Tytuł; Birdy
Berlin, 31.03.2012r.
Promienie wiosennego słońca wdzierały się do pokoju Liv, za
wszelką cenę zmuszając ją do otwarcia oczu. Pragnęła spać. Tak bardzo chciała
spać, by minął kolejny dzień, a ona nie musiałaby stawiać mu czoła. Trzy dni
wcześniej wróciła do domu. Minione tygodnie spędziła w rozjazdach, pracując w
Stanach, Francji i Niemczech. Gdyby ktoś kilka lat wcześniej powiedział jej, że
będzie tak rozchwytywana, wyśmiałaby go. A teraz chwytała Pana Boga za nogi;
spełniała marzenia, zwiedzała świat i wreszcie powoli dochodziła do ładu ze
sobą. Szkoda tylko, że nie wszystko miało okazać się takie proste.
Georg miał rację z tym, że powinni robić wszystko po kolei. Teraz
wiedziała, że powinna była się tego trzymać. Skoro postanowili zacząć od nowa,
mieli pokonywać kolejne etapy swojej relacji we właściwej kolejności, a znowu
im to zupełnie nie wyszło. Już nie pamiętała, czy to ona sprowokowała jego czy
on ją. To nie było istotne. Chodziło o to, że znów dała się ponieść i nie pomyślała
o konsekwencjach. Przewróciła się na plecy i położyła ręce na brzuchu. Wciąż był
niemal plaski. Od momentu, kiedy się źle poczuła u Georga, zaczęła się bacznie sobie
przyglądać. Po dwóch tygodniach, kiedy zyskała już niemal zupełną pewność,
umówiła się na wizytę u Schulza. Potwierdził jej przypuszczenia. Zaraz potem
miała samolot do Nowego Jorku, więc nikt nie wiedział, że płakała. Nikt nie
wiedział dlaczego, bo nie miał pojęcia, o tym co zostało powiedziane wreszcie
na głos. Liv nigdy nie płakała. Nie dlatego, że uważała łzy za złe, ale
dlatego, że po prostu płacz był nie dla niej. Jeśli cierpiała to wewnątrz
siebie. Jeździła wtedy na desce, wypalała dziesiątki papierosów, wygadywała się
Scarlett, czy cokolwiek innego, ale nie płakała, bo chyba nie umiała. Łzy nigdy
nie napływały jej do oczu, po prostu. To się zmieniło tego feralnego dnia,
kiedy dowiedziała się, że nosiła pod sercem dziecko. Przepłakała niemal cały
lot, a kolejne dni spędziła w upiornym nastroju, co sprzyjało klimatowi
ponurych sesji, ale nie zawsze miała tyle szczęścia. Czuła się źle. Nie tylko
fizycznie. Doskwierał jej chyba każdy możliwy objaw ciąży, więc ciężko było jej
skupić myśli na pracy. Kilka razy wymiotowała, przez co nie obyło się od
niewygodnych pytań, spojrzeń i komentarzy. Jednak gorsze było jej samopoczucie
psychiczne. Czuła, jakby dziecko, które w niej rosło, było intruzem. Jakby nie
należało do niej i znalazło się tam w środku przypadkiem. Ciążyło jej. Nienawidziła
go. Krótko, ale ta nienawiść spalała ją od środka. Pragnęła znaleźć lekarza i
uwolnić się od niego i od konsekwencji, które przyniesie jego narodzenie. Była
tak zła i smutna, tak zdesperowana i bezradna. Nie miała pojęcia, co robić. Wiedziała,
że powinna myśleć tylko o sobie, ale nie potrafiła. To Scarlett spędzała jej
sen z powiek. Zdawała sobie sprawę z tego, że wiadomość, iż nosiła w sobie
zdrowe i silne dziecko zada jej siostrze ból. Los sprzeniewierzył się przeciw
im obu. Dla Liv ostatnim, czego teraz pragnęła, było macierzyństwo. Była po
prostu niegotowa. Zupełnie nie widziała siebie w roli matki. Bo skoro nie
umiała być dziewczyną dla Georga, miała problemy z panowaniem nad własnym
życiem, to jakim prawem mogła odpowiadać za małą, bezbronną istotę? To było
niesprawiedliwe. Scarlett ze wszystkich sił marzyła o tym, żeby móc zapełnić
pustkę, która pojawiła się w jej życiu po stracie Liama i Toma. To jej się to
należało. A ona? Ona chciała świata, chciała czerpać z życia, chciała
wszystkiego poza dzieckiem. Nie powiedziała o nim nikomu. Nie potrafiła poradzić
sobie z tym faktem sama, więc jeszcze trudniej byłoby jej powiedzieć o tym
komukolwiek. Nie wiedział nawet Georg. To było nie fair z jej strony, ale
chciała to zrobić stając z nim twarzą w twarz, w momencie, gdy pogodzi się z
faktem, że będzie matką. Kiedy będzie na tyle silna, by znieść każde
następstwo. Opuszczając Palm Beach, wiedziała, że nadszedł ten czas. Nie
cieszyła się z ciąży, nie miała planów na to, co zrobi ze sobą i swoim życiem,
ale czuła, że czas najwyższy stawić czoła temu bałaganowi i jakoś go
posprzątać. Był już niemal kwiecień, trwał trzynasty tydzień ciąży. Ten
przeklęty sylwester. Nie odczuwała lęku przed rozmową z Georgiem, bo coś w
środku mówiło jej, że jego to ucieszy, w przeciwieństwie do niej. W nim zawsze
wyzwalały się jakieś takie instynkty, a poza tym… on brał życie takie, jakim
było i bez marudzenia ponosił konsekwencje wszystkiego, co robił. Jednak bała
się Scarlett. Bała się jej reakcji; ciosu, kolejnego zawodu, którego dozna.
Wiedziała, że ona nie będzie się złościć, ale będzie cierpieć, że na świat
przyjdzie kolejne dziecko, które nie będzie jej. To spędzało Liv sen z powiek,
bo nie wyobrażała sobie, że przysporzy Scarlett cierpień. Westchnęła.
Oddychanie było dla niej trudnym zadaniem, bo coś niezwykle ciężkiego przygniatało
jej klatkę piersiową. Odrzuciła kołdrę i wstała. Odsłoniła okno i stanęła przed
lustrem. To był jej cotygodniowy rytuał. Promienie porannego, ostrego słońca
wpadały do pokoju, najjaśniej oświetlając miejsce, w którym stała. Zsunęła
niżej gumkę spodni od piżamy i podwinęła do góry bluzeczkę. Zawsze była
szczupła, wręcz chuda. Jej przemiana materii działała w zastraszającym tempie i
mogła jeść, jeść i jeść, a kilogramów jej nie przybywało. Co zawsze irytowało
Scarlett, bo z nią było wręcz odwrotnie. Liv, wiedząc już, że brzuch niebawem
stanie się widoczny, usiłowała przytyć, żeby powiększony brzuch zawalić na
kilka kilogramów więcej, ale niewiele jej to dało. Do końca pierwszego
trymestru była zupełnie płaska. W ciągu zaledwie kilku dni zaczęła zauważać zmiany.
Może to jej wyobraźnia dostrzegała obrazy, których nie było, ale wydawało jej
się, że z każdym dniem jej brzuch stawał się coraz bardziej widoczny.
Wiedziała, że będzie okrąglutki jak piłka. Wciąż było go niewiele widać, póki
było zimno mogła skrywać go za grubą bluzą, a teraz nie miała pojęcia, co
robić, żeby nie wzbudzić podejrzeń. Miała jeszcze trochę czasu, nim stanie się
zupełnie widoczny, ale bardzo chciała już wiedzieć, jak powiedzieć o tym
Scarlett. A tymczasem musiała zaopatrzyć się w rzeczy, które pozwolą jej ukryć
tą tajemnicę. Tak bardzo zaabsorbowała się oglądaniem swojego brzucha, że nie
usłyszała pukania. Dopiero, gdy drzwi się uchyliły, zdała sobie sprawę, że ktoś
wchodził i prędko naciągnęła bluzkę. To była Julie, uśmiechnęła się pokrzepiająco
na widok jej skonsternowanej miny i dokładnie zamknęła za sobą drzwi.
- Nie krępuj się, poznałam twój sekret – powiedziała cicho,
podchodząc bliżej Liv. Ta patrzyła dłuższą chwilę na szwagierkę, nie wiedząc,
co z tym fantem zrobić. Czy obawiać się, że Jul poznała prawdę, czy się
cieszyć, że nie była już z tym sama, czy może spodziewać się kolejnej osoby,
która wiedziała, bo nie kryła się dostatecznie dobrze. Była przerażona i Julie
musiała to zauważyć. – Nikomu nie powiedziałam i nie powiem. Nikt poza mną
raczej nie zauważył – Liv skinęła głową i wybuchła płaczem, nie mogąc dłużej
znieść tego ciężaru na własnych barkach. Wahania nastrojów były najgorsze.
Zupełnie nie umiała się kontrolować. Blondynka westchnęła i podeszła do niej,
mocno przytulając Liv do siebie. – To jeszcze nie koniec świata. Jakby tak
było, mój skończyłby się już trzykrotnie – pogłaskała Liv po plecach i odsunęła
się od niej. – Pogadamy? – brunetka pociągnęła nosem i kiwnęła głową.
Przysiadły na łóżku, a Julie mocno uścisnęła jej dłoń.
- Ty chciałaś dzieci, Jul. Jesteś idealna do tej roli, nie
rozumiem tego, jak można być tak młodym i z uwielbieniem zmieniać pieluchy, ale
też zazdroszczę ci tego, bo ja skrzywdzę to dziecko – wyrzuciła to z siebie
pełnym histerii szeptem, patrząc na szwagierkę z obłędem w oczach. Julie
jeszcze jej takiej nie widziała. Liv bywała smutna, zasępiona, nieszczęśliwa,
ale nigdy spanikowana. Potrafiła przyjąć wiele i jakoś sobie z tym radzić, ale
teraz… - Nie chcę tego dziecka. To nie jest mój czas.
- Byłaś już u lekarza? – dziewczyna skinęła głową. – I co?
- Dwudziesty drugi września. Wszystko jest w jak najlepszym
porządku. Następną wizytę mam w przyszłym tygodniu – powiedziała beznamiętnie.
- Georg wie?
- Nie, muszę to zrobić osobiście, a nie przez telefon.
- Czy on przypadkiem dziś nie ma urodzin? – Liv znów skinęła
głową i westchnęła ciężko. – Nie chcę tego dziecka, ale ono będzie, więc i ja
będę się starać, ale… wiesz, czego się najbardziej boję? – Jul pokręciła głową,
chcąc by Liv wyrzuciła z siebie wszystko, co dusiła od tylu dni. Domyślała się
jednak odpowiedzi. – Scarlett – szepnęła. – Boję się reakcji Scarlett. Ona znów
będzie cierpieć, a jeśli to dziecko będzie silne i zdrowe, jeśli będzie żyć, to
ja wiem, że ona każdego dnia będzie wyrzucać sobie, że jej synek byłby taki sam
– Jul skinęła głową i milczała chwilę, po czym powiedziała;
- Scarlett nie jest egoistką. Widok moich dzieci rani ją do
żywego, wiem to. Jednak kiedy tu jest nie daje im, ani mnie znać, że żywi wobec
nas jakąś niechęć czy żal, bo ich nie żywi. Nie wiem, czy ona zdaje sobie
sprawę z tego, że ja to wszystko widzę, ale w jej oczach jest tęsknota i
cierpienie, a nie złość. I wiem też, że ona spędza w domu tak mało czasu
dlatego, że nie chce patrzeć na dzieci, bo nie radzi sobie z patrzeniem na to,
jak rosną, jaką są dla nas radością. Nie mam jej tego za złe, bo wiem, że je
kocha i wiem też, że to kiedyś minie. Ona nauczy się z tym żyć. Upłynął ledwo
niecały rok, odkąd straciła dziecko, a potem przecież też wszystko waliło jej
się na głowę… musisz dać jej czas i sobie, przede wszystkim.
- Nie chcę jej zawieść… - szepnęła.
- Co ty gadasz, Liv? – dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Przecież ona nie będzie mieć ci za złe tego, że będziesz
mieć dziecko. Ona, co najwyżej będzie smutna dlatego, że straciła własne i
będzie jej ciężko patrzeć, jak rośnie twoje. Przecież to twoja siostra. Źle na
to wszystko spoglądasz.
- A jak powinnam, Julie? – podniosła na szwagierkę
załzawione oczy i zagryzła wargę, starając się powstrzymać kolejne. – Co
powinnam zrobić?
- Przede wszystkim o siebie dbać, słuchać lekarza i nie
martwić się. To jest teraz najważniejsze, a jeśli chodzi o Scarlett. Wydaje mi
się, że ty uważasz tą ciążę, jak przewinienie, za które ona cię skarci albo się
obrazi. Nie możesz myśleć tylko o niej. Kochasz ją i nie chcesz jej skrzywdzić,
ja wiem, ale Liv. Stało się. Wpadliście, teraz czas na konsekwencje. Będziesz
mieć dziecko, które już teraz potrzebuje twojej miłości i troski. Myślisz, że
ono nie wie, że jest ci nie na rękę? Jesteście jednością i ono czuje to, co ty.
Chyba nie chcesz, żeby urodziło się ze świadomością, że jest niechciane?
- No oczywiście, że nie, ale Julie. My odbieramy na zupełnie
innych falach. Ty masz dwadzieścia dwa lata i z lubością zmieniasz pieluchy i
gotujesz zupki, zupełnie tego nie rozumiem, bo ja chcę zobaczyć świat, poznać
go, wziąć, co tylko mogę. Dla ciebie wychowanie dzieci to taka frajda,
przynajmniej tak to wygląda, a ja się zupełnie do tego nie nadaję. Nie umiem
obchodzić się z maluchami. A co jeśli je skrzywdzę? Scarlett ma tak jak ty. Ona
uwielbia dzieciaczki i założę się, że jeśli naprodukowaliby z Tomem z piątkę,
to byłaby w siódmym niebie. Ona tak je kocha. Tak dobrze zajmowała się Nico, a
Candy świata poza nią nie widziała. Ona to teraz straciła. Nie ma ukochanego
dziecka, ani Toma, który jako jedyny mógłby ją pocieszyć. Ona mi się zwierzyła.
Właśnie o tym, że nie może znieść widoku waszych dzieci, bo zaraz przypomina
jej się Liam, że kiedy się nimi zajmuje, to pęka jej serce. Nie chcę, żeby
pękło po raz kolejny przeze mnie. Julie, ja kocham ją jak nikogo na świecie.
Umrę, jeśli będzie płakać przeze mnie.
- To z nią porozmawiaj. Ona zrozumie.
- Kiedy będę gotowa, jeszcze nie teraz. Niech to zostanie
tajemnicą, mamie powiem sama. Najpierw muszę uporać się z Georgiem – mówiła
lakonicznie, pociągając nosem i wycierając oczy wierzchem dłoni.
- Byleby nie zastało cię rozwiązanie – Jul mocno przytuliła
Liv i poklepała ją po plecach. – Będzie dobrze, zobaczysz. A co do tego, że nie
potrafisz zajmować się dziećmi, to zupełnie nie masz racji. Widziałam, jak
opiekujesz się moimi, czy wcześniej Liamem. Jesteś O’Connor, więc masz to w
sobie – uśmiechnęła się i odgarnęła z twarzy szwagierki kilka wilgotnych od łez
kosmyków. – Pokochasz je i nie będziesz nawet wiedzieć kiedy.
- Mam nadzieję, bo ja tak bardzo boję się tego, co czuję.
Tak bardzo boję się, że nie będę umieć kochać go wystarczająco.
- Nie myśl już o tym. Ubierz się, przygotuj do wyjścia, a ja
zrobię ci śniadanie a’la ciężarna, okej? – Liv skinęła głową i od razu ruszyła
do szafy, a Julie skierowała się do wyjścia.
- Julie? – zatrzymała się, spoglądając na Liv, która
mierzyła ja bacznym spojrzeniem. – Skąd wiedziałaś?
- Przechodziłam to już dwa razy – mówiąc to, uśmiechnęła się
serdecznie.
- Ale mama i Scarlett nie zauważyły.
- Mama jest zahukana, a Scarlett zbyt smutna, żeby zwracać
uwagę na szczegóły. Przed wyjazdem dużo wymiotowałaś kilka dni pod rząd, byłaś
blada, osłabiona i śpiąca, odrzucała cię kawa i zapach surowego mięsa, niewiele
mogłaś jeść, bo wszystko cię odrzucało. Byłaś bardzo skryta i widziałam, że
starasz się to ukryć, a kiedy wróciłaś i dowiedziałaś się, że Scarlett jest z
mamą w Monachium, odetchnęłaś i dotknęłaś brzucha. Choćbyś nie chciała, twój
instynkt działa – Liv skinęła głową, a Julie posłała jej jeszcze jeden
pokrzepiający uśmiech.
- Dzięki, Juls. Dziękuję ci za wszystko.
- Wiesz, jesteśmy prawie siostrami, zawsze możesz na mnie
liczyć – powiedziawszy to, wyszła, a Liv została sama z kolejnym dylematem; w
co się ubrać? Nie chciała pokazać się jak zwykle w jeansach i trampkach. To
były dwudzieste piąte urodziny Georga, chciała ładnie dla niego wyglądać.
Spodziewał się Liv. Nie dzwoniła, nie pisała, ani nie dawała
żadnego, nawet najmniejszego znaku życia, więc domyślał się, że przyjdzie w
jego urodziny. Nie miał pewności, bo po Liv bał się oczekiwać czegokolwiek,
żeby to przypadkiem nie było zbyt wiele. Fakt, miał cichą nadzieję, że zrobi
wielkie wejście od razu po przylocie, ale jednocześnie nie spodziewał się tego.
Nie byli nawet parą, sam chciał, żeby zwolnili i ułożyli wszystko od początku i
właściwej kolejności. Jednak nic nie mógł na to, że była kobietą jego życia i
pragnął spędzać z nią każdą chwilę. Tęsknił. Tęsknił tak bardzo, jak nigdy
siebie o to nie posądzał. Tak bardzo, że aż bolało. Jednak ich nowy układ, choć
już złamany, miał też plusy. Mniej więcej wiedział, na czym stał. Wiedział, że
Liv go kochała. Nie usłyszał tego od niej, ale czuł to. Miał też świadomość, że
nie ucieknie, bo ustalili jasno, że wszystko musi pójść własnym torem, a ona
przywyknąć do tego, że związek nie musi wiązać się z ograniczeniem. Miał
nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej, ale nie naciskał, bo wiedział, że on
zyska szczęście, gdy ona będzie szczęśliwa. Kupił jej ulubione ciasto i kawę,
wysprzątał dom i swój pokój, co raczej mu się nie zdarzało. Założył koszulkę, w
której lubiła go najbardziej i w ogóle spędził pół godziny przed lustrem, żeby
jej się podobać. Choć i tak nie miał pewności, że przyjdzie. Jeśli tak miał
jeszcze Billa, który z pewnością pochłonie całe ciasto i jeszcze wyda mu się
mało. Pół dnia spędził kręcąc się, jakby czekał na konkretną godzinę jej
przyjścia, a niepewność czy w ogóle przyjdzie, wwiercała mu dziurę w brzuchu.
Kiedy w pustym mieszkaniu rozbrzmiał dzwonek i poniosło się echo, aż podskoczył
w miejscu. Poderwał się z kanapy i spojrzał w ekranik przy drzwiach. To była
ona. Wpuścił ją i siłą woli nie otworzył drzwi, żeby czekać na nią w progu. Gdy
stanęła pod drzwiami, zmusił się do tego, żeby odczekać moment i nie okazać
rozrzewnienia. Odetchnął i otworzył drzwi na oścież. W chwili, w której ją
ujrzał, spłynął na niego spokój. Wyglądała zjawiskowo. Włożyła sukienkę, co
było do niej zdecydowanie niepodobne. Prosty krój, dekolt w łódkę i rękaw trzy
czwarte, długa do pół uda. Dzięki temu pokazała swoje zgrabne, choć odrobinę
krzywe nogi. Trampki zastąpiła balerinami. Był wniebowzięty, choć nie wyrzekła
jeszcze ani słowa. Wyciągnęła przed siebie ręce, w których trzymała mini torcik
z jedną świeczką, cały w różowym lukrze i uśmiechnęła się uroczo, przechodząc
przez próg. Dopiero, gdy była bliżej, dostrzegł jej poszarzałą i zmęczoną
twarz. Zaintonowała cicho sto lat i
wspinając się na palcach, pocałowała go krótko. Odebrał od niej tort i
spoglądając na ciemnoróżowe wzorki, nie potrafił się nie uśmiechnąć. Liv i róż,
coż za zaskakujące zestawienie. Zdmuchnął świeczkę i pomyślał życzenie, patrząc
jej w oczy. Był pewien, że wiedziała.
- Cześć – mruknęła. – Wszystkiego najlepszego, staruszku –
uśmiechnęła się szeroko i ruszyła do kuchni.
- Gdzie masz kurtkę? – zapytał, jakby to była w tej chwili
najistotniejsza rzecz na świecie. Liv odwróciła się do niego i wywróciła
oczami.
- Zostawiłam w samochodzie, bo psuła koncepcję mojego
stroju.
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Liv? – zapytał z przekornym
uśmiechem.
- Bez obaw, jutro wróci, dziś wzięła wolne i pozwoliła mi
zrobić z siebie super laskę – odstawił ciasto na blat i bez skrępowania
przyciągnął ją do siebie, pewnie obejmując ją ręką w talii. Palcami drugiej
musnął jej szyję i obojczyk, po czym przyciągnął ją bliżej siebie, by pocałować
ją bardzo długo i bardzo żarliwie. Liv nie mogła nie przyznać, że była tym
zachwycona. Lubiła, gdy stawał się taki władczy, ale wolała mu jeszcze tego nie
mówić na głos. Chciała też skorzystać z jego dobrego humoru, nim mu go zepsuje.
- Przekaż jej, że dla mnie jest super laską, nawet w swojej
flanelowej piżamie w smoki – wyszeptał jej do ucha, a ona zachichotała, bo jej
piżama w smoki była po prostu koszmarna, niekształtna i brzydka, ale cudownie
ciepła, więc nie potrafiła się jej pozbyć.
- Okej, powiem – odparła siląc się na powagę. Na krótką
chwilę zapadła cisza; teraz albo nigdy.
– Georg, musimy pogadać – mina jej zrzedła, gdy to mówiła, a szatyn w jednej
sekundzie rozważył milion powodów, dla których miałaby z nim właśnie zerwać,
choć to przecież niemożliwe, bo nie byli razem. Jednak to go nie uspokoiło.
Posłał jej uważne spojrzenie, a Liv poprowadziła go do pokoju. Przysiadła na
łóżku i poklepała miejsce obok siebie.
- Mam się bać? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewało
więcej niepewności, niż życzyłby sobie tego.
- W sumie to nie wiem.
- Liv? – uśmiechnęła się smutno, a cała wesołość, którą
kraśniała jeszcze przed chwilą, wydawała się z niej zupełnie ulecieć.
- Spokojnie, nie zrywam z tobą – odparła, jakby czytała w
jego myślach. – Myślę, że to, co ci powiem, scementuje nas bardziej – nie
usłyszał dzwonka alarmowego w głowie. Słowo ‘scementuje’ podziałało na niego
jak balsam na duszę. Wystarczyło mu, by spłynął na niego spokój. Spojrzał uważnie na Liv, a ona uparcie
patrzyła na swoje dłonie splecione na kolanach. – Wtedy, jak się źle czułam u
ciebie, zaniepokoiło mnie to, bo to nie
był pierwszy raz. Wmawiałam sobie, że to zatrucie, bo bardzo pragnęłam, żeby
tak było – mówiła spokojnie i wciąż na niego nie patrzyła, więc nie mogła
widzieć, jak Georg pojmuje, co zamierzała mu powiedzieć. Nie widziała, że
zbladł, a zaraz poczerwieniał i zbladł znów, ani tego, jak wielce zszokowany
był wyraz jego twarzy. Georg poczuł, jakby go raziło piorunem, ale z drugiej
strony… – Zwlekałam. Spotykałam się z tobą rzadziej, bo nie chciałam, żebyś się
domyślił, nim sama nie nabiorę pewności. W dzień odlotu byłam u lekarza –
podniosła wzrok i zbierając w sobie całą odwagę, powiedziała na głos to, czego on
sam zdążył sobie dopowiedzieć. – Będziemy mieli dziecko – mówiąc to, nie
mrugnęła nawet okiem. Cała jej uwaga skupiła się na przerażeniu malującym się
na twarzy szatyna. Patrzyła na niego, wyczekując reakcji. Była już spokojna.
Cały stres, jaki odczuwała w związku z powiedzeniem Georgowi prawdy minął, bo
wiedziała, że najgorsze miała za sobą. Wypowiedziała na głos trzy słowa, z
którymi nie mogła sobie w żaden sposób poradzić. Teraz on przezywał katusze,
które kilka tygodniu dręczyły ją. Patrzył na Liv milcząc. Widziała, jak drżą mu
dłonie. Spodziewała się raczej czegoś innego. Sama nie wiedziała czego; złości,
gniewu, niedowierzania? Wszystkiego, ale nie tego, że niczego nie powie. – Ono
jest twoje – sama nie wiedziała dokładnie, dlaczego to powiedziała. Zaczęła
wykręcać dłonie, a Georg wstał. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz. W
filmach to wygląda nieco inaczej. W filmach faceci są szczęśliwi w takim
momencie. Porywają dziewczyny w ramionach i one wtedy boją się mniej. Jednak to
nie był film, ani książka.
- Nie, Liv. Ja w to nie wątpię – odpowiedział, spoglądając
na nią krótko. Jakby tylko to był w stanie powiedzieć.
- Nie wiem, wydawało mi się, że zawsze uważaliśmy, ale potem
przypomniałam sobie…
- Sylwester – przerwał jej w pół zdania, a ona pokiwała
głową.
- Dziecko to ostatnie, czego teraz chcę… nie chcę go –
wyszeptała. – Ale ono będzie i choć chodziły mi po głowie różne myśli, nie
umiałabym go zabić, bo ono przecież już jest, już żyje i sama nie potrafiłabym
dalej cieszyć się wszystkim, co mam, wiedząc, że ono musiało umrzeć i tak
strasznie mi przykro, że to zmieni twoje i moje życie, że marzenia znów pójdą w
odstawkę – sama nie wiedziała kiedy zaczęła płakać, ale nie umiała już
zatrzymać łez. Łudziła się, że dzięki temu wypłynie z niej ten cały żal. – Nie
mogłam się z tym pogodzić, ani przyjąć do wiadomości tego, że teraz wszystko
stanie się inne. Nie potrafiłam powiedzieć ci przez telefon czy mailem. Bałam
się, że nie będę potrafiła stając z tobą twarzą w twarz, bo tak bardzo się
boję, Georg. Zwlekałam do dziś i dłużej już nie mogłam, bo i tak zabrałam ci
zbyt wiele czasu swoim milczeniem. Przepraszam.
- Nie wiem, co powiedzieć – odwrócił się i ujrzał jej zalaną
łzami twarz. Miał w głowie huragan i czuł się totalnie rozbity. Zostanie ojcem.
O j c e m. w tej chwili pojął, co znaczy czuć, że świat stanął na głowie i
zwalił się na jego własną. Zrozumiał, co na myśli miał Tom, gdy mówił mu o
momencie, gdy Scarlett wyjawiła mu, że była w ciąży. Zrozumiał ten strach, ten
ogrom ciężkich do rozpoznania uczuć, które zaburzały mu jasność myślenia, ale
jednocześnie pojął, czym była składowa oszołomienia, radości i miłości, która w
jednej chwili wypełniła go całego. Liv była matką jego dziecka. On był ojcem
dziecka Liv. Czy to nie było to, o czym marzył w ciągu każdej samotnej,
bezsennej nocy, gdy tęsknił za nią, nie będąc pewnym czy kiedykolwiek wróci?
Oczywiście, że o tym marzył, ale nie sądził, że to nastąpi tak szybko. Nie był
w żaden sposób przygotowany na to, że zostanie ojcem, bo przecież… Georg Listing
ojcem. Czy to nie brzmiało komicznie? Spojrzał na Liv. Wpatrywała się w niego
posępnie, a łzy zdążyły już zaschnąć na jej policzkach. Uśmiechnął się do niej.
Zalała go falą informacji, które niezbyt skutecznie przyswoił. Odpowiedziała mu
słabym uśmiechem. Nie wyobrażał jej sobie takiej pękatej, kraczato chodzącej,
rozlanej i mięciutkiej, jak Scarlett czy Jul. W ogóle nie wyobrażał obie Liv za
kilka miesięcy. Usiadł z powrotem obok niej i ujął ją za rekę. – To ci dopiero
– ucałował jej wewnętrzną stronę i zamknął jej lodowatą dłoń w swoich. – Chyba
nie tego się spodziewaliśmy.
- Georg, to jest tragedia – jej głos brzmiał beznamiętnie,
ale on nauczył się już wyczuwać emocje, które starała się skryć. Była naprawdę
przybita. On sam był oszołomiony i nie do końca odnajdował się w chwili
obecnej, ale… zrobiło mu się przykro, że ona tak bardzo nie chciała tego
dziecko, bo on sam, choć zupełnie była na nie nieprzygotowany, to nie
poczytywał tego faktu, jako katastrofy. – Przecież ja nie umiem zajmować się
dziećmi, nie będę umiała go wychować, ani pokazywać, jak się powinno żyć, bo
sama tego nie wiem. Mam dopiero dwadzieścia jeden lat, do chole’ry! – poderwała
się z miejsca i okrążyła kilka razy pokój. Milczał, bo wiedział, że teraz
jakiekolwiek słowa nie będą miały sensu. – Nikt jeszcze nie wie. Znaczy Julie
wie, bo sama się domyśliła. Mama to jakoś przełknie, bo sama miała wcześnie
dzieci. Z resztą nie będę pierwsza, ale Scarlett! Georg, ja ją tym zniszczę,
rozumiesz? – odwróciła się gwałtownie i spojrzała mu prosto w oczy. W tej
chwili pojął, o co tak naprawdę chodziło. Scarlett. Wiedział, że wciąż nie
pozbierała się po śmierci Liama, a do tego to rozstanie z Tomem w niczym jej
nie pomogło, ale… znów, ktoś był ważniejszy od nich samych. Znów, ktoś
przesłonił im ich własne sprawy. Wstał i powoli podszedł do Liv. Położył jej
dłonie na ramionach, spoglądając głęboko w oczy tak bardzo smutne i przerażone.
- Ona jakoś to przełknie. Nie twierdzę, że nie będzie
cierpieć, ale to twoja siostra i to taka, która potrafi cieszyć się twoim
szczęściem. Będzie jej trudno, ale sobie poradzi. Nie to jest w tej chwili
najważniejsze.
- A co? No powiedz mi co?! – warknęła, nie będąc pewną, co
ją tak rozzłościło; łzy napływające do oczy czy jego słowa.
- My – odparł po prostu i mocno ją przytulił. Rozpłakała się
na dobre i mocno objęła Georga rękoma w pasie. – Najważniejsze jest twoje
zdrowie. Twoje i dziecka. Najważniejsze jest, żeby nie było żadnych komplikacji
i urodziło się bez problemów. Najważniejsze jest to, żebyśmy ułożyli wszystko
między sobą, choć pojawienie się dziecka wiele zmienia. Kolejność też. Zabiłaś
mnie tym, ale dla mnie to, że jesteś w ciąży jest… następstwem tego, że
zdecydowaliśmy się na seks. Jeszcze tego nie czuję, jestem trochę jakby po
urazie głowy, ale świadomość, że ono będzie moje i twoje wystarczy mi, żebym
się cieszył. Nic nie wiem o dzieciach, ale nauczę się wszystkiego i ty też.
Choć moim zdaniem świetnie sobie z nimi radzisz.
- Bo nie są moje.
- To poćwiczysz na własnym.
- Georg, nie zachowuj się, jakby to nie był problem! –
wyswobodziła się z jego objęć i zmierzyła go butnym spojrzeniem.
- Bo nie jest. Liv, to tylko dziecko. Ludzie umierają z
głodu, na raka czy wali im się życie, bo przez kraj przechodzi jakiś huragan, a
ty zachowujesz się, jakby to dziecko było takim…. Nowotworem – zdenerwował się.
Nie chciał krzyczeć, nie chciał być zły, ale nie mógł, skoro zachowywała się,
jak dziecko, któremu totalnie nic nie można powiedzieć, bo udaje, że nie słucha.
– Wiesz, czemu rozstali się moi rodzice? – zbił ją z pantałyku, ale jakoś się
tym nie przejął. – Rozstali się, bo nie mogli mieć więcej dzieci. Starali się,
żeby mieć kolejne, ale wciąż się nie udawało i mieli do siebie żal. Przerosło
ich to. Po kilku latach te starania stały się dla nich obowiązkiem i zupełnie
nic już z tego nie wychodziło. W końcu zapomnieli o tym, że się kochali, bo
byli zaprogramowani na to, że muszą mieć dziecko i że to na pewno wina tego
drugiego. Zniszczyło ich to. Mnie też. Dziecko to dar. Jeszcze więcej par nie
może ich mieć wcale, więc nie zachowuj się, jakby spotkała cie najgorsza
życiowa tragedia, bo jego narodzenie nie zamknie ci drogi do fotografii. Tylko
trochę ją wydłuży – odetchnął i wyszedł z pokoju, zostawiając Liv z mętlikiem w
głowie. Nie sądziła, że Georg tak bardzo się tym przejmie, ani tego, że tak…
wstawi się za tym dzieckiem, o którym wiedział od pół godziny. Nie miała
pojęcia, co powinna sobie o nim pomyśleć. Z jednej strony to dobrze, bo miała
pewność, że go chciał, a z drugiej… liczyła na jakieś wsparcie z jego strony.
Otarła twarz dłońmi i poszczypała policzki. Musiała wyglądać, jak trup. Poczuła
nieodpartą potrzebę zapalenia papierosa. Zwarła się w sobie i poszła za nim.
Parzył herbatę.
- Nie myślałam, że… tak bardzo weźmiesz to do siebie.
- Liv, to nie jest już zabawa, to nie są już przekomarzania
i zabawa w kotka i myszkę. Nie dopuszczę do tego, żeby czegoś mu brakowało. Nie
dopuszczę do tego, że będzie miało takie dzieciństwo jak ja. Czas ucieczek
dobiegł końca – postawił kubki na stole i posłał jej pełne wyczekiwania
spojrzenie. Usiadła i on również to zrobił. Widząc jej rozedrganie, poczuł się
jakiś takie pewny swego. Wiedział, czego oczekiwał.
- Ja nie wiem, to nie tak miało być. Złamaliśmy każde z
naszych ustaleń i jestem na siebie taka zła, że dałam się ponieść, że nie
szliśmy drogą, którą dla siebie wybraliśmy.
- Widocznie to nie była nasza droga. Wychodzi na to, że
szliśmy właściwą. Zamiast ją zmieniać, trzeba był ją tylko ulepszyć, ale teraz
to już nie ma znaczenia. Liv, kocham cię i jestem tego pewien, dlatego nie
czuję się jakoś załamany, bo doszłoby do tego prędzej czy później.
- No, właśnie – później. To nie jest tak, że ja nie chciałam
dzieci. To nie jest czas. Mam podpisanych kilka kontraktów, inne w planach.
Georg jestem w dziesiątce najlepszych fotografów w Europie. W tak krótkim
czasie dokonałam tak wiele. Dostałam szansę jedną na milion i teraz ją stracę.
- Czasem mam wrażenie, że jesteś skończoną egoistką –
zamarła, by zaraz popatrzeć na niego z niedowierzaniem.
- Że co?
- Bardziej martwisz się o to, że spadniesz w jakimś
rankingu, niż o to czy dziecko, które w tobie rośnie, jest zdrowe. Wolisz
skupiać się na milionie innych spraw, niż na tym, co będzie z nami. Ja nie
wymagam, żebyś podskakiwała do nieba z radości, bo sam też tego nie robię.
Kończymy płytę, będzie trasa, David zapcha nam terminarze do ostatniej minuty i
to faktycznie nie jest najlepszy moment, ale Liv. To tylko praca, gdybym miał
ją rzucić, bo zechcesz, żebym potrzymał cię za rękę, to zrobiłbym to, bo cię
kocham i fakt, że jesteś matką mojego dziecka, czyni mnie najszczęśliwszym
facetem na świecie, ale ty chyba jeszcze nie wiesz, czego tak naprawdę chcesz
od życia. Musisz się zastanowić i naprawdę przemyśl to solidnie, bo… sam nie
wiem. Nie wiem, czy moje uczucie nie jest jednostronne, bo czasem zachowuje się
tak, jakby było – chyba nie posądziłby siebie, że zdoła to kiedykolwiek
powiedzieć. Liv była w wyraźnym szoku. Wiedział, że to nie był najlepszy dzień,
na wyjaśnianie wszystkich nieścisłości, ale skoro już rozmawiali, to nie mógł
milczeć, ani przyjąć jej postawy bez słowa. Nie zgadzał się z nią i… skoro
ustalili, że będą ze sobą szczerzy to, czemu miałby nie być. Prawda nie zawsze jest łatwa, ale zawsze
jest dobra. Liv milczała. Trzęsły jej się ręce, więc objęła dłońmi kubek. Nie
mówiła nic. Zrobiło się dramatycznie. W pewnej chwili obie swoje dłonie
przyłożyła do brzucha i utkwiła wzrok w Georgu.
- Przysięgam ci na wszystko, że w każdej chwili, w której
żałowałam, że ono zostało poczęte, równie mocno pragnęłam je pokochać, ale… ono
wciąż jest chorobą. Nie masz pojęcia, jak bardzo się za to nienawidzę, ale nie
umiem być taka jak Scarlett czy Jul. Nie umiem go pokochać po prostu, bo…
chciałam czegoś innego. Staram się przekonać samą siebie. Staram się zmienić,
ale nie umiem poprzestawiać swoich uczuć.
- Naprawdę chciałaś aborcji?
- Nie. Chciałam, żeby zniknęło, ale nigdy bym tego nie
zrobiła. Georg, ja nie jestem bez uczuć, ja po prostu nie chce unieszczęśliwić
kolejnej osoby – skinął głową. Mierzyli się krótką chwilę spojrzeniami. Po Liv
mógł się spodziewać wszystkiego, ale nie kłamstwa.
- Nikogo nie krzywdzisz. Gwarantuję ci, że będziesz
szczęśliwa. Mam na to przynajmniej dwa powodu. Po pierwsze; kocham cię jak
obłąkany i zrobię wszystko, żeby było ci jak najlepiej, a po drugie; jesteś za
dobra, żeby świat o tobie zapomniał. Ciąża to nie choroba, choć to chyba
kwestia kobiet – uśmiechnął się, a ona poszła w jego ślady. Zamiast uroczych
dołeczków, na jej policzkach pojawiły się zmarszczki. Ciąża zdecydowanie jej
nie służyła i marniała w oczach. A może to zmartwienia tak na nią działały? –
Założę się, że będziesz pracować do oporu i wody odejdą ci za obiektywem.
- Myślisz, że nie będzie tak źle? – zapytała, opierając się
łokciami na blacie.
- Jestem tego pewien.
- A przytulisz mnie? – uśmiechnął się szeroko i podszedł do
Liv. Objął ją spojrzeniem i uświadomił sobie, że ta mieszkanka komplikacji, to
całe jego życie. Pomógł jej wstać i zamknął ją w objęciach. A Liv wreszcie poczuła
się spokojna. Poczuła, że naprawdę kiedyś wszystko może się ułożyć. – Dziękuję,
że mnie nie potępiasz.
- Postaram się, żebyś zmieniła zdanie. Postaram się zrobić
wszystko, żebyś oswoiła się z sytuacją. A z dzieckiem sobie poradzimy. Mamy
tyle doradców, że nauczymy się wszystkiego szybciej, niż myślisz.
- Scarlett nie może na razie się dowiedzieć.
- Powiesz jej wtedy, kiedy uznasz za stosowne – pocałował
jej skroń i odetchnął. To była dziwna rozmowa. To wszystko było niesamowicie
dziwne. Wiedział, że czekało ich jeszcze takich wiele, bo zbyt wiele tematów
zostało niedokończonych, by mogli je ominąć. Trzasnęły drzwi, oboje spojrzeli w
tamtym kierunku.
- Jestem! – Bill w mało delikatny sposób pozbył się butów i
jeszcze mniej delikatnie cisnął kluczami do misy. – Gdzie jest nasze próchno? –
zapytał wchodząc do kuchni. – Och, jak słodko – westchnął, przeczesując palcami
włosy i sięgnął po pierwszy lepszy napój, który wpadł mu w ręce.
- Mogę mu powiedzieć? – mruknął w ucho Liv, a ona skinęła
głową. Wiedziała, że kiedy pierwszy szok opadnie, będzie musiała wymusić na
Billu obietnicę, że nie wygada się przed Scarlett, ale to teraz nie miało
znaczenia, bo Georg był szczęśliwy. A jego szczęście dawało jej nadzieję. Choć
wciąż nie dostrzegała jej zbyt wiele.
*
6. miesiąc od
rozstania; 8.04.2012r.
Wyjazd do Monachium był dla niej wielką niewiadomą.
Zastanawiała się, co tam będzie robić, gdy mama całe dnie miała spędzać w
firmie. Przeczuwała nudę, więc zaopatrzyła się w książki i filmy, a jednak się
myliła. Mama poświęcała jej mnóstwo czasu, a jeśli nie ona to Dominik.
Zwiedziała całe Monachium i każde warte zobaczenia miejsce. Bardzo dużo
spacerowała i poświęcała czas tylko sobie. Mama zabierała ja na masaże i różne
najdziwniejsze cuda mające na celu odżywić jej ciało i ducha. Wiedziała,
dlaczego to robiła, ale było miło, więc nie mówiła tego na głos, bo przecież
mama zdawała sobie z tego sprawę równie dobrze jak ona. Na kilka dni pojawiła
się córka Dominika, dzięki czemu miała okazję poznać ją trochę lepiej.
Spustoszyły centra handlowe. Scarlett zaopatrzyła się w mnóstwo nowych rzeczy i
butów przede wszystkim. Na krótką chwilę poczuła się dobrze. Rozmawiały z Laurą
o głupotach, tematy osobiste omijały szerokim łukiem, dobrze się bawiły i beztrosko
spędzały czas. Schulz zalecał jej odpoczynek, ale wolała na chwilę zapomnieć,
niż odpoczywać. Już zapomniała, jak to było czuć się po prostu dobrze, jak to
było nie rozmyślać i nie roztrząsać się nad wszystkim, co bolesne. Nie trwało
to długo, ale te momenty pozwoliły jej zbierać siłę. W małych cząstkach, jednak
magazynowała ją w sobie, aby mieć zapas na wszystko, co zastanie po powrocie.
Nie było tak, że nie myślała. Robiła to i tak zbyt często.
Jednak przecież nikt nie mógł wymagać od niej, że przestanie cierpieć z dnia na
dzień. Umarło jej dziecko. Facet, którego uważała za miłość swojego życia
wypiął się na nią i straciła kolejne dziecko. Więc to raczej normalne, że miała
średnią chęć do życia, a patrzenie na zakochanych, dzieci i ciężarne wywoływało
w niej bardziej niż mniej przykre odczucia. Jednak wydawało jej się, że sobie
radziło. W swój własny sposób radziła sobie z tym wszystkim. Nie umiała zamknąć
się w pokoju, milczeć i odcinać się od wszystkiego. Czuła w sobie smutek tak
silny, jakiego nie znała wcześniej, ale… to nie była szalona rozpacz. Popadła w
swojego rodzaju marazm. Był bezpieczny. Zagłębiała się w sobie, wciąż
przetwarzała minione zdarzenia, by móc wreszcie odpowiedzieć sobie na pytanie;
dlaczego? Jednak nie szalała z rozpaczy, bo wykorzystała już cały deficyt i
otępienie było jedynym, co z niej wypływało. Dzięki temu wyjazdowi wyrwała się
z niego na chwilę, ale teraz… teraz znów będzie omijać dzieci, Jul i Shie’a i
Liv i Georga, bo ich szczęście to zdecydowanie za dużo, będzie stała się nie
dawać im we znaki. Będzie, jeść, spać, oglądać filmy i czytać książki, może coś
napisze. A może się stąd wyniesie? Ta myśl zaświtała jej w głowie, kiedy
wysiadała z samochodu. Może wynajmie jakieś mieszkanie w centrum, gdzie będzie
mogła być po prostu smutna i nikt nie będzie prosił, by spróbowała się
uśmiechnąć. To była całkiem niezła myśl. Toby zajął się bagażami, więc ruszyła
ścieżką do domu. Na podjeździe stało auto Billa. Ucieszyła się, że go zobaczy.
On rozumiał, co oznaczało czuć smutek i nie chcieć, by ktoś na siłę go
rozwiewał. On rozumiał, co cierpieć w ciszy i starać się jakoś żyć, nawet
zupełnie miernie, ale w miarę zabiedzonych sił. Może pomoże jej z mieszkaniem?
Jeszcze nie podjęła decyzji, ale już planowała, jak to wszystko zorganizuje.
Dzięki wypadom z Laurą, jej szafa znacząco się powiększyła. Kupowała rzeczy,
które wcześniej uznawała za niepasujące do siebie, ale za namową Laury,
przymierzała je i w większości okazywały się cudowne. Tak, jak na przykład
teraz. Miała na sobie spódniczkę, którą wcześniej uważała za poszerzającą w
biodrach. Gdy ją przymierzyła, uznała, że wygląda w niej cudownie. Miała wysoki
stan, bardzo dopasowany do jednej trzeciej biodra, a od tego momentu była
umarszczona i nieco rozkloszowana. Sięgała jej kilka centymetrów poniżej połowy
uda. Kryła jej krągłości, a nie podkreślała. Była czarna, jak ramoneska i botki
na wysokiej koturnie, ale bluzkę założyła jaśniejszą. Też za namową Laury. W
końcu żałoba już prawie minęła, a ona i tak miała nosić ją w sercu o wiele
dłużej, a czerń ponoć czyniła ją o wiele poważniejszą. Zatem bluzkę miała
luźną, kremową z szeroką falbanką wieńczącą łódkowy dekolt. Wpuściła ją w
spódniczkę, więc podkreślała jej szczupłą talię. Jej włosy odzyskały trochę z
dawnej sprężystości, więc związała je w nieco niedbały koński ogon, pozwalając
im kręcić się jak im się podobało. Mocno podkreśliła oczy, a usta umalowała
szminką w kolorze nude. Czuła się ładna. Pierwszy raz od wielu tygodni czuła
się ładna. Trochę, jak ta dawna Scarlett, która cierpienie tuszowała butną miną
i pięknym wyglądem. Teraz już tak nie umiała. Nie miała już pojęcia, skąd wtedy
wzięła w sobie siłę, ale teraz jej nie było. Jednak to, że znów wyglądała jak
ona sama, sprawiło, że łatwiej będzie jej znieść pytania o to, jak się czuła,
czy wyjazd jej pomógł, no i co teraz. Wizja wynajmu stawała się coraz bardziej
kusząca. Kochała swoją rodzinę, ale nie umiała teraz do niej należeć. Wchodząc
do domu miała nadzieję, że nie czekał na nią kolejny kosz mandarynek. Jeszcze
nie przetrawiła tego, co powinna była zrobić z faktem otrzymania poprzedniego. Na
krótką chwilę zatrzymała się w holu. Z salonu dobiegł ją głośny śmiech Billa.
Liv coś mu odpowiedziała. Oni żyli dalej. Im było lżej. A ona nie potrafiła iść
tam i śmiać się z nimi. Musiała dojrzeć do tego, żeby zacząć naprawdę na nowo.
Makijaż i strój, to jednak za mało, ale skoro pojawiła się w domu, powinnam się
przywitać. W końcu się jej nie spodziewali. Przyleciały kilka dni wcześniej, bo
mama miała ważne sprawy w berlińskim biurze i od razu tam pojechała. Została
skazana na samotne stawianie czoła ich pogodnym twarzom. Spojrzała w lusterko,
poprawiła kosmyk włosów, który na dobrą sprawę był na swoim miejscu i
wyprostowawszy plecy, przeszła do salonu. Stanęła w wejściu i tam ją wmurowało
w podłogę. Uśmiech, który przygotowała na powitanie zamarł na jej ustach, a
świat krótką chwilę wirował wokół niej. Przytrzymała się framugi. Skąd mogła
wiedzieć, że Bill przyjedzie z nim?
- Scarlett! – Julie poderwała się z miejsca i prędko podała
Roxie Tomowi, który siedział najbliżej i miał wolne ręce. Nie spodziewała się
pewnie, że to dla Scarlett będzie gorszy widok niż jego samego. W pierwszym
momencie spojrzał na nią zszokowany, niemniej niż ona sama, ale zaraz skupił
swoją uwagę na dziecku. To smutne, że człowiek, z którym dzieliła wszystko, był
jej teraz obcy. Julie przytuliła ją mocno do siebie. – Nie miałam pojęcia, że
przyjadą, tak samo jak nie wiedzieliśmy, że wrócisz – wyszeptała. – Cudnie, że
już jesteś – dodała na głos. – Zmęczona?
- Nawet nie.
- Chcesz cos do picia?
- Jul, bo ją udusisz – za plecami jej szwagierki pojawił się
Bill, więc wypuściła Scarlett z niedźwiedziego uścisku. Posłała jej
przepraszający uśmiech, jakby była temu wszystkiemu winna i wróciła po dziecko.
– Ależ ty ładnie wyglądasz – ujął jej dłoń i okręcił brunetkę wokół jej osi,
mając nadzieję, że Tom właśnie na nią spoglądał. Potem ją przytulił, a ona
drżąc, przylgnęła do niego ufnie.
- Dzięki, poszalałyśmy trochę z Laurą – została w jego
objęciach nieco dłużej nić powinna, ale to wystarczyło, że się opanowała i
potrafiła stanąć tam i nie rozpłakać się na widok Toma. – Pytała o ciebie –
uśmiechnęła się filuternie, mając wielką nadzieję, że tak właśnie to wyglądało.
- O mnie? – spytał, unosząc brwi w geście powątpiewania.
Wśród reszty zapadło milczenie. Wiedziała, że od tego co zrobi zależy, czy
wyjdzie na tchórza czy nie, więc postanowiła stawić mu czoła. Chwyciła Billa za
rękę i ruszyła w kierunku wolnej sofy. Dziękowała niebiosom za to, że rano
poczuła chęć, by pięknie wyglądać. Jakby pojawiła się tu byle jaka, widziałby,
że z nią kiepsko, a tego nie chciała. Postanowiła udawać, że go tam nie było. A
potem będzie płakać.
- O ciebie. Przecież mówiłam ci, że wpadłeś jej w oko. To
nic, że połowie świata też – zdjęła kurtkę, przewiesiła ją przez bok sofy i
poprawiła spódniczkę, gdy założyła nogę na nogę.
- A co z drugą połową? – zapytał, nie w porę zdając sobie
sprawę z tego, że nie powinien był zadawać tego pytania. Na moment zbladła.
Widział, że Tom na nią zerknął, ale Scarlett niemal od razu odzyskała animusz.
- Druga połowa należy do mnie – uśmiechnęła się po raz
kolejny, zastanawiając się, czy wciąż potrafiła robić to tak, by nikt nie
zorientował się, co naprawdę czuła.
- No tak, jakże mógłbym zapomnieć.
- Opowiedz lepiej, co robiłaś w Monachium – zagaił Shie,
który cały czas pilnie obserwował zarówno Scarlett, jak i Toma. A ona rozsiadła
się wygodnie i westchnęła. Widok tych dwojga to był jeden z najsmutniejszych,
jakie widział. Oboje grali. Oboje udawali. Oboje kochali, a duma i uprzedzenia
nie pozwoliły tej miłości wygrać. Chciał im pomóc, ale nie miał zielonego
pojęcia jak.
- A nie przeszkodziłam wam, tak w ogóle? – kiedy w
odpowiedzi usłyszała przeczący pomruk, skinęła głową. W korytarzu mignął jej
wychodzący Toby, więc tylko pomachała mu na pożegnanie. – Och, mama i Dominik
pokazali mi całe miasto, a Laura zaprowadziła mnie chyba do każdego sklepu, w
którym było cos fajnego. Zwiedziłyśmy mnóstwo kawiarni i restauracji, byłyśmy w
kinie i w teatrze. Rozerwałam się jak nigdy. Zaczęłam pisać piosenkę, w sumie
nawet dwie. Doszłam do wniosku, że muszę znów pomyśleć o fortepianie. No i ani
razu nie dzwoniła do mnie Isobel, co było cudowne – miała nadzieję, że jej
entuzjazm był wystarczająco przekonywujący. Zdawała sobie sprawę z tego, że wszyscy
poza Tomem poznali, że trzymała fason tylko i wyłącznie ze względu na to, żeby
nie okazać przed nim słabości. Jakież to było żenujące!
- Czyli mama miała dobry pomysł? – zagadnęła Liv.
- Tak – westchnęła. – Potrzebna mi była zmiana otoczenia,
musiałam odpocząć po tym wszystkim – wyraźnie zaakcentowała ‘po tym wszystkim’
– i wiesz, tam prawie nikt mnie nie
rozpoznawał. Nie wiem, jak to się działo, ale mogłam swobodnie poruszać się po
mieście i tylko kila razy proszono mnie o autograf. A co tu? Jak twoje sesje,
Liv?
- Okej, praca dla Vogue’a to dla mnie nie pierwszyzna, a z
resztą sobie poradziłam całkiem nieźle. Myślałam trochę też o sesji z tobą, tą
co mamy na koniec miesiąca.
- I co?
- No wiesz, na razie mam zarys, ale chciałabym to zrobić na
zasadzie ciebie wyłaniającej się z mroku, niosącej światło, rozumiesz? –
Scarlett uśmiechnęła się pod nosem na stwierdzenie ‘niosąca światło’. Skinęła
głową i spojrzała na brata, który teraz przyglądał się czemuś za innemu.
Mimowolnie powiodła wzrokiem w tamtą stronę. Shie przyglądał się Tomowi. Chciała
się odwrócić, ale było na to za późno. Podchwycił jej spojrzenie, a ona się nie
dała. Dumnie zadarła podbródek i patrzyła na niego zimno tak długo, jak uznała
to za stosowne. Pragnęła, by nie zobaczył w jej oczach tej przeklętej tęsknoty,
która nie dawała jej spokoju, tego całego cierpienia, ani żalu, bo inaczej cała
ta szopka nie miałaby sensu. Chciała, by myślał, że dla niej to zupełnie nie
miało znaczenia. Chciała, by poczuł się tak, jak ona się poczuła, gdy zostawił
ją odchodząc z Leną. Ale skoro jej nie kochał, to jego przecież to nie mogło
ruszyć. To ją złamało. Tom przecież jej nie kochał. Serce waliło jej jak
oszalałe. Ręce spociły się i zlodowaciały. Miała ogólne wrażenie, że zaraz zemdleje.
Była tak bardzo skupiona na tym, by nie rozpoznał jej słabości, że w jego
oczach nie dostrzegła dokładnie tego, czego bała się, że zobaczy w niej.
Odwracając wzrok, miała nadzieję, że to nie trwało zbyt długo, ale nie
potrafiła już bardziej. To zabiło w niej wszystko. Całą pewność siebie.
Zmarkotniała i poczuła, że musi wyjść. Dziesięć minut w jednym pokoju z nim, to
za dużo. Zagryzła dolną wargę i spojrzała na siostrę.
- Mam dla ciebie coś granatowego. Znalazłam śliczne kolczyki
i uznałam, że muszą być twoje. Pójdziesz ze mną? – Liv momentalnie poderwała
się z miejsca i ruszyła do wyjścia. Scarlett uśmiechnęła się do karmiącej Julie
i na pożegnanie ucałowała Billa w policzek. – Odezwę się jutro albo pojutrze,
bo mam coś do obgadania, dobrze? – uśmiechnęła się smutno.
- Kiedy tylko chcesz. Jesteśmy tu jeszcze z tydzień.
- Fajnie – powoli ruszyła do wyjścia, pragnąc jak
najszybciej opuścić ten pokój. Nie uciekła, ale nie była już pewna, czy ta
ucieczka nie byłaby dla niej lepsza. Nie widziałby oczu, które tak kochała. Nie
czułaby zapachu, który ją odurzał. Nie pragnęłaby, żeby wziął ją w ramiona i
powiedział, że to tylko zły sen, że nie pozwoli jej więcej bać się, a ona
pozwoliłaby mu się strzec. Kiedy zniknęła wszystkim z pola widzenia, biegiem
ruszyła do swojego pokoju, nie oglądając się na to, czy Liv szła z nią.
Wiedziała, że na siostrę mogła liczyć zawsze.
- Mówiłem ci, dla niej to już nic nie znaczy – Tom wstał z
siedziska i ruszył w kierunku drzwi tarasowych, szukając w kieszeni papierosów.
- Idiota – warknął Bill, posyłając zrezygnowane spojrzenie
Julie i Shie’owi. Jakby dla podkreślenia dramaturgii całej sytuacji, Roxie
głośno się rozpłakała. Westchnął i wyszedł za bratem.
Now all your love is
wasted, and who the hell was I?
Cause now I’m breaking
at the bridges and at the end of all your lies.
Who will love you?
Who will fight?
And who will fell for
behind?
~Cherry
OdpowiedzUsuń5 marca 2012 o 17:15
To takie smutne, że Sacrlett i Tom nie są razem. Niesamowicie ciężko czyta mi się teraz kolejne rozdziały, kiedy wiem, że nie rozczulę się nad ich miłością. Lubiłam o nich czytać. A teraz? Mam wrażenie, że cała fabuła straciła swój urok, bo oni niewątpliwie jej go nadawali. Mimo wszystko czytam dalej i chłonę każde słowo, bo uwielbiam to opowiadanie. Cały czas wierzę, że pomimo niedomówień, dystansu, ciszy jaka między nimi zapadła i wszystkich innych czynników, które wpłynęły na ich rozstanie, oni jednak do siebie wrócą. Bo przecież się kochają!Cóż…to mój pierwszy komentarz tutaj, chociaż szczerze mówiąc jestem tu od samego początku. Nie komentowałam, bo zwyczajnie nie mam ku temu zdolności. xd Jednak ostatnie rozdziały trochę mnie zmobilizowały, a więc ujawniam się, zgłaszam, że jestem, czytam i podziwiam za talent. <3
Dark Queen
Usuń18 marca 2012 o 12:55
Witaj, cieszę się, że zdecydowałaś się zostawić swoją opinię. Wiesz, zdolności, czy ich brak, bardzo miło mi jest poznać Twoje zdanie ;) Wczoraj stwierdziłam, że też mi tego brakuje. Prinz jest moją prywatną odą do wiecznej miłości. Teraz ta miłość podupadła i bohaterowie są nieszczęśliwi, przez co mnie też jest ciężej. Bo jej, współodczuwam z nimi, w końcu sama daję im te uczucia. Jednak nadrabiam te braki innymi bohaterami, którym teraz trochę zelżę w zyciu^^
~InesTa
OdpowiedzUsuń6 marca 2012 o 18:45
Przerażająco dobry odcinek. Pełno w nim uczuć, trudnych sytuacji, ukrywania siebie i swoich uczuć no i byli oni. Czekałam na to spotkanie i nie rozczarowałam się. Idealnie wpasowałam się w zachowanie Scarlett. Chyba na jej miejscu zrobiłabym to samo. Kropka w kropkę. Nie spodziewałam się natomiast reakcji Tom i tej obojętności w jego o czach. Byłam zupełnie zdezorientowana kiedy powiedział, że dla niej to już nic nie znaczy. No i jeszcze fakt, że Scarlett marzyły się mandarynki. Źle się dzieje. Oni się krzywdzą a ja sb mogę tylko popatrzeć i pokibicować ich miłości. No i oczywiście mieć nadzieję ;) Mimo wszystko to strasznie irytujące. A o do Liv to… Rozumiem ją. Bezsprzecznie to zburzy jej dotychczasowy świat, ale to pomoże ich związkowi. Czekam do września. Będę świętować z nowo narodzonym bobasem urodziny :>
~d.
Usuń12 marca 2012 o 08:29
ja to zrozumialam tak, ze S. tak sie skupiala, zeby nie pokazac T. swojej tesknoty i cierpienia, ze nie dostrzegla tego samego w oczach T. ale moze sie myle.
Dark Queen
Usuń18 marca 2012 o 12:58
Nie, nie. D. dobrze mówi. On nie był obojętny. S. była tak przerażona i roztrzęsiona, że tego po prostu nie dostrzegła. I nie marzyły jej się mandarynki ;) Ona po prostu myślała o tym, że Javie znów wkroczył w jej Zycie i cieszyła się, że wszystko ucichło. Może źle to ujęłam. Masz urodziny we wrześniu?
~InesTa
Usuń20 marca 2012 o 21:17
Jaakoś tak mandarynki skojarzyłam właśnie z nim. Tak wyszło, że nawet 22 ;)
~aga
OdpowiedzUsuń6 marca 2012 o 21:01
w dalszym ciągu nie mam pojęcia, jak ty to robisz, ze tak pięknie piszesz. czytałam na prawdę mnóstwo blogów o TH i nie tylko, ale rzadkością jest spotkać osobę, która tak potrafi wyrazić i oddać emocje, dla mnie cały Twój blog, każda notka jest wspaniała. a muzyka? to świetnie że ją dodajesz, bo w zupełności oddaje nastrój. czytając ten a także poprzednie rozdziały mogłam poczuć się dokładnie jak Scarlett i tutaj muszę Ci napisać, że wspaniale oddajesz emocje, każdy najdrobniejszy szczegół. wkładasz w tego bloga serce, a to jest rzadkością. bardzo Ci gratuluję.
Dark Queen
Usuń18 marca 2012 o 12:59
dziękuję Ci ślicznie! :)
~Sarah
OdpowiedzUsuń7 marca 2012 o 00:24
Świetna część. Cieszę się, że mogłam przeczytać więcej o Liv, jej ciąży, jej uczuciach…to niewątpliwie odświeżyło fabułę. Chociaż wcale nie twierdzę, że nie jest dostatecznie świeża :D Żeby nie było. :D To dla Liv trudny okres, ale ja wiem, że wszystko się ułoży i pomimo lęku i obaw pokocha to dziecko. Już Georg ją tego nauczy. Strasznie jestem ciekawa jak zareaguje Scarlett i wcale się nie dziwię Liv, że tak się tego boi. A właśnie, kiedy Scar wchodziła do mieszkania i zamarła, byłam niemal pewna, że usłyszała o ciąży. A tu proszę – Tom, którego się kompletnie nie spodziewałam. I za to kocham Prinza. Za to, że nie jest banalną historyjką jakich wiele i co rusz zaskakuje. Spotkanie T&S w połączeniu ze „Skinny love” obłędne. Oboje przeżywali katusze, ale żadne z nich nie dało tego po sobie poznać. Żal, ból, ale przede wszystkim miłość i tęsknota się w nich wzbierały. Cholernie to smutne.Dziękuje za 67 i do zobaczenia przy 68. ! :)
Dark Queen
Usuń18 marca 2012 o 13:03
Wiem, co masz na myśli. Kręcenie wokół S. i T. i ich problemów może przygnębiać, a tak bach i kolejne dziecko ^^ można by pomyśleć, że to taka ‘zapchajdziura’, ale nie. Dla mnie dzieci tu mają ogromne znaczenie nie tylko dlatego, że je uwielbiam, ale fabuła bez nich nie byłaby fabułą. I są nieodłączną częścią Prinza po prostu. Oni są teraz niesamowicie smutni, a ja z nimi, bo ogromnie ciężko mi pisac o tym, że postępują wbrew sobie, bo też wbrew mnie.
~Lestat
OdpowiedzUsuń9 marca 2012 o 17:50
Bałam się tego, że Liv tak zareaguje. Bo w sumie właśnie tego się po niej spodziewałam. Choć są ze Scarlett bardzo blisko i wiele je łączy, są też równocześnie zupełnie inne. I to Liv zawsze była mi dużo bliższa, jej problemy, jej rozterki, jakoś bardziej się z nią identyfikowałam, to ją bardziej rozumiałam. Może dlatego, że wydaje mi się trochę do mnie podobna, mamy wiele cech wspólnych. Gdy przeczytałam o ciąży (no bo to jednak ciąża, choć pod poprzednim rozdziałem jeszcze niczego nie byłam pewna! choć Twoja odpowiedź w zasadzie rozwiała moje wątpliwości, więc byłam na dzisiejszy rozdział niejako przygotowana), próbowałam wyobrazić sobie własną reakcję. Jak bym się czuła, gdybym była na jej miejscu, gdybym to ja znalazła się w takiej sytuacji. I w zasadzie, moja wyobraźnia się nie pomyliła. Liv jest jednak zdecydowanie bardzo mi bliska. Co prawda u mnie był to jedynie mglisty zarys uczuć, Ty uzupełniłaś wszystko szczegółami, które wielbię i wielbić będę i czytałam to wszystko z bólem serca. Naprawdę. Nie tylko dlatego, że to, co czuje Liv jest smutne, nie tylko dlatego, że stereotypowy obraz kobiety dowiadującej się o ciąży znacznie się z tym kłóci. Również dlatego, że ja ją po prostu rozumiem. Dlatego, że pewnie czułabym tak samo jak ona. Strasznie to rozrywające od środka, ale ja uwielbiam kiedy literatura tak na mnie działa. Uwielbiam to swoiste katharsis, które mogę przeżywać, czytając. Także po raz kolejny Ci dziękuję, bo mimo że to momentami bardzo trudne, lubię, gdy mnie tak rozrywa od środka w czasie, gdy czytam. Rozumiem jej niepokój, fakt, że nie dopuszcza do siebie myśli o wychowaniu tego dziecka, że się tak panicznie boi. Też bym się bała. Bo jestem trochę jak ona, nie jak Scarlett, dzieci nigdy mnie nie rozczulały, nigdy nie lubiłam się nimi opiekować, zwłaszcza tymi zupełnie maleńkimi, dopiero gdy trochę podrosną, mają dwa, trzy latka, zaczynam się do nich przekonywać. Małe, zaślinione, plujące berbecie absolutnie do mnie nie przemawiają. A poza tym Liv miała plany, miała marzenia, które teraz będzie musiała odłożyć. Rozumiem jej złość, jest naturalna, przynajmniej dla mnie. Ale co najbardziej dla mnie wstrząsające, rozumiem chyba nawet fakt, że ona tego dziecka nie chce, że traktuje ciążę jak chorobę. Że się boi. Ufałam Georgowi i on mojego zaufania nie zawiódł. Oczywiście nie była to scena jak z filmu, w której mężczyzna zalewa się łzami i jest przeszczęśliwy. Ale podobała mi się jego logiczna, odpowiedzialna reakcja, poniesienie konsekwencji swoich czynów. I nawet to wygarnięcie Liv wszystkich żali coś w sobie miało. Bo, na Boga, ktoś musiał jej w końcu uświadomić, że momentami zdecydowanie przesadzała. Że rzeczywiście zachowywała się bardzo egoistycznie. Że Georg musiał czuć się w tym ich ‚układzie’, bo związkiem chyba nawet tego nazwać nie można było, fatalnie. Cieszę się na ten wątek niemiłosiernie i jestem go bardzo ciekawa, pewnie dlatego, że od zawsze lubiłam tę parę, a od kiedy zniknęli Gustav i Caroline, to już w ogóle chyba jest moja ulubiona część fabuły. Z ciekawością będę obserwować ich rozwój, ich uczenie się siebie, ich miłość. Nie mogę się doczekać, naprawdę, i mimo że początkowo do pomysłu kolejnej ciąży w opowiadaniu nie byłam przekonana, teraz zacieram sobie na ten wątek rączki i z radością mu przyklaskuję.
Trzymam kciuki za to, by jak najprzyjemniej Ci się to pisało. Nie spodziewałam się spotkania Scarlett i Toma. Naprawdę. Chyba sądziłam, że to jeszcze za szybko. Choć przecież minęło już pół roku i to wręcz niewyobrażalne, by w tym czasie ani razu się nie spotkali, mając wspólnych znajomych. Wtedy w barze, jak Scarlett śpiewała było trochę inaczej. To dzisiaj nastąpiła prawdziwa konfrontacja. To tak strasznie boli, że oni nie potrafią już być dla siebie tymi ludźmi, którymi byli dla siebie dawniej! Ta walka na spojrzenie, to ukrywanie przed sobą uczuć… jak wiele musi ich to kosztować. A ja mam ochotę wejść między nich i krzyknąć ‚po co?!’. Po co, do cholery, ukrywają się przed sobą, uciekają, chowają się za maskami, milczą, traktują się jak obcych. Strasznie jest to smutne. Zwłaszcza, że stanowi to tak duży kontrast z pierwszą częścią rozdziału i z trudną, bo trudną, ale jednak wciąż kwitnącą miłością Liv i Georga, której nic i nikt nie przeszkadza, której nic i nikt nie zabija. No i słowa Toma…. one mnie zaciekawiły. Czyżby on przyszedł tam z nadzieją? Czyżby liczył na to, że coś zaskoczy, że uda im się porozmawiać, że coś się wydarzy? Czyżby chciał walczyć? No tak, ale w takim razie mogłabym spytać, dlaczego nic nie zrobił? Dlaczego pozostał tak bardzo bierny, dlaczego ukrywał uczucia, dlaczego uwierzył w maskę, którą założyła na siebie Scarlett? Nie wierze w to, że nie zauważył, że ona gra. Może po prostu nie chciał zauważyć, wmówił sobie, że taka jest prawda. Bardzo smutno było mi o nich czytać. Pozdrawiam ;*
UsuńDark Queen
Usuń18 marca 2012 o 15:28
Lubię kontrasty. Choć na początku określałam je ‚bliźniaczymi duszami w dwóch zupełnie różnych ciałach’, to one zawsze były inne. Nawet fizyczność, a może w szczególności fizyczność była tym co je rozróżniało. A potem dorastały. Scarlett w hermetycznym świecie swoich marzeń, o krok za Liv, pełna lęków i niepewności, a z Liv było odwrotnie. Nie przejmowała się niczym, była odważna i samodzielna. Nie przejmowała się jutrem. Miała deskę, przyjaciół, Scarlett i aparat. Dla niej życie było piękne. A potem role się odwróciły, ale to nie zmieniło faktu, że wciąż były niesamowicie różne. Lubię w nich to. Tą różnorodność, wyjątkowość. To różne spojrzenie na świat. Liv nie została matką bez powodu. Ta ciąża, to okropne z mojej strony, ale to kolejny cios dla S. dlatego Liv będzie miała dziecko. Wbrew pozorom i tu chodzi o losy głównej bohaterki. Bo to wszystko ma ją kształtować, losy jej bliskich. Jest to tez dobry wątek do rozegrania. Między Scarlett a Liv i Liv a Georgiem, bo chcąc nie chcąc coś się między nimi zmieni. Wiesz, ja chętnie pogodziłabym ich przy pierwszej możliwej okazji, ale wtedy wszystkie starania, które włożyłam w to, by napisać to co stało się do tej pory, co doprowadziło do obecnego stanu, poszłyby na marne. Cały zarys fabuły. Wytyczyłam ścieżkę i idę nią. Nie do końca konsekwentnie, ale pewnych rzeczy zmienić po prostu nie mogę. I cierpię z nimi, wierz mi.
~Katalin
Usuń9 marca 2012 o 20:31
Muszę przyznać, że czuję się całkowicie zaspokojona [no nie umiałam znaleźć innego słowa!] po tym poście. Tęskniłam za Liv. Był taki moment, na początku Prizna, że jej nie lubiłam. A teraz nie mogę się doczekać kiedy znowu o niej przeczytam. Teraz uwielbiam jej postać. Uwielbiam to w jaki sposób ją stworzyłaś i jak ją przedstawiasz. W trakcie opowiadania niewątpliwie ewoluowała i to mi się tak strasznie podoba! Nie wiem, nie potrafię tego określić, ale ona wydaje mi się taka prawdziwa, zupełnie nie papierowa. Boże, jak mi się podoba, że ona była taka rozdarta! Nie chce tego dziecka, nie jest gotowa, ma milion wątpliwości, ale jednoczesnie nie chce, żeby dziecko czuło się niekochane, nie jest w stanie dokonać aborcji. Jest absolutnie rozdarta. I to, w jaki sposób to przedstawiłaś w zupełności do mnie przemawia. Strasznie przeżywałam to, jak przekazywała tą wiadomość Georgowi! I to też było takie wielowymiarowe! Pełne różnorakich emocji. Bo cholernie ciężko jest pokazać taki wątek, takie emocje, reakcje. Tym bardziej, że to nie jest pierwsza ciąża w Prinzu. Liv jest siostr Scarlett, a jest tak różna od niej. I to jest cudowne! Dobrze jest na jakiś czas oderwać się od problemów, z któymi zmaga się Scarlett i Tom. Mimo, że Liv i Georgowi nie jest teraz łatwo [tak jakby kiedykolwiek było], to jest to fajna odmiana, bo zupełnie inaczej mi się to czyta. Strasznie nie mogę się doczekać tego, co będzie z nimi dalej. Zachwycił mnie tym razem też Georg i to jak zaragował na wieść o ciąży. Wkurzałam się jak czytałam, że Liv martwi się o kariere, ze wypadnie z jakiegoś rankingu, a Georg tak ostro zareagował! Uwielbiam kiedy faceci są tacy pewni, tacy męscy! To było świetne. Być może skupiam się za bardzo na Liv i Georgu, ale naprawdę ucieszyłam się jak o nich czytałam! I wierz mi, mogłabym jeszcze naprawdę długo o nich pisać! A jezeli chodzi o Scarlett, to kurde no! Dlaczego oni są tacy…uparci! No jak osły! Az ma sie ochote nimi potrząsnąć! Ale z drugiej strony, nie byłoby tyle ‚zabawy’ z nimi, gdyby wszystko było jak należy, prawda?:)
Dark Queen
Usuń18 marca 2012 o 15:31
Geoś niewątpliwie pokazał pazur i wyszedł spod pantofla. Wreszcie. Myślę, że ta ciążka była dla niego bodźcem, który zmusił go do przybrania konkretnego stanowiska. No i coś będzie musiało się zmienić. Liv będzie musiała podjąć jakieś decyzje, ale to nie oznacza, że będzie im łatwiej ^^
~Justyna
OdpowiedzUsuń10 marca 2012 o 14:14
Wreszcie się dorwałam do laptopa. Cieszę się, że pojawi się kolejny dziudziuś, mam nadzieję, że faktycznie scementuje ich związek, bo już najwyższa pora przestać się bawić w chowanego. Szkoda mi Scarlett, ale niestety życie nie zatrzymało się na czas jej cierpienia, które właściwie nigdy nie minie całkowicie. Czemu nie walczą ? Kochają się, chcą być razem, potrzebują się, czemu ta cholera urażona duma zawsze wygrywa.
~dirrtyfighter.
OdpowiedzUsuń12 marca 2012 o 08:26
jakiez to bylo znajome! az mnie na sentymenty wzielo. cudnowna, cudowna scena pod koniec, idealnie sie w nia wczulam, ba, sama czegos takiego doswiadczylam i patrzac na moje doswiadczenia – jeszcze kilka spotkan w czasie ktorych staraliby sie sobie dowiesc jak nic do siebie nie czuja, a zaczeloby sie miedzy nimi ukladac. a Liv. coz, mialam cicha nadzieje, ze jednak nie bedzie w ciazy. nie dziwie sie jej obawom, bo sama jej nie widze z dzieckiem. a w ogole to strasznie ich tu duzo sie pojawia!
~dori
OdpowiedzUsuń18 marca 2012 o 20:41
nie powiem, żeby ciąza Liv i jej reakcja specjalnie mnie zaskoczyły. spodziewalam sie tego, choć wolałam nie dopuszczać tej myśli do siebie. zachowanie Georga wzbudziło mój podziw. to jest prawdziwy mężczyzna! Tom powinien wziać z niego przykład :pwidze że Scarlett i Tom uwzieli się, żeby nie pokazac jak bardzo im na sobie zalezy. nie widzą, że oboje chcą tego samego. chcą być ze sobą. gdyby się postarali, mogliby odbudować uczucie miedzy sobą. ach ta ludzka ślepota.. przykre to.