16 lipca 2011

55. …but it just dawned on me, you lost a son, it's fighting you. It's dark, let me turn on the lights and brighten it and enlighten you.

Tytuł: Dr Dre & Eminem (feat. Skylar Grey) ‘I need a doctor’


Krojąc chleb, zdał sobie sprawę, że zatoczył koło.  Mniej więcej przed trzema  laty był w podobnej sytuacji. Obcowanie ze samym sobą budziło w nim  niesmak.  Nie widział sensu, zatracił cel w życiu. Był zagubiony.  Wówczas jedyną możliwość ulżenia sobie widział w alkoholu i przygodnych kobietach. Bo bał się chłodu i samotności. Whisky rozgrzewała go i tumaniła uczucia, a kolejne dziewczęta sprawiały, że noc przestawała być długa i zimna. Ale potem pojawiła się Scarlett. Scarlett swoją butą, uporem, niezłomną wiarą i buńczucznym spojrzeniem na świat przypomniała mu o tym, co kochał i do czego dążył. Scarlett stała się jego światem, jego życiem, jego miłością. I wtedy się odnalazł. Wszystko nabrało barw, cel znów stał się jasny, a droga ku niemu łatwiejsza, a on sam z czasem przestał nienawidzić siebie samego, bo nauczył się znów być panem swojego losu, a stało się tak, bo Scarlett niczym jaśniejąca na niebie gwiazda wskazywała mu drogę, dzięki jej obecności i bezkresnej miłości trzymał się kursu.  Uśmiechnął się na samą myśl. Ona była miłością w każdym najdrobniejszym nawet szczególe. A potem nagle skończyło się wszystko. Umarł Liam, Scarlett odwróciła się od niego zapadając się w swoim cierpieniu, a on został sam z walką ze sobą samym, wszystkimi tymi powszednimi sprawami, które spoczęły na jego barkach. Doszedł do wniosku, że nie miał nawet sposobności, by znaleźć chwilę na ból, by pozwolić sobie na cierpienie. Dlatego przyjechał do Loitsche. By móc zatopić się w bólu i żałobie. By to pomogło mu zebrać w sobie siłę. Miał nadzieję, że po kilku dniach wróci i będą próbować, ale nie potrafił.  Nie pomyślał jednak, że łatwiej byłoby im we dwoje. Od samego początku. I wyrósł między nimi kolejny mur. Ten wydawał mu się nie do przejścia. Była nim Lena. I David. Jej odpowiedź na temat ojcostwa wciąż nie dawała mu spokoju. Jakiś wewnętrzy głos mówił mu, że droga do rozwiązania jest długa i daleka. Wiedział, że powinien nie zastanawiać się ani chwili dłużej, pojechać do Berlina i wyjaśnić wszystko Scarlett, ale czuł, że nie był na to gotowy. Wiedział, że nie mógł stanąć przed nią w rozsypce, niepewny tego, co chciał jej powiedzieć. Każdy kolejny  dzień działał na ich nie korzyść. Cisza między nimi rosła, ale Tom wiedział jedno – kochał ją i zamierzał spełnić, co obiecał: ‘- A jeśli nie będziesz mnie chciała, to cię porwę, ukradnę i ukryję. Złapię cię i już nigdy nie wypuszczę.’ I w tej samej chwili, w której o tym pomyślał, tak bardzo za nią zatęsknił. Sięgnął po pomidora i począł kroić cienkie plastry. Woda zaczynała się gotować, ale on miał w głowie tylko jedno – jej obraz.

Było już po piętnastej. Od godziny powinni być w drodze, a Scarlett jak nie było, tak nie było. Odkąd zaczęła się cała ta płytowa wrzawa, ciężko było spotkać się z nią o umówionej godzinie, ale trzygodzinne spóźnienie to była już przesada! Znosił to wszystko cierpliwie, ale dziś miał dosyć. Nie żeby był jakoś przewrażliwiony na punkcie swoich urodzin, ale mama ich prosiła, by przyjechali! Zamierzała przygotować coś na tą okazję i bardzo jej na tym zależało. Bill był już w domu od rana i wydzwaniał do niego co pół godziny, jakby to mogło coś zdziałać. Powinien raczej dzwonić do Scarlett zamiast do niego, ale po co? Ona przecież nie odbierała! Miał dosyć kręcenia się po działce, bo obszedł już całą wzdłuż i wszerz, a niczego dobrego to nie przyniosło, więc zaczął spulchniać ziemię na kolejne drzewko owocowe. Było gorąco, choć nie był pewien czy to faktycznie temperatura czy emocje go tak grzały. Scarlett obiecała, że będzie na czas, że nie pozwoli, by coś ją zatrzymało. Obiecała, że ten dzień będzie ich i jak zwykle nie dotrzymała. Denerwowało go, że kiedy znikała w studiu czy na spotkaniach dotyczących płyty, reszta świata – a konkretnie on – przestawała się liczyć. Odrzucił łopatę i zaczął zdejmować T-shirt, coś zaplątało mu się wokół szyi, zaklął siarczyście i wyjąwszy ręce z rękawów sięgnął do szyi. Nitka zaplątała się w łańcuszek. Łańcuszek, na którym była zawieszona jego połowa serduszka. Westchnął ciężko i odplątał nitkę. Ciekaw był, czy Scarlett nosiła swoje. Odrzucił koszulkę i kopał dalej. Dochodziła czwarta, a Scarlett wciąż nie było. Coraz mocniej ściskał trzonek szpadla i z coraz to większą siłą kopał w ziemi. Tak go to zaabsorbowało, że nie słyszał samochodu, ani jej nawoływań. Z letargu wyrwał go dopiero delikatny dotyk jej dłoni. Odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią rozeźlony. Nie zauważył, że miała mokre oczy.
- Znowu to samo! – warknął – Znoszę jakoś to, że wiecznie się wszędzie spóźniasz i o wszystkim zapominasz, ale dziś przesadziłaś! Nie dość, że wymknęłaś się rano jak złodziej, to jeszcze raczyłaś przyjechać cztery godziny po czasie! Prosiłem cię, mówiłem, że mamie tak bardzo zależy! Ale nie. Jakieś tam spotkanie z jakimiś tam ludźmi była ważniejsze niż moja jedna jedyna prośba! – oddychał ciężko, patrząc na nią z góry i tak zaabsorbował się swoją tyradą, że zupełnie nie zauważył, jak jej ufnie wpatrzone w niego niebieskie oczy napełniały się łzami. Dopiero, gdy skończył i zdał sobie sprawę, że ona milczy, a po jej policzkach płyną łzy. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, czy aby jego reakcja była adekwatna do przewinienia, ale nie zauważył w swoim wybuchu czegoś, co mogłoby doprowadzić ją do łez, wręcz przeciwnie – spodziewał się jakiejś ciętej riposty albo zupełnej ignorancji. – Scarlett? – zapytał zupełnie zbity z machu i mimowolnie cofnął się o krok, jakby bał się, że winny był jakiejś jej krzywdzie. Patrzył przenikliwie, czując narastające wyrzuty sumienia, bo nie potrafił znieść myśli, że mogła płakać przez niego, gdy z jej drżących ust padły dwa zmieniające całe ich życie słowa.
- Będziesz ojcem – powiedziawszy to, instynktownie objęła brzuch dłońmi, jakby od pierwszej chwili naturalnym dla niej było chronienie tego maleństwa. – Dlatego się spóźniłam. Byłam u lekarza i… musiałam się z tym oswoić. Sama.
- Jesteś w ciąży? – zapytał po długiej milczącej chwili, a Scarlett stając się na powrót sobą, wyprostowała ramiona i dumne zadarła podbródek, spoglądając na Toma z naturalną sobie butą. Pomimo, że jej stóp nie odziewały jak zwykle buty na kosmicznie wysokim obcasie, a zwykle baleriny, zdawała się przewyższać go wzrostem, tak wielki był jej hart ducha.
- To miałam na myśli, mówiąc, że będziesz ojcem – odparła tym swoim słodkim, dziecinnym tonem, choć nawet w szoku w jaki wprawiła go jej nowina wychwycił ironię. Zbliżyła się i nie spuszczając z niego wzroku, wyjęła mu z rąk łopatę i odrzuciła ją na bok. Złączyła swoje z jego dłońmi i uśmiechnęła się. – Chciałam powiedzieć ci inaczej. Chciałam znaleźć odpowiednią chwilę, gdy będę składać ci życzenia, ale zmusiłeś mnie – mrugnęła filuternie, co nieco złagodziło jego rysy. – Domyślałam się już od tygodnia, ale dopiero dziś mogłam mieć wizytę. Chciałam być pewna. Wszystkiego najlepszego, Tom – patrzył na nią dłuższą chwilę, aż obraz zamazał mu się przed oczami. Myślał, że to jej łzy zamgliły mu widok jej turkusowych tęczówek, ale w porę zdał sobie sprawę, że to jego własne. Niedbale wytarł oczy wierzchem dłoni i śmiejąc się jak ostatni zakochany kretyn, starł opuszkami słone krople z jej policzków. Scarlett zawtórowała mu śmiechem, a on nie mając lepszego pomysłu, po prostu ją pocałował. Myśli kołatały mu w głowie, a serce waliło jak oszalałe. Czuł się otumaniony, a jakas nieznana mu energia rozrywała go od wewnątrz. Całował ją długo i gorąco, zaborczo trzymając jej drobne ciało w ramionach. Nie umiał ogarnąć myślą tego, co usłyszał, bał się zrobić czy powiedzieć cokolwiek, bo nie chciał jej zranić swoją reakcją, ale tak naprawdę nie wiedział, jak zareagować, bo był w totalnym szoku. Pierwszy raz miał zostać ojcem.
- To jakieś szaleństwo – wyszeptał, ujmując twarz dziewczyny w dłonie. Brunetka wzruszyła ramionami i mocno objęła go w pasie. Przywarła do niego i dopiero wtedy rozluźniła się.
- Bałam się twojej reakcji.
- Ja chyba jeszcze nie zareagowałem.
- Wstyd mi, ale po wyjściu od lekarza płakałam długo w samochodzie. Wydało mi się, że to koniec.
- A mi się wydaje, że to nowy początek – pocałował ją w czubek głowy, czując jak drży i mocno przytulił ją do siebie. – Moja dziewczynka.
- Boję się, Tom – westchnęła, bardziej przywierając do jego ciała. – Teraz? W październiku wydaję płytę. Miała być promocja, trasa, muzyka… a będzie dziecko. Kiedy siedziałam tam, to… jedną krótką chwileczkę pomyślałam… ale zaraz tak bardzo się tego zawstydziłam, bo wcale tego nie chcę i ono będzie, a ja już je kocham i wiem, że wszystko się jakoś ułoży, ale i tak boję się bardzo…
- Niemożliwe. To raczej ja powinien się bać, bo będziesz jeszcze bardziej przestawiać wszystkich po kątach - mruknął zaczepnie wprost do ucha Scarlett.  
- Wstręciuch – burknęła, szturchając go biodrem. – Naprawdę się boję. Nie wiem, co teraz będzie…
- Będzie dobrze. Będziesz ty, będę ja i będzie ono. Choć… chyba ogarnia mnie panika. Chcieliśmy tego, ale…
- Przestań! Tylko jedno z nas może panikować. Byłam pierwsza – zaśmiał się i przytulił ją do siebie, całując w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze, Maleńka. Wychodzi na to, że oficjalnie staliśmy się rodziną. Prawie mamy dom, psy znajdą się ze dwa, jeszcze tylko drzewo, no i syn!
- A jeśli to będzie dziewczynka?
- To postaram się o to, żeby miała brata – odparł dumnie, a Scarlett rozpłakała się; ze szczęścia, z radości, a może ze strachu, więc tulił ją do siebie, starając się nie dać ponieść panice.

Uśmiechnął się na myśl, że wszystko, co działo się potem jeszcze bardziej opóźniło ich wyjazd do Loitsche, ale to już ani trochę mu nie wadziło. Mama wybaczyła im, dowiadując się, co Scarlett sprezentowała mu na te dwudzieste pierwsze urodziny. To był szok. Jeśli w pierwszej chwili zareagował nad wyraz spokojnie, tak później strach zamęczał go przez bardzo długi czas. Rozmawiał z każdym znanym mu ojcem, wyjaśniał wszystkie niuanse, ale jak widać nie wystarczyło tego, by był w stanie ochronić swojego syna, kiedy nadeszła na to pora. Ułożył plasterki pomidora kolejno na sałacie, żółtym serze i rzodkiewce, po czym sięgnął po pieprz i sól. Jego życie było jak te pieprz i sól, czasem przez pomyłkę z domieszką cukru. Posłodził herbatę i zabrawszy talerz i kubek, wyszedł na werandę. Ciszę wieczoru mąciły świerszcze, a on siedział, jadł kanapki i popijał je słodką herbatą i wszystko byłoby w porządku, gdyby znajdował się w zupełnie innym miejscu, przy zupełnie innej kobiecie - pomyślał, gdy zobaczył Lenę zbliżającą się do bramy.

Jednak Tom nie mógł w najśmielszych domysłach przypuszczać, w jakich okolicznościach przyjdzie mu spełnić obietnicę.
*

Odetchnęła głęboko, odrzucając głowę do tyłu i spojrzała w niebo. Paryż spowijała noc, a sklepienie miliony gwiazd. Powinna się bać, w końcu pierwszy raz od dawna nie miała przy sobie kogoś, kto czuwałby nad nią. Wiedziała też, że już dawno powinna zebrać się i wrócić do mieszkania Liv. Wynajęte Audi A6 czekało na nią na parkingu kilkanaście metrów dalej, ale Scarlett nie mogła się zmobilizować, by ruszyć się z miejsca. Miała stamtąd niemal doskonały widok na Łuk Triumfalny, ale patrzenie na niego, jakoś nie pomagało jej poczuć w sobie czegokolwiek, co wiązałoby się z triumfem. Wręcz przeciwnie czuła się przegraną. Z mapą w ręku włóczyła się niemal cały dzień po Montmartrze potem po Polach Elizejskich aż wreszcie dotarła niemal pod Łuk. Bardzo długo walczyła z uporczywymi myślami, ale na nic jej się to zdało, bo i tak ją dopadły. Ze śmiercią można się pogodzić, żyć dalej z bólem w sercu, z raną, która zabliźnia się powoli. Można spać, jeść, oddychać funkcjonować, a poczucie straty znajdowało swoje miejsce i było po prostu. Niczym drzazga w stopie wbita płytko. Sprawia ból, ale nie na tyle, by rozrzewniać się nad nim na każdym kroku. Zrozumiała to za późno i obecna sytuacja była owocem jej reakcji, ale z drugiej strony wiedziała, że nie mogła wtedy inaczej i błędne koło się zamykało. Tom bardzo długo przychodził do niej z wyciągniętą ręką. Prosił, czekał, sam zajął się wszystkim, czym powinni zająć się oboje. Cierpieli w samotności, gdy powinni cierpieć razem. Więc na początku nie dziwiło jej, że kiedy wyszła mu naprzeciw, odwrócił się, ale teraz… zdawała sobie sprawę, że jeśli szybko nie dojdą ze sobą do ładu, to będzie z nimi marnie. Jednak nie mogła zdzierżyć tego, że Tom nie pofatygował się z choćby najmniejszym wyjaśnieniem. Jakoś nie potrafiła uwierzyć w to, by ją oszukiwał przez tyle czasu, ale chciała tylko kilku słów wyjaśnienia, a darowałaby mu każdy milczący dzień, każdą chwilę tęsknoty i każdą łzę. Ale on tego z jakiegoś powodu nie chciał i to nie dawało jej spokoju. Co było w nim takiego, co ukrywał, że oddalał się od niej. Chciała wrzeszczeć, chciała krzyczeć, tak bardzo tęskniła. Chciała go już z powrotem tak bardzo, bardzo. Rozdzwonił się jej telefon. Odebrała.
- Mów.
- Dzwonię się upewnić, czy szykujesz się do wylotu.
- Nie. Zupełnie zapomniałam. Przełóż spotkania na przyszły tydzień.
- Żartujesz?
- Albo, wiesz co? Na za dwa tygodnie, póki co nie zamierzam się stąd fatygować.
- Że niby skąd?! Scarlett, czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że znów się wszystko opóźni? Dwoję się i troję, żeby jak najkorzystniej znów wprowadzić cię na rynek, a ty to sobie olewasz? Bo co? Bo masz okres? – ofuknęła ją rozdrażniona nie na żarty Isobel. Scarlett wygodnie rozparła się na ławce i wywróciwszy teatralnie oczami, odparła nad wyraz spokojnie;
- Po pierwsze, jestem w Paryżu. Po drugie, płacę ci za to, żebyś panowała nad sytuacją. Po trzecie, nie mam okresu.
- Więc? – warknęła.
- Relanium? Nie irytuj się tak, bo na twojej pięknej buzi pojawią się zmarszczki, a tego byśmy nie chciały. Wyluzuj, Isobel. Mam taki kaprys, więc siedzę w Paryżu. Tom jest w domu, więc czemu ja nie mogę być tu?
- Wszystko jasne.
- Słucham?
- Nic. Kiedy raczysz pojawić się w L.A.?
- Na początku września. Mniemam, że wszystko jest już załatwione.
- Jak zwykle – usłyszała i rozłączyła się. Podniosła się z ławki i zabrawszy torebkę, ruszyła w stronę auta. Drogę do mieszkania Liv znała tyle o ile, więc błądziła dwa razy, ale kiedy wreszcie dotarła, była z siebie dumna. Zabrała z bagażnika zakupy, które kisiły się w nim pół dnia i powoli skierowała się do windy. Marzyła o niczym innym, jak tylko o tym, by zasnąć kamiennym snem i nie myśleć. Miała już tego dosyć. Myślenie ją wykańczało. Kiedy drzwi windy otworzyły się na jej piętrze, w tym samym momencie z windy obok wyszedł Pierre. Uśmiechnął się szeroko na widok Scarlett i szeroko rozpostarł ramiona. Ona uśmiechnęła się i odstawiwszy tobołki na podłogę, pozwoliła mu się mocno przytulić. Tak bardzo tego potrzebowała. Pierre pachniał słodko, zawsze kojarzył jej się z lukrowanymi ciastkami albo słodką herbatą, tak diametralnie inaczej niż Tom.
- Jak się ma moja dziewczynka? – Scarlett westchnęła i objęła go rękoma w pasie.
- Lepiej, dzięki tym proszkom, które mi dałeś, wczoraj nie męczył mnie kac.
- A na serio? – mruknął jej do ucha. Lubiła jego głos. Był taki gładki i niski. Kojarzył jej się z jedwabiem. Westchnęła znów.
- Nie pytaj, Pierre. Nie chcę już płakać. Dosyć mam łez, ucieczek i samotności. Oddałabym wszystko, żeby mieć ich obu. Wszystko.
- Wiem, kochanie – szepnął i przytulił ją mocniej. – Jeśli nie chcesz być dzisiaj sama, przyjdź do nas. Zrobimy piżama-party.
- Nie, dzięki, ale zostanę z jakimś łzawym romansidłem. Mam ostatnio zaległości w czytaniu. Kupiłam wczoraj kilka książek.
- Ale whisky dziś zostawisz w spokoju? – zapytał, marszcząc podejrzliwie brwi.
- Nie musisz mi mówić, że mam słabą głowę. Wiem to najlepiej – zaśmiała się, ale w jej głosie brakło wesołości. Stanęła na palcach i ucałowała sąsiada w policzek. – Dzięki – zabrała siatki i odeszła w stronę mieszkania, a Pierre stał tak jeszcze chwile, zastanawiając się, ile stracą oboje za cenę sławy.
*

- Jaka dzina?
- Mówi się, która godzina.
- Jaka dzina! – Nico tupnął nóżką i poraziwszy mamę morderczym spojrzeniem, obrażony wydął wargi i usiadł w swoim małym krzesełku. – Jaka! – wykrzyknął znów, a Julie tylko popatrzyła na niego z powątpiewaniem.
- Jak dalej będziesz taki niegrzeczny, to nie powiem ci, kiedy przychodzi wujek Gustav.
- Jakaaaaa – przeciągnął żałośnie, rozszlochując się przy tym. Julie nie zniosła dłużej bycia srogą mamą, wzięła synka na ręce i przytuliła go do siebie.
- No już – ucałowała go w główkę, a Nico ziewnął przeciągle wtulając się w ramię mamy. – Ktoś tu jest śpiący.
- Nie, do bujka ce – potarł oczka i znów położył główkę na ramieniu Jul. – Jaka dzina, mamaaaa?
- Która, Nico. Mówi się ‘która godzina?’ – westchnęła ciężko, ospale wspinając się schodami na piętro. Nim dotarła do pokoju synka, ten spał już spokojnie. Ułożyła go na jego tapczaniku, okryła cienkim kocykiem i zostawiwszy uchylone drzwi, wróciła na dół, gdzie Shie witał się z Gustavem. Ucałował ją w policzek, a Julie uraczyła go szerokim uśmiechem. – Miło cię widzieć, Gustav.
- Ślicznie wyglądasz, Jul. Dziewczynka? – zapytał lekko się rumieniąc.
- Okaże się – odparła, wzruszając ramionami, jednak Shie najwyraźniej miał zupełnie inne zdanie, gdyż przybrawszy swą niezbicie pewną siebie minę, objął Jul i dumny spojrzał na przyjaciela.
- Nie bez powodu mówią o mnie Strzelec Wyborowy – dziewczyna parsknęła śmiechem i wyswobodziwszy się z objęć męża, spojrzała na niego litościwie i wywróciła oczami.
- Czego się napijesz, Gustav?
- Coś zimnego, jeśli można.
- Pewnie – uśmiechnęła się i spojrzała na Shie’a. – A ty, Strzelcu?
- Właśnie zaparzyłem kawę, ale nie zdążyłem sobie nalać, mogłabyś?
- Po to pytam, kochanie – odparła słodkim głosem i odwróciwszy się wdzięcznie na pięcie, wyszła z holu do kuchni. Shie pokręcił głową i wskazał blondynowi salon.
Nim zdążyli się dobrze rozsiąść, Julie była już z powrotem. Podała napoje i usiadła na sofie obok męża, zakładając nogi na małą pufę stojącą tuż obok. – Więc z czym do mnie przychodzisz? – zapytał, upiwszy łyk kawy. Gustav chwilę obracał szklankę w dłoni, wpatrując się w falującą weń ciecz, nim zdecydował się podnieść wzrok i przemówić.
- Pomogłeś Billowi dokonać niemal niemożliwego, więc pomyślałem, że może mógłbyś pomóc i mnie.
- Domyślam się, że chodzi o Caroline.
- Nie inaczej – chłopak wyjął z kieszeni wymięty już list i podał go przyjacielowi. Shie w skupieniu prześledził wzrokiem tekst i oddał kartkę.
- Melanie Rosner.
- Myślę, że skoro podała mi to nazwisko, nie jest to jakiś majak czy kolejne kłamstwo. Myślę, że podała mi je w jakimś celu. Może to, co mogę odkryć ma ją jakoś usprawiedliwić? Przecież nazwiska nie zmienia się od tak.
- Zawsze mogła mieć fałszywe dokumenty. W każdym razie musimy zacząć od sprawdzenia Melanie Rosner. Zaraz wrócę – Shie prędko wyszedł z pokoju, jednocześnie dzwoniąc do kogoś. Julie sięgnęła po szklankę ze swoim sokiem i upiła spory łyk. Usadowiła się wygodniej i położyła rękę na swoim pokaźnym już brzuchu.
- Długo zbierałem się w sobie, żeby przeczytać ten list, a jeszcze dłużej, by coś z nim zrobić, ale uznałem, że zasługuję naprawdę po tym wszystkim, co zrobiłem.
- Masz absolutną rację, chciałabym tego samego.  Jakież to wszystko pokręcone… - westchnęła. Do pokoju wpadła zdyszana Margo i opadła na fotel. Ledwo łapała oddech, nie zawracając sobie głowy powinnościami, chwyciła pierwsza lepszą szklankę, która okazała się Gustava i wypiła zawartość duszkiem do dna.
- Cześć – odparła, odstawiając szklankę. – Te psy to diabły wcielone! A ja chciałam tylko dobrze.
- Co jest? – spytała Julie, uśmiechając się pod nosem na widok rozwichrzonych włosów kuzynki.  
- Bawiłam się z psami! Myślałam, że porzucam im patyk, pobiegam i będą zadowolone, a one chciały mnie wykończyć! Przez ostatnie pięć minut miałam wrażenie, że wyzionę ducha! One sa niewyżyte. A czy ja wam czasem nie przeszkodziłam? – zapytała, wyrzuciwszy wszystko z siebie na jednym wdechu. Gustav uśmiechnął się pobłażliwie i pokręcił głową, w tej samej chwili wrócił Shie. Przyciśniętą do ucha słuchawkę podtrzymywał ramieniem i niósł włączonego już laptopa, wpisując coś jedną ręką.
- Zaraz zaloguję się do bazy i sprawdzę. Myślę, że wolałbyś załatwić to drogą raczej nieoficjalną – położył komputer przed sobą i krótką chwilę wstukiwał coś, marszcząc czoło. – Wygląda na to, że w całych Niemczech jest ich dwieście trzydzieści cztery. Nie znamy jej wieku, więc załóżmy, że podała ci swój prawdziwy wiek.
- Dwadzieścia trzy lata – odparł Gustav, mimowolnie pochylając się do przodu.
- To zawęziło krąg poszukiwań do siedmiu. Pozwól tu do mnie – chłopak przysiadł się obok Shie’a i w milczeniu przyglądali się kolejnym fotografiom.
- To żadna z nich – odparł po chwili i wydawało się, jakby jego nadzieje się rozwiały. Shie najwidoczniej odczytał jego myśli, gdyż zaczął wpisywać inną kombinacje danych.
- Sprawdźmy między piętnastym, a dwudziestym piątym rokiem życia.  Myślę, że jeśli podała prawdziwe nazwisko, jej wiek nie będzie oscylował w innych granicach. Nie wierzę, by była pod trzydziestkę – wyświetliła się kolejna lista i obaj w skupieniu przeglądali ją.
- Myślę, że to ona. Tak, to Caroline – Gustav momentalnie spiął się i wskazał, kiwając głową. – Melanie Rosner urodzona dwunastego stycznia tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego pierwszego. Uważana za zaginioną od dwudziestego lutego dwa tysiące ósmego. Niekarana – przeczytał na głos i poczuł, jakby ktoś uderzył go pięścią w brzuch.
- Musiała mieć fałszywe dokumenty. Z resztą – Shie potarł twarz dłońmi, głośno wciągając powietrze. – Odpowiedź na pytanie, co doprowadziło do tego, że zaczęła ćpać i najprawdopodobniej uciekła z domu, znajdziesz właśnie tam. Do Kiel jest kawałek drogi, dlatego wezmę jutro wolne i pojadę tam z tobą, żeby było ci raźniej- Gustav wpatrywał się w przestrzeń dłuższą chwilę, jakby notował w pamięci wszystkie informacje, a później powiódł niewidzącym wzrokiem po Julie, Margo i Shie’u i pokręcił głową.
- Dzieki, Shie. Wystarczająco dużo dla mnie zrobiłeś. Pojadę sam. Zapiszę tylko sobie to wszystko, co tutaj się znajduje.
- Ale może ja mogłabym ci pomóc. Gadam za pięciu, więc nie będzie ci nudno, a na miejscu pomogę ci improwizować w razie potrzeby, bo pewnie niekoniecznie będą chcieli z tobą gadać. Mogę też prowadzić – Margo energicznie pokiwała głową wpatrując się w zakłopotanego blondyna. Shie i Julie przypatrywali się całej scenie z boku, a w ich głowach zaświtała myśl, co do tych dwojga, ale żadne z nich nie zdradziło się z tym. Julie otuliła jedynie ręką brzuch. – Siedzę w domu bezczynnie i nawijam biednej Jul makaron na uszy, a tak przydam ci się przynajmniej. Jestem postronna, więc może uda mi się jakoś ci pomóc.
- Sam nie wiem. Nie chcę wam więcej sprawiać kłopotu. To ja musze rozwiązać problem dziewczyny-narkomanki z mroczna przeszłością.
- Ale to żaden problem, Gustav. Pomogłeś mi, kiedy się tu zjawiłam. Chciałabym pomóc i tobie – uśmiechnęła się serdecznie, a on w całej swojej konsternacji musiał przyznać, że ta dziewczyna miała czarujący uśmiech. Shie stanął za nią i spojrzał przekonująco na blondyna.
- Prześlę ci najważniejsze informację, dodatkowo dowiem się co nieco o jej rodzinie i przeszłości. Wszystko wieczorem znajdziesz w skrzynce.
- No dobrze, dam ci znać, kiedy wybierzemy się do Kiel.
- Okej, będę czekać na twoją wiadomość. Dzięki, Gustav – uśmiechnęła się znów i lekkim krokiem wyszła z pokoju. Chłopak speszył się i podziękowawszy Shie’owi, pożegnał się i wyszedł.
*


Głośna muzyka wydobywająca się z jego wnętrza niemal doprowadzała masywne auto do drżenia. Jeździł długo i bez celu, czując, że powinien jechać, ale nie wiedział gdzie. Najchętniej prostu przed siebie, ale wiedział, że dalsza ucieczka nie miała sensu. Zabrnął wystarczająco daleko. Oparł głowę na zagłówku i zamknął oczy. Potężny bas czuł aż w żołądku, jednak ta głośna muzyka pomagała mu wyciszyć myśli.
Liam – David. Scarlett – Lena. Przyszłość – przeszłość.  Życie.
Miał to uczucie tuż pod skórą. To, gdy pogubisz się i nie wiesz, co dalej robić, jednak podświadomość podszeptuje ci coś, czego ty nie słuchasz i czujesz się z tym źle. Stoisz w miejscu, zamiast iść dalej.
W tym wypadku blokowała go Lena. Nie tyle, dlatego, że coś do niej czuł, ale dlatego, że spokoju nie dawała mu sprawa Davida. Powiedziała, że nie był jego synem, ale gdzieś wewnątrz jego świadomości iskrzyła się inna myśl, że jednak nie mówiła prawdy.

Świeciło słońce, wiał ciepły letni wiatr. Pranie furkotało na wietrze. Dookoła pachniało wiatrem, latem i kwitowym proszkiem. Scarlett zawzięcie zdejmowała suche rzeczy z linki, a on z uporem przeszkadzał jej, krążąc za nią i niespodziewanie wychylając się zza swetra albo prześcieradła. Ona tylko piorunowała go spojrzeniem i spała groźnie. Nie sposób było ją zatrzymać, dziarsko stawała na palcach, by sięgnąć linki i ani myślała prosić go o pomoc. W końcu znalazł sposób, by zwrócić jej uwagę, bo jak miał błagać o wybaczenie swych niegodnych czynów, gdy zawzięcie go ignorowała? Zdjął z linki jej czarny, koronkowy biustonosz i stanął tuż przed nią, gdy zdjęła ze sznura prześcieradło. Biustonosz zadyndał przed jej oczami, policzki nabrały kolor purpury, a oczy posłały w jego kierunku milion razy silniejszy grom.
- Przegiąłeś – warknęła. To był czerwiec, znali się kilka miesięcy. Tomowi zdarzało się wówczas jeszcze powiedzieć coś lub potraktować ją w sposób, jaki potępiała. Swoją drogą, ona nauczyła go, by pożądanie płynęło z uwielbienia a nie zwyczajnej żądzy. Porwała swój biustonosz i cisnęła go do kosza z wypranymi rzeczami.
- Dlaczego zawsze jesteś taka?
- Jaka? – zatrzymała się, chwytając się pod boki i spojrzała na niego uważnie gotowa do kolejnej potyczki.
- Wojownicza – wyraźnie zbiło ją to z tropu, jednak nie poddała się na długo temu zwątpieniu. Patrzyła na niego dłuższą chwilę tymi cudownymi, tak czysto niebieskimi oczyma, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią, ale Tom był pewien, że znała ją, chciała tylko dać im obojgu chwilę czasu.
- Tego nauczyło mnie życie. Wszędzie muszę rozpychać się łokciami. W szkole, w domu, musiałam nawet pracując u Karla. To mój sposób na przetrwanie. Ty wybrałeś alkohol i kobiety. Ja nie okazuję uczuć, by nie dać ich zranić i walczę zawsze i o wszystko.
- Obwiodłaś się grubszym murem, niż sądziłem.
- Udało ci się go zburzyć.
- Nie do końca. Wciąż tkwi w tobie strach, który wiedzie cię do obrony, bo gdybyś się nie bała, nie zaczynałabyś się bronić – odrzekł spokojnie, a Scarlett wpatrywała się w niego, jakby zawiedziona. – Jestem dobry, co? Ale dopiero się uczę. Uczę się ciebie, powoli odkrywam twoje wnętrze i dochodzę do coraz bardziej trafnych wniosków, niż byś tego chciała, prawda? Dlatego się bronisz, bo kruszę ścianę, która jest między nami i boisz się, bo tracisz swoją tarczę, nie masz za czym się schować.
- Jesteś dobry – odparła markotnie. – Jednak nic nie poradzę na to, że boję się, że znikniesz, a ja zostanę z niczym. Wierz mi, moje zasady i cały ten ‘mur’ – w powietrzu zrobiła znak cudzysłowu – są podporą, gdy wszystko inne zawodzi.
- Wiesz, ja też umiem nie dać za wygraną. Umiem walczyć, jeśli mi zależy, a teraz mi zależy, nawet bardziej, niż bym tego chciał. Uczucia są dla mnie trudne, bo nie umiem z nimi żyć. Bardzo długo je tłumiłem i teraz, kiedy wzbudzasz ich we mnie tak wiele, czuję się skołowany, ale wiem, że warto, bo jesteś dla mnie bardzo ważna. Mam dwadzieścia lat, prawie dwadzieścia, a moje życie bardzo długo było zwyczajnym gównem. Dopóki cię nie poznałem – uśmiechnął się do dziewczyny i przestąpiwszy krok bliżej, delikatnie położył dłoń na jej talii. Drugą sięgnął do jej policzka i odgarnął z niego długi lok, który wysmyknął się z kucyka na czubku jej głowy. – Przy tobie na nowo uczę się wielu rzeczy, o których zdążyłem zapomnieć. Między innymi tego, jak powinienem na ciebie patrzeć, jak cię dotykać i jak do ciebie mówić, jak okazywać ci szacunek. Nie chciałem, byś dziś poczuła się dotknięta. Wiem, jak reagujesz na takie zachowanie i wiem też, że ja nie mam taryfy ulgowej, ale nic nie poradzę na to, jak bardzo mi się podobasz, bo jesteś naprawdę cudowna Scarlett – uśmiechnął się znów, a dziewczyna spłoszona opuściła wzrok. – Będziesz się jeszcze gniewać? – zapytał miękko, choć widział, że złość już ją opuściła.
- Chyba nie umiem czuć do ciebie złości dłużej niż pięć minut. Może mi być jedynie smutno. Wiem, że długa droga przed nami. Widzę, że się starasz i wyganiasz z siebie swoje mroczne alter ego. Doceniam to – uśmiechnęła się smutno. Od śmierci Nico minęły cztery miesiące, a w jej oczach czaił się tak wielki, przygnębiający go smutek. Chciał go odpędzić, ale nie miał najmniejszego pomysłu, jak mógłby to zrobić. – Już nieważne – machnęła niedbale ręką i odwróciła się do linki, by dalej zbierać pranie. Jednak on miał inne plany. Nie zważając na to, że jedna z bluzek wypadła jej z rąk, przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił.
- Przepraszam – szepnął ledwo słyszalnie i tylko mocniej zacieśnił uścisk.

Muzyka dudniła i dudniła, aż zrobiło mu się nieprzyjemnie. W końcu wyłączył ją zupełnie. Na siedzeniu pasażera leżały papierosy, więc zabrał je i wysiadł z samochodu. Oparł się o drzwi po stronie kierowcy i rozejrzał się dookoła. Otaczały go pola i łąki, w zupełnej oddali lasy, a gdzieś tam hen za nim rysowały się zabudowania Loitsche. Wsunął papierosa między wargi i odpalił go. Zaciągnął się mocno i odchylił głowę, przymykając powieki, gdy tytoniowy dym wypełnił jego płuca. Pozwolił, by zaciągając się raz za razem, wyciszył się i dał myślom płynąć. Potarł dłonią brodę, wyczuwając pod palcami kilkudniowy zarost. Pobyt w domu diametralnie zmienił jego nawyki. Zaciągnął się znów, mrużąc oczy, gdy dym poleciał prosto w nie. Przemożne uczucie, że coś w tym wszystkim nie grało nie dawało mu spokoju, mąciło myśli i uniemożliwiało racjonalne spojrzenie na rozwiązanie tej pogmatwanej łamigłówki, która ktoś potocznie nazwał życiem. Niedopałek skończył swój marny żywot pod jego butem. Rozejrzał się znów i łapczywie wciągnął do płuc świeże powietrze. Podrapał stopą łydkę i wsiadł do auta, zostawiając uchylone drzwi. Marne były szanse, że ktokolwiek mógł tamtędy jechać. Zapadł się w wygodnym siedzeniu i z powrotem włączył muzykę. Z głośników zaczęła sączyć się tam sama piosenka. Ściszył znacznie i oparł się wygodnie. W domu liczył na samotność, ale tak naprawdę tam wszędzie było wszystkich pełno i choć doszedł do wniosku, że taki mały powrót do czasów dziecinnych nie był jednak taki zły, nie miał czasu na myślenie, bynajmniej tyle ile by chciał.

Dźwięczny, dziewczęcy śmiech sprowadził go na ziemię. Leniwie otworzył oczy i siląc się podniósł głowę, by rozejrzeć się dokoła. Siedziała po przeciwnej stronie materaca, zaśmiewając się w głos, a on nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. Włosy spływały kaskadą po jej nagim ramieniu, a niedbale założona koszula odsłaniała więcej niż wskazywała na to przyzwoitość. Spojrzał na nią nie do końca przytomny, a ona odrzuciwszy głowę do tyłu, wybuchła kolejną salwą śmiechu. Usiadł i objąwszy rękoma przykryte cienką kołdrą nogi, przyglądał się jej, ciesząc oko widokiem roześmianej Leny. Oczy błyszczały jej radośnie i ta radość płynęła też z każdego jej gestu. Lubił w niej tą żywiołową bezpretensjonalność.
- Jestem okropna, ale musiało ci się coś śnić i wyglądałeś tak zabawnie… - odrzekła posyłając mu niewinne spojrzenie. Tom pokręcił pobłażliwie głową, a jego dredy rozsypały mu się na ramionach i plecach. Opadł na poduszki wypuszczając głośno powietrze, a Lena zaśmiała się znów. – Myślałam sobie o tym, że tu jestem i ciężko mi uwierzyć, że poznałam twoją mamę i że wiesz… będę już zawsze wspominać ten domek – gdyby patrzył, zobaczyłby, że się zarumieniła na wspomnienie rzeczy, które jeszcze całkiem niedawno działy się między nimi. Wyjrzała za okno, a Tom, przeniósłszy na nią w tej właśnie chwili wzrok, był przekonany, że po jej twarzy przebiegł cień smutku.
- To wyjątkowe miejsce i zabieram tu tylko wyjątkowe osoby – uśmiechnął się szelmowsko, a ona się rozpromieniła.
- Jestem wyjątkowa?
- Chyba w to nie wątpisz. Prasa trąbi od spekulacji o Ann Kathrin czy tych wszystkich dziewczynach, których nigdy nie było, a mnie to nie obchodzi, bo mam ciebie. Pomagasz mi uciec od tej całej nagonki na mnie.
- Ann Kathrin akurat nie jest ściemą – żachnęła się. – Gdyby wiedziała, pewnie by mnie zamordowała.
- No nie, ale wiesz, co mam na myśli. Choćby Ann Kathrin, czy te z którymi w ogóle się spotykałem… no cholera, mam siedemnaście lat, kocha mnie pół Europy, więc chyba nie zgrzeszyłem korzystając z życia – wykrzyknął niby obrażony, na co Lena tylko pokręciła głową, uśmiechając się pod nosem. – Lubię to, że jesteśmy razem, dlatego cię tutaj zabrałem – wzruszył ramionami, jakby go to nic nie obchodziło i podłożył pod głowę ręce.
- Teraz jest dobrze, bo jesteś w Hamburgu i możemy się tam spotykać, ale kiedy dokończycie Zimmer’a, pojedziecie w trasę i dobre się skończy. Musisz zdawać sobie sprawę, że tysiące dziewczyn wskoczy ci do łóżka na jedno kiwnięcie palcem.
- Wiesz przecież, że nie liczy się tylko seks. Nie z tobą. Póki będziemy razem w moim życiu nie pojawi się żadna inna – spojrzał jej prosto w oczy, a jej spojrzenie mówiło, że mu wierzyła, a on faktycznie nie kłamał. W związek z Leną zaangażował się bardziej, niż powinien, jako siedemnastolatek.
- No dobrze – uśmiechnęła się zalotnie i rozpinając guziki koszuli, którą miała na sobie, zaczęła zbliżać się ku niemu. – Musimy się pospieszyć, by zdążyć wrócić do pokoi nim twoja mama wstanie.
- Myślę, że zdążymy – odparł z uśmiechem, wyciągając do niej ręce.

Patrząc na to wszystko z przestrzeni czasu wiedział, że Lena była jego pierwszą młodzieńczą miłością. To uczucie nie było tak żarliwe, jak mu się zawsze wydawało. Myśląc racjonalnie, zakochał się po prostu. Jednak wówczas tak bardzo oddziaływało na niego to uczucie, że nie widział poza nią świata. Zerwała z nim mailem i pewnie, gdyby był jakimś tam Tomem skądś tam nie zrobiłoby to na nim tak wielkiego wrażenia, jak tego wieczoru, gdy będąc w trasie daleko od domu, przeczytał jej list. Wówczas skończyło się wszystko. Zaślepiony złością, smutkiem czy czymkolwiek, co nim wtedy powodowało zmarnował zbyt wiele czasu, gdy tak naprawdę forma przerosła treść tamtych zdarzeń. W porównaniu z tym, co przeżywał teraz to jak pryszcz na nosie przy epidemii grypy. Lena była przeszłością, uczuciem, które wygasło. A Scarlett. Scarlett, to miłość, która płonęła w nim każdego dnia bardziej. Tak mocno, że aż bolało. Scarlett to miłość, która nie przeminie z wiatrem. Przymknął powieki i zaciskając dłonie w pięści, niemal wbił je w tapicerkę. Jakżeż on za nią tęsknił! Z trudem przełknął ślinę i otworzył oczy. Szukał trudności, szukał niejasności, gdy to było tak bardzo proste. Musi do niej wrócić. Musi zrobić wszystko, by mu na to pozwoliła. Bo przecież nie mogli się nie kochać. Musi wreszcie przejść przez cierpienie, sprawić by ból zmalał, ale z nią. Tylko, aż i po prostu z nią. Już wiedział, co zrobi. Przekręcił kluczyk w stacyjce i auto wydało z siebie cichy pomruk. Zawrócił i ruszył w kierunku Loitsche. Już wiedział i poczuł, jakby ogromny kamień spadł mu z serca.

To bring me back to life.

Zatrzymawszy się pod jej domem zdał sobie sprawę, że był tam po raz pierwszy. Jednak zbyt przejął się tym, że wreszcie wiedział, co powinien zrobić, że wreszcie zrozumiał, że miał tylko jeden z możliwych wyborów, by dbać o konwenanse, faceta po drugiej stronie ulicy, który udawał, że go nie ma czy kogokolwiek innego. Zamknął auto i niemal biegiem wpadł na podwórko, a potem pod drzwi. Nacisnął dzwonek raz, drugi i trzeci. Otworzywszy, Lena była wyraźnie zdziwiona jego wizytą. Wpuściła go i rzuciła mu niepewne spojrzenie.
- Stało się coś? – zapytała cicho. – Usypiam Davida. Mamy nie ma, więc…
- Zaczekam.
- Okej – uśmiechnęła się i pierwsza ruszyła w głąb domu. – Po lewej jest kuchnia, czuj się jak u siebie. Weź sobie cos do picia czy coś, a dzienny na samym końcu korytarza. David robi się już mięciutki, więc powinnam niedługo wrócić. – Lena poszła do synka, a on poszedł do kuchni. W lodówce znalazł sok, a na suszarce szklankę, więc poczęstował się i wolnym krokiem przeszedł do salonu. Było już szaro, więc włączył światło i rozsiadł się na kanapie.
Czekając tak, zastanawiał się, jak to byłoby, gdyby David był jego synem. Jednak nie jako dziecko zamiast Liama, ale jako syn, o którego istnieniu nie wiedział, a który pojawił się w jego życiu. Kobiety nazywają to intuicją, ale on nie bez powodu nie mógł pogodzić się z odpowiedzią Leny. Czuł, że to nie było wszystko. Postanowił się tym zając, jednak najpierw…
- Wróciłam – odparła miękko i usiadła obok niego. 
… Scarlett.
- Cieszę się. Przepraszam, że przyjeżdżam o tej porze – odstawił szklankę na stolik obok. – Ale nagle poczułem, że chcę pogadać.
- Ojej… jeszcze miesiąc temu nie sądziłam, że dożyję tego dnia – uśmiechnęła się i przechyliwszy głowę w bok, spojrzała na niego przekornie, a może zalotnie? Jednak jego uwagę najbardziej przykuł fakt, że tylko Scarlett potrafiła pochylać głowę w bok tak i patrzeć w taki sposób, że wydawało mu się, jakby rozjechał go pociąg.
- Myślałem dziś o nas, o tym, co było.
- Naprawdę? Myślisz jeszcze o tym? – byłby ślepcem, gdyby nie zauważył, jak bardzo posmutniała, ale nie mógł czuć wyrzutów. Musiał zrobić to jedno, by przekonać się… by upewnić się, że jego uczucia wobec niej wypaliły się.
- Ostatnio zbyt często. A ty? Tęskniłaś czasem?
- Każdego dnia – odparła cicho, opuszczając wzrok. – Nie pytaj Tom. Nie chcę o tym mówić. Zniszczyłam nas i żałowałam każdego dnia – jej głos zaczął drżeć. Tom oblizał wargi. Miał wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mu z klatki piersiowej. Nie był taki zestresowany od niepamiętnych czasów. Ostatnio takie emocje wyzwoliła w nim pierwsza oficjalna randa ze Scarlett, której finał był jego jednym z najpiękniejszych wspomnień. Uśmiechnął się pod nosem.
- O czym myślisz? – zapytała, najwyraźniej dostrzegając ten mały gest.
- O przeszłości – odparł, spoglądając na nią ciepło. – Byliśmy fajną parą.
- Dlaczego o tym mówisz?
- Bo uważam, że nie można iść do przodu, nie zamknąwszy spraw z przeszłości, a ja chcę wreszcie ruszyć z miejsca.
- Wracasz do niej – wyszeptała, nie próbując nawet ukryć wzruszenia. Kilka samotnych łez spłynęło po jej policzkach, nim znów podniosła na niego wzrok. – To oczywiste, wiem, ale… to było miłe, kiedy tu byłeś – Tom doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie miała na myśli domu rodzinnego i to niewypowiedziane życzenie było kolejnym powodem, dla którego postanowił zrobić, to co miał zrobić.
- Lena, wiesz, że nas już nie ma, minęło tyle czasu. Nie jesteśmy już zakochanymi dzieciakami. Los pokpił z nas obojga i oboje musimy walczyć o swoje. Masz cudownego syna. Masz to, co mnie los odebrał.
- A ona… - zaczęła, ale nie miała na tyle odwagi, by skończyć. Wiedziała, że to bez sensu.
- Masz rację. Każde z nas coś straciło, ale mamy jeszcze czas. Masz dopiero dwadzieścia lat. Jesteś śliczna, nawet ładniejsza niż wtedy, bo nie jesteś już dziewczyną, czas uczynił z ciebie piękną kobietę – uśmiechnął się i pogładził dłonią jej policzek. Lena mimowolnie wtuliła się w jego rękę. – Czas, byśmy skończyli z przeszłością i pozwolili sobie odejść – pochylił się w jej stronę i ująwszy jej twarz również drugą dłonią, delikatnie musnął jej wargi. Nie odepchnęła go. Przysunął się bliżej i pocałował ją czule. Usłyszał jej westchnienie i poczuł, jak bardzo starała się nie rozpłakać. Odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy. – Zasługujesz na coś więcej niż tylko wspomnienia.
- Tom –szepnęła beznadziejnie, jakby jeszcze wierzyła, że uda jej się znaleźć sposób, by go przy sobie zatrzymać. – Tom… - szepnęła, a z jej oczu płynęły łzy. – Proszę… - wyszeptała, a łzy płynęły coraz obficiej po jej policzkach, wzdłuż jego smukłych placów czule go ujmujących, by zniknąć między jej lekko rozchylonymi wargami. Wiedział, o co prosiła. Czuł, że był jej to winien. Ten krótki pocałunek przypieczętował chwilę, w której definitywnie uwolnił się od niej. Więc był jej to winien. Pogładził opuszkiem kciuka jej policzek, rozmazując stróżkę łez. Dotknął jej ust swoimi i czule scałował z nich łzy. Nic nie czuł. Nic nie czuł. Zapraszająco uchyliła wargi, a on delikatnie obrysował je czubkiem języka, by wsunąć go między nie i pocałować ją długo i namiętnie, tak jak kiedyś ją kochał. Włożył w ta pieszczotę całe swe zaangażowanie. Dla niego to był koniec. Dla niej dopiero początek końca. Wiedział, że jeszcze do niej wróci, ale wówczas będzie już od niej wolny. I ta myśl uskrzydliła go.
Odsunął się od niej, a Lena załkała. Przytulił ją, a ona tak bardzo chłonęła z tego dotyku. Położyła głowę na jego ramieniu i objęła jego szuję ręką, dotykając jego karku, szyi, szorstkiej brody. Tak jakby chciała zapamiętać.
- Lena – szepnął. – Wiesz, polubiłem Davida i jeśli nie miałabyś nic przeciwko temu, chciałbym spotykać się z wami od czasu do czasu, ale teraz… teraz muszę już iść – bez słowa odsunęła się od niego i usiadła sztywno.
- Idź. Przepraszam za moje zachowanie. Po prostu… czasem miarka się przebiera. Przepraszam – nie patrzyła na niego. Splotła dłonie na kolanach, jakby bała się, że ręce jej nie posłuchają i zrobią coś głupiego. Tom wstał i pocałował ją w czoło. A potem wyszedł. Drzwi trzasnęły, a jej serce rozsypało się na milion kawałków. 

17 komentarzy:

  1. ~Kalljet
    16 lipca 2011 o 00:59
    brakuję mi słów. było lepiej niż mogłam sobie to wyobrazić. tak… dotkliwie smutno, o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      20 lipca 2011 o 16:03
      och, to chyba najlepsze, co pomaga mi wierzyć.

      Usuń
  2. ~Rosa.
    17 lipca 2011 o 11:45
    Pomyślałaś o mnie! Jak miło! ^^. Ona mi się nie podoba. Ale to szczegół.Odcinek… hmm… odebrałam go inaczej niż pozostałe. Widziałam w nim to wszystko, co chciałaś przekazać, ale osobiście go nie poczułam. Ogromnie podobały mi się te retrospekcje. Były świetne. Scena z Leną… jak dla mnie, mogłoby jej nie być. Nie poczułam, żeby była ważna, chociaż powinnam. Naprawdę dziwnie mi było z tym odcinkiem. Podobał się (jakże by mógł nie?), ale nie zachwycał. Może po prostu czytałam w złym momencie.Ale Prinza wciąż uwielbiam ^^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      20 lipca 2011 o 16:07
      Tobie w ogóle ciężko dogodzić. chyba już nie pamiętam, kiedy coś Ci się spodobało, ale to też szczegół^^Nigdy nie mówiłam, że będzie łatwo, ładnie, prosto, zwyczajnie, logicznie czy jakkolwiek inaczej. Prinz jest Prinzem. ja tu tylko piszę. ale tak naprawdę, to chyba dopiero początkowa faza kulminacji. jak na mój osąd będzie ciekawiej, aczkolwiek ocena nie będzie należeć już do mnie, ja tu tylko tworzę ^^

      Usuń
    2. ~Rosa.

      20 lipca 2011 o 20:08
      Dobra, następnym razem będę pisać, że jestem totalnie zachwycona, nawet jeśli nie będę ;P. Nie musisz mi dogadzać, po prostu piszę, co sądzę o odcinku. Gdybyś mi dogadzała, byłoby nudno. Poza tym podobają mi się retrospekcje. Wydaje mi się, że to napisałam. Ale mogłam zapomnieć xD.

      Usuń
    3. ~Dark

      20 lipca 2011 o 20:52
      dobrze wiesz, że nie to miałam na myśli. cokolwiek zrozumiałaś, zapewne nie o to mi chodziło. tylko stwierdziłam, że ciężko Ci dogodzić, jednak to nie oznacza, że życzę sobie wciskania kitów. wręcz przeciwnie.

      Usuń
    4. ~Rosa.

      20 lipca 2011 o 22:47
      Wiem ;).

      Usuń
  3. ~Lestat
    17 lipca 2011 o 13:27
    Odnosząc się do Twoich słów jeszcze sprzed rozdziału, nie dziwię się, że wyzwolił dziwne emocje, bo on w zasadzie był trochę dziwny. Trochę przełomowy, ale i ten przełom był dość… nietypowy. Jakoś inaczej to sobie wyobrażałam. Właściwie to nawet nie wiem jak, ale chyba inaczej. Nie powiem, że ten obrót spraw mi się podobał, ale chyba tak właśnie musiało być. Ten pocałunek musiał być mu potrzebny, inaczej przecież by tego nie zrobił. A skoro był mu potrzebny, skoro jest już po wszystkim i skro Tom podjął już decyzję, skoro się pozbierał – mogę się chyba tylko cieszyć. Bo może teraz zacznie być dobrze? Albo choć trochę lepiej? Bo jeszcze nie liczę na nie wiadomo jak szczęśliwy finał i piękną zgodę. Ale może to był właśnie ten krok, który miał skończyć pewien etap, dzięki któremu on miał się w końcu uwolnić od przeszłości i zacząć żyć teraźniejszością i myśleć o przyszłości. O przyszłości, w której Lena nie będzie odgrywać wielkiej roli, bo należy do zamkniętego już etapu. Bo on do tej pory, podczas pobytu w rodzinnym domu (nigdy nie mogę zapamiętać jak się to miasteczko nazywa… ;]) cały czas żył właściwie przeszłością. To, co dzieje się teraz schodziło na dalszy plan za każdym razem, gdy Lena i David pojawiali się w pobliżu. A pojawiali się zdecydowanie zbyt często. Może teraz będzie już dobrze, może Tom zacznie w końcu skupiać się na tym, na czym powinien. Boję się tylko, że gdy już się do końca ogarnie, gdy ruszy dup.sko i pojedzie do Scarlett (o ile ją znajdzie w tym Paryżu), że wtedy wcale nie będzie tak dobrze. A przynajmniej nie od razu. Czuję, że czeka ich jeszcze trochę zakrętów zanim wszystko znowu będzie w porządku. Zastanawiam się jak będzie wyglądać ich rozmowa, naprawdę jestem tego ciekawa. Ile słów padnie, jakie to będą słowa i jaki będzie ich finał? Ale na to jestem gotowa poczekać, bo wiem, że jest na co czekać. Przede wszystkim cieszy mnie to, że Tom w końcu zdecydował, w końcu zrobił krok do przodu, krok, który był im obojgu tak bardzo potrzebny. Czuję co prawda, że to jeszcze nie koniec perypetii z Leną i że ona jeszcze tutaj odegra jakąś rolę, ale na razie staram się o tym nie myśleć. Czekam na kolejny krok Toma! Margo chyba jest teraz kimś idealnym, kto mógłby towarzyszyć Gustavowi. Roztrzepana, rozgadana, tryskająca energią. Trochę jak jego przeciwieństwo. Może podniesie go z tego smutku, w którym chyba ciągle jest on pogrążony. No i zaczynasz wyjaśniać coś, co związane jest z Caroline. Cieszę się. Lubiłam, co ja gadam, lubię ten wątek i z niecierpliwością czekam na kilka wyjaśnień. Przepraszam, że tak chaotycznie, ale moje myśli po przeczytaniu tego wszystkiego były właśnie takie. Dość chaotyczne. Trochę byłam wkurzona na Toma za ten pocałunek, dopiero chwile później, jak ochłonęłam, dotarło do mnie, że może właśnie ten pocałunek był tym, na co tak długo czekałam. Przebudzeniem, krokiem do przodu, końcem i nowym początkiem. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      20 lipca 2011 o 17:33
      Tom teraz idzie po omacku. ogarnęła go euforia. działał pod wpływem impulsu i wydawało mu się, że tak będzie najlepiej. tym pocałunkiem pragnął przypieczętować to, że się z Leny wyleczył. bo nie poczuł nic i to wydało mu się najlepszym sposobem, by się o tym przekonać. jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że skrzywdził tym Lenę, bo okazana czułość nie pomoże jej o niej zapomnieć. ale to inna historia. Tom nareszcie zrzucił ciężar, bo uświadomił sobie coś, co wiedział od początku. co powinien wiedzieć i zrobić, ale przecież rzeczą ludzką jest popełniać błędy. szkoda, że te błędy ostatnio składają się w czasie. aczkolwiek rola Leny jeszcze nie dobiegła końca. Lena też popełniła błąd wkraczając w jego zycie akurat w takie sposób. oboje za to zapłacą. bo prawdą jest, że gdyby nie jej obecność i Davida też, byłoby mu łatwiej. pewnie już dawno mieliby swój happy end. ale nie ma tak łatwo.Szczerze mówiąc, kiedy tworzyłam fabułę, wahałam się czy Margo stanie na drodze Gustava czy Billa. początkowo przeznaczyłam ją Billowi, ale po czasie uznałam, że to nie była trafna decyzja i pierwszy raz w historii Prinza wprowadziłam drastyczną zmianę w fabule. ona jest nie tylko inna niż Gustav, ona jest jego diametralnym przeciwieństwem. a tego chyba potrzebuje każdy z nas. aczkolwiek nie swatałabym ich tak na wstępie. ;*

      Usuń
  4. ~dirrtyfighter
    17 lipca 2011 o 19:36
    a ja nie wiem, czemu nie mogę się w to już wczuć tak, jak kiedyś. dla mnie to nie było smutne. raczej pełne nadziei. denerwuje mnie ta Lena. raczej wątpię, żeby mogła kochać go prawdziwie i nieskończenie. myślę, że sobie to wmawia, na siłę pogłębia ból, zupełnie jak… pewna osobą, którą znasz, kiedyś. uważam, że za długo żyła z myślą, że chce go odzyskać, by doszło do niej, że to już przeszłość, a jej zachowanie nie ma żadnego sensu. i wmawiała sobie, że z nią będzie szczęśliwszy, niż ze Scarlett. bzdura. mógłby do niej wrócić, mogliby stworzyć rodzinę, ale ze Scarlett… z nią miał coś innego i nigdy nie mógłby o tym zapomnieć. mógłby stworzyć swoje życie od początku i udawać, że żyje, ale tak naprawdę jego miejsce jest przy niej, ona jest jego życiem. bez niej może mieć jedynie marną namiastkę życia. tak mi się wydaje. on chyba też to zauważył. wiesz, wbrew wszystkiemu, lubię takie momenty, jak te opisane tu. może są nieopisanie smutne i trudne, ale mam do nich sentyment. lubię coś definitywnie kończyć. tak, jak Tom pod koniec odcinka. i dlatego najbardziej polubiłam ten moment. uciekanie i udawanie dzielnej w wykonaniu S. jakoś tak do mnie nie przemówiły, nie tak jak te podejmowanie decyzji i pocałunek. na początku się oburzyłam, ale potem zrozumiałam. chciał się przekonać o braku uczucia, ale myślę, że nie tylko. że to też sposób na ten definitywny koniec, na zerwanie z przeszłością. nie można tak po prostu uciec. a ten pocałunek nie był ucieczką, tylko koniec. przynajmniej w moich oczach. jeszcze parę słów o fabule, jeśli mogę. podziwiam Cię, że tak szczegółowo i spójnie obmyśliłaś losy tylu bohaterów, to musiało być skomplikowane i czasochłonne. ale wiesz, gdy się czyta o tylu ludziach, to nie sposób w ciągu parunastu minut pamiętam całe ich życia. nie wiem, czy rozumiesz co mam na myśli. po prostu bardzo dużo się dzieje i czasami nie nadążam za pamiętam, kto jest kim, z kim i dlaczego. poza tym, wydaje mi się, że w życiu nie ma aż tak wielu dramatycznych (na taką skalę) wydarzeń. prolog zdradza epilog, prawda? wiem, że nie opowiesz mi zakończenia, ale czuje, że ono nie będzie szczęśliwe. a nie wyobrażam sobie, jak po tym wszystkim mogliby ułożyć swoje życia. miałaś kilka literówek, szczególnie przy końcu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Kalljet

      17 lipca 2011 o 23:44
      ups, to radzę polubić Lenę, bo zostanie troszkę dłużej ^^

      Usuń
    2. ~dirrtyfighter

      19 lipca 2011 o 14:38
      nie muszę lubić wszystkich bohaterów przecież. dla mnie ona może zostać już do końca, a i tak będę uważać za naiwną egoistkę.

      Usuń
    3. ~Dark Queen

      20 lipca 2011 o 18:02
      hm. wiesz. ja staram sie, by wszystko było realne, a w życiu nie zawsze jest nadzieja. wiesz, podobieństwo Leny i tej osoby uświadomiłam sobie dopiero, gdy o tym wspomniałaś. Lena dopiero musi uświadomić sobie, że ‚zasługuje na coś więcej niż wspomnienia’. ale na to potrzeba czasu i ta osoba to powinna wiedzieć najlepiej. zas Tom. jego uczucia są niezwykle skomplikowane. bo on nienawidził Leny przez te całe lata i tak naprawdę nie pozwolił sobie odkochać się w niej.i te dni, które razem spędzili, pozwoliły mu nauczyć się nie czuć nienawiści, a raczej żalu, które jak się przekonał, juz dawno wygasły i zobaczyć, że ona jest kolejną zagubioną osobą, która potrzebuje poczucia stabilizacji w życiu. i w sumie ją polubił. nie jako było dziewczynę. nie jak kogoś z kim połączy go coś więcej, ale jako osobę, która zgubiła się jak on. i ten pocałunek to nie żaden wyraz uczuć, to pożegnanie i przypieczętowanie jego uwolnienia się od niej. jest wiele wątków. racja. wiedziałam na co się piszę i wcale tego nie żałuję. i nie wymagam od Ciebie byś dokładnie znała każdy życiorys. wszystkie wątki poza głównym bardzo ograniczam. one swoje punkty główne mają za sobą i poza wątkami Billa i Liv, reszta już tylko tworzy tło, więc myślę, że to nie jest takie straszne. a co do prologu. wyjawił dużo, dzis myslę, że za dużo, ale prolog to w chwili obecnej zupełnie inna bajka dla bohaterów. to jeszcze nie jest koniec. konczy się pewien etap, po prostu.

      Usuń
    4. ~dirrtyfighter

      21 lipca 2011 o 21:37
      wiesz, uważam, że to strasznie miłe, że odpisujesz na niemal każdy komentarz, chyba niewiele osób na to stać. :) mam nadzieję, że nie odniosłaś wrażenia, że ostatnio wciąż Cię krytykuję. wręcz przeciwnie, podziwiam Cię za to, że przez tak długi okres czasu piszesz wciąż na tak samo wysokim poziomie. po prostu jestem tu już tak długo, niemal od samego początku, i wydaje mi się, że spojrzałam na wszystko obiektywniej. ale Prinz nadal jest na pierwszym miejscu u mnie, właściwie pozostał jedynym blogiem, który wciąż czytam. w ogóle to uwielbiam analizować uczucia bohaterów. u Ciebie są one tak realistycznie rozbudowane, że… no sama rozumiesz. bo na przykład w większości książek, które czytałam, akcja była ważniejsza, a całe życie bohatera trzeba było sobie samemu ułożyć z jakiś tam marnych wtrąceń. w takie coś nie potrafię się zaangażować, za to tutaj, choć czasem się gubię w tych wszystkich wątkach, to mam pojęcie o motywacjach bohaterów.

      Usuń
    5. ~Dark

      21 lipca 2011 o 22:37
      odpowiadam, bo uważam, że jeśli komuś chce się napisać parę słów do mnie, to ja mogę mu odpowiedzieć. tak gwoli wzajemnego szacunku. a poza tym, lubie ten kontakt z czytelnikiem i wgląd w jego wizję mojej twórczości :)możesz to wszystko tak odbierać, bo to wszystko trwa juz bardzo długo. zdaję sobie sprawę, że rozbieżność czasowa publikacji i obszerność fabuły wypadają kiepsko i przez to pewne rzeczy mogą umykać. po prostu, jesli czegoś nie pamiętasz, to pytaj, a ja wszystko wyklaruję.

      Usuń
  5. ~Paullita
    18 lipca 2011 o 14:55
    Kiedyś dzieliłam wszystko na czarne i białe; ludzi dobrych i złych, ale z czasem doszłam do wniosku, że dobrzy ludzie popełniają błędy, a ci „źli” też mają swoje uczucia.Wiesz, że podziwiam Scarlett, ale – może to dziwne – właśnie z Leną się najbardziej utożsamiam. Ona jest wyjęta z prawdziwego życia; dziewczyna, której los spłatał kilka poważnych figli, dziewczyna, która też marzy o tym, aby być szczęśliwą. Właściwie nigdy nie wierzyłam w przeznaczenie, wierzę w przypadki i decyzje, które ludzie podejmują. Tyle tylko, że czasami chciałabym wierzyć, że każdy z nas ma zapisany odgórny scenariusz, bo wtedy wiedziałabym, że ktoś właściwy czeka na Lenę i może ktoś też czeka na mnie.Nie, żebym się użalała – rzadko to robię, ale… chyba nie da się wyleczyć z niezmąconej nadziei.55. będzie jedną z moich ulubionych części.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Dark

      20 lipca 2011 o 18:09
      kiedyś myślałam podobnie do ciebie, a przecież nie można być do cna złym albo nieskazitelnie dobrym. ludzie są tylko ludźmi. popełniają błędy i wybaczają je. tak. pisząc 55 zdałam sobie sprawę, jak bardzo uczucia Leny sa mi bliskie, choć nie są one odbiciem jakichś moich przeżyć. Lena była dotąd jedynie dodatkiem. 55 to diametralnie zmieniło. kończąc ten post, zdałam sobie sprawę, jak dobrze ją rozumiem i jak dobrze znam jej ból. to było wstrząsające przeżycie. Lena nie jest tu lubiana, ale to jedna z moich ulubionych bohaterek. i daje ten zalążek nadziei. niekoniecznie mający związek z fabułą.

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo