Uśmiechnęła się, kiedy
uzupełniwszy pokarm kotkowi, natknęła się na jeden z wciąż nie rozpakowanych
kartonów. Nie byłoby w nim nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że nieco różnił
się od wszystkich pozostałych. Pudło było błękitne w czarne paski w różnej
grubości i rozmieszczeniu. Pogłaskała miękką sierść kotka, teraz zdecydowanie
bardziej jedwabistą i lśniącą, niż w dniu, w którym go znalazła. Zwierzak
podrósł i pozwolił jej się rozpieścić, choć Scarlett wciąż utrzymywała, że nie
cierpiała tego okropnego szczuro-podobnego zwierzęcia. Tak bardzo go nie
lubiła, że za każdym razem, gdy go karmiła, spędzała kilkanaście minut na
bawieniu się z nim i drapaniu za uchem, ale teraz to owy karton zdecydowanie
odwrócił jej uwagę od nie lubienia kota.
Zabrała pudło i wróciła na
górę. Nim skierowała się na piętro, zaszła do salonu, a z niego na taras, by
zerknąć na ogród. Tom uszczęśliwiony, niczym małe dziecko ganiał z psami.
Rzucał im patyki, piłki, uciekał przed nimi i gonił je. Pokręciła głową z
dezaprobatą i skierowała się na piętro. Musiała korzystać z okazji, póki Liam
spał.
Położyła pudło niemal na
środku materaca ich przepastnego ‘małżeńskiego’ łoża i nim wskrobała się na
nie, upiła spory łyk chłodnej już kawy. Rozsiadła się po turecku tuż przed
kartonem i zdjęła troszkę okurzone wieko. Miał on wymiary około trzydzieści
pięć na trzydzieści pięć centymetrów i tyle samo wysokości. Nie mierzyła, ale
mogła stwierdzić to tak na oko. Najpiękniejsze w tej chwili było to, że tak
małe pudełko zawierało w sobie tak wiele jej najpiękniejszych wspomnień. Na
samym wierzchu znalazła śliwkową bluzkę i ciemne jeansy, pamiętała je
doskonale, ale nie za bardzo wiedziała, dlaczego znalazły się w tym kartonie.
Domniemała, że nie pasowały już na nią i upchnęła je gdzie bądź. Trafiło na
pudło, z którego zawartością były niejako powiązane. Dalej znajdowały się ‘Przeminęło z wiatrem’ i ‘Duma i uprzedzenie’. Szukała ich długo
i bezskutecznie po przeprowadzce, jak wielu innych rzeczy z resztą, aż wreszcie
kupiła nowe. Choć te były ulubione, jak wiele jej książek, sczytane i
podniszczone od częstego przeglądania. Chłonąć specyficzny zapach papieru,
przewertowała grubą księgę.
- Mamo, dlaczego ‘Scarlett’?
- Bo jesteś, jak miłość, która nie przemija z wiatrem.
Uśmiechnęła się na to
wspomnienie. Miała może dwanaście lat, kiedy zadała matce to pytanie. Imię było
kolejną z pobudek dla innych dzieci do szydzenia z niej. Nie lubiła go i
rozumiała wyjaśnień matki. Teraz jej odpowiedź była aż nader klarowna. Shie,
Liv i ona stanowili znamię tej miłości. Odłożyła książki obok ubrań i zajrzała
głębiej do kartonika.
‘Schrei’ i ‘Zimmer 483’ ,
to jedne z nielicznych albumów, które wówczas miała w oryginale, a nie
ściągnięte z Internetu. Otworzyła oba pudełka i delikatnie musnęła opuszkami
nieco podniszczone płyty. Z tą muzyką przeszła przez najciemniejsze okresy w
swoim życiu. Płakała, cierpiała, rozpaczała nad swą nieszczęśliwą miłością,
wzdychała i marzyła.
Rodziła się na nowo.
- Wenn nichts mehr geht werd
ich ein Engel sein, für dich allein.
Zanuciła, gdy odkładała
pudełka obok reszty rzeczy. Na dnie pudła, luzem leżała czarna, pusta już,
zapalniczka, którą wiele lat temu dostała od Mike’a. Była wtedy tak zaaferowana
tym gestem, że kiedy już została opróżniona, nie miała serca jej wyrzucić. To
chyba jedyne, co od niego otrzymała poza fałszywą nadzieją i złamanym sercem.
Następny przedmiot przyprawił ją o skurcz w żołądku. Żyletka. Gdy teraz o niej
myślała, wiedziała, że głupszej rzeczy zrobić nie mogła. To tą tępą i nieco
przyrdzewiałą żyletką pocięła się po raz pierwszy. Mogła mieć piętnaście lat,
nie więcej. Była wtedy małą, pulchniutką i głupiutką Lettsy, która myślała, że
świat kręci się wokół Mike’a. Myślała, że to jej pomoże. Chciała uciec od samej
siebie. Pokręciła głową z dezaprobatą i odłożyła ją ostrożnie. Reszta
zawartości pudła przywołała na jej usta szeroki uśmiech. W żołądku poczuła, tym
razem, przyjemny skurcz. Najpierw sięgnęła po bilety. Dwa. Dwudziesty szósty
kwietnia dwa tysiące siedem w Velodrom w Berlinie i czwartego listopada w Grugahalle w Essen. Były
zniszczone od trzymania, miętoszenia w dłoniach, przebywania w kieszeni i
mnóstwu innych rzeczy, które przeszły nim trafiły do tego pudła. W każdej
najmniejszej zagince i naderwaniu zapisał się fragment jednych z jej
najpiękniejszych wspomnień. Patrzyła na
naznaczone czasem kawałki papieru, lecz widziała coś zupełnie innego…
To był wiosenny poranek; ciepły i słoneczny. Takich
jakich końcem kwietnia wiele. Powietrze pachniało świeżością i deszczem, a ona
tak lubiła zapach deszczu. Podeszła do okna i wciągając nosem rześkie
powietrze, przeciągnęła się. Okręciła się wokół własnej osi i wyjrzała na
zewnątrz. Ogród mienił się zielenią, budził się do życia, zdawał się tryskać
radością – jak ona.
Spojrzała na swoją koszulkę nocną, po czym uznała, że
czas się ubrać. Jak co dzień zjadła śniadanie, uczesała włosy i wykonała
wszystkie najzwyklejsze czynności, jednak tego dnia nie wybrała się później do
szkoły. Tak bardzo czekała na niego.
Tak bardzo marzyła, by wreszcie się
z iścił. Jej sen miał stać się jawą. Wróciła do
swojego pokoju i uruchomiwszy komputer, włączyła muzykę. Ich muzykę. Kilka
kolejnych godzin w głowie grało jej ‘Durch den Monsun’, ‘In die Nacht’, ‘Spring
nicht’, ‘Reden’, ‘Wenn nichts mehr geht’, ‘An deiner Seite’, ‘Gegen meinem
Willen’, wszystkie, wszystkie po kolei. Choć teksty znała na pamięć, wciąż
powtarzała je i śpiewała, i śpiewała. Póki nie przyszła do niej Liv i nie
oznajmiła, że jeśli nie chce spóźnić się na najważniejszy koncert w swoim
życiu, powinna się szykować. Tak też zrobiła. Muzyka grała, a ona wyśpiewując
‘Schrei’ na całe gardło, zaczęła przeszukiwać szafę w poszukiwaniu czegoś do
ubrania. Nad tym zaczęła zastanawiać się już kilka dni, jeśli nie tygodni
wcześniej, ale żadna rzecz z jej garderoby nie była odpowiednia. Chciała
wyglądać pięknie, a we wszystkim czuła się źle. Po prawie godzinie w pokoju
znów pojawiła się Liv.
- A ty jeszcze nie gotowa? – Scarlett przecząco
pokręciła głową i spojrzała na siostrę. Liv jak zawsze była ładna, przede wszystkim
dlatego, że miała doskonałe ciało. Jak to możliwe, że były siostrami, a natura
obdarzyła je wdziękiem tak niesprawiedliwie? Liv miała na sobie swoje
przepastne ogrodniczki z nonszalancko opuszczonymi szelkami, dopasowany t-shirt
z logiem Metallici i niezmiennie trampki. Włosy związała w koński ogon, który
bujał się uroczo z każdym jej krokiem. Dziewczyna musiała zauważyć pełne żalu
spojrzenie Scarlett, gdyż niemal od razy zerwała się z miejsce i krytycznie
lustrując najpierw siostrę, a potem wywaloną na dywan zawartość szafy. – Zaraz
coś zaradzimy, Lettsy – zanurkowała w stercie ubrań i zaczęła je przebierać. –
Rozczesz włosy, wyczaruję coś z tych twoich loków.
Kilkanaście minut później, Scarlett miała na sobie
granatowe jeansy i dzianinową bluzeczkę w kolorze dojrzałej śliwki; dopasowaną,
ale niezbyt opinającą jej krągłości. Liv czesała jej włosy w dobieranego z boku
głowy, a ona sama szukała odpowiednich kosmetyków, by umalować oczy. Kiedy
gotowa stanęła przed lustrem, skrzywiła się znów, bo Liv stanęła obok niej.
- Ja chyba nie powinnam tam iść, Liv. Spójrz na mnie;
jestem brzydka, gruba i narobię ci wstydu – szepnęła rozpaczliwie, a do oczu
zaczęły napływać jej łzy. Starsza z sióstr omiotła uważnym spojrzeniem je obie.
Fakt faktem była wyższa i znacznie szczuplejsza, ale to od Scarlett biło trudne
do ujęcia w słowa ciepło. A ona pomimo swoich siedemnastu lat wyglądała, jak
wyrośnięty szczypiorek z niezbyt wybujałym biustem. Scarlett była niczym mała
słodka, dziewczynka; niska, blondwłosa, z niesamowicie niebieskimi oczami. Nie
mogła zrozumieć dlaczego ci, którzy na nią patrzyli, widzieli tylko dodatkowe
kilogramy.
- Ty chyba oszalałaś, ja tam idę z tobą i dla ciebie.
Będę robić sztuczny tłum, żebyś miała miejsce i będę wrzeszczeć najgłośniej,
żeby cię widzieli. No, i będę robić zdjęcia! – pisnęła radośnie – A ty będziesz spełniała swoje marzenie. Idziesz
tam po to, żeby ich wreszcie zobaczyć, posłuchać i nawet z nimi pogadać. Na
żywo, więc przestań mi tu pleść dyrdymały, że nie powinnaś. Dla mnie, jesteś
piękna, jaka jesteś i nieważne, co mówią inni.
Każdy
na coś czeka. Każdy czegoś pragnie. Każdy o czymś marzy.
Marzenia nic nie kosztują, a ich
spełnienie jest bezcenne.
Godziny spędzone na nerwowym
wyczekiwaniu dobiegły końca. Sen stawał się jawą. Światła zgasły, zaległa
cisza. Ciężka cisza, którą wypełniły skandy. A ona stała i pełna napięcia
oczekiwała. Lewa strona, około ósmy rząd, na wprost niego. Niczym grom spadł na
nią dźwięk gitary. A więc to działo się naprawdę? Milion razy wyobrażała sobie
tą chwilę, ale żadne z wyobrażeń nie dorównywało rzeczywistości. Śpiewała,
krzyczała, skakała i tańczyła. Zapomniała o wszystkim, czym martwiła się
wcześniej. Liczyła się tylko ta chwila. Teraz
jest zawsze. Cudowne dziewięćdziesiąt minut, które uciekło, nie wiedzieć
kiedy. Była, jak w transie, nie przyswajała rzeczywistości. Chłonęła dźwięki i
obrazy. Jego obraz. Wszystko trwało zbyt krótko. Zbyt mało nut, zbyt mało słów.
A ona chciała słuchać w nieskończoność. Chciała zapamiętać jak najwięcej,
chciała złapać każdą chwilę, by móc rozkoszować się nimi, gdy przeminą. Dopiero
później zdała sobie sprawę, że nie uchwyciła tak naprawdę żadnej. Umarłaby z
rozpaczy, gdyby nie zdjęcia Liv.
Gdy zgasły światła, zdała sobie
sprawę, że nadeszła chwila, na którą tak bardzo czekała. Coś ścisnęło ją w
żołądku. Zaczęła martwić się o swoją fryzurę i makijaż. Liv poprawiła je
prowizorycznie, by dodać Scarlett odwagi i wręczyła jej aparat. Ona nie miała
wejścia na backstage. Jednak nie od razu pozwoliła jej odejść. Stały przed
ogromną sceną, na której uwijali się technicy, w niemal pustej hali. Liv
zaprowadziła Scarlett na sam środek i nakazała spojrzeć na całą konstrukcję.
- Ona kiedyś będzie twoja – uśmiechnęła się do bliskiej omdlenia
blondynki, ucałowała ją w czoło i dała kopniaka na szczęście. Uskrzydlona
pobiegła po swe marzenia.
Do dużego pomieszczenia o białych
ścianach i kiepskim umeblowaniu weszła jako ostatnia. Inne dziewczęta, które
miały wejściówki, rozproszyły się do zmęczonych występem chłopaków. Stanęła na
moment i przyjrzała się całej czwórce. Cierpliwie odpowiadali na te same
pytania, podpisywali się wszędzie, gdzie się dało i pozowali do coraz to innych
zdjęć. Bała się trochę tego spotkania. Bała się, że ich wizerunek okaże się
gorszy od tego, który sobie stworzyła. Bała się, sama nie wiedząc czego;
obawiała się, że będą inni, gorsi. Czując lęk, jednocześnie cieszyła się, że w
końcu miała mieć do czynienia z ludźmi, a nie tylko z podobiznami wydrukowanymi
na średniej jakości papierze. Stwierdziła, że stanie tam na niewiele jej się
zda. Włączyła aparat. Wszyscy zajęci rozmową, nawet nie zauważyli, że fotografowała ich tak po prostu, bez
ustawiania i min. Pstryknęła kilka zdjęć i sprawdziwszy czy się zapisały z
delikatnym uśmiechem podeszła do Gustava.
Siedziała obok dwóch dziewczyn,
które gorączkowo rozmawiały z Billem, o bluzie jego projektu. Obie miały na
sobie owe bluzy i jedna próbowała przegadać drugą. Przysłuchiwała się rozmowie,
jednocześnie ukradkowo spoglądając w stronę Toma. Nie mogła zdobyć się na to,
by do niego podejść, a przecież głównie o to jej chodziło! Otoczony trzema
fankami, stał z rękoma splecionymi na piersi i słuchał ich, raz po raz
dorzucając coś od siebie. Mimo, że wszyscy czterej uśmiechali się i próbowali
zatuszować zmęczenie, nie umknęło jej to, że na ich twarzach wymalowany był
wyraźny grymas wyczerpania. Georg w pewnym momencie ziewnął przeciągle, co
wywołało niezidentyfikowany chichot jego towarzyszek. Znów przerzuciła wzrok na
Toma i chwilę przyglądała mu się. Przygarbione plecy, delikatny uśmiech i
chwilami przymrużone oczy. Przeklinała się w duchu za to, jak brzydka czuła się
w tej chwili, a chciała być tylko idealna, tylko na chwilę, tylko dla niego.
Nieśmiało wstała z miejsca. Po raz
kolejny nie chciała obalić swojej wizji, jej własnego jego wizerunku. Jednak
chyba był to już czas najwyższy. Czas uciekał. Chowając dłonie do tylnych
kieszeni jeansów, stanęła między nim, a jedną dziewczyną i spojrzała na niego.
- Mogę przeszkodzić? – dziewczyny
nagle ucichły i spojrzały na nią jak na kogoś kto winien był największych
klęsk. Pod tymi spojrzeniami czuła się taka malutka. Nie miała pojęcia, jaka
siła ją tam zatrzymała. Spąsowiała i przepraszająco spojrzała na Toma, a
dziewczęta, które z nim rozmawiały, wiele nie dyskutując, uśmiechając się słodko,
trzepocząc rzęsami i kręcąc biodrami podeszły do Billa i dziewczyn, które stały
z nim. Powiodła za nimi wzrokiem, a potem spojrzała na Toma. – Ja tylko
spytałam czy mogę. – uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Dostrzegła, jak Tom
obrzucił ją krótkim spojrzeniem, mając nieprzenikniony wyraz twarzy, co
sprawiło, że chciała zniknąć. Jednak, kiedy odrobinę dłużej zatrzymał wzrok na
jej oczach, dodało jej to animuszu. – Mam nadzieję, że ten konspiracyjny
odmarsz nie był spowodowany mną i moim nietaktownym wepchnięciem się w jakąś
niecierpiącą zwłoki dyskusję. – uniosła do góry jedną brew cały czas
spoglądając na niego.
- Zapewniam cię, że nie było w
tym nic nietaktownego – uśmiechnął się, unosząc ku górze kącik ust, a pod
Scarlett ugięły się kolana. Za wszelką cenę starała się być naturalna i
zachować zimną krew. – Jak masz na imię?
- Scarlett. Póki tu jestem, mogę?
– wyciągnęła w jego stronę notatnik, lekko przekrzywiając głowę, kiedy chwycił
go w swoje dłonie. Patrzyła jak sprawnie podpisał się na jednej ze stron, a
potem z uśmiechem oddał jej zeszyt. – Dziękuję.
- Ładnie – uśmiechnął się znów, a
ona miała wrażenie, że rozpłynie się pod wpływem tego uśmiechu.
- Dziękuję – odparła znów, a Tom
patrzył na nią dłuższą chwilę w milczeniu. Przez głowę przelatywało jej milion
scenariuszy; nie mógł się nadziwić jej brzydocie, zastanawiał się, kiedy to
deprymujące spotkanie dobiegnie końca, a może, co wydawało jej się zupełnie
irracjonalne, może dostrzegł w niej coś ładnego. Nie potrafiła wykrztusić z
siebie słowa. Tak bardzo żałowała, że nie było z nią Liv, która pociągnęłaby
rozmowę. Czuła się paskudnie. – A ja chyba muszę już się zbierać – odparła
niezręcznie. – Coś czuję, że Twoi panowie zaczynają się niecierpliwić –
marszcząc nos, ruchem głowy, wskazała na Josta przytupującego przy drzwiach. –
Jeszcze jedno zdjęcie do kolekcji? – uśmiechnął się i objął ją ramieniem. Tak
jakoś bliżej i bardziej. Czuła się wyjątkowa. Jedną, krótką chwilę wyjątkowa. Pstryknęła
dwa zdjęcia. Ładnie pachniał. Potem stanęła naprzeciw niego.
- Wiesz panowie lubią mieć
wszystko pod kontrolą – mrugnął zaczepnie, a ona miała wrażenie, że nie widział
w niej jedynie pączka. Wówczas nie wiedziała, że pomimo jej bardzo krytycznego
mniemania o sobie, faktycznie miała w sobie coś słodkiego. – Miło mi było,
Scarlett.
- Mnie też, Tom. – mając na
ustach delikatny uśmiech, odeszła kilka kroków, jednak zatrzymała się i znów
spojrzała na niego. Chciała, by wyszło z gracją, ale zdawała sobie sprawę, że
nie było ku temu najmniejszej szansy. Sądziła, że ona i gracja to dwa
przeciwieństwa. Odrzuciła tą myśl i odwracając się, przywołała na usta
delikatny uśmiech. Czuła, że się rumieni, widząc, jak odprowadzał ją wzrokiem.
– Tom, wyśpij się w końcu. – beztrosko wzruszyła ramionami, jakby dopiero teraz
potrafiła się rozluźnić i wsunąwszy dłonie do tylnych kieszeni jeansów, prędko
opuściła pomieszczenie. Serce waliło jej jak oszalałe, a aparat zawierający
najpiękniejsze, jak wtedy myślała, zdjęcia jej życia, dyndał na jej szyi,
obijając się o ściśnięty żołądek. Wyszedłszy przed halę, z piskiem rzuciła się
ojcu w ramiona.
Wspominając tamten dzień,
Scarlett miała mieszane uczucia. Szczęście w nieszczęściu. Wówczas nie miała
pojęcia, że kilka tygodni później zmieni się całe jej życie. Wciągając
powietrze, miała wrażenie, że czuła zapach sceny, gdy stała przed nią z Liv.
Jej siostra nie kłamała. Trzy lata później zagrała w tym samym miejscu. To też
był kwiecień. Spotkanie z Tomem kosztowało ją wówczas tyle nerwów, tak bardzo
chciała mu się przypodobać, że zapomniała o byciu Scarlett. Pomimo tego, że
wszyscy powtarzali jej nie raz, o zaletach, jakie posiadała, wówczas była zbyt
zniewolona niezadowoleniem z samej siebie, by to zauważyć. Zupełnie inaczej
było w Essen. Uśmiechnęła się do tych wspomnień.
Jechały pociągiem. Miały wynajęty pokój w najtańszym
hotelu, jaki znalazły w pobliżu hali. To była ich pierwsza tak samodzielna
wyprawa. By tam być wydała skrupulatnie odkładane pieniądze, które przeznaczyła
na kolejny krok w uwalnianiu się od Mike’a. Po wygranej batalii z rodzicami po
raz drugi w tym samym roku miała zobaczyć ich na żywo. To było znacznie
ważniejsze. Wówczas zaplanowała sobie, że pójdzie na każdy koncert Tokio Hotel
na jaki jej się tylko uda. Gdyby tylko wtedy wiedziała, że kilkanaście miesięcy
później, Tom będzie grał tylko dla niej…Gdy tylko zostawiły swoje rzeczy,
poszły z Liv pod halę. To ostatni koncert trasy. Było mnóstwo ludzi. Pomimo
zimna i deszczu zgromadziły się tysiące fanów.
Spoglądając wstecz, Scarlett miała wrażenie, że między
koncertem w Berlinie, a tym w Essen minęły lata świetlne. W Essen nie było już
tej małej, zakompleksionej dziewczynki, która bała się, że ktoś na nią krzywo
spojrzy. Nie obawiała się uśmiechów kierowanych w jej stronę, nie doszukiwała
się podtekstów w słowach, ani nie sądziła, że każdy, kto na nią patrzy widzi w
niej tylko brzydką grubaskę. Sama widziała w sobie coś znacznie więcej. Pod
wpływem siąpiącego deszczu, sięgające pasa blond loki, skręciły się jeszcze
bardziej. Włosy były ostatnim, czego nie przyoblekła jeszcze w czerń. Ogromne,
niebieskie oczy podkreśliła wyraźnie czarną kredką i mocno wytuszowała, a już
znacznie szczuplejsze ciało odziała w czarny sweterek i dopasowane spodnie,
podkreślające jej długie nogi, co optycznie dodawało jej wzrostu. Daleka była
ideału, ale wreszcie zaczynała czuć się lepiej. Serce bolało wciąż tak samo,
ale teraz nie nienawidziła już siebie samej, a jego. I postanowiła pokazać mu,
co znaczy dla niego złamane serce Scarlett O’Connor. Już wiedziała, czego chce.
Ten koncert był kolejnym etapem na jej drodze ku uwolnieniu się spod jarzma
przeszłości. Tego dnia zamierzała raz na zawsze pogrzebać swoje dziecinne
mrzonki. Później zrozumiała, że obrała zły sposób, choć w pewien sposób jej się
przecież udało.
Koncert przeżyła zupełnie inaczej niż ten pierwszy. Po
prostu stała, patrzyła i słuchała. Nie dała się ponieść euforii i wyszła na tym
o niebo lepiej. Bo nie została jej w pamięci luka, jak po wcześniejszym. Zapamiętała
wszystko ze szczegółami. Liv robiła zdjęcia, które później oglądała chyba
milion razy. Odtwarzała w pamięci każdy dźwięk, który został uwieczniony
obrazem na fotografiach. Nie potrafiła ubrać w słowa uczucia, które
towarzyszyło jej od momentu wejścia zespołu na scenę. Muzyka płynęła w jej
żyłach zamiast krwi. Stanowiła płynne szczęście. W zasadzie patrzyła tylko na
niego. Tym razem udało im się stanąć bliżej. Około piąty rząd. Po lewej
stronie. Naprzeciw niego. Po prostu patrzyła wyłączając się z całego tego
tłumu. Nie czuła, jak ją popychano, ani jak fanki rzucały się do przodu przy
każdej możliwej okazji. Nawet jeśli poddawała się fali, nie zdawała sobie z
tego sprawy.
Wówczas kochała tylko jego swoją wyimaginowaną
miłością.
Zapamiętała każdy uśmiech, sposób w jaki układał
wargi, gdy śpiewał z Billem, jak chodził skakał i patrzył w tłum. Tak zupełnie
realnie. Zapamiętała wszystko i zamknęła głęboko w sercu, by nosić go w nim,
póki nie zajął tego miejsca ten zupełnie prawdziwy; ani odrobinę wymyślony.
I tym razem udało jej się wejść na meet and greet.
Przez chwilę nawet wydawało jej się, że przeżywała dejavu. Złudnie podobny
pokój, wyposażony niemal tak samo; skórzane kanapy, krzesła, jakiś stolik, a na
nim napoje dla zespołu. Chłopcy wyglądali na przeogromnie zmęczonych, ale Bill
i tak opowiadał coś głośno, żywo gestykulując rękoma. Fanki się rozpierzchły, a
Scarlett skorzystała z chwili nieuwagi i zrobiła serię zdjęć, kiedy tego nie
widzieli. Jeden z ochroniarzy spojrzał na nią krzywo, więc prędko dołączyła do
grupki innych fanek. Tym razem nie słuchała biernie. Pewniej udzielała się w
rozmowie, nie wstydząc się swojego zdania. Po raz kolejny zebrała autografy, od
Georga zażyczyła sobie z dedykacją, kłamiąc, że na imię było jej Liv Hannah.
Doskonale wiedziała, że siostra łypała okiem na tego zielonookiego szatyna, gdy
niby od niechcenia oglądała plakaty w jej pokoju, głośno i wyraźnie
manifestując swoją niechęć do ich ‘dziwnej muzyki’. By podejść do Toma nie
czekała do ostatniej chwili. I wówczas zdała sobie sprawę, że historia lubiła
się powtarzać.
- Mogę przeszkodzić? – wsunęła
się w przestrzeń między Tomem, a jakąś rozanieloną brunetką. Pozostałe dwie
dziewczęta uznały, że nie miały autografu Georga, więc pożegnały się i odeszły.
Zaś brunetka uraczywszy Scarlett kwaśną miną, podążyła do Billa. – Och, ja znów
spytałam tylko, czy mogę – wywróciła oczami, posyłając mu uroczy uśmiech.
- Znów? – zagadnął, a Scarlett
ugięły się nogi pod wpływem jego niskiego, lekko ochrypłego głosu. Jednak nie
dała się i tylko rezolutnie skinęła głową.
- Znów, powiedzmy, że historia
lubi się powtarzać – mrugnęła do Toma, spoglądając mu w oczy. Faktycznie miały
ten cudowny czekoladowy odcień.
- Czy my się przypadkiem, skądś
nie znamy? – zapytał ze zbójeckim uśmiechem, najwyraźniej zdając sobie sprawę z
tego, jak zabrzmiało owo pytanie. A Scarlett czuła się jak w niebie.
- Nie znamy się w sposób, jaki
moglibyśmy się znać, aczkolwiek rozmawialiśmy już – wywróciła swymi soczyście
niebieskimi oczami, w których lśniły wesołe ogniki. Tom patrzył na nią
pytająco, a ona czerpała niemal dziką przyjemność z niewiedzy, z którą wyraźnie
się zmagał. Otaksował ją jednoznacznym spojrzeniem, co wyklarowało jej jego
myśli. – Byłam na waszym koncercie w Berlinie, w kwietniu – wyjaśniła. – Wówczas
nastąpiła podobna sytuacja, wraz z moim pojawieniem się inne fanki odeszły.
Mogę mieć tylko nadzieję, że ten
konspiracyjny odmarsz nie był spowodowany mną i moim nietaktownym wepchnięciem
się w jakąś nie cierpiącą zwłoki dyskusję – uniosła do góry jedną brew cały
czas spoglądając na niego swymi rozradowanymi niebieskimi oczami.
- Zapewniam cię, że nie było w
tym nic nietaktownego. Pomimo naszego wcześniejszego spotkania, nie zdołałem
zapamiętać twojego imienia – uśmiechnął się znacząco.
-Wybaczam – odrzekła rumieniąc
się uroczo. – I póki tu jestem, mogę? –
wyciągnęła w jego stronę notatnik, lekko przekrzywiając głowę, kiedy chwycił go
w swoje dłonie. Kciukiem musnął jej dłoń. Zrobiło jej się gorąco, ale zachowała
zimną krew. To przecież był Tom, tylko Tom. -
Proszę z dedykacją, a na imię mi Scarlett – w duchu była przeszczęśliwa,
że łaskawy los nie zesłał na nią zakłopotania. Czuła się jak ryba w wodzie.
- Jak ta z książki? – zagadnął,
- Wszyscy mnie o to pytają.
- Więc, jak to jest, dlaczego,
Scarlett? – zagadnął wyraźnie zainteresowany tą małą, wyróżniającą się osóbką o
niesamowitych oczach.
- Powiem ci to, co usłyszałam od
mojej mamy, bo jestem jak miłość, która
nie przemija z wiatrem – uśmiechnęła się uroczo, a on dłużej nie musiał
zastanawiać się nad wpisem. Kątem oka zerkała, jak wypisywał tekst dłuższy niż
się spodziewała. Uśmiechnęła się szeroko, odbierając od zamknięty zeszyt.
- Interesujące – obrzucił ją
krótkim, acz dokładnym spojrzeniem. – Jesteś jakaś taka… - szukał słowa, by ją
określić, choć wiedział, że nie powinien wdawać się w tą dyskusję. Czuł, że
mógł. To dziwne, od dawna nie wdał się z dziewczyną w tak beztroską i
niezobowiązującą pogawędkę.
- Nie skaczę, nie rzucam się na
szyję i popadam w euforyczny stan ekstazy?
- Właśnie.
- Wybacz, że odstaję od normy.
- Odstępstwa są miłe – roześmiała
się i znów odrzuciła włosy, które niesfornie skręcone opadały jej na twarz.
- Wiem, że jestem miła –
uśmiechnęła się zadziornie, co wyraźnie zbiło Toma z tropu. – Bez obaw, nie
przeczytasz jutro nigdzie o naszym romansie – pogłębiła uśmiech, a on
mimowolnie odetchnął i pokręcił głową. Zaś Scarlett się rozejrzała. – Chyba
powinnam już iść. Jeszcze jedno zdjęcie do kolekcji? – wskazała na
uruchamiający się aparat, a Tom skinął głową i uśmiechnął się, obejmując ją ramieniem. Tak
jakoś bliżej i bardziej. Pstryknęła kilka ujęć. Tom ładnie pachniał. Tak samo, jak w Berlinie.
Stanęła naprzeciw niego i starając się nie gapić, objęła wzrokiem jego twarz.
Był zmęczony. Widziała to nie tylko w jego rysach, ale też w nieco przygrabionej
sylwetce i ospałym tonie głosu. Było w nim też coś, czego nie mógł skryć za
zawadiackim uśmiechem, ale tej prawdy miała nigdy nie poznać. Choć los przecież
chciał inaczej.
- Miło mi było, Scarlett.
- Mnie też, Tom. – uścisnęli
sobie dłonie, co wydało jej się zupełnie absurdalne i posławszy mu ostatni
uśmiech, odwróciła się, by odejść. Jednak nie mogła powstrzymać się, by tego
nie powiedzieć. Spojrzała mu prosto w oczy i odparła z troską: wyśpij się
wreszcie, Tom. Odpowiedział jej uśmiechem i odprowadził spojrzeniem, gdy lekko
kołysząc biodrami, wyszła z pomieszczenia. Scarlett nie mogła wówczas wiedzieć,
że Tom naprawdę zaczął uważać odstępstwa za miłe, choć cierpiał zbyt bardzo, by
przyznać się do tego. Choć może, gdyby zrobił to już wtedy, nie byliby dziś
razem?
Drzwi
pokoju otworzyły się i między skrzydłami pojawiła się głowa osobnika, który
dotąd zaprzątał myśli Scarlett. Zobaczywszy, co robiła, wszedł do środka i
zbliżył się do niej. Był zgrzany i zarumieniony z wysiłku. Ciekawa była kto wygrał;
on czy psy? A może kot? Objął pytającym spojrzeniem wszystkie jej szpargały, a
brunetka bez słowa poklepała miejsce obok siebie. Pociągnął duży łyk wody
prosto z butelki, która zapomniana spoczywała w jego rękach i usadowił się tuż
za nią na posłaniu. Bez pytania wciągnął ją na swoje kolana i wygodnie oparł
się o wezgłowie. Przyciągnęła karton z resztą zawartości, po czym wygodnie
umościła się w jego ramionach.
-
Zawsze chciałeś zobaczyć mnie, jako waszą fankę. Masz teraz ku temu jedyną i
niepowtarzalną okazję – mruknęła zadowolona, gdy wtulił nos w jej włosy i
delikatnie muskał je wargami.
- To
znaczy? – zapytał zaciekawiony, układając brodę na ramieniu dziewczyny. Ona z
uśmiechem wyjęła z pudła pierwszą kopertę i podała mu ją. Ostrożnie wyciągnął jej
zawartość. Kilkanaście zdjęć i kartka z jego podpisem. Ta ostatnia nie
wzbudziła w nim większych emocji, była taka jakich podpisał tysiące. Jedyną
wyróżniającą ją cechą było to, że należała do Scarlett. Ale zdjęcia… pierwsze
kilka ukazywało pole widzenia postronnego obserwatora. Meet and greet, oni i
fani. Ujęci podczas rozmów, dawania autografów. Dziwnie zrobiło mu się na myśl,
że to ona je wykonała. Przeglądał wszystkie po kolei. Najpierw te ze spotkania,
na których to dziwnym trafem zawsze na pierwszym planie był on, a dalej z
koncertu, gdzie na niemal wszystkich też był tylko on. Scarlett zarumieniła się
na myśl o tym, jak bardzo infantylne było jej postępowanie. Czuła, jak się
uśmiechał.
- Jak
widzisz, nie kłamałam mówiąc, że byłam waszą fanką – odparła z szerokim
uśmiechem, a Tom odpowiedział jej cichym parsknięciem, muskając wargami jej
skroń.
-
Byłaś?
-
Teraz jestem już tylko twoją – odparła przekornie, lokując w nim baczne
spojrzenie, gdy dotarł do fotografii jego i pulchnej blondynki. Zagryzła wargę,
by się nie roześmiać. Jego skonsternowana mina i bystry wzrok lustrujący jej
nie dającą się przegapić postać, tworzyły aż nader komiczny zestaw. – Znasz ją?
– mruknęła zadowolona.
-
Wydaje mi się, że widziałem gdzieś te oczy.
- To
się dobrze zastanów nad odpowiedzią.
-
Zastanawiam się, dlaczego cię nie zapamiętałem.
- Bo
byłam jedną z tysięcy?
-
Masz rację. Byłaś – odparł i z leniwym uśmiechem skradł z jej ust czuły
pocałunek. Spoglądając na to zupełnie średnie zdjęcie, miała ochotę zaśmiać się
w głos. Wówczas wyglądali razem zupełnie komicznie. – Wiesz, co? Już wtedy
ładnie razem wyglądaliśmy.
-
Jaaaaaasne – bąknęła, kokosząc się w ramionach Toma. Ignorując fakt, że
zamierzała sięgnąć po kolejną kopertę, obsypał jej szyję deszczem drobniutkich pocałunków,
łaskocząc delikatną skórę ciepłym oddechem. – Tooooom – zaśmiała się, wyjmując
zawartość znacznie większej, szarej koperty. Początkowo zawartość niewiele
różniła się od tej z poprzedniej koperty; zdjęcia z koncertu i meet and greet,
gdzie na pierwszym planie znów był Tom. Śmiali się z min uchwyconych
przypadkiem i wymyślali, co też mogli wówczas mówić. Tom był bardzo monotonny,
usilnie przekonywał Scarlett, że wciąż powtarzał tylko jej imię. Zamilkł, gdy
doszedł do pierwszego z ich wspólnych zdjęć. Brunetka, a wówczas blondynka,
była diametralnie inna od tej z pierwszych zdjęć, lecz wciąż niepodobna do tej,
którą tulił w ramionach.
-
Byłaś uroczą blondynką.
- A
brunetką to już nie? – zapytała tonem pełnym pretensji. Tom wymamrotał coś
niezrozumiale w jej włosy i ucałował ją w czubek głowy. – Nawet nie wiesz, ile
mnie to wszystko kosztowało. Jak bardzo bałam się tamtych spotkań. Tak bardzo
chciałam zrobić na tobie wrażenie, że zapomniałam o tym, że najlepiej szło mi
bycie sobą. Kiedy oglądałam to wszystko, poczułam się dziwnie. To tak jakby
skonfrontowały się dwa życia, które wiodłam. Nie umiem tego wyjaśnić, ale wasza
muzyka… głupio mi, wiesz, nigdy nie traktowałam cię, jak bożyszcza i teraz… ale
dzięki waszej muzyce stanęłam na nogi. Uratowaliście mnie. Tam, w Essen to było
krótko po tym, jak uciekłam od Mike’a. Dzięki temu koncertowi zamknęłam wówczas
pewien etap, a ty mi w tym pomogłeś. Zaczęłam
budować świat za moją ścianą. Nawet nie wiesz, jak ugięły się pode mną
nogi, gdy mnie tak przytuliłeś! – zaśmiała się w głos, wspominając te uczucia,
jakby towarzyszyły jej przed chwilą. Tom objął mocniej brunetkę i przyciągnął
ją bliżej siebie, wpatrując się w fotografię.
-
Listopad, Essen… - przymknął powieki, starając się odgonić przykre wspomnienia.
– Wówczas… Lena… nie byliśmy już razem – wydukał, a Scarlett wiedziona
przeczuciem, a może przyspieszonym biciem jego serca albo napiętymi mięśniami,
odwróciła się i mocno przytuliła Toma. Zwinnie okręciła się i przełożywszy nogę
nad udami chłopaka, już siedziała przodem do niego. Zarzuciła mu ręce na szyję
i przygarnęła go mocno do siebie. Przytulił głowę do jej piersi i zamknął ją w
szczelnym uścisku.
-
Pamiętam cię. Byłeś taki smętny i bez chęci. Ja myślałam, że to zmęczenie, bo
żartowaliśmy razem… och, Tom – westchnęła, odciskając czuły pocałunek na jego
skroni. – Powiedziałeś mi wtedy, że odstępstwa są miłe.
-
Jeśli ty byłaś tym odstępstwem, to się ani trochę nie myliłem.
-
Pamiętam, co czułam, gdy halę wypełniły pierwsze dźwięki i pamiętam też, jak muzyka
cichła. Nie umiałam wyjaśnić tych uczuć. Nie rozumiałam, co się ze mną działo,
ale wiem, że to były jedne z najcudowniejszych i najtrudniejszych chwil w moim
życiu. Czułam się tak boleśnie
szczęśliwa. Nie potrafię zdefiniować tego uczucia, ani porównać go do
czegokolwiek. Było jedynie, niepowtarzalne i najcudowniejsze. Byłam w niebie.
Dla mnie, Scarlett, która nie znaczyła wtedy nic, ani nawet nie miała odwagi,
by podążać za swymi marzeniami, te koncerty stanowiły dla mnie… dowód, że warto
wierzyć. I uwierzyłam. Spełniałam
marzenia, a jednocześnie wiedziałam, że następnego dnia nie będę miała już na
co czekać. Wówczas nie wiedziałam, że moje oczekiwanie dopiero się rozpoczęło –
delikatnie gładziła jego plecy, a szepcząc muskała wargami jego skórę. – Zobacz
mój autograf. Zrozumiesz dlaczego. – Tom, nieco skonsternowany puścił talię
Scarlett, a ona odsunęła się troszkę do tyłu, by mógł swobodnie operować
rękoma. Odłożywszy zdjęcia, rozwinął kartkę ze swoim autografem. Kiedy
kilkanaście kształtnych literek złożyło się w całości, coś ścisnęło go w
żołądku.
‘Scarlett,
miłości,
która nie przemija z wiatrem.
Tom’
-
Wtedy myślałam, że byłeś po prostu miły, bo wcześniej pytałeś o znaczenie
mojego imienia. Dziś wiem, że to znak, a przynajmniej w to wierzę. Wierzę, że
los nie postawił nas sobie na drodze przez przypadek. Zapomniałam o tym
autografie. Spoczął na dnie tego kartonu wraz z moim wyimaginowanym
wyobrażeniem ciebie – Tom uśmiechnął się, ostrożnie odkładając kartkę wykaligrafowaną
jego własnym pismem i ponownie objął Scarlett, przyciągając ją blisko siebie. –
Tak miało być. Wszystko – spojrzał prosto w jej zasnute mgłą soczyście
niebieskie oczy i z pełną powagą odrzekł;
- Kocham cię, moja miłości, która
nigdy nie przeminie z wiatrem.
~Katalin
OdpowiedzUsuń15 marca 2011 o 17:40
W porównaniu z wcześniejszymi postami, to mimo wszystko było tak jakoś krótko! Aż dziwnie! :) Myslę sobie, że taki post był potrzebny. Fajnie było móc spojrzeć na Scarlett kilka lat temu, kiedy była tak bardzo inna (zarówno fizycznie jak i psychicznie, choć chyba głównie psychicznie) niż jest ‚teraz’. I rzeczywiście czytając widziałam taką zakompleksioną bidulkę, a potem już taką zimną, zmierzającą do celu dziewczynę. Bardzo realistycznie to wszystko pokazałaś. Mając teraz chociaz nikły obraz tamtej Scarlett powiem Ci,ze ma to wszystko sens, jest w tym jakaś spojnosc. To wazne, bo obawiałam się,zeby nie było tak, że raz bedzie taką kluseczkę, a za chwilę wampem i wiesz, wtedy to byłoby bez sensu. A wyszło składnie, bardzo fajnie. No i to,co w tym wszystkim najważniejsze, koncert i emocje im towarzyszące. Nie było mnie tam (no bo i jak xD) i nie wiem jak to wszystko wyglądało, ale z Twoich opowiadań i z tego co napisłas, musiało być zupełnie, całkowicie i totalnie magicznie. Musisz teraz wzorem Scarlett odwiedzić ‚swoje Essen’ xD żeby pamiętac wszyyyystko i wgl wiesz…żeby złapać i nie puszczac!^^ Miśku mooj;*
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 16:24
i ja też tak myślę, choć nie myślałam o tym, planując ten post^^ wszystko ma swoją przyczynę i w sumie to był chyba najlepszy moment, by ją trochę unaocznić. mi się wydaje, że taka amnezja czy tam zaciemnienie dotyka sporej części, biednych zszokowanych żuczków. Scarlett więc raczej nie była odosobniona w tym. a co ważniejsze dla mnie to, to żeby jakby pokazać, że ona jest zupełnie zwykła, normalna. tylko, że ona miała szczęście. [wybacz mi, że to takie bez składu i składu, ale symuluję proces nauki xD]moje Essen dopiero nadejdzie. musi.
~Burlesque
OdpowiedzUsuń15 marca 2011 o 19:52
To było coś wspaniałego :*
~Agness..
OdpowiedzUsuń15 marca 2011 o 20:01
Wow… to pierwsze co wpadło mi na myśl zabierając się do tego komentarza. Wczoraj ta rocznica koncertu – a dziś właściwie gdy to czytałam czułam się jakbym przeżywała to od nowa. Te emocje – choć nie byłam na M&G to przez chwile wydawało mi się że to ja się tam wpycham pomiędzy fanki gadam i robie zdjęcie z Tomem ;-) Zacznę może od tych wspomnień, baardzo dobrze że każdy mógł poznać Scarlett z młodości, to całkiem fajny pomysł zawsze warto wiedzieć jaka była kiedyś i niesamowicie podoba mi się jej przemiana z nieśmiałej dziewczyny na naprawdę silną kobietę. Fakt że miała takie szczęście pójść na M&G i do tego być taką swobodną, chyba dobrze jej zrobił no cóż wtedy nie wiedziała że spotyka ojca swego dziecka :DWzruszyło mnie to, nie będę owijać w bawełnę, bo to że płaczę na twoim opowiadaniu, doskonale wiesz :) Ale przyjemnie mi się czytało.Chociaż druga część ta z Essen to już najbardziej, wtedy był przy niej Tom i tak ładnie opisałaś ich sceny że nie wiem jak ktoś może się nie wzruszyć.i ta dedykacja, no jak dla mnie całość to mistrzostwo.Za każdym razem rozpływam się nad twoim opowiadaniem, i dokładnie tak samo jest dziś, będę je uwielbiać już na zawsze!Życzę mase weny, dużo uśmiechu, a przede wszystkim trzymaj się ciepło!Pozdrawiam Agnes.
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 16:30
jak już wspomniałam, dobrym okazało się, pokazanie S. z przeszłości. choć ten koncert, M&G, to tylko kropla w morzu tego co tak naprawdę ją kształtowało i chyba musiałabym spisać całą księgę o tym, co było przed, by tak naprawdę dobrze ukorzenić jej przemianę. a to, że ona ma szczęście, powtarzałam już nie raz :D w końcu od tego mamy fikcję literacką. dziękuję.
~Rosa.
OdpowiedzUsuń15 marca 2011 o 20:36
Rok. Boże, ja tego nie zauważyłam. Minęło jak normalny dzień, a ja zapomniałam. Ale może to dobrze, bo teraz napłynęło na mnie wspomnienie Toma spod hotelu. Bardzo emocjonalny moment.Chociaż niedokładnie tak, jak bym chciała.A ten odcinek pokochałam. Za te wspomnienia, przeszłość, poznanie Scarlett z innej strony. To naprawdę było cudowne. I te koncerty. Widziałam Cię w Atlas Arenie, stojącą. Tak, tutaj Scarlett to Ty. A jednocześnie czułam, jakby była mną. Bo też byłam na dwóch koncertach i to wszystko wyglądało u mnie niemal tak samo – najpierw totalna amnezja, a później skupienie.A, i kot. Kot był świetny. Widać, jak bardzo Scarlett go nie lubi xD.
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 16:52
bo ona, tutaj w Essen czy Berlinie, to chyba jak niemal każda z nas na Torwarze albo w Arenie. tak mi się wydaje. to dla mnie ważne.
~dirrtyfighter
OdpowiedzUsuń16 marca 2011 o 00:05
pod tym uroczym, rozczulającym odcinkiem chciałam napisać tylko; to Scarlett była blondynką?! ale dodam jeszcze, że niesamowicie podoba mi się pomysł z miłością, która nie przemija z wiatrem.
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 16:56
a była. do pewnego momentu była śliczną blond kluseczką. dwa ostatnie ma za sobą już ^^motyw ‚pzw’ miałam wrzucić później, ale przypasował mi tu idealnie.
~Lestat
OdpowiedzUsuń16 marca 2011 o 16:23
Cudowny rozdział. Choć musiałam się trochę dłużej zastanowić nad tym, co było rok temu :] Na szczęście wcześniejsze komentarze mi wyjaśniły. Fajny pomysł z takim ‚odcinkiem specjalnym’, że tak to ujmę. Świetne było móc spojrzeć na to co działo się w życiu Scarlett kilka lat temu. Tak dawno i tak niedawno zarazem. Spojrzeć na to razem z nią, po części jej oczyma. Najlepsze było w tym chyba to, że każdy z nas może się z nią świetnie utożsamić. Każdy był lub jest nastolatką zafascynowaną jakimś człowiekiem. Piosenkarzem, aktorem, czy chłopakiem, którego widuje w autobusie. Każda z nas kocha swoje własne wyobrażenie o tej osobie. Tak jak Scarlett kochała swojego wyimaginowanego Toma. Nie każdy oczywiście będzie miał szansę tę osobę spotkać i z nią porozmawiać, czy choćby zdobyć jej autograf, ale Ty pozwalasz wierzyć w to, że marzenia się spełniają. Tak jak spełniły się marzenia Scarlett, tak jak jej życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni w przeciągu tak krótkiego czasu. Świetnie ukazałaś przemianę jaką przeszła ta dziewczyna. Zobrazowałaś i podsumowałaś kolejne etapy jej życia, zostawiając nas w końcu z jej cudowną teraźniejszością. Teraźniejszością spełnionych marzeń. Ślicznie. No i bardzo podobał mi się motyw z autografem! „Miłości, która nie przemija z wiatrem.” Swoją drogą, jak ostatnio oglądałam „przeminęło z wiatrem” to nie mogłam się powstrzymać, by nie pomyśleć o Twoim opowiadaniu :)
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 17:05
bo widzisz, w tej historii ważnym jest dla mnie to, by ukazać, że każda z nas może być taką Scarlett. jak napisałaś, każda z nas może się z nią utożsamić. bo każda z nas pewnie kiedyś wzdychała do plakatu, marzyła o spotkaniu z idolem, każda z nas mogła doświadczyć w życiu czegoć, co ją mniej lub bardziej ukształtowało, każda z nas mogłaby szukać swojej strogi i walczyć o nią, a przede wszystkim; każda z nas może spełnić marzenia. bo widzisz, ja w to wierzę. dla tego kreuję świat, w którym pomimo tragedii, nic nie jest niemożliwe. świat, w którym kiedyś ‚wszystko będzie dobrze’. kurczę, nie chcę się zbytnio rozpisywać, choć mogłabym wywalić tu cały referat, w każdym razie, tak, masz rację. uwielbiam przeminęło z wiatrem i film i książkę. często wracam do nich.
~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń16 marca 2011 o 17:08
myślałam, że S. ma naturalnie czarne włosy. zrób z niej znowu blondynkę, noo!
Dark Queen
Usuń21 marca 2011 o 17:24
doczeeeekasz się :)