5 sierpnia 2014

106. Just a little bit more h o p e.

26. listopada 2014, Loitsche

Scarlett wciągnęła na siebie dresy Candy. Przykro jej się robiło na samą myśl, że pasowały na nią rzeczy trzynastolatki. Zawiązała sznurek i sięgnęła po swój sweter. Dresy i wełniany golf to nie było najlepsze połączenie, ale Tom nie zdążył znaleźć dla niej niczego innego. Z resztą, czy to jak wyglądała, miało jakiekolwiek znaczenie? Grunt, że mogła zakryć się w całości. Nie widział jej paskudnego ciała. Przyjrzała się sobie w lustrze. Nic imponującego. Niemal nie zmrużyła oka w nocy. Najpierw przewracała się z boku na bok, a później skapitulowała i włączyła telewizor. Oglądała jakieś bzdurne seriale komediowe. Przysnęła, kiedy robiło się jasno. Plusem bezsenności było to, że nie obudziła się z krzykiem. Na razie nie wiedziała, czy chciała opowiadać Tomowi także o tym. Nie znalazła jeszcze granicy między nimi. Nie wiedziała, gdzie kończyła się ta serdeczność, gdzie powinna się zatrzymać, a gdzie się w ogóle zaczęła? Zabrała telefon i wyszła z pokoju. Nie mogła spędzić w nim całego dnia. Potrzebowała kawy.
Noc ciągnęła się w nieskończoność, myśli kołatały jej się w głowie, ale nie wymyśliła żadnego planu. Uciekła, zaszyła się w Loitsche i co dalej? Wróci do Berlina za dzień, dwa, czy pięć i to nic nie zmieni. Sytuacja dalej będzie taka sama. Dlatego musiała wykorzystać ten czas, jak najlepiej. Zebrać siły i przygotować się na stawienie czoła Mike’owi, bo póki co zupełnie nie czuła się na to gotowa. Na samą myśl czuła ścisk w żołądku i robiło jej się niedobrze. Świadomość, że on był gdzieś tam i czyhał na nią, paraliżowała ją. Dostał to, na czym najbardziej mu zależało, więc dlaczego nie mógł dać jej spokoju? Wyjrzała przez okno. Jej ochrona kręciła się po podwórku. To uspokajało ją odrobinę. W razie czego wystarczyło, żeby krzyknęła. Usłyszą. Odetchnęła. Nie mogła dać się zwariować. Nie mogła. W Loitsche miała odpocząć i złapać dystans. Tam nie było Mike’a. Nie było.
Wstawiła wodę na kawę i wykonała niezbędne telefony. Toby i Max robili rutynowy obchód, Toby pokazywał Max’owi, gdzie znajdowały się najpotrzebniejsze rzeczy. Mieli też zaznajomić się z systemem alarmowym, który zainstalowano w domu.
Tom wybrał się na zakupy. Trochę obawiała się porannego spotkania z nim, po tym wszystkim, co sobie powiedzieli. Wprawdzie wieczór spędzili zupełnie zwyczajnie, oglądając telewizję i rozmawiając o błahych sprawach, czuła niepokój przed tym, co miał przynieść następny dzień. I ekscytację. Niepokój i ekscytację. Po tym, jak wypłakała się przy Tomie, poczuła ulgę. Choć nie powiedziała mu wszystkiego, zarzuciła z siebie ciężar tych wszystkich lęków. A on je przyjął. Przyjął ją całą ze wszystkimi ranami, skazami, z całym cierpieniem i brakiem zaufania. Czuła się szczęśliwa i przerażona. To wracało. Oni wracali. Uśmiechnęła się do kubków, zalewając kawę. Zdziwiła się widząc te, które kupili krótko po tym jak się poznali. Zielony z literką T i żółty z literką S. Później dopisali niezmywalnymi  markerami dalsze części swoich imion. Ten, na którym znajdowało się jej imię, wydawał się znacznie bardziej zużyty. W jednym miejscu lekko wyszczerbiony. Pomyślała sobie coś o tym, ale nie chciała cieszyć się zawczasu.
Słysząc trzask drzwi i szelest toreb, odwróciła się. Tom wszedł do kuchni i uśmiechnął się do niej.
- Na pewno jesteś głodna, więc zadbałem o to, żeby w lodówce znalazło się coś więcej, niż światło.
- Zaparzyłam ci kawę – odpowiedziała, przytakując.
- Świetnie – posłał jej kolejny uśmiech, a Scarlett przez krótką chwilę zastanawiała się, jak mogła żyć bez tego uśmiechu przez tyle czasu. – Kupiłem twoje ulubione ziarniste bułki, jogurty i żółty ser, warzywa, coś słodkiego, jakąś szynkę, jajka, płatki, mleko – wymieniał, wyjmując wszystko z toreb, a ona przyglądała się produktom dusząc w sobie kolejną falę radości. Tom wszystko pamiętał. Kupił dokładnie to, co lubiła. – Pomyślałem też, że przydadzą ci się jakieś rzeczy osobiste – zerknął na blondynkę. Zainteresowała się i zajrzała do kolejnej siatki. – Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale uznałem, że nie będziesz chciała wychodzić, a nie ma tu kobiety, która załatwiłaby to dla ciebie, więc kupiłem ci bieliznę, szczotkę, szczoteczkę i kilka innych babskich rzeczy – uśmiechnął się znów, kryjąc delikatne zawstydzenie.
- Nie gniewam się, ale jestem zaskoczona, że o tym pomyślałeś.
- Wciąż jest tu kilka twoich rzeczy. Wiesz, jakaś koszulka, czy inne drobiazgi. Mam je w pokoju – dodał szybko, jakby obawiał się tego tematu, a przecież nie było w tym nic złego. Nawet jej imponowało, że nie miał oporów przed przebieraniem w stoisku z majtkami albo stanikami w pobliskim sklepie. Zupełnie jak kiedyś. To sprawiało, że czuła się szczęśliwa i przerażona na raz, bo jak to możliwe, że takie drobne sprawy nie uległy zmianie przez ten czas? 
- Dlaczego ich nie wyrzuciłeś? – zapytała sięgając po torbę z zakupami dla niej.
- Ciebie też nie potrafiłem wyrzucić – odpowiedział, wzruszając ramionami. Popatrzyła na Toma, jakby go oceniała, choć przecież nie miała powodów, by nie wierzyć, a potem skinęła głową. Zajrzała do pakunku i zdziwiła się jeszcze bardziej. Poza kilkoma parami zwykłych bawełnianych majtek, znajdował się tam biały biustonosz, przybory higieniczne i dwie duże paczki żelków. Wyjęła je uśmiechając się do Toma.
- To kwalifikuje się do…?
- Do nagłych potrzeb.
- Trafione w dziesiątkę – zawinęła siatkę i odłożyła ją na szafkę. – Dziękuję, że o tym pomyślałeś.
- Głodna? – zapytał wskazując na resztę zakupów.
- Rozmawiałam z lekarzem Jessici – zagadnęła, kiedy siedzieli już przy stole, przygotowując śniadanie. – Dziś wydłużają jej spacer. Ciekawe, jak się będzie po tym czuła.
- Pół roku w łóżku, operacja. Jak ona sobie radzi?
- Zaskakująco dobrze – odparła, a jej twarz rozświetlił pełen dumy, wręcz matczyny uśmiech. Widząc to, Tom uświadomił sobie, że biorąc Scarlett, decyduje się też na Jessicę. Miał świadomość tego, że ona nie zostawi już tej dziewczynki, ale dotąd nie myślał o nich, jako o ‘dwupaku’. Gdzieś tam zdawał sobie z tego sprawę, ale to nie była żadna konkretna myśl. Jeszcze nie wiedział, co o tym sądzić, ale ten fakt spadł na niego i musiał to przyswoić. – Do końca życia będzie musiała brać leki, badać się regularnie, ale będzie normalnie żyć. Psychicznie też radzi sobie całkiem nieźle. Rana na razie jest paskudna, wciąż dużo śpi, ale rehabilitanci już od ponad tygodnia pracują z nią. Chodzenie to dla niej wyczyn, podczas spacerów jest podpięta pod elektrokardiogram, ale wszyscy są dobrej myśli.
- Ty też?
- Tak – odpowiedziała po krótkim zastanowieniu, co więcej. Naprawdę tak myślała. Tak czuła. Jakkolwiek źle byłoby z Mike’em, coraz lepszy stan Jessici rozświetlał jej smutne dni.
- Co zrobisz, kiedy wyjdzie ze szpitala?
- Będzie musiała wrócić do domu dziecka. Nie mogę jej zabrać do siebie. Planuję wysłać ją do kurortu uzdrowiskowego. Oczywiście wybiorę się tam z nią. Poprosiłam znajomego lekarza, żeby sprawdził najlepsze ośrodki w Niemczech. Potem będzie nadrabiać zaległości. Być może w połowie marca uda jej się wrócić do szkoły.
- Zda do następnej klasy?
- Powinna. Przed operacją uczyła się w szpitalu, na tyle na ile była w stanie. Teraz jej koleżanki ze szkoły uzupełniają jej zeszyty, nauczyciele przygotowują partie materiału, który będzie musiała zdać. Wykupię jej korepetycje i jeżeli podoła temu fizycznie, to wszystko powinno pójść gładko. Jess jest bardzo pilną uczennicą, ale rozmawiałam z nią o ewentualności powtarzania roku. To mądra dziewczyna. Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby miała dobre życie – zakończyła, po czym wgryzła się w ziarnistą bułkę z serem. O dziwo, miała apetyt. Bała się tego dnia, ale z każdą minutą stawał się lepszy. Uśmiechała się, gawędziła, czuła się tak… dobrze. Nie wierzyła, że to możliwe, ale działo się. Po prostu.
- Pamiętam, co powiedziałaś mi wtedy na dachu – podjął temat, gdy oboje skończyli już jeść. Scarlett dopijała kawę, a on intensywnie myślał o tym, czy powinien zaczynać ten temat. Listopad się kończył. Powinni to wykorzystać, wybaczyć winy i zapomnieć krzywdy. – Rozumiałem, co powiedział nam Schulz, że to się zdarza, że niektóre dzieci po prostu umierają we śnie, ale ja też czuję się winny. Po prostu chcę, żebyś wiedziała, że milion razy zastanawiałem się, czy mogłem coś zrobić, żeby temu zapobiec. Czy, gdybym nie wyniósł go do kołyski, czy to zmieniłoby coś? Czy, gdybyśmy lepiej go obserwowali, czy zauważylibyśmy jakieś zmiany? Rozum mówi: nie, a serce… sama wiesz najlepiej – westchnął, spoglądając na jej smutną twarz. Piękną i smutną. – Oddałbym wszystko za życie naszego syna – dodał, łamiącym się głosem.
- Wiem. Nigdy nie uważałam, że cierpisz mniej, niż ja. Pamiętasz, jak kochaliśmy się ostatni raz? – serce zabiło jej mocniej, gdy Tom uśmiechnął się tak, że zyskała pewność, że nie zapomniał. Nie czuła się zażenowana, kiedy zaczęła ten temat. Wydawało jej się, że wspomnienie intymnej sfery ich związku speszy ją, ale tak się nie stało. Kochali się, tak było i poczuła, że mówienie o tym jest zupełnie naturalną sprawą.
- Mało brakowało, a spóźniłabyś się na samolot – dodał, nie przestając się uśmiechać. Nie mogła nie zauważyć spojrzenia, jakim omiótł ją w tym momencie. Zrobiło jej się gorąco i poczuła, jak całą spięła się wewnątrz.
- To stało się wtedy – powiedziała cicho. – Wtedy począł się nasz drugi synek.
- Myślisz, że to był chłopiec?
- Schulz wykonał szereg dziwnych badań, które miały ustalić przyczynę i w ogóle. To było dosyć wcześnie, więc nie miał stuprocentowej pewności, ale najpewniej tak.
- Wiesz, jaka może być tego przyczyna?
- Jestem w nikłym odsetku kobiet, które nie mogą donosić bądź urodzić zdrowego dziecka jednej z płci.
- A może to jakiś konflikt między nami?
- Nie sądzę, Schulz mówił mi, że dla pewności powinniśmy wykonać badania, ale nie było takiej potrzeby, bo nie byliśmy razem, a potem dowiedziałam się, że David jest twój, więc nie potrzebowałam więcej potwierdzeń.
- Obwiniasz się? – zapytał, a Scarlett nie patrząc na Toma, wzruszyła ramionami i wstała od stołu. Zaczęła sprzątać po śniadaniu.
- Zawsze ktoś jest winny – odpowiedziała wymijająco. Stanęła przy zlewie i z wielkim zaangażowaniem zmywała talerze. Tom podał jej resztę naczyń, schował jedzenie i stanął obok niej. Wpatrywał się w nią dłuższą chwilę, a Scarlett próbowała udawać, że tego nie czuła.
- To nie jest twoja wina, ani odejście Liama, ani poronienie. Może, gdybyś wiedziała o tej drugiej ciąży, to donosiłabyś ją, a co jeśli po dwóch miesiącach stałoby się to samo? Nie przeżyłabyś tego – powiedział cicho. Dotknął ramienia dziewczyny, a ona odłożyła ścierkę. Zapadła się w sobie. – Ja też bym tego nie przeżył. Dlatego może lepiej dla nas i dla tego maleństwa, że nie zdążyliśmy go pokochać – zadrżała, zwiesiła głowę. Starała się trzymać, ale to było bardzo, bardzo trudne, kiedy Tom mówił jej takie rzeczy, kiedy używał liczby mnogiej i tak mocno przypominał jej najlepszy czas w życiu. Mocno chwyciła się brzegu zlewozmywaka, oddychając głęboko. Tom cały czas delikatnie ściskał jej ramię. Jego dotyk był przyjemny i ciężki do zniesienia jednocześnie. sprzeczne uczucia walczyły w niej. Potrzebowała bliskości, j e g o bliskości, a z drugiej strony bała się, czuła dyskomfort. Nie potrafiła znieść tego, że ktoś jej dotykał, ale to był on. Przy nim to stawało się łatwiejsze. Przy nim być może potrafiłaby spojrzeć na siebie i nie widzieć tego, co widziała zawsze odkąd poznała prawdę o Mike’u.
- Wiem – szepnęła w końcu. – Nie podźwignęłabym się po stracie drugiego dziecka. O tym nie wiedziałam. To było, jak grom z jasnego nieba. Miałam je i straciłam w jednej sekundzie – pokręciła głową, jakby odsuwała od siebie tamte wspomnienia. Westchnęła ciężko i zmyła ostatni talerz. Dłoń Toma wciąż spoczywała na jej ramieniu. Nie potrafiła skupić się na niczym innym. Zerknęła na niego. Przypatrywał jej się z czułością, troską, może to nawet tęsknotą. Delikatnie pogłaskał ją, a potem przesunął rękę w kierunku jej szyi. Spięła się w sobie, nie odrywając od niego wzroku. Uśmiechnął się smutno, muskając palcami jej kark, a potem wsunął dłoń w jej włosy. Przeczesał je, schował za ucho jeden kosmyk.
- Cudownie pachną – powiedział, a potem pogładził ją po policzku. Zbliżył się, wdychając ich mandarynkowy zapach.
- To szampon twojej mamy – odparła, nie bardzo wiedząc, co mogłaby powiedzieć. Tom jej dotykał. Serce waliło jej jak szalone. Chciała żeby zabrał rękę, ale jednocześnie pragnęła, żeby był blisko już zawsze. Te skrajności wykańczały ją nerwowo. Zupełnie nie rozumiała swoich uczuć. Nie rozumiała siebie. Straciła wszystko. Przy Tomie wydawało jej się, że wszystko było na miejscu, ale to tylko złudzenie. Była małą, zagubioną Księżniczką i nie potrafiła poprosić swojego Księcia o pomoc.
Nie umiała sobie wyobrazić, jak mogłaby siebie naprawić. Wstydziła się zdradzić Tomowi swoje największe sekrety. Łudziła się, że po tych kilku dniach w Loitsche coś się zmieni. Nie wiedziała co, ale liczyła na coś. Na cokolwiek.
- Wiem, ale na tobie pachnie lepiej – dodał, przeczesując palcami jej loki. Czuła się niezręcznie, trochę speszona, serce waliło jej jak oszalałe i nie potrafiła zrozumieć, dlaczego Toma nie powstrzymało to, że próbowała się odsunąć. Patrzył jej w oczy i robił to, co postanowił. Czyżby się domyślał? Czy Tom mógł wiedzieć? – Jak zmieniłaś kolor włosów, jakoś nie potrafiłem przywyknąć do ciebie nie-brunetki. Choć przecież wiedziałem, że naturalnie jesteś blondynką. To jest już twój kolor? – dokładnie przyglądał się jej lokom, a Scarlett nie wiedziała, czy powinna się ruszyć, czy nie, więc dokładnie wytarła zlew i ładnie ułożyła ściereczki i gąbki, potem ponownie spojrzała na Toma.
- Mój. Simon bardzo się postarał, żeby je trochę podreperować.
- Są śliczne – przesunął dłoń z powrotem na kark Scarlett, a ona znów zesztywniała. Odsunęła się nieznacznie, nim zdusiła w sobie wolę ucieczki. Tom przypatrywał się jej uważnie, musnął palcami szyję zroszoną gęsią skórką i zabrał dłoń. Nie skomentował tego, ale była pewna, że poczuł jej reakcję. – Nie sądziłem, że będziesz tak bardzo podobać mi się w blondzie, ale ty chyba spodobałabyś mi się nawet łysa – posłał jej jeden z tych swoich łobuzerskich uśmiechów i oparł się o blat szafki. Pokręciła głową i opłukała ręce. Potem rozejrzała się po kuchni, sprawdzając, czy nie trzeba czegoś jeszcze zrobić. Przydałoby jej się jakieś zajęcie w rękach, gdy Tom znajdował się tak blisko. – Co chciałabyś dziś robić? Masz jakieś szczególne życzenia? – zapytał, wodząc za nią wzrokiem. Miała nieodparte wrażenie, że Tom tymi swoimi brązowymi oczami wnika w jej umysł i serce, że wszystko. Trochę ją to krępowało.
- Nie – zaprzeczyła. – Ale jeżeli ty masz jakieś plany, to mną się nie przejmuj. Posiedzę z Toby’m i Max’em.
- Chyba żartujesz – roześmiał się. – Choćby mi płacili, to cię nie zostawię. Za długo byłaś daleko – powiedział, idąc za Scarlett do salonu. Czuła się trochę niezręcznie, gdy tak jawnie okazywał jej, że cieszył się z jej przyjazdu, gdy zyskiwała pewność, że i on coś czuł. Te skrajności stawały się mocno męczące. Bo zamiast odpoczywać, zastanawiała się, czy bardziej było jej miło, czy bardziej bała się danej sytuacji. Siadając w fotelu, przypatrzyła się Tomowi. Teraz albo nigdy. Potrzebowała wyjaśnień. Skoro patrzył na nią z czułością i wciąż powtarzał, jak cieszył się, że z nim była, to musiało to coś znaczyć. Chciała to usłyszeć. Chciała, żeby powiedzieli sobie prawdę. Chciała mieć chociaż jedną stałą rzecz w swoim pełnym zawirowań życiu. Nie mogła tu być, rozmawiać z nim, jakby przeszłość się nie wydarzyła. Co to za różnica, czy ta rozmowa odbędzie się rano, w południe, czy wieczorem? Dziś czy jutro? I tak musiała się odbyć. Im szybciej, tym lepiej.


- Nie sądzisz, że powinniśmy pogadać? – spojrzała uważnie na Toma. – Nie potrafię tu być i cieszyć się z tego, skoro tak wiele rzeczy jeszcze nie wyjaśniliśmy – skinął głową i przysiadł na kanapie, możliwie jak najbliżej Scarlett.
- Chyba chciałem to odwlec w czasie. Powiem ci szczerze, że boję się tej rozmowy – przyznał, zerkając na Scarlett i mocno zaczerpnął powietrza. Szczerość to luksus, na który mógł sobie pozwalać tylko przy najbliższych. Ona była najważniejsza, więc tym bardziej zasługiwała na zupełną prawdę. Przecież głównie po to się tutaj spotkali. Owszem, to był przypadek. Owszem, pierwsze o czym myślał, to pomoc dla Scarlett, ale to wisiało nad nimi. Słowa, które musiały zostać wypowiedziane. Postanowił przyznać się do wszystkiego. Od tego powinni zacząć, bo każda późniejsza sprawa wynikała z decyzji, które podjął. On, tylko i wyłącznie on. Jego wybory odbiły się na ich życiu. To przez nie stanęli na rozdrożu i oboje zdecydowali źle. Gdyby powiedział prawdę w tym pierwszym momencie, kiedy zdecydował się na kłamstwo, teraz jego, ich życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Jedno małe kłamstwo. Jedno niedopowiedzenie. Jedno nieufanie. Jedno niewierzenie. Jedno zawahanie. Wystarczyło jedno, by doprowadzić do tak ogromnej katastrofy. Dlatego, choć bał się, że tym co wyzna przekreśli kruchy sojusz między nimi, czuł, że nadszedł czas na wyznanie wszystkich win, a wiele rzeczy miał sobie za złe. Nie chciał pamiętać o tym, ile błędów popełnił. Pragnął zostawić je i ruszyć dalej, ale może kiedy wreszcie wyzna jej to, będzie mógł zapomnieć.
-To wszystko już się stało Tom. Nie może nas skrzywdzić ponownie – uspokoiła go, nieznacznie wzruszając ramionami. Uśmiechnęła się delikatnie. Tom wydawał się stracić nieco rezonu. Przez chwilę milczał, jakby rozważając jej słowa. Miała wrażenie, że zbierał się w sobie. Nie patrzył na nią. Wbił wzrok w stolik i zaciskał pięści. Scarlett też trochę się denerwowała. Było tak wiele do powiedzenia. Tak wiele do wybaczenia. Cała ta sytuacja wydawała jej się zupełnie niezręczna. Wolałaby nie musieć prowokować Toma do tej rozmowy, ale z drugiej strony, odpowiednia chwila mogłaby nie nadejść w nieskończoność. Zawsze znajdował się lepszy temat do rozmowy, a chciała już to wszystko powiedzieć. Chciała, żeby Tom wiedział, że go nie zdradziła, że wierzyła w nich do samego końca. Pragnęła usłyszeć prawdę od niego. Przeszli daleką drogę. Już dawno zapomnieli o żalu i złości. To wszystko stało się tak dawno temu, że nawet nie pamiętali już szczegółów. Emocje opadły. Teraz byli, można rzec, obiektywni. Stracili wszystko, więc powiedzenie prawdy było ostatnim, co im zostało, jeżeli faktycznie chcieli spróbować wspólnej przyszłości. Wspólna przyszłość, sama myśl o tym wydawała się zbyt piękna, żeby była prawdziwa.
- Zanim cokolwiek powiesz, chcę, żebyś coś wiedziała – zaczął. – Chcę ci powiedzieć, że zdaję sobie sprawę z tego, że to wszystko moja wina – otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale uciszył ją gestem. – Moja, bo to wszystko nie zaczęło się od rozłąki, czy medialnych spekulacji. Nie zaczęło się od Isobel, od Fontaine’a, czy Leny. Zaczęło się ode mnie, od dnia w którym po raz pierwszy zobaczyłem Davida... – spojrzał uważnie na Scarlett. Trochę ją to zaskoczyło. Nie przypuszczałaby, że te złe rzeczy zaczęły dziać się tak wcześnie. Zdenerwowała się bardziej, bo uświadomiła sobie, że to wszystko musiało zacząć się, kiedy żył Liam i wszystko wydawało się dobre. Zaczynała rozumieć, dlaczego Tom bał się tej rozmowy. Popatrzył na nią wyczekująco. W jego oczach dostrzegła żal, może strach, może gorycz, może smutek, ale na pewno nadzieję. On też się bał. Oboje mieli do czego  się przyznać. To było trudne nie tylko dla niej. Skinęła głową. W końcu sama powiedziała, że to już nie mogło ich więcej skrzywdzić. Choć nie była już tego taka pewna. – Nie pamiętam, kiedy to się dokładnie stało. Byłaś jeszcze w ciąży, pojechałem po coś do Loitsche i spotkałem ich. Widziałaś Davida. Jest do mnie tak podobny, że chyba nie da się bardziej. Nie mogłem przestać o nim myśleć. Zadręczałem się, zastanawiałem się, jak będzie wyglądała nasza przyszłość, gdyby okazał się moim synek. Zatraciłem się w tym zupełnie, w dodatku jeszcze Lena wciąż stawała na mojej drodze i nie potrafiłem sobie z tym poradzić. Wolałem nic ci nie mówić, bo bałem się, że takie wieści źle wpłyną na ciebie albo dziecko – sięgnął ręką swoich włosów i przygładził je, jak zawsze, gdy się denerwował. – Chciałem załatwić tą sprawę sam. Podświadomie czułem, że on jest mój, ale nawet nie brałem pod uwagę tego, że to prawda. Taki wewnętrzny konflikt. To powodowało, że czułem się jeszcze bardziej zdezorientowany i niespokojny. Zapytałem ją, ona zaprzeczyła, ale wątpiłem. Serce podpowiadało mi, że on jest mój. To mnie przerażało, bo Liam był w drodze. Wszystko nam się w końcu ułożyło. Bałem się, że jeśli powiem to na głos, to wszystko się zepsuje. Zatruwało mnie to. Nie potrafiłem cieszyć się naszym szczęściem. Bałem się, jak to mogłoby odbić się na naszej przyszłości. To napięcie, niepewność, cały ten strach doprowadziły do tego, że zrobiłem to, czego bałem się najbardziej. Zawaliłem. Upiłem się u Julie i Shie’a. Urodził się Liam, a ty byłaś sama. Zawiodłem cię…- przerwał na moment, żeby spojrzeć na Scarlett. Słuchała z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Lepszy byłby smutek, a nawet zawód. Gdy stawała się taka nieprzystępna, nigdy nie można było przewidzieć jak zareaguje. Ich spojrzenia na moment się spotkały. Skinęła głową. Nie wiedział, czy zachęcała go, by mówił dalej, czy przytaknęła własnym myślom. Odetchnął.  – Wtedy… coś między nami się zmieniło. Ja trzymałem swoje sekrety w sobie, ty zaczęłaś zamykać się na mnie. Oboje chyba nie chcieliśmy pozwolić sobie myśleć, że coś mogło się psuć, gdy powinno być po prostu dobrze. Bolało mnie, że ukrywałem przed tobą takie ważne podejrzenia, ale nie umiałem się przemóc. Po prostu nie byłem w stanie – znów popatrzył na dziewczynę. Wpatrywała się w niego uważnie, wciąż kryjąc się za obojętnością. Jednak jej oczy mówiły mu to, czego nie chciała pokazać. To jednak mogło zranić. Wiedział, że sprawiał jej przykrość tą opowieścią, ale nie było innej drogi. Tylko prawda. Teraz zdawał sobie sprawę, że postępował głupio, ale wtedy prowadziły go emocje. Nie rozumował właściwie. – Przez to, że ukrywałem tą tajemnicę, odsuwałem się od ciebie. Wtedy tego nie czułem, teraz to widzę. Odsuwałem się, żebyś nie pytała, żebyś się nie martwiła, ale ty oczywiście wiedziałaś, że coś się działo, więc udawałem, że wszystko w porządku. Póki mieliśmy Liama, to nie było nawet trudne. Byliśmy szczęśliwi, a mnie nawet udawało się odsuwać od siebie te wszystkie wątpliwości, ale potem on odszedł, a ty zamknęłaś się w pokoju i… nie dałem sobie sam rady. Podczas jednej z wizyt u mamy, spotkałem ją i Davida. Była bezinteresowna, po prostu słuchała, a ja tak pogubiłem się w tym wszystkim, że nie potrafiłem jej już nienawidzić. Zdałem sobie sprawę, że dawno przestałem. Przyszła mi z pomocą. David był zachwyconą mną, bo w końcu widział mnie nie raz w telewizji. Odsuwał moje myśli od tego smutku, który zostawiałem w Berlinie i wtedy… coś się stało. Zacząłem tam uciekać, bo wydawało mi się, że to mi pomaga. Ty byłaś niedostępna, nie chciałaś mnie widzieć, w naszym domu było tyle bólu… nie potrafiłem tam być. A Lena czekała na mnie. Była dobra, czuła i robiła wszystko, żeby mi pomóc. Dziś wiem, że ta jej wszechwiedza miała specjalne źródło, ale wtedy… wtedy mi pomagała. Ubzdurało mi się, że ona naprawdę mnie rozumie, że potrafi mi pomóc. Ocknąłem się, kiedy przyjechałaś do Loitsche. Byłaś taka… - westchnął. Nie umiał znaleźć słów. – Cierpiałaś, to cię poniżyło, ale wciąż chciałaś ode mnie prawdy. Dotrzymywałaś słowa do samego końca  – po raz kolejny spojrzał na Scarlett. Oczy miała pełne łez. Dla niego też mówienie stawało się coraz trudniejsze. Kiedy opowiadał o tym doktor Bähr, nie odczuwał tego tak mocno, jak teraz. Chciał ją pocieszyć, wyciągnął dłoń w jej stronę, ale pokręciła głową. Wytarła oczy rękawem i odetchnęła. Powoli kruszył ścianę, za którą schowała wspomnienia z tamtych dni. Jego były wciąż na wierzchu. Odtwarzał je wciąż i wciąż, żeby nie zapomnieć, czego się dopuścił. – Nie wiem, czy mówił ci o tym, ale pobiliśmy się wtedy z Billem. On nie mógł znieść tego, co robiłem, a ja nie słuchałem jego przestróg. Miałem jakieś klapki na oczach i uważałem, że wszyscy się mylą, że tylko Lena mnie rozumiała. Jednak tego wieczoru… coś pękło. Pojechałem do domu, a ciebie w nim nie było. Nie wróciłaś wieczorem, ani rano. Nie było cię u mamy, ani nigdzie. Liv podsunęła mi, że mogę cię znaleźć w Paryżu i na całe moje szczęście nie myliła się, ale wciąż byłem zbyt głupi, żeby powiedzieć prawdę, żeby przyznać, od czego to wszystko się zaczęło. Potem byliśmy w rozjazdach. Tak mało mieliśmy dla siebie czasu, mijaliśmy się. Nie zdążyliśmy nawet spróbować ułożyć sobie tych wszystkich spraw, ale zaczęły pojawiać się zdjęcia, znalazłem tą przeklętą pocztówkę. W Internecie aż huczało od spekulacji. Fontaine obłapiał cię przy każdej możliwej okazji. Mówiłaś o tym, że podrywał cię, dwoił się i troił, ale sam nie wiem. Ja chyba chciałem znaleźć powód, chciałem zrzucić na ciebie winę. Chciałem oczyścić swoje sumienie, doszukując się zdrady u ciebie. Czułem, że postępuję źle, więc odbijałem to wszystko na tobie. Nie do końca rozumiem, co się wtedy ze mną działo. Wpadłem w jakiś szał. Pojechałem do ciebie, chciałem to wyjaśnić. Tak, jak ty to zrobiłaś, gdy dostałaś zdjęcia moje i Leny, ale jak zobaczyłem was… - Pokręcił głową. Zacisnął pięści. Wciąż gotowało się w nim, kiedy przypominał sobie tamtą sytuację. Przeniósł wzrok na Scarlett. Na cudowną, delikatną i smutną Scarlett. – Padał deszcz. On otworzył nad tobą parasol, a ty się śmiałaś. Zupełnie, jakby to on był najważniejszy. Jakby to była prawda. Jakbym sobie wypowiedział, że nie będziesz wobec mnie w porządku. To przelało czarę. Byłem zły na siebie, za swoje zachowanie i na ciebie, że nie potrafiłaś wytrwać. Nie chciałem słuchać. Nie chciałem wierzyć. W głowie miałem tylko, że mnie zdradziłaś, że mnie nie chcesz, że wybrałaś jego. Dziś sądzę, że w ten sposób starałem się zatuszować swoje poczucie winy. Nie zdawałem sobie sprawy, że to mogło być nieodwracalne. Nawet wtedy, kiedy przyjechałaś do Loitsche. Chociaż to ja zachowałem się, jak ostatni cham, ty przyjechałaś za mną, wierzyłaś, że to da się wyjaśnić. Odwróciłaś się. Tak, jak obiecałaś. A ja po prostu odszedłem. Byłem taki zły, taki zaślepiony – wstał, nie mogąc sobie poradzić z targającymi nim emocjami. Zaczął krążyć po pokoju. – Nie chciałem słuchać, ani wierzyć. Chciałem zrobić ci na złość, a tak naprawdę zaszkodziłem tylko sobie, bo potem zupełnie nie potrafiłem odnaleźć się w tej sytuacji. A kiedy zobaczyłem, że zabrałaś rzeczy z domu, wydawało mi się, że może to jednak prawda. Byłem skołowany i zagubiony, a ciebie już nie było, żeby mnie złapać – zakończył, a ona wpatrywała się w niego. Mimowolnie znów przygładził włosy. Wpatrywał się w nią niepewnie i wyczekująco. Zupełnie nie spodziewała się takiej opowieści. W sumie, to nie wiedziała, czego się spodziewać, ale nie przypuszczałaby, że ich związek rozpadnie się przez coś, co nigdy nie miałoby miejsca. Przez moment rozważała słowa Toma, nim dotarło do niej, że jego kłamstwa wynikały z tego, że bał się jej reakcji na to, że David mógł być jego synem. Nie rozumiała, dlaczego tak sądził. Ta jedna obawa. Jedno zawahanie. Jedno zwątpienie. Dlaczego nie ufał jej i nie wierzył na tyle, żeby podzielić się z nią tym, co niewątpliwie miało wpływ na ich wspólne życie? Przecież rozmawiali o wszystkim. Dzielili się wszystkim. Kiedy przestali?
- Uważałeś, że jeżeli okaże się, że David jest twoim synem, to będę mieć do ciebie żal? – zapytała, gdy już była w stanie mówić. Wzięła głęboki oddech i potarła twarz dłońmi. Potem na niego spojrzała. Obawiał się tego, co zobaczy jej turkusowym spojrzeniu. Teraz, gdy targały nią silne emocje, było wyjątkowo nasycone. Nie zobaczył złości, ani pretensji. Ulżyło mu. Dostrzegł smutek, odrobinę zawodu. Musiał sobie z tym poradzić. Musiał zrobić wszystko, żeby mu wybaczyła. Wstydził się odpowiedzieć na jej pytanie, bo to oznaczałoby potwierdzenie na to, że w nią wtedy zwątpił. Jednak doszli do tego miejsca, co miał do stracenia? Albo ją odzyska albo straci na zawsze. Nie mógł się cofnąć.
- Tak – szepnął. – Nie mam pojęcia dlaczego.
- Nigdy nie miałabym do ciebie żalu o to, że masz dziecko – odparła smutno. – Dziecko sprzed naszego związku – dodała, spoglądając smętnie na Toma. Wystarczyło jedno słowo. Jeden akt wiary. Jedno przełamanie strachu. Wystarczyło jedno, żeby zapobiec bardzo wielu trudnościom. – To nie twoja, ani jego wina, że Lena okłamała was obu. Odebrała wam sporo czasu, więc czy sądzisz, że kochając cię, chciałabym żebyś musiał odtrącić własne dziecko? Kim musiałabym być Tom, że zrobić coś tak okropnego? – mówiąc, to czuła już tylko smutek. Jedno słowo było w stanie wstrzymać cały ból, którego doświadczyła. Tom usiadł znów. Popatrzył na nią uważnie, a ona odwzajemniła to spojrzenie, bo chciała by miał pewność, że nie żywiła do niego już żadnej urazy. Czuła się skołowana i jeszcze nie do końca potrafiła odnaleźć się w swoich uczuciach.
- Naprawdę tego nie rozumiem, Scarlett – przyznał. – Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego nie porozmawiałem o tym z tobą. Myślę, że w głębi ducha wiedziałem, że poradzilibyśmy sobie z tym, ale chyba  byłem za bardzo przerażony ilością zmian, żeby je udźwignąć. Rozmawiałem o tym z moją terapeutką. Próbowałem doszukać się przyczyn, dlaczego poddałem się w takiej ważnej chwili. Przecież kochaliśmy się, byliśmy razem w wielu trudnych sytuacjach, więc dlaczego nie przeszliśmy tej próby? – zastanawiał się. Opadł na oparcie kanapy, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Był zmęczony. Mówienie o przeszłości kosztowało go więcej, niż przypuszczał. Marzył tylko o tym, żeby Scarlett powiedziała: wszyscy mamy jakąś przeszłość, ty jesteś moją przyszłością. Tak, jak mawiała nie raz. Chciał tylko przebaczenia i szansy na dalsze życie, a tylko ona mogła go rozgrzeszyć.
- Nie tylko tej próby nie przeszliśmy… - westchnęła. – Po porodzie uważałam, że nie jestem wystarczająco ładna, że już mnie nie chcesz – zaczęła trochę niepewnie. Wzięła głęboki oddech i postanowiła wyrzucić to z siebie. Raz na zawsze. – Czułam się, jak chodzący bar mleczny. Miłość do Liama to jedno, ale moja samoocena znacznie zmalała. A to byłeś taki daleki. Wydawało mi się, że nie pragniesz mnie już, że nie jestem dla ciebie kobietą, tylko matką twojego dziecka. Była taka niepewna siebie… to chyba wtedy się zaczęło – popatrzyła na Toma. Nie osądzał. Wpatrywał się w nią uważnie. Zrzucił z siebie cały ciężar win. Nadeszła jej kolej. Nie chciała na razie myśleć, o powodach Toma. – Byliśmy szczęśliwi, a przynajmniej Liam sprawiał, że tak się czuliśmy. Wszystko inne spychałam na bok. Każdą niepewność, każdy lęk. Nie chciałam wciąż cię pytać, czy mnie kochasz, czy mnie chcesz. Wstydziłam się siebie. Bałam się tego, że mogę cię stracić przez to, że moje ciało się zmieniło. To takie trywialne… - westchnęła. – Ale miałam tylko dziewiętnaście lat, wtedy wszystko było inne. Było w tobie coś mrocznego, taka cząstka ciebie niedostępna dla mnie. Nie wiedziałam, co to jest. Nie wiedziałam, skąd się wzięło. Przecież powinno być dobrze. Mieliśmy cudowne, zdrowe dziecko. A jednak coś było nie tak. Odsuwałam to od siebie. Toczyła się sprawa Rainie, działo się za dużo, żeby myśleć o takich błahostkach, ale potem odszedł Liam, a ja nie przeszłam tej próby. Zawiodłam cię, egoistycznie skupiłam się tylko na swoim cierpieniu, zamiast być w tym z tobą. Żałuję tego najbardziej, że zostawiłam cię, że nie cierpieliśmy razem…Może, gdybym wtedy przemogła się i nie zamknęła w tym przeklętym pokoju, to wszystko potoczyłoby się inaczej? Te zdarzenia jeszcze bardziej mnie pognębiły. Nawet, kiedy wszystko wydawało się już w porządku, ty coraz bardziej oddalałeś się ode mnie. Wielkie wyznania, seks, nieustanne zapewnienia, to chyba miało zatuszować sumienie. Lgnęliśmy do siebie, bo oboje czuliśmy, że życie wymyka nam się z rąk – przerwała na moment.
- Tez tak myślę – potwierdził. Podkuliła pod siebie nogi, głębiej chowając się w fotelu. Wsunęła dłonie w rękawy i splotła ręce na piersi. Jakby chciała odgrodzić się od słów, które wypowiadała.
- Czułam się bardzo niepewnie jako kobieta. Chyba dlatego pozwoliłam adorować się Javierowi. Czułe słówka, kwiaty, jego atencja, to było miłe, ale… - przerwała, spoglądając na Toma. Słuchał. Na wspomnienie o Javierze zacisnął szczęki, a twarz stężała mu w grymasie niezadowolenia. – Nigdy nie zrobiłam nic złego – dodała pośpiesznie. – Owszem, nie powstrzymywałam go, ale też nie zachęcałam. Wydawało mi się, że jeżeli będzie prawił mi komplementy, to przecież nic złego się nie stanie, ale nie przewidziałam, że on odbierze to jako zielone światło. Chyba zbyt przywykłam do tego, że faceci na każdym kroku wyznają mi miłość  –  westchnęła, znów przerywając. – W każdym razie to sprowokowało jego instynkt zdobywcy i zaczął nachalnie zabiegać o moje względy, czego byłeś świadkiem w tamten deszczowy dzień. Liv widziała i słyszała. Pojawił się z tym parasolem i nie wiem, co się wtedy tak naprawdę stało. Ty nagle odwróciłeś się i odszedłeś. Czułam się winna, że przestałam kontrolować jego zaloty. Wiedziałam, że nie mogę tego tak zostawić. Pojechałam za tobą, a ty byłeś z Leną i powiedzieliśmy sobie tak wiele przykrych słów… a potem naprawdę odszedłeś. I nie odwróciłeś się nawet.  Nigdy, nawet przez sekundę nie przyszło mi do głowy, żeby cię zdradzić. Skoro miałam ciebie, to po co był mi ktoś inny? – popatrzyła na Toma, aby upewnić się, czy wierzył, czy słuchał. Był bardzo skupiony. Wpatrzony w nią. Na jego twarzy malowało się wiele uczuć od smutku przez złość po nadzieję. – Pierwszy, jedyny i ostatni. Wierzyłam to do ostatniej chwili – szepnęła. Wzięła głęboki oddech, po czym głośno wypuściła powietrze, jakby chciała pozbyć się z siebie resztek tej historii. Rozplotła ręce i odetchnęła jeszcze raz. Dokonało się.
- Wiem, że mnie nie zdradziłaś. Zrozumiałem to zbyt późno – skinęła głową. – Ja ciebie też nigdy nie zdradziłem – dodał pośpiesznie. – Chyba, że emocjonalnie… bo był czas, że bardziej wierzyłem w Lenę, niż w ciebie. To, że popełniłem błąd pojąłem również za późno. Nikt nigdy nie rozumiał mnie tak, jak ty. Dziś to wiem.
- Byliśmy zbyt przestraszeni, zbyt niepewni, zbyt młodzi i chyba zbyt niedoświadczeni.
- Moja duma i twój strach – podsumowała, a on nie mógł się nie zgodzić. Smutna prawda, gdyby schował dumę do kieszeni i powiedział o wszystkim Scarlett we właściwym czasie, wszystko potoczyłoby się inaczej. Gdyby ona nie bała się tak bardzo, że już jej nie kochał, nie pozwoliłaby na to wszystko Fontaine’owi. Choć to też jego wina, że narodziła się w niej ta obawa, więc wszystko tak czy siak wraca do niego. Do jego złych wyborów. Nadszedł dzień, w którym mógł w końcu podjąć dobrą decyzję. Dzień, w którym miał szansę zacząć naprawiać wszystko, co zepsuł.
- Przepraszam, Scarlett – powiedział, klękając przy niej. Ujął jej dłoń i spojrzał jej głęboko w oczy. – Przepraszam za każdą łzę, którą przeze mnie wylałaś, za każdą chwilę smutku, za całe cierpienie, do którego się przyczyniłem. Przepraszam, że złamałem tak wiele obietnic. Przepraszam, że się nie odwróciłem. Przepraszam, że byłem tak głupi i zaślepiony. Przepraszam, że ci nie ufałem i przede wszystkim… - zbliżył się jeszcze bardziej. – Przepraszam, że odszedłem. Bardzo, bardzo chciałbym wrócić – uniósł jej dłonie zamknięte w swoich i ucałował obie. Patrzył na nią z nadzieją, z wiarą, z miłością. Wyswobodziła jedną i dotknęła jego policzka zaczarowana jego czekoladowym spojrzeniem. To działo się naprawdę. Byli tam. Razem.
- Tom – zaczęła poważnie. – Nie możesz wrócić – zamarł i pobladł, a Scarlett się delikatnie uśmiechnęła. Wciąż dotykała jego policzka, więc delikatnie go pogładziła. Nie mogła przywyknąć do zarostu, ale bardzo jej się podobał. – Bo nigdy nie odszedłeś. Nigdy nie pozwoliłam ci odejść. Wciąż tu jesteś – wskazała na miejsce, gdzie znajdowało się serce. – Popełniliśmy wiele błędów. W najważniejszych chwilach nie daliśmy sobie rady. Kochaliśmy się, jak szaleni, ale nie potrafiliśmy dojrzale pojmować, czym tak naprawdę jest związek. Umknęło nam, że to nie tylko górnolotne wyznania, okazywanie czułości, tęsknota i to cudowne, wręcz spalające uczucie. Było tak dobrze, że zapomnieliśmy, że związek to też cierpienie, trudne wybory i zmagania z szarością codzienności. Póki żyliśmy w bajce, było dobrze, a kiedy zaczęły się schody, to zupełnie się pogubiliśmy. Dlatego przepraszam cię za to, że zawiodłam wtedy, kiedy powinnam być przy tobie. Przepraszam, że wybierałam źle, kiedy powinnam wybrać ciebie.
- Spoooooko – machnął ręką, wzruszając ramionami. Scarlett roześmiała się, a Tom jej zawtórował. Przyłożył jej drugą dłoń do swojego policzka i wtulił się w obie. – Tak mi dobrze – wybełkotał. Zaśmiała się znów.
- Wróciliśmy – szepnęła, wpatrując się w niego.
- Żadne z nas nigdy nie odeszło – odpowiedział i odsuwając jej ręce, ucałował ich wewnętrzne strony. Popatrzył jej w oczy. Ona spojrzała  na niego. Uśmiechnęli się oboje. To było jedno z tych spojrzeń, które mówiło więcej, niż słowa. Spojrzenie, które wystarczy, by osoby, które dobrze się znają, wiedziały. Oni wiedzieli oboje. Oni wrócili oboje, choć przecież nigdy nie odeszli. Jednak powroty nie zawsze wiążą się z odejściem. Są w życiu takie chwile, gdy krew szybciej krąży w żyłach, gdy zapachy i odgłosy stają się wyraźniejsze, a powietrze bardziej wypełnia płuca. W takiej właśnie chwili oboje czuli, jakby zaczerpnęli powietrza po długo wstrzymywanym oddechu. Okazało się, że wystarczyło naprawdę niewiele. Wystarczyło usiąść i szczerze wyznać winy. Wystarczyło porozmawiać. Wystarczyło wybrać prawdę. Tak niewiele, a jednak bardzo dużo. Jej oczy pojaśniały.

Wrócił, a w jej oczach znów pojawił się blask. Blask, który nadawał im tyko on.

To tylko podnóże góry lodowej, którą musieli zdobyć, by pokonać wszystkie zaszłości. Oboje o tym wiedzieli, ale ta chwila wypełniła ich tak bezbrzeżną radością, że żadne z nich o tym nie myślało. Po wielu miesiącach smutku, jedyne co się naprawdę liczyło, to ta chwila szczęścia. Tom przysunął się bliżej i położył jej ręce na swoich ramionach. Obserwował ją bacznie, bo widział, że coś z nią było nie tak. Może nie powinien, ale testował ją, bo przeczuwał coś bardzo niedobrego, a pogodzenie to świetny moment na przyjrzenie się reakcjom Scarlett. Mocno obawiał się, że Mike zostawił po sobie coś więcej, niż groźby. Wbrew pozorom coś gorszego. Postawa Scarlett mówiła sama za siebie. Ba, ona nie była sobą. W tym tkwił sęk. Chodziło o coś więcej, niż o strach przed tym, co mógł jeszcze zrobić. Jak przewidział, zamarła, gdy przesunął jej ręce na swoje ramiona. Trwało to ułamek chwili, ale jednak. Potem uśmiechnęła się i splotła dłonie na jego karku. Przysunął się jeszcze bliżej, teraz dotykał już jej boku. Cały czas delikatnie trzymał jej dłonie.
- Co teraz zrobisz? – zagadnął, wpatrując się w nią, a ona się zarumieniła. Najpiękniejsza. Nie mógł oderwać wzroku. Zachwycał się tym, jak czas ją odmienił. Odrobinę dojrzała, było w niej coś bezgranicznie niesamowitego. Coś w jej spojrzeniu, w wyrazie jej twarzy. Może to tęsknota, ale nie mógł poradzić sobie z tym, jak bardzo mu się podobała.
- Uwięziłeś mnie, więc nie za dużo – odparła, przy czym pogładziła palcami jego kark. Spodobało mu się. Puścił jej ręce i przeniósł swoje na jej talię, a potem plecy i przyciągnął ją do siebie. Westchnęła, a potem wtuliła się w niego. – Tak jest dobrze – dodała. Była teraz taka drobna, że zupełnie kryła się w jego objęciach. Wiedział, że będzie ją chronić. Teraz, gdy mógł już dzwonić do niej i odwiedzać ją bez przyczyny, to stanie się łatwiejsze. Bardzo chciał dowiedzieć się, czego jeszcze mu nie powiedziała, ale nie chciał naciskać. Mieli czas. Całe życie. Wprawdzie nie padło żadne: bądźmy znów razem, ale to nie było żadnemu z nich potrzebne. Odzyskał swoją Maleńką. Wierzył, że wszystko prowadziło do tego, by znów byli razem. O nie mogli być przyjaciółmi, znajomymi, kimkolwiek. Mogli być tylko razem. Bo tylko razem mogli być szczęśliwi. Trzymając ją w ramionach, czuł, że znów był w domu.

- Trzydzieści siedem miesięcy – powiedział, kiedy jakiś czas później spacerowali po ogrodzie. – Dużo  czasu straciliśmy.
- Dalej wierzę, że wszystko dzieje się po coś. Jakkolwiek banalnie to brzmi, straciliśmy wszystko, żeby to docenić i zawalczyć. Najpierw o siebie samych, a teraz o nas razem. Długo leczyłeś rany? Liam, rozstanie, wszystko… - zatoczyła rękami koło, chcąc pokazać, co miała na myśli.
- Tak. Myślę, że dopiero w tym roku zacząłem próbować żyć dalej. Wcześniej różnie to bywało – zatrzymali się. Tom podniósł sztuczną kość i rzucił ją Rufusowi. Koka pognała za nim.   
- O to mi właśnie chodzi. W jakiś pokręcony sposób, ten czas był nam potrzebny na odreagowanie, ułożenie sobie tego w głowie i naprawienie siebie. Być może byliśmy zbyt pokaleczeni wewnętrznie, żeby podołać temu razem. Może zbyt słabi? Sama nie wiem, ale jak szukam wyjaśnienia, to jedyne, co przychodzi do głowy.
- Może nie warto próbować tego wyjaśnić. Dostaliśmy lekcję. Zrozumiałem, aż za bardzo. Idźmy dalej – uśmiechnął się do Scarlett i chwycił ją za rękę. – Będę zabierał cię na randki – obiecał solennie.
- Uwierzę, jak tego doświadczę – mruknęła. – Zbyt wielu randek to ja od ciebie nie zaznałam.
- Bo byłem głupi. Ukrywałem cię, zamiast pokazać światu, jaką mam cudowną dziewczynę. Chociaż wtedy bycie bożyszczem i w związku trochę się przekreślało.
- Kiedyś, przed erą Internetu sławni ludzie mogli spotykać się z kim chcieli. My trafiliśmy na ten przełom, kiedy ci wszyscy popularni musieli uważać na każdy krok, żeby fani przypadkiem nie obrazili się za to, że mamy życie prywatne. Zaczął się boom na portale plotkarskie. Fani wiedzieli wszystko o wszystkich. Dostałeś łatkę i nie mogłeś się jej pozbyć.
- Teraz mają łatwiej. Ostatnio trafiłem na artykuł o tym, że Harry Styles po raz kolejny zmienił dziewczynę. Chyba przejął ode mnie pałeczkę – zaśmiał się, zerkając przekornie na Scarlett.
- Harry jest słodki. Jess za nim szaleje. No, ale to w sumie dobry przykład. Harry zmienia dziewczyny, Zayn się zaręcza, Justin Bieber zrywa z Seleną, bracia Whiteworth łamią co tydzień inne serce, a Jack i Natalie są szczęśliwi, jak nigdy i fani to przyjmują. Bo takie jest życie, że każdy szuka szczęścia. Te wszystkie nowinki, to, że ludzie pooglądają nas, kiedy robimy zakupy, stało się chlebem powszednim. Gdybyśmy spotkali się teraz, pewnie mógłbyś od samego początku zabierać mnie na randki – uśmiechnęła się przekornie, trącając Toma w bok. – Chociaż wtedy Jost na was naciskał, nie?
- No ta nieszczęsna kreacja w mediach trochę zamknęła nam drogę na pokazanie się takimi, jakimi jesteśmy. Przez wiele lat siedzieliśmy w swoich rolach. Teraz nie popełnilibyśmy tego błędu, ale mając piętnaście lat, godziliśmy się na wszystko, byleby tylko dostać szansę. Ostatnio o tym rozmawialiśmy, kiedy spotkaliśmy się we czterech. Chcemy to zmienić. Każdy z nas ma teraz na głowie ważniejsze sprawy, niż nagrywanie. My z Billem jesteśmy w DSDS, a chłopaki unikają szumu. Już nie jesteśmy tak bardzo popularni. Mamy określone grono fanów. Chcemy trafiać do każdego, ale głównym celem nie są już nastolatki. Postanowiliśmy wydać DVD pokazujące nas na co dzień. Przedsmak płyty. Pokażemy jak nagrywamy, jak żyjemy, jak mieszkamy. Za długo kryliśmy się, kłamaliśmy. To pierwszy krok ku zmianom. Będziemy robić muzykę na własnych zasadach, ale wracając do randek – uśmiechnął się znów, delikatnie ściskając dłoń Scarlett. – Jak wrócimy do Berlina, zacznę nadrabiać zaległości. Kino, kolacje, spacery, co dusza zapragnie.
- Musisz się postarać, żebym cię zechciała – odparła, przybierając zupełnie poważną minę. Tom zatrzymał się, stanął przed nią i chwycił jej drugą rękę. Za pierwszym razem chciała się wyrwać. Teraz już opanowała ten odruch. To w końcu Tom. Powtarzanie tego, niczym mantry, pomagało. Po tym, co sobie powiedzieli, będzie musiała mu wyznać prawdę na temat swoich obaw, ale nie czuła się na to gotowa. Może jutro albo za tydzień? Kiedyś na pewno. Niedługo.
- Żebyś wiedziała, że się postaram – odpowiedział, przypatrując się jej uważnie. Świdrował ją spojrzeniem. Po raz kolejny odnosiła wrażenie, że wiedział wszystko, że słyszał jej myśli, że poznał sekrety, których mu jeszcze nie wyjawiła.
- Możesz zacząć już dziś – stwierdziła, szukając bezpiecznego tematu. Ujęła go pod ramię i skierowała się w stronę domu. Nieopodal dostrzegła Toby’ego i Max’a. Wiedząc, że byli blisko, czuła się znacznie bardziej spokojna. – Nie pogniewam się, jak zrobisz jakiś dobry obiad.
- A liczyłem, że załapię się na twoją kuchnię – westchnął, robiąc wielce udręczoną minę. Scarlett roześmiała się. Przy nim to znów stało się łatwe. Czuła się lekka, problemy związane z Mike’em odeszły gdzieś na drugi plan. Była przez chwilę szczęśliwa i trzymała się tego kurczowo.
- Ewentualnie ci pomogę – mrugnęła do Toma, a on się rozpromienił.
- Uwielbiam z tobą negocjować.
- Nie nazwałabym tego negocjacjami – odparła, zdejmując czapkę. Loki nastroszyły się jej na głowie. Przeczesała je palcami, ale niewiele to dało. Tom przyglądał się temu niemal z uwielbieniem wymalowanym na twarzy. Wciąż na nią patrzył, jakby nie mógł uwierzyć, że tam była. Z resztą, ona też wodziła za nim wzrokiem. Podszedł i znów dotknął jej włosów. Wsunął w nie dłoń i się uśmiechnął. W pierwszej chwili spięła się, wstrzymała oddech i na swoje nieszczęście zamknęła oczy. Szybko się zreflektowała, ale on już badał ją uważnym wzrokiem. – Są nieokiełznane – skwitowała, chcąc odwrócić uwagę od swoich niekontrolowanych reakcji.
- Są cudowne – odpowiedział, wciąż przeczesując palcami kolejne pasma. Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że speszyła się po raz enty tego dnia. Musiał się domyślić, że coś było nie tak. To kwestia czasu, jak zapyta.
- Zapuszczę je trochę, to może się wyprostują albo coś – wyjaśniła. Wszystko byleby tylko nie przyglądał jej się tak bardzo. Zmrużył oczy, pokiwał głową, delikatnie muskając jej kark. Sprawdzał ją, czuła to. Odetchnęła. Zdjęła z nadgarstka frotkę i związała włosy w kucyk, gdy tylko Tom zabrał rękę. – Co dziś jemy? – zapytała, zdejmując kurtkę i buty, dzięki czemu umknęła jego uważnemu spojrzeniu.
*

Weszła do swojego pokoju w domu rodzinnym. Nie zapalała światła. Była tak zmęczona, że chciała położyć się prosto do łóżka. Potrzebowała snu. Zdjęła jeansy i odrzuciła kołdrę. Ktoś zasłonił jej usta. Zalała ją gorąca fala przerażenia. Znała ten zapach. Jim. Rzucił ją na łóżko. Nim zdążyła zacząć się bronić, przygniótł ją swoim ciałem. Rozbłysło światło. Dokładnie widziała jego wykrzywioną pożądaniem twarz. Zatkał jej usta ręką. Sprawiał ból. Zdarł z niej majtki i siłą rozchylił nogi. Szarpała się wyrywała, ale był niczym głaz. Nie do poruszenia. Wydawał się ogromny, monstrualny, brzydki. Nie mogła poruszać rękami, ani wierzgać. Była bezwolna i świadoma. Wiedziała, że zaraz ją zgwałci. Zacisnęła powieki, czując jego kolano między udami. Czuła, że to już, że zaraz obedrze ją z resztek godności. Otworzyła oczy i zobaczyła twarz Mike’a. Uśmiechał się szyderczo. Rzucała się mocniej, ale to nic nie dało. Zawisł nad nią i…

Poczuła szarpnięcie. Na pół w śnie, na pół na jawie. Nie wiedziała co się działo. Czuła, że ktoś nią potrząsał i wymawiał jej imię. Chciała wrócić, ale nie potrafiła. Nienawistne spojrzenie Mike’a trzymało ją w kleszczach.
- Scarlett! – usłyszała w momencie, gdy poczuła nieznaczne pieczenie na policzku. Pierwsze, co to dotknęła tego miejsca. Wciąż nieprzytomna odtworzyła oczy, nie bardzo wiedząc, co się działo. – Przepraszam, ale nie mogłem cię obudzić – usłyszała, nim dostrzegła twarz Toma tuż nad sobą. Zmarszczyła brwi. Jeszcze nie skojarzyła. Serce jej waliło. Upłynęło jeszcze kilka sekund, nim sobie przypomniała.
- Krzyczałam! – wykrzyknęła przerażona tym, że przez sen mogła powiedzieć więcej, niż chciała, żeby wiedział. Podnosząc się, oparła się o zagłówek. – Przepraszam, że cię obudziłam. Od dawna mi się to nie zdarzyło i liczyłam, że tak już zostanie, ale chyba emocje wzięły nade mną górę.
- Scarlett, ty nie krzyczałaś – powiedział zdławionym głosem. Dopiero teraz przypatrzyła mu się uważniej i zobaczyła, jaki był wystraszony. – Ty błagałaś o litość – to obudziło ją już zupełnie. Jak to możliwe? Prosiła Javiera, żeby powtarzał jej, co mówiła przez sen, więc albo kłamał albo to jakaś nowość. Speszyła się. Koszmary to jedno, a krzyki przez te koszmary to drugie. Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Odwróciła wzrok. Jednak Tom nie zamierzał tego tak zostawić. Ujął ją pod brodę i zmusił, że na niego spojrzała. Zrobiło jej się przykro, kiedy widziała jak bardzo przejął się tym. – Co on ci zrobił? – zapytał, wpatrując się w nią tak intensywnie, że aż nie potrafiła tego znieść. Próbowała się odwrócić, ale uniemożliwił jej to.
- To tylko koszmar – powiedziała w końcu.
- Koszmar? W normalnych koszmarach nie krzyczysz przez sen, żeby cię zostawiono, żeby cię nie dotykano, że się boisz, że masz już dosyć. Nie błagasz o litość. Scarlett przeraziłem się – powiedział. Było jej bardzo przykro, że Tom tak się zmartwił. Ona oswoiła się z tym, że często budziła się z walącym sercem albo przez własne krzyki. On nie powinien tego widzieć.
- To nic wielkiego – zapewniła, siląc się na uśmiech. Gdyby nie włączył lampki, to byłoby łatwiej. Nie widziałaby jego strachu, on nie dostrzegłby, co działo się z nią. Odetchnęła. – Przepraszam, że cię obudziłam – powtórzyła, jakby zrobiła to specjalnie. Pokręcił głową. Dopiero teraz zauważyła, że miał rozpuszczone włosy, schowane za uszy. Pierwszy raz widziała go takim. Wyglądał cudownie. Wyrwany ze snu przyszedł prosto d niej, więc miał na sobie tylko spodnie od piżamy. Nie mogła tego przeoczyć. Czy to nie dziwne, że tuż po tym, jak przebudziła się z najgorszego koszmaru, w którym była ofiarą gwałtu, pierwszym co ja interesowało, było ciało Toma? Nie rozumiała siebie. To dziwna reakcja.
- Nie mówisz mi prawdy – powiedział cicho. Nie powinna ukrywać tego przed nim, ale jak miała przyznać się do tak okropnej rzeczy, gdy dopiero co osiągnęli porozumienie? Wstydziła się tego, co się z nią stało. Tego, kim stała się przez Mike’a. Była świadoma tego, że zmieniła się na gorsze. Nienawidziła, że wciąż się bała, że płakała na każdym kroku, że straciła pewność siebie, że odwracała się wciąż przez ramię, że czekała na atak. Nienawidziła tego, że stała się słaba. A najgorsze było to, że nie potrafiła wyzbyć się tej słabości.
- Nie potrafię – szepnęła. – Nie umiem o tym mówić. Wstydzę się, Tom – przyznała w końcu. Zasługiwał na jakieś wyjaśnienia. Nie wiedziała tylko, co powinna mu powiedzieć.
- A komu o tym powiesz, jeśli nie mnie? – na to nie miała odpowiedzi. No właśnie, komu jak nie jemu? Tom poprawił kołdrę, zapewnił ją, że miała przyjść, gdyby coś się działo i wyszedł. Miała wrażenie, że go zawiodła. Oczywiście nie tym, że śnił jej się koszmar, tylko tym, że nie chciała rozmawiać. Powinna mu powiedzieć. Przecież wszystko wskazywało na to, że będą znów razem, a skoro planowali wspólną przyszłość, to Tom raczej powinien wiedzieć, że brzydziła się siebie i swojego ciała, a co za tym szło miała pewną awersję do dotyku, o seksie nie wspominając. Czuła się pusta. W ciągu ostatnich dwóch dni było łatwiej. Z Tomem czuła się inaczej. W ciągu tych ostatnich miesięcy nie reagowała już tak źle, gdy ktoś ją dotknął, chwycił za rękę, czy przytulił, ale zawsze, gdy ktoś zbliżał się do niej za bardzo, zaczynała się denerwować. Wyobrażała sobie, bez względu na to, czy był to ktoś obcy, czy znajomy, że ten dotyk jest podszyty czymś złym. Nie potrafiła tego znieść. W jej głowie zrodziło się milion kompleksów. Gdzieś tam w środku wiedziała, że nie miały racji bytu, ale była tak zniszczona przez Mike’a, że to się nie liczyło. Bo bała się. Po prostu. Znała dotyk Toma, nigdy nie był zły. Może dlatego z nim było łatwiej? Czy istniała szansa, że dzięki niemu uda jej się zwalczyć tą niechęć do samej siebie? Skoro przy nim nie rwała się do gwałtownej ucieczki, może powinnam mu o tym opowiedzieć? Głowa rozbolała Scarlett od tych wszystkich myśli. Przytuliła się do poduszki, ale nie mogła zasnąć. Kręciła się z boku na bok, wciąż myśląc o koszmarze, o tym, jak było jej z Jimem, jak odbiło się na niej to, że okazał się Mike’em, a przede wszystkim o tym, co czuła będąc przy Tomie. Tom był dobry. Przy Tomie czuła się dobrze. Z Tomem nawet największy strach nie był tak zły. Przy nim najgorsze okazywało się do zniesienia. Zapragnęła znaleźć się przy nim, żeby chociaż na chwilę złe stało się lepsze. Zastanawiała się przez moment. Czy powinna? Dwadzieścia sekund brawury. Odrzuciła kołdrę, zgasiła światło i cicho wyszła z pokoju. Wzięła głęboki oddech, naciskając klamkę. Drzwi ustąpiły, pokój zalało światło z korytarza. Tom leżał na brzuchu, rozwalony na całym łóżku. Przytulił się do rogu poduszki tak, że dobrze widział drzwi. Uśmiechnął się na jej widok. Natychmiast przesunął się do brzegu i podniósł kołdrę. Nie musiała pytać. Położyła się na boku, przodem do Toma. Okrył ją kołdrą. – Chcesz się przytulić? – zapytał, a ona pokiwała twierdząco głową. Przysunął się bliżej i przygarnął ją do siebie. Mocno wtuliła się w niego. Otoczyła go ręką, tak jak on obejmował ją i przycisnęła się najbardziej jak mogła. – Ze mną nic ci nie grozi – szepnął.
- Wiem. Ty zawsze mnie ochronisz. Proszę, spraw, żeby to odeszło. Proszę – szeptała gorączkowo. Tom poczuł skurcz w żołądku. Co strasznego zrobił jej Mike, że śnił jej się po nocach? Tylko jedna odpowiedź przychodziła mu do głowy i to go przerażało. Odsunął od siebie tą myśl. Trzymał w ramionach Scarlett, swoje maleństwo. Już nic jej nie groziło. Nikt jej nie skrzywdzi.

Turn around. 

Every now and then I get a little bit helpless and I'm lying like a child in your arms.


Turn around.

Every now and then I get a little bit terrified, but then I see the look in your eyes.


Turn around.
Every now and then I know you'll always be the only boy, who wanted me the way that I am.
*

Słowa na końcu notki pochodzą z piosenki pt. Total eclipse of the heart.

20 komentarzy:

  1. Wzięłaś nas tak z zaskoczenia, bo weszłam tutaj właściwie odruchowo, zupełnie nie spodziewając się nowego rozdziału.
    I znowu udało Ci się nas (a przynajmniej mnie) zaczarować. I to jak pięknie dobierałaś słowa w dialogach, to jak S. powiedziała, że nie może wrócić, a ja już cała się gotowałam tylko po to, by zaraz uśmiechnąć się szeroko i rozmarzyć. To cudowne, że wreszcie wrócili, że nie boją się mówić, przyznać, że rozkopali to wszystko, co się wydarzyło, by móc to poskładać. Zastanawiam się tylko jak Tom odbierze resztę, prawdę o M. Mam nadzieje, że nie weźmie tego jako 'zdradę', że to już niczego nie zniszczy, a wręcz przeciwnie. To właśnie on musi jej pomóc, naprawić jej psychikę i pozbyć się fobii, jest jej to winien, obiecał. Czekam na kolejną perełkę, ale odpoczywaj też ! :)

    J.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, gdyby odebrał resztę jej historii, jako zdradę, byłby hipokrytą. Nie uważasz? Najpierw sypiał z kim popadło, a potem związał się z Leną. Sam nie był 'wierny'. Postąpiłby paskudnie.

      Usuń
  2. Dark, po ostatnim rozdziale miałam wiele obiekcji - co z resztą wyraziłam w komentarzu... To co dziś stworzyłaś ,taką magię , takie emocje - nie umiem opisać co czułam czytając... Miałam wrażenie ,że nie tylko Scarlett wybacza Tomowi ,ale i ja .... Na ten rozdział czekałam od bardzo dawna , bardzo, bardzo dawna ...
    Ta ich szczerość, zaufanie i ostatnia scena gdy Scarlett bezceremonialnie wpakowała się Tomowi do łóżka - bezcenne. Dalej mam łzy w oczach i ogromny uśmiech na ustach ... Dla takich powrotów warto czekać 37 miesięcy ... Wiem, że teraz będzie już tylko dobrze, chociaż znając ciebie spotkają na swojej drodze jeszcze wiele złego to poradzą sobie z tym - bo maja siebie i wiedzą co dla siebie znaczą i jak łatwo można to wszystko stracić ...
    T.
    PS "Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości. " P.Coelho
    "Prawdziwa miłość zaczyna się tam, gdzie niczego już w zamian nie oczekuje. "Antoine de Saint-Exupéry

    PS2 Gdzie są wszyscy z Loitsche ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie tez o tym myslałam. Gdzie chociaz Simone i Gordon?

      Usuń
    2. Wiedzialam, ze o czyms zapomnialam. Fuck.
      Wspomne o tym w 107. Wyjechali. Dlatego Tom mial zajac sie domem. Bill, Rainie i Candy sa w Berlinie bo Candy ma szkole. Pojawia sie w 107 bo zacznie sie weekend. Natomiast Simone i Gordon sa w Lipsku. U rodziny

      Usuń
  3. Nawet nie wiesz ile radości sprawilas mi tym postem:):):)
    Wrócili, choć jak sami przyznali, nigdy tak naprawde nie odeszli. I wszystko jest takie...dobre. Po prostu. Oni razem są piękni i to, co jest między nimi jest piękne. Aż się ciepło na sercu robi:) Kurcze, tyle czasu! Na początku czytałam i nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że po tych wszystkich dniach, miesiącach, latach oni znów są razem. I wściekałam się, bo myślałam, że gdyby nie duma i strach, gdyby odbyli tą rozmowę dawno temu,to nie byłoby tego cierpienia. To oczywiscie naiwne myslenie, bo jak powiedzieli pozniej, oni wtedy nie daliby rady najpewniej. Potrzebowali tego czasu i nawet tego cierpienia, żeby dojrzeć i wiele rzeczy zrozumieć. Bardzo dużo, bardzo pięknych słów tu padło. I ważnych. Tak strasznie brakowało mi ich tutaj razem! Tych rozmów, spojrzeń, dotyku. Uwielbiam to, że w tą wyniosłość ich wyznań, wplatasz ich przekomarzania, przez co nie jest tak cieżko, tylko słodko i uroczo. Z nimi zawsze coś się dzieje,bo w jednej chwili zartują, a zaraz wyciągają najcieższy kaliber i otwierają najgłębsze rany.
    Koncowka pobiła wszystko!<3 To jak Tom ją przytulił, a potem zaczął się domyślać.! Czekam na kolejną rozmowę cieżkiego kalibru. Taki męski Tom i wtulona w niego Scarlett <3 Podkład muzyczny też zrobił swoje, uwielbiam to wykonanie. Jak mówiłam na początku, tyle radości mi sprawiłas 106!:)
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, po prostu jesteś wspaniała. Szczerze mówiąc nie lubię komentować, nie bardzo mam ochotę, choć wiem, że to dla Ciebie ważne ale wiedz, że jestem. Uwielbiam ich razem, tak długo na to czekałam. Prinz bez S i T razem to nie Prinz. Wiem, że jeszcze przed nimi długa droga ale dobrze, że wrócili. Teraz nasz hero Tom wszystkim się zajmie.:)
    Panna Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem kuźwa tak zmęczona, że sama nie wiem czemu, a miałam dziś wolne. ;c wczoraj nie zdążyłam nic tu napisać, bo HP mnie wciągnęło i no :D
    Scarlett i Tom. dziwne, po takim czasie czytać o nich, prawie zapomniałam jak tu było cukierkowo i słodziutko. ;D powinna mu wyznać co ją trapi, że krzyczy przez sen i pewnie jej to pomoże. jak może się komuś wygada do końca, to przestanie miewać koszmary. spali ze sobą w jednym łóżku, awww... jakie to słodkie.
    czekam na ich kissa i może to nie na miejscu, ale również na Mike'a, bo coś mi tęskno za tą grozą i jego mhroczną postacią. jestem ciekawa co on szykuje tym razem. powinni go spalić.
    i dziękuję za dedykacje, hiehie ;p
    pozderki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też oglądałam HP <3 Ty na kissa czekasz już chyba ze 4 notki. Nie mam worda, tylko wordpada i dziwnie na mnie spogląda. Nie iem, czy coś w nim napiszę ;c
      To wszystko nie moze byc takie proste. Siadaja i klepią regułki, co, jak i dlaczego. Potrzeba czasu i odwagi, zeby sie przyznac.

      Usuń
  6. Uwieelbiam Cię ! Tyle w tym temacie.
    Wrócili, nareszcie. Tak długo czekałam i się doczekałam.
    Jesteś wspaniała Dark!
    Ściskam mocno! :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Cudo, cudo, cudo <3 Jestem totalnie pod wplywem tych emocji, oczarowana i rozciapkana, bliska placzu. To bylo takie smutne i radosne jednoczesnie. Wzruszajace i kochane. Osiagnelas wielki sukces literacki w tym rozdziale, wzbilas sie na wyzyny w przekazaniu mi ich emocji. Czytalam jak zaczarowana i czulam wszystko na wlasnej skorze, wszystko pamietalam, rozumialam i odczuwalam jakby dotyczylo mnie. Prinz zatoczyl perfekcyjne kolo. Nic Ci nie umknelo. Historia jest idealnie przemyslana, a kazda emocja, przyczyna i skutek zlozyla sie w spojna calosc. W tym rozdziale widac dokladnie te wszystkie lata Twojej pracy. I jestem dumna, ze moze powiedziec, ze wychowalam sie na tej historii <3

    Jedyne, co mnie dziwi, to ze poszlo tak latwo i szybko. Po tylu latach rozlaki i zalu wystarczyla jedna rozmowa. Wydawalo mi sie, ze beds miec silniejsze watpliwosci, wiecej sprzecznosci, ze beds potrzebowac wiecej czasu, zeby przyjac to wszystko do wiadomosci, rozwazyc, zeby pogodzic sie z nowymi faktami. A tu bum. Ida w slepo. Ja wiem, ze chca, bo wciaz sie kochaja, ale myslalam, ze beda sie bardziej tego bac. Bac sie ponownego skrzywdzenia.

    D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt. Nie raz powtarzałam, że tu wszystko dzieje się po coś, że każda przyczyna ma sw oj skutek i bardzo cieszę się, że mi się udało, bo mówić o tym to jedno, a robić to drugie. Wymaało czasu i zaangażowania, ale to była przyjemna praca. Szkoda, że nie przynosi zarobków :D
      Dużo myślałam nad tym, czy to jest właściwe. Czy to, że oboje zechcą mówić jest na miejscu po takim czasie i tylu złych słowach. Jednak prawda jest taka, że im te niedomówienia ciążyły od poczatku. oboje źle czuli się ze swoimi sekretami. To 'wyczyszczenie worków' stanowiło ostatni etap terapii, którą oboje przeszli. Na dobrą sprawę czekali na to od dawna, nie tyle w celach romantyczno-związkowych, ale dlatego, żeby powiedzieć wszystko do końca, żeby móc na serio ruszyć dalej. Jednak to nie jest takie proste i oczywiste. Ruszyły emocje, to co wciąż do siebie czują. Oni tak krążyli wokol siebie juz od dłuższego czasu. Raczej Tom krążył wokół Scarlett. Robił wszystko, żeby sobie przypomniała, żeby znów poczuła i uwierzyła w to, że on chce obyć przy niej. przez to oboje dużo wspominali, rozważali minione zdarzenia i to, że chcieliby powrotu. Tom jest tego pewien. Scarlett bała się, że to okaże się nieprawdą. Dlatego ta rozmowa. Postawili fakty. Tak było, to zrobiliśmy. To chyba był dla nich trochę szok. Nie sądzili, że to okaże się az tak ogromne. Lęk dopiero przyjdzie, gdy kurz opadnie. Choć przecież Scarlett boi się cały czas. Gdyby się tak nie bała, pewnie byłaby ostrożniejsza, ale ona na slepo szuka ukojenia, bo ile mozna wytrwac przy zdrwych zmysłach bojąc się nieustannie?

      Usuń
  8. Ale gówniany rozdział. Jak wszystkie zresztą. XDDD

    Rozpromowałem Cię na kilku blogach. Podziękuj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie denerwuj się, tak się tylko droczę, a Ty zaraz ramkę dla mnie robisz. :D Nie promowałem Cię, tak se tylko napisałem. XD

      Usuń
  9. Cześć Dark!
    Na początku chciałabym Ci podziękować, za to, że przypomniałaś mi o Nich w pozytywnym słowa znaczeniu. Szczerze mówiąć po koncercie w Łodzi jakoś mi tak wszystko odeszło, słuchałam ich tylko od czasu do czasu, prawie wgl nie sprawdzałam co się u nich działo. Ponad miesiąc temu trafiłam na Prinza i utonęłam, przeczytałam go od początku do końca, linijka po linijce i normalnie Cię wielbie! Dziękuję, ze dzięki Tobie i dzięki Prinzowi Oni znów wrócili, co prawda nie tak jak byli kiedyś, ale są znowu w moim życiu.

    Osobiście uważam, ze piszesz genialnie. Idealnie dobierasz słowa do dialogów i nie ma ich za dużo. Cieszę się, że między S. i T, się w końcu zaczęło układać, choć wiem, ze jeszcze długa droga przed nimi. Minęło dużo czasu, aż za dużo, żeby od tak wrócić do siebie jak gdyby nigdy nic. Co do B. i R. coś tam się za cukierkowo zrobiło. Wiem, że R. i Candy dużo przeszły, ale z nimi kojarzy mi się cały czas strach przed drugą osobą. Zmieniając troszkę temat, wiem, że niedługo B. i C. bardziej się zbliżą do siebie, ale wszytskozostawiam Tobie ;)

    Jeszcze raz dziękuję Dark.

    Ps. Cały czas się zastanawiam czy nie zacząć czytać od początku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj na pokładzie :) Cieszę się, że przypomniałam ci o chłopakach. Oni teraz znów zaczęli sami przypominać o sobie, więc trafiłaś na dobry czas :)

      Usuń
  10. cudowny szablon!

    /Lighty

    OdpowiedzUsuń
  11. a ja bym chetnie poczytala o relacjach Billa i Scarlett :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo