Życie od samego początku nie było dla niej łatwe. Najpierw
paraliżująca nieśmiałość, otyłość, wyobcowanie z grona rówieśników. Potem
beznadziejne zakochanie w Mike’u. W międzyczasie coraz bardziej pogarszające
się jej relacje z mamą. Później wielki zawód, ucieczka, zmiana szkoły, wielka
praca nad sobą i kolejne pojawienie się Mike’a w jej życiu. Potem poznała Toma,
co na początku nie było łatwe, by z nim obcować. W całkiem niedługim czasie
umarł tata i jej świat legł w gruzach. Jednak jakoś ruszyła do przodu i
poukładała swoje życie. Życie, którego nierozerwalną częścią był też Tom.
Wszystko zdawało się wychodzić na prostą. Pojawiały się problemy, ale udawało
im się je przezwyciężyć. Nawet zawiść ludzką. Byli szczęśliwi. Byli razem we
wszystkim i ze sobą. To była sielanka. Nie licząc problemów dnia codziennego
żyli jak w idylli. Dopóki nie umarł Liam. Wtedy wszystkie lęki, wszystkie
niepewności, każda najmniejsza rzecz, która dotąd wydawała się nieistotna,
nieznacząca, urosła do olbrzymich rozmiarów. I te wszystkie rzeczy wybudowały
między nimi mur. Bardzo gruby mur, który trudno było im przezwyciężyć. Oboje
popełnili w tym czasie bardzo wiele błędów, które schowali w podświadomość, darowali
je sobie po prostu, bo się kochali. Postanowili nie patrzeć na te czarne
tygodnie, które spędzili z dala od siebie, tylko skupić się na przyszłości; na
wspólnej przyszłości, którą postanowili razem zbudować. Wówczas nie spodziewała
się, że te czarne tygodnie będą mogły odbić się na nich aż takim echem.
Coś poszło nie tak, gdzieś zagubili pewną część siebie, bez
której nie mogą dalej normalnie być. Bez której ich wzajemne zaufanie osłabia
się, powstają między nimi nieporozumienia, przemilczenia, bez której zaczynają
się mijać. Brak tego elementu osłabił jej czujność na zaloty Javiera i pozwolił
jej je aprobować, a Toma pchnął w ramiona Leny. Na ta myśl miała chęć znów
płakać. Spojrzała na okładkę czasopisma i zacisnęła dłoń na papierze. Widniało
na niej zdjęcie, niekoniecznie dobrej jakości, ale wystarczającej, by w dużym
przybliżeniu widać było jego treść. Toma i Lenę. Całujących się Toma i Lenę.
Lecąc z Paryża do Berlina, nie myślała o niczym innym, jak tylko ubłaganie
Toma, by uwierzył jej, że z Javierem nie łączyło ją nic poza pracą. Jednak,
kiedy na lotnisku zobaczyła tą gazetę, zmieniła zdanie. Zniknęły wszelkie
wyrzuty sumienia, które zdążyła sobie wmówić od momentu, w którym Tom zniknął
jej z oczu. A on nie przyjechał po prawdę, jak szlachetnie sobie wpierała, on
przyjechał po pretekst, żeby zwalić winę na nią i pójść sobie do Leny. Łzy
złości, żalu, smutku cisnęły jej się do oczu i nie krępowała się. Pozwoliła im
płynąć, by później nie pozwolić sobie na słabość, gdy stanie z nim oko w oko.
Nie zrobiła niczego złego. Jadąc z Liv do Loitsche, siląc się na spokój,
prześledziła wszystkie doniesienia z Internetu, dokładnie zanalizowała obraz
jej relacji z Javierem, jaki powstał w sieci i zrozumiała, co zobaczył Tom.
Ludzi wyimaginowali romans. Paprazzi robili wszystko, by sfotografować ich w
sytuacjach, które mogły wyglądać na niejednoznaczne. Lagerfeld w umowie, jaką z
podpisała, wyraźnie zażyczył sobie, by jej relacje z Javierem, przynajmniej
publicznie, wyglądały na przyjacielskie. Chcąc nie chcąc, robiła to. Uśmiechała
się, gawędziła z nim podczas wspólnych posiłków, oboje byli bardzo przyjaźni
dla mediów, będąc żywą reklamą kampanii nowej linii odzieżowej Fendi. To dało
Javierowi pewność. Z resztą, może ona sama mu ją dała?
Doskonale pamiętała, jak przyszedł przeprosić ją po raz
pierwszy, kiedy zaprosił ją na drinka i był po prostu miły. Nie patrzył jej
chamsko w dekolt, gawędzili o byle czym. Spędziła miły wieczór z osobą, która
wydawała jej się po prostu sympatyczna. Javier nigdy nie kojarzył jej się z
kimś, kto mógłby być dla niej potencjalnym materiałem na partnera. Jednak nie
powstrzymała go, gdy zaczął posyłać jej rozanielone spojrzenia, a jedynie nie
zwracała na nie uwagi. Nie skarciła go, gdy jego zachowanie stało się nico
bardziej poufałe, bo wciąż nie przekroczył granicy, dopóki nie dostała od niego
tej przeklętej kartki. A ona tylko chciała mieć w tym całym showbizie kogoś,
kto będzie do niej zwyczajnie nastawiony. Ostatnimi czasy czuła się bardzo
samotna i choć to dziwne potrzebowała akceptacji. Nie chciała czytać w gazetach
czy rankingach internetowych o tym, że jest najseksowniejszą dziewczyną wśród
gwiazd albo najbardziej utalentowaną, nie chciała by jej to wciąż powtarzano i
patrzono na nią z podziwem, jak na nietykalny eksponat, a Javier podszedł do
niej bez tej rezerwy i to ją przekonało. Jak widać popełniła błąd, jednak to
nie usprawiedliwia tego, co zrobił Tom… ona nigdy nie pozwoliła nawet, by
Javier ją choćby objął ramieniem! A on całował się z tą dziewuchą!
Była zła, smutna, zawiedziona i miała ochotę roznieść ten
samochód tylko dlatego, że tak wolno jechał. Liv nie pozwoliła jej prowadzić.
Kazała usiąść Scarlett z tyłu i odpoczywać, a ona przekopywała Internet.
Połączyła wszystkie fakty, odszukała stare zdjęcia. Znalazła te z okładki. A
najbardziej zabolało ją to, że całował się z nią tuż przed tym, jak wrócił do
niej. I tego nie mogła pojąć. Jak mogli być razem tyle czasu i nie zauważyła
niczego. Czyżby tak grał? O co w tym wszystkim chodziło? Jak mógł planować ich
przyszłość, gdy przy pierwszej okazji uciekł do innej? Tak bardzo bolało ją to,
że Tom ją oszukał. Tom, który był jej prawdą, wiarą, nadzieją i miłością. Jej
Tom. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że zaczęła łkać, póki nie usłyszała
zawodzenia i nie pojęła, że to jej własne. Odłożyła gazetę na komputer,
mimowolnie spoglądając na zdjęcie Toma z Lena i tym chłopcem w parku. Wygląd
tego malca był tą myślą, której nie pozwalała sobie dopuścić do świadomości.
Opadła na fotel i wytarła oczy.
- Skarbie, nie płacz – Liv zatroskana spojrzała we wsteczne
lusterko. Scarlett lubiła głos siostry, był taki cichy, spokojny i dosyć niski,
a przy tym lekko ochrypły. Zawsze tak bardzo kojący, ale nie tym razem.
Spojrzała na nią i pokręciła głową.
- To koniec, Liv. Czuję to – powiedziała łamiącym się
głosem.
- Nie, no, co ty pierdzielisz. Ja wiem, że niektórym się nie
udaje, ale wy stanowicie wyjątek od reguły pod każdym względem. Niemożliwe,
Scarlett. To jest po prostu niemożliwe – Scarlett znów pokręciła głową i
zrezygnowana przeczesała palcami włosy. Niektóre kosmyki przykleiły się do jej
wilgotnej od łez twarzy, a inne zmierzwiły po prostu.
- Masz tam jeszcze ten termos z kawą? – Liv przytaknęła i
podała go siostrze. Potem gwałtownie zwolniła i skręciła w drogę prowadzącą do
Loitsche. Scarlett zabolał brzuch, żołądek ścisnął się jej i nie była pewna,
czy da radę wypić tą kawę. Sączyła małymi łyczkami, mając nadzieję, że jej
żołądek się nie zbuntuje. – Boję się, wiesz? Tom zawsze był jedyną osobą, no
poza tobą, której nigdy się nie wstydziłam. Mogłam mówić mu wszystko i o
wszystkim, a on zawsze rozumiał. A teraz… boję się tej rozmowy, jak niczego
wcześniej. Ale ja mu obiecałam, że wybiorę jego. Obiecałam mu, do cholery, a
on? On odchodzi bez słowa.
- Na pewno to wyjaśnicie wszystko. No nie może być inaczej –
Liv zaparkowała przed bramą wjazdową. – Poczekam tu na ciebie, może pójdę do
Simone i czegoś się dowiem – Scarlett kiwnęła głową i oddawszy siostrze
kubeczek, zabrała gazetę i wyszła z auta.
- Boże, pomóż. Pomóż mi nie upaść po raz kolejny, bo nikt
mnie już nie złapie – wyszeptała, wchodząc na podwórko.
Chodnik był zbyt nierówny, a jej obcasy za wysokie. Pogoda
zbyt zimna, a jej kurtka za cienka, jak na końcówkę października. Czuła się
zupełnie niegotowa, roztrzęsiona. Wiedziała, że źle wyglądała. Opuchnięta
płaczem twarz, rozwiane włosy, nieco wymięty strój, ale… jakie to teraz miało
znaczenie? Szła najszybciej, jak potrafiła, ściskając w dłoniach gazetę. Z
jednej strony cieszyła się, że będą rozmawiać w parku, bo nikt im tam nie
przeszkodzi, nie podsłucha. Po drodze nie spotkała nikogo. Będą mieć pełny
komfort. No, może poza tym przejmującym zimnem. Cały czas w duchu powtarzała
sobie, że musi być silna, że nie może się rozpłakać. Przywoływała przed oczy
obraz okładki gazety i wiele innych, jakie widziała w sieci. Wyrzuty sumienie w
tej sytuacji były zbędne. Całował ją. Całował ją, a zaraz potem przybiegł do
Scarlett. Starała się oddychać spokojnie, ale przychodziło jej to z coraz
większym trudem. Czuła, że była już blisko. W parku panowała cisza. Ta cisza
ciążyła jej w głowie, obsypywała jej ciało gęsią skórką, budziła lęk. Najgorszy
był właśnie ten strach. Bo co teraz będzie? W dłoniach ściskała tą nieszczęsną
gazetę. Była zła, tak bardzo zła, że to właśnie ona, że do niej poszedł Tom. Do
dziewczyny, która niegdyś tak bardzo go skrzywdziła. To ona była mu pomocą,
oparciem w chwilach, gdy uciekał od niej, od domu! Łzy znowu cisnęły jej się do
oczu, nogi plątały, gdy szła to nierównym chodniku. Była zmęczona, zła i
zrozpaczona, bo podświadomie czuła, że żadne z nich nie wyjdzie zwycięsko z tej
rozmowy. A najbardziej bała się tego, że
nie wyjdą z niej razem.
- O! – niemal wykrzyknęła, gdy skręciwszy w alejkę, która
jak jej się wydawało, prowadziła do najdalej oddalonego skrawka parku. Widok,
który zastała, w pierwszej chwili ugiął pod nią nogi. Zrobiło jej się gorąco,
potem zimno i znów gorąco. Chyba zaczęła drżeć, ale to nie miało znaczenia, bo
nogi same zaczęły ją nieść w ich kierunku. Czara się przelała. Miała już dosyć
bycia oszukiwaną, dosyć miała jego kłamstw. Ciekawe, w czym jeszcze zataił
przed nią prawdę? Chciała zamknąć oczy, ale nie zrobiła tego. Twardo patrzyła
na nich i zapamiętywała każdy najmniejszy szczegół tego obrazu. Tom siedział
pochylony, opierał ugięte w łokciach ręce na kolanach. Głowę miał zwieszoną. A
ona przytulała się do jego pleców. Jedną ręką go obejmowała, a drugą ujmowała
jego dłoń. Te splecione palce, zwrócone ku sobie twarze. Ten obraz wrył się
dokładnie w jej pamięć. Scarlett nagle zechciała ich rozszarpać. Przyspieszyła.
Jej kroki poniosły się głośnym echem. Usłyszeli ją i oboje spojrzeli w jej
stronę. Tom się nie speszył, a Lena wręcz przeciwnie. Jak oparzona oderwała się
od niego. On jedynie nieco się wyprostował. Scarlett miała ochotę zaśmiać się w
głos, ale nie zrobiła tego, bo byłby to śmiech przez łzy. Zatrzymała się tuż
przed Tomem i cisnęła w niego gazetą. – I ty śmiesz robić mi sceny zazdrości? –
wysyczała przez zaciśnięte zęby, patrząc mu prosto w oczy. Siląc się na
nonszalancję, wziął pismo, które poleciało na siedzisko ławki i przyjrzał się
okładce. Lena spurpurowiała, widząc zdjęcia, a on nawet nie mrugnął okiem.
Scarlett zauważyła, jak napiął wszystkie mięśnie, a żyłka drgała mu pod skórą
na szyi. Czyli go ruszyło. Już zapomniała, jak to jest musieć nie okazywać
żadnych emocji. Zwłaszcza przy nim nigdy nie musiała tego robić, w końcu to on
ja nauczył nie bać się odczuć. – Będziesz tak siedział i wpatrywał się w swój
profil, czy może raczysz ze mną porozmawiać, bo ja w przeciwieństwie do ciebie
nie odwróciłam się na pięcie i nie odeszłam bez słowa. Choć mogłabym, widząc
ten śliczny obrazek, który tu zastałam – mówiła cicho i prosto do niego, tak
jakby Leny przy nich nie było.
- Gówno wiesz – warknął, podnosząc na Scarlett wzrok znad
okładki. Cisnął gazetą w chodnik i zacisnął dłonie na kolanach. Spojrzał wrogo
na nią, a Scarlett, choć przestraszona, zniosła jego wzrok, dumnie zadzierając
podbródek.
- Być może gówno wiem, ale całkiem nieźle widzę – warknęła i
na moment odwróciła się do Leny. – A ty paniusiu masz zamiar tak siedzieć i
udawać przerażone ciele? – szatynka zapadła się w sobie i tylko pokręciła głową
z zamiarem wstania, jednak Tom jej nie pozwolił. Nie odwracając wzroku od
Scarlett, załapał Lenę za rękę i zmusił, by została.
- Ona się stąd nigdzie nie ruszy. To ciebie nikt tutaj nie
zapraszał – odparł chłodno, a Scarlett miała wrażenie, jakby te słowa były
nożem rozkrawającym jej serce na pół. Jakby można było je bardziej zdruzgotać.
Zaniemówiła, wpatrując się w niego, a Tom wykorzystał to i podniósł się z
ławki. Górował nad nią nie tylko opanowaniem, ale przede wszystkim wzrostem,
przeszywał spojrzeniem i to wcale nie budowało jej pewności siebie. Pamiętała o
zdjęciach. Przywoływała w myślach ich wspólny obraz, byleby tylko nie myśleć.
Zacisnęła dłonie w piąstki i wyprostowała się. Nie będzie nią pomiatał. To ona
nosiła jego zwłoki. To ona wyciągała go z dołka. To ona była tą, dzięki której
wyszedł na prostą i zaczął żyć jak człowiek, więc nie będzie traktował jej
przedmiotowo! W ogóle, z jakiej racji dała zapędzić się w kozi róg, skoro to on
został złapany na gorącym uczynku, nie ona! Wyprostowała się i zmrużyła oczy do
wąskich szparek, mrożąc go spojrzeniem.
- O co ci tak właściwie chodzi? Szukasz pretekstu? Tam masz
najlepszy – palcem wskazała na gazetę. – Trzeba było pieprzyć się z tą
dziewuchą przed samym obiektywem, to nie musiałbyś dziś ze mną rozmawiać skoro
to ci tak bardzo nie w smak – obserwowała uważnie reakcje Toma i najgorsze w
tym było to, że nie zauważała żadnej. Tom po prostu przywdział maskę. Po trzech
latach z nią, znów chował się przed nią za maską. Gdyby miał czyste sumienie….
- Nie obrażaj jej – zagroził, podchodząc kroczek bliżej.
Scarlett wyrwana z zamyślenia, momentalnie się otrząsnęła i bojowo zadarła
głowę, spoglądając mu prosto w oczy. Nie było w tym czułości. Tylko pojedynek,
kto wytrwa dłużej.
- Bo co? Znów podniesiesz na mnie rękę? – zapytała złośliwym
tonem, ociekającym nieprzyjemną dla ucha słodyczą. Trafiła w sedno, zbiła go z
tropu. Wiedziała, że zabolało. Z największym trudem nie odwróciła wzroku, nie
pozwoliła łzom płynąć. Twardo patrzyła mu w twarz Żadnych emocji.
- To nie było fair – powiedział szybko.
- A ty postąpiłeś fair? – zaatakowała go, korzystając z
chwili jego nieuwagi. – Uciekłeś z Paryża, dając mi do zrozumienia, że nakryłeś
mnie na gorącym uczynku, gdzieś mając to, czy to, co widziałeś było prawdą, czy
nie. Głupia myślałam, że znów ktoś chciał wsadzić kij między nas, ale nie. Ty
po prostu szukałeś sposobu, żeby przybiec do niej – wskazała na Lenę, krzywiąc
się nieznacznie. Tamta siedziała wbita w kąt ławki, ze zwieszoną głową.
Scarlett miała nadzieję, że w tej chwili pragnęła zniknąć. – Trzeba było
powiedzieć od razu. Oszczędziłabym sobie drogi – zironizowała. Czuła się
głupio. Stała na środku parkowej uliczki, mierząc się z Tomem spojrzeniami,
mówili sobie same przykre rzeczy i wcale jej się to nie podobało, ale czuła, że
nie można inaczej. Oboje zabrnęli w to za daleko. Oboje popełnili masę błędów,
a do tego jeszcze Lena…Javier się nie liczył, on był tylko pionkiem w rękach
medialnej machiny, aby doprowadzić do tego, co się stało. On jej nie obchodził,
bo to już nie miało znaczenia w poprawie czy pogorszeniu sytuacji między nią, a
Tomem. Jednak Lena… Tom się z nią całował. Spędzał masę czasu. Ktoś zadbał o
to, aby wszystko zostało pieczołowicie uwiecznione, ale Toma to nie obchodziło.
Liczyło się tylko to, co wydawało mu się, że widział, a ona nie miała sił
prosić, by jej uwierzył. Bo ona nie miała sił wierzyć jemu. Świadomość bycia tą
drugą była przytłaczająca. Na to nie pozwoli nigdy. Za nic w świecie nie
pozwoli mu krzywdzić się w ten sposób. Jak on mógł… przecież mówił, że... Kątem
oka spoglądała na Lenę, która odważyła się podnieść wzrok. Ona była śliczna,
taka dziewczęca i zwyczajna. Nie mogła dziwić się temu, dlaczego Tom stracił
dla niej głowę, ale to mogło oznaczać jedno… czyżby już jej nie kochał? – Nic już nie powiesz? – zapytała, gdy
wciąż milczał.
- A prowadzanie się z tym paniczykiem, czym było według ciebie,
Scarlett? – patrzył jej prosto w oczy, słowa cedził, aż nader dokładnie.
- Nie prowadzałam się z nim! – warknęła, czując uderzającą
ją falę gorąca. Nie miała przecież dać ponieść się emocjom. – Mówiłam ci o
kampanii, mówiłam ci o sesjach, mówiłam ci o tym, jaki on ma do mnie stosunek.
Wtedy jakoś ci to nie przeszkadzało. Zostawiłeś tą sprawę mnie, a gdy już
doszły do ciebie te nieszczęsne pogłoski, to nawet nie raczyłeś porozmawiać ze
mną, tylko zawinąłeś się, żeby przybiec prosto do swojej wybawicielki. Jak
widać role się odwróciły i nie przeszkadza ci, że mizdrzysz się z tą bezczelną
suką, która koncertowo złamała ci życie.
- Nie obrażaj mnie! – jej uszu dobiegł piskliwy krzyk Leny i
zagotowało się w niej, przeniosła wzrok na Lenę i podeszła o krok bliżej,
czując, że zbiera się w niej chęć mordu.
- Nie wtrącaj się – warknęła, robiąc kolejny krok w jej stronę,
a Tom zagrodził jej przejście, posyłając jej jedno wymowne spojrzenie. Stali
zbyt blisko siebie, czuła na twarzy jego przyspieszony oddech. Czuła jego
zapach. To było zbyt wiele i tak była na granicy wybuchu. Odsunęła się.
- Zostaw ją w spokoju. Nie mieszaj jej do tego.
- Już to zrobiłeś – odparła chłodno. – Zrobiłeś to wtedy,
kiedy po raz pierwszy wybrałeś ją zamiast mnie – głos jej nie drżał, była
spokojna. Wreszcie organizm przypomniał sobie, jak chować w sobie strach.
Patrzyła mu prostu w oczy, twardo stojąc na ziemi. Nie da mu tej satysfakcji. I
kto by pomyślał, że to właśnie przed Tomem będzie musiała się znów bronić… – Powiedz
mi, do cholery, o co ci tak naprawdę chodzi! – odparła wreszcie. – Mam dosyć
tej przepychanki. Mam dosyć ucieczek, półprawd i niedomówień. Bądźmy wreszcie
ze sobą szczerzy! Choć nie wiem, czy to jeszcze potrafisz! – wybuchła i mając
ochotę zacząć się z nim szarpać, odwróciła się na pięcie i przeszła kilka
energicznych kroków. Nie sądziła, że słowa Toma znów wbiją ją w podłoże.
- Co mam ci, kurwa, powiedzieć?! Że ona pomogła mi, kiedy ty
obraziłaś się na cały świat i wolałaś taplać się w cierpieniu sama, zamiast przejść
przez to ze mną? Że mnie rozumie i potrafi po prostu słuchać? Że ma dla mnie
czas? Że nie goni wiatru w polu, że potrafi skupić się na mnie i być mi
oparciem? Co mam ci powiedzieć, że jest dla mnie tym, kim powinnaś być ty? –
Scarlett powoli odwróciła się, mając wrażenie, że zaraz upadnie. Każde słowo
Toma wypowiedziane z aż nader wyczuwalnym żalem, wnikało w nią powoli i
boleśnie. Wpatrywał się w nią równie zaskoczony, co ona. Czekając na jej
reakcję, jak na swoją własną. Spojrzała mu w oczy; nie zimno, nie wrogo. Po
prostu. Choć nie było w tym czułości. I mogłoby się wydawać, że w tej właśnie
chwili coś się zmieniło. Coś w nich pękło. Cos pchnęło ich ku sobie. To jedno
spojrzenie, które zburzy najgrubszy mur. To jedno spojrzenie, które niweczy
wszystkie niesnaski. To jedno spojrzenie miłości.
Ale tak dzieje się tylko w filmach. Scarlett nie znalazła w
oczach Toma tej wielkiej miłością, która zawsze ja otulała, nawet podczas
najgorszej burzy. Po prostu jej nie było. Wypaliła się?
Na krótką chwilę przymknęła powieki, by zaraz unieść je z
powrotem, choć z ogromnym trudem.
- Może powinieneś – zaczęła cicho, zbliżając się do niego na
odległość na tyle bezpieczną, by nie odczuwała jego bliskości. Ani na sekundę
nie oderwała od niego spojrzenia, gdy zbierając w sobie zdruzgotana wolę,
przemówiła znów. Znacznie pewniej. – Może powinieneś powiedzieć mi to wtedy,
kiedy pierwszy raz przyszło ci na myśl. Może powinieneś wtedy, nim pierwszy raz
poszedłeś do niej a nie do mnie. Może powinieneś wtedy, kiedy był na to czas.
Wtedy, gdy była szansa na to, byśmy nie znaleźli się tutaj!
- A może, gdybyś ty swoje uroki zostawiła dla mnie, a nie
wdzięczyła się przed tym chłoptasiem, nie doszłoby do tego – powiedział to z
tak wielkim opanowaniem, że zaczęło ja to przerażać. Jak mógł być taki
spokojny, gdy właśnie ich być, a raczej nie być, stawało się coraz bardziej
realne! – Trzeba było nie puszczać się z nim, to pewnie nie byłoby całej sprawy
– to stało się poza jej wolą. Zacisnęła dłoń w piąstkę i z całej swojej wątłej
siły zamachnęła się. Nie była na tyle silna, ani szybka, by zdążyć zadać mu
cios, nim zatrzymał jej rękę. Złapał Scarlett za nadgarstek. Zabolało ją. Bez
najmniejszego trudu ścisnął jej kruchą rękę swoją silną dłonią.
- Nie waż się nigdy więcej tego robić – wycedził przez
zaciśnięte zęby. Trzymał ją tak jeszcze chwilę w żelaznym uścisku, póki nie
szarpnęła i nie wyrwała się. Spojrzał na nią z wyższością. Scarlett po raz
kolejny zniosła to spojrzenie, a wręcz przeciwnie, podtrzymała je.
- Wiesz co, Kaulitz? Nienawidzę
cię – zaśmiała się gorzko, patrząc na niego z obrzydzeniem. – Już rozumiem,
dlaczego wciąż wpierasz mi, że spałam z Javierem. Ty po prostu mierzysz mnie
swoją miarą! – zaśmiała się znów, ale tak daleko było jej do wesołości. To było
takie bez sensu. Zawody w tym, kto zrani się bardziej. – Wiesz – podjęła zaraz.
– Ja już zdążyłam zapomnieć, z jakim zaangażowaniem grzałeś pościele zawsze
chętnym, uroczym panienkom. To przecież leży w twojej naturze, ta… niestałość.
To i tak dziwne, że wytrwałeś tak długo, a może nie byłam jedyna? – wzruszyła
ramionami i spojrzała na Lenę. – Lepiej uważaj, w co się pakujesz – przeniosła
z powrotem wzrok na Toma i uśmiechnęła się do niego. – Już wszystko rozumiem.
Zatęskniło ci się do dawnego życia. Czas odświeżyć nawyki, a może i kontakty?
Jedna przez tyle czasu, to już zbyt nudno, nie? – uniosła brew i choć cała w
środku się gotowała, znów wzruszyła tylko ramionami.
- Zamknij się, Scarlett! Jakim prawem wyciągasz to teraz?
Może po to, żeby wybielić siebie? W końcu postąpiłaś nie gorzej. Idąc tym
tropem, to może Javier był twoim pierwszym w drodze ku rozwiązłości? Niezły
początek.
- Pieprz się – warknęła. – Nie chcesz mi wierzyć, to mi nie
wierz. Mam to gdzieś. Nie chce mi się dłużej z tobą targować, kto gorzej, kto
więcej. Uważasz, że cię zdradziłam, w porządku. W takim razie nie ustępuję ci
kroku! – odparowała, mając już naprawdę serdecznie dosyć. Była zmęczona, a jej
umysł pracował na coraz wolniejszych obrotach i wymyślanie ciętych ripost
przychodziło jej z coraz większym trudem. Mierzyli się wzrokiem jeszcze dłuższą
chwilę. Żadne z nich nie odpuściło. Oboje zacięci i nieprzejednani. Upadli w banale bezsensu. Nie raz
powtarzali, że są jak z telenoweli, że wciąż mówili sobie, jak bardzo się
kochają i skończyli tak. W taniej scenie rodem z brazylijskiego tasiemca. Może
te słowa były warte tyle, ile w tej telenoweli?
W najgorszym ze snów nie sądziła, że to będzie tak właśnie
wyglądało. W pewnym momencie, gdy tak patrzyli na siebie, Tom po prostu się
odwrócił. A ona nie zapamiętała z tego spojrzenia nic prócz pustki. To
przeważyło szalę. Pustka między nimi. Zamknięte serca i rozwiązane języki. Było
jak w zwolnionym tempie. Widziała to aż nader dokładnie. Odwrócił się, jakby
zapadnięty w sobie, z przygarbionymi ramionami. I po prostu zaczął iść. Zaczął odchodzić. Zatrzymał się przy
ławce, na której siedziała Lena i wyciągnął do niej dłoń, nie racząc Scarlett
ani jednym spojrzeniem. Lena, zupełnie niepewna, spojrzała najpierw na niego,
potem na Scarlett i znów na niego, by nieśmiało wstać i pozwolić mu objąć się
ramieniem. Wybrał. Po prostu ruszył
przed siebie, nie odwracając się wstecz. Nie odwracając się do niej. Lena to
zrobiła. Przelęknionym wzrokiem spoglądała na Scarlett ponad jego ramieniem,
jednak musiał jej tego zabronić, bo zaraz przestała. Odwróciła wzrok, jakby
patrzenie na Scarlett było czymś wstydliwym. Na jej twarzy nie było triumfu, ani
na jego chyba też. Scarlett nie czuła choćby cienia satysfakcji. Czuła się
jedną wielką przegraną. Bo… do czego to doszło? Co właśnie się stało? Co oni
najlepszego zrobili? Łzy napłynęły jej do oczu, gdy zdała sobie sprawę, co
właśnie stało. Spełnił się jej najgorszy sen. Wiał wiatr, tarmosił strony
gazety. Tańczyły między jednym artykułem a kolejnym, by zatrzymać się na kolorowym
zdjęciu Scarlett i Toma. Jej pierwsze Grammy. Czerwony dywan. Ujawnienie ich
związku. Byli tacy szczęśliwi; kariery obojga kwitły, budowali dom, czekali na
Liama, wszystko się układało i nie liczyło się nic, poza ich miłością. To było
tak niedawno, bo w lutym, a wydawało się, jakby upłynęły całe wieki. Kartka
poderwała się i opadła, a jej oczom ukazał się znów ten feralny pocałunek.
Chyba wciąż w to nie wierzyła. Podniosła wzrok na oddalających się Toma i Lenę.
Nie odwrócił się. Ani razu. Scarlett wciągnęła nosem chłodne, jesienne
powietrze i odgarnęła z twarzy włosy, które wręcz boleśnie targał jej wiatr.
Spojrzała jeszcze raz w jego kierunku, lecz tylko po to, by dokładnie
zapamiętać każdy szczegół jego wyboru, po czym wyszeptała;
- A obiecałeś, że
odwrócisz się, nim odejdziesz – a słowa te, uleciały z wiatrem. Przeminęły
z wiatrem. Już nigdzie jej się nie spieszyło. Odwróciła się do niknących w
oddali postaci i ruszyła w kierunku, z którego przyszła. Wiatr wciąż targał jej
włosy, nogi plątały się ze zmęczenia, a oczy nie gromadziły już łez. Pozwoliła
im płynąć. I w tej właśnie chwili, jej niedawno posklejane z drobnych
kawałeczków serce, znów pękło na milion kawałków. I płakała już głośno. A jej łaknie
niknęło w szumie wiatru.
Tak właśnie wyglądał koniec? Tak właśnie wyglądała chwila,
której bała się śmiertelnie, odkąd zrozumiała, że go kocha? Nie padło żadne
słowo, które świadczyłoby o tym, że to był ich koniec. Ale przecież nie
musiało, wystarczył jej wybór, którego dokonał Tom.
Odszedł, a z jej oczu
zniknął blask. Blask, który nadawał im tylko on.
*
- Oszalałeś, ty zupełnie oszalałeś! – wykrzyknęła Lena,
kiedy wyszli już z parku i skierowali się w kierunku jej domu. – Ona przyszła
do ciebie, żeby to wszystko wyjaśnić, a ty tak po prostu pozwoliłeś jej myśleć,
że miała rację. Jak mogłeś pozwolić jej wierzyć, że coś nas łączy?! – wyrwała
się z uścisku Toma i odwróciła się do niego przodem, zaczynając iść tyłem.
- Przepraszam – odparł, wzruszając ramionami.
- Cholera, ty nie mnie masz przepraszać! Czy ty zdajesz
sobie sprawę, że właśnie doprowadziłeś do końca swojego związku? Związku, który
cię uratował? A teraz ty zamiast
spróbować z nią porozmawiać, uniosłeś się dumą.
- Przepraszam, że cię w to wciągnąłem – odparł znów, jakby w
ogóle nie słuchał tego, co mówiła.
- Jesteś idiotą, Tom! Tu nie chodzi o mnie. Chodzi o to, jak
łatwo odpuściłeś, jak zrezygnowałeś z tego, co kochasz. Godzinę temu mówiłeś,
że jest dla ciebie wszystkim, a teraz ją zostawiłeś. W dodatku też nie byłeś
święty. Ona miała sporo racji. Byłeś ze mną wtedy, kiedy powinieneś być z nią! Popełniłeś
błąd. Mieliście to, o czym marzy wielu, a pozwoliłeś temu upaść. Jesteś głupi –
odparła beznamiętnie i odwracając się, dorównała mu kroku.
- Przepraszam, Lena, ale ja muszę iść – wyglądał, jakby
dopiero ocknął się z zamyślenia. Przepraszam, ja muszę… po prostu muszę – nic
więcej nie mówiąc, zostawił ją kilkadziesiąt metrów przed jej domem, znacznie
przyspieszając. Westchnęła ciężko, gdy znikał jej z oczu, taki przybity i
zgarbiony, a jego ciało otaczała chmura dymu papierosowego. Wiedziała już, że
dzień, w którym wpuściła Isobel Bieglow Parker do swojego domu, był pierwszym
dniem katastrofy, która właśnie się ziściła.
Lubię Lenę.
OdpowiedzUsuń~Panna Aleksandra
OdpowiedzUsuń5 listopada 2011 o 19:43
Koooooooooooooooooooooooooooooooooochaaaaaaaaaaam Cię!!!!! Za szablon i nowy odcinek.:)
~Kalljet
OdpowiedzUsuń5 listopada 2011 o 20:01
to może… ja sobie powzdycham? bo nie wiem co powiedzieć, brakuje mi słów. tę sytuację obie znamy aż nader dokładnie, ten moment, kiedy odchodzi ukochany facet, kiedy staje się zimny i obojętny, a ty nie znasz żadnego słowa, które mogłoby go zatrzymać. można krzyczeć, płakać i tupać, ale to niczego nie zmieni i to jest najgorsze, bezsilność, kiedy osuwa się grunt, a my wpadamy w otchłań rozpaczy…
~Patrycja
OdpowiedzUsuń5 listopada 2011 o 20:12
Jestem w ogromnym szoku. Notka była krótka, ale emocje w niej zawarte… Jesteś cudowna, wiesz? Tak doskonale przekazałaś to co czuła Scarlett, że aż mnie samą zaczęło skręcać w żołądku. I tak czytałam, czytałam i coraz bardziej nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Tom. Scarlett. Ten związek, którego wszyscy wokół im zazdrościli, się rozpadł. Jesteś brutalną pisarką, wiesz? Najpierw Liam, teraz koniec ich związku w momencie, w którym liczyłam na happy end. Wierzę, że szybko wyjaśnią sobie to i owo. I oczywiście, czekam na nową notkę : )
~Patrycja
Usuń5 listopada 2011 o 20:16
Potrzebowałam przejrzeć bohaterów żeby skojarzyć fakty. Jeżeli Isobel jest winowajczynią tego wszystkiego… To kurde, znienawidzę ją z całego serducha! ^^
Dark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 20:06
Taki miałam cel. Pokazanie tej sytuacji głównie oczami Scarlett, bo jakby nie było, poprzedni post zdominował Tom. Wiem, że daję im ciężki los, ale czy gdyby wszystko cały czas szło jak z płatka, to Twoje zainteresowanie wciąż byłoby tak silne? Nie sądzę, bo moje też nie :D Fabuła może wydawać się zawiła, momentami dziwna, ale ja myślę, że to jest dobre. Czasem uda mi się was zaskoczyć – tak jak teraz – i sprawia mi to dziką radość. Myślę, że zaskoczę jeszcze i… to lubię w Prinzu, bo choć fabuła jest zamknięta, czasem sam stwarza pewne alternatywy. Prinz niejako żyje swoim zżyciem, a ja jedynie idę tym tropem, ubierając wszystko w słowa. Jeśli zachowanie Isobel wydaje Ci się niespodziewane, zajrzyj do postu z parapetówką, do pewnego incydentu. Potem, gdzieś po drodze pojawił się fragment, gdy zjawia się ona w życiu Leny. Panna Braun nie zdawała sobie sprawy, jak wielką lawinę ruszyła.
~Kasiek
OdpowiedzUsuń5 listopada 2011 o 20:20
Jezeli tym razem onet zapragnie robić sobie co mu się podoba, to chyba sie kapkę zdenerwuję. Wiesz co? Nie wiem jak to się stało,bo w koncu wiedziałam, że to nastąpi, prawda? Wiedziałam, czytałam i byłam teoretycznie przygotowana. Ale to tylko teoria. Bo czytając miałam ciarki, co znaczy, że emocje, które ‚włozylas’ w tekst przechodzą na mnie. Łezka się zakręciła tez! A kiedy padły te słowa „Odszedł,a z jej oczy zniknął blask…etc” to poczułam się jakby własnie sie coś skonczyło. Jakby to był koniec i miał nastąpić tylko epilog! Dzięki Bogu, tak nie bedzie, ale to tylko pokazało mi, że jak już dotrzemy do epilogu, to chyba zalicze mocna depresję. Podoba mi się tomowy nagłowek, w któym on tak odchodzi^^ No i, jak już mowiłam, uwielbiam takiego Toma! Jest totalnie cudowny, bo taki nieidealny. Do cna prawdziwy. I nie mowilam o tym, ale wiesz, dobre bylo jak Scarlett w klotni wrociła do jego starego zycia i zaczela to wyciagac. To bylo takie…typowe. Ale nie banalne, nie typowe w złym znaczeniu, wrecz przecinie. To bylo tak prawdziwe. Nawet padły tam słowa,ze to co robili jest głupie, bo to licytacja, kto dłużej wytrzyma. I to jest świeta prawda. Bo czyż nie tak wyglądają kłótnie w prawdziwym życiu?I wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem. Pocisłaś Misia!:*
~Sarah
OdpowiedzUsuń5 listopada 2011 o 23:31
Nie wiem co napisać. Zwyczajnie nie wiem. Zawarłaś w tej części niemalże wszystko. Każdą cząstkę emocji, uczuć. Kiedy czytałam jak Tom się zachowywał, co mówił, w jaki sposób to robił, z moich ust padały takie słowa: O matko, o ja cię, o Jezu, aż w końcu CO ON ROBI?! Ale przecież o to chodziło. To było banalne, ale tak jak napisałaś, oni wręcz utonęli w tym bezsensownym banale, w czymś co wcześniej uznaliby za niedojrzałe, dziecinne, głupie. Czegoś zabrakło, nie, może inaczej. Pewna cząstka ich związku, pewny element, mały puzzel się gdzieś zgubił. Stracili z oczu, to, co w pewnym momencie uznali za błahostkę, bez której ich związek może trwać nieustannie. Owe ‚coś’ błahostką się jednak nie okazało. Wręcz przeciwnie to był najistotniejszy element układanki. Wybacz, tę, może dość nieudaną, niezrozumiałą i zagmatwaną metaforykę..ale ja właśnie tak to czuje. Ta ich rozmowa, ich zachowanie, słowa… to wszystko było niby takie proste, banalne, oklepane i rodem z telenoweli, a jednak tak cholernie prawdziwe i pasujące jak ulał. Nie wiem jak Ty to robisz Dark, że coś pozornie oklepanego zamieniasz w dzieło sztuki, w PRAWDZIWE dzieło sztuki nad którym nic tylko się rozpływać. Wielki kunszt, naprawdę, nie wszyscy tak potrafią. Właściwie nieliczni. Ty do nich należysz i bardzo Ci za to dziękuje. A ten moment w którym włączyłam muzykę, ta chwila w której Tom z zimną krwią i pękniętym sercem się odwrócił, rozłożył mnie na łopatki. Scarlett otumaniona, z równie mocno pękniętym sercem patrząca na to wszystko co się dzieję wokół niej, nieobecnym wzrokiem…Oczy mnie piekły niemiłosiernie, a gdyby nie moi współlokatorzy to podejrzewam, że rozbeczałabym się jak dziecko. Jeszcze raz Ci dziękuje za tą część, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, biorąc pod uwagę rozstanie S. i T i ten przełomowy moment. I wielkie chapeau bas.P.S Powiedz, że nie będziemy musieli dlugo czekać na 63! Proszę proszę proszę!
Dark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 20:16
Masz rację, to coś umknęło im już tuż po urodzeniu Liama. To wtedy w Tomie zaczęło coś się zmieniać, a w Scarlett obudził się niepokój. Później zaczęła się cisza i niedomówienia. Ja nie wiem, co ja robię, czy ja robię. Wiem, że pierwszy raz od dawna było tak, jak chciałam. Ten post to było bardzo wiele emocji, napisał się sam, bo bardzo na to czekałam i jestem niesamowicie zadowolona. Jednak dziękuję.
~Sarah
Usuń5 listopada 2011 o 23:36
P.S 2 : Wiedziałam, że o czymś zapomnę, wiedziałam. Szablon jest n i e z i e m s k i. Kolor fioletowy pasuje tu jak ulał, a odchodzący Tom… ah.ah.ah. I d e a l n i e. Mam wielką nadzieję, że ten wygląd zagości tu na dłużej.
~Ariel
OdpowiedzUsuń6 listopada 2011 o 00:01
W końcu! Ileż ja czasu na to czekałam. :D
Dark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 20:54
faktycznie się naczekałaś. razem byli aż tak bardzo nie do zniesienia?
~Lestat
OdpowiedzUsuń6 listopada 2011 o 13:48
To było… fenomenalne. Ja wiem, że powinnam się tego wszystkiego spodziewać, bo przecież to nie mogło się skończyć dobrze, po prostu nie mogło. I w zasadzie nawet się spodziewałam. Ale kilka razy podczas czytania i tak otwierałam usta ze zdumienia. Dosłownie. Raz to nawet tak mi szczęka opadła, że chyba się przebiła przez podłogę, ale nieważne. Nie oczekiwałam takich słów. Nie oczekiwałam takiego końca. Nie spodziewałam się, że tak to będzie wyglądać. A wyglądało strasznie. Te wszystkie słowa, które między nimi padły i te, których zabrakło, te wszystkie spojrzenia, puste, straszne spojrzenia, wszystkie ich gesty, ich zachowanie. Było mi zwyczajnie smutno, gdy czytałam ten rozdział, wiesz? Bo to było cholernie smutne. I nie wiem komu miałam ochotę mocniej przyłożyć w twarz. I ogromnie współczułam Lenie, że musi tam siedzieć i tego wszystkiego słuchać, że musi na to patrzeć. To powinno się rozegrać tylko między nimi, bez osób trzecich i Tom miał całkowita rację, gdy ją potem za to przeprosił. Za to, że ją w to wplątał. Bo nie powinien. Przynajmniej jedno jego zdanie w tym rozdziale miało sens i mogłabym się z nim zgodzić. A tak w ogóle, wspomnę o tym teraz, bo potem pewnie zapomnę, ostatnio zaczyna mi się podobać Lena. Na początku jej nie lubiłam, bo czułam, że nic dobrego nie wyniknie z jej pojawienia się, ale teraz… jakoś tak z każdym rozdziałem zyskuje sobie odrobiny mojej sympatii. Choć wiem, że jest tu piątym kołem u wozu, że wszystko burzy, że jest przyczyną tego końca. Ale mimo wszystko chyba zaczynam ją lubić. Bo wydaje się być bardzo w porządku, bo jako jedyna z tej trójki wydaje się myśleć, myśleć i trzeźwo, i chyba jako jedyna dostrzega co tak naprawdę się dzieje. Niezwykle ciekawa postać, choć na początku, gdy się pojawiła, przyznam szczerze, nie do końca rozumiałam po co, a poza tym wydawała mi się strasznie mdła. Zmieniam zdanie, co mnie cieszy, bo lubię, gdy autorzy mnie zaskakują.
A wracając do głównego wątku. To rozstanie było cholernie smutne. I wszystko było bardzo nie tak. Nie tak jak być powinno. Te wszystkie słowa, którymi nawzajem się karmili, to było okropne. Wywlekanie wszystkich brudów, wyrzucanie z siebie wszystkich żali, tych prawdziwych i tych wyimaginowanych. To nie powinno się zdarzyć. Nie między nimi, zbyt wiele razem przeszli, zbyt dobrze się znali, zbyt mocno się kochali. Zwyczajnie smutno było mi o tym czytać. O tym, jak nagle stają się dla siebie obcymi ludźmi. Też to przeszłam, wiem co to znaczy, jak nagle, z dnia na dzień wszystko się kończy, jak ktoś, kto był najbliższy, nagle staje się kimś zupełnie obcym… To nie powinno się zdarzyć. Nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego, jak będą przez to cierpieć. Zbyt wiele padło tutaj słów, które nie powinny paść nigdy. Gdy Tom powiedział „To ciebie nikt tutaj nie zapraszał” dosłownie opadła mi szczęka. I w zasadzie wciąż zbierałabym ją z podłogi, gdyby Scarlett bardzo szybko nie odparowała bolesnymi oskarżeniami. Nawet mnie bolało, gdy czytałam o tym, jak nawzajem ranią się słowami, więc co dopiero musieli czuć i przeżywać oni. To naprawdę jest koniec? I tak on wygląda? Rzeczywiście, trochę jak z telenoweli, ale telenowele zwykle kończą się jednak wielkim happy endem. Co innego życie. Zawsze doceniałam w Twoim opowiadaniu realizm i boję się tego, co teraz ten realizm może przynieść. Ale nie mogę się tego doczekać, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów i tego co dla nich przyszykowałaś. Jestem niesamowicie ciekawa. Wiesz, ja tak naprawdę nawet nie wiem kogo mam za to obwiniać. Za ten koniec. W pierwszej chwili pomyślałam, że wszystkiemu winna jest Scarlett, potem, w trakcie ich kłótni, zmieniłam zdanie i sądziłam, że to Tom bardziej zawinił. Ale teraz to już sama nie wiem. Oboje się do tego przyczynili. Wina zawsze leży pośrodku. Oboje powiedzieli zbyt dużo, zbyt dużo przemilczeli, zbyt wiele i zbyt mało zrobili. Czy mogło się to inaczej skończyć? I co dalej? Przecież to Scarlett i Tom! Przecież to ich wielka miłość. Która przeminęła z wiatrem? Czekam, czekam na to, co zaplanowałaś, bo naprawde jestem niesamowicie ciekawa. Zwłaszcza, że zainteresował mnie też tytuł rozdziału, nawiązujący do tytułu prologu. Wiem, że to jeszcze nie koniec (co bardzo mnie cieszy), ale zastanawia mnie co może być dalej. Co będzie dalej. Czekam ;*
UsuńDark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 21:14
Lena jest tutaj takim zagubionym stworzonkiem. Może wydawać się mąciwodą, ale ona tak naprawdę robiła wszystko, żeby polepszyć los swojego synka. Od początku chodziło jej o to. Kiedy wpuściła do życia Isobel, kiedy zaczęła walczyć o zainteresowanie Toma, kiedy zbliżała się do niego i pragnęła, by to odwzajemnił. Było w tym tylko odrobinkę egoizmu, bo przecież wciąż wydawało jej się, że kocha, T. Początkowo, te trzy lata temu, wyklarowałam jej postać inaczej. Miała być zdegenerowaną upadłą kobietą, które będzie żerować na Tomie, ale… ale Lena dojrzewała we mnie i kiedy przyszło co do czego, wiedziałam już, jaka naprawdę jest. Kłótnie chyba takie są, zupełnie bezmyślne, irracjonalne, mówi się wtedy to, czego się nie chce, ale zranienie tej drugiej osoby nagle staje się priorytetem. Oboje pragnęli pogodzenia, ale duma wzięła nad nimi górę. Ja też nie mogę doczekać się przyszłości. W Prinzu zaczyna się nowy etap i to dla mnie też będzie nowe doświadczenie. Bohaterowie znajdą się w zupełnie nowych sytuacjach, niekoniecznie łatwych, ale też niekoniecznie bardzo bolesnych. Choć… no sama nie wiem, ciekawa jestem reakcji.
~dori
OdpowiedzUsuń6 listopada 2011 o 17:26
o. mój. Boże.to wszystko było takie do przewidzenia, choć opcji było kilka, jak zawsze. i mimo tego zaskoczyłaś mnie bardziej niż się tego spodziewałam. naprawdę się zdenerwowałam i wzruszyłam zarazem. nienawidzę takich sytuacji jak ta między Tomem i Scarlett. nienawidzę nieprzemyślanych ruchów i prób ucieczki przed konsekwencjami poprzez obarczanie kogoś swoimi winami, byleby dopiec i byleby wyłowić czyjeś potknięcia, błędy, zapominając o wlasnych. czułam i widziałam cisnące się między nimi błyskawice. wszystkie emocje, każde spojrzenie, każdy najmniejszy ruch. jesteś mistrzynią, Dark. i wcale nie przesadzam ani nie słodzę. mało kto umiałby napisać podobną scenę w sposób iście realistyczny.to jeszcze nie koniec, więc oni jeszcze będą walczyć, tak? ciekawe tylko czy przeciw sobie, czy o siebie nawzajem, by powrócić. nie wiem do konca komu bardziej kibicuję w tej walce. przecież żadne z nich nie jest bez winy.brak mi słów na to wszystko. chyba poproszę tatę, żeby kupił mi na urodziny porządny słownik.ps fenomenalny szablon
~Dark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 22:10
Ja myślę, że póki co, to oni oboje przegrali. Kilka nieprzemyślanych ruchów, przemilczenia, nieodpowiednie słowa i… miłość może nie wystarczyć. Bo oni przecież ani słowem nie powiedzieli o tym, że przestali się kochać, prawda? W tym tkwi sęk. To na pewno nie jest koniec. Przed S i T jeszcze wiele.
~Agnes
OdpowiedzUsuń6 listopada 2011 o 19:01
muszę to powiedzieć: OD DAWNA NA TO CZEKAŁAM! Na ten przełom :) i bardzo dziękuje :* <3 mam nadzieję, że Scarlett wyjdzie z tego jeszcze silniejsza i pokaże na co ją stać zarówno w kwestii muzycznej jak i prywatnej. zastanawiam się co będzie z ICH domem, chyba najprościej byłby go sprzedać… ale to już pozostawię Tobie ;) mam nadzieje, że Tom dostanie nauczkę i Isobel wyleci w powietrze za to co zrobiła! wrr.. od początku nie lubiłam tej postaci ;Pale puki co chcę zobaczyć twardą i zimną Scarlett, która jest bezwzględna, tak jak on był bezwzględny dla niej. o nie… to brzmi jakbym była żądna zemsty ;D
~Dark Queen
Usuń10 listopada 2011 o 22:11
myslę, że tych przełomów będzie teraz trochę^^ w każdym razie, wszystko nabierze barw i zajmie swoje miejsce, a dom… dom to chyba ostatnia sprawa o jakiej myślą.
~burlesque
OdpowiedzUsuń6 listopada 2011 o 18:19
Jestem w szoku.
~dirrtyfighter.
OdpowiedzUsuń11 listopada 2011 o 19:46
Scarlett już znalam z tej strony i jej zachowanie wcale mnie nie zdziwilo, wrecz podziwiam w niej to, ze jako jedna z niewielu kobiet potrafia zniesc cos takiego z duma, nie dac zrobic z siebie szmaty, co zwykle dzieje sie przy takich rozstaniach… ale Tom? nie spodziewalabym sie tego po nim. nie po tym T., ktory walczyl o S., staral sie, oswajal ja, ocalal, troszczyl, nie po takim T., ktory cale swoje obecne zycie, swoja sile i szczescie wybudowal tak naprawde dzieki niej i dla niej. byc moze przegapilam moment, w ktorym te cechy zostaly w nim uspione, ale jego zachowanie zupelnie w glowie mi sie nie miesci. tak jak w poprzednim odcinku bylo zupelnie odwrotnie. w pewnym sensie to dobrze, ze piszesz w perspektywy jednego bohatera, ale nie zawsze to ulatwia sytuacje, w niektorych sytuacjach moglabys bardziej ujawnic to, ze jestes narratorem wszechwiedzacym i przyblizyc choc w pewnym stopniu uczucia tej drugiej strony. chociaz wiem, ze u ciebie nie ma tak latwo. trzeba sie domyslac, wyciagac wnioski. moze to i dobrze, choc czasem gubie sie we wszystkim. masz tu naprawde ogromna ilosc postaci i fabuly. no, ale nie o tym mialam mowic. chcialam powiedziec, ze podziwiam cie za obmyslenie tak doskonalego, zlozonego procesu wyniszczania ich zwiazku. to jest jak lawina, ktorej kamyczek zostal popchniety juz dawno, dawno temu, kiedy nawet nie bylismy w stanie przewidziec do czego to doprowadzi. smierci L. byla tym pierwszym, duzym glazem, ale wydaje mi sie, ze te „kamienie” sypaly sie juz przed jego urodzeniem. od tej klotni, bodajze w piwnicy, od nie pojawienia sie T. przy porodzie, od zepchniecia go na drugie miejsce… mam racje? tak naprawde, jako osoba wierzaca w przeznaczenie uwazam, ze chwila ich spotkania sie w tym klubie byla wlasnie poczatkiem wszystkich konsekwencji, ktore za soba pociagnela, i cala ich znajomosc zmierzala wlasnie do tego punktu. innymi slowy, nie mogli tego uniknac – w taki, czy inny sposob i tak doszlo by do czegos takiego. ale nie myslalam, ze to potoczy sie w ten wlasnie sposob. nie myslalam, ze T. potrafi byc tak chamski, bezczelny, tak pozbawiony uczuc, S. tez nie usprawiedliwiam, bo nie byla dla niego dobra, ale bronila sie i nie mam jej tego za zle – wiesz, szczerze mowiac widywalam i slyszalam o wielu kobietach, dziewczynach, ktore na wlasne zyczenie daja siebie ponizac, upokarzac, ktore sie korza, przepraszaja ze lzami w oczach, odpuszczaja, daje sie spychac na nizsze miejsce, niz mezczyzni, odbierac sobie swoja kobiecosc i wartosc – i wlasnie dlatego solidarnosc jajnikow karze mi trzymac strone S. i byc z niej dumna. bo nie rozumiem tak uleglych kobiet, ktore daja sobie wszystko odebrac w imie milosci. przeciez to nie na tym polega. a T. jest zwyklych tchrzem, nawet nie wiesz, jak oburzyla mnie scena, w ktorej zatrzymal reke S. prawdziwy facet tak nie robi. powinien zniesc z honorem to, na co zasluzyl, obrazajac ja. czasem sie zastanawiam, jak ludzie, ktorzy sie kochaja, moga mowic sobie takie rzeczy. czy nie zal im wszystkich przezytych razem rzeczy, uczuc, obietnic, tego wszystkiego, co budowali od podstaw? ale czasem milosc faktycznie nie wystarcza. czasem odsuwa sie na drugi plan. czasem ludzie sie kochaja, a nie moga ze soba byc. nie rozumiem tego i przeraza mnie to. powiedz mi w tajemnicy, czy Isobel i Javier maja cos wspolnego z Serena i Majkiem?
~Dark Queen
Usuń13 listopada 2011 o 15:19
Wiesz, ja myslę, że gdybym dokładnie przybliżała wciąż i wszystko, to stałoby się nudne. A te wewnętrzne niejasności, o których mówisz, wyjaśnię w najbliższych postach, które chyba zbliżą się do tych, które pisywałam na początku. Mam na myśli emocjonalność, bo teraz to właśnie uczucia zdominują akcję. Tak mi się wydaje, zobaczymy, jak to wyjdzie. Tom zaskoczył prawda? Scarlett nigdy nie miała problemów z byciem zimną, złą i krzywdzącą. Ale on bywał zagubiony, ale nigdy brutalny, choćby w słowie. A teraz wylało się z niego to co kisił w sobie od wielu miesięcy. Wylać się powinno, ale skierowało się to w złą stronę. Masz rację, to rozstanie, jak wszystko tutaj, nie było dziełem przypadku. Zapowiadałam je… nie chcę skłamać, ale od narodzin Liama. To wszystko składało się na taki finał. Wiesz, oni byli tak nabuzowani niepewnościami, że nie myśleli o tym, jak bardzo są dla siebie ważni. Na to przyjdzie czas teraz. Na zastanowienie, bo wtedy zaślepiła ich bezmyślność. Ale tak jak mówię od początku – nie wątp w ich miłość.
~d.
Usuń22 listopada 2011 o 15:43
to chyba jest przyczyna rozpadu wielu zwiazkow. ludzie nie potrafia zapanowac nad emocjonami. krzycza na siebie, robia sobie wyrzuty, wyciagaja sprawy sprzed lat. tak nie powinno byc. przeszosc to przeszlosc. jakie to przykre, ze nigdy nie mozna jej do konca zostawic. i nikt mi nie wmowi, ze to jest inaczej, bo pewne rzeczy zawsze wracaja. w ich milosc nie watpie. to wlasnie milosc sklonila ich do tego wszystkiego, z milosci rodzi sie strach, zazdrosc, niepewnosc. zastanawiam sie tylko, czy milosc jest w stanie przetrzymac wszystko. wydaje mi sie, ze nie, ze nawet prawdziwa milosc umiera, gdy sie jej nie pielegnuje, oraz ze nawet gdy sie ludzie kochaja, to i tak nie zawsze moga byc razem. to przykre, ale wierze, ze im sie uda.
~Agnieszka
OdpowiedzUsuń13 listopada 2011 o 13:01
to jest Twoja najlepsza notka wiesz? chyba nigdy tu nie komentowałam, choć zawsze czytam. ale ten rozdział wymaga komentarza. opisałaś to w sposób tak piękny że brakuje mi słów, muzyka jest dobrana idealnie, przeważa szalę, można płakać. bardzo pięknie i bardzo smutno. gratuluję Ci tej wspaniałości.
Dark Queen
OdpowiedzUsuń21 listopada 2011 o 20:41
to miłe, że zdecydowałaś się zostawić słowo. to był specyficzny post dla mnie i dla Prinza, więc bardzo ciesze się, że go doceniłaś.
~Sarah
OdpowiedzUsuń20 listopada 2011 o 17:00
Ojenyojenyojeny chyba umrę z ciekawości.
~eva
OdpowiedzUsuń21 listopada 2011 o 16:58
Z jakiego kraju pochodzi Scarlett?
Dark Queen
Usuń21 listopada 2011 o 20:30
jest Niemką, niejednokrotnie to powtarzałam.
~eva
Usuń22 listopada 2011 o 14:48
to wybacz… a w Niemczech jest takie imię Scarlett? może nawet nie raz czytałam jak o tym pisałaś ale zapomniałam. strasznie podoba mi się to imię
~d.
Usuń22 listopada 2011 o 15:39
tak mi się nasuwa na mysl – jakim cudem ona jest ladna, skoro jest niemka? xd
Dark Queen
Usuń22 listopada 2011 o 23:35
odpowiem wam obu na raz, okej? ^^ i tak nie macie wyjścia :DEvo, od tego jestem, aby wyjaśniać takie rzeczy, nic się nie stało. Scarlett to nie jest niemieckie imię. jednak tą sprawę też poruszałam. Sophie miała bzika na punkcie ‚Przeminęło z wiatrem’, kiedy była w ciąży ze Scarlett, stąd to imię. ‚Scarlett, to miłość, która nie przemija z wiatrem’.D. jak ona może być ładna? spójrz na jej rodziców. jak można nie być ładnym, ba, pięknym, będąc córką pary mcsexych! xD a poza tym, ma francuskie korzenie. dziadek Durand był francuzem, a dziadek O'Connor w połowie Irlandczykiem :d
~d.
Usuń27 listopada 2011 o 22:34
to wyjasnia wszystko. chociaz, tak juz na serio, jakos nie wierze, zeby wszystkie niemki byly brzydkie, to w koncu nie zalezy tylko od pochodzenia. ale fakt faktem, ze zdecydowana wiekszosc jest. a, i mam nadzieje, ze skojarzylas, ze d. to skrot od dirrtyfighter? bo mi po prostu nie zawsze chce sie pelnym nickiem podpisywac.
Dark Queen
Usuń28 listopada 2011 o 18:53
oczywiście, że wiem, że to Ty ^^ trzeba było sobie wymyślić krótszy nick :Ptak, niemcy – w większości – nie szczycą się urodą. ale no. pochodzenia się nie wybiera.
~Agnes
OdpowiedzUsuń23 listopada 2011 o 21:45
o nie, o nie! przeczytałam prolog i teraz chyba coś mi świta… to nie może się tak skończyć! :P błagam! niech to tylko nie będzie zakończenie, bo tu padnę z rozpaczy… przez to zaczyna mi się robić smutno :(( gdyż mam wielki sentyment do tej historii.