Scarlett otworzyła oczy. Przez
moment nie pamiętała, gdzie się znajduje. Granatowa ściana, w pierwszej chwili
nie kojarzyła jej się z żadnym miejscem. Dopiero, kiedy rozmazujący się obraz
stał się klarowny, a pulsujący ból głowy dał o sobie znać aż nader wyraźnie i
wreszcie silne ramię mocniej przyciągnęło ją do siebie, zdarzenia sprzed kilku
godzin wróciły do niej. Zamrugała powoli, biorąc głęboki oddech i przyłożyła
dłoń do skroni, pocierając ją delikatnie. Ból był już mniej doskwierający, niż
ten zanim zasnęła. Oczy też nie piekły tak mocno. Tom jeszcze bardziej
przygarnął ją do siebie, wzdychając
cicho. Wiedziała, że już nie śpi. Leżeli tak kilka minut, milcząc. Ta cisza
coraz mocniej ciążyła brunetce. Czuła, jak niewypowiedziane słowa zawisły nad
nimi. Coś mówiło jej, że nie jest tak jak być powinno. Czuła ten taki
nieprzyjemny ucisk koło serca, pojawiający się wraz z niepewnością. Wyjąwszy
rękę spod głowy, delikatnie pogłaskała dłoń Toma, poczym splotła swoje z jego
palcami i odwróciła się przodem do niego. Leżał, wpatrując się w nią szeroko
otwartymi oczyma. Ulokowała w jego tęczówkach swoje turkusowe spojrzenie. Wciąż
nie wypowiedział ani jednego słowa, tak intensywnie wpatrując się w nią, a
Scarlett nie miała zielonego pojęcia, jak odczytać to spojrzenie. Ani wrogie,
ani przyjazne, po prostu nieprzeniknione. Nawet nie drgnął. Leżał w bezruchu,
patrząc na nią, tuląc ją do siebie. Był obok, ale tak jakby go nie było. W
końcu uniosła się, wspierając na ugiętym łokciu i pochyliła się nieco nad
Tomem. Skradła mu krótki pocałunek. Chłopak przeważony jej ciężarem, opadł na
plecy, przyciągając ją do siebie. Oplótł Scarlett rękoma w tali. Szybko
unosząca się i opadająca klatka
piersiowa brunetki, napierała na tors Toma. To niewątpliwie zwróciło jego
uwagę. Na moment oderwał spojrzenie od jej oczu. Bezwstydnie wędrowało za ruchem
jej piersi. Policzki Scarlett oblały się purpurą. Ujęła opuszkami brodę Toma i
uniósłszy ją, zmusiła go, by znów na nią spojrzał. Uśmiechnął się nieco,
unosząc ku górze jeden kącik ust. Przywarła do jego warg, a on szczelniej
oplótł ją rękoma. Uśmiechnęła się, przerywając pocałunek. Oparła ugięte ręce na
torsie Toma, przyglądając mu się uważnie. Przechyliła głowę, poważniejąc.
- Nie chcę żeby tak było.
- Jak?
- Tak dziwnie. Wiem, że myślałeś
teraz o tym wszystkim. Choć wiem też, że mówiłeś, że już nieważne, to mam
świadomość tego, że nie mogę oczekiwać, że tak po prostu zapomnisz, ale… nie
chcę już w nas takiej ciężkiej ciszy. – Przez moment nie mówił nic, wpatrując
się w jej zafrasowaną buzię. Odgarnął z niej kilka kosmyków, chowając je za
ucho i delikatnie pogładził policzek Scarlett. Faktycznie myślał o tych
wszystkich minionych zdarzeniach. Faktycznie jej słowa cały czas siedziały w
jego głowie i choć nie przywiązywał już do nich wagi, choć wiedział, że ten
incydent był kolejną próbą, to podświadomie i tak nie dawały mu spokoju. Ufał,
wierzył Scarlett i nie pojmował, skąd brały się te wszystkie wątpliwości. Nie
chciał, by to jedno zdarzenie rzucało cień na wszystko, co będzie później, ale
nie mógł nic na poradzić. Po prostu… chciał zapomnieć. Jednak, jak na złość na
potrafił. Patrząc na nią utwierdzał się w przekonaniu, że warto. Patrząc na
nią, wspominał wszystkie piękne chwile, ważąc je z tymi gorszymi i był
zwyczajnie pewien, że ona po prostu upadła i teraz jego kolej, by pomóc jej
wstać. Odkąd rano miał ją przy sobie, wszystko było już dobrze, spał spokojnie,
czując jej bliskość, ale odkąd otworzył oczy…nie chciał tego wspominać, ale to
wszystko samo wracało do niego. Mimo woli. – Nie chcę, żebyśmy kiedykolwiek
leżeli, udając, że śpimy.
- Wiesz, że jesteś nieziemsko
pociągająca, jak śpisz?
- Tooom – jęknęła przeciągle.
- Ja mówię poważnie. – Klepnęła dłonią jego ramię, robiąc groźną minę.
- Ja też – pocałował Scarlett
w czubek nosa. – To co powiem będzie zupełnie banalne. Po prostu mówmy sobie,
do siebie i o sobie, a zła cisza już nie zalegnie między nami. Nie będzie też
wątpliwości ani niejasności. Okej? – Zastanawiała się przez moment, lokując
spojrzenie w nieuchwytnym punkcie. Zebrawszy się w sobie, westchnęła, patrząc
mu prosto w oczy.
- Obiecaj mi, że jeśli kiedykolwiek zechcesz odejść, odwrócisz się, nim
znikniesz.
- Obiecuję. – Machinalnie wypowiedział te słowa, jakby poza
świadomością, zahipnotyzowany spojrzeniem jej niebieskich oczu. Nie pojmował do
końca sensu prośby brunetki. Nie rozumiał, dlaczego w chwili, w której się
pogodzili napomina o jakimkolwiek rozstaniu. Ścisnęło go w żołądku. Przejął go
wyraz jej spojrzenia. - Ej, Maleńka, – pogładził Scarlett po policzku – nie
myśl sobie, że się mnie tak łatwo pozbędziesz. Nie puszczę cię – potarł dłońmi
jej plecy, zacieśniając uścisk, który zdawałoby się, że szczelniejszy już być
nie mógł. Scarlett uśmiechnęła się blado, biorąc w palce łańcuszek Toma.
Obracała go w nich, wodząc wzrokiem za swoimi dłońmi. Takie zachowanie było
zupełnie niepodobne do brunetki. Nigdy nie widział jej tak strapionej. –
Kolejne pytanie? – Spytał po chwili, a ona posłała mu pytające spojrzenie,
słodko przekrzywiając głowę.
- Pytanie?
- Kolejne z dziesięciu,
trzecie o ile mnie pamięć nie myli.
- Ach, zapomniałam, -
uśmiechnęła się krótko - że graliśmy w ogóle. Słucham. – Schowała łańcuszek za
koszulkę chłopaka i splótłszy dłonie na jego torsie, ulokowała w nim swoje
spojrzenie. Zastanawiał się przez moment, jakby dobierając słowa, po czym
pewnie rzekł;
- Gdybyś mogła dokonać
wyboru, między spełnieniem marzeń, wystawnym życiem i całym tym splendorem
wokół sukcesu, karierą, życiem na świeczniku, wiąż w biegu… a czymś zupełnie
odwrotnym. Życiem z dala od blasku fleszy, sławy, całego tego showbiznesowego
huku, ale za to pełnym spokoju, stabilizacji, miłości. Małym domku z ogródkiem
i Burkiem w zagrodzie, co byś wybrała? – Zaskoczył ją. Tom wpatrywał się w
Scarlett, bacznie wychwytując jej reakcję. Zagryzła dolną wargę i biorąc jego
dłoń, dotąd spoczywającą obok jej własnej, splotła je razem. Miała wrażenie,
jakby dostała obuchem w głowę.
- Twoje pytania są zawsze
trudne, wiesz? – Nie odpowiedział. – Wiesz o tym – stwierdziła. – Obie
możliwości się wykluczają. Dla mnie nie ma życia bez muzyki i bliskich, to
nierozerwalna całość. Tylko tworząc, próbując i mając przy sobie… mając przy
sobie tych, których kocham mogę być szczęśliwa. Każesz wybierać mi między
miłością i miłością. Nie wiem, czy potrafiłabym wyrzec się, którejś z nich.
- Odpowiedz. – Powiedział,
spoglądając na nią wciąż tak samo. Determinacja wymalowana w jego spojrzeniu,
to jak przenikało ją na wskroś, sprawiły, że coś ścisnęło ją w środku.
Doskonale wiedziała, że pytanie Toma nijak miło się z ogółem. Nijak chodziło o
życie w domku z ogródkiem albo karierę muzyczną. Tu chodziło o niego i ta
świadomość z chwilą pojawienia się w jej głowie, zaczęła jej ogromnie ciążyć. Chciał….zapewnienia?
Kilka razy otwierała i zamykała usta, chcąc coś powiedzieć. Westchnęła ciężko. Podniosła
się, siadając, po czym wstała z łóżka. Szczelniej otuliła się bluzą Toma, która
znalazła się na niej w zupełnie tajemny dla Scarlett sposób. Powoli podeszła do
drzwi, czując na sobie jego nieustępliwe spojrzenie. Zatrzymawszy się przy
nich, odwróciła się do niego i przeczesawszy rozwichrzone włosy palcami,
spojrzała mu prosto w oczy.
- Wybrałabym ciebie. – Wyszeptała, nie będąc pewną, czy dosłyszał jej
słowa, i wyszła z pokoju. Nie widziała, że na twarzy Toma pojawił się delikatny
uśmiech.
Odłożyła ściereczkę,
wytarłszy ostatni talerz. Bill mówił przez cały posiłek, pozwalając Georgowi
raz na jakiś czas wtrącić słowo. Siedziała naprzeciw Toma, jednak nie zmienili
słowa. Nowa płyta dla Billa była mega wydarzeniem, rozemocjonował się tak, że
aż dostał wypieków. Przerwał dopiero, gdy rozdzwonił się jego telefon. Kątem
oka dostrzegła, że na wyświetlaczu widniało ‘Ranie’. Jak oparzony wybiegł z
kuchni i zatrzasnął się w swoim pokoju. Zaraz po nim Georg też wparował w
cudowny sposób, zobaczywszy ilość naczyń do pozmywania. Została sama z Tomem.
Zmywali w ciszy, choć równie dobrze mogli zapakować zmywarkę. Ona skrupulatnie
myła każdy talerz, a Tom z jeszcze większą dokładnością je wycierał. Bardziej
nie błyszczały nawet za nowości. Ręczniczek wylądował obok niej. Nim zdążyła
się odwrócić, sprawne ręce Toma zrobiły to za nią, gdy stała już przodem do
niego, pewnie przycisnął ją do siebie, kryjąc w swych ramionach. Uśmiechnął się
czule, na jej zdezorientowane spojrzenie. Ucałował Scarlett w czoło, po czym
spojrzał prosto w jej turkusowe tęczówki.
- Nigdy nie kazałbym ci
wybierać. Gdybym to zrobił, dałbym dowód na to, że cię nie… - Nie dała mu
dokończyć, zamykając Tomowi usta pocałunkiem. Nie chciała jeszcze tego
usłyszeć. Musiała wspiąć się wysoko na palce i wyciągnąć wysoko szyję, co
wywołało u niego szerszy uśmiech. Dłonie Toma wylądowały na pośladkach
brunetki, szybko przerwała pocałunek, posyłając mu karcące spojrzenie.
Wyswobodziła ręce z jego objęć i przesunęła jego dłonie na swą talię. Uniosła
ku górze jedną brew i pogroziła mu palcem.
- Nieładnie panie Kaulitz. –
Chłopak pokręcił głową, uśmiechając się figlarnie i namiętnie wpił się w jej
usta. Szczelnie zamknął Scarlett w swoich ramionach, nie pozwalając jej się
ruszyć. Całował ją zachłannie, by przerwać gwałtownie i składać na jej wargach
delikatnie pocałunki. Uśmiechnął się szelmowsko, zaczynając łaskotać językiem
jej podniebienie. Nie mogąc wyswobodzić rąk, zaczęła się śmiać. Igrali ze sobą,
zatracając się w pocałunku, póki do kuchni nie wpadł rozentuzjazmowany Bill, z
okrzykiem ‘Rainie przyjdzie!’. Tom gwałtownie oderwał się od Scarlett, mrucząc
pod nosem, a ona posławszy mu spod przymrużonych powiek spojrzenie, typu
‘jeszcze cię dorwę’, zwinnie wyswobodziła się z jego objęć, korzystając z
chwili jego nieuwagi. Z szerokim uśmiechem, podeszła do Billa, który zdawszy
sobie sprawę z powagi sytuacji, stał jak wryty. Zatrzymała się obok niego,
chcąc szepnąć mu na ucho, co bez drabiny było raczej niemożliwe, więc
zadowoliła się poklepaniem do po ręce. – Zamknij buzię. – Rzuciła
konspiracyjnym szeptem, puszczając mu oczko, po czym lekko wyszła z kuchni.
- Eee… ja nie w czas? – Wydukał
i bracia wybuchli śmiechem.
*
Siedziała na podłodze
wygodnie oparta o łóżko. Po swojej prawej ręce miała opakowanie ciastek z
czekoladą, a po lewej szklankę soku pomarańczowego. Zaś na kolanach spoczywał
laptop. Upiwszy łyk napoju, poprawiła słuchawki na uszach i uruchomiwszy
program, włączyła swój dotychczasowy efekt. Obraz przewijał się powoli, tak by mogła
wychwycić błędy w łączeniu się klatek. Dźwięk zgrał się dobrze. W zasadzie nie
musiała wiele poprawiać. Mogła kontynuować. Nie miała zielonego pojęcia, czy
Scarlett ta opcja przypadnie do gustu, ale zobaczywszy ogłoszenie musiała
spróbować. Najwyżej jej siostra nie skorzysta. W co szczerze wątpiła. Zjadła
ciastko i ponownie odtworzyła film. W tej samej chwili rozdzwonił się jej
telefon. Nie odrywając oczu od ekranu, odruchowo chciała odebrać, jednak
najpierw rzuciła krótkie spojrzenie na wyświetlacz. Zastygła w bezruchu z
telefonem w dłoni w połowie drogi do ucha. Paul. Przymknęła powieki, biorąc
głęboki oddech.
- O nie, kochasiu. – Uniosła
je, odrzucając połączenie i odłożyła aparat. Ponownie włączyła odtwarzanie.
Telefon zadzwonił znów, ale nawet na niego nie spoglądała. Całą uwagę skupiła
na postaci swojej siostry i jakości łączenia się klatek. Potrzebowała dystansu,
by podjąć ostateczną decyzję. Musiała być pewna. Nie mogła tego zrobić pod
wpływem chwili, choć wydarzenia z ostatnich kilkunastu tygodni mówiły same za
siebie, nasuwając jej na myśl jednoznaczne wyjście. Pomimo tego chciała
dotrzymać obietnicy danej samej sobie. Odetchnęła, wytężając wzrok. Kolejne
urywki muzykowania Scarlett, łączyły się w ładną całość. Scarlett w klubie.
Scarlett śpiewająca do dezodorantu. Scarlett nucąca w kuchni. Scarlett
śpiewająca w łazience. Scarlett pisząca teksty i wiele innych scen, ukazujących
zdolności brunetki. Celowo dobrała piosenki, które brunetka lubiła śpiewać
najbardziej. Ostatnimi czasy często bawiła się w scenarzystę, reżysera,
kamerzystę, montera i wydawcę. Nawet jej się to podobało i musiało się udać. Telefon
rozdzwonił się po raz wtóry. Poirytowana natarczywością Paula, chwyciła go
gniewnie, chcąc go wyłączyć, jednak nie zrobiła tego. Widząc, migające na
wyświetlaczu ‘Georg’, coś ścisnęło ją w środku. Nie była to złość, tak jak w
przypadku Paula. To smutek, jakby tęsknota, budząca się z otępienia. Coś
zupełnie odwrotnego. Naraz zrobiło jej się, żal, że musiała zrezygnować z
rozmowy z nim. Jednak musiała, powinna i chciała odciąć się od nich aby, aby
spojrzeć na to wszystko, chociaż po trosze obiektywnie. Westchnęła ciężko,
odkładając aparat obok siebie. Przymknęła powieki i uniosła je dopiero, gdy
przestał dzwonić. Po raz kolejny odtworzyła film, skupiając na nim całą swoją
uwagę. Potrzebowała czasu, potrzebowała przestrzeni, potrzebowała impulsu,
który upewniłby ją, że jej decyzja była tą właściwą. Odłączyła słuchawki i
głęboki głos Scarlett wypełnił pokój. Musiała się na czymś skoncentrować, by
choć na chwilę odciąć się od myśli, krążących wokół szatynów. Padło na Scarlett
i jej drogę do gwiazd. Choć w zasadzie nie odzywały się do siebie, Liv nie
umiała się na nią gniewać. Tak to już było, że kiedy nawrzeszczały na siebie,
złość po chwili mijała. Ich spory nie trwały zazwyczaj dłużej niż piętnaście
minut, dłuższe zdarzały się w skrajnych przypadkach, takich jak ten, kiedy to
Scarlett wyparowała z domu. Wiedziała dokąd poszła, więc się nie martwiła.
Scarlett miała to do siebie, że prędzej zamilkłaby na zawsze, niż powiedziała
przepraszam. Liv już przywykła do tego, że brunetka zawsze obchodziła temat
naokoło. Czekała tylko, aż przyjdzie i jak zawsze powie; ale ty wiesz, że ja
cię bardzo mocno kocham? Utarło się tak, że ten system działał w obie strony. Obie
uważały go za dobry. Tata mała osobliwość. Pamiętała, że tata zawsze uśmiechał
się pobłażliwie, słysząc, jak się godziły. Lubiła ten jego ciepły uśmiech. Plik
powoli kończył się zapisywać. Po raz ostatni przycisnęła enter i odtworzyła
efekt swojej kilkudniowej pracy. Uśmiechnęła się, sięgając po zaadresowaną już
kopertę.
*
Spóźniła się. Znów.
Westchnęła głęboko, popychając ciężkie frontowe drzwi szkoły. Momentalnie
zalała ją fala gorąca, różnica temperatur między wnętrzem, a zewnętrzem była
zdecydowanie za duża. Odetchnąwszy, powachlowała buzię dłonią i szybko zeszła
do szatni. Woźny pokiwał głową z dezaprobatą, widząc, jak prawie powywijała
rękawy, zdejmując skórzaną kurtkę. Podała mu ją, w locie odbierając numerek.
Pnąc się schodami na piętro, obsunęła spódniczkę na biodra, wygładziła sweterek
i odrzuciła do tyłu włosy, uprzednio przeczesując je palcami. Czy Scarlett
O’Connor zawsze musiała spóźniać się wtedy, kiedy było to najbardziejj bolesne
w skutkach? Pewnym krokiem przemierzała korytarz, stukotem obcasów przecinając
zalegającą tam ciszę. Przed drzwiami zatrzymała się, uspokajając oddech. Nie
mogła wejść zdyszana. Ku jej nieszczęściu, ściany, drzwi, okna i wszystko tylko
się dało, zostało bardzo skutecznie wytłumione. Z sali gimnastycznej nie dobiegał
żaden, nawet najcichszy dźwięk. Zdając się na łaskę, albo jak się okazało w jej
przypadku niełaskę losu, otworzyła drzwi, raźno wkraczając na salę. Echo jej
kroków poniosło się po całym pomieszczeniu, zwracając na nią uwagę większości. Nie
zwolniwszy, pewnie szła przed siebie ignorując je skutecznie. Dumnie uniosła
głowę, błądząc spojrzeniem po uczniach i szukając wśród nich Liv.
- …jak już mówiłem, zmiany w
regulaminie obejmować będą również normy dotyczące stroju obowiązującego w
szkole. – Nie wietrząc żadnej sensacji, większość zwróciła się znów ku
dyrektorowi, zaś inni widząc Scarlett i jak się zaraz okazało jej
nieregulaminowy strój, nie zdołała powstrzymać się od reakcji. Chichotu,
spoglądania po samemu czy samej sobie, komentarzom, krzywym spojrzeniom,
niedowierzaniu, zniesmaczeniu, zobojętnieniu, zazdrości, pobłażaniu i wielu
innych, które Scarlett niezłomnie ignorowała. Lekko kołysząc biodrami, stawiała
rytmiczne kroki. Spostrzegła Mikea, który bezpardonowo patrzył się na nią,
lustrując od dołu do góry. Posławszy mu miażdżące spojrzenie, przecisnęła się
między uczniami. – Co więcej, nieprzestrzeganie regulaminu będzie karane,
zwłaszcza w stosunku do maturzystów. Rada nauczycieli w porozumieniu z
przewodniczącym rady uczniów – co należy nadmienić, był to chłopak z najwyższą
średnią w szkole, obsadzony na tym stanowisku z woli dyrektora, gdy
przewodniczący wybrany przez uczniów, został zdegradowany za palenie papierosów
na terenie szkoły. – Chcemy, by absolwenci naszej szkoły, opuścili ją z jak najlepszą
opinią i oczywiście świadectwem. – Brunetka prychnęła, stanąwszy obok Liv i
odrzuciła niesforne kosmyki na plecy w ostentacyjnym geście. Siostra
teoretycznie nadal się do niej nie odzywała. Wróciwszy wieczorem od Toma,
zupełnie wyleciało jej z głowy, żeby iść do Liv. Poza tym, pewnie już spała, a
rano – zapewne celowo - szybciej wyszła z domu, nim Scarlett zdążyła w ogóle
wstać. Sapnęła i zagryzając dolną wargę, spojrzała na Liv. Ta udawała, że jej
nie widzi, jeszcze mocniej udając, że słucha monologu dyrektora. Scarlett
stanęła bliżej niej, dając jej kuksańca w bok. Gdy brunetka nadal nie
zareagowała, coraz mocniej skrywając uśmiech, Scarlett przysunęła buzię do jej
ucha, szepcząc;
- Ale ty wiesz, że ja cię
bardzo mocno kocham? – Liv momentalnie uśmiechnęła się szeroko, kręcąc głową z
dezaprobatą.
- Wiedziałam, że długo nie
wytrzymasz. – Stwierdziła, spoglądając na Scarlett spod uniesionych brwi. - Ale
pogodziliście się już?
- Tak, można tak powiedzieć.
– Odetchnęła. – Nie tutaj. – Liv bez słowa kiwnęła głową, przenosząc wzrok na
dyrektora.
- Po apelu się zmywam.
- Bo?
- Bo nie chce mi się tu
siedzieć?
- Eeeej..! – Jedna z
nauczycielek odwróciła się, karcąc Scarlett ostrym spojrzeniem. Dziewczyna
prychnęła, przewracając oczami i przysunęła się bliżej siostry.
- Ty musisz iść na
sztukę.
- Bo?
- Bo zaliczasz dzisiaj. Ja
byłam rano.
- A dlaczego nie powiedziałaś
mi o tym wcześniej?
- Bo się do ciebie nie
odzywałam?
- Małpa.
- Tak mi mów.
- Wiesz co? Eks – związek z
eks – Paulem budzi w tobie pierwotne instynkty – Scarlett znacząco poruszyła
brwiami, uśmiechając się filuternie. Liv odwzajemniła uśmiech, kręcąc głową.
- To jeszcze nie jest eks –
związek – skwitowała, posyłając brunetce protekcjonalne, na co ona znów
wywróciła oczami, cmokając teatralnie.
- Cicho. – Dyrektor zakończył
mowę i tłum uczniów ruszył ku wyjściom z sali. Liv pożegnała się z siostrą, po
czym wmieszała się między innych. Scarlett stała oparta o osłonę kaloryfera,
czekając, aż większość opuści pomieszczenie, by nie musiała się przepychać. Splotła
ręce pod klatką piersiową i delikatnie przekrzywiwszy głowę, taksowała
krytycznym spojrzeniem, co niektórych uczniów. Spostrzegła dwie nauczycielki,
perfidnie wskazujące na nią mi komentujące – nie trudno się domyślić, co –
między sobą. Scarlett wzięła głęboki oddech i jednym ruchem głowy odrzuciła do
tyłu włosy. Poprawiła się na miejscu, przysiadając na osłonie i skrzyżowała
przed sobą długie nogi. Kątem oka dostrzegła, że Mike, stojąc pod ścianą, znów
jej się przygląda. Powoli przeniosła na niego swoje spojrzenie i uśmiechnęła
się najbardziej słodko, jak tylko potrafiła, co widocznie bardzo go zdziwiło.
Rozplotła ręce i uniósłszy jedną dystyngowanie, pokazała mu środkowy palec, po
czym z gracją ruszyła ku wyjściu. Widziała, jak wściekle zaciskał pięści.
Widząc koleżanki poruszające
się zgrabnie w rytm piosenki, uśmiechnęła się delikatnie. Samara i Natasha
przygotowywały kroki przed próbą. Choć grupę tworzyło kilkanaście osób, to
głównie one tworzyły choreografię. Scarlett lubiła patrzeć jak tańczą. Były
przeciwieństwami, współgrającymi więcej niż idealnie. Natasha - baletnica
zwinna i delikatna niczym motyl, sprawiała, że nawet hip – hop w jej wykonaniu
emanował subtelnością. Zaś Samara swoją energią i pasją, które emanowały z
każdego jej ruchu, gotowa była porwać za sobą tłumy.
- Siiiii! – Krzyknęła
Natasha, wybijając się zupełnie z rytmu. Uśmiechnęła się szeroko i podbiegła do
Scarlett, opartej o barierki. Przytuliła ją do siebie z nieproporcjonalną do
jej postury siłą, po czym otaksowała ją spojrzeniem. – A żeś się wyrobiła, no.
Nadziwić się nie mogę.
- Mówisz mi to za każdym
razem, Tasha. – Scarlett roześmiała się, kiwając do Samary, idącej w ich
stronę.
- Czemu kopnął mnie ten
zaszczyt? – Rzuciła blondynka, szurając Scarlett piąstką w ramię.
- Stęskniłam się za tobą.
Spać po nocach nie mogę, nie jem, nie piję. Musiałam cię zobaczyć.
- Taaa – Samara pokiwała
głową w geście ‘akurat ci uwierzę’, po czym wskazała na chwilowo parkiet plac.
– Jak ci się podobało?
- Profesjonalka, jak zawsze.
- No to bajeczka. Idę
nastawić muzykę, zaraz zejdą się ludzie. – Przeszła luźno kilka kroków, po czym
ma marszu zrobiła nieprzerwanie trzy gwiazdy, zgrabnie lądując przy samej
wieży. Spojrzawszy na Tashę i Scarlett, uśmiechnęła się od ucha do ucha i
zabrała za przygotowywanie muzyki. Brunetka pokiwała głową, przenoszą wzrok na
Nataszę.
- Kiedy mistrzostwa?
- Za trzy tygodnie. Jeszcze
nigdy się tak nie bałam. Ostatnio każdy ma milion pięćset pilniejszych spraw
niż treningi. Sam wszystko zlewa, ale ja tak nie umiem. Mike jest naszym
czarnym koniem, bez jego wygibasów występ dużo straci. Corn i Dan bawią się w
dom i wciąż olewają treningi, dziewczyny też jakoś słabo się przykładają. W
ogóle, dziwnie się robi. Zamiast czterech razy w tygodniu, w pełnym składzie
spotykamy się dwa razy, jeśli dobrze pójdzie.
- To kiepsko.
- Brakuje mi ciebie tutaj.
- Tash.
- Wiem, minęło już sporo
czasu i tak dalej. Wiem, że nie wrócisz, ale ty zawsze umiałaś każdemu, jakoś
tak nagadać, żeby wziął się w garść. Ja potrafię kręcić tyłkiem, a ty masz
gadanego.
- Ja tu tylko siedziałam. Nie
sądzę, żeby inni odczuli moje odejście. Wiesz dobrze, że to siedzi w was.
Wydaje mi się, że po prostu niektórzy zapomnieli, dlaczego zaczęli tu
przychodzić. Przypomnij im, Tash, bo ty to doskonale pamiętasz. – Spojrzenie
dziewczyny na ułamek sekundy powędrowało ponad ramię Scarlett. Zmarszczyła
nieznacznie brwi i znów spojrzała na brunetkę. Nim zdążyła otworzyć usta,
widziała jak silne dłonie oplatają koleżankę w talii. Ta poderwała się jak
oparzona, gwałtownie odwracając do – jak się okazało – Mikea, mało nie
potrącając przy tym Natashy. Starając się oddychać spokojnie, posłała
chłopakowi nienawistne spojrzenie, a jej dotąd pogodną twarz skuła wzgardliwa
obojętność. Na widok miny brunetki, Mike uśmiechnął się diabolicznie i
przeskoczywszy barierkę, o którą się opierała, podszedł do niej. Zdecydowanie
za blisko.
- I co, Mała? Gdzie masz
swojego księcia? – Przysuwał się bliżej i bliżej, aż w końcu klatka piersiowa
Scarlett, stykała się z jego ciałem przy każdym wdechu. Mroziła go spojrzeniem,
ani na chwilę nie spuszczając z niego wzroku.
- Daleko – warknęła. Wyminęła
go, celowo trącając ramieniem. Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą i
odwróciwszy się, mocno chwycił ją za rękę. Szarpnął Scarlett, przyciągając ją
do siebie. Odbiła się od jego torsu. Był o wiele silniejszy, niż jej się
wydawało. Manipulował jej ciałem jak szmacianą lalką. Tym razem się nie bała.
Nie była sama, w obecności Samara i Nataszy nie mógł jej wyrządzić żadnej krzywdy.
Wątpiła, by był tak głupi. Wiedziała, że po prostu usiłował pokazać jej swoją
wyższość. Nie z nią te numery.
- I co, kto cię teraz
uratuje? – Trzymał mocno rękę brunetki, pochylając się bardzo nisko nad jej
zarumienioną buzią. Szarpnęła z całych sił. Na nic to się zdało, bo tylko
zacieśnił uścisk.
- Krasnoludki – warknęła. –
Wiesz, co, Mikey? – Oblizała wargi, celowo przeciągając tą chwilę. Ja się
spodziewała, uciekł spojrzeniem do jej pełnych ust. Wykorzystała ten moment i
wyrwała rękę. Zapiekło, ale nawet się nie skrzywiła. Nieustannie patrzyła mu w
oczy, wkładając w to spojrzenie całą swoją niechęć do niego. – Jesteś żałosny –
odwróciła się na pięcie, chcąc odejść, ale tym razem też był szybszy. Chwycił
Scarlett za ramiona i mocno przycisnął do siebie. – To boli – syknęła.
- I dobrze – w jego ochach
tliła się złość przemieszana z pożądaniem. Jego ciemne tęczówki zaszły mgłą.
Przestraszyła się tego spojrzenia, ale zniosła je dzielnie. – Może teraz
nauczysz się, że zawsze dostaję to, czego chcę. Jak nie idzie po dobroci, to
nauczę cię siłą, Lettsy.
- Mam na imię Scarlett.
Niczego mnie nie nauczysz, dupku, bo w tej właśnie chwili mnie puścisz.
- Podniecasz mnie, kiedy się
złościsz.
- Powodujesz u mnie odruch
wymiotny, kiedy mnie dotykasz.
- Jak słodko. Scarlett…
zrozum wreszcie, że ode mnie się zaczęło i na mnie się skończy. Ułatwisz i
sobie i mnie. Nie sądzisz?
- Sądzę, że ty naprawdę powinieneś
się leczyć. Albo masz tak zaburzoną samoocenę albo wypaliłeś odrobinę za dużo
trawy. W każdym razie, bądź tak łaskaw i primo – puść mnie, secundo – nie
wypominaj mi błędów przeszłości. – Mike nie zareagował. Trzymał brunetkę,
wlepiając w nią to spojrzenie i oddychał tak nienaturalnie szybko. Scarlett
zaczęła się wiercić, ale to na nic. Nawet nie drgnął Natasha, dotąd przyglądająca się całemu
zajściu, jakby ocknęła się i podeszła do nich, kładąc na przedramieniu Mike’a
dłoń. Jego mięśnie były napięte jak stal. Ona też się przestraszyła.
- Mike, puść ją – wyszeptała,
w duchu prosząc, by pojawił się, któryś z chłopaków. Samara w końcu przestała
ich ignorować i też przyszła.
- Mike, daruj sobie –
warknęła, nie patyczkując się z nim. Siłą zaczęła odciągać go od brunetki. –
Koniec przedstawienia. Idź się rozgrzać. – Po chwili ustąpił i zwolnił uścisk.
Jednak ani na chwilę nie spuścił z niej swojego spojrzenia. Tasha podeszła do
Scarlett.
- Okej? – Położyła dłoń na
ramieniu brunetki, jednak ta ją strąciła. Poprawiła spódniczkę, wygładziła
kurtkę i odrzuciwszy włosy na plecy, wyprostował się dumnie, po czym bez słowa
odeszła. Cała trójka patrzyła za nią, a kiedy drzwi trzasnęły, jakby ocknęli
się. Dziewczyny spojrzały gniewnie na Mikea, odchodząc.
- Idiota – warknęła Samara.
*
Przeszła przez pokój,
rzucając mężowi przelotne spojrzenie. Siedział, wygodnie rozparty na fotelu,
popijając kolejne piwo. Zajrzała do pokoju Candy, sprawdzając, czy aby na pewno
śpi. Stała tak przez moment, przyglądając się jej pogodnej buzi. Tak bardzo
żałowała, że jej malutka córeczka musi dorastać w takich podłych warunkach. Bolało
ją, że nie mogła odejść i stworzyć jej domu, jakiego sama nie miała. Chciała
jej dać wszystko, czego jej samej zabrakło, a nie była w stanie zapewnić jej
nawet poczucia bezpieczeństwa. Choć tak było od zawsze i dziewczynka nie znała
innego życia, Rainie za każdym razem, gdy o tym myślała, pomstowała do losu. Kiedyś
w końcu jej się uda, bardzo w to wierzyła. Da Candy prawdziwy dom, bez lęku i
przemocy. Nie chcąc, by obudziło ją światło bijące z korytarza, wycofała się i cicho
zamknęła drzwi. Chciała wrócić do kuchni, zaszyć się w niej na tyle długo, by
Hans poszedł spać i by ona mogła się położyć. Codziennie kładła się dopiero,
gdy zasnął. Chyba, że… chyba, że robił jej to. Przyspieszyła przechodząc przez
dzienny.
- Co tak się kręcisz? –
Zatrzymała się gwałtownie, a po jej plecach przebiegł dreszcz.
- Byłam u Candy. Sprawdzałam
czy śpi.
- I co, śpi? – Rzucił,
zgniatając puszkę.
- Tak – starała się być
bardzo spokojna, robiła wszystko, by głos jej nie zadrżał. Na próżno. Jednak
jego ton nie wskazywał niczego dobrego. Znowu to zrobi. Wyczuwała to. To
wisiało w powietrzu, zalegało w brzmieniu jego głosu. Na jej ciele pojawiła się
gęsia skórka. Zacisnęła dłonie w piąstki, zaczynając drżeć.
- Chodź do mnie, kochanie.
- Hans, proszę – szepnęła
błagalnie.
- Jesteś moją żoną.
- Hans – tak bardzo chciała,
by odpuścił, by pozwolił jej odejść. Tak bardzo się bała, niemo wołała ratunku.
Wiedziała, że on tam jest i wpadłby po nią, gdyby tylko szepnęła słowo, ale
wiedziała, że nie może mieszać w to Billa. Jej życie było zbyt trudne, zbyt
skomplikowane, by mogła nawet pomyśleć, o tym, by włączyć go w to wszystko.
Musiała to znieść, musiała mu pozwolić, bo była zbyt słaba, żeby stawić Hansowi
opór. Był jedyną osobą, jaką miła, choć to zdanie brzmiało śmiesznie, nawet w
jej myśli. Chociaż wiedziała, że Bill przyjąłby ją z otwartymi ramionami, nie
miała prawa zwalać mu się na głowę ze swoimi problemami. Od Hansa nie można tak
po prostu odejść. Ona nie mogła.
- Chodź tu – rzucił ostro.
Nie patrzył na nią, wciąż oglądał mecz. Nie musiała odwracać się do niego
przodem, by to wiedzieć. Gorąco i zimno, na przemian zalewało jej ciało. Znała
scenariusz, zrobi to, tam gdzie akurat będzie mu wygodnie, a później zostawi ją
i pójdzie spać. Nawet nie racząc jej spojrzeniem. Czuła się upokorzona na samą
myśl. Powoli ruszyła w jego kierunku, choć nogi miała jak z betonu, stawiała
kolejne kroki. Chciała uciec, skryć się gdzieś, jednak wiedziała, że to nie
miało najmniejszego sensu, bo i tak by ją znalazł. Przysiadła na brzegu fotela.
Chwycił jej dłoń. Nie odwzajemniła uścisku. Przymknęła powieki, przełykając
ślinę. Słyszała, jak krew dudni w jej żyłach.
- Czy ja kiedykolwiek uwolnię
się od ciebie? – Zapytała słabo.
- Nie sądzę – nie wyłączając
telewizora, wstał i ciągnąc ją za sobą, skierował się do sypialni.
*
Wyszło nieczysto. Bill
przeciągnął ostatni dźwięk, a on pomylił nuty, kiedy Georg źle wszedł w dźwięk.
Ogółem: masakra totalna. Dwa poprzednie kawałki zagrali całkiem dobrze, z tym,
coś im nie szło. Choć dobrą chwilę temu skończyli grać, Gustav nadal wybijał
rytm. Wciąż ten sam. On był już zupełnie zakręcony. Owocność tej próby,
wydawała się Tomowi zupełnie wątpliwa. Ostatni raz tak się mylili, kiedy mili
zagrać pierwszy duży koncert, z tą różnicą, że wtedy chciali, a nie mogli, a
teraz… sam nie wiedział, co to było teraz.
Od początku próby Bill po każdej piosence spoglądał na telefon, Gustav
milczał jak zaklęty, a Georg bujał w obłokach. Przysiadł sobie na stoliku,
śmiejąc się pod nosem z perkusisty, który wciąż uparcie grał. Georg wyrwał go
brutalnie z zamyślenia, uświadamiając mu, że piosenka dobiegła końca i mógł
przestać. Powiódł spojrzeniem po wszystkich trzech i zaśmiał się pod nosem.
- Ach, te baby – westchnął,
kręcąc głową.
- Co z babami? – David
pojawił się ni stąd ni zowąd, uśmiechając się od ucha do ucha. Obrzucił
spojrzeniem chłopaków, po czym przysiadłszy na stoliku, zaczął przeglądać
kartki, które przyniósł ze sobą.
- Źle z nimi, ale bez o wiele
gorzej – mruknął Bill.
- Odkryłeś, chłopie, Amerykę.
No, ale mam dla was wieści z ostatniej chwili. Właśnie rozmawiałem z
Patrickiem. Po jutrze wyjeżdżamy – zamiast wybuchu euforii, zastał ciszę.
Zdziwiony, spojrzał na nich pytająco. Bill jedynie wzruszył ramionami. – Na
trzy tygodnie.
- Dokąd? – Wokalista zdecydował
się przerwać ciszę, która zaległa między nimi. Podszedł do Josta i wziął od
niego plan trasy. – Stany – mruknął bardziej do siebie niż do reszty. - A
kiedy?
- Po jutrze – Jost rzucił
obojętnie i w tej samej chwili trzy pary oczu, utkwiły w nim niedowierzające
spojrzenia. Myśleli o trasie, chcieli grać, ale… już?
- Przecież to technicznie
niemożliwe – Gustav odezwał się pierwszy raz tego dnia, pomijając oczywiście
‘cześć’, kiedy przyjechał.
- Możliwe. Przekonacie się
sami. Kluby będą pękać w szwach – wstał i machnąwszy im na pożegnanie, opuścił
pomieszczenie.
- Czy tylko ja mam wrażenie,
że to będą bardzo długie trzy tygodnie? – Tom, ignorując pytanie Billa, wstał i
chwytając po drodze kurtkę, bez słowa wyszedł ze studia.
*
Siedziała na podłodze po turecku
przed szeroko rozsuniętymi drzwiami szafy. Pomimo zapadającego mroku, jej oczy
doskonale widziały to, co ujrzeć chciały. Patrzyła zawzięcie w jeden punkt,
dokładnie analizując, rozkładając na części pierwsze, wszystkie wspomnienia
sprzed związku z Paulem. Dotarło do Liv, że od tamtego okresu upłynęło już
bardzo wiele czasu. Na myśl wróciły jej wypady ze znajomymi, wszystkie szalone
i zupełnie nieodpowiedzialne rzeczy, jakie robiła. Przypomniała sobie tamtą
Liv, którą była. Ta dziewczyna już nie istniała, nawet gdyby usilnie próbowała
ją wskrzesić, to było już niemożliwe. Choćby teraz zachowywała się jak wtedy,
mówiła, ubierała, to i tak nie byłoby to w żadnym stopniu takie same. Z prostej
przyczyny, pomimo wpływów Paula, Liv zmieniała się sama w sobie, minęło sporo
czasu. Ona odeszła bezpowrotnie w dniu, w którym związała się z Paulem. Choć
wtedy jeszcze nie miała o tym pojęcia, już właśnie tamtego dnia, coś zaczęło
się bezpowrotnie zmieniać. Zdawała sobie sprawę, że nie czas na roztrząsanie
tego, jaka była zanim poznała Paula, jaka w trakcie związku z nim i kim stała
się teraz. Na szali jej rozważań spoczęło wszystko, co dobre i złe, związane z
Paulem. Pozwoliła, by cięższa przeważyła lżejszą. Okazało się, że tego złego
było nieproporcjonalnie więcej. Szala z hukiem roztrzaskała się w myślach
brunetki, a spośród gruzów przeszłości, nieśmiało wykiełkowała decyzja, którą
zdawała się podjąć już bardzo dawno. Spojrzała na telefon: trzydzieści
nieodebranych połączeń, w tym trzy od Paula, a dwadzieścia siedem od Georga. Na
myśl przyszły jej te wszystkie chwile, kiedy podporządkowywała się, słuchała
go, dopasowywała się, robiła wszystko, by być ‘godną’ miana dziewczyny ‘tego’
Bindera. Gdzieś tam przemknęło, kilka tych wspomnień, kiedy było jej z nim
naprawdę dobrze, ale szybko wyparowały, a na ich miejscu pojawiła się
uśmiechnięta twarz Georga. Kiedy to spoglądał na nią, jak na ósmy cud świata,
kiedy nie była ani umalowana, ani wystrojona, taka zupełnie zwykła. Pozwoliła
sobie wspomnieć jego dotyk, słowa, obecność, wszystko, co ofiarował, nie
prosząc o nic w zamian. Westchnęła ciężko. Podniosła się do klęczek i na
kolanach podeszła do szafy. Wyjęła z niej deskę. Przez moment po prostu
przyglądała się jej, a charakterystyczny wzór zlewał jej się przed oczami. Doskonale
wiedziała, co przedstawiał. Doskonale pamiętała każdy podpis ludzi z paczki,
każdy wypad na rampę. Uśmiechnęła się do siebie. Z umysłu Liv wyparował Paul,
Georg i wszystkie problemy. Była pewna, że klamka zapadła. Wszystko odeszła na
bok, została tylko ona, tylko przyjemna, kojąca pustka. Poderwała się na równe
nogi i włożywszy deskę po pachę, wybiegła z pokoju. Przy wyjściu niedbale
założyła adidasy i lekko trzaskając drzwiami, bez słowa wyszła z domu. Poczuła
się ta bardzo wolna, zdawałoby się, że pierwszy raz od wieków. Scarlett
wychylając się przez oparcie kanapy, obserwowała Liv, nim ta opuściła dom.
Uśmiechnęła się, wiedząc, że siostra już zdecydowała. Wróciwszy do swojej
pozycji, napotkała pytające spojrzenie mamy. Przełączyła kanał i zatrzymała się,
widząc Toma na ekranie. Sophie zajęła miejsce obok niej, niespokojnie
zacierając ręce.
- Scarlett, gdzie ona poszła
o tej porze? – Brunetka niechętnie oderwała wzrok od telewizora, lokując go w –
autentycznie – zatroskanej matce.
- Jakby ci to, mamo,
powiedzieć… Liv Hannah O’Connor wróciła do domu po bardzo długiej nieobecności.
- Mów do mnie po ludzku,
Lettsy – dziewczyna przymknęła powieki, zaciskając dłonie w piąstki. –
Zapomniałam, Scarlett. – Brunetka ponownie spojrzała na matkę. O dziwo, nawet
się uśmiechnęła.
- Myślę, że etap ‘Paul’
został zakończony.
- Nico miał rację, mówiąc, że
źle mu z oczu patrzy. A wydawał się miły.
- Guzik, a nie miły. To była
wazelina w czystej postaci. Od początku mówiłam, że Liv źle na nim wyjdzie.
- Żeby tylko nic się jej nie
stało – Sophie westchnęła przeciągle.
- Poszła na rampę. Ona wie co
robi – Scarlett odrobinę niepewnie położyła dłoń na splecionych dłoniach matki,
posyłając jej pokrzepiające spojrzenie. – Nie martw się.
- To nie takie proste,
przekonasz się za kilka lat – Scarlett uśmiechnęła się krótko, wzruszając
ramionami. – Pojadę do Hannah, nie będziesz miała nic przeciwko, zostając sama?
- Nie, no co ty, przywykłam
do własnego towarzystwa. Poza tym muszę wkuwać matmę.
- Widzę, że zabrałaś się do tego
na poważnie.
- Nie inaczej – Sophie
uśmiechnęła się do córki, wstając, po czym opuściła pokój, po chwili znikając
na piętrze.
Rozwiązawszy już enty
wielomian, miała ochotę cisnąć tym zeszytem tam, gdzie nigdy więcej już by go
nie odnalazła. Myśl, że jej przygoda z matematyką dobiegnie końca już za kilka
miesięcy była jednym czynnikiem, który ją przed tym powstrzymywał. Kiwając się
w rytm muzyki, zaczęła nucić razem z wokalistą. Oparła się wygodnie na
poduszkach i przymknąwszy powieki, odpoczywała. Matematyka była zdecydowanie
zbyt męczącym sportem. Rozbolała ją głowa. W pierwszej chwili, Scarlett miała
wrażenie, że zaczął padać deszcz, później, że słychać coś z ulicy, jednak kiedy
uderzanie o szybę stało zdecydowanie bardziej natarczywe, wstała z posłania i
podeszła do okna. Coś niewątpliwie w nią uderzało. Stojąc tak chwilę i patrząc,
jak to coś się od niej odbija doszła do wniosku, że to żwir z ich własnego
podjazdu. Odrobinę niepewnie otworzyła okno i upewniwszy się, że nic nie
nadlatuje, wychyliła się lekko. W pierwszej chwili nie dostrzegła niczego,
jednak zbadawszy wzrokiem teren tuz przy domu, doszła do wniosku, że stał tam…
Tom. Wpatrywał się w nią, splatające ręce na piersi.
- Wreszcie raczyłaś otworzyć
– uniosła brwi, patrząc na niego pytająco. Było zbyt ciemno, żeby to dostrzegł.
– Ta rynna jest stabilna?
- No raczej? – Bardziej
spytała niż stwierdziła, będąc niewątpliwie zbita z tropu poczynaniami
chłopaka. Tom zwyczajnie wspiął się po rynnie do jej okna i nie sprawiło mu to
większego trudu. Podciągnął się na parapecie i będąc już na wysokości brunetki,
cmoknął ją w nos. Zdezorientowana cofnęła się, umożliwiając mu wejście. Splotła
ręce na piersi, przyglądając się jego poczynaniom. Zamknął okno, zdjął kurtkę i
rzucił ją na fotel, to samo zrobił z butami, z tym że je ustawił na podłodze
obok. Wtedy dopiero podszedł do Scarlett i pocałował ją na powitanie. – Tom?
- Hym?
- A nie mogłeś wejść
drzwiami? – Przekalkulowała w myślach całe zajście od początku, pierwsze
zdziwienie minęło i sytuacja zdała jej się zupełnie komiczna. - Jestem sama w
domu – stwierdziła, unosząc brwi i uśmiechając się pobłażliwie. Na te słowa,
Tom zatrzymał się w połowie drogi do łóżka i odwracając się posłał jej
spojrzenie typu, ‘że co?’.
- A nie mogłaś powiedzieć mi
tego, kiedy byłem jeszcze na dole?
- A pytałeś? – Uśmiechnęła
się szeroko, podchodząc do niego. – Mój Super Tom – pocałowała go krótko i
wyminąwszy, usadowiła się na łóżku. Chłopak, już z nieco mniej zdziwioną miną
usiadł obok Scarlett i zaczął przeglądać jej zeszyty. Wczytując się w te
wszystkie działania, krzywił się coraz mocniej. W końcu zatrzasnął zeszyt i
razem z innymi książkami rzucił go na podłogę obok łóżka.
- To budzi we mnie
zdecydowanie zbyt traumatycznie wspomnienia. – Uśmiechając się szeroko, pokręciła
głową i zagadnęła go zmieniając temat.
- Co się stało, że tak późno
przyszedłeś? – Tom wyraźnie zmarkotniał. Nim podniósł wzrok na Scarlett,
kreślił przez moment opuszkiem wzorki na jej pościeli. Marszcząc brwi,
przysunęła się do niego i przełożywszy jedną nogę ponad jego własnymi, zgrabnie
wsunęła mu się na kolana. Oplotła Toma nogami w pasie i zadowolona ze swojego
manewru, ujęła jego dłonie spoczywające między nimi, po czym dotknęła swoim
jego czoła. Tom podniósł spojrzenie, napotykając turkusowe tęczówki Scarlett.
- Jedziemy w trasę – rzucił
niby obojętnie, jednak w jego głowie wyczuwała nutkę czegoś, czego dokładnie
sprecyzować nie potrafiła. Nie zareagowała, jednak wyraźnie poczuła ukłucie w
sercu. Włożyła dużo sił w to, aby się uśmiechnąć. Mocniej ścisnęła dłonie Toma.
– Nie chcę cię zostawiać – szepnął po chwili.
- Co czułeś jakieś trzy lata
temu jadąc w trasę?
- Jaki to ma związek?
- Odpowiedz.
- Radochę – uśmiechnął się
krótko. – Nieziemską radochę. To są emocje, których nie da się powtórzyć w
żaden inny sposób. Wtedy nie liczyło się nic poza muzyką, graniem, fanami. To
był nasz świat. Wszystko inne traciło na ważności – Scarlett uśmiechnęła się
delikatnie, wspominając obraz Toma podczas koncertu.
- Właśnie dlatego tam
jedziesz. Za każdym razem, kiedy będziesz miał wątpliwości, przypomnij sobie o
tym, co mi teraz powiedziałeś.
- Dostanę tam wiele, ale tutaj zostawię o wiele więcej – nie
odpowiedziała. Milczeli, a Tom nieprzerwanie patrzył jej w oczy. Świdrował ją
swoim spojrzeniem, pozwalając Scarlett zatonąć w morzu mlecznej czekolady. W
końcu potarła noskiem jego nos, pytając:
- Dlaczego tak mi się
przyglądasz?
- Chcę zapamiętać jak
najwięcej.
- Przecież nie zapomnisz –
stwierdziła, przymykając powieki, gdy czule gładził jej policzek. Tom
przyglądał się jeszcze przez chwilę jej niewinnej buzi, zastanawiając się, jak
mogła skrywać w sobie tak wiele skrajności.
- Masz rację, nie zapomnę –
wodził opuszkami po jej policzkach, przymkniętych powiekach, nosku i pełnych
wargach, chcąc dokładnie zapamiętać i delikatną fakturę. W końcu otulił
brunetkę ramionami, mocniej przyciągając ją do siebie. Skradł jej kilka
słodkich pocałunków, po czym sam przymknął powieki i znów zetknął swoje z jej
czołem. Siedzieli przytuleni, oddychając w jednym rymie. Mijały minuty, kolejne
i kolejne. Ani Scarlett, ani Tom nie potrzebowali przerywać ciszy, która
delikatnie otuliła ich ciała. Wystarczyło to, że czuła go przy sobie.
Wystarczyło to, że trzymał ją w ramionach. Było tak błogo, tak idealnie, że
trudno wierzyć, że do cna prawdziwie. Wraz z jej westchnieniem, otworzył oczy.
Światło stało się, jakby ostrzejsze i poraziło go w oczy. Pierwszym, co zobaczył,
gdy obraz stał się klarowny, był jej uśmiech. – Wspomnieniem tego uśmiechu będę
żył, póki do ciebie nie wrócę – Scarlett bez słowa objęła szyję Toma, z
delikatnym uśmiechem otuliła jego wargi swoimi.
Będę na ciebie czekać, Tom.
~agatka
OdpowiedzUsuń8 listopada 2009 o 22:04
Czytam, czytam i czytam, a tu nagle się skonczyło. Odnoszę dziwne wrażenie, że odpowiedzi na komentarze pod notką są połowe dłuższe! Ja protestuje. Stanowczo prostestuje, bo teraz opublikujesz nowy odcinek za jakiś czas, a kurde ja tu chcialam poczytać sobie jakąś ciekawą lekturkę. I nie wiem co dalej napisac, bo juz mialam dlugi komentarz i nie wiem jakim cudem mi sie skasowal;/Scarlett i Tom. No magiczni, no! Ciesze sie, ze juz jest w porzadku miedzy nimi. W ogole szkoda mi biednej Rainie. Bo ja to bym chciala, zeby ta dziewczyna uwolniła sie od tego Hitlera i żeby mała Candy miała kochającego, czułego i zakochanego w niej do granic mozliwosci tatusia w postaci Billosława Kaulitza, rzeczonego wokalistę i świra roku.Gutka i Caroline mi tu brakuje, wiesz? chcialabym sie dowiedziec co ciekawego w trawie piszczy. Bo Żorż i Liv to zakochani są. To już wiem.Guuuutka chce.I SEKSU TOMA I SCARLETT!!!!!!!!!
~Anneliese
OdpowiedzUsuń10 listopada 2009 o 22:40
Współczuję Ranie. Ten Hans jest obrzydliwy, jak go sobie tak wyobraziłam. Typowy Niemiec z puszką typowego, niemieckiego piwa, który ogląda mecz typowo niemieckich piłkarzy. Aha, i jeszcze najlepiej, jakby zajadał się paróweczkami w sosie! Cóż, ja to mówię, żeby ona go łubudubu w łeb i do Billa uciekła, ale pewnie tak nie będzie, bo Ty już wymyśliłaś już coś innego, coś, przez co pewnie będę płakać! I nie wiem czemu, ale Candy kojarzy mi się z Candy Girl (tą fatalną, polską podróbą Gagi :D) A Liv poleciała z deskorolką na rampę! Ach, ach, i to była strasznie widać, komu bardziej na niej zależy. Marny Paul zadzwonił tylko marne trzy razy, a nasz SuperGeorgMan z ciągle super prostymi włosami, zadzwonił aż 27!!!! No, Dark, to już o czymś świadczy, no nie? I w ogóle scenki Tom-Scarlett mi się zawsze bardzo podobają. To, jak bohatersko i jak walecznie T. wdrapał się do pokoju S. była mega, no bo, cholera, który chłopak teraz Ci się wdrapie do okna? Żaden :D (I wątpię, żeby Tom akurat tak na serio zrobił, ale pomarzyć można. Btw. kiedyś mi się takie coś śniło! Tylko ja mu zrzucałam sznur z moich ręczników!) No i jadą w trasę ): Pewnie wszystko się przez to rozwali ): Do widzenia, koleżanko z pokoju!
~Atropos.
Usuń17 listopada 2009 o 18:01
Dlaczego ja to przeczytalam N. dlaczego?! – powiedziala Atropos dramatycznym tonem, niczym Oskar do Kubu w ”Chlopaki nie placza”, wyglaszajac zdanie ”Dlaczego ja cie posluchalem Kuba, dlaczego?”.Twoj komentarz zabil mnie tak samo, jak w/w Oskar w/w filmie xD.
~beste.
OdpowiedzUsuń10 listopada 2009 o 15:59
Na początku powiem, że czułam się tak samo jak Scarlett w ostatniej scenie, myślałam, że mi mózg eksploduje od tych wodorotlenków i będę go zbierać w kawałkach. Jak ja się nie lubię uczyć, tylko dlatego, żeby to zdać i mieć spokój, no… To jest takie męczące i siada mi na psychikę. -,- Okay, wracając do odcinka, bo doszłam do wniosku, że ja sobie lubię czasami popaplać o głupich tematach, nie mających nic wspólnego z treścią tego co przeczytałam, a wierz mi, ja bym tak mogła ciągle. Czasami sprawiam wrażenie, że kogoś nie śłucham, ale ja wszystko wiem! No i temat umiem zmienić z 15 razy w ciągu jednej rozmowy, cóż. A teraz już przestanę, że tak ujmę piep.rzyć i przejdę do krytyki mwahaha. (dramatyczna chwila)Taaaak, moja droga, muszę Ci powiedzieć (pomijając wszystko inne), że w tej chwili wzięłaś mnie i skasowałaś. No tak na amen! Nie dość, że mnie… rozczuliłaś, jak oni sobie tam obiecywali, to jak mu powiedziała, że go wybierze, a inne rzeczy które kocha z nich nie zrezygnuje, to… łaaaaał. I kurdęęę (zawsze sądziłam, że kurdę z ‚ę’ to jak po francusku brzmi) dziewczyno – chyba już Ci kiedyś tam dawno temu napisałam – piszesz nieziemsko! (Będę grzeczna i nie przeklnę) dodając do tego: Matko na niebie jak Ty piszesz, to normalnie po prostu… miażdżysz mnie. ACH.Hah, nie ma co, ale Billa to ja nie wiem, zawsze lubię w opowiadaniach, on to jest taki fajny. „To ja nie w porę” xD Jak się tam miziali w tej kuchni, to może uznasz, że ja jakaś niewyżyta jestem, ale myślałam, że oni zrobią to, na tym blacie kuchennym. ^^ A… dlaczego oni się jeszcze nic, null, zero?! Ej, ej, ej! To już 22 odcinek i… czy nie sądzisz, że może coś już powinno być?;> Swoją drogą, jak uważasz, że mają jeszcze czas, to mogę poczekać, o.Lubię momenty Rainie (nie wiem czy napisałam dobrze), chociaż do za wesołych one to nie należą, ale je lubię. Są takie strasznie prawdziwe. Takie dobijające, że takie coś naprawdę się dzieje i te dziewczyny dla dobra dziecka zostają z tymi facetami i znoszą ich, i tak w kółko i w kółko. Łeh, naprawdę, Bill to jest dla niej odpowiedni. Bo ten cały Hans, to on mi się kojarzy z takim starym ca.pem, który siedzi przed TV z poplamionym od smaru podkoszulkiem i popija cały czas piwko. Bleeeeeee.Ale jej wątek lubię.Mike to jest palant, on chyba naszej Scarlett sobie tak łatwo nie odpuści. Czy on może zrozumieć w końcu, że ona go nie chce tylko woli tego Misia Uszatka Tomaszka? :] Niech spada na drzewo, niech sobie inną laskę znajdzie, a nie naszą Scarlett. Ja myślałam, że Natasza i Samara (weź, dałaś jej tak samo na imię jak ta dziewczynka z Ringu miała ;c), już na nich nie zareagują. Że tak się będą gapić i gapić, i gapić i nic! No, ale widać zreflektowały się.:))No i na koniec, może nie do końca na koniec, ale Liv już widać przejrzała. Że tego Paula ćwoka wyrzuciła z życia, ale chyba go jeszcze rozpamiętuje. Niech bierze Georga w tany.:D:D A, jak o niej czytałam, to cały czas chodziło mi po głowie, skąd wzięłaś jej imię. Czy nie przypadkiem z Sagi o Ludziach Lodu? Bo tam też była Liv Hannah. :] Tak na marginesie pytam.^^I wiesz, żeś mnie jeszcze na koniec zdołowała, na trzy tygodnie wyjeżdżają i to jeszcze za dwa dni. Jeeeeju, David też sobie zażądał. Przecież oni tacy skruszeni jak się dowiedzieli o tym, że muszą wyjeżdżać i zostawiać swoje dziołchy. ;c No i znowu Dark, rozczuliłaś mnie na tym ich ‚pożegnaniu’, co jeszcze… kurde, myślałam, że Tom zleci z tej rynny, jakąś taką dziką nadzieje miałam, że on zleci i będzie musiał leżeć w szpitalu, Scarlett będzie się o niego troszczyć i nici z trasy. XDA, zapomniałam jeszcze powtórzyć: jesteś niesamowita!Mwah.:*P.S. jeśli przebrnęłaś do końca komentarza i zrozumiałaś o co w nim chodzi, to jesteś mistrzu^^
~Inka
OdpowiedzUsuń8 listopada 2009 o 23:10
Dopiero jakieś 25 minut temu zauważyłam, że jest nowy rozdział! Oczywiście wszystko już przeczytałam i jestem pełna zachwytu, ale nie chcę swojego komentarza skracać i uogólniać, dlatego że mam budzik nastawiony na jutro na 5.30 i gdybym teraz napisała wszystko, co bym chciała jutro na sprawdzianie z zaborów i setki głupich partii działających na okupowanych ziemiach polskich byłabym nieprzytomna. Ale taki już los z tymi dojazdami i porannymi lekcjami:/ Powiem tylko, że znów jestem pełna zachwytu i to strasznie fajne (nie wiem czemu mówię „strasznie fajne” skoro te dwa słowa się wykluczają) jest czekać na nowy rozdział i cieszyć się, że jest i cieszyć się, że można przez blisko 30 minut znaleźć się w tym Twoim cudownym świecie Scarlett, Toma i innych postaci, które stają się mi coraz bliższe. I zobaczyć, że mój komentarz nie jest Ci obojętny i odpowiedziałas na niego tak wyczerpująco^^Kocham Ciebie i Prinza:***
~Nadie
OdpowiedzUsuń9 listopada 2009 o 07:35
ja przeczytałam już wczoraj, ale dziś chyba zrobię to jeszcze raz, bo z tego wszystkiego pamiętam tylko tyle, że ona go pocałowała, jak kciał powiedział, że coś tam i tak będzie ją kochał czy coś tam -.- także wrócę po szkole!
~Inka
OdpowiedzUsuń9 listopada 2009 o 10:12
Zgodnie z obietnicą dzisiaj piszę komentarz. Siedzę sobie w szkolnej bibliotece, ale jest tu tak wolny Internet, że jak się ten komentarz nie doda to wpadnę w szał. Mam właśnie w-f, na którym nie ćwiczę. Mam astmę, ale tylko uprawniającą mnie do zwolnienia z cięzkich ćwiczeń fizycznych, jednak ja mam zwolnienie na cały w-f, bo chciałąm zrobić przysługę moim koleżankam z klasy, które byłyby narażone na niebezpieczeństwo z mojej strony, gdybym ćwiczyła. Z pewnością uszkudziłabym im mózgi serwując im w głowy piłką, co zdarza mi się niezmiernie często.Bardzo dziękuję Ci za dedykację. Te kilka słów na początku rozdziału dają niesamowitą radość. Och, a teraz sam rozdział. Czułam uczucia Toma i doskonale je rozumiałam. Mimo że ją kocha, że jest dla niego tą małą, ukochaną księżniczką, którą chce za wszelką cenę chronić, mimo to czuję do niej trochę żalu, za te niesprawiedliwe słowa, które mu powiedziała. Ale właśnie taka jest Scarlett, zmienna jak wiatr. Raz jest krucha, bezbronna i dziecinna, a raz silna, wybuchowa, złoszcząca się. I przypomina mi tą Scarlett z pierwszych rozdziałów, wrzeszczącą na Toma. Bardzo się cieszę, że taka właśnie czasem bywa, bo ta właśnie druga skrajność stanowi jej część. I dzięki temu Scarlett jest właśnie taka. Nie umie mówić „przepraszam”, jest dumna, pewna siebie. Scarlett jest jedyna w swoim rodzaju, ale znajduję z nią cechy wspólne. Przeważnie te negatywne, ale cóż… Gdy czytam o Scarlett to wydają mi się one mniej negatywne niż są w rzeczywistości.Gdy ona powiedziała: „wybrałabym ciebie” zmiękczyłaś mi serce. Uwielbiam takie sceny, takie słowa i dla mnie mogłyby zdarzać się ciągle. A Tom jest taki kochany. On nigdy nie kazałby jej wybierać, chcociaż ona ostatnio to właśnie mu zarzuciła, że nie chce by odniosła sukces w muzyce. Bardzo podobała mi się ta scena, kiedy oni zmywali naczynia i całowali się… Mmmm…Z Liv też mam cechy wspólne. Mianowicie też czasem zrywam się z lekcji, gdy nie chce mi się siedzieć w szkole. Cieszę się, że dała już sobie spokój z Paulem, bo on od początku wydawał mi się beznadziejny. Nie cierpię takich bogatych, zarozumiałych bubków, traktujących wszystkich jak przedmioty do zaspokajania jego własnych potrzeb i planów. Teraz powinna dać szansę Gergowi, choć wiadomo, że potrzebuje wcześniej trochę czasu.Achhh… i znowu ten Mike! Po prostu nie jestem w stanie zrozumieć tego człowieka. Po tylu próbach, tylu odmowach, tylu niemiłych słowach, ciągle okazywania jawnego braku sympatii, a nawet nienawiści on się nie poddaje. No nie wiem jak tak można. Jest chamskim maniakiem, pozbawionym zupełnie homoru. I ten jego związek z Sereną… Ale zawsze w takich sytuacjach podobają mi się dopowiedzi Scarlett. Ma cięty język i to mi się podoba. I jeszcze ta jej wiara we włąsne możliwości, odwaga, jawna i okazywana wyższość względem Mike’a!
No i Reinie (och, to imię jest prześlicznę, no poprostu uwielbiam je!). Wcale, ale to wcale nie rozumiem jej postępowania. Jak może twić w tym okropnym, patologicznym związku z Hansem? Ona z jednej strony straciła swą godność poddając się zupełnie temu oblechowi i spełniajac jego seksualne zachcianki, ale z drugiej jest na tyle dumna, że nie chce się zwalić z sobą i z Candy na głowę. Ja tego nie mogę pojąć, bo w końcu on ją tak bardzo kocha i na pewno nie zniósłby tego w jakiej ona tkwi sytuacji… Zasmuciłaś mnie mówiąc, że wątek Billa i Reinie będzie najsmutniejszy w całej historii. Należałoby się dziewczynie trochę szczęścia po tych wszystkich przejściach.Podobało mi się bardzo to jak zachowałą się Scarlett, gdy Tom powiedział jej o trasie. Na pewno zasmuciło ją to, że musi wyjechać, ale nie dała tego po sobie poznać i przypomniała mu ile radości daje mu muzyka. No i to ich przytulanie, całowanie, te cisze i te słowa, które wypowiadają. Wszystko to niesamowicie mnie rozczula i rozmiękcza. Kocham ich!A tak btw, to chciałam Ci życzyć powodzenia na sprawdzianie z biologii, o ile już go nie napisałaś, albo piszesz właśnie! Genetyka jest także moim znienawidzonym działem w biologii, który musiałam wykuć na pamięć w II klasie, bo zrozumieć się tego nie dało. Całe szczęście, że teraz w III na biologii są luzy, jest ekologia i papugi…Bardzo się cieszę, że ucieszył Cię mój komentarz. A to jaką radość daje mi Twoje opowiadanie jest niewymownie większe. Podziwiam Cię za nie i za to, że tak je kochasz i piszesz bez względu na wszystko. Ze mną jest zupełnie odwrotnie. Gdy pisałam cięzko było mi to połączyć z nauką. Wszystko kręciło się wokół pisania, wymyślałąm kolejne wątki i wydarzenia w szkole, ucząc się i nie mogłam doczekać się, kiedy wreszcie będę mogła pisać. Ta ochota często zwyciężała obowiązek nauki. Teraz kiedy przestałam pisać, a stało się to już we wrześniu czuje ogromną pustkę. Bo, jak sama z pewnością, wiesz pisanie daje niewyobrażalną frajdę. I to takie cudowne móc oderwać się od codziennego życia, które mimo że zawiera mnóstow radości, nie ma w sobie takiego uwznioślenia takich silnych przeżyć takich wydarzeń, które w rzeczywistości nie mogłyby mieć miejsca. Dlatego jest ucieczką i szczęściem, ale bardzo wymagającym. Bo jak się temu poświęcisz to bez reszt, a wszystko inne nie jest takie ważne. Dlatego tak Cię podziwiam, tak Ci zazdroszę i uważam za kogoś wyjątkowego. Bo wszystko udaje Ci się godzić, a w dodatku piszesz tak pięknie, że każdemu dech zapiera. Teraz lecę na przedsiębiorczość, bo dzwonek już był:)Kocham:***
Usuń~Atropos.
Usuń9 listopada 2009 o 16:13
Idiota – warknęła Atropos, o. Tak, właśnie tak uważam, o tym kimś (lub czymś do wyboru). Ale cóż w każdym opowiadaniu muszą być czarne charaktery. 22 bardzo mi się podobało, jakże być inaczej. Rozmowa Scarlett i Toma, ona zawsze wybierze jego, zawsze razem, choćby nie wiem co się stało. Czasem zastanawiam się, co będzie, kiedy i mnie tak trzaśnie i wtedy dochodzę do wniosku, ze nigdy tak nie będzie. Taka widocznie kolej losu, ich miłość, chociaż istnieje tylko na papierze, jest prawdziwa, najprawdziwsza na świecie. My, codzienni, szarzy ludzie, nasz nie czekają takie uniesienia, może i dobrze, bo wtedy nic by nas nie wzruszało. A tak, jest twoje opowiadanie i gdy kończę czytać i przypominam sobie ich rozmowy, ogólnie wszystkie sceny z nimi, uśmiech igra na moich ustach, a w oku kręci się łezka. Wzruszasz D.Q. i nawet nie masz pojęcia jak poruszasz moje serce. A to dlatego, że nie jesteśmy szczęśliwi i odrobina szczęścia, cudownego i niewinnego, raduje nas. Nikt nie jest do końca zły, jeśli potrafi się wzruszyć. A teraz wybacz mi tę chaotyczną wypowiedź i dalej rób swoje :).
~Dragon Queen
OdpowiedzUsuń9 listopada 2009 o 17:21
Cały czas wiedziałam, że nie przeczytałam 21 i nie pogratulowałam rocznicy (na papierze, w myślach dawno to zrobiłam) i źle się z tym czułam, jednak nie potrafiłam się zmusić do przeczytania rozdziału, wiedząc, że nie ma tam nic o Billu (przejrzałam go xD). I mijał dzień za dniem, aż pojawiła się 22 a ja nagle gdzieś w środku zobaczyłam imię Candy. No i wreszcie mogłam usiąść i przeczytać :D. I nie żałuję, że nie czytałam 21, bo teraz przeczytałam to wszystko niczym jeden rozdział i wyszło bardzo dobrze.Jeśli niedługo nie zrobisz Mike’owi krzywdy, to jak słowo daję, będę omijać fragmenty go zawierające.Liv tutaj była fantastyczna, wspaniały ten film co o nich zrobiła i dzięki niemu ich uratowałam, mądra dziewczyna. I jeszcze mądrzejsza, że pomimo wszystko nie leci do kolejnego faceta a wsłuchuje się w siebie, zdobyła tym mój ogromny szacunek. A Scarlett powinna nauczyć się mówić przepraszam. Mam wrażenie, że pomimo wszystko, dopóki tego słowa nie wypowie, to zdarzenie będzie gdzieś w ukryciu między nimi tkwiło. Jadą w trasę, hem hem. Zamierzasz jakoś to wykorzystać do dalszych komplikacji? xD I Rainie… Biedna dziewczyna… Ciekawa jestem, czemu nie może odejść od Hansa, co ją trzyma tak mocno, że wciąż przy nim jest. I nie wyrzucaj sobie, że pisałaś rozdział. Na ile zdążyłam poznać życie, aktualne pisanie przyda ci się w przyszłości bardziej niż jakaś znajomość genetyki, rozwój wewnętrzny jest znacznie ważniejszy. Bo czy nie masz uczucia, że wraz z pisaniem uczysz się siebie? Na pewno masz :) Buziaki :*
~Katalin
OdpowiedzUsuń9 listopada 2009 o 19:06
Och, gdybym wczoraj zdążyła napisać komentarz zanim komputer postanowił się wyłączyć, byłabym czwarta! A tak, to zostałam zdegradowana na koniec! Jestem oburzona! Chociaż…już wiem, najlepsze zostawiłaś sobie na koniec:):) To miłe z Twojej strony:* Okej, po prostu przemilcz moje rozdwojenie jaźni. Dzisiaj mi się pogorszyło, myślę, że ze względu na jutro, którego nie chcę. Soł, może w końcu zajmę się odcinkiem, co nie? Odniosłam takie wrażenie, być może mylne, przez to, że częściowo byłam ‚obecna’ przy tworzeniu fabuły, że przez pogrubione zdania dajesz nam do zrozumienia, że zanosi się na burzę:) To w sumie logiczne, że cały Prinz nie bedzie o sielankowym życiu państwa Kaulitz. Chociaż nie byłoby tak źle. W każdym razie tak tylko mi sie taka mysl nasunęła. Swoją drogą, powinni Cię zamknąć za to, że tworzysz tak cudowny obraz Toma,że czytelniczki wpadaja w obłęd na jego punkcie, a następnie w rozpacz, kiedy orientują się, że takich egzemplarzy (już ) nie ma. Tom, który niczym Romeo wdrapuje się po rynnie, ach, to byłby piękny widok. A i tak najlepsza była rozmowa Ti S, kiedy już się biedny wdrapał. I to jest właśnie to,co uwielbiam najbardziej. Cały taki patos, podniosłość chwili, ten taki romantyzm przełamany jest odpowiednimi dialogami, dobranymi pod kątem charakteru bohaterów. I to wszystko tworzy idealnie współgrającą całość. Czytając doszłam do wniosku, że strasznie podoba mi sie imię Rainie, no i to zdrobnienie Tash. (tash, to takie smieszne: tasz,tasz, tasz xD) A Rainie kojarzy mi się z takim fajnym rudzielcem!:) I już widze,ze watek własnie Rinie i Caroline to moje ulubione. Własnie, gdzie sie podziała Caroline? A Rainie…czytajac czułam jak coś mnie ssciska w zoładku. Przypuszczałam jak się skończy ta scena, ale i tak czułam to napięcie.No i brawo dla Ciebie za zbudowanie nastroju w tym watku. Ja już chyba tak mam, że najbardziej lubie ludzi z jakimiś skrzywieniami, albo poszkodowanych przez zycie. A wiesz co jest najgorsze? Że takich kobiet Rainie jest mnóstwo. I z znikąd nie mają pomocy. Najczęsciej z własnej winy(z własnego strachu),ale okej. to nie jest temat mojej wypowiedzi.Guuuuśku, jesteś moim Miszczem, wiesz?:):):*Pa,pa,pa, buziaków 102. A jeśli się zmiesci,to 140!:) <3
~Tom'sGirl
OdpowiedzUsuń21 listopada 2009 o 15:46
wypadało by coś powiedzieć. długo się zastanawiałam i nadal nie wiem co. ten odcinek był taki zupełnie inny niż wszystkie, taki… smutny? może wystarczy, że powiem, że jestem i czekam. i jeszcze raz dziękuję, bo to strasznie miłe.
~Nichole
OdpowiedzUsuń9 listopada 2009 o 19:28
Przybyłam tu już wczoraj, ale wolałam przeczytać wszystko dopiero gdy będę bardziej zdolna do rozumowania. Około 1.00 w nocy rzadko mi się to zdarza. Jak ty mnie zawsze natchniesz samym faktem dodania odcinka! Już nawet zapomniałam, że jutro sprawdzian z chemii i że pojutrze mam wyklepać na fizyce idiotyczne, nikomu niepotrzebne regułki, po prostu zapomniałam. Zaczyna mnie coraz bardziej urzekać wątek Ronie i Billa. Szkoda mi jej, zawsze szkoda mi kobiet, które są w takich związkach z takimi Hansami. Skoro została z nim, nie miała też jak spotkać się z Billem, a on przecież może dać jej ratunek. A co do Scarlett, ona naprawdę bywa ostra i szczerze mówiąc wolę ją taką. Z łatwością mogę sobie wyobrazić tę drobną brunetkę walczącą z Mikiem, którego wprost nienawidzę. Myśli, że każda może być jego, a zapewne szczególnie kuszą go właśnie takie niedostępne dziewczyny jak Scarlett. I cieszę się, że się pogodziły, i że Liv nie odebrała telefonu od Paula, i że trzymasz poziom od początku do końca, Dark Queen. Tylko martwi mnie jedno, Tom wyjedzie w trasę; już nie wspomnę o tym, że wyobrażam sobie jak multum fanek osacza go z każdej strony, ale chodzi o Scarlett i Mike. Dla niego to wymarzona okazja. Za dużo dla jednej Scarlett, za dużo. Ale chociaż jestem ciekawa co dalej; powracając do fizyki, czy ja kurde idę do sklepu i słyszę – Niech mi pani powie jakie jest prawo Coloumba bo pani nie sprzedam bułek! – czy to jest normalna sytuacja? To jest zupełnie niepotrzebne. Wylewam swoje flustrację na Verloren-Prinz, bosko, mam nadzieje, że moja pani od fizyki tu nie wchodzi (Boże, co ja mówię…). Nie mogę się doczekać na następny odcinek. Nie tylko ja chcę żeby do czegoś pomiędzy nimi dochodziło? Świetnie, nie jestem jedyną erotomanką i osobą, która bardzo, bardzo chcę przeczytać jak to artystycznie opiszesz, ha.
Nadie
OdpowiedzUsuń10 listopada 2009 o 16:58
ekhm. ogłaszam wszem i wobec (informuję cię na wszystkie sposoby, bo jeszcze któryś przeoczysz!), żeeee MAM NASZE BILETY, DARKY! WŁAŚNIE TRZYMAM JE W RĄCZCE I SĄ DWA, SĄ FZ I SĄ TAAAAKIE ŁADNE!!!!!
Michelle.
OdpowiedzUsuń12 listopada 2009 o 10:40
Przeżyłam nie mały szok czytając Twoje opowiadanie.Obszerne i idealnie opisane losy bohaterów, Twój własny język, którego nie spotkałam na żadnym innym blogu.Strasznie spodobało mi się to opowiadanie, więc jeżeli byś mogła bardzo bym prosiła o informowanie mnie o nowych odcinkach. Będę bardzo wdzięczna : ) Pozdrawiam ;*I zapraszam do siebie.[can-feel-you.blog.onet.pl]
Sneaky
OdpowiedzUsuń13 listopada 2009 o 12:32
Hm. Jakby to powiedzieć… Uhm, Dark! Nawet nie wiesz, jak mi cholernie… dziwnie. Tak coś pomiędzy wstydem i czymś tam jeszcze, bo szczerze powiedziawszy – nie wiem, kiedy tu ostatni raz byłam, kiedy coś tu komentowałam i w ogóle NA KTÓRYM rozdziale tu skończyłam. Pewnie już zapomniałaś, że kiedykolwiek tu byłam. Ach, no i cóż? Chyba zabiorę się za tego tu obecnego Prinza od początku… Taak. Trzymaj kciuki, żebym skończyła to czytać w ciągu następnych dwóch miesięcy, jeśli nie dłuuużej.I w ogóle to, jak Ci poszło na biologii?[der-kristalengel
~monkey.
OdpowiedzUsuń14 listopada 2009 o 18:14
Szablon cudo – lubię takie kolorki xdd no i język masz niezły… a to dobrze…. ogólnie fabuła zarąbista :)) Dodałam do linek i mam nadzieję, że będziesz mnie informować o newsach :))www.pointme.blog.onet.pl
~Inka-natrętny komentator
OdpowiedzUsuń15 listopada 2009 o 16:43
Dark, zastanawiam się właśnie nad tym koncertem^^ Mogłabyś mi powiedzieć jaki masz bilet? Bo właśnie tak sobie myślę, że najlepszy byłby VIP albo FAN ZONE, ale może ich już nie ma. Są kilka dych droższe, ale chyba warto taki kupić. I w ogóle wolałabym, żeby ten koncert był w Warszawie, bo Łodzi nie znam w ogóle:D
UsuńDark Queen
15 listopada 2009 o 17:19
Ty się zastanawiaj szybciej, co? Bilety są na ostatku.VIP to porażka, stamtąd przecież nic nie będzie widać! Ja szturmuję scenę ^^
~Inka
Usuń15 listopada 2009 o 21:36
Hm… to ciekawe z jakiego powodu VIP są najdroższe, myślałam, że dlatego, że najlepsze… No ja w tym tygodniu jadę do empiku i kupię, jak będą, jak nie to może w internecie kupię. Nie strasz mnie, że już nie ma! Niby jest podane, że od 1 stycznia mają zdrożeć, więc co zdrożeje, jak już nic nie będzie…:P
~At.
OdpowiedzUsuń15 listopada 2009 o 20:59
Sani, komputer mi sie nie chce wlaczyc, pisze z telefonu :|. Zaraz po tym, jak sie z Toba pozegnalam, wylaczyl sie i nie chce sie wlaczyc!
~Nadie
OdpowiedzUsuń18 listopada 2009 o 22:09
NADEK POSTULUJE O NOWY ODCINEK!!! a tak w ogóle to patrzę na mój podpis i myślę sobie, że kciałabym mieć bez tego czegoś na początku, tego falowanego czegoś xD ale już kiedyś miałam takie na innym mailu i drugi raz nie da się zrobić *beczy
~Izka
OdpowiedzUsuń20 listopada 2009 o 23:12
Twoje opowiadanie zaczęłam czytać jakieś 2 tygodnie temu. Trochę mi to zajęło ;) Miałam takie jedno ulubione opko. Było bardzo dobre. Ale Twoje to perfekcja! Jesteś świetna. Nie umiem się doczekać co będzie dalej! Pozdrowienia!
~Minerre
OdpowiedzUsuń22 listopada 2009 o 13:21
Ale mi wstyd, D.! Ale mi wstyd. Stanęłam gdzieś kilka odcinków temu i tak powolutku szłam i szłam i szłam, aż w końcu doszłam! Jupi Jej. I teraz już jestem z Tobą krok w krok i nie zostaję w tyle, o nie. I jestem zauroczona. I wokół mnie krąży jakaś magia. Bardzo ją lubię, wiesz?x3