28. miesiąc od
rozstania; 22. lutego 2014r.
Scarlett dopiła wino w momencie, w którym rozpoczęła się
kolejna piosenka. Jim uśmiechnął się do niej w ten swój zawadiacki sposób i
pociągnął za sobą za parkiet. Przyciągnął ją blisko siebie i zawirował nią w
rytm muzyki. Nie spodziewała się, że Jim okaże się tak fantastycznym tancerzem.
Ona nie miała sobie nic do zarzucenia w tej kwestii, ale to co on wyczyniał na
parkiecie było dla Scarlett wręcz obłędne. Pozwoliła mu się prowadzić, oddała
mu kontrolę. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak było jej to
potrzebne. Stopy same odnalazły kroki, a przytulone ciała wspólny rytm. Wirowała
w jego objęciach. Czuła się niesamowicie. Na ten wieczór założyła sukienkę typową
dla lat sześćdziesiątych. Bardzo dopasowany gorset, bez rękawów, okrągły
niewielki dekolt, miała kloszowy krój i kilka halek. Była w mocnym, biskupim
kolorze. Na początku czuła się w nim trochę nieswojo, bo przywykła do
stonowanych barw, ale kiedy do sukienki założyła wszystkie dodatki, uznała, że
to był strzał w dziesiątkę. Z resztą całkiem słusznie, bo Jim był wyraźnie
zachwycony jej widokiem. Z każdym kolejnym spotkaniem coraz jawniej okazywał
jej to, jak bardzo mu się podobała. A z kolei jej odpowiadało to, w jaki sposób
okazywał swoje uwielbienie względem jej osoby. Lubiła Jima i musiała przyznać,
że przywiązywała się do niego. To było nieuniknione, bo przecież nie da się
zachować zupełnego dystansu wobec osoby, z którą się było. Ich relacja stawała
się coraz bardziej intymna, oni stawali się sobie coraz bliżsi. Scarlett nie
umiała dokładnie sprecyzować tego, co czuła na myśl o Jimie, jednak przed
każdym z ich spotkań była przyjemnie poddenerwowana i zaintrygowana tym, co
miało się zdarzyć. Nigdy do końca nie wiedziała, jak będzie wyglądała ich
randka i ten dreszczyk emocji bardzo jej się podobał. No i sam Jim też był
bardzo w jej typie. Momentami nawet czuła się zaniepokojona tym, jak bardzo się
do niego zbliżyła. Jeszcze jakiś czas temu nie wierzyła w to, że mogła polubić
w ten sposób jakiegokolwiek innego faceta, niż Tom. A Jim jeszcze pociągał ją
niesamowicie i trochę nie wiedziała, co z tym zrobić. To była dla niej nowa
sytuacja. Miała za sobą wielką miłość, a tutaj pojawił się ktoś, kto ją interesował.
To był dziwne. Jim zawirował nią w tańcu wyrywając ją z zamyślenia. Zakręciła
się kilka razy wkoło, a potem wpadła wprost w jego ramiona. Uśmiechnął się
szelmowsko, a ona wywróciła oczami, ale i tak odwzajemniła uśmiech. Okręcił ją
znów, a ona zupełnie rozmyślnie zaczęła falować biodrami w rytm melodii,
patrząc mu w oczy za każdym razem, gdy stawała przodem do niego. Wciągnął
gwałtownie powietrze i przyciągnął ją znów do siebie, mierząc ją zaborczym
spojrzeniem. Przywarła do niego obfitą piersią, a on niespodziewanie przechylił
ją do tyłu i najzwyczajniej w świecie pocałował. Trochę obawiając się tego, że
wyląduje na podłodze, wyswobodziła ręce i zarzuciła mu je na szyję. To było
miłe. Takie emocjonujące. Czuła jego falującą klatkę piersiową, jego ciało tuż
przy jej ciele. Jim całował ją długo i namiętnie. Zatraciła się w tym,
przywierając do niego. Zechciała więcej, ale Jim powoli przerwał pocałunek.
Patrzył jej w oczy, jedną ręką pewnie podtrzymywał jej plecy, a drugą powoli
przesunął wzdłuż jej boku, biodra i zatrzymał ją na udzie, zmuszając, by
podniosła nogę. Poczuła się jak w filmie. Rozluźniła się, wygięła plecy w łuk,
a Jim, ani na moment nie rozluźniając uścisku, zatoczył w powietrzu ich ciałami
coś na rodzaj półkola. Nim podniósł ją z powrotem do góry ucałował ją ponad
obojczykiem. Piosenka już dawno się skończyła. Zespół grał już inną.
Scarlett czuła się nieco oszołomiona. Uśmiechnęła się do niego, a on
powoli przeniósł dłonie na jej talię. Miał silne, pewne ręce. Patrzył jej oczy,
uśmiechał się, ale wyraz twarzy miał jak zwykle tajemniczy. Choć jego oczy
mówiły, o czym myślał i czego pragnął. To ją ośmieliło. Zagryzła dolną wargę,
popatrzyła na niego przeciągle i stanęła na palcach, by móc szepnąć mu do ucha.
Choć wśród takiej muzyki o szepcie nie było mowy. Pochylił się nieco i znieruchomiał,
gdy usłyszał jej słowa: Chodźmy stąd.
23. lutego 2014
Przebudziła się czując delikatny dotyk na swoim ramieniu.
Uniosła powieki i pierwszym co zobaczyła było szare niebo za oknem. To nie było
jej okno, ani jej niebo. Ociężale otworzyła oczy i zaraz zamknęła je znów. Trochę
bolała ją głową. Poczuła przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz i na skórze
delikatny dotyk dłoni. Unosząc znów powieki położyła się na plecach. Nie
musiała przypominać sobie, gdzie była, ani co się stało. Pamiętała aż za
dobrze. I nie czuła się z tym źle. Przez moment wahała się. Przez moment czuła,
że to zdrada, ale to uczucie szybko minęło. To dodało jej odwagi. Przez chwilę
poczuła się spontaniczna i szalona. Przecież teraz musiała być wierna już tylko
sobie. Omiotła spojrzeniem jasne ściany pokoju, nie widziała go nigdy
wcześniej, a w nocy przecież było ciemno. Powoli wiodła wzrokiem, by w końcu
napotkać to spojrzenie. Jim miał brązowe oczy, niemal czarne. Uśmiechnął się radośnie
i lubieżnie jednocześnie. A może jej się wydawało? Może uśmiechał się
normalnie, ale biorąc pod uwagę to, co z nim wyprawiała, wszędzie widziała już znaki?
Nie myślała o tym dłużej, bo pochylił się i pocałował ją. Odpłynęła.
Pomimo tego, że musiał obudzić się niedługo przed nią,
wciąż wyglądał jak wyjęty z rozkładówki. Jego chłopięcy urok mógł stopić każde
serce. Od samego początku ceniła jego powierzchowność, a teraz kiedy znała ją
już całkiem nieźle, polubiła ją jeszcze bardziej.
- Hej – powiedziała układając się na boku. Przysunęła się
bliżej i położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Spoglądała na Jima z ukosa,
kreśląc wzorki na jego skórze. Nim odpowiedział, znów ją pocałował.
- Cześć – przyglądał się jej uważnie, choć to chyba za
mało powiedziane. Świdrował ją spojrzeniem, a Scarlett miała wrażenie, że patrząc
tak, poznał jej myśli. – Czekając aż się obudzisz, myślałem sobie o tym, że
mieć cię tu, to było to na co czekałem. Jesteś niesamowita pod każdym względem,
Scarlett. Doprowadzasz mnie do obłędu – ujął jej dłoń i po kolei ucałował każdy
z jej opuszków. Robił to powoli i z takim zaangażowaniem, jakby od tego
zależały losy świata. Już powoli przyzwyczajała się do bezpośredniości Jima,
jednak czasem wciąż nie do końca radziła sobie z jego słowami i pąsowiała jak
nastolatka.
- Jesteś niepoprawny – mruknęła wywracając oczami.
- Możliwe, bo oszaleć na twoim punkcie to żadna sztuka –
odparł nieustannie patrząc jej prosto w oczy. Westchnęła i przysunęła się
bliżej niego. Zaplotła ręce na karku Jima i mając twarz na wysokości jego
własnej, podtrzymała jego spojrzenie.
- Wolałam, kiedy zamiast gadać dawałeś mi to odczuć –
powiedziała zaczepnie i pocałowała go. Jim zaśmiał się gardłowo i przetoczył
się na plecy ciągnąc Scarlett za sobą. Potem żadne z nich nie wypowiedziało już
zbyt wielu słów.
*
29. miesiąc od
rozstania; 3. marca 2014
Los Angeles,
Beverly Hills
Tom nie pamiętał, kiedy ostatnim razem tak bardzo się
denerwował. Choć stwierdzenie ‘denerwował się’ było znacznym niedopowiedzeniem.
Dosłownie skręcało go w środku, miał wrażenie, że żołądek splatał mu się w
supełek, a strach sięgał do jego każdego najmniejszego nerwu. Chyba zaczynał
panikować. To się stawało naprawdę groźne. Odechciało mu się prawdy. Chciał
zwiać, ale kiedy ledwo zdążył się odwrócić, Bill z niepodobnym do niego
refleksem, chwycił go za ramię i popatrzył na niego wymownie. Chodziło o jego
sprawy, kwestie dotyczące zespołu były przecież tak naprawdę nieistotne.
Wszystkim chodziło o niego. Sekundy dzieliły ich od wyjścia na pożarcie
pismakom. Konferencję zwołali nie z własnej potrzeby, ale z powodu coraz
większej ilości plotek krążących w eterze i nie tylko. Nie raz mama albo Lena
donosiły mu, że po Loitsche kręciło się sporo typów z aparatami. Nie było to nic
dziwnego odkąd stali się sławni, ale teraz ich obecność była spowodowana innymi
pobudkami, niż dotąd i utrudniała życie Lenie i Davidowi, a w szczególności
jego synowi, więc musiał w końcu odważyć się i położyć kres spekulacjom. Przecież
zdecydował się wziąć pełną odpowiedzialność za Davida, a to był jeden z jej
elementów. Konferencja prasowa była emitowana na żywo w wielu niemieckich i
amerykańskich stacjach, pomimo różnicy czasu. Dlatego odbywała się przed
południem, aby w Niemczech mogła być nadana o rozsądnej porze. Trochę wydawało
mu się to bez sensu, w końcu nie byli już aż tak sławni by ta konferencja
musiała być emitowana w obu krajach na żywo, jednak management nalegał, więc nie dyskutował. Zostali
podpięci pod aparaturę, ktoś zaczął odliczać, Bill wyszedł jako pierwszy, a on
za nim. Jak zawsze. Ich wejściu do sali konferencyjnej towarzyszyły szmery i
gwar rozmów. Kątem oka widział kilka palców skierowanych w ich stronę, bo
oprócz dziennikarzy byli tam też inni ludzie. Nie bardzo wiedział kto, ale
kiedyś podczas jednej z rozmów podchwycił, że będą mieć tam też wstęp osoby
spoza, czyli pewnie fani. Choć nie był tego do końca pewien. Wiedział tylko, że
w domu przed telewizorem siedział David. Miał zaraz usłyszeć, jak tata mówił
całemu światu, że był jego synem. To wydawało mu się teraz zbyt wielkim
obciążeniem, nie miał pewności co do słuszności tej decyzji, a co jeśli teraz
każdego dnia rano, tuż przed wyjściem do szkoły będzie zastawał pod bramą tłum
reporterów albo co gorsza innych ciekawskich ludzi? Zdarzały się już podobne
rzeczy, więc co mogło się stać, gdy świat dowie się, że u Braunów mieszkał jego
syn? Omawiali to kilkakrotnie, wszystkie za i przeciw, ale czy na pewno coś mu
nie umknęło? Jeśli raz powie to na głos, nie cofnie już tych słów i David
poniesie tego konsekwencje. Kiedy siadali za stołem, Bill kopnął go w kostkę.
Spojrzał na niego, a on bezgłośnie powiedział: uśmiech. No tak, musiał mieć nietęgą minę, a przecież nie powinien.
Nie w tej chwili. Lena poparła tą decyzję. Sama ją podjęła. Ona najlepiej znała
Davida i wiedziała, co miało być dla niego najlepsze. To była trudna rozmowa.
Byli przy niej wszyscy najbliżsi; ona, pani Braun, Bill, Gordon, mama i on.
Zdecydował się spotkać w jej domu, bo nie mógł wymagać od niej jasnego myślenia,
gdy drżała będąc na nie swoim gruncie. Pomimo wszystkich animozji chodziło o
Davida i musiał postąpić sprawiedliwie. Jost skończył przemawiać. Opowiedział o
regułach, o tym, że po kolei będą wskazywać na osoby mające zadać pytania. To
były oczywistości, ale dały mu czas na oswojenie się z tym miejscem i tymi wszystkimi
ludźmi. Bill siedział niby zupełnie wyluzowany, uśmiechał się i wywracał
oczami, czyli był sobą. Gdzieś w tle dało się słyszeć pojedyncze piski i
westchnienia. Gustav i Georg niezmiennie wyciszeni, bacznie przyglądali się
wszystkiemu. Gustav mógł być spokojny. Świat wiedział o Margo i bardzo szybko
stracił nią zainteresowanie, gdy okazało się, że zupełnie jawnie pokazują się
razem, w dodatku nie są parą i że nie łączy się z tym żadna kontrowersja. W
dniu, w którym do Internetu trafiły zdjęcia ciężarnej Liv, Georga i Scarlett
wybuchła bomba. Głośna i nie robiąca większych szkód. Może gdyby to znów
dotyczyła Toma byłoby szumniej, ale to w końcu był ‘tylko’ Georg. Od tego
momentu już z czystym sumieniem mógł
celebrować, najpierw jej wielki brzuch, a potem córkę. Fakt nie dał jej
sfotografować, ale to się prędzej czy później stało, bo żadne z nich nie
ukrywało się w domu. Do tej pory jedynie Billowi udało się ukryć spotkania z
Laurą. Jeśli była z nimi widywana, okrzykiwano ją przyjaciółką zespołu.
Podobnie jak panny O’Connor czy Margo. Nic wielkiego. Początkowo towarzystwo
kobiet budziło sensację. Ludzie doszukiwali się informacji o nich i o tym, co
łączyło je z zespołem. Jednak ujawnienie związku Scarlett i Toma stanowiło
przełom w tej kwestii. Wiadomym było, że nie żyją na odludziu, z dala od
świata, czekając na tą jedyną, że otaczają się przyjaciółmi. Dziewczynami też. Te
oczywistości z punktu widzenia marketingu mogły im zaszkodzić, ale to w końcu
było życie. Ich życie. Wszystko w końcu ucichło i fani, a raczej fanki
przywykły do myśli, że nici z wielkiej miłości. Wbrew pozorom dla wielu to było
ciężkie do przełknięcia. Stąd pewien spadek popularności Tokio Hotel. Potem był
kolejny krążek i wszystko wróciło do normy.
Dlatego wszyscy trzej mogli być zupełnie spokojni. Ludzie
od PR-u przeczesali Internet, strony fanowskie i te z plotkami. Tom wiedział,
co musiał zweryfikować, a oni mieli pewność, czego nie musieli. Dostali znak,
że wchodzą na wizję. Jost udzielił głosu dziennikarzowi jednego z pism
plotkarskich. Tom przygotował się na to, że nikt nie będzie bawił się w
konwenanse, ale chyba po trochu na to liczył. Na próżno.
- Tom, pytanie do
ciebie. Nie będę owijać w bawełnę. Niemal wszystkich chyba obchodzi tylko jedna
kwestia. Przejdę do sedna. Od jakiegoś czasu paparazzo fotografują cię z małym
chłopcem i tajemniczą, piękną kobietą. Niektórym udało się namierzyć ich i
wiemy już gdzie mieszkają oraz kim są. W związku z tym wszystkim nasuwa się
jeden wniosek. Długo omijałeś ten temat, sprawdziłem to. Proszę cię o
potwierdzenie; czy chłopiec, z którym byłeś widywany jest twoim synem?
Tom poprawił się w fotelu i spojrzał na dziennikarza. To
był ten moment, nie mógł wahać się zbyt długo. David patrzył na niego. I
tysiące innych ludzi przed telewizorami, ale to było nieistotne. W ttym
wszystkim chodziło tylko i wyłącznie o jego syna. David się liczył. David był
najważniejszy.
O zgrozo, nie przygotował tej wypowiedzi. Zamiast wyryć w
głowie, co powinien i co chciał powiedzieć, wciąż od tego uciekał. A teraz nie
było już żadnej drogi ucieczki.
- Tak, ten chłopiec
jest moim synem.
Sala konferencyjna zawrzała. Aparaty poszły w ruch.
Powstał szum. Z tyłu dało się słyszeć wzburzone odgłosy i komentarze. Czekał.
Nie wysilił się na większy komentarz, bo w jego mniemaniu pytanie tego od niego
nie wymagało.
- Wielu zastanawia
się, dlaczego teraz? Skąd on się wziął? Czyżbyś wcześniej nie wiedział o jego
istnieniu. To historia z happy-endem?
Przed Tomem stało ciężkie zadanie. Nie zwykł w żaden
sposób obnażać się publicznie. Zawsze Bill snuł głębokie wywody. On był tym,
który drwił z nich i żartował z życia. Jednak był to winien Davidowi, aby
zapewnić mu spokój. Jego syn nie powinien obawiać się wyjścia na podwórko czy
do szkoły. Jego syn nie będzie więźniem we własnym domu, tylko dlatego, że on
był sławny.
- David jest moim
synem i największą wartością jaką mam w życiu. Dostałem go od losu, kiedy
wydawało mi się, że nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Dostałem go w
momencie, w którym wydawało mi się, że straciłem wszystko i zostałem z niczym. Jest
największą nagrodą i moją nadzieją. Jest wszystkim, co kocham. I tak, nie
wiedziałem o jego istnieniu. To powinno wyjaśnić ci, dlaczego właśnie teraz i
tak znienacka.
Tom ani na moment się nie zająknął. Patrzył w oko kamery
i z niewzruszonym spokojem mówił to, co dyktowało mu serce. Nie miał pewności,
czy nie zapłaci słono za ten przypływ szczerości. Słowo się rzekło. To nie
czas, by się cofać. Zamilkł, a z tyłu sali potoczył się grom pytań. Czekał, aż
ci wszyscy ludzie się uspokoją i wskazał na innego dziennikarza.
- Czy to oznacza,
że jesteś związany uczuciowo z matką twojego syna?
Odczekał kolejną chwilę, bo nie zamierzał się powtarzać.
Sala ucichła.
- Sam fakt, że tak
kobieta jest matką mojego syna wystarcza, bym był z nią związany emocjonalnie.
Jednak poza nim i wspólną przeszłością nie łączy nas nic więcej.
Kilka westchnień ulgi potoczyło się po pomieszczeniu.
Miało zdecydowanie zbyt dobrą akustykę. Wolałby, żeby w pomieszczeniu byli sami
dziennikarze. Oni zachowywali się bardziej profesjonalnie.
- Czy Scarlett
akceptowała istnienie dziecka z innego twojego związku?
Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Nie był ze Scarlett
już tyle czasu, a ona wciąż pojawiała się w pytaniach.
- Będąc ze Scarlett
nie wiedziałem o Davidzie. Znałem go, ale nie wiedziałem, że jest moim synem. Scarlett
nie musiała go akceptować, bo to w żaden sposób nie wiązał się z naszym
związkiem. On pojawił się w moim życiu,
gdy jej już nie było.
To nie była do końca prawda, ale pominął ten fakt. Nie
chciał już bardziej komplikować tej i tak pogmatwanej sytuacji. A poza tym,
nikt nie wymagał od niego absolutnej szczerości. Bo i po co? Wystarczyło, że
musiał opowiadać się ze swojego życia prywatnego przed zgrają obcych mu ludzi.
- W tamtym czasie
do sieci trafiły twoje zdjęcia w dość niejednoznacznej sytuacji z jego matką.
Jak to skomentujesz? Czy może te fotografie miały wpływ na rozpad twojego
związku ze Scarlett?
Siłą woli skrył w sobie całą wrogość, jaką w tej chwili
zapałał do wysuszonej dziennikarki, która zadała mu to pytanie. Doskonale
wiedział o jakie zdjęcia jej chodziło. To był dzień, w którym postanowił
ratować siebie i Scarlett. Pocałował wtedy Lenę, a ktoś zrobił im zdjęcia. Dziś
wiedział, że to Isobel zleciła zrobienie ich, ale to niczego nie zmieniało. Tak
czy siak musiał odpowiedzieć.
- Czy nie odbiegamy
przypadkiem od tematu? Jednak jeżeli muszę udzielić tej odpowiedzi, to brzmi
ona – nie. To nie miało wpływu na nasze rozstanie. Proszę nie wietrzyć sensacji
tam, gdzie jej nie ma.
Kolejne kłamstwo, niewielkie. Mam nadzieję, że Scarlett
nie postanowi dać sprostowania w prasie, jeśli to usłyszy. Zachował kamienną
twarz. Kątem oka widział, jak Bill spoglądał na niego badawczo. Jakby starał
się kontrolować sytuację, gotowy do obrony. Tom był mu za to wdzięczny. Ale
nikt nie mógł mu w tym pomóc. Ta batalia należała tylko do niego.
- Mamy rozumieć, że
nie wiedziałeś o nim przez wiele lat, a co z jego matką? Nie rościła sobie
żadnych praw? Choćby alimentacyjnych?
Odchrząknął. Chyba zapomniał, jak bardzo dociekliwi byli
dziennikarze. Dorwali się do żyły i zamierzali wysączyć z niej całą krew.
- To sprawy moje i
jego matki. Nie uważam za konieczne, by ktokolwiek z was musiał wiedzieć o tym,
kiedy i w jaki sposób dowiedziałem się, że jestem jego ojcem, ani o tym w jaki
sposób uregulowaliśmy te sprawy. Istotą tej konferencji było potwierdzenie bądź
zaprzeczenie plotkom dotyczącym mojego ojcostwa i to też uczyniłem. Z tego
miejsca chcę powiedzieć wszystkim zainteresowanym, że nie życzę sobie, by
ktokolwiek dłużej wystawał pod jego domem. Nie życzę sobie, by zaczepiano jego
lub jego matkę, czy kogokolwiek z mojej rodziny. Nie życzę sobie, by zakłócano
jego spokój. Nie jest osobą publiczną. Jest dzieckiem, moim dzieckiem, które
zamierzam chronić. I zastrzegam, że jeśli dowiem się, że kiedykolwiek
ktokolwiek ingeruje w jego życie, nie powstrzymam się przed wyciągnięciem od
tej osoby odpowiedzialności karnej.
Po tych słowach zamilkł i wydawał się być już zupełnie
swobodnym. To na bardzo krótką chwilę zamknęło niemal wszystkie usta w
pomieszczeniu. Nikt nie spodziewałby się takiej deklaracji ze strony Toma
Kaulitz. Nikt nie spodziewałby się, że właśnie Tom Kaulitz okaże się tak
dojrzałym ojcem dla swojego dziecka. Ojcem gotowym stawić czoła całemu światu w
obronie swojego dziecka.
- Jak czujesz się w
nowej roli? Był to dla ciebie wielki szok, gdy dowiedziałeś się, że masz syna?
Popatrzył na dziennikarkę, która zadała mu to pytanie.
Była młoda, wyglądała sympatycznie. Jednak nie dał się zwieść jej urokowi,
spojrzenie miała baczne i lustrowała każdy jego ruch.
- Długo nosiłem się
z tym, że David może być moim synem, ale kiedy zrobiłem badania i okazało się,
że faktycznie nim jest, przeraziłem się. Byłem tego niemal pewien przez cały
czas, ale kiedy ktoś napisał to wielkimi literami, poczułem moc tych słów.
Dziś, po wielu miesiącach budowania tej więzi wiem, że to jedna z lepszych
rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu.
Mówił spokojnie. Wydawałoby się, że nie był zdenerwowany.
Był pewien swoich uczuć, więc pozostało mu jedynie tak je ubrać w słowa, by
nikomu tym nie zaszkodzić. By nie powiedzieć za dużo.
- Moje pytanie do
Billa. Jak czujesz się w roli wujka?
Brunet popatrzył na Toma, a dopiero potem na
dziennikarkę. Tą samą.
- David jest
fantastyczny. W moim życiu pojawił się dużo później niż w życiu Toma. Bo najważniejszym
dla nas wszystkich było to, aby oni obaj poznali się i poukładali swoje sprawy.
Dla małego to był szok, że ma tatę i wesołą rodzinkę na doczepkę, więc wrażenia
dawkowaliśmy mu stopniowo. Takie sprawy nie są łatwe dla żadnej ze stron.
Zarówno dla Toma, jak i dla Davida i jego mamy to było trudne nauczyć się żyć w
nowym układzie, dla mnie też nie było łatwo przyswoić, że do rodziny należy
ktoś jeszcze, ale teraz jest dobrze. David to świetny dzieciak.
Bill nie był pewien, czy się nie zagalopował, ale wnioskując
po spokoju na sali i braku reakcji ze strony Toma, uznał, że wszystko było w
porządku. Sięgnął po wodę i napełnił swoją szklankę.
- Zanim przejdę do
pytań dotyczących muzyki i waszych kolejnych projektów, mam jeszcze jedną
kwestię do Georga. Czy twoja córka wychowuje się razem z synem Toma?
Szatyn najwyraźniej nie spodziewał się tego, że będzie
musiał cokolwiek mówić podczas tej konferencji, bo w pierwszej chwili wyglądał
na dosyć zdziwionego, ale zaraz przywołał się do porządku. Odchrząknął i w
skupieniu popatrzył na osobę, od której padło to pytanie.
- Wspólne
wychowywanie, to raczej zbyt duże słowa. Saoirse i Davida dzieli czteroletnia
różnica wieku, a u takich dzieci to raczej dużo. Lubią się, czasem zdarzy się,
że David bawi się z moją córką, ale zazwyczaj każde zajmuje się swoimi
zabawkami. Jednak spotykają się dosyć często, bo gdy Tom przywozi Davida do
Berlina, ja zazwyczaj bywam z córką w naszym wspólnym mieszkaniu.
Odetchnął, jednak to nie był koniec.
- A czy to nie jest
niezręczne, kiedy najpierw przebywasz z dziewczyną i córką w towarzystwie Toma
i jego nowej rodziny, a zaraz potem widujesz się ze Scarlett?
Georg uśmiechnął się ujmująco, jakby to było najbardziej
niedorzeczne, co kiedykolwiek usłyszał. Fakt faktem kiedyś o tym myślał, ale o
tym nikt nie musiał wiedzieć.
- Oczywiście, że
nie. Przecież wszyscy jesteśmy dorośli. To, że Liv jest siostrą Scarlett, a ja
przyjacielem Toma nijak wpływa na nasze relacje. Bill jest bratem Toma i jakoś
nie przeszkadza mu to w przyjaźni ze Scarlett. Nie opowiadam jednemu, co wiem o
drugim. To dla nas normalne.
Wypowiedź Georga musiała zostać uznana za
satysfakcjonującą, gdyż kolejne pytania dotyczyły już muzyki i spraw bieżących
zespołu. Burza minęła. Tom miał to za sobą i czuł, jakby wielki kamień spadł mu
z serca. Był pewien, że jak obejrzy to w telewizji, to będzie pluł sobie w brodę,
że nie przygotował się bardziej, ale koniec końców był zadowolony. Zrobił
swoje. Uregulował sprawy dotyczące Davida. Teraz mógł tylko mieć nadzieję, że
wszystko będzie już dobrze.
- Bill, czy podczas
kolejnej trasy będziesz grał na jakimś instrumencie? Ostatnio Tom zaskoczył nas
grą na bębnach afrykańskich, jesteśmy ciekawi, co będzie teraz.
Brunet wyraźnie się ożywił. Teraz to on mógł przejąć
pałeczkę. Mógł wejść w swój żywioł. Tom był zadowolony, że nie musiał już
więcej mówić. Przynajmniej na temat spraw prywatnych.
- Nie myślałem o
tym. Póki co dbam o warsztat wokalny. Dużo ćwiczę, biorę lekcje śpiewu.
Chciałbym popracować nad swoim głosem, bo nasz nowy materiał będzie nico inny
od poprzedniego.
- Czyżbyście
chcieli definitywnie odejść od elektroniki?
- To był
eksperyment. Humanoid był naszą zabawą. Od tego czasu robiliśmy dużo innych
rzeczy, bardziej rockowych i dalej zmierzamy w tym kierunku.
- Tom będziesz grał
na fortepianie?
Uśmiechnął się. Uśmiechnął się tak, jak uśmiechał się
zawsze, gdy chciał, by wszyscy myśleli, że chce uwieść każdą dziewczynę na
świecie. Jak zwykle podziałało. Z tyłu stali dało się słyszeć zadowolone
pomruki.
- Nie wykluczam
tego. Mamy kilka kawałków na klawisze i być może, któryś znajdzie się na
płycie, więc nie wykluczam niczego. Wciąż pracujemy, wciąż mamy nowe pomysły.
Chcemy was zaskoczyć.
Rozparł się wygodnie na krześle, sięgnął po szklankę i
upił łyk wody. Już nikt nie podejrzewał go jakikolwiek stres. Dalej umiał
stwarzać pozory.
- Bill, czy
rozważałeś duet ze Scarlett?
Zaśmiał się i pokręcił głową. Przekrzywił ją i patrząc na
dziennikarkę, która zadała mu to pytanie, uśmiechnął się dobrodusznie.
- Śpiewaliśmy razem
nie raz, jednak nikt tego nie udokumentował. Lubię z nią śpiewać, ale raczej
żadne z nas nie planuje przenieść tego na pole zawodowe. Może, gdyby ktoś
powiedział mi, żebym to zrobił dla jakiegoś szczytnego celu, to pewnie bym się
zgodził, ale póki co, to nie. Scarlett za chwilę zaczyna trasę, my pracujemy
nad własnym materiałem. Każde z nas idzie swoją ścieżką.
- A gdybyś miał z
nią śpiewać, to jaka byłaby to piosenka?
Bill zasępił się, szukając w głowie jakiegoś tytułu.
Niespodziewanie odezwał się Gustav.
- Raz zaśpiewali
„Dream a little dream” i to było świetne. Jakby mieli razem śpiewać, to
doradziłbym im tą piosenkę.
Wokalista był wdzięczny Gustavowi za udzielenie tej
odpowiedzi. Był pewien, że cokolwiek by sam powiedział, to skończyłoby się to
spekulacjami.
- Może
stworzylibyśmy coś własnego.
To było najwyraźniej satysfakcjonujące, bo nikt nie
ciągnął już tego tematu.
- Czy możemy
spodziewać się waszego albumu w tym roku?
Wszyscy czterej skinęli głowami.
- Nie chcemy
podawać żadnych konkretnych terminów, bo daleko nam do skompletowania
materiału, ale chcielibyśmy zrobić to w tym roku, aby w przyszłym rozpocząć
trasę. Niewykluczone, że podejmiemy się pewnego projektu telewizyjnego, ale nie
chcę na razie nic mówić na ten temat.
Bill wypuścił przynętę. Padło kilka pytań, którymi
chciano wyciągnąć z nich szczegóły, lecz na próżno. Na więcej nie wystarczyło
już czasu. Dostali godzinę na antenie i ta ku ich uciesze upłynęła. Po
konferencji rozdali autografy fanom, którzy w niej uczestniczyli i pozowali do
zdjęć. Zwyczajne rytuały. Później mieli jeszcze dwa krótkie wywiady dla stacji
telewizyjnych i byli wolni. Teoretycznie, bo Tom nie chciał się przedwcześnie
cieszyć. To, że świat dowiedział się o Davidzie nie oznaczało, że da mu spokój.
Przeczuwał burzę w szklance wody i mógł tylko liczyć, że szybko przeminie.
*
16. marca 2014r, Kalifornia, Sacramento
Tym razem biły rekord długości. W Sacramento mieszkały od
sierpnia, siedem miesięcy. To wydawało się aż niemożliwe. Do tej pory udawało
im się osiąść w jednym miejscu nie dłużej niż na cztery, w porywach do pięciu
miesięcy. India powoli przyzwyczajała się do myślenia o sobie jako o Indii, a
nie jako Rainie. Nie myliła się, gdy komuś się przedstawiała i nie było to już
takie trudne. Candy miała lżej, przynajmniej jeśli chodziło o imię. Śmiało
mogła nazywać się swoim własnym. Nazwisko nie było dla niej ważne, ale imię,
ono przypominało jej skąd pochodziła i kim była. Pracowała w sklepie
obuwniczym. Nie żadnym drogim, na szczęście dla niej. Obracała się wśród
zwykłych ludzi. Nie dotykały jej żadne wielkie dramaty. Miała miłą sąsiadkę
niewiele starszą od siebie, Candy znalazła przyjaciół. Niedzielne popołudnia
spędzały w kinie, na spacerach, zakupach albo na oglądaniu filmów i choć
obawiała się, że w któreś z nich Greg Armstrong wparuje do nich i każe spakować
się w piętnaście minut, to nie był już tak silny lęk jak na początku. India
śmiało mogła przyznać, że była na etapie adaptacji w nowym życiu. W Ameryce
mieszkały od trzech lat, więc komuś mogłoby się wydawać, że to późno, ale
właśnie teraz czuła, że zaakceptowała wszystko, co dotąd przeszła. Pogodziła
się z utratą dzieciństwa, z okrucieństwem Hansa i rodziców, z miłością do Billa
i w końcu z nowym życiem. Miała cichą nadzieję, że jeśli kiedyś przyjdzie jej
opuścić Sacramento, to zrobi to z własnej woli. Miała świadomość tego, że jej
nadzieje zapewne były płonne, jednak… zawsze jest dobrze mieć nadzieję.
Ostatni raz przemieszała sałatkę. Posypała ją odrobiną
soli i odstawiła miskę na stół. Porwała kawałek rzodkiewki i podeszła do
mikrofali. Frytki miały być gotowe lada moment, sprawdziła więc mięso.
Kiedy jedzenie nie kojarzyło jej się już ze ściskiem w
żołądku, bardzo polubiła gotowanie.
- Candy! Chodź nalać soku! – w odpowiedzi usłyszała coś
na kształt ‘zaaaraaazzzz', więc zanim pojawiła się w kuchni, India zdążyła
niemal zupełnie podać obiad. Gdy Candy weszła do kuchni, nakrywała talerze. –
Już myślałam, że przyrosłaś do tego komputera.
- Oj, mamo – wywróciła oczami i sięgnęła po sok. Odezwała
się znów dopiero, gdy siedziała już naprzeciwko mamy. – Wiesz, co? – zapytała
nagryzając frytkę. India spojrzała na nią pytająco. – Hunter zaprosił mnie do
kina – odparła skonsternowana.
- Nie chcesz iść? – zapytała uważnie spoglądając na
córkę. Candy miała tylko trzynaście lat, więc musiała uważać, jak podejść do
tego tematu. Wolała nie myśleć o tym, że była tylko rok starsza, gdy urodziła
dziecko.
- No właśnie chcę – odpowiedziała nieśmiało i zaczęła
łamać frytkę na drobne kawałeczki. – Lubię go.
- Kiedy miałoby być to kino?
- W środę po lekcjach.
- Jeśli tylko masz ochotę, to ja się zgadzam.
- Stresuję się, bo nikt mnie dotąd nie zabrał do kina.
Myślisz, że mu się podobam? – powaga była tak niepodobna do Candy. India
westchnęła i zjadła kęs. Nie była przygotowana na takie rozmowy. Nie wiedziała,
jak poruszać takie tematy. Ona nigdy nie mówiła z mamą o takich rzeczach. Nie
zdążyła. Zapragnęła mieć teraz przy sobie którąś z przyjaciółek, Scarlett albo
Julie. One wiedziałyby co powiedzieć.
- Myślę, kochanie, że gdybyś mu się nie podobała, gdyby
cię nie lubił, to nie zaprosiłby cię. Czy Hunter to ten blondyn z ciemnymi
oczami? – Candy skinęła głową.
- Dziewczyny padną z zazdrości. Do tej pory tylko Cassidy
umówiła się na spacer z Jeremy’m, ale wiesz. Cassidy to ta, która mnie nie
lubi, bo inni mnie lubią – India ze zrozumieniem kiwała głową. Nie była pewna,
czy to nadszedł właściwy czas na to, żeby Candy zaczęła spotykać się z
chłopcami. Nie była pewna niczego, co wiązało się z okresem dojrzewania, bo
sama przeszła go w bardzo przyspieszonym tempie. Tak bardzo chciała się kogoś
poradzić! Na myśl przyszła jej Georgie Wilkins, jej sąsiadka. Choć jej dzieci
były młodsze od Candy, na pewno była lepiej zorientowana niż India.
- Ale nie chcesz się z nim dlatego, że inne dziewczynki
jeszcze nie spotykają się z chłopcami?
- No co ty mamo! Ja nie zamierzam się nawet z nim całować
– odparła wielce oburzona, jakby jej mamie to w ogóle to przyszło na myśl. To zmroziło
Indię. Nawet nie wzięła pod uwagę tego, że jej mała dziewczynka mogła już chcieć
całować się. – Wiem, że zaimponuję koleżankom, ale Cassidy pozwoliła Jer’owi
dotknąć swoich piersi i on później już się więcej z nią nie umówił. Dostał, co
chciał, nie? Chłopaki są strasznie niedojrzali – odparła wywracając oczami,
jakby chciała podkreślić to, jak bardzo byli niepoprawni. – No i chodzi mi o
to, że z Cas wszyscy się teraz śmieją, bo Jer opowiedział o wszystkim kolegom,
a ja nie zamierzam stać się pośmiewiskiem. Nie chcę się całować, ani żeby
Hunter mnie dotykał. Kiedyś tak, ale teraz nie. Pamiętam jak dotykał cię Hans i
nie chcę tego.
- Kochanie – India ujęła dłoń córki nad stolikiem. – Hans
był zły i on dotykał mnie w zły sposób. Tak jak tego nie chciałam.
- Mamo, ja już wiem, co to gwałt – Candy spojrzała smutno
na mamę i mocniej chwyciła jej rękę. Indii zabrakło słów. Nie wiedziała, co
mogłaby córce na to odpowiedzieć. Przerażało ją to, jak wielką świadomość miało
jej dziecko. Wciąż dziecko.
- Tak, to co robił Hans, to był gwałt. Pamiętaj też, jaki
był dla nas Bill, jaki był dla mnie. On mnie kochał, jego dotyk zawsze był dobry.
Musisz wiedzieć, że na świecie są ludzie tacy jak Hans i tacy jak Bill. Mam nadzieję,
że na swojej drodze spotkasz tylko takich Billów.
- Hunter jest spoko. On jest trochę nieśmiały, nie
popisuje się jak większość chłopaków. Dobrze się uczy i jest też w drużynie
siatkarskiej. Nie jest takim cwaniakiem jak Jer. No i go lubię, dlatego się
zgodziłam, bo wiem, że nie zrobi niczego głupiego.
- Chyba właśnie odpowiedziałaś sobie na wszystkie swoje
niepewności – Candy uśmiechnęła się od ucha do ucha i zabrała się za jedzenie.
- Po obiedzie napiszę mu, że się zgadzam.
*
Berlin
Kolacja była pyszna i syta. Bill przekonał się, że
jedzenie smakuje o wiele lepiej, gdy przygotowuje się je we dwoje. Wszystko było
lepsze we dwoje. Nie byli z Laurą parą. To w ogóle nie wchodziło w grę. Jednak nie
łączyło ich też coś, co łączyło Gustava i Margo. Nie byli tak dopasowani. Bill
czasem miał wrażenie, że byli dla siebie ucieczką przed samotnością i ta wersja
chyba mu odpowiadała. Wolał nie wnikać, ani nie tłumaczyć. To chyba byłoby zbyt
trudne. Dopił swoje wino i rozlał do kieliszków kolejną porcję.
- Kac morderca murowany – Laura przeciągnęła się i
podkuliła nogi pod siebie. Bill podał jej kieliszek. – To mówiłeś, że Tom
pojechał do Davida? – skinął głową i poklepał się po brzuchu.
- Przy takiej kuchni niedługo będę musiał wymienić
garderobę – mówił to z żalem, jednak nie wyglądał na niezadowolonego.
- Ale sam powiedz, fajnie było.
- No było – uśmiechnął się szeroko i stuknął kieliszkiem
o kieliszek Laury. – Za gotowanie.
- Za gotowanie – powtórzyła ze śmiechem. – Następnym razem
zrobię takie smaczniutkie brokuły, że je zjesz – postanowiła i obdarzyła
bruneta spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Parsknął śmiechem, a ona oburzona
trąciła go łokciem. – No co?!
- Średnio ci idzie bycie poważną, jak masz taki mętny
wzrok.
- E tam – mruknęła, zamaszyście kręcąc kieliszkiem i o
mało nie wylała wina. Na szczęście było białe. – A co u Scarlett? Ma trasę,
nie? Chyba pójdę na jej koncert, jak będzie w Berlinie.
- No zaczęła w tym tygodniu. Wiesz, po wyjściu krążka
miała mnóstwo wywiadów, sesji i tego wszystkiego, a teraz światowa trasa. Pojedzie
nawet do Australii – Laura pokiwała głową z uznaniem i napiła się wina.
- Fajnie, zawsze chciałam polecieć do Australii, a
jeszcze bardziej do Nowej Zelandii.
- To kiedyś to zrób.
- Tata by się przewrócił, jakbym go poprosiła o taką
kasę.
- Jak mu zaproponujesz wspólną wycieczkę, to na pewno nie
pogardzi. W końcu strasznie dużo pracują z Sophie.
- No, racja – odparła ucieszona. – A słuchaj, Scarlett
dalej spotyka się z tym Jimem?
- Tak. Wydaje mi się nawet, że coraz intensywniej.
- Myślisz, że coś z tego będzie? – Bill wzruszył
ramionami i odstawił kieliszek.
- Nie znam go, ale chyba jestem po prostu uprzedzony do
każdego faceta u jej boku. Znaczy, do każdego, który nie jest moim bratem.
- W ogóle stanie między nimi nie jest fajne.
- To nie jest trudne. Umiem rozdzielić bycie bratem Toma
i przyjacielem Scarlett. Chodzi mi o to, że ja nie widzę ich osobno. A ona
teraz jest z tym całym Felstonem, wygląda na to, że chyba jej z nim dobrze,
chociaż nie widzę w tym jakiejś wielkiej miłości. Myślę, że jest z nim dlatego,
że nie czuje się samotna dzięki temu, no
i pewnie ją pociąga. Nie ma co ukrywać. Jesteśmy tylko ludźmi. No i mam problem
z tym, ale wiesz. To tylko ja. Nie mówię jej o swoich uprzedzeniach, bo wiem,
jak ważne jest dla niej poparcie bliskich, jak sama nie jest pewna tego, co
robi – Laura pokiwała głową i milczała chwilę.
- No, jesteśmy ludźmi i to nieraz komplikuje wiele spraw –
uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na nią krótko. Laura podchwyciła jego
spojrzenie. Coś się wtedy zmieniło. Może to wino. Może to te myśli, które same
skierowały się na niebezpieczne tory. Może to cienka bluzka opinająca piersi Laury,
a może to zbyt duszne powietrze w pokoju. Bill mimowolnie oblizał wargi. Laura dalej
podtrzymywała jego spojrzenie. Była spokojna. Oddychała jedynie troszkę
szybciej. To on miotał się w sobie. Laura z rozmysłem pochyliła w kierunku stolika.
Jej bluzka uniosła się ukazując kawałek opalonych pleców. Kiedy się znów
wyprostowała, popatrzyła na niego odważnie. Bill nie wiedział, co przerażało go
bardziej – jego opory czy to, jak bardzo chciał stracić wszelkie zahamowania.
- Szlag z przyjaźnią – mruknął, gdy dotarło do niego to,
co tak uparcie ignorował. Do tej pory nie patrzył na Laurę jak facet. Patrzył na
nią, jak… jakby nie była kobietą. A była nią i to w pełni. Omiótł spojrzeniem
jej pełne wargi i rozanielone spojrzenie. Przestał myśleć o konsekwencjach. Raz
chciał pobyć po prostu facetem ze śliczną dziewczyną obok. Bez zmartwień i kalkulacji.
Gwałtownie przyciągnął ją do siebie i popatrzył jej w oczy. Uśmiechały się. Dotknął
ustami jej ust, jakby nie był do końca pewny, czy pamiętał, co powinien dalej
zrobić. Laura doskonale to wiedziała. Założyła ręce na szyję Billa i
uśmiechnęła się. Patrzyła mu nieustanie w oczy, jakby czekała, kiedy się
wycofa, ale nie zrobił tego. Serce waliło mu jak oszalałe. Pierwszy raz od dana
nie myślał o tym, co należało zrobić, co byłoby właściwe. Leb die Sekunde! W końcu po tylu latach znów spontanicznie oddał
się chwili. Ona też się nie wycofała. Zamknęła oczy dopiero, kiedy rozchyliła
wargi. Założyła mu ręce na szyję, a Bill przyciągnął ją do siebie. Kiedy poczuł
jej ciało blisko swojego, jakby przypomniało mu się, jak bardzo tęsknił za tą
bliskością. Nie wahał się już ani chwili dłużej. Całował ją i czuł niemal ekstatyczną radość
wywodzącą się z tej drobnej czułości. Było mu mało. Przyciągnął Laurę bliżej,
wsunął dłonie pod materiał jej koszulki i rozkoszował się dotykiem jej
delikatnej skóry. Uśmiechnęła się, kiedy z ust wyrwało mu się westchnienie. Usiadła
na jego kolanach okrakiem, pozwalając mu na tą wędrówkę pod materiałem swojej
bluzki. Całowała go z taką zachłannością, z taką żarliwością, jakby czekała na
ten moment od dawna. Bill zdał sobie sprawę z tego, że też czekał. Jego dłoń
napotkała haftki biustonosza. Laura przerwała pocałunek i popatrzywszy na niego
z ukosa, uniosła do góry ręce. Zakręciło mu się w głowie z emocji, gdy
zobaczył, że miała na sobie tylko cienki koronkowy stanik. Nie miała obfitego
biustu, ale ten który posiadała zupełnie wypełniał delikatny materiał. – Zawsze
nosisz coś takiego? – wyszeptał, po czym znów oblizał wargi. Laura pokiwała
twierdząco głową, upajając się tym, w jaki sposób przymknął oczy, a jeszcze
bardziej tym, jak spojrzał na nią, gdy je otworzył. Musnął dłonią jej plecy, a
chwilę później haftki puściły, a razem z tym zatarły się między nimi wszystkie
granice. Koronkowy biustonosz wylądował gdzieś na podłodze. Drżące dłonie Billa
zachłannie odkrywały ciało Laury, a ona ofiarnie mu je oddawała. Z każdą chwilą
bardziej. Przytulił się do niej. Wdychał mleczny zapach jej skóry, a ona
wplotła palce w jego włosy, pozwalając mu na wszystko. Gdy całował jej
obojczyk, odchyliła się do tyłu i przymknęła oczy. Na jej twarzy malowało się
szczęście.