24 lipca 2014

105. Just a little bit more l o v e.


37. miesiąc od rozstania; 25. listopada 2014, Berlin

Obudziła się. Powieki jej ciążyły, nie bardzo kontaktowała ze światem. Bolała ją głowa, ale to normalne, gdy śpi się krótko. Znów dręczyły ją koszmary. Znów budziła się kilka razy. Śniła swój przeklęty sen. Mike nie opuścił jej, ani na jedną noc w ostatnim czasie. Śniła też dziwne rzeczy związane z Javierem. Spojrzała na zegarek. Dochodziła ósma. Odetchnęła i przeciągnęła się. Nie rozmawiała z nim, odkąd się wyprowadził. Zadzwoniła raz, po części przez wyrzuty sumienia i po części przez niepewność, gdzie udał się, gdy wyprowadził się od niej w tak wielkim pośpiechu. Nie zabrał wszystkiego, więc spakowała resztę i wysłała na jego adres w Pacific Palisades. Tylko tyle mogła zrobić. Wstała, wzięła prysznic, sprawdziła skrzynkę mailową. Zjadła śniadanie, pogawędziła chwilę z Julie, pomogła jej przygotować śniadanie dla dziewczynek, a potem zaprosiła na śniadanie Maxa i Toby’ego. Jej ochrona zmieniała się codziennie o dziewiątej. Ustalili taką godzinę, żeby nikt nie musiał zrywać się bladym świtem, gdy ona zazwyczaj spała o tej porze. Chyba, że działo się coś wyjątkowego albo wylatywała gdzieś, wtedy ustalali inną porę. Za chwilę mieli przyjechać Bash i Matt, który zastąpił Leo. Nie lubiła wypuszczać ochrony bez śniadania. Praca pracą, ale prywatnie przecież się lubili. Z radia płynęły hity ostatniego lata. Julie zmywała, a dziewczynki bawiły się w salonie. Takie ranki stanowiły niesamowitą odskocznię od życie, jakie wiodła z Javierem. Dopiero teraz widziała, że przetrzymywanie go na siłę było błędem. W domu czuła się o wiele bezpieczniej. Dopiła kawę i wsunęła stopy w kapcie.
- Pójdę do skrzynki. Mama wspominała coś o liście, na który czekała.
- Idę z tobą – odparł Toby. Odłożył kanapkę i otrzepał ręce.
- Nie musisz – zapewniła. – Do skrzynki mam piętnaście metrów.
- Scarlett, nie po to strzeżemy cię całą dobę, żeby ten szajbus dopadł cię, gdy wyjdziesz sama na trzy minuty do skrzynki na listy.
- Cenna uwaga – uśmiechnęła się smętnie i wsunęła na nogi swoje sportowe buty. Toby upił łyk kawy i po chwili szli do skrzynki. Opowiadał Scarlett o swojej córeczce, która niedawno zaczęła przedszkole. Nadia chwaliła się wszystkim dzieciom, że kilka razy bawiła się lalkami ze Scarlett O’Connor. Nie każde wiedziało, kim owa Scarlett O’Connor była, jednak te, które dostrzegały powagę sytuacji, obrały Nadię za swoją prowodyrkę, co bardzo podobało się córce Toby’ego. Ochroniarz wiedział pod jaką presją żyła Scarlett. Towarzyszył jej w wielu trudnych chwilach. Znał ją odkąd zaczęła spotykać się z Tomem. Wiedział o niej więcej, niż niektórzy z jej najbliższych. Dlatego starał się ją rozweselać. Sypał historyjkami o swojej córce, jak z rękawa, więc śmiała się, gdy otwierała skrzynkę pocztową i wyjmowała pocztę. Śmiała się, gdy przeglądała kolejne reklamy. Śmiała się do chwili, gdy trafiła na kopertę, na której widniało jej imię wyklejone kolorowymi literkami z gazety. Jęknęła żałośnie, upuszczając pozostałą korespondencję i rozerwała kopertę. Toby natychmiast pozbierał pozostałe listy i rozejrzał się po okolicy. Przywołał Maxa.

LA bez ciebie nie jest takie samo, dlatego postanowiłem odwiedzić Berlin. Miłe, prawda? Nie mogę doczekać się spotkania. Ty też, maleńka?

Natychmiast pokazała kartkę Toby’emu. Przeczytał zawartość i posłał Scarlett zmartwione spojrzenie. Ostrożnie włożyła ją do koperty. W końcu może jakimś cudem policja znajdzie tam odciski palców inne niż jej. Ochrona odprowadziła ją do domu, a potem udali się na obchód terenu. Czuła się przegrana. Czuła się osaczona. Czuła się pusta i zniszczona. Umieściła kopertę w woreczku foliowym i zostawiła na stole. Odsunęła się od niej, jakby była radioaktywna. Mike tam był. Zbliżył się do jej domu. Już nie było miejsca, w którym mogłaby czuć się bezpiecznie. Przebrała się i pod obstawa udała się na policję. Tam przeszła przez tą samą procedurę składania zeznań. Shie starał się ułatwić to najbardziej, jak się dało, ale nie mógł jej przed tym uchronić.
Czy po dostaniu anonimu nie powinna drżeć ze strachu, panikować, szaleć, odchodzić od zmysłów, cokolwiek? To nie było tak, że się nie bała. Wiedziała, że to Mike i na samą myśl robiło jej się zimno, ale nie potrafiła chyba odczuwać tak silnego lęku po tym, co ostatnimi czasy doświadczyła. Była znużona, trochę otępiała, zmęczona i zupełnie bezwolna. Tak, czuła się bezwolna. Bo Mike mógł być wszędzie, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Poprosiła Matta i Basha by zawieźli ją na cmentarz. Być może tam będzie miała szansę na odnalezienie choć odrobiny spokoju.

Tom zdziwił się widząc żółtą różę na nagrobku Liama. Nikt nigdy nie przynosił kwiatów innych, niż białe. A jeszcze lepiej, innych niż białe lilie. Obejrzał kwiatek. Być może zjawił się jakiś fan? Cmentarz nie był odosobniony. Znajdowały się tam groby wielu mieszkańców Berlina, więc kto wie. Obok ułożył swojego kwiatka, postawił znicz i odpalił go.
Od dawna nie był w Berlinie. Krążył między Monachium a Loitsche. Martwił się, że nie mógł poświęcić czasu Scarlett, ale miał tak dużo na głowie, że nie dało się. David miał zapalenie płuc. Jedna z uczestniczek musiała odejść z programu i trochę kosztowało ich znalezienie kogoś na jej miejsce. Wynikły jakieś problemy z etapem na Karaibach, przez co został przełożony. Do tego sprawy w wytwórni. Z tego co wiedział od Billa, to Fontaine pracował we Francji, więc nie musiał się nim martwić. Scarlett realizowała swoje zobowiązania, więc wszystko zostało pod kontrolą. Planował do niej napisać po wizycie u Liama, bo nie czuł się jeszcze na tyle pewnie, żeby do niej zadzwonić.  Usunął liście z płyty i z chodniczka wokół grobu. Zapalił drugi znicz u Nico. Odrzucił na bok kilka gałązek i liście, które musiały być pozostałością po ostatniej wichurze. Ciemny marmur wydał mu się najlepszym materiałem na nagrobek. Nie miał wtedy wsparcia Scarlett, wszystko się sypało i nie widział innej możliwości, jak wybrać taki kolor. Wcześniej litery były mosiężne. Teraz zdecydowali się na posrebrzany żeliwny stop, którego mieli nadzieję nikt nie zapragnie ukraść. Wyjął z kieszeni papierosy i odpalił jednego. Wierzył, że Liam nie złościł się o to, ale tak już się przyjęło, że kiedy siedział u niego, to lubił palić. Lepiej mu się myślało. Zazwyczaj marzył o mamie Liama, więc istniała nadzieja, że synek daruje mu to. Rozsiadł się wygodniej i rozejrzał się po cmentarzu. Pustki. W taką pogodę nikomu nie chciało się odwiedzać z natury smutnego miejsca. Tym lepiej. Miał chwilę dla siebie. Może uda mu się wymyślić, jak zbliżyć się do Scarlett i sprawić, żeby mu znów zaufała. Nie sądził, że kilka minut później okazja nadejdzie sama. Bill radził mu, żeby po prostu zadzwonił i umówił się z nią na kawę. Jednak Bill był teraz bardzo mądry w kwestii miłości, bo Rainie nie odchodziła dalej, niż na wyciagnięcie ręki. Bill był wtajemniczony we wszystko wcześniej i teraz, ale tak naprawdę nie mógł wiedzieć, jak te zaszłości odsuwają ich od siebie. nie pozwalały na zwyczajność, na bezpośredniość. Przeszłość stanowiła granicę, którą mogli przekraczać na polu neutralnym, ale gdy chodziło o sprawy związane bezpośrednio z nimi, gruzy nie pozwalały przejść. Choć chwilami wydawałoby się, że kruszeją. Spalił do końca i rozejrzał się znów, aby dotrzeć tam, gdzie spoczywał Liam, należało podejść pod górkę albo wspiąć się schodami i przejść kilkoma alejkami. Dlatego pierwszego dostrzegł Bash’a, jako że mierzył dwa metry bez jednego centymetra. Potem pojawił się nieco niższy Matt, a dopiero na samym końcu jego maleństwo. Rozczulił się zupełnie, widząc ją taką małą i drobną między dwoma barczystymi mężczyznami. Wspierała się o ramię Bash’a. Szła powoli, zupełnie zamyślona. Była smutna. Na głowie miała ciepłą czapkę, spod której wymykały się jej złote loki. Nie umalowała się, a w puchowej kurtce, czarnych jeansach i zwyczajnych, zimowych butach wyglądała po prostu przepięknie. Nie potrzebowała makijażu, ani pięknych strojów, żeby być królową świata. J e g o świata. Matt powiedział coś do niej, a potem spojrzała w kierunku Toma. Blado się uśmiechnęła. Gdy znaleźli się kilkanaście metrów od grobów, ochroniarze zatrzymali się, a Scarlett powoli podeszła. Uklękła przed nagrobkiem, położyła swoją białą lilię obok tej, którą przyniósł Tom i podobnie jak on, obejrzała żółtą różę. Spoglądała na kwiaty w milczeniu i skupieniu. Tom wiedział, że się modliła. Podniósł się z ławeczki. Po chwili Scarlett wstała i odwróciła się do niego. Nie miał jej za złe kolejności. Zbliżyła się, a on jak miał w zwyczaju, ucałował ją w policzek, delikatnie przytrzymując ją w talii. Sądził, że nie tylko on czuł, że w tym drobnym geście było coś tylko ich, coś wręcz intymnego.
- To chyba już tradycja, że się tu spotykamy – powiedziała, siadając na ławeczce. Dołączył do niej.
- To, co nas tutaj sprowadza, najbardziej nas łączy.
- A jego utrata najbardziej nas podzieliła. – Miała rację. Śmierć Liama była punktem zapalnym wszystkiego, co doprowadziło do ich rozstania. Niewyjaśnione sprawy gromadziły się między nimi, a odejścia ich synka zerwało tamę, która trzymała je w bezpiecznej odległości. – Co czujesz, gdy siedzimy tutaj razem? – zapytała zerkając na Toma. Rozmawiali. Tak po prostu rozmawiali i nie mógłby czuć się w tej chwili lepiej. Chociaż fakt, że siedzieli nad grobem swojego syna, niszczył radość tej chwili, ale może właśnie to robił Liam? Znów ich łączył.
- Myślę, że Liam chciałby nas tutaj razem – odparł cicho, bo głos go zawodził. – Tak powinno być od początku. Tylko ty rozumiesz, co przechodzę odwiedzając jego grób. Tylko ty wiesz, jak bardzo boli mnie, że nasz syn leży tu, gdy mógłby być szczęśliwym dzieckiem. Tylko ty wiesz, że dziewiętnastego każdego miesiąca nie umiem być szczęśliwy, choćby działy się najlepsze rzeczy – popatrzył na Scarlett, a w jego oczach kryło się cierpienie rodzica, który utracił ukochane dziecko. W jej spojrzeniu dostrzegł to samo. To porozumienie łączyło ich nawet, gdy wydawało im się, że żywili do siebie tylko nienawiść.
- Masz rację – odparła. Oczy miała zaczerwienione, a głos drżący. – Powinniśmy być w tym wszystkim razem. Do dziś żałuję, że cię wtedy zostawiłam.
- Nie da się tego zmienić. Jesteśmy tu u naszego syna i jedyne, co możemy dla niego zrobić, to dobrze żyć. Przede wszystkim, żyć dalej, choć to nie jest łatwe – westchnął. Odruchowo się rozejrzał. Bash i Matt palili, uważnie wodząc wzrokiem po okolicy. Jakby czekali, aż ktoś wyskoczy zza krzaków i zaatakuje Scarlett. Tom zatrzymał na moment tą myśl. A co, jeśli ona faktycznie czegoś się bała? Zerknął na nią, chciał zapytać, ale podjęła poprzedni temat.
- Ty masz szansę przelać tą miłość na Davida. To wielkie szczęście mieć takiego syna. Spotkałam go zaledwie kilka razy, ale zdążyłam się przekonać, że jest mądrym i dobrym dzieckiem – Tom spojrzał uważnie na Scarlett. Choć wspominała nie raz, że uważała Davida za dobre dziecko, wciąż jakby się obawiał, że kryło się pod tym coś więcej, ale jej spojrzenie było zupełnie szczere. Wypełniła go duma.
- Jestem szczęśliwy, że go mam, ale nigdy nie było tak, że zastąpił mi Liama – popatrzył na nią znów, jakby chciał się upewnić, że mu wierzyła. – Liam był jedyny i nie powtarzalny. Był nasz, Scarlett – pod wpływem chwili, impulsu, tej intymnej atmosfery między nimi ujął jej dłoń, którą opierała na ławce i uścisnął ją. Popatrzyła na niego zaskoczona, ale nie cofnęła ręki. – Kocham Davida i cieszę się, że jestem ojcem takiego fajnego, małego człowieka, ale Liam to Liam, a David to David – zakończył dosyć stanowczo, a ona pokiwała głową. Zastanawiała się przez moment, po czym powiedziała;
- Walczę o Jessicę nie tylko dlatego, że tak ją lubię. Jestem w tym trochę egoistką. Walczę o nią, bo chciałabym pozbyć się chociaż odrobiny poczucia winy. Chcę uratować czyjeś życie. Jego nie zdołałam, ale ona żyje. Chciałabym, żeby było mi troszeczkę lżej.
- I jak jest? – zapytał. Wiedział, że to błędna logika, ale nie zamierzał teraz wyciągać tego tematu. Cieszył go fakt, że rozmawiali, że było tak zwyczajnie. Tak bardzo tęsknił za rozmowami z nią. Każda minuta była na wagę złota. Pragnął zatrzymać ją jak najdłużej.
- Przeszczep się przyjął. Jess dochodzi do siebie. Jest coraz lepiej – starała się przybrać rześki ton głosu, ale Scarlett nigdy nie umiała go okłamywać. Najwyraźniej to się nie zmieniło.
- A jak ty się czujesz? – zapytał troskliwie, a ona przez moment nie odpowiadała. Spoglądała na niego, jakby szukała właściwej odpowiedzi. Chciał, żeby mówiła prawdę, a nie to co należało. Chciał, żeby czuła się przy nim pewnie, żeby mu ufała. Pokręciła głową, patrząc na Toma krótko.
- Nie chcesz wiedzieć – zaśmiała się gorzko.
- No właśnie chciałbym – zapewnił, mocniej ściskając jej dłoń. Wtedy ją cofnęła. Splotła obie na swoich kolanach i popatrzyła przed siebie, znów wykonała przeczący gest, jakby chciała odsunąć od siebie odpowiedź na to pytanie. – Chciałbym, żebyś mi powiedziała. Kiedyś potrafiłem ci pomóc. Jestem pewien, że teraz też będę potrafił – odparł cicho, bardzo starał przekonać ją do swoich szczerych intencji. Nie wiedział tylko jak.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek mógł mi teraz pomóc – stwierdziła. To nie było użalanie się nad sobą, ani marudzenie. Przedstawiła fakt. Spojrzała mu prosto w oczy. Bardzo bojowo, jakby stawiała wyzwanie światu. Cokolwiek działo się w jej życiu nie mogło być dobre. Jej zachowanie, to co powiedziała i obstawa nie wróżyły dobrze. Wydawała się przygaszona, nawet przestraszona. Czegoś się bała.
- Pozwól mi spróbować – zaczął delikatnie, patrząc na nią uważnie. Znów pokręciła głową. Nie potrafiła na niego spojrzeć. Widział w jej oczach łzy, zamrugała kilka razy, odetchnęła i dalej twardo patrzyła przed siebie. – Zrobię wszystko, co w mojej mocy – zapewnił. – Pozwól mi tylko spróbować – poprosił. – Nie myśl o tym, co było. Tym zajmiemy się jutro, ale dziś widzę, że coś cię martwi, czegoś się boisz, a ja bardzo chcę ci pomóc. Tylko mi powiedz – mówił miękko, spoglądając na nią nieprzerwanie. Żadnemu z nich nie przeszło w tej chwili do głowy, że kiedyś już odbyli podobną rozmowę. Być może miała ona miejsce na cmentarzu. Już kiedyś Tom prosił Scarlett, by otworzyła się na niego, by pozwoliła mu sobie pomagać, by mówiła do niego. Historia zatocza koło. Być może tak właśnie wyglądają drugie szanse.
Scarlett wreszcie odważyła się popatrzeć na Toma. Być może, gdyby nie kolejna wiadomość od Mike’a, byłaby twardsza, ale w tym momencie nie potrafiła być samodzielna. Może, gdyby to nie był Tom, łatwiej umiałaby odmówić. Jednak właśnie w tej chwili musiała przypomnieć sobie, jak dobrze poczuła się w jego ramionach na weselu Margo i Gustava, a potem w szpitalu. Jej głupie serce musiało przypomnieć sobie, że wciąż go chciała. To nie dawało jej spokoju. Ta myśl, że choć upłynęło tak wiele czasu, choć zmieniły się miejsca, choć zmienili się oni, to ta miłość wciąż była. Do tej pory zastanawiała się, czy tylko w niej. Czy Tom też ją chciał? Zastanawiała się. Nie miała pewności, czy czyniąc ten jeden krok za dużo, nie doprowadzi do tego, że jej serce zostanie złamane po raz kolejny. Nie mogła pozwolić sobie na to, by utraciła resztki dumy, które pozostały jej po spotkaniu z Mike’em. Po tym, co po sobie zostawił. Stała się ta chwila. Tom popatrzył na nią. Spoglądał jej prosto w oczy i wiedziała, że nie tylko ona wciąż t o czuła. W tym jednym spojrzeniu odnalazła wszelką pewności, że się nie myliła. To było piękne i przerażające jednocześnie. T o znów się działo. Szczelnie zamknięte zakamarki serca otwierały się, wypuszczając uczucia głęboko tam schowane. Tak bardzo chciała zniknąć. Wydawało jej się, że jeżeli nie ukryje się gdzieś, to Mike odbierze jej także to. Te ostatnie dobre uczucia, które miała tylko dla siebie, które ratowały ją przed upadkiem. Pragnęła ukryć się gdzieś, gdzie Mike jej nie znajdzie, ale nie miała pewności, czy istniało takie miejsce, w którym stałaby się dla niego niewidzialna. W jednej chwili naiwnie pomyślała, że Tom znał takie miejsce i jej myśli przeistoczyły się w słowa.
- A możesz ukryć mnie przed światem? – zapytała na poły ironicznie, na poły z nadzieją, choć więcej było w tym goryczy. – Chociaż na chwilę – szepnęła, bo tak naprawdę znajdowała się już na krawędzi.
- Jak długo zechcesz – odparł, podnosząc się z miejsca. Dwadzieścia sekund brawury. Może to właśnie był ten moment, gdy mógł wygrać swoje wszystko. Jeszcze nie wiedział, gdzie znajdowało się to miejsce, w którym schowa ją dla świata, ale wiedział, że to zrobi. To był t e n moment. – Zabiorę cię w miejsce, gdzie odpoczniesz, będziesz mieć spokój i twoja obecność nie zdziwi nikogo – zapewnił ją, wpadając na najbardziej oczywisty pomysł. Zapewne tez najlepszy. Popatrzyła na niego zaskoczona tą propozycją. Zupełnie, jakby przed chwilą nie zapewnił jej, że chciał pomóc, a ona nie prosiła go o to. Zerkała raz na niego, a raz na jego dłoń. Uśmiechnął się ciepło i zachęcił ją gestem. – W gratisie  dorzucam najlepszą herbatę malinową, jaką kiedykolwiek piłaś.
- I tak nie może być gorzej – westchnęła, nie mając pojęcia, jak bardzo się myliła. Podniosła się z miejsca i podała Tomowi rękę. Dwadzieścia sekund brawury. Plus niespokojne serce. Czuła, że to zupełne wariactwo iść z człowiekiem, z którym dopiero od niedawna normalnie rozmawiała. Jednak wciąż pamiętała tego, którego tak kochała. To z nim chciała udać się na koniec świata. Pytanie, czy on wciąż istniał? Czy istniała ta ona, którą kochał on?
- No cóż – zaczął. – Twoja odpowiedź nie jest dla mnie najwyższym komplementem, ale przemilczę to – powiedział, kiedy zbliżali się do ochrony. Uświadomiła sobie, jak zabrzmiały jej słowa i zaśmiała się cicho. Poczuła się troszkę głupio. Zupełnie, jakby czas spędzony z nim był najgorszą ostatecznością, a przecież czuła coś zupełne innego.
- To jest szalone – westchnęła.          
- Czym jest życie bez ryzyka? – zagadnął, gdy zatrzymali się przy Matt’cie i Bash’u, nieco zdziwionymi takim obrotem sytuacji. – Zabieram ją – powiedział, a ochroniarze spojrzeli pytająco na Scarlett. Zawahała się przez moment. Czy mogła udać się gdziekolwiek bez ochrony, gdy Mike śledził każdy jej ruch? Czy przy Tomie mogła czuć się bezpieczna? Chyba znała odpowiedź. Przynajmniej na to drugie pytanie. Nie potrafiła wytłumaczyć tego, że od momentu, gdy spotkali się na cmentarzu, poczuła się lepiej. Po prostu. Wystarczyła jego obecność. Starała się o tym nie myśleć, ale jak miała przestać, skoro pierwszy raz od wielu dni co chwilę nie oglądała się za siebie? Czuła się głupio z tym, że tak reagowała na Toma. Po takim czasie, po tylu złych słowach, on wciąż był tym, do którego chciała uciec. Czy tak właśnie powinno być? Czy tak wyglądało przeznaczenie?
- Jedźcie do domów, gdyby coś mnie niepokoiło, to zaraz dam wam znać – poleciła.
- Jestem pod telefonem – zapewnił Bash. – Poinformuję też Toby’ego i Maxa – powiedział.  Posłała mu wdzięczne spojrzenie i całą czwórką opuścili cmentarz. Po uprzednim sprawdzeniu obu aut, ochrona wsiadła do wynajętej Hondy, a Scarlett i Tom do jego Audi. Q7 nie było tak szpanerskie, jak R8, ale znacznie bardziej praktyczne. Kiedy ruszyli, Scarlett nie potrafiła uwierzyć, że siedziała z Tomem w jego aucie i jechała gdzieś. Gdzie? Nawet nie wiedziała. Nie bardzo rozumiała też, dlaczego się zgodziła. Powinna odmówić. Nic ich przecież nie łączyło. Nic prócz tego kawałka granitu, który miał przypominać im już zawsze o tym, co mieli i co stracili. Może to aura cmentarza? Chyba za dużo o nim myślała. Wspominała ich wspólne życie, te dobre chwile. Może to spowodowało, że uprzejmość Toma wydała się jej czymś więcej. Trochę się tego przestraszyła. To kolejna rzecz, której się obawiała. Za dużo już ich. Trochę przez to oklapła i zrobiło jej się nieprzyjemnie. Zupełnie jak w chwili, gdy przypominasz sobie jakąś bardzo zawstydzającą rzecz. Chcesz się zapaść pod ziemię. Ona też chciała. Przez swoje głupie serce. Głupią nadzieję. Głupią brawurę, której dała się ponieść. Zupełnie już nie wiedziała, co myśleć.
- Zastanawia mnie jedna rzecz – zagadnął po kilkunastu minutach jazdy w milczeniu. Zerknął na Scarlett, a ona popatrzyła na Toma. – Dlaczego potrzebujesz, aż dwóch ochroniarzy? Czy nawet czterech? – musiała liczyć się z tym, że o to zapyta. Bash i Matt bardzo sumiennie wykonywali swoje zadania i dokładnie sprawdzali, czy gdzieś nie czaiło się zagrożenie. – Twoi chłopcy wyglądali, jakby tylko czekali, aż ktoś się na ciebie rzuci.
- Dobrzy są, co? – odparła, mając nadzieję na zmianę tematu. Nie wiedziała, czy chciała o tym mówić. – Nie byłam pewna, czy będę umiała zaufać komuś poza Toby’m i Max’em, ale Sebastian i Matt są bardzo profesjonalni i świetnie mi się z nimi współpracuje.
- Inaczej nie pozwoliłabyś im ochraniać się – posłał Scarlett szybki uśmiech. – Jednak to nie zmienia faktu, że nie odpowiedziałaś, dlaczego potrzebujesz stałej ochrony – spojrzał na nią tak, że nie miała już złudzeń, że Tom da się zwieść albo, że przestanie się interesować. Troszczył się o nią. Zauważyła, że w ostatnich tygodniach, a może nawet miesiącach bardzo martwił się o jej sprawy, więc może mogła powiedzieć mu chociaż odrobinkę? Była bardzo skołowana. Z jednej strony chciała wyjawić mu wszystko i zrzucić z siebie ten ciężar, a z drugiej pamiętała o tym, co ich podzieliło.
- Ktoś mi grozi – powiedziała w końcu. Tom chyba nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Przeżył w swojej karierze różne epizody z natrętnymi fanami, stalkerami, czy haterami, ale dotąd to nigdy nie okazywało się niebezpieczne. Scarlett patrzyła na niego, oczekując jakiejś reakcji, a on prowadził i wydawał się intensywnie nad czymś myśleć. Zaniepokoiła się. Dopiero po krótkiej chwili, kiedy uważniej mu się przyjrzała, dostrzegła, jak mocno zaciskał dłonie na kierownicy, a żyłka na jego szyi pulsowała. Odwróciła wzrok. Wolała nie patrzeć.
- Teraz rozumiem – odpowiedział po długiej chwili ciszy. – Wiedziałem, że się czegoś boisz. Już wtedy twoim mieszkaniu zauważyłem, że się kryjesz. Chowałaś się w sobie. Nie bardzo wiem, jak ująć to w słowa, ale dostrzegłem to – zerknęła na niego i nie było w nim irytacji. Tylko troska.
- Naprawdę? – zdziwiła się. Trochę jej ulżyło, bo wydawało jej się, że Tom mógł pomyśleć sobie o niej coś złego. Choć przecież to jej grożono, więc nie miałby podstaw. Zdjęła czapkę, a jej niesforne włosy nastroszyły się. Przeczesała palcami loki. Odkąd je skróciła stały się nie do opanowania.
- Nie rozumiem, dlaczego ktoś chce zrobić ci coś złego. Przecież pomagasz, jestem dobra dla fanów.  Długo to trwa? – zapytał. Był bardzo skupiony, jakby oceniał, sondował sytuację.
- Tak – westchnęła ciężko. – Od czerwca – ta informacja zszokowała Toma zupełnie. Zwolnił, a potem zatrzymał się na czerwonym świetle. Przypatrzył się Scarlett, która nie potrafiła popatrzeć na niego, zupełnie jakby miała powód do wstydu.
- Zgłosiłaś to na policję? – przytaknęła. – A czy wiesz, kto to? – dopytywał. Miał tak zmartwiony, pełen troski głos, że nie potrafiła być twarda. Pękała z każdą chwilą bardziej. To był w końcu Tom, a ona pomimo wszystkiego, co się zdarzyło, nie potrafiła oprzeć się temu, że przy nim czuła się bezpiecznie, jak w d o m u. Mogła mu zdradzić ten najgorszy z sekretów?

Szli sobie spokojnie, z wyjątkiem cichych okrzyków radości, które Scarlett wydawała z siebie, kiedy tylko wyniki znów przyszły jej na myśl, a on uśmiechał się pod nosem, widząc jej rozradowaną buzię, gdy ni stąd ni zowąd wyrósł przed nimi Mike. Scarlett gwałtownie zatrzymała się, mocno ściskając rękę Toma. Mimowolnie napiął wszystkie mięśnie. Mike uśmiechnął się cwano, splatając ręce na torsie.
- No proszę, kogo ja tu widzę, pan Gwiazda i pani… - zasępił się na chwilę. – No właśnie, Scarlett, jak się do ciebie zwracać? – spytał, jakby nigdy nic mrugając do niej Zmrużyła oczy, układając usta w dzióbek i otaksowała do spojrzeniem. Powoli i dokładnie.
- Ty? Per pani, nie inaczej – posłała mu nienawistne spojrzenie, pozwalając, by Tom przepuścił ją przodem, mijając chłopaka. Bez przerwy mocno trzymał ją za rękę. Nie pozwoliła sobie na to, by zadrżeć. Szła dumnie wyprostowana, wysoko unosząc głowę. Jej lęk zdradzały jedynie lodowate dłonie.
- Spotkamy się jeszcze, proszę pani! – krzyknął za nimi. Z jego głosu sączył się jad i przekonanie, że zawsze dopnie swego. Tom otoczył ją ramieniem, przygarniając blisko siebie. Doszli do tej samej sygnalizacji, a Scarlett milczała. Była spięta i przestraszona. Mike musiał zepsuć nawet tą chwilę. Ujął w swoje jej małą dłoń i ucałował ją lekko.
- Kiedy przejdziemy na drugą stronę, zamkniesz za sobą etap opieczętowany jego imieniem. Raz na zawsze – zapewnił ją, patrząc prosto w turkusowe tęczówki dziewczyny.
- Wierzę ci – szepnęła, uśmiechając się słabo. Spojrzała na pasy, a potem na Toma. Wzięła głęboki oddech i mocno ścisnąwszy jego dłoń, uczyniła pierwszy krok, a za nim kolejny i kolejny, aż wreszcie stanęli na chodniku po przeciwnej stronie. Puściła jego rękę, wygładzając sukienkę. Spojrzała na alejkę, w której wciąż widziała Mike’a. Patrzył na nich. Odetchnęła, spoglądając Tomowi w oczy. Odrzuciła strach, zacisnęła dłonie w piąstki, chcąc znów być dzielną – Michaelu Miller od tej pory nie istniejesz i niech cię piekło pochłonie – jakby na potwierdzenie, przytaknęła sobie skinieniem głowy i wplótłszy rękę pod ramię Toma, spojrzała mu w oczy. – Teraz jest już tylko Tom – uśmiechnęła się słodko, a on nie mógł jej nie pocałować.

Przypomniała sobie, jak spotkała Mike’a po raz ostatni. Łudziła się, że zniknie z jej życia wraz z końcem szkoły. A on już pewnie wtedy miał swój plan. Może jeszcze w szkole przygotowywał zmianę tożsamości. Kim musieli być jego rodzice, skoro przystali na to wszystko. A Serena? Scarlett zupełnie o niej zapomniała. Ciekawiło ją, czy postąpiła jak brat, czy żyła sobie gdzieś indziej. Zdążyli ruszyć, ale Tom wciąż spoglądał na nią zmartwiony. Skoro siedziała w tym samochodzie i zdecydowała się uciec z nim, należała mu się prawda. Im szybciej mu powie, tym lżej jej będzie.
- Nie wiem, czy pamiętasz, ale kiedy byliśmy razem, obiecałeś mi, że Mike zniknie – Tom wyraźnie nie rozumiał. To logiczne. Dla niego Michael Miller dawno nie żył. – Nie pomyśl, że mam do ciebie jakieś pretensje – zapewniła, nerwowo chowając włosy za ucho. Tom prowadził, nieustannie zerkając na Scarlett. – Chodzi mi o to, że nie mogłeś dotrzymać słowa, bo nikt nie może mi pomóc. Bo on żyje i to on mnie prześladuje – była zdumiona, że udało jej się wydusić to z siebie. Nie popłakała się, ani nie drżał jej głos. Nie mocno. To ogromny sukces.
- Jak to? – zapytał zszokowany. Częściej patrzył na nią, niż na drogę i to jej się nie podobało. Nie, żeby mu nie ufała, ale nie chciała mu przekazywać takich informacji, kiedy kierowali się na… no właśnie. Już znała tą trasę. Jechali do Loitsche. Poczuła ulgę i żal jednocześnie. Bo tam mogli być bezpieczni, ale jednocześnie narażeni na atak Mike’a, jeżeli jechał za nimi. Mogła spodziewać się nawet tego. Włosy zjeżyły jej się na karku na samą myśl. Mimowolnie się odwróciła, żeby zerknąć, czy nikt ich nie śledził. Nie powinna była odwoływać ochrony. Postanowiła ich wezwać z powrotem.
- Nie chcę o tym mówić, kiedy prowadzisz – zasugerowała, a Tom od razu zjechał na pobocze, włączając awaryjne światła. Na szczęście nie zdążyli wyjechać z miasta i nie znajdowali się na autostradzie. Wciąż zerkała w lusterko, czy jakieś auto nie zatrzymuje się w pobliżu. – Mike żyje. Nie zginął w tamtym wypadku. Nie będę ci teraz opowiadać, jak się o tym dowiedziałam. Skonfrontowałam się z nim, a on zapowiedział, że to nie koniec, że jeszcze mnie dopadnie. To było w czerwcu – na sekundkę przeniosła wzrok ze wstecznego lusterka na Toma. – Do koncertu zapadł się pod ziemię. Ten dziwny telefon: jestem wszędzie, gdzie spojrzysz, był od niego. A potem zaczął wysyłać mi anonimy. Stąd ochrona. Zgłosiłam sprawę na policję w Los Angeles i tutaj, ale on wsiąkł jak kamfora.
- Ten człowiek był chory psychicznie już wtedy. Miał na twoim punkcie obsesję – patrzył na Scarlett wyraźnie przestraszony. Nawet nie zszokowany, po prostu przestraszony. – Czy on cię skrzywdził?
- Nie udało mu się– odparła cicho. – Bardzo się boję, Tom – znów zerknęła na niego na chwilkę. – Nawet teraz wciąż patrzę w to głupie lusterko i sprawdzam, czy jakieś auto nas nie śledzi – westchnęła. – Może nie powinnam cię w to wciągać. Policja go szuka, ale dotąd bezskutecznie. Nie mam zbyt twardych zarzutów. Nie mam nawet dowodów, że to on. Boję się, że to się może szybko nie skończyć, a jestem już bardzo zmęczona.
- Ben jest u Leny, gdyby coś się działo, to pomoże. Możesz też wezwać swoją ochronę, ale przy mnie będziesz bezpieczna – zapewnił ją z tak dużym przekonaniem, że w tej jednej chwili mu wierzyła. – Nie dociera do mnie, kim musi być ten człowiek, skoro zrobił coś takiego. Jak bardzo on jest chory. Wymyślimy coś. Poradzimy sobie z nim – znów ujął jej dłoń i ścisnął ją delikatnie. My. Dwie literki, jedno krótkie słowo, a ona topniała. Tom patrzył na Scarlett i nie mógł uwierzyć, że takie rzeczy mogą dziać się naprawdę. W filmach, w książkach, okej. Ale w życiu? Patrzył na nią i w ułamku chwili miał wrażenie, że widzi ją tak naprawdę. Była blada, zmęczona, przestraszona, miała cienie pod oczami i zapadnięte policzki, jakby nie jadła zbyt wiele i nie spała. Była tak szczupła, że obie opcje wchodziły w grę. Najgorsze, że emanowała od niej wielka niepewność, wielki strach, zupełnie się wycofała. To ją przytłoczyło, przyparło do muru, ale nie tego, który kiedyś miała. Do muru, od którego nie było ucieczki, ani wyjścia. Teraz to rozumiał. Może nie miał racji we wszystkim, ale łączył fakty. Znał ją na tyle, by móc dostrzec to wszystko. Obserwował ją od tamtej urodzinowej wizyty i miał niemal pewność, że Scarlett potrzebowała kogoś, kto ją obroni. Kogoś, kto złapie ją, gdy będzie upadać i ochroni ją przed nią samą. Patrząc w jej smutne, przestraszone oczy, po raz kolejny upewnił się, że chciał być tym, dzięki któremu przestanie się bać. Scarlett załapała go i ochroniła. Teraz jego kolej. – Nie pozwolę cię skrzywdzić – po raz kolejny postawił na swoje dwadzieścia sekund brawury, uniósł jej dłoń do swoich ust i patrząc jej prosto w oczy, czule ją ucałował. W oczach miała łzy, ale mocno starała się je powstrzymać. Skinęła głową, bo głos uwiązł jej w gardle. Bardzo mocno chciała mu wierzyć. Bardzo.


Przez resztę drogi do Loitsche niewiele rozmawiali. Tom starał się przyswoić fakt, że Mike żył i zagrażał Scarlett. Wydawało mu się to zupełnie abstrakcyjne. Normalni ludzie nie walczyli z kimś, kto robi operacje plastyczne albo zmienia tożsamość. A Scarlett musiała zmierzyć się z tym i tym, a na dodatek tą osobą był ktoś, kogo szczerze nienawidziła. Jeszcze nie wiedział, jak to zrobi, ale musiał jej pomóc. W końcu Mike nie mógł rozpłynąć się w powietrzu. Prędzej czy później policja go znajdzie. A Tom postanowił zrobić wszystko, żeby Scarlett chociaż trochę odetchnęła. Wprawdzie nie zabrała swoich rzeczy, nie miała nawet torebki, ale w domu znajdowały się rzeczy Rainie i mamy, więc na pewno coś się dla niej znajdzie. Nie bardzo wiedział, jak powinien to wszystko rozwiązać logistycznie, bo jedyne czego był pewien to to, że powinien działać, a nie rozmyślać. Jednak łatwiej było skupić się na tym, skąd wziąć dla niej szczoteczkę do zębów, niż na tym, czy dom jest wystarczająco zabezpieczony przed intruzami. Dawno nie czuł się tak rozbity. Miał ją w końcu przy sobie i  powinien być szczęśliwy, a jedyne o czym myślał to to, czy była przy nim bezpieczna. Historia zataczała naprawdę wielkie koło.
Parzył herbatę, Scarlett była w łazience. Może to był właśnie moment, na który czekał? Mieli szansę na rozmowę, czas dla siebie. Musiał wierzyć, że nic złego ich nie czekało, że dany im czas, przyniesie coś dobrego. Czekał na to od pół roku. Miał być jej oparciem. Miał ją złapać. Miał ją podtrzymać. Miał sprawić, że odzyska wiarę i pewność siebie. Miał być tym, u którego będzie szukała pocieszenia. Miał ochronić przed wszelkim zagrożeniem.
Chciał być tym, którego kochała.
Weszła do kuchni, kiedy zalał herbatę. W powietrzu unosił się zapach owoców. Stanęła w progu, naciągając na dłonie rękawy swetra. Właśnie to najlepiej zapamiętał z tej chwili. Ją, taką drobną i smutną, osnutą zapachem cytrusów. Chciał zabrać ją do salonu, ale może kuchnia faktycznie stanowiła lepsze miejsce na rozmowę. Pierwszą prawdziwą rozmowę. Postawił napoje na stole. Scarlett podeszła i usiadła na jednym z krzeseł.
- Przyjemnie tu jest, tak przytulnie, rodzinnie – powiedziała, obejmując kubek dłońmi. Potem zamilkła i Tomowi wydawało się, że wahała się, czy zacząć mówić, czy nie. Patrząc na nią, nie mógł uwierzyć, że dziewczyna, którą kiedyś znał, to ta sama przestraszona, wątła i niepewna, która siedziała przed nim. Wydawała się zupełnie zahukana. W końcu podniosła odrobinę wzrok, odważyła się. – Trochę to dziwne, że siedzimy tu razem. Jakby ktoś to przepowiedział, jakiś czas temu, to bym nie uwierzyła.
- Cieszę się, że w końcu tu razem siedzimy – uśmiechnął się, patrząc wprost na Scarlett. – Od dawna zależało mi na rozmowie z tobą, ale wciąż wydawało mi się, że to nieodpowiedni moment. Najpierw nie chciałem wchodzić w twoje życie z butami, potem pomagałaś Jessice, a ostatnio ja miałem mnóstwo na głowie. Nasze dzisiejsze spotkanie to chyba jakiś znak, że nadeszła właściwa chwila. Choć żałuję, że to nie stało się pół roku temu.
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać? – zaciekawiła się.
- Chcę wyjaśnić wszystko, co wtedy zaszło – pokiwała głową i upiła łyk herbaty.
- Przepraszam, jeżeli uznasz, że nie powinnam tego mówić. Bo pewnie nie powinnam – wzruszyła ramionami, jakby to wcale nie było ważne. – Ostatnie miesiące były dla mnie, jak koszmar. A dziś, z tobą jest jakoś lepiej. Przy tobie zawsze bałam się mniej, dlatego dziękuję, że mogę tu być. Dziękuję, Tom – szepnęła, w oczach zgromadziły jej się łzy. Starała się, żeby nie wypłynęły, ale emocje wzięły nad nią górę. Stróżki popłynęły po jej policzkach. Natychmiast je starła. – Przepraszam – Tom wstał, wyjął z szuflady chusteczki i podał jej jedną. Ukucnął przed Scarlett i spojrzał w jej oczy. Miały nienaturalnie mocny odcień. Zawsze tak się działo, gdy płakała. Czasem stawały się prawie bezbarwne. Niemal przejrzyste. Otarła oczy i wydmuchała nos. Nie patrzyła na niego, a on czekał. – Przepraszam – powiedziała znów.
- Nie – odpowiedział stanowczo. Może za bardzo. Tego się nie spodziewała. Spojrzała na niego zdziwiona, może trochę wystraszona. Nie wiedział, bo wciąż się czegoś bała. – Nie przepraszaj mnie. Nie wolno ci. Nie za to. Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Nie przygotowałem się na to, ale chcę, żebyś wiedziała, że twoja obecność tutaj, to wszystko, czego potrzebuję – zatrzymał się na moment, sprawdzając jej reakcję. Jej i tak duże oczy otworzyły się szeroko, ale nie było w tym zawodu czy zniesmaczenia. Była zaskoczona, po prostu. Czasy, gdy chował się ze swoimi uczuciami i pragnieniami, minęły. Wiedział, czego chciał. Wiedział, że zasługiwał na szczęście. Tym właśnie była dla niego Scarlett. – To nie minęło. Moje uczucia. Dlatego zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna. Cokolwiek nas czeka po powrocie do Berlina chcę, żebyś wiedziała, że masz mnie po swojej stronie. Obojętne co – zapewnił żarliwie.  
- Boję się – szepnęła, po czym popatrzyła na niego. Pierwszy raz naprawdę na niego popatrzyła. Widział, ile ją to kosztowało. Jak bardzo została skrzywdzona, skoro nie potrafiła już patrzeć w oczy? Ona, Scarlett, która nie lękała się stawić czoła najgorszemu. Pozwoliła mu zajrzeć w swoje pełne strachu oczy. Pozwoliła mu zajrzeć do swojej duszy. Pozwoliła mu przejąć część ciężaru, który dźwigała każdego dnia. Miał wrażenie, że tym jednym spojrzeniem ofiarowała mu więcej, niż ludziom, który obracali się wokół niej na co dzień. Wielu wydawało się, że jej mur nie istniał. Jemu chyba też. Jednak właśnie teraz był grubszy niż kiedykolwiek wcześniej. Podniósł się, ciągnąc ją za sobą i mocno ją przytulił. Podobny moment dzielili w szpitalu, po pogorszeniu się stanu Jessici, ale wówczas po prostu się załamała, straciła kontrolę. Teraz była przy nim świadomie. Dzieliła się z nim swoim brzemieniem.
- Tutaj nic ci nie grozi. Obiecałem, że schowam cię przed światem i słowa dotrzymam. Odkąd zaczęli pojawiać się tutaj nadgorliwi dziennikarze, po tym, jak oficjalnie ogłosiłem, że David jest moim synem, zainstalowałem monitoring i specjalny alarm, gdy coś dużego przedostaje się na posesję. To sprytny sprzęt. Wykryje zagrożenie i poinformuje firmę ochroniarską – cały czas obejmował Scarlett. W pierwszej chwili stała sztywno w jego uścisku. Dopiero po dłużej chwili, niepewnie objęła go rękoma w pasie.
- Nie umiem się odnaleźć w tej chwili. Ty, ja, my razem.
- Nie próbuj. Po prostu bądź, Scarlett – krótką chwilę rozważała jego słowa, a potem mocno przytuliła się do Toma. Czuła się zupełnie oszołomiona tym, co się właśnie działo. On najwyraźniej nie przezywał tego tak, jak ona. Ich relacje od dłuższego czasu zaczynały układać się coraz lepiej. Tom wydawał się sądzić, że jest jak być powinno, jakby to, że jeszcze rok temu omijali się szerokim łukiem nie miało znaczenia. Cieszyło ją to, bo to co przed chwilą Tom jej powiedział, bardzo wiele znaczyło, ale z drugiej strony, to co ich podzieliło, wciąż między nimi było. Liczyła, że to spotkanie pomoże im wyjaśnić pewne sprawy. Musieli je wyjaśnić. Potrzebowała choć jednej stałej w swoim pełnym zawirowań życiu.
Chwilę później znów siedzieli naprzeciw siebie. Scarlett popijała herbatę, a Tom ją obserwował.
- Poznałam go w klubie – podjęła po chwili milczenia. Uznała, że Tomowi należała się ta historia, skoro już znalazła się w jego domu, skoro poznał jej część, skoro jej pomagał. – Byłam tam z Gin, dopiero zaczęłyśmy współpracę. Spodobał mi się jego sposób bycia. Chyba dlatego, że zupełnie różnił się od ciebie – zerknęła na Toma, ale ciężko było wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Słuchał uważnie. – Spotkałam się z nim raz, drugi i trzeci. Uznałam, że to nie jest człowiek na długi, poważny związek, więc postanowiłam spróbować. Od początku wiedziałam, że związki bez miłości są nie dla mnie, ale pchałam się w to, bo chyba chciałam sobie udowodnić, że mogę – westchnęła. Mówienie o tym było trudne, bo wiązało się ze sposobem, jakim radziła sobie z ich rozstaniem. Albo nie radziła. – Głupio mówić mi o tym właśnie tobie, ale chyba powinnam.
- Nic nie musisz. Na tym mi zależy. Nie musze znać tej historii, jeżeli nie chcesz o tym mówić – uśmiechnął się i krótko uścisnął jej dłoń.
- Chcę, bo jeżeli opowiem ci o tym, to potem będzie łatwiej. Jestem tu, pomagasz mi. Musisz wiedzieć, dlaczego to wszystko się stało.
- Jestem tutaj dla ciebie. Tym razem bez obietnic – popatrzyła znów lekko zaskoczona. Tom nie miał pewności czy taka ofensywa to dobra metoda, ale skoro nie wahał się, to dlaczego nie miał postępować zgodnie z tym, jak dyktowało mu serce? Zawiódł ją wtedy. Teraz już nie zamierzał. Nawet, jeżeli powie mu, że nie da się ich uratować. Tom i tak postanowił pomóc Scarlett. Bo ją kochał. Teraz, gdy siedziała zaledwie metr od niego, to uczucie stało się jeszcze bardziej oczywiste. Nie kryło się za urazą czy żalem. Po prostu znów odżyło i chociaż Scarlett była nieco zagubiona w tym, jak się zachowywał, czuł, że postępował dobrze.
- Wstydzę się tego, jak wtedy postępowałam. Bo to nie byłam ja. To była jakaś rozgoryczona wersja mnie, która próbowała sobie udowodnić, że umie żyć na luzie, że miłość nie jest jej potrzebna. Moje serce było wtedy bardzo chore. Mocno cierpiało – zerknęła znów na niego i westchnęła ciężko. – Popełniłam sporo błędów. Największym z nich było to, że oszukiwałam siebie. Angażowałam się w ten związek, wmawiałam sobie, że to wszystko, co wydawało mi się złe, to tylko moja wyobraźnia. Nie dopuszczałam do siebie sygnałów, które ostrzegały mnie przed nim. Potem znalazłam zdjęcie. Nie wiem, czy pamiętasz, ale to ostatnie, które sobie zrobiłam przed całą tą wielką przemianą. Był tam on, ja i cała nasza paczka.
- Wiem, o którym mówisz.
- Znalazłam je w Przeminęło z wiatrem. Nasze zdjęcie, w tej właśnie książce, czy to nie wystarczający sygnał, że coś było nie tak? Oczywiście znalazł wyjaśnienie, ale to było za dużo dla mnie. Zdjęcie, niemal unikatowe, u Jima? Zaczęłam drążyć, a Liv mi w tym pomogła. Powiedział mi, że sprzedał mu je Alphie. Pogrążył się tym, bo okazało się, że Alphie nie żyje, a jego zdjęcie jest w domu jego mamy. Wtedy przeprowadziłyśmy z Liv małe śledztwo, w którym okazało się, że facet, który podaje się za Jima Felstona to ktoś zupełnie inny. Zaczęłam się bać. Poprosiłam o pomoc Shie’a. Próbowaliśmy ustalić, kim jest ten człowiek bez ingerencji policji. Bo przecież kłamstwo nie podlega paragrafom. Shie był w LA, Liv i Georg też. Wtedy Javier zaproponował, byśmy u niego zamieszkali. Krążenie między hotelowymi pokojami nie pomagało. Musiałam opowiedzieć mu tą historię, wciągnąć go w to. W jednym z pokoi Shie stworzył coś na rodzaj makiety. Były tam zdjęcia, karteczki z informacjami, wszystko co mogło pomóc. Nawet zamiłowanie Georga do CSI bardzo się przydało – uśmiechnęła się krótko. – Cały czas coś nie dawało mi spokoju. Wiedziałam, że umykał mi jakiś fakt. Jednej nocy wstałam, żeby jeszcze raz przyjrzeć się temu, co zebraliśmy. Na ścianie wisiało zdjęcie Mike’a i Jima. Obok siebie. Poczułam się, jakby ktoś potraktował mnie prądem. Pojechałam do niego od razu. Nastąpiła przykra wymiana zdań, którą dokładnie słyszeli Liv, Georg i Javier. Wtedy, kiedy go zdemaskowałam, powiedział, że to nie koniec. No i zapadł się pod ziemię. Do koncertu. Od tego czasu dostaję anonimy. On dopiero się rozkręca. Chce żebym o nim myślała, żebym się zastanawiała się, kiedy znów i gdzie pojawi się wiadomość. Dopiął swego i to mnie wykańcza – zakończyła smętnie. – Mam dosyć cierpienia. Mam dosyć bycia jego ofiarą. Przeszłam już przez to w życiu, dlaczego muszę znów? – podniosła na niego wzrok. Miała suche oczy. Nie wiedział, że opowiadała policji tą historię tyle razy, że zdążyła uodpornić się na smutek, który jej towarzyszył.
- Zgłosiłaś to policji? – upewnił się, a ona pokiwała głową.
- W Stanach i tutaj w Berlinie. Badają ponownie sprawę śmierci jego i Sereny. Jednak to nie jest takie proste. Jako dowody mam tylko przypuszczenia i anonimy, które mógł wysłać każdy. Nie stawił się w LA na komendzie, żeby złożyć wyjaśnienia. Nie mógł, ponieważ jakimś cudem znalazł się tutaj. Shie twierdzi, że gdyby poszedł tam na policję, to odkryliby, że ukradł tożsamość tamtego chłopca, dlatego zaczął się ukrywać. Oni już o tym wiedzą, więc na dobrą sprawę, rozpoczęli postępowanie w tej sprawie. Boję się, że on znów zmieni wygląd, że znajdzie się w moim otoczeniu i że skrzywdzi mnie albo kogoś mi bliskiego – głos zaczynał jej się łamać. Upiła łyk już zimnej herbaty i spojrzała na Toma.
- Masz ochronę, oni nie odstępują cię na krok, więc nie dotrze do ciebie, a teraz jesteś ze mną. Tutaj jesteś bezpieczna.
- Najgorsze jest to, że nie mam nad tym żadnej władzy. To nie ja ustalam zasady. Muszę grać w jego grę. Boję się, Tom. Strach towarzyszy mi już od tak dawna, że nie pamiętam, jak to jest gdy się nie bałam.
- Scarlett – dotknął jej dłoni, a gdy jej nie cofnęła, to mocno ją uścisnął. – Gdybym tylko mógł zrobić coś, cokolwiek. Powiedz mi – pokiwała głową. Nie mógł znieść smutku w jej oczach. Chciał ukryć ją gdzieś na końcu świata, gdy tamten nie mógłby jej znaleźć.
- Dlaczego Tom? – spytała, a on nie bardzo wiedział, co miała na myśli. – Najpierw omijaliśmy się szerokim łukiem, a potem ty znikasz, a gdy wracasz zachowujesz się tak, jakby tych lat nie było. Jakbyśmy nie wypowiedzieli tylu złych słów, jakbyśmy nie wyrządzili sobie tych krzywd – gdy to mówiła jej oczy wypełniły się łzami. Patrzyła na niego i przez jedną krótką chwilę zastanawiał się, co bardziej wolała usłyszeć, ale przecież była tam z nim. Przez ostatnie pół roku dokładnie rozważał każde ich spotkanie. To była nagroda za jego cierpliwość. Nakrył drugą dłonią jej własne, popatrzył jej w oczy, bo bardzo chciał, żeby mu uwierzyła.
- Wyjechaliśmy do Nowego Jorku, bo Bill wierzył, że w ten sposób nauczy się żyć bez Rainie. Próbował, naprawdę próbował, a ja byłem tam z nim i zastanawiałem się, co to zmienia u mnie. Poznawałem Davida, starałem się być jego ojcem, szukałem swojej drogi. Wszystkie poprzednie okazały się niewłaściwe. Nie wiedziałem, w czym problem. Czas mijał, a nie działo się lepiej. Liczyłem, że dostanę tam swój świeży start i krótko po przylocie poznałem Amy. Ona była zupełnie inna, niż dziewczyny, które znałem. Inna od ciebie. Nie chciała mnie, bo jestem sławny i przy kasie. Traktowała mnie, jak zwykłego człowieka – przerwał, a Scarlett przytaknęła. Wiedział, że znalazła zależność. – Na początku wydawało mi się, że może coś z tego wyjdzie, ale szybko uznaliśmy, że nadajemy się na przyjaciół, ale nigdy w życiu na parę. Amy była szczera i lubiła drążyć. Zadawała milion pytań, uważnie słuchała odpowiedzi i kodowała, a potem ni stąd ni zowąd wyskakiwała z diagnozą. Pomogła mi uświadomić sobie kilka ważnych rzeczy. dzięki niej zacząłem zastanawiać się, kim jest Tom Kaulitz bez Tokio Hotel? Kim jest Tom? Kim jest Tom bez Scarlett? I wiesz, co pierwsze przyszło mi na myśl? – uśmiechnął się delikatnie. – Tom bez Scarlett jest nikim – jej ogromne oczy, znów przybrały wielkość spodków. Wpatrywała się w niego, a jej zimne dłonie spoczywały między jego własnymi. Wiedział, że spędzili ze sobą dopiero kilka godzin, a on raczył ją rewelacjami, ale po co kryć coś oczywistego? Postanowił kontynuować. – Możesz mi nie wierzyć, bo wtedy postąpiłem dokładnie odwrotnie wobec tego, co teraz mówię, ale… kiedy uświadomiłem sobie, że powodem, dla którego nie mogłem ruszyć ze swoim życiem były moje uczucia do ciebie, poczułem ulgę, bo wreszcie wypowiedziałem na głos to, co czułem od bardzo dawna. Pozwoliłem sobie przyznać się, że wciąż cię kocham i nagle wszystko okazało się proste. Niedługo potem było wesele Margo i Gustava. Postanowiłem zaryzykować i poprosić cię do tańca. Wtedy przekonałem się, że nie wszystko stracone, bo chociaż nie chciałaś pokazać, co czułaś, ja wiedziałem – uśmiechnął się na wspomnienie tamtego dnia. – Żałuję, że zwlekałem, że poprosiłem cię o rozmowę już wtedy. Ale wtedy byłaś tak blisko z Fontainem. Wydawało mi się, że nie mam prawa ingerować w twoje życie ze swoimi uczuciami. Dlatego czekałem do twoich urodzin. Powrót Rainie był kolejnym idealnym pretekstem, żeby cię odwiedzić. Chciałem chociaż najmniejszego sygnału, że mogę wyobrażać sobie, że możemy żyć w zgodzie, ale ty byłaś zajęta organizacją koncertu, Fontaine nie spuszczał cię z oka. Nie chciałem, żebyś pomyślała, że próbuję wykorzystać okazję. Dlatego czekałem – nic nie mówiła. Oczy miała zaszklone. Dolna warga jej drżała. Odkąd znał Scarlett, do dnia w którym się rozstali, nie widział jej tak słabej. Śmierć Liama złamała jej serce, ale nawet wtedy nie była słaba. Była pokonana, ale nie słaba. Teraz straciła wszelką wolę walki. Była bezwolna. Była przerażona. Czuła się samotna. Nie potrafiła uwierzyć, że ta chwila, ten moment, że były prawdziwe. Wiedział to. Widział to w jej oczach. – Nie powiedziałem tego dlatego, żebyś czuła się do czegokolwiek zobligowana. Mówię to, bo nie chcę już dłużej udawać, że nic nie czuję. Pomogę ci, zaopiekuję się tobą, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żebyś poczuła się lepiej, żebyś chociaż na chwilę zapomniała o nim. Wiem, że przeszłość leży między nami, ona nie zniknie, ale nią zajmiemy się jutro albo pojutrze, kiedy poczujesz się lepiej, dobrze? Teraz pozwól mi sobie pomóc, za długo musiałaś walczyć sama. – Dobre oczy Toma spoglądały na nią z czułością i nie wiedzieć dlaczego, gdy wypowiedział tych pięć magicznych słów, wybuchła płaczem. Niekontrolowanym, spazmatycznym płaczem, który on koił, trzymając ją w swoich objęciach godzinę, a może i pięć minut. Dla niej to był bezczas, w którym chociaż na chwilę zrzuciła z ramion cały strach i całą niepewność, które dźwigała od rana do wieczora, od zmierzchu do świtu. Naprawdę straciła poczucie czasu. Straciła wszelką kontrolę. Pozwoliła sobie na szloch, na spazm, na łkanie, na beznadziejny płacz, a Tom po prostu trzymał ją w ramionach. Czuła jego zapach. Czuła jego siłę, która zawsze kojarzyła jej się z bezpieczeństwem. Czuła, że to wszystko okazało się prawdą. Czuła, że miała w końcu coś dla siebie. Coś, co nie pozwolił jej już niżej upadać. Coś, co cofnęło ją znad krawędzi. Coś, co sprawiło, że ból łagodniał. Coś, co pozwała jej wierzyć, że Tom ocali ją przed lękiem. Uchroni przed upadkiem. Obroni przed nią samą.
Tom dał jej coś, w co mogła uwierzyć. Bez słów. Bez obietnic. Bez przyrzeczeń. Bez wyznań. Dał jej wiarę. Dał jej wszystko, czego potrzebowała. Otworzył drzwi. Z lękiem obserwowała, jak zamknięte za nimi uczucia i wspomnienia wyłaniały się. Musieli stawić im czoła. Musieli się z nimi uporać.
Mogli  w r e s z c i e  czuć.

21 komentarzy:

  1. w koncu!!!!!! idę czytać:)
    Panna Aleksandra

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem właściwie, co mogłabym jeszcze dodać. To taki rozdział-oczyszczenie. Wyrzucili z siebie tak wiele, a bez tego nie mogliby ruszyć dalej. Przy okazji oczyściły się moje oczy, bo łzy popłynęły mi w dwóch momentach. Nie powiem dziś chyba nic więcej, czuję się tak wyjątkowo lekko.

    J.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja... po prostu było najpiękniej, najpiękniejszy bajkowy scenariusz jaki mogłaś dla nich napisać. To, że Tom wyszedł z inicjatywą nieco zaskakuje, ale z drugiej strony - przecież już doskonale wie czego chce. Ciekawa jestem, czy uda im się rozwiązać wszystko co nadal będzie między nimi wisiało mimo, że pozornie coś rozwiązali.
    I bardzo się cieszę na ponowną moderację, Ci ludzie bez życia niezmiernie działali mi na nerwy. Zastanawiam się jak to możliwe że ktoś jest aż tak wypełniony jadem, że nawet o 5 (!) rano wypisuje te bzdury. Przerażające.

    /Lighty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaaak, najwyraźniej pisanie tych bzdur wyłącznie do mojego wglądu jej/ich nie bawi :D

      Usuń
  4. Breathe your life into me
    I can feel you
    I'm falling, falling faster
    Breathe your life into me
    I still need you
    I'm falling, falling
    Breathe into me...

    Jakie to prawdziwe i jak pasuje do S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak dalej będziesz podrzucać mi takie piosenki, to nie zabraknie mi weny ^^

      Usuń
  5. Wrescie cos na co czekalam od tak dawna... niesamowicie czytalo sie o nich razem ;)
    ~Ina.

    OdpowiedzUsuń
  6. Tyle slow chcialabym tu teraz napisac, ale wszystko wydaje sie takie mialkie i niewystarczajace. Poza tym, ten post jest tak naladowany bardzo delikatnymi emocjami i uczuciami, ze boje sie tego analizowac, zeby nie zniszczyc tej atmosfery,ktora stworzylas. Czulam sie troche jak intruz, ktory podglada ta rozmowe. To wszystko bylo takie...intymne. takie ich. Takie balansowanie na krawedzi. Odwieczna walka serca z rozumem. Serce pedzi w kierunku Toma, a rozum ciagle przypomina,ze to juz raz skonczylo sie katastrofa. Az niewiarygodnym sie wydaje,ze scarlett moze byc tak slaba i bezbronna. Podejrzewam ze to tylko chwilowy stan i ona niedlugo podniesie sie z kolan,ale dzieki temu Tom moze byc teraz dla niej cudowna ostoja <3
    Przeszlosc nadal jest miedzy nimi,ale dzieki temu beda w stanie zbudowac piekna przyszlosc. Tym razem juz bez oboetnic i wielkich, pieknych slow. Nauczeni na bledach. Bo jestem pewna,ze super-hero-tom wymysli sposob na ochronienie scarlett <3
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam ten post przy dwóch podejściach. Może byłby dłuższy, gdyby mój laptop nie zażyczył sobie odmówić ze mną współpracy. To było pozornie łatwe. Bo o nich prawie zawsze pisze się łatwo. Jednak balansowanie między tymi wszystkimi trudnymi uczuciami, między sercem a rozumiem nie jest łatwe, ale doczekałam się. Jestem tu. Oni tu są. Warto było.

      Usuń
  7. Chyba już czas i na mnie. Jestem. Po dłuższej przerwie, jestem. Powinnaś mi dać niezłą reprymendę Dark, no bo jak można tak po prostu przestać komentować?
    Przyznam się szczerze i bez bicia, że narobiłam sobie trochę zaległości, kiedy pojawiały się tu części tak całkiem bez S&T a z ich bólem.. Jakoś nie mogłam się do tego przyzwyczaić i często gęsto nie mogłam przebrnąć przez kolejne części. Nie zrozum mnie źle, uwielbiam to co piszesz, ale po prostu momentami mnie prinz przytłaczał. :)

    Teraz musiałam. tak bardzo czekałam na taki moment! No dobra, to też tak brzmi i wygląda jakbym uważała, że prinz to tylko S&T i nic innego. Ale oni stanowią taki trzon, że.. no nie potrafię inaczej. Gęba mi się sama cieszy jak czytam te słowa, jak zlepiam je w zdania i widzę jak Tom przytula Scarlett, a ona wybucha płaczem. Wrócili. Chociaż po części, chociaż w kawałeczku, ale są.
    Piękne to jest Dark, że teraz historia zatacza koło. Kiedyś to S. musiała podtrzymać T. żeby nie upadł, a teraz to on nie pozwala jej upaść. To udowadnia jak ta historia jest przemyślana od początku do końca i jak utalentowana jest autorka. Gratuluję.

    I wracaj tu szybciutko bo uschnę, tak z nimi tęsknię. Rozbudzasz apetyt.

    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, daję Ci reprymendę! Jak mogłaś?! ;)
      Miło, że znów jesteś przy tak wzniosłej okazji. Wiem, że oni osobno i wszystko, co temu towarzyszyło, nie było łatwe. Wręcz przeciwnie. To było m e g a trudne. Pomijając brak czasu, czasem po prostu ciężko było mi pisac o sytuacjach, w których oni postępowali wbrew sobie. Gdybym słuchała ich serc, pogodziliby się już daaaaaaawno temu. No, ale nie byłabym sobą, gdybym nie zmusiła ich do podejmowania trudnych wyborów i popełniania błędów.

      Historia zatacza koło. Tak. Taki był mój cel. Ja cały czas coś sugerowałam. Od samego początku. Wiele obietnic, wzniosłych słów. To nie były tylko wyznania. To czesto były dla mnie takie małe kamienie milowe.
      Obiecaj, że odwrócisz się, nim znikniesz.
      Obiecaj, że nigdy nie rozstaniemy się na zawsze.
      Póki mamy Liama, nasza miłość jest nierozerwalna.

      Często uwydatniałam pewne rzeczy, żeby łatwiej było mi się odnieść do nich w przyszłości. Bo tu wszystko dzieje się po coś. Nie powtarzam tego na darmo.
      Prinz jest pełen symboli, drugich den. Bo to nie jest tylko opowiastka o miłości. Choć z pozoru tak to może wygląda.

      Wrócili, żebyś wiedziała, że wrócili.

      Usuń
  8. Notka jest cudna. Boze, na to wlasnie czekalam!
    Pisze w troche szalonej sprawie. Uwzglednilabys kiedys w Prinzu "Lady Marmalade"? Szczerze mowiac, chialabym kiedys przeczytac o Scarlett wykonujacej ta piosenke :D
    Wiem ze to troche szalony pomysl. Ale ja go tylko podsuwam - wykorzystanie pozostawiam Tobie.



    Patrycja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym, że S. wykonywała LM już gdzieś, kiedyś wspomniałam. Nie wiem, czy opiszę taki występ, ale to na pewno byłoby ciekawe :D

      Usuń
  9. Ja już sama nie wiem co ja mam o tym wszystkim myśleć. Za każdym razem, gdy kończę rozdział przechodzę przez takie napady płaczu, że szok. Sama tego nie potrafię pojąć. Każde złe uczucie, które tutaj opisujesz tak bardzo naciska na mnie. To naciskanie powoduje, że budzę w sobie moje wszystkie problemy, zawachania, porażki, błędy, żałobę... Jak ktoś wcześniej napisał, że to mnie po prostu przytłacza. Dlatego często nie wiem, co ja mogę dodać od siebie? Musisz wiedzieć, że tak bardzo wierzę w taką miłość T i S. To jest takie piękne, takie nie do opisania, że sama już nie wiem czy to jest prawdziwe, realne? Trzymam się Ciebie dalej. Po prostu będę tutaj chlipała w poduszkę, ale będę szczęśliwa, że tutaj jestem. ~AussieGirl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W miłość trzeba wierzyć. Inaczej życie staje się puste. Bez miłość też nie jest tak pełne i dobre. Te ostatnie trzy lata życia S i T są tego najlepszym przykładem.

      Wiem, że przytłacza. Mnie samą nie raz przytłoczyło aż za mocno. Czasem miałam wrażenie, że to dla mnie za dużo. Nie raz nie potrafiłam zabrać się do pisania, bo rzeczy, które miałam stworzyć przewyższały mnie. Ale ta wysoka poprzeczka, to pokonywanie siebie, to jest potrzebne. Chlipanie w poduszkę też.

      Usuń
  10. Cześć Dark 
    Dawno nie komentowałam, ale cały czas jestem!
    Prawdę mówiąc nie komentowałam, dlatego ze czasami nawet nie wiem, co miałabym napisać. Muszę ochłonąć, żeby poukładać to sobie wszystko w głowie.
    Nawet nie wiesz jak się cieszę że znów mogę „patrzeć” na zakochanych Scarlett i Toma; długo na to czekałam.
    Bardzo cieszy mnie zachowanie Toma. Że nie kręci, nie idzie na około, tylko mówi prosto z mostu tak jak jest. Powiem Ci, że sama od jakiegoś czasu tak robię i na dobre mi to wychodzi. Zamiast kryć się za głupimi uśmieszkami to lepiej powiedzieć prawdę, która nie zawsze jest miła, aczkolwiek szczera. Po tym co przeszli nie na miejscu byłoby udawanie, ze nic się nie czuje, ze nic się w nich nie dzieje. Ten etap już mają za sobą. Tak jak czuł-tak jej powiedział i chwała mu za to. +10 w moich czach 
    Scarlett jest tak krucha i tak delikatna, że ciężko cokolwiek o niej powiedzieć. Przeraża mnie sytuacja z Mikem, ale teraz już jestem troche spokojna, bo wiem, że kiedy Tom jest przy niej ze swoją miłością już nic jej nie grozi.
    Nie za bardzo wiem co mam dalej pisać, bo chyba mam syndrom „kaca Prinzowego”, gdzie po każdym jednym rozdziale mam mętlik w głowie (ale ten pozytywny), bo potrafisz wzbudzić we mnie naprawdę wiele emocji.
    Chyba pozostaje mi życzyć Ci miłych wakacji, weny i kolejnego rozdziału 
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!
    Pozdrawiam,
    Lena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tom porzucił swoją kluskowatośc na rzecz zdobycia swojej wybranki serca. Całkiem nieźle mu idzie i jedno i drugie.
      U nich to teraz będzie trochę inaczej wyglądać. Etap podchodów mają za sobą. Muszą się określić, co robią ze swoją sytuacją, posprzątać i iść dalej. Przygotować się i ponieść konsekwencje. Tom lepiej sobie z tym radzi. On chce być ze Scarlett. Wie o tym i robi wszystko, żeby się udało. Ona musi się z tym oswoić, bo na razie jest na etapie "to zbyt piękne, żeby było prawdziwe".
      Czas pokaże :D

      Usuń
  11. Przepraszam ,że dopiero teraz ( przeczytałam oczywiście od razu po opublikowaniu przez Ciebie ), ale nie potrafiłam się zebrać w sobie i wykrztusić paru słów ...
    Kurcze to bardzo ważny rozdział, w końcu wszystko idzie po mojej myśli S&T w obcięciach, a ja pierwszy raz mam ochotę Cię opieprzyć. Nie wiem co mi w tym rozdziale nie pasuje ,ale nie czuję tych emocji ... chyba za wiele razy wyobrażałam sobie ten moment, rozmyślałam jak powinno to wyglądać albo po prostu wiem, że to początek końca. Nie lubię takiej Scarlett - słaba, bez swojego zdania... oczywiście wiem ,że w tym momencie ona musi taka być - Tom ma być jej opoką, jej bezpieczną przystanią... Nie powiem ,że nie ruszyła mnie ich rozmowa na cmentarzu albo w kuchni ,ale nie takich emocji spodziewałam się po tam rozdziale...
    Droga Dark, mam nadzieję ,że Cię nie uraziłam bo nadal jesteś moją ulubioną hymm pisarką ? Tak, zdecydowanie jesteś wybitnie utalentowanym pisarzem...
    Niecierpliwie czekam na nowy naładowany emocjami rozdział...
    T.

    PS "Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru: jesteśmy albo pełni miłości... albo pełni lęku." - Albert Einstein
    "[...] miłość trzeba budować, odkryć ją to za mało " - P.Coelho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sporo myślałam o tym, co napisałaś. Na pewno nie mam ci za złe tego, że wyraziłaś swoją opinię. Na to właśnie czekam. Nie tylko na pochwały ;) Krytyka zawsze jest mile widziana.

      Nie jestem jeszcze gotowa, żeby ponownie przeczytać 105. Ta notka, choć napisana szybko, niosła za sobą pewien bagaż emocjonalny dotyczący mnie bezpośrednio.
      Zrobiłam to tak, jak czułam. Nigdy nie zmieniam raz napisanego tekstu. Tak, jakby to się zdarzyło i koniec, kropka. Stało się. Dopracowuję, owszem, ale nie zmieniam. Nie potrafię. Prinz zazwyczaj pisze się sam. Tak to jest. To co się stało między S i T, to dopiero początek. Nie mogło być wielkiego miłosnego „och!”. Scarlett jest teraz w bardzo kiepskim stanie. Jest zagubiona, niepewna i bardzo przestraszona. Zupełnie, jak nie ona. Teraz jest kolej Toma na to, by ją złapał i ochronił. O to chodzi w Prinzu. By to się stało.
      Nie przeczuwaj końca. Nie nastąpi po sakramentalnym tak, czy innym wzniosłym wydarzeniu ;)
      W sumie chyba powinnam zapytać, czego oczekiwałaś po tym spotkaniu? Jestem ciekawa, jak ty to widziałaś ;)

      Cytaty, jak zwykle cudowne.

      Usuń
    2. Długo zastanawiałam się co powinnam Ci odpowiedzieć , przeczytałam ponownie rozdział i rozmyślałam co bym w nim zmieniła... okazało się, że nic. Tu nie chodzi o tekst ( jest on napisany świetnie jak zawsze ) , po prostu nie czuję w nim Scarlett - pierwszy raz ... Nie wiem jak Ci to wyjaśnić , nie chciałabym Cie urazić szczególnie, że jak mówisz emocje które ten rozdział przekazuje dotyczą Cię bezpośrednio. Zawsze gdy kończyłam czytać rozdział przez długą chwilę przeżywałam emocje bohaterów , myślałam czy tak bym powiedziała, postąpiła ... tym razem było inaczej, byłam sama nie wiem , nie poruszona, nie czułam jej emocji ...
      Niecierpliwie czekam na nowy rozdział : )
      Pozdrawiam,
      T.

      Usuń
  12. Coś pięęknego, taka Miłość zdarza się tylko raz i głupio by było żeby to zaprzepaścili.
    Trzymam za Nich kciuki, należy im się to po tylu niepowodzeniach, zranieniach i jestem ciekawa jak to wszystko się dalej potoczy.
    Dark jestem pod ogromnym wrażeniem Twojego talentu! ;) to niesamowite jak budujesz emocje, ryczałam chyba z 10 razy :).Dziękuję!!!

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo