Tytuł: Paulo Coelho
Jedenaście minut
Lestat.
*
9. miesiąc od rozstania; lipiec 2012
Przyjemny, letni
wiatr rozwiewał włosy Scarlett, gdy delektując się ciszą i ciepłem, czytała na
tarasie. Wszystko zostało już w pełni zagospodarowane. Pracownicy zniknęli z
jej mieszkania kilka tygodni wcześniej, a ona zdążyła się już trochę zadomowić.
Cały taras wyglądał jak z bajki. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, że
można stworzyć ogród na dachu. Więc miała swój kącik wypoczynkowy, altanę z
prawdziwego zdarzenia, zieleń, kwiaty i zioła, wśród których łapała słonko,
choć tkwiła w środku miasta. Na stoliku leżało opasłe tomisko Przeminęło z wiatrem, które niedawno
skończyła czytać, a ona trzymała na kolanach otwartą na jednej z pierwszych
stron Scarlett. Nigdy nie sięgała po
tą kontynuację, bo jakoś nie ciągnęło jej do czegoś, co było rozwinięciem
powieści, a nie wyszło spod pióra Mitchell. Jednak teraz, gdy miała dużo
wolnego czasu i zbyt wiele poświęcała go na myślenie, uznała, że czas najwyższy
przeczytać tą książkę po raz kolejny i zajrzeć do jej ciągu dalszego. Większość
życia porównywano ją do głównej bohaterki, nie tylko przez wzgląd na imię, więc
łudziła się, że kiedy zagłębi się w jej historię, znajdzie odpowiedzi na
dręczące ją pytania. Mimowolnie zerknęła na ostatnią stronę. Scarlett wygrała
swoje szczęście. Nie poddawała się, walczyła. Często zaliczała upadki, ale z
każdego się podnosiła. Miała swoje wspaniałych dzieci. Brunetkę bulwersowało,
że tak bardzo je ignorowała. Jednak nie to było najistotniejsze, bo nie
odgrywały one wielkich ról w życiu ich matki. Scarlett pochłaniała każde słowo.
Już zapomniała, jak bardzo kiedyś lubiła tą powieść. Zwłaszcza, gdy było jej
smutno, wracała do fragmentów, gdzie główna bohaterka radziła sobie ze
wszystkim i pomimo wszystko. Kiedyś też tak umiała, teraz już nie była tego
taka pewna. Irytowało ją to, że nie potrafiła zebrać się w sobie i zmienić
wszystko, jak kiedyś.
Gdy Rhett znów
odrzucił Scarlett, zamknęła książkę z trzaskiem. Skrzywdziła go, ale czy musiał
być taki zgniewany? Taki hardy i nieugięty? Powinien wcześniej rozwiązać
problemy, jakie ich dzieliły, a nie odwracać się od niej, gdy obojgu było im
ciężko. Skądże ona to znała…Wróciła do mieszkania, dzierżąc pod pachą książki i
stanęła na – jak to nazywała – balkonie. Podobało jej się to rozwiązanie. Za
sobą miała drzwi do pokoi, a przed sobą nieogarnioną przestrzeń. Twórca tego
pomysłu był dla niej geniuszem. Zaniosła książki do sypialni i po drodze
zajrzała do swojej łazienki, potem do pokoi gościnnych i łączącej je kolejnej
łazienki, a potem do sali lustrzanej, którą kazała zrobić z dwóch pozostałych
pokoi gościnnych. Nie uważała, by kiedykolwiek potrzebowała więcej. Jeszcze
nikt u niej nie nocował i nie zanosiło się na to, więc cztery sypialnie dla
gości były przesadą. Lubiła czasem przechadzać się po domu, bo napawał ją dumą.
Wszystko, co tam było zawdzięczała sobie i cieszyła się z każdego najmniejszego
bibelotu. Wszystko było wypieszczone i wysprzątane, bo gdy jej się nudziło –
zajmowała się właśnie tym.
Kiedy postanowiła
się wyprowadzić z domu rodzinnego, widziała światełko w tunelu. Własne
mieszkanie miało być jej sposobem na dojście do siebie. Wkładała w nie całą
swoją energię i zaangażowanie, dzięki czemu odpychała niechciane myśli. Była
zaaferowana do tego stopnia, że nawet nie zauważyła, kiedy wszystko zostało
wykończone, a ona, siedząc samotnie w dzień taki jak ten, musiała przyznać, że
to nie był jej gwarant szczęścia, że dzięki temu mieszkaniu nie czuła się wiele
lepiej. Wciąż czegoś jej brakowało.
I jeszcze nie
wiedziała czego.
Godzinę później, gdy
kontynuując lekturę dopijała latte macchiato, rozdzwonił się domofon. Nie ten,
którym bezpośrednio otwierała bramę, a potem drzwi, ale ten, którym łączyła się
z dozorcą. Zdziwiła się, bo nikogo się nie spodziewała.
- Tak?
- Pani O’Connor,
przyszła jakaś pani i twierdzi, że bezzwłocznie musi się z panią widzieć. Nie
mam nikogo na liście gości i nie wiem, co zrobić.
- W porządku, panie
Bachmann. Jak się nazywa? – tu nastała chwila ciszy, ale Scarlett już
przeczuwała, kto ją odwiedził.
- Przyszła pani
Bieglow-Parker.
- Niech pan ją
wpuści – odparła i odłożyła słuchawkę. Mogła się spodziewać, że Isobel do niej
przyjdzie. W końcu od kilku miesięcy nigdzie się nie pojawiła, a to oznaczało
mniejszy strumyk gotówki spływający do kieszeni jej menager. Pognała do
garderoby, gdzie wciągnęła na siebie czarną, długą bluzkę na ramiączkach.
Powyciągany T-shirt nie był najlepszym strojem na powitanie nieskazitelnej
Isobel. Przeczesała palcami włosy, ale zdawała sobie sprawę, że dawno straciła
nad nimi kontrolę. Sięgały jej pośladków, a nawet częściowo je zakrywały i
pogodziła się z tym, że może nad nimi zapanować tylko, jeśli ściśnie je w
warkoczu. Lubiła swoje loki, ale były bardzo męczące. Więc sobie darowała. Zamiast
dzwonka usłyszała donośne pukanie.
- Jestem w szoku, że
pofatygowałaś się na tą prowincję – mruknęła, gdy wpuszczała Isobel do środka.
- No, no, no. Nieźle
się tu urządziłaś – odparła, jakby zupełnie nie słyszała słów Scarlett. – Nie
posądziłabym cię o taką fantazję.
- Dzięki, Isobel –
dziewczyna wywróciła oczami i ruszyła do kuchni. – Chcesz coś do picia?
- Wodę gazowaną,
jeżeli masz.
- Pewnie, że mam.
Siadaj – zabrała ze stołu swoją szklankę i książkę. – Co cię sprowadza?
- Rozumiem, że
pytasz retorycznie – odparła Isobel, wyjmując z torebki netbooka. – Słuchaj,
Scarlett. Ja rozumiem, że życie osobiste nie układa ci się, jak z bajki, ale musisz
wiedzieć, że nikt nie ma lekko – spojrzała krytycznie na brunetkę, a potem na
palemkę w swojej wodzie. Upiła spory łyk i kontynuowała tyradę. – Zaczynasz
karierę wyśmienicie, tak jak marzyłby sobie każdy muzyk. Z miejsca wskakujesz
na pierwsze miejsca. Potem znikasz, rodzisz dziecko, nie ma cię. Potem znikasz
jeszcze bardziej, bo je tracisz. A kiedy rozstajesz się z Tomem, Internet huczy
od plotek. Potem wracasz. Znów jesteś na szczycie, jakbyś pstryknęła palcem i
masz. Świat cię kocha coraz bardziej, bo wie, ile przeszłaś. A potem znowu
znikasz i nie ma cię i nie ma. Ludzie spekulują, tworzą miliony plotek, jesteś
na językach niemal nieustannie odkąd skończyłaś promocję reedycji, twoja
popularność ani na chwilę nie maleje, ludzie kupują płyty, ale Scarlett. To nie
będzie trwać wiecznie. Ludzie czekają w napięciu, bo wydaje im się, że
nagrywasz. W dodatku w sieci pojawiły się zdjęcia z tym całym Timem –
dziewczyna spojrzała na nią zaskoczona. – Tak, sprawdzili go i dokładnie
wiedzą, z kim się spotykasz, gdzie, a nawet kiedy. Więc sensacja jest ogromna,
bo nie nastąpiło wielkie pojednanie z Tomem, a pojawił się inny przystojniak,
więc. Scarlett, nie każę ci nagrywać nowej płyty, bo wiem, że nie zrobisz tego
póki, nie zechcesz, ale zacznij się znów pokazywać. Zorganizuję ci jakieś
występy, może mini koncert, w sierpniu jest MTV Video Music Awards, więc możesz
tam iść. Będziesz dla nich gratką. Nie zmuszam cię do nieustającej pracy,
chodzi o to, żeby ona była w miarę ciągła. Ludzie nie są do ciebie przywiązani
na zawsze. W każdej chwili mogą odejść. Może wydasz singla, który mógłby mieć
premierę na gali albo w jakimś programie. Musisz coś robić, cokolwiek, co
utrzyma cię na powierzchni. Muzyka może i jest twoją pasją, ale teraz to też
praca, a o pracę trzeba dbać – Scarlett, która dotąd stałą oparta o blat
szafki, usiadła i popatrzyła chwilę na Isobel zajętą pisaniem czegoś.
- Wiem, że muszę
pracować. Wiem, że nie mogę zaniedbywać fanów. Dlatego zgodziłam się na
twittera i sumiennie go prowadzę. Wiem też, że to tylko namiastka i oni czekają
na moją muzykę. Ostatnio wrzuciłam im krótkie nagranie z nową piosenką i
świetnie się przyjęło. To mało, ale na razie musi im wystarczyć. Wiem, że inni
też mają źle, ale ja nie jestem inni. Teraz mam czas dla siebie i układam sobie
wszystko w głowie. Napisałam kilka piosenek i układałam melodie. Pracowałam też
z Mattem, podsyłam chłopakom teksty i pracują nad muzyką. Nie siedzę
bezczynnie, ale nie zamierzam dopuścić do tego, żebym zaczęła myśleć o muzyce
jak o pracy. Mów, co chcesz. Kiedy będę gotowa wrócić, zrobię to.
- Scarlett, jesteś
gorsza niż dziecko – odparła zniesmaczona.
- Trudno. Wybacz Isobel,
ale to ty pracujesz dla mnie, a nie ja dla ciebie – kobieta uniosła jedynie
brwi, jakby zaskoczona uwagą Scarlett.
- Jak sobie chcesz,
ale masz rację, pracuję i telefony tego całego Fontaine wcale mi tego nie
ułatwiają.
- Co on ma do tego?
- Wydzwania, pisze,
robi wszystko, żeby dostać możliwość spotkania się z tobą. Znaczy nie on, jego
menager.
- Jeszcze tego mi
brakowało – prychnęła.
- To każ mu się
odwalić i tyle.
- Pomyślę o nim
później i dam ci znać, co zrobić.
- Zatem namyślaj się
szybko. Pamiętaj, że czas to pieniądz – powiedziawszy to, wstała i nie siląc
się na większe pożegnania, skierowała się do wyjścia, ale mniej więcej w
połowie drogi zawróciła. – Zapomniałabym. Ostatnio pomyślałam, że mogłabyś
zająć się dobroczynnością. Wiesz, wspomóc budowę studni w Sudanie albo jakieś
biedne dzieci. Dzięki temu ludzie wiedzieliby, że jesteś i masz powód, żeby nie
robić muzyki. Chociaż na chwilę – powiedziawszy to, wyszła. Scarlett stała tak
jeszcze przy drzwiach dłuższą chwilę, rozmyślając nad minionymi dwudziestoma
minutami i nas tym wszystkim, co powiedziała jej Isobel. Muzyka, gale,
dobroczynność. Wszystko było interesem, ale Scarlett nie miała jeszcze
pewności, co z nim zrobić. Co istotniejsze, Isobel mogła przekazać jej to
wszystko przez telefon czy podczas wideokonferencji. Koniec końców doszła do
wniosku, że menager pewnie chciała ją sprawdzić. Wzruszyła ramionami i wróciła
do książki. O całej reszcie wolała pomyśleć później.
*
Na początku były
mdłości i te wszystkie inne przykre objawy. Fakt, nie na tyle, by mogła się
skarżyć, ale uprzykrzały jej życie. Potem martwiła się dodatkowo tym, co
pomyśli Scarlett. A teraz, kiedy Scarlett wiedziała i teoretycznie nie musiała
się tym martwić, upały nasilały się coraz bardziej i nie wiedziała już, na co
narzekać. Miała coraz większy brzuch, bolał ją kręgosłup, dziecko kopało i
miażdżyło jej wnętrzności, puchły jej nogi i nie miała kostek, a w dodatku nie
widziała już swoich nóg, bo brzuch był za duży. W dodatku bała się skarżyć na
cokolwiek, by znów nie dostać kazania na temat tego, jak bardzo szkodzi dziecku
swoim nastawieniem. A co z nią? Czy ktoś w ogóle pytał, jak się z tym wszystkim
czuła? Przecież ona już nie była zła na dziecko, że było była. Złościła się na
swoje poczucie, a to była przecież różnica! Widząc kanapę w jednym ze sklepów z
akcesoriami dla dzieci, wyprzedziła Georga i natychmiast usiadła. Zignorowała
pytanie sprzedawczyni, czy mogła w czymś pomóc, bo wiedziała, że Georg się tym
zajmie. Siedziała tak i siedziała, a myśli powoli kołowały w jej głowie. Czuła
się już tak bardzo zmęczona, że nie przejmowała się konwenansami. Wiedziała, że
nie odsapnie zbyt długo, bo przyszły tatuś robi jedynie wstępne oględziny, a
kiedy przyjdzie co do jakichś decyzji, będzie musiała się podnieść. A tego nie
chciała, bo kanapa była zbyt wygodna, a ona już zbyt zmęczona tym całym kupnem
wyprawki. Przymknęła oczy, dosłownie na chwilkę, a kiedy została wyrwana z
drzemki, co zdziwiło ją samą, - bo przecież ona nigdy nie przysypiała tak
znienacka! – przed oczami miała siostrę, a nie Georga. Zmarszczyła brwi,
siadając prosto i pytająco spojrzała na Scarlett. Brunetka westchnęła i usiadła
obok.
- Georg zadzwonił do
mnie jakąś godzinę temu, twierdząc, że trochę nie ogarnia – odparła, po czym
dodała karcącym tonem. – I, że ty mu nie pomagasz.
- No Scarlett, no. Jak
ja mam skupić się na czymkolwiek, kiedy nie radzę sobie sama ze sobą. Wszystko
mnie boli, jest mi duszno i serce wciąż wali mi jak szalone. W dodatku dziecko,
co chwila urządza sobie mecz piłki nożnej. Nogi mi tak spuchły, że pewnie
wyglądają jak dwa balerony. Czuję się brzydka i zmęczona, w dodatku zaczynam
przypominać orkę! Więc nie oczekuj ode mnie, że będę interesować się jakimiś
tam zakupami – wykrzyknęła, na szczęście nie na tyle głośno, by ktoś ją
usłyszał i rozpłakała się. Scarlett już zdążyła zapomnieć, jak to było, gdy
wzruszała się czytając skład jogurtu. Przysunęła się bliżej i przytuliła
siostrę. Wciąż miała do niej żal, ale za bardzo ją kochała, by pozwolić mu
wziąć nad sobą górę. A Liv za bardzo potrzebowała jej pomocy. Dlatego schowała
dumę do kieszeni, zignorowała ścisk w żołądku na widok pękatego brzucha siostry
i od razu po telefonie szatyna, przyjechała do galerii. Miała ze sobą Toby’ego,
więc niczego się nie obawiała. No, może poza konfrontacją z Liv. Jednak widząc
beznadzieję, w jakiej pogrążyła się jej siostra, wszystkie obawy Scarlett
minęły.
- Czyli jest kiepsko.
- Nawet bardzo –
odparł Georg, który najwyraźniej przysłuchiwał się im.
- Obejrzałeś wózki? –
zapytała, uśmiechając się do niego pokrzepiająco.
- Tu są
najfajniejsze.
- Mówiłam, że tak
będzie. Kupowaliśmy tu głęboki dla Liama, Jul i Shie też stąd mają. Z resztą w
tym sklepie jest dobry wybór wszystkiego. Choć pączuszku – wstała i pociągnęła
Liv za rękę. – Pomogę ci przez to przebrnąć.
- Georg jest zły –
mruknęła do Scarlett, kiedy wchodzili do działu wózków.
- Wcale nie jestem
zły.
- Widzę – burknęła
znów i wzięła go pod ramię. – Jesteś cudowny, że się tak przejmujesz, chociaż
ja nie umiem.
- To właśnie ty
powinnaś się przejmować – Liv westchnęła, a Georg się naburmuszył. Szli tak
chwilę zasępieni, a Scarlett się zdenerwowała.
- Okej, gołąbeczki.
Mnie też nie jest łatwo być tu, teraz, z wami i generalnie nie jestem jakaś
kwitnąca, więc zróbmy to po prostu. Wybierzmy najlepszą wyprawkę na świecie i
miejmy to z głowy – para popatrzyła na Scarlett tak, jakby właśnie uświadomili
sobie, dlaczego nie czuła się zbyt dobrze w tym otoczeniu i oboje przybrali
smutne miny, nie wiedząc najwyraźniej, co powiedzieć. – No, już. Znam te
spojrzenia – mruknęła.
- Przepraszam –
szepnęła Liv.
- Za ubrankami stoi
ktoś z aparatem, więc nie róbmy tu dramy. W domu popłaczemy sobie razem –
pomachała do obiektywu ukrytego między śpiochami i ruszyła w kierunku
ostatniego rzędu wózków. Zatrzymała się przy granatowym, a w zasadzie
szmaragdowym z dodatkami w kolorze ecru. – Wiem, że to dziewczynka, ale nie
uważacie, że jest słodki? Te duże koła dodają mu takiej delikatności.
- Lubię takie retro
– uśmiechnęła się smutno, co Georg najwyraźniej uznał za gest aprobaty, więc
zaraz przywołał ekspedientkę, by przygotowała wózek do kupna, a oni skierowali
się w kierunku działu z zastawą dla niemowląt.
- A tak a propos
tego paparazzi. Chyba wcześniej nie fotografowano was razem, nie?
- No nie – szatyn
wzruszył ramionami. – To stałoby się prędzej czy później. Przecież nie możemy wiecznie
wciskać kitu, że jesteśmy sami i czekamy na prawdziwą, wielką miłość. Ja już
swoją znalazłem i nie zamierzam się z tym kryć – na te słowa Liv oblała się
rumieńcem i wzięła z półki jedną z butelek. Scarlett skinęła głową i zwróciła
się do siostry.
- Ta jest jeszcze za
duża, musicie mieć mniejszą. Sto dwadzieścia pięć mililitrów wystarczy, jeśli
będziesz karmić piersią, a wygląda na to, że będziesz – brunetka rzuciła
krótkie spojrzenie na powiększone piersi siostry. – To butelka przyda ci się
tylko do herbatki koperkowej, jeśli będzie bolał ją brzuszek, no i później, jak
podrośnie i zacznie pić herbatki czy soczki – Liv spojrzała na Scarlett, jakby
mówiła o niestworzonych rzeczach i zrezygnowana odstawiła butelkę. Wzięła jedną
z mniejszych i ustawiła ją w koszu, który pchał Georg.
- Nie mam o niczym
pojęcia.
- To zacznij czytać
poradniki dla przyszłych mamuś. W większości mijają się z prawdą i nijak te
rady mają się co do wychowywania dzieci, ale znajdziesz tam takie podstawowe
rzeczy, które trochę cię oświecą, a poza tym będziesz uczyć się z dnia na
dzień. To, że ja cieszyłam się moim dzieckiem, nie sprawiło, że umiałam
wszystko od początku. Byłam przerażona, kiedy pierwszy raz trzymałam Liama na
rękach. Bałam się, że skrzywdzę go swoją niewiedzą, ale macierzyństwo
przychodzi samo. W pewnym momencie, po prostu wiesz, czego potrzebuje twoje
dziecko – Scarlett, mówiąc to, miała na ustach rozmarzony uśmiech, jakby była
myślami, gdzieś w kwietniu czy maju ubiegłego roku. Zaraz jednak wróciła na
ziemię i uważnie spojrzała na Liv. – Dużo o tobie myślałam, o tej twojej
niechęci, o niezadowoleniu…
- Ja nie czuję do
niej niechęci. Ja już sama nie wiem, co czuję – przerwała, wzruszając ramionami.
- Wydaje mi się, że
pokochasz ją, gdy tylko weźmiesz ją na ręce. To staje się zupełnie naturalne,
by je kochać. To maleństwo… - westchnęła i uśmiechnęła się do swoich wspomnień.
– Obiecuję ci, siostrzyczko, że we
wrześniu wspomnisz moje słowa – w oczach Liv znów zebrały się łzy, które szybko
starła.
- Boję się.
- Wiem.
- A jeśli zrobię coś
nie tak? Jeśli nie będę umiała być dla niej dobra?
- Słuchaj, nie ma
znaczenia, jaką kupisz butelkę czy wózek. Nie ma znaczenia, czy będziesz
ubierać ją na różowo czy w paski. Dla tego maleństwa liczy się to, czy je
kochasz. Ono siedzi w twoim brzuchu i nic nie rozumie, ale wie, że się smucisz.
I gadanie, że masz się ogarnąć czy je pokochać, nic nie da, póki sama tego nie
poczujesz. Masz mnie na wyłączność, będę w tym z tobą i wyjaśnię ci każdą
wątpliwość, choć wiedzę mam niewielką. Pomogę ci poradzić sobie z tym
wszystkim, ale ty musisz mi powiedzieć, co w tobie naprawdę siedzi. Dziecko to
wielka odpowiedzialność i rozumiem twój lęk, ale wiem też, że kiedy ją
zobaczysz i przytulisz, ona stanie centrum twojego świata i wszystko, czym się
teraz trapisz, wyda ci się nieważne.
- Chyba się pogubiłam,
Scarlett – Liv niepewnie spojrzała w stronę szatyna, który uważnie śledził
rozmowę. Nie dał po sobie poznać, co czuł, widząc tą zmianę w Liv. To nie było
wiele, ale przynajmniej dała po sobie poznać, że nie czuła niechęci do tego
maleństwa, że coś się w niej kruszy. Pokazała coś, co on już dawno powinien był
zauważyć.
- Pogadamy o tym w
domu. Dziś zostajesz ze mną na noc. A teraz potrzebujecie jeszcze szczotkę do
włosów, artykuły kąpielowe, no i wanienkę oczywiście. A potem pójdziemy do
ubranek, choć chyba wystarczy kupić na początek wyprawkę do szpitala, bo
przecież, ja mam masę rzeczy po Liamie, a Julie po Nico i dziewczynkach. Nie ma
sensu, żebyście za dużo kupowali. Chyba, że chcecie – przerwawszy monolog,
odwróciła się do Liv i Georga i widząc ich miny, przejęła od niego wózek z
zakupami. – Idę do akcesoriów kąpielowych. Poczekam tam na was – uśmiechnęła i
dziarsko ruszyła przez sklep. Momentami dużo kosztowało ją zachowanie spokoju,
ale wiedziała, że teraz były już ważniejsze rzeczy niż jej smutek. Musiała go
schować do kieszeni. Ucieczka nic nie dała, bo przecież spotkała się z rodziną
i musiała stawiać czoła wspomnieniom. Musiała stawiać czoła wszystkiemu.
Dlatego robiła wszystko, by czuć się jak najswobodniej w sklepie z artykułami
dziecięcymi i ignorowała ucisk w sercu. Kiedyś musiał przecież zelżeć.
Georg wprowadził Liv
między regały z ubrankami i bucikami. Objął delikatnie ramiona dziewczyny i
spojrzał jej w oczy.
- Przepraszam, Liv –
szepnął i czule pocałował ją w czoło, a potem mocno do siebie przytulił. Jej
duży brzuch uciskał jego własny, ale on już zdążył polubić ten ucisk. Za każdym
razem uświadamiał mu, że życie to coś znacznie większego niż gonitwa dnia
codziennego. – Dopiero teraz, kiedy rozmawiałaś ze Scarlett zdałem sobie sprawę,
że coś się w tobie zmieniło. Chyba za bardzo nastawiłem się na to, że muszę
bronić tego dziecka, że musze robić wszystko, żeby wiedziało, że jest kochane,
że aż nie zauważyłem, że ty już nie jesteś mu przeciwna, bo nie jesteś? –
spojrzał dziewczynie w oczy, uniemożliwiając jakąkolwiek ucieczkę, delikatnie
trzymając palcami jej podbródek.
- Nie wiem –
szepnęła drżącym głosem. – To nie jest tak, że ja go nie chcę, ale nie jest też
tak, że go chcę. Świadomość, że będę mieć dziecko przeraża mnie, sprawia, że
chcę zdjąć ten brzuch i uciec, ale… kiedy czuję jej ruchy, kiedy ją widzę na
USG, to coś we mnie pęka…
- Dlaczego mi o tym
nie mówiłaś?
- Georg, a czy my
ostatnio rozmawiamy? Albo się kłócimy, albo oglądamy rzeczy dla dziecka, albo
mówimy o niebieskich migdałach, albo oglądamy filmy czy się przytulamy. To
dziecko postawiło między nami mur i byłam na nie przez to zła, a w dodatku ty
wciąż mnie krytykowałeś za to, co czułam , więc jak miałam ci cokolwiek
powiedzieć? Poza tym, ja już nie chcę więcej nikogo zawieść. Mam dosyć bycia
powodem zmartwień.
- Nie jesteś –
mruknął i pogładził jej policzek.
- Jestem, byłam.
Wiem, że wszystko układa się źle, ale odkąd jestem w ciąży, to tylko się
pogarsza. Dlatego ciężko mi je przyjąć z radością, gdy przez nie wszystko się
waliło, ale… już tak nie myślę do końca. Ono jest ze mną od kilku miesięcy i… ono
jest częścią mnie.
- Nawet nie wiesz,
ile to dla mnie znaczy – uśmiechnął się krótko i znów przytulił Liv. – Wszystko
nam się ułoży.
- Kupmy to wszystko
i jedźmy do domu, dobrze? – bez słowa wziął ją za rękę i ruszyli w kierunku
działu, w którym czekała Scarlett. Georg czuł się nieswojo zmyślą, że był tak
zapatrzony w całą tą sytuację, że nawet nie dostrzegł najważniejszego – zmian w
Liv. A przecież tak bardzo ich chciał. Widział ją niezadowoloną ze wszystkiego,
narzekającą i wiecznie smutną, ale nie dostrzegł, że pobudki jakimi się
kierowała, uległy zmianie. Może dlatego, że dopiero dziś zobaczył ją z pewnej
perspektywy. Przysłuchiwał się tej rozmowie ze Scarlett, tak jakby go tam nie
było. Patrzył na siostry, na pozór zupełnie inne, ale jednak takie same.
Zrozumiał, że Liv była tym wszystkim tak bardzo przygnębiona, bo pragnęła oddać
Scarlett to, co zgotował jej los, bo wiedziała, że jej siostra tego ponad
wszystko chciała. A kiedy Scarlett przyjęła stan rzeczy, Liv oswoiła się ze
swoją sytuacją, bo pojęła, że siostra nie miała jej za złe, że życie dało im
zupełnie nie to, o czym marzyły. Jednak on choć tkwił w samym środku tych
zmian, nie widział ich. Choć patrzył cały czas. Za bardzo skupił się na
przygotowywaniu wszystkiego, na ogarnianiu całej sytuacji, że zapomniał o Liv i
o tym, jak bardzo ją kochał. Bo teraz, gdy szli tak razem wśród tych wszystkich
dziecięcych rzeczy, gdy obejmował ją ręką w talii i czuł jak bardzo była
szczupła, pomimo coraz większego brzucha, zrobiło mu się niesamowicie głupio.
Naszły go wyrzuty sumienia, że tak bardzo ją zaniedbał, a przecież to Liv
zawsze była najważniejsza. Od dnia, w którym ją poznał, stała się centrum jego
świata i był niesamowicie wdzięczny Scarlett, że mu o tym dziś przypomniała. Wychodzi
na to, że on też mógł się w swoim życiu pogubić, choć ułożył tyle planów.
Scarlett uśmiechnęła się na ich widok i pokazała im intensywnie różową wanienkę.
- Musi mieć coś
różowego, nie? – Liv na to tylko wywróciła oczami, a Georg zaczął się śmiać. Tak
po prostu.
*
20 lipca 2012r.
Dopracowywanie
piosenek było teraz dla niego dosyć męczące, ale chyba wszyscy czterej odwykli
już od ciężkiej pracy. Nie spieszyli się, dbali, by utwory brzmiały jak
najlepiej i Tom złapał się na tym, że znów myślał o muzyce, jak o przyjemności,
a nie pracy, terminach i tyłach, które wciąż mieli. Ciekaw był końcowego
efektu. Jednak jeszcze bardziej lubił wracać ze Stanów, do domu, do Leny i
Davida i spędzać z nimi czas na robieniu wszystkiego i niczego. Lubił bawić się
z synem w domu, odpoczywać z Leną albo zabierać ich do miejsc, w których nigdy
wcześniej nie byli. Cieszył się, widząc zachwyt na ich twarzach. Cieszył się
wiedząc, że dawał im szczęście. Nie tęsknił za imprezami, hulaszczym życiem,
czy kobietami w łóżku. Wypalił się już w tym. Nie chciał tego. To mogło być
dziwne. Miał te niecałe dwadzieścia trzy lata, więc powinien czerpać z życia
garściami, bawić się i oddychać pełną piersią. Jednak to już go nie
fascynowało. Był dumny, kiedy nauczył Davida jeździć na rowerze bez kółek,
kiedy nauczył go liczyć do dziesięciu albo całego alfabetu. Był dumny, kiedy
David rzępolił na małej gitarze, którą dla niego kupił i kiedy śpiewał
piosenki, które zupełnie bez ładu i składu, Tomowi wydawały się najpiękniejsze.
To była jego codzienność, to była jego pełnia życia. Lena za godzinę miała
skończyć pracę, a jej mama spędzała u swojej siostry ‘urlop od wnuczka’.
Dlatego on zajmował się Davidem. Pewnie robiłby to też, gdyby pani Braun była w
domu, ale na pewno opiekowałby się nim u siebie, czy gdziekolwiek indziej,
byleby nie przy niej, bo ta kobieta wciąż darzyła go niewielką sympatią i
raczej się unikali. Jakby to on był wszystkiemu winny.
Zmierzchało,
powinien położyć już Davida spać, ale tak dobrze siedziało mu się na świeżym
powietrzu. Noc była taka ciepła. Widział kątem oka, jak synek bawił się w domu.
Ułożył się wygodniej i na moment przymknął powieki. Pachniało latem i świeżą
trawą. Skosił ją tego popołudnia. Usłyszał szarpnięcie struny. Zostawił gitarę
w domu i zakazał Davidowi ruszania jej. Mógł bawić się wszystkimi, ale nie tą.
Ta była Tomowi szczególnie bliska, a poza tym pisał melodię i była mu potrzebna.
Spojrzał w kierunku otwartych drzwi balkonowych. Chłopczyk bawił się swoim
autem. Może trącił ją przypadkiem. Niebo był czyste, iskrzyło się na nim milion
gwiazd. Wciąż lubił na nie patrzeć. Choć to nie było już to samo, gdy nie robił
tego ze Scarlett. Westchnął i usłyszał znów ciche brzdąknięcie.
- David, nie ruszaj
mojej gitary. Mówiłem ci coś o tym – mówiąc to, nieznacznie podniósł ton.
Chłopiec pojawił się w drzwiach, niewinnie splatając za sobą ręce.
- Nie rusam,
tatusiu.
- W porządku, pobaw
się jeszcze chwilę i idziemy spać. Musisz być w łóżku, zanim mama wróci.
- Dobze – synek
zniknął mu z pola widzenia. Nieznacznie przymknął drzwi, ale Tom tego nie
zauważył. Usłyszał dopiero po kilku minutach, gdy najpierw rozległ się głośny
dźwięk gitary, a zaraz potem huk, gdy spadła na podłogę. Tom zerwał się na
równe nogi i wpadł przestraszony do pokoju. Instrument leżał na podłodze, a
David siedział przerażony, mocno trzymając się za palec. Był bliski wybuchu,
ale to też umknęło Tomowi.
- Co ci mówiłem?! –
krzyknął, podchodząc bliżej. – Miałeś nie tykać tej gitary, prosiłem cię o to!
– podniósł ją z podłogi. David musiał grzebać przy strunach i naprężyć je, bo jedna
z nich wystrzeliła i dyndała przy gryfie. – I po co ci to było? Prosiłem cię, David, no!
– powiedział z pretensją w głosie, jakby zapomniał, że rozmawiał z dzieckiem. –
Zrobiłeś bardzo brzydko! Jest mi przykro, synek – westchnął ciężko, kładąc
gitarę na stoliku i odwrócił się do malca, chcąc kontynuować swoją tyradę, ale
to co zobaczył, odebrało mu mowę. David siedział na kanapie sparaliżowany
strachem, a między palcami ściekała mu krew. Po policzkach płynęły mu łzy, ale
nie wydał z siebie ani jednego dźwięku, tak bardzo się bał. Przecież tata nigdy
nie krzyczał. Poczuł się tak, jakby ktoś sprezentował mu solidny policzek. –
Boże, David – dopadł do chłopca i ukląkł przy nim. – Pokaż, co się stało? –
synek zabrał rękę i odwrócił głowę, jakby wstydził się swojej słabości. Tom
miał wrażenie, jakby żołądek skręcał mu się w supeł. – No już, jeśli nie
pokażesz mnie, będę musiał jechać z tobą na pogotowie – malec spojrzał na niego
przerażony i wyciągnął rękę. Miał wyrzuty sumienia, że doprowadził do takiej
sytuacji. Paliło go w brzuchu. Rączka Davida była gorąca, cały był rozpalony od
wstrzymywanego wybuchu, a włosy przykleiły się do jego spoconego czoła, a z
opuszka płynęła mu krew. Ostra struna ścięła jego koniuszek, gdy pękała. Krwi
było dużo i wyglądało to groźnie, ale Tom z doświadczenia wiedział, że
wystarczy plaster. Trochę go to uspokoiło, ale i tak wciąż zalewały go siódme
poty. David milczał jak zaklęty i był zupełnie spięty. Poczuł się zagrożony. Nie
sądził, że jego syn potrafił tak się w sobie zaprzeć. Patrzył na niego spod
byka, choć w oczach zaczynały gromadzić mu się łzy. – Nic ci nie będzie,
idziemy po plaster – wziął synka na ręce, ignorując fakt, że umazał go krwią i
zaniósł Davida do łazienki. Stając przed umywalką, posadził go na swojej
ugiętej nodze i dokładnie umył mu rączki. Chłopczyk cały czas milczał, Tom
widział jak starał się być silny. Zapomniał o gitarze. Zapomniał, że był zły.
Pękało mu serce, bo jego dziecko cierpiało. Nigdy wcześniej nie dochodziło do
takich sytuacji. Nigdy nawet nie musiał podnosić głosu, bo synek zawsze go
słuchał. Nie miał pojęcia, co się dziś stało, ale to nie był czas na myślenie. Posadził
chłopca na pralce i gorączkowo szukał wody utlenionej i plastra. Kiedy wywrócił
do góry nogami szafkę i znalazł apteczkę, spojrzał na synka. Bródka mu drżała,
ale nie patrzył na Toma. Wbił wzrok w podłogę, trzymając wyciągniętą przed
siebie rękę. Tom zastanawiał się, jak tak małe dziecko mogło być tak uparte. –
David – powiedział stanowczo, ale z troską. – Teraz cię zaboli, bo mam wodę
utlenioną, ale to dlatego, żeby umyła wszystkie brzydkie bakterie z twojej
rączki. Zaciśnij zęby i bądź dzielny. Tata się pospieszy – wyciągnął dłoń
chłopca nad umywalkę, żeby tam skapywała reszta wody i krwi. Kiedy polał
lekarstwem paluszek chłopca, stało się coś, czego absolutnie się teraz nie
spodziewał. David wrzasnął na całe gardło i zaczął przeraźliwie płakać. Toma
znów zalało gorąco, synek płakał, wierzgał i się wyrywał, więc z trudem udało
mu się zakleić jego palec. Jeszcze nie słyszał, by David tak krzyczał. Pował go
w ramiona i usiadł z nim na sedesie. Uważając na skaleczenie, mocno przytulił
go do siebie i zaczął kołysać się, szepcząc słowa pociechy. A David szarpał się
chwilę, póki woda utleniona nie przestała działać, a potem szlochał tylko
bezsilnie tkwiąc w ramionach Toma.
- Boli, tata. Boli –
pojękiwał, wtulając się w ramię Toma. – Gdzie mama? Ja chcę do mamy!
- Mama już niedługo
wróci. Przepraszam syneczku, że cię przestraszyłem, ale nie wiedziałem, co się
stało, jak ta gitara spadła. Przepraszam – szepnął, całując spoconą głowę
Davida.
- Chcę do mamy –
malec wytarł nos w koszulkę Toma, ale zupełnie go to nie obeszło. Nie miał
pojęcia, co zrobić, żeby David się uspokoił. Nigdy nie był w takiej sytuacji.
Kiedy chłopiec się przewracał albo ranił się w czasie zabawy, zawsze Lena się
tym zajmowała. A wcześniej, kiedy Liama bolał brzuszek albo kiedy płakał, bo
trzeba było zmienić mu pampersa, też Scarlett sobie z tym radziła. On stał z
boku, starając się pomóc, a teraz… nie miał pojęcia, jak mógłby ulżyć swojemu
dziecku. Siedział z nim w tej łazience dziesięć, piętnaście, czy dwadzieścia
minut. Nie wiedział, zupełnie stracił rachubę. David względnie przestał płakać,
pochlipywał już tylko, powtarzając, że boli, więc Tom zdecydował się ruszyć.
Pewnie trzymał go w ramionach, tak żeby nic więcej go nie zabolało i poszedł do
jego pokoju. Położył Davida na łóżku, po czym zdjął mu buty i skarpetki. Jeśli
jeden raz będzie spał w ubraniu, to nic mu się nie stanie. Nawet do głowy mu
nie przyszło, żeby męczyć go jeszcze ubieraniem piżamy. Malec wtulił się w
poduszkę, wciąż niepewnie spoglądając na ojca. Tom okrył go i usiadł na
podłodze, tuż przy łóżku, żeby być na równi z synkiem. Oparł głowę blisko głowy
Davida.
- Boli cię? –
chłopczyk skinął głową. – Przepraszam, synku. Nie powianiem krzyczeć, ale ty
nie powinieneś też ruszać moich rzeczy bez pozwolenia. Stała ci się przez to
krzywda. Gdybyś powiedział, pokazałbym ci gitarę – znów pokiwał głową, a do
oczu napłynęły mu łzy. – No, już, już. Nie płacz – Tom pogłaskał go po głowie i
po pleckach. – Już wszystko w porządku. Mama niedługo wróci i znajdzie lekarstwo
na twój paluszek. Pośpiewać ci?
- To co wcoraj –
szepnął, a po policzku popłynęła mu łza. Tomowi coś miażdżyło wnętrzności,
kiedy tak patrzył na Davida. Nie mógł patrzeć, jak jego syn tak się smucił. Do
tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo pokochał tego chłopca. Ta miłość
stała się jego codziennością, odruchem naturalnym, więc nawet się nad tym nie
zastanawiał. Te kilka miesięcy bardzo ich do siebie zbliżyły. Dopiero dziś, w
tej absurdalnej sytuacji, pojął jak mocno był już ojcem. Zaczął cicho nucić,
gładząc synka po plecach. Patrzyli na siebie, a z oczu Davida sączyły się łzy.
Kiedy przestały płynąć, powoli zasnął, oddychając płytko i niespokojnie.
Paląc już kolejnego
papierosa, siedział na schodach, zastanawiając się, dlaczego dał plamę. Co
poszło nie tak, skoro zawsze dobrze radził sobie z Davidem, nawet kiedy ten trochę
dokazywał. Czyżby gitara była od niego ważniejsza? Analizował całe to zajście i
sam już nie wiedział, co myśleć. David nie był dzieckiem bez skazy, wyjętym z
jakiegoś podręcznika dla rodziców, ale nigdy nie doszło do tego, żeby był
nieusłuchany. Chyba jeszcze mało wiedział o rodzicielstwie. Najgorsze jednak
było to, że jego synek się zranił, przestraszył i teraz spał jak królik. A on
czuł się, jak ostatni dupek wiedząc, że mógł zareagować inaczej. Mógł
porozmawiać z nim na spokojnie, bo przecież był już wystarczająco wystraszony
skaleczonym palcem, ale poniosło go. Nie zauważył, co się stało i po prostu
poniosło go, kiedy David złamał jego zakaz, kiedy wydawało mu się, że z gitarą
mogło stać się coś złego. A to przecież tylko gitara. Usłyszał skrzypnięcie
bramki i uświadomił sobie, że będzie musiał o wszystkim opowiedzieć Lenie.
Przewrażliwionej na punkcie Davida Lenie.
Idąc chodnikiem
spostrzegła Toma palącego na schodach. Choć to chyba duże słowo. Siedział
zgarbiony, chowając głowę między skrzyżowanymi na kolanach rękoma, a w jego
dłoni żarzył się papieros. Nie musiała pytać, bo już czuła, że coś nie grało.
- Hej – stanęła
przed nim, przyglądając mu się badawczo. Zaciągnął się papierosem i zdeptał
niedopałek.
- Cześć – odparł
ciężko. Na jego jasnym T-shircie dostrzegła krew. Był brudny i posklejany.
Ukucnęła przed Tomem. Rzuciła obok torebkę i wsparła się na jego kolanie, żeby
nie stracić równowagi.
- Co jest?
- Chyba nie nadaję
się na ojca.
- Tom? – wpatrywała
się w niego coraz bardziej zaniepokojona. – Coś z Davidem? Był niegrzeczny?
Stało mu się coś? Mówże.
- Tak i nie.
Skaleczył się, ale to nic poważnego. Opatrzyłem wszystko i śpi już – westchnął
znów i spojrzał niepewnie na Lenę. – Pisałem, potem wyszedłem, żeby się
przewietrzyć, a on się bawił. Prosiłem, nawet nakazałem, żeby nie ruszał mi
gitary. Przyjął to, bawił się. Nie sądziłem, że ta cisza może znaczyć, że
broił. Kiedy pierwszy raz usłyszałem, że coś mieszał, powinienem się tym
zainteresować… - speszony zwrócił wzrok na – pech chciał – dekolt Leny. Nie
wiedząc, co ze sobą zrobić, a ona za nim bojąc się, że straci równowagę.
Przeszedł kilka kroków. – Poprosiłem, żeby był grzeczny, żeby nie ruszał, a on
nie burzył się. A chwilę usłyszałem, jak gitara spadła na podłogę i zamiast
najpierw spojrzeć, a potem gadać, nakrzyczałem na niego. a potem zobaczyłem, że
krwawi, że jest taki przerażony. Spanikowałem, nie wiedziałem, co robić.
Zachowałem się, jak gówniarz – w głosie Toma, Lena wyraźnie słyszała
udręczenie. Dla niej takie sytuacje nie były niczym nowym. David był
przykładnie niesfornym dzieckiem, cudownie odmienionym na czas odwiedzin taty,
ale to przecież kiedyś musiało się skończyć. Zaczął broić przy Tomie, więc to
najlepszy dowód na to, że przywykł do jego obecności. Z jednej strony cieszyła
się, że Tom się przejął, bo to znak, że mu zależało, ale nie zamierzała go
dłużej męczyć. Milczał, ramiona miał zapadnięte i wydawał się zupełnie przybity.
Nie tego chciała. Wszyscy troje się przecież uczyli się nowego życia. Mieli
prawo do błędów. Stanęła za nim i położyła mu dłoń na ramieniu. Nie powinna w
tej chwili myśleć o tym, że jedynym czego chciała, to przytulić się do niego.
Przesunęła ją delikatnie, wciąż walcząc ze sobą. I przegrała. Ta walka od
zawsze była przegrana. Objęła Toma w pasie i mocno przywarła do jego pleców.
Nie byli razem. Partnerowali sobie, jako rodzice wspólnego dziecka, ale nie
łączyła ich żadna czułość. Żadne z nich sobie na to nie pozwalało. A teraz…
teraz chciał przerwać ten mur, bo czuła, że to moment, w którym mogła sobie na
to pozwolić. Tom jej nie odrzucił. Nakrył swoimi jej ręce, chyba zdziwiony tym,
że nie nakrzyczała na niego, ani nie miała żadnych pretensji.
- To normalne. David
jest przecież żywym dzieckiem i wciąż coś broi, ale nigdy dotąd nie dokuczył
tobie, bo czuł respekt. Dziś pokusa była silniejsza. Przecież ja też na niego
krzyczę, karzę go. To część rodzicielstwa. Nie da się wychować dziecka, jedynie
głaszcząc go po głowie. A ty miałeś wyjątkowo przykry chrzest bojowy. Bo nie
dość, że nabroił, to jeszcze się skaleczył, ale do jutra mu przejdzie.
Moralniak pojawia się zawsze, kiedy reagujesz za ostro, ale nie jesteśmy z
drewna. Jesteśmy ludźmi i wychowujemy małego człowieka. Takie rzeczy po prostu
się zdarzają – skończywszy mówić, niby przypadkiem musnęła ustami plecy Toma.
Poczuła, jak przebiegł go dreszcz.
- Nie gniewasz się?
– zapytał nieco nie wyraźnie. Odkaszlnął.
- Pewnie, że nie.
Jutro wyjaśnicie sobie z Davidem wszystko na spokojnie i będzie cacy –
odetchnął, a Lena chcąc nie chcąc puściła Toma i stanęła przed nim. – Nie
zadręczaj się – uśmiechnęła się i poklepała go po przedramieniu. – Początki
zawsze są trudne, a ten przełom musiał w końcu nadejść. On nie mógł być
wiecznie idealny przy tobie, bo nie byłby sobą – Tom uśmiechnął się pod nosem,
jakby właśnie uświadomił sobie, po kim David odziedziczył charakterek. Jakby
mimowolnie, wręcz instynktownie wyciągnął ręce i przyciągnął dziewczynę do
siebie. To był dla niego ciężki dzień. Ze zmęczeniem zawsze najlepiej radził
sobie, mając blisko Scarlett, teraz miał Lenę, ale było dobrze. Cieszył się z
tego. – To ciężka orka, nie?
- Wychowywanie
dziecka? A jakże – odparła śmiejąc się pod nosem. – Dopiero się przekonasz, co
to znaczy być tatusiem, jak David w pełni stanie się znów sobą. Dotąd zdecydowanie
się hamował, ale to też ma dobre strony. Dzisiejsza sytuacja świadczy o tym, że
czuje się przy tobie swobodnie i nie boi się zacząć kombinować. Fakt,
przekombinował, ale to chyba naprawdę nic złego. Jutro obejrzę odniesione rany
i wydam wyrok.
- Przestraszyłem się
w sumie, bo to chyba wyglądało groźnie.
- Wiem, domyślam
się. W emocjach wszystko wygląda gorzej, ale poradziłeś sobie, skoro David nie
przybiegł sam do mnie do sklepu.
- A bywało tak? –
spojrzał na Lenę zaciekawiony, a ona pokiwała głową.
- Ze dwa lata temu
przybiegł do mnie do pracy umazany pastą, z miną taką jakby wymknął się FBI i
dumny z siebie uznał, że uciekł babci, bo chciała mu umyć zęby, a jego zęby
boją się szczoteczki. Mama przerażona przybiegła za nim, jak już wpadła na to,
gdzie mógł pójść i też najadła się strachu, bo nigdy wcześniej nie postępował w
ten sposób. Widzisz, to dziecko. Ma milion pomysłów, na które ty byś nie wpadł.
- Zmieniłaś się –
powiedział po chwili. Lena wyswobodziła się z objęć Toma i spojrzała na niego
przelotnie. Powoli ruszyli w kierunku domu, zabierając po drodze swoje rzeczy.
- Dostosowałam się.
Wiem, co masz na myśli, bo wiele samotnych matek, czy lepiej – wiele
nastoletnich matek kończy różnie. Ja się dostosowałam. Wyłączyłam dawne życie,
poświęciłam się dziecku. Nie wyobrażałam sobie, by mogło być inaczej. Dzięki pomocy
mamy i cioci z Monachium skończyłam szkołę. Musiałam pogodzić potrzeby
niemowlęcia z nauką i nie było łatwo. Dostałam porządnie w skórę, ale wiem, że
całe to poświęcenie nie poszło na marne, bo David jest dobrym dzieckiem – w
kuchni nastawiła wodę i przygotowała sobie kanapkę. – Czasem pomstowałam do
losu, że nie wychodzę na imprezy, do kina czy na zakupy z koleżankami, tylko
zmieniam pampersy i nie przesypiam nocy przez wyżynające się ząbki, ale to
chyba normalne, kiedy zmienia się wszystko. Jednak nigdy przez myśl nigdy mi
nie przeszło, że mogłoby go nie być, a ja może teraz byłabym na studiach czy
robiłabym inne rzeczy, które robią młode dziewczyny. Teraz już chyba dojrzałam.
David sprawił, że tak się stało. Uczynił moje życie dobrym i poukładanym, choć
pozornie ominęło mnie sporo za jego przyczyną. Tamta Lena odeszła w dniu, w
którym musiałam zrobić ci, to co zrobiłam. Ta, którą znasz teraz, rodziła się w
bólach każdego następnego dnia i chyba wciąż się zmieniam – wzruszyła ramionami
i popiła ostatni kęs kanapki. Siedzieli tak jeszcze trochę i oboje na poważnie
zajęli się jedzeniem. Lena nie chciała za dużo mówić na temat atmosfery, bo nie
chciała spłoszyć Toma, ale było tak… rodzinnie. David spał, a oni jedli razem
posiłek, gawędząc albo milcząc. Później, gdy odłożyła już pozmywane naczynia do
szafek, Tom zaczął zbierać się do wyjścia. – Dochodzi pierwsza, może prześpisz
się tutaj? Po co niepokoić twoją mamę o tej porze – spojrzał na nią, jakby
zaskoczony. Patrzyli na siebie chwilę w milczeniu.
- W porządku –
odparł, siadając z powrotem na krześle.
- Zaraz pójdę
ścielić, tylko zajrzę do Davida.
Wchodząc do pokoju,
nie pomyślał nawet, że może powinien zapukać. Wkroczył do środka, a nim zdążył
wypowiedzieć choćby jedno słowo, odebrało mu mowę. To były sekundy. Po niemal
nagim ciele Leny miękko spłynął materiał jej koszulki nocnej. Wiedział, że powinien
odwrócić wzrok. Jakby fala gorąca buchnęła w jego wnętrzu. Nagą widział ją nie
raz, ale była wtedy jeszcze podlotkiem. Teraz miał przed sobą kobietę, którą
wyrzeźbiło macierzyństwo i niezbyt łatwe życie. Widział ją całą jedynie w
ułamku chwili, ale to wystarczyło, by przypomniał sobie, co ich łączyło. Była
wysoka i szczupła, a jej zgrabne nogi nie raz mąciły mu w głowie, jak teraz.
Wyciągnęła włosy spod koszulki, a kiedy wypuściła je z dłoni i opadły na jej
plecy, wydało mu się to aż nazbyt nieprzyzwoite. Wtedy się odwróciła, jakby
dotarło do niej, że nie była sama. Speszyli się oboje. Tom chciał wyjść, ale
Lena powstrzymała go przywołując gestem.
- Przyszedłem w
sumie powiedzieć dobranoc. Powinienem zapukać, przepraszam – bąknął naprawdę
skruszony i nie wiedzieć czemu, to ją rozbawiło. Zaczęła się śmiać i podeszła
do niego, pobłażliwie kręcąc głową.
- Nigdy bym się tego
po tobie nie spodziewała – powiedziała w odpowiedzi na pytające spojrzenie
Toma. – Ty się przecież nie peszysz, nie czujesz skruchy, ani nie opuszczasz
wzroku, gdy widzisz nagą dziewczynę. Czy ty jesteś jakiś chory? – zawtórował
jej, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się właśnie stało.
- Chyba się starzeję
– odparł i jakby nie wiedząc, co ze sobą zrobić, potarł ręką tył głowy. Lena znów
się zaśmiała i słyszał w tym jej śmiechu, jakąś taką wielką radość.
- Pasuje ci spanie?
- Pewnie, piżama też
– Lena obrzuciła go uważnym spojrzeniem. Miał na sobie jej największy T-shirt.
To nic, że był różowy i jakiś taki troszkę obcisły. Zagryzła dolną wargę, by
znów nie wybuchnąć śmiechem i była przy tym zupełnie nieświadoma tego, co ta
mała rzecz robiła właśnie z Tomem.
- Wyglądasz bardzo
męsko – powiedziała spoglądając na wielki napis na przodzie koszulki: I’m sweet.
- Wiem, jak zawsze –
odparł z tą sobie znaną nonszalancją i zniewolił ją uśmiechem, który tak bardzo
kiedyś kochała. Poczuła się taka… poczuła, że bardzo by chciała, aby stało się
to, co im obojgu przemknęło przez myśl już w momencie, gdy poprosiła, by
został, choć wtedy nawet przez myśl jej to nie przeszło. Żadne z nich dotąd
raczej nie brało pod uwagę takiej możliwości, ale… Błąd. Ona już chciała. Bez
względu na to, jakie miałaby ponieść konsekwencje, chciała. Kochała go kiedyś,
a teraz wciąż czuła… coś. Od ponad pięciu lat nie spotykała się z żadnym
chłopakiem. A teraz była tutaj z nim, sama. Z facetem, który był ojcem jej
dziecka i który ją tak pociągał. Odkąd została sama z Davidem była bierna we
wszystkim, co dotyczyło niej samej. Przechodziła obok swojego życia osobistego,
bo uważała, że powinna skupić się na dziecku. A teraz… teraz czuła w sobie
determinację. Czuła, że miała prawo do szczęścia, nawet, jeśli trwałoby tylko
chwilę. Spojrzała na Toma. Oboje zamilkli, bo chyba żadne z nich nie wiedziało,
co teraz powiedzieć. Przestąpiła z nogi na nogę. Była trochę zażenowana i miała
wrażenie, że Tom też, jakby wciąż zastanawiał się, co zrobić. Lena skrępowała
się nieco, jednak ta niepewność wobec tego, co zrobi teraz Tom, obudziła w niej
żar, którego dawno nie czuła. Położył dłoń na jej talii. Wiedział, że to
szaleństwo. Ustalili, że będą przyjaciółmi, partnerami, wszystkim, ale nie
parą, nie kochankami. To mieli za sobą. Jednak przecież takie układy nigdy się
nie udają. To z jego strony naiwne myśleć, że zostając tu, prześpi się jedynie
w gościnnym. Przecież to wisiało między nimi już od jakiegoś czasu. A Lena
zawsze go pociągała. Była urocza sama w sobie. Spojrzał na nią. Nerwowo
oblizała wargi, czekając, co zrobi. Zmełł w dłoni materiał jej koszulki, przez
co podniosła się, pokazując jej biodro. Pocałował ją. Krótko i czule, jakby
wciąż sprawdzał, czy nie zechce się wycofać. – Lena? – szepnął jej wprost do
ucha, muskając wargami jego płatek. Zadrżała. Była taka delikatna.
- Nie wycofuj się.
Ja nie zamierzam – nie czekając na więcej, wziął ją na ręce i przymknął drzwi kopniakiem.
Oddychała szybko, patrzyła na niego wzrokiem pełnym niecierpliwości i
niepewności. Kiedy pocałował ją znów, kładąc ją między poduszkami, kurczowo
chwyciła Toma za szyję, całą sobą przywierając do jego torsu. Nie była już
bezwolna i wątła. Całowała go żarliwie i pasją, jakby nasycić się nim nie
mogła. A Tom poczuł się oszołomiony jej bliskością, radością, jaką miał w sobie
każdy jej dotyk. Lena oplotła go nogami w pasie, przez co czuł ją mocno i ona
czuła jego. To podziałało na niego podwójnie. Spojrzał na nią spod uniesionej
brwi. Lena zaśmiała się, sięgając dłońmi do napisu na T-shircie. Zaczęła powoli
obrysowywać napis, jednak Tom przerwał jej w połowie literki ‘s’, zdejmując z
siebie koszulkę. Dłonie Leny znów zawędrowały na jego tors, by zaznaczyć
dotykiem każdy jego mięsień. Teraz to on się uśmiechnął. Dawno z nikim nie był,
a wcześniej kiedy sypiał z wieloma kobietami po rozstaniu ze Scarlett, żadna z
nich nie była tak uroczo niezdarna jak Lena. Pozwolił jej badać swoje ciało,
choć przychodziło mu to z trudem. Chciał jej, po prostu. Kiedy jej ręce splotły
się na jego karku i przyciągnęły go bliżej, pocałował ją. Długo i namiętnie. Wszystko
działo się szybko, a zarazem powoli. Jeszcze tego wieczora żadne z nich nie
podejrzewało, że dojdzie między nimi do takiego zbliżenia, a teraz trzymał ją w
ramionach. Zniknęła odpowiedzialna i troskliwa mama, miał teraz przy sobie
spragnioną czułości dziewczynę, która zbyt długo musiała być sama. I chciał jej
to dać. Kiedy między kolejnymi pocałunkami zdjął z niej piżamę i leżała przed
nim taka niemal naga, z roziskrzonymi oczyma, taka sama jaką pamiętał ją z
czasów, gdy tak bardzo się kochali. Dojrzała, zmieniła się. Jej ciało, choć
zupełnie nieidealne, wydawało mu się doskonałe. Sycił oczy i pieścił dotykiem
jej małe, choć pełne piersi, całował jej płaski brzuch, gładził uda i łydki.
Lena oddychała ciężko, momentami prowadziła jego ręce. Oboje pamiętali siebie,
pamiętali swoje ciała, ale jednocześnie wszystko było nowe, inne. Kiedy czuł na
swojej skórze dotyk dłoni Leny, chciał wziąć ją już i od zaraz, ale czekał. Jej
nienasycone spojrzenie trzymało go w ryzach. Pocałowała go. Całowała go
szaleńczo, wijąc się pod jego dotykiem. Podrażnił jej pierś, ścisnął ją,
dotykał sprawiając, że jęknęła. Poddała się temu, a w jednej chwili zamarła.
Spojrzał na Lenę, zamglonym wzrokiem nie radząc sobie już zupełnie tym, że jej
dłonie zawędrowały do jego bokserek. Wbiła w niego spojrzenie, a jego szyję
owionął jej ciężki oddech.
- Tom, ja od dawna…
ja nie – zająknęła się.
- Wiem. Radzimy
sobie całkiem nieźle – pocałował ją w czoło i pozbył się bielizny zarówno jej,
jak i swojej. Kiedy stało się to, na co tak obje czekali, Lena zachłysnęła się
powietrzem. Zacisnęła dłonie na plecach Toma, wyginając ciało w łuk, a gdy znaleźli
już wspólny rytm, spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Tom pocałował ją i
nadał im szybsze tempo. Ciaśniej oplotła go nogami, chcąc być jak najbliżej. I
była. Czuła to. Zapomniała o troskach i tym wszystkim, co zajmowało ją
wcześniej. Nie myślała o tym, co było właściwe, ani jakie mogło mieć
konsekwencje. Płynęła z nim i czuła, że Tom był tam naprawdę z nią. To
wystarczyło.
~Twinkie
OdpowiedzUsuń23 maja 2012 o 19:50
Wiedzialam ,że to ( Tom + Lena ) kiedyś się wydarzy ,ale nie sądziłam , że teraz. Przekonałam się do nich jako pary , mają dziecko on jest sam ,ona jest wolna , byli kiedyś razem i chyba coś do siebie nadal czują . Bardzo ciekawa jestem jak akcja potoczy się dalej i proszę o spotkanie Toma i Scarlett .Pozdrawiam , TwinkiePS: Rozmowa w sklepie cudowa !! Jestem pierwsza !
~Katalin
OdpowiedzUsuń24 maja 2012 o 15:31
To trochę dziwne, ale wolę czytać o Tomie i tym jak sobie radzi, niż o Scarlett. Uwielbiam go kiedy jest zagubiony, troskliwy, czy męski. Chyba po prostu całego go lubię;) I podoba mi się sposób w jaki opisujesz jego rozterki i sytuacje na pozór prozaiczne. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że lepiej opisujesz Toma, niż Scarlett. Przynajmniej w moim odczuciu. Jestem totalnie zachwycona historią ze skaleczeniem się Davida. Absolutnie realistycznie oddałaś tą sytuację. Nie przekombinowałaś w zadna ze stron. Cieszę się, że pokazałaś, że Tom nie jest wcale idealnym ojcem, że to nie ejst tak, że nie było go w życiu David przez tyle lat, a nagle pokazał się i jest idealnie. Bo to byłoby strasznie naciągane. No cóż, chyba nie muszę mówić, ze wątek Toma i Leny również mi się podobał?:) Bardzo podobało mi się, że Tom zachował się jak…facet. Ja wiem, ze to teraz może głupio zabrzmiec, ale muszę to napisać. Tom zachował się jak facet, bo poszedł do łóżka z Leną nie dlatego, ze nagle odkrył jak bardzo ją kocha,tylko dlatego, że mu się podobała. Fizycznie. On sam nie potrafi jeszcze poukładać na dobre relacji z nią, dlatego jest trochę zagubiony. Niemniej jednak kiedy zobaczył ja jak ubierła pizame, odruch był…naturalny wręcz. I dąże do tego, że podobało mi się, bo wyszło bardzo prawdziwie. Była akcja i reakcja. Taki impuls, a potem już się potoczyło. Jestem bardzo ciekawa jak w takiej sytuacji zachowają się następnego dnia! ;) Odnosnie Liv i Georga już pisałam Ci na gadu i rozmawiałyśmy o nich. Zauwazyłam kilka poprawek od tego czasu, które wyszły jak najbardziej na plus;) Jedyne do czego bym się przyczepiła, to do gramatyki niektórych zdań. Bo w kilku zdaniach zmieniłabym szyk. Czytając przestawiałam je w głowie i wydaje mi się, ze lepiej to brzmiało. No, ale może to tylko moje subiektywne wrażenie
Dark Queen
Usuń25 maja 2012 o 17:33
Bo Tom sobie lepiej radzi. Przynajmniej tak to wygląda. Nie przeżywa, nie patrzy wstecz, tylko zastanawia się, jak ma żyć, żeby było mu trochę lepiej. I on wnosi bardziej pozytywne emocje. Bo S. wciąż jest zdołowana. I jej postać jest teraz bardzo smutna. Tak mi się wydaje. Wiesz, u Toma wciąż pojawia się coś nowego, bo idzie do przodu. A Scarlett stoi w miejscu i to tak trochę ujmuje jej postaci, ale wszystko jest kwestią czasu. Wiesz to. Hmmm… bałam się tej sceny, jak zawsze. W mojej głowie wszystko wyglądało jakoś tak… płynniej, ale zawsze tak jest, kiedy muszę przelać myśli na ‘papier’. Może kiedyś uda mi się osiągnąć pożądany efekt. I kurczę. Bardzo lubię Lenę. Chyba niechcący zrobiłam z niej to, czym nigdy miała nie być. A co do szyku, to wszystko jest możliwe. Kiedy czytam to samo enty raz, już nie dostrzegam błędów.
~Katalin
Usuń25 maja 2012 o 21:36
Wiem, wiem. Ja też lubię Lenę. Choć na początku wydawało mi się, że to będzie taka wyrachowana postać, której nijak nie da się polubić. Wiesz, że będzie taką typową kobietą, ‚tą trzecią’,która rozbiła, zdawałoby się, idealny związek. A Ty zaskoczyłaś mnie, bo Lena jest pokazana z zupełnie innej strony. To bardzo fajne, bo możemy zobaczyć w niej pogubioną dziewczynę, która niezle w zyciu dostała już w kosc. Podejmowała w zyciu różne decyzje, niekoniecznie słuszne i ponosi ich konsekwencje. I kiedy tak o niej czytam, to jest w niej coś takiego…uroczego, że nie dziwie się, że Tom kiedyś stracił dla niej głowę, a teraz po raz kolejny mu w niej zamieszała. I masz rację, lubie o nim czytać, bo chociaż cierpi i nie potrafi do końca się odnalezc, to probuje. Troche nieporadnie, nie zawsze w odpowiedni sposób, ale próbuje. Nie stoi biernie i nie czeka na cud, nie jest mimozą. Jest facetem i stara się isc do przodu. I to właśnie lubię.
~Blanka
OdpowiedzUsuń24 maja 2012 o 22:32
Postrzegam trójwymiarowo a nie płasko. Mogłabym ewentualnie postrzegać w płytki sposób. Przeczytałam mniej więcej połowę opowiadania. Nie próbuję Cię szkolić ani moralizować, nie myśl tak. Ja nawet raz w życiu nie napisałam tak wielu stron jakieś historii. Twój styl pisania bardzo się rozwinął i to raczej jednostajnie, z chwilowymi kryzysami. Za to ostatnie wątki to ładnie opisana masówka. I te cytaty z Nicholasa Sparksa! Jeszcze dodaj tu Paulo Coelho i fragment Zmierzchu, a padnę w konwulsjach razem z nastrojem tego opowiadania.
~Kalljet
Usuń24 maja 2012 o 23:22
skoro coś ci nie odpowiada, to cześć i krzyż na drogę.
~Blanka
Usuń25 maja 2012 o 15:10
Typowe podejście autorek. Jak Ci się cokolwiek w moim opowiadaniu nie podoba to won(!) chyba, że się zrehabilitujesz i trochę mi posłodzisz. I wiem, że nie jesteś autorką tego opowiadania, Kalljet.
Dark Queen
Usuń25 maja 2012 o 17:19
Wydaje mi się, że zbyt szybko wydajesz wyroki, Blanko. Każdy z nas odpowiada za swoje własne słowa, a ja jeszcze nie zdążyłam nic powiedzieć, więc bądź tak łaskawa i nie wpieraj mi czegoś, czego nie zdążyłam jeszcze uczynić. To po pierwsze. Po drugie, a raczej właściwe. Nigdy nie twierdziłam, że Prinz jest jakiś niebanalny, super zaskakujący, czy nieprzewidywalny. Wręcz przeciwnie, od początku powtarzam, że to historia o różnych obliczach miłości. Splata kilka wątków i zdaję sobie sprawę z tego, że przez to mogę czegoś nie dopilnować, ale nigdy nie mówiłam też, że Prinz jest idealny. Ta opowieść ewoluowała razem ze mną, dojrzewała i zmienia się nadal. Może dla jednych być nie do przejścia. Rozumiem, każdy lubi co innego. Jednak oburzyło mnie twoje stwierdzenie, że to jedynie dziecioróbstwo, czy jak to tam ujęłaś. Mam taki, a nie inny plan na tą opowieść i fakt pojawiania się kolejnych dzieci nie jest wynikiem braku pomysłu, wręcz przeciwnie. Jakbym go nie miała, nie pisałabym tego opowiadania. Mam pomysł i one są jego częścią. Więc dla mnie to było płaskie, bo nie uważam, by Twoja wypowiedź była płytka. Nie widzę również nic złego w Sparksie, czy Coelho. Jeśli pasuje mi dany cytat – używam go. Mógłby pochodzić nawet, ze ‚Zmierzchu’ i nie przeszkadzałoby mi to, jeśli oddawałby to, co chcę powiedzieć. Mam nadzieję, że doczytasz całość i nie będziesz wysnuwać kolejnych wniosków jedynie na podstawie fragmentów. A jeżeli masz jeszcze jakieś uwagi czy zastrzeżenia, chętnie ich wysłucham.
Blanka
Usuń26 maja 2012 o 00:28
W poprzednim komentarzu zwracam się do Mniszkówny, nie do Ciebie. Jeśli masz jakiś wielki zamysł to oby się szybko ujawnił bo moje wrażenie o „dziecioróbstwie” nie przyszło znikąd. Cytaty. Uważam, że jeśli już się cytuje, nie pisze własnymi słowami, ten cytat to powinno być naprawdę „coś”, „coś” godnego. Coelho to nic. Napisałabyś 100 takich książeczek jak on w ciągu roku. Darzę Cię sympatią, Twoje opowiadanie w pewien sposób też, ale mogłabyś zdyscyplinować swoją panią adwokat.
Kalljet
Usuń25 maja 2012 o 19:11
a co do tego ma moje autorstwo? i tu nie chodzi o słodzenie, rehabilitację, czy inne bzdety. skoro nie podoba Ci się to opowiadanie – to nie i już. wyraziłaś się jasno, nie ma potrzeby ciągle tu siedzieć, powtarzać się i dyskutować. ale skoro po prostu nie zniknęłaś, to najwyraźniej twoje życie naprawdę musi być nudne, jeśli marnujesz je na ‚płytkie’ opowiadania.
~Blanka
Usuń26 maja 2012 o 00:20
Twoje życie musi być nudne, skoro wolisz pożytkować je na odpowiadanie ludziom z którymi się nie zgadzasz. Tak wynika z Twojej logiki, domorosła Mniszkówno. A to opowiadanie jest dobre.
Dark Queen
Usuń26 maja 2012 o 11:58
Mniszkówny? Myślę, że jej nick brzmi inaczej. Jednak nie wnikam. Tak samo jak w Twoją wymianę zdań z Kalljet. Najwidoczniej miała podstawy ku temu, aby postawić kontrę Twoim wypowiedziom. Tak samo jak Ty miałaś prawo wyrazić się krytycznie. Jesteśmy raczej dorosłymi albo prawie dorosłymi ludźmi i każdy z nas tutaj przynajmniej powinien wiedzieć, co pisze i dlaczego to robi. Bo jednak nawet w Internecie słowa nie padają w eter. Prawda jest taka, że żadne opowiadanie nigdy nie dogodziło wszystkim i w stu procentach. Więc nie wykluczone, że wciąż będziesz znajdować coś, co nie będzie przypadać Ci do gustu. W Prinzu były, są i będą dzieci. Są integralną częścią tego opowiadania i to się nie zmieni. Mój zamysł realizuję od początku i będę realizować go dalej, więc nie musisz się martwić, że coś z nim nie tak. Znam zasady cytowania. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale zawsze sygnalizuję pochodzenie tytułu, czy też innych używanych przeze mnie fragmentów czyjejś twórczości. Nie przywłaszczam niczego, co do mnie nie należy.
~Lestat
OdpowiedzUsuń24 maja 2012 o 22:58
Tym razem, tak jak obiecałam, jestem dużo wcześniej. I jak zwykle, nie mam bladego pojecia od czego zacząć. Bo tak wiele rzeczy zasługuje tu na kilka słów. Więc może od początku. Scarlett. Scarlett, jej nowe mieszkanie i ‚Przeminęło z wiatrem’ pod pachą. Swoją droga, dziękuję za przypomnienie, od dawna czaiłam się, żeby przeczytać tę książkę, a kiedy, jeśli nie podczas czteromiesięcznych wakacji, miałabym znaleźć na to czas? także odnotowałam sobie to na mojej zacnej liście i pomknęłam czytać Twój rozdział dalej. Podoba mnie się ta niezależność Scarlett, nawet jeśli może być trochę pozorowana. To własne mieszkanie, samotność, barnie życia i odpowiedzialności za nie we własne ręce. Nadszedł chyba na to najwyższy czas. Mówiąc szczerze, trochę się obawiałam, że jej przeprowadzka skończy się jeszcze większą samotnością i tęsknotą za Tomem, a tymczasem wydaje się być to samotność jak najbardziej pożądana. bardziej niezależność niż samotność. Przynajmniej na razie. I strasznie mi to imponuje. Cieszę się, że ma ona w sobie tyle siły, by brać się z życiem pod barki i walczyć o swoje. I ma własne miejsce, a to chyba bardzo ważne. Wszystko byłoby perfekcyjnie, gdyby nie nagła wizyta Isobel, która zaburzyła cały spokój. ta kobieta zawsze niesie ze sobą… nie wiem nawet jak to ująć… powiew grozy? Gdyby to był film, zapewne w każdym momencie, w którym na planie pojawiałaby się Isobel, w tle słychać byłoby zwiastującą najgorsze muzykę. Strasznie irytujące z niej babsko, a przy okazji zasiewa w opowiadaniu jakiś swoisty niepokój. I bardzo niechętnie muszę w takim razie przyznać jej odrobinę racji. Nie twierdze co prawda, że Scarlett powinna zacząć traktować muzykę jako prace, ale myślę, że powinna się nią zająć bardziej. W tym czasie mogłoby jej to pomóc, bo muzyka to to, co ona kocha, a czas z pewnością nie jest łatwy. Przyda się jakieś oderwanie od rzeczywistości. Inna rzeczywistość, do której można przelać wszystkie uczucia. To mogłoby się teraz sprawdzić. A potem mamy scenę w sklepie, w której, mimo wszelkich mych usilnych starań, nijak nie potrafiłam skupić się na Scarlett i jej cierpieniu. Nie. Chyba mam go już trochę dość. A poza tym uwielbiam Liv i Georga, więc z czystym sumieniem to właśnie im poświęciłam całą moją uwagę. Cieszę się, że w niej w końcu zachodzą jakieś zmiany. Nie spodziewałam się i nadal się nie spodziewam, że ona pokocha to dziecko z dnia na dzień, ot tak, ale cieszę się niezmiernie, że przynajmniej przestała je traktować tak, jak na początku, że przestała je nienawidzić. Może to i mały krok, ale w jej przypadku chyba każdy taki krok jest wielki. I znaczy bardzo dużo.
No i Georg, który w końcu te drobną zmianę w niej dostrzegł! Myślę, że teraz będzie im ze sobą lepiej niż kiedykolwiek. To chyba czas, w którym w końcu przestana się kłócić i żyć błahostkami. Dziecko w jakiś sposób ukierunkuje ich życie i bardzo bym chciała, by wprowadziło do ich losów same pozytywy. Potrzebują teraz wiele radości i powoli zaczynam sądzić, że Liv zaczyna być na te radość gotowa. Co ogromnie mnie cieszy, bo oboje na to zasługują. Wyprawka, wózki, wanienki i inne duperele nie mają żadnego znaczenia. Najważniejsze jest ich podejście, to, co między nimi, miłość. Mam nadzieję, że ich dziecko przyjdzie na świat szczęśliwe. Ściskam za nich kciuki. A na koniec mamy Toma i prawdziwą bombę. Choć przyznam, że kiedyś już przeszło mi to przez głowę i czytając o nim i Lenie, tylko zastanawiałam się kiedy w końcu to nastąpi. I wiesz co? W jakiś pokrętny sposób cieszę się, że to się stało. Zdaje sobie sprawę, że to zbliżenie pewnie nie wynikało z miłości. A przynajmniej nie z obu stron. Ale czasem miłość jest przereklamowana. Żyją w pewnym sensie wspólnie, wychowują razem dziecko, w końcu musiało do tego dojść. Ten seks to raczej owoc… przywiązania? Może jakiegoś rodzącego się zaufania. Czegoś, co na pewno między nimi jest i czego nie da się obejść. Lena lgnie do Toma, pewnie wciąż żywi do niego jakieś uczucia, nawet jeśli wmawia sobie coś innego. A on? To jest dla mnie swoistą zagadką. Nie sądzę by ja kochał. To za duże słowo. Ale na pewno się do niej przywiązał, ufa jej, lubi ją. Cieszy mnie to, co między nimi zaszło. Nie tylko dlatego, że jestem bardzo ciekawa jak będzie wyglądał ich poranek. Ciekawi mnie przede wszystkim co dalej. W szeroko pojętej przyszłości. Jak sobie poradzą z tą nocą? jak dalej będzie wyglądała ich relacja. Zaciekawiłaś mnie! I zasiałaś we mnie sporo wątpliwości, nie pozostaje więc mi nic innego, jak tylko czekać na rozdział 71. Dziękuję za dedykację, to wiele dla mnie znaczy. Zwłaszcza przy takim rozdziale. Lubię przełomy, a to zdecydowanie było coś w tym rodzaju. Dziękuję więc serdecznie ;*
UsuńDark Queen
Usuń25 maja 2012 o 19:40
Wakaaaacje, czteromiesięęęęęczne. Ach. Zazdroszczę :D i jak Ci poszły matury? Scarlett jest teraz pozornie uporządkowana, ale też zupełnie pogubiona. Jak ja, gdy myślę o jej postaci. Znam jej dalsze losy, ale tak naprawdę nie wiem, co z nią zrobić. Ona zmienia się, dojrzewa. Kształtują ją sytuacje, w jakich się znajduje, ale wiem, że czegoś wciąż tu brak. Myślę, że to dla mnie kwestia czasu, nim to odnajdę. Isobel jest ‘robotem’. Stawia cele, osiąga je. Po trupach. I w sumie pojawiła się w historii tylko po to, żeby zrobić to, co już jej się udało. Jej rola jest marginalna, choć zrobiła jedną dużą i brzydką rzecz. Isobel, jako menago jest bez zarzutu. Robi wszystko, by kariera S. kwitła. Na sukcesie podopiecznych zależy jej jak na niczym, bo też jej sukces. Ale jako osoba, jest po prostu skrzywiona przez życie, porażki, zawiedzione nadzieje i przez to jest, jaka jest. Bo wiesz, w tym sklepie, S. była tłem. Chciałam gdzieś tam napomknąć o jej stanowisku, ale najważniejszy tam był przełom między Liv, a Geo. Z Leną i Tomem to jest takie… oni oboje potrzebują wsparcia. Lena poczuła, jak to jest mieć obok siebie faceta w wychowywaniu dziecka. A Tom potrzebuje kogoś, dzięki komu zapełni dziurę po rozstaniu ze Scarlett. To wszystko wydaje się takie proste i dobre, ale nie we wszystkim i nie do końca tak jest. Ta noc jest początkiem układania uczuć i relacji między nimi.
~Lestat
Usuń26 maja 2012 o 14:17
Matury? Dziękuję, nieźle. Na pewno mogło być lepiej z wosem, ale w sumie byłam przygotowana na to, że to będzie swoista loteria, więc nawet nie jestem specjalnie zła. Poza tym jestem bardzo zadowolona z innych przedmiotów :) Właśnie ta relacja (właściwie dopiero się rodząca) między Tomem i Leną niezwykle mnie ciekawi. I cieszy, bo to w opowiadaniu coś „nowego”. Bardzo czekam na to, jak rozwiniesz ten wątek. A Liv i Georg… cóż ja mogę powiedzieć? Wiesz, że ich uwielbiam, więc dla mnie mogą się pojawiać i grać główne role w co
~dirrtyfighter
OdpowiedzUsuń5 czerwca 2012 o 23:52
wróciłam kilka odcinków wstecz, do etapu narodzin i śmierci Liama i po prostu siedzę tu i mam ochotę ryczeć. a najgorsze jest to, że część tych pogmatwanych sytuacji pełnych cierpienia przypomina telenowele, którą jest ostatnio moje życie. po raz enty utożsamiam się ze Scarlett, ale… chyba brak mi jej siły i czegoś, czego mogłabym się uchwycić. chociaż Twoja historia zawsze rzuca jakiś cień nadziei w najgorszych chwilach i pokazuje, ile ludzie są w stanie przetrzymać – to chociaż mnie pociesza trochę. nie mogę się doczekać, aż tutaj nadejdą lepsze czasy, chociaż wątpię, by to nastąpiło szybko. a co do tego odcinka, to ciężko mi się wypowiedzieć, bo właśnie czytałam odcinek, w którym Tom siedział z Leną w domku na drzewie i… to też mi przypomniało ostatnie sytuacje w moim życiu. a w tym – zbulwersowała mnie scena z Leną i Tomem! jak tak można! znaczy wiesz, ja rozumiem potrzebę bliskości, gdy jest się tyle samemu… rozumiem, aż za dobrze… ale czy jeśli się kogoś kocha, sypia się z kimś innym? ech. sama nie wiem, co już tu piszę, jest prawie północ, a ja mam nastrój na użalanie się nad sobą, życiem i światem, więc pewnie nic mądrego tutaj nie stworzę. Dark, w sumie mam chyba potrzebę z Tobą porozmawiać, bo Ty to jednak mądra, silna dziewczyna jesteś i zawsze jakieś rady wynajdujesz. ale nie mam jak. nie mam gadu. nie mam nawet mojego komputera, a jedyne, na czym siedzę, to facebook… a szablon mi się podoba. zupełnie inaczej w tych kolorach i w tym układzie, chociaż zdjęcia są takie trochę zabawne. ale Scarlett i Tom razem, ach, wytęskniony widok. nie wyobrażam sobie nawet, jaki to musi być ból, gdy dwie tak bliskie osoby, nagle są oddzielnie… to, co ja czuję, nie jest nawet 1/4 tego, co oni muszą. no, ale. chyba za bardzo się utożsamiam z tą historią, za bardzo się wczuwam i zapomina, że to fikcja. w sumie sama nie wiem, czy to dobrze. może dobrze, bo jestem w stanie odnaleźć tu wiele realnych sytuacji i uczuć. ach, sama nie wiem, co tu już wymyślam, więc idę spać, dobranoc.
Dark Queen
Usuń8 czerwca 2012 o 20:45
Nie wiem, czy cię dobrze zrozumiałam. Tom nie uprawiał seksu z Leną w domku na drzewie. Tam było tylko wspomnienie takiego zajścia, jak jeszcze byli razem. Chyba, że masz na myśli aktualną notkę. Pytasz, czy jeśli się kogoś kocha, to sypia się z kimś innym. Moim zdaniem każdy na swój sposób radzi sobie ze stratą i potrzebą bliskości. Tom zrezygnował już z przygodnych kobiet i zmienił swoje życie zupełnie. Zaczął tworzyć dom, a przynajmniej coś, co mniej więcej tak funkcjonuje. Ulokował swoją miłość w Davidzie. Jest dla niego alternatywą na potrzebę kochania Liama. Ale on nie zastępuje Liama Davidem, po prostu go pokochał. Jako drugiego, a raczej pierwszego syna. Wpasowuje się w tą relację i stara się być szczęśliwym. Noc z Leną to wydaje mi się… oczywiste, jeśli dwoje ludzi, którzy byli kiedyś ze sobą, wciąż coś do siebie czują, są blisko… i oboje potrzebują czułości, to tylko kwestia czasu. A to, czym to się dla obojga skończy, to inna bajka. Napisz do mnie na maila, czy coś. Albo tu. Jak wolisz. Pogadamy.
~d.
Usuń10 czerwca 2012 o 19:58
miałam na myśli, że czytałam, jak ona przyszła do niego do tego domku tuż po kłótni T. i S., a potem nagle przeskoczyłam do tego odcinka, gdzie oni wylądowali w łóżku. i to mnie bulwersuje, bo oni nigdy nie powinni być razem i w ogóle to nie powinno się zdarzy, bo Tom tak bardzo tym krzywdzi Scarlett i czemu on w ogóle nie próbuje do niej wrócić! no, wyżyłam się.z jednej strony masz rację. ludzi, których coś kiedyś łączyło, może coś połączyć ponownie, gdy zaczną znów spędzać ze sobą czas i tamto uczucie odżyje. poza tym sam fakt spędzania ze sobą czasu, bycia blisko mężczyzny i kobiety, gdy oboje są wolni i obojgu brakuje miłości, czułości i tego wszystkiego… ale właśnie Tom stracił w moich oczach przez to, że nie uważa, że jak nie Scarlett to żadna inna – znaczy uważa tak, ale tylko do pewnego stopnia, bo fizycznie próbuje zastąpić sobie jej obecność. zapewne wpływ ma na to jego przeszłość i wiele przygodnych nocy, które już spędził, ale… to byłoby wielkim oddaniem i dowodem miłości z jego strony, gdyby po rozstaniu nie sypiał z żadną inną. ona też cierpi, tęskni, też ma potrzeby, a nie sypia z nikim! napisałabym, ale… w sumie nie wiem, czy to ma sens – tak żalić Ci się z mojego życia osobistego…
Dark Queen
Usuń14 czerwca 2012 o 20:59
czyżbyś nie przekładała swoich spraw na losy S. i T? może dlatego tak to cię razi. rozmawiałyśmy już tyle razy, a ja zawsze chętnie cię wysłuchiwałam. w przyszłym tygodniu będę już miała wakacje, więc możemy spokojnie porozmawiać.
~dori
OdpowiedzUsuń6 czerwca 2012 o 18:19
zatkało mnie.nie na widok szablonu, choc ten jest urzekający. Scarlett i Tom, w oddzielnych obrazkach, z wiele mówiącym napisem. to nawet oddaje ostatnią treść opowiadania.patrząc na zdjęcia powyżej myślę że to na serio dobry pomysł, zeby Scarlett coś zrobiła. wróciła do muzyki, pokazała się fanom. to jeszcze dla niej nie czas, wszystko nadal przeżywa. i okropnie mi jej szkoda. wiele spadlo na jej barki. ale jakoś to dzwiga.nie powiem, zebym sie nie spodziewala tego. mam na mysli; tego coś wiecej zajdzie między Tomem i Leną. to bylo czuc w powietrzu. to znaczy, w literkach (: w porownaniu do Scarlett to Tom szybko się posklejał. sądze, że Scarlett ma po prostu cięzej. utrata dwoje dzieci to dla niej za wiele. Tom mimo ze był ojcem Liama przeżył jego utratę inaczej; o drugim dziecku nie wiedział, więc nie wspominam; w końcu to Scarlett przez 9 miesiecy nosiła pod sercem Liama. w dodatku Tom był jej pierwszą prawdziwą miłością, Mike to tylko szczenięca zauroczenie, które ją umocniło. bywa, że jak mam więcej czasu by usiaść z laptopem i wejsc na prinza, uświadamiam sobie, że trochę tęsknię. nie jestem pewna tylko czy mozna tesknic do.. no wlasnie; opowiadania? czyjej fantazji? do dawnych ich. to wiem. ich cierpienie boli mnie w kolana na ktorych trzymam laptopa. za to wielkie przygotowania Georga i Liv do przyjścia na świat ich dziecka nie porusza mną ani o ździebko.
Dark Queen
Usuń8 czerwca 2012 o 20:52
Ten tekst chodził mi po głowie, a potem jakoś sam wpadł mi do głowy pomysł na szablon. Muzyka jest schronieniem dla obojga.A wiesz, nie powiem za dużo, ale czasem z ludźmi jest tak, że robią coś, bo wydaje im się, że to pomaga. Robią to i robią, zagłębiają się w swoje wybory, a potem okazuje się, że to wcale nie było dobre, że wcale nie pomaga. Scarlett wciąż wyrzuca swoją frustrację. Wszędzie widzi Toma, wciąż porównuje życie z nim do życie bez niego. Nie może zapomnieć, a Tom wykreślił ją, wyrzucił z pamięci. Zamknął się na siebie samego. Pytanie, które z nich za jakiś czas będzie czuło się lepiej. Wiesz, każdy ma swój ulubiony wątek. Ale Liv i Geo nie ruszają cię, bo za nimi nie przepadasz czy dlatego, że kiepsko to napisałam? ^^
~dori
Usuń9 czerwca 2012 o 20:40
oczywiscie ze nie napisałas tego kiepsko!. za Liv i Georgiem przepadam bardzo. tylko ta jedna scena w sklepie wydała mi się naciągana. podkreslam, że to tylko moje odczucie. nie musisz mi więc wyjasniac czemu tak a nie inaczej. czasem mam wrażenie, że na wszystko masz gotową odpowiedź :p jak juz napisałam, wydaje mi się to naciagane i trochę nierealne. każdy najdrobniejszy szczegol wydmuchany do granic mozliwości. może się trochę za bardzo czepiam, ale to, że Georg zadzwonił do Scarlett jeszcze bardziej zepsuło tą scenę. cokolwiek, to był sklep, ktoś w nim obsługuje, więc na pewno znalazłaby się przemiła pani, ktora chętnie dobralaby im profesjonalną i nieprzeciętnie drogą wyprawkę. moje odczucie wzięlo się chyba z tego co pomyslal Georg. że pogubił się, zapomniał o Liv, przez zbyt wiele planow i te przygotowania.
Dark Queen
Usuń14 czerwca 2012 o 20:57
nie jestem alfą i omegą, czasem zdarza mi się przekombinować, bo ponosi mnie wyobraźnia. zmodyfikowałam tą scenę, by uznałam to za dobre. może przesadziłam, może nie. najwidoczniej nie wyszło mi to, co chciałam przekazać. moja ocena tu nie może być obiektywna ^^jednak skoro mówisz, że coś tu było nie tak, to może faktycznie coś jest na rzeczy, ale cóż. nie dogodzę każdemu ^^