3 kwietnia 2013

83. Things are changed.

17. marca 2014


Obudził się nagle, z dziwnym przeświadczeniem, że coś było nie tak. Obudził się z lękiem. To nic normalnego. Ostatni raz coś takiego stało się przed jakimś ważnym koncertem czy wystąpieniem, a jeszcze wcześniej w szkole, jak gnębili ich starsi uczniowie. Niechętnie przypomniał sobie, gdzie był i przede wszystkim –  dlaczego. Jęknął cicho, zasłaniając oczy ręką. Chciał, żeby go tam nie było. Jak mógł tak bardzo dać się ponieść? Leżał tak jeszcze chwilę, nim zebrał się w sobie i wstał. Miniony wieczór zaczął się w salonie, miał moment przejściowy w łazience i kulminację w sypialni. Wstyd mu było, że pozwolił sobie na tak wiele. To w końcu była Laura. Laura – przyjaciółka. Wiedział, że zaprzepaścił to. Czuł, że ona nie będzie potrafiła tak po prostu przejść z tym do porządku dziennego. Jakby nic się nie stało. Z resztą. On też nie umiałby chodzić z nią do kina, na kolacje, czy przesiadywać u niego czy u niej w mieszkaniu, nie pamiętając tego, co się zdarzyło. Albo zwikłaliby się w romans bez przeszłości albo z czasem zaczęliby odsuwać się od siebie i ranić się. Czuł, że stracił kogoś ważnego. To nie było dobre odczucie. Jego rzeczy leżały niedbale złożone w nogach łóżka. Nie miał żadnej pewności co do tego, jak ona się zachowa. Najbardziej obawiał się tego, że zarzuci mu ręce na szyję i zaświergocze coś w stylu; cześć kochanie, jak ci się spało? Nie zniósłby tego, bo…po tej nocy był pewien, że nigdy nic ich nie połączy. Miał nadzieję, że takie rzeczy działy się tylko w filmach. Z resztą, Laura nie była żadną trzpiotką. Pewnie miotała się jak on. Ubrał się i stwierdziwszy, że nie mógł wiecznie siedzieć w tym pokoju, poszedł do kuchni. Stanął w drzwiach, Laura zmywała. Miała na sobie jeansy i zielony sweterek. Włosy związała w kucyk na czubku głowy. Wyglądała jak dziewczyna, którą mógłby co rano zastawać w kuchni, czy gdziekolwiek w swoim życiu. Sęk w tym, że nie chciał. I to był największy argument na to, że ta noc była niewłaściwa. Choć z drugiej strony dała mu przecież pewność, ale jakim kosztem… Odwróciła się do niego i posłała mu miły uśmiech. Nie bardzo umiał wyczuć jej nastrój.
- Cześć – powiedziała odkładając na suszarkę kolejny talerz.
- Hej – mruknął i usiadł na krześle. Uznał, że nie mógł wiecznie stać w przejściu. To tak jakby nie umiał się określić.
- Chcesz kawy? – zapytała wycierając zlew. Wciąż na niego nie patrzyła. – Zrobiłam świeżą. Zaraz zrobię jakieś śniadanie.
- Nie rób sobie problemu – utkwił spojrzenie w jej plecach, czekając aż wreszcie się do niego odwróci. Zamiast tego, zaczęła wycierać mokre naczynia. Chciała zachować się naturalnie, ale w jej ruchach dostrzegł nerwowość.
- Laura…
- Nic nie mów – ucięła.
- Jak nie mam nic mówić? – zdziwił się. Nie spodziewał się po niej takiej szorstkości. – Wybacz, ale sypianie z kimś, a zwłaszcza z kimś, z kim miałem wrażenie, że się przyjaźnię, to nie jest dla mnie normalność. Więc przykro mi bardzo, ale nie będę siedział cicho, bo to niezręczne – zdenerwował się i za słabo to ukrył. Najchętniej zapaliłby, ale ani Laura, ani Dominik nie tolerowali dymu papierosowego w mieszkaniu. Splótł ręce na stole i wbił wzrok w jej plecy.
- Dobrze, więc mów. Ja nie zamierzam.
- Jesteś zła na siebie, czy na mnie? Bo czegoś tu nie rozumiem. Nie byłem tam wczoraj sam – zrezygnował z prób ukrywania rozdrażnienia, skoro ona nie chciała się wysilić nawet na tyle.
- Cho’lera – cisnęła ręcznikiem na szafkę i odłożyła talerz. Wyszła z kuchni nie patrząc na niego.
- Laura… - poszedł za nią aż na sam balkon. Świeże powietrze dawało namiastkę swobody. Było zimno, ale starał się tego nie zauważać. No i żałował, że nie wziął papierosów. – Skakanie sobie do gardeł, nie jest najlepszym wyjściem.
- Przepraszam – mruknęła opierając się szeroko rozstawionymi rękoma o barierkę. – Czuję się skołowana.
- Nie tylko ty. Trochę puściliśmy cugle – popatrzyła na niego spod czoła. – No dobra, bardzo. Chyba nie wiem, co teraz powinienem zrobić, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
- Masz dwa wyjścia: albo mówisz mi, że od dawna o tym marzyłeś i jesteś szczęśliwy, że w końcu zbliżyliśmy się do siebie albo przeprosimy się za ten wybuch pierwotnych instynktów i skwaszony pojedziesz do domu – spojrzała krótko na Billa, a on wyraźnie nie wiedział co powiedzieć. – Bez obaw. Wiem, którą opcję wybierzesz – odepchnęła się od barierki i przeszła na drugą stronę balkonu, jakby chciała znaleźć się jak najdalej od niego. Nie dziwił się. Też chętnie by zwiał. Zdziwiła go gorycz bijąca od Laury. Zupełnie, jakby spodziewała się po nim czegoś innego.
- Wiesz, dziś chyba przemawiają przez nas emocje. Wprawdzie inne niż wczoraj, ale to też nie ułatwia – podszedł do Laury i stanął przed nią. Widział, z jakim trudem spojrzała mu w twarz. – Nie wiem jeszcze, co o tym myśleć. Było mi z tobą cudownie, bo jesteś cudowna, ale nie jestem pewien, czy przypadkiem nie zepsuliśmy czegoś. Przepraszam, jeśli cię zawiodłem – była bliska łez, a Bill nie czuł się odpowiednią osobą, która mogłaby je ukoić. Nie w tej sytuacji. Odchodząc delikatnie uścisnął jej ramię. Musiał to jakoś rozwiązać, ale nie dziś. Może nie postąpił szlachetnie, ale nie umiał zachować się w takiej sytuacji. To Tom był – niestety, choć może w tej sytuacji stety – specem od takich rozmów, od radzenia sobie w takich chwilach. Bill dawno nie czuł się tak zagubiony i wolny jednocześnie. Źle czuł się z tym, że nie spełnił oczekiwań Laury, ale z drugiej strony upewnił się w swoich uczuciach. Laura była świetną dziewczyną. Była mądra, śliczna i zabawna. Do tego dobrze gotowała i potrafiła odnaleźć się w niemal każdej życiowej sytuacji. A on nic do niej nie czuł. To ironia. Miał pod nosem cudowną dziewczynę, która najprawdopodobniej się w nim durzyła, a on jej nie chciał. Musiał pogadać z Tomem i to natychmiast.

- Mówisz – Tom przycisnął słuchawkę ramieniem, szukając w kieszeni papierosów. Wyszedł na werandę i wsunął jednego do ust.
- Ja pier’dolę – usłyszał jęk brata, a potem w słuchawce zaległa cisza. Odpalił papierosa i powoli się zaciągnął. Bill milczał, w tle słyszał trzaski. Bill musiał być gdzieś na zewnątrz.
- Też się cieszę, że cię słyszę, braciszku. Niepotrzebnie się martwisz, u mnie wszystko okej – wydmuchnął dym i wywrócił oczami. Kiedy uświadomił sobie, że to zrobił, skwasił się mimowolnie. Teatralne gesty, to była działka Billa. I Scarlett – skarcił się w duchu za tą myśl. Nie potrzebował teraz natrętnych wspomnień, ani tęsknot. Czy to nie dziwne, że duch ich miłości wciąż go nawiedzał?
- Ja pier’dolę – jęknął znów i tym razem w tle Tom usłyszał trzaśnięcie drzwi i cichy szum pracującego silnika.
- Aż boję się zapytać, kogo – odpowiedział depcząc niedopałek. Zaczęło padać, a wraz z deszczem wróciły do niego wspomnienia z tą werandą i ze Scarlett. Na całe szczęście brat uwolnił go od rozmyślania na ten temat.
- Spałem z Laurą – odparł i zamilkł. Znów.
- O, kur’wa – z wrażenia Tom przysiadł na wiklinowej ławce. Poczuł się przytłoczony tą wiadomością. Bill przespał się dziewczyną, która wodziła za nim maślanym wzrokiem. Tom nie mógł mu wypominać przygód  na jedną noc, ale on przynajmniej trafniej dobierał partnerki. A z tego mogły być tylko kłopoty. Dlaczego nie założył, że po tej nocy, będą jeść sobie z dzióbków? Bo znał swojego brata. Brata bliźniaka. Biorąc pod uwagę to, czego się właśnie dowiedział, mógł wreszcie wytłumaczyć swój skiśnięty nastrój. Od rana chodził z przeświadczeniem, że coś było nie tak. No i miał rację. Czasem przestawał przykładać wagę do wyjątkowości, jaką obdarowała ich natura. Posiadanie bliźniaka, to nie tylko posiadanie kopii samego siebie; zarówno z wyglądu jak i osobowości. To było też wielkie brzemię i wielki dar. Bo empatia, telepatia, współodczuwanie, jakkolwiek to się nazywało, które ich łączyło było czymś wspaniałym, co pomagało im i odróżniało od innych, ale było też brzemieniem. Bo nie tylko bardziej odczuwał radość, gdy cieszył się Bill. Ale zdecydowanie bardziej cierpiał, gdy cierpiał jego brat. Wiedzieli o tym wszyscy i nie była to żadna tajemnica, ale nikt tego nie mógł zrozumieć. Nikt, kto nie miał bliźniaka. I choć miał dwadzieścia cztery lata i mogłoby się wydawać, że na takie gadanie był już za stary, to nie była to prawda. Jeśli chodziło o jego brata, to nigdy nie było za późno. Bill dotąd nie wspominał, że Laura interesowała go w ten sposób. Prędzej spodziewałby się tego, że była jego rękawem do wylewania łez tęsknoty, snucia wspomnień i nierealnych planów, że była substytutem kobiety, z którą pragnął być i sposobem na zabicie czasu, jakkolwiek okrutnie to brzmiało. Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że podkochiwała się w Billu, ale nie próbowała zmienić układu między nimi. Nie starała się sprawić, że zechciałby z nią być. Może wiedziała, że nie miała szans ze wspomnieniem Rainie? Przez to niespełnione uczucie Billa, całą jego tkliwość i smutek, Tom zapomniał, że jego brat był tylko facetem. Biorąc pod uwagę ilość wieczorów spędzonych sam na sam z Laurą, w dodatku zakrapianych alkoholem, to stało się i tak późno. Bill długo walczył z przeświadczeniem, że spotykając się z jakąkolwiek inną dziewczyną zdradzał Rainie. Najwidoczniej stało się coś, co sprawiło, że zapomniał o tym.
- No – westchnął. – Nie wiem, czy gorzej mi z tym, że to się w ogóle stało, czy z tym, że uświadomiłem sobie, że zupełnie nic do niej nie czuję.
- Wyluzuj – to jedyne, co przyszło Tomowi do głowy. Musiał szybko wziąć się w garść. – Słuchaj, jako ktoś, kto spał z połową żeńskiej populacji, daję ci rozgrzeszenie. Fakt, że to była Laura nie wróży niczego dobrego dla waszej znajomości, ale nie możesz brać tego tak bardzo do siebie – Bill westchnął żałośnie.
- Dobra. Jadę do Loitsche, wszystko ci opowiem w domu, ale wiem jedno. Spiep’rzyłem fajną przyjaźń – rozłączył się, a Tom machinalnie wsunął telefon do kieszeni. Bill się mylił. Nie popsuł przyjaźni, bo czegoś takiego jak przyjaźń damsko-męska nie istniało. Jego brat zrobił coś gorszego. Prawdopodobnie złamał Laurze serce. Czekała ich ciężka rozmowa, ale z drugiej strony dawno nie mieli czasu tylko dla siebie. Upiją się na smutno, mama ich nakarmi, a jutro będą mieć kaca i świat stanie się lepszy.
*

30. miesiąc od rozstania; 27. marca 2014, Berlin

Niczego nieświadoma Roxanne weszła do pokoju i usiadła na dywanie obok swoich zabawek. Zaczęła dyscyplinować misia w tylko sobie znanym języku i na tyle ją to pochłonęło, że dopiero po chwili zorientowała się, że telewizor jest włączony i że ktoś był z nią w pokoju. Podniosła głowę i popatrzyła w kierunku sofy. Krótką chwilę łączyła fakty, uśmiechnęła się w najcudowniejszy na świecie sposób i czym prędzej podbiegła do niej.
- Ciocia – powiedziała wskrobując się na sofę. Scarlett pomogła jej i posadziła dziewczynkę na swoich kolanach. Mała przytuliła się, a ona zamknęła ją w swoich ramionach. Pachniała dzieckiem, oliwką i płynem do płukania. Scarlett rozkoszowała się tą wonią, póki Roxie nie znudziło się przytulanie do cioci, czyli bardzo szybko.
- Cześć, szkrabie – połaskotała ją w boczki, a mała zaśmiała się w głos.
- Długo cię nie było – bratanica popatrzyła na nią z wyrzutem.
- Byłam w pracy – odpowiedziała, zakładając za ucho jasnobrązowe włoski Roxie. Dziewczynka była zaspana i opuchnięta, musiała się dopiero obudzić. Była prześliczna, niesamowicie podobna do mamy z oczami i kolorem włosów swojego taty. Doskonała mieszanka. Lexie odróżniał od niej kolor oczu. Miała zielone, jak babcia. Obie wydawały się być uosobieniem dziecięcego piękna.  – Gdzie masz mamę?
- Szykuje mleko. Lexie jeszcze śpi – odparła i zajęła się reklamą, którą akurat emitowano w telewizji. Usadowiła się wygodnie na kolanach cioci i zapomniała o świecie. Scarlett sięgnęła po miskę z płatkami, którą odstawiła przed powitaniem z Roxanne. Zaczęła jeść, kiedy z kuchni usłyszała wołanie Julie. Jej córka jednak zdążyła już zapomnieć o mleku. Roxie i Lexie jak na trzylatki były bardzo rozwinięte. Dużo mówiły i były bardzo sprytne. Czasami aż za bardzo. We dwie potrafiły tak zakręcić Nico, że nie raz źle na tym wychodził. Nie był tak obrotny, jak one i nie w głowie mu były psoty. Miał dużo spokojniejszy charakter od sióstr, które były jak żywe srebro. Wszędzie ich było pełno, wszystko je ciekawiło i wszystkiego chciały spróbować. A on zazwyczaj siadał z ulubionymi zabawkami albo oglądał bajkę i pozwalał o sobie zapomnieć. Dokazywał, oczywiście był przecież dzieckiem, ale nie tak często jak bliźniaczki. Przejął cały spokój i wyważenie za ich trójkę. Roxie była prowodyrką. Była bliźniaczką Alfa, jak  nazywali ją rodzice. Lexie nie pozwalała sobie mieszać w planach, jednak czasem była pół kroku za siostrą i polegała na niej. Razem dopełniały się znakomicie i najlepszych psot dokonywały razem, przyprawiając rodziców o zatrzymanie akcji serca. I nie tylko rodziców.
Julie przeświadczona o tym, że Roxie znów coś zmajstrowała przy telewizorze, poszła za nią do pokoju dziennego i zdziwiła się, gdy jej córka siedziała wtulona w Scarlett. Szwagierka miała na sobie szary dres, żadnego makijażu i włosy związane w koczka na czubku głowy. Swoją drogą, Julie nie mogła jakoś przywyknąć do tego, że Scarlett była blondynką. Jej czarne loki stanowiły niemal legendę, a teraz gdy były słoneczne i dużo krótsze, jakoś nie mogła się na to przestawić. To chyba też dlatego, że te wszystkie zmiany w ich życiu były trudne do przyswojenia.
- Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona siadając obok niej. – Coś mnie ominęło? – Scarlett pokręciła głową, przeżuwając kolejny kęs.
- Zepsuło się u mnie ogrzewanie. Było zimno jak w psiarni, bo coś poszło w nocy. Dali niby jakieś elektryczne piecyki, ale to nic nie grzało. Wiesz, to dawało ciepło ledwo na jeden pokój. No, więc spakowałam się i przyjechałam, a że pora była nieludzka, to włączyłam sobie telewizor i oglądam seriale.
- O której tu byłaś? – Roxie przypomniała sobie o mleku i wzięła od mamy butelkę.
- Trochę po piątej – odpowiedziała ziewając rozdzierająco.
- Mogłaś iść spać do siebie przecież.
- Wiem, ale nie chciałam hałasować. To raz, a dwa skusiła mnie ta cisza w domu. Wspominałam sobie. No i nadrobiłam zaległości w moich serialach. Wtedy nie byłam śpiąca. Teraz się najadłam i trochę mnie zmuliło, więc nie wykluczone, że położę się na trochę.
- My też pójdziemy. Może ten skowronek jeszcze zaśnie – Julie z uśmiechem porwała córkę z objęć Scarlett i trzymając ją na rękach, oparła ją o swoje biodro. – Powiedz cioci, że my wymyślić zabawy dla ciebie, Lexie i Nico, jak wstaniecie później.
- Tak – Roxie zadowolona przytuliła się do mamy mrużąc sennie oczy i dalej piła swoje mleko. Scarlett uśmiechnęła się i mrugnęła do bratanicy.
- I tak pewnie zaraz wykonam drugi kurs z Lexie. Dobrze, że Nico nie pije już mleka z butelki, bo bym chyba oszalała.
- Zawsze możesz przenieść kuchnię do sypialni albo odwrotnie – Julie wywróciła tylko oczami i wyszła z pokoju, tuląc coraz bardziej senną Roxanne. Scarlett westchnęła tęsknie, patrząc na dziewczynkę w objęciach mamy. Zastanawiała się, czy ona też kiedyś będzie mieć tak kochane dzieci? Czy będzie je mieć w ogóle? Kiedyś wydawało jej się, że jedynym ojcem jej dzieci mógłby być Tom. Teraz nie wyobrażała sobie, by mogła je mieć z kimkolwiek. Nie z kimś takim jak Jim. Nawet z kimś tak zrównoważonym jak Javier. Może nie poznała jeszcze tego właściwego? Skręciło ją w żołądku. jak mogła nie poznać, skoro wielką miłość miała już za sobą? W chwilach takich jak ta bardzo chciała mieć możliwość poznania przyszłości. Chociaż tego, czy ułoży sobie jakoś życie. Czy będzie szczęśliwa, bo ta niemoc, niewiedza, brak pewności napawały ją lękiem. Nie lubiła tego uczucia braku gwarancji na to, że pozna kogoś, kogo pokocha. Czasem bała się, że już zawsze będzie sama. Bo miała za sobą. Wzięła koleją porcję płatków i wróciła do oglądania serialu. Nie interesował jej już tak bardzo jak wcześniej.
*

 30. miesiąc od rozstania; 9. kwietnia 2014

David bardzo mocno skupił się na tym, żeby równo kręcić pedałami. Natomiast Tom skupiał się na tym, żeby utrzymać synka w równowadze, co nie było proste, bo David co chwila wyrywał na boki. Mocno trzymał kij, dzięki któremu prowadził rower chłopca.
- Tato, chcę sam! – powiedział rozemocjonowany.
- Na pewno?
- Tak, tak, tak! – wykrzyknął.
- No to, uwaga! – Tom ostrożnie puścił kij, starając się wciąż asekurować syna. David pokazał, że nie nadaremno nazywał się Kaulitz, bo jechał zupełnie dobrze. Tom zdziwił się, kiedy chłopiec powiedział mu, że nie umiał jeździć rowerem. Mówił, że mama albo babcia czasami sadzały go na swoich rowerach i prowadziły, ale nigdy nie nauczyły go jeździć samodzielnie. Dumny tatuś od razu zabrał się do rzeczy. Poszukał stary rower Billa, bo jego rowery, prócz ostatniego, zostały zezłomowane, bo nie dało się już na nich jeździć. Podarował go Davidowi i ucieszył się bardziej, niż z nowego. To była ich trzecia lekcja, David nie mógłby radzić sobie lepiej.
- Udało mi się, tata! – wykrzyknął radośnie. – Hamuję!
- Ostrożnie – Tom podbiegł bliżej, gotowy łapać chłopca, gdyby stracił równowagę. Jednak poradził sobie po mistrzowsku. Zachwiał się, kiedy musiał zdecydować, którą nogę postawić na ziemi jako pierwszą, ale i to opanował. Postawił rower na stópkę i wziął się pod boki, patrząc uważnie na ojca.
- I jak? – powaga wymalowana na jego twarzy była ujmująca.
- Kupię ci super wypasionego BMXa, żebyś mógł ćwiczyć jakieś akrobacje, mistrzu – z uśmiechem poczochrał jasne włosy synka i wyciągnął do niego rękę. – Gratuluję Panu – David uścisnął mu dłoń. Bardzo poważnie wziął do siebie oficjalne gratulacje od taty. Od samego początku bardzo starał się, żeby przypodobać się Tomowi. A nie musiał, bo jemu podobało się wszystko, co robił David. Czasem w duchu był zadowolony, nawet gdy broił, bo jego pomysłowość była nad wyraz rozwinięta.
- Dzięki – uśmiechnął się szeroko ukazując swoje nie do końca wyrośnięte jedynki. Tom za jego plecami zauważył jakieś dziewczyny, które przypatrywały się im i robiły zdjęcia albo nagrywały film. Zignorował je. To i tak luksus, że nie otaczały go na środku ulicy.
- Idziemy do mamy? – David skinął głową i wrócił do roweru.
- Będzie w szoku, że się tak szybko nauczyłem – zatoczył spory łuk prowadząc rower, nim na niego wsiadł.
- Następnym razem nauczę cię skręcać, ale to może jak będziemy w Loitsche, bo tutaj przygląda się nam za dużo ludzi.
- Ciągle robią zdjęcia – odparł, próbując samodzielnie ruszyć. Dwa razy się zachwiał, za trzecim, kiedy Tom chciał mu pomóc, od razu ruszył z miejsca. Uśmiechnął się pod nosem i powoli szedł obok roweru, asekurując syna. Minęli nastolatki, które już ani trochę nie kryły się z tym, że ich obserwowały. Posyłały Tomowi zalotne uśmiechy, mówiąc coś między sobą. Jego uszu doszło tylko: wyrobił się i tak samo słodki, jak on. Mógł więc przypuszczać, że podobieństwo między nimi dostrzegała nie tylko rodzina. Skinął im nieznacznie i znów skupił uwagę na synu. Nie uszli daleko, gdy napotkali kolejną grupkę. Byli niedaleko szkoły, mógł trafniej wybrać park. Dziewczyny, na oko maturzystki, mierzyły go łakomym wzrokiem. Nie golił się już z pięć dni i ubrał się w szary dres, żeby było mu wygodnie bawić się z Davidem. Całe swoje gwiazdorstwo zostawił w jakimś kącie i nie chciało mu się przypominać o nim. To popołudnie poświęcał synowi i guzik go obchodziły, czy był wystarczająco sexy, jak na Kaulitza. Chyba jednak te dziewczyny wiele nie potrzebowały, by się nim zachwycić, bo jedna z nich mocno mu się przyglądała, a jej spojrzenie było dosyć sugestywne. Kiedyś by mu to odpowiadało. Miał kaptur na głowie, ale to już nie była wystarczająca bariera, by zapewnić sobie anonimowość. Kiedy oddalili się wystarczająco, David znów się odezwał. – Tak już będzie zawsze?
- Wcześniej też nam robili zdjęcia, z tą różnicą, że nie wiedzieli kim jesteś. A teraz wiedzą i robią ich jeszcze więcej, ale myślę, że za jakiś czas im się znudzi. Fani są zazwyczaj mili i nie przeszkadza mi aż tak mocno, że robią te zdjęcia. Póki mi nie przeszkadzają. Z dziennikarzami bywa różnie, czasem mają złe intencje i chcą, żeby to co robię wyglądało na coś złego. Na konferencji powiedziałem, że mają cię zostawić w spokoju i nie mają do czego się przyczepić, ale wielu dziennikarzy po prostu szuka sensacji. Nie obchodzi ich, co ktoś naprawdę robi. Niektórzy są mili – chłopiec spojrzał na niego bardzo szybko, żeby przypadkiem nie stracić równowagi, a Tom się do niego uśmiechnął.
- Lubią cię.
- Fani tak, a z dziennikarzami różnie bywa, ale sam wiesz najlepiej, że nie każdego da się lubić.
- Wiem. Ja nie lubię Dennisa. Jest niemiły dla innych, myśli, że wszystko mu wolno i uważa się za króla świata. Nawet nie słucha pani Ivonne.
- No, więc widzisz, że z tym lubieniem różnie bywa – Tom poklepał synka po plecach. – Poćwiczymy hamowanie. Rozpędź się, a jak powiem: stop, to będziesz hamował, dobra? – David nie potrzebował większej zachęty. Do samego wyjścia z parku rozpędzał się i hamował, a Tom wylewnie chwalił jego umiejętności. W oczy rzuciło mu się jeszcze kilka osób, które go rozpoznały, ale nie przejmował się tym. Bo to naprawdę nie było takie złe, gdy nie robili nic innego prócz patrzenia i fotografowania. W duchu musiał przyznać, że czuł się dumny będąc tam z synem. Nie dlatego, że na oczach ludzi nauczył Davida jeździć rowerem. Był dumny, bo David był wspaniałym chłopcem i sama jego obecność nobilitowała. Czuł, że David to najlepsze, co w życiu miał, choć niewiele dał z siebie w jego wychowania. Miał nadzieję, że za jakiś czas będzie zadowolony z tego, jakim był dla niego ojcem. Tom zdawał sobie sprawę z tego, że przemawiał przez niego brak obiektywizmu, ale nie interesował się tym. David był jego oczkiem w głowie.

- Mówiłam Panu, że nie będę komentować żadnego z pańskich pytań. Nie jestem osobą publiczną i nie zamierzam udzielać żadnych wywiadów. Proszę skierować swoje wątpliwości do Toma – Lena odparła rzeczowo i konkretnie. Siedziała przy stoliku przed kawiarnią umiejscowioną tuż przy parku, gdy spostrzegł ją jakiś dziennikarz. Dotąd nie sądziła, że jej twarz była tak rozpoznawalna.
- Czy to oznacza, że macie coś do ukrycia? – podsunął dyktafon niemal pod same usta Leny. Była zdenerwowana i nie wiedziała, co zrobić w tej sytuacji. Nie omawiali z Tomem tego, co powinna mówić w takich przypadkach i to był błąd. Odsunęła dyktafon i łypnęła na niego gniewnie. Nie była taką gąską za jaką ją uważał, miała ochotę powiedzieć mu, co myślała o takich jak on, ale to byłoby złe dla Toma, więc się powstrzymała.
- Proszę się nie wysilać – uśmiechnęła się sympatycznie i wypiła łyk soku, który ledwo zdążyła tknąć, nim ten się pojawił.
- Pani Braun, fani chcą znać Pani stanowisko w całej tej sprawie. Tom Kaulitz był dotąd postrzegany jako człowiek o niezbyt dobrej reputacji. Ojcostwo odmieniło jego medialny wizerunek o sto osiemdziesiąt stopni. Nikt dotąd nie zapytał Pani, jakie jest Pani stanowisko, jako matki dziecka, o którym ostatnio zrobiło się bardzo głośno.
- Jeżeli w tej chwili nie da mi Pan spokoju, to wezwę ochronę – odpowiedziała, lecz nie zdążyła spełnić swojej groźby, bo dostrzegła zbliżającego się Toma. Po przyjściu z parku musieli zostawić z Davidem rower w samochodzie. Poczuła się lepiej na jego widok. Wiedziała, że załagodzi sprawę z dziennikarzem.
- Co tu się dzieje? – zapytał podejrzliwie. David od razu stanął obok mamy. Lena objęła go ramieniem.
- Ten Pan usiłuje przeprowadzić ze mną wywiad i nie przyjmuje do wiadomości, że nie będę udzielać żadnych odpowiedzi.
- Skoro media Pani twierdzi, że nie odpowie, to dlaczego nie uszanuje Pan jej decyzji? Wydawało mi się, że kwestie związane z Leną i Davidem zostały już przede mnie wyjaśnione, to raz. Dwa, nie przypominam sobie, bym widział pańską legitymację i trzy, to mój czas wolny i nie czuję się zobligowany, by odpowiadać na którekolwiek z pańskich pytań – Tom znalazł w sobie i starał się wykorzystać całe pokłady kurtuazji, jakie tylko miał. Wystarczyło spojrzeć na tego człowieka, by wiedzieć, że pracuje dla brukowca, jeśli faktycznie był dziennikarzem. – Wyraziłem się jasno, co do niepokojenia mojej rodziny i bliskich, więc jeżeli nie chce Pan skończyć w prokuraturze z zarzutem nękania, to proszę sobie iść.
- Czyżbyś miał coś do ukrycia, Tom, skoro nie chcesz, żebym zadawał pytania twojej dziewczynie?
- Chodźmy – Tom ogarnął ramieniem Lenę i Davida, rzucił ostatnie spojrzenie ustawiającemu aparat mężczyźnie i oddalił się bez słowa. – Widzisz synku, właśnie takich dziennikarzy nie lubię – zabrał rękę, gdy znaleźli się w bezpiecznej odległości. – Nie naprzykrzał ci się bardzo? – zapytał z uprzejmością, która mogła wynikać tylko z niezbyt dużej sympatii. Lena pokręciła głową.
- Byłaś dzielna, mamo – David był wyraźnie zadowolony, a ona uśmiechnęła się i objęła synka ramieniem.
- Nie wiedziałam, co mówić, żeby ci nie zaszkodzić. Musimy ustalić, jak mam zachować się w takich sytuacjach.
- W porządku, zajmiemy się tym. O której macie pociąg?
- O szesnastej – David pierwszy raz jechał pociągiem. Dlatego tym razem, to on z Leną przyjechał do Berlina, by mógł przekonać się, jak wygląda podróż koleją. Był zachwycony.
- W takim razie teraz pojedziemy do mieszkania, przygotujesz jakieś kanapki, czy co tam będziesz chciała, a potem odwiozę was na dworzec i pojadę na cmentarz.
- Do Liama? – David utkwił uważne spojrzenie w tacie.
- Tak – uśmiechnął się niemrawo. – Dziś skończyłby trzy lata.
- Mogę zrobić dla niego obrazek? Dałbyś mu następnym razem – dla Davida to była najwyraźniej bardzo ważna sprawa. Patrzył poważnie na tatę, a Tom bardzo chciał w tej chwili być sam. Coś ścisnęło go za gardło i nie potrafił wydusić z siebie słowa. Skinął głową, a chłopiec wyraźnie się ucieszył. – Wiem, że to tylko obrazek, ale nie mam innego brata i chcę mu dać prezent – Lena nie chcąc, żeby David  poruszał ten trudny temat, zagaiła;
- Nie powiedziałeś mi nawet, jak ci poszło na lekcji jazdy – David momentalnie się rozpromienił, zapomniał o poprzednim temacie rozmowy i zaczął żywo opowiadać, a Tom pierwszy raz od dawna pomyślał ciepło o Lenie.
*

Chicago, Allstate Arena

Scarlett upiła duży łyk wody, wzięła głęboki oddech i poprawiła odsłuch. Nie minęły cztery minuty, a ona była już gotowa, by wrócić na scenę. W tym czasie nawet zdążyła się przebrać. Włosy miała upięte w bezkształtny kok na czubku głowy, loki układały się same. Skórzany strój zmieniła na zwężane jeansy i bezkształtną bluzkę z podobizną Marilyn Monroe. Była luźna, z króciutkim rękawem, szeroki dekolt odsłaniał ramiona. W zależności od tego, jak się ułożyła. Scarlett było potwornie gorąco, więc taka bluzka była najwygodniejsza. Nogom zmęczonym bieganiem, tańcem i wszelkimi innymi akrobacjami na wysokich obcasach pozwoliła odpocząć w niskich workerach wysadzanych ćwiekami. W czasie koncertu przebierała się pięć razy i to był już trzeci. Show było zaplanowane z wielką pompą. Jednak wszystko zaplanowano tak, by się nie przeforsowała. Teraz miała chwilę wytchnienia przy spokojniejszych utworach. Koncertowała od trzech tygodni, ale momentami wypadała z rytmu. Trasa po Stanach Zjednoczonych była testem przed wielkim światowym tournée. Teraz musiały sprawdzić się układy choreograficzne, przejścia między piosenkami, stroje, scenografia, muzyka – wszystko, a przede wszystkim musiała sprawdzić się ona sama. Choć tego dnia myślami była gdzieś indziej. Gin mówiła do niej coś o tym, że hala pęka w szwach, że wykupione są wszystkie miejsca, ale nie słuchała. Kiedy managerka klepnęła ją w pupę, wywróciła oczami z roztargnieniem i wróciła na scenę. Wyłoniła się z mroku prosto w snop światła. Muzyka, do której w przerwie tancerze wykonywali choreografię, zamilkła. Uśmiechnęła się i wsunęła za ucho niesforny lok.
- Sacramento, jak się bawicie? – zapytała wyjmując mikrofon ze stojaka. Odpowiedział jej dziki wrzask. – Chyba całkiem nieźle – hala znów zawrzała. Scarlett uśmiechnęła się szeroko i powoli ruszyła w kierunku podwyższenia, na którym wcześniej tańczyła. Przysiadła na nim. -  Wiecie, co? Dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Jest mi z wami cudownie, ale mimo wszystko chciałabym być teraz w domu. Wiecie czemu? – kontynuowała nie czekając na odpowiedź. – Mój syn dzisiaj skończyłby trzy lata. Chciałabym położyć kwiatek na jego grobie – w tym momencie w hali podniosły się krzyki, wśród których rozbrzmiewało; kocham cię, Scarlett. Uśmiechnęła się. – Też was kocham – odpowiedziała z nostalgią w głosie. – W sumie to już powinnam śpiewać, przez to gadanie pewnie przetrzymam was tu z dziesięć minut dłużej. Gniewacie się? – spytała podnosząc się z siedziska, a tłum rozgorzał w przeczącej odpowiedzi. Uśmiechnęła się, powoli idąc w kierunku środka sceny. – Chciałam się z wami podzielić tym, że dzisiejszy dzień, to nie jest taki zwykły dzień. Tęsknię za moim synkiem – wzruszyła ramionami, jakby to wcale nie było ważne. Z medialnego punktu widzenia pogrążała się taką prywatą, ale nie przejmowała się tym. Od początku mówiła to, co uważała za słuszne i za to właśnie ją kochano. Za szczerość. – Zaśpiewamy mu? – w tym momencie zaczęła nucić pierwsze słowa Tears in heaven i wystawiła mikrofon w kierunku fanów. Odśpiewali pierwszą zwrotkę, a ona powtórzyła ostatnie wersy.


I must be strong and carry on,

'cause I know I don't belong here in heaven.

- Dziękuję. Jesteście cudowni – uśmiechnęła się, wzdychając. – To była najpiękniejsza wersja tej piosenki, jaką znam. Eric Clapton byłby wzruszony tym, że została tak zaśpiewana – umieściła mikrofon w stojaku i popatrzyła na zebrany tłum. Niewiele widziała przez światła i błyskające lampy, ale i tak się uśmiechała, bo dokładnie widziała ich oczami wyobraźni. – Wróćmy z nieba na ziemię. Teraz trochę wam pośpiewam, bo w końcu po to tu jesteśmy. A teraz piosenka bardzo mi bliska. Z resztą. Cała Blackheart jest mi bliska, więc mówienie tego przy każdym utworze jest bezsensowne, ale za każdym razem to prawda. Znacie ją, znacie słowa, na pewno rozumiecie dlaczego.


Zaległa cisza, którą powoli, coraz głośniej zaczęły łamać pierwsze dźwięki muzyki. Scarlett objęła rękoma mikrofon i zbliżyła się ku niemu. Przymknęła oczy, a obrazy pojawiły się natychmiast. Jak zawsze. Spokojna i pewna pozwoliła prowadzić dźwiękom. Słowa potoczyły się z jej ust instynktownie, jakby same chciały wpaść w takt muzyki, a ona dała porwać się nurtowi wspomnień.

Dzielił ich bar. Patrzyła na niego uważnie, dokładnie lustrowała go spojrzeniem. Siedzieli naprzeciw siebie. On sączył drinka, ona polerowała szkło. Uśmiechnęła się nieznacznie, chowając za ucho kosmyk włosów, który wymknął się z jej kucyka.
- Jesteś szczęśliwy, Tom? W życiu, jakie wiedziesz? – zapytała ni stąd ni zowąd.
- Wiesz dobrze, że byłem bardzo nieszczęśliwy w życiu, jakie wiodłem – odparł beznamiętnie i zdjął z głowy czapkę. Szczere rozmowy wciąż stanowiły dla niego problem, ale cieszyła się, bo był gotów na coraz więcej.
- Więc co robisz, żeby to zmienić? – czyszcząc szklankę nie spuszczała wzroku z Toma. Doszli do porozumienia, umówili się na wiele rzeczy, ale ona wciąż czuła, że musiała ratować tego zagubionego chłopca. Miał tendencje do upadków, a raczej chciał, by wszyscy widzieli w nim tylko upadki, a ona nie ani na chwilę nie porzuciła zamiaru, by to zmienić.
- Spotykam się z tobą – odpowiedział z cwanym uśmiechem i objął ją długim spojrzeniem.
- Wiesz, że to za mało. Nie wygram z demonami twojej przeszłości. Musisz sam tego dokonać – odpowiedziała z bolesną dla niego szczerością. Wiedziała, że sięgając do dna, osiągnie więcej niż bawiąc się w ładne słówka.
- Myślisz, że mam jakieś? – pokiwała twierdząco głową.
- Gdybyś ich nie miał, nie znalazłbyś się w miejscu, w którym jesteś.
- Cieszę się, że jestem w tym miejscu – powiedział wyciągając do niej rękę ponad barem. Podała mu ją z wahaniem, a on uścisnął jej dłoń. – Gdyby nie moja przeszłość, nie poznałbym ciebie. A to byłaby wielka strata – uśmiechnął się w swój uwodzicielski sposób, by do końca nie miała pewności, czy mówił serio, czy nie. Choć ona przecież i tak wiedziała. – Każde z nas ma w sobie demony, z którymi musi się uporać. Nie tylko ja mam za sobą przeszłość – popatrzył jej w oczy. Było to długie i świdrujące spojrzenie. Była zdziwiona, bo przecież Tom wiedział o niej mniej, niż ona o nim. Czyżby w którymś momencie zdradziło ją zachowanie? Scarlett musiała w duchu przyznać mu rację. Jeszcze niejedna walka przed nią. Przed nimi.

Otworzyła oczy i wyjęła mikrofon ze stojaka. Idąc tyłem cofnęła się kilka kroków i śpiewała dalej.

Potknęła się. Serce zabiło jej mocniej, bo oczami wyobraźni widziała już, jak lądowała na chodniku. Milion czarnych scenariuszy przetoczyło się jej przez głowę w tym jednym ułamku sekundy. Tom złapał ją niemal od razu, jakby instynktownie wyczuwał zagrożenie. Przycisnął Scarlett mocno do siebie, a jej ośmiomiesięczny brzuch zmiażdżył jego własny.
- Nie rób mi tego – szepnął. Przyglądając się jej uważnie, cały zbladł.
- Wszystko w porządku – uśmiechnęła się i sięgnęła dłonią do jego policzka. Pogładziła go, a Tom nieznacznie skinął głową.
- Przestraszyłem się – przytulił ją mocniej, a Scarlett oplotła Toma rękoma w pasie. Był przewrażliwiony na punkcie jej bezpieczeństwa. Gdyby mógł cały czas nosiłby ją na rękach.
- Ja też, ale nic się nie stało. Musimy zmienić nawierzchnię na podjeździe. Ten żwir jest zdradziecki – powiedziała, spoglądając na niego z czułością.
- Jutro się tym zajmę – odparł z pełnym przekonaniem. Scarlett poczuła cudowne ciepło na sercu. Tom tak bardzo się o nią troszczył. – Nie pozwolę, żeby stała ci się jakakolwiek krzywda. Chronienie cię już od dawna jest moim priorytetem, Maleńka. Zawsze cię złapię – łzy zaczęły gromadzić się pod jej powiekami. Nie chciała teraz płakać, więc wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie. Tom nie potrzebował większej zachęty. Bardziej przytulił ją do siebie, pewnie trzymając ją w talii, a drugą dłoń wplótł w jej włosy i całował ją dokładnie, wręcz z namaszczeniem. Kusił ją, skłaniał, by rozchyliła wargi. Tak bardzo lubiła jego pocałunki – pełne uczucia, zaangażowania i namiętności. W końcu uległa pod naporem jego ust, oddała pocałunek z tak ogromną żarliwością, którą chciała przekazać mu całą wdzięczność za miłość, jaką dawał jej każdego dnia. Był jej melodią. Był jej najdoskonalszą piosenką. Przy nim czuła, że mogła wygrać każdą walkę, że nic nie było na tyle straszne, by ją pokonać. Jego miłość była jej orężem i pragnęła wyśpiewać to całemu światu. Patrząc na niego wiedziała, że miała przed oczami to, co chciała oglądać każdego dnia do końca życia. Patrząc Tomowi w twarz widziała swoje przeznaczenie.

Popatrzyła na fanów śpiewających z nią. Uśmiechnęła się.

O2 Arena wybuchła feerią barw i owacjami fanów. Scarlett złapała oddech, łapczywie wypiła kilka łyków wody, w momencie, gdy makijażystka poprawiała jej rozmazany makijaż, podano jej mikrofon i wybiegła z powrotem na scenę w akompaniamencie muzyki. Publiczność rozgorzała. Uśmiechnęła się od ucha do ucha rozkładając szeroko ręce. Odchyliła głowę do tyłu i oddychała głęboko. Czuła, jak krew dudniła jej w żyłach. Powiew powietrza targał jej włosy. Tłum fanów skandował jej imię. Marzenia stały się jawą. Teraz jest zawsze.
- Londyn – powiedziała idąc na skraj sceny. – Nie mogłabym odejść bez zaśpiewania jednej, szczególnej piosenki. W życiu dotyka nas wiele tragedii i szczerze, moglibyśmy się poddać. Moglibyśmy już po prostu nie wstać i poddać naszą drogę do celu, ale tak się nie dzieje, bo każdy upadek czyni nas silniejszym i sprytniejszymi. Każdy upadek czyni naszą skórę twardszą, staje się lekcją. Podnosimy się, bo nie zawsze jest ktoś, kto chce nas złapać.

Muzyka zamilkła. Fani podnieśli aplauz. Stała na środku sceny, oddychała ciężko. Patrzyła na te kilkanaście tysięcy ludzi, którzy przyszli tam dla niej.

Cause when I open my mouth my whole heart comes out. Cause when I open my mouth, theres no place to hide. Everything that I’ve been feeling runs wild and free. I’m singing, cause I’m winning.

Imma sing for me.

Owacje nie ustawały. Ukłoniła się raz i drugi. Publiczność krzyczała jej imię. Uśmiechała się. Myśli, które kołowały jej w głowie. Wspomnienia, które nierozerwalnie wiązały się z każdą frazą, nie pokonały jej. Dały jej siłę. Stanęła w momencie swoje życia, w którym wspomnienia związane z przeszłością, stały się jej siłą, a nie słabością. W takich chwilach czuła, że wszystko jeszcze mogło być dobrze.
- Dziękuję, że śpiewaliście ze mną. Każdy z nas powinien mieć piosenkę, którą może zaśpiewać dla siebie i poczuć siłę. Teraz chciałabym wykonać dla was cover. Z tym utworem wiążą się moje rockowe początki. Nim zapoznałam się z muzyką AC/DC bardzo długo znałam tylko tą jedną ich piosenkę. Chicago, odkryjmy naszą własną Highway to hell!

I znów w jej żyłach popłynęła melodia.
*

17. kwietnia 2014

Auto wjechało na podwórko. Simone odchyliła firankę i wyjrzała przez okno. Uśmiechnęła się widząc syna wysiadającego z samochodu. Z roztargnieniem zamknął pojazd i poprawił czapkę na głowie. Wbiegł na werandę i niemal od razu trzasnęły drzwi. Simone przeniosła wzrok na Toma.
- Jestem waszą matką od dwudziestu czterech lat i często wciąż nie rozumiem, jak możecie być tacy sami i zupełnie różni jednocześnie – Bill wparował do kuchni i od razu miało się wrażenie, że wypełniał całą przestrzeń. Tom skinął głową w odpowiedzi i uśmiechnął się do mamy. Podał rękę bratu. Bill ucałował Simone w policzek i przysiadł się do nich. Zdjął czapkę, którą tak pieczołowicie wciąż poprawiał.
- Tom, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedział nie siląc się na żadne wstępy, bliźniak popatrzył na niego  zdziwiony. – Wyjeżdżamy.
- Co ci znowu wpadło do głowy? – zapytał nie mając pojęcia o co chodzi. – Chcesz uciec przed Laurą, czy co? – Bill zbył go machnięciem ręki. Tom czuł, że coś było nie tak, a jego brat chciał to zatuszować żywiołowością.
- Co ty, nie widziałem jej od tamtego czasu – Simone spoglądała raz na jednego, raz na drugiego syna, nie mając pojęcia o co mogło chodzić. Tym bardziej, gdy padło imię Laury. – Obaj potrzebujemy wakacji. Nie chcę jechać na żadne Karaiby, Fidżi czy jakieś tam Baleary. Wymyśliłem idealne miejsce! – wykrzyknął z wyrazem geniuszu na twarzy. Gdyby byli bohaterami kreskówki, nad jego głową pojawiłaby się świecąca żarówka. Tom zmarszczył brwi, doszukując się w tym haczyka. Bill patrzył na niego wyczekująco.
- No? – zapytał niepewnie.
- Pojedziemy do Nowego Jorku! – był wyraźnie zadowolony ze swojego pomysłu. Tom jednak wciąż czegoś nie rozumiał, brakowało mu elementu, który połączyłby wszystkie części układanki.
- Wciąż czegoś nie łapię. Ty nie masz takich pomysłów bez powodu. To ja tu jestem od zwiewania do egzotycznych krajów – Bill popatrzył na niego tak, jakby przypomniał sobie o istotnym elemencie.
- Dziś mija pięć lat odkąd poznałem Rainie i postanowiłem, że czas najwyższy żebym zrobił coś ze swoim życiem.
- Uda ci się to w Nowym Jorku?
- Nie wiem, ale tam będziemy anonimowi. Będziemy mogli chodzić do pubów i na zakupy. Będziemy mogli chodzić po ulicach bez obaw, że ktoś nas rozpozna. Tam będziemy mieć spokój. Nie mogę pojechać tam sam. Nie wyobrażam sobie zaczynać życia od początku bez ciebie – Tom popatrzył na Billa zdziwiony tą niespodziewaną deklaracją. Był tak zaaferowany swoim pomysłem, tak bardzo w niego wierzył, jakby to była jego ostatnia nadzieja. Bo tak było. Tom zdał sobie sprawę z tego, że dla Bill ten wyjazd był ostatnią szansą na nowy start. W miejscach, które znali, to było niemożliwe. Teraz Tom pojął, o co w tym wszystkim teraz. Dostrzegł, ile Bill krył w sobie przez cały ten czas. Trybiki zaskoczyły. Machina ruszyła. Spoglądali na siebie krótką chwilę, a Simone wiedziała, że znów to robili – porozumiewali się bez słów. Nigdy nie mogła tego pojąć i pewnie nigdy nie zrozumie. Bill uniósł lekko brwi. Tom przekrzywił głowę. Obaj delikatnie się uśmiechnęli.
- No to muszę się spakować – odparł starszy bliźniak. 

23 komentarze:

  1. Właściwie to nie przepadałam dotychczas za tą piosenką, ale mam wrażenie, że od dzisiaj się to zmieni. Nie mówię, że od razu ją pokochałam, ale chyba ułsyszałam ją dzisiaj inaczej. Ja już Ci mówiłam, strasznie lubię takie wspomnienia przejawiające się w tle, bo wtedy tak mocno widać to co było, co jest teraz, co się zmieniło, zazwyczaj na gorsze niestety. Czuć ten smutek, tęsknotę i upływ czasu. Zawsze wprowadza mnie to w delikatną nostalgię. Na początek muszę wspomnieć o dużym plusie, który dostrzegłam w treści. Chodzi mi o to przemycanie pewnych informacji i podkreślanie niektórych rzeczy. Mam na myśli oczywiście rozważania Julie na temat włosów Scarlett. To było właśnie to, o co mi chodziło, kiedy Ci o tym mówiłam. Bo ostatnim razem, kiedy mimochodem coś chciałaś wpleść,to nie wyszło do końca naturalnie i wiarygodnie, a tym razem było idealnie. Tak jakby od niechcenia, a jednak perfekcyjnie przemyślane. Uwielbiam!:) Chaos u mnie w głowie jak zwykle i nie wiem co dalej napisać. Ujęła mnie scena Scarlett z Roxie. Wręcz czułam zapach i dotyk dziecięcego ciałka. Tom uczący Davida jazdy na rowerze- to dopiero rozczulający widok! [wyobraź sobie jak nasz Mąż mógłby wyglądać w takiej scenerii...<3] Podoba mi się zmieniająca relacja Toma i Davida. To, że są sobie dużo bliżsi, niż kiedyś, że Tom nie musi się zastanawiać na każdym kroku, czy dobrze postępuje, no i to, że w taki życiowy, prawdziwy sposób tłumaczy mu co się dzieje wokół nich. To było dobre. Jeżeli chodzi o wyjazd do NY, to aż się ślinię na to, co będzie! Musze Cię wypytać o to dokładnie;D No i Bill i Laura! Wiesz co? Kiedy stali na tym balkonie, to było mi strasznie żal Laury, ale Billa też. Popełnili błąd i teraz oboje będą cierpieć. Fantastycznie podsumował to Tom, mówiąc, że nie tylko Bill zniszczył ich przyjaźń, ale przede wszystkim złapał serce Laurze. Próbowała być twarda na początku, udawać, że nic wielkiego się nie stało,nawet mówiąc o tych dwóch wyjściach dało się wyczuć ten ból, bo niby wiedziała co czuje Bill,ale jednak w łębi serca tak bardzo chciała, żeby powiedział, że o tym marzył...Paskudna sytuacja. No, ale bywa i tak, prawda?
    Okej, to ode mnie na teraz tyle, myślę, że dogłębną analizę wyciągniesz ode mnie na gadu:D
    Nadal Anonimowa,
    Katalin
    xo

    OdpowiedzUsuń
  2. No witam :D
    nie będzie tu żadnych cudownych wstępów tylko od razu przechodzą do rzeczy :D Jak zawsze znajde sobię słowo lub zdanie, które tak bardzo mi przypasuje, i teraz też sie takie znalazlo...
    "Czy to nie dziwne, że duch ich miłości wciąż go nawiedzał?" - epickie zdanie.

    Zobacz,że w tym kawałku dwa razy powtórzyło się, że przysiadł na wiklinowej ławce. To ka mała uwaga ;D
    " - Aż boję się zapytać, kogo – odpowiedział depcząc niedopałek i przysiadł na wiklinowej ławce. Zaczęło padać, a wraz z deszczem wróciły do niego wspomnienia z tą werandą i ze Scarlett. Na całe szczęście brat uwolnił go od rozmyślania na ten temat.
    - Spałem z Laurą – odparł i zamilkł. Znów.
    - O, kur’wa – z wrażenia Tom przysiadł na wiklinowej ławce. "

    Było kilka niedociągnięć ze strony pisanej, że tak powiem, czyli ie do konca dobrze skonstruowane zdania, lub brak w niektórych momentach "się, lub" itp. Lub całkowicie inaczej napisane słowo. Ale to drobiazg, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, a Wod to word :D
    Bill i Laura? Nie wiem, jak to skomentowac, więc sie nie będę wypowiadac, ale muszę przyznać rację Katalin. Nie tylko co do tego wątku, ale co do całego komentarza.
    Naprawdę bardzo się cieszę, ze jest wiecej Scarlett. I nie Scarlett i Jim, lub Scarlett i Javier. Po prostu Scarlet. Ona i tylko ona. I jej rodzina.
    Tak, fragment z Tomem był rozczulający, jak uczył Davida jazdy na rowerze. A to, że David tak bardzo przejął się swoim zmarłym bratem przyprawiło mnie o dreszcze. Naprawdę.
    Tak samo, jak zakręciły i się w oku łezki, kiedy Scarlett publicznie mówiła o tym, ze dzisiaj jej kochany synek kończyłby trzy latka. Z jednej strony nienawidze takich momentów, bo jestem na nie po prostu uczulona, że tak powiem i wyczulona. A z drugiej strony ich realność, te słowa, i gesty sa tak naturalne że nie wyobrażam sobie tej historii bez takich momentów.
    Tak jak powiedziała Katalin, przeplatanie przyszłości z teraźniejszością, i wzmocnienie nektórych zdan daje dużo do myślenia. Kaze to sie zatrzymać na chwilę i przemyśleć kilka spraw, popatrzec na niektóre rzeczy z innej perspektywy. I moim zdaniem nie tylko na historię Prinza. Ale na realne życie.
    koncert Scarlett przypomina mi prawydziwy koncert Christiny. Stripped Live in UK.Obejrzałam go całego i jakoś mi sie tak to skojarzylo.
    i tez oczywiscie jestem bardzo ciekawa, co blizniaki wymysla w NY, wiec zmuszam Cie do opublikowania nastepnego odcinka! :D
    Pozdrawiam :D
    Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam tendencję do literówek, przecinków w złych miejscach i do powtórzeń. Tego się już chyba nigdy nie wyzbędę. To moja klątwa ^^

      Bill jest moim Werterem. Laura przypadkową ofiarą wypadku. Obtłukła się, ale z tego wyjdzie. Z czasem. Niestety od początku miała się zjawić tylko po to, żeby zostać trochę wykorzystaną, ale prawda jest taka, że sama na to pozwoliła. Niestety miłość sprawia, że krzywdzimy sami siebie…

      Te wspomnienia i to co powiedzieli wtedy, to nie jest przypadkowe. Ta piosenka, te wspomnienia, to wszystko łączy się w całość, tworząc Scarlett, jaką stała się teraz.

      “Strippied live in the UK” oglądałam milion razy. Może ta wypowiedź Scarlett brzmiu podobnie, bo wciąż mam w głowie to co Christina mówiła, choćby przed „The voice within” czy „Beautiful”. Te słowa Christiny, jeśli raz wejdą w głowę, to już nie chcą wyjść. Mądre rzeczy mówiła :D

      Usuń
  3. Po pierwsze bardzo się cieszę , że tak szybko ! Po drugie retrospekcje <3(chyba tak to się mówi ;D )-jak mi tego brakowało . Cieszę się , że Scarlett nareszcie zrozumiała ,że wspomnienia to jej siła. Życie toczy się dalej ,a przeszłość jaka by nie była jest tylko przeszłością ,nic już nie zmienimy ,ale ważne aby czerpać z niej mądrość,siłę ,wole walki.Po trzecie Tom i Dawid,fajnie,widziałam przed oczami ten scenę .Po czwarte Bill i Laura - można było się tego spodziewać ,ale i tak zal mi Laury i szkoda ,że nie mają na tyle odwagi by gdy emocje już opadły spojrzeć sobie w twarz ... Mam nadzieje ,że nie zostawisz tego wątku .

    PS Ostatnio wróciłam do źródła ,pierwszy twój rozdział , po raz kolejny miałam łzy w oczach i drgała mi broda ...

    Pozdrawiam , Twinkie

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten dziwny moment, kiedy czytasz Prinza leżąc w wannie :D
    Ale, wracając do treści: CZEKAM NA PRZEŁOM, chce już coś takiego BUM i ACH...

    , (...) że aż utopię się w wannie!

    Bardzo mi się podobało, uwielbiam nieprzerwanie <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ile Ciebie nie było, co? Chcesz wciry? :D

    Biorę się za czytanie, bo album już przejrzałam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Przecież ten post był szybko, jak na moje ostatnie możliwości ;P

    I co sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no taaaaak! Bo ja przegapiłam, że napisałaś dwa posty!

      Sądzę,że strasznie przeciąga się ponowne spotkanie naszych bohaterów, ale wiem, że musisz wiele rzeczy przedstawić i pokazać. Tylko my wszyscy jesteśmy już spragnieni Scartoma albo Tocarlett, jak wolisz :D

      Usuń
    2. Scartom i Tocarlett... to drugie kojarzy mi się z tokarką ^^ chyba muszę wymyślić jakiś inny skrót. no, ale nic nie brzmi tak dobrze jak Delena, Stelena albo Spoby :D Taka Tocarlett się nie umywa, ot co ^^

      Też jestem stęskniona za nimi! :)

      Usuń
  7. jak Ty to robisz, że niemal za każdym razem doprowadzasz mnie do płaczu, i że praktycznie zawsze mogę się dokładnie wczuć w Scarlett ? czasem to jest cudowne, a czasem - jak teraz - serio dołujące. ale odbijając, żebym Ci tu się jak zwykle za mocno nie rozkleiła i nie zaczęła ubolewać nad własnym losem, zamiast nad Prinzem.. ej ej ja wierzę w przyjaźń damsko-męską! owszem, często ktoś tam coś poczuje, bo gdy się spędza z kimś dużo czasu, świetnie dogaduje i jest się tak blisko to zaczyna kiełkować (często niesłusznie) myśl, że niby czemu by nie być razem, ale nie zawsze to się musi kończyć miłością, czy łóżkiem. a nawet jak się skończy łóżkiem, to realne jest przejście do porządku dziennego i udawanie, że nic się nie stało, choć nie powiem, ciężko ogarnąć własne uczucia.

    d. <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Tytuł po angielsku nie ma sensu zupełnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. też właśnie zastanawiałam się czy nie powinno byc 'Things are changed.' albo 'Things are changing.'
      jaka ulga że nie tylko mi coś nie pasuje. ale może to po prostu inaczej się tlumaczy?

      równiez nie mogę doczekać się 'ważnych momentow'. bo otrzasanie sie z przeszłości Scarlett i Toma w tym rozdziale stało sie poniekąd nużące. przede wszystkim mam na mysli fragmenty z koncertu Scarlett. było już kilka podobnych scen i jakoś wyjątkowo lepiej niż zwykle przez pryzmat tego czytalo mi się inne wątki.
      między Laurą i Billem posypało się. przykre ze względu na niego. ale jakieś takie.. ludzkie. bo ich reakcje absolutnie mieszczą się w normie. wcale niewesola sytuacja, za to była jak odetchnięcie po wszędzie obecnej dramie. ale to może przez słońce i wiosnę mam wrażenie, że wszedzie powinno byc pieknie, kolorowo, a zamiast smutnych podkowek wolałabym widzieć uśmiechnięte buzie (:

      Usuń
    2. nie zauważyłam tego. już poprawiłam ten tytuł.

      otrząsanie się z przeszłości jest trochę mozolne. to jak grzebanie patykiem w dołku. wciąż wyciąga się na wierzch to samo.
      wyszli już ze swoich dołków, teraz tylko w nich grzebią, ale nie będą tego robić wiecznie. też już chciałabym iść dalej.

      jeśli chodzi o Laurę i Bill, to to wszystko stało się schematycznie. nie miało być inaczej. ale o to właśnie chodziło, żeby Bill się otrząsnął i przestał wierzyć w swoją utopijną wizję przyjaźni z Laurą i w ogóle, swojego życia. nie da się omijać siebie samego cały czas. w końcu to zrozumie.

      Usuń
    3. W zasadzie, to nie wydaje mi się żeby nawet 'things are changed' było poprawne, ale może się mylę. Co to za konstrukcja gramatyczna? Może chodziło o 'things have changed' albo wspomniane wcześniej 'things are changing'.

      Usuń
    4. 'things are changed' nie oznacza po prostu 'rzeczy są zmienione'?

      Usuń
    5. tak, jak ktoś Anonimowy zauważył, chodziło mi o 'rzeczy zostały zmienione'. tytuł wpadł mi do głowy, gdy oglądałam serial i właśnie tam zdanie 'things are changed' padało bardzo często. spodobało mi się to sformułowanie, uznałam, że jest bardzo adekwatne do tego postu, więc je użyłam. i nie ma w tym żadnej głębszej filozofii. nie czuję się na tyle kompetentna, by rozstrzygać, czy jest ono poprawne, czy nie, bo nie jestem znawcą języka angielskiego.

      Usuń
    6. Jasne:) Tak się tylko zastanawiam, w oczekiwaniu na kolejny odcinek;)

      Usuń
    7. aa to ja, to ja taka mądra!
      tak naprawdę niektóre zdania w angielskim można używać w różnych formach i czasach, i brzmią i znaczą podobnie. prawda?

      d.

      Usuń
    8. chociaż poprawniej byłoby by tak
      http://www.sciaga.pl/slowniki-tematyczne/3428/present-perfect-czas-terazniejszy-dokonany/
      ale myślę, że w angielskim nie trzeba trzymać się sztywnych, szkolnych ram, można go dostosowywać do tego, co chce się powiedzieć, aby oddać prawdziwy sens i intencje.

      Usuń
    9. nie sądziłam, że z 3 słów zrobi się taka afera :D

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo