Piątek
Nie potrafił przestać tam przychodzić. Nie potrafił tak
po prostu odciąć się od tych miesięcy, które tam spędził, od tych specyficznych
chwil, które w swej anormalności, rozciągały się od tych najlepszych po te
najgorsze, jakie w życiu zaznał. Myśląc o tym wszystkim doszedł do wniosku, że
tak naprawdę od jakiegoś czasu nie chodził tam dla samego flirtu, whisky, czy
kobiet. Zdał sobie sprawę, że chodził tam dla
niej. Uświadamiając to sobie z jednej strony poczuł się jakby lepiej,
poniekąd usprawiedliwiony przed samym sobą, ale z drugiej… To oznaczało swojego
rodzaju przywiązanie, pragnienie, sympatię. Jeżeli chodził tam dla niej, zaczął
pragnąć być bliżej. Jeżeli chciał być bliżej… chciał jej. Nie mógł. Nie mogła
być kolejną. Nie ona. Nie Scarlett. Swoją wyjątkowością burzyła wszelkie
konwenanse. Nie mógł pozwolić sobie, by potraktować ją, jak inne. Nie mógł
zabić w niej jej wyjątkowości. Będąc całkiem blisko, jednocześnie wydawała mu
się zupełnie odległa. Pojawiała się i znikała, ale cały czas zostawała obok.
Będąc dzielną kobietą, dorosłą, piękną w swojej zwyczajności, była zupełnie,
jak mała dziewczynka. Nie mógł zabić jej niewinności swoją jedną zachcianką.
Postawił zawalczyć ze samym sobą. Chciał
spróbować ten jeden raz. Tylko z dala od niego mogła być bezpieczna. Jednak,
dlaczego tak bardzo chciał, by została, by nie znikała z jego życia? Dotąd
pozwalał decydować ciału, by zagłuszyć podszepty umysłu. Dotąd nie zastanawiał
się nad jakimikolwiek emocjami. Nie dopuszczał uczuć do głosu. Krzyczały nim
rządze. Teraz, gdy patrzył na nią, tak inną, tak delikatną. Za każdym razem
była inna, raz drapieżna, a raz niewinna. Zaskakiwała, była nieprzewidywalna, a
w tym wszystkim pozostawała tylko i wyłącznie sobą. To muzyka przez nią
przemawiała. Dzięki temu była jeszcze piękniejsza, niż mu się wydawało. Jeszcze
nigdy nie zachwycał się tak nad kobietą. Swoją uwagę skupiał tylko na ciele.
Scarlett była dla niego uosobieniem kobiecości, pomimo tych wszystkich
defektów, pomimo, że znał tyle doskonalszych dziewczyn. Spotykał zgrabniejsze,
ładniejsze, bardziej w jego typie, a jednak ona górowała nad nimi wszystkimi.
Pragnął jej najbardziej wiedząc, że była całkowicie nie dla niego. Chciał
trzymać się z daleka, ale nie potrafił. Choć nie raz w złości, w gniewie, w
rozpaczy tak bardzo chciał porzucić ten klub, te weekendy, ją, nie potrafił. Na
początku wmawiał sobie, że tam mu najlepiej, a później była już tylko ona,
nawet, gdy tak po prostu mieszała go z błotem, nawet krzywdząc ją, nawet
próbując uciec, zapomnieć, wszędzie była już tylko ona. Nie kochał, nie
potrafił kochać, nie przywiązywał się, a pomimo tego, Scarlett była kimś innym,
kimś wyjątkowym, kimś ważnym. Nie mógł nazwać jej przyjaciółką, bo nią nie
była. Nie potrafił sprecyzować nawet tego, wiedział tylko jedno, on nie mógł
dać jej niczego dobrego. Patrzył na nią, słuchał jej, delektował się, nawet
teraz mając przy sobie śliczną blondynkę, która sprawiała wrażenie gotowej na
wszystko. Miał zdawałoby się wszystko, a pragnął nieosiągalnego, pragnął kogoś,
kogo pragnąć nie miał prawa. Choć była tak waleczna, kryła się w niej mała
księżniczka. Śpiewała, spoglądając na niego, co chwila. Miała takie smutne
oczy. Nawet, gdy dzieliło ich te kilka metrów, widział w nich zawód, a może mu
się tylko wydawało? Może chciał widzieć,
że jej zależało? Może chciał, by pożałowała jego zachowania, nakrzyczała, albo
kazała zawrócić? Scarlett powiedziała mu przecież, że teraz jego życie jest już
tylko i wyłącznie w jego rękach. Dała mu lekcje, za którą w gruncie rzeczy był
jej wdzięczny. Teraz, na przestrzeni czasu cieszył się, że tak bardzo
namieszała mu w życiu, że pojawiła się w nim tak niespodziewanie, odwracając je
całkowicie do góry nogami, choć z pozoru nie zmieniło się nic. Znów siedział w
tym lokalu, tak jak przed kilkunastoma tygodnia, z whisky i przygodną kobietą,
a ona śpiewała. On czuł się rozdarty, a Scarlett miała smutne oczy. Po tym
wszystkim, co przeszli, można powiedzieć razem, zatoczyli koło. Miał wybrać, a
cały czas stał w miejscu. Na rozstaju dróg… spróbował skupić się na swojej
towarzyszce. Gdy on słuchał Scarlett, ona też zwróciła na nią uwagę. Widząc
jego spojrzenie, nachmurzyła się, gdy tylko znów spojrzał na nią, jej twarz
przyozdobił zniewalająco zalotny uśmiech. Próbował z nią rozmawiać, flirtować,
zająć się jej osobą, skupić na walorach ciała, ale słysząc przejmujący głos
Brunetki, nie umiał. Wychylił ostatnią szklaneczkę i założywszy kurtkę, odsunął
krzesło blondynce. Pomógł jej założyć płaszcz, przy okazji omiatając wzrokiem
jej zgrabne, skąpo ubrane ciało. Przepuszczając ją przodem, ostatni raz
spojrzał w kierunku podestu. Scarlett stała tam, mocno ściskając w dłoniach
mikrofon. Napotkał jej spojrzenie. W turkusowych oczach przelewało się uczucie,
którego wcześniej u niej nie widział. Odwrócił się i przyspieszył kroku. Nie
mógł dłużej znieść tego widoku.
- Tylko z dala ode mnie jesteś bezpieczna,
Maleńka… - wyszeptał wychodząc.
Nie była smutna. Nie czuła żalu. Nie była zła, ani
rozgoryczona. Nie miała ochoty na niego nakrzyczeć. Nie zalała ją krew. Nie
chciała zbesztać. Nie zaciskała pięści. Nie miała potrzeby tupać. Nie chciała
go trzepnąć przez głowę. Nie była też zawiedziona, ani zniesmaczona. Czuła coś,
czego nigdy nie było dane jej zaznać. Czuła coś, co jej się nie podobało. To
było takie paskudne coś, że więcej czuć tego nie chciała. Wiedziała, że to coś
ją rozmiękcza. Wiedziała, że przez to coś słabła. Wiedziała, że to Tom był
przyczyną. Nawet przez to nie była zła na niego. Nie potrafiła. Nawet, gdyby
chciała. Chciała tylko, żeby zawrócił.
Nie zdążył nawet dobrze ochłonąć, gdy jak oparzony
wyskoczył z miękkiego łóżka. Pośpiesznie zakładał ubrania, nawet nie
spoglądając na rozanieloną blondynkę, która lawirując w innej czasoprzestrzeni,
owładnięta jeszcze świeżym pożądaniem, leżała naga w pachnącej namiętnością
pościeli. Zdawał sobie sprawę, że mógł krzywdzić ją tym bardziej, niż krzywdził
te, które opuszczał o świcie, jednak mało go to teraz obchodziło. Jego skóra,
którą jeszcze tak całkiem niedawno muskały jej delikatne palce, piekła go niemiłosiernie,
niczym palona ogniem. Ciało zdawało się nie należeć do niego. Czuł się sam w
sobie, niczym intruz. Pierwszy raz było mu tak źle. Pierwszy raz nie wiedział,
co ze sobą zrobić. Pierwszy raz uciekał. Nie zwrócił uwagi na to, że owa
blondynka leżała już na boku, szczelnie owinięta kołdrą i bacznie się w niego
wpatrywała. Nie spoglądał na jej zawiedzioną minę. Starał się w ogóle na nią
nie patrzeć. Próbował wmówić sobie, że spała i że mógł zniknąć niezauważony.
Pośpiesznie wepchnął do kieszeni kluczyki i telefon, po czym przemknął do
drzwi. Zatrzymał go jej szept.
- Nie podobało ci się, Tom? – Pierwszym, co przykuło jego
uwagę było to, że w jej głosie nie dostrzegł nutki żalu, złości czy pretensji.
Chyba nie tego się spodziewał. Liczył na skowyt pełen zawodu i lawinę pytań .
Mówiła cicho, spokojnie, a co wydawało mu się najbardziej irracjonalne, tak
kojąco dla jego ucha. Miała przyjemnie ciepły głos.
- Skąd, byłaś świetna. – Rzucił jej krótkie spojrzenie,
nerwowo rozglądając się po pokoju. Nie podobało mu się to wszystko.
- To co było nie
tak? – To go zastanowiło. Co w tym wszystkim było nie tak. Co nie grało?
Przecież wszystko działo się, jak zawsze. Była ona i był on. Była jednorazowa
miłość, która skończyła się szybciej, niż zaczęła. Było tradycyjnie, jak
zawsze. Więc, co nie grało? Spojrzał na nią, teraz już pewnie, lekko mrużąc
oczy, chcąc lepiej dojrzeć blondynkę w mroku.
- Ja. Tylko i
wyłącznie ja. – Chwycił za klamkę, ale jej kolejne pytanie sprawiło, że nie
był w stanie ruszyć się z miejsca.
- Idziesz do niej?
- Słucham?
- Do tej brunetki z klubu. Widziałam, jak na nią
patrzyłeś. Na mnie, w ten sposób nie spojrzałeś dziś, ani razu. Wiem, że wolałbyś, żeby to ona leżała tu
zamiast mnie. Nawet, jakoś specjalnie mi to nie przeszkadza. Zdaję sobie
sprawę, że tu chodziło tylko o seks. Było fajnie, a teraz idź do niej. Zawalcz.
Twoje oczy… nie skrzywdź jej, Tom. Zacznij żyć. Ty też masz prawo do miłości. – Uśmiechnęła się lekko, jakby
wszechwiednie, przewracając się na plecy.
- Mylisz się.
- Nie masz prawa do miłości, czy to nie o niej cały czas
myślałeś w klubie? – Uniosła do góry jedną brew.
- Co ty możesz wiedzieć, swatka się znalazła od siedmiu
boleści. Babskie gadanie. – Prychnął, otwierając drzwi. – Miło było. – Rzucił
wychodząc. Blondynka zagrzebała się w pościeli i przymknęła powieki,
uśmiechając się łagodnie. Nie było jej żal. Nie każda mogła być jego jedyną.
Miała zamiar poczekać na swojego własnego księcia.
Szedł, szedł, szedł, całkiem zapominając o tym, że
zostawił auto. Mróz przenikał jego ciało i chyba tylko dzięki temu miał pełną
świadomość tego, że żył. Nad miastem rozciągło się roziskrzone milionem gwiazd
niebo, śnieg skrzypiał mu pod butami i zdawało się, że wszystko było idealne, a
on miał wrażenie, że znów coś mu umknęło, że nawet nie ruszył do przodu, nawet
nie stał w miejscu, a cofnął się o krok. Do niedawna bardziej prawdopodobne
było to, że Szprewa wyschnie, niż to, że będzie miał coś na rodzaj wyrzutu
sumienia, po świetnej zabawie z cudowną blondynką. Czuł się przynajmniej
dziwnie i wcale mu się to nie podobało. Skóra piekła go nadal. Czuł jej dotyk i
wcale nie było mu z tym dobrze. To nie była jej wina. Ona jak wszystkie,
spełniła jego oczekiwania. Przeświadczenie, że coś było nie tak rosło z
każda chwilą i im bardziej o tym myślał, tym było silniejsze. Nie nazywał
rzeczy po imieniu. Coś, ktoś, gdzieś. To on, Tom Kaulitz, w hotelu z jakąś
dziewczyną, jak zawsze zapominał. Tym razem zapominał o tym, że miał pamiętać. Tu
nie chodziło o te wszystkie brunetki, blondynki, czy rude, tu chodziło o nią.
To świadomość, że robił wbrew niej… wbrew sobie sprawiała, że było mu źle ze
samym sobą. Choć zdawało mu się, że nic się nie zmieniło, to tak naprawdę
wszystko już było inaczej. Potrafiłby żyć, jak kiedyś bez weekendów, whisky,
dziewczyn, tych nocy? Potrafiłbyś, Tom? Przystanął na środku chodnika. Minął go
może jeden, wlokący się samochód i kilkoro przechodniów. Obrócił się wokół
własnej osi. Zaczerpnął rześkiego powietrza najbardziej, jak mógł, ile sił w
płucach. Potem głęboko odetchnął.
- Chciałbym, ale nie wiem, czy potrafię. – Szepnął,
zawracając. Już jakiś czas temu pomyślał sobie, że chyba nie byłoby tak źle,
gdyby spróbował, ale cały czas był przekonany, że nie miał w sobie tyle
samozaparcia, by coś zmienić. Dławiło go przekonanie, że za bardzo wrósł w tego
człowieka, którym był, by sprzeciwić mu się. – Chciałbym, ale nie wiem, czy
potrafię. - Powiedział głośniej i ruszył biegiem, by wrócić pod klub po auto.
Niedziela
Pierwszym, co zrobił po wejściu do lokalu, było podejście
do baru. Nie zajął miejsca przy tym samym stoliku, co zawsze. Nie zamówił
whisky, tylko drinka i to w dodatku takiego, jakiego ona mu zechciała
zaserwować. Nie był rozrywkowy, nie flirtował, nie ironizował, nie zgrywał
cwaniaka, tylko siedział przy barze, sącząc drinka i nawet nie zagadywał
Scarlett, jakoś specjalnie. Zamienili kilka zdań, typu ‘co u ciebie?’ i zamilkł
na prawie cały wieczór. Ciekawość zżerała Scarlett od środka, bo nie pokazał
się w sobotę, a kiedy już przyszedł, był dziwnie przygaszony. Wychodząc z tą
blondyną, był jakiś inny. To nie ten Tom, który pewnie, lekko chwiejnie
opuszczał klub ze swoją co weekendową zdobyczą. Chciała go już zapytać, co się
działo, dlaczego był taki smutny, ale w końcu obiecała sobie, że będzie
ingerowała, ewentualnie w skrajnych przypadkach. Siedziała na wysokim stołku,
opierając się o wolny kawałek ściany i czytała książkę. Starała się na niego
nie patrzeć. Starała się skupić na literkach. Starała się go ignorować. Ale nie
mogła! Myślami cały czas była przy nim. Co nie przyszłoby jej do głowy, wiązało
się z Tomem! Wciąż unosiła lekko wzrok, by spojrzeć na jego profil. Z każdym
razem był tak samo smutny. Tom zdawał się nawet nie poruszać. Siedział z
wzrokiem utkwionym w punkcie, jak szacowała, między burbonem a szkocką. Co
mogło go tak przybić? To już nie ciekawość. Nie potrafiła tego określić. To
niezidentyfikowane uczucie, którego wcześniej nie znała. To swojego rodzaju
potrzeba troski, bycia, opieki, której czuć nie powinna. Takie emocyjnie nie
kierowały nią nawet, gdy podejmowała decyzję o ‘ratowaniu’ Toma. Ta potrzeba
zrodziła się w niej niedawno. Nie potrafiła powiedzieć, w którym momencie. Nie
chciała jej czuć, w końcu miała się nie przywiązywać, aż tak mocno… Gotowa była
znów na niego nakrzyczeć, a nawet pozwolić mu, by sam nakrzyczał na nią. W
pierwszej chwili skarciła się za to, że przez myśl przeszło jej, by Tom mógł
nią pomiatać, zrobić cokolwiek, skrzywdzić, znów… ale dotarło do niej, że mało
obeszłoby to ją, gdyby w ten sposób wzbudziła w nim jakiekolwiek uczucia,
byleby wyrzucił z siebie tą gorycz. Zdawała sobie sprawę, że nie powinna i
chociaż tej jednej, drobnej obietnicy chciała dotrzymać. Ona się martwiła. Tak, Scarlett, ty się martwisz. Pokręciła
głową i ze świstem wypuściła powietrze z płuc. Przeczytała trzy linijki. Nie
miała zielonego pojęcia, co w sobie zawierały. Zamknęła książkę i odłożyła ją
na bar. Chwyciła ściereczkę i lekko zeskakując ze stołka, zaczęła ścierać
blat. Powoli zbliżyła się do niego, a
jej serce mimowolnie zaczęło bić szybciej. Stanęła na wprost Toma i niby od
niechcenia czyściła blat w jednym miejscu. Choć był zupełnie czysty, to tylko
ta czynność przychodziła Scarlett do głowy. W duchu wyśmiała się za to nie raz.
Przecież musiała wyglądać, jak idiotka. Westchnęła niekontrolowanie,
przechylając głowę lekko na bok. Niesforne kosmyki włosów, odrobinę przesłoniły
jej buzię. Właśnie taką ją ujrzał. Pochylała głowę, zagryzając dolną wargę i
wyglądała przy tym tak słodko, niewinnie, tak uroczo i brakło mu epitetów. Pastwiła
się nad kawałkiem blatu, usiłując nie zwracać na niego uwagi. Za każdym razem
przekonywał się, że stanowiła ewenement wśród kobiet jakie znał. Jak mógł się
do niej nie… nie przywiązać? Do tego uśmiechu, oczu, rumianych policzków, całej
jej bezpretensjonalności, albo buty, skrajnych nastrojów i morza sprzeczności.
Jak mógł się teraz nie uśmiechnąć? Nawet teraz, gdy właśnie nie powinno go tam
być, gdy powinien być gdzieś daleko, jak najdalej od niej. By nie patrzeć, nie
słuchać, by się nie przywiązywać, by móc mówić, że nic dla niego nie znaczyła. By
nie stwarzać dla niej zagrożenia. Teraz nie potrafił.
- Bo się dokopiesz do Chin. – Scarlett energicznie
uniosła głowę, a na jej buzi, prócz wypieków malowało się zaskoczenie. Jego
usta rozciągały się w łagodnym uśmiechu, ale w oczach nie widziała tych
filuternych ogników. Było tak, jakby uśmiechnięte usta i zatroskane oczy
należały do dwóch różnych osób. Mógł udawać, mógł się kryć, mógł uśmiechać się
szeroko, mógł grać najlepiej, jak potrafił, ale jego oczy i tak mówiły wszystko.
Zdradzały każdą tajemnicę. W tych czekoladowych tęczówkach kryło się więcej
trudnych uczuć, niż były w stanie pomieścić. Coś ścisnęło ją za serce. Nie
powinno tak być. Za bardzo się przejmowała…Za bardzo. Nie potrafiła inaczej.
- Ciii… - Pochyliła się nieco w jego stronę, jedną ręką
chowając za ucho kilka kosmyków, które przykleiły się do jej warg. Konspiracyjnie
zakryła usta dłonią. – Bo mnie Karl wykopie na bruk, za to, że mu dewastuję
wyposażenie, a ja zawsze chciałam zobaczyć Chiny i wiesz…- Westchnęła
teatralnie i spuściła wzrok, spoglądając na niego spod kotary rzęs. Uśmiechną
się nieco szerzej. Scarlett też się uśmiechnęła. – Co tak skromnie dziś?
- Powiedzmy, że… zmęczenie materiału. – Pokręciła głową.
Rozdzwonił się jego telefon. Gdy Tom odczytywał smsa, Scarlett zabrała się za
ustawianie w równym rządku wypolerowanych szklanek. Na blacie, tuż przed
Brunetką wylądowała komórka i kluczyki. To ją zainteresowało. Tom szukał czegoś
po kieszeniach. Przez moment mu się bacznie przyglądała kojarząc fakty. Sms
plus kluczyki plus poszukiwania, załóżmy portfela, mogły równać się tylko i
wyłącznie z wyjściem i prowadzeniem samochodu. Zmrużyła oczy i prześwidrowała
Toma spojrzeniem. Stała tak wspierając się dłońmi o kant blatu, dopóki nie
znalazł zguby w przepastnej kieszeni spodni i nie spojrzał na nią, odrobinę
zdziwiony wyrazem twarzy Scarlett. Uniósł do góry jedną brew.
- Masz zamiar prowadzić?
- Mruknął coś na rodzaj ‘mhm’ i nie przywiązując większej uwagi do
pytania Brunetki, szukał w portfelu odpowiedniego banknotu. Scarlett bez
zastanowienia chwyciła breloczek i położyła kluczyki po swojej stronie baru. Zdębiał
na moment, widząc ten manewr.
- Ej, Scarlett. Oddaj. – Wyciągnął rękę w stronę
Brunetki, robiąc minę srogiego ojca, napominającego niesubordynowaną córeczkę.
Scarlett żywo zaprzeczyła, a czarne kosmyki zachybotały przy jej rumianej buzi.
– Ej, no. Muszę jechać. David wzywa. Jakaś super, mega, ważna sprawa. Z resztą,
co ci się będę tłumaczył. Oddaj. – Skinął palcem, tak jakby chciał przywołać ją
do siebie. Scarlett znów pokręciła głową.
- Zapomnij. Piłeś. – Włożyła kluczyki do kieszeni jeansów
i na moment zniknęła na zapleczu. Wróciła szybciej, niż zdążył zarejestrować
fakt, że jej nie było. Zapiąwszy płaszcz, przełożyła je do torebki i ruszyła w
stronę wyjścia. Tom dorównał jej kroku szybciej, niż się spodziewała.
- Ej, no, Maleńka, tak się bawić nie będziemy, oddaj. –
Znów wyciągnął rękę po swoją własność. Ta dziewczyna była bardziej
nieprzewidywalna, niż mu się wydawało. Robiła wiele rzeczy znacznie szybciej,
niż on myślał i zastanawiał się, nad którym faktem zacząć ubolewać. Musiał
odzyskać kluczyki, nie chcąc sprowadzić na siebie koleje burzy gradowej z
chmury zwącej się Jost. Oj, to była bardzo gradowa chmura. Zreflektował się,
gdy uderzyła w nich fala mroźnego powietrza. Scarlett opatuliła się szczelniej
szalem i dopiero wtedy spojrzała na Toma. Skrzywił się pod wpływem zimnego
powietrza. Pokręciła głową.
- Mam na imię Scarlett, a ty Casanovo zapnij kurtkę. Nie
chcę cię mieć na sumieniu.
- Przecież jestem trzeźwy. – Jęknął, posłusznie zasuwając
zamek pod samą szyję. Będąc poirytowany, że znów pokrzyżowała mu plany, w głębi
duszy cieszył się, że ten wieczór miał taki finał. Będąc ze Scarlett, czuł się
inny. Dzięki niej łudził się, że mógł stać się innym człowiekiem. Nie wiedział
skąd brało się to poczucie. Może dlatego, że tak bardzo zależało jej, żeby
naprawił swoje życie? A może, dlatego, że dzięki niej sam w to wierzył. Bez
względu na przyczynę, przebywając ze Scarlett wszystko było jakieś łatwiejsze.
Nawet teraz, gdy zabrała mu kluczyki i naraziła na kolejną kłótnię z Davidem.
To nie miało żadnego znaczenia. Wiedział, że jego podejście było egoistyczne.
Przez to wszystko, było nie było, zbliżali się do siebie, a chociaż czuł się z
nią lepiej wiedział, że prędzej czy później, świadomie bądź nie popełni błąd i
skrzywdzi ją. Był zbyt nieidealny, zbyt słaby, by wytrwać w postanowieniu. Ona
zbytni go pociągała. Powinien nie patrzeć. Powinien odejść. Przecież mógł. Nie
potrafił. Jakaś dziwna siła nie pozwalała mu tego zrobić. A może to nie była
siła, a człowiek z krwi i kości?
- Tak i przez cały wieczór piłeś soczek pomidorowy.
- Nie lubię soku pomidorowego.
- Ja też nie. - Oburzyła się - Nie zmieniaj tematu! –
Spojrzała na Toma spod byka.
- Sama go zaczęłaś, Maleńka. – Uśmiechnął się filuternie.
- Mam na imię Scarlett. – Nawet pośród nocy dostrzegł,
jak piorunowała go spojrzeniem. Uśmiechnął się pod nosem. Ten turkus byłby
wyraźny nawet dla niewidomego. Swoją drogą nie pojmował, że można mieć tak
bardzo niebieskie oczy. Obruszył się w duchu i zwrócił myśli na właściwy tor.
- Wiem. To, jak Scarlett, oddasz mi kluczyki?
- Nie. – Dziarsko szła przed siebie, całkowicie
zapominając o tym, że chodnik był oblodzony i w normalnych warunkach
poślizgnęłaby się przynajmniej trzy razy. Już prawie doszli do przystanku, a
ona nie miała pojęcia, co dalej. Zabrała Tomowi kluczyki pod wpływem impulsu.
Może niepotrzebnie czarno widziała, ale przecież równie dobrze mógł dojechać
szczęśliwie, jak i zostać zatrzymanym przez patrol, albo wjechać w znak drogowy
w najlepszym wypadku. Niby nie wypił dużo, ale przecież... Mogło się zdarzyć
wszystko! Ona wcale nie była nadopiekuńcza, ona tylko dbała o jego
bezpieczeństwo. Poszła za głosem serca. Nie wiedziała czy powinna, bo to w
końcu zdradliwy doradca. Doszli na przystanek, podjechał autobus i wsiedli. Tom
był tak zaabsorbowany swoją przemową na temat trzeźwości, ostrożności i swojego
statusu mistrza kierownicy, że nawet tego nie zauważył. Gadał, jak najęty, żywo
gestykulując. To tylko utwierdziło Scarlett w przekonaniu, że dobrze zrobiła.
Jedynym, co niepokoiło ją w tej chwili było to, że nie miała pojęcia, co dalej,
ale w końcu była specjalistką w planach, których nie było.
- Przecież nigdy w życiu nie spowodowałem, ani jednego
wypadku, nawet nikt gwałtownie nie musiał przeze mnie hamować! Jechałem już nie
raz po alkoholu i jakoś było dobrze. Scarlett, no. Czekają na mnie. Daj mi te
kluczyki. Jestem przecież trzeźwy. Jakbym miał pod ręką prostą linię, to bym ci
udowodnił. Jestem uważny i chociaż lubię szybką jazdę, to jestem
najostrożniejszy z całej rodziny! Mama, kiedyś tak się spieszyła, że wjechała w
tyłek furgonetce z sianem, innym razem Gordon mało, a wjechałby w drzewo, bo
tak się przejął opowiadaniem o …- podrapał się po głowie. – O czym on mówił
wtedy…? Nieważne. A Bill…– Scarlett odwróciła wzrok od kierunku jazdy i
spojrzała na Toma pierwszy raz odkąd weszli do autobusu. Milczała. Nie
komentowała jego słowotoku. Nawet mu nie przerywała i sumiennie próbowała się
nie śmiać, ale nie dała rady dłużej. Jej wargi układały się w subtelny dziubek,
a lekko rozbawione spojrzenie było pełne współczucia. Nie umiała być poważna.
- Możesz się wreszcie zamknąć? – przerwała mu w pół
zdania. – Nadajesz, jak baba. – Pokręciła głową i znów spojrzała za okno.
Dłonie zaciskała w piąstki, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Ty za to jesteś uparta, jak osioł. – Wiele urażony wystawił
jej język i rozejrzawszy się po pojeździe, zdał sobie sprawę, że coś nie grało.
Nie chcąc zrobić z siebie totalnego
idioty, nie skomentował faktu, gdzie się znajdował, ale przeklął w myślach, że
nie zauważył, że poszedł za nią do autobusu. Jak mógł nie zauważyć? Nie minęła
chwila, jak autobus zatrzymał się i Brunetka poderwała się do wyjścia. Chcąc
nie chcąc, posłusznie ruszył za nią. Szli w milczeniu, aż pod sam dom Scarlett,
który jako tako kojarzył. Będąc o krok za nią, omiótł wzrokiem jej ciało i
jakoś nie mógł się nie uśmiechnąć. Było ciemno, ale i tak dojrzał, to co chciał
dojrzeć. – Gdzie ty mnie wyprowadziłaś, co? – Zagadnął, zamykając za sobą
furtkę.
- Ja ciebie wyprowadziłam, tak? Nie wiem czy wiesz, ale
istnieje jeszcze coś takiego, jak taksówka. Skoro ci się tak spieszyło, mogłeś
skorzystać. To środek lokomocji między innymi dla takich jak ty, cwaniaczków po
spożyciu. Samochodzika bym ci nie podwędziła. Tak na marginesie, to wcale nie kazałam ci ze sobą
jechać. Sam wpakowałeś się za mną do autobusu. – Obrzuciła go cwanym
spojrzeniem, szukając w torebce kluczy od domu. W gruncie rzeczy to spodziewała
się takiego finału. Najgorsze było w tym wszystkim to, że sama go sprowokowała,
ale tu koło się zamykało, bo nie mogła pozwolić mu jechać po pijaku. Bądź mądra i pisz wiersze. Westchnęła.
- Nie jechałem z tobą, tylko ze swoimi kluczykami. Nie
schlebiaj sobie, Maleńka. – Słyszał, jak głośno nabierała powietrza, a oczami
wyobraźni widział, jak zaciskała piąstki. Nie mógł się nie uśmiechnąć. Uwielbiał
się z nią droczyć. Dopiero po fakcie zdał sobie sprawę, że w swojej sytuacji
raczej nie powinien igrać ze Scarlett. Do swojego obrazka dodał tylko
piorunujące spojrzenie, którym faktycznie go obdarzyła.
- Nie bądź taki do przodu, Casanovo. – Syknęła
odkluczając drzwi. Zamek szczęknął i
pomimo tego, że teoretycznie mogła już wejść do środka i triumfując, zostawić
go pod drzwiami, czekała na jego reakcję. Tom gorączkowo rozważał wszystkie za
i przeciw możliwości, jakie miał i które raczej mu nie odpowiadały. No,
wszystkie prócz jednej.
- Co teraz? – Bąknął trochę jakby nieśmiało, pod nosem,
po czym uważnie spojrzał na Brunetkę. Była wyraźnie rozbawiona, a jemu do
śmiechu nie było, ani trochę! Nie wydawało mu się, by w jego położeniu było coś
z czego chętnie pośmiałby się. Był w części miasta, której lokalizacja była mu
znana tylko tyle, o ile. Była noc, a kluczyki do jego samochodu znajdowały się
w torebce dziewczyny, która nie zamierzała mu ich oddać, a na domiar złego,
jego samochód był, gdzieś zupełnie daleko.
- Zapytaj swoich kluczyków, w końcu to z nimi tutaj
przyjechałeś. – Wysiliła się na poważny ton, jednak przychodziło jej to z dużym
trudem. Tom zdawał się nie tracić animuszu, ale i tak była zachwycona swoją
przewagą. Chwilową, bo chwilową, ale przewagą. Całkowicie zapomniała, że
przejmowała się czymś takim, jak irracjonalność sytuacji, w którą sama się
wpędziła. Był czas przywyknąć. Od jakiegoś czasu prowadziła anormalny tryb
życia, więc czym było się teraz przejmować?
- Bardzo śmieszne.
- Żebyś wiedział, w moim położeniu sytuacja jest całkowicie
komiczna.
- Scarlett.
- Tak, Tomie?
- Ej… nikt tak do mnie mówił, chyba od podstawówki.
Nieważne. Scarleeeett… - Przeciągnął jej imię i utkwił spojrzenie w Brunetce.
Mdłe światło z przedpokoju rozjaśniało jej buzię. Cwano się uśmiechała, unosząc
brwi. – Przygarnij kropka… - Przez moment nie odpowiadała. Wpatrywała się w
Toma, co, jak co, ale maślane oczy potrafił robić, jak nikt. Przywołała się do
porządku. Zdecydowanie nie podobał się jej brak kontroli nad pewnymi reakcjami.
- Jesteś dziecko szczęścia po prostu, gdyby nie to, że
moi rodzice robią tourne po znajomych, nie miałbyś na co liczyć. Śpisz na podłodze. – Pchnęła drzwi i ruszyła
przodem. Co ma być to będzie. Mogła kazać mu zamówić taksówkę. Mogła zamówić ją
sama. Mogła wysłać go do klubu pieszo, żeby po drodze wytrzeźwiał do końca.
Mogła kazać mu wracać autobusem. Mogła zostawić go pod drzwiami i nie zainteresować
się tym, co miał ze sobą zrobić. Mogła spędzić z nim noc, jakkolwiek dziwnie to
brzmiało w jej głowie. Mogła i tego właśnie chciała, choć doskonale wiedziała,
że chcieć nie powinna. Bardziej na miejscu było odczuwanie lęku przed nocą sam
na sam, jakkolwiek dziwnie, znów brzmiało to w jej myślach, z obcym chłopakiem.
Scarlett, ani nie odczuwała lęku, ani Tom tym bardziej nie wydawał jej się
obcy. Słysząc za sobą cichy trzask drzwi, uśmiechnęła się pod nosem do siebie,
cisząc się w duchu, że nie mógł tego zobaczyć.
- Obejrzymy coś? – Tom przerwał przeglądanie kolekcji dvd
Nico, spoglądając na Scarlett. Spojrzała na zegarek i potarłszy stopą,
wyciągniętą na stoliku nogę, przerzuciła wzrok na Toma.
- Nie zapominaj, że zwykli śmiertelnicy idą dziś do
szkoły i, że właśnie zarywają nockę.
- Ach, no tak. – Westchnął z udawanym przejęciem, by na
chwilę ukryć cwany uśmieszek, który i tak wpłynął ja buzię Toma. - Może jednak
zarwiesz ją do końca? Dla mnie? – Znów to spojrzenie. Manipulował nią, a ona
tak po prostu dawała sobą kierować. Nagle zrobiło się Scarlett gorąco. Dla
niepoznaki przybrała cwany wyraz twarzy, unosząc ku górze jedną brew.
- Nie schlebiaj sobie za bardzo. – Zwinne wstała z kanapy
i skierowała się do kuchni. – Wybierz coś. Kakao czy herbata z sokiem
malinowym?
- Nie musiałeś tego robić. – Scarlett odwróciła się do
Toma, racząc go wdzięcznym uśmiechem. Jej policzki nabrały kolorytu. Wolała, by
myślał, że to za sprawą mrozu. Parkując pod szkołą, zgasił silnik i oparłszy
jedną rękę na kierownicy, też lekko odwrócił się w stronę Brunetki.
- Marsz przez pół miasta, cóż to na mnie! – Roześmiał się
perliście, a nieposłuszne serce Scarlett zabiło dwa razy mocniej. Była w pełni
zadowolona, że nie był w stanie tego usłyszeć.
- Połowę połowy drogi jechałeś autobusem, nie mów. – Po
ich nocnych rozmowach trudniej jej się było nie rumienić przy Tomie. Jeszcze
nigdy, przez nikogo się nie rumieniła. Może nie nigdy. To zbyt wielkie słowo.
Na przestrzeni dosyć sporego kawałka czasu zdążyła zapomnieć, jak to jest
dostawać wypieki przez jedno spojrzenie, jeden uśmiech, jedno słowo, albo, jak to jest mieć wrażenie, że serce wyskoczy
z klatki piersiowej. Tom skutecznie przypominał jej zupełnie nieświadomie o
tych wszystkich emocjach i reakcjach, które nauczyła się dusić w sobie. By nie
cierpieć. Teraz odmykała wszystkie zapory, a raczej Tom je odmykał z jej niemym
przyzwoleniem. Tego dnia, proste kosmyki włosów zachybotały przy jej buzi,
zasłaniając ją nieco, gdy przechyliła głowę w bok, a długa grzywka przysłoniła
jej roziskrzone oczy. Scarlett to odpowiadało. Wystarczyła jej świadomość
złamanych zasad, Tom nie musiał widzieć efektów jej braku kontroli. Na razie
nie. – No, ale nie musiało ci się chcieć wracać znów do mnie, czekać, aż się
ogarnę i jechać ze mną pod szkolę, nie wspominając o wstaniu o piątej
trzydzieści.
- Nie musiałem, ale chciałem. Przypomnę ci, że ty też
zrobiłaś sporo rzeczy, których nie musiałaś, a chciałaś. Powiedziałaś mi
kiedyś, że nie chcesz słów, ani czegoś, czego nie jestem całkowicie pewien.
- Jak ty pamiętasz, co mówiłam…- Podniosła na Toma swoje
spojrzenie, nie do końca pewnie. Nie poznawała samej siebie w tym momencie, ale
i nie poznawała jego, a raczej przywykała powoli do tego, który towarzyszył jej
od kilku godzin. Niepozornie błaha rozmowa, oglądanie filmów na dvd, rzucanie
się popcornem i parodiowanie scen melodramatycznych prowadziło do właśnie tej
rozmowy. Podczas tych minionych kilku godzin uświadomiła sobie jedno. Tom
pozwalał jej poznać prawdziwego siebie. Zdjął maskę podrywacza, pijaczka
topiącego smutki w alkoholu, czy bezproblemowego chłopca, pnącej się ku górze
gwiazdki. Był Tomem. Po prostu Tomem. Widziała, że spotkają się następny piątek,
ale miała świadomość, że próbował. Wiedziała, po prostu czuła, że któregoś
piątku już się nie pojawi i to nie dlatego, że zmieni lokal czy wyjedzie.
Wiedziała, że się uwolni i z całych sił w to wierzyła. Wiedziała, że czekała
ich niby nie nieznacząca, jednak niebotycznie ważna konfrontacja. Nie
wiedziała, że to nastąpi tak szybko. Nie miła pojęcia, że Tom już jej zaufał,
bo ona ufała. Bardziej, niż jej się wydawało. A miniona noc miała być jedną z
najbardziej niezapomnianych, tego była wręcz pewna. Wziąwszy głęboki oddech,
dmuchnęła dobie w grzywkę, by nie stanowiła muru między nimi. Już nie chciała.
- Pamiętam wszystko, aż za dobrze. Każde słowo i to,
którym mnie podnosiłaś, jak i to, którym przypierałaś do muru. – Uśmiechnął się
łagodnie. – I nie chcę zapomnieć. Scarlett… - Lekko zagryzł dolną wargę, przez
moment bawiąc się kolczykiem. – Zagrajmy w dziesięć pytań. – Brunetka
roześmiała się perliście, zbijając tym Toma z pantałyku. Ani ona nie wiedziała,
co ją tak rozbawiło, ani Tom nie wiedział, co było w jego pytaniu śmiesznego.
Spojrzał na Scarlett pytająco.
- Chcesz mnie w ten sposób poznać, Tom? Przeceniasz
siebie, nie dowartościowując mnie. – Westchnęła, uśmiechając się ciepło. Miała
roziskrzone oczy. To nie było w stanie umknąć jego uwadze. Zwilżyła koniuszkiem
języka pełne wargi.- Musisz pojąć, że nie do wszystkich drzwi pasuje jeden
klucz. Nie jestem krzyżówką, ani kalamburem. Nie rozgryziesz mnie, zadając mi
kilka pytań. Tak naprawdę, to co widoczne, nie zawsze jest tym, co prawdziwe. Chociaż…
A nuż ci się uda znaleźć właściwe pytanie.
- Domyślam się, że nawet nie mam co liczyć, że sama mi je
zdradzisz? – Uśmiechnęła się od ucha do ucha, przecząco kręcąc głową.
- Muszę już iść. Jako zwykła śmiertelniczka zmuszona
jestem odebrać niezbędną do życia wiedzę matematyczną. Pokłoń się ode mnie
swoim bliźnim na Olimpie. – Tom śmiejąc się radośnie, szybko wysiadł z auta,
nim Brunetka zdążyła wyplątać się z pasów i otworzył jej drzwi. Podał Scarlett
dłoń, a ona wysiadła z gracją, uśmiechając się zalotnie. Najbardziej śmiały się
jej oczy. Niechcący spojrzała w jego tęczówki i skazała się tym na stracenie.
Tyle, o ile samochód Toma wywołał zamieszanie pod szkołą i większość z uczniów
z zaciekawieniem wyczekiwała, kto wyłoni się z niego, tyle sam Tom wywołał już
większe poruszenie. Choć przed budynkiem znajdowało się niewiele osób, to w
magiczny sposób, przynajmniej drugie tyle dołączyło do nich. Mało dyskretne i
dziecinne, ale cóż poradzić. Ani Scarlett, ani Tom zdawali się nie zwracać na
to uwagi. Nawet donośny dźwięk dzwonka, który słychać na sąsiedniej ulicy, nie
przeszkodził im zatracać się do reszty. Spojrzenie Toma miało w sobie coś
magicznego. Coś hipnotyzującego, w czym zatracała się, świadomie bądź nie,
zawsze, gdy je napotykała. Trzymał jej dłoń. Z wrażenia zapomniał zwolnić
uścisk. Miała takie drobne i gładkie dłonie. Uśmiechał się lekko, a świat
wirował. W końcu opamiętała się, nie chcąc całkowicie stracić kontroli.
Odkaszlnęła cicho, spoglądając na Toma spod kotary rzęs. Puścił jej dłoń i zatrzasnął
drzwi od strony pasażera. Dzwonek zmusił większość uczniów do pójścia na
lekcje, zostali ci najodważniejsi.
- Chyba skazałem cię na języki.
- A bo to pierwszy raz? Był czas przywyknąć. – Wzruszyła
beznamiętnie ramionami.
- Nie spodziewałem się, że mam do czynienia ze szkolną
sensacją.
- Długa historia.
- Opowiesz mi. – Bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Idę, bo raczej na to, ze ty mnie do tego zmusisz,
liczyć nie będę. – Uśmiechnęła się promiennie i odchodząc, pokiwała mu radośnie
na pożegnanie. Potem włożyła ręce do kieszeni i po kilku chwilach zniknęła w
budynku szkoły. A on został ze wspomnieniem jaśminowego zapachu jej włosów i
turkusowego odcienia tęczówek. Uśmiechnąwszy się sam do siebie, podrzucił w jednej
ręce kluczyki i wsiadłszy, odjechał z piskiem opon, zostawiając za sobą kilka
zszokowanych spojrzeń.
Ani wcześniej Scarlett, ani tym bardziej niczego nie
świadomy Tom, nie mogli zauważyć, że widziała ich o jedna osoba za dużo.
zostało mi już tylko 100 rozdziałów, nie jest źle. a w każdym razie - jestem na dobrej drodze. obiecuję, że się nie poddam :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że ta liczba bardziej cięż cieszy, niż przeraża :)
Usuń~Kasiek
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 00:16
Powinnam zacząć na Ciebie krzyczeć… albo chociaż tupać, o. Tak, tupać! Zostawiłaś mnie z wizją iście cudownie-smacznych krówek i… mnie kusi. W gruncie rzeczy… nie jest jeszcze tak późno, a… nawet mleko w lodówce mam! Jak się roztyję jeszcze bardziej, to… drżyj, bo nie wiem, co Ci zrobię ^^. Ale nie o tym chciałam.Kiedyś Ci powiedziałam, że to opowiadanie będzie większe od GT. Będzie, będzie… Teraz chcę tylko dodać, że tak właściwie… ono już jest. Ubarwiasz je wszystkimi pięknymi słowami, ubarwiasz je postaciami i zdarzeniami… ale przede wszystkim ubarwiasz je samą sobą. I to dzięki Tobie mają najpiękniejszy odcień. I… to chyba tyle, nie chcę pisać więcej, bo… zaraz się rozkleję, niedobra Ty.Uwielbiaaaaaaam tę Dark Q. i VP. och!
~Tom'sGirl
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 07:10
przeczytałam!. a teraz mam 10 minut opóźnienia, ale warto było.
Odpowiedz
~Tom'sGirl
4 marca 2009 o 20:54
w zasadzie nie wiem od czego zacząć, bo gdybym wymieniła tutaj wszystkie pochlebne epitety byłoby to zbyt banalne, a może nawet uznałabyś, że nie do końca szczerze, może uznałabyś, że tylko Ci słodzę. gdybym mówiła, jak bardzo mi się podobało, jak bardzo lubię Twój tak umiejętny sposób pisania i, jak dobrze wyszedł Ci ten odcinek, to byłoby za mało, by w jakikolwiek sposób oddać to, co poczułam właśnie przez ten odcinek. lubię te odcinki z serii Scarlett – Tom. naprawdę je lubię, bo są takie magiczne. lubię Scarlett i Twojego Toma, lubię jak zatracają się w swoim wzroku, jak do siebie pasują, jak na siebie działają.tylko cholernie mi kogoś przypominają. lubię Twój styl pisania, bo zawsze sprawia, że świetnie sobie wszystko mogę wyobrazić, a wręcz czuję się, jakbym stała tam obok i oglądała to z każdym szczegółem, jednocześnie wiedząc, co czują i co myślą. aż za dobrze ich rozumiem. odkąd przeczytałam 7 odcinek, a raczej jego końcówkę (która, nawiasem mówiąc, od razu skojarzyła mi się z Fighter) już nie wchodzę na Twojego bloga po parę razy dziennie, widząc nowy odcinek zaklepuję sobie miejsce i boję się zacząć czytać, długo nie mogę się zebrać na komentarz. i to nie dlatego, że czegoś mu brakowało, bo jest tylko lepiej. i nie dlatego, że straciłam sympatię do Prinza, bo z każdą chwilą przyzwyczajam się do niego bardziej i jest moim ulubionym blogiem. to tylko dlatego, że wiem, jak to jest, a czytanie jest, jak oglądanie wspomnień. mimo, że sytuacje są inne. nie musiałam, a może nawet nie powinnam Ci tego mówić, ale po prostu chciałam, żebyś wiedziała, Dark. ale teraz się ogarnę (o matko, ja wiem, jak to jest tak mięknąć i to dość uciążliwy proces jest!) i… no chyba dodam jeszcze tylko tyle, że ten odcinek był taki inny. taki wyjątkowy, magiczny. bardzo mi się podobało.co prawda było parę literówek, ale jak tak się czyta i się wczyta, a to tak fajnie wciąga, to się ich nie widzi, więc w tym momencie nie mam pojęcia, gdy ja je widziałam. co do tej osoby, która ich widziała – podejrzewam, że to Serena lub Mike, ale raczej stawiam na niego. takie mam przeczucie, że będzie zazdrosny.i jeszcze strasznie ciekawi mnie w jaki sposób on Scarlett kiedyś upokorzył. najbardziej, jak można… no, ja się nawet nie domyślam, ale jestem bardzo ciekawa i domyślam się, że prędzej, czy później to wyjaśnisz.a jeszcze ten słodki odcinek Scarlett – Tom nie zawierał w sobie żadnych wątków pobocznych, bo i bez nich był imponującej długości, więc ciekawi mnie, czy Liv przejrzy na oczy, przestanie mieć błędne poczucie zobowiązania i uwolni się od tego nudnego dudka! gdyby ją kochał, kochałby ją z jej wybuchowym charakterem, kochałby i akceptował jej szaleństwa, nie ograniczałby i nie podporządkowałby jej sobie. kochałby ją, a nie swoja idealną ozdobę. tak myślę. mam tendencje do długich, spóźnionych i troszkę nieskładniowych, ale szczerych komentarzy, więc mam nadzieję, że wytrzymasz z nimi do końca, bo ja mam zamiar zostać. ;***
~Katalin
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 16:22
Zginiesz za ten odcinek. Rozkleiłam sie bardziej niz zwykle! I do tego kluchowaty Tom…No Ty wiesz jak mnie rozwalić. I ‚Bella’s Lullaby’ Brak mi słów i kurcze…Ty moj Geniuszu! Zrobiło sie tak niesamowicie romantycznie, tak och ach i w ogóle. Nie umiem pozbierać myśl żeby napisać coś mądrego, wiec napisze coś głupiego xD Sposób jaki przedstawłas tym razme S i T jest po prostu genialny. Zrobiłaś to po mistrzowsku i bije pokłony. A to hasło Toma, ze dokopie sie do Chin, było rewelacyjne xD Sniłaś mi się dzisiaj:P:PA co to za koncówka odcinka?!
~Layla
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 19:08
Nie ty jedyna wpadłaś w te sidła, cierpię na to od ferii i się nie potrafię opanować ;d Ale przejdźmy do odcinka. Hmm podobno zakazany owoc smakuje lepiej. Wydaje mi się, że Tom zdaje sobie sprawę, że Scarlett nie jest taka, jak wszystkie inne, że nie zdobędzie jej tak łatwo, w sposób fizyczny ( psychicznie chyba już jest blisko ). A im coś jest dla nas bardziej nieosiągalne, tym bardziej tego pragniemy. Taka już jest natura ludzka. Ta blondynka, którą Tom przeleciał, mimo, że zachowała się trochę głupio, to chyba ma w sobie trochę mądrości i rozsądku. Nie robiła sobie głupich nadziei, nie przeszkadzało jej to, czego Kaulitz od niej oczekiwał. Co więcej, nie dała po sobie poznać, że wie o ‚ brunetce z klubu ‚. I jest jedna rzecz, taka błahostka, która wywołuje na mojej twarzy uśmiech. To ich droczenie się, przynajmniej przeze mnie w ten sposób odebrane. ‚ Maleńka … Mam na imię Scarlett ‚. I wszystko od nowa ;o Szczególnie sytuacja z kluczami przypadła mi pod tym względem do gustu. Och i dochodząc do momentu, w którym mam słuchać Cartera Burwella, znowu szeroki usmiech pojawia się na mojej twarzy, bo oprócz obsesji wymienionej na początku, posiadam jeszcze jedną – na Soundtrack Twilight. Ale gadam zupełnie od rzeczy, wybacz. Ochh zawiózł ją do szkoły, jakie to … słodkie? I oczywiście musiałaś zakończyć akcentem, który w mojej głowie będzie siedział, aż do pojawienia się następnego odcinka, zawierającego wyjaśnienia. Kto nieodpowiedni mógłby ich widzieć … Podsumowując wszelkie głupoty, które przed chwilą jakimś cudem wyszły spod moich palców, chciałabym stwierdzić – jasno i bez kręcenia, że odcinek jest świetny.
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 16:23
Uroczy rozdział. Inaczej tego nie mogę nazwać ^^. A Tom był wręcz przeuroczy w tym zdaniu „Ej, no, Maleńka, tak się bawić nie będziemy, oddaj.” To było takie soooo cuteeee xD Ogólnie cała scenka z kluczami, ach :D. Jedynie zabawę popsuło mi ostatnie zdanie, ale tak tylko troszeczkę. Oczywiście to Serena się na nich patrzyła, nie? Albo Mike, choć obstawiam S.No, to czekam na ciąg dalszy. Może polubię słodkie ^^. Całusy :***
~a
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 18:11
Szprewa – co to? haha:DZałoże się, że to albo Mike, albo ta cała Serena. Czy jak jej tam, nie pamietam imion czarnych charakterow.No, teraz to mi się podobało! Było i wystarczająco S. i wystarczająco T.:D kotusiu napiszę cos sensownego pozniej, bo narazie mama karze mi się uczyć do biologii.kocham:
~esmeralda
OdpowiedzUsuń24 lutego 2009 o 22:26
Ależ mi się ten rozdział podobał. Tak bardzo, bardzo.Coraz bardziej się uzależniam od Prinza.A to ostatnie zdanie…Hm, ledwo zaczęło się układać, a Ty już masz zamiar coś pokiełbasić?! :)Niedobra Darkuś!
~Mitternacht
OdpowiedzUsuń26 lutego 2009 o 00:42
Oh, rozpływam się. Co prawda trochę długie, ale lubię to. Ta wiedza i niewiedza w jednym, hmmm…Ile oni mają zamiar się jeszcze mijać, by zauważyć, że coś między nimi jest?Kto ich zobaczył? I coś mi się wydaję, że ta „aż jedna osoba za dużo” dużo namiesza?Czekam na kolejną część….
~Nichole
OdpowiedzUsuń26 lutego 2009 o 23:32
Ślicznie! Dobrze, że Scarlett zabrała mu kluczyki i była taka nieustępliwa. Jeszcze by spowodował wypadek. Ach i wiesz ileż ja czekałam na ten odcinek? Wiem, nie za długo, ale stęskniłam się za tym jej charakterkiem…
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń2 marca 2009 o 21:12
Kocham ich tutaj. <3 Kocham tę scenę w samochodzie <3 Wszystko tutaj kocham. A kurde, Dark! jest tak cudnie, tak pięknie, a już chcesz coś popsuuuuuc! :< Obstawiam Mike’a, albo Serenę. Chociaż bardziej na Serenę. xDChcę Cię tylko uświadomić, że jak ona coś popsuje, to będzie z Tobą kiepsko, Dark, oj kieeeepskooo!
~Free_Girl
OdpowiedzUsuń6 marca 2009 o 10:54
Parę nawiązań do książek Meyer zauważyłam :D Boooże, jak trudno czasem wrócić do normalnego życia po przeczytaniu ich! Fajne, fajnie. Podobało mi się. Jak zawsze. Pozdrawiam ;*(i-am-your-angel.blog.onet.pl)
Dunst
OdpowiedzUsuń9 marca 2009 o 14:18
Okej, jak zwykle ze sporym opóźnieniem. Przeczytałam już dawno, ale nie dane mi było skomentować. No dobra, wchodziłam tu parę[naście?] razy, ale ze znanej tylko mi przyczyny, do komentarza zabrać się nie mogłam. I nie łudź się nawet, że tą przyczynę poznasz, słońce. Nie warto. Więc nie będziemy tego tematu poruszać na gadu. Ale dalej. Ostatnio chyba nie mam siły do wysilania mojego mózgu nazbyt, a może to i nawał tego wszystkiego, ale w każdym razie chodzi mi tylko o to, że będzie krótko.Poza tym, że wszystko było cud, miód i czekoladka, a dopatrzyłam się gdzieś tam tylko jednego, malusieńkiego błędu, którego nawet teraz nie pamiętam, to tak mi się wydaje, że Tomowi trafiają się zdecydowanie zbyt mądre te panienki na jedną noc. Żadnego szlochu, żadnych wyrzutów, tylko super spostrzegawcze dziewczyny, które w dodatku raczą go tekstami typu „Było fajnie, a teraz idź do niej. Zawalcz” albo „Ty też masz prawo do miłości”. Zupełnie tak, jakby nie widziały w nim Toma, ale zagubionego księcia. Wiem, że chcesz dobrze, ale czy nie przedobrzyłaś? Nie drażni mnie to, chyba. Tylko nie pasuje.To z zabraniem kluczyków było świetne. Skąd ja znam tą scenę, co?^^ Nie no, w każdym razie podobało mi się. Było idealne. A tekst „Zapytaj swoich kluczyków, w końcu to z nimi tutaj przyjechałeś” rozbawił mnie jak już dawno nic. xD No i „Przygarnij kropka” przypomniało mi stare, dobre czasy. O dziesięciu pytaniach wypowiadać się nie będę, bo zupełnie nie mam ochoty na wracanie do tamtego rozdziału mojego życia. Po prostu to przemilczę, ale pomysł miałaś dobry. Choć nie do końca mogę się zgodzić ze Scarlett, bo sądzę [kusi mnie, żeby napisać wiem, ale jeszcze się wstrzymam], że dzięki tej grze można kogoś poznać. Trzeba tylko wiedzieć jakie pytanie zadawać. I musi to być odpowiednia osoba. No i przede wszystkim trzeba grać fair. Ale Scarlett jak to Scarlett, swoje zdanie ma. Albo raczej Scarlett jak to Ty, słońce.I tak na koniec dodam, że chyba bardzo lubisz liczbę 23, bo opublikowałaś post 23 dnia miesiąca o 23:23. Ja tam osobiście nie widzę w niej nic niezwykłego, bo uwielbiam 21 i 13. Ale racja, 23 jest „łagodniejsze” i od jednej, i od drugiej. Dobrze tylko, że nie 22, bo tej liczby nienawidzę. xD
~Katalin
OdpowiedzUsuń14 marca 2009 o 16:58
Nie zwykłam komentować (na blogu, bo osobiście zawsze wyrażam swoją opinie^^) zmieniającego się szablonu, chyba, że tak jak ten powyżej, jest oszałamiający. Totalnie cudowny! (:Takie cudeńko^^Czekam na odcinek:):*
~Nina
OdpowiedzUsuń15 marca 2009 o 16:54
Jejku, to opowiadanie jest genialne :)Niestety nie usłyszysz ode mnie bajecznie pochlebnych komplementów, zabarwionych pięknymi porównaniami, bo w pisaniu daleko mi do Ciebie. Cholercia, mogę jedynie napisać, że podoba mi się jak diabli. Wszystko.Począwszy od charakteru Scarlett poprzez idealne opisy, które oddają całą atmosferę, a na grafice skończywszy (Boziu, jak patrzę, na to u góry, to mi serce mięknie).A najbardziej podoba mi się wyjątkowość tego opowiadania. Jest inne niż wszystkie, magiczne. To taka historia, która pozostawia ślad w pamięci na długo. Po przeczytaniu całości rozmyślałam nad jego treścią i Twoim wspaniałym talentem (ale Ci zazdroszczę!). I chyba…Chyba się uzależniłam ;)Pozdrawiam, czekam na więcej.funny-th.blog.onet.pl <- to tak zupełnie z innej beczki :):)
~Black.
OdpowiedzUsuń15 marca 2009 o 21:27
O żesz Karol. To było…coś. Jeśli do tej pory uważałam, Towje opowiadanie jest genialne, to teraz po prostu nie ma na nie określeń. To z tym samochodem skojarzyło mi się nieco ze ‚Zmierzchem’ i w ogóle to taaaaaaak mi sie podobało! Normalnie mam przed oczyma jak on rzuca tymi kluczykami w powietrzu :D Urocze. Podobało mi się taaak baaardzooo! I to jak się z nią droczył pod jej drzwiami! <3. I nawet to jak wychodzil z clubu z ta blondynka, a ona chciala tylko, zeby zostal. Pięknie,pięknie,pięknie. No, a w najbliższym czasie przeczytam 9kę:o). /1483-marzen ; 9-months
~Kainka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2009 o 17:34
Ciekawe, kto ich widział? Hmm… Ja stawiam na Serenę, albo na Mike’a. A te imię ” Serena” to mi się z Syreną kojarzy :D. Nie wiem… ale mam dziwne wrażenie, że Scarlett nie da się nie lubić. Już chyba o tym mówiłam i nie chciałabym się niepotrzebnie powtarzać ;]