Kochane,
na te święta pragnę
wam życzyć – zupełnie nieoryginalnie – wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze.
Życzę wam
wspaniałych chwil do przeżycia, wspaniałych miejsc do zobaczenia, wspaniałych
ludzi do poznania, cudownych przyjaciół do przezywania radości, niezwykłych
książek do przeczytania, muzyki do okrycia, niespotykanych smaków do
spróbowania, niepowtarzalnych emocji do poczucia, marzeń do spełnienia, a
przede wszystkim największej miłości do kochania, do czucia, do przeżycia, do
trwania i życia.
Życzę wam spełnienia
wszystkiego, co dla was dobre i piękne, aby wasze marzenia stały się planami, a
plany celami. Abyście osiągnęły wszystko, co tylko można mieć.
A na te najbliższe
3 dni, życzę wam spokojnej, rodzinnej atmosfery, pyszności na stole i wielu
prezentów pod choinką.
Całuję świątecznie!
A poniżej mały
prezent świąteczny ode mnie ;)
Boże Narodzenie
2010, Berlin
W domu O’Connorów chyba jeszcze nigdy nie było tak
tłoczno. Tak radośnie też dawno nie było. Sophie i Simone prześcigały się w
kuchni w przygotowywaniu świątecznych smakołyków, a Gordon, Liv, Bill, Shie i
Nico ubierali choinkę. Było ich niemal więcej niż bombek, więc co chwilę się
deptali, zabierali sobie ozdoby i przekrzykiwali się, gdzie powinna wisieć
każda błyskotka. Jedynie Nico wydawał się najbardziej zadowolony, bo tata
trzymał go w ramionach i pozwalał miąć łańcuchy. Julie i Tom nakrywali do
stołu, a Scarlett najpierw grała kolędy, a potem wycwaniła się i włączyła
świąteczną składankę. Nie omieszkała śpiewać razem z Johnem Lennonem, Bingiem
Crosbym, Mariah Carey i wszystkimi pozostałymi, jeśli tylko znała słowa. Bill i
Liv jej wtórowali. Nawet Gordon nucił pod nosem. Krążyła między nimi, przyglądając
się postępowi w ubieraniu choinki, a raczej jego brakowi. Liv, co chwilę
wybuchała śmiechem, więc raczej nie miała możliwości zawieszenia czegokolwiek
na drzewku, bo Bill wciąż odwracał jej uwagę. Scarlett zajrzała do kuchni,
gdzie mama i Simone omawiały taktykę przygotowywania ryb i sałatki
ziemniaczanej z powagą tak wielką, jakby czyniły plany przejęcia kontroli nad
światem. Ciasteczka jeszcze siedziały w piekarniku. Uśmiechnęła się, widząc
przejęcie na twarzach obu mam. Pierwszy raz przygotowywały takie święta. Dla Sophie
takie zamieszanie było dobrym sposobem na odwrócenie uwagi od pustego miejsca
dla Nico. Z resztą, dla Liv i Scarlett też. To drugie święta bez niego, ale
wcale nie łatwiejsze.
Przeszła do jadalni, gdzie Julie i Tom rozważali ułożenie
sztućców i talerzy. Przypatrzyła mu się
z rozrzewnieniem. Skupiony był bardzo pociągający. Marszczył brwi wskazując,
gdzie powinny stać półmiski tak, aby wszystko zmieściło się na stole i z uwagą
słuchał odpowiedzi Jul. Wyglądali, jakby chcieli stawiać kontrę mamie i Simone
w walce o dominację. Jednak choinka to najmniej stresująca świąteczna
alternatywa. Marszczył brwi i zagryzał dolną wargę. Przypatrywała się każdemu
jego ruchowi, jak zahipnotyzowana. Odkąd zmienił fryzurę podobał jej się
jeszcze bardziej. Wyglądał tak dostojnie i męsko, tak po swojemu jednocześnie.
Odkąd spodziewali się dziecka, Tom bardzo się zmienił. Jakby wydoroślał.
Zniknął chłopiec, a pojawił się odpowiedzialny przyszły ojciec rodziny. Wydawało
się, że jego problemy zmalały, bo miał wiele innych spraw, na których musiał
się skupić. Zmiana fryzury stanowiła symbol zmian. Uznał, że skoro wchodził w
nowy etap życia, to powinien coś w sobie zmienić. Zdecydował, że włosy to
najlepszy pomysł. Scarlett nie była do końca przekonana, co do słuszności tej
decyzji, ale nie ingerowała. Po fakcie przekonała się, że jeśli w dredach go
uwielbiała, tak w warkoczykach szalała za nim bez pamięci. W ogóle ciąża
wyzwalała w niej nieznane dotąd uczucia. Chciała go cały czas. Potrzebowała go
na okrągło. Kochała go szaleńczo. Nie potrafiła obejść się bez niego, więc czas
spędzony na rozłące dłużył się niesamowicie, nawet jeżeli spełniała swoje
marzenia i promowała płytę.
Tego wieczoru miał na sobie czarne jeansy i grafitowy sweter
z golfem na metalowym, grubym zamku. Kupując ten sweter dla niego, nie pomyliła
się, sądząc, że będzie mu w nim bardzo do twarzy. Choć przecież jemu było
dobrze we wszystkim. Weszła w głąb pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę.
- Myślę, że to wygląda ślicznie – odparła, obrzucając
wzrokiem stół. – Ale znając nas, to po dwóch minutach cały ten idealny ład
zniknie, jak wszyscy rzucą się na te pyszności, które już czuć z kuchni.
- Racja – Tom uśmiechnął się od ucha do ucha, odstawił
półmisek i skorzystał z okazji, żeby podejść do Scarlett. Objął ją, kładąc rękę
na jej wciąż niewielkim brzuszku i pocałował ją. Sumiennie wywiązywał się z
powierzonych mu obowiązków i pomagał Julie, jak tylko umiał najlepiej, nie
widział Scarlett. W innym wypadku zupełnie nie umiał się skupić, na tym co
robił. Zupełnie, jakby byli ze sobą dwa miesiące, a nie dwa lata. Odkąd dowiedzieli
się o ciąży, przeżywali swój renesans. Nie sądził, by można było się bardziej w
niej zakochać, ale doświadczał tego każdego dnia. Zwłaszcza, że już ze sobą
mieszkali. Trochę u niej, trochę w Loitsche, trochę w mieszkaniu zespołu, ale
cały czas razem. Ich zobowiązania muzyczne rozdzielały ich na wystarczająco
długo, by mieli jeszcze rozstawać się z własnej woli. Nie chciał stracić ani
jednego dnia z ciąży. To w końcu było ich pierwsze dziecko. Drugi raz już im
się to nie przydarzy. Spojrzał jej prosto w oczy i się uśmiechnął. Miały odcień
spokojnego, letniego nieba. Kraśniała w nich radość.
- Kocham cię – szepnęła, choć nie musiała, bo Julie
dyskretnie ulotniła się z pokoju. – Cieszę się, że spędzimy te święta wszyscy
razem – odpowiedział uśmiechem, pochylił się i pocałował ją znów. Usta Scarlett
smakowały malinową landrynką. Była taka malutka w jego ramionach. Na nogach
miała kapcie z uszami królików, które zupełnie nie pasowały do odświętnego
stroju, ale ona i tak wyglądała cudownie. Liv zaplotła jej luźnego,
francuskiego warkocza. Nie malowała się, ale przecież nie musiała, bo i tak
była najpiękniejsza. Na wigilijną kolację założyła morelową sukienkę przed
kolana, która podkreślała jej delikatnie zaokrąglony brzuch, czarne ciepłe
rajstopy i czarny sweterek. Scarlett to najbardziej zjawiskowa kobieta pod
słońcem i już przestał bronić się przed faktem, że chciałby jej to powtarzać na
okrągło. Oplotła go rękami w pasie i przytuliła się. Ciąża wyzwalała w niej dwa
razy większą potrzebę czułości. Nieustannie przytulała się do niego. Chciała,
żeby ją głaskał i całował. Wydawała się zupełnie bezbronna i delikatna. Nosiła jego
dziecko. Należała jej się wszelka ochrona i wszelkie dogodności, jakich tylko
pragnęła. Pocałował ją w czubek nosa.
- To nasze pierwsze wspólne święta. Nie sądziłem, że nas
będzie już troje i że nasze rodziny spędzą je razem – pogładził jej brzuszek, a
ona nakryła jego dłoń swoją. Żałowała, że maleństwo było za małe, żeby mogło
kopać.
- Ale to jest cudowne, bo żadne z nas nie tęskni za domem
- odpowiedziała.
- Mój dom jest tam gdzie ty – szepnął, a Scarlett
uraczyła go najpiękniejszym uśmiechem, jaki widział w życiu. Wrażenie, że jej uśmiechy
są najpiękniejsze w jego życiu miewał średnio trzy razy dziennie.
- Za rok może spędzimy święta tylko we trójkę? – podjęła.
– Zamkniemy się gdzieś z naszym maleństwem i będziemy razem zupełnie
szczęśliwi. To byłoby takie nasze własne Boże Narodzenie, bo wszystko czego
chcę na święta to ty – powiedziała, zerkając
na Toma. Przechyliła głowę w ten swój niesamowity sposób, a jemu chlupnęło w
żołądku.
- Ja też nie potrzebuję więcej – podniósł dłoń do jej
miękkiego policzka i delikatnie go pogładził. – Bo wszystko, czego chcę na
święta i na zawsze, to ty.
- Na zawsze – westchnęła. – Podoba mi się – uśmiechnęła się
i rozejrzała się po pokoju. Chwyciła Toma za rękę i poprowadziła w tylko sobie
znane miejsce. Zdziwił się, kiedy zatrzymała się w przejściu między korytarzem,
a salonem. Popatrzył na Scarlett pytająco, a ona wskazała w górę. Stali pod
jemiołą. Nie musiała mówić nic więcej. Objął ją w talii, a ona zarzuciła mu
ręce na szyję. Przyciągnął ją zupełnie blisko siebie i pocałował. Czuł dotyk
jej brzucha, jej dłonie na skórze, landrynkowe usta i nie potrzebował więcej. Do
szczęścia.
O matko, chce takiego Toma pod choinkę.
OdpowiedzUsuńPS. Życzę Ci również samych cudowności na te święta:)
MajS.
Nie tylko Ty :D
UsuńDark! Jak ja Cię uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńPs. Również wszystkiego najlepszego, przede wszystkim takiej miłości!
J.
Dark ! czuje sie jakbyś czytała mi w myślach, gdy czytałam opublikowany przez ciebie odcinek przed świętami przez myśl przemknęło mi "ciekawe jak wyglądały świeta Scarlett i Toma , bo nigdy tego nie opisywałaś" a tu proszę, spełniłaś nie świadomie moje życzenie, dziękuje życzę również wesołych świąt i czekam na 96 odcinek mam nadzieję że pojawi się jeszcze w tym roku :) Sheila
OdpowiedzUsuńTen fragment to taki impuls. Pisałam post z życzeniami i postanowiłam dopisać coś prinzowego. A jako, że ten czas był w Prinzu pominięty, to takie wspomnienie wydało mi się zupełnie na miejscu. Może nie jest to doskonały tekst, bo powstał w jakieś pół godziny, ale podoba mi się. Lubię wracać do tamtego czasu. Do nich.
UsuńChyba właśnie umarłam i jestem w 'prinzowym' niebie ... Cudowne , jak mi tego brakuję ...
OdpowiedzUsuńTobie takze wszystkiego najlepszego z okazji swiat ,a przede wszystkim dużo weny!
Pozdrawiam T.
Och nie! Dlaczego nie wiedziałam o tym poście w święta?! Wtedy to by dopiero rozczulało! Matko, stęskniłam się za nimi! Jeśli wrócą do siebie, to koniecznie musisz uraczyć nas takimi smaczkami! Musisz. Nie masz po prostu wyjścia. :)
OdpowiedzUsuńKatalin