Tytuł: Christina Aguilera 'Walk away'
*
25. miesiąc od
rozstania; 17. listopada 2013r.
Oberhausen, König - Pilsener Arena; MTV Europe
Music Awards
Błysk fleszy, krzyki fanów, reporterzy, paparazzi biegający
z aparatami i kamerami, wszechobecni dziennikarze. Dla kogoś, kto nie był
przyzwyczajony do takiej wrzawy, całe to zamieszanie mogło budzić pewien
dyskomfort. A co za tym idzie przywołać swojego
rodzaju dezorientację, co zdecydowanie nie przyczyniało się do ulepszenia
wizerunku medialnego. Jednak chłopcy, a w zasadzie mężczyźni, z Tokio Hotel
byli w pełni przyzwyczajeni do atmosfery towarzyszącej takim przedsięwzięciom,
jak wędrówka po czerwonym dywanie albo inauguracja gali. Przejście kilkunastu
metrów od auta do ścianki zajęło im niemal dwadzieścia minut, ale wykorzystali
ten czas na autografy i zdjęcia z fanami, choć David bardzo usilnie starał się
ich bezgłośnie pogonić, co sprawiło, że wyglądał jakby dostawał wytrzeszczu
oczu. Pod ścianką spędzili około pięciu minut, strzelając minami i uśmiechami.
Bill prezentował nowe tatuaże i mięśnie, których od gali Viva Comet znacznie
przybyło. Kiedy tylko zniknęli z oczu reporterów, wpadli w ręce dźwiękowców,
którzy w sekundę przygotowali ich do wywiadu z dziennikarzami. Ci czekali już
na nich, zapowiadając ich z lekko przesadzoną ekscytacją.
- Bill, Tom, Gustav, Georg! Wreszcie! – dziewczyna
uśmiechnęła się w oko kamery, a potem przeniosła spojrzenie na nich. – To
niesamowite, że jesteście dziś z nami. Jak samopoczucie?
- Świetne – odparł Bill, uśmiechając się od ucha do ucha.
Miał to opanowane do perfekcji. – Jesteśmy podekscytowani nominacjami, za które
bardzo, bardzo, bardzo serdecznie dziękujemy. Gdyby nie wy – spojrzał wprost w
oko kamery – nie zaszlibyśmy tak daleko. Nie możemy doczekać się też występu.
- Georg obiecał, że wystąpi bez koszulki – odparł Tom,
puszczając oko do dziennikarki. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i powachlowała
się notatkami.
- Czy to prawda Georg? Czy może twoja pani nie byłaby
zadowolona?
- Chyba dostałbym za to po głowie, więc nie będę ryzykował.
Tom sam by chciał, dlatego mnie wypycha, żeby nie było, że pierwszy pokazuje
klatę – Tom uniósł ręce w poddańczym geście i uśmiechnął się rozbrajająco. On
też potrafił zachować się przed kamerami.
- Bez względu na to ile razem gramy, oni dwaj się nigdy nie
zmienią – odparł Bill pobłażliwym tonem.
- Taki wasz urok panowie, bo bez względu na to, ile razem
gracie, fanki tak samo was kochają, co więcej – wciąż ich przybywa! W związku z
tym mam pytanie prosto z twittera. Czy poza Georgiem, wszyscy jesteście wolni?
Zapytała o to Nani z Essen. Myślę, że podpiszą się pod tym pytaniem wszystkie
wasze fanki! – zatrzepotała rzęsami, wbijając uważne spojrzenie w Billa.
- To chyba też się nie zmieni – zaśmiał się krótko. – Tak,
jesteśmy wolni – odpowiedział, lecz nikt poza Tomem nie spostrzegł, że za
plecami skrzyżował palce.
- To cudnie, a co dziś zagracie?
- To na razie niech będzie tajemnicą. Przygotowaliśmy małą
niespodziankę – odparł Tom.
- Niespodzianka od chłopaków z Tokio Hotel, to jest to, na
co czekamy! Dzięki za rozmowę! – pomachali do kamery i kiedy dostali znak, że
zniknęli z wizji, odetchnęli z ulgą. Dziennikarka coś jeszcze świergotała do
nich, ale poza Billem, który dzielnie jej słuchał, pozostała trójka chciała już
schować się w budynku.
Jak zwykle skierowali się tam, gdzie ich pokierowano, by
sprawdzić wszystko przed występem, a potem udać się na swoje miejsca. Tym razem
trafiły im się całkiem niezłe. Bill myślał o tym, że Scarlett nie odzywała się
od kilku dni. Tom czuł ulgę, że jej tam nie będzie, a z drugiej strony bardzo
chciał ją zobaczyć. Gustav zastanawiał się nad tym, jak najszybciej zmyć się z
After Party, a Georg głowił się, czy Saoirse dobrze czuła się sama z Julie,
Shie’em, Margo i dzieciakami. Jeszcze nie widział nigdzie Liv, która była ze
Scarlett. Swoją drogą, chłopaki urwaliby mu głowę, gdyby wiedzieli, że
wiedział.
*
Wzięła głęboki oddech. Dawno się tak nie denerwowała.
Wszystko było dopięte na ostatni guzik. O jej obecności na gali wiedziała tylko
niezbędna liczna osób. To miał być prawdziwy ‘boooom’. Spojrzała w lustro i
wziąwszy w dłoń pędzel, musnęła nim policzki. Liv beztrosko trzaskała zdjęcia,
gdy ona skręcała się z nerwów przed występem.
- Jak się czujesz? – zapytała nakierowując na siostrę lampę,
by zmienić kąt padania światła.
- Hmmm… - zasępiła się na moment wznosząc spojrzenie ku
górze, a Liv wykorzystała to, by wykonać kolejną serię zdjęć. – Jestem
niesamowicie zestresowana, momentami zapominam tekst, ale to pewnie dlatego, że
wciąż go powtarzam. Mam ściśnięte gardło i żadnej pewności, czy wciąż umiem
śpiewać. To jest dla mnie tak niesamowicie ważne… nie sądziłam, że może być aż
tak bardzo. Najbardziej w świecie chce wrócić, ale tak samo mocno się tego
boję.
- Tak chyba powinno być, jeśli ci na czymś zależy, to boisz
się, że coś pójdzie nie tak. Naturalna kolej rzeczy.
- Jakaś ty teraz mądra – Scarlett uśmiechnęła się do Liv
unosząc jeden kącik ust. – Pomożesz mi założyć gorset? – zapytała spoglądając
na siostrę w odbiciu lustrzanym. Kiedy Liv po niego poszła, Scarlett jeszcze
raz przyjrzała się swojemu odbiciu. Simon przez dwie godziny układał jej włosy
tak, żeby wyglądały na nieułożone. Esme malowała ją kolejną godzinę, a jeszcze
wcześniej miała długą próbę. Zdjęła biustonosz, który nosiła do tej pory i
wzięła od Liv gorset, który siostra zaraz zaczęła jej sznurować. Nawet teraz
nie była do końca pewna, czy udało jej się osiągnąć taki efekt, jaki planowała,
ale klamka zapadła. Zrobiła wszystko, by ten występ był doskonały. Miała mało
czasu i w wielu kwestiach związane ręce, ale dopisało jej szczęście i
przyjaźnie, które zawarła w czasie debiutu, teraz okazały się wciąż trwać.
Dzięki temu miała wspaniały zespół. Zaufany, co było dla niej bardzo ważne. A
także grupę taneczną, z którą współpracowała podczas trasy i występów. Strój na
scenę wybrała razem z Liv i to było chyba najtrudniejsze, bo nie miała na niego
pomysłu, a czas naglił. Cały anturaż powstał dzięki zaangażowaniu jej przyjaciół
z Los Angeles i byłam im niesamowicie wdzięczna, bo właśnie sceneria odgrywała
duże znaczenie podczas tego występu. Bardzo schlebiało Scarlett to, że udało
jej się zyskać pomoc tak wielu osób, że dzięki Davidowi całość przebiegła
sprawnie i bezproblemowo. To był jej czas i utwierdzała się w tym coraz
mocniej. – Wiesz co, Liv? – zapytała spoglądając na swoje odbicie. – To odpowiedni
moment. Czuję to – siostra wyjrzała zza dziewczyny i tylko uśmiechnęła się do
jej odbicia.
Nicky Minaj, Beyonce i Rihanna wraz z chórem zeszły ze sceny
po swoim widowiskowym występie. Widownia cichła, a w blasku reflektorów stanęli
Taylor Momsen i Chester Bennington. Publiczność znów zawrzała, a prowadzący
racząc szerokimi uśmiechami, czekali na ciszę. Taylor doskonale prezentowała
się w krwistoczerwonej skórzanej sukience, a Chester wyglądał jak Chester, co zaowocowało
gromkim wybuchem wrzasków, gdy tylko uniósł dłoń. Osiągnął tym gestem odwrotny
efekt do zamierzonego.
- Dobry wieczór, Oberhausen! – powiedzieli chórem.
- To był ognisty wstęp – stwierdziła Momsen.
- I pomyśl, że to dopiero początek – odparł Chester. – Mamy
przyjemność powitać państwa na gali MTV Europe Music Awards dwa tysiące
trzynaście! – rozległy się brawa i w tej samej chwili zgasły wszystkie światła.
Zapanowały egipskie ciemności, które momentalnie zaczęły punktowo rozświetlać
wyświetlacze telefonów komórkowych. Po tych kilkunastu sekundach niepewności, w
mroku poniósł się głos prowadzących.
- Niespodzianka! – wykrzyknęła Taylor. – Wygląda na to, że
siadły korki.
- Proszę państwa, proszę zachować spokój. To nie korki,
spięcie, ani przeciążenie – uspokajał.
- Słyszysz tą ciszę, Chester? To cisza przed burzą – niski,
nieco chrapliwy głos Taylor nie działał kojąco. Brzmiał raczej jak z horroru.
- Proszę państwa, proszę się nie martwić. Panujemy nad
sytuacją – po tych słowach sufit nad gośćmi i sceną przecięła błyskawica.
- Proponuję jednak poszukać parasol – odparła Taylor.
- Powtarzam. To nie spięcie, ani przeciążenie. Wygląda na
to, że to tylko wyładowanie elektryczne, bo mamy tu prawdziwy grom z nieba – zapowiedział
to tonem pełnym grozy i ekscytacji zarazem, po czym prowadzący wycofali się, a
ciszę zaczął łamać szum. Najpierw delikatny, z każdą chwilą głośniejszy, w
którym dało się usłyszeć niewyraźne głosy i uderzenia kropel deszczu grunt i
pojedyncze niezbyt donośne grzmoty. Pomimo przyjemnego ciepła w budynku, efekty
dźwiękowe przyprawiały o gęsią skórkę. Wciąż panowały egipskie ciemności,
napięcie rosło, a rozglądający się wokół siebie goście imprezy nie widzieli
nawet czubków swoich nosów. Wśród nich niemal pod sceną siedziała również
czwórka magdeburczyków. Bill czuł, że coś się świeci, Georg zadowolony, że nikt
nie widział jego miny, czekał na rozwój wydarzeń, a Gustav, któremu szatyn
wszystko wygadał, podobnie jak on, wypatrywał, co się stanie. Natomiast Tom,
mając dziwne przeczucie, że coś się stanie, niespokojnie wiercił się w fotelu.
Trybiki w jego głowie powoli łączyły fakty. To całe zamieszanie, aluzje
prowadzących, a wcześniej nieustannie nieosiągalny David, to wszystko gdzieś
tam z tyłu głowy składało mu się w całość, ale ta myśl nie miała czasu na
wyklarowanie się, bo otoczenie zbyt mocno Toma absorbowało. W szumie dało się
słyszeć coraz wyraźniejsze wypowiedzi. Zlepki zdań różnych ludzi, po niemiecku
i angielsku. Napierały na słuchających coraz bardziej i głośniej. Jedne głosy
były bardziej znane, inne mniej, ale wszystkie sprowadzały do jednego;
opisywały Scarlett. Były to fragmenty wypowiedzi różnych ludzi z rozdań nagród,
wywiadów czy innych okazji. Tylko ktoś, kto śledził wszystkie te wydarzenia na
bieżąco i z wielką uwagą, mógł domyślić się, o co chodziło. Dla pozostałych to
wciąż było zbyt mało oczywiste. Gdy szum powoli cichł, ogromny ekran zaczął się
rozjaśniać, a halę przeciął radosny, dziewczęcy śmiech. Tom, o mało nie
mdlejąc, ścisnął Billa za rękę. Ten głos poznałby wszędzie.
- To ona – odparł, ciesząc się, że nikt nie dostrzegł tego,
że pobladł. W napięciu wpatrywał się w obraz, który na wzór starego filmu był
nieczysty i z różnego rodzaju zakłóceniami. Początkowo w czerni i bieli ukazał
się fragment ogrodu, który tylko dla czterech osób na sali był znajomy. W sumie
dla pięciu, bo nieco dalej wśród gości siedziała też Sophie. Obraz stawał się
kolorowy, jednak wciąż rozmyty i nieco niewyraźny, zakłócony ‘kaszą’.
Wszystkich gości otulił radosny, miękki śmiech dwojga ludzi.
- No chodź tu! –
rozległ się jej głos, a w kadrze ukazał się najpierw fragment sukienki w żywym
turkusowoniebieskim kolorze. A potem, gdy obraz powoli się oddalał pojawiła się
cała postać Scarlett śmiejącej się zalotnie do operatora kamery.
Tom doskonale wiedział, kto stał po drugiej stronie. Coś
ścisnęło go w środku, bo od razu przypomniał sobie, jaki był wówczas
szczęśliwy. I pomyśleć, że to działo się tylko jakieś cztery lata wcześniej. A
jakby w zupełnie innym życiu.
- Nie, bo pada, a ja w
przeciwieństwie do ciebie nie lubię moknąć – odparł rozbawiony głos.
W tym momencie już chyba wszyscy wiedzieli, kto stał po
drugiej stronie kamery.
- Proszę! –
uśmiechnęła się słodko i zatrzepotała rzęsami. – Jest tak ciepło i deszcz jest
taki miły. Chooooodź, do mnie – zakręciła się wokół własnej osi, a turkusowa
sukienka zafalowała wokół jej zgrabnych nóg. Obraz nieco się przybliżył. Była
taka szczęśliwa i pełna beztroski. – Dostaniesz buziaka, no chodź! – prosiła i
gdyby nie to ponętne ciało, można by pomyśleć, że mówiła to mała dziewczynka.
- Sam sobie wezmę, jak
już tu przyjdziesz – powiedział siląc się na obojętność.
- Nie, bo ci nie dam.
Możesz tylko tu – stanęła w miejscu i ułożyła usta w dziobek, pochylając się
nieco w jego kierunku. Przymknęła powieki, a kotara długich rzęs położyła się
cieniem na jej rumianych policzkach. Kamera powoli zbliżyła się do jej twarzy.
Spadały na nią pojedyncze krople letniego deszczu, a czarne loki, które ją
otulały, wiły się jeszcze mocniej. Wtem nagle otworzyła oczy. Ich kolor stał
się aż nieprawdopodobnie nasycony. Tak niebieskich oczu świat jeszcze nie
widział. Jej twarz miała spokojny wyraz. Patrzyła dłuższą chwilę prosto w oko
kamery. Od samego wyrazu tego spojrzenia człowiek dostawał gęsiej skórki. – Na
pewno nie przyjdziesz? – operator najwyraźniej zaprzeczył, a wraz z nim kamera
wykonała delikatny ruch. Odeszła kilka kroków, a zoom zaczął się znów oddalać.
Tak by było ją widać całą. – Na pewno? – spytała odwracając się do niego. Stała
lekko bokiem, odsunęła włosy z ramienia i zsunęła z niego ramiączko sukienki. –
Na pewno? – powtórzyła i uśmiechnęła się tak, że na samo wspomnienie tego
uśmiechu, robiło mu się gorąco.
- Nie zwiedziesz mnie,
panno O’Connor – powiedział niskim, głębokim głosem.
- Jeszcze zobaczymy –
odparła radośnie i rozsunęła suwak sukienki. Ramiączko zupełnie zsunęło się z
jej ramienia. Ukazując fragment czarnego, koronkowego biustonosza. Kamera momentalnie
wylądowała na stoliku, a kilkanaście sekund później tuż obok obiektywu upadła
właśnie ta niebieska sukienka.
- Kocham cię, Maleńka
– dało się słyszeć, nim w tle poniósł się radosny śmiech zakochanych.
Sufit po raz kolejny przecięła błyskawica, obraz lekko się
przyciemnił, a zakłócenia obrazu i efekty dźwiękowe stały się wyraźniejsze. Znów
grzmiało, wiał wiatr i padał deszcz.
- Czekałam
długi czas, na to, żeby czuć się tak, jak teraz.
Gości otulił spokojny,
delikatny głos Scarlett. Brzmiała, jakby opowiadała dziecku bajkę.
- Chciałabym,
byś poznał mnie lepiej. Zobaczył prawdziwą mnie – obraz zaczął się
rozjaśniać i oczom wszystkim pokazała się zgrabna noga, którą powoli oblekano
pończochą. Kamera wędrowała ku górze, wzdłuż łydki, aż do uda wraz z dłońmi
zakładającymi ową część bielizny. - Przepraszam,
jeśli nie byłam idealna – padło z głośników mniej więcej w momencie, gdy
jej dłonie wygładzały koronkę na udzie. - Przepraszam,
ale nie jestem żadną divą – tu nastąpiło przejście i na ekranie ukazała się
część sylwetki dziewczyny stojącej przed lustrem. Pokazano fragment ramienia
okrytego długimi lokami, smukłej talii i krągłego biodra. - Przepraszam, że nie możesz mnie zdefiniować – tu wygładziła
materiał koronowych „bokserek”. - Przepraszam,
że mówię to, co myślę – obraz przeniósł się na fragment jej twarzy, a
konkretnie na wargi, które zalotnie zwilżyła koniuszkiem języka i uśmiechnęła
się cwano. - Przepraszam, nie rób tego,
co mówię – pociągnęła usta szminką w kolorze ciemniejszym od naturalnego. -
Przepraszam, że łamię zasady. Przepraszam,
po prostu wiem, czego chcę – na ekranie ukazało się jej oko, wokół którego
utworzyły się delikatne zmarszczki. Na znak, że dziewczyna się śmiała. Makijaż
„smokey eyes” dodało temu spojrzeniu drapieżności. - Przepraszam, że nie udawałam – oko się zamknęło, a ona odwróciła
twarz. - Przepraszam, że byłam prawdziwa
– obraz stał się czarny na ułamek sekundy, a zaraz po tym ukazała się
postać stojąca tyłem, odziana w czarną pelerynę. Znajdowała się w zaciemnionym
pomieszczeniu, w delikatnej poświacie promieni słonecznych. – Nigdy nie będę ukrywać tego, co czuję –
po wolnym przejściu widzowie ujrzeli mikrofon umieszczony w stojaku. Nastąpiła
cisza i dało się słyszeć stukot obcasów o posadzkę. – Więc oto jestem; bez szumu, blasku i udawania 1 – oprócz
stojaka na ekranie pojawił się kawałek sylwetki dziewczyny, a raczej jedna z
jej rąk, w której trzymała jedną stronę właśnie tej niebieskiej sukienki. – To
koniec. To początek. To mój listopad – sukienka
zawisła na mikrofonie, a Scarlett odwróciwszy się na pięcie odeszła, a za nią
poniósł się jedynie stukot obcasów, zaś na ekranie widoczna była jedynie
niebieska sukienka smętnie dyndająca na stojaku mikrofonu.
Obraz się zaciemnił, a w hali znów zagrzmiało i błysnęło
się. Po tym zaległy zupełne ciemności i cisza, jak makiem zasiał. Zamierzeniem
Scarlett i wszystkich tych, którzy pomagali jej w dograniu całości, było
podtrzymanie napięcia. Efekty dźwiękowe, nawet bardziej niż wizualne, miały
podsycać oczekiwanie. I udało jej się. Goście gali w większości siedzieli jak
na szpilkach, bo niemal nikt nie spodziewał się tego, co za chwilę się stanie. W
tle zabrzmiał odgłos bijącego serca, który po kilkunastu sekundach stłumiły
słowa;
- Czekałam długi czas, na to, żeby czuć się tak, jak teraz – te
same, które rozpoczęły film, a tuż po nich sufit przecięła kolejna błyskawica,
której łuna rozjaśniła na moment scenę i postać odzianą w czerń. Scena rodem z
filmu grozy. Nad głowami gości przetoczył się solidny grzmot, a kilka sekund
później światło skierowało się na Scarlett. Stała tyłem, odzianą w tą samą pelerynę,
którą miała na sobie w filmie. Spływało na nią mdłe światło. – I oto jestem –
Scarlett odwróciła się gwałtownie, zamiatając peleryną na podeście u szczytu
schodów. – Wracam do podstaw, by odnaleźć swój początek. Nowy początek – podniosła głowę ukazując fragment rumianej twarzy.
Reszta kryła się za dużym kapturem. Wraz z tym gestem, ogromny ekran za jej
plecami zaczął się powoli rozjaśniać i ukazał ten sam widok. Uśmiechnęła się i
delikatnie przygryzła dolną wargę.
Śpiewała tą piosenkę po raz
milionowy. Śpiewała ją po to, by zacząć, jak wtedy na urodzinach wytwórni, by
wrócić do początku i znaleźć go po raz kolejny. Obraz za jej plecami zaczął się
zacierać i znów stał się czarno biały. Pojawiło się zdjęcie przedstawiające
małą, blondwłosą dziewczynkę dającą koncert przed lustrem z dziecinnym
mikrofonem w dłoni. Po tym nastąpiło wolne przejście i wyświetliło się zdjęcie
dwóch roześmianych, na oko, dziesięciolatek. Jedna z nich wysoka i ciemnowłosa
podpierała się na deskorolce, a druga niższa i pulchniejsza trzymała w rękach
ten sam mikrofon. Następne ujęcie przedstawiało ją już jako nieco starszą może
piętnastoletnią. Stała przy mikrofonie na jakiejś szkolnej uroczystości.
Śpiewała. Luźna sukienka kryła puszyste ciało, a zarumienione policzki mówiły o
emocjach, jakie w niej igrały. Na kolejnej fotografii siedziała na kolanach
taty i śmiała się w szeroko. Mocno ją przytulał. Na samym dole widniał podpis: ich liebe dich, Papa, wykaligrafowany
nierównym pismem. Później na ekranie pojawiła się brunetka, odziana w czerń,
śpiewająca w tonącym w mroku miejscu. Była już zupełnie odmieniona. Chowająca
się w sobie blondynka zniknęła, a na jej miejscu pojawiła się pewnie trzymająca
się brunetka. Kolejna fotografia przedstawiała ją podczas koncertu. Miała na
sobie jedynie męską koszulę. Śpiewała razem z fanką, obejmując ją jedną ręką.
Emanowało z niej szczęście. Obraz powoli zaciemnił się, w momencie, gdy
skończyła śpiewać. Panowała idealna cisza, a ekran rozjaśnił się ostatnią
fotografią. Wykonana była w dużym zbliżeniu. Zbliżenie to obejmowało jej twarz,
dużą część jej twarzy. A także malutki fragment ręki zarzuconej na szyję kogoś,
kto trzymał ją w ramionach. Chyba niemal każdy tam obecny zdawał sobie sprawę z
tego, że ta osobą był Tom i że to jego policzek i kawałeczek szyi widniał na
tym zdjęciu. Spoglądała w obiektyw. Uśmiechała się w sposób zupełnie
nieodgadniony, a jednak zupełnie szczęśliwy. Jej oczy opowiadały o tym
szczęściu. O szczęściu, które tuliła do siebie i które tuliło ją. W tym
momencie obraz znów stał się czarny. Bo tego szczęścia już nie było. Rozległy
się gromkie brawa, a na ekranie znów ukazała się twarz Scarlett. Spoglądała
wprost w oko kamery i hipnotyzowała spojrzeniem. Te zdjęcia, choć było ich
niewiele i ukazywały mały fragment jej przeszłości, stanowiły esencję jej
‘nowego początku’. Moc swojego występu chciała zawrzeć w przekazie, a nie w
ilości efektów. Brawa powoli cichły, a ona mając świadomość, że zbliża się
punkt kulminacyjny, uśmiechnęła się jednym kącikiem, co wywołało kolejną falę
owacji. Pan w słuchawce zaczął odliczanie; trzy, dwa, jeden…
- What do you do, when you know
something’s bad for you and you still can’t let go?2 – zaczęła
cicho, powoli pokonując kilka schodów. Wydawałoby
się, że ledwo musnęła palcami okolice szyi, a czarna peleryna zsunęła się z
niej, jak zdjęta niewidzialnymi dłońmi. Spadła na schody, układając się za
Scarlett, niczym czarny tren. Słysząc swój własny głos, poczuła jak krew
zaczyna szybciej płynąć w jej żyłach. Poczuła się szczęśliwa. Poczuła się
wolna. Zaczęła śpiewać. Pierwsze słowa padły z jej ust bez najmniejszego
wahania. To była jej chwila. To był jej
listopad. Czuła każdy dźwięk. Każde słowo. Znów stała się melodią. Song inside the tune full of beautiful
mistakes.3
W momencie, w którym ją
zobaczył, ciśnienie skoczyło mu chyba do dwustu. Nim zdjęła pelerynę czuł,
jakby serce w tym całym oczekiwaniu chciało wyskoczyć mu z piersi. To on tkwił w jej sieci. Nie widział jej
przecież od tak dawna. Nie powinno go już to ruszać. Nie powinna nic znaczyć, a
gdy tylko pojawiała się na horyzoncie, jego serce szalało. Jej głos.
And it hurts my soul, ‘cause I can't let go.
I hate to show that I've lost control.
Na krótką chwilę zamknął
oczy, by upajać się tym cudownym brzmieniem. Tak bardzo kochał jej głos. Nie
mógł tego dłużej w sobie dusić, bo przecież miał się już więcej nie okłamywać.
Więc powinien otwarcie przyznać, jak bardzo tęsknił. Każdy dźwięk przepełniał
autentyczny żal. Każde słowo było prawdziwe. Czuł to. Otworzył oczy, nie mógł
dłużej nie patrzeć na nią. Schodziła powoli ze schodów, krokiem pełnym
nonszalancji. Patrzyła wprost przed siebie. Zupełnie jakby chciała spojrzeć mu
w oczy, mówiąc jak bardzo pragnęła się od niego uwolnić. Strumień światła
skupiał się tylko na niej. Była tak bardzo eteryczna, taka świeża, pełna mocy,
której nie potrafił określić. Nie potrafił uwierzyć własnym oczom. Już widząc
ją w filmie, czuł jakby raziło go prądem. Był pewien, że była tam niemal naga,
choć pokazała tylko skrawki ciała, a najgorsze w tym było to, że poza zachwytem,
pierwszym, co przyszło mu do głowy, było zasłonięcie ekranu i nakrycie jej
czymkolwiek. Do takich rzeczy była zdolna tylko Scarlett. Tylko ona potrafiła
doprowadzać do granic, nie robiąc niemal nic. Zaschło mu w ustach, gdy tak na
nią patrzył. Zmieniła fryzurę. Skróciła włosy przynajmniej o połowę,
przefarbowała je i była taka… drapieżna, wolna, wyzwolona. Nie była już
kobietką, z którą był, którą znał. Scarlett stała się kobietą świadomą swoich
możliwości i to czyniło ją tak pewną siebie, a nie buta i hardy charakter, jak
wcześniej. Zmiany, jakie w niej zaszły nie odbijały się tylko w nowym
wyglądzie. To było po prostu czuć. Może widział to tak dobrze, bo kiedyś znał
ją na wskroś? Kiedyś.
My heart has been bruised, so sad but it's true. Each beat reminds
me of you.
Pewnie stawiała każdy krok,
ani na sekundę nie spoglądając pod nogi. Nie widziała go, ale był pewien, że
śpiewała do niego. Wiedział, że śpiewała o tym jak ją zawiódł. Bolały go te
słowa. Te zawoalowane, przemilczane niepewności. Bo to wszystko było prawdą.
Skrzywdził ją. A teraz wyglądała tak cudownie. Była nieprzyzwoicie zmysłowa.
Powoli, jakby leniwie stawiała każdy krok, a igrający w półcieniu tancerze
wydawali się zupełnie nijacy w porównaniu do niej. Za każdym razem, gdy na nią
patrzył, zapominał, dlaczego wtedy wybrał źle. Była jego heroiną. Nie potrafił
się uwolnić. Po wszystkich tych krzywdach, które sobie wyrządzili, po całym tym
czasie, on wciąż chciał tylko jej.
Every step I take leads to one mistake. I keep going right back…
Jak zwykle postawiła na
prostotę, ale jakaż ta prostota w jej wykonaniu była niesamowita! Miała na
sobie skórzany gorset i spodnie, a raczej legginsy z podobnie wyglądającej
materii, całość dopełniały nieprzyzwoicie wysokie czółenka od Louboutina – te
jej ulubione. Nie musiała obnażać się zbyt mocno, bo i bez tego oddziaływała na
każdy zmysł. Nie robiła wiele, by zwrócić na siebie uwagę, bo i tak wszystkie
pary oczu, patrzyły na nią. Miała w sobie ten niepojęty magnetyzm. Dlaczego
odkrył to tak późno? Czyżby wcześniej miłość sprawiała, że nie dostrzegał
oczywistości?
The one thing that I need to
walk away from you.
Nie mógł się nią nasycić.
Zachłannie kodował każdy jej krok, każdy gest na scenie – tak prawdziwie
dramatyczny. Wszystko wokół niej było emocją, a ona stała się muzyką. Czuł to.
Już nie raz widział, jak wręcz namacalnie wtapiała się w dźwięk. Jej twarz
mówiła o wszystkim, co rozgrywało się w jej sercu. Scarlett nigdy nie umiała
ukrywać emocji na scenie. Upadła na kolana. Jakby nagle zupełnie opadła z sił.
Walk away from…
Muzyka ucichła, rozgorzały owacje. Scarlett wciąż klęczała oddychając
ciężko. Kiedy podniosła głowę i spojrzała na widownię, brawa nabrały na sile.
Uśmiechnęła się szeroko. Wyglądała na wyczerpaną, jakby wyrzucenie tych słów
kosztowało ją więcej, niż mogła z siebie dać. Dwóch tancerzy podeszło do niej i
pomogli jej wstać ze znaną sobie gracją. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i
ukłoniła się w pas. Podziękowała po raz kolejny i odwróciła się, by krokiem
modelki wspiąć się na schody i zniknąć w ciemnościach. Tak po prostu zasiała
zamęt i zniknęła.
Bill spojrzał na Toma, a Tom spojrzał na Billa. Obaj byli
niemal tak samo skonfundowani tym, co działo się na ich oczach w ciągu
ostatnich kilku minut.
- Chyba nie do końca wierzę w to, co tu zobaczyłem – odparł
młodszy bliźniak.
- Wróciła. Zostawiła przeszłość za sobą. Udało jej się,
Bill… - odparł smutno i wstał z miejsca, korzystając z chwilowej wrzawy.
Oddychała płytko. Mocno opierała się o drzwi, by nie stracić
gruntu pod nogami. Gdy tylko zeszła ze sceny, wszyscy jej gratulowali. Ściskali
ją i cieszyli się, a ona tylko pragnęła chwili spokoju. Musiała odetchnąć i zastanowić
się nad tym, co się właśnie stało. Od wielu miesięcy nie czuła tak intensywnie
tego, co śpiewała. To było tak dogłębne przeżycie. Chyba jeszcze nigdy
wcześniej nie doświadczyła muzyki w taki sposób. Nie miała pojęcia, czy tam
był, czy słyszał. Nie musiała tego wiedzieć. Tą piosenką opowiedziała swoje
uzależnienie od Toma. Opowiedziała o kajdanach miłości, w których wciąż jeszcze
tkwiła. Opowiedziała o tęsknocie, która ją niewoliła. Odetchnęła głęboko i
odepchnęła się od drzwi. Zaraz pewnie wpadnie do jej garderoby Simon i cały
sztab, który musiał przygotować ją do dalszej części wieczoru. Obejrzała się w
lustrze. Wyglądała naprawdę dobrze. Odsunęła z czoła jeden kosmyk i usiadła
przed toaletką. Napiła się wody i tak patrząc na siebie, czuła, że zupełnie
szczerze mogła stwierdzić, że była zadowolona. Wyprana z emocji, wycieńczona,
ale jakże zadowolona. Bała się przyznać, że w środku też zupełnie pusta.
Jakieś czterdzieści pięć minut później szła w kierunku
podestu, prowadzona przez samego Chestera Bennington’a, który chyłkiem
powiedział jej, że dała czadu i była świetna. To się nie mogło dziać naprawdę.
Uśmiechnęła się szeroko, bezgłośnie mówiąc thank
you, kiedy stawała już przed mikrofonem. Odetchnęła i zniżyła go do swojej
wysokości.
- Witajcie znów – widownia rozgorzała, a Scarlett
uśmiechnęła się wdzięcznie. Na wszystkich telebimach goście wieczoru mogli
oglądać ją w niesamowitej sukience od Chanel. Prezent od Javiera. Projekt
wykonano specjalnie dla niej. Była z szyfonu, w kolorze delikatnego beżu; długa
i prosta. Jedyne zdobienia stanowiły stebnowania wykańczające każdy brzeg.
Odsłaniała ramiona, a przejrzysty szyfon podłożono podszewką jedynie w
strategicznych miejscach. Ukośnie przez
górną część sukienki przechodziło przeszycie, również wykończone stebnówką,
które prowadziło aż do uda, gdzie rozpoczynało się rozcięcie. Była zwiewną i
delikatna. Scarlett czuła się w niej najpiękniejsza. Od bardzo dawna nie
myślała o sobie w ten sposób. Simon spiął jej loki na czubku głowy w coś, co
przypominało frywolny kok. Skórzana sukienka, którą miała założyć na ten
wieczór, musiała zaczekać. Panterkowe Louboutiny też. Teraz miała na nogach
delikatne sandałki na cienkiej szpilce od Jimmy’ego Choo. Ten wieczór był dotąd
idealny. Troszkę obawiała się, że zaraz to mogło się zmienić. Widownia ucichła,
więc postanowiła mówić dalej. – To trochę zabawne, że przyszło mi wręczać
akurat tą statuetkę. Ach, zbiegi okoliczności – westchnęła teatralnie, a
publiczność zawrzała znów, gdyż jasnym stało się, kto wygrał. Przynajmniej dla
większości. – Okej, okej. Wiem, że już się domyślacie, ale ja i tak powiem to,
co zamierzałam powiedzieć. Zwycięzcy tej kategorii, to wspaniali muzycy,
wspaniali ludzie, którzy są bezgranicznie oddani swojej pracy. To pasjonaci.
Wychodząc na scenę, robią to po to, by wzniecić żywy ogień i ta statuetka jest
najlepszym dowodem na to, że udaje im się to za każdym lepiej. Nie robią
zwykłego show. Każdy koncert to dla nich misterium. Ostatnia trasa i
pieczołowitość jej wykonania stanowią potwierdzenie słuszności tej wygranej.
Zwycięzcy tej kategorii to moi przyjaciele, więc tym bardziej cieszę się, że
nagrodę mogę wręczyć właśnie chłopakom z Tokio Hotel! – zaczęła bić brawo i
uśmiechała się szeroko, ciesząc się, że kamery pokazują teraz zespół. Na tą
myśl ścisnęło ją w żołądku. Już za krótką chwilę miała stanąć oko w oko z
Tomem. Wiedziała, że uściśnie mu dłoń i że nie zdradzi żadnych emocji.
Wiedziała, że ludzie będą zachwyceni i przez kilka następnych dni będą
roztrząsać to, czy sposób, w jaki podali sobie ręce zdradził stan ich uczuć. Trzymała
w dłoniach statuetkę, mając świadomość, że znajdowali się coraz bliżej niej.
Choć szli we czwórkę, ona widziała tylko Toma. Nadzieja, że wyleczyła się z
niego choć trochę, prysła jak bańka mydlana. Zmienił się fizycznie. Stał się
jeszcze bardziej pociągający niż ostatnim razem, gdy go widziała. Wprawdzie nie
nosił już spodni z krokiem w kolanach, ale sposób, w jaki się poruszał, cała ta
jego niewymuszona nonszalancja, pozostały niezmienione. Serce zabiło jej
mocniej na jego widok. Wciąż tkwiła w
jego sieci. Szedł, jako ostatni. Nie spieszył się, jakby ważył każdy ruch. Patrzył
na nią. Świdrował ją spojrzeniem. Na ułamek sekundy ich spojrzenia się spotkały
i przeszedł ją dreszcz. Uratował ją Bill, który lekkim krokiem wbiegł na podest
i porwał ją w ramiona, nim zdążyła stracić nad sobą kontrolę. Nogi miała jak z
waty i w pionie trzymały ją tylko jego ramiona. Uniósł ją do góry i okręcił się
wokół własnej osi. Widownia zawrzała, flesze zaczęły błyskać ze zdwojoną
intensywnością. A on wykorzystał tą chwilę i dał jej szansę na zebranie się do
kupy. Zaczął coś do niej mówić, tak by nikt nie spostrzegł, ale niewiele
zrozumiała z tego, co do niej mówił. Jednak wychwyciła ‘zatłukę cię’, ‘byłaś
niesamowita’, ‘Tom’, ‘ścięło’, ‘moje kolano’, ‘oszałamiająca’ i ‘bądź dzielna’.
To ostatnie było jej najbardziej potrzebne. Wyswobodziła się z jego uścisku,
teatralnie wywracając oczami i grożąc mu palcem.
- Masz i ciesz się, Kaulitz – odparła wręczając Billowi
nagrodę. Oczywiście z dala od mikrofonu. Uśmiechnęła się przy tym uroczo i
ucałowała go w oba policzki. On zaczął przemawiać, a Scarlett grając na czas,
składała wylewne gratulacje Gustavowi i Georgowi. Miała szczęście, bo Tom
stanął obok brata i wyłuszczał podziękowania razem z nim. Serce waliło jej jak
oszalałe. Kiedy odchodzili od mikrofonu, odwrócił się. Jakby celowo szukał jej
wzrokiem. Ich spojrzenia się spotkały. Nie uciekł, ani ona też nie. Nie była w
stanie. Te czekoladowe oczy zawsze ją niewoliły, więc i tym razem nie potrafiła
się im oprzeć. Sama do końca nie wiedziała, co w nich zobaczyła. Smutek, żal,
podziw, tęsknotę? Czy możliwym było, by czuł, to co ona? To trwało kilka
sekund, nim Bill wziął sprawy w swoje ręce i ująwszy ją szarmancko pod łokieć, odprowadził
ją za kulisy. Nie do końca rejestrowała, co się działo. Tom zupełnie
wyprowadził ją z równowagi. Kiedy zostawił ją i wybiegł z powrotem przed
publiczność, usłyszała tylko kolejne owacje. A ona tkwiła wśród zakulisowej
wrzawy, zanim ktoś, kto okazał się Simonem, nie zabrał jej z powrotem do
garderoby.
- Ej, skarbie, czy ty się czasem nie rozklejasz? – zapytał,
układając usta w dziobek i cmoknął ją w czoło. Zaśmiała się pod nosem i
odetchnęła.
- Uchroniłeś mnie właśnie przed rozmazaniem makijażu, mój ty
bohaterze – szturchnęła go w bok i klapnęła na sofie. – Momentami się obawiam,
że ta sukienka ze mnie spadnie. Taka jest delikatna.
- Nie bój się, leży doskonale. Przed chwilą przywieźli twoją
kreację na after party. Chcesz się przebrać?
- Za chwilę. Muszę odetchnąć. Napiłabym się czegoś, jest tu
coś jeszcze? – Simon wstał, żeby poszukać jakiegoś napoju, a Scarlett położywszy
głowę na oparciu sofy, przymknęła na moment powieki. W tej samej chwili drzwi się
otworzyły, więc zmuszona była przerwać tą chwilę relaksu. To tylko mama.
- I jak, kochanie? – zapytała z troską, siadając obok córki.
- Jak to wyglądało z boku, mamo? Nie było dramy? – Scarlett uważnie
patrzyła na mamę. Na jej twarzy malowało się wielkie zmęczenie. Sophie ujęła
dłoń córki i pokręciła głową.
- Nie, Bill zrobił zamieszanie, więc poszło gładko, ale Internet
i tak będzie jutro huczał.
- Mniejsza o to – wzruszyła ramionami i wzięła od Simona
szklankę z colą. – Dziękuję – uśmiechnęła się. – Kiedy zaczynałam występ,
czułam moc. Kiedy śpiewałam, czułam jak muzyka płynie mi w żyłach i to dało mi
takie samozadowolenie, takie spełnienie. Miałam wrażenie, że mogę wszystko, ale
kiedy tylko go zobaczyłam, znów stałam się słaba i bezbronna. Minęły dwa lata,
a ja wciąż usycham bez niego, a najgorsze jest to, że zapominam, jak bardzo
mnie skrzywdził w chwilach, gdy pragnę, by po prostu wrócił… - popatrzyła na
mamę i ciężko westchnęła.
- Na scenie byłaś niesamowita. Cała oprawa sprawiła, że
ludzie nie odrywali od ciebie oczu. Słuchali jak urzeczeni. Zrobiłaś coś
wielkiego, a sposób w jaki zaśpiewałaś Walk
away powiedział wszystko za ciebie. Ktoś może powiedzieć ci, że bardzo się
obnażyłaś, ale ja wiem, że to było do cna prawdziwe. Jak ty. Tom był twoją
wielką miłością, a wielkich miłości nie zapomina się od razu. Wiem, że sobie
poradzisz, a to co dziś czujesz, tylko ci pomoże, bo dzięki temu, że go
spotkałaś wiesz, że wciąż musisz się uczyć. Swoją drogą, chyba teraz będą
występować, bo gdy tu szłam, usłyszałam fragment rozmowy operatorów.
- Nie chcę tego widzieć. Chciałabym już iść, ale wiem, że
gdybym zniknęła i nie pojawiła się na przyjęciu, to nie daliby mi żyć. Simon,
zawołaj Esme, dobrze? Przebiorę się, a potem zrobicie mnie na bóstwo.
- Już nim jesteś, kochanie – fryzjer puścił do niej oczko i
wyszedł z pomieszczenia.
*
Dj serwował coraz to lepsze aranżacje popularnych utworów. Goście,
którymi byli muzycy, ich menagerowie i inni zaproszeni, tańczyli, rozmawiali,
upijali się i wydawali się być zupełnie wyluzowani. Dziennikarze musieli już
opuścić imprezę, więc zagrożenie, że zostaną niekorzystnie sfotografowani,
minęło. Gustav i Georg zadekowali się przy barze. Bill został przydybany przez
Adama Lamberta, z którym żywo omawiał jakąś modową nowinkę, więc Tom się
ewakuował. Zamówił sobie słabego drinka, potem spacerował z nim między ludźmi i
obserwował. Ostatnimi czasy stał się tym, który śledzi wyczyny innych, a nie
tym, którego śledzono. Tom Kaulitz zdecydowanie osiadł. Z resztą imprezy już go
nie bawiły. Wypatrzył zacienioną lożę. W klubie panował półmrok, ale tam było
jeszcze ciemniej. Uznał, że to dobra kryjówka. Ukryta była między schodami a ścianą.
Skórzane kanapy, stolik i świece. Starając się być jak najmniej zauważonym,
wślizgnął się do środka. Postawił drinka na stoliku i wypuścił z ulgą
powietrze, które momentalnie uwięzło w jego płucach, gdy przed sobą na blacie
dostrzegł dłonie trzymające szklankę z drinkiem takim samym jak jego własny. Ścisnęło
go w żołądku, gdy podniósł wzrok. Napotkał spojrzenie właścicielki drinka. Napotkał
to spojrzenie. Napotkał te niebieskie oczy. Mierzyli się wzrokiem chwilę, która
zdawała się trwać wieczność. Ona była spłoszona, zdziwiona i przerażona, a on
zaskoczony.
- Eee… nie wiedziałem, że ktoś tu siedzi – bąknął,
pocierając ręką tył głowy. Zawsze tak robił, gdy się denerwował. To dało
Scarlett odwagę, by się wykrztusić z siebie cokolwiek.
- To dobre miejsce na to, by umknąć ciekawskim spojrzeniom –
odparła beznamiętnie, nie odwracając od niego wzroku. Była opanowana, za bardzo
opanowana. Znał ten stan. Musiała miotać się w środku jak on, z tymże on nie
potrafił się tak dobrze kamuflować. Chciał odejść, ale coś tknęło go, żeby
zostać. Spotkał się z nią sam na sam po raz pierwszy od rozmowy w jej
mieszkaniu. Spotkał się z nią po raz pierwszy tak naprawdę odkąd się rozstali. Coś
wewnątrz kazało mu zostać. To nie był czas na ucieczkę.
- Chyba prędzej spodziewałbym się tutaj ducha, niż ciebie. Swoją
drogą czuję się z tym dziwnie.
- Myślę, że jest kilka wolnych lóż.
- Wiedziałem, że dasz mi wolną drogę.
- Sam ją wybrałeś – odparła, a w jej oczach pojawił się żal.
Znał to spojrzenie. Mogła zmienić się od stóp do głów, ale oczy zdradzały jej
najskrytsze tajemnice. Zdradzały temu, kto umiał w nich czytać.
- Czasem aż trudno mi uwierzyć, że to było już tak dawno
temu.
- Co? My, czy twój wybór? – zapytała zaczepnie, zadzierając
podbródek w ten swój buntowniczy sposób.
- Lepsza część mojego życia – odparł posępnie, a Scarlett
zaniemówiła. Zmrużyła oczy i upiła łyk drinka. Miał ładny niebieski kolor. –
Swoją drogą wyglądasz niesamowicie. Widać, że odżyłaś – odparł gorzko, a
dziewczyna, mierząc go długim spojrzeniem, wzruszyła ramionami.
- Za bardzo nie wiem, do czego prowadzi ta rozmowa. Nie jestem
ślepa i wiem, że przebywanie ze mną cię rani, mnie rani przebywanie z tobą,
więc po co się umartwiać, Tom? Dlaczego tu siedzisz i starasz się ze mną
rozmawiać, skoro nie mamy już o czym. Dokopałeś mi w każdy możliwy sposób. Nie twierdze,
że byłam bez winy, ale nie skłamię mówiąc, że to ty wbiłeś gwóźdź do trumny
naszego związku. Chce mi się wyć jak na ciebie patrzę, bo przypominam sobie
wszystko, co było dobre. Myślałam, że mam to za sobą, ale wciąż tkwię w tym po
uszy i nie jest mi z tym najlepiej.
- Wiesz, czego mi najbardziej brak zaraz po samym braku nas?
– Scarlett patrzyła na niego wyczekująco, czując, że miała coraz mniej sił na
siedzenie metr od niego. Jak miała się nauczyć żyć bez niego, skoro to on był
jej siłą napędową? Wezbrała się w niej złość. Złość w bezsilności.
- Brak mi rozmów z tobą. Brak mi przyjaciółki, jaką w tobie
miałem.
- Ile razy mam ci powtarzać, że straciłeś to na własne
życzenie? – warknęła, a w oczach zbierały jej się łzy.
- Chyba już ani razu więcej. Nie chcę bardziej niszczyć ci
życia, ani sobie też. Bo ja też nie jestem kwitnący. Też mi źle i też ciężko mi
było ułożyć sobie wszystko. Wiem, że to w większości moja wina. Po prostu, jak
cię tu zobaczyłem, to nie chciałem uciekać. Choć może tak byłoby lepiej.
- W uciekaniu jesteś dobry, więc co ci robi raz w tą czy w
tą? – uśmiechnęła się zjadliwie. Założyła nogę na nogę i wygodnie oparła się na
sofie.
- Nienawidzisz mnie, co?
- Nie umiem cię nienawidzić.
- Więc co do mnie teraz czujesz? – Scarlett prychnęła,
kręcąc głową.
- A kim ja dla ciebie jestem, co? – Tom milczał, a ona wpatrywała
się w niego intensywnie. – Widzisz, po co zadajesz mi pytania, na które sam nie
umiesz odpowiedzieć? – popatrzył na nią smętnie i pokręcił głową. Czuł, że ciągnęło
go do niej i odpychało jednocześnie. Jakby mur, który ich dzielił był nie do
przejścia. Jakby wystarczyło wyciągnąć cegłę, by go zburzyć, a on nie miał
pojęcia, która była właściwa. Ogarnęła go frustracja. Czego on właściwie
chciał? Na co liczył? Od momentu, gdy zobaczył ją na scenie, wariował. Tkwiła w
jego myślach, zżerając go od środka jak rak. Chyba za bardzo zapomniał ile ich
dzieliło. – Zostałam stworzona dla
ciebie, Tom. Co do tego nie miałam nigdy wątpliwości, więc zanim następnym
razem będziesz chciał ze mną pogawędzić, postaw się na moim miejscu i pomyśl,
jak się mogę czuć w twoim towarzystwie. Powinnam cię serio nienawidzić, ale za
bardzo cię kochałam, żeby teraz móc tak po prostu cię skreślić.
- Wychodzi na to, że mam zbyt bujną wyobraźnię. Wydawało mi
się, że z racji na to, co nas kiedyś łączyło, będziemy umieli chociaż ze sobą
pogadać.
- O czym? O pogodzie? – zadrwiła. – Nie wiem, co chcesz
usłyszeć, Tom. Ale chyba nie chcę ci tego powiedzieć, bo ty nie wysiliłeś się
na żadne słowa, kiedy był na to czas. Nie miałeś nawet pięciu minut żeby mnie
wysłuchać, ani dwóch minut, żeby powiedzieć mi prawdę, ani minuty żeby
powiedzieć mi, że masz dziecko. Nie miałeś sekundy na to, żeby zastanawiać się
nad tym, co jest nie tak w związku z dziewczyną, która rzekomo była dla ciebie
jedyna. Nie miałeś dla mnie czasu, więc nie oczekuj, że będę miała go dla
ciebie.
- Teraz dużo się zmieniło. Dziś byłbym mądrzejszy.
- Ja też się zmieniłam. Udało mi się wreszcie poskładać do
kupy i nie zamierzam tego psuć, więc nie próbuj mnie przepraszać, gadać o
zmianach i tym, że teraz jesteś innym człowiekiem, bo nie musiałbyś robić tego
wszystkiego, gdybyś w odpowiednim czasie przeszedł pogadać ze mną, a nie z kimś
innym – powiedziała hardo. – Pozwoliłam adorować się Javierowi, bo nie czułam
się dowartościowana przez mojego własnego faceta, ale nie zrobiłam niczego, z rzeczy,
o które mnie posądzałeś, więc pomyśl sobie o tym wszystkim i przestań wciskać
mi kit. Bo na to jestem już za mądra – pociągnęła ostatni łyk drinka i zabrała
swoja kopertówkę. – Ta rozmowa nie ma sensu – przesunęła się do brzegu sofy.
- Nic teraz nie ma sensu, Scarlett – powiedział, po raz ostatni
podłapując jej spojrzenie. Na sekundę zawahała się, po czym wstała i odeszła z
wysoko podniesioną głową. Po raz kolejny sknocił sprawę. Oparł ręce na stole i
schował w nich głowę. Tak bardzo chciał z nią po ludzku porozmawiać, że głupiał
jak tylko znajdował się w jej pobliżu. Scarlett miała rację. Podchwycił wątpliwość
i trzymał się jej kurczowo, żeby usprawiedliwić swoje nieczyste zachowanie. Skrzywdził
ją wszystkim, przed czym obiecał ją uchronić. Chciał opowiedzieć jej te
wszystkie historie, ale one nie miały już żadnej wartości, bo Scarlett nie
chciała słuchać.
*
1 Christina Aguilera ‘Stripped’ part
1 i 2
2 Christina Aguilera ‘Walk away’
3 Christina Aguilera ‘Beautiful’