1.listopada 2026
Mama i tata zostali w domu. Scarlett i Tom wyszli.
To ich pierwsza randka, odkąd Mila i Leo przyszli na
świat. Oboje trochę się stresowali. Tom zastanawiał się, czy nie zardzewiał, a
Scarlett martwiła się, czy bliźnięta nie obudzą się za wcześnie i czy nie będą
płakać. David, Jessica i Theo mieli zapewnić atrakcje starszej czwórce, a
Sophie i Christina – zatrudniona przez nich opiekunka, miały zająć się
bliźniętami.
Zarezerwowali stolik restauracji. Dla ośmiu osób. W
pierwszej wersji mieli wyjść tylko we dwoje, ale jakoś tak wyszło, że
zapragnęli wyjść z rodzeństwem. Scarlett umalowała usta na burgund i złożyła
piękną, dopasowaną sukienkę w stylu pin-up w tym samym kolorze. Tom odświeżył
jeden ze swoich garniturów, które całkiem lubił i elegancko spiął włosy w
nierzucający się w oczy koczek nad karkiem. Nikomu o tym nie mówił, ale powoli
dojrzewał do ścięcia ich na krótko. Oboje byli bardzo szykowni. Matt zawiózł
ich pod drzwi restauracji ich najbardziej nierodzinnym autem, czyli Chryslerem.
Była to przyjemna knajpka stylizowana na nowoorleańskie
lata dwudzieste. Pysznie zjedli, wypili smaczne wino, a potem tańczyli do
soczyście jazzowej muzyki. Rainie porządnie się wstawiła, a Bill coraz częściej
nucił pod nosem podczas tańca, więc pojechali do domu jako pierwsi. Liv
wywijała jak szalona, a Georg nie mógł się temu nadziwić. Nikt nie podejrzewał
jej o takie swingowe umiejętności. Shie i Julie siedzieli w swoim świecie wpatrując
się sobie w oczy, a Margo, która wyglądała jak wyjęta z epoki, została
poproszona przez właściciela o możliwość sfotografowania jej, bo urzekła
wszystkich. Koniec końców wszyscy mieli zawisnąć na ścianie lokalu. Po
wszystkim, gdy z szumem w głowie i z obolałymi stopami rozeszli się do swoich
aut, Scarlett i Tom pojechali nieco inną drogą. Tom poprosił Matta, żeby
zawiózł ich w pewne szczególne miejsce, o którym przypomniał sobie całkiem
niedawno. Scarlett z żałością założyła z powrotem wysokie czółenka i wysiadła z
auta. Otuliła się płaszczem ze sztucznym lisem, jak na lata dwudzieste
przystało i chwyciła Toma za rękę.
- Czy my czasem nie jesteśmy blisko Vanilientraum? – jej
mąż błysnął uśmiechem i prowadził ją dalej po brukowym chodniku. W oddali dało
się słyszeć szum wody. Klub należał teraz do Gustava. Przed kilkoma laty, gdy
na poważnie zająć się prowadzeniem pubów, Karl zgłosił się do niego z
propozycją sprzedaży. Jego córka wyjechała za granicę i nie zamierzała przejąć
interesu, a Gustav był znajomy, znał ten pub i z chęcią przejął interes. Byli
tam częstymi gośćmi. Teraz częściej Tokio Hotel stawało na tej samej małej
scenie, co kiedyś Scarlett. Choć i jej się zdarzało. Przeszli przez niewielki
park i znaleźli się przy murze odgradzającym teren od rzeki. Przed nimi
prezentował się całkiem ładny widok na wodę i stare kamienice.
- Przychodziłem tutaj, zanim związaliśmy się na dobre.
Kiedy alkohol nie przymulał mnie na tyle na ile bym chciał, a dziewczyny nie
wystarczały, żeby zapomnieć.
- Dlaczego teraz? – zagadnęła opierając się o mur.
- Bo to całkiem fajne miejsce. Podjechałem tu kiedyś przy
okazji. Teren jest zadbany, widok fajny. A dzisiaj pomyślałem sobie, że chcę
żeby powstały tutaj nowe wspomnienia – wyjaśnił, uśmiechając się wymownie.
- Jakie wspomnienia? – zapytała unosząc brew.
- Chcę pocałować tutaj moją dziewczynę – odparł i zbliżył
się, wsuwając ręce pod jej płaszcz i mocno przyciągnął do siebie. Pochylił się,
ale nim ją pocałował, popatrzył jej w oczy. Dalej były tak samo piękne, a ich
kolor nasycony. – Te oczy mnie uwiodły – mruknął prosto w jej usta. Wiele mogło
się w niej zmienić: kolor włosów, szminki, styl ubierania, figura, ale te
niebieskie oczy, które mówiły wszystko, pozostawały niezmienne. Uwodziły go
każdego dnia. Od tamtego listopada.
- Jest pan całkiem romantyczny, panie Kaulitz. Czyżby
liczył pan, że zajrzy do mej alkowy tej nocy? – zagadnęła ostentacyjnie
trzepocząc rzęsami.
- Planuję zajrzeć znacznie głębiej, niż do alkowy,
szanowna pani. – Roześmiali się, a potem ją pocałował. Przytuliła się bardziej.
Stali tak chwilę, całując się i czerpiąc przyjemność z bycia w tym miłym
miejscu, ze słuchania muzyki nocnego Berlina. Cisza, spokój, tylko oni.
- Dawno nie było tak… - szukała słowa.
- Bezdzietnie? – zagaił.
- O to, to, to – powiedziała, śmiejąc się. – Musimy tak
częściej.
- To nie jest niewykonalne. Mamy chętnie nam pomagają,
mamy Christinę. Sądzę, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby zyskać trochę czasu
dla siebie.
- Bliźniaki rosną jak na drożdżach, dziewczynki całkiem
nieźle znoszą ich obecność. Christina jest świetna w tym, co robi. Wychodzimy
na prostą – dodała z zadowoleniem i znów wtuliła się w tors męża. Było jej
potwornie zimno, bo ciągnęło od chodnika, ale ta chwila była tak magiczna, że
aż żal było ją przerywać. Od narodzin Mili i Leo, Scarlett krążyła pomiędzy
karmieniem, kąpaniem, zmianą pampersów i okazywaniem uwagi starszym dzieciom –
zwłaszcza Lily. Tom pracował w studiu w mieście albo załatwił sprawy w biurze,
a kiedy wracał, zajmował się dziewczynkami, pomagał jej przy maluszkach. Na
szczęście Silke potrafiła gotować smacznie, więc przyjęła dodatkowy obowiązek. Miesiąc
mieszkała u nich Sophie, a kolejny Simone. Udało im się jakoś przetrwać. Dzieci
nie miały kolek i ogólnie rzecz ujmując, odkąd bliźniaki wróciły w końcu do
domu, żyło im się przyjemnie. Scarlett wprawdzie była non stop niewyspana i
bolały ją nogi od nieustannego krążenia między dziećmi, ale nie mogła narzekać.
Była matką szóstki dzieci, dom stał jak stał, nie poszedł z dymem i nikt nie
zwariował. To świetny wynik. Jednak nie dało się ukryć, że ich życie krążyło wokół
dzieci. Ona zmamusiała. Ocknęła się przed kilkoma dniami, kiedy pół dnia
przechodziła w piżamie i nie rozczesała włosów, bo jej się nie chciało. Przeraziła
się tym, jak siebie zaniedbała i jak bardzo czuła się przez to niekobieca. Poprosiła
Candy o zajęcie się dziewczynkami, bo u bliźniąt była Christina, wzięła kąpiel,
po czym zrobiła makijaż, ułożyła włosy i dobrała strój, który był czymś więcej niż
getrami i luźną bluzką z łatwym dostępem do piersi. Mina Toma, gdy ją zobaczył
odświeżoną, uświadomiła jej jak daleko to wszystko zabrnęło. Dlatego mieli
randkę. Miłą randkę, na której ciąg dalszy liczyła w domu, jak tylko nakarmi
dzieci oczywiście, bo te kilka godzin dawało jej się we znaki. Potrzebowała tych
kilku godzin tylko z Tomem, tylko dla siebie. Stali tak jeszcze trochę,
delektując się chwilą, a potem wrócili do domu, który pogrążony w nocnej ciszy
był miły, emanował dobrą aurą. Fajnie wracało się do takiego domu. Mila nie
spała. Christina kołysała ją w bujanym fotelu, a w pokoju obok Simone uśpiła
Leo. Scarlett z radością wywiązała się z matczynego obowiązku, a gdy dzieci wreszcie
smacznie zasnęły, wróciła do męża, który czekał na nią z szeroko otwartymi
ramionami.