15 czerwca 2011

53. Czasami strach stanowi ostrzeżenie. To jakby ktoś położył ci dłoń na ramieniu, mówiąc: Nie idź dalej.

Tytuł: Luanne Rice

Bill, podszedłszy do drzewa, spojrzał w górę i na wątpliwej wytrzymałości drabinkę z grubego sznura, zastanawiając się, ile lat temu ostatnio po niej wchodził. Doszedłszy do wniosku, że odpowiedź jest zdecydowanie mniej niż bardziej pocieszająca, więc nie myśląc wiele chwycił się drabinki i zaczął wspinać się w górę, nie myśląc o tym, ile dzieliło go od bezpiecznego podłoża. Wszystko wydawało mu się tak kruche i niepewne, że zupełnie zapomniał, jakie było jego docelowe zamierzenie tej karkołomnej wspinaczki. Kiedy wreszcie udało mu się stanąć na pewnym gruncie, miał pewne problemy z przyjęciem jakiejkolwiek pozycji, bo okazało się, że na ganku jest zdecydowanie o wiele mniej miejsca, niż było kilka lat wcześniej! Zsunął ze stop letnie kapcie i rozsunąwszy kotarę wszedł do środka.
- Nie sądziłem, że zaaklimatyzowałeś się tutaj, aż do tego stopnia – odparł rozglądając się po pomieszczeniu. Domek był ich ostatnią pamiątką po ojcu. Gordon go przerabiał i wzmacniał, ale to Jörg wybudował go dla nich. Kto by pomyślał, że od tego czasu minęło już jakieś piętnaście lat. Odrzucił to – jedno z nielicznych radosnych – wspomnienie o ojcu. Po domku walało się mnóstwo papierów, butelek i puszek po napojach. Pod ścianą z oknem wychodzącym na pola leżał stary materac, a na nim śpiwór w nieładzie. W kącie stała gitara akustyczna, a obok niej stary zeszyt z zaznaczoną ołówkiem stroną. Pośród tego bałaganu siedział Tom. Paląc, mrużył oczy i wpatrywał się w skurczonego i troszkę oniemiałego Billa.
- Dobrze mi się tu śpi – mruknął.
- Widzę – nie bacząc na to, że Tom nie kwapił się, żeby zrobić mu miejsce, Bill bez pardonu wepchnął się obok niego, zmuszając go żeby siedział nieco skromniej. Tom pachniał papierosami i nie golił przynajmniej trzy dni. Wiedział, bo jego zarost wyglądał w tej chwili podobnie. Mimowolnie powiódł dłonią do brody, przesuwając po niej palcami wskazującym i kciukiem, Zabrał mu z dłoni ledwo co odpalonego papierosa i zaciągnął się mocno. Straszy bliźniak westchnął beznadziejnie i odpalił kolejnego. W tym, że palili w drewnianym domku, nie było absolutnie nic dziwnego, żadna dewiacja. – Tom, co ty odpierdzielasz, co? – zapytał po chwili milczenia, której jego bliźniak nie miał najmniejszego zamiaru przełamać. Spojrzał na niego i wydmuchnąwszy Billowi dym prosto w twarz, odwrócił znów wzrok.
- Co masz na myśli? – odparł, gasząc kilka chwil później niedopałek w puszce z resztką wygazowanej coli.
- Żartujesz sobie?! – Bill prychnął, opryskując sobie brodę śliną. Starł ją poirytowany i wrogo spojrzał na brata.
- Oczywiście, mów mi panie Żartownisiu – zironizował.
- Przede mną nie musisz zakładać maski, Tom –szepnął brunet, zdając sobie sprawę, w czym tkwił problem. Przecież czuł tak wiele z jego bólu. Sarkazm, milczenie, wrogość, ignorancja i wszystko, co biło w te nuty, to tarcza obronna jego brata. Zapomniał o niej, bo Tom długo nie potrzebował się nią zasłaniać. – Scarlett siedzi w Stanach, ty jesteś tutaj. Oboje cierpicie, ale za cholerę nie chcecie przez to przejść razem. Nie rozumiem.
- Jak to w Stanach? – gwałtownie odwrócił głowę, bacznie spoglądając na Billa. Ten pokręcił tylko głową, dopalając papierosa. Wreszcie coś go zainteresowało.
- Poleciała tam jakieś…. pięć dni temu. Z tego, co wiem, to nagrała piosenkę i zostaje trochę dłużej, żeby od razu nagrać teledysk. Nie wiem, jak Isobel to robi, ale działa cuda. Wszystko załatwia od tak – pstryknął palcami i wzruszył ramionami, jakby skuteczność menager Scarlett mało go obchodziła.
- Rozkłada nogi przed kim trzeba, więc wszystko ma na wczoraj – odparł z goryczą. Bill przez chwilę przyswajał sens jego słów, po czym pobladł.
- Tom, czy..? Ty chyba nie chcesz powiedzieć, że..? Ona tobie..? – jąkał się, żarliwie wbijając wzrok w profil brata. – O mamuniu – jęknął nagle oświecony.
- To najpodlejsza suka, jaką znam. Skręca mnie, wiedząc, że ona kieruje karierą Scarlett.
- Ale ona nie wie.
- Nie – mruknął.
- Gdybyś jej powiedział, od razu zwolniłaby Isobel. Wiesz, że ponad karierę przedkłada wasz związek – Bill, mówiąc to, położył wyraźny nacisk na ostatnie zdanie. – Opowiedz mi.
- Nie powiem jej, nie ma powodu jej denerwować.
- Jak to, nie ma powodu? Isobel chciała wskoczyć ci do łóżka, a ty mówisz, że nie ma powodu?
- Nie dam jej tej satysfakcji i nie pobiegnę do Scarlett na skargę.
- Gówno prawda, panie Damsobieradęsam.
- Przestań pieprzyć, Bill – warknął. Sięgnął do paczki po kolejnego papierosa, ale żadnego już nie znalazł. Zaklął pod nosem i cisnął nią przed siebie.
- Nie wiem, jak się czujesz, Tom. Ale nie wyobrażam sobie stracić dziecka. Kochałem Liama, to był cudowny dzieciak. Fakt, jedynym dzieckiem, z jakim miałem do czynienia był Nico, ale Liam był mi bliższy, bo to przecież też moja krew. No i mój chrześniak. Zdążałem pokochać Candy. Wiem, że jesteśmy młodzi i takie słowa w moich ustach mogą brzmieć niewiarygodnie, biorąc pod uwagę nasz wcześniejszy tryb życia, ale ja chciałem, żeby ona była kiedyś moją córką. Czasem zapominam, że mam niecałe dwadzieścia dwa lata i czuję się taki stary i zmęczony życiem. Przerósł mnie ich wyjazd. Też się tu zamknąłem i długo nie potrafiłem wrócić. Zebrałem się do kupy, kiedy dowiedziałem się, że Liam umarł. Choć straciłem je obie, wiem, że to jest niczym w porównaniu do tego, co przeżywacie wy. Ja mam szansę na to, by kiedyś je spotkać i zobaczyć, jak ułożyły sobie życie. Ty nie usłyszysz jego pierwszego słowa, ani…
- Zamknij się! – Tom odwrócił głowę w przeciwną stronę, zaciskając powieki, by nie wydostały się spod nich łzy. Siedział tak, z całych sił ściskając materac, tak mocno, że zbielały mu kłykcie.
- Ani nie zobaczysz jak stawia pierwszy krok czy uśmiecha się od ucha do ucha – Bill kontynuował niestrudzenie, ignorując protesty brata. Bolały go jego własne słowa, ale musiał to wszystko powiedzieć, bo może była szansa, że coś zmienią. – Ominie cię jego pierwszy dzień w szkole, zdarte kolana, uwagi, granie w piłkę i jazda na rowerze. Nie…
- Musisz mi to robić?! – wykrzyknął, spoglądając na Billa zamglonymi, pełnymi cierpienia oczyma.  – Ja to wszystko wiem, do cholery! – schował twarz w dłoniach i skulił się w sobie.
- Nie będziesz go pouczał przed pierwszą randką, ani uświadamiał na temat antykoncepcji. Nie będziesz stresował się jego maturą i patrzył, jak znajduje swój cel i swoje miejsce. To wszystko nie nadejdzie, bo Liama już nie ma.
- Brawo, Sherlocku – warknął, wycierając oczy.
- Ale nie skończył się świat. Wciąż masz Scarlett, która może dać ci jeszcze dziesięcioro dzieci, które wypełnią ciszę i pustkę, które przyniosła śmierć Liama. Nic go nie zastąpi, ale nowe dziecko może znaleźć miejsce w twoim sercu obok miejsca Liama i rana z czasem się zabliźni. Scarlett da ci je, bo potrzebuje tej miłości tak samo jak ty. Tom, ona żyje i najbardziej w świecie cię teraz potrzebuje. Tak jak ty potrzebujesz jej. Możesz mówić, co chcesz, ale usychasz bez niej, a ona bez ciebie. Mistrzowsko oddalacie się od siebie. Odbieracie sobie nadzieję, że wszystko jeszcze będzie dobrze. Ona wyciągnęła do ciebie rękę, teraz twoja kolej. Tom pozwól wam cierpieć razem i wspólnie się z tego cierpienia otrząsnąć. Ja nie miałem tego szczęścia, musiałem poradzić sobie sam – skończył, wpatrując się w drgającą na szyi bliźniaka żyłkę. Tom milczał, uparcie patrząc przed siebie, a Bill czekał. Nie wiedział, ile minut upłynęło, zanim Tom znów się odezwał, ale nie były to słowa, których on oczekiwał. Wówczas byłoby zbyt pięknie.
- To nie jest takie proste.
- Oczywiście, że nie jest. Bo życie nie jest łatwe. Trzeba chcieć, trzeba się starać, trzeba próbować. Pytanie, czemu nie chcesz? Chodzi o Lenę – nie czekając na odpowiedź, udzielił jej sobie sam. Ciszę uznał za odpowiedź twierdzącą. – O co chodzi, Tom? Sentymenty? A może chodzi o nie twoje dziecko? – ‘nie twoje’ bardzo wyraźnie zaakcentował.
- Skąd wiesz, że ono nie jest moje? Może jest, a wtedy nie będę mógł tego tak zostawić.
- Tom, David to nie Liam i nigdy ci go nie zastąpi. Lena chce wciągnąć cię w swoją grę. Po co się tu przeniosła, po co włazi ci w drogę i paraduje przed tobą z dzieciakiem? Wie, że cierpisz i chce to wykorzystać. Nie ufaj jej, nie łódź się, że ten mały ujmie ci bólu. Bierz dupę w troki i ratuj swój związek – powiedział ostrzej niż zamierzał, świdrując brata wzrokiem.
- To nie jest takie proste – powtórzył Tom i podniósłszy się z materaca, po prostu wyszedł z domku. Uciekł, a Bill doskonale wiedział dokąd. Westchnął ciężko i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Zatrzymał go na zeszycie. Nie mogąc się powstrzymać, otworzył na zaznaczonej stronie i szybko przejrzał tekst. Kolejny świetny kawałek. Jeśli Tom zgodziłby się je nagrać na płytę, mieliby platynę w kieszeni. Zamknął notes i zrezygnowany wyszedł z domku. Mama wołała na obiad.
*

- Scarlett? Co ty tutaj robisz? – Sophie, zdziwiona, wpuściła córkę do domu. Brunetka rzuciła torbę na podłogę i z całych sił przytuliła się do mamy. Tonąc w matczynych objęciach, tuliła się do Sophie tak kilka długich chwil.
- Stęskniłam się, więc musiałam wpaść się przytulić – odparła swym łamiącym serce, dziecinnym tonem. – Jutro o dwunastej mam samolot – Scarlett zsunęła ze stóp szpilki, a Soph w tym czasie objęła ją szybkim, acz wprawnym, bo matczynym spojrzeniem. Znów schudła. Talię miała tak cienką, jakiej jeszcze u niej nie widziała, a biodra jeszcze tak niedawno pełne i kobiece były niemal połową siebie. Wąskie rurki z wysokim stanem i wpuszczona w nie luźna bluzka nie zniwelowały wizualnie jej nadmiernej chudości. Wyglądała jak zawsze świetnie, ale mizerniała w oczach, co coraz bardziej martwiło Sophie. – Może coś ugotujemy?
- Nie chcesz odpocząć? – spytała zatroskana.
- Mamo, nie przyleciałam tu na parę godzin, żeby odpoczywać. Tam cały wolny czas poświęcam na odpoczynek, bo nie mogę patrzeć na szczęście Liv. Wszędzie chodzą razem. A to spacery, a to wychodzą do knajp, a to ze mną. I ten cholernie błogi wyraz ich twarzy, gdy są razem. Wiem, że powinnam się cieszyć, ale nie umiem. Chcę już wrócić do domu – wzruszyła ramionami, patrząc ponad ramieniem mamy.
- Więc chodźmy – Sophie wzięła córkę pod ramię i skierowała się do kuchni. – Kiedy skończysz pracę nad singlem?
- Myślę, że za tydzień powinnam być w domu. Chcę wszystkiego dopilnować sama. Koncept teledysku już powstał. Pojutrze mam sesję promo, wywiad do Vanity Fair, zdjęcia z tej sesji trafią na rozkładówkę Vanity. Z resztą, będzie ją robić Liv. Zostawiłam ją z Georgiem sam na sam. Może pójdą po rozum do głowy i powiedzą na głos to, co jest oczywiste i nie będą się już tak przy mnie maślić.  Choć w sumie to może być już tylko gorzej – skrzywiła się.
- To już niedługo – uśmiechnęła się wyrozumiale. – Kochanie, Tom wróci – Sophie otworzyła czerwone wino i nalała go do dwóch kieliszków. Brunetka wzruszyła tylko ramionami. Soph podała Scarlett jeden i nim przy niej usiadła, wstawiła wodę na makaron. – Spaghetti? – dziewczyna skinęła głową, upijając łyczek.
- Ta bomba kaloryczna o tej porze mnie zabije, ale cóż. Przyjechałam na maminy obiad.
- Nie zaszkodzi ci, a wręcz przeciwnie. Wyglądasz coraz gorzej.
- Dzięki mamo – westchnęła. – Cieszę się, że znów się wszystko zaczyna. Wrzesień już mam cały rozplanowany, październik prawie też. Do końca sierpnia będę jedną nogą w domu, a drugą w Stanach. Mam tak wiele rzeczy do zrobienia. Szykuje się scena, szykują się stroje i choreo. A ja muszę to ogarnąć, bo inaczej Isobel jest zdolna zaplanować mi stugodzinny harmonogram dnia. A ja nie chcę zrezygnować z domu. Mam nadzieję, że znów będę go mieć.
- Scarlett – Sophie nakryła garnek pokrywką i podeszła do córki. Objęła ją ramieniem i przytuliła policzek do czubka jej głowy. – Wciąż go masz. Zarówno ten, jak i stworzony wraz z Tomem.
- Mój dom jest tam, gdzie jest Tom. A on mnie w nim nie chce – chlipnęła. – To jest beznadziejne. Najpierw Liam, a z nim Tom. Nawet nie wiem, kiedy odszedł i on. To moja wina, bo zostawiłam go samego, ale jeśli on bardziej odsunie się ode mnie, to ja nie wiem, co będzie… - rozpłakała się na dobre i mocno wtuliła w mamę.
- Będzie dobrze i wbij to sobie do głowy. Powinnaś rzucić wszystko w diabły i już przy nim być.
- Nie mogę, jestem mu to winna – wychrypiała.
- Och, córeczko – Sophie pogładziła ją po głowie i plecach, pozwalając się wypłakać. – Nie tak powinno to wszystko wyglądać, ale los kpi sobie z nas, kiedy przyjdzie mu na to ochota. Jesteś silna i wiem, że dasz radę znów wziąć się z życiem pod boki.
- Nie wiem mamo, nic już nie jest takie samo. I nie będzie. Zupełnie się pogubiłam – westchnęła żałośnie, wtulając się mocniej w mateczną pierś. Tuliła się tak jeszcze długo, dopóki woda nie zaczęła wrzeć, a pokrywka tańczyć na garnku. Wówczas Sophie ucałowała Scarlett w czubek głowy i bardzo mocną ją uściskała, po czym odeszła, by włożyć makaron do wody. – Wiesz co, mamo? Nie pojmuję tego wszystkiego. Naprawdę nie pojmuję, a jeśli kiedyś  narzekałam na bezład w życiu, to teraz to istny huragan, to trąba powietrzna, która splądrowała wszystko – odetchnęła głęboko, chcąc wyzbyć się z głosu drżenia. – Chcę pracować, chcę iść dalej, chcę robić to, o co tak długo walczyłam, ale nie chcę tego wszystkiego bez Toma. Nie chcę. On jest moim wczoraj, dziś i jutro. Jeśli on do mnie nie wróci, jeśli nie spróbujemy żyć od nowa, to ja już nigdy nie będę w stanie pokochać kogokolwiek. On jest pierwszy, jedyny i ostatni – odparła z naciskiem i upiwszy spory łyk wina, wstała od blatu i zabrała się za przygotowywanie sosu.

- Gustav, jesteś aniołem – uśmiechnęła się do przyjaciela, przytulając go na powitanie. – Na myśl, że miałam jechać taksówką,  dostawałam gęsiej skórki! Jechałam nią wczoraj i ten kozak od siedmiu boleści, kierowca, całą drogę próbował mnie poderwać! Mówcie, co chcecie, ale nie zamierzam tutaj jeździć już taksówkami! – westchnęła teatralnie, odrzucając do tyłu włosy. Końcówki smagnęły Gustava w nos, na co zmarszczył go, a Sophie widząc jego minę, parsknęła śmiechem. Scarlett błędnie myślała, że jej opowieść stała się powodem do śmiechu najpierw mamy, a zaraz po niej perkusisty, więc żachnęła się i znów odrzuciła do tyłu włosy i znów smagnęła nimi chłopaka, co wywołało kolejną salwę śmiechu. – To wcale nie jest zabawne – burknęła.
- Wiem, kochanie – Soph starła łezkę z oka, uśmiechając się do Gustava. – Ale… nieważne, nie chodziło mi o ciebie – brunetka wzruszyła ramionami i wsunęła na stopy szpilki.
- Zdzwonimy się, jak wrócę – odparła, podchodząc do mamy i mocno ją przytuliła. Sophie odwzajemniła uścisk, szepcząc córce słowa pociechę, na które odpowiadała jedynie kiwaniem głowy.
- Koniecznie, daj znać, jak już cos ustalisz z Isobel.
- Dam – ucałowała mamę w policzek i niechętnie wyswobodziwszy się z uścisku, sięgnęła po niebotycznych rozmiarów torebkę. Musiała wszystko w nią zmieścić, bo stanowiła jej jedyny bagaż. W chwili, gdy zamierzała nacisnąć klamkę, rozdzwonił się domofon. Scarlett spojrzała pytająco na mamę, a ta pokręciła głową na znak, że nie wie, kto to mógł być.
- Shie i Jul wracają pojutrze – odparła podnosząc słuchawkę. – Tak?
- Dzie-dzień dobry, ciociu – po drugiej zabrzmiał słaby i drżący głos.
- Nie rozumiem, z kim mam przyjemność?
- Margo. Margarett Weisberg. J-ja przepraszam, że ciocię nachodzę, ale nie mam dokąd pójść. Proszę, niech ciocia pozwoli mi wejść, ja wszystko wyjaśnię. Bardzo proszę, niech ciocia… - nie dokończyła, ponieważ wybuchła gorzkim płaczem. Sophie westchnęła i przydusiła przycisk otwierający bramę.
- Wejdź – odparła z rezerwą i odłożyła słuchawkę. – Czuję kłopoty – mruknęła, nim stanęła obok brunetki i otworzyła drzwi, do których zbliżała się rudowłosa dziewczyna. Wyglądała marnie. W jeansach i krzywo zapiętej bluzeczce, potarganych włosach i rozmazanym makijażem, ani trochę nie przypominała dostojnej córki swojej siostry. Zatrzymała się w progu, pod ostrzałem spojrzeń całej trójki, zapadła się sobie jeszcze bardziej. – Proszę – Soph szerzej otworzyła drzwi, a dziewczyna przemknęła do środka ze spuszczoną głową.
- Dzień dobry – podniosła speszone spojrzenie najpierw na Sophie, a potem na Scarlett, która przyglądała jej się podejrzliwie i Gustava, patrzącego na nią z ciekawością i sympatią. – Ja prze-przepraszam ciocię i was też, za najście, ale ja naprawdę nie miałam dokąd pójść – głos jej drżał, a spojrzenie miała pełne błagalnego wyczekiwania. Sophie zrobiło się jej żal.
- Co się stało, Margarett?
- Ja wyprowadziłam się z domu, bo… byłam zaręczona – wyrzuciła z siebie z grymasem żalu na twarzy. – Rodzice ustalili to małżeństwo z rodzicami Paula. Podstawili mi go pod nos, a ja nie miałam pojęcia, że oni o wszystkim wiedzą! Akurat rozstałam się z długoletnim chłopakiem, a on był taki troskliwy i opiekuńczy, związaliśmy się, było cudownie i nie wiedzieć kiedy ukląkł przede mną z pierścionkiem, a ja byłam tak oszołomiona, że się zgodziłam. Bo widzi ciocia, moje rodzeństwo było zawsze rodzicom posłuszne. Spotykali się z ludźmi z elity, wybrali sugerowane przez rodziców studia, poddali się im, a ja zawsze byłam czarną owcą. Poszłam do Akademii Sztuk Pięknych zamiast na ekonomię, spotykałam się z niżej urodzonym chłopakiem, miałam wielu biedniejszych od siebie przyjaciół i… dzięki Paulowi wreszcie zrobiłam coś, co im się podobało i byłam z tego taka dumna, ale… ja nie umiem żyć nieswoim zżyciem. Zdałam sobie sprawę, że on mnie nie kocha, że jestem kartą przetargową do kariery politycznej mojego ojca. Bo ojciec Paula jest wysoko postawionym politykiem… i to mnie tak ubodło, ale tez mi uświadomiło, że ja wcale nie żałuję, że nie czuję do niego nic poza sympatią, że chcę robić to, co dyktuje mi serce, że nie pasuję do tego świata… oddałam mu pierścionek. Rodzice zrobili mi awanturę, a kiedy nie uległam, zablokowali moje konta. Postawili ultimatum. Spakowałam się i wyszłam. Ciociu… - posłała Sophie bezradne spojrzenie. – Ja wiem, że ciocia też była potępiona przez rodzinę. Ja wychowywałam się z Shie’em. Ja niedawno dowiedziałam się prawdy, że ciocia była w podobnej sytuacji i dlatego przyszłam prosić o pomoc, bo tylko ciocia może mnie zrozumieć – Margo świdrowała ją wzrokiem, a Scarlett, oparłszy się z wrażenia o komodę, uniosła znacząco brwi. Sophie była zdziwiona i zakłopotana. Czuła, jakby miała związane ręce. Obawiała się pojawienia tej dziewczyny. Jednak z drugiej strony to jej siostrzenica i przecież nie mogła…
- Nie wiem, co mam powiedzieć, Margarett.
- Całe życie obracałam się wśród mistrzów pozoru. Moja matka i ciotki nienawidzą cię, a wiesz, dlaczego? Bo ci zazdroszczą. Kiedy ty zaczynałaś od zera ze swoim ukochanym, one spotykały się z chłopcami, którzy podobali się dziadkowi, a potem powychodziły za tych, którzy dali więcej. Zapachy stworzone Durand Corporation powinny być niesamowicie gorzkie, po ilości żółci, którą wtoczyły w nią matka i ciotki. Moi rodzice zawsze byli dla siebie uprzejmi, ale nigdy czuli. Ojciec wciąż zmienia kochanki, a matka wyjeżdża rzekomo do SPA. Za każdym razem, gdy opowiadała, jak wielką hańbę przyniosłaś rodzinie, widziałam w niej ten sam tęskny wyraz twarzy. Ciociu możesz mi nie wierzyć, ale los dał ci najwięcej szczęścia. A ja przyszłam tu, bo wierzę, że ciocia mnie zrozumie i mi jakoś pomoże, choć chyba nie mam prawa – Sophie odetchnęła głęboko, czując się skołowana natłokiem informacji. Przeczesała palcami włosy i znów odetchnęła.
- Musimy porozmawiać, Margarett. Ale teraz… co ja mam z tobą zrobić. Zaraz spóźnię się na spotkanie – głośno wypuściła powietrze z płuc, przeczesując palcami włosy. Rozejrzała się bezradnie, jakby rozwiązanie leżało na podłodze.
- Niech jedzie z nami. Odwieziemy Scarlett na lotnisko, a potem zabiorę ją na obiad. Kiedy pani wróci odstawię ją do domu – Scarlett zszokowana ilością słów, które Gustav wypowiedział jednym ciągiem, nawet nie ośmielała się wcinać swojego zdania, gdyż czuła, że to sprawa wyższej wagi. – Co ty na to? – zwrócił się do dziewczyny. Ona wbiła wzrok najpierw w podłogę, a potem w Sophie, która w zamyśleniu pokiwała głową.
- Dysponujesz czasem do szesnastej, Gustavie? – chłopak kiwnął głową i zaczął obszukiwać kieszenie w poszukiwaniu kluczyków.
- No to jedźmy – Scarlett jeszcze raz ucałowała mamę i ruszyła przodem. Margo założyła plecak i skierowała się za nią.
- Bagaż możesz zostawić tutaj.
- Dziękuję, ciociu – posłała kobiecie pełne wdzięczności spojrzenie i prędko ruszyła za Gustavem. Sophie zamknęła za nimi drzwi i oparła się o nie plecami. – Co ty szykujesz, mamo? – wbiła wzrok w sufit, jakby mogła w nim znaleźć odpowiedź i lekko odepchnęła się od drzwi, uzmysławiając sobie, jak bardzo była już spóźniona.
*

Chłopiec do niego podbiegł. Bez słowa wyskrobał się na ławkę i zaczął śpiewać. To stało się już niemal tradycją. Za każdym razem, gdy Lena z Davidem zastawali go w parku, malec mu śpiewał własne interpretacje piosenek Tokio Hotel. Tym razem padło na ‘Rette mich’. Nie trafił w żaden dźwięk, a te w które bił oddawał zupełnie po swojemu, słowa tez przekręcał i to było tak niesamowicie słodko absorbujące, że nawet nie zauważył, kiedy Lena zbliżyła się do nich i usiadła obok niego. Przy niej znów czuł się jak siedemnastolatek. Nie kochał już jej, nie miał nawet żalu, ale wspomnienie tego wszystkiego bardzo go krępowało. Choć nie dawał tego po sobie poznać, czuł się przy niej zupełnie osaczony. Nie zadał jej tego podstawowego pytania. Nie chciał nie mógł. Bał się. Wolał żyć w fikcji, w której przebywanie z chłopcem koiło jego ból i dawało świadomość, że nie był jego.
- Wciąż o tobie mówi. Lubi cię – szepnęła, zbliżając się do jego ucha. Ciepły oddech musnął skórę Toma i przeszedł go dreszcz. Powoli oderwał oczy od dziecka i spojrzał na Lenę, mrużąc oczy bacznie się jej przyglądał dłuższą chwilę. Wystarczającą, by się speszyła.
- Czego ty ode mnie chcesz? – widząc przechodzącego obok nich mężczyznę, ściszył głos, jednak nie zniknęła z niego pełna chłodu rezerwa. Mężczyzna minął ich, przyglądając im się bacznie. Tom go nie rozpoznał. Gdzieś w podświadomości, jakiś impuls podsunął mu, że powinien się tym zainteresować, ale zbytnio zajmowały go inne sprawy, by mógł się tym przejąć.
- A czego mogę od ciebie chcieć? – uśmiechnęła się szeroko. W jej zaróżowionych policzkach pojawiły się dołeczki, a Tomowi przewróciło się w żołądku. – Mieszkam tu, ty też tu chwilowo mieszkasz. Moje dziecko cię uwielbia, spotykamy się przypadkiem w parku czy na ulicy. Nie poluję na ciebie, bez obaw – posłała mu kolejny serdeczny uśmiech i przeniosła wzrok na synka, który kończył występ. – Brawo! – zaczęła klaskać i porwała go w ramiona nad nogami Toma. Skrzywił się, kiedy malec zaczął piszczeć wesoło i wierzgać nóżkami, kopiąc go. Jego ból był zbyt świeży, by mógł znosić obecność tego dziecka, które tak łudząco podobne do niego, które mogłoby też być za kilka lat Liamem. Jego śmiech wwiercał mu się w serce i duszę. Najzwyczajniej w świecie bolał. Przełknął ślinę, by rozluźnić ściśnięte gardło.
- Przeniosłaś się tu z Hamburga, a to dziecko… - urwał, widząc, jak David wpatrywał się w niego swoimi dużymi, ciemnymi oczami. – Cześć, kolego – wysilił się na uśmiech i wstawszy, odszedł bez słowa.
*

Sophie, wracając z kuchni, przyglądała się Margarett. Nawet wizualnie nie pasowała do swojej rodziny. Miała rude włosy, bladą cerę, piegi i zielone oczy. W sumie, to je łączyło. Ta soczysta zieleń oczu. Była dużo wyższa od matki i sióstr, bardzo szczupła i pięknie się uśmiechała. A tego jej matka i siostry nie potrafiły. Dziewczyna odwróciła się, najwyraźniej czując na sobie spojrzenie ciotki, więc Sophie uśmiechnęła się do niej.
- Ja naprawdę nie wiem, jak cioci dziękować. Nie jestem już dzieckiem, a kiedy straciłam grunt pod nogami, zupełnie nie umiałam ogarnąć sytuacji. Rodzice zablokowali wszystkie moje konta, zostałam bez grosza przy duszy, a do znajomych zwrócić się nie mogłam, bo nigdy nie miałam prawdziwych przyjaciół. Gdyby nie ciocia… naprawdę nie wiem – westchnęła ciężko, mimowolnie poprawiając sukienkę.
- Kochanie – Soph zasępiła się na moment. – Ile ty masz właściwie lat? Niezbyt orientuję się w poczynaniach moich sióstr.
- Dwadzieścia pięć. Skończyłam Akademię Sztuk Pięknych i zostały mi dwa lata psychologii. Pewnie będę musiała je przerwać, bo za szkołę płacili rodzice. Ani jeden ani drugi kierunek nie był po ich myśli. Ojciec pewnie wciąż liczył, że dzięki małżeństwu z Paulem pójdę po rozum do głowy i skończę tą jego wymarzoną ekonomię.
- A ten Paul…? Mówiłaś, że jego ojcem jest polityk, czy masz może na myśli Paula Bindera Juniora?
- Tak, a zna go ciocia? – zapytała zdziwiona, odrobinę niepewnie sięgając po filiżankę z herbatą.
- Oczywiście, był również narzeczonym Liv. Przykra historia – Margo westchnęła beznadziejnie i zapatrzyła się na widok za oknem.
- Ciociu, czuję się kompletnie bezradna.
- Na razie zostaniesz tutaj, jeśli twoi rodzice nie zmądrzeją i nie odszukają cię, będziemy martwić się, co zrobić dalej.
- Nie chcę być cioci utrzymanką.
- Nie będziesz. Jeśli Anna nie skontaktuje się z tobą w ciągu tygodnia, zaczniesz pracować. Na początek znajdę ci coś w DC, a kiedy staniesz na nogi, zdecydujesz, co zrobić ze swoim życiem.
- Dziękuję – chlipnęła, odstawiając filiżankę i rzuciła się Sophie na szyję. – Ciocia jest wspaniała. Ja myślałam, że ciocia odprawi mnie z kwitkiem, bo po tych złośliwościach, które ciocia zaznała od rodziny, ma ciocia do tego pełne prawo – płakała, wtulając się ramię Sophie.
- Nie wtrącaj w każdy człon zdania słowa ‘ciocia’, to strasznie drętwe – zaśmiała się.
- A ciocia niech nie mówi na mnie Margarett. To kojarzy mi się z całą drętwotą mojego życia. Wolę Margo.
- W porządku – uśmiechnęła się pokrzepiająco, a dziewczyna usiadła z powrotem na sofę i odetchnęła spokojnie.
- Trochę się boję, a jak ty się czułaś? Na początku. Ja wiem, że to zupełnie inne sytuacje, ale chodzi mi o to zaczynanie od zera – upiła spory łyk herbaty, wpatrując się zamyśloną ciotkę. Sophie też nie przypominała swoich sióstr. Była najmłodsza i najładniejsza. Jej matce i ciotkom urodę zabrał żal, który w sobie nosiły.
- Ja miałam Nico i jego cudownego ojca. Jego brat, Richard też nam pomagał.Wprawdzie jeszcze się uczył, ale był dobrym dzieckiem. Żyliśmy bardzo biednie, teść chorował. Zmarł, kiedy Scarlett miała osiem lat. Uwielbiał dziewczynki, choć był bardzo surowym w obyciu człowiekiem. Kiedy trafiłam do tego męskiego domu, byłam jeszcze dzieckiem, na dobrą sprawę. Ale pomimo surowości obyczajów, jakie panowały w tym domu… oni bardzo się kochali i tą miłość się bezsprzecznie wyczuwało. Nim doszłam do siebie po urodzeniu Shie’a, minęło sporo czasu. Przynajmniej dwa tygodnie leżałam w łóżku, bo wystąpiły drobne komplikacje, ale zajmowali się mną tak bardzo troskliwie, to było cudowne, bo Nico mógłby być w tym wieku jeszcze przecież niedojrzały, ale on po prostu przyjął na barki obecny stan rzeczy. Odebrano nam dziecko, dostał za to mnie. Musiał mnie utrzymać i zapewnić nam byt. Zebrałam się do kupy i prowadziłam dom. Nie mogliśmy pozwolić sobie na załamanie się. Musieliśmy walczyć o to, by nam się udało. Na łzy pozwalałam sobie tylko nocami. Teraz to widzę, Nico wziął na siebie całe cierpienie, byleby tylko pomóc mnie. Był cudowny – uśmiechnęła się smutno, ale nie płakała. Nauczyła się kochać jego wspomnienie, nie roniąc łez.
- Ja czytałam o Scarlett – zaczęła cicho. – Kiedy widziałam ją dziś… aż trudno uwierzyć, że nosi w sobie cierpienie. Ona nawet na obcasach jest ode mnie niższa, a ma się wrażenie, jakby przewyższała wszystkich. Bije od niej taka moc, z tego jak mówi, jak się porusza, jak patrzy. Mam wrażenie, że nie można nie czuć przed nią respektu i nie kochać jej. W innym wypadku można ją chyba tylko nienawidzić.
- Moja córka jest mistrzynią kamuflażu, wierz mi. Jest bardzo złożona i nawet ja nie mam pewności, czy wiem, co w niej siedzi. Chyba w tym tkwi jej fenomen. Ludzie myślą, że jest otwartą książką, gdy tak naprawdę to niezgłębiona tajemnica. Była miła? – zapytała podejrzliwie, na co Margo roześmiała się dźwięcznie.
- Tak, znaczy… była bardzo zdystansowana, ale uprzejma. Spędziłyśmy niewiele czasu razem. Byłam w aucie, gdy Gustav czekał z nią na odlot. Dostałam kawę i miałam czas na ochłonięcie. Gustav też jest bardzo miły. Poszliśmy na obiad i po prostu rozmawialiśmy, omijając problemy szerokim łukiem. Zwykle niżsi ode mnie mężczyźni mnie krępują, ale przy nim czułam się dobrze.
- Gustav jest aniołem – uśmiechnęła się. W tej samej chwili drzwi otworzyły się i do domu weszła rumiana Julie, a za nią Shie z zaśmiewającym się w niebogłosy Nico. Margo odwróciła się, a jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu na widok kuzyna.
- Shiiiieee! – pisnęła i zerwała się z sofy. Szatyn odstawił synka i mocno uściskał dziewczynę, która z impetem wpadła mu w ramiona.
- Wyrosłaś – potargał jej miedziane włosy i serdecznie ucałował w sam środek czoła. – Scarlett mówiła, że czeka mnie w domu niespodzianka, ale nie sądziłem, że aż tak wielka. Moja ulubiona kuzynka! Pozwól, że przedstawię ci moją cudowną żonę, Julie i syna, Nico. Prawda, że wspaniali? – uśmiechnął się od ucha do ucha, szturchając w bok Margo. Radośnie pokiwała głową, wyciągając dłoń w kierunku zdezorientowanej blondynki.
- Czeka nas długa rozmowa, więc zaparzę jeszcze herbaty – odparła Sophie, po czym skonsternowana opuściła salon.
*

Liv z westchnieniem ulgi opadła na łóżko i przeciągnęła się niczym kotka. Przymknęła powieki i dłuższa chwilę delektowała się miękkością materaca i błogą ciszą.
- Jak wy możecie żyć w takim tempie? – uchyliła jedno oko, śledząc poczynania Georga. Zdjął z oparcia fotele jej jeansy i rozwalił się na nim. Uśmiechał się leniwie do niej, a Liv wywróciła tylko oczami.
- Jak będziesz sławna, to się przekonasz.
- Nie będę, ja zamierzam już zawsze stać po przeciwnej stronie aparatu. To Scarlett jest tą pozującą do zdjęć, a ja tą, która je robi. Taki jest naturalny porządek rzeczy, a ja nie mam ku temu żadnych zastrzeżeń, bo to ona wbrew temu, co można o niej myśleć, gdy była dzieckiem, jest urodzoną gwiazdą. Ale do tego chyba można przywyknąć, co? Jakby nie było, jakoś żyjesz.
- Wiesz, Scarlett O’Connor i jedna czwarta Tokio Hotel, to w sumie chyba nie aż taka mała atrakcja. W sumie nie rozdaliśmy wielu autografów – wzruszył ramionami, wyjmując z kieszeni mazak i rzucił go w bliżej nieokreślonym kierunku na dywan. – To były przedbiegi, tutaj w L.A. jesteśmy na dobrą sprawę prawie, że anonimowi. I to jest naprawdę fajne, Liv.
- I tak bolą mnie nogi. Nie miałam pojęcia, że ustawienie jednego teledysku, to tyle biegania! – zsunęła ze stóp japonki i podciągnąwszy pod siebie jedną nogę założyła na nią drugą, przebierając palcami stóp. Georg wpatrywał się w nie dłuższą chwilę, nim wstał i podszedł do niej.
- Przywykniesz – odparł z uśmiechem. Przykląkł jednym kolanem na materacu i ujął stopę dziewczyny i oparłszy ją na swoim brzuchu, zaczął ją masować. Liv wydała z siebie zadowolony pomruk i ułożyła się wygodniej. Palce szatyna wprawnie uciskały czułe miejsca na jej stopie i całe napięcie powoli zaczęło opuszczać jej zmęczone ciało.
- Zdolny jesteś – uśmiechnęła się szeroko, podkładając ręce pod głowę. – Chyba dam ci etat.
- Myślę, że cię na mnie nie stać – mruknął pod nosem, na co szurnęła go piętą. Zaśmiał się cicho i spoglądając na nią spod oka, zaczął powoli przesuwać dłońmi wzdłuż śródstopia, do kostki, gładził delikatnie łydkę, kreśląc na jej skórze rozmaite wzorki. Liv zaśmiała się cicho, patrząc Georgowi prosto w twarz. Nie zatrzymała go. Połaskotał ją pod kolanem, a ona zachichotała, mimowolnie uginając nogę. Ukląkł na materacu, sunąc dłońmi dalej ku jej udom. Zagryzła dolną wargę, gdy jego palce wsunęły się pod nogawię szortów, drażniąc wrażliwą skórę wnętrza ud. Liv milczała, ani na chwilę nie spuszczając go z oka. Leniwie błądził dłońmi po jej ciele, dopóki nie znalazł się tuż obok niej, obejmując ją ściśle ramieniem. Dłoń szatyna spoczęła na biodrze Liv. Spojrzała na niego jakby troszkę spłoszona, muskając opuszkiem jego szorstki policzek.
- Przyjaciele nie robią takich rzeczy – szepnęła. Georg pokręcił głową i pocałował ją namiętnie. A później mówiła nimi już tylko niewypowiedziana miłość.
*

Kto by pomyślał, że dni spędzane na usilnym zapominaniu miną tak szybko. Scarlett czuła się w tej kwestii niemal mistrzem. Pracowała za pięciu. Była nieznośna, dokładna, wręcz perfekcyjna, uparta i bardzo, bardzo trudna dla społeczeństwa, ale dzięki jej humorom teledysk powstał w tempie ekspresowym. Skrupulatnie wypełniała, polecenia reżysera, który z łatwością zmienił jej zamysł w konkret. Jeśli była wymagająca wobec innych, tak od siebie żądała trzy razy więcej. Powtórek było niewiele. Wszystko dorowadziła do stanu sobie doskonałego i zadowolona wracała do domu. Ostatnie dni obfitowały w nawał zajęć. Nie mogła zbyt dużo myśleć, ani przejmować się problemami, które zostawiła w Niemczech. Jedynie nocami, gdy zbyt zmęczona, by spać rozmyślała, nachodziły ją trudne myśli, z którymi nie mogła się uporać. Na stoliczku miała w pogotowiu proszki, które przepisał jej Schulz, ale była po nich zbyt rozbita i nietrzeźwo myśląca. Zalewała się kawą, podbierała Liv papierosy i wciąż prawie nic nie jadła. Nie mogła, przy każdej próbie wmuszenia czegoś w siebie, jej żołądek protestował. Czuła się pusta, wyprana z uczuć, ale pokrzepiona pracą, którą wykonała, choć niewiele jej to pomagało. Cisza, która zbombardował ją Tom, stawała się nie do zniesienia.
Kiedy tylko opuściła lotnisko – sama, bo gołąbeczki zostały jeszcze w LA. Wciąż upierali się, że są tylko przyjaciółmi, ale Scarlett nie widziała chyba drugiej tak zadurzonej w sobie pary. W sumie, to Liv upierała się, że są tylko przyjaciółmi, a Georg niechętnie potakiwał. Scarlett cieszyła się, że nie musiała już znosić tego ich szczęścia. Jej cierpliwość też miała swoje granice. Byli głupi, a raczej jej siostra była głupia, że wciąż trzymała Georga na dystans. Mogliby z łatwością mieć to, o czym ona tak marzyła. Więc, kiedy opuściła lotnisko, Toby czekał już na nią w wypożyczonym Nissanie. Wsiadła na tylnie siedzenie i odetchnęła. Było późno, prawie dwudziesta druga, więc obyło się bez ekscesów. W towarzystwie Maxa, jej drugiego zaufanego bodyguarda, przemknęła niemal niezauważona przez terminal. Odetchnęła z ulgą i zsunąwszy z nosa okulary, osunęła się na siedzeniu, opierając głowę na zagłówku. Marzyła tylko o jednym, by zastała zapalone na ganku światło i Toma na tarasie z psami, przed telewizorem, z gitarą albo w łóżku. Byleby tylko już wrócił. Zalążek nadziei, który, gdzieś tam tlił się w niej przez całą drogę z lotniska, zgasł, gdy powitała ją grobowa cisza. Toby i Max pomogli jej wnieść bagaże i oddalili się, by sprawdzić posesję. Scarlett zdążyła otworzyć walizki w sypialni, ale uznała, że nie miała ochoty teraz się rozpakowywać, więc zeszła na dół, do kuchni. Otworzyła wodę niegazowaną i wypiła niemal jedną trzecią duszkiem prosto z butelki. Poszła do toalety, a gdy wróciła, w holu czekał na nią Max.
- Czysto, wszystkie drzwi masz zamknięte. Jest ciemno, ale nie wydaje mi się, by był tu ktokolwiek, bo chłopaki przecież przyjeżdżali karmić psy i niczego nie zauważyli. Jesteś pewna, że nie mam tu kogoś przysłać?
- Dziękuję – uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Poradzę sobie, pozamykam za wami drzwi i pójdę spać.
- Zobacz, co mam – Toby wszedł do holu, niosąc pakunek. Grubą kopertę w foliówce z próżniowym zamknięciem. Scarlett obrzuciła prędkim spojrzeniem obu mężczyzn i wzięła zawiniątko. – Musiała tu leżeć odkąd chłopaki byli tu ostatnio. Ktoś bardzo chciał byś ją dostała, skoro tak szczelnie zapakował. Musiał przerzucić ją przez bramę, bo do worka był przywiązany kamień.
- Pokaż, pewnie kolejny list miłosny – przeczytała swoje imię, wypisane fikuśnymi zawijasami na kopercie, wyjęła ją z folii i oderwała jeden z krótszych końców. Ku jej zaskoczeniu nie był to długi list czy jakaś własnoręczna praca, a plik zdjęć. Kiedy odwróciła je na właściwą stronę, zamarła. W filmach w takich momentach wszystko leci z rąk, a jej palce jak na złość kurczowo zaciskały się na dobrej jakości papierze fotograficznym ukazującym obraz z jej najgorszych koszmarów. Trzy radosne twarze śmiały się do niej z niemal każdej kolejnej fotografii. – Niech cię szlag, Kaulitz! – warknęła, wciskając zdjęcia z powrotem do koperty i odwróciwszy się na pięcie, ruszyła biegiem na piętro. – Samochód! – krzyknęła, pokonując pierwsze schody, a po kilku kolejnych zreflektowała się i przystanęła. – Proszę – rzuciła przez ramię i ruszyła dalej.
- Który?! – odkrzyknął za nią Toby.
- Audi! – zdążyli dosłyszeć, nim trzasnęły za nią drzwi sypialni. Ochroniarze spojrzeli po sobie, a później na podłogę, na której leżało jedno zdjęcie. Przedstawiało Toma kucającego przed małym chłopcem, na pierwszy rzut oka złudnie podobnego do niego oraz kobietę stojącą dwa kroki od nich z wyrazem błogiego zadowolenia na twarzy. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby Tom nie śmiał się tak radośnie do chłopca i gdyby maluch nie wydawał się być jego kilkanaście lat młodszą wersją.
- Pójdę po ten samochód – odparł Max, podnosząc zdjęcie i natomiast je zmiął.
- Coś czuję, że mogą nastąpić problemy z happy endem – odpowiedział mu Toby, słysząc ciężkie kroki na piętrze. 

16 komentarzy:

  1. ~czytelniczka
    16 czerwca 2011 o 14:55
    jak zawsze pięknie pisane, ale i tak wzrokiem szukam części związanej z Tomem i Scarlet albo Billa i jego ukochanych dziewczyn:-) z niecierpliwością czekam na ocieplenie stosunków między T a S, ale zaczynam już wątpić w to. Tak czy inaczej najbardziej nie mogłam się doczekać ich pierwszego spotkania po tej rozłące i zdaje się, że w najbliższym odcinku to nastąpi:-) mam nadzieję:-

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Rosa.
    16 czerwca 2011 o 18:02
    Oh, nein! Scarlett przecież jak dorwie Lenę, zje ją na śniadanie, obiad i kolację, które zostaną połączone w jeden posiłek, po czym zwymiotuje. Tom się doigrał. A co będzie potem? Będzie zabawnie. Albo i nie. Ale dzieje się coś przynajmniej! Scenę z Georgiem i Liv widziałam przed sobą. Niech żesz oni się wreszcie na coś zdecydują. Znaczy ona zdecyduje, bo Georg to pantoflarz. Tom niech zmądrzeje, Bill leci do Rainie, Margo… niech zajmie się Gustavem, obojgu się coś należy od życia…A gdzie kot?! No cóż. A kot niech się wyśpi, pomruczy i pokaże wszystkim, że ma ich gdzieś.Za dużo wymagam, prawda?I gratuluję :))).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 11:40
      Nie wiem, czy będzie zabawnie. Bo no. Mnie nie byłoby do śmiechu na jej miejscu, na ich miejscu. Nawet na Leny miejscu. Na razie wszyscy pozostaną żywi. Soł. Zobaczymy.Widzę, że ułożyłaś całkiem niezły plan wydarzeń, ale gdyby to było takie proste, to nie byłabym sobą. A kot? On jak zawsze spadnie na cztery łapy. Taaak, za dużo. Jak zwykle. ^^

      Usuń
    2. ~Rosa.

      26 czerwca 2011 o 10:36
      A idź Ty [pisać]! xD

      Usuń
  3. ~dirttyfighter
    16 czerwca 2011 o 19:09
    teść porażająca. boże, czytałam z zapartym tchem. ale żeś namieszała, no nie wybaczę Ci tego. pomieszałaś tak bardzo, że chyba bardziej już się nie da. wykonanie, jeśli mam być szczera, nie podobało mi się tak bardzo. wybacz, ale wygląda na pisane w doskokach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 11:45
      Da się, wierz mi, że się da. Cóż, jestem tylko człowiekiem i nie mam takiej mocy, by dogodzić wszystkim. Pisałam w doskokach, wspominałam o tym w uniwersalnej i cóż zrobić. Wykorzystuję każdą wolną chwilę na pisanie, a to, że mam ich coraz mniej, to inna sprawa. Chociaż myslę, że gdybym pisała jednym ciągiem, to treść nie różniłaby się zbytnio, bo tutaj nie czułam potrzeby rozrzewniania się nad wszystkim długimi opisami, a jednocześnie nie wydawało mi się, bym publikowała bubel. Ale jak wspominałam, nie dogodzę każdemu.

      Usuń
  4. ~Baś
    17 czerwca 2011 o 14:21
    kolejne cudo wypłyneło spod Twoich palców;) to się niezłe zamieszanie zrobiła a jak widać w rodzinie Sophie historia lubi się powtarzać i ludzie nie uczą się na błędach a szkoda. co do Toma i Scarlett to oby wszystko się wyjaśniło z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek. pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Katalin
    17 czerwca 2011 o 18:56
    Zrobiłaś coś najstraszniejszego! Przerwać w takim momencie? A ja już liczyłam, że pociągniesz wątek i wiesz, będzie gorąco! No,ale okej, wszystko w swoim czasie. Muszę przyznać, że posty oparte na dialogu są o tyle problematyczne, że nie są tak porywające. Już tłumacze dlaczego. Pisząc sobie normalnie, prowadząc narrację, wplatasz mnóstwo opisów uczuć, myśli etc, co w Twoim wydaniu jest totalnie ujmujące. A z kolei dialogi czytac się super szybko i fajnie, ale wymagają dużej wprawy w pisaniu, żeby nie wyszły suche zdania. Wiesz ocb. A Ty potrafiłas nawet z prostych, wrecz zwyczajnych sytuacji, rozmów które im towarzyszą zrobić coś pieknego, coś interesującego. Myslę sobie, że takie posty też są potrzebne,Mała przerwa, krótki oddech, żeby przystąpić do akcji. I bedzie rozpierducha. Ależ się nie mogę doczekać! W 53 znow dopatrzyłam się takich drobiazgów, perełek takich, które sprawiły, że te wszystkie sytuacje wygladały na zywcem wyjęte z czyjej historii, prawdziwej historii. Mam nadzieję, ze pojawi się wiecej Liv i Geo. No i ten, nie bede sie wypowiadać o nowej postaci, bo ja juz wiem co bedzie i nie chce zepsuc niespodzianki:D Idę Cię dorwać na gadu, Misia:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 11:51
      Wiesz, że ja lubię robić takie straszne rzeczy. Prinz jest na tyle przewidywalny, bym raz mogła pobawić się w element zaskoczenia. Choć ty nie powinnaś narzekać na brak wiedzy xD Wiesz, że się boję dialogów. Dlatego zawsze nawalam notę opisami, żeby nie było ich za dużo i dziwnie mi zawsze, gdy zaczynam coś dialogiem, ale kurczę. Tak też można czasem. Bo inaczej się nie da. I w sumie fajnie, że dobrze wyszło, bo jak zawsze troskam się o to.Nie puszczaj pary z ust, nawet jakby cię wołami rozciągali xD

      Usuń
  6. ~Nur ein Blick
    18 czerwca 2011 o 16:46
    Tradycyjnie się zaczytałam i ze zdziwieniem spostrzegłam, że to już koniec. No to się Tomowi oberwie. Ale najbardziej mi szkoda ich oboje, bo pewnie będzie mnóstwo nieporozumień i krzyków, oboje będą cierpieć, a to żadnego z nich wina. Czy ten jakby znajomy Tomowi facet to fotoreporter czy ktoś? Bo to on zrobił te zdjęcia, nie? Hm, hm. Czy szanowna Margo to nowe szczęście Gustava? :D Bardzo się ucieszyłam, jak ją zobaczyłam, chociaż jest trochę dziwna. Mówi, jakby miała piętnaście lat. Jak powiedziała, że ma 25 to oczy wybałuszyłam. Podobała mi się też scena z Tomem i Billem na drzewie, bardzo plastyczna. Lubię ich wspólne sceny. Już drugi odcinek pod rząd zastanawiam się kiedy przypomną się towarzystwu Mike i Serena. I obawiam się, że niedługo, skoro tak zaczęłam o nich myśleć. Brr. Mam nadzieję, że nie. To czekam już na następny odcinek, bo to było jakby preludium do tego, co ma nastąpić w 54 :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 11:58
      Nie od dziś wiadomo, że pośpiech jest złym doradcą, a oni oboje najważniejsze decyzje podejmowali w pośpiechu. I masz babo placek. Ten pan to jest ktoś. Masz rację. To jest też fotoreporter, ale nie taki zwyczajny. To ma związek z zakodowaną osobą, nad którą miałaś pokminić. Myślę, że w 54 związek między pewnymi postaciami wyda się aż nader jasny, więc moja konspiracja padnie xDMargo właśnie dlatego tak bardzo nie pasowała do swojej rodziny, bo to dziecko w ciele dorosłej kobiety. Jest szalona, ufna, naiwna i bardzo otwarta, co nieraz wpędziło ją w kłopoty. Nie wiem, czy można nazwać ją jego szczęściem. To się dopiero okaże, ale jak już narzuciło się samo przez się, pojawi się w jego życiu. Mike i Serena. Hm. To tajemnica poliszynela xD

      Usuń
  7. ~InesTa
    18 czerwca 2011 o 23:19
    Rozdział… świetny jak zawsze. Mam nadzieję, że to wszystko ruszy. Teraz Scarlett dowiedziała się o Lenie i jej synku- jedzie tam. Ta wizyta chyba może zmienić wszystko. Mam tylko cichutka nadzieję, że zmierza to do szczęśliwego końca i nasze gołąbki po ciężkich trudach i cierpieniach jakie przeszli będą razem. Bo przecież ich miłość przetrwa wszystko prawda? – bardzo się o to modlę. To tyle ;D teraz zapraszam do siebie ;) http://anything-that-you-do.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 12:00
      Cieszę się, że tak bardzo Ci się wszystko spodobało. Witam na pokładzie :)Wiesz, prawdziwa miłość nie jest podatna na zniszczenie. można próbować ją zapomnieć, można próbować bez niej zyc, ale prawdziwie kocha się raz. a jak potocza sie ich losy, niebawem się okaże.

      Usuń
  8. ~Lestat
    19 czerwca 2011 o 15:57
    Wow, ależ się wydarzyło! Nawet nie wiem od czego zacząć. Może na początek Tom. Ciesze się, że Bill spróbował przemówić mu do rozumu, może momentami zbyt ostro i bez żadnych skrupułów, ale w zasadzie to chyba właśnie tego było trzeba. Dobrze, że ktoś to zrobił, bo to, co wyprawia Tom zaczyna mnie naprawdę poważnie niepokoić. I nie chodzi mi tu bynajmniej o zamykanie się w domku na drzewie, wypalanie ton papierosów i pisanie piosenek. Nie, ucieczka przed całym światem jest chyba dość naturalną reakcją w takiej sytuacji, w jakiej on się znalazł. Martwi mnie natomiast coś innego. Bo on zaczyna zbyt mocno… przywiązywać się do tego małego chłopca. Choć może ‚przywiązywać się’ to złe wyrażenie. Ale wiesz o co mi chodzi. Zbyt często się z nim spotyka, zbyt często ‚przypadkowo’ na siebie wpadają, zbyt często ten mały znajduje miejsce w życiu Toma. I zbyt mocno Lena w nie ingeruje. A Tom nawet nie próbuje z tym walczyć, poddaje się jej zupełnie i w dodatku zaczyna się… przywiązywać do tego dziecka. A chyba nie powinien tego robić. Chyba na pewno. Oj, nic dobrego z tego nie wyniknie. I jak przeczytałam o tym facecie co się kręcił koło nich to coś czułam, ze to może być jakiś żądny sensacji paparazzi. No i kurde, zdjęcia są, zdjęcia wpadły w ręce Scarlett, a Scarlett wpadła w szał. Liczę na to, że jednak w jakiś sposób obróci się to na dobre. Może jak pojedzie do Toma, przemówi mu do rozumu, może to coś da. A może nie. Może będzie zupełnie odwrotnie. I to będzie kolejna deska do grobu ich miłości? Oby nie. Bo to nie może się tak po prostu skończyć. Bill ma rację, oni muszą zacząć o siebie walczyć, o swoje uczucie, bo mają o co walczyć i mogą walczyć razem. Kompletnie zaskoczyłaś mnie pojawieniem się Margo! Ale to dobrze, ja lubię niespodzianki. Tyle, że teraz zastanawiam się co szykujesz? Czyżbym wyczuwała, że ta dziewczyna zamiesza, choćby troszeczkę, w życiu Gustava. Wydaje się całkiem pozytywną postacią, więc chyba nie miałabym nic przeciwko. Bo Gustav chyba potrzebuje oddechu po wszystkich przejściach z Caroline. Ale wracając do Margo. Chyba ją polubię. Wydaje się być bardzo ciekawą postacią. No i jest silna, walczy z całym swoim światem, nie poddaje się zachciankom rodziców, spełnia swoje marzenia. Lubię takie postacie. Silne, dążące do swojego celu. Czuję, że jej pojawienie się spowoduje dużo, dużo zamieszania, ale jestem tego zamieszania niezwykle ciekawa. Liv i Georg zaczynają wszystko od nowa, ale znowu zaczynają się tez bawić w kotka i myszkę. I dla mnie, podobnie jak dla Scarlett, zaczyna być to trochę irytujące. Mogliby w końcu przyznać się przed sobą do własnych uczuć. Ja tam lubię jasne sytuacje. A to, co dzieje się między nimi jest aż nad wyraz klarowne, więc nie rozumiem dlaczego ciągle się przed tym bronią. To znaczy Liv się broni, bo Georg tylko to za nią powtarza. Ale mimo wszystko cieszę się, że między nimi wszystko się układa. Zasłużyli na to, zważywszy, że ich droga do siebie nie była najprostsza i bynajmniej nie była usiana różami. Trochę szczęścia im teraz wcale nie zaszkodzi. Świetne zakończenie rozdziału. Wprowadziło trochę nerwowej atmosfery i sprawiło, że z tym większą niecierpliwością będę oczekiwać na kolejny odcinek. Czuję, że Scarlett rozpęta małą, albo i nie taką małą, wojnę. I dobrze, bo może właśnie to jest im obojgu teraz potrzebne. Zbyt dużo już było tej stagnacji w ich związku, zbyt długo byli daleko od siebie, za mało było między nimi emocji. A złość to zawsze jakaś emocja. Myślę, że będzie bardzo ciekawie. Czekam ;*P.S. Gratuluję prawka! Ja od jutra zaczynam teorię. I jeszcze jedno; podoba mi się nowy szablon, bo wreszcie na blogu jest trochę ‚mojej’ muzyki. Nawet jeśli to jedynie cytat w nagłówku :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      23 czerwca 2011 o 12:17
      W tym sęk. On diskonale zdaje sobie sprawę z tego, że zagłuszanie serca spotkaniami z Davidem prowadzi donikąd, ale nie potrafi inaczej. To jego ucieczka wmawia sobie, że jest za późno, że nie da się nic zrobić, że za bardzo się od siebie oddalili, a jednocześnie, wie, że konfrontacja musi nadejść. Stanie się to szybciej niż sądził. I te niby przypadkowe spotkania z Davidem… on bawi się z nim, rozmawia, a to daje mu możność późniejszego rozmyślania, co byłoby gdyby Liam miał trzy latka, bawił się jak David, mówił jak david. On traktuje tego chłopca, jak zarys nie mogącej ziścić się przyszłości. Ignnoruje Lenę i nie zdaje sobie sprawy, że mimowolnie zbliża się do niej, a wspomnienie beztroskiej przeszłości przesłania jego żal do niej. Z tymi zdjęciami. Planując fabułę, zastanawiałam się, czy motyw zdjęć, powtórzony motyw zdjęć, nie wyda się zapchaj dziurą. Bo to już przecież było, ale zaraz pomyślałam, że to doskonały przykład dla ironii losu, jaka ich dotknie. Masz rację. Muszą walczyć, ale…Margo jest przeciwieństwem flegmatycznej Caroline. I racja, namiesza w jego życiu, ale nie swatałabym ich tak od razu ^^Wiesz, zdradzę ci, że Liv i Geo, a w zasadzie Liv Georga będzie jeszcze długo ciągnęła za nos, pomimo tego, że to co się stanie powinno solidnie zacumować ją w jego porcie. Aczkolwiek Liv nie byłaby sobą, jeśli nie skomplikowałaby swojego i jego zycia. To byłoby zbyt proste. Ona nie jest jeszcze gotwa, by przyznać przed sobą, że to co czuje to miłośc i że ta miłość nie boli. Specjalnie to zrobiłam! Chciałam przetrzymać w niepewności :P I chyba mi się udało. Mam nadzieję, że będzie ciekawie. Aczkolwiek już teraz zdradzę ci, że nie umiem opisywać bójek i wcale mi się to nie podoba.Mówisz, twoje klimaty. To też są zupełnie moje klimaty, wbrew pozorom na co dzień słucham ostrzejszej muzyki, takie smęty to tylko do pisania. Uwielbiam ‘Not strong enough’ [i nie zawaham się jej uzyć xD] i w ogóle całą nową płytę Apocalypticy.

      Usuń
  9. ~Burlesque
    26 czerwca 2011 o 18:47
    Wspaniale :) czekam na 54

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo