1 października 2014

109. Każdy z nas ma dwie rzeczy do wyboru: jesteśmy albo pełni miłości... albo pełni lęku.

Tytuł: Albert Einstein

2. grudnia 2014, Berlin

Rainie bardzo mocno martwiła się tym, o czym opowiedziała jej Scarlett. Długo rozmawiały poprzedniego wieczoru, gdy Tom odwiózł ją do Sophie. Rano, gdy wyprawiła Candy do szkoły i sprawdzała nowinki w Internecie, otrzymała od Scarlett maila, który przypomniał jej to, co sama jeszcze do niedawna odczuwała.

Wiesz, co? Może nie powinnam o tym pisać, ale nie potrafię na ten temat rozmawiać z Liv. Ona mi współczuje, ale nie jest w stanie pojąć, co przeżywam… Nie mogę też mówić o tym Tomowi, ponieważ to tylko go gubi. A on musi się przecież odnaleźć w tej sytuacji, żeby mi pomóc… Dlatego jesteś jedyną osobą, której jestem gotowa opowiadać, co czuję i bardzo ci za to dziękuję.
Okrutne jest dla mnie to, że…boję się dotyku. Tak, mówiłam ci o tym, ale chodzi mi o to, że sama możliwość, że ktoś może położyć mi rękę na plecach, gdy przepuszcza mnie przodem albo dotknąć nogi, gdy siedzimy obok, napawa mnie lękiem. Dostaję paraliżu, ledwo oddycham i cała drżę. To straszne… albo to, że istnieje możliwości, że ktoś patrząc mi w oczy, spojrzy na mnie lubieżnie albo pośle jakąś aluzję. To budzi we mnie tak niepojęte obrzydzenie i strach. Rainie, ja kiedyś doskonale radziłam sobie z podrywami udanymi lub mniej. To nic nie znaczyło, ignorowałam je, a teraz przeraża mnie myśl, że ktoś może pomyśleć o mnie w erotyczny sposób, nie mówiąc już o tym, że mógłby zrobić coś w tym kierunku. Czuję się bezsilna względem własnego umysłu. On wciąż wsadza mi przed oczy obraz Mike’a i nie mogę się go pozbyć, nawet gdy jestem blisko Toma. To dlatego cała się spinam, jestem jak sparaliżowana, bo bliskość moją i Toma kala Mike. Nie radzę sobie ze sobą. Boję się tego, co się dzieje. Nie myślałam o tym, zamykałam to w szczelnej skrytce, ale teraz gdy te wszystkie słowa już padły, nie mogę ich nigdzie zamknąć. On wypełzły niczym robactwo i obłażą mnie. Muszę je zniszczyć, zdptać, ale jest ich tak wiele, że nie umiem. Wiesz, gdybym tylko mogła wyrzucić z głowy te głupie myśli, gdybym za każdym razem nie miała przed oczami Mike’a, to byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym wszystkim.
Ten lęk, że ktoś mnie dotknie albo na mnie spojrzy… Przecież to jest nieuniknione. Jestem osobą medialną, faceci ślinią się na mój widok i gapią się na mnie tak, jakbym była naga, nie umknę przed tym. Dlatego bardzo uwiera mnie to, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Mam dosyć tego, że za każdym razem, gdy przeżywam coś miłego, przed oczami pojawia mi się jego twarz. Mam dosyć tego, że panikuję na samą myśl o tym, że mógłby mnie dotknąć. Mam dosyć tego, że jestem niewolnikiem tych okropnych myśli. Jestem w niewoli samej siebie.
Tom jest bardzo wyrozumiały i troskliwy. Nie robi nic, co nie spodobałoby mi się i ja tego chcę. Moje serce chce mieć go cały czas przy sobie i przy nim jest lepiej, ale to nie zmienia faktu, że wciąż jest źle.

Rainie bardzo martwiła się o Scarlett. Nie zdziwiła się też, gdy Julie zadzwoniła do niej, żeby zaprosić ją na kawę i ploteczki. Doskonale wiedziała, o kim chciała „plotkować”. W domu zastała Sophie, Liv i Jul. Scarlett już wyjechała. Przebywając wśród O’Connorów czuła się, jak z rodziną. Bo to oni nią byli. Nie matka i ojciec, którzy się jej wyrzekli, ale oni. Byli przy niej nieustannie i przyjęli ją jak swoją. Dostała od życia więcej, niż kiedykolwiek marzyła. Druga szansa, ukochany mężczyzna i nowa, wspaniała rodzina, która akceptowała ją i lubiła za to, kim była. Kochała swoich bliskich, dlatego jadąc tu, ułożyła sobie w głowie, jak najlepiej i najjaśniej przedstawić im sytuację Scarlett. Sophie niezauważona pojawiła się z kawą i ciasteczkami, a Liv i Julie zagadywały ją o samopoczucie i wrażenia po weekendzie. Uśmiechnęła się pobłażliwie i posłała im ironiczne spojrzenie.
- Darujcie sobie – mruknęła, a one zaskoczone zamilkły. – Doskonale wiem, o co wam tak naprawdę chodzi. – Na te słowa Liv parsknęła śmiechem, a Julie westchnęła. Rainie usiadła wygodniej i omiotła ciepłym spojrzeniem wszystkie trzy.
- Martwimy się. Scarlett była bardzo milcząca. Powiedziała jedynie, że pogodziła się z Tomem, że mają nadzieję, że wszystko się między nimi ułoży i że na razie nie ma, o czym mówić – odparła Sophie.
- A doskonale wiemy, że jest o czym mówić – wtrąciła Liv. Rainie pokiwała głową ze zrozumieniem. Bo ani odrobinę nie dziwiła się temu, dlaczego tak martwią się o Scarlett. Po raz kolejny w jej życie wkradła się tragedia. Zmagała się z czymś, w czym nie bardzo potrafili jej pomóc. Nie udało się terapeutce, oni także mieli związane ręce. Jedyną osobą, która wiedziała, czemu stawiała czoła Scarlett, była Rainie. Jedynym człowiekiem, który mógł pomóc przejść jej przez to, był Tom. Takie istniały fakty. Mama, siostra i szwagierka mogły ją jedynie wspierać, a gdy nie miały pojęcia, co się działo, mogły się tylko martwić.
- Wiem o wszystkim, Tom także. Wiem, że Scarlett podzieliła się całą historią tylko z wami. Chłopcy o niczym nie wiedzą. Znaczy Bill wie, bo Tom mu powiedział, ale zrobił to tylko dlatego, że nie potrafił odnaleźć się w tej sytuacji. Nie wiedział, jak pomóc Scarlett. A Bill ma już pewne doświadczenie.
- No tak. Pokonał twoje demony – Sophie uśmiechnęła się smutno.
- Walczymy z nimi – zapewniła. – Prawda jest taka, że przed Scarlett daleka droga. To co ją spotkało należy do rzeczy, z którymi bardzo trudno pogodzić się kobiecie. Wprawdzie nie została zgwałcona, ale wykorzystana. Ja sama długo odnajdowałam w sobie siłę, żeby uwierzyć, że jestem wartościową kobietą i należy mi się od życia to, co najlepsze. Ona to wie, ale nie potrafi w to uwierzyć.
- On wciąż ją nęka. Wysyła anonimy, przypomina o sobie. Znajduje się tam, gdzie nikt nie spodziewałaby się go. Jest w Niemczech. Osacza ją z każdej strony. Plus jest taki, że nie wydostanie się z kraju jako Jim Felston, ale skąd możemy wiedzieć, czy znów nie zrobił sobie jakiegoś kuku? – Liv była mocno poddenerwowana. Zacierała ręce, a jej głos stał się jeszcze bardziej chropowaty przez emocji. – Shie mówił, że policja obserwuje jego rodziców, ale jak widać, ma więcej sprzymierzeńców, niż sądziliśmy.
- On wciąż przypomina jej o swojej obecności, przez to Scarlett ma te uczucia cały czas na wierzchu, a to nie sprzyja zapomnieniu. Dałam jej radę, którą sama wykorzystałam wobec siebie. Powiedziałam, żeby zaufała Tomowi. Oni naprawdę doszli do porozumienia. Wygląda na to, że znów są razem.
- Tak po prostu? – zapytała Liv, a jej twarz na chwilę rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Tak, kiedy przyjechaliśmy do Loitsche, oni zachowywali się, jak kiedyś. Pomijając całą tą traumę Scarlett. Dlatego, wiedząc, że znów są ze sobą, poradziłam jej, by zaufała Tomowi. Mieszkając z nim przez ostatnie pół roku, przekonałam się, że nie przestał jej kochać. Przyglądałam się mu i dam głowę, że gdyby mógł całowałby ziemię, po której stąpa Scarlett – uśmiechnęła się pokrzepiająco, spoglądając na Sophie. – Mogę dawać rady tylko na podstawie tego, co sama przeżyłam, a mnie uleczyła miłość Billa. Już nie śni mi się Hans, już nie mam koszmarów, jestem spokojna i świadoma siebie. Przebiłam pancerz, który nałożyło na mnie życie z tamtym człowiekiem. Bill pomógł mi oczyścić się i zobaczyć w świetle takim, w jakim on mnie widzi. Dużo dała mi terapia, na którą chodziłam w Stanach, ale to właśnie Bill, jego cierpliwość i miłość, którą okazuje mi na każdym kroku, pomaga mi stać się kobietą, jaką zawsze chciałam być dla siebie i dla niego. Scarlett i Toma łączy niesamowita więź. Nie zdołał zerwać jej czas, ani rzeczy, które się między nimi wydarzyły. Wierzę, że Tom znajdzie do niej drogę. Znalazł ją kiedyś, zrobi to też teraz. Za mocno ją kocha, żeby nie spróbować wszystkiego, co w jego mocy, by ją uchronić przed tym całym złem, które ją spotkało. Bo w tym wszystkim chodzi tak naprawdę o to, żeby przekonał ją, że dotyka jej dlatego, że ją kocha. Mike zburzył jej samoświadomość. Ona przez to, że ją oszukał, zamknęła się na dotyk, bo podświadomość mówi jej, że to jest złe, bo robił to Mike. Kiedy poukłada to w głowie, wszystko da się naprawić.
- Krok po kroku przypomni jej, ile jest warta – podsumowała Julie. – Już od kilku miesięcy przeczuwałam, że to kwestia czasu, nim znów się zejdą.
- Jesteś niesamowita, Rainie – mama Scarlett uścisnęła jej dłoń. – Dziękuję, że tak pomagasz Scarlett.
- Kiedyś to ona wyciągnęła rękę do mnie. No i jesteśmy rodziną, czyż nie? – powiedziała, posyłając zatroskanej Sophie delikatny uśmiech. Odwzajemniła gest. Po tym, jak uzupełniła ich braki informacyjne, atmosfera rozluźniła się i mogły rozmawiać na nieco swobodniejsze tematy. Potem Bill odebrał Candy ze szkoły i przyjechali do O’Connorow. Shie wrócił z pracy, a Georg z Saoirse od swojej mamy. Przy kolacji, Rainie patrzyła na swoich bliskich i nie mogła się nadziwić, jak wielkie szczęście ją spotkało. Wiedziała, że jej się należało, ale czasem nie wierzyła, że działo się naprawdę.
*

Słysząc huk, Margo rzuciła pędzel i pobiegła do korytarza. Odetchnęła, gdy na podłodze dostrzegła młotek, a nie swojego męża i młotek. Rzeczony mąż wciąż stał na drabinie. Łypnęła na niego powątpiewająco, a on w odpowiedzi wyszczerzył się w uśmiechu. Podała mu narzędzie i rozejrzała się po holu. Ściany pomalowali na beż ze złotymi refleksami, a na podłodze położono palisandrowe panele. Chciała, żeby każdy, kto wejdzie do ich domu poczuł się miło i przytulnie. Efektu miały dopełnić rzeźbione meble. Wieszak na lekkie kurtki, z którym mocował się Gustav, tak samo rzeźbiona szafa na płaszcze i mały dywanik – brązowy z beżowymi dodatkami, który dopasowała do całości. Wprawdzie dywan znajdzie się tam na końcu, ale już go kupili i czekał na swój moment w garażu wraz z innymi dodatkami. Wieszak i szafę znalazła w sklepie ze starociami. Własnoręcznie je odnowiła i polakierowała. Zajęcia z konserwacji nie poszły w las.
- Nie zabij się, skarbie – mruknęła, a Gustav rozpłynął się w jeszcze szerszym uśmiechu. Wróciła do salonu, by kontynuować malowanie. Trzy ściany nosiły ciepły odcień jasnej zieleni, a główna znajdująca się na prawo od wejścia miała zostać ozdobiona freskiem.  Przez Margo oczywiście. Pracowała nad nim już tydzień. Nikt nie miał prawa go oglądać, nim zostanie skończony. Nawet Gustav. Najpierw miał to być ich portret ślubny, a potem zmieniła koncepcję. Potrzebowali czegoś, co było bardziej ich. Ustawiany portret nie oddawał ich natury. Nawet, jeżeli ich sesja ślubna była piękna i absolutnie retro, to wciąż nie to. Obraz, który mieli oglądać każdego dnia, który miał przypominać im, jaki dar otrzymali, musiał być wyjątkowy. Pracowała bardzo zacięcie, dopóki Gustav nie załomotał do drzwi. Skoro nie mógł wchodzić do salonu, Margo musiała wychodzić za każdym razem, gdy czegoś chciał. Odłożyła pędzel do pojemnika z farbą i zeszła z drabiny. Po drodze rzuciła rękawice na podłogę. Otworzyła nieco zniecierpliwiona, a gdy tylko stanęła przed swoim mężem tuż po tym, jak dokładnie zamknęła za sobą drzwi, została do nich przyparta i bardzo, bardzo mocno pocałowana przez owego męża. Gdy minął jej pierwszy szok, oddała pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję. Przyciągnęła go do siebie, a on wsunął ręce pod jej koszulę, a właściwie swoją własną i czule gładził jej skórę, przesuwając dłonie w stronę piersi. Margo bardzo spodobał się ten zabieg, Westchnęła, gdy dotknął jej przez koronkową miseczkę. – Co to było? – wymruczała, spoglądając na Gustava spod rzęs. Uśmiechnął się przebiegle, stanął bliżej niej i pocałował ją w nos.
- Jesteś moją żoną. Remontujemy nasz dom. Jesteśmy młodzi. Kochamy się. Czy powinienem wymieniać więcej powodów, które przemawiają za tym, żebyśmy ochrzcili te drzwi? – Margo rozważała przez chwilę te niezbite argumenty, a on wykorzystał moment jej wahania, by przysunąć się jeszcze bliżej, co sprawiło, że poczuła dokładnie o jaki chrzest bojowy mu chodziło. Przekrzywiła przekornie głowę w bok, zagryzając dolną wargę.
- Myślę, że to całkiem dobre powody – szepnęła, muskając palcami jego kark. Pocałował ją, majstrując przy zapięciu jej stanika. Odsunęła jego rękę i pośpiesznie zdarła z siebie bluzkę i stanik. Gustav pocałował Margo znów, a potem obwiódł pocałunkami jej usta i szczękę. Wytyczył ścieżkę na jej szyi, by wreszcie trafić na piersi. Pieścił je, doprowadzając Margo niemal do ostateczności. Odepchnęła go i niezdarnymi rękoma rozpięła jego spodnie. Zaczęli znów ze sobą sypiać, niespełna tydzień wcześniej. Tęskniła za nim i dopiero, gdy znów go miała, poczuła, jak brakowało jej bliskości Gustava. Przed nim była z kilkoma mężczyznami, wliczając w to Paula, ale żaden nie umywał się do tego, jak potrafił kochać ją Gustav. W nieskończoność pozbywała się dresów i bielizny, a gdy wreszcie się udało, całując go, objęła go rękoma za szyję i oplotła go jedną nogą, by było im lepiej. Byli tak spragnieni siebie, że trwało krótko, nim zadrżała w jego objęciach. Gustav tuż po niej. Przytulił Margo do siebie, a ona ciężko oparła głowę na jego ramieniu. – Myślę, że drzwi się nadają – wydyszała. Parsknął śmiechem i pocałował jej włosy.
- Nasz dom powstaje na najlepszych fundamentach. Czeka nas sporo pracy, żeby wszystko sprawdzić i ocenić – mruknął, a Margo zaśmiała się, całując męża w szyję.
- Nie chce mi się już dzisiaj malować.
- To może wrócimy do mieszkania i popracujemy nad testami dla naszego domu – zapytał zaczepnie, a ona obrzuciła go figlarnym spojrzeniem.
- Portki w górę i jedźmy, póki nikogo tam nie ma – niespodziewanie klepnęła Gustava w pośladek i odsunęła się od niego, dając mu do zrozumienia, że nie powinni tracić czasu.
*

Walizki czekały w aucie. Ochrona na korytarzu. Scarlett czuła wyrzuty sumienia, że nie mogła poświęcić Jessice więcej czasu i solennie przyrzekła sobie, że zrobi to, gdy tylko wróci do domu. Starając się zachowywać bezszelestnie, wślizgnęła się do pokoju. Nadaremno, bo Jessica już na samym wejściu uraczyła ją szerokim, szczęśliwym uśmiechem. Wskazała na laptopa.
- Uwierzysz, że DM do mnie napisali? – odwróciła koputer w kierunku Scarlett ku potwierdzeniu swoich słów. – Pytali, jak się czuję i kiedy możemy się spotkać. Czy to nie cudowne? DM piszą do mnie, żeby się spotkać! – westchnęła rozmarzona.
- Cześć, skarbie. Też cieszę się, że cię widzę. Tak, u mnie okej. A u ciebie? Super, że czujesz się lepiej – na te słowa nastolatka rozpromieniła się jeszcze bardziej i teatralnie przewróciła oczami. Najwyraźniej towarzystwo Billa miało na nią silny wpływ.
- Och, wiem, że byłaś z Tomem i wcale się nie gniewam, że mnie nie odwiedzałaś. Był tu dziś rano z Billem i Rainie. Przywiózł mi kilka świetnych książek. – Ta informacja zaskoczyła Scarlett. Mówiła Tomowi o upodobaniu Jessici do czytania, ale nie sądziła, żeby zapamiętał coś z tego słowotoku na temat jej ulubienicy. To było bardzo miłe. Nie tylko dlatego, że zapamiętał to i wykorzystał, ale głównie dlatego, że starał się i dbał o Jessicę, wiedząc, jak ważna stała się dla Scarlett. Nie rozmawiali o tym wprost, ale musiał zdać sobie sprawę z tego, że Jessica już na zawsze zostanie w jej życiu. Choć nie powiedziała mu tego, bo uznała, że to za wcześnie na tak poważne rozważania, to nie był przecież głupi i musiać pojąć, że gdy brał Scarlett do swojego życia, to Jessicę też. A skoro się starał, to znak, że może akceptował ten stan rzeczy? Jakby nie było, to miłe i bardzo ucieszyło Scarlett.
- To fajnie, że cię odwiedzili, ale powiedz mi lepiej, jak się czujesz? – przysunęła się bliżej łóżka z krzesełkiem, na którym siedziała. Jessica umościła się wygodniej i uraczyła Scarlett kolejnym szerokim uśmiechem.
- Craz lepiej. Magiczny pietnasty zbliża się wielkimi krokami. Do świąt będę przyjeżdzać na zabiegi i fizjoterapię, a po świętach będę je odbierać w tym sanatorium. Dziękuję, że mi je załatwiłaś.
- Podziękujesz jak wrócisz i będziesz czuć się, jak nowonarodzona.
- Już tak się czuję. W ogóle to nie wyobrażam sobie, co będzie potem, jak wrócę do domu i do szkoły. Już nie pamiętam, jak żyłam przed szpitalem, ale nie byłam taka szczęśliwa od dnia, w którym straciłam rodziców – nastolatka sięgnęła po dłoń Scarlett i mocno ją uścisnęła. – To wszystko dzięki tobie, jesteś mi bliższa, niż rodzina, niż ktokolwiek. Dziękuję Scarlett. Dajesz mi szansę i nigdy nie będę w stanie ci się odwdzięczyć.
- Ależ już mi się odwdzięczyłaś – uśmiechnęła się. – Jesteś szczęśliwa. O to mi chodziło. Jak wrócę, a raczej, jak ty wrócisz z sanatrium spędzimy razem więcej czasu. Nie mogę cię zabrać do siebie, ale nie zamierzam przestać troszczyć się o ciebie.
- Kocham cię, Scarlett. Jesteś moją mamą, moją siostrą i moją przyjaciółką. Nie mogłam trafić lepiej – do oczu Jessici napłynęły łzy. Starała się je powstrzymać, ale nie udało jej się. Przyspieszył jej oddech i Scarlett zmartwiła się, że takie wzruszenie może jej szakodzić.
- To nie jest tak, że to tylko ja pomagam sobie. Musisz wiedzieć, że sam fakt, że jesteś podziałał na mnie lepiej, niż kilkumiesięczna terapia. Dzięki tobie i reszcie dzieciaków wyszłam z dołka. Dzięki temu, że szukałam pomocy dla ciebie, trzymam się w pionie. Uratowałaś mnie wiele razy i nawet nie miałaś o tym pojęcia. Ja też cię kocham, Jess – sama przestała wstrzymywać łzy. Usiadła na materacu i przytuliła dziewczynę. Obie popłakały przez chwilę, a potem uściskała ją jeszcze raz i głęboko odetchnęła. – Będę do ciebie dzwonić, a ty dzwoń do mnie w razie, gdyby coś się działo.
- Będę na pewno. Candy odwiedza mnie codziennie po szkole, więc nie będę się nudzić. No i mam książki – poklepała ręką stosik znajdujący się na stoliku przy łóżku.
- Gdybyś czegoś pot… - zaczęła, ale Jessica jej przerwała.
- Potrzebowała dzwoń do Liv – dokończyła. – Wiem. Liv też wciąż mi powtarza, że mogę na nią liczyć i Rainie, i Bill, i twoja mama, i teraz też Tom. Nie zapominaj o moich opiekunkach, które też do mnie przychodzą. Mam wielu cudownych ludzi obok siebie.
- No dobrze – westchnęła. – Muszę jechać na lotnisko. Przepraszam, że wpadłam, jak po ogień.
- Nie gniewam się. Teraz będę zajęta odpisywaniem Dirty Mouses, także wiesz. Masz mnie z głowy – machnęła ręką. Scarlett uściskała Jessicę raz jeszcze i zebrała się do wyjścia.
- Zdrowiej – powiedziała na odchodne i pomachała jej, nim zniknęła za drzwiami. Poczuła ulgę. Nie widziała jej prawie tydzień i martwiła się o swoją podopieczną. Jessica wciąż blada, ale już nie tak wychudzona, jak przed operacją. Zeszła z niej opuchlizna ta pooperacyjna i ta, która wystąpiła przez źle funkcjonujące serce. Wyglądała coraz lepiej, jej włosy odzyskały nieco blasku. Wszystko szło ku dobremu. Życie za życie. Straciła swojego synka, ale udało jej się wywalczyć drugą szansę dla Jess. Jednak nie czuła się tak, jak oczekiwała. Liczyła na ulgę, na pozbycie się chociaż części poczucia winy, jakie miała po śmierci Liama, ale to nie nastąpiło. Cieszyła się, że Jessica żyła, ale uczucia związane z Liamem pozostały nieporuszone. To nie działało tak, jak chciała. Życie za życie nie działało w ten sposób. Powinna być mądrzejsza. Pragnęła niemożliwego. Jessica żyła i miała szansę na normalne życie. To najważniejsze. Nie mogła usunąć tego bólu, nawet gdyby uratowała tysiąc innych dzieci. Jej maleństwo nie przeżyło i tego nie da się odkupić. Nie da się zmienić. Cierpienie matki pozostało cierpieniem matki. Choć… może poczuła się odrobinę lepiej. Wiedziała, że mogła mieć doraźny wpływ na ratowanie innych i to jej pomagało. Dlatego gdyby wiedziała, że po operacji jej poczucie winy nie zmaleje, to nie zmieniłoby jej podejścia do Jessici. Kochała ją bez względu na wszystko i chciała dla niej jak najlepiej. Po prostu miała ciszą nadzieję, że gdy uratuje jakieś dziecko, to zazna chociaż odrobinę odkupienia. Tak się nie stało. Liam nie żył, a Jessica tak.  Życie nie miało ceny. Nie mogła wybierać. Mogła jedynie walczyć. Jej ukochany synek był już aniołkiem. Musiała wierzyć, że był po prostu za dobry na to, żeby żyć w tym świecie. Przecież musiało istnieć jakieś wyjaśnienie. Mogła mieć jedynie nadzieję, że to kiedyś będzie bolało trochę mniej. W drodze na lotnisko przypominała sobie o mailu, który dostała rano od Toma. Sięgnęła po telefon, żeby wreszcie mu odpisać.

Temat: To dziwne.
Czuję się, jakbym zaczynał prowadzić pamiętnik. Nie uważasz, że to trochę dziwne? Jak dla mnie bardzo, bo nigdy nie miałem pamiętnika. W każdym razie cieszę się, że będziemy wymieniać maile. Nie słyszę twojego głosu, ale to może być fajne. Jak sądzisz? Na skype’ie porozmawiamy, jak będziesz już na miejscu. Jestem cały cas dostępny, więc dzwoń, jak tylko będziesz miała chwilę.
W nocy zastanawiałem się nad jakąś złotą myślą dla ciebie. Chyba nie jestem w tym dobry, ale postanowiłem, że jakąś znajdę.
Wieczorem masz sesję zdjęciową do In Style, prawda? W takim razie masz jedno zadanie. Przy każdym ujęciu pamiętaj, że jesteś najpiękniejszą kobietą, jaka stąpa po tej ziemi. Piękną wewnętrznie i zewnętrznie. To niespotykanie. Nie zapominaj o tym i powtarzaj to jak mantrę. Sprawdzę, gdy będziemy rozmawiać ;)
Leć bezpiecznie.
Xoxo

Odprężyła się, czytając po raz kolejny list od Toma. Dostała od niego jeszcze jeden z ich wspólnym zdjęciem. Odkopał jakiś staroć. Zaplotła z jego dredów warkocze i obwiązała je różowymi kokardami. Pamiętała ten wieczór. Siedzieli razem z Georgiem, Gustavem, Billem, Shie’em i Julie. Liv oczywiście robiła zdjęcie. Dumnie pręzętowała swoje dzieło. Pokazując do obiektywu jeden z warkoczy. Co najlepsze, nawet różowe warkocze nie odebrały mu tego magnetyzmu, którym emanował, nawet jako młody chłopak. Później Liv zaplotła dwa warkocze Georgowi. Bill dorobił się dwóch kucyków. Wszyscy prezentowali się szalenie męsko. Zdjęcie uwieczniające ten moment też istniało, jak setki innych pokazujących ich szczęśliwe chwile. Odpisała na jego maila, przypominając o tym, że wciąż miała zdjęcie, jak trzy czwarte Tokio Hotel paradowało w różowych kokardach i poradziła mu, żeby z nią nie zadzierał. Obiecała też spróbować myśleć o sobie choćby miło. Dopóki nie zaczęła się w to zagłębiać, nie szło zbyt opornie. Bo tak to już jest, że dopóki nie skupiamy się zbyt mocno nad przykrymi rzeczami, to one wcale nie wydają się takie straszne, lecz gdy zostaną rozłożone na czynniki pierwsze, wtedy dzieje się gorzej. Dopóki zadanie, które dał jej Tom, znajdowało się w sferze dalekich zamierzeń, wszystko było okej, ale kiedy pomyślała sobie o tym, by je wykonać, zemdliło ją. To wcale nie miało być proste, ale nikt nie mówił, że będzie. To nie było trudne. Każda kobieta była piękna, więc w czym problem? No chyba w tym, że piękno kojarzyło jej się w tej chwili tylko z ciałem. A ciało ją zawiodło i nie bardzo je lubiła. Jeszcze dobry tydzień temu, schowałaby te myśli głęboko, ale teraz konfrontacji z Tomem, postanowiła stawić im czoła. Może nie teraz, ale chciała czuć się piękna podczas sesji, a jeszcze bardziej, żeby to piękno kojarzyło jej się z czymś dobrym.
*

 4. grudnia 2014

Tom układał rzeczy w szafie. Rainie prała też jego ubrania i czuł się z tym trochę niezręcznie. Ona wprawdzie nie widziała żadnego problemu, bo jak twierdziła, pranie i prasowanie pomagało jej zabijać czas podczas ich nieobecności. Jednak to nie zmieniało faktu, że źle czuł się w tym trójkącie. Rainie i Bill potrzebowali prywatności. A ciężko o nią w mieszkaniu dzielonym przez trzy pary, dziecko i jego samego. Wprawdzie Georg i Liv lada dzień mieli przenieść się na stałe do swojego domu, ale to nie zmieniało faktu, że Gustav i Margo wciąż tu pomieszkiwali i on oczywiście też. Był jeszcze dom Sophie, ale tam też ostatnimi czasy zagęściło się dosyć mocno, więc Gustav i Georg woleli nocować w mieszkaniu, a z nimi dziewczyny oczywiście. Mógłby coś wynająć, ale po co? Miał dom, ale nie potrafił sam do niego wrócić. Liczył, że to zawieszenie potrwa niezbyt długo. Na Karaiby mieli polecieć wcześniej, bo już szóstego. Z jednej strony to lepiej, bo szybciej wrócą. Ułożył ostatnią bluzę i zasunął szafę. Wtedy w pokoju rozległ się dźwięk przychodzącego połączenia na skype’ie. Nie spodziewał się nikogo, bo Scarlett w tym czasie miała sesję zdjęciową. Dlatego zdziwił się, widząc, że dzwoniła Amy. Odebrał i ujrzał jej roześmianą twarz.
- Czeeeeeeeeeść przystojniaku! – powiedziała uradowana. Pokręcił głową, odwzajemniając uśmiech.
- Cześć, Amy. Nie zaryzykuję i nie powiem „piękna”, bo domyślam się, że Neal jest w pobliżu.
- Zgadłeś – odparła, a w tle rozległo się: cześć, Tom. Odpowiedział na pozdrowienie i wygodnie rozsiadł się przed laptopem. – Muszę ci powiedzieć, że chyba dostaniesz ode mnie ochrzan, bo się w ogóle nie odzywasz.
- A jak będę miał dobry powód to mi odpuścisz?
- Musi być naprawdę dobry. Najlepiej na literę „S”.
- Odebrałaś mi cały element zaskoczenia!
- No nie mów?! – pochyliła się tak blisko kamerki, że niemal uderzyła w nią czołem. – Opowiadaj mi wszyściutko, jak na spowiedzi.
- Spotkaliśmy się przypadkiem, porozmawialiśmy, a potem zabrałem ją do Loitsche, żebyśmy mogli dokładnie wszystko omówić i… - uśmiechnął się delikatnie. – Znów jesteśmy razem – Amy zapiszczała, jakby wygrała szóstkę w totolotka. Nie mógł i nie chciał mówić jej całej prawdy. Nie dotyczyła jej. Nikt nie mógł się dowiedzieć o tym, co działo się w życiu Scarlett póki ona sama nie zechce opowiedzieć o tym głośno. Nie miał prawa, żeby to rozpowiadać. Z resztą. Amy raczej nie potrzebowała aż takich szczegółów.
- Jestem z ciebie dumna, skarbie – uśmiechnęła się czule i Tom był pewien, że gdyby mogła to pogłaskałaby go po głowie albo uszczypnęła w policzek. Amy miała takie instynkty. – Wprawdzie należy ci się kop za to, że musieliście spotkać się przypadkiem, a nie celowo z twojej przyczyny, ale summa summarum wyszło dobrze. Scarlett jest teraz w Nowym Jorku, nie? Oglądałam dziś rado Today z nią. Jak się czuje ta dziewczynka?
- Coraz lepiej. Za kilka dni wychodzi ze szpitala, odbędzie kurację w sanatorium, a potem powoli będzie wracać do swojego życia.
- Może znajdzie dom – powiedziała z nadzieją. Tom myślał o tym przez chwilę, nim przyszło mu do głowy coś zupełnie oczywistego. Scarlett była jej domem. Jego też.
- Myślę, że już go znalazła
- Naprawdę? – zainteresowała się. Neal podał jej kubek. Przyjęła go z wdzięcznością. Tom pokiwał głową. Uznał, że Amy miała na myśli coś zupełnie innego, niż on, ale czuł, że to nie moment na wyjaśnienia. Wiedział, że mógł powiedzieć jej wszystko, bo była mądra i dobra. Znała wiele odpowiedzi, potrafiła zadawać właściwe pytania, żeby sam mógł je poznać, ale to co działo się w jego życiu, było zbyt dalekie od tego, co łączyło go z Amy. W krótkim czasie przeszła przez nie kolejna nawałnica, ale tym razem zupełnie dobra. Chciał poukładać sam to, co po sobie zostawiła.
- Powiedz mi, co u ciebie? – nie potrzebowała większej zachęty. Tom rozluźnił się i z uwagą słuchał słowotoku dziewczyny.
- Restauracja wygląda coraz lepiej. Wiesz, wynajęłam trzy osoby do remontu, więc idzie powoli, ale wszystko zaczyna nabierać kształtów. Wybrałam już meble, zastawę, garnki i masę dodatków. Mam fajną wizję. Zieloną.
- Czekam na zaproszenie na otwarcie.
- Myślisz, że to przegapię? Zaproszę ciebie i cały zespół, oczywiście Scarlett i generalnie chętnie przyjmę wszystkich twoich sławnych i niesławnych znajomych. Nie myśl sobie, że taka altruistka ze mnie.
- Ja wiem, że tylko udajesz.
- Och, skarbie. Będę kończyć, bo muszę podjechać do restauracji i załatwić kilka spraw. Piszę dosyć ciężki artykuł i muszę sprawdzić źródła, ale jeszcze ci powiem, że moi rodzice poznali Neala i byli nawet mili. Mama wciąż ubolewała, że mój powrót do Jefferson stał się jeszcze bardziej niemożliwy, ale na odchodne powiedziała, że sympatyczny z niego chłopak, więc jest nadzieja.
- Cieszę się, że go zaakceptowali. To już połowa sukcesu. Zanim moja teściowa się do mnie przekonała upłynęło dużo czasu – błysnął uśmiechem, zdając sobie sprawę z tego, że dziwnie było znów myśleć o Sophie, jako o teściowej. Pożegnali się, Amy zarzekała się, że odezwie się jak tylko znajdzie chwilę i zażądała spotkania ze Scarlett. Cała Amy. Nie przeszkadzała jej odległość szerokości oceanu. Wciąż zachowywała się tak, jakby mieli za chwilę się spotkać i właśnie to mu się w niej podobało. Nie było parcia, ani presji, żeby utrzymać kontakt. On utrzymywał się sam. Poszukał papierosy i wyszedł na balkon. Okazało się, że przymroziło i zaczął prószyć śnieg. Nałożył na głowę kaptur i odpalił. Chyba znów powinien pomyśleć o rzucenia, skoro miał w szerszej perspektywie całowanie się ze Scarlett. Nie lubił, kiedy się krzywiła i wytykała mu, że smakował jak popielniczka. Już teraz powinien myśleć perspektywicznie, bo przecież Scarlett w jego życiu to najważniejsza idea, jednak… chyba wolał poczekać, pomimo wszystko. Zaciągnął się mocno. Zdecydowanie rzuci dopiero, kiedy to zacznie przeszkadzać Scarlett. Spojrzał na zegarek i obliczył, co mogła teraz robić. Sesja dobiegła już końca? Chyba miło byłoby jej zastać maila od niego po skończonej pracy. Tym bardziej, że wieczorem miała gościć w programie Jimmy’ego Fallona, więc czekało ją jeszcze sporo do zrobienia i istniały nikłe szanse na to, że porozmawiają. Wrócił do mieszkania, rozcierając ręce. Było naprawdę zimno. Nim usiadł przed laptopem zaparzył sobie herbatę. Margo naznosiła do mieszkania mnóstwo dziwnych ziółek, ale na szczęście znalazł cytrusową. Posłodził i grzejąc ręce o kubek wrócił do swojego pokoju. Spojrzał na ekran. Znów gościło na nim zdjęcie Scarlett, zupełnie jakby znów miał dziewiętnaście lat. Jednak rozumując logicznie, po co miał mieć na pulpicie, jakie kwadraciki, wielokąty, chmury czy trawę, skoro mógł mieć Scarlett? Warto dodać, że spoglądała na niego też z wyświetlacza telefonu. Była wszędzie. Wywołał kilka zdjęć i poustawiał je w ramkach. Tęsknił za nią i to był jedyny sposób, w jaki potrafił sobie z tym poradzić. Gdy otaczała go jej uśmiechnięta twarz, czuł się znacznie lepiej. Zalogował się na skrzynkę mailową i utworzył nową wiadomość. Jeszcze do końca nie wiedział, co chciał napisać. W ciągu tych kilku ostatnich dni, sporo myślał o tym, jak teraz miało wyglądać ich życie. Nie o to, jak ułożą się sprawy z Davidem, ani też o to, jak blisko będzie z nimi Jessica. Miała być z nimi, tak samo jak jego syn i nie czuł się z tym źle. Zaakceptowanie tego faktu przyszło mu jakoś dziwnie łatwo. Tak, jakby była w ich życiu od zawsze. A może Scarlett miała rację z tym „życie za życie”? Jessica pojawiła się na ich drodze dlatego, żeby mogli poradzić sobie z odejściem Liama? Tak naprawdę poradzić. Pomogli uratować jej życie, choć nie udało im się uratować życia swojego synka. Bardziej martwił się tym, czy zdoła pomóc Scarlett. Dosyć chojracko podchodził do sprawy, ale tak naprawdę to się bał, że źle ją zrozumie, że ją skrzywdzi, że zrobi coś, co jej się nie spodoba alb, co ją przestraszy. Mógł być ostrożny i troskliwy, ale jeżeli to nie wystarczy? Jeżeli znów okaże się, że miłość to za mało? Kiedy przypominał sobie, jak Scarlett stawała się odrętwiała, gdy ją przytulał albo jak odsuwała się od niego, unikała jego wzroku. Pragnął jej szczęścia, swojego też, ale ja miał jej to dać, gdy była tak krucha i niepewna? Odetchnął. Odsunął te myśli. Ściskały jego żołądek. Powodowały, że czuł się zagubiony. To nie czas na to. Bill i Rainie przekazali mu bardzo cenną rzecz: pokaż jej, że dotykasz ją, bo ją kochasz. Musiała w to uwierzyć. On to wiedział. Kochał ją. Kochał ją, więc nie mógł zrobić nic złego, bo wszystko, co robił wypływało z miłości. Odetchnął. Upił łyk wciąż parującej herbaty. Fizyczna bariera zniknie, gdy przełamie tą, która znajdowała się w jej głowie. To chyba nic złego, że szukał pomocy wszędzie, gdzie się dało? To chyba nic złego, że poprosił o pomoc doktor Bähr? Umówił spotkanie z nią następnego dnia. Może ona podsunie mu jakąś złotą myśl, która pomoże mu wygonić Mike’a z głowy Scarlett? Przecież musiał istnieć na to jakiś sposób. Odetchnął znów i przyłożył palce do klawiatury, a potem słowa popłynęły same.

Temat: Daleko, ale blisko.
Wiesz, co? Masz teraz sesję i mam nadzieję, że stosujesz się do zaleceń, moja p i ę k n a. Ta sesja na pewno będzie niesamowita. Promujesz takie ważne rzeczy, co może być p i ę k n i e j s z e? Ciekaw jestem, ile osób skłoniłaś do działania. David mówił coś o jakiejś aukcji charytatywnej, której pomysł pojawił się po naszym koncercie. Podobno wiele niemieckich gwiazd zostało na to zaproszonych. A wszystko dzięki tobie, bo zawsze walczysz do końca i się nie poddajesz. Z całym tym dobrem, które rozsiewasz wokół siebie, jesteś dla mnie po prostu n a j p i ę k n i e j s z a.
Sprytny jestem, co? ;)
Spędzam ten wieczór sam i dużo wspominam. Rozmawiałem z Amy i znów wspominała, że bardzo chciałaby cię poznać. Za jakiś czas otwiera tą swoją knajpę, może byśmy polecieli tam? Co ty na to? Neala widziałem raz czy dwa, a ona wciąż wychwala go pod niebiosa. Ciekaw jestem, kto to taki. Myślę, że polubiłybyście się. Poznałabyś osobę, która jest w stanie mówić tyle co ty ;)
Wspominałem też coś innego. Loitsche… to były najlepsze dni, jakie ostatnio przeżyłem. Na samą myśl zaczynam się uśmiechać. Już się nie mogę doczekać, kiedy oboje wrócimy. Tęsknię za tobą tak, że nie potrafię sobie wyobrazić tego, jak żyłem bez ciebie tyle czasu.
Mam przed oczami twój uśmiech. Czuję twój zapach. Słyszę twój głos. Jestem bardzo szczęśliwy, że znów mam cię blisko (chociaż chwilowo jesteś daleko).
Xoxo
T.

Wysłał wiadomość i zadowolony zamknął pokrywę laptopa. Sięgnął po herbatę i pilota, oparł stopy na stoliku, włączył telewizor, po czym zaczął przeszukiwać kanały. Dawno nie oglądał żadnej komedii.
*

5. grudnia 2014

Bill kończył parzyć kawę, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwi. Po chwili szuranie butów, a potem brzęk kluczy. A już zupełnie niedługo zobaczył Rainie. Posłała mu czuły uśmiech i z wdzięcznością przyjęła kubek z kawą. Miała czerwone policzki od mrozu i włosy potargane wiatrem.
- Długo jeszcze zamierzasz odwozić Candy do szkoły? – zapytał opierając się o blat szafki. Zdążył dopiero wstać, ogarnąć się względnie, ale jeszcze nie bardzo kontaktował. Wciąż nie przywykł do wstawania w granicach dziewiątej. To czasami było za dużo, ale nie chciał, żeby Rainie sama krzątała się po mieszkaniu. Za mało mu jej było. Minęło prawie pół roku odkąd wróciła, ale o i tak czasem nie wierzył.
- Może do wiosny? – odpowiadając, wyrwała go z zamyślenia. Stanęła obok, popijając kawę. Patrzyli na widok za oknem. Sypał śnieg. – Na dobre oswoi się ze szkołą, z otoczeniem. Wiem, że nie przyjechała tu z Nowej Zelandii, ale mimo wszystko martwię się o nią. Wolałabym mieć ją na oku. Rodzina Hansa nie żyje, ale to nie zmienia faktu, że się boję.
- Wiem, wiem. Pytam, bo nieraz chciałbym pospać sobie z tobą, a ty wymykasz się codziennie przed siódmą – odstawił kubek i stanął przed Rainie. Oparł ręce po obu jej stronach. Bardzo blisko jej bioder.
- Bo ty jesteś śpiochem – odpowiedziała uśmiechając się i czule zmierzwiła jego i tak potargane włosy. – Co chciałabyś dzisiaj robić? – zapytał wpatrując się w jej miodowe oczy. Na dobrą sprawę mieli podobne oczy. On trochę ciemniejsze, w kolorze mlecznej czekolady, a ona w kolorze miodu. Zauważył niedawno, że w jej prawej tęczówce pojawiły się trzy rdzawe plamki. Znajdowały się obok siebie i czyniły jej oczy jeszcze bardziej wyjątkowym. Nie sądził, żeby ktoś inny to spostrzegł. Bill tak często przyglądał się Rainie, że znał na pamięć każdy milimetr jej twarzy.
- Obiecałam Margo, że pomogę jej z obrazem. Nie wiem, co takiego zrobiłam, że to mnie chce dopuścić do swojej wielkiej tajemnicy, ale to miło. Odbiorę Candy po szkole, zawiozę ją do Jess, a potem pojadę do Margo. Odbierzesz Candy ze szpitala około osiemnastej?
- Pewnie – pocałował Rainie w czubek nosa. – Jest szansa, że wyjdziemy gdzieś wieczorem? Tom powiedział, że pomoże Candy z tą pracą techniczną. On lubi takie dłubanki – wzruszył ramionami, jakby to był dziwne. – Potem mają wpaść Liv i Georg, więc pewnie posiedzimy razem, ale chciałbym najpierw pobyć tylko z tobą. Może jakiś spacer?
- Czyżby to była kolejna randka? – zapytała, kładąc dłonie po obu bokach Billa. Pogładziła je w górę i w dół. Uśmiechnął się zniewalająco swoim Kaulitzowym uśmiechem i pokiwał twierdząco głową.
- Chcę cię porwać, uwieść i zawrócić ci w głowie.
- Obawiam się, że to już się stało – westchnęła bezradnie, spoglądając na Billa spod rzęs. Dawna Rainie nawet nie pomyślałaby o tym, żeby kokietować. Dawna Rainie nie zrobiłaby prawa jazdy, nie realizowałabym swoich marzeń, nie oczekiwałaby od życia samych dobrych rzeczy. Dawna Rainie nie zdawałaby sobie sprawy z tego, że miała prawo kochać z wzajemnością. Dawna Rainie nie chodziła na zakupy, ani na babskie wieczory z przyjaciółkami. Dawna Rainie nie pozwoliłaby mu na pocałunek. Co właśnie uczynił. Objął ją, zamykając ręce na jej plecach, a ona w odpowiedzi zacisnęła dłonie na jego bokach. Uśmiechnął się pogłębiając pocałunek, a ona wyszła mu naprzeciw. Smakowała kawą i nią samą. Zsunął dłonie niżej i wsunął je pod jej wełniany sweterek. Dotknął jej pleców i pogładził delikatną skórę. Mruknęła cicho i wtedy zrobiła coś, czego dotąd nie robiła. Przygryzła jego wargę. Z premedytacją, tak żeby zabolało, ale niezbyt mocno, a potem pocałowała to miejsce i uśmiechnęła się filuternie. Przyciągnął ją bliżej i popatrzył Rainie prosto w oczy.
- Jesteś moją doskonałą doskonałością – wsunął dłonie całkowicie pod sweterek i głaskał jej plecy. Miała skórę delikatną i jedwabistą. Rzadko ją widywał. Rainie wciąż wstydziła się blizn.
- Chciałabym, żebyśmy zamieszkali sami. Tylko we troje.
- Zamieszkamy – odpowiedział i złożył długi pocałunek na jej czole. – Może już po nowym roku uda nam się coś znaleźć. Nasz dom musi być wyjątkowy.
- Chciałabym, żebyśmy mieli więcej czasu tylko dla siebie – Rainie przesunęła ręce w górę, po przedramionach i barkach Billa, a potem zarzuciła mu je na szyję.
- Jak całe to szaleństwo się skończy, to obiecuję ci, że tak będzie – zapewnił, znów spoglądając jej głęboko w oczy. Przytaknęła, powoli kiwając głową i przyciągnęła Billa bliżej siebie, żeby go pocałować, ale dokładnie w tej chwili w kuchni zjawił się Tom, teatralnie zasłaniając się rękoma.
- Możecie iść gdzieś indziej okazywać sobie tą obrzydliwie piękną miłość? – zapytał, spoglądając przez palce. Udawał wielce przerażonego. – Chciałbym coś zjeść, a przy was nie zdołam – wyjęczał. Bill kazał mu się popukać w czoło i ująwszy Rainie za rękę, wyprowadził ją z kuchni, zamierzając kontynuować to, co im przerwano.

5 komentarzy:

  1. Powiem Ci, że dobrze się czyta :) Można wyczuć taki spokój miedzy wszystkimi wydarzeniami opisanymi tutaj, wyciszyć się po wszystkim czego zafundowałaś nam ostatnio. Każdy z nich dojrzewa i szuka swojego miejsca na ziemi i własnego domu a to jest takie fajne czytać jak oni wszyscy dochodzą do ładu ze swoim życiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odcinek spokojniejszy od pozostały, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Uspokoiło to na chwilę emocje, które prędzej lub później zapłoną na nowo! :) W tym odcinku podobały mi się wiadomości Toma dla Scarlett. Jest dla niej solidnym oparciem i nawet jak nie może być koło niej, to i tak robi wszystko, aby podtrzymać ją na duchu. Uśmiechałam się, gdy czytałam te króciutkie fragmenty. Cieszę się, że znowu pojawiła się Amy. Jest ona tak pozytywną bohaterką, że trudno ją nie lubić. Podoba mi się ich przyjaźń! I jestem niesamowicie zadowolona, że Amy spełnia swoje marzenia i na dodatek jest bez zaprzeczenie zakochana i kochana. :) Myślę, że bez problemu polubią się ze Scarlett.
    Gustav nie miał lekko w przeszłości, ale dzięki Bogu odnalazł Margo. Podziwiam dziewczynę, bo niewiele kobiet wykazałoby się taką cierpliwością i wyrozumiałością, gdy Gustav walczył z miłością do swojej poprzedniej dziewczyny. Kocham ich i kibicuję im z całego serducha!
    Bill i Rainie też zasługują na spokój. Teraz powinni cieszyć się miłością i nie martwić się niczym. Wiem, że w życiu jest to niemożliwe - nie mieć problemów - ale trzymam za nich kciuki.
    I chociaż odcinek należy do tych spokojnych, to ujął mnie ilością miłości i nadziei jaką w sobie zawieram. Lubię tą część i myślę, że jeszcze nieraz do niej wrócę ! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Amy jest takim promyczkiem. Są do siebie podobne z Margo, z tym, że Margo umie stąpać po ziemi, a Amy fruwa pod chmurami. Bardzo ją lubię, bo ona jest takim człowiekiem, który ma otwarte serce dla każdego. Na swój sposob kocha Toma i dostrzega w nim to, czego wielu nie widzi. Podobnie jak Scarlett, na samym początku dostrzegła w nim człowieka, a nie gwiazdę. Dlatego jej zaufał. Amy jest już bardzo epizodyczną postacią, ale pozostanie ważna.
      Dotąd Gustav uchodził za takiego człowieka-skałę. Wszystko przetrwa, ze wszystkim się zmierzy, ale sytuacja z Caroline pokazała, że jednak nie jest taki niezłomny. Margo nie zniosłaby jego 'wycofania się", gdyby ich związek opierał się tylko na chemii czy pożądaniu. Oni zaczęli od przyjaźni. Znają się, jak łyse konie, a miłośc pojawiła się dopiero teraz. Właśnie ponowne pojawienie się Caroline pozwoliło jej wypłynąc. Oboje uświadomili sobie, ile dla siebie znaczą, gdy pojawił się nad nimi cień. To piekne co ich łączy. Przetrwali próbę, której niejeden by się poddał.

      Usuń
  3. Nie jestem w stanie sobie wyobrazic koszmaru jaki przechodzi Scarlett. Mike odebral jej wszystko. Pozbawil fundamentow samej siebie. I zostawil taka poraniona i bezbronna. Bo te psychiczne rany goja sie najtrudniej. Tyle zla ja spotkalo w ciagu ostatnich lat,ze az trudno w to uwierzyc. I teraz, kiedy wydaje sie,ze Scarlett nie ma sily dluzej walczyc ze swiatem, w jej zyciu znow pojawil sie Tom. Teraz kojarzy mi sie on z taka ostoja i opoka. Jest silny i tak bardzo pewny swoich uczuc,ze tym razem to on dzwiga ten zwiazek. I jestem oczarowana Tomem. Ciekawa jestem jak beda wygladaly ich maile. Slodkie wiadomosci<3
    Ale mimo calej sympatii do Scarlett i Toma, ja jestem uradowana i zachwycona Margo i Gustavem. Uwielbiam ich!! I to oni skradli ten post. Powialo nareszcie optymizmem u nich!:)
    Sciskam
    Katalin

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że pojawienie się M i G sprawi, że zapomnisz o całej reszcie :D
      S. trochę się zaplątała w swojej sytuacji. Nie chcę powiedzieć, że popada w paranoję, ale wychodzi dalej, niż to wszystko sięga. Ona tak bardzo zatopiła się w swoim strachu, że nie ma go już w ogóle pod kontrolą. Mike urósł do monstrualnych rozmiarów i ona potrzebuje jego, potrzebuje może wstrząsu, który pozwoli jej trzeźwiej spojrzeć na swoją sytuację, a Tom ma teraz spore pole do popisu..

      Usuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo