30. listopada 2014,
Loitsche.
Sobota upłynęła w mgnieniu oka. Rano Tom i Bill zabrali
Davida do Magdeburga. Musieli uzupełnić żywność, a chłopcu przydał się taki
męski wypad. W tym czasie Rainie, Candy i Scarlett wysprzątały dom,
przygotowały obiad i zajmowały się tym, co dziewczyny lubiły najbardziej, czyli
plotkami. Candy chłonęła je jak gąbka, zadając Scarlett mnóstwo pytań
dotyczących gwiazd, które znała. Najbardziej interesowali ją chłopcy z One
Direction i Dirty Mouses. Co ani trochę nie zdziwiło Scarlett. Większość
popołudnia spędzili grając w monopol na wyraźne życzenie Candy. Wieczór upłynął
równie szybko, bo Simone i Gordon wrócili do domu, więc odbyło się rodzinne
posiedzenie, podczas którego Scarlett i Tom zostali postawieniu w krzyżowym
ogniu pytań. W niedzielę przed południem Tom zabrał Davida na wycieczkę, bo
zanosiło się na to, że długo się nie zobaczą. Gordon i Bill grzebali przy Audi,
więc Scarlett znów została z dziewczynami. Wszystko działo się tak szybko i
intensywnie, że nawet nie miała chwili, żeby pomyśleć o rozmowie z Tomem.
Raczej nie była jeszcze na to gotowa, ale grudzień zapowiadał się tragicznie i
zupełnie nie wiedziała, jak to wszystko rozwiązać. Po południu zajrzała znów do
skrzynki pocztowej, jednak na szczęście znalazła tam tylko kilka zwykłych
maili. W tym szczegółowy grafik od Gin. Od trzeciego do dziesiątego grudnia
każdy dzień miała skrupulatnie wypełniony spotkaniami, wywiadami, sesjami i
nagraniami. A wszystko to odpowiedzi na odzew po koncercie dla Jessici. Problem
tkwił w tym, że gdy ona miała zaplanowany powrót do domu, Tom wylatywał na
Karaiby. Długo odkładany etap DSDS miał być w końcu zrealizowany. Dlatego
wszystko wskazywało na to, że zobaczą się dopiero przed świętami. Scarlett
pamiętała, czym skończyła się taka rozłąka ostatnim razem. Wtedy też mieli
poukładać swoje sprawy, gdy uporają się z obowiązkami. I co z tego wyszło? Nie
mówiła nikomu o swoich obawach, bo nie była pewna, czy nie wyolbrzymiła tego wszystkiego.
Rozjazdy stanowiły cenę życia, jakie wiedli.
Przetarła ręcznikiem lustro na wysokości swojej twarzy.
Nie chciała widzieć więcej. Prędko wytarła się i założyła piżamę. Osuszyła
włosy, rozczesała je i umyła zęby. Z samego rana wracali do Berlina. Bill,
Rainie i Candy wyjechali wczesnym wieczorem, a Scarlett starała się przeciągnąć
pobyt w Loitsche najbardziej, jak się dało. Podpięła kilka pasm włosów spinką,
żeby nie opadały jej na czoło, po czym opuściła łazienkę. Simone i Gordon już
spali. Toma widziała po raz ostatni, gdy ustalał coś telefonicznie z Jostem. Na
szczęście nie musiała go szukać, bo gdy weszła do jego pokoju i siedział na
łóżku. Uśmiechnął się na jej widok i odłożył laptopa. Położyła ubrania Rainie
na oparciu fotela, notując w pamięci, by rano wrzucić je do pralki. Jej telefon
zabrzęczał, więc podeszła do stolika, by sprawdzić, kto sobie o niej
przypomniał. Nie zdołała, bo Tom postanowił pokrzyżować jej plany. Gdy
przechodziła obok niego, załapał ją za rękę i pociągnął na swoje kolana.
Usiadła, mając najwyraźniej mocno zaskoczony wyraz twarzy, bo Tom uśmiechnął
się od ucha do ucha i objął ją w talii ramieniem. Chyba można to nazwać
postępem. Wprawdzie nie miała pewności, czy gdy przytuli ją następnym razem, to
nie odskoczy, jak oparzone, ale ta chwila była dobra. Tego się trzymała. Potrzebowała
go przy sobie i nie uciekała, gdy był blisko. Może Rainie miała rację? Dotyk
Toma był dobry, więc nie miała powodu bać się go. Odetchnęła i przytuliła się
do niego, oplatając ręką szyję.
- I co tam? – zapytała opierając policzek o jego skroń.
- Rozmawiałem z Davidem. Nie ma możliwości, żebym
poleciał z tobą. Najpierw mamy sesję, jakieś wywiady, spotkania promocyjne.
Wiesz. Muszą jakoś załatać tą dziurę w czasie. Chciałem to poprzesuwać, ale nie
mogę tam nie być.
- Wiem, nawet mi nie przyszło do głowy, żeby cię o to
prosić. Musisz wypełnić swoje zobowiązania, a ja swoje. Nie da się przed tym
uciec. – Gdy była sama, ta cena nie wydawała się aż tak wysoka. Przy nim wizja
samotnego grudnia zapowiadała się mroźniej, niż prognozowali meteorolodzy. Marzyła,
żeby pozostać w listopadzie, żeby grudzień się nie zaczął i natychmiast
przeszedł w styczeń, bo wtedy mogli być już razem.
- Tylko, że ja nie chcę cię zostawiać. Mam wrażenie, że
jak znów pozwolę ci odejść, to cię stracę. To już raz się zdarzyło – milczał
chwilę, nim odezwał się nerwowo, ale nie ze złością. Bardziej z paniką. Zaskoczył
ją tym. Nie sądziła, że dzielili tą obawę. Przez to poczuła się… to dziwne, bo
to nie była miła sytuacja, ale poczuła się zadowolona, choć w zupełnie smętny
sposób. Ciepło rozlało się w jej sercu i mimowolnie się uśmiechnęła.
- Skoro oboje się tego obawiamy, to chyba nie pozwolimy
sobie na to, żeby znów wybrać źle. Nie ma już Isobel, ani Leny, ani nawet
Javiera. Jesteśmy tylko my, Tom. W końcu jesteśmy tylko my. Z jasnym osądem,
rwącym się sercem i czystą kartą, na pewno wybierzemy dobrze. – Westchnęła, a
on mocniej ją przytulił. Tak dobrze było jej z Tomem. Dobrze i bezpiecznie.
Wiedziała, że niczego nie musi, że Tom niczego od niej nie wymaga. Okazywał jej
uwielbienie, nawet kiedy miała na sobie jego piżamę. Wielką, przepastną piżamę,
która była za duża nawet na niego. Najchętniej zaszyłaby się gdzieś z Tomem,
żeby mieli czas naukę bycia razem, a ona nauczyłaby się znów być ze sobą.
- To tylko kawałek grudnia, później będę musiał zająć się
tylko programami na żywo. Ty skończysz swoje wojaże. Wtedy będę zabierał cię na
randki, no i ogólnie rzecz ujmując, nie dam ci spokoju – uśmiechnął się
szelmowsko, a Scarlett tylko pokręciła głową.
- Za długo miałam spokój, żeby mi to przeszkadzało –
mruknęła zadowolona, tak się złożyło, prostu do ucha Toma. Dostał gęsiej
skórki, a Scarlett uśmiechnęła się półgębkiem, gładząc jego kark.
- No myślę – łypnął na nią zadowolony. Potem zamilkli
oboje. Scarlett czuła, że to był odpowiedni moment na to, by powiedzieć o wszystkim
Tomowi, ale nie potrafiła. Myśli szalały w jej głowie. Nie umiała złożyć
zdania, a słowa więzły jej w gardle. Zdenerwowała się. To uczucie obezwładniło
ją. Dlaczego nie potrafiła powiedzieć na głos tego, co tak bardzo jej ciążyło?
To proste. Tom, sypiałam z Jimem i było
mi z nim dobrze, ale kiedy dowiedziałam się, że to Mike, poczułam się jak
najgorsza dziwka i nie potrafię na siebie patrzeć. Po prostu, brzydzę się
siebie. Dwa zdania i po sprawie, a ona na samą myśl o tym zaczęła świrować.
Nawet nie spostrzegła, że spięła się całą, że przyspieszył jej oddech i serce
biło jak szalone. Dłonie zacisnęła w pięści. Nagle poczuła się obco w objęciach
Toma, bo gdy przypomniała sobie, z czym musiała się zmierzyć, odraza znów
powróciła. Zupełnie, jakby lekarstwo przestało działać. Jego dłonie zamknięte
tuż nad jej biodrem paliły ją i ciążyły. Spojrzała na niego spanikowana, a on
przyglądał jej się uważnie. – Co się stało? – chciała coś powiedzieć, ale nie umiała
wydusić z siebie choćby słowa. Spanikowała. Nagle nie mogła złapać tchu, drżała
i a obraz sprzed jej oczu zamazał się. Miała wrażenie, że zaraz się udusi, że
spadnie w przepaść. Nie czuła podłogi pod stopami. Bała się ruszyć. Przycisnęła
pięści do oczu. – Hej, Scarlett? – poczuła dłonie Toma na swoich rękach. Niemal
siłą odciągnął je od jej oczu. – Scarlett? – zapytał, łapiąc ją za ramiona, ale
ona nie potrafiła skupić się na jego słowach. Wiedziała, że się dusiła, że
przepaść była blisko. – Scarlett?! – potrząsnął nią lekko. On też się
zdenerwował, ale wsiąknęła w siebie tak bardzo, że tego nie dostrzegła. –
Oddychaj, słyszysz? – jego czuły, ale stanowczy głos docierał do niej, ale
przepaść była jak magnez. Ciągnęła ją ku sobie. Ręce Mike’a były tak blisko.
Jego wzrok pełen pogardy, ale najgorsze było to, że wciąż pamiętała, jak
doprowadzał ją do granic, jak rozpadła się w jego rękach. Nienawidziła
rozkoszy, którą wtedy odczuwała. Nienawidziła wszystkiego, co wtedy czuła. Nienawidziła
siebie za to, że chciała to czuć, że wciąż pamiętała i ta nienawiść zasysała ją
w głąb mrocznych czeluści. Słyszała jego szept. Czuła jego dłonie na swoim
ciele. Czuła go w sobie i nie potrafiła odsunąć tej myśli. – Scarlett! – Tom
wstrząsnął nią znów, po czym ujął ją za brodę i zmusił, żeby na niego
spojrzała. – Wróć do mnie. Wróć, Scarlett – nakazał. – Oddychaj – powiedziawszy
to, zaczerpnął powietrza równo z nią, potem powoli je wypuścił, gdy ona łapała
urywane oddechy. – Wróć, Maleńka – ujął jej twarz w dłonie, patrzył jej w oczy,
oddychał spokojnie. – Gdziekolwiek jesteś, wróć. Ze mną nic ci nie grozi. Tutaj
wszystko skończy się dobrze. Oddychaj, patrz na mnie. Wróć, Maleńka – mówił
spokojnie, ale gdyby nie była w takim stanie, słyszałaby, jakby bardzo się
przestraszył. W przeszłości nie miewała napadów paniki. Cokolwiek w jego głosie
sprawiło, że zaczęła go naprawdę słyszeć, że zobaczyła go, że wyrwała się z
przepaści wspomnień, to coś sprowadziło ją z mrocznych zakamarów jej tajemnicy.
Całą drżała i nagle zrobiło jej się bardzo zimno. Zrozumiała, że cały czas
oddychała, że tylko wydawało jej się, że tlen nie docierał do jej płuc.
Spazmatycznie łapała oddechy, jakby za chwilę znów miała stracić dopływ tlenu.
– No już – Tom pogładził jej policzki, a potem przytulił ją do siebie. Odetchnął
głęboko, a ona trzęsła się w jego ramionach. Gdyby jej tak mocno nie trzymał,
to rozpadłaby się na kawałki.
- Maleńka – szepnęła.
- Tylko ja tak mogę – powiedział, wtulając nos w jej
włosy.
- Po tym poznałam. To uświadomiło mi, kim naprawdę jest –
jej głos drżał, był nienaturalnie słaby. – Kilka tygodni szukaliśmy rozwiązania
tej zagadki. Wiedziałam, że Jim Felston nie istniał, ale nie miałam pojęcia,
kim może być człowiek, który się za niego podawał. To dobijało, ale prawda
okazała się jeszcze gorsza. Długo zeszło zanim pojęłam, że mówił do mnie maleńka. Nie zakodowałam tego, a właśnie
ten szczegół okazał się kluczowy.
- Mogę tak cię nie nazywać, jeżeli nie chcesz.
- Nie, tylko ty możesz – szepnęła, mocno zaciskając uda.
Wciąż miała to strasznie uczucie. Czuła na sobie jego dłonie, jego usta, czuła
jego całego. To nie chciało odejść. Każda sekunda spędzona z nim wracała do
niej. Teraz wydawało jej się to obrzydliwe i niemoralne. Starała się łapać
głębokie oddechy, ale jej umysł robił swoje. Widziała wszystko i słyszała.
Każdy ich moment. Przez chwilę nawet wydawało jej się, że czuła jego zapach.
Mike doskonale wypełnił swoje założenie. Zatruł każdą cząstkę jej ciała, duszy,
serca i umysłu. Przytuliła się mocno i zaciągnęła zapachem Toma. Pachniał tak
dobrze, tak bezpiecznie. Tylko mydło, mięta i on. Trochę się uspokoiła. – Od
jakiegoś czasu miewam ataki paniki, ale one zdarzają się rzadko. Nie rozumiem,
dlaczego teraz – czuła się zupełnie zawstydzona tym, co się z nią działo. – Nie
mam na to wpływu, jak na nic innego w moim życiu. Jestem wrakiem, Tom –
popatrzyła na niego smutnym, zmęczonym wzrokiem. – Jesteś pewien, że mnie
chcesz? – to go zupełnie zaskoczyło. Jak bardzo źle musiała się czuć, że coś
takiego przychodziło jej do głowy? Nie rozumiał tego, co stało się ze Scarlett,
ani dlaczego tak się stało, ale jednego był pewien. Z każdą chwilą, którą z nią
spędził, przekonywał się, jak wielkie spustoszenia pozostawiły w niej ostatnie
wydarzenia, jak bardzo ugiął ją ten człowiek. Nie potrafił nawet wypowiedzieć
jego imienia. Nie potrafił, bo gdy to robił, chciał go po prostu zabić. Z zimną
krwią. Tak jak on zabił Scarlett. Podtrzymał jej spojrzenie. Ponownie objął jej
twarz dłońmi i przysunął się bardzo blisko. Patrzył jej w oczy, a ich usta
niemal się stykały.
- Chcę ciebie zawsze. Chcę tylko ciebie. Bez względu na
to, jak długo będziesz podnosić się z tego upadku, ja będę przy tobie –
pogładził delikatnie jej twarz, skronie i policzki. Postarał się nawet
delikatnie uśmiechnąć. – O ile dobrze pamiętam, kiedy się poznaliśmy, byłem
kimś, kogo ciężko nazwać człowiekiem. Ty sprawiłaś, że uwierzyłem, że mogę nim
być, że moje życie ma sens. Powtarzałaś mi, że nie istnieje tak trudna rzecz,
by się z niej nie podźwignąć. Pokazałaś, że można, bo jesteś tu dziś ze mną.
Dlatego tym razem, to ja będę cię zmuszał do tego, żebyś chciała walczyć, będę
zabierał ci kluczyki i podawał sok. Będę ci mówił, ile dla mnie znaczysz i jak
bardzo się mylisz, gdy mówisz, że jesteś kimś gorszym. Będę sprawiał, że
spojrzysz we właściwym kierunku, gdy zdarzy ci się odwrócić wzrok. Podtrzymam cię, gdy się potkniesz. Złapię
cię, gdy upadniesz. Ochronię cię przed tobą samą – jej dolna warga
zadrżała, a oczy wypełniły się łzami. Chciał scałować z nich cały lęk, ale
powstrzymał się. W tej chwili liczyło się tylko to, co mógł dla niej zrobić.
Pogłaskał opuszkami jej twarz i przytulił. Czy mógł bardziej pomóc jej w tej
chwili? Przywarła do niego cała i mocno objęła go rękami za szyję. Wtuliła się,
cicho łkając. Nie uspokajał jej, nie przemawiał, bo wydawało mu się, że cały
ten mrok, z którym musiała się zmierzyć, zrzednie, gdy pozwoli sobie na łzy, na
słabość. Scarlett poddawała mu strzępki informacji. Próbowała się z tym
zmierzyć, ale co mogło przerażać i ranić tak bardzo, że doprowadziło ją do
takiego stanu? Czas uciekał, gdy rozstaną się w Berlinie, prędko jej nie
zobaczy. Nie był pewien, czy mógł pozwolić jej odejść, zanim nie wyzna mu całej
prawdy. Powinni mieć to za sobą, ale nie zamierzał jej do niczego zmuszać.
Najgorsze mieli za sobą. Nie było rzeczy, której nie mogliby stawić czoła. Potrzebowali
czasu, a tego mieli najmniej.
- W takim razie chyba lubisz ryzyko bardziej, niż
sądziłam – mruknęła w jego szyję, gdy już uspokoiła się na tyle, żeby mogła
mówić.
- Jestem człowiekiem na krawędzi, ale ta krawędź
zdecydowanie może poczekać do rana – odparł, a Scarlett przytaknęła.
Wygramoliła się z jego objęć, a Tom odrzucił kołdrę. Położyła się, a on
przykrył ją po sam nos.
- Tatusiowanie chyba mocno weszło ci w krew – odparła,
gdy otulał ją puchatą narzutą. Roześmiał się i ucałował ją w skroń. Zaraz
znalazł się po drugiej stronie łóżka i położył się blisko niej. Siebie nie okrył
już tak szczelnie. Podłożył ugiętą rękę pod głowę i popatrzył na Scarlett. W
pokoju zostało zapalone bardzo delikatne światło, więc widział jej rysy. Nie
sypiała przy zgaszonym świetle. Przekonał się o tym w ciągu tych kilu ostatnich
nocy. Wcześniej nie bała się ciemności i nie potrafiła zasnąć przy świetle. Jak
wiele zmieniło się w ciągu tych nieszczęsnych lat? Chciał ją chronić, być przy
niej, gdy znów będzie śniła koszmary. Czuł, że go potrzebowała. Nie umiała tego
wyrazić, ale czuł to. Dwadzieścia sekund brawury, które sprawiło, że zabrał ją
do domu, było najlepszym, co mógł zrobić. Tak bardzo im to pomogło. Przekonał
się, że jego obawy okazały się bezpodstawne. Tak długo zwlekał, bo bał się, że
ona nie zdecyduje się zaryzykować i spróbować znów. A okazało się, że pragnęła
tego tak samo, jak on. Nie mógł być szczęśliwszy. Choć czekała ich daleka droga
do pokonania, wierzył, że to się uda. Miał ją, więc wszystko mogło się tylko
udać. Pozostawało poradzić sobie z pierwszą próbą, jaką były ich zobowiązania
muzyczne. Chciał to ułatwić i sobie i jej, a jednocześnie wykorzystać ten czas
na budowanie ich związku. Co robiły pary na samym początku? Jak to wszystko
powinno się rozpocząć? Myślał gorączkowo. Bardzo chciał poprawić Scarlett
humor. Uśmiechnął się.
- Właśnie coś przyszło mi do głowy – odparł z zadowolony.
- Co takiego? – zainteresowała się.
- Będziemy mailować. Planowałem do ciebie dzwonić, ale
myślę, że maliowanie pozwoli nam na stały kontakt w każdej wolnej chwili.
- Podoba mi się – teraz to ona się uśmiechnęła. Tom
przesunął nogę, trącając przy tym stopę Scarlett.
- Czy ty trzymałaś stopy w lodówce? – zapytał,
przysuwając swoje nogi bliżej. – Grzejnik włączony – mrugnął do niej, dając jej
sygnał, by się ogrzała.
- To się chyba nigdy nie zmieni – odparła, opierając
swoje stopy o łydkę Toma. Przeszedł go dreszcz, ale zaraz nakrył je drugą nogą.
– Dziękuję. Często nie mogę przez to zasnąć. Na okres zimowy mam stale podpiętą
poduszkę elektryczną. Włączam ją, żeby się rozgrzała, nim położę się spać.
- Teraz już będziesz mogła podziękować poduszce
elektrycznej, bo twój osobisty grzejnik jest w całkiem niezłej formie.
- Miło mieć swój własny grzejnik – uśmiechnęła się czule
i sięgnęła dłonią do jego własnej, spoczywającej na poduszce. Tej nocy spała
spokojnie.
1. grudnia 2014,
Berlin
Liv kiepsko radziła sobie z młotkiem, ale szczerze
powiedziawszy, Georg też nie radził sobie z nim najlepiej. Dlatego wykorzystała
czas, gdy wybrał się na siłownię, żeby wbić gwoździe i nie odebrać mu przy tym
za dużo męskości. Saoirse bardzo mocno chciała jej we wszystkim pomagać, więc
praca szła dwa razy wolniej, ale to już nie miało wielkiego znaczenia. W końcu
udało im się dokończyć remont, kupili meble i wyposażenie. Pozostało tylko
powiesić ramki ze zdjęciami i rozpakować się. Czuła się dumna, bo to kosztowało
ją naprawdę wiele. Czasem potrzebowała mnóstwo samozaparcia, żeby nie wycofać
się i nie uciec, ale serio? Teraz nie ruszyłaby się stąd za najlepszą z posad
fotografa. Kochała ich mieszkanko. Kochała każdy kolor na ścianie, każdy mebel,
każdą ramkę na zdjęcie, każdą zasłonkę, każde wszystko. Całe to mieszkanie to
owoc ich pracy i zaangażowania. Kłócili się o kolory i rodzaje, nie mogli dość
do ładu w wielu kwestiach, ale Georg i tak pozwalał jej wybierać. Czasem
wydawało jej się, że spierał się z nią po to, żeby się potem pogodzić.
- Saoirse, aniołku odłóż ten gwóźdź – odparła cierpliwie,
w porę odbierając go córce, nim zdążyła wypróbować jego ostrość na nowych
panelach. Prędko przybiła trzy ostatnie i zamknęła skrzynkę. – Chodź, pomożesz
mi wybrać zdjęcia do ramek – wyciągnęła do niej ręce, a Saoirse z radością
pozwoliła się podnieść. Mocno objęła szyję swojej mamy.
- Kocham cię, mamusiu – wyznała, po czym pocałowała Liv w
policzek, zostawiając na nim klejący ślad po cukierku, który przed chwilą
jadła.
- Ja też cię kocham – odpowiedziała i ucałowała córeczkę
w czoło. Spinka wysunęła się z jej włosów i dyndała smętnie na cienkim kosmyku.
Usadziła ją na kanapie i poprawiła jej fryzurę. – To wybieramy – zarządziła i
pokazała dziewczynce trzy zdjęcia. Na pierwszym Saoirse czesała tatusia.
Zmaltretowała jego perfekcyjny zaczes a la Elvis. Georg miał minę męczennika.
Ta chwila była zdecydowanie warta uwiecznienia. Na kolejnym wszyscy troje
wystawili dzióbki do zdjęcia, a na trzecim Georg obejmował Liv ramieniem, a na
drugim trzymał córkę, która całowała go w policzek.
- To – pokazała palcem, na drugą fotografię. Liv skinęła
głową i umieściła ją w ramce. Po chwili namysłu trzecią też. Później Saoirse
wybierała swoje własne zdjęcia i jeszcze kilka innych. Czego, jak czego, ale
ramek ze zdjęciami w ich domu nie mogło zabraknąć. Kiedy powiesiły wspólnie
wszystkie, Saoirse zgodziła się pooglądać bajkę, bo nie pałała miłością do
sprzątania. Lubiła pomagać przy wszystkim, ale miotła i odkurzacz sprawiały, że
znikała i potrafiła grzecznie się bawić. Liv wyrównała ramki i postanowiła
poodkurzać. W mieszkaniu wciąż unosił się pył, nawet jeżeli jej się wydawało,
że wystarczająco często myła podłogi.
Gdy kończyła przecierać wilgotną ścierką zestaw pod kino
domowe, usłyszała trzask drzwi, a po nim szuranie w korytarzu. Zdecydowała, że
powinni zainwestować w chodnik do tego pomieszczenia, bo na panelach odbijał
się każdy dźwięk. Stuk upadającej torby, szuranie butów.
- Jak tu ładnie – powiedział, obejmując Liv z tylu. Georg
pocałował ją w policzek. – Jak słodko – mruknął prosto w jej ucho. Uśmiechnęła
się.
- Podziękuj swojej córce i jej uwielbieniu do mamby –
roześmiał się i odwrócił Liv przodem do siebie, a potem pocałował ją długo i
czule.
- Musiałem sprawdzić, czy tu też smakujesz tak dobrze –
mrugnął do niej, skradł jej jeszcze jednego całusa i ruszył do kuchni. Lodówka
była jedynym w pełni wyposażonym meblem w ich mieszkaniu. Poszła za nim i
oparła się o wyspę. Opróżnił butelkę wody do połowy i odstawił ją na blat. Liv
przypatrywała mu się z zainteresowaniem. Bo jak tu nie patrzeć? Jej mężczyzna w
ostatnim czasie stał się jeszcze bardziej przystojny, niż wtedy, gdy go
poznała. Pobłogosławiła dzień, w którym ściął włosy i odstawił prostownicę, ale
choć widywała go codziennie, to drastyczne zmiany jakie zaszły w jego
wyglądzie, zaobserwowała dopiero tego lata. Uwielbiała jego ręce i ramiona. Nie
mogła się na nie napatrzeć. Plecy też miał cudowne i w ogóle cały był
nieziemski.
- Co się tak uśmiechasz? – zapytał, podchodząc do niej.
Oparł ręce o blat po obu jej stronach. Położyła na nich swoje dłonie.
- Bo mi się podobasz – mruknęła, muskając palcami skórę
na jego przedramionach.
- Człowiek musi spocić się jak świnia, żeby usłyszeć coś
takiego od swojej dziewczyny – powiedział, niby to urażony, ale nie
przeszkodziło mu to w przesunięciu rąk z blatu na talię Liv. Zbliżył się do
niej, a ona kontynuowała swoją wędrówkę wzdłuż jego mięśni, które napinały się
pod wpływem jej dotyku.
- Jestem szczęśliwa, Georg – szepnęła, podnosząc wzrok
znad jego ciała na oczy. Uśmiechnął się, ujął ją mocniej w pasie i posadził na
blacie. Czuła się lekka jak piórko, gdy ją unosił. Przysunął się bardziej, a
ona oplotła go nogami. Zarzuciła mu ręce na ramiona i pocałowała go. Wsunął
ręce pod jej koszulę, dotknął skóry, na której momentalnie pojawiła się gęsia
skórka.
- Kocham cię – mruknął jej w usta między jednym
pocałunkiem, a drugim. – I jeśli tak ma wyglądać każdy mój powrót do domu, to
piszę się na to – roześmiała się, nie przerywając pocałunków. Rozpiął kilka
zatrzasków jej koszulki, przesunął dłonie wyżej i bardzo miło zdziwił się, gdy
spostrzegł, że nie miała na sobie biustonosza.
Odsunął się i popatrzył na Liv pytająco, a ona w odpowiedzi pokierowała
jego ręką tak, by trafiła na jej pierś. Pocałował ją znów. Poczuła się, jak
wtedy, gdy każde spotkanie z nim kończyło się w ten sposób. Potrzebowała go
każdym kawałkiem siebie. Georg był jej niezbędnie potrzebny i kiedy pozwalała
sobie na to, bardzo mocno żałowała, że tak długo zwlekała. Miłość Georga była
tym, czego szukała po świecie. Kochała go każdym nerwem i czasem zastanawiała
się, jakim cudem tak można, bo to wydawało się zupełnie niemożliwe. Gdy tak
mocno obejmowała go nogami, gdy stał tak blisko niej, czuła, że zaraz stanie
się to, czego nie powinni zrobić przy dwuletnim dziecku za ścianą. Żarliwie
oddawała jego pocałunki, oddychając coraz ciężej, coraz szybciej.
- Tatuuuuuuś! – na korytarzu dudniły kroki Saoirse, a oni
jak oparzeni oderwali się od siebie. Georg zasłonił sobą Liv, dając jej czas na
ubranie się i porwał w ramiona córeczkę. Podrzucił ją do góry, łaskotał i
okręcił się wokół własnej osi, a ona piszczała z radości. – Pobawimy się? –
zapytała, kiedy podeszli do Liv, która zdążyła już względnie się uporządkować.
- Muszę się wykąpać, a potem coś zjeść, ale potem, potem
na pewno się pobawimy. Może być? – dziewczynka energicznie przytaknęła i
zaczęła się wiercić, chcąc stanąć już na podłodze. Ledwo dotknęła stopami
wykładziny, a już jej nie było. Liv chwyciła go pod ramię i uśmiechnęła się
szeroko.
- Zrobię ci coś do jedzenia, bo twoje dziecko uschnie,
zanim się ogarniesz.
- W porządku – pocałował ją szybko i ruszył do wyjścia.
Liv poprawiła kucyka i odetchnęła. – Co ty na to, żeby Saoirse nocowała dziś u
babci? – zapytał, znów zwracając jej uwagę. Zerknęła na Georga nieco zaskoczona,
gdy tak stał, opierając się o framugę. O tak. Kochała go z całego serca.
Uwielbiała, gdy tak emanował męskością i wyłaził spod jej pantofla. W
odpowiedzi otrzymał bardzo wymowny uśmiech.
*
Droga z Loitsche do Berlina upłynęła w zastraszająco
szybkim tempie. Choć Scarlett wolałaby, żeby wlokła się w nieskończoność. Nie
musiałaby tak szybko wracać do rzeczywistości. Gdy zbliżali się do dzielnicy, w
której mieszkała Sophie, zaczęła zastanawiać się, czy powinna zaprosić Toma do
domu. Gdyby pojawili się razem, oznaczałoby to, że zeszli się na sto procent.
Takie miała odczucie. Zerknęła na niego. Prowadził w skupieniu, mając ten swój
nieodgadniony wyraz twarzy. Jeszcze jakiś czas temu nie potrafiła wyobrazić go
sobie w typowej męskiej fryzurze. Od zawsze miał na głowie dredy albo warkocze.
Bardzo zdziwiła się, widząc go któregoś razu w nowej fryzurze, która jak się
okazało, służyła mu równie dobrze, jak poprzednie. Pięknemu we wszystkim
pięknie i on był na to niezbitym dowodem. Patrzyła tak na niego, bo sam
zamyślił się nad czymś i nie spostrzegł jeszcze, że bezczelnie się gapiła, gdy
nagle zaskakujące, co właśnie poczuła. To takie nagłe i oszałamiające. Dawno nie
doznała takiego olśnienia. Była z nim w trzyletnim związku, urodziła jego
dziecko i wydawałoby się, że bliżej niego już nie mogłaby być, a przez moment,
przez krótką chwilę przypomniała sobie, jak czuła się wtedy, gdy jeszcze
wzdychała do jego podobizny, gdy go nie znała, gdy był Panem Idealnym z
telewizji. Przypomniała sobie tęsknotę, całe to ogromne zauroczenie i
przeświadczenie, że ktoś taki jak Tom nigdy nie spojrzałaby na nią, że nigdy
nie spodobałaby się Tomowi. Zauroczyła się ideą niego samego. To też było
trudne. Nastoletnie problemy też są bardzo trudne. Kochała Mike’a, wzdychała do
Toma, zmagała się ze swoimi niedoskonałościami kompleksami. Potem przeszła, jak
jej się wówczas wydawało, najgorsze piekło. A on cały czas w tym był. Muzyka
Tokio Hotel i wiara w niego przyczyniły się do utrzymania jej w pionie, bo
symbolizował istnienie kogoś doskonałego, kogoś lepszego. Dla niej. Był jej
Tomem. Chłopakiem, który nigdy by jej nie skrzywdził. Nie miała zielonego
pojęcia, dlaczego o tym pomyślała, ale poczuła naglącą potrzebę, żeby go
dotknąć. Odwróciła się nieco i sięgnęła ręką do jego policzka. Pogładziła brodę
i gładką skórę ponad nią. Tom zerknął na Scarlett i uśmiechnął się jednym
kącikiem ust.
- Co tam, Maleńka? – zapytał, wciąż zerkając raz na nią,
a raz na drogę.
- To dziwne, ale właśnie przypomniałam sobie czasy, kiedy
wzdychałam do twoich zdjęć i chyba musiałam upewnić się, że na pewno tu jesteś
– zawstydziła się swoją pokrętną logiką, ale Tomowi najwyraźniej się spodobała.
Sięgnął po jej dłoń i splótł ich palce, kładąc je złączone na nodze Scarlett.
- Jestem – odpowiedział z czułością.
- Nigdy o tym nie myślałam, nawet jak się poznaliśmy,
zapomniałam o tobie, jako osobie medialnej. Od początku byłeś dla mnie Tomem,
po prostu i nie mam pojęcia, dlaczego właśnie teraz przyszły mi do głowy tamte
czasy. Teraz jest mi ciężko, ale wtedy też było, w inny sposób, ale też bardzo,
bardzo mocno. Zapomniałam o tym, a chyba powinnam pamiętać – zasępiła się na
moment, bo to jedno wspomnienie wystarczyło, żeby obudziła się. Otrzeźwiło ją.
Nie wiedziała jeszcze, jaki to miało cel, ani w jaki sposób przypomnienie sobie
tych czasów mogło jej pomóc, ale poczuła się w zmotywowana. Zupełnie, jakby
ocknęła się z letargu. Tom spoglądał na nią, co chwila. – Sama nie wiem –
powiedziała w końcu. – To jest ważne, ale jeszcze nie wiem w jaki sposób.
- W odpowiedniej chwili przyjdzie ci to na myśl.
- Chyba tak, bo teraz po prostu nie wiem – wzruszyła
ramionami i naprawdę nie wiedziała, co dodać. Fakty były takie: zatoczyła koło.
Zarówno w związku z Tomem, jak też w kwestii Mike’a. Mike znów ją skrzywdził,
znów prześladował. Nie były to już pogróżki bez pokrycia, jak w szkole. Nie
chodziło tylko o to, kto zyska przewagę. Teraz budził w niej prawdziwy lęk.
Anonimy, które jej wysyłał, miał utrzymywać ten stan. Zmuszał ją, by nie
zapominała o nim, ani na chwilę. Dążył do tego, żeby ją zniszczyć, żeby wygrać
i zatańczyć nad tym, co po niej pozostało. Przejrzała go, zmąciła plany,
odrzuciła po raz kolejny. Planował zemstę, miała tego pełną świadomość. I chyba
właśnie dlatego przypomniała sobie, co czuła, gdy była nastolatką. Przypomniała
sobie, jak było źle, jak poradziła sobie z tym i poczuła, że musiała pozostawić
karty czyste, nim rozstanie się z Tomem. Nie wiedziała, dlaczego, ale myślenie
o przeszłości, sprawiło, że uznała, że nadszedł czas, żeby przyznać się do tego,
co najgorsze. Bo najgorsze nie było to, że Mike zmienił tożsamość, żeby się do
niej zbliżyć. Najgorsze było spustoszenie, które po sobie pozostawił. Bardzo
bała się tego, co przyniesie przyszłość dla niej i dla Toma. Czy będą już
razem? Czy faktycznie uda im się? Czy to tylko chwilowy rozejm, który
poprowadzi do przyjaźni? Nie potrafiła mu tak po prostu znów zaufać, ale
jednocześnie czuła, że Tom był tym, któremu mogła powierzyć wszystko, każdy
sekret, każdy lęk. Nawet, jeżeli mieliby zostać tylko przyjaciółmi.
Przyjaciółmi? Na tą myśl mało, co nie prychnęła. Zerknęła na niego. Czy Tom
mógł być tylko jej przyjacielem? Przecież go
k o c h a ł a. Nieprzerwanie, nawet w ciągu tych lat, gdy nie byli
razem. Kochała go, nawet jeżeli potrzebowała czasu, żeby mu znów w pełni zaufać.
Jednak, żeby tak się stało, musiała wyznać mu prawdę. Bo przecież nie tylko ona
musiała ufać jemu. On jej także. – Czy możemy pojechać do mojego mieszkania? –
spytała. Nieco zdziwił się jej prośbą, ale wypełnił ją, nie zadając pytań.
Musiał dostrzec to w jej twarzy. Bo wydawało jej się, że zaraz zemdleje, ale
nadszedł czas naprawdę. Czuła, że to ten moment. Nie będzie już paniki, ani
łez. Chciała znów mieć dobre życie. Chciała znów być szczęśliwa. Chciała znów
wygrać wszystko, odzyskać siebie, jak przed laty. Dlatego nadszedł czas na
prawdę. Oczywiście poinformowała ochronę o zmianie planów. Dotarli na miejsce
przed nimi. Skrupulatnie wykonali swoje obowiązki. Scarlett i Tom w milczeniu
weszli na teren apartamentowca, w którym mieszkała. W milczeniu wjechali na
właściwe piętro i w milczeniu weszli do środka. Odetchnęła, wszedłszy w do
swojego ukochanego mieszkania. Odwróciła się, by spojrzeć na Toma, który
przyglądał się wszystkiemu z nabożnym podziwem. Marilyn spoglądała na nich ze
smutkiem w oczach zasnutych alkoholem. Scarlett odwzajemniła jej spojrzenie,
wiedząc, że musiała być silna. Marilyn nie była i jak skończyła? Przechadzała
się po salonie i kuchni, upewniając się, że nie zostało tam zbyt wiele śladów
Javiera. Odebrał resztę swoich rzeczy, gdy jej już nie było. Przynajmniej na
parterze nie zostało po nim nic. Poczuła ulgę. To niewłaściwe, ale cieszyła się
z tego. Tom odwiedził ją w mieszkaniu dwukrotnie, ale kiedy na niego zerkała
miała wrażenie, że oglądał salon, jego wysokie sklepienie, widok, który dawały
przeszklone ściany, zupełnie, jakby widział to po raz pierwszy. Przeszła w
swoje ulubione miejsce. Pod piętrem, gdzie w roku stał fortepian, a za nim
rozpościerał się widok na tonący w półmroku Berlin. Stała tam przez chwilę
zbierając myśli, próbując uporządkować je jakoś. Nie udało się, aż do chwili,
gdy usłyszała jego kroki. Zatrzymał się obok, blisko, ale nie na tyle, by
stykali się ciałami.
- Imponujące.
- To mieszkanie, to najlepsze, co mogło mi się przytrafić
po nas. Włożyłam w nie wszystkie siły. Dzięki temu przetrwałam. Kocham je, choć
wiąże się ze smutnym czasem w moim życiu, to tylko tutaj czułam się jak w domu.
- Chyba to rozumiem, bo kiedy przestałem ganiać po
świecie, centralnym punktem świata stał się David. Skupiłem się na nim, bo bez
niego chyba znów wpadłbym w jakieś gówno.
- Wydawało nam się, że jesteśmy niezwyciężeni, a
wystarczył silniejszy kopniak od życia, a leżeliśmy i skomliliśmy – skwitowała smętnie.
- Teraz będzie lepiej, bo wiemy to, czego nie
wiedzieliśmy wtedy – Scarlett pokiwała głową i przez dłuższą chwilę wpatrywała
się w krajobraz. Wtedy uznała, że nie da rady utrzymać się na nogach, więc
usiadła na podłodze, opierając się o szybę. – Jesteś pewna, że wytrzyma? –
zapytał, gdy siadał obok. Przytaknęła i zaśmiała się krótko, widząc jego niepewną
minę.
- To dla mnie bardzo trudne, Tom – podjęła po chwilę. Zerknęła
na niego bardzo, bardzo szybko. – A przede wszystkim upokarzające.
- Hej – odwrócił się bardziej bokiem, żeby dobrze widzieć
Scarlett. Uniósł palcami jej podbródek i zmusił, żeby spojrzała mu w oczy. –
Nic, co zrobiłaś lub, co uczyniono tobie, nie sprawi, że spojrzę na ciebie
inaczej, niż teraz – zapewnił ją, a jego oczach widziała tylko miłość. Czystą,
żarliwą miłość. – Cokolwiek to jest, przejdziemy przez to razem – zapewnił, a
Scarlett nieznacznie przytaknęła. Odetchnęła głęboko. Tak trudno znaleźć właściwe
słowa, choć historia była zupełnie prosta.
- Powiedziałam to Rainie, gdyby nie ona, chyba nie
potrafiłabym opowiedzieć ci o tym, a potem spojrzeć w oczy – westchnęła. Tom
nie przerywał, nie poganiał. Pozwolił jej patrzeć w podłogę, ale za to on
przyglądał jej się uważnie. – Bardzo żałuję, że nie pozostałeś moim pierwszym i
jedynym – wyznała zakłopotana. – To uchroniłoby mnie od tego wszystkiego, w
czym teraz się znalazłam. Bo ja chyba chciałam udowodnić sobie, że potrafię być
z kimś, kogo nie kocham, że to nie robi dla mnie różnicy. Chciałam wymazać
ciebie z siebie. Wtedy sądziłam, że to możliwe – powoli podniosła wzrok na
twarz Toma. Jej wyraz się nie zmienił. Właśnie dlatego winna mu była prawdę.
Dla tej miłości płynącej z każdego milimetra jego twarzy. Nie chciała go
skrzywdzić. – W Jimie urzekło mnie to, że będąc bardzo podobnym do ciebie, tak
naprawdę okazał się zupełnie inny. Zabierał mnie na randki, w ciekawe bardzo
gwiazdorskie miejsca, zaskakiwał mnie i trochę onieśmielał. Od samego początku
wiedziałam, że to nie jest człowiek na związek budowany na głębokich uczuciach.
Chciałam z nim czegoś szalonego, po tym, przez co przeszłam. Dostałam to –
odetchnęła, wykręcając dłonie. – Muszę to powiedzieć, bo nie wiem, jak
przekazać ci to wszystko, żebyś zrozumiał. Nie chcę, żebyś pomyślał, że
porównuję nas do tego, co przeżyłam z nim – szepnęła bezradnie. Tom delikatnie
dotknął jej dłonie i pogładził je uspokajająco.
- Zrozumiem, a jeśli nie, to zaakceptuję. Po prostu
powiedz to, co tak bardzo cię boli. Nie wstydź się mnie. Chcę, żebyś przede
wszystkim mnie się nie wstydziła – ścisnął jej dłoń i już jej nie puścił.
Zerknęła na Toma znów i wzięła głęboki oddech. Serce waliło jej jak szalone. Tak
bardzo, bardzo się wstydziła.
- Nie mam wielkiego doświadczenia, ale gdy teraz o tym
myślę, to mogę powiedzieć, że seks z nim był… toksyczny, wręcz plugawy. Wtedy
nie dopuszczałam do siebie tego, jak naprawdę czułam się po każdym zbliżeniu z
nim. Teraz myślę, że byłam wyczerpana fizycznie i emocjonalnie w zły sposób. On
był bardzo…doświadczony. Mam wrażenie, że na temat seksu wiedział wszystko i
doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mi robił. Chciał mieć nade mną
kontrolę i uzyskał ją. On chyba jest uzależniony od seksu. Tak mi się wydaje. Więc,
pomijając szczegóły, powiem, że robiłam z nim rzeczy, z których dziś jestem
niekoniecznie dumna. I poradziłabym sobie z tym, gdyby nie fakt, że… - głośno
wypuściła powietrze chcąc pozbyć się ścisku w gardle.
- Jim to Mike – Tom dokończył za nią, a gdy spojrzała na
niego zaskoczona tym, jak to brzmiało w jego ustach, dostrzegła w nim
wściekłość. Oczy pociemniały mu z gniewu, szczęki zaciskał tak mocno, że bała
się, że połamie sobie zęby, a żyłka drgała niebezpiecznie na jego szyi. Trochę
ją to przeraziło. Cofnęła dłoń i potarła nimi przedramiona.
- Jim to Mike – szepnęła. – To mnie złamało. Oddałam się
największemu wrogowi. Dostał to, czego chciał. Co więcej. Robił, co chciał i
najpewniej drwił w duchu z mojej nieświadomości. Poczułam się tak, jakby odarł
mnie z kobiecości. Odebrał mi ostatnią cząstkę mnie, która nigdy nie była jego.
Przegrałam z nim. Przegrałam na całej linii – opowiadała smętnie. – Nie
uświadomiłam sobie tego od razu. Upłynęło trochę czasu, zanim zaczęłam czuć
niechęć wobec siebie. Po prostu na siebie nie patrzę. Brzydzę się ciała, które
zlekceważyło rozum i tak chętnie oddawało się jemu. Terapeutka mówiła mi;
przecież nie wiedziałaś. Nie mogłaś wiedzieć, że to on, ale ja czułam, że coś
było nie tak. Tylko ignorowałam swoją intuicję, bo uważałam, że to moje głupie
serce odrzucało go, bo wciąż chciało ciebie. Czuję wstręt. Nienawidzę siebie za
to, że wystarczyło, żeby tknął mnie palcem, a ja… - nie zdawała sobie sprawy z
tego, że mówiła coraz ciszej. Nie patrzyła już na Toma, bo bała się, że zobaczy
w nim coś innego, niż to, co widziała, nim zaczęła opowiadać. – I nie radzę
sobie z tym. Terapia nie pomogła. Czas niewiele zmienia. Mocno pracuję nad
sobą, ale świadomość, że odebrał mi wszystko…że odebrał mi mnie samą… Umieram
wewnętrznie, gdy ktoś mnie dotyka. Zwłaszcza obcy ludzie, a przecież na co
dzień stykam się z dziesiątkami osób, które chcą autograf, zdjęcie, przywitać
się, czy pożegnać. Za każdym razem w tych obcych twarzach widzę jego. To jest
silniejsze ode mnie, spinam się, wycofuję. Czasem dzieje się tak, że czuję to
wszystko, czuję jego i tak bardzo się wtedy boję, bo przypominam sobie, że
kiedyś chciałam tego. Pragnęłam go. Pragnęłam Mike’a. A on to robił z
nienawiści. Chciał wygrać i wygrał. Nie masz pojęcia, ile kosztuje mnie
włożenie obcisłych spodni, czy bluzki z dekoltem, ale robię to, bo to jedyne,
co mi zostało po mnie. Tylko tak mogę przypomnieć sobie, kim byłam, nim została
ze mnie tylko skorupa – odetchnęła. Zamilkła na chwilkę, bo czekała ostatnia,
choć wcale nie łatwiejsza część opowieści. – Byłam tym już tak bardzo zmęczona,
że pomyślałam sobie, że kiedy dotknie mnie ktoś inny, niż Jim, to poczuje się
lepiej. Dlatego przespałam się z Javierem, choć… to za wiele powiedziane. To
był najbardziej upokarzający moment w moim życiu. Jak sobie o tym przypominam,
to robi mi się niedobrze. Javierowi bardzo na tym zależało. Starał się. Kiedy dostał
zielone światło bardzo starał się, żeby było mi dobrze, ale ja…– westchnęła
znów, starając się pozbyć guli z gardła. – Sęk w tym, że już nic nie czuję,
Tom. Jestem pusta. Przestałam być kobietą. Nie zostało już nic dla mnie, więc
nie mam nic, co mogłabym ci ofiarować. Zabrał mi wszystko, a teraz mnie dręczy
i pilnuje, żebym pamiętała o tym w każdej minucie życia – zakończyła
bezbarwnym, zmęczonym głosem. Jakby ta opowieść wyciągnęła z niej całą energię.
A potem milczała, bo nie wiedziała, co mogłaby dodać. Nie pozostał już żaden
sekret. Zburzyła ostatnią ścianę, pozostały tylko gruzy. Starała się oddychać,
przymknęła powieki i oparła głowę o ścianę. Po chwili ze zdziwieniem
stwierdziła, że cisza, która zapadła między nimi, nie była zła. Zebrała się na
odwagę i spojrzała na Toma. – Nie ma już tajemnic. Trupy wyszły z szafy. Jesteś
zły?
- Na ciebie? – zapytał ochrypłym z emocji głosem. –
Nigdy. Na ciebie nigdy – zapewnił żarliwie. Podniósł się do klęczek i przysiadł
na swoich nogach, bezradnie wyrzucając ręce w górę. – Ja po prostu nie wiem, co
powiedzieć. Tobie należy się wszystko, co najlepsze, więc jakim cudem spotyka
cię tyle złych rzeczy? Scarlett, ja…przepraszam, jeżeli swoim zachowaniem
uraziłem cię w ten weekend. Próbowałem się do ciebie zbliżyć, ale nie miałem
pojęcia, że spotkało cię coś tak strasznego.
- Nie zrobiłeś nic złego. To ja popełniłam błąd, nie
mówiąc ci od razu, ale wstydziłam się i wstydzę nadal. – Tom nie odpowiadał
przez dłuższą chwilę, wpatrując się w Scarlett z mieszanką strachu, rozpaczy,
nawet paniki. Nie potrafiła do końca rozszyfrować miotających nim uczuć, ale
wyraźnie zastanawiał się nad czymś. – Powiedziałam ci o tym już teraz z jeszcze
jednego względu. W ciągu tych dni, gdy nie będziemy się widywać, będziesz miał
szansę zastanowić się, czy na pewno chcesz pakować się w związek ze mną. Nie
wiem, czy da się mnie naprawić – powiedziała łagodnie. Patrzyła mu w oczy, by
miał pewność, co do szczerości jej pobudek. Kochała go i bardzo nie chciała, że
tracił czas na ratowanie czegoś, co mogło już nie istnieć.
- Nie muszę się nad tym zastanawiać – wypalił, ledwo
skończyła zdanie. – Scarlett, ja wiem, że chcę być z tobą, pomimo wszystko. Po
prostu… nie potrafię sobie wyobrazić, jak źle musisz się czuć. Chcę ci pomóc,
ale nie mam zielonego pojęcia jak – zacisnął pięści, z trudem panując nad sobą.
Złość rosła w nim coraz bardziej. – Gdy tylko dorwę tego skurwiela, zabiję go.
Przyrzekam ci, że pożałuje tego, co zrobił – popatrzył jej prosto w oczy, a
powaga i pewność, jaką w nich zobaczyła, przeraziła ją. Tak bardzo był
wzburzony. Nie sądziła, że aż tak zareaguje, że aż tak się przejmie, ale chyba
nie oceniała obiektywnie. Ona nie odczuwała już tak, jak powinna. Za dużo ją to
kosztowało do tej pory. Czuła tylko wstyd. Wstyd i upokorzenie były wszechmocne
i wszechobecne. Zapomniała, że w takiej sytuacji mogła pojawić się też złość,
ale nie chciała, żeby zrobił coś głupiego.
- Nie – podniosła się i na klęczkach zbliżyła do Toma. –
Nie pobrudzisz sobie rąk. Nie zrobisz nic, co mogłoby ci zaszkodzić. Nie
odbierze mi też ciebie – odparła stanowczo.
- Powiedz mi słowo. Powiedz, co mogę zrobić. Ja nie
potrafię tego zrozumieć – bezradnie wszczepił palce we włosy, starając się
oddychać miarowo. Scarlett nie sądziła, że to tak bardzo go rozbije. Jej obawy
po raz kolejny okazały się niesłuszne. To dało jej namiastkę ulgi.
- Policja prędzej czy później go złapie. Przestanę używać
tej skrzynki pocztowej, nie będę czytać jego wiadomości. Zlecę komuś
przeglądanie jej. Postaram się zminimalizować ewentualność jego wpływu na moje
życie. Bardziej martwi mnie to, co zrobimy my – popatrzył na nią pytająco,
najwyraźniej nie domyślając się, o co mogło chodzić Scarlett. Chyba musiała to
powiedzieć na głos. Przcież od samego początku martwiła się o nich. Mike uczynił
zło. Oni zbierali jego plon. On już się nie liczył. Zastanawiała się tylko, jak
mogła być wystarczająco dobra dla Toma w takiej sytuacji. – Ty i ja, związek.
Tom, ja już nie umiem się go bać. Jestem wyzuta ze strachu, bo boję się
nieustannie od bardzo, bardzo dawna. Jedyne, czym teraz się martwię, jest to,
że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra
i…
- Nie – przerwał jej ostro. – Nigdy nie mów, że nie
jesteś dla mnie wystarczająco dobra. Byłaś, jesteś i będziesz najlepsza – nie
mając pojęcia, co zrobić ze sobą, wstał i przeszedł kilka metrów w te i we w
te. Głęboko odetchnął. Scarlett dawno nie widziała Toma w takim stanie, tak
bezradnego i zrozpaczonego. W jego ruchach, w jego spojrzeniu i wyrazie twarzy
pojawiło się coś tak pełnego bólu, że była gotowa zająć się ukojeniem jego trosk,
zapominając o własnych. Był jak zaszczute zwierzę. Chciał coś zrobić, ale nie
mógł, bo ograniczały go uczucia Scarlett i nieobecny Mike. Powoli podniosła się
i oparła o szybę. Nie wiedziała, co zrobić, bo zabrakło jej już słów. W pewnym
momencie podszedł do niej blisko i oparł ręce po obu jej bokach. – Być może nie
jestem już jedyny, ale na pewno pierwszy i ostatni – stwierdził z determinacją.
– Bez względu na to, co w tobie siedzi, poradzimy sobie z tym. Zrobię wszystko,
żebyś znów stała się sobą. Ochronię cię przed tym, co w tobie siedzi. Jesteś
najlepsza, najważniejsza, najbardziej doskonała. Jesteś moją połową i nie mam,
co do tego żadnych wątpliwości – dotknął wierzchem dłoni jej policzek.
Przymknęła powieki i westchnęła.
- Przy tobie, nawet najczarniejszy strach staje się
łatwiejszy do rozproszenia – szepnęła, powoli otworzywszy oczy i posłała mu
jedno z tych spojrzeń, do których nie potrzeba żadnych słów.
- Już nikt, nigdy cię nie skrzywdzi – powiedział głosem
przesiąkniętym emocjami. Była skłonna wierzyć, że drżał, ale może to tylko jej
wyobrażenie? Może to ona drżała? – To nie jest obietnica. To fakt – skinęła
głową, bo nie potrafiła uczynić nic więcej, a potem wyciągnęła ręce, objęła
Toma w pasie i mocno się do niego przytuliła. A on zamknął ją w swoich
objęciach. W miejscu, gdzie żadne zło nie miało wstępu.
Tom dokładnie obejrzał mieszkanie Scarlett. Było
urządzone nowocześnie i stylowo, ale brakowało tam ciepła. Może to przez tą
ogromną przestrzeń, jaką dawał otwarte piętro i przeszklona ściana na wysokości
obu kondygnacji, a może to dlatego, że gdy urządzała, to była smutna? W każdym
razie chyba nie chciałby tam mieszkać. Imponował mu sposób urządzenia, ale
chyba nie czułby się tam dobrze. Scarlett pakowała rzeczy, które chciała zabrać
ze sobą do Stanów. Krzątała się między swoją sypialnią, a garderobą. Strój,
który miała w Loitsche, zamieniła na czarne, wąskie jeansy, szaroniebieski sweter
z dekoltem w serek i rękawem trzy czwarte i lity. Tom nie do końca pojmował,
jakim cudem potrafiła w nich chodzić, ale radziła sobie świetnie. Nawet w nich
truchtała po schodach. Słabo mu się robiło, gdy na to patrzył, ale jakby nie
było, wyglądała cudownie. Wprawdzie schudła zdecydowanie za bardzo, ale i tak
dla niego była najpiękniejsza. Uśmiechnął się do siebie i pogmerał w kieszeni,
w poszukiwaniu rzeczy, które zamierzał jej dać, odkąd przyjechali do Loitsche.
Scarlett dopięła walizkę i z trudem zdjęła ją z podwyższonego łóżka.
- Zaczekaj, pomogę ci – zbliżył się do niej. – Najpierw
chcę ci coś dać – popatrzyła na niego pytająco, a Tom stanął za nią i założył na
jej szyję łańcuszek z wisiorkiem. Poczuła chłód i wzdrygnęła się. Zapiął i
przystąpił do znacznie trudniejszej misji. Trzęsły mu się ręce, bo obawiał się,
że ją ukłuje, ale jakoś sobie poradził z zapinaniem kolczyków. – Gotowe –
odparł zadowolony, a Scarlett posłała mu kolejne spojrzenie typu: zupełnie nie
wiem, o co ci chodzi. Podeszła do toaletki i przysiadła przed lustrem. Wtedy
jej twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Z jakiej to okazji? – zapytała delikatnie dotykając
wisiorka w kształcie trzech nachodzących na siebie kulek. Kolczyki wykonane z
tego samego kamienia, złudnie przypominającego kolor jej oczu, też były trzema
nachodzącymi na siebie kuleczkami.
- Bez okazji. Należą ci się same najpiękniejsze rzeczy –
odparł z uśmiechem. W jego oczach widziała uznanie.
- Czy to przypadkiem nie jest komplet do bransoletki,
którą dostałam od was na urodziny? – spytała, patrząc w odbicie Toma.
Uśmiechnął się szeroko, kiwając głową.
- Uznałem, że na pewno będę miał okazję, żeby dać ci
resztę. Już wtedy nie brałem pod uwagę innej możliwości.
- Dziękuję – odwróciła się i ucałowała go w policzek. Tom
pochylił się bardziej, skupiając wzrok na czymś w okolicach jej dekoltu.
Zmarszczył brwi i przykucnął obok Scarlett. Nie bardzo pojmowała, o co mu
chodziło. Własnie pocałowała go w policzek, a on to zignorował.
- Pozwól mi się rozkręcić – mrugnął do niej, jednocześnie
sięgając za swoją koszulkę. – Teraz interesuje mnie inna rzecz. – Dotknął jej
szyi i ujął w palce zawieszki, które miała na sobie już wcześniej. Medalik i
połowa serduszka. Odwzajemnił jej czułe spojrzenie, przysunął się bliżej i
połączył obie części.
- Nigdy go nie zdjęłam – powiedziała, jakby to nie było
oczywiste.
- Czy nie uważasz, że to dziwne, jak na ludzi, którzy
postanowili już nigdy nie być razem? – zagadnął, zerkając na Scarlett.
Uśmiechnęła się, patrząc mu w oczy. To spojrzenie mówiło mu wszystko, co chciał
wiedzieć. Dawało mu pewność, że nawet jej strach i ograniczenia, które zostawił
po sobie Mike, nie były na tyle silne, żeby złamać jej miłość. Oczy Scarlett
wyrażały uczucia, której nie potrafiła przekazać gestami czy słowem.
- Myślę, że oboje przeżyliśmy swojego rodzaju zaćmienie
umysłu, ale nie serca – zerknęła na połowy serduszka i zamknęła swoją na dłoni
Toma, by trzymali je razem. – Moje serce pękło, gdy odszedłeś – puścili
wisiorek, a Scarlett pogładziła policzek Toma i musnęła opuszkiem usta. Oblizał
je mimowolnie. – Teraz wiem dlaczego – uśmiechnęła się zawstydzona. – Bo
zabrałeś jedną połowę ze sobą – szepnęła. – A gdy znów jesteś, leczy się samo.
Nie potrzebuję terapii, ani zajmowania czasu, ani niczego innego. Tak naprawdę
– Tom podniósł się i pociągnął Scarlett za sobą. – Od samego początku potrzebowałam
tylko ciebie – czule pogładził jej ramiona, badając wzrokiem jej twarz, a potem
przesunął dłonie na jej szyję. Zadrżała, więc zabrał ręce. Pogładził jej
policzki i ujmując jej twarz w dłoniach, spojrzał jej prosto w oczy.
- Scarlett Mario O’Connor kocham cię bez opamiętania –
wyznał to najczulszym, najcudowniejszym tonem, jaki w życiu słyszała i
rozpłynęłaby się, gdyby nie stał tak blisko.
- Och, Tom – westchnęła rozkosznie. – Ja też cię kocham
tak bardzo, bardzo, bardzo – odpowiedziała, obejmując go w pasie. Nawet w
wysokich butach sięgała mu ledwo ponad brodę i musiał z całą pewnością
przyznać, że to maleństwo było całym jego światem. – Mam nadzieję, że to, że
nie przetrzymałam cię w niepewności nie zmniejszy twojego zapału do tych
obiecanych randek – zerknęła na niego z ukosa, a Tom roześmiał się w głos.
Bardzo lubiła, gdy się tak radośnie śmiał.
- Sądzę, że wypowiedzenie tych słów ma znaczenie bardzo
symboliczne. Przerywamy złą pasę. To nasze zaklęcie. Łamiemy nim wszystkie
uroki. Dopiero teraz możemy chodzić na randki – wyjaśnił skwapliwie, starając
się brzmieć mądrze i poważnie, ale nie potrafił ukryć wesołości w swoim głosie.
- O tak, odczaruj mnie – uśmiechnęła się smutno, co
przygnębiło Toma. Nienawidził tego, że jej złe wspomnienia niszczyły każdą piękną
chwilę. Nie umiała się cieszyć, bo ta radość zaraz zostawała zatruwana lękiem.
Nie miał pretensji do Scarlett. Ogarniała go złość, bo był bezradny wobec jej
strachu. Wymyślanie atrakcji, schowanie jej na końcu świata, czy zapewnienia o
tym, że gotów był zrobić dla niej wszystko, nie wystarczało, bo piętno jakie
odcisnął na niej tamten człowiek, zabierała ze sobą wszędzie. Jeszcze nie
wiedział, jak się z tym zmierzyć, ale postanowił zrobić wszystko, żeby jej w
tym pomóc. Musiała dostrzec grymas na jego twarzy, bo pogładziła jego boki i
zmierzyła go od dołu do góry. – Mogłabym stanąć na krześle, a i tak byłabym od
ciebie mniejsza. Gdzie jest sprawiedliwość? – nachmurzyła się.
- Chyba urosłem. Miałem na początku roku jakieś okresowe
badania. No i tam też dałem się zmierzyć z ciekawości. No i mam cztery
centymetry więcej.
- Na tym świecie nie ma za gorsz sprawiedliwości – sapnęła.
– Ja przestałam rosnąć jak skończyłam szesnaście lat, a ty masz dwadzieścia
pięć i rośniesz. Marzyły mi się jeszcze ze trzy centymetry, nie mówiąc o
pięciu, bo to byłby szczyt szczęścia, ale nie. To byłoby zbyt piękne – marudziła,
mając nadzieję, że Tom przestanie się martwić. Nie lubiła, gdy się smucił.
- Przecież jesteś piękna – powiedział to tak, jakby to
była najbardziej oczywista rzecz. Scarlett nawet na sekundę uwierzyła. Chwycił
ją za rękę i okręcił ją wokół własnej osi. – Jesteś najpiękniejsza – uśmiechnął
się i przyciągnął ją do siebie. Zastygła w bezruchu, on też nic nie robił. Jego
dłonie spoczywały tuż pod jej łopatkami. Jedynie stykali się ciałami. Położyła
dłonie na przedramionach Toma, odetchnęła głęboko i rozluźniła się. Pokiwał
głową z zadowoleniem. – Metoda małych kroków. Zamierzam pokazać ci, co jest w
tobie pięknego. Zamierzam przypomnieć ci, jakie masz wspaniałe ciało. Zamierzam
przypomnieć ci, jak wygląda dotyk z miłości. Bo ja robię to tylko i wyłącznie
dlatego, że cię kocham. To, że chcę być blisko, że chcę cię całować, że chcę
patrzeć na ciebie, i że bardzo, bardzo chcę cię dotykać, to tylko dlatego, żeby
dopełnić miłość, której nie mogę wyrazić słowami, czy innymi czynami. Za dobre
dwa tygodnie znów będziemy razem i wtedy sprawię, że przestaniesz się bać, że
znów pokochasz siebie i poczujesz się tak piękną kobietą, jaką ja cię widzę.
- A jeśli się nie uda? – zapytała, mając nadzieję, że
zaprzeczy.
- To będę próbował do skutku – spodobało jej się to. – Zrobimy
wszystko, co się da, żeby ci pomóc. Twoje serce wie, co jest dobre. Jego tam
nie ma. Udało mu się rozciągnąć pajęczynę tylko tutaj – dotknął jej skroni, a
potem delikatnie ją ucałował. – A kiedy już nam się uda, to pokonasz go, bo
odbierzesz mu to, na czym najbardziej mu zależy. Nie będzie już cię
kontrolował, więc straci władzę nad tobą. Odzyskasz siebie, a ja dopilnuję,
żeby już nikt nigdy cię nie skrzywdził. Musisz mi tylko na to pozwolić –
powiedział z czułością.
- To brzmi jak umowa – stwierdziła skwapliwie.
- Umowa – skinął głową z uznaniem, bo najwyraźniej
spodobał mu się ten pomysł.
- W takim razie umowa – odparła i wykorzystując chwilowy
przypływ odwagi, zarzuciła Tomowi ręce na szyję i ucałowała go delikatnie w
usta. To spodobało mu się jeszcze bardziej. Przytulił ją mocniej, zacieśniając
uścisk i spojrzał na Scarlett z góry.
- Bardzo mi przypadły do gustu pani poczynania.
- Polecam się – jej twarz rozjaśnił uśmiech, który sięgał
także oczu. Tom poczuł się z siebie dumny. – Lubię być schowana przed światem.
Podoba mi się szczególnie w twoim towarzystwie i bardzo mi nie leży, że to się
kończy, akurat teraz.
- Będę zasypywał cię wiadomościami, więc minie szybko, bo
będziesz zajęta odpisywaniem.
- No niech będzie – westchnęła. – Skoro muszę tam jechać,
to twoje wiadomości to jakieś pocieszenie, a teraz czas najwyższy na powrót do
rzeczywistości.
- No niech będzie – westchnął. – Skoro muszę cię oddać… -
słysząc, jak powtarzał po niej, Scarlett roześmiała się i lekko klepnęła Toma w
ramię. To też mu się spodobało. W ogóle podobało mu się wszystko, co robiła.
Przytulał ją jeszcze przez chwilę, nim zebrała się w sobie, że stanąć oko w oko
z powrotem do obowiązków. Odwiózł ją do domu i pojechał do mieszkania.
Ustalili, że będą dawkować emocje rodzinie. Gdyby pojawili się razem u Sophie,
to prędko by nie wyszedł, bo zasypaliby ich gradem pytań. Scarlett postanowiła
zdać relacje i postawić ich pod rynną, gdy wrócą do domu oboje. Pomało. Na spokojnie.
W końcu życie przed nimi.
Siedział z Billem do późnego wieczora, bo bardzo trudno
było mu poukładać to wszystko. Bill i Rainie wiedzieli o tym, że Mike zmienił
tożsamość. Rainie poznała całą historię, ale Tom też musiał zwierzyć się z tego
bratu. Nie powiedział mu wszystkiego, ale tyle, by Bill mógł mu jakoś pomóc.
Opróżniali już po drugim piwie. Ilekroć przypomniał sobie, co to bydle zrobiło
ze Scarlett, miał chęć coś rozwalić. Nie umiał sobie z tym poradzić i bardzo
podziwiał Scarlett za to, jak ona dawała sobie radę. Jego wojowniczka.
- Kiedy mi o tym opowiadała, poczułem się totalnie
rozwalony – podjął po dłuższej chwili milczenia, gdy obaj przyswajali to, co
przekazał bratu. – Chciałem z miejsca
rozkurwić tego chuja. Ja pierdole, Bill. Nie pojmuję, jak można być tak
skończonym gnojem, żeby zrobić coś takiego? Ten skurwiel się uśmiercił, żeby
zmienić tożsamość i dobrać się do niej. Zastanawialiśmy się, czemu jest taka
wystraszona i przybita. Teraz już wiem. Ona się go bała, nienawidziła go, bo
upokorzył ją i złamał jej serce, a potem dowiedziała się, że sypiała z tym
człowiekiem, że on udawał, żeby się z nią przespać – opróżnił butelkę i
podszedł do lodówki po kolejne.
- A teraz ją prześladuje i przypomina o tym, kim jest i
co robił – podjął Bill, otwierając piwa. – Rainie mi mówiła, że Scarlett
zwierzyła jej się ze swoich problemów, ale nie powiedziała mi, o co chodziło.
- Jak ty sobie z tym poradziłeś? – zapytał olśniony tym,
że od powrotu Rainie nie zapytał brata, jak czuł się będąc w tak trudnym
związku.
- Wiesz, wtedy przed wyjazdem Rainie nie było nawet mowy
o tym, co robimy teraz. Ja jej nawet nie przytulałem, no może pod koniec, gdy
trochę oswoiła się ze mną, ale generalnie można powiedzieć, że byliśmy w czysto
platonicznym związku. A teraz jest tak, jak chyba z większością par. Idziemy
krok po kroku, uczymy się siebie. Tylko, że to dzieje się wolniej. Rainie pokazuje
mi swoje ograniczenia, a potem pracujemy nad tym, żeby je pokonać. To jest
fajne – uśmiechnął się wymownie. – Czasem jest ciężko, sam wiesz – wzruszył
ramionami. – No, ale robię to wszystko dla niej, bo kiedyś przełamię ostatnią
barierę i przestanie się bać. To jest warte czekania.
- No, ale chodzi mi o to, jak poradziłeś sobie z tym, że
twoja kobieta przeszła przez takie piekło – drążył.
- Tom widziałeś mnie wtedy, ja chyba wcale tego nie
przeszedłem. Przeczołgałem się przez to. Mam nadzieję, że Hansa ktoś zapierdoli
w tym psychiatryku. Należy mu się to. Rainie kupę lat tkwiła w zupełnym gównie,
ale wyszła z tego. Spójrz, kim się stała. Nabrała pewności siebie, wie, że
należy jej się od życia to, co najlepsze. Musisz być cierpliwy. Daj Scarlett
czas, pokaż jej, że dotykasz, bo ją kochasz. To podstawa. Rainie się
pozbierała, jej też się. Scarlett jest silniejsza, niż wygląda. Udowodniła to
nie raz. Po prostu teraz twoja kolej na to, żeby jej pomóc. Ona zrobiła z
ciebie ludzi – uśmiechnął się smętnie wypowiadając ostatnie zdanie. Niewiele to
pomogło Tomowi. Miotał się i dusił w sobie. Im dłużej oswajał się z tym, co mu
powiedziała, czuł się gorzej.
- Kurwa, Bill – pochylił się i schował twarz w dłoniach.
– Przy niej starałem się nie pokazywać tego, ale kiedy ona dostała ataku paniki
na samą myśl o tym wszystkim, to po prostu wymiękłem. Nie umiałem jej pomóc.
Czuję się rozwalony wewnętrznie – zacisnął pięści i mocno potarł nimi twarz,
potem popatrzył na Billa. – Ja nie byłem święty. Spałem w tym czasie z wieloma
laskami i nie mam żalu, że ona też próbowała z kimś być, ale jak to możliwe, że
na tyle ludzi mieszkających w LA, ona musiała wpaść akurat na niego? Dążył do
poznania jej, okej. Ale jak to możliwe, że miała aż takiego pecha, że nie
wyhaczył jej ktoś inny? Tylko on? Może gdyby poznała kogoś innego, to nie
skończyłoby się to tak drastycznie. Sam już nie wiem – uderzył pięścią w stół.
Bill machinalnie zerknął w stronę sypialni, gdzie spały Rainie i Candy.
- Musisz wziąć się w garść. To bydle zniszczyło ją, ale
twoja głowa w tym, że ją pozbierać. Policja go dopadnie, bo kiedyś w końcu
powinie mu się noga. Jest dobry, skoro uknuł takie coś, ale prędzej czy później
mu się nie uda.
- Ja pamiętam, jaka była Scarlett. Miała kompleksy, ale
była w pełni świadoma siebie, swojej urody, tego co lubiła i wiesz. Dobrze nam
było razem. A teraz z tego nie zostało nic. Ona cieniem tamtej siebie. Patrzyła
na mnie tym przestraszonymi oczami, tak jakby prosiła, żebym ją z tego
wyciągnął. Zrobię to, choćby nie wiem co, ale nie mogę pogodzić się z tym, że
on zabił w niej hart ducha. Bo ona podnosiła się zawsze, a teraz nie umie.
- Wyciągniesz ją z tego – zapewnił go Bill. – Myślę, że
teraz zbudujecie wasz związek na solidniejszych fundamentach. Może dzięki temu,
że musicie stawić czoła tej sytuacji. Ona sobie poradzi. Jest silna. Straciła
ojca, dzieci i ciebie. Wyszła z tego. Teraz ma znów ciebie, więc wszystko musi
się udać i nie rozpaczaj. Nie roztrząsaj tego. Wiem, że to gówno, ale im dłużej
w nim siedzisz, tym bardziej śmierdzi.
- Jak ty, kurwa, piszesz piosenki i miłości, skoro
pleciesz takie dyrdymały? – Tom pokręcił głową i upił spory łyk piwa. Bill miał
rację. Musiał wziąć się w garść, żeby jej pomóc, ale jej cierpienie wypalało go
od środka. Chciał wsiąść w samochód i pojechać do niej. Zignorować program i
wszystko inne, bo tak naprawdę to nie miał znaczenia, gdy z nią było źle.
- Mów mi więcej o gównie, a może wymyślę, co zrobić z tym
gnojem. A teraz idę zapalić, a ty abstynencie, wąchaj dym – Bill pokazał mu
środkowy palec, zabrał piwa i ruszył za nim na balkon. Bez względu na to, jak
było źle. Z Billem było lepiej.
_________________________
Nie wiem, skąd pochodzi tekst z tytułu. Zaznaczam, że to cytat, ale nie znam autora.
Jednak nie, cofam to co powiedziałam, ze szkoda że Tom nie podsłuchał rozmowy S i R. Dla tego co tutaj przeczytałam, warto było czekać na ten moment. Całe 108 jest fantastyczne, cudowne i bardzo bardzo piękne.
OdpowiedzUsuńWiedziałam, co robię :) Otwarta konfrontacja jest lepsza, niż zasłyszane półprawdy. W ich relacji jest już miejsce tylko i wyłącznie na szczerość.
UsuńCzasami te dialogi Toma ze Scarlett wydają mi się takie wyolbrzymione... Nie to, złe słowo. Takie wzniosłe ;). I takie nierzeczywiste ;). Chyba zawsze miałaś problem z dialogami T. i S. ;) Opisy są cudowne, naprawdę. Ale na dialogach czasami potykasz się :D. Często mi trudno sobie wyobrazić, że dwoje ludzi tak ze sobą rozmawia. O wiele lepszy był dialog Billa i Toma. Taki rodzinny ;). Pełen przekleństw, ale to mężczyźni, więc taki bardziej realny.
OdpowiedzUsuńA tak odbiegając od dialogów. Cieszę się, że się zeszli w końcu. Nie piszę komentarzy, a raczej nie pisałam, bo mi się nie chciało. Ale kiedy wyobraziłam sobie, ile czasu musisz spędzić przed Wordem, abym ja miała chwilę przyjemności z czytania, postanowiłam, że będę pod każdym postem zostawiać komentarze ;). O tak, żeby Ci było miło i miała świadomość, że ktoś czyta Prinza ;P.
Ogólnie Prinz, to teraz jedyny blog, który czytam. Czytałam wiele, ale Prinz jest moim ulubionym i na zawsze zostanie. A kiedy skończysz już tę historię, zacznę czytać od początku. Mam nadzieję, że uda Ci się wydać go w wersji papierkowej. Na pewno kupię książkę ;).
Trochę mnie dziwiło te zachowanie Scarlett. Ten jej lęk, odraza... Ale później porównałam to do gwałtu - nie wiem, czy to dobre porównanie - i przestałam się dziwić. W sumie gwałt to jest seks wbrew drugiej osobie, a tutaj Scarlett sama mu się oddawała bez sprzeciwu. Ale jakoś te porównanie przemówiło do mnie i przestałam się dziwić ;). Mam nadzieję, a nawet jestem pewna, że Tom ujarzmi jej lęki. Jednak boję się, że Mike znów się pojawi... I zrobi jej krzywdę. Mam takie wrażenie, że to planujesz. Ale może się mylę, kto to wie :P.
Przesyłam buziaki i życzę dużo weny ;). I oczywiście czekam na następny post ;)
Wiem. Dialogi od zawsze są moją piętą achillesową. A zwłaszcza dialogi między S i T. To straszne, ale nie umiem ich pisać inaczej. Może kiedyś się nauczę.
UsuńBardzo mnie cieszy, że doszłaś do takich wniosków. Bo faktycznie, komentarz pod notką to sprawiedliwa wymiana za moje starania. Wierz mi, jest mi wówczas miło, bo jak Tobie się chce coś napisać pod notką, to mnie się chce pisać kolejną :D
Scarlett śniła o gwałcie. To całkiem niezłe porównanie tylko, że tutaj miał miejsce gwałt emocjonalny, jeżeli mogę się tak wyrazić. Ona nie miała problemu z tym, że sypia z facetem bez miłości. Problem pojawił się, gdy tym facetem okazał się Mike i sprowadził ten akt do czegoś plugawego. Ostatnio to słowo pasuje mi najlepiej do całej tej sytuacji. Sam fakt, że on to on obudził w niej odrazę.
W szczególności do siebie samej, bo lubiła seks z Jimem. Był inny niż seks z Tomem i to odpowiadało jej najbardziej. No i teraz nie może sobie wybaczyć, że ona robiła to z Mike'em. W dodatku on poniża ją każdym słowem, które do niej wypowiedział, odkąd prawda wyszła na jaw, więc Scarlett czuje, że to coś złego. I chociaż może porównanie do gwałtu jest błędne, ale ona jest tylko człowiekiem i czuje to co czuje i rozumie, tak jak rozumie. Próbuje dojść do ładu z tym wszystkim. Wie, że jego dotyk był zły i to dodatkowo pogarsza sytuację. Ona też troszkę straciła zdrowy osąd. Czuje się źle i przez to ta sytuacja wydaje jej się jeszcze gorsza, niż jest w rzeczywistości. Ale nie martwmy się. Scarlett ma bardzo logicznie myślącą siostrę, która zawsze jej pomaga :)
Pozdrawiam!
Tytuł rozdziału jest bardzo adekwatny do jego treści. Wiem, że to tak naprawdę drobny szczegół, ale mnie po prostu zachwyca Twoja umiejętność dopasowywania wszystkiego, żeby tworzyło to spójną całość.
OdpowiedzUsuńCo do treści odcinka, to cieszę się, że Scarlett wreszcie otworzyła się przed Tomem. Myślę, że było to potrzebne jej, a także jemu. Teraz muszą tylko oboje znaleźć sposób, aby przez to przejść. Najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że teraz nie walczą samotnie ze swoimi problemami, lecz znowu stali się zespołem. Poza tym nie można nie zwrócić uwagi na to jakie życie bywa pokrętne. Kiedyś to Tom był tym, który potrzebował pomocy od Scarlett, to dzięki niej odnalazł właściwą drogę. Teraz role się obróciły i to on musi być tym, który pomoże przejść Scarlett przez najciemniejsze zakamarki jej duszy.
Liv i Georg są słodcy. Mimo wszystkie przez co musieli przejść teraz wyglądają i są szczęśliwi. Oby tak dalej!
Dobrze, że Tom i Bill mają siebie nawzajem. Myślę, że to bardzo cenny skarb posiadać brata, który na dodatek jest Twoim przyjacielem. Razem są wstanie pokonać wszystko, a jednocześnie przytrzymać się, gdyby któryś miał upaść i zrobić sobie krzywdę.
Kocham to opowiadanie. Ubóstwiam Twoje opisy, a także dialogi. Najbardziej jednak cenię sobie precyzję i serce, które wkładasz w pisanie tego opowiadania. Wszystko jest przemyślane i nic nie pojawia się tutaj bez powodu! :)
Życzę weny i już niecierpliwie oczekuję 109! :*
Tytuł jest ważny. Określa całą zawartość tekstu pod nim. Nie zaczynam pisać, póki nie dodam tytułu. Chyba, że postanawiam dodać tytuł z tekstu, wtedy odkładam to na koniec. Musi współgrać z tekstem.
UsuńScarlett i Tom są pełni tylko we dwoje. Tak to już jest z osobami, które są sobie pisane. Oni czują się najlepiej, gdy mają świadomość, że to drugie choćby myślami, ale jest obok. Dlatego te 3 lata były takie trudne. Żadne z nich nie potrafiło naprawdę żyć i ruszyć dalej, bo pod skórą czuli, że tylko we dwoje mogą być szczęśliwi. Dlatego oboje nie pozbyli się wisiorka. Dlatego tak łatwo przyszło im znów być ze sobą. Czeka ich wiele prób, ale na tym polega życie, by wychodzić zwycięsko z potyczek albo wyciągać wnioski z przegranej.
Relacja Billa i Toma to coś cudownego. Uwielbiam ich więź. Nie piszę o niej często, ale są cudowni. To pewne i mają wielkie wsparcie w sobie nawzajem. Można im tego pozazdrościć..:)
Tak bardzo lubię ich razem, tak długo na to czekałam, że aż nie dowierzam, że to już! Tom chyba nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, czego się podjął, jak trudne zadanie go czeka. Fizyczne ograniczenia to pikuś w porównaniu z psychicznymi barierami. Dlatego teraz będzie jego czas, żeby się wykazać. Naoglądałam się filmików z tomem, które mi podesłałaś i teraz jestem nim zachwycona!
OdpowiedzUsuńU Liv i Georga sielsko anielsko i az chce się powiedzieć: "w końcu!". Jej 'jestem szczęśliwa', to chyba najlepsze co mógł usłyszeć Georg. Facet zasługuje na złoty medal cierpliwości. Razem z Billem! Uwielbiam te jego słowa: "Tom widziałeś mnie wtedy, ja chyba wcale tego nie przeszedłem. Przeczołgałem się przez to. Mam nadzieję, że Hansa ktoś zapierdoli w tym psychiatryku. Należy mu się to.". <3 Uwielbiam :D
Katalin
No nie? Tyle czekania i w końcu jest, udało się :D Filmy z Tomem to jest dopust Boży! Jak sobie pooglądam thtv, to och. W mojej głowie trybiki idą w ruch :D
UsuńLiv i Geo żyją sobie sielsko, anielsko i niech im się darzy. Mają piękne mieszkanie w stylu retro, którego sama im zazdroszczę i w ogóle, żyć i nie umierać.
A co do Billa, to powoli wchodzi w blask reflektorów. Razem z Rainie, ofc :D
Dziękuję Ci Dark za to, że tak wspaniale operujesz słowem, przekazując nam Ich historię, jednocześnie oddziałując na moją podświadomość. Dziś w nocy miałam jeden z najpiękniejszych snów w swoim życiu, a to wszystko dzięki Tobie. Dziękuję Dark, po prostu dziękuję.
OdpowiedzUsuńCała przyjemność po mojej stronie! Ciekawa jestem, co to za sen. :)
UsuńZbieram się już kilka dni żeby napisać ,ale nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. Dlatego powiem krótko i na temat - Dark jesteś wielka ! Uwielbiam to co robisz i nigdy nie przestawaj... bo dzięki tobie wierze w prawdziwą, namiętną , szczerą miłość i mam nadzieję ,że ja też w odpowiednim czasie spotkam swojego Toma...
OdpowiedzUsuńT.
PS Nieskromnie powiem ,że to chyba ja w którymś komentarzu podrzuciłam Ci ten cytat i jestem strasznie dumna ,że go wykorzystałaś : )
"Na fundamencie zaufania, cegłami zrozumienia i cementem miłości buduje się związek...."
Taaak, to cytacik od Ciebie. Zapisuję je skrzętnie :)
UsuńKobieto, jesteś cudowna! tak,tak - cudowna! pokochałam to opowiadanie od pierwszego zdania <3
OdpowiedzUsuńz jednej strony wspaniałe, z drugiej trochę przerażające jest to, jak długie są rozdziały - przerażające, bo jestem dopiero na 2. (nowa duszyczka się zabłąkała), ale kiedyś może uda mi się przebrnąć przez całą tę historię, a jeśli nie - liczę na papierową wersję, która znacznie by mi to ułatwiła. cóż, wracam do początku, pozdrawiam :)
Życzę ci dużo, dużo, dużo wytrwałości. Początki, jak początki - różnie wtedy bywało. Mam nadzieję, że całe opowiadanie ci się spodoba! :)
UsuńDark, nie wiem jak Ty to robisz, bo to po prostu za dużo na mój mały rozumek :) Powiem Ci, że od niedawna czytam od nowa Prinza i zauważam tak wiele rzeczy, które poprzednim razem przeoczyłam. Przypomnienie sobie tych początków S i T oraz ich miłości, tragedii. Nie wiem czy dam radę przejść jeszcze raz przez ich rozstanie. Czułam się jakbym szła bosa przez droga szkieł. Nie wiem jak to inaczej wytłumaczyć, ale ich smutek mnie po prostu dobijał. A teraz? Teraz wiem, że jeszcze może ktoś (wiadomo kto) zakręcić w ich życiu, ale to się poprawi. Musi się poprawić, bo nie możesz sprawić, że zalejemy się łzami. Akceptuję tylko te ze szczęścia! ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, że jesteś tutaj z nami. Wiem, kolejny raz to piszę, ale nigdy się nie nadziękuję :)
~AussieGirl
Kiedy czytasz od początku, na pewno dostrzegasz ile rzeczy sugerowałam. Bo ja zawsze zostawiam otwartą bramkę. Nie oczekuję, że poczytasz mi w myślach, ale robię to celowo, bo dzięki temu czytając tą historię w całość, wiesz, że tu nie ma przypadków.
UsuńNa razie mam dosyć łez smutku. Czas na odrobinę szczęścia. :)
Witam!
OdpowiedzUsuńMiał spore zaległości, skończyłam czytać na 90 poscie,,teraz nadrobilam zaległości.
Cóż mogę napisać, perfekcja, to doskonale określenie. Pisałam już kiedyś, że chciałbym obejrzeć film na podstawie tego co piszesz.?:-)
Czekam na rozwój akcji, gdy Scarlett upora się z ta okropną sprawą i wreszcie życie jej i Toma się ułoży.
Czekam na kolejna część.
Pozdrawiam :-)
M.
już z 1,5 roku mnie tu nie było wróciłam bo jakoś w niedziele mnie natchneło nadrabiam i naczytać sie nie mogę tyle się pozmieniało że szok. Uwielbiam jak piszesz poprostuuuu najlepiej :) pozdrawiam Baś
OdpowiedzUsuńJestem Dark, jestem i czytam. Troszkę wolniej i na raty, ale czytam.
OdpowiedzUsuńCo tu dużo pisać? Jest pięknie. Tak pięknie, że momentami to wszystko wydaje się być nieprawdziwe. Tyle czasu rozłąki, rozterek, bolączek... a teraz znów są dla siebie. Wierzę, że teraz T. odwali kawał dobrej roboty i pomimo wewnętrznego bólu, przywróci S. do życia.
Uwielbiam Dark to co piszesz i jak piszesz, dobrze o tym wiesz, ale coś ostatnio zaczęło mi przeszkadzać. Mam wrażenie, że S. trochę wyolbrzymia sprawę z Mikiem. Oczywiście, to co zrobił, to wyjątkowe draństwo, a nawet wiele więcej... ale odczuwam jakieś takie przesycenie w słowach S. Obdarł ją z kobiecości, nie może na siebie patrzeć, nie potrafi być kobietą, jest tylko powłoką... momentami wydaje mi się to zbyt patetyczne, wyniosłe i odrobinę przesycone. No, ale to tylko moje skromne zdanie, mam nadzieję, że Cię nie uraziłam :)
S.
Wiesz, nie twierdzę, że reakcja S. nie jest przesadzona. To tylko potwierdza fakt, jak bardzo jest rozchwiana i niepewna teraz. W jej głowie cała ta sytuacja urosła do monstrualnych rozmiarów i ona nie potrafi jej racjonalnie ocenić. Zapada się w swoim lęku, tak jak mówisz, wyolbrzymi zachowanie Mike'a i jej własne odczucia w stosunku do siebie samej też są trochę wyolbrzymione. Ona zakręciła się na spirali tych wszystkich wydarzeń i nie wie już do końca, co jest prawdziwe, a co nie.
UsuńOna jest tylko człowiekiem. Nie zawsze postępuje dobrze, nie zawsze ocenia rozsądnie. Ta sytuacja ma to też pokazać :)
Nie urazilaś mnie. Cenię sobie takie uwagi :)