Tytuł: Albert Einstein
2. grudnia 2014, Berlin
Rainie
bardzo mocno martwiła się tym, o czym opowiedziała jej Scarlett. Długo
rozmawiały poprzedniego wieczoru, gdy Tom odwiózł ją do Sophie. Rano, gdy
wyprawiła Candy do szkoły i sprawdzała nowinki w Internecie, otrzymała od
Scarlett maila, który przypomniał jej to, co sama jeszcze do niedawna
odczuwała.
Wiesz, co? Może nie powinnam o tym
pisać, ale nie potrafię na ten temat rozmawiać z Liv. Ona mi współczuje, ale
nie jest w stanie pojąć, co przeżywam… Nie mogę też mówić o tym Tomowi,
ponieważ to tylko go gubi. A on musi się przecież odnaleźć w tej sytuacji, żeby
mi pomóc… Dlatego jesteś jedyną osobą, której jestem gotowa opowiadać, co czuję
i bardzo ci za to dziękuję.
Okrutne jest dla mnie to, że…boję się
dotyku. Tak, mówiłam ci o tym, ale chodzi mi o to, że sama możliwość, że ktoś
może położyć mi rękę na plecach, gdy przepuszcza mnie przodem albo dotknąć
nogi, gdy siedzimy obok, napawa mnie lękiem. Dostaję paraliżu, ledwo oddycham i
cała drżę. To straszne… albo to, że istnieje możliwości, że ktoś patrząc mi w
oczy, spojrzy na mnie lubieżnie albo pośle jakąś aluzję. To budzi we mnie tak
niepojęte obrzydzenie i strach. Rainie, ja kiedyś doskonale radziłam sobie z podrywami
udanymi lub mniej. To nic nie znaczyło, ignorowałam je, a teraz przeraża mnie
myśl, że ktoś może pomyśleć o mnie w erotyczny sposób, nie mówiąc już o tym, że
mógłby zrobić coś w tym kierunku. Czuję się bezsilna względem własnego umysłu.
On wciąż wsadza mi przed oczy obraz Mike’a i nie mogę się go pozbyć, nawet gdy
jestem blisko Toma. To dlatego cała się spinam, jestem jak sparaliżowana, bo
bliskość moją i Toma kala Mike. Nie radzę sobie ze sobą. Boję się tego, co się
dzieje. Nie myślałam o tym, zamykałam to w szczelnej skrytce, ale teraz gdy te
wszystkie słowa już padły, nie mogę ich nigdzie zamknąć. On wypełzły niczym
robactwo i obłażą mnie. Muszę je zniszczyć, zdptać, ale jest ich tak wiele, że
nie umiem. Wiesz, gdybym tylko mogła wyrzucić z głowy te głupie myśli, gdybym
za każdym razem nie miała przed oczami Mike’a, to byłoby mi łatwiej pogodzić
się z tym wszystkim.
Ten lęk, że ktoś mnie dotknie albo na
mnie spojrzy… Przecież to jest nieuniknione. Jestem osobą medialną, faceci
ślinią się na mój widok i gapią się na mnie tak, jakbym była naga, nie umknę
przed tym. Dlatego bardzo uwiera mnie to, że nie jestem w stanie nad tym
zapanować. Mam dosyć tego, że za każdym razem, gdy przeżywam coś miłego, przed
oczami pojawia mi się jego twarz. Mam dosyć tego, że panikuję na samą myśl o
tym, że mógłby mnie dotknąć. Mam dosyć tego, że jestem niewolnikiem tych
okropnych myśli. Jestem w niewoli samej siebie.
Tom jest bardzo wyrozumiały i troskliwy.
Nie robi nic, co nie spodobałoby mi się i ja tego chcę. Moje serce chce mieć go
cały czas przy sobie i przy nim jest lepiej, ale to nie zmienia faktu, że wciąż
jest źle.
Rainie
bardzo martwiła się o Scarlett. Nie zdziwiła się też, gdy Julie zadzwoniła do
niej, żeby zaprosić ją na kawę i ploteczki. Doskonale wiedziała, o kim chciała
„plotkować”. W domu zastała Sophie, Liv i Jul. Scarlett już wyjechała. Przebywając
wśród O’Connorów czuła się, jak z rodziną. Bo to oni nią byli. Nie matka i
ojciec, którzy się jej wyrzekli, ale oni. Byli przy niej nieustannie i przyjęli
ją jak swoją. Dostała od życia więcej, niż kiedykolwiek marzyła. Druga szansa,
ukochany mężczyzna i nowa, wspaniała rodzina, która akceptowała ją i lubiła za
to, kim była. Kochała swoich bliskich, dlatego jadąc tu, ułożyła sobie w
głowie, jak najlepiej i najjaśniej przedstawić im sytuację Scarlett. Sophie
niezauważona pojawiła się z kawą i ciasteczkami, a Liv i Julie zagadywały ją o
samopoczucie i wrażenia po weekendzie. Uśmiechnęła się pobłażliwie i posłała im
ironiczne spojrzenie.
-
Darujcie sobie – mruknęła, a one zaskoczone zamilkły. – Doskonale wiem, o co
wam tak naprawdę chodzi. – Na te słowa Liv parsknęła śmiechem, a Julie
westchnęła. Rainie usiadła wygodniej i omiotła ciepłym spojrzeniem wszystkie
trzy.
-
Martwimy się. Scarlett była bardzo milcząca. Powiedziała jedynie, że pogodziła
się z Tomem, że mają nadzieję, że wszystko się między nimi ułoży i że na razie
nie ma, o czym mówić – odparła Sophie.
-
A doskonale wiemy, że jest o czym mówić – wtrąciła Liv. Rainie pokiwała głową
ze zrozumieniem. Bo ani odrobinę nie dziwiła się temu, dlaczego tak martwią się
o Scarlett. Po raz kolejny w jej życie wkradła się tragedia. Zmagała się z
czymś, w czym nie bardzo potrafili jej pomóc. Nie udało się terapeutce, oni
także mieli związane ręce. Jedyną osobą, która wiedziała, czemu stawiała czoła
Scarlett, była Rainie. Jedynym człowiekiem, który mógł pomóc przejść jej przez
to, był Tom. Takie istniały fakty. Mama, siostra i szwagierka mogły ją jedynie
wspierać, a gdy nie miały pojęcia, co się działo, mogły się tylko martwić.
-
Wiem o wszystkim, Tom także. Wiem, że Scarlett podzieliła się całą historią
tylko z wami. Chłopcy o niczym nie wiedzą. Znaczy Bill wie, bo Tom mu
powiedział, ale zrobił to tylko dlatego, że nie potrafił odnaleźć się w tej
sytuacji. Nie wiedział, jak pomóc Scarlett. A Bill ma już pewne doświadczenie.
-
No tak. Pokonał twoje demony – Sophie uśmiechnęła się smutno.
-
Walczymy z nimi – zapewniła. – Prawda jest taka, że przed Scarlett daleka
droga. To co ją spotkało należy do rzeczy, z którymi bardzo trudno pogodzić się
kobiecie. Wprawdzie nie została zgwałcona, ale wykorzystana. Ja sama długo
odnajdowałam w sobie siłę, żeby uwierzyć, że jestem wartościową kobietą i
należy mi się od życia to, co najlepsze. Ona to wie, ale nie potrafi w to
uwierzyć.
-
On wciąż ją nęka. Wysyła anonimy, przypomina o sobie. Znajduje się tam, gdzie nikt
nie spodziewałaby się go. Jest w Niemczech. Osacza ją z każdej strony. Plus
jest taki, że nie wydostanie się z kraju jako Jim Felston, ale skąd możemy
wiedzieć, czy znów nie zrobił sobie jakiegoś kuku? – Liv była mocno
poddenerwowana. Zacierała ręce, a jej głos stał się jeszcze bardziej chropowaty
przez emocji. – Shie mówił, że policja obserwuje jego rodziców, ale jak widać,
ma więcej sprzymierzeńców, niż sądziliśmy.
-
On wciąż przypomina jej o swojej obecności, przez to Scarlett ma te uczucia
cały czas na wierzchu, a to nie sprzyja zapomnieniu. Dałam jej radę, którą sama
wykorzystałam wobec siebie. Powiedziałam, żeby zaufała Tomowi. Oni naprawdę
doszli do porozumienia. Wygląda na to, że znów są razem.
-
Tak po prostu? – zapytała Liv, a jej twarz na chwilę rozjaśnił szeroki uśmiech.
-
Tak, kiedy przyjechaliśmy do Loitsche, oni zachowywali się, jak kiedyś.
Pomijając całą tą traumę Scarlett. Dlatego, wiedząc, że znów są ze sobą,
poradziłam jej, by zaufała Tomowi. Mieszkając z nim przez ostatnie pół roku,
przekonałam się, że nie przestał jej kochać. Przyglądałam się mu i dam głowę,
że gdyby mógł całowałby ziemię, po której stąpa Scarlett – uśmiechnęła się
pokrzepiająco, spoglądając na Sophie. – Mogę dawać rady tylko na podstawie
tego, co sama przeżyłam, a mnie uleczyła miłość Billa. Już nie śni mi się Hans,
już nie mam koszmarów, jestem spokojna i świadoma siebie. Przebiłam pancerz,
który nałożyło na mnie życie z tamtym człowiekiem. Bill pomógł mi oczyścić się
i zobaczyć w świetle takim, w jakim on mnie widzi. Dużo dała mi terapia, na
którą chodziłam w Stanach, ale to właśnie Bill, jego cierpliwość i miłość,
którą okazuje mi na każdym kroku, pomaga mi stać się kobietą, jaką zawsze
chciałam być dla siebie i dla niego. Scarlett i Toma łączy niesamowita więź.
Nie zdołał zerwać jej czas, ani rzeczy, które się między nimi wydarzyły.
Wierzę, że Tom znajdzie do niej drogę. Znalazł ją kiedyś, zrobi to też teraz.
Za mocno ją kocha, żeby nie spróbować wszystkiego, co w jego mocy, by ją
uchronić przed tym całym złem, które ją spotkało. Bo w tym wszystkim chodzi tak
naprawdę o to, żeby przekonał ją, że dotyka jej dlatego, że ją kocha. Mike
zburzył jej samoświadomość. Ona przez to, że ją oszukał, zamknęła się na dotyk,
bo podświadomość mówi jej, że to jest złe, bo robił to Mike. Kiedy poukłada to
w głowie, wszystko da się naprawić.
-
Krok po kroku przypomni jej, ile jest warta – podsumowała Julie. – Już od kilku
miesięcy przeczuwałam, że to kwestia czasu, nim znów się zejdą.
-
Jesteś niesamowita, Rainie – mama Scarlett uścisnęła jej dłoń. – Dziękuję, że
tak pomagasz Scarlett.
-
Kiedyś to ona wyciągnęła rękę do mnie. No i jesteśmy rodziną, czyż nie? –
powiedziała, posyłając zatroskanej Sophie delikatny uśmiech. Odwzajemniła gest.
Po tym, jak uzupełniła ich braki informacyjne, atmosfera rozluźniła się i mogły
rozmawiać na nieco swobodniejsze tematy. Potem Bill odebrał Candy ze szkoły i
przyjechali do O’Connorow. Shie wrócił z pracy, a Georg z Saoirse od swojej
mamy. Przy kolacji, Rainie patrzyła na swoich bliskich i nie mogła się
nadziwić, jak wielkie szczęście ją spotkało. Wiedziała, że jej się należało,
ale czasem nie wierzyła, że działo się naprawdę.
*
Słysząc
huk, Margo rzuciła pędzel i pobiegła do korytarza. Odetchnęła, gdy na podłodze
dostrzegła młotek, a nie swojego męża i młotek. Rzeczony mąż wciąż stał na
drabinie. Łypnęła na niego powątpiewająco, a on w odpowiedzi wyszczerzył się w
uśmiechu. Podała mu narzędzie i rozejrzała się po holu. Ściany pomalowali na
beż ze złotymi refleksami, a na podłodze położono palisandrowe panele. Chciała,
żeby każdy, kto wejdzie do ich domu poczuł się miło i przytulnie. Efektu miały
dopełnić rzeźbione meble. Wieszak na lekkie kurtki, z którym mocował się
Gustav, tak samo rzeźbiona szafa na płaszcze i mały dywanik – brązowy z
beżowymi dodatkami, który dopasowała do całości. Wprawdzie dywan znajdzie się
tam na końcu, ale już go kupili i czekał na swój moment w garażu wraz z innymi
dodatkami. Wieszak i szafę znalazła w sklepie ze starociami. Własnoręcznie je
odnowiła i polakierowała. Zajęcia z konserwacji nie poszły w las.
-
Nie zabij się, skarbie – mruknęła, a Gustav rozpłynął się w jeszcze szerszym
uśmiechu. Wróciła do salonu, by kontynuować malowanie. Trzy ściany nosiły ciepły
odcień jasnej zieleni, a główna znajdująca się na prawo od wejścia miała zostać
ozdobiona freskiem. Przez Margo
oczywiście. Pracowała nad nim już tydzień. Nikt nie miał prawa go oglądać, nim
zostanie skończony. Nawet Gustav. Najpierw miał to być ich portret ślubny, a
potem zmieniła koncepcję. Potrzebowali czegoś, co było bardziej ich. Ustawiany
portret nie oddawał ich natury. Nawet, jeżeli ich sesja ślubna była piękna i
absolutnie retro, to wciąż nie to. Obraz, który mieli oglądać każdego dnia,
który miał przypominać im, jaki dar otrzymali, musiał być wyjątkowy. Pracowała
bardzo zacięcie, dopóki Gustav nie załomotał do drzwi. Skoro nie mógł wchodzić
do salonu, Margo musiała wychodzić za każdym razem, gdy czegoś chciał. Odłożyła
pędzel do pojemnika z farbą i zeszła z drabiny. Po drodze rzuciła rękawice na
podłogę. Otworzyła nieco zniecierpliwiona, a gdy tylko stanęła przed swoim
mężem tuż po tym, jak dokładnie zamknęła za sobą drzwi, została do nich
przyparta i bardzo, bardzo mocno pocałowana przez owego męża. Gdy minął jej
pierwszy szok, oddała pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję. Przyciągnęła go
do siebie, a on wsunął ręce pod jej koszulę, a właściwie swoją własną i czule
gładził jej skórę, przesuwając dłonie w stronę piersi. Margo bardzo spodobał
się ten zabieg, Westchnęła, gdy dotknął jej przez koronkową miseczkę. – Co to
było? – wymruczała, spoglądając na Gustava spod rzęs. Uśmiechnął się
przebiegle, stanął bliżej niej i pocałował ją w nos.
-
Jesteś moją żoną. Remontujemy nasz dom. Jesteśmy młodzi. Kochamy się. Czy
powinienem wymieniać więcej powodów, które przemawiają za tym, żebyśmy
ochrzcili te drzwi? – Margo rozważała przez chwilę te niezbite argumenty, a on
wykorzystał moment jej wahania, by przysunąć się jeszcze bliżej, co sprawiło,
że poczuła dokładnie o jaki chrzest bojowy mu chodziło. Przekrzywiła przekornie
głowę w bok, zagryzając dolną wargę.
-
Myślę, że to całkiem dobre powody – szepnęła, muskając palcami jego kark.
Pocałował ją, majstrując przy zapięciu jej stanika. Odsunęła jego rękę i
pośpiesznie zdarła z siebie bluzkę i stanik. Gustav pocałował Margo znów, a
potem obwiódł pocałunkami jej usta i szczękę. Wytyczył ścieżkę na jej szyi, by
wreszcie trafić na piersi. Pieścił je, doprowadzając Margo niemal do
ostateczności. Odepchnęła go i niezdarnymi rękoma rozpięła jego spodnie. Zaczęli
znów ze sobą sypiać, niespełna tydzień wcześniej. Tęskniła za nim i dopiero,
gdy znów go miała, poczuła, jak brakowało jej bliskości Gustava. Przed nim była
z kilkoma mężczyznami, wliczając w to Paula, ale żaden nie umywał się do tego,
jak potrafił kochać ją Gustav. W nieskończoność pozbywała się dresów i
bielizny, a gdy wreszcie się udało, całując go, objęła go rękoma za szyję i
oplotła go jedną nogą, by było im lepiej. Byli tak spragnieni siebie, że trwało
krótko, nim zadrżała w jego objęciach. Gustav tuż po niej. Przytulił Margo do
siebie, a ona ciężko oparła głowę na jego ramieniu. – Myślę, że drzwi się
nadają – wydyszała. Parsknął śmiechem i pocałował jej włosy.
-
Nasz dom powstaje na najlepszych fundamentach. Czeka nas sporo pracy, żeby
wszystko sprawdzić i ocenić – mruknął, a Margo zaśmiała się, całując męża w
szyję.
-
Nie chce mi się już dzisiaj malować.
-
To może wrócimy do mieszkania i popracujemy nad testami dla naszego domu –
zapytał zaczepnie, a ona obrzuciła go figlarnym spojrzeniem.
-
Portki w górę i jedźmy, póki nikogo tam nie ma – niespodziewanie klepnęła
Gustava w pośladek i odsunęła się od niego, dając mu do zrozumienia, że nie
powinni tracić czasu.
*
Walizki
czekały w aucie. Ochrona na korytarzu. Scarlett czuła wyrzuty sumienia, że nie
mogła poświęcić Jessice więcej czasu i solennie przyrzekła sobie, że zrobi to,
gdy tylko wróci do domu. Starając się zachowywać bezszelestnie, wślizgnęła się
do pokoju. Nadaremno, bo Jessica już na samym wejściu uraczyła ją szerokim,
szczęśliwym uśmiechem. Wskazała na laptopa.
-
Uwierzysz, że DM do mnie napisali? – odwróciła koputer w kierunku Scarlett ku
potwierdzeniu swoich słów. – Pytali, jak się czuję i kiedy możemy się spotkać.
Czy to nie cudowne? DM piszą do mnie, żeby się spotkać! – westchnęła
rozmarzona.
-
Cześć, skarbie. Też cieszę się, że cię widzę. Tak, u mnie okej. A u ciebie?
Super, że czujesz się lepiej – na te słowa nastolatka rozpromieniła się jeszcze
bardziej i teatralnie przewróciła oczami. Najwyraźniej towarzystwo Billa miało
na nią silny wpływ.
-
Och, wiem, że byłaś z Tomem i wcale się nie gniewam, że mnie nie odwiedzałaś.
Był tu dziś rano z Billem i Rainie. Przywiózł mi kilka świetnych książek. – Ta
informacja zaskoczyła Scarlett. Mówiła Tomowi o upodobaniu Jessici do czytania,
ale nie sądziła, żeby zapamiętał coś z tego słowotoku na temat jej ulubienicy.
To było bardzo miłe. Nie tylko dlatego, że zapamiętał to i wykorzystał, ale
głównie dlatego, że starał się i dbał o Jessicę, wiedząc, jak ważna stała się
dla Scarlett. Nie rozmawiali o tym wprost, ale musiał zdać sobie sprawę z tego,
że Jessica już na zawsze zostanie w jej życiu. Choć nie powiedziała mu tego, bo
uznała, że to za wcześnie na tak poważne rozważania, to nie był przecież głupi
i musiać pojąć, że gdy brał Scarlett do swojego życia, to Jessicę też. A skoro
się starał, to znak, że może akceptował ten stan rzeczy? Jakby nie było, to
miłe i bardzo ucieszyło Scarlett.
-
To fajnie, że cię odwiedzili, ale powiedz mi lepiej, jak się czujesz? –
przysunęła się bliżej łóżka z krzesełkiem, na którym siedziała. Jessica
umościła się wygodniej i uraczyła Scarlett kolejnym szerokim uśmiechem.
-
Craz lepiej. Magiczny pietnasty zbliża się wielkimi krokami. Do świąt będę
przyjeżdzać na zabiegi i fizjoterapię, a po świętach będę je odbierać w tym
sanatorium. Dziękuję, że mi je załatwiłaś.
-
Podziękujesz jak wrócisz i będziesz czuć się, jak nowonarodzona.
-
Już tak się czuję. W ogóle to nie wyobrażam sobie, co będzie potem, jak wrócę
do domu i do szkoły. Już nie pamiętam, jak żyłam przed szpitalem, ale nie byłam
taka szczęśliwa od dnia, w którym straciłam rodziców – nastolatka sięgnęła po
dłoń Scarlett i mocno ją uścisnęła. – To wszystko dzięki tobie, jesteś mi
bliższa, niż rodzina, niż ktokolwiek. Dziękuję Scarlett. Dajesz mi szansę i
nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
-
Ależ już mi się odwdzięczyłaś – uśmiechnęła się. – Jesteś szczęśliwa. O to mi
chodziło. Jak wrócę, a raczej, jak ty wrócisz z sanatrium spędzimy razem więcej
czasu. Nie mogę cię zabrać do siebie, ale nie zamierzam przestać troszczyć się
o ciebie.
-
Kocham cię, Scarlett. Jesteś moją mamą, moją siostrą i moją przyjaciółką. Nie
mogłam trafić lepiej – do oczu Jessici napłynęły łzy. Starała się je
powstrzymać, ale nie udało jej się. Przyspieszył jej oddech i Scarlett
zmartwiła się, że takie wzruszenie może jej szakodzić.
-
To nie jest tak, że to tylko ja pomagam sobie. Musisz wiedzieć, że sam fakt, że
jesteś podziałał na mnie lepiej, niż kilkumiesięczna terapia. Dzięki tobie i
reszcie dzieciaków wyszłam z dołka. Dzięki temu, że szukałam pomocy dla ciebie,
trzymam się w pionie. Uratowałaś mnie wiele razy i nawet nie miałaś o tym
pojęcia. Ja też cię kocham, Jess – sama przestała wstrzymywać łzy. Usiadła na
materacu i przytuliła dziewczynę. Obie popłakały przez chwilę, a potem
uściskała ją jeszcze raz i głęboko odetchnęła. – Będę do ciebie dzwonić, a ty
dzwoń do mnie w razie, gdyby coś się działo.
-
Będę na pewno. Candy odwiedza mnie codziennie po szkole, więc nie będę się
nudzić. No i mam książki – poklepała ręką stosik znajdujący się na stoliku przy
łóżku.
-
Gdybyś czegoś pot… - zaczęła, ale Jessica jej przerwała.
-
Potrzebowała dzwoń do Liv – dokończyła. – Wiem. Liv też wciąż mi powtarza, że
mogę na nią liczyć i Rainie, i Bill, i twoja mama, i teraz też Tom. Nie
zapominaj o moich opiekunkach, które też do mnie przychodzą. Mam wielu
cudownych ludzi obok siebie.
-
No dobrze – westchnęła. – Muszę jechać na lotnisko. Przepraszam, że wpadłam,
jak po ogień.
-
Nie gniewam się. Teraz będę zajęta odpisywaniem Dirty Mouses, także wiesz. Masz
mnie z głowy – machnęła ręką. Scarlett uściskała Jessicę raz jeszcze i zebrała
się do wyjścia.
-
Zdrowiej – powiedziała na odchodne i pomachała jej, nim zniknęła za drzwiami.
Poczuła ulgę. Nie widziała jej prawie tydzień i martwiła się o swoją
podopieczną. Jessica wciąż blada, ale już nie tak wychudzona, jak przed
operacją. Zeszła z niej opuchlizna ta pooperacyjna i ta, która wystąpiła przez
źle funkcjonujące serce. Wyglądała coraz lepiej, jej włosy odzyskały nieco
blasku. Wszystko szło ku dobremu. Życie za życie. Straciła swojego synka, ale
udało jej się wywalczyć drugą szansę dla Jess. Jednak nie czuła się tak, jak
oczekiwała. Liczyła na ulgę, na pozbycie się chociaż części poczucia winy,
jakie miała po śmierci Liama, ale to nie nastąpiło. Cieszyła się, że Jessica
żyła, ale uczucia związane z Liamem pozostały nieporuszone. To nie działało
tak, jak chciała. Życie za życie nie działało w ten sposób. Powinna być
mądrzejsza. Pragnęła niemożliwego. Jessica żyła i miała szansę na normalne
życie. To najważniejsze. Nie mogła usunąć tego bólu, nawet gdyby uratowała
tysiąc innych dzieci. Jej maleństwo nie przeżyło i tego nie da się odkupić. Nie
da się zmienić. Cierpienie matki pozostało cierpieniem matki. Choć… może
poczuła się odrobinę lepiej. Wiedziała, że mogła mieć doraźny wpływ na ratowanie
innych i to jej pomagało. Dlatego gdyby wiedziała, że po operacji jej poczucie
winy nie zmaleje, to nie zmieniłoby jej podejścia do Jessici. Kochała ją bez
względu na wszystko i chciała dla niej jak najlepiej. Po prostu miała ciszą
nadzieję, że gdy uratuje jakieś dziecko, to zazna chociaż odrobinę odkupienia. Tak
się nie stało. Liam nie żył, a Jessica tak.
Życie nie miało ceny. Nie mogła wybierać. Mogła jedynie walczyć. Jej
ukochany synek był już aniołkiem. Musiała wierzyć, że był po prostu za dobry na
to, żeby żyć w tym świecie. Przecież musiało istnieć jakieś wyjaśnienie. Mogła mieć
jedynie nadzieję, że to kiedyś będzie bolało trochę mniej. W drodze na lotnisko
przypominała sobie o mailu, który dostała rano od Toma. Sięgnęła po telefon,
żeby wreszcie mu odpisać.
Temat: To dziwne.
Czuję się, jakbym zaczynał prowadzić
pamiętnik. Nie uważasz, że to trochę dziwne? Jak dla mnie bardzo, bo nigdy nie
miałem pamiętnika. W każdym razie cieszę się, że będziemy wymieniać maile. Nie
słyszę twojego głosu, ale to może być fajne. Jak sądzisz? Na skype’ie
porozmawiamy, jak będziesz już na miejscu. Jestem cały cas dostępny, więc
dzwoń, jak tylko będziesz miała chwilę.
W nocy zastanawiałem się nad jakąś złotą
myślą dla ciebie. Chyba nie jestem w tym dobry, ale postanowiłem, że jakąś
znajdę.
Wieczorem masz sesję zdjęciową do In
Style, prawda? W takim razie masz jedno zadanie. Przy każdym ujęciu pamiętaj,
że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka stąpa po tej ziemi. Piękną wewnętrznie i
zewnętrznie. To niespotykanie. Nie zapominaj o tym i powtarzaj to jak mantrę. Sprawdzę,
gdy będziemy rozmawiać ;)
Leć bezpiecznie.
Xoxo
Odprężyła
się, czytając po raz kolejny list od Toma. Dostała od niego jeszcze jeden z ich
wspólnym zdjęciem. Odkopał jakiś staroć. Zaplotła z jego dredów warkocze i
obwiązała je różowymi kokardami. Pamiętała ten wieczór. Siedzieli razem z
Georgiem, Gustavem, Billem, Shie’em i Julie. Liv oczywiście robiła zdjęcie.
Dumnie pręzętowała swoje dzieło. Pokazując do obiektywu jeden z warkoczy. Co
najlepsze, nawet różowe warkocze nie odebrały mu tego magnetyzmu, którym emanował,
nawet jako młody chłopak. Później Liv zaplotła dwa warkocze Georgowi. Bill
dorobił się dwóch kucyków. Wszyscy prezentowali się szalenie męsko. Zdjęcie
uwieczniające ten moment też istniało, jak setki innych pokazujących ich szczęśliwe
chwile. Odpisała na jego maila, przypominając o tym, że wciąż miała zdjęcie,
jak trzy czwarte Tokio Hotel paradowało w różowych kokardach i poradziła mu,
żeby z nią nie zadzierał. Obiecała też spróbować myśleć o sobie choćby miło.
Dopóki nie zaczęła się w to zagłębiać, nie szło zbyt opornie. Bo tak to już jest, że dopóki nie
skupiamy się zbyt mocno nad przykrymi rzeczami, to one wcale nie wydają się
takie straszne, lecz gdy zostaną rozłożone na czynniki pierwsze, wtedy dzieje
się gorzej. Dopóki zadanie, które dał jej Tom, znajdowało się w sferze dalekich
zamierzeń, wszystko było okej, ale kiedy pomyślała sobie o tym, by je wykonać,
zemdliło ją. To wcale nie miało być proste, ale nikt nie mówił, że będzie. To
nie było trudne. Każda kobieta była piękna, więc w czym problem? No chyba w
tym, że piękno kojarzyło jej się w tej chwili tylko z ciałem. A ciało ją
zawiodło i nie bardzo je lubiła. Jeszcze dobry tydzień temu, schowałaby te
myśli głęboko, ale teraz konfrontacji z Tomem, postanowiła stawić im czoła.
Może nie teraz, ale chciała czuć się piękna podczas sesji, a jeszcze bardziej,
żeby to piękno kojarzyło jej się z czymś dobrym.
*
4. grudnia 2014
Tom
układał rzeczy w szafie. Rainie prała też jego ubrania i czuł się z tym trochę
niezręcznie. Ona wprawdzie nie widziała żadnego problemu, bo jak twierdziła,
pranie i prasowanie pomagało jej zabijać czas podczas ich nieobecności. Jednak
to nie zmieniało faktu, że źle czuł się w tym trójkącie. Rainie i Bill
potrzebowali prywatności. A ciężko o nią w mieszkaniu dzielonym przez trzy
pary, dziecko i jego samego. Wprawdzie Georg i Liv lada dzień mieli przenieść
się na stałe do swojego domu, ale to nie zmieniało faktu, że Gustav i Margo
wciąż tu pomieszkiwali i on oczywiście też. Był jeszcze dom Sophie, ale tam też
ostatnimi czasy zagęściło się dosyć mocno, więc Gustav i Georg woleli nocować w
mieszkaniu, a z nimi dziewczyny oczywiście. Mógłby coś wynająć, ale po co? Miał
dom, ale nie potrafił sam do niego wrócić. Liczył, że to zawieszenie potrwa
niezbyt długo. Na Karaiby mieli polecieć wcześniej, bo już szóstego. Z jednej
strony to lepiej, bo szybciej wrócą. Ułożył ostatnią bluzę i zasunął szafę.
Wtedy w pokoju rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia na skype’ie. Nie
spodziewał się nikogo, bo Scarlett w tym czasie miała sesję zdjęciową. Dlatego
zdziwił się, widząc, że dzwoniła Amy. Odebrał i ujrzał jej roześmianą twarz.
-
Czeeeeeeeeeść przystojniaku! – powiedziała uradowana. Pokręcił głową,
odwzajemniając uśmiech.
-
Cześć, Amy. Nie zaryzykuję i nie powiem „piękna”, bo domyślam się, że Neal jest
w pobliżu.
-
Zgadłeś – odparła, a w tle rozległo się: cześć, Tom. Odpowiedział na
pozdrowienie i wygodnie rozsiadł się przed laptopem. – Muszę ci powiedzieć, że
chyba dostaniesz ode mnie ochrzan, bo się w ogóle nie odzywasz.
-
A jak będę miał dobry powód to mi odpuścisz?
-
Musi być naprawdę dobry. Najlepiej na literę „S”.
-
Odebrałaś mi cały element zaskoczenia!
-
No nie mów?! – pochyliła się tak blisko kamerki, że niemal uderzyła w nią
czołem. – Opowiadaj mi wszyściutko, jak na spowiedzi.
-
Spotkaliśmy się przypadkiem, porozmawialiśmy, a potem zabrałem ją do Loitsche,
żebyśmy mogli dokładnie wszystko omówić i… - uśmiechnął się delikatnie. – Znów
jesteśmy razem – Amy zapiszczała, jakby wygrała szóstkę w totolotka. Nie mógł i
nie chciał mówić jej całej prawdy. Nie dotyczyła jej. Nikt nie mógł się
dowiedzieć o tym, co działo się w życiu Scarlett póki ona sama nie zechce
opowiedzieć o tym głośno. Nie miał prawa, żeby to rozpowiadać. Z resztą. Amy
raczej nie potrzebowała aż takich szczegółów.
-
Jestem z ciebie dumna, skarbie – uśmiechnęła się czule i Tom był pewien, że
gdyby mogła to pogłaskałaby go po głowie albo uszczypnęła w policzek. Amy miała
takie instynkty. – Wprawdzie należy ci się kop za to, że musieliście spotkać
się przypadkiem, a nie celowo z twojej przyczyny, ale summa summarum wyszło
dobrze. Scarlett jest teraz w Nowym Jorku, nie? Oglądałam dziś rado Today z
nią. Jak się czuje ta dziewczynka?
-
Coraz lepiej. Za kilka dni wychodzi ze szpitala, odbędzie kurację w sanatorium,
a potem powoli będzie wracać do swojego życia.
-
Może znajdzie dom – powiedziała z nadzieją. Tom myślał o tym przez chwilę, nim
przyszło mu do głowy coś zupełnie oczywistego. Scarlett była jej domem. Jego
też.
-
Myślę, że już go znalazła
-
Naprawdę? – zainteresowała się. Neal podał jej kubek. Przyjęła go z
wdzięcznością. Tom pokiwał głową. Uznał, że Amy miała na myśli coś zupełnie
innego, niż on, ale czuł, że to nie moment na wyjaśnienia. Wiedział, że mógł
powiedzieć jej wszystko, bo była mądra i dobra. Znała wiele odpowiedzi,
potrafiła zadawać właściwe pytania, żeby sam mógł je poznać, ale to co działo
się w jego życiu, było zbyt dalekie od tego, co łączyło go z Amy. W krótkim
czasie przeszła przez nie kolejna nawałnica, ale tym razem zupełnie dobra.
Chciał poukładać sam to, co po sobie zostawiła.
-
Powiedz mi, co u ciebie? – nie potrzebowała większej zachęty. Tom rozluźnił się
i z uwagą słuchał słowotoku dziewczyny.
-
Restauracja wygląda coraz lepiej. Wiesz, wynajęłam trzy osoby do remontu, więc
idzie powoli, ale wszystko zaczyna nabierać kształtów. Wybrałam już meble,
zastawę, garnki i masę dodatków. Mam fajną wizję. Zieloną.
-
Czekam na zaproszenie na otwarcie.
-
Myślisz, że to przegapię? Zaproszę ciebie i cały zespół, oczywiście Scarlett i
generalnie chętnie przyjmę wszystkich twoich sławnych i niesławnych znajomych. Nie
myśl sobie, że taka altruistka ze mnie.
-
Ja wiem, że tylko udajesz.
-
Och, skarbie. Będę kończyć, bo muszę podjechać do restauracji i załatwić kilka
spraw. Piszę dosyć ciężki artykuł i muszę sprawdzić źródła, ale jeszcze ci
powiem, że moi rodzice poznali Neala i byli nawet mili. Mama wciąż ubolewała,
że mój powrót do Jefferson stał się jeszcze bardziej niemożliwy, ale na
odchodne powiedziała, że sympatyczny z niego chłopak, więc jest nadzieja.
-
Cieszę się, że go zaakceptowali. To już połowa sukcesu. Zanim moja teściowa się
do mnie przekonała upłynęło dużo czasu – błysnął uśmiechem, zdając sobie sprawę
z tego, że dziwnie było znów myśleć o Sophie, jako o teściowej. Pożegnali się,
Amy zarzekała się, że odezwie się jak tylko znajdzie chwilę i zażądała
spotkania ze Scarlett. Cała Amy. Nie przeszkadzała jej odległość szerokości
oceanu. Wciąż zachowywała się tak, jakby mieli za chwilę się spotkać i właśnie
to mu się w niej podobało. Nie było parcia, ani presji, żeby utrzymać kontakt. On
utrzymywał się sam. Poszukał papierosy i wyszedł na balkon. Okazało się, że
przymroziło i zaczął prószyć śnieg. Nałożył na głowę kaptur i odpalił. Chyba znów
powinien pomyśleć o rzucenia, skoro miał w szerszej perspektywie całowanie się
ze Scarlett. Nie lubił, kiedy się krzywiła i wytykała mu, że smakował jak
popielniczka. Już teraz powinien myśleć perspektywicznie, bo przecież Scarlett
w jego życiu to najważniejsza idea, jednak… chyba wolał poczekać, pomimo
wszystko. Zaciągnął się mocno. Zdecydowanie rzuci dopiero, kiedy to zacznie
przeszkadzać Scarlett. Spojrzał na zegarek i obliczył, co mogła teraz robić. Sesja
dobiegła już końca? Chyba miło byłoby jej zastać maila od niego po skończonej
pracy. Tym bardziej, że wieczorem miała gościć w programie Jimmy’ego Fallona,
więc czekało ją jeszcze sporo do zrobienia i istniały nikłe szanse na to, że
porozmawiają. Wrócił do mieszkania, rozcierając ręce. Było naprawdę zimno. Nim usiadł
przed laptopem zaparzył sobie herbatę. Margo naznosiła do mieszkania mnóstwo
dziwnych ziółek, ale na szczęście znalazł cytrusową. Posłodził i grzejąc ręce o
kubek wrócił do swojego pokoju. Spojrzał na ekran. Znów gościło na nim zdjęcie
Scarlett, zupełnie jakby znów miał dziewiętnaście lat. Jednak rozumując
logicznie, po co miał mieć na pulpicie, jakie kwadraciki, wielokąty, chmury czy
trawę, skoro mógł mieć Scarlett? Warto dodać, że spoglądała na niego też z
wyświetlacza telefonu. Była wszędzie. Wywołał kilka zdjęć i poustawiał je w
ramkach. Tęsknił za nią i to był jedyny sposób, w jaki potrafił sobie z tym
poradzić. Gdy otaczała go jej uśmiechnięta twarz, czuł się znacznie lepiej. Zalogował
się na skrzynkę mailową i utworzył nową wiadomość. Jeszcze do końca nie
wiedział, co chciał napisać. W ciągu tych kilku ostatnich dni, sporo myślał o
tym, jak teraz miało wyglądać ich życie. Nie o to, jak ułożą się sprawy z
Davidem, ani też o to, jak blisko będzie z nimi Jessica. Miała być z nimi, tak
samo jak jego syn i nie czuł się z tym źle. Zaakceptowanie tego faktu przyszło
mu jakoś dziwnie łatwo. Tak, jakby była w ich życiu od zawsze. A może Scarlett
miała rację z tym „życie za życie”? Jessica pojawiła się na ich drodze dlatego,
żeby mogli poradzić sobie z odejściem Liama? Tak naprawdę poradzić. Pomogli uratować
jej życie, choć nie udało im się uratować życia swojego synka. Bardziej martwił
się tym, czy zdoła pomóc Scarlett. Dosyć chojracko podchodził do sprawy, ale
tak naprawdę to się bał, że źle ją zrozumie, że ją skrzywdzi, że zrobi coś, co
jej się nie spodoba alb, co ją przestraszy. Mógł być ostrożny i troskliwy, ale
jeżeli to nie wystarczy? Jeżeli znów okaże się, że miłość to za mało? Kiedy przypominał
sobie, jak Scarlett stawała się odrętwiała, gdy ją przytulał albo jak odsuwała
się od niego, unikała jego wzroku. Pragnął jej szczęścia, swojego też, ale ja
miał jej to dać, gdy była tak krucha i niepewna? Odetchnął. Odsunął te myśli. Ściskały
jego żołądek. Powodowały, że czuł się zagubiony. To nie czas na to. Bill i
Rainie przekazali mu bardzo cenną rzecz: pokaż jej, że dotykasz ją, bo ją
kochasz. Musiała w to uwierzyć. On to wiedział. Kochał ją. Kochał ją, więc nie
mógł zrobić nic złego, bo wszystko, co robił wypływało z miłości. Odetchnął. Upił
łyk wciąż parującej herbaty. Fizyczna bariera zniknie, gdy przełamie tą, która
znajdowała się w jej głowie. To chyba nic złego, że szukał pomocy wszędzie,
gdzie się dało? To chyba nic złego, że poprosił o pomoc doktor Bähr? Umówił spotkanie z nią następnego dnia. Może ona
podsunie mu jakąś złotą myśl, która pomoże mu wygonić Mike’a z głowy Scarlett? Przecież
musiał istnieć na to jakiś sposób. Odetchnął znów i przyłożył palce do
klawiatury, a potem słowa popłynęły same.
Temat: Daleko, ale blisko.
Wiesz, co? Masz teraz sesję i mam
nadzieję, że stosujesz się do zaleceń, moja p i ę k n a. Ta sesja na pewno
będzie niesamowita. Promujesz takie ważne rzeczy, co może być p i ę k n i e j s
z e? Ciekaw jestem, ile osób skłoniłaś do działania. David mówił coś o jakiejś
aukcji charytatywnej, której pomysł pojawił się po naszym koncercie. Podobno wiele
niemieckich gwiazd zostało na to zaproszonych. A wszystko dzięki tobie, bo
zawsze walczysz do końca i się nie poddajesz. Z całym tym dobrem, które
rozsiewasz wokół siebie, jesteś dla mnie po prostu n a j p i ę k n i e j s z a.
Sprytny jestem, co? ;)
Spędzam ten wieczór sam i dużo
wspominam. Rozmawiałem z Amy i znów wspominała, że bardzo chciałaby cię poznać.
Za jakiś czas otwiera tą swoją knajpę, może byśmy polecieli tam? Co ty na to?
Neala widziałem raz czy dwa, a ona wciąż wychwala go pod niebiosa. Ciekaw jestem,
kto to taki. Myślę, że polubiłybyście się. Poznałabyś osobę, która jest w
stanie mówić tyle co ty ;)
Wspominałem też coś innego. Loitsche… to
były najlepsze dni, jakie ostatnio przeżyłem. Na samą myśl zaczynam się
uśmiechać. Już się nie mogę doczekać, kiedy oboje wrócimy. Tęsknię za tobą tak,
że nie potrafię sobie wyobrazić tego, jak żyłem bez ciebie tyle czasu.
Mam przed oczami twój uśmiech. Czuję twój
zapach. Słyszę twój głos. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów mam cię blisko (chociaż
chwilowo jesteś daleko).
Xoxo
T.
Wysłał
wiadomość i zadowolony zamknął pokrywę laptopa. Sięgnął po herbatę i pilota,
oparł stopy na stoliku, włączył telewizor, po czym zaczął przeszukiwać kanały. Dawno
nie oglądał żadnej komedii.
*
5. grudnia 2014
Bill
kończył parzyć kawę, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi. Po chwili szuranie butów,
a potem brzęk kluczy. A już zupełnie niedługo zobaczył Rainie. Posłała mu czuły
uśmiech i z wdzięcznością przyjęła kubek z kawą. Miała czerwone policzki od
mrozu i włosy potargane wiatrem.
-
Długo jeszcze zamierzasz odwozić Candy do szkoły? – zapytał opierając się o
blat szafki. Zdążył dopiero wstać, ogarnąć się względnie, ale jeszcze nie bardzo
kontaktował. Wciąż nie przywykł do wstawania w granicach dziewiątej. To czasami
było za dużo, ale nie chciał, żeby Rainie sama krzątała się po mieszkaniu. Za mało
mu jej było. Minęło prawie pół roku odkąd wróciła, ale o i tak czasem nie
wierzył.
-
Może do wiosny? – odpowiadając, wyrwała go z zamyślenia. Stanęła obok,
popijając kawę. Patrzyli na widok za oknem. Sypał śnieg. – Na dobre oswoi się
ze szkołą, z otoczeniem. Wiem, że nie przyjechała tu z Nowej Zelandii, ale mimo
wszystko martwię się o nią. Wolałabym mieć ją na oku. Rodzina Hansa nie żyje,
ale to nie zmienia faktu, że się boję.
-
Wiem, wiem. Pytam, bo nieraz chciałbym pospać sobie z tobą, a ty wymykasz się codziennie
przed siódmą – odstawił kubek i stanął przed Rainie. Oparł ręce po obu jej
stronach. Bardzo blisko jej bioder.
-
Bo ty jesteś śpiochem – odpowiedziała uśmiechając się i czule zmierzwiła jego i
tak potargane włosy. – Co chciałabyś dzisiaj robić? – zapytał wpatrując się w
jej miodowe oczy. Na dobrą sprawę mieli podobne oczy. On trochę ciemniejsze, w
kolorze mlecznej czekolady, a ona w kolorze miodu. Zauważył niedawno, że w jej
prawej tęczówce pojawiły się trzy rdzawe plamki. Znajdowały się obok siebie i
czyniły jej oczy jeszcze bardziej wyjątkowym. Nie sądził, żeby ktoś inny to
spostrzegł. Bill tak często przyglądał się Rainie, że znał na pamięć każdy
milimetr jej twarzy.
-
Obiecałam Margo, że pomogę jej z obrazem. Nie wiem, co takiego zrobiłam, że to
mnie chce dopuścić do swojej wielkiej tajemnicy, ale to miło. Odbiorę Candy po
szkole, zawiozę ją do Jess, a potem pojadę do Margo. Odbierzesz Candy ze
szpitala około osiemnastej?
-
Pewnie – pocałował Rainie w czubek nosa. – Jest szansa, że wyjdziemy gdzieś
wieczorem? Tom powiedział, że pomoże Candy z tą pracą techniczną. On lubi takie
dłubanki – wzruszył ramionami, jakby to był dziwne. – Potem mają wpaść Liv i
Georg, więc pewnie posiedzimy razem, ale chciałbym najpierw pobyć tylko z tobą.
Może jakiś spacer?
-
Czyżby to była kolejna randka? – zapytała, kładąc dłonie po obu bokach Billa.
Pogładziła je w górę i w dół. Uśmiechnął się zniewalająco swoim Kaulitzowym
uśmiechem i pokiwał twierdząco głową.
-
Chcę cię porwać, uwieść i zawrócić ci w głowie.
-
Obawiam się, że to już się stało – westchnęła bezradnie, spoglądając na Billa
spod rzęs. Dawna Rainie nawet nie pomyślałaby o tym, żeby kokietować. Dawna
Rainie nie zrobiłaby prawa jazdy, nie realizowałabym swoich marzeń, nie
oczekiwałaby od życia samych dobrych rzeczy. Dawna Rainie nie zdawałaby sobie
sprawy z tego, że miała prawo kochać z wzajemnością. Dawna Rainie nie chodziła
na zakupy, ani na babskie wieczory z przyjaciółkami. Dawna Rainie nie
pozwoliłaby mu na pocałunek. Co właśnie uczynił. Objął ją, zamykając ręce na
jej plecach, a ona w odpowiedzi zacisnęła dłonie na jego bokach. Uśmiechnął się
pogłębiając pocałunek, a ona wyszła mu naprzeciw. Smakowała kawą i nią samą. Zsunął
dłonie niżej i wsunął je pod jej wełniany sweterek. Dotknął jej pleców i
pogładził delikatną skórę. Mruknęła cicho i wtedy zrobiła coś, czego dotąd nie
robiła. Przygryzła jego wargę. Z premedytacją, tak żeby zabolało, ale niezbyt mocno,
a potem pocałowała to miejsce i uśmiechnęła się filuternie. Przyciągnął ją
bliżej i popatrzył Rainie prosto w oczy.
-
Jesteś moją doskonałą doskonałością – wsunął dłonie całkowicie pod sweterek i
głaskał jej plecy. Miała skórę delikatną i jedwabistą. Rzadko ją widywał. Rainie
wciąż wstydziła się blizn.
-
Chciałabym, żebyśmy zamieszkali sami. Tylko we troje.
-
Zamieszkamy – odpowiedział i złożył długi pocałunek na jej czole. – Może już po
nowym roku uda nam się coś znaleźć. Nasz dom musi być wyjątkowy.
-
Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu tylko dla siebie – Rainie przesunęła
ręce w górę, po przedramionach i barkach Billa, a potem zarzuciła mu je na
szyję.
-
Jak całe to szaleństwo się skończy, to obiecuję ci, że tak będzie – zapewnił,
znów spoglądając jej głęboko w oczy. Przytaknęła, powoli kiwając głową i
przyciągnęła Billa bliżej siebie, żeby go pocałować, ale dokładnie w tej chwili
w kuchni zjawił się Tom, teatralnie zasłaniając się rękoma.
-
Możecie iść gdzieś indziej okazywać sobie tą obrzydliwie piękną miłość? –
zapytał, spoglądając przez palce. Udawał wielce przerażonego. – Chciałbym coś zjeść,
a przy was nie zdołam – wyjęczał. Bill kazał mu się popukać w czoło i ująwszy
Rainie za rękę, wyprowadził ją z kuchni, zamierzając kontynuować to, co im
przerwano.
Powiem Ci, że dobrze się czyta :) Można wyczuć taki spokój miedzy wszystkimi wydarzeniami opisanymi tutaj, wyciszyć się po wszystkim czego zafundowałaś nam ostatnio. Każdy z nich dojrzewa i szuka swojego miejsca na ziemi i własnego domu a to jest takie fajne czytać jak oni wszyscy dochodzą do ładu ze swoim życiem :)
OdpowiedzUsuńOdcinek spokojniejszy od pozostały, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Uspokoiło to na chwilę emocje, które prędzej lub później zapłoną na nowo! :) W tym odcinku podobały mi się wiadomości Toma dla Scarlett. Jest dla niej solidnym oparciem i nawet jak nie może być koło niej, to i tak robi wszystko, aby podtrzymać ją na duchu. Uśmiechałam się, gdy czytałam te króciutkie fragmenty. Cieszę się, że znowu pojawiła się Amy. Jest ona tak pozytywną bohaterką, że trudno ją nie lubić. Podoba mi się ich przyjaźń! I jestem niesamowicie zadowolona, że Amy spełnia swoje marzenia i na dodatek jest bez zaprzeczenie zakochana i kochana. :) Myślę, że bez problemu polubią się ze Scarlett.
OdpowiedzUsuńGustav nie miał lekko w przeszłości, ale dzięki Bogu odnalazł Margo. Podziwiam dziewczynę, bo niewiele kobiet wykazałoby się taką cierpliwością i wyrozumiałością, gdy Gustav walczył z miłością do swojej poprzedniej dziewczyny. Kocham ich i kibicuję im z całego serducha!
Bill i Rainie też zasługują na spokój. Teraz powinni cieszyć się miłością i nie martwić się niczym. Wiem, że w życiu jest to niemożliwe - nie mieć problemów - ale trzymam za nich kciuki.
I chociaż odcinek należy do tych spokojnych, to ujął mnie ilością miłości i nadziei jaką w sobie zawieram. Lubię tą część i myślę, że jeszcze nieraz do niej wrócę ! :)
Amy jest takim promyczkiem. Są do siebie podobne z Margo, z tym, że Margo umie stąpać po ziemi, a Amy fruwa pod chmurami. Bardzo ją lubię, bo ona jest takim człowiekiem, który ma otwarte serce dla każdego. Na swój sposob kocha Toma i dostrzega w nim to, czego wielu nie widzi. Podobnie jak Scarlett, na samym początku dostrzegła w nim człowieka, a nie gwiazdę. Dlatego jej zaufał. Amy jest już bardzo epizodyczną postacią, ale pozostanie ważna.
UsuńDotąd Gustav uchodził za takiego człowieka-skałę. Wszystko przetrwa, ze wszystkim się zmierzy, ale sytuacja z Caroline pokazała, że jednak nie jest taki niezłomny. Margo nie zniosłaby jego 'wycofania się", gdyby ich związek opierał się tylko na chemii czy pożądaniu. Oni zaczęli od przyjaźni. Znają się, jak łyse konie, a miłośc pojawiła się dopiero teraz. Właśnie ponowne pojawienie się Caroline pozwoliło jej wypłynąc. Oboje uświadomili sobie, ile dla siebie znaczą, gdy pojawił się nad nimi cień. To piekne co ich łączy. Przetrwali próbę, której niejeden by się poddał.
Nie jestem w stanie sobie wyobrazic koszmaru jaki przechodzi Scarlett. Mike odebral jej wszystko. Pozbawil fundamentow samej siebie. I zostawil taka poraniona i bezbronna. Bo te psychiczne rany goja sie najtrudniej. Tyle zla ja spotkalo w ciagu ostatnich lat,ze az trudno w to uwierzyc. I teraz, kiedy wydaje sie,ze Scarlett nie ma sily dluzej walczyc ze swiatem, w jej zyciu znow pojawil sie Tom. Teraz kojarzy mi sie on z taka ostoja i opoka. Jest silny i tak bardzo pewny swoich uczuc,ze tym razem to on dzwiga ten zwiazek. I jestem oczarowana Tomem. Ciekawa jestem jak beda wygladaly ich maile. Slodkie wiadomosci<3
OdpowiedzUsuńAle mimo calej sympatii do Scarlett i Toma, ja jestem uradowana i zachwycona Margo i Gustavem. Uwielbiam ich!! I to oni skradli ten post. Powialo nareszcie optymizmem u nich!:)
Sciskam
Katalin
Wiedziałam, że pojawienie się M i G sprawi, że zapomnisz o całej reszcie :D
UsuńS. trochę się zaplątała w swojej sytuacji. Nie chcę powiedzieć, że popada w paranoję, ale wychodzi dalej, niż to wszystko sięga. Ona tak bardzo zatopiła się w swoim strachu, że nie ma go już w ogóle pod kontrolą. Mike urósł do monstrualnych rozmiarów i ona potrzebuje jego, potrzebuje może wstrząsu, który pozwoli jej trzeźwiej spojrzeć na swoją sytuację, a Tom ma teraz spore pole do popisu..