8 sierpnia 2013

89. Reason to believe.

32. miesiąc od rozstania; 9. czerwca 2014, Los Angeles, Hotel Sheeraton

Bilans poszukiwań był bardzo klarowny – Liv zasnęła w fotelu, a Scarlett na podłodze. Dwie opróżnione butelki po winie leżały przewrócone obok stolika, gdzieś między niedojedzonymi markizami. Georg zastał je tak o czwartej nad ranem. Przeniósł je do łóżek i powyłączał komputery. Zignorował fakt, że Liv miała czekoladę na policzku, bo jak się okazało, zasnęła z ciastkiem w ręce.
Profesjonalizm to podstawa.  
Po wpół do siódmej Saoirse zdecydowanie odmówiła dalszego odseparowania od mamy i niemal siłą wtargnęła do pokoju, gdzie spały siostry. Głośnym okrzykiem zaakcentowała swoje przybycie i dziarsko podeszła do łóżka. Liv podniosła głowę i uchyliła jedno oko. Saoirse straciła nieco animuszu i krytycznie przyjrzała się mamie. Liv tylko wyciągnęła ręce i pomogła córce wejść na materac. Przełożyła ją do środka i zapytała, czy mogą poprzytulać się jeszcze trochę zanim wstaną. Błogość trwała jakieś piętnaście minut, co i tak było sporym wyczynem małej. Zazwyczaj wytrzymywała w łóżku dwie do pięciu minut. Liv starała się walczyć z powiekami. Próbowała wygrać i kontrolować, co robiła jej córka, ale nie była w stanie. Obudziła się dopiero, kiedy usłyszała głośny plask i syknięcie Scarlett. Poderwała głowę z poduszki, a to tylko Saoirse, siedząc pośrodku niczym basza, spoliczkowała swoją ciocię najwyraźniej nie mogąc doczekać się zainteresowania. No, i udało jej się.
- Saoirse, co ty robisz? – Liv pogroziła małej palcem, ale ona raczej nie wzięła sobie tego do serca. Zerknęła na mamę, wydęła uroczo usta i to tyle jeśli chodziło o przejęcie się reprymendą. Scarlett odwróciła się powoli, pocierając policzek. Nie do końca wiedziała, co się stało. Miała nieprzytomny wzrok, sińce pod oczami i splątane gumką włosy. Patrząc na siostrzenicę mocno mrużyła oczy, choć to i tak niewiele wyostrzało obraz. Za to poczynania Saoirse były bardzo widoczne. Blondynka przetarła oczy dłońmi, opadła na poduszki i ciężko westchnęła.
- Twoja córka doskonale podsumowała moje życie – mruknęła i przetoczyła się na bok. Połaskotała dziewczynkę po brzuszku. A ona zaczęła się wykręcać, śmiejąc się w głos. Georg najwyraźniej zdążył ubrać ją jedynie w body i pampersa, bo w takim właśnie stroju zrobiła im pobudkę. Napis sweet girl na przodzie ubranka był zupełnie nieadekwatny do tych dablików w oczach, których nie dało się nie zauważyć, gdy spoglądała aż nader niewinnie, raz na mamę, a raz na ciocię.
- E tam – machnęła ręką. – To jeszcze nic. Powiem ci szczerze, że nie czuję się zbyt bystra o tej porze. Może najpierw jakiś prysznic, kawa, śniadanie, a potem dopiero weźmiemy się znów do szukania? Jestem totalnie nieprzytomna.
- No co ty? – dziewczyna przewróciła oczami i ociężale podniosła się z łóżka, co Saoirse skrzętnie wykorzystała i rzuciła się Scarlett na plecy, nie omieszkując przy okazji pociągnąć jej za włosy. Jęknęła, wyswobodziła włosy i na tyle, na ile była w stanie, złapała dziewczynkę. – Ty łobuzie! – krzyknęła i wycałowała ją. Jak to małe dziecko, Saoirse miała łaskotki niemal wszędzie, więc zanosiła się śmiechem, gdy Scarlett ledwo ją dotknęła. Obie potem miały zaróżowione policzki i Liv stwierdziła, że jej córka była tak pyzata zdecydowanie po cioci. Georg bezszelestnie zjawił się w pokoju, niosąc spodenki małej. Oczywiście były dopasowane kolorystycznie do body. Miały nieco żywszy odcień zieleni.
- Przetrzymałem ją prawie godzinę – odparł, kiedy pocałował Liv na powitanie. On też nie wyglądał kwitnąco. Zazwyczaj to Liv wstawała rano i zajmowała się małą. Pozwalała spać Georgowi do ósmej, w porywach do dziewiątej, jeśli Saoirse była wyjątkowo grzeczna, a sama zrywała się z nią między szóstą a siódmą. To był największy minus posiadania małego dziecka. Teraz miał okazję zasmakować jej losu. – Znalazłyście wczoraj coś ciekawego? – zapytał siadając „w nogach” łóżka, dzięki czemu Saoirse była zabezpieczona i nie mogła spaść. Obie zgodnie zaprzeczyły.
- Przeszukałam kilka stron prowadzonych przez fanów, gdzie są zamieszczone  jego zdjęcia, wywiady, biografia, no wszystko. Napisałam nawet maila do jednej z administratorek z zapytaniem o fakty dotyczące jego przeszłości, rodziny i Scarlett. Mam nadzieję, że mi odpowie. Gdzieś tam w międzyczasie przeszukiwałam też sieć z nadzieją, że znajdę coś, o co mogłabym się zaczepić. Powiem wam, że nie spodziewałam się, że macie aż tyle zdjęć. Paparazzi mają was na celowniku albo Jim lubi, kiedy za nim chodzą. Nie wiem dokładnie, ile raz się spotkaliście, ale tam jest niemal wszystko: Jim i Scarlett w Palm Beach, w Steak House, w Cafe de la Boheme, wychodzący z mieszkania Jima, z kina, ze sklepu, no po prostu, jakby ktoś chciał to mógłby prześledzić rozwój waszego związku – słysząc to, Scarlett tylko wzruszyła ramionami.
- Wiem, że za nami chodzili, ale pogodziłam się z tym. W sumie przeszkadzało mi to tylko wtedy, kiedy zdarzało mi się więcej wypić, ale wiedziałam na co się piszę. W sumie, jeśli chodzi o Jima to nie przeszkadzało mi to jakoś bardzo. Jeśli chodzi o moje wyjścia z wami, Shie’em czy choćby Billem, to walczę o spokój, ale chyba nie czułam się z nim na tyle związana, żeby reporterzy mi przeszkadzali. Sama nie wiem. Może nie byłam szczęśliwa z powodu tych plotek w Internecie zaraz po tym, jak zaczęliśmy się spotykać, ale cóż. Nigdy nie zrobiłam nic zdrożnego. Sama kiedyś byłam fanką, po części to rozumiem, aczkolwiek wracając do tematu poszukiwań, to bieda z nędzą. Jim funkcjonuje w sieci od momentu sukcesu jego pierwszego serialu. Wcześniej nic. Niewiele informacji dotyczących okresu przed aktorstwem. Jakby go nie było.
- A może Jim Felston to pseudonim? – Georg zapytał, kiedy udało mu się założyć córce spodenki. Saoirse wyrwała mu się z dzikim piskiem i domagała się zejścia na podłogę. Kiedy osiągnęła cel, chwiejnie pomaszerowała do paczki po chipsach i zaczęła nią szeleścić.
- Zapytano go o to w jednym z wywiadów. Odpowiedział, że to jego prawdziwe nazwisko – Liv podniosła się z poduszek i usiadła opierając się o wezgłowie. Zerknęła na poczynania córki, ale bardzo szybko odwróciła wzrok, chcąc pozostać w niewiedzy. Saoirse bawiła się świetnie wśród okruszków.
- Mam wrażenie, że krążymy wokół czegoś, czego nie zauważamy. Wokół czegoś, co jest oczywiste i pewnie mamy to przed oczami, ale nie widzimy tego – Scarlett potarła skronie opuszkami palców, przymykając przy tym powieki. Po chwili wstała. Miała na sobie wczorajsze ubranie, czuła się wygnieciona i absolutnie niewyspana. – Wezmę prysznic, może mnie olśni.

Żadne nagłe olśnienie nie pojawiło się ani w trakcie prysznica, ani w trakcie śniadania, ani w trakcie kawy. Scarlett czuła, że o czymś zapomniała, Liv zawzięcie grzebała w sieci, choć już nie bardzo wiedziała, czego miała szukać, a Georg stał się żywą zabawką Saoirse. To jedno nie uległo zmianie. W pewnym momencie, gdy Scarlett wpatrywała się w zdjęcie Jima i szukała w jego twarzy czegoś, co mogło ją zainspirować, a Liv przeglądała kolejną z rzędu stronę, Georg najzupełniej w świecie, cierpliwie znosząc to, że Saoirse wkładała mu palec do nosa, powiedział:
- Skoro nic nie znalazłyście, to może po prostu pojedziesz do niego i powęszysz? Wiesz, na pewno ma dokumenty, jakiekolwiek umowy, czy coś. Może pamiątki, sam nie wiem. Może znajdziesz jakąś rzecz, która jest związana z jego przeszłością i wiesz, nagle okaże się, że powiązanie Jima ze zdjęciem jest oczywiste – siostry przeniosły spojrzenie z Georga na siebie. Liv zamrugała prędko i pokręciła głową.
- W żadnym wypadku – odparła, a Scarlett wyraźnie ożywiona zamaszyście zamknęła swojego laptopa. Brakowało jej tylko kreskówkowej żarówki nad głową.
- To jest genialny pomysł, Liv – popatrzyła na siostrę, która wciąż nerwowo kręciła głową, zbierając z podłogi śmieci. – Skoro i tak zachowujemy się, jak obłąkane, to dlaczego nie poprowadzić tego szaleństwa do końca? Już sama nie wiem, ale kiedy przebudziłam się zanim Saoirse wparowała do pokoju, myślałam o całej tej sprawie. Zachowujemy się, jak niezdrowe na umyśle węsząc, grzebiąc i szukając czegoś, co może nie istnieć, ale wpakowałam się w tą kabałę i zamierzam doprowadzić to do końca. Jeśli nie znajdę nic u Jima, poproszę o pomoc Shie’a. On ma te swoje magiczne sposoby na sprawdzanie ludzi, więc na pewno coś wymyśli. – Scarlett liczyła, że wspomnienie brata trochę udobrucha Liv, ale na próżno. Była wyraźnie poddenerwowana i co chwila łypała groźnie na Georga.
- Co to ci da? Jeśli on faktycznie ma cos na sumieniu, to możesz być w niebezpieczeństwie, kiedy będziesz z nim sama.
- Ale Liv, to że my założyłyśmy milion czarnych scenariuszy, to nie znaczy, że on jest jakimś seryjnym mordercą. On nie wie, że podejrzewam go o coś. On wie jedynie, że jest na warunkowym, bo sprawił mi przykrość tym zdjęciem, a potem swoim zachowaniem. Nie ma zielonego pojęcia o całej reszcie, bo i skąd? A ja tak naprawdę nie wiem, czego szukam. Na początku chciałam tylko wiedzieć, czemu mnie okłamał i skąd tak naprawdę miał to zdjęcie, a cała sytuacja urosła do horrendalnych rozmiarów. Teraz najbardziej chciałabym wiedzieć, jak połączyć go ze zdjęciem albo ludźmi z nim związanymi. Bo myślę, że w tym tkwi szkopuł. Chcę to wreszcie doprowadzić do końca, bo w końcu zwariuję, a gdzie indziej znajdę odpowiedź, jeśli nie u niego? – To było naprawdę dobre wyjście. Im bardziej to sobie układała w głowie, tym logiczniej to wyglądało. Przeszukały pół Internetu w celu znalezienia jakichś informacji, a miała je na talerzu. Przed nosem. Wystarczyło tylko umiejętnie po nie sięgnąć. A jeśli chodziło o Jima, to miała na niego jeden skuteczny sposób.
- Nie i jeszcze raz: nie – Liv pokręciła głową i zmroziła Georga spojrzeniem. – Ty jak coś czasem palniesz, to pożal się Boże – wzruszył ramionami i popatrzył na Scarlett. Ona uśmiechnęła się do niego, a w jej oczach w końcu pojawiły się jakieś emocje. Ożyła. Dostała bodziec, który popchnął ją do działania. Zaczęła przypominać siebie. Szatyn wziął sprawy w swoje ręce.
- Liv, teraz tak mówisz, bo wiesz, że Jim nie jest szczery, ale wcześniej Scarlett bywała u niego sama i bez niczyjej wiedzy. Z naszej perspektywy to wygląda jak misja samobójcza – tu nastąpiło mordercze spojrzenie, ale nie zwrócił na nie większej uwagi i kontynuował. – Jednak to tak nie działa. Mamy jakieś informacje, ale są niepełne. Zostają nam domysły, przez co Felston urasta do jakiegoś monstrualnego potwora, a przecież w chwili obecnej wiadomo, że szukał nieupublicznionych faktów na temat Scarlett, w tajemniczy sposób wszedł w posiadanie zdjęcia, którego nie miał prawa mieć, skłamał na ten temat, no i użył nieznanej nikomu ksywy Alberta, co świadczy o tym, że znał kiedyś jego albo związanych z nim ludzi. To wszystko. No, może jeszcze to, że agresywnie reaguje na pytania o rodzinę czy przeszłość. Cała reszta to domysły i informacje od ludzi, którym w większości musimy wierzyć na słowo. Kolejna sprawa, Scarlett nie mówiła, żeby w jej towarzystwie zachowywał się podejrzanie poza tym jednym incydentem, więc nie można zakładać, że w progu przyłoży jej nóż do gardła, prawda? Jednak przemyślałem to sobie i uznałem, że dla bezpieczeństwa ustawimy połączenie z nagrywaniem, żeby słyszeć wszystko w czasie, kiedy Scarlett będzie u niego i w razie czego móc jakoś zareagować – odetchnął. Liv była wyraźnie zdziwiona, a Scarlett zadowolona. Georg przeniósł spojrzenie na przyszłą szwagierkę, a ona tylko pokiwała głową z uznaniem. –  Sam nie wiem, jak to wszystko rozumieć, ale jestem pewny, że jeśli nie ukrócisz tego teraz, to twoje domysły urosną do takich rozmiarów, że nie będziesz już wiedziała, w którym momencie to się zaczęło, co jest prawdą i dokąd to cię doprowadzi – przytaknęła energicznie i podeszła do siostry. Georg stał się dla niej właśnie mistrzem spisku. Ona pewnie nie wpadłaby na to tak od razu, bo za bardzo skupiła się na przeszukiwaniu sieci. Była mu niesamowicie wdzięczna za to, że wszystko tak obmyślił, a przede wszystkim za to, że zachował zimną krew, kiedy Liv zaczęła panikować.
- Georg ma rację – odparła spoglądając na nią. Na twarzy jej siostry malowały się niepewność i zdziwienie. Chyba nie spodziewała się po nim takiej analizy. – Umówię się z nim na wieczór, że niby dawno się nie widzieliśmy, jakiś wspólny wieczór, a potem wyślę go, żeby kupił nam jakieś jedzenie na mieście, bo chciałabym zostać u niego. To w sumie jedyny sposób na to, żeby zostawił mnie samą. W tym czasie poszperam w mieszkaniu, porobię zdjęcia i w ogóle. A kiedy wróci, posiedzę chwilę, a potem zadzwonisz do mnie i się zmyję. To wypali, Liv. To najlepsze, co do tej pory mamy.
- Co ty chcesz tam znaleźć? – zapytała z pretensją w głosie. Martwiła się, to zrozumiałe, ale skoro wyczerpali wszystkie możliwości, to dlaczego nie spróbować ostatniej możliwości, jaką mieli w zasięgu ręki?
- Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą. – Może dowód tożsamości, abym mogła upewnić się, że jest tym za kogo się podaje. Może innej rzeczy z mojej przeszłości, którą miał potajemnie. Może karteczki, na której będzie napisane nazwisko osoby, od której ma to zdjęcie. A może transparentu z wyznaniem prawdy. Nie wiem, Liv. Nie wiem, nic, ale pomysł Georga jest jedynym, który teraz mamy, więc zamierzam go wykorzystać. On chyba wraca dziś wieczorem albo jutro rano. Nie pamiętam. Zadzwonię do niego – poderwała się z miejsca i niemal biegiem wypaliła z pokoju. Liv dalej wrogo spoglądała na Georga. Wyrzuciła śmieci, które Saoirse chciała jej odebrać i z dzieckiem na ręku usiadła naprzeciw niego.
- To się źle skończy – mruknęła.
- Popatrz na nią. Nie jestem żadnym Sherlockiem Holmes’em, ale długo myślałem o tym w nocy. Poukładałem to sobie w głowie i myślę, że to nie jest głupi pomysł, a poza tym – popatrzył na Liv tak, by musiała też na niego spojrzeć. – Przyjrzyj się jej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem w niej tyle zapału – Liv westchnęła ciężko i jeszcze raz łypnęła na szatyna. Dawno nie był tak pewien swego. Wstał od stolika i obszedł go. Ucałował ją w czubek głowy i wziął od Liv córkę. – Dopracujemy to, a potem będziemy tam z nią. Jim niczego nie podejrzewa, więc czemu ma się nie udać?
- No właśnie: czemu? – westchnęła po raz kolejny. Oparła ręce na blacie i schowała twarz w dłoniach. – Jeśli cokolwiek pójdzie nie tak albo dowiemy się czegoś niedobrego, to zmuszę ją, żeby powiedziała o wszystkim Shie’owi. Nie pozwolę jej się narażać. Za dużo już przeszła – po tych słowach energicznie wstała z miejsca i zniknęła w pokoju, do którego przed chwilą weszła Scarlett. Saoirse nieco zawiedziona odejściem mamy, popatrzyła pytająco na Georga.
- Mama? – szatyn obrał przeciwny kierunek do tego, w którym poszła Liv, starając się namierzyć jakieś zabawki córki.
- Mama zaraz przyjdzie, a my się teraz pobawimy. Może uczeszesz tatusia? – Saoirse nie trzeba było dwa razy o to pytać.

Los Angeles, Venice – późny wieczór

Scarlett nie do końca wierzyła w to, że tak łatwo poszło. Zadzwoniła do Jima, okazało się, że właśnie opuścił lotnisko w Santa Monica. Odparł, że właśnie miał do niej dzwonić, żeby się umówić. Był chyba nieco zdziwiony tym, że Scarlett pierwsza się odezwała, ale nawet nie spytał, co z jej dystansem wobec niego i od razu przyjął pomysł na spędzenie wspólnego wieczoru.
Dlatego Scarlett mogła wcielić w życie plan, dokładnie przeanalizowany plan razem z Liv i Georgiem – fanem CSI, NCIS i Dowodów zbrodni. Też lubiła te seriale, więc zdziwiła się, gdy szatyn przyznał się, że widział wszystkie odcinki. Dotąd sądziła, że oglądał tylko Gotowe na wszystko. Wiedziała o tym, bo kiedyś oglądała razem z nim jakiś odcinek. W każdym bądź razie dzięki temu, że Georg wiedział, jak w teorii wygląda bycie przebiegłym, trochę jej to ułatwiło zaaranżowanie swojej „misji”. Kilkakrotnie sprawdzili, jak najlepiej schować telefon Scarlett, żeby dźwięk był jak najbardziej wyraźny, omówili, co miała robić, gdyby jakimś sposobem Jim przyłapał ją na szperaniu w jego rzeczach. Liv wymyśliła milion czarnych scenariuszy, a Georg kilka takich, gdzie udawało jej się coś znaleźć. Scarlett musiała przyznać, że jej przyszły szwagier skrywał w sobie potencjał, o jaki go nie posądzała. W pewnym momencie zaczął pomagać jej bardziej, niż panikująca siostra.
Później, kiedy Georg został wysłany po niezbędne dodatki do uczynienia jej zamiarów wiarygodnymi, Liv pomogła jej skompletować jakiś strój, który miał sprawić, że Jim nie będzie zadawał pytań. Ułożyła Scarlett włosy i pomogła jej się umalować. Wówczas była zbyt zajęta, żeby snuć czarne wizje. Saoirse oczywiście chciała być w centrum uwagi, ale momentami udało ją się czymś zająć. W końcu zasnęła wśród ubrań cioci.

Każde z nich miało określone zadanie. Liv czekała w wypożyczonym samochodzie z Saoirse śpiącą w foteliku na tylnym siedzeniu, a Georg jako, że mógł w razie potrzeby iść Scarlett na ratunek, ukrył się w miejscu, w którym mógł widzieć Jima, kiedy wchodził i wychodził z mieszkania. Dzięki połączeniu konferencyjnemu oboje mieli słyszeć przebieg sytuacji i porozumiewać się ze Scarlett.
To było naprawdę jak prowokacja rodem z serialu kryminalnego. Jim grał główną rolę, choć nie miał o tym zielonego pojęcia.
Scarlett, nim zadzwoniła do drzwi, wygładziła strój i przećwiczyła jeszcze raz uwodzicielski uśmiech. Nie używała go od tak dawna, że Liv wyśmiała jej pierwsze próby uwiedzenia jej, kiedy były jeszcze w hotelu. Potem mruknęła coś w rodzaju: Liv się dziś nie umyła, a z torebki dobiegło nieco przytłumione: słyszałam cię, mądralo. Georg zaśmiał się cicho. Linia działała bez zarzutu. Wzięła głęboki oddech, zadzwoniła i czekała, słysząc jak w mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Usłyszała jakiś szmer, w głowie miała setki myśli i choć próbowała przypomnieć sobie jakąś uwagę, co do tego, jak miała postępować, czy cokolwiek, co mogłoby jej pomóc, to nie była w stanie. Zbyt wielki mętlik. Pierwszy zamek. Drugi zamek. Zasuwa. Jim dbał o prywatność. Drzwi otwierały się powoli, a wraz z tym jak ukazywała się w nich jego twarz, starała się uśmiechać coraz ładniej. Potrafiła to, nawet wtedy, gdy w ogóle nie było jej do śmiechu. Miał na sobie tylko sprane jeansy, był bosy, a włosy miał w nieładzie. Brakowało mu tylko źdźbła trawy między zębami. Wyglądał tak niesamowicie, że gdyby nie znała go już, to padłaby na jego widok. Dosłownie. Jim w każdej sekundzie swojego życia prezentował się obłędnie. Oszacował ją spojrzeniem. Wiedziała, że to zrobi. W końcu to Jim. A Liv się postarała. Założyła swój najlepszy biustonosz, który ścisnął i uniósł jej piersi. Było jej ciasno i niewygodnie, ale za to dekolt miała bardziej imponujący niż zwykle, a o to właśnie chodziło. Świetnie prezentował się w dzianinowej, mocno opinającej, kopertowej bluzeczce z rękawem trzy-czwarte w kolorze wanilii. Założyła też morelową spódniczkę, której nazwy nie znała dokładnie, ale układała się jak płatki tulipana. Była bardzo krótka i materiał rozchodził się z przodu, kiedy szła. To także było zamierzone. Do tego sandały na koturnie, aby było jej względnie wygodnie. Niestety tenisówki nie wchodziły w grę. Liv upięła jej włosy w coś na rodzaj koka. Kilka pasm, niby przypadkiem, wymykało się z niego, co dawało mu nieco frywolny wyraz. Oczy umalowała tradycyjnie. Kreska na górze i tusz. No i usta. Scarlett nie miała przy sobie wszystkich kosmetyków, więc wybrała to, co przypadkiem znalazło się w jej kosmetyczce – malinową szminkę. Była pewna, że Jim i tak nie zauważy drobnej nieprawidłowości w łączeniu odcieni. Jej wygląd mówił: bierz mnie i rób ze mną, co chcesz. Owszem, często ubierała się dosyć wyzywająco, ale teraz nie czuła się najlepiej. Miała wrażenie, że jej walka o to, by wygląd nie świadczył o niej, właśnie legła w gruzach. Miała nieodparte wrażenie, że sprzedawała część siebie, ale odsunęła te myśli na bok, bo po spojrzeniu Jima wywnioskowała, że te wszystkie niewygody nie poszły na marne. Cel został osiągnięty, przynajmniej w tej kwestii – odczytał sygnał. Uśmiechnął się w ten swój sposób, niczym niegrzeczny chłopiec świadom tego, że był zbyt piękny, by otrzymać karę.
Czas zacząć przedstawienie. Powoli, świadomie przestąpiła próg. Spojrzała mu w oczy i założyła ręce na jego szyję. Stała tak chwilę kusząc go spojrzeniem. Musnęła kciukiem kark Jima i pociągnęła go nieco w dół, by go pocałować. Delikatnie, powoli. Dotknęła jego warg swoimi i trwała tak chwilę, nim uchyliła je, by zrobić to, na co czekał. Całowała go długo, a Jim nie był jej dłużny. Nie sądziła, że będzie w stanie całować się z nim, mając świadomość, że istniało prawdopodobieństwo, że oszukiwał ją od początku, ale wytrwała. Nie myślała o tym, że nie chciała, ani o tym, że czuła nic do niego. W tym jednym zyskała zupełną pewność. Jej mrzonka o tym, że potrafiła związać się z kimś, do kogo nic nie czuła, uleciała. Jim był eksperymentem, lekcją, która okazała się okropna w skutkach. Jak zawsze, gdy postępowała w pewnym sensie wbrew siebie. Teraz miała swoje zadanie – doprowadzić sprawę do końca, więc po prostu całowała go z całym swoim zaangażowaniem. Jim położył dłonie na jej talii, ale zaraz przesunął je niżej, na jej pośladki. Ścisnął je i podniósł Scarlett do góry, przypierając ją do drzwi. Wplotła dłonie w jego włosy, ciągnąc je. W końcu przerwał pocałunek i spojrzał lubieżnie na jej usta. Szminka była rozmazana, a wargi spuchnięte.
- I pomyśleć, że nie było mnie tylko kilka dni – postawił ją na podłodze, ale nie odsunął się. Scarlett czuła, że wystarczyło zdjąć majtki, a Jim byłby gotowy już i teraz. To jedno wiedziała o nim na pewno, nie trzeba było go długo kusić. A ona musiała to teraz dobrze rozegrać. Nie chciała, by doszło do czegoś więcej niż pocałunków.
- Dla mnie nie było cię dużo dłużej – mruknęła, nie odrywając od niego wzroku. Przesunęła dłonie z jego karku, na ramiona i brzuch. Oplotła go rękoma w pasie.
- Już nie masz wątpliwości? – zaciekawił się, a Scarlett miała ochotę puknąć się w czoło za zły dobór słów. Zamiast tego uśmiechnęła się słodko.
- Myślałam o tym, kiedy cię nie było. To głupie. Po co przejmować się drobiazgami – wzruszyła ramionami. – Całe życie przejmowałam się czymś, a przy tobie przecież postanowiłam przestać – przysunęła się bliżej i oblizała usta. Jim dokładnie prześledził ten proces. Jego dłoń, która wciąż spoczywała na pośladku Scarlett, wsunęła się pod spodniczkę.
- Przy tobie nie można się nudzić. Zaskakujesz mnie na każdym kroku – odparł wsuwając dłoń między uda blondynki. Jego palce szukały miejsca, gdzie mogłyby wsunąć się pod jej koronkowe figi. Przymknęła oczy i zaczerpnęła powietrza. Fakt, że z zupełnie innych względów, niż te które Jim miał na myśli, ale to nie było ważne. Nim zdążył odsunąć materiał jej bielizny, uniosła powieki i pogroziła mu z uśmiechem. Chwyciła go za nadgarstek i skłoniła do wysunięcia dłoni. Zagryzła wargę, patrząc na niego tak nieprzyzwoicie, jak tylko była w stanie.
- Gdzie twoje maniery,  Felston? Nie wiesz, że kobietę trzeba najpierw nakarmić? – ponownie oblizała usta, kładąc dłoń na torsie Jima. Podrażniła paznokciem jego sutek.
- Chcesz jeść? – zapytał nieco zdziwiony. – Teraz? – Scarlett uśmiechnęła się przymilnie. Doskonale wiedziała, że jego plany względem jej osoby ograniczały się do drzwi, przy których stali, a w najlepszym wypadku kanapy albo łóżka.
- Miałam długi dzień. Nie zdążyłam zjeść przed wyjściem, bo chciałam ci się podobać – spuściła wzrok, w duchu czując zażenowanie swoją osobą. Od kiedy zachowywała się w ten sposób? Westchnęła, a Jim najwyraźniej odebrał to jako zawstydzenie. Może pomyślał, że tak bardzo starała się dla niego, żeby mu dogodzić? Ujął jej brodę i zmusił, by na niego spojrzała. Znów był czuły, uroczy i szarmancki. To nic, że jedna z jego rąk dalej spoczywała na jej pupie.
- Wiesz, wydaje mi się, że ta noc będzie długa – uśmiechnął się szeroko. – Dlatego zjedzenie czegoś nie jest złym pomysłem – pochylił się i pocałował Scarlett, przyciągając ją do siebie tak mocno, że dokładnie poczuła, co miał na myśli mówiąc, że noc będzie długa. Chyba chciał ją z powrotem ośmielić.
- Widzisz, ja zawsze mam dobre pomysły. Może pojedziesz do chińczyka, co? Mam straszną ochotę na coś ostrego – zagryzła wargę, posyłając mu niewinne spojrzenie. Jim wychwycił podtekst i rozciągnął usta w zmysłowym uśmiechu. A niech tam, Pani Aluzja wkroczyła do akcji.
- Wystawiasz mnie na wielką próbę, maleńka – mruknął prosto w jej usta, a Scarlett poczuła skurcz w żołądku słysząc: maleńka. Myśli o Tomie były ostatnim, czego jej teraz było trzeba. Nie mogła o nim myśleć, tęsknić, ani przypominać sobie, jak było z nim. Choć to nie jej wina, że maleńka należała do niego. Jim tego na szczęście nie wiedział. Musiała się skupić. Zaśmiała się.
- Sądzę, że warto – odparła i lekko odepchnęła go od siebie. Wiodąc dłonią po jego torsie, a potem po ręce wyminęła go i powoli skierowała się do salonu. Odwróciła się w przejściu. Jim stał w tym samym miejscu i przyglądał się jej. Kciuki zatknął za szlufki spodni. Wyglądał tak, że chciałoby się go zjeść. Szkoda, że za ładną buzią często ciągnęła się podpadająca osobowość. Czemu nie mógł być po prostu nieskomplikowany? Czemu musiała dociekać prawdy? Czemu nie mógł być szczery?  Czemu nie mogła po prostu uczyć się życia bez Toma w jego towarzystwie? Czemu wszystko, co nie wiązało się z Tomem zawsze kończyło się źle? Zacisnęła dłoń na framudze i uśmiechnęła się. – Pospiesz się, a ja zadbam o jakiś nastrój – Jim skinął głową, dwoma susami znalazł się przy niej, pocałował ją jeszcze raz, porwał z półki dokumenty i kluczyki, po drodze wciągnął na siebie podkoszulek.
- Otworzyłem wino – posłał Scarlett zniewalający uśmiech i chwilę później usłyszała trzask drzwi. Poczuła ucisk w żołądku. Czas start. Miała jakieś dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć minut.
- Do dzieła – powiedziała kierując się do kuchni. Nalała do kieliszka trochę wina i upiła mały łyk. Potem wróciła do salonu i na stoliku rozstawiła kilka świeczek zapachowych i posypała je brokatem. To samo zrobiła w sypialni. Choć tam zrezygnowała ze świeczek. Tylko brokat, dużo brokatu. Będzie miał, co sprzątać. Jednak to było jedyne, co udało się Georgowi zorganizować na szybko. – Zaczynam od salonu. Ma tutaj jeden segment z szufladami, więc musi coś tu trzymać – mówiła otwierając po kolei szuflady. Wszystko w nich było pedantycznie poukładane. Jedynym, co wydało jej się przydatne były dokumenty z ubezpieczalni i paszport. Żadnych umów. Sfotografowała je, a potem schowała mając nadzieję, że nie było żadnej różnicy. Zerknęła na półkę z książkami. Przeminęło z wiatrem już na niej nie było. Żadnych albumów, ramek, zdjęć. Czegokolwiek. W pokoju dziennym nie było już żadnych szaf, w których mógłby trzymać coś istotnego, więc poszła do kuchni. Prędko przepatrzyła wszystkie półki, szuflady i szafki. Nic, tylko przybory kuchenne. No i bloczek kartek z przymocowanym do niego długopisem. – Żebym wiedziała, czego szukam to byłoby fajnie – mruknęła wchodząc do łazienki, nie patrzyła w lustro, bo nie czuła się sobą i nie podobała się sobie. Tam z ciekawych rzeczy znalazła tylko szufladę pełną prezerwatyw, poza tym tylko przybory do kąpieli, ręczniki i pościele. W pokoju gościnnym, kontrolnie zajrzała do komody i stolika, ale były puste. Nie było tam nawet kurzu. Została jej sypialnia. Zerknęła na zegarek: siedem minut. Nie zaglądała między ubrania. W szafie ściennej był rząd szuflad. Na tym się skupiła. Sądziła, że poza skarpetami nic nie znajdzie, ale myliła się. – Mam coś – w ostatniej, dolnej szufladzie znajdowały się jakieś papiery. Znalazła teczkę z kontraktami. Pobieżnie zrobiła im kilka zdjęć. W następnej były różne dowody zakupów. Sfotografowała jakieś strony z danymi Jima. A na samym dnie znajdowała się najcieńsza teczka. Znalazła w niej dyplom za udział w warsztatach z wiedzy o społeczeństwie. Prędko zrobiła mu zdjęcie. Pod spodem było jeszcze jakieś wypracowanie i świadectwo, więcej nie zobaczyła.
- Idzie – usłyszała.
- Rozłączam się. Liv, pięć minut – odparła i w ekspresowym tempie schowała wszystko. Pobiegła do salonu, zahaczając o kuchnię, by zabrać kieliszek z winem. Zabrała trochę brokatu ze stolika i obsypała się nim w momencie, kiedy Jim wszedł do mieszkania. Rozejrzała się.
- Jaka tandeta – mruknęła, wygodniej rozsiadając się na sofie. Wtedy przypomniała sobie o świeczkach. Wstała i cała rozanielona podeszła do Jima. - Aleś ty szybki – uśmiechnęła się wymownie. – Masz gdzieś tu zapalniczkę, bo zapomniałam zabrać – skinął głową i przeszli do kuchni. Scarlett nie omieszkała ocierać się ramieniem o jego ramię, gdy szli. Wyjął z szuflady zapalniczkę i pocałował ją. Nie była już tak wylewna, jak wtedy gdy przyszła. Jednie mruknęła do niego obiecująco. Zapaliła świeczki, a Jim przyniósł sztućce i jedzenie. Rozsiadła się wygodnie zacierając ręce.
- Na życzenie, wytworna kolacja przy świecach – uśmiechnęła się i zaraz sięgnęła po swoją porcję, żeby uniemożliwić Jimowi cokolwiek innego. Skosztowała.
- Jesteś niesamowity. O tym marzyłam cały dzień.
- O żarciu z chińczyka? – zapytał zdejmując podkoszulek. Scarlett roześmiała się.
- Nie tylko – zjadła kolejny kęs, nim popatrzyła na niego. Musiała przecież być sobą. Wymalowana lala spełniła swoje zadanie. Teraz czas na Scarlett i jej milion pytań do..? Jim nie mógł nabrać żadnych podejrzeń. – Jak zdjęcia? Jak było w Tampie? – zaciekawiła się.
- Poszło całkiem nieźle. Wiesz, moja rola jest teraz nieco bardziej mroczna. Podoba mi się to. Wiesz, nastąpi mały powrót do przeszłości, w którym okaże się, że zdradziłem swoją dziewczynę i mam z nią dziecko. No i nie należę do najbardziej przykładnych tatusiów. To się zemści na mojej postaci, a to sprawi, że będzie jeszcze gorsza – odparł zadowolony.
- W jakimś wywiadzie słyszałam, że dla wielu aktorów role czarnych charakterów są o wiele ciekawsze i stanowią większe wyzwanie, niż uroczy kochankowie czy jakieś inne.
- Coś w tym jest. A ty czym się zajmowałaś, bo chyba nie wracałaś do domu, nie? – prowadziłam śledztwo, żeby dowiedzieć się, o co ci tak naprawdę chodzi.
- Miałam kilka spotkań w sprawie singla, występów i wywiadów, a potem przyleciała do mnie Liv z Georgiem i Saoirse, więc odwołałam większość spotkań albo zostawiłam decyzje Gin. Tęskniłam za rodziną i czułam się tu samotna, bo Javier też miał teraz sporo pracy.
- No i nie było mnie.
- Nie było ciebie – powtórzyła z delikatnym  uśmiechem. Jej telefon rozdzwonił się, kiedy przeżuwała kolejny kęs. – O matko, a kto to – mruknęła rozdrażniona, odstawiła jedzenie i zaczęła szukać aparatu w torebce. – Liv – westchnęła. – A mieli dziś spędzić wieczór we trójkę – odebrała. – No co jest? – mruknęła niezadowolona, słuchała chwilę soczyście zaprawionej historii o tym, jak to Georg najadł się czegoś i miał potężną niestrawność, przez co Liv chciała zabrać go do szpitala, bo to wyglądało naprawdę źle. Potrzebowała Scarlett po to, aby zajęła się Saoirse. A wszystko w razie, gdyby jej towarzysz podsłuchiwał. – Okej, okej. Już jadę – prędko się rozłączyła i popatrzyła na Jima z największym rozczarowaniem na jakie było ją stać. – Georg się pochorował, bo jak zwykle pomieszał jedzenie, picie, sama nie wiem co. Muszę wracać do małej. Przepraszam, narobiłam ci zamieszania. Mógłbyś jakoś lepiej zaplanować ten wieczór… - starała się być bardzo zmieszana. Jim patrzył na nią chwilę, po czym odstawił jedzenie i przyciągnął ją do siebie. Popatrzył Scarlett w oczy.
- Jesteś moim ulubionym zamieszaniem – pocałował ją, a ona z westchnieniem oddała pocałunek. Ostatni raz. – Wezmę sobie jeszcze, co moje – powiedział, kiedy zbierała się do wyjścia. Scarlett uśmiechnęła się tak, jakby była zupełnie zadowolona z jego obietnicy i pomachała mu na pożegnanie. Odeszła powoli, pamiętając o tym, że przyglądał się jej. Dopiero, kiedy usłyszała trzaśnięcie, przyspieszyła.
Z Georgiem spotkała się przy windzie. Nie odzywali się do siebie. Rozmowa mogła okazać się zbyt trudno. Mogła wywołać zbyt wiele emocji. Dał znać Liv, żeby podjechała po nich. Dopiero, kiedy wyszli z budynku, czekając na samochód, popatrzyła na niego, a w jej oczach dało się dostrzec te wszystkie rzeczy, które musiała w sobie stłumić.
- To było trudne – powiedziała, a Georg objął ją ramieniem. W tej chwili musiało jej to wystarczyć.
- Byłaś świetna. Dałbym ci Oscara.

Scarlett, wychodząc spod prysznica, owinęła się puchowym ręcznikiem. Pochyliła się i drugim osuszyła włosy, potem zawinęła na głowie turban. Zmyła z siebie cały makijaż, zapach i wspomnienie wizyty u Jima. Z tym ostatnim było najtrudniej. Będąc u niego była maksymalnie skupiona. Nie roztrząsała się nad tym swoimi uczuciami. Miała cel i w tym wypadku była gotowa na niemal wszystko. Teraz emocje opadły i ta zupełnie szalona niecała godzina w jego mieszkaniu wracała do niej. Czuła jego dotyk, oddech, spojrzenie. Słyszała jego słowa. I to było nieprzyjemne. Dlatego tak długo stała pod prysznicem. Chciała, żeby woda zmyła z niej to wszystko. Na próżno. Na krótką chwilę, kiedy rozkleiła się zbyt mocno, czuła wstyd. Zapominała o tym, że była już w hotelu, bezpieczna. Wówczas targały nią uczucia, które powinna czuć będąc u Jima. Starała się wyłączyć myślenie, ale to nie pomagało. Potrzebowała niewiele. Tak naprawdę potrzebowała jego. To smutne, że po takim czasie, wciąż miała go w sercu. Wciąż kochała. To był główny powód tego, że nie potrafiła sobie ułożyć życia, ale dawała sobie czas. Innego wyjścia nie miała.
Wysuszyła się, założyła bieliznę i wciągnęła na siebie dresy. Zdjęła ręcznik z głowy i jeszcze raz wytarła nim włosy. Stanęła przed lustrem i zaczęła je rozczesywać.
Gdyby ktoś cztery lata wcześniej opowiedział jej o tym, jak potoczy się jej życie, nie uwierzyłaby mu. Uznałaby, że to brednie i że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. A przecież pomysły na filmy nie biorą się z kosmosu. Ktoś musi ich najpierw doświadczyć, żeby potem, ktoś inny zainspirował się nimi.
Miała smutne życie. Najpierw zżerały ją kompleksy i niska samoocena, potem złamane serce, śmierć ojca, śmierć dziecka, złamane serce po raz kolejny i strata drugiego dziecka. Potem przeszła przez swojego rodzaju załamanie nerwowe, żeby wyjść z niego, próbować żyć na nowo i tym sposobem zostać oszukaną przez kolejnego faceta. Żyć, nie umierać. Materiał na książkę, film albo i nawet serial z milionem odcinków. Zastanawiała się, czy inni też przezywali takie zawirowania. Każdy miał swoje własne dramaty, ale czy ona przypadkiem nie była jakaś naznaczona? Wyczerpała limit smutku w swoim życiu. Kiedy nadejdzie czas na coś dobrego? Niemożliwe, żeby miała to za sobą tak zupełnie. Niemożliwe.

Siedzieli w małej kawiarence znajdującej się przy centrum. Zawsze pachniało tam cynamonem. Ten zapach sprawiał, że chciała tam wracać. Czuła się przytulnie, jak w domu. Upiła łyk karmelowej latte macchiato, odrzuciła do tyłu wyjątkowo poskręcane loki i spojrzała na Toma. Siedział naprzeciw niej i przypatrywał się jej. Wydawał się zapomnieć o tym, że przed chwilą rozmawiali.
- Jestem brudna? – machinalnie otarła opuszkiem usta, obawiając się pozostałości po piance. Pokręcił głową, uśmiechając się pod nosem.
- Tak sobie myślę, że postąpiłem niezbyt chwalebnie, bo podobno miałaś wrócić na lekcje – Scarlett machnęła ręką.
- Wybawiłeś mnie przed pójściem na matematykę, to raz. A dwa, przynajmniej mogę zobaczyć jak wyglądasz bez whisky w ręku. Wierz mi, to jest bezcenne – posłała mu zadziorne spojrzenie, a Tom tylko westchnął.
- No wiesz, to zabrzmiało tak, jakbym powinien stać pierwszy w kolejce do AA.
- A nie powinieneś? – dręczyła go.
- Okej – uniósł ręce w poddańczym geście. – Wiem, że nie masz najlepszych doświadczeń względem mojej osoby. Znamy się jakieś trzy miesiące, a ty zdążyłaś już targać moje zwłoki, usłyszeć ode mnie parę niemiłych słów i w sumie nie tylko… - tu Tom wyraźnie się zawstydził. Spuścił wzrok i napił się kawy, chcąc zająć czymś ręce. Minęła chwila, nim zaczął mówić dalej. Scarlett czekała. – W każdym razie wiem, że nie pokazałem się z najlepszej strony, ale nie jestem taki zły.
- Wiem, że nie jesteś zły – powiedziała patrząc mu prosto w oczy. – Jesteś zagubiony. Ja to widzę, ty to wiesz. Myślę, że masz szczęście, że nikt z Vanilien Traum na ciebie nie doniósł, bo zdjęcia, jak śpisz na stoliku raczej nie wpłyną korzystnie na zespół, prawda? Ja wierzę, że wszystko z czym się borykasz, jest do rozwiązania. Myślę, że nie bez powodu stanęliśmy na swojej drodze. Możemy sobie pomóc. Ty mi już pomogłeś – jej szczerość chyba nieco go onieśmielała, ale też lubił w niej tą cechę. Pomimo tego, że nie raz dała mu w kość. Scarlett była najbardziej tajemniczą i najbardziej interesującą osobą, jaką dotąd poznał. Była nie tylko piękna. Była też mądra i dobra, a takie połączenie zdarzało się nieczęsto. Powiedział jej to jakiś czas później.
- Jak ty coś powiesz, to to waży z dziesięć kilo – brunetka wzruszyła ramionami, przybierając minę pt. „taka już jestem”. Uśmiechnęła się.
- Nie lubię owijać w bawełnę. W sumie nagadałam ci już tyle, że powinieneś to zauważyć. Nie raz jest mi głupio, ale wiesz, jeśli widzę, że ktoś cierpi, to zaraz chcę mu pomóc. To silniejsze ode mnie.
- Przestałem się przed tym bronić. Po tych wszystkich kiepskich miesiącach, zrobiłaś w moim życiu takie spustoszenie jak nalot na Hiroszimę, ale podoba mi się twoja nieprzewidywalność.
- Wiesz, zdążyłam się już czegoś w życiu nauczyć i staram się o tym nie zapominać.
- Zazdroszczę ci tego.
- Czego? – zaciekawiła się.
- Tego, że twoje wybory są naprawdę twoje. Wiesz, to może brzmi tak jakby ktoś zmuszał mnie do tego, co robię i kim jestem. Nie jest tak, ale kariera zamknęła mnie w schemacie. Jestem określonym kimś bez poprawki na to, że mogę się zmienić, że się zmieniłem. Odkąd zaistnieliśmy obraz Toma Kaulitz nie zmienił się. Bez względu na to czy mam szesnaście lat czy dziewiętnaście. Gorzej ze mną. Chyba poniekąd stąd te wszystkie problemy. Znaczy nie tylko stąd, ale po części. Ciężko mi wierzyć w coś, co mnie złamało – kiedy zamilkł, wydawał się być zawstydzony tym, jak wiele powiedział. Dopił kawę.- Wiem, że gadam bez sensu.
- Nigdy nie zapomnij, kim jesteś – odparła po chwili. Pochyliła się nieco do przodu i popatrzyła na Toma uważnie. – Jeżeli ty będziesz o tym pamiętał, świat także będzie musiał. Ja wiem, że medialne sprawy nie są łatwe, ale prawda jest taka, że jesteś taki, jakim się pokażesz i wszystko leży w twoich rękach. Wiesz, mam taką swoją niepisaną zasadę; bez względu na to, jak bardzo jest mi ciężko, nigdy nie może być tak źle, żebym się nie podniosła i nie poszła dalej. Staram się pamiętać, kim jestem i dokąd zmierzam. To trzyma mnie w pionie – uśmiechnęła się. Zerknęła na godzinę na wyświetlaczu swojego telefonu.
- Musisz iść? – zapytał, jakby zawiedziony. Scarlett pokiwała głową.
- Matematyka się skończyła, będę miała teraz niemiecki. Wczoraj siedziałam długo nad interpretacją wiersza i chcę to dzisiaj wykorzystać. Ocena może mi się wahać, więc wolę dmuchać na zimne.
- Nigdy nie lubiłem szkoły.
- Ja też nie, ale staram się przykładać do tych przedmiotów, które lubię. Przez inne, takie jak matematyka, staram się jakoś prześlizgnąć – wzruszyła ramionami i zaczęła szukać portfela w torebce. Tom uprzedził ją i rzucił banknot na stolik. Wstał i sięgnął płaszcz Scarlett. Uśmiechnęła się z wdzięcznością.
- Odwiozę cię – powiedział, kiedy wychodzili z kawiarni. Rozejrzał się szukając aparatów, ale nikt nie zwrócił na nich uwagi. Było południe, a auto zaparkował niemal pod drzwiami.
- W sumie, to moja szkoła jest dwie ulice stąd. Mogę się przejść.
- Ale ja chcę cię odwieźć.
- Skoro tak bardzo chcesz, to proszę – wsiadła, gdy otworzył przed nią drzwi swojego Cadilaca. Była druga połowa stycznia, mróz mocno trzymał, więc nie zamierzała się bronić przed podwózką. I tak była skazana na powrót do domu autobusem, bo Liv pojechała gdzieś samochodem. Najpewniej do Paula.
- Chcę, bo wciąż czuję, że mam u ciebie dług – powiedział, kiedy już ruszyli.
- Nie masz u mnie żadnego długu, Tom. Gdybym wiedziała, że o to chodzi, to poszłabym pieszo.
- Uwielbiam twoją logikę – odparł uśmiechając się szeroko. Scarlett także się uśmiechnęła, bo nieczęsto widywała u niego ten gest. Zwłaszcza, kiedy przychodził do klubu. Ani się obejrzała, a zatrzymał się naprzeciw jej szkoły. Średnio chciało jej się wracać na trzy ostatnie lekcje, ale miała silne postanowienie i musiała się pojawić. Liczyła na dwójkę z niemieckiego.
- Dziękuję za podwózkę, choć nie podobają mi się pobudki, które cię do tego poprowadziły – odparła poważnie.
- To w sumie nie tylko dlatego, ale nieważne. Może kiedyś uda mi się skłonić cię do złego porwać na wagary?
- Musiałbyś być bardzo przekonywający – odpięła pas i zabrała z podłogi torebkę. – Jeszcze raz dziękuję. Mój nieodmrożony nos także.
- Polecam się – skłonił się. Scarlett otworzyła drzwi z zamiarem wyjścia. – Zapomniałem – powiedział szybko, klapiąc się dłonią w czoło. Spojrzała na Toma pytająco.
- Czego? – zapytała zdziwiona.
- Jak brzmiał Twój numer telefonu. – jego usta rozciągnęły się w filuternym uśmiechu, a Scarlett roześmiała się perliście, kręcąc głową.
- A ja Ci go podawałam? – zrobiła podejrzliwą minę.
- A właśnie. – pstryknął palcami. – Już wiem czemu nie pamiętam. Celna uwaga. To może mi go podasz, żebym już więcej nie musiał zapominać? – wyjął z kieszeni swój telefon i wyciągnął go w jej kierunku. Patrzyła na niego chwilę, szukając w jego spojrzeniu, uśmiechu albo w wyrazie twarzy czegoś, co podpowie jej, że żartował albo, że naprawdę mu na tym zależało. Spojrzała mu w oczy. Czuła się nieco speszona. Tom Kaulitz chciał jej numer telefonu! No, ale przecież to tyko Tom. Tom, w którego wierzyła. Uśmiechnęła się delikatnie, biorąc od niego aparat i wystukała tych kilka cyferek, po czym oddała mu telefon.
- Żebyś nie musiał zapominać
- Ładnie zapiszę.
- Spróbowałbyś brzydko – powiedziała wysiadając i pogroziła mu palcem. – W takim razie do zobaczenia – skinął głową i uśmiechnął się,  pomachała mu na pożegnanie, po czym odwróciła się i lekkim krokiem ruszyła w kierunku szkoły.

Odłożyła szczotkę i potrząsnęła głową, żeby włosy poukładały jej się po swojemu. Po tym przypadkowym spotkaniu chodziła cała w skowronkach przez tydzień. Tom oczywiście napisał do niej wiadomość za dzień lub dwa, z pytaniem, co u niej słychać. W piątek przyszedł do klubu, ale już wtedy jego wizyty powoli zaczęły zmieniać charakter. Wtedy zaczynało się dobro w jej życiu. Wtedy wszystko było inne. Wtedy miała nadzieję, że może być w końcu szczęśliwa.
I pomyśleć, że to wszystko działo się tylko pięć lat wcześniej. I pomyśleć, że od ponad trzech i pół roku jej życie obfitowało w same porażki. Nadszedł czas, żeby to zakończyć. Zasługiwała na odpowiedzi na wszystkie pytania. Wciągnęła na siebie T-shirt i opuściła łazienkę.

Zdjęcia znajdowały się już w folderze na laptopie Liv. Ona siedziała w turbanie na głowie i jadła coś. Georg czytał Saoirse w pokoju obok. Przebudziła się, kiedy wrócili i od tego momentu spała niespokojnie. Scarlett usiadła obok siostry.
- Chcesz? – nadziała makaron na widelec i podetknęła go blondynce pod same usta. Odsunęła się kręcąc głową.
- Wciąż czuję tą chińszczyznę. Jestem pewna, że nie tknę tego dania długo, choć je uwielbiam. Muszę wypić herbatę. Nie chcę już tego czuć. Niczego, co wiąże się z tym wieczorem. Zrobić ci też?
- Chętnie – Liv zostawiła talerz na łóżku i usiadła do laptopa. Jako że centrum dowodzenia było w tym pokoju, to naturalnie czajnik i kubki tez się tam znajdowały. Do kuchni było za daleko. Po chwili Scarlett usiadła obok siostry z dwoma kubkami parującej herbaty, pachniało od niej kroplami miętowymi. – Widzę, że nie przebierasz w środkach.
- Gdybym umiała wymiotować na zawołanie, to zrobiłabym to. Co tam mamy? Nie zwracałam aż tak dużej uwagi na zawartość tych papierów, robiłam zdjęcia wszystkiemu, co wydało mi się ważne.  
- Nie przeglądałam ich. Czekałam na ciebie – otworzyła pierwszy plik. – Zapisuj wszystko, co znajdziemy – podsunęła Scarlett notes i długopis. – W sumie zrobiłaś całkiem sporo zdjęć. Jak na dwadzieścia minut, to nieźle się spisałaś. Już mówiłam to Georgowi, ale tobie też muszę. Za bardzo panikowałam i dałam się ponieść, ale to dlatego, że boję się o ciebie – Liv popatrzyła na siostę nieco speszona. Scarlett uśmiechnęła się blado.
- Nie mam ci tego za złe. Oboje bardzo mi pomogliście. Sama nie zdziałałabym nic – chwyciła rękę siostry, a ta uścisnęła ją. Nie potrafiła przyznać się do tego, jak bardzo czuła się teraz samotna i jak bardzo potrzebowała obecności bliskich.
- Okej, ubezpieczenie – powiększyła zdjęcie. – James Boyd Felston? – zdziwiła się.
- Boyd to imię czy nazwisko? – Georg wszedł do pokoju. Dostawił krzesło i usiadł za nimi.
- Imię – mruknęła Liv, czytając dalej. – Urodzony dwunastego lutego osiemdziesiątego dziewiątego w Burbank. Matka Holly Grace, ojciec Steven.
- Dziwne. Kto daje dziecku na imię Boyd? – zdziwił się. Pochylił się bliżej ekranu i czytał informacje podstawowe.
- Zawsze sądziłam, że ma na imię Jim, a nie James. Choć nigdy go nie pytałam o pełne imię, czy coś.
- To jeszcze nie zbrodnia – wtrącił Georg.
- No wiem. Tutaj jest jeszcze numer – podyktowała go Scarlett. – No i chyba nic więcej stąd nie wyciągniemy – powiedziała przeglądając resztę dokumentu.
- Szkoda, że nie zdążyłam sfotografować świadectw szkolnych, czy tych innych rzeczy, które znajdowały się w ostatniej teczce. Liv przez chwilę sprawdzała pozostałe pliki. Poza wysokością jednej z pożyczek, którą Jim zaciągnął trzy lata wcześniej, w dokumentach nie znajdowało się nic, co mogłoby ich interesować.
- A to? – Liv wskazała na dyplom. – Chodził do liceum imienia Johna Barroughs’a. Tutaj jest też nazwisko koordynatorki tych warsztatów, w których brał udział. Zawsze możemy tam pojechać i porozmawiać z nią.
- Uważaj, bo coś ci powie. Pewnie nie byłybyśmy pierwszymi, które chciałyby wyciągnąć informacje na jego temat.
- Racja, ale co innego, jeśli idzie tam ktoś z ulicy, a co innego, jeśli idzie tam ktoś, kto ma legitymację z Vogue’a.
- Nieważną legitymację Vogue’a – Scarlett wtrąciła sceptycznie.
- Jeju, Scarlett. Nie wiem, czy zauważyłaś, ale poza tym, że jego pełne nazwisko brzmi James Boyd Felston, nie mamy nic. Co szkodzi pojechać tam i spróbować? – teraz to Scarlett straciła cały animusz, a Liv wróciła na właściwe tory.
- Jeszcze numer ubezpieczenia – dodał Georg.
- To może sprawdzić tylko Shie, a on jeszcze o niczym nie wie, więc tą opcję zostawiłabym na koniec, kiedy Scarlett zdecyduje się powiedzieć mu o wszystkim.
- Shie nie może tego sprawdzić. To nie jego jurysdykcja – odparła Scarlett, popijając herbatę.
- No tak, ale wciąż ma znajomości, więc jeśli o wszystkim mu opowiesz, to jestem pewna, że go sprawdzi.
- Liv ma rację. Zanim policja zostanie w to włączona, musimy sprawdzić pozostałe tropy. Co z twoim zacięciem, Scarlett? – zapytał, uśmiechając się do niej pokrzepiająco. Dziewczyna westchnęła. Odstawiła kubek i wstała z krzesła. Zaczęła krążyć po pokoju.
- Przepraszam. Nie powinnam tak marudzić. Po prostu ten wieczór, wyssał ze mnie całą energię. Kiedy wychodziłam z łazienki, byłam gotowa przetrząsnąć całe Los Angeles, żeby dowiedzieć się, o co w tym wszystkim chodzi. A teraz czuję się tak, jakby ktoś spuścił ze mnie całe powietrze.
- Zatem plan jest taki – Liv wstała i podeszła do siostry. Chwyciła ją za ramiona. – Jedziemy do Burbank i bierzemy ich z zaskoczenia. Zobaczymy, czego się tam dowiemy i w zależności od tego zdecydujemy, co robimy z numerem ubezpieczenia, Shie’em i policją, tak? – Scarlett skinęła głową, a Liv ją przytuliła. – Wszystko będzie dobrze, blondasie. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.

10. czerwca 2014, Burbank – liceum imienia Johna Barroughs’a

Abigail Thompson była – na oko – pięćdziesięciopięcioletnią kobietą, nieco przy kości, z miłą, owalną twarzą i brązowymi, siwiejącymi już włosami. Sprawiła bardzo sympatyczne wrażenie, gdy wywołana przez sekretariat zabrała Liv do swojej sali. Wskazała, by usiadła w jednej z ławek i sama zajęła miejsce obok.
- Co panią do mnie sprowadza? – zapytała, mierząc Liv spojrzeniem. Dziewczyna starała się wyglądać jak najbardziej profesjonalnie. Na nosie miała okulary, włosy związała w kucyk, a trampki zamieniła na baleriny.
- Jak już mówiłam, nazywam się Liv Hannah O’Connor i piszę artykuł na temat Jima Felston’a – machnęła legitymacją przed oczami nauczycielki, mając nadzieję, że nie zechce dokładnie czytać zawartości jej legitymacji. Wtedy wydałoby się, że była upoważniona do robienia zdjęć. Kiedyś.
- Kojarzę tego chłopca i nie bardzo rozumiem, dlaczego chce pani pisać o nim artykuł.
- No wie pani, to dosyć barwna postać. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo. Dlatego bardzo chciałabym dowiedzieć się czegoś o nim z czasów, kiedy chodził do szkoły średniej – nauczycielka przyjrzała się Liv, jak uczniowi, który najprawdopodobniej nie mówił  prawdy. Dziewczyna poprawiła się na miejscu i wyjęła z torby notes.
- Wie pani, Jim był raczej spokojnym chłopcem.
- Miał wielu przyjaciół? – zapytała pragnąć usłyszeć jakieś znajome nazwisko.
- Nie, raczej nie. Wie pani jak to jest w małych miasteczkach. Dzieciaki nie akceptują tych, którzy wyglądają inaczej od nich. Każdy, kto choć trochę odstępuje od ogółu, jest przyjmowany z dużym dystansem, a często z niechęcią – powiedziała starając się odpowiednio dobrać słowa.  
- Co ma pani na myśli, mówiąc: wyglądają inaczej od innych? Co nie tak było z Jimem? – zainteresowała się, a w głowie zaczęły krążyć jej zupełnie niedorzeczne pomysły. Może Jim miał zajęczą wargę albo zdeformowane ucho czy oko i przeszedł operację plastyczną, nim trafił przed kamerę? No bo jak ktoś, kto wygląda jak grecki bóg mógł odstawać od reszty?
- No cóż, nie wiem, jak ładniej to ująć. Wie pani, poprawność polityczna, tolerancja i te wszystkie górnolotne słowa, tylko ładnie brzmią, bo gdy przychodzi, co do czego to nic nie znaczą, bo jak przychodzi co do czego, to każdy, kto wychodzi poza schemat, jest alienowany przez społeczność.
- Wciąż nie rozumiem – nauczycielka bacznie przyjrzała się Liv. – Jak Jim się wyróżniał?
- Jakby to powiedzieć… w moich czasach mówiło się po prostu „czarny” albo „murzyn”, a teraz? Sama nie wiem, może powinnam powiedzieć „Afroamerykanin” albo człowiek, którego przodkowie wywodzą się z czarnego lądu? – w głowie kobiety dało się słyszeć rozdrażnienie, jakby kwestie rasowe były dla niej niewygodne. Liv poczuła się zupełnie zdezorientowana, bo albo mówiły o dwóch różnych osobach albo Jim nie był tym, za kogo się podawał. Serce zaczęło jej mocniej bić. Zdenerwowała się. Zaczerpnęła powietrza i w skupieniu popatrzyła na Abigail Thompson.
- Chwileczkę – schowała za ucho nieistniejący kosmyk włosów. – Chce mi pani powiedzieć, że Jim Felston jest czarnoskóry?
- Raczej był, ale owszem. Choć nie wiem, czy to poprawne politycznie określenie. Jednak, to właśnie miałam na myśli – Liv wpatrywała się w nią osłupiała.
- Proszę mi wybaczyć, ale to chyba jakaś pomyłka – zaczęła przetrząsać torebkę, chcąc znaleźć zdjęcie Jima. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że tkwiło między kartami notesu. Prędko je wyciągnęła i pokazała je nauczycielce. Kobieta zmarszczyła brwi, kręcąc głową.
- To nie jest Jim Felston, którego uczyłam, ale faktycznie. Ten aktor chyba też się tak nazywa.
- Czyli uczeń, który zdobył ten dyplom – wyjęła z notesu kolejną kartkę i pokazała nauczycielce wydruk zdjęcia dyplomu. – To nie Jim Felston ze zdjęcia, które pani pokazałam?
- Nie, Jim Felston, którego uczyłam był czarnoskórym chłopcem, jak sama pani to ujęła. Nie uczyłam tego pani Jima.
- Był? – głos Liv zadrżał. Nauczycielka patrzyła na nią nieco zdezorientowana.
- Tak, był – odparła ostrożnie. – Ten chłopiec nie żyje. Zginął w strzelaninie kilka dni po graduacji. Wie pani, gangi, narkotyki – machnęła ręką. – Mógłby wyjść na ludzi, niewiele brakowało, a dostałby stypendium na uczelnię wyższą. Był naprawdę dobrym i zdolnym dzieckiem, ale nikt o niego nie dbał – Liv patrzyła na nią oniemiała. – Wie pani, teraz ja nie rozumiem. Nastąpiła pomyłka, czy ktoś podał pani błędne informacje na temat tego aktora?
- Nastąpiła jakaś kolosalna pomyłka – odparła po chwili. – Pewnie osoba, która zebrała informacje do tego artykułu się pomyliła. Sama nie wiem. Bardzo panią przepraszam – powiedziała, podrywając się z miejsca. – Sama nie wiem, jak mogło dojść do takiego zaniedbania. Przepraszam za kłopot i dziękuję za poświęcony mi czas – uścisnęła dłoń nauczycielce i szybko opuściła klasę.

Niemal biegiem dotarła na zalany słońcem parking. Scarlett czekała w aucie. Była śmiertelnie blada.

Dzięki połączeniu telefonicznemu słyszała każde słowo.  

44 komentarze:

  1. hm.. notka niezwykle trzyma w napięciu, udało ci się:) to Mike jest Jimem prawda? Jak powiedział do niej maleńka to byłam pewna na 100% chociaż zawsze może okazać się to nie prawdą... spodobało mi się ukazanie uczuć Skarlett, wkońcu jest sobą już nie udaję że jest dobrze. ciesze się że ma oparcie w siostrze no i czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek... mam nadzieję, ze się w nim wszystko rozwiąże? i też mam nadzieję, ze ukaże się jeszcze w sierpniu choć nie nalegam... jak zawsze cudownie, życzę weny i dalszych tak wspaniałych pomysłów:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że udało mi się, bo to nie był łatwy post. Akcja się zawiązuje, a że Cobenem nie jestem, to musiałam mieć się na baczności, ale muszę przyznać, że bardzo przyjemnie pisało mi się ten post.

      Co do notki, to nic nie obiecuję. Jestem niewolnikiem weny twórczej i jeśli jej nie ma, to nie ma też pisania, choćbym tkwił tydzień przed wordem :)

      Usuń
  2. `- Przy tobie nie można się nudzić. Zaskakujesz mnie na każdym kroku – odparł wsuwając dłoń między uda brunetki.` - chyba popraw na blondynki? nie, zebym się czepiała, każdy ma prawo do błędu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko. Dobrze, że o tym wspominasz, bo nie zauważyłam. No, ale to pewnie dlatego, że pisałam fragment z przeszłości, potem sprawdzałam wcześniejsze części notki i się zamotałam. Choć swoją drogą, czasem zapominam, że Scarlett jest blondynką.

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że tak brzydko, ale to było pierwsze co mi przyszło do głowy, jak skoczyłam czytać. Masakra. Nie wiem co powiedzieć... czytałam i czytałam, w którymś momencie zaczęłam się denerwować, że zakończysz to w połowie i się niczego nie dowiem -.- ale jednak, nie zakończyłaś i chwała Ci za to!
      Rozbawiła mnie Saoirse, która przywaliła Scar :D w ogóle uwielbiam ją, co to będzie jak już dorośnie :D szeleszcząca chrupkami też była fajna. :D
      Jim to (tak jak mówiłam), pewnie po operacjach plastycznych Mike... albo jakiś inny gościu, może jego ukryty brat, czy ja wiem.
      Ogólnie odcinek mega i czekam niecierpliwie na kolejny!!
      Buziaki!!

      Usuń
    2. Cieszę się, że Prinz wzbudza w Tobie takie emocje! :D To znak, że osiągnęłam zamierzony efekt.
      Saoirse jest taka troszkę zabawna i nieporadna, jak tatuś. Ma coś z niego niewątpliwie, ale uparta też jest i charakterna, jak mamusia ^^
      Co do Jima, to 90 da już część odpowiedzi. Chciałam zrezygnować z rozmowy z nauczycielką w tym poście, ale uznałam, że bez tego byłby taki niekompletny. Choć kusiło mnie przetrzymanie w napięciu.

      Usuń
  4. nie umiem napisać jakiegoś konstruktywnego komentarza, ale jeżeli ma Ci to pomóc w pisaniu to się ujawnię :) motywacja musi być ! kiedyś komentowałam tutaj, a raczej na onecie, ale teraz nawet nie pamiętam nicku.co do opowiadania - nigdy nie ufałam Jimowi za bardzo i widać moje odczucia były słuszne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa jestem, jaki miałaś nick, bo kojarzę wszystkich czytelników :) zafrapowałaś mnie teraz :)

      Jim był taką chodzącą tajemnicą od samego początku, ale niebawem wstążka zostanie zerwana i okaże się, co kryje się w pudełku.

      Usuń
  5. post świetny czekam na dalszą akcje... dobrze że to odcinek tylko o Scarlett... brakuje mi tylko jednego... nie chce nic narzucać ale Scarlett jeżeli odkryje że to Mike (nawet jeśli to coś innego) to powinna wrócić z siostrą do domu i się zamknąć w pokoju i trochę sama nad sobą się poużalać bo myślę, ze tak każdy by zrobił no i przydałoby się żeby o tym dowiedział się jakoś Tom ... może przez Georga? Na pewno by do niej nie przyszedł ale zaczął by o niej znów bardziej myśleć i zobaczyłby że Scarlett wcale nie ułożyła sobie życia i błądzi... a przecież miał ją chronić przed nią samą...oczywiście to tylko moja sugestia której nawet nie musisz rozpatrywać:P tak poza tym nie mam nic do powiedzenia... czekam na ciag dalszy:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twoja sugestia nieco ociera się o mój plan na fabułę, ale wymyśliłam to wszystko nieco inaczej. Niemniej jednak miło mi, że masz jakieś pomysły związane z dalszymi losami bohaterów :)

      Usuń
  6. a mówiłaś coś o 113 rozdziałach ale jak zakończysz tak, ze nie będą razem albo w ostatniej scenie się zejdą to ci nie daruje, bo bardzo bym chciała poczytać o tych nowych wspólnych chwilach Toma i Scarlett... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To 113, to rzuciłam tak sobie, bo nie potrafię ocenić, jak fabuła rozłoży mi się na notki. Mam rozpisane na około 5 do przodu zawsze. Teraz moje rozpiski powoli się kończą i muszę dokładnie przekalkulować, co znajdzie się w 92 i dalej.

      Usuń
  7. Dobrze jest wrócić. Zwłaszcza jeżeli czeka na ciebie taki post! Nie mogłam się już doczekać tych wszystkich wydarzeń, które teraz nastąpią. I, podobnie jak w przypadku domina, kiedy już się zacznie to nie sposób tego zatrzymać. Trójka samozwańczych sledczych zaczyna dowiadywać się rzeczy, których nigdy nie przypuszczaliby, że mogą się dowiedzieć. Jak tak sobie ich wyobrażę: Liv i Scarlett na zmianę wpadające w panikę albo doznające oświecenia, Georga, który z jednej strony jest taki opanowany, najbardziej obiektywny z nich wszystkich i taki męski w tym wszystkim, a z drugiej strony jest żywą zabawką dla Saoirse to nie mogę się nie uśmiechnąć:) No i zachwycam się nimi, a zwłaszcza, co już Ci mówiłam, Georgiem. Aż się sama sobie dziwie, ale kurcze, on naprawdę świetnie odnajduje się w roli śledczego (albo agenta specjalnego FBI! Och, Obejrzenie "Miasteczka Twin Peaks" mocno na mnie wpłynęło.:D). No i niezmiennie jestem zachwycona tym ciągiem przyczynowo-skutkowym. Tu wszystko bierze się z jakiegoś powodu. I to jest takie wspaniałe! Musi to kosztować Cię też masą dodatkowej roboty, kombinowaniem i łączeniem wszystkiego w logiczną całość, ale wierz mi, że robisz to zawodowo. Zwłaszcza,ze ja coś niecoś jednak wiem o przyszłych losach Scarlett i wiem już teraz, że informacje, które znamy dzisiaj, będę miały swoje konsekwencje w przyszłosci. Jestem pod wielkim wrażeniem i podziwiam Cię ogromnie. Myślę, że dobrze, rozmowa z nauczycielką odbyła się już teraz. Choć może mogła być nieco dłuższa, ale to,co w niej najwazniejsze było, więc to najistotniejsze. Poza tym, ja tam moge sobie chcieć, a przecież ty tu decydujesz:P Ja tylko się zachwycam:D
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojeeeeej. Welcome home, Katarina! :D To musiało tutaj paść. Koniecznie.

      Georg jest w moim wyobrażeniu tak niesamowicie cudowny ze swoją zupełną słabością do córki, no i do Liv też. Ona go przestawia po katach, a on daje się tak sztorcować, bo i tak robi swoje. Po obejrzeniu tych wszystkich seriali, może śmiało stawac w konkury ze swoim przyszłym szwagrem :D

      Wiesz, ten związek przyczynowo-skutkowy jest niemal tak fajny w wymyślaniu, jak fabuła.Co, jak, dlaczego. I najlepsze w tym wszystkim jest to, że wielkie znaczenie ma to, co zdarzyło się 4 lata wstecz i ja to sygnalizowałam i nikt nie mógł wpaść na to, że to znak czegoś, co nastąpi teraz. Uwielbiam wbijać szpilę, choć bez twojej logiki byłoby mi ciężko dograć to tak idealnie. Wiesz o tym.

      Usuń
  8. matkomatkomatkomatko.To jest...niesamowite.W pewnym momencie już myślałam,że w połowie przerwiesz i niczego się nie dowiem,a tu taka niespodzianka.Opłacało się czekać na odcinek - oczywiście jak zawsze :) z niecierpliwościa czekam na next'a i przy okazji zapraszam ---> https://www.facebook.com/groups/256854734371216/
    Nica. ;3

    OdpowiedzUsuń
  9. jak wiele osób wyżej, również obstawiam, że Jim to Mike. a odcinek fantastyczny i naprawdę trzymający w napięciu. osobiście już chciałabym przeczytać kolejny, a najbardziej nie mogę się doczekać kiedy prawda wyjdzie na jaw :D no ale wszystko po kolei.
    a, i nie wiem czy jeszcze mnie pamiętasz, ale jestem tu od dawien dawna, ostatnio chyba zostawiałam po sobie ślady jeszcze na onecie. tak czy siak, komentując lub nie (jestem naprawdę słaba w komentowaniu po przeczytaniu, bo wszystkie myśli które pojawiły się w trakcie czytania nagle ulatują) nadal jestem i będę i cholernie doceniam wszystko co napiszesz. pozdrawiam :)

    Black Light

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, witaj. Cudownie, że z Onetu przyszłaś ze mną tu. Miło, że zdecydowałaś się zostawić po sobie ślad. Moim zdaniem, wyszło Ci śpiewająco :)
      Prawda wyjdzie na jaw już niebawem. Choć zabawa zaczęła się już teraz i myślę, że będzie ciekawie. Mam taką nadzieję :)

      Usuń
    2. Jejku, jestem tak ciekawa co kryje za sobą Jim... Jak większość myślę, że jest on powiązany z Mikem, ale w jakim stopniu i czy w ogóle. I jeszcze to napięcie towarzyszące mi przez cały rozdział. Już nie mogę doczekać się 90!
      Pozdrawiam Anta

      Usuń
  10. No to może i ja skomentuję. Ostatnio robiłam to, gdy rezydowałaś jeszcze na Onecie, podpisywałam się jako m., ale zostawiłam tam tylko kilka komentarzy. W jednym z nich zapytałam się co tak naprawdę stało się z Mike'iem, bo wydawało mi się, że w tym spalonym aucie jednak ich nie było, ale Ty zarzekałaś się, że ten wątek jest skończony :). Dlatego bardzo byś mnie zaskoczyła, gdyby jednak okazało się, że wstał z martwych. I już nie mogę się doczekać następnego odcinka, bo ja uwielbiam takie historie. Uwielbiam całe FFTH, ale ono chyba naprawdę już umarło, bo chociaż szukam, chyba jesteś jedyną osobą, która pisze. A ja tęsknię niemiłosiernie :( (polecisz mi coś?). I dlatego tak bym chciała przeczytać coś o Scarlett i Tomie! I chociaż wiem, że dla Ciebie wszystkie wątki są ważne, to mi czasami ta historia ciągnie mi się jak z flaki z olejem :). I chętniej przeczytałabym mniej, a częściej, ale to takie tam zrzędzenie fanki. Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
  11. Pamiętam Cię. Miło, że znalazłaś się i tutaj.
    Nie minęłam się z prawdą, mówiąc, że watek Mike'a i Sereny jest skończony :) Michael Miller i Serena Torres zniknęli z powierzchni Ziemi.
    Myślałam o "mniej a częściej", ale u mnie pisanie zależy od kaprysów weny. Bo co innego układać sobie wszystko w głowie i planować wątki, a co innego siąść i pisać. Nie wiem, od czego to zależy. Bardzo chciałabym pisać i publikować częściej, bo mnie samą irytuje to, że ta historia tak bardzo się ciągnie. Nie podoba mi się też to, że przez przerwy między postami można zapomnieć, co było w poprzednim, ale chociaż bardzo chcę, to nie napiszę nic dobrego bez tej "iskry". Ona się zjawia i post powstaje w 2 wieczory, ale zanim się pojawi mija czasem tydzień, a czasem trzy.
    Jeśli chodzi o inne opowiadania, to wraz z końcem an-dich Annelise zniknęło ostatnie śledzone przeze mnie opowiadanie.
    Ktoś polecił mi bei-dir.blogspot.com i vergib-mir.blogspot.com, ale nie zdążyłam jeszcze do nich zajrzeć.
    Ostatnio jedna z czytelniczek zostawiła adres swojego opowiadania: what-it-feels-like.blogspot.com. To tyle, jeśli chodzi o znane mi opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  12. o kurcze o kurcze o kurcze! co za akcja co za emocje :D masakra, teraz już sama się pogubiłam we własnych domysłach.
    jedyne, co mi się nie podoba, to to że tak rozpuszczasz dzieci, o! wszystko im wolno :P

    d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ach i zapomniałam dodać, że mi też przez ten cały post przewijał się Tom, nawet jeszcze za nim o nim wspomniałaś. S. wyraźnie go potrzebuje i cudowne by było, gdyby dowiedział się prawy i uratował ją z opresji. ale to by było za piękne, za dużo mają jeszcze niewyjaśnionych spraw i niewypowiedzianych żalów. i ja również apeluję o to, abyś nie skończyła jakimś wielkim bum, w sensie happy-end i tyle, bo bardzo bym chciała przez końcem przeczytać jeszcze kilka takich sielankowych, kochanych postów i dowiedzieć się jak ich życie będzie wyglądała za wiele lat i że nadal będzie szczęśliwe. strasznie tęsknię za tym ich mizianiem no i za taką naiwną, nastoletnią, ale silną miłością. szkoda, że zauroczenia nie wracają... chociaż po takiej przerwie od niewidzenia kogoś, myślę, że po paru latach te motylki mogą wrócić. chciałabym żeby tak było, to byłoby takie słodkie, jeeej. ech, w moim życiu też bym tak zresztą chciała.
      a co do M... ja już na onecie wspominałam, że mam przeczucie, że to jeszcze nie koniec i że on będzie miał coś wspólnego z tym, co się teraz dzieje, pamiętasz?
      najgorsze jest właśnie to, że też już sama się trochę gubię w fabule. przydałoby się jakieś streszczenie xD
      no i co ja jeszcze chciałam.. szybko mi ten odcinek przeleciał, niby dużo się działo, ale brakuje mi tych Twoich długaśnych opisów, w których jesteś mistrzynią. one sprawiają, że odcinek trwa i trwa, a ja go czuję i wręcz widzę to wszystko.

      Usuń
    2. Ależ one nie są rozpuszczone! No… może ciut :D

      Bo Tom zaczyna wracać. W jej głowie. Niebawem zobaczysz, że nie tylko on pojawia się w jej myślach.
      Teraz mogę to napisać jedynie na podstawie przeżyć Scarlett, bo Toma ostatnio jest mniej, jednak ona przez te 3 lata walczyła o nowe życie, o to aby pójść dalej, ruszyć z miejsca. Robiła wszystko, aby nie ranić się myślami o śmierci Liama, o odejściu Toma i stracie drugiego dziecka. Próbowała odciąć się od tego za wszelką cenę. Zatraciła się do tego stopnia, że pomimo wewnętrznych podszeptów, zaufała Jimowi. A przynamniej wmówiła sobie, że mu ufa. Przestała dostrzegać szczegóły. Straciła instynkt samozachowawczy. I tak zakręciła się w tym wszystkim, że przestała słuchać serca. A teraz po raz kolejny się nie udało. Ale jak zawsze w Prinzu – wszystko ma swoją przyczynę.
      Co do S. i T. to ciężko o ich wspólne sceny, skoro nie są już parą. Nie mają ze sobą nic wspólnego, żyją w zupełnie innych miejscach, więc to normalne, że nie ma ich razem.

      Co mam ci streścić? Co wyjaśnić?

      Usuń
    3. trochę się poplątałam właściwie we wszystkim, co się dotyczy obu panów J, ale to dlatego, że nie czytam systematycznie. będę musiała przez to jeszcze raz przebrnąć i mi się rozjaśni w głowie, bo jak dla mnie, przez to właśnie jak czytam, to wszystko tak chaotycznie się dzieje.

      Usuń
    4. w razie czego pisz i wszystko ci wyjaśnię.

      Usuń
  13. Jesteś niesamowita. To opowiadanie jest jedną z najciekawszych książek jakie przeczytałam. Masz tak rozbudowaną wyobraźnie i takie pomysły, że tylko siedzę i cieszę się sama do siebie, że mogę czytać to co publikujesz.
    Sama właśnie wracam, po raz kolejny. Matura zrobiła swoje ; ) ale muszę wrócić. Tak samo jak muszę czytać Twoje i inne wspaniałe opowiadania. Bo od 8 lat to jest właśnie świat do którego mogę uciekać, oderwanie od tej szarej otaczającej mnie rzeczywistości i problemów. I bardzo Ci za to dziękuje. Nadrobiłam wszystko i będę na bieżąco. Ściskam gorąco i całuje ; ) Oddana fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojej, dziękuję! jakie inne opowiadania czytasz? co po maturze? studia? praca? a może jedno i drugie? :)
      moje osiem lat minie 23. grudnia. tego dnia po raz pierwszy usłyszałam DDM. to prawie 1/3 mojego życia, jak sobie uświadomiłam ten fakt, poczułam się dziwnie... i staro :D

      Usuń
  14. Wakacje, wakacje... wracam, a tu piękny kolejny odcinek!
    Przeczytałam na jednym tchu, i jak dla mnie zawsze za mało, ale to już chyba wiesz :D hm... jak bym miała streścić tu swoją krótka wypowiedz? wiesz, czasami lubie komentowac od razu, jak tylko przeczytam, ale po czasie, jakos samoistnie myśle o tym opowiadaniu i rozmyslam, co by bylo gdyby... I ostatnio własnie myslalam nad tym, co sie dzieje u mamy Liv i Scarlett? Co z Shie? No i przede wszytskim, co z Rainie? ona mnie intryguje, bo razem z mała Candy gdzies przepadły. Z jednej strony dobrze, że ten odcinek opierał sie na Scarlett, ale jeśli mam być szczera to wiem, że stać Cie na trochę wiecej w opisach i ukazaniu emocji. Ale nie było źle :D Tylko czasami brakuje mi opisów emocji Scarlett i Toma. Szczególnie ich. Tak, jak już jedna osoba tu napisała, niby Toma nie bylo w tym odcinku, a jednak sie gdzieś tu kręci.
    Ciekawi mnie jak przedstawisz to, kim jest Jim. I chcę przypomnieć, że myślę, ze jako pierwsza rozgryzłam tą zagadkę już wiele odcinków temu :D Właściwie, gdy tylko Jim sie pojawił, a o czym pisałam Ci w mailu :D Poza tym próbuje wyobrazić sobie te myśli i uczucia Scarlett, kiedy dowie sie co tak naprawde zaszło i mysle, ze bedzie czuc obrzydzenie do siebie za to, ze dała sie tak zbałamucić, wciągnąc w ten romans, będzie czuła sie naznaczona jego dotykiem, a siebie 'znienawidzi' za to, ze byla tak glupia i niczego nie zauwazyła. Bo przeciez tak nienawidziła Mika i jego dotyku, a teraz spędzali upojne noce ze soba? I chciałabym żeby to Tom uratował ją przed jej upadkiem. Po tym co przeszła i co będzie przechodzić niech to w nim odnajdzie ukojenie. I również chciałabym 'zobaczyć' ih losy dalej... po kilku latach. Może w końcu doczekają sie potomstwa? Ale też chciałabym, aby szczerze porozmawiali ze sobą na cmentarzu? Znowu. To troche ich takie 'magiczne' miejsce.
    A jeszcze ciekawi mnie Serena...
    I w całości popieram pierwszy akapit komentarza Lonelyme.
    Mam nadzieję, że nie zdradziłam swoim komentarzem ;)
    Oczywiscie z niecierpliwoscia czekam na kolejny odcinek i gratuluję coraz większej liczby komentarzy, bo jak widać wszyscy czytają, ale nie wyszycy sie ujawniali,a Ty ich ładnie do tego nakłoniłaś :)
    Pozdrawiam, i do napisania :D
    Lena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musisz nic streszczać. Pełna wypowiedź też będzie dobra :D
      Już niebawem przeniosę się do Berlina, gdzie na scenę wkroczą między innymi Sophie i Shie z rodziną. Będzie też Gustav i Liv z Georgiem. Nie zapomnę o Billu. Będą też inne postacie. Wszystko w swoim czasie. Nie mogę pisać o wszystkim na raz. Staram się synchronizować jakoś to wszystko, aby czasowo pogodzić.
      W Berlinie już niebawem odbędzie się pewna ważna uroczystość. Dokładnie 14.07.2014, czasu Prinzowego ;D Wówczas skupię się na kilku innych bohaterach, a S. i T. też będą mieć swoje pięć minut. Także na wszystko przyjdzie czas. Gdyby to nie groziło zdradzeniem dalszej fabuły, pokazałabym ci moją datową rozpiskę :D wszystko jest na swoim miejscu, ale teraz najważniejsza jest Scarlett i to jak sobie poradzi z Jimem.
      Rainie i Candy też się niebawem pojawią. Bo już w lipcu będzie co nieco o nich.
      Co do rozbudowanych opisów… myślę, że zmienił się mój styl pisania. Samoczynnie. A druga sprawa, one dotyczyły głównie Scarlett i Toma, ich uczuć. A teraz nie ma ich za wiele. Fabuła skupia się na czymś innym. Zobaczymy jak to wyjdzie w przyszłości.

      Co do twoich przypuszczeń mogę jedynie powiedzieć, że Scarlett czeka ciężki okres. Ale nie ma tego złego… :D

      Usuń
  15. będę chyba wyjątkiem, bo dla mnie wątek jest naciągany na maksa.
    zabawa w detektywa byłaby może bardziej interesująca, gdyby Jim nakrył Scarlett podczas grzebania w rzeczach, a tak wyszło jak z thrillera, gdzie banda nastolatków włamuje się do domu sasiada którego podejrzewają o bycie seryjnym mordercą i oczywiście udaje im się uciec w porę, zanim ten wróci. dopiero potem giną.. kiedyś myślałam, że Javier to Mike po zmianie osobowości i operacjach plastycznych. ale to chyba jednak Jim?
    ostatnio czytałam "zagubioną przeszłość" Jodi Picoult. tam główna bohaterka również otrzymała metryczkę po zmarłej, która była rasy czarnej, sama bohaterka miała domieszkę krwi meksykańskiej. jej ta tożsamość została narzucona, a Jim ewidentnie coś ukrywa. z jednej strony wolałabym żeby Scarlett nie dowiedziała się kim on jest naprawdę i żeby coś się stało, a z drugiej chcę żeby on zniknął z Prinza. nie lubię Jima jeszcze mocniej od Mike'a.

    przepraszam że dawno nie zostawialam po sobie komentarzy, ale byłam na wakacjach, a potem miałam raczej mało pozytywne myśli na temat rozdziałow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Prinzem jest tak, że powstał kilka ładnych lat temu i to, co wówczas wydawało mi się intrygą doskonałą, teraz momentami nieco kuleje. Jednak Prinz dział się na blogu przez te 5 ostatnich lat, ciąg przyczynowo skutkowy poszedł w ruch. Pewne rzeczy, które pisałam rok, dwa czy pięć lat temu, będą miały swój oddźwięk dopiero teraz i jedynym, co mam to, to aby wszystko dograć najlepiej jak umiem. Przyznaję, że gdybym dziś zaczynała układać fabułę od nowa, pewnie zaplanowałabym to nieco inaczej, ale.
      Jak zwykle są ale. Twoja ocena jest twoją oceną i szanuję ją. Jednak to nie jest koniec i chociaż może w chwili obecnej wygląda na to, że Scarlett przeszła przez to wszystko ślizgiem, to jest to obraz mylny, jest to tylko wycinek całości, bo wizyta w mieszkaniu Jima, to tylko część dziesiętna tego, co ma się wydarzyć. Jakkolwiek matematycznie to brzmi ;) Gdyby była elementem kluczowym, wyglądałaby inaczej.

      Nie jestem Alex Kava, ani Harlanem Cobenem i niestety, chyba nigdy nie stworzę intrygi doskonałej.

      Jeśli chodzi o tożsamość Jima, to kolor skóry chłopaka, od którego ją sobie przywłaszczył, jest tylko moją fanaberią, dzięki której szybciej doprowadzę Scarlett do prawdy.
      A tak nawiasem, to lubię Jodi Picoult.

      Bez względu na to, czy twoja opinia to same pochwały, czy sroga krytyka, cieszę się, kiedy ją zostawiasz, bo dzięki temu wiem, co nie gra. Nie jestem w żaden sposób obiektywna i nie widzę wszystkich luk. Dlatego cieszę się, że napisałaś, co ci się nie podoba.

      Usuń
  16. Gdy spojrzałam na numer rozdziału, momentalnie uświadomiłam sobie, jak dawno mnie tutaj nie było. Tym samym uświadomiłam sobie, jak bardzo musiały pochłonąć mnie sprawy związane z rekrutacją na studia, ale nie o tym teraz mowa... Będzie trochę skarg i będzie trochę pochwał.

    Nie polubiłam Saoirse, bo jest kalką każdej innej dziewczynki z opowiadań. Wiem, że z założenia ma być słodka i zadziorna, ale ja widzę w niej butną i rozpieszczoną małą księżniczkę, której nikt nie wychowuje. Nie słucha mamy, policzkuje i ciągnie za włosy swoją ciocię, co spotyka się z aprobatą samej Liv, bo to takie figlarne i urocze. Mam nadzieję. że Liv otrzeźwieje i chociaż raz dosadnie upomni albo ukarze swoją córkę, zamiast generować popyt na usługi dziecięcych psychologów.

    Akcja z Jimem była ciekawa i zabawna, ale było mi szkoda Scarlett, bo znowu musiała bazować na swojej seksualności, żeby coś zdobyć. Cieszę się za to, że wróciły wspomnienia o Tomie. Czytanie o tych dwojgu przenosi w inny świat. Nie tylko w ich świat, ale też w mój świat sprzed pięciu lat, kiedy emocje związane z Tokio Hotel były żywe i świeże. Ciężko uwierzyć, że podstawą tej historii była zwyczajna miłość do zespołu.

    Końcowa akcja mną wstrząsnęła. Świetnie to obmyśliłaś i napisałaś! Nie mogę się doczekać, co dalej z Jimem. Chciałabym teraz trzymać w rękach książkę "Verloren prinz" i móc przejść do następnego rozdziału, ale niestety, jestem zdana na łaskę Twojej weny. =)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie studia wybrałaś? Który uniwersytet?

      Saoirse jest rozpuszczona, niczym przysłowiowy cygański bicz. To skutek sposobu jej wychowania, sytuacji jej rodziców i przede wszystkim tego, że nie ma stabilnego wzorca od rodziców. Saoirse jest rozpieszczana przez każdego. Bo kiedy mama pracuje, to każdy chce jej nieba przychylić. A kiedy mama jest, oddaje jej swoją nieobecność poprzez pobłażanie. Georg tkwi gdzieś po środku.
      Liv wydaje się, że wszystko ogarnia: pracę, wychowanie dziecka, życie na walizkach, bo tak jest. Mieszka z małą trochę w domu, trochę w mieszkaniu zespołu, trochę w domu rodzinnym Georga i trochę w rozjazdach. A dziecku to raczej nie służy.
      Jednak dojdę i do tego.

      Moja wena kaprysi, jak ta pogoda, ale pracuję z nią nad ugodą ;)
      Teraz trochę się dzieje, największa burza przede mną, ale podoba mi się to, bo nie nudzę się, moi bohaterowie też :D

      Usuń
    2. Medycynę na UW.

      Czyli biedna Saoirse, a ja ją tak źle oceniłam. Jestem ciekawa na jaką dziewczynę wyrośnie. Właściwie Saoirse mogłaby być bohaterką osobnej historii.

      Twoi bohaterowie nigdy się nie nudzą. ;) Zawsze im coś dowalisz, choćby i kowadło im na głowę zrzucisz. Ale cenię Cię za to.

      Usuń
    3. To życzę powodzenia. Wybrałaś sobie ciężki kawałek chleba [mówi to osoba, które słabo na widok krwi, ran, czy dźwięków związanych z nimi ^^] Wiesz już, w czym chcesz się specjalizować?

      Nie rozwijałam jeszcze tego wątku, więc można było odnieść mylne wrażenie. Na Liv i Geo skupię się nieco bardziej za jakiś czas. Teraz na pierwszym planie są Scarlett i Tom.

      Usuń
    4. Z całą pewnością nie chcę być panią, która siedzi monotonnie w gabinecie od ósmej do czternastej. =) Dlatego najbardziej chciałabym być neurochirurgiem i pracować w szpitalu. Dużo osób boi się krwi, więc nie jesteś w tym osamotniona. Kultura masowa wszystko serwuje nam w wersji delikatnej i przetworzonej. Ludzie nie są uodpornieni.

      Mam takie pytanie... Piszesz swoje odcinki na komputerze, czy na kartce papieru i przepisujesz? Jak wolisz?

      Usuń
    5. No tak, to na pewno. Jednak ja kiedyś byłam bardzo odporna, coś się porobiło ;) W każdym razie życzę Ci wytrwałości, bo czeka cię niełatwa droga.

      Piszę w wordzie, tylko i wyłącznie. Bardzo rzadko zdarza się, że piszę na kartce. Zdarza mi się to najczęściej na wykładach.
      Mam swój Prinzowy zeszyt, bodaj już czwarty, w którym zapisuję pomysły na fabułę, rozpisuję notki i notuję ważne fakty, które pojawiają się gdzieś w treści, a może być tak, że z czasem gdzieś mi umkną.
      Na początku nie zapisywałam wszystkich kolorów oczu i tak się stało, że Sophie miała raz szare, a raz zielone, bo zapominałam, jaki kolor dla niej wybrałam. Zapisuję tam tez takie fakty, jak modele aut bohaterów, czy wagi urodzeniowe ich dzieci. To są wbrew pozorom bardzo wazne zeszyty, bo są kręgosłupem Prinza. Bez tego zapomniałabym o połowie rzeczy.
      W każdym bądź razie, samych postów nie piszę na kartce, czy w zeszycie, bo jakoś mi nie idzie. Wówczas za szybko myślę, a za wolno piszę :P I też przywykłam do worda. Bo nie pisze ani w notatniku, ani na blogu. Nawet w Open Office źle mi się pisało. Taki nawyk.

      Usuń
  17. Kochana Dark! Z każdym kolejnym odcinkiem uzależniasz mnie od Prinza coraz bardziej... :) A że aktualnie cierpię na masę wolnego czasu moja ciekawość i niecierpliwość wzrasta z dnia na dzień. Strasznie mocno kibicuję Tobie i Twojej wenie.


    PS. To krótkie wspomnienie o Tomie spotęgowało u mnie w jednej chwili ochotę na prześledzenie tej historii od początku, po raz kolejny! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Też chciałabym mieć za dużo wolnego czasu :) Ojejku, to byłoby życie :D
    Twoje kibicowanie bardzo mi się przyda. Bardzo, bardzo! :)

    OdpowiedzUsuń
  19. nadmiar wolnego czasu jest .. zły -,- nie życzę Ci go w nadmiarze, ale najlepiej tak w sam raz ;p
    Soph miała zielone oczy, o ile dobrze pamiętam? ale reszty szczegółów ni chu chu, dlatego podziwiam Cię, że się nie pogubiłaś już nawet w tych zeszytach. musisz bardzo dużo czasu poświęcaj Prinzowi, nawet poza pisaniem.

    d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wiem, że jest zły. ale zupełny brak też jest zły. ja w tym roku cierpię na to drugie. nawet nie miałam kiedy pojechać nad wodę. wyobrażasz sobie?
      Sophie ma zielone, po matce. a po niej kolor oczu odziedziczyła Roxie. wiesz, ja nie sądze, że będziesz pamiętała wszystkie szczegóły. miło byłoby, jakbyś pamiętała najważniejsze ;p ja czasem zapominam o drobiazgach. coś, co sobie napomknęłam w jednym poście i miałam rozwinąć za jakiś czas, ale to są maleństwa i prędzej czy później mi się przypomina. ale to rzadko. mam wszystko tak rozpisane, zeby pamietac.
      czy poświęcam dużo czasu.. to zależy, czasem rozmyślam nad wątkiem dzień i noc, bo nie mogę rozgryźć jakichś niuansów. często sobie planuję różne rzeczy, np. kiedy zmywam, pielę w ogródku albo robię inne domowe rzeczy. wtedy mogę skupić swoją uwagę na fabule. na grządce powstało wiele cennych pomysłów ^^ ostatnimi czasu dużo myslę, bo to dosyć gorący okreś w fabule i muszę dobrze to rozegrać. to zależy, jak pisałam. ale to nie jest tak, że nie mam innego życia i wszystko kręci się wokół wymyślania wątków. u mnie to jest jakieś takie naturalne. samo przychodzi, samo odchodzi.

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo