15 czerwca 2012

71. Stare grzechy mają długie cienie.

Tytuł: Agata Christie


9. miesiąc od rozstania; 21. lipca 2012r.

Obudził go huk spadającej na panele zabawki. Otwierając oczy, zobaczył jak David odwraca się na pięcie i tyle go było. Opadł na poduszki, nie do końca przyswajając rzeczywistość. Słońce świeciło prosto w okno, więc wnosił, że była jeszcze bardzo, bardzo, bardzo wcześnie. Bał się zerknąć na zegarek. Zamrugał kilkakrotnie, po czym stwierdził, że chyba jednak się już obudził. Nie stało się jak w filmach, że próbował znów zasnąć i dopiero po chwili dotarło do niego to, do czego doszło. Wręcz przeciwnie. Natychmiastowo uświadomił sobie, gdzie był i co robił. Zwłaszcza kilka godzin wcześniej. Przetarł oczy dłońmi i wstał. Po drodze chciał zgarnąć podkoszulek, ale przypomniawszy sobie o tym, że nosił ten należący do Leny, założył tylko spodnie. Trochę nie wiedział, czego się spodziewać. Tym razem nie było tak, że mógł po prostu wyjść. Lena nie była jakąś tam dziewczyną, a on nie był już facetem, który sypia z jakimiś tam. Tak sądził. Wychodząc mimowolnie spojrzał na zegarek. Dziesięć po siódmej. Od razu bardziej zachciało mu się spać. Schodząc na dół ziewnął i przeciągnął się. Niewiele to dało, ale nieco go ożywiło. Z kuchni pachniało coś słodkiego.
- Cześć – powiedział wchodząc do środka. Lena, która najwyraźniej nie słyszała jak szedł, a raczej jak ziewał, aż wzdrygnęła się przestraszona. Odwróciła się, jakby speszona. Najwyraźniej czekała na jego reakcję. David też jakiś nieswój patrzył na niego bez słowa. – O, widzę, że mój dzielny synek zdążył już zjeść prawie całe śniadanie. Jak się dziś masz? Jak rączka? – zapytał kucając przed Davidem i zmierzwił mu włosy.
- Dobze.
- A boli cię?
- Troskę.
- A jesteś na mnie zły? – chłopiec pokiwał przecząco głową. – Całe szczęście! – wykrzyknął i ni stąd ni zowąd porwał synka na ręce i podniósł go wysoko do góry. Malec wydał z siebie radosny pisk. – Ale ty jesteś ciężki – odparł sadzając Davida z powrotem na krześle. – To chyba po tym śniadaniu.
- Duzo zjadłem, zobac – chłopiec wypiął brzuszek, żeby jego tata mógł sprawdzić, czy był najedzony. Tom z miną znawcy delikatnie postukał po nim palcem i zupełnie poważny odpowiedział;
- Myślę, że jak zjesz do końca te płatki, to twój brzuszek będzie najtwardszy na świecie.
- Dobze – odpowiedział w pełni usatysfakcjonowany i zajął się jedzeniem. Tom uspokojony tym, że David już najwyraźniej nie pamiętał o ich ‘sprzeczce’, podszedł do Leny, która zawzięcie kroiła pomidora. Stanął za nią i delikatnie ujmując ją za nadgarstki zatrzymał jej ręce. Zamarła. Odsunął nosem jej włosy z szyi i musnął ją wargami. Czuł, że się uśmiechnęła.
- Zupełnie nie wiedziałam, co sobie myśleć. Nie wiem, co ty o tym myślisz – szepnęła.
- Nie chcę niczego przyspieszać.
- Ja też – powiedziała jeszcze ciszej, czując dłonie Toma na swoim brzuchu. Zadrżała. Nie chciała, by wiedział, co czuła, a jej reakcja na każdy jego dotyk, zdradzała wszystko.
- Niech zostanie, jak jest. Z czasem wszystko się ułoży – dodał, nim wyjął jej z ręki nóż. Przytulił się do pleców Leny, a ona przywarła do niego zachłannie. Jakby przez skórę mogła mieć go więcej. Krótką chwilę później krzesełko szurnęło i oboje poczuli, jak ich nogi obejmują małe rączki. Tom przelotnie ucałował Lenę w bark i porwał Davida na ręce, by mogli przytulić się we trójkę. Do tego momentu nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo brakowało mu świadomości posiadania rodziny. I chyba czuł się trochę szczęśliwszy.
*

26. lipca 2012r.

Dochodziła dwudziesta. Scarlett stała przed lustrem i wpinała w uszy kolczyki – małe kostki lodu. Były przeźroczyste i ładnie połyskiwały w świetle. Lubiła je, choć nie pamiętała już, z jakiej okazji je dostała. Kilka pasm włosów spięła z tyłu, by nie przeszkadzały jej opadając na twarz czy ramiona. Sięgały już jej do połowy pośladków i były bardzo ciężkie. Wiły się w coraz grubsze loki, ale nie wiedziała czy powinna coś z nimi zrobić. W sumie lubiła swoje włosy, choć były kłopotliwe.  Pierwszy raz od dawna nie miała na sobie czerni. Żałobę mogła zdjąć już dawno, ale przywykła do niej. Przywykła do czerni, bo była smutna jak jej dusza, ale jednocześnie czerń kojarzyła jej się z Tomem, ale nie tym smutnym czasem z nim, a tym najlepszym. Odsunęła się o krok od lustra i przyjrzała się sobie. Sukienka leżała ładnie. Szaroniebieska koronka, a pod nią granatowa podszewka. Przód miała zabudowany, a plecy odsłonięte, ale nie martwiła się, że będzie je widać, bo włosy zasłoniły je dokładnie. Kreacja sięgała połowy uda, więc w połączeniu z jej ulubionymi, klasycznymi czółenkami, jej nogi wyglądały na jeszcze dłuższe. Dawno się tak nie stroiła. Dawno nie czuła potrzeby, by się stroić. Teraz było jej z tym dobrze. Choć wiedziała, jak skończy się ten wieczór, miała nadzieję, że mimo wszystko będzie miły. Chociaż dla niej. Szukając perfum, odsunęła jedną z szuflad toaletki. Nie znalazła tam ich, lecz ramkę ze zdjęciem. Choć była odwrócona, wiedziała, które to. Wyjęła ją i spojrzała na fotografię. To jedna z jej ulubionych, oczywiście autorstwa Liv. Było wykonane w dużym przybliżeniu, spoglądali sobie w oczy, nie mając pojęcia, że jej siostra robiła zdjęcia i oboje uśmiechali się w ten specyficzny dla zakochanych sposób; jakby byli w półśnie, w innym świecie, w innej galaktyce. Scarlett delikatnie pogładziła szybkę w miejscu, gdzie widniał policzek Toma. Minęło tyle czasu, a ona wciąż kochała go tak samo. Uświadomiła to sobie, patrząc na to zdjęcie. Nie myślała o tym często. Miłość do Toma zamknęła w swoim sercu, starając się, by tęsknota i żal nie psuły jej każdego dnia. To zdjęcie rozsierdziło ranę, która zdążyła już przyschnąć w ciągu ostatnich miesięcy. Patrząc na nie, upewniła się, że decyzja, którą podjęła w związku z Timem, była najwłaściwsza. Nie mogła mu już dłużej robić nadziei. Usłyszała domofon, szybko schowała ramkę do szuflady i skropiła się innym zapachem. Rzuciła sobie ostatnie spojrzenie i w ciągu kolejnych trzech minut była już na dole, gdzie czekał na nią Tim. Pozwoliła mu ucałować się w policzek.
- Witaj, Scarlett – mężczyzna uśmiechnął się, patrząc na nią z uwielbieniem. – Cudownie wyglądasz.
- Dziękuję. Dokąd mnie zabierasz? – zapytała z delikatnym uśmiechem na ustach.
- To niespodzianka – sięgnął do kieszeni. – Pozwól, że najpierw coś ci podaruję – wyjął z niej pudełko, a z niego bransoletkę; delikatną, ale nie nazbyt cienką, z białego złota, uwieńczoną niewielkim szafirem. Była śliczna, ale kiedy zapinał ją na nadgarstku Scarlett, zrobiło jej się smutno. Jakby coś jej uświadomiła. – Wszystkiego najlepszego – powiedział, a gdy zobaczył jej minę, zaniepokoił się. – Coś nie tak? Nie podoba ci się?
- Nie, jest wspaniała. Dziękuję – chwilowe wytrącenie z równowagi zatuszowała kolejnym uśmiechem, po czym stanęła na palcach, by ucałować go w policzek, jednak nie do końca jej się to udało. Trafiła w kącik ust Tima. Speszył się, a ona – ni stąd ni zowąd – poczuła dzięki temu już dawno zapomnianą pewność siebie. Coś się w tej chwili zmieniło. To, co chciała powiedzieć mu tego wieczoru wydało jej się niewłaściwe. Tim, jakby nie do końca wiedząc, co powinien teraz zrobić, spojrzał na nią pytająco. Nie czuła do niego nic, ale budził w niej spokój. Sprawiał, że czuła się lepiej, jakby bezpiecznie. I chyba właśnie zmieniła zdanie. Ta bliskość, jego spojrzenie. Zrozumiała, że chciała, by pozwolił jej zapomnieć o obecności Toma. O jego nieustającej obecności. Popatrzyła mu w oczy, a na jej usta wpłynął pełen kokieterii uśmiech. – Mam ci wytłumaczyć, co powinieneś teraz zrobić? – zaskoczyła go, wiedziała to, ale poczuła, że czas pójść dalej, że to był ten moment. Tom miał nową dziewczynę i jej dziecko. Przyszywane, bo przyszywane, ale… stworzył sobie dom. Z pokątnych informacji, które przypadkiem podał jej Bill, miała pewność, że dawno zostawił ją w tyle, więc czemu ona miała wciąż tkwić w listopadzie, skoro dawno przyszła między nich zima? A Tima lubiła. Była dla niego po prostu Scarlett, a nie jedną z najbardziej topowych celebrities. Przy nim pojmowała, jak ważne było dla Toma to, że traktowała go jak zwykłego chłopaka. Skarciła się za myślenie o Tomie w takiej chwili. On nie mógł już dłużej dominować każdej jej myśli. Uśmiechnęła się szerzej i objęła rękoma szyję Tima. Na obcasach była niemal tego samego wzrostu, co on, więc śmiało mogła spoglądać mu w oczy. Śmiały się do niej. Kiedy jego wargi delikatnie musnęły jej własne, miała wrażenie, że spadł mu kamień z serca. Były miękkie i całowały ją czule. Brakowało jej takiej bliskości. Westchnęła cicho, co Tim najwyraźniej odebrał, jako zachętę, a Scarlett nie zamierzała go powstrzymać. Wraz z pocałunkami Tima nie obejmowało jej to cudowne uczucie błogości, które dawał jej Tom każdym najmniejszym dotykiem, ale poczuła się dobrze. Przy nim było jej dobrze. Teraz w zupełności jej to wystarczyło.
Kiedy kilka godzin później znów stali w tym samym miejscu, jednak żegnając się już, Scarlett wiedziała, że kończąc tą znajomość, popełniłaby błąd. Nie zakochała się w nim znienacka, nic z tych rzeczy. Lubiła Tima. Lubiła też to, że gdy z nim była zapominała o swoim złamanym sercu, o stracie dzieci i o życiu, które ułożyło się zupełnie inaczej niż powinno.
- Mogę ci zadać głupie pytanie? – śmiała się znów. Nie sądziła, że była jeszcze w stanie tak po prostu się śmiać. Może to wino, które wypiła. Może to towarzystwo Tima. A może to czas, jaki upłynął. Jednak śmiała się i czuła się z tym niesamowicie.
- Pytaj, najwyżej dostaniesz głupią odpowiedź.
- Ile ty masz właściwie lat?
- Właściwie to mam dwadzieścia sześć lat.
- Okej.
- To nie było głupie pytanie.
- Ulżyło mi – uśmiechnęła się znów, trącając go palcem w brzuch. Schowała niesforny kosmyk za ucho i popatrzyła na niego, poważniejąc nieco. – Nie możemy tu stać do rana, więc chyba powiem ci już: dobranoc.
- Wolałbym: do zobaczenia.
- Niech będzie: do zobaczenia, Tim. To był cudowny wieczór. Nigdy nie byłam na takiej… randce.
- Postaram się, żeby następna podobała ci się jeszcze bardziej.
- Trzymam cię za słowo – nadstawiła policzek, ale on zignorował ten gest. Nie sądziła, by miało być inaczej. Ujął delikatnie brodę Scarlett i czule pocałował ją w usta.
- Wszystkiego najlepszego jeszcze raz – uśmiechnęła się wdzięcznie i po prostu ruszyła ku wejściu. Nie odwróciła się, wiedziała, że patrzył. Wjeżdżając windą na swoje piętro, uśmiechała się głupkowato do siebie. Zupełnie, jakby miała szesnaście lat.
*

Sierpień 2012r.

Szum fal działał kojąco. Nie był zbyt głośny, ani zbyt cichy. Brzmiał tak, by kołysać myśli. Nie zagłuszał ich, ani głosów też. Dobra cisza nie bywa powodowana brakiem tematów do rozmowy. Cisza między Margo, a Gustavem była owocem relacji, jaką między sobą wybudowali. Gdy milczeli pozwalali sobie na bycie po prostu, czasem na myślenie. Bezkres morza skłaniał ku refleksjom. Nie zawsze były one dobre, czy przyjemne, ale najczęściej po prostu potrzebne.
Woda moczyła ich stopy, a wiatr przenikał ciała, ale nie był zimny, wręcz przeciwnie – przyjemnie orzeźwiał. I pachniał niesamowicie. Rozwiewał włosy i sukienkę Margo, a ona śmiała się, gdy porywał ją za bardzo. Gustav na nią patrzył. Margo miała w sobie niespożytą radość życia, której nie były w stanie zniszczyć nawet poważne problemy. Ona zawsze znajdowała powód do radości i on z tego czerpał. Radość Margo rozpędzała czarne chmury w jego sercu. Nie od razu, gdyby tak było, już dawno wyzbyłby się ich. Jednak działała sukcesywnie. Żadne z nich o tym nie mówiło, ale oboje zdawali sobie sprawę z tego, że Gustav nie wpadł w dołek tylko i wyłącznie dzięki niej.
Cuxhaven było jednym z najlepszych miejsc, w jakich był. Zdecydowali spontanicznie, a raczej Margo zdecydowała, a on dał się zwariować temu pomysłowi. Nie żałował.
- Ostatnio Jul pytała mi się, co nas łączy – powiedziała spoglądając na blondyna. Znalazła bursztyn. Oczyściła go z piasku i zaczęła obracać w dłoniach.
- Co jej powiedziałaś?
- Że się przyjaźnimy – odpowiedziała z uśmiechem. – Ja nie rozumiem dlaczego wszyscy myślą, że jesteśmy parą.
- Chyba dlatego, że się tak zachowujemy – mówiąc to, uśmiechnął się serdecznie.
- Nigdy nie wierzyłam w przyjaźń damsko-męską i nadal nie wierzę, ale jeszcze nie umiem nazwać tej naszej przyjaźni.
- I bez nazw jest dobrze.
- Wiem, bo kiedy patrzę na smutek Scarlett, rozdarcie Liv, niemoc Georga albo na robiącego dobrą minę do złej gry Billa, to cieszę się, że nie przeżywam takich dramatów. Wystarczająco dużo ich miałam z Paulem.
- Chyba współczuję temu człowiekowi, teraz pewnie jest zaręczony z kolejną dziewczyną, która będzie pasowała do jego przyszłego stanowiska.
- Gadałam o nim z Liv. To niesamowity przypadek, że obie byłyśmy o włos od małżeństwa z nim i chyba przez to rozumiem, czemu tak trzyma na dystans Georga. Ten strach zostaje w środku, czy się tego chce czy nie.
- Ty się boisz? – zapytał świdrując Margo spojrzeniem.
- Chyba nie, ale nie wiem, czy ten lęk nie wróci, gdy się kiedyś zakocham – Gustav pokiwał głową.
- Ja już chyba nie będę umiał się zakochać. Caroline wykorzystała wszystkie moje pokłady miłości, jakie miałem zarezerwowane dla kobiety. Teraz wydaje mi się niemożliwe, żeby kogoś pokochać.
- A kochasz ją nadal?
- Jej wspomnienie – odparł, po czym oboje zamilkli. Margo chwyciła Gustava za rękę, a on nie protestował. W milczeniu pokonali kolejne kilometry plaży, póki burzowe chmury i wiszący w powietrzy deszcz nie zmusił ich do powrotu do hotelu. Tam przy dobrej kawie obejrzeli kolejny z filmów, który przeznaczyli na pobyt nad morzem. Zaczęło padać. Margo wpatrywała się w deszcz, póki nie zasnęła wsparta o ramię Gustava. Oparł się więc wygodniej na poduszkach i sam zapadł w drzemkę wsłuchując się w bębnienie deszczu o szyby. Był spokojny, a głowie wciąż miał szum fal i stukot kropli.
*

11. miesiąc od rozstania; 9. października 2012r.

Lubiła, kiedy ktoś bawił się jej włosami. Nim poznała Toma, Liv albo mamie nie chciało się siedzieć i godzinami czesać jej włosy. Tom tak potrafił. Czesał jej włosy po umyciu albo tak po prostu rano, wieczorem czy w dzień. Nauczył się nawet pleść warkocza i choć okupiła to bólem, potem wciąż miała splecione włosy, tak mu się to spodobało. Tom miał cudowne dłonie. Z niesamowitym wyczuciem przeplatały kolejne kosmyki. – Przestań – mruknęła.
- Pociągnąłem cię? – słysząc to pytanie, uświadomiła sobie, że wypowiedziała na głos swoje myśli. Westchnęła.
- Nie, nie. Głośno myślałam – odpowiedziała i wyprostowała plecy. Poczuła znów palce Tima w swoich włosach. Nie lubiła tego w sobie, że za każdym razem porównywała Toma i Tima – swoją drogą, śmiesznie się złożyło: Tom i Tim. A najgorsze w tych porównaniach było to, że mimowolnie stawiała Tima w gorszym świetle. Tom zawsze wypadał lepiej, pomimo tego, co zrobił, w jej głupiej głowie zawsze musiał być najlepszy. – Wiesz, co? Jesteś pierwszym facetem, jakiego znam, który potrafi pleść kłosa – spojrzała w lusterko, które podał jej Tim i uśmiechnęła się. – Ślicznie – zaplótł jej dwa kłosy. Wyszły niesamowicie grube, ale miała czas już do tego przywyknąć. Przynajmniej będzie jej wygodnie, bo sama nigdy nie przejmowała się włosami. Związywała je albo splatała jakoś. Zazwyczaj brakowało jej czasu na zabawy we fryzjerstwo. Odwróciła się i bez pardonu wgramoliła się Timowi na kolana. Lubiła go. Był niesamowicie spokojny, dojrzały i racjonalnie spoglądał na życie. Potrafili ze sobą rozmawiać o wszystkim. Te rozmowy też lubiła – czasem głębokie, czasem zupełnie o niczym, a kiedy ją przytulał, czuła się zupełnie bezpiecznie. A ona teraz bardzo potrzebowała poczucia bezpieczeństwa. W ostatnim roku to właśnie tego jej najbardziej brakowało. – Dziękuję – ucałowała Tima soczyście w policzek, a on się roześmiał.
- Nie rozumiem, jak jedna dziewczyna rano może być największą kluską pod słońcem, a po południu móc podporządkować sobie całą armię wojska.
- Wiesz, to kwestia przystosowania – wzruszyła ramionami, jakby to, że Tim spostrzegł ta oczywistość nie miało znaczenia. – Przy tobie muszę być twarda i waleczna – uśmiechnęła się, zdając sobie sprawę z tego, że naprawdę tak czuła.
- Cieszę się, że tak myślisz – ucałował ją w skroń. – A tak a propos warkoczy… - zaczął, sprawiając wrażenie nie do końca pewnego, czy chciał to powiedzieć. Scarlett spojrzała na niego uważnie. – Miałem trzy siostry do wystrojenia, co rano. Wiesz, kiedy ma się do czynienia z pierwszorzędnymi modnisiami, to umie się takie rzeczy.
- A mama? – zapytała cicho.
- Odeszła, kiedy miałem trzynaście lat. Dziewczyny były małe, najmłodsza miała sześć lat, tata pracował często na dwie zmiany i nawet nie interesował się tym, czy chcę zająć się domem czy nie. Miało być ugotowane i posprzątane. Musiałem nauczyć się robić śniadania i obiady, posyłać je do szkoły i zajmować się nimi. Tata nie był zły, ale przytłoczyła go śmierć mamy i to, że musiał wszystko sam ogarnąć. A ja nigdy nie byłem tym psotnym, starszym bratem. Od małego wolałem rysować niż grać w piłkę. Trzymaliśmy sztamę z dziewczynami, a gdy mamy już nie było, to się tylko zacieśniło. Było nam ciężko i nie raz się kłóciliśmy, a one mi wypominały, że nie jestem mamą i nie mam prawa im rozkazywać, bo ona na pewno zrobiłaby inaczej. Byłem jeszcze dzieciakiem i na początku takie życie wydawało mi się nie do zniesienia, ale dzięki temu naszą czwórkę łączy bardzo silna więź. Później, kiedy podrosły, matkowaliśmy sobie wzajemnie, a z resztą one matkują mi do teraz i to podwójnie, więc wyobraź sobie, co się dzieje, jak mam nalot całej trójki! – powiedział lekko, chcąc pozbyć się ścisku w żołądku.
- Zawsze chciałam mieć dużo rodzeństwa. Wyobrażałam sobie te rodzinne spotkania, kiedy bylibyśmy już dorośli. Przez większość życia miałam tylko Liv. Mówili o nas jak o bliźniaczkach. Bo dzieli nas równo rok i kilka godzin. No i wygląd, ale to szczegół. Jak byłyśmy małe, mama ubierała nas tak samo. Wyobraź sobie ponad przeciętnie wysokiego patyka i małego pulpeta w jednakowych różowych sukienkach – Tim zaśmiał się, choć wcale nie wyobraził sobie Scarlett i Liv w różowych sukienkach. Dostrzegł, że jej uśmiech na chwilę sięgnął oczu. Bardzo rzadko jej się to zdarzało. Niewiele o niej wiedział. Poza historiami z gazet, od niej samej usłyszał mało – zapewne tylko to, co uznała za konieczne. Czasem, gdy rozmawiali jak teraz opowiadała mu o swoim dzieciństwie czy o perypetiach z dawnych lat. Jednak nie pozwoliła mu poznać tego, co siedziało w jej sercu. Była z Tomem Kaulitz, mieli dziecko, złamał jej serce, wciąż coś do niego czuła, ale poradziła sobie z tym i zaczęła od nowa. Tyle na temat jej poprzedniego związku. Nie pytał o więcej, bo uznał, że nie miał do tego prawa. Tym bardziej widząc jej reakcji, gdy tylko przypadkiem pojawił się ten temat. Spasował. Jednak bez wiedzy na temat wszystkiego, co działo się w jej życiu, nim się poznali, widział, co ten czas w niej pozostawił – wielki smutek, znacznie większy niż taki, który daje zawód młodzieńczej miłości. Scarlett od samego początku sprawiała, że czuł potrzebę chronienia jej. Nawet wtedy, kiedy stała między robotnikami, o połowę mniejsza od nich i dziarsko przestawiała ich po kątach. Zwłaszcza teraz, kiedy siedziała na jego kolanach i przytulona do niego, kuliła się w jego ramionach. Nie znał jej, ale kiedy patrzył w jej oczy przesłonione kotarą smutku, nabierał pewności, że uczyni wszystko, by zniknął.
- Jestem pewien, że w różu ci do twarzy – odparł, zdając sobie sprawę z tego, że powinien coś powiedzieć już chwilę temu.
- O czym myślałeś? – zapytała mrużąc jedno oko.
- O tobie – odpowiedział uśmiechając się. – Nie da się myśleć o czymkolwiek innym będąc w twoim towarzystwie, Scarlett – wywróciła oczami, trącając go ramieniem.
- Przestań, wiem, że ściemniasz. Do której zostaniesz? – spojrzał na zegarek.
- W sumie to muszę już lecieć. Miałem od rana pracować, a już jest dwunasta. Zlecenie samo się nie zrobi.
- Co urządzasz?
- Nic wielkiego. Pokój dla szesnastolatki.
- Róż, podusie i baldachim? – zapytała z cwanym uśmiechem.
- Powiedzmy. Całość jest utrzymana w cukierkowych kolorach. Róż, brzoskwinia, błękit i jasna zieleń. Czyli coś, co lubię.
- Wpadniesz wieczorem? – zeszła z kolan Tima i powoli przeszła na antresolę, czekając aż Tim się pozbiera.
- Dziewczyny do mnie przyjeżdżają. Dziś urodziny mamy i wiesz. Pewnie pojedziemy do taty – pokiwała głową i uśmiechnęła się. Tim był inny niż Tom. Na pozór niechlujny, a przy tym pełen nonszalancji. Włosy niemal nieustannie układały mu się w zupełnym nieładzie, a do tego, gdy się uśmiechał w policzkach pojawiały mu się dołeczki. Lubiła w nim ten niemal namacalny artyzm, który przepełniając życie Tima, wypełniał i jego.  Uśmiechnęła się, kiedy złapał ją za rękę i puścił dopiero przy drzwiach, ale tylko po to, by objąć ją w talii i pocałować.
- A ty co będziesz robić?
- Poczytam, może coś obejrzę albo popiszę. Wczoraj do głowy wpadło mi kilka wersów, więc mam nad czym pracować. Isobel będzie szczęśliwa.
- A może pojedziesz do domu?
- Byłam u Liv już dwa razy, nie chcę jej męczyć.
- Nie chcę, żebyś była sama.
- A myślisz, że przeprowadzając się tu liczyłam, że zamieszka ze mną jakiś niewidzialny przyjaciel? – odparowała, nim zdążyła ukryć rozdrażnię. Tim się skwasił.
- Okej, okej. Nic nie mówię, zadzwonię – ucałował krótko Scarlett i już go nie było. Troszkę zrobiło jej się głupio, ale mimowolnie zawsze tak reagowała, gdy wchodzili na temat powodów jej przeprowadzki albo wszystkiego, co działo się przed nią. Zamknęła drzwi i rozejrzała się po mieszkaniu. Uznała, że ma ochotę na kawę, więc wybrała się do kuchni. Jednak nie uszła daleko, bo rozdzwonił się domofon.
- Czego zapomniałeeeeeeeś? – zapytała słodko, myśląc, że to Tim.
- Hmmm… Nie przypominam sobie, żebym w ostatnim czasie zmieniła płeć, zwłaszcza, że jakieś dwa i pół tygodnia temu pewne stworzenie dokładnie utwierdziło mnie o tym, że jestem kobietą i dokładnie przetarło szlaki.
- Wejdź głupolu – powiedziała, nim parsknęła śmiechem. Poród ani trochę nie stępił języka jej siostrze. Uchyliła drzwi, żeby nie musieć ich za moment otwierać i poszła do kuchni, wstawić wodę. Wyjęła z lodówki babeczki, które piekła poprzedniego wieczoru i ułożyła kilka na talerzyku. Zasypała kawę i wyjęła blender, żeby zrobić piankę.
- Domyślam się, że mówiłaś do Tima. Chyba, że poderwałaś kolejnego przystojniaka – Liv powoli weszła do kuchni, dźwigając nosidło, w którym spało niemowlę. Postawiła je na blacie i ciężko odetchnęła. – Chyba się przeliczyłam, co do moich możliwości.
- Boli cię? – Scarlett szybko podeszła do siostry i podtrzymała ją pod ramię.
- Zgadnij, co – mruknęła. – Załatwisz mi jakąś poduszkę? – Liv oparła się o blat, a Scarlett popędziła po poduszkę. Nie przygotowała się do lekcji, więc porwała z bieliźniarki jaśka, z którego nie korzystała. Był względnie gruby, więc powinien Liv wystarczyć. Położyła go na krzesełku i pomogła siostrze usiąść. Dokończyła kawę, a kiedy stawiała kubki na stole, zawiniątko w nosidle zaczęło kwękać. – Wiem, że nie powinnam jej wozić, ale skoro Mahomet nie pofatygował się do góry, to góra musiała ruszyć swój obolały tyłek do Mahometa – powiedziała biorąc maleństwo na ręce.
- Powiedz, że Georg cię przywiózł – burknęła Scarlett, spoglądając na Liv ostrzegawczo, a ona ignorując siostrę, przystawiła dziecko do piersi.
- Wybacz, ale aż tak szalona nie jestem. Siedziałam jak na puchowym tronie. Z resztą, nie wypuszcza nas samych z domu. Pojechał do mieszkania, jak będę chciała wracać, to przyjedzie – pogłaskała policzek córeczki i uśmiechnęła się do niej. – Od kogo te kwiaty? – zapytała, rozejrzawszy się po kuchni.
- Javier – odpowiedziała Scarlett, nawet nie patrząc na nie.
- Myślałam, że opuścił.
- Ja też, póki nie dowiedziałam się, że szturmuje management swoim menagerem. Wytwórnia przesyła mi wszystko, co wysyła na ich adres. Aż dziwne, że nie śle nic do domu. Muszę z nim w końcu pogadać, bo wygląda na to, że nie da mi spokoju – napiła się kawy i spojrzała na siostrzenicę. – Żółtaczka jej ładnie schodzi.
- Wczoraj byliśmy na kontroli i wszystko jest w jak najlepszym porządku. Georgowi już trochę skrzydełka opadły i nie sprząta jej tak chętnie kup jak w pierwsze dni – zaśmiała się pod nosem i zaczęła kołysać córeczkę, widząc jak zasypiała z powrotem.
- A tak jej nie chciałaś – odparła Scarlett, opierając się o krzesełko i utkwiła w siostrze uważne spojrzenie. Za późno zdała sobie sprawę z tego, że wyrzut w jej głosie był aż nazbyt wyraźny. Liv popatrzyła na nią trochę zmieszana. Jakby wciąż miała pretensje do siebie, że to ona ma dziecko i że to ona jest szczęśliwa.
- Bo chyba sama nie rozumiałam, czego się spodziewać, więc się bałam. Wyobrażałam sobie, że moje życie stanie się maratonem między pieluchą, a zasypką. Wyolbrzymiałam wszystko, a potem jeszcze cała rodzina traktowała mnie jak wroga, bo ośmieliłam się nie cieszyć, więc było mi jeszcze gorzej i pogubiłam się w tym wszystkim, bo nawet Georg krzywo na mnie patrzył, więc mimowolnie obwiniałam ją… - Liv spojrzała na dziewczynkę, a Scarlett wydało się, że przez twarz jej siostry przemknął cień żalu. Ucałowała maleńką w główkę i ułożyła ją z powrotem w nosidle.
- Co się zmieniło?
- Rozumiem, dlaczego nie przychodzisz. Wiem, że potrzebujesz czasu i szanuję to. Poczekamy – Liv uśmiechnęła się do brunetki i znów przeniosła wzrok na córkę. – Odkąd się urodziła, nie myślałam o tym, czy mi się podoba to, że mam ją już tak w stu procentach, czy nie. Po prostu była. Najpierw dochodziłam do siebie. Potem byłam przerażona tym, że mogę ją skrzywdzić zmieniając jej pampersa. Zaczęły się kolki i bezsenne noce. Każdą wolną chwilę poświęcałam na odpoczynek albo Georgowi. Nie miałam czasu na nic, ani sił też. Myślenie mi nie pomagało. A dziś rano…- spojrzała na Scarlett i uśmiechnęła się tak, jakby spadł jej z serca jakiś ciężar. – Dziś rano zrozumiałam ciebie, mamę i Jul. Zrozumiałam, co miałyście na myśli mówiąc o tym, że miłość do dziecka jest po prostu taka, jak oddychanie. Konieczna do życia odkąd ono się pojawia – uśmiechnęła się znów. – I dalej jest mi bardzo przykro, że tak długo ci nie powiedziałam. Jest mi przykro, że dostałam to, o czym ty marzysz, ale Scarlett…nie żałuję już, że mi się przytrafiła. Nie mówiłam o tym jeszcze nawet Georgowi.
- O czym? – zapytała, starając się ukryć wzruszenie. Gula w gardle stawała się coraz bardziej nieznośna.
-  Dziś rano, kiedy ją karmiłam, popatrzyłam na nią i miałam wrażenie, jakbym tak naprawdę zobaczyła ją po raz pierwszy. Nie była w moich myślach maleństwem, dziewczynką, czy skarbeczkiem. Pierwszy raz sama przed sobą nazwałam ją moją małą córeczką. Patrzyłam na nią i pojęłam, co zmieniło się w ciągu tych trzech tygodni odkąd ona jest na świecie – Liv była wyraźnie poruszona, ale też szczęśliwa. – Ona mnie uwolniła, Scarlett – brunetka popatrzyła na siostrę nieco zdziwiona, ale nie przerywała jej. – Moja córeczka dała mi to, czego szukałam we Francji, czy tutaj. Stanowi wszystko to, czego potrzebowałam uciekając. To paradoks, sama tego nie rozumiem, ale tak jest. Ona jest miłością w najczystszej postaci i… nie boję się jej. Nie boję się kochać. Zdjęła ze mnie brzemię, które nosiłam przez cały ten czas.
- To najlepsze, co mogło się stać. Georg będzie szczęśliwy. Ty wreszcie będziesz w pełni szczęśliwa.
- Już wiem, jakie będzie nosić imię. Georg zostawił to mnie. To nie tak, że się nie zainteresował i jest mu wszystko jedno. Po prostu to, co wymyślaliśmy do tej pory zupełnie do niej nie pasowało.
- Jak ją nazwiesz?
- Saoirse1.
- Dlaczego? – zapytała. – Znaczy znam znaczenie, ale…
- Nie nazwę jej przecież ‘Freedom’ albo po naszemu. A Saoirse ładnie brzmi, idealnie pasuje i po prostu wiem, że to idealne imię dla niej. Wreszcie przestanie być bezimienna. Georg martwił się, że niczego nie wymyślę przed upłynięciem terminu rejestracji w urzędzie i będzie musiała być jakąś Marie czy coś, co wymyślimy na szybko. W takim wypadku nazwałabym ją Victoria, ale to nie byłoby to samo.
- Śliczne imię. Saoirse Listing. Podoba mi się – Scarlett uśmiechnęła się do siostry, starając się ukryć smutek spowodowany własnymi wspomnieniami z okresu, gdy Liam był malutki. Nie było do końca łatwo. Przecież nie mogli dojść z Tomem do ładu ze sobą. Czasem wydawało jej się, że coś skończyło się między nimi w noc przed narodzinami Liama, gdy się upił, a potem przyjechał po fakcie. Wybaczyła mu to, ale później między nimi nie było już tak samo.
- To też nie jest tak, że zapomniałam o tym, co czułam w ciąży. To wciąż we mnie jest, ale nie ma znaczenia. Ona odmieniła bardzo wiele.
- A co z Georgiem?
- Wiesz, teraz więcej spędza czasu u nas niż u siebie, ale nikogo to raczej nie dziwi. Póki Saoirse jest malutka nigdzie nie ruszam się z domu. Pomoc mamy i Jul, ich rady są mi teraz nieustannie potrzebne, ale kiedy podrośnie to… chyba z nim zamieszkam.
- Nie uciekniesz? – zapytała spoglądając uważnie na Liv.
- Nie chcę już uciekać, Scarlett – spojrzała jej prosto w oczy i wiedziała, że jej starsza siostra mówi najzupełniej poważnie. Przysunęła się bliżej i złapała Liv za rękę.
- Mówiłam, że wszystko się ułoży.
- Jeszcze długa droga, ale chyba dostrzegam nadzieję. Zupełnie będę szczęśliwa, kiedy pokochasz moje dziecko, tak jak ja pokochałam twoje.
- Liv – Scarlett prędko podeszła do siostry i ukucnęła przed nią. – Ja ją kocham. Kocham na swój sposób, ale potrzebuje czasu, bo patrząc na was, widzę siebie w czasach, kiedy byłam jeszcze szczęśliwa. I to mnie boli, boli tak, że nie możesz nawet wyobrazić sobie tego bólu – oczy dziewczyny zaszły łzami, więc prędko je wytarła. – Wiem, że swoim zachowaniem ranię ciebie, Julie i Shie’a. Wiem, że sprawiam przykrość Nico, który mnie lubi. Wiem, że Roxie i Lexie mnie niemal nie znają, ale… nie umiem cieszyć się waszym szczęściem. Wciąż liżę rany i wierzę, że niebawem przyjdzie takie dzień, kiedy spojrzę na wasze dzieci i pomyślę sobie, że ich widok już nie przyprawia mi bólu. To egoistyczne z mojej strony, ale nie umiem inaczej – rozpłakała się i klapnęła na podłogę. Schowała twarz między rękoma i skuliła się w sobie. Łkała hamując się na tyle, by nie obudzić dziecka, a Liv bezradna wobec bólu, który towarzyszył jej przy każdym gwałtowniejszym ruchu, jedynie przysunęła się z krzesełkiem i zaczęła gładzić Scarlett po głowie.
- Przepraszam, siostrzyczko. Wiem, że nie robisz tego specjalnie. Przepraszam – szeptała. – Po prostu bardzo żałuję, że nie możemy być wszyscy szczęśliwi.
- Ostatnie półtora roku jest jednym wielkim pasmem nieszczęść. Już zapomniałam, że mogłoby być inaczej – wytarła twarz rękawem i podniosła się z podłogi. Przysunęła krzesełko obok Liv, po czym usiadła. – Brakuje mi czasu, który razem spędzałyśmy. Tego przed Tomem, przed Paulem. Tego zupełnie naszego.
- Odebrałam to nam wyjeżdżając do Francji.
- Potrzebowałaś tego.
- Chyba tak, choć popełniłam tam zbyt wiele błędów.
- Każdy z nas je popełnia. Może gdybym uprzedziła Toma, on nie upiłby się i był ze mną przy porodzie. Nie mielibyśmy do siebie żalu, nie byłoby niedomówień. Może wtedy byłoby nam łatwiej poradzić sobie z jego stratą. Może dziś bylibyśmy razem. Może nie cierpiałabym… - westchnęła ciężko i dało się słyszeć, że drży. – Nie da się cofnąć tego, co już było. Nie masz pojęcia, ile razy układałam sobie w głowie wszystko, co zaszło między mną i Tomem. A najgorsze jest to, że ja naprawdę myślałam, że my już będziemy razem do końca. A dziś, kiedy minął już prawie rok, ja dalej jestem w rozsypce. On najwyraźniej przeszedł z tym do porządku dziennego. Dla niego tak jest lepiej. Ma mnie gdzieś i tyle. Ma tą dziewuchę i jej dziecko – Liv popatrzyła na Scarlett, mimowolnie szerzej otwierając oczy ze zdumienia, gdy uświadomiła sobie jedną podstawową rzecz: Scarlett nie wiedziała. A ona przecież nie mogła jej powiedzieć. To by ją dobiło. – Żyją sobie razem, bawią się w dom. Niebawem pewnie zrobią jeszcze kilku Kaulitzów i będzie jedna wielka happy family. Nie rozumiem tego. Mówił, że tak kocha, a dziś już pewnie o mnie nie pamięta. Nienawidzę go za to i siebie, że nie umiem postąpić tak samo, ale ja go wciąż kocham i przestałam już z tym walczyć. Boli mnie to, że nie umiem już normalnie żyć. Nie potrafię mieszkać pod jednym dachem z najbliższymi, skręca mnie na widok szczęśliwych matek z dziećmi, od dana nie napisałam niczego dobrego i tylko egzystuję tu. Sprzątam, gotuję, czytam, oglądam filmy albo spotykam się z Timem. Moje życie jest beznadziejne. Isobel ma rację, muszę znaleźć sobie coś, co zapełni mój czas poza muzyką.
- A co z Timem? Lubię go.
- Też go lubię. Potrafi pleść kłosa, przyrządza cudowną zapiekankę, jest inteligentny, czuły i zabawny. Zajmuje się mną i nie narzuca mi się. Nie wspomina o przeszłości, odkąd znalazł zdjęcie moje i Toma wepchnięte pod fotel. Fajnie jest poprzytulać się z nim, czasem całować, ale. On chyba chce już czegoś więcej. Nie naciska, czeka, ale widzę to. A ja chyba nie mogę mu tego dać. Jak skoro wciąż kocham tego przeklętego Kaulitza? – spojrzała na Liv, jakby szukała w niej rozwiązania na swoje rozterki, a ona tylko wzruszyła bezradnie ramionami. Nikt nie potrafił pomóc Scarlett. Tylko ona sama mogła. Jedynym, co Liv była w stanie zrobić, było wysłuchanie siostry. Spojrzała na córeczkę. Spała wtulona w pieluszkę. Liv powinna wylegiwać się z nią w łóżku, a nie włóczyć po Berlinie, ale… była też siostrą, nie tylko matką. Wiedziała, ile Scarlett przechodziła patrząc na jej dziecko. Zdawała sobie sprawę z lęku, który w sobie nosiła. Liv zrozumiała, że jej siostra nie tylko pragnęła dziecka, a raczej bezwarunkowej miłości, ale tez bała się, że ją czy Julie mógł spotkać taki sam los, że mogły stracić swoje dzieci. Wówczas zupełnie inaczej zaczęła rozumieć postępowanie Scarlett. – Czasem mam wrażenie, że została po mnie tylko powłoka, że moje wnętrze gdzieś się ulotniło. Mam dopiero dwadzieścia jeden lat, a czuję się, jakbym miała pięćdziesiąt. Wydawało mi się, że czas pomoże, że zagoi rany, że otrząsnę się i pójdę dalej, ale ja nie umiem. Tkwię w miejscu, czuję, jak czas przecieka mi przez palce i nie potrafię nic z tym zrobić.
- Może faktycznie powinnaś wrócić do muzyki albo robić coś, co zajmie ci czas i nie pozwoli myśleć.
- Nie chcę nic robić na siłę, a olśnienia jeszcze nie dostałam.
- Myślę, że Tim nie jest facetem, który pomoże ci zapomnieć o Tomie. Potrzebujesz szaleńczej miłości. Takiej wiesz, nierozważnej, która cię pochłonie. Jestem pewna, że z czasem pojawi się ktoś taki, ale musisz znów wyjść do ludzi. To mieszkanie, choć piękne, nie sprawi, że znów poczujesz się jak w domu.
- Wiem, ale on… przy nim czuję się bezpieczna. Wiem, że nie zniknie, nie zmieni zdania, nie zawiedzie mnie. Tim jest z tych facetów, którzy wiążąc się, robią to stuprocentowo. Z jednej strony mnie to cieszy, ale z drugiej… wiem, że go skrzywdzę.
- To załatw sprawę już teraz.
- Nie, nie jestem na to gotowa. Naprawdę go lubię i potrzebuję.
- W porządku. Zrób, jak czujesz – Liv prędko napisała smsa. – Będę się zbierać. Saoirse i tak długo była poza domem. Mam nadzieję, że jej to nie zaszkodzi – Scarlett zajrzała do nosidła i uśmiechnęła się smutno na widok różowej buzi dziewczynki.
- Nie miała szans się nigdzie schłodzić, więc mam nadzieję, że wszystko będzie w porządku. Siedź w domu i nie wychodź już, póki obie nie nabierzecie sił.
- Więc bywaj u nas częściej – odparła Liv i uważnie spojrzała na siostrę. Scarlett wytrzymała jej wzrok i wzruszyła ramionami.
- Będę się starała. W sumie to dawno nie widziałam Nico… - odpowiada smutniejąc.
- Pyta o ciebie, a my tęsknimy. Bez ciebie to już jest, wiesz. Nie to samo.
- Wiem, nic nie jest takie samo, ale wiesz. Wyprowadziłam się po to, żeby z radością wracać do domu, żeby nie raniła mnie myśl o tym, co tam zastanę i pracuję nad tym. Powoli, bo powoli, ale pracuję – Scarlett spojrzała na śpiącą siostrzenicę i bardzo niepewnie pogładziła opuszkiem jej malutką rączkę. Łzy napłynęły jej do oczu, więc szybko poderwała się z miejsca i uciekła na drugi koniec kuchni. – Mam już tego dosyć, Liv. Mam dosyć tego bólu, który czuję, gdy patrzę na jakiekolwiek małe dziecko, które mogłoby być moim – spojrzała na siostrę i wytarłszy rękawem oczy, wyszła z pomieszczenia.
*

11 miesiąc od rozstania; 18. października 2012r.

Dzień nie zdążył się jeszcze na dobre rozgościć, kiedy małe, bose stópki prędko przebiegły przez korytarz. Tupot był na tyle cichy, by nikt go nie usłyszał, więc chłopiec niezauważony wślizgnął się do pokoju mamy. Wiedział, jaki to dzień i bardzo szybko chciał go rozpocząć. Widok mamy i taty razem przytulonych budził w nim niepewność. Już kilka razy widział, jak tata rano był w łóżku mamy, ale David nie bardzo wiedział, co to wszystko znaczyło. Przecież dotąd tylko on mógł spać z mamą. Stał tak i wpatrywał się w tatę, który przytulał mamę. Spali na brzuchach, więc nie wiele widział, ale nie do końca wiedział, czy to oznaczało, że tata zajął jego miejsce. Podszedł bliżej. Ręka taty poruszyła się, pogłaskał mamę po ramieniu i przytulił ją mocniej. Davidowi zrobiło się przykro. Podszedł do mamy i poklepał ją po ręce.
- Co? – Lena ocknęła się, patrząc na synka nieprzytomnym wzrokiem. Podniosła głowę i niezdarnie odgarnęła włosy z twarzy. – Co się stał syneczku? Jest wcześnie – krótką chwilę zbierała się w sobie, żeby poskładać do kupy informacje na temat tego, co się wokół niej działo. Spojrzała na zegarek. Trzynaście po szóstej. O tej porze to raczej ciężkie do zrealizowania. Tom też się obudził i pierwszy uświadomił sobie ich położenie, więc głębiej nakrył ich kołdrą, po czym uśmiechnął się do synka.
- Cześć chłopie.
- Ceść, tato.
- Miałeś zły sen? – dopytywała Lena, jedną ręką obejmując Davida.
- Nie, po prostu się obudziłem, bo nie mogę docekać się, kiedy zacnie się ten dzień – rodzice uśmiechnęli się szeroko do niego. – Dlacego nie macie pizam? – Tom usiadł na łóżku i zgarnąwszy z podłogi swoje bokserki, założył je na siebie. Spojrzał na przerażoną Lenę, a potem na synka.
- Było nam bardzo gorąco w nocy, bo zapomnieliśmy skręcić kaloryfer.
- Ale pzeciez nie mozna spać bez pizamki – upierał się.
- Wiem, że nie można, ale przecież jak tobie jest gorąco latem, to mama pozwala ci nosić tylko majteczki albo kąpielówki, prawda?
- No tak, ale mamusia mówiła, ze nie mozna spać bez pizmaki, bo potem mozna mieć katar.
- O kurczę – Tom schował twarz w dłoniach, udając przerażenie, jednak z trudem zdusił w sobie śmiech. – Oj, mama, już nigdy nie pozwolę ci spać bez piżamki, nawet jak ci będzie bardzo, bardzo gorąco – gdy to mówił, w jego oczach igrały figlarne ogniki, a Lena oblała się rumieńcem. Westchnęła i rozejrzała się po pokoju.
- Syneczku, tam leży koszulka tatusia. Podasz mi ją? – wskazała na krzesło stojące nieopodal. Chłopiec pobiegł po ubranie, a ona sprzedała Tomowi kuksańca w bok. Kiedy już ją miała na sobie, spojrzała wymownie na Toma, mówiąc: - A czy mi się wydaje, czy dziś jest jakiś ważny dzień?
- Wydaje mi się, że chyba jest, ale nie mogę sobie przypomnieć jaki – Tom w zadumie poskrobał palcem po brodzie.
- No, szkoda, bo ja też nie wiem.
- Ja wiem! – pisnął David i aż podskoczył z radości.
- Tak? To powiedz nam – Lena podniosła go i posadziła między sobą a Tomem.
- Mam urodziny! – wykrzyknął uradowany.
- No tak! Jak mogłem zapomnieć – Tom klepnął się w czoło, co sprawiło, że David śmiał się jeszcze radośniej. – W takim razie, komuś należą się urodzinowe buziaki, co sądzisz mama?
- Jestem za – a kiedy to powiedziała, oboje jednocześnie wyściskali i wycałowali, a jego przepełniony szczęściem śmiech jeszcze prędko nie ucichł.

Rok od rozstania; 30. października 2012r.

Tym razem przejeżdżając przez Berlin nie spieszyła się. Korki to jedno, ale nawet wtedy, kiedy mogła, nie jechała z maksymalną dozwoloną prędkością. Rozglądała się, wybrała dłuższą drogę. Przejeżdżała przez różne dzielnice, rozglądała się i po prostu jechała. Od kilku dni była smutna. Smutek towarzyszył jej od roku, ale to co czuła w ostatnich dnia, było po prostu przytłaczające. Może dlatego, że upłynął rok od ich rozstania. A może dlatego, że w tym czasie w jej życiu wszystko było tylko gorsze? Nie wiedziała. Chciała zmian, ale nie wiedziała jakich. To też ją przytłaczało. Może gdyby Tom nie był taki szczęśliwy ze swoją pseudo rodziną, to byłoby jej łatwiej, bo wciąż miałaby nadzieję? Zatrzymała się na czerwonym. Miała dla mamy piękny prezent. Długo szukała zanim znalazła tak oszlifowane szmaragdy, by odpowiednio podkreślały kolor oczu mamy, ale w końcu znalazła, to czego szukała. Była zachwycona swoim zakupem. Spotykanie się ze szczęśliwymi rodzicami coraz bardziej jej powszedniało. Kilka dni wcześniej nawet zabrała Nico do kina i było jej bardzo miło. Nico chyba też był szczęśliwy. Saoirse jeszcze ani razu nie trzymała na rękach, ale była pewna, że niebawem będzie gotowa na to, by się przełamać. Słodko gaworzące bliźniaczki, coraz częściej wywoływały na jej ustach uśmiech, choć póki co, równie często łzy, ale udawało jej się z każdym kolejnym razem bardziej. Była wdzięczna rodzeństwu, że nie potępili jej za te niezrozumiałe zachowania. Ruszyła, a kiedy kilka chwil później stała w kolejce do kasy na stacji benzynowej i czekając z nudów czytała nagłówki lokalnych gazet, do głowy przyszła jej myśl. A myśl ta po raz kolejny zmieniła w jej życiu wszystko.
*

1Saoirse – z irlandzkiego oznacza wolność. Wymawia się ‘Seer-sza’. 

16 komentarzy:

  1. ~KamCiaaa;*** <333
    15 czerwca 2012 o 14:23
    OMG! ;DCudownie! ;**Ohh.. ten Tom ;)Czekam na NN ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Blairs
    15 czerwca 2012 o 22:28
    Uwielbiam Twoje opisy! Moim zdaniem mogłabyś nawet umieszczać odcinki bez dialogów. Co nie znaczy, że dialogi, które układasz jakoś odcinają się od reszty w fatalny sposób. Są równie dobre, ale to opisy są tutaj fundamentem. Scarlett jest przeuroczą osobą. Jej charakter to mieszanina sprzeczności, którą świetnie oddałaś. Czekam na kolejny odcinek i wprost marzę o tym by Scarlett i Tom się spotkali i porozmawiali o wszystkim co ich boli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 czerwca 2012 o 23:02
      Myślę, że gdyby dialogów nie było wcale, to byłoby dziwnie. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie są moją mocną stroną, ale nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek historii bez dialogów ^^Wiesz, jakby Scarlett i Tom mieli po prostu porozmawiać o wszystkim, co ich boli, to musiałabym skończyć Prinza na kilku kolejnych postach, bo po tej rozmowie nie byłoby siły, żeby się nie zeszli. A nie ma tak łatwo. W tym właśnie tkwi sęk: jego upór i jej strach.

      Usuń
  3. ~lonelyme
    17 czerwca 2012 o 05:06
    jestes boska ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~dirrtyfighter.
    17 czerwca 2012 o 20:12
    strasznie urywkowy odcinek i z poczatku czulam zdezorientowanie, ale potem przypomnialam sobie, ze przeciez od czasu ich rozstania do dnia z prologu bedziesz opisywac w ten sposob najwazniejsze wydarzenia, wiec po prostu sie dostosowalam i wszystko zrozumialam.podobalo mi sie, tak po prostu. ten odcinek, choc bylo w nim wiele przygnebienia, wywolal we mnie spokoj. chociaz moze to nieodpowiednie slowo, ale jak inaczej okreslic stan gdy tak po prostu przenosisz sie w swiat wyobrazni i (w koncu bez skrajnych emocji!) zwyczajnie widzisz to, co czytasz? naprawde przyjemne uczucie, chyba mi go brakowalo ostatnio, bo za bardzo skupialam sie na poszczegolnych wydarzeniach, ktore mnie wkurzaly, przygnebialy, czy przywodzily wspomnienia. a teraz plynnie przeszlam przez tresc i choc osoba Tima budzi moje zdezorientowanie, choc zupelnie nie lubie tego, ze Tom tak z dnia na dzien (znaczy tak to odczuwam) stworzyl sobie szczesliwa rodzinke, zapominajac o Scarlett, to jestem tak po prostu zadowolona z tego odcinka, o. choc zostawil pewnien niedosyt, bo tak szybko przez niego przebrnelam i zostawil mnie w niepewnosci, co bylo jedynym bulwersujacym faktem :D i tak zawsze z wytesknieniem czekam na odcinek, a teraz jeszcze bede czekac niecierpliwie i z wieloma domyslami, no wiesz co.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 czerwca 2012 o 23:18
      Zdaję sobie sprawę, że czytelnik nie jest w stanie tak płynnie dryfować w czasie jak ja. Tego obawiam się najbardziej przenosząc tą historię w kolejne miesiące. W mojej głowie wszystko toczy się w swoim tempie, ja wiem, co czują, co przechodzą, jak ewoluują. Czytelnik nie, znaczy nie może chyba tak zręcznie odczuwać tych zmian. Bo sama wiem po sobie, ze to wszystko może wydać się zbyt szybkie, może trochę niespójne, bo przecież zmienia się dużo, ale to ryzyko, które musiałam podjąć. Ta nota była taka… powiedzmy trochę wyciszająca. Nie działo się nic traumatycznego, ale ileż można. Racja, Tom nie dał sobie wiele czasu na myślenie, cierpienie, układanie wszystkiego. On prawie od razu zapełnił swoje życie Davidem. To jego sposób na ból po rozstaniu. Nikt nie powiedział, że on nie cierpi, że mu nie jest żal. Póki co o tym nie mówię, ale to nie znaczy, że tego nie ma. Wszystko w swoim czasie.

      Usuń
  5. d.
    20 czerwca 2012 o 14:03
    to mam pewna sugestie, jesli oczywicie moge. tak smutno jest w prinzu ostatio, tak niefajnie sie czyta o szczesciu T. i L., a ja sobie pomyslalam, ze jest watek, ktory ladnie by mogl wszystko rozjasnic, a ktory niemal nie jest poruszany! mianowicie Shie i jego rodzinka. wiem, ze to nie koncert zyczen, ale naprawde chcialabym przeczytac co o ich takiej codziennej codziennosci, o byciu tak po prostu. bo jedyne, co o nich wiemy to to, ze sie bardzo kochaja i robia dzieci. wiem, ze to watek poboczny, ale miloby bylo, jakby tu tak powialo od czasu do czasu swiezoscia. jeszcze niedawno narzekalam, ze masz duzo watkow i ciezko sie polapac, a teraz nie moge sie przyzwyczaic, ze te watki przewijaja sie coraz mniej. albo naprzyklad Rainie i Cindy. planujesz cos specjalnego, czy tak po prostu zepchnelas je na boczny tor?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 czerwca 2012 o 23:25
      Wątki poboczne teraz są nieco oddalone, bo taka ich już rola, że prędzej czy później ich znaczenie się zmniejsza, ale na każdy przychodzi czas. Teraz Liv była na tapecie, niebawem to będzie ktoś inny. A co do Rainie i Candy, to nie jest jeszcze koniec. Nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.

      Usuń
  6. ~Katalin
    20 czerwca 2012 o 16:24
    Jak mogłaś tak skończyć! Mózg mi się zaraz przegrzeje [a w tej temperaturze jaka obecnie panuje, o to nie trudno] od tych domysłów! Chociaż ja już tam swoją teorię mam ;) Cieszę się, że Liv i Scarlett w końcu szczerze porozmawiały. Mam wrażenie, że to była bardzo oczyszczająca rozmowa i dla jednej, i dla drugiej siostry. Bardzo dobrze,ze Scarlett w końcu powiedziała co czuje i jak sobie z tym radzi, a własciwie jak sobie nie radzi. Ostatnimi czasy Scarlett tak sobie wegetowała trochę, niby funkcjonowała normalnie, ale w środu była pusta. Wyprana z uczuć. A dzisiaj nareszcie pokazały się emocje. I chociaż powiedziała, że ma dość, że nie daje sobie rady z ciągłym bólem i cierpieniem, to jest to już krok do przodu. Bo nie można wiecznie tłumić w sobie uczuć i udawać, że ich nie ma. Liv ma rację. Scarlett potrzebuje teraz jakiegoś zastrzyku radości i adrenaliny. Jakiś gorący romans? Albo nowa pasja? Coś co pochłonęłoby ja na jakiś czas i dało ulgę i odpoczynek od minionych wydarzeń. Lubię Liv właśnie taką jak w tej rozmowie ze Scarlett. Nie jest obrażoną na cały świat nastolatką, tylko w miarę swoich możliwości próbuje poskładać swój świat do kupy. Podoba mi się to jak walczy. O siebie, o swój związek i jeszcze teraz o dziecko. Chociaż w pierwszym odruchu najczęściej chciałaby uciekać, to jednak zostaje. I walczy ze swoimi obawami. Strasznie mi się to podoba. Muszę przyznać, że nie jestem wielką fanką dialogów z dziećmi w książkach, bo wydaje mi się to zawsze takie nieprawdziwe. Albo dzieci za mądrze mówią, układając zdania wielokrotnie złożone, albo w ogole są jakieś odrealnione. A u Ciebie polubiłam rozmowy Toma z Davidem. Są na swój sposób słodkie, ale nie przesadnie. Widać wyraźnie zmianę Toma, kiedy rozmawia z małym, jak zupełnie inaczej dobiera słowa i jak stara się tłumaczyć wszystko Davidowi tak, aby był w stanie zrozumieć [tak jak z tymi piżamkami xD Świetne to było! Juz widzę zawstydzoną Lenę i po trosze rozbawionego, a po trosze zawstydzonego Toma! Rewelacja!] Nie mogę zapomnieć o Gustavie i Margo. Brakowało mi ich. Zawsze wprowadzają taką odmianę i odskocznię od głównych wątków, których ostatnio jest sporo i są raczej mało optymistycznie. Dlatego jak zwykle apeluję o zwiększenie ich watku:D Taaak, wieeeem. Fabułę masz rozplanowaną i masz w tym swój plan, ale ja i tak pogadam sobie swoje;D Ogromnie podobał mi się ten post. Naprawdę czytało mi się bardzo przyjemnie, bardzo lekko i bardzo szybko! Gdyby to była książka, to przewracałabym kartka, z kartką i to bez zastanowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      21 czerwca 2012 o 23:36
      Och, jak zwykle dotarłaś do istoty sprawy. Mózg ci się nie zlasował – i całe szczęście! – i wyciągnęłaś z tekstu esencję. Masz rację, coś się powoli zmienia. Coś drgnęło. Może w końcu ten jeden szelest poruszy lawinę? Kto wie ^^Wiem, że ty byś chciała dużo Gutka i Margo, dużo wszystkiego, ale jakbym miała pisać tak dużo, to zeszłoby mi do emerytury. Choć wiesz, że bym chciała.

      Usuń
  7. ~Dunkelheit

    24 czerwca 2012 o 21:15
    Straszne. Nie podejrzewałabym cię o to Sandra, naprawdę. Wszyscy wiemy, że lata minęły. Wszyscy wiemy, że Freilyn zraziła do siebie ludzi, którzy byli jej oddani. Że nie ma już fanów ganzera, którzy jednocześnie nie myśleliby, że F. ma dziwnie nierówno i płynnie pod kopułą. Ja jestem akurat z tych dawnych, z czasów Mafii i Chemic i znam ciebie, Frei. Proszę cię, nie zniżaj się do wypisywania bzdur pod tym opowiadaniem. (Jednocześnie przepraszam Dark Queen do mieszania się w nie swoje sprawy, ale że jestem tu tak jakby „dziadkiem”, i chyba wiem o co biega, więc…)Nie chce mi się logować

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      26 czerwca 2012 o 14:15
      Wiesz co, Dunkelheit? Jestem tu od niemal 4 lat. Jedni uważają, że to za długo, że nie potrafię skończyć tego opowiadania, że ciągnie się już za długo. Inni wręcz przeciwnie – chcą by trwało i trwało. A ja tkwię po środku i robię, to co kocham – piszę. Nie po to, by kogoś zadowolić, dostosować się, ale po to by dać możliwość zaistnienia mojej pasji. Jesteś tu ‚dziadkiem’, więc pewnie wiesz, że to ciągnie się za mną niemal od początku. Nie dane mi było cieszyć się blogowaniem, rozwijać tak po prostu, kształtować swoją obecność tutaj, bo od razu dostałam metkę i mam ją do dziś, niestety, dlaczego? Do dziś tego tak naprawdę nie wiem. Zawiść, nic innego do głowy mi nie przychodzi. Poza kilkoma wyssanymi z palca oskarżeniami nigdy nie usłyszałam konkretów. To smutne, jak ludzie mogą być ślepo zapatrzeni. Może mają nadzieję, że takie postępowanie wróci im dawne czasy? Nie wiem i już o tym nie myślę, bo nie warto. Widmo tamtego opowiadania i tamtej dziewczyny wisi nade mną niemal nieustannie. Są tygodnie, czasem miesiące, gdy udaje mi się o nim zapomnieć i po prostu cieszyć się pisaniem, ale są też dni, gdy wchodząc na blog zastanawiam się ‚ciekawe, co wypiszą tym razem’. Długo walczyłam o to, by móc tu po prostu pisać. Długo nie było mi to dane. Urągania, wyzwiska, utyskiwanie – musiałam przywyknąć. Dlatego, kiedy teraz po takim czasie widzę na Prinzu wyznania pań takich jak Szyszka czy Alkoholiczka, nie rusza mnie to. Na początku bolało, chyba nie masz pojęcia jak bardzo. Bo jak tu przejść obojętnie obok tego, że przypisują Tobie i Twojej miłości, pasji tak straszne rzeczy? Ale jak wspomniałam, był czas przywyknąć i uodpornić się na to. Dlatego teraz jest mi ich po prostu żal. Tak samo jak owej autorki, która nie potrafi po prostu odejść i zaakceptować tego, że jej pięć minut już minęło. A one starają się wzbudzić sztuczną sensację. Kto wie, może to jedna osoba? To smutne, nawet trochę żałosne, że te osoby wolą wypisywać bzdurne komentarze i tkwić we wspomnieniu czegoś, co być może kiedyś było dobre, niż zająć się swoim realnym życiem. A mnie to ani nie zagrzeje ani mnie to wyziębi. Bo wiem po co tu jestem, wiem do czego dążę i przyjęłam już cenę, jaką muszę to okupić. Jednak dziękuję Ci za zainteresowanie i wstawiennictwo, jeśli mogę to tak nazwać. Takie gesty wiele dla mnie znaczą. A Chemic znałam i bardzo ceniłam. Chyba mogę pokusić się o stwierdzenie, że darzyłyśmy się przyjaźnią. Ubolewam, że przestała pisać. To samo z Mafią. Wielki talent. Z zapartym tchem czytałam jej opowiadanie. Czytałam też kilka innych, zakończonych już opowiadań z doby największej świetności FFTH i z pewnością mogę stwierdzić, że to te dziewczyny były ‚królowymi’. Choć żadnej tym tytułem nie okrzyknięto. Szkoda, że nie doświadczyłam tutaj czasów, gdy autorkom nie były one potrzebne.

      Usuń
  8. Lestat
    25 czerwca 2012 o 11:29
    Postaram się po kolei :) Na początek mamy Toma. Nie chciałabym powiedzieć, że sytuacja między nim i Lena powoli się klaruje, ale w zasadzie tak to właśnie wygląda. Co nieco mnie boli, bo ja cały czas nawinie wierzę w to, że kiedyś mimo wszystko skończy on u boku Scarlett, a tymczasem zupełnie nic na to nie wskazuje. Tom ma Lenę, ma Davida i takie życie wydaje się mu odpowiadać. To nie jest zły scenariusz, no bo przecież David jest jego synem i to bardzo dobrze, że Tom zdecydował się go wychowywać. To odpowiedzialna i mądra decyzja, ważne jest, żeby umieć ponieść konsekwencje własnych czynów. Wyglądają jak idealna rodzina. I z czasem mogą tylko tej pozornej idealności nabierać, bo przecież Tom i Lena w zasadzie dopiero się na nowo poznają. I jak widzę idzie im to bardzo dobrze. Wiem, że to w zasadzie nie na temat, ale tak mi przyszło do głowy, kiedy czytałam. Ile lat właściwie ma David? Bo chyba gdzieś mi to umknęło. Nie znam się na dzieciach (Boże, jak to dziwacznie brzmi! :D) ale nieco irytuje mnie jego nieustanne seplenienie. To chyba jedyne do czego mogłabym się przyczepić, tak na dobra sprawę. A później mamy Scarlett i tutaj dopiero zaczyna się zabawa. Nie wiem czy coś przeoczyłam, czy to przez te przeskoki w czasie, ale mam wrażenie, że Tim pojawił się znikąd. Wyczarowałaś go ot tak, z powietrza. Zdają sobie sprawę, że z pewnością tak nie jest, bo u Ciebie nigdy nic się z powietrza nie brało, ale miałam pewne problemy z umiejscowieniem go w czasie i przestrzeni. Zwłaszcza, że ich znajomość znajduje się już na dość zaawansowanym poziomie, co trochę mnie zaskakuje. Scarlett chce, ale się boi. Czy raczej broni. Broni się przed tym związkiem, przed tym facetem, który jak na razie wydaje się prawie idealny, opisujesz go jakby nie miał żadnych wad, a na mnie wywarł raczej wrażenie ciepłych kluch, nie wiem czy taki był Twój zamiar :P Chyba nie chciałabym by Scarlett związała się z kimś takim. Ona potrzebuje obok siebie silnego charakteru. Równie silnego jak ona, bo ktoś czasem musi ją nieco utemperować. Nie sądzę by to właśnie Tim miał się okazać tą osobą. Nie przekonał mnie chłop do siebie. Ani trochę. Krótka wstawka o Gustavie i Margo, oczywiście zachwycająca. Ja uwielbiam wątki poboczne. I uwielbiam morze. Także masz mnie! Całkowicie. Ich przyjaźń wydaje mnie się idealna, choć to może tylko takie wrażenie. Ale nie do końca wierze w przyjaźń damsko-męską, a przynajmniej nie między nimi. Czuję, że któreś z nich prędzej czy później zapragnie czegoś więcej. I zastanawiam się co będzie wtedy? Jak zareaguje wtedy to drugie? jak to wszystko się potoczy? Czekam na to, naprawdę, bo zwykle to właśnie wątki poboczne, a nie historia Toma i Scarlett wzbudzały we mnie największe emocje. Dlatego na przykład z przyjemnością czytałam o Liv. Powtarzam po raz kolejny, nie lubię dzieci, zwłaszcza takich małych, niemowlaków, nie rozczulają mnie ani nic z tych rzeczy, ale i tak czytało mi się o niej bardzo przyjemnie, znaczy się o córeczce Liv. Ma śliczne imię, choć pewnie trochę czasu minie zanim je zapamiętam. I strasznie ciesze się, że Liv i Scarlett powoli zaczynają dochodzić do porozumienia. No i że Liv nie nienawidzi swojego dziecka, a wręcz przeciwnie, zaczyna uczyć się je kochać. To piękne i bardzo dojrzałe. Cieszę się, że ta dziewczyna też się zmienia. Już nie będzie tą samą dziewczyną z milionem pomysłów na minutę, ale myślę, że dziecko i macierzyństwo może być dla niej bardzo ważną życiowa lekcją. I cieszę się, że Georg się trochę uspokoił, bo jego fascynacja dziecięcymi kupami wydawała się trochę niezdrowa :D Pozdrawiam serdecznie i, jeśli mi wolno, chciałam tylko zaznaczyć, że podziwiam Twoja cierpliwość. Nie mam pojęcia co to jest ten cały Ganzer, ani kim jest czy była jego autorka, ale te wszystkie komentarze pod Twoimi postami nawet mnie wyprowadzają z równowagi, więc nie wyobrażam sobie, co Ty musisz czuć. Ech. Trzymaj się i do następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      26 czerwca 2012 o 16:13
      Tom stworzył sobie azyl. Dzięki Lenie i Davidowi nie przeżył takiej drastycznej zmiany jak Scarlett. Ona z mamy i ‚żony’ nagle stała się ‚wdową. A on po pierwszym szoku i wakacjach, które upłynęły mu na – powiedzmy – przyjemnościach, wrócił do domowego zacisza. Fakt z inną kobietą i innym dzieckiem, ale znalazł sposób na swoją samotność i pokłady miłości, które w sobie kumulował. Stworzył jakby symulację życia podobnego do tego, które wiódł wcześniej. Nie dał sobie czasu na opłakiwanie czy żal, od razu wyparł Scarlett z głowy, ale czy to było takie dobre, zobaczymy już niebawem [czy to nie zabrzmiało jak zapowiedź kolejnego odcinka telenoweli? :P]. Tom wybrał taki sposób na poradzenie sobie z sytuacją. Całą swoją energię wkłada w budowanie relacji z synem i mimowolnie znów zbliża się do jego matki. Ale to chyba naturalne… potrzeba miłości, bliskości, walka z osamotnieniem. Obojgu wydaje się teraz, że są dla siebie dobrym wyjściem. A David ma 5 lat. Już niebawem wstawię na Prinza rozpiskę dotyczącą takich podstawowych faktów o bohaterach, bo zdaję sobie sprawę z tego, że przeskoki czasowe mogą być nieco dezorientujące. Co do seplenienia, już niebawem go nie będzie. Mam jednak teraz styczność z pięciolatkami i mogę je obserwować i niestety większość jeszcze nie mówi płynnie. Tim. Nie pojawił się znikąd. O nie ^^ wtrąciłam go mimochodem podczas opisu remontu mieszkania Scarlett ze 2 [może 3, nie pamiętam] notki temu. Wtedy jeszcze nie byłam pewna, czy ich zwiążę. Jest dekoratorem wnętrz. Scarlett broni się przed związkiem, bo wciąż siedzi w niej coś takiego ‚nie mogę ułożyć sobie życia, bo może wróci do mnie Tom’. Ona wciąż się nie otrząsnęła. A Tim… jest próbą zaczęcia czegoś nowego, ale ona sama jeszcze nie bardzo wie czego, ani jak. To tak błądzenie po omacku. A Tim się pojawił. Z racji, że jak trafnie to ujęłaś jest ‘ciepłą kluchą’, był dla niej dobrym oparciem. Wyciszył, przytulił, pomilczał. Jego siłą jest spokój i umiejętność dostrzegania tego, czego powiedzieć się nie chce. Bardziej nadaje się na brata niż na partnera, ale póki co to gra. Scarlett potrzebuje jego obecności, ale nie chce przekroczyć pewnej granicy. Podobnie jak z misiem Przytulanką. Potrzebuje jego bliskości, ale zawsze nadchodzi moment, gdy odkłada go na półkę. To nie tak, że się nim bawi. Ona nie umie iśc dalej, ale jeszcze do końca tego nie wie. Margo i Gustav, ich wątek ma to do siebie, że nie mam wiele do opowiedzenia w ich kwestii, dlatego pojawiają się rzadko. Póki co nie dzieje się między nimi nic nadzwyczajnego. I tak będzie jeszcze jakiś czas. Jednak lubię ich prostotę. Oni nie mówią wiele, ale rozumieją wszystko. Nie nazwałabym ich przyjaciółmi. Los postawił ich obok siebie, gdy najbardziej tego potrzebowali. Pomogli sobie nawzajem. On dzięki Margo pozbierał się po stracie Caroline. Margo dzięki Gustavowi odnalazła się w nowym życiu i nauczyła się słuchać siebie i swoich potrzeb. Oni chyba nie myślą o sobie w kategoriach miłości. Na pewno nie myślą. Sami nie potrafią zdefiniować czym dla siebie są. A Liv i Geo powoli wkraczają na ścieżkę codzienności. Nie ma już dram, odchodzenia, wątpliwości. Jeżeli podczas ciąży mieli jakieś niepewności, co do przyszłości – teraz znikają, bo przecież się kochają. To nie była wpadka dwójki obcych sobie ludzi. A Liv swoje lęki będzie musiała ukoić ucząc się Georga na co dzień. Bo przecież zdają sobie sprawę, że ich córeczka nie może żyć w rozjazdach, na dwa domy. Kiedy stała się już stuprocentowo namacalna, coś się w Liv zmieniło. Miłość stała się czymś naturalnym, a lęki drugorzędne. Jednak to wszystko zasługa czasu. Nic nie dzieje się na już. A co do GT. Nauczyłam się tej cierpliwości, nic innego mi nie pozostaje.

      Usuń
    2. ~Lestat

      28 czerwca 2012 o 12:19
      Rzeczywiście, Tim nie pojawił się znikąd. Teraz go sobie przypomniałam. I ułożyłam sobie wszystko mniej więcej w głowie. Dziękuję za wyjaśnienia :)

      Usuń
  9. ~dori
    27 czerwca 2012 o 19:31
    po przeczytaniu przeglądajac komentarze, zauważyłam że niektórym ciezko odnaleźć sie w czasie lub też za szybko według nich ten czas leci. a mnie to wcale nie przeszkadza. jestem wręcz za. Tom naprawde poszedł do przodu w układaniu sobie życia. Scarlett też powoli staje na nogi, chociaz moze brak jej odpowiedniego ramienia, na którym mogłaby wesprzeć się. nie wyobrażam sobie Tima na miejscu Toma, Scarlett tez nie i Bogu za to dzięki. Tim to ciepłe kluchy. Scarlett jest jak.. nie wiem, do czego ją porównać. żadne porównanie nie jest wystarczajaco dobre. szkoda mi jej, bo jedną noga wciaż tkwi w związku z Tomem. jej związek z Timem.. chwila, zaraz nazwałam to związkiem? inaczej.. nie do końca potrafię pojąc na czym mają polegać jej relacje z Timem. Scarlett łudzi siebie i jego. ktoś może zostać zraniony.Saoirse.. piękne imię. nie spotkałam się dotąd z takim. podobają mi się amerykańskie Freedom, Hope i podobne, ale Saoirse przebiła wszystko.zakochałam się we fragmencie ze Scarlett i Liv. gardło aż zacisnęło mi się z wrażenia. przypomniałam sobie czas, kiedy byly sobie dużo bliższe.nie wiem, czy odnosze dobre wrażenie, ale mysle, że wiele sie wydarzyło. Lena i Tom zbliżyli się do siebie, Tom sprawdza się w roli tatusia. Scarlett spotyka się z Timem, w Liv też zachodzą zmiany. najbardziej mimo to zaintygowało mnie ostatnie zdanie. myśl, która po raz kolejny zmieni w życiu Scarlett wszystko. obojętne co masz zaplanowane względem niej i ich wszystkich, mi i tak będzie się to podobac.znowu zacząl przewijać się temat ganzera. pewnie dlatego że.. stare grzechy mają długie cienie? (; nie rozumiem ludzi, ktorzy porownuja prinza do ganzera. czytałam ganzer-toma. i nigdy nie widziałam żadnych podobieństw oprócz zdjęc Christiny, ktora, nie zapominajmy, jest osobą publiczna i Freilyn nie miała i nie ma praw do jej zdjęć ani wizerunku. pamietam czas ffth kilka lat wstecz – co drugi blog oskarżano o kopiowanie, bo Freilyn z jej fanatycznymi fankami na czele ubzdurały sobie, że wielka F. jest autorką wszystkich romantycznych wątków, wszystkich puszystych policzkow, niebieskich tęczowek, bohaterek śpiewających, Toma Kaulitza, i wszystkiego ogólnie. paranoja. podziwiam Cię, że umiałaś ignorować lub kategorycznie odpierać te bezpodstawne ataki.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo