31 marca 2016

We remain.


Youtube odtwarzał ulubioną playlistę Scarlett, gdy układała ubranka. Prała, co drugi dzień. Macierzyństwo kojarzyło jej się głównie z praniem. Prała, suszyła, prasowała, składała ubrania wciąż i wciąż. Głowiła się, które skarpety powinny być do pary albo, do kogo należały majtki w serduszka. Fioletowa koszulka ze Minionkiem była Nellie, czy Nikky? Jedna miała zieloną, a druga fioletową. Jedna miała z Davem, a druga z Bobem albo Paulem. Czy którymś innym..? I bądź tu dobrą matką. Skarpety przyprawiały Scarlett o napady dzikiego szlochu. Wewnętrznego oczywiście. W duchu łkała i zawodziła, gdy wyjmowała z pralki skarpety Davida i Toma. Były nie do rozróżnienia. Niemal wszystkie czarne. Była pewna, że ojciec i syn nosili skarpety wymiennie, bo nie była w stanie ich rozróżnić. Pomasowała brzuch i odłożyła na stos koszulek do prasowania. Nuciła World on fire Slasha i Mylesa Kennedy’ego. Poskakałaby, gdyby nie naturalny obciążnik, który Tom zamontował jej jakieś sześć miesięcy wcześniej. Dokładnie nie pamiętała, kto i kiedy to powiedział, ale określił ich, jako siedzących na różowej, puchatej chmurze. Jakkolwiek, ale unosili się w powietrzu. Nie pomylił się. Czasem, gdy spoglądała w dół, dziwiła się, jak bardzo wysoko się znajdowała. Nawet, gdy łączyła w pary te przeklęte skarpety. Sięgnęła po kolejną porcję skarpet i majtek, sortowała je sumiennie. Najchętniej kupowałaby nowe za każdym razem, żeby nie musieć ich dopasowywać. A co to będzie, gdy w praniu będą rzeczy ośmiorga ludzi? Zwariuje. Chyba zwariuje. Jessica wprawdzie wyjechała na studia, ale siódemka to i tak sporo. Będą musieli kupić kolejną pralkę. Jak nic. Musiała jeszcze wyczyścić buciki Nellie po tym, jak biegała po błotnych kałużach. Nikky rozpruła się piżamka, a Tom mówił coś, że odpadł guzik od jego ulubionej koszuli. Rozmyślania Scarlett przerwał jej własny głos. We remain? Kto wgrał na jej rockową playlistę jej własną piosenkę? Przez moment słuchała własnego głosu, póki zadziwiona pojawieniem się tam Jess, sięgnęła po laptopa. Widząc wideo od razu się uśmiechnęła.



Przewinęła do początku. To był cudowny występ. Pierwsza propozycja udziału w The Voice pojawiła się w trakcie ciąży z Nicole. Przyjęła ją, nagrania przesłuchań w ciemno zaczęły się, gdy mała miała kilka miesięcy. Była to fajna przygoda, którą postanowiła powtórzyć, gdy dziewczynki podrosną. Później nagrała album, pojawiły się inne, ważniejsze rzeczy, więc odrzuciła propozycję udziału w następnych edycjach. Dopiero po dwóch latach zdecydowała się wrócić. Pracowała nad kolejnym albumem, wróciła do formy sprzed wszystkich ciąż. Czuła się fantastycznie. Dlatego chętnie znów usiadła na fotelu trenerskim razem z Adamem Levine, Blakiem Sheltonem i Pharellem Williamsem. Dopięła nagrywanie albumu i promowała go, wydawała single. Wprawdzie nie wybierała się w trasę, ale miała świetną sprzedaż, utrzymywała się na topie. Było lepiej, niż mogłaby wymarzyć. Jednak był to dziesiąty rok od operacji Jess i czuła, że czas coś na ten temat powiedzieć. Dlatego drugi program na żywo został otwarty przez ich występ. Długo dyskutowała o tym z Gin i Jessicą. Pomysł wydawał się ciekawy. Jessica była cudownie ocalonym dzieckiem. Raz po raz pojawiała się w mediach ze względu na popularność Scarlett i Toma, a także jej związek z Theo Kerrshawem. Marzyła o występie przed publicznością, ale zawsze podkreślała, że to musiało mieć znaczenie. Znaleźli sposób, żeby tak się stało. Po dziesięciu latach od rozpoczęcia nowego życia, była gotowa, żeby zaśpiewać na cześć swojego zdrowego serca.
Nie mogły zaśpiewać innej piosenki, niż We remain. W końcu była o przetrwaniu. Przetrwaniu wszystkiego, co tak bardzo je obie wtedy zatrważało. To hymn ich odwagi. Hymn walki o życie. Pracowały ciężko, żeby brzmieć doskonale. Jessica nigdy nie chciała na stałe wiązać się z muzyką. Życie w trasie jej nie pasjonowało. Kochała śpiewać, ale nie chciała sławy i walki z show-businessem. Jednak wizja tego występu bardzo jej się spodobała. Chciała to zrobić. Uznała, że to właściwy czas i właściwe miejsce.

Gdy pierwszy raz przekroczyła próg ich domu, zaniemówiła. Scarlett i Tom szli za nią w milczeniu, czekając na opinię. Patrzyła na wszystko z niedowierzaniem i nie potrafiła powiedzieć słowa. Potem zaprowadzili ją do jej pokoju. Patrzyła na niego w jeszcze głębszym milczeniu, a potem się rozpłakała.
- Witaj w domu, skarbie. – Wprawdzie miała w nim zamieszkać dopiero za rok, już miała swoje miejsce na świecie.

- Tworzymy najdziwniejszą rodzinę na świecie. Jestem od was tylko kilka lat młodsza, ale zastępujecie mi rodziców. Myślę, że jesteście, jak moje starsze rodzeństwo, jednak ja bardzo bym chciała być siostrą dla waszych dzieci i dla Davida też. Nigdy nie miałam rodzeństwa. – Powiedziała patrząc na śpiącą Nell. Od bardzo wielu lat nie czuła się, jak w domu. To uczucie wreszcie wróciło. Jej dom był tam, gdzie ludzie, których kochała i którzy kochali ją.

Kiedy pierwszy raz przyznała, że coś czuła do Theo, miała tylko szesnaście lat. On dwadzieścia trzy. Do tej pory żadne z nich nie wykonało żadnego ruchu, który mógłby zdradzić jakieś uczucia. Scarlett bardzo bała się tej relacji, ale znała uczucia Theo. Opowiedział jej o nich przed rokiem. Jednak przyrzekł, że zaczeka, aż Jessica skończy osiemnaście lat. Zupełnie nie wiedziała, jak pomóc jednemu i drugiemu, gdy Jess wciąż była jeszcze dzieckiem. Theo był częstym gościem w ich domu, jak wszyscy członkowie Dirty Mouses. Wytrzymał, udowodnił siłę swojego charakteru. Przez trzy lata nie był z żadną dziewczyną, czekając na Jessicę. Łączyła ich silna, niezniszczalna wręcz więź. Ugruntowali swoją miłość. Scarlett była z nich dumna, bo posiadali coś naprawdę wielkiego.

Scarlett doskonale pamiętała dumę, którą czuła, gdy Jessica wkroczyła na scenę w trakcie refrenu. Była piękną, młodą kobietą, która pomimo trudnego startu świetnie radziła sobie w życiu. Obie wyglądały pięknie. Miały czerwone sukienki. Scarlett długą, a Jessica krótką z koronkowym trenem. Nigdy nie kryła blizny, ale tym razem zakrył ją golfik. Ta piosenka sprawiała, że wypełniała ją odwaga i pewność siebie. Te słowa, które niosły nadzieję, przypominały o wszystkim, czego dokonały przez te dziesięć lat. Kim stała się Jessica? Była zdrowa, studiowała wymarzony kierunek, miała wspaniałego narzeczonego. Kim stała się Scarlett? Pokonała swoje demony, była szczęśliwą żoną i matką, spełnioną artystką. Wszystko było takie, o jakim nawet nie marzyły przed dziesięciu latu. A jednak miały to. Bo cokolwiek miało się stać, one to przetrwają.
Muzyka wypełniała serca, niosła się dźwiękiem do ludzi. To uczucie bycia we właściwym czasie i miejscu rozpierało ją od środka. Nawet po tylu miesiącach od tego występu, wciąż je pamiętała. Wciąż je czuła, gdy oglądała to nagranie. Na sam koniec złapały się za ręce i uniosły je znak zwycięstwa. Tym właśnie były. Zwyciężczyniami. Jessica była żywym symbolem walki i wygranej. Jej dziewczynka dała radę.
Pomasowała brzuch, patrząc w ekran. Nie miała zwyczaju oglądać swoich występów, ale ten był wspaniały. Naprawdę wspaniały. Bardzo cieszyła się, że Jessica zdecydowała się z nią zaśpiewać. Oczywiście później posypały się propozycje od wytwórni, ale wszystkie zostały odrzucone. To nie była droga, którą Jess chciała podążać. Marzyła o pracy psychologa dziecięcego i do tego dążyła. Wiedziała, czego chciała od życia i zmierzała po to. Scarlett, gdy przyglądała się jej poczynaniom coraz mocniej utwierdzała się w przekonaniu, że to wszystko musiało się zdarzyć, żeby ona trafiła na tą dziewczynę, żeby odmieniła jej życie. Nie dały się zatrzymać. Spłonęły w ogniu, utonęły w deszczu, ale przetrwały. I jakież to było piękne przetrwanie. Z pokoju Nellie usłyszała płacz. Zatrzasnęła pokrywę laptopa i zgramoliła się z łóżka. Zastała dziewczynkę otoczoną przez siostry, które pomagały jej pozbierać się z podłogi.
- Ktoś tu chyba łapał zająca – powiedziała, uśmiechając się do córeczki i siadając w fotelu, przytuliła ją. – Pokaż kolanko, zaraz sprawdzimy czy konieczne jest lekarstwo z naszej magicznej puszki.
- Mnie też boli! – Nikki, jak na zawołanie zerwała się z podłogi i podbiegła do Scarlett, pokazując łokieć.
- Niemożliwe, że stłuczeniem da się zarazić – odparła, nim pocałowała jej łokieć i obejrzała obolałe kolano Nell. W takich chwilach też rozpierała ją duma z bycia we właściwym czasie i miejscu. 


xoxo
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo