Księżyc w pełni rzucał nikłą
poświatę na zalany mrokiem pokój. Na samym jego środku stało olbrzymie łóżko, a
nim, w miękkiej pościeli dwoje kochanków. Dziewczyna leżąc wtulona w chłopaka,
kreśliła opuszką zawiłe wzorki na jego umięśnionej klatce piersiowej, gdy on
bawił się kosmykiem jej, raczej niejedwabistych włosów, owijając go wokół
własnego palca. W ciszy grały ich stonowane oddechy. Szatynka podniosła się,
wspierając na ugiętym łokciu, a kotara
długich włosów osunęła się na jej nagie ramię. Zagryzła dolną wargę
obrzucając rozleniwionym spojrzeniem ciało chłopaka.
- Mike, wiedziałeś, że twoja
laleczka zna Kaulitza? - Zaciekawiony, uniósł do góry jedną brew, muskając
kciukiem śniade przedramię Sereny, drugą rękę założył za głowę.
- Skąd ci to przyszło do
głowy?
- Czyżbyś mnie nie doceniał,
braciszku?
- Nie śmiałbym, ale jaki on ma
związek z nami?
- A taki, że nasze plany
ulegną małej zmianie.
- Chyba nie chcesz się
wycofać?! - Zesztywniał na moment, a jego twarz przybrała nieprzenikniony
wyraz. Z trudem pohamował się, żeby nie unieść się na Serenę. Nie lubił jej
niezdecydowania, zmienności i tym, że wciąż robiła coś innego, niż on miał na
myśli.
- Spokojnie, braciszku. - Jej
zmysłowy dotyk momentalnie rozluźnił jego napięte mięśnie, a twarz przybrała
znów rozleniwiony wyraz. - Powiedziałam, zmianie. Patrząc Mikowi prosto w oczy,
przywarła swoim nagim ciałem do jego torsu i wpiła się zachłannie w jego usta.
Mike mocno przyciągnął Serenę do siebie, wodząc spragnionymi dłońmi po jej
gładkich plecach. Gdy Szatynce zabrakło tchu, gwałtownie oderwała się od Miea.
Zadrżał i mocniej zacisnął dłonie na jej krągłych biodrach, a Serena patrząc
nań zalotnie, doskonale zdawała sobie sprawę, że jej nabrzmiałe piersi drażnią
jego wrażliwą skórę, doprowadzając go do białej gorączki. Uspokoiwszy zmysły,
usiadła naprzeciw niego, ani trochę nie wstydząc się swojej nagości, okryła
nieznacznie nogi cienką kołdrą. Wzięła głęboki oddech, przeczesując dłońmi
włosy. Mike uśmiechnął się półgębkiem.
- Wyuzdana suka.
- Mów mi tak jeszcze.
- Nie ma tak dobrze. - Zaplótł
ręce za głową, spoglądając w oczy dziewczyny. Zdawały się nie mieć, ani uroku,
ani czaru. Były jakby puste. Nie przykuwały jego uwagi. - Co z naszym planem.
Mów, spać mi się chce.
- Oj, cierpliwości. -
Wymruczała, przewracając oczami. - Ty chcesz Scarlett, a ja chcę Kaulitza. Ty
odciągasz ją od niego, a jego od niej. Ot, cała filozofia.
- Skąd możesz wiedzieć, że są
razem? - Wiadomość o tym, że wokół Brunetki kręcił się ktokolwiek inny, niż on,
sprawiała, że miał ochotę coś zdewastować. W szkole trzymał kontrolę. Widział z
kim rozmawiała, kto ją podrywał, kto kręcił się koło niej, ale najważniejsze
było to, że widział, jak ich wszystkich odprawiała z kwitkiem. Nieważne było
to, że on jeszcze należał do tego grona. Ważne było, że nikt nie miał do
niej dostępu, a tu pojawia się nagle gwiazdka od siedmiu boleści. Nie wiadomo,
jak i skąd i krzyżowała jego plany.
- Nie wiem czy są razem. Wiem,
że patrzył na nią tak jakby byli. Cholera. - Zagryzła dolną wargę, marszcząc
czoło.- Na mnie jeszcze żaden tak nie patrzył. Co ta mała dziwka w sobie
takiego ma?
- Nie mów tak o niej. -
Warknął, przewracając się na bok. Serena roześmiała się w głos, wstając z
łóżka. - Gdzie idziesz?
- Do siebie, braciszku. Rano
wracają mój ojciec i twoja matka. Chyba nie chcesz, żeby zastali nas razem, w
jednym łóżku. Masz być grzeczny. Pochwalić się jedyneczkami i poopowiadać o
piłce, koniach, pływaniu czy na co tam jeszcze miałeś chodzić. Dotarło? - Spod
warstw pierzyn doszedł jej uszu cichy pomruk. - Mam zamiar sprawić, żeby szybko
znów wyjechali i ty mi w tym pomożesz. - Wciągnęła na siebie jedną z obszernych
koszulek Mike i wyszła kołysząc biodrami.
*
Krążyła po tonącym w mroku
pokoju, co chwila biorąc bardzo głęboki oddech. Czuła, jak powietrze wypełniało
ją od przepony po klatkę piersiową. Miała wrażenie, że od jego nadmiaru zaraz
pęknie, jednak ten drobny ucisk, sprawiał jej swojego rodzaju przyjemność. Po
chwili, gdy wypuszczała je ze świstem, czuła się świeża, nowa, odprężona.
Przystanęła na moment i zasępiła się. Spojrzała w swoje odbicie i poprawiła
zakładki na swoim długim golfie. Przymknęła powieki, by lepiej poczuć subtelny
dotyk ciszy, muskający jej zmysły. Uśmiechnęła się nieznacznie, gdy delikatny,
acz głęboki śpiew wypełnił pokój. Jej śpiew. Bawiła się dźwiękiem. Pieściła
melodię. Upajała się słowem. Do szczęścia brakowało jej tylko fortepianu. Czuła
w sobie każdy najmniejszy dźwięk. Czuła w sobie muzykę. Czuła, że była muzyką.
Przez jedną chwilę niepodważalnie doskonała. Kochała, bezwarunkowo kochała te
minuty, gdy świat nie istniał, gdy był całkowicie bez znaczenia, gdy zupełnie
go nie było, a ona tkwiła na szczycie piękna, gdy sama była nim w pełni. Nie
liczyło się nic, bo tylko melodia była ważna. Instynktownie zrobiła kilka
kroków w tył, wyczuła bok materaca i kończąc długim dźwiękiem, lekko opadła na
niego. Tonąc znów w ciszy, oddychała głęboko. Nie interesowało jej, że mama
mogła wpaść do pokoju z pretensjami, że zakłócała spokój, że miała się uciszyć,
że miała przestać. Jakoś miało obchodziło ją wszystko. Stała się obojętna na
jej sprzeciw. Podniosła powieki dopiero, gdy usłyszała ciche skrzypnięcie
drzwi. W pierwszej chwili pomyślała, że przywołała ją myślami, jednak okazało
się, że przyszedł tata. Uśmiechnęła się promiennie i siadając na materacu,
zsunęła się na podłogę i wygodnie oparła o łóżko. Poklepała dłonią miejsce obok
siebie, a Nico zajął je bez zastanowienia.
- Cześć, tatuś.
- Cześć, córuś. - Roześmiała
się perliście, kręcąc głową. Zaraz westchnęła i kładąc głowę na ramieniu ojca,
spojrzała w rozgwieżdżone niebo za oknem. Wiedziała dlaczego przyszedł. Czekało
ją kolejne pożegnanie, na tydzień, dwa, a może trzy. Tego nie wiedzieli nigdy.
Tata zawsze powtarzał, że dzięki tym wyjazdom, nigdy się sobie nie znudzą, ale
Scarlett była pewna, że to tak czy siak nigdy, by nie nastąpiło.
- Jutro rano?
- Piąta piętnaście, o szóstej
z bazy.
- Nie lubię, gdy wyjeżdżasz.
Kto będzie stawał po mojej stronie, jak znów pokłócę się z mamą? Kto będzie ją
gasił, żeby odpuściła? Kto będzie przychodził wieczorem i całował mnie w czoło
na dobranoc? Liv jest zapędzona, z mamą nie mogę pogadać, tylko ty tatuś mnie
rozumiesz. - Mówiła cicho, wręcz szeptem, a jej głos momentalnie stał się
słodki i dziecinny. Taki zupełnie niepasujący do dużej Scarlett, tej bojowej,
odważnej i dzielnej. Miał wrażenie, że znów siedziała przy nim jego mała
córeczka, która boi się strachów z szafy. Uśmiechnął się mimowolnie, choć żal mu
było odjeżdżać, choć chciał chronić swoje dziewczynki nieustannie, wiedział, że
są silne i podczas jego nieobecności doskonale sobie poradzą. Scarlett
westchnęła i poklepała Nico po przedramieniu. - Nie powinnam tego mówić, wiem,
że musisz...
- Znam cię prawie osiemnaście
lat, ale co dzień zaskakujesz mnie na nowo, Lettsy.
- Tatooo... - Jęknęła. -
Wiesz, że tego nie lubię. - W odpowiedzi dał jej kuksańca w bok i była wręcz
pewna, że się uśmiechał. - No, ale tylko ty tak możesz. - Stwierdziła,
spoglądając na niego, podniósłszy głowę.
- Słyszałem, jak śpiewałaś.
- Za głośno?
- Nidy w życiu. Chciałbym,
żebyś mi to zaśpiewała jeszcze raz.
- A mama?
- Mamą się nie przejmuj. Daj
jej czas. Ona już i tak zrobiła duży krok w przód. Już niebawem całkiem się przekona
do twoich marzeń. Ona musi być pewna, że ty tego chcesz, bardziej niż
czegokolwiek innego. Musi sama się o tym przekonać. Zapewnienia jej nie
wystarczą, nadejdzie moment, gdy poczuje.
To tylko kwestia czasu, wierz mi. Chce uchronić cię przed cierpieniem.
- A ty? Przecież ty we mnie
wierzysz. Wiesz, że kocham muzykę i tylko taką widzę dla siebie przyszłość.
- Ja już się przekonałem, że
jesteś pewna, bardziej niż bardziej. To jak, zaśpiewasz? - Uśmiechnęła się
delikatnie i znów przymknąwszy powieki, zanuciła pierwsze słowa piosenki;
Every day is so wonderful
And suddently, it's hard to breathe
Now and then. I get insecure...
Podniosła powieki. Choć pokój
spowijał mrok, dostrzegła delikatny uśmiech na ustach taty. Był spokojny i
zadowolony, a jego buzia pogodna. Lubiła go takiego, gdy byli razem, rozmawiali
albo nie, a ona czuła nad sobą jego ojcowską pieczę. Mogli spacerować, oglądać
telewizję, gotować, czy tak, jak teraz siedzieć na podłodze i patrzeć w niebo.
Kochała go bardziej, niż kogokolwiek innego na świecie, nawet bardziej, niż
Liv, która była dla niej najważniejsza. Tata. To był jej tata; przyjaciel,
powiernik, opiekun i schronienie. Jedyny mężczyzna, który nigdy jej nie
skrzywdzi. Nico słuchając Scarlett, widząc prawie namacalny blask, który bił od
niej, gdy śpiewała, zaczął zastanawiać się nad samym sobą. Pamiętał, że kiedyś
też taki był. W pełni zaangażowany, zakochany w marzeniach i w Sophie. Mógł
mieć wszystko, świat, znajomości, pieniądze, a może i sławę, ale życie go
wyprostowało i to wszystko rozmyło się we mgle przeszłości. Nie raz zastanawiał
się czy można było to jakoś pogodzić. Jednak mając na utrzymaniu rodzinę, będąc
zdanym sam na siebie, uznał to za niewykonalne i jakoś łatwiej mu było myśleć o
tamtych czasach, wiedząc, że nie zaprzepaścił żadnej okazji. Teraz, Scarlett
będąc u progu życia, mając przed sobą gro możliwości mogła dokonać tego, czego
jemu nie było dane. Z całego serca pragnął, by jego dziewczynki w najmniejszym
stopniu nie zasmakowały utraty złudzeń. Choć z drugiej strony, żyjąc, jak
przeciętny człowiek osiągnął wszystko. Miał pracę, którą lubił, choć kosztowała
go wyrzeczeń, miał najcudowniejszą żonę pod słońcem, którą kochał, jak wariat,
pomimo upływu lat i tych wszystkich wad, które czyniły ją wyjątkową, choć
trudną. Miał też swoje małe dziewczynki, które były dla niego więcej, niż
wszystkim, więc jeśli ktoś był niezadowolony z życia, to na pewno nie był to
on. Jednak pomimo tego coraz częściej tęsknił.
I am beautiful, no matter
what they say.
We're the song inside the tune
Full of beautiful mistakes.
Gdy skończyła, mimowolnie
uśmiechnęła się szeroko, chowając kosmyki włosów za uszy. Spojrzała w turkusowe
tęczówki ojca, lekko pochylając głowę na bok.
- Jesteś niesamowita, Lettsy i
pomyśleć, że moja. - Pokój wypełnił ich perlisty śmiech. Scarlett mocno wtuliła
się w ramię Nico.
- Kocham cię, tatuś. Obiecaj,
że szybko wrócisz.
- Obiecuję, że wrócę
najszybciej, jak się da. Scarlett, nie zmarnuj tego, co dostałaś od losu. Tego
nie da się kupić, ani wyczuć. To trzeba mieć. Ty to masz. Idź do przodu, nie oglądając się za siebie.
Spełnij swoje marzenia. Zrób wszystko, by tak się stało. Zrób wszystko, byś nie
cierpiała przez rozwiane nadzieje. A ja, gdziekolwiek się znajdę, będę przy
tobie.
- Jesteś najlepszym tatą,
jakiego mogłam mieć.
- Bo jedynym.
- Bo moim. - Mocno przytulił
do siebie Brunetkę, całując ją w czubek głowy.
*
Uśmiechał się pobłażająco, gdy
drobna blondynka, co chwilę radośnie opuszczała przebieralnię, paradując przed
nim, niczym zawodowa modelka w coraz to innych zestawieniach. Metr
sześćdziesiąt, jakieś czterdzieści kilogramów, jak szacował, słomkowe włosy i
ogromne oczy. Caroline była całkowicie niepozorna, ani trochę nie rzucała się
oczy. Była skromna i nieprzeciętnie zwykła, jednak dla niego absolutnie
wyjątkowa. Kochał ją taką jaką była, drobniutką i bezbronną, ale najbardziej
kochał jej oczy, które zdawały się być zbyt wyraziste, zbyt duże w porównaniu
do drobnej, okrągłej buzi. Kochał je tak bardzo, bo tylko w nich widział
prawdę, nawet gdy Caroline nie raz miała przed nim jakieś tajemnice. Wpadł po
uszy i nic nie było w stanie tego zmienić. Ufał jej i wierzył, że go nie
oszuka. Wierzył jej i wierzył w nią. Roześmiał się perliście, kręcąc przy tym
głową, gdy idąc w butach na bardzo wysokich obcasach zachwiała się i prawie
wpadła wprost w jego ramiona. Jednak utrzymała równowagę i stanęła w teatralnej
pozie, zadzierając głowę do góry.
- Och, królowo wybiegu. -
Objął ją szczelnie ramionami i czule ucałował skroń. Ufnie przyłożyła głowę do
jego torsu, śmiejąc się razem z Gustavem.
- Z tych pantofli chyba
zrezygnuję. - Powiedziała radośnie, nieco dziecinnie. - Ale za to założę tą
fioletową sukienkę. - Zwinnie wyswobodziła się z ramion chłopaka i zniknęła w
przebieralni, gdy on usiadł na miękkiej sofie naprzeciw niej. Zasłoniła
szczelnie kotarę i oparła się o ściankę na wprost lustra. Nagle zabrakło jej
tchu i zrobiło się nieziemsko gorąco, wzdłuż pleców przebiegł dreszcz, po
którym zaraz nastąpiły fale zimna i gorąca zalewające naprzemiennie jej ciało.
Spuściła nisko głowę, próbując wyrównać oddech., jednak na próżno. Oczy
wyobraźni, myśli, zmysły widziały i pragnęły tylko jednego. Przez prawie cały
dzień, nawet nie myślała o tym. Przez chwilę zapomniała o swoim romansie z
kokainą. Liczył się tylko Gustav, to był ich dzień. Tak bardzo cieszyła się, że
miała wolne myśli i ciało, była szczerze wolna. Tak czuła. Wtedy, przez bardzo
krótką chwilę pomyślała, że dzięki Gustavowi mogłaby wyjść z tego bagna. Jednak
tą myśl zaraz zastąpiła inna. Gustav nie wiedział i nie mógł wiedzieć, a sama
czuła się bezradna. Jednak po tym, nadal była lekka, a dopiero potem, nagle,
niespodziewanie coś pękło. Nawet nie wiedziała, co, dlaczego, jak, ale
przywykła już do tego, że po prostu nastawała chwila, gdy dobre samopoczucie
się kończyło i musiała zaćpać. Nie próbowała sobie tego tłumaczyć, taki wymóg
jej kochanki. Zaczęła drżeć, nieznacznie, ale jednak. Powoli uniosła głowę ku
górze i spojrzała w swoje odbicie. Kilka chwil wcześniej widziała w nim jeszcze
radosną dziewczynę, która radziła sobie ze swoimi odruchami, potrafiła
zapanować sama nad sobą. Zarówno nad ciałem, jak i umysłem. Kilka chwil
wcześniej potrafiła dostrzec atuty swetra, który miała na sobie, teraz nie
widziała nic, ani jego żywego zielonego koloru, który dodawał jej życia, ani
nie czuła dotyku wełny, która przyjemnie grzała jej wiecznie zmarznięte ciało.
W tym momencie zdawało jej się, że stała na pograniczu życia i śmierci, choć i
tak w tym momencie bardziej nie żyła, niż żyła. Tak bardzo nie chciała sięgać
do torebki, zdradzać Gustava prawie na jego oczach. Nie lubiła ćpać, gdy był
obok. Nie chciała, by widział jej zachowanie, by nakrył ją przypadkiem, ale
przede wszystkim nie chciała zdawać sobie sprawy, że go okłamuje, że go
krzywdzi. Wiedząc, że był daleko jej kłamstwo przybierało formę połowicznej
prawdy, dzięki czemu było jej z tym lżej. Potarła rękoma skronie, pod opuszkami
palców wyczuła wilgoć. Szybko chwyciła torebkę. Musiała. One tam były. Odpięła
zamek i sięgnęła do najbardziej ukrytej kieszonki. Wyjęła saszetkę, a z niej
trzy tabletki. - Tyle ci musi wystarczyć, w domu dostaniesz więcej. - Połknęła
je łapczywie. W tej samej chwili usłyszała zaniepokojony głos Gustava,
dobiegający zza kotary.
- Wszystko okej, myszko? - Dotarło do niej, że
powinna schować tabletki. Wepchnęła je do torebki i odrzuciła ją na podłogę.
Oparła się o ścianę i przymknąwszy powieki, czekała, aż zaczną działać.
- Tak, tak już. - Nie wiedziała do końca, czy powiedziała
to bardziej do siebie czy on tez usłyszał. Czuła jak krew pulsowała jej w
żyłach. Mijały chwile i przestawała drżeć, a fale zimna i gorąca ustępowały.
Wiedziała, że musi się trzymać. Tylko to w pełni docierało do niej. Niedbale
zdjęła z siebie sweter i wciągnęła fioletową sukienkę. Odsłoniła zasłonkę i
boso wyszła z przymierzalni. Gustav uśmiechnął się szeroko na jej widok.
Machinalnie odwzajemniła uśmiech. - Guciu, może pójdziemy do kina? Pomyślę nad
tą sukienką jeszcze.
- Niezły pomysł. - Znów się
uśmiechnął. Nie wiedziała czy bardziej ją ten uśmiech drażnił czy ranił, ale
nie miała ochoty teraz o tym myśleć. Jakoś specjalnie się to nie liczyło.
Odwróciła się na pięcie i znów zniknęła za zasłoną, by założyć swoje ubranie. W
kinie mogła być bezpieczna. Wystarczyło skupić się na filmie i trzymać Gustava
za rękę. Wiedziała, że da radę, w końcu było już okej. On czekał szczęśliwy, że
ona była szczęśliwa.
*
Nieznacznie poprawiła się na
krzesełku, siedząc wpatrzona w drzwi kawiarenki, w której umówiła się z nimi na
spotkanie. Zastanawiała się, jak to będzie. Minęło kilka ładnych miesięcy,
bardzo długich miesięcy zupełnego milczenia. Przeniosła spojrzenie na swój
napój i zaczęła mieszać w nim słomką. Jak wytłumaczyć, że potrzebowała
całkowitego odcięcia, odseparowania się od wszystkich, którzy wiązali się z nim
i tamtym wydarzaniem? Jej zachowanie było całkowicie egoistyczne i doskonale o
tym wiedziała. Odeszła, zniknęła, porzuciła, jak zwał tak zwał, ale wtedy, gdy
ostatni raz pożegnała się z nimi zalewając się łzami, już wiedziała doskonale
wiedziała, co powinna zrobić. Czuła, że to było dobre. Dobre dla niej.
Przestała odbierać telefony, nie chciała ich widzieć, gdy przychodziły,
całkowicie zniknęła z ich wspólnego świata, by odbudować swój. Tworzyli zespół;
Natasha, Samara, Mike, ona i kilkoro innych, którzy mieli własny,
niepowtarzalny świat. Każde z nich było inne i to właśnie sprawiało, że wszyscy
razem byli niepowtarzalni. Pomimo tego wszystkiego, co stało się między nią, a
Mikiem, nic się nie zmieniło. Dlatego nie chciała i nie mogła tkwić w tym
nadal. Zdawała sobie sprawę, że dziewczyny mogą nie chcieć z nią już mieć nic
do czynienia. Nie zdziwiłaby się, gdyby tak było, ale po tych wszystkich
miesiącach była gotowa wrócić. Była gotowa, by stawić czoła tym wszystkim
ludziom, spojrzeć im w oczy i nie spuścić już nigdy wzroku. Drgnęła, gdy
usłyszała perlisty śmiech dwóch nastolatek, wchodzących do knajpki. Podniosła
na nie wzrok, a one widząc Brunetkę natychmiast umilkły i bez słowa podeszły do
stolika, który zajmowała. Samara, wysoka, smukła, z figurą modelki i
niebanalnym stylem. Obrzuciła Scarlett pretensjonalnym spojrzeniem. Samara od
zawsze była buntowniczką, niczym kot chadzała swoimi drogami, do cna
indywidualistka, zawsze szczera, pewna siebie i otwarta, czasem chamska,
chwilami brakowało jej wyczucia i mówiła za dużo, pyskata i rozgarnięta, zawsze
wychodziła na swoje i znajdowała wyjście z każdej sytuacji. Dziecko ulicy.
Miała zasady, których przestrzeganie było dla niej sprawą życia i śmierci. Swoja
dla swoich, obca dla obcych. Pomimo usposobienia, Samara miała w sobie
nieprzeciętne pokłady kobiecości, gracji i powabu. W ich trójce to ona była od
podejmowania szybkich decyzji, wychodzenia z opresji i bycia tą twardą. Miała
pasję. Hip hop, tylko tym potrafiła żyć. Był dla niej powietrzem, bo to nie
tylko styl, subkultura, to życie. Tasha była jej zupełnym przeciwieństwem.
Słodka, ułożona, grzeczna i spokojna, ale też cwana. Pod tą maską doskonałości
kryła się zadziorna, nieraz krnąbrna dziewczyna. Nie dała sobie mieszać w
interesach, wiedziała czego chce, ale do celu dochodziła inaczej, niż Sam.
Samara używała do tego buzi, nie raz siły i sprytu, a Natasha słodkich oczu i
kokieterii. Jak nikt potrafiła zamieszać w głowie komu tylko chciała i zakręcić
nim tak, że zapominał, jak się nazywa. Była sprytna i przebiegła, choć wydawała
się być całkowicie niegroźna. Z pozoru słodka i do rany przyłóż kokietka,
nosiła w sobie wulkan. W połowie Koreanka, miała skłonności do gadania za
troje. Radosna, nieraz dziecinna, ale przede wszystkim niemożliwa kokietka. Przesadnie niska, jednak
niezwykle proporcjonalna i zgrabna. Niewoliła czarnymi, jak węgle oczami,
kusiła zmysłowymi kształtami. Kochała balet.
Zupełne przeciwieństwa. A z nimi ona, wówczas tak bardzo inna od ich
odrębności. Teraz na przestrzeni czasu, Scarlett wydawało się, że całkowicie do
nich wówczas nie pasowała. Była przeciętna, wręcz banalnie zwykła. Wówczas,
jedynym, co ją wyróżniało był głos, bo ani nie wyglądała, jak one, ani nie była
tak charakterna. W morzu swoich kompleksów jedyną rzeczą, której się trzymała
był śpiew. Teraz już nie była, ani nieśmiała, ani zamknięta w sobie, ani cicha,
ani skromna, ani bez własnego zdania, ani przewidywalna, ani uległa, ani cicha,
ani nie udawała, że wszystko okej, gdy tak nie było, ani idealna, ani
niezdecydowana, nijaka, ani przeciętna. Przez ten cały czas zaszła w niej
zupełna metamorfoza, zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz i doskonale zdawała
sobie z tego sprawę. Pomimo całej swojej nie idealności, znała swoją wartość i
już nie bała się, ani być, ani chcieć, ani mieć. Nie miała pojęcia, co działo
się z nimi przez te wszystkie miesiące. Nie wiedziała czy nadal je znała.
Podniosła dumnie głowę i pewnie spojrzała im w oczy.
- Cześć, Scarlett. - Koreanka
zdjęła kurtkę i przeczesawszy włosy palcami, usiadła naprzeciw Brunetki. Samara
nadal stała obok krzesełka i bacznie obserwowała Scarlett. Złamała wszelkie
zasady przyjaźni, które Sam ceniła najbardziej, nie dziwił ją jej sceptycyzm.
- Cześć, dziewczyny.
- Zmieniłaś się. - Samara
rzuciła niby od niechcenia, siadając. Scarlett pokiwała twierdząco głową.
- Masz rację, Sam. Zmieniłam
się.
- Po co ten cyrk? - Natasha
spojrzała na nią karcąco, po czym przeniosła wzrok na Scarlett.
- Mamy chyba do pogadania, Si.
- Nie ma już Si, Tash. Tamta
dziewczyna umarła. Jestem już tylko ja.
- A my? Nagle znów pojawiłyśmy
się w twojej koncepcji na życie? Po co to spotkanie? Po co rozgrzebywanie
starych spraw. Skreśliłaś nas. Wystarczy.
- Daj mi dojść do słowa, Sam.
Skoro tutaj przyszłaś, to chyba nie nie jest to taki definitywny koniec, co
nie? Postąpiłam, jak ostatnia suka, wiem. Porzuciłam was i naszą przyjaźń.
Oszukałam, zdradziłam, skrzywdziłam was, wiem. Zdaje sobie z tego wszystkiego
sprawę. Być może zabiłam nas, ale dzięki temu sama się narodziłam. Wreszcie
nauczyłam się siebie i niczego nie żałuję. - Zrobiła małą pauzę. Przez cały
czas patrzyła wprost na nie. Nie zawahała się, ani razu. Na ostatnie słowa,
Samara nawet nie drgnęła, a Natasha pokręciła lekko głową. - Nauczyłam się żyć
własnym życiem. Poczułam ulgę zostając sama ze sobą. W ciszy układając swoje
życie. Z drugiej strony bolało mnie, że nie mam was, że tak postąpiłam, że
ignorowałam was. Byłam konsekwentna, odcięłam od siebie każdy najmniejszy
aspekt życia, w tle którego przewijał się Mike. Moje życie było całkowicie
rozsypane. Czułam się upokorzona, zmieszana z błotem, czułam się nikim, a w
dodatku miałam złamane serce. Zaparłam się w sobie, nie raz płakałam w
poduszkę. Nie raz bolało tak, że miałam ochotę umrzeć. Nie tylko dusza, ciało
też, ale zebrałam w sobie siłę, która dotąd była gdzieś tam rozproszona i oto,
kim jestem. Teraz już to wiem. Wiem kim jestem i czego chcę. Skończyły się łzy.
Skończyła się bezbarwność. Skończyła się uległość. Skończyła się słabość. Macie
przed sobą Scarlett, która nie boi się życia i nie chowa głowy w piasek. Oto,
co miałam wam do powiedzenia. Może to marne tłumaczenie na te miesiące
milczenia, ale innego nie ma. Nie oczekuję, że będzie, jak dawniej, ale byłam
wam to winna. - Obie patrzyły na Brunetkę niewidzącym wzrokiem i milczały.
Cierpliwie czekała, aż wyrzucą z siebie cokolwiek. Nie zastanawiała się nad
tym, ile czasu minęło. Po prostu czekała. Nawet nie zaprzątała sobie głowy
żadnymi myślami. Zrobiła to co uważała za słuszne. Chciała, by było, jak
dawniej, ale nawet, gdyby mogła. Czasu też by nie cofnęła. Po pewnym czasie
Natasha otrząsnęła się z zamyślenia i rzuciła krótkie spojrzenie Scarlett, po
czym spojrzała na Samarę. W jej czarnych oczach dostrzegła znajomy błysk, wystarczyło.
Obie patrzyły na Samarę, która z grobową miną wpatrywała się w jakiś punkt nad
ramieniem Scarlett. Nie była pewna, ale chyba wyczuła lekkie napięcie. Po
chwili złowrogo ściągnięte wargi Samary, ułożyły się w szeroki uśmiech.
- Jak jeszcze raz, kiedykolwiek
zrobisz nam coś takiego, to osobiście własnoręcznie i własnonożnie nakopie ci
do tego twojego nowego, zgrabnego tyłka, tak, że przez miesiąc na niego nie
usiądziesz, zrozumiano? - Scarlett uśmiechnęła się, unosząc do góry jedną brew.
- Ledwo przyszła i już rządzi.
- Przyjaźń rządzi się swoimi prawami, Scarlett.
- Teoretycznie Sam miała na myśli, że skoro przyjaźń rządzi się swoimi prawami,
więc sprawy nie, ale Scarlett znała ją na tyle dobrze, że wiedziała, że choć
jest okej, to rana zostanie. - Tylko sobie nie myśl, że ja już ci wybaczyłam.
- My, wybaczyłyśmy. Liczba
mnoga, Sam. - Koreanka wtrąciła dobitnie. - Nie powiem, że rozumiem. Akceptuję.
Sam też akceptuje, ale jeszcze o tym nie wie. Ładnie wyglądasz, Scarlett.
Posłużyły ci te zmiany. Musimy cię teraz poznać. Tą nową ciebie.
- Bo my jesteśmy te same.
Samara Vaughun, Natasha Ross. Do usług. - Samara puściła oczko Scarlett. Nigdy
nie spodziewałaby się, że od tak zostawią przeszłość, zapomną o niej i zechcą
zacząć od nowa. Nie wiedziała czego ma oczekiwać od tego spotkania. W sumie w
ich relacjach wszystko zawsze było czarne, albo białe, więc nie powinno ją
dziwić, że obeszły się bez półsłówek i wyciągania żali. Miała wrażenie, że
ciężar spadł jej z serca.
- Scarlett O'Connor, miło mi
panie znów poznać.
*
I'm a genie in a bottle, Baby.
Pracował nad sobą i musiał
przyznać, że robił postępy. Skupiał prawie połowę swojej uwagi na blondynce,
która mu towarzyszyła już od jakiegoś czasu. Rozmawiał z nią, flirtował, starał
się, jak mógł, by zwracać na nią swoją uwagę. Jednak jego podzielność uwagi
nijak teraz zdawała egzamin, bo ta większa jej część uparcie zwracała się ku
Scarlett. Magnetyzowała go chyba bardziej, niż zwykle. Te słowa powoli
przestawały mieć znaczenie w jego myślach, bo powtarzał tak chyba przy każdym
jej występie. Tego wieczoru była oszałamiająca, wyglądała niesamowicie, grała
niesamowicie, śpiewała niesamowicie, to było coś całkowicie innego od tych występów,
które widział. Była ubrana odważniej, niż zwykle. Dopasowana bokserka,
minispódniczka, kozaki na wysokiej szpilce, takiej jej jeszcze nie znał. Cała w
czerni, pociągająca i zmysłowa. Nawet jej śpiew zdawał się uwodzić bardziej i
dobitniej. Tak, a on zdawał się być całkiem żałosny, znów rozpływał się myśląc
o niej. Scarlett wywróciła do góry nogami chyba każdy aspekt jego życie, więc
czemu też nie to? Miał wrażenie, że z faceta przeistaczał się w ciepłą kluchę i
nie wiedział, czy mu się to podobało. Nie,
on nie był ciepłą kluchą, z szelmowskim
uśmiechem podał kurtkę ślicznej blondynce i przepuścił ją przodem, do wyjścia.
Skoro miał ją tu, obok, to dlaczego wychodził z kolejną blondynką, skoro
zeszłotygodniowa eskapada spaliła na panewce? Znów coś udowadniasz, Tom?
Znów to zrobił, mając ją w
ramionach, w pewnym momencie wyskoczył z łóżka, jak z procy. W pewnym momencie,
na ułamek sekundy, przed oczami stanęła mu Scarlett i to wystarczyło. Ta
dziewczyna prześladowała go na jawie i nawet siedziała mu w głowie! Poczuł się
marnie i nie mógł, po prostu nie mógł przelecieć tej dziewczyny. Zrobiło mu się
źle. Poczuł odrazę do samego siebie. Znów to robił, zabawiając się z kolejną
przygodną dziewczyną, chcąc pokazać samemu sobie, że sam jest panem swojego
życia i nikt, absolutnie nikt nie będzie mówił mu, co miał robić. Nie musiała
mówić, nie musiała nic robić, wystarczyło, że pojawiła się w jego myślach. To
choroba, Kaulitz. Zaczął pośpiesznie wciągać na siebie ubrania, nie
zwracając uwagi na zdezorientowaną dziewczynę.
- Co ty robisz, do cholery,
Tom? - Poderwała się na materacu i owijając się kołdrą, spojrzała na niego z
chęcią mordu w oczach.
- Sorry, Kwiatuszku, ale nic z
tego nie będzie.- Wciągnąwszy na siebie niedbale kurtkę, sprawdzał po
kieszeniach, czy były w którejś kluczyki. Znalazłszy je, potaknął sobie
milcząco i jak gdyby nigdy nic, skierował się do drzwi.
- Ty pierdolony, zadufany w
sobie dupku, co ty sobie myślisz, że kim jesteś? No kim, żeby bawić się ludźmi?
Myślisz, że jak nazywasz się Kaulitz, to możesz przebierać w towarze, jak ci
się podoba i kiedy, któraś nie przejdzie atestu, potraktować ją jak szmatę?
Zostawić bez słowa i odejść, tak jest najłatwiej. Pokurwić się trochę i wrócić
do domku z czystymi rączkami i udawać, że wcale nie jesteś taki zły, jak o
tobie mówią. - Prychnęła z pogardą i wstawszy, zaczęła zbierać swoje ubrania.
- Nic nie wiesz. Nie znasz
mnie. - Wycedził przez zęby, zaciskając pięści. Stał w miejscu, nawet nie
spoglądając na nią. Kolejna moralistka od siedmiu boleści. Prawda w oczy
kole. Znów stoisz w punkcie wyjścia, Tom?
- Masz racje nie znam cię i
nie chce poznać. Może i nic nie wiem. Może jestem nikim, ale chociaż lubię
szybki seks, nie traktuję ludzi, jak śmieci. Nie bawię się nikim. To, że jesteś
tą pieprzoną gwiazdką, wcale cię nie czyni lepszym, ani ode mnie, ani od
nikogo. Sesja skończona panie Kaulitz, możesz spadać.- Stał i oddychając
szybko, patrzył na nią złowrogo, a nawet nie wychwycił chwili, gdy ubrała się i
wyszła z podniesioną głową. A on nadal tam stał z zaciśniętymi pięściami.
Podniosła mu ciśnienie i to solennie. W końcu nie przeleciał jej przecież.
Opanował się, więc co? Może wolałaby, żeby jednak nie przystopował? Prychnął i nie zastanawiając się nawet,
szybko wyszedł z hotelu. Znalazł samochód, wsiadł i ruszył przed siebie. Nawet
nie zauważył, kiedy znów znalazł się pod klubem.
Wszedłszy, rozejrzał się
dookoła i zobaczywszy Brunetkę za barem, podążył w jej stronę. Wiedząc, że tam
była, poczuł, jak jakiś ciężar spadał mu z serca. Nigdy wcześniej nie czuł
czegoś takiego. Nie potrafił tego zrozumieć, jednocześnie wiedząc, że to
przynosiło mu ulgę. Jej obecność. Zignorował złowrogie spojrzenie jej
współpracownika i skupiwszy wzrok na swoich dłoniach, czekał, aż podejdzie do
niego. Bez pośpiechu wypolerowała do końca kufel i podeszła do niego,
uśmiechając się pobłażliwie. Pierwszy raz wrócił. Minęło kilka sekund
zanim zebrał się w sobie i spojrzał jej w oczy, odniósł wrażenie, że nie
zasługiwał na to, by móc w nie patrzeć. Miał wrażenie, że zdradził, nie tyle ją
co siebie. Po raz kolejny.
- Ty, tutaj?
- Wiesz, w hotelu zostawiłem
dziewczynę, z którą mogłem zrobić, co mi się tylko żywnie podobało i byłaby w
siódmym niebie z tego powodu. Ale wiesz, co się stało? W pewnym momencie, ni
stąd ni zowąd zobaczyłem ciebie, wepchnęłaś mi się w myśli. Tak po chamsku,
wiesz? No i nie mogłem kontynuować i moja towarzyszka stwierdziła, że bawię się
ludźmi, a nazwisko nie czyni mnie lepszym i że w gruncie rzeczy jestem
śmieciem. Wiesz, co? Miała rację. Jestem śmieciem.- Jednak tego nie zrobił,
patrzył w punkt, gdzieś ponad jej ramieniem. Słysząc te jego niby rzucone od
niechcenia, ale do granic możliwości wypełnione goryczą słowa, poczuła coś
dziwnego. Satysfakcja przemieszana ze smutkiem. Tom potykając się o kłody
własnych decyzji, zaczynał dostrzegać, co robił nie tak, ale jakim kosztem...
Tego właśnie chciała, by poczuł smak konsekwencji, a teraz, gdy tak się działo,
pragnęła go przed tym uchronić. Uparcie wpatrywała się w niego przez moment,
czekając, aż spojrzy jej w oczy. Gdy tak się wreszcie stało, podsunęła sobie do
baru wysoki stołek i opierając się łokciami o blat, usiadła na nim.
- Twoja szczerość jest
ujmująca, Tom. Czyżbym pełniła rolę czerwonej lampki w twojej głowie? Czuję się
zaszczycona. - Westchnęła. - A ty... uważasz, że miała rację?
- Miała pieprzoną rację, a
najgorsze w tym wszystkim jest to, że cierpka prawda nie jest przyjemna dla
ucha.
- Zwłaszcza, gdy się zwykło
słuchać pochlebstw.
- Kop leżącego, śmiało.
- Nie mam zamiaru, Tom. Miałam
już cię nie moralizować, obiecałam ci to, ale powiem ci jeszcze jedną rzecz.
Żyj tak, żebyś nie musiał, czuć się nikim. Przeszłość jest przeszłością. Jej
nie jesteś w stanie zmienić, ale przyszłość należy do ciebie. - Na koniec
posłała mu delikatny uśmiech. - Nie pogłaszczę cię po główce i nie będę nad
tobą biadolić, bo jakaś niezaspokojona panienka się na ciebie wkurzyła, na to
nie licz. Wiesz dobrze, co o tym wszystkim myślę. Mogę ci teraz zaproponować
soczek supermiks owocowy, tak na regenerację. O whisky zapomnij. - Pokręcił
głową z dezaprobatą, a Scarlett zaczęła przygotowywać napój dla niego. W jej
towarzystwie, nawet gryzące sumienie wydawało się mniej uciążliwe. Patrzył na
nią, gdy rozmawiali, gdy obsługiwała innych, gdy śmiała się i gdy milczała, a gdy
czyściła szkło, śmiesznie marszczyła nos i czoło. Lubił na nią patrzeć, bo w
tej bojowej dziewczynie widział ogromne pokłady niewinności takiej kojącej
delikatności, które w dziwny sposób uspokajały go.
- Pierwsze pytanie. - Scarlett
oderwała się od swojej pracy i spojrzała na niego pytająco. - Żałowałaś kiedyś,
czegoś z całego serca?
- Kiedyś żałowałam prawie cały
czas, prawie wszystkiego, ale teraz wiem, że to nie były rzeczy warte żalu.
Uważam, że rozpamiętywanie czegoś, co już się zrobiło jest bezsensowne. Teraz
sądzę, że lepiej żyć tak, by nie powielić już tych błędów i starać się je
naprawić. To lepsze, niż płacz nad rozlanym mlekiem. To tak, jakbyś po upadku
cały czas leżał na ziemi, rozmyślając o tym, jak do niego doszło, zamiast wstać
i ruszyć dalej, ale ostrożniej zważając na to, przez co poprzednio upadłeś.
Dlatego nie, nie żałuję niczego. - Siedzieli naprzeciw siebie, a Scarlett, ani
na moment nie zawahała się, mówiła, patrząc Tomowi prosto w oczy. Lubiła je.
Miały przyjemny kolor czekolady. Jeżeli był zły, albo smutny przybierały barwę
gorzkiej, a kiedy spokojny czy radosny, mlecznej.
- Chodząca doskonałość,
normalnie. - Scarlett na to stwierdzenie wybuchnęła śmiechem. Tom jeszcze
naprawdę bardzo słabo ją znał.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo
się mylisz. - Obrzuciła przelotnym spojrzeniem salę i znieruchomiała. Do
jednego z narożnych stolików siadał Mike z jakimiś kumplami. Spostrzegł ją i
uśmiechnął się cwaniacko. Nie wiedzieć czemu wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł
dreszcz. Poczuła się nieswojo. To był tylko Mike, a ona miała wrażenie, jakby
lokal odwiedził seryjny morderca. Na samą myśl o nim, znów robiło jej się źle.
Nie mogła doczekać się końca roku szkolnego, kiedy to wreszcie będzie mogła się
od niego uwolnić. Mike był jej nocną marą za dnia. Wpadł jej do głowy pomysł.
Najgłupszy z możliwych, ale w tej sytuacji jedyny, w jaki mogła mu pokazać,
swoją choćby częściową wyższość. Uśmiechnęła się najsłodziej, jak umiała i
nachyliła się w stronę Toma, tak by szeptać mu wprost do ucha. On sam nie wiedząc,
co się działo przysunął się bliżej niej. - Tom, nie prosiłam cię nigdy o nic,
prawda? - Mówiła najciszej, jak się dało wśród muzyki grającej w tle. Wyczuł w
jej głosie drżenie.
- No nie.
- Więc teraz proszę. Udawaj,
że ze mną flirtujesz.
- Co?
- Nie pytaj, tylko się zgódź.
- Zaskoczyła go, chyba bardziej, niż spodziewał się, że mogłaby kiedykolwiek.
Prosiła go o to, czego wystrzegał się usilnie przez kilka ostatnich tygodni.
Chciała, by wykorzystał w stosunku do niej swoją słabość. Nie wiedział czy
powinien. Jednak komu, jak komu, ale Scarlett nie był w stanie odmówić niczego.
Już teraz nie był. W dodatku jej głos, zawsze taki dziarski, pewny siebie,
teraz słaby, jakby nie jej. Przez moment miał wrażenie, że miał przy sobie małą
dziewczynkę. Zaczerpnął powietrza i lekko odsunął się od niej, by móc spojrzeć
jej w oczy. Uśmiechnął się czule i delikatnie ujął opuszkami palców jej
podbródek. Pierwszy raz nie miał pojęcia, co miał robić w takiej sytuacji.
Scarlett włączyła dla niego zielone światło i choć to była tylko chwilowa gra,
mógł zrobić wiele. Nie chciał, pierwszy raz nie chciał, bo bał się, że ją
skrzywdzi. Pod wpływem jego czułego dotyku, spojrzenia i uśmiechu zrobiło
jej się gorąco i choć wiedziała, że to tylko i wyłącznie na jej życzenia, poczuła
coś takiego przyjemnego, dawno zapomnianego, w okolicach serca.
- Wcale nie muszę udawać,
Maleńka. - Powiódł dłonią po jej miękkim policzku, wzdłuż szyi, a Scarlett
przeszedł dreszcz. Czując to, uśmiechnął się pobłażliwie. Chwycił kosmyk jej
włosów i bawił się nim przez chwilę, by zaraz schować go za jej ucho. Była
bardziej niewinna, niż mu się wydawało. Brunetka kątem oka dostrzegała, jak
Mike im się przyglądał, a potem zamaszystym krokiem podszedł do baru i zamówił
cztery piwa. Scarlett z bijącym sercem ufnie wpatrywała się lekko niepewne
tęczówki Tom. On wiedział i Ona wiedziała, że to nie była gra. Nagle poczuł
nieopisaną potrzebę chronienia Brunetki. Zdała mu się taka krucha i bezbronna,
jakby całkiem zapomniał o tej twardej dziewczynie, która wybijała mu z głowy
picie whisky. Scarlett pomyślała przez moment, że tak mogłoby być zawsze, ale
zaraz wybiła sobie z głowy taką myśl. Miłość rani. Miłość była nie dla niej.
Mike bezczelnie patrzył na nich, niecierpliwie czekając na swoje piwa. Brunetka
kątem oka dostrzegała, że wychodził z siebie i to jej wystarczyło. Już więcej
nie skupiała na nim swojej uwagi. Nie był jej wart. Serce waliło jej, jak
szalone i to bynajmniej nie przez Mike, który odszedł, mało nie rozlewając
swojego piwa. Dłoń Toma znów popłynęła po jej policzku, a Scarlett mimowolnie
przymknęła powieki, zachłannie przyjmując jej dotyk. Na moment straciła
kontrolę, przez kilka sekund pozwoliła jego dłoni czule muskać swój policzek.
Potem szybko podniosła powieki, spojrzała Tomowi w oczy, a on nadal uśmiechał
się czule. Powoli zabrał dłoń. - Kto to był?
- Jednak czegoś żałuję, Tom.
Żałuję tych chwil, które ofiarowałam fałszywej miłości, tych łez, które przez
nią wypłakałam i tego cierpienia, które przyniosła. To był Mike. Największa
pomyłka mojego życia. Nie powinnam cię w to wciągać.
- Odwieźć cię do domu,
Maleńka? - Nie pytał, zaakceptował. Odetchnęła ciężko. Jego głos nadal był
czuły i taki nieziemsko przyjemny, że nawet nie poprawiła go, gdy nie
powiedział do niej po imieniu. Zamiast tego odwzajemniła jego uśmiech i
pokiwała twierdząco głową. Zniknęła szybko na zapleczu, gdzie narzuciła płaszcz
i skierowali się do wyjścia, a gdy mijali stolik, przy którym siedział Mike,
Tom czule objął ją ramieniem.
Ich bewahre dich, Winzige.
*
Nie do końca był pewien,
dlaczego to robił. Umyślił sobie coś na rodzaj testu, ostatniej szansy. Jak co
niedzielę poszedł do klubu. Scarlett śpiewała, na koniec posłała mu piękny
uśmiech, za który czuł się, nie wiedzieć czemu, wyróżniony. Potem podeszła do
niego jakaś szatynka. Usiadła rozmawiali, czuł na sobie wzrok Brunetki i myślał
tylko o tym, że ona patrzy. Obecność tej dziewczyny wcale go nie ruszała, nie
miał ochoty na flirt, a na samą myśl o czymkolwiek więcej, kwasił się w
myślach. Miał wrażenie, że minionego wieczoru coś się skończyło, że niepisanie
zamknął jakiś etap swojego życia i czuł się z tym dobrze, spojrzał życzliwie na
szatynkę, która miała dziwną minę, będąc ignorowaną przez Toma.
- Nic z tego, to już nie
ja. - Potem wstał i wciągnąwszy
kurtkę, ruszył w stronę wyjścia. Wychodząc posłał Scarlett delikatny uśmiech i
skinął na pożegnanie. Uśmiechnęła się sama do siebie i podawszy drinka
klientowi, zabrała z zaplecza swoje rzeczy i sama też wyszła z klubu. Miała
wrażenie, że skoro jego tam nie było, to i jej obecność jest zbędna.
Wszedł do domu, jak burza,
zastając tylko Billa, który oglądał jakiś film w telewizji. Niedbale rzucił
swoje rzeczy i rozwalił się obok niego na kanapie. Bill przez moment wpatrywał
się w ekran, analizując ostatnie kilkadziesiąt sekund. Tom wrócił do domu w
niedzielę przed dwudziestą drugą, więc albo był chory, albo zwariował. Zamrugał
kilkakrotnie, żeby sprawdzić, czy mu się to, aby nie śniło, po czym spojrzał na
brata.
- Tom?
- Hym?
- Wszystko w porządku?
- Dlaczego, by nie?
- Nie zwykłem widywać cię o
tej porze w domu.
- Przyzwyczajaj się.
- Usypię różami ziemię po
której ona stąpa, normalnie. Przypomnij mi, gdybym przypadkiem zapomniał. - Tom
roześmiał się półgębkiem.
- Myślisz, że można
poprzestawiać cały swój system wartości w trzy miesiące?
- Nie można, ale można
zrozumieć, że popełniło się błąd i zacząć próbować.
- To ja chyba jestem na drodze
ku temu. Wiesz, co, Bill? Kocham cię, bracie.
- Ja ciebie też, Tom. Ja
ciebie tez. - Uśmiechnął się i znów skupił swoją uwagę na filmie.
~brida
OdpowiedzUsuń15 marca 2009 o 21:36
o kurcze.zaczyna sie:D:Dteraz to albo kolorowo i słodko bedzie albo czarno i gorzko. znam Cie;p poprzeplatasz to. no i dobrze.i mam dosc tej glupiej sereny no. dosc mam szm.aty! i mam nadzieje, ze S. szybko sie przekona jaka ta idi.otka jest glu.pia i kopnie ją w tyłek. I dwie nowe postacie. zaraz obejrze w albumie:) mam nadzieje, ze one będą ze Scar mimo wszystko i pomogą jej we wszystkim:) i czekam, az bill usypie rozami swiat scar:Dkocham i przepraszam za taki nieskładny komentarz:* po prostu nasza konwersacja mnie wciagnela do tego stopnia, ze nie potrafie myslec:*<3
~Nina
OdpowiedzUsuń16 marca 2009 o 15:28
A więc komentuję ;PNie wiem od czego zacząć, bo naprawdę wiele się w tym rozdziale podziało. I właśnie to lubię w Twoim opowiadaniu. Dłuugie notki :) Tylko przydałoby się robić notatki… ;PPodoba mi się więź SCARLETT ^^ z Niko. Podkreślałaś tą jego bohaterskość dla córki już wcześniej, ale fragment w tej notce podobał mi się wyjątkowo. Nowe postacie. Na pewno wniosą do opowiadania coś nowego. Już widzę tą różnorodność, ich charaktery są naprawdę niebanalne. A imiona mi się podobają jak diabli! Samara i Natasha :) Już je oglądałam w albumie ^^”Wcale nie muszę udawać, Maleńka” było booskie! Gdybyś Ty widziała jakie emocje mną targały podczas czytania tego fragmentu! Moja myszka od komputera aż kwiczała, tak ją masakrowałam xP Niech się miziają częściej :)))A w ogóle to ten odcinek był świetny. Pewno przywykłaś już do słuchania takich komplementów i zwykłe „super, extra” niewiele dla Ciebie znaczy, no ale…Pokłady Twego zacnego talentu to bezkresny ocean, który odkrywamy kropla po kropli, tonąc bezgranicznie w Twojej imaginacji… xDPojechałam po bandzie, co nie? ^^Czekam, czekam. Wiadomo :)[funny-th.blog.onet.pl]
~Black.
OdpowiedzUsuń16 marca 2009 o 17:48
No i proszę. Panna S. wywróciła życie Toma już tak na dorbe ;D.Skoro zrezygnował z se ksu, to na prawde musiala mu poprzestawiac w mozgu. I fajnie zachowali się przy Mike’u. :D
~takajedna
OdpowiedzUsuń17 marca 2009 o 11:53
Kurczę, ja jestem jakaś rozemocjonowana, zbyt romantyczna, napalona!? oO. no bo jak tak czytam, to czekam tylko na to, żeby oni się pocałowali i byli razem! a przecież wtedy nie byłoby to aż tak realistyczne i opowiadaniowate, poza tym, hepi endy są głupie, ale ja chcę hepi end! tylko, że nie chcę już enda! znaczy końca! nie, nie, nie, ja wcale nie jestem dziwna
~Katalin
OdpowiedzUsuń17 marca 2009 o 21:35
Żeby skomentować Twoje odcinki trzeba jak dla mnie odczekać jakiś czas, żeby uspokoić umysł, który szaleje. Jak Ty to robisz, że po przeczytaniu ja nie wiem jak się nazywam! Powiem Ci, że Scarlett ma wymarzonego tatę. I nie chodzi mi o to, że mcseksi jest taki cuuuutexD Ta rozmowa między nimi. Zawsze chciałam mieć takiego tatę. Ale hm..nie można mieć przecież wszystkiego. Nie będę narzekać. Tom się resocjalizuje! A kiedy Scarlett mu tak szeptała do uszka, a on miział ją po twarzy…^^ Dobra, bo się wkręcę za bardzo:)No i poznajemy w dalszym ciągu historię Scarlett i tego jak się przeobrażała w tą niepokorną. Brakuje mi słów, żeby określić nimi to jak bardzo mi się podoba, zresztą Ty wiesz^^:***
~Anneliese.
OdpowiedzUsuń18 marca 2009 o 00:19
mogłabym czytać i czytać. po prostu, Dark, uwielbiam ich wszystkich. chciałam tyle napisać, a teraz najzwyklej w świecie brak mi odpowiednich słów, kurczę. było jak zawsze najcudowniej, ale Ty to wiesz.
Layla
OdpowiedzUsuń18 marca 2009 o 20:00
Szablon świetny, nagłówek idealny. Nic dodać, nic ująć, ot co. Są dwie postacie w twoim opowiadaniu, których za nic w świecie nie potrafię zrozumieć i powiem ci, że nawet nie staram się pojąć toku ich rozumowania, bo to jest dla mnie sprawa nie do pojęcia. Oczywiście mam na myśli Mika i Serenę, nikogo innego … Ci ludzie zadziwiają mnie każdym swoim słowem, każdym czynem i reakcją. Serena nie potrafi pojąć, co w sobie ma Scarlett … Mogłoby do niej w końcu dotrzeć, że nie tylko wygląd i zadufanie w sobie się liczą. Scarlett, to Scarlett. Serena, to Serena. I tak już będzie zawsze, bez względu na głupoty, które ona odstawia. Te wszystkie teatrzyki może zachować dla siebie. I lubię tatę Scarlett, kiedy tak ze sobą rozmawiają, przyznając się do swoich uczuć, kiedy są w pełni sobą i mogą sobie wszystko powiedzieć. Szkoda, że wyjeżdża, ale mam nadzieje, że szybko wróci, o. Teraz sprawa Caroline. Nie podoba mi się jej zachowanie. To, że ma dwa oblicza. Nie wiem teraz, kiedy jest sobą. Czy rozmawiając beztrosko z Gustavem, czy siegąjąc po coś, co może zaspokoić jej głód. Staram się wyczuć, kiedy zakłada na swoją twarz obszerną maskę. Jednak bez różnicy – maska zaczyna wtapiać się w jej twarz, choć wcale nie jest pozytywnym zjawiskiem. Gadam głupoty, ale staram się postawić na miejscu tej dziewczyny i do żadnego wniosku nie dochodzę. Potrzebuje pomocy – bez wątpienia. Chce się powstrzymać, ale to jest silniejsze. Sądzę, że musi przyznać się przed Gustavem. On jej pomoże, przynajmniej taką mam nadzieję. Z tego, jak opisujesz jego uczucia, naprawdę Caroline nie jest mu obojętna. A gorzej będzie, kiedy dowie się o jej nałogu przypadkiem. Wtedy może mieć opory, aby znowu jej zaufać … Także coś z tym trzeba zrobić ;d Teraz tak … cieszę się, że Scarlett przełamała lody i mimo, że było jej dobrze w nowym życiu, częścią siebie powróciła do minionego rozdziału. I stara się go odnowić. Podoba mi się to, że nie błagała ich o wybaczenie, nie rzucała głupimi, nicnieznaczącymi tekstami. Porostu powiedziała, co czuje i jaka jest – jak widać, było to najlepsze rozwiązanie, które podziałało na jej wyjątkowe przyjaciółki. Nie musi być tak, jak dawniej. One stworzą nową rzeczywistość i ja to wiem, haa. I jakby to powiedzieć, już myślałam, że na Toma nic nie zadziała, że normalnie jest niereformowalny, ale jednak się powstrzymał. I ta dziewczyna mówiła samą prawdę – opisała świetnie jego zachowanie i nature, to, co chce zmienić. Cieszę się, że przyznał się do tego. I kurcze, jak dla mnie mogliby tak robić całą wieczność ( chodzi o Toma i Scarlett przy Miku ) i mogliby się zapominać, tracić kontrole i w ogóle. Ale tak nie wypada. Póki co niech udają, że udają, czy jakoś tak ;d Mam nadzieję, że zrozumiałaś, haha ;d Teraz są rzeczy, które uwielbiam. Po pierwszę, kontrolę Toma, jego zmiany, które stara się wkleić w swoje życie. To, jaki jest zagubiony i bezradny na nowej drodze, ale mimo wszystko nią kroczy. A ona prowadzi do dobra, ot co. I jak stara się, obojętnie, czy dla siebie, dla własnej satysfakcji, czy może dlatego, żeby pokazać Scarlett, jaki to jest silny. I uwielbiam jeszcze, kiedy Kaulitzowie są ze sobą szczerzy i wyznają sobie braterską miłość, haa. Wniosek – zakazany owoc, które chwilami staje się aż za bardzo pociągający i z którym szanowny Kaulitz nie potrafi sobie poradzić.Odcinek jest świetny, czekam na następny i pozdrawiam serdecznie ;* [help-me-my-friend]
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń19 marca 2009 o 12:26
Tak czytam sobie i czytam, a tu nagle „O, koniec!” :D. Kiedyś zamordujesz Serenę, prawda? Wpadnie pod samochód albo o, ktoś ją wrzuci pod pociąg. Bo karma musi ją kiedyś dopaść, ona jest okropna. I Mike też. Ohydne dwa ludzie, które wyzwalają we mnie najgorsze instynkty. I jeszcze Mike powoduje, że Scarlett czuje się taka mała, nienawidzę go. Dobra, a teraz po tej epistole nienawiści przejdźmy do milszych rzeczy ^^.Scarlett ma cudownego ojca, ojca marzenie :). A co on w ogóle robi w życiu, że musi wyjechać? ^^Miło jest patrzeć, jak do Toma nareszcie coś zaczyna docierać, a rozmowa z Billem była świetna, szkoda, że taka krótka :). Przy tym zdaniu, gdzie Scarlett pomimo obietnicy jeszcze raz moralizowała Toma przebiegł mnie dreszcz. Było cudowne i bardzo, bardzo mądre. Wiesz co? Tak jak do tej pory Caroline nie wyzwalała we mnie żadnych uczuć, to teraz mnie wkurzyła. Wkurzyło mnie to, że Gustav chodzi z nią taki szczęśliwy, dałby jej gwiazdkę z nieba, a jest nieświadomy tego co ona wyrabia. To okrutne kłamstwo, już wolałabym, żeby wiedział, że jest ćpunką i cierpiał. Ale nie chodziłby taki otumaniony, zupełnie niczego nieświadomy. Ciekawa jestem, jak dalej masz zamiar to rozegrać.No, to tyle, musze już kończyć. A szablon genialny ^^. Całusy :***
~Mitternacht
OdpowiedzUsuń21 marca 2009 o 20:09
Notka super….ciekawe czy coś wyjdzie z tego ich planu? Ale muszę przyznać, że rodzeństwo się dobrało.I to wyznanie….oh, jestem w siódmym niebie. ;)czekam na next
~panna P.!
OdpowiedzUsuń22 marca 2009 o 16:32
No tak, tu też jestem do tyłu z jednym komentarzem.Powrócę do 8 ;))Piątek. Widać do Toma zaczęło coś docierać. Zrozumiał w końcu starania Scarlett i chyba pomału zaczął kroczyć ścieżką, jaką ona mu wytyczyła. To chyba dobrze, nie? W końcu nie będzie już taki zagubiony i odnajdzie te prawdziwe wartości życiowe, które napawają nas szczęściem. I może po drodze spotka też miłość? Ale wiesz, przeraziłam się tym zdaniem ‚Tylko z dala ode mnie jesteś bezpieczna, Maleńka…’. Naprawdę się przeraziłam. Pomyślałam, że on naprawdę może chcieć trzymać się od niej z dala i mimo, ze przychodzi do klubu to będzie trzymał ją na dystans. Ale z drugiej strony, zaraz obok tego przerażenia stanęła sobie najspokojniej w świecie radość. Czysta radość. On naprawdę nie chce jej tylko ze względu na se.ks. Nie chce jej pożądać, nie chce, aby i ona go pożądała. Nie chce, bo to mogłoby doprowadzić do tego czego on nie ma zamiaru dopuścić. Do skrzywdzenia jej ciała, jak i duszy. A on nie chce zadawać jej bólu. Żadnego. Dlatego wtedy wyszedł. Dlatego dokończył swój rytuał wieczorny. Ale na szczęście ten wieczór nie był tak idealnie podobny do wszystkich innych. I… Chyba właśnie ta scena z tą laską w łóżku otworzyła przed nim nowe drogi. Kolejne drzwi stały otworem i kusił do zajrzenia co znajduje się po drugiej stronie. Teraz wystarczy tylko, by wszedł do tych najlepszych dla niego. Potem już będzie lepiej, prawda? ;)Niedziela. [nie lubię tego dnia tygodnia. Przybliża mnie do poniedziałku, a to się równa powrót do szkoły. o. No i zazwyczaj w niedzielę są spotkania rodzinne. Kolejny powód by nie cierpieć tego dnia. XD] Tak jak ja nie lubię niedzieli, tak ich niedziela…. Jeśli moje niedziele byłyby takie jak ich to kochałabym ten dzień. Ale nie są. Uh. No tak, Scarlett owładnął impuls opiekuńczości i zrobiła po swojemu. Zabrała mu te kluczyki. Jednak z racji, że czytałam już 9 to dziwi mnie jedno. Jost mu nic nie zrobił za to nie przyjechanie do ‚jakiejś super, mega, ważnej sprawy’? ;> Zadziwiające. A tak się obawiał tej burzy gradowej z chmury zwanej Jostem. Jak widać… Niepotrzebnie. Co nie zmienia faktu, iż żeby nie zauważyć, że porusza sie autobusem miejskim to naprawdę trzeba być tylko i wyłącznie jednym z Kaulitzów. Naprawdę musiał się rozgadać. I… Jak mogłaś? No jak mogłaś nie skorzystać z okazji by wlepić osłupiałemu Kaulitzowi mandacik od kanara? No, Dark, jak mogłaś! ;)Wyprowadziła go w pole. Ale cóż, dobrze powiedziała. Nikt mu z nią jechać nie kazał ;D.
A tak poważnie już to dobrze, że go wzięła pod swój dach. Biedaczek nie wiadomo jak długo sterczałby pod tymi drzwiami nim przypomniałby sobie by wkręcić numer po taksówkę. No ale, na szczęście, S. okazała swoje dobre serce. I wyszło to jak najbardziej na dobre ;))Poniedziałek. [tego dnia też nie lubię. W końcu pierwszy po weekendzie, nie? xD] Jezusie, jakby pod moją szkołę podjechał taki Cadillac to zaraz na zewnątrz szkoły byliby wszyscy. WSZYSCY! Już mniej byłoby ważne kto mnie przywiózł, tlyko, że przywiózł mnie TAKIM autem i, że to właśnie MNIE nim przywieziono. Robiłabym za maskotkę tygodni.. Jak nie miesiąca ;D. Ale jak widzę nawet w Niemczech nie było to jakimś zwykłym zdarzeniem, o. No, ale prawda. On nie musiał tego robić. Ale chciał. Ej, Tom naprawdę wychodzi na prostą. Scarlett mu służy. [o ile wiesz o co mi chodzi xD]Nim nie było 9 byłam święcie przekonana, że zauważył ich Mike. Ale już wiem, że to kto inny… ;)Jednak w 8 nasyciłam się wystarczająco. Było tak dużo S. i T., że aż skakałam z radości czytając coraz to więcej i więcej akapitów tamtego odcinka ;)No właśnie. 9. ;)Na temat pierwszej sceny trudno jest mi coś powiedzieć. Oni są naprawdę dobranym przyrodnim rodzeństwem [czy to co oni robią, to nie jest nic innego jak kazirodztwo? o. niby nie płyną w nich te same krwi, ale...]. Dlatego nie wypowiem się na temat w jakich warunkach odbyła się ta rozmowa. ;P Ale wcale nie podoba mi się nowy plan Sereny. Ani troszeczkę. Bo to tym bardziej sprawi, że jak już związek S. i T. będzie na najwyższym stopniu [czyt. będą parą] to zlecą z tego stopnia dużo szybciej niż zdążą na niego wejść. I to wcale nie jest fajne, zważając na fakt iż Mike i Selena skutecznie będą utrudniać możliwość ich ponownego zejścia się. Uh. Co za bezczelnie zgodne rodzeństwo! Nosz by im coś zrobić! xDMam jedną malutką, cichutką nadzieję. Nie powtórzysz dramatu z Infantila, prawda? Nie zabierzesz jej osoby, którą tak bardzo kocha, prawda? Nie zrobisz tego? Proszę, nie zabijaj go. Nico jest takim fajnym ojcem, mężem i przyjacielem. No, nie zabijaj go…Caroline. Ona mnie zaskakuje z odcinka na odcinek. Coraz bardziej widzę jaka jest zagubiona i jak nie potrafi walczyć z samą sobą. Ona już nie włada sama swoim ciałem, to kokaina teraz wypełniała każdą cząstkę jej ciała. Kokaina, która pozwala czasami jej na chwilę wytchnienia, a potem wraca. Dwa razy silniejsza, dwa razy mocniejsza, dwa razy bardziej pragnąca jej krwi. To wstrząsające, a jednocześnie oburzające. Bo wszystko wszystkim, moze być w nałogu i ćpać, ale czemu nie pójdzie na odwyk? Czemu z tym nie skończy? Skoro nie cierpi brać przy nim to czemu to robi? Czemu nie potrafi sie opanować? Tłumaczenie, że nie chce, że zobaczył jej dziwne zachowanie i żeby dowiedział się o jej ćpaniu jest żenujące. On i tak się dowie. Kiedyś. A wtedy nie będzie chciał słuchać jej wyjaśnień. Nie pomoże jej w przejściu przez to. Sama będzie musiała z tym walczyć. Wiem, nigdy z narkomanii sie nie wyjdzie. To tak jak alkoholicy, którzy należą do AA. Nigdy już nie mogą wypić bo to ruszy na nowo ich błędnym kołem i na nowo wpadną w sidła tego wszystkiego. Tak samo jest z narkomanami. Nie mogą przestać, ale jak już przestaną to nigdy więcej nie mogą na nowo wziąć. A droga, którą będą kroczyć przerywając nałóg wcale nie jest prosta i usłana różami. Dlatego Caroline powinna pomyśleć czy warto tak narażać ich miłość… No tak. Warto odnawiać stare przyjaźnie. Szczególnie, gdy wierzymy, że Ci ludzie do których wracamy są ‚naszymi’ ludźmi. Że możemy wciąż im ufać i powierzać swoje sekrety. Jednak nie wiem czy ta ich przyjaźń nowa wyjdzie na dobre. Nie podobają mi się one. Ani trochę… Może to tylko moje urojenia, no ale… Nie podobają mi się i już, o.
UsuńJak już wspominałam Tom w końcu odnalazła odpowiednią ścieżkę. A teraz chyba dotarł do odpowiednich drzwi. Koniec panie Kaulitz, hę? Koniec z udawaniem Casanowy? Koniec z zabawianiem się? Taaak. Czas najwyższy dorosnąć i poznać inne priorytety. ;)Ale szczęście, że on tam wrócił! Gdyby nie to Scarlett nie byłoby tak łatwo uwolnić się z sideł Mike. Jednak na szczęście dla S. Tom był w pobliżu i mógł z nią flirtować. ;) I dobrze, że udało mu sie ją ochronić. Dobrze, że jej zaufał i trzymał bezpiecznie w swoich ramionach póki stamtąd nie wyszli. To wystarczyło by wygrała. Wygrała pojedynek z tamtym dup.kiem i to dzięki niemu. I naprawdę, cieszę się, że Tom mimo włączonego zielonego światełka nie zrobił nic głupiego prócz dotykania jej twarzy. To była najmądrzejsza decyzja jego życia. Ale nie powiem, jak tak objął ją ramieniem to mogłoby wyglądać jakby właśnie wychodził z kolejną laską, dokładnie taką samą z dziewczyną, którą wyprowadził stamtąd parę godzin wcześniej. Dobrze, że nie była i nie jest jedną z nich. I oby nigdy nie była. ;))Kolejny genialny odcinek. Dziewczyno! Jak Ty to robisz?! Ale następnym razem jak nie będzie komentarza pod odcinkiem po dwóch tygodniach to możesz przyjść, nakopać mi w tyłek i zmusić bym siadła i coś napisała. Zawsze zwlekam do ostatniej chwili czego efektem jest to u góry. Nie chce nawet mi się sprawdzać czy ma to jakiś ogólny ład i skład. Wybacz. Ale wiesz.. Przez te dwa odcinki brakowało mi jednej, a raczej dwóch postaci. Gdzie podziałaś Liv z Paulem? Ja się domagam czegoś o Liv. Przecież ta biedna dziewczyna musi uwolnić się od tego krętacza!I kim jest pan Shie z bohaterów? o.Uwielbiam. Po prostu kocham ten szablon *.*Dunst ma kurde talent. Muszę ją pochwalić przy najbliższym komentowaniu. W ogóle nigdy nie pomyślałabym, że zawitasz w moich skromnych progach. NIGDY. Więc jak dzisiaj zobaczyłam Twój komentarz to, aż myślałam, że dostałam jakiegoś oczopląsu i tylko mi sie to wydaje. Ale jednak nie. Niezmiernie się cieszę, że Ci przypadło do gustu moje opowiadanie. Wiesz.. Pochwały od Ciebie to zaszczyt. W porównaniu do Ciebie to ja to nic, ale co tam. ;) Czekam. :*[Jak są jakieś błędy imion bohaterów to wybacz. Ledwie nadążałam za swoimi palcami xD.]
Usuń~Oluniaaa
OdpowiedzUsuń25 marca 2009 o 15:47
Hmm, na wstępie witam, jestem nową czytelniczką… A właściwie czytam już może od miesiąca, ale pierwszy raz komentuję. Wiesz, wszyscy piszą, że ta więź między Nico i Letts jest piękna, ja też tak uważam, ale… No cóż ja zawsze mam jakieś ,,ale”. ;) Po prostu chciałabym, że Scarlett bardziej zbliżyła się ze swoją mamą, to z nią powinna o wszystkim rozmawiać. Czy nie mogłyby być dla siebie bliższe? Poza tym Caroline, trzeba jej jakoś pomóc… Ciekawa jestem w jakich okolicznościach Gustav się dowie o tych narkotykach, bo dowie się na pewno, prawda? Tom z każdym odcinkiem się zmienia i mam nadzieję, że Scarlett w końcu osiągnie to co chciała, ,,Zagubiony Książę”, stanie się w końcu chłopakiem, który odnalazł siebie. Mam pytanie, czy Georg też kogoś pozna? No bo ja bym chciała, noo… Niech On też będzie szczęśliwy. ;] Serena i jej brat mnie rażą, no cóż, kiedyś w końcu dostaną od życia w kość no i wiesz… nie wiem dlaczego, ale… (jak już napisałam, ja zawsze mam jakieś ,,ale”) mam przeczucie(mam nadzieję, że trafne;), że Liv i Paul się rozstaną(tzn. tego jestem pewna), ale Letts będzie z Tomem i spiknie jakoś Liv i Billa, więc i oni kiedyś tam będą razem, mylę się, czy nie? Ach i Ty pisałaś inne opowiadanie, które już zakończyłaś prawda? Znalazłam adres w linkach, tyle, że nie ma notek, domyślam się, że zapisałaś je w szkicach. ;D Nie mogłabyś ich z powrotem wstawić na bloga? Bardzo zależy mi na tym, żeby je przeczytać. ^^ Uważam, że piszesz genialnie, na pewno NIE idealnie, aczkolwiek ŚWIETNIE. ;] [www.bills-kleines-maedchen.blog.onet.pl]
~Traumfängerin
OdpowiedzUsuń27 marca 2009 o 13:49
Zastanawiałam się, czy to pisać, ale jednak napiszę ^^. jeszcze raz powiem, że ten niebieski jest wspaniały. Przychodzę tu tylko by popatrzeć. Przeglądam powoli bloga, od czasu do czasu czytam jedno zdanie, ale ogólnie poddaję się kojącemu działaniu tych kolorów. Jestem tu i czuję się lepiej :)). Aż mam ochotę podobnie zmienić któryś z moich blogów ale powstrzymam się – raz, że nie lubię kopiować, dwa, że i tak nie mam którego zmienić xD. Więc, chyba dziękuję, to już nie pierwszy raz, kiedy dzięki Tobie robi mi się lepiej :). Całuję :***.
~Nichole
OdpowiedzUsuń26 marca 2009 o 16:17
Achh jak zobaczyłam tą bezczelną kopiare w polecanych to aż mną zatrzęsło… Nawet zapomniałam ci skomentować rozdział, może po części przez to, że byłam bardzo zajęta uprzykrzaniem jej życia poprzez pisanie do Onetu, a może dlatego, że nie czytam nic na blogu, tylko wszystko sobie wydrukowałam ;) właśnie, takie opowiadanie jak twoje powinno być książka! Przemyśl to kiedyś. Już widzę tą okładkę w sklepie… Osobiście negocjowałabym z Aguilerą o udostępnienie wizerunku! Bo tylko ona może dumnie odzwierciedlać Scarlett. A Scarlett już kocham, jest bardzo silną dziewczyną. Żałuję tylko, że nie mam pojęcia co oznacza tytuł tego odcinka. Ich to będzie ja… To byłoby na tyle mojej popisowej wiedzy… Nie przejmuj się tylko tą kopiara, czy jak ją wolisz nazywać. Ja wolałabym ostrzej, ale oszczędzę ci popsucia weny na kolejne piękne odcinki. Pozdrawiam. ;**
AliceW_
OdpowiedzUsuń28 marca 2009 o 12:25
Wczoraj, jak znowu zaczęłam czytać, to było zbyt późno, aby pod każdym rozdziałem dodać moje skromne przemyślenia, a do tego chciałam, jak najszybciej dowiedzieć się, co będzie dalej. Wybacz ;)Ach, tak przyjemnie się czytało, a tu znowu smutny powrót do rzeczywistości. Takie życie.Postawa Toma zadziwia mnie, a jednocześnie daje jakiś skrawek nadziei, że jeśli tylko się chce, to można zrobić wszystko, cokolwiek tylko zapragniemy. Miłość, choć czasem tak destrukcyjne uczucie, to jednak bywają momenty, kiedy zmienia nasze życie na lepsze, pozwalając nam się na nowo narodzić. Bajeczne!
agatka_323@op.pl
OdpowiedzUsuń29 marca 2009 o 16:15
Dark, ja Cię bardzo przepraszam za ten komentarz, ale ja nie mogę już wytrzymać z tą głu.pią idi.otką z BM. Ona normalnie uważa, że jest pępkiem świata!! Dziewczyny zróbmy coś z tym opowiadaniem, bo ona za nić w świecie nie usunie tego, co jest skopiowane. A dziewczyny od Frei już coś tam jej gadają. Zróbmy jej większe piekło:)Pozdrawiam;* Brida
~Kainka
OdpowiedzUsuń29 lipca 2009 o 20:34
Nie ma to jak miłość braci. Jakoś miło mi się czytało ostatnią scenę ;]. Tom i Bill. Ach, czarny to ma jednak pomysły. Usypie różami ziemię, po której stąpa Scarlett. Ciekawe, czy dotrzyma obietnicy ;]. Reaktywacja zespołu, czyżby była? ;]. Ajć, jak ja bym chciała, żeby naprawdę się udało brunetce, bo widać, że kocha śpiew ;]. Cieszę się, że Tom zrozumiał swoje postępowanie i będzie próbował się zmienić. Jest na najlepszej drodze ku temu ;] Hmm… Dziewczyna naprawdę dużo dla niego zrobiła, ale w gruncie rzeczy, on sam dużo dla siebie zrobił. Gdyby nie jego chęci, ona nic by nie poradziła. Tylko jako pierwsza wyciągnęła ku niemu dłoń, a on naszczęście ją uchwycił ;]. Ach, mam jeszcze tylko 6 odcinków do nadrobienia. Od czwartej notki, posty są jakby troszkę krótsze. Przynajmniej szybciej je pochłaniam wzrokiem :D.