15 czerwca 2009

14. Bo z Twoim obrazem przed oczyma zasypiać chcę i budzić się.

Ostre światło oślepiło go na moment. Instynktownie zacisnął powieki. Otworzył je po kilku sekundach i przyzwyczaiwszy oczy do jasności, dostrzegł mamę, siedzącą przy blacie. Przyglądała mu się, popijając herbatę. Posłał jej zdziwiony uśmiech i podszedłszy do szafki, włączył czajnik elektryczny. Wyjął żółty kubek i wrzucił do niego torebkę herbaty malinowej. Dzbanek wyłączył się z cichym prztyknięciem. Odczekał chwilę, aż woda przestała bulgotać i wypełnił kubek po brzegi. W kuchni jeszcze intensywniej zapachniało malinami. Wziął kubek i usiadł naprzeciw Simone. Dmuchał przez moment na parującą taflę napoju, patrząc jak mąciła się pod wpływem jego oddechu. Upił łyk i odetchnął.
- Męczący dzień.
- Pełen wrażeń. – Kiwnął twierdząco głową i ująwszy w dłonie kubek, zaczął obracać go powolutku na blacie. Uparcie wpatrywał się w chlupiącą herbatę, nie spoglądając nawet na matkę. Zdawało mu się, że albo był przewrażliwiony, albo mama wyczekiwała chwili, żeby mu powiedzieć coś. Coś, co mogło mu się nie podobać, a znając jej możliwości, to było bardzo prawdopodobne, albo też coś, co nie chciało jej przejść przez gardło i głęboko liczyła, że sam się domyśli i ją wyręczy. Stawiał na pierwsze. 
- Dziewczyny już śpią?
- Tak, chyba tak. Scarlett mówiła, że Liv zasnęła zaraz po kolacji, a ona też zdawała się być zmęczona. Wszędzie jest cicho, więc pewnie śpią.  
-  Ty też powinieneś się położyć.
- Jakoś nie chce mi się spać. - Wzruszył ramionami.
- Wziąłeś na siebie dużą odpowiedzialność, synku. – Simone poprawiła się na miejscu i założywszy nogę na nogę, utkwiła wzrok w Tomie, nie mając najmniejszego zamiaru go przenieść. Kiedyś wreszcie musiał na nią spojrzeć.
- Co masz na myśli? – Tom powoli podniósł głowę i posłał Simone zdziwione spojrzenie. Uśmiechnęła się półgębkiem.
- Bardzo zaangażowałeś się w życie Liv i… Scarlett.
- Najpierw ona zaangażowała się w moje i to bardzo mocno.
- Mam raczej na myśli to, że… kurczę, Tom. – Cmoknęła, wzdychając. Nie do końca wiedziała, jak powinna ubrać w słowa swoje obawy. Przez długi czas z Tomem działo się coś złego. Jej obaj synowie zaczynali się gubić wśród fleszy, laurów, w drodze z jednego kraju do drugiego. Martwiła się o Toma. Robił różne, niekoniecznie dobre rzeczy, które zamiast pomóc mu wyjść z dołka, wpychały go do niego jeszcze bardziej. Potem naglę pojawiła się Ona. Jednego razu, Bill zadzwonił do niej i powiedział, że z Tomem coś się dzieje. Przeraziła się wtedy, a on oznajmił jej, że poznał dziewczynę, która tak po prostu zaczęła go nawracać. Słyszała o jego bólach, o złości i buncie, o tym, jak przeklinał ją, ale za każdym razem i tak wracał, słyszała o zauroczeniu, o tym jak ta dziewczyna stopniowo zmieniła jego życie. Wszystko byłoby przecież dobrze, gdyby nie widziała relacji między tą dwójką, tak odmiennej od tej, która łączyła Scarlett i Billa, albo Toma i Liv. Tego nie dało się nie widzieć. Tom był silny, ale bywały chwile, gdy stawał się podatny na słabości. Nie chciała, by żałowali.
- Tak mam na imię.
- Nie drocz się ze mną. – Żachnęła się. - Chodzi mi o to, czy Scarlett jest dla ciebie w jakiś sposób ważna, bo jeśli nie to…
- Nie pytaj mnie o to, czego sam nie wiem. – Simone zmarszczyła nos, spoglądając na niego przenikliwie. Tom poczuł się niezręcznie. Do tego zupełnie nie wiedział, jak ubrać w słowa to, co czuł, a odczuwał tak wiele sprzecznych sobie uczuć. Z jednej strony ten strach i głosik w głowie, nieustannie szepczący mu, że wszystko i tak jest tylko kwestią czasu, bo wrósł w tamto życie zbyt mocno, by z niego zrezygnować. Z drugiej strony była wola, którą Scarlett w nim obudziła, ta przemożna chęć bronienia jej przed nią samą. – Wiem o co ci chodzi. Chcesz wiedzieć, czy znajomość ze Scarlett to tylko chwilowy kaprys, czy…
- Tak, właśnie. Czy coś poważniejszego. – Dokończyła dobitnie.
- Scarlett jest dla mnie wszystkim tym, czego nie znałem wcześniej. Jest inna od wszystkich tych, które znałem wcześniej. Jest taka krucha w swojej sile, taka niewinna w stanowczości i słodka i śliczna i mądra i uparta i strasznie wkurzająca i taka infantylna, bezpretensjonalna, czasem dziecinna i taka zmysłowa i zadziorna i… i ma takie oczy…
- Jakie?
- Jakby przenikała spojrzeniem na wskroś człowieka i widziała wszystko, co siedzi w środku. W dodatku są takie... one mają taki specyficzny kolor, turkus przechodzący w lazurowy błękit. Kiedy jest zadowolona są jasne, a gdy jej smutno albo, kiedy jest zła, ciemnieją i można z nich wszystko wyczytać. Choćby niewiadomo, jak potrafiła kamuflować swoje uczucia, to i tak w jej oczach maluje się wszystko. Lubię jej oczy. Ona powoli staje się częścią mojego życia i ja nie wiem, czy to dobrze.
- Dlaczego?
- Nie chcę jej skrzywdzić. Nie chcę, by stała się kolejną. Myśl, że tylko z dala ode mnie może być bezpieczna, przeraża mnie, ale wiem, że wtedy… że byłbym pewien, że nie zabrnę za daleko. Ale z drugiej strony nie umiałbym już… nie chcę, żeby jej nie było.
- Tom, przecież ty nie jesteś seryjnym mordercą gwałcicielem, żeby miała się ciebie bać.
- O to właśnie chodzi, że ona się nie boi. Ufa mi. Rozumiesz, ufa mi!
- A co w tym takiego dziwnego?
- Po tym wszystkim, co razem przeszliśmy, co ona przeszła ze mną, wierzy we mnie. Wierzy mi. Nie chcę jej zawieźć.. Mieliśmy się minąć. Ona miała odejść, a ja zapomnieć. Teraz… Ona już nie chce odchodzić, tak mi się zdaje, a ja zapominać. Jestem szczęśliwy, że mogę ją mieć blisko. To się dzieje tak po prostu. Gdy mam Scarlett przy sobie, jakby nie było, jest po prostu dobrze. Kółko się zamyka, bo zawsze wraca ta pieprzona myśl, że zrobię coś nie tak. – Simone podniosła wzrok ponad ramię Toma i uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Stało się coś?
- Nie, nie. Obudziłam się i zachciało mi się pić. – Zrobiło mu się gorąco. Odwrócił się i spostrzegł zaspaną Scarlett, stojącą w drzwiach kuchni. Spoglądała na niego i Simone, mrużąc oczy i pocierając dłońmi przedramiona. Poderwał się z miejsca i szybko podszedł do niej. Miała gęsią skórkę. Uśmiechnęła się niemrawo. - Przeszkadzam?
- Nie, no co ty. Nie możemy spać i tak siedzimy. Co ci podać? – Scarlett zadarła lekko głowę, chcąc spojrzeć wprost na Toma. Ich spojrzenia na moment się skrzyżowały. Zrobiło jej się cieplej. Nie czuła dreszczy przemykających po jej ciele, ani chłodu bijącego od podłogi. Otulił ją nim szczelniej, niż najgrubszym kocem. Odpowiedziała delikatnym uśmiechem. Przez myśl przemknęło jej, że najlepiej byłoby, gdyby ją przytulił, ale uznała to za mało stosowne w obecności Simone. Znów tak na nią patrzył, ignorując czas i miejsce, nawet własną matkę. Lustrował spojrzeniem jej buzię, by zatrzymać się na oczach i patrzeć w nie tak, że zapominała o bożym świecie. Jak mógł nie chcieć, by dalej była obok? Jak mógł nie chcieć opiekować się nią, gdy stojąc przy nim, zdawała się być taka drobna? Jej oczy, nosek, pełne wargi, te nęcące, malinowe wargi, to spojrzenie, które sprawiało, że nogi same się pod nim uginały, te małe dłonie, smukłe palce, aksamitna skóra, której dotyk tak lubił, kobiecie kształty, nie raz nie dające mu odwrócić wzroku, to wszystko, cała Ona i ta jej wiara, niezłomna wiara w niego, jej siła i upór, jej delikatność, jej łzy i bezbronność, gdy tonęła w jego ramionach, to wszystko składające się na nią całą - Scarlett. Jego Mała Księżniczka, którą chciał chronić przed nią samą i całym światem, której bezpieczeństwo mógł zapewnić On i choć tak paradoksalnie, teraz tylko On mógł zranić ją do cna. Stał na rozstaju i czując lęk, nie potrafił już nic zmienić. Nie umiał i nie rozumiał. Nie lubił nie znać odpowiedzi.
- Wystarczy woda. – Nie wiedzieć kiedy, wyrwało jej się z ust. A wcale nie miała ochoty nic mówić. Wolałaby, by patrzył tak cały czas, ogrzewając ją żarem ogników tlących się w jego tęczówkach. Tom tylko kiwnął głową. Zaraz po tym trzymała w dłoniach chłodną szklankę. – Dzięki.
- Nie ma za co. Przeziębisz się. - Wierzchnią stroną dłoni musnął jej przedramię, obdarzając Scarlett troskliwym spojrzeniem. Wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł dreszcz. Znów to robił, a jej było tak dobrze. Choć przecież nie powinno! Lubiła jego spojrzenie. Tak bardzo je lubiła. Gdy patrzył na nią, zdawało jej się, że nic nie było w stanie jej zagrozić, bo Tom był obok. Chłonęła je całą sobą i cała w nim tonęła. Nie miała pojęcia, co takiego w sobie zawierało, ale to właśnie to coś czyniło je najbardziej wyjątkowym z wyjątkowych. Może była zbyt rozespana i zbyt rozmiękczona, ale lubiła, gdy był obok.
- Bez przesady, aż taka krucha nie jestem. – Uśmiechnęła się i upiła łyk wody. – To w takim razie pójdę spać. – Odwróciła się płynnie i doszedłszy do schodów, lekko wspięła się na górę, znikając im z oczu. Tom wracając na miejsce, mimowolnie westchnął i napił się herbaty. Simone przyglądała mu się przez chwilę.
- Wiesz co, synku? Miałam wątpliwości, czy podjąłeś dobrą decyzję. Mając niewielkie pojęcie o tym, co łączy ciebie i Scarlett, zastanawiałam czy nie kieruje tobą, świadomie bądź nie, coś na rodzaj wdzięczności. Obawiałam się, że to minie, a Scarlett zostanie z nadziejami. Zawiedzionymi nadziejami. Do tego nasza dzisiejsza rozmowa. Do momentu, kiedy Scarlett nie weszła do kuchni, obawiałam się nadal. Już jestem spokojna, wiesz? – Tom uniósł wzrok znad kubka, złożył ugięte ręce na blacie i bacznie spojrzał na mamę. Simone uśmiechnęła się pobłażliwie. – Wystarczyło mi zobaczyć, jak patrzysz na nią i jak Scarlett patrzy na ciebie. Nie patrzysz tak na Liv, a Scarlett nie patrzy tak na Billa. Ona ci ufa. Ufa każdemu twojemu słowu. Ufa twoim gestom. Ufa twojemu rozumowi. Ufa twojemu sercu, Tom.  Nie skrzywdzisz jej, bo jest wszystkim tym, czego nie znałeś wcześniej. Właśnie dlatego nie ulegniesz. Nie dasz się prowadzić zmysłom, bo serce powiedzie cię pierwsze. Bez względu na to, jak to wszystko dalej się potoczy, ja wiem, zobaczywszy was dzisiaj, że nie masz się czego obawiać. Zaufaj sobie, choć po części tak, jak ufa ci Scarlett, a wszystko będzie dobrze. Przeszłość jest przeszłością, a przyszłość należy do ciebie.


- Wejść, czy nie wejść? Oto jest pytanie. –  Mruknął po nosem, stojąc na wprost drzwi pokoju Brunetki. Wpatrywał się w nie tak intensywnie, że aż obraz zaczął zlewać mu się przed oczami. Zamrugał kilka razy i przechylił głowę na bok. Ona też tak robi. Uśmiechnął się pod nosem i nacisnął klamkę, delikatnie napierając na drzwi. Szybko wślizgnął się do środka, by nie obudziło jej światło z korytarza. Rozejrzał się dookoła. Wszechobecną ciemność łamała jedynie nikła poświata księżyca, padająca przez okno, wprost na buzię Scarlett. Znów się uśmiechnął. W delikatnym świetle, zdawała mu się mieć jeszcze więcej uroku. Choć nie był do końca pewien, czy to było możliwe. Podszedł do jej posłania i delikatnie usiadł na brzegu materaca. Zakopana w pierzynie po sam nos, spała spokojnie. Odsunął z jej buzi kilka niesfornych kosmyków włosów i nie mogąc się powstrzymać, musnął jej miękki policzek wierzchem dłoni. Westchnęła cicho przez sen. Mocniej wtuliła się w poduszkę, głębiej zanurzając się w kołdrze. Lubił te jej dziecinne przyzwyczajenia. Lubił też to, że będąc kobietą, cały czas pozostawała małą dziewczynką. Przesunął się odrobinkę bliżej Scarlett. Serce biło mu zdecydowanie za szybko. Poczuł się jak dziecko. Oddychał szybciej, a niepewność mieszająca się z jakąś nieuzasadnioną radością mąciła mu umysł. Och, gdyby się obudziła, nie byłaby zadowolona. Już widział to oburzenie, spąsowiałe zawstydzeniem policzki i karcące spojrzenie. Uśmiechnął się do swoich myśli. Ujął w dłonie pierzynę i okrył ją szczelniej. Doszedł do wniosku, że już się nie obawiał. To zniknęło jakoś tak samo. Nie kojarzył, czy to stało się chwilę wcześniej, dzień czy tydzień. Wiedział, że tego nie było. Rozmowa z mamą, paradoksalnie trudna, ułatwiła mu… wszystko. W gruncie rzeczy, Scarlett nigdy nie była jego koleżanką, ani przyjaciółką też nie. Nie potrafił sprecyzować relacji, która ich łączyła i w zasadzie nigdy się nad nią nie zastanawiał. Nie było mu to potrzebne, by najpierw z nią walczyć, a później przy niej być. Wystarczyło, że była. Wystarczyło, że on mógł być obok. Jej obecność w jego życiu była czymś oczywistym. Nie potrafił sobie wyobrazić, że mogłoby być inaczej. Do tej pory po prostu nie wiedział, co robić. Ufała mu. Przecież doświadczał tego na każdym kroku, a nie rozumiał. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że im Scarlett bardziej mu ufała, tym on otaczał ją większą troską. Nie było szansy, by się złamał, by chciał się złamać. Ta mała czarnulka stała się dla niego zbyt ważna, by cokolwiek innego mogło stać się istotniejsze, niż choćby cień jej uśmiechu. Już wiedział, był pewien, że nie potraktuje jej, jak inne, bo ona nigdy taka nie była. Od samego początku wyróżniała się pośród kobiet, które znał. Teraz po prostu wiedział, że chce patrzeć, jak śpi, słuchać, jak narzeka na matematyczkę, tulić ją do siebie, gdy będzie jej ciężko, rozmawiać z nią, słuchać, jak mówi i śmieje się, mieć ją obok i samemu być. To naraz stało się takie klarowne, zwyczajnie oczywiste, nie podlegające jakiekolwiek wątpliwości i choć znali się tak krótko, tak burzliwie i tak po swojemu, wiedział, że nie pozwoli jej zniknąć. Mruknęła coś niewyraźnie przez sen, układając się na wznak. Westchnęła, kładąc rękę nad głową. Długie kosmyki znów przysłoniły jej buzię. Odsunął je z jej warg. Były tak kusząco pełne. Złożył delikatny pocałunek na opuszkach swoich palców i musnął nimi usta Scarlett. Uśmiechnęła się przez sen. Poprawił jej kołdrę i cichutko wstał. Spojrzał na nią ostatni raz, będąc pewnym, że teraz mógł już spokojnie położyć się spać. Bo z twoim obrazem przed oczami chcę zasypiać i budzić się.
*

Słysząc spokojne dźwięki gitary akustycznej, nie była pewna, czy to nadal sen, czy już jawa. Uniosła jedną powiekę, a muzyka nadal napływała do jej uszu. Cicha melodia, której najmniejszy element najlepiej w świecie komponował się z każdym kolejnym. Melodia, tak delikatna, słodka, tak kojąca.
Nie słyszała takiej nigdy wcześniej, ani podobnej, ani lepszej. W kwintesencji idealności, sen na jawie trwał. Nie chcąc go przerywać ponownie przymknęła oczy. Czułe dźwięki pieściły jej zmysły, sprawiając, że miała ochotę odpłynąć w niebyt, tonąc w morzu dźwięków, drżeć pod wpływem jego dotyku. Śnił jej się Tom. Był tuż obok i siedział przy jej łóżku, a ona nie czując go, ani nie widząc, wiedziała, że był przy niej i czuła się spokojna. Na ustach dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, a małe piąstki przetarły klejące się powieki. Ziewnęła. Melodia nagle ustała, czyniąc w pokoju głuchą ciszę. Podniosła głowę, a jej czarne, dotąd rozsypane na miękkiej poduszce włosy, zakołysały się przy jej buzi, łaskocząc ją w rumiany policzek. Turkusowe tęczówki Scarlett ujrzały przyglądającego się jej Toma. Gitara spoczywała na jego kolanach, a dłonie na gryfie instrumentu. Czule wodził opuszkami palców po strunach, uśmiechając się do niej.
- Nie przerywaj. – Powiedziała ściszonym głosem, nie chcąc niszczyć tej przyjemnej aury, która unosiła się w powietrzu. Podniosła się wyżej, wspierając ciało na ugiętym łokciu. Przechyliła głowę w bok, a czarne włosy spłynęły po jej ramieniu. Miała lekko podpuchnięte oczy, przez co jej buzia wydawała się jeszcze bardziej dziecinna, a pośród puszystych, lekko zaróżowionych policzków, rozciągał się zadziorny uśmiech. W połączeniu z równie zawadiackim, radosnym spojrzeniem wyglądała niczym mała dziewczynka, która chciała coś zbroić i słodkim spojrzeniem próbowała odwrócić jego uwagę. Na chwilę zatrzymał spojrzenie na jej oczach, a jego palce same odnalazły właściwe struny. Żadne z nich, ani na moment nie opuściło wzroku, a szala przewag cały czas trwała na równi. Świdrowała go swoim turkusowym spojrzeniem, chcąc zapamiętać każdy najmniejszy szczegół jego buzi. Czuła, że tonie w morzu mlecznej czekolady, czuła jak na nią patrzył i czuła, jak bardzo było jej z tym dobrze. Koniuszkiem języka zwilżyła wyschnięte, malinowe wargi, przenosząc spojrzenie na jego zgrabny nos, a później na pełne wargi ułożone w zaczepny uśmiech. Poprzez cienki materiał koszulki zarysowywała się jego klatka piersiowa, niewątpliwie męskie ręce, pewnie, a jednocześnie niezwykle delikatnie trzymające gitarę, a wprawione, smukłe palce zwinnie błądziły po strunach. Lekko zagryzając dolną wargę, powiodła spojrzeniem znów do jego oczu. Śmiały się. Śmiały się tak bardzo radośnie. Melodia powoli cichła, a po zdecydowanym szarpnięciu ostatnią struną wiolinową, ucichła całkowicie. Zachłysnęła się powietrzem, wypuszczając je dopiero, kiedy Tom oparł gitarę o krzesełko, na którym siedział i powoli, swoim chwiejnym krokiem zbliżył się do jej łóżka i przysiadł na brzegu materaca. Wiodła za nim spojrzeniem. Miała wrażenie, że to działo się niepierwszy raz. Opadła z powrotem na poduszki, przeciągając się jednocześnie. Tak prozaicznie i tak banalnie, ale zapragnęła budzić się w ten sposób co dnia i zasypiać, utulona jego czułym spojrzeniem.
- Pobudka.
- Dlaczego ta piosenka nie ma słów?- Jej zaspany głos wywołał na twarzy Toma jeszcze szerszy uśmiech. Chwycił w dłonie kawałek poszewki i zaczął się nim bawić. Czekając, aż się obudzi, zastanawiał się, czy nie przesadził, aż do tego stopnia wkraczając w prywatność Brunetki. W końcu nie miał prawa. Układał w głowie melodię, która mogła być tylko jego i tylko jej. Wystarczył mu ten jeden uśmiech i już wiedział.
- Powstała tylko i wyłącznie na potrzeby budzikowania.
- Tak po prostu? Nie jest nigdzie zapisana?
- Tylko tutaj. – Przyłożył dłoń do lewej strony klatki piersiowej, przenikliwiej lustrując ją wzrokiem. Tęczówki Scarlett wędrowały między jego oczami, a dłonią przyłożoną do serca. Szybko i uważnie lustrowały obraz, by po chwili znów zatrzymać się na oczach, które miały tak bardzo słodki odcień mlecznej czekolady. Posłała mu nęcący uśmiech, a jeden kącik jej ust powędrował nieco wyżej niż drugi. Otuliła rękoma sporą część kołdry, robiąc sobie z niej poduszkę. Przyłożyła do niej głowę, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z Toma. W jej turkusowych oczach panował niezmącony spokój, który podkreślony delikatnym uśmiechem czynił ją nieodgadnioną. Nieodgadnioną, bo tak naprawdę nie wiedział o niej nic. Nie rozumiał wielu rzeczy, a z wieloma innymi się nie zgadzał. Jednak nie chciał pytać, mając ją taką jaką mu się ofiarowała. Westchnęła. Życie nauczyło Scarlett, że zaufanie uskrzydlając może zabić. Nauczyło ją, że miłość będąc darem niebios, może zaciągnąć człowieka na samo dno. Teraz spoglądając w oczy człowiekowi, który będąc prawie obcym, był jej bliższy niż ktokolwiek inny, czuła, że jej zasady i poukładany świat, chwiały się niebezpiecznie. Odkąd przekroczyła próg tego domu, odkąd spędzała z nim więcej czasu niż kimkolwiek innym, odkąd on zaczął stawać się ważniejszy niż wszystko inne, fundamenty jej światopoglądu zaczęły kruszyć się kamyczek po kamyczku. Zdawała sobie sprawę, że choć nieświadomie, Tom mógł odmienić wszystko, co tak pieczołowicie budowała przez ten cały czas. Tworzyła go przez wiele miesięcy broniąc i nie pozwalając nikomu go pokonać, jednak zjawił się on, dla którego nic nie znaczył. Był nieistotną płotką do przejścia, którą pokonywał z niebywałą łatwością i choć Scarlett próbowała bronić swojej twierdzy, to i tak czyniła to na marne. Tom miał w sobie coś, co kruszyło każdą przeciwność. Lubiła go, lubiła tą bezpretensjonalną infantylność jego osobowości. Lubiła, gdy był po prostu Tomem, gdy zdejmował swoją maskę obojętności i stawał się takim, jakiego nie znał prawie nikt. Takim, jakiego mogła znać tylko ona, gdy parzył herbatę, przygotowywał kanapki, oglądał telewizję i opowiadał jej niestworzone rzeczy. Z drugiej strony nie był też emocjonalną kluską. To właśnie przy nim czuła się bezpieczna, jak przy nikim innym. To właśnie on w swojej delikatności był niezwykle męski, nie przesadnie i na pokaz. Tak w sam raz, jak dla niej.  W swojej prawdziwości odrobinę nonszalancko uwodzicielski, z nutką Casanovy, twardziela i nawet gaduły. Lubiła też i to. Lubiła, gdy uśmiechając się unosił wyżej jeden kącik ust. Lubiła, gdy patrzył tak specyficznie. Lubiła, gdy patrzył na nią uważnie, słuchając. Lubiła słuchać jego, kiedy mówił. Lubiła jego chrypkę. Lubiła chwiejny chód. Lubiła jeszcze bardzo wiele rzeczy. Jednak pozwalając sobie na coraz większe polubienie ich, pozwalała łamać się zasadom. Potrafiła stawiać czoła wszystkiemu. Dla świata bezbronna Scarlett umarła ładny kawałek czasu temu, jednak on miał w sobie coś, co pobudzało ją do życia. Przy Tomie chciała być małą Księżniczką, Tom potrafił obudzić w niej to, co zostało dawno uśpione. Za to, że pozwalała mu na to, czując się z siebie dumna, nienawidziła się też. Przy nim nie umiała być twarda i nieugięta. Czuła, że mogła mu ulec, kiedy tylko kiwnąłby palcem. Nie chciała tego. Nie chciała ulegać facetowi. Nie chciała się zakochiwać, bo nie chciała, by znów jej uczucie zostało sponiewierane. Dlatego wiedziona instynktem samozachowawczym uwodziła i prowokowała, by samej nie dać się sprowokować. Jednak Tom… Tom nie był Mikem. Tom nie był którymkolwiek innym. Tom był inny. Tom był lepszy. Lubiła Toma.
- Ładniejszej nie słyszałam. Nie zapominaj o niej, bo jest zbyt wyjątkowa, żeby mogła ot tak, ulecieć.
- Jestem pewien, że nie uleci.
- Taaaaak? – Wtuliła policzek w poduszkę, uśmiechając się zaczepnie. Tom poprawił się na miejscu, siadając bliżej Scarlett. Spojrzał jej w oczy.
- Myślisz, że mógłbym zapomnieć o tobie? – Serce Scarlett zabiło szybciej, mimowolnie wstrzymała oddech na kilka sekund, analizując słowa Toma, a on znów tak patrzył. Wiedziała, że nie czekał na odpowiedź. Wiedziała, że nie mógłby zapomnieć. Już nie, bo i ona nie potrafiłaby tego zrobić. Dzieląca ich odległość, naraz stała się zbyt duża. Nie chciała, by był tak daleko. Podniosła się i wyswobodziwszy się spod pierzyny, odrzuciła ją na bok i na kolanach przysunęła się do Toma. Przysiadła na podkulonych pod siebie nogach, zupełnie bliziutko niego. Uśmiechnęła się niewinnie, spoglądając na niego spod kotary gęstych rzęs. Nie mając pojęcia, co chciała zrobić, patrzył na Scarlett, lekko zdziwionym wzrokiem i zupełnie jej się to podobało. Odziany jedynie w bokserki i t-shirt wydawał jej się nieziemsko pociągający. Z trudem powstrzymywała się, by nie dotknąć jego umięśnionych nóg, bicepsów, klatki piersiowej... Obrzuciła go spojrzeniem, a z jej lekko rozchylonych warg wydobyło się, zupełnie niepostrzeżenie, ciche westchnienie. Zagryzając wargę, odrobinę niepewnie uniosła dłoń do policzka Toma i pogładziła go czule. Poczuła, jak jego usta rozciągają się w uśmiechu. Ona też się uśmiechnęła. Tom przyłożył swoją do dłoni Scarlett i wtulił się w nią, przymykając powieki. Bucnęła noskiem w jego policzek, a Tom otoczywszy Scarlett rękoma, zręcznym ruchem usadowił ją na swoich kolanach. Podkurczyła nogi, kryjąc się w jego ramionach. Przytuliła skroń do jego klatki piersiowej i zamknęła oczy. Usłyszała, jak biło jego serce. Nie pojmowała samej siebie. W pełni świadoma, że poddawała się chwili, robiła to bez większego zastanowienia. Łamała zasady. Burzyła postanowienia. Angażowała się. Przywiązała się. Pragnęła i potrzebowała. Ufała. Pozwalała sobie na coś, o czym miała zapomnieć. Obietnicę przypieczętowała nocami pełnymi goryczy i wylanych łez, także dniami spędzonymi na walce. Walce z samą sobą. Teraz tak po prostu się ich wyrzekała, bo wiedziała, że cokolwiek nie zdarzyłoby się później, nie będzie żałować, dla tych kilku chwil w jego ramionach. Teraz już nic, była tego pewna, nie mogło być takie samo. Słuchała, jak grało jego serce, biło w rytmie bicia jej serca i nie liczyło się nic więcej.
- Wszyscy mamy jakąś przeszłość, - wyszeptała - ale ja wiem, że ty jesteś moją przyszłością. Niech to co przeszłe zostanie za nami, a przyszłe będzie nieodgadnione. Bez wczoraj i jutra. -  Scarlett podniosła głowę z ramienia Toma i pocierając noskiem jego szyję, powiodła nim aż do jego policzka, by musnąć go drżącymi wargami i raz i drugi, tak czule, tak długo i tak leniwie. Zahaczywszy delikatnie o usta Toma, zatrzymała się. Powolutku uniosła wzrok i napotkała jego zamglone oczy. Tom czule wpatrywał się w nią, a za tą czułością malowało się niedowierzanie. Uśmiechnęła się zaczepnie i znów potarła noskiem jego policzek. Tak dobrze było mieć ją całkiem blisko siebie. Tak dobrze było czuć dotyk jej drobnych dłoni, miękkich warg, jej oddech omiatający jego szyję. Tak dobrze było trzymać ją w ramionach, na tyle drobną, by mógł skryć ją w swoich objęciach zupełnie. I już nie bał się, że tuląc ją, zgubi sam siebie. Nie był pewien niczego, prócz tego jednego. Nie miał pojęcia, co będzie następnego ranka. Nie mógł mieć pewności, czy Scarlett nie zechce wyzwolić się z jego objęć i pójść własną drogą, być znów zupełnie niezależna, zupełnie pewna tylko siebie, twarda i niezłomna. Nie był pewien, czy nie zechce zniknąć, by pójść tam, gdzie poniosą ją nogi, ale wiedział, że sam zechce pójść, gdzieś obok, by móc ochronić ją, gdy coś jej zagrozi. Bo była ważna. Bo była mu potrzebna. Bo chciał, by została. Westchnął, a jego oddech połaskotał szyję Scarlett. Zaśmiała się cicho, wtulając głowę w kącik szyi Toma. Podciągnął Scarlett na swoich kolanach, przyciągając ją mocniej do siebie.
- Jesteś wszystkim tym, czego brakowało mi wcześniej, wiesz?
- Więc masz już wszystko. – Wyszeptała. I choć nie miała przed sobą nic pewnego i jutro mogło przynieść wszystko, chciała, by ich chwila trwała nadal.
*

Zwabiona ożywioną rozmową, weszła do przedpokoju. Georg mocował się z zamkiem kurtki, a Gustav i Caroline usiłowali pomóc sobie nawzajem z pozbyciem się ich, do tego Bill, który próbował wszystko koordynować i Simone, radośnie witająca gości. Sodoma i Gomora. Tylko Gordon stał przy drzwiach wejściowych i oparty o framugę, przyglądał się wszystkiemu spod uniesionych brwi. Zaplotła ręce na piersiach, mając zamiar zaczekać, aż gorączka opadnie i będzie mogła się przywitać. Do kompletu brakowało jej tylko Toma i Liv. Tom zawieruszył się pewnie gdzieś na górze, ale Liv? Nie zdążyła się odwrócić, a siostra, odrobinę zażenowana, przeszła obok niej, poprawiając włosy. Liv zupełnie niepodobna do siebie samej, zapoznała się z Gustawem i Caroline, jednak Scarlett nie była do końca pewna, czy gdyby musiała wskazać, które jest które, nie pomyliłaby się. I pomyśleć, że to tylko Georg. Odkąd pojawił się na pogrzebie, Liv mniej przeżywała nieobecność Paula. Nie powiedziała jej, co się między nimi wydarzyło i choć Scarlett zżerała ciekawość, wyczekiwała chwili, gdy Liv będzie musiała się wyżołądkować, a przeczuwała, że ta chwila niebawem nastąpi. Swoją drogą krew ją zalewała, gdy pomyślała o tym zadufanym w sobie bubku, który nawet nie raczył odbierać telefonów ani maili od swojej, prawie narzeczonej. Skwasiła się na samą myśl, o tym, że jej siostra mogłaby być jego żoną. Taka Liv, nie – Liv była całkiem urocza. Uśmiech cisnął się na usta Scarlett, gdy patrzyła na tą dwójkę. A gdzie podział się Tom? Liv odetchnęła głęboko, przeciskając się obok Simone. Hol zdawał się być zbyt długi i tłoczny. Czuła się osaczona zamieszaniem. Ogromna gula utkwiła jej w gardle, a żołądek ścisnęła malutka obrączka. Ktoś zadał jej jakieś pytanie, przytaknęła. Stała między bagażami, rozgadanym Billem i przekrzykującą go Simone. Chciała podejść do niego i się przywitać, ale to wszystko tak bardzo jej przeszkadzało. Nie umiała zebrać myśli. Tylko patrzyła. Siłował się z zamkiem, tak malutkim w jego silnych dłoniach. Mamrotał coś pod nosem i szarpał, a suwak nie chciał się odpiąć. Gdzieś za sobą usłyszała, że Simone zarządziła gorącą herbatę i wszyscy, prócz Georga, no i niej, poszli do kuchni. Nawet nie przyszło jej na myśl, żeby się ruszyć stamtąd. Czuła się dziwne skrępowana i było jej jakoś tak raz zimno, a raz gorąco. Kompletnie nie wiedziała co powiedzieć. Rozstając się z nim ostatnim razem, nie była tego do końca świadoma. Nagadała wtedy tak dużo rzeczy o Paulu i o tacie i tym wszystkim, zupełnie bez ładu i składu. Uśmiechnęła się, widząc jak męczył się z zamkiem. O dziwo, Simone nie poratowała go jakimś cudownym domowym sposobem. Zagryzła dolną wargę, przechodząc przez jego torbę. Zatrzymała się tuż przed Georgiem i kładąc dłoń na jego ręce, sprawiła, że zamarł i to dosłownie. Zdawało jej się, że przestał oddychać.
- Pomogę ci. – Zabrał rękę, jak oparzony, a Liv kręcąc głową,  delikatnie podważyła podszewkę kurtki zielonookiego i rozpięła ją bez większego trudu. – Widzisz – spojrzała na niego, a całe skrępowanie odeszło, jak ręką odjął. Gula zniknęła i obręcz paraliżująca ją od wewnątrz też. Po prostu cieszyła się, że go widzi – z zamkami to bywa różnie. Czasem jest tak, że między ząbki zajdzie podszewka, wtedy trzeba ją usunąć i będzie okej, a czasem ząbki po prostu do siebie nie pasują i zamek nie działa. Tak firmowo. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się filuternie. – Ot, cała filozofia zamków. – Zdawała sobie sprawę, że to co mówiła było całkowicie głupie, tak samo z tego, że poczuła się przy Georgu nie tak, jak czuć się powinna dziewczyna, posiadająca chłopaka. Wiedza ta nijak miała się do okoliczności, bo w tej właśnie chwili skupiła się na głębokim spojrzeniu Georga, który patrzył jej w oczy mało dyskretnie i całkowicie bezwstydnie, a co gorsza zupełnie jej to nie przeszkadzało. Chciała już coś powiedzieć, ale skończyło się jedynie na mlaśnięciu.
- Dzięki. – Uśmiechnął się półgębkiem, a Liv zamrugawszy kilkakrotnie, cofnęła się szybko do tyłu.
- Fajnie, że przyjechaliście. Simone będzie miała na kogo przelewać swoje zapasy czułości. - Georg zawiesił kurtkę na wieszak i chwycił swoją torbę. Ruszyła do kuchni, przodem nie mogła na niego patrzeć, nie chciała, bo nie powinna.
- A jak ci się tu podoba?
- Robię zdjęcia. Duuuuużo zdjęć. Wszystkiemu i wszystkim. – Zatrzymała się gwałtownie i odwróciwszy się na pięcie, otarła się o klatkę piersiową szatyna. Zupełnie zbiło ją to z pantałyku i musiało minąć przynajmniej kilka sekund, żeby wykrzesała z siebie jakąś reakcję i do tego to nieznośne gorąco, zalewające ją falami. Powinna zdecydowanie ograniczyć gestykulację. Pacnęła go palcem wskazującym w tors, mrużąc podstępnie oczy. -  Ciebie też to nie ominie. – Poruszała znacząco brwiami, odniosła przy tym wrażenie, że traci kontrolę nad własnymi odruchami. Dlaczego akurat przy nim musi się zachowywać, jakby była nie do końca dzisiejsza?
- No, wiesz… a jakbym tak zamiast tego nosił ci pokrowiec od aparatu? – Powietrze przeciął jej śmiech, a jemu zrobiło się ciepło koło serca. Liv zdawała się być beztroska, ale żadna mina nie była w stanie ukryć smutku, chowającego się w jej oczach. Nie chciał, by była smutna. Przed nosem śmignęła mu Scarlett i ledwo wyrobiwszy na zakręcie, wpadła na schody, przeskakując co drugi stopień.
- A ty gdzie? – Liv wychyliła się lekko, spoglądając na siostrę, będącą u szczytu schodów.
- Po Toma lecę! – Dobiegło ich, gdzieś z korytarza. Brunetka pokręciła głową, uśmiechając się pobłażliwie.
- Taaa, faktycznie poleciała. – Włożyła ręce do kieszeni i posławszy Georgowi konspiracyjne spojrzenie znad zmarszczonych brwi, skierowała się do kuchni.

Scarlett wparowała do pokoju Toma i nawet przez myśl jej nie przeszło, żeby zapukać. Ten szczegół umknął jej zupełnie. Zatrzymała się gwałtownie tuż za progiem, zalana falą gwałtownego gorąca. Miała wrażenie, że płonęły jej nie tylko policzki. Jednak jakoś nie potrafiła oderwać wzroku, albo chociaż zamknąć oczu. Tom stał naprzeciw niej, oszołomiony jej nagłym wejściem, przerwał ubieranie i patrzył na Scarlett trochę nieprzytomnie. Brunetka, jak zaczarowana stała w miejscu,  taksując wzrokiem jego umięśnione ciało. Zrobiło jej się gorąco. Zagryzła dolną wargę, powstrzymując westchnienie. Przekrzywiła głowę w bok. To było, jak trans przeczyła sama sobie, będąc jednocześnie w zupełnej zgodzie ze sobą. Coś w głowie mówiło Scarlett, że powinna uciec, odwrócić się, wyjść, cokolwiek, ale zwyczajnie nie potrafiła. Poczuła coś, czego jeszcze nigdy nie było jej dane odczuwać. Spojrzała na Toma, tak jak jeszcze nigdy na niego nie spoglądała. Nie jak na gwiazdę, upadły ideał, który spotkała w klubie, znajomego, który tam przychodził, który nocował u niej w domu. Nie jak na opiekuna, pomocną dłoń, którą tak uparcie jej podawał. Nie jak na Toma… Postrzegła go jako mężczyznę. Nieziemsko przystojnego mężczyznę. Nie miał na głowie czapki, dredy spinała jedynie frota. Opadały na jego plecy i silne ramiona. Klatka piersiowa, rzeźbiona mięśniami, nakreślonymi płynnymi liniami, unosiła się i opadała powoli, przechodząc w szczuły brzuch i proste biodra, na których zdawałoby się, ledwo co, trzymały się obszerne spodnie. Zwilżyła koniuszkiem języka wysuszone usta, mrużąc delikatnie oczy. Biła od niego ta zmysłowa nonszalancja. Uwodził każdym ruchem, a może jej się tylko wydawało, gdy emocje otumaniły jej zmysły… Tom odwrócił się przodem do Scarlett, zaplatając ręce na klatce piersiowej. Uśmiechnął się, unosząc wyżej jeden kącik ust. A jej serce zaczęło bić zdecydowanie za szybko.
- Czy ty przypadkiem nie powinnaś być choć odrobinę zażenowana?
- Powinnam? – Westchnęła teatralnie. – Ojeeej. – Zakryła oczy dłońmi. – Powinnam. – Powiedziała bardziej do siebie, niż do niego i zwiesiła nieznacznie głowę, rozsuwając palce tak, by mogła cały czas na spoglądać na Toma. – Już nie patrzę. – Szepnęła, a gdy mrugnęła okiem, On był tuż przy niej.
- Patrzysz. – Pochylił się lekko i zmrużywszy jedno oko, spojrzał w szparkę między jej palcami. – Nieładnie tak. Tak nie robią grzeczne dziewczynki. – Scarlett odsłoniła oczy, uśmiechając się zawadiacko.
- A kto powiedział, że jestem grzeczna? – Rzuciła radośnie, zakładając ręce na biodra. Tom powolutku przysunął się na tyle blisko, by ich palce stóp stykały się ze sobą. Czuł ją przy sobie. Czuł, jak klatka piersiowa Brunetki unosi się i opada szybciej niż zwykle. Zatrzymał spojrzenie na jej dekolcie. Mimowolnie, ciut za długo. Stanowczo ujęła jego brodę, skręcając głowę Toma tak, by spoglądał jej w oczy. Śmiały się, tak jak cała ona.
- A nie jesteś?
- Zupełnie nie.
- Zupełnie. – Powtórzył, a Scarlett pokręciła głową, świdrując go głębokim spojrzeniem. W turkusowo błękitnych tęczówkach płonęły zadziorne ogniki. Puściła brodę Toma, wodząc dłonią wzdłuż jego szyi, obojczyków, aż do torsu. Jej drobne dłonie drżały, gdy zataczając kręgi na skórze Toma, przywołała nań gęsią skórkę. Smukłe palce Scarlett sunęły w dół, naznaczając drogę wzdłuż mięśni brzucha, by wreszcie napotkać jego dłonie, czule splatające palce z jej palcami. Tom zamknął ją w swoim uścisku, okalając ramionami i złączając ich dłonie za jej plecami. Byli blisko. Bardzo blisko. Przytulił policzek do skroni Scarlett, wdychając jej zapach, przymknął na moment powieki. Jej niespokojny oddech pieścił jego szyję, dotyk delikatnej skóry mącił myśli, a mając ją tak blisko, nie potrafił skupić się na niczym innymi. Musnęła czule jego obojczyk i raz i drugi, wytyczając ścieżkę drobnych pocałunków, poprzez jego szyję, aż do płatka ucha, który musnęła jako ostatni. Uśmiechnął się czule, odrywając policzek od jej skroni. Oparł czoło na czole Scarlett, spoglądając chwilę w jej oczy. Lubił ginąć w morzu turkusowym. Jedynym i najpierwszym. Była taka słodka, patrząc na Toma dziecięco niewinnym spojrzeniem. Unosząc wyżej jeden kącik ust, potarł noskiem o jej nos, a zaraz policzek. Puścił dłonie Scarlett, otoczył rękoma jej talię, gładząc plecy. Skryła się w jego objęciach, kładąc ręce na torsie Toma. Dotykała go delikatnie opuszkami, gdy On zatrzymując swe dłonie na jej krągłych biodrach, musnął wargami policzek Scarlett, a po nim drugi, bródkę i czoło, nosek i obie powieki, by zatrzymać się przy jej wargach i otulić je tysiącem drobniutkich pocałunków.
- Miałeś tego nigdy więcej nie robić… - Powiedziała cichutko, unosząc powieki. Spojrzał na Scarlett pytająco, jakby niepewnie, marszcząc nos.
- Miałem?
- Miałeś. – Na myśl przyszedł mu tamten wieczór i fala niepojętego zimna zalała jego ciało. Gotów był wypuścić Scarlett ze swych objęć, byleby tylko nie pozwolić jej czuć tego, co wówczas, by nie patrzyła na niego tak, już nigdy więcej. Chciał coś powiedzieć, gdy przesunąwszy leniwie rękoma po jego barkach, splotła je na jego karku. Spojrzała mu prosto w oczy. – Ale to dawno i nieprawda.
- Nie chcę byś…
- Ciii…Ufam ci. Ufałam, nawet tamtego wieczoru i…. - Musnęła usta Toma leciutko rozchylonymi wargami, mając wrażenie, że serce zaraz wyskoczy z jej klatki piersiowej, gdy buzię Scarlett omiótł gorący oddech Toma, a na jej wargach spoczął czuły pocałunek. Pozwoliła, by lekko rozchylił językiem jej usta, całując z całą swą mocą, czułością i troską. Złączeni w pocałunku pełnym nagromadzonego uczucia, niezłomnej pasji, oderwani od rzeczywistości, pieszcząc zmysły kojąc je i drażniąc. Ofiarował jej tyle samo, ile ona mu oddała. Czuły szept przeistaczał się w krzyk, pełen zapalczywej emocji. Całował ją czule i szalenie, namiętnie, zachłannie, muskał, całował I pieścił spragnionymi ustami jej wargi, póki nie zabrakło im tchu. Zetknęli się czołami, zachłannie łapiąc oddech. Karminowe wargi Scarlett uśmiechały się subtelnie, a ich kolor współgrał idealnie ze spąsowiałymi policzkami. Wpatrywała się w Toma zamglonymi oczyma, a On otulając ją swoim spojrzeniem, chłonął z niego, tonął w nim i zatracał się zupełnie. Przesunął dłoń po pośladkach Brunetki, do jej zgrabnych ud i tam ją zatrzymał. Tak dawno nie miał przy sobie kobiety. Wzdłuż jego kręgosłupa przeszedł dreszcz. Ją miał po raz pierwszy. Ją wyczekaną, wytęsknioną, zabronioną. Wzburzone emocje i rozbudzone zmysły targały nim od wewnątrz. Pragnął jej tak bardzo; jej ciała, zgrabnych nóg, krągłych bioder, kształtnych pośladków i piersi, kuszących, ocierających się o niego. Pragnął jej dotyku, pragnął jej całej. Mocniej zacisnął dłoń na nodze Scarlett. Na moment przymknęła powieki, by zaraz uchylić je znów i jeszcze głębiej spojrzeć mu w oczy. Scarlett czuła, jak biło mu serce, czuła jego przyspieszony oddech i wiedziała, że walczył. Ze sobą samym. Zdjęła ręce z karku Toma, a jego dłonie ze swego ciała. Ujęła je obie i przyłożyła je do swojego serca. Poczuł, jak szamotało się w jej piersi. Nakryła jego dłonie swoimi, nieprzerwanie patrząc Tomowi w oczy. - … i ufać chcę.- Szepnęła.
- A ja twojego zaufania nie zawiodę.
- Złapię cię, jeśli upadniesz.
- A ja ochronię cię przed samą sobą.

Trzymając dłonie Scarlett między swoimi, ucałował je delikatnie. Przytulił ją do siebie troskliwie, pozwalając, by skryła się w jego uścisku zupełnie. Wdychając waniliowy zapach jej szamponu do włosów, zamknął oczy. Miał wszystko, czego nie miał wcześniej.

- A tak w ogóle, to przyszłam ci powiedzieć, że herbata stygnie. – Wyszeptała, uśmiechając się i wywołując uśmiech na ustach Toma.

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo