Tytuł: Tokio Hotel
23. sierpnia 2015,
Londyn
- Masterpiece –
odparła dziennikarka, jakby smakowała to słowo. – Oznacza dzieło sztuki, coś o najwyższym poziomie artystycznym. Czy
właśnie tym jest dla ciebie ta płyta?
- Och, nie jestem bezkrytyczna
w stosunku do mojej muzyki! – roześmiała się. – Ta płyta jest o dążeniu do własnej, wewnętrznej doskonałości. Każdy z
nas jest dziełem sztuki i każdy z nas musi je samodzielnie stworzyć. Tym razem
opowiadam o dążeniu do stworzenia siebie, jako dzieła o najwyższej wartości.
Jednak nie znajdziesz tam żadnych patetycznych kawałków.
- Przyznam, że
zarówno fani, jak i krytycy spodziewali się po tobie czegoś o wielkiej miłości.
- To byłoby do mnie
podobne. Moje dwie pierwsze płyty były mocno… oczyszczające. Ta jest inna. Ta
mówi o wielu sprzecznych uczuciach, ale nie bazuję na wielkiej miłości, tak jak
wcześniej bazowałam na mojej walecznej stronie.
- No tak, nie bez
powodu twoi fani to Fighters.
- Dokładnie tak – uśmiechnęła
się. – Bardzo trudno było mi zdecydować
się na dwadzieścia trzy piosenki. Przygotowałam tyle materiału, pracowałam z
tak fantastycznymi ludźmi, że ciężko było coś odrzucić, ale udało się. Każdy,
kto ma ten krążek, wie, że jest podzielony na części. Pierwsza mówi o
powstawaniu, rodzeniu się, kreowaniu. Kolejna to rozwój, rozkwit, poszukiwanie,
zaś ostatnia, to trwanie, odnajdywanie, zakorzenianie. W całym tym procesie
balansuję po stylach i epokach. Zaczynamy w oldschoolowym klimacie lat
dwudziestych, czterdziestych. Dalej znajdujemy się w burleskowych latach
sześćdziesiątych i pełnych wolnej miłości siedemdziesiątych, a podróż kończymy
na przełomie lat dziewięćdziesiątych i współczesnych. Na tej płycie mieszam
wszystko: jazz, soul, blues – całą klasykę z rnb, popem, hip hopem, rockiem i
jego mocnym brzmieniem, a także dobrym beatem. Jestem dumna z tego, co stworzyliśmy.
- Tom także
produkował ten album?
- Tak. Jestem
zachwycona tym, jak bardzo jest utalentowany. Wiem, że to mój mąż i nie jestem
obiektywna, ale on tworzy genialne rzeczy, które zasługują na podkreślenie – roześmiała
się, sięgając po wysoką szklankę z wodą. Upiła spory łyk. – W
jednym czasie pracowaliśmy nad moją płytą, jej ostatnią częścią, którą
zrobiliśmy z Tomem i albumem Tokio Hotel. Uważam, że „Kings of suburbia” to ich
najlepszy album pod kątem technicznym. Mój mąż zrobił go od początku do końca i
cóż więcej dodać. To kawał świetnej muzyki. Mieliśmy ręce pełne roboty, ale
udało się. To była nie tylko praca, ale też świetna zabawa.
3. września 2015,
Hamburg, Radio Energy
- Mannie Blum,
poranek z energią. Mam wielką przyjemność gościć dzisiaj czterech wspaniałych
muzyków. Bill Kaulitz, Gustav Schäfer, Georg Listing i Tom Kaulitz, czyli Tokio
Hotel! Witajcie – dziennikarka zaczęła pogodnie, głosem pełnym entuzjazmu. Choć
nie musieli, bo siedzieli w studiu radia, uśmiechnęli się witając się ze słuchaczami.
Miło było znów znaleźć się na topie. –
Wow, mam was tutaj po kilku ładnych latach przerwy. To było chyba w dwa tysiące
siódmym, gdy odwiedziliście mój program. Sporo się zmieniło.
- Dwa tysiące
siódmy? – zdziwił się Bill. – To
jakby w innym życiu. – W gruncie rzeczy tak właśnie było. To inne życie,
już zupełnie zapomniane. – To musiało być
podczas promocji Zimmera. Mam wrażenie, jakbyś mówiła o innej rzeczywistości,
bo nasza muzyka bardzo się zmieniła. „Kings of suburbia” to zupełnie inny
rodzaj muzyki.
- Tak wiem!
Słuchaliśmy kilku kawałków, nim pojawiliście się na antenie. Chwilę po „Love
who loves you back” napisała do mnie słuchaczka Lorena i poprosiła mnie, bym
przekazała wam, że podczas tej piosenki oświadczył jej się chłopak. Jest waszą
ogromną fanką.
- Super! – tym
razem Georg przejął pałeczkę. – Gratulacje
Loreno i chłopaku! Na ślub i wesele też polecamy naszą płytę. Znajdziecie tam
coś na każdą okazję – powiedział, co wywołało śmiech pozostałych.
- Wasz nowy krążek
„Kings of suburbia” osiąga świetne wyniki. Patrząc na cały wasz dorobek,
przebił nawet „Schrei”, które dotąd sprzedawało się najlepiej. Ta muzyka jest
zupełnie inna od wszystkiego, co do tej pory zrobiliście. Pomimo tego, że
„Humanoid” powstał w klimatach electro pop, to i tak „Kings of suburbia” odcina
się grubą kreską od całego waszego dorobku, czy to jest wasz nowy początek? Czy
fakt, że przebijacie fenomen pierwszej płyty jest w jakiś sposób znamienne?
Dobre pytanie. Właściwe. Na miejscu.
- Tak – zaczął
Bill. Jeśli ktoś spodziewał się wykrętów i łgarstw o tym, jak to bardzo
jednoczą się z całym swoim materiałem, to cóż. Przeliczył się. – To jest zupełnie nowa muzyka, którą
zrobiliśmy zupełnie nowi my. Od pierwszego do ostatniego dźwięku jest nasza.
Bez wytwórni, bez producentów, dyrektorów artystycznych i kogo chcesz.
Zrobiliśmy ją bez niczyjej pomocy. W zasadzie to Tom ją stworzył. Przez
ostatnie lata dużo nauczył o produkowaniu. Cały czas pracował i próbował.
Ostatni rok to finalny proces, kiedy zajęliśmy się materiałem. Ja napisałem
większość tekstów, ale to Tom zadbał od stronę techniczną, napisał muzykę, w
czym asystowali mu Gustav i Georg. No i nie zaprzeczę, Scarlett ma tu również
swoje trzy grosze. Jednak z pełną świadomością muszę powiedzieć głośno, że Tom
jest autorem tej płyty. My tylko słuchaliśmy jego sugestii i pomagaliśmy mu.
- Spędzamy ze sobą
większość życia, prywatnie i zawodowo. Jesteśmy na siebie skazani, ale szczerze
mówiąc zdziwiłem się, kiedy Tom zaprezentował nam efekty swojej pracy. Jest
diablo zdolny, dzięki czemu nasza płyta jest taka dobra. – Dodał Georg.
Wywiady w radiach były o tyle dobre, że mogli przyjść na nie nawet w piżamach i
wiedzieliby o tym tylko prezenterzy. Bill nie nałożył na twarz grama makijażu,
Tom miał koszulkę, którą David pomalował dla niego na Dzień Ojca. A Georg nie
ułożył włosów, bo zaspał. Tylko Gustav był jak zawsze na wszystko przygotowany.
- No wreszcie ktoś
to przyznał – westchnął Tom, który do tej pory kręcił się na swoim krześle,
mając na ustach ten swój bezczelny, cwany uśmieszek. – Jednak to nie jest tak, że zrobiłem to sam. Owszem, nagraliśmy ten
materiał niezależnie, bez wsparcia wytwórni, co jest w dużej mierze moją pracą,
ale Tokio Hotel to nie Tom, ale Bill, Gustav, Georg i Tom. Mogłem napisać tą
muzykę i bawić się dźwiękami, ale bez nich nic by mi z tego nie wyszło.
- Wyszło świetnie.
Z badań statystycznych przeprowadzonych w mieście, że ta płyta przypadła do
gustu nie tylko waszym starym fanom, którzy znają waszą twórczość, którzy
czekali na coś nowego. Odbiorcami tego albumu w dużej mierze są nowi ludzi,
którzy wcześniej nie znali was albo cóż… Nie lubili.
- Na tym nam
zależało. Nie wstydzimy się naszego dorobku, to kawał dobrej muzyki, ale
chcieliśmy odciąć się, pójść nową drogą i zyskać nowych fanów. Jesteśmy inni i
robimy coś zupełnie innego, więc ta nasza metka, bandu dla nastolatek, trochę
została odcięta. – Podjął Tom. – To
nie jest zarzut dla młodszych fanów. Absolutnie. Po prostu chcemy robić muzykę
dla ludzi w każdym wieku.
- Jesteście na
dobrej drodze, muszę przyznać. Kupiłam wasz album, po programie chcę wasze
autografy.
- Dostaniesz je! – roześmiał
się Bill.
- No, dobrze.
Patrzę na was i widzę czterech przystojnych facetów. Nie ma makijażu,
wymyślnych strojów, ani ozdób. Mam wrażenie, że w podobnym wydaniu zobaczyłabym
was jutro popołudniu, czy wczoraj rano. Kiedy widzieliśmy się po raz ostatni,
Bill miałeś ciekawą fryzurę. A teraz… mam wrażenie, że jesteście tacy spokojni,
pewni siebie i wszystkiego, co robicie. Czy ma na to wpływ wasze życie prywatne?
Obiło mi się o uszy, że wszyscy jesteście w udanych związkach i to w trzech
czwartych w jednej rodzinie!
- To fakt, wżeniliśmy
się w O’Connorów. To przypadek, ale cóż tu dużo mówić, to wspaniałe kobiety. - potwierdził Georg, z uśmiechem wzruszając ramionami.
Wcześniej żaden nie skupiał się zbytnio na fakcie, że ich dziewczyny pochodzą z
jednej rodziny. To oczywiste, ale nie zwracali na to uwagi. To zabawne dopiero,
gdy ktoś powie o tym na głos.
- Tom, twój całkiem
niedawny ślub to chyba wydarzenie roku. Zrobiliście furorę ze Scarlett. Zdjęcia
z waszej uroczystości dodawane przez gości na Instagrama czy Facebooka biją
rekordy polubień. Teledysk ze wstawkami z tego dnia ma już miliony odtworzeń.
To jest niesamowite. Do niedawna to Beyonce i Jay, Victoria i David Beckham
albo Taylor Swift i Calvin Harris byli najgorętszymi parami show-businessu, ale
to się chyba zmieniło. W salonach sukien ślubnych zapanował trend na Scarlett. Organizatorzy
ślubów masowo przygotowują garden party, a minęło tylko ile? Miesiąc.
Zburzyliście ład i porządek. Wszyscy śledzą każdy wasz krok. Czy jest tak samo
pięknie, jak intensywnie wokół was?
- Jest lepiej –
odpowiedział natychmiastowo. – To jest
największe szczęście żyć z kobietą, która jest tak inspirująca, piękna i doskonała.
Po prostu. Dzielimy życie, pasję, pracę. Ktoś mógłby powiedzieć, że to za dużo,
ale wcale nie. Dzięki temu wszystko staje się ciekawsze. Uwielbiam z nią
pracować. Jest sumienna, dokładna i perfekcyjna we wszystkim, co robi. Nie
przymierzając: Bill nagrywa wokale średnio cztery, sześć razy, zanim będzie
zadowolony. Scarlett robi to raz. Pracuje, ćwiczy, przygotowuje się, a potem po
prostu śpiewa. Dla mnie to fenomen.
- Dla ciebie
Scarlett byłaby fenomenem, nawet jakby zaczęła fałszować – zaśmiał się Bill.
– Jednak to prawda. Nie wstydzę się
przyznać, że jest lepszą wokalistką ode mnie. Technicznie jest perfekcyjna.
Tego nie da się nauczyć, z tym się trzeba urodzić. Pomagała nam przy
nagraniach. Jako fanka naszego zespołu miała wiele ciekawych sugestii, na które
sami nigdy byśmy nie wpadli.
- Fanka?
- Tak – kontynuował
Bill. – Zanim się poznaliśmy Scarlett
była naszą fanką. Miała pokój obklejony zdjęciami Toma, chodziła na nasze
koncerty. To niesamowite, bo przez długi czas o tym nie wiedzieliśmy. Scarlett
od początku była kimś, kogo podziwiałem i nie mieściło mi się w głowie, że to
ona mogła kiedyś podziwiać nas.
- Czyli to trochę
spełnienie marzeń. Każda nastolatka marzy o swoim idolu. Widzicie dziewczyny?
Nie traćcie nadziei!
16. września 2015, Nowy
Jork
- Wciąż numer jeden
na każdej top liście Billboardu, miliony odsłon na Youtube, setki tysięcy
komentarzy na Facebooku, Instagramie, Twitterze i gdzie tylko. Słyszałam, że
wytwórnia filmowa złożyła ci pewną propozycję, magazyny, producenci
telewizyjni, wszyscy biją się o ciebie. Co z tobą dziewczyno? – zagadnęła
dziennikarka, spoglądając na Scarlett, a później w oko kamery.
- Nagrałam dobrą
płytę – odpowiedziała, zakładając nogę na nogę. Włosy miała upięte luźno nad
karkiem, a na stopach czółenka od Manolo. Z okazji mnóstwa wystąpień dostała
kilka pięknych sukienek, aby promować nie tylko album. Tym razem miała na sobie
lekką kwiecistą sukienkę, z małym dekoltem, bez rękawów, ściągniętą w pasie
gumką. Sięgała jej połowy ud. Fantastyczna. – Jednak prawda jest taka, ze nie wiem, skąd to wszystko. Mogę się tylko
domyślać. Byłam szczęśliwa nagrywając ten album. Nie inspirował mnie smutek,
ale miłość i powodzenie. Choć nie jest to płyta o miłości, co lubię podkreślać.
Pracowałam z cudownymi artystami, z Lindą Perry, Mattem Morrisem, Demi Lovato,
Dj Premierem, Jaredem Leto i Edem Sheeranem, w tym też z moim mężem i to
naprawdę uskrzydla. Bawiłam się muzyką. To nie był żaden wysiłek i wiesz. To
pewnie widać. Widać tą radość z muzyki. Ludzie chcą słuchać tej płyty i to
napawa mnie wielkim szczęściem.
- Naszego Facebooka
zalewają pytania o ślub i Toma. Zdradź rąbka tajemnicy. – Scarlett
roześmiała się i przytaknęła. Nie trzeba było drugi raz prosić.
- Tom jest
fantastycznym mężem. Nie mogłabym być szczęśliwsza. Żyjemy sobie na naszej
kolorowej chmurce, nie rozstajemy się, ani na chwilę. Promocja naszych albumów
jest tak ustawiona, abyśmy podróżowali wspólnie, w trasę też jedziemy razem.
Nie sądziłam, że może być tak dobrze.
- To piękne. Życzę
wam szczęścia. A propos trasy. Wiesz, że wyprzedaliście wszystkie terminy?
Każdy chce zobaczyć Scarlett i Tokio Hotel na jednej scenie.
- Jestem wdzięczna
fanom, że z takim entuzjazmem przyjęli ten zabieg. Podwójny koncert zwiększa
koszty i troszkę się tego obawialiśmy, ale mamy cudownych fanów. Są z nami i
przyjmują nasze pomysły.
- No tak, bo twoi
fani nie muszą być fanami Tokio Hotel i odwrotnie.
- Dokładnie – uśmiechnęła
się. Splotła dłonie, a na serdecznym palcu błysnęła obrączka. – Jednak nie mogliśmy nie skorzystać z tej
okazji. To światowe tournée. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i
zaplanowaliśmy prawie roczną trasę po całym świecie. To nie udałoby się,
gdybyśmy mieli się rozdzielić. To będą wspaniałe show. Każdy, kto kupił bilet
nie będzie zawiedziony.
5. października
2015, Berlin
Poranne, jesienne słońce wdzierało się do salonu w
apartamencie Scarlett i Toma. Było wyjątkowo ostre, co sugerowało mroźny
poranek. Jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało. Tom zaparzył kawę i
popijając własną podał kubek żonie. Odłożyła kosmetyki i przyjęła go z
wdzięcznością. Jak na młode małżeństwo przystało, nie sypiali zbyt wiele nocami,
więc tego ranka wciąż byli jeszcze senni. Czekał ich jeden z ostatnich wywiadów
promujących Masterpiece i Kings of suburbia. W zasadzie to był
wywiad promujący ich dwoje, ponieważ miał odbyć się bez udziału Billa, Gustava
i Georga. Była to jedna z ostatnich części nagrywania materiału dla kanału E!.
Dzień wcześniej kamera gościła w domach rodzinnych Scarlett i Toma, a po
nagraniu wywiadu mieli pokazać swoje mieszkanie. Bliscy opowiadali o nich,
wspominali, pokazywali zdjęcia. Ich historia wzbudzała jeszcze większe emocje,
odkąd w jednym z wywiadów wyszło na jaw, że Scarlett była fanką Tokio Hotel.
Zaczęto domagać się, żeby opowiedzieli ją od początku do końca. Zgodzili się,
co im szkodziło? Jako, że był już październik, Scarlett wystroiła się w
granatowe jeansy i wpuściła w nie beżową mgiełkę w statki, która nie była aż ta
mocno przejrzysta. Włosy zostawiła rozpuszczone, żeby kręciły się delikatnie.
Zrezygnowała z wielkiego makijażu i pomalowała tylko rzęsy. Wiedziała, że ekipa
poprawi, co trzeba. Tom dostosował się i sam założył jeansy w tym samym
odcieniu, swoje ulubione czerwone Nike i czarną koszulę, której rękawy podwinął.
Tacy byli szykowni.
- Nasz salon wygląda, jak studio jakieś. Chcą uchwycić
słońce, jakieś refleksy, coś tam. Gin ich pilnuje.
- Całe szczęście, bo nie chcę robić później gruntownego
przemeblowania – odpowiedziała, upijając jeszcze jeden łyk kawy. Chwyciła
pędzel i dokonała ostatniej poprawki. Potem pomalowała usta szminką w
naturalnym kolorze. Tom przysiadł na blacie toaletki i przypatrywał się jej
poczynaniom.
- Co zrobimy z resztą dnia? – zagadnął.
- Może odwiedzimy Jess, gdy wróci ze szkoły? A wcześniej
może jakiś wczesny obiad z Billem i Rainie? Możemy kupić coś pod drodze? –
zaproponowała, a Tom się uśmiechnął. Miał bardzo mądrą żonę. Założyła dwie
okrągłe bransoletki na nadgarstek. Wyglądały, jakby były ze starego, brudnego
złota, a potem wsunęła na palec pierścionek zaręczynowy i obrączkę. Nosiła je
na jednym albo zaręczynowy przekładała na lewą rękę. Bardzo mu się to podobało.
Zerknął na swoją dłoń i uśmiechnął się do siebie. Czasem wciąż to nie wierzył.
Scarlett przyłapała go na tym, jak szczerzył się do siebie. Wiedziała, o czym
myślał, bo sama czasem robiła to samo. Wstała z krzesełka i stanęła przed nim.
Odstawiła jego kubek i objęła go za szyję. Zbliżyła się, stając między jego
nogami, a on objął ją w talii. Popatrzyła mu w oczy i pocałowała go krótko.
- Podoba mi się to, jacy jesteśmy szczęśliwi.
- To całkiem miłe – rzekła, nim znów go pocałowała. Miłe
było, gdy trzymał ją tak blisko, czuł jej zapach i mógł być przy niej, gdy nic
im nie zagrażało.
- Jesteś pewna, że musimy tam iść? – uśmiechnął się
cwano, a Scarlett pokręciła tylko głową. Muskała palcami jego kark, przytulała
się do niego, całowała go tak słodko, a on miał zejść na dół i udzielać
wywiadu?
- Jestem pewna, że jak udzielimy genialnego wywiadu, to
później możemy wynagrodzić się za to.
- Mamy umowę – mruknął, całując ją znów i uszczypnął
Scarlett w pupę. Zrobiła wielkie oczy, co w jej wypadku robiło niezłe wrażenie
i poklepała go po policzku. A potem przytrzymała się jego ramienia, żeby wsunąć
stopy w louboutiny. Czerwone, a jakże.
- Macie przepiękne
mieszkanie – po wszystkich uroczych wstępach, Scarlett i Tom siedzieli na
sofie w salonie. Ich splecione dłonie spoczywały na udzie dziewczyny, a
pierścionki pięknie połyskiwały w świetle. Meble nieco przestawiono, więc mieli
za plecami widok na Berlin o poranku. –
Dziękuję, że zdecydowaliście się zaprosić nas tutaj. – Oboje uśmiechnęli
się sympatycznie. – To dosyć specyficzna
rozmowa. Nie będę pytała was o muzykę, przynajmniej nie od razu. Chcę zapytać
was o waszą historię. W mediach huczy od plotek i spekulacji. Wiem, że
poznaliście się w jakimś klubie, ty śpiewałaś, a Tom słuchał. Mówiliście o tym
ogólnikowo, nikt się nie zagłębiał, bo zawsze wokół was krążyła jakaś sensacja.
Dlatego proszę, opowiedzcie, jak to wyglądało naprawdę.
- Maleńka? –
zagadnął Tom, spoglądając na żonę. Delikatnie gładził kciukiem wierzch jej
dłoni. Skinęła głową, uśmiechając się do niego. – Poznaliśmy się w Vanilientraum, to lokal niedaleko centrum, bardzo
przyjemna klubokawiarnia, idealna dla kogoś, kto chciał się ukryć. Trafiłem tam
przypadkiem. Usiadłem przy stoliku i zobaczyłem Scarlett. Nie masz pojęcia, jak
pięknie wyglądała – przerwał zerkając na nią z czułością, odwzajemniła
gest. – Była tak zjawiskowa, że aż
nierzeczywista. Od samego początku wiedziałem, że to nie jedna z tych
dziewczyn, które miałem. Wiedziałam, że ona jest inna, więc starałem się
trzymać z dala od niej, ale nie udało mi się, bo byłem zbyt słaby. Miałem
wtedy… - zawiesił głos, a Scarlett popatrzyła na niego zaskoczona. Nie
sądziła, że będzie aż tak szczery. Mocniej ścisnęła jego rękę. – Miałem wtedy problemy z alkoholem. Byłem
załamany po rozstaniu z moją pierwszą miłością, nie radziłem sobie z prędkością
życia w trasie i bardzo się pogubiłem. Scarlett mnie uratowała. Nie chciała
niczego w zamian, tylko twardo robiła swoje. Kłóciła się ze mną, wytykała mi
moją słabość. Miała rację, co do wszystkiego, a nawet mnie nie znała. Przypominała
mi, że jestem człowiekiem, a nie idolem z plakatu. Denerwowała mnie, wkurzała
mnie niesamowicie, ale nie potrafiłem przestać tam chodzić. Musiałem słuchać,
jak śpiewała. Chciałem, żeby krytykowała mnie za kolejną whisky, którą zamawiałem.
Ona mnie uratowała, złapała mnie, gdy upadałem, a potem ochroniła mnie przed
samym sobą. Była taka zdeterminowana, zaprogramowana na pomoc mnie. Nie zważała
na to, że nie byłem miły. Kiedy Bill ją poznał, pokochał ją jak siostrę, uznał
za swojego sprzymierzeńca i już nie było zmiłuj. Zawzięli się, żeby mnie pozbierać
i udało im się. Wtedy… - popatrzył jeszcze raz na żonę, a ona uśmiechnęła
się w odpowiedzi. – Wtedy umarł tata
Scarlett. Okazało się, że ona potrzebowała mnie, więc starałem się robić
wszystko, żeby być dla niej wystarczająco dobrym. Poczułem, że jestem
potrzebny, że mogę zrobić coś dobrego i to było najlepsze lekarstwo.
Uświadomiłem sobie, że to, co czułem do tamtej dziewczyny, to było nastoletnie
zauroczenie, nic więcej. Starałem się być dla Scarlett. Odstawiłem alkohol i
nocne wyjścia, nie było nikogo poza nią. Zauważyłem, że zakochuję się w tej
niepokornej dziewczynie. Nie było nam łatwo, ale leczyliśmy się wzajemnie. Mieliśmy
trudne chwile, ale tych dobrych było znacznie więcej. W międzyczasie Scarlett
otrzymała propozycję nagrania płyty. Tu muszę dodać, że żaden z nas nie wstawił
się za nią. Swój sukces zawdzięcza tylko swojej ciężkiej pracy. – Podkreślił
stanowczo. – No i zaczęło się to całe szaleństwo związane z
gromadzeniem materiału, produkcją, promocją. Postanowiliśmy wybudować dom, a
potem niespodziewanie okazało się, że Scarlett była w ciąży. To było dla nas
jak cios z cegły w drewnianym kościele – roześmiał się, a żona mu
zawtórowała. Kiedy nie podjął wątku
od razu, zaczęła mówić.
- Byliśmy totalnie
przerażeni. Miałam tylko dziewiętnaście lat, nagrywałam płytę, zaczynaliśmy
wspólne życie, a tu bach. Dziecko.
- Jakim cudem udało
wam się ukryć przed mediami, przecież Tom był w tamtym czasie bardzo popularny.
Który to był rok?
- Poznaliśmy się w
dwa tysiące ósmym, w dwa tysiące dziesiątym nagrywałam, zaszłam w ciążę i
budowaliśmy dom – wyjaśniła.
- Ciężko mi
powiedzieć, jak udało nam się utrzymać związek w tajemnicy? Staraliśmy się nie rzucać
w oczy. Czasem korzystałem z auta ochrony, czasem Bill jechał gdzieś moim
autem, żeby ściągnąć uwagę na to miejsce, ale generalnie byliśmy mocno
zdyscyplinowani. Zależało nam na prywatności, a w tamtym okresie niektórzy
dawali nam się we znaki. Może wiesz, ale ktoś włamał się do naszego studia w
Hamburgu, zdemolował je i ukradł stamtąd nawet naszą bieliznę. Monitoring
zarejestrował grupę nastolatek, która już wcześniej nam się naprzykrzała. Dlatego
nie chciałem, żeby ktoś dokuczał Scarlett. Zdecydowaliśmy się zachować nasz
związek w tajemnicy, ale ciąża zmieniła ten plan. Dziecko Scarlett, wschodzącej
gwiazdy, nie mogło być bez ojca.
- Kolejna sprawa,
skoro ja także byłam już popularna, to trudno było nam się chować. No i
dorośliśmy do tego, żeby wiecznie szukający miłości członkowie Tokio Hotel,
wreszcie ją znaleźli. Zwłaszcza, że wszyscy byli w związkach. Okazało się, że
fani także do tego dojrzeli, co było dla nas wspaniałe, bo bardzo zależało nam
na ludziach, którzy odbierają naszą muzykę.
- Było
fantastycznie, co tu dużo mówić. Scarlett opanowała radio, telewizję i
Internet. Objawiła się światowi muzycznemu. W dodatku prywatnie układało nam
się wspaniale. Dokończyliśmy budowę domu, powitaliśmy na świecie cudownego
synka…- tu głos się Tomowi nieco
załamał. Starał się być twardym, ale cała ta historia obudziła w nim wiele
emocji.
- Liam był
wspaniały. Jestem tak samo obiektywna, jak każda matka, ale taki był… -
westchnęła. Gula ściskała jej gardło, ale to nic złego. Opowiadała o swoim
syneczku. Miała prawo do wzruszeń.
- Niestety
zawaliłem. Choć wszystko układało się pomyślnie, to cóż… dopadła mnie przeszłość
i zamiast podzielić się nią ze Scarlett, trzymałem ją w tajemnicy. Krótko potem
odszedł Liam i zaczęliśmy się od siebie oddalać. Nawarstwiło się zbyt wiele
spraw, z którymi nie daliśmy sobie rady.
- Zostawiłam Toma
samego. Weszłam do swojej skorupy i zostawiłam go w całym tym cierpieniu, więc
on… stał się podatny na wpływ przeszłości.
- Wtedy pierwszy
raz spotkałem Davida. Choć jego mama twierdziła, że on nie może być moim synem,
to ja i tak wiedziałem. Nie umiałem sobie z tym poradzić. Straciłem jednego
syna, a tu pojawił się kolejny. Między mną, a Scarlett zaległa cisza, a Lena,
mama Davida była dla mnie dobra. Znów się zgubiłem. Znów przez tą samą kobietę.
Zostawiłem Scarlett i pozwoliłem na to, żeby zbliżyli się do niej inni. Ona
przestała wierzyć mnie, a ja jej. Pojawiło się wiele niedomówień, niepewności.
Rzeczy wydawały się innymi, niż były i cóż…
- Rozstaliśmy się w
bardzo dramatyczny sposób. Choć to nie do końca było rozstanie. Po prostu
nakrzyczeliśmy na siebie i każde z nas poszło w swoją stronę, nie odwracając
się na do tego drugiego.
- My nie
rozstaliśmy się tak naprawdę. Wydawało nam się, że tak było. Nie uratowaliśmy
się nawzajem i to doprowadziło do tych rzeczy. Złamaliśmy swoją najważniejszą
obietnicę. – Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się delikatnie. To tylko
przeszłość, nie mogła drugi raz zranić.
- Przeżyliśmy
niemal trzy lata próbując żyć. Krzyczeliśmy na siebie, wypominaliśmy sobie
złości, byliśmy pełni żalu i pełni tęsknoty, bo nic nie było w stanie wypełnić
tej pustki. Wydawało nam się, że ruszamy dalej, ale wciąż wracaliśmy do punktu,
w którym skończyliśmy. Ta miłość nie wygasła, choć staraliśmy się, żeby
zniknęła. To Tom miał odwagę przyznać, że wciąż mnie kocha. Gdyby nie on,
pewnie mijalibyśmy się tak do tej pory.
- Kilka miesięcy
zbierałem się na odwagę, aż wreszcie wykorzystałem okazję i odwiedziłem
Scarlett w jej urodziny. To zapoczątkowało proces naszego wracania. Wprawdzie
spotykała się wtedy z kimś, ale nie poddawałem się. Wyczuwałem, że w jej życiu
działo się coś złego. Byłem pewien, że nie chodziło tylko o Jessicę. Bo kiedy
ona została uratowana, Scarlett wciąż była przerażona. Żyła w lęku, ponieważ
była prześladowana przez Jima Felstona, o czym powszechnie wiadomo.
- Tym razem to Tom
uratował mnie. Gdyby nie on, nie miałabym odwagi stawić czoła zagrożeniu.
Przypomniał mi, kim jestem, przypomniał mi jaką kobietą jestem. Dzięki niemu to
wszystko stało się łatwiejsze. Mieliśmy nowy początek. Wróciliśmy, choć
przecież nigdy nie odeszliśmy. Daliśmy sobie szansę i to było najlepsze, co
mogliśmy zrobić. Wszyscy o nas wiedzieli, więc mogliśmy chodzić na randki, na
spacery i do kina. Wcześniej tego nie robiliśmy z obawy o to, że ktoś nas
rozpozna. Teraz przekonałam, jaki Tom jest romantyczny – uśmiechnęła się
szczęśliwa, przytulając głowę do ramienia męża. Puchł z dumy. Kaulitzowy
uśmieszek wrócił na miejsce. Pocałował ją w czoło. Niech mają.
- Dostaliśmy życie,
jakie zawsze chcieliśmy mieć. Jim został złapany, Scarlett pokonała swoje
demony, zaczęliśmy planować ślub, robiliśmy wspólnie muzykę. Nie mogłoby być
lepiej.
- Żyjemy w
kolorowej bańce i mam nadzieję, że długo tak zostanie.
- Wow, piękna
historia. Chyba nikt nie spodziewałby się, że przeszliście tak wiele. To
wspaniałe, że po tylu trudnych chwilach potrafiliście ze sobą porozmawiać,
schować dumę do kieszeni i dać sobie szansę. To cudowne. Pokazujecie, że
jesteście jedną z tych par, która naprawia to, co zepsute, a nie wymienia
model.
- Nie ma lepszego
modelu, niż Scarlett – stwierdził, po czym uniósł ich splecione ręce i
ucałował dłoń Scarlett.
- Pięknie się na
was patrzy. Wspomniałeś o swoim synu, czy masz z nim dobrą relację? Jest
częścią waszej rodziny? – potwierdził skinieniem.
- Kocham Davida tak
bardzo, jak tylko ojciec może kochać swojego syna. Mieszka ze swoją mamą, więc
nie mogę widywać się z nim tak często, jak bym chciał, ale bardzo staram się
nadrabiać stracony czas. Bardzo związał się z bratankiem Scarlett. Chyba rosną
na fajnych przyjaciół. Stał się częścią całej naszej rodziny, nie tylko naszej
dwójki.
- David to
wspaniały chłopiec. Jestem szczęśliwa, że Tom go ma – dodała, chcąc uniknąć
wszelkich spekulacji. No i taka była prawda.
- Czyli, gdyby
powiedział ci o nim od razu…?
- Tak, istnieje
duża szansa, że nie rozstalibyśmy się. Jednak wydaje mi się, że oboje byliśmy
tak bardzo zagubieni, złamani życiem, że…nie wiem, czy bylibyśmy dziś razem.
Jestem skłonna wierzyć, że ten czas, który spędziliśmy osobno, był nam
potrzebny na zagojenie ran.
- A Jessica? Czy
jest częścią waszej rodziny?
- Jak najbardziej.
Wspólnie ustaliliśmy, że na razie z nami nie zamieszka. Nie jesteśmy jej
rodzicami, adopcja nie jest właściwym wyjściem. Zapewniliśmy jej najlepsze
warunki, na jakie można sobie pozwolić. Dbamy o nią, spędza z nami możliwie,
jak najwięcej czasu. Kiedy osiągnie pełnoletność zdecyduje, czy chce zamieszkać
z nami, czy rozpocząć samodzielne życie.
- Jesteście piękni.
Mówię to z całą odpowiedzialnością płynącą z tych słów. Pięknie zewnętrznie,
ale także wewnętrznie. Można was podziwiać za to, jak poradziliście sobie z
życiem. Czy Jim Felston już wam nie zagraża?
- On nazywa się
Mike Miller – odparła twardo Scarlett. –
I jest tam gdzie jego miejsce, czyli na oddziale zamkniętym. Zniknął z naszego
życia i nie zasługuje nawet na to, żeby o nim wspominać.
- Nagraliście
świetne, powiedziałabym, że przełomowe albumy. Jesteście najgorętszą parą show-businessu,
nie schodzicie z pierwszych stron gazet. Wasz ślub był wydarzeniem roku. Jedziecie
w wielką światową trasę. Jak to się robi?
- Trzeba być
Scarlett O’Connor i Tomem Kaulitz.
- Nie przyjęłaś
nazwiska męża?
- Oczywiście, że
przyjęłam. Jestem Scarlett Kaulitz, jednak swoją twórczość zamierzam markować
panieńskim nazwiskiem. Jesteśmy dwoma niezależnymi artystami i chcę, aby tak
zostało.
- Porzuciliśmy
wszelkie pozory. Wszystko, co robimy jest szczere i z serca. Przestaliśmy
udawać, próbować dopasować się do wymagań. Nie kłamiemy na potrzeby opinii
publicznej, nasza muzyka pochodzi z pasji, serca i zaangażowania. Życie jest
jedno, jeśli teraz będziemy próbowali żyć, czymś co nie jest nasze, to
zmarnujemy czas.
- To wielka
przygoda. Mało kto ma szansę taką przeżyć. Zwiedzimy cały świat. Razem z
dyrektorem artystycznym naszego tournée i menagerami zaplanowaliśmy wszystko
tak, żebyśmy mogli odwiedzić prawie sto pięćdziesiąt miast. Nasza trasa zaczyna
się końcem października, a kończy we wrześniu.
To prawie rok w
trasie. Kilka dni przerwy robimy tylko na święta i Nowy Rok, a w międzyczasie
będziemy obywatelami świata i kilkudniowe przerwy zorganizujemy w kraju, w którym
akurat będziemy. To wielkie wyzwanie.
- Nie możemy się
doczekać. Wprawdzie część z tych miast już znamy, ale nigdy nie mieliśmy okazji
ich zwiedzić. Tym razem chcemy znaleźć chwilę na obejrzenie miejsc, w których
będziemy grać.
- Mamy szczęście.
Nie tylko dlatego, że mamy siebie. Choć to największe błogosławieństwo, ale
poszczęściło nam się, bo żyjemy z pasji. To wielki dar i nie chcemy zmarnować
ani chwili.
*
Miami, Tampa, Orlando, Atlanta, Nashville, Memphis, Nowy
Orlean, Bossier City, Houston, Dallas, Albuquerque, Tucson, Phoenix, San Diego,
Glendale, Anaheim, Los Angeles, Las Vegas.
Orlando
Niewiele ponad metr
sześćdziesiąt wzrostu, niebieskie oczy i blond włosy. Można rzecz – maleństwo,
ale każdy kto słyszał ją choć raz, wie, że to demon sceniczny. Ta dziewczyna ma
głos, jak dzwon, energię jak rakieta. Założę się, że jednym spojrzeniem
ustawiłaby batalion wojska. Jest niesamowita. Tacy ludzie rodzą się bardzo,
bardzo rzadko. Uwielbiam jej słuchać. O Tokio Hotel usłyszałem dzięki niej. Nie
wiedziałem, że są z Niemiec. To fajnie, że ktoś z Europy się tak przebił. Razem
robią świetne show i chyba kupię bilet na przynajmniej jeszcze jeden koncert.
Anthony
Nowy Orlean
To miasto jest
dosyć specyficzne dla muzyki. Kojarzy się ze starym, dobrym jazzem. To miasto
jest przesiąknięte starą, dobrą muzyką. W co drugiej knajpie gra jakiś
niespełniony muzyk. Panuje tutaj specyficzna aura i lubię tu wracać. Zrobiłam
to po raz kolejny, żeby usłyszeć na żywo Scarlett O’Connor. Jej nowa płyta
perfekcyjnie oddaje klimat tego miasta. Ona potrafi zaśpiewać tak, że czujesz
się, jakbyś siedziała w klubie lat dwudziestych. Niesamowite. O Tomie i Tokio
Hotel już słyszałam. To dwie różne strony muzyki, ale chętnie przekonam się,
jak brzmią.
Savannah.
Anaheim
Jestem
niepocieszona, że Tom się ożenił. Jest taki słodki. Kiedyś spotkaliśmy się po
ich koncercie w Stanach, w jakimś klubie. Był bardzo miły. No i na żywo wygląda
sto razy lepiej, niż na zdjęciach. Scarlett ma fart. Jest piękna i
utalentowana, ale kurczę. Łudziłam się, że Tom zostanie wolny… Pocieszam się
podwójnym koncertem, bo to naprawdę fajna sprawa. Jestem fanką Tokio Hotel od
ośmiu lat. Uwielbiam ich. Nowa płyta jest genialna. „Love who loves you back”
to mój numer jeden.
Cindy
- Jak definiujesz
szczęście?
- Tego pytania się
nie spodziewałem. Zazwyczaj pytacie, jak podoba się miasto, jak lot, jak trasa,
jak życie. Nie mam gotowej odpowiedzi, ale moje szczęście siedzi obok, więc nie
muszę niczego wymyślać.
- To jest mąż idealny.
Sam widzisz. Nawet, gdybym była paskudna, to on i tak ci tego nie powie.
- Jesteście słodcy,
jak wata cukrowa. Czy w środku show-bussinesu nie powinno być jakichś dram?
The Late Show with
Jimmy Fallon, Scarlett i Tom
- Kiedy daliśmy
sobie drugą szansę, obiecaliśmy sobie, że nie będzie sobie słodzić i obiecywać,
ale to takie trudne, kiedy na każdym kroku ktoś pyta nas, jak nam się wiedzie.
Jesteśmy obrzydliwie szczęśliwi, spełniamy marzenia i żyjemy pełną parą. Jak
powiedzieć to, żeby nie brzmiało tak radośnie? Mam zmienić głos?
Wywiad dla VH1,
Scarlett
-To jest moja żona.
Nie sądziłem, że będę tak bardzo lubił powtarzać to słowo, ale wierz mi, płynie
z niego samo dobro. Polecam małżeństwo każdemu. Ma same plusy. Jeśli wiesz, że
to ta jedyna – nie wahaj się, bo jeszcze ktoś ci ją sprzątnie sprzed nosa.
Scarlett jest jedyna i niepowtarzalna. Jest moim jedynym właściwym wyborem i z
pełną świadomością dokonuję go codziennie. Do końca życia.
Wywiad dla iHeart
Radio, Tom
19. listopada 2015,
Las Vegas
Od ponad godziny hala zapełniała się ludźmi. Scarlett
zerknęła przez kotarę i wydawało się, że każde miejsce było zajęte.
Niesamowite. Technicy podpinali sprzęt, dokonywali ostatnich poprawek. Zaraz
miał wyjść support. Jack sprawdzał swoją gitarę, pogawędziła z nim tylko chwilę,
nie chcąc przeszkadzać. Wszystko musiało być gotowe, bo później nie będzie już
czasu na wiele poprawek. Tym razem show otwierało Tokio Hotel. Ona miała
jeszcze czas. Gustav sprawdzał coś przy bębnach, jak zawsze skupiony i
spokojny. Przeszła długim korytarzem do pomieszczeń socjalnych. Bill się
rozśpiewywał, a Georg rozmawiał z Liv przez telefon. Ostatni spośród czterech
wspaniałych gdzieś zaginął, więc spodziewała się znaleźć go w swojej
garderobie. Nie myliła się. Siedział rozwalony na kanapie i zajadał jej skittelsy.
- Co moje to twoje – zagadnęła, zamykając drzwi.
Uśmiechnął się szeroko, nim wsypał do ust garść cukierków. Jeszcze się nie
przebrał. Tom miał czas, jak zawsze. Zlustrował ją od stóp po czubek głowy.
Miała na sobie tylko bluzę Toma i bieliznę, ale o tym drugim nikt nie musiał
wiedzieć.
- Georg zaczął sapać do słuchawki, więc musiałem wyjść.
Bill jest w swoim transie, bo to w końcu Las Vegas – zapiszczał. Scarlett
usiadła na oparciu kanapy, a Tom objął ją ramieniem w talii.
- Jak było na meet and greet?
- Fajnie, ale ludzie pytali o ciebie dużo.
- Wydaje mi się, że powinniśmy organizować jedno
spotkanie, bo niektórzy są moimi i waszymi fanami. Muszą zdecydować, gdzie iść.
- Pogadam z Davidem po koncercie – mruknął, wtulając się
w brzuch Scarlett. Wydawał się senny, co przed koncertem raczej nie było
wskazane. Położył dłoń na jej udzie i wsunął ją pod bluzę. No i cóż. Obudził
się. Poderwał się, zerkając podejrzliwie
na Scarlett. Roześmiała się, a on wsunął dłoń głębiej, rejestrując obecność
koronkowych fig. Łypnął na swoją całkiem zadowoloną żonę i błyskawicznie
rozpiął zamek bluzy, po czym zanotował obecność koronowego mgiełkowego
biustonosza. – Czy ty chcesz mi powiedzieć, że paradowałaś tak po hali? Naga? –
poderwał się na kolana i ukląkł przed Scarlett. Uniosła brwi, spoglądając na
niego z powątpiewaniem.
- Mężu, miłości mojego życia, kocham cię z całego serca,
ale jakiś wybitnie bystry to ty nie jesteś – odparła spokojnie, spoglądając w
oczy rzeczonego męża. – Sam rozebrałeś mnie, jakieś dziesięć sekund temu.
- Nie masz nic pod tą bluzą – stwierdził.
- Kiedy była zapięta i szczęśliwa, nikomu nawet przez
myśl nie przeszło, żeby podejrzewać mnie o nagość, a poza tym, mam bieliznę.
Tylko ty masz takie dzikie myśli, zboczku – uśmiechnęła się znacząco, trącając
Toma palcem w tors. Zamarł na moment i była przekonana, że słyszała, jak
trybiki w jego głowie zaczynały pracować. Na jego usta powoli wpłynął bardzo
zadowolony uśmiech. Wyglądał jak kocur, który upolował tłustą mysz. Scarlett
wywróciła oczami i zrzuciwszy japonki ze stóp podeszła do lustra, żeby poprawić
włosy. Przypadkowo zsunęła z ramion bluzę. W odbiciu obserwowała, jak Tom przez
moment kontemplował ten fakt, żeby zaraz w tempie godnym Flasha znaleźć się
przy niej. Bez większego trudu odwrócił ją przodem do siebie i przyparł ją do
ściany. Poczuła jej chłód, który przeszył ciało Scarlett, aż po koniuszki
nerwów. Pocałował ją mocno, napierając na nią ciałem, przez co jeszcze bardziej
czuła zimno bijące od muru. Zsunęła majtki, a potem zmusiła go do zdjęcia
koszulki i bez większych wstępów zaczęła rozpinać jego spodnie. Całował ją bez
przerwy, pomagając jej z klamrą paska. Niechcący ugryzła go do krwi, gdy
zaczęli śmiać się, wyplątując się z nogawek jego spodni. Wyjdzie na scenę ze
spuchniętymi ustami. Na pewno nikt nie zauważy. Jednak to nie miało teraz
wielkiego znaczenia. Objęła go za szyję, drapiąc paznokciami kark. Zamruczał,
niczym rasowy kocur. Złapał ją w talii i bez większego trudu podniósł do góry.
Oplotła go nogami w pasie, gdy całowali się tak bez ustanku. Zsunął z jej
ramienia ramiączko stanika i ścisnął jej pierś. Dotykał jej, muskał, pieścił,
póki nie jęknęła. Nie musiał zbyt długo czekać. Przytuliła się do niego,
pocałowała w ramię, gdy przyparł ją mocniej do ściany. Znalazł się w niej;
gwałtownie, mocno, szybko. Ugryzła go w ramię, trzymała się mocno, a on mocno
ją kochał. Spadła ramka z czyimś autografem i uderzył się w kolano. Scarlett
obtarła pośladek. To nie miało znaczenia, kiedy pierwsza była ona, a zaraz po
niej on. Wsparł się na ścianie, jakby tylko ona mogła go teraz utrzymać.
Pocałowała jego ramię, a potem nabrzmiałą wargę. Po chwili postawił ją na
podłodze. Popatrzyła na swojego męża i uśmiechnęła się.
- Podam ci lód – odparła, klepiąc go w pośladek i
odeszła, niemal nago paradując po pokoju.
- Myślę, że powinniśmy tak ochrzcić każdą garderobę, w
każdym mieście – powiedział, gdy już leżał rozwalony na kanapie, w bardziej
kompletnym stroju, a jego zaradna żona, również odziana, chłodziła jego usta
lodem i scałowywała krople wody ze stopionej kostki.
Oakland, San Francisco, Sacramento, Salt Lake City,
Portland, Seattle, Vancuver, Calgary, Edmonton, Winnipeg, Omaha, Minneapolis,
Milwaukee, Chicago, Detroit
Portland
To było najlepsze
show, jakie kiedykolwiek widziałem. Zaczęło się niewinnie: klimatyczna muzyka, scena
w stylu vintage, oldschoolowe aranżacje. Czułem się jak w latach trzydziestych,
może czterdziestych. Stonowane i grzeczne występy zmieniły się w burleskowe
show, gdy Scarlett weszła na scenę i zaśpiewała cover „Tough Lover”, było
smacznie, ale odważnie i ten jej wokal! Przy „Nasty naughty boy” było mi
naprawdę gorąco! Przeniosła nas do lat sześćdziesiątych, a potem
siedemdziesiątych i czuło się klimat tej wolnej miłości. Jak ona to robi?
Następnie trochę przystopowała, zagrała kilka ballad, dała nam odpocząć, żeby
znów dać czadu grając mocne utwory. Połączyła taneczne brzmienia z mocną gitarą
i to naprawdę dobrze wyszło. To taki jakby mix lat dziewięćdziesiątych i
obecnych. Na koniec nie gra już mojego ukochanego „Fightera”, jego miejsce jest
teraz wcześniej. Jako ostatnią śpiewa „Let there be love”, co jest świetnym
wstępem dla show Tokio Hotel, bo gdy ona kończy, oni zaczynają z Feel it all i
to naprawdę świetny zabieg. Oni robią na scenie wielką imprezę. Brzmią zupełnie
inaczej, niż kilka lat temu i muszę przyznać, że stali się jednym z moich
ulubionych zespołów, a kiedyś ich nie lubiłem. Grają też stare kawałki, ale
„Monsoon” czy „Rette mich” są naprawdę spoko. Polecam każdemu ten koncert.
Warto zapłacić więcej, żeby zobaczyć coś takiego.
Jackson
Chicago
- Dziś w naszym
mieście odbędzie się niebywałe show. Na jednej scenie usłyszymy wybitną
Scarlett O’Connor i jeden z najpopularniejszych niemieckich zespołów – Tokio
Hotel. Koncert już za trzy godziny, ale ja mam przyjemność porozmawiać z nimi
przed tym wielkim wydarzeniem. Dziś są ze mną Scarlett, Bill i Georg.
- Niestety Tom i
Gustav musieli zostać na hali ze względu na problemy ze sprzętem. Są bliscy
rozwiązania, ale nie mogli nam dziś towarzyszyć – wyjaśnił Bill.
- Jak czujecie się
przed występem?
- Zawsze chcieliśmy
wystąpić w Chcago, więc spełniamy kolejne marzenie. To niesamowite –
odpowiedział Georg.
- Ja już grałam w
Allstate Arena i cieszę się, że mogę to zrobić znów. Panowała tu cudowna
atmosfera, a fani stanęli na wysokości zadania. Mieliśmy piękną więź –
dodała Scarlett.
- Co po dzisiejszym
koncercie? Zbliżają się święta.
- Gramy jeszcze w
Detroit, gdzie spędzimy kilka dni, a później wrócimy do domu na święta i Nowy
Rok. Dajemy występ pod Bramą Brandenburską w Sylwestra. Trzeciego stycznia
ruszamy z trasą w Cleveland – powiedziała Scarlett.
- To chyba wasza
najdłuższa trasa, prawda? Żadne z was nie koncertowało tak długo bez większej
przerwy.
- Tak, zazwyczaj
dzieliliśmy tournée na obie Ameryki i Europę. Scarlett grała dużo więcej na
Wschodzie. My odwiedziliśmy tylko Japonię, więc będzie to dla nas bardzo
odkrywcze.
- Tokio zawsze było
waszym marzeniem, prawda?
- Tak –
odpowiedział Bill, uśmiechając się szeroko. –
Cieszę się, że możemy tam wrócić. Zagramy też w Chinach, w Indiach, w Nowej
Zelandii. To niesamowite.
Cleveland, Cincinnati, Columbus, Indianapolis, Saint
Louis, Ottawa, Montreal, Quebec, Pittsburgh, Toronto, Buffalo, Portland,
Boston, Nowy Jork, Filadelfia, Albany, Hartford, Baltimore, Releigh, Waszyngton,
Monterrey, Guadalajara, Meksyk, Cancun.
Pittsburgh
16.01.2016 w
Pittsburghu w Civic Arena odbył się koncert Scarlett O’Connor i Tokio Hotel.
Nie byłoby to nic nadzwyczajnego, bo przecież koncerty odbywają się tam
nieustannie, gdyby nie fakt, że obiekt został wypełniony do ostatniego miejsca.
Artyści zebrali rekordową dla Pittsburgha publiczność, co więcej, bilety
rozeszły się w pięć godzin, a fani artystów wystosowali kilka petycji, by
przyznać miastu kolejny termin. Udało się. 17.01 odbył się drugi koncert,
nieplanowany, gdyż 18.01 artyści dawali występ w Toronto. Dla swoich fanów
zrezygnowali z jakże zasłużonej przerwy pomiędzy koncertami. Spodziewano się,
że drugi termin wyprzeda się w połowie. Ogromnym zaskoczeniem dla organizatorów
był fakt, że ta wielotysięczna hala została po raz kolejny niemal zupełnie
wypełniona. Bilety rozeszły się w dwa dni. Czy to znak, że mamy nowych królów
przemysłu muzycznego? Czy Królowa Scarlett i Królowie Przedmieść skradną tron? Będziemy
śledzić nowiny na bieżąco.
Pittsburgh Tribune-Review
Poza dwoma wolnymi dniami w Portland, trzema w Cancun
koncertowali nieprzerwanie od początku stycznia, aż do końca lutego, kiedy to
Scarlett musiała zamilknąć na przynajmniej trzy dni, żeby pomóc swoim stronom
głosowym się zregenerować. W Sao Paulo grali dwudziestego dziewiątego lutego i
bardzo chcieli, żeby koncert w ten dzień był wyjątkowy. Dlatego Scarlett
zaśpiewała Somebody to love zamiast
jednej z ballad, Tom jej akompaniował. Razem z Billem wykonali October and april, a potem towarzyszyła
mu przy Rette mich. Rejestrowali ten
koncert, żeby częściowo włączyć go do DVD. Pomiędzy koncertami w Sewilli i
Barcelonie spędzili pięć dni w Sant Joan d’Alacant, opalając się, śpiąc do
południa i regenerując siły. Dołączyły do nich Liv, Margo i Rainie. Ta rozłąka
była bardzo budująca dla Margo i Gustava, bo gdy wyjeżdżali w trasę, ich relacje
wciąż były nico nadszarpnięte. Wprawdzie mieszkali znów razem, pracowali nad
naprawą ich związku, ale brakowało im tej bezgranicznej wiary i zaufania, które
mieli na początku. Rocznicę w lipcu spędzili na Costa del Sol w okolicach
Marbelli, ale nie wrócili szczęśliwsi. Za to te miesiące w rozłące okazały się
zbawienne. Nie rozstawali się nawet na chwilę. Całe godziny spędzali spacerując
po plaży albo znikali w swoim pokoju. Być może wszystko powoli wracało do
normy.
Gwatemala, San Salvador, San Pedro Saula, Tegucigalpa,
San Jose, Panama, Bogota, Caracas, Manaus, Brasilia, Rio de Janeiro, Sao Paulo, Porto, La Paz, Lima,
Santiago, Cordoba. Buenos Aires, Montevideo, Johannesburg, Lizbona, Madryt,
Sewilla, Barcelona, Tuluza,
Marsylia, Monako, Montpellier, Lyon, Genewa, Nantes, Paryż, Brighton, Londyn
17. kwietnia 2016,
Londyn, O2 Arena
To był master plan. Wszystko zostało idealnie
przygotowane. Pełna konspiracja. Liv, Margo, Sophie, Julie, Sara i dziewczynki
dwoiły się i troiły, żeby wydobyć z Rainie brakujące informacje w taki sposób,
żeby nie domyśliła się, o co mogło chodzić i udało się. Nadszedł wyczekiwany
siedemnasty kwietnia. Rainie miała za chwilę wylądować na Heathrow. Tom i
Scarlett pojechali ją odebrać, a Bill starał się nie oszaleć. Sama idea ślubu
wymagała odwagi. Przynajmniej w jego odczuciu. Jednak, jeśli miał brać ślub z
kimś, to tą osobą była Rainie. Wiedział, jak bardzo marzyła o tym, żeby zmienić
nazwisko, żeby przestać należeć do tamtego życia. A on chciał dla niej
wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze. Bycie związanym z nią czymś
oficjalnym wydawało mu się dobre, bo gdy będą mieli na siebie papier, to będzie
znak, że należą do siebie, są rodziną w pełnym tych słów znaczenia. Podobała mu
się ta wizja, ale przerażała go też. Przyglądał się Scarlett i Tomowi, więc
wiedział, że ślub nie pogarsza niczego, a wręcz przeciwnie – poprawia wszystko.
Jeszcze nigdy nie grali w O2. Scarlett miała tam koncert podczas obu tras. Nie
przeszkadzało mu, że w tak krótkim czasie zrobiła o wiele większą karierę, niż
oni. Czuł, że wszystko znajdowało się na swoim miejscu.
Powoli przechadzał się pustymi korytarzami. Hala była
ich. W zasadzie zależało mu tylko na scenie. Telebimy miały odtwrzać film
przygotowany przez Liv – historia jego i Ranie na zdjęciach i nagranych
urywkach, które zebrali przez te wszystkie lata. Na całej powierzchni sceny rozłożono czerwony
dywan, tak jak na wybiegu, z którego prowadziły schody w dół, do strefy Golden
Circle, która została wypełniona białymi różami. Pomiędzy kwiatami – przez
środek też rozwinięto dywan. Prowadził do drugiej części płyty, gdzie miało
odbyć się skromne przyjęcie. Na trybunach zamontowano liczne lampy, żeby
stworzyły odpowiedni klimat, dawały delikatne światło. Jako, że płyta była
ogromna, został tam postawiony namiot, który otaczało jeszcze więcej białych
róż. Genevieve, organizatorka ślubów, przeszła samą siebie, tworząc w tej
ogromnej hali przyjemną intymną atmosferę. Dzięki czemu mieli wrażenie
przytulności. W środku znajdowały się stoły dla gości, był też parkiet i
miejsce dla DJ’a. Co strzeliło mu do głowy, żeby brać ślub w hali koncertowej?
Chyba miłość. Chciał dla Rainie czegoś wyjątkowego. Zasługiwała na wszystko, co
najlepsze. Miał nadzieję, że jej się spodoba jego pomysł. Telefon w jego
kieszeni zabrzęczał. Zobaczył wiadomość od Scarlett: Jedziemy na halę. Szykuj się. Wszyscy byli już gotowi. Gnieździli
się w kilku pokojach socjalnych. Przyszła kolej na niego.
Przygotowanie panny młodej do ślubu to wielkie zadanie,
ale jeśli owa panna młoda nie wie, że bierze ślub, to jest to mission impossible. Powiedzieli Rainie,
że Bill ma dla niej niespodziankę i dlatego musieli zawiązać jej oczy.
Przystała na to z ochotą, w końcu mieli swój dzień. Zaprowadzili ją do garderoby
Scarlett, gdzie czekali Simon i Marcela. O tym, że muszą ją umalować i uczesać
także jej powiedzieli. W tym czasie Tom poszedł się przebrać, a Scarlett
umalowała się i poprawiła włosy, które Simon ułożył już z samego rana. Pierwszy
raz miała być świadkiem podczas ślubu, więc wczuła się w rolę. Na tą okazję
kupiła sukienkę w stylu pin-up, w kolorze wiśniowym. Była bardzo dopasowana,
zwężana i w kolano. Miała niewielki rękawek i niezbyt głęboki dekolt w łódkę.
Za to z tyłu głębokie trójkątne wycięcie. Tom nie widział tej sukienki i była
pewna, że padnie, gdy ją zobaczy. Do tego założyła czółenka w kolorze nude, na
pasku i z okrągłym noskiem. Na koniec pociągnęła usta szminką w naturalnym
kolorze. Simon kończył fryzurę Rainie. W rekordowym czasie dwudziestu minut
ułożył jej piękną fryzurę; frywolny, luźny kok, z którego kilka pasm opadło
Rainie na twarz. Wyglądała anielsko ślicznie. Jej prosta sukienka w stylu
vintage i ta fryzura świetnie się uzupełniały. Jako, że nie nosiła zbyt wiele
makijażu, Marcela nie uszczęśliwiła jej na siłę. Podkreśliła jej miodowe oczy i
delikatnie podkolorowała usta, wybierając kilka tonów ciemniejszy błyszczyk,
niż jej naturalny. Umalowanie jej oczu tak, żeby niczego nie zobaczyła nie
należało do najłatwiejszych zadań, ale udało się. Rainie była grzecznym
pacjentem i nie podglądała. Na sam koniec przyszedł czas na sukienkę. Zdaniem
Scarlett była fantastyczna. Bardzo długo wybierały ją z Liv, Julie i Margo.
Ciężko było wpasować się w gust Rainie. Sugerowała się tym, co dowiedziała się
od niej podczas poszukiwań sukni ślubnej Scarlett. Bill także nie wiedział, co
Rainie włoży. Sukienka była z satyny lub atłasu, na podwójnej lekkiej,
podszewce, uszyta na kształt litery A, ale sprawiała wrażenie szerokiej, w
kolorze ecru. Odsłaniała ramiona. Na satynę przyszła warstwa cieniutkiego,
przeźroczystego szyfonu w kolorze białym. Natomiast na górze nałożono warstwę
koronki, która tworzyła też dosyć mocno zabudowane ramiączka i plecy. Miała
piękny, delikatny wzór. Idealny, żeby ukryć blizny Rainie. Górę i dół łączył
satynowy pas, wiązany z tyłu na kokardę, taki jak spodnia warstwa sukienki.
Była skromna, lekka i piękna*.
Buty wybrała Scarlett; koronkowe czółenka od Valentino, w kolorze ciemnego
ecru. Odsłaniały palec wewnętrzny bok stopy. Miały dziesięciocentymetrowy
obcas, jak większość szpilek Rainie, więc nie istniała możliwość, żeby były
niewygodne. Scarlett mierzyła je w swoim rozmiarze i były jej zdaniem
fantastyczne. Gdy pomagała jej się ubrać, Rainie zaczynała się niecierpliwić.
Wydawało jej się podejrzane, że miała założyć długą suknię, skoro był ranek.
No, ale skoro nie rozmawiali z Billem zbyt wiele o ślubie, to nawet nie
podejrzewała jego podstępu. Gdy zapięła ostatni guzik, napisała smsa do Toma,
że wszyscy mają być w gotowości.
- Na pewno nic nie widzisz? – zapytała, gdy pomagała
Rainie założyć czółenka.
- Cokolwiek wymyślił Bill, musi być totalnie szalone.
Umieram z ciekawości, bo totalnie nic nie widzę.
- W takim razie jeszcze chwila zaufania i wiary w swojego
mężczyznę. Teraz razem z Tobym zaprowadzimy w pewne miejsce – uchyliła drzwi i
przywołała ochroniarza.
- Cześć, Toby – przywitała się Rainie, zwracając głowę ku
Scarlett, a nie ku ochroniarzowi. Wymienili uśmiechy.
- Cześć, Rainie. Muszę cię wziąć na ręce, mam nadzieję,
że nie masz nic przeciwko.
- Nie wiem, co mam na sobie, ani tym bardziej jakie buty
mam stopach. Wiem, że są wysokie, więc będzie mi na rękę, że zaniesiesz mnie,
gdziekolwiek się udajemy. Scarlett dopilnowała, żeby suknia nie zaciągnęła się
w żadnym miejscu. Dotarli do kulis, gdzie stało wielkie lustro. Wisiała nad nim
dodatkowa lampa, żeby wszystko było dobrze widać. Toby postawił Rainie i
poszedł powiadomić kogo trzeba. Scarlett poprawiła jej sukienkę. Ułożyła
wszystko jak trzeba i sięgnęła po niewielki bukiet skomponowany z pięknych
kolorowych kwiatów. Był bardzo wiosenny. Stresowała się chyba nie mniej, niż
Rainie, bo to ona była główną odpowiedzialną za jej strój.
- Okej, teraz zdejmę opaskę, ale proszę nie krzycz.
- Nie ogoliłaś mi głowy. Czułabym to, więc zaakceptuję
wszystko. To już się stało, nie skrzywdzi mnie po raz kolejny – odpowiedziała,
a Scarlett zaśmiała się. To dosyć zabawny komentarz do sytuacji. Delikatnie
odwiązała opaskę i cofnęła się o krok. Rainie powoli otworzyła oczy, mrużąc je
po ponad godzinie w ciemności. Stała wpatrując się w swoje odbicie. Była
zszokowana. Była zdębiała. Patrzyła na siebie, na sukienkę i tylko mrugała raz
po raz. Oddychała powoli i Scarlett zaczęła bać się, że jej się nie podoba, że
cały ten ślub będzie niewypałem, że Rainie nie zapamięta go, jako najlepszy
dzień w swoim życiu.
- Rainie?
Rainie nie wierzyła w to, co widziała. Miała wrażenie, że
śniła, że zasnęła z zawiązanymi oczami. Niepewnie dotknęła materiału sukni.
Taki miły w dotyku, taki delikatny. Starała się oddychać. Starała się nie
płakać. Ona, Rainie, była taka piękna? Idealna sukienka, idealnym makijaż,
idealna fryzura.
Powoli okręciła się wokół własnej osi. Jak to możliwe?
Była taka piękna. Sukienka lepsza, niż mogłaby sobie wymarzyć. Bill zaplanował
ślub w tajemnicy? Jak mu się to udało będąc w trasie od tylu miesięcy?
Popatrzyła na Scarlett, która wpatrywała się w nią z przerażeniem.
- Jeśli ci się nie podoba zamówiliśmy jeszcze trzy
sukienki, na pewno któraś będzie dobra – słysząc to, uśmiechnęła się i po
prostu ją uściskała. – Podoba ci się? – wydawała się być zdziwiona.
- To ty ją wybrałaś?
- Razem z Liv, Margo i Juls, ale ta to moja faworytka.
- Bill zaplanował ślub na scenie? – pytała dalej.
- Wesele też – odpowiedziała, uśmiechając się szeroko.
- Są tutaj wszyscy?
- Nasi najbliżsi. Przylecieli już wczoraj. Jak tylko
odstawiłaś Candy na noc do mamy, to zaraz jechali na lotnisko. Podoba ci się?
Na pewno? – dopytywała, bo przecież wiedziała, jak ważny był ten dzień.
- Jest perfekcyjna – potwierdziła. – Kwiatki też –
wskazała na bukiet, a Scarlett podała go jej.
- Jesteś gotowa, żeby wziąć ślub?
- Nie sądziłam, że to nastąpi tak z zaskoczenia, ale tak.
Jestem gotowa, żeby wziąć ślub z Billem od dnia, gdy tu wróciłam – odpowiedziała,
uśmiechając się szeroko. Tylko on mógłby wymyślić coś takiego. Kto inny
planował wesele w tajemnicy przed panną młodą?
- No to czas najwyższy – Scarlett uściskała ją ponownie.
– Ja wyjdę, a ty za mną, gdy zacznie grać muzyka. Jestem pewna, że będziesz
wiedziała gdzie iść – uśmiechnęła się od ucha do ucha i zniknęła za białą
kotarą. Matt pilnował przejścia i unosił ją, gdy ktoś szedł. Rainie stanęła
ponownie przed lustrem i obejrzała się. Nie miała welonu, to byłoby
irracjonalne w jej sytuacji. Sukienka też nie była do końca biała. Za to we
włosach miała niebieski różowy i biały kwiatek. Coś niebieskiego. Na szyi miała
piękny naszyjnik wysadzany szmaragdami, należał do Simone, a ona miała go od
swojej babci. I kolczyki do kompletu. Coś starego. Uniosła suknię i obejrzała
buty. Wysokie, ale wygodne. Na nodze czuła też podwiązkę. Coś nowego. Nie mogła
być bardziej gotowa. Uśmiechnęła się do Matta.
- Szaleństwo, co? – mężczyzna uśmiechnął się odsłaniając
kotarę. Muzyka zaczęła grać. Piękna melodia Yirumy.
- Powodzenia, Rainie – odparł, gdy postawiła pierwszy
krok. Widok zaparł jej dech. Czerwony dywan i te kwiaty. W tle, na telebimach
wyświetlały się ich zdjęcia. Hala tonęła w delikatnych światłach i kwiatach.
Ani trochę nie przypominała miejsca, gdzie odbywają się mecze i koncerty. Na
scenie znajdowały się krzesełka, na których siedzieli ich bliscy. Wszyscy
uśmiechali się na jej widok. Jej tajemnicza, zdradliwa córka najszerzej.
Podbiegała do niej i uściskała ją.
- Jesteś najpiękniejszą panną młodą, mamo – odparła,
całując Rainie w policzek. – Jestem szczęśliwa, że żyję tyle lat, żeby
zobaczyć, jak wychodzisz na najlepszego faceta na świecie.
- Dziękuję, cukiereczku, ale ja nie mogę płakać –
powiedziała, walcząc ze łzami. Candy roześmiała się i otarła jedną z kącika oka
mamy. Candy miała śliczną miętową sukienkę. Delikatną i zwiewną. Wróciła na
miejsce w pierwszym rzędzie, a Rainie ruszyła dalej. Miała nogi, jak z waty. Co
to się działo? Co ten Bill najlepszego wymyślił. Zatrzymała się pomiędzy
rzędami siedzeń i popatrzyła przed siebie. Na końcu nie bardzo długiego wybiegu
znajdowała się altanka ozdobiona takimi samymi kwitami, jakie miała w bukiecie,
a przed nią stała urzędniczka, Tom i Scarlett, a jakże, ich świadkowie i
oczywiście Bill. Wspaniale prezentował się we fraku. Tak. Bill miał na sobie
frak i koszulę w kolorze jej sukni z ogromnym żabotem. To tak bardzo w jego
stylu. Przypatrywał się jej. Wydawał się zszokowany. Czyżby nie wiedział, jaką
suknię będzie miała? Patrzył na nią urzeczony. Tak jak mężczyzna powinien
patrzeć na kobietę. Tak, jak zawsze pragnęła, by jej mąż patrzył na nią w dniu
ślubu i każdego kolejnego dnia. Muzyka wciąż pięknie grała. Powoli ruszyła
wybiegiem patrząc tylko na swojego przyszłego męża. Czuła się taka piękna, taka
doskonała. Ten dzień nie mógłby wyglądać lepiej. Ich ślub nie mógłby być
lepszy. Zatrzymała się obok niego.
- Jesteś szalony – powiedziała, dławiąc łzy. – Nie mam
żadnej przysięgi.
- Ty jesteś moją przysięgą – odpowiedział i pocałował ją,
choć przecież nie powinien. Czuła, że zaraz rozpłacze się na oczach wszystkich.
Odwróciła się i podała Scarlett bukiet. Jej prawie szwagierka uśmiechnęła się
od ucha do ucha, biorąc od niej kwiaty.
- Witam państwa – zaczęła urzędniczka. Była kobietą po
czterdziestce. Miała schludny szary kostium i krótko ścięte płowe włosy. –
Nazywam się Bernadette Sloan i udzielę państwu ślubu. – Rainie zerknęła na
Billa, uśmiechnął się czule i wyciągnął prawą dłoń. Z radością ją uścisnęła.
Przydało się wsparcie. – Proszę o przedstawienie swoich przyrzeczeń.
- Od dnia, w którym cię poznałem, marzyłem, że kiedyś, w
jakiejś przyszłości zostaniesz moją żoną. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak,
ani kiedy, ale miałem pewność, że to ty jesteś mi przeznaczona. Wtedy wspólna
przyszłość wydawała nam się tylko sennym marzeniem, ale zrobiliśmy to, Rainie –
czule uścisnął jej dłoń, a głos drżał mu z emocji. – Byliśmy cierpliwi,
konsekwentni, nieustępliwi, pełni wiary i nadziei. Dzięki temu dokonaliśmy
niemożliwego. Dlatego przyrzekam ci, że przez resztę naszego wspólnego życia będę
cierpliwy, konsekwentny, nieustępliwy, pełen wiary i nadziei w czynieniu
wszystkiego, co nas umocni. Kocham cię, jak szalony i to jedno nigdy się nie
zmieni. Będę dbał o ciebie, o Candy i o dzieci, które będziemy mieć. Sprawię,
że będziesz szczęśliwa, spełniona i spokojna. Dam ci życie, jakiego zawsze
chciałaś i dziękuję ci, że zdecydowałaś się zostać moją żoną. Nie obiecuję, że
zawsze będzie łatwo, prosto i nieskomplikowanie. Pewnie kiedyś zaczniemy się
kłócić, pewnie popełnię mnóstwo błędów, pewnie coś się zepsuje i okaże się, że
nie żyjemy na różowej chmurze, ale my to znamy. Umiemy radzić sobie z
problemami. Dlatego jestem przekonany, że nasze małżeństwo będzie zgodne i
szczęśliwe. Rainie, ofiaruję ci swoją miłość, wierność i uczciwość. Przyrzekam,
że nie opuszczę cię aż do śmierci. Jesteś wszystkim, co mam i czym jestem.
Należę do ciebie – zakończył, unosząc ich splecione dłonie i ucałował ją. Czuła
się rozbita i nie potrafiła zebrać myśli. Chciała dać mu piękną przysięgę, ale
miała pustkę w głowie.
- Bill – szepnęła, starała się uspokoić. Wzięła głęboki
oddech. – Razem z tobą w moim życiu pojawił się spokój i poczucie
bezpieczeństwa. Od pierwszej chwili ratowałeś mnie każdego dnia. Kiedy nie było
cię przy mnie, myślałam o tobie i to utrzymywało mnie w pionie. Walczyłam za
siebie i za Candy, bo wiedziałam, że gdzieś czeka na nas życie, które jest
dobre. Dziękuję ci, że wyszedłeś na spacer przed siedmioma laty. Dziękuję, że
zatrzymałeś się przy tej smutnej dziewczynie. Dziękuję ci, że się pojawiłeś. Nie
boję się o naszą przyszłość. Kochamy się, wierzymy w siebie i wierzymy sobie
nawzajem. Darzymy się zaufaniem i szczerością. Wspieramy się i dbamy o siebie.
Mamy to. Jednak obiecuję ci, że będę starała się bardziej, będę lepsza, będę
uważniejsza, będę pilniej cię kochać, bo jesteś moim wszystkim. Nie mogę
pozwolić sobie na to, żeby cię utracić, bo wtedy i ja zniknę. Dlatego zrobię
wszystko, żeby nasze życie było dobre. Dziękuję, że kochasz Candy, że dajesz
jej namiastkę ojca i dobry wzorzec. Dziękuję ci za rodzinę, którą dostałyśmy w
pakiecie z tobą. Dziękuję za to, jak mnie kochasz. Dziękuję ci za siedemnastego
kwietnia – odetchnęła, czując jak drżały jej nogi. Cała drżała. Bill uśmiechnął
się do niej. Wyciągnął drugą rękę, a ona chętnie ją chwyciła.
- Na mocy prawa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii
i Irlandii Północnej uroczyście oświadczam, iż małżeństwo zostało zawarte –
odparła poważnie, po czym dodała z delikatnym uśmiechem. – Może pan pocałować
żonę.
Birmingham, Liverpool, Manchester, Sheffield, Leeds,
Carlisle, Durham, Glasgow, Edynburg, Aberdeen, Inverness, Belfast, Dublin, Waterford, Limerick, Amsterdam, Haga, Rotterdam,
Antwerpia, Bruksela, Luksemburg, Zurych, Marsylia, Nicea, Turyn, Mediolan,
Florencja, Wenecja, Rzym, Neapol, Ateny,
Belgrad, Budapeszt, Bratysława, Wiedeń, Innsbruck, Praga, Lwów, Łódź.
Birmingham
-Jeśli Bill znów
się pomyli, musicie mu wybaczyć. – Pierwszy raz w historii istnienia Tokio
Hotel występ został przerwany ze względu na muzyków, niemalże kulających się ze
śmiechu i wokalistę, który zapomniał tekstu. Georg i Tom odpadli jednocześnie.
Gustav starał się ratować sytuację perkusją, ale niewiele to dało. Bill
początkowo improwizował powtarzając refren Dancing
in the dark, jednocześnie starając się dać Tomowi znać, że zapomniał
tekstu. Później improwizował dalej, skłaniając publiczność do śpiewania, ale w
końcu poległ. Nie chciał promptera i nie miał, czym się poratować. Stanął
pośrodku sceny, jak porzucony, oświadczając, że zapomniał tekstu. Liczył, że
Tom zlituje się i zanuci chociaż, ale nie. Może nawet Scarlett wyłoni się zza
kulis i swoim blaskiem olśni ludzi i nikt nie zauważy. Wykukiwała zza kotar,
ale nic poza tym. Ludzie zaczęli krzyczeć, że go kochają i bić mu brawo, a jego
przyjaciele pokładali się ze śmiechu. Tom pierwszy odzyskał kontrolę i zabrał
mu mikrofon i przemówił, co wzbudziło jeszcze większą falę zachwytu. Tom
przecież nie mówił na koncertach nic, poza dziękuję.
– Mój mały braciszek jest trochę
zakręcony – odparł popatrując na Buffalo jego bliźniaka, które czyniły go
wysokim jak wieża. Hala znów rozgorzała brawami, więc kazał mu zejść ze sceny i
się doprowadzić do porządku. Bill natychmiast czmychnął za kulisy, gdzie
czekała Rainie. – Nikt jeszcze o tym nie
wie, ale to dobry moment, żeby zdradzić jego małą tajemnicę, ale musicie
obiecać, że nikomu nie powiecie, okej? – zapytał ze swoim słynnym, cwanym
uśmieszkiem na ustach, a kilkanaście tysięcy powierników tej tajemnicy gorąco
przytaknęło. – Wierzę, że nie wygadacie.
– uniósł ręce w pojednawczym geście. – Otóż
mój mały braciszek przedwczoraj się ożenił. – Na te słowa przez Berclaycard
Arenę przepłynęła fala okrzyków. Ciężko powiedzieć, czy zadowolonych czy
załamanych. – Szok, nie? Też się dziwię,
że Rainie jednak go chciała, bo ja to bym się zastanowił dwa razy. No, ale ja
już jestem zajęty – niby od
niechcenia uniósł prawą rękę pokazując obrączkę, rozcapierzając palce. – Ciężko o drugi taki ideał – błysnął
uśmiechem. – Bill dołączył do
szczęśliwego grona żonkosiów, więc Hagen! – odwrócił się do przyjaciela,
który zdążył przysiąść na podeście dla perkusji. – Bierz się do roboty - wskazał na niego, kierując się szybko w jego
stronę. Georg tylko pokręcił głową i upił łyk wody. – Przepraszam za tą nieplanowaną przerwę. Bill zaraz powinien wrócić, w
końcu ile można uczyć się tekstu własnej piosenki. A tymczasem zagram coś dla
was. – Wcisnął mikrofon w stojak i przestawił go na środek wybiegu. Hala
wrzała od euforii. Gdyby wetknąć tam termometr byłoby z dwieście stopni. Oddał
elektryczną gitarę i sięgnął ze stojaka akustyczną. Usiadł, zniżył mikrofon i
sprawdził gitarę. – Skoro jesteśmy w
temacie w temacie miłości, to może zagram coś romantycznego? Moja słodka żona
gdzieś tam się kręci, niech usłyszy. – W tym momencie hala rozgorzała
jeszcze bardziej, bo Scarlett wtargnęła na scenę. Jako, że była już po swoim
koncercie, przebrała się i miała na sobie jeansy i T-Shirt promujący ich płytę.
Jego twarz dumnie opinała jej pierś. Zauważył. Nie umknęło mu to. Przytuliła
się do jego pleców i pocałowała go w policzek, mówiąc mu na ucho, że Bill
dochodzi do siebie i pamięta tekst. Jednak kazała mu kontynuować z przebiegłym
uśmiechem.
- Ależ ten mój mąż
jest cudowny – westchnęła do jego mikrofonu, skradła mu całusa i zniknęła. Jednak wrażenie, które pozostawiła było
jak zawsze piorunujące.
- No dobrze, to
może skoro moja piękna żona już sobie poszła i jej przy mnie nie ma, to zagram
piosenkę, która oddaje moje uczucia względem tej sytuacji. Maleńka, dla ciebie
zagram „Here without you”.
Aberdeen
Scarlett i Tokio
Hotel robią wrażenie, nawet, gdy im się coś nie udaje. Nagrania z Birmingham
mają wielką oglądalność w Internecie, fani są zachwyceni ich swobodą na scenie,
a ci co romantyczniejsi wzdychają do tej pięknej miłości. Ciekawe, czy dziś w
Aberdeen będzie równie ekscytująco? Koncert rozpoczyna się o dwudziestej, o
dziewiętnastej wchodzi support, a od osiemnastej możecie wejść do hali. Jadąc
do pracy, widziałam spory tłum po areną. Zapowiada się pełna frekwencja. Będę
państwa informować na bieżąco.
Anna Wells, Aberdeen TV
Turyn
Żonaty Bill Kaulitz
wydaje się jeszcze lepszym wokalistą, niż nieżonaty Bill Kaulitz. Koncerty
Tokio Hotel zyskały nową energię, są bardziej na luzie, a muzycy, co widać,
bawią się muzyką i swoją trasą. To miło popatrzeć, że gwiazdy takiego formatu
nie są zepsute sławą i całym tym blichtrem. Scarlett promienieje, Tom
zapatrzony jest w swoją żonę i wspomina o niej w każdym wywiadzie. Bill mógłby
sprzedawać szczęście na kilogramy. A co z Gustavem i Georgiem? Ostatnio
widzieliśmy ich wybranki pod hotelem w Rotterdamie. Szczęście i miłość kwitną,
co odbija się na całym tournée. Co najlepsze – wychodzi im to na dobre.
Bravo Girl, Italy
Po Aberdeen spędzili kilka cudownych dni w Iverness,
gdzie poznawali piękno Szkocji i oddychali świeżym powietrzem. Bill już więcej
nie pomylił tekstu. Przemierzali Europę, a każdy kolejny koncert był lepszy od
poprzedniego. Zmęczenie powoli dawało im się we znaki, ale byli już poza połową
i tak niewiele zostało im do zrobienia. Każdy kolejny postój był coraz bardziej
wyczekiwany. Scarlett była pod nieustanną opieką laryngologa, który pilnował
kondycji jej strun głosowych. Podczas dwóch dni we Wiedniu coś tknęło ją i
odwiedziła lekarza poleconego przez ich lekarza domowego. Zrobiła podstawowe
badania zaniepokojona swoim spadkiem formy. Wiedziała, że była już zmęczona,
ale czuła się inaczej. Dolegliwości były zupełnie inne, niż dotąd, gdy była u
kresu sił. Czuła się tak, jak czuła się już dwa razy. Tym razem nie mogła tego
zbagatelizować. Lekarz potwierdził jej przypuszczenia. W jednej chwili chciała
płakać ze szczęścia i rozpaczy, bo stało się to, czego tak pragnęła i czego się
tak obawiała. Potrzebowała chwili, żeby ochłonąć. Zredukowała swoją aktywność
na scenie. Nie wykonywała żadnych karkołomnych piruetów. Zostawiła te stateczne
elementy choreografii. Na szczęście nie była Beyonce i nie musiała włączać się
w układ do każdej piosenki, żeby wszystko dobrze wypadło. Na swoje szczęście
już nie raz rezygnowała ze swojej części choreografii, gdy czuła się zbyt
przemęczona ilością koncertów. Starała się stosować do zaleceń lekarza i robić
swoje. No i musiała powiedzieć Tomowi. Chciała to zrobić w odpowiedniej chwili.
Dlatego upłynęły dwa tygodnie, nim znaleźli czas dla siebie.
2. lipca 2016,
Polska, Łódź
Już kiedyś grała w Łodzi. Raz w Łodzi, a raz w Gdańsku.
Wolała arenę w Łodzi, choć obu nazw nie potrafiła dobrze wymówić. Scena została
już zbudowana. Pracownicy mieli przerwę, za chwilę miało zacząć się szaleństwo
prób, niepasujących kabli i źle brzmiących instrumentów. Tom, gdy tylko mógł
korzystał z pustej hali. Przechadzał się po obiekcie; po płycie, trybunach,
scenie. Był wtedy cichy i skupiony. Nie myliła się. Zastała go wchodzącego na
scenę. Rozpromienił się na jej widok. A ona czuła się, jakby miała cały świat w
rękach i jakby ten świat jej się wymykał. Marzyła o tym i panicznie się bała.
Czas by dzieliła to szczęście ze swoim mężem. Zatrzymał się na końcu wybiegu,
więc do niego dołączyła. Zaczął się lipiec. Byli małżeństwem od prawie roku.
Prawie rok spędzili w trasie. Przeżyli przygodę życia. Dobrze, że to zrobili.
Miała na sobie jeansowe szorty, luźną koszulkę bez rękawów i japonki, jak na
super gwiazdę przystało. Jej cudowny mąż nie zdecydował się na publiczne
obnażenie łydek, więc grzał się w długich spodniach i podkoszulku. Nie mogła
powiedzieć, żeby mąż w takim wydaniu jej się nie podobał. Ach, te bicepsy. Objęła
go w pasie, a on objął ją. Odchyliła się, wystawiając usta do pocałunku, co
natychmiast wykorzystał.
- Przyszłam ci coś powiedzieć – odparła po chwili.
- Co takiego? – zapytał, przyglądając się jej z
uśmiechem.
- Nie będę owijać w bawełnę, ani używać poetyckich
porównań dobrze?
- Jak najbardziej, chyba, że chcesz się ze mną rozwieść,
wtedy oczekuję poetyckości – odpowiedział, a Scarlett się roześmiała. Spojrzała
w cudowne oczy swojego męża i odnalazła spokój. Byli we właściwym miejscu, we
właściwym czasie. Tak miało być. Tak być powinno.
- Będziemy mieli dziecko – odrzekła spokojnie. Tom
zachłysnął się powietrzem. Zamarł. Przez sekundę martwiła się, czy jej nie
upuści, więc trzymała się mocno. Dała mu czas na przyjęcie tego do wiadomości.
Uśmiechała się delikatnie, czekając.
- Czy to jest zasadne, żebyśmy nieustannie zaliczali
wpadki? – zapytał, a na jego usta wpłynął zadowolony uśmiech, choć w oczach
pojawił się strach.
- To dopiero trzeci raz – odpowiedziała, wzruszając
ramionami. – A życie długie.
- Cholernie mnie to przeraża – powiedział, nie chowając
się za wymówkami. Mieli te same doświadczenia. Stracili dwoje dzieci. Co jeśli
stracą trzecie? Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, a potem Tom przyciągnął
Scarlett do siebie i mocno ją przytulił. Stali tak jakiś czas, nim zdołała
zebrać w sobie jakieś słowa.
- Ograniczyłam choreografie, staram się jak najwięcej
odpoczywać. Chcę odpoczywać jeszcze więcej i sprowadzić tutaj lekarza, tak jak
za pierwszym razem. Nie mogę odwołać koncertów. Dokończymy trasę. Już niewiele
jej zostało. Cały czas o tym myślę, ale uda się. Czuję się dobrze, mdliło mnie
tylko kilka razy. Musi być dobrze, a ja muszę skończyć tą trasę. Chcę tego, bo
nie wiem, kiedy pojadę w następną. Będziemy mieli dziecko i to może być
ostatnie tournée, jakie robię. Jestem tego świadoma i nie waham się, bo wybieram nas. Wybieram ciebie i mnie i
to maleństwo, cokolwiek się zdarzy, ale muszę dokończyć tą trasę dla mnie
samej. Dlatego nie dyskutujemy na ten temat. – Minęła kolejna długa chwila
milczenia, kalkulacji, gonitwy myśli i niepewności, nim Tom się odezwał. Wierzył
jej. Bał się tak samo. Tak samo nie wiedział, co zrobić, żeby się udało. Byli bezradni
wobec losu, ale musieli wierzyć.
- Maleńka, jak to możliwe, że jesteś w ciąży, skoro
używałaś plastrów? Bo używałaś? – zapytał, ale nie czekał na odpowiedź, bo najwyraźniej
wpadło mu do głowy logiczniejsze wytłumaczenie. – Może po prostu tak dobrze strzelam?
To by wyjaśniło nasze dotychczasowe poczynania – stwierdził dumny z siebie, po
czym pocałował Scarlett w czubek głowy. Odetchnęła z ulgą, przytulając się
mocniej do niego. Jak ona kochała tego człowieka. Delikatnie odsunęła się od
niego i stanęła przodem do publiczności, która miała się tam dopiero zjawić. Było
ich słychać na zewnątrz. Śpiewali Beautiful.
Uśmiechnęła się do siebie. Tak wyglądały spełnione marzenia.
Piętnastotysięczna hala, która tego wieczoru wypełni się z naddatkiem. Odetchnęła
głęboko powietrzem, które w arenach miało specyficzny zapach. Dziewięć lat
wcześniej Liv zapewniła ją, że kiedyś stanie na takiej scenie i oto stała.
Teraz jej kolej.
- Ono będzie zdrowe, Tom – powiedziała patrząc przed
siebie. Składała kolejną obietnicę. – To będzie dziewczynka. Zdrowa, silna
dziewczynka. Nasza dziewczynka – powiedziała twardym, choć łamiącym się głosem.
Tom w odpowiedzi chwycił ją za rękę. Cokolwiek miał się zdarzyć, byli w tym
razem. We dwoje. Już nigdy osobno.
Mińsk, Moskwa, Wilno, Ryga, Tallin, Helsinki, Sztokholm,
Kopenhaga, Oslo, Hamburg, Berlin, Dortmund, Kolonia, Frankfurt, Mannheim, Norymberga,
Stuttgart, Monachium, Szanghaj, Hong Kong, Seul, Nowe Delhi, Bangkok, Kuala
Lumpur, Dżakarta, Perth, Adelajda, Melbourne, Sydney, Brisbane, Wellington,
Auckland, Tokio.
25. sierpnia 2016,
Australia, Brisbane
Wydaje mi się, czy
Scarlett się zaokrągliła? Do niedawna każda dziewczyna zazdrościła jej figury,
wymiarów, wzrostu i oczywiście męża. Wygląda na to, że podczas światowego
tournée nie próżnowali, bo młoda pani Kaulitz wydaje się coraz bardziej
zaokrąglać w znaczącym miejscu. Pasuje jej ten brzuszek. Rozkwita z każdym
dniem. Daje czadu na koncertach i wygląda olśniewająco. Chyba dziewczyny dalej
jej zazdroszczą.
Portal muzyczny
bris-music-bane.com, Antayah
Urodziny Scarlett spędzili w Mannheim. Dostała od fanów Sto lat, ogromny bukiet kwiatów i piękną
akcję podczas koncertu. Chyba prawie każdy miał serduszko z fluorescencyjnym
napisem Fighters. Natomiast urodziny
bliźniaków przypadły podczas ich pobytu w Tokio. Czysty przypadek, ale jaka
radość. Dokładnie pierwszego września grali ostatni koncert. Hucznie uczcili
dwudziesty siódmy krzyżyk Billa i Toma. Zostali tam jeszcze cztery dni i
wrócili do domu. Wrócili do domu po bardzo długiej podróży. Scarlett czuła się fenomenalnie,
miała mnóstwo energii i nikt nigdy nie posądziłby jej o ciążę. No, może poza
zaokrąglającym się brzuszkiem i Tomem, który wielbił ziemię, po której stąpała.
6. listopada 2016, Holandia,
Rotterdam
Dwa tysiące szesnasty należał do Scarlett. Zmiotła
konkurencję na rynku muzycznym. Cztery Grammy, trzy MTV Movie Awards, trzy MTV
Video Music Awards, pięć American Music Awards, cztery People’s Choice Awards, jedna
statuetka ASCAP Awards, jedna BBC Music Awards, została Billboard Woman of the
Year, otrzymała nagrodę Billboard Touring Awards, Brit Awards, Young Hollywood
Awards i World Music Awards, a czekała ją jeszcze gala Billboard Music Awards. To
wydawało jej się niemożliwe, że osiągnęła, aż taki sukces, ale stało się.
Scarlett Kaulitz niespodziewanie stała się najlepszą piosenkarką na świecie. Musiała
to zapamiętać, żeby wspominać, gdy będzie sprzątać kupki maleństwa. Ciąża znów
przydarzyła im się w najmniej oczekiwanym momencie. Potrzebowała jeszcze pół
roku, żeby doprowadzić Masterpiece do
końca, żeby pojeździć po świecie, pokorzystać z życia. No, ale. Zdrowie dziecka
i niej samej stało teraz na pierwszym miejscu. Wprawdzie nie leżała w łóżku, bo
czuła się wyśmienicie, ale dmuchała na zimne. Bardzo bali się, że ich maleństwo
może spotkać to samo, co Liama, więc zachowywali wszystkie możliwe środki
ostrożności. Tom bardzo bał się o nią, gdy kończyli trasę. Bardzo przeżywał te
dwa miesiące. Nie chciała przysparzać nerwów jemu, ani sobie. Nie uważała też,
że to koniec jej kariery. Jednak zdawała sobie sprawę z tego, że długie przerwy
wpływają niekorzystnie na powodzenie w show-businessie.
Za chwilę mieli dać ostatni występ. Zarówno ona, jak też
Tokio Hotel mieli kilka nominacji. Występowali z ostatnim singlem – Louder than love. Przygotowali wspaniałe
show z bębnami w roli głównej. Jednak na jej wyraźne życzenie, Tom grał też z
nią. To ostatni występ, jaki miała dać do rozwiązania i prawdopodobnie na wiele
miesięcy po nim. Chciała, żeby był wyjątkowy. Na scenie wręczano statuetkę. Oni
mieli wyjść za chwilę. Tom został podłączony do sprzętu i podszedł do niej.
Pocałował ją krótko i uśmiechnął się. Fantastycznie wyglądał. Miał beżowe
spodnie, białe Nike i białą koszulę z podwiniętymi rękawami i odpiętymi trzema
górnymi guzikami. Włosów nie związał jak zawsze w oczek, ale spiął je z tyłu,
więc były częściowo rozpuszczone. Fryzura niby typowo kobieca, ale on wyglądał
w niej zupełnie męsko. Jak Renegat i Ling w jednym. A w dodatku jej mąż. Obrzucił
ją spojrzeniem pełnym aprobaty. Miała na sobie sukienkę w stylu greckim. Góra
na szerokich ramiączkach i plisowany dół odcinany pod linią biustu. Pięknie
podkreślała jej brzuszek. O to chodziło. Miała złote wykończenia na
ramiączkach, przy dekolcie, na linii odcięcia i na wykończeniu dołu. Była boso.
Czuła się doskonale. We włosach miała dwie złote opaski, które ładnie
komponowały się z wysokim, niedbałym kokiem. Czuła się przepiękna. Nie tylko
dlatego, że Tom wciąż jej to mówił. Ciąża budziła chyba jakiś magiczny hormon,
bo czuła się taka każdego dnia.
- Denerwujesz się? – zagadnął, masując jej krzyż. Od razu
poczuła się lepiej. Kończyła szósty miesiąc, więc zdecydowanie miała, co
dźwigać. Plecy i łydki, to jedyne co jej dokuczało. Gdyby nie to i wielki
brzuch, w ogóle nie wiedziałaby, że nosiła dziecko. Nie miała żadnych objawów.
Było zupełnie inaczej niż z Liamem i drugim dzieckiem. Bo to nie był Liam, ani
żaden inny chłopiec.
- Nie. To piosenka o mojej miłości do ciebie, więc nie
mogę się pomylić. Znam moje serce – odpowiedziała gładząc brzuch. – Jest dzisiaj
ruchliwa.
- Pewnie wie, że przyszła na wielką imprezę –
odpowiedział i pocałował brzuch Scarlett przez materiał sukienki. – Tylko nie
wychodź dziś, to jeszcze za wcześnie – pogroził palcem. Przytulił Scarlett. Podeszła
Heike i podała czarno-złoty mikrofon właścicielce.
- Przygotujcie się – odparła. Tom pocałował Scarlett
jeszcze raz i poszedł na swoje miejsce. Ariana Grande zapowiedziała ją, więc
ruszyła w kierunku sceny. Jak zawsze postawiła na prostotę. Lubiła motyw
światła i mroku, więc wykorzystała go też tym razem.
Panowała idealna cisza. Piękny przedsionek muzyki.
Zaczęła śpiewać, wciąż będąc niewidoczną i pomalutku szła w kierunku
oświetlonego punktu, stopniowo wyłaniała się z ciemności. Uśmiechnęła się, gdy
Tom zaczął przygrywać. W sali obudziły się niezbyt głośne brawa. Uśmiechnęła
się znów. Krąg światła nieco się powiększył, więc zbliżyła się do Toma, który z
każdym jej krokiem zostawał jaśniej oświetlony. Stanęła tuż przy nim i zostali
zamknięci w jasnej obręczy ciepłego światła. Gdy okazało się kim był
gitarzysta, dostali owacje. Położyła dłoń na jego nodze, zyskując wsparcie i
śpiewała. Bo czuła się tak dobrze, gdy występowała na jednej scenie ze swoim
ukochanym. Grał w skupieniu, raz po raz zerkając na nią. Tak bardzo kochała,
gdy grał. Zamykał się wtedy w swoim świecie i dostrzegała w nim nowe piękno. Jakby
unosił się nad nim jakiś artystyczny duch. Był niesamowity.
You’re gonna save
me from myself.
Gdzieś między Bangkokiem,
a Sydney miała kilka trudnych dni. Pojawiły się mdłości, nie mogła jeść, ani
spać. Nie mogła leżeć, a gdy chodziła kręciło jej się w głowie. Na scenie
doznawała ozdrowienia, jakby ich dziecko miał w sobie artystyczną żyłkę, ale
noce i ranki były dla niej trudne. Dwa dni spędziła wisząc nad muszlą, a Tom
cierpliwie przynosił jej czyste ręczniki, masował plecy, trzymał włosy i robił
chłodne okłady. Nie skrzywił się nawet, kiedy na niego zwymiotowała. Może to
niezbyt romantyczne, ale tym właśnie była miłość, gdy potrafisz nie skrzywić
się, gdy twoja ciężarna żona cię obrzyga.
Niczego nie mówili
bliskim. Wiedzieli tylko Bill, Gustav i Georg. Zdali egzamin, bo nie zdradzili
się swoim paniom. No, Liv też wiedziała. Scarlett nie umiała nie powiedzieć siostrze.
Kiedy wrócili do domu, zajechali najpierw do Sophie, żeby się ze wszystkimi
przywitać. Scarlett miała na sobie bluzę Toma, bo był to chłodny dzień. Mama
przytuliła ją, spojrzała jej w oczy i się uśmiechnęła.
- Tym razem
wszystko będzie dobrze – powiedziała. Matki podobno to wiedzą. Podobno to czai
się w oczach.
Popatrzyła na Toma, ściskając jego nogę. Uśmiechnął się
do niej i nucił razem z nią. Patrzył jej w oczy i ta chwila była taka ich. Czekała
tyle lat, żeby zaśpiewać z nim, właśnie tą piosenkę. Osiem lat wyobrażała sobie
ten moment. I ziścił się. Marzenia naprawdę się spełniały.
Well, tomorrow may
be shaky but you never turn away. 'Cause when I start to crumble, you know how
to keep me smiling. You always save me
from myself.
Siedziała na
kanapie w ich nowym, pięknym salonie. Oglądała jeden ze swoich ulubionych
seriali i masowała brzuch. Ich dziewczynka była wyjątkowo ruchliwa tego dnia.
Przeczytała już większość poradników i kilka książek dotyczących macierzyństwa.
Znalazła tam odpowiedzi na pytania dnia codziennego. Wiedziała, jak powinno się
karmić, jak dziecko powinno spać, jak leczyć bolący brzuszek i zaropiałe oczko.
Jednak w żadnej z tych książek nie istniała odpowiedź na pytanie: jak uchronić
moje maleńkie dziecko przed nagłą śmiercią łóżeczkową?
I know it's hard,
it's hard, but you've broken all my walls.
Poczuła, jak Tom
objął ją, przytulając się do jej pleców. Odetchnęła z ulgą. Jego bliskość
zawsze sprawiała, że czuła się lepiej. On wierzył. On nie pozwalał jej bać się,
ani zadręczać. Wierzył lekarzowi – najlepszemu w Niemczech, który prowadził jej
ciążę. Wierzył, że zło nie mogło dotknąć ich po raz kolejny. Ich dziewczynka
musiała być zdrowa. Nie brał pod uwagę innej możliwości.
- Zabraniam ci się
martwić – szepnął, całując ją w ucho. Sięgnął do jej brzucha i pogładził go. –
Powiedz mamie, żeby się nie martwiła, bo to piękności szkodzi. – Scarlett
roześmiała się, a ich córeczka solidnie kopnęła.
You've been my
strength, so strong.
Wszedł do kuchni i
zastał jeden z najpiękniejszych widoków. Scarlett w jego koszulce
przygotowywała śniadanie. Poranne słońce wpadało do kuchni, sprawiając, że
dzień od razu wydawał się lepszy. Stanął za nią i przytulił się do jej pleców.
Była taka maleńka, gdy nie nosiła tych swoich szpilek. Nabrała kształtów i
zrobiła się jeszcze bardziej apetyczna. Warto było szukać w nocy po mieście
chipsów, żelków albo ptasiego mleczka. Pocałował ją w czubek głowy i zamknął ją
w swoich objęciach, uniemożliwiając ruch.
- Dlaczego jesteś
boso? Przecież podłoga jest zimna.
- Zapomniałam
założyć kapci, przypomniało mi się na dole i nie chciało mi się wracać.
- Przyniosę ci
leniuszku – pocałował ją jeszcze raz, klepnął w pupę i poszedł po kapcie.
Człowiek czasem nie
daje sobie sprawy z tego, że macierzyństwo i ojcostwo nie zaczyna się w dniu
narodzin dziecka. To zaczyna się w momencie, kiedy uświadamiasz sobie, że
będziesz rodzicem. Może nie do końca przyswajasz to na początku. Bo to przecież
trochę abstrakcja. Przełom następuje, kiedy lekarz robi USG, a na monitorze
widać tego małego człowieka, a cały pokój wypełnia głośne, mocne bicie jego
serca. Wtedy uświadamiasz sobie, jak bardzo to się dzieje naprawdę.
Wtedy Tom się
naprawdę wzruszył, a Scarlett nie sądziła, że mogła go kochać jeszcze bardziej.
Każdy dzień z nim sprawiał, że czuła się piękniejszym człowiekiem, piękniejszą
kobietą. Lepszą wersją siebie.
And don't ask me
why I love you. It's obvious your tenderness is what I need to make me a better
woman to myself. You're gonna save me from myself.
Piosenka dobiegła końca. W całym Ahoy! w Rotterdamie
rozległy się gromkie brawa. Scarlett i Tom oślepienie światłem, nie widzieli
tego, ale wiele osób wstało. Byli dumni, szczęśliwi i spełnieni. Tom odstawił
gitarę i uniósł rękę w geście podziękowania. Popatrzył na Scarlett i uśmiechnął
się. Delikatnie ścisnęła jego kolano. Zeskoczył ze stołka i pocałował ją,
ignorując fakt, że znajdowali się w centrum wielkiej sceny. Ariana Grande
przybyła, żeby zaanonsować ciąg dalszy, dziękując im wylewnie. Scarlett
uśmiechnęła się i pomachała do publiczności. Tom zrobił to samo. Prawie jak
para królewska. Chwycił ją za rękę i powoli zeszli ze sceny. Może to tylko
hormony. Może jej się wydawało, ale to był naprawdę piękny moment.