23 czerwca 2013

87. W drodze.

Dyrektorowi Kreatywnemu, Specjalistce ds. Genialnych Dialogów,
Osobie, która sprowadza mnie na ziemię, gdy zbytnio popłynę z pomysłami,
Korektorowi wszelakich odchyleń (nie tylko tych w tekście),
Osobie, bez której nie raz zostałabym daleko w polu z pisaniem, planowaniem, czymkolwiek.
Osobie, która wyciąga mnie z niemocy twórczej, cierpliwie wysłuchuje moich niekończących się wywodów na temat fabuły, Toma, znów fabuły i znów Toma, no i Toma i fabuły.
Pani Niezastąpionej, czyli krótko mówiąc – Katalin.


I wszystkim tatusiom, a w szczególności jednemu.
*

15. maja 2014, Berlin

Słońce przygrzewało, bez kwitł i odurzał zapachem, a świeże, wiosenne powietrze dodawało energii. Po długiej zimie tak piękna wiosna była doskonałą nagrodą. Sophie upiła łyk mrożonej kawy i wygodniej rozsiadła się na leżaku. Z domu wyłoniła się Liv i zasunęła za sobą drzwi tarasowe.
- Przymknę, żeby ciepło nie weszło do salonu – usiadła na drugim leżaku i sięgnęła po szklankę z sokiem, którego nie zdążyła wypić wcześniej. Opróżniła ją i skrzywiła się. – Ciepły.
- Jakbyś pozwoliła Sisi być samodzielną i pozwoliła trochę wykazać się Georgowi, to byłby wciąż zimny – Sophie poprawiła słomkowy kapelusz i popatrzyła na córkę nieco rozbawiona. Nadopiekuńczość Liv była niejednokrotnie tematem żartów rodziny. Nikt już nie pamiętał o jej niechęci podczas ciąży, ani o tym jak źle była nastawiona do faktu, że miała zostać matką. Teraz, jeśli chodziło o Saoirse, to Liv była wzorcowym przykładem nadopiekuńczej matki. Zachwycało ją każe zdrowe beknięcie córki i choć starała się z tym nie obnosić, nie bardzo jej to wychodziło.
- Musiała się dobudzić. Wiesz, że lubi się wtedy do mnie przytulić – broniła się. – No i mamo, Sisi? – Sophie uśmiechnęła się szeroko, na co Liv wywróciła oczami.
- Kiedy znajdziesz ładniejsze zdrobnienie jej imienia, to przestanę ją tak nazywać.
- A nie może być po prostu Saoirse?
- Saoirse ślicznie się wymawia, ale dla takiej kruszynki musi być jakieś zdrobnienie. Ty byłaś od zawsze Hanie albo Livsy, a Scarlett była Lettsy póki pozwalała tak na siebie mówić i to wam pasowało, bo byłyście małe i śliczne.
- Albo mała Si – odparła z uśmiechem. – Właśnie! Muszę znowu zacząć ją tym gnębić – wydawała się być zupełnie zadowolona z tego pomysłu. Sophie dostrzegła, że jej córki, a w szczególności Liv, w pewnych kwestiach nigdy nie staną się dojrzałe.
- Martwię się – powiedziała nagle. Liv popatrzyła na mamę skonsternowana, nie bardzo wiedząc, o co mogło jej chodzić. – O Scarlett. Od wczoraj myślę o Jimie i nie spodobał mi się.
- Czemu? – Liv usiadła przodem do mamy splatając nogi ‘po turecku’. – Domyślam się, że nie mówisz o jego ładnej buzi.
- Nie chciałam mówić o tym przy Scarlett, bo jest wystarczająco zagubiona i nie chcę dodawać jej niepewności, ale w nim jest coś dziwnego. Jest niebywale przystojny, ma maniery godne jakiegoś arystokraty, wysławia się perfekcyjnie, no i jest taki pod każdym względem doskonały. Odnajduje się w każdym temacie, zawsze ma odpowiedź i odniosłam wrażenie, jakby starał się zdominować Scarlett. Jakby chciał mieć wszystko pod kontrolą. Zauważyłaś, że jak przyszli z ogrodu i zapytałam, co chcieliby do picia, to odpowiedział za nich dwoje? A ona się nie zbuntowała. No i pomijając to, jest taki… mam wrażenie, że skądś go znam. Jest w nim coś znajomego. Nie wiem, chód, postura, sposób mówienia. Naprawdę nie wiem co, ale coś mi nie pasuje.
- Może to przez ten serial?
- Nie, widziałam zaledwie kilka odcinków.
- Jim jest złożony, trochę zblazowany i w ogóle, ale umie ją docenić, a to jest jej teraz potrzebne. Póki nie robi niczego złego, nie skreślam go. Bo mamo – Liv popatrzyła na mamę trochę niepewnie, jakby nie była pewna, czy może poruszyć taki temat. – Ona najpierw była śmiertelnie zakochana w Mike’u. Skrzywdził ją. Potem spotkała Toma, z którym miała wszystko. Dostała taki pakiet miłości, o jakim marzy każdy. Ja mam wrażenie, że to była ta wielka miłość, o której piszą książki. To też straciła. Do tego Liam, to drugie dziecko. Ona prędko nie będzie w stanie pokochać kogokolwiek. A Jim jest kimś, kto dostarcza jej rozrywki. Z nim była chyba w każdym możliwym lokalu w LA, chodzą na koncerty, do kina. Znaczy chodzili. Wiesz, ja myślę, że ona tego teraz potrzebuje, żeby być z kimś bez żadnych dramatów. Bo ona sama chyba nie wie, czego chce. Czasem mam wrażenie, że ja wchłonęłam jej osobowość, a ona moją. Miota się, jak ja jeszcze niedawno, a ja jestem mamuśką pierwsza klasa.
- Pomijając dni, kiedy zachowujesz się, jak nadąsana kotka przy wyborze mieszkania – mama błysnęła uśmiechem, a Liv wytknęła jej język.
- Czepisz się. Wiesz, o co mi chodzi – wzruszyła ramionami.
- Wiem, Liv. To nie zmienia faktu, że martwię się o Scarlett. Nie marzę o niczym innym, jak o tym, żeby jej życie choć trochę się ustabilizowało.
- Dasz wiarę, że to trwa już… - zamyśliła się na moment. – Jakieś dwa i pół roku? A nawet więcej, trzy lata, bo przecież wszystko zaczęło się walić po tym, jak umarł Liam – Sophie pokręciła głową i zasmucona popatrzyła na starszą córkę. Liv się zmieniła. Była o wiele dojrzalsza niż jeszcze rok wcześniej, nie mówiąc o czasie sprzed ciąży. Sophie była przerażona faktem, że Liv będzie mieć dziecko. Wczesne rodzicielstwo stało się domeną ich rodziny, ale Liv była zupełnie na to niegotowa. Miała swoje wielkie marzenia i Sophie bała się, że nie udźwignie zmian, jakie miało przynieść macierzyństwo, ale stało się zupełnie inaczej. Liv dojrzała i choć czasem miała swoje lęki i fanaberie, które zazwyczaj kończyły się cichymi dniami z Georgiem, to zmiany jakie uczyniło w niej pojawienie się Saoirse, były kolosalne. Stała się odpowiedzialna i bardziej stabilna emocjonalnie. Córka była centrum jej wszechświata i to do niej dostosowywała swoje plany.
Fotografowała, miała wspaniałe dziecko i Georga, który szalał za nią coraz bardziej. Przez nią też. Była spełniona i szczęśliwa. Wyglądało na to, że zgarnęła cały deficyt radości życia i dla Scarlett pozostały tylko zgryzoty. Młodsza córka Sophie, choć wydawała się spokojna i pogodzona z życiem, wciąż błądziła. Scarlett, jakby szła do celu, ale nie wiedziała, czym ten cel był. Śpiewała, była aktywna zawodowo, pracowała nad muzyką, dużo czasu spędzała w domu albo w LA z Jimem lub Javierem, ale Sophie wiedziała, że to wszystko nie dawało jej szczęścia. Tak jakby jej szczęście odeszło razem z Tomem. To bardzo niepokoiło Sophie, bo była wobec tego bezsilna. Nie miała możliwości pomóc swojej córce. To boli, gdy matka musi patrzeć na cierpienie swojego dziecka.
Drzwi tarasowe odsunęły się i pojawił się w nich Georg z Saoirse na rękach. Dziewczynka siedziała wygodnie na tatowej ręce i opierała główkę na jego ramieniu. Obserwowała wszystko swoimi ogromnymi oczami. Zobaczywszy mamę, od razu się ożywiła. Liv odwróciła się i uśmiechnęła się szeroko, widząc tą dwójkę. Georg przysiadł obok niej, a Saoirse od razu wyciągnęła do niej ręce i uciekła z kolan taty.
- No wiesz? – zapytał urażony. – Mama pojawiła się na horyzoncie i już zwiewasz? – córka obdarzyła go promiennym uśmiechem i wtuliła się w mamę. Liv ucałowała ją w czubek głowy.
- Dużo zjadła? – szatyn pokręcił głową.
- Wypiła za to cały sok.
- To było do przewidzenia. Tylko nasza córka popija zupę sokiem – Sophie uśmiechnęła się i sięgnęła po gazetę, którą czytała wcześniej.
- Georg, co u chłopców? – zapytała, nim wróciła do lektury.
- Gustav jest w domu, a bliźniaki wciąż w Nowym Jorku. Tom podobno kogoś poznał, ale Bill był wyjątkowo tajemniczy w tej kwestii. Niebawem przylecą, żeby Tom mógł się spotkać z Davidem. Jak na moje oko, to chyba przeliczyli się, co do tego wyjazdu, bo Bill już nie tryska energią tak jak na początku. Szukają wiatru w polu, zamiast pomyśleć, w czym tkwi problem.
- Nie są tacy mądrzy, jak my – odparła Liv, puszczając Georgowi oko. Popatrzył na nią spod uniesionych brwi.
- Co ty nie powiesz? – Sophie zaśmiała się pod nosem słysząc jego sceptycyzm.
- Chciałabym, żebyśmy wrócili do tego mieszkania, w którym się pokłóciliśmy – powiedziała ni stąd, ni zowąd. – Uznajmy to za dobry omen – uśmiechnęła się szeroko, ale w głębi serca nie była taka pewna siebie. Temat mieszkania był dla niej bardzo ciężki, bo się bała. Oprócz epizodu w Paryżu nigdy nie mieszkała sama. A teraz ma rodzinę. To byłaby wielka rzecz zamieszkać razem, we trójkę. Tak powinna zrobić jako matka, bo Saoirse zasługiwała na pełną rodzinę. Już raz stchórzyła, ale teraz wie, na co się przygotować. Ostatnio myślała o kolorze ścian w kuchni. To chyba dobry znak?
- Serio?
- Nie. Żartuję, wiesz? – żachnęła się. – Oczywiście, że serio. Nie przykułam do niego wielkiej uwagi, ale pamiętam, że było dobrze usytułowane i ładne. Zadzwonię jutro i zapytam, czy jest wolne wciąż, okej? – szatyn zadowolony pokiwał głową i objął Liv ramieniem. Odetchnęła.
- Ale jesteś pewna, że pewna? Żeby nie było znów, jak ostatnio – powiedział ostrożnie łypiąc na nią z boku.
- Tak. Jestem pewna, że pewna na serio, serio – wolną ręką chwyciła dłoń Georga. Popatrzył na nią i uśmiechnął się. Tak zwyczajnie, sympatycznie. Sophie obserwowała ich kątem oka i tylko utwierdziła się w przekonaniu, że w tym wypadku zakończenie mogło być tylko szczęśliwe. Liv i Georg pokonali ogromną drogę. Oboje zmienili się i dojrzeli. Oboje się starali. Sophie znała swoją córkę i jej lęki, ale wiedziała też, że Liv nauczyła się stawiać im czoła i robić wszystko, by znikły, bo miała dla kogo walczyć. Saoirse była odpowiednią motywacją, a Georg jej w tym pomagał, był zawsze obok, zawsze z miłością. Nie był bardzo wylewny i czuły, ale kiedy patrzył na Liv, Sophie nie miała wątpliwości, co do tego, że zrobi wszystko, by jej córka i wnuczka były szczęśliwe. Sophie też tak się czuła widząc ich razem.
*

31. miesiąc od rozstania; 19. maja. 2014, Nowy Jork

Z okien ich apartamentu nie rozciągał się powalający widok. Nie było nic z tych obrazków, które można znaleźć w sieci. Jednak ani Tomowi, ani Billowi to nie przeszkadzało, bo raczej niewiele czasu poświęcali na wyglądanie za okno. Byli już miesiąc w Nowym Jorku. Bill wyobrażał sobie, że ten wyjazd nagle odmieni ich życie, ale póki co nic się nie zdarzyło. To właśnie był ten kiepski moment, w którym okazało się, że wielkie ‘buuuum’, na które czekali, nie nadeszło. Wyszli na scenę, a widownia była pusta. Tak jakby. Fakt, poznał Amy. Spędził z nią kilka udanych popołudni, ale nie czuł, żeby to jakkolwiek zmieniło jego życie. Jeśli liczył na cudowną odmianę, to mógł się nie doczekać. Czasami myślał, że lepiej byłoby wrócić do domu. Przynajmniej miałby blisko Davida, a tak… tęsknił. Skype to nie to samo, co wspólne spacery, gra w piłkę, czy cokolwiek. Jednak z drugiej strony pobyt w Nowym Jorku dawał mu złudzenie odgrodzenia się od problemów. Choć przecież miał je tam rozwiązać, to nie zbliżał się do nich. Powrót do rzeczywistości był dla niego jak radioaktywne odpady. Omijał to na kilometr. Nie postępował zgodnie z planem. Obijali się, chodzili do pubów, robili za kupy. Nie produktywnego. Co gorsza, nie pomagało. Jednak żaden z nich nie chciał głośno przyznać, że nie wyszło im to wszystko jak chcieli. W domu brakowałoby mu Amy, ale zastanawiał się, czy to wszystko miało jakikolwiek sens.
- Co jest? – Bill wszedł do pokoju z paczką żelków, przeżuwając je jak krowa trawę. Klapnął na sofie i położył nogi na oparciu fotela stojącego obok.
- Nic, zastanawiam się, jak ci powiedzieć to, co mam ci do powiedzenia – Bill popatrzył na brata z przerażeniem. Przestał jeść. Tom parsknął śmiechem i usiadł obok. – Nie mów nie.
- To może powiedz mi, o co ci chodzi.
- Bo ostatnio Amy pytała mnie, co robisz, kiedy my wychodzimy. No i tak gadaliśmy o tym naszym pobycie tutaj i wymyśliła, żebyś któregoś razu też przyszedł. Uznałem, że nie będziesz chciał, bo we trójkę i w ogóle. Wtedy zaproponowała, że zaprosi koleżankę. Zarzekała się, że jest normalna i nie będziemy następnego dnia na rozkładówce wszystkich brukowców. Powiedziałem, że pogadam z tobą.
- Podwójna randka? Serio? – mlasnął, wrzucając do ust kilka żelków. – Pogięło cię – popukał się palcem w czoło, patrząc na Toma sceptycznie.
- Też tak sobie pomyślałem, ale to nie będzie randka. Bo ja nie chodzę z Amy na randki. To nie ten etap. Wypijemy kilka piw, pogadamy. Będzie nieźle. No i nie będę się czuł winny, że zostałeś sam w hotelu. Mama też mi będzie wdzięczna za to, że nie będziesz mordował jej skype’em o nieludzki porach.
- Ona cię bierze pod pantofel, Tom.
- Nie, staram się robić rzeczy, których dotąd nie robiłem.
- Wiesz, byłbym zachwycony podwójną randką z tobą, Scarlett i Rainie. Wtedy nie musiałbyś dwa razy mówić, ale tak? Amy jest spoko, przynajmniej po pijaku, ale ta obca laska… to będzie dziwne.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale Rainie jest w jakimś nieznanym nam mieście, a Scarlett… a Scarlett nie ma – Bill patrzył na niego spode łba. – Jest tylko Amy i jej koleżanka – młodszy bliźniak wpatrywał się w niego jeszcze chwilę. Chyba wyczuł, jak mu na tym zależało.
- Okej – uniósł ręce w poddańczym geście. – Ale jak okaże się, że jest dziwnie, to oznajmiam, że moje rybki boją się wody i muszę przy nich być, po czym wychodzę – teraz to Tom patrzył na niego, jak na idiotę. Parsknął śmiechem.
- W porządku. Jak usłyszę, że twoje rybki boją się wody, czy coś w ten deseń, to wychodzimy.
- Lubisz Amy?
- Zależy jak definiujesz lubić.
- Randki, wymiana bakterii, płynów ustrojowych i te sprawy, zaręczyny, ślub, domek z ogródkiem? – Tom wywrócił oczami, kręcąc głową z niedowierzaniem. Bill potrafił wszystko doskonale ubrać w słowa.
- Pasa i dom z ogrodem już mam, na razie nie chcę innego.
- Czyli nie zaiskrzyło? – zapytał rzucając na podłogę pustą paczkę.
- To nie tak. Lubię ją, cieszą mnie spotkania, myślę o niej, bo jest naprawdę świetną dziewczyną. Jest śliczna, mądra, zabawna i ma cięty język. Nie da się z nią nudzić, bo wciąż wpada na jakieś szalone pomysły i chce wszędzie chodzić, oglądać i w ogóle, ale sam nie wiem.
- Nie zaiskrzyło. Z resztą, jak mogło, skoro wciąż nosisz na szyi wisiorek, który miałeś ze Scarlett – Tom był wyraźnie zdziwiony tym, że Bill to wiedział. Instynktownie sięgnął ręką do łańcuszka, aby upewnić się, że wciąż tam był. Choć przecież nie zdjął go ani razu. Nie umiał przestać nosić tej połówki serduszka. Choć to irracjonalne po takim czasie. To wiązało się z ogromną częścią jego życia, a tego nie da się wyrzucić z serca i pamięci. Nosił ten wisiorek razem z innym i sądził, że był niewidoczny.
- Nie potrafię go zdjąć – wzruszył ramionami, jakby to nie miało znaczenia.
- Tak się składa, że Scarlett też chyba ma problem z obsługą zapinki łańcuszka – teraz Tom był jeszcze bardziej zdzwiony. Ostatnim czego się spodziewał było to, że Scarlett też niosła swoją połowę serca. Myślał, że skończyła z nim definitywnie, a przynajmniej mogły o tym świadczyć zdjęcia, które widział w Internecie kilka tygodni temu. Była niesamowicie piękna w naturalnym kolorze włosów. Jako brunetka bardzo mu się podobała, ale teraz dostrzegł, że w blondzie była jeszcze ładniejsza. No i Felston, który na każdym zdjęciu wgapiał się w nią, jak ciele w malowane wrota. Nie dziwił mu się. W sukience w biało-granatowe paski, espadrylach i słomkowym kapeluszu wyglądała, jak wyjęta z jakiegoś filmu. No i ten uśmiech. Na niektórych był też Fontaine. Tam nie widział jej tak dobrze, bo siedzieli w jakiejś knajpie. Ciekaw był, co ją łączyło z tymi dwoma. Z dwojga złego Fontaine nie mierził go tak, jak Felston. Chociaż przecież jakikolwiek facet u jej boku, ani trochę mu się nie podobał. Doskonale wiedział, że nie mógł tak myśleć. Wciąż był zazdrosny i martwił się o nią. Mimowolnie. Generalnie o tym nie myślał, ale kiedy widział ją z kimś, skakało mu ciśnienie. Tak było i przestał z tym walczyć. Skutki ich rozstania pewnie będą dawać mu się we znaki jeszcze długo.  
- Nie spodziewałem się tego.
- Bo wy oboje udajecie, że ruszyliście dalej, że nic się nie stało i wszystko jest super, ale żadne z was nie zdejmie tego choler’nego łańcuszka, bo wciąż się kochacie, choć staracie sobie wmówić, że jest inaczej – wstał z kanapy. – Gdzie idziemy?
- Do pubu, o ósmej – Tom patrzył, jak brat zniknął w łazience i podszedł do okna. Świadomość, że Scarlett też nie umiała z nim skończyć, wcale nie pomagała mu budować nowych relacji. Musiał coś z tym zrobić, bo stracił całą ochotę na wieczorne wyjście.

Amy i jej tajemnicza koleżanka, która, jak się potem okazało, miała na imię Elizabeth, ale jak większość kobiet noszących to imię wolała, by mówiono do niej Beth. Zatem Amy i Beth sprawiły, że Tom zapomniał o swoich rozterkach związanych z rozmową z Billem. Jego bliźniak też wydawał się bawić całkiem nieźle. Może nie fantastycznie, ale przynajmniej nie był ostentacyjnie znudzony.
Beth stanowiła zupełne przeciwieństwo Amy. Pewnie dlatego tak bardzo się lubiły. Beth była brunetką z grzywką niemal wchodzącą jej do oczu i dziwacznym kokiem na czubku głowy. Miała zielone oczy i mleczną cerę. Tom musiał przyznać, że nie była najpiękniejsza, ale jej oczy bardzo przykuwały uwagę. Była kilka centymetrów niższa od Amy, czego nie starała się tuszować wysokimi obcasami. Odziewała się w falbany, szyfony i inne fruwające rzeczy. Tym razem miała na sobie kremową bluzkę z żabotem, złudnie podobną do koszuli Billa, ale w to Tom wolał nie wnikać, bo musiałby się zacząć zastanawiać, gdzie jego brat szukał inspiracji. Tak czy owak wydawała się sympatyczna. Odbywały razem staż, wcześniej razem studiowały, a teraz razem wynajmowały mieszkanie, choć jej rodzice mieszkali na obrzeżach Manhattanu. Tom podejrzewał, że też szukała niezależności. Tyle zdołał się dowiedzieć od początku ich spotkania. Ku jego uldze rozmowa toczyła się swobodnie, na temat wszystkiego poza ich sławą. Wydawało się tak, jakby żadnej z nich to nie interesowało. Podobało mu się to. Tom zdawał sobie sprawę, że a Ameryce nie byli tak sławni, jak w Europie, ale mimo wszystko nie raz został zaczepiony na ulicy. Nowy Jork dawał mu anonimowość, mógł wtopić się w tłum, ale to nie sprawiało, że nikt go nie rozpoznawał. A w tym pubie czuł się zupełnie swobodnie, bo nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. A przynajmniej nie zauważył tego. Tom objął wzrokiem dziewczyny i wygodnie rozparł się na krześle. Pociągnął łyk piwa.
- Nie rozumiem – powiedział zwracając na siebie uwagę całej trójki. – Jak takie dziewczyny jak wy mogą być wciąż wolne – Bill uniósł brwi w zdziwieniu. Zawsze uważał, że Tom miał lepsza gadkę na podryw, ale w sumie. Po ich wcześniejszej rozmowie nie powinien sądzić, że Tom chciał którąkolwiek z nich poderwać. Czasem, kiedy tak wychodzili wieczorami i przebywali wśród różnych ludzi, zastanawiał się, dlaczego nie mogli być po prostu dwoma młodymi facetami, którzy spędzają wieczór w gronie ładnych dziewczyn. Dlaczego nie potrafił pożegnać się Rainie i ruszyć dalej. Dlaczego tom nie umiał otrząsnąć się po Scarlett. Dlaczego to wszystko musiało być takie trudne? Tak, jak teraz. Mieli przed sobą dwie śliczne dziewczyny. Mógłby zaprosić Beth na kawę czy na drinka, ale nie chciał. Nigdy nie umiał angażować się w związek bez uczuć. Tom był w lepszej sytuacji. Umawiał się z Amy, lubił ją i była szansa, że z czasem przełamie się i będzie z tego coś więcej, bo Amy wydawała się być naprawdę dobra dla niego. Przeciwieństwo Scarlett, czyli to czego teraz potrzebował. Ona też chyba go lubiła. Bill nie umiał ocenić, jak bardzo, ale sposób w jaki na niego spoglądała, mówił sam za siebie.
- Gadki nie ma po mnie – mruknął, popijając swoje piwo. Dziewczyny się roześmiały.
- Nie wiem – odparła Beth. – Pewnie z podobnych względów, dla których wy też jesteście sami. Byłam w jednym długim związku i po tym, jakoś nie miałam ochoty na inne. Nie poznałam nikogo, z kim chciałabym być dłużej. Tak chyba jest, nie? Obracasz się wśród wielu ludzi i wszyscy są nijacy, póki nie zobaczysz tej właściwej osoby.
- Czasem to nie jest takie oczywiste – Amy uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając na koleżankę. – Beth to niepoprawna romantyczka. Ilość powieści, które przeczytała nie liczy się już w dziesiątkach.
- Znam jedną osobę o podobnych upodobaniach – odparł Tom. Bill popatrzył na niego zaskoczony tym, że nawiązał do Scarlett. Nie w oczywisty sposób, nie sądził, by dziewczyny jakkolwiek połączyły ją z tym, ale sam fakt, że o niej wspomniał, był znaczący. Coś się ruszyło, bo zaczynał o niej wspominać, tak po prostu.
- Ja przynajmniej nie jestem niewrażliwa na romantyzm – mruknęła, łypiąc na Amy. Była wyraźnie zawstydzona długim językiem blondynki.
- Chyba tylko dlatego ze sobą wytrzymujecie, co? Każda ciągnie w innym kierunku – Amy uśmiechnęła się do Billa, kiwając głową. Napiła się piwa.
- Choć mój pedantyzm i jej bałaganiarstwo czasem spotykają się po drodze i wtedy wychodzi z tego huragan.
- Skądś to znam – Bill błysnął uśmiechem i popatrzył na brata. Paczka po żelkach zniknęła z podłogi w niewytłumaczalny sposób, kiedy pofatygował się, żeby w końcu ją podnieść. Tom nie mógł znieść, że nie została sprzątnięta i choć zarzekał się, że nie będzie po nim sprzątał, to i tak to robił. Mimo wygody, Bill starał się nie przeciągać struny i mieszkając znów z Tomem, trochę panował nad zostawianiem swoich rzeczy i śmieci, gdzie popadnie. No, ale tylko trochę.
Nie chciał robić sobie zbyt wielkich nadziei, ale coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Tom i Amy bardzo dobrze dogadaliby się ze sobą. Cieszyłby się, jakby chociaż jego brat ułożył sobie jakoś życie, ale to w tej chwili były tylko jego płonne nadzieje. Za dobrze się znali. Za dużo rzeczy było nie tak, choć żaden o tym nie mówił.
- Co was tu w ogóle sprowadza? – najwyraźniej Amy nie mówiła Beth nic na ich temat, skoro pytała o to. W sumie wygodniej byłoby, jakby ten temat nie został poruszony, ale przynajmniej wiadomo było, że Amy nie przekazywała przyjaciółce ploteczek po każdym spotkaniu z Tomem. Choć przecież pytała o rzecz oczywistą. Nie powinien się martwić, bo nie musiał mówić zupełnej prawdy.
- Chcieliśmy zmienić otoczenie. Przed nami praca nad albumem, szukamy tu dystansu – Bill miał nadzieję, że wybrnął, ale w Beth najwyraźniej obudziła się dziennikarska dociekliwość.
- Znaleźliście go? – nie mógł świrować. Skoro Amy za nią ręczyła, musiała być w porządku. Nie mogli uciekać przed każdym nowopoznanym człowiekiem. Tak się nie dało. No i po raz kolejny powtórzył sobie, że nie pytała o nic prywatnego.
- Jesteśmy w drodze – uśmiechnął się i dopił piwo. – Jeszcze po jednym? – zapytał podnosząc się z krzesła. Było to pytanie retoryczne, ale uznał, że to najlepszy sposób na ucieczkę. Kiedy odchodził do baru usłyszał, jak Amy poruszała jakiś inny temat. O ile dobrze usłyszał, mówiła o dobroczynnych dla zdrowia właściwościach brokuł i zielonej fasolki. Czyli podjął idealny moment na odmarsz. Na myśl o brokułach robiło mu się słabo.
*

32. miesiąc od rozstania; 27. maja 2014, Beverly Hills

Scarlett nie mogła powiedzieć, że jej spotkania z Jimem były takie jak na początku albo takie, jak jeszcze całkiem niedawno, czyli krótko mówiąc – bez ubrań. Z przestrzeni czasu to wydawało jej się bardzo dziwne. Cała ta ich relacja. A pomimo tego, wciąż miała do niego słabość. Musiała też uczciwie przyznać, że zaczęła go obserwować. W sumie to od przylotu do Los Angeles widziała się z nim raz, ale była czujna. Samo wyszło. Tak, jak wyszedł z niego inny człowiek. Oczami wyobraźni widziała scenę z filmu o maltretowaniu kobiet. Dlaczego tego nie skończyła? Bo ją, kurczę, do niego ciągnęło. Kiedy objął ją ramieniem i przytulił do siebie, gdy szli brzegiem oceanu, czuła się fantastycznie. Miał coś niesamowitego w oczach. Uwielbiała je. Były niemal czarne i tak nieziemsko hipnotyzujące, że nie umiała się im oprzeć. Bardzo lubiła, jak na nią patrzył. Czuła się wtedy najbardziej wyjątkowa. Sama nie wiedziała, skąd brała się u niej ta potrzeba uwielbienia z jego strony. Była i już. Teraz, gdy jechała z Javierem jego autem i tak popatrzyła na jego profil, stwierdziła, że jego byłoby łatwiej pokochać. Javier, pod swoją maską macho, był zupełnie czarujący i czuły. Nieskomplikowany. Bez tajemnic. Był chyba spełnieniem marzeń każdej dziewczyny.
Pytanie brzmiało, dlaczego nie potrafiła zaangażować się w związek, z którymś z dwóch obłędnych przystojniaków, którzy o nią zabiegali.  Fakt, Jimowi pozwoliła na więcej, ale taki był plan. aby łączył ich tylko pociąg fizyczny, nie chciała niczego więcej. Nie potrzebowała zaangażowania. Po prostu z Jima emanowało coś takiego, co uświadamiało dziewczynie, że na wielką miłość nie miała co liczyć. Chyba dlatego go wybrała, aby nie było komplikacji. Wiadomo, polubiła go, bo ciężko nie przywiązać się choć trochę, ale ta relacja kończyła się na zauroczeniu. Z Javierem by tak nie potrafiła, zbyt dobrze go znała i wiedziała, że on pragnął czegoś więcej. Fakt, wiedział, że z jej strony może liczyć tylko na przyjaźń i chyba na razie mu to wystarczało. Scarlett nie była pewna, jak długo. Nie miała też pewności, co do słuszności swoich czynów, ale póki nie przekona się, jak to wszystko wyjdzie, nie miała szansy się dowiedzieć. Javier zaparkował przed restauracją, popatrzył na nią i wsunął na nos okulary przeciwsłoneczne.
- Paparazzi są za drzewami – Scarlett skinęła głową i odszukała w torebce swoje okulary. Nim poprawiła się w lusterku, Javier otworzył przed nią drzwi i podał jej rękę. Miała wyjątkowo wysokie szpilki, więc chcąc wyjść z sytuacji z gracją, potrzebowała jego pomocy już przy wsiadaniu. Bo Javier jeździł Kią Sportage, więc wsiadanie i wysiadanie było nieco bardziej złożoną czynnością, jeśli było się tak genialną i zdecydowało się na czternastocentymetrowy obcas. Była nieco zażenowana.
- Ja tylko chciałam dorównać ci wzrostem – wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się uroczo. Javier pokręcił głową i objął ją ramieniem. Pozwoliła mu na to, mając szansę nieco schować się przed obiektywami aparatów. – Chciałabym z tobą porozmawiać o Jimie – odparła chwilę później, siadając przy stoliku.
- Ze mną? Przecież ja go nawet nie znam.
- Wiem, ale może mi pomożesz. Ostatnio jest między nami dziwnie – westchnęła.
- Nie powinnaś o tym pogadać z Liv? – mężczyzna nie do końca pojął jej intencje. – Wiesz, nie jestem specem od związków.
- Nie, w tym sensie. Spokojnie – uśmiechnęła się przeglądając kartę dań. – Mam ochotę na sorbet truskawkowy – Javier przywołał kelnera i złożył zamówienie. Rozmawiali o błahostkach, póki nie otrzymali deserów. – Chodzi mi o to, że obaj jesteście… - zastanowiła się moment. – Podobni medialnie - dokończyła. – Obaj stanowicie obiekt westchnień wielu kobiet, tych sławnych i tych zupełnie nie. Łudzę się, że może podsuniesz mi jego tok myślenia – zawiesiła głos, najwyraźniej nie będąc zadowoloną z tego, co powiedziała. – Och, sama nie wiem, o co mi tak naprawdę chodzi, po prostu martwię się trochę. Najpierw znalazłam u niego zdjęcie, którego fizycznie nie miał prawa mieć, a potem nakrzyczał na mnie i był… bardzo nieprzyjemny. Fakt wyjaśnił mi wszystko i przyjęłam to, ale wiesz. Jestem nieufna, a przez to jest dziwnie.
- Pytałaś go skąd ma to zdjęcie? – Scarlett skinęła głową. – Sądzisz, że faktycznie może je mieć z tego źródła? – tutaj się zawahała. Jim przyznał, że miał je od Alphie’go, ale skąd wiedział, że Alphie je miał? Z Facebooka. Musiała to sprawdzić. Uśmiechnęła się.
- Trafne pytanie, kiedy sprawdzę, czy faktycznie może je mieć od tej osoby, upewnię się, że nie kłamie. Nie wpadłam na to. Uwielbiam cię – uśmiechnęła się szeroko i skosztowała swój sorbet. Javier jedynie odwzajemnił uśmiech.
- Nie jest agresywny? – blondynka znów zaprzeczyła ruchem głowy.
- To było jednorazowe, jeśli się powtórzy, powiem mu ciao. Z resztą wtedy zaczęłam wypytywać go o bardzo prywatne rzeczy, jakby on poruszył temat Toma, to też zapałałabym chęcią mordu.
- Wiesz, ma Cherie  – uśmiechnął się łagodnie. – Nie chcę nic ujmować twojej sile, ale myślę, że w razie bójki, Felston miałby nieco większe szanse – Scarlett wywróciła oczami, oblizując łyżeczkę.
- Ten sorbet smakuje obłędnie, a poza tym, to nie znasz moich możliwości – mrugnęła zaczepnie do Javiera i zaczęła znów jeść.
- Dobrze, już nic nie mówię – uniósł ręce w poddańczym geście. Przyglądał jej się. Czuła to, ale nie podniosła wzroku. Nie wiedziała, co powinna zrobić, bo przyłapując Javiera na jawnym patrzeniu na siebie, musiałaby być gotową na niezbyt komfortową rozmowę, a tego jeszcze nie chciała. Powoli odłożyła łyżeczkę i podniosła na niego wzrok. Napotkała spojrzenie Javiera i uśmiechnęła się, bo to wydało jej się słuszne w tej chwili.
- A teraz powiedz mi, jak twoje romanse – uśmiechnęła się jeszcze szerzej, a Javier zaczął przytaczać jej anegdotki z salonów. Dzięki niemu mogła być na bieżąco, kto z kim i dlaczego.

Scarlett spędziła z Javierem całe popołudnie i część wieczoru. Na moment zapomniała o swojej Facebook’owej misji. W ogóle zapomniała o swoich zmartwieniach, bo Javier postarał się o to, aby nie robiła niczego innego poza śmianiem się. W pewnym momencie myślała, że ich wyproszą. On był naprawdę wspaniały i cały niefortunny początek ich znajomości wydawał jej się teraz mglistym wspomnieniem.
Wyszedłszy z łazienki, osuszyła włosy ręcznikiem i wciągnęła na siebie duży T-shirt z Homerem Simpsonem. Rzuciła ręcznik na łóżko i sięgnęła po szczotkę leżącą obok laptopa. Wtedy przypomniała sobie o Facebook’u. Kiedy zalogowała się na stronę, wahała się przez moment. Sprawdzając Jima, potwierdzi przed samą sobą, że zupełnie mu nie ufała. Czy chciała tego? Czy nie powinna okazać trochę wiary po tym , jak pofatygował się do niej do Niemiec tylko po to, żeby ją przeprosić? Jej dłonie na sekundę zawisły nad klawiaturą.
Odpowiedź brzmiała: nie.
Była tylko dziewczyną, która przeszła zbyt dużo, żeby bawić się w niepewności. Mogła to sprawdzić i nie mówić mu o tym. Czy to takie straszne? Scarlett potrzebowała pewności, co do tego, czy mogła mu zaufać. Bo tak to już bywa, że gdy ktoś to zaufanie raz naruszy, to potem ciężko je odbudować. A ona nie zamierzała inwestować w znajomość z człowiekiem, który robił jakieś dziwne rzeczy za jej plecami. Przecież Jim mógł poprosić ją o jakieś zdjęcia z przeszłości. Pokazałaby mu, choć przecież umówili się, że interesuje ich tylko chwila obecna i dają sobie spokój z pytaniami. Coś nie dawało jej spokoju od momentu, kiedy znalazła to zdjęcie. Teraz mogła uzyskać odpowiedzi i zamierzała to zrobić.
Prędko wpisała w wyszukiwarkę imię: Albert. Tylko jak on się nazywał? Myślała chwilę zanim skojarzyła. Jak ta kobieta z Bundestagu. Wpisała dalej: Steinbach. Nic. Kilka Albertów Steinbachów, ale żaden nie był właściwym. Zawęziła krąg poszukiwań. Zaczęła szukać po pseudonimie, nie tylko na Facebook’u, ale w ogóle w sieci. Alphie też nigdzie się nie znalazło. Nie była bardzo bystra, jeśli chodziło o komputery, ale nie sądziła, by coś przeoczyła. Zaczęła szukać innych starych znajomych począwszy od Natashy i Samary. Przy okazji dowiedziała się, że Natasha wyszła za mąż i miała syna.. Troszeczkę ją zaniepokoiło to, że nie mogła go w żaden sposób znaleźć. Bo nie chodziło już o to, że Alphie nie miał Facebook’a. Mógł go dezaktywować od tamtego czasu. Problem tkwił w tym, że on w ogóle nie istniał w sieci. Nie przewijał się w komentarzach jej dawnych znajomych. Brigitte studiowała w Austrii, Christine wyszła za Mateo, a Basty wyemigrował do Wielkiej Brytanii. O Alphie’em ani słowa. Cała piątka była w kręgu swoich znajomych, a jego nie było. Nie podobało jej się to. Skoro Alphie wsiąkł, to jakim cudem Jim miał od niego zdjęcie? Opadła na oparcie kanapy wpatrując się w ekran komputera. Na szukaniu spędziła kolejne trzy godziny, ale nie znalazła nic. Poczuła niepokój. Mogłaby napisać wiadomość do Bastiana, ale po takim czasie to byłoby bardzo dziwne. Musiała zrobić coś innego. Mogłaby postawić Jima pod ścianą, ale po co? Wyszłaby na idiotkę. Musiała to załatwić inaczej, skoro nie był z nią szczery.
Była tylko ciekawa: dlaczego?
Szybko wyłączyła komputer i odsunęła go daleko od siebie, jakby parzył albo był radioaktywny. Był środek nocy, ale pomimo tego poszukała DVD, które kupiła i włączyła sobie jakiś lekki film. Nie chciała iść spać w ciszy i ciemności. Czuła się taka poddenerwowana i niespokojna. Usnęła nad ranem, tuż przed samym końcem filmu. Bo nawet Josh Duhamel nie pomógł jej zbyt szybko się wyciszyć.
*

1.06.2014, Nowy Jork

Od pierwszego wyjścia we czwórkę spotkali się tak jeszcze dwa razy. Potem Bill już nie chciał, bo uznał, że to poprowadzi go w rejony, w które nie chciał zawędrować. Nie wykluczał, że da się namówić na takie spotkanie jeszcze raz czy dwa, ale nie podobała mu się granica między Tomem i Amy, a nim i Beth. Nie chciał, żeby wyglądali, jak dwie pary na wspólnej randce. Lubił Beth, ale nie widział siebie z nią w jakiejkolwiek przyszłości. Tom to uszanował. Bill i tak poczynił postępy. Jego uraz do przelotnych znajomości spowodowany nieudanym końcem przyjaźni z Laurą, wciąż był zbyt silny. Nie chciał powtórki z rozrywki z Beth. Była ładna, zgrabna i wyraźnie jej się podobał. To mu wystarczyło. Bo była raczej bezpośrednia. Tom zaakceptował decyzję brata i wrócił do spotkań z Amy sam na sam.
Teraz był pierwszy raz w jej mieszkaniu. Zaprosiła go, bo chciała żeby spróbował w końcu jej kuchni. Wciąż opowiadała mu o swoich pomysłach, więc czemu nie? Ile można chodzić do pubów i kafejek. Beth pisała jakiś felieton, którym chciała zaimponować komuś w redakcji. Wszedł za Amy do kuchni. Ładnie pachniało. Usiadł przy stoliku, a ona wróciła do gotowania. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Była ładna. Jasne meble, jasnozielone ściany. Na stosiku przed nim leżała korespondencja. Mimowolnie łypnął okiem. Chciał tylko zerknąć, żeby dowiedzieć się, jakie Amy miała nazwisko i zdziwił się.
- Emma White? – wypowiedział swoje myśli na głos i spojrzał na nią z dozą konsternacji w oczach. Amy zaśmiała się, słysząc powątpiewanie i przerażenie w jego pytaniu i pokiwała głową.
- Nazywam się Emma White.
- Dlaczego nie Amy? – zmarszczył brwi, niezadowolony ze skonstruowania wypowiedzianego pytania, a Amy, czy Emma, znów uśmiechnęła się szeroko.
- Stara historia – machnęła nożem i wróciła do siekania.
- Czyli nie ukrywasz przede mną swojej tożsamości? – dziewczyna parsknęła śmiechem i pokręciła głową. Zabrała deskę i odwróciła się, by przerzucić cebulę na patelnię.
- Rodzice nazywali mnie Emi, a ja sama kiedy uczyłam się mówić, zaczęłam wymawiać to jak Amy i tak zostało. Dziwnie się czuję, kiedy ktoś nazywa mnie prawdziwym imieniem. Choć nie cierpię być Amy, to przylgnęło to do mnie tak bardzo, że nie umiem być już Emmą. Emmą byłam tylko dla niektórych wykładowców na studiach. Moja mama też mnie tak nazywa, kiedy po raz enty odmawiam jej powrotu do domu. Cała historia.
- Emma – wypowiedział, a ona uśmiechnęła się pod nosem słysząc, w jaki sposób to zrobił. – To ładne imię.
- Wiem, że jest ładne.
- Pasuje do ciebie – odparł wpatrując się w jej plecy i smukłą szyję.
- Może i pasuje, ale tak przywykłam do Amy, że wiesz. Nie zawsze pamiętam, żeby zareagować,  kiedy ktoś nazywa mnie Emmą – zabrała się do mieszania czegoś czym, po chwili zaczęła napełniać makaron cannelloni. Nie trwało to długo, gdy wstawiła do piekarnika naczynie żaroodporne. Potem umyła ręce i usiadła naprzeciw Toma. – 10 minut.
- Tworzysz cuda? – dziewczyna pokręciła głową i spojrzała na nadawcę listu. Zwykła reklama. Rzuciła kopertę z powrotem na stół.
- Ciekawa jestem, czy ci będzie smakowało. Kiedyś jadłam coś podobnego w jakiejś knajpie, ale było coś nie tak z farszem, więc zmodyfikowałam przepis. To moja trzecia próba, Beth nie była zadowolona z dwóch poprzednich, ale myślę, że tym razem będzie okej.
- Beth też jest wegetarianką?
- Coś ty – pokręciła głową. – Jest gotowa zabić za porządny kawałek kotleta. Dlatego mamy ścisłe granice w zamrażarce. Choć nie lubi gotować, więc najczęściej żywi się tym, co ugotuję, a że gotuję codziennie wypróbowując to, co wpadnie mi do głowy, to wiesz. Wychodzi na tym nieźle – Tom objął Amy spojrzeniem. Miała na sobie krótką spódniczkę w duże kwiaty i luźną dzianinową bluzkę. Wyglądała, jak zawsze ładnie, choć mniej retro niż zwykle. Pasowało do niej taki styl, ale do niej pasowało chyba wszystko. W dodatku był zachwycony jej krótkimi włosami. Nie spotkał jeszcze żadnej dziewczyny, której tak bardzo pasowałaby taka fryzura. Dzięki temu miała wyeksponowaną twarz. A była urocza. No i te brązowe oczy. Amy miała śliczne oczy. – O matko, Tom. Nie patrz tak na mnie – szturchnęła kolanem jego kolano i wstała od stolika. Była wyraźnie zawstydzona. Sprawdziła jedzenie i krótką chwilę później wyjęła je z piekarnika. Nadziała kawałek na widelec i dmuchając, żeby wystygło podeszła z tym do Toma. Podsunęła widelec do jego ust, a on niepewny swojego losu zjadł. Przeżuwał powoli, jakby jedzenie miało mu eksplodować z ustach. Amy spoglądała na niego wyczekując. Pokiwał głową.
- Dobre. Serio dobre – uśmiechnął się i odetchnął jakby z ulgą. Amy tego nie zauważyła i całe szczęście, bo on tak naprawdę nie wiedział, czego się spodziewać po tym jej gotowaniu. Nie dość, że to było wegetariańskie, to jeszcze jakby się okazało niesmaczne, to miałby problem. Bo nie wiedziałby, co powiedzieć, ale w sumie teraz też nie wiedział, bo bardzo mu zasmakowało.
- Cieszę się. Mogę już wpisać ten przepis do mojej karty dań – odparła zadowolona, nakrywając stół. Po chwili przed Tomem wylądowała solidna porcja makaronu i lampka wina. Amy usiadła naprzeciw i stuknęła kieliszkiem o jego kieliszek. – Za marzenia. Wiesz, to piaty przepis, który będę podawać w mojej knajpie.
- Pokażesz mi inne? – zapytał, kiedy przeżuł. Dziewczyna z ochotą pokiwała głową. – Jak sobie wyobrażasz otwarcie tej restauracji?
- Musisz psuć mi tą chwilę? Rzadko kiedy udaje mi się dopracować przepis przy trzech podejściach. Nie mam ani grosza, bo życie tu nie jest tanie. Pewnie będę musiała wziąć kredyt, ale najpierw chcę skończyć staż. Jak mnie zatrudnią na stałe, to będę myśleć, co dalej.
- Uda ci się.
- Po czym wnosisz? – zapytała z uśmiechem.
- Bo taka jesteś. Wciąż znam cię słabo, ale masz w sobie determinację i wolę walki o siebie, gdyby tak nie było, to byłabyś żoną farmera i uczyłabyś w szkole w Jefferson – Amy była wyraźnie poruszona tym, co powiedział Tom. Uśmiechnęła się i delikatnie złapała go za rękę.
- Obyś miał rację. Obyś miał rację. Obyś miał rację – odetchnęła. – Zawsze powtarzam trzy razy, jeśli bardzo chcę, by coś się spełniło. Ostatnio tak zrobiłam po aplikacji na staż. No i się udało. O matko, zapomniałam o Beth! – zabrała rękę i wyciągnęła się na krześle, jakby dzięki temu mogła przekrzyczeć muzykę w pokoju koleżanki. – Beth, jedzenie! – krzyknęła, a dziesięć sekund później muzyka ucichła. – Jeśli o to chodzi, to zawsze słyszy. Gorzej, jak krzyknę: Beth, twoja kolejka ze sprzątaniem. Wtedy jest głucha jak pień – powiedziała kręcąc głową. Tom uśmiechnął się pod nosem. Amy była jak wulkan energii i lubił ją coraz bardziej. Miło się poczuł, kiedy złapała go za rękę. To było takie niewinne i czułe zarazem. Nie było w niej nic z wyrachowania i to chyba była jedna z rzeczy, które cenił w niej najbardziej.
*

3. czerwca 2014, Loitsche

Nie był w domu od jakichś sześciu tygodni. Czuł się z tym dziwnie. Do tej pory o tym nie myślał. Czas płynął, a on po prostu to przyjmował. Zapełniał go. O niemal wszystkim myślał w kresi przyszłości, a nie robił niemal nic. Nie starał się nawet zabrać za rozwiązywanie problemów. Bill też, a nawet bardziej. Momentami popadał w skrajności, bo bywało, że był zadowolony z tego, że znajdował się z dala od swoich rozterek, o których w domu myślał znacznie więcej, niż poza nim. Jednak przez większość czasu zwyczajnie tęsknił. Do wyjazdy spotkania z Davidem dominowały w jego planach tygodniowych, czy miesięcznych, czy w ogóle życiowych. Całą resztę ustawiał sobie pod wyjazdy do Loitsche. Chyba, że chodziło na przykład o trasę czy inne ważne zobowiązania. Wtedy siłą rzeczy musiał zachować hierarchię ważności, ale odkąd wkroczył w życie Davida nie było tak, by nie widział się z nim tak długo. Czuł w związku z tym wyrzuty sumienia. Zaniedbał syna, bo myślał, że w tym wypadku cel uświęcał środki, ale nie był już tego taki pewien. Wprawdzie poznał Amy i spotkania z nią były jedną z lepszych części tych sześciu tygodni, ale nie były tak dobre, by nie czuł się nie w porządku w stosunku do syna.
Bill pewnie jeszcze spał, ale on chciał jak najszybciej zobaczyć się z Davidem. Siedzieli z mamą i Gordonem do późna. Powiedziała mu o wizycie Scarlett. To go po prostu zszokowało. Przyjaźń jego mamy z mamą Scarlett była nieprzerwana, pomimo ich rozstania, ale nie spodziewałby się, że Scarlett sama zjawi się w jego domu. Nie był zły. Zastanawiał się tylko: dlaczego? Wspomnienia? Ucieczka od swoich problemów? Co innego? Mama mówiła mu, że była trochę przygaszona i szukała we wszystkim wesołości. Nie starała się wracać do wspomnień, ani tego co przeżyła w ich domu. Rozmawiały o błahostkach, bawiła się z psami i była zadowolona, że znów się tam znalazła. Nie było w tym nic wielkiego. A jednak Tomowi nie dawało spokoju pytanie: co ją tam sprowadziło? Ona przewijała się w wielu rozmowach, wspomnieniach, w życiu Billa, Georga, Gustava i siłą rzeczy nie mógł uciec od niej. W dodatku dowiadywał się o tym, że wciąż nosiła swoje pół serduszka albo że odwiedziła jego mamę. Nie potrafił zerwać tej nici, która ich wciąż w jakiś sposób łączyła. I chyba dlatego nie potrafił zacząć myśleć poważnie o Amy. Musiał coś z tym zrobić.
Wszedł na posesję. Umówił się z Leną, że zrobi Davidowi niespodziankę przed szkołą. Musiał przyznać, że coraz lepiej dogadywali się jako współpracujący rodzice. Nie był jej największym fanem, ale umiał nie patrzeć na nią wrogo. Jeśli chodziło o Davida potrafili znaleźć wspólny język i to wystarczało. Zapukał. Krótką chwilę później otworzyła mu. Uśmiechnął się zdawkowo i wszedł dalej. Poszła do kuchni, więc skierował się za nią. Bez grzeczności, czy pytań, na które nie chciał odpowiedzi. David siedział przy stole i jadł śniadanie. Albo mu się wydawało albo urósł. Nikt nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, jak bardzo ucieszył go widok tego dziecka. David był teraz najjaśniejszym punktem jego życia. Nie był wzorowym ojcem. Popełniał błędy i wciąż niewiele wiedział o tym, co to znaczy być rodzicem, ale znów czuł tą bezwarunkową miłość. Wypełniała jego serce i pozwalała zapomnieć o pustce. David był po prostu wspaniały. Miał dwadzieścia pięć lat, siedmioletniego syna i jak tak o tym myślał, to wydawało mu się to zupełnie abstrakcyjne. Będąc ojcem, czuł się dużo starszy. To przychodziło samo. Czasem zapominał, ile miał lat i jak mógłby z tego korzystać. W ogóle zapominał o wielu rzeczach. Spokojny tryb życia wydał mu się najwłaściwszy. Zmienił cele i priorytety. Czasem, aż sam siebie nie poznawał.
Stał tak i patrzył. David skończył jeść i odsunął talerz.
- Najadłeś się? – pokiwał głową i zszedł z krzesła, kiedy się odwrócił i dostrzegł ojca opierającego się o framugę, oczy mu rozbłysły.
- Tata! – podbiegł, a Tom czekał na niego z otwartymi ramionami. Mocno wtulił się w niego, a Tom zamknął syna w niedźwiedzim uścisku. – Ale cię długo nie było! – powiedział i przytulił się jeszcze mocniej. Małe ręce mocno obejmowało go za szyję, trzymając się kurczowo. Tulił go z całych sił, czując jak mocno tęsknił z tym chłopcem. To taki rodzaj tęsknoty, który tli się gdzieś w środku, ale pojawia się tak naprawdę dopiero, kiedy spotyka się tą osobę, za którą się tak tęskni.
- Wiem, jestem paskudny, że cię na tak długo zostawiłem.
- Nie. Na Skyp’e nie było tak źle, ale tęskniłem! Na długo przyjechałeś? – zapytał, kiedy stał już pewnie na podłodze.
- Na kilka dni. Tak sobie pomyślałem, że może odprowadzę cię dziś do szkoły, a później odbiorę – David ochoczo pokiwał głową.
- Możemy mamo? – Lena uśmiechnęła się i podała Davidowi plecak.
- Jeżeli będziecie mieć z tatą takie życzenie, możecie spędzić razem cały dzień, ale pod warunkiem, że odrobicie lekcje.
- No pewnie – chłopiec uściskał mamę i nawet pozwolił pocałować się w policzek. – Ubiorę buty.
- Dziękuję – Tom posłał Lenie wdzięczny uśmiech. – Możesz być pewna, że już nie zostawię go na tak długo. Przekonałem się, że kiedy nie ma w moim życiu Davida, to czegoś w nim brak.
- Ciężko sobie zrobić wakacje od bycia ojcem.
- Nie da się. Choć nie taki był mój cel.
- Wiem – uśmiechnęła się. – David kończy o trzynastej, ja przed czternastą wychodzę do pracy, więc jakby coś było wam potrzebne, to po prostu przyjdź. Dobrze byłoby jakby wrócił do dwudziestej pierwszej. Ciężko go rano ściągnąć z łóżka.
- W porządku. Jakby się coś działo, będę dzwonić, ale myślę, że sobie poradzimy – David zjawił się gotowy, z założonym plecakiem i popatrzył wyczekująco na tatę. Tom poczochrał mu włosy i ruszyli do wyjścia. Synek zaczął opowiadać mu o wszystkich zaległościach, zanim zdążyli wyjść z domu i wtedy Tom pomyślał, że znalazł to, czego brakowało mu w Nowym Jorku.


11 komentarzy:



  1. Pragnę zaznaczyć, że nasze rozmowy dotyczą też czasem...Alusia :D
    Poza tym, wszystko się zgadza;)Dziękuję pięknie:*
    Wiele razy już Ci mówiłam, że uwielbiam jak pewne informacje na temat niektórych zostają przemycone za pomocą rozmów o nich i dlatego ucieszona jestem z tej rozmowy Sophie z Liv. Mówiłam Ci już, że bardzo ładnie pokazałaś jak zmieniła się ich relacja, bo i one się bardzo zmieniły w ostatnich latach. Już nie jest to relacja czysto matka-córka, ale bardziej już partnerska. Podoba mi się też, że pokazujesz opinie bohaterów na temat tego, co dzieje się w fabule, ale niekoniecznie ich dotyczy. Mam na myśli wypowiedź Georga na temat wyjazdu bliźniaków do NY. To takie bardzo...ludzkie. Nie jest tak, że coś się dzieje i wszyscy się z tego cieszą i mają jednakowe zdanie. Fajnie. Podoba mi się to bardzo.
    Scarlett się trochę zapętla w tej relacji z Jimem. Z Javierem zresztą też nie jest wszystko łatwo i bez komplikacji. To ci paradoks. Osoba, która najbardzije teraz potrzebuje stabilizacji i spokoju znowu trafia na jakieś życiowe wertepy. W rozmowie z Javierem znowu zobaczyłam dawną Scarlett. Bo przy Jimie zachowuje się inaczej, jest dużo mnie przystępna. Jest taka bardziej zachowawcza. A przy Javierze na chwilę miałam wrażenie, że wróciła dawna Scarlett. Mogłaby już wrócić. Chociaż wiem, że wszystko w swoim czasie;) A! No i motyw z szukaniem Alphiego- genialny! Były i jej wątpliwości co do słuszności postępowania, potem kombinacje, a na koniec kolejne ziarno wątpliwości zostało zasiane. Mój Ty Cobenie:D
    Najbardziej z całego postu ucieszyła mnie Amy:D wątki, w których się pojawiała były takie lekkie i przyjemne. Dokładnie takie, jak ona sama. Przez cały czas czytania sceny w kuchni szczerzyłam się do laptopa, bo ona wydawała się tam taka urocza! Prosta, ale urocza. Uwielbiam ją!:D Widze też, że zmieniłaś trochę fabułe pod kątem ‘podwójnej randki’ i chyba dobrze zrobiłaś. Wyszło w miarę bezboleśnie, a to jest im chyba teraz potrzebne.
    Uwielbiam to, jak w niektórych postach ‘urabiasz’ sobie grunt pod kolejne wydarzenia. I czytając spodziewam się już tego, co w niedługiej przyszłości może się wydarzyć:D (Mam na myśli Scarlett i Toma i wspominanie o łańcuszku;).
    Mam nadzieję, że o niczym nie zapomniałam, choć pewnie i tak obgadamy wszystko nie jeden raz;D

    Katalin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, Aluś. Zapomniałam o nim (nie wiem, jak mogłam. To karygodne z mojej strony! Szczeniackie i niewybaczalne, wiem. Poprawię się i następnym razem, na pewno o nim nie zapomnę. I promise!).
      Wiesz, nauki Harlanka i nie tylko nie idą w las, więc przemycam. Co się da! :D No wiesz, z resztą ty wiesz, że u mnie to się wszystko łączy i przeplata. Fakt. S i T są pępkami świata, co nie wszystkim wychodzi na zdrowie, ale staram się zachować obiektywizm. Choć to trudne.
      No właśnie o ten paradoks chodzi. Ona jest osobą, która od początku zabiega o ten życiowy spokój. A nie może go odnaleźć.
      Czasem tak jest, że gdy spotykamy osobę, której do końca nie ufamy, budujemy dystans. Bo niektórzy po prostu nie wzbudzają zaufania. Pytanie, czemu z nim sypia, skoro mu nie ufa? Prawda? No, ale to inna bajka.
      Już z nim nie sypia, a ziarno, które zostało zasiane, niebawem wyrośnie i wtedy zacznie się zabawa. A najgorsze jest to, że ty w tym czasie będziesz przy tych swoich cebulkach i innych kwiatkach! Can’t!
      Myslę, że jakby ta randka wyszła tak, jak miała wyjść, to Bill wyszedłby na cierpiącego w ciszy męczennika. A tego nie chciałam.
      Łańcuszek był spontaniczny, choć w sumie nie do końca, bo chciałam go wtrynić już od dawna, ale nie było okazji, a teraz trafiła się idealna ^^

      Usuń
  2. Nareszcie, nowy odcienk, świetny, z resztą tak jak każdy inny. :)
    Nie lubię dzieci, żadko kiedy jakieś polubię, ale gdy wyobrazam sobie Davida czuję do niego sympatię, nie wiem dlaczego...Watęk z nim podobał mi się najbardziej, ta radość gdy zobaczył ojca, magiczne.
    Szkoda mi Scarlett mam nadzieję że nie długo wszystko się wyjaśni i poukłada.
    No ta tyle, nie umiem się rozpisywać.
    Czekam z niecierpliwością i Pozdrawiam.

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie wyobrażam Toma z Davidem, a wcześniej jak miałam przed oczami Toma z Liamem, to to był naprawdę miły widok. Ja uwielbiam dzieci, a już dzieci z tatusiami rozczulają mnie zupełnie. Dlatego tak dużo ich w Prinzu ;)

      Usuń
  3. tak, jestem na finisz. odebrałam maturę :D
    chciałam Ci powiedziec, że podobało mi się. było tak wyważone wszystko i a swoim miejscu. ogólnie mam wrażenie, że oni chociaż nie istnieją, to zachowują się realnie. są serio tacy ludzcy. tu gotują, tu kroją, tu zajmują się dziecmi. (kurde ci z kreską mi nie działa, why :<)
    relacja Toma do Davida jest przeurocza. widac jak kocha chłopca, a on jak nie widzi świata poza nim. są wspaniali.
    mam nadzieje też, że Scarlett jakoś się uwolni od Jima. może niełe ciacho z niego jest, ale nie pasuje mi jego zachowanie.
    wciąż czekam na moment aż Scarlett zwiąże się z Javierem. i doczekam się sceny z prologu.
    serduszka Toma i Scar, są takie... widac, że niby chcą się pogodzic z przeszłością i tym co się stało i mimo to, starac się życ dalej i robic swoje, ale dowód, że nie potafią odejśc od siebie w metaforze czy nie, jest widoczny. noszą swoje połówki serdszka.
    jestem ciekawa jak to rozegrasz... :))
    ile planujesz około odcinków? myślisz, że dobijesz do 100? ;>
    pozdrawiam i ściskam!
    i jakbyś miała ochotę, też zaczęłam pisac - najtrudniej.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, gratuluję! Jak poszło? Na jakie studia się wybierasz? ;)
      Wiesz, dla mnie bardzo ważne jest, aby Prinz był realistyczny. Czasem ponosi mnie wyobraźnia i moim bohaterom zdarza się postępować trochę nieżyciowo, ale generalnie staram się, aby fabuła kojarzyła się z opisem prawdziwego życia. Cieszę się, że tak właśnie to odbierasz.
      Naprawdę czekasz na związek Scarlett i Javiera? Lubisz go? Jesteś pierwszą osobą, od której to słyszę. To fajnie. Bo ja sama też go lubię. I choć nie zaczął najlepiej, bo kojarzył się z żywym symbolem rozstania S. i T. to teraz nadrobi. Bo będzie jedną z najbliższych Scarlett osób.
      Do 100 not na pewno dojdę. Nie sądzę, by udało mi się zmieścić wszystko, co mam zaplanowane w mniejszej ich ilości. Natomiast, ile ich będzie, to ci nie powiem, bo nie wiem, ale wydaje mi się, że więcej niż 100.

      Usuń
  4. Do Wrocławia/Katowic - ekonomia,komunikacja wizerunkowa/zarządzanie, komunikacja promocyjna i kryzysowa. ;) a Ty w jakim mieście studiujesz?
    Javiera lubię, jest bardzo fajny. Strasznie nie mogę doczekać się sceny prologu jakoś ^.^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajne kierunki. znaczy nie ekonomia. to słowo budzi we mnie przerażenie. ale zarządzanie i komunikacja, to fajna sprawa.
      ja studiuję w Bydgoszczy.

      Javier jest słodki. lubię go, pod tą swoją maską macho kryje się uroczy facet. niedoceniony.
      a kontynuacji prologu doczekasz się już niebawem. i chyba trochę tym zaskoczę, bo to wszystko nie będzie takie oczywiste :D

      Usuń
  5. Znowu mogłabym się podpisać pod wszystkimi komentarzami, pod tą notką. Zawsze mam tak, że jeśli czytam, to mam w głowie milion myśli i wszytsko od razu chciałabym Ci powiedzieć, a jak skończe to nagła pustka w głowie, o nie wiem od czego zacząć. Dlatego tak ciężko pisze mi się tu komentarze. Ale chyba przejdę na inny pomysł i będę czytać i od razu pisać komentarz do poszczególnych części.
    Co do łańcuszka to bardzo mnie rozczuliło, bo to takie romanyczne.... ech.^^ Sama miałam tak, ze po rozstaniu z narzeczonym dość długo nosiłam pierścionek, który dostałam od niego na dzień kobiet. A zareczynowy mu oddałam i po pół roku od wspolnego znajomego dowiedziałam się, że on nosi mój pierscionek zareczynowy na swoim łancuszku. Rozczulające. Ech, ale co bylo minelo...
    Jim... no jak mnie ten facet wkurza! Ale ja dalej obstaje, przy swojej wersji, ze to typ spod ciemnej SPALONEJ GWIAZDY ;> zobaczymy :D
    Javier. On jest słodki. chyba kazda dziecwczyna chciałaby miec takiego przyjaciela/kumpla z ktorym moze pogadac, wyzalic sie i posmiac. Ale ciekawi mnie jak to wyjdzie , ze jednak oni beda razem.
    Och, mój ulubieniec - Tom. no co ja mam o nim powiedziec? Od zawsze bylam nim zauroczona i miomo, ze w normalnym zyciu moize troche nie pasuje mi na ojca, to z Davidem pasuje idealnie. I może chciałabym, żeby było wiecej sytuacji, że Tom i Scarlett spedzaja u malego na cmentarzu.
    co do Scarlett, to sie z komenatrzem poki co wstrzymam ;D
    podoba mi sie to, ze mimo tego, ze polowa bohaterów jest osobami publicznymi nie ma wiecznych paparazzi i pokazujesz ich normalne, a nie medialne zycie.
    Ostatnio skonczylam czytac jeden kryminal. Autorka Erica Spindler tak potrafi pisac, taka ciekawosc wzbudzic w czytelniku, ze nie mozesz sie oderwac od ksiazki i chcesz koniecznie poznac dalsze losy bohaterów, ze poprosu musisz przysiasc i poczytac. a jak skoncze i mam wydac opinie na ten temat to porostu nie moge, bo nie wiem od czego zacząć, co powiedzieć. Nie potrafię opowiedzieć tej książki, bo jak próbuje, to nie da sie tk po łebkach, bo jest tam za duzo wątków które tworzą właśnie tą całość. Przyczyna i skutek.
    tak samo jest tutaj. Tu jest zbyt duzo tych przyczyn i skutków, aby opowiedzieć komuś ot tak tą historię. Np. Scarlett i Tom sie rozstali. Dlaczego? Ponieważ oddalili się od siebie po stracie dziecka (to tylko jedna z przyczyn). Jak sie stalo, że dziecko zmarło? i tak w kółko. Że coś jest wynikiem czegoś. Rozumiesz? Mam nadzieje, ze rozumiesz moje zawiłe myśli :D Chociaż troche tu nagmatwałam :D Jak nie zrozumiesz to napisze jeszcze raz, ze skupieniem :D
    I juz koncze swoj dziwny wywód :D
    pozdrawiam :D Lena :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomnialam dopisać, ze szablon przepiękny! jej oczy sa magiczne! oj mysle, ze wzystkie koiety chcialyby wygladac tak jak Christina. poki co go nie zmieniaj ;D

      Usuń
    2. Też zawsze miałam ten problem, gdy czytałam jakieś opowiadanie. Myśli kłębiły mi się w głowie, a potem nie wiedziałam, co napisać. No cóż :D
      Ten łańcuszek jest ważny. To, że wciąż go noszą to swoją drogą, ale już wtedy, gdy Tom dawał go Scarlett, wiedziałam że odegra ważną rolę. Po to go jej dał w sumie. Choć on o tym nie wiedział, ale ja tak i to wystarczy. Jak się mniej wie, to się lepiej śpi ^^
      Ach te rozstania. Niestety kosztują nasz zbyt wiele.
      Hm. Już niebawem przekonasz się, czy ta spalona gwiazda mu przyświeca. Aż mnie paluszki świerzbią, bo to już tuż, tuż. Właśnie piszę ważną rozmowę Scarlett i Liv. Ta rozmowa zmieni bardzo wiele. Niemalże zaważy w wielu sprawach. No w sumie nie wielu, ale w tej najważniejszej.
      Javier [powiem w tajemnicy, że kiedyś, na samym początku wymyśliłam go jako typa z pod ciemnej gwiazdy.] ma wszystko, jak mogłoby się wydawać. Wyszedł z biedy, ma sławę, pieniądze, wielu ludzi wokół siebie, więc co jest nie tak? Jest sam pomimo licznych przyjaciół. Dopóki nie poznał Scarlett wystarczyło, że mrugnął, uśmiechnął się czy powiedział słowo, a dziewczyny mdlały na jego widok. I przez chwilę nie był sam. Znajomych schemat. Scarlett okazała się inna i te chwyty, wręcz dziecinne, na które nie reagowała, zmusiły go do zrzucenia maski macho. I okazało się, że jest naprawdę uroczym człowiekiem. I teraz walczy o nią.
      Powiem ci, że teraz też go sobie nie wyobrażam popylającego z bobasem na ręku. Widziałaś zdjęcia Channinga Tatuma z córeczką? Toż to sama słodycz, a Tom to chyba za parę lat. Ale ten mój Tom jest taki, że chce swojemu dziecku dac to, czego sam nie dostał od ojca. I kocha je ponad życie. I to mnie samą rozczula.
      Czemu się wstrzymasz z komentarzem na temat Scarlett? :D Co z nią? :D
      Wiesz, ja celowo omijam ich medialne życie. Czasem mam wrażenie, że nawet za mało go ukazuję, ale chodzi mi tu głównie o pokazanie ich zwykłego życia. Tego bez masek.
      Ja bardzobardzobardzobardzobardzo lubię przyczyny i skutki. Wymyśliłam sobie, że tu wszystko skądś wynika. Zdarzenia, które miały miejsce np. 3-4 lata wcześniej Prinzowego czasu, jakkolwiek to brzmi, często stanowią przyczynę tego, co dzieje się teraz. Np. to serduszko. Tom dał je wtedy Scarlett na osiemnastkę. A dopiero teraz okaże się, jak bardzo ważne jest to, że oboje je mają. Albo niektóre ich wypowiedzi, które pogrubiłam lub zaznaczyłam kursywą. Np. pamiętasz wypowiedź Scarlett albo Toma, już nie pamiętam, że póki mają Liama, ich miłość przetrwa każdy kryzys, że Liam był owocem ich miłości i spoiwem. Liam umarł i wszystko się rozsypało. Często w takich słowach niejako zapowiadałam, to co się wydarzy. Często pojawia się tu drugie dno. Na pierwszy rzut oka, ot wyznanie miłości, ale jednak nie. Mogłabym wymienić masę przykładów, ale często powtarzam, że sugeruję to co ma się zdarzyć. Opisuję objawy albo daję inne podpowiedzi. Bo te przyczyny i skutki są tu niesamowicie ważne. Tak jak w życiu – wszystko się dzieje po coś.
      Rozumiem, o co ci chodzi. Pogubiłabym się w fabule, gdybym tego tak nie zagmatwała :D

      Też uwielbiam ten szablon. Zdjęcie widziałam już nie raz, ale kiedy szukałam jakiegoś na nagłówek, to olśniło mnie. Wydało mi się idealne. Choć trochę się wahałam, bo Christina ma tu 30 lat, a Scarlett w opowiadaniu niespełna 23. Jednak stwierdziłam, że nie widać tego.
      A oczy, ku mojemu zdziwieniu, na oryginalnym zdjęciu miała zielonkawe, więc musiałam trochę przy nim pomajstrować, ale wyszły przeboskie. Nie zamierzam zmieniać. Po ostatnim niewypale, ten trochę powisi.

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo