Tytuł: Beyonce Crazy in love
Równo sześć lat temu w okolicach godziny 19.00 na blogu pojawił się prolog. Nie był to ten blog, ale z pewnością był to Prinz.
Nie wiem, czy istnieją blogi z gatunku FFTH, które
funkcjonują tak długo. Nie wiem, czy istnieją blogi FF, czy z opowiadaniami,
które funkcjonują taki szmat czasu, a szkoda, bo chciałabym zapytać autora
takiego opowiadania, czy czuje się tak dumny, jak ja dziś.
Nie macie pojęcia, jak bardzo rozpiera mnie to uczucie.
Cały dzisiejszy dzień jestem bardzo rozemocjonowana ;) Nie tylko ze względu na
swoją pracę. Prinz napawa mnie dumą, bo to już nie tylko opowiadanie. Prinz to
moje hobby. To "instytucja" i jestem przeszczęśliwa, że działa tak
fantastycznie.
Prinz to nie tylko ja, nie tylko historia. To także wy.
Wy tworzycie Prinza. Poprzez swoją obecność, zaangażowanie, krytykę i pochwały.
Wspieracie mnie zostawiając opinie, zadając pytania i podsuwając sugestie,
które często rzucają światło na kwestie, nad którymi się nie zastanawiałam
wcześniej. Jestem szczęśliwa mając tak cudownych czytelników. Jesteście ze mną,
trwacie i nie zraża was nierzadko długie oczekiwanie na kolejne notki.
Dziękuję.
Jednak szczególe podziękowania płyną do Kaśka. Bez
Ciebie nie byłoby mnie i tego wszystkiego. Dziękuję za Twoje wsparcie, za to że
chętnie wysłuchujesz moich niekończących się teorii i że... po prostu jesteś.
Jestem zaszczycona mając taką przyjaciółkę.
Cóż mogę dodać. Mam nadzieję, że kolejny rok będzie dla
nas wszystkich owocny. Życzę sobie i wam radości z tworzenia Prinza.
***
8. grudnia 2014,
Curaçao, Willemstad – Hotel Marriot
Temat: Coś
pięknego.
Zawsze, kiedy myślę
o czymś pięknym, to myślę o tobie. To chyba naturalne, nie? W sumie nie wiem,
co teraz robisz, ale myślę, że możesz mieć program. W każdym razie, zaraz idę
na nagranie i pomyślałem sobie, że muszę coś ci napisać.
Tęsknię za tobą.
Nie masz pojęcia, jak bardzo. A może masz? Chyba masz. Czuję, że też tęsknisz.
To takie… budujące. Odkąd do siebie wróciliśmy, czuję, że jestem pełen. Czuję,
że wszystko jest na swoim miejscu i niczego mi nie brakuje. Tak powinno być.
Ostatnio tak czułem się, gdy byliśmy razem. A teraz znów jesteśmy i wszystko
działa jak należy. Ja działam jak należy. Czuję się właściwy i w jakiś sposób
doskonały, bo mam znów ciebie. Ty czynisz mnie dobrym.
To miłość. Twoja
miłość. Jest piękna i dobra. Wypełnia mnie i sprawia, że codziennie budzę się
szczęśliwy.
Kocham cię i
tęsknię. Z każdą minutą niemożliwie bardziej.
Tom wysłał wiadomość, zamknął pokrywę laptopa i zebrał
się do wyjścia. Przesłuchania nie szły tak gładko, jak się spodziewał, dlatego
pisanie maili do Scarlett było dla niej przyjemną odskocznią. Starał się, żeby
były obrzydliwie romantyczne i podkreślały coś wyjątkowego w niej. Poprzedniego
dnia wysłał ich siedem. Scarlett nie nadążała mu odpisywać, ale nie o to mu
chodziło. Chciał, żeby czuła jego stałą obecność. Włożył telefon do kieszeni
spodni, zapiął zegarek na ręce i wsunął okulary na nos. A potem wyszedł z
pokoju, układając w głowie kolejną wiadomość do Scarlett.
*
Berlin
Jessica, po uruchomieniu laptopa, jak zwykle miała w
zwyczaju, włączyła muzykę i zalogowała się na maila. Na jej facebookowym koncie
było jak zwykle sporo pytań o zdrowie i innych miłych wiadomości od ludzi z
Niemiec, ale też innych krajów. Na przykład z Francji, Hiszpanii, Polski,
Wielkiej Brytanii, a nawet Ameryki. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się, że jej
chore serce może dać jej tak wielką popularność. Nie miałaby jej, gdyby nie
Scarlett, ale na dobrą sprawę nie bardzo wiedziała, co miała z tym zrobić. To
szalenie sympatyczne, że wszyscy pamiętali o niej i wciąż przesyłali pieniądze
na konto, żeby pomóc innym, ale ona, jako Jessica Hoff była znana z tego, że
Scarlett pomogła jej zdobyć szansę na operację. Nie czuła, żeby było jej to
potrzebne. Nie wiedziała, czy może jej się to przydać w przyszłości, bo póki
co, mając czternaście lat, nie aspirowała do kariery czy innego zaistnienia w
mediach. Kochała muzykę, ale bardzo lubiła też biologię i nie potrafiła
zdecydować, jaki kierunek obierze w przyszłości. Teraz marzyła o tym, żeby w
końcu, po pół roku wyjść ze szpitala, wrócić do szkoły i jakoś od nowa ułożyć
swoje życie. Nie liczyła na to, że Scarlett zabierze ją do siebie. Nie
wiedziała nawet, czy mogłaby. Miała jednak nadzieję, że wciąż będzie ją
odwiedzać i czasem zabierać do siebie. Odliczała dni do opuszczenia szpitala.
Piętnasty grudnia wydawał się magiczną datą. Przełączyła kartę z Facebooka na
maila. Usunęła powiadomienia i skupiła się na mailach. Był od Scarlett, na
który zaraz odpisała. Z dziesięć od Candy z piosenkami, które musiała odsłuchać
i zdjęciami chłopaków z 1D i Dirty Mouses. Odpowiedziała, wyraziła zachwyt, bo
jakby nie było, to miała nad czym się zachwycać. Uwielbiała Harrego w dłuższych
włosach. Na koniec zostawiła sobie maila, na którego najbardziej czekała. O
tym, że zaczęła mailować z Theo, nie powiedziała nawet Candy. Jeszcze nie
wiedziała, do czego mogłoby to prowadzić. Był od niej siedem lat starszy, mógł
mieć dosłownie każdą dziewczynę na jedno skinienie, a poświęcał czas właśnie
jej. Była szczęśliwa, bo uwielbiała DM, a jego w szczególności, ale miała
czternaście lat, a on dwadzieścia jeden. Co mogło go zainteresować? Wyglądała
jak wrak człowieka, nawet nie mogli się spotkać, a mimo tego rozmawiali, jak
bliscy przyjaciele. Miała wrażenie, że tym właśnie się stawali. Rozważała
opowiedzenie Scarlett o tym wszystkim, ale jeszcze nie czuła się gotowa. Wolała
poczekać i ocenić jego nastawienie. Bo było nie do końca jednoznaczne. Podobało
jej się to, ale to w końcu był Theo Kershaw. T e n Theo Kershaw. Bała się pomyśleć sobie za
dużo, ale jak tu nie myśleć, skoro mailowała z chłopakiem ze swoich marzeń? Zaczęło
się zwyczajnie. Otrzymała kilka grzecznościowych maili z konta zespołu.
Sądziła, że w ten sposób chcieli zrekompensować jej spotkanie, do którego nie
doszło. Dlatego bardzo zdziwiła się, kiedy zastała w skrzynce wiadomość od
Theo, z jego prywatnego maila. Zaufał jej. To coś znaczyło. Przynajmniej
wierzyła w to. Z przyjemnością przeczytała kolejną wiadomość od niego i zabrała
się za odpisywanie.
*
9. grudnia 2014
Poranne przesłuchania były ciężkie. Mnóstwo łez,
zawodzeń, nieudanych prób. Uczestnicy mieli tylko noc na przygotowanie się do
występu. To sprawdzian, któremu wielu nie podołało. Tom czuł się zmęczony
smutkiem tych ludzi, którym się nie udało. Kiedy godził się na udział w DSDS,
nie sądził, że ten program będzie tak wyczerpujący emocjonalnie. Wprawdzie o
werdykcie miał zadecydować wieczorny występ, ale mieli już pewien zarys
finałowej dziesiątki. Natalie poprawiała ich przed wywiadem, który mieli
udzielić dla RTL. Spojrzał na
zegarek. Scarlett była w Nowym Jorku, więc problem różnicy czasu zniknął. Przysiadł
na sofie i wyjął telefon.
Temat: Grudzień
Wiesz, co? Jestem
ciekaw, czy pismaki już wywęszyli nas razem. Za chwilę mam wywiad i wiesz. Tak
sobie teraz myślę, że to nawet fajowo, że będę mógł się znów tobą chwalić.
Chociaż jestem pewien, że nie obejdzie się bez linczu, ale jakie to ma
znaczenie? ;)
Obejrzałem w
Internecie twój wczorajszy występ. Skarbie, jesteś niesamowita. Nie, żebyś nie
była wcześniej, ale „We remain” w twoim wykonaniu wydaje mi się najpiękniejszą
piosenką na świecie. Powstała w idealnym momencie twojego i mojego życia też. Działa
na mnie, jak „I will be” kiedyś. Czuję, że przetrwam wszystko, że mogę
wszystko, kiedy ty o tym śpiewasz. Tu już nie chodzi tylko o Jess. Może nigdy
nie chodziło? Widzisz, tak działasz na ludzi. Chociaż na mnie działasz też na wiele
innych sposobów..;) Może w to nie wierzysz teraz, ale masz w sobie siłę. To jak
śpiewasz pokazuje, co w tobie drzemie. Wiem, że kiedy będzie trzeba to uwolnisz
„to coś”. A ja ci w tym pomogę.
Nie napisałem ci,
że wyglądałaś piekielnie seksownie w tej sukience. Możesz zakryć się od stóp do
głów, a dla mnie i tak pozostaniesz najbardziej zmysłową kobietą na świecie.
Mam nadzieję, że to wiesz.
Wielbię ziemię, po
której stąpasz. Na pewno będę, kiedy już się spotkamy. Odliczam dni. To
najdłuższy grudzień w moim życiu.
Twój T.
Wysłał i rozsiadł się wygodnie. Upił łyk kawy, Natalie
przypudrowała go jeszcze mocniej i czekał. Bill przeglądał pytania, on nie.
Skoro miał być szczery ze sobą i ze światem to, czemu nie zacząć od nie
zaglądania w pytania? Nie, żeby Bill nie był. Jego bliźniak po prostu lubił być
na wszystko przygotowany. A on chciał pójść na żywioł. Tak dla odmiany. Scarlett
tak robiła od samego początku i dobrze na tym wyszła. Rozejrzał się po pokoju,
w którym siedzieli, napił się kawy, którą niemal od razu ktoś zabrał mu z ręki
i postawił przed nim szklankę wody z limonką. Po chwili Bill siedział obok
niego, wymieniając ostatnie uwagi z dziennikarką. Odetchnął. Technicy ustawili
światło, kamera została włączona. Odwykł trochę od tego, choć przecież nie
powinien.
- Bill i Tom Kaulitz, cudowni bracia. Witajcie –
prezenterka uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Brzmi nieźle, jak na początek – odparł Bill
odwzajemniając gest. – Witaj – mówiąc to, pomachał do kamery, a Tom mu
zawtórował.
- Nie wiem, czy wiecie, ale obecna edycja DSDS ma prawie
dwa razy większą oglądalność od poprzednich i mam nadzieję, że zdajecie sobie
sprawę z tego, że to wasza zasługa.
- To świetnie – ucieszył się. – Wiesz, obaj cieszymy się,
że coś, co robimy interesuje ludzi. Ten program daje szansę na zaistnienie.
Jeszcze dziesięć lat temu, sami marzyliśmy o możliwości pokazania się, czy
zaistnienia. Dlatego staramy się dawać wskazówki zwłaszcza tym, którzy muszą
opuścić program.
- Doskonale rozumiemy, co czują uczestnicy – wtrącił Tom,
słysząc, że Bill zaczął się rozkręcać.
- Tak, nie zapomnieliśmy o tym, kim byliśmy i jak
zaczynaliśmy, dlatego staramy się pomóc tym, u których dostrzegamy prawdziwy
talent – dodał, łypiąc na Toma. Równie dobrze mógł mówić jeden z nich. Mieli to
samo zdanie. Z tym, że Bill wypowiadał je dziesięć razy bardziej kwieciście,
niż Tom. Gdy już się rozkręcił, to nie do końca umiał się zatrzymać.
- Chociaż wielki głos nie zawsze wystarcza, bo żeby
zaistnieć potrzeba jeszcze silnej psychiki i tego czegoś – na ostatnie słowa,
Tom pstryknął palcami.
- No tak – przyznała. – Już niebawem, bo jutro, będziecie
musieli zadecydować, kto ma znaleźć się w finałowej dziesiątce. Czy macie
wizję, kto to ma być? Jesteście zgodni z Dieterem i Mateo? – dociekała. Zmieniła
ułożenie nóg, ułatwiła wgląd w swój dekolt i uśmiechnęła się czarująco.
- Czasem się kłócimy. Z Billem oczekujemy od uczestników
tego samego, choć nasza wizja czasem mija się z tym, co planują Mateo albo
Dieter, ale dogadujemy się. Szukamy najbardziej wyjątkowych osobowości i
prędzej czy później osiągamy kompromis – zignorował postawę dziennikarki. W
pierwszej chwili nie dotarło do niego, co robiła. Była nawet ładna, młoda. Nie
wiedział tylko, któremu z nich chciała się przypodobać i dostać wywiad za drzwiami
pokoju.
- Bo wszyscy chcemy znaleźć kolejną niemiecką
supergwiazdę – podkreślił Bill.
- Macie swoich faworytów? – zapytała, spoglądając na
jednego, a potem na drugiego.
- Jest kilka wyjątkowych osób, ale dzisiejszy wieczór i
jutrzejszy ranek pokażą, czy mają w sobie wszystkie składniki. Dziś odrzucimy
część osób, zostanie piętnaście, a jutro do domu pojedzie ostatnia piątka –
wyjaśnił Bill. On też zdawał się nie zauważać działań prezenterki. Kamera nie
ukazywała jej w całości, więc poczynała sobie przednio, starając się skupić ich
uwagę na swoich walorach. Tomowi wydawało się to dziwne, bo przed wywiadem
zachowywała się całkiem normalnie.
- Przed wami same trudne decyzje, cieszę się, że nie
muszę tego robić – zaśmiała się głośno. – Wolę zadawać pytania i w związku z
tym muszę zapytać o wasze plany muzyczne. Co słychać u Tokio Hotel? – zapytała
z ożywieniem.
- Tokio Hotel teraz odpoczywa. Każdy z nas zajął się
swoim prywatnym życiem, robimy coś, gdy łapiemy pomysły. Bez ciśnienia. Ja
piszę, Tom dużo komponuje.
- Uznaliśmy, że czas wypróbować coś innego – dodał albo
raczej wtrącił. – Testuję każdy instrument i szukam drogi do naszej muzyki.
Zmieniliśmy się. Jesteśmy zupełnie innymi ludźmi niż wtedy, gdy wydawaliśmy
pierwszą czy nawet ostatnią płytę. Przewartościowaliśmy pewne sprawy. Szukamy
inspiracji. Przez długi czas nie wiedzieliśmy, o czym moglibyśmy tworzyć. Teraz
wizja naszego następnego krążka mocno się krystalizuje.
- Tom często dzwoni do mnie i mówi, ej przesłuchaj to, co
ci wysłałem. Zaglądam do pliku, a tam jakaś aranżacja na fortepian albo jakieś
ukulele – tu wyrzucił ręce w górę, ekscytując się tym, o czym mówił. – Tom gra
na wszystkim, ja na niczym. To dla mnie niesamowite, że on to potrafi.
- Ty śpiewasz, ja nie – odparł skromnie, a Bill ukradkiem
posłał mu spojrzenie pt. nie rób ze mnie
idioty.
- Czyli co? Elektronika? Pop? A może grunge’owy rock? –
bliźniacy roześmieli się, spoglądając na siebie.
- My sami do końca nie wiemy. Z niczym się nie spieszymy.
Bawimy się muzyką i wydobywamy z niej to, co najlepsze dla nas – Tom jeszcze
nie do końca wiedział, jak nazywać ich nową muzykę, więc nie chciał o niej
mówić. Była niespodzianką dla nich samych, więc jak mógł opowiadać o niej
innym? Chcieli zrobić płytę, która przede wszystkim spełni ich oczekiwania, a
nie fanów, bo doszli do wniosku, że jeżeli oni będą zadowoleni, to ludzie też. Jeżeli
teraz określą się jakkolwiek, to ciężko będzie się z tego wycofać, a pytania o
nowy materiał będą napływać coraz mocniej. Tego chciał uniknąć, bo na razie nie
zamierzali niczego wydawać. Żadnych obietnic, żadnych błędnych kół.
- Nie zapowiadamy niczego. Nie chcę podawać dat, bo
pewnie ich nie zrealizujemy – odparł Bill, jakby właśnie przeczytał mu to w
myślach.
- Czyli fani są wystawieni na próbę czasu – zagadnęła ze
słodkim wyrazem twarzy. Przynajmniej za taki miał uchodzić. Takich wywiadów nie
lubił. Był czas na to, żeby przywyknąć do tęsknych spojrzeń kobiet, nawet
dziennikarek, które na pozór wydawały się profesjonalne. Jednak to nie
zmieniało faktu, że lepiej wypadał, gdy nie musiał ignorować nieprofesjonalnego
zachowania dziennikarzy. Było przyjemniej i wywiady wypadały ciekawiej.
- Tak – Tom przejął inicjatywę. – Wiemy, że to długo, ale
nie chcemy dawać naszym fanom czegoś, co nie jest nasze, czego nie czujemy. Nie
jesteśmy już zespołem, który zrobi wszystko, żeby tylko zaistnieć. Robimy to po
swojemu.
- W życiu osobistym każdego z nas działo się dużo –
podjął Bill. – Georg został ojcem, Gustav się ożenił, Tom dowiedział się, że ma
syna, ja też przeżyłem parę ciężkich chwil i wiesz. Muzyka wtedy nie stała na
pierwszym miejscu. Minęło pięć lat od wydania ostatniego krążka, ale nie chcemy
wydawać płyty tylko dlatego, że upłynęło dużo czasu. Długo promowaliśmy Humanoida, więc spoglądamy na ten okres
z innej perspektywy. Mamy sporo odpadów. Moglibyśmy to wypuścić, bo to też
dobre piosenki. Fani dostaliby muzykę z moim wokalem i muzyką graną przez
chłopaków, ale to nie byłaby już nasza muzyka.
- Dlatego teraz jesteśmy w DSDS. Szukamy inspiracji, chcemy
poniekąd wrócić do początku naszej drogi. Nie chcemy też, żeby ludzie o nas
zapomnieli. Niebawem pojawimy się na instagramie i twitterze, lepiej
zaopatrzymy naszego Facebooka i jedyne, co możemy obiecać naszym fanom w tej
chwili to to, że nie damy o sobie zapomnieć.
- No dobrze muzyka muzyką, ale nie byłabym sobą, gdybym
nie spytała was o życie prywatne. Bill – uśmiechnęła się promiennie do niego. –
Ostatnimi czasy bardzo często widywano cię w towarzystwie pięknej blondynki.
Czy to jest dziewczyna, na którą czekałeś od zawsze?
- Tak – odparł z przekonaniem. – Zdecydowanie to jest
kobieta, na którą czekałem całe moje życie.
- Niesamowite – uśmiechała się dalej, mniej naturalnie i
bardziej profesjonalnie. – Cieszymy się z tobą. Tom, a co z tobą? Jak ma się
twój syn?
- David to świetne dziecko. Tęsknię za nim i czekam na
powrót do domu, żebyśmy mogli spędzić ze sobą kilka dni – odpowiedział, żałując
w duchu, że nie miał okazji powiedzieć o Scarlett, ale w końcu w Berlinie byli
tylko chwilę, a w Loitsche nikt nie miał okazji ich podpatrzeć. Wierzył, że
będzie ku temu okazja. Nie, żeby medialny rozgłos był tym, czego pragnął. Po
prostu nie chciał drugi raz popełnić tego samego błędu.
- No tak, a czasu nie będzie zbyt wiele, bo niebawem znów
wylądujecie w Monachium. Programy live już całkiem niedługo. Denerwujecie się?
- Wiesz, trochę na pewno. Każdy występ na żywo wiąże się
ze stresem, nawet jeżeli nie stoimy na scenie.
- W takim razie pozostaje mi życzyć wam powodzenia –
posłała bliźniakom pełen profesjonalizmu uśmiech, po czym odwróciła się do
kamery. – A państwa zapraszamy do oglądania Deutschland Sucht Den Superstar w
każdą sobotę o dwudziestej na kanale RTL. – Pomachali do kamery, która po
chwili została wyłączona. Dziennikarka jeszcze raz podziękowała im za wywiad i
opuściła pokój krokiem godnym królowej. Ekipa energicznie zwijała swój sprzęt,
bo po nich miała zjawić się następna, a po niej kolejna. Czekał ich wywiad dla
niemieckiej Vivy i ZDF.
*
Berlin
Krzywiąc się, Liv odsunęła od siebie talerz. Odetchnęła
głęboko i duszkiem wypiła połowę szklanki wody. Odetchnęła jeszcze raz,
krzywiąc się bardziej. Georg spojrzał na nią uważnie.
- Co ci jest? – zapytał, przerywając jedzenie. To był ich
pierwszy własnoręcznie zrobiony posiłek w ich własnym mieszkaniu. Saoirse
zasnęła zmęczona pomaganiem przy gotowaniu. Liv wprawdzie wydawała się
skwaszona od kilki dni, ale sądził, że chodziło o pracę, bo wystąpiły jakieś
problemy z ostatnim zleceniem. Jednak ten dzień był wyjątkowo udany, nic nie
dała po sobie poznać.
- Nie wiem. Od kilku dni źle się czuję. Boli mnie brzuch
i mam mdłości – ostatnie słowo wymówiła z odrazą. – Dziś szczególnie.
- W jakim sensie mdłości? – zmierzył ją uważnym
spojrzeniem. Może trochę przestraszonym.
- W sensie mdłości – warknęła. Zignorował to. Nauczył się
już, kiedy powinien to robić. Liv była impulsywna i czasem krzyczała wtedy,
kiedy to było zupełnie nieuzasadnione. Wybuchała, robiła się z tego kłótnia o
nic. Kiedy ignorował jej niemiły ton, szybciej dochodziła do wniosku, że był niepotrzebny.
- Co jadłaś? Może się zatrułaś albo to jakiś wirus? –
słysząc to, Liv popatrzyła na niego, jakby postradał rozum.
- Nie biorę pod uwagę innej możliwości – warknęła.
Zupełnie jakby to była tylko jego wina. W sumie to ponosił jej część, ale nie
był wtedy sam. Za każdym razem z resztą.
- Chyba jednak bierzesz – powiedział, spoglądając na nią
z czułością. Kochał ją i wiedział, że jej zachowanie wypływało z tego, że
bardzo się bała. Przeszli już jeden fałszywy alarm. Ewentualna ciąża Liv to było
ostatnie czego teraz pragnęli, ale jeszcze bardziej niepokoił go fakt, że
historia mogłaby się powtórzyć.
- Cholera, nie – mruknęła. – Nie mogę być w ciąży. Kocham
Sisi z całego serca i równie mocno żałuję tego, jak przyjęłam ciążę, ale ja nie
chcę drugiego dziecka. Dopiero co przenieśliśmy się do naszego mieszkania.
Saoirse jest rozpuszczona jak cygański bicz i sporo czasu minie, zanim ją
oduczymy niedobrych nawyków. Wiem, że jest sporo mojej winy w tym, że
wychowywali ją wszyscy po kolei i dlatego nie wyobrażam sobie, że mogłabym być
znów w ciąży. Chcę, żeby nasza córka poczuła w końcu, że ma mamę i tatę. Kolejne
dziecko zniszczyłoby to wszystko.
- Rozumiem i też tak uważam – odparł, co bardzo uspokoiło
Liv i zaskoczyło. Pewnie wydawało jej się, że na nią naskoczy. Do tej pory nie
rozmawiali o ewentualności posiadania następnych dzieci. Liv to nie mieściło
się w głowie, a Georg był zbyt zaaferowany Saoirse, żeby myśleć o innych. Liv
dotąd nie przyznała, że chce, żeby Saoirse była jedynaczką, a on, że wolałby,
żeby miała rodzeństwo. – Saoirse potrzebuje naszej pełnej uwagi. Musimy skupić
się na niej, na tym, żeby w końcu miała pełen dom, ale Liv – chwycił ją za rękę
i uścisnął ją lekko, żeby złagodzić słowa, które miał wypowiedzieć. – Jeżeli
okazałoby się, że to nie zatrucie tylko ciąża, to mam nadzieję, że nie czeka
nas powtórka z rozrywki – stoicki spokój Georga był zupełnym przeciwieństwem
jej tendencji do panikowania w swoich sprawach, bo gdy chodziło o innych zawsze
potrafiła zachować zimną krew i myśleć logicznie. Co było dosyć dziwnym
połączeniem.
- Nie, nie mówmy o tym. Jeżeli jutro nie poczuję się
lepiej, to pójdę do lekarza albo zrobię test. Cokolwiek. Nie chcę i nie mogę
być w ciąży. Georg, ja nie chcę więcej dzieci. Chcę dla Saoirse jak najlepiej,
chcę być z tobą i robić zdjęcia. Nie chcę więcej dzieci – powtarzała zawzięcie,
ale głos zaczynał ją zawodzić. To także przemilczał. Wstał, podszedł do niej i
przytulił ją do siebie. Liv była najważniejsza. Saoirse była najważniejsza.
Dopiero zaczynali wspólne życie. Wszystko przed nimi. Potrzebowała jego
wsparcia, on także jej potrzebował. Nie rozpłakała się, bo prawie wcale nie
płakała. Drżała w jego ramionach, a on tulił ją do siebie i metodycznie gładził
ją po plecach.
- Nie martw się. Na pewno to tylko zatrucie – pocałował
ją w skroń, a Liv jeszcze mocniej wtuliła się w niego. Stała tak, dopóki nie
zemdliło jej do tego stopnia, że musiała pobiec do łazienki i zwymiotować.
Georg poszedł za nią i najpierw przytrzymał jej włosy, podał wilgotny ręcznik,
a potem znów ją przytulił.
*
10. grudnia 2014, Nowy
Jork, Lotnisko JFK
Niesiona jak na skrzydłach, Scarlett przemknęła przez
lotnisko, chcąc mieć za sobą odprawę i siedzieć już w samolocie. Naciągnęła
daszek czapki na twarz, na głowę narzuciła kaptur swetra, ale dwóch wielkich
niczym dęby ochroniarzy nie pozwalało jej zniknąć w tłumie. Mając jeszcze trochę
czasu do odprawy przysiadła na ławce, Toby stał blisko niej, załatwiając auto,
żeby czekało na nich po lądowaniu w Berlinie, a Max zajął się bagażami. Czuła
się niewidzialna wśród setek osób spieszących się na swój lot. Nikt nie zwracał
na nią uwagi. Odczytała maila od Toma. Nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Dzięki
tym wiadomościom przekonała się, jaki Tom umiał być kreatywny. Nie rzucił słów
na wiatr. Niemal w każdym mailu pisał o jej mocnych stronach albo o rzeczach,
które się jej udały. Tym razem pisał o dniu, w którym ujawnili swój związek.
...dziś nie
potrafię sobie wyobrazić, jakim cudem udało nam się utrzymać nas w tajemnicy.
Przecież jeździłem do ciebie pod szkołę, byłem w niej nawet. Zdarzało nam się pojawiać
razem w mieście i biorąc pod uwagę to, że robili mi zdjęcia zawsze i wszędzie,
to ciebie nie odkryli. Dziś nie jestem z tego do końca zadowolony, ale to już
minęło. Teraz będzie inaczej.
Ostatnio
przeglądałem nasze fotografie z różnych eventów. Trafiłem na milion zdjęć z
naszego Grammy. Nie wiem, co wywołało większą furorę; to, że zdobyłaś tą
statuetkę po tak krótkim czasie, to że byłaś w ciąży czy to, że byliśmy parą.
Cudownie wtedy wyglądałaś.
Ciąża sprawiała, że promieniałaś. Byłaś szczęśliwa i spełniona. Nawet teraz
jestem w stanie sobie przypomnieć, co czułem idąc z tobą po czerwonym dywanie i
trzymając cię za rękę. Ludzie oszaleli. Myślałem, że potrzaskają im aparaty i
kamery, ale najważniejsze było to, że czułem się dumny z tego, że mogę być
twoim facetem. Cały czas czuję się wyjątkowy, bo mnie wybrałaś.
Byliśmy wtedy tacy
młodzi. Miałaś zaledwie dziewiętnaście lat. Wtedy wydawało mi się, że jesteśmy
tacy dorośli i dojrzali, a dziś widzę, jak wiele nam do tego brakowało. Żyliśmy
zbyt smutno, zakiszeni we własnym sosie. Nie, żeby mi to nie odpowiadało, ale
sądzę, że wiesz co mam na myśli.
W każdym razie to
uczucie, gdy mogłem wreszcie pochwalić się światu, że jesteś moja, że nosisz moje
dziecko. To chyba najlepsze, co mnie spotkało. Nie to, że mogłem się pochwalić.
To, że jesteś moja.
Bardzo dobrze mi z
tą myślą.
Napiszę po
przesłuchaniach. Trzymaj kciuki, żebym wybrnął z tego i nikogo za bardzo nie
skrzywdził.
XOXO
T.
Uśmiechnęła się do tych wspomnień. Nawet nie mieściło jej
się w głowie, że to szczęście, które przeżywała z Tomem, miało się znów
powtórzyć. We wszystkim miał rację: że byli szczęśliwi, za młodzi i zbyt
zamknięci na cokolwiek poza sobą. Dlatego zetknięcie z rzeczywistością okazało
się takie trudne. Zaczęła odpisywać, gdy kątem oka spostrzegła, że ktoś dosiadł
się do niej. Zerknęła w stronę Toby’ego, czy nigdzie nie zniknął. Uspokojona
odpisywała dalej. Nie mogła popaść w paranoję. Nie mogła bać się każdego, kto
przypadkowo obok niej usiądzie. Póki nie zwróci na nią uwagi. Chciała być
niewidzialna ze wszystkich możliwych powodów. Odetchnęła i pisała dalej.
Zatrzymała się na słowie cudowny, gdy
usłyszała znajomy głos.
- Witaj, Scarlett. Cóż za miłe spotkanie. Tęskniłaś? –
jak rażona prądem natychmiast odwróciła się do niego. Zmienił kolor włosów,
miał bujną brodę, soczewki i generalnie wyglądał jak niechluj, ale to był o n.
To był Mike. Uśmiechnął się do niej leniwie, z wyższością i przeświadczeniem o
swojej doskonałości. Nawet w przebraniu obdartusa.
- Toby! – zerwała się z miejsca, odskakując w kierunku
ochroniarza. Spojrzała na niego, dosłownie na moment, a gdy ten znalazł się
obok niej, zaniepokojony jej reakcją, Mike’a już nie było. Rozpłynął się w
powietrzu. – On tu był! – wykrzyknęła przerażona. Schowała się za barczystym
ochroniarzem, jakby to mogło cokolwiek zmienić. – Toby on tu jest. On
podróżuje, przemieszcza się. On pewnie śledzi mnie cały czas. O mój Boże, Toby!
– zasłoniła usta rękoma, starając się stłumić krzyk. Skuliła się, a Toby
osłonił ją, zbiegli się strażnicy. Ochroniarz powiedział im, co się stało.
Scarlett kryła się za nim, pragnąc zniknąć, zaszyć się w mysiej dziurze. Na
samą myśl o tym, że Mike był gdzieś wśród tych setek ludzi, paraliżowała ją.
Zaprowadzono ich do pokoju, gdzie byli sami. Dołączył do nich Max. Lotnisko
miało być przeszukane, ale Scarlett doskonale wiedziała, że nikogo nie znajdą. Ktoś,
kto upozorował własną śmierć i zbudował swoje życie od nowa w zupełnej
tajemnicy, nie da się tak łatwo złapać. Starała się oddychać. Starała się nie
wpaść w zupełną panikę. Zgłosiła policji to, że Mike ją nękał, ale przecież nie
mogła mu niczego udowodnić. Tylko złapany na gorącym uczynku mógł ponieść karę.
Czuła się… a w zasadzie nie czuła się. Wstąpiło w nią otępienie. Zobojętniała.
Strach ją zmroził, a zmrożona nie była zdolna do odczuwania. Telefon w jej
dłoni zawibrował i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z tego, że wciąż go
trzymała. To sms od Toma. Wysłał jej serduszko. Widząc to, zachciało jej się
płakać. Poczuła przemożna potrzebę zobaczenia go. Potrzebowała jego siły i bezpieczeństwa,
które jej dawał. Bez namysłu wybrała jego numer. Odebrał po pięciu sygnałach.
- Co się stało, skarbie? Mam nagranie – miała wrażenie,
że gdyby mógł, to zaćwierkałby do słuchawki. Łzy zbiegły jej się do oczu. Tak
bardzo, bardzo, bardzo chciała znaleźć się przy nim.
- Tom, on tu jest – wyszeptała.
- Jak to? Gdzie? – natychmiast spoważniał. Nie musiała
tłumaczyć, o kogo chodziło. Odetchnęła.
- Na lotnisku. On przysiadł się do mnie. On był tuż obok
– mówiła gorączkowo. – A kiedy zawołałam Toby’ego, to jego już nie było.
Zniknął, rozpłynął się. Tom, ja nie mam pojęcia, kim jest ten człowiek, ale
bardzo się boję – mówiła cicho, jakby wspominanie o nim głośno mogło go
przywołać z powrotem.
- Jest z tobą ochrona? – upewnił się.
- Tak, ale boję się, że on wciąż gdzieś tu czeka, że
zmienił przebranie, że poleci ze mną do Berlina, bo nie wierzę, że nie wie,
gdzie lecę. Boże, a jeżeli on był też w Loitsche? Tom, ja już nie wiem, co
robić, boję się wsiąść do tego samolotu – na krótką chwilę po drugiej stronie
linii zapadło milczenie. Scarlett miała wrażenie, że zaraz się rozsypie, że nie
zniesie tego dłużej. A wtedy Tom złapał ją, gdy stała już na krawędzi.
Sprowadził ją do siebie.
- Nie leć tam – wypalił w końcu. – Przyleć tutaj.
Zarezerwuj pierwszy lot, cokolwiek i przyleć tu. Weź ze sobą Toby’ego, a Max
niech leci z bagażami. Idź do odprawy, potem zniknij. Sam nie wiem.
- Myślisz, że to się uda? – zapytała, choć jeszcze nie do
końca dotarło do niej, co tak naprawdę miała zrobić.
- Kochanie, on nie jest w stanie kontrolować wszystkiego,
nawet, jeżeli jest dobrze zorganizowany – zapewnił. Mówił spokojnie, ale
wyczuła, że się denerwował. – Wzywaliście policję?
- Zaraz tu będą, ale to i tak nic nie da – westchnęła.
- Przepłoszą go. To już coś – ożywił się. – Skarbie, będę
na ciebie czekał. Przyleć do mnie.
- Boję się, Tom – szepnęła.
- Wiem, dlatego nie leć do domu. Chcę cię mieć tutaj, bo
tylko tak mogę ci pomóc. – Tak bardzo bała się wsiąść do samolotu lecącego do
Berlina, że bez większych oporów zgodziła się na to, żeby lecieć na Karaiby.
Max zabrał jej walizki, a ona zaopatrzona jedynie w bagaż podręczny poleciała
na Curaçao. Po złożeniu kolejnego doniesienia, czekała niekończące się dwie
godziny, żeby wreszcie znaleźć się na pokładzie samolotu, z Toby’m u boku. Podczas
lotu, co chwila rozglądała się i sprawdzała, czy ktoś podejrzany się nie
zbliża. Gdy koła znów dotknęły lądu, była kłębkiem nerwów. Lotnisko opuściła
ukryta pod ramieniem Toby’ego. Nie rozglądała się, szła ze spuszczoną głową,
patrzyła na swoje nogi. Pozwoliła się prowadzić ochroniarzowi. Odetchnęła
dopiero w aucie, które Tom wynajął specjalnie dla niej. Zdjęła kurtkę. Na
Karaibach było ciepło, nawet gorąco. Przy sobie miała tylko kosmetyczkę,
komputer i książkę. Nie można tego nazwać bogatym wyposażeniem. Przypudrowała
twarz, żeby trochę ukryć bladość. Im bliżej byli hotelu, im bardziej opadały
jej emocje, tym mocniej odczuwała klimat Willemstad. Choć robiło się już
ciemno, wciąż było bardzo ciepło. Miała nadzieję, że Tom zdążył już wrócić z
przesłuchać, ale w recepcji okazało się, że jeszcze nie skończyli. Boy hotelowy
zaprowadził ją do jego pokoju, jak wcześniej zostało ustalone. Dla Toby’ego
zarezerwowali możliwie najbliższy. Zostawił jej torebkę, sprawdził garderobę i
łazienkę. Obiecał czekać na korytarzu, póki nie wróci Tom. Kiedy została sama,
usiadła na łóżku i trwała tak dłuższą chwilę. Nie ruszała się. Starała się nie
oddychać. Próbowała umiejscowić się w tym, co się stało. Jeszcze to do niej nie
dotarło. Czuła się przerażona, zmęczona i niezdolna do odczuwania jednocześnie.
Zadzwoniła do domu, wyjaśniła, dlaczego nie wróci i gdzie się znalazła. A potem
wzięła długi, gorący prysznic, który miał na celu zmyć z niej całą przykrość
tego dnia. Nie udało się. Umyła się hotelowym żelem kokosowym, włosy szamponem
o tym samym zapachu. W garderobie znalazła duży T-shirt Toma, więc założyła go.
Położyła się i przeszukała strony plotkarskie, czy przypadkiem nie było jakiejś
wzmianki o Mike’u. Nie znalazłszy niczego, wyłączyła laptopa i po prostu
czekała. Nie zastanawiała się, nie rozważała, nie domniemywała. Na myśl o
Mike’u chciało jej się wymiotować. Miała dosyć strachu i niepewności. Potrzebowała
coś zrobić, ale jeszcze nie wiedziała, co mogłaby, żeby odciąć się od tego
wszystkiego, żeby złapać dystans i wymyślić, co dalej. Życie w ciągłym strachu
o to, kiedy znów się odezwie, nie wchodziło dłużej w grę, jeżeli chciała
kiedykolwiek odzyskać normalność. Wierzyła, że Tom pomoże jej coś wymyślić.
Praca z policją to jedno, ale musiała znaleźć coś, co pozwoli jej nie
zwariować, jakiś bufor, element oddzielający ją od psychozy Mike’a, jej
własnych lęków i całej masy przykrych spraw, które się z tym wiązały. Odrętwienie,
które pojawiło się na lotniku, trzymało ją w pionie. Lęk stał się jej drugą skórą.
Otulał ją, ale nie uniemożliwiał jej życia. Tkwił w niej, jak rana. W końcu, po
nieskończenie długim czasie, usłyszała za drzwiami głosy Toma i Toby’ego.
Otworzyły się niemal natychmiastowo i do pokoju wparował Tom. Wyskoczyła z
łóżka i rzuciła mu się w ramiona. Podniósł ją i mocno przytulił. Pachniał
papierosami, miętą i sobą. W końcu poczuła się bezpiecznie. W końcu poczuła się
jak w domu. Strup odpadł i z ranki zaczął sączyć się kumulowany strach.
- Już wszystko dobrze – postawił ją na podłodze, ale
tulił jeszcze długą chwilę. – Przepraszam, że to tak długo trwało. Były
problemy z dźwiękiem, a potem nie potrafiliśmy dojść do ładu, kto ma odpaść. Rano
wszyscy śpiewali wyjątkowo dobrze, więc robiliśmy popołudniu dogrywkę między
kilkoma osobami. Kocioł. Może gdybym mógł się skupić, to poszłoby szybciej, ale
cały czas martwiłem się o ciebie – pocałował ją w skroń, a potem w czoło i
jeszcze raz przytulił.
- On tylko usiadł obok mnie, gdyby się nie odezwał, to
nawet nie spojrzałabym na niego, ale sam fakt, że wiedział, kiedy odlatuję, że
odważył się zbliżyć do mnie, świadczy o tym, jaki jest zdeterminowany i
spanikowałam – powiedziała gorączkowo. Wszczepiła się w Toma, nie pozwalając mu
odsunąć się choćby o centymetr. Teraz potrzebowała go bardziej niż powietrza. Tulił
ją mocno, gładząc po głowie i po plecach. Policzek przyłożył do czubka głowy
Scarlett. Skryła się w nim niemal zupełnie. Chciała tam zostać.
- Skarbie, jakby mnie ktoś tak dręczył, to też bym się
bał. Całe szczęście, że był z tobą Toby. Nie wyobrażam sobie, że mogłabyś
znaleźć się z nim sama. Nawet wśród ludzi.
- Nawinie żyłam w przeświadczeniu, że on został w
Niemczech, bo nie będzie ryzykował, że go złapią. Nie mam pojęcia, jak
przedostał się przez granicę, a może znów zmienił tożsamość..? Dziś wyglądał
jak grubawy pan po czterdziestce.
- Skoro zaczyna posuwać się do tak nierozważnych rzeczy,
jak siadanie obok ciebie na lotnisku, to znaczy, że kończą mu się pomysły. Może
działać coraz mniej ostrożnie, ale też coraz bardziej brutalnie. Musimy podwoić
ochronę. Wyślę kogoś do Loitsche, ktoś musi być u ciebie w domu, w mieszkaniu
też. No i nie możesz nigdzie ruszać się bez ochrony – Tom starał się zachować
spokój, bo co innego mógł zrobić? Sam nie był w stanie zmierzyć się z tym
człowiekiem. Raz, że nie sposób go zlokalizować, a dwa to niebezpiecznie. Nie
wiadomo, co ten świr miał w głowie. Mógł jedynie dbać o Scarlett i starać się,
żeby bała się jak najmniej.
- Zaczęłam krzyczeć. Wie, że się go boję – westchnęła
zrezygnowana. Wyswobodziła się z objęć Toma, potarła twarz rękoma i zrobiła
kilka kroków w jedną, a potem w drugą stronę. Wreszcie się zatrzymała i
popatrzyła na niego bez nadziei. – Mam go dosyć. To jest chore, żebym musiała
uciekać do innego kraju, bo ten gnój wymyślił sobie, że będzie mnie
prześladował. Znów dałam mu wygrać – powiedziała zrezygnowana. Miotało się w
niej tak wiele sprzecznych uczuć. Strach, niepokój, złość, ale przede wszystkim
zniechęcenie. Bo miała już tego wszystkiego dosyć. Chciała, żeby to wszystko
już się skończyło.
- Z drugiej strony…- zaczął po chwili namysłu. – Zrobiłaś
mu na złość.
- Jak to? – zdziwiła się.
- Kiedy Mike dowie się, że znów jesteś ze mną, to szlag
go trafi. Może nie powinniśmy się tu ukrywać. Zostańmy dzień, dwa dłużej i
idźmy na imprezę, na plażę, wszędzie. Będziesz się śmiać, odpoczniesz, złapiesz
trochę słońca. Co ty na to? – ożywił się. Sam zaskoczył się tym pomysłem i od
razu uznał go za genialny. – Postaramy się, żeby te zdjęcia trafiły wszędzie
gdzie się da. To go wkurzy, bo zamiast zapędzić cię w kozi róg, gdzie
umierałabyś ze strachu, ty będziesz świetnie się bawić, ze mną w dodatku – nawet
nie przyszłoby jej do głowy, żeby tak odwrócić tą sytuację. Zaczęła o tym
intensywnie myśleć. Kilka dni z Tomem i to na Karaibach. Z dala od Mike’ a i
problemów. Popatrzyła na niego, uśmiechnął się szelmowsko. – Zróbmy mu na złość
i bądźmy szczęśliwi, Maleńka – wahała się jeszcze przez moment. Jeżeli ujawnią
się światu, nie będzie odwrotu. To rozwścieczy Mike’a, ale może w tym obłędzie
tkwiła jakaś logika? Może właśnie to jest sposób na pokazanie mu, że przegrywa?
Może to ta część, której szukała? Im dłużej będzie się zamartwiać, drżeć przez
każdy dzwonek telefonu, czy mail, tym bardziej on wygrywa. Przegra, jeżeli ona
przestanie pozwalać mu kontrolować swoje życie. Jej szczęście jest najlepszą
bronią. Postanowiła ją wykorzystać. Poczuła, że coś się w niej otworzyło. Co
się zmieniło. Coś pękło.
- Zróbmy sobie bardzo dużo zdjęć i chodźmy tam, gdzie
jest najwięcej paparazzi – zaśmiała się klaszcząc w dłonie.
- Dobry plan – zawtórował jej, zdejmując gumkę z włosów i
od nowa związał je w koczka na środku głowy. Podobał jej się taki. Nie
wiedziała dlaczego, ale Tom, gdy tak spinał włosy, kojarzył jej się z Lingiem z
Mulan,. Miał na sobie podkoszulek,
który wyglądał jakby przeszedł wojnę z krawcową. Był dosyć luźny, powyciągany,
i trochę podziurawiony. Kiedy wiązał włosy, mogła bezwstydnie przyglądać się
grze jego mięśni, a było na co patrzeć. Gdy myśli nie uciekały Scarlett do
seksu, czuła się z tym bardzo przyjemnie. Ku swojemu zdziwieniu, nagle zapragnęła
go dotknąć. Ze skrajności w skrajność. Zbliżyła się trochę niepewnie i
delikatnie dotknęła jego bicepsa. Poczuła, jak napiął mięśnie. Uśmiechnęła się.
Już zapomniała, jaką władzę miała nad nim, gdy dotykała go tak, jak lubił. Zechciała
więcej. Przemożna potrzeba bycia z nim, blisko niego, czucia go przytłumiła
wszystko inne.
- Nie wiem, czy ci to mówiłam, ale to, jak się zmieniłeś
bardzo mi się podoba – stanęła nieco za nim, żeby móc obejrzeć tatuaż. Miała go
akurat na wysokości oczu. Na boso była przy nim beznadziejnie niska. Obwiodła
go opuszkiem, a Tom ciekawie spoglądał na nią przez ramię. To, co robiła może i
było głupie, ale nawet jeżeli tak sądził, to nie dał tego po sobie poznać.
- Cieszę się, że ci się podobam – odparł zadowolony. – To
całkiem sprawiedliwe, że ty podobasz się mnie, a ja tobie – mrugnął do
Scarlett, a ona się roześmiała.
- Mówię serio – odparła, obchodząc go wokół. – Nieważne,
jak byłam na ciebie zła i tak nie mogłam oderwać oczu – uśmiechnęła się lekko
zawstydzona swoim wyznaniem, a Tom nie miał litości. Zdjął koszulkę i rzucił ją
gdzieś na podłogę. Podpuszczał ją, oczywiście, że to wiedziała. Sprawdzał, na
co była gotowa. A ona naprawdę była tam. Bez lęku, bez uprzedzeń, bez zahamowani.
W tej chwili, z nim, marzyła, żeby czuć się gotową na wszystko. Jej lęki, „to
coś” gdzieś się upłynniło. Przez chwilę czuła się wolna. Choć jeszcze kilka
godzin wcześniej stała oko w oko z Mike’em, to teraz wydawało jej się, że ta
sytuacja miała miejsce w innym życiu. Nie zdarzyła się jej, tylko komuś, kim
była w innym świecie. Była z Tomem, czuła jego bliskość i nie bała się tego. Tym
właśnie była. Zupełnie, jakby te wszystkie złe rzeczy zostały z Mike’em na
lotnisku. Westchnęła oglądając jego klatkę piersiową, barki i plecy. Jej świat
skurczył się do tych plus minus stu dziewięćdziesięciu centymetrów, które
mierzył Tom, jego skóry, ciepła, czułego spojrzenia i ochrypłego głosu.
Zamknęła się w kolorowej bańce, w której istnieli tylko on i ona. Dobre
miejsce. Bezpieczne miejsce. Tam zło nie miało wstępu. Delikatnie przesuwała
dłonią po jego gorącej skórze. Obrysowywała mięśnie i oswajała się z dotykaniem
go. Kiedyś to przychodziło jej naturalnie. Teraz musiała się tego nauczyć. –
Wydaje mi się, że… – ciągnęła dalej. – Hantle, czy tam jakiekolwiek inne
przyrządy były opatrzone moim imieniem albo zdjęciem i dawałeś im ostry wycisk
– to zupełnie rozbawiło Toma. Zaśmiał się w głos, a potem przerwał obserwacje
Scarlett, przyciągając ją do siebie.
- Jeżeli ktokolwiek nie może oderwać oczu, to ja od
ciebie. Ślicznie ci w mojej koszulce – pocałował ją w nos i już nie puścił. Objęła
go rękoma w pasie i popatrzyła na niego, odchylając się nieco do tyłu.
- To jest ten moment, w którym powinniśmy zerwać z siebie
ubrania – westchnęła trochę przygaszona.
- Myślisz schematami – odparł z miną filozofa. – Dla
ciebie liczy się tylko seks, a gdzie głębsze uczucia? Gdzie więź? Gdzie miłość?
Ranisz mnie! – odsunął się od Scarlett i teatralnie przyłożył dłonie do serca.
– Nie wiem, jak mógłbym być z kobietą, która oczekuje ode mnie tylko jednego…-
westchnął dramatycznie i odwrócił twarz tak, by nie patrzeć na Scarlett. Nie
potrafiła pohamować śmiechu. Parsknęła, opluwając się przy tym. Oboje głupio
chichotali. Tom żartował, chciał ją rozbawić i rozluźnić, ale uświadomił jej
coś ważniejszego. Cały czas przejmowała się tym, że nie była gotowa na to, żeby
kochać się z nim. Myślała o tym niemal obsesyjnie, wciąż rozwałkowując w głowie
sytuację z Javierem i nawet nie pomyślała o tym, że Tom nie oczekuje tego od
niej na każdym kroku. Przecież to oczywiste. Znał prawdę. Ona oswajała się ze
sobą. Każdy kolejny dzień pozwalałam jej pokonywać kolejny krok. Czas działał
cuda, bo im więcej go upływało, tym szerszą perspektywę znajdowała na siebie i
moment swojego życia, w którym się znalazła. To chyba właśnie to. Ta myśl
rozjaśniła ciemność, którą opanowała jej serce i umysł też. Bardziej rozkruszyła
szczelinę w murze, która powstała, gdy znalazła się z Tomem.
- Wybacz mi nadobny niewiaście, że zraniłam twoje uczucia
– pokłoniła mu się, a włosy przesłoniły jej twarz. Po myciu każdy ułożył się
jak chciał, więc wolała nie zastanawiać się, co nosiła teraz na głowie. Nie
mogła doczekać się, kiedy odrosną. Długie włosy miała sporo plusów. Choć to nie
miało znaczenia w tym momencie. – Chyba za bardzo się tym przejmuję –
powiedziała już poważnie.
- Chyba tak – Tom musnął dłonią jej policzek, a Scarlett
z lubością wtuliła się w nią. – Będziemy się kochać dużo i często, bo mamy
sporo do nadrobienia, ale to się stanie dopiero, kiedy poczujesz, że jesteś na
to gotowa – pochylił się i krótko pocałował ją w usta.
- Chciałabym, żebyś wypędził go ze mnie. To dzisiejsze
spotkanie uświadomiło mi, że owszem boję się go, bo nie wiem, co planuje i jak
ostatecznie zechce się zemścić, ale mam dosyć uciekania. Wiem, że już o tym
rozmawialiśmy, ale dziś poczułam, że faktycznie jestem gotowa na to, żeby
stawić mu czoła. Ty mi to uświadomiłeś, bo do tej pory nie zdawałam sobie
sprawy z tego, że moje szczęście to kara dla niego. Nie chcę się już użalać,
chować i bać – westchnęła, przeczesała włosy palcami, a potem znów popatrzyła
na Toma. – Kiedyś byłam bardzo pewna siebie, brakuje mi tego, bo teraz wciąż zastanawiam
się, czy dobrze wyglądam, czy nikt mnie nie wyśmieje, czy nie robię czegoś
głupiego. Wcześniej miałam to gdzieś. Strasznie się wszystkim przejmuję, a mam
i tak dużo na głowie, bez myślenia o takich głupotach.
- Jesteś na dobrej drodze, żeby siebie naprawić. Może
nasze wakacje tutaj to pierwszy krok? Myślałem nawet o tym, żeby urządzić
wspólne święta i dzięki temu nie musielibyśmy rozstawać się nawet na te kilka
dni.
- Podoba mi się ten pomysł, ale najpierw chciałabym tu
odpocząć. Może nawet dłużej, niż dwa dni – uśmiechnęła się słodko, a Tom od
razu skosztował tego uśmiechu. Od momentu spotkania na cmentarzu czuła się przy
nim na swoim miejscu, ale teraz, gdy na chwilę zniknęły jej troski, to uczucie
stało się tak silne i dobre, że z trudem mogła je udźwignąć. Od bardzo dawna
nie była tak szczerze szczęśliwa. I to w dniu, w którym stanęła twarzą w twarz
ze swoim największym koszmarem. Może właśnie dlatego tak bardzo doceniła to, co
łączyło ją z Tomem?
- Poznałem kilka fajnych miejsc. Zabiorę cię wszędzie. Będziemy
spać do dwunastej, a potem robić, co nam się tylko zamarzy – mrugnął do
Scarlett, a ona odetchnęła zadowolona, ale zaraz przypomniała sobie o bardzo
istotnym fakcie.
- Nie mam tu żadnych rzeczy – stwierdziła.
- To pójdziemy na zakupy – odpowiedział, wzruszając
ramionami. Zupełnie, jakby to było najbardziej w świecie oczywiste.
- Brzmi nieźle – uśmiechnęła się. Czuła się lekka i
wolna. Nie miała pojęcia, skąd wzięło się to uczucie, ale za nic w świecie nie
chciała opuszczać swojej bańki. Podeszła bliżej Toma, położyła dłonie na jego
brzuchu, który momentalnie się napiął, co bardzo jej się spodobało, po czym
popatrzyła mu w oczy. – Chcę, żebyś go w końcu ode mnie zabrał – pokiwał powoli
głową i ujął twarz Scarlett w dłonie. Nie musiała mówić. Miała wrażenie, że Tom
doskonale wiedział, jak postępować, by jej opór zniknął. Najpierw pocałował ją
delikatnie. Zaledwie muskał jej wargi. Dopiero po chwili, kiedy zaczęła razem z
nim smakować ten pocałunek, zachęcił ją by uchyliła usta i pozwoliła sobie na
więcej. Ich języki spotkały się, a pocałunek pogłębił. Nie ponaglał jej.
Całował ją czule i powoli, by przypomnieć jej, jakie to cudowne. Uśmiechnęła
się, czuł to. W tym momencie runęły mury i zniknęły bariery. Być może na
chwilę, ale Scarlett rozluźniła się, wciąż zaciskała dłonie na jego brzuchu,
nieświadomie coraz niżej, co burzyło koncentrację Toma. Miała takie słodkie
usta. Zapamiętał je inaczej. Tyle razy wspominał ich wspólne chwile, że mocno
je przeinaczył. Rzeczywistość tysiąc razy przyćmiła marzenia. Żadna dziewczyna
nie całowała tak, jak ona. Z żadną nie było tak dobrze. Żadna nie była tak
wspaniała. W środku aż go rozsadzało. Tak bardzo chciał scałować z niej
wszystkie lęki. Wystarczyło, że go dotknęła, a już w nim wrzało. Pachniała
kokosem. Jej skóra była delikatna, a oddech drżący. Ocknęła się, gdy zahaczyła
palcami o pasek jego spodni. Przerwała pocałunek spoglądając raz na niego, raz
na swoje dłonie, a potem na to, co stało się nieco niżej. Westchnęła i
uśmiechnęła się. – Już zapomniałam, że to takie proste – w oczach błysnęły jej
diabliki. Była z siebie zadowolona. Widział to. Już w Loitsche zauważył, jak
bardzo zaczęła doceniać drobiazgi, które wcześniej stanowiły oczywistość, a
teraz odkrywanie ich bardzo ją cieszyło. Podobało mu się to, jak zmieniła się
przez te kilka dni. Nie sądził, że to było możliwe, a jednak. Może faktycznie
wstrząs, który spowodowało spotkanie z Mike’em sprawił, że trochę się ocknęła?
- Z tobą najbardziej – sięgnął po jej dłonie i ucałował
je obie. – Wezmę prysznic i zaraz do ciebie wrócę – pocałował ją jeszcze raz i
ruszył w kierunku łazienki, a Scarlett kierowana niezrozumiałym dla niej
impulsem, zatrzymała go.
- A mogę iść z tobą? – słowa popłynęły i zupełnie ją
zadziwiły. Iść z nim do łazienki, gdy miał brać prysznic? To mogło spowodować
rzeczy, z których później musiałaby się wycofywać, a tego nie chciała. Nie
chciała zepsuć tego wieczoru, bo był najlepszym, co mogło się stać po
koszmarnym dniu. Jednak siedziała w swojej bańce i nie myślała logicznie. Spłoszyła
się, ale Tom tylko posłał jej szeroki uśmiech i wyciągnął rękę, którą zaraz
chwyciła. Nie miała pojęcia, co ją podkusiło. Usiadła na sedesie, a on bez
jakiegokolwiek skrępowania rozebrał się. Patrzyła na Toma, choć przecież
powinna odwrócić wzrok. Lustrowała jego ciało. Chłonęła ten widok. Czuła się
zachwycona jego pięknym ciałem, zupełnie jakby widziała go pierwszy raz. Od
dawna nie sprawiało jej to takiej przyjemności. Nie miała wyrzutów, ani tego
paskudnego ścisku w żołądku, gdy myślała o nim, jako o swoim mężczyźnie.
Zupełnie nie umiała wyjaśnić, skąd ta zmiana, ale była cudowna. Uśmiechnęła
się, gdy rozpuścił włosy i wszedł pod prysznic. Był przepiękny, po prostu.
Miała najcudowniejszego mężczyznę na świecie. Zmarzły jej stopy, więc
podciągnęła je pod brodę. Widziała zarys sylwetki Toma przez mleczną szybę
kabiny. Coś się w niej odblokowało, coś otworzyło. W ciągu tego tygodnia w
Stanach nie zdarzyło się nic, co mogłoby ją zmienić. Nie myślała zbyt dużo, nie
roztkliwiała się nad sobą. Tydzień upłynął pod znakiem pracy i rozmów z Tomem.
Czyżby to właśnie lekarstwo? Wolała nie dociekać, liczył się efekt. Woda
ucichła, a drzwi kabiny otworzyły się. Ze środka buchnęły kłęby pary.
- Skarbie podasz mi ręcznik? – Tom wychylił, wskazując na
stos leżący na szafce przy drzwiach. Podała go Tomowi i z powrotem przysiadła
na sedesie. – Jesteś głodna? – zapytał, wychodząc spod prysznica.
- W sumie to tak. Nie jadłam od południa.
- Zamówimy coś do pokoju w takim razie – uśmiechnął się,
nim pochylił się do przodu, żeby osuszyć włosy. Czuła się trochę skrępowana, bo
była pewna, że sama nie była gotowa na to, żeby Tom zobaczył ją nago. Nie
zmieniło się w niej nic, wszystko już widział, ale to chyba właśnie była ta
granica. Dopóki to ona dotykała jego, było dobrze. Jednak nie miała pewności,
co stałoby się, gdyby to on dotknął jej.
- A Bill? – zagadnęła, gdy Tom owijał ręcznik wokół
bioder. Podeszła do niego i wyjęła z jego kosmetyczki grzebień. Przysiadł na
brzegu wanny i poddał się jej zabiegom.
- Nie chciałem, żeby wpadł tu paniką, więc uspokoiłem go,
więc poszedł na kolację z Dieterem i Mateo. Potem będzie wisiał na skype’ie z
Rainie. Rano wyleje na ciebie kubełek swojej miłości. Bez obaw – mrugnął,
uśmiechając się, a Scarlett odwzajemniła się tym samym. Pasmo po paśmie
rozczesywała włosy Toma, a na koniec zaczesała je wszystkie do tyłu. Stała
bardzo blisko, nogą dotykała jego boku, raz po raz przywierała piersiami do
ramienia Toma i to wcale nie okazało się dla niej obojętne. Skrzyło. A jeszcze
niedawno powtarzała, że była do tego niezdolna. Czuła ciepło spowodowane
bliskością Toma, które przyjemnie rozgrzewało jej ciało. Skostnienie, które
towarzyszyło jej od tak dawna, topniało. Nigdy nie czuła tego przy Javierze.
Przy Jimie to było tylko pożądanie. Nawet nie umywało się do tego, co czuła
teraz, a to był tylko zalążek. Wypełniała ją miłość i dzięki niej znalazła się
we właściwym miejscu.
- No, pierwszorzędny mafioso – skwitowała, oglądając
swoje dzieło.
- Dobrze, że dbasz o mój image. Jako pani Tomowa Kaulitz
spiszesz się, jak należy – odparł nonszalancko i przyciągnął ją do siebie.
Przywarła do boku Toma zupełnie zadowolona, że się tam znalazła.
- Jako co? – roześmiała się i zmierzwiła mu włosy, choć
przed momentem tak starannie je zaczesywała. – Co za dużo mafiosa to niezdrowo.
- Nawet nie wiesz, jak mi dobrze, że tu jesteś – oplótł
Scarlett obiema rękami w pasie. Nie miała szans zwiać i w ogóle nie chciała.
- Bo to moje miejsce – uśmiechnęła się, patrząc na Toma z
góry. Choć raz miała taką możliwość. Delikatnie gładziła opuszkami jego twarz,
obrysowywała oczy, nos i usta. W końcu go pocałowała. – Przy tobie wszystko
wydaje się łatwe. Nawet ja sama. Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, nawet
nie umiałam sobie wyobrazić, żebyś mnie tak dotykał, a dzisiaj bardzo tego
chcę. Wszystko dzieje się poza mną, nawet ja sama. Nie chcę o tym myśleć. Chcę
być na swoim miejscu.
- Już jesteś, jak mi się wydaje – uśmiechnął się i lekko
poklepał ją po pupie. – Nad resztą popracujemy, ale sądzę, że najpierw powinnaś
coś zjeść.
- Mam ochotę na coś pikantnego. Masz tu jakieś menu?
- Pewnie. – Tom podniósł się, chwytając ją za rękę i
zaprowadził do pokoju. Tam zamówili kolację, opowiadał o programie i swoich
niepewnościach związanych z uczestnikami, a potem zjedli. Porcja Scarlett
zniknęła niemal w całości. Z Tomem czas po prostu płynął, jedzenie znikało i
smutki też. Później on posprzątał, a ona zabrała swój kieliszek z winem i
usadowiła się na łóżku. Patrzyła, jak składał naczynia na wózek. Ku uciesze
Scarlett założył do spania tylko spodnie. Podziwiała, jak się poruszał, jak co
chwila zabawnie odgarniał włosy, które opadały mu na twarz. W końcu zabrał swój
kieliszek i usiadł w nogach łózka. – Nudno mi tu było. Byliśmy parę razy z Billem
na mieście, ale to wiesz – wzruszył ramionami. – Częściej oglądaliśmy coś albo
próbowaliśmy się połączyć z tobą i Rainie. W sumie to dużo spałem.
- Dla mnie ten tydzień to była tylko praca i rozmowy z
tobą. Nie do końca udawało mi się spać, ale starałam się.
- Miałaś koszmary? – Scarlett przytaknęła i upiła łyk
wina. – Rozmawiałaś o nich z terapeutką?
- Tak. Doktor Bähr próbowała różnych rzeczy. Ostatnim
razem zaproponowała mi hipnozę, ale nie wiem czy jestem na to gotowa.
- Leczyłaś się u Katheriny? – zapytał, jakby słyszał
tylko tą część jej wypowiedzi. Scarlett powoli przytaknęła, patrząc na Toma
pytająco. – Ja też.
- Polecił mi ją Bill.
- To wszystko tłumaczy – stwierdził. – To był chyba
konflikt interesów.
- Poradziła sobie z tym, bo w stosunku do mnie nigdy nie
była w żaden sposób sugestywna.
- No tak, ale mniejsza z tym. Żadnemu z nas nie stała się
krzywda. Co z tą hipnozą? To chyba dosyć skuteczne.
- Do dziś nie brałam tego na poważnie, ale teraz myślę,
że to mogłoby się udać.
- Po powrocie do domu skontaktujemy się z Katheriną i
skonsultujemy jeszcze raz ten pomysł, a jeżeli ci się to nie spodoba, to będziemy
szukać innego rozwiązania – dopił wino do końca, po czym odstawił kieliszek na
podłogę. Położył się na brzuchu obok Scarlett, tak żeby mógł jej się swobodnie przypatrywać.
Sięgnęła ręką do jego włosów i przeczesała je palcami.
- Lubię je – uśmiechnęła się. – Tak sobie myślę, że ta
hipnoza mogłaby pomóc mi wyciągnąć ze środka to, co gdzieś tam się zablokowało.
To radykalne, ale chyba konieczne, skoro typowa terapia nie poskutkowała w tym
wypadku.
- W takim razie zajmiemy się tym – przetoczył się na bok
i podparł głowę na ugiętej ręce. Położył dłoń na brzuchu Scarlett i pogładził
go delikatnie. Spięła się cała i tym razem to nie sprawiło jej przyjemności. Wyczuł
to. Popatrzył na nią badawczo i pogłaskał ją raz jeszcze, powoli i delikatnie. Patrzył
jej przy tym w oczy. – Kocham cię, pamiętaj. – Scarlett skinęła głową i splotła
jego dłoń ze swoją.
Jestem z Tobą od sześciu lat, i mam nadzieję i życzę nam - czytelnikom i Tobie - autorce następnych sześciu lat razem :) Fragment, który przeczytałam obłędny, gorąco na sercu się robi, jak czyta się takie cudowne 110.
OdpowiedzUsuńCudownie jest patrzeć jak najpiękniejsza para na świecie uczy się siebie od nowa.
OdpowiedzUsuńGratuluję sześciu lat, Dark. Oby było ich dwa razy tyle.
Dark kiedy weszłam pierwszy raz na Twojego bloga nie przypuszczałam, że zostanę tu tak długo. Co prawda nie jestem od samego początku, ale jestem pełna podziwu dla Twojej osoby. Myślę, że mało komu udało się to co Tobie. Przez 6 długich, czasem trudnych, skomplikowanych, czasem pewnie szczęśliwych lat piszesz coś niesamowicie. Nawet nie chodzi mi o historię, która bez wątpienia jest niesamowita w swojej prostocie, ale o to jak piszesz. Od prologu który napisałaś 6 lat temu (o ile byłaś młodsza, niedoświadczona w wielu sprawach, ile jeszcze nie przeżyłaś) dalej potrafisz utrzymać spójną, wyszukaną historię. Tu wszystko się łączy – jestem pewna ,że ten kto właśnie zaczął czytać prolog Prinza nigdy nie zauważy tej różnicy czasu. To jest ta magia Prinza… jesteś nią Ty. Oczywiście Twoi bohaterowie zmienili się, dojrzali, ale nie zmieniło się w nich to co naprawdę kształtuje każdego człowieka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś uda mi się z Tobą spotkać (może jak wydasz książkę – na pewno będę stałą w pierwszym rzędzie po Twój autograf ) bo bardzo chciałabym Ci osobiście podziękować , przede wszystkim za to, że choć wszystko wokół się zmienia to gdy wchodzę na bloga zatapiam się w tej magii. Odlatuję do innej krainy, nie bez problemów, zmagań codzienności, ale do miejsca gdzie mogę odpocząć… Naprawdę przeżywam to co oni, jak Scarlett płacze to najczęściej łzy mi także lecą po policzkach. Jak ona jest szczęśliwa to i mnie przepełnia nadzieja nawet jak w moim życia aktualnie jest beznadziejnie. Co ciekawe jak kończę rozdział to zawsze przez następne godziny przezywam ich emocje. Nie uwierzysz ile razy z moją kuzynką potrafiłyśmy rozmawiać o Prinzie. Nieważne czy to u cioci na imieninach , wigilii czy na imprezie .
Co do samego rozdziału to jestem zachwycona, to jest to za czym tęskniłam. Przyznam Ci się szczerze, że w ostatnich rozdziałach tego nie znalazłam. Tego ich uczucia z pierwszych rozdziałów, ale w tym za to odnalazłam małe apogeum. Mam nadzieję, że szybko przeczytam kolejny rozdział bo nie mogę doczekać się ich zakupów !
Zapomniałam tylko dodać, że jestem ogromnie dumna za każdym razem jak wykorzystujesz cytat podesłany przeze mnie! Czuję wtedy, że naprawdę także tworzę Prinza …
Ale się rozpisałam, mam nadzieję Dark, że wybaczysz mi moje rozemocjonowanie, ale chyba nadal jestem w bajce S&T …
T.
PS „Kochać i być kochanym to czuć słońce z dwóch stron.” - św. Bernadetta
„Miłość sprawia, że choć przez chwilę możemy zapomnieć o przeklętej ciemności, która jest kresem wszystkiego. [...] Miłość jest jedyną rzeczą, która trwa. Góry na przestrzeni milionów lat rozpadają się, formują się od nowa [...]. Morza wysychają. Pustynie ustępują oceanom. Czas niszczy każdą budowlę wzniesioną przez człowieka. [...] Ale miłość jest siłą, energią, potęgą.” - Dean Ray Koontz
„Miłość kobiety jest tylko jedna. To nieprawda, że "każda miłość jest pierwsza". Prawdziwa może być tylko raz, inne - to surogaty, namiastki uczucia.” - Romain Hereux
Dark bardzo bym chciała mieć Prinza w wersji papierowej, żebym nie musiała czekać na dalsze losy S&T bo oni są tacy uzależniający...., są jak przyjaciele, których dawno nie widziałaś, od razu chcesz wiedzieć co sie u nich dzieje, chcesz dzielić ich radości, bądź pomagać im natychmiast kiedy coś w ich życiu idzie nie tak! Ale to wszystko dzięki tobie, bo to Ty stworzyłas cały ich świat i sposób w jakim piszesz. Dzięki tobie z niecierpliwością czekamy na kolejne odcinki, bądź gdy nie pojawiają się zbyt długo wracamy do tych które juz były! Jesteś cudowna Dark :)
OdpowiedzUsuńPS. Happy birthday Prinz !!!
Ina.
6 lat to kawał czasu i myślę, że każda z nas się zmieniła. Zmieniłaś się pewnie i Ty. Jest jednak jedna rzecz, która pozostała taka sama i nadal łączy nas wszystkie - to opowiadanie. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie poznać Prinza. Jest dla mnie przyjemną odskocznią od codzienności. Takim 'Tajemniczym Ogrodem' za który Ci bardzo, ale to bardzo dziękuję. Jesteś genialną pisarką i myślę, a wręcz jestem pewna, że kiedyś cały świat pozna się na Twoim talencie. Życzę Ci tego oraz sobie, bo dzięki temu będę miała pewność, że w mojej domowej bibliotece znajdzie się niejedna książka Twojego autorstwa! :)
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału to... Trzymam kciuki za Jessicę. Mam nadzieję, że wkrótce opuści szpital i rozpocznie nowe życie. Wierzę, że Scarlett nie pozwoli jej zniknąć ze swojego życia i zrobi wszystko, aby ją zatrzymać.
Martwię się o Liv. Pierwsza ciąża była dla niej wielkim szokiem i trudnym okresem. Obawiam się, że kolejna mogłaby być jeszcze bardzie traumatyczna. Zwłaszcza, że znowu może pojawić się w najmniej oczekiwanym momencie. Widzę jak bardzo dojrzał Georg. Jest opoką dla Liv i ich córeczki.
Może to głupie co napiszę, ale cieszę się z pojawienia Mike, bo dzięki temu T. i S. spędzają znowu ze sobą czas. Kocham ich (oraz John'a Legend) ! Są cudowni, gdy są razem. Razem mogą pokonać wszystko i to widać gołym okiem. Oboje potrzebują siebie jak powietrza i mam nadzieję, że tego w ich życiach nigdy nie zabraknie.
Cudowne opisy i dojrzałe dialogi. Kocham! Kocham! Kocham! :*
Your love got me looking so crazy right now... przez Ciebie pol dnia beyonce za mna chodzi! Mowie,prosze,tlumacze, zeby dala spokoj, a ona dalej swoje. Nie mam ja lekko, oj nie...co innego tom i scarlett. No,moze calkiem lekko to nie maja,ale jak juz slodko sie zrobilo! :) wszystko co teraz robi i mowi tom, poczawszy od odbierania telefonu, na braniu prysznica konczywszy powoduje,ze w moich oczach jest absolutnym meskim idealem. Podoba mi sie,ze wspominasz o jego fizycznej przemianie. Baardzo mi sie to podoba;) scarlett uczy sie na nowo toma,a on tak cierpliwie wszystko znosi. Nawet z pozoru nielogicznie wygladajace zachowania,bo z jednej str ona szuka z nim kontaktu, lgnie do niego, a z drugiej strony truchleje jeszcze pod jego dotykiem. I on to wszystko znosi i daje jej czas i siebie i swoja milosc. Piekne to jest. Piekne jest to,ze na jej nerwowa reakcje na jego dotyk,on zareagowal wyznaniem miosci. Ja nie wiem jak przy nim mozna sie czegokolwiek bac!:D (btw. Przypomniala mi sie teraz terapia grupowa u dr bahr xD). Cos czuje ze Mike sie zapieni ze zlosci jak ujrzy wakacje scarlett i toma. Oj to sie zadzieje!. A wgl to lubie jak manipulujesz moim tokiem myslenia i prowadzisz do okreslonych przez ciebie wnioskow, jak w przypadku liv i geo. Genialny pomysl z tym watkiem!
OdpowiedzUsuńGratuluje Ci z calego serducha tej rocznicy. Jestes Miszcz. I na tym zakoncze,bo nie bd sie rozwodzic na tym publicznie.
Sciskam:*
Katalin
Chwilę mnie tu nie było, ale ten odcinek pochłonął mnie w całości. Uwielbiam ich takich. Takich zapatrzonych w siebie. Uwielbiam kiedy On jest dla Niej ostoją i kiedy pokazują, że miłość wszystko przezwycięży. A Mike... niech już zniknie - takie moje małe życzenie.
OdpowiedzUsuńNieco odbiegając, gratuluję rocznicy, nawet Prinz pokazuje mi jak ten czas szybko ucieka. Niesamowicie podziwiam, że dotrwałaś do tego momentu i nadal masz w sobie zapał do kontynuacji. Mnóstwa inspiracji i pomysłów na przyszłość, Dark :)
/Lighty
Jak zwykle nie wiem jak powinnam skomentować. Już tyle słów tutaj wylałam z sensem i kompletnie bezsensownych. Po prostu podziękuję Ci za wszystko co dla nas robisz. Za każdą kropkę, wyraz, zdanie, rozdział. Dziękuję Ci, za tę MAGIĘ, którą wprowadziłaś do mojego życia :) A co do tego rozdziału? Chyba jeden z najpiękniejszych jakie tutaj przeczytałam, na pewno wiele razy do niego wrócę. Jeszcze raz, DZIĘKUJĘ!
OdpowiedzUsuń~AussieGirl
6 lat ?! Matko Boska !
OdpowiedzUsuńMoże nie jestem z Tobą od 6 lat tylko od 2, ale i tak jestem szczęśliwa że natrafilam na historię Toma i Scarlett. To wszystko co tutaj stworzyłas przez te 6 lat jest nie do opisana! Kurdee no! Nie wiem co mam napisać bo nie jestem najlepsza w te klocki. :)
Szczerze ? Na początku jak zaczęłam czytać to po pierwszym rozdziale odpuscilam. Wszystkie Twoje rozdziały są dluuugie, i może dlatego sie zrazilam. Ale wróciłam tak szybko jak ucieklam. I zaczęłam od nowa, i jak już zaczęłam to nie mogłam przestać. Nie ważne, czy to była 2 w nocy czy 5 rano, ja dalej czytałam. Ale nie żałuję ani minuty którą poświęciłam dla Prinza! To wszystko co stworzylas jest takie magiczne, piękne, cudowne a przede wszystkim realne!
Jeeezu Dark ! Jesteś taka wspaniała! Z całego serducha życzę Ci abyś wydała książkę i to nie jedną! Ja na pewno będę jedną z najwierniejszych fanek! Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy i będę mogła Ci podziękować osobiście za to co tutaj stworzyłas!
Dziękuję Dark z całego serducha jeszcze raz i życzę dużo weny!
To niesamowite, jak przez 6 lat można tworzyć coś wciąż i wciąż. Podziwiam Cię za ogromny zapał, a nawet zazdroszczę Ci go! Mam nadzieje, że nigdy Cię nie opuści, a nawet jeśli to zawsze będziesz potrafiła odnaleźć coś, co naprowadzi Cię znów na tą drogę.
OdpowiedzUsuńNie pamiętam dokładnie, od kiedy tutaj jestem. Czy to 4, czy 3 lata, ale wciąż pamiętam moment, gdy znalazłam bloga i nadrabiałam wszystko, olewając na ten czas całą resztę i realny świat. To jest tak bardzo uzależniające, a ja jestem rozdwojona pomiędzy dwoma 'drogami'. Z jednej strony bardzo chcę już moment ich pełnego szczęścia, a z drugiej nie wyobrażam sobie tego końca. Przyzwyczaiłam się już za bardzo, do tej małej(bardzo często magicznej) chwili, kiedy pojawia się rozdział, a ja niezależnie od tego gdzie jestem i czy mam przy sobie laptopa, czy telefon, to po prostu czytam. :)
Mam nadzieję, że za jakiś czas na moim reale zagości kilku tomowa, papierowa wersja tego opowiadania. Jestem przekonana, że nie będzie to książka do przeczytania raz i kurzenia się na półce, jestem pewna, że będę do niej wracać co jakiś czas. J.
Jejku, ale niespodzianka... jak zaczęłam czytać tego bloga, czyli kilka dni temu, byłam pewna, że jest już zakończenie. Bardzo się cieszę, że jeszcze nie i z niecierpliwością czekam na następne. Dokładniej skomentuje bloga, ale nienawidzę pisać na telefonie, więc nie dzisiaj... Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa tu nadal jestem ;3
OdpowiedzUsuńtak bardzo pokochałam to opowiadanie, że jestem tu niemal codziennie. nawet jeśli nie mam czasu, żeby przeczytać kolejny rozdział, to i tak zaglądam. to już chyba uzależnienie, nie sądzisz? :) albo po prostu boję się, że nagle wejdę tu i zobaczę napis "koniec", co niewątpliwie zmieni wiele w moim życiu i szczerze obawiam się tego.
OdpowiedzUsuńwcześniej (jak tylko zaczęłam czytać) podpisywałam się jako Blanche. teraz mała zmiana... obecnie jestem na 77 rozdziale i przeraża mnie to, że tak szybko mi one mijają, choć niektóre czytam bardzo. bardzo długo z powodu zapełnionych łzami oczu. błagam, niech ta historia nigdy się nie kończy!