28 października 2012

78. So sad but it's true.

Tytuł: Christina Aguilera 'Walk away'
*
25. miesiąc od rozstania; 17. listopada 2013r.
Oberhausen, König - Pilsener Arena; MTV Europe Music Awards

Błysk fleszy, krzyki fanów, reporterzy, paparazzi biegający z aparatami i kamerami, wszechobecni dziennikarze. Dla kogoś, kto nie był przyzwyczajony do takiej wrzawy, całe to zamieszanie mogło budzić pewien dyskomfort.  A co za tym idzie przywołać swojego rodzaju dezorientację, co zdecydowanie nie przyczyniało się do ulepszenia wizerunku medialnego. Jednak chłopcy, a w zasadzie mężczyźni, z Tokio Hotel byli w pełni przyzwyczajeni do atmosfery towarzyszącej takim przedsięwzięciom, jak wędrówka po czerwonym dywanie albo inauguracja gali. Przejście kilkunastu metrów od auta do ścianki zajęło im niemal dwadzieścia minut, ale wykorzystali ten czas na autografy i zdjęcia z fanami, choć David bardzo usilnie starał się ich bezgłośnie pogonić, co sprawiło, że wyglądał jakby dostawał wytrzeszczu oczu. Pod ścianką spędzili około pięciu minut, strzelając minami i uśmiechami. Bill prezentował nowe tatuaże i mięśnie, których od gali Viva Comet znacznie przybyło. Kiedy tylko zniknęli z oczu reporterów, wpadli w ręce dźwiękowców, którzy w sekundę przygotowali ich do wywiadu z dziennikarzami. Ci czekali już na nich, zapowiadając ich z lekko przesadzoną ekscytacją.
- Bill, Tom, Gustav, Georg! Wreszcie! – dziewczyna uśmiechnęła się w oko kamery, a potem przeniosła spojrzenie na nich. – To niesamowite, że jesteście dziś z nami. Jak samopoczucie?
- Świetne – odparł Bill, uśmiechając się od ucha do ucha. Miał to opanowane do perfekcji. – Jesteśmy podekscytowani nominacjami, za które bardzo, bardzo, bardzo serdecznie dziękujemy. Gdyby nie wy – spojrzał wprost w oko kamery – nie zaszlibyśmy tak daleko. Nie możemy doczekać się też występu.
- Georg obiecał, że wystąpi bez koszulki – odparł Tom, puszczając oko do dziennikarki. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i powachlowała się notatkami.
- Czy to prawda Georg? Czy może twoja pani nie byłaby zadowolona?
- Chyba dostałbym za to po głowie, więc nie będę ryzykował. Tom sam by chciał, dlatego mnie wypycha, żeby nie było, że pierwszy pokazuje klatę – Tom uniósł ręce w poddańczym geście i uśmiechnął się rozbrajająco. On też potrafił zachować się przed kamerami.
- Bez względu na to ile razem gramy, oni dwaj się nigdy nie zmienią – odparł Bill pobłażliwym tonem.
- Taki wasz urok panowie, bo bez względu na to, ile razem gracie, fanki tak samo was kochają, co więcej – wciąż ich przybywa! W związku z tym mam pytanie prosto z twittera. Czy poza Georgiem, wszyscy jesteście wolni? Zapytała o to Nani z Essen. Myślę, że podpiszą się pod tym pytaniem wszystkie wasze fanki! – zatrzepotała rzęsami, wbijając uważne spojrzenie w Billa.
- To chyba też się nie zmieni – zaśmiał się krótko. – Tak, jesteśmy wolni – odpowiedział, lecz nikt poza Tomem nie spostrzegł, że za plecami skrzyżował palce.
- To cudnie, a co dziś zagracie?
- To na razie niech będzie tajemnicą. Przygotowaliśmy małą niespodziankę – odparł Tom.
- Niespodzianka od chłopaków z Tokio Hotel, to jest to, na co czekamy! Dzięki za rozmowę! – pomachali do kamery i kiedy dostali znak, że zniknęli z wizji, odetchnęli z ulgą. Dziennikarka coś jeszcze świergotała do nich, ale poza Billem, który dzielnie jej słuchał, pozostała trójka chciała już schować się w budynku.
Jak zwykle skierowali się tam, gdzie ich pokierowano, by sprawdzić wszystko przed występem, a potem udać się na swoje miejsca. Tym razem trafiły im się całkiem niezłe. Bill myślał o tym, że Scarlett nie odzywała się od kilku dni. Tom czuł ulgę, że jej tam nie będzie, a z drugiej strony bardzo chciał ją zobaczyć. Gustav zastanawiał się nad tym, jak najszybciej zmyć się z After Party, a Georg głowił się, czy Saoirse dobrze czuła się sama z Julie, Shie’em, Margo i dzieciakami. Jeszcze nie widział nigdzie Liv, która była ze Scarlett. Swoją drogą, chłopaki urwaliby mu głowę, gdyby wiedzieli, że wiedział.
*

Wzięła głęboki oddech. Dawno się tak nie denerwowała. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. O jej obecności na gali wiedziała tylko niezbędna liczna osób. To miał być prawdziwy ‘boooom’. Spojrzała w lustro i wziąwszy w dłoń pędzel, musnęła nim policzki. Liv beztrosko trzaskała zdjęcia, gdy ona skręcała się z nerwów przed występem.
- Jak się czujesz? – zapytała nakierowując na siostrę lampę, by zmienić kąt padania światła.
- Hmmm… - zasępiła się na moment wznosząc spojrzenie ku górze, a Liv wykorzystała to, by wykonać kolejną serię zdjęć. – Jestem niesamowicie zestresowana, momentami zapominam tekst, ale to pewnie dlatego, że wciąż go powtarzam. Mam ściśnięte gardło i żadnej pewności, czy wciąż umiem śpiewać. To jest dla mnie tak niesamowicie ważne… nie sądziłam, że może być aż tak bardzo. Najbardziej w świecie chce wrócić, ale tak samo mocno się tego boję.
- Tak chyba powinno być, jeśli ci na czymś zależy, to boisz się, że coś pójdzie nie tak. Naturalna kolej rzeczy.
- Jakaś ty teraz mądra – Scarlett uśmiechnęła się do Liv unosząc jeden kącik ust. – Pomożesz mi założyć gorset? – zapytała spoglądając na siostrę w odbiciu lustrzanym. Kiedy Liv po niego poszła, Scarlett jeszcze raz przyjrzała się swojemu odbiciu. Simon przez dwie godziny układał jej włosy tak, żeby wyglądały na nieułożone. Esme malowała ją kolejną godzinę, a jeszcze wcześniej miała długą próbę. Zdjęła biustonosz, który nosiła do tej pory i wzięła od Liv gorset, który siostra zaraz zaczęła jej sznurować. Nawet teraz nie była do końca pewna, czy udało jej się osiągnąć taki efekt, jaki planowała, ale klamka zapadła. Zrobiła wszystko, by ten występ był doskonały. Miała mało czasu i w wielu kwestiach związane ręce, ale dopisało jej szczęście i przyjaźnie, które zawarła w czasie debiutu, teraz okazały się wciąż trwać. Dzięki temu miała wspaniały zespół. Zaufany, co było dla niej bardzo ważne. A także grupę taneczną, z którą współpracowała podczas trasy i występów. Strój na scenę wybrała razem z Liv i to było chyba najtrudniejsze, bo nie miała na niego pomysłu, a czas naglił. Cały anturaż powstał dzięki zaangażowaniu jej przyjaciół z Los Angeles i byłam im niesamowicie wdzięczna, bo właśnie sceneria odgrywała duże znaczenie podczas tego występu. Bardzo schlebiało Scarlett to, że udało jej się zyskać pomoc tak wielu osób, że dzięki Davidowi całość przebiegła sprawnie i bezproblemowo. To był jej czas i utwierdzała się w tym coraz mocniej. – Wiesz co, Liv? – zapytała spoglądając na swoje odbicie. – To odpowiedni moment. Czuję to – siostra wyjrzała zza dziewczyny i tylko uśmiechnęła się do jej odbicia.

Nicky Minaj, Beyonce i Rihanna wraz z chórem zeszły ze sceny po swoim widowiskowym występie. Widownia cichła, a w blasku reflektorów stanęli Taylor Momsen i Chester Bennington. Publiczność znów zawrzała, a prowadzący racząc szerokimi uśmiechami, czekali na ciszę. Taylor doskonale prezentowała się w krwistoczerwonej skórzanej sukience, a Chester wyglądał jak Chester, co zaowocowało gromkim wybuchem wrzasków, gdy tylko uniósł dłoń. Osiągnął tym gestem odwrotny efekt do zamierzonego.
- Dobry wieczór, Oberhausen! – powiedzieli chórem.
- To był ognisty wstęp – stwierdziła Momsen.
- I pomyśl, że to dopiero początek – odparł Chester. – Mamy przyjemność powitać państwa na gali MTV Europe Music Awards dwa tysiące trzynaście! – rozległy się brawa i w tej samej chwili zgasły wszystkie światła. Zapanowały egipskie ciemności, które momentalnie zaczęły punktowo rozświetlać wyświetlacze telefonów komórkowych. Po tych kilkunastu sekundach niepewności, w mroku poniósł się głos prowadzących.
- Niespodzianka! – wykrzyknęła Taylor. – Wygląda na to, że siadły korki.
- Proszę państwa, proszę zachować spokój. To nie korki, spięcie, ani przeciążenie – uspokajał.
- Słyszysz tą ciszę, Chester? To cisza przed burzą – niski, nieco chrapliwy głos Taylor nie działał kojąco. Brzmiał raczej jak z horroru.
- Proszę państwa, proszę się nie martwić. Panujemy nad sytuacją – po tych słowach sufit nad gośćmi i sceną przecięła błyskawica.
- Proponuję jednak poszukać parasol – odparła Taylor.
- Powtarzam. To nie spięcie, ani przeciążenie. Wygląda na to, że to tylko wyładowanie elektryczne, bo mamy tu prawdziwy grom z nieba – zapowiedział to tonem pełnym grozy i ekscytacji zarazem, po czym prowadzący wycofali się, a ciszę zaczął łamać szum. Najpierw delikatny, z każdą chwilą głośniejszy, w którym dało się usłyszeć niewyraźne głosy i uderzenia kropel deszczu grunt i pojedyncze niezbyt donośne grzmoty. Pomimo przyjemnego ciepła w budynku, efekty dźwiękowe przyprawiały o gęsią skórkę. Wciąż panowały egipskie ciemności, napięcie rosło, a rozglądający się wokół siebie goście imprezy nie widzieli nawet czubków swoich nosów. Wśród nich niemal pod sceną siedziała również czwórka magdeburczyków. Bill czuł, że coś się świeci, Georg zadowolony, że nikt nie widział jego miny, czekał na rozwój wydarzeń, a Gustav, któremu szatyn wszystko wygadał, podobnie jak on, wypatrywał, co się stanie. Natomiast Tom, mając dziwne przeczucie, że coś się stanie, niespokojnie wiercił się w fotelu. Trybiki w jego głowie powoli łączyły fakty. To całe zamieszanie, aluzje prowadzących, a wcześniej nieustannie nieosiągalny David, to wszystko gdzieś tam z tyłu głowy składało mu się w całość, ale ta myśl nie miała czasu na wyklarowanie się, bo otoczenie zbyt mocno Toma absorbowało. W szumie dało się słyszeć coraz wyraźniejsze wypowiedzi. Zlepki zdań różnych ludzi, po niemiecku i angielsku. Napierały na słuchających coraz bardziej i głośniej. Jedne głosy były bardziej znane, inne mniej, ale wszystkie sprowadzały do jednego; opisywały Scarlett. Były to fragmenty wypowiedzi różnych ludzi z rozdań nagród, wywiadów czy innych okazji. Tylko ktoś, kto śledził wszystkie te wydarzenia na bieżąco i z wielką uwagą, mógł domyślić się, o co chodziło. Dla pozostałych to wciąż było zbyt mało oczywiste. Gdy szum powoli cichł, ogromny ekran zaczął się rozjaśniać, a halę przeciął radosny, dziewczęcy śmiech. Tom, o mało nie mdlejąc, ścisnął Billa za rękę. Ten głos poznałby wszędzie.
- To ona – odparł, ciesząc się, że nikt nie dostrzegł tego, że pobladł. W napięciu wpatrywał się w obraz, który na wzór starego filmu był nieczysty i z różnego rodzaju zakłóceniami. Początkowo w czerni i bieli ukazał się fragment ogrodu, który tylko dla czterech osób na sali był znajomy. W sumie dla pięciu, bo nieco dalej wśród gości siedziała też Sophie. Obraz stawał się kolorowy, jednak wciąż rozmyty i nieco niewyraźny, zakłócony ‘kaszą’. Wszystkich gości otulił radosny, miękki śmiech dwojga ludzi.

- No chodź tu! – rozległ się jej głos, a w kadrze ukazał się najpierw fragment sukienki w żywym turkusowoniebieskim kolorze. A potem, gdy obraz powoli się oddalał pojawiła się cała postać Scarlett śmiejącej się zalotnie do operatora kamery.

Tom doskonale wiedział, kto stał po drugiej stronie. Coś ścisnęło go w środku, bo od razu przypomniał sobie, jaki był wówczas szczęśliwy. I pomyśleć, że to działo się tylko jakieś cztery lata wcześniej. A jakby w zupełnie innym życiu.

- Nie, bo pada, a ja w przeciwieństwie do ciebie nie lubię moknąć – odparł rozbawiony głos.

W tym momencie już chyba wszyscy wiedzieli, kto stał po drugiej stronie kamery.

­- Proszę! – uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami. – Jest tak ciepło i deszcz jest taki miły. Chooooodź, do mnie – zakręciła się wokół własnej osi, a turkusowa sukienka zafalowała wokół jej zgrabnych nóg. Obraz nieco się przybliżył. Była taka szczęśliwa i pełna beztroski. – Dostaniesz buziaka, no chodź! – prosiła i gdyby nie to ponętne ciało, można by pomyśleć, że mówiła to mała dziewczynka.
- Sam sobie wezmę, jak już tu przyjdziesz – powiedział siląc się na obojętność.
- Nie, bo ci nie dam. Możesz tylko tu – stanęła w miejscu i ułożyła usta w dziobek, pochylając się nieco w jego kierunku. Przymknęła powieki, a kotara długich rzęs położyła się cieniem na jej rumianych policzkach. Kamera powoli zbliżyła się do jej twarzy. Spadały na nią pojedyncze krople letniego deszczu, a czarne loki, które ją otulały, wiły się jeszcze mocniej. Wtem nagle otworzyła oczy. Ich kolor stał się aż nieprawdopodobnie nasycony. Tak niebieskich oczu świat jeszcze nie widział. Jej twarz miała spokojny wyraz. Patrzyła dłuższą chwilę prosto w oko kamery. Od samego wyrazu tego spojrzenia człowiek dostawał gęsiej skórki. – Na pewno nie przyjdziesz? – operator najwyraźniej zaprzeczył, a wraz z nim kamera wykonała delikatny ruch. Odeszła kilka kroków, a zoom zaczął się znów oddalać. Tak by było ją widać całą. – Na pewno? – spytała odwracając się do niego. Stała lekko bokiem, odsunęła włosy z ramienia i zsunęła z niego ramiączko sukienki. – Na pewno? – powtórzyła i uśmiechnęła się tak, że na samo wspomnienie tego uśmiechu, robiło mu się gorąco.
- Nie zwiedziesz mnie, panno O’Connor – powiedział niskim, głębokim głosem.
- Jeszcze zobaczymy – odparła radośnie i rozsunęła suwak sukienki. Ramiączko zupełnie zsunęło się z jej ramienia. Ukazując fragment czarnego, koronkowego biustonosza. Kamera momentalnie wylądowała na stoliku, a kilkanaście sekund później tuż obok obiektywu upadła właśnie ta niebieska sukienka.
- Kocham cię, Maleńka – dało się słyszeć, nim w tle poniósł się radosny śmiech zakochanych.

Sufit po raz kolejny przecięła błyskawica, obraz lekko się przyciemnił, a zakłócenia obrazu i efekty dźwiękowe stały się wyraźniejsze. Znów grzmiało, wiał wiatr i padał deszcz.

- Czekałam długi czas, na to, żeby czuć się tak, jak teraz.

Gości otulił spokojny, delikatny głos Scarlett. Brzmiała, jakby opowiadała dziecku bajkę.

- Chciałabym, byś poznał mnie lepiej. Zobaczył prawdziwą mnie – obraz zaczął się rozjaśniać i oczom wszystkim pokazała się zgrabna noga, którą powoli oblekano pończochą. Kamera wędrowała ku górze, wzdłuż łydki, aż do uda wraz z dłońmi zakładającymi ową część bielizny. - Przepraszam, jeśli nie byłam idealna – padło z głośników mniej więcej w momencie, gdy jej dłonie wygładzały koronkę na udzie. - Przepraszam, ale nie jestem żadną divą – tu nastąpiło przejście i na ekranie ukazała się część sylwetki dziewczyny stojącej przed lustrem. Pokazano fragment ramienia okrytego długimi lokami, smukłej talii i krągłego biodra. - Przepraszam, że nie możesz mnie zdefiniować – tu wygładziła materiał koronowych „bokserek”. - Przepraszam, że mówię to, co myślę – obraz przeniósł się na fragment jej twarzy, a konkretnie na wargi, które zalotnie zwilżyła koniuszkiem języka i uśmiechnęła się cwano. - Przepraszam, nie rób tego, co mówię – pociągnęła usta szminką w kolorze ciemniejszym od naturalnego. - Przepraszam, że łamię zasady. Przepraszam, po prostu wiem, czego chcę – na ekranie ukazało się jej oko, wokół którego utworzyły się delikatne zmarszczki. Na znak, że dziewczyna się śmiała. Makijaż „smokey eyes” dodało temu spojrzeniu drapieżności. - Przepraszam, że nie udawałam – oko się zamknęło, a ona odwróciła twarz. - Przepraszam, że byłam prawdziwa – obraz stał się czarny na ułamek sekundy, a zaraz po tym ukazała się postać stojąca tyłem, odziana w czarną pelerynę. Znajdowała się w zaciemnionym pomieszczeniu, w delikatnej poświacie promieni słonecznych. – Nigdy nie będę ukrywać tego, co czuję – po wolnym przejściu widzowie ujrzeli mikrofon umieszczony w stojaku. Nastąpiła cisza i dało się słyszeć stukot obcasów o posadzkę. – Więc oto jestem; bez szumu, blasku i udawania 1 – oprócz stojaka na ekranie pojawił się kawałek sylwetki dziewczyny, a raczej jedna z jej rąk, w której trzymała jedną stronę właśnie tej niebieskiej sukienki. – To koniec. To początek. To mój listopad – sukienka zawisła na mikrofonie, a Scarlett odwróciwszy się na pięcie odeszła, a za nią poniósł się jedynie stukot obcasów, zaś na ekranie widoczna była jedynie niebieska sukienka smętnie dyndająca na stojaku mikrofonu.

Obraz się zaciemnił, a w hali znów zagrzmiało i błysnęło się. Po tym zaległy zupełne ciemności i cisza, jak makiem zasiał. Zamierzeniem Scarlett i wszystkich tych, którzy pomagali jej w dograniu całości, było podtrzymanie napięcia. Efekty dźwiękowe, nawet bardziej niż wizualne, miały podsycać oczekiwanie. I udało jej się. Goście gali w większości siedzieli jak na szpilkach, bo niemal nikt nie spodziewał się tego, co za chwilę się stanie. W tle zabrzmiał odgłos bijącego serca, który po kilkunastu sekundach stłumiły słowa;
- Czekałam długi czas, na to, żeby czuć się tak, jak teraz – te same, które rozpoczęły film, a tuż po nich sufit przecięła kolejna błyskawica, której łuna rozjaśniła na moment scenę i postać odzianą w czerń. Scena rodem z filmu grozy. Nad głowami gości przetoczył się solidny grzmot, a kilka sekund później światło skierowało się na Scarlett. Stała tyłem, odzianą w tą samą pelerynę, którą miała na sobie w filmie. Spływało na nią mdłe światło. – I oto jestem – Scarlett odwróciła się gwałtownie, zamiatając peleryną na podeście u szczytu schodów. – Wracam do podstaw, by odnaleźć swój początek. Nowy początek – podniosła głowę ukazując fragment rumianej twarzy. Reszta kryła się za dużym kapturem. Wraz z tym gestem, ogromny ekran za jej plecami zaczął się powoli rozjaśniać i ukazał ten sam widok. Uśmiechnęła się i delikatnie przygryzła dolną wargę.


Śpiewała tą piosenkę po raz milionowy. Śpiewała ją po to, by zacząć, jak wtedy na urodzinach wytwórni, by wrócić do początku i znaleźć go po raz kolejny. Obraz za jej plecami zaczął się zacierać i znów stał się czarno biały. Pojawiło się zdjęcie przedstawiające małą, blondwłosą dziewczynkę dającą koncert przed lustrem z dziecinnym mikrofonem w dłoni. Po tym nastąpiło wolne przejście i wyświetliło się zdjęcie dwóch roześmianych, na oko, dziesięciolatek. Jedna z nich wysoka i ciemnowłosa podpierała się na deskorolce, a druga niższa i pulchniejsza trzymała w rękach ten sam mikrofon. Następne ujęcie przedstawiało ją już jako nieco starszą może piętnastoletnią. Stała przy mikrofonie na jakiejś szkolnej uroczystości. Śpiewała. Luźna sukienka kryła puszyste ciało, a zarumienione policzki mówiły o emocjach, jakie w niej igrały. Na kolejnej fotografii siedziała na kolanach taty i śmiała się w szeroko. Mocno ją przytulał. Na samym dole widniał podpis: ich liebe dich, Papa, wykaligrafowany nierównym pismem. Później na ekranie pojawiła się brunetka, odziana w czerń, śpiewająca w tonącym w mroku miejscu. Była już zupełnie odmieniona. Chowająca się w sobie blondynka zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się pewnie trzymająca się brunetka. Kolejna fotografia przedstawiała ją podczas koncertu. Miała na sobie jedynie męską koszulę. Śpiewała razem z fanką, obejmując ją jedną ręką. Emanowało z niej szczęście. Obraz powoli zaciemnił się, w momencie, gdy skończyła śpiewać. Panowała idealna cisza, a ekran rozjaśnił się ostatnią fotografią. Wykonana była w dużym zbliżeniu. Zbliżenie to obejmowało jej twarz, dużą część jej twarzy. A także malutki fragment ręki zarzuconej na szyję kogoś, kto trzymał ją w ramionach. Chyba niemal każdy tam obecny zdawał sobie sprawę z tego, że ta osobą był Tom i że to jego policzek i kawałeczek szyi widniał na tym zdjęciu. Spoglądała w obiektyw. Uśmiechała się w sposób zupełnie nieodgadniony, a jednak zupełnie szczęśliwy. Jej oczy opowiadały o tym szczęściu. O szczęściu, które tuliła do siebie i które tuliło ją. W tym momencie obraz znów stał się czarny. Bo tego szczęścia już nie było. Rozległy się gromkie brawa, a na ekranie znów ukazała się twarz Scarlett. Spoglądała wprost w oko kamery i hipnotyzowała spojrzeniem. Te zdjęcia, choć było ich niewiele i ukazywały mały fragment jej przeszłości, stanowiły esencję jej ‘nowego początku’. Moc swojego występu chciała zawrzeć w przekazie, a nie w ilości efektów. Brawa powoli cichły, a ona mając świadomość, że zbliża się punkt kulminacyjny, uśmiechnęła się jednym kącikiem, co wywołało kolejną falę owacji. Pan w słuchawce zaczął odliczanie; trzy, dwa, jeden…


- What do you do, when you know something’s bad for you and you still can’t let go?2 – zaczęła cicho, powoli pokonując kilka schodów. Wydawałoby się, że ledwo musnęła palcami okolice szyi, a czarna peleryna zsunęła się z niej, jak zdjęta niewidzialnymi dłońmi. Spadła na schody, układając się za Scarlett, niczym czarny tren. Słysząc swój własny głos, poczuła jak krew zaczyna szybciej płynąć w jej żyłach. Poczuła się szczęśliwa. Poczuła się wolna. Zaczęła śpiewać. Pierwsze słowa padły z jej ust bez najmniejszego wahania. To była jej chwila. To był jej listopad. Czuła każdy dźwięk. Każde słowo. Znów stała się melodią. Song inside the tune full of beautiful mistakes.3

W momencie, w którym ją zobaczył, ciśnienie skoczyło mu chyba do dwustu. Nim zdjęła pelerynę czuł, jakby serce w tym całym oczekiwaniu chciało wyskoczyć mu z piersi. To on tkwił w jej sieci. Nie widział jej przecież od tak dawna. Nie powinno go już to ruszać. Nie powinna nic znaczyć, a gdy tylko pojawiała się na horyzoncie, jego serce szalało. Jej głos.

And it hurts my soul, ‘cause I can't let go.
I hate to show that I've lost control.

Na krótką chwilę zamknął oczy, by upajać się tym cudownym brzmieniem. Tak bardzo kochał jej głos. Nie mógł tego dłużej w sobie dusić, bo przecież miał się już więcej nie okłamywać. Więc powinien otwarcie przyznać, jak bardzo tęsknił. Każdy dźwięk przepełniał autentyczny żal. Każde słowo było prawdziwe. Czuł to. Otworzył oczy, nie mógł dłużej nie patrzeć na nią. Schodziła powoli ze schodów, krokiem pełnym nonszalancji. Patrzyła wprost przed siebie. Zupełnie jakby chciała spojrzeć mu w oczy, mówiąc jak bardzo pragnęła się od niego uwolnić. Strumień światła skupiał się tylko na niej. Była tak bardzo eteryczna, taka świeża, pełna mocy, której nie potrafił określić. Nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Już widząc ją w filmie, czuł jakby raziło go prądem. Był pewien, że była tam niemal naga, choć pokazała tylko skrawki ciała, a najgorsze w tym było to, że poza zachwytem, pierwszym, co przyszło mu do głowy, było zasłonięcie ekranu i nakrycie jej czymkolwiek. Do takich rzeczy była zdolna tylko Scarlett. Tylko ona potrafiła doprowadzać do granic, nie robiąc niemal nic. Zaschło mu w ustach, gdy tak na nią patrzył. Zmieniła fryzurę. Skróciła włosy przynajmniej o połowę, przefarbowała je i była taka… drapieżna, wolna, wyzwolona. Nie była już kobietką, z którą był, którą znał. Scarlett stała się kobietą świadomą swoich możliwości i to czyniło ją tak pewną siebie, a nie buta i hardy charakter, jak wcześniej. Zmiany, jakie w niej zaszły nie odbijały się tylko w nowym wyglądzie. To było po prostu czuć. Może widział to tak dobrze, bo kiedyś znał ją na wskroś? Kiedyś.

My heart has been bruised, so sad but it's true. Each beat reminds me of you.

Pewnie stawiała każdy krok, ani na sekundę nie spoglądając pod nogi. Nie widziała go, ale był pewien, że śpiewała do niego. Wiedział, że śpiewała o tym jak ją zawiódł. Bolały go te słowa. Te zawoalowane, przemilczane niepewności. Bo to wszystko było prawdą. Skrzywdził ją. A teraz wyglądała tak cudownie. Była nieprzyzwoicie zmysłowa. Powoli, jakby leniwie stawiała każdy krok, a igrający w półcieniu tancerze wydawali się zupełnie nijacy w porównaniu do niej. Za każdym razem, gdy na nią patrzył, zapominał, dlaczego wtedy wybrał źle. Była jego heroiną. Nie potrafił się uwolnić. Po wszystkich tych krzywdach, które sobie wyrządzili, po całym tym czasie, on wciąż chciał tylko jej.

Every step I take leads to one mistake. I keep going right back

Jak zwykle postawiła na prostotę, ale jakaż ta prostota w jej wykonaniu była niesamowita! Miała na sobie skórzany gorset i spodnie, a raczej legginsy z podobnie wyglądającej materii, całość dopełniały nieprzyzwoicie wysokie czółenka od Louboutina – te jej ulubione. Nie musiała obnażać się zbyt mocno, bo i bez tego oddziaływała na każdy zmysł. Nie robiła wiele, by zwrócić na siebie uwagę, bo i tak wszystkie pary oczu, patrzyły na nią. Miała w sobie ten niepojęty magnetyzm. Dlaczego odkrył to tak późno? Czyżby wcześniej miłość sprawiała, że nie dostrzegał oczywistości? 

The one thing that I need to walk away from you.  

Nie mógł się nią nasycić. Zachłannie kodował każdy jej krok, każdy gest na scenie – tak prawdziwie dramatyczny. Wszystko wokół niej było emocją, a ona stała się muzyką. Czuł to. Już nie raz widział, jak wręcz namacalnie wtapiała się w dźwięk. Jej twarz mówiła o wszystkim, co rozgrywało się w jej sercu. Scarlett nigdy nie umiała ukrywać emocji na scenie. Upadła na kolana. Jakby nagle zupełnie opadła z sił.

Walk away from…

Muzyka ucichła, rozgorzały owacje. Scarlett wciąż klęczała oddychając ciężko. Kiedy podniosła głowę i spojrzała na widownię, brawa nabrały na sile. Uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała na wyczerpaną, jakby wyrzucenie tych słów kosztowało ją więcej, niż mogła z siebie dać. Dwóch tancerzy podeszło do niej i pomogli jej wstać ze znaną sobie gracją. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i ukłoniła się w pas. Podziękowała po raz kolejny i odwróciła się, by krokiem modelki wspiąć się na schody i zniknąć w ciemnościach. Tak po prostu zasiała zamęt i zniknęła.
Bill spojrzał na Toma, a Tom spojrzał na Billa. Obaj byli niemal tak samo skonfundowani tym, co działo się na ich oczach w ciągu ostatnich kilku minut.
- Chyba nie do końca wierzę w to, co tu zobaczyłem – odparł młodszy bliźniak.
- Wróciła. Zostawiła przeszłość za sobą. Udało jej się, Bill… - odparł smutno i wstał z miejsca, korzystając z chwilowej wrzawy.

Oddychała płytko. Mocno opierała się o drzwi, by nie stracić gruntu pod nogami. Gdy tylko zeszła ze sceny, wszyscy jej gratulowali. Ściskali ją i cieszyli się, a ona tylko pragnęła chwili spokoju. Musiała odetchnąć i zastanowić się nad tym, co się właśnie stało. Od wielu miesięcy nie czuła tak intensywnie tego, co śpiewała. To było tak dogłębne przeżycie. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła muzyki w taki sposób. Nie miała pojęcia, czy tam był, czy słyszał. Nie musiała tego wiedzieć. Tą piosenką opowiedziała swoje uzależnienie od Toma. Opowiedziała o kajdanach miłości, w których wciąż jeszcze tkwiła. Opowiedziała o tęsknocie, która ją niewoliła. Odetchnęła głęboko i odepchnęła się od drzwi. Zaraz pewnie wpadnie do jej garderoby Simon i cały sztab, który musiał przygotować ją do dalszej części wieczoru. Obejrzała się w lustrze. Wyglądała naprawdę dobrze. Odsunęła z czoła jeden kosmyk i usiadła przed toaletką. Napiła się wody i tak patrząc na siebie, czuła, że zupełnie szczerze mogła stwierdzić, że była zadowolona. Wyprana z emocji, wycieńczona, ale jakże zadowolona. Bała się przyznać, że w środku też zupełnie pusta.

Jakieś czterdzieści pięć minut później szła w kierunku podestu, prowadzona przez samego Chestera Bennington’a, który chyłkiem powiedział jej, że dała czadu i była świetna. To się nie mogło dziać naprawdę. Uśmiechnęła się szeroko, bezgłośnie mówiąc thank you, kiedy stawała już przed mikrofonem. Odetchnęła i zniżyła go do swojej wysokości.
- Witajcie znów – widownia rozgorzała, a Scarlett uśmiechnęła się wdzięcznie. Na wszystkich telebimach goście wieczoru mogli oglądać ją w niesamowitej sukience od Chanel. Prezent od Javiera. Projekt wykonano specjalnie dla niej. Była z szyfonu, w kolorze delikatnego beżu; długa i prosta. Jedyne zdobienia stanowiły stebnowania wykańczające każdy brzeg. Odsłaniała ramiona, a przejrzysty szyfon podłożono podszewką jedynie w strategicznych miejscach.  Ukośnie przez górną część sukienki przechodziło przeszycie, również wykończone stebnówką, które prowadziło aż do uda, gdzie rozpoczynało się rozcięcie. Była zwiewną i delikatna. Scarlett czuła się w niej najpiękniejsza. Od bardzo dawna nie myślała o sobie w ten sposób. Simon spiął jej loki na czubku głowy w coś, co przypominało frywolny kok. Skórzana sukienka, którą miała założyć na ten wieczór, musiała zaczekać. Panterkowe Louboutiny też. Teraz miała na nogach delikatne sandałki na cienkiej szpilce od Jimmy’ego Choo. Ten wieczór był dotąd idealny. Troszkę obawiała się, że zaraz to mogło się zmienić. Widownia ucichła, więc postanowiła mówić dalej. – To trochę zabawne, że przyszło mi wręczać akurat tą statuetkę. Ach, zbiegi okoliczności – westchnęła teatralnie, a publiczność zawrzała znów, gdyż jasnym stało się, kto wygrał. Przynajmniej dla większości. – Okej, okej. Wiem, że już się domyślacie, ale ja i tak powiem to, co zamierzałam powiedzieć. Zwycięzcy tej kategorii, to wspaniali muzycy, wspaniali ludzie, którzy są bezgranicznie oddani swojej pracy. To pasjonaci. Wychodząc na scenę, robią to po to, by wzniecić żywy ogień i ta statuetka jest najlepszym dowodem na to, że udaje im się to za każdym lepiej. Nie robią zwykłego show. Każdy koncert to dla nich misterium. Ostatnia trasa i pieczołowitość jej wykonania stanowią potwierdzenie słuszności tej wygranej. Zwycięzcy tej kategorii to moi przyjaciele, więc tym bardziej cieszę się, że nagrodę mogę wręczyć właśnie chłopakom z Tokio Hotel! – zaczęła bić brawo i uśmiechała się szeroko, ciesząc się, że kamery pokazują teraz zespół. Na tą myśl ścisnęło ją w żołądku. Już za krótką chwilę miała stanąć oko w oko z Tomem. Wiedziała, że uściśnie mu dłoń i że nie zdradzi żadnych emocji. Wiedziała, że ludzie będą zachwyceni i przez kilka następnych dni będą roztrząsać to, czy sposób, w jaki podali sobie ręce zdradził stan ich uczuć. Trzymała w dłoniach statuetkę, mając świadomość, że znajdowali się coraz bliżej niej. Choć szli we czwórkę, ona widziała tylko Toma. Nadzieja, że wyleczyła się z niego choć trochę, prysła jak bańka mydlana. Zmienił się fizycznie. Stał się jeszcze bardziej pociągający niż ostatnim razem, gdy go widziała. Wprawdzie nie nosił już spodni z krokiem w kolanach, ale sposób, w jaki się poruszał, cała ta jego niewymuszona nonszalancja, pozostały niezmienione. Serce zabiło jej mocniej na jego widok. Wciąż tkwiła w jego sieci. Szedł, jako ostatni. Nie spieszył się, jakby ważył każdy ruch. Patrzył na nią. Świdrował ją spojrzeniem. Na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały i przeszedł ją dreszcz. Uratował ją Bill, który lekkim krokiem wbiegł na podest i porwał ją w ramiona, nim zdążyła stracić nad sobą kontrolę. Nogi miała jak z waty i w pionie trzymały ją tylko jego ramiona. Uniósł ją do góry i okręcił się wokół własnej osi. Widownia zawrzała, flesze zaczęły błyskać ze zdwojoną intensywnością. A on wykorzystał tą chwilę i dał jej szansę na zebranie się do kupy. Zaczął coś do niej mówić, tak by nikt nie spostrzegł, ale niewiele zrozumiała z tego, co do niej mówił. Jednak wychwyciła ‘zatłukę cię’, ‘byłaś niesamowita’, ‘Tom’, ‘ścięło’, ‘moje kolano’, ‘oszałamiająca’ i ‘bądź dzielna’. To ostatnie było jej najbardziej potrzebne. Wyswobodziła się z jego uścisku, teatralnie wywracając oczami i grożąc mu palcem.
- Masz i ciesz się, Kaulitz – odparła wręczając Billowi nagrodę. Oczywiście z dala od mikrofonu. Uśmiechnęła się przy tym uroczo i ucałowała go w oba policzki. On zaczął przemawiać, a Scarlett grając na czas, składała wylewne gratulacje Gustavowi i Georgowi. Miała szczęście, bo Tom stanął obok brata i wyłuszczał podziękowania razem z nim. Serce waliło jej jak oszalałe. Kiedy odchodzili od mikrofonu, odwrócił się. Jakby celowo szukał jej wzrokiem. Ich spojrzenia się spotkały. Nie uciekł, ani ona też nie. Nie była w stanie. Te czekoladowe oczy zawsze ją niewoliły, więc i tym razem nie potrafiła się im oprzeć. Sama do końca nie wiedziała, co w nich zobaczyła. Smutek, żal, podziw, tęsknotę? Czy możliwym było, by czuł, to co ona? To trwało kilka sekund, nim Bill wziął sprawy w swoje ręce i ująwszy ją szarmancko pod łokieć, odprowadził ją za kulisy. Nie do końca rejestrowała, co się działo. Tom zupełnie wyprowadził ją z równowagi. Kiedy zostawił ją i wybiegł z powrotem przed publiczność, usłyszała tylko kolejne owacje. A ona tkwiła wśród zakulisowej wrzawy, zanim ktoś, kto okazał się Simonem, nie zabrał jej z powrotem do garderoby.
- Ej, skarbie, czy ty się czasem nie rozklejasz? – zapytał, układając usta w dziobek i cmoknął ją w czoło. Zaśmiała się pod nosem i odetchnęła.
- Uchroniłeś mnie właśnie przed rozmazaniem makijażu, mój ty bohaterze – szturchnęła go w bok i klapnęła na sofie. – Momentami się obawiam, że ta sukienka ze mnie spadnie. Taka jest delikatna.
- Nie bój się, leży doskonale. Przed chwilą przywieźli twoją kreację na after party. Chcesz się przebrać?
- Za chwilę. Muszę odetchnąć. Napiłabym się czegoś, jest tu coś jeszcze? – Simon wstał, żeby poszukać jakiegoś napoju, a Scarlett położywszy głowę na oparciu sofy, przymknęła na moment powieki. W tej samej chwili drzwi się otworzyły, więc zmuszona była przerwać tą chwilę relaksu. To tylko mama.
- I jak, kochanie? – zapytała z troską, siadając obok córki.
- Jak to wyglądało z boku, mamo? Nie było dramy? – Scarlett uważnie patrzyła na mamę. Na jej twarzy malowało się wielkie zmęczenie. Sophie ujęła dłoń córki i pokręciła głową.
- Nie, Bill zrobił zamieszanie, więc poszło gładko, ale Internet i tak będzie jutro huczał.
- Mniejsza o to – wzruszyła ramionami i wzięła od Simona szklankę z colą. – Dziękuję – uśmiechnęła się. – Kiedy zaczynałam występ, czułam moc. Kiedy śpiewałam, czułam jak muzyka płynie mi w żyłach i to dało mi takie samozadowolenie, takie spełnienie. Miałam wrażenie, że mogę wszystko, ale kiedy tylko go zobaczyłam, znów stałam się słaba i bezbronna. Minęły dwa lata, a ja wciąż usycham bez niego, a najgorsze jest to, że zapominam, jak bardzo mnie skrzywdził w chwilach, gdy pragnę, by po prostu wrócił… - popatrzyła na mamę i ciężko westchnęła.
- Na scenie byłaś niesamowita. Cała oprawa sprawiła, że ludzie nie odrywali od ciebie oczu. Słuchali jak urzeczeni. Zrobiłaś coś wielkiego, a sposób w jaki zaśpiewałaś Walk away powiedział wszystko za ciebie. Ktoś może powiedzieć ci, że bardzo się obnażyłaś, ale ja wiem, że to było do cna prawdziwe. Jak ty. Tom był twoją wielką miłością, a wielkich miłości nie zapomina się od razu. Wiem, że sobie poradzisz, a to co dziś czujesz, tylko ci pomoże, bo dzięki temu, że go spotkałaś wiesz, że wciąż musisz się uczyć. Swoją drogą, chyba teraz będą występować, bo gdy tu szłam, usłyszałam fragment rozmowy operatorów.
- Nie chcę tego widzieć. Chciałabym już iść, ale wiem, że gdybym zniknęła i nie pojawiła się na przyjęciu, to nie daliby mi żyć. Simon, zawołaj Esme, dobrze? Przebiorę się, a potem zrobicie mnie na bóstwo.
- Już nim jesteś, kochanie – fryzjer puścił do niej oczko i wyszedł z pomieszczenia.
*


Dj serwował coraz to lepsze aranżacje popularnych utworów. Goście, którymi byli muzycy, ich menagerowie i inni zaproszeni, tańczyli, rozmawiali, upijali się i wydawali się być zupełnie wyluzowani. Dziennikarze musieli już opuścić imprezę, więc zagrożenie, że zostaną niekorzystnie sfotografowani, minęło. Gustav i Georg zadekowali się przy barze. Bill został przydybany przez Adama Lamberta, z którym żywo omawiał jakąś modową nowinkę, więc Tom się ewakuował. Zamówił sobie słabego drinka, potem spacerował z nim między ludźmi i obserwował. Ostatnimi czasy stał się tym, który śledzi wyczyny innych, a nie tym, którego śledzono. Tom Kaulitz zdecydowanie osiadł. Z resztą imprezy już go nie bawiły. Wypatrzył zacienioną lożę. W klubie panował półmrok, ale tam było jeszcze ciemniej. Uznał, że to dobra kryjówka. Ukryta była między schodami a ścianą. Skórzane kanapy, stolik i świece. Starając się być jak najmniej zauważonym, wślizgnął się do środka. Postawił drinka na stoliku i wypuścił z ulgą powietrze, które momentalnie uwięzło w jego płucach, gdy przed sobą na blacie dostrzegł dłonie trzymające szklankę z drinkiem takim samym jak jego własny. Ścisnęło go w żołądku, gdy podniósł wzrok. Napotkał spojrzenie właścicielki drinka. Napotkał to spojrzenie. Napotkał te niebieskie oczy. Mierzyli się wzrokiem chwilę, która zdawała się trwać wieczność. Ona była spłoszona, zdziwiona i przerażona, a on zaskoczony.
- Eee… nie wiedziałem, że ktoś tu siedzi – bąknął, pocierając ręką tył głowy. Zawsze tak robił, gdy się denerwował. To dało Scarlett odwagę, by się wykrztusić z siebie cokolwiek.
- To dobre miejsce na to, by umknąć ciekawskim spojrzeniom – odparła beznamiętnie, nie odwracając od niego wzroku. Była opanowana, za bardzo opanowana. Znał ten stan. Musiała miotać się w środku jak on, z tymże on nie potrafił się tak dobrze kamuflować. Chciał odejść, ale coś tknęło go, żeby zostać. Spotkał się z nią sam na sam po raz pierwszy od rozmowy w jej mieszkaniu. Spotkał się z nią po raz pierwszy tak naprawdę odkąd się rozstali. Coś wewnątrz kazało mu zostać. To nie był czas na ucieczkę.
- Chyba prędzej spodziewałbym się tutaj ducha, niż ciebie. Swoją drogą czuję się z tym dziwnie.
- Myślę, że jest kilka wolnych lóż.
- Wiedziałem, że dasz mi wolną drogę.
- Sam ją wybrałeś – odparła, a w jej oczach pojawił się żal. Znał to spojrzenie. Mogła zmienić się od stóp do głów, ale oczy zdradzały jej najskrytsze tajemnice. Zdradzały temu, kto umiał w nich czytać.
- Czasem aż trudno mi uwierzyć, że to było już tak dawno temu.
- Co? My, czy twój wybór? – zapytała zaczepnie, zadzierając podbródek w ten swój buntowniczy sposób.
- Lepsza część mojego życia – odparł posępnie, a Scarlett zaniemówiła. Zmrużyła oczy i upiła łyk drinka. Miał ładny niebieski kolor. – Swoją drogą wyglądasz niesamowicie. Widać, że odżyłaś – odparł gorzko, a dziewczyna, mierząc go długim spojrzeniem, wzruszyła ramionami.
- Za bardzo nie wiem, do czego prowadzi ta rozmowa. Nie jestem ślepa i wiem, że przebywanie ze mną cię rani, mnie rani przebywanie z tobą, więc po co się umartwiać, Tom? Dlaczego tu siedzisz i starasz się ze mną rozmawiać, skoro nie mamy już o czym. Dokopałeś mi w każdy możliwy sposób. Nie twierdze, że byłam bez winy, ale nie skłamię mówiąc, że to ty wbiłeś gwóźdź do trumny naszego związku. Chce mi się wyć jak na ciebie patrzę, bo przypominam sobie wszystko, co było dobre. Myślałam, że mam to za sobą, ale wciąż tkwię w tym po uszy i nie jest mi z tym najlepiej.
- Wiesz, czego mi najbardziej brak zaraz po samym braku nas? – Scarlett patrzyła na niego wyczekująco, czując, że miała coraz mniej sił na siedzenie metr od niego. Jak miała się nauczyć żyć bez niego, skoro to on był jej siłą napędową? Wezbrała się w niej złość. Złość w bezsilności.
- Brak mi rozmów z tobą. Brak mi przyjaciółki, jaką w tobie miałem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że straciłeś to na własne życzenie? – warknęła, a w oczach zbierały jej się łzy.
- Chyba już ani razu więcej. Nie chcę bardziej niszczyć ci życia, ani sobie też. Bo ja też nie jestem kwitnący. Też mi źle i też ciężko mi było ułożyć sobie wszystko. Wiem, że to w większości moja wina. Po prostu, jak cię tu zobaczyłem, to nie chciałem uciekać. Choć może tak byłoby lepiej.
- W uciekaniu jesteś dobry, więc co ci robi raz w tą czy w tą? – uśmiechnęła się zjadliwie. Założyła nogę na nogę i wygodnie oparła się na sofie.
- Nienawidzisz mnie, co?
- Nie umiem cię nienawidzić.
- Więc co do mnie teraz czujesz? – Scarlett prychnęła, kręcąc głową.
- A kim ja dla ciebie jestem, co? – Tom milczał, a ona wpatrywała się w niego intensywnie. – Widzisz, po co zadajesz mi pytania, na które sam nie umiesz odpowiedzieć? – popatrzył na nią smętnie i pokręcił głową. Czuł, że ciągnęło go do niej i odpychało jednocześnie. Jakby mur, który ich dzielił był nie do przejścia. Jakby wystarczyło wyciągnąć cegłę, by go zburzyć, a on nie miał pojęcia, która była właściwa. Ogarnęła go frustracja. Czego on właściwie chciał? Na co liczył? Od momentu, gdy zobaczył ją na scenie, wariował. Tkwiła w jego myślach, zżerając go od środka jak rak. Chyba za bardzo zapomniał ile ich dzieliło. – Zostałam stworzona dla ciebie, Tom. Co do tego nie miałam nigdy wątpliwości, więc zanim następnym razem będziesz chciał ze mną pogawędzić, postaw się na moim miejscu i pomyśl, jak się mogę czuć w twoim towarzystwie. Powinnam cię serio nienawidzić, ale za bardzo cię kochałam, żeby teraz móc tak po prostu cię skreślić.
- Wychodzi na to, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Wydawało mi się, że z racji na to, co nas kiedyś łączyło, będziemy umieli chociaż ze sobą pogadać.
- O czym? O pogodzie? – zadrwiła. – Nie wiem, co chcesz usłyszeć, Tom. Ale chyba nie chcę ci tego powiedzieć, bo ty nie wysiliłeś się na żadne słowa, kiedy był na to czas. Nie miałeś nawet pięciu minut żeby mnie wysłuchać, ani dwóch minut, żeby powiedzieć mi prawdę, ani minuty żeby powiedzieć mi, że masz dziecko. Nie miałeś sekundy na to, żeby zastanawiać się nad tym, co jest nie tak w związku z dziewczyną, która rzekomo była dla ciebie jedyna. Nie miałeś dla mnie czasu, więc nie oczekuj, że będę miała go dla ciebie.
- Teraz dużo się zmieniło. Dziś byłbym mądrzejszy.
- Ja też się zmieniłam. Udało mi się wreszcie poskładać do kupy i nie zamierzam tego psuć, więc nie próbuj mnie przepraszać, gadać o zmianach i tym, że teraz jesteś innym człowiekiem, bo nie musiałbyś robić tego wszystkiego, gdybyś w odpowiednim czasie przeszedł pogadać ze mną, a nie z kimś innym – powiedziała hardo. – Pozwoliłam adorować się Javierowi, bo nie czułam się dowartościowana przez mojego własnego faceta, ale nie zrobiłam niczego, z rzeczy, o które mnie posądzałeś, więc pomyśl sobie o tym wszystkim i przestań wciskać mi kit. Bo na to jestem już za mądra – pociągnęła ostatni łyk drinka i zabrała swoja kopertówkę. – Ta rozmowa nie ma sensu – przesunęła się do brzegu sofy.
- Nic teraz nie ma sensu, Scarlett – powiedział, po raz ostatni podłapując jej spojrzenie. Na sekundę zawahała się, po czym wstała i odeszła z wysoko podniesioną głową. Po raz kolejny sknocił sprawę. Oparł ręce na stole i schował w nich głowę. Tak bardzo chciał z nią po ludzku porozmawiać, że głupiał jak tylko znajdował się w jej pobliżu. Scarlett miała rację. Podchwycił wątpliwość i trzymał się jej kurczowo, żeby usprawiedliwić swoje nieczyste zachowanie. Skrzywdził ją wszystkim, przed czym obiecał ją uchronić. Chciał opowiedzieć jej te wszystkie historie, ale one nie miały już żadnej wartości, bo Scarlett nie chciała słuchać. 
*
1 Christina Aguilera ‘Stripped’ part 1 i 2
2 Christina Aguilera ‘Walk away’
3 Christina Aguilera ‘Beautiful’

25 października 2012

25.10.2012.


Happy Birthday  Mr. Prinz!
Nie sądziłam, że będę obchodzić tu 4 rocznicę. Zarzekałam się, że tak nie będzie i co?
Nigdy nie mów nigdy. 
Notka miała być dziś, ale oczywiście się z nią nie wyrobiłam, więc będzie najpewniej na dniach. 
Więc dokładnie w momencie, w którym mija 4 rocznica pierwszej publikacji, nie życzę sobie ani wam kolejnych 4 lat tutaj, bo to byłaby przesada. Chyba nikt by tego nie zniósł. Ze mną na czele ^^
Życzę sobie i wam pięknego 'oby tak dalej'.
I dziękuję za czas i obecność. 
Dziękuję Prinzowi, bo jest i za to, że i ja jestem tym, kim jestem.
See ya!
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo