24 grudnia 2013

All I want for Christmas is you.

Kochane,
na te święta pragnę wam życzyć – zupełnie nieoryginalnie – wszystkiego, co najlepsze i najpiękniejsze.

Życzę wam wspaniałych chwil do przeżycia, wspaniałych miejsc do zobaczenia, wspaniałych ludzi do poznania, cudownych przyjaciół do przezywania radości, niezwykłych książek do przeczytania, muzyki do okrycia, niespotykanych smaków do spróbowania, niepowtarzalnych emocji do poczucia, marzeń do spełnienia, a przede wszystkim największej miłości do kochania, do czucia, do przeżycia, do trwania i życia.

Życzę wam spełnienia wszystkiego, co dla was dobre i piękne, aby wasze marzenia stały się planami, a plany celami. Abyście osiągnęły wszystko, co tylko można mieć.

A na te najbliższe 3 dni, życzę wam spokojnej, rodzinnej atmosfery, pyszności na stole i wielu prezentów pod choinką.

Całuję świątecznie!


 A poniżej mały prezent świąteczny ode mnie ;)


Boże Narodzenie 2010, Berlin

W domu O’Connorów chyba jeszcze nigdy nie było tak tłoczno. Tak radośnie też dawno nie było. Sophie i Simone prześcigały się w kuchni w przygotowywaniu świątecznych smakołyków, a Gordon, Liv, Bill, Shie i Nico ubierali choinkę. Było ich niemal więcej niż bombek, więc co chwilę się deptali, zabierali sobie ozdoby i przekrzykiwali się, gdzie powinna wisieć każda błyskotka. Jedynie Nico wydawał się najbardziej zadowolony, bo tata trzymał go w ramionach i pozwalał miąć łańcuchy. Julie i Tom nakrywali do stołu, a Scarlett najpierw grała kolędy, a potem wycwaniła się i włączyła świąteczną składankę. Nie omieszkała śpiewać razem z Johnem Lennonem, Bingiem Crosbym, Mariah Carey i wszystkimi pozostałymi, jeśli tylko znała słowa. Bill i Liv jej wtórowali. Nawet Gordon nucił pod nosem. Krążyła między nimi, przyglądając się postępowi w ubieraniu choinki, a raczej jego brakowi. Liv, co chwilę wybuchała śmiechem, więc raczej nie miała możliwości zawieszenia czegokolwiek na drzewku, bo Bill wciąż odwracał jej uwagę. Scarlett zajrzała do kuchni, gdzie mama i Simone omawiały taktykę przygotowywania ryb i sałatki ziemniaczanej z powagą tak wielką, jakby czyniły plany przejęcia kontroli nad światem. Ciasteczka jeszcze siedziały w piekarniku. Uśmiechnęła się, widząc przejęcie na twarzach obu mam. Pierwszy raz przygotowywały takie święta. Dla Sophie takie zamieszanie było dobrym sposobem na odwrócenie uwagi od pustego miejsca dla Nico. Z resztą, dla Liv i Scarlett też. To drugie święta bez niego, ale wcale nie łatwiejsze.
Przeszła do jadalni, gdzie Julie i Tom rozważali ułożenie sztućców i talerzy.  Przypatrzyła mu się z rozrzewnieniem. Skupiony był bardzo pociągający. Marszczył brwi wskazując, gdzie powinny stać półmiski tak, aby wszystko zmieściło się na stole i z uwagą słuchał odpowiedzi Jul. Wyglądali, jakby chcieli stawiać kontrę mamie i Simone w walce o dominację. Jednak choinka to najmniej stresująca świąteczna alternatywa. Marszczył brwi i zagryzał dolną wargę. Przypatrywała się każdemu jego ruchowi, jak zahipnotyzowana. Odkąd zmienił fryzurę podobał jej się jeszcze bardziej. Wyglądał tak dostojnie i męsko, tak po swojemu jednocześnie. Odkąd spodziewali się dziecka, Tom bardzo się zmienił. Jakby wydoroślał. Zniknął chłopiec, a pojawił się odpowiedzialny przyszły ojciec rodziny. Wydawało się, że jego problemy zmalały, bo miał wiele innych spraw, na których musiał się skupić. Zmiana fryzury stanowiła symbol zmian. Uznał, że skoro wchodził w nowy etap życia, to powinien coś w sobie zmienić. Zdecydował, że włosy to najlepszy pomysł. Scarlett nie była do końca przekonana, co do słuszności tej decyzji, ale nie ingerowała. Po fakcie przekonała się, że jeśli w dredach go uwielbiała, tak w warkoczykach szalała za nim bez pamięci. W ogóle ciąża wyzwalała w niej nieznane dotąd uczucia. Chciała go cały czas. Potrzebowała go na okrągło. Kochała go szaleńczo. Nie potrafiła obejść się bez niego, więc czas spędzony na rozłące dłużył się niesamowicie, nawet jeżeli spełniała swoje marzenia i promowała płytę.
Tego wieczoru miał na sobie czarne jeansy i grafitowy sweter z golfem na metalowym, grubym zamku. Kupując ten sweter dla niego, nie pomyliła się, sądząc, że będzie mu w nim bardzo do twarzy. Choć przecież jemu było dobrze we wszystkim. Weszła w głąb pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę.
- Myślę, że to wygląda ślicznie – odparła, obrzucając wzrokiem stół. – Ale znając nas, to po dwóch minutach cały ten idealny ład zniknie, jak wszyscy rzucą się na te pyszności, które już czuć z kuchni.
- Racja – Tom uśmiechnął się od ucha do ucha, odstawił półmisek i skorzystał z okazji, żeby podejść do Scarlett. Objął ją, kładąc rękę na jej wciąż niewielkim brzuszku i pocałował ją. Sumiennie wywiązywał się z powierzonych mu obowiązków i pomagał Julie, jak tylko umiał najlepiej, nie widział Scarlett. W innym wypadku zupełnie nie umiał się skupić, na tym co robił. Zupełnie, jakby byli ze sobą dwa miesiące, a nie dwa lata. Odkąd dowiedzieli się o ciąży, przeżywali swój renesans. Nie sądził, by można było się bardziej w niej zakochać, ale doświadczał tego każdego dnia. Zwłaszcza, że już ze sobą mieszkali. Trochę u niej, trochę w Loitsche, trochę w mieszkaniu zespołu, ale cały czas razem. Ich zobowiązania muzyczne rozdzielały ich na wystarczająco długo, by mieli jeszcze rozstawać się z własnej woli. Nie chciał stracić ani jednego dnia z ciąży. To w końcu było ich pierwsze dziecko. Drugi raz już im się to nie przydarzy. Spojrzał jej prosto w oczy i się uśmiechnął. Miały odcień spokojnego, letniego nieba. Kraśniała w nich radość.
- Kocham cię – szepnęła, choć nie musiała, bo Julie dyskretnie ulotniła się z pokoju. – Cieszę się, że spędzimy te święta wszyscy razem – odpowiedział uśmiechem, pochylił się i pocałował ją znów. Usta Scarlett smakowały malinową landrynką. Była taka malutka w jego ramionach. Na nogach miała kapcie z uszami królików, które zupełnie nie pasowały do odświętnego stroju, ale ona i tak wyglądała cudownie. Liv zaplotła jej luźnego, francuskiego warkocza. Nie malowała się, ale przecież nie musiała, bo i tak była najpiękniejsza. Na wigilijną kolację założyła morelową sukienkę przed kolana, która podkreślała jej delikatnie zaokrąglony brzuch, czarne ciepłe rajstopy i czarny sweterek. Scarlett to najbardziej zjawiskowa kobieta pod słońcem i już przestał bronić się przed faktem, że chciałby jej to powtarzać na okrągło. Oplotła go rękami w pasie i przytuliła się. Ciąża wyzwalała w niej dwa razy większą potrzebę czułości. Nieustannie przytulała się do niego. Chciała, żeby ją głaskał i całował. Wydawała się zupełnie bezbronna i delikatna. Nosiła jego dziecko. Należała jej się wszelka ochrona i wszelkie dogodności, jakich tylko pragnęła. Pocałował ją w czubek nosa.
- To nasze pierwsze wspólne święta. Nie sądziłem, że nas będzie już troje i że nasze rodziny spędzą je razem – pogładził jej brzuszek, a ona nakryła jego dłoń swoją. Żałowała, że maleństwo było za małe, żeby mogło kopać.
- Ale to jest cudowne, bo żadne z nas nie tęskni za domem - odpowiedziała.
- Mój dom jest tam gdzie ty – szepnął, a Scarlett uraczyła go najpiękniejszym uśmiechem, jaki widział w życiu. Wrażenie, że jej uśmiechy są najpiękniejsze w jego życiu miewał średnio trzy razy dziennie.
- Za rok może spędzimy święta tylko we trójkę? – podjęła. – Zamkniemy się gdzieś z naszym maleństwem i będziemy razem zupełnie szczęśliwi. To byłoby takie nasze własne Boże Narodzenie, bo wszystko czego chcę na święta to ty – powiedziała, zerkając na Toma. Przechyliła głowę w ten swój niesamowity sposób, a jemu chlupnęło w żołądku.
- Ja też nie potrzebuję więcej – podniósł dłoń do jej miękkiego policzka i delikatnie go pogładził. – Bo wszystko, czego chcę na święta i na zawsze, to ty.

- Na zawsze – westchnęła. – Podoba mi się – uśmiechnęła się i rozejrzała się po pokoju. Chwyciła Toma za rękę i poprowadziła w tylko sobie znane miejsce. Zdziwił się, kiedy zatrzymała się w przejściu między korytarzem, a salonem. Popatrzył na Scarlett pytająco, a ona wskazała w górę. Stali pod jemiołą. Nie musiała mówić nic więcej. Objął ją w talii, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przyciągnął ją zupełnie blisko siebie i pocałował. Czuł dotyk jej brzucha, jej dłonie na skórze, landrynkowe usta i nie potrzebował więcej. Do szczęścia. 

7 komentarzy:

  1. O matko, chce takiego Toma pod choinkę.

    PS. Życzę Ci również samych cudowności na te święta:)

    MajS.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dark! Jak ja Cię uwielbiam :)
    Ps. Również wszystkiego najlepszego, przede wszystkim takiej miłości!

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dark ! czuje sie jakbyś czytała mi w myślach, gdy czytałam opublikowany przez ciebie odcinek przed świętami przez myśl przemknęło mi "ciekawe jak wyglądały świeta Scarlett i Toma , bo nigdy tego nie opisywałaś" a tu proszę, spełniłaś nie świadomie moje życzenie, dziękuje życzę również wesołych świąt i czekam na 96 odcinek mam nadzieję że pojawi się jeszcze w tym roku :) Sheila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten fragment to taki impuls. Pisałam post z życzeniami i postanowiłam dopisać coś prinzowego. A jako, że ten czas był w Prinzu pominięty, to takie wspomnienie wydało mi się zupełnie na miejscu. Może nie jest to doskonały tekst, bo powstał w jakieś pół godziny, ale podoba mi się. Lubię wracać do tamtego czasu. Do nich.

      Usuń
  4. Chyba właśnie umarłam i jestem w 'prinzowym' niebie ... Cudowne , jak mi tego brakuję ...
    Tobie takze wszystkiego najlepszego z okazji swiat ,a przede wszystkim dużo weny!

    Pozdrawiam T.

    OdpowiedzUsuń
  5. Och nie! Dlaczego nie wiedziałam o tym poście w święta?! Wtedy to by dopiero rozczulało! Matko, stęskniłam się za nimi! Jeśli wrócą do siebie, to koniecznie musisz uraczyć nas takimi smaczkami! Musisz. Nie masz po prostu wyjścia. :)
    Katalin

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo