31. miesiąc od
rozstania; 11. maja 2014, Berlin
Scarlett tym razem nie pukała. Wiedziała, że bliźniaków
nie było w mieszkaniu, Gustava prawdopodobnie też. Mogła zastać tylko Georga,
więc weszła. Poczuła przeciąg. Zdziwiła się, bo przecież musiała tu być
Saoirse. Zamknęła starannie drzwi i powoli weszła w głąb mieszkania, jakby
obawiała się tego, co miała tam zastać. Jej tenisówki cicho stukały o panele.
Pierwszy raz nie myślała o chwilach, które spędziła w tych pokojach. Od mamy
dowiedziała się tylko, że Liv z samego rana zabrała Saoirse, mleczka i płyny
czyszczące i pojechała do Georga. Scarlett zjadła śniadanie z Sophie, odpoczęła,
przebrała się i postanowiła zbadać, co stało się z jej siostrą.
Zastanawiała ją ta cisza. I przeciąg. Po prawej zerknęła
do salonu i kuchni. Pusto. Po lewej minęła drzwi pokojów Billa, Toma i Gustava.
Drzwi do pokoju Georga były otwarte. Weszła tam. Widok, który zastała sprawił,
że oniemiała.
- Liv? – zapytała, przyglądając się siostrze pucującej
okno. Stała na taborecie i czyściła szybę z taką zaciętością, że niewiele
brakowało, a zrobiłaby w niej dziurę. Warto zaznaczyć, że Liv nienawidziła myć
okien. W dzieciństwie Scarlett podwajała kieszonkowe, kiedy mama kazała im umyć
okna w swoich pokojach. Dziewczyna gwałtownie odwróciła się niedowierzając, że
widziała siostrę. Zeskoczyła ze stołka i wyrzuciła na podłogę papierowy
ręcznik, którym polerowała szybę.
- W końcu! – przytuliła Scarlett.
- Mam nadzieję, że nie mówisz tego, bo masz jeszcze
jakieś okna do mycia? – Liv parsknęła śmiechem i niespiesznie wypuściła
Scarlett ze swojego uścisku. Coś było na rzeczy. Jej siostra nie zachowywała
się normalnie.
- Znajdzie się z dziesięć.
- Nie stać cię – odparła z szerokim uśmiechem.
- Hej, teraz mam większe kieszonkowe – pacnęła Scarlett w
ramię i pierwsza wyszła z pokoju. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię
widzę. Wiedziałaś, kiedy wrócić.
- Pokłóciłaś się z Georgiem – Liv tylko spojrzała na nią
krótko i rzuciła się na fotel. Scarlett rozsiadła się na kanapie. Liv zamiast
potwierdzić lub zaprzeczyć, objęła ją uważnym spojrzeniem. Dopiero teraz to
dostrzegła. Jeansy, tenisówki i koszulka z krótkim rękawem. W dodatku z napisem:
are you kidding me? To nie było
podobne do jej siostry.
- Przechodzisz przemianę wewnętrzną? – zapytała marszcząc
brwi.
- Co?
- Nie wyglądasz jak ty – wskazała na nią ręką.
- Nie – odparła śmiejąc się pod nosem. – Jadę odwiedzić
Simone. To, że nie jest już moją teściową, nie oznacza, że przestałam ją lubić.
Potrzebuję takiej wycieczki, to była spontaniczna decyzja, ale nie zmieniaj
tematu – wbiła w Liv spojrzenie swoich niebieskich oczu. Jej siostra nie miała żadnych
szans na to, aby mu umknąć.
- Znów popełniłam błąd – odparła biorąc głęboki oddech. Scarlett
czekała. – Jak wiesz, zaproponowałam, żebyśmy obejrzeli mieszkania, a kiedy
przyszło, co do czego, to stchórzyłam.
- Nie pojawiłaś się na oględzinach?
- Nie, no co ty. Po prostu… nie umiałam się zaangażować.
Georg ma do mnie żal, że kiedy robimy krok w przód, ja robię dwa w tył.
- I ma chłopak świętą rację – odpowiedziała z niezbyt
tęgą miną. – Opowiedz mi – rozsiadła się wygodniej i z uwagą popatrzyła na
siostrę. Liv znów schudła. Miała szarą cerę i podkrążone oczy. Zawsze tak
reagowała na stres.
- Byłam szczęśliwa, kiedy powiedziałam mu, że może to
czas, żeby zacząć szukać mieszkania. Saoirse ma prawie dwa lata, a my wciąż
żyjemy na dwa domy. To ja umówiłam nas na te oględziny i jadąc tam, naprawdę
się cieszyłam, ale kiedy weszłam do pierwszego mieszkania, poczułam, jakbym
znalazła się w klatce z lwem. No i wycofałam się, nie umiałam słuchać, oglądać,
cieszyć się. A Georg na początku był naprawdę zachwycony całą tą naszą wyprawą.
Jestem zła na siebie, że nie umiem tego zmienić – Liv była wyraźnie udręczona
całą sytuacją. Westchnęła ciężko lokując w siostrze swoje zmęczone spojrzenie.
- Przecież to normalne, że boisz się zmian. Jesteś
wybitnym przypadkiem ucieczek przed przywiązaniem, ale chyba nie zdajesz sobie
sprawy z tego, jak wielką pokonałaś drogę. Nie wiem, jak wy to nazywacie z
Georgiem, ale jesteście razem, wychowujecie córkę, układacie to wszystko i co
najważniejsze udaje wam się. Nie jesteś już zranioną dziewczyną, która boi się
miłości i chowa się przed nią. Jesteś wspaniałą matką, realizującą swoje pasje
młodą kobietą, po uszy zakochaną w facecie, który kocha cię tak samo albo i
mocniej, ale dajesz się dominować swoim lękom. I w tym nie ma nic dziwnego.
Wspólne mieszkanie jest jak twój słoń. A słonia je się po kawałku – uśmiechnęła
się do Liv. – Zrobiłaś krok. Uciekłaś potem, to fakt, ale to już coś. Ruszyłaś
z miejsca. Jeśli opowiesz o tym wszystkim Georgowi, on to zrozumie i następnym
razem, kiedy będziecie oglądać mieszkania, to będzie wiedział, ile cię to
kosztuje. Tylko on musi wiedzieć, że ty tego chcesz, bo teraz mógł pomyśleć, że
zmieniłaś zdanie. Mam rację? – Liv pokiwała głową.
- Wiesz, nie mogę spać od tego czasu i myślę, jak to
wszystko rozwiązać. Pomyślałam, że jeśli wymyję okna i podłogi, jeśli
wysprzątam wszystko, to on zrozumie, że mi zależy – wzruszyła ramionami, jakby
obawiała się, że Scarlett wyśmieje jej teorię.
- Skoro zabrałaś się za mycie okien, to musi być coś na
rzeczy – starsza z sióstr uśmiechnęła się przelotnie i wstała z fotela.
Podeszła do okna. – A gdzie oni są?
- Georg teraz średnio chce przebywać ze mną w jednym
pokoju, więc zabrał Saoirse i poszedł z nią na spacer.
- Jak z nim szczerze pogadasz, to zapomni o tym i
spróbujecie znów.
- Wiesz – odwróciła się i popatrzyła na Scarlett. – Jedno
mi się nawet podobało i jest całkiem blisko stąd i od ciebie.
- Powiedz mu to – Scarlett wstała i podeszła do Liv. –
Ostatnio myślałam o tym, że żyjemy tak bardzo inaczej, niż chciałyśmy.
- To zabawne. Teraz nie wyobrażam sobie, bym mogła żyć
jak kiedyś, bez Saoirse i Georga, bez poczucia, że mam dokąd wracać. A tak
bardzo się przed tym broniłam.
- Cieszę się, że twoja zmiana okazała się wyjść ci na
lepsze – Scarlett splotła ręce na piersi i podeszła bliżej okna. – Zazdroszczę
ci tego.
- Nie lubisz swojego życia? Nie cieszysz się z tej sławy?
Z występów, koncertów, ciągłych zaproszeń do programów i gdzie się da? To twoje
pięć minut, kiedyś zwiążesz się z kimś na stałe, założysz rodzinę i to się skończy.
Korzystaj z tego, Scarlett. Wiem, że ty zawsze chciałaś czegoś innego, niż ja.
Ale pomyśl. Robisz to, co kochasz. Zarabiasz na życie dzięki pasji, poznajesz
mnóstwo fantastycznych ludzi, fani cię kochają, masz wielkie szczęście.
- Ale nie mam dokąd wracać – popatrzyła na smutno na
siostrę. Nie chciała, żeby ta rozmowa zeszła na takie tory. Nie chciała się
smucić, bo potrzebowała trochę radości. Nie chciała myśleć o Jimie, ani o
przeszłości. Liv była wyraźnie zbita z tropu. Odnajdywanie mocnych stron stylu
życia Scarlett nie wyszło jej tak, jak chciała.
- Masz nas.
- Ty masz swoją rodzinę, Shie też. Mama jest ciągle w
rozjazdach. Każde z nas ma swoje życie, nie mogę wiecznie wisieć na czyimś
ramieniu.
- A Jim? – Scarlett tylko machnęła ręką. – Co jest? –
wzruszyła ramionami.
- Nigdy nie chciałam, żeby ten nasz związek przeszedł na
bardziej emocjonalny etap. Lubię go i tyle. Lubię spędzać z nim czas. Na
początku było naprawdę fajnie. Chodziliśmy do klubów, restauracji i różnych
ciekawych miejsc, ale odkąd zaczęliśmy ze sobą sypiać, on najchętniej nie
wychodziłby z łóżka. To tak, jakby robił to wszystko, żeby mnie zwabić i teraz
uznał, że nie musi się starać. Nie przeszkadzało mi to, bo choć nie ma między
nami takiej intymności, jaka łączyła mnie z Tomem, to jest mi z nim dobrze.
Rozumiemy się na tym polu – popatrzyła na Liv, szukając u niej zrozumienia i
znalazła je. Liv skinęła głową słuchając uważnie. – Kilka dni temu znalazłam u
niego zdjęcie, nasze zdjęcie. Znaczy… pamiętasz, jak krótko przed tym, jak
Mike… jak robiliśmy to zdjęcie, do którego nie chciałam pozować? – Liv skinęła
głową. – On je miał, powiedział, że kupił je od Alphiego. To mnie totalnie
rozbiło. Poczułam się tak, jakby Mike wrócił, ale przecież nie mogłam dać się
zwariować. To tylko zdjęcie. Jim ma bzika na moim punkcie. Chciał je mieć, żeby
poznać moją przeszłość. Dużo mnie wypytywał, okej. Ale kiedy ja zaczęłam pytać
jego, zrobił się szorstki i taki… zły. Pokłóciliśmy się i wróciłam. Skoro chce
ze mną tylko seksu, to nie ma prawa grzebać w mojej przeszłości. Wtedy ja
zostawię jego dawne życie. Nie zamierzam się do niego odzywać, póki mnie nie
przeprosi. Jim to tylko towarzystwo na samotne wieczory, nic więcej. To nie
jest ktoś, do kogo chcę wracać.
- Skarbie – Liv ujęła siostrę za rękę. – Czy ty jesteś
pewna tego, że jesteś dziewczyną, której wystarczy towarzystwo na samotne
wieczory?
- Mam jeszcze Javiera, ale z kolei z nim nie mogę
przekroczyć pewnej granicy. On wciąż na coś liczy.
- To etap przejściowy. Nie masz pojęcia, kiedy na twojej
drodze stanie ktoś, do kogo będziesz chciała wracać. A może już stanął, a
jeszcze o tym nie wiesz? – Liv uśmiechnęła się pokrzepiająco i mocno uściskała
Scarlett. – Moje problemy to pikuś. Ugotuję coś Hagenowi, a potem odpowiednio
go przeproszę – uśmiechnęła się wymownie, spoglądając na siostrę. Scarlett
tylko wywróciła oczami. – Gustav nieprędko wróci, bo jest z Margo w Monachium.
Nie wiem, czy wiesz, ale awansowała w firmie i pojechała coś załatwić w czyimś
tam imieniu. Wiesz, że ja się nie znam na tym wszystkim. Wnioskuję też, że nie
wiesz, że mama była z Dominikiem już dwa razy na kolacji i raz w kinie. Coś
chyba jest na rzeczy.
- To i tak późno, biorąc pod uwagę to, że niemal wsiąkł
do naszej rodziny. Masz coś przeciwko temu, że się spotykają? Bo ja myślę, że
to jest dla mamy świetny moment. Ma dopiero czterdzieści trzy lata, a jeśli
Dominik ma w sobie tyle cierpliwości, żeby poczekać, aż mama pozwoli sobie na
to, żeby dać tacie odejść, to będzie z nich ładna para.
- Też tak myślę, mama odżyła dzięki temu. Ma się dla kogo
starać.
- A co u Laury? – Liv zrobiła wielkie oczy i zaczęła
machać dłońmi tak szybko, jakby miała zaraz odlecieć.
- Ty nic nie wiesz! – pisnęła. – Bill przespał się z nią
– Scarlett zrobiła wielkie oczy. – Dlatego wyjechali z Tomem. Bo po tym ja się
z nią przespał, zrozumiał, że zupełnie nic do niej nie czuje. No i wiesz, była
drama. Bill zaczął przechodzić przez jakieś egzystencjonalne zwątpienie, no i
było mu głupio, bo przecież musiał wiedzieć, że Laura się w nim zadurzyła. No i
wyjechali, szaleją w Nowym Jorku. Tom był tu tylko raz, żeby się zobaczyć z
Davidem i siedzą tam już prawie miesiąc. A Laura wróciła do dawnych znajomych i
zadzwoniła do mnie raz. Także chyba pogodziła się z tym.
- O ja cię, ale numer – Scarlett usiadła na oparciu
kanapy. – No, ale skoro się z nią przespał, to znaczy, że trochę ruszył do
przodu.
- Tom zarzekał się, że znajdzie mu bardzo dużo
długonogich zapomnień. Sobie pewnie też – skrzywiła się, niepewnie spoglądając
na Scarlett. Ona tylko wzruszyła ramionami.
- To już nie mój problem. Po części też dlatego chcę
pojechać do Loitsche, żeby mieć wspomnienia stamtąd niezwiązane z nim. To
będzie trudne, bo spotkam się z jego matką, ale wiesz, o co chodzi. Dobra,
jadę. Chcę wrócić przed wieczorem. Obiecałam Jul, że zajmę się dziećmi, chce
wyciągnąć gdzieś Shie’a.
- Jestem z ciebie dumna. Nie tylko ja pokonałam wielką
drogę – Scarlett uśmiechnęła się i uściskała siostrę. – Powodzenia z Georgiem i
ucałuj ode mnie Saoirse – uściskała Liv jeszcze raz i zaraz jej nie było.
Niechętnie wróciła do pucowania okna.
Simone podniosła głowę znad kolorowanki, słysząc
podjeżdżające pod bramę auto. Nie poznała go w pierwszej chwili. Dopiero, kiedy
brama zaczęła się otwierać, pojęła do kogo należało to czarne BMW. David z
wrażenia aż otworzył buzię, kiedy przyglądał się, jak samochód powoli wjeżdżał
na podwórko.
- Ale fura – powiedział, nie odrywając wzroku od auta. –
Kto to babciu?
- Zaraz się przekonamy – wstała od stolika. – Rysuj,
kochanie. Zaraz do ciebie wrócę – Simone zeszła z werandy, gdy Scarlett
wysiadała z samochodu. Cóż to mogło oznaczać? – Kogo moje oczy widzą! –
uśmiechnęła się, ściskając blondynkę na powitanie.
- Niemożliwe, co? – Scarlett uśmiechnęła się i cofnęła do
samochodu. – Kupiłam coś – otworzyła bagażnik i sięgnęła po kartonik. – Na
osłodę życia – podała go Simone, a ona zajrzała do środka.
- Kremówka, uwielbiam kremówkę. Skąd wiedziałaś? –
szeroko uśmiechnęła się do dziewczyny, ale ona spoglądała już w inną stronę. Mina
Scarlett nieco zrzedła. Simone zdała sobie sprawę, że zapomniała ją uprzedzić. Popatrzyła
tam, gdzie ona. David stał na schodach. Wiedziała, co dostrzegła Scarlett. Miała
świadomość tego, ile ten widok dla niej znaczył, a przede wszystkim, co
oznaczał. Scarlett zobaczyła chłopca, niemal identycznego, jak ten, którego
oglądała na zdjęciach zrobionych kilkanaście lat temu. Simone dostrzegła w niej
wahanie, ale nie tylko. Zobaczyła też smutek i tęsknotę. To było widać
bardziej, niż Scarlett by tego chciała. – Zapomniałam ci powiedzieć – szepnęła.
Dziewczyna uśmiechnęła się, zbliżając się do chłopca stojącego na werandzie.
- Cześć, David. Pamiętasz mnie? – skinął głową, a ona
wyciągnęła do niego rękę. Niepewnie ją uścisnął. – Mam nadzieję, że lubisz
kremówkę.
- Babcia zawsze piecze kremówkę, jak tata nas odwiedza,
bo obaj bardzo lubimy – odpowiedział nieco zawstydzony. Scarlett skinęła głową.
To było jedno z ulubionych ciast Toma. Stąd wiedziała, że lubi je Simone, bo
nie raz o tym słyszała. Teraz mogła się domyślić, po kim to upodobanie miał
David.
- Cieszę się, że udało mi się trafić też w twój smak –
uśmiechnęła się, a chłopczyk wrócił do kolorowania. Simone skierowała się do
kuchni, a Scarlett za nią. – Jaki on jest już duży – powiedziała siadając przy
stole.
- W październiku skończy siedem lat – Simone pokroiła
ostrożnie ciasto i przełożyła je na talerz, z wyjątkiem jednego kawałka, który
położyła na małym talerzyku. Obok niego znalazło kilka żelków. – Po dzieciach
najbardziej widać upływ czasu – nalała do szklanki soku. – Zaniosę mu to –
Simone wyszła, a Scarlett rozejrzała się po kuchni. Niewiele się zmieniła.
Kolory zostały odświeżone, pojawiła się nowa lodówka i kuchenka gazowa. Wciąż
czuła się tam, jak w domu. To smutne. Simone wróciła. Nastawiła wodę na kawę i
wszystko prędko przygotowała. Po chwili siedziała już naprzeciwko Scarlett.
- Nico skończy już pięć lat, Roxie i Lexie trzy, a Saoirse
dwa. Niesamowite, co? – uśmiechnęła się smutno, obejmując kubek dłońmi. Simone
musiała wybrać dla niej akurat ten, z którego lubiła pić. Pamiętała, ale
przypadek okazał się być dla niej bardzo brutalny. – Liam też skończyłby trzy
lata. Wyobrażasz to sobie? Bo ja nie. Nie umiem go sobie wyobrazić. Nie mam
pojęcia, jak mógłby wyglądać mój syn. To straszne – westchnęła ciężko, ale nie
zebrało jej się na płacz. Czasem wydawało jej się, że wyczerpała swój limit
łez. A później okazywało się, że jednak nie.
- Liam był do złudzenia podobny do Toma, gdy był malutki.
Nie obraź się za to co powiem, ale zupełnie jak David. Zauważyłaś to, prawda?
Podobieństwo staje się nieprawdopodobnie ogromne.
- Może tak wyglądałby mój syn. Może byłby zupełnie. Może
nagle okazałby się podobny do mnie. Tego już się nie dowiem. Liam był dla mnie
doskonały i tak już zostanie na zawsze. Mogę sobie jedynie wyobrażać, jak idzie
do szkoły i na pierwszą randkę albo jak odkrywa swoje pasje. O tym marzę,
wiesz? Wyobrażam sobie, jak wyglądałoby jego życie, ale nie wiem, jak
wyglądałby on. Jego twarz jest zawsze zamazana. Wiem, że w każdym z tych
wyobrażeń przechodzimy przez to we trójkę. Ale to tylko marzenia, a ja nie przyjechałam
tu po to, żeby płakać. Stęskniłam się za tobą i tym miejscem. A David… -
westchnęła. – David jest tym, co ja straciłam. Jest też synem Toma i choć po
takim czasie nie powinnam brać tego tak emocjonalnie, to nie mam na to wpływu.
Jest zdrowy i wspaniale się rozwija, więc wnioskuję, że wina za śmierć naszych
dzieci musi spoczywać po mojej stronie. Widocznie jestem wadliwa.
- Nie mów tak – Simone chwyciła dziewczynę za rękę. –
Zobaczysz, że urodzisz jeszcze kilka zdrowych dzieci. Tak się czasem po prostu
dzieje. Nie umiem tego wyjaśnić. Życie ma dla nas najdziwniejsze scenariusze.
- Nieważne – machnęła ręką. – To sprawy wałkowane już
milion razy, a ja nie przyjechałam tu, żeby się smucić – upiła łyk kawy. –
Zrobiłam sobie tą wycieczkę, bo nagle stwierdziłam, że tego potrzebuję. Nie
pytaj dlaczego, bo nie wiem.
- Cieszę się, że przyjechałaś.
- Ja też, choć nie przewidziałam niespodzianki, którą tu
zastałam, ale chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego, że David oprócz bycia
synem Toma jest też twoim wnukiem – uśmiechnęła się zdając sobie sprawę z tego,
że naprawdę wcześniej nie myślała o Davidzie jako o wnuku Simone i bratanku
Billa.
- Sama długo nie umiałam przywyknąć do tej myśli. Długo
był dla mnie synem Leny. Leny, która sprowadziła na nas mnóstwo nieszczęść. David
nie jest ze mną często. Jego babcia wyjechała do swojej siostry, a Lena jest w
pracy, więc pilnuję go w tym czasie.
- Masz z nim dobry kontakt?
- Nad wyraz dobry. Jest zafascynowany domem i wszystkim,
co wiąże się z Tomem. Uwielbia oglądać zdjęcia i na okrągło chciałby słuchać
historii o tym, jak bliźniacy byli mali. A ja go polubiłam, to dobre i mądre
dziecko. Lena ma swoje za uszami, ale dobrze go wychowała.
- Tom pewnie bardzo go kocha – Simone słysząc to
stwierdzenie, spojrzała uważnie na Scarlett. Wydawała się być zupełnie
spokojna. Zdradził ją jedynie delikatnie drżący głos. Przyjrzała się jej. Była
nieco inna niż kiedyś. Wróciła do naturalnego koloru włosów, nie ubierała się
już tylko na czarno, inaczej się malowała. Zewnętrznie zmieniła się bardzo, ale
wewnątrz była wciąż tą samą zagubioną dziewczyną ze złamanym sercem. Starała
się być dzielna i obojętna na wspomnienia, ale to tylko obrona. Znów otaczała
się murem przed wspomnieniami, przed uczuciami. Zupełnie, jak wtedy gdy ją
poznała. Historia lubi się powtarzać. Ciekawe tylko, jaki będzie jej finał.
Życie nie jest obrazem, w który można wpasować postacie i
sytuacje. Życie jest jak film, w którym wszystko może się zdarzyć. Simone
bardzo liczyła na szczęśliwe zakończenie, jakiekolwiek by ono nie było. Bez
tego mogło być ciężko. Im wszystkim. Nawet bardzo.
Miała przeczucie, że drogi Toma i Scarlett nie rozeszły
się na zawsze. Nie była tylko pewna, w jaki sposób znów się splotą. Oboje zbyt
mocno tkwili w życiu, które razem wiedli. Uświadomiła to sobie patrząc na swoją
niedoszłą synową. Widziała w niej to, co tkwiło w jej synu. Bała się tylko, co
z tego wyniknie.
- To trudny temat dla nas obu, ale powiem ci, że po tym,
jak się rozstaliście, David stał się jedynym, co trzymało go w pionie. Tak jest
do dziś – Scarlett pokiwała głową. Obróciła kubek w dłoniach i napiła się. Wydawała
się być skrępowana rozmową o Tomie, ale jednocześnie wychwytywała każde słowo o
nim.
- Mnie brakowało takiego oparcia, ale ważne, że oboje
sobie z tym poradziliśmy – uśmiechnęła się. – Simone, czy mama ostatnio z tobą
rozmawiała? – zapytała spoglądając na nią uważnie.
- Tak – skinęła głową. – Bodaj w zeszłym tygodniu –
odparła ostrożnie nie bardzo wiedząc, o co mogło chodzić Scarlett.
- A opowiadała ci coś o Dominiku? – Simone uśmiechnęła
szeroko. Pokiwała głową. – A może zdradzisz mi coś? Bo mama chyba się ciut
obawia naszej reakcji i nie wspomniała nawet słowem, że się z nim spotyka. A ja
będę szczęśliwa, kiedy ona będzie szczęśliwa. Tata był jedyny w swoim rodzaju,
ale… ona dopiero przekroczyła czterdziestkę i należy jej się ktoś miły. A
Dominik taki jest. Wiem, że jej nie skrzywdzi.
- Może przespacerujemy się po ogrodzie i powiem ci, co
wiem – Scarlett ochoczo pokiwała głową. Bardzo chciała znów zobaczyć ten ogród.
Wiązało się z nim wiele wspomnień, ale nie mogła o tym mówić na głos. Simone
wstała od stołu i pierwsza opuściła kuchnie, a Scarlett poszła tuż za nią,
zadowolona bardziej niż mogłaby przypuszczać.
*
13. maja 2014, Nowy
Jork
Bill, wychodząc z łazienki, zobaczył Toma głupio
uśmiechającego się do telefonu. Dawno go takiego nie widział. To dobry znak. Jego
brat potrzebował impulsu, żeby ruszyć z miejsca. Po raz kolejny. Po tym, jak
nie udało mu się z Leną, był jeszcze bardziej nieufny. W sumie to mu się nie
dziwił. Bo kto umiałby ufać, kiedy szpiegowała go osoba, której ufał niemalże
bezgranicznie? Amy była jedną, wielką niewiadomą. Odkąd się poznali upłynęło
już trochę czasu. Tom raz zaprosił ją na kawę. Wrócił zadowolony, a Bill nie do
końca wiedział, co jego brat o tym wszystkim myślał, bo stał się bardzo
tajemniczy, jeśli chodziło o nowopoznaną dziewczynę. W każdym razie nie
wyglądał na kogoś, kogo poraził piorun miłości. Bill obstawiał, że na
zauroczeniu się skończy, ale któż mógł to wiedzieć? Chrząknął, a Tom
momentalnie spoważniał. Wyciągnął się na łóżku i splótł ręce pod głową.
- Amy? – zapytał jego bliźniak, zaczynając przeglądać
zawartość swojej szafy. Tom milczał, więc porzucił tą czynność i spojrzał
wymownie na brata. – Na którą się z nią umówiłeś?
- Za godzinę.
- Gdzie?
-Napisała, że wybierze miejsce. Umówiliśmy się pod tym
pubem.
- Chcesz iść sam? – Tom popatrzył zdziwiony na Billa.
Najwyraźniej zdążył zapomnieć, że na miasto wychodzili zazwyczaj z ochroniarzem
albo co gorsza uznał, że chciał iść z nim. – No, bez ochrony – dopowiedział
wywracając oczami.
- Chyba tak. Może mnie nie zjedzą.
- No, wiesz – Bill wzruszył ramionami i przysiadł w
nogach łóżka. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie zamierzał z siebie
tego wyrzucić.
- Wrócę na wieczór. Nie odwołujemy naszych planów –
brunet popatrzył na niego zdziwiony, jakby nie spodziewał się, że Tom odgadnie,
co miał na myśli.
- A czy ja coś mówię? – starszy bliźniak zaśmiał się pod
nosem, kręcąc głową.
- Nie musisz – odpowiedział. – Co będziesz robił, jak
wyjdę? – podniósł się i usiadł obok brata. Bill wzruszył ramionami.
- Może zadzwonię do mamy, znaczy przez Skype’a, potem
może coś obejrzę. Zobaczę.
- Nie jesteś zły, że wychodzę?
- Zgłupiałeś? – Bill szturchnął brata ramieniem. – Nie
lubię siedzieć sam, ale z racji, że od miesiąca spędzamy ze sobą czas
dwadzieścia cztery na siedem, to taka rozłąka nam się przyda.
- Coś w tym jest – Tom uśmiechnął się i wstając klepnął
Billa po ramieniu. Może i spędzali ze sobą cały czas, ale nie czuł, żeby to
było za dużo. Zdążył zapomnieć, że we dwóch sprawdzali się naprawdę dobrze.
Żadnego udawania, ukrywania uczuć, czy czegokolwiek. Byli bliźniakami i to
wystarczyło, żeby nie mieli przesytu przebywania ze sobą. Tak myślał. Gadali o
głupotach i o poważnych sprawach. Czasem nawet udawało im się wyciągnąć na
wierzch rzeczy, przez które znaleźli się w Nowym Jorku. Byli na dobrej drodze.
Kiedy jakiś czas później zobaczył Amy czekającą na niego
pod pubem też czuł, że wszystko szło jak należy. Nie wiedział, dlaczego tak
było. Poznał ją zupełnie przypadkiem. Jakby Bill nie zaprowadził go w to
miejsce, nie spotkałby jej. A była naprawdę miła. Czasem zastanawiał się, jak
bardzo przypadkowe są przypadki. Uśmiechnęła się na jego widok i pomachała mu. Nie
bardzo wiedział, jak powinien się z nią przywitać. Ostatnim razem wyszło samo,
bo musieli szybko chować się przed deszczem, więc ominęło go to, poza zwykłym
‘cześć’, a teraz..? Nie znali się na tyle dobrze, żeby ją przytulić albo
pocałować w policzek. Ale powiedzenie ‘dzień dobry’, ‘witaj’ albo czegoś w tym
stylu to za mało. Musiał zdać się na los.
- Heeeej – uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wyciągnęła
ku niemu rękę, którą z ulgą uścisnął. Problem rozwiązał się sam, znów.
Szczęście mu dopisywało. W tym momencie doszedł do wniosku, że nigdy nie miał
takich problemów. To było coś nowego, innego, niż początki znajomości, które
miał dotąd. Nie głowił się, co zrobić, żeby jak najszybciej znaleźć się w
pokoju hotelowym albo u dziewczyny, którą poznał, tylko jak się z nią
przywitać, żeby jej nie urazić. Znacząca zmiana. Dojrzał? Bo w tej chwili nie
miał najmniejszej ochoty na jednonocne eskapady. Czuł się tym zmęczony. W ogóle
był zmęczony. Amy pojawiła się w odpowiednim momencie, bo sprawiała, że chciało
mu się uśmiechać.
- Cześć, długo czekasz? – zerknął na zegarek. Był przed
czasem.
- Chwilę, ale spokojnie – odpowiedziała, jakby odgadując,
że właśnie zastanawiał się, czy się aby nie spóźnił. – Jesteś na czas, to ja
przyszłam wcześniej, bo miałam pewne sprawy w okolicy i wyrobiłam się szybciej,
niż sądziłam.
- Okej, więc prowadź – zapędził się, aby gestem wskazać
drogę, ale nie bardzo wiedział, który kierunek wybrać. Amy spojrzała na niego, uśmiechnęła
się unosząc jeden kącik ust ku górze. Swoją drogą, robiła to zupełnie inaczej,
niż on. W jego wykonaniu to było cwane, a w jej – urocze. Nie umiał tego
opisać, ale na jej ładnej buzi, nawet grymas wydawał się miły. Dodatkowo w jej
oczach czaiła się radość, jednak nie była to radość spowodowana jego osobą. Ona
była taka z natury. Po prostu. Emanowała radością i to się udzielało.
- Bill nie miał ci za złe, że wychodzisz? Zapytała bawiąc
się suwakiem swojej skórzanej kurtki.
- Nie – pokręcił głową. – Mamy plany na wieczór, a popołudniami,
jeśli nie wychodzimy, to i tak zazwyczaj zajmujemy się różnymi rzeczami. On
zazwyczaj oblega skype’a albo coś ogląda, a ja też coś oglądam, grzebię w sieci
albo czytam. Czasem siedzimy razem przed telewizorem, ale od miesiąca jesteśmy
ze sobą bez przerwy, więc te popołudnia w samotności są dobre dla nas obu.
Nawet, jeśli dzieli nas tylko ściana – zerknął na nią. Amy uważnie go słuchała.
Zauważył, że podtrzymywała kontakt wzrokowy z rozmówcą. Troszkę do to peszyło,
bo miała w tych swoich oczach coś dziwnego. Patrzyła, jakby świdrowała go
wzrokiem i w pierwszej chwili nie wiedział, skąd znał to spojrzenie. Bo już
ktoś tak na niego patrzył. Już ktoś świdrował go spojrzeniem. Zerknął na nią
jeszcze raz, miała brązowe oczy. Tamto spojrzenie było niebieskie. Zdziwił się
po raz kolejny. Dotąd nie sądził, by ktoś umiał patrzeć na niego tak, jak ona. A jednak. Dziwnie się z tym poczuł,
bo ta intensywność była naprawdę pesząca, ale nie sądził, żeby robiła to
specjalnie.
- Co lubisz czytać? – podchwyciła i wyraźnie się
zainteresowała. On natomiast spostrzegł migawkę aparatu. Trudno. Stało się. Plotka
już pewnie poszła w eter.
- Czasem coś, co powinienem przeczytać jeszcze w szkole,
częściej kryminały albo fantasy, ale nie jestem wielkim fanem książek. Scarlett
mnie do nich zachęciła – odparł i dopiero po kilkunastu sekundach zdał sobie
sprawę, że wymówił jej imię. Wyszło
mu to zupełnie naturalnie. To było dziwne. Wymówił imię Scarlett bez żadnego
dramatu; nie było ucisku w sercu, skrajnych emocji, ani niczego podobnego.
Spodobało mu się to. Poczuł jedynie rozrzewnienie. Myśl o Scarlett była po
prostu miła. Uśmiechnął się do siebie. Amy spoglądała na niego, ale nie
wydawała się być jakkolwiek poruszona tym, że padło między nimi imię jego
byłej. Skinęła głową i spojrzała przed siebie.
- Ja zaczytuję się w biografiach i romansach – zerknęła
na niego, jakby zawstydzona. – Moje wieczory w Nowym Jorku są zazwyczaj długie.
- Nie jesteś tu szczęśliwa?
- Jestem. O wiele bardziej, niż byłabym w rodzinnym
mieście. Tutaj żyję szybko, czasem szwendam się ze znajomymi dzień w dzień, a
czasem siedzę dwa tygodnie w domu. Zależy jak wiatr zawieje. Minusem mieszkania
tu jest brak kogoś bliskiego, siostry, przyjaciela, czy kogokolwiek, ale do Jefferson
nie wrócę – zmarszczyła czoło, a na jej twarzy wymalowała się determinacja. Amy
była klasycznym przykładem spełniania swojego „American Dream”. Była
amerykanką, więc nie musiała opuszczać rodzinnego kraju, ale wyobrażał sobie,
że dla niej wyjazd z Jefferson był czymś takim, jak dla niego opuszczenie
Loitsche – wielkim przełomem. Uciekła do wielkiego miasta szukać szczęścia, ale
okazało się, że nawet tam niełatwo je znaleźć. Skądś to znał.
- Pamiętam, jak wyrwałem się z Loitsche. Wiesz, wielki
świat, cała ta wielka wrzawa, koncerty, na które przychodzi tysiąc ludzi, potem
pięć tysięcy i więcej, a nie dziesięć osób, to wydawało mi się takie
niesamowite i wspaniałe. Zwłaszcza, że znajdowałem się poza domem. Dopiero
potem zacząłem odczuwać, co znaczy żyć na walizkach i z daleka od bliskich.
Dziś pewnie zrobiłbym to samo, bo muzyka jest moim planem na życie, w sumie to
jedynym, ale było trudno. Teraz szukam swojego miejsca.
- Nie chcę wciskać się w nie swoje sprawy, ale pewnie
myślałeś, że je znalazłeś, a teraz jest ci ciężej, niż wcześniej. To musi być
paskudne. Ja wciąż jestem w drodze. Nie miałam żadnego przystanku, tęsknię
jedynie za wyobrażeniami o życiu, jakie mogłabym mieć. Jeszcze nie wiem, czego
chcę, choć czas najwyższy, żebym się tego dowiedziała. To mnie trochę
frustruje. Ten przymus podjęcia decyzji pt. „Co zrobić ze swoim dalszym
życiem”. A ja chyba nie jestem na to gotowa. Nadal czuję się, jak
osiemnastolatka, choć stuknęło mi już dwadzieścia sześć i powinnam coś ze sobą
zrobić. Nie wiem, co będzie dla mnie dobre. Nowy Jork wcale nie jest taki
doskonały, jak się wszystkim wydaje i odpowiedzi nie podają się same na talerzu
– Tom odniósł wrażenie, jakby nadawali z Amy na tych samych falach. To było
niesamowite, że niespodziewanie na jego drodze pojawił się ktoś, kto miał
podobne dylematy. Nie była obarczona taką przeszłością, jak on i miała w sobie
radość. Bardzo chciał z nią rozmawiać. Musiał jej zaufać, musiał podjąć to
ryzyko, a co najważniejsze – chciał tego.
- Zauważyłem. Jestem tu miesiąc i nie czuję się ani
trochę mądrzejszy – Amy zaśmiała się, kręcąc głową.
- Ciekawe, czy wystarczy ci cierpliwości, żeby tu być,
dopóki nie wymyślisz, co ze sobą teraz zrobić. To tu – wskazała na szyld
kawiarni. Z zewnątrz była bardzo w jej stylu – retro i nieco nietypowo. Ciekaw
był, co było w środku. Zupełnie jak z Amy. Weszła do lokalu, a on za nią i od
razu, w pierwszej chwili uderzył go zapach pomarańczy. To musiało być miłe
miejsce.
*
14. maja 2014,
Berlin
Scarlett spryskała płynem ekran telewizora i energicznie
przetarła go ścierką – raz, drugi i piąty, póki nie lśnił. Podeszła do
szklanego stolika i powtórzyła czynność. Po powrocie z cmentarza musiała się
czymś zająć. To zawsze wytrącało ją z równowagi. Tata skończyłby dopiero
czterdzieści sześć lat, a nie było go już od pięciu. To wydawało się Scarlett
najbardziej niesprawiedliwą rzeczą na świecie. Odejście Liama było inne.
Straciła przez to cząstkę siebie, ale on był malutki, ledwo pojawił się na
świecie i już z niego zniknął. Był iskierką. A tata żył, miał jeszcze tyle
rzeczy do zrobienia. Miał przed sobą ogromną przeszłość i jeszcze większą przyszłość.
Miał ją zaprowadzić do ołtarza i nosić na barana jej dzieci. Brakowało jej jego
zapachu i kojącego głosu. Brakowało jej wspólnych wieczorów albo porannego
picia kawy. Brakowało jej jego powrotów. Bo ostatnim razem, gdy wyszedł, już
nie wrócił. To nie tak, że śmierć taty była dla niej bardziej bolesna, niż
śmierć jej dziecka. To był inny rodzaj cierpienia. Tak samo plądrowało serce,
ale bolało mimo wszystko inaczej. Każde urodziny czy rocznice były trudne do
przeżycia.
- Saoirse zasnęła – Liv klapnęła na sofie i założyła nogi
na stolik.
- Zdzielę ci zaraz – powiedziała spoglądając wymownie na
nogi siostry.
- Czepiasz się – posłała Scarlett buziaka w powietrzu i
zdjęła nogi ze stolika. – Georg już trochę zmiękł. Dzwonił, czy przyjadę dziś z
Saoirse. Moja kampania okienna jednak odniosła skutek.
- To nie rozmawiałaś z nim od wtedy? – zapytała stawiając
na stoliku misę z maminą kompozycją kamieni.
- Rozmawiałam, ale tak wiesz, służbowo. Pytał o małą, co
u mnie, ale tak bez emocji. Nawet kolacja, którą zrobiłam wtedy sama od A do Z,
nie pomogła. Wie, jak średnio idzie mi gotowanie, więc powinien docenić mój
gest. Dopiero dziś chyba mu się zatęskniło. Był u rodziców i pewnie zebrało mu
się na rozmyślanie. Muszę się teraz postarać bardziej. Nie chcę go znów
zawieść.
- Wiem, że teraz będzie lepiej. Przeżyłaś pierwszy szok,
wprawdzie boleśnie, ale koniec końców nie było tak źle. Jak na twoje
możliwości, oczywiście – Scarlett uśmiechnęła się szeroko, puszczając siostrze
oko. Stanęła na środku pokoju, założyła ręce na biodra i rozejrzała się dookoła.
Chyba nie było już czego sprzątać.
- I love skater boys
– Liv przypatrzyła jej się, przekrzywiając głowę. Scarlett w pierwszym
momencie nie wiedziała, o co jej chodziło.
- A ja myślałam, że Georga – zadrwiła, siadając w fotelu.
- Puknij się w czoło, ciołku – uśmiechnęła się od ucha do
ucha, wskazując koszulkę siostry. Scarlett doznała olśnienia i wywróciła oczami.
To była jedna z jej ulubionych koszulek – krótsza z przodu, dłuższa z tyłu, w
kolorze ecru i z dużym ciemnoszarym napisem z przodu. Kupiła ją kiedyś będąc na
zakupach z Tomem. Nie powinna jej lubić z tego powodu. A jednak.
- Kochałam tylko jednego – odparła z westchnieniem.
- Nie wchodzimy w te rejony, kochaniutka, onienienienienienie
– Liv pogroziła Scarlett palcem. – Lepiej mi powiedz, co zrobisz z Jimem –
blondynka wzruszyła ramionami.
- To zależy od tego, co on zrobi. Jeśli się już nie odezwie,
to jego strata, a jeśli mnie przeprosi, to pomyślę, czy chce to dalej ciągnąć.
- Nie popadasz w stany maniakalno-depresyjne spowodowane
brakiem jego osoby .
- A wyglądam? – Liv uniosła brwi i oszacowała siostrę
wzrokiem. Pokręciła przecząco głową. – No właśnie. Podpadł mi i chyba nie będę
umiała już wrócić do tego, co było – Liv uważnie popatrzyła na Scarlett. Życie
było bardzo niesprawiedliwe. Scarlett marzyła o stabilizacji. Chciała miłości,
domu, dzieci, ogródka i gotowania obiadów, a była ostatnią osobą, której to się
teraz mogło przytrafić. A ona, Liv od zawsze chciała niezależności, a
znajdowała się na prostej drodze ku założeniu rodziny. W zasadzie już ją miała.
To smutne, że Scarlett teraz tak… błądziła, szła po omacku i dążyła do czegoś,
ale nie było to dla niej jakoś szczególnie ważne. Potrzebowała iskry. Wydawało
się, że wszystko było w porządku, ale Scarlett wciąż była połową dziewczyny,
którą była kiedyś. I nie chodziło tu o wygląd. Liv znała ją, jak nikt na świecie i wiedziała,
że jej siostra po prostu nie była szczęśliwa. Owszem, spełniała się zawodowo i
to dawało jej radość. Poukładała sobie wszystko względem rodziny, więc czuła
się dobrze w domu i wśród bliskich, ale brakowało jej tego, co napędzało ją do
działania – miłości. Wielu myślało, że Scarlett jest taka złożona i
nieprzystępna. Tak naprawdę była ciepła i kochająca, zupełnie prosta i otwarta,
jeśli tylko miała przy sobie tych, których kochała. Miłość była tym, co ją
otwierało. Miała jej w sobie niezliczone pokłady, a nie było przy niej osoby,
na którą mogłaby ją przelać. Wpakowała się w związek bez przyszłości. W dodatku
dający jej więcej kłopotów, niż pożytku. Miała też przyjaciela, który był nią
zauroczony, a ona nim nie. Jednak żaden z nich nie był w stanie obudzić w niej
ognia, werwy, które miała w sobie wcześniej. Liv obawiała się, że może nie
znaleźć się nikt inny, kto znalazłby drogę do jej siostry. Nikt, oprócz niego. I to ją niepokoiło. Martwiła się
o Scarlett. W domu rozległ się dźwięk dzwonka. Z kuchni wyłoniła się mama i
podeszła do domofonu. Słuchała chwilę, po czym pojawiła się w drzwiach salonu.
- Scarlett, masz gościa – miała dosyć niewyraźną minę.
- Kto? – zapytała zdziwiona.
- Jim – ta informacja sprawiła, że dziewczyna zaniemówiła
na chwilę. Westchnęła. Nie była ani uradowana, ani zmartwiona. Tak jakby to nie
miało znaczenia.
- Wpuść go – wstała z siedziska i wygładziła ubranie. Poprawiła
koczka i podeszła do drzwi. W końcu Jim nigdy nie widział jej w szortach i
związanych włosach. Mógł doznać szoku, ale nie bardzo ją to obchodziło. Mama i
Liv stworzyły front w salonie. Scarlett zerknęła na nie przez ramię. Wyglądały,
jakby szykowały się do skoku, żeby bronić ją przed Jimem. Cudownie było je mieć
– świadomość, że nie była sama. Usłyszała dzwonek. Odetchnęła, wyprostowała się
i otworzyła drzwi. Po drugiej stronie zastała tego samego nienagannie ubranego
człowieka, o mącącej zmysły urodzie i magnetyzującym obyciu. Człowieka, którego
spojrzenie potrafiło sprawić, że serce zaczynało bić mocniej. Nie miała
zielonego pojęcia, co on w sobie miał czy gdzie się tego nauczył. Jim był
chodzącą doskonałością. A teraz spoglądał na nią ze skruchą.
- Będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeśli
poświęcisz mi klika minut i pozwolisz wszystko wyjaśnić – odparł cicho, wręcz
intymnie. Odsunęła się i wpuściła go do środka.
- Chodźmy do ogrodu – wsunęła na stopy japonki i
skierowała się do salonu. Mama i Liv mocno mu się przyglądały. – Mamo, to jest
Jim – podszedł do Sophie i przedstawił się, szarmancko całując jej dłoń. – Liv znasz
– skinęła mu na powitanie, a Scarlett już szła do ogrodu. – Dzieci są zajęte,
więc nikt nie powinien nam tu przeszkadzać – szła powoli, a on dorównywał jej
kroku. Spoglądał na nią.
- W pierwszej kolejności pragnę cię przeprosić. Zachowałem
się niedopuszczalnie – odwróciła się, żeby spojrzeć mu w oczy. Nie mówiły nic. –
To wszystko dlatego, że rozmowy o przeszłości są dla mnie trudne. Denerwuję się,
bo wstydzę się tego, skąd pochodzę.
- Dlaczego?
- Wszyscy mają mnie za takiego wspaniałego, wyjątkowego i
niepowtarzalnego. Wychwalają mój kunszt. Moja nieciekawa przeszłość średnio
pasuje do mojego wizerunku.
- Ja nie jestem wszyscy.
- Wiem, ale to była moja reakcja obronna. Zachowałem się
wtedy jak palant, bo jedyne o czym wtedy myślałem, to było zostawienie tego
tematu. Moja przeszłość to rzecz, której strzegę jak oka w głowie. Nie wie o
niej nikt. Nikt nie ma pojęcia, o czymkolwiek z tego okresu. To tabu. Już nawet
prawie nie pytają o to w wywiadach, bo nie mówię o tym. Po prostu nie.
- Nie mogłeś tak od razu? – spojrzała na niego znów.
- To były chwile, kierowały mną emocje. Pamiętasz, jak zareagowałaś
na to przeklęte zdjęcie? – pamiętała. – Ze mną było podobnie, kiedy zaczęłaś wypytywać.
Poczułem się zaszczuty – to akurat umiała zrozumieć. Może pochopnie go oceniła?
- W takim razie musimy ustalić granice. Nie chcesz rozmawiać
o przeszłości? Okej. O mojej też nie będziemy. Jeśli są jeszcze jakieś tematy,
których nie zdzierżysz, to powiedz. Bo ja nie pozwolę się tak traktować.
- Wiem – zatrzymał się gwałtownie i stanął przed
Scarlett. Ujął jej ręce i spojrzał jej głęboko w oczy. Był poruszony. – Wiem i
nie dopuszczę do tego, by taka sytuacja jeszcze kiedykolwiek miała miejsce. Jeśli
coś nie będzie mi pasowało, to powiem ci o tym. Jednak proszę, nie skreślaj
mnie. Jesteś najjaśniejszym punktem mojego życia. Ono kręci się wokół ciebie –
uniósł dłonie Scarlett i ucałował je, cały czas patrząc jej w oczy.
- Potrzebuję czasu. Doceniam to, że się tu pofatygowałeś i
to, że wyjaśniłeś mi wszystko. Jednak to nie zmienia faktu, że czuję się
urażona i jest mi zwyczajnie przykro.
- Przepraszam, po stokroć przepraszam – jeszcze raz
ucałował jej dłonie.
- Odezwę się do ciebie po powrocie do LA.
- Jesteś niesamowita – po raz kolejny ucałował jej dłonie
i ta jego determinacja troszkę zmiękczyła Scarlett. Wciąż była zła, bo bardzo
ją dotknęło to wszystko, co wówczas powiedział, ale starał się. On też uczył
się przy niej bycia w związku, więc nie mogła go tak kategorycznie skreślać. Musiała
wziąć na wstrzymanie i dać mu szansę. Sobie też. Jim spoglądał na nią z
żarliwością. Już odwykła od tego świdrującego wzroku. Z jednej strony lubiła
to, że patrzył na nią, jakby odczytywał wszystko, co nosiła w sobie, ale z
drugiej strony trochę ją to krępowało. Jim był bardzo kontrastowym człowiekiem
i trzeba było ogromnej cierpliwości, żeby to wszystko zaakceptować. Zaskoczył ją
swoim przyjazdem. Spodziewała się, że zadzwoni albo napisze do niej. Może odwiedzi
w Los Angeles, ale nie przyszłoby jej do głowy, że pofatyguje się do Niemiec. To
miłe i znaczyło, że nie była mu obojętna. Cieszyła się, że był ktoś, komu nie
była obojętna. Jim był bardzo absorbujący, ale to może też było jej potrzebne? Popatrzyła
na niego nieco mniej chłodno. Wyczekiwał. Westchnęła – skapitulowała. Puścił jej
dłonie, ale tylko po to, żeby ją przytulić. Pozwoliła mu.
Lubię kiedy w jednym poście pojawia się wielu bohaterów. Dzisiaj to właściwie pojawili się wszyscy, chociażby w rozmowach;D Brakowało mi Liv i jej rozterek w związku z Georgiem. Lubię ich siostrzane relacje. Są takie naturalne i prawdziwe. Niewymuszone.
OdpowiedzUsuńMatko, ależ Ty mieszasz w głowie! Jim to chodząca zagadka. Najpierw jestem wściekła na niego i kibicuję Scarlett w posyłaniu go do diabła, po czym on skruszony pół świata leci za nią, żeby przeprosić i... mięknę. A przynajmniej jestem w stanie zrozumiec Scarlett i to, że mu wybacza. Takie piękne słowa w przeprosinach od razu przywołują mi na myśl sprawców przemocy domowej [dziwne skojarzenia, wiem;D]. W każdym razie, w Jimie jest coś takiego, że gdyby to był film, to kiedy pojawia się na ekranie, to powinna pojawiać się mroczny podkład muzyczny.
No i Amy...;) trochę się z nią utożsamiam, bo w tej chwili mamy podobne rozterki i nasze zjedzone słonie nie gwarantują odpowiedzi. zazdroszczę jej tego NY. Może tam by mnie oświeciło?:D Choć na Amy jeszcze nie spadło rozwiązanie. Może Tom pomoże jej w odnalezieniu zyciowej drogi?;)
Cieszę się, że podkreśliłaś upływ czasu wyjaśniając które dziecko ma ile lat. To mi bardzo pomogło odnaleźć się w rzeczywistości prinzowej;D Poza tym, bardzo podoba mi się to, że wracasz we wspomnieniach do dawnych wątków jak śmierć Nico czy Liama. To jest obecne w bohaterach. Nie jest tak, że ktoś ginie i nagle wyparowuje z pamięci pozostałych. Podoba mi się ta ciągłość. Bo cały Prinz mi się podoba, to pewnie dlatego;D
Katalin
Tak na marginesie dodam, że bodaj wczoraj olśniło mnie coś w związku z Javierem. To było piękne i baaaaardzo polubiłam ten fragment.
UsuńLiv wkroczy w 87. O ile dobrze pamiętam. Albo 88. Potem Gustav i Bill. Zrobi się gorąco, podniesie się napięcie tuż przed meritum :D
Ja lubię Liv za to, że jest stuprocentowo inna niż Scarlett, ale jedno je łączy – dla miłości są gotowe do poświęceń. Liv łatwo było uciekać, zajmować się fotografią, wmawiać sobie, że Georg na pewno okaże się bee. Podjęła trud i wciąż nad sobą pracuje. Efekty poznamy już niebawem.
Cóż, Jim to złożoność. Chcąc zachować obiektywizm nie mogę spoglądać na zdjęcia, które dla niego wybrałam. Inaczej Rayanowelove bierze górę i wiesz. Ale trzymam się w ryzach. Jim jest skrajnością. Oscyluje między delikatnością a brutalnością. Czasem mu się to miesza. Niebawem to też wypłynie. Z resztą, komu ja to mówię.
W życiu ciężko zapomnieć o odejściu bliskich. Więc oni też nie mogą.
znowu Jim. a już miałam nadzieje że Scarlett na dobre się go pozbyła.
OdpowiedzUsuńLiv coraz częsciej bywa irytująca.
Czym Cię irytuje?
UsuńNo wkurza mnie Jim , myślałam że już będzie koniec, ale chyba nie.
OdpowiedzUsuńZa każdy raz jak czytma nowy odcinek, nie mogę się nawdziwić że potrafisz tak wszystko pieknie opisać, i stworzyć tak świetne dialogi, jak dla mnie jesteś najlepsza , świetnie piszesz.
Czekam na koljny post.
POzdrawiam
M.:)
Jakbym chciała go usunąć po jednej sprzeczce, to pojawienie się jego postaci nie miałoby sensu. Jim to znacznie większa historia :)
OdpowiedzUsuńMasz rację, tylko wiesz nie moge doczekać się kiedy Scarlett i Tom będą razem...;)
UsuńM.
kocham, bardzo, bardzo mocno. całym serduszkieeem. :3
OdpowiedzUsuń