9 stycznia 2009

5. Czekając na niedoczekanie.

Dysząc ciężko wpadł do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Zasunął zasuwkę i bezwładnie osunął się po nich na podłogę. Nie mógł złapać tchu, ani opanować serca, które waliło jakby chciało wyskoczyć mu z klatki piersiowej. Mroźne powietrze, które jeszcze chwilę wcześniej wciągał przez uchylone usta, nadal paliło jego gardło, skostniałe dłonie pod wpływem ciepła domowego, nieprzyjemnie mrowiły, a wszystkie mięśnie, zamiast rozluźnić się swobodnie, napięły się jeszcze bardziej. Każdy zmysł odbierał najmniejsze bodźce dwa, a może i trzy razy mocniej, niż powinien. Bolesna pustka wypełniała go po brzegi, dokuczliwie rozpierała jego wnętrze. Miał wrażenie, że rozsadzi je zaraz na kawałki. Opierając się o drewnianą powierzchnię, tkwiąc w bezruchu, otępiale wpatrywał się w drzwi, w przeciwległym końcu korytarza. Chciał nie czuć, nie widzieć, nie myśleć, jednak zdarzenia sprzed ostatnich kilkudziesięciu minut zbyt boleśnie bombardowały jego umysł, by mógł sobie na to pozwolić. Przez drogę wytrzeźwiał zbyt mocno, by nie pamiętać. W tym momencie był zbyt świadom, by zapomnieć. Zaciskając dłonie w pięści, uderzył głową w drzwi. Był wściekły. Teraz, tylko i wyłącznie na siebie samego. Nigdy nie przypuszczałby, że podniesie rękę na kobietę. Nigdy nie sądził, że może posunąć się do czegoś tak żałosnego. Potępiał mężczyzn, którzy bili kobiety, którzy je poniżali, którzy traktowali je jak śmieci. Potępiał, będąc poniekąd jednym z nich. Wykorzystywał, porzucał, naigrywał się z ich uczuć, ale do tej pory, nigdy przez myśl nie przeszło mu, że mógłby uderzyć. Jednak, jakim prawem zaczęła mieszać się do jego życia? Po co chciała odstraszyć jego kochanki, po co zniechęcić do przychodzenia do klubu? Jaki miała w tym interes? Ona śpiewała, a on słuchał. Uśmiechnął się parę razy, ona odpowiedziała. Pomogła mu, za to faktycznie był jej wdzięczny, ale, po co zaczęła tą swoją gierkę? Dlaczego chciała uświadomić mu, jak nisko upadł? To było jego życie, ona miała swoje własne. Nikt nie kazał jej bawić się w matkę zbawicielkę, więc, po co? Po co? Nie umiał czuć większej niechęci do samego siebie, zapałał też i niechęcią do niej. Był zły, że robiła i mówiła to wszystko, że skłoniła go tego, by podniósł na nią rękę. Nigdy w życiu nie chciał tego zrobić, a ona musiała mu uświadamiać, jakim marnym był człowiekiem. Nie tymi wszystkimi słowami, tym, co robiła, ale swoim zimnym, zbolałym spojrzeniem, którym twardo raczyła go nim wyszedł z lokalu, tym, że była silna, że nawet nie zadrżała, że gotowa była przyjąć ten policzek. Uświadomił sobie, że wierzyła, wierzyła, że mogła coś zmienić. On nie potrafił wierzyć w nic, on poniżał się coraz bardziej. Sam, a mimo tego, był zły, bo ona miała być tą idealną, która pozostawiała mu cień złudzenia. Pozwalała mu marzyć nocą, gdy nie spał. Najgorsze było to, że była, ale, po co się mieszała w to wszystko. Mogła śpiewać dalej tam, a on słuchałby udając, że wszystko nadal było okej. To nie był jej problem. Nie ona szła na dno, a jego droga w dół nie była zła. Wiodła przez łąki, prosto w grząskie bagno. Nikt nie zmuszał go do niczego, żył, jak chciał, a ona zechciała utrzeć mu nosa, wtykając w jego sprawy swój. Nie lubił, gdy ktokolwiek nieproszony burzył jego własny nieład. Była śliczna, a jednocześnie niedostępna, zupełnie odrębna od tych dziewczyn, z którymi zwykł się zadawać. Dawała mu tyle ile zechciała mu dać, a nie tyle ile on chciał wziąć. Najpierw uratowała mu tyłek zapewniając nocleg, a potem ze słodkim uśmiechem zabrała się za podkopywanie jego twierdzy. Myliła się myśląc, że odstraszając jedną czy dwie dziewczyny, ignorując go, robiąc mu na przekór zdziała cokolwiek. Nie umiał pojąć jej zamiarów, do czego potrzebne jej było wtrącanie się do jego życia. Chciała stać się sławna, chciała narobić szumu wokół siebie, a może wywołać skandal? Gdyby tego nie robiła, ona nie wkurzyłby się i… Z odrazą spojrzał na swoją dłoń, gdy Bill wypadł ze swojego pokoju, jak oparzony. Zatrzymał się na środku korytarzyka i wlepił swoje wystraszone spojrzenie w Toma. Serce zabiło mu mocniej, gdy zobaczył Toma w takim opłakanym stanie. Przemoczone nogawki, rozpięta kurtka, szybki oddech i te rozgoryczone, rozmyte i rozbiegane w swojej ospałości oczy, które powoli lokował w Billu. Przeląkł się.
- Tom, co jest? – Stanął jak wryty na środku korytarzyka, czekając, jakiejkolwiek reakcji ze strony brata. W powietrzu zawisła ciężka, dusząca cisza, którą łamał jego nadal przyspieszony oddech. Złapał głowę rękoma, znów uderzając nią o drzwi.
- Bill, jak myślisz, czy podniesienie ręki na kobietę, która jako jedyna z nielicznych odważyła się powiedzieć mi prawdę, jest dotknięciem dna? – Ciałem Toma wstrząsnął dreszcz. Zdał sobie sprawę z tego, że ona była jedyną kobietą, prócz ich matki, która nie bała się wytykać mu błędów. Postawiła mu się, ściągnęła do całkowitego parteru, wykrzykując wszystko, czego nie chciał zauważyć, a on tak po prostu mało co, a uderzyłby ją. Za prawdę, która była najgorszą z możliwych. Prawdę, która była tylko i wyłącznie jego. Prawdę, której nigdy nie chciał urzeczywistnić. Prawdę, którą znała ona, choć nie chciał jej zdradzić nikomu. Scarlett chciała mu ją uświadomić, a on bał się jej, bał się usłyszeć, to co dokładnie wiedział i dlatego machinalnie zamierzył wykonać wyrok na niej, przeznaczony tylko dla niego. Poczuł się marnie, ale pomimo tego nadal był na nią zły. Wiedział, że nie był w stanie jej nie skrzywdzić. Jeśli nie porzucając po jednej, wspólnej nocy, to… była bezpieczna tylko i wyłącznie z dala od niego. Była zbyt prawdziwa, by móc wstąpić do jego zakłamanego świata. Był zły, bo nie miała prawa. Był zły, bo tylko on mógł iść na dno. Był zły, bo świadomość bolała zbyt bardzo. Oczy Billa powiększyły się do rozmiarów mandarynek. Natychmiast podszedł i ukucnął przy bracie, chcąc coś powiedzieć, ale oniemienie odebrało mu mowę. Tom prychnął uśmiechając się gorzko. – Nie musisz odpowiadać, wiem. Znam odpowiedź. – Bill nadal milcząc, usadowił się na podłodze obok Toma. Było mu zimno, ale chłód fizyczny był o wiele lżejszy od tego, który dotknął jego bliźniaka. Czuł to. Widział, że brakowała kropla, by czara przelała się i Tom pękł, jak bańka mydlana. Choć myślał już trzeźwo, to ilość wypitego alkoholu i tak wyraźnie działa w jego organizmie. Nadal siedział nieruchomo, z rękoma bezwładnie opuszczonymi wzdłuż ciała i wydawał się być taki nieziemsko bezradny. Tak bardzo pragnął, ale nie umiał pomóc Tomowi, bo on dusił w sobie wszystko. Nie rozmawiali jak dawniej, mijali się, a on wiedział, że było coraz gorzej.
- Tom.. – Wyszeptał. – Powiedz mi, co się dzieje? Kto, jak kto, ale ja… ja cię zrozumiem.
- Jestem jeszcze pijany, bez alkoholu we krwi, pewnie nie odważyłbym się, żeby powiedzieć czegokolwiek. Niech znów chwilę będzie, jak kiedyś, a rano... A rano znów będziemy udawali, że wszystko jest okej. – Czarnowłosy potaknął głową, opierając ją o twardą powierzchnię drzwi i lokując swoje spojrzenie w złotej klamce, jak Tom. – Te wszystkie weekendy, od kiedy jesteśmy w Berlinie spędzam w jednym klubie. Nie wiem, czy to miejsce można nazwać klubem, ale nie o to chodzi. Tam śpiewa pewna dziewczyna. Wiesz, na początku nie miała znaczenia, po prostu ładnie śpiewała. Jednak ona nie jest taka zwykła… wtedy, kiedy wróciłem dopiero przed południem, to byłem u niej. Upiłem się do tego stopnia, że… zabrała mnie do siebie do domu, przenocowała i doprowadziła do stanu, jako takiego człowieczeństwa, a potem… a potem zaczęła niemo mówić mi prawdę, za którą prawie ją uderzyłem. Ona jest wyjątkowa, wiesz? Jest chyba najładniejszą, najbardziej upartą, seksowną i twardą, ale też niemożliwie niewinną dziewczyną, z jaką miałem do czynienia. Ta jej niedostępność. Ona próbuje mi uświadomić, że ta droga jest zła, ale ja to cholera wiem! Nie chcę, żeby się mieszała, to jest moje życie! Ona próbuje coś zmienić, ale się nie da, już nie! Wykrzyczała mi wszystko, co wiem. Zdenerwowała mnie tym, nie masz pojęcia jak. Mam jej dosyć, rozumiesz? Mam dosyć tego, że chce naprawiać moje nieodwracalnie zniszczone życie! Mam dosyć jej prawdziwości. Mam dosyć jej niewinności. Mam dosyć jej bezpretensjonalności. Mam dosyć jej całej, bo przypomina mi o tym, jacy my kiedyś byliśmy. Jestem i będę egoistycznym dupkiem, a ona i ten jej nieziemsko śliczny uśmiech, tego nie zmienią. Jestem, a dziś dałem tego najlepszy popis. Bill nie wracajmy do tego rano. Ja pomyślę, że to skutek przepicia, a ty, że to sen, okej?
- Wrócisz tam jeszcze? – Zignorował jego pytanie. Obaj wiedzieli, że nie zapomną. Nie spojrzał na Toma, nadal sztywno siedział, patrząc przed siebie. Miał całe zdrętwiałe ciało, jednak zdawał się tego nie czuć. Tom milczał. Wolał nie odpowiadać, by pozwolić sobie na to, by łudzić się znów. Bill westchnął. - Pójdę tam z tobą. – Żaden z nich nie odezwał się już ani słowem. Siedzieli w milczeniu, w swoistej stagnacji, ignorując czas, niewygodę, chłód. W umyśle starszego bliźniaka rodziły się i jeszcze szybciej ginęły naprzemiennie obelgi wobec niej i wobec niego. Bił się sam ze sobą, próbując pojąć, usprawiedliwić siebie, albo ją. Zawładnęło nim wyniszczające uczucie pustki, zupełnie inne od tego, które żyło w nim prawie każdego dnia. Tkwił w niej, tonął tracąc dech. Nie miał sił się ratować. Bliźniak czując, próbując ułożyć w głowie strzępy informacji, które zdołał przyswoić, jedynie utwierdzał się w przekonaniu, że nie pozwoli upaść Tomowi samemu. Jeśli nie był w stanie wpłynąć na niego jakkolwiek, chciał upaść razem z nim, by ból podzielił się na dwoje. Zawsze wszystkim się dzielili. Bolało go bardzo to, co działo się z Tomem. Nie potrafił wychwycić momentu, w którym wszystko całkowicie wymknęło się im spod kontroli. Czas przestał płynąć. Pierwsze promienie słońca, wpadające do salonu przez niezasłonięte okno, aż na dębową posadzkę w korytarzyku, sprawiły, że Tom powrócił do rzeczywistości. Ocknął się, choć nie spał, nieprzytomnie powiódł wzrokiem po pomieszczeniu, dotarło do niego, gdzie spędził miniony ochłap nocy. Był cały zdrętwiały, czuł każdą swoją najmniejszą kosteczkę. Zmarzł i okropnie wyschły mu wargi. Z trudem poruszył się i spojrzał na Billa. Siedział w zupełnym bezruchu, a czarna czupryna opadła na jego buzię. Na twarzy Toma pojawił się cień uśmiechu. Z trudem wstał, lekko klepiąc bliźniaka w ramię. Gdy ten nie zareagował, pomachał mu dłonią przed oczyma, a gdy Bill nadal się nie poruszył, nachylił się lekko i spojrzał na jego oczy. Były zamknięte. Biedny Bill nie wytrzymał presji. Roześmiał się cicho pod nosem i zdjąwszy buty, poszedł do jego pokoju. Strzepnął poduszkę i kołdrę, mieli się przecież sobą opiekować. Bill robił to, cały czas czuwał, martwił się, a on nie chciał tego widzieć, by nie mieć poczucia winy. Westchnął ciężko. Nie potrafił ogarnąć w tej chwili myślą czegokolwiek. Nie potrafił wynaleźć odpowiedniej drogi. Był na to zbyt zmęczony. Wrócił do niego i lekko potrząsnął ramieniem bliźniaka. Bill przestraszony otworzył oczy. – Jeśli na dno, to tylko razem. – Wymamrotał jeszcze w półśnie, nieświadom tego, co się z nim działo.  
- Wiem.
- Co? – Spojrzał na Toma zdziwiony, ziewając przeciągle. Rozejrzał się po przedpokoju przypominając sobie każde słowo, które tam padło jeszcze tak całkiem niedawno. Pokręcił głową i podał mu rękę, aby wstał.
- Nic, nic, braciszku. Idziemy spać, co? Może wyśnimy lepszy sen od tego, w którym żyjemy… - Bliźniak markotnie pokiwał głową i obaj zniknęli w swoich pokojach.

Od momentu powrotu do domu, pofatygowała się tylko zdjąć płaszcz i buty. Siedziała na sofie w salonie, beznamiętnie wpatrując się w księżyc za oknem. Jego jasna poświata padała na jej zatroskaną buzię. Próbowała liczyć gwiazdy, chcąc wyciszyć myśli i poukładać, choć malutką część bałaganu, który gościł w jej głowie. Serce już nie biło jej tak mocno i wyrównała oddech. Do domu wróciła pieszo. Rodzice prędzej przynieśliby ją do domu na rękach, niż pozwolili jej na to, by sama chodziła po Berlinie nocą. Jednak bez tego spaceru, bez mrozu, bez kostniejącego ciała i bez gęsiej skórki na całej jego powierzchni nie potrafiłaby się uspokoić. Przemarznięta, powoli wracała do siebie fizycznie, bo głowie nadal szalał huragan. Tom miał rację. Nie miała prawa mieszać się do jego życia, wchodzić weń z butami i ustalać swoich praw. Nie miała prawa przeganiać tej Rudej, ani zniechęcać go do picia, nie miała prawa w żaden sposób ingerować w jego życie. Ubzdurała sobie, że sprowadzi go znów na dobrą drogę. Wiedziała, że to powiąże się z jego sprzeciwem, ale w teorii to wyglądało znacznie prościej, niż w praktyce. Ona po prostu śpiewała, robiła to, co kochała od zawsze, a on po prostu przechodził tam, po prostu jej słuchał i po prostu pił. Po prostu zapominał. Taka była kolej rzeczy, a jej zachciało się odmieniać ich bieg. Był jednym z wielu gości. Nie powinna była wyobrażać sobie niewiadomo, czego. Nie miała prawa stawiać go ponad innymi, był jak oni. Jednak pomimo tego nie żałowała. Wspominając jego przerażone spojrzenie, utwierdziła się w przekonaniu, że coś do niego dotarło. Była tego wręcz pewna i gotowa była przyjąć ten policzek, by wiedział, że upadł tak, że niżej już nie był w stanie, by poczuł gorzki smak dna, które jeszcze muskał stopami, będąc, ponad, ale już bliżej i bliżej. Tej nocy nie potrafiła jeszcze spojrzeć racjonalnie na swoje poczynania. Wiedziała, że miała rację, ale Tom też ją miał. Tkwiła pośrodku pola minowego, na które sama z rozmachem weszła. Nie miała zamiaru wycofać się dróżką, którą trafiła do tego punku. Postanowiła iść dalej do przodu i nie oglądać się na wszystko i wszystkich. Scarlett O’Connor nie rezygnowała póki nie doszła do celu. Liv przechodząc obok salonu, zdziwiła się widząc w nim siostrę. Siedziała na sofie bokiem, na podłożonej pod siebie, ugiętej nodze. Była nienaturalnie wyprostowana, a z jej oświetlonych blaskiem księżyca oczu, biły smutek i zacięcie. Liv zapominając kompletnie, po, co wstawała, podeszła do siostry i usiadła naprzeciw niej. Scarlett nawet nie drgnęła. Przestraszona jej stanem, delikatnie pogładziła policzek siostry i schowała kosmyk włosów za ucho.
- Co jest, maleńka? – Po chwili wyczekującej ciszy, w pokoju rozlał się miękki, acz stanowczy głos Scarlett.
- Wykrzyczałam mu w twarz, że jest pijakiem, w dodatku niewyżytym seksualnie, że jeśli nadal będzie bawił się w zagubionego księcia, to nieprędko znajdzie naiwną księżniczkę, której będzie chciało się go ratować. I wiesz, z czego właśnie zdałam sobie sprawę? Jestem tą pieprzoną księżniczką i chcę złapać go, gdy upada. Prawie mnie dziś uderzył, ale chyba wolałabym dostać w twarz, byleby się tylko otrząsnął. On wykrzyczał mi, że nie mam prawa mieszać się do jego życia. Ma rację, nie mam. Ja dałam je sobie sama, jakiś czas temu i wiesz, co? – Przerwała spoglądając wreszcie w przestraszone oczy Liv. – Po tym, co się dziś stało, nie mam najmniejszego zamiaru z niego rezygnować. Może mnie znienawidzi, uzna za psychiczną, może już w sumie więcej nie wrócić i wtedy się skończy, może też mnie nawet uderzyć, ale w końcu wbije mu tego łba, że nie jest jeszcze skończony i że może się podnieść. – Zacisnęła dłonie w piąstki i gniewnie uderzyła nimi w oparcie kanapy. Na chwilę znów zapadło milczenie. Liv nie do końca wiedziała, co powiedzieć, bo Scarlett niewątpliwie wpakowała się w trudną sytuację. W którą stronę, by nie ruszyła i tak będzie cierpiała.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że przez niego wystawiasz na szwank swoją dumę. To, czego zawsze tak usilnie bronisz, to, co jest dla ciebie najważniejsze?
- Ja to doskonale wiem, Liv. Wiem, że przeczę sama sobie i, że to najbardziej naiwne, co w życiu zrobiłam, co robię, ale… tak każe mi serce. Dotąd moim życiem była muzyka, nie widziałam świata poza nią, wypełniała moje serce i moją duszę. Odkąd pojawił się Tom, wszystko uległo zmianie. Zaczęłam dostrzegać coś poza sobą i śpiewaniem. Wiem, że nie mam prawa, ale chcę mu pomóc. Nie mogę bezczynnie patrzeć, jak sam idzie na dno.
- A jeśli, kiedyś, znów podniesie na ciebie rękę, nawet wtedy, gdyby zdarzyło się tak, że uda ci się go wyprostować, jeśli będziecie utrzymywali znajomość, co wtedy?
- Liiiiv, nieważne, co będzie kiedyś, kiedyś nie istnieje, bo zawsze jest teraz. I nie gdybaj z łaski swojej. Uwierzyłam w niego raz, pomimo wszystko i wszystkich, nawet, jeśli ta wiara skrzywdzi mnie samą. Po prostu, najwyraźniej jestem tą małą, infantylną Księżniczką.
- Ja wierzę w ciebie mała infantylna Księżniczko, ale wiesz, co sobie teraz pomyślałam? Choć tak usilnie się broni, wykrzykuje, że nie masz prawa i że masz go zostawić samemu sobie, to wydaje mi się, że nie chce żebyś to zrobiła. Pole widzenia przesłania mu zraniona duma, ale jeśli chciałby mieć cię naprawdę z głowy, nie pojawiłby się w Vanilientraum, ani dziś, ani wczoraj, ani w piątek, ani tydzień temu. Posłałby cię do diabła i robiłby dalej swoje, a wraca. Musisz być wytrwała, wiem, że jesteś. Wiem, że to jeszcze nie koniec twojej historii z panem Kaulitzem, a teraz marsz do łóżka, zaraz musimy wstać. – Liv posłała Scarlett ciepły uśmiech i wstając pociągnęła ją za sobą.
*

Odrobinę zbyt mocno, niż powinna falowała biodrami, zdecydowanie krocząc środkiem korytarza. Stojący na jej drodze uczniowie, chcąc nie chcąc musieli zejść jej z drogi, bo kto, jak kto, ale Serena Torres nie zważała na to, czy kogoś depta, czy kogoś popycha. Nigdy nie oglądała się na innych. Wydymając wargi ułożyła je w uśmiech, lokując spojrzenie w dwóch brunetkach stojących pod klasą. Nie lubiła Scarlett, była jej parszywą konkurentką i to między innymi przez nią musiała odsunąć się w cień. Dotąd była szarą myszką, żaden z uczniów jej nie znał, nie wyróżniała się, a wręcz odwrotnie, zamykała się w małym kręgu ludzi z siostrą na czele i na tym się kończyło. Ona sama kojarzyło ją tylko z widzenia do chwili zanim trafiła do jej klasy. Ta jej cała przemiana musiała nastąpić w wakacje, bo dopiero jakoś we wrześniu Mike zaczął o niej mówić. Zaczynało ją to denerwować, sama twierdziła, że znajomość między kobietą, a mężczyzną mogła trwać jedynie do momentu opuszczenia łóżka, jednak to ciągłe gadanie o chęci posiadania Scarlett było już nużące. Po świecie chodziły steki dziewczyn, które z chęcią zajęłyby jej miejsce. Były też setki ładniejszych dziewczyn, niż ona, ale Mike upatrzył sobie ją i koniec, a ona Serena dała zapędzić się w kozi róg i zgodziła się na tą nieszczęsną gierkę. Fakt, gierki to jej specjalność, ale bycie słodką przyjaciółeczką swojej potencjalnej, a raczej faktycznej konkurentki przyjemne nie było. Tym bardziej, że pewna być nie mogła, czy Scarlett połknie haczyk, bo przecież głupia nie była. Od jakiegoś czasu wyrastała na gwiazdkę i to za nią się oglądali, o niej mówili, jej zazdrościli i ją podziwiali, a wszystko przez to, że zaśpiewała hymn na rozpoczęciu roku. Zauważyła, że była kobietą i to się zdecydowanie Serenie nie podobało. Scarlett była bardziej żywa, świeża i nie tak wyrachowana, jak ona. Miała charakter, była równie wredna, ale naturalna. Szatynka zdawała sobie sprawę z tego, że jej samej tego brakowało. Musiała rozgryźć ją. To było trudne, bo Scarlett pomimo bojowego nastawienia była nieodgadniona, nie pozwalała dotrzeć do siebie nikomu, komu nie chciała dać się poznać. Serena szukała ścieżki i wiedziała, że ją znajdzie, bo kto, jak kto, ale ona się nie poddawała. W dodatku kusiła zgrabnymi nogami, czego Serena do końca zrobić nie mogła, bo tego jej natura w pewien sposób poskąpiła. Na szczęście tylko trochę. Zdezorientowana twarz Liv i lekko zdziwione spojrzenie Scarlett dodały jej animuszu. Zatrzymała się tuż przed nimi z rozmachem całując obie w policzki. W duchu krzywiła się swoją słodyczą, jednak bez przerwy układała swoje pełne wargi w lekki uśmiech.
- Cześć dziewczynki. – Liv miała wrażenie, jakby ktoś uderzył ją obuchem w głowę, zaś Scarlett do tej chwili liczyła, że Serena da sobie jednak spokój i przestanie szukać w niej wiernej przyjaciółki. Nie potrafiła uwierzyć w jej nagłą przemianę, bo takie, jak ona do uczuć wyższych raczej skore nie były, ale coś ze środka kazało jej nie odpychać Szatynki. Pomimo, że nie raz okazała się swoim paskudnym charakterem, to może to była tylko obrona przed domniemanym atakiem. Może odsuwała od siebie wszystkich, by sama nie została odsunięta. Mimowolnie szukała pozytywnych cech nawet w Serenie. Czuła, że to mogło się źle skończyć, ale nie mogła nie dać jej szansy. Jednak nie traciła zdrowego rozsądku. Wiedziała, że nie mogła być zbyt łasa na miłe słówka, że nie mogła dać się jej zwieść. Splotła ręce na piersiach i przekrzywiając głowę, bacznie spojrzała na Serenę.
- Serena. – Zrobiła małą pauzę chcąc dobrze dobrać słowa. – Czego ty właściwie chcesz? – Szatynka zdawała się momencik wahać, jednak nie spuszczając wzroku z sióstr, zrobiła pokorną minę, wzruszając ramionami.
- Bo… ja nikogo tutaj nie mam. Zawsze się izolowałam. No jest Mike, ale to jest facet i nie łączy nas nic więcej, niż wspólne spacery za szkolę, na fajkę. Mogę z nim pogadać tak sobie, na luzie, ale jak tak sama siedzę i nie mam się, do kogo odezwać, to nie jest mi fajnie. Do niedawana mi to nie przeszkadzało, bo zlewałam wszystko, ale chcę wreszcie skończyć tą budę. Mam dwadzieścia dwa lata i w porównaniu z wami jestem już trochę stara na to wszystko. Do matury zostało jeszcze trochę czasu, tym razem chcę ją zdać, a zanim ona nastąpi chciałabym mieć, do kogo się odezwać. Wy dwie wydajecie mi się jakoś najbardziej pokrewne z tych wszystkich ludzi tutaj. – Posłała obu pełne niepewności spojrzenie, w duchu nabijając się z ich zbitych z tropu min. Wyczekująco zaciskała dłonie, lekko się uśmiechając. Widząc, że prawie miała je w szachu, kontynuowała. – Chciałabym tylko pogadać, a w wielkim rozmachu spotkać się od czasu do czasu na mieście. Nic zobowiązującego. Nie jestem, aż taka paskudna. – Uśmiechnęła się pewnie, puszczając im oczko.
- Każdy zasługuje na szansę, we mnie nie masz wroga, Serena. – Scarlett wydukała, trochę nieskładnie i lekko uśmiechnęła się do Szatynki. Może i ona mogła się zmienić. Choć nadal coś kazało jej zachować ostrożność, włączyła dla niej zielone światło. Liv natomiast uśmiechając się niemrawo, cały czas patrzyła na nią podejrzliwie. Nie podobało jej się to wszystko.
- No to świetnie, a teraz sobie pójdę, w zasadzie chciałam się tylko przywitać. Z wrażenia muszę zapalić, to na razie. – Uśmiechnęła się radośnie i odwróciwszy się zamaszyście odeszła, zostawiając siostry nadal w lekkim osłupieniu. Napotkawszy wzrok Mikea uśmiechnęła się triumfalnie i doszedłszy do niego chwyciła go po ramię. Wmieszali się w tłum i po chwili wyszli z budynku. – Mam ją. Ze starszą będzie problem, ale to kwestia czasu.

Welcome to the greatest show
Greatest show, you've never seen before1. 
*

Piątek

Spojrzała na niego raz, twardo i pewnie, ale jak zawsze słodko niewinnie. Nawet, gdy chciała zabić spojrzeniem, jej oczy były najbardziej wyjątkowe, jakie kiedykolwiek widział. Nie umiał pojąć tajemnicy jej spojrzenia. Znów siadła do fortepianu, tak bardzo dystyngowana w swojej lekkości, piękna i delikatna. Zacisnął pięści, znów się nią zachwycał. Przypomniał sobie swój gniew. Grała z wielkim zacięciem. Jej smukłe palce energicznie błądziły po czarno – białej politurze. Śpiewała z zaangażowaniem i przekonaniem o wszystkim, czego on słyszeć nie chciał. Zawsze dobrze dobierała piosenki tak, żeby dać mu do myślenia. Próbował na nią nie patrzeć, nie chciał dawać jej satysfakcji, nadal był zły. Jednak przez cały czas jej występu nie odezwał się słowem, nie miałby nawet, do kogo, bo Bill, jak obiecał przyszedł z nim i jak zaczarowany słuchał Scarlett. Wpatrywał się w nią zachwycony, lekko kiwając głową w takt jej melodii. Bill był Billem takim przyjemnie naturalnym, słabo pomalowany, nienastroszone włosy opadały wzdłuż jego twarzy i wydawał się być taki dziwnie spokojny. Odkąd zobaczył Brunetkę nie przestał się uśmiechać, ani na chwilę. Tylko, gdy spoglądał na butelkę rdzawego trunku, którą Tom opróżniał rytualnie, jego oczy stawały się smutne. On też chłonął każdy najmniejszy dźwięk, każde słowo brał do siebie i mimowolnie utożsamiał się z nimi. Scarlett obudziła w nim sumienie, o którym całkiem przypadkiem zapomniał, ale nie potrafił jeszcze określić, czy to dobrze czy źle. Życie bez sumienia, czyli bez Scarlett to jedna wielka impreza przerywana snem, próbami, koncertami, nagrywaniem i innymi sprawami zawodowymi. Tak było łatwo, miło i przyjemnie, nie musiał zmuszać się do myślenia o problemach o bardziej skomplikowanej naturze, niż blondynka, ruda czy brunetka. Nie dostrzegał, a raczej nie chciał dostrzegać prawdziwych problemów. Żył na krawędzi, w pełni świadom swoich poczynań wśród oparów alkoholowych i dymu papierosowego. Zapomniał o swoich zasadach, planach i życiu, lokując się obok tego wszystkiego. Dostrzegł to wszystko, gdy zdało mu się, że już za późno, by cokolwiek naprawić. Natomiast życie ze świadomością sprawnie działającego sumienia, czyli ze Scarlett w tle, nie chciał pomyśleć, że na pierwszym planie, było zupełnie inne. Wyrzuty męczyły go jeszcze bardziej, czuł się jeszcze gorzej niż bez tego wszystkiego, czym krzyczało każde jej spojrzenie. Czuł się, jak najgorszy dupek, który upaść niżej już nie mógł, ale jednocześnie dzięki temu, że była, że obudziła w nim wspomnienie o Tomie, który był naprawdę Tomem, czuł się lepiej. Jednak draśnięte ego przypominało mu o swoim istnieniu i nadal był zły. Miniony tydzień był zupełnie inny od poprzednich. Prawie cały czas spędził go z Billem. Dużo rozmawiali, ustalili, kiedy jadą na święta do domu, przynajmniej trzy razy rozmawiał z mamą, byli z Georgiem i Gustavem na piwie, próby szły jakoś sprawnie i nagrywanie też. Nawet na chwilę udawało mu się zapomnieć o incydencie ze Scarlett, ale kiedy znów sobie o tym przypominał złość wracała. Na siebie i na nią. Na siebie, bo poniósł rękę, a na nią, bo zaserwowała mu zbyt dużo prawdy. Zaraz po tym dochodził do wniosku, że to głupota, ale i tak był zły. Po jakimś czasie przestał rozumieć, dlaczego. Gdy skończyła, dygnęła wdzięcznie i lekko zeszła z podestu. Odchodząc spojrzała na nich, wydało mu się, że bardziej na Billa, który cały czas się uśmiechał. Skinęła do niego i odeszła, tak jakby jego tam nie było. 


Sobota

Stojąc za barem polerowała szkło, obserwując przy okazji przybywających gości. Lokal Karla miał ten plus, że nie można było określić jego statusu. Był jednocześnie nowoczesnym klubem, ale też dystyngowaną restauracją. Wszystko to łączyło się w ciekawą całość, to też i klientela była bardzo zróżnicowana. Lubiła czasem zostawać dłużej i postać za barem. Po porannej kłótni z mamą nie miała ochoty wracać do domu. Chwilami ukradkiem wiodła wzrokiem do jego stolika, cały czas tam był i flirtował z jakąś Brunetką. Miała wrażenie, że był głuchy i ślepy. Pomimo tego, że doskonale zdawał sobie sprawę ze wszystkiego, co robił, dalej brnął w to, bawiąc się wyśmienicie. Miała też wrażenie, że robiła z siebie tylko idiotkę, a naginanie własnych zasad, dla jakiegoś tam Kaulitza nie miało sensu. Kompletnie nie interesowało jej to, że był tym Kaulitzem z tego Tokio Hotel, a ta Brunetka, z którą siedział była z nim tylko po to, żeby przekonać się, czy Tom faktycznie był tak dobry w łóżku, jak pisali w gazetach. Dla niej nie był gwiazdką, bo nie lśnił na sklepieniu sław, a wpadł w bagno. Może i był sławny, ale to nie zmieniało faktu, że miał prawo być człowiekiem. Nieustannie męczyło ją to, że pchała się tam, gdzie jej nie chcieli, ale postanowiła, że doprowadzi to, co zaczęła, do jako takiego końca, jaki by nie był. Energicznie chuchnęła na szklankę i zajęła się jej czyszczeniem, byleby zająć myśli. Na ziemię sprowadził ją lekko ochrypły, nęcący głos, który choć nie chciała, rozpoznała.
- Whisky, proszę. – Był sam, obrzuciwszy go przelotnym, chłodnym spojrzeniem, zapełniła szklaneczkę trunkiem i podała mu ją. Siedział naprzeciw niej i w dłoniach obracał opróżnioną już szklaneczkę. Zrobiło się jej gorąco, nie wiedziała czy to z poirytowania, które nagle wróciło, czy jakiegokolwiek innego powodu, ale wcale nie czuła, aby było jej łatwiej. Nadal pamiętała, jak mocno biło jej serce, gdy jego dłoń zawisła tuż nad jej policzkiem. Nadal pamiętała jego gniewne, a później tak bardzo wystraszone oczy. Nadal pamiętała jego pożądliwe spojrzenie, gdy poszła podziękować, za Misia. To wszystko sprawiało, że miała ochotę rozbić tą nieszczęsną butelkę whisky na jego głowie. W dodatku celowo żądał jej od niej wiedząc, że odwodziła go od picia. Czuła, że jej policzki nabrały koloru. Było jej coraz bardziej gorąco, a dłonie pracowały znacznie szybciej, niż kilka chwil wcześniej. Jednak, nie umiała tak po prostu przestać mieszać w jego życiu, nie umiała wykreślić go ze świadomości, bo przywiązała się do tego. Minęło zaledwie kilka tygodni. Nie potrafiła bratać się z ludźmi, potrzebowała czasu, żeby się do nich przekonać, zawsze podchodziła z dystansem, a on sprawił, że złamała jedną z czołowych zasad. ‘Nie przywiązuj się i nie okazuj emocji.’ Jego głos znów sprowadził ją na ziemię, zapełniła kolejną szklaneczkę i podniósłszy głowę, odważnie spojrzała mu w oczy. Podała mu ją, przecząco kręcąc głową, a on uśmiechając się i wypił do dna, nie spuszczając spojrzenia z jej tęczówek. Korciło ją mocno, żeby odezwać się i dociąć mu czymś, jednak godność i żal o miniony tydzień, nie pozwalały jej na to. Za każdym razem traktowała go chłodnym spojrzeniem, a on upajając się tym, że mógł jej zrobić na złość, każdą szklaneczkę, pił za nią.
- Dziś nie masz dla mnie żadnej moralizującej nauki, Scarlett? – Poczuła jak serce podeszło jej do gardła, jednak niewzruszona podniosła na niego swoje spojrzenie, po raz kolejny tak samo chłodno. Oblizała spierzchnięte wargi, mrużąc lekko oczy. 
- Kilka dni temu dałeś najlepszy dowód tego, że spoczywasz już na samym dnie, więc, po co mam marnować swój cenny czas, gdy tobie to jak najbardziej odpowiada i z rozkoszą tarzasz się w brudach swego własnego sumienia, o ile wciąż je posiadasz. – Każde słowo wypowiadała nader dokładnie i wolno, zakańczając wypowiedź uniesieniem prawej brwi.
- W takim razie nalej mi jeszcze jedną.
- Jak sobie życzysz. Twoja wątroba musi być bardzo z tego zadowolona, dostaje regularne dawki trucizny, która będzie zabijała ją długo i powoli. Pomyśl Tom, jeszcze z dziesięć lat i będziesz cierpiał na marskość, jak ta lala. Będziesz się zwijał z bólu, lekko pożółkła skóra nie zrobi ci różnicy, bo przecież i tak masz ciemniejszą karnację, więc, co za różnica, jaki to będzie odcień. Do tego ten okropny ból i świadomość, że jeszcze kropelka i cię nie ma. Czy to nie jest fantastyczna wizja? – Wypowiadając ostatnie zdanie udała zachwyt i z jadowitym uśmiechem podała mu zapełnioną, nawet bardziej niż zwykle, szklaneczkę.
- Jaka z ciebie optymistka.
- Dzięki tobie żadna gorzelnia nie upadnie. - Nie minęło dużo czasu, a butelka było już do połowy opróżniona. Nudziło ją to ciągłe dolewanie. Znacznie sprawniej byłoby, gdyby zamówił całą od razu. Tak czy siak planował się spić. Za którymś z rzędu razem zignorowała podsuniętą na brzeg blatu szklaneczkę. Postawiła mu ją przed nosem, a obok niej butelkę. - Chcesz się truć, to rób to sam. – Rzucając na blacik przed sobą białą ściereczkę i odwróciwszy się na pięcie, podeszła do taboretu stojącego pod ścianą z trunkami. Bolały ją już nogi, stała dłuższy czas. Ignorując Toma przymknęła na moment powieki. Musiała chwilę pomyśleć. Siedział tak i wpatrywał się w nią. Alkohol rozchodził się po całym jego ciele pulsując w żyłach i szumiąc w uszach, czuł się przyjemnie rozluźniony i znów wszystko, co zajmowało jego myśli uleciało. Tak, właśnie, dlatego pił. Nie chciał myśleć, nie chciał martwic się, nie chciał pamiętać, a nawet, jeśli teraz pamiętał, że popełniał kolejne katastrofalne głupstwo, to było mu to obojętne. Te wszystkie rozmowy, wszystkie próby postanowień, cała niemoc wobec samego siebie i ten ból nią spowodowany, straciły na znaczeniu. Miał gdzieś, że się staczał. Miał gdzieś, że wszyscy oprócz niego mieli rację. Nie interesowało go, że odcinał się, oddalał. Był lekki i rozbawiony, to mu teraz wystarczyło, problemy wrócą z kacem. Och tak, nieważne, że czuł ich obecność. Nieważne, że miał świadomość swojej marności. Nieważne, że ranił swoich bliskich. Doskonale to wiedział, ale miał przecież prawo, na chwilę oddać swój ciężar na barki jego powierniczki, szanownej panny Whisky. Wszystko wiedział, wszystko pamiętał, ale zapominał. Na własne życzenie odcinał się od świadomości. Zamknął sumienie na klucz i wyrzucił go za siebie. Wróci rano, z dwoma aspirynami. Zawiesił spojrzenie na ciele Scarlett. Pociągała go od momentu, kiedy zobaczył ją pierwszy raz. Nie mógł zrozumieć, dlaczego mu się opierała, kiedy inne dziewczyny tak łatwo poddawały się jego woli. Za każdym razem uświadamiała mu, że nie miał prawa mieć wszystkiego i że nie był taki świetny, za jakiego się uważał. Pokazywała mu jego słabości. Była konsekwentna, zawzięta, wredna i cholernie zmysłowa. Pragnął jej tak bardzo, zwłaszcza, kiedy pił, ta chęć była prawie nie do opanowania. Powoli wiódł wzrokiem po jej zgrabnym ciele, od nóg po zmysłowe usta. Nie była super zgrabna, jakaś idealna. Spotykał dziewczyny, które miały lepsze ciała od niej, ale miała w sobie coś takiego, co go nieziemsko pociągało. Była zupełnie inna od tych wszystkich dziewczyn, nie dała się uwieść i w dodatku mieszała mu w życiu, nie dając uwodzić innych, bo zaprzątnęła jego myślami. Była jak pies ogrodnika, nie pozwoliła mu siebie wziąć, ale i sama nie zrobiła nic. W sumie, to robiła jemu na złość. Ignorując zawistne spojrzenie barmana stojącego kawałek dalej, uśmiechnął się cwano.
- Niech panienka nie śpi, noc jeszcze młoda. Trzeba się baaawić. Chętnie zapewnię ci rozrywki, Scarlett.– Głos miał przepity, a spojrzenie mętne. Wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyjdzie. Był zbyt pewny siebie, a jego oczy zbyt rozemocjonowane. Przymknęła z powrotem powieki, ignorując jego bełkot. Nachalnie mówił do niej, co chwila przez kilkanaście następnych minut tak, że jej silna wola powoli zaczynała topnieć i miała coraz większą ochotę faktycznie rozbić mu tą butelkę na głowie. Stał się nienaturalnie wulgarny i wręcz nieprzyjemny. Mówił o niej, do niej z taką pewnością, przesiąkniętą alkoholem. Wpatrywał się w nią nieustannie. Przestał pić. Z kamienną twarzą i szeroko otwartymi oczami słuchała go, a złość zbierała się w niej nieprzeciętnie. Zdawał się nic nie robić z jej twardego spojrzenia, a jego propozycje stawały się coraz bardziej odważne. Podszedł klient, potem drugi. Obsłużyła ich, a Tom nie dawał za wygraną. Próbował ją złamać. Julian stał kawałek dalej przysłuchując się słowom Toma. Z zacięciem czyścił doskonale wypolerowany już blat, wyżywając się na nim najbardziej, jak mógł. Scarlett cały czas ignorowała go, choć znów musiała działać wbrew sobie. Wybuchając dałaby mu satysfakcję i możliwość wysnuwania kolejnych argumentów, a tego nie chciała. Żadnej satysfakcji. Nie miała zamiaru pozwolić mu wziąć nad nią przewagi. Mógł mówić to wszystko. To tylko słowa pijanego chłopca, który nie radził sobie z życiem, a ona miała zamiar sprawić by pamiętał o tym wszystkim, co powiedział i znów żałował, każdego z nich. Zawsze obserwowała, przysłuchiwała się i wyczekiwała momentu na atak. Jeszcze nie nadszedł, a fantazje Toma, choć były obleśnie, nie robiły na niej większego wrażenia. Za to Julian wychodził z siebie. Ten narastający gniew sprawiał, że miała ochotę posłać go do diabła, ale z drugiej strony świadomość, że rano będzie mu bardziej źle, niż ona teraz była zła, wystarczała, by obrastała swoją skorupą i nie przejmowała się jego gadaniem. W życiu słyszała na swój temat gorsze rzeczy i to nie koniecznie od pijanych. Gdy obsłużyła trzeciego klienta, nie pozwolił jej odejść. Złapał ją za rękę, sprawiając jej ból. – Scarlett nie bądź taka nieugięta. Wiem dobrze, że pociągam cię tak samo, jak ty pociągasz mnie. Myślisz, że nie wiem, dlaczego tak uparcie stajesz na mojej drodze?
- Puść mnie. – Syknęła, cały czas patrząc mu w oczy. – Jesteś żałosny. - Chciał potraktować ją jak te wszystkie dziwki, z którymi wychodził każdego wieczoru. Poczuła odrazę tak samo do nich, jak też do niego. Zebrała się w niej nieprzeciętna złość. Miała ochotę roznieść go na kawałki. Przyciągnął ją bliżej siebie.
- Chciałabym buziaka. – Wybełkotał jej prosto w twarz. Uderzył w nią odór alkoholowych oparów. Wraz ze złością urosła w niej siła. Jednak nie wytrzymała. Z całej siły szarpnęła ręką, wyrwała ją z jego uścisku, wywołując parszywy uśmiech na jego usta.
- Kaulitz, z nas dwojga to ja dostaję to, czego chcę. Nie jestem wróżką i nie spełniam niczyich oczekiwań! Lepiej zamilknij od razu, nim powiesz za dużo. – Odwróciła się i wróciła na krzesełko, dyskretnie masując nadgarstek.
- Taka zła pociągasz mnie jeszcze bardziej. – Prychnęła, zamierając w tej samej chwili, gdy zobaczyła dwóch barczystych ochroniarzy, idących za zdeterminowanym Julianem. Nawet nie spostrzegła, kiedy zniknął. Stanęli po obu stronach Toma, unicestwiając go spojrzeniem. On obrzucił wzrokiem najpierw jednego potem drugiego. – Co jest panowie? Napijecie się ze mną. Pani Barmanka serwuje najlepszą whisky.
- Tobie kolego już wystarczy. – Pomieszczenie przeciął ostry ton jednego z nich. Chwycili go pod boki, chcąc wyprowadzić z lokalu. Tom zaczął się szarpać i wyrywać, klnąc na nich. Pomimo pozornej lekkości, z jaką podnieśli go z miejsca, nie było tak łatwo wywlec go na zewnątrz. Scarlett ruszyła z miejsca, wychodząc zza baru i podbiegła do szamoczących się mężczyzn. Kładąc swoją małą dłoń na silnej ręce jednego z nich sprawiła, że wszyscy trzej zamarli. Na twarzy Toma wymalowało się zadowolenie, a u ochroniarzy zdziwienie.
- Poradzę sobie z nim. – Rzuciła krótko i stanowczo. Jej ton był wręcz nienaturalnie oschły. Nie dawał możliwości dyskusji nawet im, ogromnym mężczyznom, większym i silniejszym od niej, drobnej kobiety. Wyswobodziła Toma z rąk ochroniarzy i chwytając za rękaw bluzy, pociągnęła za sobą. – Idziesz ze mną, Kaulitz i ani mi się waż wyrywać. – Fuknęła i nie zwracając uwagi na jego protesty, z nieproporcjonalną do jej postury siłą, wyciągnęła go przed lokal, zostawiając ochroniarzy z lekko zdumionym, pobłażliwym uśmiechem na ustach. Na zewnątrz było zimno, mroźne powietrze przenikało przez jej ciało, pozwalając zebrać myśli. Działa pod wpływem chwili. Nie wiedziała, co miała robić dalej. Nie miała pojęcia, co mu powiedzieć, ale największa tajemnicą było to, co zrobi Tom i jak zareaguje. Nie mogła tego przewidzieć i to była jedyna luka w planie, którego nie było. Przez moment, przez myśl przemknęło jej, dlaczego nie pozwoliła wyprowadzić go ochroniarzom. W końcu może, gdyby wyleciał na zabity… na zbitą twarz przed knajpę, to może by wytrzeźwiał. Coś kazało jej na to nie pozwolić. To samo wstrętne coś, czego chwilami miała dosyć i co kazało jej bawić się w to całe zbawianie pana Toma K. Sapnęła groźnie. Było jej zimno. Wiatr wiał jej po oczach, a Tom nie miał zamiaru spokornieć, a ona nie miała zamiaru pozwolić mu więcej rozrabiać. Nie cackając się z nim, ani trochę, lekko pchnęła Toma w stronę ściany. Odbił się od niej, a na jego twarzy znów pojawił się ten cwany uśmiech. Zagotowało się w niej.
- Jakaś ty drapieżna, Scarlett. Tak lubię. -  Lodowaty wiatr rozwiewał jej rozpuszczone włosy i mroził ciało, przenikając przez cienką bluzkę, ale panujący na zewnątrz chłód zdawał się dla niej nie istnieć. Nie czuła go. Słyszała tylko jego słowa, które uderzały przesiąkały do jej umysłu, jak mróz przez skórę. W oczach miała chęć mordu. Powyżej uszu miała tej jego gry. Brzmiał, jak niedorozwinięty Playboy, który cierpiał na brak kochanek. Już wolała go, jako cierpiącego przez własne słabości chłopca, który patrzył na nią smutno. Tamtego mimo wszystko lubiła, a ten działał jej na nerwy.
- Zamknij się wreszcie i tak nie robią na mnie wrażenia twoje tanie teksty! – Jakby nie słysząc jej słów, zaślepiony własną fantazją parł do przodu, podchodząc coraz bliżej dziewczyny. – Nie zbliżaj się, Kaulitz! – Odepchnęła go, gdy wyciągnął ręce w jej stronę. Nie poznawała go. To nie był ten Tom, który przychodził jej słuchać, nieważne, że pił, ale z umiarem. Teraz zaślepiony wypitym alkoholem, pokonał już wszystkie bariery, nie widząc nic, poza swoimi wyimaginowanymi pragnieniami.
- Lubię, gdy się złościsz. – Wychrypiał wprost do jej ucha, gdy chwycił Scarlett za ramiona, zanim zdążyła mu się uchylić. Zaczęła się szarpać, wyzywać go i się kręcić, nie wiedząc całkiem, po, co. Trzymał ją mocno, nie pozwalając się wyrwać. Szamotała się chwilę, ale jego uścisk wcale nie stracił na sile, pomimo upojenia alkoholowego. Mocno trzymał ją w ramionach i uparcie się w nią wpatrywał, czując, że nie była w stanie mu się wyrwać, stanęła sztywno i utkwiła w jego oczach swoje zawistne spojrzenie. Twardo i chłodno świdrowała jego twarz turkusowymi, wręcz lazurowymi tęczówkami. Jej ciało przywierało do jego ciała. Była tak blisko. Oddychała szybko i nierówno, a on czuł, jak jej klatka piersiowa unosiła się i opadała, tuż przy jego klatce piersiowej, a miała, czym oddychać. Perfidnie przyglądał się chwilę temu, by spokojnie podnieść swoje oczy na świdrujące go dwa wściekle niebieskie punkciki.– I co teraz? - Uśmiechnął się chytrze, puszczając jej przedramiona i okalając Scarlett rękoma. Pomimo tego, że była już zmęczona tą szarpaniną, zła i przemarznięta, w jego ramionach poczuła się jakoś inaczej. Nawet ten jego przebiegły, wręcz triumfalny uśmiech, na chwilę odebrał jej trochę animuszu. Jej ciało rozluźniło się i pozwoliła mu objąć się szczelnie. Choć zamglone, nadal hipnotyzujące oczy patrzyły na nią zupełnie inaczej, niż śmiały się usta i dotykały słowa. Oczy mówiły prawdę. Na moment zapomniała o całej tej złości, którą w sobie gromadziła, która budowała działo mające pokonać go raz na zawsze. Na chwilę straciła kontrolę. Podmuch zimnego wiatru sprowadził ja na ziemię, znów sapnęła groźnie i usiłowała wydobyć rękę, żeby stuknąć Toma palcem w klatkę piersiową, ale zaplątała się w odpiętą bluzę i szamotanie spełzło na niczym. Znów sapnęła i zadzierając głowę do góry pewnie spojrzała mu w oczy, jakby to ona trzymała jego, a nie Tom ją.
- Nic nadzwyczajnego. Puścisz mnie. – Nie przestając się uśmiechać, z zadowoleniem przecząco pokręcił głową. – Ach, nie. To w takim razie, ja pytam ciebie, co zamierzasz? Zamrozić nas? Długo tak nie pociągniemy. Chciałam ci tylko jeszcze powiedzieć, że nie ja wypiłam połowy zapasów whisky Karla i to nie mnie pierwszej grozi zamarznięcie. Mogę ci wyjaśnić na przykładzie. Na pewno oglądałeś Titanica, na końcu Rose i Jack dryfują sobie po oceanie na takich fajnych drzwiczkach. I choć Jack nie był pijany, prawdopodobnie, to zamienił się w sopelek, bo tam zimno było i poszedł na dno. Ty jesteś już na dnie, brakuje tylko, żebyś stał się sopelkiem. A ja nie jestem Rose i nie będę płakała. Może któraś Blondynka, Brunetka, Szatynka, albo Ruda się na to połasi.
- Mogłabyś się wreszcie zamknąć? Gadasz jak najęta. Przestań mi wreszcie wypominać wszystkie moje koleżanki. – Prychnęła, dławiąc wybuch śmiechu. Koleżanki. – Czyżbyś im zazdrościła, przed chwilą..
- Teraz, to ty się zamknij, Kaulitz! – Miała już dosyć, przestało ją to całkowicie bawić. Wciąż tylko te jego łóżkowe moce przerobowy. On musiał być nieźle zakompleksiony, skoro wciąż chciał udowadniać swoją męskość! Poczuła, jakby wszystkie złe emocje naraz się na nią zwaliły i przytłoczyły całkowicie. W jednej chwili dotarło do niej, jak bardzo była zmarznięta, jak bardzo się trzęsła i jak trząsł się Tom. Chciała już iść do środka, ubrać się ciepło i iść do domu, spać. Poczuła się strasznie zmęczona i fizycznie i psychicznie. Cała ta gierka, upór Toma, walka i to wszystko odebrały jej ostatnie siły. Nie miała ochoty nawet już się szamotać, bo wiedziała, że on i tak był silniejszy. Tak bardzo liczyła na jakiś przebłysk dobrej woli z jego strony. Tak bardzo chciała, żeby ją puścił i sam poszedł do domu. Miała już powyżej uszu problemów, jak na ten dzień. Sama się w to wpakowała i teraz zbierała plon. Już leżałaby w łóżku, gdyby pozwoliła ochroniarzom wykopać go z klubu. Jednak zaraz wracała do punktu wyjścia, bo przecież sama tego nie chciała. Oczy powiększyły się jej do wielkości mandarynek, gdy prócz zimnego wiatru, czuła na swoich wargach jego gorący oddech. Zdała sobie sprawę, że cały czas wgapiała mu się w oczy, a on wykorzystał okazję, że się zawahała. Był już na tyle, blisko, że prawie musnął jej wargi swoimi. Nie chciała tego. Nie chciała, by po pijanemu odebrał jej… nie chciała. Znów poczuła w sobie tą dziwna siłę, która sprawiła, że dała radę wywlec go na dwór. Poczuła lęk. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczuła lęk. Zdawałoby się tak bardzo nieuzasadniony. Nawet wtedy, gdy chciał ją uderzyć nie bała się, a teraz, gdy chciał ją pocałować, ugięły się pod nią kolana. Bynajmniej nie z zadowolenia. Znalazła w sobie tą siłę i wykorzystując jego nieuwagę, najmocniej jak mogła odepchnęła go od siebie. Serce zaczęło jej bić tak, szybko, że aż echem odbijało jej się w uszach. Był zdezorientowany i jakby nie przytomny. Patrzył na nią i nie było to spojrzenie, ani złe, ani zdziwione, ani zawiedzione. Było to spojrzenie zamroczone alkoholem. – Nigdy więcej tego nie rób, Kaulitz! Nie masz prawa. Nie jestem twoją dziwką, żebyś mógł robić ze mną, co zechcesz. – Wpadła w szał. Energicznie groziła mu palcem przed oczami, a on nie roześmiał się kpiarsko. – Jesteś zdegenerowanym pijaczyną. Jesteś nikim, rozumiesz?! Nikim! Będę ci to powtarzała tak długo, aż wyjdzie ci to uszami i może wreszcie to zrozumiesz! Robisz ze swojego życia burdel i chcesz to samo zrobić z moim, a ja ci na to nie pozwolę!  Nigdy, rozumiesz? Nigdy! –  Popadała w skrajności z osłabienia w furię. Wiatr miotał jej włosami, które opadły jej na oczy. Ledwo, co widziała. Szybko je odgarnęła i prąc na Toma, zmusiła, by cofnął się, aż pod samą ścianę. Alkohol zdawał się nagle z niego wyparować i dotarło do niego, co działo się wokół. Tak nagle i niespodziewanie odzyskał świadomość.  Dotarło do niego wszystko, co robił i co mówił i choć alkohol nadal mącił mu krew, otępienie, które przesłoniło mu oczy wyparowało. Dokładnie słyszał jej słowa, które wbijały się w jego umysł jak ostre szpile i wszystko przed czym uciekał tego wieczoru wróciło. Paskudne wyrzuty sumienia, ciążyły mu znów na sercu i czuł się tak bardzo źle. Znów chciał ją skrzywdzić. Znów przez alkohol. – Przejrzyj na oczy, przejrzyj! Bo jeszcze trochę, a będzie za późno. Widzisz, krzywdzisz już nie tylko siebie, krzywdzisz mnie, obcą i założę się, że bliskich jeszcze bardziej! Przejrzyj na oczy! – Jej krzyk nie był wściekły i pretensjonalny, był przepełniony zmęczeniem i bezsilnością. Kolejna skrajność. Już nie wiedziała sama, czy chciała na niego krzyczeć, czy być łagodną. Pierwszy raz widział, że Scarlett opadała z sił. Jej ciało smagane wiatrem, drżało od zimna. Stała zacierając zmarznięte dłonie i patrzyła na niego, tak zupełnie inaczej niż jeszcze chwilę wcześniej. Nigdy nie myślał, że Scarlett okazywała słabość, że mogła, że potrafiła być słaba. Teraz wydawała mu się taka krucha i delikatna, taka zmęczona, pełna żalu. Zdał sobie sprawę z panującego zimna, z tego, że i on drżał, z całej dramaturgii tego wszystkiego. Z całej bezsensowności. Potarł twarz skostniałą dłonią. Nie wiedział, co robić, co myśleć, co powiedzieć. Już nie miał ochoty, ani jej dopiec, ani zdobyć jej. Nie wiedział, czego chce.
- Idź do środka, przeziębisz się. – Odepchnął się od muru i wymijając ją, szybko odszedł bez słowa z walącym sercem i niepojętym mętlikiem w głowie. A ona stała tam dalej. Mroźne powietrze przenikało jej myśli i ciało. Przymknęła powieki i uniosła głowę do góry. Zaczął padać śnieg. Wystawiła buzię do niego. Malutkie śnieżki topiły się na niej, delikatnie muskając jej skórę. Coś rozdzierało ją od wewnątrz. Popchnięty pragnieniami alkoholowej gorączki, chciał ją pocałować. Nie z potrzeby serca, a z potrzeby ciała. Zabolało. Pierwszy raz, poczuła się dotknięta. Nie był zła. Czuła coś, o czym zapomniała, czego nie przepuszczała jej tarcza. Czuła się zdradzona. Nie przez Toma, a przez swoje naiwne nadzieje. Wiedziała, jaki był. Zacisnęła skostniałe dłonie w piąstki, sprawiając sobie ogromny ból. Mocno nabrała powietrza do płuc. Nie miała zamiaru się poddać. Wyprostowała plecy, dumnie uniosła głowę i wróciła do klubu. 
*
1 W tekście użyłam fragment piosenki Christiny Aguilery ‘Welcome’

19 komentarzy:

  1. ~Tom'sGirl

    9 stycznia 2009 o 23:21
    haa, zapamiętam sobie ten piękny dzień, będę to wspominać, gdy już będzie tu tyle ludu, że nie sposób będzie być pierwszą. xd. to pewnie dlatego, że jest noc, ale to nie zmienia faktu, że sobie miejsce zaklepuję i próbuję czytać. xd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~Tom'sGirl

      13 stycznia 2009 o 21:51
      zapomniałam skomentować. xD. ale już się za to biorę. lubisz słowo ‚infantylna’, prawda?. bo często gu używasz. ;d ale nie ważne, poza tym, że nigdy nie wiem, jak je napisać, to uważam, że jest fajne. xD. tak w ogóle to ja Ci chciałam powiedzieć, że masz najbościejszy, najfajowniejszy i najlepsiejszy szablon na świecie, tutaj dobrze widać, jak T. i S. do siebie pasują, w dodatku, kurczę, lubię fiolet, a szary to już w ogóle, więc mam nadzieję, że tu zagości, jak najdłużej. i w ogóle to on taki realistyczny jest, gdyby Tom się nie rozmazał to bym pomyślała, że to naprawdę. i teraz pełna zachwytu dla tego arcydzieła powyżej, komentuję Ci treść, czyniąc ten komentarz półkilometrowym.xd.po pierwsze: lubię ten Twój rozkład uczuć. w ogóle lubię opisy, a Ty wszystko opisujesz tak dokładnie, tak prawdziwie, że się wczuć można. u Ciebie w zasadzie mogłabym przez 15 minut czytać o tym, jak Tom zmarzł i by mi się nie znudziło!. i to pewnie też przez to, że masz takie bogate słownictwo (swoją drogą: niektórych słów nawet nie znam, ale ja czytając Prinza się edukuję normalnie.xd.) . wkurza mnie ta Serena, no. ja nie wiem, jak Scarlett może się nabrać na te jej bajery. przecież to Scarlett, ona nie jest naiwna. no ale dobra, ona jest doooobra, co pokazała ratując Toma od osopelkowania no i teraz widać efekty, ale z Tomem to, co innego, a z Sereną co innego i będzie gorzej. ja tu już mam swoje czarne wizję na przyszłość, ale nie będę proroczyć, tylko czekać na dalszy rozwój akcji z nadzieją, że nieufność Scarlett weźmie górę, no albo chociaż Liv jej otworzy oczy. żal mi Toma. chociaż z początku pomyślałam sobie, że to tylko pijany, zakompleksiony i niewyżyty Tom. no ale teraz, jak tak sobie pomyślę, to to jest przecież biedny, uzależniony Tom, który się zagubił i stacza i mimo całej swojej głupoty nadal jest słodki. zawsze podziwiałam takie cierpliwe osoby silne w swoich postanowieniach – jak Scarlett. ja prawdopodobnie roztrzaskałabym mu tę butelkę na głowie, a potem patrzyła jak go wynoszą. chociaż nie, bo dla mnie by miało znaczenie, ze to TEN Tom, a dla S. nie ma. ale i tak zachował się, jak świnia. ja ją podziwiam za tą, jak Ty to określiłaś „tarczę”, myślę, że każdemu takie coś jest przydatne, chociaż w końcu to i tak wyjdzie na złe i nie da się nie czuć nic. w sumie sama takie coś mam, ale jest o wiele bardziej wadliwe. strach to w ogóle jest potrzebny, bo adrenalina właśnie dodaje takiej siły, jak ta, dzięki której S. odepchnęła od siebie T. no i to zdanie: „Nie chciała, by po pijanemu odebrał jej… nie chciała.” mnie zaintrygowało. w sumie S. jest na tyle niezależna, że nie zdziwiłabym się, gdyby nie miała wcześniej chłopaka. bo wszyscy lecą na ciało, a ja już wiem, że ona tego nie lubi. dobra, bo zaczynam wprowadzać tu swoje nudne filozofie, których prawdopodobnie nawet nie będzie Ci się chciało czytać. xD. ale Scarlett jest potrzeba Tomowi, prawie tak, jak on. oni odmienią swoje życie i wszyscy będą hepi. xD. się już tego doczekać nie mogę. i podziwiam Cię za długość odcinków.

      Usuń
  2. ~Brida
    9 stycznia 2009 o 23:39
    Nie dam rady, przeczytam jutro:* kocham najmocniej na świecie:*

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Aveen
    10 stycznia 2009 o 04:46
    Notka super. Czyżby Tom dochodził do jakichś przemyśleń.I ta dziewczyna, też mi się noe podoba, co chce sie „niby” zaprzyjaznic z Liv i Scarlet.O postawie Toma w barze i po raczej nie wspomne. Może niech przemyśli to, co Scarlet do niego mówi. Napewno lepiej na tym wyjdzie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sneaky
    10 stycznia 2009 o 11:30
    Ahhr! Aj, aj, aj! Ty wiesz, że tam było parę błędów, nie? xdAle się zdziwiłam całym obrotem akcji, naprawdę. Ale kurde, opisałaś to tak wszystko bardzo łaaaadnie i żywo. Ja, czytając, czułam, jakbym stała obok nich, jakbym była kimś z nich. Naprawdę. Te wszystkie wyrazy, które napisałaś w notce docierały do mnie ze zdwojoną siłą, miałam wrażenie, jakby to wszystko działo się naprawdę :*Pięknie, Dark, pięknie.hm, nie ‚tą budę’, tylko ‚tĘ budĘ’ ;d i jeszcze literówki np. ‚nie był zła’ xdFrech.cay.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Chojna
    10 stycznia 2009 o 17:24
    przeczytałam wszystko. strasznie mi się podoba bo pierwszy raz czytam historię o takim upadku Toma. z pewnością będę czytać na bieżąco i czekam. :) mój numer gg to 11692059 jak coś.;) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. ~esmeralda
    10 stycznia 2009 o 22:34
    Jak zwykle pięknie napisane. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, znów zaskakujesz. Ciekawa jestem, czy opowiadanie jest zaplanowane, czy wykorzystujesz spontaniczne pomysły. Wiem, że Scarlett się nie podda. Tom też jest uparty. Mam nadzieję, że w końcu coś do niego dotrze (podejrzewam, że przez jakieś ostre zachowanie naszej małej, infantylnej Księżniczki). A teraz z innej beczki. Wszyscy chcą przyrównywać Prinza do Ganzera. Jeszcze trochę, a zaczną Cię posądzać o kopiowanie, bo niby Twój styl pisania jest podobny do Freilyn. Ja nic do niej nie mam, być może nie powinnam się wypowiadać, bo nie dobrnęłam do końca jej opowieści, ale odczuwam wewnętrzny przymus. Kopiujesz, bo piszesz naprawdę dobrze. A wszystko „naprawdę dobrze” związane z pisaniem, przypisywane jest Freilyn. To taki nowo powstały zapis prawny blogowego świata, jeszcze nie zapisany w Konstytucji Rzeczypospolitej Polski. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Oczywiście jak tylko jakaś zagorzała fanka Ganzera to przeczyta, to zostaję automatycznie skazana na wyrok śmierci (potrzebuję Michaela Scofielda, pilnie proszę o namiary). Tyle. Teraz już jesteś pełnoprawnym i świadomym obywatelem blogowego świata. A, właśnie. Pisałaś wcześniej? Były jakieś blogi przed Prinzem? Bo ja, kurczę, z chęcią przeczytałabym coś innego, ale Twojego. Wałkowanie ciągle tych czterech (no, od dziś już pięciu) rozdziałów tego samego opowiadania, z co kilkudniowymi powtórkami bywa męczące. No, wiesz. Brak tego efektu przyjemnego zaskoczenia ^^Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Traumfängerin

    11 stycznia 2009 o 15:47
    Hm, więc tak. Wybacz, ale w tym rozdziale było za dużo opisów, przynajmniej jak dla mnie. Po kilku zdaniach nagle zauważałam, że się rozkojarzyłam i nie pamiętam, co przeczytałam, ciężko tak się czytało. Ale:Bardzo mnie ucieszył fakt, że Tom przyznał się przed sobą i Billem w jakim stanie się znajduje. Spodobał mi się także ten delikatny, zasmucony, współczujący Bill… Żal mi go było, ale Tom wykazał się jednak sercem :). W ogóle w tym rozdziale spodobało mi się szczególnie kilka zdań. A tym wątku akurat to dotyczące snu „Może wyśnimy lepszy sen od tego, w którym żyjemy…”. Smutno śliczne i prawdziwe…Normalnie mną szarpie za każdym razem, gdy czytam o Serenie. Nie znoszę jej, że uch. A Scarlett nagle nabawiła się naiwności, jak słowo daję. Przy Serenie zachowuje się jak nie ona. Myśląc co powiedzieć o wątku ostatnim zauważyłam właśnie, że dałaś całkowicie trafny tytuł rozdziału. Właśnie tak wygląda tu Scarlett. Ale przejdźmy do wątku w klubie i przed.Ja bym trzasnęła Toma w gębę jak mówił takie teksty zionąc jej jeszcze w twarz alkoholem, ale rozumiem, że Scarlett nie chciała mu pokazać, że dała sie wyprowadzić z równowagi. Niestety to wszystko nie wyszło, gdy stali na ziąbie, ale z drugiej strony była wtedy ta łącząca ich iskierka a to się bardziej liczy, nie? ^^ Ale nadal sądzę, że gdyby Scarlett coś mu zrobiła byłoby dobrym ruchem, choć… Hm, może jednak nie, bo wszystkie pomysły jakie właśnie mi się pojawiły pasują raczej do osoby pokroju Sereny lub innej wrednej i pustej dziewczyny ^^. Oni oboje są strasznie dumni i boją się dopuścić jedno do drugiego. No cóż, gra już się toczy, mam nadzieję, że pomimo strasznego prologu zakończy się wszystko niczym w „Dumie i Uprzedzeniu” xD.Buziaki, kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Gje.

    12 stycznia 2009 o 19:13
    Nie wiem, czy uda mi się napisać coś w miare sensownego, gdyż że tak powiem – łeb mi rozwala. No tak, gorączka robi swoje, ale przejdzmy do notki.Literki mi się w oczach mieszały, ale musiałam to przeczytać – ach ta upartość.W tej chwili – w tym stanie – nie stać mnie na nic innego niż ‚no, podobało mi się’, bo mam wrażenie, że moja głowa waży 30 ton, że wysmarkam oczy i wykaszle płuca. Affff.Cholernie, ale tak cholernie cholernie podobał mi się kawałek jak tak sobie na mrozie stali.Kaulitz opadł na dno, ale chyba po to, żeby się od niego teraz odbić, prawda?Oczywiście z pomocą naszej kochanej Scarlett.I taka moja prośba – jak już mu S. pomoże to niech później mu skopie tyłek, od cioci G.hm?A mi dziękować nie masz za co. To ja powinnam podziękować, że czytasz te długie ale durnowate komentarze. ^^ no i dziękuję.Chyba będzie lepiej, jak łykne wszystkie tabletki i pójdę spać, zanim mi temperatura jeszcze podrośnie i zacznę majaczyć. ^^Pozdrawiam. ;*

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Katalin
    11 stycznia 2009 o 19:05
    Wyobraź sobie, moja Droga, ze po przeczytaniu tego odcinka kilka dni temu nie byłam w stanie wymyślić nic sensownego. Dlatego wracam teraz. Jak już wcześniej ktoś zauważył, za duzo było mi opisów w tej czesci. Wszystko było ładnie opisane, ale za dużo mi było juz przemyslen o upadku Toma. Mogło to byc krócej napisane. Przyznam szczerze, ze ucieszyłam sie,ze Tom potrafił przyznac się do tego ze jest na dnie.To znaczy, ze nie jest z nim jeszcze tak najgorzej. Jeszcze wciaz widzi swoje błedy. Nie oszukuje się, że Scarlett nie ma racji, że próbuje naprawić problem, którego nie ma.To dobry znak. Postawa Scarlett względem Toma, była zupełnie inna niż zazwyczaj. Schowała swoją dumę do kieszeni. Miła odmiana. Poświęca się dla niego. Ale mysle,że zostanie jej to odpowiednio wynagrodzone, nie?^^ Kurcze, jakos kompletnie nie potrafie sie skupić. Mysli mam dziwnie rozbiegne. Nie mam siły…xDChciałabym napisac o wszystkim, chciałabym napisać coś pięknego, bo zasługujesz na deszcz pochwał. Ale…nie dzisiaj^^Kooocham Słonko:**

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Free_Girl
    11 stycznia 2009 o 20:33
    Ajjjj!*5 MINUT PÓŹNIEJ*Nie wiem, jak to robisz, nie wiem, dlaczego moje serce tak szybko bije, a myśli mkną do Niemiec… Ale wiem jedno- jesteś najlepsza… ;*** ! Czekam na kolejną część. A póki co- cudny szablon, nie zmieniaj już go na czarny! Pozdrawiam, Free(i-am-your-angel)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Layla
    12 stycznia 2009 o 20:07
    Och nie mam wątpliwości, że w jego charakterze coś tkwi, raczej zastanawia mnie, co to jest. Z jednej strony wydaje się być taki niezależny i aż za bardzo wyluzowany, a z drugiej spada na niego to wszystko, z potężną siłą. Raz ona chce się wycofać z głupich sprzeczek, raz on chce to zrobić. A w końcu z wszystkiego wynika kolejna taka sytaucja. Albo nie zwracają na siebie uwagi, albo się kłócą, a później zachowują się tak, jakby nic się nie stało. I … strasznie skomplikowani z nich ludzie, ale przynajmniej jest się nad czym zastanawiać. Nie potrafię określić Sereny, bo jest okropna, a wychodzi na to, że Scarlett jest za dobrym człowiekiem, jak na ten świat. Najpierw w stosunku do Kaulitza – mimo wszystko chce mu pomóc i podnieść, uratować resztki jego człowieczeństwa, a teraz jeszcze Serena, której uwierzyła w te głupstwa, które opowiadała. Niewątpliwie coś z tego wyniknie, mam jedynie nadzieję, że nic złego. Odcinek świetny, czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;*[help-me-my-friend]

    OdpowiedzUsuń
  12. ~takajedna
    12 stycznia 2009 o 22:55
    i tak w przeciągu zaledwie kilkunastu dni, z zafascynowania stwierdziłam, że jest to najlepsze opowiadanie, jakie czytałam. Oczywiście wykluczając ganzer-toma, choć im więcej opowiadań czytam, tym bardziej przekonuję się, że wcale nie był najlepszym opowiadaniem, jak twierdzi większość blogowych pisarek ; pa, jako że opowiadań nie piszę, to chyba nie ma sensu się przedstawiać, póki co.Będę sobie taką jedną jakiś czas.

    OdpowiedzUsuń
  13. ~Nichole
    13 stycznia 2009 o 13:51
    Omg jaki szablon so sweet! Scarlett musi być silna, a chłopak… Ach, przemilczę. ^^ Ślicznie <3 .

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Black.
    14 stycznia 2009 o 11:04
    Dark’jaszku (tak sobie zdrobniłam, mam nadzieję, że się nie pogniewasz:*) mój Ty kochany! To było genialne. Cudowne. Boskie. I ah! Chwilami myślałam, że zaraz wpadne do tego clubu i to ja rozbije Tomowi tą butelkę na głowie. Wk.urzył mnie jak nie wiem co! I nawiązanie do Titanica było wypasione ;D. A końcówka, kiedy odszedł mówią, że zmarznie, mnie rozwaliła. Już nawet zapomniałam o tym, jaki był cha.mski i jak mnie wnerwiał i w ogole. To było takie cudne. I ta Serena mnie tak nieziemsko wpienia, że masakra! Było b o s k o. U w i e l b i a m i k o c h a m . <3 ;* /1483-marzen.

    OdpowiedzUsuń
  15. Anneliese_
    21 stycznia 2009 o 17:37
    Jeeeej! Dla mnie dedykacjaaa! Dark, Ty wiesz, że Cię uwielbiam, ale przeczytam kiedy indziej, bo czasu brak. Bardzo brak! :( Chciałam tylko podziękować bardzo mocno! :**** (a nagłówkiem to wymiatasz!)

    OdpowiedzUsuń
  16. kasiaundola@vp.pl
    23 stycznia 2009 o 09:55
    Jestem pełna podziwu dla długości oddcinka xD Pierwsza rzecz zaraz po grafice na którą zwracam uwagę wchodząc na nowy blog… Hehe no nic… Czekają mnie zaraz jeszcze 4 odcinki, które z miłą chęcią przeczytam… Hmm jeśli chodzi o Toma i fakt uderzenia kobiety bo powiedziała prawdę… Hmm W społeczeństwie przyjeło się, że pod żadnym pozorem mężczyzna nie powinien podniesc ręki na kobietę… Zgoda… ale sa pewne granice… Chłopacy też mają granicę wytrzymałości… Dlaczego dziewczyna na bluzga na niego, a on tylko siedziec bądź stać i słuchać, a najlepiej przytakiwac? Prawdę też można przekazać na różne sposoby… spokojnie, nawet w chwili bezsilności i impulsu… Kurcze… Rozpisałam się w sumie nie na temat, więc teraz naprawdę zmykam czytać… Informuj mnie jak możesz o nowych odcinkach na gg [6915760] albo na http://www.love-in-dreams.blog.onet.plPozdrawiam Lena173 [www.love-in-dreams.blog.onet.pl nowa notka zapraszam]P.S Jeśli nie masz nic przeciwko dodam Cię do linków, ale jak coś to pisz… usunę…

    OdpowiedzUsuń
  17. ~Atropos.
    23 stycznia 2009 o 23:40
    Ten szablon jest genialnie genialny xD. Co do treści, wypowiem się troszkę później :)

    OdpowiedzUsuń
  18. ~Kainka
    29 lipca 2009 o 12:54
    Jak na razie daję sobie chwilę wytchnienia i wrócę tutaj wieczorem. I tak dzisiaj nie przeczytam tych wszystkich odcinków ;]. Ale starać się zawsze mogę :D. Ta Serena mnie denerwuje xD. Nie lubię jej, a zresztą po co ten Mike chce mieć Scarlett? Żeby tylko ją skrzywdzić. Brunetka nie zasługuje na takie zachowanie, a ten Michael patrzy tylko na jej piękne ciało, a nie na charakter ; ). Mam nadzieję, że Liv nie da skrzywdzić siostry i przejrzy grę Sereny ;]. Tom… Ach, ten Tom… Pijaczyna mała :D. Dobrze, że tym razem jej nie chciał uderzyć, chociaż wcale się nie dziwię Scarlett, że go odepchnęła. Jak on chciał ją potraktować… Drań, łajdak itp. :D Cieszę się, że z Billem dochodzą do porozumienia i znów nawiązują nić braterskiej przyjaźni ;]. Aby ona się pogłębiała. Podobało mi się, to jak Scarlett tłumaczyła Tomowi na przykładzie Titanica, co się stanie, jak nie wejdą w ciepłe miejsce ” Ja nie jestem Rose i nie będę płakała… ” Wydaje mi się, że jednak by płakała, ale może to tylko takie moje odczucie. Czuję, że w głębi duszy, Scarlett zależy na Tomie, nie chce by stoczył się na samo dno. Nikt nie chce w sumie patrzeć, jak ktoś stacza się. Szczególnie, że Tom stał jej się bliższą osobą. Przecież nie jest już jej obojętny, tak mi się wydaję ;]. No to do wieczora, bo na pewno tu wrócę ;]. Tak przy okazji, dodaje Cię do linek ; ][immer-an-dich]

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam serdecznie: http://grow-a-spark.blogspot.com/
xoxo