30 maja 2011

52. Czekanie sprawia ból. Zapomnienie sprawia ból. Lecz nie móc podjąć żadnej decyzji jest najdotkliwszym cierpieniem.

Tytuł: Paulo Coelho

*
Jasne promienie sierpniowego słońca rozjaśniły pokój, ale na pewno nie rozpromieniły jego duszy. Tom przewrócił się na plecy i przetarł oczy. Leżał tak jeszcze chwilę, mając nadzieję, że zaśnie. Piekły go oczy i zaschło mu w ustach. Siedział do późna. Myślał i myślał, ale niczego nie wymyślił. Rozłożywszy wszystkie swoje niepewności na czynniki pierwsze, poczuł się tylko gorzej. Rozejrzał się po pokoju. Te same ściany, te same meble i pewnie te same szpargały w szafkach, co sześć czy siedem lat wcześniej. Wydawałoby się, że to całkiem niedawno, ale dla Toma to całe wieki. Zmieniło się wszystko z nim na czele i tylko ten pokój pozostał niezmienny. Przetarł jeszcze raz zaspane oczy i zamrugał kilkakrotnie. Zaćmiony umysł zdążył ustalić, że to na pewno nie sen i, że nastał już dzień. Zdecydowanie za szybko. Spojrzał na zegarek – szósta dziesięć. Z powrotem wbił się w poduszkę i mocno zacisnął powieki. Na nic mu to przyszło, z każdą chwilą robił się coraz bardziej rześki. Okno było otwarte, więc słyszał jak śpiewały ptaki, pojedyncze odgłosy z ulicy i przy tym poczuł przemożną chęć, by się przejść. Ubrał się pośpiesznie i sięgnąwszy po telefon i papierosy, przypomniał sobie, że poszedł spać, bo się skończyły. Zbiegł cicho do przedpokoju, po drodze zahaczając o kuchnię, gdzie wypił połowę zasobów ludzkich wody i wyszedł na podwórze. Przez moment zatrzymał się na drewnianym ganku, przemyśliwując, co dalej. W końcu zdecydował się na wyprawę do sklepu, w duchu licząc, że jej tam nie będzie. Szedł pomału, rozglądając się na boki, a orzeźwiające ranne powietrze przyjemnie muskało jego skórę. Tak bardzo lubił tu wracać. Lubił tą ciszę i spokój. Lubił swoją anonimowość, bo w końcu wszyscy go tam znali i nie stanowił żadnej sensacji. I na tym kończyły się pozytywy jego sytuacji. Był w domu już kilka dni, ale nic konkretnego nie wymyślił. Wiedział, że bolało. Wiedział, że tęsknił. Wiedział, że wszystko było nie tak.
Szukał w pamięci momentu, w którym się rozminęli. Na pewno nie była to chwila, kiedy Scarlett zamknęła się w pokoju. To coś znacznie głębszego. Jak przez mgłę wspominał ich ostatni wspólny wieczór. Bawił się z Liamem, Scarlett była obok. A potem ją kochał. Wszystko było takie dobre i właściwe. Teraz uświadomił sobie, jak bardzo na swoim miejscu. Z nadejściem ranka wszystko się skończyło. Wszystko, co było dobre. Liam, cudowny owoc ich miłości odszedł, a Tom miał wrażenie, jakby skończyli się i oni.
Przechodząc zobaczył jakąś staruszkę skubiącą w ziemi, a kilka metrów za nią równie wiekowego mężczyznę siedzącego na drewnianej ławeczce pod domem. I w tej chwili dopadła go myśl, że jego mogło to już nie spotkać. Nie dlatego, że bał się, że nie dożyje sędziwego wieku. Obawiał się raczej, że ich związek może tego nie doczekać, a innej kobiety nie widział już swego boku na całe życie.
Mężczyzna krzyknął coś do swojej żony, a Tom słysząc jej, ‘czego chcesz stary’, pomyślał, że nigdy nie słyszał, by ktoś wypowiedział to w tak sympatyczny sposób. Przyspieszył kroku i przeszedł przez ulicę, nawet nie trudząc się, by się rozejrzeć. Nie musiał, samochody pojawiały się na ulicy równie często, jak jednorożce w lesie.
Pomimo wczesnej godziny było już bardzo ciepło, więc przyjemnie wchodziło mu się do klimatyzowanego sklepu. Prędkim spojrzeniem omiótł kasy, nie było jej. Odetchnął z ulgą i wszedł między półki. Zgarnął dwa snicersy i ruszył do kasy, wziął jeszcze paczkę Marlboro i zapłaciwszy, wyszedł ze sklepu. Kiedy ona go nie obsługiwała, zakupy okazywały się o wiele łatwiejsze. Wychodząc, otworzył jeden z batoników i jedząc, skierował się w stronę parku. W międzyczasie odpalił papierosa i wszystko byłoby w porządku, gdyby przed nim nie pojawiła się zaspana kobieta ciągnięta przez małego chłopca. Tego chłopca. Zaciągnął się gwałtownie papierosem i równie mocno odwrócił głowę, przez co coś strzyknęło mu w szyi i zrobiło mu się ciemno przed oczami. Miał ochotę zawyć z bólu, ale się powstrzymał. Kątem oka dostrzegł Lenę, więc tylko przeszedł na drugą stronę, udając, że nie widzi przeszywającego wzroku jej matki, jak mniemał. Nie minęła chwila, jak usłyszał radosny pisk chłopca i czułe słowa jego mamy. Zacisnął szczęki i poszedł dalej. Już wiedział, że to nie będzie dobry dzień.
Zadźwięczał jego telefon. Wiadomość od; Scarlett.

Kocham cię, Tom.

Zaklął pod nosem i wcisnął aparat z powrotem do kieszeni.
*


Ciężko było mu uwierzyć, że minęło już, aż tak wiele czasu. Pudło, które przywiózł ze szpitala wciąż stało w kącie, a on nie miał odwagi, by choćby do niego podejść, a co dopiero wyjąć wciśniętą między szpargały kopertę.
Wstawszy z łóżka poczuł, że nadszedł dzień by to zrobić.

‘Obojętne co, kocham cię.’

Przeczytawszy ten wstęp, zrobiło mu się słabo. Nie miała prawa tego pisać. Nie kochała go, skoro zrobiła coś takiego im, jemu. Usiadł mocniej ściskając w palcach delikatny papier. Zaczęły pocić mu się dłonie, a kartka wilgnąć. Przełknął ślinę, wiodąc wzrokiem po literach nakręconych tym doskonale mu znanym charakterem pisma.

‘Szkoda, że mi się wtedy nie udało. Szkoda, że nie spróbowałam jeszcze raz. Przestałabym cię ranić i nie doszłoby do tego, Gustav.
Wydawało się, że wszystko jest w porządku, prawda? Mnie przez krótki czas także śniło się, że uda nam się być razem. Ale kiedy przez nieuwagę pielęgniarki dorwałam się do prochów, uświadomiłam sobie, że już zawsze będę narkomanką, że w każdej chwili mogę nie wytrzymać i się naćpać. Nie chciałam, by stało się to za tydzień, miesiąc czy pół roku, kiedy bylibyśmy małżeństwem. Zasługujesz na kogoś normalnego. Na kogoś, kto będzie godzien twojej miłości, Gustav.
Ja od początku nie byłam dla ciebie wystarczająco dobra. Powinnam była odejść, kiedy zorientowałam się, że coś nas łączy. Wszystko to moja wina. Przepraszam. Gustav, wybacz mi kiedyś. Nie pamiętaj, jak dobrze nam było. Zapamiętaj, ile przeze mnie wycierpiałeś. Tak będzie lepiej.
Za chwilę wyjdę na spacer i już nie wrócę.
Pójdę po moją wolność, którą niegdyś mi obiecano. Wolność od normalnego życia i niewolę pełnej strzykawki. To ja, Gustavie. To prawdziwa ja. Kocham cię, ale heroinę ukochałam pierwszą.
Jesteś silny i wiem, że się nie poddasz. Zapomnij o mnie i pokochaj kogoś, kto odwzajemni twoją miłość. A ja…

obojętne co, kocham cię.
Caroline.

PS. Naprawdę nazywam się Melanie Rosner. Może do czegoś ci się to przyda,’

Zgniótł kartkę i cisnął nią o podłogę. Papier z cichym szelestem upadł na drewniane panele. Blondyn utkwił w nim wzrok, starając się ogarnąć to, co spadło na niego przed chwilą. Sądził, że nie mogło być gorzej. Sądził, że osiągnął najwyższe stadium cierpienia. A jednak nie.
Nie wiedzieć czemu, wydawało mu się, że była już martwa. Uciekła po to, by pójść na złoty, żeby uciszyć wyrzuty sumienia. Ona była mu obca. Nie tą dziewczynę pokochał, nie tej poświęcił wszystko. Jego Caroline nigdy nie istniała. Jakby się uprzeć, mógłby sobie wmówić, że to wszystko mu się tylko śniło. Świadomość, że jego ukochana Caroline była tylko jego snem, dawała mu swojego rodzaju ulgę. Nie znał Melanie, a to ona była zła. To Melanie była słabą psychicznie ćpunką, z którą nie łączyło go nic. Musiał coś z tym zrobić. Caroline go kochała i to tylko się liczyło. Nie bez powodu podała mu prawdziwe nazwisko. Musiał to sprawdzić. Choć nie zamierzał jej szukać, musiał doprowadzić sprawę do końca. Należała mu się prawda.
*

- Mamo, czy ty jesteś pewna, że on jest moim bratem? – Bill wygodnie wyciągnął się na hamaku, zakładając ręce pod głowę i przewieszając nogi przez brzeg – za krótkiego jak dla niego – materiału. Simone podniosła wzrok ponad gazetę, którą właśnie czytała i spojrzała na niego znad okularów.
- Cóż, nawet, gdybym się starała, chyba miałabym problem z zaprzeczeniem – odrzekła obejmując syna krótkim spojrzeniem. – Ja też się martwię, Bill – dodała po chwili.
- Bo widzisz, mama – Simone uśmiechnęła się pod nosem, słysząc w jaki sposób się do niej zwracał. Bez względu na to, czy w gniewie czy w radości, Bill słowo ‘mama’ wymawiał w specyficzny, dziecięcy sposób i nie zmieniło się to ani trochę, nawet pomimo tego, że głos nieco mu ochrypł i wyrósł już ze swoich ostatnich ogrodniczek. Zdjął z nosa okulary przeciwsłoneczne i rzucił je na trawę. To nic, że leżał w cieniu. – On mówił, że spotkał Lenę, znaczy, że widział ją jak wychodził ze sklepu przedwczoraj. I od tego czasu on codziennie rano znika. Nie wiem, czy lubi katować się jej widokiem czy odkrył jakieś super fajne miejsce do medytacji, ale jestem pewien, że to nie wróży dobrze. Wiesz, czego się boję? Ona będzie wkręcać mu, że to jego dziecko.
- Tez o tym myślałam – Simone odłożyła gazetę i wygodniej rozsiadła się na leżaku. – Odkąd przyjechał, jej matka codziennie tu z nim spaceruje, z tym chłopcem. Nie mogłam przyjrzeć mu się z bliska, ale on mi was przypomina. I to mnie przeraża. Scarlett tego nie zniesie.
- Nie wyobrażam sobie tego, co będzie, jeżeli okaże się, że dzieciak jest jego. Scarlett jest cieniem samej siebie i to nie tej siebie, kiedy żył Liam. Cieniem tej, która go opłakiwała. Mamo, ona marnieje w oczach. Jest blada, wychudzona i w dodatku coraz bardziej smutna. Gdybyś ją widziała, kiedy przyszła do mamy, znaczy jak byłem u Shie’a pogadać o Rainie. Padła mi w ramiona, jakby to mogło oddać jej jego. Była taka zagubiona i przestraszona. Nie wiem, czy to dobrze, że poleciała do tych Stanów, naprawdę. A przecież, jeśli okaże się, że ten mały jest synem Toma, to między nimi rypnie się już sakramentnie! – Bill wykonał nieskoordynowany ruch całym ciałem, przez co o mały włos, a spadłby na ziemię. Z trudem utrzymał się w hamaku.
- Lena na razie nie zbliża się do niego.
- Na razie, ani on do niej, ale po coś łazi do tego parku. Rozmawiałem wczoraj ze Scarlett. On do niej nie dzwoni, nie pisze, nic. Twierdzi, że nic jej nie wychodzi i nie może dojść do ładu z piosenką. Linda poprawia ją po raz kolejny. Tom się do niej nie odzywa, a on nie chce mu się narzucać. Mamo, ja nie widziałem jej, by była kiedykolwiek tak przerażona. Wolę nie myśleć, jak to się wszystko skończy.
- Bo widzisz, Bill – odparła po dłuższym namyśle. – To wszystko zabrnęło za daleko. Wszyscy popełniliśmy błąd, że pozwoliliśmy jej tkwić w tym marazmie. Zastanawialiśmy się wspólnie, jak jej pomóc, a ona tkwiła sam na sam ze swoimi myślami. Powinniśmy byli wyciągać ją stamtąd siłą. Ale chyba wszystkich przerosła śmierć Liama – westchnęła ciężko, prędko ocierając z oka łzę. – Tom walczył sam, nie załamał się i ona była sama. Ale nie tkwili w tym razem, ale coraz bardziej osobno. Przepaść między nimi rosła, a kiedy ona zechciała ją przekroczyć, on się wycofał, bo zabrakło mu sił. Każdy z nas ma jakieś granice, on najwidoczniej zatracił swoje i widzisz…
- Pogubił się już zupełnie – dokończył za mamę.
- On nie wie już, co czuje. Kocha Scarlett i jest na nią zły. Nie wie, co zrobić ze swoim cierpieniem. Potrzebuje wsparcia, by pogodzić się ze śmiercią syna, a z drugiej strony pojawia się Lena z Davidem. Ta dziewczyna nie ma za grosz moralności.
- Nie rozumiem tylko, dlaczego odciął się od niej zupełnie.
- Może ona zbyt mocno kojarzy mu się z cierpieniem i to przesłoniło mu miłość? Myślałam, że wszystko, co złe mają już za sobą, że teraz los zaczął im sprzyjać przestałam bać się o Toma. Ona go odmieniła, ale teraz…
- Teraz on idzie do nas – odparł Bill i zmienił ułożenie na hamaku. Simone poprawiła okulary i upiwszy łyk pierwotnie zimnego napoju, wróciła do lektury. Brunet obserwował kątem oka swojego bliźniaka. Przygarbiony, zasępiony, bezmyślnie szurał nogami. Jego zawsze pewny siebie brat wyglądał jak zagubione dziecko. Bill przymknął na moment powieki. Tego wszystkiego było już za dużo. Uchylił je dopiero, kiedy rozległo się ciche i ochrypłe;
- Cześć – Bill uśmiechnął się nieznacznie i usiadł w poprzek hamaka, żeby zrobić miejsce Tomowi. Simone znów odłożyła gazetę, jakby ucieszona, że nie musi udawać już, że czyta i spojrzała na swoich synów. Zewnętrznie różnili się już chyba wszystkim, ale ona widziała ich wciąż identycznych. Ci sami chłopcy, którzy przybiegali do niej ze zbitym kolanem, ci sami, którzy przytrzaskiwali sobie ręce drzwiami i ci, którzy płakali razem, gdy drugiemu stała się krzywda. Czasami zapominała, jak silna łączyła ich więź. Czasami nie rozumiała, dlaczego Bill tak silnie odczuwał nastroje Toma i odwrotnie. A teraz patrzyła na nich i znów byli dla niej małymi chłopcami, którzy pragną schować się za maminą spódnicą. Z twarzy obu wyzierał smutek, obaj mieli pociemniałe zmęczeniem oczy. I tak bardzo pękało jej matczyne serce.
- Pewnie jesteście głodni, co? – Tom bez przekonania skinął głową, Bill zaś ze znacznie większym zaangażowaniem. Powoli podniosła się z fotela i podeszła do nich i mocno do siebie przytuliła. – Kocham was, chłopcy. Tak mocno, że aż boli – przygarnęła ich do swych boków, zupełnie jak wtedy, gdy mieli po siedem lat. Przylgnęli do niej z taką samą ufnością. – jeszcze wszystko będzie dobrze, zobaczycie.
*

Wsunęła na nos ciemne okulary. Były na tyle duże, by zasłonić jej pół twarzy, co bardzo cieszyło Scarlett, gdyż nie miała sił, żeby tuszować ogromnie cienie pod oczami. Na nic nie miała siły. Każdej nocy odkąd przyleciała do L.A., nie przespała więcej niż trzech godzin. Jej przekonanie, że gdy znów zacznie pracować, wszystko zacznie wracać do normy, legło w gruzach już pierwszego dnia po przylocie. Nie działo się nic. Nawet nie weszła do studia, a Tom nie napisał, nie zadzwonił ani razu. Lęk nasilał się z każdą chwilą. Kładąc się do łóżka, czuła skurcz w żołądku przed pełnymi niechcianych myśli godzinami i koszmarnymi snami, gdy udawało jej się zasnąć. Rankiem ogarniał ją strach przed samotnością, przed ciszą wśród rozgadanych ludzi.
Ale przecież Scarlett, nawet, jeżeli była bezsilna, szła przed siebie. Nawet, jeżeli bała się tak bardzo, jak teraz, nie zawracała z drogi. Bo była Scarlett. Było jej tak niewypowiedzianie ciężko być. Nie mogła spać, jeść, myśleć. Nie mogła oddychać. Dusiła się wewnętrznie przy każdym wdechu. Czuła, że niknie. Z ciężkim westchnieniem przeczesała palcami gęste loki, nie lśniły, jak kiedyś, ale w końcu teraz nic już nie miało swojego blasku. Wstała od toaletki, zgarnąwszy z niej telefon i bezbarwną pomadkę, to wrzuciła do przepastnej torby i zawiesiła ją na ramię. Obróciła się wokół własnej osi i ostatni raz obejrzała się w lustrze. Scarlett wróciła na swoje miejsce. Czarna mini, którą założyła, była naprawdę krótka, a dopasowany top bez rękawów z dekoltem w łódkę wpuszczony w spódniczkę podkreślał jej – pierwszy raz tak cienką – talię. Koronkowy stanik ścisnął i uniósł jej pełne piersi, które pod opiętym materiałem prezentowały się całkiem nieźle. Stopy wsunęła w klasyczne Louboutin’y, przez co jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe i jeszcze zgrabniejsze. Znów w czerni, tylko teraz już nie tylko z wyboru.
Przed hotelem czekał na nią Toby. Stał tuż przy drzwiach, wyglądając jej uważnie, gdyż przed budynkiem zebrał się spory tłum fanów i dziennikarzy. Widząc ich wyprostowała się i poprawiła okulary na nosie. Nim spotkali się w drzwiach, skinęła porozumiewawczo do Toby’ego. Kiedy wyszła z budynku, rozległ się pisk i wzajemne przekrzykiwania. Stała kilka minut, pozując dla reporterów. Nie zapomniała o zaczepnym uśmiechu, ale ani na chwilę nie zdjęła okularów. Znudziwszy się zmienianiem póz, wzięła od Toby’ego flamaster, który zawsze miał w pogotowiu i zabrała się za autografy i zdjęcia z fanami. Powinna była wkalkulować to w czas, a tak spóźni się trochę. Już zapomniała, że nie jest anonimowa. W Berlinie niewielu fanów do niedawna wiedziało, gdzie mieszkała i mieli z Tomem spokój. A tutaj, ktoś musiał przyuważyć ją pod hotelem. Choć w sumie lubiła to. Podpisywała zdjęcia i kartki, pozowała do zdjęć, nie zagłębiając się w to bardzo, dopóki z zamyślenia nie wyrwało jej czyjeś pytanie;
- Scarlett, jak się czujesz? – głos był zatroskany. Podniosła wzrok znad podpisywanej karki i napotkała parę zielonych oczu dziewczyny, która mogła być w jej wieku. Była jakby zakłopotana swoją odwagą i zasmucona zarazem. Brunetka wysiliła się na słaby uśmiech.
- Lepiej, dziękuję – zapewniła, a dziewczyna pokiwała głową. Już miała oddać jej notes, gdy usłyszała znów;
- Mam córeczkę, Daphne. Ma szesnaście miesięcy. Choć wychowuje ją sama, nie wiem, co bym zrobiła, gdybym ją straciła. Podziwiam twoją siłę, Scarlett. Jesteś niesamowita – odebrała od niej notes i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Dziewczyna zobaczyła w jej zielonych oczach zrozumienie. I było to dla niej to pomocne i bolesne zarazem, że o mały włos, a pozwoliłaby nogom ugiąć się pod sobą. Scarlett z trudem przełknęła ślinę i spojrzała na dziewczynę.
- Jak masz na imię? – zapytała drżącym głosem.
- Jenny.
- Kochaj ją z całego serca, Jenny. Kochaj, bo masz największe z możliwych szczęść, wierz mi – wzięła głęboki oddech, nie mogła się teraz rozpłakać. Zrobi to, gdy będzie już sama. Chcąc odgonić natrętne myśli, przeszła dalej asekurowana przez Toby’ego i przez kilkanaście kolejnych minut dalej dawała autografy. Zasypano ją pytaniami o samopoczucie i powrót na scenę. Chociaż te bardziej prywatne ją raniły, poczuła się potrzebna. Usłyszała tak wiele ciepłych słów i zapewnień o nieustannej obecności i oczekiwaniu, że znów zachciało jej się płakać, bo rozmiękczyło ją to doszczętnie. Jednak nie pozwoliła sobie na łzy. Wsiadając do podstawionego przez Isobel samochodu, pomachała do fanów i posłała im całusa, odkrzykując, że też tęskni. Dopiero, kiedy skryła się za przyciemnianymi szybami, odetchnęła. Toby usiadł obok kierowcy, podając mu dokładne instrukcje, a ona położywszy głowę na zagłówku, zdjęła okulary i przymknęła powieki. Powstrzymywane łzy ściskały jej gardło, nie mogła przełykać, ani skoncentrować się na niczym. Chciała tylko płakać. Owa Jenny zapewne chciała ją wesprzeć i poprawić jej jakoś nastrój, ale jej słowa podziałały na nią odwrotnie. Wizja każdego zdrowego dziecka u kogokolwiek była dla niej póki, co nie do przejścia. Nienawidziła siebie za to, ale zazdrościła Julie tego, że miała zdrowe dziecko, a pod sercem nosiła już drugie. Zazdrościła i pomstowała do nieba, dlaczego to spotkało właśnie ją, a nie jakąkolwiek inną matkę. Wiedziała, że to złe, ale nie umiała przestać. W głowie wciąż huczało jej donośne, ‘dlaczego’, a odpowiedź się nie znajdowała. Scarlett wydawało się, że była coraz dalej od jej odnalezienia. Powoli nabrała powietrza, potem znów i znów, aż bolesny zacisk w gardle rozluźnił się. Tym razem nocowała w Sheraton’ie, położonym niecałe dwa kilometry od lotniska, więc ledwo zdążyła dojść do siebie, a już byli na miejscu. LAX jak zawsze tętniło życiem. Miała marne szanse na bycie niezauważoną, a limuzyna, którą ją wożono, wcale jej nie pomagała.  Założyła okulary i wziąwszy głęboki oddech, wysiadła z auta. Wyprostowała plecy, a Toby szedł obok niej tak, by asekurować ją najbardziej jak to się dało. Na marne, bo już po pierwszych kilkunastu metrach rozległy się piski i nawoływania. Przywdziała na usta ładny uśmiech i starała się machać tam, skąd dobiegały głosy, ale nie zwolniła kroku. Flesze strzelały, ludzie z kamerami dorównywali jej kroku, a głosy nasilały się. Schyliła głowę, wbijając wzrok w migające jej przed oczami czubki butów. Toby delikatnie obejmował ją ramieniem, nie musiała bać się, że potknie się. Była spięta i zdenerwowana, wciąż ciężko znosiła poruszanie się w tłumie. Czuła się osaczona. Rozluźniła się dopiero, kiedy Toby szepnął, że Liv już czeka, podniosła głowę i niemal od razu została zamknięta w niedźwiedzim uścisku starszej siostry. Choć była teraz od niej wyższa, z ulgą przytuliła się do niej, pozwalając, by, choć odrobina jej ciężaru spłynęła na Liv.
- Cześć, łobuzie – szepnęła czule, mocno tuląc do siebie Scarlett. – Wyściskam cię w hotelu, teraz musimy stąd spadać, bo pół Kalifornii odbiera mi fuchę w tej chwili. Dziewczyna pociągnęła nosem i kiwając głową, odsunęła się od siostry.
- Cieszę się, że jesteś.
- Zawsze będę – Liv objęła ramieniem Scarlett i odwróciła się nieco, więc brunetka powiodła spojrzeniem w tym samym kierunku i ujrzała… Georga. Zmarszczyła nos, przypatrując się przez chwilę szatynowi.
- Cześć – mruknął i machnął do brunetki.
- Uczepił się mnie i nie mogłam się go pozbyć. Kiedy kazałam mu zostać, przykuł się do mojej nogi i co ja miałam zrobić? – ton Liv był surowy, ale za to jej oczy mówiły, co naprawdę myślała o obecności Georga, zaś jego uśmiech świadczył o tym, że rozszyfrował jej strategię. Scarlett tylko pokręciła głową i pozwoliła objąć się szatynowi. Nie chciała, by ktokolwiek widział, że z oczu popłynęły jej łzy. Ona nie pamiętała już, kiedy ostatnio cieszyła się tak z miłości.
- Pójdziecie na okładki – odparła, kiedy już we czwórkę szli w kierunku wyjścia. Między Georgiem a Toby’m czuła się pewniej. – Już pewnie w Internecie krążą filmy, pomyśleliście o tym?
- Nie jesteśmy razem – odparła stanowczo Liv. – Mogą pisać, co chcą. Będąc twoją siostrą nauczyłam się, że pierwsze strony w szmatławcach, ani mnie grzeją ani ziębią.
- Wiesz, pierwsi byliście wy, Bill uchował się w tajemnicy z Rainie, Gustav jakimś cudem też. Teraz dla odmiany popiszą o mnie – szatyn uśmiechnął się do Scarlett i serdecznie objął ją ramieniem.

Scarlett niechętnie nabiła na widelec makaron i ospale wsunęła go do ust. Jedzenia było dla niej istną torturą. Osteria Mozza była bardzo przyjemną restauracją, a jedzenie tam znakomite, ale od jakiegoś czasu jedzenie stanowiło ostatnią rzecz, o jakiej myślała. Przeżuła i z trudem połknęła, wiedząc, że Liv bacznie ją obserwowała. Ona i Georg zdążyli już dawno zjeść, a Scarlett modliła się w duchu, by któreś wreszcie przywołało kelnera. Uznawszy, że koniec tego przedstawienia, odłożyła sztućce i wzięła kieliszek. Upiła łyk wina i bacznie przyjrzała się siostrze, która wpatrywała się w nią równie silnie.
- Co jest, Liv? – zapytała odchylając się nieco na krześle. Upiła kolejny łyk i zakołysała kieliszkiem, wpatrując się w refleksy światła odbijającego się w szkle.
- Nie dziwne, że wyglądasz jak patyczek.
- Ty za to trzymasz się świetnie – odparła powoli przenosząc wzrok na siostrę. – Wiesz coś… - spojrzała na Georga. – O Tomie? – cały wieczór starała się, by nie zadać mu tego pytania. Dłużej nie mogła.
- Siedzą z Billem u mamy. Gadałem z nim, znaczy z Billem, twierdzi, że jak tak dalej pójdzie, to zacznie publicznie głosić, że Toma podmienili w szpitalu, bo cytuję; drugiego takiego debila świat nie widział i nie wierzę, żeby taki skończony idiota mógł być moim bratem.
- A Gustav jak się trzyma? – siląc się na obojętność, upiła kolejny łyczek.
- Ciężko stwierdzić. Był w Berlinie kilka dni i znów wrócił do domu.
- Może tam jakoś dojdzie do siebie – westchnęła. – Tak sobie myślałam… może jutro pójdziemy na zakupy? – zwróciła się do Liv, która uśmiechnęła się na te słowa.
- Wieki nie byłyśmy razem na zakupach. Myślę, że to świetny pomysł.
- Muszę kupić coś, co nie będzie na mnie wisiało – odparła wykręcając swoje zdecydowanie zbyt szczupłe dłonie. – Za kilka dni znów się zacznie, więc muszę jakoś wyglądać. Myślałam, żeby zrobić coś z włosami, ale nie wiem… - mówiła do nich, ale jakby zupełnie do siebie. – Mówiłam wam, że wystąpię na MTV Video Music Awards?  Jestem też nominowana w Best New Artist. Nie wiedziałam nawet o tym, do wczoraj. Isobel najwidoczniej nie uznała, abym musiała to wiedzieć – skrzywiła się i dopiła wino.
- Isobel jest dziwna.
- Dziwna nie dziwna, lada chwila zacznę się pojawiać chyba w każdym możliwym show. Załatwiła mi tyle rzeczy, że pojęcia nie macie. Myślałam, że David jest cudotwórcą, ale ona bije go na twarz.
- I tak jej nie lubię. Wiesz, jak się żachała, kiedy omawiałyśmy twoją sesję?
- Bo ona nosi wysoko głowę i jest próżna, mniejsza z nią. Wracamy do hotelu? Jestem wykończona.
*


- Se pana! Se pana! – Tom automatycznie odwrócił głowę w kierunku, z którego dobiegało dziecięce seplenienie. Coś ścisnęło go w żołądku. Jego wzrok napotkał tego samego blondwłosego chłopca, który prześladował go od chwili, w której zobaczył go po raz pierwszy. Kurczowo trzymał dłoń swojej mamy, jednocześnie ciągnąc ją w stronę Toma. – Se pana! Se pana! – chłopak za wszelką cenę starał się nie odrywać wzroku od dziecka. Nie czuł się na siłach, by na nią spojrzeć. Zmusił się do uśmiechu, licząc, że ten firmowy zadowoli chłopczyka. W tej chwili tak bardzo bolała go myśl, że Liam nigdy nie będzie ciągał go za sobą, seplenił i uczył się mówić. Jego syn nigdy nie doświadczy tego, co inne dzieci, bo już nie żył. Los zakpił z niego, karząc niczemu nie winne dziecko.
- Cześć – odparł, wyciągając do niego rękę, a chłopczyk wycofał się, chowając za maminymi nogami.
- David nie mógł mi dać spokoju, odkąd dowiedział się, że jesteś w Loitsche. Jest wielkim fanem twojego zespołu – schyliła się i wzięła synka na ręce. Siłą rzeczy musiał na nią spojrzeć. Niewiele się zmieniła. Była chyba wyższa, nabrała kształtów, lecz wciąż miała szczupłą sylwetkę. Pamiętał jej długi warkocz, teraz jej włosy były znacznie krótsze i bardziej puszyste. Jej szare oczy nie miały w sobie już tej beztroski i przekory, którą pamiętał. Były jakby puste i zamyślone. Nie chciał jej się przypatrywać. Wstał i stanął bliżej chłopca. Nie mógł się powstrzymać. To dziecko stało się dla niego symbolem tego, co stracił i o czym najbardziej marzył.  
- Naprawdę lubisz naszą muzykę? – uśmiechnął się, ale teraz wyszło to jakoś samo. Chłopiec spojrzał niego ufnymi, brązowymi oczyma. Pokiwał energicznie głową, przestając kulić się w ramionach matki. – Masz na imię David, tak? – znów gwałtowne potaknięcie. Malec był strasznie tak przejęty.
- David nawet zna na pamięć niektóre piosenki – zachęciła synka i mocniej przytuliła synka.
- Znam ‘Schreeeeeei’ i ‘Durch den Monsun’ i ‘Hunde’ i duzio! – rozentuzjazmował się, rozkładając szeroko rączki, by pokazać, jak wiele ich zna.
- Oczywiście spiewa je w swój własny ściśle wysublimowany sposób – połaskotała synka i poprawiła w swoich objęciach.
- Kiedyś teź będę śławny! – wykrzyknął radośnie. – A jeśt z panem Bill?
- Jest – Tom zaśmiał się cicho, widząc skonsternowaną minę Davida. – Ale siedzi w domu z mamą.
- A kocha wasią mamę?
- Kocha – odparł, podnosząc z ziemi autko, które chłopczyk przed chwilą upuścił. Chyba nawet tego nie zauważył. David, wygląd tego chłopca nie dawał mu spokoju, ale nie był w stanie zmierzyć się z myślą, która piętrzyła się z dnia na dzień w jego podświadomości.
- Możemy iść? Nie będziemy panu przeszkadzać – ucałowała malca w policzek i postawiła go z powrotem na chodniku.
- Nie cie! – tupnął i spojrzał na Toma wzrokiem pełnym determinacji. Ukucnął przed chłopcem i podał mu samochodzik.
- To może pójdziesz do domu, poćwiczysz jeszcze trochę i następnym razem mi coś zaśpiewasz? Bill będzie zazdrosny, jak ktoś zrobi to lepiej od niego – David rozmyślał przez chwilę, po czym energicznie przytaknął.
- To cieść – odwrócił się na pięcie i odbiegł za mamą. A Tom znów został sam, z głową pełną niechcianych myśli i zbyt wielkiego cierpienia w sercu. Westchnął ciężko, odprowadzając wzrokiem pędzącego, co sił w nogach chłopczyka i jego matkę. Tą, która złamała mu serce i tą, która znów chciała do niego wtargnąć. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Wyjął telefon i wybrał klawisz automatycznego wybierania; dzwoni; Scarlett. Jednak natychmiast się rozłączył, bo nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Lena zniknęła mu z pola widzenia, ale nie chciała wypaść z jego głowy. Nie rozumiał, dlaczego znów wtargnęła w jego życie. Przecież go nie chciała; ani jego pieniędzy, ani sławy. Zostawiła go, odeszła, sponiewierała jego uczucia. A teraz nagle pojawiła się znów, siejąc w jego życiu zamęt. Jakby mało go było. Wyciągnął z kieszeni papierosy i odpaliwszy jednego, mocno się zaciągnął. Odchylił głowę na oparciu ławki i wypuścił dym. Zasnuł mu widok. Tak bardzo tego wszystkiego nie rozumiał. W jednej chwili miał wszystko. W innej wszystko stracił. A najgorsze w tym było to, że Scarlett, której miłość mogła pomóc się uprać z całym bólem, też wymykała mu się z rąk. Nie wiedział, które z nich popełniło błąd i to go frustrowało. Analizował każdy dzień, każdą godzinę po kolei i tylko bardziej bolała go głowa. Nie mógł wrócić, bo wiedział, że zabiłaby ich cisza. Zabrakło mu słów. Zabrakło mu sił. Nie umiał znów zawalczyć, chociaż ona zdawałoby się, że chciała już spróbować. Nie był wystarczająco silny, by odejść i nie był wystarczająco silny, by zostać. Więc tkwił w miejscu. Zgasił niedopałek, wstał i ruszył ku wyjściu z parku. Nie lubił siedzieć długo w jednym miejscu, bo wtedy nachodziło go za dużo myśli. A na to też już brakowało mu sił.
*


Scarlett otworzyła oczy i gwałtownie odrzuciła kołdrę. Usiadła na łóżku i z bijącym sercem chwyciła za telefon. Prędko wybrała numer i przyłożyła aparat do ucha. Odebrano po czwartym sygnale.
- Scarlett, jest pierwsza w nocy – brunetka zaklęła w duchu, słysząc po drugiej stronie syk Isobel.
- Nic mnie to nie obchodzi – odparła twardo.
- Miło mieć cię z powrotem – zironizowała. – Co jest?
- Wchodzimy do studia. Chcę mieć za dwadzieścia minut samochód pod hotelem. Dzwoń do chłopaków.
- Jesteś pewna? A może ci się przyśniło?
- Nic mi się nie przyśniło. Nagramy to dziś, bez poprawki.
- Widzimy się za pół godziny – Isobel rozłączyła się, a Scarlett rzuciła telefon na poduszki i energicznie wstała z łóżka. Nie wiedziała, co się stało, ale była pewna, że to ta chwila, by nagrać właśnie tą piosenkę. Narzucając na siebie pierwsze lepsze rzeczy, rozśpiewywała się i kilkanaście minut później, gotowa zeszła do holu. Toby już czekał na nią przy drzwiach. Widząc ją uśmiechnął się, choć był wyraźnie zaspany, a brunetka odpowiedziała mu tym samym, jakoś tak naturalnie.  Nadszedł ten moment i wszystko stało się lepsze. Nawet to, że Tom milczał jak zaklęty, nie bolało tak bardzo. Miała to wszystko w głowie, w sercu i wiedziała, że będzie idealnie. Wiedziała, że to jej pomoże, bo wyśpiewa, to czego tak bardzo bała się wypowiedzieć. Kiedy auto podjechało, a Toby otworzył przed nią drzwi, odetchnęła głęboko i wsiadła. Nawet narzekanie Isobel nie miało teraz najmniejszego znaczenia.

Usiadła na wysokim stołku i założyła słuchawki na uszy. Miała przed sobą tekst, ale go nie potrzebowała. Każde słowo znała najzupełniej sobą całą. Długie włosy opadały jej na plecy i ramiona, wijąc się grubymi falami, krótsze kosmyki zasłoniły jej rozespaną buzię, więc odgarnęła je nieco. Miała na sobie luźną, wręcz workowatą bluzkę z dużym dekoltem w łódkę, który niedbale odsłaniał jej ramię, w legginsach i zwykłych japonkach wyglądała tak… zwyczajnie, więc gdy padło pierwsze słowo, ziemia zadrżała, bo tak wiele w tym było bólu. W tej właśnie chwili Isobel uwierzyła, że nie będzie powtórki. Scarlett skinęła głową. Zaczęli.


So the pain begins…

Przymknęła powieki i pozwoliła sobie nieść się melodii. Przed oczami zaczęły pojawiać się obrazy, te chciane i zupełnie nie. Pozwoliła im być, nie otwierając oczu. Jakby cofnęła się w czasie, płynąc z prądem. Widziała siebie i jego też. Widziała śmiech i łzy. Na nowo odkrywała to, co razem stworzyli. Krok po kroku dźwiękiem dotykała każde wspomnienie. Po prostu śpiewała, bo to przecież umiała najlepiej. Emocje zawładnęły nią całą. Już nie było jej, tęsknoty, ani bólu samego w sobie. Została tylko melodia i idealnie współgrające z nią słowa.

If you lift me up…

‘- Tom..?
- Tak?
- Zanim przyszedłeś bardzo się bałam, wiesz? Ja nigdy się nie boję, ale dziś się bałam i czułam się taka bardzo samotna. I wiesz, co jeszcze? Nie tylko nie żałuję, że wtedy wtargnęłam do twojego życia. Teraz się z tego cieszę, bo… bo jesteś.  – Ujął jej dłoń i delikatnie ucałował ją od wewnątrz.
- I będę. – Położyła rączkę na dłoni Toma i lekko ją pogładziła. Spojrzała mu w oczy i delikatnie uśmiechnęła się. W kącikach jej oczu, znów pojawiły się łzy, ale szybko je otarła. Znów tak na nią patrzył, jakby czerpał z jej widoku. Zachłannie wpatrywał się w jej oczy, a Scarlett nie miała nic przeciwko temu, bo lubiła jego spojrzenie. Niewymagające, nie interesowne, nie pełne niechęci, takie czułe.’

Pod jej przymkniętymi powiekami pojawiły się pierwsze łzy. Zacisnęła dłonie w piąstki.

‘Zaśmiała się cicho, wtulając głowę w kącik szyi Toma. Podciągnął Scarlett na swoich kolanach, przyciągając ją mocniej do siebie.
- Jesteś wszystkim tym, czego brakowało mi wcześniej, wiesz?
- Więc masz już wszystko. – Wyszeptała. I choć nie miała przed sobą nic pewnego i jutro mogło przynieść wszystko, chciała, by ich chwila trwała nadal.’

Niemal czuła jego dotyk. Niemal słyszała jego lekko ochrypły głos. Niemal przy niej był.

If you lift me up…

- Bo ja się boję, Tom. – Szepnęła cichutko, drżącym głosem. Nie uciekała, od początku do końca była tam z nim, moknąc i patrząc mu prosto w oczy. Turkusowe tęczówki dzieliły się z nim swoim smutkiem. - Wiesz, ja potrafię nie tylko targać twoje zwłoki, wrzeszczeć, dąsać się i złościć, być opanowana i chłodna, mieć wszystko pod kontrolą i bez mrugnięcia okiem przyjmować wszystko, by oddać to ze zdwojoną siłą. Umiem też się bać, wiesz? Boję się wspomnień. Są wciąż żywe, a miały spocząć pogrzebane na dnie mojego serca. Boję się chwili obecnej. Okazało się, że wszystko, w co wierzyłam - runęło. Boję się tego, co będzie, bo nie chcę się dalej bać. Nie chcę, by on nadal miał nade mną kontrolę. Nie chcę, by wracał zawsze, gdy zaczynam żyć na nowo. Bardzo się boję. Bardzo.
- Kimkolwiek on nie jest, obronię cię, przed nim i przed każdym innym twoim lękiem. Przy mnie będziesz bezpieczna, Maleńka. – Chciał ją przytulić, ale pokręciła głową. Trzymał dłonie na jej drżących barkach, gładząc je delikatnie. Jej oczy szkliły się coraz mocniej. – Tylko musisz mówić mi, czego się boisz. Bo ja tak mało o tobie wiem, a chciałbym wiedzieć, bo ja naprawdę chciałbym zostać, jeśli mi pozwolisz. – Nieznacznie kiwnęła głową. –  Nie pozwolę, żeby on, czy ktokolwiek inny skrzywdził cię. - Kiwnęła głową, wzdychając ciężko. Nie wybuchła płaczem, choć było blisko. Kilka jej łez utonęło w kroplach rzęsistego deszczu i poczuła się nieziemsko zmęczona, gdy Tom otaczał ją ramieniem, a Scarlett kładła na nim głowę. – Zabiorę cię do domu.

Był tak blisko. Jego obraz majaczył przed jej oczami. Uśmiechał się mówił. Trzymał ją za ręke i mocno tulił do siebie. Ocierał jej łzy i śmiał się z nią w głos. Dotykał ją i całował. Słuchał i mówił. Wypełniał każdą cząstkę jej ciała. Gula boleśnie ściskała jej gardło, ale głos Scarlett nawet nie zadrżał. Krystalicznie czysty brzmiał, jak jego wspomnienie w jej głowie, jak otulająca serce tęsknota. Jak on ją całą każdej cudownej nocy. Jak on tylko. Jak on aż. Jak on zupełnie. Czuła strużki łez na policzkach. Mięła w dłoniach miękki materiał, wkładając całą swoją siłę w słowach, których nie mógł usłyszeć.

If you lift me up…

- Jesteś… jesteś dla mnie kimś, kogo zastąpić się nie da. Dotąd wierzyłem, że twoja wiara we mnie przetrwa, nawet gdyby wszystkie inne upadły, a teraz… nie wiem, co myśleć.
- Zawiodłam. Tak bardzo cię zawiodłam, ale chcę to naprawić. Pozwól mi pokazać sobie, że to był błąd, że mogę go naprawić. Pozwól mi wrócić.
- Przecież ty nigdy nie odeszłaś – szepnął. – Nie potrafię się od ciebie odciąć, zrezygnować, odpuścić, po prostu nie umiem, nawet gdybym chciał, gdybym próbował…
- Nie rób tego – oparła czoło na czole Toma, delikatnie muskając swoim jego nos. – Nigdy, przenigdy tego nie rób.’

Upadła, tak sromotnie upadła, a on cofnął swoją dłoń. Musiała  iść sama przez ciemną noc. Nie zabrał jej ze sobą. Tak tęskniła za każdym kocham, za jego milczenie, dotykiem i słowem. Tęskniła za jego cierpliwością i troską, jaką nad nią roztaczał. Tęskniła za jego zapachem i każdą chwilą.

‘- Chciałbym, żebyśmy mieli domek z ogródkiem i pasa, a nawet dwa. Chcę wyrzucać śmieci, kopać ogródek pod kapustę i gotować z tobą ogórkową na obiad, chcę zupełnie zwykłego życia. Chcę życia z tobą – spoważniał nieco, podtrzymując zamglone spojrzenie Scarlett. Chcę zasypiać i budzić się, mając cię w ramionach. Chcę chodzić do sklepu po bułki i podpaski dla ciebie. Chcę się z tobą kłócić o kolor serwetek i zaraz godzić bardzo mocno. Chcę znosić twoje humory i koić twoje lęki. Chcę, byś ty koiła moje. Chcę się z tobą zestarzeć, Scarlett – nieustannie patrzył w jej oczy, które z każdym kolejnym jego słowem bardziej zachodziły łzami. Bródka, którą delikatnie ujmował opuszkami, drżała. Nieznacznie zwilżyła końcówką języka pełne wargi, wciąż nie mogąc wyrzec słowa. – Ej, Maleńka, ja nie chciałem wyciskać z ciebie łez – zaśmiał się cichutko i pogładził jej policzek wierzchem dłoni.’

Tak bardzo brakowało jej jego głosu, szelestu kroków, gdy nosił Liama, jego cudownej ojcowskiej miłością, jaką nad nim roztaczał. Tak bardzo tęskniła za jego przerażeniem przed zmianą pampersa i ślinieniem się ich synka. Tak bardzo tęskniła za jego ostrożnością, gdy go przebierał i kapał. Tak bardzo tęskniła za nimi.

‘- Czemu płaczesz?
- Pewnie z tego samego powodu, co ty – odparła, wyciągając rękę do zapięcia śpiochów i zapięła odpięty guziczek. – Nasz nowy początek – szepnęła.
- Póki mamy Liama, będziemy trwać, Scarlett. Nasz syn nosi w sobie ciebie i mnie, jest owocem nas, najpiękniejszym kwiatem, choćby walił się świat, póki mamy jego, będziemy niezniszczalni, a nasza miłość nieśmiertelna. Liam jest najdoskonalszym wyrazem miłości. On jest naszą miłością.

Zacisnęła powieki, gdy po policzkach płynęły jej kolejne łzy. Wyśpiewując kolejne wersy, uderzała piąstkami w uda, wykładając w każdy dźwięk całą swoją miłość, jakby dzięki temu mogła cofnąć  czas.

‘- Wiesz, co stwierdziłam, kiedy wysiadłam z auta i uświadomiłam sobie, że pierwszy raz tak naprawdę wróciłam tu po dłuższej nieobecności?
- Co takiego? – spytał z czułością.
- Pomyślałam, że nigdy wcześniej nie było mi tak dobrze wracać do domu. Mamy swoje miejsce na ziemi, Tom. Wreszcie je mamy..’

Nie marzyła już o niczym innym, jak znaleźć się w jego ramionach. Tak bardzo pragnęła, by ją złapał, by i ona mogła uchronić jego. Tylko razem mogli przejść przez tą burzę. Tylko razem mogli iść dalej, a rozmijali się. Bolało ją tak bardzo. Tak bardzo, że aż brakło tchu. Straciła dziecko, a i miłość jej życia wymykała jej się z rąk. To było już za dużo.

‘- A jeśli nie będziesz mnie chciała, to cię porwę, ukradnę i ukryję. Złapię cię i już nigdy nie wypuszczę – wyszeptał czule i uśmiechnął się tak, że ugięły się pod nią kolana. Tak, specyficznie, jak tylko on umiał, uniósł ku górze kąciki ust, ale najpiękniejsze było to, że tak cudownie śmiały się też jego oczy. Pochylił się i delikatnie objął jej wargi swoimi; pocałunek, choć tak subtelny oddał wszystkie te niewypowiedziane słowa, które zawisły gdzieś między nimi.
- Nie nadejdzie dzień, w którym przestanę cię chcieć. To jest po prostu niemożliwe. Bez względu na to, czy wsuniesz mi na palec obrączkę, czy powiesz tak i podpiszesz sobie na mnie papier, czy też do końca życia będziemy mieszkać w naszym domku z twoimi psami i tym okropnym kotem, z gromadą dzieci i stertą rachunków, ja nigdy nie przestanę cię chcieć. Nawet, gdybym wylądowała na drugim krańcu świata, nawet, gdyby oddzieliła mnie od ciebie nieuczciwość i zawiść ludzka, nawet, gdyby kazali zapomnieć i nie kochać, nigdy nie przestanę cię chcieć. Nawet, gdybyś ty przestał chcieć mnie – uśmiechnął się szeroko, jakby odkrył coś niesamowitego.’

Otaczał ją chłód. Przenikliwy chłód, którego imię brzmi samotność. Nie zdawała sobie sprawy z tego jak brzmiała. Nie miała pojęcia, czy przypadkiem nie fałszowała. Wszystkie czynniki zewnętrzne znikły w czasie, kiedy brzmiała muzyka. Bolało ją tak bardzo. Bolało do cna. Skończyła cicho śpiewać i gdy znów zaległa cisza, powoli uniosła powieki. Załzawionymi oczyma wpatrywała się w Isobel i dźwiękowców. Czuła się naga i odarta ze wszystkiego, nawet z bólu, ale to naraz stało się takie uskrzydlające. Siedziała taka skulona, zapadnięta w sobie, a to co przed chwilą zaprezentowała, było kwintesencją starań jakie włożyli w nagranie tego utworu. Isobel była pewna, że nie będzie powtórki.
- I jak? – zapytała cichutko.
- Scarlett – odparł Chriss, jeden z techników. – To było wielkie. Od dziś możesz mnie wyciągać z łóżka nawet codziennie.
- Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale wiem, że to jeden z najlepszych twoich wokali. Chodź, posłuchamy, co stworzyłaś – Isobel dumnie przywołała ja do siebie i uśmiechnęła się, ku zdziwieniu wszystkich, zupełnie szczerze.

If you lift me up…
just get me through this night.

14 komentarzy:

  1. ~Baś
    30 maja 2011 o 02:15
    uhaha pierwsza:D a co do tekstu. wryło mnie ostatnia część ze Scarlett miazga czytalam i pakalam to było coś udownego wczułam się w jej sytuacje i normalnie nie moge no. Co do Toma mam nadzieje że odrobina rozsądku mu wróci i będzie ze Scarlett ok. pozdrawiam :) i czekam na następną część:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      5 czerwca 2011 o 15:47
      ostatnią scenę pisałam z pewnym niepokojem. raz, nie miałam pewności, czy zgra się z muzyką, a dwa, nie byłam pewna czy odpowiednio odda wszystkie emocje. i cieszę się, że udało mi się to.

      Usuń
  2. ~czytelniczka
    30 maja 2011 o 11:20
    i znowu przez Ciebie płaczę:-) Idealna piosenka do tej części. Po jej przeczytaniu obawiam się, że jednak kryzys tej pary tak szybko się nie skończy, o ile w ogóle. Scarlet chciałaby zacząć wszystko od nowa, ale Tom może już tego nie chcieć, tym bardziej, że pojawiła się jego dawna miłość, która go odrzuciła. Ona jego, a nie on ją. W dodatku dziecko, którego on tak pragnie, a które być może jest jego i jeśli faktycznie jest jego, to myślę, że ta dziewczyna mogła go zostawić, gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, a myślała, że dziecko zniszczy mu życie i karierę. Poświęciła się dla niego. I teraz jest blisko, kiedy on kogoś potrzebuje, kiedy cierpi, jest samotny. Boję się ciągu dalszego, ale też strasznie nie mogę się doczekać…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      5 czerwca 2011 o 15:54
      widzę, że wszystko wygląda tak, jak chciałam, aby wyglądało. cieszę się, że odbierasz zachowanie Toma, zachowanie Scarlett i Leny również tak, a nie inaczej, bo to oznacza, że wyszło mi to tak, jak wyjść miało.

      Usuń
  3. ~Nur ein Blick
    30 maja 2011 o 11:49
    Piękne. A najlepsze było to, że za każdym razem jak w tekście pojawiało się „If you lift me up” to ona to śpiewała. I zrobiłaś to tak, że postać Christiny i Scarlett zlały się w jedną i można było stracić rachubę, kto jest prawdziwy i kto to naprawdę śpiewa :). W trakcie czytania tej ostatniej części w studio, przyszło mi do głowy, że ona powinna wsiąść w samolot, później w samochód i bez wahania pojechać do Loitsche. Nie zastanawiać się, nie bać, nie czekać, aż on wróci. Niech on uwierzy, że ona jest by o nich walczyć. I że on się tak łatwo nie wywinie i musi stanąć z nią twarzą w twarz i muszą porozmawiać, szczerze, bez lęku i głupich uczuć jak duma. I skoro on jej unika, to ona tak powinna zrobić, osaczyć go i zmusić do konfrontacji. A piosenka jest tak chwytająca za serce… uwielbiam ją. Zaskoczyłaś mnie, że Caroline to nie było jej prawdziwe imię, ale pomysł całkiem dobry. I choć szkoda, że Gustav znowu ją ściga, to rozumiem to i mam nadzieję, że to taki ostateczny krok, który zamknie ten etap jego życia.O Lenie się nie wypowiadam, bo jakby spojrzeć na nią oczami Billa i Simone, to mogę się na nią tylko wkurzyć. Ale jak się na nią wkurzać, skoro to zawsze jest silniejsze żeby dziecko poznało swojego ojca? Ciekawa jestem co nią naprawdę kieruje i jak to będzie.W poprzednim komentarzu zapomniałam powiedzieć, a raczej ponownie powiedzieć, że zawsze jak Ciebie czytam, to czują przemożną siłę ciągnącą mnie dopisania i wtedy wierzę, że jestem w stanie napisać wszystko. Twoja muza, która Ci tam szepcze do ucha musi mieć niezwykle silne oddziaływanie ;)).

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Kainka
    30 maja 2011 o 12:02
    Rzadko komentuję, ale dzisiaj nie potrafię się powstrzymać. Piękny odcinek. Rzadko się wzruszam, nawet przy śmierci Liama nie byłam tak wzruszona, jak dzisiaj. Nie, żebym płakała, albo coś. Ale to było śliczne. Szczególnie te momenty, od kiedy Scarlett zaczęła śpiewać tę piosenkę. Nawiasem mówiąc: piękna ; ). Te wspomnienia, fragmenty wydarte z poprzednich odcinków, oddały całą tęsknotę Scarlett. Ludzie mają dziwną mentalność. Zamiast zająć myśli czymś innym, wspominają. Przypominają sobie zapach, niektóre sceny z ukochaną osobą. Tak samo było teraz ze Scarlett. Niby na zewnątrz udaje twardą, ale jest bardzo delikatna w środku. Tęskni za Tomem… Podobał mi się sms na samym początku od Scarlett ”Kocham Cię, Tom”. Ścisnęło mnie coś w środku. Niby zwykły sms, niby ze zwykłymi słowami, które mówili sobie kiedyś codziennie, a jednak tak wiele znaczący. Scarlett zrobiła krok. Krok, aby zbliżyć się do Toma. A on… tak po prostu schował telefon do kieszeni. Teraz on się poddał, a przecież mieli być ze sobą. W tych fragmentach było coś, o tym, że będą ze sobą dotąd dopóki będzie Liam. Tom myślał, że Liam będzie żył wiecznie, pomylił się. Ale z jednym miał rację: dopóki Liam był, było sielankowo, gdy Liama zabrakło ich miłość nie wystarczyła. Bo miłość czasami nie wystarcza… Smutne, a jednak prawdziwe. Miało się wrażenie, że ich przetrwa wszystko, bo w końcu tak bardzo siebie kochali. Jednak tym, jak się od siebie oddalają, pokazałaś, że są tylko ludźmi, których też dotyka cierpienie. Mam tylko nadzieję, że odnajdą siebie na nowo… Bo w końcu to Tom i Scarlett ;D. Czytając ten fragment o Lenie i Davidzie, wpadło mi coś do głowy. Nie wiem, czy to prawda, ale snuć domyślenia każdy chyba może ;D. Ale znając życie, pewnie, jak zwykle mnie zaskoczysz. ;P Tak sobie pomyślałam, że może Lena, wiedząc o swojej ciąży z Tomem, odsunęła się od niego, nie chcąc niszczyć jego kariery. Może wiedziała też, że Tom nie podoła byciu ojcem i dlatego odeszła. Ale to tylko takie moje głupie domysły ;D. A jeszcze coś chciałam dodać o Caroline, znaczy teraz Melanie ;D. Oby się nie okazało, że miała męża i pięcioro dzieci ;D. A tak na serio, to może Gustav odnajdzie jej rodziców i dowie się, czemu zaczęła ćpać ;D. Pozdrawiam ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark

      5 czerwca 2011 o 17:54
      Wydaje mi się, że o ile sama w sobie śmierć dotyka, tak to co dzieje się później napawa większym smutkiem. Myślałam, że jest odwrotnie, dlatego teraz muszę być krok przed samą sobą, aby temu wszystkiemu podołać. Tom się strasznie pogubił i już nawet nie próbuje udawać, że jest inaczej. Wpadł do tego grajdołka i nie umie z niego wyjść. On chce kiedyś tam wrócić, kiedyś tam z nią porozmawiać, ale nie potrafi tego usytuować w czasie. Wie, że się mijają, ale nie umie tego zmienić, bo jest mu zbyt smutno i zbyt źle. Jest bezradny wobec wszystkiego. Scarlett zrobiła pierwszy krok, ale zbyt przeraziła się brakiem reakcji, by iść dalej. Weszła w swój kokon i siedzi w nim, nie dopuszczając do siebie myśli, że jest źle. Nigdy nie jest się gotowym na śmierć. Dla nich to było tak, jakby nagle załamał się pod nimi lód i jakby wpadli do wody. I dusza się, ale są w zbytnim szoku, by walczyć o życie. Ale wszystko jest po coś. Jak to w życiu.Ja lubię domysły, bo dzięki temu mogę się dowiedzieć, jak dany czytelnik widzi to i owo :D Hm. Nie wypowiem się na temat trafności, bo musiałabym zdradzić fabułę, ale nie jesteś pierwszą, która tak myśli.Mogę cię zapewnić, że Caro nie ma męża :P Odpowiedź jest znacznie łatwiejsza i mogę zdradzić, że Gutek ją znajdzie.

      Usuń
  5. ~Katalin
    30 maja 2011 o 21:10
    Jak jutro obleje koło, to będzie tylko i wyłącznie Twoja wina, Miśku! Ale nie mogłam się powstrzymać, żeby nie przeczytać! Zaczęłam już rano, ale prawie autobus mi uciekł, także nie dokończyłam. Miałaś rację z tą zmianą sceny nagrywania „Lift me up”. Wyszło rewelacyjnie. Pocisnelaś tak, że brakuje słów. Tak bardzo, bardzo lubię kiedy kończę czytać, a myślami wciąż jeszcze jestem w tm ‚świecie’. Tłucze mi się po głowie obraz Scarlett, która śpiewa i przed oczami ma te wszystkie piękne momenty ze swojego życia. Swoją drogą, dobrałaś je rewelacyjnie. Zwłaszcza ten monolog o tym, że póki jest Liam, oni są nierozerwalni. Pokazałaś jak na dłoni ironię tej sytuacji. Liama nie, a oni oddalają się od siebie coraz bardziej. I te wspomnienia pokazały też jak ogromnie zmieniała się relacja między nimi, jak oni się zmienili. Powiem Ci, że poprawiony dialog Davidka i Toma też jest dużo lepszy. Wyszło całkiem wiarygodnie;) Czekam jeszcze na jakąś ‚przypadkową’ rozmowę Toma z Leną. Fajnie też zamknęłaś wątek Caro i Gustava. Bo tak na dobrą sprawę niby wszystko skonczone, ale jak widzę nie do końca. Ale wypytam CIę o to przy okazji na gadu! Jako Twój coach, menago i agent muszę być na bieżąco!;) Sprytnie też wplątałas przy okazji trochę Liv i Georga. „Niby nic, a tak to się zaczyna..” xD Nie mogę się doczekać tego Toma, jaki teraz będzie niedługo:) I powiem Ci, kończąc już, że strasznie nie mogłam się doczekać motywu nagrywania tej piosenki i jestem w peeeeełni usatysfakcjonowana. To było to, na co czekałam i czego potrzebowałam. Kubuś i Prosiaczek, tak? Mój Ty mały Misiu:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark

      5 czerwca 2011 o 18:00
      tylko nie przejmij się rola, pani coach xD z koła i tak dostaniesz 5, chyba, że to to, co 5 nie dostałaś xD w każdym razie, ja nie biorę za nic odpowiedzialności. o. cieszę się niezmiernie, że łaskawie raczyłaś zaaprobować tekst, kamień z woreczka! jak widać, nawet ciebie mogę czymś jeszcze zaskoczyć! ^^

      Usuń
  6. ~Lestat
    3 czerwca 2011 o 17:03
    To smutne, jak mocno oni się od siebie oddalają. Tom jest u matki i walczy sam ze sobą. Scarlett jest w Stanach i pokonuje samą siebie, przezwycięża ból i zaczyna wracać. Powoli, bo powoli, ale jednak zaczyna wracać, w końcu coś ruszyło z miejsca, coś się w niej przełamało. Czekałam na ten moment od dawna i wreszcie nadszedł. Cudne to było. Jakże inaczej ona mogłaby wyrazić siebie, jeśli nie poprzez śpiew? Idealnie to opisałaś, te wstawki wspomnień bardzo mi się podobały, no i ta piosenka… jej, słucham zupełnie innej muzyki, ale Aguilera naprawdę ma kawał głosu i to jej trzeba przyznać. Kocham takie utwory – emocjonalne do głębi, a przy okazji odzierające słuchaczy z emocji. Cudo. I świetnie dopasowałaś to do sytuacji Scarlett. Myślę, że to właśnie był ten moment, że w końcu coś w niej pękło, że powoli wszystko będzie szło do przodu. Bo w końcu zaczęła wygrywać walkę z samą sobą. Teraz boję się jednak o Toma. Bo gdy Scarlett odbija się od dna i wypływa na powierzchnię, on pogrąża się jeszcze bardziej. Staram się zrozumieć jego, jego ból, jego zachowanie. I nawet jeśli nie mam nic przeciwko temu, by siedział w domu mamy, to ta cała sytuacja z Leną wybitnie mi się nie podoba. Coś mnie w tym bardzo drażni i boję się, że mogą z tego wyniknąć same nieprzyjemne konsekwencje. No i w ogóle – to w końcu jest, czy nie jest jego dziecko? Trzymasz mnie w niepewności i myślę, że jeszcze jakiś czas będziesz to robić, a ja bardzo chciałabym wiedzieć już. Teraz, zaraz. Jeśli okaże się, że to prawda i, że rzeczywiście to on jest ojcem małego Davida… jej, czy mogłabyś to skompilować jeszcze bardziej? Wolę sobie nawet nie wyobrażać tego jakie skutki przyniosłaby podobna informacja. Czy oni nie dość już wycierpieli? Och, dlaczego zawsze jest tak, że ludzie uciekają od siebie wtedy, gdy najbardziej się nawzajem potrzebują? Scarlett i Tom tak strasznie się od siebie oddalają i to tak bardzo boli. Nawet mnie, choć to przecież tylko postacie z opowiadania. Tyle, że Twoje opowiadanie jest jak życie, a obok życiowych ludzkich dramatów nie da się przejść obojętnie.Czyżby była jeszcze nadzieja dla Gustava i Caroline? Nie wiem dlaczego, ale któreś zdanie chyba trochę tej nadziei mi podarowało. Chyba w momencie, gdy napisałaś coś w stylu, że Gustav nie wiedzieć czemu uznał, ze ona poszła na złoty strzał, że się poddała. A może jednak wcale tak nie było? Kurczę, to zawsze był mój ulubiony wątek, więc jestem niesamowicie ciekawa co do tego, co się z nią tak naprawdę wydarzyło. No i co dalej z Gustavem, oczywiście. Czekam na wyjaśnienia, pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark

      5 czerwca 2011 o 18:21
      Już wspominałam w jednej odpowiedzi, jak to z tą S. jest. Ona pozornie wzięła się w garść. Z resztą, wszystko co niebawem się zdarzy będzie tego najlepszym dowodem. Oni oboje się tak strasznie pogubili i aż przykro mi to wszystko pisać, ale dokładnie poznałam ich charaktery. Zanim zaczęłam tworzyć te sceny, z resztą ona uległy pewnej modyfikacji, bo pierwotny plan not tworzyłam dawno temu, nie znając ich tak, jak znam ich teraz. To może brzmi irracjonalnie, bo oni są fikcją, ale nie znając ich na wskroś, nie napisałabym tego wszystkiego. Bo nim coś stworzę, muszę poznać przyczynę i skutek, które płynnie muszą wywodzić się z siebie. I dlatego wszystko toczy się, toczyło i będzie toczyć się tak a nie inaczej. Dla wielu, postronnych, ich zachowanie jest głupie, bo przecież tak łatwo powiedzieć; idź tam, a nie tędy, nie mów tego, a tamtego. Ale przecież kierując się tak wielkimi emocjami często popełnia się błędy, które mając otworzyć jedną z dróg, zamykają inną. Lena jest tylko pionkiem, dałam to w pewnym momencie tak jasno do zrozumienia, że nie można się nie domyślić, o co chodzi. Ona jednak chce dobrze i wydaje jej się, że tak postępuje. Ona chce tylko szczęścia dla swojego dziecka. A Gustav. Jego historia skończy się dobrze. Jednak chyba zupełnie inaczej, niż mogłoby się wydawać.

      Usuń
  7. ~MajSewena.
    7 czerwca 2011 o 22:07
    Uwielbiam twoja tworczosc tutaj. Uzalezniasz.Czekam z wciaz narastajaca niecierpliwoscia.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~EveLynn
    10 czerwca 2011 o 09:18
    Oj tak, tak… Uzalezniasz! Wchodze tu codziennie i czytam :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo