13.miesiąc od
rozstania; 2. listopada 2012r.
Przygładził palcami brodę i zaczął zapinać koszulę. Lena
twierdziła, że zarost dodaje mu powagi. Czy tego teraz potrzebował? Powagi,
stateczności, stabilizacji życiowej? Czy to było tym, czego pragnął mając
dwadzieścia trzy lata? Bill, jakiś czas po wyjeździe Rainie, powiedział mu, że
czuł się jak stary, strudzony życiem człowiek. Wtedy tego nie rozumiał; ani
cierpienia brata po stracie ukochanej, bo Rainie przecież jakby dla niego
umarła. Ani jego zmęczenia, ani niczego. Teraz znał to wszystko aż za dobrze.
Przez ostatnio rok żył jak w żałobie, a uczucie znużenia towarzyszyło mu
każdego ranka i każdego wieczora. Wybrał spokój. Zamknął się w domowym zaciszu.
Schował się za Leną i Davidem, bo wydawało mu się, że dzięki nim odzyska
spokój. Wysypiał się i prowadził względnie ustabilizowane życie. Pracował z
zespołem nad płytą, ale teraz kariera wydawała mu się małym dodatkiem do życia,
a nie życiem jak było przed laty. Dobrze jadł, bo mama albo Lena dbały o to, by
czuł się jak pączek w maśle. Bill śmiał się z niego, że zaczynał wyglądać jak
ten pączek. Generalnie mógł powiedzieć, że żył jak żonkoś pod trzydziestkę.
Wszystko było planowe i odpowiednie. Lena nie opierała się, gdy proponował
jakieś wspólne wypady czy wycieczki. Byli z Davidem w Zoo, odwiedzili co
ładniejsze położone względnie niedaleko, chodzili do lasu i na długie spacery.
David o roślinkach i robaczkach wiedział więcej od niego. Jego zadziwienie
sięgnęło apogeum, gdy chłopiec przyniósł mu wielkiego chrząszcza, będąc z
siebie dumnym, że znalazł takiego ładnego. A Tom wciąż się ich brzydził. Nie do
końca wiedział, czym była jego relacja z Leną. Widywali się mniej więcej co
tydzień, czasem co dwa przez kila dni. Wtedy wszystko było takie bezproblemowe
i jakieś takie nienaturalnie dobre. Bo przecież David nie mógł być wiecznie
grzeczny, a jego układy z Leną zupełnie bezkonfliktowe. Czuł się trochę, jak w rodzinie
z jakiegoś obrazka. Podczas spotkań David zawsze bardzo się starał i robił
wszystko, żeby tata był z niego dumny. A on przecież był dumny i bez tego.
Chłopiec chodził teraz do przedszkola, więc przynosił coraz to nowe
umiejętności, no i słownictwo niekoniecznie napawające dumą, ale Lena uznała,
że należy to ignorować. Wtedy być może David przestanie, bo uzna, że to nic
nadzwyczajnego. Tom kolorował z nim obrazki, rysował szlaczki i uczył go pisać
literki. Lena twierdziła, że kiedy pomagała mu sama, to David nie miał takiego
zapału. Trochę dziwnie mu było z tym byciem ‘niedzielnym tatusiem’, ale na
razie nie mieli innej możliwości. Wspólne mieszkanie nie wchodziło w grę, bo
przecież Lena miała swoje życie w Loitsche, a on nie był pewien, czy chciał
pakować się w coś tak poważnego. Bo w sumie nie byli razem, ale jednocześnie
łączyło ich coś i nie był to tylko David. Dawne uczucia jakby odżyły, ale to
nie była miłość czy zakochanie. Nie znał słowa, które mogłoby tą relację
opisać, ale wolał go nie szukać, bo to chyba było wciąż za trudne. Jego uczucia
były zbyt trudne, bo wciąż kochał zbyt mocno. Kochał zbyt mocno Scarlett i nie
potrafił przestać. Zaklinał sam siebie dziesiątki razy, jednak jego serce
rządziło się swoimi prawami. Kochał Scarlett i pogodził się z tym tak samo jak
z faktem, że nie będą już razem. Chyba zdał sobie sprawę, że to wszystko, co
się wtedy działo nie było do końca takim jak mu się wydawało. Może jego winy
było więcej niż jej? Bo to przecież on odszedł. On nie chciał wyjaśnień. On odszedł nie odwracając się za siebie.
Do tej pory nie wiedział, co tak naprawdę poszło źle. Kiedy przestali sobie
ufać? Kiedy przestali rozmawiać i mówić wszystko, co ich trapiło? Kiedy
przekroczyli tą cienką czerwoną linię, która zaprowadziła ich do upadku? Nie
wiedział i pewnie miał się już nigdy nie dowiedzieć. Bo przecież nie było już
ich. Stracili wszystko – dziecko, dom, który razem zbudowali i bynajmniej nie
chodziło o budynek i przede wszystkim stracili miłość. Miłość, która wciąż istniała, jednak nie miała już racji bytu. On
miał Davida. Jedno dziecko stracił i nie mógł pozwolić, by utracić i drugie. Pragnął
dać Davidowi wszystko. Teraz to był jego życiowy cel. Przy tym pojawiła się i
Lena. Dzięki niej nie czuł się tak bardzo samotny, a ona chyba myślała tak
samo. Byli sobie potrzebni, po prostu.
Nie był pewien, jak poradzi sobie tego wieczoru. Pierwszy
raz miał oficjalnie stanąć przed rodziną i przyjaciółmi z Leną i Davidem, jako
swoją… rodziną? Chyba rodziną, bo przecież teraz nią byli. Po prawdzie powinien
przyznać, że nie chodziło mu o to jak zareagują bliscy. Przecież tak naprawdę
chodziło o nią. Przecież zawsze chodziło o nią. Spojrzał w lustro i oparł się o
umywalkę, bo nagle zrobiło mu się jakoś tak słabo. Minął rok. W ciągu tych
dwunastu miesięcy wmawiał sobie, że jej nie potrzebował. Ciężko pracował na to,
by wmówić sobie, że potrafił bez niej żyć. A teraz w jednej sekundzie to
wszystko szlag trafił, bo prawda była taka, że nie umiał. Każdy miniony dzień od
momentu, kiedy ją stracił był tylko symulacją życia, jakie miał wieść. Jakie
pragnął mieć. A dziś miał stanąć z nią twarzą w twarz i obecnością Leny i
Davida potwierdzić to, co budował przez ten rok. Miał pokazać jej, że nic już
nie znaczyła.
- A to gówno prawda – szepnął i ochlapał twarz wodą. To nic,
że ona spotykała się z kimś innym. To nic, że na każdym kroku udowadniała mu to
samo. Znienawidziła go, bo złamał najważniejszą z obietnic. Nie pozwolił wyjść
na jaw prawdzie, a teraz było już po wszystkim. Każde z nich poszło w swoją
stronę. W tafli lustra zobaczył, że Lena weszła do łazienki.
- Mógłbyś zapiąć mi sukienkę? – spojrzał na nią i
uśmiechając się niemrawo, skinął głową. Stanęła tyłem i odgarnęła włosy na bok.
Tom popatrzył na nagie plecy Leny i pomyślał, że cudownie było ją mieć, bo była
wspaniała pod każdym możliwym względem i naprawdę zasługiwała na kogoś, kto
pokocha ją zupełnie, a nie tylko połowicznie. Jednak chyba rozumiał, dlaczego
nie próbowała. Miała dwadzieścia jeden lat i pięcioletniego syna. Ktoś obcy
stwierdzi, że się puściła. Ktoś bliski będzie jej współczuł, bo przecież mogła
inaczej ułożyć sobie życie. A Lena nie była dziewczyną, która łatwo oddawała
serce. Czuł, że wciąż należało do niego. Z jednej strony to ułatwiało im
wszystko, bo byli blisko i wspierali się nawzajem, ale z drugiej strony on
swoje oddał Scarlett i choć z Leną łączyło go wiele pięknych chwil i było im
razem dobrze, to nie wyobrażał sobie stworzenia z nią czegoś większego. Jeszcze
nie teraz. Z żadną.
- Ładnie wyglądasz – powiedział, całując ją w bark.
Odwróciła się i odpięła jeden guziczek jego koszuli.
- Tak lepiej – uśmiechnęła się i wygładziła materiał. Jak
stare, dobre małżeństwo. – Denerwujesz się – stwierdziła, nie spytała. A on
potwierdził.
- Wiesz, tak naprawdę od tamtego czasu nie widziałem się z
jej rodziną tak w komplecie… znaczy, spotykałem Liv, czasem Shie’a, kiedy był u
Billa, ale nie tak razem. No i przede wszystkim tam będzie ona – nie potrafił
wymówić na głos imienia Scarlett. W myślach rozbrzmiewało mu non stop, a usta
nie chciały go wypowiedzieć. – A poza tym ona chyba nie wie. Nie chcę rozwalić
imprezy…
- Wiesz, zawsze mogę zabrać Davida do kina
na ten czas. To spore wydarzenie dla całej naszej trójki, więc… musisz być
pewny, Tom.
- Jestem – odparł bez namysłu, choć w głowie trąbiło mu
milion myśli. Na ten wieczór jakoś udało im się przypadkiem zgrać
kolorystycznie. On miał czarną koszulę i beżowe spodnie, a Lena beżową sukienkę
i czarne pantofle. Nie znał się bardzo na tym, ale miał oczy. Prosta,
dopasowana sukienka nieco dłuższa niż do połowy uda podkreślała jej zgrabna
sylwetkę i długie nogi. Podobała mu się. Włosy miała jak zwykle rozpuszczone, a
twarz niemal zupełnie nieumalowaną. Podkreśliła tylko nieznacznie oczy, a i tak
była cudowna. Lena miała figurę modelki i gdyby tylko była trochę wyższa,
mogłaby się sprawdzić w tym zawodzie. No i gdyby nie zrobił jej dziecka, jak
sami jeszcze byli dziećmi.
- Będzie dobrze. Przecież Scarlett nie jest dzieckiem i nie
zrobi sceny. Poza tym nie sądzę, by chciała zepsuć taki ważny dzień dla swojego
rodzeństwa.
- Masz rację. David gotowy?
- Tatuś, nie poznasz swojego synka, taki jest wystrojony –
powiedziała na tyle głośno, by David usłyszał to w swoim pokoju i wyszła z
łazienki.
- Muszę to zobaczyć – odparł, idąc za Leną.
*
Scarlett nie dawała spokoju myśl, którą przywiodła za sobą
gazeta kupiona na stacji benzynowej.
Wciąż zastanawiała się, walczyła ze sobą, bo nie była pewna, czy
powinna, czy to była dobra myśl. Czy ten pomysł mógł się sprawdzić? Najgorsze w
tym wszystkim było to, że gdyby nawaliła, nie cierpiałaby już tylko ona. Musiała
podjąć ryzyko, wziąć na siebie dużą odpowiedzialność i wciąż nie była pewna,
czy odniosłaby skutek. Ta myśl dawała jej jakąś nadzieję. Miała świadomość, że
może jej się udać i dzięki temu znów będzie mogła normalnie żyć. Klin klinem,
jak to mówią. Musiała się tylko upewnić, czy na pewno była na to gotowa.
Głowiąc się nad tym wszystkim, szykowała się do wyjścia.
Roczek bliźniaczek i chrzciny Saoirse. W sumie mogła się spodziewać tego, że
Liv poprosi ją na matkę chrzestną i nie miała nic przeciwko. Gorsze było to, że
nie wiedziała, kim będzie ojciec chrzestny, ale biorąc pod uwagę wymówki
Georga, co do tego, że nie był jeszcze pewny, mogła spodziewać się jednego. Wiedziała,
że jakoś przez to przebrnie. Stanie obok niego w kościele, a potem będzie
siedziała z nim przy jednym stole. Wytrzyma to, mając świadomość, że ma przy
sobie człowieka, którego wciąż kochała miłością, której tak bardzo pragnęła się
wyzbyć i że on stał się już dla niej obcy. Wytrzyma to. Tak jak wytrzymała
śmierć dziecka, jego odejście i poronienie. Zniosła już w życiu znacznie
więcej. Miała jednak nadzieję, że chrzestnym zostanie Shie albo ktoś z rodziny
Georga, choć to było mało prawdopodobne, bo rodzina szczęśliwego tatusia miała
z kościołem jeszcze mniej wspólnego niż Tom.
Z racji, że okazja była radosna, kupiła sobie niebieską
sukienkę. Bardzo spodobał jej się odcień, bo fason był zupełnie prosty. Jej
barwa nie była zupełnie jasna, ale też nie ciemna i przy tym, jakaś taka
ożywcza. To nie był lazur ani turkus, ani też kobalt, ale coś pomiędzy i bardzo
przypadł jej do gustu. Sukienka miała malutki rękaw, zaokrąglony, niezbyt
wydatny dekolt, odcinana była mniej więcej w talii, trochę umarszczona. Sięgała
jej za połowę uda. Była prosta i urocza. Timowi bardzo się podobała, ale w
sumie Timowi podobało się niemal wszystko, co miała na sobie. Pewnie jeszcze
bardziej podobałoby mu się to, jakby nie miała na sobie nic. No i dążył do tego
coraz bardziej. Scarlett wolała o tym nie myśleć. Grunt, że nie obraził się o
to, że nie zabrała go ze sobą do domu. Usiadła przy toaletce i zamiast martwić
się tym, co zrobić z Timem, umalowała się. Podkreśliła oczy kreską u góry, a
potem je wytuszowała. Usta pociągnęła szminką w kolorze nude i uznała, że było
dobrze. Rozczesywanie włosów zajęło jej trochę więcej czasu. Loki i tak
układały się po swojemu, więc spięła je z tyłu na tyle, by nie przeszkadzały
jej, opadając na twarz. Zadowolona z efektu przeszła do garderoby i obejrzała
się dokładnie. Dawno nie zależało jej tak bardzo, żeby dobrze wyglądać. Uznała,
że to typowo dziewczyńskie zachowanie, by zrobić wszystko, by pokazać byłemu,
co stracił. Nie różniła się w tym niczym od innych.
- Dasz radę, Scarlett – odetchnęła i skinęła, jakby na
potwierdzenie swoich słów. Potem zabrała prezenty i udała się na spotkanie z
lwem, nie zamierzając dać się pożreć.
Nie było tak źle, choć jej obawy się sprawdziły. Stała obok
niego w kościele i ani razu na niego nie spojrzała. W sumie to nie dziwiła się
Liv i Georgowi. Patrząc jak jego rodzina czuła się obco na mszy i jak zupełnie
nie wiedzieli, co ze sobą zrobić, rozumiała ich wybór. Choć wolałaby, żeby koło
niej ze świeczką stał jednak Shie. Scarlett pocieszało to, że Tom czuł się przy
niej równie źle, jak ona przy nim. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdy
raz przypadkiem się dotknęli, wchodząc do kościoła. Teraz stała w kuchni z
mamą, siostrą i szwagierką. Mamusie karmiły dzieci, a ona patrząc na to, miała
wrażenie, że po spotkaniu z nim, widok dzieci nie krzywdzi jej ani trochę.
Miała paskudny nastrój, bo śmiał przyjść z tą dziewuchą i jej dzieckiem!
- To jest szczyt bezczelności – burknęła, krojąc ciasto. –
Swój drogą, nie miałam, co robić ostatnio, więc mogłyście mówić, żebym coś
upiekła.
- Masz na myśli to, że Tom przyszedł z Leną i Davidem? –
zapytała Julie, a Scarlett zgromiła ją wzrokiem za to, że wymieniła ich imiona.
- Tak, dokładnie to mam na myśli – żachnęła się.
- Nie myśl sobie, że zmieniłam obóz, ale gadałam z nią przed
kościołem i jest całkiem miła.
- Nie twierdzę, że ona nie jest miła, Jul. Dobrała się do
mojego faceta i to mi wystarczy, żebym chciała zakończyć jej marną egzystencję
– nerwowo odłożyła nóż i oparła się o blat, ściskając jego brzeg tak mocno, że
zbielały jej kłykcie. – Cholera, to już nie jest mój facet, zapomniałam -
zironizowała.
- Bo jest idiotą – powiedziała Liv, zapinając bluzkę. W
ołówkowej spódniczce i wpuszczonej w nią bluzeczce wyglądała jak nie ona, a
nawet jak dziewczyna. – Nie zamierzam poruszać po raz kolejny tego tematu, bo
jego życie mogłoby być zagrożone, biorąc pod uwagę twój nastrój, ale coś mi tu
nie pasuje. Tu nie chodzi tylko o Javiera. Ja tez tam byłam i widziałam to
zajście, więc… - włożyła córeczkę do nosidła i podeszła do siostry. – Wyprostuj
się, podnieś głowę i patrz mu prosto w oczy. Potrafisz to. Lena jest tylko
ogniwem w łańcuchu zdarzeń, które doprowadziły do waszego rozstania. Miała
pecha, że tam była, że posłużył się nią, żeby zadać ci ból, ale – pogładziła
plecy siostry. – Ona jest matką, Scarlett i odkąd sama nią jestem, wiem, że
matki zrobią wszystko, żeby ich dziecko miało wszystko, co najlepsze. A
najlepszym dla Davida był ojciec i zyskał go – Julie chrząknęła i skarciła Liv
spojrzeniem, a ta od razu zmieniła temat. – Wyglądasz dziś jak milion dolarów,
a nawet dwa. Spojrzy na nią i zobaczy stateczną mamusię, a potem spojrzy na
ciebie i będzie myślał o tobie przez wiele kolejnych nocy. Wiem to niemal z
pierwszej ręki. Georg mówił, że stresował się spotkaniem z tobą bardziej, niż
on chrztem.
- To ci powinno poprawić nastrój – odparła mama, wsadzając
Roxie do krzesełka. Bliźniaczki miały na sobie sukienki w takim samym fasonie,
ale w dwóch różnych kolorach. Z racji, że oczy Roxie zapowiadały się na
zielone, miała jasnozieloną, a Lexie jasnoniebieską, choć jej oczy zanosiły się
na szare. Dodatkowo na przodzikach wyszyte miały imiona. Julie zadbało to, by
nie powtarzać bez końca, która była którą. Do kuchni wkroczył Nico z nową
wyścigówką w dłoni.
- Mama, paaaaats! Mam nowe auto od wujka Toma.
- Świetne – ucałowała synka w czoło i usadziła Lexie w
krzesełku obok siostrzyczki. Spojrzała na dzieci. – Mamo, chyba nigdy nie
spodziewałabyś się, że będziesz miała czworo wnucząt ledwo po przekroczeniu
czterdziestki, co?
- Nie, nigdy – powiedziała Sophie ze śmiechem i wzięła Nico
na ręce.
- W sumie to mogłabyś mieć już szóstkę... – odparła cicho
Scarlett i wróciła do krojenia ciasta. Kobiety spojrzały po sobie speszone.
Nikt nie przywykł jeszcze do tej straty. Nie tylko Scarlett.
- Jul, Liv – idźcie przywitać gości. Ja przypilnuję dzieci i
pomogę Scarlett – dziewczyny wyszły czym prędzej z kuchni i zapadła cisza.
- Nic nie mów mamo, a ja postaram się nie zepsuć imprezy, o
ile on tego nie zrobi – wzięła dwa talerze, na których misternie ułożyła ciasto
i ruszyła do drzwi. – Zaraz przyjdę po resztę – powiedziała, prostując plecy i
unosząc głowę. Uśmiechnęła się, chowając wszystkie swoje rozterki głęboko do
serca. Tego zdążyła się już nauczyć doskonale.
Kiedy z pomocą Margo nakryła już wszystkie przysmaki, weszła
do salonu, gdzie wypatrzyła Billa wracającego z Tomem z tarasu. Zignorowała
tego drugiego i rzuciła się na szyję Billowi.
- Aleś ty dziś ładna – powiedział całując ją w policzek.
- A czy ja kiedykolwiek nie jestem ładna? – brunet
uśmiechnął się szeroko, katem oka rejestrując, jak jego brat wymija ich bez
słowa.
- Cwaniak – Scarlett odpowiedziała mu uśmiechem, trącając go
boczkiem. – Byłaś dzielna.
- Zawsze jestem.
- Wiem, ale wiesz – wskazał na jadalnię, w której przed
chwilą zniknął Tom.
- Bill, może mi pękać serce, ale nie dam mu tej satysfakcji.
Nie zdradzę przed nim żadnej słabości.
- To nie będzie dla niego satysfakcja.
- Mam to gdzieś – odparła hardo, widząc jak ukucnął przy
bawiących się razem Nico i Davidzie. – Bill, dlaczego mam się nim przejmować,
skoro on już dawno przestał przejmować się mną? Dziś dał temu najlepszy dowód,
przyprowadzając ich ze sobą.
- Rozumiem, dlaczego nie trawisz Leny, ale David? Przecież
on nie jest nic winien.
- Ale ja nie mam nic przeciwko niemu. On jest dla mnie
kolejnym, zdrowym dzieckiem jakiejś matki. Matki, której się udało.
- Scarlett… - szepnął wyraźnie speszony. Nigdy nie wiedział,
co powiedzieć, gdy pojawiał się temat Liama. Nie mógł wiedzieć, że nie tylko
jego miała na myśli.
- Za każdym razem, jak go widzę samego, z nią czy z
dzieckiem, pęka mi serce i dziwię się, że ono może rozpaść się po raz kolejny.
Ty znasz ten rodzaj cierpienia, więc najlepiej wiesz, że można z nim żyć. Nikt
się nad tobą nie użala, więc proszę, chociaż ty nie użalaj się nade mną, bo
robią to wszyscy inni.
- Taką cię znam – uśmiechnął się z dumą i pogładził policzek
brunetki.
- Wiesz coś o Rainie?
- Ma na imię Vivian, a Candy jest teraz Leilą. Mieszkają w
Sacramento. Rainie pracuje w sklepie odzieżowym, a Candy się uczy. Shie nie
mógł mi więcej powiedzieć. W zeszłym miesiącu przelałem pieniądze na ich
utrzymanie. Znaczy przez policję.
- Długo będziesz to robił? – wzruszył ramionami.
- Może zawsze, jeśli będę mógł sobie na to pozwolić, a może dopóki
nie wyjdzie za mąż, czy coś.
- Albo dopóki nie wróci.
- Nie liczę na to – uśmiechnął się smutno. – Idziemy? Chyba
tylko nas już tam brakuje.
Ku zdziwieniu Scarlett wszystko szło jakoś gładko. Nie
patrzyła w stronę Toma, zajmowała się Roxie albo Nico i niemal cały czas
towarzyszył jej Bill albo Liv, więc czuła się względnie komfortowo. Najbardziej
jednak dziwiła ją łatwość, z jaką zajmowała się dziećmi. Śmiała się z gaworzącej
Roxie albo prowadziła rozmowy z Nico, np. o bakteriach albo o tym dlaczego jego
siostry są siostrami, a nie braćmi, nad czym bardzo ubolewał. Jak na trzylatka
mówił bardzo dużo i płynnie. Saoirse niemal cały czas spała. Bliźniaczki też w
pewnym momencie zasnęły na rękach rodziców, więc przy stole zrobiło się
luźniej. Tak wszyscy razem spotkali się po raz pierwszy od śmierci Liama i nie
było drętwo, czego się obawiała przez jej relacje z Tomem. Simone i Gordon już
dołączyli do rodziny i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Jakoś jej nie
przeszkadzała ich obecność. Rozstanie z Tomem nie sprawiło, że przestała ich
lubić. Było gwarno i radośnie. Kiedy nie katowała się jego widokiem, nawet jej
samej udzieliła się atmosfera i poczuła, że bardzo jej tego w ostatnim czasie brakowało.
Brakowało jej radości.
- Scarlett, a co ty teraz właściwie robisz? – zapytała
Simone, gdy chwilowo zapadła względna cisza. Brunetka udała zastanowienie, po
czym mrugnęła do niedoszłej teściowej i odparła z uśmiechem:
- Obijam się, pchnę i ładnie wyglądam – Simone zaśmiała się
w odpowiedzi, jednak siedziała na tyle blisko, by zobaczyć, że wesołość nie
sięgała oczu Scarlett.
- Poważne.
- Wiesz mamo, ona to robi przez prawie całe życie i jeszcze
jej z chęcią za to płacą, a ja musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby mnie
zauważono – szturchnął Scarlett łokciem, a ona prychnęła.
- Wiesz braciszku, weź pod uwagę to, że twoja uroda jest
nieco mniej przekonywująca – niemal wszystkich oszołomiło to, że Tom udzielił
się w rozmowie dotyczącej Scarlett. Jego najwyraźniej też i chyba wypalił z tym
nieco bez zastanowienia, bo choć zachował pokerową twarz, poczerwieniał nieco.
– Idziesz zapalić? – ucałował Davida w czubek głowy i posadził go na kolanach
Leny. Tyle go było widać. Scarlett była nieco zaszokowana tym, że niejako
przyznał się do tego, że wciąż mu się podobała, pomimo tej ‘zimnej wojny’
między nimi. Przemilczała sprawę.
- Jeden - zero dla ciebie – Bill szepnął jej to do ucha, nim
wyszedł za bratem. Uśmiechnęła się i znów spojrzała na Simone.
- Tak na serio, to siedzę w domu. Do niedawna byłam zajęta
urządzaniem mieszkania, ale zabawa szybko się skończyła. Muszę powiedzieć
Billowi, żeby was kiedyś do mnie zabrał. Moje gniazdko jest obłędne –
westchnęła rozkosznie. – Dużo piszę i komponuję. Pracuję trochę z chłopakami,
ale to wciąż nie jest nic konkretnego. Bo w pełnie jestem zadowolona z jednego
utworu i chyba niebawem wejdę do studia, żeby go nagrać.
- Pani śpiewa, jak wujek Bill, plawda? – serce podeszło jej
do gardła, kiedy usłyszała głos chłopca. Spojrzała w jego stronę nieco zbita z
tropu, ale uśmiechnęła się. Ku jej zdziwieniu szczerze i przyszło jej to z
zupełną łatwością. Cuda na kiju się działy tego wieczoru. – Widziałem panią w
telewizji.
- Tak, David. Też śpiewam.
- Fajnie, jak będę duży to będę śpiewał jak wujek i grał jak
tata – Scarlett poczuła, jak grunt ucieka jej spod nóg. W pierwszej chwili nie
wychwyciła tego, że David nazwał Billa wujkiem, ale teraz kiedy nazwał Toma
tatą, coś w niej pękło. To chyba jej serce, po raz milionowy.
- Na pewno ci się uda – odpowiedziała jakby nieswoim głosem.
Nie do końca udało jej się ukryć drżenie. – Przepraszam, wydawało mi się, że
słyszę płacz – po czym prędko wstała i wyszła.
- Ona nie wie? – Simone popatrzyła na Sophie, a ta
zaprzeczyła ruchem głowy. – Będzie zabawa.
- W co się będziemy bawić? – zapytał niczego nieświadomy
David.
- Mam ochotę stąd wyjść – Tom wydmuchnął dym, spoglądając na
brata. – Jak na nią patrzę, to chce mi się wyć.
- Trzeba było nie zabierać Leny i Davida, mógłbyś wyć do
woli.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś.
- Co ja na to mogę, że jesteś debilem? Co ja na to mogę, że
jak na was patrzę, to mi się nóż w kieszeni otwiera? Bo, kurde, jakbym miał
szansę walczyć o kobietę, którą kocham, to bym to zrobił, ale tak się składa,
że w tej kwestii gów’no mogę – Tom już chciał coś powiedzieć, ale Bill go
powstrzymał. – Daruj sobie gadkę, że minął rok, a każde z was poszło w swoją
stronę, dokonując wyboru. Ty dokonałeś go za was oboje, więc teraz albo ruszysz
dupę i pogadasz ze Scarlett przestań marudzić, jak bardzo ci źle i zajmij się
swoją szczęśliwą rodzinką – Bill zdeptał niedopałek i okrążył taras. Irytowało
go to, że żadne z nich nie potrafiło ugiąć karku. Nienawidzili się za coś,
czego sami do końca nie wiedzieli i rozpaczali nad swoimi złamanymi sercami. A
wciąż mieli wybór. A Bill go nie miał i to doprowadzało go do szewskiej pasji.
Spojrzał na brata, który zapatrzył się gdzieś w głąb ogrodu. Tom musiał toczyć
ze sobą walkę, wnioskował to po jego zaciętej minie. Dopóki na kafelkach nie
rozległo się dziecięce tupanie. Odwrócił się prędko, a jego zacięte rysy
złagodniały. Tom tak patrzył na syna, jak ich ojciec nigdy nie spojrzał na nich
i Bill nie miał wątpliwości co do tego, że to David był teraz jego całym
światem. Każdy ratował się jak mógł.
- Tato, chce mi się siusiu – poskarżył się, ciągnąc Toma za
nogawkę.
- Już idziemy – wziął chłopca na ręce i zniknął w domu. A
Bill nabrał pewności, że to wszystko się prędko nie skończy, że jeszcze wiele
dni upłynie zanim w jego, w ich życiu zapanuje spokój. Kiedy później myślał o
tym wszystkim, uznał, że dałby wiele, żeby poznać prawdę o tym, co tak naprawdę
stało się miedzy nimi przed rokiem. A może to była tylko kropka nad ‘i’, a zima
nadciągała między nich już wcześniej?
Tom zwątpił we wszystko, co poukładał sobie w głowie w ciągu
ostatnich miesięcy. Scarlett odurzała go samą swoją obecnością i wystarczyło,
by na nią patrzył, a świat walił mu się na głowę. Była jego osobistą Femme
Fatale i to wzbudziło w nim złość. Przecież po takim czasie wszystko powinno
już toczyć się w swoim rytmie. Powinien nauczyć się żyć, powinien zapomnieć.
Powinien. Tak było w książkach, w filmach, w bajkach. W prawdziwym życiu
złamane serce dawało o sobie znać przy każdej zmianie pogody. Miał już mętlik w
głowie. Zapomniał, o co poszło, dlaczego chciał zrobić jej na złość odchodząc z
Leną, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło, ani kiedy to się zaczęło. To
wszystko zniknęło, wydało mu się zupełnie nieistotne i to zbiło go zupełnie z
tropu. Bo przecież hodowany tyle czasu żal nie mógł się znienacka ulotnić.
Patrzył na nią, jak udając, że go nie zauważała karmiła Nico. Rozmawiała z nim
i śmiała się z tego, co mówił. Otaczała ją ta zwyczajna jej aura słodyczy i
delikatności. Rozpromieniała się, gdy ktoś pytał o nowe piosenki i z dumą
opowiadała o tym, co robiła, by podtrzymać kontakt z fanami. A czas, gdy nikt
jej jeszcze nie znał i należała tylko do niego, wydał się Tomowi zamierzchłą
przeszłością. W jednej chwili przypomniał sobie to, co usiłował wyprzeć z
pamięci przez cały miniony rok. Jej głos, jej zachowanie, jej urok i hardość,
jej mądrość i odwagę, jej ciało, które tak chętnie go kochało, jej miłość,
która otaczało go każdego dnia. Przypomniał sobie życie, dobre życie, które
przeminęło. Jak na złość teraz, gdy trzymał na kolanach Davida i miał obok Lenę,
która musiała pokonać siebie i swój wstyd przed ludźmi, którzy mogli uważać ją
za winowajczynię całej tej zatęchłej atmosfery, tylko po to, by z nim tu być. Musiał
coś z zrobić, musiał wreszcie stanąć oboma nogami po którejś ze stron. Bo
środek nie był dobry dla niego, dla nikogo. Dotąd wydawało mu się, że jasno
przedstawił samemu sobie swoje stanowisko. Jednak teraz uświadomił sobie, że
cały czas tkwił w rozdarciu. Choć wyrzucał wspomnienia, nigdy nie zrobił tego
naprawdę. Wciąż kochał ją za bardzo. Nie mógł pozwalać, by to wzięło nad nim
górę. Miał Davida i Lenę. To po ich stronie musiał teraz stanąć.
- Usiądź na chwilę mamusi na kolanach, dobrze? – pocałował
synka w czoło i podał go Lenie. Spojrzała na niego pytająco, czując, że coś się
święciło. Odkaszlnął i zebrał się w sobie. Bill wybałuszył oczy, nie mając
pojęcia, co jego brat zamierza zrobić. Tom uśmiechnął się do Leny i uścisnął
jej dłoń. Brata zignorował. – W sumie to chciałbym coś powiedzieć – Kilkanaście
przestraszonych spojrzeń skierowało się w jego stronę. Poza jednym. Scarlett
szepcząc z Nico, karmiła go tortem. Rozmowa o mrówkach była sto razy lepsza niż
mordowanie się jego widokiem. – Generalnie to utrzymywałem ten fakt w
tajemnicy, bo musiałem poukładać sobie wszystko. To nie było łatwe, bo pewne
sprawy posypały mi się na głowę i…
- Co ty nie powiesz – Scarlett chyba sama zdziwiła się, że
powiedziała to tak głośno, więc starała się zachować spokój i zajęła się
krojeniem tortu na kawałeczki. Liv mimowolnie parsknęła śmiechem, a Georg zgromił
spojrzeniem.
- W każdym razie, choć pewne sprawy ułożyły się źle, to ja
wciąż uważam was za swoją rodzinę. Może was dziwić albo nie, że przyszedłem tu
z Leną i Davidem. W sumie to może już to wiecie znając długi jęzor mojego
brata, ale… oficjalnie chciałbym wam powiedzieć, że… - westchnął spoglądając na
Scarlett, która wciąż go ignorowała. – David jest moim synem – po tym
oświadczeniu zaległa cisza, która najwyraźniej przestraszyła chłopca, bo wtulił
się w objęcia mamy pytając, co się stało. Scarlett zamarła z widelczykiem w
połowie drogi do ust bratanka. Nico poradził sobie z tym sam, racząc się
tortem, w przeciwieństwie do niej, bo życie po raz kolejny dało jej w twarz.
- Ono nie jest twoje? – pokręcił głową. Nie
zamierzał dolewać oliwy do ognia. – Nic się między wami nie zdarzyło? – znów
zaprzeczył, a Scarlett skinęła głową, przyjmując jego odpowiedzi. Nie chciała
wiedzieć niczego więcej. Wierzyła mu, potrzebowała tylko jego wyjaśnienia. Nie
zamierzała po raz drugi zwątpić z niego. Nie zamierzała popełniać kolejnego
błędu. 1
Przypomniała sobie
zdjęcia, pomówienia i jego gorliwe zapewnienia, że chłopiec nie był jego, że on
i jego matka pomogli Tomowi zrozumieć, co tak naprawdę się dla niego liczyło.
Czyżby kłamał już wtedy? Wbrew własnym obawom nie zachciało jej się płakać. Nie
poczuła się słaba i pozbawiona nadziei. Straciła ją już dawno, a żadna słabość,
oprócz tej z jakiej się podźwignęła, nie mogła być już większa. Miała ochotę
podejść i strzelić mu w twarz za każde kłamstwo, w które uwierzyła. Dotarło do
niej, że kocham cię było największym
z nich. Świadomość ogromu łgarstwa, którym karmił ją przez cały późniejszy
czas, pozbawiła ją jakiegokolwiek poczucia winy związanego z jej spotkaniami z
Javierem. Ona stawiała sprawy jasno. Chyba należało mu się nawet to spotkanie,
o które tak zabiegał. Miała ochotę roześmiać się na swoją głupotę, a potem
jeszcze raz go spoliczkować. Cisza wciąż trwała, choć przecież minęło dopiero
kilkanaście sekund, choć jej wydało się to godziną. Zrozumiała, że milczenie było
związane z tym, iż wszyscy patrzyli na nią. Podniosła wzrok i pierwszy raz spojrzała
mu prosto w twarz, prosto w oczy. Podniosła swój kieliszek na znak toastu i
uśmiechnęła się słodko, tak słodko, że aż go zemdliło.
- Za szczęśliwą
rodzinę! – wypiła do dna, nie odrywając od niego wzroku, a potem porwała
kieliszek Billa i uniosła go znów. – I za kłamcę doskonałego. Brawo Tom, brawa
dla ciebie, bo we wszystko wierzyłam – skinęła głową na znak uznania i
opróżniła kieliszek Billa. Wiedziała, że rozumiał, co miała na myśli. Podała
Nico kolejny kawałeczek tortu i popatrzyła na spoglądające w jej kierunku
twarze. – Mam wypisane na czole ‘pierwszorzędna naiwniaczka’, że się tak
patrzycie? – Tom najwyraźniej stracił chęć dzielenia się z rodziną szczęśliwymi
nowinami, a nikomu innemu nie przyszedł do głowy żaden inny temat, który mógłby
rozluźnić atmosferę. – Chcesz soczku? – pochyliła się do nieco
zdezorientowanego bratanka i podała mu kubek. Chłopiec wyraził chęć opuszczenia
jej objęć, więc straciła możliwość skupiania uwagi na czymś innym niż ich
szczęśliwe zbiorowisko. Atmosfera była tak gęsta, że można było siekiery
wieszać w powietrzu. Słychać było tylko stukanie widelczyków o talerzyki i
dźwięk szklanek czy kieliszków odstawianych na stół. Tom posłał Liv przepraszające
spojrzenie, a ona machnęła ręką, dając mu znak, że nic się nie stało. W sumie
to spodziewała się, że Scarlett zareaguje gorzej.
- Scarlett, chodź ze
mną do dziewczynek. Chyba płaczą. – Obie wyszły z pokoju, choć u góry panowała
idealna cisza, a Bill popukał się w czoło patrząc na Toma.
- Aleś dowalił.
- Skąd miałem mieć
pewność, że ona nie wie? Przecież wszyscy wiedzieliście.
- Ale nie ona –
mruknął Shie. – Nie przyjmowała wieści na twój temat. Naprawdę fajnie, że
jesteście tu razem. David to świetny dzieciak, pomimo różnicy wieku polubili
się z Nico, a ciebie Leno nikt tutaj o nic nie obwinia. No może poza Scarlett,
ale mam na myśli to, że wyszło trochę niezręcznie.
- Niech to szlag! –
opadł energicznie na oparcie krzesła i przypomniał sobie o Lenie. Ujął ją za
rękę i popatrzył pytająco. – Wszystko w porządku? – ona tylko niemrawo skinęła
głową. David wyciągnął ręce do ojca i wpakował mu się na kolana.
- Tatusiu, dlaczego
ta pani powiedziała, ze kłamiesz?
- Bo jest na mnie
zła – uśmiechnął się do synka i poprawił kołnierzyk jego koszuli.
- Ale nie kłamiesz?
- Nie, synku –
przytulił Davida, a on wyślizgnął mu się z objęć i na odchodne odparł
zadowolony:
- Wiedziałem.
Stała na tarasie
paląc podprowadzonego Billowi papierosa. Dowiedziała się o niezliczonych
kłamstwach, jakimi ją karmił. Przyjęła to jakoś. Przez ten rok przestała mieć
do siebie pretensje o swoją głupotę. Przecież on był tylko facetem. Czym w tej
chwili różnił się od takiego Mike’a, na przykład? Niczym. W tej chwili był
gnoj’kiem, którego pomimo złości kochała tak samo. W to jedno jednak wierzyła.
Wierzyła, że nie okłamał jej, gdy przyjechał, niczym ten rycerz na koniu,
ratować ich związek. Wierzyła w to najbardziej, a właśnie to okazało się
największym kłamstwem. Wciąż nie chciało jej się płakać, ani nie czuła żalu.
Była zła. Najbardziej na siebie za naiwność, jaką omamiła ją miłość.
- Pierwszorzędne
przedstawienie – usłyszała za sobą głos Margo. – Przyszłam, jako wzorowa
kuzynka, na wypadek gdybyś teraz rozkładała na części pierwsze większą część
waszego związku i doszukiwała momentów, w których kłamał, a w których nie. Ale
pewnie tego nie robisz, więc pewnie przyszłam na darmo… - Scarlett popatrzyła
na Margo i trwały tak kilka sekund, po czym obie parsknęły śmiechem. – Wycyganiłam
od Billa – podała Scarlett kolejnego papierosa i odpaliła go, a potem swojego.
– Będąc narzeczoną, a potem ex-narzeczoną Paula Bindera miałam sporo takich
momentów, gdy zastanawiałam się, ile było prawdy naszym związku, a ile
politycznej poprawności. A jeśli chodzi o przemowę Toma, to ominął cię
fragment, gdy mówił, że dowiedział się dopiero po waszym rozstaniu, bo zrobił
wyniki, bo David wydawał mu się zbyt podobny do niego, a Lena nic nie
wiedziała, blabalblablabla.
- Jak mogła nie
wiedzieć, czyje urodziła dziecko? Albo jest taką dziwką albo jest po prostu tak
głupia, bo inaczej tego nie ogarniam.
- Nie wiem, wiesz.
Dziwne jest to wszystko od początku i przy was moje życie z Paulem to pikuś.
- Mam ochotę jechać
do domu, ale tego nie zrobię, bo nie zamierzam już nigdzie uciekać.
- W końcu jesteś z
Durandów, a Durandowie mają twarde tyłki i nie krzywią się nawet jak spadają z
bardzo wysoka.
- Jestem z Durandów
– odparła dziarsko i zdeptawszy niedopałek, wróciła do domu.
1 fragment postu nr 57.