17. marca 2014
Obudził się nagle, z dziwnym przeświadczeniem, że coś
było nie tak. Obudził się z lękiem. To nic normalnego. Ostatni raz coś takiego
stało się przed jakimś ważnym koncertem czy wystąpieniem, a jeszcze wcześniej w
szkole, jak gnębili ich starsi uczniowie. Niechętnie przypomniał sobie, gdzie
był i przede wszystkim – dlaczego.
Jęknął cicho, zasłaniając oczy ręką. Chciał, żeby go tam nie było. Jak mógł tak
bardzo dać się ponieść? Leżał tak jeszcze chwilę, nim zebrał się w sobie i
wstał. Miniony wieczór zaczął się w salonie, miał moment przejściowy w łazience
i kulminację w sypialni. Wstyd mu było, że pozwolił sobie na tak wiele. To w
końcu była Laura. Laura – przyjaciółka. Wiedział, że zaprzepaścił to. Czuł, że
ona nie będzie potrafiła tak po prostu przejść z tym do porządku dziennego.
Jakby nic się nie stało. Z resztą. On też nie umiałby chodzić z nią do kina, na
kolacje, czy przesiadywać u niego czy u niej w mieszkaniu, nie pamiętając tego,
co się zdarzyło. Albo zwikłaliby się w romans bez przeszłości albo z czasem
zaczęliby odsuwać się od siebie i ranić się. Czuł, że stracił kogoś ważnego. To
nie było dobre odczucie. Jego rzeczy leżały niedbale złożone w nogach łóżka. Nie
miał żadnej pewności co do tego, jak ona się zachowa. Najbardziej obawiał się
tego, że zarzuci mu ręce na szyję i zaświergocze coś w stylu; cześć kochanie, jak ci się spało? Nie
zniósłby tego, bo…po tej nocy był pewien, że nigdy nic ich nie połączy. Miał
nadzieję, że takie rzeczy działy się tylko w filmach. Z resztą, Laura nie była
żadną trzpiotką. Pewnie miotała się jak on. Ubrał się i stwierdziwszy, że nie
mógł wiecznie siedzieć w tym pokoju, poszedł do kuchni. Stanął w drzwiach, Laura
zmywała. Miała na sobie jeansy i zielony sweterek. Włosy związała w kucyk na
czubku głowy. Wyglądała jak dziewczyna, którą mógłby co rano zastawać w kuchni,
czy gdziekolwiek w swoim życiu. Sęk w tym, że nie chciał. I to był największy
argument na to, że ta noc była niewłaściwa. Choć z drugiej strony dała mu
przecież pewność, ale jakim kosztem… Odwróciła się do niego i posłała mu miły
uśmiech. Nie bardzo umiał wyczuć jej nastrój.
- Cześć – powiedziała odkładając na suszarkę kolejny
talerz.
- Hej – mruknął i usiadł na krześle. Uznał, że nie mógł
wiecznie stać w przejściu. To tak jakby nie umiał się określić.
- Chcesz kawy? – zapytała wycierając zlew. Wciąż na niego
nie patrzyła. – Zrobiłam świeżą. Zaraz zrobię jakieś śniadanie.
- Nie rób sobie problemu – utkwił spojrzenie w jej
plecach, czekając aż wreszcie się do niego odwróci. Zamiast tego, zaczęła
wycierać mokre naczynia. Chciała zachować się naturalnie, ale w jej ruchach
dostrzegł nerwowość.
- Laura…
- Nic nie mów – ucięła.
- Jak nie mam nic mówić? – zdziwił się. Nie spodziewał
się po niej takiej szorstkości. – Wybacz, ale sypianie z kimś, a zwłaszcza z
kimś, z kim miałem wrażenie, że się przyjaźnię, to nie jest dla mnie
normalność. Więc przykro mi bardzo, ale nie będę siedział cicho, bo to
niezręczne – zdenerwował się i za słabo to ukrył. Najchętniej zapaliłby, ale ani
Laura, ani Dominik nie tolerowali dymu papierosowego w mieszkaniu. Splótł ręce
na stole i wbił wzrok w jej plecy.
- Dobrze, więc mów. Ja nie zamierzam.
- Jesteś zła na siebie, czy na mnie? Bo czegoś tu nie
rozumiem. Nie byłem tam wczoraj sam – zrezygnował z prób ukrywania
rozdrażnienia, skoro ona nie chciała się wysilić nawet na tyle.
- Cho’lera – cisnęła ręcznikiem na szafkę i odłożyła
talerz. Wyszła z kuchni nie patrząc na niego.
- Laura… - poszedł za nią aż na sam balkon. Świeże
powietrze dawało namiastkę swobody. Było zimno, ale starał się tego nie
zauważać. No i żałował, że nie wziął papierosów. – Skakanie sobie do gardeł,
nie jest najlepszym wyjściem.
- Przepraszam – mruknęła opierając się szeroko
rozstawionymi rękoma o barierkę. – Czuję się skołowana.
- Nie tylko ty. Trochę puściliśmy cugle – popatrzyła na
niego spod czoła. – No dobra, bardzo. Chyba nie wiem, co teraz powinienem
zrobić, bo nigdy nie byłem w takiej sytuacji.
- Masz dwa wyjścia: albo mówisz mi, że od dawna o tym
marzyłeś i jesteś szczęśliwy, że w końcu zbliżyliśmy się do siebie albo
przeprosimy się za ten wybuch pierwotnych instynktów i skwaszony pojedziesz do
domu – spojrzała krótko na Billa, a on wyraźnie nie wiedział co powiedzieć. –
Bez obaw. Wiem, którą opcję wybierzesz – odepchnęła się od barierki i przeszła
na drugą stronę balkonu, jakby chciała znaleźć się jak najdalej od niego. Nie
dziwił się. Też chętnie by zwiał. Zdziwiła go gorycz bijąca od Laury. Zupełnie,
jakby spodziewała się po nim czegoś innego.
- Wiesz, dziś chyba przemawiają przez nas emocje.
Wprawdzie inne niż wczoraj, ale to też nie ułatwia – podszedł do Laury i stanął
przed nią. Widział, z jakim trudem spojrzała mu w twarz. – Nie wiem jeszcze, co
o tym myśleć. Było mi z tobą cudownie, bo jesteś cudowna, ale nie jestem
pewien, czy przypadkiem nie zepsuliśmy czegoś. Przepraszam, jeśli cię zawiodłem
– była bliska łez, a Bill nie czuł się odpowiednią osobą, która mogłaby je
ukoić. Nie w tej sytuacji. Odchodząc delikatnie uścisnął jej ramię. Musiał to
jakoś rozwiązać, ale nie dziś. Może nie postąpił szlachetnie, ale nie umiał
zachować się w takiej sytuacji. To Tom był – niestety, choć może w tej sytuacji
stety – specem od takich rozmów, od radzenia sobie w takich chwilach. Bill
dawno nie czuł się tak zagubiony i wolny jednocześnie. Źle czuł się z tym, że
nie spełnił oczekiwań Laury, ale z drugiej strony upewnił się w swoich
uczuciach. Laura była świetną dziewczyną. Była mądra, śliczna i zabawna. Do
tego dobrze gotowała i potrafiła odnaleźć się w niemal każdej życiowej
sytuacji. A on nic do niej nie czuł. To ironia. Miał pod nosem cudowną
dziewczynę, która najprawdopodobniej się w nim durzyła, a on jej nie chciał.
Musiał pogadać z Tomem i to natychmiast.
- Mówisz – Tom przycisnął słuchawkę ramieniem, szukając w
kieszeni papierosów. Wyszedł na werandę i wsunął jednego do ust.
- Ja pier’dolę – usłyszał jęk brata, a potem w słuchawce
zaległa cisza. Odpalił papierosa i powoli się zaciągnął. Bill milczał, w tle
słyszał trzaski. Bill musiał być gdzieś na zewnątrz.
- Też się cieszę, że cię słyszę, braciszku. Niepotrzebnie
się martwisz, u mnie wszystko okej – wydmuchnął dym i wywrócił oczami. Kiedy
uświadomił sobie, że to zrobił, skwasił się mimowolnie. Teatralne gesty, to
była działka Billa. I Scarlett –
skarcił się w duchu za tą myśl. Nie potrzebował teraz natrętnych wspomnień, ani
tęsknot. Czy to nie dziwne, że duch ich miłości wciąż go nawiedzał?
- Ja pier’dolę – jęknął znów i tym razem w tle Tom
usłyszał trzaśnięcie drzwi i cichy szum pracującego silnika.
- Aż boję się zapytać, kogo – odpowiedział depcząc
niedopałek. Zaczęło padać, a wraz z deszczem
wróciły do niego wspomnienia z tą werandą i ze Scarlett. Na całe szczęście brat
uwolnił go od rozmyślania na ten temat.
- Spałem z Laurą – odparł i zamilkł. Znów.
- O, kur’wa – z wrażenia Tom przysiadł na wiklinowej
ławce. Poczuł się przytłoczony tą wiadomością. Bill przespał się dziewczyną,
która wodziła za nim maślanym wzrokiem. Tom nie mógł mu wypominać przygód na jedną noc, ale on przynajmniej trafniej
dobierał partnerki. A z tego mogły być tylko kłopoty. Dlaczego nie założył, że
po tej nocy, będą jeść sobie z dzióbków? Bo znał swojego brata. Brata
bliźniaka. Biorąc pod uwagę to, czego się właśnie dowiedział, mógł wreszcie
wytłumaczyć swój skiśnięty nastrój. Od rana chodził z przeświadczeniem, że coś
było nie tak. No i miał rację. Czasem przestawał przykładać wagę do
wyjątkowości, jaką obdarowała ich natura. Posiadanie bliźniaka, to nie tylko
posiadanie kopii samego siebie; zarówno z wyglądu jak i osobowości. To było też
wielkie brzemię i wielki dar. Bo empatia, telepatia, współodczuwanie,
jakkolwiek to się nazywało, które ich łączyło było czymś wspaniałym, co
pomagało im i odróżniało od innych, ale było też brzemieniem. Bo nie tylko
bardziej odczuwał radość, gdy cieszył się Bill. Ale zdecydowanie bardziej
cierpiał, gdy cierpiał jego brat. Wiedzieli o tym wszyscy i nie była to żadna
tajemnica, ale nikt tego nie mógł zrozumieć. Nikt, kto nie miał bliźniaka. I
choć miał dwadzieścia cztery lata i mogłoby się wydawać, że na takie gadanie
był już za stary, to nie była to prawda. Jeśli chodziło o jego brata, to nigdy
nie było za późno. Bill dotąd nie wspominał, że Laura interesowała go w ten
sposób. Prędzej spodziewałby się tego, że była jego rękawem do wylewania łez
tęsknoty, snucia wspomnień i nierealnych planów, że była substytutem kobiety, z
którą pragnął być i sposobem na zabicie czasu, jakkolwiek okrutnie to brzmiało.
Chyba wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że podkochiwała się w Billu, ale nie
próbowała zmienić układu między nimi. Nie starała się sprawić, że zechciałby z
nią być. Może wiedziała, że nie miała szans ze wspomnieniem Rainie? Przez to
niespełnione uczucie Billa, całą jego tkliwość i smutek, Tom zapomniał, że jego
brat był tylko facetem. Biorąc pod uwagę ilość wieczorów spędzonych sam na sam
z Laurą, w dodatku zakrapianych alkoholem, to stało się i tak późno. Bill długo
walczył z przeświadczeniem, że spotykając się z jakąkolwiek inną dziewczyną
zdradzał Rainie. Najwidoczniej stało się coś, co sprawiło, że zapomniał o tym.
- No – westchnął. – Nie wiem, czy gorzej mi z tym, że to
się w ogóle stało, czy z tym, że uświadomiłem sobie, że zupełnie nic do niej
nie czuję.
- Wyluzuj – to jedyne, co przyszło Tomowi do głowy.
Musiał szybko wziąć się w garść. – Słuchaj, jako ktoś, kto spał z połową
żeńskiej populacji, daję ci rozgrzeszenie. Fakt, że to była Laura nie wróży niczego
dobrego dla waszej znajomości, ale nie możesz brać tego tak bardzo do siebie –
Bill westchnął żałośnie.
- Dobra. Jadę do Loitsche, wszystko ci opowiem w domu,
ale wiem jedno. Spiep’rzyłem fajną przyjaźń – rozłączył się, a Tom machinalnie
wsunął telefon do kieszeni. Bill się mylił. Nie popsuł przyjaźni, bo czegoś
takiego jak przyjaźń damsko-męska nie istniało. Jego brat zrobił coś gorszego.
Prawdopodobnie złamał Laurze serce. Czekała ich ciężka rozmowa, ale z drugiej
strony dawno nie mieli czasu tylko dla siebie. Upiją się na smutno, mama ich
nakarmi, a jutro będą mieć kaca i świat stanie się lepszy.
*
30. miesiąc od rozstania;
27. marca 2014, Berlin
Niczego nieświadoma Roxanne weszła do pokoju i usiadła na
dywanie obok swoich zabawek. Zaczęła dyscyplinować misia w tylko sobie znanym
języku i na tyle ją to pochłonęło, że dopiero po chwili zorientowała się, że
telewizor jest włączony i że ktoś był z nią w pokoju. Podniosła głowę i
popatrzyła w kierunku sofy. Krótką chwilę łączyła fakty, uśmiechnęła się w
najcudowniejszy na świecie sposób i czym prędzej podbiegła do niej.
- Ciocia – powiedziała wskrobując się na sofę. Scarlett
pomogła jej i posadziła dziewczynkę na swoich kolanach. Mała przytuliła się, a
ona zamknęła ją w swoich ramionach. Pachniała dzieckiem, oliwką i płynem do
płukania. Scarlett rozkoszowała się tą wonią, póki Roxie nie znudziło się
przytulanie do cioci, czyli bardzo szybko.
- Cześć, szkrabie – połaskotała ją w boczki, a mała
zaśmiała się w głos.
- Długo cię nie było – bratanica popatrzyła na nią z
wyrzutem.
- Byłam w pracy – odpowiedziała, zakładając za ucho
jasnobrązowe włoski Roxie. Dziewczynka była zaspana i opuchnięta, musiała się
dopiero obudzić. Była prześliczna, niesamowicie podobna do mamy z oczami i
kolorem włosów swojego taty. Doskonała mieszanka. Lexie odróżniał od niej kolor
oczu. Miała zielone, jak babcia. Obie wydawały się być uosobieniem dziecięcego
piękna. – Gdzie masz mamę?
- Szykuje mleko. Lexie jeszcze śpi – odparła i zajęła się
reklamą, którą akurat emitowano w telewizji. Usadowiła się wygodnie na kolanach
cioci i zapomniała o świecie. Scarlett sięgnęła po miskę z płatkami, którą odstawiła
przed powitaniem z Roxanne. Zaczęła jeść, kiedy z kuchni usłyszała wołanie
Julie. Jej córka jednak zdążyła już zapomnieć o mleku. Roxie i Lexie jak na
trzylatki były bardzo rozwinięte. Dużo mówiły i były bardzo sprytne. Czasami aż
za bardzo. We dwie potrafiły tak zakręcić Nico, że nie raz źle na tym
wychodził. Nie był tak obrotny, jak one i nie w głowie mu były psoty. Miał dużo
spokojniejszy charakter od sióstr, które były jak żywe srebro. Wszędzie ich było
pełno, wszystko je ciekawiło i wszystkiego chciały spróbować. A on zazwyczaj
siadał z ulubionymi zabawkami albo oglądał bajkę i pozwalał o sobie zapomnieć.
Dokazywał, oczywiście był przecież dzieckiem, ale nie tak często jak
bliźniaczki. Przejął cały spokój i wyważenie za ich trójkę. Roxie była prowodyrką.
Była bliźniaczką Alfa, jak nazywali ją
rodzice. Lexie nie pozwalała sobie mieszać w planach, jednak czasem była pół
kroku za siostrą i polegała na niej. Razem dopełniały się znakomicie i
najlepszych psot dokonywały razem, przyprawiając rodziców o zatrzymanie akcji
serca. I nie tylko rodziców.
Julie przeświadczona o tym, że Roxie znów coś
zmajstrowała przy telewizorze, poszła za nią do pokoju dziennego i zdziwiła
się, gdy jej córka siedziała wtulona w Scarlett. Szwagierka miała na sobie
szary dres, żadnego makijażu i włosy związane w koczka na czubku głowy. Swoją
drogą, Julie nie mogła jakoś przywyknąć do tego, że Scarlett była blondynką.
Jej czarne loki stanowiły niemal legendę, a teraz gdy były słoneczne i dużo
krótsze, jakoś nie mogła się na to przestawić. To chyba też dlatego, że te
wszystkie zmiany w ich życiu były trudne do przyswojenia.
- Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona siadając obok
niej. – Coś mnie ominęło? – Scarlett pokręciła głową, przeżuwając kolejny kęs.
- Zepsuło się u mnie ogrzewanie. Było zimno jak w
psiarni, bo coś poszło w nocy. Dali niby jakieś elektryczne piecyki, ale to nic
nie grzało. Wiesz, to dawało ciepło ledwo na jeden pokój. No, więc spakowałam
się i przyjechałam, a że pora była nieludzka, to włączyłam sobie telewizor i
oglądam seriale.
- O której tu byłaś? – Roxie przypomniała sobie o mleku i
wzięła od mamy butelkę.
- Trochę po piątej – odpowiedziała ziewając
rozdzierająco.
- Mogłaś iść spać do siebie przecież.
- Wiem, ale nie chciałam hałasować. To raz, a dwa skusiła
mnie ta cisza w domu. Wspominałam sobie. No i nadrobiłam zaległości w moich
serialach. Wtedy nie byłam śpiąca. Teraz się najadłam i trochę mnie zmuliło,
więc nie wykluczone, że położę się na trochę.
- My też pójdziemy. Może ten skowronek jeszcze zaśnie –
Julie z uśmiechem porwała córkę z objęć Scarlett i trzymając ją na rękach,
oparła ją o swoje biodro. – Powiedz cioci, że my wymyślić zabawy dla ciebie,
Lexie i Nico, jak wstaniecie później.
- Tak – Roxie zadowolona przytuliła się do mamy mrużąc sennie
oczy i dalej piła swoje mleko. Scarlett uśmiechnęła się i mrugnęła do
bratanicy.
- I tak pewnie zaraz wykonam drugi kurs z Lexie. Dobrze,
że Nico nie pije już mleka z butelki, bo bym chyba oszalała.
- Zawsze możesz przenieść kuchnię do sypialni albo
odwrotnie – Julie wywróciła tylko oczami i wyszła z pokoju, tuląc coraz
bardziej senną Roxanne. Scarlett westchnęła tęsknie, patrząc na dziewczynkę w
objęciach mamy. Zastanawiała się, czy ona też kiedyś będzie mieć tak kochane
dzieci? Czy będzie je mieć w ogóle? Kiedyś wydawało jej się, że jedynym ojcem
jej dzieci mógłby być Tom. Teraz nie wyobrażała sobie, by mogła je mieć z
kimkolwiek. Nie z kimś takim jak Jim. Nawet z kimś tak zrównoważonym jak
Javier. Może nie poznała jeszcze tego właściwego? Skręciło ją w żołądku. jak
mogła nie poznać, skoro wielką miłość miała już za sobą? W chwilach takich jak
ta bardzo chciała mieć możliwość poznania przyszłości. Chociaż tego, czy ułoży
sobie jakoś życie. Czy będzie szczęśliwa, bo ta niemoc, niewiedza, brak pewności
napawały ją lękiem. Nie lubiła tego uczucia braku gwarancji na to, że pozna
kogoś, kogo pokocha. Czasem bała się, że już zawsze będzie sama. Bo miała za
sobą. Wzięła koleją porcję płatków i wróciła do oglądania serialu. Nie
interesował jej już tak bardzo jak wcześniej.
*
30. miesiąc od rozstania; 9. kwietnia 2014
David bardzo mocno skupił się na tym, żeby równo kręcić
pedałami. Natomiast Tom skupiał się na tym, żeby utrzymać synka w równowadze,
co nie było proste, bo David co chwila wyrywał na boki. Mocno trzymał kij,
dzięki któremu prowadził rower chłopca.
- Tato, chcę sam! – powiedział rozemocjonowany.
- Na pewno?
- Tak, tak, tak! – wykrzyknął.
- No to, uwaga! – Tom ostrożnie puścił kij, starając się wciąż
asekurować syna. David pokazał, że nie nadaremno nazywał się Kaulitz, bo jechał
zupełnie dobrze. Tom zdziwił się, kiedy chłopiec powiedział mu, że nie umiał
jeździć rowerem. Mówił, że mama albo babcia czasami sadzały go na swoich
rowerach i prowadziły, ale nigdy nie nauczyły go jeździć samodzielnie. Dumny
tatuś od razu zabrał się do rzeczy. Poszukał stary rower Billa, bo jego rowery,
prócz ostatniego, zostały zezłomowane, bo nie dało się już na nich jeździć. Podarował
go Davidowi i ucieszył się bardziej, niż z nowego. To była ich trzecia lekcja, David
nie mógłby radzić sobie lepiej.
- Udało mi się, tata! – wykrzyknął radośnie. – Hamuję!
- Ostrożnie – Tom podbiegł bliżej, gotowy łapać chłopca,
gdyby stracił równowagę. Jednak poradził sobie po mistrzowsku. Zachwiał się,
kiedy musiał zdecydować, którą nogę postawić na ziemi jako pierwszą, ale i to
opanował. Postawił rower na stópkę i wziął się pod boki, patrząc uważnie na
ojca.
- I jak? – powaga wymalowana na jego twarzy była
ujmująca.
- Kupię ci super wypasionego BMXa, żebyś mógł ćwiczyć
jakieś akrobacje, mistrzu – z uśmiechem poczochrał jasne włosy synka i
wyciągnął do niego rękę. – Gratuluję Panu – David uścisnął mu dłoń. Bardzo
poważnie wziął do siebie oficjalne gratulacje od taty. Od samego początku
bardzo starał się, żeby przypodobać się Tomowi. A nie musiał, bo jemu podobało
się wszystko, co robił David. Czasem w duchu był zadowolony, nawet gdy broił,
bo jego pomysłowość była nad wyraz rozwinięta.
- Dzięki – uśmiechnął się szeroko ukazując swoje nie do
końca wyrośnięte jedynki. Tom za jego plecami zauważył jakieś dziewczyny, które
przypatrywały się im i robiły zdjęcia albo nagrywały film. Zignorował je. To i
tak luksus, że nie otaczały go na środku ulicy.
- Idziemy do mamy? – David skinął głową i wrócił do
roweru.
- Będzie w szoku, że się tak szybko nauczyłem – zatoczył
spory łuk prowadząc rower, nim na niego wsiadł.
- Następnym razem nauczę cię skręcać, ale to może jak
będziemy w Loitsche, bo tutaj przygląda się nam za dużo ludzi.
- Ciągle robią zdjęcia – odparł, próbując samodzielnie
ruszyć. Dwa razy się zachwiał, za trzecim, kiedy Tom chciał mu pomóc, od razu
ruszył z miejsca. Uśmiechnął się pod nosem i powoli szedł obok roweru,
asekurując syna. Minęli nastolatki, które już ani trochę nie kryły się z tym,
że ich obserwowały. Posyłały Tomowi zalotne uśmiechy, mówiąc coś między sobą.
Jego uszu doszło tylko: wyrobił się i
tak samo słodki, jak on. Mógł więc
przypuszczać, że podobieństwo między nimi dostrzegała nie tylko rodzina. Skinął
im nieznacznie i znów skupił uwagę na synu. Nie uszli daleko, gdy napotkali
kolejną grupkę. Byli niedaleko szkoły, mógł trafniej wybrać park. Dziewczyny,
na oko maturzystki, mierzyły go łakomym wzrokiem. Nie golił się już z pięć dni
i ubrał się w szary dres, żeby było mu wygodnie bawić się z Davidem. Całe swoje
gwiazdorstwo zostawił w jakimś kącie i nie chciało mu się przypominać o nim. To
popołudnie poświęcał synowi i guzik go obchodziły, czy był wystarczająco sexy,
jak na Kaulitza. Chyba jednak te dziewczyny wiele nie potrzebowały, by się nim
zachwycić, bo jedna z nich mocno mu się przyglądała, a jej spojrzenie było
dosyć sugestywne. Kiedyś by mu to odpowiadało. Miał kaptur na głowie, ale to
już nie była wystarczająca bariera, by zapewnić sobie anonimowość. Kiedy
oddalili się wystarczająco, David znów się odezwał. – Tak już będzie zawsze?
- Wcześniej też nam robili zdjęcia, z tą różnicą, że nie
wiedzieli kim jesteś. A teraz wiedzą i robią ich jeszcze więcej, ale myślę, że
za jakiś czas im się znudzi. Fani są zazwyczaj mili i nie przeszkadza mi aż tak
mocno, że robią te zdjęcia. Póki mi nie przeszkadzają. Z dziennikarzami bywa
różnie, czasem mają złe intencje i chcą, żeby to co robię wyglądało na coś
złego. Na konferencji powiedziałem, że mają cię zostawić w spokoju i nie mają
do czego się przyczepić, ale wielu dziennikarzy po prostu szuka sensacji. Nie
obchodzi ich, co ktoś naprawdę robi. Niektórzy są mili – chłopiec spojrzał na
niego bardzo szybko, żeby przypadkiem nie stracić równowagi, a Tom się do niego
uśmiechnął.
- Lubią cię.
- Fani tak, a z dziennikarzami różnie bywa, ale sam wiesz
najlepiej, że nie każdego da się lubić.
- Wiem. Ja nie lubię Dennisa. Jest niemiły dla innych,
myśli, że wszystko mu wolno i uważa się za króla świata. Nawet nie słucha pani
Ivonne.
- No, więc widzisz, że z tym lubieniem różnie bywa – Tom
poklepał synka po plecach. – Poćwiczymy hamowanie. Rozpędź się, a jak powiem:
stop, to będziesz hamował, dobra? – David nie potrzebował większej zachęty. Do
samego wyjścia z parku rozpędzał się i hamował, a Tom wylewnie chwalił jego
umiejętności. W oczy rzuciło mu się jeszcze kilka osób, które go rozpoznały,
ale nie przejmował się tym. Bo to naprawdę nie było takie złe, gdy nie robili
nic innego prócz patrzenia i fotografowania. W duchu musiał przyznać, że czuł
się dumny będąc tam z synem. Nie dlatego, że na oczach ludzi nauczył Davida
jeździć rowerem. Był dumny, bo David był wspaniałym chłopcem i sama jego
obecność nobilitowała. Czuł, że David to najlepsze, co w życiu miał, choć
niewiele dał z siebie w jego wychowania. Miał nadzieję, że za jakiś czas będzie
zadowolony z tego, jakim był dla niego ojcem. Tom zdawał sobie sprawę z tego,
że przemawiał przez niego brak obiektywizmu, ale nie interesował się tym. David
był jego oczkiem w głowie.
- Mówiłam Panu, że nie będę komentować żadnego z pańskich
pytań. Nie jestem osobą publiczną i nie zamierzam udzielać żadnych wywiadów.
Proszę skierować swoje wątpliwości do Toma – Lena odparła rzeczowo i
konkretnie. Siedziała przy stoliku przed kawiarnią umiejscowioną tuż przy
parku, gdy spostrzegł ją jakiś dziennikarz. Dotąd nie sądziła, że jej twarz
była tak rozpoznawalna.
- Czy to oznacza, że macie coś do ukrycia? – podsunął
dyktafon niemal pod same usta Leny. Była zdenerwowana i nie wiedziała, co
zrobić w tej sytuacji. Nie omawiali z Tomem tego, co powinna mówić w takich
przypadkach i to był błąd. Odsunęła dyktafon i łypnęła na niego gniewnie. Nie
była taką gąską za jaką ją uważał, miała ochotę powiedzieć mu, co myślała o
takich jak on, ale to byłoby złe dla Toma, więc się powstrzymała.
- Proszę się nie wysilać – uśmiechnęła się sympatycznie i
wypiła łyk soku, który ledwo zdążyła tknąć, nim ten się pojawił.
- Pani Braun, fani chcą znać Pani stanowisko w całej tej
sprawie. Tom Kaulitz był dotąd postrzegany jako człowiek o niezbyt dobrej
reputacji. Ojcostwo odmieniło jego medialny wizerunek o sto osiemdziesiąt
stopni. Nikt dotąd nie zapytał Pani, jakie jest Pani stanowisko, jako matki
dziecka, o którym ostatnio zrobiło się bardzo głośno.
- Jeżeli w tej chwili nie da mi Pan spokoju, to wezwę
ochronę – odpowiedziała, lecz nie zdążyła spełnić swojej groźby, bo dostrzegła
zbliżającego się Toma. Po przyjściu z parku musieli zostawić z Davidem rower w
samochodzie. Poczuła się lepiej na jego widok. Wiedziała, że załagodzi sprawę z
dziennikarzem.
- Co tu się dzieje? – zapytał podejrzliwie. David od razu
stanął obok mamy. Lena objęła go ramieniem.
- Ten Pan usiłuje przeprowadzić ze mną wywiad i nie
przyjmuje do wiadomości, że nie będę udzielać żadnych odpowiedzi.
- Skoro media Pani twierdzi, że nie odpowie, to dlaczego
nie uszanuje Pan jej decyzji? Wydawało mi się, że kwestie związane z Leną i
Davidem zostały już przede mnie wyjaśnione, to raz. Dwa, nie przypominam sobie,
bym widział pańską legitymację i trzy, to mój czas wolny i nie czuję się zobligowany,
by odpowiadać na którekolwiek z pańskich pytań – Tom znalazł w sobie i starał
się wykorzystać całe pokłady kurtuazji, jakie tylko miał. Wystarczyło spojrzeć
na tego człowieka, by wiedzieć, że pracuje dla brukowca, jeśli faktycznie był
dziennikarzem. – Wyraziłem się jasno, co do niepokojenia mojej rodziny i
bliskich, więc jeżeli nie chce Pan skończyć w prokuraturze z zarzutem nękania,
to proszę sobie iść.
- Czyżbyś miał coś do ukrycia, Tom, skoro nie chcesz,
żebym zadawał pytania twojej dziewczynie?
- Chodźmy – Tom ogarnął ramieniem Lenę i Davida, rzucił
ostatnie spojrzenie ustawiającemu aparat mężczyźnie i oddalił się bez słowa. –
Widzisz synku, właśnie takich dziennikarzy nie lubię – zabrał rękę, gdy
znaleźli się w bezpiecznej odległości. – Nie naprzykrzał ci się bardzo? –
zapytał z uprzejmością, która mogła wynikać tylko z niezbyt dużej sympatii.
Lena pokręciła głową.
- Byłaś dzielna, mamo – David był wyraźnie zadowolony, a
ona uśmiechnęła się i objęła synka ramieniem.
- Nie wiedziałam, co mówić, żeby ci nie zaszkodzić.
Musimy ustalić, jak mam zachować się w takich sytuacjach.
- W porządku, zajmiemy się tym. O której macie pociąg?
- O szesnastej – David pierwszy raz jechał pociągiem.
Dlatego tym razem, to on z Leną przyjechał do Berlina, by mógł przekonać się,
jak wygląda podróż koleją. Był zachwycony.
- W takim razie teraz pojedziemy do mieszkania,
przygotujesz jakieś kanapki, czy co tam będziesz chciała, a potem odwiozę was
na dworzec i pojadę na cmentarz.
- Do Liama? – David utkwił uważne spojrzenie w tacie.
- Tak – uśmiechnął się niemrawo. – Dziś skończyłby trzy
lata.
- Mogę zrobić dla niego obrazek? Dałbyś mu następnym
razem – dla Davida to była najwyraźniej bardzo ważna sprawa. Patrzył poważnie
na tatę, a Tom bardzo chciał w tej chwili być sam. Coś ścisnęło go za gardło i
nie potrafił wydusić z siebie słowa. Skinął głową, a chłopiec wyraźnie się
ucieszył. – Wiem, że to tylko obrazek, ale nie mam innego brata i chcę mu dać
prezent – Lena nie chcąc, żeby David
poruszał ten trudny temat, zagaiła;
- Nie powiedziałeś mi nawet, jak ci poszło na lekcji
jazdy – David momentalnie się rozpromienił, zapomniał o poprzednim temacie
rozmowy i zaczął żywo opowiadać, a Tom pierwszy raz od dawna pomyślał ciepło o
Lenie.
*
Chicago, Allstate Arena
Scarlett upiła duży łyk wody, wzięła głęboki oddech i
poprawiła odsłuch. Nie minęły cztery minuty, a ona była już gotowa, by wrócić
na scenę. W tym czasie nawet zdążyła się przebrać. Włosy miała upięte w
bezkształtny kok na czubku głowy, loki układały się same. Skórzany strój
zmieniła na zwężane jeansy i bezkształtną bluzkę z podobizną Marilyn Monroe. Była
luźna, z króciutkim rękawem, szeroki dekolt odsłaniał ramiona. W zależności od
tego, jak się ułożyła. Scarlett było potwornie gorąco, więc taka bluzka była
najwygodniejsza. Nogom zmęczonym bieganiem, tańcem i wszelkimi innymi
akrobacjami na wysokich obcasach pozwoliła odpocząć w niskich workerach
wysadzanych ćwiekami. W czasie koncertu przebierała się pięć razy i to był już
trzeci. Show było zaplanowane z wielką pompą. Jednak wszystko zaplanowano tak,
by się nie przeforsowała. Teraz miała chwilę wytchnienia przy spokojniejszych
utworach. Koncertowała od trzech tygodni, ale momentami wypadała z rytmu. Trasa
po Stanach Zjednoczonych była testem przed wielkim światowym tournée. Teraz
musiały sprawdzić się układy choreograficzne, przejścia między piosenkami,
stroje, scenografia, muzyka – wszystko, a przede wszystkim musiała sprawdzić
się ona sama. Choć tego dnia myślami była gdzieś indziej. Gin mówiła do niej
coś o tym, że hala pęka w szwach, że wykupione są wszystkie miejsca, ale nie
słuchała. Kiedy managerka klepnęła ją w pupę, wywróciła oczami z roztargnieniem
i wróciła na scenę. Wyłoniła się z mroku prosto w snop światła. Muzyka, do
której w przerwie tancerze wykonywali choreografię, zamilkła. Uśmiechnęła się i
wsunęła za ucho niesforny lok.
- Sacramento, jak się bawicie? – zapytała wyjmując
mikrofon ze stojaka. Odpowiedział jej dziki wrzask. – Chyba całkiem nieźle –
hala znów zawrzała. Scarlett uśmiechnęła się szeroko i powoli ruszyła w
kierunku podwyższenia, na którym wcześniej tańczyła. Przysiadła na nim. - Wiecie, co? Dzisiaj jest wyjątkowy dzień.
Jest mi z wami cudownie, ale mimo wszystko chciałabym być teraz w domu. Wiecie
czemu? – kontynuowała nie czekając na odpowiedź. – Mój syn dzisiaj skończyłby
trzy lata. Chciałabym położyć kwiatek na jego grobie – w tym momencie w hali
podniosły się krzyki, wśród których rozbrzmiewało; kocham cię, Scarlett. Uśmiechnęła się. – Też was kocham –
odpowiedziała z nostalgią w głosie. – W sumie to już powinnam śpiewać, przez to
gadanie pewnie przetrzymam was tu z dziesięć minut dłużej. Gniewacie się? –
spytała podnosząc się z siedziska, a tłum rozgorzał w przeczącej odpowiedzi.
Uśmiechnęła się, powoli idąc w kierunku środka sceny. – Chciałam się z wami
podzielić tym, że dzisiejszy dzień, to nie jest taki zwykły dzień. Tęsknię za
moim synkiem – wzruszyła ramionami, jakby to wcale nie było ważne. Z medialnego
punktu widzenia pogrążała się taką prywatą, ale nie przejmowała się tym. Od
początku mówiła to, co uważała za słuszne i za to właśnie ją kochano. Za
szczerość. – Zaśpiewamy mu? – w tym momencie zaczęła nucić pierwsze słowa Tears in heaven i wystawiła mikrofon w
kierunku fanów. Odśpiewali
pierwszą zwrotkę, a ona powtórzyła ostatnie wersy.
I must be strong and carry on,
'cause I know I don't belong here in heaven.
- Dziękuję. Jesteście cudowni – uśmiechnęła się,
wzdychając. – To była najpiękniejsza wersja tej piosenki, jaką znam. Eric
Clapton byłby wzruszony tym, że została tak zaśpiewana – umieściła mikrofon w
stojaku i popatrzyła na zebrany tłum. Niewiele widziała przez światła i
błyskające lampy, ale i tak się uśmiechała, bo dokładnie widziała ich oczami
wyobraźni. – Wróćmy z nieba na ziemię. Teraz trochę wam pośpiewam, bo w końcu
po to tu jesteśmy. A teraz piosenka bardzo mi bliska. Z resztą. Cała Blackheart jest mi bliska, więc mówienie
tego przy każdym utworze jest bezsensowne, ale za każdym razem to prawda.
Znacie ją, znacie słowa, na pewno rozumiecie dlaczego.
Zaległa cisza, którą powoli, coraz głośniej zaczęły łamać
pierwsze dźwięki muzyki. Scarlett objęła rękoma mikrofon i zbliżyła się ku
niemu. Przymknęła oczy, a obrazy pojawiły się natychmiast. Jak zawsze. Spokojna
i pewna pozwoliła prowadzić dźwiękom. Słowa potoczyły się z jej ust
instynktownie, jakby same chciały wpaść w takt muzyki, a ona dała porwać się
nurtowi wspomnień.
Dzielił ich bar.
Patrzyła na niego uważnie, dokładnie lustrowała go spojrzeniem. Siedzieli
naprzeciw siebie. On sączył drinka, ona polerowała szkło. Uśmiechnęła się
nieznacznie, chowając za ucho kosmyk włosów, który wymknął się z jej kucyka.
- Jesteś
szczęśliwy, Tom? W życiu, jakie wiedziesz? – zapytała ni stąd ni zowąd.
- Wiesz dobrze, że
byłem bardzo nieszczęśliwy w życiu, jakie wiodłem – odparł beznamiętnie i zdjął
z głowy czapkę. Szczere rozmowy wciąż stanowiły dla niego problem, ale cieszyła
się, bo był gotów na coraz więcej.
- Więc co robisz,
żeby to zmienić? – czyszcząc szklankę nie spuszczała wzroku z Toma. Doszli do
porozumienia, umówili się na wiele rzeczy, ale ona wciąż czuła, że musiała
ratować tego zagubionego chłopca. Miał tendencje do upadków, a raczej chciał,
by wszyscy widzieli w nim tylko upadki, a ona nie ani na chwilę nie porzuciła
zamiaru, by to zmienić.
- Spotykam się z
tobą – odpowiedział z cwanym uśmiechem i objął ją długim spojrzeniem.
- Wiesz, że to za
mało. Nie wygram z demonami twojej
przeszłości. Musisz sam tego dokonać
– odpowiedziała z bolesną dla niego szczerością. Wiedziała, że sięgając do dna,
osiągnie więcej niż bawiąc się w ładne słówka.
- Myślisz, że mam
jakieś? – pokiwała twierdząco głową.
- Gdybyś ich nie
miał, nie znalazłbyś się w miejscu, w którym jesteś.
- Cieszę się, że
jestem w tym miejscu – powiedział wyciągając do niej rękę ponad barem. Podała
mu ją z wahaniem, a on uścisnął jej dłoń. – Gdyby nie moja przeszłość, nie
poznałbym ciebie. A to byłaby wielka strata – uśmiechnął się w swój
uwodzicielski sposób, by do końca nie miała pewności, czy mówił serio, czy nie.
Choć ona przecież i tak wiedziała. – Każde
z nas ma w sobie demony, z którymi musi się uporać. Nie tylko ja mam za sobą
przeszłość – popatrzył jej w oczy. Było to długie i świdrujące spojrzenie. Była
zdziwiona, bo przecież Tom wiedział o niej mniej, niż ona o nim. Czyżby w
którymś momencie zdradziło ją zachowanie? Scarlett musiała w duchu przyznać mu
rację. Jeszcze niejedna walka przed nią. Przed nimi.
Otworzyła oczy i wyjęła mikrofon ze stojaka. Idąc tyłem
cofnęła się kilka kroków i śpiewała dalej.
Potknęła się. Serce
zabiło jej mocniej, bo oczami wyobraźni widziała już, jak lądowała na chodniku.
Milion czarnych scenariuszy przetoczyło się jej przez głowę w tym jednym ułamku
sekundy. Tom złapał ją niemal od razu, jakby instynktownie wyczuwał zagrożenie.
Przycisnął Scarlett mocno do siebie, a jej ośmiomiesięczny brzuch zmiażdżył
jego własny.
- Nie rób mi tego –
szepnął. Przyglądając się jej uważnie, cały zbladł.
- Wszystko w
porządku – uśmiechnęła się i sięgnęła dłonią do jego policzka. Pogładziła go, a
Tom nieznacznie skinął głową.
- Przestraszyłem
się – przytulił ją mocniej, a Scarlett oplotła Toma rękoma w pasie. Był
przewrażliwiony na punkcie jej bezpieczeństwa. Gdyby mógł cały czas nosiłby ją
na rękach.
- Ja też, ale nic
się nie stało. Musimy zmienić nawierzchnię na podjeździe. Ten żwir jest
zdradziecki – powiedziała, spoglądając na niego z czułością.
- Jutro się tym
zajmę – odparł z pełnym przekonaniem. Scarlett poczuła cudowne ciepło na sercu.
Tom tak bardzo się o nią troszczył. – Nie pozwolę, żeby stała ci się
jakakolwiek krzywda. Chronienie cię już od dawna jest moim priorytetem, Maleńka.
Zawsze cię złapię – łzy zaczęły gromadzić się pod jej powiekami. Nie chciała
teraz płakać, więc wspięła się na palce i pocałowała go delikatnie. Tom nie
potrzebował większej zachęty. Bardziej przytulił ją do siebie, pewnie trzymając
ją w talii, a drugą dłoń wplótł w jej włosy i całował ją dokładnie, wręcz z
namaszczeniem. Kusił ją, skłaniał, by rozchyliła wargi. Tak bardzo lubiła jego
pocałunki – pełne uczucia, zaangażowania i namiętności. W końcu uległa pod
naporem jego ust, oddała pocałunek z tak ogromną żarliwością, którą chciała przekazać
mu całą wdzięczność za miłość, jaką dawał jej każdego dnia. Był jej melodią. Był jej najdoskonalszą
piosenką. Przy nim czuła, że mogła wygrać każdą walkę, że nic nie było na
tyle straszne, by ją pokonać. Jego miłość
była jej orężem i pragnęła wyśpiewać to całemu światu. Patrząc na niego
wiedziała, że miała przed oczami to, co chciała oglądać każdego dnia do końca
życia. Patrząc Tomowi w twarz widziała
swoje przeznaczenie.
Popatrzyła na fanów śpiewających z nią. Uśmiechnęła się.
O2 Arena wybuchła
feerią barw i owacjami fanów. Scarlett złapała oddech, łapczywie wypiła kilka
łyków wody, w momencie, gdy makijażystka poprawiała jej rozmazany makijaż, podano
jej mikrofon i wybiegła z powrotem na scenę w akompaniamencie muzyki.
Publiczność rozgorzała. Uśmiechnęła się od ucha do ucha rozkładając szeroko
ręce. Odchyliła głowę do tyłu i oddychała głęboko. Czuła, jak krew dudniła jej
w żyłach. Powiew powietrza targał jej włosy. Tłum fanów skandował jej imię. Marzenia
stały się jawą. Teraz jest zawsze.
- Londyn –
powiedziała idąc na skraj sceny. – Nie mogłabym odejść bez zaśpiewania jednej,
szczególnej piosenki. W życiu dotyka nas wiele tragedii i szczerze, moglibyśmy
się poddać. Moglibyśmy już po prostu nie wstać i poddać naszą drogę do celu,
ale tak się nie dzieje, bo każdy upadek czyni nas silniejszym i sprytniejszymi.
Każdy upadek czyni naszą skórę twardszą, staje się lekcją. Podnosimy się, bo
nie zawsze jest ktoś, kto chce nas złapać.
Muzyka
zamilkła. Fani podnieśli aplauz. Stała na środku sceny, oddychała
ciężko. Patrzyła na te kilkanaście tysięcy ludzi, którzy przyszli tam dla niej.
Cause when I open my mouth my whole heart comes out. Cause when I open
my mouth, theres no place to hide. Everything that I’ve been feeling runs wild
and free. I’m singing, cause I’m winning.
Imma sing for me.
Owacje nie ustawały. Ukłoniła się raz i drugi. Publiczność
krzyczała jej imię. Uśmiechała się. Myśli, które kołowały jej w głowie. Wspomnienia,
które nierozerwalnie wiązały się z każdą frazą, nie pokonały jej. Dały jej
siłę. Stanęła w momencie swoje życia, w którym wspomnienia związane z
przeszłością, stały się jej siłą, a nie słabością. W takich chwilach czuła, że
wszystko jeszcze mogło być dobrze.
- Dziękuję, że śpiewaliście ze mną. Każdy z nas powinien mieć
piosenkę, którą może zaśpiewać dla siebie i poczuć siłę. Teraz chciałabym
wykonać dla was cover. Z tym utworem wiążą się moje rockowe początki. Nim zapoznałam
się z muzyką AC/DC bardzo długo znałam tylko tą jedną ich piosenkę. Chicago, odkryjmy
naszą własną Highway to hell!
I znów w jej żyłach popłynęła melodia.
*
17. kwietnia 2014
Auto wjechało na podwórko. Simone odchyliła firankę i
wyjrzała przez okno. Uśmiechnęła się widząc syna wysiadającego z samochodu. Z roztargnieniem
zamknął pojazd i poprawił czapkę na głowie. Wbiegł na werandę i niemal od razu
trzasnęły drzwi. Simone przeniosła wzrok na Toma.
- Jestem waszą matką od dwudziestu czterech lat i często wciąż
nie rozumiem, jak możecie być tacy sami i zupełnie różni jednocześnie – Bill wparował
do kuchni i od razu miało się wrażenie, że wypełniał całą przestrzeń. Tom
skinął głową w odpowiedzi i uśmiechnął się do mamy. Podał rękę bratu. Bill ucałował
Simone w policzek i przysiadł się do nich. Zdjął czapkę, którą tak
pieczołowicie wciąż poprawiał.
- Tom, mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – powiedział
nie siląc się na żadne wstępy, bliźniak popatrzył na niego zdziwiony. – Wyjeżdżamy.
- Co ci znowu wpadło do głowy? – zapytał nie mając
pojęcia o co chodzi. – Chcesz uciec przed Laurą, czy co? – Bill zbył go
machnięciem ręki. Tom czuł, że coś było nie tak, a jego brat chciał to
zatuszować żywiołowością.
- Co ty, nie widziałem jej od tamtego czasu – Simone spoglądała
raz na jednego, raz na drugiego syna, nie mając pojęcia o co mogło chodzić. Tym
bardziej, gdy padło imię Laury. – Obaj potrzebujemy wakacji. Nie chcę jechać na
żadne Karaiby, Fidżi czy jakieś tam Baleary. Wymyśliłem idealne miejsce! –
wykrzyknął z wyrazem geniuszu na twarzy. Gdyby byli bohaterami kreskówki, nad
jego głową pojawiłaby się świecąca żarówka. Tom zmarszczył brwi, doszukując się
w tym haczyka. Bill patrzył na niego wyczekująco.
- No? – zapytał niepewnie.
- Pojedziemy do Nowego Jorku! – był wyraźnie zadowolony
ze swojego pomysłu. Tom jednak wciąż czegoś nie rozumiał, brakowało mu
elementu, który połączyłby wszystkie części układanki.
- Wciąż czegoś nie łapię. Ty nie masz takich pomysłów bez
powodu. To ja tu jestem od zwiewania do egzotycznych krajów – Bill popatrzył na
niego tak, jakby przypomniał sobie o istotnym elemencie.
- Dziś mija pięć lat odkąd poznałem Rainie i
postanowiłem, że czas najwyższy żebym zrobił coś ze swoim życiem.
- Uda ci się to w Nowym Jorku?
- Nie wiem, ale tam będziemy anonimowi. Będziemy mogli
chodzić do pubów i na zakupy. Będziemy mogli chodzić po ulicach bez obaw, że
ktoś nas rozpozna. Tam będziemy mieć spokój. Nie mogę pojechać tam sam. Nie wyobrażam
sobie zaczynać życia od początku bez ciebie – Tom popatrzył na Billa zdziwiony
tą niespodziewaną deklaracją. Był tak zaaferowany swoim pomysłem, tak bardzo w
niego wierzył, jakby to była jego ostatnia nadzieja. Bo tak było. Tom zdał
sobie sprawę z tego, że dla Bill ten wyjazd był ostatnią szansą na nowy start. W
miejscach, które znali, to było niemożliwe. Teraz Tom pojął, o co w tym
wszystkim teraz. Dostrzegł, ile Bill krył w sobie przez cały ten czas. Trybiki zaskoczyły.
Machina ruszyła. Spoglądali na siebie krótką chwilę, a Simone wiedziała, że
znów to robili – porozumiewali się bez słów. Nigdy nie mogła tego pojąć i
pewnie nigdy nie zrozumie. Bill uniósł lekko brwi. Tom przekrzywił głowę. Obaj delikatnie
się uśmiechnęli.
- No to muszę się spakować – odparł starszy bliźniak.
Właściwie to nie przepadałam dotychczas za tą piosenką, ale mam wrażenie, że od dzisiaj się to zmieni. Nie mówię, że od razu ją pokochałam, ale chyba ułsyszałam ją dzisiaj inaczej. Ja już Ci mówiłam, strasznie lubię takie wspomnienia przejawiające się w tle, bo wtedy tak mocno widać to co było, co jest teraz, co się zmieniło, zazwyczaj na gorsze niestety. Czuć ten smutek, tęsknotę i upływ czasu. Zawsze wprowadza mnie to w delikatną nostalgię. Na początek muszę wspomnieć o dużym plusie, który dostrzegłam w treści. Chodzi mi o to przemycanie pewnych informacji i podkreślanie niektórych rzeczy. Mam na myśli oczywiście rozważania Julie na temat włosów Scarlett. To było właśnie to, o co mi chodziło, kiedy Ci o tym mówiłam. Bo ostatnim razem, kiedy mimochodem coś chciałaś wpleść,to nie wyszło do końca naturalnie i wiarygodnie, a tym razem było idealnie. Tak jakby od niechcenia, a jednak perfekcyjnie przemyślane. Uwielbiam!:) Chaos u mnie w głowie jak zwykle i nie wiem co dalej napisać. Ujęła mnie scena Scarlett z Roxie. Wręcz czułam zapach i dotyk dziecięcego ciałka. Tom uczący Davida jazdy na rowerze- to dopiero rozczulający widok! [wyobraź sobie jak nasz Mąż mógłby wyglądać w takiej scenerii...<3] Podoba mi się zmieniająca relacja Toma i Davida. To, że są sobie dużo bliżsi, niż kiedyś, że Tom nie musi się zastanawiać na każdym kroku, czy dobrze postępuje, no i to, że w taki życiowy, prawdziwy sposób tłumaczy mu co się dzieje wokół nich. To było dobre. Jeżeli chodzi o wyjazd do NY, to aż się ślinię na to, co będzie! Musze Cię wypytać o to dokładnie;D No i Bill i Laura! Wiesz co? Kiedy stali na tym balkonie, to było mi strasznie żal Laury, ale Billa też. Popełnili błąd i teraz oboje będą cierpieć. Fantastycznie podsumował to Tom, mówiąc, że nie tylko Bill zniszczył ich przyjaźń, ale przede wszystkim złapał serce Laurze. Próbowała być twarda na początku, udawać, że nic wielkiego się nie stało,nawet mówiąc o tych dwóch wyjściach dało się wyczuć ten ból, bo niby wiedziała co czuje Bill,ale jednak w łębi serca tak bardzo chciała, żeby powiedział, że o tym marzył...Paskudna sytuacja. No, ale bywa i tak, prawda?
OdpowiedzUsuńOkej, to ode mnie na teraz tyle, myślę, że dogłębną analizę wyciągniesz ode mnie na gadu:D
Nadal Anonimowa,
Katalin
xo
No witam :D
OdpowiedzUsuńnie będzie tu żadnych cudownych wstępów tylko od razu przechodzą do rzeczy :D Jak zawsze znajde sobię słowo lub zdanie, które tak bardzo mi przypasuje, i teraz też sie takie znalazlo...
"Czy to nie dziwne, że duch ich miłości wciąż go nawiedzał?" - epickie zdanie.
Zobacz,że w tym kawałku dwa razy powtórzyło się, że przysiadł na wiklinowej ławce. To ka mała uwaga ;D
" - Aż boję się zapytać, kogo – odpowiedział depcząc niedopałek i przysiadł na wiklinowej ławce. Zaczęło padać, a wraz z deszczem wróciły do niego wspomnienia z tą werandą i ze Scarlett. Na całe szczęście brat uwolnił go od rozmyślania na ten temat.
- Spałem z Laurą – odparł i zamilkł. Znów.
- O, kur’wa – z wrażenia Tom przysiadł na wiklinowej ławce. "
Było kilka niedociągnięć ze strony pisanej, że tak powiem, czyli ie do konca dobrze skonstruowane zdania, lub brak w niektórych momentach "się, lub" itp. Lub całkowicie inaczej napisane słowo. Ale to drobiazg, bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, a Wod to word :D
Bill i Laura? Nie wiem, jak to skomentowac, więc sie nie będę wypowiadac, ale muszę przyznać rację Katalin. Nie tylko co do tego wątku, ale co do całego komentarza.
Naprawdę bardzo się cieszę, ze jest wiecej Scarlett. I nie Scarlett i Jim, lub Scarlett i Javier. Po prostu Scarlet. Ona i tylko ona. I jej rodzina.
Tak, fragment z Tomem był rozczulający, jak uczył Davida jazdy na rowerze. A to, że David tak bardzo przejął się swoim zmarłym bratem przyprawiło mnie o dreszcze. Naprawdę.
Tak samo, jak zakręciły i się w oku łezki, kiedy Scarlett publicznie mówiła o tym, ze dzisiaj jej kochany synek kończyłby trzy latka. Z jednej strony nienawidze takich momentów, bo jestem na nie po prostu uczulona, że tak powiem i wyczulona. A z drugiej strony ich realność, te słowa, i gesty sa tak naturalne że nie wyobrażam sobie tej historii bez takich momentów.
Tak jak powiedziała Katalin, przeplatanie przyszłości z teraźniejszością, i wzmocnienie nektórych zdan daje dużo do myślenia. Kaze to sie zatrzymać na chwilę i przemyśleć kilka spraw, popatrzec na niektóre rzeczy z innej perspektywy. I moim zdaniem nie tylko na historię Prinza. Ale na realne życie.
koncert Scarlett przypomina mi prawydziwy koncert Christiny. Stripped Live in UK.Obejrzałam go całego i jakoś mi sie tak to skojarzylo.
i tez oczywiscie jestem bardzo ciekawa, co blizniaki wymysla w NY, wiec zmuszam Cie do opublikowania nastepnego odcinka! :D
Pozdrawiam :D
Lena
Mam tendencję do literówek, przecinków w złych miejscach i do powtórzeń. Tego się już chyba nigdy nie wyzbędę. To moja klątwa ^^
UsuńBill jest moim Werterem. Laura przypadkową ofiarą wypadku. Obtłukła się, ale z tego wyjdzie. Z czasem. Niestety od początku miała się zjawić tylko po to, żeby zostać trochę wykorzystaną, ale prawda jest taka, że sama na to pozwoliła. Niestety miłość sprawia, że krzywdzimy sami siebie…
Te wspomnienia i to co powiedzieli wtedy, to nie jest przypadkowe. Ta piosenka, te wspomnienia, to wszystko łączy się w całość, tworząc Scarlett, jaką stała się teraz.
“Strippied live in the UK” oglądałam milion razy. Może ta wypowiedź Scarlett brzmiu podobnie, bo wciąż mam w głowie to co Christina mówiła, choćby przed „The voice within” czy „Beautiful”. Te słowa Christiny, jeśli raz wejdą w głowę, to już nie chcą wyjść. Mądre rzeczy mówiła :D
Po pierwsze bardzo się cieszę , że tak szybko ! Po drugie retrospekcje <3(chyba tak to się mówi ;D )-jak mi tego brakowało . Cieszę się , że Scarlett nareszcie zrozumiała ,że wspomnienia to jej siła. Życie toczy się dalej ,a przeszłość jaka by nie była jest tylko przeszłością ,nic już nie zmienimy ,ale ważne aby czerpać z niej mądrość,siłę ,wole walki.Po trzecie Tom i Dawid,fajnie,widziałam przed oczami ten scenę .Po czwarte Bill i Laura - można było się tego spodziewać ,ale i tak zal mi Laury i szkoda ,że nie mają na tyle odwagi by gdy emocje już opadły spojrzeć sobie w twarz ... Mam nadzieje ,że nie zostawisz tego wątku .
OdpowiedzUsuńPS Ostatnio wróciłam do źródła ,pierwszy twój rozdział , po raz kolejny miałam łzy w oczach i drgała mi broda ...
Pozdrawiam , Twinkie
Ten dziwny moment, kiedy czytasz Prinza leżąc w wannie :D
OdpowiedzUsuńAle, wracając do treści: CZEKAM NA PRZEŁOM, chce już coś takiego BUM i ACH...
, (...) że aż utopię się w wannie!
Bardzo mi się podobało, uwielbiam nieprzerwanie <3
Nie utopiłaś się? :D
UsuńIle Ciebie nie było, co? Chcesz wciry? :D
OdpowiedzUsuńBiorę się za czytanie, bo album już przejrzałam.
Przecież ten post był szybko, jak na moje ostatnie możliwości ;P
OdpowiedzUsuńI co sądzisz?
A no taaaaak! Bo ja przegapiłam, że napisałaś dwa posty!
UsuńSądzę,że strasznie przeciąga się ponowne spotkanie naszych bohaterów, ale wiem, że musisz wiele rzeczy przedstawić i pokazać. Tylko my wszyscy jesteśmy już spragnieni Scartoma albo Tocarlett, jak wolisz :D
Scartom i Tocarlett... to drugie kojarzy mi się z tokarką ^^ chyba muszę wymyślić jakiś inny skrót. no, ale nic nie brzmi tak dobrze jak Delena, Stelena albo Spoby :D Taka Tocarlett się nie umywa, ot co ^^
UsuńTeż jestem stęskniona za nimi! :)
jak Ty to robisz, że niemal za każdym razem doprowadzasz mnie do płaczu, i że praktycznie zawsze mogę się dokładnie wczuć w Scarlett ? czasem to jest cudowne, a czasem - jak teraz - serio dołujące. ale odbijając, żebym Ci tu się jak zwykle za mocno nie rozkleiła i nie zaczęła ubolewać nad własnym losem, zamiast nad Prinzem.. ej ej ja wierzę w przyjaźń damsko-męską! owszem, często ktoś tam coś poczuje, bo gdy się spędza z kimś dużo czasu, świetnie dogaduje i jest się tak blisko to zaczyna kiełkować (często niesłusznie) myśl, że niby czemu by nie być razem, ale nie zawsze to się musi kończyć miłością, czy łóżkiem. a nawet jak się skończy łóżkiem, to realne jest przejście do porządku dziennego i udawanie, że nic się nie stało, choć nie powiem, ciężko ogarnąć własne uczucia.
OdpowiedzUsuńd. <3
o jeeeeesteś! :)
Usuńjestem cały czas ;]
UsuńTytuł po angielsku nie ma sensu zupełnie...
OdpowiedzUsuńteż właśnie zastanawiałam się czy nie powinno byc 'Things are changed.' albo 'Things are changing.'
Usuńjaka ulga że nie tylko mi coś nie pasuje. ale może to po prostu inaczej się tlumaczy?
równiez nie mogę doczekać się 'ważnych momentow'. bo otrzasanie sie z przeszłości Scarlett i Toma w tym rozdziale stało sie poniekąd nużące. przede wszystkim mam na mysli fragmenty z koncertu Scarlett. było już kilka podobnych scen i jakoś wyjątkowo lepiej niż zwykle przez pryzmat tego czytalo mi się inne wątki.
między Laurą i Billem posypało się. przykre ze względu na niego. ale jakieś takie.. ludzkie. bo ich reakcje absolutnie mieszczą się w normie. wcale niewesola sytuacja, za to była jak odetchnięcie po wszędzie obecnej dramie. ale to może przez słońce i wiosnę mam wrażenie, że wszedzie powinno byc pieknie, kolorowo, a zamiast smutnych podkowek wolałabym widzieć uśmiechnięte buzie (:
nie zauważyłam tego. już poprawiłam ten tytuł.
Usuńotrząsanie się z przeszłości jest trochę mozolne. to jak grzebanie patykiem w dołku. wciąż wyciąga się na wierzch to samo.
wyszli już ze swoich dołków, teraz tylko w nich grzebią, ale nie będą tego robić wiecznie. też już chciałabym iść dalej.
jeśli chodzi o Laurę i Bill, to to wszystko stało się schematycznie. nie miało być inaczej. ale o to właśnie chodziło, żeby Bill się otrząsnął i przestał wierzyć w swoją utopijną wizję przyjaźni z Laurą i w ogóle, swojego życia. nie da się omijać siebie samego cały czas. w końcu to zrozumie.
W zasadzie, to nie wydaje mi się żeby nawet 'things are changed' było poprawne, ale może się mylę. Co to za konstrukcja gramatyczna? Może chodziło o 'things have changed' albo wspomniane wcześniej 'things are changing'.
Usuń'things are changed' nie oznacza po prostu 'rzeczy są zmienione'?
Usuńtak, jak ktoś Anonimowy zauważył, chodziło mi o 'rzeczy zostały zmienione'. tytuł wpadł mi do głowy, gdy oglądałam serial i właśnie tam zdanie 'things are changed' padało bardzo często. spodobało mi się to sformułowanie, uznałam, że jest bardzo adekwatne do tego postu, więc je użyłam. i nie ma w tym żadnej głębszej filozofii. nie czuję się na tyle kompetentna, by rozstrzygać, czy jest ono poprawne, czy nie, bo nie jestem znawcą języka angielskiego.
UsuńJasne:) Tak się tylko zastanawiam, w oczekiwaniu na kolejny odcinek;)
Usuńaa to ja, to ja taka mądra!
Usuńtak naprawdę niektóre zdania w angielskim można używać w różnych formach i czasach, i brzmią i znaczą podobnie. prawda?
d.
chociaż poprawniej byłoby by tak
Usuńhttp://www.sciaga.pl/slowniki-tematyczne/3428/present-perfect-czas-terazniejszy-dokonany/
ale myślę, że w angielskim nie trzeba trzymać się sztywnych, szkolnych ram, można go dostosowywać do tego, co chce się powiedzieć, aby oddać prawdziwy sens i intencje.
nie sądziłam, że z 3 słów zrobi się taka afera :D
Usuń