25 kwietnia 2012

69. Rozstanie boli tak bardzo dlatego, że nasze dusze stanowią jedno. Może zawsze tak było i może na zawsze tak pozostanie. Może przed tym wcieleniem żyliśmy po tysiąc razy i w każdym życiu siebie odnajdowaliśmy. I może za każdym razem z tego samego powodu nas rozdzielano. Co oznaczałoby, że dzisiejsze pożegnanie równa się pożegnaniu sprzed dziesięciu tysięcy lat i stanowi preludium przyszłego pożegnania.

Tytuł: Nicholas Sparks
Pamiętnik

7. miesiąc od rozstania; 11. maja 2012r.

Idąc trawnikiem, słyszała zza domu ochrypły śmiech Liv. Scarlett nigdy nie pojmowała tego, jak nawet ich głosy mogły być tak diametralnie inne. Wszystko je różniło, każda ich cecha była zupełnie odmienna, indywidualna. Obie to cieszyło, ale zawsze zastanawiały się nad tym, jak to możliwe u sióstr. Liv miała w gardle paczkę gwoździ, a ona… ona wręcz przeciwnie. Znalazłaby na to słowo, gdyby miała chwilę, żeby się nad nim zastanowić. Coraz wyraźniej słyszała, jak siostra opowiadała coś, co chwila wybuchając śmiechem, a ktoś – wydawało się Scarlett, że mama – jej wtórował. Ta przyjemna atmosfera była najlepszym dowodem na to, że jej wyprowadzka podziałała dobrze na ich relacje. Ba, zbawiennie na atmosferę w domu. Wiedziała, że każdy starał się jej w żaden sposób nie urazić. Shie i Julie starali się za bardzo przy niej nie zachwycać dziećmi albo w ogóle usuwali je z jej drogi, co ją denerwowało, bo nie lubiła być traktowana jak jajko. Bo to, że na ich widok pękało jej serce to inna sprawa. Kiedy się pojawiała, rozmowy często milkły i nie tylko ona czuła się z tym źle. A teraz mogła przestać udawać, że widok dzieci jej nie ruszał, a oni mogli zacząć wreszcie tłumić w sobie radość, jaką cała trójka w nich budziła. Męczyli się wszyscy i wiedziała, czuła, że teraz było lepiej. Mozolnie urządzała swoje gniazdko, więc widywali się czasem albo rozmawiali przez telefon i było znów prawie normalnie; bez napięć i udawania, że wszystko było w porządku.
Dziś rano poczuła potrzebę odwiedzenia domu. Nieustanne przebywanie we wciąż niemal pustych pomieszczeniach potęgowało w niej poczucie takiego wewnętrznego wyobcowania. Postanowiła, że kupi sobie psa. Wydawała polecenia pracownikom, wybierała kolory, faktury i sprzęty. Wciąż była w biegu, realizując kolejne pomysły i to jej pomogło. Nie myślała o sobie, ani o Tomie, ani o dzieciach. Cierpienie zeszło na dalszy plan, bo zupełnie nie miała na nie czasu, choć przecież jednocześnie nie było tak, że zniknęło… Tkwiło tuż pod skórą. Jednak swojego rodzaju odrętwienie i pustka, którą po sobie zostawiły ostatnie miesiące, sprawiły, że nie czuła, a przynajmniej żadne uczucia do niej nie docierały. Była jakby ogłuszona. Dumą napawało ją to, że nauczyła się mnóstwa fachowych rzeczy, a te, które poznała podczas budowy domu, pomogły jej też nieco przy określaniu swoich zamysłów. Ogarniała wszystko sama. Oczywiście mając za plecami Toby’ego albo Maxa. Już nie wybierała się nigdzie sama. Czasem zabierała Shie’a. Jednak zawsze u boku miała jakiegoś mężczyznę, dzięki któremu ratowała się przed kupnem czegoś, co było nieodpowiednie albo wadliwe. Wciąż nie bardzo znała się na wielu rzeczach. Przy całej tej remontowej wrzawie zatęskniła za dawnym domem, za dawnym życiem, za dawnym wszystkim. Za dawnym poczuciem bezpieczeństwa i spokojem ducha. To wracało najczęściej; tęsknota za Tomem i każdym ich dniem, za jego miłością i tym, co dawał jej samą swoją obecnością. Za długo nie musiała radzić sobie sama, by teraz to przychodziło jej bez problemu. Minęło już sporo czasu, a ona wciąż nie mogła do tego przywyknąć. Zbliżywszy się jeszcze bardziej, rozumiała już, o czym Liv mówiła z mamą. Przecież dopiero, co wróciła z Irlandii. Scarlett zupełnie o tym zapomniała. Była tak zajęta walką ze samą sobą, że nawet nie wiedziała, kiedy ostatni raz widziała siostrę. Już miała rzucić, jakimś radosnym ‘witaj rodzino’, bo zebrało jej się na to samo z siebie, ale gdy dotarło do niej to, co zobaczyła, w pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś żart i odechciało jej się radości.

Właśnie w tym momencie, najzupełniej w świecie irracjonalnym, wręcz śmiesznie nieprawdziwym, gdy dowiadujesz się czegoś, o czym wiedzą wszyscy, co jest dla wielu oczywiste, a w czym ty jesteś pominięta. Ten moment, w którym czujesz, jakbyś dostała po głowie. Właśnie w tym momencie świat wcale nie zwalnia, powietrze nie gęstnieje, słońce nie zachodzi, ani nie zachodzą żadne inne anomalia pogodowe, ani nic podobnego. Takie rzeczy tylko w filmach.

Scarlett jedynie zabrakło powietrza, zapomniała go zaczerpnąć, a serce, jakby dziwnie zwolniło. Zrobiło jej się jakoś ciężko, a fala gorąca i piekące policzki świadczyły o ogarniających ją emocjach, ale nie wybuchła. Nie zaczęła krzyczeć, ani płakać, bo chyba naprawdę już nie umiała. Tylko stała i chłonęła widok swojej ciężarnej siostry, która z gracją odbierała od mamy suche ubrania i wkładała je do kosza. Liv była w ciąży i to przynajmniej w połowie. A ona o tym nie wiedziała. Liv była w ciąży. W ciąży. Liv. Pierwszy raz od kilku miesięcy Scarlett widziała siostrę w opinającej ciało bluzeczce, a kiedy widziały się po raz ostatni, nawet przez myśl jej nie przeszło, że w Liv coś się zmieniło. A przecież w ciągu tych kilku tygodni nie mógł tak bardzo powiększyć jej się brzuch. Ona po prostu tego nie zauważyła, a Liv jej nie powiedziała. A potem wyjechała. W całej beznadziei tej sytuacji musiała przyznać, że Liv wyglądała pięknie. Patrzyła na nią i pierwszy raz od dawna chciało jej się płakać. Nie z powodu dziecka. Nie dlatego też, że Liv kwitła. Ale tylko i wyłącznie przez to, że pierwszy raz w życiu siostra miała przed nią sekret i to tak wielki sekret. Zachłysnęła się powietrzem, cała drżała. Drzwi tarasowe skrzypnęły. Liv się odwróciła i zamarła. A Scarlett stała tam i nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić, zapytała;
- Zamierzałaś mi w ogóle powiedzieć? Czy może chciałaś udawać, że ktoś ci je podrzucił? – po tym odwróciła się i ruszyła w kierunku bramy. Na tarasie zobaczyła przerażoną Julie z jedną z bliźniaczek na rękach. Scarlett ich nie rozróżniała.
- Scarlett! – słyszała za sobą szybkie kroki siostry, ale wcale nie zamierzała zwolnić. Chciała stamtąd iść, po prostu. Nie zostawać tam ani chwili dłużej. Słysząc też wołanie mamy zrozumiała, że wiedzieli wszyscy, pojęła to po prostu. Tylko nie ona. Poczuła się oszukana, zdradzona, odsunięta.  Poczuła się podle. Nim dopadła do bramy, Liv zdołała ją dogonić. Chwyciła Scarlett za rękę i zmusiła ją do zatrzymania się. Nie straciła krzepy. Obie ciężko oddychały. Liv podtrzymywała brzuch jedną ręką. – Porozmawiaj ze mną. Proszę – w jej oczach pojawiły się łzy.
- Teraz chcesz ze mną rozmawiać? Liv, ja myślałam, że będę pierwszą osobą, do której przyjdziesz z taką wiadomością. Boże, czy ty myślałaś, że pożałuję ci tego dziecka? Czy myślisz, że jestem aż tak złą osobą? Nie rozumiem, Liv – głos jej się załamał, a po policzkach starszej z sióstr potoczyły się grube łzy, lecz to nie był czas na nie. – Zawiodłam się na tobie – wyrwała rękę z uścisku siostry i odeszła. A Liv już nie miała odwagi zatrzymywać Scarlett. Czarne Audi odjechało z piskiem opon, a ona jakby opadła z sił odwróciła się, napotykając spojrzenia mamy i szwagierki.
- Mówiłam ci, że tak to się skończy – Liv spojrzała tylko na mamę i smętnie ruszyła w kierunku domu.

Miała w głębokim poważaniu to, czy zastanie Toma w mieszkaniu czy nie. Była w tak ponurym nastroju, że mogła stawić mu czoła. Mogła być tam nawet ta dziewucha. Miała ich wszystkich gdzieś. Jej życie nie mogło stać się już bardziej beznadziejne. Wjechała na ich piętro, zapukała. Choć miała przyzwolenie, by po prostu wchodzić, nigdy tego sama nie robiła. Zawsze korzystała z ich kodu, wjeżdżała na górę i pukała. Ktoś podszedł do drzwi. Słyszała szuranie, przytłumione głosy, a krótką chwilę potem stanęła twarzą w twarz z Tomem. Zamurowało ją. Jednak nie była na to przygotowana. Tylko jej się tak wydawało. Jej głupie serce zareagowało od razu. Zaczęło walić jak oszalałe, a nogi niemal same się pod nią ugięły. Powinna go nienawidzić. Powinna czuć do niego obrzydzenie. Powinna omijać go szerokim łukiem. Powinna z dumnie uniesioną głową wyminąć go właśnie teraz i mieć go w głębokim poważaniu za całą jego niewiarę. Jednak nic takiego nie poczuła. W głowie i w sercu miała tylko tęsknotę. Niewyobrażalnie wielką, bolesną tęsknotę. Wiedziała, jak kiepsko wyglądała. Była niewyspana, opuchnięta, nieumalowana, a w zwykłej bluzce i legginsach wydawała się sobie zupełnie niechlujna. Jakby przy nim wciąż chciała być piękna. Nie myślała o tym, że on przecież kochał ją nawet w najgorszym stanie. Kochał. Czas przeszły. Gdyby nie ujrzała kilka kroków za nim Billa, pewnie uciekłaby. On nigdy nie stanie się jej obojętny. Wyminęła go bez słowa, marząc by w żaden sposób nie wyczuł, jak drżała i padła w objęcia jego bliźniakowi. Nie rozpłakała się. Tego jednak też nie umiała. Po prostu tkwiła w jego objęciach, czując, że był w tej chwili jej jedynym sprzymierzeńcem. Nie pytał o nic. Po prostu mocno trzymał ją w ramionach. Czuła, że wymieniają z Tomem nieme uwagi. To też zignorowała. Nie miała pojęcia, czy został czy odszedł. Nie obchodziło jej to. Choć najbardziej w świecie pragnęła tego, by wyrwał ją z uścisku jego brata i sam przytulił ją z całych sił. Bill nigdy nie był jego zastępstwem, choć wielu tak myślało. Bill był katalizatorem na szczęście wszystkich dokoła. On ją rozumiał. Wiedziała to. Kołysał ją w swoich ramionach, gładząc uspokajająco po plecach. Nic nie pomogło. Być może kiedyś, w samotności uda jej się to z siebie wyrzucić.
- Stało się coś?
- Liv – wymamrotała to w jego koszulkę, jednak obaj zrozumieli. Tom wyszedł i wrócił, stał i patrzył, za co Bill chciał go kopnąć między nogi. Miał kolejną okazję ku temu, żeby pogadać ze Scarlett, ale on najwyraźniej tego nie chciał. Wolał się gapić, jakby mu to coś pomogło. Obaj doskonale wiedzieli, że Tom już dawno oswoił się z całą tą awanturą, która towarzyszyła ich rozstaniu. Wiedział też, że to wszystko odbyło się nie tak, jak jemu się z początku wydawało. Jednak z całą tą wiedzą wciąż wolał stać i patrzeć, jak kobieta jego życia szukała pocieszenia u jego brata. Bill tego nie pojmował. Bo on walczyłby o Rainie, nawet jak byłaby winna. Scarlett tak stała wtulona w niego i stała, a on nie bardzo wiedział, co zrobić. Choć przecież w ciągu tych kilku miesięcy powinien przywyknąć do tego, że czasem przejeżdżała tylko po to, żeby się tak przytulić i jechała dalej, że był jej męskim ramieniem, na którym nie bała się wesprzeć. Chyba jedynym. Jednak nie wiedział, czym dla niej był, ale nie pytał, bo mogłoby być dla niej za trudne. Dla nich obojga. Rozdzwonił się czyjś telefon. Scarlett wróciła na ziemię i uświadomiła sobie kolejną rzecz. – Ty też wiedziałeś – spojrzała na niego mrużąc oczy i wzruszyła ramionami. – Wszyscy wiedzieli – odparła po prostu. Telefon umilkł, a oni stali tak we trójkę w żenującej ciszy. Ta świadomość, że była jedyną osobą, która nie miała pojęcia, że Liv była w ciąży, sprawiła, że otrzeźwiała. Dostała kolejnego kopa. Nie potrafiła zacząć rozpaczać. Dotarło do niej, że nie czuła nic poza żalem do siostry. I smutkiem.  I tęsknotą za tym idiotą z tyłu. Nic więcej. Zrobiło jej się głupio, że znów histeryzowała. Rozejrzała się. Tom stał w przejściu do kuchni i salonu. Uniosła brew, mierząc go krytycznym spojrzeniem. Wzruszył ramionami i poszedł do siebie. Za drzwiami usłyszała przytłumiony, kobiecy głos. Bill wzruszył ramionami, jakby to była najlepsza odpowiedź na wszystko, a ona poszła do kuchni.
- To jest beznadziejne – wyciągnął z szafki żelki i położył je otwarte na stole. Scarlett od razu wzięła sobie kilka.
- Co – zapytała przełykając. – Masz coś do picia? – nalał jej coli.
- No ty i Tom. Za każdym razem, jak się widzicie mam wrażenie, że zaraz padniecie sobie w ramiona. I w sumie to byłoby najlepsze.
- Przestań – upiła duży łyk i wsunęła do ust kolejnego żelka. – Jeżeli już, to on jest beznadziejny. Nie ja. W ogóle mam dosyć tego tematu. Wałkujemy go prawie za każdym razem, a mnie się już zwyczajnie nie chce. Zwłaszcza, gdy on jest za ścianą z tą dziewuchą.
- Skąd wiesz, że to ona?
- W korytarzu stoją te same buty, które widziałam tu, jak była ostatnio – spojrzała na swoje własne czółenka, jak zwykle niesamowicie wysokie. Bill zaśmiał się pod nosem, dostrzegając to.
- Niedługo zacznę przed tobą chować buty – Scarlett wywróciła oczami.
- Poznałam jej głos. Na buty rzuciłam okiem przypadkiem, bo są brzydkie. No, ale mniejsza z tym.
- Liv ci powiedziała? – pokręciła głową.
- Pojechałam tam. Zatęskniłam za mamą i wiesz, chciałam im zrobić niespodziankę, a to raczej ja ją miałam i wcale nie była miła.
- Gadałaś z Liv?
- Nie, nie zamierzam z nią gadać. Nie rozumiem tego, Bill. Nie rozumiem, dlaczego ona nie chciała, żebym wiedziała?
- Wszyscy jej mówiliśmy, że powinna ci powiedzieć. Georg w szczególności. Wiesz, jak on się zmienił? To on ogarnia tą całą ciążę. Dba o Liv i pilnuje, żeby ona o siebie dbała. Bo ona… ona traktuje tą ciążę, jak karę. Chyba dlatego bała ci się powiedzieć, bo wie, że tobie sprawi to przykrość. To, że ona będzie mieć dziecko, a ni ty.
- Cho’lera większą przykrość sprawiło mi to, że moja siostra niedługo urodzi, a ja nic o tym nie wiedziałam! Co ona sobie myślała, Bill? – wstała z krzesła i zaczęła krążyć po kuchni. – Że pozazdroszczę jej tego dziecka, że będę zła, że w ogóle jest w ciąży, a może, że będę jej źle życzyć? Oświeć mnie, bo ja naprawdę nie wiem, co nią kierowało? – oparła się o parapet i popatrzyła na niego spod byka. Aż się wzdrygnął od tego spojrzenia niemal granatowych tęczówek.
- Myślę, że dobrze rozumujesz. Wiem to, co mówił mi Hagen. Liv jest zła na cały świat, że wpadli. Dla niej to jest koniec zupełny wszystkiego. No i wydaje jej się, że skoro ty straciłaś własne, w dodatku cierpiałaś widząc dzieciaki Shie’a, to będziesz na nią zła, że ona też ma dziecko.
- Jaka ona jest głupia – wypuściła głośno powietrze i znów przecięła kilka razy kuchnię, ale już spokojniejszym krokiem. – Czy ona mi nie ufa? Wszystko zaczęło się od tej jej piep’rzonej Francji. Wtedy zaczęłyśmy się od siebie oddalać. Wiem, że dużo jest w tym mojej winy, bo odkąd umarł Liam jestem nie do życia, ale Bill… czy ja jestem, aż tak złym człowiekiem, że nawet moja siostra mi nie ufa? – zatrzymała się w pół kroku na środku kuchni. Miała takie smutne oczy… Dostrzegł w drzwiach Toma, który najwyraźniej podsłuchiwał. Westchnął ciężko i podszedł do Scarlett.
- To nie jest twoja wina. Liv się w tym pogubiła. Boi się o ciebie i o siebie. Boi się tego, co będzie. Nie chciała cię skrzywdzić, bo wie, ile znaczy dla ciebie dziecko. Jej to się wydawało jasne, Shie ma trójkę zdrowych dzieci, ona ma mieć swoje, a twoje umarło. W dodatku jesteś w dołku, bo ostatnio niefajnie się działo i ona wyobraziła sobie, że ją znienawidzisz za to, że jest w ciąży. Georga to boli, bo on się niesamowicie nakręcił na tego brzdąca. Wybiera wózki, śpioszki, zasypki i pieluchy. Planuje wszystko, a ona ma to gdzieś i nieustannie narzeka, jak bardzo nie chce tej ciąży. Ty jedna możesz przemówić jej do rozsądku, więc paradoksem jest to, że wciąż nie wiesz. Znaczy, do dziś.
- Nie, paradoksem jest to, że nie wiedziałam tylko ja.
- Nie mogłem ci powiedzieć.
- Wiem. Nie mam do ciebie żalu. Mam go do niej. Bo to moja siostra i chociaż za każdym razem, jak patrzę na zdrowe dziecko mam ochotę się załamać, to tego nie robię, bo tak idzie życie. I chociaż wyprowadziłam się, żeby nie patrzeć na tą sielankę, to nie znaczy, że nie kocham Nico, Roxie i Lexie. To nie znaczy, że nie pokocham jej dziecka… ja po prostu potrzebuję czasu – Bill przygarnął ramieniem brunetkę, a ona znów ufnie się w niego wtuliła. – Straciłam najważniejszych facetów w moim życiu, nie mogę przejść obok tego tak po prostu. W dodatku on wygląda, jakby zupełnie zapomniał o wszystkim, co nas łączyło. Ja nie umiem… - wyszeptała.
- Wiem, malutka. Wiem – pogładził ją po plecach i zamknął w szczelnym uścisku. – Minął rok, odkąd nie ma Rainie, a mnie wciąż się wydaje, że minie jeszcze cała era, nim się z tym oswoję.
- Miałam być zła, a jestem smutna. Nie podoba mi się to – wyswobodziła się z jego objęć i podeszła do okna. – Już nie mam siły układać tego wszystkiego, Bill. Isobel wali do mnie drzwiami i oknami, a ja nie bardzo chcę na razie wracać na scenę. W ogóle nie chcę pchać się dalej w to wszystko, skoro nie wiem, co mam zrobić ze swoim życiem – kątem oka dostrzegła, że Tom cały czas stał w drzwiach. – Możesz powiedzieć swojemu bratu, żeby przestał podsłuchiwać? – drzwi się zamknęły, a ona pokręciła głową zrezygnowana.
- Na twoim miejscu pogadałbym z nim.
- To postaw się na moim miejscu i z nim pogadaj. Bill, proszę – przeczesała palcami włosy i przeszła jeszcze raz wzdłuż i wszerz. Odwróciła się nagle, jakby coś w nią tchnięto. – Okej, dzięki. Cieszę się, że mogę do ciebie po prostu wpaść – uśmiechnął się i skinął głową. – Wykańczam kuchnię. Jutro przywiozą meble. Chciałam dziś kupić serwis i takie tam. Mam w mieszkaniu tylko dwa talerze, kubek i kilka drobiazgów. Kupiłam ostatnio śliczną pościel. Jest duża, więc muszę kupić duże łóżko. To też dziś chciałam załatwić. Upatrzyłam już sobie kilka sypialni. No dobra – rozejrzała się wokół, jakby sprawdzała, czy czegoś nie zapomniała. – Nie masz pojęcia, jak cieszę się, że jesteś – w roztargnieniu ucałowała bruneta w policzek i wyszła. A on stał wciąż na środku kuchni, nie mając większego pojęcia, co się właściwie stało. Przyszła zrozpaczona. Wyszła dziarska i bojowa, a w sumie to zrezygnowana. Musiało z nią być naprawdę źle. Po chwili wyjrzał przez okno. Akurat wyjeżdżała. Do kuchni wszedł Tom, a za nim Lena z Davidem na rękach.
- Dziś miałeś najlepszy przykład tego, jak ona bardzo już cię nie kocha. Jesteś idiotą, Tom – spojrzał przelotnie na dziewczynę i nie mówiąc już nic więcej, zniknął w swoim pokoju.

15. maja 2012r.

Kuchnia była już gotowa. Mogła gotować i korzystać z niej w pełni. Miała pełną lodówkę, więc często gotowała dla pracowników. Uwijali się jak mrówki, więc lubiła czasem zaskoczyć ich czymś smacznym. Łazienkę mieli oddać wieczorem, a pokoje pod koniec tygodnia. Isobel podpowiedziała jej, by wynajęła dekoratora i chcąc nie chcąc przyznała jej rację. Pomysł okazał się trafiony, bo w momencie, gdy w jej pomyśle czegoś brakowało, zyskiwała uzupełnienie. Tim Liebert był bardzo kreatywnym człowiekiem, co jej się bardzo podobało. Dzięki ich współpracy każdy z pokoi miał swoją własną osobowość. Kuchnia to chrom, stal, biel i czerń. Salon, czyli na dobrą sprawę większa część mieszkania, wymalowany był w kolorze przyprószonej beżem bieli. Do tego ciemne, drewniane meble, miękkie kanapy w odcieniach ciemnego brązu. Fortepian, który odcinał się czernią na tle jasnych ścian miał swoje honorowe miejsce. Wszystko zostało ustawione ładnie i wygodnie. Czuła się komfortowo. No i była zadowolona. Choć większość mebli z salonu chwilowo została upchnięta bokami, by nie przeszkadzały robotnikom w chodzeniu w te i z powrotem na piętro. Zaplanowała już wszystko, każde z pomieszczeń z wyjątkiem swojej sypialni. Tim i jego pomocnicy mieli podsunąć jej jakieś idee, ale wciąż nie odnajdowała właściwej. Była na tym maksymalnie skupiona i chyba dzięki temu problemowi, nie wracała myślami do Liv. Wiedziała, że siostra dobijała się do niej, ale ona czuła zbyt wielki żal, żeby ugiąć się i pogadać. Może gdyby teraz stanęła w jej drzwiach, to by ją wpuściła, ale… nie wiedziała, co czuła, ani czego potrzebowała. Była wyprana z uczuć. Pustka w jej wnętrzu ani się nie pogłębiała, ani nie malała. Ta pustka była po prostu pusta. W dodatku Isobel doniosła jej, że Javier wciąż chce się z nią skontaktować. A ona nie chciała. Sama już nie wiedziała, co o nim myśleć. W momencie, kiedy ważyły się losy jej i Toma, pojawiał się zawsze, kiedy nie powinien, a z drugiej strony był miły i szarmancki, wręcz uroczy. Ten człowiek budził w niej mieszane uczucia i nie chciała z nim mieć nic do czynienia. Nie teraz, gdy wszystko waliło jej się na głowę. Rozdzwonił się dzwonek. Będąc przekonana, że to Bill poprosiła jednego z pracowników, żeby otworzył. Czyściła fortepian. Nie chciała się od tego odrywać. Zdziwiła się, gdy zamiast Billa usłyszała za sobą głos Georga.
- Cześć.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała zdziwiona, odkładając ściereczkę.
- Nie miej Billowie za złe, że mi pomógł w tej małej intrydze, ale żaden z nas nie może już patrzeć, jak obie się męczycie. Powinienem przyjść do ciebie wcześniej, pomimo decyzji Liv, ale ona była tak załamana tą ciążą, że nie chciałem dokładać jej zmartwień – westchnął. – Możemy pogadać? – Scarlett patrzyła na niego dłuższą chwilę w milczeniu, po czym skinęła głową. Przeszli do kuchni, gdzie zamknęła za nimi drzwi i usiedli przy stoliczku. – To może wydawać ci się nielogiczne, ale ona to zrobiła dla twojego dobra – podjął po chwili. Scarlett nic nie mówiła, dając szatynowi szansę na powiedzenie wszystkiego, co chciał. Podała na stół dwie szklanki i sok grejpfrutowy, po czym nalała go do obu. – Liv nawet przede mną długo ukrywała to, że będziemy mieć dziecko. Dowiedziałem się dopiero w urodziny. Ona była taka załamana. Jest do tej pory, ale wiesz, co jest najgorsze? Ona od samego początku przejmuje się tylko twoją reakcją. To nie jest żadne usprawiedliwienie na to, że nic ci nie powiedziała. Chcę tylko, żebyś miała świadomość, dlaczego to zrobiła.
- Powiedz mi Georg. Ostatnio mam wrażenie, że jestem poza wszystkim i o niczym nie wiem. To po części moja wina, ale… - wzruszyła ramionami, wbijając wzrok w szklankę, którą zaczęła się bawić.
- Wiesz, naciąganie prawdy, co do twojego… co do twoich trudności w obcowaniu z dziećmi jest trudne. Ciężko mi się gada z Billem, czy kimkolwiek, kiedy pyta jak sprawy stoją między tobą, a Liv. Ale nie to jest najważniejsze. Liv dowiedziała się, że jest w ciąży krótko po tym, jak ty straciłaś dziecko – popatrzył ostrożnie na Scarlett, jakby spodziewał się wybuchu, ale ona jedynie smutno wpatrywała się w szklankę. – Pierwszym, co ją przeraziło nie było to, że jest młoda, u szczytu kariery, że wszystko się zmieni. To przyszło potem. Kiedy powiedziała mi o dziecku, najbardziej trapiło ją to, jak ty to przyjmiesz. Cały czas potem głowiła się, jak wybrnąć z tego, żeby cię nie skrzywdzić. Tak dzień za dniem, wciąż odkładała moment, żeby powiedzieć ci prawdę. Ten strach jej nie usprawiedliwia, bo wszyscy jej mówili, że lepiej poradzisz sobie z tym, że będziemy mieć dziecko, niż z tym, że dowiesz się po czasie. To chyba racja, co? – Scarlett skinęła głową.
- Boli mnie to, że nie wiedziałam, ale w ostatnim czasie cierpiałam już tyle razy, że to, że moja własna siostra ukrywała przede mną coś takiego wydaje mi się takie… błahe. Jednak boli mnie to, bo to znak, że mi nie ufa. A przecież nie ma takiej rzeczy, której nie byłabym w stanie jej wybaczyć. Poza tym… to, że ja nie mogę mieć dzieci, nie oznacza, że skreślę ja za to, że ma własne. Ja nie wiem, ale wszyscy chyba nadinterpretują moje zachowanie, moje słowa czy sama nie wiem już co. Przeraża mnie fakt, że moja własna siostra ukrywała przede mną taką wiadomość, bo bała się co powiem… czy ja jestem, az taka zła, Georg? – spojrzała na niego tymi swoimi ogromnymi, sarnimi oczami i aż coś ścisnęło go w żołądku.
- Wiem, wszyscy to wiemy. Ona już teraz też to pojęła, ale miej na uwadze to, że ona bała się o ciebie i to nią kierowało – dziewczyna skinęła głową. – Nie jesteś zła. Nigdy tak nie myśl. Ona nie rozbiła tego, bo się bała ciebie, ale o ciebie. A to jest różnica. Kiedyś się z nią ostatnio widziałaś, pomijając tą ostatnią wizytę?
- Wiem do czego pijesz – mruknęła. – Dziwisz się, że nie zauważyłam.
- No właśnie. Ona chyba liczyła, że sama zauważysz, ale wiesz… dużo wcześniej.
- Chyba byłam zbyt zajęta sobą – odparła po chwili zadumy. – Kiedy jeszcze mieszkałam w domu, ona nosiła te swoje bezkształtne ubrania i pewnie dlatego nie zwróciłam uwagi na inne zmiany, jakie w niej zaszły. Wszystko jest teraz takie złe, Georg. Każdy dzień wydaje mi się gorszy.
- Ale radzisz sobie. Nie wiem, jak się naprawdę czujesz, bo większej mistrzyni stwarzania pozorów od ciebie nie znam, ale… - Scarlett zmarszczyła czoło, wpatrując się w szatyna nieco zbita z tropu. – Nie mam na myśli niczego złego, ale… chowasz się za dumą i uporem, nie dając dojść do głosu uczuciom. Nie wtedy, kiedy to mogłoby pomóc. Wiesz, wielu się na to nabiera. Nie pozwalasz sobie cierpieć albo toniesz cała w bólu. Jesteś zmęczona i stoisz w miejscu. Uciekasz. Za często uciekasz, Scarlett.
- Każdy z nas radzi sobie tak, jak potrafi.
- Może jakbyś pozwoliła sobie na oswojenie z tym wszystkim, byłoby ci łatwiej. Może zauważyłabyś, że z twoją siostrą jest coś nie tak, a facet którego kochasz, tylko czeka, aż dasz mu znak, by wrócił.
- Nie wciągaj w to jego. Temat twojego kumpla przerabiałam już milion razy, w tym miejscu on nie istnieje. Tutaj chcę zacząć od nowa. I on nie wróci. Jakby chciał to zrobiłby to już dawno. Gdyby chciał uwierzyłby mnie, a nie mediom.
- Nie zaczniesz od nowa, jeśli uciekasz od przeszłości. Pogódź się z nią, a wtedy nowy początek przyjdzie sam. Ale… – zawiesił się na moment. – Nie przyszedłem tu, żeby cię umoralniać. Przyszedłem, żeby cię poprosić, żebyś z nią pogadała. Jeżeli żywisz do Liv urazę, to zrób to chociaż ze względu na dziecko. Bo ona od samego początku nie bardzo o siebie dba. Wasza mama i Julie wciąż jej trują, żeby zdrowo jadła i przede wszystkim, żeby w ogóle jadła, żeby spała, żeby się wzięła w garść. Bo ja się boję, że to dziecko urodzi się z jakimś przeświadczeniem, że jest gorsze albo niechciane. Nie wiem, co ona sobie myśli jak jest sama, ale zawsze jak poruszamy jego temat, czy to we dwoje czy w rodzinie, to ona jest niezadowolona, narzeka jak jej źle, jak tego nie chce. A odkąd wiesz, stała się cieniem siebie. Przestała jeść, prawie nie śpi. Ona jest totalnie nieodpowiedzialna, a nikt nie jest w stanie przemówić jej do rozsądku – dopiero w tym momencie Scarlett dostrzegła, jak bardzo Georg był zrozpaczony. W tym momencie dostrzegła tą diametralną zmianę, jaka w nim zaszła. Zniknął beztroski chłopak, a pojawił się facet, który bał się o swoją kobietę i dziecko, które nosiła. Czuła jego bezradność. Bo choć tak bardzo chciał, nie miał wpływu na to, by coś mogło się zmienić. Skoro nie potrafiła pomóc sobie to, czemu nie mogła pomóc jemu? Żal do Liv był bardziej smutkiem i zawodem, niż żalem samym w sobie. Chyba to wymagałoby od niej za dużo, by była w stanie czuć coś tak silnego. Nie była gotowa na rozmowę, ale to nie znaczyło, że nie mogła jej odbyć. Jej siostra była głupia, chyba głupsza od niej samej.
- Zawieź mnie do niej – uśmiechnęła się blado i uścisnęła dłoń szatyna. Coś zmieniło się w jego twarzy i wydało jej się, jakby spadł mu kamień z serca.
- Wiesz, może nie powinienem tego mówić teraz, kiedy twoje życie ułożyło się tak, a nie inaczej, ale… ja zawsze uważałem cię za wspaniałą matkę. Tak bardzo cieszyłaś się Liamem odkąd tylko się o nim dowiedziałaś… Mam nadzieję, że postawisz ją do pionu i choć trochę zmieni nastawienie. Bo ja nie wiem, co to będzie, jeśli ona nie pokocha tego dziecka, gdy się urodzi.
- Nie powinieneś… - westchnęła. – Dałabym się pokroić, żeby być na jej miejscu. Liv chyba nie wie, jakie szczęście ją dotyka, a poza tym ona jest z O’Connorów. Pokocha je, ale… może to wszystko ją przerosło. Długo walczyła o to, co ma. Pogadam z nią. Spróbuję wyklarować jej to i owo. Nie martw się, Georg. Ty kochasz je już za pięciu, więc nie martwię się o nie.

Liv bezskutecznie usiłowała dobić się do siostry. Dzwoniła, mailowała, była nawet kilka razy u niej, ale Scarlett nie odbierała, nie odpowiadała, nie pozwalała wpuścić jej do środka. Nie spała, nie jadła. Czuła się fatalnie. Przygnębienie, które odczuwała, odkąd dowiedziała się, że będzie mieć dziecko, osiągnęło apogeum, gdy jej siostra dowiedziała się o nim w zupełnie zły sposób. To nie było też tak, że go nienawidziła. Nie wiedziała, co czuła wobec tego maleństwa. Nie winiła go o to, że było, bo to przecież wina jej i Georga, jednak nie potrafiła też cieszyć się nim. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że za kilka miesięcy będzie matką, że będzie karmić, patrzeć na tego małego człowieka i cieszyć się z każdej zdrowej kupy. Nie wyobrażała sobie siebie w pieluchach, walczącej z kolką i wstającej kilka razy w nocy. Choć jej brzuch z każdym dniem bardziej przypominał jej o tym, że to, czego się tak bała, zbliżało się do niej wielkimi krokami. Póki co czuła się chora. Jakby miała w brzuchu jakiegoś wirusa. I za nic nie potrafiła tego zmienić, pomimo najszczerszych chęci. A teraz jedynym czego chciała, to porozmawiać ze Scarlett. Pragnęła wszystko wyjaśnić i chociaż odrobinę naprawić, co zepsuła. Choć zdawała sobie sprawę z tego, że teraz już nie będzie takie samo i nie chodziło tylko o to, że ukrywała przed siostrą ciążę. Chodziło o całe ich życie. O jej własne, o życie jej bliskich. Nie podobały jej się zmiany, jakie zaszły w ciągu ostatnich miesięcy. Poza Julie i Shie’em, którzy żyli w swojej bajce, każdemu przytrafiało się coś smutnego. I nie chciała takiego życia. Dlatego czuła się bezradna. Bezradna wobec tego, co się z nią i wokół niej działo. Dlatego tak bardzo chciała naprawić swoje relacje z siostrą, chciała cofnąć wszystkie błędne decyzje, chciała… odwrócić kijem bieg rzeki. Od jakiegoś czasu czuła ruchy dziecka. Wcześniej było tylko mdłościami i rosnącym brzuchem, a teraz kiedy już je czuła, stało się takie namacalne. Uświadomiła sobie, jak bardzo ono było. Powinna być teraz ze Scarlett w najlepszej komitywie, żeby pytać ją o radę i przechodzić jakoś przez to. Tak, aby ona nauczyła się żyć z myślą, że będzie mieć dziecko, a Scarlett, że go nie miała. Żeby nie raniło to więcej ich obu. Liv nie miała pojęcia, co sobie wyobrażała, kiedy utrzymywała ciążę w tajemnicy przed Scarlett. Wtedy to jej się wydawało dobre, odpowiednie. Myślała, że jeśli nie powie jej, to… no właśnie? To co? Była zła na siebie i na wszystkich w koło. Gdyby ktoś się jednak wygadał… miałaby to już za sobą. Wciąż sprzeczała się z Georgiem, całe dnie spędzała w swoim pokoju albo gdziekolwiek indziej i nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Nosiło ją, bo Scarlett nie dawała znaku życia. Od Billa wiedziała, że jej siostra całą swoją energię włożyła w wykończenie mieszkania, że dużo pisała i było z nią kiepsko. Czuła się oszukana. Liv to nie dziwiło. Też by się tak czuła, szkoda tylko, że pojęła to dopiero teraz. Potarła twarz dłońmi i wstała z materaca. Już nie nosiła ciuchów, za którymi mogłaby ukryć brzuch. Skoro Scarlett wiedziała, mogła nosić normalne rzeczy. Georg kupował jej najróżniejsze sukienki, bluzki, tuniki. Rzeczy, w których jego zdaniem wyglądałaby ładnie. W większości przypadków trafiał i cieszyło go to niesamowicie, więc nosiła ubrania od niego, bo jej było wszystko jedno. Dziś miała na sobie granatową sukienkę, czy tunikę sama nie wiedziała, co to było. Z rękawem do łokcia i okrągłym dekoltem, no i legginsy, bo w swoje spodnie już się nie mieściła od dawna, a nie chciała kupować nowych. Przynajmniej na razie. Przespacerowała się kilka razy po pokoju, a kiedy dziecko zaczęło się ruszać, musiała usiąść z powrotem. Chyba ćwiczyło jakieś rozciągnie, bo czuła żołądek w przełyku. Nie wspominając o pęcherzu, który jak zwykle najbardziej dostał w kość, więc poszła do łazienki.
Wróciwszy, mało nie wrosła w ziemię, widząc Scarlett stojącą przy oknie. Westchnęła ciężko, a jej siostra to usłyszała. Odwróciła się, mierząc Liv uważnym spojrzeniem. Nie protestowała. Scarlett, jeśli miałaby ochotę mogłaby nawet podejść i ją spoliczkować, a ona nie miałaby nic przeciwko. Jej poczucie winy było większe niż kosmos. Scarlett stała zadzierając podbródek w ten specyficzny sobie sposób, z założonymi na piersi rękoma i patrzyła. A Liv wydało się w tym momencie, że gdyby miała zdefiniować obraz nędzy i rozpaczy, to wskazałaby swoją siostrę. Choć sama nie należała do kwitnących.
- Jesteś głupia, totalnie beznadziejna, niemądra, paskudna, nieodpowiedzialna, wstrętna, nierozważna i w ogóle! Głupia, no! – warknęła i podszedłszy, mocno przytuliła Liv. Brzuch siostry mocno naparł na jej własny, co zaowocowało u niej zawrotem głowy, ale nie poddała się temu. Nie mogła tak reagować na każdą ciężarną. Musiała nad tym zapanować.
- Wiem – szepnęła. – Tak bardzo cię przepraszam. Tak bardzo, bardzo mocno cię przepraszam, ale nie chciałam cię zawieść, dlatego… dlatego cię zawiodłam – powiedziała, nim wybuchła gorzkim szlochem. Tuliła siostrę, choć krajało jej się serce i miała wrażenie, że zaraz pęknie, to nie działo się nic. Po jej policzku nie popłynęła nawet jedna łza. Czuła się wyzuta i pusta. Pustka, to było ostatnimi czasy słowo, które wciąż przewijało się w jej myślach. – Pogadamy? – Liv odkaszlnęła i wytarła spuchnięte oczy. Scarlett niepewnie przeniosła wzrok z twarzy siostry na jej brzuch. Ten widok był dla niej co najmniej groteskowy. Jej siostra w ciąży. Jej siostra będzie mieć dziecko. Liam miałby trzynaście miesięcy i dwa dni. Chodziłby pewnie. Miałby kilka ząbków. Może wymawiałby jakąś sylabę. Śmiałby się w głos. Płakałby donośnie. Dreptałby za nią. Zasypiałby w jej ramionach. Potrzebowałby jej cały czas. Byłby. A ona chodziłaby na ostatnich nogach. Miałaby brzuch pewnie równie wielki jak w ciąży z Liamem. Byłoby jej ciężko. Pewnie narzekałaby na cały świat, a w szczególności na swoje opuchnięte łydki i brak kostek. Ciekawiłoby ją, czy nosiła pod sercem chłopca czy dziewczynkę. A może wiedziałaby? W końcu Schulz powiedział, że to byłby najpewniej chłopiec. Miałaby trzech mężczyzn. Wolała nie myśleć, jaka byłaby szczęśliwa. Westchnęła ciężko i zamrugała szybko, chcąc odpędzić sprzed oczu obraz synka. Obraz życia, jakie mogłaby wieść.
- To chłopiec czy dziewczynka? – zapytała kładąc rękę na brzuchu siostry. Poczuła, że Liv wstrzymała oddech. Pogładziła go delikatnie i przesunęła rękę w prawo. Maleństwo naparło na ściankę brzucha w tym miejscu. Uśmiechnęła się smutno.
- Już chce się do ciebie przytulić. Pewnie wie, że byłabyś dla niej lepszą matką, niż ta, w której brzuchu mieszka.
- Jesteś głupia, Liv. Nie wiem, ile razy mam to jeszcze dziś powtórzyć – skarciła ją wzrokiem i wskazała na fotel. – Siadaj – po czym sama przysiadła na blacie toaletki.
- Ja nie potrafię się nią cieszyć, Scarlett. Staram się. Odkąd otrząsnęłam się z szoku, staram się nią cieszyć, ale nie umiem.
- Bo co? Bo będziesz musiała zastopować z pracą? Bo będziesz musiała posiedzieć z tyłkiem w domu? Bo będziesz musiała wreszcie określić się, co czujesz do Georga? Bo twoja beztroska się skończy? Bo będziesz musiała za coś wreszcie odpowiadać? No, Liv!
- Bo nie nadaję się na matkę! – wykrzyknęła, łapiąc się za brzuch. Do oczu napłynęły jej łzy i nie było w nich buty, a tylko niepewność.
- Liv, ogarnij. To, co robisz ze sobą teraz może odbić się na całym – podkreślam całym – życiu twojego dziecka. Chcesz wziąć za to odpowiedzialność? Nie jesz, nie śpisz. Nie dbasz o siebie. Nie sądziłam, że jesteś aż taką ignorantką! To nie jest kara. To nie jest żadna piep’rzona kara! I jeżeli będziesz dalej wyznawać zasadę „na złość mamie odmrożę sobie uszy”, to nie sprawy, że nagle brzuch ci się wklęśnie, a dziecko wyparuje!  Czy ty tego nie rozumiesz? Ja wiem, że mamy inne priorytety, że dążymy do czegoś innego w życiu, ale Liv. Nie masz pewności, czy udałby ci się je mieć za kilka lat, gdybyś tego zapragnęła. Nie wiesz, czy to nie jest twoja jedyna szansa. Nie wiesz, czy gdyby coś poszło nie tak, mogłabyś naprawić, co zepsute. Staram się pojąć to wszystko. To, dlaczego mi nie powiedziałaś. To, dlaczego jesteś taka nieszczęśliwa, ale nie umiem. Bo masz coś, w imię czego ja pokonałabym każdą przeciwność. Ja zrobiłabym wszystko, żeby być z facetem, którego kocham i mieć pod sercem jego dziecko, wszystko! A ty odstawiasz focha, bo ci się terminy pokrzyżowały. Ty myślisz, że ja się nie bałam? Myślisz, że byłam pewna, że sobie poradzę? To powiem ci, że nie. Pokochałam Liama od samego początku, ale też byłam przerażona bardziej z każdym dniem zbliżającym mnie do rozwiązania, ale wiesz co? Miałam świadomość, że skoro zdecydowaliśmy się z Tomem na seks, to może on się skończyć ciążą. I od tego powinnaś wyjść. To maleństwo, to przede wszystkim konsekwencja tego, na co sobie pozwoliłaś. Jakbyś trzymała nogi razem, to byś dziś nie płakała. Więc z łaski swojej przestań użalać się nad sobą i krzywdzić tym wszystkich wokół, a siebie w szczególności – serce Scarlett waliło jak oszalałe, a rozgorzałe emocje wykwitły rumieńcami na jej policzkach. Patrzyła na Liv zalewającą się łzami i wciąż nie mogła uwierzyć.
- Boję się – wyszlochała. – Nie chcę jej skrzywdzić. Nie powinna mieć takiej matki jak ja. Nie nadaję się do tego.
- Nie użalaj się nad sobą. Będziesz taką matką, jaką będziesz chciała być. Wiesz doskonale, że pomożemy ci wszyscy. Masz Georga, który wychodzi z siebie, nie mając pojęcia jak ci pomóc. Zaufaj mu, będzie ci lżej. I pogódź się wreszcie z tym, że w twoim życiu pojawi się, ktoś, kto zrobi w nim rewolucję.
- Już ją zrobiła.
- Więc to przyjmij. Wiesz, że ona to będzie w sobie mieć? To, że jej nie chciałaś, że byłaś smutna i rozgoryczona cały czas. Urodzisz smutne dziecko, bo ona bierze od ciebie wszystko. I wie, że jest niechciana. Dobrze czujesz się z tym, że twoje dziecko, które jeszcze nie zdążyło przyjść na świat, już zaznało krzywd?
- Przestań.
- Nie – Scarlett uklękła przy siostrze i zmusiła ją do tego, by spojrzała jej w oczy. – Jestem twoją siostrą i będę męczyć cię tak długo, póki nie poczujesz się lepiej.
- Przepraszam – rozszlochała się bardziej i znów mocno przytuliła Scarlett. Brunetka metodycznie gładziła Liv po plecach, pozwalając jej wypłakać lęki tych wszystkich miesięcy. Ona nie mogła zdobyć się na łzy. Ona nie mogła liczyć na pocieszenie, więc chciała, by chociaż jej siostra go zaznała. Scarlett nie wiedziała już, co czuła. Pusta pustka ogarnęła ją całą. Chciała wylać z siebie to wszystko, co tkwiło gdzieś tam, głęboko, ale nie potrafiła. Po prostu nie potrafiła. I nie wiedziała już, kogo powinna bardziej żałować – siebie czy Liv?
Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo