31 maja 2010

35. Jedyny z możliwych wyborów.

Opuszki jej palców delikatnie opadły na chłodną szybę. Zachłysnąwszy się powietrzem, otworzyła szerzej oczy. Patrzyły zbyt niedokładnie, by uchwycić całe piękno tego miasta. Były zbyt niewidome, by dostrzec grę świateł, blaski i cienie, fakturę budynków i układ uliczek. Końcówką języka zwilżyła wyschnięte wargi, które wygięły się w subtelnym uśmiechu. Widok nocnego Paryża odbierał jej mowę, zapierał dech. Roziskrzony milionem świateł, zdawał się nigdy nie spać. Zdawał się płonąć, tak niezwykłym ogniem. Pragnęła jedynie wyjść z aparatem i fotografować, by uwiecznić każdą sekundę bycia w tym kraju. Niebo usiane deszczem gwiazd, tak czarne i piękne. Cudowny blask odbijał się w wodach Sekwany, zdając się tańczyć na jej wzburzonej letnim wiatrem powierzchni. Śniła jawą. Kierowca wjechał w węższą uliczkę, by po krótkiej chwili zaparkować przed dużym dziedzińcem. Wysiadłszy, wzięła głęboki oddech, spoglądając w głąb podwórza. Tam wszystko zdawało się być jak w starych filmach. Babka nie mogła mieć przecież mieszkania byle gdzie. Odrestaurowana kamienica na styl minionej epoki, przed nią wyłożony kamieniem dziedziniec i czerwone pelargonie w rabatach sprawiały, że wydawało jej się, że znalazła się w Paryżu, o jakim zawsze marzyła. To nie było centrum państwa, najbardziej rozwinięte i prężnie działające miasto. Nie widziała dziesiątek aut, pośpiechu i zamyślonych ludzi. Dla Liv istniało tylko rozgwieżdżone niebo, widok Paryża nocą i wieży Eiffla, zdającej się być na wyciągnięcie ręki, a przede wszystkim jej nowy początek. Chłodne nocne powietrze w płucach przesycone magią miasta i świadomość, że od tej chwili jej życie to tabula rasa. Wciąż nie wierzyła, że jej marzenia zaczęły się iścić. Na moment zniknęły troski, zniknął smutek i zawód, teraz było zawsze. Zapragnęła swoim teraz zaznać rąbka wolności. Gdzie sięgnęła wzrokiem jej twarz zdobił uśmiech.
- Merci beaucoup – jakby w amoku, zapłaciła należne i odebrawszy bagaże, oniemiała utkwiła wzrok w budynku przed nią. W kilku oknach paliły się światła.
- Bonne nuit, jeune dame – odparł, nim zdążył odjechać. Zachłysnąwszy się chwilą, pośpiesznie odszukała w torbie aparat, zrobiła pierwsze zdjęcie. Jej domu, jej nowego domu otulonego ciemnością, rozjaśnionego bladym światłem płynącym z jego wnętrza. Zadziwiające, zupełnie jak jej życie. Zaśmiała się cicho. Tam nawet powietrze przesycone było magią. Powiesiła aparat na szyi i chwyciwszy bagaże, ruszyła w stronę budynku. Wyjęła klucze, otworzyła drzwi i nie odnalazłszy windy, powoli weszła na swoje piętro. Ostatnie. Uważnie rozglądała się, czując całą sobą, każdy nowy widok. Beżowe ściany, złoto brązowe wykończenia, palisandrowe panele i nawet owalne szklane plafony w kolorze cappuccino; wszystko podobało się jej tak bardzo, bo było tak nowe i tak wspaniałe, tak świeże. Choć przez chwilę nie myślała o troskach, które zostawiła w Berlinie. Czerpała ze swojego tu i teraz, zupełnie zapominając o tym, co było i nie myśląc o tym, co będzie. Uszczknęła losowi garstkę szczęścia. Osiemdziesiąt siedem. Chwilkę wpatrywała się w mosiężne cyfry. Wciąż nie wierzyła, że to działo się naprawdę. W obszernej torebce odszukała klucz i drżącą dłonią wsunęła go do zamka. Chrzęst, który spodziewała się usłyszeć, zakłóciły czyjeś głosy, dobiegające z drugiego końca korytarza. Odwróciwszy się, dostrzegła dwóch mężczyzn, wyglądających zza sąsiednich drzwi. Obaj objęli ją krytycznymi spojrzeniami. Jeden z nich, odrobinę niższy, zacmokał teatralnie, skupiając wzrok na aparacie.
- Artiste – rzekł, po czym obaj pomachali Liv przyjaźnie i zniknęli w głębi mieszkania. Uśmiechnęła się do siebie i nacisnąwszy klamkę, pchnęła drzwi. Rozpostarł się przed nią tonący w mroku korytarz. Odetchnęła i wziąwszy swoje rzeczy, weszła do środka. Starannie zamknęła drzwi, zasunęła zasuwę i odwiesiła klucz na wieszaczek tuż obok nich. Miała wrażenie, jakby wróciła do domu, po bardzo długiej podróży. Jedynie ssanie w żołądku uświadamiało jej aktualny stan rzeczy. Wcisnęła przełącznik i korytarzyk rozjaśniło światło. Pistacjowe ściany, nierówne i chropowate, tworzyły kontrast z elegancką szafką i chromowymi wykończeniami. Przed sobą miała dwie wnęki prowadzące do pomieszczeń, a na wprost - drzwi, które uchyliła, powolutku przemierzywszy korytarz. Za nimi zastała przestronną łazienkę utrzymaną w beżach, które łamały pozorny chłód marmuru. Po prawej stronie była mała, nowoczesna kuchnia. Czerń, biel, szkło i metalowe wykończenia. Zaś po lewej znajdował się salon. Był duży, by nie rzec ogromny. Tu motywem przewodnim musiał być kolor. W ogromnych oknach wisiały białe zasłony, upięte w bliżej nieokreślony sposób. Na czarnej, skórzanej sofie leżały pomarańczowe poduszki, zaś na szklanym stoliku kawowym - sałatkowo zielony wazonik z kompozycją czerwonych, fioletowych i żółtych traw. Poduszki na fotelach były granatowe. Ściany odmalowane na przybrudzoną biel, zdobiły kolorowe obrazki. Podeszła do jednego z okien. Miasto pozornie pogrążone we śnie, wciąż żyło, migocząc milionem świateł. W oddali dumnie prezentowała się wieża Eiffla. Liv uchyliła okno, nasłuchując. Jej skórę owionął lekki powiew wiatru. Gdzieś słyszała syrenę karetki pogotowia, gdzieś indziej trąbiły auta, słodką melodią niósł się szum. W jej uszach cicho brzmiała melodia miasta. Wszedłszy do sypialni, od razu rzuciła się na ogromne łóżko i choć było nie zasłane, Liv wystarczył miękki materac. Niedbale zdjęła buty, plącząc się w sznurowadłach i ułożywszy się na samym środku, wyjęła telefon zamierzając zadzwonić do Scarlett.
*


- Tom Kaulitz na lotnisku? Co robił tam sam we wczorajsze popołudnie? Czyżby żegnał kogoś, o kim nie mamy pojęcia, a może wybiera się w prywatną podróż? Czyżby miał coś do ukrycia? Zapewne pamiętacie zdjęcia wykonane pod jedną z berlińskich szkół, tam zdawał się na kogoś czekać. Co tym razem? Czyżby spotkał wreszcie swoją wielką miłość? Poniżej, krótki filmik nakręcony przez fankę. Tom wygląda na trochę zmartwionego. Co o tym sądzicie? – skończywszy czytać, włączył kilkunastosekundowy film, na którym zarejestrowano, jak opuszczał lotnisko. Był w słabej jakości, nagrywany w ruchu. Oglądając się za siebie, zakładał okulary i szukał kluczyków. Później zniknął na zewnątrz. Westchnął, kiedy w okienku pojawił się przycisk ponownego odtwarzania. – Oni nie mają co robić? Jeszcze trochę, a powstałaby cała historia, jak to Tom Kaulitz był na lotnisku – odrzekł znużonym głosem, przeglądając zawartość strony. Mnóstwo zdjęć, filmów i opisów. Widział siebie przed studiem, w aucie, przed koncertem. Scarlett podeszła do Toma bezszelestnie i stanąwszy za jego plecami, objęła go, zarzucając ręce na jego szyję i przytuliła swoją do jego policzka, musnąwszy go najpierw wargami. Delikatnie pogładziła tors chłopaka dłońmi, kierując wzrok na ekran komputera.
- To zupełnie normalne. Normalne dla fanów. Oni chcą wiedzieć jak najwięcej i są wszędzie, nawet tam, gdzie nie spodziewają się ciebie spotkać. Cieszą się tym, że gdzieś się pojawiłeś, coś zrobiłeś. Nawet gdyby zastali cię w warzywniaku, kupującego ogórki, to byłaby sensacja – zaśmiała się cicho. – Fani zawsze chcą wiedzieć więcej, niż im mówicie. Z resztą, o czym ta mowa. Kto jak kto, ale ty to wiesz doskonale – Scarlett zwinnie wsunęła się Tomowi na kolana, uniemożliwiając mu dalsze przeglądanie strony. Zamknął brunetkę w szczelnym uścisku, spoglądając na nią nieco z góry. – Wiesz, - ciągnęła dalej, chowając za ucho kosmyk włosów. Zagryzła dolną wargę, dobierając słowa. – Kiedyś sama pięć razy dziennie sprawdzałam, czy do sieci przypadkiem nie wyciekły jakieś twoje nowe zdjęcia – wzruszyła ramionami, jakby zbywając to, co przed momentem powiedziała. Zaś Tom obrzucił ją uważnym spojrzeniem, odnotowując w pamięci, że miała na sobie tylko jego koszulkę, co niewątpliwie nie pomagało mu w koncentracji.
- Nigdy mi o tym nie opowiadałaś – skupił wzrok na jej zamyślonej twarzy.
- Nigdy o to nie pytałeś – odparła, lokując w Tomie niebieskie spojrzenie. Scarlett, uznając, że posiedzą tak dłużej, prędko przekręciła się, przekładając jedną nogę nad udami Toma, dzięki czemu usadowiła się przodem do niego. Uśmiechnęła się niewinnie, kokosząc się w jego objęciach. 
- Teraz pytam – zagadnął, kiedy siedziała już wygodnie. Westchnęła, spoglądając z rozmysłem na Toma. Nie lubiła konfrontować swoich relacji z Tomem, jako relacji z idolem i ukochanym. Trudno było jej to zdefiniować, bo przecież Tom był dla niej zawsze tylko Tomem. Bez względu na to czy tym z plakatu, czy tym tulącym ją do siebie. Wpatrywał się w nią uważnie.
- Tak, wzdychałam do twojego plakatu! – wykrzyknęła po chwili, śmiejąc się perliście na widok jego pękającej z dumy miny. – To było dawno! – sprostowała prędko, kiedy jego mina mówiła ni mniej ni więcej jak; patrzcie jaki jestem fajny. – Ale robiłam to samo, co oni teraz. Słuchałam waszej muzyki, oglądałam i czytałam wywiady, śledziłam wasze poczynania, głosowałam na was nawet. Nie masz pojęcia, ile pieniędzy przez to straciłam. – Spojrzała na Toma tak, jakby chciała uzmysłowić mu, dzięki komu dostał tę czy inną nagrodę. –  Jednak potem… - spojrzała Tomowi w oczy, gładząc jego policzek opuszkiem palca. – Kiedy tego pierwszego dnia, kiedy zobaczyłam cię z butelką, kiedy byłeś taki smutny, zniszczony i zagubiony, to wszystko zniknęło, cała ta otoczka wielkiej gwiazdy. Zapomniałam o plakatach, nowinkach i żądzy, by wiedzieć więcej, by poznać prawdziwego ciebie, bo w jednej chwili dostałam to. Zostałeś tylko ty; człowiek. Bez kamuflażu. Miałam cię bez tej całej sztuczności i wielkiej pompy wokół ciebie. U Karla nie było tego sławnego gitarzysty, byłeś po prostu ty i to mi wystarczyło. Nigdy tak naprawdę nie liczyło się dla mnie, jakim siebie ukazywałeś i co robiłeś, nigdy ci nie wierzyłam w tych wszystkich wywiadach. Widziałam twoją maskę. – Tom westchnął, zastanawiając się, co odpowiedzieć. Choć wiedział, że kiedyś Scarlett była ich fanką, jednak ten fakt spoczywał gdzieś z boku jego świadomości. Jakby nie docierało to do niego. Ona zawsze była ponad wszystkim. Nigdy nie postrzegał jej jako jednej z wielu i czuł się dziwnie, słuchając, jak mówiła, że wzdychała do jego podobizny. Spojrzał na nią i to wszystko wydawało mu się jakieś nierealne, bo ona za każdym razem traktowała go, jak kogoś, o kim świat nie słyszał, nigdy nie wspominała o jego pieniądzach, ani sławie, nie w takim kontekście. On zawsze najpierw był dla niej tylko Tomem. Nigdy nie myślał o tym, że kiedyś mógł być kimś innym. Odgarnął z jej twarzy pojedyncze kosmyki włosów, chowając je jej za uszy.
- Chciałbym cię zobaczyć w akcji – mruknął zabawnie, dokładnie badając wzrokiem jej twarz.
- Pamiętam pierwszy koncert, a w zasadzie to nie pamiętam, ale wiesz, pamiętam – zaśmiał się pod nosem, całując brunetkę w czubek głowy. – Stałam w, ja wiem… ósmym rzędzie po lewej stronie, miałam cię dosłownie na wyciągnięcie ręki, nawet nie masz pojęcia, jakie to było fajne uczucie. Teraz mam cię jeszcze bliżej, ale ta świadomość jest inaczej fajna – ujęła między palce jego dreda i zaczęła go między nimi obracać. – Wiesz, ja lubię, kiedy poświęcasz się fanom.
- Dlaczego? – zapytał, zdziwiony nagłą zmianą tematu.
- Lubię, kiedy dajesz im czas, pozujesz do zdjęć i dajesz autografy, bo wiem, jak to jest na to czekać, jak to jest pragnąć tego jednego podpisu. Wiem, jak to jest czekać na niedoczekane – podniosła wzrok rażąc chłopaka turkusowym spojrzeniem. – Oni was kochają i dlatego robią te zdjęcia i wyczekują nowości. Choć wiadomo… - westchnęła, nie chcąc wspominać o drugiej stronie medalu. – Byłam w Berlinie w kwietniu dwa tysiące siódmego i w Essen w listopadzie. Bardzo długo walczyłam z mamą o Essen.
- To dla mnie abstrakcja, naprawdę – odrzekł, kręcąc głową. Nie potrafił ulokować Scarlett w tym rozkrzyczanym tłumie. – Nie potrafię sobie ciebie wyobrazić przyklejonej do plakatu czy wrzeszczącej w tłumie.
- Ha, a wiesz, jak krzyczałam! – zaśmiała się znów. – Potem przez kilka dni miałam problem z mówieniem. Wiesz, tego pierwszego koncertu w ogóle nie pamiętam, mam jakieś przebłyski, ale tylko urywki. Zaś Essen pamiętam dokładnie. Tam po prostu patrzyłam i słuchałam. Mam nawet twój autograf…
- Mój? – zaśmiał się cicho. – Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, a ja sam nigdy nie postrzegałem ciebie w tej kategorii, dziwnie mi – przygarnął Scarlett bliżej siebie, całując ją w czubek głowy.
- Ale to źle? Wolałbyś, żebym miała blade pojęcie o tym, kim jesteś i co robisz?
- Nie, skąd. Po prostu, mam teraz taki kontrast. Ty i fanka.
- Wiesz, z reguły fanki są normalne. Roztrząsają się nad wami, wzdychają i wyczekują, kiedy się uśmiechniesz i na tym się kończy. Nie wszyscy fani mają niedobrze w głowie albo nie mają w niej nic. Tacy psują nam opinię – stwierdziła rzeczowo, wydymając wargi. – Mogę cię o coś spytać?
- Kto jak kto, ale czy ty czegoś o mnie nie wiesz? – uśmiechnęła się, kradnąc mu krótki pocałunek.
- Wierz mi, że tak.
- Pytaj.
- Dlaczego byłeś taki? Znaczy, – przerwała, szukając słów – dlaczego przestałeś wierzyć w miłość? Dlaczego zacząłeś sprowadzać ją tylko do seksu? – spojrzała na Toma, jakby niepewnie, sadowiąc się w jego ramionach. Zasępił się na moment, wracając wspomnieniami do – jak mu się wydawało – zamkniętego już rozdziału. Szkatułka zepchniętych w głąb serca uczuć otworzyła się, niczym puszka Pandory, przynosząc jedynie niesmak. Przymknął na moment powieki, przywołując obrazy tamtych dni. Mocniej przytulił Scarlett, mając przed oczami inną twarz.
- Poza Billem i kilkoma innymi osobami, nikt o tym nie wie – zaczął i otworzywszy oczy, spojrzał na Scarlett. Posmutniał. – Bardzo głośno powtarzałem, że miłość nie istnieje, że to bajka dla naiwnych, że w nią nie wierzę. Bo naprawdę już nie wierzyłem. A im głośniej o tym mówiłem, tym bardziej usiłowałem wmówić sobie, że to prawda. – Zwilżył koniuszkiem języka suche wargi, muskając opuszkiem policzek dziewczyny. Posłał jej zgaszony uśmiech. – Kochałem kiedyś, wydawało mi się nawet, że mocno – wpatrując się w twarz Scarlett, szukał w niej reakcji. Słuchała, nie wyrzekając ani jednego słowa. Splotła swoją z dłonią Toma, a on jakby instynktownie ucałował jej zewnętrzną stronę. – Miała na imię Lena. Była ładna, miła, a przede wszystkim mało obchodziło ją to, kim byłem i czym się zajmowałem. Widziała we mnie po prostu Toma. Poznałem ją na początku dwa tysiące szóstego. Spotkałem ją w Hamburgu, gdy koncertowaliśmy ze „Schrei” – ponownie obrzucił Scarlett uważnym spojrzeniem. Scarlett uśmiechnęła się nieznacznie, przytulając do siebie ich splecione dłonie. Wziął głęboki oddech i chcąc ostatni raz wrócić do tamtych dni, pozwolił słowom płynąć. Nieprzerwanie spoglądał na Scarlett, jednak jej nie dostrzegał. Spoglądał w głąb siebie, w głąb swoich wspomnień. –  To był okres, kiedy przebywanie poza domem i życie w trasie zaczynało mi doskwierać. Wiesz, pierwszy zachwyt życiem gwiazdy opadł i pojawiła się szara rzeczywistość. Czułem się samotny. Bill i chłopaki to nie było to. Nie wystarczało. Pierwszy raz zapragnąłem tak naprawdę mieć kogoś obok siebie. Kogoś tylko mojego i tylko dla mnie. Ona stała się kimś takim. Świadomość, że miałem Lenę, do której mogłem zadzwonić czy napisać była taka… uskrzydlająca. Miałem na kogo czekać i do kogo tęsknić. Wiesz, niby miałem tylko siedemnaście lat, ale… naprawdę była mi potrzebna. Później, kiedy nagrywaliśmy w Hamburgu… to była taka sielanka. Muzyka, Lena, coraz większy sukces. Byłem szczęśliwy. Jej nie obchodziło to, że wzdycha do mnie połowa Niemiec i ćwierć Europy, ani to, że nie jesteśmy tradycyjną parą. Była ze mną i dla mnie, nie czerpiąc z mojego sukcesu. Wszyscy się dziwili i mama i David i inni, bo Tom się zakochał. Lena była taka pocieszna. Nie można było jej nie lubić. Świata poza nią nie widziałem, ale przyszła trasa i rozstanie. Wtedy… próbowałem wmawiać sobie, że to wszystko przez tęsknotę i brak większego kontaktu, ale kłóciliśmy się, ona miała pretensje, że nie mam dla niej czasu, że tylko muzyka mi w głowie, a ja próbowałem. Robiłem wszystko, co w mojej mocy. Latałem, jeździłem do niej przy każdej możliwej okazji. Ona przyjeżdżała do mnie. Gdybym mógł, rozdwoiłbym się… - wzburzony, machinalnie mocniej przygarnął Scarlett do siebie. – Zerwała ze mną mailem, tłumacząc, że to nie miało sensu, bo ona schodzi na dalszy plan, że muzyka i sława zawsze będą na pierwszym miejscu. Złamała mi tym serce. Zraniła mnie swoją niewiarą i taką łatwą kapitulacją. Odpuściła sobie mnie i nas, nie dostrzegając mnie, nie słuchając, wierząc we wszystko, tylko nie we mnie. Wtedy wszystko się zmieniło, uznałem, że skoro ona mnie tak potraktowała, to znaczy, że prawdziwe uczucie nie mogło istnieć, co najwyżej partnerstwo, ale i to prędzej czy później sprowadzało się do seksu. Skupiłem się tylko na zespole, na muzyce i tak nie wiedzieć kiedy, trafiliśmy do Ameryki, a świat kochał nas z każdym dniem bardziej. Pięliśmy się na szczyt, a ja miałem wrażenie, że spadam coraz niżej. Nie potrafię powiedzieć ci, kiedy pierwszy raz zapłaciłem kobiecie za seks. Nie potrafię powiedzieć ci, kiedy zacząłem wychodzić z klubów z przygodnymi dziewczynami, ani kiedy zacząłem pić więcej niż powinienem. Wiem tylko, że coś we mnie pękło, gdy przeczytałem te naiwne wymówki. Doszedłem do wniosku, że będąc tym, kim byłem, nie miałem szansy na prawdziwe uczucie, że nie odnajdę kogoś, kto pokocha mnie takiego jakim byłem, zupełnie niedoskonałego mnie, tak bezinteresownie… Ona odebrała mi nadzieję i zabiła wiarę w miłość.  Postanowiłem, że nie pokocham już nigdy więcej, że nie dam się omotać i że to ja będę tym, który odchodzi. Te kolejne dziewczyny… one pomagały mi zabijać samotność, dzięki nim nie byłem sam. Dopóki nie pojawiłaś się ty. Złapałaś mnie Scarlett, złapałaś, gdy upadałem – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, przytulając swoje do jej czoła. Zwilżył wargi koniuszkiem języka i przymknął powieki, chcąc zebrać myśli. Było ich zbyt wiele. Scarlett nie mówiąc nic, mocno objęła Toma rękoma, usiłując skryć go w swoich ramionach. Zawsze silny i niezłomny w tej chwili wydał jej się zupełnie kruchy. Jakby ciężar wspomnień odarł go z sił. Tak bardzo bolał ją smutek w jego głosie. – One były, Scarlett. One dawały mi świadomość, że nie byłem sam i łatwiej było mi przetrwać noc. Nie były już tak zimne – mówił cichutko, opierając głowę na ramieniu brunetki. – Przy tobie nauczyłem się naprawdę kochać, pokazałaś mi czym jest prawdziwe uczucie. Od pierwszej chwili jesteś moją miłością w najdoskonalszej z możliwych postaci – podniósł się, spoglądając jej w oczy. – Jesteś wszystkim, co w moim życiu najlepsze i gdybym cię stracił, nie miałbym już nic. Znów byłbym nikim. Tak bardzo cię kocham, Scarlett. Tak bardzo, bardzo mocno – mówiąc to, ujął twarz dziewczyny w dłonie, a gdy zamilkł, pocałował ją czule. Tak delikatnie i zarazem przesycenie miłością, jak jeszcze nigdy. – Kocham, jak jesteś, jak mówisz, chodzisz, patrzysz na mnie, jak śmiejesz się i przekrzywiasz głowę. Kocham jak się złościsz i krzyczysz na mnie, bo potem mogę się z tobą godzić i tak mocno trzymać cię w ramionach. Kocham cię słuchać i mówić do ciebie. Kocham być przy tobie i dla ciebie. Kocham każdy najmniejszy atom twojego ciała. Kocham twój zapach i twój smak. Kocham też to, że dzięki tobie to, co po sobie zostawiła, nie wraca już prawie wcale. Kocham tak bardzo, że bardziej nie można i gdyby miłość zabijała, już dawno bym nie żył – oczy Scarlett zaszły mgłą, gdy każde kolejne słowo, zdawało się ujmować ciężaru, jaki Tom w sobie nosił. Przytuliła policzek do jego dłoni, którą wciąż delikatnie ujmował jej twarz. – Dlatego się boję. Boję się, że kiedy pójdziesz swoją ścieżką, a ja będę musiał iść swoją, to rozminiemy się na zawsze – słowa chłopaka zawisły w powietrzu na krótką chwilę, nim Scarlett na powrót uchyliła powieki. Dumała, czytając w jego oczach.
- Obiecałeś mi kiedyś, że bez względu na wszystko odwrócisz się, nim odejdziesz. Ja będę szła tyłem, Tom. Jestem twoja i tylko twoja bez względu na miejsce i czas. Nawet, jeśli będziemy na dwóch różnych krańcach świata, jeśli poróżni nas twoja złość albo moja duma, jeśli choć na chwilę zwątpisz albo, albo zwątpię ja, pamiętaj, że jestem tu – dotknęła dłonią miejsca, gdzie biło serce Toma. – I nawet, jeśli będziesz próbował mnie z niego wyrzucić, to nigdy ci się to nie uda, bo ono należy tylko do mnie, tak jak to – przesunęła dłoń Toma na swoją lewą pierś – należy tylko do ciebie i już nigdy do nikogo więcej. Jeśli ten cały sen się ziści i nagram płytę, może być nam trudno, jednak przetrwamy. Przetrwamy, bo… ja jestem twoja, a ty jesteś mój i nikt inny nigdy nam siebie nie zastąpi – uśmiechnęła się, tonąc w bezpiecznych objęciach Toma.

This is the story of my life.

Siedzieli tak przytuleni, porządkując wszystkie wyrzeczone słowa. Tom chował je na powrót w niedostępnym nawet dla niego zakamarku serca, ciesząc się, że musiał wrócić do nich po raz ostatni. Zaś Scarlett zaczynała rozumieć, łączyć elementy minionych zdarzeń, których pobudek nie pojmowała wcześniej. Pojęła dlaczego tak bardzo dotknęła Toma jej niewiara, krzywdę jaką mu wyrządziła. Dotarło do niej, jak wielka niesprawiedliwość go dotykała, za kogo go uważano, a kim tak naprawdę był. Choć od początku wiedziała, że prawdziwy Tom był niedostępny dla mas, teraz dotknęło ją, jak bardzo musiał być gruboskórny, by bronić się nie tylko przed wścibstwem, ale również własnymi uczuciami i dokąd go to zaprowadziło. Odrzuciła te wszystkie myśli, przeszłość mogła być już jedynie przeszłością, musiała skupić się na chwili obecnej i kochać go, kochać bardzo, by nie zwątpił w istnienie miłości. Scarlett mocno przytuliła Toma do siebie.
- Jakoś nastrojowo się zrobiło, nie uważasz? – zagadnęła po chwili, muskając wargami płatek jego ucha.
- Pozwolisz mi to wykorzystać? – zagadnął zadziornie, a ona poczuła, jak usta chłopaka rozciągają się w szerokim uśmiechu, a dłonie wędrują na jej biodra, spoczywając bliżej niż dalej pośladków. Potrafił tak płynnie przechodzić z trudnych do błahych rzeczy, jakby te pierwsze w ogóle nie zaszły.
- Tooom! Ty zbereźniku – bucnęła go placem w brzuch, odsuwając się od niego. – Swoje myśli rodem z pospolitego buduaru wsadź sobie…- zapowietrzyła się, mrożąc Toma – chcąc nie chcąc – rozbawionym spojrzeniem. – Do kieszeni! – żachnęła się, kręcąc głową z udawanym oburzeniem. – A tak w ogóle – ujęła rękę Toma, by sprawdzić godzinę, niemal ją wykręcając. – To jeszcze chwila, a się spóźnię! – wysmyknęła się z jego objęć, nie wiedzieć kiedy i w ekspresowym tempie była już przy schodach. Tom odwrócił się, dostrzegając zmysłowy balans bioder, przy których falowały je długie włosy. Uśmiechnął się, wyciągając wygodnie na krześle. Czuł się lepiej. Było mu lżej ze świadomością, że pozbył się największego z ciężarów zalegającego w jego sercu.

It finally starts to leave,
the story of my life.
*

Promienie południowego słońca zbudziły Liv ze snu. W pierwszej chwili nie miała zielonego pojęcia, gdzie się znajdowała, jednak przetarłszy powieki i ujrzawszy pomieszczenie tonące w niebieskościach, od razu sobie przypomniała. Uśmiechnęła się do siebie i odłożywszy aparat, który nieświadomie całą noc ściskała w dłoni, przeciągnęła się na posłaniu. Uśmiechnęła się znów. Sama świadomość bycia w tym miejscu, dawała jej powód do radości. Nawet myśl o sprawach, które przyjdzie jej rozwiązać, nie wydawała się straszna. Wiedziała, że czeka ją wspaniały rok wśród ludzi, których do niedawna mogła jedynie podziwiać. Ogromna nadzieja zupełnie nieproporcjonalna do rzeczy, którym musiała sprostać nie tylko tu w Paryżu, ale również tym, które zostawiła w Berlinie, rosła w niej z każdą kolejną chwilą, z każdym kolejnym spojrzeniem na rozbudzone już miasto, z coraz pełniejszą świadomością tego, co miało nadejść. Nie spiesząc się, podnosiła do miana celebracji każdą czynność. Niemal rytualnie wrzucając po raz pierwszy ubrania do kosza na rzeczy do prania, biorąc pierwszy prysznic, przeglądając się pierwszy raz w lustrze, jedząc pierwsze paryskie śniadanie w postaci herbatników, które jakimś cudem znalazły się w jej torbie i soczku marchwiowego. W swojej torbie odnalazła dużo różności, których pochodzenia nie znała; biszkopty, ukochane przez nią wafle wieloziarniste, ciastka z kawałkami czekolady i mnóstwo suchego prowiantu, który mógł jej zapewnić jako taki posiłek. Mogła się jedynie domyślać, że to sprawka Scarlett, która przewidziała, że zakupy będą ostatnią rzeczą, o której pomyśli, znalazłszy się w Paryżu. Liv czekały ogromne zakupy, związane nie tylko z lodówką, która pomieściłaby w sobie zapasy dla kompanii wojska, ale również innymi niezbędnymi do samodzielnego mieszkania rzeczami. Jednak to idea, którą zamierzała wcielić w życie później, najpierw jedno z ważniejszych – o ile nie najważniejsze – spotkanie w jej życiu. Choć w planach miała zjawić się w redakcji przed czasem, nie mogła oprzeć się pokusie, by po prostu nie pobyć w swoim mieszkaniu. Zadzwoniła do mamy, Scarlett, rozmawiała też z Julie, bezcelowo krążąc między pokojami, wyglądając przez okna, czy choćby odkręcając i zakręcając wodę w kranie w kuchni, by zaraz uczynić to samo w łazience. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej zachowanie było zupełnie irracjonalne, ale sprawiało jej to dziką radość, potęgowaną świadomością, że to wszystko należało już po prostu do niej. Podczas swojego spaceru zdążyła dotknąć chyba każdej rzeczy w domu i to również było niezwykle przyjemne, jakby bardziej namacalne dla jej tu i teraz. Kiedy już wreszcie zdecydowała się, by wreszcie zacząć szykowanie do wyjścia, w mieszkaniu rozległ się brzęk dzwonka do drzwi. Czego jak czego, ale goście byli ostatnim, czego spodziewała się w tej chwili. Podeszła do drzwi i zerknąwszy przez wizjer, po drugiej stronie zobaczyła dwóch mężczyzn, tych samych, których spotkała minionego wieczoru. Sprzeczali się o coś piskliwym szeptem, szturchając i wymachując groźnie rękoma, w których obaj trzymali… coś. Odrobinę niepewnie uchyliła drzwi i w tej samej chwili obaj zamarli, przybierając iście przyjazne wyrazy twarzy. Trzymając swoje pakunki, uśmiechali się do Liv serdecznie, w odpowiedzi na jej pytające spojrzenie.
- Bonjour, mon voisin – odparł nieco niższy i drobniejszy z gości. Miał około metra osiemdziesiąt, ciemne włosy i oczy, ładnie zarysowane wargi i wydatne kości policzkowe. Widać, że nie stronił od sportu, bo pod dopasowaną koszulką ładnie zarysowywały się wyrzeźbione mięśnie. Ubrany na czarno wydawał się pociągający i musiała przyznać, że przystojny. Zaś drugi wyższy i potężniejszy, również ciemnooki brunet, jednak o bardziej płynnych rysach twarzy, zdawałoby się stały bywalec siłowni, był jakby w cieniu pierwszego. Na jego twarzy błąkał się niewyraźny uśmiech, a z oczu biło przyjemne ciepło, a nie pewność siebie, jak u jego towarzysza.
- Bonjour – odpowiedziała, słysząc w swym głosie aż nader wyczuwalny ojczysty akcent. Obaj uśmiechnęli się do siebie, kiwając porozumiewawczo głowami.
- Femme allemande – rzekli zgodnie.
- Mówię płynnie po francusku i angielsku, nieźle radzę sobie też z hiszpańskim, a jeśli tego byłoby mało, możemy porozmawiać też po irlandzku, choć nie znam jeszcze w pełni tego języka – brunetka przerwała serię bardzo sugestywnych spojrzeń obu mężczyzn, przemawiając do nich w ich ojczystym języku i uśmiechając się przy tym ujmująco. Zdawali się być niegroźni.
- Cuuuudownie – odpowiedział jej niższy z nich. – Jestem Pierre, a to Hugo – dokonawszy prezentacji, wskazał na swojego towarzysza. – Przyszliśmy się przywitać.
- Dotąd nikt tutaj nie mieszkał, dlatego miło nam, że wreszcie będziemy mieć sąsiadkę – uśmiech zdobiący twarz Liv pogłębił się.
- To miłe z waszej strony. Chętnie zaprosiłabym was do środka, ale jeśli zaraz nie wyjdę z domu, nie załatwię dziś niczego i…
- Już nas nie ma! – Pierre uciszył Liv stanowczym gestem i wręczył jej pakunek. – Sam piekłem – odparł dumny z siebie i kiedy Hugo wręczył jej własne zawiniątko, ujął go pod rękę. Obaj skinęli jej na pożegnanie i zamaszystym krokiem udali się do swego mieszkania. Liv roześmiała się cicho, wąchając to coś, co znajdowało się pod pergaminem, jednak uświadomiwszy sobie utratę kolejnych cennych minut, prędko zniknęła w głębi mieszkania.
*


Systematyczny stukot obcasów, odwrócił uwagę Toma od ekranu monitora. Skupił wzrok na schodach, na których, kilka krótkich chwil później, dostrzegł najpierw jedną zgrabną nogę obutą w szpilki na – w jego mniemaniu – niebotycznie wysokiej szpilce. Zaraz za nią pojawiła się druga noga i cała postać brunetki. Nie odwróciwszy nawet wzroku, z gracją pokonała schody, by zatrzymać się w wejściu do salonu i powoli obrócić się wokół własnej osi, tak by jego oczy mogły objąć ją uważnym spojrzeniem. Włosy upięła w luźny kok, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki, opadające na twarz brunetki, którą zdobił elegancki, acz wyrazisty makijaż. Wargi podkreśliła szminką w kolorze głębokiej czerwieni, co w połączeniu z nieodgadnionym spojrzeniem, spod kotary długich rzęs, przyprawiało go o dreszcz. Zaś zwężana spódnica w kolano i żakiet – tylko żakiet – z niemałym dekoltem czyniły ją elegancką i zmysłową zarazem. Odstawił komputer na miejsce obok siebie, po czym wstał i powoli ruszył w kierunku Scarlett, taksując ją lubieżnym spojrzeniem. Uwielbiał na nią patrzyć, zaś ona lubiła, gdy to robił. Stanął tuż przed nią i ująwszy dłoń dziewczyny, ucałował ją dystyngowanie, nie odrywając od niej wzroku. Uśmiechnęła się tajemniczo, mrużąc oczy, gdy odwzajemniała jego spojrzenie. Wargi Toma przylegały do delikatnej skóry jej dłoni kilka sekund dłużej niż powinny, nim uniósłszy nieco jej rękę, okręcił Scarlett wokół własnej osi. Zaśmiała się cicho, gdy wykonawszy obrót, wylądowała wprost w jego ramionach.
- Scarlett, to spotkanie biznesowe – mruknął, muskając wargami szyję brunetki, a jego gorący oddech otulał jej skórę, łaskocząc ją każdym kolejnym słowem.
- Czyli może być – odparła, zostawiwszy na policzku Toma czerwony odcisk swych ust. Złożyła dłonie na ramionach chłopaka i odchyliwszy się nieco do tyłu, dumnie przyglądała się swemu dziełu, gdy Tom wędrując dłońmi po jej plecach, gładził je pociągłymi ruchami. Kończąc ich podróż za każdym razem niżej. – Spóźnimy się – Scarlett posłała Tomowi ostrzegawcze spojrzenie i z uśmiechem wymknęła się z jego ramion. Oddalając się na wyciągnięcie ręki czekała, aż ruszy za nią, jednak Tom nie uczynił ani jednego kroku, wciąż się w nią wpatrując.
- Scarlett, ale oni będą na ciebie patrzeć – rzekł, jakby wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Dziewczyna zaśmiała się perliści kręcąc głową.
- Niech patrzą, tyle mogą – przekrzywiła głowę, spoglądając na Toma pobłażliwie. Ponagliła go ruchem ręki.
- Będę zazdrosny – odparł butnie, zdając się nie chcieć, ruszyć z miejsca. Pokręciła głową, podchodząc do niego i stając tuż przed nim. Zadarła głowę, spoglądając Tomowi prosto w oczy. Na usta Scarlett wpłynął tajemniczy uśmiech.
- Więc pomyśl, że ty możesz znacznie więcej – mówiąc to, puściła do niego oczko i ujmując dłoń Toma, pociągnęła go za sobą do wyjścia.
- Ale ja nie chcę tylko myśleć, Maleńka – zagadnął zaczepnie, zatrzymując się gwałtownie w połowie drogi do drzwi i jednym konkretnym ruchem przyciągnął do siebie brunetkę. Nim odzyskała równowagę, na powrót znajdowała się w jego ramionach, a Tom wykorzystując sytuację, łapczywie wpił się w jej wargi. Całował ją długo i głęboko, a kiedy brakło mu tchu, powoli odsunął się od niej. – No, teraz możemy iść – rzucił wesoło i ujmując dłoń Scarlett, lekkim krokiem ruszył do drzwi. 

Gdyby nie znał Scarlett, tego jak reagowała na dane sytuacje, nie powiedziałby, że się denerwowała. Jak zawsze była opanowana i nie wyrażała żadnych emocji. Trudno było wyczytać cokolwiek z jej twarzy, jednak spojrzenia, które mu posyłała mówiły same za siebie. Nie sądził, by się bała. Scarlett znała swoją wartość i wiedziała czego chciała. Gotowa była zrezygnować z nagrania tej płyty, niż dopuścić do tego, by coś poszło nie po jej myśli. Był pewien, że nie da sobie wcisnąć byle czego. Jakoś nie potrafił wyobrazić sobie tego, by uległa jakimkolwiek namowom, nawet najwyższej socjecie wytwórni. Zatrzymawszy się przed odpowiednimi drzwiami, odetchnęła i poprawiła nieistniejące niedoskonałości w swoim wyglądzie. Uśmiechnął się, a ona kiwnęła głową. Nacisnął klamkę i pchnął drzwi, przepuszczając brunetkę przodem. Weszła do pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę zebranych, jednak zupełnie zignorowała ten fakt, skupiając się jedynie na Tomie. Choć biła od niej zwyczajna pewność siebie, ledwo przestąpiła próg, a odwróciła się, sprawdzając czy wciąż był za nią. Wszedł i zamknąwszy drzwi, ujął na powrót jej rękę, uśmiechając się nieznacznie. Mocno ściskała jego dłoń, dumnie krocząc w kierunku Josta. Uścisnąwszy każdemu z nich dłoń, pewnie aczkolwiek z wrodzonym sobie dystyngowaniem, zajęła miejsce, gdzie Tom odsunął jej krzesło. Zdawała sobie sprawę, że wszyscy czterej mierzyli każdy jej ruch, ale starała się o tym nie myśleć. Jost, Roth, Hoffmann i Benzer, wymieniwszy uprzejmości, milczeli jak zaklęci, czekając aż Scarlett i Tom zajmą miejsca. Brunetka usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę. Małą torebkę wsunęła w miejsce między sobą a bocznym oparciem kręconego fotela, na którym siedziała. Splecione dłonie ułożyła na udach, nie spiesząc się zupełnie. Podniosła turkusowe spojrzenie na wpatrujących się w nią mężczyzn, których wzrok spoczął na jej rękach w momencie, w którym dłoń Toma wplotła się w nie, a na usta brunetki wstąpił nieodgadniony uśmiech. Kątem oka spojrzała na Toma, którego mina wyrażała ni mniej ni więcej; ona jest moja i spoglądał na pozostałych mężczyzn, lustrując ich bacznym spojrzeniem. Uwielbiała go, kiedy był zazdrosny.
- Kwestię waszego związku poruszymy później – odparł Peter Hofmann, kiwając nieznacznie głową. – Przejdźmy do rzeczy.
- Wytwórnia chce cię wypromować, Scarlett – rzekł Jost, spoglądając brunetce w oczy. Kiwnęła głową, odwzajemniając spojrzenie. – Twój występ na gali poruszył nie tylko nas tutaj, ale przede wszystkim ludzi. Zrobiłaś wrażenie, rozpisywali się o tobie na forach i portalach o szeroko pojętej treści.
- Masz dobry głos. Wymaga szlifu, jednak twój potencjał jest imponujący. Twoje rokowania wypadają naprawdę dobrze, co może przynieść korzyść tobie, ale nam również – Hoffmann uśmiechnął się znacząco, wypowiadając te słowa. Scarlett zmrużyła oczy, badając go uważnym spojrzeniem. Czuła pieniądze.
- Wytwórnia chce podpisać z tobą kontrakt – wtrącił Benzer.
- A ja chcę podpisać go z wytwórnią – odrzekła powoli, rozciągając usta w delikatnym uśmiechu. – Po to wystąpiłam na gali i po to jestem tu dziś – zauważyła, że nie byli przygotowani na otwartość z jej strony. Trudno. Była pewna, zdawała sobie sprawę, że oni chcieli zarobić na jej marzeniach, jednak ona była tam po to, by je spełnić.
- Warunki omówimy następnym razem – odparł Jost. – Do tego czasu zostanie opracowany projekt kontraktu.
- Chciałabym uściślić jedną, a w zasadzie dwie rzeczy, szanowni panowie – omiotła pewnym spojrzeniem wszystkich czterech. – Po pierwsze bardzo chciałabym, abyście zrobili coś w czym nie jesteście dobrzy – zaintrygowani pewnością dziewczyny, spojrzeli na Scarlett z uwagą, jednak ona nie była ani trochę zażenowana. – Chcę, byście nie ingerowali w dobór materiału na płytę – obrzuciła ich kolejnym krótkim spojrzeniem, wilżąc wargi koniuszkiem języka i nie słysząc sprzeciwu, kontynuowała. – Póki co chcę podpisać kontrakt na jedną płytę.
- Znaczy, że nie jesteś pewna, czy chcesz śpiewać? – Benzer utkwił w Scarlett baczne spojrzenie, wygodnie wyciągając się w fotelu i splatając ręce na torsie. Zdawało mu się, że ją zagiął. Tak, tylko mu się zdawało. Scarlett uśmiechnęła się półgębkiem.
- Muzyka, to jedna z dwóch rzeczy, których jestem bardziej niż pewna.
- Zatem? – drążył.
- Czy usatysfakcjonuje pana, jeśli powiem, że zaczynam gwiazdorzyć? – niechcący udało jej się rozbawić producentów, rozluźniając atmosferę, która jeszcze kilka sekund wcześniej zdawała się być za gęsta. Uśmiechnęła się wdzięcznie, gładząc kciukiem wewnętrzną stronę dłoni Toma, który obserwując sytuację milczał, pozostawiając jej pole do popisu. Wiedział, że poradzi sobie z tymi wygami.
- Myślę, że najlepiej będzie, jeśli w szczegóły zagłębimy się przy dokładnym omówieniu kontraktu. W piątek powinno być dobrze – Benzer zerknął w kalendarz, zapisując w nim spotkanie. Scarlett skinęła głową. – Zatem do piątku – wstał, a za nim podnieśli się pozostali. Brunetka dołączywszy do nich, uścisnęła wszystkim dłonie, a kiedy Tom uczynił to samo, skierowali się do wyjścia. Przepuścił ją przodem, by zaraz otworzyć przed nią drzwi i skinąwszy jeszcze raz producentom wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Wszyscy czterej krótką chwilę wpatrywali się w jasną, drewnianą powierzchnię, jakby chcieli z niej coś wyczytać.
- Charakterna – odparł Roth, odzywając się po raz pierwszy. – Twarda sztuka, tego było nam tu trzeba.

Kiedy tylko drzwi domu zamknęły się za nimi, Scarlett z piskiem rzuciła się Tomowi w objęcia. Wziął ją w ramiona tuląc do siebie mocno, gdy śmiała się perliście, mocno zaciskając ręce na jego szyi. Był szczęśliwy, kiedy ona była szczęśliwa. Pragnął spełnienia jej marzeń, jak niczego innego na świecie, jednak bez względu na to jak bardzo się starał, nie potrafił wyrzucić z siebie obaw. Widomo rozstania z nią, wisiało nad nim bardziej z każdym dniem zbliżającym ją do rozpoczęcia prac nad płytą. Nie potrafił się przełamać. Choć wierzył w Scarlett, w siebie, w nich. Trzymając ją w ramionach, miał cały swój świat i to dawało mu tak wielką ulgę; możność bycia, słuchania, patrzenia, dotykania jej. Ta cudowna pewność, że była obok.
- Toooooooom! – pisnęła. – Wreszcie, wreszcie, wreszcie! Nagram płytę, będę śpiewać! – śmiała się tak radośnie, że i on sam nie potrafił tego nie robić. Była jak dziecko, które dostało upragnioną zabawkę.
- Przecież to ty. Komu jak komu, ale tobie nikt nie odważy się sprzeciwić. Nawet los. Biada temu, kto tego spróbuje – zaśmiał się, biorąc Scarlett na ręce. Ignorując fakt, że mogli spaść ze schodów, zaczęła machać nogami, bezpiecznie przylegając do torsu chłopaka.
- Bardzo śmieszne. Nie jestem aż taka straszna przecież – żachnęła się.
- Oczywiście, że nie. Jesteś najsłodszą osobą, jaką znam, ale szanownych panów i władców zagięłaś – uśmiechnęła się na te słowa.
- I dobrze, nie dam z siebie zrobić jednosezonowej gwiazdki.
- Chyba już o tym wiedzą. To szczwane lisy, musisz uważać, Maleńka.
- Phi, niech no mi który podskoczy – zrobiła groźną minę, nim odchyliła się, by otworzyć drzwi do swojego pokoju. – Swoją drogą mama mogła chociaż zadzwonić – mruknęła niezadowolona.
- Jest pewnie zaaferowana odlotem Shie’a. widziałaś jak to przeżywała. Wczoraj Liv, dziś on – Tom postawił Scarlett na podłodze i lekko pchnął drzwi, które zaraz zamknęły się z cichym trzaskiem. – Podwózka pod, a nawet za same drzwi – uśmiechnął się szeroko, wyjmując z obszernej kieszeni spodni kopertówkę brunetki.
- Chyba ci się nie wypłacę – mrugnęła do Toma, podchodząc do szafy, a po drodze zdejmując wysokie szpilki. Stając przed lustrem, wprawnie rozpuściła włosy i prędko pozbyła się ciasnego żakietu. Tom z szelmowskim uśmiechem omiótł wzrokiem jej ciało, zatrzymując go dłużej na piersiach ściśniętych miseczkami czarnego, koronkowego biustonosza, przy czym śpiesznie oblizał wargi.
- Odpłacisz mi w naturze – mruknął, stając za Scarlett i obejmując ją rękoma. Czarna spódnica zatrzymała się na jej biodrach, gdy zamknąwszy Scarlett w ciasnym uścisku, uniemożliwił jej ruch.
- Bardzo zabawny jesteś, wiesz?
- Wiem – odparł zadowolony z siebie.
- To, że jesteś większy i silniejszy, to nie znaczy, że możesz to wykorzystywać przeciwko mnie, wiesz?
- Wiem – potwierdził, jedną ręką zsuwając materiał z bioder dziewczyny, po czym bez większego trudu, odwrócił ją przodem do siebie. Sapnęła gniewnie, karcąc go szafirowym spojrzeniem, które w jednej chwili zniknęło pod jej powiekami, gdy namiętnie wpił się w usta dziewczyny. Pod wpływem jego dotyku ciało Scarlett rozluźniło się, idealnie wpasowując się w objęcia Toma. Bez trudu znów wziął ją na ręce i przeszedłszy kilka chwiejnych kroków, dotarł do łóżka, na którym ją ułożył. Łapiąc oddech, przyglądała się, jak Tom prędko pozbywał się własnych ubrań, ciskając nimi w każdą możliwą stronę. Zaśmiała się cicho, gdy opadł na miękki materac tuż obok niej, sapiąc cicho. Zamknął ją między swymi ramionami, wodząc opuszkami po jej własnych. Czule pogładziła dłonią jego skroń, sięgając wiązania białej bandany, o której w pośpiechu zapomniał. Rozwiązała ją i wygiąwszy plecy w łuk, odrzuciła ją na podłogę obok łóżka. Wpatrywał się w brunetkę krótką chwilę, jakby zastanawiając się nad czymś. – Scarlett?
- Hm? – mruknęła, w skupieniu obrysowując opuszkiem usta Toma. Rozumnie ściągnęła brwi, co w połączeniu z jej zaróżowionymi policzkami zdawało mu się niezwykle słodkie.
- Dlaczego tylko jedna płyta? –  oderwała dłoń od jego ust, wiodąc nią wzdłuż kości policzkowej do skroni chłopaka. Spojrzała mu w oczy.
- Jakiś czas temu, obiecałam ci, że wybiorę ciebie. Bez względu na wszystko. Nie chcę wiązać się niepotrzebnie. Pewnie wydam drugą płytę, może trzecią i czwartą też, ale chce mieć wybór. Zakładając z góry, że nagram dwie czy sześć płyt, odbiorę go sobie, nam – uśmiechnęła się delikatnie, usiłując wyczytać coś z twarzy Toma. Odwzajemnił uśmiech, całując ją czule. Potem kochał ją długo, wlewając miłość w każdy, nawet najmniejszy dotyk. Celebrował pocałunki, rozsmakowywał się w niej, mocno trzymając ją w ramionach. Trzymając w nich cały swój świat.

Bo w niej miał swój początek i koniec.
Bo w niej historia jego życia.
Bo ona historią jego życia.
Bo w niej jedyny z możliwych wyborów.
*


Z francuskiego;
Merci beaucoup – dziękuję bardzo.
Bonne nuit, jeune dame – dobranoc, panienko.
Artiste – artystka.
Bonjour, mon voisin – dzień dobry, sąsiadko.
Femme allemande – Niemka. 

14 komentarzy:

  1. ~e.
    31 maja 2010 o 05:49
    Przeważnie jest tak, że słowa uciekają, kiedy koniecznie chce się powiedzieć coś mądrego: )Już dawno nie czytałam fanficków kierując się przeświadczeniem, że to, co dobre, zostało już napisane. I proszę, pierwsze opowiadanie, które przeczytałam okazało się naprawdę… hm, wartościowe, myślę. Poza tym w wysokim stopniu odpowiada mi Twój styl- opisy, opisy i szczegóły, które po prostu uwielbiam. Uwielbiam to ‘lanie wody’ i z ochotą przyznam, ze wszystko mi się świetnie czytało.Jest jednak parę rzeczy, które mnie rozczarowało. Nie narzucam Ci niczego, to tylko moje luźne spostrzeżenia.Przede wszystkim według mnie wątek Scarlett i Toma przytłoczył reszte fabuły, która zapowiadała się naprawdę obiecująco. Podczas gdy losy tej dwójki są ze sobą powiązane i spójnie przedstawione, to zdajesz się zaniedbywać resztę swoich bohaterów. Choćby na przykład Billa Reinie i Candy. Mnie stanowczo brakuje tutaj surowej rzeczywistości dotyczącej maltretowania kobiet. Przemoc jest tak rozległym i głębokim zagadnieniem, że ciężko jest ją wiarygodnie opisać, a mam wrazenie, że całkowicie ją zbagatelizowałaś. Hans (bardzo ograniczyłaś tę postać) w ogóle nie zapada w pamięć. Gdyby nie to, że w którymś z ostatnich odcinków przewinęło się jego nazwisko, zupełnie nie pamiętałabym, jak facet się nazywa. Nie pozwoliłaś mi go poznać ani nawet znienawidzić. Wydaje mi się też, że bardzo spłaszczyłaś postać Reinie tym samym krzywdząc samą bohaterkę, która na pewno jest fascynujacą postacią. Nie pozwalasz poznać mi wymiaru jej cierpienia ani jego podstawowego źródła- owszem, jest maltretowana przez męża, ale to wszystko jest bardzo pobieżnie przedstawione. Mam wrazenie również, że pominęłaś całą ewolucję uczuć Billa. Nie codziennie spotyka się kobietę systematycznie wyniszczana przez innego człowieka. Takiej osoby nie pokochuje się z dnia na dzień, tym bardziej, ze jest jeszcze Candy. Owszem, miał wątpliwości, obawy, ale to nie takie proste- pozbyć się ich.Brakuje mi również zespołu, a nawet wszystkich bohaterów. Za bardzo ograniczyłaś fabułę do Tokio Hotel vs. Siostry. Wątek z Mike’iem uciął się strasznie gwałtownie, a szczerze powiedziawszy, spodziewałam się po nim dużo wiecej.Poza tym tak naprawdę Scarlett znamy tylko przy Tomie. Odkąd połaczyłaś tę dwójkę, prawie nie opisujesz ich osobno. To samo tyczy się Toma. Dziewczyna wtargnęła w jego życie i wywróciła je do góry nogami- to jest w porządku. Ale potem ni stąd ni zowąd pojawia się motyw Toma- alkoholika, a za chwile znów znika. Alkoholikiem nie jest się na chwilę. To w człowieku siedzi, gnębi go, wygryza. Nie pokazałaś mi zupełnie jego rozterek podczas trudnych wyborów i decyzji. To wyglądało tak, jakby pił, pił, potem pojawiła się Scarlett i przestał, a nagle znowu zaczął, a wtem znów pojawiła się Scarlett i pogłaskała go po główce, a on znowu przestał. Jest wiele podobnych niedociągnięć, ale to zupełnie subiektywna opinia. Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to tak, jakbym Cię pouczała i w Twoim opowiadaniu widziała tylko wady. Jak już wspomniałam, opowiadanie naprawdę mi się podoba. Masz tę charakterystyczną lekkość w swoim stylu, która sprawia, ze pochłaniam treść nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Poza tym potrafisz bardzo precyzyjnie wyrażać emocje. Impresywny charakter opisów ma naprawdę wielki wpływ na czytelnika- w tym wypadku na mnie. Pomysł na całą fabułę jest naprawdę świetny, aczkolwiek wymaga zaangażowania (jestem pewna, ze Ci go nie brakuje) i pewnej konsekwencji. Fragmentaryczność niektórych wątków rozbija nieco moją uwagę. Bardzo jestem ciekawa losów Caroline i Gustava. Chłopak bez wątpienia ma przed soba ciężką próbę i tutaj naprawdę podoba mi się Twój stosunek do problemu z perspektywy Schafera.Także podsumowując, opowiadanie zapowiadało się od początku obiecująco i nadal się tak zapowiada. Cieszę się, ze mogłam je przeczytać i na pewno będę tutaj zaglądać.Pozdrawiam serdecznie : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark Queen

      1 czerwca 2010 o 16:51
      masz rację, zazwyczaj ich wówczas brak ;) dużo myślałam o tym, co napisałaś. dlatego odpowiadam dopiero dziś, choć i tak nie jestem do końca przekonana, czy będę w stanie ująć w słowa, co chcę powiedzieć^^na początku, witam Cię serdecznie i dziękuję za naprawdę wartościową opinię. konstruktywna krytyka jest czymś, co chłonę jak gąbka, bo pomimo upływu czasu i ilości zapisanych stron, wciąż się uczę. co za tym idzie, w pewnych kwestiach muszę się z Tobą zgodzić :)jeśli chodzi o Scarlett i Toma, to taka dola głównych bohaterów, by poświęcać im więcej uwagi, niźli postaciom drugoplanowym. to ich historia jest tutaj przodującą, a wszystkie inne stanowią jedynie jej dopełnienie. hm. najgłębiej analizowałam poruszony przez Ciebie aspekt dotyczący Rainie, Candy i Billa. masz rację co do tego, że być może za słabo naświetliłam jej sytuację w domu; to jak jest traktowana przez Hansa i ogółem mówiąc jak to wszystko wygląda od środka. jednak, szerze mówiąc, nie miałam w planach skupić się na tym, co jest poza relacją jej i Billa, co się tyczy również jego odczuć. jednak jak już wspominałam, muszę się z Tobą poniekąd zgodzić, że trochę tego tu zabrakło. natomiast Hans nigdy nie miał być bardziej wyraźną postacią. on stanowił od początku tło. jednak jakby nie było, w niedalekiej przyszłości, miałam i mam w planach, większe skupienie na ich wątku. jeśli chodzi o Mike, to wszystko toczy się właściwym torem. jego wątek nie uciął się, trwa. całkiem niedawno dotyczący go fragment przewinął się w nocie. dlatego bez obaw, jeszcze o nim przeczytasz ;).co do picia Toma, hm. to kwestia bardziej zawiła. na pewno jeszcze nie raz do niej wrócę. na pewno jeszcze ją omówię. i choć wcześniej, może faktycznie ciut tego zabrakło, tego już nie zmienię. nie mam Ci za złe tej krytyki, wręcz przeciwnie, jak już wspomniałam, ciszę się, że wypatrzyłaś te niektóre niedociągnięcia. wiesz, chcę, żeby Prinz był naprawdę dobry. a krytyka pomaga mi do tego dążyć. pominę kwestię tego, czym jest dla mnie sam w sobie. teraz mam na myśli odbiór i stronę bardziej techniczną. o zaangażowanie nie musisz się martwić, tego jest tu aż za wiele, pisanie zdominowało moje życie, że tak powiem ;)o czym mówiłam już w jednej z odpowiedzi, pomimo setek zapisanych stron, wciąż się uczę i w dążeniu do doskonalenia umiejętności, krytyka jest niezbędna. zatem raz jeszcze dziękuję i cieszę się, że Prinz Ci się spodobał. pozdrawiam :)

      Usuń
  2. ~Katalin
    31 maja 2010 o 13:58
    My tu gadu gadu na gadu-gadu,a mi sie kolejna część niepostrzeżenie skonczyła! Zawsze zastanawiała mnie ta łatwosc w ukrywaniu emocji u Scarlett. Podziwiałam to, ze moze w srodku cierpiec, czy umierac ze strachu, a na zewnatrz nie da tego po sobie poznac. Choc to nie do konca dobre, to zawsze to podziwiałam. Scarlett potrafi zachowac kontrole nad soba i tym co sie dzieje w kazdej sytuacji. Dzisiaj zaskocył mnie tez Tom, który otworzył sie przed Scarlett. Poznałam go dzisiaj z innej strony, tej ukrytej przed swiatem. Lubie to. Lubie poznawac przeszłośc bohatera,a potem konfrontowac to z tym, co juz o nim wiedziałam. to tlyko podkresla to,ze wszystko jest zaplanowane i nie ma miejsca na przypadki w jego zachowaniu. I nie tylko w jego. Bardzo ciekawa jestem jak rozwinie sie znajomosc Liv i jej dwóch uroczych sasiadów (Huuugona! xD) A własnie, musze zobaczyc zdjecia w albumie;) Ciekawa jestem jakie wybrałaś:P iI kurcze,zagiełas mnie ta jedna płytą! to dopiero było dojrzałe i przemyslane ze strony Scarlett. Poza tym, ja sobie tak mysle,ze na poczatek wytwórnia i tak nie podpisałaby z nia umowy na wiecej płyt, bo najpierw musza przeciez sprawdzic jak sie sprzeda, czy Scarlett stanie sie rozchwytywana, sławna i wgl. Bardzo czekam tez na dalsze losy Liv w Paryżu. Strasznie jestem ciekawa jak poprowadzisz ten watek. Tak mysle,czy jeszcze miałam cos dodac i chyba to juz byłoby wszystko:)A! No i dziekuuuuje za tą dedykacje ( o ile to do mnie w ogole było xD) :* :* :* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      1 czerwca 2010 o 14:44
      lata pracy. zaciąć się w sobie nie jest łatwo. odciąć z resztą też. odciąć jest nawet trudniej, ale mniejsza. to jest bardzo pomocne w wielu sytuacjach, jednak jeśli chodzi o wewnętrzne samopoczucie, jak mówisz, nie zawsze to jest dobre. jak już wspomniałam Schwarz, każdy skutek ma przyczynę. ona musiała się wtedy pojawić i zagrać na jego uczuciach, żeby stał się tym kim był i wreszcie trafił do Vanilientraum, by poznać tam Scarlett. Ach – wzdycham sobie – przeznaczenie xD Tak, tu jest plan, tu nie ma przypadku, tak jak wiadomym jest co działo się przez minionych – ja wiem…- 400 stron już pewnie niebawem będzie – postach, tak wiem też co zdarzy się w kolejnych aż po sam epilog. jednak jak wiadomo…^^zdjęć Pierra i Hugo [Igoo, moja doga Igoo, z francuska, z chrypką jeszcze! xD] jeszcze nie ma. pojawią się niedługo, wraz z kolejnymi drobnymi zmianami. wiesz, jeszcze żadnej płyty nie nagrałam i żadnego kontraktu nie podpisałam^^, więc moja wiedza jest czysto teoretyczna w tej kwestii, aczkolwiek, biorąc pod uwagę panią C.A. za przykład, to muszę Ci powiedzieć, że ona machnęła od razu sześć krążków i się teraz męczy dziewczyna z paskudami z RCA, o. a Scarlett… ona kocha muzykę, to jej świat, ale bardziej kocha Toma, bo on jest jej życiem. no i idąc dalej, to również nie przypadek^^tak, a dedyk był dla Ciebie, jeśli wciąż jesteś Kaśkiem. Chyba, że o czymś nie wiem^^

      Usuń
  3. ~Rosa.
    31 maja 2010 o 21:43
    Kontemplowanie tego odcinka było chyba najprzyjemniejszą częścią dzisiejszego dnia. Zostawiłam poza sobą Berlin i Warszawę, a przede mną stanął Prinz. W całej swojej okazałości, udowodnił mi, że jednak zapomniałam to, o czym chciałam zapomnieć, co mnie bardzo cieszy.Odcinek pełen literówek, ale obiecałam, że to przeżyję. Więc przeżywam ^^. Jak to fajnie brzmi. Cudowna atmosfera Paryża, Liv, a potem Scarlett i Tom, którzy mnie uśpili, ale na szczęście objawiło się spotkanie biznesowe ^^. To słodkie, że zrobiła dobre wrażenie na producentach. To ma sens. I w ogóle na bardziej konstruktywny komentarz mnie nie stać. To wina UW. Bo mi się przypomniało.Ich warte :*.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      1 czerwca 2010 o 14:26
      wiesz, aż dziw, że po powrocie z Berlina coś tutaj mogło być dla Ciebie jakkolwiek satysfakcjonujące. aczkolwiek cieszę się, że to był Prinz^^post dopiero pójdzie pod magiel, – tak w czas xD – więc wiesz. nie narzekaj.

      Usuń
  4. ~Schwarz
    1 czerwca 2010 o 13:36
    Nie wiem czy będę potrafiła wydobyć z siebie jakieś konkretne, a co najważniejsze sensowne zdania, albo chociaż jedno. Będę próbować. To było… magiczne. A w szczególności moment przyjazdu Liv do Paryża i powitanie przez nowych sąsiadów. Kocham Paryż ^^ Cenię w Scarlett to, że potrafi zawalczyć o swoje. Jest uparta i nie daje sobą manipulować. Nie pozwoli sprzedać swojego talentu ani swoich marzeń. Jest cholernie podobna do mnie pod tym względem i dlatego ją bardzo lubię i cenię. Niedobry Tom, tylko jedno mu w głowie ;) ah ten zazdrośnik, to było słodkie ;) cholernie rozczuliła mnie opowieść Toma. Został tak bardzo zraniony w momencie, w którym najbardziej potrzebował wsparcia tej dziewczyny. Zagubił się… Ten odcinek wzbudził we mnie tyle emocji, że mogłabym tak pisać bez końca. Dlatego czas zakończyć tę nudną wypowiedź ;) pozdrawiam i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      1 czerwca 2010 o 14:21
      hm. znalazłabym kilka epitetów, które mogłyby zobrazować Twoją opinię, ale na pewno żadnym z nich nie byłoby słowo ‚nudna’. ;)taaak, ja również kocham Paryż, zaraz po Berlinie^^ chciałam, by ten fragment był dobry, – no jak każdy można rzec – ale dobry pod innym względem, o. kiedy przychodzi mi pisać o bliskich mi rzeczach, nigdy nie mogę znaleźć wystarczająco dobrych słów, by opisać je w miarę dobrze. tutaj musiałam się napocić, by ująć emocje w słowa. Scarlett walczy zawsze i do końca. nie odpuszcza i nie poddaje się. bo zna cenę swych marzeń, zna ich wartość i zrobi wszystko, by dopiąć swego. wydaje mi się, że to cecha, która pomaga uczynić życie dobrym. wytrwałość i konsekwencja w dążeniu do celu są bardzo ważne. natomiast jeśli chodzi o Toma… skutek ma zawsze swoją przyczynę. tutaj też tak było. no i przeszłość wraca, zazwyczaj wtedy, kiedy spodziewamy się jej najmniej. serdecznie dziękuję Ci za miłe słowa :)

      Usuń
    2. ~Schwarz

      3 czerwca 2010 o 21:05
      Cieszę się, że Cię nie zanudziłam :)Też kocham Berlin, cudowne miasto ^^ Scarlett jest silną osobowością, chociaż widać, że gdzieś głęboko w środku jest małą, wrażliwą dziewczynką ;) to mi się w niej podoba. I wierzę, że jak nagra płytę to nie zmieni się jej uczucie do Toma i ich związek się nie rozpadnie. Nie ma na to takiej mocy ;)Hm… no fakt przeszłość wraca zawsze w nieodpowiednich momentach. Ale Tom się z nią skutecznie uporał i to się ceni ^^

      Usuń
  5. Burlesque
    1 czerwca 2010 o 22:27
    Ostatni fragment. Pare zdań, nad którymi musisz popracować. W sensie rozbudować. O.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Lestat
    2 czerwca 2010 o 17:54
    Twój opis Paryża kompletnie mnie zaczarował. O ile jakoś specjalnie nie przepadam za Francją, czy może raczej za francuskim (ale to jest tylko i wyłącznie zasługa mojej kochanej wychowawczyni i zarazem nauczycielki od francuskiego, która chyba każdego potrafiłaby zniechęcić do wszystkiego swoją osobowością), to czytając ten krótki opis miałam wrażenie jakbym naprawdę doskonale znała to miasto. Mało tego, jakbym je kochała całym sercem. Nie potrafię Ci tego wyjaśnić, ale po prostu czułam, że jestem tam gdzie być powinnam, miałam wrażenie, ze jestem tam razem z Liv, ze widzę to wszystko co widzi ona. I za to Ci dziękuję, bo to jest niezwykle ważna umiejętność, żeby umieć pisać tak, żeby czytelnik potrafił sobie to wszystko wyobrazić. Historia, którą opowiedział Tom była bardzo… no nie wiem jak to ująć, ale w każdym razie, myślę, że była bardzo ważna. Dla nich. Scarlett musiała się o tym dowiedzieć, prędzej czy później, przecież właśnie to świadczy o sile ich uczucia; to, że znają się tak dobrze, że tak wiele o sobie wiedzą, że mówią sobie o wszystkim. Zerwała z nim przez maila? Och, to dopiero musiał być cios. Takie postępowanie jest tak bardzo szczeniackie i niedojrzałe, że dosłownie brak mi słów. Nie rozumiem tego naprawdę, zrywanie przez smsa, czy na gadu. O co w tym wszystkim chodzi? A przecież w dzisiejszym świecie to jakaś pipe.przona norma! Mnie osobiście nieco to przeraża… To ludzie nie mają już na tyle odwagi, by powiedzieć sobie prosto w twarz, ze to już koniec? Lena się nie popisała. Zresztą potraktowała Toma dość dziwnie. Niby tak go kochała, a nie potrafiła zrozumieć jego pasji, jego marzeń? A ponoć jeśli się kogoś kocha to chce się dla tej osoby jak najlepiej, więc dlaczego ona nie pojmowała tego, co dla niego było dobre? Może go nie kochała, może nie aż tak. Szkoda tylko, że swoją niewiarą i zrezygnowaniem złamała mu serce, bo to właśnie to jest w tym wszystkim chyba najgorsze. Biedny chłopak. W ogóle to ta scena z Tomem i Scarlett była urocza, naprawdę. Tak pięknie opisujesz te ich wspólne chwile, że aż się cieplej na serduszku robi :) No i będzie płyta. Ciekawie opisałaś to spotkanie, widać, że Scarlett nie da sobą pomiatać. To dobrze. I dobrze, że wie czego chce, jest pewna i zdecydowana, a w biznesie, czy raczej show biznesie, to chyba bardzo ważne. Przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Kogoś ze słabym charakterem łatwo byłoby stłamsić i doprowadzić dot ego by działał pod dyktando wytwórni. Dobrze, że ona się tak łatwo nie da. Trzymam za nią kciuki :) Pozdrawiam, trzymaj się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      6 czerwca 2010 o 22:29
      hm. już chyba o tym wspomniałam, cóż, powtórzę się. Paryż – zaraz po Berlinie – jest miastem, które kocham najbardziej. chyba na pewno o tym mówiłam^^ w każdym razie musiałam zmierzyć się z tym, by własny zachwyt ubrać w słowa, co w tym wypadku było trudne. chyba właśnie nad paryską sceną pracowałam najdłużej. och, cieszę się, że udało mi się stworzyć realny obraz tego miasta, a co więcej, że stał się on dosłownym zobrazowaniem tego, co chciałam przekazać. masz rację, umiejętność, pisania tak, by czytelnik ‚widział’ daną scenę, jest czymś, co zawsze podziwiam u autorów. a sama staram się robić to jak najumiejętniej. dobrze myślisz, nie złamałam mu serca bez powodu [ale to zabrzmiało xD]. jego życie, to wszystko co się działo, to reakcja łańcuchowa przyczyn i skutków. żyjemy w dobie smsa. to zatrważające, ale niestety prawdziwe. wszystko łatwiej jest załatwić na gadu, niż patrząc w oczy. osobiście nie lubię gadu i chętnie zrezygnowałabym z niego, gdyby to nie była jedyna optymalna sposobność na utrzymywanie tych internetowych znajomości. chyba jestem staroświecka xD właśnie głównie dlatego, że sam został potraktowany w ten sposób, że zawiódł się na miłości, że nie wytrwała próby czasu, teraz tak bardzo boi się o siebie i Scarlett, o to, że jesli stanie się sławna, ich miłość się rozproszy, aż w końcu miną się w którymś momencie. przeszłość niestety wraca, w najmniej spodziewanym momencie. pozdrawiam,

      Usuń
    2. ~j.
      6 czerwca 2010 o 17:14
      cudo *.*

      Usuń
    3. ~j.
      16 czerwca 2010 o 21:23
      czekam niecierpliwie na 36 ;)

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo