Siedem lat. To piękne
i przerażające jednocześnie. Jednak jestem pewna jednego – ta historia zmieniła
moje życie. Dorastałam, dojrzewałam razem z moimi bohaterami i wami –
czytelnikami. Bo Prinz to nie tylko opowiadanie. To świat, który wspólnie
tworzymy, za co wam z tego miejsca dziękuję.
Bo wiem, że nie
zawsze jest łatwo i nie zawsze się chce.
Dziękuję, że
jesteście tutaj od początku, od połowy, od 3 notek. Dziękuję, że czekacie i że wciąż
interesują was losy moich bohaterów.
Siedem lat to szmat
czasu. To tak wiele dni, że teraz nie jestem w stanie tego przetworzyć. Te siedem
lat to 1236 stron, 892 241 słów, to 123 posty, 2511 komentarzy i mnóstwo
innych danych statystycznych, ale przede wszystkim niezliczona wartość tego, co
tutaj przeżyłyśmy.
Jestem dumna z
każdego słowa, które tu padło. Jestem pewna, że nie zmarnowałam ani jednej
minuty, którą poświęciłam na tworzenie Prinza. To moje kochane dziecko i wiem,
że będę wspominała ten czas już chyba zawsze. Dlatego dziękuję wam, że poprzez
waszą obecność i zaangażowanie umożliwiłyście mi dzielenie się tą historią. Dziękuję,
że razem stworzyłyśmy historię.
Choć to jeszcze nie
koniec, a jedynie ostatnia prosta ku niemu, czuję się, jakby właśnie dokonało
się coś wielkiego. To wspaniałe uczucie. Wspaniale jest móc doświadczyć tego
rodzaju dumę.
Jestem szczęśliwa,
że znalazłam się w tym czasie i w tym miejscu.
Rok dwa tysiące
ósmy był dla Toma na wszech miar zły. Zaczęło się w dwa tysiące siódmym,
kiedy wjechali w trasę, a potem ni stąd ni zowąd Lena z nim zerwała. Nawał
pracy nie pozwalał mu na zbyt wiele odpoczynku, więc robił to, co wydawało mu
się jedynym słusznym wyjściem – uciekał. Cierpiał, jego szaleńczo zakochane
nastoletnie serce nie potrafiło poradzić sobie z ogromem złych uczuć, którym
musiało dać radę. Tak bardzo kochał. Tak bardzo cierpiał. Nie rozumiał, jakim
sposobem najpiękniejsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczył, mogło okazać
się aż tak destruktywne. Dlatego przestał w nie wierzyć. Postanowił już nigdy
nie
k o c h a ć.
k o c h a ć.
Swoje postanowienie realizować poprzez sypianie z
przygodnymi kobietami, piciem i samookaleczaniem się, choć w zupełnie
niedosłowny sposób. Łatwiej było krzywdzić się samemu, niż pozwolić na to
komukolwiek innemu. Już nikt nigdy miał nie stać się dla niego tak bliski jak
Lena.
Aż nadszedł listopad….
Rok dwa tysiące
ósmy był dla Scarlett na wszech miar zły. Zaczęło się już w dwa tysiące
piątym, kiedy zakochała się w Mike’u. Impas osiągnął apogeum w dwa tysiące
siódmym, kiedy to Mike bezczelnie wyśmiał ją przy wszystkich znajomych,
odrzucając jej miłość. Była gorsza tylko dlatego, że jej ciało okazało się zbyt
pulchne, zbyt miękkie i zbyt okrągłe, jak na jego gust. Okazało się, że fakt
kim była, nie miał żadnego znaczenia w zestawieniu z tym, jak wyglądała.
Dlatego zrobiła to, co wydawało jej się jedynym słusznym wyjściem – uciekła.
Cierpiała, a jej nastoletnie serce pękało w każdej
minucie przez wiele następnych tygodniu. Tak bardzo kochała. Tak bardzo bolało
ją to, co się zdarzyło. Nie rozumiała, jakim cudem piękne uczucie, które miała
dla niego, niosło takie zniszczenie dla niej i w niej. Dlatego przestała w nie
wierzyć. Postanowiła już nigdy nie k o c
h a ć.
Swoje postanowienie realizowała poprzez ciężką pracę nad
sobą. Odrzuciła dawne życie i ludzi. Zmieniła otoczenie, a przede wszystkim
bardzo mocno starała się, żeby zbyt pulchne ciało, które czyniło ją w oczach
innych gorszą, zniknęło. Postanowiła, że jej wygląd będzie jej tarczą i ostoją.
Z każdym ubywającym kilogramem budowała wokół siebie wysoki mur, który umacniał
jej bystry umysł. Została sama ze sprzecznymi uczuciami, jednak łatwiej było
zamknąć je głęboko, niż dopuścić do siebie kogoś i znów cierpieć. Już nikt
nigdy nie miał stać się dla niej kimś takim, jak Mike.
Aż nadszedł listopad….
Na dobrą sprawę nikt nigdy nie stał się już tak bliski
Tomowi, jak Lena. Bo przecież Scarlett była mu znacznie bliższa. Była
ważniejsza. Była jego opoką, podporą, sterem. Była miłością. Tak jak nikt nigdy
nie stał się już kimś takim, jak Mike dla Scarlett. Bo Tom był ważniejszy. Tom
był prawdziwy, trwały i właściwy. To był dobry. Tom był miłością.
Oni byli miłością.
Oni s ą miłością.
Prawdziwa miłość w dwudziestym pierwszym wieku to cenny
skarb. Nie jest oczywistością, ani prawem. Prawdziwa miłość to rzadkość, bo
wytrwanie z tą samą osobą pięćdziesięciu lat zdaje się być mitem, bo przecież
dziesięć to i tak już wiele. Odnalezienie bratniej duszy, przyjaciela, partnera
i kochanka w jednym mężczyźnie, czy w jednej kobiecie, to ciężka praca. Nie
wystarczy się spotkać. Aby być z kimś już teraz i już na zawsze trzeba chcieć
być naprawdę. Musi się chcieć. Nie wystarczy kochać. Miłość sama w sobie jest
najpiękniejsza. Nie ma równie wspaniałego uczucia, ale związek? Związek to już
ciężka praca. Piękna praca, ale ciężka.
Od listopada dwa tysiące ósmego po luty dwa tysiące
piętnastego Scarlett i Tom odwalili kawał dobrej roboty. Czy istnieje wiele
par, które po tylu zawirowaniach wciąż potrafiłoby chcieć? Miłość nie
wystarczyła. Przekonali się o tym. Życie pchnęło ich na deski. Nie podźwignęli
się razem. Każde odeszło w swój narożnik, żeby toczyć bój ze sobą nawzajem, z
życiem, ze światem i ze sobą samym. Każdy z nas toczy takie boje. Każdy z nas
walczy ze swoim własnym demonem, który jeśli wygra, może zniszczyć życie, a
jeśli przegra, uczyni nas niezwyciężonymi. Pokonanie ich zajęło Scarlett i
Tomowi całe trzy lata. To sporo czasu. Kawał życia. Ich rówieśnicy zdążyli
skończyć studia, znajdować pierwsze prace, zakochiwać się, zawierać małżeństwa,
poczynać dzieci, rozstawać się albo łamać serca. Jak wielu z nas. Życia
Scarlett i Toma, na dobrą sprawę, niewiele różniły się od żywotów ich
rówieśników. Z tym, że na Scarlett i Toma patrzył cały świat, komentował każdy
ich ruch. Skutki wielkiej sławy. Dlatego ta walka z demonami stała się
trudniejsza, niż u przeciętnego człowieka, bo dodatkowo każde z nich musiało
stawić czoła obiektywom aparatów. Jednak udało się. W chwili próby okazało się,
że wciąż stoją po tej samej stronie i choć znów słodko spoglądali sobie w oczy,
to nauczyli się, że wspólne bycie, to nie patrzenie na siebie, a w tym samym
kierunku. Dlatego silniejsi o wiele nowych, choć niekoniecznie łatwych
doświadczeń, ruszyli dalej. Wydawałoby się, że z miejsca, w którym stanęli,
jednak tak naprawdę przyszło im przeskoczyć ogromną przepaść, by móc iść dalej.
Oboje stanęli na krawędzi. Żadne z nich nie spadło.
Bilans dodatni.
Już wiedzą, że chcąc kochać szczęśliwie, muszą zakochiwać
się w sobie codziennie od nowa. I och!
To wcale nie jest dla nich trudne. Scarlett i Tom zostali stworzeni dla siebie.
Zostali stworzeni dla wielkiej miłości, aby nieść wieść gminną, że taka miłość
jest. Jest. Trwa. Będzie trwać. Scarlett i Tom to dwa pełne uczuć stworzenia,
które, aby żyć, muszą siebie kochać. Tylko razem żyją w pełni. Tylko obok mogą
iść naprzód. Tylko ze sobą oddychają pełną piersią.
To jest piękne i chyba każdy chciałby kochać właśnie tak.
Oboje tego każdemu życzą. Bo każdy zasługuje na miłość. Na taką silną, piękną i
dojrzałą miłość, jak ta ich. Jednak swojej nie oddadzą. Dzielą się nią na
kartach swojej historii, jednak są pewni, że na zawsze pozostanie już ich.
Tylko ich.
W ciągu siedmiu lat swojego związku, bo przecież nigdy
tak naprawdę się nie rozstali, przebyli daleką drogę. Drogę, która uczyniła ich
tymi, kim stali się, kim są. Drogę, która zmieniał każdego, kto był jej
świadkiem. Drogę, która nigdy nie była łatwa. Wybory nie zawsze okazywały się
słuszne. Jednak błędy prędzej czy później zawsze stawały się lekcją, a nie
porażką. Dlatego dziś jesteśmy w tym właśnie miejscu. Miejscu, które stanowi
koniec łańcucha przyczynowo skutkowego. Miejscu, które jest owocem ciężkiej
pracy każdego dnia minionych siedmiu lat. To dobre miejsce. Nikt z nas nie
mógłby znaleźć się gdziekolwiek indziej. Scarlett i Tom są właśnie tu, gdzie
powinni być. Jednak jak to się mówi, to nie jest koniec. To nie jest nawet
początek końca. To po prostu koniec początku 1.
Dziś rozpoczyna się nowa historia, kolejny rozdział
życia. To moment, w którym każdy, kto w jakiś sposób był obecny w ich życiu,
może czuć się dumny. Bo w byciu, w trwaniu zawsze najtrudniejsze jest wytrwanie.
Ciężko być nieustannie i nie odchodzić. Ciężko się nie łamać i nie odpuszczać. Ciężko
być, gdy każdy kolejny dzień wcale nie jest łatwiejszy od poprzedniego. Dlatego
duma jest dziś jak najbardziej na miejscu. Dlatego kieliszki w górę. Warto uczcić
ten dzień, ten moment, bo choć to nie t e n listopad,
jest to równie wzniosły moment.
Scarlett olśniła każdego, kto tylko na nią spojrzał,
swoją piękną sukienką w kolorze czerwonego wina. Dopasowana, podkreślająca jej
kształty, w kolano, z małym rękawkiem i całkiem pokaźnym okrągłym dekoltem. Włosy
upięła w elegancki węzeł tuż nad karkiem, jednak kilka wijących się pasm
okalało jej twarz i szyję. Jej usta nosiły równie intensywny kolor, jak
sukienka i wino, które piła. Choć do lata daleko, nie zapomniała o ukochanych
czółenkach od Christiana Louboutin’a w kolorze nude, aby współgrały
kolorystycznie z koszulą Toma. Czarne spodnie i czarne Nike dopełniały jego
stroju. Jego coraz dłuższe włosy związał w wysoki koczek. Tak jak lubiła.
Nie był to żaden wielki dzień. Ot, jedna z niedziel. Wydawałoby
się, że zwykła i zupełnie niezaskakująca, jeśli porównać ją do wielu burzliwych,
które dane było im przeżyć. Scarlett czuła się cudownie rozpieszczona, gdy jej
narzeczony zaprosił ją na randkę. Spacer po Alexander Platz, kino, a potem
kolacja. W jednej z jej ulubionych restauracji. Uniosła kieliszek i delikatnie
stuknęła szkłem o szkło.
- Abyśmy chodzili na takie randki, nawet kiedy będziemy
siedemdziesięciolatkami – uśmiechnęła się, a w jej oczach odbijały się płomyki
świec. Tom przytaknął całkowicie urzeczony jej cudownym widokiem.
- Będziemy, nawet jeśli w wieku dziewięćdziesięciu lat
będziemy robić wyścigi, które z nas szybciej popchnie swój balkonik.
- Albo opróżni butlę tlenową – dodała nim upiła łyk.
- Jest to opcja – uśmiechnął się i skosztował swojego.
- Po ślubie będziemy mieć przynajmniej jakąś określoną
rocznicę, bo teraz na dobrą sprawę to był po prostu listopad.
- Poznaliśmy się pierwszego.
- No tak, ale nie zostaliśmy wtedy parą.
- Po ślubie to i tak będzie pierwszy, ale sierpień.
- Podoba mi się to – uśmiechnęła się rozmarzona,
wyciągając do Toma rękę ponad stolikiem, którą zaraz uścisnął. – Nasz listopad
będzie teraz w sierpniu.
- Nasz listopad jest i będzie od stycznia do grudnia, od
poniedziałku do piątku, od rana do wieczora i…- zamyślił się, szukając
kolejnego porównania. – Wymieniać dalej? – Scarlett roześmiała się szczęśliwa,
jak rzadko w ostatnich miesiącach.
- Podoba mi się twoja romantyczna strona.
- Chyba idzie mi całkiem nieźle. Mam w planie jeszcze kilka
randek przed ślubem, żebyś się czasem nie rozmyśliła.
- Nie ma takiej opcji – powiedziała, spoglądając Tomowi w
oczy. Pomimo nieostrego światła w restauracji, blasku świec i dyskretnych
fleszy w telefonach komórkowych, co bardziej ciekawskich gości restauracji,
panowała intymna atmosfera. Tom delikatnie gładził jej dłoń, czule muskając
palcami jej wnętrze. – Zasłużyliśmy na to – stwierdziła.
People fall in love
in mysterious ways. Maybe just the touch of a hand? I fall in love with you
every single day and I just wanna tell you, I am.
Nocne niebo skrzyło się milionem gwiazd. Nim opuścili
restaurację, Tom efektownie odsunął dla Scarlett krzesło i pomógł jej założyć
beżowy płaszcz. Podał jej ramię, bardziej dla zachowania równowagi po kilku
lampkach wina i dla ułatwienia stawiania kroków w dwunastocentymetrowych
obcasach. Było zimno. Noce już nie zimowe, ale jeszcze nie wiosenne nie rozpieszczały.
Jednak pozostawały przepiękne. Czyste niebo, księżyc w pełni i miliony gwiazd. Jak
na zamówienie. Auto już czekało na nich
kilkadziesiąt metrów dalej, ale aura była tak wspaniała, że aż nie chciała się
wracać. Choć Tom obiecał jej, że to nie koniec niespodzianek i zapowiedział wiele
innych przyjemności, to ta część wieczoru przywodziła jej na myśl dobre życie,
które będą wieść. Miewała takie momenty, w których uświadamiała sobie, jak
bardzo byli razem z każdą zaletą i niedoskonałością. Jak bardzo kochała ich
wspólne bycie. Zatrzymała się w pół kroku, żeby jeszcze raz nacieszyć oczy
cudownym widokiem nieba. Kiedyś wpatrywała się w nie nieustannie, a teraz miała
zbyt wiele do przeżycia, żeby to robić. A gdy opuściła wzrok, napotkała czułe
spojrzenie czekoladowych oczu Toma. Uśmiechnął się, nim ją pocałował. Długo i
leniwie, jakby mieli przed sobą całą wieczność. Bo przecież mieli. Trzymał ją
mocno, obejmował i sprawiał, że czuła się kompletna i właściwa. Na swoim
miejscu. Na swoim miejscu na Ziemi. Nie potrzebowała innego.
Take me into your
loving arms, kiss me under the light of a thousand stars. Place your head on my
beating heart. I'm thinking out loud and maybe we found love, right where we
are.
Przytuliła się do niego, słuchając bicia jego serca. Tom
skrył ją w swoich ramionach i wiedziała, że to miłość w najlepszej postaci. Tu gdzie
byli. To kim się stali. Zatoczyli koło. Minęli kamień milowy i mogli iść dalej.
Odbić na prostą. Już nie błądzić.
Czekało ich wiele kolei losu, wiele zakrętów na drodze,
jednak wiedziała, że to już pewne, że to na zawsze. Znalazła miłość, dokładnie
tam gdzie była.
Rok dwa tysiące piętnasty był naprawdę dobry dla Scarlett
i Toma. Wprawdzie musieli stawić czoła przeciwnościom, nie obyło się bez łez i
strachu, to tak naprawdę to wszystko nie miało znaczenia, bo byli w tym razem. Każda
burza, każde zawirowanie, wszystko odbijało się od nich, bo razem byli nie do
zdarcia. Razem mogli stawić czoła światu. Prowadzeni uczuciem, silni miłością. Nie
tak jak kilka lat wcześniej – goryczą, żalem i cierpieniem. Upadły mury, uprzątnęli
gruzy. Znaleźli miłość dokładnie tam, gdzie się znajdowali. W całym tym niedoskonałym
życiu, świecie, w niedoskonałych nich. Wśród tak wielu przeciwności odnaleźli
wspólny front. W kupce nieszczęść potrafili odnaleźć odrobinę dobra. Taka miłość zdarza się raz.
Your soul can never
grow old, it's evergreen. Baby, your smile's forever in my mind and memory.
W mieszkaniu z widokiem na Berlin i smutną Marilyn na
ścianie panowało przyjemne ciepło, kiedy wrócili do niego z nocnych wojaży.
Scarlett zdjęła ze stóp szpilki ledwo przekroczyła próg, a płaszczyk wylądował
na pierwszym dostępnym meblu. Tom szedł za nią lustrując perfekcję jej
kształtów, celebrując każdy kawałek ciała. Boso podeszła do okna, z którego
widok w dół wywoływał zawroty głowy, jeśli podeszło się zbyt blisko. Patrzyła na
swoje ukochane miasto igrające feerią świateł. Stanął za nią i przytulił. Zatopiła
się w jego ramionach z cichym westchnieniem. Jej bliskość sprawiała, że
odczuwał spokój. Rozluźniał się i wiedział, że wszystko znajdowało się na swoim
miejscu.
- Za kilka lat, kiedy będziemy mieć już jakiś dom i psa w
zagrodzie, a przede wszystkim małe dzieci, to takie randki staną się luksusem –
zaczęła. – Chyba nie umiem sobie tego wyobrazić.
- Już kiedyś tak żyliśmy. Wprawdzie z burym kotem zamiast
psa, ale i tak się liczy – odpowiedział, całując ją w czubek głowy. Była taka
malutka, kiedy zdjęła te swoje szpilki.
- Wiem, ale wtedy to spadło na nas gwałtownie. Byliśmy,
jak dzieci we mgle, a teraz… tęsknię za Liamem z całego serca, ale wiem, że
zanim podejmiemy rozmowę o dziecku, to chciałabym trochę poszaleć, zobaczyć
świat, pojechać w wielkie tournée.
- Tak będzie. Dopiero, co odzyskaliśmy siebie, więc… to
jest czas dla nas. Chcę cię mieć tylko dla siebie w dzień i w nocy – mruknął,
przesuwając dłoń na jej pierś i znacząco ją uścisnął. – Będziemy mieć całą
gromadkę dzieci, psa i ogródek, ale na razie wystarczy mi to mieszkanie, ty i
całe mnóstwo czasu do zagospodarowania. Chcę ciebie, bez względu na to gdzie i
w jakich okolicznościach. Musimy rozgryźć jak to wszystko działa i znaleźć nasz
sposób na życia.
- Twoja praktyczna strona też mi się podoba –
odpowiedziała, odwracając się przodem do Toma i zarzuciła mu ręce na szyję. –
Generalnie mi się podobasz – mruknęła z cwanym uśmiechem, a on roześmiał się,
porywając ją w ramiona. Znaleźli miłość, dokładnie tam gdzie się znajdowali.
Moje teraz jest tobą zawsze.
______________________________
1 Słowa Winstona Churchilla, które
przeinaczyłam oczywiście na rzecz Prinza.
Siedem lat to faktycznie szmat czasu dlatego bardzo Cię podziwiam. Nie wiem czy sama zdołałabym poświęcać się czemuś przez tak długi czas, nawet jeśli kochałabym to zajęcie - przecież inne aspekty życia są równie absorbujące. Cieszę się Dark, że Prinz tak bardzo Ci pomógł, że dzięki temu pomógł też mi i wielu innym osobom, ale wciąż uważam, iż nie powinnaś nam dziękować. Największe podziękowania, gratulacje i niskie ukłony należą się Tobie za to, że po wymyśleniu Prinza konsekwentnie go spisywałaś, za to, że chociaż czasem było ciężko Ci pisać i momentami na nowe posty czekałyśmy bardzo długo to zawsze nam to wynagradzałaś. Za to, że chociaż wielu rzeczy mogę nie być pewna to wiem na sto procent, iż Prinz zakończy się tak jak należy.
OdpowiedzUsuńDziękuję Dark i gratuluję, bo tak rozwinięty Prinz to naprawdę wspaniały sukces, który dowodzi tego jak bardzo silną jesteś osobą i jak wiele w życiu możesz dokonać.
Dziękuję za te słowa. Bardzo.
UsuńCOOO??!! Mówiłaś, że jeszcze z10 odcinków! Nieśmieszne! :(
OdpowiedzUsuńAle to nie jest koniec ;) To jest.... hm. Miałam napisać coś na rocznicę, chiciałam wyrwać jakiś fragment z fabuły, ale wyszło to. Jak się przekonałam, to wsęt do najbliższych zdarzeń w Prinzu :) Także spokojnie, jeszcze trochę do końca.
UsuńUfff... Może gdybym przeczytała post, to bym wiedziała, ale tak jakoś zrobiło mi się przykro, że to już koniec i postanowiłam przeczytać ten odcinek, gdy naprawdę będę miała na to czas (z odpowiednim namaszczeniem ;). Gratuluję Ci, że jesteś taka wytrwała i czekam z utęsknieniem na 124 (chociaż chyba nie... Coraz bliżej końca chlip chlip).
UsuńNapiszesz coś nowego po Prinzu? Po tym opowiadaniu oficjalnie skończy się FFTH i będę nad tym przeogromnie ubolewać.
Ojej, to co mi tu piszesz to balsam dla mojej duszyczki. Będę pisała dalej. Nie zamierzam przestać. Obecnie mam już zaczęte w wordzie 4 projekty. Jednak jeszcze nie jestem zdecydowana na żaden z nich. To nie będzie już FF. Jednak na pewno będzie to historia o czymś. Powstały 4 projekty o 4 różnych młodych kobietach, które żyją w innych miejsach, mają inne problemy, ale nie zdecydowałam, której historię chciałabym opisać. Mam na to jeszcze czas. Po Prinzu zacznę od kilkutygodniowego urlopu, a potem zacznę prace nad nowym blogiem i nową historią :)
UsuńPiękne słowa. I tak ciepło się robi na sercu, kiedy czyta się o ich wspaniałej miłości. Cudowne.
OdpowiedzUsuńKatalin
Modlę się o to, żeby Prinz rzeczywiście się tak skończył. Dziećmi, domem z ogródkiem, psem i pełnią szczęścia, bo co prawda nie przez siedem lat, ale zdążyłam pokochać twoich bohaterów, a jak widzę mowy rozdział... Nie chcesz wiedzieć jak wygląda moje morze szczęścia xd
OdpowiedzUsuńOczywiście, że chciałabym wiedzieć, jak wygląda twoje morze szczęścia! :D
UsuńMam ogromną nadzieję, że kiedyś Prinz zagości u mnie na półce!
OdpowiedzUsuńTrzymam za Ciebie mocno kciuki Dark! Jesteś wspaniała w tym co robisz.
Tak wiem, za nie długo nastąpi koniec tej pięknej historii, ale gdzieś w głębi duszy wiem że kiedyś wchodząc do sklepu zobaczę Prinza i będzie to najcudowniejszy dzień w moim życiu.
Kibicuje Ci z całego serducha! <3
I love Prinz ! I Love Dark ! <3
Trzymam mocno kciuki za Ciebie, jesteś wspaniała. !!
Iwona..
Dziękuję Ci pięknie za te słowa :)
UsuńZmieniasz te szablony jak Tom dziewczyny w niemal wszystkich fanfiction. Dobrze, że Prinze stanowi wyjątek. I aż mi się smutno robi i kuje mnie w serduszku, że zaraz koniec. Bo tak się przywiązałam i przeklinałam Mike, denerwowałam się na Toma, ale też wzdychałam kiedy opisywałaś ich jako idealnych, a raczej zgrywających pozory. I wiesz co? Nie ważne jak nazwiesz bohatera w kolejnym opowiadaniu, dla mnie zawsze będziesz malowała słowami Toma.
OdpowiedzUsuńcziki riki, tu tak ładnie :3 i w notce też ładnie :3
OdpowiedzUsuńTo najładniejszy ze wszystkich szablonów. Zostaw go do końca :).
OdpowiedzUsuńDo końca raczej nie powisi, ale na pewno zostanie tu na dłużej :)
UsuńDoczekamy się czegoś jeszcze w listopadzie? To w końcu listopad! ;D
OdpowiedzUsuńTegoroczny listopad jest dla mnie wyjątkowo trudny, ale planuję dodać 124 do końca miesiąca.
UsuńTego dnia słońce wstało wyjątkowo wcześnie, by służyć swymi promieniami i oświetlać piękne lico królowej Ef. Królowa powoli otworzyła oczy, wysunęła dłoń spod kołdry i pstryknęła dwukrotnie, przywołując służbę. Dwie służki przybiegły jak najszybciej, by włożyć swej pani pantofle i przygotować jej kreację. Królowa nie potrzebowała zbyt wielu zabiegów upiększających, by wzbudzać podziw. Kiedy była już gotowa, zasiadła na swym tronie, do którego prowadził długi, czerwony dywan, i zaczęła leniwie sączyć przygotowaną przez służącą herbatę. Tego dnia miała zamiar delektować się śpiewem ptaków i odpoczywać po ciężkim tygodniu pracy nad swoim kolejnym dziełem literackim. Jednak królowej nie dane było zaznać spokoju. Straże znienacka wprowadziły do pomieszczenia niedużą, koślawą postać, która kiwała się, jakby obudziły się w niej atawizmy, na ugiętych nogach.
OdpowiedzUsuń- Kimże jest to brudne dziewczę? - zapytała dobra i miłościwa władczyni.
- To dziewczę skopiowało twą powieść, królowo, i próbowało swą marną kopię sprzedać. - odpowiedział strażnik.
Królowej niemal pękło serce. Nie mogła znieść, że jedna z jej poddanych mogła podnieść rękę na jej dzieło. Królowa zawsze była taka dobra i miłościwa dla wszystkich mieszkańców królestwa, a w zamian spotkało ją coś tak ohydnego. Jej wrażliwa i delikatna dusza nie mogła tego znieść. Strażnicy już przygotowywali szafot, pewni decyzji królowej, jednak ta po raz kolejny zaskoczyła wszystkich swoją dobrocią. Podeszła do brudnej i skulonej dziewczyny, nachyliła się nad nią i szepnęła cicho. - Wybaczę ci i nie zostaniesz pozbawiona życia, jednak kara cię nie minie. Kara ta będzie zaspokajała funkcję resocjalizacyjną i rozładuje gniew społeczny, wywołany czynem, którego się dopuściłaś.
Brudaska wtuliła się w smukłą nogę królowej i zapłakała rzewnie. Jedyne, co była w stanie z siebie wydusić, to "dziękuję, najjaśniejsza". W tym samym czasie we wrota pałacu napierał wściekły tłum, który dowiedział się o tej wielkiej hańbie. Ludzie w spontanicznym i pięknym zrywie zdejmowali ze ścian siekiery, widły i szykowali się do samosądu. Tak bardzo kochali swą królową i jej twórczość literacką. Uspokoili się dopiero, gdy władczyni przekazała swój werdykt. Nikt nie śmiał dyskutować z jej decyzją. Brudaska została zamknięta w lochu, gdzie nie miała prawa znaleźć się żadna kartka papieru ani nawet fragment grafitu czy ostrego narzędzia, którym mogłaby wyłupywać niegodnie skopiowany tekst w ścianie. Królowa doglądała jej czasem i pytała, jak się czuje. Wybaczyła jej, podobnie jak Jan Paweł II wybaczył swemu zamachowcy. Brudaska pogodziła się z karą i odnalazła szczęście w małym, zimnym lochu, mimo wielu niedogodności, które towarzyszyły pobytowi w tymże. Zmieniła się i stała lepszym człowiekiem.
Ależ się uśmiałam! No, no, no. Wydaje mi się, że to bardzo typowe przedstawienie władzy totalitarnej przez zastarszonego obywatela, który mimowolnie idealizuje "władcę". Powiedziałabym: nic dodać, nic ująć.
UsuńMuszę przyznać, że nieźle piszesz. Mogłabyś wykorzystać swoje całkiem niezłe umiejętności w jakimś bardziej produktywnym celu :)
Wyjemy z koleżanką ze śmiechu jak cię czytamy dziewczyno. :D To chyba nie Anka, bo Anka tak dobrze nie pisze.
UsuńA TY SIĘ KOCHANA BIERZ ZA KOLEJNĄ CZĘŚĆ, BO JA MUSZĘ BYC JEJ BARDZO SPRAGNIONA SKORO JUŻ NAWET OPOWIESC O KROLOWEJ EF PRZECZYTAŁAM
No, ale przyznaj, że ta osoba ma całkiem niezły styl. Za dobry, jak na te osoby, które tutaj przybywają toczyć swą żółć :D Mam pewne podejrzenia, ale to najmniej istotne. Talent całkiem niezły, szkoda, że marnuje się na tego typu twórczość.
UsuńA ja właśnie otworzyłam worda. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
dobry styl to połowa sukcesu. jeszcze trzeba mieć o czym pisać a tutaj pani wypisuje opowiadania o babce ktora 7 lat temu (!) prowadziła blożka na onecie lol
UsuńMiłość Scarlett i Toma, to najpiękniejsza z możliwych pięknych miłości. Masz rację, że w dzisiejszych czasach trudno jest znaleźć takie prawdziwe uczucie, a nawet jeśli już się odnajdzie, to później ciężko jest je zatrzymać przy sobie. Bo właśnie, sama miłość nie wystarczy, potrzebna jest także praca - nad sobą, nad związkiem. Scarlett i Tom także się o tym przekonali. Nie wystarczyły same słowa, bo gdy nagle zaległa cisza, wszystko upadło...
OdpowiedzUsuńHistoria, jaką tu stworzyłaś jest tak naprawdę uniwersalna. Pokazałaś różnorodne oblicza miłości, gdzieś wokół tej jednej jedynej, która nie zawsze była idealna, ale mimo wszystko, z upływem czasu, taką się stała. Ta miłość musiała dojrzeć, oni musieli dojrzeć. I ach! Mogłabym tak ćwierkać o nich bez przerwy :D
Kocham Prinza bezgranicznie!