30 czerwca 2012

72. Czas pozwala zabliźnić się niektórym ranom tylko po to, by w jednej chwili otworzyły się na nowo, przynosząc ból.


13.miesiąc od rozstania; 2. listopada 2012r.


Przygładził palcami brodę i zaczął zapinać koszulę. Lena twierdziła, że zarost dodaje mu powagi. Czy tego teraz potrzebował? Powagi, stateczności, stabilizacji życiowej? Czy to było tym, czego pragnął mając dwadzieścia trzy lata? Bill, jakiś czas po wyjeździe Rainie, powiedział mu, że czuł się jak stary, strudzony życiem człowiek. Wtedy tego nie rozumiał; ani cierpienia brata po stracie ukochanej, bo Rainie przecież jakby dla niego umarła. Ani jego zmęczenia, ani niczego. Teraz znał to wszystko aż za dobrze. Przez ostatnio rok żył jak w żałobie, a uczucie znużenia towarzyszyło mu każdego ranka i każdego wieczora. Wybrał spokój. Zamknął się w domowym zaciszu. Schował się za Leną i Davidem, bo wydawało mu się, że dzięki nim odzyska spokój. Wysypiał się i prowadził względnie ustabilizowane życie. Pracował z zespołem nad płytą, ale teraz kariera wydawała mu się małym dodatkiem do życia, a nie życiem jak było przed laty. Dobrze jadł, bo mama albo Lena dbały o to, by czuł się jak pączek w maśle. Bill śmiał się z niego, że zaczynał wyglądać jak ten pączek. Generalnie mógł powiedzieć, że żył jak żonkoś pod trzydziestkę. Wszystko było planowe i odpowiednie. Lena nie opierała się, gdy proponował jakieś wspólne wypady czy wycieczki. Byli z Davidem w Zoo, odwiedzili co ładniejsze położone względnie niedaleko, chodzili do lasu i na długie spacery. David o roślinkach i robaczkach wiedział więcej od niego. Jego zadziwienie sięgnęło apogeum, gdy chłopiec przyniósł mu wielkiego chrząszcza, będąc z siebie dumnym, że znalazł takiego ładnego. A Tom wciąż się ich brzydził. Nie do końca wiedział, czym była jego relacja z Leną. Widywali się mniej więcej co tydzień, czasem co dwa przez kila dni. Wtedy wszystko było takie bezproblemowe i jakieś takie nienaturalnie dobre. Bo przecież David nie mógł być wiecznie grzeczny, a jego układy z Leną zupełnie bezkonfliktowe. Czuł się trochę, jak w rodzinie z jakiegoś obrazka. Podczas spotkań David zawsze bardzo się starał i robił wszystko, żeby tata był z niego dumny. A on przecież był dumny i bez tego. Chłopiec chodził teraz do przedszkola, więc przynosił coraz to nowe umiejętności, no i słownictwo niekoniecznie napawające dumą, ale Lena uznała, że należy to ignorować. Wtedy być może David przestanie, bo uzna, że to nic nadzwyczajnego. Tom kolorował z nim obrazki, rysował szlaczki i uczył go pisać literki. Lena twierdziła, że kiedy pomagała mu sama, to David nie miał takiego zapału. Trochę dziwnie mu było z tym byciem ‘niedzielnym tatusiem’, ale na razie nie mieli innej możliwości. Wspólne mieszkanie nie wchodziło w grę, bo przecież Lena miała swoje życie w Loitsche, a on nie był pewien, czy chciał pakować się w coś tak poważnego. Bo w sumie nie byli razem, ale jednocześnie łączyło ich coś i nie był to tylko David. Dawne uczucia jakby odżyły, ale to nie była miłość czy zakochanie. Nie znał słowa, które mogłoby tą relację opisać, ale wolał go nie szukać, bo to chyba było wciąż za trudne. Jego uczucia były zbyt trudne, bo wciąż kochał zbyt mocno. Kochał zbyt mocno Scarlett i nie potrafił przestać. Zaklinał sam siebie dziesiątki razy, jednak jego serce rządziło się swoimi prawami. Kochał Scarlett i pogodził się z tym tak samo jak z faktem, że nie będą już razem. Chyba zdał sobie sprawę, że to wszystko, co się wtedy działo nie było do końca takim jak mu się wydawało. Może jego winy było więcej niż jej? Bo to przecież on odszedł. On nie chciał wyjaśnień. On odszedł nie odwracając się za siebie. Do tej pory nie wiedział, co tak naprawdę poszło źle. Kiedy przestali sobie ufać? Kiedy przestali rozmawiać i mówić wszystko, co ich trapiło? Kiedy przekroczyli tą cienką czerwoną linię, która zaprowadziła ich do upadku? Nie wiedział i pewnie miał się już nigdy nie dowiedzieć. Bo przecież nie było już ich. Stracili wszystko – dziecko, dom, który razem zbudowali i bynajmniej nie chodziło o budynek i przede wszystkim stracili miłość. Miłość, która wciąż istniała, jednak nie miała już racji bytu. On miał Davida. Jedno dziecko stracił i nie mógł pozwolić, by utracić i drugie. Pragnął dać Davidowi wszystko. Teraz to był jego życiowy cel. Przy tym pojawiła się i Lena. Dzięki niej nie czuł się tak bardzo samotny, a ona chyba myślała tak samo. Byli sobie potrzebni, po prostu.
Nie był pewien, jak poradzi sobie tego wieczoru. Pierwszy raz miał oficjalnie stanąć przed rodziną i przyjaciółmi z Leną i Davidem, jako swoją… rodziną? Chyba rodziną, bo przecież teraz nią byli. Po prawdzie powinien przyznać, że nie chodziło mu o to jak zareagują bliscy. Przecież tak naprawdę chodziło o nią. Przecież zawsze chodziło o nią. Spojrzał w lustro i oparł się o umywalkę, bo nagle zrobiło mu się jakoś tak słabo. Minął rok. W ciągu tych dwunastu miesięcy wmawiał sobie, że jej nie potrzebował. Ciężko pracował na to, by wmówić sobie, że potrafił bez niej żyć. A teraz w jednej sekundzie to wszystko szlag trafił, bo prawda była taka, że nie umiał. Każdy miniony dzień od momentu, kiedy ją stracił był tylko symulacją życia, jakie miał wieść. Jakie pragnął mieć. A dziś miał stanąć z nią twarzą w twarz i obecnością Leny i Davida potwierdzić to, co budował przez ten rok. Miał pokazać jej, że nic już nie znaczyła.
- A to gówno prawda – szepnął i ochlapał twarz wodą. To nic, że ona spotykała się z kimś innym. To nic, że na każdym kroku udowadniała mu to samo. Znienawidziła go, bo złamał najważniejszą z obietnic. Nie pozwolił wyjść na jaw prawdzie, a teraz było już po wszystkim. Każde z nich poszło w swoją stronę. W tafli lustra zobaczył, że Lena weszła do łazienki.
- Mógłbyś zapiąć mi sukienkę? – spojrzał na nią i uśmiechając się niemrawo, skinął głową. Stanęła tyłem i odgarnęła włosy na bok. Tom popatrzył na nagie plecy Leny i pomyślał, że cudownie było ją mieć, bo była wspaniała pod każdym możliwym względem i naprawdę zasługiwała na kogoś, kto pokocha ją zupełnie, a nie tylko połowicznie. Jednak chyba rozumiał, dlaczego nie próbowała. Miała dwadzieścia jeden lat i pięcioletniego syna. Ktoś obcy stwierdzi, że się puściła. Ktoś bliski będzie jej współczuł, bo przecież mogła inaczej ułożyć sobie życie. A Lena nie była dziewczyną, która łatwo oddawała serce. Czuł, że wciąż należało do niego. Z jednej strony to ułatwiało im wszystko, bo byli blisko i wspierali się nawzajem, ale z drugiej strony on swoje oddał Scarlett i choć z Leną łączyło go wiele pięknych chwil i było im razem dobrze, to nie wyobrażał sobie stworzenia z nią czegoś większego. Jeszcze nie teraz. Z żadną.
- Ładnie wyglądasz – powiedział, całując ją w bark. Odwróciła się i odpięła jeden guziczek jego koszuli.
- Tak lepiej – uśmiechnęła się i wygładziła materiał. Jak stare, dobre małżeństwo. – Denerwujesz się – stwierdziła, nie spytała. A on potwierdził.
- Wiesz, tak naprawdę od tamtego czasu nie widziałem się z jej rodziną tak w komplecie… znaczy, spotykałem Liv, czasem Shie’a, kiedy był u Billa, ale nie tak razem. No i przede wszystkim tam będzie ona – nie potrafił wymówić na głos imienia Scarlett. W myślach rozbrzmiewało mu non stop, a usta nie chciały go wypowiedzieć. – A poza tym ona chyba nie wie. Nie chcę rozwalić imprezy…
 - Wiesz, zawsze mogę zabrać Davida do kina na ten czas. To spore wydarzenie dla całej naszej trójki, więc… musisz być pewny, Tom.
- Jestem – odparł bez namysłu, choć w głowie trąbiło mu milion myśli. Na ten wieczór jakoś udało im się przypadkiem zgrać kolorystycznie. On miał czarną koszulę i beżowe spodnie, a Lena beżową sukienkę i czarne pantofle. Nie znał się bardzo na tym, ale miał oczy. Prosta, dopasowana sukienka nieco dłuższa niż do połowy uda podkreślała jej zgrabna sylwetkę i długie nogi. Podobała mu się. Włosy miała jak zwykle rozpuszczone, a twarz niemal zupełnie nieumalowaną. Podkreśliła tylko nieznacznie oczy, a i tak była cudowna. Lena miała figurę modelki i gdyby tylko była trochę wyższa, mogłaby się sprawdzić w tym zawodzie. No i gdyby nie zrobił jej dziecka, jak sami jeszcze byli dziećmi.
- Będzie dobrze. Przecież Scarlett nie jest dzieckiem i nie zrobi sceny. Poza tym nie sądzę, by chciała zepsuć taki ważny dzień dla swojego rodzeństwa.
- Masz rację. David gotowy?
- Tatuś, nie poznasz swojego synka, taki jest wystrojony – powiedziała na tyle głośno, by David usłyszał to w swoim pokoju i wyszła z łazienki.
- Muszę to zobaczyć – odparł, idąc za Leną.
*

Scarlett nie dawała spokoju myśl, którą przywiodła za sobą gazeta kupiona na stacji benzynowej.  Wciąż zastanawiała się, walczyła ze sobą, bo nie była pewna, czy powinna, czy to była dobra myśl. Czy ten pomysł mógł się sprawdzić? Najgorsze w tym wszystkim było to, że gdyby nawaliła, nie cierpiałaby już tylko ona. Musiała podjąć ryzyko, wziąć na siebie dużą odpowiedzialność i wciąż nie była pewna, czy odniosłaby skutek. Ta myśl dawała jej jakąś nadzieję. Miała świadomość, że może jej się udać i dzięki temu znów będzie mogła normalnie żyć. Klin klinem, jak to mówią. Musiała się tylko upewnić, czy na pewno była na to gotowa.
Głowiąc się nad tym wszystkim, szykowała się do wyjścia. Roczek bliźniaczek i chrzciny Saoirse. W sumie mogła się spodziewać tego, że Liv poprosi ją na matkę chrzestną i nie miała nic przeciwko. Gorsze było to, że nie wiedziała, kim będzie ojciec chrzestny, ale biorąc pod uwagę wymówki Georga, co do tego, że nie był jeszcze pewny, mogła spodziewać się jednego. Wiedziała, że jakoś przez to przebrnie. Stanie obok niego w kościele, a potem będzie siedziała z nim przy jednym stole. Wytrzyma to, mając świadomość, że ma przy sobie człowieka, którego wciąż kochała miłością, której tak bardzo pragnęła się wyzbyć i że on stał się już dla niej obcy. Wytrzyma to. Tak jak wytrzymała śmierć dziecka, jego odejście i poronienie. Zniosła już w życiu znacznie więcej. Miała jednak nadzieję, że chrzestnym zostanie Shie albo ktoś z rodziny Georga, choć to było mało prawdopodobne, bo rodzina szczęśliwego tatusia miała z kościołem jeszcze mniej wspólnego niż Tom.
Z racji, że okazja była radosna, kupiła sobie niebieską sukienkę. Bardzo spodobał jej się odcień, bo fason był zupełnie prosty. Jej barwa nie była zupełnie jasna, ale też nie ciemna i przy tym, jakaś taka ożywcza. To nie był lazur ani turkus, ani też kobalt, ale coś pomiędzy i bardzo przypadł jej do gustu. Sukienka miała malutki rękaw, zaokrąglony, niezbyt wydatny dekolt, odcinana była mniej więcej w talii, trochę umarszczona. Sięgała jej za połowę uda. Była prosta i urocza. Timowi bardzo się podobała, ale w sumie Timowi podobało się niemal wszystko, co miała na sobie. Pewnie jeszcze bardziej podobałoby mu się to, jakby nie miała na sobie nic. No i dążył do tego coraz bardziej. Scarlett wolała o tym nie myśleć. Grunt, że nie obraził się o to, że nie zabrała go ze sobą do domu. Usiadła przy toaletce i zamiast martwić się tym, co zrobić z Timem, umalowała się. Podkreśliła oczy kreską u góry, a potem je wytuszowała. Usta pociągnęła szminką w kolorze nude i uznała, że było dobrze. Rozczesywanie włosów zajęło jej trochę więcej czasu. Loki i tak układały się po swojemu, więc spięła je z tyłu na tyle, by nie przeszkadzały jej, opadając na twarz. Zadowolona z efektu przeszła do garderoby i obejrzała się dokładnie. Dawno nie zależało jej tak bardzo, żeby dobrze wyglądać. Uznała, że to typowo dziewczyńskie zachowanie, by zrobić wszystko, by pokazać byłemu, co stracił. Nie różniła się w tym niczym od innych.
- Dasz radę, Scarlett – odetchnęła i skinęła, jakby na potwierdzenie swoich słów. Potem zabrała prezenty i udała się na spotkanie z lwem, nie zamierzając dać się pożreć.

Nie było tak źle, choć jej obawy się sprawdziły. Stała obok niego w kościele i ani razu na niego nie spojrzała. W sumie to nie dziwiła się Liv i Georgowi. Patrząc jak jego rodzina czuła się obco na mszy i jak zupełnie nie wiedzieli, co ze sobą zrobić, rozumiała ich wybór. Choć wolałaby, żeby koło niej ze świeczką stał jednak Shie. Scarlett pocieszało to, że Tom czuł się przy niej równie źle, jak ona przy nim. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie, gdy raz przypadkiem się dotknęli, wchodząc do kościoła. Teraz stała w kuchni z mamą, siostrą i szwagierką. Mamusie karmiły dzieci, a ona patrząc na to, miała wrażenie, że po spotkaniu z nim, widok dzieci nie krzywdzi jej ani trochę. Miała paskudny nastrój, bo śmiał przyjść z tą dziewuchą i jej dzieckiem!
- To jest szczyt bezczelności – burknęła, krojąc ciasto. – Swój drogą, nie miałam, co robić ostatnio, więc mogłyście mówić, żebym coś upiekła.
- Masz na myśli to, że Tom przyszedł z Leną i Davidem? – zapytała Julie, a Scarlett zgromiła ją wzrokiem za to, że wymieniła ich imiona.
- Tak, dokładnie to mam na myśli – żachnęła się.
- Nie myśl sobie, że zmieniłam obóz, ale gadałam z nią przed kościołem i jest całkiem miła.
- Nie twierdzę, że ona nie jest miła, Jul. Dobrała się do mojego faceta i to mi wystarczy, żebym chciała zakończyć jej marną egzystencję – nerwowo odłożyła nóż i oparła się o blat, ściskając jego brzeg tak mocno, że zbielały jej kłykcie. – Cholera, to już nie jest mój facet, zapomniałam - zironizowała.
- Bo jest idiotą – powiedziała Liv, zapinając bluzkę. W ołówkowej spódniczce i wpuszczonej w nią bluzeczce wyglądała jak nie ona, a nawet jak dziewczyna. – Nie zamierzam poruszać po raz kolejny tego tematu, bo jego życie mogłoby być zagrożone, biorąc pod uwagę twój nastrój, ale coś mi tu nie pasuje. Tu nie chodzi tylko o Javiera. Ja tez tam byłam i widziałam to zajście, więc… - włożyła córeczkę do nosidła i podeszła do siostry. – Wyprostuj się, podnieś głowę i patrz mu prosto w oczy. Potrafisz to. Lena jest tylko ogniwem w łańcuchu zdarzeń, które doprowadziły do waszego rozstania. Miała pecha, że tam była, że posłużył się nią, żeby zadać ci ból, ale – pogładziła plecy siostry. – Ona jest matką, Scarlett i odkąd sama nią jestem, wiem, że matki zrobią wszystko, żeby ich dziecko miało wszystko, co najlepsze. A najlepszym dla Davida był ojciec i zyskał go – Julie chrząknęła i skarciła Liv spojrzeniem, a ta od razu zmieniła temat. – Wyglądasz dziś jak milion dolarów, a nawet dwa. Spojrzy na nią i zobaczy stateczną mamusię, a potem spojrzy na ciebie i będzie myślał o tobie przez wiele kolejnych nocy. Wiem to niemal z pierwszej ręki. Georg mówił, że stresował się spotkaniem z tobą bardziej, niż on chrztem.
- To ci powinno poprawić nastrój – odparła mama, wsadzając Roxie do krzesełka. Bliźniaczki miały na sobie sukienki w takim samym fasonie, ale w dwóch różnych kolorach. Z racji, że oczy Roxie zapowiadały się na zielone, miała jasnozieloną, a Lexie jasnoniebieską, choć jej oczy zanosiły się na szare. Dodatkowo na przodzikach wyszyte miały imiona. Julie zadbało to, by nie powtarzać bez końca, która była którą. Do kuchni wkroczył Nico z nową wyścigówką w dłoni.
- Mama, paaaaats! Mam nowe auto od wujka Toma.
- Świetne – ucałowała synka w czoło i usadziła Lexie w krzesełku obok siostrzyczki. Spojrzała na dzieci. – Mamo, chyba nigdy nie spodziewałabyś się, że będziesz miała czworo wnucząt ledwo po przekroczeniu czterdziestki, co?
- Nie, nigdy – powiedziała Sophie ze śmiechem i wzięła Nico na ręce.
- W sumie to mogłabyś mieć już szóstkę... – odparła cicho Scarlett i wróciła do krojenia ciasta. Kobiety spojrzały po sobie speszone. Nikt nie przywykł jeszcze do tej straty. Nie tylko Scarlett.
- Jul, Liv – idźcie przywitać gości. Ja przypilnuję dzieci i pomogę Scarlett – dziewczyny wyszły czym prędzej z kuchni i zapadła cisza.
- Nic nie mów mamo, a ja postaram się nie zepsuć imprezy, o ile on tego nie zrobi – wzięła dwa talerze, na których misternie ułożyła ciasto i ruszyła do drzwi. – Zaraz przyjdę po resztę – powiedziała, prostując plecy i unosząc głowę. Uśmiechnęła się, chowając wszystkie swoje rozterki głęboko do serca. Tego zdążyła się już nauczyć doskonale.

Kiedy z pomocą Margo nakryła już wszystkie przysmaki, weszła do salonu, gdzie wypatrzyła Billa wracającego z Tomem z tarasu. Zignorowała tego drugiego i rzuciła się na szyję Billowi.
- Aleś ty dziś ładna – powiedział całując ją w policzek.
- A czy ja kiedykolwiek nie jestem ładna? – brunet uśmiechnął się szeroko, katem oka rejestrując, jak jego brat wymija ich bez słowa.
- Cwaniak – Scarlett odpowiedziała mu uśmiechem, trącając go boczkiem. – Byłaś dzielna.
- Zawsze jestem.
- Wiem, ale wiesz – wskazał na jadalnię, w której przed chwilą zniknął Tom.
- Bill, może mi pękać serce, ale nie dam mu tej satysfakcji. Nie zdradzę przed nim żadnej słabości. 
- To nie będzie dla niego satysfakcja.
- Mam to gdzieś – odparła hardo, widząc jak ukucnął przy bawiących się razem Nico i Davidzie. – Bill, dlaczego mam się nim przejmować, skoro on już dawno przestał przejmować się mną? Dziś dał temu najlepszy dowód, przyprowadzając ich ze sobą.
- Rozumiem, dlaczego nie trawisz Leny, ale David? Przecież on nie jest nic winien.
- Ale ja nie mam nic przeciwko niemu. On jest dla mnie kolejnym, zdrowym dzieckiem jakiejś matki. Matki, której się udało.
- Scarlett… - szepnął wyraźnie speszony. Nigdy nie wiedział, co powiedzieć, gdy pojawiał się temat Liama. Nie mógł wiedzieć, że nie tylko jego miała na myśli.
- Za każdym razem, jak go widzę samego, z nią czy z dzieckiem, pęka mi serce i dziwię się, że ono może rozpaść się po raz kolejny. Ty znasz ten rodzaj cierpienia, więc najlepiej wiesz, że można z nim żyć. Nikt się nad tobą nie użala, więc proszę, chociaż ty nie użalaj się nade mną, bo robią to wszyscy inni.
- Taką cię znam – uśmiechnął się z dumą i pogładził policzek brunetki.
- Wiesz coś o Rainie?
- Ma na imię Vivian, a Candy jest teraz Leilą. Mieszkają w Sacramento. Rainie pracuje w sklepie odzieżowym, a Candy się uczy. Shie nie mógł mi więcej powiedzieć. W zeszłym miesiącu przelałem pieniądze na ich utrzymanie. Znaczy przez policję.
- Długo będziesz to robił? – wzruszył ramionami.
- Może zawsze, jeśli będę mógł sobie na to pozwolić, a może dopóki nie wyjdzie za mąż, czy coś.
- Albo dopóki nie wróci.
- Nie liczę na to – uśmiechnął się smutno. – Idziemy? Chyba tylko nas już tam brakuje.

Ku zdziwieniu Scarlett wszystko szło jakoś gładko. Nie patrzyła w stronę Toma, zajmowała się Roxie albo Nico i niemal cały czas towarzyszył jej Bill albo Liv, więc czuła się względnie komfortowo. Najbardziej jednak dziwiła ją łatwość, z jaką zajmowała się dziećmi. Śmiała się z gaworzącej Roxie albo prowadziła rozmowy z Nico, np. o bakteriach albo o tym dlaczego jego siostry są siostrami, a nie braćmi, nad czym bardzo ubolewał. Jak na trzylatka mówił bardzo dużo i płynnie. Saoirse niemal cały czas spała. Bliźniaczki też w pewnym momencie zasnęły na rękach rodziców, więc przy stole zrobiło się luźniej. Tak wszyscy razem spotkali się po raz pierwszy od śmierci Liama i nie było drętwo, czego się obawiała przez jej relacje z Tomem. Simone i Gordon już dołączyli do rodziny i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Jakoś jej nie przeszkadzała ich obecność. Rozstanie z Tomem nie sprawiło, że przestała ich lubić. Było gwarno i radośnie. Kiedy nie katowała się jego widokiem, nawet jej samej udzieliła się atmosfera i poczuła, że bardzo jej tego w ostatnim czasie brakowało. Brakowało jej radości.
- Scarlett, a co ty teraz właściwie robisz? – zapytała Simone, gdy chwilowo zapadła względna cisza. Brunetka udała zastanowienie, po czym mrugnęła do niedoszłej teściowej i odparła z uśmiechem:
- Obijam się, pchnę i ładnie wyglądam – Simone zaśmiała się w odpowiedzi, jednak siedziała na tyle blisko, by zobaczyć, że wesołość nie sięgała oczu Scarlett.
- Poważne.
- Wiesz mamo, ona to robi przez prawie całe życie i jeszcze jej z chęcią za to płacą, a ja musiałem się nieźle nagimnastykować, żeby mnie zauważono – szturchnął Scarlett łokciem, a ona prychnęła.
- Wiesz braciszku, weź pod uwagę to, że twoja uroda jest nieco mniej przekonywująca – niemal wszystkich oszołomiło to, że Tom udzielił się w rozmowie dotyczącej Scarlett. Jego najwyraźniej też i chyba wypalił z tym nieco bez zastanowienia, bo choć zachował pokerową twarz, poczerwieniał nieco. – Idziesz zapalić? – ucałował Davida w czubek głowy i posadził go na kolanach Leny. Tyle go było widać. Scarlett była nieco zaszokowana tym, że niejako przyznał się do tego, że wciąż mu się podobała, pomimo tej ‘zimnej wojny’ między nimi. Przemilczała sprawę.
- Jeden - zero dla ciebie – Bill szepnął jej to do ucha, nim wyszedł za bratem. Uśmiechnęła się i znów spojrzała na Simone.
- Tak na serio, to siedzę w domu. Do niedawna byłam zajęta urządzaniem mieszkania, ale zabawa szybko się skończyła. Muszę powiedzieć Billowi, żeby was kiedyś do mnie zabrał. Moje gniazdko jest obłędne – westchnęła rozkosznie. – Dużo piszę i komponuję. Pracuję trochę z chłopakami, ale to wciąż nie jest nic konkretnego. Bo w pełnie jestem zadowolona z jednego utworu i chyba niebawem wejdę do studia, żeby go nagrać.
- Pani śpiewa, jak wujek Bill, plawda? – serce podeszło jej do gardła, kiedy usłyszała głos chłopca. Spojrzała w jego stronę nieco zbita z tropu, ale uśmiechnęła się. Ku jej zdziwieniu szczerze i przyszło jej to z zupełną łatwością. Cuda na kiju się działy tego wieczoru. – Widziałem panią w telewizji.
- Tak, David. Też śpiewam.
- Fajnie, jak będę duży to będę śpiewał jak wujek i grał jak tata – Scarlett poczuła, jak grunt ucieka jej spod nóg. W pierwszej chwili nie wychwyciła tego, że David nazwał Billa wujkiem, ale teraz kiedy nazwał Toma tatą, coś w niej pękło. To chyba jej serce, po raz milionowy.
- Na pewno ci się uda – odpowiedziała jakby nieswoim głosem. Nie do końca udało jej się ukryć drżenie. – Przepraszam, wydawało mi się, że słyszę płacz – po czym prędko wstała i wyszła.
- Ona nie wie? – Simone popatrzyła na Sophie, a ta zaprzeczyła ruchem głowy. – Będzie zabawa.
- W co się będziemy bawić? – zapytał niczego nieświadomy David.

- Mam ochotę stąd wyjść – Tom wydmuchnął dym, spoglądając na brata. – Jak na nią patrzę, to chce mi się wyć.
- Trzeba było nie zabierać Leny i Davida, mógłbyś wyć do woli.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś.
- Co ja na to mogę, że jesteś debilem? Co ja na to mogę, że jak na was patrzę, to mi się nóż w kieszeni otwiera? Bo, kurde, jakbym miał szansę walczyć o kobietę, którą kocham, to bym to zrobił, ale tak się składa, że w tej kwestii gów’no mogę – Tom już chciał coś powiedzieć, ale Bill go powstrzymał. – Daruj sobie gadkę, że minął rok, a każde z was poszło w swoją stronę, dokonując wyboru. Ty dokonałeś go za was oboje, więc teraz albo ruszysz dupę i pogadasz ze Scarlett przestań marudzić, jak bardzo ci źle i zajmij się swoją szczęśliwą rodzinką – Bill zdeptał niedopałek i okrążył taras. Irytowało go to, że żadne z nich nie potrafiło ugiąć karku. Nienawidzili się za coś, czego sami do końca nie wiedzieli i rozpaczali nad swoimi złamanymi sercami. A wciąż mieli wybór. A Bill go nie miał i to doprowadzało go do szewskiej pasji. Spojrzał na brata, który zapatrzył się gdzieś w głąb ogrodu. Tom musiał toczyć ze sobą walkę, wnioskował to po jego zaciętej minie. Dopóki na kafelkach nie rozległo się dziecięce tupanie. Odwrócił się prędko, a jego zacięte rysy złagodniały. Tom tak patrzył na syna, jak ich ojciec nigdy nie spojrzał na nich i Bill nie miał wątpliwości co do tego, że to David był teraz jego całym światem. Każdy ratował się jak mógł.
- Tato, chce mi się siusiu – poskarżył się, ciągnąc Toma za nogawkę.
- Już idziemy – wziął chłopca na ręce i zniknął w domu. A Bill nabrał pewności, że to wszystko się prędko nie skończy, że jeszcze wiele dni upłynie zanim w jego, w ich życiu zapanuje spokój. Kiedy później myślał o tym wszystkim, uznał, że dałby wiele, żeby poznać prawdę o tym, co tak naprawdę stało się miedzy nimi przed rokiem. A może to była tylko kropka nad ‘i’, a zima nadciągała między nich już wcześniej?


Tom zwątpił we wszystko, co poukładał sobie w głowie w ciągu ostatnich miesięcy. Scarlett odurzała go samą swoją obecnością i wystarczyło, by na nią patrzył, a świat walił mu się na głowę. Była jego osobistą Femme Fatale i to wzbudziło w nim złość. Przecież po takim czasie wszystko powinno już toczyć się w swoim rytmie. Powinien nauczyć się żyć, powinien zapomnieć. Powinien. Tak było w książkach, w filmach, w bajkach. W prawdziwym życiu złamane serce dawało o sobie znać przy każdej zmianie pogody. Miał już mętlik w głowie. Zapomniał, o co poszło, dlaczego chciał zrobić jej na złość odchodząc z Leną, co tak naprawdę się wtedy wydarzyło, ani kiedy to się zaczęło. To wszystko zniknęło, wydało mu się zupełnie nieistotne i to zbiło go zupełnie z tropu. Bo przecież hodowany tyle czasu żal nie mógł się znienacka ulotnić. Patrzył na nią, jak udając, że go nie zauważała karmiła Nico. Rozmawiała z nim i śmiała się z tego, co mówił. Otaczała ją ta zwyczajna jej aura słodyczy i delikatności. Rozpromieniała się, gdy ktoś pytał o nowe piosenki i z dumą opowiadała o tym, co robiła, by podtrzymać kontakt z fanami. A czas, gdy nikt jej jeszcze nie znał i należała tylko do niego, wydał się Tomowi zamierzchłą przeszłością. W jednej chwili przypomniał sobie to, co usiłował wyprzeć z pamięci przez cały miniony rok. Jej głos, jej zachowanie, jej urok i hardość, jej mądrość i odwagę, jej ciało, które tak chętnie go kochało, jej miłość, która otaczało go każdego dnia. Przypomniał sobie życie, dobre życie, które przeminęło. Jak na złość teraz, gdy trzymał na kolanach Davida i miał obok Lenę, która musiała pokonać siebie i swój wstyd przed ludźmi, którzy mogli uważać ją za winowajczynię całej tej zatęchłej atmosfery, tylko po to, by z nim tu być. Musiał coś z zrobić, musiał wreszcie stanąć oboma nogami po którejś ze stron. Bo środek nie był dobry dla niego, dla nikogo. Dotąd wydawało mu się, że jasno przedstawił samemu sobie swoje stanowisko. Jednak teraz uświadomił sobie, że cały czas tkwił w rozdarciu. Choć wyrzucał wspomnienia, nigdy nie zrobił tego naprawdę. Wciąż kochał ją za bardzo. Nie mógł pozwalać, by to wzięło nad nim górę. Miał Davida i Lenę. To po ich stronie musiał teraz stanąć.
- Usiądź na chwilę mamusi na kolanach, dobrze? – pocałował synka w czoło i podał go Lenie. Spojrzała na niego pytająco, czując, że coś się święciło. Odkaszlnął i zebrał się w sobie. Bill wybałuszył oczy, nie mając pojęcia, co jego brat zamierza zrobić. Tom uśmiechnął się do Leny i uścisnął jej dłoń. Brata zignorował. – W sumie to chciałbym coś powiedzieć – Kilkanaście przestraszonych spojrzeń skierowało się w jego stronę. Poza jednym. Scarlett szepcząc z Nico, karmiła go tortem. Rozmowa o mrówkach była sto razy lepsza niż mordowanie się jego widokiem. – Generalnie to utrzymywałem ten fakt w tajemnicy, bo musiałem poukładać sobie wszystko. To nie było łatwe, bo pewne sprawy posypały mi się na głowę i…
- Co ty nie powiesz – Scarlett chyba sama zdziwiła się, że powiedziała to tak głośno, więc starała się zachować spokój i zajęła się krojeniem tortu na kawałeczki. Liv mimowolnie parsknęła śmiechem, a Georg zgromił spojrzeniem.  
- W każdym razie, choć pewne sprawy ułożyły się źle, to ja wciąż uważam was za swoją rodzinę. Może was dziwić albo nie, że przyszedłem tu z Leną i Davidem. W sumie to może już to wiecie znając długi jęzor mojego brata, ale… oficjalnie chciałbym wam powiedzieć, że… - westchnął spoglądając na Scarlett, która wciąż go ignorowała. – David jest moim synem – po tym oświadczeniu zaległa cisza, która najwyraźniej przestraszyła chłopca, bo wtulił się w objęcia mamy pytając, co się stało. Scarlett zamarła z widelczykiem w połowie drogi do ust bratanka. Nico poradził sobie z tym sam, racząc się tortem, w przeciwieństwie do niej, bo życie po raz kolejny dało jej w twarz.

- Ono nie jest twoje? – pokręcił głową. Nie zamierzał dolewać oliwy do ognia. – Nic się między wami nie zdarzyło? – znów zaprzeczył, a Scarlett skinęła głową, przyjmując jego odpowiedzi. Nie chciała wiedzieć niczego więcej. Wierzyła mu, potrzebowała tylko jego wyjaśnienia. Nie zamierzała po raz drugi zwątpić z niego. Nie zamierzała popełniać kolejnego błędu. 1

Przypomniała sobie zdjęcia, pomówienia i jego gorliwe zapewnienia, że chłopiec nie był jego, że on i jego matka pomogli Tomowi zrozumieć, co tak naprawdę się dla niego liczyło. Czyżby kłamał już wtedy? Wbrew własnym obawom nie zachciało jej się płakać. Nie poczuła się słaba i pozbawiona nadziei. Straciła ją już dawno, a żadna słabość, oprócz tej z jakiej się podźwignęła, nie mogła być już większa. Miała ochotę podejść i strzelić mu w twarz za każde kłamstwo, w które uwierzyła. Dotarło do niej, że kocham cię było największym z nich. Świadomość ogromu łgarstwa, którym karmił ją przez cały późniejszy czas, pozbawiła ją jakiegokolwiek poczucia winy związanego z jej spotkaniami z Javierem. Ona stawiała sprawy jasno. Chyba należało mu się nawet to spotkanie, o które tak zabiegał. Miała ochotę roześmiać się na swoją głupotę, a potem jeszcze raz go spoliczkować. Cisza wciąż trwała, choć przecież minęło dopiero kilkanaście sekund, choć jej wydało się to godziną. Zrozumiała, że milczenie było związane z tym, iż wszyscy patrzyli na nią. Podniosła wzrok i pierwszy raz spojrzała mu prosto w twarz, prosto w oczy. Podniosła swój kieliszek na znak toastu i uśmiechnęła się słodko, tak słodko, że aż go zemdliło.
- Za szczęśliwą rodzinę! – wypiła do dna, nie odrywając od niego wzroku, a potem porwała kieliszek Billa i uniosła go znów. – I za kłamcę doskonałego. Brawo Tom, brawa dla ciebie, bo we wszystko wierzyłam – skinęła głową na znak uznania i opróżniła kieliszek Billa. Wiedziała, że rozumiał, co miała na myśli. Podała Nico kolejny kawałeczek tortu i popatrzyła na spoglądające w jej kierunku twarze. – Mam wypisane na czole ‘pierwszorzędna naiwniaczka’, że się tak patrzycie? – Tom najwyraźniej stracił chęć dzielenia się z rodziną szczęśliwymi nowinami, a nikomu innemu nie przyszedł do głowy żaden inny temat, który mógłby rozluźnić atmosferę. – Chcesz soczku? – pochyliła się do nieco zdezorientowanego bratanka i podała mu kubek. Chłopiec wyraził chęć opuszczenia jej objęć, więc straciła możliwość skupiania uwagi na czymś innym niż ich szczęśliwe zbiorowisko. Atmosfera była tak gęsta, że można było siekiery wieszać w powietrzu. Słychać było tylko stukanie widelczyków o talerzyki i dźwięk szklanek czy kieliszków odstawianych na stół. Tom posłał Liv przepraszające spojrzenie, a ona machnęła ręką, dając mu znak, że nic się nie stało. W sumie to spodziewała się, że Scarlett zareaguje gorzej.
- Scarlett, chodź ze mną do dziewczynek. Chyba płaczą. – Obie wyszły z pokoju, choć u góry panowała idealna cisza, a Bill popukał się w czoło patrząc na Toma.
- Aleś dowalił.
- Skąd miałem mieć pewność, że ona nie wie? Przecież wszyscy wiedzieliście.
- Ale nie ona – mruknął Shie. – Nie przyjmowała wieści na twój temat. Naprawdę fajnie, że jesteście tu razem. David to świetny dzieciak, pomimo różnicy wieku polubili się z Nico, a ciebie Leno nikt tutaj o nic nie obwinia. No może poza Scarlett, ale mam na myśli to, że wyszło trochę niezręcznie.
- Niech to szlag! – opadł energicznie na oparcie krzesła i przypomniał sobie o Lenie. Ujął ją za rękę i popatrzył pytająco. – Wszystko w porządku? – ona tylko niemrawo skinęła głową. David wyciągnął ręce do ojca i wpakował mu się na kolana.
- Tatusiu, dlaczego ta pani powiedziała, ze kłamiesz?
- Bo jest na mnie zła – uśmiechnął się do synka i poprawił kołnierzyk jego koszuli.
- Ale nie kłamiesz?
- Nie, synku – przytulił Davida, a on wyślizgnął mu się z objęć i na odchodne odparł zadowolony:
- Wiedziałem.

Stała na tarasie paląc podprowadzonego Billowi papierosa. Dowiedziała się o niezliczonych kłamstwach, jakimi ją karmił. Przyjęła to jakoś. Przez ten rok przestała mieć do siebie pretensje o swoją głupotę. Przecież on był tylko facetem. Czym w tej chwili różnił się od takiego Mike’a, na przykład? Niczym. W tej chwili był gnoj’kiem, którego pomimo złości kochała tak samo. W to jedno jednak wierzyła. Wierzyła, że nie okłamał jej, gdy przyjechał, niczym ten rycerz na koniu, ratować ich związek. Wierzyła w to najbardziej, a właśnie to okazało się największym kłamstwem. Wciąż nie chciało jej się płakać, ani nie czuła żalu. Była zła. Najbardziej na siebie za naiwność, jaką omamiła ją miłość.
- Pierwszorzędne przedstawienie – usłyszała za sobą głos Margo. – Przyszłam, jako wzorowa kuzynka, na wypadek gdybyś teraz rozkładała na części pierwsze większą część waszego związku i doszukiwała momentów, w których kłamał, a w których nie. Ale pewnie tego nie robisz, więc pewnie przyszłam na darmo… - Scarlett popatrzyła na Margo i trwały tak kilka sekund, po czym obie parsknęły śmiechem. – Wycyganiłam od Billa – podała Scarlett kolejnego papierosa i odpaliła go, a potem swojego. – Będąc narzeczoną, a potem ex-narzeczoną Paula Bindera miałam sporo takich momentów, gdy zastanawiałam się, ile było prawdy naszym związku, a ile politycznej poprawności. A jeśli chodzi o przemowę Toma, to ominął cię fragment, gdy mówił, że dowiedział się dopiero po waszym rozstaniu, bo zrobił wyniki, bo David wydawał mu się zbyt podobny do niego, a Lena nic nie wiedziała, blabalblablabla.
- Jak mogła nie wiedzieć, czyje urodziła dziecko? Albo jest taką dziwką albo jest po prostu tak głupia, bo inaczej tego nie ogarniam.
- Nie wiem, wiesz. Dziwne jest to wszystko od początku i przy was moje życie z Paulem to pikuś.
- Mam ochotę jechać do domu, ale tego nie zrobię, bo nie zamierzam już nigdzie uciekać.
- W końcu jesteś z Durandów, a Durandowie mają twarde tyłki i nie krzywią się nawet jak spadają z bardzo wysoka.
- Jestem z Durandów – odparła dziarsko i zdeptawszy niedopałek, wróciła do domu.

1 fragment postu nr 57.

9 komentarzy:

  1. ~lulu
    1 lipca 2012 o 23:31
    Dlaczego wszystkie dzieci w tym opowiadaniu irytująco seplenią? Rozumiem, że to ma na celu jakiś realizm treści, ukazanie, że dzieci mówią inaczej niż dorośli, ale na litość boską, po co to? Widziałaś w jakieś książce zdanie typu „mamo, pats!” albo jeszcze gorsze, przypominające to co mówił w poprzednich rozdziałach David? Przecież do scharakteryzowania języka dzieci masz opisy. Opisywać umiesz. Weź no te dzieci do logopedy i niech się nauczą mówić

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      9 lipca 2012 o 16:11
      dzieci przestaną seplenić wtedy, kiedy uznam to za stosowne. póki co, uznałam, że taka forma przekazu jest najlepsza, więc ją wykorzystuję. i tak – spotkałam się z kilkoma przypadkami, gdzie dzieci w książkach sepleniły. nie miałam styczności ze zbyt wieloma książkami, gdzie dzieci w takim wieku występowały, jednak przypominam sobie, że miałam styczność z takim zjawiskiem w powieści. a nawet gdyby nie miała, to nie napisałabym tego inaczej, gdyż jak pisałam wyżej, uważam, że tak jest dobrze :) niestety swoim stylem nie jestem w stanie dogodzić każdemu. pocieszę Cię tym, że nawet fikcyjne dzieci rosną i z czasem pozbywają się wad wymowy :) i proszę, jeśli będziesz miała dla mnie jeszcze jakieś uwagi – co bardzo sobie cenię – zrezygnuj z tonu rozkazującego.

      Usuń
  2. ~Angel
    2 lipca 2012 o 13:46
    powiem tylko ZAJEB’ISTE !!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. ~KamCiaaa;*** <333
    2 lipca 2012 o 14:04
    Fantastycznie! <3I wszystko wychodzi na jaw.. najbardziej szkoda mi Scarlett ;(No to czekam na NN ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Porzeczkowa.

    3 lipca 2012 o 19:36
    Tak naprawdę nikt już nie pamięta o Freilyn i Ganzerze. Poza tym, jego „legenda” była mocno naciągana. Ani nie było to specjalnie oryginalne, ani dobrze napisane. Ot historyjka, którą mógł napisać każdy. W internecie jest wiele lepszych. Śmieszy mnie to porównywanie na siłę Prinza i Ganzera. Czy Freilyn opatentowała gdzieś wizerunek Christiny jako głównej bohaterki, noszącej niebieskie sukienki? Oba opowiadania są tak różne, że trzeba być bardzo zapatrzonym w autorkę jednego, żeby tego nie dostrzegać. Zastanawiam się, czy nie jesteś samą Freilyn, ona lubiła szum wokół siebie.

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Twinkie
    5 lipca 2012 o 23:14
    Po pierwsze przepraszam , ze nie komentowałam poprzedniego rozdziału . Przeczytałam go był cudowny !Po drugie ten rozdział powalił mnie na kolana , wyjaśnił i zarazem zagmatwał dużo . Płakałam gdy Tom ranił Scarlett i byłam dumna , że ona nie dała sie sporowokować . PS : Nie przejmuj się tymi którzy nie uznają Twojej twórczości bo według mnie jest ona fantastyczna i jedyna w swoim rodzaju !!!

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Daria_1990
    6 lipca 2012 o 18:38
    Czytam Twoje opowiadanie od początku, ale o ile dobrze pamiętam nigdy nie komentowałam. Teraz uważam,że czas najwyższy. Potrafisz zarówno rozśmieszyć jak i wzruszyć czytelnika. Tak płynnie przechodzisz od jednego wątku do drugiego ,że nie czuje się niedosytu. Zarówno opisy jak i dialogi są idealnie wyśrodkowane przez co każdy odcinek czyta się szybko, czasami wydaje się, że aż za szybko :) . Miesięcznie „pochłaniam” kilkadziesiąt książek ale zawsze z niecierpliwością czekam na następną część. Od czasu do czasu lubię też przeczytać komentarze… i to co tu się ostatnio dzieje to jakaś komedia. Owszem czytałam ganzera i posiadam odcinki, ale wiesz co? Nigdy nie czułam,że muszę je znowu przeczytać. Z Twoją historią jest inaczej. Chętnie do niej wracam, przypominam sobie niektóre fragmenty i wspominam z uśmiechem bądź z łezką w oku. To się nazywa prawdziwa twórczość. Przyciągasz czytelników jak magnez, i to jest najważniejsze. A całą tą zgrają dzieciaków się nie przejmuj. Prędzej czy później z tego wyrosną. My w ich wieku też uważałyśmy że „wiemy lepiej” :) . Mam nadzieję, że wczasy się udały i korzystnie wpłynęły na wenę. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dark Queen

      10 lipca 2012 o 20:19
      witam cię serdecznie i przy okazji pięknie dziękuję za te słowa :)

      Usuń
  7. ~Blairs
    10 lipca 2012 o 23:20
    Wreszcie to na co czekałam – starcie Scarlett z Tomem! :) Muszę przyznać, że scena przemówienia Toma opisana mistrzowsko. Czułam się jakbym oglądała (tak, oglądała) jakiś film Allena. Oby w następnym odcinku spotkali się jeszcze raz bo coś czuję, że będzie z tego kolejna świetna scena. Co do komentarzy (alkoholiczka, Glimmer i wcześniej jeszcze parę) to to są przecież trolle i to na kilometr widać. Na moje oko to one (albo oni?) ośmieszają Freilyn a nie Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo