29 grudnia 2008

4. Teraz jest zawsze.

- Letts, co to jest sinusoida? – Liv gwałtownie zatrzymała Scarlett idącą obok niej do sali matematycznej. Schwyciła ją za oba ramiona i prześwidrowała oczami pełnymi nadziei. Scarlett roześmiała się beztrosko i pokręciła głową. Powinna być zestresowana i siedzieć z nosem w zeszycie. Jednak stwierdziła, ze zbytnie napinanie się w niczym jej nie pomoże, a wręcz przeciwnie, zaszkodzi i da satysfakcję Lockermann, a tego nie chciała.
- Pijana kreska – wystawiła Liv język i ruszając, chwyciła ją za rękę. – Za Letts zarobisz, kiedyś kopa.
- Masz mistrza w matmie, Letts. – Ignorując mordercze spojrzenie Brunetki, Liv śmiejąc się dorównała jej kroku. Minęły Mikea, który nawet nie kryjąc, że się im przyglądał i tak został niezauważony. Zacisnął dłonie w pięści i jakby lekko poczerwieniał, chciał wstać i zatrzymać ją pod byle pretekstem, jednak stanowczy uścisk Sereny idealnie współgrający z bólem, który zadawała mu, wbijając swoje długie, krwistoczerwone paznokcie w jego miękką skórę przegubu, skutecznie zatrzymał go na miejscu. Posłała mu karcące spojrzenie i powoli puściła jego nadgarstek, po którym płynęły cieniutkie stróżki krwi.
- Nie tak i nie teraz, Michael. – Unosząc brwi spojrzała na jego rękę. Wyjęła z torebki paczkę chusteczek i rzuciła mu ją. – Zetrzyj to i chodź. Bądź facetem, Mike. – Chciał jej odpowiedzieć, chciał pokazać jej, że nie może tak po prostu robić, co zechce i mieszać go z błotem, kiedy tylko będzie miała ochotę, ale ugryzł się w język. Bez Sereny nie był w stanie wiele zdziałać. Szatynka była kolejną kobietą, od której był zależny. Wstał, klnąc pod nosem i dorównał jej kroku.
Siostry trzymając się za ręce, weszły do klasy i jak zawsze usiadły w ostatniej ławce w rzędzie pod oknem. Wyjęły podręczniki. Scarlett spojrzała na Liv, ta puściła jej oczko i kiwnęła głową. Biorąc głęboki oddech, chłodno spojrzała w stronę nauczycielki. Pewność siebie, która towarzyszyła jej przed wejściem do klasy, jakby odrobinę ją opuściła. Zaczęły nachodzić ją myśli, ‘co będzie, jeśli’. Razem z nimi w jej głowie nastała absolutna pustka, wszystkie wzory, twierdzenia i regułki, zdawały się z niej wyparować. Posłała Liv krótkie spojrzenie i chwytając książkę niby od niechcenia, zaczęła ją wertować, jednak w każdym, najmniejszym geście Liv widziała rozpaczliwe poszukiwanie tego, co tak nagle jej umknęło. Chciała przypomnieć sobie choćby jeden wzór, upewnić się jakkolwiek. Liv z całkowitym opanowaniem zatrzymała jej dłonie, posyłając jedno pewne spojrzenie i zamknąwszy książkę, mocno ścisnęła dłoń Scarlett. Była pewna, że jej siostra wszystko umiała. Wierzyła, w Scarlett i jej determinację. Kątem oka spoglądała nią, twarde spojrzenie, ściągnięte usta, brak jakichkolwiek emocji. Scarlett była mistrzynią kamuflażu. Wiedziała, że to całkowite opanowanie na zewnątrz, nie odpowiadało jej wnętrzu. Wiedziała, że Scarlett najchętniej roztrzaskałaby dziennik na głowie nauczycielki i wszystko rozniosła w proch, a potem odeszła obojętnie. Była dzielna, zawsze i wszędzie, bez względu na sytuację. Nieraz wybuchowa, kłótliwa i wredna, ale zawsze dzielna. Nie dawała się złamać byle czemu. Według niej, nigdy nie działo się coś tak złego, by musiała się złamać i zapłakać. Potrafiła wrzeszczeć, wpadać w furię, działać pod wpływem chwili i konsekwentnie dążyć, do czegoś, co postanowiła, albo i milczeć, ale nigdy nie poddawała się słabościom. Nawet, jeśli chciała, nie pozwalała jej na to duma, której czasem miała, aż w nadmiarze. Była twarda, znosiła wszystko, by potem oddać to samo ze zdwojoną siłą. Zawsze myślała trzeźwo i nigdy nie dawała się wyprowadzić z równowagi. Liv czasem zazdrościła jej tego, bo choć była starsza nieraz zachowywała się niczym młodsza, rozchwiana emocjonalnie siostrzyczka. Słysząc O’Connor do odpowiedzi, obie przeszedł dreszcz. W normalnej sytuacji zapytałaby równo, która?, przeciągając ostatnią literkę. Tego dnia Liv mocno ścisnęła dłoń Scarlett, szepcząc, że da radę. Zaś sama Brunetka wstając, chwyciła zeszyt i kiwając lekko głową, ruszyła w stronę biurka matematyczki. Pewnie stawała każdy krok, choć miała wrażenie, że świat wokół niej wirował, a wewnątrz szalała, niczym opętana, niepojęta burza. Odrzuciła włosy do tyłu, które zachybotały w rytm jej kołyszących się bioder. Mijając Mikea widziała, jak wlepiał w nią te swoje maślane ślepia. Czuła na sobie te wszystkie spojrzenia. Czuła jak wiele par oczu utkwionych było w jej zgrabnych nogach, i kształtnych biodrach, które zakrywała tylko krótka spódniczka, na talii i pełnej piersi. Czuła spojrzenia pełne zazdrości i podziwu, którymi gardziła, bo jak wszyscy, były fałszywe. Myślała tylko o jednym spojrzeniu, które wyrażało więcej otuchy, niż pozostałe tamtych uczuć. Stanęła przed nauczycielką, która zdegustowana zlustrowała ją od dołu do góry. Scarlett splotła niewinnie ręce z tyłu, przenosząc ciężar ciała na prawą nogę. Nauczycielka chcąc pomęczyć ją dłużej, nie spiesząc się, wzięła jej zeszyt i powoli kartkując go, zastanawiała się nad pytaniem. W końcu zatrzymała się na jednej ze stron i kpiąco spojrzała Scarlett w oczy.
- Co to jest sinusoida?- Pierwszym, co cisnęło jej się na myśl było, że pijaną kreską, jednak wzięła głęboki oddech i wyrecytowała matematyczce całą regułkę. Potem poszło już samo. Nie pamiętała jak odpowiadała na pytania. Nie pamiętała ani formy, ani treści. Niczym terkotka udzielała odpowiedzi na pytania, rysowała wykresy i liczyła zadania. Wszystko działo się, jakby obok niej, konsekwentnie parła do przodu, nie dając się niczemu wytrącić z równowagi. Na jej puchatych policzkach wystąpiły rumieńce i licząc zagryzała wagę. Nawet Liv nie widziała jej jeszcze tak skupianej. Każda odpowiedź była bezbłędna i Lockermann nie miała, do czego się przyczepić, nawet, gdyby bardzo chciała. Po którymś z rzędu zadaniu, które nawet dla Liv wydawało się trudne, matematyczka odchrząknęła wymowie i lekko zniesmaczona spojrzała na Scarlett, która czyściła z kredy zakładkę na spódniczce. Kiedy skończyła podniosła na nauczycielkę swoje triumfalne spojrzenie i znów grzecznie splotła ręce z tyłu. – Chcąc nie chcąc muszę postawić Ci dwa, siadaj O’Connor. – Brunetka chwyciła zeszyt i skierowała się do ławki. Przechodząc obok Liv, przybiła jej piątkę i usiadła na miejscu. Miała ochotę wyjść stamtąd i upić się tą dwójką. Jednak nie zrobiła nic, nie uśmiechnęła się nawet, a jedynie spojrzała wymownie na siostrę.
- Męczyła Cię trzydzieści siedem minut. – Scarlett tylko przewróciła oczami.
*

Długa, świetliście perłowa sukienka, lekko rozszerzana ku dołowi, idealnie dopasowana, subtelnie podkreślała linię talii i wszystkie wdzięki Liv. Stała u boku Paula, tak bardzo idealna, że aż nierzeczywista. Pięknie upięte, lśniące włosy, złota biżuteria i subtelny makijaż czyniły ją jeszcze ładniejszą, niż była. Delikatnie się uśmiechała, trzymając go pod rękę. On szeroko uśmiechnięty, wręcz dumny, witał się ze znajomymi z kortu, pola golfowego czy uczelni. Każdemu z osobna przedstawiał swoją nieoficjalną narzeczoną, choć w gruncie rzeczy jeszcze się Liv nie oświadczył. Każdy z uznaniem taksował ją wzrokiem i dystyngowanie całował w rękę. Czuła się niczym eksponat w muzeum. Żaden z kolegów Paula nie miał dziewczyny, wszyscy przyszli na bankiet samotnie, jak zawsze licząc, że spotkają partię idealną. Była sensacją wieczoru, bo prócz niezamężnych córek, znajomych rodziców Paula, nie było tam dziewczyn w jej wieku. Jedynie elita. Wszyscy mówili o niej, wskazywali na nią i zastanawiali się kim była przyszła synowa Bindera, tego Bindera. Paul mówił o niej z tak niebywałym szacunkiem i tak wspaniałe słowa, że chwilami zastanawiała się, skąd to wszystko przychodziło mu do głowy, bo nigdy nie prawił jej takich komplementów. Mówił pięknie, jednak tak, jakby jej tam nie było, jakby rozmawiał o kimś nieobecnym, pomimo, że cały czas delikatnie ujmował jej dłoń i muskając jej wewnętrzną stronę kciukiem. Słuchała jego miękkiego, tak niebywale czułego tonu głosu, widziała jego błogi uśmiech i pełne podziwu spojrzenia jego kolegów. Zastanawiała się, jak to możliwe, że on przyjaźnił się z nimi, tymi nudnymi maminsynkami, którzy poza wygórowanym mniemaniem na temat własnych osób, nie posiadali nic szczególnego. Idealnie doprasowane koszule, pulowerki w serek i tweedowe marynarki, do tego te przyklejone do ich mało przystojnych twarzy uśmiechy. Paul zawsze zdawał się być wyjęty z tego sztywnego świata. Ubierał się inaczej, mówił inaczej, nawet czasem zdawało jej się, że zachowywał się inaczej, niż oni. Jednak teraz, gdy uśmiechając się słodko, miała ochotę wybiec stamtąd i się rozpłakać, widziała, że wcale nie był inny. Widać po nim było, że jak ryba w wodzie czuł się rozmawiając o golfie, tenisie, piłce nożnej, interesach ojca i wszystkich tych sprawach, które dla niej były zupełną tajemnicą, których z nią nie poruszał nigdy. Była tam, a wcale nie zrobiłoby różnicy, gdyby wyparowała. Czuła się jak chusteczka w butonierce, była przy nim i robiła za tło do jego wspaniałej osoby. Ku jej przerażeniu dostrzegała, że ani trochę nie różnił się od swojego ojca. Te same gesty, ta sama postawa, to samo postępowanie. Będąc z nim sam na sam, nie dostrzegała tego. Nie miała porównania, a teraz, gdy obaj byli w zasięgu jej wzroku, dostrzegała, że Paul z każdym dniem stawał się młodym wcieleniem Paula seniora, a ten, który uwiódł jej serce odchodził, nie odwracając się nawet za siebie. Zrobiło jej się gorąco, gdy pomyślała o mamie Paula, światowej kobiecie, elokwentnej i nadal pięknej, która wracając do domu i będąc przy mężu stawała się prochem, nic nieznaczącym dodatkiem. Widząc ją przy Paulu seniorze, widziała również i siebie towarzyszącą Paulowi. Miała wrażenie, że zrobiło jej się słabo. Odwróciła wzrok. Bała się na nią patrzeć. Od kilkunastu minut nie ruszyli się z miejsca, Paul w najlepsze rozmawiał z przyjaciółmi o spadku inflacji w kraju, a ona nie miała pojęcia, co ze sobą począć. Buty na wysokiej szpilce zaczynały ją uwierać, sukienka za mocno ściskać talię, a świat wirował, choć nie wypiła ani kropli alkoholu. W tej chwili pozazdrościła Scarlett umiejętności znoszenia takich sytuacji. Rozglądając się dokoła przestąpiła z nogi na nogę. Chwilowa fala ulgi przepłynęła przez jej ciało od stóp po samą głowę. Odetchnęła najdyskretniej jak tylko umiała i krótkim spojrzeniem obrzuciła przyjaciół Paula, wpatrzonych w niego jak w obrazek. Powoli przestawała rozumieć to wszystko, co działo się wokół niej. Przestawała rozumieć Paula i to, co działo się między nimi. Ten, kolejny już z rzędu bankiet pokazywał jej, jak świat, w który wkraczała różnił się od tego, w którym żyła. Teraz, gdy stała u jego boku nasunęło jej się pytanie, którego zadać sobie nie chciała nigdy. Czy to było jej życie? Poczuła, jak fala nieprzyjemnych dreszczy zalała jej ciało. Robiło się jej raz gorąco, a raz zimno. Znów odetchnęła, ty razem skupiając na sobie uwagę Paula i jego przyjaciół. Posłał jej lekko karcące, ale pomimo tego charakterystyczne dla siebie maślane spojrzenie. Gdy tak na nią patrzył wybuchło w niej coś, co zbierało się od początku tego nieudanego wieczoru. Miała ochotę za wszelką uciec stamtąd, jak najdalej od tych wszystkich sztywnych ludzi, udawanych uśmiechów i przebrzydle drogich, markowych ubrań i biżuterii. Taki bankiet był jedną, wielką reklamą najbardziej znanych projektantów mody. Miała dosyć zdawałoby się zwiewnej sukni, która tak naprawdę, ściskała ją tak mocno, że nawet nie mogła w pełni odetchnąć, wysokich, markowych, ale fatalnie wyprofilowanych butów i tych ciężkich kolczyków, które uwierały ją w uszy. Miała wrażenie, że jeśli za moment stamtąd nie wyjdzie oszaleje, wybuchnie i padnie na miejscu. Czuła, że się dusi, brakowało jej tlenu, a Ci wszyscy ludzie, zdawali się nacierać na nią. Serce zaczęło walić jej jak oszalałe, próbowała uspokoić oddech, próbowała znów uśmiechnąć się słodko i być broszką Paula. Nie chciała narobić mu wstydu. Nie chciała okazać się niegodną bycia dziewczyną Paula Bindera, w całym towarzystwie jego rodziców. Choć z drugiej strony, nie marzyła o niczym innym, jak o pokazaniu swojego prawdziwego oblicza. Miała dosyć tej grzecznej, ułożonej Liv Hannah, która zawsze z uśmiechem na twarzy raczyła idealnością. Jednak nie teraz, to nie był ten moment. Paul byłby wściekły. Ona kochała go przecież i nie chciała, by się złościł. Wiedziała, że bankiety u rodziców i ich znajomych były dla Paula bardzo ważne. Wyrabiał sobie opinię i od tego wiele zależało. Zmusiła się, by stworzyć na swej buzi choćby cień uśmiechu i grzecznie przeprosiwszy, najszybciej jak umiała i przede wszystkim, jak przystało, wyszła na taras. Ciało Liv otuliło mroźne powietrze, wywołując gęsią skórkę, jednak to zamiast ją zniechęcić sprawiło, że odetchnęła z ulgą. Wreszcie po kilku godzinach niebytu poczuła, że żyła. Na dworze nie było wiatru. Przed nią rozpościerał się ogromny ogród pokryty grubą warstwą śniegu, a temperatura powietrza musiała sięgać daleko poniżej zera. Było jej tak przeraźliwie zimno, a jednocześnie tak bardzo dobrze. Oddychała pełną piersią i nawet ciasna sukienka nie przeszkadzała jej w tym. Oparła się rękoma o marmurową balustradę i patrzyła w rozgwieżdżone niebo. Na moment zapomniała o tym, co ją otaczało, o tym, że za chwilę będzie musiała tam wrócić. Poczuła lekkość, która zniknęła wraz z pojawieniem się Paula, który podszedłszy do niej znienacka, mocno chwycił ją za przedramię i odwrócił przodem do siebie. Wszystko działo się tak szybko, że nawet nie zarejestrowała faktu, że to jej ukochany Paul nagle stał się taki brutalny.
- Ała, to boli. – Próbowała wyszarpnąć rękę, jednak jego uścisk tylko się wzmocnił.
- Co Ty, do cholery wyprawiasz?! – Szeptał głośno, by ktokolwiek przypadkiem ich nie usłyszał, rozglądając się nerwowo, co chwilę. Spojrzała w jego rozwścieczone oczy i poczuła lęk. To nie był jej Paul.
- Puść mnie, to boli. Źle się poczułam. Tam jest duszno, tłoczno, wiesz, że nie lubię takich imprez. – Znów daremnie spróbowała uwolnić rękę. Patrzyła w jego oczy, które z wściekłych stały się nienaturalnie chmurne. Już nie tak spokojne i kojąco szare.
- Nie lubisz mojego życia? Tak mnie szanujesz? Co z Ciebie za dama? Jak zachowujesz się w towarzystwie! Przynosisz mi wstyd! Nigdy nie będziesz prawdziwą damą, jeśli się nie zmienisz!
- Paul, opanuj się. Spójrz, co robisz. Krzywdzisz mnie. – Wyszeptała, a chłopak jakby burząc się z amoku, spojrzał na swoją dłoń i jak oparzony puścił rękę Liv. Wpatrywał się w siny ślad na jej przedramieniu, oddychając niespokojnie.
- Przepraszam, Kotku. Wiesz, że nie chciałem. – Mocno przytulił ją do siebie. Pogładził czule po plecach i wyczuwając na nich gęsią skórkę, puścił ją i zdjąwszy marynarkę, nałożył ją na Liv. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się dobrotliwie. – Wszystko już w porządku? – Mimowolnie pokiwała głową, a on jakby spokojniejszy ucałował ją w czoło i objął ramieniem. – Wracajmy, bo sobie coś pomyślą. – Oparł głowę na jej głowie i poprowadził z powrotem do paszczy lwa, a ona nie umiała się sprzeciwić.
*

Calutki dzień solennie obserwowała Liv, przygnębienie wylewało się z każdego jej słowa, oczy stały się chmurne i niebotycznie smutne, a uśmiech zniknął gdzieś głęboko w jej wnętrzu. Rodzice może wierzyli, albo chcieli wierzyć, że jej podły nastrój spowodowany był niewyspaniem, przemęczeniem, nauką i zbyt dużą liczbą obowiązków. Jednak Scarlett przez lata nabyła umiejętność rozszyfrowywania nastrojów Liv. Wiedziała doskonale, że na bankiecie musiało coś się stać i to nie takie małe coś, skoro Liv była tak bardzo przybita. Jej ciekawość skrzętnie tłumiona zmartwieniem wzrastała przez cały dzień. Dawała Liv znaki, czekała, jednak brunetka zdawała się nie zauważać niczego. Machinalnie wykonywała swoje zadania, a kiedy tylko mogła znikała w swoim pokoju. Kogo, jak kogo, ale przygnębienie Liv działało na nią szczególnie źle. Gdzieś w połowie drogi między pokojem, a kuchnią umyślała sobie, że nie miała zamiaru dłużej patrzeć, jak jej siostra się męczyła. Odstawiła półmisek na najbliższą szafkę i chwyciła za rękę idącą za nią Liv. Nie zwracając uwagi na jej protest pociągnęła ją za sobą w stronę schodów.
- Scarlett, wariatko! Jak niosę talerze! – Scarlett zatrzymała się gwałtownie i spoglądając na naczynia, jak na najbardziej absurdalną rzecz pod słońcem, teatralnie przewróciła oczami. Bez zastanowienia odebrała je Liv i postawiła na komódce przy schodach. Nie pozwalając jej na jakiekolwiek inne protesty, pociągnęła ją za sobą na górę, wprost do jej pokoju. Puściła jej rękę dopiero, gdy były w pomieszczeniu i skrzętnie zamykała za sobą drzwi. Podniosła spojrzenie na siostrę, która beznamiętnie siadała na swoim łóżku, lokując wzrok w jakimś punkcie za oknem. Była lekko przygarbiona, włosy miała byle jak związane w kucyk, a powyciągane dresy i ogromny podkoszulek sprawiały, że wyglądała jeszcze żałośniej. Scarlett potarła rękoma ramiona i wzdychając, usiadła naprzeciw niej.
- Liv Hannah O’Connor, jeśli zaraz nie powiesz mi, co Ci jest, to wyciągnę to z Ciebie siłą. – Dosłownie na kilka sekund, na twarzy Liv dało się zauważyć smutny uśmiech, który przygasł równie szybko, jak się pojawił. Scarlett z poważną miną pogroziła jej palcem, by zaraz ująć jej dłonie w swoje, posyłając ciepłe spojrzenie.
- Nic nie jest, Scarlett. Wszystko toczy się swoimi torami, a ja jak ten wagonik mknę tam, gdzie mnie poprowadzą.
- Liv nie wagonikuj mi tu. Co oni Ci tam wczoraj zrobili? – Obruszyła się na miejscu, mocniej ściskając dłonie brunetki. Spuściła wzrok i nie patrząc Scarlett w oczy, wzruszyła ramionami.  Wiedziała, że kiedy Scarlett spojrzy jej w oczy, to polegnie. Spojrzenie jej siostry miało w sobie coś specyficznego, hipnotyzującego i nawet ona posiadaczka, rzekomo identycznego, nie potrafiła mu nie ulec. Czuła się dziwnie źle. Od kiedy wróciła z Paulem na salę bankietową miała nieustanne wrażenie, że się dusi. Coś ściskało ją za serce i odbierało spokój. Nie umiała się na niczym skupić, nic dokładnie zrobić, na dobrą sprawę nie wiedziała, dlaczego tak się działo, bardziej nie chciała wiedzieć. Z jednej strony miała ogromną ochotę wykrzyczeć Scarlett wszystko, co ją bolało. Jednak z drugiej strony wiedziała, że sama obrała tą drogę. Nie była z Paulem, bo ktoś jej kazał, dla jego pieniędzy, nie chciała prezentów, przyjmowała tylko te okazyjne i nie lubiła, gdy były zbyt drogie. Nie chciała mu być nic dłużna, nie chciała czuć się gorsza przez to, że nie mogła mu odpłacić tym samym. Suknie, pantofle i biżuterię, które otrzymywała od jego matki oddawała po każdym przyjęciu, choć nie musiała tego robić. Nie widziała gorszej opcji, jak być zależną od niego. Była z Paulem, bo był wspaniałym człowiekiem, który nauczył ją miłości i pokazał, że uczucie nie musi wiązać się tylko z ciałem, ale z duszą też. Uczył ją słuchać duszy. Paul wyciągnął ją z dołka, w którym w gruncie rzeczy było jej dobrze, jednak z nim było jej lepiej. Na zasadzie kontrastu mogła wyliczyć wszystkie zalety związku z nim, jednak spoglądając na nie teraz, dochodziła do wniosku, że ich liczba niebezpiecznie się kurczyła. Nie chciała przestać w niego wierzyć. Nie chciała przestać być mu wdzięczną za te wielogodzinne rozmowy, spacery, za to, że pokazał jej inne życie. Jednak znów myśl o tym przysłaniała inna, zupełnie ją przecząca. To inne życie przerodziło się w życie jego życiem, w jej życie jego życiem. Wsiąknęła w nie, zostawiając swoje jak obłocone buty na wycieraczce. Przy nim zapominała o wygłupach, przy nim musiała pilnować, co i jak mówiła. Przy nim była damą, zupełnie nieskazitelną, duszą towarzystwa. Najbardziej przykre było to, że kiedyś na początku, kiedy poznawali się, kiedy odnajdywała się w jego świecie, kiedy uczyła się go, było zupełnie inaczej. Paul był zupełnie inny. Skupiając wzrok na drobnych kwiatkach, którymi usłana była jej pościel, wyswobodziła swoje dłonie z uścisku Scarlett i zaczęła niby od niechcenia obracać na placu drobny, złoty pierścionek. Nie lubiła złota, ale Paul owszem.
- Nic mi nie zrobili, Scarlett. Chyba sama sobie robię. Kocham Paula, Scarlett. Ja naprawdę go kocham. – kładąc nacisk na ostatnie zdanie, jakby bardziej chciała przekonać samą siebie niż siostrę, podciągnęła się w stronę poduszki i mocno się w nią wtuliła. Nie chcąc czuć na sobie palącego spojrzenia Scarlett, mocno zacisnęła powieki, próbując wmówić sobie, że brunetka wcale na nią nie patrzyła, wcale nie miała takich ogromnych, smutnych, zmartwionych oczu, wcale nie skubała kołdry i wcale jej tam nie było. Wmawiała sobie, że była sama i, że ani trochę nie miała ochoty się rozpłakać. Zaciskała powieki i za wszelką cenę próbowała sobie wyobrazić, że już była noc i że słodko spała. Tak sobie mocno wyobrażała to wszystko, że aż sama nie mogła w to uwierzyć. Była tam, rozdzierająca niepewność krajała jej serce, umysł świdrowało tysiące natrętnych pytań, a nią całą nieustępliwe spojrzenie, Scarlett, które czuła, po prostu czuła. Mocniej wtuliła twarz w poduszkę i wstrzymała oddech. Wiedziała, że gdyby pozwoliła sobie na westchnienie, czara przelałaby się i wybuchłaby płaczem, a tego nie chciała, nie teraz i nie, dlatego. Pomimo tego, że coraz bardziej brakowało jej tchu zacięcie, nawet nie drgnęła. Scarlett sapnęła i usadowiła się za jej plecami. Położyła się przy niej i wspierając się na ugiętej ręce, drugą zaczęła delikatnie gładzić ją po włosach.
- Możesz milczeć, możesz dusić to w sobie, możesz nawet nie oddychać, możesz siebie okłamywać, ale ja wiem, że cierpisz i dlatego będę przy Tobie. Będę. – Westchnęła i ucałowała głowę Liv, a w tym samym momencie po pokoju poniósł się jej gorzki szloch. Scarlett mocno przytuliła ją do siebie, gładząc dalej. – Płacz maleńka, płacz. Wyrzuć wszystko z siebie. – Kompletnie nie miała pojęcia, co tak dotknęło Liv, jednak zdawała sobie sprawę z tego, że związek z Paulem nie dawał jej tylu radości, co wcześniej. Nie chodziło rozpromieniona, nie uśmiechała się na wspomnienie o nim. Jednak cały czas powtarzała, że bardzo go kochała. Scarlett nie chciała ingerować w tą jej wizję miłości, jednak patrząc na gasnącą Liv, przestawała wierzyć w jej siłę. Nie myślała o tym, że ręka cierpła jej coraz bardziej i że było jej niewygodnie. Nie wiedziała też, jak długo tak trwała przy Liv, jednak na dworze zapadły już egipskie ciemności. Spazmatyczny szloch brunetki przerodził się w łkanie, poduszka zrobiła się całkiem mokra. Oczy miała zapuchnięte, a nos zatkany. Była całkowicie wymęczona tym płaczem, ale jednocześnie zrobiło się o niebo lżej. Kamień, który ciążył na jej sercu znikł i miała wrażenie, że mogła dalej iść swoją drogą. Czując przy sobie Scarlett czuła się dziwnie spokojna i bezpieczna. Nawet nie zauważyła, kiedy przestała łkać, głośno westchnęła. Brunetka nadal była przy niej i ruszając się z miejsca, ani o centymetr głaskała ją po głowie, jak niegdyś mama przed snem i też zrobiła się taka bardzo senna. Czuła, jakby powieki miała z ołowiu. Próbowała utkwić je jednej z gwiazdek mrugających na niebie, jednak nie była w stanie, bo obraz jak na złość rozmywał się jej przed oczami. Milczała. Nie chciała niczym, żadnym słowem burzyć tej chwili, bo wiedziała, że na słowa przyjdzie jeszcze czas. Pozwoliła sobie płynąć. Scarlett słysząc, że Liv zaczęła wreszcie równomiernie oddychać, podniosła się i spojrzawszy na jej buzię upewniła się, czy śpi. Liv miała taki błogi wyraz twarzy, jaki dawno nie gościł na jej buzi. Najdelikatniej jak umiała przeszła nad nią i zeszła z posłania. Westchnęła i nakryła brunetkę ciepłym, polarowym. kocem. Ucałowała ją w czoło i z lekkim uśmiechem, cicho wyszła z pokoju.

Ich bin hier und jetzt bei dir,
ich bin immer, aber immer nicht besteht.
Jetzt ist immer.
*

Mocny zapach piwa mieszający się z przyjemnymi aromatami imbiru i goździków, unosiły się w powietrzu, tworząc specyficznie dziwną atmosferę, rodem z bawarskich piwiarni. Lubili tam chadzać, bo prócz znawców i smakoszy piwa nie było tam ani tłumów, ani gapiów, ani nikogo, kto mógłby im przeszkodzić. Zwłaszcza w rozmowach, o które od pewnego czasu musieli walczyć. Blondyn przechylając kufel w różne strony, uparcie przyglądał się napojowi, który obijał się o jego ścianki. Przyglądał się rdzawo bursztynowej barwie piwa i zastanawiał się, jak zacząć. Georg był jego najlepszym przyjacielem i w zasadzie nigdy nie miał problemów z mówieniem mu o czymkolwiek, ale teraz czuł potrzebę ubrania swoich uczuć w specyficzne słowa, tak by, choć w małej części oddały to, co siedziało w jego wnętrzu. Potrzebował czasu, bo z Nienacka odnalazł to, czego nie szukał, na co tak usilnie czekał. Choć bardzo pragnął miłości, nigdy nie afiszował się z nią, musiał nauczyć się obycia z nią. Musiał przywyknąć, że nie był już sam w tłumie, że pomimo tylu ludzi wokół był przy nim jeszcze ktoś, kto samym milczeniem czynił go najszczęśliwszym. Minęło już sporo czasu odkąd ją znał, była jego najsłodszą tajemnicą, którą nosił głęboko w sercu i pomimo tego, że było mu trochę głupio przed Georgiem i bliźniakami, w gruncie rzeczy też, trzymać ją w tajemnicy, to i tak nie żałował, bo czuł, że ten czas pozwolił mu przywyknąć do beztroskiego szczęścia, którego uczyła go z każdym dniem. Był trudnym uczniem, bo lata spędzone w samotności odebrały mu wiele beztroski, jednak ona anielsko cierpliwa dawała mu więcej, niż ona sam był kiedykolwiek komuś ofiarować i pierwszy raz czuł, że naprawdę kochał. Utkwił swoje spojrzenie w pełnych oczekiwania zielonych oczach przyjaciela, kilka razy otwierał i zamykał usta, szukając odpowiedniego początku, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Takie banalne, powiedzieć przyjacielowi, że znalazł kogoś, kogo darzył uczuciem i to z wzajemnością, ale jemu to się wydawało nienaturalnie trudne. Upił łyk piwa i zaczął po raz kolejny, najprościej jak umiał.
- Zakochałem się. – Oczy Szatyna wydały mu się przynajmniej trzy razy większy, a twarz przybrała wyraz, jakby zobaczył ducha, jednak zaraz po tym wpłynął na ją pokrzepiający, szeroki uśmiech.
- Zaskoczyłeś mnie.
- Wiem. Sam jestem zaskoczony. – Georg roześmiał się, a Gustav zaraz mu zawtórował mu.
- Zdrowie. – Uniósł do góry kufel na znak toastu i Blondyn zaraz zrobił to samo. – Co, jak, gdzie i kiedy? – Wyciągnął się wygonie na krześle, nie spuszczając wzroku z Gustava.
- Ma na imię Caroline. Jest jak anioł. Śliczna, delikatna, mądra, znamy się tak krótko, a mnie się zdaje, że wie lepiej ode mnie, dokąd zmierzam. Jest taka tajemnicza i silna w swojej słabości. Wiesz, może nie jest jakąś miss mokrego podkoszulka, ale jest taka wyjątkowa… - Całkiem rozczulony upił kolejny łyk piwa. Georg przyglądał mu się wnikliwie, był zupełnie innym człowiekiem, niż ten, którego znał do tej pory. Żywo gestykulował, inaczej mówił, patrzyła, zachowywał się. Nikt nie zauważył, że Gustav wciąż pisał gdzieś, dzwonił, że był rozmarzony, nieskoncentrowany, mylił się na próbach, był jeszcze bardziej milczący i nieobecny. Gustav był po prostu szczęśliwi, a oni, a on jego przyjaciel tego nie zauważył. Choć ucieszył się jego szczęściem, w okolicach serca, coś go nieprzyjemnie zakuło. Gustav, który nie afiszował się ze swoimi uczuciami, który był zawsze skromny i cichy, dostał to, czego on tak bardzo podświadomie pragnął. To, czego szukał, co noc z inną kobietą. Miłość i szczere zainteresowanie.  Pokiwał pobłażliwie głową, a na jego ustach zabłąkał się uśmiech.
- Szczęściarz.
- Wiem. Może powinienem powiedzieć Ci wcześniej, ale musiałem nauczyć się żyć, żyć nie samotnie. I wiesz, co? To cholernie fajnie uczucie wiedzieć, że ona tam czeka na mnie i… wiesz, co jeszcze? Wywróciła moje życie totalnie do góry nogami, ale dobrze mi z tym, bo ktoś wreszcie zburzył ten mój pieprzony porządek. – Uśmiechnął się do basisty, gdy wtórował im brzęk obijającego się o siebie szkła. 
*

Na korytarzach panował hałas. Liv znów nie było w szkole. Nudziło się jej, nawet doprowadzanie do szewskiej pasji matematyczki nie było bardzo atrakcyjne. Siedziała na ostatnim krzesełku pod samą ścianą, zaplatając ręce na piersiach. Nieświadomie przekrzywiając głowę w lewą stronę i lekko rozchylając wargi, przyglądała się wszystkim uczniom. Zsunęła się niżej na oparciu i założyła nogę na nogę. Krótka spódniczka ukazywała większą część jej zgrabnych nóg, a wysokie kozaki, tylko potęgowały to wrażenie. Nie było chłopaka, który by tego nie zauważył.  Świadomie prowokowała, w duchu nabijając się ze słabości wszystkich samców. Zdawała sobie sprawę z tego, co robiła i było jej z tym absolutnie dobrze, bo znów brała górę. Dokładnie lustrowała każdą mijająca ją postać, robiąc jej w duchu wnikliwą psychoanalizę i nie wyciągała zbyt ciekawych wniosków. Zakompleksieni kujoni wgapiali się w nią udając, że tego nie robili, a szkolni playboye obrzucali ją lubieżnymi spojrzeniami, które zbywała ignoranckim prychnięciem. Zdawała sobie sprawę z tego, że przeczyła swojemu zachowaniu, ale taka już była jej natura. Bezwzględna, robiła, co chciała i z kim chciała, a nikomu było mieszać się do tego. Bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę, że prowokowała, że uwodziła, że kusiła, ale nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Była świadoma swojej cielesności i byle, jakie słowo jej nie satysfakcjonowało. Wiedziała, że te spojrzenia niosły za sobą tak samo podziw, jak i nienawiść. Choć przywykła już do tego, lubiła siać kontrowersję. Lubiła widzieć to poruszenie, kiedy przypadkiem otarła się o któregoś z nich. Lubiła czuć władzę. Lubiła decydować, czy choćby spojrzeć na któregoś z nich, czy odjeść obojętnie. Lubiła też zazdrość w oczach kobiet i dziewczyn, które piorunowały ją spojrzeniami, kiedy mijała je zalotnie kręcąc biodrami i wysoko unosząc głowę, bo miała coś, czego nie miały one. Lubiła zawsze stawiać na swoim, nie korzyć się przed nikim, nie przepraszać i nie żałować. Miała swój własny dekalog, który przestrzegała, bez względu na wszystko i wszystkich. Nie chciała być zwyczajnym towarem, eksponatem na wystawie, choć sama świadomie nie kryła się przed światem. Walczyła o szacunek i honor, gardząc tymi, którzy próbowali je naruszyć. Nie była kolejną słodką idiotką, która mdlała, słysząc tandetny komplement, albo pogwizdywanie na swój widok. Gardziła tym, bo dla niej to jedynie oznaka cielesnej fascynacji. Dosyć miała tego wokół siebie, zbierała ten kwiat, co dzień, bez jakiejkolwiek szczerości, prawdziwości. Nienawidziła tego, a jednak dalej robiła swoje, bo to ona miała łamać ramki i znosić stereotypy. Przymrużyła lekko oczy, gdy pojawiła się przed nią postać Mikea. Bezczelnie zlustrowała jego postać od stóp do głów. Skejt, takich lubiła. Niegrzeczny chłopiec, przystojny i pewny siebie, w dodatku te jego ciemne oczy. Grzechu wart. Jedynym, co go całkowicie dyskwalifikowało w jej oczach był charakter. Był przebrzydłym egoistą, którego interesowały jedynie pieniądze, dobry seks i imprezy. Myślał, że mógł wszystko ze wszystkimi. Do tej pory nikt nie wyprowadził go z błędu. Scarlett postanowiła, że będzie pierwszą, która go skutecznie sprowadzi na ziemie, nie cierpiała jego pyszałkowatości. Miał zamglone spojrzenie i jak zwykle uwodzicielski wyraz twarzy. Och, tak, w końcu wszystkie na to leciały. Uśmiechnął się, jak ostatni szelma i usiadł obok niej. Prychnęła znając jego zamiary. Chciał znów uraczyć ją tanim tekstem i wymusić na niej randkę, która dla niej była mega utopią, a dla niego skończyłaby się w łóżku. Przewróciła teatralnie oczami, nie zmieniając punktu patrzenia. Całkiem go zignorowała. Mike nieprzyczajony do takiego zachowania, choć cały dygotał od wewnątrz, zachował swoją pozę i nie przestawał się przyglądać jej profilowi. Jego oddech stał się szybszy, przy niej tracił kontrolę, a tego nie lubił. Za to całkowicie przejmowała ją ona, była tak bardzo obojętna, a wręcz wroga, że nie mógł tego pojąć. Dlaczego nie potrafił do niej niczym dotrzeć? Dlaczego z taką precyzja odpierała każde jego słowo, kiedy do innych docierał szybciej niż planował, dlaczego inne ulegały jego jednemu uśmiechowi, a na nią nie jest wstanie zadziałać, absolutnie nic?! Ona nie była, jak inne, ona była jedyna w swoim rodzaju i dlatego żadna broń nie była w stanie jej pokonać, ale on miał przecież Serenę. Aktorkę idealną, która potrafiła wcielić się w każda rolę. Miała wpływ na ludzi, czy tego chcieli czy też nie i on był najlepszym tego przykładem. Kręciła nim, jak zechciała, tak samo jak Scarlett, już druga kobieta, nad którą nie potrafił zapanować. Odwróciła się energicznie lokując na nim swoje poirytowane spojrzenie. Błękit jej oczu był tak bardzo intensywny, że aż trudno mu było nie spuścić wzroku. Tańczyły w nim iskry wściekłości i gdyby mogła, zabiłaby go nimi. Choć zewnętrznie była całkowicie opanowana, widział w jej wnętrzu burzę, w dodatku on był jej sprawcą. Wzburzał w niej jakieś uczucia, a to już postęp. W końcu od nienawiści do łóżka jeden krok.
- Zasapiesz się zarz. Brudna jestem, czy jak?
- Co?
- Ni co. – Prychnęła.
- Ja podziwiam, Scarlett.
- To nie muzeum, Miller. Odwal się z łaski swojej, albo powiedz, po co mi głowę zawracasz.
- Może wybierzemy się gdzieś razem, wieczorem, co? – Znów prychnęła i pokręciła głową.
- Czy ja wyglądam na taką, co by chciała? – Lubieżnie zlustrował jej ciało od stóp do głowy, zatrzymując się dłużej na garncu między jej udami, a spódniczką, a później na jej klatce piersiowej, która okazale unosiła się i opadała. Miała ochotę mu przyłożyć, jednak nie zrobiła nic, mroziła go spojrzeniem, szykując sławę niepochlebnych słów dla niego. Gdy znów wlepiał w nią to swoje zalotne spojrzenie i miał powiedzieć, że jak najbardziej, tuż przy nich pojawiała się wysoka szatynką, posiadaczka niewątpliwie dłuższych i zgrabniejszych nóg, jędrniejszej pupy, szczuplejszej talii i większych piersi, niż Scarlett, co Brunetce się wcale nie podobało. Serena przyłączyła się do ich klasy powtarzać ją po raz trzeci. Brak wiedzy nie ujmował jej inteligencji, ani sprytu, ani przekory, ani ty bardziej morza wredoty, które w sobie nosiła. Szatynka była szkolną sensacją, póki jej widok nie zaczął nudzić, niczym nie zastawiała, pomimo swojej szczerości robiła wszystko pod ludzi, by nadal być gwiazdą, jednak to nie działało na nikogo i tak jej fenomen ucichł. Nie mogła się z tym pogodzić, o czym świadczyło jej mało skromne zachowanie w szkole. Stanęła na tyle blisko, by delikatnie ocierać się kolanem o nogę Mikea, z pobłażliwie i zdecydowanie nieszczerze spojrzała na niego i pokiwała głową.
- Mike, Mike, Mike, dajże jej spokój. Musisz popracować nad gadką. – Scarlett prychnęła widząc jak chłopak machnął ręką i odszedł niezadowolony. – Ten typ tak ma, że póki nie zdobędzie, to walczy, czasem nieudolnie, ale to tylko facet. Nie możemy od niego zbyt dużo wymagać.
- Wiem. – Brunetka odrobinę zbita z tropu przyglądała się Serenie, która z delikatnym uśmiechem patrzyła na znikającego Mikea. Potem przeniosła swoje spojrzenie na Scarlett i uśmiechnęła się szeroko.
- Nigdy nie miałyśmy okazji się lepiej poznać. Musimy to zmienić. Sadzę, że uszyto nas z jednej materii.
- Tak, tak. – Pozwoliła sobie lekko odwzajemnić uśmiech i sama się sobie dziwiąc chętnie uścisnęła dłoń Szatynki. – Koniecznie.


Show must go on.
*

Zbiegłszy lekko po schodach, minęła drzwi wejściowe i wchodząc w zakręt do kuchni, gwałtownie zatrzymała się, ledwo hamując. Głośny dzwonek do drzwi natarczywie zadzwonił kilka razy, więc odrzucając do tyły niesforne włosy, które zasłoniły jej pole widzenia podczas hamowania i podeszła do drzwi. Przez judasza widziała tylko chłopaka we wściekle niebieskiej kurtce, zeskrobującego coś ze swego przedramienia. Zmarszczyła brwi i otworzyła. Zimne powietrze owiało jej ciało i wystąpiła na nim gęsia skórka, wzdrygnęła się zakaszlała wymownie, zwracając uwagę zaabsorbowanego plamką na kurtce chłopaka. Obrzuciła go krytycznym spojrzeniem, jednak większa uwagę niż on skupił na niej wielki pakunek, który miał przy sobie. Uśmiechnął się fachowo i wyprostował, można rzec, że aż przesadnie.
- Szukam panny Scarlett, czy mieszka tutaj taka?
- Mieszka.
- Można ją prosić, przesyłka do rąk własnych.
- Gdzie pokwitować?
- Eeem… tu. – Podał jej dokument na twardej podkładce, gdzie złożyła swój podpis. Kiedy mu ją oddała, w jej rękach znalazł się ów pakunek, który przyniósł. Ledwo mieszcząc się z nim w drzwiach, z równie dużą trudnością, najszybciej jak umiała wtargała go do swojego pokoju i usadowiwszy się przy nim na podłodze, niecierpliwie rozerwała papier, którego strzępki wylądowały w każdej możliwej części pokoju. Jej oczom ukazał się ogromny, puchaty miś, który prawie dorównywał jej wzrostem. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana. Był beżowy, a łapki, pyszczek i krawacik pod szyją miał ciemniejsze. Był taki uroczy, że aż jej mowę odebrało. Do sporej kokardy na jego szyi przyczepiona była koperta. Niedbale rozerwała ją i przebiegła wzrokiem po tekście, zatrzymując się dłużej na podpisie. Bacznie wpatrywała się w trzy literki, które składały się w imię, które znała tak dobrze. Mimo wolnie na jej buzię wkradł się czuły uśmiech, westchnęła i wróciła do początku tekstu.

‘Pewnie jesteś zdziwiona, co? Prędzej byś się pewnie spodziewała samego prezydenta, niż tego oto osobnika. Ja wiem, że byłaś w pełni bezinteresowna, ale ja człowiek materialista, celebrujący zasadę ‘coś za coś’, czułem wewnętrzną potrzebę zrekompensowania Ci wszystkich strat moralnych spowodowanych moją skromną osobą, w stanie całkowitej nieważkości.
Mam nadzieję, że Pan Miś przypadł Ci do gustu.

Do zobaczenia wieczorem, Scarlett.

                                                                                  Tom’

- Nawet bardzo. – Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i mocno przytuliła się do pluszaka. Zdając sobie sprawę, że zachowywała się całkowicie anormalnie, roześmiała się i zatonęła między miękkimi łapkami misia. Był taki mięciutki i przyjemny w dotyku i pachniał tak… pachniał jego perfumami. Biorąc głęboki oddech, jeszcze mocniej się do niego przytuliła. Pluszak nie wytrzymał napięcia i przechylił się do tyłu, a ona nieprzygotowana na to, poleciała razem z nim. Wylądowali na podłodze i zanim zdążyła się zorientować się, co się stało, w pokoju rozniósł się donośny śmiech Liv.
- Brawo, brawo, brawo dla tej pani. – Ukucnęła przy zszokowanej Scarlett, która ani na chwilę nie puściła misia. – Skąd go masz?
- Dostałam.
- Od Toma.
- A skąd wiesz? – Brunetka zrobiła niewinną minę, Wstając i podnosząc pluszaka ze sobą. Był ciężki i duży, ale podobał się jej niemożliwie. Zapałała do niego takim wielkim uczuciem, jakim nie darzyła niejednego człowieka. Ten miś był idealny i tylko tata i Liv go przebijali. Usadowiła go na swoim łóżku i sama usiadła obok.
- To widać. – Liv uśmiechając się cwaniacko podeszła do niej i poczochrała jej włosy.
- Spadaj.
- Prawda w oczy kole. – Wystawiła język do Scarlett i roześmiana, opuściła jej pokój.
*

Piątek.

Nie mogła się powstrzymać, żeby po występie nie podejść do niego, schodząc do garderoby widziała go jeszcze samego. Jak zawsze siedział przy stoliku i pił whisky, jakby niczego się nie nauczył. Kiedy wchodziła na scenę zostawił wszystko i słuchał wpatrując się w nią. Na jego twarzy błąkał się uśmiech, a kiedy skończyła pierwszy bił brawo. Potem uniósł szklaneczkę na toast i wypił jej zawartość jednym haustem, jak zawsze. Liczyła, że nadal będzie sam, kiedy już przebrana wyszła na salę, jednak na liczeniu się skończyło, bo przy jego stoliku siedział wypindrzony rudzielec, której sukienka miała mniejsza powierzchnię, niż bielizna Brunetki. Sapnęła i kręcąc głową podeszła do nich. Nie zwracając uwagi na dziewczynę flirtującą z Tomem ile wlazło i miziającą go nagą stopą po nodze, niestety obrusy na stolikach były małe, zatem nie zwracając na nią uwagi przysiadła na stoliku zabierając jej z widoku Toma, który ewidentnie zdziwił się jej przyjściem. Zwróciła na siebie uwagę niektórych gości, jednak na to też nie zwróciła uwagi. Odstawiła kawałeczek dalej butelkę i popielniczkę, wygodniej usadawiając się na stoliczku i założyła nogę na nogę. Oczom Toma w prawie pełnej krasie ukazała się zgrabna noga Scarlett. Nie spiesząc się z czymkolwiek podciągnęła wyżej kozaka i wygładziła zakładki na sweterku, po krótkim namyśle, plisowaną spódniczkę zostawiła w spokoju. Wręcz celebrowała sięgające granic możliwości poirytowanie tej Rudej, która się do Toma przyplątała. Dopiero wtedy utkwiła w nim swoje spojrzenie. Był wyraźnie rozbawiony, jednak nie wiedziała czy jej przyjściem, czy też rozwścieczoną Rudą, którą Scarlett do tej pory próbowała ignorować. Klepała ją lekko w bok, mamrocząc, coś pod nosem. Odwróciła się piorunując ją spojrzeniem.
- Ej, no! Spadaj stąd. Ja byłam pierwsza.
- Uważaj paniusiu, bo Cię klepnę, a to Ci za dobrze nie wróży. Pierwsza. – Prychnęła. – A co to? Promocja? - Warknęła i spojrzała znów na Toma, który był wyraźnie zadowolony, że spierały się o niego. Opróżnił kolejną szklaneczkę whisky. – Przyszłam podziękować za misia. – Opierając ręce na blacie stolika, lekko przekrzywiła głowę i posłała mu delikatny uśmiech.
- Już podziękowałaś, a teraz spadaj. – Ruda nie zamierzała dać za wygraną. Cały czas zawzięcie klepała Brunetkę w bok.
- Dwa razy się powtarzać nie będę. – Fuknęła na nią.
-Że co? Misia?
- Podoba się Ci się? – Ignorując, opóźniony refleks Rudej skupiła znów swoją uwagę na Tomie, który cały czas z zainteresowaniem śledził ich spór. Teraz posłał Scarlett zmysłowy uśmiech i spojrzał jej prosto w oczy. Choć nie dała po sobie niczego poznać przez jej ciało przeszedł dreszcz. Nim zaczęła mówić, podniósł się z oparcia i przysunął bliżej niej, choć muzyka nie grała głośno i słyszał ją dobrze. Był na tyle, blisko, że ramieniem lekko dotykał jej boku, a uniesiona głowa ręki. Jego lekko zamglone oczy dokładnie lustrowały jej buzię, a usta cały czas układały się w uśmiech, przygaszony, ale uśmiech. Było stanowczo za gorąco. Poczuła takie dziwne coś, co sparaliżowało jej ruchy. Wzięła głęboki oddech i czując, że się rumieni i lekko pchnęła go boczkiem.
- Pewnie, że mi się podoba. Będę z nim spać.
- Szczęściarz.  - Uniósł do góry brew i nie mogąc dłużej się opanować omiótł spojrzeniem jej ciało, poczynając od długich nóg, które zakrywała tylko ta nieszczęsna spódniczka, talii, która z bliska idealna nie była, ale zdecydowanie bardziej zmysłowa, niż pięćdziesiąt kilka centymetrów Rudej. Nie mógł powstrzymać się, aby nie zatrzymać oczu na krągłym biuście, który o zgrozo był vis a vis jego spojrzenia i wreszcie znów śliczna buzia, która spochmurniała i już się nie uśmiechała, a wręcz przeciwnie. Scarlett zmrużyła oczy i spiorunowała go spojrzeniem, nie miał pojęcia, dlaczego, ale czuł, że walnął gafę. Zeskoczyła z gracją ze stolika i spojrzała najpierw na niego butnie, a później, a całkiem wyprowadzoną z równowagi Rudą. Spojrzała na zapełnioną szklaneczkę whisky i uniosła ją jak do toastu, patrząc jej prosto w oczy, a potem bez mrugnięcia okiem wylała całą jej zawartość na białą bluzeczkę dziewczyny. Zostawiała zszokowaną dwójkę spoglądającą to na siebie, to na Scarlett i odeszła z gracją, unosząc głowę. Nie była eksponatem, musiał się tego nauczyć. Kiedy Brunetka zniknęła im z oczu rozwścieczona dziewczyna, spiorunowała Toma wzrokiem.
- Wariatka! A Ty… a Ty… dałeś jej misia? – Chłopak wzruszył ramionami, nalewając whisky do szklaneczki. – Dupek. – Warknęła i wstawszy od stolika szybko wyszła z sali. Został sam z whisky, która była jedynym pewniakiem tego wieczoru. Roześmiał się pod nosem, wspominając widok oburzonej Rudej, nawet nie zapytał, jak miała na imię. Zaś Scarlett, jej zbulwersowana buzia, wydęte wargi i ten rumieniec, była po prostu urocza i zaczynał lubić, gdy się denerwowała. Jednak lepiej, by było, gdyby wiedział, dlaczego. Rzucił banknot na stolik i opuścił lokal.

Sobota.

Śpiewając ani razu nie spojrzała na niego. To zbiło go całkiem z tropu, bo nie miał pojęcia, czym tak ją zdenerwował. Było mu jakoś tak dziwnie, kiedy nie czuł, że będąc daleko była blisko. Cała jej ignorancja sprawiła, że coś mu nie grało. Po występie zaraz poszła do domu, co też było niezwyczajne. Siedząc tam i pijąc zastanawiał się, o co mogło jej chodzić. Bez niej ten klub był jakiś pusty, nie chciało mu się tam siedzieć. Tego wieczoru śpiewała zupełnie inaczej, piosenka była wręcz nabuzowana emocjami. Inaczej niż zazwyczaj. Teraz, gdy wiedział, że nie było jej nawet za kulisami, szukał okazji, żeby wyjść. Nie chciał tego robić sam. Nie czekał długo. Przy barze spotkał zgrabną Blondynkę, która nie stawiała większych oporów do tego, by wyjść razem z nim. Tego wieczoru nie miał, komu skinąć na pożegnanie. Czuł się nieusatysfakcjonowany.

Niedziela.

Trochę zrezygnowany wszedł do lokalu. Był odrobinę później niż zwykle, Scarlett już śpiewała. Przystanął na moment, by posłuchać do końca. Krótka marynarska sukienka, idealnie pasowała do niej tego wieczoru. Piosenka i żywa gestykulacja też. Podobało mu się, jak zawsze. Kiedy skończyła przecisnął się do swojego stolika. Niemalże wbiło go w ziemię, gdy zobaczył, że ktoś już przy nim siedział. Jacyś ludzie, których ani trochę nie obchodziło, to, co działo się wokół nich, ani tym bardziej występ, Scarlett. Zacisnął dłonie w pięści. Zagotowało się w nim. Nie wiedział, dlaczego, poczuł się urażony, tym, że ktoś siedział na jego miejscu. Wycofując się, spojrzał na nią, udawała, że nie patrzyła w jego stronę, jednak na jej rozemocjonowanej buzi malowała się satysfakcja. Była górą, odebrała mu coś, co stanowiło pewną część całości, dla której przychodził do tego klubu. Zakłóciła pewien element jego rytuału. Posłał jej wrogie spojrzenie, jednak, Scarlett prychając po prostu, zeszła ze sceny. Zignorowała go, sprowadziła do parteru, pokazała swoją wyższość. Zdawał sobie sprawę, że miała butę we krwi, jednak nie spodziewał się, że … że sprowadzi go na ziemię. To była jej mała zemsta, za coś, co zrobił, gdy przyszła podziękować za misia. Nie miał pojęcia, czym mógł ją tak zdenerwować. Udał się do baru i siadając przy nim, zamówił butelkę whisky. Czuł rozgoryczenie. Nie miał pojęcia, dlaczego, ale tego wieczoru wszystko było mu obojętne. Miał dosyć myślenia o Scarlett, zespole, chłopakach, miał dosyć siebie. Wyłączył umysł i zaśmiecając go żadną myślą, kochał się z jego najwierniejszą kochanką. Nie liczył, nie mierzył, wlewał w siebie kolejne porcje alkoholu. Jakby chciał jej zrobić na złość, tylko nie wpadł na to, że robił na złość tylko sobie. W pewnej chwili odechciało mu się nawet whisky. Siedział wpatrzony w butelkę, pozwalając, by te wszystkie myśli, od których opędzał się cały wieczór, napadły na jego umysł, jak chmara wygłodniałych sępów. Nagle zaczęła boleć go głowa i poczuł napływającą złość. Na siebie, na nią, na ten klub, na cały świat. Uświadomiła mu, że nie zawsze mógł mieć, co chciał. Tylko, z jakiej racji to robiła. Po co mieszała się jego życia. Dlaczego nie pozwalała mu tak po prostu upaść i taplać się w brudach jego dna. Poirytowanie Toma rosło. Urażona męska duma w połączeniu z dużą ilością alkoholu we krwi tworzyła mieszankę wybuchową. Nawet nie zauważył, że była obok za barem i wycierała szklanki, kątem oka przyglądając mu się. Na jego buzi malowała się złość. Wyglądał, jakby walczył sam ze sobą, co chwila zaciskał pięści i mruczał coś pod nosem. Udając, że go tam nie było, całą swoją uwagę skupiła na polerowaniu szklanek. Fale wściekłości przychodziły i odchodziły objawiając się raz gorącem, raz zimnem zalewającym jego ciało. Miał ochotę coś rozwalić. Miał ochotę unicestwić cały świat ze sobą na czele. Ostatnimi czasy tylko Scarlett była sprawczynią takich wahań jego nastrojów. Nie pomyślałby, że kiedyś będzie na nią zły. Tamtego wieczoru zburzyła swój obraz w jego oczach. Już nie była słodką, acz pyskatą dziewczynką, najgorsze było to, że przez to intrygowała go coraz bardziej. Ta myśl przelała czarę goryczy. Czuł się uzależniony od jakiejś kobiety. Nie on, nie Tom Kaulitz. Zerwał się z miejsca i kilkoma susami pokonał salę i dopadłszy do ‘swojego’ stolika, wywrócił go. Ludzie siedzący przy nim odskoczyli jak oparzeni, klnąc na niego, jednak furia przesłaniająca jego umysł sprawiała, że nie widział, nie słyszał, tylko czuł. Ze zdwojoną siłą. Wywróciwszy też i krzesła, kopnął mocno w blat stolika. Poczuł w nodze przeszywający ból. Nawet się nie skrzywił, nienawistnym spojrzeniem powiódł po całej sali, szukając czegoś, na czym mógłby wyładować swoją złość. Zamiast tego zobaczył dwóch ochroniarzy idących w jego stronę, ich miny nie wróżyły nic dobrego. Tuż przed nimi wyrosła poirytowana Scarlett, która zatrzymawszy ich, chwyciła Toma za bluzę i nie patyczkując się z nim, po prostu pociągnęła go za sobą z taką siłą, o jaką nigdy by się nie podejrzewała. Nieprzygotowany na taką reakcję pozwolił się doprowadzić prawie do samego wyjścia, gdzie wyrwał się z jej uścisku, piorunując ją spojrzeniem, gdy energicznie odwróciła się w jego stronę.
- Co Ci do cholery odbiło?
- Co mnie odbiło? To ja rzucam stolikami po całej sali? Weź się czasem zastanów. Najpierw zalewasz się w trupa, a potem chcesz rozpierdzielić wszystko i to ja mam się zastanowić, tak?
- A kto Ci się każe wpieprzać w moje życie, co?
- Dobre pytanie. Dobrze panie i władco, następnym razem każę zostawić Cię na mrozie i z pana boga Toma Kaulitza zostanie sopelek. Jestem ciekawa, co na to powiedzą te wszystkie biedaczki, których nie zdążyłeś jeszcze przelecieć. Będą zawiedzione! – fuknęła oddychając ciężko i zaciskając dłonie w piąstki. Oczy miała tak ciemne i tak rozeźlone, jak jeszcze nigdy. Nie widział, by przybrały taki odcień. Zaklął w duchu, że w takiej chwili przejmował się kolorem jej oczu. Poczuł kolejną napływającą falę złości. Nie podejrzewałby się o to, że tyle jej w sobie miał.
- Gówno wiesz!
- Ach tak, prawda w oczy kolce, co panie Casanovo?! Nie masz się dzisiaj, na kim wyżyć, żadna naiwna się nie trafiła, to jesteś dla odmiany człowiek demolka! Myślisz, że jak będziesz się wiecznie bawił w zagubionego Księcia, co ma gdzieś wszystko i wszystkich, to znajdzie się taka naiwna Księżniczka, co to będzie chciała znosić?! Przejrzyj na oczy, Tom!
- Wariatka! Myślisz, że jak się koło mnie zakręcisz, to coś zyskasz? Czasem trzeba się wykazać, a raczej pokazać, moja słodka. – Wysyczał patrząc jej prosto w oczy. Nadęła policzki mrużąc swoje, piąstki zaciskała już tak mocno, że aż czuła, jak paznokcie przecinają jej skórę.
- Niewyżyty seksualnie alkoholik! – Nie kontrolując się, mimowolnie zamachnął się mocno, zatrzymując rękę kilka centymetrów od jej rumianego policzka. Przeraził się siebie, zaś Scarlett nawet nie drgnęła. Nienawistnie wpatrywała się w jego roziskrzone oczy, oddychając tak szybko, że prawie brakło jej tchu. – No dalej uderz mnie! – Jej słowa głucho odbijały się w jego głowie. Zapałał nienawiścią. Tym razem tylko i wyłącznie do siebie. - Nie dosyć, że staczający się pijaczyna to jeszcze damski bokser! No dalej, nie wstydź się. Wszyscy patrzą, jaki pan Kaulitz jest mocny.. – Zacisnęła zęby wpatrując się w niego nienawistnie. W lokalu panowała idealna cisza przerywana tylko ich krzykami i podenerwowanymi szeptami gości. Nie dbała o to, że wszyscy patrzą. Nie bolało ją to, że chciał ją uderzyć. Najgorsze było to, że upadł już tak nisko. W jego oczach spostrzegła przerażenie, zacisnął dłoń w pięść i powoli ją opuścił. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Spuściła wzrok i przechodząc między ochroniarzami zniknęła w swojej garderobie.

Save me from myself.

23 komentarze:

  1. omamooo! tego się nie spodziewałam.. chciał podnieść na nią rękę?! i ona dalej się w to pakuje, bo widzi tylko jak nisko upadł i jaki jest przygnębiony życiem. szkoda mi i jej, i jego. chociaż jej chyba bardziej.. bo pomóc komuś takiemu nie będzie łatwo.
    aahh, tak bardzo uwielbiam to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Tom'sGirl

    30 grudnia 2008 o 21:44
    przeczytałam to już po raz któryś z kolei, bo nie wiem jakim cudem, za każdym razem, gdy czytam, to jakiś inny jest ten odcinek. w każdym razie; wspominałam, że uwielbiam Scarlett?. jej charakter i wygląd też. dla wszystkich jest taka wredna, tylko Tomem się przejmuje, to ma chłopak szczęście. którego nie docenia, głupek jeden. -,- niech no by ją tylko spróbował uderzyć!. z jakiś dziwnych, nawet mi samej nie znanych powodów sytuacja, gdy wywalał stolik, wydała mi się strasznie śmieszna. ale potem już nie. -,- ma dziewczyna co do niego racje. ale ona go zmieni, nie?. ;> on będzie księciem, a ona księżniczką. xD. już się nie mogę doczekać, normalnie. xD. ale wracając do tego odcinka. ta sytuacja z misiem była absolutnie słodka, ja bym się nie pogniewała jakby mi Tom takiego dał. i to, jak za niego dziękowała, w połączeniu z obudzeniem rudej także było boskie. Scarlett górą, yeah!. ;D ona normalnie boska jest, ale to już mówiłam. xd. jak tak dalej pójdzie, to ja Ci tu wychwalę każdy wątek, a komentarz będzie tak długi, że się nie opublikuje, więc jeszcze trochę sobie pogadam i idę. xd. ale mi się podoba każde zdanie, które Ty piszesz, masz taki fajny sposób pisania, że Ci mogę pozazdrościć tylko. i tak dokładnie stworzyłaś życie i osobowość każdego bohatera. ja to juz po prostu kocham i jestem totalnie uzależniona od Prinza. no, to tyle. xd. a, zapomniałabym!. Liv zamiast samej sobie wmawiać głupoty, mogłaby rzucić Paula w cholerę i żyć pełnią życia, o. xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Aveen
    29 grudnia 2008 o 23:18
    czy ja mogę dostać coś do picia ;pnotka super…taka długa…i….czy mogę prosić o więcej?Gustav czy Georg-straciłam rachubę- który się zakochał?A czy ja też mogę prosić takiego misia od Toma?I wogóle ciekawe co miedzy nimi będzie, bo kłótniabyła osrta.czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Gje.
    30 grudnia 2008 o 00:10
    Nie wagonikuj mi tu. – zakochałam się w tym zdaniu. Przeczytałam je dobre 5 razy i nie mogłam skończyć się cieszyć. ^^ Co do notki to hm. Tak tyci tyci długa i tak tyci tyci mi się spodobała, o. Mam nadzieje, że dobrze zrozumiałaś to co napisałam. Dobra, koniec tych idiotycznych wywodów.Cieszę się, że mogłam przystąpić do tego „Twojego świata”. Jakoś specjalnie się nie odznaczam, ale zawsze coś. ^^ No bo przecież fani Prinz’a należą do tego świata nie? ;ddNo. ;ppi muszę Ci powiedzieć, że masz szczęście.Powinnaś się cieszyć – i pewnie się cieszysz (tak jak ja! ;dd a nawet bardziej), że to co tworzysz zostało docenione, bo jest wiele dobrych opowiadań, które sławą się nie cieszą. Żebyś źle nie zrozumiała – nie chodzi mi tu o ilość komentarzy i super statystyke. Chodzi mi o tą satysfakcje, o motywacje czyli o sens tego co ludzie wypisują. I wiesz, że jest ktoś komu się to podoba, ktoś kto wchodzi tu z własnej woli, kto zatraca się i przejmuje dalszym ciągiem tej opowieści. To jest coś pięknego.I wiele osób może Ci tego pozazdrościć. To wg mnie bardzo cenny skarb.Chyba nalepszy prezent, jaki można dostać od czytelników.Motywacje, satysfakcje, radość i takie przyjemne ‚ciepełko’. ^^I ja Ci zazdrosze tak bardzo, jak podoba mi się to opowiadanie. Czyli emm.. ^^Bo coś tam bazgrałam, nie wiem czy mi to wychodziło, czy nie, ale mogłam liczyć jedynie na opinie moich przyjaciółek. Tak czy tak napisałyby, że fajnie. Nawet jakbym opisała coś zupełnie idiotycznego i 0 krytyki. Może nie słusznie odebrałam to jako komentowanie tak o, dla picu, że się tak wyraże. Ale to nie jest ważne.Mam wrażenie, że szanujesz czytelników, że Ci na nich zależy i Prinz nie jest zwykłąhistoryjką, lecz jest cząstką Ciebie. Podoba mi się to. (koniec z tyci tyci).I cieszę się, że dobrze Ci się czytało te głupoty. ^^ Jeżeli dobrniesz do końca tego komentarza, togratulacje. ^^ Troche takie pierniczenie o „Szopenie” ale tak już mam. ^^Pozdrawiam.A mnie informować o notkach nie trzeba, ja wchodze tu codziennie, jak i na reszte lubianych blogów. ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Katalin
    30 grudnia 2008 o 10:03
    Nie mogłam spać przez Ciebie i oto jestem! xD Kto to widział, żeby wstawać tak wcześnie! Ale zżerała mnie ciekawość i musiałam wstać. Ledwo jeszcze na oczy widzę, literki się na początku jeszcze zlewały, ale już jest coraz lepiej^^ Za wszelkie literówki z góry przepraszam. A z pewnością jakieś się tu pojawia z wyżej wymienionego powodu.Ten obraz Toma mnie przeraził. Alkohol alkoholem, ale nie spodziewałam się, że mógłby podnieść na Nią rękę…Podziwiam Scarlett za to, że ona potrafiła zobaczyć to, czego nikt inny pewnie nie zobaczył. Ona nie wkurzyła się na Toma o to, że chciał ją uderzyć, ona przeraziła się tym, że tak nisko upadł. To było piękne. I tak wizualnie przedstawiłaś upadającego jeszcze bardziej Toma. Chociaż już się wydawało, że bedzie pięknie ładnie wszystko. Wielki miś, słodki list, szmery bajery i wszystko cacy. To tak jakby było dwóch Tomów. Liv i Paul…Odnosze wrażenie, że Paul jest niezrównoważony psychicznie…To było przerażające kiedyją tak chwycił i był jakby w amoku i nagle się otrząsnął. Jakby naprawdę był jakiś chory…A moze on ma problemy sam ze sobą? Bo z jednej strony chciałby byc taki prawdziwy i naturalny jak Liv była kiedy ją poznał, a z drugiej strony przecież od urodzenia otoczony był tym swiatem idealnym i nie za bardzo potrafiłby z niego ‚wyjść’ W sumie on też jest troche takim zagubionym księciem. Może Liv miała byc jego Księżniczką? Ja wierzę, ze gdzieś głeboko w nim jest zalązek normalnego człowieka, który żyje w normalnym świecie, tylko on musiałby pozwolić mu się rozwijac. Ja nie wiem jak Ty to robisz, ale kiedy Liv się dusiła na bankiecie to mi zaczynało brakowac powietrza i było mi autentycznie słabo xD I tak się zastanawiam, dlaczego na początku dałas ten sam opis sceny, co w poprzednim odcinku? A relacje miedzy rodzeństwem, szczegolnie takie, jakie Ty tu przedstawiasz, zawsze mnie będa rozczulać. „Nie wagonikuj mi tu” ^^ A co do Scarlett- strach się bac! Ale ten dialog with Mike był boski „Bo się zasapiesz zaraz” (czy jakoś tak) Tak myślę teraz czy nie zapomniałam napisać o czymś i pewnie zapomniałam. W razie czego, jak się juz obudze to pomyslę jeszcze raz. A teraz….KAWYYYY xDP.S. Śniłas mi się^^ Opowiem Ci na gg.P.P.S Moze napiszesz nowa epopeje narodowa pt „Pan Tom”? xDUwielbiam, wielbię i w ogóle och i ach <3 :**

    OdpowiedzUsuń

  6. ~Brida

    30 grudnia 2008 o 12:59
    łohoho!! Ale ten Tom mnie wkurzył. No wiecie co? Ale był pijany… W sumie to żadne usprawiedliwienie, ale jakies tam jest ;)Gutek się zakochał, ja to wiedziałam od początku, kiedy oni się spotkali ;D A Geo jaki zazdrośnik, dobrze, ze nie pokazał tego, że zazdrosci mu tej miłosci…W ogole nada się nie zmieniło moje nastawienie do Liv, bo kurde się dziewczyna niepoczebnie meczy. Przeciez widać, ze Paul jest takim zwykłym snobem. No widać czarno na bialym! Niech ona przejrzy na oczy, bo wynajmę Scarlett i ona jej dokopie:D A tak w ogole, to mogliby już się poznać. Wiesz kogo mam na mysli xDI dobrze, ze Scar utarła nosa temu głupiemu babsztylowi. Widać, że dziewczyna umie i niech no tylko mama Scar powie, ze dziewczyna nie bedzie mogła ruszyć ze swoją karierą, to… bedzie kiepsko:(Ale bedzie Gibson.W ogole notka była miszczoska xDKurde, jak sobie pomyślę, że znow musze robić spam i w ogole, to mi sie odechciewa tego wszystkiego.No ale nic. Narazie spadam, bo na 15 musze isc do pracy. do 22;/wiec dzis nie pogadamy;/;/;/Kocham Cię słonko:*:*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. ~esmeralda
    30 grudnia 2008 o 12:24
    Jej. Tego się nie spodziewałam. To opowiadanie jest nieprzewidywalne.A zawsze jak skończę czytać, to dostaję nagłego całkowitego otępienia. Mój mózg wyłącza się z obiegu i nie potrafię sklecić nawet najprostszego zdania w komentarzu. Czuję się ostatni głupek i na dodatek śmieję się sama do siebie (tak, tak, dziękuję za radę, która zapewne ciśnie Ci się na usta, ale psychiatra tu nie pomoże ;)) W każdym razie treść Twojego opowiadania ma na mnie tak wielki wpływ. Ja nie bez powodu nazwałam je najlepszym opowiadaniem, jakie dotychczas czytałam! Wiedziałam to od początku. I z każdym zdaniem kocham je jeszcze bardziej i bardziej! Jak czytam te perfekcyjne opisy to szaleje we mnie burza emocji. Niech no by tylko ktoś próbował mi w tym przeszkodzić, to na własnej skórze poczułby co to znaczy wpaść w szał bojowy… Gdy czytam, świat dla mnie nie istnieje, towarzyszę Scarlett w każdym kroku. Rany, ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, wszystko jest tak ładnie przemyślane, splata się w całość, tworzy artystyczną jedność. No, kocham, no! Cóż się będziemy rozdrabniać w słowa, choćbyśmy przypisali Prinzowi wszystkie pozytywne epitety, to wciąż byłoby niedopowiedzeniem. Wiedz, że teraz przede mną okrutny czas wyczekiwania na następną notkę… Łącz wyrazy współczucia w mej przeraźliwej męce, może to coś zelży. Choć prawdziwą ulgę przyniesie dopiero numerek 5 z tytułem nowego posta ^^ Tak że jak chcesz pomóc mi, bidulce, to wiesz co robić ;) Niech moc Czarodziejek będzie z Tobą! A tak w ogóle to jak możesz nie lubić najbardziej Bany Tsukino tylko jakąś tam niebieską?! Ja wiem, że Twoja luba może nacisnąć na kolczyk i wyskakują jej wtedy na oczy takie bajernackie oklurki, no ale Bany jest lepsza ^^ Tylko ona może tak ładnie krzyknąć: „Czarodziejski diademie, działaj!!” xDCałuję mocno <3

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Freiheit

    30 grudnia 2008 o 22:19
    Jeszcze raz bardzo, bardzo dziekuję za dedykację. x**Podziękuję Tobie także za 40 minut przebywania w Twoim magicznym świecie, dziękuję za taką Ją i takiego Jego, dziekuję za to, że jesteś i piszesz.Gustavowi pogratuluję szczęścia.Z Liv pogrążę się w smutku.Zbluzgam w myślach Paula.I w ogóle po prostu wkroczę na chwilę do ich świata. Pobędę tam, posłucham, porozglądam się. Pożyję ich życiem.Tom to odmożdżona świnia. Widać, że nawet myśleć nie potrafi. ;xI, do jasnej cho.lery, niech rzuci tą swoją alhokolową kochanę, bo jak sam tego nie zrobi, to mu pomogę. No! xdKocham. <3.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Layla
    30 grudnia 2008 o 19:27
    Ależ mnie ten Kaulitz denerwuje! Ja rozumiem, że alkohol robi z człowieka, co mu się jawnie podoba i że on może nie panować nad sobą, ale to już jest chyba przesada. Ona mu pomaga, a on tutaj jakieś głupoty odwala. Chyba powinien w końcu zrozumieć, że ona nie jest taka, jak te wszystkie inne, co na niego lecą za kasę. Teraz chciał ją uderzyć, to może za niedługo będzie miał ochotę zgwałcić. Nakręciłam się trochę, ale mnie wkurzył ;d Bardzo dobrze, że pokazała tej nauczycielce, na co ją stać. Możliwe, że teraz bedzie miała spokój, bo znam takie wstrętne baby, co pytają, kiedy ktoś nie potrafi, a jak już się nauczy, to olewają, żeby nie dać dobrej oceny. A Paul też mnie denedruje. Liv powinna to przemyśleć. Niby jej pomógł i go kocha, ale też zaczyna tracić nad sobą panowanie. Och i w ogóle ten odcinek taki przepełniony agresją ;] Czekam na następny odcinek i pozdrawiam serdecznie ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Nichole
    30 grudnia 2008 o 19:37
    Och jak coś znajdę to na pewno ci napiszę. :) Nawet mi się udało! ,,Scarlett spojrzała na Liv, ta puściła jej oczko i kiwnęła głową. Biorąc głęboki oddech chłodno spojrzała w stronę nauczycielki.” dwa razy powtórzyłaś ,,spojrzała”. Wiem, głupoty piszę, ale to opowiadanie jest tak absolutnie idealne, że można się ,,doczepić” tylko czegoś naprawdę błahego, a odcinek jak zawsze świetny, super… co tam jeszcze? Inne takie, cóż za płytką wypowiedź wystawiłam. Tak czekałam na ten odcinek, a teraz nie wiem co powiedzieć, może ,,dziękuję za to opowiadanie”? Chyba jakoś to brzmi, ciał.

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Anneliese.
    31 grudnia 2008 o 01:29
    Normalnie.. Uwielbiam. Po tej zaistniałej sytuacji między Scarlett a Tomem, na pewno coś mu do mózgu przemówiło. Jestem tego pewna. Jednak szkoda, że zachował się tak, jak Mike, który pragnie tylko ciała S., a nie tego, co najważniejsze. Cieszę się, że Gustav jest szczęśliwy z Caroline, musi być naprawdę świetna, skoro stracił dla niej głowę. A widzę, że i tu Georg obrał taktykę taką, jak Tom. Ciekawe czy wyjdzie mu to na dobry, czy przeciwnie? A Liv, biedna Liv, tyle powiem. Sądzę, że utwierdza się w tym przekonaniu, że kocha Paula tylko dlatego, że jest mu cholernie wdzięczna za to, że zdołał pokazać jej ten świat, gdzie można kochać i być lepszym. A jednocześnie zaszufladkował ją w s wo i m życiu, gdzie tak łatwo ją umieścił, że teraz boi się z niego wydostać.. Szkoda, że dopiero teraz zobaczyła, jak to naprawdę jest w jego krainie, do której ją zapraszał, a ona tak ufnie za nim podążyła. Ona siebie okłamuję, a On potrzebuje jej tylko do tego, by dopełniała jego idealną osobę wśród jego bogatych kolegów i kolegów jego ojca. Niech się z tego wyplącze jak najszybciej.

    OdpowiedzUsuń
  12. ~Orangee
    31 grudnia 2008 o 02:04
    bardzo fajne opowiadanie ;) udanego sylwestra zyczee

    OdpowiedzUsuń
  13. Atropos_Es
    1 stycznia 2009 o 15:05
    Blog Roku 2008. Wow. Tak Ci powiem, że ten konkurs jest komercyjny trochę i z deczka głupkowaty, ale to tylko moje skromne zdanie. Powiem Ci, że lubię sceny Scarlett – Tom. I lubię Twojego Toma. Z jednej strony jest najmilszym facetem na świecie, a z drugiej potrafi być prawdziwym draniem. Właśnie taki charakter według mnie pasuje do niego najlepiej (może dlatego, że ja lobie zabawy sado-maso o.O). Lubię Twój sposób budowania opisów. Niby używasz zwykłych słów, a jednak mają one w sobie pewien rodzaj magii.(A i tak w ogóle to znalazłam błąd xD. Powinno być „Show must go on.” a nie „Show must go one.” Pewnie w innych okolicznościach nie zwróciłabym uwagi, ale twórczość Queen i Freddie’go Mercury’ego jest szczególnie bliska :). No to na tyle).Pozdrawiam :*.P.S. Tak w ogóle to Ty nie próbuj mi draniować tego Paula bo jak mam sentyment do tego imienia. A zresztą Ty chyba wiesz najlepiej xD

    OdpowiedzUsuń
  14. ~panna P.!
    1 stycznia 2009 o 15:25
    Wystarczy, że przez chwilę oderwę się od internetowego świata, a robią mi się ogromne zaległości. Ale taki los ludzki ;))Intryguje, a jednocześnie odstrasza mnie postać Michaela. Odnoszę wrażenie, że poza tym iż jest egoistycznym draniem chcącym zdobyć każdą, równocześnie jest zamkniętym we własnej klatce niewolnikiem ludzkich działań. Serena ewidentnie manipuluje jego poczynieniami zmuszając go do czynienia tego co ona chce, a on bez żadnego ‚ale’ pozwala jej na to. No, ale w sumie mają układ. Zawarli pakt, który nie będzie miły dla samej Scarlett.Swoja drogą to ta matematyczka naprawdę jest na nią cięta. Żeby 37 minut dręczyć biedną Scarl! To karygodne, ale przyznam, że moja biologiczka jest identyczna. Eh, nauczyciele… I oni jeszcze śmią prosić o nasz szacunek, pf!Satysfakcja jaką Scarlett otrzymała dostając b. pozytywną ocenę z pewnością wynagrodziła jej każdą sekundę tych tortur. Ona pozwoli dojść jej do celu o który tak zacięcie walczy. ‚Tylko marzenia się liczą i trzeba o nie walczyć.’ – Ten tekst idealnie pasował by do Scarllet, gdyby zamienić ‚tylko’ na ‚głównie’, bo dla niej nie liczą się tylko marzenia. Dla niej ważne jest też szczęście Liv co idealnie ukazałaś w scenie, kiedy Hannah cierpiąc na chciała przyjąć pomocy. Jednak determinacja i zawziętość Scarl wygrały ze słabością Liv. Więź jaka łączy te dwie dziewczyny jest idealna. Jestem pewna, że każda z czytelniczek chciała by mieć takie kontakty ze swoim rodzeństwem. Niektóre z pewnością takie mają, lecz rzadko kiedy zdarza się, aby to ukazywano. Bo łatwiej jest sie kłócić i irytować niż spędzać ze sobą czas. Każdy chce być kochany, a nikt nie umie okazywać miłości.I kto tu zrozumie człowieczeństwo? No ale przejdźmy dalej. Paul… Ten typ to już tak ma. Krzywdzi, zadaje ból, a później myśli, że krótkie słowo ‚przepraszam’ wystarczy. Owszem, wystarczy jak rozumie się swój błąd i próbuje go naprawić. Ale, kiedy chcąc pokazać się innym z jak najlepszej strony unieszczęśliwiając przy tym najbliższe sobie osoby… Wtedy to nie wystarczy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałoby się powiedzieć ‚dwie twarze każdy ma, pierwszą tylko ona zna, drugą widzi świat’. Myślę, że postać Paula pokazuje odzwierciedlenie ludzi każdego pokrewieństwa. Pokazuje to jacy są w gronie rodziny, a jacy w towarzystwie. Dorośli w pracy, czy na spotkaniu z przyjaciółmi chcą opowiadać o swoich sukcesach, o tym jak rozwijają się ich pociechy, chcą dzielić się swoimi umiejętnościami, ale w żadnym wypadku nie chcą przyznać się do domowych problemów, czy upadków jakie ostatnio spotkały ich w karierze. Chcą być najlepsi i doskonali w swej niedoskonałości. Starsi podobnie uwielbiają opowiadać o swoich wnukach, o tym co udało się im osiągnąć, o tym jak dużo jeszcze chcieliby zrobić, jednak nigdy nie chcą przyznać się do choroby jaka ich trapi, czy do problemów jakie ich dopadły. Cierpią po kryjomy. W tajemnicy chodzą do lekarzy, odwiedzają apteki… Chcą być postrzegani za zdrowych i pełnych życia. Chcą być perfekcyjni w swej nieperfekcyjności. A młodzi? Młodzi zachowują się tak samo. Czy są ze znajomymi, przyjaciółmi czy z wrogami chcą być w centrum zainteresowania. Przechwalają się, opowiadają o swoich połówkach, opowiadają o przeżyciach wakacyjnych.. Jednak tylko jedno różni ich w tym wszystkim o dorosłych i starszych ludzi… Młodzi umieją zwierzać się ze swoich problemów. Umieją o nich mówić. I tego od nas, ludzi przez wszystkich uważanych za niedojrzałych, dorośli powinni sie od nas uczyć.Ah, panowie G&G ;)). 100% przyjaźń jest wtedy, kiedy umiemy cieszyć się ze szczęścia naszego przyjaciela. Georg umie i to jest wspaniałe. Oh, ta scena z misiem była przeuorcza. Miło jest dostawać prezenty, a jeszcze milej od osoby, która jest dla nas na swój sposób ważna. Kaulitz idealnie trafił w gust Scarl, no ale w sumie, jakiej lasce taki pluszak by się nie spodobał? ;))Haha, Ruda mnie rozwaliła. Zapłon myśleniowy to ona ma zabójczy xD. No poklepała sobie to i dostała za swoje xD.A szanowny pan T. zachował się w piątek jak ostatni dup.ek. A potem jeszcze się dziwi, że w sobotę na niego nie spojrzała. Phi, też mi coś. Faceci uważają nas za przedmioty, które będą mieć na skinienie palca, a jak powiedziała Scarl my nie jesteśmy posągami z muzeum, więc powinni się liczyć gdzie, kiedy i jak pada ich wzrok. Nigdy nie dostaną nic na pstryknięcie palców. Za to w niedziele Kaulitz zaszalał. Już niżej upaść nie może. Właśnie taka są postrzegane kobiety przez mężczyzn. Jak powiedzą prawdę, wyznają ich sekrety to należy im się chłosta i poniżenie. W tej scenie znowu odezwała się zawziętość Scarl i prawidłowo. Najważniejsze, że nie odpuściła. Ciekawa jestem czy Tom przyjdzie na kolejny występ i zajmie ‚swój’ zdemolowany stolik.No to wszystko. Lov ;*

      Usuń
  15. ~Traumfängerin
    1 stycznia 2009 o 21:41
    :: 22:04:34O. Mój. Boże. To Twój najlepszy rozdział, zdajesz sobie z tego sprawę? Zacznę od końca, póki emocje są jeszcze gorące :D. Tak jak napisałam pierwsze zdanie, tak teraz siedzę i się zastanawiam, jak najlepiej ująć to, co chcę wyrazić. Tak kłótnia to było prawdziwe mistrzostwo. Ale nie dzięki ich wypowiedziom, które i tak były wspaniałe. Dzięki tym zdaniom pomiędzy, tym opisom uczuć nimi targającymi i ich myślami. Bardzo, ale to bardzo podobał mi się koniec, gdy Tom chciał ją uderzyć, a ona się nie odsunęła. I padło to zdanie – „Nie bolało ją to, że chciał ją uderzyć. Najgorsze było to, że upadł już tak nisko.” To jest coś wspaniałego. Kocham w tym zdaniu ich oboje. Cała ta scena w barze jest przefantastyczna :D.O misiu już wiesz. Ale pozwolisz, że jeszcze sobie popiszczę (coś dzisiaj cały czas przez Ciebie piszczę :D). Zachowanie Scarlett po jego rozpakowaniu, to jak go przytuliła i osunęła się razem z nim na podłogę… To było genialne :D. Dzisiaj rano miałam humor do kitu, delikatnie mówiąc, ale dzięki temu misiowi skończę ten dzień w szampańskim humorze xDD.Aha, i oczywiście, jak mogłam przegapić Rudą i tą całą scenkę… przeszłaś dziś samą siebie.Gdy Scarlett tak łatwo ‚wpadła’ w Serenę… Zawiodłam się na niej, ale to może wynika z tego, że ja wiem jaka okropna jest Serena, a Scarlett nie. Ale i tak… W ogóle, tak patrząc na ten opis zanim Mike do niej podchodzi… Przyszło mi do głowy, że gdybym ją znała tak ze szkoły, uczęszczała z nią na lekcje itd., to na pewno miałabym o niej z góry wyrobioną opinię i jej nie lubiła. To mi dało taką małą nauczkę, żeby nie oceniać ludzi po okładce, czy szatach or whatever ^^. Cieszę się, że jej dobrze poszło na lekcji matematyki ^^. Ale strasznie mi namieszałaś. Jakim cudem one chodzą do tej samej klasy? Myslałam, że Liv jest starsza. Czy to w takim razie bliźniaczki? A jeśli to już w którymś z poprzednich rozdziałów było, to strasznie przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  16. Sneaky
    1 stycznia 2009 o 22:07
    Huh, zawitałam! Nowy rok przyszedł, nowe postanowienia, ahh.. Tęskniłam za tym blogiem i widzę, jak wiele się tutaj zmieniło. Nadgoniłam historię, a teraz czekam na nowy rozdział. Oczywiście, przed nim skomentuję te, które już się ukazały.Na samym początku podchodziłam do tego bloga sceptycznie, przyznaję się. Może dlatego nie mogłam się też przemóc i szybciej przeczytać. Wydawało mi się, że zakończenie Infantilla i rozpoczęcie od początku to nie za bardzo dobry pomysł. Chyba przywiązałam się do tamtego bloga za bardzo. Teraz jednak wiem, że dobrze zrobiłaś.Czytając Prinza, czułam coś bardzo dziwnego. Uważałam, że czytając te 4 rozdziały (prolog przeczytałam na samym początku), nie będę mogła w ogóle skończyć. Dlatego też jestem rozczarowana (a to dziwne), że już się skończyło i teraz, podobnie jak inni, będę musiała czekać cierpliwie na piątkę, szóstkę czy siódemkę. Ale mimo wszystko wiem, że z pewnością warto będzie poczekać na te kolejne rozdziały. Nie przeczytałam opowiadania Dunst, dlatego też nie mogę stwierdzić, kto, komu dorównuje. Poza tym, uważam, że to naprawdę głupie. Każdy pisze na swój magiczny sposób, w który potrafi zainteresować czytelnika. I czy to jesteś Ty, Dark Queen, czy Dunst nie ma znaczenia. Z pewnością każda z Was pisze wspaniale i wyjątkowo.Co do Prinza, jest magiczny w każdym calu, to nie podlega wątpliwości. Od grafiki poprzez treść do wszystkich detali. Jest dopracowany, chociaż w tekście są mimo wszystko błędy językowe, które zdołałam niestety wyłapać. Czytając tą historię, dochodziłam wielokrotnie do wniosku, że Autorka ma prawdopodobnie problemy ze stawianiem przecinków w odpowiednich miejscach. Nieraz było ich o wiele za dużo, a innym razem po prostu ich brakowało. Nie wiem, dlaczego stawiasz przecinki przed niektórymi wymowami bohaterów, np. ‚, Że co? Misia?’, lecz nie wnikam. Jakoś mi to tam nie przeszkadza. Czasami zjadałaś literki albo robiłaś literówki, które nie ujmowały uroku opowiadaniu. Było jeszcze tak, że w wypowiedzi np. Scarlett pisałaś ‚tobie’, ‚ci’ wielką literą, co nie było potrzebne. Wielkie litery są formą grzecznościową i występują przeważnie w listach i innych pisemnych wiadomościach do danej osoby. Zdarzały się często powtórzenia, a ja jednak nie mogłam nieraz dojść do tego czy są one umyślne, czy nie.Hm, stworzyłaś zupełnie nową historię, tak różną od Infantilla (więc na początku po prostu sie pogubiłam), w której żyją również czarne charaktery, a nie tylko ci dobrzy bohaterowie. Mike, jego siostra, nawet Paul – oni wszyscy działają tak, że coś się dzieje. Coś, co porywa czytelnika wraz z historią Scarlett, jej siostry i Toma.W krótkim akapicie ukazałaś nam ‚swoją’ miłość bliźniaków, jeśli wiesz, co mam na myśli. Ich wzajemne troski i miłość, którą do siebie pałali, ale także akceptację, którą Bill z trudem wykorzystywał, um… Nie wiem, co mogę jeszcze powiedzieć.Sama Scarlett jest jedyna w swoim rodzaju, mieszanka wszelkich sprzeczności. Coś wspaniałego… ktoś wspaniały. Nieraz zastanawiałam się, czy nie dajesz jej żyć własnym życiem, jak robią niektóre osoby. Tutaj jest tak, jakby miała własne życie, a jednak jest też kontrola, którą sprawujesz nad nią Ty. Aj, i nie wiem już, co mogę jeszcze napisać, bo już wszystko wiesz od osób, które zdążyły się wypowiedzieć przede mną. Nie zawracam Ci już głowy.Pamiętaj, że nawet jeśli nie skomentuję któregoś rozdziału, to i tak kocham <3[Verrat], [Frech].

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Black.
    3 stycznia 2009 o 12:10
    ” Dobrze panie i władco, następnym razem każę zostawić Cię na mrozie i z pana boga Toma Kaulitza zostanie sopelek. ” – pobudzasz moją wyobraźnie kolosalnie, normalnie, bo ja chcę zobaczyć pana T. w postaci sopelka xD hahaha. Jej, cudne to było jak zawsze ;*** <333. Szczęśliiiwego Nowego Roku Kochana! ;*:)/1483-marzen.

    OdpowiedzUsuń
  18. ~ChemicalxCinny
    4 stycznia 2009 o 19:12
    Byłam, przeczytałam.Powiem Ci, że nawet mnie nie dziwi, że nie zniechęcam się długością odcinków, bo one są absolutnie fantastyczne, co u mnie jest baaardzo rzadkim zjawiskiem. Gdybym ja robiła to tak, jak Ty już bym wydała swoją książkę. Nie marnuj się. ;DPoczątek mi się bardzo podobał. Dwa. xD Częsta ocena. xDAch, jakoś nie mam głowy do komentowania i humoru, bo jestem nieźle wkurzona. Przepraszam, wrócę tu jutro, kiedy już wszystko ze mną będzie w porządku.Kocham. <33

    OdpowiedzUsuń
  19. kasia17p
    6 stycznia 2009 o 22:03
    Czesc, natkenlam sie na Twoj blog i przeczytalam calosc Odrobine przypomina mi to Ganzer Tom, aczkolwiek styl, sposob dobierania slow i ich laczenia itp jest na swoj sposob rozny:) Potraktuj to jako komplement, bo GT to naprawde wyjatkowa historia. Wiec Twoja z pewnoscia tez taka jest, a kto wie moze okaze sie nawet lepsza? :)Ciesze sie ze sa takie osoby jak Ty, ktore pisza naprawde wspaniale. Zycze cierpliwosci i niekonczacej sie weny, by dokonczyc to opowiadanie. Czekam z niecierpliwoscia az pojawi sie nastepny odcinek. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  20. ~takajedna
    7 stycznia 2009 o 08:03
    jeeeeej, uwielbiam prinza, uwielbiam!a teraz, jako tajemnicza nieznajoma będę Cię błagać o dodanie następnego odcinka xdnie no, ale dodać byś mogła ;D

    OdpowiedzUsuń
  21. ~Anorektyczka-kaulitza
    18 stycznia 2009 o 16:35
    Piszesz genialnie , boże co ten Tom wyrabia . heh . NIe do poznania . http://www.anorektyczka-kaulitza.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  22. ~Kainka
    29 lipca 2009 o 12:05
    Ostatnia scena mi się najbardziej podobała. Cieszę się, że jednak Tom się opamiętał i jej nie uderzył ;]. A Scarlett powiedziała, coś, co ja miałam napisać właśnie w komentarzu. Tom stał się alkoholikiem, albo jeszcze tylko krok mu do tego brakuje :D. Podoba mi się ta więź siostrzana między Scarlett a Liv – ładne imię ;]. Wspierają się nawzajem i są dla siebie bardzo bliskie ;]. No ale jak to rodzeństwo. Tylko, że rzadko zdarzają się rodzeństwa, których więź jest, aż tak bardzo widoczna ;]. Lubię Scarlett. Jest pewna siebie, odważna, aczkolwiek ma litość w sercu i chętnie pomaga innym ;]. Nie da się jej nie lubić, naprawdę ; ). I ma rację: Tom upadł bardzo nisko, ale podniesie się, na pewno ;]. Oby tylko brunetka tak nie skończyła, gdy wejdzie do świata show biznesu. Tak przy okazji podoba mi się jej ta determinacja i gratuluję dwójki z matematyki. To naprawdę wielki wielki wyczyn ;]. A najlepszy tekst, który spodobał mi się w tym odcinku to ” Show must go on” :D Pozdrawiam ;]

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo