Tytuł: Ed Sheeran Photograph
8. lutego 2015,
Berlin
Dochodziła szósta rano, kiedy Scarlett przekraczała próg
mieszkania. Potwornie bolały ją nogi po wielu godzinach na wysokich obcasach.
Czuła się brudna i sponiewierana. Miała wrażenie, że jej sukienka jest w
strzępach i nic nie trzymało się razem. Jednak była zadowolona.
Nie sądziła, by całą sprawę udało się zachować w zupełnej
tajemnicy, ale przynajmniej coś się stało. Do klubu została wezwana policja. Na
jej życzenie przyjechali w cywilu, w tym Bergman. Bardzo zależało jej, żeby nie
przerywać imprezy i nie zrobić zbędnego zamieszania. Został wezwany także
lekarz, który stwierdził, to co zostało nagrane przez kamerę. Nagrania zostały
zabezpieczone, a cała papierkowa robota miała zostać wykonana z samego rana.
Złożyła zeznania, podobnie, jak Margo, Julie i Liv. Zrobił to także barman, który
podał jej drinka od Mike’a. Policja musiała przejrzeć nagrania z całej nocy,
żeby zweryfikować, kiedy zjawił się w klubie i jak długo ją obserwował.
Ostatnie kilka godzin ciągnęło się w nieskończoność, ale wreszcie przeminęły.
Wróciła do swojego mieszkania. Do Toma. Odłożyła klucze na stoliczek w
przedpokoju, a Bash pomógł jej zdjąć płaszcz.
- Dziękuję, Bash – odparła, zerkając na niego z
wdzięcznością. Miała nadzieję, że zdawał sobie sprawę z tego, że chodziło nie
tylko o pomoc przy zdjęciu odzienia.
- Scarlett, jest mi przykro, że musisz przez to
przechodzić. Myślę, że jesteś odważna, ale też strasznie nieodpowiedzialna –
przyznał, na co blado się uśmiechnęła.
- To się dzieje już za długo, żebym postępowała rozważnie
– odparła, po czym przeszła do salonu, gdzie przysiadła na fotelu i zdjęła
buty. – Zaparz sobie kawę, zjedz coś. Co tylko potrzebujesz – poleciła. Sama
wstąpiła do kuchni, gdzie napiła się wody. Była głodna, ale nie miała siły
jeść. Powoli wspięła się na piętro, rzucając mętne spojrzenie smutnej Marilyn.
Mając nadzieję, że Tom spał, cichutko weszła do pokoju. Zamknęła za sobą drzwi,
odłożyła torebkę na fotel. Tom leżał na boku, plecami do niej. Nie mogła
powstrzymać się i nie popatrzeć na niego. Dwadzieścia sekund brawury i wszystko
skończyło się dobrze. Tom spał w domu, bezpieczny. Ona wróciła, bezpiecznie.
Potrzebowała kąpieli albo chociaż prysznica. Musiała zmyć z siebie jarzmo
ostatnich godzin. Stało się. Wiedziała, że będzie działo się dalej. Teraz Mike
już nie odpuści, zrobi następny krok. Nie bała się już. Chciała doprowadzić to
do końca, wszelkim kosztem. Idąc do łazienki zdjęła sukienkę. Rzuciła ją na
podłogę, a potem pozbyła się bielizny. Rozpuściła włosy i zmyła makijaż. Krok
po kroku. Marzyła o kąpieli, ale była na to zbyt zmęczona. Zasnęłaby w wannie.
Weszła do kabiny i odkręciła wodę. Cudownie ciepła, wręcz gorąca parzyła i
koiła jednocześnie jej ciało. Napięte mięśnie rozluźniały się, czuła, jak cały
stres opuszczał ją z każdą kolejną kroplą wody.
Poszła na imprezę, a wróciła z dowodem obciążającym Mike’a. Bolała ją
twarz, szczególnie policzek i szczęka. Prawdopodobnie będzie musiała ukrywać
się przez kilka dni, ale to nie miało znaczenia. Tom na pewno będzie zły.
Trochę się tego obawiała, bo ostatnie czego chciała, to spierać się z nim o to,
co już się stało. Postąpiła nierozważnie, a jakże, ale czy konfrontacja z
szaleńcem mogła być racjonalna? Gdyby nie odważyła się na to, pewnie dalej
trzymałby ją w szachu, wysyłając jej zdjęcia i bezsensowne wiadomości. Teraz to
ona przejęła kontrolę. Zapędziła go w róg. Uśmiechnęła się. Nie bała się go
już. Czuła lęk przed zagrożeniem, jakie stwarzał, ale przestała bać się jego.
Mike stał się w jej oczach biednym, godnym pożałowania chorym człowiekiem.
Nikim więcej. N i k i m. Dosłownie. Dłuższą chwilę rozkoszowała się ciepłem,
które otulało ją z każdej strony, temperaturą wody, która spływała po jej
ciele. Dobrze, cicho, spokojnie. Oddychała równo, myśli już nie goniły w jej
głowie. Odzyskiwała spokój. Była wykończona, ale jednocześnie zbyt poruszona,
żeby spać.
Wybrała waniliowy żel, chcąc znaleźć się jak najbliżej
siebie samej. Włosy umyła czekoladowym szamponem, bo tak pachniała zawsze, nim
te wszystkie problemy nastały w jej życiu. Wokół niej zawisła
waniliowo-czekoladowa chmura i otuliła ją, jak para, jak ciepło, jak dobre
zakończenie.
Przez to nie usłyszała, jak drzwi łazienki otworzyły się,
ani jak Tom zdjął z siebie ubranie. Poczuła jego obecność dopiero, gdy owionął
ją chłód, kiedy otworzył drzwi kabiny. Odwróciła się zupełnie zaskoczona jego
obecnością. Resztki pian spływały z jej ciała, a pachnąca chmura rozwiała się,
gdy na nowo otworzył drzwi do świata, do którego musiała przecież wrócić. Stał
przed nią zupełnie nagi, a żółto-zielony siniec w miejscu, gdzie miał pęknięte
żebro, mocno kontrastował z pięknem jego ciała. Spoglądał na nią pytająco.
Czekał, aż pozwoli mu przekroczyć ostatnią z granic. Patrzył na nią tak, jakby
wiedział. To nią wstrząsnęło. Skąd? Odsunęła się, robiąc dla niego miejsce.
Czuła, że to jedyne i właściwe, co teraz powinno się stać. Wszedł do środka
górując nad nią wzrostem i gabarytami. Na raz tak bardzo wyraźne wydało jej
się, jaka mała przy nim była. To nic nowego. Od zawsze znajdowała schronienie w
jego ramionach, ale teraz miała wrażenie, jakby odbierała wszystko podwójnie.
Jego szerokie barki, umięśnione ręce i tors, jego wzrost, każdy mięsień, każde
znamię. Przyglądała mu się, chłonąć spojrzeniem każdy kawałek jego ciała, jego
dobrego ciała, które cierpiało przez nią. Przypominała sobie każdy kawałek
jego, żeby zapomnieć o tamtym. Tom
nie wstydził się nagości, w przeciwieństwie do niej. Przebierał się przy niej,
rozbierał do spania, czy ubierał rano. Dla niego to było naturalne, a ona wciąż
czuła opór. Wydawała się dobie zbyt niedoskonała. Do tej pory nie widział jej
nagiej. Dotąd wstydziła się swojego ciała, ale teraz nie mogła być bardziej
świadoma i pewna siebie. Czuła się w pełni kobietą, godną i właściwą. Uleczoną.
Tom nie był rozespany. Wyglądał, jakby w ogóle nie spał. Już chciała spytać,
dlaczego, ale nie zdążyła, bo ją pocałował. Ujął jej twarz w dłonie i mocno ją
pocałował. Lała się na nich woda, waniliowa chmura rozpłynęła się, a spoza
kabiny zionął chłód, ale to nie miało znaczenia. Całował ją długo i mocno,
jakby zaraz mieli się rozstać, jakby miał ją stracić albo jakby właśnie ją odzyskał.
Ta żarliwość spłynęła też na nią. Oddawała jego pocałunki, ofiarowywała mu
własne, łapczywie i nienasycenie. Wszystko, co zdarzyło się tego wieczoru,
wyrwało w jej wnętrzu ogromną dziurę, którą tylko Tom mógł wypełnić.
Potrzebowała go. Rozpaczliwie, szaleńczo potrzebowała go. Czuła, że bez niego
rozpadnie się na kawałki. Czuła, że bez niego jej świat runie.
- Dziś…- szepnęła i urwała, gdy na moment przerwała pocałunek.
- Wiem – odpowiedział, całując każdy milimetr jej twarzy.
Otworzyła oczy, zaskoczona. – Wszystko wiem – dodał, uśmiechając się smutno.
Przylgnęła do niego mocno, czując, że dłużej nie mogła trwać bez niego.
Potrzebowała być blisko, najbardziej jak się da. Całował jej czoło i skronie,
jej zdrowy policzek, a ten obolały najdelikatniej jak umiał, jej powieki, jej
nos, jej brodę, jej szyję. Znaczył drobnymi pocałunkami niecierpliwą ścieżkę
pełną urywanych oddechów i niepokoju. Ścisnęła go mocno. Nie pozwoliła mu się
odsunąć, ani na centymetr.
- Nie jesteś zły? – zapytała drżącym głosem. Przerwał.
Popatrzył jej prosto w oczy. Widziała w nich strach, i miłość, i pożądanie, i
tęsknotę. Kochały ją te oczy. Takiej miłości nie da się powtórzyć, ani przeżyć dwukrotnie.
On też jej potrzebował. Widziała to. Tą bliskość, którą można dać i dostać
tylko w jeden sposób. Tylko dając i biorąc miłość.
- Byłem, ale nie potrafię, bo ważniejsze jest to, że nie
przeżyłbym bez ciebie, ani jednej, kolejnej minuty mojego życia. Muszę być z
tobą, bo inaczej wariuję. Nie masz pojęcia, co się ze mną działo, kiedy
dowiedziałem się, co on ci zrobił. Kocham cię i mam ochotę zbić cię na kwaśne
jabłko za to, że się tak naraziłaś, ale… - westchnął jakby boleśnie, gdy
spoglądał na jej zaczerwieniony policzek. – Bardziej pragnę ciebie. Muszę cię
mieć, bo za bardzo boję się, że cię stracę – szepnął, delikatnie głaskając jej
twarz i szyję. Jakby rozpaczliwie. Jakby chciał zapamiętać fakturę jej skóry. Nie
istniały słowa, które warte byłyby wypowiedzenia w tym momencie. W ich życiu brzmiało
tak wiele słow. Teraz potrzebowała działania. Pociągnęła Toma za sobą,
opierając się o ścianę, bo musiała mieć wsparcie, gdy uginały się pod nią nogi.
Przesunęła dłońmi po jego plecach, barkach i ramionach wyczuwając każdy napięty
pod skórą mięsień. Woda przestała płynąć, a Scarlett nawet nie zauważyła, kiedy
Tom ją zakręcił. Ciekła po ich ciałach, zostawiając miejsce chłodowi. Choć oni
zimna nie czuli. Splotła dłonie na karku Toma i przyciągnęła go niżej, a potem
go pocałowała, gdy jego ręce błądziły po jej piersiach. Wprawne palce zaciskały
się na nich i rozluźniały, drażniły wrażliwe miejsca, a potem przesunął je
dalej na jej talię i biodra, a ona pogłębiła pocałunek, pragnąc więcej.
Uwolniła jedną rękę i przesunęła ją na tors i brzuch Toma, którego mięśnie
napięły się, gdy drażniła go paznokciami. Obrysowała opuszkiem pępek i
powędrowała dalej. Czuła na sobie, jak bardzo jej chciał. Dotknęła go,
zacisnęła na nim dłoń. Uśmiechnęła się, a on przerwał pocałunek. Dotknął jej
spuchniętych warg, intensywnie wpatrując się w jej twarz. Uśmiechnęła się
szerzej, zaciskając i rozluźniając palce. Jej dłoń współgrała w prowokującym
spojrzeniem. Wsłuchała się w jego nierówny oddech, drgający, niepewny,
wzburzony, jak jej własny.
- Nie tu – powiedziała prosto w usta Toma. Wiedziała, że
jego żebra wciąż się nie zagoiły. Teraz o tym pamiętała. Pocałowała go krótko,
miękko. Chwyciła Toma za rękę i ociekając wodą, poprowadziła go do łóżka.
Wiedziała, że na nią patrzył. Czuła wzrok jego na swoich ramionach, wijących
się końcówkach włosów, plecach, talii i pośladkach. Czuła go wszędzie i ta
świadomość wypełniała ją przyjemnym ciepłem, które potęgowało to kumulujące się
w dole jej brzucha. Zerknęła przez ramię i upewniła się. Tom uśmiechnął się.
Przyciągnął ją do siebie. Przywarła do niego plecami. Wtulił nos w jej włosy
tak intensywnie pachnące czekoladą. Powiódł dłońmi wzdłuż jej szyi, przez
piersi tak wrażliwe na jego dotyk i aż do brzucha. Wciągnęła gwałtownie
powietrze, gdy łaskotał jej talię, pępek, sunąc coraz niżej. Dotykał jej bioder
i ud, by wreszcie jego dłonie dobrnęły tam, gdzie chciał od samego początku.
Czuła go każdą cząstką siebie. Zachłysnęła się powietrzem, a Tom się zaśmiał
wprost do jej ucha. Nisko, ochryple. Jego lewa dłoń miała się już całkiem
nieźle. Czule uszczypnął ją w pośladek, a Scarlett mu się wymknęła. Śmiejąc
się, weszła na łóżko i na czworakach przeczołgała się na środek. Ulokowała się
wygodnie, przysiadając na nogach. Złożyła dłonie na swoich udach i spojrzała na
Toma, wyczekująco. On wciąż stał przy łóżku i wpatrywał się w nią. Badał
wzrokiem jej ciało, jakby nie mógł się napatrzeć. Uśmiechnęła się, przekrzywiając
głowę i wyciągnęła do niego rękę w zapraszającym geście. A Tom wciąż się w nią
wpatrywał. Miała nieodparte wrażenie, że nie wierzył, że znaleźli się w tym
miejscu. Obrzuciła go tęsknym spojrzeniem. Uwielbiała na niego patrzeć. Kochała
celebrować każdy centymetr jego wspaniałego ciała, ale nie teraz. Teraz chciała
go mieć, a nie na niego patrzeć. Wszedł na materac, a Scarlett wyciągnęła obie
ręce, żeby go przyciągnąć. Bez niego czuła, jak chłód wsiąkał w jej wilgotną
skórę. Gdy już znalazł się w zasięgu jej rąk, otoczyła nimi jego kark i mocno
go pocałowała. Woda ściekała z jego włosów, mącząc jej przedramiona, ale nie
odczuwała już tego. Pachniał sobą. Wyczuwała woń papierosów, miętę, żel,
którego używał pod prysznicem i jego samego. Specyficzny zapach, który
rozpoznałaby wszędzie, bo należał tylko do niego. Tom pchnął ją lekko na
poduszki. Poddała się temu. Położyła się, ciągnąc go za sobą. Ciaśniej otuliła
go rękoma, mocno oplotła nogami jego biodra.
- Blisko – szepnął, nim ją pocałował. Dotykając jego skóry,
czując ją pod swoimi dłońmi, ocierając udami jego boki i łydkami pośladki, miała
wrażenie, że odkrywała go na nowo. To było zaskakująco mocne doświadczenie
sensualne. Jakby przez ten czas, gdy unikała kontaktów fizycznych z innymi
ludźmi, powstała w niej przestrzeń, którą trzeba było wypełnić.
- Bądź bliżej – odpowiedziała, gdy znajdowali się w
miejscu, z którego odwrót stawał się niemożliwy. Tom pocałował ją znów, czule.
Jego usta odzyskały już dawną miękkość. Uśmiechnęła się, wpatrując w niego. Widziała,
że się starał, że chciał zrobić to jak należy, dla niej. Rozczulała ją ta
troska. Wplotła palce w jego włosy. Z czułością. Z miłością. Lubiła je takie
długie. Chyba nawet bardziej niż dredy, bardziej niż warkocze. Ich ciała
znajdowały się na granicy. Brakowało niewiele. Scarlett poruszyła biodrami,
ocierając się przy tym o niego. Pchnął lekko, drażniąc ją. Zaśmiała się, łapiąc
urywane oddechy.
- Tak? – spytał, wygodniej wspierając się na łokciach po
obu stronach jej ramion. W odpowiedzi poruszyła znów biodrami, paznokciami
drapiąc jego kark. Przywierali do siebie. Pasowali idealnie. Jej ciało wkomponowało się w jego ciało.
Każda wypukłość w każdą wklęsłość.
- Nie drażnij lwa – wymruczała, starając się mieć
ostrzegawczy ton, ale to też traciło na znaczeniu, gdy Tom był tak blisko. Skupiła
się tylko na tym, że czuła go tuż przy sobie, a on wciąż czekał. Przygryzła
dolną wargę, spoglądając Tomowi w oczy. Pocałował delikatnie górną i dolną, nim
mocno wpił się w jej usta, jednocześnie robiąc to, czego oboje tak potrzebowali.
Jęknęła, czując jak z każdą chwilą wypełniał ją bardziej. Jego ciało. Jej
ciało. Ich ciało. To znów okazało się proste. Jak zwie połówki jabłka. Już nie
czuła wahania, ani niepewności. Wypełnił ją sobą, ożywiając jej ciało. Tchnął w
nią życie. Tchnął w nią czucie. Wśród jęków i rwanych oddechów. Ten moment
przyćmił wszystkie dotychczasowe niepowodzenia z mężczyznami, którzy nastali po
Tomie. Rozwiał wszystkie jej obawy. Każda niepewność zniknęła. Każdym ruchem,
każdym pchnięciem, każdym pocałunkiem przypominał jej, jak bardzo była kobietą.
Przeniosła jedną rękę na jego bok. Pogładziła siniec, pytająco spoglądając
Tomowi w oczy, a on w odpowiedzi uśmiechnął się czule i wzmocnił swoje ruchy. Znalazła
jego rytm, przywarła do niego mocniej. – Kocham cię, Tom – jęknęła, czując, że
to był moment, w którym powinna go o tym znów zapewnić. Pocałował ją mocno,
wsuwając dłoń w jej włosy. – Tom – na wpół wyszeptała, na wpół jęknęła, chcąc
wymawiać jego imię bez końca.
- Ostatni – odpowiedział. Był pierwszy. Był ostatni. I
tak naprawdę jedyny. Zupełnie jedyny w każdy możliwy sposób. Przytaknęła i
mocno złapała się go, wbijając paznokcie w jego ramiona, gdy jej ciałem
wstrząsnął spazm rozkoszy. Jęknęła, wciskając się w materac. Przyspieszył, by
zaraz do niej dołączyć. Przez cudowną, wieczną chwilę byli w miejscu, gdzie
mogli trafić tylko oboje. Tylko razem. Oddychali ciężko, uśmiechając się do
siebie. Tom wtulił twarz w jej szyję. Całował jej skórę. Przytuliła go, wciąż
mocno obejmując nogami. Minęła chwila, nim wypuściła go ze swoich objęć. Nie
była w stanie. To, co stało się przed chwilą, zaparło jej dech, obudziło jej
serce i duszę. Już nie tylko wyzbyła się lęku, zyskała nową odwagę. Choć
wydawało jej się, że to niemożliwe. – Ja też cię kocham, Maleńka – odparł,
całując ją przelotnie. Wstał i podkręcił ogrzewanie. Scarlett weszła pod
kołdrę. Tom zniknął na moment w łazience i wrócił z ręcznikiem. Potem wytarł
swoje włosy. Zrobiła to samo. Przeczesała je palcami, nie chcąc trudzić się tym
w tej chwili. Rzuciła ręcznik na podłogę. Tom zaraz dołączył do niej. Kołdra na
szczęście od spodu była sucha. Przytuliła się do niego, a on objął ją
ramieniem. Pocałowała jego tors, a on ją w czubek głowy. Nie mówili nic dłuższą
chwilę. Słowa nie były potrzebne. Uśmiechała się głupkowato. Czuła się
szczęśliwa. Mike już zupełnie zniknął z jej życia. Nie istniał już w żądnym
zakamarku jej ciała, ani serca. Nie panował nad nią. Wypędziła z siebie lęk. Wypędziła
go z głowy, z serca, z ciała. Nie było go już. Zostało przykre wspomnienie. Wtuliła
nos w pierś Toma. – Co tam? – zagadnął.
- Nie sądziłam, że pójdzie nam tak łatwo – odparła,
zadzierając głowę i spoglądając na Toma. Uśmiechnął się zadowolony. Paw
rozłożył ogon. – Bałam się, że nawalę – stwierdziła szczerze.
- Ty? – zapytał, spoglądając na nią czule. – Skarbie, od
samego początku wiedziałem, że sobie z tym poradzimy, bo za dobrze nam razem,
żeby było inaczej – mówiąc to, położył się na boku i wsparł głowę na ugiętej
ręce. Położył dłoń na biodrze Scarlett i przysunął ją bliżej w zupełnie władczy
sposób. Podobało jej się to. Ułożyła się wygodniej, zakładając na niego jedną
nogę.
- Z tobą wszystko jest łatwiejsze. Gdyby nie ty, pewnie
dalej bałabym się życia i siebie samej. Nie założyłabym bikini, ani nie
spojrzałabym w lustro. Uleczyłeś mnie – powiedziała miękko, kreśląc opuszkiem
wzorki na torsie Toma. – To takie oczywiste, ale tylko z tobą jestem kompletna
i właściwa.
- To chyba działa w obie strony – odparł sięgając po dłoń
Scarlett i ucałował jej wnętrze. – Nie chodzi tylko o to, że dobrze nam było
przed chwilą, bo nie tylko ja wypędziłem z ciebie demony. Ty robisz to dla mnie
od początku. Przy tobie jestem lepszy i sądzę, że to najprawdziwszy dowód na
to, że nie ma innej drogi dla nas, niż wspólna – to, co mówił także przypadło
jej do gustu. Nie było dla nich innej drogi, niż wspólna. Jak mogła się łudzić,
że mogło stać się inaczej? Oboje oszukiwali siebie, próbując poskładać swoje
życie, a tylko splecione razem mogły okazać się spełnione.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że nie biorę tabletek –
zmieniła temat, sprowadzając ich na ziemię z cudownej chmurki wielkich wyznań. Istniały
sprawy, które musieli ustalić. Pamiętała o nich nawet w tak miłej chwili. –
Przez ostatnie dwa tygodnie używałam plastrów, ale nie zastanawiałam się mocno
nad tym, po prostu poprosiłam lekarza o cokolwiek – dodała, uśmiechając się pod
nosem. – Przed wyjściem do klubu odkleiłam go, żeby nie był widoczny, a potem
zupełnie o tym zapomniałam. Odwykłam od pamiętania o takich rzeczach. Dlatego musimy
zastanowić się nad tym, jak bardzo ważna jest antykoncepcja i jak będziemy ją
stosować. Do tej pory nigdy specjalnie się tym nie przejmowaliśmy i wyszedł z
tego Liam – podsumowała, spoglądając na Toma, który przysłuchiwał jej się
uważnie, kreśląc opuszkiem wzorki wewnątrz jej dłoni.
- Fakt – przyznał, wciąż skupiony na łaskotaniu jej
skóry. Zabrała dłoń, a Tom pokiwał głową, jakby sam sobie na coś odpowiadał. – Nie
lubimy prezerwatyw, więc może zostańmy przy tych plastrach. Nie będziesz
musiała o nich pamiętać tak, jak o tabletkach, a jak czasem zapomnisz to
przecież świat się nie zawali.
- Nie lubimy – przytaknęła, a Tom ją pocałował.
Odepchnęła go lekko. – Skup się – ostrzegła go. – Przejdę się do lekarza i na
coś się zdecyduję.
- Chcę mieć z tobą dzieci i na dobrą sprawę to nie jest
aż takie ważne, ale… chyba chcę mieć ciebie jeszcze przez jakiś czas na
wyłączność. Wiemy z czym się je ciąża i małe dziecko pod opieką. Za mało mi
ciebie, żeby się tobą dzielić – odparł z czułym uśmiechem i znów pocałował
Scarlett. Tym razem nie opierała mu się. oddała pocałunek, obejmując rękoma
jego szyję i wplatając palce we włosy Toma.
- Też tak myślę. Mamy na to czas – odpowiedziała z uśmiechem,
gdy odsunęła się od niego. – Jeszcze niedawno obsesyjnie skupiałam się na tym,
że tylko dziecko mogło zapełnić pustkę, którą w sobie nosiłam. Wręcz desperacko
tęskniłam za Liamem, za naszym nienarodzonym maleństwem, za tym, co dawało mi
dziecko, ale to nie jest lekarstwo. Zrozumiałam, że muszę być w porządku ze
sobą, żeby znowu zostać matką.
- Dajmy sobie czas na wszystko – uśmiechnął się,
przypatrując się Scarlett i odsunął kilka kosmyków z jej twarzy. Potem czule
pogładził jej policzek.
- Chyba jestem gotowa, żeby wejść do studia – odparła po
chwili milczenia. Tom pokiwał głową, cofając dłoń. – Nie wiem, jak to miałoby
wyglądać, ale czuję, że to czas na nową muzykę. Nie mam pojęcia, kiedy najdzie
kolejny moment. Chcę zrobić to teraz.
- My też pracujemy nad nowym materiałem. To może się
udać.
- Nie chciałam wydawać kolejnej smutnej płyty, w której
gardzę facetem, notabene znów tym samym. Dlatego odrzucałam wszystkie
propozycje kontraktu, chociaż za takie warunki artyści się zaprzedają, ale nie
czułam celu. Nie wiedziałam, o czym miałabym śpiewać.
- Już wiesz? – zapytał, uśmiechając się delikatnie. Nie
mógł się powstrzymać i pocałował Scarlett. Była taka słodka, gdy tak na niego
spoglądała, a w oczach błyszczały te specyficzne ogniki, które miała w sobie
tylko wtedy, gdy mówiła o muzyce.
- Wiem. Ta płyta będzie o poszukiwaniu swojej własnej
wewnętrznej perfekcji, o stawaniu się dziełem sztuki. O tym, ile trzeba przejść
dróg, żeby siebie poznać. Moje piosenki były o tym od początku, ale za bardzo
skupiłam się na nienawidzeniu Mike’a, żeby to zauważyć. Dalej będę grała na koncertach
Fightera, ale dlatego, że lubię tą
piosenkę.
- Chyba to rozumiem. Czasem, kiedy jesteśmy w studiu albo
nawet, kiedy pracuję nad czymś sam, to mam wrażenie, jakby to była nasza
pierwsza płyta. Wszystko jest tak, jak chcemy. Nikt, niczego nam nie narzuca.
Sami sobie sterem i okrętem. Jestem dumny z każdego dźwięku, który uda nam się
stworzyć. Bawię się tym, to takie przyjemne – uśmiechnął się szeroko. – Myślę,
że jeśli oboje zaczniemy teraz pracę, to na jesień wszystko będzie gotowe.
Wtedy pogramy trochę koncertów, pojeździmy po świecie, odejdziemy od wszystkich
negatywnych spraw, które nas tu trzymają, a kiedy wrócimy, to znajdziemy dom i
tam zostaniemy – Scarlett słuchał, jak urzeczona. Nawet wizja rozłąki podczas
trasy nie wydawała się taka straszna. Muzyka i oni. A potem dom, który razem
stworzą, gdy będą już wolni od tego, co trzymało ich w kleszczach przez
ostatnie lata, miesiące i tygodnie. Zostanie tylko dobro, które sami będą
pielęgnować.
- Na koncercie będę stała w pierwszym rzędzie – odparła,
wtulając się w Toma. – Ale żebym była w stanie, to muszę się przespać –
mruknęła w jego szyję, a potem odsunęła się od niego, bo tak wtuleni w siebie
nie mogli wygodnie się ułożyć. Zaśmiała się sennie, zwijając się u jego boku.
- To była długa noc – odparł, ale już nie odpowiedziała. Zasnęła
niemal od razu, spokojnie z błogim wyrazem twarzy. Nim oczy zaczęły mu się
kleić, przypatrywał się jej. Patrzenie na Scarlett było po prostu przyjemne. Czasem
brakowało mu jej kruczoczarnych fal sięgających pośladków, jej opalonej skóry.
Była taka, gdy się poznali, gdy się szaleńczo kochali i gdy się rozstali, a
potem pojawiła się znów w jego życiu, zupełnie inna, eteryczna. Podobała mu się
taka. Jej skóra była jaśniejsza, jakby brzoskwiniowa, a włosy naturalnie jasne.
Nie umiał zdefiniować tego blondu. Była piękna i delikatna, ale ta wyrwa w
czasie sprawiała, że zastanawiał się, co tam naprawdę stało się pomiędzy. Jaka
była? Kim się stała w tylu trudnych rzeczach, których doświadczyła? Brakowało
mu tego kawałka układanki, ale chyba już tak musiało pozostać. Przegapił ten
czas. Miał ją przed i miał ją po. Z własnej woli stracił czas pomiędzy. Zasnął,
gdy było już zupełnie jasno. Nie uchwycił momentu kiedy. Obudził się kilka
godzin później, Scarlett spała. Spojrzał na zegarek, dochodziła czternasta. Leżał
przez chwilę, zastanawiając się, co mogliby robić tego dnia. Wtedy przypomniał
sobie o zajściu w klubie i postanowił, że zabierze Scarlett z Berlina. Przez
moment rozważał kilka opcji. Zależało mu, żeby wrócić na walentynki, więc to
nie mogła być zbyt długa wyprawa. Spojrzał w okno. Sypał śnieg. Natura
przypomniała sobie o właściwościach zimy. Nie chciał jechać do Loitsche,
wprawdzie tęsknił za Davidem, ale Bill przywiózł go, gdy Scarlett była w
Stanach, więc postanowił, że poświęci synowi kilka dni po walentynkach. Chciał
być w pełni sprawny, żeby zabrać go na sanki albo zapewnić mu inne atrakcje. W
Loitsche bywali często, więc nie. Paryż, Madryt, Londyn, a może Wyspy
Kanaryjskie? Nie. To nie ten moment. Na takie wakacje przyjdzie czas. Wstał
cicho i ubierając się, głowił się nad odpowiednim miejscem, w którym Scarlett
stanie się niewidzialna. I wtedy go olśniło. Musiał się pospieszyć, jeśli
chcieli wylecieć jego tego popołudnia. Umył twarz i zęby, po czym zostawił na swojej
poduszce wiadomość dla Scarlett: porywam
cię dziś. Opuścił pokój, mając nadzieję, że nie obudzi się do jego powrotu
i poszedł do kuchni, po drodze zabierając laptopa. Przygotował sobie kanapki i
jedząc, kupił bilety lotnicze. Popił sokiem i przeszedł do ochrony. Max
spoglądał w monitoring, a Toby czytał gazetę.
- Cześć – przywitał się z oboma przez uścisk dłoni. –
Wszystko w porządku?
- Od powrotu Scarlett i Basha nic się nie działo.
- W porządku, Toby musimy pojechać w kilka miejsc –
ochroniarz przytaknął, upił łyk kawy i ruszył za Tomem, a ten w samochodzie
wszystko mu objaśnił. Toby prowadził, a Tom dzwonił. Zarezerwował noclegi i wynajął
auto. Pozostało się spakować i pojechać na lotnisko. Toby też musiał zabrać
trochę swoich rzeczy, jednak Tom był pewien, że wyrobią się na czas. Ochroniarz
został w samochodzie zaparkowanym przed wejściem do ich wieżowca, a Tom poszedł
po swoje rzeczy, robiąc w głowie listę spraw, które musiał załatwić przed
wyjazdem. Niby to tylko kilka dni, ale wszystko wymagało perfekcyjnego zgrania.
Zamyślony wszedł do mieszkania, które obecnie zajmowali tylko Rainie, Bill i
Candy. Nie przyszło mu do głowy, żeby zadzwonić, bo do tej pory to nie było
potrzebne. Zamknął za sobą drzwi i ruszył korytarzem. – Cześć, jest ktoś?! – krzyknął
stając w drzwiach do salonu i zamarł. Ponad oparciem kanapy, która na jego
szczęście stała tylną częścią do drzwi, ujrzał plecy Rainie. Nagie plecy
Rainie. I dłonie jego brata, które mocno trzymały ją w talii. Oni także
zastygli w przerażeniu, jak para nastolatków przyłapana na gorącym uczynku. – O
kurwa – odwrócił się speszony.
- Tom, czy cię popieprzyło! – wrzasnął Bill, szamocząc
się z ubraniami, na co wskazywały szelesty, głuche uderzenia i ciche
przekleństwa jego brata. – Mógłbyś wchodzić trochę głośniej albo pukać albo
dzwonić albo nie wiem, kurwa, co – zaperzył się, a jego głos stał się
nienaturalnie wysoki. Po tej tyradzie zapadła cisza. Bill głośno sapał. Tom nie
wiedział, co powiedzieć i bał się odwrócić. Zdarzało się, że Bill zastał go w
łóżku z jakąś dziewczyną, ale nigdy odwrotnie. Ciężki oddech jego brata
stanowił jedyny dźwięk, który dało się słyszeć przez kilkanaście długich
sekund. A potem ktoś parsknął śmiechem. Rainie. Zaczęła się śmiać i dało się
słyszeć, jak ciężko klapnęła na kanapę. W sumie to całkiem zabawna sytuacja.
Tom przeanalizował całe zajęcie i jej zawtórował, trochę niepewnie odwracając
się w kierunku pary. Miała na sobie koszulkę Billa i poduszkę na kolanach, a
jego brat wciągnął spodnie. Śmiali się, a Bill mierzył go groźnym spojrzeniem,
póki nie parsknął i dołączył do nich.
- Przecież zapytałem: cześć, jest ktoś? A to, że zostałem
porażony takim widokiem…- wzruszył ramionami, udając zgorszonego. – To mogła
być Candy – stwierdził.
- Nie, bo dziś wraca później, to raz. A dwa, jeździ po
nią ochroniarz – fuknął Bill. Bardziej dla przekory niż przez zranione uczucia.
- Jest mi niezmiernie przykro, że wam przeszkodziłem, ale
rzeczy Gustava i Hagena też się tu wciąż walają, więc nie jesteście bezpieczni
– zerknął na Rainie, trochę obawiając się, że poczuła się zawstydzona albo
przestraszyła się, kiedy przeszkodził im w tak intymnej chwili, ale na jej
twarzy nie malowało się nic poza rozbawieniem. Była lekko zaczerwieniona, miała
rozczochrane włosy i nabrzmiałe usta. Zamrugał intensywnie, chcąc powstrzymać
swoje myśli. Nie powinny iść dalej. Mimowolnie rzucił okiem na jej nabrzmiałe
sutki ukryte pod koszulką. Bardzo tego nie chciał, ale nie zakryła ich
poduszką. Odkaszlnął.
- To najlepszy dowód na to, żebyśmy poszukali czegoś
własnego, bo tak zwane mieszkanie
zespołu, jak widać wciąż nim jest – uśmiechnęła się pobłażliwie. – A teraz
proszę wyjdźcie, bo musze znaleźć moje majtki – Bill natychmiast usłuchał,
dwoma susami doskoczył do Toma i popchnął go w kierunku jego dawnego pokoju.
Tom oddał mu kuksańca, uchylając się ze swoim chorym bokiem, ale Bill nie miał
litości. Kopnął go w tyłek, nim przekroczyli próg.
- Jest mi naprawdę przykro – odparł, zerkając na brata,
po czym rozpoczął poszukiwania swojego paszportu.
- Po co tu przyjechałeś? – zapytał, siadając na łóżku.
- Po dokumenty, zabieram stąd Scarlett na kilka dni –
przeglądał teczki i przegródki, żałując, że odłączył paszport od pozostałych
dokumentów i zostawił go w mieszkaniu. – Dziś w nocy miała starcie z Mike’em.
Nic jej nie jest, ale sądzę, że póki policja bada to całe zajście, to nie
powinno jej tutaj być – wyjął z półki stertę instrukcji od sprzętów
elektronicznych i gdy odkładał je na stolik, spomiędzy kartek wypadł jego
paszport. Zadowolony wcisnął znalezisko do tylnej kieszeni.
- Jak to się stało? – Bill zaniepokoił się.
- Liv zabrała ją do miasta, wstawiła zdjęcia na
Instagrama, a on wyśledził ją po, chuj wie, czym – Tom wzruszył ramionami, nie
mając pojęcia, czym kierował się ten człowiek i nie chciał tego wiedzieć. Nie
chciał o nim myśleć, ani rozumować jego logiką. – Poszedł za nią do łazienki i
tam jej groził. Ona trochę go sprowokowała, bo tam były kamery i koniec końców
ją uderzył. Nie masz pojęcia, co się ze mną działo, jak Liv do mnie zadzwoniła.
Wierz mi, że gdybym go spotkał, to ten skurwiel już by nie żył – starał się
opanować, choć na samą myśl o nocnym zajściu, wszystko się w nim gotowało. Zacisnął
dłonie w pięści i a potem rozprostował palce, chcąc się uspokoić. Powtórzył to
kilkakrotnie. – Wezwali policję, przesłuchali świadków, zabezpieczyli nagranie
i coś się ruszyło.
- Nie wierzę, że on podszedł tak blisko – Bill pokręcił
głową z niedowierzaniem i spojrzał na Toma. Obrzucił go uważnym spojrzeniem,
jakby go oceniał.
- Musicie na siebie uważać, kto wie, co on teraz zrobi –
ostrzegł bliźniaka i rozejrzał się po pokoju, zastanawiając się, co jeszcze
powinien zabrać. – I teraz najważniejsze. Potrzebuję waszej pomocy, Liv też,
ale z nią już rozmawiałem. Skoro wyjeżdżam, musisz być moimi rękoma tutaj. Mamy
sześć dni. Napiszę ci wszystko w mailu, teraz już muszę uciekać, bo musimy się
jeszcze spakować, a na lotnisku mamy być za trzy godziny – rozejrzał się znów,
a Bill przyglądał mu się przez chwilę. Trybiki w jego głowie pracowały
intensywnie. Obliczył, co będzie za sześć dni. Zrobił wielkie oczy.
- No nie mów? – zapytał, uśmiechając się szeroko, a Tom
mu zawtórował. Poderwał się z miejsca i uściskał brata. – Masz mnie do
dyspozycji – odparł, gdy już wychodzili z pokoju. Rainie poprawiała poduszki na
kanapie, w pełni ubrana.
- Do zobaczenia! – pożegnał się, machając do niej.
- Trzymaj się – odmachała, więc Tom skierował się do
drzwi, ale nie mógł się powstrzymać i cofnął się do wejścia do salonu.
- Rainie – powiedział, opierając się o framugę tak, że
widziała tylko jego głowę. – Masz fantastyczne plecy – odparł z uszanowaniem, a
Bill słysząc to, z niepodobną do niego zwinnością, chwycił jedną z poduszek i
cisnął nią w Toma, który oczywiście zdążył się uchylić. Na odchodne usłyszał: dzięki, Tom i śmiech brata i przyszłej
szwagierki. Po drodze wstąpili w kilka miejsc. Tom musiał przygotować się na te
kilka dni w dziczy. Scarlett nie wiedziała, z czym to się jadło. On tak.
Dlatego kupił najpotrzebniejsze rzeczy. W tym zapach ich ulubionych żelków.
Toby nie odstępował go na krok. Dwa razy został zatrzymany przez fanki, ale
koniec końców uznał, że to dobrze, bo potwierdził się tylko jego poprawiający
się stan zdrowia. Toby zostawił go pod apartamentowcem Scarlett i pojechał
spakować swoje rzeczy. Po drodze Tom znalazł dla niego pensjonat znajdujący się
w tej samej wiosce, do której udawali się oni. Zaproponował, żeby zabrał żonę,
jeśli nie będzie jej przeszkadzała praca Toby’ego. W końcu miał im być
potrzebny tylko w stolicy. Znał żonę Toby’ego. Ochroniarz pracował z nimi od
początku, więc znali się świetnie. Dlaczego nie połączyć przyjemnego z
pożytecznym? Wjeżdżając na właściwe piętro zarezerwował kolejny bilet, po czym
zajrzał do paczek, upewniając się, czy wszystko, co powinno zostać schowane,
zniknęło. Wchodząc do mieszkania, zastał swoją cudowną dziewczynę stojącą
pośrodku salonu, rozczochraną, w niedbale założonej podomce. Materiał
rozchodził się na dekolcie mocniej niż powinien, przez co od razu dostrzegł, że
pod spodem była naga. To nie pomagało mu w spieszeniu się. Popatrzyła na niego
spod zmarszczonych brwi.
- Co ty kombinujesz, Kaulitz? – założyła ręce na biodra,
przyjmując bojową postawę. Droczyła się z nim, oboje to wiedzieli. Obojgu się
podobało. Przekrzywiła głowę w bok, spoglądając mu prosto w oczy.
- Niespodzianka. Wznawiam cykl pod tytułem: Tom zabiera
Scarlett na randki – odparł, lustrując ją od stóp po oczy kraśniejące radością.
– Miałem nieplanowaną przerwę – dodał, odstawiając paczki obok sofy. – Mamy
mało czasu – patrzył jej w oczy i zbliżał się powoli. Wyciągnęła ręce i splotła
je na jego karku. Pocałował ją, a ona oddając pocałunek, mocniej przywarła do
niego. Tom sięgnął do paska jej podomki i rozwiązał go. Przesunął dłonie na jej
talię i pośladki. Ścisnął je.
- Tom – ostrzegła go między pocałunkami. – Max – dodała
znów. Uśmiechnął się i pieszcząc jej skórę, złapał ją mocniej i podniósł
Scarlett do góry. Pisnęła, instynktownie oplatając go nogami w pasie. – Twoje
żebra – powiedziała przerywając pocałunek. Popatrzył na jej odsłonięte piersi i
choć trochę zabolało go w boku, wiedział, że choćby miał połamać je do końca,
nie wypuści jej z rąk.
- Wszystko z nimi okej – odparł, podrzucając ją w swoich
objęciach i przyciskając bardziej do siebie. Skierował się na schody, mając
nadzieję, że się nie potknie. Scarlett trzymała się go mocno, a jej nagą skórę
drażnił chłodny materiał kurtki, której nie zdążył zdjąć. Dostała gęsiej
skórki. Uśmiechnął się, całując jej obojczyk. Westchnęła. Była taka słodka i
delikatna. Do schrupania. Była lekko spuchnięta po spaniu, a jej prawy
policzek, choć odzyskał kolor, był nabrzmiały bardziej niż lewy.
- Czy my się, czasem nie spieszmy? – zapytała,
rozpuszczając jego włosy i wplotła w nie palce. Pocałował ją w szyję, a potem w
szczękę. Spojrzał na nią wymownie, popychając plecami drzwi sypialni.
- Owszem, dlatego musimy działać bardzo szybko – zaśmiała
się, a potem znów mocno go pocałowała.
*
9. lutego 2015,
Berlin
Margo nie spodziewała się gości z samego rana. Dlatego,
korzystając z wolnego dnia, przygotowała późne śniadanie, które konsumowali,
oglądając telewizję śniadaniową. Dzwonek do drzwi przed dziesiątą i widok Francesci
ze śpiącym Louisem na ramieniu mocno ją zaskoczył.
- Ojej, Francie. Wejdź proszę – wpuściła szwagierkę do
środka. – Stało się coś? – zapytała, gdy siostra Gustava podała jej dziecko,
żeby móc zdjąć kurtkę i buty.
- Nie, nie. Matt miał tutaj jakieś szkolenie z pracy i
postanowiłam się z nim zabrać i zrobić wam niespodziankę – uśmiechnęła się
szeroko, całując Margo w policzek. W przedpokoju pojawił się Gustav, równie
zdziwiony zjawieniem się siostry, jak jego małżonka. Zjawienie się kogokolwiek
z rodziny w godzinach rannych graniczyło z cudem.
- To ci się udało – odparł z uśmiechem. – Właśnie
jedliśmy śniadanie. Świetnie trafiłaś – zabrał jej torebkę i przepuścił przodem,
a Margo nieco nieporadnie trzymając chłopczyka, ruszyła za nimi. Położyła go na
sofie, a Francie rozpięła jego kombinezon. Chłopczyk nie zwracał uwagi na nic,
co się z nim działo. Nakrył rączką oczy i spał dalej.
- Lou, jak jego ojciec, może spać w każdych warunkach –
westchnęła, spoglądając na synka z czułością.
- Na co masz ochotę? Kawa, czy herbata? Pewnie trochę
zmarzłaś – zaproponowała Margo, robiąc miejsce na stoliku. Francesca poprosiła
o kawę i zaczęła opowiadać o tym, jak ciężko było im się wybrać z domu, bo
wciąż coś się psuło i krzyżowało im plany. Mówiła zdecydowanie więcej niż
Gustav, choć nie można było nazwać jej gadułą. Rodzeństwo miało mnóstwo
wspólnych cech: takie same nosy i brązowe oczy, okrągłe, nieco pyzate twarze,
jasne włosy, choć kolor Farncie przypominał odcieniem pszenicę. Wzrostem prawie
dorównywała Gustavowi, a po ciąży stała się też dosyć zaokrąglona, jak on. Choć
w ciąży nigdy nie był. Margo przyniosła kawę i talerzyk dla Francesci. – O
której Matt kończy szkolenie? Pomyślałam sobie, że możemy poczekać na niego z
kolacją. Zrobiłabym coś smacznego.
- A może zostaniecie na noc? – zaproponował Gustav.
- Mój mąż w przeciwieństwie do ciebie ma stałe godziny
pracy – odparła uśmiechając się przekąsem.
- Racja, zapomniałem, że ktoś musi pracować, żebym ja
mógł siedzieć w domu – odpowiedział, wzruszając ramionami. Margo poklepała męża
po kolanie, jakby bardzo mu współczuła. Ona też miała stałe godziny pracy. Choć
wzięła trzy dni wolnego, żeby przedłużyć weekend. Zjedli śniadanie gawędząc o
sprawach związanych z rodziną i przyjaciółmi z Magdeburga, po czym Francie
poszła do łazienki, a Margo i Gustav sprzątali ze stolika. Jednak najwyraźniej
stukanie szkła i porcelany przeszkodziło chłopcu w spaniu, bo obudził się
bardzo niezadowolony. Otworzył szeroko oczy i rozglądając się po obcym miejscu,
zaczął się krzywić. Margo popatrzyła na Gustava nieco przestraszona. Potrafiła
zajmować się dziećmi. Oczywiście, że tak. Uczestniczyła w wychowaniu trójki
Julie i Shie’a, a potem Saoirse. Jednak nie chciała za bardzo rozbudzać w sobie
tych wszystkich rodzicielskich uczuć, żeby nie cierpieć, gdy te maluchy wracały
do swoich mam. Louis był kolejnym takim dzieckiem. Rozkosznie patrzyło się na
niego. Cudownie przytulało się go i zajmowało się nim, ale też odczuwała wielki
smutek, gdy oddawała go Francesce. Gustav zerknął w głąb korytarza,
sprawdzając, czy jego siostra nie wracała. Natomiast Louis patrzył na nich
niepewnie, a może nawet z pretensją, że nie byli jego mamą i usiadł. Rozglądał
się, szukając jej, coraz bardziej czerwony na buzi i gotowy do płaczu.
- Ma! – krzyknął, co sprowadziło Margo na ziemię. Przykro
nie przykro. Lou nie rozumiał, że jego ciocia miała swoje smutki. Wymagał
opieki. Uśmiechnęła się i usiadła przy nim.
- Cześć, bąbelku. Jesteś u cioci Margo i wujka Gustava,
pamiętasz nas? – nie sądziła, żeby niespełna roczne dziecko pamiętało takie
rzeczy, ale czuła się niezręcznie, więc mówiła, co jej przyszło do głowy. Louis
patrzył na nią niepewny swojego losu. Przygładziła jego rozczochrane włoski. –
Mama zaraz przyjdzie, a tam jest wujek. Co on robi? – Gustav zostawił koszyk z
chlebem i zbliżył się do nich. Ukucnął przy kanapie i delikatnie uścisnął dłoń
bratanka.
- Cześć, chłopie. Jak się spało? – połaskotał go w szyję
i po policzku, a maluch najwyraźniej oczekiwał czegoś innego, bo skrzywił się
bardziej, będąc coraz bliższym płaczu.
- No nie płacz – powiedziała miękko, biorąc go na ręce. Był
taki miękki, pachniał snem i oliwką. Przytuliła
go i wstała. – Zobaczymy, co widać za oknem? – zagadnęła, kierując się w stronę
okna. Chłopczyk oparł głowę o jej policzek, bacznie obserwując, co się działo. Płacz
miał na wierzchu, ale czekał. Oddychał ciężko, jakby mocno ze sobą walczył.
Mocno złapał się łańcuszka, który Margo miała na szyi. – Popatrz, tam stoi
samochód – odsunęła firanę i wskazała na podjazd. Bardzo starała się nie
wdychać zapachu dziecka, ale to trudne, kiedy przytulał się do niej tuż przy
jej nosie. Bardzo starała się nie cieszyć z tego, że mogło go przytulić i
potrzymać na rękach. Ale to trudne, kiedy już go przytulała. Bardzo starała się
nie myśleć o tym, że sama nigdy nie będzie miała takiego maleństwa. Ale to
trudne, skoro niemal każdy w rodzinie miał małe dziecko. Przytuliła Louisa
bardziej, kołysząc się z nim delikatnie. Nie usłyszała, jak Gustav podszedł do
niej. Dopiero poczuła, kiedy pocałował jej ramię. Uśmiechnęła się, wskazując na
malca. – Już nie chce płakać – odparła zadowolona, a on przyjrzał się chłopcu.
- No pewnie, że nie chce. To duży chłopak – uśmiechnął
się i znów połaskotał siostrzeńca.
- Do twarzy wam z takim brzdącem – zawyrokowała Francie,
wkraczając do pokoju. Była życzliwa i nie miała pojęcia, że wbiła Margo nóż w
serce. Obojgu. Natomiast jej synek, słysząc mamę, rozpoczął koncert. Płakał
wyciągając do niej ręce, a Francie przytuliła go ze śmiechem.
- Ależ z ciebie mężczyzna, Lou.
- W sumie to… - Margo spojrzała na męża ciężko wzdychając.
– Nie zanosi się na to, żebyśmy mieli dzieci, bo ja nie mogę – powiedziała,
zabierając ze stolika ostatnie rzeczy. Zupełnie, jakby to co właśnie z siebie
wyrzuciła, nie miało znaczenia. Wyszła z pokoju, zostawiając Gustava z siostrą.
Spojrzała na niego na poły zawstydzona i zszokowana.
- To nie jest coś, o czym mówimy przy kawie i
ciasteczkach, Francie – odparł, nim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Przykro mi – szepnęła skruszona.
- Nie masz za co – uśmiechnął się. – Nasz związek jest o
tyle dziwny, że do pewnego momentu temat dzieci nie istniał. Margo powierzyła
mi swoją tajemnicę na długo przed tym, zanim zdecydowaliśmy się zostać
małżeństwem. Przyjąłem to, jako jej przyjaciel i nic nie zmieniło się, odkąd
zostałem jej mężem. Chcę Margo – uśmiechnął się znów, poprawiając nogawkę
spodni Louisa. Okazało się, że pod kombinezonem miał ubrany błękitny dres.
Wyglądał bardzo stylowo. – Nasze dziecko gdzieś na nas czeka i prędzej czy
później je poznamy.
- Przepraszam – odarła Margo, wracając do pokoju. – Zazwyczaj
tak nie reaguję.
- To ja przepraszam – powiedziała Francesca. – Nigdy bym
nie pomyślała…- urwała, nie wiedząc, co mogłaby dodać.
- Taka jestem – wzruszyła ramionami. – Mam niedziałające
jajniki.
- A robiłaś te wszystkie badania? Lekarze nie próbowali
naprawić tego farmakologicznie?
- W wieku piętnastu lat wciąż nie miałam miesiączki, więc
mama wysłała mnie do ginekologa. Zrobili mi różne badania, prześwietlenia i
różne dziwne rzeczy, których nie rozumiałam. Dostałam jakieś tabletki, okres
się pojawił, ale wyniki tych badań wykazały, że nie mogę mieć dzieci. Lekarz
jednoznacznie stwierdził, że to nieodwracalne i nie powinnam liczyć na to, że
cokolwiek się zmieni.
- Nie próbowałaś badać się później? – zapytała, a Margo
zaprzeczyła. Usiadła na sofie obok szwagierki, ściągając rękawy swetra na
dłonie i wciskając je między uda. Czuła się skrępowana. Nigdy z nikim nie
rozmawiała o tym tak otwarcie. Poinformowała o swojej bezpłodności Gustava i
najbliższych, ale nie drążyła tematu i nie pozwalała na to innym.
- O wyniku tych badań nie powiedziałam nawet matce,
dopiero Gustav… - uśmiechnęła się ciepło do męża. – Do tej pory nie związałam
się z mężczyzną, przy którym myślałabym o posiadaniu dzieci. A teraz… starałam
się o tym nie myśleć, chyba za bardzo boję się porażki i całej tej batalii. Nie
chcę odbierać nam czasu na chodzenie od lekarza do lekarza. Bo skoro raz
wynikło, że coś jest we mnie zepsute to, dlaczego teraz miałoby być inaczej?
- Tutaj cię zaskoczę – odparła Francesca. – Może dwa lata
temu w naszej okolicy było głośno o kobiecie, która przez większość swojego
życia sądziła, że była bezpłodna. Nie miała wcale miesiączki, co potem okazało
się wynikiem zaburzeń hormonalnych i nie mogła zajść w ciążę. Nie wiem,
dlaczego nikt jej wcześniej nie pomógł, ale to chyba dlatego, że była raczej
biedna i wiesz… to taka trochę patologiczna okolica. Nie wiem dokładnie jak to
wyszło, ale po wielu latach poszła do ginekologa i okazało się, że wystarczyło
leczenie. Wniosła pozew do sądu przeciw tamtemu pierwszemu lekarzowi i zgarnęła
sporo kasy. Przez ten pozew i cudownie narodzone bliźniaki stała się znana w
całym mieście. Okazało się, że nie była bezpłodna, a niepłodna. Jeśli bylibyście
na to gotowi, to kto wie? Może lepszy lekarz jest w stanie wam pomóc?
- Nie wiem, czy potrafiłabym przez to przejść –
westchnęła Margo. – To trudne, ale już się z tym pogodziłam.
- Dziękuję, Francie – powiedział łagodnie. – Ale to niczego
między nami nie zmienia. – Na poparcie swoich słów, Gustav stanął za Margo i
położył dłoń na jej ramieniu. Poczuła, że to dla niej ważne. Jego wsparcie.
- Przepraszam, nie chcę niczego narzucać. Opowiedziałam
wam o tym, żebyście wiedzieli, że takie rzeczy się zdarzają.
- To trudna sprawa, większość ludzi nie wie, jak powinno
się zachować. Jakbym była ciężko chora – odparła, niby od niechcenia wzruszając
ramionami. – Sądzę, że przyda nam się kawa i coś na osłodę – zarządziła, wstając
z miejsca. Uśmiechnęła się do szwagierki i zostawiła ją z Gustavem. W milczeniu.
*
Dublin, Hotel
Radisson
Słysząc szum wody w łazience, Tom zalogował się na
swojego maila. Poprzedniego wieczoru zdążył przesłać Billowi tylko zdawkowe
informacje, bo Scarlett wciąż kręciła się gdzieś w pobliżu. Nie spała podczas
lotu, a potem, kiedy przenieśli się do hotelu, byli zbyt zajęci sobą, żeby
zaprzątał sobie głowę wysyłaniem kolejnego listu. Nie mylił się i pomysł
zabrania jej do Irlandii, okazał się w pełni trafiony. On odnalazł tu spokój. Miał
nadzieję, że Scarlett także się uda. Była zachwycona nocnym Dublinem. Wprawdzie
hotel znajdował się blisko lotniska, ale Tom zadbał o to, żeby mieli pokój z panoramą.
Zwiedzanie zaplanował na dzień powrotu, wolał, żeby pokazali się publicznie
przed wylotem, aby uniknąć ewentualnych nadgorliwców, którym przyszłoby do
głowy śledzenie ich w drodze do Wicklow. Szczególnie jeden mógł stać się
problematyczny. Wyjazd planował po śniadaniu, czyli około dziesiątej. Mieli niezbyt duży kawałek
drogi do przejechania, ale nie miał pewności, jak będą wyglądały wiejskie drogi. Dlatego
między innymi wynajął SUV’a, a nie sedana. Państwo Koch, Toby jednak przekonał
do wyjazdu swoją żonę - Emilie, mieli jechać za nimi. Tom znalazł dla nich
pensjonat w pobliżu ich domku. Zbieranie ze sobą ochrony wydawało mu się niepotrzebne.
Bo nie wierzył, że Mike znajdzie ich w tej głuszy, ale musieli być ostrożni. Lepiej
było przesadzić ze środkami ostrożności, niż nie zadbać o nie jak trzeba. Nie pamiętał,
jak ściągał tam zasięg, więc postanowił napisać do Billa, nim Scarlett skończy
brać prysznic. Choć milej byłoby dołączyć do niej, uaktywnił pole tekstowe i
zaczął pisać.
Mam nadzieję, że
zająłeś się sukienką i zleciłeś Liv dokładne sprawdzenie, jak Scarlett wtedy
wyglądała. Bardzo chciałbym do tego wrócić. Musisz też pamiętać o przygotowaniu
miejsca. Wiesz, ten stolik, no i scena przede wszystkim. Scena i jej sukienka. To
jest dla mnie w jakiś pokręcony sposób najważniejsze. Nie zapomnij powiadomić
wszystkich, o której i gdzie mają być. Opowiedz im, jak to ma wyglądać. Nikt
nie może wzbudzić żadnych podejrzeń. Nawet, kiedy wrócimy wszystko musi
wyglądać tak, jakbym nie planował niczego wielkiego, ot niespodzianka. Zadbaj o
to, żeby Jessica nauczyła się słów. Jeśli trzeba, wynajmij nauczyciela, żeby
miała poprawny akcent. Ona chyba wraca jutro, więc będzie mało czasu. Mam nadzieję,
że nie będzie żadnego problemu z przepustką dla niej na ten wieczór. Może niech
Liv i Rainie kupią dla niej sukienkę? Coś ładnego, żeby pasowało do piosenki. Umieram
ze strachu na samą myśl, ale czuję, że Scarlett będzie zachwycona. Na chwilę
obecną niczego więcej sobie nie przypominam.
Działaj, bracie. Moc
z tobą.
Wysłał wiadomość i wylogował się z poczty. Woda w
łazience ucichła, więc postanowił zamówić śniadanie. Po królewsku. Dla jego
księżniczki.
❤ zostawie serduszko i wróce później.
OdpowiedzUsuńkurde pierwsza scena jest miód malina, taka jaka powinna być. nie wyobrażam sobie tego inaczej, jakoś mi nie pasuje tutaj żeby mieli zrobić to tak, dziko... no wiesz, tak że by się na siebie rzucili jak zwierzęta. chociaż Tom, haha celibat i te sprawy :D to by było ciekawe, ale Scarlett mogłaby uciec. a tego to on by nie chciał. kocham ich relacje i jeszcze bardziej to jak Tom wbił do Billa i zastał go na, no właśnie! nieźle, nieźle się dzieje.
Usuńale kurcze Margo i Gustiav jak nie będą mieć dziecka też nic się nie stanie. był kiedyś taki filmik o takiej parze z kreskówki, że mimo, że nie mieli dzieci kochali się, a ona umarła i on trzymał te baloniki, oni mogliby tak samo. no albo adopcja, niech będą jak Angelina i Brad. :D
czekam na Mikea! on da popalić im wszystkim, tak czuje :D
całuski xoxox
To wszystko przez Jarka. Tom zaczął brać z niego przykład i zobacz, co się porobiło :D
UsuńKwestia dzieci u Margo i Gutka, to już zawsze będzie dramat. Nie jest im to dane, tak jak większości par. Francesca zrobiła im nadzieję i to być może być ich łyżka dziegciu w beczce miodu. Każdy z moich bohaterów ma jakieś brzemię do dźwigania i to jest ich ból. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
Mike is coming. Nie bój się :D
Przyznaj się, że po prostu paliłaś się do tego, żeby napisać ten post:D Scarlett wróciła na dobre do siebie, do Toma i do życia i teraz już mam wrażenie, że może być tylko dobrze. Przestała biernie przyglądać się życiu, wzięła sprawy w swoje rece i wszystko zaczyna układać się we właściwym miejscu. Przestała się bać żyć. Nareszcie. Nadal boi się tego, co Mike może zrobić (bo zdolny jest jak widać do wszystkiego), ale nie boi się już jego. Przegania swoje demony. Z "niewielką" pomocą Toma;D Uwielbiam Toma! Jego wielkie wejście do mieszkania było świetne;D Pomijając cały komizm tej sytuacji, to cieszę się, że zachował typowo męskie odruchy (nie omieszkał dokładnie przyjrzeć się Rainie:D). I bardzo fajnie to wyszło. Reakcja Billa, reakcja Rainie- skrajnie różne, ale przy tym zgodne z postaciami. Oni w ogole teraz są takimi promyczkami. Ej, teraz to cały prinz to promyczki! No dobra, wykluczając Mikea. To jest niemożliwe!:D W Prinzowie wyszło słońce!;D Jak Cię znam, to nie będzie to stan długotrwały;) Ach! No i jeszcze Margo i Gustav! Króciutki fragment o nich, ale bardzo mnie ucieszył. Francie chyba zasiała odrobinę nadziei w serce Margo czy tylko mi się tak wydaje? W każdym razie, dobrze było znów ich 'zobaczyć'. btw. przypomnij mi kiedys jak bedziemy gadac żebym Ci powiedziała co wpadło mi do głowy odnośnie Twojego pomysłu w związku z Margo i Scarlett, o którym mi pisałas;)
OdpowiedzUsuńGratuluje tempa pisania! Jesteś jak Usain Bolt!:D
Katalin
Nad Prinzowem świeci ogromne słońce. Czy to nie wydaje ci się dziwne? Słońce? W Prinzowie? Coś chyba jest nie tak :D
UsuńSama nie wiem, co stało się, że tak szybko napisałam tą notkę. To chyba przeczucie, że podczas sesji już niczego nie napiszę.
w każdym razie: jest dobrze. Czas pokaże czy tak zostanie :D
To co robi Tom jest takie urocze... jaką super niespodziankę dla nas (i Scarlett) przygotowałaś? Bo choć bardzo bym chciała, to mam dziwne wrażenie, że to jeszcze nie będzie pierścionek zaręczynowy. :)
OdpowiedzUsuńLighty
Już niebawem się przekonasz, co ten Tom wymyślił. Ja jestem absolutnie zachwycona tym pomysłem i w mojej głowie to wygląda pięknie. Mam nadzieję, że kiedy opiszę to w wordzie, to też takie będzie ;)
UsuńWchodzę z przyzwyczajenia, nie spodziewajac sie postu a tu proszę, jaka niespodzianka ;)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, że S wrezzcie wraca do siebie tak w pełni. :) mówiłaś kiedyś , ze masz problem z opisywaniem scen seksu, dlatego zdziwilam sie, ze post jest nim pełny. Zdziwienie pozytywne, bo wyszło ci to wszystko w sumie bardzo naturalnie ;)
Wejscie Toma do mieszkania zespołu bezcenne. ;)
Tak szybka publikacja była niespodzinką dla mnie samej ;) Podobnie jak to, że udało mi się tak sprawnie opisać intymne sytuacje między Scarlett i Tomem. Wyszło samo. Po prostu pisałam i to chyba wychodzi mi najlepiej, kiedy zdaję się na instynkt ;)
Usuńjestem, uwielbiam, rozpływam się.
OdpowiedzUsuńto cudowne, kochane, romantyczne i cieszę się, że w końcu postanowiłaś opisać dokładnie ich zbliżenie, bo wyszło idealnie. naturalnie, niewulgarnie. miłość wylewała się z każdego słowa. nie mam żadnych zastrzeżeń. ;)
d.
Dziekuję :)
UsuńHej! Ciekawa notka. Uwielbiam twojego bloga :D Prowadzisz jeszcze jakies?
OdpowiedzUsuńWitaj ;) Bardzo mi miło, że ci się tu podoba. Aktyalnie prowadzę tylko Prinza. Jakiś czas temu reaktywowałam bloga mojej przyjaciółki, zgodnie z jej wolą, ale wstrzymuję się z tym póki co. Dlatego mam tylko Prinza ;)
UsuńOstatnio mi odpisałaś, że historia będzie wieczna, kiedy zostanie uwieczniona na kartkach papieru i tego Ci życzę z całego serca. To będzie nie tylko cudowna chwila dla Ciebie, ale też dla nas, dla mnie :) Swoją drogą planujesz lub robisz już coś w tej kwestii? Jestem ciekawa co o tym myślisz? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, codziennie zaglądająca
~AG.
Wiesz, wydanie książki to jest ogromna praca. Moim marzeniem jest, żeby Prinz został wydany w formie papierowej. Bardzo, bardzo bym tego chciała. To byłoby piękne ukoronowanie tych wszystkich lat. Jednak zanim zacznę coś robić w tym kierunku, chcę zakończyć tą historię, mieć ją w całości. Wtedy zacznę pracę nad tekstem, który wymaga wielu poprawek. Zwłascza początek.
UsuńTo będzie wielki dzień, wierzę, że nastąpi. Nawet, jeśli to miałaby być jedyna książka jaką wydam, bardzo chciałabym, żeby mi się udało, ale jak już napisałam, rozpocznę ten proces dopiero, kiedy na blogu pojawi się epilog. :)
Pozdrawiam!
na cholere ktos mialby kupowac ksiazke ktorej tresci jest cala w internecie? xD jeszcze dla pewnosci dodam wszystkie odcinki na archive.org i porobie mirrory dla potomnych jakbys usunela XDD nikt nie wyda tresci dostepnej w necie za free
Usuńnie wydasz żadnej książki xD
Usuń"Ostatnia spowiedź" też jest dostępna w internecie, wiele osób ma oryginał zapisany na dysku... no i co z tego? Przecież Dark przed wydaniem opracuje całą treść od nowa i prawa do tej treści będą należały do wydawnictwa. :) Zresztą, po wydaniu książką zainteresuje się większe grono ludzi, bo teraz czytają głównie fanki TH. Także nie wyszło wam.
UsuńBeichte miala duzo fanek i talent pisarski xD a tu jest tylko proba bycia ganzerem ale coz... GANZER JEST TYLKO JEDEN!!! lb nie ma calego na achive.org
UsuńPrzeczytałam 118 i 119 już jakiś czas temu, ale - tak jak pisałam w mailu - miałam jakąś blokadę i nie mogłam znaleźć odpowiednich słów, żeby przekazać swoje emocje w jakiś przyzwoity sposób ;) Teraz, kiedy jestem już po sesji (dasz wiarę, że ostatni egzamin pisałam z totalną pustką w głowie? i dosłownie trzęsłam się, logując na usosa hahah) i wszystko mam zaliczone, mogę spokojnie odetchnąć pozorną wolnością. Pozorną, bo czekają mnie jeszcze praktyki w lipcu, a kolejne dwa miesiące w pracy. Ale nie ma tego złego :) Liczę, że po powrocie będą już daty na Europę.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc do treści Prinza, to... Utwierdzasz mnie tylko w przekonaniu, że wspanialszego mężczyzny, niż Tom, nigdzie nie znajdę ;p Dlaczego on musi być tak uroczy i kochany? Czuję, że zbliża się już koniec opowiadania. Oświadczy się Scarlett, prawda? I z pewnością będą to magiczne zaręczyny. Z jednej strony nie mogę się tego doczekać, z drugiej tak bardzo nie chcę, żeby Prinz się kończył. Nie czytałam nigdy wspanialszej opowieści o miłości. Nie mówiąc już tylko o S i T, ale także o pozostałych bohaterach. Stworzyłaś tutaj coś pięknego i na pewno na podziękowania jeszcze przyjdzie czas, ale teraz także mam taką potrzebę :D Otóż, dziękuję Ci, Dark za to, że napisałaś tu ogrom cudownych słów, dzięki którym moja miłość do TH, a zwłaszcza Toma ;p, osiągnęła niewiarygodne rozmiary i jestem pewna, że nigdy nie przeminie.
Dziękuję, dziękuję, kochana!
UsuńBardzo spodobał mi się Twój blog, nie czytałam lepszej historii o miłości. To co robisz jest niesamowite, masz ogromny talencior! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w dalszym prowadzeniu, czekam na więcej i pozdrawiam. :)
P.S. Też piszę opowiadanie o TH, jeżeli chcesz, zajżyj proszę. http://pomysl-o-jutrze-th.blog.onet.pl/ :)
Trzymam kciuki za Twoją wenę, Dark. Nie spiesz się, poczekamy. :)
OdpowiedzUsuńxo,
Lighty
Dziękuję, nie masz pojęcia, jak dobrze mi to czytać ;)
UsuńSpokojnie Dark, poczekamy ile będzie trzeba. Bo wiemy, że jest na co czekać :) Powodzenia i trzymam kciuki! :) ~AG
OdpowiedzUsuń