31 sierpnia 2013

90. Zawsze najciemniej jest przed świtem.

Za kolejny 31. sierpnia.
6 lat. 72 miesiące. 312 tygodni. 2192 dni.
To już zawsze będzie jeden z najbardziej wyjątkowych dni w roku.
*

32. miesiąc od rozstania; 10. czerwca 2014, Los Angeles – Hotel Sheraton

Liv krążyła po pokoju z Saoirse na rękach. Mała by poddenerwowana, a ona w żaden sposób nie umiała wymyślić czegokolwiek, co uspokoiłoby jej dziecko. Dziewczynka za nic w świecie nie chciała już spędzać czasu z tatą. Limit się wyczerpał. Jednak musiała przyznać, że w ciągu ostatnich dni Saoirse była bardzo dzielna, dając się jej tak zbywać. Inna sprawa, że miarka przebrała się w najgorszym momencie.
Po powrocie z Burbank, Scarlett zniknęła w jednym z pokoi ich apartamentu. Poprosiła o chwilę czasu na przetrawienie tego wszystkiego. Ta chwila trwała już dwie godziny. Liv była przerażona tym, czego się dowiedziała, ale jeszcze bardziej bała się o siostrę, bo Scarlett po prostu zamilkła. Nienawidziła tego, że na najgorsze tragedie reagowała ciszą. Odsuwała się, znikała w sobie. Uciekała.  
Najchętniej zadzwoniłaby już do Shie’a, ale nie chciała prosić go o pomoc w imieniu Scarlett. To ona musiała się na to zdobyć. Dlatego Liv zadzwoniła do Javiera. Jakiś czas temu, nawet przez myśl jej nie przeszło, że będzie – o zgrozo – jedyną osobą, która może pomóc jej siostrze.
Kiedy się poznali, był zadufanym w sobie pięknym chłopcem, a przynajmniej taki stwarzał pozór. Zachowywał się tak, jakby wszystko mu się należało. Zwłaszcza kobiety. Był arogancki, cwaniakował, wszystko zbywał uśmiechem i paradował z miną „klękajcie panienki”. Jego pewność siebie znacznie przekraczała zdrową normę. Przyzwyczajony do wszelkiej uległości, w ten sposób starał się zbliżyć do Scarlett. No, ale kosa trafiła na kamień. Zmienił się. Być może to Scarlett go zmieniła, bo wydawał się być zupełnie innym człowiekiem, niż wtedy, gdy go poznała. Chyba jemu samemu także posłużyło porzucenie tej maski macho. Teraz Liv z całą pewnością mogła powiedzieć, że go lubiła. Cieszyła się, że był przyjacielem jej siostry. Nawet jeżeli podkochiwał się w niej i dla niego ta relacja nie była w pełni satysfakcjonująca, to nie dawał tego po sobie poznać i wspaniale sprawdzał się w roli przyjaciela. Była z tego zadowolona, bo miała pewność, że jej siostra miała przy sobie zaufaną osobę, gdy przebywała z dala od bliskich.
Telefon do niego wykonała przed piętnastoma minutami, więc Javier niebawem powinien się zjawić. Najwyższa pora. Bała się, że jeżeli Scarlett pozostanie sama ze swoimi myślami za długo, to się załamie. Pozwoliła na to po śmierci taty, a potem po Liamie. Choć teraz nikt nie umarł, Scarlett była wyglądała na zupełnie pokonaną. Liv nie miała zielonego pojęcia, co robić, ale wiedziała, że po raz trzeci nie pozwoli siostrze samej borykać się z trudnościami.
Nie wiedziała, jaką przyjąć postawę. Czy motywować Scarlett do działania, czy ją pocieszać? Bo w żaden sposób nie potrafiła postawić się na jej miejscu. Bo jak zachować się w momencie, kiedy dowiadujesz się, że osoba, którą wpuściłaś do swojego życia, której zaufałaś, oszukuje cię od samego początku, a co gorsza okazuje się nie istnieć? Kim był człowiek, który podawał się za Jima Felston’a? W jaki sposób i dlaczego zdobył jego tożsamość? Dlaczego w ogóle ją zmienił? Po co bawił się w te wszystkie gierki ze Scarlett? Kim był tak naprawdę i co chciał osiągnąć uwodząc ją i kopiąc w jej przeszłości? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi. Nie umiała pomóc Scarlett, bo sama nie miała pojęcia, co zrobiłaby na jej miejscu. Kto by wiedział? Nie radziła sobie z tym z perspektywy osoby trzeciej, więc nie wyobrażała sobie tego, gdyby sama musiała zmagać się z czymś takim. To smutne, że Scarlett wciąż dostawała kłody pod nogi. To niesprawiedliwe, że w całym tym okropieństwie nie miała nic, co zmuszałoby ją do wzięcia się w garść. Liv zdawała sobie sprawę, że ona, czy mama nie były w stanie jej z tego wyciągnąć. Wiedziała też, że nieodwzajemnione uczucie Javiera to także za mało. Scarlett potrzebowała motywacji, która trzymałaby ją w pionie, kiedy będzie musiała stanąć z Jimem twarzą w twarz i zażądać od niego prawdy. Wystarczającej silnej, by udźwignęła konsekwencje poznania prawdy. Póki co, takowa nie istniała i tego Liv bała się najbardziej. Bo nie chodziło nawet o miłość, czy konkretniej mówiąc: jej wielką miłość do Toma. W tym wypadku to nie odgrywało największej roli, choć przecież, gdyby spojrzeć na to z innej strony, to właśnie złamane serce doprowadziło ją do punktu, w którym się znalazła. Jednak Liv wiedziała, że Scarlett potrzebowała celu, bo wtedy droga, która pokonywała zmuszała ją do trzymania się w pionie. I o to właśnie chodziło. Brakujące ogniwo. Nawet nie miała pojęcia, co to mogłoby być. Bo muzyka to zdecydowanie za mało.
Przemyślenia starszej z sióstr zostały przerwane przez pojawienie się Georga, a z nim Javiera. Skinęła mu na powitanie, mówiąc bezgłośne cześć i wskazała na drzwi pokoju, w którym znajdowała się jej siostra. Javier wszedł do środka, a Georg objął ją ramieniem i zaprowadził do aneksu kuchennego. W takich chwilach dziękowała Bogu za to, że otworzył jej oczy i przestała wzbraniać się przed uczuciem do Georga. Bo kiedy patrzyła na to, co przechodziła teraz Scarlett, po raz kolejny doceniała, jakim wielkim darem od losu był dla niej Georg.  

Scarlett nie poruszyła się, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi. Nie miała siły, żeby drgnąć palcem. Czuła się wyssana z całej energii, przytłoczona i w dodatku tak ciężko jej się oddychało. Miała usiąść tylko na chwilkę, żeby zebrać się w sobie i poukładać to wszystko w głowie przed rozmową z Shie’em, ale nie potrafiła się podnieść. Nie umiała wstać z materaca, ani spojrzeć prawdzie w oczy. Myśli kołowały jej w głowie, ale nie krystalizowały się. Po prostu płynęły, tak jak kolejne minuty. Życie znokautowało ją po raz kolejny – chyba już milion do zera.
Jej pierwszą reakcją była zalewająca jej ciało fala zimna, a po niej fala gorąca. Potem nie potrafiła wykrzesać z siebie czegokolwiek, bo doznała szoku. Wielkiego szoku. Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie tego, że Jim okaże się nie być… Jimem. Na miejscu byłyby łzy, ale nie uroniła ani jednej. Skręcało ją w środku i ściskało, ale żaden płacz nie nadszedł. Nawet złość. Do tej pory po prostu w to wszystko nie wierzyła. To nie mogło dziać się naprawdę. Tyle zła nie mogło spotkać jednej osoby.
A jednak.
Materac ugiął się obok niej. Ułamek chwili później, wyczuła męskie perfumy. Znała je. W tym samym momencie silne ramię objęło ją i mocno przytuliło. Oparła na nim głowę i zamknęła oczy, by przez chwilę wyobrażać sobie, że to Tom. Tak po prostu zapragnęła wierzyć, że obok niej usiadł Tom. To było jedyne, logiczne i zasadne. Choć zupełnie nieprawdziwe i ułudne. Jak całe jej życie. Jednak długo nie potrafiła mamić się, że obok niej siedział on, bo Javier pachniał inaczej. To wystarczyło, by rozwiać wszystkie jej marzenia. Lubiła zapach Javiera. Był taki… elegancki, jak cały on. Jednak w tym momencie nienawidziła zapachu jego perfum, bo odbierał jej iluzję – jedyną rzecz, która w ciągu ostatnich dni wydała jej się miła.
Nawet nie pytała, skąd się wziął, dlaczego przyjechał. To akurat było oczywiste. Pozwoliła mu się przytulić. Potrzebowała, chociaż na chwilę zrzucić ten ciężar z ramion, oprzeć się na kimś.
Nie wiedziała, na czym stała, ani co powinna dalej robić? Jak zareagować? Jak to rozumieć? Czy tą sytuację w ogóle można było jakkolwiek zrozumieć? Począwszy od znalezienia zdjęcia po wiadomość, że Jim Felston to nieżyjący, czarnoskóry nastolatek, a nie mężczyzna, którego znała. Choć, czy ona znała go w ogóle? Przecież nic o nim nie wiedziała. Tak naprawdę to Jim, cały czas wyciągał z niej informacje, a sam nie dawał jej zbyt wielu odpowiedzi. Manipulował nią. Kiedy to sobie uświadomiła, poczuła się jeszcze gorzej. Scarlett wtuliła policzek w ramię Javiera. W jego objęciach czuła się naprawdę dobrze, ale teraz było jej zbyt źle, żeby jakoś ją to pocieszyło.
- Liv powiedziała mi, że rozstałaś się z Jimem w nie najlepszy sposób i że jesteś przybita. Nie musisz nic mówić. Przyjechałem, bo nie chcę, żebyś była teraz sama – Scarlett westchnęła, a przynajmniej wydawało się, że to zrobiła. Javier przysunął się bliżej i ciaśniej oplótł ją ręką. Odnalazł jej dłoń i splótł ich palce.
- Stanęłam nad przepaścią, Javier. Spadam – szepnęła. Jej głos stał się matowy i lekko ochrypł. Długo nic nie mówiła. Ogarnęła ją słabość i senność. Chciała iść spać i nie musieć stawiać niczemu czoła. To wszystko, co czekało ją za drzwiami tej sypialni, było zbyt trudne.
- Wszystko będzie dobrze – odpowiedział, ale nie zapewnił, że będzie czekał na dole, by ją złapać. Tego mogła dokonać tylko jedna osoba, ale przecież teraz nie mogła katować się jeszcze nim. Odwróciła się i mocno przylgnęła do Javiera. Chyba dobrze się stało, że przyjechał. Jakby nie patrzeć, nie wiedział i dzięki temu był osobą, która nie skaziła się całą tą sytuacją. To wydało się Scarlett krzepiące. Nie wiedział, że facet, z którym się spotykała okłamywał ją od pierwszego dnia, a co gorsza nie był tym, za kogo się podawał. Nie wiedział, że została oszukana po raz kolejny. Nie wiedział, że jej życie znów legło w gruzach. Chyba tylko ją mogło to spotkać. Chyba tylko ona mogła wdać się w znajomość z człowiekiem, który ukradł tożsamość zmarłemu nastolatkowi. Tego także nie wiedział. Sądził, że rozsypała się po przykrym zerwaniu i dzięki temu mogła jeszcze chwilę udawać, że tak było naprawdę. Jeszcze chwilę mogła nie dopuszczać do siebie rzeczywistości.
- Cieszę się, że tu jesteś – Javier z trudem powstrzymał się przed pocałowaniem jej w czoło. Jedynie przytulił ją bardziej, o ile mógł. Scarlett schowała się w jego ramionach. Była taka mała i drobna, że zrobiła to z łatwością. – Po prostu przytulę się, dobrze? A potem porozmawiam z Liv. Pewnie się martwi.
- Przytulaj się do woli. Liv ci nie ucieknie – westchnął. – Scarlett, wiem, że miałem nie pytać, ale czy on cię skrzywdził? – powoli odsunęła się od niego i pokręciła głową.
- Nie fizycznie – odparła, spoglądając Javierowi w oczy. Ostatnim, czego potrzebowała, było zapewnianie go i wywlekanie tej historii. Nie potrafiła o niej myśleć, a co dopiero mówić o tym na głos.
- Co takiego stało się między wami? Czy to zdjęcie, które u niego znalazłaś, ma jakiś związek z waszym rozstaniem? Teraz przypomniało mi się, jak pytałaś mnie o to, co może nim kierować.
- Niestety tak. Wszystko się popsuło – westchnęła.
- A da się to naprawić?  
- Jeśli masz na myśli mnie i Jima, to nie, ale ja sobie poradzę. Po prostu potrzebuję chwili na dojście do siebie. Dlatego cieszę się, że tu jesteś, bo nawet nie wiesz, jak bardzo mi pomagasz – po tych słowach przytuliła się znów do Javiera, a on już o nich nie pytał i mocno trzymał ją w ramionach.

Po niespełna godzinie drzwi pokoju otworzyły się i wyłoniła się z nich Scarlett, a tuż za nią Javier. Była przygaszona, a on wyraźnie zaniepokojony. Musiał wiedzieć niewiele więcej, niż przed spotkaniem z nią. A co gorsza nie zanosiło się, by miało to ulec zmianie. Scarlett rzuciła siostrze krótkie spojrzenie i skierowała się do drzwi. Javier skinął im na pożegnanie. Przytulił blondynkę, powiedział jej coś na ucho, a ona przytaknęła. Pocałował ją w policzek i wyszedł. W tym momencie, Liv zaczęła zastanawiać się, jak bardzo musiał się kontrolować, by nie zrobić lub powiedzieć za dużo. Scarlett podeszła do nich, pocierając ramiona. W pokoju było ponad dwadzieścia stopni, a ona drżała.
- Dziękuję, że do niego zadzwoniłaś.
- Już nigdy nie zostawię cię samej w dołku – Liv podeszła bliżej i przytuliła siostrę. – Jak… - pytanie „Jak się czujesz?” było zdecydowanie nie na miejscu. Zawahała się. – Postanowiłaś coś?
- Poza tym, że zadzwonię do Shie’a, to nie, ale myślę sobie, że jak powiem to wszystko na głos, to w końcu w to uwierzę. No i może będę w stanie coś postanowić, bo póki co… jest mi po prostu smutno. Choć sama nie wiem, czy to właściwe. Chyba jestem zbyt zmęczona, że popadać we wściekłość czy coś podobnego. Napiszę mu sms’a, jak dzisiaj pracuje i czy znajdzie chwilę na rozmowę.
- To dobry plan, ale teraz idziemy coś zjeść – zarządziła, zabierając z fotela swoją torebkę.
- Serio? – Scarlett popatrzyła na Liv, jak na wpół sprawną umysłowo. – Sądzisz, że mogę wyjść gdziekolwiek w takim stanie?
- To się ogarnij. Umyj twarz, zmień bluzkę i będzie cacy. Musisz jeść. Myślisz, że nie wiem, że oszukujesz? A poza tym nie możesz siedzieć w pokoju hotelowym i rozmyślać.
- Myślę, że w tej sytuacji powinnam pomyśleć, co dalej.
- Na to przyjdzie jeszcze czas. Teraz jedzenie – mocniej ścisnęła pasek torebki i stanowczo popatrzyła na siostrę. Nie miała wyboru. Poddała się.
- Nie wiem, czy będę w stanie cokolwiek przełknąć.
- Scarlett, nie marudź – powiedziała nieco podniesionym głosem. – Jest kiepsko, ale to nie jest powód do tego, żebyś się pochorowała. Choć pewnie byś chciała, żeby mieć kolejną wymówkę. Kiedy Javier był u ciebie, dużo o tym myślałam. Załamywanie rąk nie pomoże, tylko działanie. Powiedziałaś „A”. Czas na „B”. I Shie nam w tym pomoże – blondynka patrzyła na siostrę przez chwilę, analizując jej słowa. Albo tylko udawała, że to robi, aby zyskać na czasie. Wyglądała źle. To nie była żadna nowość, bo wyraźnie podupadła od momentu, kiedy zaczęła się cała ta sytuacja z Jimem, ale teraz prezentowała obraz nędzy i rozpaczy. To nic dziwnego, ale przykrego. Zwłaszcza dla siostry. Dlatego walczyła o każdy posiłek i godzinę snu Scarlett, żeby wytrwała w tym wszystkim nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Bo bez kontroli zaniedbałaby się zupełnie. Skinęła głową i ruszyła w stronę swojej sypialni. Tuż przy drzwiach zatrzymała się i odwróciła.
- Kiedy nastał ten moment, w którym to ty zaczęłaś znać rozwiązanie dla każdego problemu? – powiedziawszy to, uśmiechnęła się smutno i weszła do pokoju nie czekając na odpowiedź.
Liv nie była pewna, jak odbierać zachowanie Scarlett. Choć może nie powinna poddawać wszystkiego tak dogłębnej analizie? Wiedziała póki co, że musiała ją nakarmić i wykorzystać to, że Saoirse spała. A jeśli Shie odpisze od razu, to będzie musiała przygotować się na rozmowę z nim, usystematyzować nagromadzone fakty i domniemania, bo nie miała pewności, czy Scarlett nie złamie się w natłoku tego wszystkiego. Co innego dawkować sobie z dnia na dzień, a co innego spojrzeń na wszystko z szerszej perspektywy. Żadna z tych rzeczy nie była łatwa, ale Liv musiała wszystkie je zrealizować. Pocieszało to, że Shie na pewno coś wymyśli. Był ich starszym bratem, a w dodatku policjantem. Musiał coś wymyślić.
*
10. czerwca 2014, Sacramento

Candy starła ściereczką blat i odłożyła ją do zlewu. Potem wzięła inną i zaczęła wycierać talerze. Mieszkały w jednym miejscu już tak długo, że takie codzienne czynności nużyły ją. Wcześniej, kiedy osiadały w jednym mieście na kilka tygodni, ewentualnie miesięcy, nie zdążała wejść w monotonny tryb życia przepełniony codziennymi obowiązkami. Nie lubiła zmywać. To najgorszy obowiązek, jaki miała. Na szczęście musiała to robić tylko po kolacji i kiedy mamy nie było w domu.
Dzięki temu, że mieszkały w Sacramento już prawie rok, znalazła koleżanki, rozwijała swoje zdolności i w końcu miała życie, które nie wiązało się tylko z uciekaniem. Nigdy nie miały rodziny, więc nie doskwierała jej samotność. Mama znalazła sobie kilka koleżanek, więc ich mieszkanie nie zawsze było puste. Najczęściej bywała u nich Georgie Wilkins, sąsiadka z dołu. Miała dwoje ślicznych dzieci – Matthew miał siedem lat, a Brianne cztery. Zazwyczaj przyprowadzała je ze sobą i Candy zajmowała się nimi. Dzięki temu mogła bezkarnie bawić się lalkami i nie musieć przyznawać się, że wciąż to lubiła. Z Matthew najczęściej oglądała bajki. Mama spotykała się też z koleżanką z pracy – Brendą Forrest i trzema innymi, które poznała za pośrednictwem Georgie i Brendy. Danielle Stanford, Brigitte Thomas i Mary Lynn Bursky, te trzy ostatnie Candy znała najmniej, bo mama zazwyczaj spotykała się z nimi na mieście albo u którejś z nich. Wiodły takie zwykłe życie. Mama pracowała od dziewiątej do siedemnastej, a Candy chodziła do szkoły. Po lekcjach czasem spotykała się z koleżankami albo nocowały u siebie. Przez krótki czas spotykała się z Hunterem, kolegą z klasy, ale po kilku tygodniach obojgu przeszło. Życie w Sacramento było tak spokojne i przewidywalne, że aż czasem nudne. Po tylu latach tułaczki powinna się cieszyć, że mogła być po prostu nastolatką, jednak czegoś w tym wszystkim brakowało. Candy wciąż czuła, że nie przynależała do tego miejsca. To nieustanne przenoszenie się z miasta do miasta, a wcześniej życie w strachu, sprawiły, że nie umiała nigdzie czuć się, jak u siebie. Oczywiście z wyjątkiem czasu, który dzieliły z Billem. Tylko wtedy było naprawdę dobrze, pomimo tego, że żyło im się źle. A teraz, chociaż mogły czuć się stosunkowo bezpiecznie, nie umiała zapuścić korzeni. Nie chodziło nawet o to, że nadal istniało ryzyko kolejnej przeprowadzki. Candy, choć nie dopuszczała tego do siebie, w duchu wierzyła, że kiedyś dane im będzie wrócić. Do domu.
Jej koleżanki, czyli Megan, Debbie, Kayla i Charlie, a właściwie Charlotta, która wolała, by mówić na nią Lotta, ale nikt i tego nie robił, bo Charlie pasowało do niej znacznie bardziej. W każdym razie, najlepsze koleżanki Candy były wielkimi fankami Seleny Gomez, Ariany Grande, Demi Lovato, One Direction, no i oczywiście Scarlett i Tokio Hotel. Jeśli chodziło o tych ostatnich, to bardzo ciężko przychodziło jej utrzymywanie w tajemnicy tego, że znała ich, a Bill był jej prawie tatą/wujkiem/starszym bratem. W sumie nie wiedziała, kim dla niej był. Czasem wymykały jej się jakieś ciekawostki o nich, o Scarlett i musiała bardzo się starać, żeby wyjść z tego bez zbędnego tłumaczenia się. Czasem czuła się dziwnie, że musiała kłamać, ale w końcu sama wpędzała się w takie sytuacje przez swój długi język.
Lubiła je wszystkie. Wprawdzie z Charlie miała najlepszy kontakt, ale razem tworzyły zgraną paczkę. Samo stało się, że do nich dołączyła. Podczas jej pierwszego dnia w nowej szkole Kayla podeszła do Candy podczas przerwy na lunch i zaprosiła ją do ich stolika. I tak już zostało. Bardzo cieszyła się na nocowanie u Debbie. Miały oglądać filmy i omówić sprawę Kayli i chłopaka ze starszej klasy, który zaczął pisać do niej na Facebook’u. Wprawdzie mamy rzadko pozwalały im spać u siebie w ciągu tygodnia, ale następnego dnia lekcje miały zacząć się dopiero o dwunastej ze względu na radę nauczycieli. Candy była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw, bo dzięki temu w sobotę będzie mogła pojechać z mamą, Georgie i jej dziećmi na wycieczkę.
Odłożyła ścierkę, schowała talerze do szafki i poszła do pokoju dziennego, gdzie mama przeglądała jakieś czasopismo.
- Przed chwilą rozmawiałam z mamą Charlie. Zabierze cię o dziewiętnastej.
- Super – Candy uśmiechnęła się i usiadła obok Indii. – Co będziesz robić, jak mnie nie będzie?
- Wezmę długą kąpiel – odparła bez namysłu. – W końcu nikt nie będzie dobijał się do drzwi po pół godzinie.
- Bardzo zabawne. Nie moja wina, że chce mi się do łazienki zawsze, jak się kąpiesz – odparła lekko naburmuszona, ale uśmiechała się pod nosem.
- A potem pewnie poczytam albo obejrzę coś w telewizji – India odłożyła gazetę i przenikliwie popatrzyła na córkę. – Zabrałaś rzeczy na jutro?
- Tak. Mam wszystko.
- Może następnym razem zaprosisz dziewczyny do siebie na noc?
- Zgodziłabyś się? – zapytała uradowana.
- No pewnie. W końcu nie organizowałaś jeszcze nocowania.
- Cudnie! – zapiszczała. – Powiem im dziś – uściskała mamę i ucałowała ją w policzek. – Jesteś najlepsza, mamo – powiedziała uśmiechając się od ucha do ucha. Zerknęła na czasopismo. – Piszą coś o Scarlett? – wzięła je do ręki i przyjrzała się okładce z podobizną blondynki.
- Tak, jest wywiad z nią. Za trzy tygodnie będzie premiera kolejnego singla.
- To wiem, widziałam na stronie.
- Generalnie pytali ją o dalsze plany muzyczne, o Javiera, o Jima. Sesja jest bardzo ładna, ale wiesz, co Candy? Ona chyba nie jest zbyt szczęśliwa.
- Jeśli kiedyś nie zejdzie się z Tomem, to chyba nie będzie. Mamo, oni są dla siebie stworzeni i bez względu na to, dlaczego się rozstali, póki do siebie nie wrócą, to żaden Jim czy żadna inna dziewczyna nie będzie tym, czego oboje szukają – India zdziwiona przypatrzyła się córce. Candy zmarszczyła nos i odwdzięczyła się mamie pytającym spojrzeniem.
- Czy ty aby na pewno masz trzynaście lat i jesteś moją córką? – dziewczynka uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Przykro mi, ale znamię na ramieniu mówi samo za siebie. To prawie jak podpis firmowy – India objęła Candy, a ona się nie opierała. Choć coraz częściej broniła się przed całusami na pożegnanie albo powitanie. Zwłaszcza w miejscach publicznych. India musiała się bardzo pilnować, żeby jej przypadkiem nie zawstydzić.
- Wiesz, biorąc pod uwagę fakt, ile czasu my potrzebowałyśmy na przywyknięcie do nowego życia, możemy przypuszczać, że im też było ciężko. Każdy próbuje jak może – Candy zerknęła jeszcze raz na okładkę i odłożyła pismo. – Mama Charlie będzie za dwadzieścia minut, nie powinnaś zacząć się szykować? – dziewczyna zerwała się z sofy jak oparzona, mrucząc pod nosem „omg, nie zdążę” i wybiegła z pokoju.
*

10. czerwca 2014, Los Angeles – późne popołudnie

Liv wmusiła w Scarlett ponad połowę kanapki z kurczakiem i kawę. Uważała, że odniosła wielki sukces. Wprawdzie czuła się źle z tym, że postępowała z własną siostrą, jak z pięciolatką, ale w tej chwili nie miała innego wyjścia. W drodze do restauracji Scarlett napisała smsa do Shie’a. Umówili się na osiemnastą. Nie dało się wcześniej, jeśli nie chciał wzbudzać podejrzeń Julie.
Czas wlókł się niemiłosiernie albo Liv tak się tylko wydawało. Miała co robić z Saoirse, bo jej córka była tego popołudnia wyjątkowo żywotna i zupełnie niezainteresowana swoim tatą, ale za każdym razem, gdy spoglądała na Scarlett to robiło jej się przykro. Na przemian leżała na sofie albo beznamiętnie przerzucała kanały w telewizji. Ożywiła się na chwilę, kiedy zadzwoniła do niej Gin w sprawie singla. W ciągu ostatnich dni odwołała kilka spotkań, a przecież musiała jeszcze nagrać teledysk i nie mogła pozwolić sobie na opóźnienia. Nie tym razem. W całym tym zamieszaniu sprawy zawodowe zeszły zupełnie na dalszy plan, ale jakby nie patrzeć, odciągały ją od myślenia o Jimie, o tym kim był naprawdę i skąd to wszystko. Po raz kolejny zmobilizowała się o siedemnastej pięćdziesiąt. Włączyła laptopa, skype’a i na chwilę zniknęła w łazience. Potem poszła do barku i grzebała w nim trochę. W końcu znalazła, jak się okazało, setkę wódki. Wlała ją do szklanki, a potem trochę soku. Wszystko wychyliła jednym haustem. Liv przyglądała jej się badawczo. Podchwyciła to spojrzenie i wzruszyła ramionami.
- Alkohol, o tej porze?
- Musiałam sprawdzić, czy coś smakuje gorzej niż gorycz porażki – mruknęła. Nie wyglądała już tak żałośnie, jak kilka godzin wcześniej. Musiała oswoić się z sytuacją, a przynajmniej zaakceptować ją na tyle, żeby nie popadać w rozpacz. W końcu nie była w nim śmiertelnie zakochana, jednak sam fakt, że ktoś kto był jej choć trochę bliski okazał się być od samego początku nieprawdziwy… Liv nie komentowała tych huśtawek nastroju swojej siostry. W takiej sytuacji miała do tego prawo, bo jak się zachować? Złościć się? Smucić? Krzyczeć? Płakać? Nie miała pojęcia, więc skupiła się na tym, żeby jej pomóc i utrzymać ją w pionie. Psychicznym i fizycznym. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na siostrę. Jej ruchy były bardziej energiczne, a w głosie dało się słyszeć butę. To dobry znak. Chyba lepszy niż to, że siedziała zamknięta w pokoju. Liv wysłała Georga z Saoirse na gofry. To zbrodnia o takiej porze, ale nie wymyśliła nic lepszego, żeby pozbyć się ich na jakiś czas. Potrzebowała skupienia, a Saoirse umiała skutecznie jej to uniemożliwić. O siedemnastej pięćdziesiąt siedem obie siedziały już przed laptopem.
- Wiesz, co mu powiesz? – młodsza z sióstr nie zdążyła odpowiedzieć na to pytanie, bo Shie zrobił się dostępny, a zaraz potem zaczął dzwonić.
- Cześć, dziewczynki – uśmiechnął się do kamerki. – Mam nadzieję, że to jest warte tych wszystkich tajemnic, bo nakłamałem Juls, że mam robotę i nie mogę pojechać z nią do jej rodziców. A wicie, że nie lubię mieć przed nią tajemnic.  
- Przepraszam, Shie. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie jakieś nieprzyjemności, ale chodzi o to, że nie chcę, żeby Julie i mama martwiły się. Zwłaszcza mama. Wiesz, jaka ona jest. Zacznie panikować i zaraz wszyscy wylądujecie tu całą rodziną, a ja potrzebuję dyskrecji. Oczywiście, kiedy wszystko się wyjaśni, opowiem im, ale na razie to musi zostać między nami, dobrze? – zapytała łagodnie. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że włączenie do tego wszystkiego tylko brata będzie wiązało się z tajemnicami.
- Tak czy siak tam pojadę. Nie zostawię jej samej.
- Swoją drogą, co się stało, że Jul pojechała do matki? – Liv włączyła się do rozmowy, przysuwając się bliżej Scarlett, tak aby była widoczna w kamerze.
- Moja teściowa rzekomo zaczęła chorować i rzekomo zrozumiała, jaki błąd popełniła odsuwając ją od siebie. Jak dla mnie to jest jakaś opera mydlana. No, ale wiecie, jaka jest Julie. Twierdzi, że nie poradziłaby sobie z wyrzutami sumienia, gdyby faktycznie jej matce coś się stało. Zabrała dzieci i pojechała. Dołączę do niej po naszej rozmowie – wzruszył ramionami i rozparł się w skórzanym fotelu. Jeden z pokoi na parterze został zagospodarowany na gabinet dla Shie’a. graniczył z gabinetem mamy.  Przesiadywał tam, kiedy głowił się nad jakąś sprawą. – Ale nieważne. Scarlett, co się dzieje? Zmartwiła mnie twoja wiadomość – blondynka popatrzyła w kamerę i westchnęła ciężko. Do tego momentu nie była pewna, czy da radę zacząć. Tak ciężko przechodziło jej to przez gardło. Póki te wszystkie słowa kołowały nieskładnie w jej głowie nie wydawały się aż tak groźne, a teraz kiedy miała wypowiedzieć je na głos, pojęła jakie to musiało wydawać się pokręcone. Chciała tylko dowiedzieć się, dlaczego Jim miał tamto zdjęcie, a dotarła do tego, że kłamał o wszystkim, nawet o swoim nazwisku.
- Jakby to najkrócej ująć… - westchnęła znów. Liv chwyciła ją za rękę.
- Oboje jesteśmy z tobą – szepnęła, a Shie przysunął się bliżej ekranu. Zmarszczył brwi i zaczął intensywnie wpatrywać się w obraz.
- Jim nie jest tym za kogo się podaje – podjęła po chwili, odkaszlnąwszy. – Przejął tożsamość jakiegoś chłopca. Jim Felston, którego znam, nie istnieje i…
- Co takiego? – zapytał z niedowierzaniem. – Jak to nie istnieje? Co ty mówisz?
- Jim Felston, a przynajmniej człowiek, który się za niego podawał, to nie jest Jim Felston. On zmienił nazwisko – powiedziała spokojnie. Nie, żeby powinno ją to przerażać. Beznamiętnie patrzyła w ekran i przedstawiła bratu fakty. Nie rozumiała swoich reakcji, ale to był moment na ich analizję. Musiała jakoś to wszystko Shie’owi opowiedzieć.
- Masz na myśli pseudonim artystyczny czy faktyczną zmianę danych personalnych? – mężczyzna był wyraźnie oszołomiony. Wpatrywał się w ekran, podpierając się na blacie biurka. Przysunął się bliżej z krzesłem, jakby to mogło mu pomóc bardziej zrozumieć słowa Scarlett.
- Shie, czy sądzisz, że zawracałabym ci głowę, gdybym dowiedziała się, że Jin Felston to tylko ksywka? On po prostu nie istnieje, człowiek, z którym spędziłam wiele czasu w ostatnich miesiącach okłamywał mnie nawet, co do swojego imienia. Pewnie, gdybym nie dowiedziała się, że nosi nazwisko zmarłego chłopca, nie wnikałabym w to. Dużo ludzi zmienia imiona, czy nazwiska, bo nie podobają im się własne, ale w połączeniu z tym wszystkim, co się działo ostatnio, czego się dowiedziałam, to wygląda dziwnie. Dlatego proszę cię o pomoc. Może ja już wariuję? Może robię z igły widły, ale chciałabym w końcu zacząć normalnie żyć. Wydawało mi się, że związek z Jimem jest szansą na to, ale jak widać myliłam się – odparła, wzruszając ramionami. Dotąd bała się, że kiedy zacznie opowiadać o zdjęciu, o tym, czego się dowiedziały, to się podłamie, że nie będzie w stanie mówić. A tu nic. Relacjonowała. Mówiła, co miała do powiedzenia. Fakt cały czas towarzyszyło jej to uciążliwe ukłucie smutku w sercu, ale radziła sobie z tym. Wizyta Javiera naprawdę pomogła stanąć jej na nogi. Choć sama nie wiedziała, jak to się stało. – Mam już dosyć tego, że wciąż coś się dzieje. Mam już dosyć tego, że każdy facet, z którym się zwiążę, oszukuje mnie. Chcę prawdy – zakończyła stanowczo. Shie przez chwilę kodował to, co właśnie od niej usłyszał. Po drugiej stronie siedział już nie tylko zatroskany brat, ale też uważny policjant.
- Myślisz, że ukradł czyjąś tożsamość? A może jest objęty programem ochrony świadków? – zapytał, ale zaraz sam sobie zaprzeczył. - Niemożliwe, jakby był, to by nie paradował przed kamerą. O co chodzi, Scarlett? – zainteresował się. – Wyjaśnij mi.
- Myślę, że będę potrzebowała twojej pomocy w tym, aby dowiedzieć się, kim jest naprawdę, a wtedy może przekonam się, czego on ode mnie chce – powiedziała spokojnie.
- To idiotyczne, ale pytałaś go o to? – zapytał, marszcząc brwi.
- Nie mogłam, bo… - zawiesiła się na moment, szukając słów. Usiadła wygodniej, przeczesała palcami włosy i spojrzała w kamerę. – Powinnam zacząć od początku. Jakiś czas temu będąc u niego, przechadzałam się po mieszkaniu i znalazłam Przeminęło z wiatrem, więc ja jak to ja, wzięłam tą książkę do ręki i zaczęłam wertować. Wtedy wypadło z niej zdjęcie. Zdjęcie, którego on w żaden sposób nie miał prawa mieć, bo istniało tylko kilka egzemplarzy. Kiedy zapytałam go o to, skąd je ma, powiedział, że zdobył je od jednego z moich dawnych znajomych. Nazwał go Alphie’m, czyli tak jak nazywali go tylko członkowie naszej grupy. Nie wierząc, że sprzedał zdjęcie, chciałam to sprawdzić, a Liv mi pomogła. Pojechała do jego domu. Okazało się, że Alphie nie żyje od dwóch lat, a jego egzemplarz wisi w antyramie w salonie jego mamy – przerwała na moment, chcąc upewnić się, że Shie słuchał, a połączenie działało jak należy. Brat uważnie skinął głową. Nie miała pewności, czy był ciekawy, zdziwiony, czy zaniepokojony. Jego policyjne miny nie sposób rozszyfrować.
- Wtedy Liv poprosiła mnie o te adresy – wtrącił, jakby uświadamiając sobie przebieg zdarzeń. – Chodziło o resztę posiadaczy tych zdjęć? Chciałaś ich sprawdzić? – Scarlett przytaknęła i zaraz podjęła swoja opowieść.
- Jeśli wierzyć ich  właścicielom, to nikt swojego nie sprzedał, a Jim miał oryginał, bo widziałam podpisy. Nie byłyśmy w stanie zweryfikować tego, czy ktoś kłamie, bo każdy poszedł gdzieś tam, w swoją stronę. Jeden z naszych kolegów powiedział, że jego zdjęcie spłonęło, a mieszka w Anglii. Ktoś inny, że gdzieś na pewno jest, że zawieruszyło się po przeprowadzce. Inna dziewczyna także wyjechała, bo nie potrafiła poradzić sobie ze śmiercią Mike’a. Mike to… - przerwała na moment i zerknęła na Liv.
- Mike to pierwsza miłość Scarlett. Nie żyje. Przed śmiercią był związany z jedną z dziewczyn z naszej paczki – dokończyła za siostrę. Scarlett posłała jej wdzięczne spojrzenie.
- W sumie tylko jego zdjęcie może gdzieś być - kontynuowała. – Może jego rodzice rozdali jego rzeczy przyjaciołom? Sama nie wiem. Jednak chodzi mi o to, że w tamtym okresie robiliśmy sobie całkiem dużo zdjęć. No, może ja nie byłam pierwsza do tego, żeby ustawiać się przed obiektywem, ale są jakieś. A w jego ręce trafiło akurat to, ostatnie. Jim nie wie, że odkryłam jego kłamstwo – odetchnęła i spojrzała w kamerkę. Nie sądziła, że słowa tak po prostu popłyną. Chyba chciała to w końcu powiedzieć. Dzięki temu miała pewność, że to nie był wytwór jej wyobraźni. – Zapomniałam wspomnieć o tym, jak potraktował mnie, gdy zaczęłam pytać o rodzinę. Niemal na mnie nakrzyczał, bardzo się zdenerwował. Po tym przyleciał do Berlina i mnie przepraszał. Dałam mu kredyt zaufania, bo uznałam, że nie mogę wpędzać się w paranoję, ale właśnie potem odkryłam prawdę o tym zdjęciu, że skłamał. Zaczęłam szukać, kopać, dowiadywać się. Liv przyleciała mi pomóc, aż w końcu kiedy nie mieliśmy nic, Georg wpadł na pomysł, żebym przeszukała jego mieszkanie. Wiem, że to idiotyczne i rodem z serialu kryminalnego, ale udało mi się. Najważniejsze, co znalazłam to jego ubezpieczenie i dyplom. Ten dyplom doprowadził nas do nauczycielki, która zaprzeczyła, jakoby znany aktor był Jimem Felston’em, który ów dyplom dostał. Jim Felston, którego uczyła był czarnoskóry. Ja rozumiem, że jest na świecie mnóstwo Jimów Felston’ów, ale dlaczego on miał w domu dyplom nieżyjącego chłopca o takim samym nazwisku? Być może miał jeszcze inne jego dokumenty, ale skończył mi się czas i nie sprawdziłam. – Najbardziej zaskoczyło ją to, że głos nawet jej nie zadrżał. Emocje zniknęły, wróciło zimnie opanowanie. Wróciła determinacja i żądza uzyskania odpowiedzi. Trybiki poszły w ruch. Ile można cierpieć? – Wiem, że zachowałam się, jak samozwańczy detektyw, że to niebezpieczne i głupie, ale robiłam, co mogłam, bo nie sądziłam, że ta sytuacja okaże się tak zawiła. Dziś uświadomiłam sobie, że tak naprawdę chcę dowiedzieć się, kim on jest naprawdę i w jaki sposób łączy się z moją przeszłością. Bo wiem, że tak jest. Czuję to. Musiał mnie znać kiedyś, może ja jego także. Bo teraz przestałam już wierzyć w to, że poznaliśmy się przypadkiem. Nie wiem, czy kiedyś go odtrąciłam? Ale nie przypominam sobie, bym znała go wcześniej. Rozważyłam już tyle scenariuszy… mogłabym z nim po prostu zerwać, ale tych kłamstw zaległo między nami tak dużo, że nie mogę tego po prostu zostawić. No i chcę wiedzieć. To nie daje mi spokoju, Shie. Opowiedziałam ci to wszystko tak chaotycznie, pewnie umknęły mi jakieś szczegóły, ale… to mnie już przerosło. Nie poradzę sobie sama z odkryciem prawdy – przeczesała palcami włosy i odetchnęła. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie powiedziała bratu o wielu rzeczach, ale miała nadzieję, że zechce jej pomóc. Nie wiedziała jeszcze jak, ale Shie był jej ostatnim pomysłem.
- Na początku – wtrąciła Liv. – Kazałam Scarlett wybić sobie z głowy te wszystkie teorie spiskowe, ale kiedy dowiedziałam się, że Alphie nie żyje, to coś kazało mi drążyć tą sprawę. Nie można mieszać zmarłych w sprawy żywych. Tak się nie godzi. Sądzę, że Jim albo nie wiedział, że on nie żyje i wskazał go, bo przypomniał mu się jako pierwszy i to wskazywałoby na to, że obracał się w naszym otoczeniu już wcześniej albo w jakiś sposób poznał przeszłość Scarlett i rzucił jego ksywę, żeby uśpić jej czujność. W każdym razie, to doprowadziło nas do punktu, w którym stoimy i Shie… ja się boję – powiedziała poważnie. – Boję się o Scarlett, bo to co się dzieje nie jest normalne. Który facet przy zdrowych zmysłach grzebie w przeszłości swojej dziewczyny, wykopuje jakieś fakty, kłamie na ten temat i w ogóle opiera związek na kłamstwie? Do tego jeszcze jego zachowanie. Kiedy przyleciał do Berlina, żeby ją przeprosić, zachowywał się tak, jakby ona była niespełna rozumu i musiał za nią mówić i decydować. Dominujący charakter to jedno, ale manipulacja to drugie – zakończyła, a Shie milczał. Potarł twarz dłońmi. Odchylił się w fotelu i nic nie mówił. Zapewne nie spodziewał się, że Scarlett zwróci się do niego z tego rodzaju problemem.
- Nie mogłaś przyjść z tym od razu do mnie? – podjął po chwili. – Już na wstępie poprosiłbym o sprawdzenie go. Jak skończymy rozmawiać, to się tym zajmę. Prześlesz mi później numer jego ubezpieczenia, dobrze? Już wiemy, że ukrywa tożsamość, ale może coś da się z tego wycisnąć. Sam nie wiem od czego zacząć – przeczesał palcami włosy i głośno wypuścił powietrze. – Scarlett masz tam jakąś ochronę?
- Jutro przyleci do mnie Max, bo zaczynam spotkania. Potem mam parę innych zobowiązań związanych z promocją.
- Chcesz, żebym przyleciał do ciebie?
- A mógłbyś? Nie wiem, czy mogę cię o to prosić.
- Na odległość nic nie zdziałamy. Musisz mi to wszystko jeszcze raz opowiedzieć. Dziś spróbuję złapać w Quantico kogoś, kto ma znajomości w policji w LA. A jutro postaram się o wolne.
- Dziękuję. Co powiesz Jul? – zapytała. Shie wzruszył ramionami na znak, że nie wiedział. Scarlett poczuła się winna temu, że brat miałby przez nią okłamywać żonę. – Powiedz jej prawdę, ale w okrojonej wersji i zabroń mówić mamie.
- Wymyślimy coś – uśmiechnął się krótko. – Powiedz mi, czy on był w stosunku do ciebie agresywny?
- Poza tym jednym epizodem, to nie. Powiedziałabym, że Jim jest mistrzem w nieokazywaniu emocji. Czasem bywa tak powściągliwy, że aż irytujący, więc nawet jeżeli go denerwowałam, to nie dawał tego po sobie poznać.
- On ma jakąś rodzinę, przyjaciół?
- Na temat rodziny wiem tyle, że jego matka mieszka w Burbank. Wyprowadził się z domu tuż po osiemnastce, bo nie mógł dogadać się z jej facetem.
- No właśnie – wtrąciła się Liv. – Nie sprawdziłyśmy matki.
- Ty już lepiej niczego nie sprawdzaj, dobrze? – Shie użył swojego władczego tonu, którym zapewne raczył zatrzymanych na przesłuchaniach, a ona zbyła to wzruszeniem ramion. – Mogłyście się wpakować w kłopoty przez to wasze węszenie i to nie tylko ze strony Jima. Zamierzasz spotkać się z nim? – blondynka pokręciła głową. – To dobrze. On nie wie o niczym i musisz wziąć to pod uwagę, jeżeli nie chcesz wzbudzić jego czujności. Jestem pewien, że jeżeli ma coś na sumieniu, a ty nagle zmienisz nastawienie, to może stać się podejrzliwy, a tego nie chcemy. Najlepiej, żeby wszystko zostało tak, jak jest. Wydaje mi się, że jeden z moich kolegów z Quantico pracuje teraz w Los Angeles, ale muszę to jeszcze sprawdzić – zaczął notować, jednocześnie skupiając uwagę na siostrach.
- Przeszukałyśmy chyba każdą możliwą stronę internetową, która zawierała jakieś informacje na jego temat. Odniosłam wrażenie, że on zaczął istnieć od momentu rozpoczęcia jego pierwszego serialu. Nie ma zdjęć z przeszłości, plotek, czegokolwiek. I to wyjaśnia fałszywe nazwisko.
- To nie jest na chwilę obecną sprawa kryminalna – wyjaśnił. – Chcę, żebyś miała jasność. Będzie taka, jeśli okaże się, że jest zamieszany w śmierć chłopca, którego nazwisko nosi albo jeżeli jego działania względem ciebie mają charakter prześladowczy. Przeanalizujemy to wszystko. Mam nadzieję, że będę mógł jutro po południu wylecieć z Berlina.
- Nie wiem, jak ci dziękować, Shie. Do ostatniej chwili zastanawiałam się, czy mieszanie cię w to ma sens, bo to wszystko jest takie niejasne. Mam wrażenie, że błądzę we mgle – Scarlett opadła na oparcie sofy, na której siedziały. Mina jej zmarkotniała.
- Spróbuj przypomnieć sobie wszystkie istotne fakty od samego początku twojej znajomości z nim. Pomyśl, czy w jego zachowaniu było coś dziwnego, nienormalnego? Coś co brałaś na karb sławy, charakteru, okej? Najlepiej byłoby, jakbyś to wszystko zanotowała na fiszkach.
- Spróbuję to jakoś usystematyzować.
- W porządku. Będziemy w kontakcie, jak tylko czegoś się dowiem, to będę dawał ci znać. A tak nawiasem, to możecie zadzwonić do mamy, bo się martwi, że nie dajecie znaku życia – Scarlett, przytakując, wypuściła głośno powietrze. Jeszcze tego brakowało, żeby mama zaczęła się martwić. Shie udzielił jej jeszcze kilku przestróg, po czym rozłączył się. Liv zamknęła laptopa i popatrzyła na Scarlett. Na wpół leżała na oparciu, mając zamknięte oczy. W ciągu kilku dni schudła, jej cera poszarzała, a worki pod oczami wydawały się niemożliwe do zatuszowania. Otworzyła oczy i wyprostowała się. Jej ramiona nie były już tak opadnięte, jak po powrocie z Burbank. Wprawdzie miotała się między gniewem, a beznadzieją, ale te zmieniające uczucia świadczyły o tym, że walczyła. Nie uciekła. Nie zniknęła w mrocznych zakamarkach swojego serca. Wiedziała, że w tej przeprawie nadejdzie jeszcze niejeden kryzys, ale fakt, że Scarlett nie poddała się, wiele znaczy. Liv wydawało się, że gdyby ją spotkało coś takiego, to już dawno zaszyłaby się na jakiejś maleńkiej wyspie na Karaibach, żeby tylko umknąć przed problemami.
- Jak się czujesz po tej rozmowie?
- Skołowana. Wiem, że nie powiedziałam mu o wielu sprawach, ale na to przyjdzie czas, prawda? – Liv pokiwała głową. – Jestem zupełnie zagubiona w faktach i domysłach. Jim w tej chwili wydaje mi się jakąś straszną kreaturą, a on nawet nie wie, że podejrzewam go o cokolwiek. Czy istnieje prawdopodobieństwo, że przesadzam? – zapytała, uważnie spoglądając na siostrę. – Bo raz wydaje mi się, że to jest koniec i mogiła, a za chwilę ganię się w myślach za to, że tak rozdmuchałam tą sprawę.
- Nie przesadzasz. Gdybyś nie miała brata policjanta, pewnie zgłosiłabyś się z tym do kogoś albo zerwałabyś z nim nie chcąc wikłać się w rozgrzebywanie przeszłości. Czekałabyś. Jakby nic się nie zdarzyło, uznałabyś, że jego kłamstwa były niegroźne, a gdyby zaczął cię nachodzić, czy jakkolwiek niepokoić, to zwróciłabyś się do policji i wzmożona ochronę. Ja też się w tym gubię, ale staram się myśleć racjonalnie – uśmiechnęła się, ściskając dłoń Scarlett. Drzwi apartamentu otworzyły się i do środka wmaszerowała Saoirse z bitą śmietaną na policzku i suchym gofrem w ręce. Georg miał posklejane włosy, więc to musiała być trudna godzina w życiu obojga. Liv wywróciła oczami i poszła wybadać, któremu z nich powinna ruszyć na ratunek. Scarlett przyglądała się tej trójce. Obecność siostrzenicy sprawiała, że mogła oderwać myśli i skupić się na czymś realnym. Sama nie miała do kogo się zwrócić. Został jej tylko Javier.
Musiała się przygotować do spotkania z Gin. Czekało ją wiele ustaleń, które powinna dokonać już dawno. Miała przed sobą wiele pracy i tak jak jeszcze kilka godzin wcześniej nie wyobrażała sobie zająć się czymkolwiek, tak teraz praca wydała jej się wybawieniem. Skupi się na muzyce i promocji. Będzie brała udział w sesjach zdjęciowych i programach. Udzieli kilku wywiadów i wróci do swojego życia. Nie dopuści do tego, żeby kolejny facet sprawił, że się załamie. Bo nie ma tak złej rzeczy, która nie pozwoliłaby jej wstać i ruszyć dalej.
Natchniona tą myślą postanowiła zadzwonić do mamy. Przecież życie jej bliskich toczyło się normalnie, to tylko jak zwykle ona borykała się z dramatami, na podstawie których można byłoby napisać książkę albo i nakręcić film. To tylko ona. Jak zwykle.

Liv umyła córce buzię i zdjęła jej brudną bluzeczkę. Georg umył włosy i przysiadł na brzegu wanny. Przyglądał się swoim dziewczynom. Saoirse bardzo odpowiadała „prawie” kąpiel w umywalce. Pomoczyła już niemal całe ubranie i włosy, przy okazji też mamę.
- Shie przyleci? – zapytał podając jej ręcznik.
- Najszybciej jak się da – odpowiedziała spoglądając krótko na szatyna. – Chciałabym, żebyśmy zajęli się naszym mieszkaniem, kiedy wrócimy do Berlina – odparła zadziwiającym tym nie tylko Georga, ale też siebie.
- Musimy wybrać inne. Tamto już na pewno sprzedane – pocałował przelotnie Liv, biorąc z jej rąk córkę.  
- To nic. Tak naprawdę każde, które wybierzemy i urządzimy, będzie dobre. Jestem tak bardzo zasmucona tym, co przydarza się mojej siostrze, a teraz tkwię w środku tych zdarzeń i chyba zwariowałabym, gdybym was nie miała – powiedziała przytulając się do boku szatyna. Objął ją jedną ręką.
- Sisi, chcesz sprawdzić, gdzie jest ciocia? – mała bardzo się ożywiła. Ledwo dała się wyswobodzić z ręcznika i spodenek. W samym pampersie pognała na poszukiwania Scarlett niemal potykając się o własne nogi. Georg stanął przodem do Liv, popatrzył jej w oczy i przytulił ją. – To wszystko jest tak pokręcone jak Kryminalne zagadki i Gotowe na wszystko razem wzięte. A nawet bardziej. To jest totalnie pochrzanione, że Scarlett znów dostała od życia manto, ale może to ma ją czegoś nauczyć?
- Czego? – zapytała, jeszcze mocniej wtulając się w szatyna. Liv momentalnie opadła z sił. Bycie pewną siebie i ogarniającą wszystko siostrą wymagało od niej wiele wysiłku. A ten dzień należał do tych zdecydowanie okropnych.
- Żeby nie robiła nic wbrew sobie. Ty przekonałaś się na własnej skórze, do czego doprowadza ucieczka przed tym, co czujesz. Ona wydawała się być ponad tym. Zazwyczaj postępowała słusznie i była oddana swoim przekonaniom. A związek z nim to było wejście do paszczy lwa. Nawet ja wiem, że Scarlett nie należy do tych dziewczyn, którym wystarcza powierzchowność. Ona sobie nie radzi. Po prostu i nie będzie sobie radzić, póki otwarcie nie powie sobie, co czuje i czego chce. Do tej pory jedynie wmawiała sobie, co powinna czuć i robić. Efektem tego jest Felston, a skutkiem ubocznym cała ta sytuacja.
- Shie coś wymyśli.
- Shie jedynie może pomóc jej odkryć prawdę, ale nie pomoże jej poukładać życia. A nie jestem pewien, czy ona nie łudzi się, że to rozwiąże wszystkie problemy.
- Kiedy to się skończy wybierzemy się na długie wakacje.
- Tylko we troje? – zapytał, całując Liv w nos, a ona pokiwała głową. – Chyba takie przetrząski ci służą, bo zaczynasz mówić z sensem, panno O’Connor – uśmiechnął się i jeszcze raz, mocno przytulił Liv do siebie. A ona nie oponowała. Musiała naładować baterie, bo czekało ją jeszcze wiele wymagających dni. Być może wydawało im się, że odkrycie nieszczerości Jima to grom z jasnego nieba, ale tak naprawdę burza rozpęta się dopiero, kiedy za pomocą Shie’a będą odkrywać prawdę. Bolesne fakty wypłyną na wierz. Przeszłość da o sobie znać.  I na tą burzę nie pomoże nawet gromnica w oknie. 

21 komentarzy:

  1. Uwierz mi, że nikt by się nie obraził jeśli uraczyłabyś nas calością tego co napisałaś, nawet jeśli mialoby mieć to 20 stron :) Wręcz przeciwnie- kazdy by sie ucieszył. :)
    Praktyki mówisz? Ja już jestem po, i za miesiąc szkoła. Cóż. Będzie fajnie :D ja tam lubię swoją szkołę.
    Ale juz poważnie, co do tego rozdziału... długo na niego czekalam i sie doczekałam. Muszę przyznać, że jest tu o wiele więcej błędów stylistycznych czy literówek niż w poprzednich postach, nawet już w drugim zdaniu, ale to sie pominie. :)
    Bardzo, ale to bardzo ucieszyla mnie ta wzmianka o Candy i Rainie. Wybacz jakoś nie mogę sie przyzwyczaić do jej innego imienia. Jakoś ta scena z nimi obudziła wspomnienia z tego okresu kiedy obie spotykały sie z Billem. Mile wspomnienia.
    Sprawa kryminalna Scarlett ciągnie się już od dwoch czy trzech rozdziałow i mogłaby się już wyjaśnić, chociaż wiem, że na to potrzeba czasu. Myślę, że wiem, co się wydaży, a wrecz jestem tego pewna, ale ciekawi mnie to jak Ty to przedstawisz.
    Podobały mi się też "wspomnienia" o Tomie, a raczej myśli Scarlett.
    Jak się prześpię z tym odcinkiem, albo przejadę się motocyklem, to na pewno najdą mnie myśli i głębsze analizy. Być może to kask uciska mi mózg i to dlatego?...
    tak czy siak, pewnie jeszcze coś napisze.
    Pozdrawiam, Lena :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam ten tekst tak wiele razy i nanosiłam tyle poprawek, że pewnie narobiłam przy tym masę błędów. Przyznam szczerze, że nie lubię pisać o rozbitej Scarlett. Bo ileż razy można wspominać, jak bardzo jest jej ciężko i smutno i w ogóle. Wybrałam sobie ciężki kawałek chleba :D
      Nie mam bety, więc zdaję sobie sprawę, że zawsze wcisnę w tekst jakieś błędy. Zwłaszcza, jak pisze w środku nocy.
      Czas najwyższy, żeby Rainie i Candy przypomniały o swoim istnieniu. Dawno ich nie było, a wciąż stanowią część opowiadania.

      Mnie sprawa „kryminalna” też się dłuży, bo chcę przejść do meritum, ale nie wobec takich spraw nie da się pójść po łebkach. Niestety, ale już tuż, tuż i dowiesz się, czy Twoja teoria była słuszna :D Choć na pewno jesteś tego niemal pewna ^^

      Usuń
  2. hejka mi też nie przeszkadzałoby, że by było tutaj 20 stron... mi troszkę czegoś brakuje moim zdaniem uciełaś w złym momencie, w porównaniu z poprzednim odcinkiem za mało napięcia, ale tak ogólnie jest ok i myślę że następny będzie taki jak oczekuje:P bardzo podobało mi się jak Scarlett chciała zeby Javier był Tomem, mam nadzieję że nie zostało dużo odcinków do nawiązania fabuły z prologu?
    Pozdrowienia i dużo weny, czekam z niecierpliwością:)

    P.S. Pozwól że będę podpisywać się SHEILA abyś wiedziała kto komentuje post tak jak prosiłaś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo. Dzięki podpisom wiem, czy rozmawiam z jedną osobą, czy z kilkoma. To bardzo ułatwia.
      Wiem, że ten post niewiele wniósł, ale musiałam go napisać, aby pójść dalej :)

      Usuń
  3. prosze, opublikuj jak najszybciej drugą czesc posta;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to ożył? To Prinz kiedyś nie żył? Odkąd pamiętam był tutaj duży ruch, a moja pamięć sięga nawet do początków tej historii, kiedy to na blogu widniał śliczny szablon z jasnowłosą Scarlett. Myślę, że teraz powinnaś zadać sobie trochę trudu i zostawić kilka komentarzy pod opowiadaniami na blogspocie. Tych opowiadań jest sporo (http://rejestr-blogow.blogspot.com), a mogłabyś tym sposobem pozyskać nowych, już "nietokiohotelowych" czytelników. Ja bym tak zrobiła, gdybym miała równie dobre opowiadanie, co Twoje. Wiem, że to nie w Twoim stylu, ale Prinz zmierza ku końcowi i to ostatnia szansa na małe zamieszanie wokół niego.

    Do rzeczy. Saoirse już nie działa mi na nerwy. Może jednak się do niej przekonam? Strasznie szkoda mi Scarlett, bo znów zbierają się nad nią ciemne chmury. Nie dziwię się, że jest przerażona i załamana. Po raz kolejny została oszukana i po raz kolejny dostała od życia w policzek. To dziwne, a zarazem okropne, że wspomnienia o Tomie dają jej ukojenie. Samo to, że wciąż chce wyobrażać go sobie zamiast Javiera jest okropne. Liv musi mieć poczucie winy za poprzednie stany depresyjne siostry, bo tym razem wzorowo się nią opiekuje. Chciałabym mieć taką siostrę. :) Jak najbardziej zgadzam się z Candy. Scarlett może być naprawdę szczęśliwa tylko z Tomem, ale teraz ciężko mi sobie wyobrazić powrót do siebie tych dwojga. Wiem, że w którymś momencie ich złączysz (chociaż nie wiem, czy na zawsze), ale póki co nie jestem w stanie sobie tego wyobrazić. Co nie zmienia faktu, że czekam na ten moment.

    Mam nadzieję, że coś się wydarzy podczas promocji singla. Szkoda mi Scarlett, tak, ale jeśli dokopanie jej ma być fabularnym strzałem w dziesiątkę, to zrozumiem, jeśli ją poświęcisz. A nawet się ucieszę (czy to wypada?).

    xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, o pierwszej w nocy chyba źle dobieram słowa. Oczywiście, że Prinz żyje cały czas i ma się dobrze. Teraz zapanował tu nieco większy ruch, co mnie bardzo cieszy. Tylko i wyłącznie o to mi chodziło.

      Gdybym tylko miała czas na czytanie, to zostawiłabym po sobie ślad. Póki, co czytam jedno opowiadanie. Aczkolwiek, w wolnej chwili zajrzę do tego rejestru.

      Saoirse z założenia jest dobrym dzieckiem. To Lexie w moich planach jest największym łobuzem. Tak, jak pisałam córka Liv i Georga żyje w zbyt dużym rozdarciu między rodziną i miejscami zamieszkania. Potrzeba jej stabilizacji.

      Myślę, że już 90-tka przyniesie nowości. Nie tylko u Scarlett. Tom także się pojawi. A potem będzie ich już całkiem sporo, choć nie do końca razem.
      Liv bardzo dojrzała. Ma swoje wpadki w stosunku do Georga, ale mocno zmądrzała. Od zawsze kochała Scarlett ponad życie i od zawsze jej broniła. Ta ich więź nieco się rozluźniła, gdy sama miała wiele problemów, ale teraz nadrabia. One zawsze stoją za sobą murem. Czasem pierwsza stoi Scarlett, a czasem Liv. Zależy od sytuacji.

      Dosyć jej już dokopałam. Zrobię to jeszcze tylko trochę :D

      Usuń
    2. Tak, wiem, że na tym "problem" polega na tym, że nie umiałabyś zostawić gołego spamu (ja zresztą również) i musiałabyś jeszcze przedrzeć się przez treść tych wszystkich blogów, co zajęłoby dużo czasu. Aczkolwiek myślę, że mogłabyś chociaż zapisać się do tego rejestru. :)

      Powtórzę się - chciałabym mieć taką siostrę, a najlepiej je obie. Czuć taki girls power.

      To trzymam za słowo.

      Usuń
  5. Te dwadzieścia strony byłoby w sam raz!;D Tak inaczej się czyta, kiedy historia jest opowiadana z perspektywy nie Scarlett, tylko Liv. To chyba było dobre posunięcie, bo to daje nowe spojrzenie na tą sytuacje. Zresztą, skołowana Scarlett niekoniecznie byłaby w stanie 'poprowdadzić' narracji;) Mam wrażenie, że Liv ma teraz swoje 5 minut. Wychodzi z cienia i pierwsza idzie stoczyć bój z Felstonem. Każdy chciałby mieć taką siostrę. Bez zazdrosci, rywalizacji, stojącą za bliskimi murem. Scarlett mimo, że straciła Toma i dzieci, to ma gigantyczne wsparcie ze strony rodziny. Ma Liv, Shie'a, mame, Julie, Georga, czy Billa, którzy zwsze będą po jej stronie. To też jest mega ważne. I myślę, że gdyby nie oni, to w tej chwili Scarlett byłaby już w wariatkowie przez te wszystkie domysły, kłamstwa, niejasności. W ogóle, Shie jest taki kochany! Ta rozmowa wyszła cudownie! Był idealnym połączeniem starszego brata i policjanta. A tekst "Ty już lepiej niczego nie sprawdzaj" jest najlepszy;D Lubię takie smaczki i ty dobrze o tym wiesz. Nie mogę się doczekać jego przyjazdu i rozkminania wszystkiego jego genialnym, policyjnym umysłem! Scarlett ze swoimi zmianami zachowania jest bardzo wiarygodna. Nie są to niekontrolowane wybuchy, tylko płynne przejścia z jednego stanu w drugi. Myślę, że powinnaś być z siebie dumna!:)
    A 31szy jest tak wyjątkowy jak my dwie. I zawsze tak już będzie.
    You're my BFF :D
    XOXO
    Podpiszę się, bo pewnie nie wiesz kim jestem :D
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie wiem, kim jesteś i czego chcesz xd
      Scarlett nie do końca i nie zawsze dostrzega to, że rodzina jest z nią zawsze. Jest przytłoczona stratami i przykrościami do tego stopnia, że nie widzi jasnych stron swojego życia.
      Sama nie wiem, co o tym myśleć. Ten post budzi we mnie wiele mieszanych uczuć, ale mój obiektywizm jest równy zeru, więc zamilknę.

      Kisses [A.] :D

      Usuń
  6. kurde podobało mi się, było tak płynnie i fajnie. ale jednak liczyłam nie powiem, że nie na wielkie wyjaśnienie kim jest Jim, chociaż w sumie się domyślam, że to Mike po przeszczepach :D
    Candy i Rainnie - dawno o nich nie było, prawie zdążyłam o nich zapomnieć. Mam nadzieje, że coś może w końcu na jakiś moment będzie tak, że się spotkają z Billem.
    i czekam na Toma, na jakieś spotkanie z Scar, bo to, jak się przytulała z Javierem, sprawiło, że mam ochotę poczytać coś słodkiego. no i oczywiście coś z wielką akcją, och.
    ściskam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj.:)

    Wybacz że nie odpisałam wcześniej, ale nie lubię pisać na telefonie . Jest to dla mnie straszna katorga, jak pisałam tamten komentarz to w połowie przeniosłam się na komputer bo niestety ludzkość w promieniu kilometra była zagrożona, gdyż prawie go skasowałam czego bym generalnie nie przeżyła.
    Z tego co widzę zapoczątkowałam falę nowo komentujących i chyba jestem dumna, że byłam tą pierwszą. (chyba, że kogoś nie dojrzałam) Jeśli chodzi o historię z łańcuszkiem nie tyle czekam na jakieś wielkie bum co na ich spotkanie, wiesz? Prinz jest pisany bardzo życiowo, wychodzi Ci to po mistrzowsku, uwierz mi. Z FFTH również nie znam żadnego opowiadania, ale chyba zapożyczę sobie parę z komentarzy pod tamtym rozdziałem. Liczę na to, że jeśli zaczniesz pisać coś nowego to dasz poczytać. Nadal mam nadzieję, że tą historię - Scarlett i Toma - będę mogła postawić na półkę i wracać do niej co jakiś czas. Wszystko co wyjdzie z pod Twojego pióra jestem w stanie przeczytać chociażby pod wodą.

    Od paru tygodni nie mam czasu na nic, więc to też był trochę powód tego że mnie nie było. No, ale już jestem. Po tamtym komentarzu złożyłam sobie obietnice, że będę kuć żelazo póki gorące i komentować na bieżąco zaraz po przeczytaniu także z wielką przyjemnością rozkokosiłam się w fotelu i czytam.:)

    Saoirse jest cudowna, uwielbiam tą małą. Pobudka którą sprawiła Scarlett i Liv wyszła Ci genialnie. Owszem, może jest rozpieszczona, ale która jedynaczka nie jest? Cały rozdział 89 trzyma w napięciu, jesteś prawie mistrzynią w budowaniu napięcia, mimo że u Ciebie da się coś jeszcze przewidzieć. Czytam opowiadanie w którym autorka nie daję poznać kto jest kim, kto jest tym zły a kto tym dobrym. W jednej chwili myślisz, że masz wszystko czarno na białym, a później się okazuje że to jest zupełnie czarna magia i jesteś w martwym punkcie z domysłami. Strasznie mi się podobała ta sytuacja u Jima, Scarlett dobrze zagrała swoją rolę. Dobrze opisałaś jak czuła się nieswojo w swojej skórze. Podobało mi się. Georg jest dla mnie mistrzem, mimo że siostry się pogubiły już we wszystkim i zaległy w czarnym puncie, on zachował zimną krew i wymyślił 10 razy lepszy plan niż przeszukiwanie internetu. Brawa! I wiesz? Chyba chciałabyś zobaczyć moją minę jak przeczytałam że prawdziwy Jim był niegdyś murzynem i nie żyje. Myślałam, że z Mike’a zakładając że to on, bo różne cuda możesz teraz wymyślić lepszy kombinator, ale z tego co pamiętam nigdy nie błyszczał inteligencją. Lepsza była w tym Serena.

    Wydaje mi się, że 90 jest czymś w rodzaju ciszy przed burzą, nie obraziłabym się gdybyś napisała z 20 stron, naprawdę i uważam że nie jestem z tym sama. Uwielbiam to rodzeństwo, to jak oni stają za sobą murem. Jednemu coś się dzieję to reszta biegnie na ratunek i wyciąga z dołków. Są cudowni. Shie już sobie poradzi z rozszyfrowaniem Jima i bardzo dobrze, bo go nie lubie. Taki zadufany w sobie dupek. Mówiłam to już chyba. Wspomnienie o Rainie i Candy też całkiem na miejscu. Dawno ich nie było. Dobrze wiedzieć, że wiodą normalne życie z przyjaciółmi. Brakuje mi Toma, brakuje mi Scarlett i Toma razem. Naprawdę tęsnie za tą sielanką. Ile jeszcze Scarlett dostanie „kopów w tyłek” od życia zanim wróci ta sielanka?

    Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.

    Pozdrawiam i życzę weny,
    Rebely.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, możesz mi wierzyć, że jeśli tylko będę miała z kim się dzielić, to się podzielę. Po cichu dodam, że to już istnieje :D
      A jeśli chodzi o Scarlett i Toma na półce, to jest to także jedno z moich marzeń. Powiedziałabym, że trzytomowe marzenie.
      Co to za opowiadanie? Wiesz, na dobrą sprawę, ten watek ‘kryminalny’ miał wyglądać zupełnie inaczej. Miał być mniej kryminalny, ale to założenie powstało jakieś… 6 lat temu, gdy miałam trochę mniejsze pojęcie o budowaniu fabuły i takich tam. Całe szczęście, że teraz wiem więcej :D bo chociaż może nie jestem w stanie wyzbyć się niedociągnięć, a efekt dla się przewidzieć, to i tak wydaje mi się, że uratowałam ten fragment historii. Okaże się za parę postów.
      W każdym razie, masz rację. 90 to przejściówka. Zostawiłam niedosyt, żeby zrobić to dobrze, bo nie ukrywam, 91 to ważna notka i boję się, że schrzanię. Jestem prawie w połowie i wiele przede mną ^^ ta trudniejsza część przede mną.
      A spotkanie S i T już niebawem, choć nie do końca takie, jak by się chciało. Myślę, że śmiało mogę powiedzieć, że wszystko już niebawem ulegnie zmianie.

      Usuń
  8. Witam,

    Jestem nową czytelniczką, która nadrabiała przez pewien okres czasu odcinki i ostatecznie dotarłam do 90 ;p (zdecydowanie za szybko pochłonęłam treść i teraz będę musiała wystawić na ciężką próbę swoją cierpliwość, ale mniejsza o mnie!)Mogłabym skomentować teraz wszystko "na gorąco" i "na świeżo", ale po prostu się nie da! Twoje opowiadanie ma wspaniale skonstruowaną i przemyślaną fabułę, nakreślone wyraźnie postaci z których każda odgrywa istotną rolę (nie ma w nim przypadków) i jest tak wielowątkowe, że musiałabym roztkliwić się nad nim długimi... długimi i jeszcze raz długimi godzinami, a i tak pewnie pogubiłaby się w gąszczu swoich (ułomnych) przemyśleń ;p Każdy z bohaterów i los który im "stworzyłaś" mógłby posłużyć za kanwę oddzielnej historii, a Ty potrafisz to wszystko tak zgrabnie ująć w całość. Twój język i styl pisanie bardzo przypadł mi do gustu. Lubię takie szczegółowe i obszerne opisy uczuć bohaterów, ich przemyśleń, miejsc - potrafię się lepiej wczuć w atmosferę. Zupełnie jakby na moich oczach rozgrywał się film, a ja siedzę niczym widz niecałkowicie bezstronny i kibicuje bohaterom. Czasami mam ochotę na nich krzyczeć "zrób tak...,a nie inaczej! Pytać głośno - dlaczego?! Pochwalić lub zganić ich za podejmowane decyzję, a to oznaczy, że czytelnikowi działasz na nerwy ;p (ostro!) Po tym poznaje się znakomitego autora - pisane przez duże "A" Życzę weny na dalsze części opowiadania. A ze swojej strony obiecuję brać udział w komentowaniu losu naszych ulubieńców na bieżąco.

    Pozdrawiam
    ForzaTH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam cię serdecznie! Dziękuję za wspaniałe słowa i mam wielka nadzieję, że zostaniesz tu jak najdłużej :)

      Usuń
  9. a wiesz co ja sobie pomyślałam, jakiś czas po przeczytaniu tego odcinka? nie od razu, bo pierwszym odczuciem było raczej przytłoczenie tymi wszystkimi smutnymi rzeczami i ciągnącymi się intrygami, ale jakiś czas później pomyślałam, że.. chciałabym przeczytać, jak S. i T. niespodziewanie na siebie wpadają i lądują w łóżku, o! chociaż wiem, że tak nie będzie, bo S. nie przedkłada uczuć nad rozum, jak co po niektórzy.. no ale to byłoby idealne :P
    więcej o odcinku Ci powiem, jak odmulę mózg. bo w sumie zwykle w smutniejszych momentach mojego życia wracam na Prinza i Ty jeszcze mnie dobijasz xd

    d.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeszło mi coś takiego przez myśl, kiedy planowałam pewną scenę. Jednak jeszcze nie zdecydowałam, czy to mogłoby mieć miejsce. Uznałam, że to byłoby bardzo ludzkie i bardzo adekwatne do sytuacji, w pewnym sensie. Aczkolwiek myślałam już o tym :P

      Usuń
    2. owszem, to byłoby adekwatne do sytuacji, ale wydaje mi się trochę niepodobne do Scarlett, chyba że nie wiem, znalazła by się już na skraju załamania nerwowego, wiesz, te łzy, dramaty, nagle Tom, który chce ją pocieszyć i bach :D
      i jeszcze jakbyś to opisała w szczegółach, mrr xD
      ale wiesz, doszłam do wniosku że to nie jest w sumie dobre wyjście, takie sypianie z kimś, z kim nie jesteś, a do kogo coś czujesz.. to jest po prostu bardzo krzywdzące, wpływające na samoocenę, ale jednocześnie na tyle uzależniające, że brniesz w to dalej.. ale S. zawsze w mojej głowie jawiła się jako bardzo mądra, odpowiedzialna i trzymająca się swoich zasad i swojej dumy, a jedyne błędy, jakie popełnia, to właśnie te kiedy unosi się dumą, złością, smutkiem itp, a nie że z.. miłości? zawsze dla mnie była bardziej przykładna, nawet niż w rzeczywistości, więc sam fakt, że ona z tym Jimem.. ciężko mi było sobie wyobrazić fakt, jak mogła w ogóle pójść z nim do łóżka, ONA? rozumiałam co prawda jej samotność, no ale kurcze.. a teraz tak się z tego porobiło.

      a, a! i chciałam dodać, że podoba mi się ta zwyczajność, codzienność w tych niezwykłych sytuacjach, podobają mi się przyziemne dialogi, naturalnie rozchwiane emocje. to nadaje bohaterom takiego realizmu, człowieczeństwa.
      i chyba zaczęłam się przekonywać do Javiera. a z początku byłam pewna, że to on będzie źródłem wszelkich nieszczęść Scarlett.

      d.

      Usuń
  10. Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek :)) Powodzenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  11. z każdym kolejnym dniem oczekiwania nabijam co raz więcej wejść na liczniku odwiedzin ;P
    ale nie stresuj się, Kochana. nie ma nic gorszego niż robienie czegoś pod presją czasu :)
    a my tu od tego jesteśmy żeby trochę pomarudzić.

    jestem pewna, że warto i jest na co czekać! trzymam kciuki!

    MajS.

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo