Kaulitzem, to zobowiązuje – odpowiedział. Bardzo jej się podobało bycie Kaulitzem. Obrączka na jej palcu miło przypominała jej o tym każdego dnia.
- Nasza rodzina, przyjaciele, wszyscy są z nami. Spędzamy razem ten czas, każde z nas znalazło swoje szczęśliwe zakończenie. To naprawdę nasz prywatny cud. W końcu jest tak… po prostu dobrze. Lubię nawet moje spuchnięte łydki i pękający kręgosłup.
- Nasz cud siedzi tutaj – odparł, gładząc brzuch Scarlett. Odwróciła się, spoglądając na Toma kraśniejąca szczęściem, taka delikatna i mięciutka. – Kocham cię, Maleńka. Jesteście najpiękniejszym bożonarodzeniowym prezentem, jaki mógłbym dostać  – szepnął, spoglądając w oczy swojej ukochanej żonie.
- My też cię kochamy, naszymi całymi serduszkami – dotknęła policzka swojego męża i zbliżyła się do niego w konspiracji. – Poszukajmy jemioły, zanim mama zawoła do stołu – powiedziała, chwytając Toma za rękę. On też nie mógłby być szczęśliwszy. Miał wszystko, o czym kiedykolwiek mógłby zamarzyć. 

xoxo

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo