19 marca 2013

82. When you're waiting for a voice to come in the night, but there's no one.


28. miesiąc od rozstania; 22. lutego 2014r.


Scarlett dopiła wino w momencie, w którym rozpoczęła się kolejna piosenka. Jim uśmiechnął się do niej w ten swój zawadiacki sposób i pociągnął za sobą za parkiet. Przyciągnął ją blisko siebie i zawirował nią w rytm muzyki. Nie spodziewała się, że Jim okaże się tak fantastycznym tancerzem. Ona nie miała sobie nic do zarzucenia w tej kwestii, ale to co on wyczyniał na parkiecie było dla Scarlett wręcz obłędne. Pozwoliła mu się prowadzić, oddała mu kontrolę. Dopiero w tym momencie zdała sobie sprawę z tego, jak było jej to potrzebne. Stopy same odnalazły kroki, a przytulone ciała wspólny rytm. Wirowała w jego objęciach. Czuła się niesamowicie. Na ten wieczór założyła sukienkę typową dla lat sześćdziesiątych. Bardzo dopasowany gorset, bez rękawów, okrągły niewielki dekolt, miała kloszowy krój i kilka halek. Była w mocnym, biskupim kolorze. Na początku czuła się w nim trochę nieswojo, bo przywykła do stonowanych barw, ale kiedy do sukienki założyła wszystkie dodatki, uznała, że to był strzał w dziesiątkę. Z resztą całkiem słusznie, bo Jim był wyraźnie zachwycony jej widokiem. Z każdym kolejnym spotkaniem coraz jawniej okazywał jej to, jak bardzo mu się podobała. A z kolei jej odpowiadało to, w jaki sposób okazywał swoje uwielbienie względem jej osoby. Lubiła Jima i musiała przyznać, że przywiązywała się do niego. To było nieuniknione, bo przecież nie da się zachować zupełnego dystansu wobec osoby, z którą się było. Ich relacja stawała się coraz bardziej intymna, oni stawali się sobie coraz bliżsi. Scarlett nie umiała dokładnie sprecyzować tego, co czuła na myśl o Jimie, jednak przed każdym z ich spotkań była przyjemnie poddenerwowana i zaintrygowana tym, co miało się zdarzyć. Nigdy do końca nie wiedziała, jak będzie wyglądała ich randka i ten dreszczyk emocji bardzo jej się podobał. No i sam Jim też był bardzo w jej typie. Momentami nawet czuła się zaniepokojona tym, jak bardzo się do niego zbliżyła. Jeszcze jakiś czas temu nie wierzyła w to, że mogła polubić w ten sposób jakiegokolwiek innego faceta, niż Tom. A Jim jeszcze pociągał ją niesamowicie i trochę nie wiedziała, co z tym zrobić. To była dla niej nowa sytuacja. Miała za sobą wielką miłość, a tutaj pojawił się ktoś, kto ją interesował. To był dziwne. Jim zawirował nią w tańcu wyrywając ją z zamyślenia. Zakręciła się kilka razy wkoło, a potem wpadła wprost w jego ramiona. Uśmiechnął się szelmowsko, a ona wywróciła oczami, ale i tak odwzajemniła uśmiech. Okręcił ją znów, a ona zupełnie rozmyślnie zaczęła falować biodrami w rytm melodii, patrząc mu w oczy za każdym razem, gdy stawała przodem do niego. Wciągnął gwałtownie powietrze i przyciągnął ją znów do siebie, mierząc ją zaborczym spojrzeniem. Przywarła do niego obfitą piersią, a on niespodziewanie przechylił ją do tyłu i najzwyczajniej w świecie pocałował. Trochę obawiając się tego, że wyląduje na podłodze, wyswobodziła ręce i zarzuciła mu je na szyję. To było miłe. Takie emocjonujące. Czuła jego falującą klatkę piersiową, jego ciało tuż przy jej ciele. Jim całował ją długo i namiętnie. Zatraciła się w tym, przywierając do niego. Zechciała więcej, ale Jim powoli przerwał pocałunek. Patrzył jej w oczy, jedną ręką pewnie podtrzymywał jej plecy, a drugą powoli przesunął wzdłuż jej boku, biodra i zatrzymał ją na udzie, zmuszając, by podniosła nogę. Poczuła się jak w filmie. Rozluźniła się, wygięła plecy w łuk, a Jim, ani na moment nie rozluźniając uścisku, zatoczył w powietrzu ich ciałami coś na rodzaj półkola. Nim podniósł ją z powrotem do góry ucałował ją ponad obojczykiem. Piosenka już dawno się skończyła. Zespół grał już inną.  Scarlett czuła się nieco oszołomiona. Uśmiechnęła się do niego, a on powoli przeniósł dłonie na jej talię. Miał silne, pewne ręce. Patrzył jej oczy, uśmiechał się, ale wyraz twarzy miał jak zwykle tajemniczy. Choć jego oczy mówiły, o czym myślał i czego pragnął. To ją ośmieliło. Zagryzła dolną wargę, popatrzyła na niego przeciągle i stanęła na palcach, by móc szepnąć mu do ucha. Choć wśród takiej muzyki o szepcie nie było mowy. Pochylił się nieco i znieruchomiał, gdy usłyszał jej słowa:  Chodźmy stąd.

23. lutego 2014

Przebudziła się czując delikatny dotyk na swoim ramieniu. Uniosła powieki i pierwszym co zobaczyła było szare niebo za oknem. To nie było jej okno, ani jej niebo. Ociężale otworzyła oczy i zaraz zamknęła je znów. Trochę bolała ją głową. Poczuła przebiegający wzdłuż kręgosłupa dreszcz i na skórze delikatny dotyk dłoni. Unosząc znów powieki położyła się na plecach. Nie musiała przypominać sobie, gdzie była, ani co się stało. Pamiętała aż za dobrze. I nie czuła się z tym źle. Przez moment wahała się. Przez moment czuła, że to zdrada, ale to uczucie szybko minęło. To dodało jej odwagi. Przez chwilę poczuła się spontaniczna i szalona. Przecież teraz musiała być wierna już tylko sobie. Omiotła spojrzeniem jasne ściany pokoju, nie widziała go nigdy wcześniej, a w nocy przecież było ciemno. Powoli wiodła wzrokiem, by w końcu napotkać to spojrzenie. Jim miał brązowe oczy, niemal czarne. Uśmiechnął się radośnie i lubieżnie jednocześnie. A może jej się wydawało? Może uśmiechał się normalnie, ale biorąc pod uwagę to, co z nim wyprawiała, wszędzie widziała już znaki? Nie myślała o tym dłużej, bo pochylił się i pocałował ją. Odpłynęła.
Pomimo tego, że musiał obudzić się niedługo przed nią, wciąż wyglądał jak wyjęty z rozkładówki. Jego chłopięcy urok mógł stopić każde serce. Od samego początku ceniła jego powierzchowność, a teraz kiedy znała ją już całkiem nieźle, polubiła ją jeszcze bardziej.
- Hej – powiedziała układając się na boku. Przysunęła się bliżej i położyła dłoń na jego klatce piersiowej. Spoglądała na Jima z ukosa, kreśląc wzorki na jego skórze. Nim odpowiedział, znów ją pocałował.
- Cześć – przyglądał się jej uważnie, choć to chyba za mało powiedziane. Świdrował ją spojrzeniem, a Scarlett miała wrażenie, że patrząc tak, poznał jej myśli. – Czekając aż się obudzisz, myślałem sobie o tym, że mieć cię tu, to było to na co czekałem. Jesteś niesamowita pod każdym względem, Scarlett. Doprowadzasz mnie do obłędu – ujął jej dłoń i po kolei ucałował każdy z jej opuszków. Robił to powoli i z takim zaangażowaniem, jakby od tego zależały losy świata. Już powoli przyzwyczajała się do bezpośredniości Jima, jednak czasem wciąż nie do końca radziła sobie z jego słowami i pąsowiała jak nastolatka.
- Jesteś niepoprawny – mruknęła wywracając oczami.
- Możliwe, bo oszaleć na twoim punkcie to żadna sztuka – odparł nieustannie patrząc jej prosto w oczy. Westchnęła i przysunęła się bliżej niego. Zaplotła ręce na karku Jima i mając twarz na wysokości jego własnej, podtrzymała jego spojrzenie.
- Wolałam, kiedy zamiast gadać dawałeś mi to odczuć – powiedziała zaczepnie i pocałowała go. Jim zaśmiał się gardłowo i przetoczył się na plecy ciągnąc Scarlett za sobą. Potem żadne z nich nie wypowiedziało już zbyt wielu słów.
*


29. miesiąc od rozstania; 3. marca 2014
Los Angeles, Beverly Hills

Tom nie pamiętał, kiedy ostatnim razem tak bardzo się denerwował. Choć stwierdzenie ‘denerwował się’ było znacznym niedopowiedzeniem. Dosłownie skręcało go w środku, miał wrażenie, że żołądek splatał mu się w supełek, a strach sięgał do jego każdego najmniejszego nerwu. Chyba zaczynał panikować. To się stawało naprawdę groźne. Odechciało mu się prawdy. Chciał zwiać, ale kiedy ledwo zdążył się odwrócić, Bill z niepodobnym do niego refleksem, chwycił go za ramię i popatrzył na niego wymownie. Chodziło o jego sprawy, kwestie dotyczące zespołu były przecież tak naprawdę nieistotne. Wszystkim chodziło o niego. Sekundy dzieliły ich od wyjścia na pożarcie pismakom. Konferencję zwołali nie z własnej potrzeby, ale z powodu coraz większej ilości plotek krążących w eterze i nie tylko. Nie raz mama albo Lena donosiły mu, że po Loitsche kręciło się sporo typów z aparatami. Nie było to nic dziwnego odkąd stali się sławni, ale teraz ich obecność była spowodowana innymi pobudkami, niż dotąd i utrudniała życie Lenie i Davidowi, a w szczególności jego synowi, więc musiał w końcu odważyć się i położyć kres spekulacjom. Przecież zdecydował się wziąć pełną odpowiedzialność za Davida, a to był jeden z jej elementów. Konferencja prasowa była emitowana na żywo w wielu niemieckich i amerykańskich stacjach, pomimo różnicy czasu. Dlatego odbywała się przed południem, aby w Niemczech mogła być nadana o rozsądnej porze. Trochę wydawało mu się to bez sensu, w końcu nie byli już aż tak sławni by ta konferencja musiała być emitowana w obu krajach na żywo, jednak  management nalegał, więc nie dyskutował. Zostali podpięci pod aparaturę, ktoś zaczął odliczać, Bill wyszedł jako pierwszy, a on za nim. Jak zawsze. Ich wejściu do sali konferencyjnej towarzyszyły szmery i gwar rozmów. Kątem oka widział kilka palców skierowanych w ich stronę, bo oprócz dziennikarzy byli tam też inni ludzie. Nie bardzo wiedział kto, ale kiedyś podczas jednej z rozmów podchwycił, że będą mieć tam też wstęp osoby spoza, czyli pewnie fani. Choć nie był tego do końca pewien. Wiedział tylko, że w domu przed telewizorem siedział David. Miał zaraz usłyszeć, jak tata mówił całemu światu, że był jego synem. To wydawało mu się teraz zbyt wielkim obciążeniem, nie miał pewności co do słuszności tej decyzji, a co jeśli teraz każdego dnia rano, tuż przed wyjściem do szkoły będzie zastawał pod bramą tłum reporterów albo co gorsza innych ciekawskich ludzi? Zdarzały się już podobne rzeczy, więc co mogło się stać, gdy świat dowie się, że u Braunów mieszkał jego syn? Omawiali to kilkakrotnie, wszystkie za i przeciw, ale czy na pewno coś mu nie umknęło? Jeśli raz powie to na głos, nie cofnie już tych słów i David poniesie tego konsekwencje. Kiedy siadali za stołem, Bill kopnął go w kostkę. Spojrzał na niego, a on bezgłośnie powiedział: uśmiech. No tak, musiał mieć nietęgą minę, a przecież nie powinien. Nie w tej chwili. Lena poparła tą decyzję. Sama ją podjęła. Ona najlepiej znała Davida i wiedziała, co miało być dla niego najlepsze. To była trudna rozmowa. Byli przy niej wszyscy najbliżsi; ona, pani Braun, Bill, Gordon, mama i on. Zdecydował się spotkać w jej domu, bo nie mógł wymagać od niej jasnego myślenia, gdy drżała będąc na nie swoim gruncie. Pomimo wszystkich animozji chodziło o Davida i musiał postąpić sprawiedliwie. Jost skończył przemawiać. Opowiedział o regułach, o tym, że po kolei będą wskazywać na osoby mające zadać pytania. To były oczywistości, ale dały mu czas na oswojenie się z tym miejscem i tymi wszystkimi ludźmi. Bill siedział niby zupełnie wyluzowany, uśmiechał się i wywracał oczami, czyli był sobą. Gdzieś w tle dało się słyszeć pojedyncze piski i westchnienia. Gustav i Georg niezmiennie wyciszeni, bacznie przyglądali się wszystkiemu. Gustav mógł być spokojny. Świat wiedział o Margo i bardzo szybko stracił nią zainteresowanie, gdy okazało się, że zupełnie jawnie pokazują się razem, w dodatku nie są parą i że nie łączy się z tym żadna kontrowersja. W dniu, w którym do Internetu trafiły zdjęcia ciężarnej Liv, Georga i Scarlett wybuchła bomba. Głośna i nie robiąca większych szkód. Może gdyby to znów dotyczyła Toma byłoby szumniej, ale to w końcu był ‘tylko’ Georg. Od tego momentu  już z czystym sumieniem mógł celebrować, najpierw jej wielki brzuch, a potem córkę. Fakt nie dał jej sfotografować, ale to się prędzej czy później stało, bo żadne z nich nie ukrywało się w domu. Do tej pory jedynie Billowi udało się ukryć spotkania z Laurą. Jeśli była z nimi widywana, okrzykiwano ją przyjaciółką zespołu. Podobnie jak panny O’Connor czy Margo. Nic wielkiego. Początkowo towarzystwo kobiet budziło sensację. Ludzie doszukiwali się informacji o nich i o tym, co łączyło je z zespołem. Jednak ujawnienie związku Scarlett i Toma stanowiło przełom w tej kwestii. Wiadomym było, że nie żyją na odludziu, z dala od świata, czekając na tą jedyną, że otaczają się przyjaciółmi. Dziewczynami też. Te oczywistości z punktu widzenia marketingu mogły im zaszkodzić, ale to w końcu było życie. Ich życie. Wszystko w końcu ucichło i fani, a raczej fanki przywykły do myśli, że nici z wielkiej miłości. Wbrew pozorom dla wielu to było ciężkie do przełknięcia. Stąd pewien spadek popularności Tokio Hotel. Potem był kolejny krążek i wszystko wróciło do normy.
Dlatego wszyscy trzej mogli być zupełnie spokojni. Ludzie od PR-u przeczesali Internet, strony fanowskie i te z plotkami. Tom wiedział, co musiał zweryfikować, a oni mieli pewność, czego nie musieli. Dostali znak, że wchodzą na wizję. Jost udzielił głosu dziennikarzowi jednego z pism plotkarskich. Tom przygotował się na to, że nikt nie będzie bawił się w konwenanse, ale chyba po trochu na to liczył. Na próżno.

- Tom, pytanie do ciebie. Nie będę owijać w bawełnę. Niemal wszystkich chyba obchodzi tylko jedna kwestia. Przejdę do sedna. Od jakiegoś czasu paparazzo fotografują cię z małym chłopcem i tajemniczą, piękną kobietą. Niektórym udało się namierzyć ich i wiemy już gdzie mieszkają oraz kim są. W związku z tym wszystkim nasuwa się jeden wniosek. Długo omijałeś ten temat, sprawdziłem to. Proszę cię o potwierdzenie; czy chłopiec, z którym byłeś widywany jest twoim synem?

Tom poprawił się w fotelu i spojrzał na dziennikarza. To był ten moment, nie mógł wahać się zbyt długo. David patrzył na niego. I tysiące innych ludzi przed telewizorami, ale to było nieistotne. W ttym wszystkim chodziło tylko i wyłącznie o jego syna. David się liczył. David był najważniejszy.
O zgrozo, nie przygotował tej wypowiedzi. Zamiast wyryć w głowie, co powinien i co chciał powiedzieć, wciąż od tego uciekał. A teraz nie było już żadnej drogi ucieczki.

- Tak, ten chłopiec jest moim synem.

Sala konferencyjna zawrzała. Aparaty poszły w ruch. Powstał szum. Z tyłu dało się słyszeć wzburzone odgłosy i komentarze. Czekał. Nie wysilił się na większy komentarz, bo w jego mniemaniu pytanie tego od niego nie wymagało.

- Wielu zastanawia się, dlaczego teraz? Skąd on się wziął? Czyżbyś wcześniej nie wiedział o jego istnieniu. To historia z happy-endem?

Przed Tomem stało ciężkie zadanie. Nie zwykł w żaden sposób obnażać się publicznie. Zawsze Bill snuł głębokie wywody. On był tym, który drwił z nich i żartował z życia. Jednak był to winien Davidowi, aby zapewnić mu spokój. Jego syn nie powinien obawiać się wyjścia na podwórko czy do szkoły. Jego syn nie będzie więźniem we własnym domu, tylko dlatego, że on był sławny.

- David jest moim synem i największą wartością jaką mam w życiu. Dostałem go od losu, kiedy wydawało mi się, że nic dobrego mnie już w życiu nie czeka. Dostałem go w momencie, w którym wydawało mi się, że straciłem wszystko i zostałem z niczym. Jest największą nagrodą i moją nadzieją. Jest wszystkim, co kocham. I tak, nie wiedziałem o jego istnieniu. To powinno wyjaśnić ci, dlaczego właśnie teraz i tak znienacka.

Tom ani na moment się nie zająknął. Patrzył w oko kamery i z niewzruszonym spokojem mówił to, co dyktowało mu serce. Nie miał pewności, czy nie zapłaci słono za ten przypływ szczerości. Słowo się rzekło. To nie czas, by się cofać. Zamilkł, a z tyłu sali potoczył się grom pytań. Czekał, aż ci wszyscy ludzie się uspokoją i wskazał na innego dziennikarza.

­- Czy to oznacza, że jesteś związany uczuciowo z matką twojego syna?

Odczekał kolejną chwilę, bo nie zamierzał się powtarzać. Sala ucichła.

- Sam fakt, że tak kobieta jest matką mojego syna wystarcza, bym był z nią związany emocjonalnie. Jednak poza nim i wspólną przeszłością nie łączy nas nic więcej.

Kilka westchnień ulgi potoczyło się po pomieszczeniu. Miało zdecydowanie zbyt dobrą akustykę. Wolałby, żeby w pomieszczeniu byli sami dziennikarze. Oni zachowywali się bardziej profesjonalnie.

- Czy Scarlett akceptowała istnienie dziecka z innego twojego związku?

Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem. Nie był ze Scarlett już tyle czasu, a ona wciąż pojawiała się w pytaniach.

- Będąc ze Scarlett nie wiedziałem o Davidzie. Znałem go, ale nie wiedziałem, że jest moim synem. Scarlett nie musiała go akceptować, bo to w żaden sposób nie wiązał się z naszym związkiem. On pojawił się w moim życiu, gdy jej już nie było.

To nie była do końca prawda, ale pominął ten fakt. Nie chciał już bardziej komplikować tej i tak pogmatwanej sytuacji. A poza tym, nikt nie wymagał od niego absolutnej szczerości. Bo i po co? Wystarczyło, że musiał opowiadać się ze swojego życia prywatnego przed zgrają obcych mu ludzi.

- W tamtym czasie do sieci trafiły twoje zdjęcia w dość niejednoznacznej sytuacji z jego matką. Jak to skomentujesz? Czy może te fotografie miały wpływ na rozpad twojego związku ze Scarlett?

Siłą woli skrył w sobie całą wrogość, jaką w tej chwili zapałał do wysuszonej dziennikarki, która zadała mu to pytanie. Doskonale wiedział o jakie zdjęcia jej chodziło. To był dzień, w którym postanowił ratować siebie i Scarlett. Pocałował wtedy Lenę, a ktoś zrobił im zdjęcia. Dziś wiedział, że to Isobel zleciła zrobienie ich, ale to niczego nie zmieniało. Tak czy siak musiał odpowiedzieć.

- Czy nie odbiegamy przypadkiem od tematu? Jednak jeżeli muszę udzielić tej odpowiedzi, to brzmi ona – nie. To nie miało wpływu na nasze rozstanie. Proszę nie wietrzyć sensacji tam, gdzie jej nie ma.

Kolejne kłamstwo, niewielkie. Mam nadzieję, że Scarlett nie postanowi dać sprostowania w prasie, jeśli to usłyszy. Zachował kamienną twarz. Kątem oka widział, jak Bill spoglądał na niego badawczo. Jakby starał się kontrolować sytuację, gotowy do obrony. Tom był mu za to wdzięczny. Ale nikt nie mógł mu w tym pomóc. Ta batalia należała tylko do niego.

- Mamy rozumieć, że nie wiedziałeś o nim przez wiele lat, a co z jego matką? Nie rościła sobie żadnych praw? Choćby alimentacyjnych?

Odchrząknął. Chyba zapomniał, jak bardzo dociekliwi byli dziennikarze. Dorwali się do żyły i zamierzali wysączyć z niej całą krew.

- To sprawy moje i jego matki. Nie uważam za konieczne, by ktokolwiek z was musiał wiedzieć o tym, kiedy i w jaki sposób dowiedziałem się, że jestem jego ojcem, ani o tym w jaki sposób uregulowaliśmy te sprawy. Istotą tej konferencji było potwierdzenie bądź zaprzeczenie plotkom dotyczącym mojego ojcostwa i to też uczyniłem. Z tego miejsca chcę powiedzieć wszystkim zainteresowanym, że nie życzę sobie, by ktokolwiek dłużej wystawał pod jego domem. Nie życzę sobie, by zaczepiano jego lub jego matkę, czy kogokolwiek z mojej rodziny. Nie życzę sobie, by zakłócano jego spokój. Nie jest osobą publiczną. Jest dzieckiem, moim dzieckiem, które zamierzam chronić. I zastrzegam, że jeśli dowiem się, że kiedykolwiek ktokolwiek ingeruje w jego życie, nie powstrzymam się przed wyciągnięciem od tej osoby odpowiedzialności karnej.

Po tych słowach zamilkł i wydawał się być już zupełnie swobodnym. To na bardzo krótką chwilę zamknęło niemal wszystkie usta w pomieszczeniu. Nikt nie spodziewałby się takiej deklaracji ze strony Toma Kaulitz. Nikt nie spodziewałby się, że właśnie Tom Kaulitz okaże się tak dojrzałym ojcem dla swojego dziecka. Ojcem gotowym stawić czoła całemu światu w obronie swojego dziecka.

- Jak czujesz się w nowej roli? Był to dla ciebie wielki szok, gdy dowiedziałeś się, że masz syna?

Popatrzył na dziennikarkę, która zadała mu to pytanie. Była młoda, wyglądała sympatycznie. Jednak nie dał się zwieść jej urokowi, spojrzenie miała baczne i lustrowała każdy jego ruch.

- Długo nosiłem się z tym, że David może być moim synem, ale kiedy zrobiłem badania i okazało się, że faktycznie nim jest, przeraziłem się. Byłem tego niemal pewien przez cały czas, ale kiedy ktoś napisał to wielkimi literami, poczułem moc tych słów. Dziś, po wielu miesiącach budowania tej więzi wiem, że to jedna z lepszych rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu.

Mówił spokojnie. Wydawałoby się, że nie był zdenerwowany. Był pewien swoich uczuć, więc pozostało mu jedynie tak je ubrać w słowa, by nikomu tym nie zaszkodzić. By nie powiedzieć za dużo.

- Moje pytanie do Billa. Jak czujesz się w roli wujka?

Brunet popatrzył na Toma, a dopiero potem na dziennikarkę. Tą samą.

- David jest fantastyczny. W moim życiu pojawił się dużo później niż w życiu Toma. Bo najważniejszym dla nas wszystkich było to, aby oni obaj poznali się i poukładali swoje sprawy. Dla małego to był szok, że ma tatę i wesołą rodzinkę na doczepkę, więc wrażenia dawkowaliśmy mu stopniowo. Takie sprawy nie są łatwe dla żadnej ze stron. Zarówno dla Toma, jak i dla Davida i jego mamy to było trudne nauczyć się żyć w nowym układzie, dla mnie też nie było łatwo przyswoić, że do rodziny należy ktoś jeszcze, ale teraz jest dobrze. David to świetny dzieciak.

Bill nie był pewien, czy się nie zagalopował, ale wnioskując po spokoju na sali i braku reakcji ze strony Toma, uznał, że wszystko było w porządku. Sięgnął po wodę i napełnił swoją szklankę.

- Zanim przejdę do pytań dotyczących muzyki i waszych kolejnych projektów, mam jeszcze jedną kwestię do Georga. Czy twoja córka wychowuje się razem z synem Toma?

Szatyn najwyraźniej nie spodziewał się tego, że będzie musiał cokolwiek mówić podczas tej konferencji, bo w pierwszej chwili wyglądał na dosyć zdziwionego, ale zaraz przywołał się do porządku. Odchrząknął i w skupieniu popatrzył na osobę, od której padło to pytanie.

- Wspólne wychowywanie, to raczej zbyt duże słowa. Saoirse i Davida dzieli czteroletnia różnica wieku, a u takich dzieci to raczej dużo. Lubią się, czasem zdarzy się, że David bawi się z moją córką, ale zazwyczaj każde zajmuje się swoimi zabawkami. Jednak spotykają się dosyć często, bo gdy Tom przywozi Davida do Berlina, ja zazwyczaj bywam z córką w naszym wspólnym mieszkaniu.

Odetchnął, jednak to nie był koniec.

- A czy to nie jest niezręczne, kiedy najpierw przebywasz z dziewczyną i córką w towarzystwie Toma i jego nowej rodziny, a zaraz potem widujesz się ze Scarlett?

Georg uśmiechnął się ujmująco, jakby to było najbardziej niedorzeczne, co kiedykolwiek usłyszał. Fakt faktem kiedyś o tym myślał, ale o tym nikt nie musiał wiedzieć.

- Oczywiście, że nie. Przecież wszyscy jesteśmy dorośli. To, że Liv jest siostrą Scarlett, a ja przyjacielem Toma nijak wpływa na nasze relacje. Bill jest bratem Toma i jakoś nie przeszkadza mu to w przyjaźni ze Scarlett. Nie opowiadam jednemu, co wiem o drugim. To dla nas normalne.

Wypowiedź Georga musiała zostać uznana za satysfakcjonującą, gdyż kolejne pytania dotyczyły już muzyki i spraw bieżących zespołu. Burza minęła. Tom miał to za sobą i czuł, jakby wielki kamień spadł mu z serca. Był pewien, że jak obejrzy to w telewizji, to będzie pluł sobie w brodę, że nie przygotował się bardziej, ale koniec końców był zadowolony. Zrobił swoje. Uregulował sprawy dotyczące Davida. Teraz mógł tylko mieć nadzieję, że wszystko będzie już dobrze.

- Bill, czy podczas kolejnej trasy będziesz grał na jakimś instrumencie? Ostatnio Tom zaskoczył nas grą na bębnach afrykańskich, jesteśmy ciekawi, co będzie teraz.

Brunet wyraźnie się ożywił. Teraz to on mógł przejąć pałeczkę. Mógł wejść w swój żywioł. Tom był zadowolony, że nie musiał już więcej mówić. Przynajmniej na temat spraw prywatnych.

- Nie myślałem o tym. Póki co dbam o warsztat wokalny. Dużo ćwiczę, biorę lekcje śpiewu. Chciałbym popracować nad swoim głosem, bo nasz nowy materiał będzie nico inny od poprzedniego.

- Czyżbyście chcieli definitywnie odejść od elektroniki?

- To był eksperyment. Humanoid był naszą zabawą. Od tego czasu robiliśmy dużo innych rzeczy, bardziej rockowych i dalej zmierzamy w tym kierunku.

- Tom będziesz grał na fortepianie?

Uśmiechnął się. Uśmiechnął się tak, jak uśmiechał się zawsze, gdy chciał, by wszyscy myśleli, że chce uwieść każdą dziewczynę na świecie. Jak zwykle podziałało. Z tyłu stali dało się słyszeć zadowolone pomruki.

- Nie wykluczam tego. Mamy kilka kawałków na klawisze i być może, któryś znajdzie się na płycie, więc nie wykluczam niczego. Wciąż pracujemy, wciąż mamy nowe pomysły. Chcemy was zaskoczyć.

Rozparł się wygodnie na krześle, sięgnął po szklankę i upił łyk wody. Już nikt nie podejrzewał go jakikolwiek stres. Dalej umiał stwarzać pozory.

- Bill, czy rozważałeś duet ze Scarlett?

Zaśmiał się i pokręcił głową. Przekrzywił ją i patrząc na dziennikarkę, która zadała mu to pytanie, uśmiechnął się dobrodusznie.

- Śpiewaliśmy razem nie raz, jednak nikt tego nie udokumentował. Lubię z nią śpiewać, ale raczej żadne z nas nie planuje przenieść tego na pole zawodowe. Może, gdyby ktoś powiedział mi, żebym to zrobił dla jakiegoś szczytnego celu, to pewnie bym się zgodził, ale póki co, to nie. Scarlett za chwilę zaczyna trasę, my pracujemy nad własnym materiałem. Każde z nas idzie swoją ścieżką.

- A gdybyś miał z nią śpiewać, to jaka byłaby to piosenka?

Bill zasępił się, szukając w głowie jakiegoś tytułu. Niespodziewanie odezwał się Gustav.

- Raz zaśpiewali „Dream a little dream” i to było świetne. Jakby mieli razem śpiewać, to doradziłbym im tą piosenkę.

Wokalista był wdzięczny Gustavowi za udzielenie tej odpowiedzi. Był pewien, że cokolwiek by sam powiedział, to skończyłoby się to spekulacjami.

- Może stworzylibyśmy coś własnego.

To było najwyraźniej satysfakcjonujące, bo nikt nie ciągnął już tego tematu.

- Czy możemy spodziewać się waszego albumu w tym roku?

Wszyscy czterej skinęli głowami.

- Nie chcemy podawać żadnych konkretnych terminów, bo daleko nam do skompletowania materiału, ale chcielibyśmy zrobić to w tym roku, aby w przyszłym rozpocząć trasę. Niewykluczone, że podejmiemy się pewnego projektu telewizyjnego, ale nie chcę na razie nic mówić na ten temat.

Bill wypuścił przynętę. Padło kilka pytań, którymi chciano wyciągnąć z nich szczegóły, lecz na próżno. Na więcej nie wystarczyło już czasu. Dostali godzinę na antenie i ta ku ich uciesze upłynęła. Po konferencji rozdali autografy fanom, którzy w niej uczestniczyli i pozowali do zdjęć. Zwyczajne rytuały. Później mieli jeszcze dwa krótkie wywiady dla stacji telewizyjnych i byli wolni. Teoretycznie, bo Tom nie chciał się przedwcześnie cieszyć. To, że świat dowiedział się o Davidzie nie oznaczało, że da mu spokój. Przeczuwał burzę w szklance wody i mógł tylko liczyć, że szybko przeminie.
*

 16. marca 2014r, Kalifornia, Sacramento

Tym razem biły rekord długości. W Sacramento mieszkały od sierpnia, siedem miesięcy. To wydawało się aż niemożliwe. Do tej pory udawało im się osiąść w jednym miejscu nie dłużej niż na cztery, w porywach do pięciu miesięcy. India powoli przyzwyczajała się do myślenia o sobie jako o Indii, a nie jako Rainie. Nie myliła się, gdy komuś się przedstawiała i nie było to już takie trudne. Candy miała lżej, przynajmniej jeśli chodziło o imię. Śmiało mogła nazywać się swoim własnym. Nazwisko nie było dla niej ważne, ale imię, ono przypominało jej skąd pochodziła i kim była. Pracowała w sklepie obuwniczym. Nie żadnym drogim, na szczęście dla niej. Obracała się wśród zwykłych ludzi. Nie dotykały jej żadne wielkie dramaty. Miała miłą sąsiadkę niewiele starszą od siebie, Candy znalazła przyjaciół. Niedzielne popołudnia spędzały w kinie, na spacerach, zakupach albo na oglądaniu filmów i choć obawiała się, że w któreś z nich Greg Armstrong wparuje do nich i każe spakować się w piętnaście minut, to nie był już tak silny lęk jak na początku. India śmiało mogła przyznać, że była na etapie adaptacji w nowym życiu. W Ameryce mieszkały od trzech lat, więc komuś mogłoby się wydawać, że to późno, ale właśnie teraz czuła, że zaakceptowała wszystko, co dotąd przeszła. Pogodziła się z utratą dzieciństwa, z okrucieństwem Hansa i rodziców, z miłością do Billa i w końcu z nowym życiem. Miała cichą nadzieję, że jeśli kiedyś przyjdzie jej opuścić Sacramento, to zrobi to z własnej woli. Miała świadomość tego, że jej nadzieje zapewne były płonne, jednak… zawsze jest dobrze mieć nadzieję.
Ostatni raz przemieszała sałatkę. Posypała ją odrobiną soli i odstawiła miskę na stół. Porwała kawałek rzodkiewki i podeszła do mikrofali. Frytki miały być gotowe lada moment, sprawdziła więc mięso.
Kiedy jedzenie nie kojarzyło jej się już ze ściskiem w żołądku, bardzo polubiła gotowanie.
- Candy! Chodź nalać soku! – w odpowiedzi usłyszała coś na kształt ‘zaaaraaazzzz', więc zanim pojawiła się w kuchni, India zdążyła niemal zupełnie podać obiad. Gdy Candy weszła do kuchni, nakrywała talerze. – Już myślałam, że przyrosłaś do tego komputera.
- Oj, mamo – wywróciła oczami i sięgnęła po sok. Odezwała się znów dopiero, gdy siedziała już naprzeciwko mamy. – Wiesz, co? – zapytała nagryzając frytkę. India spojrzała na nią pytająco. – Hunter zaprosił mnie do kina – odparła skonsternowana.
- Nie chcesz iść? – zapytała uważnie spoglądając na córkę. Candy miała tylko trzynaście lat, więc musiała uważać, jak podejść do tego tematu. Wolała nie myśleć o tym, że była tylko rok starsza, gdy urodziła dziecko.
- No właśnie chcę – odpowiedziała nieśmiało i zaczęła łamać frytkę na drobne kawałeczki. – Lubię go.
- Kiedy miałoby być to kino?
- W środę po lekcjach.
- Jeśli tylko masz ochotę, to ja się zgadzam.
- Stresuję się, bo nikt mnie dotąd nie zabrał do kina. Myślisz, że mu się podobam? – powaga była tak niepodobna do Candy. India westchnęła i zjadła kęs. Nie była przygotowana na takie rozmowy. Nie wiedziała, jak poruszać takie tematy. Ona nigdy nie mówiła z mamą o takich rzeczach. Nie zdążyła. Zapragnęła mieć teraz przy sobie którąś z przyjaciółek, Scarlett albo Julie. One wiedziałyby co powiedzieć.
- Myślę, kochanie, że gdybyś mu się nie podobała, gdyby cię nie lubił, to nie zaprosiłby cię. Czy Hunter to ten blondyn z ciemnymi oczami? – Candy skinęła głową.
- Dziewczyny padną z zazdrości. Do tej pory tylko Cassidy umówiła się na spacer z Jeremy’m, ale wiesz. Cassidy to ta, która mnie nie lubi, bo inni mnie lubią – India ze zrozumieniem kiwała głową. Nie była pewna, czy to nadszedł właściwy czas na to, żeby Candy zaczęła spotykać się z chłopcami. Nie była pewna niczego, co wiązało się z okresem dojrzewania, bo sama przeszła go w bardzo przyspieszonym tempie. Tak bardzo chciała się kogoś poradzić! Na myśl przyszła jej Georgie Wilkins, jej sąsiadka. Choć jej dzieci były młodsze od Candy, na pewno była lepiej zorientowana niż India.
- Ale nie chcesz się z nim dlatego, że inne dziewczynki jeszcze nie spotykają się z chłopcami?
- No co ty mamo! Ja nie zamierzam się nawet z nim całować – odparła wielce oburzona, jakby jej mamie to w ogóle to przyszło na myśl. To zmroziło Indię. Nawet nie wzięła pod uwagę tego, że jej mała dziewczynka mogła już chcieć całować się. – Wiem, że zaimponuję koleżankom, ale Cassidy pozwoliła Jer’owi dotknąć swoich piersi i on później już się więcej z nią nie umówił. Dostał, co chciał, nie? Chłopaki są strasznie niedojrzali – odparła wywracając oczami, jakby chciała podkreślić to, jak bardzo byli niepoprawni. – No i chodzi mi o to, że z Cas wszyscy się teraz śmieją, bo Jer opowiedział o wszystkim kolegom, a ja nie zamierzam stać się pośmiewiskiem. Nie chcę się całować, ani żeby Hunter mnie dotykał. Kiedyś tak, ale teraz nie. Pamiętam jak dotykał cię Hans i nie chcę tego.
- Kochanie – India ujęła dłoń córki nad stolikiem. – Hans był zły i on dotykał mnie w zły sposób. Tak jak tego nie chciałam.
- Mamo, ja już wiem, co to gwałt – Candy spojrzała smutno na mamę i mocniej chwyciła jej rękę. Indii zabrakło słów. Nie wiedziała, co mogłaby córce na to odpowiedzieć. Przerażało ją to, jak wielką świadomość miało jej dziecko. Wciąż dziecko.
- Tak, to co robił Hans, to był gwałt. Pamiętaj też, jaki był dla nas Bill, jaki był dla mnie. On mnie kochał, jego dotyk zawsze był dobry. Musisz wiedzieć, że na świecie są ludzie tacy jak Hans i tacy jak Bill. Mam nadzieję, że na swojej drodze spotkasz tylko takich Billów.
- Hunter jest spoko. On jest trochę nieśmiały, nie popisuje się jak większość chłopaków. Dobrze się uczy i jest też w drużynie siatkarskiej. Nie jest takim cwaniakiem jak Jer. No i go lubię, dlatego się zgodziłam, bo wiem, że nie zrobi niczego głupiego.
- Chyba właśnie odpowiedziałaś sobie na wszystkie swoje niepewności – Candy uśmiechnęła się od ucha do ucha i zabrała się za jedzenie.
- Po obiedzie napiszę mu, że się zgadzam.
*
Berlin

Kolacja była pyszna i syta. Bill przekonał się, że jedzenie smakuje o wiele lepiej, gdy przygotowuje się je we dwoje. Wszystko było lepsze we dwoje. Nie byli z Laurą parą. To w ogóle nie wchodziło w grę. Jednak nie łączyło ich też coś, co łączyło Gustava i Margo. Nie byli tak dopasowani. Bill czasem miał wrażenie, że byli dla siebie ucieczką przed samotnością i ta wersja chyba mu odpowiadała. Wolał nie wnikać, ani nie tłumaczyć. To chyba byłoby zbyt trudne. Dopił swoje wino i rozlał do kieliszków kolejną porcję.
- Kac morderca murowany – Laura przeciągnęła się i podkuliła nogi pod siebie. Bill podał jej kieliszek. – To mówiłeś, że Tom pojechał do Davida? – skinął głową i poklepał się po brzuchu.
- Przy takiej kuchni niedługo będę musiał wymienić garderobę – mówił to z żalem, jednak nie wyglądał na niezadowolonego.
- Ale sam powiedz, fajnie było.
- No było – uśmiechnął się szeroko i stuknął kieliszkiem o kieliszek Laury. – Za gotowanie.
- Za gotowanie – powtórzyła ze śmiechem. – Następnym razem zrobię takie smaczniutkie brokuły, że je zjesz – postanowiła i obdarzyła bruneta spojrzeniem nieznoszącym sprzeciwu. Parsknął śmiechem, a ona oburzona trąciła go łokciem. – No co?!
- Średnio ci idzie bycie poważną, jak masz taki mętny wzrok.
- E tam – mruknęła, zamaszyście kręcąc kieliszkiem i o mało nie wylała wina. Na szczęście było białe. – A co u Scarlett? Ma trasę, nie? Chyba pójdę na jej koncert, jak będzie w Berlinie.
- No zaczęła w tym tygodniu. Wiesz, po wyjściu krążka miała mnóstwo wywiadów, sesji i tego wszystkiego, a teraz światowa trasa. Pojedzie nawet do Australii – Laura pokiwała głową z uznaniem i napiła się wina.
- Fajnie, zawsze chciałam polecieć do Australii, a jeszcze bardziej do Nowej Zelandii.
- To kiedyś to zrób.
- Tata by się przewrócił, jakbym go poprosiła o taką kasę.
- Jak mu zaproponujesz wspólną wycieczkę, to na pewno nie pogardzi. W końcu strasznie dużo pracują z Sophie.
- No, racja – odparła ucieszona. – A słuchaj, Scarlett dalej spotyka się z tym Jimem?
- Tak. Wydaje mi się nawet, że coraz intensywniej.
- Myślisz, że coś z tego będzie? – Bill wzruszył ramionami i odstawił kieliszek.
- Nie znam go, ale chyba jestem po prostu uprzedzony do każdego faceta u jej boku. Znaczy, do każdego, który nie jest moim bratem.
- W ogóle stanie między nimi nie jest fajne.
- To nie jest trudne. Umiem rozdzielić bycie bratem Toma i przyjacielem Scarlett. Chodzi mi o to, że ja nie widzę ich osobno. A ona teraz jest z tym całym Felstonem, wygląda na to, że chyba jej z nim dobrze, chociaż nie widzę w tym jakiejś wielkiej miłości. Myślę, że jest z nim dlatego, że  nie czuje się samotna dzięki temu, no i pewnie ją pociąga. Nie ma co ukrywać. Jesteśmy tylko ludźmi. No i mam problem z tym, ale wiesz. To tylko ja. Nie mówię jej o swoich uprzedzeniach, bo wiem, jak ważne jest dla niej poparcie bliskich, jak sama nie jest pewna tego, co robi – Laura pokiwała głową i milczała chwilę.
- No, jesteśmy ludźmi i to nieraz komplikuje wiele spraw – uśmiechnął się pod nosem i popatrzył na nią krótko. Laura podchwyciła jego spojrzenie. Coś się wtedy zmieniło. Może to wino. Może to te myśli, które same skierowały się na niebezpieczne tory. Może to cienka bluzka opinająca piersi Laury, a może to zbyt duszne powietrze w pokoju. Bill mimowolnie oblizał wargi. Laura dalej podtrzymywała jego spojrzenie. Była spokojna. Oddychała jedynie troszkę szybciej. To on miotał się w sobie. Laura z rozmysłem pochyliła w kierunku stolika. Jej bluzka uniosła się ukazując kawałek opalonych pleców. Kiedy się znów wyprostowała, popatrzyła na niego odważnie. Bill nie wiedział, co przerażało go bardziej – jego opory czy to, jak bardzo chciał stracić wszelkie zahamowania.
- Szlag z przyjaźnią – mruknął, gdy dotarło do niego to, co tak uparcie ignorował. Do tej pory nie patrzył na Laurę jak facet. Patrzył na nią, jak… jakby nie była kobietą. A była nią i to w pełni. Omiótł spojrzeniem jej pełne wargi i rozanielone spojrzenie. Przestał myśleć o konsekwencjach. Raz chciał pobyć po prostu facetem ze śliczną dziewczyną obok. Bez zmartwień i kalkulacji. Gwałtownie przyciągnął ją do siebie i popatrzył jej w oczy. Uśmiechały się. Dotknął ustami jej ust, jakby nie był do końca pewny, czy pamiętał, co powinien dalej zrobić. Laura doskonale to wiedziała. Założyła ręce na szyję Billa i uśmiechnęła się. Patrzyła mu nieustanie w oczy, jakby czekała, kiedy się wycofa, ale nie zrobił tego. Serce waliło mu jak oszalałe. Pierwszy raz od dana nie myślał o tym, co należało zrobić, co byłoby właściwe. Leb die Sekunde! W końcu po tylu latach znów spontanicznie oddał się chwili. Ona też się nie wycofała. Zamknęła oczy dopiero, kiedy rozchyliła wargi. Założyła mu ręce na szyję, a Bill przyciągnął ją do siebie. Kiedy poczuł jej ciało blisko swojego, jakby przypomniało mu się, jak bardzo tęsknił za tą bliskością. Nie wahał się już ani chwili dłużej.  Całował ją i czuł niemal ekstatyczną radość wywodzącą się z tej drobnej czułości. Było mu mało. Przyciągnął Laurę bliżej, wsunął dłonie pod materiał jej koszulki i rozkoszował się dotykiem jej delikatnej skóry. Uśmiechnęła się, kiedy z ust wyrwało mu się westchnienie. Usiadła na jego kolanach okrakiem, pozwalając mu na tą wędrówkę pod materiałem swojej bluzki. Całowała go z taką zachłannością, z taką żarliwością, jakby czekała na ten moment od dawna. Bill zdał sobie sprawę z tego, że też czekał. Jego dłoń napotkała haftki biustonosza. Laura przerwała pocałunek i popatrzywszy na niego z ukosa, uniosła do góry ręce. Zakręciło mu się w głowie z emocji, gdy zobaczył, że miała na sobie tylko cienki koronkowy stanik. Nie miała obfitego biustu, ale ten który posiadała zupełnie wypełniał delikatny materiał. – Zawsze nosisz coś takiego? – wyszeptał, po czym znów oblizał wargi. Laura pokiwała twierdząco głową, upajając się tym, w jaki sposób przymknął oczy, a jeszcze bardziej tym, jak spojrzał na nią, gdy je otworzył. Musnął dłonią jej plecy, a chwilę później haftki puściły, a razem z tym zatarły się między nimi wszystkie granice. Koronkowy biustonosz wylądował gdzieś na podłodze. Drżące dłonie Billa zachłannie odkrywały ciało Laury, a ona ofiarnie mu je oddawała. Z każdą chwilą bardziej. Przytulił się do niej. Wdychał mleczny zapach jej skóry, a ona wplotła palce w jego włosy, pozwalając mu na wszystko. Gdy całował jej obojczyk, odchyliła się do tyłu i przymknęła oczy. Na jej twarzy malowało się szczęście. 
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo